PEDRO CALDERON DE LA BARCA WIELKI TEATR ŚWIATA (El gran Teatro del Mundo) Z hiszpańskiego przeło\ył Leszek Biały OS O B Y : 1. AUTOR 2. ŚWIAT 3. PRAWO AASKI 4. GAOS 5. KRÓL 6. ROZTROPNOŚĆ 7. PIKNO 8. BOGACZ 9. WIEŚNIAK 10. BIEDAK 11. DZIECKO P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 Wchodzi AUTOR w płaszczu w gwiazdy i w kapeluszu, od którego rozchodzi się dzie- więć promieni. AUTOR O bytów ni\szych wspaniałe bogactwo, Które w oddali i spomiędzy cieni Kradzionym niebu odblaskiem się mienisz; Które gdy kwiatów przepięknych ilością Współzawodniczysz z mych gwiazd obfitością Zdajesz się niebem w ułudzie poświaty; Niebem, lecz ludzkim, w którym więdną kwiaty! Bitewne pole skłóconych \ywiołów, Dziedzino wichrów, gór, głębin i gromów: Wichrów, gdzie ptaki \łobią cię skrzydłami; Mórz, gdzie cię ryby całymi stadami Wzdłu\ i wszerz prują; gromów, które w szale Twoje ciemności ogniem rozświetlają; Gór wreszcie, gdzie cię królowie udzielni Depczą zwierzęta i ludzie śmiertelni! W ciągłej trwasz wojnie, w wiecznym braku zgody, Bestio z powietrza, ziemi, ognia, wody! Ty, co wcią\ zmienny, poprzez wszystkie lata Szczęśliwym jesteś warsztatem wszechświata, Najpierwszy z cudów i nieprześcigniony; Ty, co jak Feniks w popioły zmieniony, Sam siebie rodzisz niczym własne dziecię, Niechaj twe imię powiem wreszcie: Świecie! Wchodzi ŚWIAT innym wejściem ŚWIAT Z twardego jądra kuli, co mnie skrywa, Któ\ wyjść mi ka\e? Kto mnie tu przyzywa? Po co, skrzydłami lotnymi opięty, Stawać mam tutaj, sam z siebie wyjęty? AUTOR To ja, twój Autor, pan nad wszystkich wielki. To moje tchnienie, promień z mojej ręki Oświeca ciebie, a twe ciemne ciało W kształt przyobleka. ŚWIAT Słucham, co się stało? Co mi rozka\esz? Czego \ądasz, Panie? P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 AUTOR Mam pewien pomysł jego wykonanie Powierzę tobie. Chcę święto wyprawić Ku czci mej władzy pragnę władzę sławić, Nie wątpię bowiem, \e o mojej chwale Cała Natura hymny śpiewa stale. A skoro zawsze to najbardziej cieszy I braw najwięcej zyskuje, co śmieszy, Niech ujrzy Niebo dziś na twojej scenie Jakąś komedię. Damy przedstawienie O ludzkim \yciu. Ja jestem Autorem, A na dodatek to święto jest moje, Sam więc aktorów do sztuki wypatrzę, Sam rozdam role, niech w Świata Teatrze Ka\dy z nich zagra najlepiej, jak umie Lecz w dekoracjach, przy świetle, w kostiumie! Masz wolną rękę: pracuj do tej pory, A\ w szczerą prawdę zmienią się pozory. Będziesz teatrem, ja jestem Autorem, Człowiek za chwilę zostanie aktorem. ŚWIAT Hojny mój Twórco, którego potędze I słowu wszystko podlega, co \yje; Ja, Wielki Teatr Świata, ludzka scena, Gdzie dla ka\dego zapowiedz się kryje Tego, co musi z Twej najwy\szej woli Obowiązkową część stanowić roli, Spełnię, co ka\esz bo choć \ądasz trudu, Sam dałeś więcej, dokonując cudu. Najpierw, nim będą gotowi aktorzy, Czarną materię przed sceną zało\ę; Za nią, w ukryciu, rzeczy pomieszanie Będzie chaosem, lecz ju\ wkrótce, Panie, Owa mgła czarna prędko, jak opadła Wzniesie się w górę i rozbłysną światła. Musi być jasno, bo gdzie światła nie ma, Nie ma te\ święta ani przedstawienia. Jasności, stań się! Niechaj obie lampy Oświetlą scenę, kulisy i rampy!1 1 KS. RODZAJU 1: Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Bo\y unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: Niechaj się stanie światłość! I stała się światłość. Bóg widząc, \e światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg świa- tłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek dzień pierwszy. A potem Bóg rzekł: Nie- chaj powstanie sklepienie w środku wód i niechaj ono oddzieli jedne wody od drugich! Uczyniwszy to sklepienie, Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem; a gdy tak się stało, Bóg nazwał to sklepienie niebem. I tak upłynął wieczór i poranek dzień drugi. A potem Bóg rzekł: Niechaj zbiorą się wody spod nieba w P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 Boska dnia lampo! Boska lampo nocy, Której gwiazd tysiąc dano ku pomocy, Lśniących na niebie jak \ywe granaty Świećcie! Bo oto z pierwszej się poświaty Rodzi Dzień Pierwszy, ten zalą\ek prosty Wszelkich spraw ludzkich i wielkich praw boskich! Ju\ mo\na dostrzec wśród pierwszych promieni Przepiękny ogród, tak pełen zieleni, Zmyślnych perspektyw i pysznych widoków, śe wprost nie mo\na nadziwić się oku! Bo jak Natura dopięła tej sztuki? Tak sama z siebie? Bez \adnej nauki? Pierwszy raz kwiaty, co wyjrzą niezdarnie Z ró\owych pąków, zdumienie ogarnie Na widok brzasku! Pierwszy raz festony Smacznych owoców ugną drzew korony! Smacznych, o ile ju\ zazdrości \mija Jadu do mią\szu wsączyć nie zdą\yła... 2 jedno miejsce i niech się uka\e powierzchnia sucha! A gdy tak się stało, Bóg nazwał tę suchą powierzchnię zie- mią, a zbiorowisko wód nazwał morzem. Bóg widząc, \e były dobre, rzekł: Niechaj ziemia wyda rośliny zielone: trawy dające nasiona, drzewa owocowe rodzące na ziemi według swego gatunku owoce, w których są nasiona. I stało się tak. Ziemia wydała rośliny zielone: trawę dającą nasienie według swego gatunku i drzewa rodzące owoce, w których było nasienie według ich gatunków. A Bóg widział, \e były dobre. I tak upłynął wieczór i poranek dzień trzeci. A potem Bóg rzekł: Niechaj powstaną ciała niebieskie, świecące na sklepieniu nieba, aby oddzielały dzień od nocy, aby wyznaczały pory roku, dni i lata; aby były ciałami jaśniejącymi na sklepieniu nieba i aby świe- ciły nad ziemią. I stało się tak. Bóg uczynił dwa du\e ciała jaśniejące: większe, aby rządziło dniem, i mniejsze, aby rządziło nocą, oraz gwiazdy. I umieścił je Bóg na sklepieniu nieba, aby świeciły nad ziemią; aby rządziły dniem i nocą i oddzielały światłość od ciemności. A widział Bóg, \e były dobre. I tak upłynął wieczór i poranek dzień czwarty. Potem Bóg rzekł: Niechaj się zaroją wody od roju istot \ywych, a ptactwo niechaj lata nad ziemią, pod sklepieniem nieba! Tak stworzył Bóg wielkie potwory morskie i wszelkiego rodzaju pływające istoty \ywe, którymi zaroiły się wody, oraz wszelkie ptactwo skrzydlate ró\nego rodzaju. Bóg widząc, \e były dobre, pobłogo- sławił je tymi słowami: Bądzcie płodne i mnó\cie się, abyście zapełniały wody morskie, a ptactwo niechaj się rozmna\a na ziemi. I tak upłynął wieczór i poranek dzień piąty. Potem Bóg rzekł: Niechaj ziemia wyda istoty \ywe ró\nego rodzaju: bydło, zwierzęta pełzające i dzikie zwierzęta według ich rodzajów! I stało się tak. Bóg uczynił ró\ne rodzaje dzikich zwierząt, bydła i wszelkich zwierząt pełzających po ziemi. I widział Bóg, \e były dobre. 2 KS. RODZAJU 3: A wą\ był bardziej przebiegły ni\ wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty: Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu? Niewiasta odpowiedziała wę\owi: Owoce z drzew tego ogrodu jeść mo\emy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli. Wtedy rzekł wą\ do niewiasty: Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, \e gdy spo\yjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło. Wtedy niewiasta spostrzegła, \e drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, \e jest ono rozkoszą dla oczu i \e owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mę\owi, który był z nią: a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, \e są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. Gdy zaś mę\czyzna i jego \ona usły- szeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mę\czyznę i zapytał go: Gdzie jesteś? On odpowiedział: Usły- szałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się. Rzekł Bóg: Któ\ ci powiedział, \e jesteś nagi? Czy mo\e zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść? Mę\czyzna odpowiedział: Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem. Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: Dlaczego to uczyniłaś? Niewiasta odpowiedziała: Wą\ mnie zwiódł i zjadłam. Wtedy Pan Bóg rzekł do wę\a: Poniewa\ to uczyniłeś, bądz przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjazń między ciebie a niewiastę, po- między potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmia\d\y ci głowę, a ty zmia\d\ysz mu piętę. Do niewiasty po- wiedział: Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mę\owi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą. Do mę\czyzny zaś Bóg rzekł: Po- P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 5 Tysiąc strumieni ruszy wprost przed siebie, Ich odmarsz rosą świt opłacze w niebie, A ja tymczasem ludzki raj oprawię W zielone łąki, w pola nieuprawne; Gdzie gór potrzeba, wznieść się ka\ę górom, Z nich zwinnym rzekom w doliny się zsunąć; Wy\łobię ziemię zmyślnie a głęboko I niechaj płyną ku morskim zatokom! W tej pierwszej scenie, co na drugą czeka, Wcią\ nawet śladu nie znajdziesz człowieka, Lecz zaraz ujrzysz, jak państwa funduję, Jak wznoszę zamki, jak miasta buduję! A kiedy góry swym cię\arem ziemię, Zaś wiatr nadmiernym umęczą oporem, Wtedy na inną dekorację zmienię I wodzie główną ka\ę zagrać rolę. Wszystko przepadnie w szalonym potopie, A wśród odmętów, miotany falami, Błądząc po wodach przypłynie tu okręt, Brzemienny ludzmi, fauną i ptakami.3 niewa\ posłuchałeś swej \ony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej po\ywienie dla siebie po wszystkie dni twego \ycia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecie\ pokarmem twym są płody roli. W po- cie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać po\ywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz! Mę\czyzna dał swej \onie imię Ewa, bo ona stała się matką wszystkich \yjących. Pan Bóg sporządził dla mę\czyzny i dla jego \ony odzienie ze skór i przyodział ich. Po czym Pan Bóg rzekł: Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc tak\e z drzewa \ycia, zjeść go i \yć na wieki. Dlatego Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty. Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połysku- jące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa \ycia. 3 KS. RODZAJU 7 8: A potem Pan rzekł do Noego: Wejdz wraz z całą twą rodziną do arki, bo przekonałem się, \e tylko ty jesteś wobec mnie prawy wśród tego pokolenia. Z wszelkich zwierząt czystych wez z sobą siedem sam- ców i siedem samic, ze zwierząt zaś nieczystych po jednej parze: samca i samicę; równie\ i z ptactwa po siedem samców i po siedem samic, aby w ten sposób zachować ich potomstwo dla całej ziemi. Bo za siedem dni spuszczę na ziemię deszcz, który będzie padał czterdzieści dni i czterdzieści nocy, aby wyniszczyć wszystko, co istnieje na powierzchni ziemi cokolwiek stworzyłem. I spełnił Noe wszystko tak, jak mu Pan polecił. Noe miał sześćset lat, gdy nastał potop na ziemi. Noe wszedł z synami, z \oną i z \onami swych synów do arki, aby schronić się przed wodami potopu. Ze zwierząt czystych i nieczystych, z ptactwa i ze wszystkiego, co pełza po ziemi, po dwie sztuki, samiec i samica, weszły do Noego, do arki, tak jak mu Bóg rozkazał. A gdy upłynęło siedem dni, wody potopu spadły na ziemię. W roku sześćsetnym \ycia Noego, w drugim miesiącu roku, siedemnastego dnia miesiąca, w tym właśnie dniu trysnęły z hukiem wszystkie zródła Wielkiej Otchłani i otworzyły się upusty nieba; przez czterdzieści dni i przez czterdzieści nocy padał deszcz na ziemię. I właśnie owego dnia Noe oraz jego synowie, Sem, Cham i Jafet, \ona Noego i trzy \ony jego synów weszli do arki, a wraz z nimi wszelkie gatunki zwierząt, bydła, zwierząt pełzających po ziemi, wszelkiego ptactwa . Wszelkie istoty, w których było tchnienie \ycia, weszły po parze do Noego do arki. Gdy ju\ weszły do arki samiec i samica ka\dej istoty \ywej, jak Bóg rozkazał Noemu, Pan zamknął za nim [drzwi]. A potop trwał na ziemi czterdzieści dni i wody wezbrały, i podniosły arkę ponad ziemię. Kiedy przybywało coraz więcej wody i poziom jej podniósł się wysoko ponad ziemią, arka płynęła po powierzchni wód. Wody bowiem podnosiły się coraz bardziej nad ziemię, tak \e zakryły wszystkie góry wyso- kie, które były pod niebem. Wody się więc podniosły na piętnaście łokci ponad góry i zakryły je. Wszystkie istoty poruszające się na ziemi z ptactwa, bydła i innych zwierząt i z wszelkich jestestw, których było wielkie mnóstwo na ziemi, wyginęły wraz ze wszystkimi ludzmi. Wszystkie istoty, w których nozdrzach było o\ywiające tchnienie \ycia, wszystkie, które \yły na lądzie, zginęły. I tak Bóg wygubił doszczętnie wszystko, co istniało na ziemi, od człowieka do bydła, zwierząt pełzających i ptactwa powietrznego; wszystko zostało doszczętnie wytępione z zie- mi. Pozostał tylko Noe i to, co z nim było w arce. A wody stale się podnosiły na ziemi przez sto pięćdziesiąt dni. Ale Bóg, pamiętając o Noem, o wszystkich istotach \ywych i o wszystkich zwierzętach, które z nim były w arce, P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 6 Gdy złota tęcza obwieści u góry Barwą fioletu, słomy i purpury Pokój, posłusznie opadną bałwany, Ziemia grzbiet napnie, rozerwie kajdany, A jej oblicze, tej odmianie rade, Znów się pojawi, choć zmięte i blade. Po akcie pierwszym zacznie się akt drugi: Dzień Praw Pisanych4 to w nim Jahwe sługi Wyjdą z Egiptu i przez morskie fale Ujdą pogoni nie mocząc się wcale.5 sprawił, \e powiał wiatr nad całą ziemią i wody zaczęły opadać. Zamknęły się bowiem zbiorniki Wielkiej Otchłani tak, \e deszcz przestał padać z nieba. Wody ustępowały z ziemi powoli, lecz nieustannie, i po upływie stu pięć- dziesięciu dni się obni\yły. Miesiąca siódmego, siedemnastego dnia miesiąca arka osiadła na górach Ararat. Woda wcią\ opadała a\ do miesiąca dziesiątego. W pierwszym dniu miesiąca dziesiątego ukazały się szczyty gór. A po czterdziestu dniach Noe, otworzywszy okno arki, które przedtem uczynił, wypuścił kruka; ale ten wylatywał i za- raz wracał, dopóki nie wyschła woda na ziemi. Potem wypuścił z arki gołębicę, aby się przekonać, czy ustąpiły wody z powierzchni ziemi. Gołębica, nie znalazłszy miejsca, gdzie by mogła usiąść, wróciła do arki, bo jeszcze była woda na całej powierzchni ziemi; Noe, wyciągnąwszy rękę, schwytał ją i zabrał do arki. Przeczekawszy zaś jeszcze siedem dni, znów wypuścił z arki gołębicę i ta wróciła do niego pod wieczór, niosąc w dziobie świe\y li- stek z drzewa oliwnego. Poznał więc Noe, \e woda na ziemi opadła. I czekał jeszcze siedem dni, po czym wypu- ścił znów gołębicę, ale ona ju\ nie powróciła do niego. W sześćset pierwszym roku, w miesiącu pierwszym, w pierwszym dniu miesiąca wody wyschły na ziemi, i Noe, zdjąwszy dach arki, zobaczył, \e powierzchnia ziemi jest ju\ prawie sucha. A kiedy w miesiącu drugim, w dniu dwudziestym siódmym ziemia wyschła, Bóg przemówił do Noego tymi słowami: Wyjdz z arki wraz z \oną, synami i z \onami twych synów. Wyprowadz te\ z sobą wszyst- kie istoty \ywe: z ptactwa, bydła i zwierząt pełzających po ziemi; niechaj rozejdą się po ziemi, niech będą płodne i niech się rozmna\ają. Noe wyszedł więc z arki wraz z synami, \oną i z \onami swych synów. Wyszły te\ z arki wszelkie zwierzęta: ró\ne gatunki zwierząt pełzających po ziemi i ptactwa, wszystko, co się porusza na ziemi. Noe zbudował ołtarz dla Pana i wziąwszy ze wszystkich zwierząt czystych i z ptaków czystych zło\ył je w ofierze ca- łopalnej na tym ołtarzu. Gdy Pan poczuł miłą woń, rzekł do siebie: Nie będę ju\ więcej złorzeczył ziemi ze wzglę- du na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe ju\ od młodości. Przeto ju\ nigdy nie zgładzę wszystkiego, co \y- je, jak to uczyniłem. Będą zatem istniały, jak długo trwać będzie ziemia: siew i \niwo, mróz i upał, lato i zima, dzień i noc. 4 Calderon dzieli Stworzenie na trzy akty, jak typową ówczesną sztukę teatralną: epokę Prawa Naturalnego, Prawa Pisanego (Dekalog) i Prawa Aaski (ofiara Chrystusa). 5 KS. WYJŚCIA 14: Pan uczynił upartym serce faraona, króla egipskiego, który urządził pościg za Izraelitami. Ci jednak wyszli z podniesioną ręką. Egipcjanie więc ścigali ich i dopędzili obozujących nad morzem wszystkie konie i rydwany faraona, jezdzcy i całe wojsko jego pod Pi Hachirot naprzeciw Baal Sefon. A gdy się zbli\ył faraon, Izraelici podnieśli oczy, a ujrzawszy, \e Egipcjanie ciągną za nimi, ogromnie się przerazili. Izraelici pod- nieśli głośne wołanie do Pana. Rzekli do Moj\esza: Czy\ brakowało grobów w Egipcie, \e nas tu przyprowadzi- łeś, abyśmy pomarli na pustyni? Có\ za usługę wyświadczyłeś nam przez to, \e wyprowadziłeś nas z Egiptu? Czy\ nie mówiliśmy ci wyraznie w Egipcie: Zostaw nas w spokoju, chcemy słu\yć Egipcjanom. Lepiej bowiem nam by- ło słu\yć im, ni\ umierać na tej pustyni. Moj\esz odpowiedział ludowi: Nie bójcie się! Pozostańcie na swoim miejscu, a zobaczycie zbawienie od Pana, jakie zgotuje nam dzisiaj. Egipcjan, których widzicie teraz, nie będzie- cie ju\ nigdy oglądać. Pan będzie walczył za was, a wy będziecie spokojni. Pan rzekł do Moj\esza: Czemu głośno wołasz do Mnie? Powiedz Izraelitom, niech ruszają w drogę. Ty zaś podnieś swą laskę i wyciągnij rękę nad morze i rozdziel je na dwoje, a wejdą Izraelici w środek na suchą ziemię. Ja natomiast uczynię upartymi serca Egipcjan, \e pójdą za nimi. Wtedy oka\ę moją potęgę wobec faraona, całego wojska jego, rydwanów i wszystkich jego jezdzców. A gdy oka\ę moją potęgę wobec faraona, jego rydwanów i jezdzców, wtedy poznają Egipcjanie, \e ja jestem Pan. Anioł Bo\y, który szedł na przedzie wojsk izraelskich, zmienił miejsce i szedł na ich tyłach. Słup ob- łoku równie\ przeszedł z przodu i zajął ich tyły, stając między wojskiem egipskim a wojskiem izraelskim. I tam był obłok ciemnością, tu zaś oświecał noc. I nie zbli\yli się jedni do drugich przez całą noc. Moj\esz wyciągnął rękę nad morze, a Pan cofnął wody gwałtownym wiatrem wschodnim, który wiał przez całą noc, i uczynił morze suchą ziemią. Wody się rozstąpiły, a Izraelici szli przez środek morza po suchej ziemi, mając mur z wód po prawej i po lewej stronie. Egipcjanie ścigali ich. Wszystkie konie faraona, jego rydwany i jezdzcy weszli za nimi w śro- dek morza. O świcie spojrzał Pan ze słupa ognia i ze słupa obłoku na wojsko egipskie i zmusił je do ucieczki. I za- trzymał koła ich rydwanów, tak \e z wielką trudnością mogli się naprzód posuwać. Egipcjanie krzyknęli: Ucie- kajmy przed Izraelem, bo w jego obronie Pan walczy z Egipcjanami. A Pan rzekł do Moj\esza: Wyciągnij rękę nad morze, aby wody zalały Egipcjan, ich rydwany i jezdzców. Wyciągnął Moj\esz rękę nad morze, które o brza- P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 7 Ja spiętrzę wody, a promienie słońca Przenikną głębie od końca do końca. Nim śyd do ziemi wkroczy obiecanej, Dwa słupy ognia w pustyni zapalę.6 Gwałtownym lotem, porwany przez chmurę, Moj\esz się wzbije na potę\ną górę Odebrać Prawo7. Drugi akt zakończę sku dnia wróciło na swoje miejsce. Egipcjanie uciekając biegli naprzeciw falom, i pogrą\ył ich Pan w środku mo- rza. Powracające fale zatopiły rydwany i jezdzców całego wojska faraona, którzy weszli w morze, ścigając tam- tych, nie ocalał z nich ani jeden. Izraelici zaś szli po suchym dnie morskim, mając mur wodny po prawej i po le- wej stronie. W tym to dniu wybawił Pan Izraela z rąk Egipcjan. I widzieli Izraelici martwych Egipcjan na brzegu morza. Gdy Izraelici widzieli wielkie dzieło, którego dokonał Pan wobec Egipcjan, ulękli się Pana i uwierzyli Je- mu oraz Jego słudze Moj\eszowi. 6 KS. LICZB 9, 12: W dniu, kiedy ustawiono przybytek, okrył go wraz z Namiotem Świadectwa obłok, i od wieczo- ra a\ do rana pozostawał nad przybytkiem na kształt ognia. I tak działo się zawsze: obłok okrywał go w dzień , a w nocy jakby blask ognia. Kiedy obłok podnosił się nad przybytkiem, Izraelici zwijali obóz, a w miejscu, gdzie się zatrzymał, rozbijali go znowu. Na rozkaz Pana Izraelici zwijali obóz i znowu na rozkaz Pana rozbijali go z powrotem; jak długo obłok spoczywał na przybytku, pozostawali w tym samym miejscu. Nawet wtedy, gdy obłok przez długi czas rozciągał się nad przybytkiem, Izraelici, posłuszni rozkazowi Pana, nie zwijali obozu. Lecz zda- rzało się równie\ tak, \e obłok krótki czas pozostawał nad przybytkiem; wtedy równie\ rozbijali obóz na rozkaz Pana i na ten\e rozkaz go zwijali. Zdarzało się i tak, \e obłok pozostawał tylko od wieczora do rana, a nad ranem się podnosił; wtedy oni zwijali obóz. Niekiedy pozostawał przez dzień i noc; skoro tylko się podniósł, natychmiast zwijali obóz. Jeśli pozostawał dwa dni, miesiąc czy dłu\ej gdy obłok rozciągał się nad przybytkiem i okrywał go, pozostawali Izraelici w miejscu i nie zwijali obozu; skoro tylko się podniósł, zwijali obóz. Na rozkaz Pana rozbijali obóz i na rozkaz Pana go zwijali. Przestrzegali nakazów Pana, danych przez Moj\esza. 7 KS. WYJŚCIA 19 20: Moj\esz wyprowadził lud z obozu naprzeciw Boga i ustawił u stóp góry. Góra zaś Synaj by- ła cała spowita dymem, gdy\ Pan zstąpił na nią w ogniu i uniósł się dym z niej jakby z pieca, i cała góra bardzo się trzęsła. Głos trąby się przeciągał i stawał się coraz donośniejszy. Moj\esz mówił, a Bóg odpowiadał mu wśród grzmotów. Pan zstąpił na górę Synaj, na jej szczyt. I wezwał Moj\esza na szczyt góry, a Moj\esz wstąpił. Pan rzekł do Moj\esza: Zstąp na dół i upomnij lud surowo, aby się nie zbli\ał do Pana, chcąc Go zobaczyć, gdy\ wielu z nich przypłaciłoby to \yciem. Tak\e kapłani, którzy mogą kiedy indziej zbli\ać się do Pana, niech się oczyszczą, aby ich Pan nie pobił. Wtedy rzekł Moj\esz do Pana: Lud nie będzie śmiał podejść do góry Synaj, gdy\ zakazałeś mu tego surowo, mówiąc: Oznacz granicę około góry i ogłoś ją jako świętą. Potem Pan powiedział do niego: Idz, zstąp na dół, a potem przyjdz ty i Aaron z tobą. Kapłani i lud nie mogą przejść granicy, aby wstąpić do Pana, boby ich ukarał. Moj\esz zszedł na dół do ludu i to mu oznajmił. Wtedy mówił Bóg wszystkie te słowa: Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił \adnej rzezby ani \adnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi ni- sko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im słu\ył, poniewa\ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę a\ do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań. Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdy\ Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy. Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. Sześć dni będziesz pracować i wykonywać wszystkie twe zajęcia. Dzień zaś siódmy jest szaba- tem ku czci Pana, Boga twego. Nie mo\esz przeto w dniu tym wykonywać \adnej pracy ani ty sam, ani syn twój, ani twoja córka, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, ani cudzoziemiec, który mieszka po- śród twych bram. W sześciu dniach bowiem uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty. Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo \ył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie. Nie będziesz zabijał. Nie będziesz cudzoło- \ył. Nie będziesz kradł. Nie będziesz mówił przeciw blizniemu twemu kłamstwa jako świadek. Nie będziesz po- \ądał domu blizniego twego. Nie będziesz po\ądał \ony blizniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolni- cy, ani jego wołu, ani jego osła, ani \adnej rzeczy, która nale\y do blizniego twego. Wtedy cały lud, słysząc grzmoty i błyskawice oraz głos trąby i widząc górę dymiącą, przeląkł się i dr\ał, i stał z daleka. I mówili do Moj- \esza: Mów ty z nami, a my będziemy cię słuchać! Ale Bóg niech nie przemawia do nas, abyśmy nie pomarli! Moj\esz rzekł do ludu: Nie bójcie się! Bóg przybył po to, aby was doświadczyć i pobudzić do bojazni przed sobą, \ebyście nie grzeszyli. Lud stał ciągle z daleka, a Moj\esz zbli\ył się do ciemnego obłoku, w którym był Bóg. Rzekł nadto Pan do Moj\esza: Tak powiesz Izraelitom: Wy sami widzieliście, \e z nieba do was przemawiałem. Nie będziecie sporządzać obok Mnie bo\ków ze srebra ani bo\ków ze złota nie będziecie sobie czynić. Uczynisz Mi ołtarz z ziemi i będziesz składał na nim twoje całopalenia, twoje ofiary biesiadne z twojej trzody i z bydła na ka\dym miejscu, gdzie ka\ę ci wspominać moje imię. Przyjdę do ciebie i będę ci błogosławił. A jeśli uczynisz Mi P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 8 Wściekłym zaćmieniem, w którym zginie słońce. Zadr\ą niebiosa, w gorączce paniki Wygnie się równik, trzasną południki, Dreszcz przejdzie góry, ściany zadygocą, Świat grzechu runie, dotknięty niemocą!8 Wzejdzie Dzień Trzeci, jeszcze większych cudów Z nim era Aaski nastanie dla ludów. Od tamtej pory będą ludzie dzielić Czas na trzy Prawa, trzy Dni lub trzy Ery, Choć jeden Statut!9 I tak ju\ zostanie Do końca sztuki, kiedy niespodzianie Jasny grom z nieba uderzy w tę scenę, A dekoracje pochłoną płomienie!... 10 Gdy o tym myślę, biją na mnie poty, Język się plącze, kiedy mówię o tym! Nie, niech się lepiej to straszne zdarzenie Oddali od nas i to nieskończenie! Oby go nigdy \adne przyszłe wieki Nie oglądały!... Lecz wróćmy do sztuki. Przez trzy jej akty nie zabraknie cudów, Sam o to zadbam i doło\ę trudu. Tymczasem wszystko gotowe, jak myślę. Co do kostiumów, to masz je w umyśle, Tak jak oklaski, co ju\ w nim czekają Na tych, co z Ciebie narodzić się mają, śeby za chwilę zagrać na mych deskach. Dla nich te bramy: jedna to kołyska, Druga mogiła. Chciałbym, by zagrali ołtarz z kamieni, to nie buduj go z kamieni ciosowych, bo zbezcześcisz go, gdy przyło\ysz do niego swoje dłuto. Nie będziesz wstępował po stopniach do mojego ołtarza, \eby się nie odkryła nagość twoja. 8 ŚW. MATEUSZ 27, 50 54: A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha. A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadr\ała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu. Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali stra\ przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: Prawdziwie, Ten był Synem Bo\ym. ŚW. MAREK 15, 33 39: A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię a\ do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eloi, Eloi, lema sabachthani, to znaczy: Bo\e mój, Bo\e mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: Patrz, woła Eliasza. Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, wło\ył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, \eby Go zdjąć krzy\a. Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha. A zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, z góry na dół. Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, \e w ten sposób oddał ducha, rzekł: Praw- dziwie, ten człowiek był Synem Bo\ym. ŚW. AUKASZ 23, 44 47: Było ju\ około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię a\ do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha. Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy. 9 jeden Statut tzn. Boski plan zbawienia. 10 Aluzja do końca świata i Sądu Ostatecznego. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 9 Pięknie swe role, tote\ w pełnej gali Muszą wystąpić. Ten, kto będzie królem, Otrzyma zaraz laury i purpurę; Ten, co zostanie dzielnym kapitanem, Broń i tryumfy ode mnie dostanie; Ów, na którego czeka ministerstwo Studia i księgi; złoczyńca przekleństwo, Szlachcic zaszczyty, wolność dam chamowi, Damie urodę, niech na lep jej łowi Adoratorów; dla chłopa narzędzia Jak on sam proste, święcenia dla księdza, Tylko biedaka niczym nie obdarzam, Bo goły zadek to dola nędzarza. I \eby potem nikt mi się nie skar\ył, śe grać w czym nie miał! Gdy się komuś zdarzy śe zagra kiepsko, jego będzie wina! Dobrze, to wszystko pora ju\ zaczynać! Przybądzcie tutaj! Wzywam was, śmiertelni! Trzeba się przebrać, by zagrać w komedii. Tu, gdzie ta scena piękna i bogata, Ju\ na was czeka Wielki Teatr Świata! Wychodzi AUTOR Do mnie, śmiertelni! Jeszcze nie \yjecie, Lecz ju\ was wzywam przed moje oblicze. Wy, co w równości mi asystujecie, Zanim z mej woli rozpoczniecie \ycie, Przybądzcie tutaj, gdzie wśród laurów stoję, Bo w tym ogrodzie chcę wam wręczyć role.11 Wchodzą BOGACZ, KRÓL, WIEŚNIAK, BIEDAK, PIKNO, ROZTROPNOŚĆ i DZIECKO KRÓL Do usług, Twórco! Nie trzeba się rodzić, śeby Twojego rozkazu usłuchać. Choć ka\dy z nas tu bez \ycia przychodzi, Bez uczuć, zmysłów, bez myśli i ducha; Chocia\ proch stóp Twych nawet form nie mamy, Tchnij w proch ten \ycie12, a wtedy zagramy! 11 Wszelkie byty istnieją wiecznie w myśli Boga, choć ich istnienie w czasie zaczyna się w konkretnej chwili stąd ich asystowanie Bogu przed narodzeniem. Warto zauwa\yć, \e Bóg wie ju\, \e będą śmiertelne. 12 KS. RODZAJU 2, 7: wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie \ycia, wskutek czego stał się człowiek istotą \ywą . P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 0 PIKNO Myślą Twą tylko jesteśmy, Autorze, Niezdolni uczuć posiadać ni doznań; Nie ma w nas \ycia, brak nam iskry bo\ej, Nie znamy jeszcze smaku zła ni dobra, Lecz jeśli w świecie mamy zagrać role, Daj nam je, Panie nie mamy wyboru.13 WIEŚNIAK Dopiero dzisiaj poznałem Cię, Panie, Lecz pilnie czekam na Twoje rozkazy. Ty wiesz najlepiej, co mi się dostanie; Ja, Twoje dzieło, przyjmę bez obrazy, Jaką dasz, rolę! A gdy ją poło\ę, Nie jej, lecz moja będzie wina, Bo\e. AUTOR Gdyby mógł człowiek wybierać swą dolę, Nikt by nie wybrał cierpienia i bólu. Ka\dy o władcy zabiegałby rolę, Nie bacząc na to, \e i w \yciu królów Te\ o grę idzie, nie o samo \ycie, śe się rachunek z ka\dej roli zdaje Wiem, w czym najlepiej wszyscy się sprawdzicie I wedle tego role wam rozdaję. Ty będziesz Królem. Rozdaje po kolei role KRÓL Od zaszczytów pęknę! AUTOR Ty będziesz damą, czyli ludzkim pięknem. PIKNO Chyba ze szczęścia zaraz się rozpłaczę. AUTOR Ty będziesz panem, potę\nym bogaczem. BOGACZ W czepku na głowie widać się zrodziłem! 13 nie mamy wyboru bo, jeszcze nie istniejąc, nie mają wolnej woli. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 1 AUTOR Rolę wieśniaka tobie wyznaczyłem. WIEŚNIAK Tego, co orze, czy co ka\e orać? AUTOR Sam ze swą rolą musisz się uporać. WIEŚNIAK A niech to licho! Aadny mi początek! Błagam, nie dawaj mi takiego fachu! Choćbyś mi jeszcze miał dodać majątek, Bardzo się boję, zaś przyczyną strachu Są me przeczucia, dziwnie mocne jakieś, śe złym oraczem będę i pasterzem, Świetnym jedynie mogąc być... pró\niakiem! Gdyby\ odmawiam mogło tu wystarczyć, Zaraz tak rzekłbym! Wobec Ciebie, Panie, śadne odmawiam nic jednak nie znaczy... Trudno! Twa wola niech się zatem stanie. Najgorzej chyba zagram w tej komedii... Tyś sprawiedliwy, choć zamiast talentu Fach w rękę wkładasz. A mo\e to lepiej? Mo\e przez palce na głupstwa i błędy Me zechcesz spojrzeć? Nie trzeba się skar\yć, Choć jako wełnę śnieg dajesz! To\ jasne, śe masz mi zamiar na końcu przebaczyć. (By się nie zmęczyć zagram więc powoli.) AUTOR Ty w Roztropności wystąpisz dziś roli. ROZTROPNOŚĆ Bardzo szczęśliwą rolą mnie obdarzasz. AUTOR Ciebie zaś gorszą, bo zagrasz nędzarza. BIEDAK Niezbyt mi, Panie, tą rolą wygodzisz. AUTOR Ty, dziecię, umrzesz, zanim się narodzisz. DZIECKO Ta rola małej wymaga fatygi. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 2 AUTOR Z twoją pomocą ostrze\emy \ywych. Ja wiem najlepiej, co się wam nale\y. BIEDAK Co do mnie, Panie, to Ci powiem szczerze, śe gdybym mógł się wykpić od tej roli, Ju\ bym to zrobił. Mam zostać z Twej woli Nędznym \ebrakiem... Powiedz mi, dlaczego Właśnie mnie dajesz coś tak szczególnego? Więc co dla innych jest tylko komedią, Dla mnie jednego ma stać się tragedią? Czy\bym miał rozum od króla odmienny, Podlejszą duszę i byt nie tak cenny? Skąd ról nierównych wzięły się przyczyny? Wszak gdybyś z innej ulepił mnie gliny, Mniej by mi myśli chodziło po głowie I nie takiego czułbym ducha w sobie! Nie znam Twych racji, lecz to bardzo boli, śe kto w najlepszej wystąpić ma roli, Nie jest zarazem najlepszym Twym dziełem! AUTOR Ja mych aktorów w ten sposób nie dzielę. W tym przedstawieniu tyle samo znaczy Rola nędzarza, co role bogaczy. Wa\ne, by zagrać z duszą i uczuciem: Ju\ ja was zrównam, kiedy grać skończycie. Graj dobrze rolę oto cel twój główny A, z mojej woli, będziesz królom równy. Czy ktoś jest władcą, czy tylko \ebrakiem, Me przykazania dla wszystkich jednakie: Jeden i drugi w końcu z mej kieszeni Wezmie zapłatę gdy\ po przedstawieniu Wedle talentu i zasług się godzi Wszystkich aktorów stosownie nagrodzić. Tylko teatrem jest zaś ludzkie \ycie Stąd, gdy komedię odgrywać skończycie, Ten, co w swej roli nigdy nie pobłądzi, U mego stołu do wieczerzy siądzie. Tam zrównam wszystkich. PIKNO Jeśli spytać mogę, Powiedz nam, Panie, jak zwie się ta sztuka? P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 3 AUTOR Zwie się Czyń dobro, bowiem Bóg jest Bogiem . KRÓL Stąd płynie wa\na dla wszystkich nauka, By nie pobłądzić w tak dziwnej komedii. BOGACZ To zróbmy próbę. ROZTROPNOŚĆ A jak\e my, biedni, Mamy ją zrobić bez \ycia i duszy? BIEDAK Sam chciałbym wiedzieć, lecz próba być musi. WIEŚNIAK Biedak ma rację a choć nad tym płaczę, Tworzę z nim parę, niczym Król z Bogaczem. Próba być musi! Nawet starą sztukę, Zgraną do szczętu przez granie zbyt długie, Te\ trzeba ćwiczyć od czasu do czasu, By się nie mylić, więc jeśli od razu Nową grać mamy całkiem pewna klapa! AUTOR Lepiej się o to nie martwcie na zapas. Co do mnie, sądzę, \e z pomocą nieba Wszystko się uda od razu, jak trzeba. Macie się tylko narodzić i umrzeć. PIKNO Dobrze, a jednak skąd mamy to umieć? Wejść i wyjść kiedy? Ile być na świecie? AUTOR Có\, nawet tego wiedzieć nie mo\ecie. To jednak kunsztu aktora dowodzi, Gdy w samą porę wchodzi i wychodzi. Bądzcie gotowi zawsze na gry koniec, Bo was przywołam, gdy spuszczę zasłonę. BIEDAK A jeśli zmysły złą wska\ą nam drogę? P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 4 AUTOR W takim wypadku zawsze wybrać mogę Spośród was kogoś, kto błędy naprawi Tych, co zbłądzili i prawdę objawi Tym, co nie wiedzą. Tak, za jego sprawą, Podpowiem wszystkim moje wieczne Prawo. A teraz, wszyscy macie wolną wolę: Zacznijcie sztukę na wiele przyzwolę. Teatr ju\ gotów jeszcze dwie osoby Niechaj odmierzą dwie \ycia połowy. ROZTROPNOŚĆ Na co czekamy? Do teatru! WSZYSCY W drogę! Czas czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem! Ruszają w stronę wyjścia, lecz pojawia się ŚWIAT i zatrzymuje ich ŚWIAT Pora ju\ zacząć pozorną komedię Przez ludzki rozum graną na tej scenie. KRÓL Skoro tak mówisz, to proszę dla siebie Wawrzyn z purpurą. ŚWIAT Spełniam twe \yczenie. Król bierze płaszcz i koronę i wychodzi PIKNO Mnie daj barw ró\y, jaśminu, gozdzików, By liść za listkiem, promień po promyku Zazdrość skręciła i światło, i kwiecie! Spraw, \ebym była najpiękniejszą w świecie, Spraw, \eby słońce w śmiertelnym omdleniu Na sam mój widok schowało się w cieniu I jak słonecznik, co je śledzi wzrokiem Za mną zawistnym podą\ało okiem! ŚWIAT Có\ to? Tak pró\na chcesz grać na mej scenie? PIKNO Taką mam rolę i ju\ jej nie zmienię. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 5 ŚWIAT A kim ty jesteś? PIKNO Pięknem z ludzką twarzą. ŚWIAT Więc niech ci słu\ą i wdziękiem cię darzą Kryształy, biele, karminy, szkarłaty. Wręcza jej bukiecik kwiatów PIKNO Ile kolorów! Zamienię te kwiaty W moje kobierce, a wody w zwierciadła! Wychodzi BOGACZ Skoro mi rola bogacza przypadła, śądam bogactwa, szczęścia, pomyślności. ŚWIAT Zaraz rozerwę dla ciebie wnętrzności I wydobędę z nich srebro i złoto, W brzuchu, jak w skarbcu, zazdrośnie skrywane. Daje mu kosztowności BOGACZ Dumny z tych bogactw, odchodzę z ochotą. Wychodzi ŚWIAT Ty czego \ądasz? ROZTROPNOŚĆ Mnie wystarczy, panie, Kawałek ziemi, gdzie by zagrać mo\na. ŚWIAT Ktoś ty? ROZTROPNOŚĆ Roztropność. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 6 ŚWIAT Widzę, \eś pobo\na. Wez post i modły będą twą ozdobą. Daje jej dyscyplinę i włosiennicę ROZTROPNOŚĆ Biorąc rzecz inną, nie byłabym sobą. Wychodzi ŚWIAT Wchodzisz bez słowa: czy nic ci nie trzeba? DZIECKO O nic nie proszę, bo i potrzeb nie mam. Ja jestem właśnie to nieszczęsne dziecię, Które ma umrzeć, zanim się narodzi, Więc tylko tyle będę w tobie, Świecie, Ile chwil mija, kiedy się przechodzi Z jednej do drugiej, jak grób ciemnej, celi. Grób i tak musisz przygotować dla mnie. Wychodzi ŚWIAT Ty o co prosisz? Odpowiadaj, chamie! WIEŚNIAK Ja tylko o to, co sam dałbym tobie. ŚWIAT Poka\ swą rolę. WIEŚNIAK Eee... nie mam ochoty. ŚWIAT Widać, \eś prostak i dlatego, chłopie, Pójdziesz do godnej prostaka roboty. WIEŚNIAK Tfu, los przeklęty! ŚWIAT Bierz się za motykę. Wręcza mu motykę P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 7 WIEŚNIAK Wszystko ślepoty Adama wynikiem! Taki był mądry, a nie spostrzegł wcale, W jaką go Ewa pakuje kabałę! Zamiast jeść jabłko, lepiej by pozwolił, By się nim sama objadła do woli! Bo có\ mi z tego, \e mi teraz powie, śe go błagała, więc uległ namowie? yle zagrał rolę, niczym ja w dodatku Motykę po nim otrzymuję w spadku! Wychodzi BIEDAK Skoro, jak widzę, wszyscy do tej pory Dostali szczęście, radość i honory, Dla mnie niech będzie zły los i zgryzota. Nie chcę, jak inni, srebra ani złota, Nie chcę barw pięknych, laurów ni purpury: Daj mi łat kilka, bym zakryć mógł dziury W moich łachmanach. ŚWIAT A có\ to za rola? BIEDAK Męka, zmartwienia, prostactwo, niedola, Nędza, nieszczęścia, boleści, wzdychanie, Rozpacz, cierpienie, powolne konanie, Hańba, natręctwo, wstyd, lekcewa\enie, Pusty \ołądek, palące pragnienie, I to, \e trzeba o wszystko wcią\ błagać, Nie będąc w stanie samemu nic dawać, Brudne łachmany, pech, smród, \ebranina, Mozół nad siły, pogarda, płacz, wina, To, \e się na to poradzić nic nie da: Ot i masz wszystko, co oznacza bieda! ŚWIAT Wspaniale! Tobie ju\ nic dać nie muszę: Kto na tym świecie gra rolę biednego, Ten nie dostaje ode mnie niczego. Więcej ci powiem: jeszcze ci odbiorę Twoje gałgany, \ebyś chodził goły! Spełnię w ten sposób moje obowiązki. Rozbiera go P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 8 BIEDAK Smutne w tym świecie panują porządki! Gdy w nowe szaty stroi się ubranych, Z gołych ostatnie zdziera się łachmany. Wychodzi ŚWIAT Teatr ju\ pełen ludzi ró\nych stanów: Jest król potę\ny, widać mo\nych panów, Których obecność wszędzie poklask budzi; Piękność, co zmysły rozpala i studzi, Duchownych, kmiotków, \ebraków w potrzebie Wszyscy grać będą! Daję im od siebie Ten teatr, stroje, piękne dekoracje. Przyjdz, Boski Twórco, na inaugurację Igrzysk dla Ciebie dziś tu wydawanych! Otwórz się, ziemio, a\ do głębin samych: W środku twej kuli scena się pomieści! Przy dzwiękach muzyki otwierają się jednocześnie dwie kule: w jednej, na tronie chwaty, zasiada AUTOR, w drugiej znajdują się wizerunki dwóch wejść na jednym ma być wymalowana kołyska, na drugim trumna AUTOR Własną potęgę uczciłem tym świętem, A teraz z tronu patrzeć sobie będę, Wśród dnia wiecznego, na grę mych aktorów. Wy, co kołyską na świat przychodzicie I którzy grobem scenę opuścicie, Grajcie uwa\nie, baczcie, by nie zbłądzić Bo AUTOR z nieba widzi was i sądzi! Wchodzi ROZTROPNOŚĆ z instrumentem muzycznym i śpiewa: ROZTROPNOŚĆ Niech chwalą Pana Niebiosów i ziemi Słońce i gwiazdy, Planety i księ\yc! Niech lód Go chwali I płonący ogień, Niechaj Go wielbi Ka\dy światła promień! Szron niech Go zimą, Latem chwali rosa; Chwalmy Go wszyscy, Niechaj pod niebiosa P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 9 Nasz głos się wzbija I dochodzi Tego, Który jest Sędzią Dobrego i złego!14 Wychodzi AUTOR Nie ma nic bardziej dla uszu miłego, Ni\ z ust posłyszeć człowieka wiernego Hymn, jaki Daniel zaimprowizował, By stłumić gniew Nabuchodonozora. ŚWIAT Kto wstęp do sztuki dzisiaj nam wygłosi? 15 Jest Prawo Aaski ono o głos prosi. Prędkie jak zawsze, czeka na wzniesieniu.16 14 KS. DANIELA 3, 5I 90: Wtedy ci trzej jakby jednym głosem wysławiali, wychwalali i błogosławili Boga, mó- wiąc w piecu: Błogosławiony jesteś, Panie Bo\e naszych ojców pełen chwały i wywy\szony na wieki. Błogosła- wione niech będzie Twoje imię pełne chwały i świętości chwalebne i wywy\szone na wieki. Błogosławiony jesteś w przybytku świętej Twojej chwały chwalony, sławiony przez wieki nade wszystko. Błogosławiony jesteś na tro- nie Twego królestwa chwalony, sławiony przez wieki nade wszystko. Błogosławiony jesteś Ty, co spoglądasz w otchłanie, co na Cherubach zasiadasz pełen chwały i wywy\szony na wieki. Błogosławiony jesteś na sklepieniu nieba pełen chwały i sławny na wieki. Wszystkie Pańskie dzieła, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Aniołowie Pańscy, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Niebiosa, błogosław- cie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Wszystkie wody pod niebem, błogosławcie Pana, chwalcie i wy- wy\szajcie Go na wieki! Wszystkie potęgi, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Słońce i księ\ycu, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Gwiazdy nieba, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Deszcze i rosy, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Wszystkie wichry niebieskie, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Ogniu i \arze, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Chłodzie i upale, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Rosy i szrony, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Mrozy i zima, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Lody i śniegi, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Dni i noce, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Światło i ciemności, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Błyskawice i chmury, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Niech ziemia błogosławi Pana, niech Go chwali i wywy\sza na wieki! Góry i pagórki, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Wszystkie rośliny ziemi, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! zródła, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Morza i rzeki, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Wieloryby i stworzenia morskie, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szaj- cie Go na wieki! Wszelkie ptaki powietrzne, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Zwierzęta dzikie i trzody, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Synowie ludzcy, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Izraelu, błogosław Pana, chwal i wywy\szaj Go na wieki! Kapłani Pańscy, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Słudzy Pańscy, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\- szajcie Go na wieki! Duchy i dusze sprawiedliwych, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Święci i pokornego serca, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Chananiaszu, Azariaszu, Mi- szaelu, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki, bo wybawił nas z otchłani i z mocy śmierci oca- lił nas, wyrwał nas spośród płonącego \arem ognia. Wychwalajcie Pana, bo łaskawy, bo na wieki Jego łaska- wość. Wszyscy bogobojni, błogosławcie Pana, Boga bogów, chwalcie i wysławiajcie, bo na wieki Jego łaska- wość. 15 Chodzi o tradycyjną loa, wierszowany prolog typowy dla hiszpańskiej comedia Złotego Wieku, mający na celu za- skarbienie sobie przychylności widowni. 16 na wzniesieniu niektórzy interpretatorzy uwa\ają, \e mo\e chodzić o kielich na hostię, będący w ikonografii epo- ki częstym emblematem Aaski. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 0 Na wzniesieniu, powy\ej miejsca, gdzie stoi ŚWIAT, pojawia się PRAWO AASKI z kartką papieru w dłoni PRAWO AASKI Pierwsze zabiorę głos w tym przedstawieniu. Prolog jest krótki cały sens tej sztuki Do jednej prostej prowadzi nauki, Którą w dwóch zdaniach dla was streścić mogę: Śpiewa Kochaj blizniego jak siebie samego Oraz czyń dobro, bowiem Bóg jest Bogiem! ŚWIAT Odtąd suflerem będzie Prawo Aaski, Bo chce, by spektakl skończyły oklaski. Pora zaczynać stanę sobie w cieniu, statystą tylko będąc w przedstawieniu. Wejściem oznaczającym kołyskę wchodzą PIKNO i ROZTROPNOŚĆ PIKNO Chodz przejść się ze mną po polach i gajach, Które szczęśliwą ojczyzną są maja, Igraszką słońca a tylko je znając, Im tylko barwy i blaski oddają, Płatek za płatkiem, promień za promieniem. ROZTROPNOŚĆ Chcesz, \ebym moje spokojne więzienie Raz opuściwszy, złamała klauzurę? Nigdy! ja w domu wolę siedzieć murem, Nie pójdę z tobą pod \adnym pozorem. PIKNO Więc wszystko ma być dla ciebie rygorem?! Wszystko powagą? W ogóle ma nie być Rozkosznych przygód i przyjemnych prze\yć? Jeśli tak sądzisz, odpowiedz mi zatem, W jakim\ to celu Pan Bóg stworzył kwiaty? Mo\e nie po to, aby ich woniami Nasz węch się cieszył? Dlaczego ptakami Napełnił niebo? Czy\by naszych uszu Ich świergot nie miał czarować i wzruszać? Po có\ Bóg stworzył szaty i klejnoty, Jeśli się nimi nie ma cieszyć dotyk? Na co nam słodkich owoców dojrzałość, P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 1 Jeśli smakowi dostarczać nie mają Subtelnych doznań? Po có\ kazał, w końcu, Dobry Bóg powstać górom, niebu, słońcu? Po co wykopał pośród gór doliny? Czy\by nie po to, by wzrok cieszyć nimi? Kto w boskich cudach widzi tylko wrogów, Ten niewdzięcznością grzeszy przeciw Bogu! ROZTROPNOŚĆ śe boskie piękno podziwiać nale\y, Mądre to słowa, przyznaję ci szczerze. Lecz jeszcze mądrzej, gdy się składa dzięki Panu, co stworzył te cuda i wdzięki Nie myśląc przy tym, jak ty, o rozkoszy. Nie wyjdę z domu, na pró\no mnie prosisz. Wybrałam wiarę, by pogrzebać \ycie Stąd Roztropnością zwą mnie nale\ycie. PIKNO A ja dlatego jestem Pięknem zwana, śe pragnę widzieć oraz być widziana. Rozchodzą się ŚWIAT Niedługo z sobą obie rozmawiały. PIKNO Chcę, by się we mnie świat zakochał cały! Ona niech sobie usycha za kratą. ŚWIAT Jedna ma rację, druga błądzi za to. ROZTROPNOŚĆ Jak postępować, aby mej mądrości U\ywać dobrze? PIKNO I mojej piękności? PRAWO AASKI śpiewa Masz czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem! ŚWIAT Choć było dobrze słychać tę przestrogę, Piękno jej nie słyszało. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 2 Wchodzi BOGACZ BOGACZ Dało mi niebo w wielkiej obfitości Bogactwo, władzę, dało liczne włości, Ja zaś to wszystko roztrwonię obficie Na wszelką rozkosz, na wszelkie u\ycie! Wszystkiego zaznam, wszystkiego skosztuję, To będzie dobre, co mi zasmakuje. Stół mój zastawię jadłem i napitkiem, Ao\e Wenery stanie się przybytkiem, śądza, łakomstwo, zawiść i lenistwo Będą od dzisiaj przewodzić mym zmysłom. Wchodzi WIEŚNIAK WIEŚNIAK Kto pracę cię\szą nizli moja widział? Dla tej pot tracę i grzbiet w kabłąk zginam, Która swój własny chętnie mi nadstawia: Ja tnę go pługiem i na chleb zarabiam. Minister pługa, uczciwie oddaję Mój trud za łaski, jakich sam doznaję. Moim orę\em są sierp i motyka: Sierpem ze zbo\em latem się potykam, Zaś z winoroślą motyką bój staczam. W kwietniu i maju okrutnie rozpaczam, Gdy brak mi wody, ale od tej sprawy Gorsza jest renta, jaką z mej dzier\awy Muszę wypłacać, bowiem renta taka To nó\ przytknięty do gardła wieśniaka! Trudzę się bardzo, lecz oblany potem Z góry się cieszę, \e zapłaci złotem Za plon mej pracy, ten, który go kupi: Da, ile zechcę albo będę głupi! W nosie mam bowiem ceny ustalone, Jak te\ opinie, całkiem pomylone, Tych, co kupują i stąd im się zdaje, śe chłop za darmo wszystko wszystkim daje! I to wiem jeszcze, \e jeśli padało Nie będzie w kwietniu, dukatów niemało Mój spichrz wart będzie, o co proszę Boga! Wszyscy mnie wtedy będą potrzebować, A ja Nabalem17 będę okolicy! 17 1 KS. SAMUELA 25, 2 39: śył w Maon pewien człowiek, który miał posiadłość w Karmelu. Był to człowiek bardzo bogaty: miał trzy tysiące owiec i tysiąc kóz. Zajęty był właśnie strzy\eniem owiec w Karmelu. Człowiek ten nazywał się Nabal, a jego \ona Abigail. Była to kobieta mądra i piękna, mą\ natomiast był okrutny i występny; P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 3 Mając pieniądze, których nikt nie zliczy, Czegó\ chcieć jeszcze? Czego pragnąć mogę? PRAWO AASKI śpiewa Masz czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem! ROZTROPNOŚĆ Czy\byś nie słyszał? był Kalebitą. Kiedy Dawid posłyszał na pustyni, \e Nabal strzy\e swe owce, wysłał do niego dziesięciu młodzień- ców, mówiąc im: Idzcie do Karmelu, udając się do Nabala; pozdrowicie go ode mnie. Powiedzcie memu bratu: Pokój niech będzie z tobą, pokój w twym domu i we wszystkim, co do ciebie nale\y! Słyszałem właśnie, \e u ciebie jest pora strzy\y. Gdy twoi pasterze przebywali wśród nas, my nie sprawiliśmy im \adnej przykrości, nic im te\ nie zginęło, jak długo przebywali w Karmelu. Pytaj zresztą sług twoich, to ci powiedzą. Darz więc \yczliwością mło- dzieńców: przybyliśmy tu bowiem w dzień uroczysty. Zechciej u\yczyć, co masz pod ręką, sługom twoim i synowi twemu Dawidowi. Młodzieńcy Dawida przyszli i powtórzyli Nabalowi wszystkie te słowa w imieniu Dawida i w milczeniu oczekiwali odpowiedzi. Nabal tymczasem dał sługom Dawida taką odpowiedz: Któ\ to jest Dawid? Któ\ to jest syn Jessego? Teraz jest du\o sług takich, którzy porzucają swego pana. A więc mam wziąć mój chleb, wodę, mięso nagotowane dla strzygących i dać je ludziom, o których nie wiem nawet, skąd są? Młodzieńcy Dawi- da udali się w drogę powrotną. Przyszedłszy powiadomili go o całej rozmowie. Dawid wtedy dał rozkaz swym lu- dziom: Niech ka\dy przypasze miecz! I wszyscy przypasali sobie miecze. Dawid równie\ przypasał sobie miecz. Potem około czterystu ludzi wyruszyło z Dawidem na czele, dwustu zostało przy taborze. Tymczasem jeden ze sług zawiadomił Abigail, \onę Nabala: Dawid przysłał posłańców z pustyni, aby pozdrowili naszego pana, a on rzucił się na nich. A przecie\ ci ludzie byli dla nas bardzo dobrzy, a jak długo z nimi krą\yliśmy przebywając na polu, nie doznaliśmy \adnej przykrości i nic nam nie zginęło. Byli nam murem ochronnym tak w nocy, jak i w dzień przez cały czas wspólnego pobytu, gdyśmy paśli trzodę. Musisz więc rozwa\yć i rozejrzeć się, co począć, gdy\ po- stanowiono zagładę dla naszego pana i dla całego jego domu. Tymczasem on jest zbyt zły na to, by z nim pomó- wić. Abigail wzięła więc szybko dwieście chlebów, dwa bukłaki wina, pięć przyrządzonych owiec, pięć sea pra\o- nych ziaren, sto gron rodzynków i dwieście ciastek figowych. Objuczyła tym osły i powiedziała swym sługom: Wy idzcie przede mną, a ja podą\ę za wami. Przed swym mę\em Nabalem nie przyznała się do tego. Gdy siedząc na ośle zje\d\ała niewidoczną stroną góry, właśnie Dawid i jego ludzie zstępowali ku niej. I spotkała ich. Tymczasem Dawid mówił sobie: Na darmo strzegłem na pustkowiu całego dobytku jego, tak \e nic nie zginęło, co posiadał, bo odpłacił mi złym za dobre. Niech to uczyni Bóg Dawidowi i tamto dorzuci, jeśli do rana zostawię cokolwiek z jego własności, choćby jednego chłopca. Kiedy Abigail spostrzegła Dawida, szybko zsiadła z osła i upadłszy na twarz przed Dawidem, oddała mu pokłon a\ do ziemi. Rzuciwszy się do jego stóp rzekła: Panie mój! Niech na mnie spadnie wina! Pozwól jednak słu\ebnicy twej przemówić do ciebie, wysłuchaj słów twej słu\ebnicy! Niech pan mój nie zwraca uwagi na tego nicponia Nabala, bo on jest jak jego imię "Nabal" ozacza, \e w nim jest wiele głupoty, ja zaś, twoja słu\ebnica, nie widziałam sług mojego pana, których przysłałeś. A teraz, panie mój, na \y- cie Pana i twojej duszy, skoro powstrzymał cię Pan od rozlewu krwi i pomsty dokonanej na własną rękę, tak oby twoi wrogowie i wszyscy, którzy \yczą mojemu panu nieszczęścia, podobni się stali do Nabala. A oto upominek, który przyniosła twoja słu\ebnica panu swemu. Niech go podadzą sługom chodzącym za moim panem! Daruj ła- skawie winę twej słu\ebnicy; z pewnością Pan zbuduje panu mojemu dom, który będzie trwały, gdy\ pan mój to- czy boje Pańskie. Dlatego nie spotka cię nieszczęście przez całe \ycie. Jeśli natomiast ktoś powstanie, aby cię prześladować i czyhać na twe \ycie, niech dusza pana mojego będzie dobrze zamknięta w woreczku \ycia u Pana, Boga twojego, \ycie zaś wrogów niech wyrzuci przy pomocy wydrą\enia procy. A kiedy Pan spełni panu mojemu wszystko dobre, co przyobiecał, i ustanowi cię władcą Izraela, niech nie będzie wtedy dla ciebie skrupułem i wy- rzutem sumienia u pana mego to, \eś rozlał krew niewinną i \e wymierzyłeś sobie sprawiedliwość na własną rękę. A kiedy Pan łaskawy będzie dla mego pana, przypomnisz sobie swoją słu\ebnicę. Na to rzekł Dawid do Abigail: Błogosławiony niech będzie Pan, Bóg Izraela, za to, \e cię wysłał dziś na spotkanie ze mną. Niech będzie błogo- sławiony twój rozsądek, błogosławiona bądz i ty za to, \eś powstrzymała mnie dzisiaj od rozlewu krwi, i \e nie wymierzyłem sobie sprawiedliwości na własną rękę. Lecz na \ycie Pana, Boga Izraela, który mnie powstrzymał od wyrządzenia ci krzywdy: gdybyś szybko nie przybyła mi na spotkanie, wtedy Nabalowi nie pozostałby do rana ani jeden chłopiec. Dawid przyjął od niej to, co przyniosła, i rzekł jej: Wracaj spokojnie do domu! Patrz, wysłu- chałem twej prośby i przyjąłem cię \yczliwie. Abigail wróciła do Nabala. Wyprawił on właśnie ucztę w domu, na wzór uczty królewskiej. Serce Nabala pełne było radości, był jednak bardzo pijany, więc nie wspominała mu o ni- czym a\ do rannego brzasku. Ale kiedy do rana Nabal wytrzezwiał od wina, oznajmiła mu o tym jego \ona; serce jego zamarło, a on stał się jak kamień. Po upływie około dni dziesięciu Pan poraził Nabala tak, \e umarł. Gdy się Dawid dowiedział, \e Nabal umarł, zawołał: Błogosławiony niech będzie Pan, który stał się moim obrońcą prze- ciw Nabalowi w związku z doznaną obelgą, a sługę swego powstrzymał od zła. Nieprawość Nabala skierował Pan na jego głowę. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 4 WIEŚNIAK Ja? A niby czego? ŚWIAT Ten wcią\ o swoim. WIEŚNIAK Bo mi dość swojego. Wchodzi Biedak BIEDAK Kto z was, śmiertelni, widział kiedyś większą Nędzę ni\ moja? Ziemia to najmiększe Moje posłanie i choć niebo całe Mam za baldachim, z mrozem i upałem Muszę je dzielić, a znalezć nie mogę Kogoś, kto chciałby pragnieniem i głodem Dzielić się ze mną! ... Och, błagam Cię, Bo\e, Daj mi cierpliwość! BOGACZ Jak me bogactwo przejawić się mo\e? BIEDAK Jak mam przetrzymać te nieszczęścia srogie ? PRAWO AASKI śpiewa Masz czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem BIEDAK Jak ten głos koi! BOGACZ Mów raczej, jak nu\y! ROZTROPNOŚĆ Król tu nadchodzi. BOGACZ Nikomu nie słu\y, Więc jak paw kroczy. PIKNO Stanę sobie z przodu A nu\ się wezmie na lep mej urody? P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 5 WIEŚNIAK Ja stanę z tyłu: na widok wieśniaka Mo\e go jeszcze chwycić chętka taka, By jakim nowym ścisnąć mnie podatkiem Na inną łaskę królewską nie liczę. Wchodzi KRÓL KRÓL Mego królestwa zbyt ciasne granice Wszystkie prowincje ziemi obejmują: Nad tym, co morza falą opasują, Nad tym, co słońce darzy promieniami, Ja absolutną raduję się władzą. Mnie, swemu panu, wasale wcią\ kadzą I w proch przede mną padają twarzami. Czegó\ chcieć więcej na tym świecie mogę? PRAWO AASKI śpiewa Masz czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem! ŚWIAT Ka\dy dostaje tę najlepszą radę. BIEDAK Chyba największym nieszczęścia przykładem Jest, będąc w nędzy, widzieć szczęście drugich! Oto król wielki potęgą się chlubi I majestatu z rozkoszą za\ywa, Ale \e komuś na niczym nie zbywa, Ani pomyśli! Oto piękna dama, We własnym pięknie tylko rozkochana, Nie zna ni bólu, ni potrzeb, ni głodu! Mniszka się skar\yć te\ nie ma powodu: Choć słu\y Bogu wznosząc ciągłe modły, Słu\by to jednak rodzaj dość wygodny.18 Podobnie wieśniak nie mo\e narzekać: Gdy wraca z pola, stół na niego czeka, Przy którym sobie uczciwie zajada! Bogacz wszystkiego w nadmiarze posiada, Tylko ja jeden wcią\ jestem w potrzebie. Muszę wybłagać coś od nich dla siebie Wszak bez nich obejść nie mogę się wcale, 18 Dość charakterystyczny dla ówczesnej literatury hiszpańskiej akcent antyklerykalny, rzadki jednak\e u Calderona. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 6 Oni beze mnie za to doskonale... O, widzę Piękno! Ośmielam się prosić: Daj mi, na Boga, chocia\ jeden grosik! PIKNO Moje zwierciadła, czystych zródeł wody! Powiedzcie, jakie mam wło\yć ozdoby? W jakich materiach bardziej mi do twarzy? Jak dać mam dowód urody i smaku? BIEDAK Czy mnie nie widzisz? ŚWIAT Raczej ty, pró\niaku, Nie widzisz, \e jest daremnym błaganie. Czemu\ to miałby o ciebie staranie Mieć ktoś, kto nie dba o samego siebie? BIEDAK Masz w bród wszystkiego, więc mo\e od ciebie Uzyskam wsparcie? BOGACZ Có\ to? Nie masz komu Zawracać głowy? Nachodzisz mnie w domu? Zamiast tu włazić, lepiej byś, kochanku, Stanął pokornie przed progami ganku! BIEDAK Panie, nie traktuj mnie a\ tak surowo. BOGACZ To dziad przeklęty: ja słowo, on słowo! BIEDAK Kto tyle stracił dla własnej rozkoszy, Miałby mi nie dać paru marnych groszy? BOGACZ Właśnie. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 7 ŚWIAT To role z dawnej przypowieści.19 BIEDAK Czy\ nikt mi w mojej nie ul\y boleści? Widzę tu króla, mo\e on się wzruszy Jękiem płynącym z mej zbolałej duszy? Potę\ny władco, wesprzyj mnie jałmu\ną! KRÓL Byłoby rzeczą znacznie bardziej słuszną, Byś o to prosił mego jałmu\nika. ŚWIAT Dzięki ministrom, jak z tego wynika, Król uspokoił ju\ swoje sumienie. BIEDAK Wieśniaku, Bóg ci za ka\de nasienie, Jakie wysiejesz, odpłaca stokrotnie. Jesteś bogaty, więc chyba sromotnie Mnie bez pomocy w biedzie nie zostawisz? WIEŚNIAK Pan Bóg za darmo mi nie błogosławi. Co mam, zdobyłem harówką i potem. Jak tobie nie wstyd, \e tak krzepkim chłopem Będąc, pró\nujesz i po prośbie chodzisz? Wez tę motykę, to na chleb zarobisz. Zamiast się lenić, zabierz się do pracy. BIEDAK W dzisiejszej sztuce Autor mi wyznaczył Rolę biedaka, nie rolę rolnika. 19 ŚW. AUKASZ 16, 19 31: & \ył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu le\ał \ebrak okryty wrzodami, imieniem Aazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł \ebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł tak\e bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrą\ony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Aazarza na jego łonie. I zawołał: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Aazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu. Lecz Abraham odrzekł: Wspomnij, synu, \e za \ycia otrzymałeś swoje dobra, a Aazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak \e nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie mo\e ani stamtąd do nas się przedostać. Tamten rzekł: Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrze\e, \eby i oni nie przy- szli na to miejsce męki. Lecz Abraham odparł: Mają Moj\esza i Proroków, niech\e ich słuchają. Nie, ojcze Abra- hamie odrzekł tamten lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Moj- \esza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 8 WIEŚNIAK Stąd, przyjacielu, jeszcze nie wynika, By tylko \ebrać i stale pró\nować. Czasem i biedny mógłby popracować. BIEDAK Na miłość boską, aleś, bratku, twardy! WIEŚNIAK A ty namolny i jak wół uparty. BIEDAK Chocia\ ty, pani, nie skąp mi pociechy. ROZTROPNOŚĆ Wez to ode mnie i przebacz mi grzechy. Daje mu kawałek chleba BIEDAK Jałmu\na chleba! Byłem pewien, pani, śe właśnie od was otrzymam ją w dani. Wszak to Religia powinna nas \ywić.20 ROZTROPNOŚĆ Aj! KRÓL Co się stało? BIEDAK Zaczyna się chylić!... RELIGIA chyli się ku upadkowi, lecz KRÓL podaje jej rękę KRÓL Ja ją podtrzymam.21 ROZTROPNOŚĆ Dziękuję ci, panie! Nikt tego lepiej zrobić nie jest w stanie. 20 Chodzi oczywiście o pokarm duchowy aluzja do sakramentu Eucharystii, charakterystyczna dla autos sacramen- tales pisanych z zało\enia na święto Bo\ego Ciała. 21 Król podtrzymuje Religię, zgodnie z obowiązkiem władcy katolickiego. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 9 AUTOR Mógłbym ich błędy naprawić z łatwością, Obdarowałem ich jednak wolnością, Wy\szą nad wszelkie ludzkie namiętności, By mogli sami dobić się świętości Swymi czynami. Dlatego pozwolę Wszystkim, jak zechcą, zagrać swoje role, Chocia\ w chaosie, jaki wytwarzają, Widzę ka\dego, ciągle powtarzając Ustami Prawa tę jedną przestrogę:22 PRAWO AASKI śpiewa Masz czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem! Mówi Mój głos ostrzegał ka\dego z osobna I wszystkich razem, tote\ winien będzie, Kto, mimo przestróg, nadal wytrwa w błędzie. śpiewa Kochaj blizniego jak siebie samego Oraz czyń dobro, bowiem Bóg jest Bogiem! Wychodzi KRÓL Skoro to \ycie ma być przedstawieniem I wszyscy wspólną podą\amy drogą, Byłoby dobrze, z waszym przyzwoleniem, Wspólną ją sobie umilić rozmową. PIKNO Tak, bez rozmowy świat nie byłby światem. BOGACZ Prawda, niech ka\dy opowie coś zatem. ROZTROPNOŚĆ Zbytek gadulstwa! Niech ju\ lepiej ka\dy Powie, co skrywa w swojej wyobrazni. 22 Kwestia Autora jest ortodoksyjnie katolickim wkładem Calderona do toczącej się wówczas tak\e w Hiszpanii teo- logicznej dysputy na temat predestynacji i wolnej woli (Domingo Bańez i Luis Molina), jednego z podstawowych punktów konfliktu między wyznaniem rzymskim a niektórymi kościołami reformowanymi. Predestynacja i wolna wola potraktowane są znacznie szerzej w kilku innych wybitnych dramatach Złotego Wieku: El esclavo del demo- nio (Niewolnik diabla) Miry de Amescua, El condenado por desconftado (Potępiony za niewiarę) Tirsa de Moliny i w śycie jest snem (dramacie i auto) samego Calderona. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 0 KRÓL Imperium moje widzę przeogromne, Majestat, chwałę, czyny wiekopomne, Widzę to wszystko, czym hojna natura Przyozdobiła moją dolę króla. Mam zamki, Piękno jest moją poddaną, Z wyroku losu na łup mi wydano Bogactwo jednych, a drugich pokorę, Więc bym mógł rządzić tak zmiennym potworem O wielu szyjach i straszliwej mocy Nieba, u\yczcie mi swojej pomocy! Dajcie mi wiedzy! Wiedzy mi potrzeba, Bez niej się przecie\ długo rządzić nie da! Jak tyle karków jednym jarzmem zginać? Tu trzeba wiedzy, nie wystarczy siła. ŚWIAT Niczym Salomon o mądrość zabiega.23 Z głębi, zza drzwi oznaczających trumnę, dychać smutny GAOS GAOS Królu imperium, co w proch się rozpada, Pró\nych ambicji zaniechaj, poniechaj! Kończysz swą rolę ju\ w teatrze świata. KRÓL Jakiś głos smutny kres wieści mej roli, A\ rozum tracę, tak jestem przejęty! Rola skończona?! Jak\e mnie to boli! Chciałbym stąd uciec, ale jak? Którędy? W stronę drzwi pierwszych, gdzie widać kołyskę, Chciałbym krok zrobić... lecz nie ma sposobu, By się tam cofnąć, choć drzwi te tak bliskie! I z ka\dym krokiem jestem bli\ej grobu! Czy\ to nie straszne, \eby morskie tonie, Trafiwszy w kanał, wracały w głębiny; 23 1 KS. KRÓLEWSKA 13, 5 10: W Gibeonie Pan ukazał się Salomonowi w nocy, we śnie. Wtedy rzekł Bóg: Proś o to, co mam ci dać. A Salomon odrzekł: Tyś okazywał Twemu słudze Dawidowi, memu ojcu, wielką łaskę, bo postępował wobec Ciebie szczerze, sprawiedliwie i w prostocie serca. Ponadto zachowałeś dla niego tę wielką łaskę, \e dałeś mu syna, zasiadającego na jego tro- nie po dziś dzień. Teraz więc, o Panie, Bo\e mój, Tyś ustanowił królem Twego sługę w miejsce Dawida, mego oj- ca, a ja jestem bardzo młody. Brak mi doświadczenia! Ponadto Twój sługa jest pośród Twego ludu, któryś wy- brał, ludu mnogiego, którego nie da się zliczyć ani te\ spisać, z powodu jego mnóstwa. Racz więc dać Twemu słu- dze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozró\niania dobra od zła, bo któ\ zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny? Spodobało się Panu, \e właśnie o to Salomon poprosił KS. PRZYSAÓW 3, 13 15: Szczęśliwy, kto mądrość osiągnął, mą\, który nabył rozwagi: bo lepiej ją posiąść ni\ srebro, ją raczej nabyć ni\ złoto, zdobycie jej lepsze od pereł, nie równe jej \adne klejnoty. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 1 By zródło, w rzeki narodzone łonie, Mogło powrócić w rzeczne koleiny; Strumień, co w zródle wykluwa się z trudem, śeby mógł znowu w zródło się obracać I tylko człowiek, co ze zródła zródeł Bierze początek i do niego wraca, By nie mógł stać się, kim był na początku?!24 Co za bałagan! Jaki brak porządku! Jeśli mej roli ju\ kres wyznaczony, Trudno! Tyś przecie\ i Autor i Sędzia: Wybacz mi tylko błędy i potknięcia, Co do mnie, Panie, odchodzę skruszony. Wychodzi drzwiami oznaczającymi trumnę; tym samym wyjściem powinni opuszczać scenę pozostali ŚWIAT Prosząc o łaskę, dobrze rolę skończył. PIKNO Zabrakło króla wśród dworu i pompy. WIEŚNIAK Grunt, \eby wody nie zabrakło w maju, Gdy kwitną pola! Bo dla urodzaju Nie trzeba króla. Niezłe tego lata Plony, bez niego jeszcze lepsze będą. ROZTROPNOŚĆ . Co by nie mówić, ogromna to strata. PIKNO I powód jeszcze większego zamętu. Có\ uczynimy bez jego osoby? BOGACZ Wróćmy do naszej przerwanej rozmowy. O czym ty myślisz? PIKNO Ja... 24 KOHELET (EKLEZJASTES) 1, 7: Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdą\ają one bezustannie . P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 2 ŚWIAT Z jakim pośpiechem śywi znalezli po zmarłym pociechę! WIEŚNIAK Pewnie, bo w spadku zostawił niemało. PIKNO Widzę mą piękność, czystą i wspaniałą. Nawet królowi zwycięstw nie zazdroszczę, Bo ja do większych prawo sobie roszczę. Król, \ądny chwały, tylko tym się puszy, śe gnębi ciała ja ujarzmiam dusze, Które są piękna właściwym królestwem. Któ\ kiedyś widział rządy potę\niejsze? Mędrcy w mę\czyznie dostrzegli świat cały, Lecz to ja przecie\ króluję w tym świecie : Jeśli mę\czyznę chcą zwać światem małym , Niech małe niebo mówią o kobiecie!25 ŚWIAT Ju\ zapomniała, co Ezechiel26 głosił: Szpetna to piękność, co się pysznie nosi. GAOS Kwiatem jest tylko cała ludzka piękność: Ju\ noc zapada, kwiaty muszą zwiędnąć. PIKNO śe piękność zwiędnie, smutna pieśń ogłasza... Niechaj nie więdnie, niechaj potrwa dłu\ej! Niech w brzask swój pierwszy powróci, upraszam! O ja nieszczęsna! Czy kto widział ró\ę, Białą lub barwną, która by, kuszona Przez dzień pochlebcę, unikała słońca? Wyciąga główkę, a potem zdradzona, Odarta z płatków, czeka, biedna, końca!27 W głąb pąka \adna kryć się jednak nie chce... Lecz to, \e kwiaty, naiwne o świcie, 25 Echo popularnej w filozofii greckiej i rozpowszechnionej przez Renesans idei, ze człowiek jest mikrokosmosem, światem samym w sobie. 26 W Księdze Ezechiela jest wiele uwag na temat piękna zgubionego przez pychę ; trudno wskazać, który konkretnie ustęp miał na myśli Calderon. 27 KS. IZAJASZA 40, 6 8: Wszelkie ciało to jakby trawa, a cały wdzięk jego jest niby kwiat polny. Trawa usycha, więdnie kwiat, gdy na nie wiatr Pana powieje. (Prawdziwie, trawą jest naród.) Trawa usycha, więdnie kwiat, lecz słowo Boga naszego trwa na wieki . P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 3 Giną wpatrzone w słoneczne rumieńce, Co mnie obchodzi? Co wspólnego przy tym Mogę mieć z kwiatem, co w ciągłej rozterce Waha się między bytem a niebytem? Nie, jeśli ró\ą, to tak będę trwałą, śe jeśli nawet kiedyś światło słońca Mojego \ycia początek widziało, Nie ujrzy nigdy mego \ycia końca! Jestem wszak wieczna, jak mogłabym umrzeć?!... Co mówisz, głosie? GAOS Powinnaś zrozumieć: Wieczną masz duszę, lecz ciało śmiertelne. PIKNO Wszelkie repliki byłyby daremne: Wyszłam z kołyski i do grobu idę. To jedno tylko napełnia mnie wstydem, śe mogłam lepiej zagrać moją rolę. Wychodzi BOGACZ Na nic ozdoby, stroje i swawole: Nie ma ju\ Piękna, jej rola skończona. ŚWIAT Niezły to koniec odeszła skruszona. WIEŚNIAK Wielka mi strata! Ja \alu nie czuję. Grunt, \e nam chleba ni mięs nie brakuje. ROZTROPNOŚĆ A jednak smutno. BIEDAK Trudno się nie \alić! Co teraz zrobić? BOGACZ Rozmawiajmy dalej. WIEŚNIAK Gdy pełen troski na pole wyruszam, Ni mróz ni upał mnie nie przera\ają. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 4 Lęk wzbudza we mnie tylko własna dusza, Bo widzę chwasty, co ją porastają. Winię mą duszę, \e jest zachwaszczona, Gdy\ za plon nowy polom składa dzięki, Choć one tylko u\yczają łona Temu, co hojnie z Bo\ej spływa ręki. ŚWIAT Bliski wdzięczności, kto świadom swych długów. BIEDAK Zaczynam lubić ju\ tego rolnika, Chocia\ nie szczędził mi przedtem wyrzutów. GAOS Wieśniaku, koniec ogłaszam twej pracy: Inne ci pole teraz Bóg wyznaczy. WIEŚNIAK Chcę się odwołać od tego wyroku Do trybunału od ciebie wy\szego. Po co umierać o tej porze roku? Zaczekaj trochę, wszak nic straconego: Nie dziś, to jutro z tym zawsze zdą\ymy. Szkoda zostawiać przed \niwami pola, Chyba \e ostom i kwiatom na kpiny! Tfu, niech przeklęta będzie taka dola! Przypatrz się trawom, jakie są wysokie: Czy to winorośl, czy dojrzałe zbo\e Nie zgadłby nigdy, kto z oddali okiem Rzuciłby na nie! Patrz, o ile gorzej Rośnie me \ytko od tego za miedzą: Moje jak karzeł pełza tu\ przy ziemi, Tam jak giganty zdzbła po skibach siedzą! Ktoś, kto mnie słyszy, mógłby tu powiedzieć, śe skoro jeszcze nie ma w polu plonu, Nie ma te\ racji, \eby tutaj siedzieć, I czas to dobry, by dokonać zgonu. Więc mu odpowiem: niezupełnie, bratku, Zły to gospodarz, który bez owoców Ziemię następcy pozostawia w spadku. Có\ Pan bez plonów z tego pola zrobi? Lecz dosyć \artów, wszak o śmierci mowa: śeby mnie połknąć, grób ju\ się sposobi Tak paszczę rozwarł, \e cały się schowam. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 5 Jeśli, wbrew woli, to koniec mej roli, To tylko boli, jak mało mnie boli! Wychodzi ŚWIAT A ja go najpierw wziąłem za prostaka. Lecz to pomyłka brawa dla Wieśniaka! Dobrze grę skończył. BOGACZ Został kurz, fatyga, Pot, pług, zmęczenie, brak tylko... rolnika. BIEDAK To przykre. ROZTROPNOŚĆ Szkoda! BIEDAK Wspominam go z \alem. ROZTROPNOŚĆ Ja te\. Co robić! BOGACZ Rozmawiajmy dalej. Jak wszyscy powiem, o czym marzę skrycie. Kogó\ nie dziwi, jak to nasze \ycie Swoją kruchością kwiaty przypomina?28 Kończy się zaraz, ledwie się zaczyna! Jeśli jest chwilką, wszem i wobec głoszę: Wysączmy z niego najwięcej rozkoszy, Jedzmy i pijmy, boga czyńmy z brzucha, Bo jutro przecie\ wyzioniemy ducha!29 ŚWIAT Ta propozycja pogaństwem mi trąci, Jak rzekł Izajasz. ROZTROPNOŚĆ Kto teraz wystąpi? 28 KS. HIOBA 14, 1 2: Człowiek zrodzony z niewiasty ma krótkie i bolesne \ycie, wyrasta i więdnie jak kwiat, przemija jak cień chwilowy . 29 KS. IZAJASZA 22, 13: Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy! P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 6 BIEDAK Ja. Niechaj sczeznie dzień moich narodzin, Niechaj przepadnie ta noc, w której chłodzie Byłem poczęty, a którą przeklinam, Bo w niej się pasmo mych nieszczęść zaczyna! Niech jej nie znają słoneczne promienie, Niech ją spowiją nieprzebyte cienie, Mrok wiekuisty niechaj ją pochłonie, Niechaj się wszystko pogrą\y w jej łonie! Niech jej rumieńców światło nie u\ycza, Niech dzień bez słońca, bez gwiazd i księ\yca Noc niechaj będzie! Gdy się skar\ę, Panie, To nie dlatego, \e będąc w tym stanie Tonę w rozpaczy na myśl o mym pechu. Nie, to dlatego, \em zrodzony w grzechu I to mnie boli!30 ŚWIAT Ale\ dobrze zagrał Scenę rozpaczy! I wszystkich nas nabrał Niczym Hiob drugi, który w gruncie rzeczy, Gdy dzień przeklinał, grzechowi złorzeczył. GAOS śpiewa I ból i szczęście policzyć się dają, I ból i szczęście koniec kiedyś mają, Z bólu i szczęścia zdać nale\y sprawę Przybądzcie obaj przed sędziowską ławę. BOGACZ O ja nieszczęsny! BIEDAK Bardzo się raduję! BOGACZ Nie dr\ysz przed głosem, co nas przywołuje? 30 KS. HIOBA 3, 2 13 : Hiob zabrał głos i tak mówił: Niech przepadnie dzień mego urodzenia i noc, gdy powie- dziano: Poczęty mę\czyzna. Niech dzień ten zamieni się w ciemność, niech nie dba o niego Bóg w górze. Niechaj nie świeci mu światło, niechaj pochłoną go mrok i ciemności. Niechaj się chmurą zasępi, niech targnie się nań nawałnica. Niech noc tę praciemność ogarnie i niech ją z dni roku wyma\ą, niech do miesięcy nie wchodzi! O, niech ta noc bezpłodną się stanie i niechaj nie zazna wesela! Niech ją przeklną złorzeczący dniowi, którzy są zdolni obudzić Lewiatana. Niech zgasną jej gwiazdy wieczorne, by pró\no czekała jutrzenki, zrenic nowego dnia nie ujrzała: bo nie zamknęła mi drzwi \ycia, by zasłonić przede mną mękę. Dlaczego nie umarłem po wyjściu z łona, nie wyszedłem z wnętrzności, by skonać? Po có\ mnie przyjęły kolana a piersi podały mi pokarm? P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 7 BIEDAK Owszem, dr\ę cały. BOGACZ I nie chcesz uciekać? BIEDAK Nie, bo zwyczajna to rzecz u człowieka, Co bliski Boga, dr\eć z bojazni Boga. Có\ po ucieczce? To donikąd droga! Od tego głosu wszak uciec się nie da. A zresztą, dokąd mo\e uciec Bieda, Jeśli Potęga mimo zamków tylu Skryć się nie mogła, i Piękno azylu W swoich przechwałkach równie\ nie znalazło? Dla mnie pieśń głosu dobrą jest okazją, Za którą mogę tylko składać dzięki: Wszak z końcem \ycia przyjdzie kres mej męki. BOGACZ A zatem sceny nie opuszczasz z \alem? BIEDAK Szczęścia \adnego na niej nie zaznałem, Czego \ałować? Odchodzę z ochotą. BOGACZ Ja jak na ścięcie! Widzisz, chodzi o to, śe wraz z majątkiem zostawiam tu serce. BIEDAK O jaka radość! BOGACZ Wcale iść się nie chce! BIEDAK Uff, co za ulga! BOGACZ Mów raczej zmartwienie. BIEDAK Jakie to szczęście! BOGACZ A jakie cierpienie! P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 8 BIEDAK Losie mój szczęsny! BOGACZ Tfu, diabli nadali! Wychodzą ŚWIAT Takim sposobem w śmierci się spotkali Bogacz z Biedakiem. ROZTROPNOŚĆ Kiedy wkoło patrzę, Widzę, \e sama zostałam w teatrze. ŚWIAT Zawsze Religia trwa we mnie najdłu\ej. ROZTROPNOŚĆ Ja nią nie jestem, ja tylko jej słu\ę. Za \ycia w grobie, mogę głos zza grobu Śmiało uprzedzić, nim z mego powodu Sam się odezwie: ju\ kończę komedię Jutro sam Autor skończy ją od siebie. Wy, którzy błędy tu dzisiaj widzicie. Myślcie o jutrze poprawcie swe \ycie. Zamyka się kula ziemska AUTOR Kar oraz nagród dałem przyrzeczenie, Zaraz poznacie moich słów znaczenie. Zamyka się kula niebieska, w której siedzi AUTOR ŚWIAT I po komedii! Zdać się mogła chwilką, Lecz kiedy\ dłu\ej trwa to przedstawienie, Jakim jest \ycie? Wszak składa się tylko Z wejścia i wyjścia w mej skromnej ocenie. Wszyscy wychodzą, pustoszeje scena, A kształt aktorów, jakim się cieszyli, W pierwszą materię kurczy się i zmienia: Niech wyjdą prochem, jak prochem przybyli. Jeszcze im tylko odbiorę starannie To, co im dałem na czas przedstawienia, By grę uświetnić. Stanę sobie w bramie P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 9 I będę patrzeć dla tych przejścia nie ma, Co rekwizytów by mi nie zwrócili: Niech wyjdą prochem, jak prochem przybyli! Wchodzi KRÓL ŚWIAT Mów, jaką rolę w tej komedii grałeś Ty, który pierwszy trafiasz w moje ręce? KRÓL Jak to, kim byłem? To ju\ zapomniałeś? ŚWIAT O tym, co było, Świat pamiętać nie chce. KRÓL Ja byłem władcą wszystkiego, co słońce Wyzłaca, w światło odziane błyszczące, Odkąd się rodzi w jutrzenki ramionach I pokąd, mrokiem objęte, nie skona. Rządziłem mądrze wieloma krajami, Wryłem się w pamięć sławnymi czynami, Wiele posiadłem, widziałem, słyszałem, Wiele podbiłem i wiele dostałem. Podejmowałem chwalebne starania, Zostały po mnie pieśni i podania, Wyniosłem w górę licznych faworytów, Za\yłem szczęścia, rozkoszy, zaszczytów, Szaty z purpury, trony, baldachimy, Kazałem zdobić w herby i wawrzyny, Głośne zwycięstwa odniosłem nad wrogiem Tworzyłem dzieje, z dumą stwierdzić mogę. ŚWIAT A teraz ściągaj ju\ z głowy koronę, O majestacie i myśleć się wzdragaj. Odbiera mu koronę Obna\ się, odwróć niech twoja osoba Z tej farsy \ycia wywędruje naga. Płaszcz purpurowy, w którymś taki butny, Wkrótce ktoś inny na grzbiet swój oblecze, Bo ju\ nie wyrwiesz z moich rąk okrutnych Berła, korony, ani \adnej rzeczy! P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 0 KRÓL Czyś sam mi nie dał tych ozdób tak miłych? Więc jak? Odbierasz, co raz ju\ mi dałeś? ŚWIAT One po\yczkę tylko stanowiły I to jedynie na czas, kiedy grałeś. Inny niech władca w twej koronie chodzi, Dla niego zostaw pompę, majestaty. KRÓL Choć za takiego starasz się uchodzić. Jak mo\esz, Świecie, mienić się bogatym, Skoro potrafisz powiem w oczy szczerze Dawać to tylko, co najpierw zabierzesz! I co mi z tego, \e tu króla grałem? ŚWIAT Wszystko zale\y, jak się sprawowałeś. yle czy te\ dobrze to Autor rozsądzi: Ju\ ma dla ciebie karę lub nagrodę. On wie najlepiej, kto wytrwał, kto zbłądził, Ja zaś mam tylko zabrać garderobę, Którą nosiłeś, póki królem byłeś, Bo masz stąd odejść tak, jak tu przybyłeś. Wchodzi PIKNO ŚWIAT A ty kim byłaś? PIKNO Urodą i wdziękiem. ŚWIAT Czym obdarzona? PIKNO Doskonałym pięknem. ŚWIAT I gdzie\ to piękno? PIKNO Pozostało w grobie. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 1 ŚWIAT Wielka Natura zadr\y, gdy się dowie, Jak wszelkie piękno nietrwałą ma postać. A na dodatek nie chce tam pozostać, Gdzie się zaczęło teraz mam dylemat, Jak ci je zabrać, skoro go ju\ nie masz? Król mi majestat i chwałę zostawił, Ciebie nie mogę urody pozbawić, Bo ta zanika wraz z zanikiem ciała... Spójrz w to zwierciadło. PIKNO Ju\ się przeglądałam. ŚWIAT Gdzie jest to piękno, które tobie dałem? Zwróć mi je, proszę. PIKNO Grób je po\arł całe. Tam zostawiłam tony i kolory, Tam pociemniały blaski i splendory, Tam pogubiłam jaśmin i korale, Tam popękały marmury, kryształy, Tam pobutwiały ró\ i fiołków pęki, Tam się zatarły uczucia i wdzięki, Tam się rozpierzchły plany i marzenia Nic tam nie znajdziesz prócz złudy i cienia. Wchodzi WIEŚNIAK ŚWIAT I ty, prostaku, powiedz, co robiłeś. WIEŚNIAK Skoro mnie nazwać prostakiem raczyłeś, Mój fach z łatwością odgadnąć sam mo\esz. Wszak styl twój pró\ny temu, co grunt orze, Daje tę nazwę z pogardą zbyteczną, Co ma być dworną, a jest niedorzeczną. Tak, jestem chamem i choć mnie to piecze, To mnie się tyka , do mnie wy się rzecze. ŚWIAT Zwróć, co ci dałem. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 2 WIEŚNIAK To ja coś dostałem? ŚWIAT Oddaj motykę. WIEŚNIAK Aadny mi podarek! ŚWIAT Aadny czy brzydki, oddaj go w tej chwili. WIEŚNIAK I komu\ serce z bólu nie zakwili Na widok tego świata nieszczęsnego? Człek tu haruje po to, by z wszystkiego Takie na koniec zostały wyniki: Nic wziąć nie dadzą, nawet tej motyki! Wchodzą BOGACZ i BIEDAK ŚWIAT Kto tam? BOGACZ Ten, który wyjść z ciebie nie pragnął. BIEDAK I ten, co zawsze do wyjścia się garnął. ŚWIAT Z jakiej przyczyny więc opłakujecie Jeden swe wyjście, drugi pobyt w świecie? BOGACZ Płaczę, bo byłem potę\nym bogaczem. BIEDAK A ja nędzarzem i dlatego płaczę. ŚWIAT Oddaj klejnoty. Odbiera rekwizyty BOGACZOWI BIEDAK Ja z chęcią odchodzę: Nic nie zostawiam, więc z wyjściem się godzę. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 3 Wchodzi DZIECKO ŚWIAT Ty, co w tej sztuce miałeś deklamować, Czemu na scenie nie rzekłeś ni słowa? DZIECKO Czemu? Bo w grobie \ycie mi zabrałeś? Tam ci zostawiam wszystko, co mi dałeś. Wchodzi ROZTROPNOŚĆ ŚWIAT Powiedz, o jakie ozdoby prosiłaś, Gdy do bram \ycia z pukaniem przybyłaś? ROZTROPNOŚĆ O post prosiłam, posłuszeństwo, wiarę, O umartwienia i we wszystkim miarę. ŚWIAT Teraz o oddaj nie chcę, by mówiono, śe kogoś ze mnie z majątkiem puszczono. ROZTROPNOŚĆ Nic ci nie oddam, bo tu miejsca nie ma Na me uczucia, modły, poświęcenia. Muszę je z sobą zabrać w dalszą drogę. Poskrom zapędy, nic dać ci nie mogę. Siłą tych ozdób te\ mnie nie pozbawisz. ŚWIAT Widzę, \e muszę ci wszystko zostawić. Dobrych uczynków nie mogę odbierać, Im te\ jedynym granice otwieram.31 KRÓL Obym a\ tylu nie posiadał włości! PIKNO Obym a\ takiej nie chciała piękności! BOGACZ Oby mnie Pan Bóg od bogactw zachował! 31 Ortodoksyjnie katolickie podkreślenie wartości i znaczenia dobrych uczynków dla osiągnięcia zbawienia, charak- terystyczne w kontekście ówczesnych sporów religijnych wywołanych przez Reformację. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 4 WIEŚNIAK Kto się ode mnie więcej napracował? BIEDAK Kto bardziej cierpiał, większego miał pecha? ŚWIAT Z tych mów pośmiertnych niewielka pociecha. Ju\ jest za pózno i słów waszych szkoda, Teraz nie mo\na zasług sobie dodać! Skoro ju\ wziąłem świetne majestaty, Zdmuchnąłem pró\ność i zetliłem szaty, W proch starłem wdzięki, pogmatwałem szyki, Zrównałem z sobą berła i motyki, Czas, byście przeszli na scenę prawdziwą, Bo ta jest tylko ułudy siedzibą. KRÓL Inaczej witasz i \egnasz inaczej! ŚWIAT Bardzo mo\liwe to rozum tłumaczy. Spójrz: kiedy człowiek jakiś dar od losu Dostaje, ręce układa w ten sposób; Gdy go odtrąca w odruchu szalonym, Tak znów je składa... I tak, z jednej strony, Kołyska, usta zwróciwszy ku górze, Przyjmuje człeka, lecz za grób mu słu\y, Gdy ją przekręcić odwrotnym sposobem: Wejść tu kołyską, lecz wyjść trzeba grobem.32 BIEDAK Skoro ten tyran pędzi nas z teatru, Chodzmy na ucztę, którą przyrzekł Autor. KRÓL Czy kpisz z mej władzy, parszywy \ebraku, śe pchasz się przodem? O pamięci braku! Ju\ zapomniałeś, czyimś był poddanym? BIEDAK Twa gra skończona, grobowe łachmany Równają wszystkich. Niewa\ne, kim byłeś. 32 Porównanie, któremu musiał zapewne towarzyszyć odpowiedni gest sceniczny, występujące te\ w VII scenie III aktu Księcia Niezłomnego. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 5 BOGACZ Co?! Zapomniałeś, \e wczoraj prosiłeś Mnie o jałmu\nę?! BIEDAK To ty zapomniałeś, śe choć prosiłem, nic jednak nie dałeś. PIKNO O czci nale\nej dla tej nie pamiętasz, Co najbogatsza jest i najpiękniejsza? ROZTROPNOŚĆ W nędznych całunach nie bądzcie tak pró\ni, Przecie\ w tych strojach nikt nas nie odró\ni. BOGACZ Znów się przede mnie śmiesz wysuwać, chamie?! WIEŚNIAK Porzuć ambicje nierozsądne, panie. Jesteś ju\ cieniem słońca, którym byłeś. BOGACZ Nie wiem doprawdy, czym się przeraziłem, Lecz strach mnie bierze na myśl o Autorze... BIEDAK Nieba i ziemi Stwórco! Panie Bo\e! Oto jest trupa, co krótką komedię O ludzkim \yciu zagrała dla Ciebie. Dałeś nam wielkiej uczty obietnicę: Czekamy, Panie objaw swe oblicze. Przy dzwiękach muzyki otwiera się ponownie kula niebieska; w jej wnętrzu znajduje się stół z kielichem i hostią; za stołem AUTOR; wchodzi ŚWIAT AUTOR Stół pełen chleba, który adoruje Niebo, a piekło, chcąc nie chcąc, szanuje, Ju\ na was czeka, lecz wa\ne, by wiedzieć, Kto z was jest godzien, \eby przy nim siedzieć. Dla tych, co role nieudolnie grali, Wieczerzy nie ma, muszą się oddalić. Niechaj tu wstąpi, by ze mną wieczerzać, Dwoje wybranych: Roztropność i Biedak. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 6 Jeść ju\ nie mogą, bo ciał się wyzbyli, Lecz widok chwały lepiej ich posili. ROZTROPNOŚĆ i BIEDAK podchodzą do stołu BIEDAK Có\ to za szczęście! Choć tyle cierpiałem, Choć tylu nieszczęść za \ycia zaznałem, Wiem ju\, \e męki nie są nimi wcale, Jeśli ku boskiej znoszone są chwale! ROZTROPNOŚĆ I ja, co tyle umartwień znosiłam, W końcu szczęśliwie a\ tutaj trafiłam. Tu znajdzie radość ka\dy, kto zapłacze Wyznając grzechy. KRÓL Czemu nie wybaczysz Zatem mnie, Panie? Przecie\ Cię prosiłem O to, gdy jeszcze w majestacie \yłem. AUTOR Piękno i Władza swojej pychy pró\nej Po\ałowały. Wstąpią tu, lecz pózniej, Razem z Wieśniakiem, co przegnał biednego, Nie chcąc mu jednak uczynić nic złego. Zamiar tkwił dobry w jałmu\ny odmowie: Ten, \eby Biedak dopomógł sam sobie. WIEŚNIAK Właśnie! Takiego u\yłem sposobu, Bo, szczerze mówiąc, nie cierpię nierobów. AUTOR Wasze przewiny oblaliście łzami Prosząc, bym litość okazał nad wami Za to nagrodzić całą trójkę myślę: Wszystkich do Czyśćca dla pokuty wyślę. ROZTROPNOŚĆ Boski Autorze! Wśród zgryzot i męki Król nie odmówił pomocnej mi ręki. Chciałabym teraz móc mu się odwdzięczyć. Podaje dłoń KRÓLOWI P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 7 AUTOR Zmniejszę mu karę, gdy za niego ręczysz. W końcu, \ył z wiarą. Czas tak prędko płynie, śe wiek uleci i kara przeminie.33 WIEŚNIAK Niech na me winy deszcz odpustów spadnie Pod grubą warstwą kryjąc je dokładnie, A ka\dy odpust niech będzie zleceniem, śe mam opuścić to mroczne więzienie! DZIECKO Najwy\szy Panie, jakie są powody, śe choć bez winy, nie biorę nagrody? AUTOR Jesteś bez winy, lecz i bez zasługi, Jak ślepiec nie znasz ni jednej, ni drugiej. Nie chcę cię karać, nie mogę nagrodzić, Pamiętaj jednak, \eś z grzechu się zrodził. DZIECKO Więc mnie, jak ślepca, czarna noc ogarnie?34 Nie dla mnie chwała i kara nie dla mnie! BOGACZ Jeśli dr\y Wieśniak, przejęty widokiem Pana, co groznym spogląda nań okiem; Jeśli podobnie i Piękno i Władza Są wystraszone, choć ju\ nie przeszkadza Im pró\na pycha, bo tę opłakały Jak\e ja mogę na tyle być śmiały, śeby wzrok podnieść na Pańskie oblicze; Podnieść i nie paść, jak podcięty biczem?! Więc nie ma miejsca, co mnie ukryć mo\e Przed Twoim sądem?! Zlituj się, Autorze! AUTOR Jak śmiesz nazywać mnie swoim Autorem? Chocia\ to prawda, tobie nie pozwolę Tak do mnie mówić. Idz precz z moich oczu 33 Aatwe zbawienie Króla jest chyba ukłonem Calderona dworzanina pod adresem hiszpańskiej monarchii katolic- kiej. 34 Dziecko, zmarłe przed chrztem, trafia do tzw. otchłani; miejsce oddzielone od piekła, przeznaczone dla dusz nie- winnych, ale obcią\onych grzechem pierworodnym. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 8 Wprost w głębie piekieł i niechaj cię toczą Twe \ądze wiecznie wśród mąk i cierpienia! BOGACZ O ja nieszczęsny! Wlokąc warkocz cienia, Spowity ogniem, lecę w głąb otchłani, Gdzie abym sobą więcej się nie mamił Ogromne skały zgniotą moje ciało!... ROZTROPNOŚĆ Od dziś się cieszę nieskończoną chwałą PIKNO Ja o niej marzę! WIEŚNIAK Nawet ty, Piękności, Ju\ nie odbierzesz mi mojej radości! BOGACZ Ja bez nadziei mam się męczyć wiecznie! DZIECKO A ja bez chwały! AUTOR Ze spraw ostatecznych, Jakie widzicie, jedna kres posiada:35 Piękno, Wieśniaku mo\ecie zasiadać Do mego stołu! Za wasze cierpienia Ju\ was uznaję godnymi zbawienia. PIKNO i WIEŚNIAK podchodzą do stołu PIKNO Jakie to szczęście! KRÓL To zwycięstwo! WIEŚNIAK Hurra! ROZTROPNOŚĆ Uff, co za ulga! 35 Z czterech Spraw Ostatecznych, tzn. Śmierci, Sądu, Nieba i Piekła kres posiada oczywiście tylko Sąd. P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 9 BOGACZ Skąd\e, to tortura! BIEDAK Jak\e mi słodko! BOGACZ Ja truciznę czuję! ROZTROPNOŚĆ Z waszego szczęścia bardzo się raduję. WIEŚNIAK Nareszcie spada z mego serca kamień! DZIECKO Nie dla mnie kara i chwała nie dla mnie! AUTOR Wszyscy się korzą przed tobą, mój Chlebie: Ludzie na ziemi, aniołowie w niebie, A nawet szatan w piekielnej głębinie.36 Ku chwale Chleba niechaj hymn popłynie, Niech śpiewa niebo i świat zgodnym chórem I wy śpiewajcie, otchłanie ponure! Grają szałamaje37 i słychać liczne głosy śpiewające Tantum ergo 38 ŚWIAT Pokornie proszę was o wybaczenie: Skończone \ycie więc i przedstawienie.39 36 Flp 2, 10: aby na imię Jezusa zgięło się ka\de kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych . 37 Szałamaja dawny instrument muzyczny: aerofon drewniany z podwójnym stroikiem. Szałamaja pojawiła się we Włoszech i Francji w XII XIII w., poprzedniczka oboja. 38 Tantum ergo hymn uło\ony przez św. Tomasza z Akwinu na uroczystość Bo\ego Ciała. 39 Typowe dla autos zakończenie, w którym zwracano się do widowni z prośbą o wybaczenie błędów sztuki i gry ak- torskiej. W tym wypadku prosi się równie\ o wybaczenie błędów w komedii \ycia .