tytu³: "Opowieœæ o hebanowym rumaku"
Z cyklu: "Baœni 1001 nocy"
W zamierzch³ych czasach ¿y³ sobie król, w³adca potê¿ny i przez wszystkich szanowany. Mia³ on trzy
dorodne córki, piêkne niczym poœwiata ksiê¿yca lub usiana kwieciem ³¹ka, a poza tym jeszcze syna,
który blaskiem swej urody zaæmiewa³ ksiê¿yc. Kiedy pewnego razu król, siedz¹c na wysokim tronie,
sprawowa³ rz¹dy, stanê³o przed nim trzech mêdrców, z których jeden przyniós³ ze sob¹ pawia ze
szczerego z³ota, drugi - róg z mosi¹dzu, a trzeci - rumaka z koœci s³oniowej i hebanowego drewna. Tedy król ich zapyta³: - Có¿ oznaczaj¹ te przedmioty? I jaki mo¿na mieæ z nich po¿ytek? Pierwszy
odpowiedzia³ mêdrzec ze z³otym pawiem: - Wiedz, najjaœniejszy królu, i¿ po¿ytek z pawia tego polega na tym, i¿ za ka¿dym razem, kiedy mija godzina w nocy czy we dnie, paw bije skrzyd³ami i krzyczy. Po czym przemówi³ mêdrzec z mosiê¿nym rogiem: - Wiedz, najjaœniejszy królu, i¿ róg ten, umieszczony
na bramie miasta, zastêpuje stra¿nika. Skoro tylko nieprzyjaciel chce wtargn¹æ do grodu, g³os rogu niezw³ocznie ostrzega, tak ¿e wróg zostaje rozpoznany i mo¿e byæ obezw³adniony. A na samym koñcu
zwróci³ siê do króla trzeci mêdrzec, który mia³ ze sob¹ hebanowego konia: - Po¿ytek z tego rumaka, najjaœniejszy królu, polega na tym, i¿ tego, kto go dosi¹dzie, poniesie do ka¿dej krainy, jak¹ jeŸdziec sobie wybierze. Król zaœ odpowiedzia³: - Oka¿ê wam moj¹ wspania³omyœlnoœæ dopiero wtedy, gdy
przekonam siê o czarodziejskiej mocy waszych trzech osobliwoœci. Po czym wypróbowa³ z³otego
pawia i stwierdzi³, i¿ by³o tak, jak mówi³ mistrz, który go wykona³. Potem król wypróbowa³ róg i
stwierdzi³ jego czarodziejsk¹ moc, któr¹ twórca rogu zachwala³. Stwierdziwszy to, król zwróci³ siê do obu mêdrców i rzek³: - Poproœcie mnie o jakiœ dowód ³aski, abym móg³ go wam okazaæ. A oni
odpowiedzieli: - Prosimy ciê, najjaœniejszy panie, abyœ ka¿demu z nas da³ po jednej z twoich córek za
¿onê. I król raczy³ ka¿demu z nich daæ rêkê jednej z córek. Ostatni zbli¿y³ siê do w³adcy mêdrzec, który by³ przyniós³ hebanowego konia, uca³owa³ ziemiê u stóp monarchy i powiedzia³: - O najwiêkszy królu naszych czasów, nie posk¹p i mnie ³aski, jak¹ towarzyszom moim okaza³eœ! A król na to: - Przedtem
muszê wypróbowaæ to, coœ mi przyniós³. Wówczas wyst¹pi³ naprzód królewicz i tak rzecze: - Ojcze,
chcia³bym dosi¹œæ tego rumaka, aby przekonaæ siê o jego zaletach i mocy. - Mi³y synu - odpar³ król -
uczyñ, jak chcesz. Królewicz dosiad³ rumaka z hebanowego drewna i uderzy³ go piêtami po bokach, ale koñ ani drgn¹³. Tedy królewicz zawo³a³: - Powiedz mi, mêdrcze, gdzie siê podzia³a r¹czoœæ twego
konia, któr¹ siê tak che³pi³eœ? Mêdrzec zaœ podszed³ do rumaka, pokaza³ królewiczowi œrubê, za
pomoc¹ której koñ móg³ unieœæ siê w powietrze, i powiedzia³: - Przekrêæ! Skoro królewicz to uczyni³, hebanowy koñ ruszy³ z kopyta i uniós³ siê wraz z jeŸdŸcem ku chmurom na wysokim niebie. I lecia³
tak coraz wy¿ej, a¿ znik³ z oczu. Królewicz zaniepokojony podniebn¹ jazd¹ j¹³ ju¿ ¿a³owaæ, i¿ dosiad³
owego rumaka, i zawo³a³: - Ten niecny mêdrzec uknu³ zdradê, aby mnie zgubiæ. Ale nie ma si³y i
w³adzy wiêkszej od tych, które ma Allach! Po czym królewicz zacz¹³ dok³adnie ogl¹daæ swego
wierzchowca. I kiedy wszystko zbada³, zauwa¿y³ niewielkie œruby na prawej i na lewej ³opatce
hebanowego konia. "Nie widzê ¿adnych szczególnych znamion na moim rumaku, poza tymi dwoma
œrubami" - rzek³ sam do siebie i przekrêci³ tê, która znajdowa³a siê na prawej ³opatce. Ale wtedy koñ jeszcze szybciej zacz¹³ unosiæ siê w przestworza. Królewicz wiêc spojrza³ na lew¹ ³opatkê, po czym przekrêci³ drug¹ œrubê i od razu koñ zacz¹³ siê opuszczaæ ku ziemi, powoli, coraz ni¿ej i ni¿ej, podczas gdy królewicz niepokoi³ siê o swoje ¿ycie. Uœwiadomiwszy sobie jednak szczególne w³aœciwoœci
konia, królewicz uradowa³ siê w sercu swoim i dziêkowa³ Allachowi za ³askê, której ten udzieliæ mu file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (1 of 13)2009-06-22 11:16:30
zechcia³, ratuj¹c go przed niechybn¹ zgub¹. I tak koñ opuszcza³ siê przez ca³y dzieñ, albowiem unosz¹c siê wzwy¿, daleko ju¿ by³ odlecia³ od ziemi. Przy tym królewicz krêci³ œrubami na ³opatkach konia, jak mu siê tylko podoba³o, to unosz¹c siê w górê, to znów opadaj¹c. Opanowawszy ca³kowicie swego
wierzchowca, w koñcu obni¿y³ znacznie wysokoœæ lotu i szybowa³ tu¿ nad sam¹ ziemi¹. Przygl¹da³ siê z ciekawoœci¹ nieznanym krajom i miastom, miêdzy którymi by³o jedno szczególnie piêkne, po³o¿one
poœród soczystozielonych ³¹k, bujnie rosn¹cych drzew i srebrzystych strumieni. Królewicz j¹³ siê
namyœlaæ i tak do siebie powiedzia³: "Ciekaw jestem, jak siê to miasto nazywa i w jakiej le¿y krainie!"
Po czym zacz¹³ nad miastem owym kr¹¿yæ w powietrzu, przygl¹daj¹c mu siê to z prawej, to znów z
lewej strony. Poniewa¿ jednak dzieñ ju¿ siê chyli³ ku wieczorowi i s³oñce by³o bliskie zachodu,
królewicz zdecydowa³, i¿ nie znajdzie piêkniejszego miejsca do przenocowania ni¿ owo miasto, i
postanowi³ spêdziæ tam noc, a dopiero nazajutrz do swojej rodziny i królewskiego zamku powróciæ.
"Wtedy opowiem - myœla³ - moim najbli¿szym, a zw³aszcza ojcu, o wszystkim, co mi siê przytrafi³o i co na w³asne oczy widzia³em". Zacz¹³ wiêc szukaæ sobie odpowiedniego do l¹dowania miejsca, gdzie móg³by wraz ze swoim wierzchowcem znaleŸæ bezpieczne schronienie, tak aby nikt ich nie zoczy³. A
kiedy tak siê rozgl¹da³, ujrza³ nagle poœrodku miasta wznosz¹cy siê wysoko zamek, otoczony
warownym murem z wielu strzelistymi wie¿yczkami. "Oto jest piêkne miejsce" - rzek³ sam do siebie i zacz¹³ krêciæ œrub¹, za pomoc¹ której koñ opuszcza³ siê ku ziemi. Lecia³ ni¿ej i ni¿ej, a¿ w koñcu wyl¹dowa³ ³agodnie na tarasie p³askiego zamkowego dachu. Wyl¹dowawszy zeskoczy³ z konia,
podziêkowa³ Allachowi i zacz¹³ obchodziæ hebanowego rumaka dooko³a, aby mu siê dok³adniej
przypatrzyæ. Przy tym tak do siebie mówi³: "Na Allacha, ten, kto potrafi³ konia tego z takim kunsztem zmajstrowaæ, jest zaiste nie byle jakim mêdrcem! Jeœli Allach mi³oœciwy pozwoli mi jeszcze czas
jakiœ po¿yæ i w dobrym zdrowiu do mojej ojczyzny i mych najbli¿szych powróciæ, to nie odmówiê
owemu mêdrcowi ¿adnego dobrodziejstwa ani dowodu ³aski". Po czym królewicz usiad³ cichutko na tarasie zamkowym i siedzia³ tak, a¿ upewni³ siê, ¿e wszyscy w mieœcie udali siê ju¿ na spoczynek.
Poniewa¿ jednak drêczy³y go g³ód i pragnienie, gdy¿ od czasu po¿egnania siê z ojcem ¿adnego jad³a ni napoju nie skosztowa³, mówi³ do siebie: "W takim zamku jak ten nie mo¿e przecie¿ brakowaæ
po¿ywienia". Przeto pozostawi³ swego konia na tarasie i poszed³ poszukaæ czegoœ do jedzenia. Natrafi³
najpierw na jakieœ schody, którymi zacz¹³ schodziæ, i znalaz³ siê poœrodku dziedziñca, wy³o¿onego
marmurowymi p³ytami. Zachwyci³ siê piêknem podwórca i otaczaj¹cej go budowy. Ale w ca³ym zamku
nie us³ysza³ ludzkiego g³osu ani nie zauwa¿y³ ¿ywej duszy. Sta³ tedy bezradnie, ogl¹daj¹c siê to na prawo, to na lewo, i nie wiedz¹c, dok¹d siê zwróciæ. Wreszcie tak do siebie powiedzia³: "Nie mogê nic lepszego uczyniæ, jak wróciæ na to miejsce, gdzie stoi mój koñ, aby przy nim noc spêdziæ. Jutro rano dosi¹dê znów mego hebanowego wierzchowca i odlecê z tego bezludnego pustkowia". Gdy tak sta³ i w duchu do siebie przemawia³, ujrza³ nagle, ¿e zbli¿a siê do niego jakaœ jasnoœæ. A kiedy przyjrza³ siê dok³adnie owej jasnoœci, zobaczy³, ¿e to gromada dziewcz¹t, a wœród nich jedna, najpiêkniejsza ze
wszystkich, przypominaj¹ca smuk³oœci¹ strzelist¹ kolumnê. Jaœnia³a ona jak ksiê¿yc w pe³ni, kiedy
króluje w swej poœwiacie na niebieskim tronie. By³a to córka w³adcy owego miasta. Ojciec mi³owa³ j¹
czule i dla niej to kaza³ wybudowaæ ten piêkny zamek. Zawsze, kiedy ksiê¿niczka czu³a jakowyœ ciê¿ar na sercu, udawa³a siê ze swymi niewolnicami do owego zamku i pozostawa³a tam przez dzieñ, dwa albo i d³u¿ej. Po czym powraca³a znów do innego zamku, z którego by³a przysz³a. Otó¿ przytrafi³o siê, ¿e w³aœnie tego wieczoru przyby³a tu, aby rozerwaæ siê nieco i pocieszyæ w strapieniu. I oto kroczy³a poœród orszaku swych niewolnic, pod ochron¹ olbrzymiego s³ugi z wielkim mieczem u boku. Skoro
tylko wkroczy³a na zamek, rozes³ano przed ni¹ miêkkie dywany i zapalono wonne kadzielnice, a
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (2 of 13)2009-06-22 11:16:30
dziewczêta przygrywa³y i umila³y pobyt swojej pani. Kiedy tak ksiê¿niczka weseli³a siê w najlepsze,
królewicz znienacka rzuci³ siê na owego uzbrojonego s³ugê, uderzy³ go i obali³ na ziemiê. Po czym
wyrwa³ mu z rêki miecz, podbieg³ do gromady dziewcz¹t, które królewnê otacza³y, i rozpêdzi³ je na
wszystkie strony. Skoro ksiê¿niczka ujrza³a go w ca³ej jego krasie, zawo³a³a: - Czyœ ty jest tym
m³odzieñcem, który wczoraj ojca o rêkê moj¹ prosi³ i któremu ojciec odmówi³, twierdz¹c, i¿ jest
szpetny? Na Allacha, ojciec mój sk³ama³, kiedy s³owa te wypowiada³! Gdy¿ zaiste jesteœ najpiêkniejszy z piêknych. W rzeczy samej by³ dnia poprzedniego u ojca ksiê¿niczki i prosi³ o jej rêkê pewien indyjski królewicz, który spotka³ siê z odmow¹ z powodu odra¿aj¹cego wygl¹du. Poniewa¿ ksiê¿niczka jednak
myœla³a, ¿e królewicz by³ owym o rêkê jej siê staraj¹cym, podesz³a do niego, objê³a go, uca³owa³a i usiad³a u jego boku. Wówczas niewolnice podnios³y krzyk wniebog³osy: - Dostojna pani, przecie¿ to nie ten, który wczoraj ojca twego o rêkê twoj¹ prosi³. Tamten by³ szpetny, a ten jest przecudnej urody.
Tamten, który ojca twego b³aga³, aby da³ mu ciebie za ma³¿onkê, i któremu twój rodzic odmówi³, nie jest wart byæ s³ug¹ tego piêknego m³odziana. Zaiste, dostojna pani, ten oto m³odzian jest godny
najwy¿szej czci. Po czym dziewczêta podesz³y do olbrzymiego s³ugi, który wci¹¿ jeszcze le¿a³
zemdlony na ziemi, i ocuci³y go. Przera¿ony s³uga skoczy³ na równe nogi i j¹³ szukaæ swego miecza.
Tedy niewolnice tak do niego rzek³y: - Ów m³odzian, który ci miecz odebra³ i obali³ ciê na ziemiê, siedzi teraz obok ksiê¿niczki. A by³o tak, ¿e w³adca owego miasta wyznaczy³ owego olbrzyma na
stra¿nika swojej córki, aby strzeg³ jej jak oka w g³owie przed zmiennoœci¹ losu. Tote¿ s³uga
natychmiast pobieg³ do kotary i uchyli³ j¹ nieco. Skoro ujrza³ ksiê¿niczkê zajêt¹ rozmow¹ z obcym
m³odzieñcem, zawo³a³ zwracaj¹c siê do nieznajomego: - Powiedz mi, azali jesteœ œmiertelnym
cz³owiekiem czy nieziemskim stworem? - Biada ci, najnieszczêœniejszy ze wszystkich niewolników -
odkrzykn¹³ królewicz - jak mo¿esz byæ tak bezczelny, by potomka perskich królów braæ za nieczystych diab³ów? Po czym z mieczem w rêku mówi³ dalej: - Wiedz, ¿e jestem ziêciem twojego w³adcy, który mi córkê swoj¹ odda³ za ¿onê i rozkaza³, abym do niej przyszed³! Skoro nieszczêsny s³uga s³owa te z ust obcego us³ysza³, zawo³a³: - O panie i w³adco, jeœli istotnie jesteœ cz³owiekiem, jak twierdzisz, to chyba ty jeden jesteœ godzien mojej piêknej w³adczyni! Potem jednak olbrzym pobieg³ do swego pana,
krzycz¹c g³oœno, rozdzieraj¹c swe szaty i sypi¹c sobie proch na g³owê. Ojciec ksiê¿niczki us³yszawszy jego krzyk, zapyta³: - Có¿ ci siê sta³o? Przerazi³eœ mnie w moim sercu, przeto odpowiedz mi szybko i zwiêŸle na moje pytania! - Najjaœniejszy panie - odpar³ s³uga - przyb¹dŸ na pomoc swojej córce!
Nawiedzi³ j¹ bowiem potê¿ny d¿inn w postaci œmiertelnego cz³owieka o wygl¹dzie mo¿nego ksiêcia.
Ka¿ go pojmaæ! W³adca us³yszawszy s³owa te postanowi³ s³ugê swojego ukaraæ œmierci¹. - Jak¿eœ
móg³ - krzykn¹³ - tak niecnie córkê moj¹ opuœciæ i pozwoliæ, aby ów diabe³ móg³ do niej podejœæ?
Nastêpnie uda³ siê do zamku, gdzie przebywa³a jego córka, a przybywszy tam, ujrza³ niewolnice
królewny stoj¹ce bezradnie dooko³a, wiêc zapyta³: - Có¿ siê sta³o z moj¹ córk¹? - Najjaœniejszy panie -
odpar³y niewolnice - kiedyœmy z nasz¹ ksiê¿niczk¹ tu bawi³y, niczego z³ego nie podejrzewaj¹c, wpad³
nagle obcy m³odzian, piêkny jak ksiê¿yc i o tak urodziwym obliczu, jakiegoœmy jeszcze nigdy nie
widzia³y, a w rêku trzyma³ obna¿ony miecz. Skoroœmy go pyta³y, kim jest, oœmieli³ siê twierdziæ, i¿
odda³eœ mu rêkê twojej córki. Poza tym nie wiemy nawet, czy to cz³owiek, czy nieziemska istota.
Obyczaje jego s¹ wszak¿e dworne i nie uczyni³ dot¹d nic niegodnego. Kiedy ojciec ksiê¿niczki s³owa te us³ysza³, gniew jego nieco ostyg³. Podniós³ powoli kotarê i oczy jego ujrza³y nieznajomego pogr¹¿onego w poufnej gawêdzie z ksiê¿niczk¹. Postaæ m³odzieñca odznacza³a siê istotnie przedziwn¹ urod¹, a
oblicze jego przypomina³o blask ksiê¿yca. Tedy w³adca miasta, porwany obaw¹ o czeœæ swojej córki,
odsun¹³ na bok kotarê, i wpad³ z obna¿onym mieczem w rêku niczym straszliwy demon pustyni.
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (3 of 13)2009-06-22 11:16:30
Królewicz zaœ, ujrzawszy go, zapyta³ ksiê¿niczkê: - Azali to twój ojciec? - Rzek³eœ - odpar³a
ksiê¿niczka, a królewicz schwyci³ miecz i krzykn¹³ tak strasznie na w³adcê miasta, i¿ ten znieruchomia³
ze zgrozy. Królewicz gotów by³ ju¿ natrzeæ na niego mieczem, ale ów uœwiadomi³ sobie, i¿ m³odzian
góruje nad nim si³¹, wiêc schowa³ miecz swój do pochwy i sta³ spokojnie, czekaj¹c, a¿ królewicz
podszed³ do niego ca³kiem blisko. A wtedy zapyta³ go uprzejmie: - Powiedz, cny m³odzieñcze, azali
jesteœ cz³owiekiem czy te¿ d¿innem? A królewicz na to: - Gdybym nie szanowa³ prawa goœcinnoœci
oraz twojej córki, przela³bym twoj¹ krew! Jak œmiesz uwa¿aæ mnie za istotê z diabelskiego plemienia, mnie, królewskiego syna, który gdyby tylko zechcia³, móg³by ³acno zrzuciæ ciê z tronu i pozbawiæ twej potêgi i wspania³oœci, zabieraj¹c ci wszystko, co znajduje siê w tej krainie. Ojciec ksiê¿niczki zl¹k³ siê o w³asne ¿ycie i rzek³: - Jeœli istotnie jesteœ synem króla, to jak¿e mog³eœ bez mego zezwolenia do
zamku tego wtargn¹æ i naraziæ na szwank moj¹ czeœæ, przychodz¹c do mojej córki jako rzekomy jej
oblubieniec? A ponadto œmiesz jeszcze twierdziæ, ¿e odda³em ci jej rêkê, ja, który ju¿ niejednego króla i niejednego ksiêcia zabi³em, kiedy przyszli do mnie zabiegaæ o jej wzglêdy. Któ¿ zdo³a ciê teraz z mojej mocy wybawiæ, kiedy stu moich niewolników i s³ug mo¿e, skoro ich tylko zawezwê, tutaj siê
zjawiæ i na mój rozkaz œci¹æ ci g³owê? Któ¿ ciê z r¹k moich uwolni? Królewicz us³yszawszy te
groŸby, odkrzykn¹³: - Zaprawdê, dziwiê siê tobie oraz znikomoœci twego rozumu! Powiedz, czy
mo¿esz ¿yczyæ sobie godniejszego ma³¿onka dla twej córki? Czy spotka³eœ kiedy poœród wszystkich
twych przybocznych rycerzy i zbrojnych wasali kogoœ, kto górowa³by nade mn¹ odwag¹, godnoœci¹ i
majestatem? - Allach mi œwiadkiem, ¿e nie spotka³em - odpar³ w³adca - ale chcia³bym, m³ody
bohaterze, abyœ przy œwiadkach mnie o rêkê mojej córki poprosi³, bym móg³, zgodnie z obyczajem,
uroczyœcie ci j¹ daæ za ¿onê. Albowiem, gdybym potajemnie ci j¹ odda³, czu³bym siê przez ciebie
pohañbiony. A królewicz na to: - S³owa twoje s¹ celne, ale gdyby twoi niewolnicy, s³udzy i rycerze wszyscy razem na mnie natarli i mnie zabili, naraziliby twoj¹ czeœæ na szwank. Jedni bowiem spoœród twojego ludu uwierzyliby twym s³owom, inni zaœ zarzucaliby ci k³am. Przeto radzê ci, abyœ zgodzi³ siê na plan, który ci przedk³adam. Tedy ojciec ksiê¿niczki rzecze: - Chcê us³yszeæ, co mi masz do
powiedzenia! - Oto co ci mam do powiedzenia - przerwa³ królewicz. - Albo stañ do pojedynku ze mn¹, a wtedy ten, kto swego przeciwnika zabije, uzyska prawo panowania, albo opuœæ mnie dziœ w pokoju, a
jutro wyrusz z twoim wojskiem, rycerzami i s³ugami przeciwko mnie. Przedtem jednak wymieñ mi ich
liczbê! Tedy w³adca tak królewiczowi odpowiedzia³: - Wojsko moje liczy czterdzieœci tysiêcy rycerzy, pomijaj¹c giermków oraz ciurów, których jest tyle samo, co rycerzy. Królewicz zaœ mówi³ dalej: - Jutro skoro œwit poprowadŸ twoje wojsko przeciwko mnie i tak powiedz do twoich rycerzy: "Ten oto
cz³owiek stara siê o rêkê mojej córki, stawiaj¹c za warunek, ¿e sam jeden dotrzyma wam wszystkim
pola. Twierdzi bowiem, i¿ mocen jest wszystkich was pokonaæ i zwyciê¿yæ, a wy nic mu zrobiæ nie
zdo³acie". Ojciec ksiê¿niczki przysta³ na propozycje królewicza, chocia¿ uwa¿a³ s³owa jego za che³pliwe. Zarazem ba³ siê o ¿ycie królewicza, kiedy ten oznajmi³, ¿e chce walczyæ i dotrzymaæ pola wszystkim owym nieprzeliczonym wojskom. Potem obaj usiedli i zaczêli przyjaŸnie gawêdziæ. W³adca
zawo³a³ w koñcu swego s³ugê i poleci³ mu niezw³ocznie udaæ siê do wezyra z rozkazem, aby
zgromadzi³ ca³e wojsko uzbrojone po zêby i na najlepszych rumakach. S³uga pobieg³ do wezyra i
powtórzy³ mu rozkaz, wezyr zaœ zawezwa³ dowódców i dostojników pañstwa i rozkaza³ im dosi¹œæ
koni i stawiæ siê w pe³nej zbroi. Tyle o wojsku. Jeœli wszak¿e chodzi o samego ojca ksiê¿niczki, to rozmawia³ on dalej z obcym królewiczem, a jego rozumna mowa i dworne u³o¿enie bardzo mu
przypad³y do serca. I tak przegawêdzili a¿ do œwitu. Wówczas w³adca miasta powsta³, po¿egna³ siê z królewiczem i zasiad³ na swoim tronie. Wojsku swojemu zaœ kaza³ dosi¹œæ rumaków, a dla obcego
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (4 of 13)2009-06-22 11:16:30
m³odzieñca poleci³ podprowadziæ r¹czego dzianeta*, jednego z najlepszych ze swojej stajni, wydawszy
przedtem rozkaz, aby osiod³ano go we wspania³¹ kulbakê i przybrano w najbogatszy rz¹d. Ale królewicz siê wzbrania³: - Nie wsi¹dê wczeœniej na twojego dzianeta, a¿ ca³e wojsko twoje przede mn¹ nie stanie, tak ¿e bêdê móg³ obj¹æ je wzrokiem. - Niechaj bêdzie wed³ug twojej woli! - odpar³ w³adca. Po czym
obaj wyruszyli i dotarli do pola, na którym mia³a stoczyæ siê bitwa. Tam królewicz ujrza³ wojsko w ca³ym jego nieprzeliczonym mnóstwie. W³adca zaœ zawo³a³ wielkim g³osem: - S³uchajcie wszyscy moi
wasale! Oto przyby³ do mnie m³odzieniec, który stara siê o rêkê mojej córki. Nigdy jeszcze nie
widzia³em piêkniejszego, odwa¿niejszego i œmielszego m³odziana ni¿ ten. Twierdzi on, i¿ potrafi sam jeden was wszystkich zwyciê¿yæ i pokonaæ. Ba, mówi nawet, ¿e gdyby was by³o sto tysiêcy, dla niego by³aby to drobnostka. Kiedy wiêc na was natrze, przyjmijcie go godnie ostrymi dzirytami i blaskiem waszych mieczów, poniewa¿ odwa¿y³ siê na tak œmia³y czyn! A do królewicza tak powiada: - Synu
mój, nu¿e uczyñ, co mia³eœ uczyniæ! Królewicz wszak¿e odpar³: - Jesteœ wobec mnie niesprawiedliwy, o panie! Jak¿e¿ mogê bowiem dotrzymaæ im pola, i¿e jestem pieszy, a rycerze twoi dosiadaj¹ rumaków?
Tedy ojciec ksiê¿niczki rzecze: - Przecie¿ prosi³em ciê, abyœ dosiad³ dzianeta z mojej stajni, ale tyœ siê wzbrania³. Masz tu wiele ró¿nych rumaków, wybierz, którego chcesz. A królewicz na to: - Ze
wszystkich twoich koni ¿aden mi siê nie podoba. Chcê jedynie dosi¹œæ tego rumaka, na którym tu
przyby³em. - Gdzie¿ jest twój wierzchowiec? - zapyta³ w³adca miasta. A ze strony królewicza pad³a
odpowiedŸ: - Rumak mój pozosta³ w twoim zamku, na tarasie p³askiego zamkowego dachu. Skoro
ojciec ksiê¿niczki s³owa te us³ysza³, krzykn¹³: - Oto pierwszy znak twojego szaleñstwa. Biada ci! Jak¿e¿
bowiem koñ mo¿e znajdowaæ siê na dachu? Niebawem oka¿e siê, czy mówisz prawdê, czy te¿
k³amiesz. Potem zwróci³ siê do jednego ze swoich koniuchów i rozkaza³: - IdŸ do mojego zamku i
sprowadŸ mi to, co znajdziesz na dachu! Ludzie wszak¿e dziwowali siê wielce s³owom m³odzieñca i
jeden tak mówi³ do drugiego: - Jak¿e¿ koñ bêdzie móg³ zejœæ po schodach z dachu? Zaprawdê, o
czymœ podobnym jeszczeœmy nigdy nie s³yszeli. Tymczasem koniuch, wys³any do zamku, wspi¹³ siê
na dach i ujrza³ tam rumaka tak piêknego, jakiego nigdy jeszcze nie widzia³. Przyst¹piwszy bli¿ej i przyjrzawszy mu siê dok³adniej, spostrzeg³, ¿e jest on z hebanowego drewna i s³oniowej koœci. Wraz z owym koniuchem uda³o siê na taras jeszcze kilku innych s³ug królewskich, a zobaczywszy dziwnego
rumaka, zaczêli siê uœmiechaæ porozumiewawczo jedni do drugich, mówi¹c: - A wiêc m³odzian ów
mówi o takim oto koniu! Zaiste musi byæ szalony, ale niebawem przekonamy siê, co on za jeden. Byæ
mo¿e, kryje siê w tym wszystkim jakaœ wielka tajemnica. Po czym wziêli hebanowego konia na rêce,
znieœli go na dó³ i postawili przed swym w³adc¹. Ze wszystkich stron zgromadzi³o siê wiele ludu, aby owego konia obejrzeæ, a wszyscy nie posiadali siê z zachwytu nad jego piêkn¹ budow¹ i wspania³oœci¹
siod³a i rzêdu. Równie¿ i w³adcy hebanowy koñ przypad³ do gustu i zadziwi³ go wielce. - M³odzieñcze, czy to jest twój wierzchowiec? - zapyta³ królewicza. Ten zaœ odpowiedzia³: - Zaiste! Ten ci jest mój wierzchowiec i przekonasz siê, jakie moce s¹ w nim ukryte! Tedy ojciec ksiê¿niczki rzek³: - WeŸ wiêc swojego konia i si¹dŸ na niego! Królewicz wszak¿e j¹³ znowu siê oci¹gaæ: - Nie wsi¹dê na mego konia, a¿ wojownicy twoi siê st¹d usun¹. Wówczas ojciec ksiê¿niczki rozkaza³ swoim rycerzom, którzy stali woko³o niego, aby oddalili siê od hebanowego konia na odleg³oœæ strza³u z ³uku. Tedy królewicz rzek³:
- Teraz spójrz, jak dosi¹dê mojego wierzchowca i natrê na twoje wojsko. Rozproszê szyk twoich rycerzy i rozp³atam ich serca. - Czyñ, co ci siê podoba, i nie oszczêdzaj mojego wojska - odpar³ w³adca miasta -
bo i oni nie bêd¹ ciê oszczêdzaæ! Wówczas królewicz przyst¹pi³ do hebanowego konia i wskoczy³ nañ.
Wojsko zaœ ustawi³o siê do bitwy, a jeden rycerz tak do drugiego mówi³: - Skoro tylko ten m³odzik
znajdzie siê wœród naszych szeregów, natrzemy nañ grotami naszych dzirytów oraz klingami naszych
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (5 of 13)2009-06-22 11:16:30
mieczy. A inny znów mówi³: - Na Allacha, jak¿e¿ mi go ¿al, nie godzi siê nam zabijaæ m³odzieñca o tak piêknym obliczu i tak wdziêcznej postaci. A jeszcze inny dodawa³: - Na Allacha, tylko z wielkim
wysi³kiem uda siê nam do niego zbli¿yæ, gdy¿ na pewno tak by siê nie che³pi³, gdyby nie by³ œwiadom w³asnej walecznoœci i przewagi. Skoro królewicz siedzia³ ju¿ w siodle, przekrêci³ œrubê, s³u¿¹c¹ do podnoszenia siê w górê, podczas gdy oczy wszystkich by³y na niego zwrócone. Koñ j¹³ podrygiwaæ i
wyczyniaæ podskoki, po czym uniós³ siê w górê i zacz¹³ szybowaæ w przestworzach. Wtedy w³adca
zawo³a³ do swoich wojowników: - Hej, trzymajcie go, zanim wam umknie! Wezyrowie wszak¿e i
wielkorz¹dcy odpowiedzieli: - Powiedz, najjaœniejszy panie, czy cz³owiek mo¿e dogoniæ fruwaj¹cego
ptaka! Widocznie ten m³odzik jest potê¿nym czarnoksiê¿nikiem, od którego Allach raczy³ ciê ³askawie wybawiæ. Przeto powinieneœ wielbiæ Allacha za twoje ocalenie od owej nieczystej mocy! W koñcu
ojciec ksiê¿niczki powróci³ do swojego zamku i uda³ siê do córki, aby jej opowiedzieæ, co prze¿y³ z nieznajomym przybyszem na polu bitwy. Przekona³ siê wszak¿e, i¿ ksiê¿niczka têskni za owym
m³odzieñcem i smutna jest z powodu roz³¹ki, ba, opanowa³a j¹ nawet ciê¿ka niemoc, która przyku³a j¹ do ³o¿a. Ojciec, zobaczywszy córkê w takim smutnym stanie, przycisn¹³ j¹ do serca, uca³owa³ w czo³o i rzek³: - Kochana córko, wielbij Allacha i dziêkuj mu, i¿ ocali³ nas z r¹k tego podstêpnego czarodzieja!
Po czym opowiedzia³ jej o wszystkim, co mu siê z tajemniczym przybyszem przytrafi³o, i o tym, jak ten uniós³ siê w niebieskie przestworza. Ksiê¿niczka wszak¿e nie s³ucha³a s³ów ojca, ale jê³a jeszcze
gwa³towniej szlochaæ i narzekaæ, mówi¹c do siebie w duchu: "Na Allacha, nie tknê ¿adnego jad³a ani napoju, a¿ znowu nie bêdê po³¹czona z mym ukochanym". Rodzic jej frasowa³ siê tym wielce. Stan córki przyprawia³ go o ciê¿k¹ troskê, a serce jego niepokoi³o siê o ni¹. Ale chocia¿ stara³ siê córkê swoj¹
pocieszyæ, mi³oœæ jej do nieznajomego stale wzrasta³a. Pozostawmy teraz w³adcê miasta i jego córkê i powróæmy do królewicza! Uniós³szy siê w przestworza, królewicz poczu³ siê bardzo osamotniony i j¹³
tym silniej rozmyœlaæ o piêknej ksiê¿niczce. Uprzednio wypyta³ ju¿ by³ ludzi o imiona w³adcy i jego córki, a tak¿e o nazwê miasta, które zwa³o siê Sana. Na razie jednak pêdzi³ dalej i dalej przez podniebne przestworza, a¿ ujrza³ stolicê swego ojca. Okr¹¿ywszy j¹ kilka razy skierowa³ siê do zamku rodzica.
Wyl¹dowa³ na tarasie dachu, pozostawi³ tam wierzchowca i uda³ siê do ojca, którego zasta³ op³akuj¹cego go i zasmuconego roz³¹k¹ z nim. Skoro tylko ojciec ujrza³ swego syna, podbieg³ do niego i przycisn¹³ do piersi, raduj¹c siê wielce jego powrotem. Kiedy pozostali sami, królewicz zapyta³ ojca o owego mêdrca, który lataj¹cego konia sporz¹dzi³. A ojciec na to: - Niech Allach posk¹pi swych b³ogos³awieñstw owemu mêdrcowi i niech bêdzie przeklêta godzina, w której go ujrza³em, albowiem on sta³ siê przyczyn¹ naszej roz³¹ki! Owego nieszczêsnego dnia, kiedy ty, mój synu, dom nasz opuœci³eœ, kaza³em go uwiêziæ.
Wówczas królewicz zacz¹³ prosiæ ojca, aby zwróci³ mêdrcowi wolnoœæ, i kaza³ go do siebie
zawezwaæ. Skoro ów cz³ek stan¹³ przed obliczem króla, ten obdarzy³ go zaszczytn¹ szat¹ honorow¹ i
œwiadczy³ mu oznaki najwy¿szej ³aski. Nie chcia³ mu jednak daæ córki swojej za ¿onê. To rozgniewa³o mêdrca i j¹³ ¿a³owaæ wszystkiego, co by³ uczyni³. Wiedzia³ bowiem, i¿ królewicz pozna³ ju¿ tajemnicê lataj¹cego konia i sposób kierowania nim. Tedy król tak do syna swego rzecze: - Radzi³bym, abyœ po tym prze¿yciu ju¿ siê do owego hebanowego konia nie zbli¿a³ i abyœ, pocz¹wszy od dnia dzisiejszego, ju¿ go nigdy nie dosiad³. Nie znasz bowiem wszystkich jego w³aœciwoœci i mo¿esz siê ³acno omyliæ.
Królewicz opowiedzia³ równie¿ swemu ojcu o tym, co przytrafi³o mu siê z ksiê¿niczk¹, córk¹ w³adcy
miasta Sana, oraz z jej ojcem. A rodzic królewicza na to: - Gdyby ów w³adca by³ ciê chcia³ zabiæ, to móg³by ³acno to uczyniæ, lecz widocznie godzina twoja jeszcze nie nadesz³a. Wkrótce jednak w sercu królewicza obudzi³a siê na nowo gor¹ca têsknota do ksiê¿niczki. Przeto dosiad³ swego hebanowego
wierzchowca i przekrêci³ œrubê. W mgnieniu oka koñ uniós³ siê w podniebne przestworza i znik³ wraz z file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (6 of 13)2009-06-22 11:16:30
jeŸdŸcem w chmurach wysokiego nieba. Kiedy król zauwa¿y³ nieobecnoœæ syna, wszed³ zatroskany
na p³aski dach swego zamku i ujrza³ królewicza unosz¹cego siê w³aœnie w przestworza. Tedy zasmuci³
siê tym ponownym rozstaniem i gorzko ¿a³owa³, ¿e nie zabra³ lataj¹cego konia i nie ukry³ go przed nim.
I tak mówi³ do siebie: "Na Allacha, zniszczê tego konia, skoro tylko mój syn powróci, aby w
przysz³oœci serce moje by³o o niego spokojne". Po czym j¹³ znowu szlochaæ i narzekaæ. Zobaczmy teraz, co siê dzia³o z królewiczem. Lecia³ on coraz dalej i dalej, a¿ dotar³ do miasta Sana. Tam opuœci³
siê w to samo miejsce, co ostatnim razem, po czym zakrad³ siê potajemnie do komnaty ksiê¿niczki, ale nie znalaz³ tam ani jej samej, ani ¿adnej z jej niewolnic, ani te¿ owego olbrzyma, któremu by³a
powierzona piecza nad ksiê¿niczk¹. Przeto zafrasowa³ siê wielce. Potem jednak j¹³ chodziæ po ca³ym zamku i szukaæ wszêdzie swej ukochanej. W koñcu odnalaz³ j¹ w jakiejœ odleg³ej komnacie.
Ksiê¿niczka spoczywa³a na wspania³ym ³o¿u, otoczona niewolnicami i dziewczêtami s³u¿ebnymi.
Królewicz podszed³ do nich i pozdrowi³ je dwornie. Skoro tylko ksiê¿niczka g³os jego us³ysza³a,
zerwa³a siê z pos³ania i objê³a go, ca³uj¹c i przyciskaj¹c do serca. Wówczas królewicz rzek³: - O pani moja, roz³¹ka z tob¹ g³êboko mnie trapi³a. A ona na to: - To ty swoj¹ nieobecnoœci¹ mnie martwi³eœ; gdyby d³u¿ej jeszcze ciê nie by³o, na pewno umar³abym ze zgryzoty. Królewicz mówi³ dalej: - Dostojna pani, pomyœl o tym, co zasz³o miêdzy mn¹ a twym ojcem, i o. tym, jak on wobec mnie post¹pi³.
Gdybym nie mi³owa³ tak bardzo ciebie, która urzekasz swym czarem wszystkie stworzenia, by³bym
przyprawi³ go niechybnie o œmieræ, jako przestrogê dla wszystkich, co na nasze szczêœcie dybi¹. Ale
¿e mi³ujê ciebie, przeto mi³ujê i twego rodzica, poniewa¿ jesteœ jego córk¹. A ksiê¿niczka na to: - Jak¿e mog³eœ mnie tak opuœciæ? Bo czy ¿ycie mo¿e mieæ dla mnie jeszcze jak¹œ s³odycz, kiedy ciê nie ma
przy mnie? - Czy chcesz mi byæ pos³uszna - zapyta³ królewicz - i post¹piæ wedle mych s³ów? A
ksiê¿niczka odpowiedzia³a: - Powiedz, czego pragniesz, a ja bêdê ci pos³uszna we wszystkim, czego
tylko ode mnie za¿¹dasz, i obiecujê w niczym ci siê nigdy nie sprzeciwiaæ. A kiedy królewicz rzek³: -
Udaj siê ze mn¹ do mojego kraju i pañstwa - ksiê¿niczka odpowiedzia³a: - Zgadzam siê ca³ym sercem!
Skoro królewicz s³owa te z jej ust pos³ysza³, radoœæ jego nie mia³a granic. Chwyci³ j¹ za rêkê i kaza³ jej powtórzyæ obietnicê, bior¹c Allacha mi³oœciwego za œwiadka. Po czym wszed³ z ni¹ na dach zamku,
wskoczy³ na swego wierzchowca i kaza³ jej usi¹œæ za sob¹. Przywi¹zawszy j¹ do siebie sznurem,
przekrêci³ œrubê, znajduj¹c¹ siê na ³opatce konia, i ju¿ niebawem koñ unosi³ siê z nim w powietrzu.
Wszelako, kiedy to siê dzia³o, niewolnice podnios³y wielki krzyk i oznajmi³y o tym ojcu oraz matce ksiê¿niczki. Oboje udali siê poœpiesznie na taras zamkowego dachu, a ojciec ksiê¿niczki spojrzawszy w przestworza, ujrza³ hebanowego konia, unosz¹cego siê z obojgiem m³odych pod niebiosa. Widz¹c to
przerazi³ siê niezmiernie i zawo³a³ wielkim g³osem: - B³agam ciê, o królewiczu, w imieniu Allacha, ulituj siê nade mn¹ i miej mi³osierdzie wobec mojej ma³¿onki! Nie rozdzielaj nas z nasz¹ ukochan¹ córk¹!
Królewicz nic nie odpowiedzia³, potem jednak pomyœla³, ¿e mo¿e ksiê¿niczka boleje nad roz³¹k¹ z
matk¹ i ojcem, wiêc zwróci³ siê do niej z zapytaniem: - O ty, rozkoszy naszego czasu, czy chcesz, abym odwióz³ ciê z powrotem do twojej matki i twego ojca? Ona zaœ na to: - Na Allacha, panie mój i w³adco, wcale tego sobie nie ¿yczê. Mam tylko jedno pragnienie: byæ zawsze z tob¹ wszêdzie tam, gdzie ty
bêdziesz. Mi³oœæ do ciebie bowiem ka¿e mi zapomnieæ o wszystkim, nawet o ojcu i matce. Królewicz
us³yszawszy s³owa te z jej ust, nie posiada³ siê z radoœci i zwolni³ lot swego hebanowego wierzchowca, aby ksiê¿niczka zbytnio siê nie lêka³a. I tak lecia³ ci¹gle dalej i dalej, a¿ ujrza³ pod sob¹ zielony kobierzec ³¹ki, po której p³yn¹³ srebrny potok. Tam wyl¹dowali, aby posiliæ siê i ukoiæ pragnienie. Po czym królewicz znów dosiad³ swego rumaka, posadzi³ ksiê¿niczkê za sob¹ i przywi¹za³ j¹ mocno
sznurem, albowiem troszczy³ siê o jej ¿ycie i bezpieczeñstwo. I znów poszybowa³ z ni¹ w powietrze, file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (7 of 13)2009-06-22 11:16:30
coraz dalej i dalej, a¿ w koñcu osi¹gn¹³ stolicê swego ojca. Radoœæ królewicza by³a niezmierna, a
poniewa¿ chcia³ ksiê¿niczce pokazaæ wspania³oœæ swego królestwa i dowieœæ jej, i¿ potêga jego ojca przewy¿sza potêgê jej rodzica, zsadzi³ j¹ z konia w jednym z ogrodów, po którym ojciec jego zwyk³ by³
siê przechadzaæ. Tam wprowadzi³ j¹ do altany, pozostawi³ swego hebanowego rumaka u drzwi pod
opiek¹ ksiê¿niczki i rzek³: - Zostañ tu, a¿ przyœlê po ciebie pos³añca! Ja zaœ pójdê zawiadomiæ mego ojca, aby przysposobi³ dla ciebie piêkny pa³ac, gdzie móg³bym pokazaæ ci ca³¹ moj¹ królewsk¹
wspania³oœæ. Ksiê¿niczka uradowa³a siê wielce i powiedzia³a: - Czyñ, co zechcesz! Przypuszcza³a
bowiem, i¿ zostanie przyjêta z ca³¹ czci¹, jaka siê jej stanowi nale¿a³a. Królewicz zaœ po¿egna³ siê z ni¹, poszed³ do miasta i uda³ siê na pokoje swego ojca. Król ujrzawszy go, ucieszy³ siê z jego przybycia i wyszed³ mu na spotkanie, b³ogos³awi¹c jego powrót. Wówczas królewicz tak do ojca swego rzecze: -
Wiedz, ¿e przywioz³em ow¹ ksiê¿niczkê, o której ci opowiada³em. Pozostawi³em j¹ w ogrodzie u wrót
naszego miasta, a sam przyby³em ci o tym oznajmiæ, byœ móg³ przysposobiæ orszak odpowiednio
uroczysty i udaæ siê z nim na jej spotkanie, pokazuj¹c jej twoj¹ królewsk¹ potêgê, rycerzy i wojowników.
- Przystajê chêtnie! - odpar³ król. Po czym wyda³ zaraz rozkaz, aby mieszkañcy miasta przyozdobili jak najpiêkniej swoje domy. Sam zaœ dosiad³ wspania³ego dzianeta i z ca³ym przepychem wyjecha³ w
najpiêkniejszym stroju na czele wojowników, emirów oraz dostojników pañstwa i s³ug. Królewicz
tymczasem sprowadzi³ ze swego pa³acu klejnoty, uroczyste szaty oraz inne drogocennoœci z
królewskiego skarbca. Kaza³ sporz¹dziæ wielk¹ lektykê z zielonego, czerwonego i ¿ó³tego brokatu, do której przydzieli³ indyjskie, greckie i etiopskie niewolnice, roztaczaj¹c przy tym ca³y przepych swych skarbów. Przygotowawszy wszystkie te wspania³oœci, ksi¹¿ê postawi³ lektykê i towarzysz¹ce jej
niewolnice, a sam dosiad³ rumaka i uda³ siê do ogrodu przed wrotami miasta. Tam skierowa³ siê prosto do altany, w której pozostawi³ sw¹ umi³owan¹. Ale tam jej nie znalaz³. Równie¿ i lataj¹cego konia
nigdzie nie by³o. Przekonawszy siê o tym, zacz¹³ biæ siê po twarzy, szarpaæ swoje szaty i b³¹kaæ siê po ogrodzie, jak gdyby postrada³ zmys³y. Kiedy siê jednak nieco opanowa³, rzek³ sam do siebie: "W jaki¿
sposób mog³a ona odgadn¹æ tajemnicê mego wierzchowca, której jej przecie¿ nie zdradzi³em:" Mo¿e to ów perski mêdrzec, który tego konia sporz¹dzi³, zoczy³ j¹ tu i porwa³, aby zemœciæ siê za to, co mój ojciec mu wyrz¹dzi³". Po czym królewicz przywo³a³ stra¿ników ogrodu i wypytywa³ ich, czy nie
spotkali kogoœ obcego. A oni odpowiedzieli: - Nie zauwa¿yliœmy nikogo, kto by nas min¹³ i wszed³ do ogrodu, krom pewnego perskiego mêdrca, który przyby³ tu, aby zbieraæ zio³a lecznicze. Królewicz,
pos³yszawszy te s³owa, by³ ju¿ teraz pewien, ¿e to ów mêdrzec porwa³ jego ukochan¹. A sta³o siê to za zrz¹dzeniem losu w sposób nastêpuj¹cy: Skoro tylko królewicz pozostawi³ ksiê¿niczkê w altanie i
poszed³ do zamku swego ojca, aby wszystko na jej przybycie przygotowaæ, perski mêdrzec wszed³ do
ogrodu, aby istotnie zaj¹æ siê zbieraniem zió³ leczniczych. Poczu³ przy tym jednak wype³niaj¹cy ca³y ogród zapach pi¿ma oraz innych wonnych pachnide³, jakich zwyk³a by³a u¿ywaæ ksiê¿niczka. Mêdrzec
poszed³ za tym zapachem i trafi³ do altany. Tam ujrza³ nagle przed drzwiami altany hebanowego konia, którego by³ w³asn¹ rêk¹ sporz¹dzi³. Na ten widok serce jego nape³ni³o siê b³og¹ radoœci¹, zw³aszcza ¿e nie móg³ by³ dot¹d przeboleæ utraty owego konia. Podszed³ wiêc bli¿ej do hebanowego rumaka, zbada³
wszystkie jego czêœci i przekona³ siê, i¿ s¹ nie uszkodzone. Ju¿ chcia³ go dosi¹œæ i odlecieæ, ale przedtem powiedzia³ jeszcze sam do siebie: "Muszê sprawdziæ, czy królewicz czegoœ nie przywióz³ i nie pozostawi³ tu, przy moim koniu". Po czym przest¹pi³ próg altany i ujrza³ siedz¹c¹ tam dziewicê, piêkn¹ jak s³oñce, które na wolnym od chmur sklepieniu niebieskim wszystko rozjaœnia swoim
blaskiem. Skoro tylko j¹ zoczy³, pozna³ natychmiast, i¿ jest to dziewica dostojnego rodu oraz i¿
widocznie królewicz porwa³ j¹ i na koniu hebanowym przywióz³, a potem pozostawi³ j¹ tu na razie, a file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (8 of 13)2009-06-22 11:16:30
sam uda³ siê do miasta, aby j¹ póŸniej w uroczystym orszaku z nale¿nymi jej honorami sprowadziæ.
Podszed³ wiêc mêdrzec do dziewicy i uca³owa³ ziemiê u jej stóp. Ona zaœ zwróci³a na niego oczy i
obrzuci³a ciekawym spojrzeniem, ale wnet przekona³a siê, i¿ jest szpetny i odra¿aj¹cej postaci. Zapyta³a przeto: - Coœ za jeden? A on na to: - Dostojna pani, jestem czauszem królewicza, który pos³a³ mnie do ciebie z rozkazem, abym przewióz³ ciê do innego ogrodu, le¿¹cego bli¿ej miasta. Ksiê¿niczka pyta³a dalej: - Gdzie jest królewicz? A mêdrzec na to: - Królewicz znajduje siê obecnie w mieœcie i, swego ojca, sk¹d wszak¿e niebawem przybêdzie po ciebie w uroczystym orszaku. Tedy ksiê¿niczka odpar³a: -
Czy¿ królewicz naprawdê nie móg³ ju¿ znaleŸæ kogo innego prócz ciebie, aby po mnie przys³aæ?
Mêdrzec uœmiechn¹³ siê na te s³owa i powiada: - Dostojna pani, niech moje szpetne oblicze i odra¿aj¹cy wygl¹d ciê nie odstrêczaj¹! Gdybyœ otrzyma³a ode mnie to, co królewicz ode mnie dosta³, wielbi³abyœ
mnie pod niebiosa. W³aœnie z powodu mojego szpetnego oblicza i odra¿aj¹cej postaci królewicz wybra³
mnie na swego pos³añca, poniewa¿ mi³oœæ do ciebie nape³nia go zazdroœci¹. Boæ przecie nie brak mu
mameluków, niewolników, s³ug i wasali, których móg³by tu przys³aæ. Ksiê¿niczka s³owa te uzna³a za
rozs¹dne i uwierzy³a im. Wsta³a z miejsca, po³o¿y³a sw¹ piêkn¹ r¹czkê na jego d³oni i zapyta³a: -
Powiedz mi, czcigodny starcze, jakiego konia mi przyprowadzi³eœ? - Dostojna pani - pad³a odpowiedŸ
- masz dosi¹œæ wierzchowca, na którym tu przyby³aœ. A ona na to: - Nie umiem jednak sama na nim
jechaæ. Mêdrzec, us³yszawszy te s³owa z jej piêknych ust, uœmiechn¹³ siê tylko, gdy¿ wiedzia³ ju¿, i¿
ma j¹ ca³kowicie w swojej mocy, rzek³ przeto: - Ja pojadê z tob¹ na tym koniu. Po czym dosiad³
hebanowego rumaka, umieœci³ ksiê¿niczkê za sob¹ i przywi¹za³ j¹ sznurem. Nastêpnie przekrêci³ œrubê, hebanowy koñ poruszy³ siê, zako³ysa³ i uniós³ wysoko w przestworza. I tak lecieli coraz dalej, a¿ miasto znik³o im z oczu. Tedy ksiê¿niczka zwróci³a siê do starca, mówi¹c: - Hej! Czy zapomnia³eœ o tym, ¿e to mój królewicz ciê po mnie przys³a³? Wówczas mêdrzec zawo³a³: - Niech Allach zeœle przekleñstwo na
twego królewicza! To pod³y i nêdzny ³otr! - Biada ci! - odkrzyknê³a ksiê¿niczka. - jak mo¿esz
sprzeciwiaæ siê rozkazowi twego pana i w³adcy? A on na to: - To wcale nie mój pan! Czy wiesz, kim
jestem? Na co ksiê¿niczka odpowiedzia³a: - Wiem o tobie tylko tyle, ile mi sam o swojej osobie
powiedzia³eœ. A on ci¹gn¹³ dalej: - To, co tobie powiedzia³em, by³o tylko podstêpem. D³ugo
op³akiwa³em konia, na którym obecnie lecimy. To dzie³o moich r¹k. A twój królewicz niecnie mi je
porwa³. Teraz jednak odzyska³em konia i mam go w mojej mocy oraz na dodatek i ciebie! Z³ama³em
serce twemu królewiczowi, tak jak on z³ama³ kiedyœ moje. Teraz ju¿ nigdy konia tego nie odzyska! Ale ufaj mi i nie smuæ siê! Mogê z czasem staæ siê bardziej po¿ytecznym od królewicza. Skoro ksiê¿niczka us³ysza³a te s³owa z ust mêdrca, jê³a biæ siê po twarzy i zawo³a³a: - Biada mi! Nie zdoby³am
ukochanego, a utraci³am ojca i matkê! Powiedziawszy to, p³aka³a gorzko nad swoim nieszczêœciem,
gdy tymczasem mêdrzec coraz dalej z ni¹ lecia³, a¿ dolecieli do krainy greków. Tam wyl¹dowali na
zielonej ³¹ce, gdzie p³ynê³y szemrz¹ce strumienie i ros³y bujne drzewa. Owa ³¹ka by³a w pobli¿u miasta, w którym panowa³ potê¿ny król. Otó¿ przydarzy³o siê owego dnia, i¿ król ów wyruszy³ na ³owy i
w³aœnie przeje¿d¿a³ przez ³¹kê. Ujrza³ tam szpetnego starucha, a obok niego hebanowego konia i
dziewicê. Zanim mêdrzec siê spostrzeg³, niewolnicy królewscy rzucili siê znienacka na niego, pojmali go wraz z dziewic¹ i koniem i przyprowadzili wszystkich przed oblicze królewskie. Skoro król ujrza³
szpetn¹ i odra¿aj¹c¹ postaæ starca oraz urodê i wdziêk dziewicy, zapyta³: - Dostojna pani, czy starzec ten jest twoim krewnym? Wówczas mêdrzec poœpiesznie w jej imieniu odpowiedzia³: - To moja ¿ona,
córka mego stryja. Ksiê¿niczka jednak zada³a k³am jego s³owom, mówi¹c: - O królu, przysiêgam na
Allacha, i¿ nie znam tego starca. Nie jest on moim ma³¿onkiem, ale porwa³ mnie przemoc¹. Król
us³yszawszy te s³owa, rozkaza³ wych³ostaæ starucha, powlec go do miasta i rzuciæ do lochu. I tak siê file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (9 of 13)2009-06-22 11:16:30
te¿ sta³o. Dziewicê zaœ i hebanowego konia król zabra³ dla siebie, choæ nie wiedzia³, jak siê rzecz ma z owym dziwnym rumakiem i w jaki sposób go uruchomiæ. Po¿egnajmy siê teraz z mêdrcem i ksiê¿niczk¹
i powróæmy do królewicza! Przywdzia³ on niezw³ocznie szaty podró¿ne, wzi¹³ z sob¹ tyle pieniêdzy, ile mu by³o potrzeba, i wyruszy³ w drogê mocno zafrasowany. Tropi³ œlad ukochanej i szuka³ jej wêdruj¹c z kraju do kraju i z miasta do miasta, wszêdzie wypytuj¹c o hebanowego konia. Ale ka¿dy, kto s³ysza³,
¿e mówi o takim zwierzêciu, dziwowa³ siê tylko jego s³owom. I choæ wêdrowa³ d³ugo, nie wpad³
nigdzie na œlad. Wreszcie przyby³ do stolicy ojca ksiê¿niczki i tam te¿ pyta³ o ni¹. Wszelako zobaczy³
jedynie, jak w³adca miasta op³akuje utratê swej córki. Zawróci³ wiêc i uda³ siê do greckiego kraju i tam szuka³ dalej jej œladu. Otó¿ przytrafi³o siê, i¿ wst¹pi³ do pewnego karawanseraju i zasta³ tam gromadê kupców, którzy byli zajêci rozmow¹. Przysiad³ siê do nich i us³ysza³, jak jeden z nich powiedzia³:
"Przyjaciele moi, widzia³em jeden z najwiêkszych cudów œwiata!" A skoro siê go spytali, co to by³o, ci¹gn¹³ dalej: "Znajdowa³em siê w pewnej dzielnicy takiego a takiego miasta - tu wymieni³ jego nazwê -
i us³ysza³em, jak tamtejsi ludzie mówili o przedziwnym wydarzeniu. Król ich wyruszy³ mianowicie
pewnego dnia na ³owy z gronem przyjació³ i dostojników pañstwa. Kiedy wyjechali z miasta i znaleŸli siê na zielonej ³¹ce, ujrzeli tam starca, który trzyma³ za uzdê konia z hebanowego drewna, a obok niego siedzia³a piêkna dziewica. Staruch ów by³ wielce szpetny i mia³ odra¿aj¹cy wygl¹d, dziewica zaœ
jaœnia³a przecudn¹ urod¹ i wdziêkiem, doskona³oœci¹ kszta³tów i dostojeñstwem postaci, a hebanowy
koñ przypomina³ wprost klejnot; taki by³ piêkny i wspaniale zbudowany, i¿ podobnego nikt nigdy
jeszcze nie widzia³". Wówczas obecni zapytali: "I có¿ król z nimi uczyni³?" Opowiadaj¹cy zaœ tak ci¹gn¹³ dalej: "Król rozkaza³ pojmaæ owego starca, który twierdzi³, ¿e dziewica jest jego ¿on¹, córk¹
stryja. Wszak¿e ona zada³a k³am jego s³owom, i wtedy król odebra³ mu j¹ i wyda³ rozkaz, by
wych³ostaæ starucha i wrzuciæ go do lochu. Ale je¿eli chodzi o konia z hebanowego drewna, to nie
wiem, co siê dalej z nim sta³o". Królewicz us³yszawszy te nowiny z ust kupca, podszed³ do niego i poprosi³ uprzejmie, aby powtórzy³ nazwê miasta oraz imiê króla. A dowiedziawszy siê zarówno
jednego, jak i drugiego, spêdzi³ noc weso³o i pogodnie. Skoro œwit wyruszy³ znowu w drogê i
wêdrowa³ coraz dalej, a¿ dotar³ do owego miasta. Kiedy jednak chcia³ doñ wejœæ, schwytali go
stra¿nicy u bramy i chcieli poprowadziæ przed oblicze króla, aby ten wypyta³ go, kim jest, po co do miasta przyby³ i jakie umiejêtnoœci posiada. By³o bowiem obyczajem owego króla wszystkich obcych
przybyszów pytaæ o ich stan i rzemios³o. Otó¿ królewicz przyby³ do owego miasta ju¿ o zmierzchu, a wiêc za póŸno, aby stan¹æ przed obliczem króla i byæ przez niego przes³uchanym. Przeto stra¿nicy
zaprowadzili go do wiêzienia, aby tam przenocowa³. Skoro wszak¿e dozorcy wiêzienni ujrzeli jego
urodê i wdziêk, ciê¿ko im by³o rzuciæ go do lochu. Tote¿ pozostawili go w sieni wiêzienia i gawêdzili z nim. Kiedy przyniesiono im posi³ek, królewicz jad³ z nimi, a¿ do sytoœci. A po jedzeniu jêli dalej gawêdziæ. Przy tym zwracali siê do niego pytaj¹c: - Z jakiego kraju przybywasz? On zaœ odpowiedzia³:
- Przybywam z Farsu*, krainy w³adanej przez królów z rodu Sasanidów*. Skoro to us³yszeli, jêli siê œmiaæ, a jeden z nich rzek³: - Patrzcie go, Sasanidczyk! S³ysza³em ju¿ wiele opowieœci i gadek od
ró¿nych ludzi i znam siê na ich sztuczkach, nigdy jednak nie spotka³em i nie s³ysza³em wiêkszego
k³amcy od pewnego Sasanidczyka, który w³aœnie teraz siedzi w naszym wiêzieniu. A jeden z nich
rzek³: - Nie widzia³em te¿ nigdy nic bardziej szpetnego, jak jego oblicze, i nic bardziej odra¿aj¹cego, ni¿
jego postaæ. Tedy królewicz zapyta³: - Có¿ najbardziej zwróci³o wasz¹ uwagê spoœród jego k³amstw? A oni na to: - Twierdzi, i¿ jest lekarzem i mêdrcem. Król nasz spotka³ go po drodze jad¹c na ³owy. A przy nim by³a dziewica niezwyk³ej urody i wdziêku, promieniej¹ca doskona³oœci¹ kszta³tów i dostojeñstwem postaci. Poza tym mia³ przy sobie jeszcze konia z hebanu równie piêknego nie widzieliœmy nigdy.
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (10 of 13)2009-06-22 11:16:30
Dziewica jest teraz u naszego króla, który j¹ mi³uje, ale ona nie jest przy zdrowych zmys³ach. Gdyby ów cz³owiek by³ istotnie mêdrcem, jak twierdzi, to od dawna wróci³by ju¿ jej zdrowie, zw³aszcza ¿e król nie szczêdzi starañ, aby j¹ uleczyæ. Pragnie bowiem nade wszystko przywróciæ jej zdrowie. Hebanowy koñ zaœ znajduje siê w skarbcu królewskim, a ów szpetny staruch siedzi tu, w naszym wiêzieniu. Skoro nastaje noc, p³acze on i lamentuje tak g³oœno nad swoj¹ niedol¹, ¿e nie daje nam spaæ. Tedy królewicz j¹³ rozmyœlaæ nad podstêpem, za pomoc¹ którego móg³by osi¹gn¹æ swój zamiar. Kiedy stra¿nikom
zachcia³o siê spaæ, wepchnêli go do celi wiêziennej i zatrzasnêli za nim ciê¿kie drzwi. Tam us³ysza³, jak uwiêziony mêdrzec g³oœno narzeka³ na swój los i lamentowa³, u¿ywaj¹c przy tym perskiêj mowy: -
Biada mi, i¿ zgrzeszy³em przeciwko samemu sobie oraz owemu królewiczowi. Równie¿ moje
przewinienia wobec owej dziewicy s¹ wielkie. Nie chcia³em zostawiæ jej w spokoju, ale i tak nie
osi¹gn¹³em nic, co by³o moim ¿yczeniem. Wszystko to pochodzi st¹d, i¿ dzia³a³em nieopatrznie.
Pragn¹³em dla siebie tego, na co nie zas³ugiwa³em i co takim jak ja nie przystoi. Kto d¹¿y do czegoœ, co nie jest dla niego przeznaczone, ten musi popaœæ w nieszczêœcie, jako i ja popad³em! Królewicz
us³yszawszy te s³owa, odpowiedzia³ po persku: - Jak d³ugo jeszcze ma trwaæ ten lament i zawodzenie?
Czy¿ myœlisz, ¿e przytrafi³o ci siê nieszczêœcie, jakiego nikt inny jeszcze nigdy nie dozna³? Mêdrzec us³yszawszy mówi¹cego po persku, poczu³ doñ zaufanie i wœród narzekañ opowiedzia³ mu o swoich
cierpieniach i ca³ej niedoli, która go nawiedzi³a. Nazajutrz rano dozorcy wiêzienni zaprowadzili
królewicza do swego króla, donosz¹c mu, i¿ cudzoziemiec ten przyby³ do miasta w przeddzieñ
wieczorem, tak ¿e by³o ju¿ za póŸno, aby mu pozwoliæ stan¹æ przed obliczem królewskim. Tedy król
zapyta³ królewicza: - Z jakiego kraju przybywasz i jakie jest twoje imiê? Jakie posiadasz umiejêtnoœci i jaki by³ powód twojego przybycia do tego miasta? Na to pad³a odpowiedŸ: - Imiê moje brzmi Hard¿a, a ojczyzn¹ moj¹ jest Fars. Nale¿ê do cechu uczonych, a szczególnie bieg³y jestem w kunszcie lekarskim, gdy¿ potrafiê zwracaæ zdrowie chorym i opêtanym. W tym celu wêdrujê z kraju do kraju i z miasta do miasta i wszêdzie staram siê wzbogaciæ moj¹ wiedzê i doœwiadczenie. A jeœli spotykam chorego, to go leczê. Taki jest mój zawód. Skoro król to pos³ysza³, nie posiada³ siê z radoœci i odpar³: - Doskona³y i m¹dry lekarzu, zaiste przybywasz do nas w sam¹ porê, kiedy sztuka twoja jest nam potrzebna. Po czym opowiedzia³ mu o ob³¹kaniu ksiê¿niczki i doda³: - Jeœli j¹ uleczysz i uwolnisz od szaleñstwa, otrzymasz ode mnie wszystko, co zechcesz. Królewicz odpowiedzia³: - Niech Allach Mi³oœciwy umocni jeszcze
tw¹ potêgê, królu! Opowiedz mi o wszystkich oznakach szaleñstwa, jakie u owej dziewicy zauwa¿y³eœ.
I nadmieñ, ile dni temu nasz³o na ni¹ to ob³¹kanie. A poza tym opowiedz jeszcze, w jaki sposób
pojma³eœ j¹ wraz z koniem oraz owym starcem! Tedy król opowiedzia³ mu wszystko od pocz¹tku do
koñca i doda³: - Staruch znajduje siê obecnie w lochu. A królewicz pyta³ dalej: - O najszczêœliwszy z królów, powiedz mi, co uczyni³eœ z koniem, który by³ przy niej? - Mój m³ody przyjacielu - odpar³ król
- koñ ów znajduje siê w bezpiecznym miejscu, w moim królewskim skarbcu. Tedy królewicz tak do
siebie powiedzia³: "Zdaje mi siê, ¿e przede wszystkim trzeba dok³adnie obejrzeæ konia. Jeœli jest ca³y i nienaruszony, to osi¹gn¹³em mój cel. Jeœli jednak przekonam siê, i¿ konia nie da siê ju¿ uruchomiæ, muszê wymyœliæ jak¹œ inn¹ chytroœæ, abym móg³ umi³owan¹ mojego serca uwolniæ". Pomyœlawszy
to zwróci³ siê do króla i tak rzecze: - Muszê, o królu, najpierw zobaczyæ owego konia, a byæ mo¿e
odkryjê w nim coœ, co przyda mi siê do uleczenia owej dziewicy. - Zgadzam siê - odpar³ król, po czym wsta³ z tronu i poszli do skarbca, gdzie by³ hebanowy koñ. Królewicz zacz¹³ obchodziæ go dooko³a,
ogl¹daæ i badaæ jego stan. Niebawem przekona³ siê, i¿ rumak jest ca³y i nienaruszony. Tedy wielce
uradowany zawo³a³: - Niech Allach umocni tw¹ potêgê, królu! Teraz chcia³bym pójœæ do owej
dziewicy, aby zobaczyæ, co siê z ni¹ dzieje. Pok³adam bowiem nadziejê w Allachu, ¿e zostanie uleczona file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (11 of 13)2009-06-22 11:16:30
moj¹ rêk¹, i to w³aœnie za pomoc¹ tego konia, jeœli Allach na to pozwoli. Wówczas król rozkaza³, aby
pilnie strze¿ono konia, a królewicza zaprowadzi³ do pa³acu, gdzie przebywa³a ksiê¿niczka. Skoro
królewicz przest¹pi³ próg jej komnaty, ujrza³, i¿ tarza³a siê po ziemi, jak zazwyczaj czyni¹ szaleñcy, rzucaj¹c siê we wszystkie strony. Duch jej wszak¿e nie by³ ob³¹kany, ale czyni³a to tylko, aby nikt nie móg³ siê do niej zbli¿yæ. Królewicz zastawszy j¹ w takim stanie, powiedzia³ ³agodnie do niej: - Nie obawiaj siê niczego, o rozkoszy ludzkoœci! Po czym j¹³ do niej przemawiaæ przyjaŸnie i dobrotliwie, a w koñcu wyzna³ szeptem, kim jest. Zaledwie ksiê¿niczka zd¹¿y³a go rozpoznaæ, wyda³a przeraŸliwy
krzyk i popad³a w omdlenie z bezmiaru radoœci. Królewicz wszak¿e s¹dzi³, ¿e to napad choroby ze
strachu, tedy przy³o¿y³ usta do ucha ksiê¿niczki i wyszepta³ ledwie dos³yszalnym g³osem: - O rozkoszy ludzkoœci, bacz, aby twoja i moja krew nie zosta³y przelane! B¹dŸ cierpliwa i stanowcza, bowiem
cierpliwoœæ i stanowczoœæ bêd¹ konieczne przy wykonywaniu mego zamys³u, który nas wyzwoli.
Zamys³ mój polega na tym, i¿ na razie st¹d wyjdê i powiem, ¿e choroba, na któr¹ cierpisz, polega na zam¹ceniu zmys³ów, ale równoczeœnie zarêczê, i¿ przywrócê ci zdrowie. Przy tym postawiê królowi
warunek, aby przesta³ ciê wiêziæ, a wtedy z³y duch ciê opuœci. Kiedy król potem do ciebie przyjdzie, rozmawiaj z nim ¿yczliwie, aby móg³ siê przekonaæ, i¿ rêka moja przywróci³a ci zdrowie. A wtedy
wszystkie nasze ¿yczenia zostan¹ spe³nione. - S³ucham i jestem pos³uszna - odpowiedzia³a cichym
g³osem ksiê¿niczka. A on opuœci³ jej komnatê, poszed³ do króla, niesiony na skrzyd³ach radoœci, i
powiedzia³: - O najszczêœliwszy z wszystkich królów! Uda³o mi siê chorobê rozpoznaæ i w³aœciwe
lekarstwo wynaleŸæ. I oto ju¿ uleczy³em ksiê¿niczkê dla ciebie. IdŸ przeto teraz do niej i przemów ³agodnie, potraktuj j¹ ze s³odycz¹ i obiecaj, ¿e spe³nisz to, co j¹ ucieszy, a wtedy i ona spe³ni wszystko, czego od niej za¿¹dasz! Wówczas król wszed³ do komnaty ksiê¿niczki, a skoro ta go ujrza³a, powsta³a z ziemi i pozdrowi³a uprzejmie. Król zaœ uradowa³ siê wielce. Niezw³ocznie wyda³ rozkazy niewolnikom i s³ugom, aby przybyli do ksiê¿niczki, zaprowadzili j¹ do ³aŸni i przysposobili dla niej królewskie szaty i bogate ozdoby. S³u¿ba wykona³a królewski rozkaz, wesz³a do komnaty ksiê¿niczki i pozdrowi³a j¹ z nale¿nym uszanowaniem. Ta zaœ odpowiedzia³a uprzejmymi i starannie dobranymi s³owy. Tedy
s³u¿ebnice przystroi³y j¹ w królewskie szaty i za³o¿y³y na szyjê ³añcuch z przecudnych klejnotów, po czym odprowadzi³y j¹ do ³aŸni, pomog³y siê jej umyæ i przywiod³y stamt¹d piêkn¹ niczym poœwiata
ksiê¿yca. Kiedy ksiê¿niczka stanê³a znów przed królem, pozdrowi³a go uprzejmie i uca³owa³a ziemiê u jego stóp. Tedy król w bezmiernej radoœci tak przemówi³ do królewicza: - Wszystko to zawdziêczam
twojej umiejêtnoœci, niech Allach mi³oœciwy obdarzy nas jeszcze innymi darami z twojej rêki! A
królewicz na to: - Dziewica ta, o królu, wróci ca³kiem do zdrowia i bêdzie zupe³nie na umyœle
uleczona, dopiero wtedy, gdy ty ze wszystkimi twymi stra¿nikami i wasalami udasz siê na to miejsce, gdzieœ j¹ znalaz³, i zaprowadzisz tam hebanowego konia, który sta³ wówczas przy niej, abym móg³ z
niego wypêdziæ z³ego ducha, spêtaæ go i zniweczyæ, tak aby nigdy ju¿ nie móg³ powróciæ. - Zgadzam
siê - odpar³ król i rozkaza³ niezw³ocznie zanieœæ hebanowego konia na ow¹ ³¹kê, na której znalaz³ by³
królewnê, konia i starca. Po czym wraz z ksiê¿niczk¹ uda³ siê na czele swego wojska na owo miejsce.
Nikt nie spodziewa³ siê jednak, co m³ody lekarz zamierza uczyniæ. Skoro znaleŸli siê ju¿ na ³¹ce,
królewicz, który wci¹¿ jeszcze by³ przebrany za lekarza, rozkaza³ postawiæ dziewicê oraz jej konia na tak¹ odleg³oœæ od króla i wojska, na jak¹ siêga ludzkie oko. Po czym zwróci³ siê do króla z proœb¹: -
Pozwól mi teraz zapaliæ wonne kadzid³o i wymówiæ zaklêcia, które z³ego ducha zniewol¹, tak ¿e nigdy ju¿ nie bêdzie móg³ ksiê¿niczki opêtaæ. Potem dosi¹dê hebanowego rumaka, posadziwszy dziewicê za
mn¹ na jego grzbiecie. Skoro tylko to uczyniê, koñ zacznie wierzgaæ i biæ kopytami, lecz w koñcu uda mi siê go poskromiæ i przyprowadziæ pos³usznie do ciebie. W tym momencie ju¿ bêdzie po wszystkim i file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (12 of 13)2009-06-22 11:16:30
uczynisz ze mn¹, co ci siê bêdzie podoba³o. Król us³yszawszy te s³owa uradowa³ siê wielce. Królewicz
zaœ dosiad³ hebanowego rumaka i posadzi³ ksiê¿niczkê za sob¹, podczas gdy król i jego wojownicy
wszystkiemu siê przypatrywali. Nastêpnie królewicz przyci¹gn¹³ bli¿ej ksiê¿niczkê do siebie i
przymocowa³ j¹ sznurem, po czym przekrêci³ œrubê s³u¿¹c¹ do unoszenia siê w górê, a hebanowy koñ
niezw³ocznie uniós³ siê z siedz¹c¹ na nim par¹ w podniebne przestworza. I tak lecieli na oczach ca³ego wojska, a¿ w koñcu znikli z zasiêgu ludzkiego wzroku. Król czeka³ przez pó³ dnia na powrót m³odego lekarza, ale królewicz ju¿ nie wróci³. W koñcu zrozpaczony król straci³ wszelk¹ nadziejê, nasz³a na niego gorzka skrucha i opanowa³ go g³êboki smutek z powodu utraty piêknej dziewicy. Zebra³ wiêc
swoje wojsko i uda³ siê z powrotem do miasta. A królewicz tymczasem lecia³ szczêœliwy przez
przestworza do stolicy swego ojca i nie zatrzyma³ siê, a¿ dotar³ do ojcowskiego zamku. Wyl¹dowawszy tam, ukry³ ksiê¿niczkê w bezpiecznym miejscu, po czym poszed³ do swego ojca i matki, pozdrowi³ ich i oznajmi³, i¿ ksiê¿niczka przyby³a, jego rodzice zaœ nie posiadali siê z radoœci. Takie by³y dzieje królewicza, hebanowego konia i ksiê¿niczki. A jakie by³y dalsze losy wyprowadzonego w pole króla?
Skoro tylko powróci³ do swego miasta, zamkn¹³ siê w pa³acu, pogr¹¿ony w smutku i ¿a³obie. Wezyrowie jego przybyli doñ i zaczêli pocieszaæ, mówi¹c: - Ten, kto porwa³ ow¹ dziewicê, to czarownik, chwa³a niech bêdzie Allachowi, i¿ uchroni³ ciê od jego czarów i chytroœci. I tak d³ugo uspokajali wezyrowie swego w³adcê, a¿ w koñcu przebola³ stratê. Ale powróæmy znów do naszego królewicza! Rozkaza³ on
wyprawiæ huczne uczty dla mieszkañców swej stolicy. Uroczystoœci i zabawy trwa³y przez ca³y
miesi¹c. Po czym poœlubi³ przywiezion¹ na hebanowym koniu ksiê¿niczkê i ¿yli z sob¹ oboje w wielkim szczêœciu i radoœci. Ojciec króla kaza³ mimo to zniszczyæ hebanowego konia, aby nie móg³ ju¿ nigdy zak³ócaæ spokoju. Królewicz zaœ napisa³ list do ojca swojej ma³¿onki i doniós³ mu wszystko o niej, o ich zaœlubinach i o wspólnym szczêœliwym ¿yciu. List wraz z drogocennymi upominkami i klejnotami
wys³a³ przez osobnego pos³a. Pose³ przyby³ do ojca ksiê¿niczki i wrêczy³ mu list i upominki. Ów zaœ
przeczytawszy list uradowa³ siê wielce, przyj¹³ ³askawie upominki i obsypa³ pos³a wysokimi
zaszczytami. Potem przysposobi³ drogocenne dary dla swego ziêcia i wrêczy³ je pos³owi. Ten wróci³ z nimi do królewicza i doniós³ mu, jak bardzo ojciec ksiê¿niczki radowa³ siê z otrzymanych wieœci. Tedy i królewicz ucieszy³ siê niezmiernie i tak stale, co roku, posy³a³ odt¹d listy i upominki dla swego teœcia.
W koñcu rodzic królewicza po¿egna³ siê z doczesnym ¿yciem, tak ¿e syn jego wst¹pi³ na tron. Panowa³
sprawiedliwie nad swymi poddanymi, a postêpowanie jego wobec nich by³o mi³e wszechmocnemu
Allachowi, który sprawi³, ¿e i s¹siednie kraje podda³y siê jego królewskiej w³adzy i zobowi¹za³y siê wzglêdem niego do pos³uszeñstwa. I tak pêdzili ¿ywot w przepychu, wspania³oœci, szczêœciu i
zadowoleniu, a¿ przysz³a do nich ta, która ka¿e umilkn¹æ wszelkiej radoœci i rozrywa wszelkie wiêzy przyjaŸni, która obraca w gruzy zamki i stawia grobowce. Chwa³a wiêc Wiecznie ¯ywemu, który nigdy
nie przemija i który panuje nad ziemi¹ i niebem!
KONIEC
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (13 of 13)2009-06-22 11:16:30