Lucyna Legut
Miłość trzynastolatki
Lucyna Legut Miłość trzynastolatki (książka dla dorastających dziewcząt)
Poświęcam Grzesiowi Pelewskiemu
Projekt okładki Lucyna Legut Opracowanie graficzne Studio 101 druk Redakcja
Danuta Sadkowska Korekta Joanna Pietrasik Copyright by Lucyna Legut, 1998 ISBN
83-87463-24-8 Wydanie I Łódź 1998 Wydawnictwo Akapit Press
90-368 Łódź, ul. Piotrkowska 182 tel7fax (0-42) 636-12-14 Druk: "POLIGRAFIA" Sp.
z o.o. 98-200 Sieradz, ul. 23-go Stycznia 14/16 tel. (0-43) 822-40-71
Rozdział I
Szalony dzień urodzin, w dodatku z chorym zaskrońcem Jeżeli chcecie, to wam
wszystko opowiem o sobie. Mam na imię Paulina i nareszcie jestem dorosła, bo
właśnie skończyłam trzynaście lat! Zaraz wbiję się w swoje dorosłe, urodzinowe
ciuchy. Już od pół roku szykowałam je na ten dzień! Jeszcze do wczoraj musiałam
nosić to, co mi mama kazała, ale dała słowo, że od trzynastych urodzin koniec z
dziecinnymi sukienkami! Mogę się ubierać tak, jak zechcę! Ubieram się oczywiście
w "ciuchami". Ile oni tam mają szykownych ciuchów, to aż głowa boli! Kosztują
grosze, bo wszystko na wagę. Na Żabiance mamy trzy "ciuchamie". Oczywiście bywam
we wszystkich. Na mój cudowny dzień urodzinowy wybrałam sobie przezroczystą
suknię z szyfonu, niemal taką, jakie się widzi na rewiach mody. Nie łżę ani
słowa! Kto nie wierzy, ten mnie zaraz będzie mógł zobaczyć! Przecież
przeparaduję przez całą Żabiankę! Nic mnie nie obchodzi, że to dopiero marzec.
Już niemal koniec marca, więc powinna być wiosna! Nie będę liczyć się z jakimiś
kretyńskimi zmianami pogody! Gdyby nawet śnieg padał, to mam kalendarz przed
sobą i widzę datę! Wiosna już się zaczęła. Co do sukni, to nie zdążyłam jeszcze
dokładnie jej opisać. No więc jest oczywiście falująca i długa do połowy łydki.
Do tego włożę wiśniowe rajstopy, bo wzór na sukni w wiśniowe kwiaty i niebieskie
ptaki. Do sukni mam najmodniejsze buty traktory. Oczywiście czarne, ponad
kostkę. Mają najgrubszą podeszwę, jaką można było znaleźć, a szukałam chyba w
dziesięciu sklepach. Moim zdaniem wyglądam w tym wszystkim szałowo! Obawiam się
tylko, że będę musiała założyć kurtkę, bo śnieg zaczyna padać. Skandal! Wiosna i
śnieg!
Ale niech nikt nie myśli, że zrezygnuję z szyfonowej sukni! Wystar czająco dużo
będzie jej widać spod kurtki! Dzisiaj jest sobota, więc nie idę do szkoły. Mama
jeszcze śpi. Jak zwykle o tej porze. Mama jest aktorką. Skoro do późna pracuje,
to potem musi się wyspać. W soboty także gra, bo aktorzy mają dzień wolny tylko
w poniedziałki. Być może dlatego tata rozszedł się z mamą, że niemal nigdy nie
mogli być razem. Tata wykłada na Akademii Sztuk Pięknych. Nie jest malarzem.
Wykłada historię sztuki. Jest cudowny! Mama też jest cudowna, ale trochę
szalona, a tata jest bardzo wyciszony. Gdybym miała ich do czegoś porównać, to
mama jest jak wzburzone morze, a tata jak przezroczyste jezioro w upalny dzień.
Oczywiście jezioro na Kaszubach, bo tu są najpięk niejsze jeziora na całym
świecie! Nie rozumiem, po co ludzie jeżdżą za granicę, żeby zobaczyć jeziora w
Alpach, czy gdzieś tam jeszcze, skoro te nasze są po prostu cudowne! Tak
naprawdę to nie wiem, dlaczego moi rodzice się rozstali, ale przecież w żadnym
wypadku nie mogłam ich o to zapytać. To są ich sprawy osobiste. Chyba wszyscy
czulibyśmy się szalenie skrępowani, gdyby doszło do takiej rozmowy. W ogóle nie
porusza się tego tematu i tak jest lepiej. Przypuszczam, że oni o tym
rozmawiali, zanim tata się od nas wyprowadził, a ja nawet nie zdążyłam zauważyć,
że dzieje się coś niedobrego, bo nigdy w domu nie słyszałam żadnych kłótni,
zresztą zawsze byłam zajęta swoimi sprawami. Po prostu pewnego dnia, rano,
zapytałam mamę: - Czy tata już poszedł na wykład? Bo zrobiłam śniadanie, a jego
nie ma. Na co mama odpowiedziała: - Tata już nie będzie mieszkał z nami.
Wracając z wykładów, wstąpi po swoje rzeczy, wtedy poda ci nowy adres. Zrobiło
mi się strasznie smutno, ale nie powiedziałam ani słowa. Mama także nie miała
wesołej miny. Pomyślałam, że teraz ja będę musiała się nią zaopiekować, bo mama
jest jak dziecko. Chyba w ogóle nie wie, na jakim świecie żyje. Ciągle tylko
zajmowała się tym swoim teatrem, a tata załatwiał wszystkie praktyczne sprawy.
Mieszkamy z mamą na Źabiance. Źabianka to jest nazwa osiedla między Sopotem a
Oliwą. Tu jest kilka szkół, rodzice jednak zapisali mnie do Społecznej Szkoły w
Oliwie. Nie mam pojęcia dlaczego. Ale jestem bardzo zadowolona z tej szkoły. Nie
jest taka wielka jak inne, oprócz tego mamy najmilszą w świecie panią od
polskiego. Jest prawdziwą poetką, taką, której poezje można kupić w księgami, a
przy tym jest fajna i nic a nic nie nadęta i dałabym sobie głowę uciąć, że też
się ubiera w "ciuchami", bo zawsze ma jakieś zwariowane suknie do kostek,
przeważnie czarne, a do tego kolorowe bolerka albo luźne kasaki, w każdym razie
nie ubiera się jak nauczycielka, tylko jak prawdziwa artystka. Strasznie mi
imponuje! Chyba nawet jestem w niej trochę zakochana. Dlatego trochę, że
bardziej jestem zakochana w Grześku. Grzesiek absolutnie o tym nie wie! Pewnie
bym padła trupem, gdyby się domyślił. Udaję więc, że go w ogóle nie zauważam.
Wystarczy mi, że ja jestem zakochana. To takie przyjemne! Mogę sobie wyobrażać,
jak idę z nim do ślubu, oczywiście w welonie i białej sukni z trenem, który
pełznie po piasku nad morzem, bo jasne, że pójdziemy zaraz po ślubie nad morze,
żeby wrzucić do wody mój ślubny bukiet. To nie jest żaden miejscowy obyczaj,
tylko mój własny pomysł. Niektórzy składają bukiety u stóp jakichś bohaterów
przy pomnikach, a ja swój wrzucę do morza, za tych wszystkich, którzy na morzu
zginęli. Dobrze, że mój tata nie jest marynarzem, bo chyba za młodu bym osiwiała
ze zgryzoty, że on także może kiedyś nie wrócić. To, że nie będzie z nami
mieszkał, nie jest takie straszne, bo przecież mogę się z nim spotkać, kiedy
zechcę, w każdym razie jest i będzie żywy. Zanim poszliśmy (w myślach) z
Grześkiem nad morze, ja w białej sukni i w welonie, to najpierw pojechaliśmy do
ślubu bryczką, zaprzężoną w cztery białe konie! U nas na Wyścigach można
wypożyczyć bryczkę z końmi i woźnicą. Już widziałam młode pary w takich
bryczkach, więc nie jest to wyłącznie mój oryginalny pomysł; niestety, ktoś już
wcześniej wymyślił to za mnie, ale przecież jeszcze nieraz będę mogła zadziwić
Grześka oryginalnymi pomysłami, zanim się zestarzejemy. Jestem pewna, że
Grzesiek jest moją prawdziwą i ostatnią miłością! Kiedyś nie widziałam świata
poza Czarkiem, ale to było strasznie dawno, chyba jakiś miesiąc temu. No i jak
go zobaczyłam w takiej idiotycznej czapce, w której wyglądał, jakby mu pół głowy
brakowało, to się od razu odkochałam. Grzesiek by
czegoś takiego w życiu nie założył! Nawet w największy mróz chodzi bez czapki!
Bo Grzesiek jest prawdziwym mężczyzną! Oczywiś cie Grzesiek chwilowo jeszcze nie
wie, że wyjdę za niego, bo jak wspominałam wcześniej, nie ma pojęcia, że się w
nim kocham. Nikomu o tym nie powiedziałam, nawet Aśce. Znam życie i wiem, że
żadna dziewczyna nie utrzyma tajemnicy, nawet najbliższa przy jaciółka. Ja bym
nigdy nie zdradziła czyjejś tajemnicy, no ale ja to jestem ja. Tata uważa, że
drugiej takiej dziewczyny, jak ja, nie ma na świecie. Nie powiedział mi tego
całkiem wprost, ale od czego ma się inteligencję? Z różnych jego półsłówek
mogłam się tego domyślić. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego w takim razie nie
poszłam do taty, gdy rodzice się rozstali? Jak mogłabym coś takiego zrobić?
Przecież mama też za mną przepada! Strasznie by cierpiała, gdybym ją zostawiła.
Jest słabsza od taty i trzeba to brać pod uwagę. Tata jako mężczyzna musi być
przygotowany na ciosy. Nawet mnie nie próbował namawiać, abym jego wybrała;
dobrze wiedział, że mamie by serce pękło. Oni sobie wzajemnie dobrze życzą, a że
się rozstali? Widocznie tak musiało być. Kocham ich jednakowo. , Mama się
zbudziła. Zawsze można to poznać po jej pokasływaniu. Już milion razy próbowała
odzwyczaić się od palenia i nie potrafi. Nawet hipnoza nie pomogła. Mama wydała
na to niezłe pieniądze i nic! Za te pieniądze mogłabym sobie kupić szafę
ciuchów! Wystarczyłoby, gdyby mnie posłuchała. Tłumaczyłam jej, że papierosy to
straszna trucizna. Powiedziała, że wie o tym. A jednak w dalszym ciągu pali.
Chyba nie zależy jej na życiu, ale mnie zależy, aby ona żyła! Wiem, że wszystkie
moje tłumaczenia to jak rzucanie grochem o ścianę, więc już nic nie mówię, tylko
zaraz rano szykuję jej szklankę ciepłej wody z miodem, żeby wypiła, zanim zapali
pierwszego papierosa. Ze szklanką wody z miodem weszłam do pokoju mamy; stała
przed lustrem i wpatrywała się w siebie, jakby w ogóle nigdy nie widziała
swojej twarzy. Podałam jej szklankę, a mama, krzywiąc się w lustrze,
powiedziała: i - Obrzydliwość! Wyglądam jak pomięty liść szpinaku, po którym w
dodatku przejechał traktor! - Chyba oszalałaś?! - krzyknęłam. - Wyglądasz jak
zawsze ślicznie! Nie bądź próżna i nie dopraszaj się o komplementy! Wolno mi
było tak z mamą rozmawiać, ponieważ od zawsze ustaliłyśmy, że jesteśmy
kumpelkami. Oczywiście nigdy w tym nie przesadzam, kumplujemy się jedynie w
drobiazgach i dotyczy to tylko sposobu zwracania się do siebie, a nie jakichś
istotnych spraw. No, chyba żeby chodziło o papierosy; to jest istotna sprawa,
ale właśnie w tym wypadku mama mnie po kumplowsku lekceważy i robi swoje. Mama
napluła na lustro, ale tylko symbolicznie, wykrzywiła się jeszcze bardziej i
powiedziała: - Nie będę sobie psuła dnia z powodu kilku zmarszczek. Mam to w
nosie! W kąpieli nawet zmarszczki się rozmywają. Daj tę wodę z miodem! Wypiję i
pędzę pod prysznic, żeby się odmłodzić! Tymczasem przygotuj mój cynamonowy
garnitur i cytrynową bluzkę! Ty się też ubierz! Zabieram cię ze sobą do teatru!
Uwielbiałam chodzić z mamą do teatru. Nawet wolno mi było siedzieć na widowni
podczas próby na scenie. Siedziałam na końcu sali, skąd wszystko świetnie widać
i słychać. Uważałam, że to jest lepsze niż prawdziwe przedstawienie. Właściwie
to było jak przedstawienie w przedstawieniu, bo aktorzy mówili swoje role, a
równocześnie reżyser biegał, nieraz szarpał się za włosy, krzyczał, przestawiał
aktorów na scenie, oni często spierali się z nim i tak na zmianę, raz grali, a
raz prowadzili ze sobą i z reżyserem jakąś wojnę. Można było pęknąć ze śmiechu.
Ja pękałam, ale cichutko, żeby mnie nie wyrzucono z sali. Dla nich to było
szalenie ważne, a dla mnie bardzo śmieszne. Nie zawsze siedziałam na sali,
czasami wolałam posiedzieć w bufecie teatralnym; to jest taki bufet tylko dla
aktorów i wszystkich, którzy pracują w teatrze, a nie dla publiczności. W
bufecie aktorzy siedzą, czekając na swoje wejście na scenę, często grają w kości
albo oglądają telewizję, ale najczęściej rozmawiają ze sobą i niekiedy tak
zabawnie, że gdybym była pisarką, to bym wszystko opisała. Po prostu nie mieści
się w głowie, że te różne przygody mogły się im przytrafić. To są zabawne
zdarzenia i aktorzy prześcigają się w opo wiadaniach, zupełnie jakby chodziło o
wygraną: kto opowie coś najbardziej zabawnego, ten bierze pierwszą nagrodę.
Kiedyś siedziałam w bufecie, bo byłam trochę głodna, więc zamówiłam sobie dwie
parówki z chrzanem. Całe szczęście, że tego
dnia nie zdążyłam zjeść w domu śniadania i dopiero zamierzałam] je zjeść w
teatrze, bo dzięki temu posłyszałam tak zabawną historię/ że kilkakrotnie o mało
nie zadławiłam się ze śmiechu gorącą parówką. Opowiadał ją pewien aktor, którego
wszyscy w teatrze nazywali profesorem, bo on podobno miał własne, naukowe
podejście do wszystkiego, a zwłaszcza do gry w kości. Przytoczę całe to opowia
danie, tak jak je pamiętam, słowo po słowie. Posłuchajcie, co mówił: -
Pamiętacie Gazdeczkę? - zwrócił się profesor do obecnych. Nikt nie pamiętał,
więc profesor wyjaśnił: - Nazywaliśmy go Psem, bo dwa zęby miał wystające jak
kły psa. Artystą był takim sobie, ale lubił zarobić. On by nie przepuścił żadnej
chałtury, a w swoim czasie chałturzyło się sporo. Ja nie. Uważam to za coś
poniżej godności aktora. Ale Pies był psem na chałtury. Żadnej by nie ominął.
Potrafił tak sobie rozłożyć czas, że wszędzie zdążył; trochę tylko skracał każdy
występ i już mógł jechać na następny. Aż tu jednego razu trafiła mu się
strasznie "tłusta" impreza, święty Mikołaj dla dzieci stoczniowców, z zarobkiem,
o jakim nie mógł nawet nigdy marzyć. Ale w tym samym czasie był umówiony z pewną
szkołą, w której ciągle występował, i mowy o tym być nie mogło, aby im nawalił.
Tego się pogodzić nie dało, bo impreza w szkole była już dużo wcześniej
zaklepana, a tu stoczniowcy o tej samej godzinie chcieli mieć występ, bo im
żaden inny termin nie pasował. Więc Pies dopadł mnie. Dlaczego mnie? Bo
wiedział, że ja go nie wygryzę z chałtur w szkole, co by może każdy inny zrobił,
a ja, wiadomo, chałtur nie brałem. Pies przyszedł do mnie i błagał, żebym go
zastąpił i był świętym Mikołajem w tej szkole. Tylko jeden raz! Nie chciałem
się zgodzić, ale on mi zagroził zerwaniem przyjaźni, a prócz tego tłumaczył mi
tak: "To nie jest nic trudnego! Wkładasz na siebie kostium świętego Mikołaja,
mówisz kilka wierszyków, które każdy aktor zna, potem wręczasz podarki i
bierzesz forsę. I jeszcze napiszą dziękczynny list do teatru, że raczyłeś
uświetnić swoją osobą tak znakomitą imprezę". Za Boga nie chciałem się zgodzić i
tłumaczyłem mu: "Człowieku! Zrozum! Ja nigdy nie grałem Mikołaja! Jeżeli już się
coś robi, to trzeba to zrobić dobrze. Nie mam żadnego pomysłu. Weź kogoś innego.
Dzieciaki muszą coś z tego mieć, zapamiętać,
10 że był u nich Mikołaj... To musi być coś ekstra! A ja się do tego nie
nadaję". Wtedy Pies się zezłościł i wrzasnął: "Nie bądź świnią! Cała szkoła
czeka na Mikołaja! Worki prezentów przygotowane! Chcesz, żeby przez ciebie
dzieciaki nie miały żadnej radości? Zresztą powiedziałem już dyrektorce szkoły,
że ty za mnie wystąpisz, bo mnie wypadło nagle coś w filmie. Trzeba było
zełgać... Już wpisali twoje nazwisko jako Mikołaja. Masz tu kostium, adres, idź
tam z pół godziny wcześniej, wbij się w szaty świętego Mikołaja i zasuwaj!
Scenariusz imprezy Mikołajowej zna każde dziecko, więc o co chodzi? Tekstu nie
potrzebujesz się uczyć, powiesz byle co własnymi słowami, zgarniesz forsę i
zapomnisz o całej aferze!" - wcisnął mi w rękę tobołek z kostiumem i już go nie
było. Myślałem, że zdechnę ze strachu. Pojęcia nie miałem, co zrobię. Liczyłem
na cud. Może w ostatniej chwili coś mi przyjdzie do głowy... W każdym razie nie
było innego wyjścia, więc powlokłem się do tej szkoły. Już za progiem oczekiwały
mnie dwie zdenerwowane damy; straszne! Wyglądały jak postacie z ilustracji
Adamsa; długie, czarne, niesamowite! Może z tego strachu takie mi się wydawały?
Te "rysunki Adamsa" powlokły mnie krętymi schodami na pięterko. Przechyliłem się
przez balustradę i zobaczyłem w dole ogromną salę gimnastyczną, chwilowo jeszcze
pustą. Na środku stał ozdobny tron dla świętego Mikołaja. Powiem wam, że
zadrżałem na widok miejsca mojej kaźni. "Rysunki Adamsa" wprowadziły mnie do
małego pokoiku i na chwilę się oddaliły, nie wiem dokąd i w jakim celu, ale było
mi to obojętne; cały czas kłębiły się we mnie myśli: "Co mam zrobić jako święty
Mikołaj, bo że coś niezwykłego trzeba zrobić, to rzecz pewna. Być tylko zwykłym
Mikołajem każda łajza by potrafiła, a ja w końcu uważam się za artystę".
Przebrałem się w kostium świętego i właściwie byłem gotowy na wszystko, tylko
jeszcze nie wiedziałem na co. Wtedy wróciły "rysunki Adamsa". "Adams" z czarną,
postrzępioną grzywką zapytał, czy oprócz tronu, który już jest, święty Mikołaj
życzy sobie czegoś jeszcze? Drugi "Adams", z cienkim, długim nosem i w okularach
z bardzo grubymi szkłami, dodał: "Może pan mieć wszystko, cokolwiek przyda się
dla urozmaicenia imprezy". 11
Nie wiem, jaki diabeł mnie podkusił, żeby powiedzieć: ; "Święty Mikołaj
zjeżdżający po poręczy i wypuszczający z worka "Potrzebny mi jest żywy kot!" ,
a! Jak to wpłynie na morale młodzieży?" - dodał swoje oburzenie "Dwa Adamsy"
porozumiały się zdziwionym spojrzeniem, ald "drugi Adams". ychmiast odezwał się
pierwszy "Adams": "T] ' i-i i ' - j-, . imcuy iiię ZCIZIWli natychmiast
odezwał się pierwszy "Adams": "Kot będzie za chwilę. Czy coś jeszcze?" "Nie.
Tvllcn lnł" T.- - głowie... "Niestety, sprawa ta musi się oprzeć o dyrekcję
pańskiego teatru" - oświadczył "pierwszy Adams". /'~/-"7trT*Tł <--"" " -------
- ł ..." -" -" v/.t u u.y icł..-Ję pansKiego teatru --... y >.us jeszcze.''" -
oświadczył "pierwszy Adams". "Nie. Tylko kot". - Już mi pewien pomysł zaczynał
chodzić p( "Oczywiście o wynagrodzeniu za taki skandal nie może być wie- mowy!
- zawołał drugi Adams. - Przecież to całkowity upadek W bardzo krótkim czasie
"Adamsy" przytaszczyły tłustego kultury! Długo będziemy musiały nadrabiać te
straty!" czarnego kota. _ \ tak się to skończyło - westchnął profesor. - Nie
wiem jak "Teraz proszę mnie zostawić samego - poprosiłem. - Najlepie kto, ale ja
uważam, że w pracy aktora potrzebny jest zapał i inwencja. jeżeli panie zejdą do
dzieci. Za pięć minut rozpoczynamy imprezę". W każdym razie nie będę już nigdy
rzucał pereł przed wieprze! To "Adamsy" bez słowa podreptały schodami w dół, a
ja władowałem był mój pierwszy i ostatni taki występ. kota do worka po
kostiumie, zawiązałem mocno, aby bestia się nie Akurat kiedy skończył opowiadać,
moja mama zeszła ze sceny, wyrwała, zarzuciłem worek na plecy, wybiegłem z
pokoiku i nie bo była przerwa w próbie. Zapytała, czy się nie nudzę? Jak mogłam
zastanawiając się wiele, dosiadłem poręczy schodów, po której się nudzić? Teatr
to absolutnie najbardziej niezwykłe miejsce na zjechałem w dół, oczywiście
koziołkując przy upadku. Powiem wam, świecie! Jeśli się kiedyś okaże, że mam
talent, także zostanę aktorką czterdzieści pięć minut trwało uspokajanie
dzieciaków, tak im się i oczywiście nie będę brała żadnych chałtur. ten numer
podobał! Worek z kotem postawiłem obok, a sam wsko- To wszystko, o czym mówiłam,
działo się wcześniej, nie w dniu czyłem na tron i odstawiłem kilka wierszyków
Brzechwy, zastosowałem moich urodzin. Przypomniało mi się teraz, kiedy
szykowałam dla przy tym styl, w jakim grałem postać Gąski w "Weselu Figara".
mamy cynamonowy garnitur, bo wtedy też go miała na sobie. Mama Gąskę miałem w
jednym palcu! Graliśmy to przecież ze sto razy. ubiera się bardzo szykownie.
Wie, jak dobrać kolory i w ogóle. I we Wiadomo, jak się gra Gąskę... Robi się
łamańce palcami, rękami, wszystkim wygląda ślicznie. Jak tylko się spojrzy na
nią, to od razu głową, grzbietem... Jednym słowem - paralityk. Jak już
wyczerpałem widać, że jest artystką. Bardzo jestem z niej dumna. repertuar
Brzechwy, to złapałem worek i krzyknąłem: Oczywiście z taty także jestem dumna.
I nawet z Basi, z którą "A teraz! Moi kochani! Worek z prezentami od Mikołaja!!"
tata teraz mieszka. To w ogóle jest okropnie zagmatwana historia. - i
wypuściłem kota. Tym razem uspokajanie oszalałej ze szczęścia Tata/
wyprowadzając się, zostawił mi adres i powiedział, że będzie dziatwy trwało
jeszcze dłużej, mieszkał u Basi w Sopocie. Na koniec pozostało już tylko
wywoływanie nazwisk i rozdawanie Basie znałam, bo kiedyś robiła scenografię do
telewizyjnej sztuki, podarków. Impreza trwała trzy godziny, a normalnie taką
rzecz w której mama grała. Basia jest malarką, portrecistką, ale od czasu odwala
się w pół godziny. Byłem cholernie dumny, kiedy kroczyłem do czasu robi
scenografię dla telewizji. Basia jest blondynką, a mama za "Adamsówkami" do
pokoiku na górze, gdzie miałem odebrać lst czarna. Basia nie pali, mówi mało i
bardzo cichutko, w przeci- sute wynagrodzenie. Nie uwierzycie, co się stało...
Zza biurka wieństwie do mamy. Być może na scenie mama przyzwyczaiła się
wpatrywały się we mnie groźne "ilustracje Adamsa", łajając mnie do głośnego
mówienia. Przecież nikt by jej nie słyszał, gdyby mówiła niemiłosiernie, tak
cichutko jak Basia. Lubię bywać u Basi w pracowni. Mogę całymi "Czy pan wie, co
pan zrobił?!? - zachłysnął się z oburzenia godzinami siedzieć i patrzeć, jak
maluje. Czasem zastanawiam się, pierwszy Adams. - Pan zbezcześcił postać
świętego Mikołaja!" ezy przypadkiem nie zdradzam mamy, zwłaszcza kiedy niechcący
12
13
przytulę się do Basi. Z mamą się nie przytulamy, tylko się kumplujem ale
przecież przepadam za mamą! To wszystko jest strasznie trudne! I nie wiem, czy
uczciwe? Przecież Basia jest drugą kobietą taty, d której odszedł, zostawiając
mamę. Gdy zbliża się godzina, kiedy tata ma wrócić z wykładów, Basi przerywa
malowanie, nakrywa stół, zawsze jakąś przepiękną ręczni haftowaną serwetą,
rozkłada talerze i sztućce, kładzie na stole jak] choćby maleńki kwiatek, w
kuchence mikrofalowej już się wszystk grzeje, tata wchodzi, myje ręce i
natychmiast zasiadamy do stoh Jemy, śmiejemy się, gdy tata opowiada, co
zabawnego działo się n uczelni. U Basi nic się nie zdarza, bo co ma się zdarzyć
przy malowa niu? Myślę, że Basia by sobie nie życzyła żadnych zdarzeń; musi by
skupiona, gdy maluje. Potem Basia wraca do swojej pracy, tata kładzi się na
kanapie i czyta gazetę, a ja odrabiam lekcje. Czasem Basii przerywa pracę i
idziemy we trójkę nad morze. Tata żąda ode mnii sprawozdania ze wszystkich tych
dni, gdyśmy się nie widzieli, ji opowiadam o różnościach, o szkole, o Aśce, o
wszystkich moici koleżankach i nauczycielkach, staram się tylko jak najmniej
mówii o mamie, bo wiem, że Basi byłoby może głupio słuchać, gdy wychwa lam mamę,
że pięknie wyglądała albo że bosko zagrała jakąś rolę Mamie też nie opowiadam,
jaka Basia jest słodka i jak miło jest u nie w domu, bo znowu mamie byłoby
głupio słuchać o Basi. Boże! Że te; cały ten ciężar życia musiał spaść na mnie!
Byłoby mi o wiele łatwie żyć, gdybym nienawidziła Basi, ale nie mogę! Każda z
nich jes cudowna na swój sposób i wiem, że obydwie mnie kochają. Ja pc prostu
jestem zdrajczynią! Z Basia zdradzam mamę, a z mamą Basie Tata ma lepiej, bo nie
musi bywać i u mamy, i u Basi, jest tyłka z Basia i na tym koniec. On się nie
musi czuć zdrajcą. Na tyni rozstaniu rodziców to ja najgorzej wyszłam.
Rozłożyłam na krześle mamy ubranie i sama poszłam się przebrać, Gdy mama wróciła
z łazienki, już na nią czekałam, całkiem ubrana. Mama spojrzała na mnie
zdumiona. - Bardzo dziwnie się ubrałaś - zauważyła. - Czy to jakiś
najmodniejszy fason? Bo nie jestem na bieżąco z modą - dodała. - Nie oglądasz w
telewizji pokazów mody? - oburzyłam się. - To przecież ostatni krzyk mody w tym
sezonie! Przeźroczystej szyfony i buty traktory! l
14 - Skoro ostatni krzyk mody... - zgodziła się mama. - Obyś tylko nie
odmroziła sobie jakiejś części ciała... Poczekasz w bramie, a ja podjadę
samochodem pod sam dom, tak będzie bezpieczniej. Podejrzewałam, że mamie nie
podoba się moja kreacja, więc zaczęłam się dopytywać: - Czy twoim zdaniem to nie
jest szykowne? - Moje zdanie się nie liczy. Skoro tobie się podoba... - A tobie
się nie podoba? - naciskałam. - Pamiętam sprzed lat bal gałganiarzy... Widziało
się tam takie stroje. Być może jakiś projektant mody zrobił powtórkę z tamtych
czasów, bo nie miał pomysłu na nic nowego. Z moim zdaniem możesz się nie liczyć.
Ja bym tego nie założyła, ale ja przecież jestem dorosła, a to, jak zgaduję,
jest młodzieżowa moda? - Zgadłaś. To jest młodzieżowa moda. Byłam zła na mamę.
Sprawiła mi zawód. Myślałam, że będzie się zachwycała moim wystrzałowym strojem.
Mama, robiąc makijaż, uśmiechała się w lustrze do mnie. - Nie naburmuszaj się
tak - powiedziała. - Mogę mieć chyba swoje zdanie? Być może to jest prześliczny
strój, ale nie żądaj ode mnie, abym kłamała i zachwycała się. Mnie się nie
podoba, ale przecież nie ja w tym wyjdę. - Nie pójdę dzisiaj z tobą do teatru -
powiedziałam. - Chciałabym trochę poparadować po Źabiance w mojej szałowej
toalecie. - Chcę, żebyś mi coś załatwiła w Gdańsku - odezwała się mama. - Za
trzy dni premiera. Na nic innego nie mam czasu ani głowy. Jest coś do
załatwienia, więc liczę na ciebie. "Mama ma premierę i do niczego nie ma głowy"
- pomyślałam. "Nic dziwnego, że zapomniała o moich urodzinach. Mama nigdy nie
obchodziła swoich urodzin i pewnie dlatego dla niej nie jest to ważne. To tylko
ja sobie wydaję się taka ważna". - Dobrze - powiedziałam - ale jadę ubrana tak,
jak jestem! Dzisiaj szczególnie zależy mi na tym, aby wyglądać szałowo! Mama nie
zwróciła uwagi na te słowa, chociaż moim zdaniem, powinna zapytać, dlaczego
właśnie dzisiaj chcę wyglądać szałowo. kończąc makijaż, zaczęła powtarzać rolę.
Teraz już w ogóle nie wracała na mnie uwagi. Ubierając się, także cały czas była
zajęta 15
powtarzaniem roli. Mamie pół życia schodziło na powtarzaniu ra ię we mnie
mężczyźni nie kochali, znaczyłoby to, że jestem mamą a drugie pół na graniu tych
ról. Nawet kiedy już było po premier; ktorką. i choćby się grało setny raz to
samo przedstawienie, mama zawsz - Nie wystarczy ci, jeśli cię będą tylko
podziwiali? przed każdym spektaklem powtarzała rolę, którą miała tego dnia eral
- Nie. Niech sip wp mmo l-h T,I/ - 1-'- "' Wydawało sip io' *''''-'"-); - - .--
-. . oainu przeastawienie, mama zawsz przed każdym spektaklem powtarzała rolę,
którą miała tego dnia gra Wydawało się jej, że jeżeli nie nnwf-r <" - -T- ..
,,Juty .i, jcsii '-'ę1-1 i-yio podziwiali;' - Nie. Niech się we mnie kochają.
Jak już będę starą aktorką, dzie mi musiał wvsf-an-7vr nni-ifiw --""z,aia i
uię, Którą miała tego dnia gra - Nie. Niech się we mnie kochają. Jak już będę
starą aktorką, Wydawało się jej, że jeżeli nie powtórzy, to z całą pewnością w
jakin >ędzie mi musiał wystarczyć podziw. miejscu zapomni tekstu. Ja nie wiem,
jak można tak żyć? Przecie - Nie wspominaj mi o starości! Ja już od dzisiaj
zaczynam się trzeba mieć trochę czasu na jakieś zwyczajne przyjemności. Czasem a
'żuć staro... żal mi było mamy, ale mama wcale nie wyglądała na nieszczęśliwe
Powiedziałam to tylko, żeby usłyszeć pytanie mamy, dlaczego mówiła, że teatr to
jest całe jej życie i że nawet oddycha teatren aczynam się czuć staro akurat od
dzisiaj. Może by sobie wtedy mogłaby żyć bez powietrza, ale bez teatru nie. Być
może ja takż tfzypomniała, że właśnie skończyłam trzynaście lat. Ale mama nie
podobnie będę czuła, jeśli zostanę aktorką. Tylko czy nią zostanę wróciła uwagi
na moje słowa. Nagle zajęła się wyprzedzaniem Pojęcia nie mam, co w przyszłości
z sobą zrobię. Czasem chciałabyr akiegoś samochodu, przy czym trochę
złorzeczyła: zostać malarką, tak jak Basta, a czasem znów nauczycielką i poetką,
ta - Diabli mnie biorą na tych niedzielnych kierowców! Wlecze się jak nasza pani
polonistka. Dobrze, że mam w czym wybierać, o i tylko zawala drogę! Powinno się
wlepiać mandat za taką Poszłam z mamą na parking, gdzie stał jej stary samochód.
Mam ilamazamą jazdę! już zapomniała, że kazała mi czekać w domu. Biegła przede
mną Przed wiaduktem na zaspie musiałyśmy się zatrzymać, bo właśnie wrzucając po
drodze numerek do budki pana parkingowego. Z dalekłrzechodził pochód studentów 7
haełarm .r ",.,-- --~ krzyknęła "dzień dnhn7" ""-i--- ' - ""-*"" "" -zeKac w
domu. Biegła przede mnąj Przed wiaduktem na zaspie musiałyśmy się zatrzymać, bo
właśnie wrzucając po drodze numerek do budki pana parkingowego. Z daleki
)rzechodził pochód studentów z hasłami przeciw przemocy. Coraz krzyknęła "dzień
dobry", ale parkingowy nie miał zamiaru poprzesta vięcej w Polsce takich
pochodów. Mama spojrzała na mnie z prze- na tak krótkim powitaniu; wybiegł z
budki i machał do mamj ażeniem. wymiętym beretem. _ gg, Każdego dnia umieram z
obawy o ciebie! - powiedziała. - Dzień dobry! Co tak dzisiaj pędzimy? Chyba się
teatr nie pali' - Ten chłopiec, który zginął, też miał matkę, która może czekała
na - wołał do mamy i aż zakasłał się ze śmiechu, tak zabawny wyda uego ze
śniadaniem, niczego nie podejrzewając. Jak ona to przeżyła?!? mu się jego żart.
wszystkie matki przeżywają podobne tragedie?!? Nawet nie mam - Niech pan nie
wywołuje wilka z lasu! - odkrzyknęła do niege pojęcia, przed czym cię
przestrzegać? Młodzi ludzie giną w tak ma. - Co ja bym zrobiła, gdyby się mój
teatr spalił? niezwykłych, tak niespodziewanych okolicznościach. Ktoś snhip - Ja
bym pani wybudował nnw i-t-i - mu się jego żart. XT" ł -", "ua z. losu: -
odkrzyknęła do nie mama. - Co ja bym zrobiła, gdyby się mój teatr spalił? - Ja
bym pani wybudował nowy teatr! - żartował w dalszy ciągu parkingowy. - Znam cio
ł-"---' -- -Jt-, f.- ym >-i
niezwykłych, tak niespodziewanych okolicznościach. Ktoś sobie spokojnie idzie i
nagle dostaje pałką w głowę, bez żadnego powodu. JBo już nie mówię o tych,
którzy oddalają sip 7 Tdrnź w nrincl-.mr.r.o __-.,--- -" ,v*A-w*ŁV/iM'-AL. A-L
OUŁIC- -, . .,--...c.i wwy reatr; - żartował w dalszynspokojnie idzie i nagle
dostaje pałką w głowę, bez żadnego powodu. ciągu parkingowy. - Znam się trochę
na murarce, bo kiedyś byłem B0 pż "ie mówię o tych, którzy oddalają się z kimś w
odosobnione tynkarzem, ale po pijanemu spadłem z rusztowania i trzeba byłe
miejsce... Mam nadzieję, że tyle każda młoda dziewczyna wie, że skrócie nogę,
dlatego zostałem parkingowym. Może to i dobrze, bc nie wolno zawierać znajomości
z obcymi, przyjmować zaproszenia inaczej bym nie miał okazji poznać pani. na
przechadzkę po parku czy do cudzego mieszkania, A zwłaszcza - Ja tez się cieszę,
że pana poznałam! - odkrzyknęła mama, "a dyskotece nie wolno zawierać
znajomości. Jeśli już wybieracie zapuszczając już motor. Parkingowy podniósł
rampę i wyjechałyśmy się na dyskotekę, to tylko z chłopcami, których dobrze
znacie. On jeszcze ciągle machał beretem za odjeżdżającym samochodem. A
najlepiej to w ogóle dać sobie spokój z dyskotekami, w każdym - On się w tobie
kocha, mamo - powiedziałam, razie w tych czasach, które stały się tak
niebezpieczne. - Powinien! - zaśmiała się mama. - Wszyscy mężczyźni powinni -
Mamo! Ja nie chodzę na dyskoteki! Jestem na to za młoda. się kochać w aktorkach.
To dodaje pikanterii życiu. A zresztą gdyby Jeżeli się bawimy, to u kogoś w
zaprzyjaźnionym domu. I dobrze
16 17
wiem, z kim się mogę bawić i przyjaźnić. Nie jestem taka głuJ garderoby mamy,
aby się przebrać w nowe ciuchy. Spódnica była uoskonale wiem, że niektóre
dziewczyny nawet piją z chłopaka z granatowego zamszu, blezer wiśniowy,
sięgający niemal do rąbka alkohol i palą papierosy czy trawkę, ale ja mam swoje
towarzystwo, l spódnicy, do tego założyłam pomarańczowe pończochy. Z moimi się
spotykamy, żeby podyskutować o życiu, o książkach, które przeć: czarnymi
traktorami to było naprawdę coś na medal! Cudownie jest a ismy, o poezji, no i w
ogóle o wszystkim, co jest ważne. Nav się starzeć! Już mam trzynaście lat, a co
to dopiero będzie, gdy o polityce, bo przecież niektórzy z nas zostaną kiedyś
politykan będę miała szesnaście? Szkoda tylko, że mama wówczas będzie aż
Kozmawiacie o polityce? - zdziwiła się mama. - W tym wiek o szesnaście lat
starsza. Wolałabym, aby się niedy nie starzała. - No, trzynaście lat tn rno ioł
., , .nin oii? mama. - W t) - No, trzynaście lat to nie jest mało -
oświadczyłam. Miałam nadzieje, że f-pra? w "'--- - o szesnaście lat starsza.
Wolałabym, aby się nigdy nie starzała. TUT l->ył-n-,y,- -- ""l,..1.1-.- _-.----
_--1--- --l . 1 ' J--- - Jesi maro - oświadczyłam. Już przebrana, po cichutku
otworzyłam ciężkie żelazne drzwi Miałam nadzieję, ze teraz już mama przypomni
sobie o moi i weszłam za kulisy. Umiałam się poruszać w ciemnościach za
kulisami, urodzinach, ale nic podobnego. Właśnie skończył się pochód i mai tak
aby nie trącić żadnego fragmentu dekoracji, które tam były stłoczo- ruszyła z
miejsca. Powiedziała, że się denerwuje, żeby się nie spóźi ne. Właściwie to
najbardziej lubię to, co jest poza sceną, czyli za na próbę. Zaczęłam się
zastanawiać, czy mama z całą pewność kulisami. Wszystko jest tak niesamowicie
tajemnicze! Ktoś, kto nie jest ak się trzęsie o mnie i czy bardzo jej na mnie
zależy, skoro i obeznany z teatrem, mógłby się nawet przestraszyć, bo na
przykład stoi może sobie przypomnieć o moich urodzinach, mimo iż kilkakrotr
sobie olbrzymi, wypchany niedźwiedź z obnażonymi kłami, a nad nim starałam się
JCJ to podpowiedzieć. sznurach kapliczka albo kryształowy żyrandol. Zależy, co
się uojechałyśmy na parking przed teatrem. Mama kazała mi pój będzie grało i do
czego będą potrzebne elementy dekoracji. Nad sceną o uretu i zaczekać tam na
nią, a tymczasem szukała dogodne ze wszystkich stron jest żelazny balkon, tam są
umieszczone różne miejsca dla ustawienia samochodu, reflektory i mnóstwo
stalowych lin, które służą do podnoszenia i opusz- weszłam do bufetu i
zdębiałam! Tłum aktorów stał przy drzwiac czania dekoracji. Te liny sięgają aż
pod podłogę. Za kulisami panuje azdy miał przypięty do ubrania okrągły kartonik
z wymalowar specyficzny, teatralny zapach: szminek, pudru, perfum, zmieszany
rzynastką i moim imieniem i każdy miał w ręku bukiet kwiatów z zapachem
zakurzonych kotar, kleju, farb i drewna. Trzeba bardzo Ja Sopotem okazało, w
każdej wiązance było tych kwiatów właśn ostrożnie poruszać się za kulisami.
Aktorzy często muszą przebiegać zynascie. Mama weszła także z bukietem i z
kolorowym pakiecikiei z jednej strony sceny na drugą i uważać, aby nie trącić
stłoczonych tam przewiązanym ogromną wstążką; pewnie przechowała to w portierń
przedmiotów. Nieraz nawet przechodzą na czworakach, jeśli akurat wszyscy
odśpiewali mi teraz "sto lat" i zaczęli mnie ściskać i calowa w danej scenie
dekoracja jest niezbyt wysoka, a na przykład za c .a moja mama! Jak ona
potrafiła cały czas udawać, że n kotarami w ogóle przejścia nie ma, bo dekoracja
na to nie pozwala. pamięta o moich urodzinach! W pakieciku była przecudna
spódnic Stanęłam z boku za kulisami i przez szparę między kotarami lhl y blezer
ł pięć par "olorowych pończod patrzyłam na scenę. Nie chciałam wchodzić na salę,
bo tam siedział aklcn które mają gumkę i sięgają tylko za kolano. Przy spódnic
podczas prób reżyser i chociaż nie bronił mi siadywać na końcu mmi to wygląda po
prostu bosko! l sali tn tpan n, r., - - i--- ---l ------ - Przyjrzyjcie się
starej matce! ma /"\i..- - - - ;nic podczas prób reżyser i chociaż nie bronił
mi siadywać na ". _ n ."- ;. r.* r--" Łou: gg ggp postanowiłam się nie kręcić,
bo był wyjątkowo mama zy)rzy)cle slę stareJ matce! ~ powiedziała moja roześmian
wściekły. Myślę, że każdy reżyser się wścieka przed premierą. Może o trzyna'
omoja c0 ozyła trzynaście lat, a ja jesteś trochę ze strachu, czy premiera
dobrze wypadnie, a może z prze- Przez m af s arsza.' . pracowania. Odkąd bywam
w teatrze, a bywam, odkąd pamiętam, wiec ws ega on "P10)61 zapowiedziała, że
rozpoczyna prób czyli od małego dziecka, zawsze wszyscy reżyserzy szaleją z
nerwów kwiatów T p0 ł1 na scenę/ a Ja zostałam w bufe, pośród mórz. przed każdą
premierą. Tego dnia sprawa poszła o węża zaskrońca... i z tym oszałamiającym
prezentem. Natychmiast pobiegłam d( Tak! Daję wam słowo! W przedstawieniu grał
prawdziwy zaskroniec!
18 przed każdą premierą. Tego dnia sprawa poszła o węża zaskrońca... Tak! Daję
wam słowo! W przedstawieniu grał prawdziwy zaskroniec!
19
Mama wnosiła go w szklanym, trójkątnym naczyniu. Wygląd, przecudnie i
równocześnie niesamowicie z tym wężem. Miała dłu karminową suknię, bardzo bladą
twarz, co przy jej czarnych włosac było jeszcze bardziej fascynujące. I ten
wąż!... Brakowało trzech di do premiery, a właściciel węża zatelefonował do
teatru, że wąż m zapalenie płuc i chwilowo nie może wystąpić. Reżyser dosłown
oszalał! Krzyczał na panią scenograf, że jego nic nie obchód. choroba węża, w
sztuce ma być wąż i na tym koniec! Pani scenogn obraziła się i powiedziała, że
zaangażowano ją do przygotowani scenografii, a nie do leczenia węża. Reżyser nie
chciał tego słucha( Uparcie żądał węża. Pani scenograf zatelefonowała do
właściciel sklepu, skąd pochodził chory wąż, i spytała, czy nie mają innegi
zaskrońca, ale nie mieli. Był jeszcze tylko wąż boa, który jednaL w żadnym
wypadku nie mógłby się zmieścić w szklanej skrzynce Chory zaskroniec popsuł mi
trochę trzynaste urodziny, bo wszysci zaraz po próbie zaczęli szybko wychodzić z
teatru, żeby tylko nii spotkać się ze zdenerwowanym reżyserem, i nikt już nie
pamięta teo o świętowaniu mojej trzynastki. Tylko mama pamiętała. - Podwiozę cię
do taty - powiedziała. - Będzie szczęśliwy, ż jesteś wcześniej; dłużej się
nacieszy twoją obecnością. Ja zabiorę t, góry kwiatów do domu i zdrzemnę się
przed wieczornym spektaklem1 Jeszcze nie skończyłam grać jednej roli, a
równocześnie muszę się szykować do następnej... Straszny jest los aktora, ale
nie zamieniłaby! go na żaden inny. Mama zatrzymała samochód przed domem Basi,
machnęła m ręką na pożegnanie i odjechała. Rozdział II Mama, Basia, tata i ja
na dokładkę Dom Basi jest obrośnięty dzikim winem, a w maleńkim ogródku wokół
domu Basia sadzi mnóstwo kwiatów. Nie ma tam żadnych klombów, tylko wymieszane
różne kwiaty, jak w wiejskich ogródkach.
20 "racownia jest na pięterku. Jedna ściana pracowni to spadzisty, szklany dach.
Środek tego dachu można podnosić za pomocą żelaznego pręta. Na dole jest
kuchnia, dwa pokoje i łazienka. Podłogi z drewnianych desek bardzo ładnie pachną
pastą. Taty chyba jeszcze nie było, bo gdy zadzwoniłam do drzwi, to chwilę
czekałam, aż Basia zeszła z góry, z pracowni. Stanęłam w otwartych drzwiach i
dosłownie rozdziawiłam gębę, bo już w przedpokoju, nad drzwiami do saloniku, na
złotym sznurku wisiały kolorowe kartoniki z trzynastką pośrodku. A w salonie, na
sztalugach, ogromny portret, na którym byłam najprawdziwsza ja, tylko o wiele
ładniejsza! Na tym portrecie miałam rozwiane włosy, jakby mi je wiatr przed
chwilą poszarpał, i niemal fruwała moja szyfonowa suknia, a z tyłu było morze.
Nie mogłam nic z siebie wydusić, bo mi się ze szczęścia płakać nagle zachciało,
chociaż nie jestem beksą. Bez słowa uściskałam Basie, ale dlaczego Basia
płakała, tego już nie wiem. W końcu oczywiście i ja się rozbeczałam i tak nas
zastał tata, który wkroczył z ogromnym bukietem, tak wielkim, że się nie chciał
zmieścić w żadnym wazonie. Musieliśmy wsadzić kwiaty w wiadro. Szybko z Basia
powycierałyśmy oczy rękawami, a tata podniósł moją brodę, pocałował mnie w
czubek nosa i patrząc mi w oczy, powiedział: - Witaj, moja trzynastoletnia
staruszko! Nie licz na żadną przemowę. Nie jestem dobrym mówcą. Chyba nigdy nie
zapomnę tych urodzin! Nie wyobrażam sobie, aby można było coś jeszcze
ciekawszego i milszego wymyślić. Moi rodzice uważali, że trzynaście lat to wiek,
kiedy dziewczyna zaczyna już być panienką. Potem jest ważne szesnaście lat, gdy
się jest prawie dorosłą, i osiemnaście, gdy osoba całkowicie dorosła dostaje
dowód osobisty. Tego dnia byłam naprawdę szczęśliwa, mimo że zaczynałam się
starzeć. Portret był cudowny, ale nie chciałam go zabrać do domu, bo przecież
przypominałby mamie nie tylko mnie, ale i Basie. Nie wiem, czy mama czuła żal do
Basi, że zabrała tatę, może nawet Basia wcale go nie miała zamiaru zabrać, może
to mama chciała, aby tata odszedł, i w końcu mogło jej być wszystko jedno, do
kogo odszedł, ale pomyślałam, że każda kobieta, jeżeli nawet sama rzuca męża, to
w głębi duszy nie lubi tej, która ją zastąpiła. Oczywiście 21
to są tylko moje przypuszczenia, bo przecież ja jeszcze czegoś takie Rozdział
III nie przeżyłam. Gdybym kiedyś rzuciła Grześka, co jest raczej ni
prawdopodobne, i gdyby on potem w kimś się zakochał, to by Tak królewską parę
wyciągnięto za uszy była wściekła! Powinien mnie kochać do końca życia! Nawet
rzucon komnat królewskich No tak, tylko najpierw musiałby się we mnie zakochać.
Jeszcze m nie dałam żadnej szansy, bo przecież nie wie, że ja jestem w nil
zakochana... Trudno. Poczeka! Teraz nie mam czasu, bo chcę przeczył, o straszne'
Na świecie wiosna, a ja muszę tkwić w domu, bo Jeszcze raz "Kłamczuchę"
Małgorzaty Musierowicz i napisać refera iałam zapalenie płuc. Czuję się już
absolutnie dobrze, ale jeszcze na lytut referatu jest wprost wariacki: "Co mnie
najbardziej zastanowił ' mam zwolnienie lekarskie, więc mama nie pozwala mi
wyjść. w przeczytane) lekturze". Boże złoty! Wszystko mnie zastanawiaj -o jutro
będę mogła pójść do szkoły. Jest poniedziałek, czyli Oczywiście najbardziej mnie
zastanawiała miłość, ale pewnie wszystk yeń wolny od pracy w teatrze. Mama
próbuje zająć się pracą dziewczęta rzucą się na ten temat, a ja chcę być
oryginalna. Pomyśl omową- w pralce kotłuje się pranie, a mama odkurza dywan o
tym. Tymczasem zastanawiam się, co zrobić, aby nie zabra . swoim pokoju
portretu do domu i przy tym nie sprawić przykrości Basi? Chociaż elektroluks
strasznie warczy, słyszę, że ktoś dzwoni do Basia albo jest ogromnie mądra, albo
niechcący przyszło jej t wi biegnę więc otworzyć. Wchodzą trzej koledzy mamy,
których na mysi, bo gdy już miałam wychodzić, powiedziała: teatru: Janek, Jurek
i Igor. Jestem z nimi "na ty", bo mi to sami l aulmko, oczywiście portret jest
twój i możesz go wziąć z sob. iedyś zaproponowali. Powiedzieli, że nie cierpią,
jak się do nich mówi ale gdybyś wolała, mech na razie zostanie tutaj, tak żeby
twój tat jku" a słowo "pan" jest zbyt oficjalne, zresztą są zdania, że wszyscy
mógł sobie na ciebie patrzeć, gdy cię nie ma z nami... dzi ludzie powinni sobie
mówić "ty", no a przecież ja jestem młoda, Uczywiscie, ze chcę, aby tata mógł
się we mnie wpatrywać oni uważają siebie za młodych. I dobrze. Bardzo mi to
odpowiada. Jeszcze gotów zapomnieć, jak wyglądała jego córka, zanim został y
świecie artystów żyje się swobodniej niż wśród innych ludzi trzynastoletnią
panienką! Niech się tata mną napawa do wól naprawdę nie rozumiem, dlaczego
dawniej artyści byli uważani za W swoim czasie zabiorę portret. Gdy wyjdę za
mąż, moje dziec .orszych i to do tego stopnia, że nawet nie wolno ich było
chować będą piszczały z zachwytu: "Ach! Jakaż prześliczna była nasz y
poświęconej ziemi! Moim zdaniem, aktorzy są o wiele lepsi od mama, gdy miała
tyle lat co my! Nam daleko do urody mamy!... nnych bo się nie puszą i nie udają
świętych, tylko są tacy, jacy są. Jak Trzeba przyznać, Basiu, że mnie
upiększyłaś! wi moja mama "mają serce i duszę na talerzu". l\ic podobnego!
Jesteś sto razy piękniejsza niż na tym portrecie Mama przerwała odkurzanie
dywanu i zapytała, czy ma zaparzyć Ale, ale_ Czyżbyś się wybierała za mąż, skoro
mówisz o dzieciach (awę Wszyscy trzej odpowiedzieli, że właśnie po to przyszli,
bo - Chwilowo jeszcze nie. Ale warto być przygotowaną na przyszłość yybierają
się na chałturę, na jakąś wieś, ale zanim wyjadą, chcieliby Będę miała dużo
dzieci! Lepiej, żeby się biły ze sobą w domu ni; ,ię napić kawy i jeśli się uda,
naciągnąć mamę na małą pożyczkę, z innymi dziećmi na podwórku. A jak podrosną,
zapiszę je wszystki, ,o nie mają pieniędzy na benzynę. OJeJ ,'' " - Nigdy w
życiu nie widziałam was z pieniędzmi! - zaśmiała Wycałowałam Basie i tatę i z
ogromnym bukietem kwiatów ,ię mama. - Jak wam się udaje żyć, zawsze bez grosza?
pomknęłam do kolejki przez zatłoczoną ulicę Monte Cassino. Bylair _ Ba< Nas to
także szalenie dziwi! - odpowiedział Tanek. szczęśliwa, ze Basia wyrał-nwała ~
1-1- ... -_.-_. .ą\. ly.Łu.iiic ł-aaamo. Dylaila szczęśliwa, że Basia
wyratowała mnie z kłopotu i że nie będą musiała pchać mamie przed oczy portretu.
I
22 - Ba! Nas to także szalenie dziwi! - odpowiedział Janek. - Ale najważniejsze,
że oddajemy pożyczone pieniądze - wtrącił pl/
23
- Oczywiście niechętnie oddajemy - dodał Igor, WSZYSCY yacT-płicn-i-ir c;" /.--
'- *' i zapytała o chałturę. T 1 _, -_.- .nuLic uuuajemy - dodał leor l r 1 -
1 , -i -r , i Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Mama pożyczyła im pienia J Na ten
dzień speqalnie zamstalowano w sali gimnastyczne) małe łpytała o chałturę,
"""odium wypożyczone z remizy strażackie], gdzie niekiedy odbywały się -
Jedziemy Z "misia ł-pah-alna" A ...;-;-i . , . A7VfitePV kńłpk rpryf-atnrsidrh
alhn młnrl7ip'7m*rpi r>r)<-iocJedziemy z "misją teatralną" do wiejskiej szkoły - u - P7 kółek y01" alb0
młodzieżowej orkiestry. Jurek. - Dzisiaj rzecz będzie o teatrze dworskim Szkoła
7-y55 Dla mnie jeden z chłoPCÓW także PYsł krzesł0- Był t0 chłopiec, sobie tego
tematu, bo dzieciaki właśnie go przerabiają :tóreg0 od razu zauważyłam Boże! Ja
on by1 PY' w życlu nle - Och! Mamo! Pozwól mi z nimi pojechać' - pła M vidziałam
tak ciemnych niebieskich oczu! Po prostu granatowe! I olb-mamę. - To by mi się
szalpn,? "r i... .-' zaczęlam "Bglipi A ci NT; r-, "i-- -- -.--.-.-i- -- --- 'f\
W życiu nie owe! I olb- _ .."_.."" """ .mmt tLŁ>->Ł>-t3i.xi-.ŁŁ i.Ł.i-1; ą u
PJLUDŁU K.iaii.ai.unc: i uiu- -- -.* L. iJLu pt/icLiićic' - zaczęłam hłao mamę.
- To by mi się szalenie przydało! My też przerabialiśmy it"1"'1 A "Y' Niech się
Grzesiek schowa, chociaż wydawało mi się temat i mogłabym sobie go przypomnieć i
utrwalić w pamieT07 źe mkt me ma P16 oczu mż on- powiem wprost: byłam Przecież
już się czuję zupełnie dobrze, a i tak nie jpsf-pm u~oorażona iak piorunem! Nie
wiem, czy jeeo też poraziło, ieśli tak. to nie .ai i mogłabym sobie go
przypomnieć' i utrwaficwTamiel107 że mkt me ma PY oczu mż on- Powiem wprost:
byłam Przecież już się czuję zupełnie dobrze, a i tak nie jestem w szko wrażona
piorunem! Nie wiem, czy jego też poraziło, jeśli tak, to nie To by było niczym
lekqa i nie marnowałabym czasu W samochód; iał P sobie mc P03- Ustawił dla mnie
krzesło obok krzesła pani z całą pewnością się nie przeziębię! Ty sobie
spokojnie posprząta zy110' a sam usiadł w pierwszym rzędzie na samym środku, bo
nie będę ci się plątać pod nogami. Zgódź się! r q - ,bok drugiego chłopca, który
też był wart zainteresowania. W całym - Moim zdaniem. Paulina ma rację -
powiedział Igor - O "ży"'1 rzędzie siedzieli wyłącznie chłopcy. będzie pogłębiać
wiedzę o teatrze dworskim, a ty o metoda< Y ""PB miała sie uź zz' pa"!
nauczycielka przedstawiła sprzątania w ekspresowym tempie, gdy nikt nie plącze
się pod nogan aktorów ł powiedziała, że wyjaśnią oni, na czym polegała istota
Mama była ubawiona. " teatru dworskiego, a potem zagrają fragmenty sztuk,
takich, które - Jak wy potraficie w mgnieniu oka zrobić ze mną co chcec właśnie
grywało się w dworskich teatrach. I dodała, że liczy na to, - wyciągnąć ode mnie
pieniądze i przypodobać się mojej córce E że młodzież nie przyniesie wstydu
szkole i z uwagą wszystkiego końca życia będziecie mieli jej wdzięczność! Już
zaczęła bzików, wysłucha i obejrzy występ. z nudów, a tu taka gratka! Wycieczka
samochodem z panami artystan Teraz J""* miał powiedzieć kilka zdań
wprowadzających. Janek - Mamo! Jesteś cudowna! - krzyknęłam i pobiegłam przebrać
s [ or czekali spokojnie, aż Jurek wszystko objaśni. Wówczas powinni w moje
najlepsze ciuchy. Ale mama postawiła warunek: się włączyć i zagrać wybrane
fragmenty. Jurek stanął na środku Pojedziesz w spodniach i swetrze. Po pierwsze,
chodzi o two podium i szeroko gestykulując, zaczął mówić: zdrowie, a po drugie,
nie chcę, abyś się wyróżniała w pWra,-l - Prc.o c,, ",,i,_,;. ". "."-, -.-i-<- -
- i-.i---r cł-i-*-\*l'- -l-' _J-_n i awenze. ro pierwsze, chodzi o two zdrowie,
a po drugie, nie chcę, abyś się wyróżniała w ekstrawaganckie strojach;
dziewczynkom z tej wieiskipi c-rh' ---i-i- _-""_, yicu suoą szpanować, ale żel
to robić w obcej szkole na wsi, to by było bardzo nie na miejsci Pojechaliśmy.
Szkoła nie bvła dwa n"-"'" -- ------ * "--Ł "v Ł_-t--t.AvtAAjlł-/ f-iU-ŁJIl
tŁl\JVVl\-- - Proszę sobie wyobrazić, że jesteśmy właśnie na królewskim nr7P
1'rnl 7ar>rricił Ł-r>morli'aT-itATA7 '>I->TT ,->,-,1-1; ,,, i."~i.--- . , ,. o-
--- -"">-/ "uyo oii? wyrozmata w ekstrawaganckie! -Proszę sobie wyobrazić, że
jesteśmy właśnie na królewskim strojach; dziewczynkom z tej wiejskiej szkoły
mogłoby być przykr dworze... Król zaprosił komediantów, aby pokazali swoje
teatrum hybanie chcesz przed nimi zadzierać nosa? ' z okazji imienin
najjaśniejszej królowej pani. Komediantami będziemy Nie pomyślałam o tym.
Oczywiście, że się zwyczajnie ubiol oczywiście my, a wszyscy na sali to świta
królewska: damy dworu, zgo zi am się z mamą i w dodatku nie dla świętego spokoji
panowie szambelanowie, rycerze, jednym słowem - znamienitości aprawdę wcześniej
nie przyszło mi to do głowy. W mojej szkol dworu! Oczywiście pośrodku sali
królewskiej siedzą na tronie król to ln?eso; wszys e "fyy się przed sobą
szpanować, ale żeb i królowa! - Tu Jurek zdjął z głowy wypożyczony wcześniej z
kos- roDic w obcej szkole na wsi, to by było bardzo nie na miejscu! tiumerni
tpah-alnpi kanpln -, rlłnmm ,Arorv. , ,.r "i.ł;" "--i roiechali_;- i i ' - __----- -- ,-. .. -ii ŁJ fc.v/.y i y yŁy \ŁJ\Ji Ły w lzl-iJlllCj J
J\UO tiumerni teatralnej kapelusz z długim piórem i w ukłonie przed Para
królewska yarmótł nim nn nndłndyp a? l-nr? T-ir>lo/'iał Tn/łw - --- -' w "y "y
10 oardzo nie na miejscu tiumerni teatralnej kapelusz z długim piórem i w
ukłonie przed ojechahśmy. Szkoła nie była duża. Dzieciaki zgromadzono w sa parą
królewską zamiótł nim po podłodze, aż kurz poleciał. Ukłon gimnastycznej Wszyscy
przynieśli swoje krzesła z klasy i poustawiali jj składał przed chłopcami,
którzy akurat siedzieli pośrodku, czyli w szeregi. Ich pani od polskiego
siedziała w pierwszym rzędzie nj przed moim przecudnym efebem i jego nieco
brzydszym kolegą. samym brzegu. Nim się spotkanie zaczęło, wstała, aby móc objął
Zauważyłam yp nań, nanripll "ioeł. się z krzesła i ze zmar-wzrokiem cała
Tnłnrlio., A-T.--I- -i -' . , .1 51'y r r ------ -J- , . - r---&" '=uidia w
pierwszym rzędzie ni przed moim przecudnym efebem i jego nieco brzydszym kolegą.
ym brzegu. Nim się spotkanie zaczęło, wstała, aby móc obją Zauważyłam, że pani
nauczycielka uniosła się z krzesła i ze zmar-wzrokiem całą młodzież. Miała
dziwnie zatroskaną minę. j szczonymi brwiami spojrzała na chłopców, którzy
kopali się po
24
25
kostkach i tylko z trudem usiłowali się nie śmiać. Teraz Ju przycisnął
kapelusz do serca i z Jeszcze większą uniżonością i pok< zwrócił się do "pary
królewskiej": - Najjaśniejsza pani! Najjaśniejszy panie! Oto przed was tronem i
w waszej najjaśniejszej łaskawości zostanie za chi odegrane teatrum, napisane
specjalnie przez wielkiego poetę na c' najpiękniejszej królowej! "Królewska
para" przy tych słowach nie wytrzymała niei zsunęła się z krzeseł, kwicząc ze
śmiechu. _ _" ..u.cu- chwc Nirna sensu 'wyliczać; bo jest Fego tyle, że gdyby
mama t usz1 W' Poprowadziła prz. yć z każdego takiego zaproszenia, musiałaby nic
Podium p y Iy róała się i szepnęła w kierunl< mego nie robić, tylko jeździć z
imprezy na imprezę. Czasem, jeśli - Naimnmiri ' r, st coś szczególnie ciekawego,
mama mi proponuje, żebym wykorzys- iuź bezTspoko,? P1- prosz kontynuować. Tera
oproszenie. Najciekawsze są spotkania w Dworku Sierakow- A/T- n -i kich w
Sopocie Myślę, że spotyka się tam cała elita Sopotu. Byłam uszyto SłoTmy"1,
przepadła! ywleczon0 ją z sali z m "70 Dograni sLych zabudowań Sopotu i bardzo
mi bZnvA niespz r16 w żydu więc P00- znam ale edv e0 zobaczvłam nr7vma "" uuit-
hnycn niespodzianek... Za to Grzesiek miał wyoc;". '-- - r iak hv cio T,.---"
Rozdział IV ijedynek z Syberią" - autor zawrócił mi w głowie Mama często
dostaje zaproszenia na różne imprezy. Właściwie ie ma dnia, aby jakiegoś
zaproszenia nie było w skrzynce na listy. to na wystawę rzeźby, a to na promocję
czyjejś książki, wystawę )tografii, spotkanie z poetami, koncert organowy, balet
eksperymen-ilny... Nie ma sensu wyliczać, bo jest tego tyle, że gdyby mama
iciała skorzystać z każdeeo takieeo 7anrr>s7-pmfl mnciałałw r, J.ULH w aopocie.
Mysie, że spotyka się tam cała elita Sopotu. Byłam uszy! To mi dało do myślenia
aata! vvywleczon0 z sali 2 m na wystawie fotografii starych zabudowań Sopotu i
bardzo mi bolesnych niespodzianek. Za'to (Szesier-!""16 w zyduwięc< i?
podobało. Znam Sopot, ale gdy go zobaczyłam oczyma artysty Jak by się wypadki
potoczyły, gdyoy len mcTdTnS M0 w1; Ia&a' wydał mi się me tylk0 PW' ale wręcz
niezwykły! kochać kogoś, kogo się widziało wiSzonZ u O ?NO/ a1 mi dał0 d0
myślenia- chyba każda rzecz może róźme wyglądać; Wróciliśmy do domu późnym
popołudniem M,.0"1 - - < aleźy t0 od osobv/ która na nia Datr7v r7v]\ nlp "" """
WVSnr7ał-ay> - - z,yiv e(ivbv n- -y togratika, wydał mi się nie tylko
piękniejszy, ale wręcz niezwykły! kochać kogoś,'kogo się widziało wleczonego z"
iT N,0' a1 b mi dał0 d0 Inyślenia- chyba każda rzecz może róźnie viw' WróciUśmy
do domu późnym popołudniem Ml. me' 'Y to od osoby/ która na nią PBY' czyli nie
ma P1''1 wysprzątane i mama czytała książkę Zjedliśmy wsr"2 y )czywistych' ty0
sa Prawdy indywidualne... Hm... pewnie zaczynam zasiedli do brydża a ia podłam L
c "Yy obiad, on , się myśleć, jeżeli się nad takimi sprawami zastanawiam. o
życiu. Było czyn mśle; SiłI prwoys\ takim razie może tylko mnie Grzesiek wvda.p
. .--- naprawrla <-. ;-4----> . 7 . " _.--_-- -- *t/- AY/-ŁŁA w y AĄU-aL./
która na nią patrzy, czyli nie ma prawd -, -y- -n- ' ~ -"Dczywistych, tylko są
prawdy indywidualne... Hm... pewnie zaczynam zasiedli do brydzaaTapo', ?'
ZJedllsmy wszyscy obiad' or iczyć się myśleć, jeżeli się nad takimi sprawami
zastanawiam. o życiu. Było'c> czymJ mśe FT v takim razie może tylk0 mnie
Grzesiek wydaje się taki wspaniały naprawdę tą jedyną.?0brakoLTo a m; Jes Y7
Może ilma d21 w ogóle S0 nie - tak chłopaku, którego wyw eczono 2' slę w tyn ak
IB nie B"1 PB kamieniczek Sopotu. przeznaczył ije rGrzeTka AFw' SmZeTT \le
właściwie t0 nawet lePie Gdyby wszystkie dziewczyny uw jest z moim charakterem;
jestem' niestara w,iculTh g( eśka za ósmy cud świata/ t0 ja moźe nie miałabym u
nleg0 nikogo zauważać oprócz Grp P le powlnnan dnych szans? Chociaż jeśli ma
dobrze w głowie, to powinien znowspotkamZgTkTo - - nie jestem taka jak inne.
Moim zdaniem wyglądam wtedy? Jeżeli oddajemy serce jednemu chłopcu, reszta
świata n kowo! . ,_ . . powinna dla nas istnieć. Doprawi .,. -l- m(a T3T""" ---
-1-""-1- - T . - J iuguy na królewicz z b, Mam nadzieję, ze na trzynastolatkę.
A -, r r -,-,""' "'" "ic ai jeszcze piękniejsze oczy, i cdi, pt/rS/Sri0-"52'8 -
"fNi.d.wno n,.., dos... u zapenie do Dworku S,. T"" - - ' "jrakowskich na
spotkanie z człowiekiem, który samochodem przebył Jacała Europę i nnnrypy łwio
Al.c K.--- J-.---I--I - n'y)4IJświata m( Niedawno mama dostała znowu zaproszenie do Dworku Sie- Już nigdy na
likoe S h p SIę sama sobie makowskich na spotkanie z człowiekiem, który
samochodem przebył króleTz\z bajpTstaram by nawet był tak piękny, jat , v
Syberię, Alaskę, Kanadę dojechał aż do Mam nadzi Że uŻ będę sfe Tl81 T Nle
sobie' go Jorku. Mama powiedziała mi, że mogę skorzystać z za-na trzynast
zachowywała godnie. Jak przystało pia, bo ona nie ma czasu, a to może być
ciekawe. Boże! T" ił ' ~
26 - --_,-" - - ,. **.M i./ - lln-'Kt; OJYUlZ.y&LClt; /. tt" I proszenia, bo
ona nie ma czasu, a to może być ciekawe. Boże! To było arcyciekawe! Ten pan
nazywa się Romuald Koperski,
27
urodził się w Gdańsku/ ale od kilku lat mieszka w Szwajcarii Opov aego
Romualda! Ale wiem, że w końcu on pokona wszystkie prze- dał szalenie
interesująco o swojej wyprawie, a równocześnie pokazy 'Y i kezpiecznie
dojedziemy do Nowego Jorku. Gdyby me to, przeźrocza, więc czuliśmy się wszyscy
tak, jakbyśmy razem z r ie siedziałabym w Dworku Sierakowskich i me oglądałabym
slajdów/ podróżowali. Nie jestem w stanie opisać, choćby w skrócie, tej podrć '-
zostałabym gdzieś w błocie na Syberii. ale radzę każdemu przeczytać książkę,
którą on sam napisał. Ta ksią to "Pojedynek z Syberią". W głowie się nie mieśd,
że ktoś może być odważny i tak mądry! I jestem dumna, że on jest właśnie
gdańszcza Rozdział V nem! Przecież to pierwsza na świecie udana ekspedycja
samochodo na trasie Europa-Ameryka. Znowu my Polacy jesteśmy pierwsi! M;
porażona miłością przy koszykach W supersamie z czego być dumna, chociaż nie ja
jestem bohaterką tej przygody. M( ' Grzesiek też kiedyś wyruszy w taką
niebezpieczną i fantastycz podróż. Z tej książki nauczyłam się więcej o Syberii
niż z jakiegok Grzesiek i-est ode mnie starszy o dwa lata. Chodzi do zawodówki
wiek podręcznika geograficznego, a przy tym tyle tam mądry zy się na mechanika
samochodowego. Jego siostra wszystkim spostrzeżeń na temat ludzi... Zrozumiałam,
że bogactwo nie d; powiadała, że jak Grzesiek skończy zawodówkę, to pójdzie na
szczęścia, tylko przyjaźń. On wspaniale opisuje zwykłych ludzi, ( olitechnikę a
dlatego uczy się teraz mechaniki samochodowej, że których doznał wiele dobrego.
W bogatym świecie nikt nikomu r hce sobie z różnych kawałków złożyć samochód.
Rzeczywiście, zrobi mc za darmo, a pośród biednych zapłata za pomoc uważana j<
widywałam go przed ich domem, jak ciągle robił coś przy starym za obrazę, bo -
ich zdaniem - pomoc potrzebującemu jest obowiązkie amochodzie. Pojęcia nie mam,
skąd go wytrzasnął, chyba ze składnicy każdego człowieka, y Zawsze kilku
chłopaków stało przy nim i tak wrzeszczało, Po spotkaniu z panem Koperskim
natychmiast zapragnęłam zrób e można było sądzić, że się zaraz pobiją, ale jego
siostra powiedziała, dla kogoś coś dobrego, ale nie wiedziałam dla kogo. W
każdym raz e oni gorąco dyskutują, w jaki sposób poskładać ten samochód,
obiecałam sobie, że będę zawsze o tym pamiętała. Poproszę naszą pan by jak
najprędzej wyruszyć nim w podróż. Być może Grzesiek od polskiego, aby na jakiejś
lekcji poruszyła temat bezinteresown zvkuje sobie samochód na przeprawę przez
Syberię. Wcale bym przyjaźni. Może jeszcze nikt w mojej klasie o tym nie myślał,
w koń( ię nie zdziwiła. Może to właśnie moje przeznaczenie i z Grześkiem dopiero
uczymy się życia. Najlepiej jest uczyć się życia z interesującyc 'rzeżyję tę
szaloną przygodę? Grzesiek właściwie lepiej do mnie książek. Właściwie to chyba
się zakochałam w panu Koperskim i naw 'asuje niż pan Koperski. Tylko czy
Grzesiek potrafi wszystko tak nie czuję się winna wobec Grześka, przecież
jeszcze nie przysięgliśm wiernie opisać? Ale w końcu ja mogłabym robić notatki i
nntpm sobie miłości na śmierć i życie. W ogóle nie armoi;-- - cł/TAT/t /"--- "
--"-.-t y.J. YJIOICJN wiaaciwie lepiej do mnie . -- cuNuLudiam w panu Koperskim
i nawłasuje niż pan Koperski. Tylko czy Grzesiek potrafi wszystko tak me czuję
się winna wobec Grześka, przecież jeszcze nie przysięgliślrwietnie opisać? Ale w
końcu ja mogłabym robić notatki i potem sobie miłości na śmierć i życie. W ogóle
nie zamieniliśmy ze sobą aivspólnie wydalibyśmy tę książkę. Trzeba tylko zmienić
tytuł. Szkoda, słowa. Oczywiście kupiłam książkę, bo można ją było kupić na
miejsoe nie można już jej nazwać "Pojedynek z Syberią". Mam sooro i pan Koperski
wpisał mi autograf. Niestety, iest 1117 nio-<. - - - " hr rrr\ ł-*ł-.-'- ł - -
,Q.--- wpiaa..; Alt; w Końcu ja mogłabym robić notatki i potem - --" .>. i
życie, w ogóle nie zamieniliśmy ze sobą ai vspólnie wydalibyśmy tę książkę.
Trzeba tylko zmienić tytuł. Szkoda, słowa. Oczywiście kupiłam książkę, bo można
ją było kupić na miejsci ;e nie można już jej nazwać "Pojedynek z Syberią". Mam
sporo l pan Koperski wpisał mi autograf. Niestety, jest już niezbyt widoczna
zasu na myślenie, bo Grzesiek jeszcze nie poskładał samochodu bo go prawie
zupełnie scałowałam. Grzesiek chwilowo jest w odstawo Jeszcze się ciągle
osobiście nie znamy. Ja wiem, kim on jest, i on Każdego wieczoru poświęcam co
najmniej pół godziny przed zaśnie '"yba też wie, kim ja jestem, ale jeszcze nie
mieliśmy okazji rozmawiać ciem na podróż po Syberii z moim ukochanym Romualdem.
Pozwalać :e sobą. Mieszkamy w tym samym bloku, tyle że nie na tej samej się
gryźć tym samym komarom, które jego gryzły. Nawet je zapraszał atce, ale na ogół
większość ludzi z bloku wie trochę o sobie, do siebie; niechaj przynajmniej w
komarze połączy się nasza krew Naszcza jeśli chodzi o młodych, bo starsi to
zawsze robią jakieś Jestem gotowa zginąć w bagnach tajgi, trzymając za rękę mego
bohater 'eregiele i wolą żyć tak, aby nikt o nich nic nie wiedział. 28
29
A jednak nadszedł dzień/ gdy poznałam się z Grześkiem! było w sobotę, w naszym
Samie z wózkami-koszykami. Wszys wózki były zajęte i tłok był okropny, tylko
Grzesiek trzymał wła ostatni koszyk-wózek, kiedy weszłam do sklepu. Stanęłam f.
oknie i czekałam, aż ktoś zwolni wózek/ wtedy Grzesiek n zauważył i powiedział:
- Weź mój wózek. Ja mogę poczekać. Nie śpieszy mi się. - W żadnym wypadku!
Dlaczego miałabym ciebie pozbaw wózka? S - Dlaczego nie? I nie pozbawiasz mnie;
sam ci go proponuj Nie wiem, jak długo trwałaby ta rozmowa, gdyby właśnie
zwolnił się drugi wózek. - No i już jest w porządku - powiedział Grzesiek. - Ty
mi wózek i ja mam wózek - i przepuścił mnie przed sobą. j Myślałam, że nie będę
w stanie zrobić zakupów, bo głowę miał pełną Grześka. Nie mogłam się spodziewać,
że się tego dnia spotka i poznamy, i to w tak niezwykłych okolicznościach! Ktoś
móg powiedzieć, że nie było w tym nic niezwykłego, ale ja się będę upier przy
swoim; to było nadzwyczajne! Przecież gdybym pięć mii później wyszła z domu,
całe to wydarzenie nie miałoby miejs Grzesiek byłby już wewnątrz sklepu i nie
miałby okazji zaproponow mi swojego koszyka. W dodatku teraz jechał z wózkiem
obok mr( w tę samą stronę, do stoiska z dżemami, i też wybierał niskosłodzo.
dżem malinowy. Wszystkim kierowała ręka losu! Nawet nie zauważ łam, jak
zaczęliśmy gawędzić. On mówił, że robi zapasy na wypad< gdyby mu się udało
naprawić samochód, wtedy wyruszyłby w dale podróż. Z miejsca go zapytałam, czy
nie myśli przypadkiem o wypi wie samochodowej przez Syberię, i opowiedziałam o
spotkaniu z p nem Koperskim. Wspomniałam, że mam książkę o tej wyprawie, i z
autografem samego pisarza, i z przyjemnością mogę mu ją pożycz) jeżeli tylko
miałby ochotę. Powiedział, że bardzo chętnie o czymś taki przeczyta, i
umówiliśmy się, że wieczorem spotkamy się przy jej samochodzie i ja mu przyniosę
książkę. Mało nie padłam trupem z wrażenia. Gdy wróciłam do doi natychmiast
przyszykowałam książkę, ale był jeden kłopot -scałowana strona z podpisem
autora... Grzesiek może mnie zapyl w ilaczego autograf jest taki niewyraźny.
Wpadłam na pomysł, żeby tvylać odrobinę kawy na tę stronę. Powiem, że kot trącił
filiżankę, kiedy czytałam książkę. Grzesiek nie musiał wiedzieć, że nie mamy
kota. Gdybym się przyznała, że całowałam podpis autora, bo się w nim zakochałam,
mógłby pomyśleć, że nie warto ze mną zaczynać, bo jestem niestała w uczuciach. A
przecież gdyby mi wcześniej powiedział, że mu na mnie zależy, to nie
próbowałabym nawet zakochać się w kimś innym. Teraz wszystko się zmieniło. Nawet
rue spojrzę na innego chłopaka! Kocham tylko Grześka!!! Rozdział VI Babcia robi
zamieszanie, wpadając do nas jak bomba
30 l Pewnego razu babcia wpadła do nas, dosłownie jak bomba! Babcia także była
aktorką. Tak to już jest w rodzinach aktorskich, że ten zawód przechodzi z
pokolenia na pokolenie. Babcia przed laty występowała w tym samym teatrze, w
którym teraz występuje mama. Ale, jak mama mówi: "Babcię zawsze nosiło po
świecie", więc ją w pewnym momencie wyniosło z Gdańska, grała w różnych
teatrach, aż osiadła w Gnieźnie. Z dawnych lat jeszcze kilku aktorów zostało w
teatrze w Gdańsku, reszta też się rozeszła po innych teatrach, a większość, jak
babcia mówi: "została wymieciona ręką kostuchy z babcinej półki". Babcia
przyjechała samochodem. Był strasznie powgniatany w wielu miejscach. Babcia
dopiero niedawno skończyła kurs jazdy i ciągle jeszcze zmaga się z samochodem.
Mówiła, że nie ufa tej żelaznej bestii, której w każdej chwili może coś dziwnego
wpaść do łba. Była przekonana, że każdy samochód ma własny rozum, a na pewno jej
samochód jest nie tylko myślącą, ale i złośliwą bestią. Potrafił, na przykład,
bez żadnego, zdaniem babci, powodu zatrzymać się i nie drgnąć, tarasując jakieś
skrzyżowanie. Babcia w takim wypadku wychodziła, biorąc wszystkich kierowców za
świadków.
- Patrzcie, państwo! - mówiła. - Jakie to złośliwe bydlę! Rozkra( się na
środku drogi! Przecież nie klęknę przed nim i nie bę błagała, aby ruszył! Wtedy
zawsze ktoś z kierowców pomagał jej zepchnąć samoch( na pobocze, podwoził babcię
do punktu naprawy, a tam już pomj drogowa załatwiała, co trzeba. Naprawiano
uszkodzoną część i baba znów mogła puszyć się za kierownicą, aż do następnego
wybry podstępnego auta. Mama zapytała babcię: - Co ci wpadło do głowy, żeby w
ogóle zasiadać za kierownic W tym wieku? Jesteś szalona, moja droga matko! -
Wszystkiemu winien jest mój biały lis - wytłumaczyła babą - Diabeł mnie
podkusił, żebym sobie kupiła białego lisa. No, mo; nie diabeł. Ubłagała mnie
koleżanka, która miała właśnie tego lis a nie miała pieniędzy. Datków nie daję,
więc kupiłam lisa. Faradu w nim pewnego słotnego dnia, aż tu jak mnie ochłapie
przejeźdżają< samochód! Mówię wam! Lis był cały w błotnych piegach! Dała go do
czyszczenia, ale nie mogłam go narażać na dalsze przykrość Właściwie lisowi
kupiłam samochód, ale że lis nie mógł prowadzi ja musiałam zrobić prawo jazdy.
No i tak już zostało. - Babciu, a nie lepiej było nie zakładać lisa, gdy była
słotr pogoda? - zapytałam. - Nie musiałaby babcia kupować samochód! z którym
babcia ma tyle kłopotów. - Moje dziecko. Kłopoty są dla ludzi. Wolę mieć
kłopoty z samq chodem niż na przykład z pamięcią. To nieprawdopodobne, jak nJ
starość paskudzi się pamięć. Kiedyś przez moment nie mogłam sobij przypomnieć,
jak się nazywa kaloryfer... Cały czas przychodził n na myśl kalafior! Zgroza! -
To jak babcia zapamiętuje rolę? - Jak? Wbijam ją sobie do głowy w dzień i w
nocy i troch korzystam z systemu Staśka. Stasiek potrafił rozpisywać rolę w na
bardziej nieprawdopodobnych miejscach: na ścianach dekoracj w denku kapelusza,
na rekwizytach, a nawet na mankietach koszul Do dzisiaj to robi, i to tak
sprytnie, że nikt się nie orientuje. Acł Ten Stasiek! Co u niego słychać? -
zapytała babcia. - Podobn znowu się ożenił. Ten to ma zdrowie! Najbardziej
lubiłam jeg 32
32 ierwszą żonę: Sabinę, tę, z którą ma syna Igora. I pomyśleć, że '01 wyrósł
na świetnego aktora! Wspaniały był w serialu telewizyjnym ?adio romans".
Ciekawe, czy córka Igora, Kasia, też zostanie dorką? Podobno już ćwiczy ukłony
przed lustrem. Wiecie, że Igor ko dziecko, całkiem małe, był już tak sprytny, że
mnie potrafił ,zukiwać! Płaciłam mu za wyprowadzanie mojego psa, a on psa
rzywiązywał do drzewa i grał sobie w piłkę. Jak go spotkam, ydrę mu z gardła te
stracone pieniądze! I to z odsetkami! - Babciu! Nie wstyd by ci było
przypominać dorosłemu czło- dekowi o dziecięcych przewinieniach? - Dla mnie to
jakby było wczoraj. Wszystko dla mnie jest jak czoraj. Pamiętam, jak się
zakochałam w reżyserze Mincu... Myślałam, ' zwariuję z tej miłości! - Och!
Babciu! Opowiedz mi o tym! - Zakochałam się w nim z powodu zamszowej czapeczki.
Minc ył wspaniałym reżyserem i całkowicie szalonym człowiekiem. ojechaliśmy
kiedyś z teatrem do Szwecji. Grało się "Matkę" Wit- acego. Minc to reżyserował,
ale był pełen najgorszych myśli. ważał, że wyreżyserował beznadziejnie i sztuka
z całą pewnością adnie. Jęczał na ten temat cały czas już w autokarze, którym
chaliśmy do Świnoujścia, aby tam wsiąść na prom do Szwecji. linc miał na głowie
zamszową czapeczkę z daszkiem. Wyrywał 'łosy spod tej czapeczki, był to gest
rozpaczy, właśnie na temat stuki, która, jego zdaniem, w Szwecji padnie. Co się
działo w sa- iej Szwecji, to aż zgroza wspominać. W czasie prób Minc nie tylko
yrywał włosy spod zamszowej czapeczki, ale niemal płakał. gdy zobaczył za
kulisami wypchanego sępa, uznał to za zapo wiedź całkowitej klęski. Był bardzo
przesądny. Tłukł się pięściami o zamszowej czapeczce i lamentował: "Po co ja
się dałem namówić na wyjazd z tą sztuką?!? Wszyscy le grają! A ja źle
wyreżyserowałem! Będzie skandal! Trzeba było ompromitować się w kraju! Nie
przeżyję międzynarodowej kom-romitacji!" Sztuka odniosła w Szwecji niebywały
sukces. Minc pęczniał ze zczęścia i gładził się po zamszowej czapeczce. Nie
tylko sztuka się odobała, ale i czapeczka reżysera wzbudziła zachwyt w pewnym
Szwedzie z obsługi sceny. Bardzo chciał odkupić od Minc szorując szczotkami,
pies usiłował ogryźć nam pięty i nieprzytomnie czapeczkę i płacił tyle, że Minc
mógłby sobie za tę sumę kupi "adał. Z jakiegoś powodu psy nie lubią oglądać
ludzi stojących na najmniej dziesięć takich czapeczek w Polsce. On jednak uparł
[rabinie. że jej nie sprzeda. Bardzo byliśmy zdziwieni, bo w tych czai Janio
wrócił i oświadczył, że w całym Trójmieście nie znalazł w Polsce nie żyło się
lekko. Minc czapeczki nie sprzedał, gdyż nafej farby. Zdobył jedynie farbę w
kolorze poziomki. Zgodziłam na to duma narodowa nie pozwalała. ; na poziomkę,
zwłaszcza że ściany były wymyte. Potem przez "Nie będę wobec Szwedów robił z
siebie żebraka, który hand] glfca lat żyłam jak w poziomkowym budyniu. czym się
da" - powiedział. - A co mama na to? Jak mamie się podobał poziomkowy kolor? Nam
wszystkim głupio się zrobiło, bo większość z nas sta - Mama była u babci.
Studiowała aktorstwo. Z Krakowa do się czymś zahandlować. Minc urósł w naszych
oczach na bohal gdańska niezły kawał drogi, i to ja raczej odwiedzałam twoją
mamę, A ja patrzyłam na mego i na tę rdzawą, zamszową czapeczl i nie ona mnie.
Dzięki temu oszczędziłam jej przebywania w poziom- Wydał mi się taki wzniosły i
piękny! Zakochałam się w r cowych luksusach. Teraz macie dobrze. Możecie sobie
wymalować Niestety, bez wzajemności, nieszkanie na każdv kolor... - Och! Babciu!
W kim się jeszcze kochałaś? - próbowałam dowiedzieć. Ten temat bardzo mnie
interesował. - No wiesz... Nawet już nie pamiętam. Ciągle się w kimś kochał. -
Nie wierzę, żebyś nie pamiętała. - Mówię ci, że mam kłopoty z pamięcią -
wymigiwała się bab - Daj babci spokój - powiedziała mama. - Musi odpocząć i
męczącej podróży, i - W żadnym wypadku! - sprzeciwiła się babcia. - Przede wsz
tkim muszę pójść do teatru i spotkać się ze starymi znajom} Z moim ukochanym
laniem' W Tar .- - ' ' .-- .-. auiJsat- się ze starymi znajoma Z moim
ukochanym Janiem! W Janiu się nie kochałam, bo aki w tym czasie kochałam się w
kimś innym, ale przyjaźniliśmy zawsze. Nigdy nie zapomnę, jak mi wymai.ł ~-i-'
nieszkanie na każdy kolor... - To były bardzo dziwne czasy. Może nawet
ciekawsze niż teraz - powiedziałam. - Oszalałaś?!? - babcia aż zatrzęsła się ze
zgrozy. - Myślisz, że nogłabyś mieć tyle ciuchów, co obecnie? I to za bezcen! -
Ale było tylu ciekawych ludzi! - Teraz także są ciekawi ludzie - powiedziała
mama. - Babcia na dar opowiadania i dlatego wszystko wygląda ciekawiej. Babcia
o tym, co teraz się dzieje, potrafiłaby bardzo ciekawie opwie-zieć. - Ja wolę
słuchać o tym, co było. Babciu, opowiedz o dziadku! - Och! To krótka opowieść.
Dziadek był cudowny, ale zrobił mi aszne draństwn- hn umarł Min ,-ii*Trłw ,~ -;-
_-.;--_< _ __ _,__" v * Ał-ŁAŁ- W U.ŁJ1.U. -,, .. .lo uu.iyi.ii, aie
przyjaźniliśmy - Och! To krótka opowieść. Dziadek był cudowny, ale zrobi zawsze.
Nigdy nie zapomnę, jak mi wymalował pokój na ko straszne draństwo, bo umarł. Nie
zdążyłam się nim nacieszyć. poziomkowy. Mogłabym słuchać babci całymi
godzinami, ale babcia wpadła - Na poziomkowy kolor? - zdziwiłam się. - Nigdy nie
widział, ak bomba i wypadła jak bomba. Zadzwonili do niej, żeby natychmiast
pokoju w takim kolorze. vracała, bo ma szansę za duże pieniądze zagrać w
reklamówce - Ja także. Ale to działo się w czasach, gdy niemal niczego l )
kruchych ciasteczkach. Babcia postanowiła robić karierę w reklamie. można było w
sklepach dostać. Kupowało się to, co było. Jął chciała zdobyć pieniądze na kupno
nowego samochodu, który stwierdził, że mój pokój, który był zresztą całym moim
mieszkanie nogłaby zacząć znowu ro7.hiiać ma ściany niemal czamp urrma"--"""" ~-
i--1 i .-_.". /wwcuu snę ro, co było. JałKhciała zdobyć pieniądze na
stwierdził, że mój pokój, który był zresztą całym moim mieszkanie nogłaby zacząć
znowu rozbijać. ma ściany niemal czarne, wymagające odmalowania. I Janio
postanoi osobiście te ściany wymalować, abym nie musiała wydawać pienięd na
fachowca. Janio znał się na wszystkim. Wyruszył na poszukiwał farby, a mnie i
mojej przyjaciółce Ali kazał wymyć ściany. Porna nam jej pies. Gdy stałyśmy na
drabinie, chlapiąc mydłem po ściana
34
35
Rozdział VII To już nie żarty! Zaczęłam chodzić z Grześkie Już od dwóch
tygodni chodzę z Grześkiem. Grzesiek jest pierws; chłopakiem, z którym chodzę.
Już byłam zakochana, ale jes2 nigdy z nikim nie chodziłam. Grzesiek powiedział,
że też jesz nie chodził z żadną dziewczyną, bo nie miał czasu, a poza t uważał,
że dziewczyny są głupie, i chyba nigdy nie zdecydow. się, żeby z kimś chodzić,
gdyby nie poznał mnie. On jest zda że oprócz mnie nie ma w naszym osiedlu żadnej
dziewczyny, z ki można by poważnie porozmawiać, tak jak ze mną. On nawet lubił
czytać książek, dopóki mnie nie poznał. Teraz czytamy te są książki i potem o
nich dyskutujemy. Zapisaliśmy się do nas osiedlowej biblioteki. Właśnie w
bibliotece niby przypadkiem spotykamy, a potem idziemy na przechadzkę nad morze.
Nie chcer żeby cała ulica wiedziała, że ze sobą chodzimy. Koledzy Grześka to
straszne dzikusy i mogliby wyśmiewać z niego, że chodzi z dziewczyną, jak jakiś
amant filmowy. Nie ch żeby z mojego powodu bił się z nimi, albo nawet stracił
kolego Nam wystarczą te krótkie chwile, które spędzamy razem. Ji cudownie!
Absolutnie o wszystkim mogę z nim mówić i on mi rozumie. Powiedziałam mu, że moi
rodzice nie mieszkają ze so i ja jestem po prostu rozdarta uczuciowo, bo i mamę,
i Basie kocha i mam żal do siebie, bo powinnam chociaż trochę mniej Basie koch a
nie potrafię. Grzesiek zapewniał mnie, że z tego wynika, że mi dobry charakter,
a to nie moja wina, że Basia jest wspaniały człowiekiem; gdybym nie lubiła Basi,
to by było niesprawiedlitt nawet niegodziwe. Jeżeli mój tata wybrał Basie, to
pewnie była tej warta, a za to, że moi rodzice się rozstali, ja nie mogę być 01
powiedzialna. Nigdy nie wiadomo, jak się skomplikuje życie, gc się jest już
dorosłym, dodał na koniec. Przeraziła mnie myśl, i moje życie z Grześkiem może
się także skomplikować, gdy dojdzies do wieku moich rodziców. Nie powiedziałam
mu jednak o tyi żeby go nie martwić. Chyba on wierzył, że nam nigdy nic takiej i
/' ę nie przydarzy? Zresztą jeszcze nie wyznaliśmy sobie miłości, rążyliśmy
tylko wokół tego tematu. Nawet jeszcze nigdy nie zymaliśmy się za ręce, ale daję
słowo, że mnie się zawsze aż słabo >bi przy każdym spotkaniu z Grześkiem i
staram się nie spojrzeć iu w oczy, bo pewnie bym zemdlała, gdyby nasze
spojrzenia się wtkały. Myślę, że Grzesiek czuł to samo, bo też nigdy nie patrzył
ii w oczy. Byłam szczęśliwa, że jestem z nim, a gdy z nim nie yłam, to się
cieszyłam, że będę mogła go znów zobaczyć. To czekiwanie było może nawet lepsze
od samego spotkania. Przepytałam w jakiejś książce, że najwspanialsze jest
zdobywanie celu pokonywanie trudności. Ach! Ileż my trudności będziemy musieli
okonać, zanim spełni się nasza miłość!!! Rozdział VIII Pierścionek z bursztynem
w kształcie serduszka
36 Nareszcie zrobiła się prawdziwa wiosna! Umówiliśmy się z Grzes iem, że się
spotkamy w parku Jelitkowskim, w kawiarni, tej ajbliżej przystanku tramwajowego.
Grzesiek miał jakieś ważne ?rawy do załatwienia i nie mógł się umówić na
dokładnie oznaczoną odzinę. Zamówiłam sobie pepsi-colę i spokojnie czekałam.
Przy sąsiednim stoliku usiadło trzech chłopaków, którzy także miówili colę, ale
ukradkiem wlewali do niej alkohol, z wyciągniętej plecaka butelki. Najpierw
wygłupiali się tylko między sobą, potem spojrzeli na mnie i zaczęli robić
idiotyczne uwagi, które lie były bezpośrednio do mnie skierowane, ale ja
wiedziałam, o kogo hodzi. Miałam właśnie na sobie swoją skórzaną minispódnicę
pomarańczowe pończochy, a ich rozmowa brzmiała następująco: [ - Wiecie, byłem
kiedyś w rzeźni i widziałem, jak z jednego pelątka zdzierali skórkę, potem tę
skórkę ktoś przefarbował na ;ranatowo, a potem jedna dziewuszka uszyła sobie z
tej skórki pódniczkę mini - zaczął jeden z nich.
37
- O rany! - drugi udawał, że się martwi. - Czy to było j;. twoje znajome
cielątko/ że ci się go tak żal zrobiło? - Nic nie mówiłem/ że mi się zrobiło
żal. Tylko skoro z cielą zdjęto skórkę, to pomyślałem, że można by zdjąć skórkę
z j dziewuszki. - Śmieszne jak wszyscy diabli! - ucieszył się ten trzeci. - Z<
skórkę z dziewuszki i zobaczyć, jakie ma pod skórką majtasy! - Kolega po prostu
czyta w moich myślach! - znowu zabrał g ten pierwszy. - Ja myślę, że majtasy są
pomarańczowe, żeby pasowały koloru pończoch - powiedział drugi. - Żeby mieć
pewność, trzeba by to sprawdzić - dodał trzeq - Niech każdy powie, na jaki
kolor stawia, i zrobimy zakłai Potem zaraz się sprawdzi, kto wygrał... '
Zaczęłam się niepokoić, że Grześka nie ma, chociaż nie przypu czałam, aby w
biały dzień i w publicznym miejscu odważyli się coś więcej niż na głupie
gadanie, jednak było mi bardzo nieprzyjemi słuchać tych kretyńskich żartów.
Współczuję dziewczynom, ktt z nimi chodzą; oni pewnie zawsze tak się zachowują.
Jak moź być tak ordynarnym? Właściwie to trzeba się tylko nad nimi litowi jest
tyle cudownych rzeczy na świecie, a oni czerpią przyjemna wyłącznie z
obrzydliwych żartów, i w dodatku piją alkohol! Czyj może komukolwiek dawać
radość? Nadszedł Grzesiek i ci chłopcy natychmiast wstali i szybko wys z
kawiarni. Pod stolikiem zostawili butelkę po wódce. Biegli przez pai wymachując
plecakami i wrzeszcząc niemiłosiernie. Jeszcze długo by ich słychać. Nie
wspomniałam o niczym Grześkowi, bo nie chciała psuć sobie cudownych chwil.
Zapytał, czy chcę jeszcze czegoś się napi ale nie chciałam, więc zamówił dla
siebie pepsi i chwilę siedzieliśm nic nie mówiąc. Patrzyłam na morze, którego
skrawek widoczny b między odstępami w wydmach. Chociaż milczeliśmy, odniosłam
wraz nie, że Grzesiek jest jakiś niespokojny. Co chwilę dotykał ręką kieszon
koszuli, przeczesywał palcami włosy i chrząkał, jakby mu coś zawadź to w gardle.
Nagle wstał i powiedział: - Chodźmy! - I poszliśmy nad morze. Szedł pierwszy i
to dosj szybko, tak że nie mogłam za nim nadążyć, bo piasek wsypywi ']
38 [ się do pantofli. W pewnym momencie poprosiłam go, aby iczekał, bo muszę
wytrząsnąć piasek z butów. Oparłam się o jego mię i właśnie trzymałam but w
ręce, gdy on wrzucił mi do niego nałe pudełeczko. - To nic nadzwyczajnego -
powiedział. - W wolnych chwilach racuję u jednego człowieka, który robi w
bursztynie... Przeważnie ierścionki i klipsy. Dzisiaj skończyłem ten dla ciebie
i dlatego trochę _ię spóźniłem. Wyjęłam z buta pudełeczko. Strasznie mi serce
waliło, gdy je twierałam... Zobaczyłam bursztyn w kształcie serduszka, na
cieniutkiej ebmej obrączce. Nie mogłam słowa wykrztusić. Zamknęłam oczy tak
mocno zaciskałam dłoń na pudełeczku, że niemal je zgniotłam. Irzesiek wyjął
pudełko z mojej zaciśniętej dłoni i wsadził pierścionek a mój palec. Wtedy po
raz pierwszy spojrzeliśmy sobie w oczy nie wiem, jak to się stało, ale z całą
pewnością wiem, że on dotknął woimi ustami moich ust... To trwało tylko sekundę,
ale mnie się dawało, że stoimy tak razem już od początku świata i że ten
ocałunek zaczął się właśnie, gdy świat powstawał, i cały czas trwa, ż do tej
chwili! Oszalałam z miłości! Nie wiem, czy Grzesiek słyszał, ik wali moje serce,
ale ja słyszałam bicie jego serca. Ponieważ jest lężczyzną, musiał pierwszy się
opanować, bo przecież inaczej hybabyśmy równocześnie umarli z miłości. Poprzez
szum w głowie isłyszałam jego głos: - Mogłabyś mi jutro pożyczyć tę książkę
Steinbecka, o której mi iedyś mówiłaś? O ile się nie mylę to "Ulica Nadbrzeżna"?
- A tak. "Ulica Nadbrzeżna" - starałam się także opanować. - To najbardziej
zabawna książka, jaką czytałam. Druga w podobnym ypie to "Tortiiia Płat", ale
już mniej zabawna, jeśli się najpierw 'rzeczytało "Ulicę Nadbrzeżną". W każdym
razie tę drugą także ci ożyczę. W bibliotece nigdy ich nie ma; stale są u kogoś
w czytaniu. Udało mi się nareszcie całkiem opanować. Wracaliśmy do domu wzdłuż
linii tramwajowej. Za nami został 'ark i morze, i miejsce, do którego będę przez
całe życie wracała, o tam po raz pierwszy całowałam się z chłopakiem.
39
Rozdział IX Prawdziwy, długi pocałunek W domu musiałam porządnie się
zmobilizować, żeby zabrać nauki. Zdjęłam niprśrinnoi- i-. "- 1--1 Iłoby w ogóle
różnych gatunków zwierząt, bo przecież ludzie zlitośnie je zawsze zabijali i
jeszcze teraz zabijają. Mama to umiała, mimo wszystko jednak wolała zostawać w
domu, zwłaszcza mogła sobie pospać. Już od jakichś trzech lat przestaliśmy
chodzić tatą do ZOO, bo i tata miał mniej czasu, i ja też wolałam niedzielę
pooglądać telewizję, bo w normalnym dniu nie było J-. .--. ; w>,A/- ;,1 r,-
l,"--j"" ,).,-.""1~--- A1~ ii - /-'__-1-:_-- -l- --o- " . rvic5z.i-.ie gay
odrobi lekcje, mogłam znowu napawać się swoim szczęściem. Nawet kąpieli zostałam
w pierścionku. Jeszcze nie spałam, gdy mama wróciła z teatru. Podałam kolacje i
edv stawiałam r-rA ";- i-- , . --" " nz-uwcic, z,eoy zaoraćj niedzielę
pooglądać telewizję, bo w normalnym dniu nie było do nauki Zdjęłam pierścionek,
bo przy każdym spojrzeniu na niedy no i może już za bardzo dorosłam. Ale iść z
Grześkiem do zapominałam, co robię i czego się uczę. Wreszcie gdy odrobio0 to
zupełnie coś innego. Może on zna jakieś ciekawe opowieści ekqe, mogłam znowu
napawać się swoim szczęściem. Nawet "L L A . . --- - - -.--- - - L'arłiQlł r/-
.i--l--- - zwierzętach? A zresztą gdyby nawet nie znał, wystarczy mi być nim,
wszystko jedno gdzie. I tak wszędzie będę z nim w NIEBIE, loćby to było przed
klatką z tygrysem bengalskim. Imlar-i A < ' i ' " --- wiia z teatru, dodałam
Łoćby to było przed klatką z tygrysem bengalskim. Koiaqęi gdy stawiałam przed
nią kanapkę z szynką, mama zauważ) Umówiliśmy się na przystanku autobusowym na
pętli w Oliwie. _ upllas pierścionek? A mówiłaś, że nie lubisz biżutes eś
dzieciaki, cała wycieczka, jechały tym samym autobusem w, A /ue } blzutena ~
Pożyłam z czułością na serdusz] było strasznie tłoczno. Staliśmy dosłownie
wciśnięci w siebie. wydawało mi się, ze patrzę właśnie w oczy Grześka, y raz w
życiu byłam tak blisko Grześka. Musiałam oprzeć wszystko, czym się ozdabiamy,
jest biżuterią - powiedzie fowę na jego ramieniu. Jego twarz była w moich
włosach. Wiedziałam, nieświadoma sprawy mama. - Nawet tani srebrny pierścień e
wchłania ich zapach. Dobrze, że dzień wcześniej wymyłam je z bursztynowym
serduszkiem to także biżuteria. Ł ",.""i". n"-i-. 1-1- -- --'-- ----.---. -- ' '
KT;y> l,,,l-i--- _.-__.". 4.MVCl ICllll h. z bursztynowym serduszkiem to także
biżuteria. ; Nie byłabym w stanie wyjaśnić mamie, że to jest najdrożsi klejnot,
a nie żaden tani pierścionek, wolałam więc nic nie mówi Czy jakiekolwipic cłrw
.i---- rumianku. Pachniały łąką. Gdy autobus podskoczył na jakimś wyboju,
Grzesiek objął mnie, żebym się nie przewróciła, ale chociaż iotem nie było już
żadnych wstrząsów, Grzesiek ciągle mnie obej--.",.,ł ."a" "" "~ ,."--J"I- _-J-
.I-- -.-i--i--_ _"--.-- .-_-1-1-,--i ,. , ----, "waiaiii więc nic nie mówłotem
nie było już żadnych wstrząsów, Grzesiek ciągle mnie obej-Lzy jakiekolwiek słowa
potrafią przekazać ogrom miłości? Aiował, myślę, że na wypadek, gdyby autobus
znowu podskoczył. na]pięknieJsze strofy poezji, ani muzyka, ani żadna ze sztuk,
choćo było cudowne! Chyba nikt nigdy czegoś takiego nie przeżywał!
najdoskonalsza, nie mogłaby oddać tego, co czułam. Miłości nie (yło jak w
filmie' Trzymałam nos na jego szyi - pachniał dobrym się w żaden sposób
określić. Można ją tylko odczuwać, tak iakŁł;- ; T~ "-...-..- --.i-.- i--i--'---
----- TA? t*-" l-*T.,'l-* /~' :o jak w filmie! Trzymałam nos na jego szyi -
pachniał dobrym lydłem i sobą. To było prawdziwe spotkanie kochanków. Myślę, '
Romeo i Julia to samo czuli, co my z Grześkiem, już byłam J ----"- E)"/ '-'-'
imam. Miłości nie się w żaden sposób określić. Można ją tylko odczuwać, tak jak
w w. T czuł to samo? B0 P06"- e Romeo i Julia to samo czuli, co my z Grześkiem,
już byłam jej córkT szale'1'1 j lc na z szynką/ nie wiedząc/ że w serc lewna'
że on mnie kocha' iec\ei umawiał się ze mną tak często e)e ocean kochanla- miał
mi tyle do powiedzenia. My oczywiście nie wyznawaliśmy obie miłości, bo o tym
nie trzeba mówić, ale mieliśmy tysiące (-,-""", , ... . wspólnych spraw i nigdy
nie nudziliśmy się z sobą, a to jest właśnie dzielenrTd nnłT T11 niłość Nli
czasem milczeliśmy, to nie dlatego, że nie mieliśmy ślenit T? wy y0 w oliwie-
oczywiście/ ź ematów; milczeliśmy, bo nasze dusze w tym czasie rozmawiały. MimaT
f.chodziłam z tatą od dziedństwt Gdy dojechaliśmy do ZOO, niemal nie mogłam się
ruszyć; lub."wido w T zę zeJ/ a poza tym mówiła/ że m :daw "u "e' że S1 P0 mna
USm eszcze Y czeSOŚ zwa?0"/"7 T'- Tata tłumaczył/ że wiele zdobnego nie
odczuwałam Wysiedliśmy z autobusu, a Grzesiek mnv wo]nvt lę ]uz w z ' T? nawet
me wiedzą/ źe lstni )ioc ramieniem, chociaż tutaj nie było żadnych wyboi, na
inny, wolny świat, a poza tym gdyby me ZOO, to już dawno ni ctórych mogłabym się
potknąć. Wiem, że w ten sposób dał mi do
40
40
41
zrozumienia, że już na wieki jestem jego dziewczyną i gdyby naf poszliśmy do
krzewu bzu, ale ja milczałam. Nie wiem, dlaczego ktoś nas zobaczył, to on się
nie będzie skrywał ze swoją miłośB. gę dzieje i co człowiekowi zamyka usta?
Przecież tak go Szliśmy bardzo powoli i wszystkie dzieciaki nas wyprzedziły.
..i,"ł,,v,i w i-, """".ł, ł"u/"- ,-,-~ **r łłlł-Ł ŁJ\- OWUró l-ŁllU Szliśmy
bardzo powoli i wszystkie dzieciaki nas wyprzedziły. , staliśmy sami. Wtedy
Grzesiek jeszcze mocniej mnie objął, przekr mnie tak 7P ynalaTł-n--. r.: "-----
. "uyurzesieK Jeszcze mocniej mnie objął, przekrB _ Teraz na wsi musi być
przepięknie, gdy kwitną wszystkie mnie tak, ze znalazłam się naprzeciw niego,
wziął moją gł(y i drzewa. Warto by kiedyś skoczyć na wieś. Może pojedziemy, w
swoje ręce i pocałował mnie mocno, ale z zamkniętymi ustaf;2 J" caJnn/? la
tal'7--* wti.3-.. --1. , . . - ----0-7 .. ŁUJCI gl w swoje ręce i pocałował
mnie mocno, ale z zamkniętymi usta Ja także miałam zamknięte usta, zdawałam
sobie jednak sprawę,; to hvł nalanr ł->r><-'>łm->l/ D-.l-- -- '' , w usra,
zaawalam sobie jednak sprawęM"_"dym'razie'niew"tym roku - odparł Grzesiek. - I
dopiero o był palący pocałunek. Byłam szczęśliwa, że on nie całował mł dę mógł
dostać prawo jazdy. Musimy trochę poczekać. tak, ;ak to się widziało na filmach,
gdzie ludzie niemal siebie zjadł n 'JL JL." -. --- '-' . __-_,."... VAII mc i-
cnuwdl III tak, jak to się widziało na filmach, gdzie ludzie niemal siebie
zjadi Mnie zawsze zawstydzał widok takich pocałunków, a nawet wydaw mi się to
obrzydliwe. W prawdziwej miłości wszystko powinno l piękne. Nasza miłość była
piękna! Potem Grzesiek wypuścił mr z objęć i gwałtownie zaczął szukać czegoś pod
drzewami. Powiedz* że musi znaleźć jakąś odpowiednią gałąź, z której mógłby zroH
procę dla swojego młodszego brata. Nie wiedziałam, że Grzesia ma brata. Nigdy mi
o tym nie mówił, no ale przecież nie o wszystka jeszcze zdążyliśmy porozmawiać.
Niewiele wiedziałam o jego rodzina znałam tylko jego siostrę, i to właściwie
niespecjalnie dobrze, ona chodziła do innej szkoły. Znałyśmy się tylko z dawnych
kiedyś wspólnie sypałyśmy kwiaty w procesji na Boże Ciało, a pot kilkanaście
ra7v rr>7maiAria.i-."<-"- "-J--- -- / .-;ochałam!... W końcu powiedziałam tylko:
ik złożysz ten swój samochód? " - i-/ ł. -' Byłam gotowa czekać choćby i
tysiąc lat! Rozdział X Czy stało się coś strasznego z Grześkiem? Umówiliśmy
się z Grześkiem, że się spotkamy w Sopocie na nolo. W tym dniu odbywały się na
molo targi książki i w prasie opowiedziano, którzy pisarze będą tam swoje
książki podpisywali. rarTrł-arr* naTTAnoL' f\ Ałlll-Tr TlłmAroŁ'iQi -1-Mo'syL'ł
T A-I-C-ITATTT - ł kilkanacnp ra-zw r "' "' i, - "'"/ " ")1 "a "UAC -iaw> a
Podpowiedziano, którzy pisarze będą tam swoje książki podpisywali. P z podczas
przypadkowych spotk "baczyłam nazwisko Anity Janowskiej, pisarki z Warszawy, a
ja onTestSenti Y326 edy chwaliła się Grześkiem/ jc dawL kupiłam jej książkę
"Krzyżówka". Bardzo chciałam mieć mZ raTę y ' wszy p0 zrobić- Teraz widzę/ P15 P
zafascynowała mnie treść książki, rrpciol'- T.,Q ,,1 ł A -i . , l zwłaszcza
zagadnienie, które mnie od pewnego czasu zaczęło sieww.łn T
zn.alazł,odPowlednlego W "a procę. Nawet.i ustanawiać. Chodziło o sprawy
żydowskie. Przyzwyczaiłam się, że zezZfsT mojej rodzinie od zawsze potępiano
antysemityzm i w ogóle mn'cy! ym/ / ą P6503 mdlałabym, gdyl sizmu. Zostałam tak
wychowana, że ja również mnie Jeszcze chwilę trzymał w ramionach. Być może, po
prosi, L.J JA --- - - ł--l/-\TVłrlłł /.. l-- - - Tł . . . ---_-- J.UtU.I-iylll,
gUJ mnie jeszcze chwilę trzymał w ramionach. Być może, po pro; domyślił się
tego. Przecież jest nadzwyczajny! Tpcrn rlrn-> ;"* "" -l-i.--r- ' "~~ -
42 - J. / J ' f nienawidziłam poglądów rasistowskich. No bo jak można nie za-
;t-3yi->,lr;. ";,, ;-1,;y, \,if. ił ..ł,.,;1;" ; .;/, 1,,l,;,; "" Jll.~
""Te.odnnTr51 TT"' tanawiać się, jakim ktoś jest człowiekiem, i nie lubić go
dlatego, Katedrze oZ kL TT T51"7 zoa posziśmy d0 parku pr; fe Żydem albo
Chińczykiem, albo Murzynem. Autorka "Krzy- oprae? 7C> ' ze nasze) mlłości park
]est lepsi i" była córką Żydówki i Niemca, a przy takiej krzyżówce już PowSzSc
mz uwlęzlonymlzwlerzaml Miałam Grześkom , g, J życie zmarnowane. Przeżyła więc
sporo, zwłaszcza tS h0 , \1 chclałammut0 Powiedzieć pn ecko. Mimo wszystko
książka momentami była szalenie Tsnomn ? bytoby mieJsce do którego wracalibyśm;
bawna, szczególnie gdy autorka opisywała swoich krewnych mTnoTniprw55 zeslek
,mówłby: - pamiętas2 z Przedwojennego okresu. Ten świat dawnych Żydów już nie
istnieje, Tu mi po raz pierwszy wyznałaś, ze mnie kochasz?... ",, " "
fntnarafiar., >vięc taka książka jest niczym album ze starymi fotografiami.
43
iestBSdzołchaałlmJorozmawiać z Grześkiem i dowiedzieć się, aktorów musi być w
teatrze chociaż pół godziny przed przed- z nim w r) h Ystkich spraw. Nie
mogłabym cieniem, aby było wiadomo, że nikogo nie brakuje, kiedy zaczyna
człowiek'ł zac/ rasistą, bo to znaczyłoby, że nie ;ę pierwszy akt. Dlatego mówi
się, że aktorzy mają we krwi chód lem mys ącym/ a Ja sobie soko stawiam
poprzeczkę, j unktualność. Ja to pewnie mam we krwi po mamie. No i po tacie
człow' k m ,' mogę kochać tyo mądrego i wartościowi akże. Zdaniem taty
niepunktualność jest wyrazem lekceważenia etr.c a' "i6 pewna/ że on "y511 ta
samo jak ja. To by b [rugiej osoby, która na nas musi czekać. Grzesiek by mnie
uprzedził, straszne, gdybym musiała r- - . ' ' J irugicJ J, 7 r dyby się miał
spóźnić z jakichś ważnych powodów, dlaczego więc ro nie ma? Po godzinie czekania
zaczęłam odchodzić od zmysłów. :oś się musiało stać! I to coś strasznego! Nawet
gdyby był chory, irzyszedłby na spotkanie, bo nrzpripy rmodw nam; .e-r,,,, ".-
z nim , .., y uyi rdsisrą, DO to znaczyłoby, ze nie człowiekiem myślącym, a ja
sobie wysoko stawiam poprzeczkę j chodzi o miłość; mogę kochać tylko mądrego i
wartościow człowieka. Jestem pewna, że on myśli tak samo jak ja. To by b
straszne, gdybym musiała rozstać się z nim z powodu różr , - ,--- ..-- ,.v-., ,-
zu vvi przekonań. ' g? pp godzinie czekania zaczęłam odchodzić od zmysłów.
Książkę zabrałam z domu i miałam ją przy sobie. Poniew ':oś się musiało stać! I
to coś strasznego! Nawet gdyby był chory, Grześka jeszcze nie było, stanęłam w
kolejce po autograf. Auto a-zyszedłby na spotkanie, bo przecież między nami
wszystko już była bardzo szczupłą, drobniutką panią i odniosłam wrażenie, ak
daleko zaszło! Dał mi pierścionek i pocałował mnie! To znaczy jest ogromnie
nieśmiała. Pomyślałam, że to przez te wszyst liemal tyle, co ślub! Nie
musieliśmy głośno mówić, że przysięgamy przeżycia, bo na każdym człowieku odbija
się jego przeszło obie miłość; to była przysięga! Ja o tym wiem i on z pewnością
Gdybym kiedykolwiek rozstała się z Grześkiem, na pewno odbiło akże wiedział.
Godzinę przed naszym spotkaniem dzwonił do mnie się to na mnie; zostałby mi
tragiczny wyraz twarzy i patrząc ały i zdrowy i prosił, abym pojechała na
kiermasz, a on tam mnie, każdy mógłby powiedzieć: "Ta osoba przeżyła kiedyś w
źy< > umówionej porze dojedzie, tylko przedtem musi podrzucić do wielką
tragedię"... Och! Nie powinnam nawet myśleć o czymś takii toczni jakieś ważne
dokumenty, które jego ojciec zapomniał zabrać. Aż mi się zimno robi! Czekałam
już drugą godzinę, a jego ciągle nie było. Pobiegłam Podeszłam do tej pisarki i
poprosiłam o autograf. Ona spojrzała la dworzec dowiedzieć się, czy nie
wydarzyła się jakaś katastrofa amie, zapytała, jak mam na imię, a potem długo
pisała. Nie miała czy kolejki kursują regularnie. Pani w informaqi zdenerwowała
się. ujęcia, co pisze. Przecież wcale mnie nie znała. Podziękowałam, gc - Nic
się nie stało i kolejka chodzi jak w zegarku! - powiedziała. skończyła pisać, a
potem oddaliłam się za drzewo i przeczytałał - Obyś tego nie wykukała w złą
godzinę! Wstrętne bachorstwo! /.Paulince omigdałowych oczach, która wygląda na
niezmiernie mi katastrof im się zachciewa! Wszystko przez te gry komputerowe! i
mądrą osóbkę, z najlepszymi życzeniami - Anita Janowska". Długo jeszcze gderała,
ale ja nie słuchałam. Pobiegłam do informacji Miałam ochotę popędzić do niej,
aby ją ucałować! Nie odważyła! lutobusowej. Już nie pytałam o katastrofę, tylko
czy autobus z Gdaąska się jednak, zwłaszcza że kilka osób już stało przed nią, z
otwartyn eździ regularnie. książkami, czekając, aż im coś wpisze. Oparłam się o
drzewo i ciąg] - A dlaczego ma jeździć nieregularnie? - zezłościła się infor- od
początku czytałam tę cudowną dedykację. Wydawało mi się, i natorka. - Nie masz z
kim pogadać, to zawracasz mi głowę głupimi wciąż los stwarza dla mnie
okoliczności, które prowadzą mni tamami? Poszukałabyś sobie jakiegoś chłopaka...
wprost do szczęścia. Cp bezczelność! Do kogoś dorosłego nie odważyłaby się tak
Spojrzałam na zegarek; Grzesiek powinien tu być co najmniej o< adezwać. Pewnie
dlatego jest taka zgryźliwa, że wygląda paskudnie. pół godziny... Będę musiała
porozmawiać z nim na temat punktuał Nie miałam czasu dłużej się nad tym
zastanawiać. Zajęta byłam ności. Tata mówi, że punktualność to cecha królów, a
mamie, dzięk ważniejszymi myślami; z Grześkiem stało się coś strasznego! A może
jej zawodowi, nawet by do głowy nie przyszło, żeby się gdzie ukczemnie mnie
oszukał i zdradził? Pobiegłam z powrotem na spóźnić. W teatrze każda minuta
spóźnienia to nieomal zbrodnia dolo. Może jednak przyszedł i czeka tam na mnie?
Wytłumaczy, Nie ma mowy o tym, aby spektakl zaczynano z opóźnieniem. Każd\ c0
się wydarzyło, i ja mu przebaczę...
44
44
45
Grześka nie było!!! Całe moje życie legło w gruzach! Zesztai plażę i plażą
biegłam aż do Jelitkowa, do miejsca, w którym Grz< wręczył mi pierścionek z
bursztynowym serduszkiem. Stałam w miejscu i płakałam, nie wiem jak długo, bo
już straciłam rad czasu. Nic nie czułam oprócz bezbrzeżnego smutku. Potem włoży
okulary z ciemnymi szkłami, aby nikt nie patrzył na moje czerw od łez oczy, i
poszłam do tramwaju. Szóstką dojechałam do Oli a stamtąd autobusem do przystanku
przed ZOO. To było dn najważniejsze w moim życiu miejsce. Tutaj Grzesiek po raz
pierw naprawdę mnie pocałował! Tu trzymał mnie w ramionach! Tu; zaczęło i teraz
kończyło moje wielkie szczęście! Nie byłam w st< tego przeżyć! Dziwiłam się, że
jeszcze stoję, że nie padłam martwa. Było mi tylko przykro, że rozkrwawię serca
moich rot ców, ale przecież nie robię tego im na złość. To nie moja wina;
umieram z miłości! Równie dobrze mogłabym umrzeć na zapali opon mózgowych albo
na jakąś nieuleczalną chorobę. Trudno. B< musieli się z tym pogodzić. Stałam
dosyć długo pod naszym drzewem, coraz bardziej c piałam, ale śmierć nie
nadchodziła. Być może moje serce odm< mi posłuszeństwa później. Podobno
najwięcej ludzi umiera r ranem. Postanowiłam, że będę umierała przytomnie. Chcę
do koi wypić mój kielich goryczy. Wróciłam pieszo do domu; to sp( kawał drogi i
ledwo się dowlokłam, ale przecież było mi j wszystko jedno. W domu na stole
zastałam kartkę od mamy: i "Nie wiem, gdzie biegasz cały dzień? Pewnie byłaś u
ojca. l wszelki wypadek zostawiam ci obiad i kolację w lodówce. Odgr; sobie!
Jest bardzo niezdrowo jeść zimne potrawy. Mama". "Boże! Jakie to ma znaczenie,
czy coś jest niezdrowe? W tak chwili? Najlepiej gdyby to była trucizna!" -
pomyślałam i aut matycznie zabrałam się do jedzenia. Nie ma powodu umier z
pustym żołądkiem. Ale nic nie odgrzewałam. W swojej najładniejszej pidżamie
położyłam się, aby czekać śmierć. Na wszelki wypadek nastawiłam budzik na
godzinę siódr rano, bo gdybym przypadkiem nie umarła, to przecież muszę zdąż do
szkoły. Rozdział XI Noszę po Grześku żałobę
46 Ha! Człowiek jest niesłychanie silną bestią! Przespałam całą noc i zbudziłam
się dopiero na odgłos budzika. Jak mogłam spać z tak szaloną rozpaczą w sercu?
Nie budziłam mamy, tylko jak zwykle zrobiłam sobie sama śniadanie i pobiegłam do
szkoły. Na znak żałoby i rozpaczy po utraconej miłości włożyłam czarną spódnicę
i czarny golf. Wpadłam do klasy w ostatniej chwili i usiadłam na swoim miejscu.
Aśka zaczęła robić do mnie miny i dawać znaki, że chce mi coś opowiedzieć.
Kiwnęłam głową, co oznaczało, że na przerwie pogadamy, chociaż nie miałam ochoty
na żadne rozmowy. Nikt przecież, prócz mnie, nie przeżywał w tej chwili takiego
ogromu nieszczęścia. Tak strasznie cierpiałam, że aż kilka razy mimowolnie
wydobyło się ze mnie westchnienie; to był jęk mojej duszy. Pani od polskiego,
która była poetką, więc potrafiła w każdym odkryć cierpienie, spojrzała na mnie
i bardzo delikatnie zapytała: - Paulinko, wydaje mi się, że masz jakieś
zmartwienie? Jeśli to coś poważnego, to może wolałabyś pójść do domu? Nagle
cały ból, który we mnie wzbierał, dosięgnął szczytu; rozryczałam się i wybiegłam
z klasy. Zdążyłam tylko wykrztusić: - Napiję się wody i zaraz wracam. Pobiegłam
do toalety i napiłam się wody z kurka przy umywalce, chociaż ciągle nas
przestrzegano, abyśmy nie pili nie przegotowanej wody. Ale co mi tam! I tak
umierałam! Gdy wracałam z toalety, usłyszałam przez uchylone drzwi, jak pani
mówiła do klasy: - Zostawcie Paulinę w spokoju. Nie osaczajcie jej pytaniami.
Najwidoczniej coś musiało się wydarzyć, skoro jest w żałobie. Usiadłam na swoim
miejscu. Najpierw nie bardzo uważałam, ale po jakimś czasie wsłuchałam się w
pani słowa. Mówiła o Rembrandcie, Jakim był geniuszem i jak tragiczne miał
życie. Wszystkie jego ukochane dzieci i żony umierały. Był sławny, ale los
ciągle zabierał
mu to/ co dla niego najdroższe - zabierał ukochane osoby. zupełnie jak ze mną!"
- pomyślałam. "Los zabrał mi Grześ Potem jednak zrobiło mi się wstyd. "Co mama i
tata by pomyś Stawiam Grześka przed mmi... Ja chyba oszalałam? Przecież kocham
ponad wszystko na świecie! Nie chciałabym jednak, ktoś kazał mi wybierać:
Grzesiek czy rodzice? To są nieporównywi sprawy, z zupełnie różnych dziedzin.
Przy mamie i tacie czujęj po prostu normalnie szczęśliwa, a przy Grześku słabnę
z miłd Rpmhrarirlł y>ł ~- --- _._,-"... M yi.Ł.y \Jiwav.u. siaonę z ir
Rembrandt całe życie rozpaczał po śmierci Saskii, ukochanej piera żony. I ja tak
rozpaczam z powodu Grześka. Nie ma to więc wspólnego z mamą i tatą".
Rozgrzeszyłam się w myślach, cho czułam się trochę nieswojo, że w pewnej chwili
zapomnia o rodzicach. Doprawdy, miłość potrafi zmącić człowiekowi urny Na
przerwie dopadła mnie Aśka. Najpierw powiedziała: - Nie pytam cię, po kim nosisz
żałobę, bo to byłoby niedelikai ale muszę ci o czymś niesamowitym powiedzieć!
Przeżyłam nieprawdopodobnego! Zakochałam się, i to od pierwszego wejrzę Wczoraj
moja mama spadła z drabinki, gdy zawieszała firai Spadła i zaczęła wariować, że
chyba złamała nogę w kostce, bo może stanąć na tej nodze. Kazała mi zamówić
taksówkę i ra2 pojechałyśmy na pogotowie, bo taty nie było w domu, a mama mogła
się utrzymać na jednej nodze, więc musiałam służyć za ki Nie masz pojęcia, ile
ludzi było na pogotowiu z różnymi złamania- , . , , _",n tr> la intern do
dyspozycji. To chyba jakaś epidemia czy co? W każdym razie Jak czekałam l '/NU
będzie ci potrzebna jakaś porno to l30 y mamę, bo jej robiU najpierw
prześwietlenie tej kostki! w ogóle jakł ci na CT516 m0 numer telefonu/ Tak Tmas
naimię? badania, ja się na tym nie znam, bo przecież nie jestem cŁJsP numer i
PodP153 s1 "Ask. ] nodzeTdawała mi to z sali zabiegowej pielęgniarka wywiozła na
wózku chłopal W- Mamę właśnie wywieź \1 z nogą w gipsie Powiedziała, żeby
poczekał, aż ona postara się c żebymdo_me)_podjszła,akzd " niego o kule, no i
postawiła tpn w/oi- "i- i-- 1 ' f- -"--- i zhmamaiS101'- to z i i postawiła ten
wózek obok ławki, darzyło! Daję ci słowo honoru! Ja to po prostu poczułam!
Jestem ewna, że on także, to się natychmiast wie. Na początku był albo
nieśmielony, albo go bolała noga pod gipsem, bo nic nie mówił, ostanowiłam więc
wziąć sprawy w swoje ręce i pierwsza odezwałam ię do niego. ! "Mojej mamie też
chyba wsadzą nogę w gips" - zaczęłam ozmowę. Nie będę przecież od razu mówiła mu
o miłości. "Podobno [Oga pod gipsem strasznie swędzi!" - dodałam. "Trzeba sobie
?rawić długą szpilkę, żeby się móc podrapać. My mamy w domu ką szpilkę, z
kapelusza jakiejś prababci. W dawnych czasach ytworne damy nosiły kapelusze
przebite takimi właśnie szpilkami" powiedziałam, żeby przed nim zabłysnąć
erudycją. W końcu nie ażdy wie, jaka kiedyś była moda, zwłaszcza jeśli to
dotyczy okresu przed stu lat. "Mama jak na zapusty piecze pączki, to je
przewraca v tłuszczu tą szpilką" - próbowałam go rozśmieszyć, ale on musiał
trasznie cierpieć, bo się nawet nie uśmiechnął. Pomyślałam, że może Iługo będę
musiała opiekować się nim, zanim mu się zrośnie kość v nodze. Na razie
zapytałam, czy ktoś po niego przyjdzie, żeby go abrać z pogotowia. Powiedział,
że nie, że sobie świetnie sam da adę, jak tylko pożyczą mu w pogotowiu kule.
Zlękłam się, że może e kule zaraz mu przyniosą, nim zdążymy się bliżej poznać,
zdecy-iowałam więc wziąć byka za rogi, chyba tak się mówi, i zaatakować. "Jeśli
będzie ci potrzebna jakaś pomoc, to ja jestem do dyspozycji. napisałam numer i
podpisałam się: "Aśka". "A jak ty masz na imię?" zapytałam. Mamę właśnie
wywieźli z gipsem na nodze i dawała mi Niczego więcej nie zdołałam się
dowiedzieć, bo mama powiedziała, że -, "" . a ieu wozeK obok ławki gdzie y
iczego więcej nie zdołałam się dowiedzieć, bo mama powiedziała ze siedziałam.
Paulina! Przysięgam ci, że jak długo żyję nie widziałat6011'1 P" pielęgniarkę
taksówka już czeka. Przeszłyśmy O&OK tak cudnego chłopaka! Wiem, że można się w
kimś zakochff' PY "V"1 mama skakała na )ednej nodze/ c0 mme OKXOPme dosłownie w
jednej chwili, i to na całe życie! Znasz tę opowiej o dwóch połówkach jabłka?
Podobno na świecie ludzie są jak jabf podzielone na pół i jeżeli znajdzie się
jedna połówka, która dokładni fiacnio r\r\ /-Ił-urt-;"-' L- - ' - - Ina i -, ,-
"-." ,"prawdziwy cud i tacy ludzie zostają z somf' z cał pswnością był na zawsze! Tyle,
że to się bardzo rzadko zdarza. Otóż mnie sT00' że mu wsadzono r
48 >eszyło. Musiałam przy skaczącej mamie wyglądać idiotycznie! Dzisiaj raz po
lekcjach lecę do domu, bo on z pewnością zadzwoni! Na ten cios nie byłam
przygotowana. Grzesiek, o którym mówiła ył moim Grześkiem! Nieważne, jak do tego
nogę w gips, ważne, że zachował się tak
49
mkczemme. Musiał w Jakiś szczególny sposób patrzeć na Aśkę, sU - pani od
geografii. Gdyby mnie teraz wyrwała do odpowiedzi/ uznała, ze są połówkami
jednego jabłka! Może nawet specjbym jak słup soli. Bez przerwy w myślach
powtarzałam tylko skręcił sobie nogę, zęby nie przyjść na spotkanie ze mną?
BożeBno:, Jakżeż podli są wszyscy mężczyźni! Jak ja ich nienawidzę! Od
7- być mężczyźni! W tej chwili nienawidziłamaj będę się mściła na każdym
chłopaku! Najpierw ich zbałamucę, Znienawidziłam także Askę. Przez dwa lata była
moją przyjaci fem rzucę bezlitośnie!" Zaraz zresztą zaczęłam wprowadzać w czyn
ale teraz JUŻ koniec! Chociaż wwSmo; "".-i---. . - ay. , " . , , _ , , , , . -
,., r. , -'. swój plan. Napisałam do Czarka karteczkę i delikatnie przesunęłam
ją stopą w kierunku jego stolika. Schylił się, niby to poprawić sznurowad ło, i
zabrał karteczkę. Napisałam, że chcę, aby na mnie poczekał po lekcjach i
odprowadził mnie do domu. Dodałam, że teraz już zawsze będzie mnie mógł
odprowadzać; to ostatnie zdanie podkreśliłam. Zauważyłam, jak się całv
rozDrmrnpnił Miori ri to; - ";" """--- -- .. xxcz, uwa lara Dyfa moją przyjacii
ale teraz już koniec! Chociaż wcześniej nie wiedziała, że Grze należy do mnie,
bo jej jeszcze nigdy o nim nie wspomniałarr i tak czułam do niej nienawiść, za
to, że tak szybko Grze zapomniał o mnie i skierował swoje uczucia na nią.
Zresztą ti __.."" . niu. iuuciidin, ze teraz JUŻ zawsze musiałabym codziennie
słuchać jej opowieści o miłości do GrzflB pędzie mnie mógł odprowadzać; to
ostatnie zdanie podkreśliłam. i miłości Grześka do niej. Czegoś takiego nikt nie
potrafiłby zniM Zauważyłam, jak się cały rozpromienił. Nigdy do tej pory nie
propono- Jakżeź strasznie oni oboje urazili moją dumę! Wyglądam terazwałam mu
tego. Wiedział, że to znar7v w mam .T-an-nar . ""v, ,-1- odtrącony łach! Nie dam
im sałWal;; . -" --1 - ., -.-,. w icnuegu nikt me potrafiłby zn Jakżeż
strasznie oni oboje urazili moją dumę! Wyglądam teraz, odtrącony łach! Nie dam
im satysfakcji i nie pokażę, jak bari cierpię. Wręcz przeciwnie! Właśnie. 73""
""-)-- ".---..- _,---., . J iyiuiii.K:iu:i. i\iguy uo Tej pory me proponowałam
mu tego. Wiedział, że to znaczy, że mam zamiar z nim chodzić. Wybrałam Czarka,
bo nie tylko kiedyś mi się podobał, nawet przecież kochałam się w nim po
kryjomu, ale nstałnin yanwa-yirłam -s. AI- __---, - y, niani zanucił Ł inni
cnoazic. --- "" yoiaft i nie pokażę, jak barBybrałam Czarka, bo nie tylko kiedyś
mi się podobał, nawet przecież cierpię. Wręcz przeciwnie! Właśnie zacznę szaleć
z innymi chłopaka kochałam się w nim po kryjomu, ale ostatnio zauważyłam, że
Aśka Lzarkowi od dawna się podobam; zaproponuję mu, żeby za< zaczęła się koło
niego kręcić i on nie wyglądał na niechętnego, więc odprowadzać mnie do domu,
nawet już od dzisiaj! Niech sobie A będzie to dla Aśki dodatkowy policzek. Tego
dnia życzyłam jej bierze Grześka. Jeszcze kiedyś będzie gorzko płakała przez nie
wszystkiego najgorszego! Nawet żeby oblała każdą klasówkę! Chociaż ale mnie to
JUŻ ani trochę nie wzruszy! raczej wydawało mi się to niemożliwe, bo była dobrą
uczennicą. Ale co Zadzwonił dzwonek na koniec przerwy. Aśka szarpnęła mnie; mi
szkodziło życzyć? Niechby nawet została na drugi rok w tej samej rękaw i
spytała: n-i 1,1, - rJ , , klasie! Za moją krzywdę! - Co o tym myślisz? Czy nie
uważasz, że to cud? Przecież Gdy skończyły się lekcje, podeszłam do Czarka i
wyszliśmy razem. prawdziwe przeznaczenie, że tego samego dnia jemu i mojej man
Na ulicy wzięłam go za rękę, żeby wiedział, że jestem już jego wsadzono nogę w
gips! Z jego spojrzenia domyśliłam się, że będ dziewczyną. Aśka patrzyła na nas
jak głupia, a potem nagle wyprzedzi- za mną szalał. Rozumiesz? To było jak
rażenie piorunem! ła nas i popędziła przed siebie. Na rogu ulicy stał Grzesiek z
tą swoją Nie znam się na tym - powiedziałam, wzruszając ramional gipsową nogą i
ona do niego pędziła. "Ach! Więc on do tego stopnia i me interesuje mnie, jaki
piorun kogo raził. Dobrze, że po tak oszalał za Aśka, że zadzwonił do jej matki
i dowiedział się, do jakiej pomnie me zostają obrażenia na ciele. Szpetnie się
wygląda szkoły jego obecna ukochana chodzi?" - pomyślałam. "Nie był w stanie
spaloną s ora. doczekać się, kiedy wróci ze szkoły! Aż tutaj musiał przykuśtykać
- L.O ci się stało? - zapytała zdziwiona Aśka. - Mówisz ta] z nogą w gipsie! Na
moich oczach! Nie! Tego mu nie daruję!!! Niech nie okropności, zamiast cieszyć
się moim szczęściem. Przecież jesteś m< myśli, że tylko on jeden jest na
świecie! Ja też potrafię być niewierna! Vł ł ą M' Nawet bardziej niż on!" W
szaleństwie nie zastanawiałam się, co robię, - Byłam. Nie jestem już twoją
przyjaciółką. Znudziłaś mi objęłam Czarka za szyję i pocałowałam go w policzek.
Minęliśmy ich śmiertelnie. - powiedziałam i poczułam satysfakcję, że chociaż w
t i weszliśmy w boczną ulicę. Tam przystanęłam, aby zaczerpnąć tchu. sposob slę
zemsclłam- - Co cię opętało? - zapytał Czarek. - Może powinnaś pójść do Na
lekcji siedziałyśmy, w ogóle nie patrząc na siebie. Nie była psychologa? To nie
jest normalne. Podobałaś mi się właśnie dlatego, w stanie się skupić i nawet nie
próbowałam zrozumieć, o czy że nie strzelałaś oczami za każdym chłopakiem, tak
jak inne dziew-50
50
czyny, no i że nie wyrabiałaś tego co one. Jeżeli się zmieniłaś nie wiem, czy my
do siebie pasujemy? : - Skoro nie pasujemy, to cześć! - powiedziałam i
pobiegłam sił w stronę przystanku. Nie chciałam, aby widział, że ryczę, i
ryczałam strasznie! A on niech sobie myśli, co chce. Rozdział XII ;i Między
mną a Grześkiem wszystko skończone! Wsiadłam do kolejki i pojechałam do Sopotu.
Musiałam z ki pogadać. Wiedziałam, że Basie zastanę w domu. Z mamą byłoby głupio
o tym rozmawiać, chociaż mama jest moją prawdziwą przyjąć ką. Czuję się zawsze
niezręcznie, mówiąc o sprawach intymnych z ki z rodziców, do tego bardziej
nadają się zaprzyjaźnione obce oso! Basia była mi bliska, jednak obca. Nie mam
pojęcia, dlaczego wie krwi stawiają człowieka w takiej sytuacji... Unika się
wszelkich intymi ści. Przypuszczam, że jakiś psycholog wiedziałby coś więcej na
t temat. Nie rozumiem na przykład, dlaczego teraz uważa się, młodzież ma
rozmawiać z rodzicami na tematy seksu. Jeżeli jfl w ogóle musi się o tym mówić,
to może w szkole, i to na osobny lekcjach, nie razem z chłopcami. A najlepiej
gdyby było wiadomo, jałJ książki należy przeczytać, żeby się wszystkiego
dowiedzieć. Zresztą nie moja sprawa. Niech dorośli biorą się za czuby i
decydują, jak nm należy uświadamiać. J Nagle zorientowałam się, że zbaczam z
tematu. Przecież powinna cały czas rozpaczać! Bardzo dziwnie układają się
ludzkie myś niezależnie od chęci. Basia malowała Piętę. Nie skończyła jeszcze
obrazu, ale ji wyraźnie widziałam ogromne cierpienie na twarzy Madonny. Prz
moment wydawało mi się, że jestem w kościele, gdzie przyszła
52 prosić Boga o opiekę i spokój dla rozszalałych myśli. Byłam pewna, e po
tragedii, którą przeżywam, zwariuję. Basia zaniepokoiła się. - Wyglądasz, jakbyś
była chora. Czy coś się stało? - Wszystko ci opowiem. Chodźmy gdzieś! Tu, gdzie
jest tyle cierpienia, nie mogę mówić, bo ja także cierpię! Jestem zgubiona już
na zawsze! Już nigdy nie zdołam się pozbierać! - Zlituj się, Paulinko! Nie
przerażaj mnie! - Jak ci wszystko opowiem, sama będziesz przerażona! Nie masz
pojęcia, jak podli mogą być mężczyźni! Muszę komuś zaufanemu o wszystkim
powiedzieć! Muszę zrzucić ciężar z serca, bo inaczej zwariuję! Zobacz, jak mi
się ręce trzęsą! A serce po prostu rozwala mi klatkę piersiową! - Po pierwsze,
dam ci waleriany, po drugie, napijemy się herbaty, a po trzecie, spokojnie mi
wszystko opowiesz, i to od początku do końca - powiedziała Basia i zaraz wlała
mi do kieliszka walerianę, i zabrała się do parzenia herbaty. Potem, gdy już
herbata dymiła w filiżankach, usiadłyśmy przy stole w kuchni, gdzie zawsze naj
bardziej lubiłam siedzieć, i tam zwierzyłam się Basi ze swojej miłości, która
była jedyną i najprawdziwszą i wydawało się, że będzie trwała wiecznie,
tymczasem już się skończyła, i to tak nikczemną zdradą i chęcią ośmieszenia
mnie. Zapytałam Basie, co by zrobiła, gdyby mój tata przyszedł pod jej dom z
jakąś babą, do której by się mizdrzył, tak aby Basia nie miała żadnych złudzeń i
wiedziała, że on się już w innej zakochał. - Myślę, że nie powiedziałabym ani
słowa, tylko zmieniłabym zamki w domu, a jego na zawsze skreśliła z życia. - Ba!
Ale Grzesiek przecież nie ma kluczy od naszego domu! W ten sposób go nie
upokorzę! Owszem, skreśliłam go z mojego życia, ale to mi nie wystarcza. Chcę,
aby wiedział, jak bardzo nim gardzę! Może przyjdzie ci do głowy jakiś inny
sposób? Basia siedziała bardzo zamyślona. Byłam pewna, że poważnie potraktowała
moją tragedię. Ona rozumiała, że nie jest ważne, ile kto ma lat; cierpieć z
miłości można w każdym wieku. Może nawet bardziej się cierpi, gdy się jest
młodym, bo się ma więcej siły. Starsi ludzie, którzy na przykład cierpią z
powodu chorej wątroby, woleliby, 53
żeby ich ktoś zdradził, ale żeby ich wątroba nie bolała. Choć jeżeli o mnie
chodzi, to nie wiem, co bym wybrała? W tej chi zniosłabym najgorszą chorobę,
byle tylko nie utratę miłości. : zrozumie tego nikt, kto czegoś takiego nie
przeżył. Ale chyba ja przeżywam najbardziej ze wszystkich żyjących ludzi!
Wypiłyśmy z Basią jeszcze po jednej filiżance herbaty i Basia powiedziała, że
jedno, co mi może doradzić, to żebym była twa i nie załamywała się przez
Grześka. Takie nauczki kształtują człowi i w przyszłości łatwiej znosić wszelkie
przeciwności losu, bo ź) czasem zaskakuje nas w bardzo bolesny sposób. Tak.
Wiedziałam, że tego dnia życie zaczęło być dla mnie twa: i że muszę zdobyć się
na to, aby umieć sobie radzić z trudnością! Nie będę rozpaczać! Na złość
Grześkowi będę się uczyć wszystkie co tylko możliwe, i w przyszłości zostanę
albo sławnym naukowce albo sławną aktorką, a on niech sobie składa te swoje
stare samochol którymi będzie woził Aśkę! Nie lubię się długo zastanawiać, więc
z miejsca wprowadził; w czyn swoje zamiary; zapisałam się na lekcje
angielskiego. W bran naszego domu widziałam ogłoszenie o takich zajęciach. Z
podan< adresu wynikało, że to dosłownie dwa kroki od nas. Od razu t poszłam i
nawet wzięłam pierwszą lekcję konwersacji, bo pc rodowita Angielka, miała akurat
wolną chwilę. Znała moją ma: z teatru, więc nie obawiała się, że jej nie
zapłacę. Umówiłyśmy że będę codziennie wpadała na pół godziny. Dzięki zdradzie
Grześka osiągnę w życiu więcej, niż mogłc marzyć! Ach! Gdyby to jeszcze tak nie
bolało! Byłabym napraw szczęśliwa. W domu zastałam mamę. Galopem szykowała dla
nas obie Wróciła niedawno z próby i jeszcze nie zdążyła zdjąć kapeluss Gdy
wchodziłam, mama już z daleka wołała: - Słuchaj! Bez przerwy dzwoni tu jakiś...
O! To pewnie znov on! - powiedziała i podjęła słuchawkę telefonu. - Hallo? Ta
Właśnie weszła! Paulinko! Do ciebie. Jakiś Grzesiek - wyciągnęła < mnie rękę ze
słuchawką. - Powiedz mu, że między nami wszystko skończone! - wyce i skierowałam
się do swojego pokoju. Z daleka słyszałam, jak mówiła w słuchawkę:
54 wycedziła asie mań Warna - Pojęcia nie mam, o co chodzi. Paulina kazała mi
powiedzieć, /p między wami wszystko skończone. Bardzo mi przykro. Do widzenia.
Odłożyła słuchawkę i weszła do mojego pokoju. - Nie znam się na waszych
młodzieżowych sprawach - zwróciła gię do mnie. - Ale, na Boga! Nie stawiaj mnie
w tak niezręcznej sytuacji! Dlaczego mnie każesz mówić te idiotyzmy? Mogłaś to
sama powiedzieć. - Przepraszam. Nie zastanowiłam się. To było spontaniczne. W
każdym razie gdyby znowu zadzwonił ktoś, kto się przedstawi imieniem Grzesiek,
zawsze mów, że mnie nie ma w domu, albo cokolwiek, żeby się odczepił. A teraz
powiem ci, że się zapisałam na dodatkowe lekcje angielskiego. Co ty na to? - Ja
na to, że się bardzo cieszę! W szkole sobie dobrze radzisz z angielskim, a jak
się jeszcze bardziej podciągniesz, to będziesz mogła pójść do angielskiego
gimnazjum. Teraz człowiek bez znajomości obcych języków to jak w dawnych czasach
analfabeta. Ja już należę do straconego pokolenia z moim kulawym angielskim.
Nawet bym się nie odważyła podróżować po świecie, gdzie nie mówią po polsku.
Rany boskie! Zasmażka mi się pali! - krzyknęła mama i pobiegła do kuchni, a ja
pęczniałam z dumy, że tak dałam po nosie Grześkowi. Nie wiem tylko, jak powinnam
się zachować, gdy go kiedyś przypadkiem spotkam na naszej ulicy, co przecież
jest nieuniknione. Czy mu się odkłonić, czy nie? A może po dzisiejszym telefonie
on się nawet nie zechce ukłonić? Ciekawe, po co dzwonił? Obrzydliwy bigamista!
Może próbowałby kręcić, że to było niewinne, przypadkowe spotkanie... Jak mogło
być przypadkowe, skoro przylazł po nią pod samą szkołę! Czy sądził, że mnie tam
nie spotka? Że mu się uda mnie oszukać? Jednego dnia straciłam przyjaciółkę i
ukochanego! Trudno. Przyjmę ten cios z podniesionym czołem! Już czuję, jak
hartuje się moja dusza! Ja im wszystkim pokażę, kto to jest Paulina i co
potrafi! Mama podała obiad i poszła się zdrzemnąć na pół godziny. W tym się ja
pozmywałam naczynia i nakryłam telefon poduszką, żeby ma się nie zbudziła, gdyby
przypadkiem ten zdrajca znowu odważył Kię zadzwonić. Nie zadzwonił jednak, co
mnie bardzo zdziwiło i jeszcze 55
bardziej oburzyło. Powinien się czołgać u moich stóp/ jeśli liczy przebaczenie!
Oczywiście, że bym mu nie przebaczyła, ale ir wszystko to świństwo, że tak
szybko zrezygnował. Mama po drzemce wzięła kąpiel, przebrała się i pobiegła
teatru. Zaznaczyła, że wróci później, bo coś tam, i żebym się martwiła. Mama
zawsze uprzedzała mnie, jeśli miała wrócić póz albo dzwoniła skądś, że jest tam
a tam, gdybym czegoś potrzebow Tym razem nie powiedziała, gdzie będzie.
Pomyślałam, że ir z kimś się spotyka, może nawet zamierza się zakochać? Nie
zdąży jej uprzedzić, aby tego nie robiła, bo przecież mogła tak si paskudnie
trafić jak ja! Ja już poznałam mężczyzn i ich niewiem Widziałam przez okno, jak
mama wsiada do samochodu. PostE wiłam, że zadzwonię do teatru i wyraźnie jej
powiem: - Nie daj się zbałamucić żadnemu mężczyźnie! Lepiej zacznij uczyć
języków, żebyś mogła swobodnie podróżować po świe Przynajmniej odniesiesz
korzyść, a przez mężczyznę możesz por wyłącznie klęskę! Rozdział XIII Grzesiek
zostaje aresztowany! Nerwowo chodziłam po mieszkaniu i czekałam, kiedy mi;
dwadzieścia minut i mama już będzie na miejscu w teatrze. I mogłam się skupić,
ale o Grześku już absolutnie nie myślałam. I istniał dla mnie! Nagle coś walnęło
w szybę. Uchyliłam firai i zobaczyłam go. Tak! Grzesiek stał na ulicy i rzucał
kamyka w moje okno! "Co za bezczelność!" - pomyślałam. Otworzyłam ol i
krzyknęłam: - Nie wygłupiaj się! Nawet gdybyś rozwalił mi szybę, to i nie będę
z tobą rozmawiała! Ty zdrajco! - Zejdź w tej chwili na dół! - jeszcze głośniej
niż ja krzyki Grzesiek. - Przez okno nie będę rozmawiał!
56 - Ja w ogóle nie chcę z tobą rozmawiać! - odkrzyknęłam i za trzasnęłam okno.
Grzesiek w dalszym ciągu nie rezygnował. Teraz rzucał w okno grudami ziemi, tak
że całe się zapaskudziło. Postanowiłam nie reago wać. Niech sobie rzuca.
Przyznam się jednak, że mi to sprawiło przyjemność, że walczy o mnie. Nagle
grudy przestały padać, tylko posłyszałam jakiś ostry, męski głos, a potem
zapanowała całkowita cisza. Znowu uchyliłam firanki i zobaczyłam, jak policjant
prowadzi Grześka na nasz komisariat. Domyśliłam się, że go spiszą na policji za
chuligaństwo. Tę sprawę stanowczo należało wyjaśnić. Mogłam go nienawidzić, ale
nie mogłam pozwolić, aby zrobiono z niego przestępcę, i to przeze mnie.
Pobiegłam za nimi. Komisariat jest zaraz po drugiej stronie ulicy. Zapytałam
dyżurnego policjanta, dokąd zaprowadzono Grześka, i wyjaśniłam, że to mój kuzyn.
Policjant wskazał mi drzwi. Wpadłam tam, nawet nie wiem, czy najpierw zapukałam,
taka byłam zdenerwowana, i z miejsca powiedziałam, że Grzesiek rzucał grudy
ziemi na moje życzenie, bo inaczej nigdy bym się nie zabrała do wymycia okien, o
co mama od dawna mnie prosiła. Grzesiek miał taką minę, jakby spadł z księżyca.
Natomiast policjant, który go przyprowadził, powiedział do drugiego policjanta,
siedzącego za biurkiem: - Zawracanie głowy! On próbował mi wmówić, że rzucał, bo
mu doktor kazał ćwiczyć rękę, że niby jak się wywrócił i złamał nogę, którą ma w
gipsie, to także z ręką coś mu się porobiło. Więc on ćwiczył, ale nie zauważył,
że wali w jakąś szybę, bo ma zły wzrok. - Coś podobnego? - zaśmiał się policjant
zza biurka. - Toż to prawdziwy inwalida! Noga w gipsie, ręka niesprawna, i w
dodatku nie widzi! Chyba mu zaczną wypłacać inwalidzką rentę? "Wszystko
przepadło!" - pomyślałam. "Nie uzgodniliśmy zeznań. Wsadzą go za chuligaństwo!"
Zdecydowałam się jeszcze powalczyć: - Ja nie wnoszę skargi! Okno jest całe. Może
miałam swoje powody, żeby inaczej zeznawać... W każdym razie jeden fakt jest
prawdziwy, on ma nogę w gipsie. No i mogę poręczyć za niego, że nie jest żadnym
chuliganem. To mój bardzo dobry znajomy! - Bardzo dobry znajomy? - ten zza
biurka pokiwał głową. - No cóż? Nie będziemy zamykać bardzo dobrego znajomego
ani bardzo 57
dobrej znajomej za to, że kłamią. Za kłamstwa jeszcze się nie k do poprawczaka,
tylko powinno się iść do spowiedzi. To bym rai jednemu i drugiemu. Jesteście
wolni! Ale będziemy was mieli oku, gdyby znów doszło do jakichś awantur.
Wyszliśmy z Grześkiem z komisariatu, nie odzywając się siebie ani słowem.
Dopiero na ulicy Grzesiek powiedział: - Nie musiałaś mnie ratować! Już mi i tak
na niczym nie żale: Mógłbym nawet zgnić w więzieniu! Chciałbym jednak, abyś
wyraźnie i w oczy powiedziała, że jestem dla ciebie nikim! Po wszystkim, co
między nami było, potrafiłaś na moich oczach ściskiwać się z chłopakiem jak
jakaś... jakaś... najgorsza! - Tak?!? A ty, po tym wszystkim, co między nami
było, potrafiła przylecieć, i to z nogą w gipsie, po Aśkę, moją byłą
przyjaciółka i na moich oczach afiszować się z nią?!? - aż piałam ze złoścM -
Myślałeś, że mi serce pęknie z rozpaczy i że razem z AśłU ubawicie się setnie,
widząc, jak ja rozpaczam po tobie! Ty podlJ zdrajco! Ośmielasz się afiszować z
numerem jej telefonu na gipsowej nodze! Grzesiek przystanął i chwycił się za
głowę. - Czyś ty oszalała?! - krzyczał. - Ja w ogóle nie wiem, kim jest
dziewczyna! Przyczepiła się do mnie na pogotowiu i zanim się śpi strzegłem,
zapisała mi na gipsie swój numer telefonu. Nigdy do niej n telefonowałem!
Przyszedłem przed szkołę do ciebie, bo chciałem qH powiedzieć, dlaczego mnie nie
było na molo. Skręciłem nogę! Najpien z budki dzwoniłem do ciebie, ale u ciebie
nikogo nie było, a poteiH wieczorem to u nas akurat nie działał telefon, aż do
dzisiaj, więJ poszedłem pod szkołę i widziałem, co wyrabiałaś. Chciałem to
wszystka ko wyjaśnić, bo nie mogłem uwierzyć, że mi coś tak okropnego naprawdę
zrobiłaś, ale ciebie oczywiście nie było w domu, gd) dzwoniłem! Pewnie
obściskiwałaś się z tym swoim nowym chłopakiem A kiedy znów zadzwoniłem i już
byłaś, to kazałaś mamie powiedzieć, że wszystko między nami skończone! Chciałem
to od ciebie osobiście usłyszeć, dlatego waliłem w okno, żebyś wreszcie zeszła i
powiedziała mi to w oczy! No więc mów teraz! Mów! Bo cię uduszę! Nie
zauważyliśmy, że za naszymi plecami znów stał policjant,; który przedtem
zaaresztował Grześka.
58 - Co ja słyszę? - powiedział. - Chce się swoją dobrą znajomą udusić? Tak? A
czy się wie, z jakiego paragrafu za taki czyn się odpowiada? - Proszę pana! -
krzyknęłam. - To są sprawy między moim chłopakiem a mną. I bardzo nieładnie, że
nas pan podsłuchiwał! - Ludzie kochani! Co to się teraz wyprawia? - zajęczał
policjant. - Nie ma to więcej jak dwanaście lat i już mówi "mój chłopak"! - Mam
trzynaście lat - oświadczyłam z dumą. - I mam prawo mieć chłopaka! Tego żaden
paragraf nie zabrania. Byłoby nam bardzo miło, gdyby nas pan zostawił w spokoju.
- No, no! - mruknął policjant i poszedł sobie. A ja z Grześkiem pojechałam
tramwajem do Jelitkowa i powędrowaliśmy nad morze. Trzeba było całą zagmatwaną
sprawę omówić i wyjaśnić. Doszliśmy w końcu do wniosku, że to było jedno wielkie
nieporozumienie. Grzesiek się zmęczył, więc usiedliśmy na wywróconej do góry
dnem łodzi rybackiej. Właściwie to już wszystko wybaczyłam Grześkowi, ale on
ciągle nie mógł mi wybaczyć Czarka, chociaż powiedziałam mu, że zrobiłam to z
zemsty. Ja natomiast absolutnie nie mogłam znieść widoku tego numeru telefonu
Aśki, wypisanego na gipsowej nodze Grześka. Uważałam, że nie powinien był
dopuścić do tego. Przecież chwilę musiało trwać, zanim wypisała ten numer. - Daj
spokój - poprosił Grzesiek. - Nawet nie miałem czasu zastanowić się, co ona
robi. - Ale powiedziałeś jej, jak ci na imię! - Bo mnie o to zapytała! - Czyli,
że mogłeś też do niej zadzwonić, bo na to czekała! - Nie zadzwoniłem! - Jednak
zawsze możesz to zrobić, bo masz ten numer przed oczyma! - Jeżeli ci tak na tym
zależy, to nie będę miał już dłużej tego numeru! - zdenerwował się Grzesiek i
schwycił kamień, którym zaczął tłuc po gipsie. Zanim zdążyłam przytrzymać jego
rękę, gips już pękł. Pewnie jeszcze dobrze nie stężał od poprzedniego dnia. "O
Boże! Teraz mu się noga krzywo zrośnie!" - pomyślałam. "Musi mieć z powrotem 59
gips!" Poprosiłam, aby się wsparł na moim ramieniu i starał się; stawać na
chorej nodze. Wróciliśmy do domu. Grzesiek czekał mnie przed bramą/ a ja wpadłam
do mieszkania po pieniądze' taksówkę. Pojechaliśmy razem na pogotowie, gdzie
łgałam w źy oczy, że Grześkowi pękł gips w czasie ratowania dzikiego k( który
byłby wpadł pod samochód. Nie wiem, dlaczego chirurg r( jakieś dziwne miny do
pielęgniarki, może jemu także zdarzyło kiedyś coś podobnego, to znaczy nie z
kotem, tylko z miłością, której gips pękł, i może nawet miało to związek z tą
właa pielęgniarką? Przecież wszystko jest możliwe. Życie jest tak peB
niezwykłych wydarzeń! A niektóre z tych wydarzeń są cudowM jak te dotyczące mnie
i Grześka. 9 Przysięgliśmy sobie, że już więcej nie będzie między n,
niedomówień i wszystko przedyskutujemy, zanim cokolwiek zrobi; Jeszcze nigdy go
tak nie kochałam ial- torr ;~i r ;- - - _---.-.".,-> v, uiu.in i.uAmwie.K
zroDUB Jeszcze nigdy go tak nie kochałam, jak tego dnia! I ja go chciałar
rzucić!?! Jak mogłam? On przenigdy nie zrobiłby mi żadnego świństw Każdy, tylko
nie on! Rozstaliśmy się, a gdy wróciłam do domT z miejsca zasnęłam kamiennym
snem. Nawet nie słyszałam, kiecJ mama wróciła z teatru. Gdyby ktoś obok mnie
strzelał z armat też bym nie słyszała. To były zbyt mocne wrażenia. A rano przy
śniadaniu mama powiedziała: - Wczoraj wieczór, kiedy spałaś, dzwonił ten jakiś
Grzesiei Powiedziałam mu, żeby nigdy więcej nie dzwonił, bo go nie chces znać.
- Mamo! Coś ty zrobiła? Ja za nim szaleję! f Nawet nie zdążyłam się zastanowić,
co mówię, tak byłam prze rażona. "Grzesiek gotów pomyśleć, że sobie robię żarty
z niegc najpierw zmusiłam go do wyznań, a potem znów go rzuciłam" Natychmiast
zadzwoniłam do niego, ale jego mama powiedziała, ż( on już dawno wyszedł do
szkoły. - Poza tym powiedział, że gdyby ktoś do niego dzwonił, to dla nikogo go
nie ma i nigdy go nie będzie. Nie wiem, o co chodzi-j Czy mu coś powtórzyć? -
Nie, nie. Sama mu powiem. Dziękuję, j Zastanawiałam się, co teraz robić.
Okropnie mi się skomplikowało! życie. Musiałam w jakiś sposób dać znać
Grześkowi, że to pomyłka. {
60 Napisałam: "Mama nie wiedziała, że wszystko jest O.K., a ja spałam". [ie
podpisałam się, bo na pewno Grzesiek się domyśli, że to ja. Karteczkę wrzuciłam
przez wybitą szybę wraku jego samochodu, będzie coś przy nim, jak zwykle, robił
i ją znajdzie. Cała szczęśliwa pobiegłam do szkoły. Włożyłam na siebie
najładniejsze i najbardziej kolorowe ciuchy. Pani od polskiego popatrzyła na
mnie zdumiona, przecież wczoraj nosiłam po kimś żałobę! Ale nie mogła wiedzieć,
że dzisiaj noszę w sercu samo szczęście! Świat jest cudowny! Do Aśki w dalszym
ciągu się nie odzywałam; gdyby Grzesiek nie był tak niezłomny w uczuciach, to z
pewnością by mi go odbiła! To nawet bezczelność rzucać się na kogoś, mając tyle
piegów co ona! Kiedyś uważałam, że piegi dodają jej uroku, ale teraz widzę, że
to symbol fałszu. Rozdział XIV Nieporozumienie, przeprosiny i wyjaśnienia Ze
szkoły wróciłam jak zwykle tramwajem, szóstką. Powoli szłam od przystanku do
domu, aby, niby przypadkowo, spotkać się z Grześkiem, który, według moich
obliczeń, także powinien już wrócić ze swojej szkoły. Jeżeli nawet nie zajrzał
do samochodu i me przeczytał kartki ode mnie, to pewnie kręci się gdzieś w
pobliżu mojego domu. Przecież przyrzekliśmy sobie, że teraz zawsze najpierw
porozmawiamy, zanim cokolwiek zrobimy, czyli zanim się pogniewamy ze sobą.
Przechodząc obok postoju taksówek, zauważyłam, że jakiś cudzoziemiec próbuje
porozumieć się z kierowcą taksówki, który nie mógł pojąć, o co chodzi. Podeszłam
więc i zapytałam po angielsku, czy mogę w czymś pomóc? Na tyle już znałam
angielski, żeby zorientować się, że pasażer pragnie obejrzeć pomnik poległych
stoczniowców, więc przekazałam tę informację taksówkarzowi. Byłam z siebie
dumna, bo odchodząc, słyszałam za sobą głosy pozostałych kierowców: 61
- No! No! Patrzcie państwo, jaką my teraz mamy wykształci młodzież! Taka
smarkata dziewuszka, a jak fajnie szwargotała jankesku! Któryś z nich się
zaśmiał. - Ty ciemniaku! Jankeski to jest amerykański, a to był Anglii - Skąd
wiesz? - obruszył się ten pierwszy. - Potrafisz odrózC Jankesa od Anglika?
Jednakowo szwargocą. J - Dajcie spokój! - wtrącił się jeszcze inny kierowca. -
Angq Amerykanin? Jaka to różnica? Chyba tylko taka, że jeden płU funtami, a
drugi dolarami. Różnica jest tylko między nimi a nanKi że się z nimi nie
potrafimy dogadać, bośmy się nie uczyli. J - A niech, cholery, uczą się
polskiego, skoro chcą tu przyjeżdżał - zezłościł się pierwszy. - Jakbym ja do
Anglii pojechał, to bym nf żądał, żeby wszyscy mówili po polsku! J - Ale fakt,
że kto zna języki, temu świat stoi otworem... Dalszego ciągu nie słyszałam, ale
byłam pewna, że jeszcze dłuj rozprawiali na ten temat, zwłaszcza że każdy temat
jest dobry, gc się tak bezczynnie czeka na klientów. Pomyślałam tylko, że mo;
mają rację nasi rodzice, kiedy nas zaganiają do nauki. Grzesiek już był. Stał z
kolegami w swojej bramie. Myślę, mnie zauważył, ale nie podszedł do mnie. Może
jeszcze nie prz< czytał kartki, a może krępował się kolegów, nie chciał tak ic
zostawić i biec do dziewczyny. Oni wszyscy zgrywali twardzie i udawali, że im na
niczym nie zależy. Swoją drogą, już dawn miałam powiedzieć Grześkowi, że mi się
nie podoba to wystawam z chłopakami w bramach. Całe szczęście, że go trochę
odciągnęłaś od nich. ; Zastanawiałam się, co zrobić? Właściwie powinnam podejść
d Grześka i powiedzieć, że chcę porozmawiać. Jednak zabrakło m odwagi. Nie mam
pojęcia, jak tamci by zareagowali. Z pewności zaczęliby się wygłupiać, dogadywać
i gwizdać, a jak wówczas zachowałby się Grzesiek? Gdyby natychmiast poszedł ze
mną przekreśliłoby go to raz na zawsze w oczach wszystkich chłopaków z całej
naszej ulicy. Nie mogłam mu tego zrobić. Należało rozwiązać to jakoś inaczej.
Tak, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, a tamtyinj nie pozwolić się niczego
domyślić. ;
62 Weszłam do swojej bramy. Znowu ktoś zapaskudził świeżo odmalowane ściany na
klatce schodowej. Co za idioci!?! Jedni wypisują obraźliwe słowa na temat Lechii
Gdańsk, drudzy Arki Gdynia... Nic z tego nie wynika, oprócz wysmarowanych ścian.
Oczywiście windy także nie zostawiają w spokoju. Cała korespondencja na temat
Magdy: "Kocham Magdę!", "Twoja Magda jest gruba i głupia!", "A ty jesteś świr i
masz zeza!", "Ty za to masz pająki w uszach!" O Magdę z drugiego piętra toczyła
się walka na śmierć i życie. Magda z żadnym z miejscowych chłopaków nie chciała
się zadawać. Była śliczna i bardzo wyniosła. Miała już chyba z piętnaście lat i
może dlatego lekceważyła te wszystkie smarkate wybryki. Nigdy nie reagowała na
żadne zaczepki. Winda zatrzymała się na drugim piętrze i właśnie wsiadła do niej
Magda. Wiozła do suszami kosz z mokrym praniem. Wchodząc, powiedziała "dzień
dobry" i więcej ani słowa. Ja także, wchodząc do windy, zawsze mówiłam "dzień
dobry", bez względu na to, czy kogoś znałam, czy nie. Wydawało mi się, że
pozdrawiając ludzi, traktuję ich wszystkich jak przyjaciół. Zauważyłam, że małym
dzieciom bardzo się podoba to mówienie "dzień dobry". Tak się nauczyły, że
ilekroć jechały windą, za każdym razem wszystkich pozdrawiały, nawet
kilkakrotnie. Zabawne to i miłe. Wpadłam do domu i z miejsca zaczęłam się
zastanawiać, jak dać znać Grześkowi, że muszę się z nim zobaczyć? Chciałam z nim
rozmawiać natychmiast! Musiałam się skupić nad odrabianiem lekcji, a nie byłam w
stanie zabrać się do tego, póki nie porozmawiam z Grześkiem. Musiałam mu
powiedzieć, że zaszło nieporozumienie, że nic nie wiedziałam o jego wieczornym
telefonie, że wszystko jest tak, jak było, czyli wspaniale! Rozglądałam się po
domu, szukając czegoś, co mogłoby być znakiem, i znalazłam; w łazience wisiała
moja sportowa koszulka z ozdobną aplikacją dwóch serc przebitych strzałą...
Powiesiłam ją na trzonku szczotki, szeroko rozciągniętą, aby były widoczne te
dwa serca, na końcu trzonka zawiązałam czarną wstążkę - znak rozpaczy - i tak
udekorowaną szczotkę wystawiłam za okno. Okno przymknęłam, drążek przywiązałam
sznurkiem do klamki i czekałam. Wiedziałam, że Grzesiek, choćby 63
nawet był na mnie zagniewany, w końcu spojrzy w kierunku moje okna. I miałam
słuszność. Za pół godziny zadźwięczał dzwon< przy drzwiach. Wiedziałam, że to
Grzesiek. Nim zdążył się odezwa ja już mówiłam: - Nie zajrzałeś do samochodu?
Nie zauważyłeś kartki ode mni< Napisałam, że zaszło nieporozumienie; spałam,
kiedy dzwoniłeś, a mi ma nic nie wiedziała, że pogodziliśmy się. Zresztą mama w
ogó. o tobie nie wie. Wiedziała, że nie chcę rozmawiać z jakimś Grześkiei ale to
było całe wieki temu! Dorośli nie mają pojęcia o tym, że możi w jednej chwili
nienawidzić się, a zaraz w następnej szaleć za sob, - Nie czytałem kartki -
powiedział Grzesiek. - Jeszcze n grzebałem w samochodzie. Taki byłem zły, że nic
mi się nie chciało - Teraz już wiesz. I nie gniewasz się? a - Skoro wiem, jak
sprawy wyglądają, to nie ma o czym mówic - Zauważyłeś flagę w oknie? - Dlatego
przyszedłem, te - Mam potworne ilości lekcji do odrobienia na jutro, ale sanJ
rozumiesz? Nie można pracować z perspektywą, że za chwilę zetnU ci głowę na
szafocie! Każde nieporozumienie z tobą to dla mni< prawdziwa śmierć! -
Myślisz, że ja czułem się jak król życia? Też byłem skołowany, Gdyby nie noga w
gipsie, to z chłopakami bym poszedł na mec i może nawet dalibyśmy czadu. Taki
byłem wściekły, że z byle powoduj mógłbym zrobić awanturę! Poszli sami. Dobrze,
że zauważyłem tę flagę! - Grzesiek! Muszę z tobą poważnie porozmawiać, s - Po to
przecież przyszedłem, -l - Nie o nas. W tej chwili o czymś innym. Nie chcę,
żebyś by( podobny do tych szalikowców! Ty chyba jesteś więcej wart od nich?) -
O co ci chodzi? I co z tego, że się nosi szalik w kolorze! ulubionego klubu? i
- Przed chwilą powiedziałeś, że gdybyś poszedł z nimi na mecz, to może razem
dalibyście czadu... - Tak tylko powiedziałem, żebyś zrozumiała, jaki byłem
wściekły. - No nie wiem... W każdym razie chłopcy biją się na stadionach. Chyba
nie tylko z powodu nieporozumień z dziewczynami. A te poniszczone pociągi,
powybijane okna...
64 - Są różne chłopaki. Ja mam swoją dłubaninę przy samochodzie i nie muszę
szukać innych atrakcyjnych zajęć. Ale co mają robić ci, którzy się nudzą? Łażą
po świecie i niechcący czasem wplatają się w jakąś burdę. - Niechcący? Ja myślę,
że oni tylko szukają sposobności do robienia burd. Nie każdy może kupić sobie
stary samochód i przy nim dłubać, ale książkę to już każdy może za darmo
wypożyczyć w bibliotece. - Czego ty chcesz ode mnie? Żebym zaczął ich namawiać
do czytania książek, jak jakiś belfer? Nie mam zamiaru się wygłupiać. Jestem
zwyczajnym chłopakiem, takim jak oni, a ty może sobie wyobrażasz, że będę jakiś
nadzwyczajny. Chciałbym, żebyśmy w dal szym ciągu chodzili ze sobą, ale nie
możesz liczyć na to, że zostanę kimś szczególnym. - Skąd wiesz? Masz dopiero
piętnaście lat! Możesz zrobić wszystko, co zechcesz! Wszystko zależy od ciebie.
Ja w każdym razie domyślałam się w tobie czegoś wspaniałego! Nie przypusz czasz
chyba, że chodziłabym z byle kim. Marzę o naszej cudownej przyszłości. Tylko nie
wolno nam marnować czasu! - Ale chyba będziemy się w dalszym ciągu spotykać nad
morzem? - To oczywiste! Musimy jeszcze tyle spraw przedyskutować! Teraz idź już!
Mówiłam ci, że mam okropnie dużo lekcji... - W takim razie idę. Ale... - Ale co?
- Właściwie nic. Skoro musisz odrabiać... Idę. Grzesiek wyszedł, a ja niemal
zemdlona padłam na drzwi! Och! Jakże pragnęłam, żeby mnie objął i pocałował! Tak
jak wówczas przed ZOO! Gdybym nie mówiła o tych wszystkich sprawach z kolegami,
o czytaniu książek i w ogóle... Tyle na to poszło czasu. I właściwie nie było
nastroju na miłość. Jak tak dalej pójdzie, to zostanę starą panną. Próbuję
wychowywać mojego chłopaka, zamiast się na niego rzucić i całować go! Chociaż...
Całować się w domu to niebezpieczne. Mogłabym stracić głowę. Słyszało się o
takich przypadkach. Co innego nad morzem czy gdzieś, gdzie zaraz ktoś może
nadejść. Stanowczo nie powinnam pozwalać sobie na takie zuchwałe myśli... Co
robić? Przecież jestem zakochana, i to do 65
szaleństwa! Gdy już zostanę żoną Grześka, będę mogła do woli całować! Co
prawda, wówczas już nie będę miała lekcji do odrabiani O Boże! Trzeba się do
tego zabrać! To straszne! Godzić szaleńst miłości z matmą! Och! Grzesiu! Gdybyś
wiedział, jak bardzo cierp Całuję w myślach twoje fiołkowe oczy, zanim utonę w
mat Żegnaj, mój ukochany! Rozdział XV Poznaję prawdziwą pisarkę Mam straszne
wyrzuty sumienia z powodu Grześka - na chwi niemal zapomniałam o nim! Lekq'e
przeleciały normalnie. Kiedy kt< dukał przy tablicy, mogłam sobie rozmyślać i
marzyć o Grześki natomiast na polskim straciłam rozum. Nasza pani wymyśliła dl
nas coś niezwykłego. Zawsze wymyślała coś, co nas zaskakiwała ale to było
całkiem ekstra! Powiedziała: - Mam pomysł. Może wam się spodoba, a może nie.
Chciałabym aby każdy z was przeprowadził z kimś wywiad. Taki, jak się rób do
prasy albo do radia. Udało mi się wypożyczyć odpowiednią ilośl magnetofonów,
więc dla nikogo nie zabraknie, a waszym zadanien jest wyszukać kogoś, kto według
was byłby interesujący. To ni< musi być ktoś ważny. Chodzi mi tylko o to, aby
wasz wywiać potrafił zainteresować czytelnika czy też słuchacza radia. Wszystkt
zależy od waszego podejścia do tematu i od pytań. Musicie chcieć się dowiedzieć
czegoś, co was właśnie nurtuje, a na co zapytana odpowie, mam nadzieję,
niegłupio. Umiejętność zadawania pytań jest bardzo ważna. Nawet jeżeli nikt z
was nie zostanie w przyszłości dziennikarzem radiowym czy prasowym, chociaż
trzeba przyznać/ że to niesłychanie interesujące zawody i coraz bardziej
poszukiwane, to jak mówiłam, umiejętność zadawania pytań przyda się każdemu
choćby dla prowadzenia inteligentnej rozmowy. Do dzieła! Tu są magnetofony! Za
tydzień dowiemy się, jak z nich skorzystaliście! i
66 Tak mnie to wszystko zafascynowało, że na dłuższą chwilę zapomniałam o
Grześku. Myśli po prostu szalały we mnie! Z kim i jak zrobić doskonały wywiad?
Wiadomo, że mój wywiad musi być doskonały! "Z kim zrobić wywiad? Z kim zrobić
wywiad? Najlepiej byłoby z którymś z aktorów... Z Baką! Wszystkie dziewczęta się
w nim kochają! Nie. Aktor odpada. Pani od polskiego powie, że to zbyt łatwe,
skoro mama jest aktorką. Już wiem! W naszym osiedlu mieszka pisarka! Tylko czy
się zgodzi? Nie nakłamię, że jestem z prasy, bo i tak nie uwierzy. A powiedzieć,
że to zadanie szkolne... Może się obrazić. Doprawdy, nie przypuszczałam, że to
będzie takie trudne. A może zrobić wywiad z panem Wojtkiem, właścicielem
zieleniaka? Tylko o czym byśmy mówili? O cenach warzyw i które warzywa ludzie
najchętniej kupują? Nie! Co to za wywiad? Pani wyraźnie mówiła, że taki wywiad
to przygotowanie do inteligentnej konwersacji. Kto konwersuje o warzywach? Chyba
tylko w jakimś klubie jaroszy..." Miałam dziesiątki pomysłów, ale żaden nie
wydawał mi się dobry. Szłam do domu zgnębiona, z magnetofonem, z którego z całą
pewnością nie będę miała żadnego pożytku. Aż tu nagle cud! Właśnie z warzywniaka
wracała moja pisarka, obładowana siatkami z zakupami. Zbliżała się do mnie, a ja
stanęłam jak zahipnotyzowana. - Pomóż mi, skarbie, i podrzuć jedną siatkę pod
dom - poprosiła. - Ledwo zipię z tą przeklętą astmą! Wiem, że obok mieszkasz.
Masz u mnie wdzięczność, jak w banku! - Ależ oczywiście! - zgodziłam się
natychmiast. - Zabiorę obydwie siatki! To dla mnie drobiazg! - porwałam siatki i
biegłam z nimi, jakbym miała skrzydła. Zatrzymałam się przed domem pisarki,
czekając, aż ona dojdzie. Była wspaniała okazja, aby poprosić o wywiad, ale
wydawało mi się to bardzo nieeleganckie, jakbym wykorzystywała sytuację. Jej nie
wypadałoby teraz odmówić. Wolałam już zrezygnować z wywiadu. Pisarka podeszła i
oparła się o framugę bramy. - Muszę trochę odsapnąć - powiedziała. - Tak się
kończy palenie papierosów. Całe życie kurzyłam jak komin, to teraz mam! Dobrze
mi tak! Trzeba było mieć więcej rozumu! Ale czy człowiek może mieć rozum, gdy go
jeszcze nie ma? W każdym razie, chociaż nie 67
jestem moralistką, przestrzegam cię - nie pal! Spójrz na ma Chętnie bym siebie
samą wytrzaskała po tyłku, tylko teraz już nic z tego nie przyjdzie. No, ale
dosyć o mnie. Jak tam ci id w szkole, co? Uczą was czegoś mądrego? - Myślę, że
wszystko jest mądre. Chociaż nie wszystkie przedn lubię. - Których nie lubisz?
- Ścisłych. - To tak samo jak ja. Urodziłam się humanistką. - Ja też. To
znaczy, nie wiem, czy się taka urodziłam, ale właśfl humanistyczne przedmioty
lubię, a najbardziej polski. - Polskiego uczy was poetka. Znam ją. Ma dobrze w
głow i ciekawie uczy. Wczoraj z nią rozmawiałam. Powiedziała, że za wam
przeprowadzenie wywiadu. To niegłupi pomysł. Jest taki c/ książeczek z
Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego: "I ty potrafi ciekawie opowiadać" albo "I ty
potrafisz napisać książkę" i tak tam różne na temat "I ty potrafisz". No więc i
ty potrafisz prz prowadzić wywiad. Tego, co prawda, jeszcze nie wydali, ale mos
wydadzą, jeśli wam się uda z tymi wywiadami. A ty już soh kogoś upatrzyłaś? r -
Boję się przyznać - powiedziałam, trzęsąc się z wrażenij - Myślałam o pani i to
cud, że właśnie dzisiaj panią spotkałam, b nigdy bym się nie odważyła...
Właściwie w dalszym ciągu się ni odważam, zwłaszcza że to mogłoby wyglądać na
wykorzystywanie - Zawracanie głowy! - ofuknęła mnie przyjaźnie pisarka. - Jaki
wykorzystywanie? Proszę bardzo! Mogę ci udzielić wywiadu. Przynia magnetofon i
pogadamy. ,' - Mam przy sobie. Pani rozdała wszystkim magnetofony. Al naprawdę?
Mogę? - Skoro mówię, to mówię! Ładujmy się do windy, bo szkoda czasu Długo
marudziła przy drzwiach, myląc klucze, tak ich miał dużo, a wszystkie
przywiązane do breloka z rogu jeleniego. Przyglądałam się rogowi, więc
powiedziała: j - Dostałam to od pewnego leśniczego z okolic Kościerzyny! Byłam
tam na spotkaniu autorskim. Jego córka prowadziła bibliotekę Straszne tłumy
narodu przyszły, aż się dziwiłam. Potem była pyszr
68 rotacja i na dodatek dostałam ten prezent. Czasem warto być pisarką. No,
jesteśmy w domu! Wrzuć siatki do kuchni i siadajmy! Najpierw jednak zaparzę
herbatę, bo bez herbaty jestem nieboszczyk, chociaż i z herbatą niewiele mi
brakuje. Pooglądaj sobie tymczasem mieszkanie, bo pisanie wywiadu to nie tylko
pytania i odpowiedzi. Dobrze jest najpierw opisać jakieś własne wrażenia o
osobie, z którą zamierza się przeprowadzić wywiad. Rozumiesz, żeby nie zaczynało
się od pytań, a zwłaszcza takich, jak: "Czym dla pani była ta nagroda?", "Kiedy
zaczęła pani pisać?", "Którą ze swoich książek pani najbardziej lubi?"... To są
pytania, które każdy zadaje, a mnie aż trzęsie, gdy je słyszę. Jest herbata!
Włącz magnetofon i pogadamy. - Już dawno włączyłam - odpowiedziałam. - A ty
spryciaro! Masz u mnie plus, że na to wpadłaś. Aha!! I nie chcę takich pytań,
jak: "Skąd pani czerpie pomysły?". Jasne, że z własnej głowy i z życia. Wszyscy
pytają, skąd człowiek bierze pomysły. Marzę o tym, aby mi wreszcie ktoś zadał
jakieś oryginalne pytanie. Inne od wszystkich. - Nie wiem, czy moje pytanie
będzie oryginalne i czy wypada o coś takiego pytać, ale chciałam właśnie...
Chciałam panią zapytać o pierwszą miłość. Pisarka spojrzała na mnie poważnie, a
może nie na mnie, tylko na swoją odległą młodość. - Pierwszą miłość przeżyłam,
gdy miałam trzynaście lat - powie działa bardzo serio. - Widzę się dokładnie,
jakby to było wczoraj... Jestem w kremowej sukience w polne kwiaty. Najwięcej
jest maków. Dlatego pewnie przewiązałam suknię czerwoną szarfą. U góry była
obcisła, z małym wycięciem pod szyją. Rękawki - bombki. Od pasa w dół
marszczona... To była świąteczną sukienka, więc musiała być niedziela, gdy się z
nim poznałam. Nazywał się Karol Faukner. Był synem dyrektora fabryki "Semperit".
Niemca, Karol mówił po polsku. Nawet mi do głowy nie przyszło, że mógłby mówić
po niemiecku. Takie pojęcia, jak Niemiec, Żyd, Polak, nie istniały dla nas.
Wszystkie dzieci z naszej dzielnicy przyjaźniły się z sobą. Oczywiście nie każde
z każdym. Jedni byli przyjaciółmi, inni tylko koleżankami czy kolegami, albo
znajomymi, z którymi zamieniło się zaledwie kilka słów. Ale byliśmy z tej samej
dzielnicy, czyli sami swoi. W maju wszyscy
69
wylęgaliśmy na Pola Katarzyńskie... Dzisiaj tam jest ogromne osied ale wówczas
to były pola, raj dla dzieci - spora przestrzeń z v deptanymi ścieżkami, po
których szaleliśmy, jeżdżąc na rowera W maju dodatkową frajdą było wrzucanie
sobie chrabąszczy za l mierze. W zimie oczywiście ślizgawka. A reszta roku -
rowe Co ja wyprawiałam na moim rowerze! Nie do uwierzenia! C szczęście, że moja
mama nic o tym nie wiedziała. Za każdym ras upominała mnie: "Masz jeździć wolno!
Żadnych figli i cyrkowych popisów!" Przyrzekałam, że tak będzie, ale gdy tylko
dosiadłam swe damki!... Umiałam jeździć, stojąc na siodełku, albo z nogami
kierownicy, bez trzymanki to było byle co, nawet nie warto wspomin bo to każdy
potrafił, mogłam też jeździć na zderzaku tylnego kc i najważniejsze: ścigać się
absolutnie z każdym! Właśnie pewne razu, gdy już wszyscy odpadli z wyścigu,
został tylko jeden chłopie Karol. Zanosiło się na to, że mnie prześcignie, ale w
pewn) momencie zwolnił i zawołał: "Poddaję się! Wygrałaś!" Dzisiaj nie jestem
pewna, czy naprawdę wygrałam. On chyba mnie zrezygnował ze zwycięstwa. Wówczas,
gdy już nikogo za nami nie było, bo wszyscy wcześr odpadli, rzuciliśmy nasze
rowery w trawę i położyliśmy się, żet odsapnąć. Karol zerwał żółty polny bratek
i podał mi go. "Masz! Nagroda za zwycięstwo - powiedział. - Jeździsz ja
prawdziwa amazonka. Wolę się z tobą nie ścigać". "Jeżeli chcesz, to powiemy
innym, że ty wygrałeś. Mnie i zależy" - zapewniłam go, bawiąc się kwiatkiem. "O
nie! Stać mnie na to, aby się przyznać do przegranej. Zress nie lubię kłamstw".
"A co lubisz?" "Bo ja wiem? Lubię grać w siatkówkę i lubię czytać książ]
przygodowe". "A wiesz, że ja zaczęłam pisać książkę? O leśniczance, któr
zakochała się w gajowym. Gajowy miał drewnianą nogę. Sam sobil z drewna
wystrugał protezę. Właśnie dlatego leśniczanka się w nin zakochała, że był taki
dzielny. Sam zrobił protezę i tak dobrze
70 nauczył się nią posługiwać, że mógł bez trudu chodzić po lesie, a przecież
wiadomo, co to las; same górki i dołki, a nawet jamy, gdzie można wpaść". "W
jaki sposób gajowy stracił nogę?" "Tego jeszcze nie wiem. Dopiero trochę
napisałam. Na razie doszłam do tego, że leśniczanka codziennie wybiega z domu,
żeby z daleka spojrzeć na swojego gajowego. On nawet nie wie, że leśniczanka się
w nim kocha. To mi się wydaje bardziej romantyczne". "Masz zamiar zostać
pisarką?" "Być może. O tym także nie myślałam. Po prostu musiałam zacząć pisać
tę powieść. To było całkiem niezależne ode mnie". "Chyba właśnie tak się dzieje
z pisarzami. Piszą, bo coś im każe pisać". "Pewnie masz rację". "Jak ma na imię
ukochany leśniczanki?" "Ona tego jeszcze nie wie. Zna go przecież tylko z
widzenia. To była miłość od pierwszego wejrzenia". "Czy mógłby mieć takie imię
jak moje? Karol?" "Czemu nie? Jeśli chcesz, dam mu imię Karol". "A leśniczance
daj twoje imię". "Hm... Zastanowię się. Leśniczanka jest piękna, czego o sobie
nie mogę powiedzieć". "No wiesz? Chyba nigdy nie patrzyłaś w lustro?" "Och! Daję
słowo! Mówisz takie rzeczy! Wcale, ale to wcale, nie uważam się za ładną.
Zresztą nie chcę o tym mówić. Muszę już wracać do domu. Mama będzie się złościć,
że tak długo jeżdżę na rowerze, zamiast jej pomóc przy kolacji. Lecę!" "Ale
spotkamy się jeszcze?" "No chyba! Dokąd mamy rowery, mc nie jest w stanie
przeszkodzić nam w ściganiu się". ...Tak. Tak to było. Jeszcze wiele razy
ścigaliśmy się. Potem leżeliśmy w trawie, odpoczywając i plotąc trzy po trzy,
jak to w tym wieku bywa. Coraz bardziej nie mogłam się doczekać, kiedy nadejdzie
godzina, gdy po odrobieniu lekcji będę mogła wyjść na dwór, żeby ścigać się z
Karolem. Ścigałam swoją miłość. Zakochałam się w Karolu. Był mądry, rycerski i
taki delikatny... Nigdy mi nie wrzucił chrabąszcza 71
za suknię. Zawsze zrywał jakiś polny kwiatek i wręczał mi go, ru zwyczajnie, od
niechcenia. Pewnego razu przytrzymał moją rę z kwiatkiem i pocałował ją. Potem
spojrzeliśmy na siebie, a raq spojrzeliśmy w głąb siebie i wiedzieliśmy, że to,
co się dzieje z nas to jest miłość. Nie zdążyliśmy sobie tego powiedzieć, bo
nazajutrz wybuc wojna. On był Niemcem, a ja Polką. Staliśmy się wrogami, l
naszej zgody zabrano nam naszą miłość. Wszystkie dzieci z dzielnicy nagle
dorosły. Dawniej byliśmy tylł dziećmi, wojna zrobiła z nas Polaków, Żydów i
Niemców. Nigd by nam do głowy nie przyszło, że coś takiego może zaistnieć; dzię
z jednej dzielnicy naznaczone każde innym piętnem. Jeszcze przez jakiś czas
widywałam z daleka Karola, jak maszerow z chłopcami z Hitlerjugend. Już się w
ogóle nie znaliśmy. Wyrzuciła zasuszone kwiaty. Kwiaty od wroga. Może ktoś w
to nie uwierzy, ale to była najpiękniejsza miłość - Ja wierzę! - krzyknęłam. -
Bo ja także przeżywam moj pierwszą miłość. Pierwszą i ostatnią! Taką na całe
życie! - I w tysś momencie zdałam sobie sprawę, że przez całą godzinę nie
myślałang o Grześku! ; - Przeżywasz pierwszą miłość? - zamyśliła się pisarka. -
Powiedź mi, jak to w dzisiejszych czasach wygląda? Co się dzieje z zakochanff
trzynastoletnią dziewczyną? - Nie wiem, czy mi się uda opowiedzieć? Jestem
przepełniona bezgranicznym szczęściem, tylko dlatego że on istnieje na świeciel
Nawet nie muszę z nim rozmawiać. Wystarczy mi, że jest. Wyda-H je mi się, że się
z nim unoszę ponad całym światem. Że nikoge nie ma, tylko my... Może tak się
czują aniołowie? Ale to chyba bluźnierstwo porównywać się z aniołami? - W tym
momencie usłyszałam jakiś szum w magnetofonie. - Obawiam się, że taśm.a
nagraniowa się zerwała - powiedziałam. - Szkoda, jeszcze tyle$ można by
powiedzieć o miłości... H - Lepiej ją przeżywać niż o niej mówić. A jaki dasz
tytuł temua wywiadowi? J - Może "Miłość trzynastolatki"? Najpierw oczywiście
opowiemy o pani, a potem przejdę do rozmowy o miłości, i
72 - Przy okazji daj mi znać, jaką ocenę dostałaś za ten wywiad. A teraz idź i
zabierz się do roboty. Ja się muszę zabrać do mojej. Spotkanie z tobą to także
niezły temat na książkę. Wracając do domu, rozmyślałam o niezwykłych przypadkach
w życiu człowieka; takie dwie różne osoby, jak stara pisarka i ja... Obydwie
jako trzynastolatki przeżyłyśmy najważniejszą na świecie pierwszą miłość. To
niemal nieprawdopodobne! Byłam dalszym ciągiem życia pisarki... Jakby jej miłość
nigdy się nie skończyła i przeszła na mnie. Jakież niezwykłe jest nasze życie! A
niektórzy ludzie uważają, że ich życie jest nieciekawe. Biedacy! Pewnie nie
wiedzą, co to miłość! Rozdział XVI Wszędzie panuje miłość - mama też jest
zakochana Grzesiek powiedział, że już ma dosyć chodzenia z nogą w gipsie, i sam
sobie przeciął gips nożyczkami do cięcia drobiu. Spotkaliśmy się na plaży, bo
dzień wcześniej była sztormowa pogoda i liczyłam na jakieś bursztynki wyrzucone
przez morze. Cała masa dzieciaków chodziła brzegiem morza, wpatrując się w
piasek. Wszyscy szukali bursztynów. To tak przyjemnie znaleźć bursztynowy kamyk,
choćby się nawet na nic nie przydał. Myślę, że szukanie bursztynów jest od
wieków zwyczajem ludzi mieszkających w pobliżu Bałtyku. Mamy to we krwi. Ja się
wpatrywałam w piasek, a Grzesiek puszczał kaczki płaskimi kamykami. Niewiele
rozmawialiśmy. Wystarczyło nam, że jesteśmy razem. Między nami wszystko układało
się wspaniale. Nie było powodu do nieporozumień. Mogliśmy spokojnie myśleć o
nauce. Teraz tylko staraliśmy się prześcigiwać w zdobywaniu wiedzy, bo
postanowiliśmy, że w przyszłości będziemy bardzo ważnymi osobami. Grzesiek
trochę myślał o polityce, ale zdecydował się najpierw skończyć technikum
dentystyczne, żeby mieć pewny i dochodowy zawód, bo 73
z polityką to nigdy nic nie wiadomo; nagle przestaje się być politykien i co
wtedy? A technik dentystyczny zawsze znajdzie pracę. Grzesie miał prawdziwy
talent w rękach. Wszystko potrafił! Właśnie zacząjjl dla mnie robić bransoletkę
z malutkich bursztynów/ coś na kształt bursztynowej koronki. Podziwiałam
Grześka. Kto wie, może kiedy zostanie artystą rzeźbiarzem? Wcale bym się nie
zdziwiła. Ja ciągle jeszcze nie miałam pewności, kim będę. Odkąd zaczęłam
chodzie z Grześkiem, przestałam się fascynować teatrem. Nawet mama dziwiła, że
już nie biegam do teatru w każdej wolnej chwili, ta jak dawniej. Ale przecież
nie miałam czasu, no bo kiedy? Jeśli niĄJt byłam w szkole, to chciałam być z
Grześkiem. Jego do teatru ni( mogłabym zabierać, bo nie był nikim z rodziny.
Nawet dziedj; aktorów niezbyt chętnie widziano, i słusznie; tyle tam było
różnychj przedmiotów, które mogły spaść i nawet zabić kogoś nieobeznanegoig z
teatrem. Na widowni też nikt obcy nie mógł siedzieć, gdy aktorzyj próbowali
swoje role. t Mama chyba była zadowolona, że nie przychodzę do teatru
Przypuszczałam, że zaczęła się interesować pewnym aktorem, z którymi właśnie
próbowała w nowej sztuce. Już kilkakrotnie podwoził ją swoim samochodem pod nasz
dom, a rano przyjeżdżał po nią. Być-: może mamie zepsuł się samochód, ale nie
pytałam, wydawało mi się, że ona woli jeździć z tym nowym aktorem. I skończyły
się nasze rozmowy po powrocie mamy z pracy. Właściwie to nigdy niell miała za
dużo czasu na pogawędki, przecież w domu musiała się uczyć ról na pamięć i w
dodatku przyszykować dla nas coś doli jedzenia, jednak dawniej, choćby w
przelocie, zagadywała mnie o różne moje sprawy, a teraz niemal mnie nie
zauważała, przynajmniej tak czasem sądziłam. Nie miałam o to żalu do mamy, bo
życica artystki jest bardziej skomplikowane niż innych ludzi, a poza tym* ja
obecnie także byłam bardzo zajęta. Mama lubiła teraz przebywać sama w swoim
pokoju. Nie powiedziała mi tego, domyśliłam się. Wchodząc do mamy, czułam się
tak, jakbym wchodziła do komnat na Wawelu albo do jakiegoś sanktuarium. Nagle
jej pokój stał się niedostępnym miejscem, pełnym sekretnych myśli. Nie chciałam
przeszkadzać, bo ja także wiedziałam, co to miłość, i też wolałam żyć sama!
74 Rozdział XVII Jak pomóc biednym ludziom? Z polaka dostałam szóstkę. Wywiad
nagrany z pisarką potrak towałam jako materiał do prasy. Trochę wszystko
przerobiłam i opuściłam wyznania dotyczące mojej osoby; przecież nie mogłam
przed całą klasą mówić o mojej miłości do Grześka. Opisałam więc, jak bardzo
zakochana była pisarka, gdy miała trzynaście lat. Pisząc o tym, cały czas miałam
na myśli siebie i Grześka. Dałam tytuł: "Miłość trzynastolatki". Od tamtej
chwili moi cyniczni koledzy z klasy wołali za mną: Hej! Ty! "Miłość
trzynastolatki!" U nas w szkole wszyscy tylko czyhali, żeby drugiemu przypiąć
łatkę i niemal każdy miał jakieś przezwisko. Mnie się udało dosyć długo żyć z
własnym imieniem; teraz już nazywano mnie: "Miłość trzy nastolatki". Nie dbałam
o to. Zresztą nie było w tym nic obraź- liwego. Moje kontakty z pisarką
zacieśniły się. Wpadłam do niej tego samego dnia, gdy dostałam szóstkę.
Zdziwiłam się, że na mój widok i na wiadomość o świetnej ocenie nie promieniała
radością, tylko wręcz przeciwnie, spochmurniała, mówiąc: - Bardzo mnie cieszy,
że dostałaś dobrą ocenę, ale czy nie przyszło ci na myśl, żeby powiadomić mnie
telefonicznie, że zamierzasz złożyć mi wizytę? Nie można tak wpadać do kogoś bez
uprzedzenia. Akurat jestem w trakcie pisania nowej książki i szło mi świetnie,
aż do tej chwili... Wyrwałaś mnie z transu. - Przepraszam. To ja już pójdę -
powiedziałam. Byłam ogromnie speszona. Rzeczywiście, zachowałam się jak dzikus.
Pisarka machnęła ręką. - Zostań, skoro już jesteś. Może ludzkość nic na tym nie
straci, że dzisiaj nie napiszę kilku stron powieści, a może nawet będzie to z
pożytkiem dla tejże ludzkości. Warto jednak pamiętać o dobrych obyczajach. Nawet
do przyjaciół nie wpada się jak do lunaparku, gdzie nie ustala się terminów
odwiedzin. Z przyjemnością będę cię widywała u siebie, byłem tylko wcześniej
była uprzedzona o wizycie. 75
Możesz też przyjść z tym swoim ukochanym chłopakiem. ZaportU niałam, jak mu na
imię? S - Grzesiek. & - Przyjdź kiedyś z Grześkiem. A nawet, jeśli nie
będziecie mieS nic lepszego do roboty, to możecie przyjść dzisiaj. Skoro
przerwałam pisanie, to nie będę już teraz do tego wracać. Spakuję za to rzeczy,'
które przyszykowałam dla pewnej biednej rodziny. Pomożecie mi, wszystko
załadować do samochodu. Możecie tam ze mną jechać Bylibyśmy na miejscu za
godzinę. Wzięłam adres od dziennikarki. z telewizyjnego programu "Podać rękę".
To jest gdzieś na terenach byłych pegeerów... Będzie mi raźniej jechać z wami.
Co ty na to? - Natychmiast zawiadomię Grześka! - Tylko czy aby nie przeszkodzi
to wam w waszych zajęciach? Trzeba przecież odrobić lekcje na jutro. - Jutro
jest sobota. Będziemy mieli dosyć czasu na odrabianie lekcji. Lecę po Grześka!
Za chwilę przyjdziemy! Pobiegłam do domu i zadzwoniłam do Grześka. Na wszystko
się zgodził. Szybko zrobiłam sobie omlet z dżemem i zostawiłam mamie kartkę z
informacją, że nie będzie mnie w domu do wieczora. Już za pół godziny
dzwoniliśmy z Grześkiem do drzwi pisarki. Przywitała się z nim i rozmawiała tak,
jakby znali się od zawsze. W ogóle byliśmy wszyscy jak starzy znajomi, a nawet
jak kumple. Nie czuło się żadnej różnicy wieku, w każdym razie w sposobie bycia,
bo wiadomo, że nie w wyglądzie. Musieliśmy przenieść do samochodu dwa wielkie
toboły z odzieżą, prócz tego małą lodówkę, pralkę, składane łóżeczko dla dziecka
i kartony: jeden z jedzeniem, a drugi ze środkami czystości. Samochód pisarki
był stary; odrapany fiat combi. Mogło się w nim wiele rzeczy zmieścić, ja się
tylko obawiałam, czy się w drodze nie rozleci ze starości. Sprawdziliśmy na
mapie trasę, którą mieliśmy jechać, i ruszyliśmy. Pisarka kazała mnie i
Grześkowi usiąść z tyłu. Według niej miejsce obok kierowcy jest miejscem dla
samobójcy. Ułożyła tam kartony. Zaraz na początku powiedziała: - Nie mam
pojęcia, co tam zastaniemy, ale przygotujcie się na najgorsze. Byłam już w kilku
takich miejscach. Wierzyć się nie chce, że
76 istnieje podobna bieda. Mam masę kłopotów ze zbieraniem od przyjaciół różnych
rzeczy, z pakowaniem i wywożeniem tego, ale czułabym się podle, żyjąc w
wygodach, ze świadomością, że innym ludziom wszystkiego brakuje. Oczywiście
całego świata się nie obdaruje, ale coś trzeba robić, chociaż jedną rodzinę
próbować uratować. Zresztą, co ja będę dużo mówić? Sami zobaczycie. Jechaliśmy
ponad godzinę. Najpierw szosą, potem wiejską drogą, na której nie było widać nie
tylko żadnego samochodu, ale nawet wozu z koniem. Nie dochodził tu też autobus,
nie mówiąc o kolei. Nie widzieliśmy żadnych ludzi. Na początku wioski, po jednej
stronie wąskiej drogi stał mały dom, a po drugiej ciągnęły się wypalone mury
dawnych pegeerowskich stajen. Strasznie to wyglądało! Tylko te mury i okopcone
dziury po oknach, i kikuty spalonych drzew. Ten mały dom był właśnie naszym
celem. Gdy zatrzymaliśmy samochód, wyszła kobieta z dzieckiem na ręku. Pisarka
podała jej dłoń na powitanie i powiedziała: - Dostałam pani adres z telewizji.
Przywieźliśmy trochę rzeczy. - Proszę wejść - zaprosiła nas kobieta. - Może
zaparzę kawę? - Proszę sobie nie zawracać głowy kawą - odpowiedziała pisarka. -
Nie mamy zbyt wiele czasu. Do Gdańska szmat drogi. Zorientujemy się tylko, czego
pani najbardziej potrzeba, i musimy wracać. Wyładujemy to, co przywieźliśmy.
Jeżeli pani nie wszystko się przyda, proszę podarować komuś innemu. Wydaje mi
się, że nie będzie tu brakowało potrzebujących. Mieszkanie było małe, zimne i
wilgotne, ale bardzo czyste. W pokoju rzucał się w oczy oszklony kredens cały
zapełniony zabawkami. Zabawki były wszędzie: na stole, na łóżkach, na krzesłach.
Gospodyni wyjaśniła, że na ogłoszenie w telewizji przysłano najwięcej zabawek, a
im najbardziej potrzeba jedzenia i odzieży. Rodzina składała się z sześciorga
dzieci w różnym wieku. Większe dzieci były właśnie w szkole, jedno - chore -
leżało w szpitalu, a najmłodsze, to, które trzyma na ręku, zostaje z nią w domu.
Mąż od roku nie żył. Miał amputowane obydwie nogi. Gdyby nawet żył i był zdrowy,
to i tak nie miałby gdzie pracować. Wszyscy w wiosce pracowali kiedyś w
pegeerach, ale pegeerów już nie było. 77
Wynieśliśmy wszystkie rzeczy z samochodu. Pisarka zostay jeszcze jakieś
pieniądze i obiecała zainteresować sprawą różni swoich znajomych. Chodziło
zwłaszcza o pomoc finansową. Szybko wyruszyliśmy w powrotną drogę. Byliśmy tak
przygnębit że przez dłuższy czas nie próbowaliśmy rozmawiać. Nas tal przytłoczył
ogrom cudzego nieszczęścia. Gdy się czegoś takiego i widzi, nie myśli się o tym,
że gdzieś tam dzieci chodzą ca kilometry do szkoły, w dodatku głodne.
Przysięgłam sobie w duch że zawsze będę się starała pomagać ludziom, którzy tego
potrzebuj, Było mi wstyd, że do tej pory myślałam wyłącznie o sobie. W ogól nie
przyszło mi do głowy, że gdzieś jest aż taka bieda. ;; Jeszcze tego samego dnia
rozmawialiśmy z Grześkiem. On odg czuwał to samo co ja. Postanowiliśmy, że na
własną rękę zo%. garażujemy jakąś pomoc. Grzesiek wieczorem spotkał się z
kolegami, jak zwykle w bramie domu. Obserwowałam ich przez okno; spierali się o
coś i robiltl straszne zamieszanie. Niektórzy odchodzili, potem wracali, plulj
przez zęby, szturchali się i wreszcie wszyscy podali sobie ręce. Dopiero na
drugi dzień dowiedziałam się, o co chodziło; Grzesieki opowiedział im o naszej
wyprawie i o tym, co widział w zapom- nianej przez świat wiosce. Najpierw go
wyśmiali. Uważali, że robi z nich idiotów, opowiadając niewiarygodne historie. A
w ogóle to byli zdania, że jeżeli komuś czegoś brakuje, to przecież może ukraść.
Trzeba na to tylko trochę sprytu i odwagi. Ich zdaniem tylko głupole nie dają
sobie rady w życiu. Obrazili się, gdy im Grzesiek mówił, że są ludzie, którzy
woleliby umrzeć z głodu niż kraść, bo ważniejszy jest honor. Przy słowach o
honorze po prostu się wściekli. Oni mieli się za chłopaków z honorem.
Zdecydowani byli zerwać z Grześkiem, skoro ich obrażał. Wtedy Grzesiek powie
dział: - Chcecie zobaczyć wszystko na własne oczy? Proszę bardzo! Możemy tam
razem pojechać i sami ocenicie, czy mówię prawdę. Ja też nigdy bym w to nie
uwierzył, gdybym tego nie widział. Jeżeli uznacie, że to banda frajerów, to
możemy sobie dać z tym spokój. Ale najpierw warto osobiście sprawdzić. Jest
okazja zrobić wycieczkę; jedźmy tam na rowerach. Nikt na tym nie straci.
78 Propozycja została przyjęta, zwłaszcza że była okazja pościgać się na
rowerach. W dalszym ciągu jednak twierdzili, że jakieś niedorajdy, które nie
potrafią poradzić sobie z życiem, nie zrobią na nich wrażenia. Pojadą z
ciekawości, żeby obejrzeć te spalone obory, bo to może być fajny widok, jak w
filmie. Pewnej niedzieli pojechali. Potem jeszcze nieraz widziałam, jak kłócili
się ze sobą, bo oni nie potrafili inaczej rozmawiać. A po tych kłótniach w każdą
niedzielę siadali na rowery, z wypchanymi plecakami, i wyjeżdżali na cały dzień.
Grzesiek także z nimi jeździł, więc wiedziałam od niego, że wzięli adresy z
telewizji i jeżdżą w różne miejsca, gdzie ludzie są najbiedniejsi. Każdy z nich
brał sobie za punkt honoru, aby mieć najbardziej wyładowany plecak i o to
właśnie były kłótnie - komu udało się zgromadzić więcej rzeczy. Podobno ogłosili
zbiórkę w szkole i jeszcze inni chłopcy przyłączyli się do nich. Teraz niedziele
spędzałam bez Grześka. Spotykaliśmy się dopiero wieczorem, gdy już wracali z
wyprawy. Chociaż uwielbiałam być z Grześkiem, zgodziłam się na tę ofiarę. Byłam
z niego dumna! Jeżeli potrafił przekonać tych swoich kolegów, to chyba wszystko
mu się w życiu uda! Przy nim będę się zawsze mogła czuć bezpieczna. Och! Tylko
tak długo trzeba czekać, aż będziemy mogli być razem! Nie wiem, jak to
wytrzymam. Tymczasem Grzesiek będzie studiował. Jeszcze nie wiadomo, na co się
zdecyduje, czy na politechnikę, czy na technikę dentystyczną? Ja się zgodzę na
wszystko, byle on był szczęśliwy. Tak go kocham! Coraz mocniej! Tymczasem
spędzając niedziele bez Grześka, poświęciłam się całkowicie nauce angielskiego.
Chyba mam zdolności do języków, bo mówię już niemal biegle. Zresztą może się
tylko przechwalam sama przed sobą? A może nie, bo w szkole jestem z anglika
najlepsza.
79
Rozdział XVIII Noc poślubna w szafie i ukręcone palce u nóg ; Babcia znowu
wpadła do nas jak bomba. Babcia nigdy nie zapowiadała swoich wizyt. Jej
odwiedziny są dla niej taką sanu niespodzianką jak dla nas. Niczego nie planuje,
bo uważa, M wszystkie plany zawodzą. Jeśli nagle dojdzie do wniosku, że chcą nas
zobaczyć, po prostu wsiada w swoje pogniecione auto i jedzier Woli nas nie
zawiadamiać, na wypadek gdyby nagle zmieniła zamiar, co jej się zdarza, bo jak
mówi mama: "z babcią nigdy nie nie wiadomo". ; Właśnie odrabiałam lekcje,
pogryzając kruche ciasteczka, gdy posłyszałam dzwonek u drzwi. W drzwiach stała
babcia. Witałam ją, dogryzając ciastko. - Tylko nie to! - krzyknęła, cmokając
mnie w czoło. - Zabierz sprzed moich oczu tę hańbę zawodu aktorskiego! Kruche
ciasteczka! Skandal! ; - Ależ, babciu! Co masz przeciw kruchym ciasteczkom? -
Nigdy przy mnie nie wspominaj o tym produkcie! - Dlaczego? O ile się nie mylę,
sama miałaś reklamować kruche ciasteczka. Skąd więc ta nienawiść? - Otóż to
właśnie! - jęknęła babcia, wieszając w przedpokoju kurtkę i czapkę dżokejkę.
Babcia ubierała się bardzo niekonwen cjonalnie. - Miałam reklamować te
kretyńskie kruche ciasteczka. Zgodziłam się, bo nie wiedziałam, jakie
upokorzenie jest z tym związane. Ale siądźmy, bo mi nogi ścierpły w kolanach.
Babcia wtłoczyła się w skórzany fotel, nie przestając mówić: - Z kruchymi
ciasteczkami - oby je pokręciło! - było tak: przed przystąpieniem do nagrywania
reklamy kazali mi pojechać do Warszawy, na jakiś casting... Teraz wszystko ma
idiotyczne nazwy. Kiedyś nazywało się to próbne zdjęcia. Ale niech będzie
casting, mnie wszystko jedno. No więc człowiek, który mnie sobie wymarzył do
tych kruchych ciasteczek - oby go żona co drugi dzień zdradzała
80 za ten kretyński pomysł! - więc tenże człowiek ubłagał mnie, abym najpierw
pojechała do Warszawy na ten casting. Powiedział, że trzeba tylko wpaść do
wytwórni filmowej, wszystko tam będą wiedzieli, co i jak, zrobią mi zdjęcia,
oddadzą pieniądze i będę mogła wrócić do Gniezna. Nie lubię się włóczyć po
Warszawie, bo nie rozeznaję się absolutnie w tym mieście, ale jakoś udało mi się
znaleźć tę wytwórnię... To znaczy, sama bym jej nie znalazła, ale zadzwoniłam do
Stasia, kolegi z dawnych czasów, on zlitował się i obiecał odebrać mnie z
dworca. Nie widzieliśmy się od około czterdziestu lat, więc umówiliśmy się,
jakie będziemy mieli znaki rozpoznawcze. Ja miałam mieć czerwony kwiat przy
czarnym żakiecie, a on powiedział, że jest łatwo rozpoznawalnym staruszkiem, z
brodą i parasolem. Jak tylko wysiadłam z pociągu, z daleka zobaczyłam
rozpostarty parasol, który oczywiście nieco dziwnie wyglądał w tunelu dworca,
gdzie nawet kropla deszczu nie miała prawa spaść. Szczęśliwie rozpoznani,
udaliśmy się do wytwórni filmowej. Na piętrze, gdzie miałam robić te próbne
zdjęcia, zobaczyłam tłum ludzi podpierających ściany. Kilka dam siedziało na
krótkiej ławeczce, reszta stała. Nie dasz wiary, ale oni wszyscy byli
kandydatami do kruchych ciasteczek. Wierzyć mi się nie chciało. Na cały głos
krzyknęłam do mojego kolegi od parasola: "Co ja tu robię? Chyba oszalałam! Za
godzinę mam powrotny pociąg, a to potrwa najmniej z pół roku! Gdybym wiedziała,
co znaczy taki casting, moja noga by tu nie postała!" Panie, aktorki jak i ja,
uprzejmie zaproponowały, że mnie przepuszczą, skoro muszę zdążyć na pociąg. I
przepuściły. Weszłam do ogromnej, obskurnej sali, z czarnymi, a raczej szarymi
od kurzu kotarami z boku, z jednym kamerzystą i kamerą, i z panienką o blond
włosach, z notesikiem w ręku. Kruche ciasteczka położono na stoliku, na
obszczerbionym talerzu. Przy stoliku stało krzesło. Blondynka poprosiła mnie,
abym się przedstawiła do kamery i powiedziała kilka słów o sobie. Potem miałam
usiąść, udawać, że się nudzę, i zabawiać się ciasteczkami, aż do momentu, gdy
ktoś tam wchodzi i przyłapuje mnie na tej zabawie. Blondynka nie sprawiała
wrażenia osoby kochającej ludzkość, nie mogłam więc oczekiwać od niej obszernych
i łagodnych wyjaśnień, mimo wszystko odważyłam się zapytać: Hl
"Co pani rozumie przez "zabawianie się ciasteczkami? Bo mnie jakoś nie przyszło
do głowy, aby się ciasteczkami bawić. Ja je zjadana'. Blondynka uniosła brwi/
co było oznaką zniecierpliwienia, i po wiedziała: "Ciasteczka, które pani ma
przed sobą, są okrągłe, z dziurką pośrodku i bardzo łatwo można się nimi
bawić... Można je sobie przymierzać do uszu, jak kolczyki, można udawać, że to
okulary, albo jedno ciasteczko może zastępować kierownicę samochodu, trzeba nim
tylko pokręcić. To chyba nic trudnego?" "Bardzo łatwe - odpowiedziałam. -
Zwłaszcza to z kierownicą... Gdybym na przykład grała żonę krasnoludka, taka
kierownica byłaby jak znalazł". Nie wymądrzałam się już więcej, aby nie
denerwować blondynki. Zrobiłam, co kazali, i wyszłam. Wówczas zauważyłam pod
ścianą Zbyszka, mojego dawnego kolegę, który kiedyś był reżyserem i dyrekto rem
jednego z teatrów, a teraz stał pod ścianą, czekając na możliwość zabłyśnięcia
talentem przy jedzeniu kruchych ciasteczek! Skandal! Taki wspaniały człowiek i
kruche ciasteczka! Do czego to doszło? Jeszcze nie tak dawno zawód nasz był
szanowany. Nie musieliśmy wystawać pod ścianami. Teraz aktor, jeżeli chce żyć,
musi zacisnąć szczęki i milcząco wpychać w siebie kruche ciasteczka. Nie wiem,
kto się dopchał do tej reklamy. Mnie nie wzięli. Ale i tak do końca życia nie
spojrzę na kruche ciasteczka! I oczywiście nikt mnie nie namówi na ten jakiś
casting! Tego słowa nawet w słowniku wyrazów obcych nie ma! A gdzie jest twoja
matka? - babcia nagle zmieniła temat. - Chyba jak zwykle w teatrze -
odpowiedziałam. - Ma popołudniówkę czy jak? - No nie... Ale może ćwiczy z kimś
nową rolę? - Zawracanie głowy! Z pewnością jest na randce. Doszły mnie słuchy na
ten temat. Oczywiście nie będę się wtrącać. Zresztą nie mam nic przeciwko niemu.
Mało go znam. Ostatni raz widziałam go, gdy byt jeszcze taki mały, że jeździł na
nocniku po pokoju. Przyjaźniłam się z jego matką. Wspaniała aktorka! Wyszła za
mąż podczas powstania? warszawskiego. Noc poślubną spędzili z mężem w szafie. -
W szafie? Dlaczego? Schronili się przed bombami?
82 - Kto się chowa do szafy przed bombami? Szafę oddali im przyjaciele na noc
poślubną. To było jedyne odosobnione miejsce, bo w całym mieszkaniu tłoczyli się
ludzie, którym bomby wcześniej zburzyły domy. - Noc poślubna w szafie! Jakie to
fascynujące! - zachwyciłam się. - Dawniej życie było o wiele ciekawsze. Teraz
nikt nie ma szans spędzić nocy poślubnej w szafie. - Dziękuj Bogu, że spędzisz
noc w wytwornym apartamencie. Może to mniej romantyczne, ale przynajmniej
bezpieczne. No! Chyba, że znowu jakiś szaleniec dorwie się do bomb! Wolę o tym
nie myśleć... A jak się wiedzie twojemu ojcu? - zapytała po chwili babcia. -
Myślę, że tata jest zadowolony. Basia jest urocza. Lubimy się. Właściwie to mam
dwa domy. Kocham je jednakowo. - Twój ojciec jest wspaniałym człowiekiem. Należy
mu się dobre życie. Szkoda, że się rozstali z mamą, ale skoro to zrobili,
musieli mieć swoje powody. Wolałabym odgryźć sobie język, niż o to zapytać. Nie
chcę być matką, która wtrąca się w życie dorosłej córki. Nawet jeśli zrobi coś
źle, to jej sprawa i jej wybór. - Babciu! Ty jesteś taka mądra! Chciałabym być
taka jak ty. Będę się starała nie wtrącać w życie mojej córki, oczywiście gdy
już dorośnie. - Na razie jeszcze ty nie dorosłaś. Szkoda, że mnie już nie
będzie, kiedy będziesz miała córkę. Sprawdziłabym, czy dotrzymałaś słowa. -
Babciu! Ty musisz zawsze żyć! Kto by moim córkom opowiadał o tych wszystkich
niezwykłych sprawach? O dawnych aktorach? W żadnych książkach nie ma takich
opowieści. - Są, są. Teraz niemal wszyscy aktorzy piszą pamiętniki. - Ja wolę
twoje opowieści. - Nie ma w nich nic szczególnego. Takie tam drobiazgi
teatralne, które wszędzie się przytrafiają. Pamiętam, kiedyś grało się sztukę...
Już nie przypominam sobie tytułu... W tej sztuce nasza wielka gwiazda Halina
była przeoryszą zakonu, w którym surowa reguła klasztorna wymagała chodzenia z
gołymi stopami. Pod koniec sztuki ta przeorysza umiera i jej ciało zostaje
wystawione w trumnie... Oczywiście w trumnie miała leżeć kukła ukształtowana
przez mo-delatora na postać Haliny. Modelator dostarczył kukłę dopiero na
ostatnią próbę generalną. A Halina, jak to zobaczyła, wpadła w szał! 83
"Co za draństwo! - krzyczała. - Jakim prawem zrobiono mi tafcie wielkie stopy?
To są kopyta, a nie stopy! Proszę bardzo! Nih każdy spojrzy! Czy ja mam takie
kopyta? I te ogromne paluchy u n6a" "Ależ, pani Halino! - próbował ingerować
reżyser. - Kto,'lo zauważy z widowni?" "Tak? - wrzasnęła Halina. - Skoro nikt
nie zauważy, to ja ukrę te paluchy!" I ukręciła. Ukręciła palec po palcu i
rzuciła na scenę. ' Reżyser mało zawału nie dostał. Na drugi dzień premiera, a
fu nieboszczka bez palców! Nie zdąży się dorobić! Garderobiana próbowała
doradzić, żeby nieboszczce w trumoe założyć czarne skarpety na ukręcone palce,
ale kukła, czyli przeorysza, była z zakonu, w którym nie nosiło się nic na
nogach. ; Modelator przez całą noc się męczył, ale w końcu zrobił małe stopy, w
których już palców nie musiała Halina urywać. - No widzisz, babciu? Nikt na
świecie nie mógłby opowiedzieć podobnej historii, tylko ty! - Moje dziecko, bo
tak było. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Po prostu w teatrze zdarzają się
rzeczy, które tylko w tym zawodzie mogą się zdarzyć. Dla aktorów to chleb
powszedni. - Często myślę, że i ja powinnam zostać aktorką. Bo ja także chcę żyć
niezwykłym życiem. - W innych zawodach też nie brak niezwykłości, tyle że są
nieco inne. - No i w innych zawodach nikt nie zna takiej babci, jak ty, która
mogłaby wszystko ciekawie opowiedzieć. - Ej! Ty mi chyba schlebiasz? Chcesz,
żeby mi się na starość przewróciło w głowie? Gotowa jestem uwierzyć, że ze mnie
najbardziej niezwykła babcia. - Bo tak jest! - A znam takich, którzy mówią, że
jestem nieznośna, zwariowana i nieobliczalna. Co do tego ostatniego, to mają
rację, nigdy nie wiem, co za chwilę zrobię... Oczywiście poza sceną, bo na
scenie musz się twardo trzymać scenicznych reguł. Od pierwszego do ostatniego
przedstawienia muszę robić to, co zostało ustalone z reżyserem. Wszelkie zmiany
wykluczone. Jednym słowem - nuda. A w życiu co chwila można robić coś innego.
84 Mama wróciła dopiero wieczorem, po spektaklu. Babcia przywitała ją tak,
jakby od zawsze z nami mieszkała. - Zrobiłam na kolację twoją ulubioną potrawę:
zapiekankę z ziemniaków, cebuli i jajek na twardo! - wołała, gdy mama pojawiła
się w drzwiach. Potem dodała: - Jestem tylko przejazdem. Skoro świt zwijam się i
jadę do Przytami. Chcę sobie znaleźć miejsce na dwa tygodnie w lipcu. Podobno w
Przytami grzyby są wielkie, jak atomowe! - Przecież ty nie jadasz grzybów -
zauważyła mama. - Ja nie. Ale moi goście czekają na grzyby w occie. Wiesz, że ja
muszę coś albo marynować, albo wekować, bo mam chorobę "pustych rąk". Wszystko
przez to, że przestałam palić. Gdy wstałam rano, babci już nie było. Znowu
wpadła do nas jak bomba. Przyzwyczaiłyśmy się z mamą do tego. Rozdział XIX Co
zrobić z miłością mamy? Zbliżało się lato. Szaleliśmy z Grześkiem ze szczęścia!
Całe dwa miesiące będziemy mogli bywać ze sobą od rana do wieczora. Przed
zakończeniem roku szkolnego mieliśmy masę zajęć, ale zawsze znajdowaliśmy czas,
aby się spotkać w naszym zakątku nad morzem. To jest takie miejsce, gdzie płynie
rzeczka między wydmami i rozlewa się, wpadając do morza. Właśnie tam, w pobliżu
wydm, rośnie krzew dzikiego bzu, który pachnie oszałamiająco. Pachnie specjalnie
dla zakochanych. Przy tym krzewie podawaliśmy sobie ręce i patrzyliśmy w oczy.
Milczeliśmy. Nasze oczy mówiły za nas. Mówiły o miłości największej na świecie,
takiej, która nigdy nie minie. Gdy zaczynało zmierzchać, wracaliśmy do domu, aby
tęsknić do następnego dnia i spotkania przy krzaku dzikiego bzu. Wydawało się,
że nic na świecie nie zdoła zmącić naszego szczęścia. A jednak zdarzyło się coś
niespodziewanego. 85
Pewnego razu mama wróciła z teatru i oznajmiła, że zdecydp-wała się powtórnie
wyjść za mąż. Miała nadzieję, że się tęg) domyślałam i że nie będę miała nic
przeciw temu; jestem na ty)e dorosła, aby wiedzieć, że kiedyś to nastąpi,
ponieważ nikt d<. rowolnie nie skazuje się na życie w samotności, a ja i tak z
pewnością kiedyś wyfrunę z domu, bo to także jest naturalne. Mana nie chciała
zostać sama. :y Powiedziałam, że oczywiście rozumiem to i nigdy by mi d głowy
nie przyszło, aby mieć pretensje do mamy, a zwłaszcza ab jej utrudniać życie.
Skoro zdecydowała się na nowe małżeństwo, powinna wyjść za mąż. Cieszę się, że
będzie szczęśliwa. Powiedziałalli tak, ale ja wcale nie byłam szczęśliwa. Nie
wyobrażałam sobie, jałk nasze sprawy się ułożą, gdy zamieszkamy z obcym
mężczyzną. Dto mnie ten człowiek to przecież ktoś całkowicie obcy. Wszystko jiE
w domu będzie inaczej niż dotąd. To moja prawdziwa klęska. Klęska, która była
szczęściem mamy. Starałam się me dać poznać po sobie, jak bardzo cierpię. Mama
gotowa się rozmyślić, a ja nie miałam prawa burzyć jej życia z powodu moich
egoistycznych odczuć. Wiedziałam, że jest zakochana, ale łudziłam się, że będzie
zakochana "z osobna" i nasz dom zostanie taki, jaki był; bez obcego mężczyzny.
Potrzebowałam czasu, aby się z tym oswoić. Wszystko spadło na mnie nagle.
Zadzwoniłam do Grześka, że się nie możemy spotkać, i pojechałam do Basi, do
Sopotu. Musiałam jej o wszystkim powiedzieć i wspólnit zastanowić się, jak sobie
z tym poradzić. Basia jest taka mądral Z pewnością znajdzie sposób na moje
rozterki. Taty nie zastałam. Jeszcze nie wrócił z uczelni. Byłam zadowolona, bo
chciałam rozmawiać wyłącznie z Basią. - Basiu! - zawołałam z miejsca. - Mama ma
zamiar wyjść za mąż, a ja nie potrafię się z tym pogodzić! Chciałabym, aby mama
była szczęśliwa, ale chyba nie będę umiała żyć pod jednym dachem z tym obcym
człowiekiem. Nie wiem, co robić? Basia przez chwilę nic nie mówiła. Usiadłyśmy
przy stole. Basia długo zastanawiała się, zanim się odezwała: ' - Oczywiście
mogłabyś się przeprowadzić do nas, tylko czy nie urazisz mamy?
86 - Myślałam o tym - powiedziałam. - Ale chyba to nie jest dobry pomysł.
Mogłoby to znaczyć, że mogę żyć z tobą, czyli także z osobą właściwie obcą, a
nie potrafię znieść kogoś, kogo mama kocha. Też obcego, ale dla mamy
bliskiego... - Może go polubisz? Nie zdążyłaś się do niego przyzwyczaić, ale to
nie znaczy, że zawsze tak będzie. Powinnaś przynajmniej spróbować. To z całą
pewnością miły człowiek, skoro go mama wybrała. - Mam dziwne przeczucie, że go
nie polubię... On za bardzo zabiega o moją sympatię. Zaledwie mama przedstawiła
mi go, już miał przyszykowany dla mnie kosztowny prezent - kowbojską kurtkę i
buty kowbojki. Wszystko całkiem nowe. Musiało kosztować majątek! Wiem, że
chodziło mu o to, aby mi się przypodobać. Może nawet żałował wydanych pieniędzy,
ale chciał mnie przekupić. Nigdy nie założę tej kurtki i butów. Mnie się nie
przekupi. Ja mogę lubić kogoś nawet za nic. Intuicja mi mówi, że on nie jest
właściwym człowiekiem dla mamy. - Nie powinnaś się z góry uprzedzać. Jeśli
sobie wmówisz, że go nie polubisz, to może się tak stać. Daj mu szansę. I nie
rób nic, co mogłoby sprawić przykrość twojej mamie. Ma tylko ciebie. Nie każ je
wybierać między sobą a nim. Pozwól jej być szczęśliwą. - Bardzo dużo się żąda od
swoich dzieci. Rodzice układają sobie życie tak, jak im wygodniej, nie pytając
dzieci o zdanie, a dzieci muszą lawirować, aby żadnemu z rodziców nie sprawić
przykrości. Czuję się wręcz staro! To wszystko jest dla mnie zbyt skomplikowane.
Nie mogę zostać ani tu, ani u mamy. Najchętniej uciekłabym gdzieś na koniec
świata. - W tym jednym wypadku nie potrafię ci pomóc, Paulinko. - I ja tak
myślę. Musiałam przyjść, żeby przynajmniej się wygadać. Oczywiście troszkę
liczyłam na to, że może wpadniesz na jakiś pomysł, który by uratował całą
sytuację, ale tu nie ma czego ratować. Po prostu muszę się z tym pogodzić. Nie
mów tacie, że mnie to gnębi. Jego też nie chcę martwić. Możesz mu tylko
powiedzieć, że byłam i że mama wychodzi za mąż, a ja się cieszę szczęściem mamy.
Dla dobra taty możemy trochę nakłamać. 87
Rozdział XX Rozsypane bursztyny i pęknięte serce Przypadek uratował mnie i
pozwolił wybrnąć bez trudu z skomplikowanej sytuacji. W szkole oznajmiono, że ja
jedna z całej nasze szkoły otrzymałam roczne stypendium na pobyt w Londynie! TQ
rozwiązywało całą sprawę. W ciągu roku może się wiele zmienić, może nie dojść do
małżeństwa mamy, a jeśli nawet, to za rok prawdo"; podobnie inaczej spojrzę na
wszystko. Najważniejsze, że chwilowa zostanę zwolniona z okazywania moich uczuć,
gdyby mi się nie udało polubić nowego męża mamy. Tylko jedna sprawa w tym
wszystkim była gorzka, wręcz beznadziejna! Rok bez Grześka! Nigdy nie przestanę
go kochać, to oczywiste. Codziennie będę pisała do niego listy, ale będzie mi go
straszliwie brak! I jak Grzesiek to zniesie? Aż bałam się myśleć. Będę go
błagała, aby przez ten rok uczył się aż do upadłego! To mu pozwoli nie
rozkrwawiać sobie serca. Nie chcę, aby z mojej winy cierpiał. Myślę, że
Grzesiek to zrozumie. Przecież mnie kocha, więc będzie chciał mojego dobra.
Zdecydowałam się odbyć z nim poważną rozmowę. Przeznaczyłam na to całe sobotnie
popołudnie. W ciągu kilku godzin będę go musiała przekonać o konieczności mojego
wyjazdu i o tym, że przez rok rozłąki ani przez chwilę nie przestanę o nim
myśleć. W naszej ogromnej miłości rok niczego nie może zniszczyć. Przeciwnie,
nasza tęsknota stworzy mocniejsze więzy. Rok nic nie znaczy wobec całego życia,
które spędzimy z sobą. Nie miałam żadnych wątpliwości, że zawsze będzie my się
kochali. Razem przeżyjemy szczęśliwe lata, a potem razem się zestarzejemy. Nie
mogłam sobie tylko wyobrazić Grześka z siwymi wąsami i brodą. Będzie zabawnie
wyglądał, ale nawet jego siwą brodę będę kochała. A ja chyba zawsze będę
wyglądała młodo, tyle tylko, że przestanę się ubierać tak jak teraz; nie będę
już mogła nosić minispódni czek, ale to nic, w długich sukniach też się dobrze
prezentuję. Dałam znać Grześkowi, że zamierzam urządzić piknik na trawie w
Dolinie Radości. Zabiorę wszystko do jedzenia; przygotowałam pyszności. I
pojedziemy na rowerach.
88 Wytaszczyłam swój rower, z przyczepionym koszyczkiem z wiktuałami; Grzesiek
już czekał przed domem. Powiedzieliśmy sobie "cześć!" i ruszyliśmy w drogę.
Dzień był przecudnie ciepły. A za miastem świat pachniał łąką, miodem lip i
dzikością polnych kwiatów. Pomyślałam, że z całą pewnością tak właśnie wyglądał
raj i że raj był w Dolinie Radości. Nie mógł być gdzie indziej! Widziałam w
myślach, jak po łące, trzymając się za ręce, spacerują Adam i Ewa, a polne trawy
upstrzone kwiatami sięgają im do kolan. My z Grześkiem byliśmy potomkami Adama i
Ewy i po miliardach lat znaleźliśmy się w tym samym raju. Nie wiem, o czym w tym
czasie myślał Grzesiek, ale także wyglądał na szczęśliwego. Boże! Jak ja mu
przekażę tę straszną wiadomość o naszym rozstaniu? Powiem mu to na samym końcu.
Najpierw nacieszymy się naszym rajem. Wjechaliśmy do lasu i na miejsce uczty
wybraliśmy małą polankę. Wyjęłam z koszyka różności i ułożyłam je na
pomarańczowej serwetce. Nie chciało mi się jeść. Położyłam się na trawie i
patrzyłam na barankowe chmurki, które od czasu do czasu pokazywały się między
wysokimi konarami drzew. Drzewa lekko kołysały się, skłaniając się ku sobie.
Byłoby cudownie, gdyby nie to, co miałam za chwilę powiedzieć. Grzesiek wstał,
okrążył nasz "bufet" i położył się obok mnie. On także wpatrywał się w niebo nad
lasem. Nie wiem, o czym myślał, w każdym razie nie o tym co ja. W pewnym
momencie wyciągnął z kieszeni jakiś przedmiot i położył mi go na splecionych na
piersiach dłoniach. - Właśnie ją skończyłem - powiedział. - Tylko nie miałem
pudełeczka. To była prześliczna bransoletka zrobiona z dziesiątków maleńkich
bursztynowych koraliczków. Naprawdę wyglądała tak, jakby ją jakaś dobra wróżka
wydziergała szydełkiem. W bajkach tak by to właśnie wyglądało: dobra wróżka
siedzi nad brzegiem morza i bursztynowym szydełkiem splata koraliki, nanizując
je najpierw na trawiaste włosy. Morskie wróżki z całą pewnością mają włosy z
wydmowych traw, bo jakżeby inaczej? W nadmorskiej krainie wszystko musi być
morskie. Grzesiek ujął moją rękę i zapiął na niej bursztynową bransoletkę. Wtedy
opowiedziałam mu o wróżce. Ale Grześkowi się to nie spodobało. 89
- Chcę, żebyś pamiętała, że ja tę bransoletkę zrobiłem dla ciebie, a me jakaś
morska wróżka. Wszystko ma ci mnie przypominać! Nie wypuszczał mojej dłoni ze
swojej ręki, potem nagle przyciągnął mnie do siebie i pocałował. To był drugi
prawdziwy pocałunek. Zrobiło mi się jeszcze bardziej słabo niż wówczas przed ZOO
w Oliwie, przy pierwszym pocałunku. "Tym razem z całą pewnością umrę!" -
pomyślałam. "Żaden człowiek nie zniesie takiego nadmiaru miłości! Wyraźnie
czuję, jak życie ulatuje ze mnie. I kręci mi się w głowie. To jest coś... coś
niesamowitego". Grzesiek coraz mocniej mnie obejmował, a ja coraz bardziej
słabłam. Pomyślałam, że zanim zemdleję, powiem mu najpierw o moim wyjeździe. -
Grzesiu - zaczęłam - jest coś, o czym ci muszę powiedzieć... - Ja też muszę ci
coś powiedzieć. I chcę powiedzieć to pierwszy. Kocham cię. Słyszałam, jak
strasznie wali mu serce. Zlękłam się, że może dostać zawału. Postanowiłam go
ratować i powiedzieć o czymś, co odwróci jego uwagę od szaleństwa miłości: -
Grzesiu! Ja chciałam ci powiedzieć, że muszę na rok wyjechać z Wybrzeża. Przez
cały rok nie będziemy mogli się widywać! Strasznie mi ciężko o tym mówić.
Grzesiek wpatrywał się we mnie, jakbym mówiła obcym językiem, i próbował
zrozumieć sens moich słów. Nawet zapytał: - Nie rozumiem? Ani słowa nie rozumiem
z tego, co powiedziałaś? - Grzesiu! Ja muszę wyjechać! Dostałam roczne
stypendium do Londynu. Ja jedna z całej szkoły! Nie mogę z tego zrezygnować.
Moja nauka to przecież także nasza wspólna przyszłość! - Nic nie mów! - poprosił
Grzesiek. - Muszę zebrać myśli. Co ja zrobię bez ciebie? Czy potrafię żyć? Czy
będzie mi się chciało uczyć? Nawet złożenie samochodu nie sprawi mi już
przyjemności. Bez ciebie nic nie będzie ważne. Po co ja cię spotkałem? Po co mi
była ta miłość? To wszystko jest gorsze od wojny! Już mi się niczego nie chce.
Jak możesz mi coś takiego zrobić? Chyba ci na mnie nie zależy i tylko udawałaś.
- Grzesiu! Jak możesz tak mówić?!? Teraz ty mnie krzywdzisz! Wiesz, że nigdy nie
przestanę cię kochać! Ludzie, którzy naprawdę
90 się kochają, mogą latami czekać na siebie! Weź choćby fakty z historii; kiedy
król Sobieski wyruszał na wojny, to jego żona Marysieńka czekała na niego,
tęskniąc. I on wariował z tęsknoty, ale nie rezygnował z toczenia bitew. Pisali
do siebie listy i nie przestawali się kochać! My także będziemy pisać do siebie.
I my też nie przestaniemy się kochać. A w ogóle to jesteśmy w lepszej sytuacji,
bo przynajmniej bez wojen. Nie muszę truchleć ze strachu, że cię Turcy zabiją.
Ty także możesz być spokojny o mnie. To tylko jeden rok! Potem już nigdy się nie
rozstaniemy! Grzesiek siedział tak strasznie zgnębiony... Myślałam, że mi serce
pęknie. Ja także cierpiałam, ale bardziej mi zależało na Grześku, tylko nie
wiedziałam, jak go pocieszyć. Dolina Radości zmieniła się nagle w Dolinę
Rozpaczy. Nikt z nas nawet nie tknął przywiezionych przeze mnie smakołyków.
Grzesiek milczał. Ja nerwowo szarpałam bransoletkę z bursztynu, w pewnym
momencie poluzowała się nylonowa nitka i rozsypały się bursztynowe kulki.
Pomyślałam, że to zły znak. Zaczęłam zbierać bursztynki, które zmieszały się ze
źdźbłami trawy. Grzesiek przytrzymał moją rękę i powiedział: - Zostaw. To już
teraz nie ma znaczenia. Jeżeli rzeczywiście będziemy kiedyś razem, zrobię ci
nową bransoletkę. Lepiej, że ta się porwała, przynajmniej nie będzie ci
przypominała dzisiejszego dnia. To był nasz najgorszy dzień. - Po tych słowach
wstał i zaczął coś poprawiać przy rowerze. - Czy już chcesz wracać? -
zapytałam. - Tak będzie lepiej. O czym mielibyśmy teraz mówić? Nie chcę już
mówić o twoim wyjeździe. Wracajmy do domu. Od tamtego dnia Grzesiek unikał
spotkania ze mną. Mnie także było teraz trudno się z nim spotykać. Czułam się
wobec niego winna. Byłam pewna, że wszystko się naprawi, gdy wrócę z Anglii.
Przecież kochałam go nad życie! Ale teraz nie byłam w stanie znieść jego pełnego
wyrzutu spojrzenia. Miał prawo mieć żal do mnie, ale czy to moja wina, że tak
właśnie się ułożyło? Gdyby jemu zaproponowano stypendium, też by chyba nie
zrezygnował. Tylko szalony człowiek 91
me skorzystałby z takiej okazji. I co to jest rok? I tak musimy czekać co
najmniej kilka lat, zanim będziemy mogli się połączyć węzłem małżeńskim.
Naprawdę, Grzesiek chyba przesadził z tymi dąsami. Z jednej strony strasznie mi
go było żal, a z drugiej... Nawet trochę byłam dumna, że mu tak bardzo na mnie
zależy. Jeśli o mnie chodzi, to Grzesiek może być pewny, że wrócę do niego na
skrzydłach! Miłość trzynastolatki to nie kaprys, to coś poważnego. Rozdział XXI
Ostatnie spojrzenie. Grzesiek w strugach deszczu Przed moim wyjazdem do Anglii
sprawy jeszcze bardziej się pogmatwały; Basia dostała zamówienie na freski w
kościele we Władysławowie i wyjechała tam na pewien czas. Tymczasem tata
zachorował na skomplikowane zapalenie płuc i ktoś się musiał nim opiekować.
Basia miała terminową pracę i nie mogła być przy tacie, więc oczywiście ja się
zaofiarowałam. Nigdy w życiu nie zgodziłabym się na to, aby ktoś obcy opiekował
się moim tatą, miał przecież mnie! Jeździłam więc z Sopotu do mojej szkoły w
Oliwie, po lekcjach natychmiast wracałam do taty i właściwie nie miałam ani
chwili, aby spotkać się z Grześkiem. Rozmawialiśmy tylko telefonicznie, zawsze
krótko, bo jakoś trudno było nam teraz ze sobą mówić, zwłaszcza przez telefon.
Byłam tak zagoniona, że niemal nie zauważyłam dnia, który poprzedził mój wyjazd
do Anglii. Mama zadzwoniła, abym wróciła do domu spakować się, Basia przyjechała
na trzy dni, więc spokojnie mogłam zostawić tatę, który już prawie całkowicie
wracał do zdrowia. Mama była bardziej nieprzytomna niż zwykle, zajęta
przygotowaniami do ślubu, a Grześka nie zastałam w domu. Jego mama nie umiała mi
powiedzieć, gdzie on się podziewa. Po prostu go nie było. Wyjeżdżałam z Gdańska
w zadeszczony i smutny dzień. Z Rę-biechowa odlatywał samolot do Warszawy,
stamtąd do Londynu. Mama tego dnia miała trzecią próbę generalną, więc nie mogło
być mowy o tym, aby mnie odprowadzała. Z Basia i z tatą pożegnałam się dzień
wcześniej i znowu trochę nakłamałam; powiedziałam, że Grzesiek odprowadzi mnie
na lotnisko, bo tata już się zrywał z łóżka, aby mi towarzyszyć. Moim zdaniem to
staroświeckie obyczaje, aby kogoś koniecznie odprowadzać. Sama sobie ze
wszystkim świetnie poradziłam. Jednak chętnie widziałabym obok siebie Grześka.
Powinien być razem ze mną na lotnisku i pocałować mnie przed podróżą, tak jak to
od wieków robili wszyscy zakochani. Rozumiałam jednak, że wolał uniknąć
spotkania, i nawet nie miałam do niego żalu, tylko było mi smutno. Postanowiłam,
że po przyjeździe do Londynu natychmiast napiszę do Grześka długi list, w którym
opowiem mu o wszystkim, co czułam od owej nieszczęsnej chwili w Dolinie Radości.
Zrozumie, jak bardzo cierpiałam. Może nawet bardziej niż on. Będę go błagała,
aby mi przebaczył i czekał na mnie. W samolocie usiadłam przy oknie. Cały czas
wpatrywałam się w pierścionek z bursztynowym serduszkiem; tylko tyle z Grześka
było teraz ze mną. Deszcz zaczął wściekle zacinać, co jeszcze pogłębiło mój
smutek. Przetarłam szybę i wyjrzałam za okno. Samolot powoli zaczął się toczyć.
Deszcz tak lał, że wszyscy z żegnających uciekli z odkrytego tarasu. Tylko jeden
człowiek stał tam i patrzył w kierunku samolotu... To był Grzesiek. Przenigdy
nie zapomnę tego widoku! Grzesiek w strugach deszczu, w najsmutniejszym dniu,
jaki mógł się komukolwiek przydarzyć. Tak mocno zaciskałam ręce, że aż serduszko
pierścionka wbiło mi się w palec. Wszystko we mnie krzyczało: "Kocham cię,
Grzesiu!" Samolot poderwał się i pofrunęliśmy w ciemne chmury.
92
93
Spis rozdziałów I Szalony dzień urodzin, w dodatku z chorym zaskrońcem 5 II
Mama, Basia, tata i ja na dokładkę ... 20 III Jak królewską parę wyciągnięto za
uszy z komnat królewskich ... 23 IV "Pojedynek z Syberią" - autor zawrócił mi w
głowie . 27 V Jestem porażona miłością przy koszykach w supersamie . 29 VI
Babcia robi zamieszanie, wpadając do nas jak bomba . 31 VII To już nie żarty!
Zaczęłam chodzić z Grześkiem! ... 36 VIII Pierścionek z bursztynem w kształcie
serduszka ... 37 IX Prawdziwy, długi pocałunek ... 40 X Czy stało się coś
strasznego z Grześkiem? ... 43 XI Noszę po Grześku żałobę ... 47 XII Między mną
a Grześkiem wszystko skończone! ... 52 XIII Grzesiek zostaje aresztowany! ... 56
XIV Nieporozumienie, przeprosiny i wyjaśnienia ... 61 XV Poznaję prawdziwą
pisarkę ... 66 XVI Wszędzie panuje miłość - mama też jest zakochana . . 73 XVII
Jak pomóc biednym ludziom? ... 75 XVIII Noc poślubna w szafie i ukręcone palce u
nóg ... 80 XIX Co zrobić z miłością mamy? ... 85 XX Rozsypane bursztyny i
pęknięte serce ... 88 XXI Ostatnie spojrzenie. Grzesiek w strugach deszczu ...
92
Wydawnictwo Akapit Press poleca książki Lucyny Legut
Lucyna Legut Jasiek pisze kronikę rodzinna a Piotrek ciffgle się w kimś kocha
(Dalszy ciąg przygód odmętów książki p(- ,JSmrćt; zgubił dsaSa oko. a Jasiel;
chce dtri.yc spokojnej starości"
-': '
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Legut Ta miłość przetrwa (2)
wymiary miłości
Sentymentalno romantyczny charakter miłości Wertera i Lotty
Za opóźnienia w budowie Stadionu Narodowego – podwyżki o prawie 300 , trzynastki i wysokie premie
Śnieżny Dzień Powieść o wierze, nadziei i miłości Billy Coffey ebook
MIŁOŚĆ
Seks milosc spelnienie (2)
ankieta Najwyższej Siły Miłośći i Światła
narbutt dobra milosc zly dotyk
Na wielka milosc Eleni
więcej podobnych podstron