DZIEAA FRYD. NIETZSCHEGO
FRYDERYK NIETZSCHE
W PRZEKAADZIE WACAAWA
BERENTA, KONRADA DRZE
WIECKIEGO, LEOPOLDA STAFFA I
STANISAAWA WYRZYKOWSKIEGO
ECCE HOMO
WYDAA JAKÓB MORTKOWICZ.
JAK SIC STAJE KI M SI JEST
PRZEAOŻYA
LEOPOLD STAFF
WARSZAWA KRAKÓW MCMXII
NAKAAD JAKÓBA MORTKOWICZA
P R Z E D M O W A
PRZEWIDUJC, że wkrótce stanę przed ludz-
kością z najtrudniejszem, jakie jej kiedykolwiek po-
stawiono, wymaganiem, zda mi się niezbędnem
Wydanie drugie, przejrzane i po- rzec, k i m j e s t e m . W gruncie winnoby się to wie-
nownie porównane z oryginałem.
dzieć: gdyż nie omieszkałem zaświadczyć o sobie.
Nierówność stosunku między wielkością mego zada-
nia a m a ł o ś c i ą moich współczesnych znalazła wy-
raz w tem, że ani mnie słyszano, ani też choćby
widziano. Żyję na własny kredyt, przesąd to może
tylko, że ż y j ę ? . . . Dość mi pomówić jeno z kimkol-
wiek wykształconym, który latem przyjedzie do
Engadynu Wyżniego, by się przekonać, że n i e ż y j ę . . .
W okolicznościach tych jest obowiązkiem, przeciw
któremu powstaje w gruncie mój nawyk, bardziej
jeszcze duma instynktów moich, rzec: S ł u c h a j c i e
m n i e ! b o m t e n a t e n . P r z e d e w s z y s t k i e m
n i e b i e r z c i e m n i e z a k o g o i n n e g o !
KRAKÓW - DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓAKI
ECCE HOMO.
1
2
3
2.
Trzeba być do niego stworzonym, inaczej grozi nie-
małe niebezpieczeństwo przeziębienia się. Lód blizko,
Nie jestem naprzyklad zgoła straszydłem, zgoła
samotność potworna lecz jakże cicho spoczywa
potworem moralnym, natura moja jest nawet prze-
wszystko w świetle! jak się swobodnie oddycha!
ciwieństwem człowieka tego rodzaju, który czczono
ileż rzeczy się czuje p o d sobą! Filozofia, jak jam
dotąd, jako cnotliwy. Między nami mówiąc, zda mi
ją dotąd rozumiał i przeżywał, jest życiem dobrowol-
się, że właśnie to moją stanowi dumę. Jestem uczniem
nem wśród lodów i szczytów poszukiwaniem wszyst-
filozofa Dyonizosa, wolałbym być raczej jeszcze saty-
kiego, co obce i godne pytania w istnieniu, wszyst-
rem, niż świętym. Może udało mi się, może pismo to
kiego, co moralność dotąd pod klątwą dzierżyła. Z dłu-
zgoła innego nie miało znaczenia, jak przeciwieństwu
giego doświadczenia, które mi dała taka wędrówka
temu dać wyraz w sposób pogodny i ludziom przy-
po z a k a z a n e m , nauczyłem się patrzeć inaczej,
jazny. W tem, cobym ja przyrzekał, ostatniemby
niżby sobie życzono, na przyczyny, z których morali-
było polepszać ludzkość. Nie wznoszę zgoła no-
zowano i idealizowano dotychczas: u k r y t e dzieje
wych bożyszcz; stare niech uczą, jak z glinianemi
filozofów, psychologia ich wielkich imion wyszła mi
bywa nogami. Bożyszcza mój wyraz na ideały
na jaw. Ile prawdy z n o s i , na ile prawdy w a ż y
o b a l a ć , już to raczej należy do mego rzemiosła.
s i ę duch? to coraz bardziej stawało się dla mnie
Pozbawiono rzeczywistość w tym stopniu wartości,
właściwym. wartości miernikiem. Błąd ( wiara
sensu, prawdziwości, jak świat idealny z e ł g a n o . . .
w ideał ) nie jest ślepotą, błąd jest t c h ó r z o -
Świat prawdziwy i świat pozorny po naszemu:
s t w e m . . . Każda zdobycz, każdy krok naprzód
świat z e ł g a n y i rzeczywistość... A g a r s t w o ideału
w poznaniu w y n i k a z odwagi, z twardości wzglę-
było dotąd przekleństwem na rzeczywistości ciążą-
dem siebie, ze schludności względem siebie... Nie
cem, ludzkość sama stała się przez nie aż do najniż-
obalam ideałów, wkładam jeno rękawiczki przed
szych swych instynktów łgarską i fałszywą, aż do
nimi... Nitimur in vetitum: pod tym znakiem
uwielbienia wartości p r z e c i w n y c h tym, któreby
zwycięży moja filozofia, bo zakazywano dotąd zasad-
jej dopiero były poręką rozwoju, przyszłości, wiel-
niczo zawsze tylko prawdy.
kiego p r a w a do przyszłości.
4.
3-
Pośród pism moich sam dla siebie miejsce zajmuje
Kto umie oddychać powietrzem pism moich,
mój Z a r a t u s t r a . Uczyniłem nim ludzkości najwięk-
wie, ze jest to powietrze wyżynne, o s t r e powietrze.
szy dar, jaki jej dotąd uczyniono. Księga ta, głosem
1*
5
4
sięgająca poprzez tysiąclecia, jest nietylko najwyż-
śnie przeciwieństwo tego, coby jakiś mędrzec,
szą księgą, jaka istnieje, właściwą księgą o powie-
święty, zbawiciel świata i inny dcadent rzekł
trzu wyżyn cały fakt, jakim jest człowiek, leży
w takim wy pa d k u . . . Nietylko mówi on inaczej, on
w dali niezmiernej p o d nią jest także n a j g ł ę b -
j e s t też inny...
s z ą , z najwnętrzniejszego bogactwa prawdy uro-
Sam idę, uczniowie moi! I wy odejdzcie precz,
dzoną, niewyczerpaną studnią, w którą żadne nie za-
i sami! Tak chcę !
nurza się wiadro, by nie wypłynąć złota i dobroci
Idzcie ode mnie precz i brońcie się przeciw Za-
pełne. Nie przemawia tu prorok, nikt z owych
ratustrze! I lepiej jeszcze: wstydzcie się go! Może
dreszczem przejmujących mieszańców choroby i woli
oszukał was. Człowiek poznający nietylko kochać
mocy, których założycielami religii się zowie. Trzeba
musi wrogi swoje, musi też umieć nienawidzieć swych
przedewszystkiem s ł y s z e ć właściwie ton, który
druhów.
z ust tych wychodzi, ten ton halkioński, by w spo-
Zła to odpłata nauczycielowi, gdy się zawsze
sób politowania godny krzywdy nie czynić sensowi
jeno uczniem pozostaje. I czemu z wieńca mego rwać
jego mądrości: Najcichsze to są słowa, co burzę
nie chcecie?
przynoszą, myśli, co na stopach gołębich przychodzą,
Czcicie mnie: lecz cóż, gdy dnia pewnego
kierują światem .
u p a d n i e wasza cześć? Strzeżcie się, aby jaki po-
Figi z drzew padają, są dobre i słodkie: i gdy
sąg was nie zabił!
padają, pęka im skóra czerwona.
Mówicie, że wierzycie w Zaratustrę? Le cz cóż
Jam wiatr północny figom dojrzałym.
zależy na Zaratustrze? Wyście wyznawcy moi, lecz
Więc, figom podobne, wam przypadają w dziale
cóż zależy na wszystkich wyznawcach!
te nauki, przyjaciele moi: pijcie ninie ich sok i słodki
Nie szukaliście jeszcze siebie, więc znalezliście
miąższ!
mnie.
Jesień wokoło i niebo czyste i popołudnie
Tak czynią wszyscy wyznawcy; przeto tak mało
Nie przemawia tu zagorzalec, tu się nie każe,
warta wszelka wiara.
tu nie wymaga się w i a r y : z bezgranicznej pełni
Ninie rozkazuję wam zgubić mnie, a znalezć sie-
światła i głębi szczęścia pada kropla po kropli, słowo
bie; i dopiero, g d y w s z y s c y z a p r z e c i e s i ę
po słowie łagodna powolność jest tempem tych
m n i e , powrócę do w a s . . .
mów. Coś podobnego dochodzi jeno do najbardziej
wybranych; nieporównany to przywilej być tu słu-
Fryderyk Nietzsche.
chaczem; nikomu nie dano do woli, dla Zaratustry
mieć u s z y . . . Nie jestże Zaratustra tedy k u s i c i e -
l e m ? . . . Lecz cóż to on sam przecie mówi, gdy po
raz pierwszy znów w samotność wraca swoją? Wła-
T e g o dnia doskonałego, g d y w s z y s t k o doj-
r z e w a i nietylko g r o n o w i n n e brunatnieje, padł
właśnie promień słońca na me ż y c i e ; patrzy-
łem wstecz, p a t r z y ł e m p r z e d się, nigdym nie wi-
dział tyle i ta k d o b r y c h r z e c z y naraz. Niena-
próżnom po g rz ebał dziś s w ó j r ok czterdziesty
czwarty, w o l n o m i b y ł o g o pogrzebać, c o
było ż yc i em w nim, jest ocalone, jest nieśmier-
telne. P i e r w s z a k s i ę g a P r z e m i a n y w s z y s t k i c h
w a r t o ś c i , P i e ś n i Z a r a t u s t r y , Z m i e r z c h
b o ż y s z c z , moja próba filozofowania młotem
w s z y s t ko d a r y t e g o roku, n a w e t ostatniej roku
ć w i e r c i ! J a k ż e b y m n i e m i a ł c a ł e m u ż y -
c i u s w e m u w d z i ę c z e n b y ć ? I t a k
opowiadam sobie s w e ż y c i e .
9
sobą. Wówczas było to r. 1879 złożyłem pro-
fesurę bazylejską, przeżyłem lato niby cień w St.
Moritz i zimę następną, najuboższą w słońce zimę
swego życia, j a k o cień w Naumburgu. To było
moje minimum: Wędrowiec i jego c i e ń powstał
w tym czasie. Niewątpliwie, znałem się wówczas na
cieniach... Zimy następnej, pierwszej mej zimy ge-
nueńskiej, zrodziło owo przesłodzenie i przeducho-
wienie, których warunkiem nieledwo jest skrajne
ubóstwo krwi i mięśni, zrodziło Jutrzenkę. Dosko-
nała jasność i pogoda, nawet bujność ducha, którą
wspomniana odzwierciadła księga, godzi się we mnie
D L A C Z E G O JESTEM T A K MDRY. Szczęś-
nietylko z najgłębszą słabością fizyczną, lecz nawet
cie mego istnienia, jego jedyność może, leży w jego
z bólu nadmiarem. Wśród katuszy, które przynosi
fatalności: wyrażając to w formie zagadki, jako oj-
z sobą nieprzerwany trzydniowy ból mózgu wraz
ciec mój już umarłem; jako matka moja żyję jeszcze
z uciążliwymi wymiotami śluzu, posiadałem jas-
i starzeję się. To pochodzenie podwójne, niejako od
ność dyalektyczną par excellence i przemyśliwa-
najwyższego i najniższego szczebla u drabiny życia,
łem z krwią bardzo zimną rzeczy, dla których w wa-
zarazem dcadent i p o c z ą t e k jeśli co, to to
runkach zdrowszych nie dość wspinać się umiem,
wyjaśnia ową bezstronność w stosunku do zbioro-
wego problematu życia, ów brak uprzedzenia, który nie dość jestem rafinowany, nie dość z i m n y . Czy-
mnie może odznacza. Posiadam dla oznak wschodu telnicy moi wiedzą może, jak dalece uważam dyalek-
i zachodu węch czulszy, niż jakikolwiek posiadał tykę za objaw dcadence naprzykład w przenajsław-
człowiek, co do tego jestem nauczycielem par excel- niejszym wypadku, jakim jest Sokrates. Wszystkie
lence, znam jedno i drugie, jestem jednem i dru- chorobliwe zaburzenia intelektu, nawet owo połowiczne
giem. Ojciec mój umarł licząc trzydzieści sześć ogłuszenie, które towarzyszy gorączce, pozostały mi
lat: był wątły, miły i słabowity, jak przeznaczona jeno po dziś dzień rzeczami obcemi, o których naturze i czę-
do przejścia istota, raczej dobrotliwe wspomnienie stości pouczyć się dopiero musiałem w drodze nau-
o życiu, niż życie samo. W tym samym roku, w któ- kowej. Krew moja bieży powoli Nikt nie mógł nigdy
rym jego życie ku dołowi się miało, miało się ku do-
stwierdzić u mnie gorączki. Lekarz, który mnie leczył
łowi i moje: w trzydziestym szóstym roku życia do-
przez czas dłuższy jako chorego na nerwy, rzekł
szedłem do najniższego punktu żywotności, ży-
w końcu: Nie! Nerwy pańskie tu nie winny, to ja
łem jeszcze, nie widząc jednak na trzy kroki przed
sam jestem nerwowy. Bezwzględnie nie da się wy-
kazać żadne zwyrodnienie miejscowe; żadne z przy-
II
10
czyn organicznych wynikające cierpienie żołądka,
między innymi, że instynktownie przeciw złym sta-
aczkolwiek istnieje, jako skutek wyczerpania ogólnego,
nom zawsze w ł a ś c i w e wybierałem środki: gdy
najcięższa słabość systemu gastrycznego. Również
tymczasem dcadent, istotny zawsze sobie szkodliwe
cierpienie oczu, okresami niebezpiecznie do ślepoty
środki wybiera. Jako summa summarum byłem zdrów,
zbliżone, jest jeno skutkiem, nie przyczyną: tak, że
jako kąt, jako specyalność byłem dcadent. O w a ener-
z przybytkiem siły życiowej przybywało i siły widze-
gia, prąca do bezwzględnego osamotnienia i wydo-
nia. Długi, zbyt długi szereg lat oznacza u mnie
bycia się z nawykowych stosunków, mus sobie zada-
powrót do zdrowia, oznacza też niestety zarazem po-
wany, by nie dać się odtąd pielęgnować, obsługiwać,
wrót choroby, upadek, peryodyczność pewnego rodzaju
otaczać l e k a r z a m i zdradza bezwarunkową pew-
dcadence. Trzebaż mi, wobec tego, rzec, że w zagad-
ność instynktu w tem, c z e g o w ówc za s przedewszyst-
nieniach dcadence mam d o ś w i a d c z e n i e ? Prze-
kiem było potrzeba. Sam siebie wziąłem w garść, sam
sylabizowałem je naprzód i wstecz. Nawet owej fili-
siebie uzdrowiłem: pierwszym do tego warunkiem
granowej sztuki ujmowania i pojmowania wogóle,
każda fizyologia to przyzna że s i ę w g r u n c i e
owego zmysłu do odcieni, owej psychologii patrze-
j e s t z d r o w y m . Typowo słabowita istota nie może
nia z za węgła i co mi prócz tego właściwe, nauczy-
ozdrowieć, tem mniej sama uzdrowić siebie; dla ty-
łem się wówczas dopiero; wszystko to właściwy dar
powo zdrowego może przeciwnie chorzenie być nawet
owego czasu, gdy wszystko subtelniało we mnie, po-
energicznem stimulans do życia, do więcej życia. T a k
strzeganie samo, jak i narządy postrzegania. Z punktu
w samej rzeczy wydaje mi się t e r a z ów długi czas
widzenia chorego spoglądać ku z d r o w s z y m poję-
choroby: odkryłem życie niejako na nowo, jak i sa-
ciom i wartościom, i znów odwrotnie z pełni i pew-
mego siebie, raczyłem się smakiem wielu dobrych
ności siebie życia b o g a t e g o na tajemną robotę in-
a nawet małych rzeczy, jakiemi inni niełatwo raczyćby
stynktu dcadence to najdłuższem mem było ćwicze-
się mogli uczyniłem z swej woli zdrowia, życia,
niem, mem doświadczeniem właściwem, jeśli w czem,
filozofię swoją... Bo zważcie: były to lata najniższej
to w tem stałem się mistrzem. Mam to teraz w pal-
żywotności mojej, gdym p r z e s t a ł być pesymistą;
cach, mam palce po temu, p r z e s t a w i a ć p e r s p e k -
instynkt wrócenia do zdrowia z a b r o n i ł mi filozofii
t y w y : pierwszy powód, dlaczego może dla mnie
ubóstwa i zniechęcenia... A po czem poznaje się
jednego Przemiana wartości jest wogóle możliwa.
w gruncie, że c z ł o w i e k się u d a ł ! Po tem, że
człowiek udany mile nam działa na zmysły: że w y -
rzezbiony jest z drzewa, które jest twarde, delikatne
i wonne zarazem. To mu smakuje tylko, co jest dlań
2.
korzystne; upodobanie jego, rozkosz jego ustaje, gdzie
Pomijając bowiem, że jestem dcadent, jestem
coś przekracza miarę korzystności. Odgaduje on
też jego przeciwieństwem. Dowodem moim na to jest
środki lecznicze przeciw uszkodzeniom, wyzyskuje złe
13
12
stąd to posiadam we krwi wiele instynktów rasowych,
przypadki na swój pożytek; co go nie zabija, czyni
kto wie? może nawet liberum veto? Jeśli pomyślę, jak
go mocniejszym. Z wszystkiego, co widzi, słyszy, prze-
często w drodze przemawiają do mnie jako do Po-
żywa, gromadzi s w o j ą summę: jest zasadą wybie-
laka i to Polacy sami, jak rzadko biorą mnie za
rającą, pozwala wielu rzeczom przepadać. Jest zawsze
Niemca, to mogłoby się zdawać, że należę tylko do
w s w o j e m towarzystwie, czy to obcuje z książkami,
Niemców n a k r a p i a n y c h . Lecz matka moja, Fran-
ludzmi lub okolicami: cześć okazuje, k i e d y wy-
ciszka Oehler, jest w każdym razie czemś bardzo
b i e r a , d o p u s z c z a , d a r z y z a u f a n i e m . Oddzia-
niemieckiem; podobnież babka moja ze strony ojcow-
ływa na wszelkiego rodzaju podniety zwolna, z ową
skiej, Erdmuta Krause. Ostatnia przeżyła całą mło-
powolnością, której nauczyła go przezorność i duma
dość w dobrym starym Weimarze, nieobca kołu
rozmyślna, bada podnietę nadchodzącą, daleki od
Goethego. Brat jej, profesor teologii Krause w Kró-
tego, by jej naprzeciw wychodzić. Nie wierzy ani
lewcu, powołany został po śmierci Herdera na ge-
w nieszczęście, ani w winę: załatwia się z sobą,
neralnego superintendenta do Weimaru. Nie jest nie-
z innymi, umie z a p o m i n a ć , jest dość silny, by
możliwem, że matka ich, moja prababka, występuje
mu wszystko na dobre wyjść m u s i a ł o . A więc
jako Muthgen w dzienniku młodego Goethego. W y -
jestem p r z e c i w i e ń s t w e m dcadent: bom właśnie
szła powtórnie za mąż za superintendenta Nietz-
opisał s i e b i e .
schego w Eilenburgu; w dniu wielkiego roku wojny
1813, kiedy Napoleon z sztabem generalnym wkro-
czył do Eilenburga, 10 pazdziernika, odbywała po-
łóg. Jako Saksonka, była wielką Napoleona czci-
3.
cielką; być może, że i ja jeszcze nim jestem. Oj-
Ten szereg p o d w ó j n y doświadczeń, ten do-
ciec mój, urodzony r. 1813, zmarł r. 1849. Zanim
stęp do pozornie rozdzielonych światów powtarza się
objął probostwo gminy Rcken w pobliżu Ltzen,
w naturze mej pod każdym względem jestem so-
przebywał lat kilka na zamku altenburskim i uczył
bowtórem, mam też drugie jeszcze oblicze prócz
cztery tamtejsze księżniczki. Uczennicami jego są kró-
pierwszego. A może j e s z c z e też t r z e c i e . . . Już
lowa hanowerska, wielka księżna Konstantynowa,
samo pochodzenie moje pozwala mi na spojrzenie
wielka księżna oldenburska i księżna Teresa sasko-
poza wszystkie, jedynie miejscem, jedynie narodem
altenburska. Był pełen głębokiej czci dla króla pru-
uwarunkowane perspektywy, nie kosztuje mnie nic
skiego Fryderyka Wilhelma Czwartego, od którego
być dobrym Europejczykiem. Z drugiej strony
też swoje otrzymał probostwo; wypadki 1848 za-
jestem może bardziej niemiecki, niżby Niemcy dzi-
smuciły go niezmiernie. Ja sam, urodzony w dzień
siejsi, zwykli obywatele państwa niemieckiego, być
urodzin wspomnianego króla, 15 pazdziernika, otrzy-
jeszcze mogli ja, ostatni Niemiec a n t y p o l i t y c z -
małem, jak słuszna, hohenzollernowskie imiona F r y -
n y . A przecie przodkowie moi byli szlachtą polską:
15
14
uczyłem po grecku, nie miałem zgoła powodu do wy-
d e r y k a Wilhelma. Jedną korzystną stronę miał w ka-
mierzenia kary; najleniwsi byli u mnie pilni. Przy-
żdym razie wybór dnia tego: urodziny moje były
padkowi zawszem sprostać umiał; muszę być nie-
w ciągu mego dzieciństwa całego świętem. Uważam
przygotowany, by być panem siebie. Choćby instru-
to za wielki przywilej, żem takiego miał ojca: zda mi
ment był jaki chce, nawet tak rozstrojony, jak tylko
się nawet, że tem tłumaczy się wszystko, co zresztą
instrument c z ł o w i e k rozstrojony być może mu-
z przywilejów posiadam, życia, wielkiego tak
siałbym chorym być, gdyby mi się udać nie miało
względem życia n i e wliczając. Przedewszystkiem, że
wydobyć zeń coś, co da się słuchać, I jakie często
nie trzeba mi na to postanowienia, tylko prostego prze-
od samych tych instrumentów słyszałem, że jeszcze
czekania, by wejść mimowolnie w świat rzeczy wy-
nigdy t a k się nie słyszały... Najpiękniej może od
sokich i subtelnych: tam jestem w domu, najwnętrz-
owego nieodżałowanie młodo zmarłego Henryka von
niejsza namiętność moja dopiero tam wolna się staje.
Stein, który raz po starannie zasiągniętem pozwo-
Żem ten przywilej nieledwo życiem zapłacił, to z pew-
leniu, zjawił się na trzy dni w Sils-Maria, oświad-
nością nie jest targ niesprawiedliwy. By tylko
czając każdemu, że n i e dla Engadynu przybywa.
coś niecoś z mego Zaratustry zrozumieć, trzeba być
Ten doskonały człowiek, który z całą nieposkromioną
może w warunkach podobnych, jak ja jestem je-
naiwnością junkra pruskiego zabrnął w bagno wagne-
dną nogą p o t a m t e j s t r o n i e ż y c i a . . .
rowskie ( a nadto jeszcze w bagno Dhringa!) był
te trzy dni jakby zmieniony od burzliwego wichru
wolności, jak ktoś, kto nagle na s w o j ą wyżynę się
wznosi i skrzydeł dostaje. Mówiłem mu zawsze, że
4.
sprawia to czyste powietrze tu w górze, że tak
Nie znałem nigdy sztuki uprzedzania do siebie
dzieje się każdemu, że nienapróżno jest się 6.000
także i to zawdzięczam swemu niezrównanemu ojcu ,
stóp nad Bayreuthem lecz nie chciał mi w i e r z y ć . . .
i nawet wówczas, kiedy mi to wielką zdało się mieć
Jeśli mimo to dopuszczono się na mnie niejednej
wartość. Nie jestem, choć nie po chrześcijańsku zda-
małej i wielkiej zbrodni, to nie wola, tem mniej
wać się to może, uprzedzony nawet do siebie. Można
z ł a wola była tego przyczyną: raczej mógłbym już
tak i siak nicować me życie, zrzadka tylko, w grun-
zaznaczyłem to wyżej uskarżać się na dobrą wolę,
cie raz jeden jedyny znajdzie się w niem ślady, że ktoś
która nie mało psoty wyrządziła mi w życiu. Do-
względem mnie żywił złą wolę, może jednak nieco
świadczenia moje dają mi prawo do nieufności
za wiele śladów d o b r e j w o l i . . . Doświadczenia moje
wogóle względem tak zwanych popędów bezosobi-
nawet z tymi, na których każdy zle wychodzi, prze-
stych, całej do rady i czynu gotowej miłości bliz-
mawiają bez wyjątku za nimi; obłaskawiam każdego
niego. Uważam ją w istocie samej za słabość, za po-
niedzwiedzia, przyzwoitości nawet błaznów uczę.
szczególny wypadek niezdolności oporu wobec pod-
W ciągu siedmiu lat, gdy w pedagogium bazylejskiem
16
17
niet, l i t o ś ć zwie się tylko u dcadents cnotą. Za-
Mój rodzaj odpłaty polega na tem, by jak najprędzej,
rzucam litościwym, że tracą łatwo wstyd, cześć, de-
w lot za głupotą, wysłać jakąś mądrość a tak może
likatność wobec odległości, że litość na zawołanie
tamtą jeszcze dogonić. Mówiąc przenośnią: wysy-
cuchnie motłochem i podobna jest do złudzenia złym
łam garniec konfitur, by pozbyć się k w a ś n e j hi-
manierom, że litościwe ręce w pewnych okolicz-
storyi... Niech mi tylko kto co złego wyrządzi, od-
nościach mogą właśnie niszczycielsko sięgać w wiel-
płacę, można być pewnym: wnet znajdę sposob-
kie przeznaczenie, w osamotnienie wśród ran, w p r z y -
ność wyrazić swe dzięki złoczyńcy (nawet za
w i l e j na ciężką winę. Przezwyciężenie litości zali-
jego zły uczynek) lub go o coś p o p r o s i ć , co
czam do cnót d o s t o j n y c h : odtworzyłem w pieśni
może być bardziej obowiązujące, niż coś d a ć . . . Zda
jako Kuszenie Zaratustry wypadek, gdy dochodzi
mi się także, że najgrubsze słowo, najbardziej gru-
go wielkie wołanie na pomoc, gdy litość jako ostatni
bijański list grzeczniejszy jest, przyzwoitszy, niż
grzech chce go opaść, skłonić do przeniewierstwa
milczenie. Tym, którzy milczą, brak prawie zawsze
względem s i e b i e . Tu pozostać panem, tu w y ż y n ę
delikatności i dobroci serca; milczenie jest zarzutem,
zadania swego utrzymywać w czystości od niższych
połykanie urabia siłą konieczności zły charakter,
o wiele i krótkowzroczniejszych zapędów, które dzia-
psuje nawet żołądek. Wszyscy milczkowie cierpią
łają w tak zwanych postępkach bezosobistych, oto
na niestrawność. Rzecz widoczna, iż nierad jestem
próba, ostatnia może próba, którą ma odbyć Zaratu-
niedocenianiu grubijaństwa, jest to zgoła n a j b a r -
stra ostatni d o w ó d siły.
d z i e j l u d z k a forma przeczenia i wśród nowo-
czesnego przeczulenia jedna z naczelnych cnót na-
szych. Jeśli się na to dość jest bogatym, to
nawet szczęściem jest doznawać niesprawiedliwości.
5.
Gdyby bóg jaki zstąpił na ziemię, mógłby nic innego
nie c z y n i ć , prócz niesprawiedliwości, nie karę,
Jeszcze na innym też punkcie jestem tylko swym
lecz w i n ę wziąć na siebie, byłoby dopiero rzeczą
ojcem raz jeszcze i niejako jego dalszem życiem po
boską.
śmierci przedwczesnej. Podobnie każdemu, który nie
żył nigdy wśród równych sobie i dla pojęcia od-
płaty jest tak niedostępny, jak chyba dla pojęcia
praw równych, zabraniam sobie w wypadkach,
gdy popełnia się względem mnie małe lub b a r d z o
6.
w i e l k i e głupstwo, wszelkich kroków odpornych,
Wolność od ressentiment wyjaśnienie ressenti-
wszelkich środków ochronnych, jak słuszna, też
ment kto wie, jak bardzo w końcu także te rze-
wszelkiej obrony, wszelkiego usprawiedliwiania się.
czy zawdzięczam swej długiej chorobie! Problemat
ECCE HOMO
2
18
19
nie jest najprostszy: trzeba go było przeżyć z głębi
niejszą skłonnością. Pojął to ów głęboki fizyolog
siły i z głębi słabości. Jeśli coś wogóle o chorobie,
Budda. Jego religia, którąby słuszniej h y g i e n ą
o słabości stwierdzić można, to że w nich właściwy
jego nazwać można, by jej nie mieszać z rzeczami tak
instynkt leczniczy, i n s t y n k t z b r o j n y i o b r o n n y
politowania godnemi, jak chrześcijaństwo, uzależniła
człowieka wiotczeje. Nie można się niczego pozbyć,
swą skuteczność od zwycięstwa nad ressentiment;
nie można się z niczem załatwić, nie można niczego
uwolnić o d e ń duszę pierwszy krok do ozdrowienia.
odepchnąć, wszystko rani. Człowiek i rzecz przy-
Nieprzyjazni nieprzyjazń kresu nie położy, przyjazń
bliżają się natrętnie, zdarzenia godzą zbyt głęboko,
kres nieprzyjazni położy: to rozpoczyna naukę
wspomnienie jest raną ropiejącą. Chorzenie j e s t ro-
Buddy tak mówi n i e moralność, tak mówi
dzajem samego ressentiment. Przeciw temu ma
fizyologia. Ressentiment, urodzone z słabości, dla
chory jeden wielki lek, zwę go f a t a l i z m e m
nikogo nie jest szkodliwsze, jak dla chorego sa-
r o s y j s k i m , owym fatalizmem bez buntu, z którym
mego, w innym wypadku, jeśli chodzi o naturę
żołnierz rosyjski, kiedy mu wyprawa wojenna zbyt we
bogatą, jest uczuciem z b y t e c z n e m , uczuciem, nad
znaki się daje, na śniegu wreszcie się kładzie. Niczego
którem panować jest nieledwo dowodem bogactwa.
więcej nie przyjmować, nie podejmować się, nie brać
Kto zna powagę, z jaką filozofia moja podjęła walkę
w siebie już wogóle nie oddziaływać... Wielkim ro-
z uczuciami zemsty i urazy aż w głąb nauki o wol-
zumem tego fatalizmu, który nie zawsze jest tylko od-
nej woli walka z chrześcijaństwem jest w tem jeno
wagą śmierci, bo podtrzymuje życie wśród najniebez-
poszczególnym wypadkiem , ten zrozumie dlaczego
pieczniejszych dla życia warunków, jest zmniejszenie
osobiste zachowanie się swoje, swoją p e w n o ś ć in-
przemiany materyi, jej zwolnienie, rodzaj woli snu
s t y n k t u w praktyce tu właśnie na j a w wywodzę.
zimowego. O kilka kroków dalej w tej logice i mamy
W czasach dcadence z a b r a n i a ł e m ich sobie,
fakira, który tygodniami śpi w grobie... Ponieważby
jako szkodliwych; skoro życie znów było dość na to
się za szybko zużyto, g d y b y wogóle oddziaływano,
bogate i dumne, zabraniałem ich sobie jako czegoś
nie oddziaływa się już zgoła: oto logika. A nic nie
p o d sobą. Ów fatalizm rosyjski, o którym mówiłem
spala tak prędko, jak uczucia ressentiment. Złość, cho-
występował tak u mnie, że przez lata całe zachowy-
robliwa drażliwość, niemoc zemsty, rozkosz, pragnie-
wałem trwale położenia, miejscowości, mieszkania,
nie zemsty, mieszanie trucizn w każdem znaczeniu
towarzystwa, skoro mi raz je przypadek nadarzył,
to dla wyczerpanych z pewnością najszkodliwszy
było to lepiej, niż zmieniać je, c z u ć je zmien-
sposób oddziaływania: wynika stąd szybkie zużycie
nemi niż przeciw nim powstawać. W tym fatalizmie
siły nerwowej, chorobliwe wzmożenie szkodliwych
niepokoić siebie, budzić się gwałtownie było mi wów-
wylewów, naprzykład żółci do żołądka. Ressentiment
czas śmiertelnie niemiło: co prawda było też każdym
jest dla chorego rzeczą zabronioną w s w e j i s t o -
razem śmiertelnie niebezpiecznie. Uważać siebie sa-
c i e j e g o złem: niestety także jego najnatural-
2*
21
20
gdzie sam się tylko kompromituję... Nie uczyniłem
nigdy publicznie kroku, któryby nie kompromitował:
mego za fatum, nie chcieć być innym to w ta-
to jest d l a m n i e kryteryum słusznego działania. Po
kich warunkach w i e l k i r o z u m istotny.
trzecie: nie atakuję nigdy osób posługuję się osobą
tylko jako silnem szkłem powiększającem, mocą któ-
rego jakąś powszechną, lecz skradającą się, lecz nie-
dość uchwytną nędzę uwidocznić można. T a k zacze-
7.
piłem Dawida Straussa, raczej p o w o d z e n i e star-
czo słabej książki wśród wykształconych niemiec-
Inna rzecz wojna. Jestem z natury wojowniczy.
kich pochwyciłem tych wykształconych na go-
Atakowanie właściwe jest moim instynktom. M ó c
rącym uczynku... Tak zaczepiłem Wagnera, dokład-
być nieprzyjacielem, być nieprzyjacielem to wy-
niej fałsz, półlichotę w instynktach naszej kultury,
maga może silnej natury, w każdym razie wy-
która miesza rafinowanych z bogatymi, spóznionych
nika z każdej silnej natury. Potrzebuje ona oporu,
z wielkimi. Po czwarte: zaczepiam tylko rzeczy,
przeto s z u k a oporu: patos z a c z e p n e z tą samą
w których wszelka niesnaska osób jest wykluczona,
koniecznością jest właściwe sile, jak uczucie zemsty
których tłem nie jest żadne złe doświadczenie. Prze-
i urazy słabości. Kobieta naprzykład jest mściwa: to
ciwnie, zaczepka jest u mnie dowodem życzliwości,
wynika z jej słabości podobnie, jak jej wrażliwość na
w pewnych razach wdzięczności. Czczę, wyróżniam
cudzą niedolę. Siła atakującego ma pewnego rodzaju
tem, że łączę swe imię z imieniem pewnej rzeczy,
m i a r ę w przeciwnictwie, którego mu trzeba; każde
pewnej osoby: za lub przeciw to mi wszystko
wzrastanie ujawnia się wyszukiwaniem mocniejszego
jedno. Jeśli wytaczam chrześcijaństwu wojnę, to przy-
przeciwnika lub problematu: bo filozof, który jest
stoi mi to, bo nie doznałem z tej strony żadnych fa-
wojowniczy, wyzywa też problematy do walki. N i e
talności, ni hamulców najpoważniejsi chrześcijanie
w tem zadanie, by wogóle stać się panem oporów,
byli mi zawsze życzliwi. Ja sam, przeciwnik de rigueur
lecz takich oporów, gdzie w grę wciągnąć potrzeba
chrześcijaństwa, daleki jestem, by jednostkom wyma-
całą swą siłę, sprawność i mistrzostwo w władaniu
wiać, co jest fatalnością tysiącoleci.
bronią panem r ó w n y c h przeciwników... Rów-
ność wobec wroga pierwsze założenie u c z c i -
w e g o pojedynku. Gdzie się pogardza, tam wojny
prowadzić nie m o ż n a ; gdzie się rozkazuje, gdzie
się coś czuje p o d sobą, nie t r z e b a wojny prowa-
8.
dzić, Moja praktyka wojenna da w cztery ująć
się zdania. Po pierwsze: zaczepiam tylko rzeczy
Mogęż się ważyć na zaznaczenie ostatniego
zwycięskie. Po drugie: zaczepiam tylko rzeczy, w któ-
jeszcze natury swej rysu, który niemałą w obcowa-
rych nie znajduję przymierzeńców, gdzie stoję sam,
22
23
niu z ludzmi sprawia mi trudność? Właściwa mi jest
Cóż jednak ze mną się stało? Jakiem się wy-
zgoła niesamowita wrażliwość instynktu schludności,
zwolił od wstrętu? Kto odmłodził me oko? Jakiem
tak że blizkość co mówię? najgłębsze wnętrze,
się wzbił w wyżynę, kędy już motłoch nie siedzi
jelita każdej duszy fizyologicznie odczuwam
u studni ?
w ę s z ę . . . Ta wrażliwość moja posiada macki psycho-
Stworzyłże mi mój wstręt sam skrzydła i siły,
logiczne, któremi każdej tajemnicy dotykam, w palce
co przeczuły zródła? Zaprawdę, w w y ż najwyższą
ją ujmuję: wiele u k r y t e g o brudu na dnie pewnych
musiałem się wzbić, by odnalezć krynicę rozkoszy!
natur, wynikającego może z krwi zepsutej, lecz po-
Och, znalazłem ją, bracia moi! Tu na w y ż y naj-
bielonego przez wychowanie, uświadamia mi się już
wyższej krynica mi bije rozkoszy! I jest tu życie,
prawie za pierwszem dotknięciem. Jeśli dobrze zau-
z którego motłoch nie pija pospołu!
ważyłem, to takie dla schludności mej nieznośne na-
Prawie za mocno mi tryskasz, zródło rozkoszy!
tury odczuwają też ze swej strony przezorność mego
I często puhar znów opróżniasz przeto, że go napeł-
wstrętu: nie stają się przez to wonniejsze... Tak się
nić chcesz.
już przyzwyczaiłem krańcowa czystość względem
I jeszcze nauczyć się muszę skromniej przybli-
siebie jest założeniem mego istnienia, ginę w nieczy-
żać do ciebie. Zbyt mocno jeszcze ku tobie bije me
stych warunkach , że pływam, kąpię się i pluszczę
serce:
niejako ustawicznie w wodzie, w jakimkolwiek do-
serce me, w którem moje lato płonie, krót-
skonale przezroczym i lśniącym żywiole. To czyni mi
kie, gorące, smętne, przeszczęśliwe: jakże pożąda lato
z obcowania z ludzmi niemałą próbę cierpliwości;
mego serca twojego chłodu!
ludzkość moja nie polega na tem, że współczuję, jaki
Minęło ociągliwe strapienie mej wiosny! Minęły
jest człowiek, lecz na tem, że w y t r z y m u j ę , iż
płaty śniegu mego gniewu w czerwcu! Latem stałem
z nim współczuję... Ludzkość moja jest ustawicz-
się cały i letniem popołudniem,
nem przezwyciężaniem siebie. Lecz potrzebuję sa-
latem na wyży najwyższej o zimnych zró-
m o t n o ś c i , to znaczy ozdrowienia, powrotu ku sobie,
dłach i szczęśliwej ciszy: och, przyjdzcie, moje druhy,
tchnienia wolnego, lekkiego, igrającego powietrza...
by cisza jeszcze szczęśliwsza się s t ał a! ,
Cały mój Zaratustra jest dytyrambem na cześć sa-
Bo n a s z a to wyżyna i nasza ojczyzna: wy -
motności, lub jeśli mnie zrozumiano, na cześć s c h l u d -
soko zbyt i stromo zbyt tutaj mieszkamy wszystkim
n o ś c i . . . Na szczęście nie na cześć c z y s t e g o
nieczystym i pragnieniu ich. Rzućcie jeno czystemi
b ł a z e ń s t w a . . . Kto zmysł ma do barw, nazwie
oczami w krynicę mojej rozkoszy, o druhy! Jakżeby
go dyamentowym. W s t r ę t do ludzi, do motło-
przeto zmętnieć miała? Niech wam się s w o j ą czy-
chu był zawsze największem mem niebezpieczeń-
stością odśmiechnie.
stwem.. . Chcecież słyszeć słowa, w których Zaratu-
Na drzewie przyszłości zbudujem gniazdo sobie:
stra prawi o w y z w o l e n i u od wstrętu?
orły samotnym nam będą strawę przynosić w dziobach!
24
Zaprawdę, to nie strawa, którąby mogli nieczy-
ści pożywać pospołu! Zdać im się będzie, że żrą
ogień i pyski sobie palą.
Zaprawdę, żadnych kryjówek dla nieczystych
tu chować nie będziem! Jaskinią lodową zdałoby się
nasze szczęście ich ciałom i duchom!
I jako wichry potężne będziemy żyć ponad nimi,
sąsiady orłom, sąsiady śniegom, sąsiady słońcu: tak
żyją wichry potężne.
I niby wicher zadmę kiedyś jeszcze pomiędzy
nich i duchem swym zaprę ich duchowi dech: tak
chce ma przyszłość.
Zaprawdę, wichrem potężnym jest Zaratustra
DLACZEGO JESTEM T A K Ś W I A T A Y ? Dla-
wszem nizinom i taką radę daje swym druhom
czego wiem niejedno w i ę c e j ? Czemu wogóle tak
i wszemu, co ślini i plwa: strzeżcie się plwać p o d
jestem światły? Nie rozmyślałem nigdy o zagadnie-
wiatr ! . . .
niach, które zagadnieniami nie są, nie roztrwaniałem
się. Właściwych wątpliwości r e l i g i j n y c h na-
przykład nie znam z doświadczenia. Uszło zgoła mej
uwagi, jakbym dalece powinien być grzesznym. Po-
dobnież brak mi dostępnego kryteryum, co to jest wy-
rzut sumienia: sądząc z tego, co s ł y s z y się o tem,
zda mi się wyrzut sumienia czemś niewartem u w a g i . . .
Nie wypierałbym się jakiegoś czynu, g d y j u ż k l a m -
k a z a p a d ł a , wolałbym zły wynik, s k u t k i , zasadni-
czo wyrzucić z zagadnienia wartości. Wobec złego
wyniku traci się zbyt łatwo w ł a ś c i w y pogląd na to,
co się uczyniło: wyrzut sumienia zda mi się pewnego
rodzaju z ł e m okiem. Coś, co chybiło, tem bardziej
w czci chować swojej, p o n i e w a ż chybiło to
raczej już właściwe mojej moralności. Bóg,
nieśmiertelność duszy, zbawienie, zaświat,
wszystko to pojęcia, którym zgoła uwagi ni czasu
26
27
nie użyczałem nawet jako dziecko, możem nie
altruistycznie, dla zbawienia kucharzy i innych
był nigdy dość na to dziecinny? nie znam ateizmu
współchrześcijan. Zaprzeczałem naprzyklad przez
zgoła jako walki ze sobą. tem mniej, jako przełomu,
kuchnię lipską, równocześnie z swem pierwszem stu-
rozumie się on we mnie z instynktu. Jestem zbyt
dyum Schopenhauera (1865), bardzo poważnie swej
ciekawy, zbyt u p r a w n i o n y d o p y t a n i a , z b y t
woli życia. Dla niedostatecznego odżywiania się
zuchwały, bym miał ścierpieć prostacką odpowiedz
psuć sobie jeszcze żołądek ten problemat, jak mi
pięścią. Bóg jest prostacką odpowiedzią pięścią, nie-
się zdało, rozwiązała wymieniona kuchnia zadziwia-
delikatnością względem nas myślicieli w gruncie
jąco szczęśliwie. (Powiadają, że r. 1866 zwrot w tem
nawet tylko prostackim z a k a z e m pięścią: nie wolno
wywołał .) Lecz kuchnia niemiecka wogóle cze-
wam m yś le ć! . .. Zgoła inaczej zajmuje mnie zagad-
góż ona nie ma na sumieniu! Zupa p r z e d jedzeniem
nienie, od którego bardziej zbawienie ludzkości za-
(jeszcze w weneckich księgach kucharskich z 16.
leży, niż od którejkolwiek osobliwości teologicznej:
stulecia alla tedesca zwana); wygotowane mięsiwa,
zagadnienie o d ż y w i a n i a . Można je sobie, do pod-
tłusto i mącznie przyrządzone jarzyny; zwyrodnienie
ręcznego użytku, tak sformułować: jak właśnie ty
leguminy w przycisk na listy! Jeśli się wliczy w to
masz się odżywiać, by osiągnąć swe maximum siły,
jeszcze poprostu bydlęce potrzeby zalewania jedzenia
virtu w stylu Odrodzenia, cnoty wolnej od mora-
u starych, zgoła nietylko s t a r y c h Niemców, to
lizny? Doświadczyłem w tym względzie możliwie
zrozumie się. też pochodzenie d u c h a n i e m i e c -
najgorszego: jestem zdumiony, żem o zagadnieniu
k i e g o z zasmuconych jelit... Duch niemiecki to
tem usłyszał tak pózno, żem z doświadczeń tych tak
niestrawność, nie może się z niczem załatwić. L e c z
pózno nauczył się rozumu. Tylko zupełna bez war-
także dyeta a n g i e l s k a , która w porównaniu z nie-
tościowość niemieckiego wykształcenia jego idea-
miecką, nawet francuską, jest rodzajem powrotu do
lizm tłumaczy mi poniekąd, dlaczego w tej właśnie
natury, to jest do kanibalizmu, jest do głębi odraża-
sprawie byłem zacofany aż do świętości. To wy-
jąca dla mego instynktu, zda mi się, że przyprawia
kształcenie, które z góry uczy tracić z oczu s p r a w y
duchowi c i ę ż k i e stopy stopy Angielek,.. Naj-
r z e c z y w i s t e , by gonić nawskroś problematyczne,
lepsza kuchnia to kuchnia p i e m o n c k a . Napoje
tak zwane cele idealne, naprzykład wykształcenie
wyskokowe szkodzą mi; szklanka wina lub piwa na
klasyczne: jak gdyby łączenie klasyczności
dzień wystarcza, by uczynić mi z życia padół pła-
i niemieckości w jedno pojęcie nie było rzeczą
czu, w Monachium mieszkają moje antypody.
z góry potępioną! Co więcej, działa to rozweselająco
Choć pojąłem to nieco pózno, to p r z e ż y w a ł e m
wyobrazcie sobie tylko klasycznie wykształconego
właściwie od dzieciństwa. Jako chłopak mniemałem,
pana z Lipska! W rzeczy samej, jadałem do naj-
że picie wina, jak palenie tytoniu, to zrazu jeno va-
dojrzalszych swych lat zawsze tylko z l e , wyra-
nitas młodzieńców, pózniej nałóg. Być może, że temu
żając się moralnie bezosobiście, niesamolubnie,
c i e r p k i e m u wyrokowi winno też wino naumbur-
29
28
parni z przerwami, owych przy łabie d'hte. Żad-
skie. By wierzyć, że wino r o z w e s e l a , na to mu-
nych posiłków w przerwach, żadnej kawy: kawa
siałbym być chrześcijaninem, to znaczy wierzyć w to,
zasępia. H e r b a t a tylko rano z korzyścią. Mało, lecz
co dla mnie właśnie jest niedorzecznością. Dość
mocnej: herbata bardzo szkodzi i całodniowe spro-
dziwne, że przy tej nadzwyczajnej wrażliwości na
wadza niedomaganie, gdy jest choć o stopień za
drobne, mocno rozcieńczone dawki wyskoku, staję
słaba. Każdy tu ma swą miarę, często w najciaśniej-
się niemal marynarzem, gdy chodzi o dawki s i l n e .
szych i najdelikatniejszych granicach. W bardzo draż-
Już jako chłopiec byłem na tym punkcie waleczny.
niącym klimacie nie radzi się na początek herbaty:
Długą rozprawę łacińską w jedną noc bezsenną na-
godzinę przed tem należy rozpocząć filiżanką gę-
pisać i jeszcze przepisać, z ambicyą w piórze, by
stego, odtłuszczonego kakao. Jak najmniej s i e -
dorównać swemu wzorowi Salustyuszowi w prostocie
d z i e ć ; nie wierzyć żadnej myśli, która się nie uro-
i zwięzłości i niejednym grogiem najcięższego kalibru
dziła na wolnem powietrzu i przy swobodnym ru-
polać swą łacinę, to już wówczas, gdym był uczniem
chu, jeśli i mięśnie przy tem święcie nie uczestni-
czcigodnej Schulpforty, nie sprzeczało się zgoła z moją
czą. Wszystkie przesądy pochodzą z kiszek. Cier-
fizyologią, ani też może z salustyuszową aczkolwiek
pliwość pośladków rzekłem to już raz to właś-
zawsze z czcigodną Schulpfortą... Pózniej, mniej wię-
ciwy g r z e c h przeciw duchowi świętemu.
cej w połowie żywota, stawałem się oczywiście coraz
surowszym p r z e c i w n i k i e m wszelkich gorących
napojów: ja, przeciwnik jarstwa z doświadczenia, zu-
pełnie jak Ryszard Wagner, który mnie nawrócił, nie
umiem dość poważnie doradzać bezwzględnej wstrze-
2.
mięzliwości od trunków wyskokowych wszystkim bar-
dziej d u c h o w y m naturom. W o d a t o c z y n i . . . Wy-
Zagadnieniu odżywiania się najbardziej pokrew-
bieram miejscowości, gdzie ma się wszędzie sposobność
nem jest zagadnienie m i e j s c a i k l i m a t u . Nie
czerpania z ciekących studni (Nizza, Turyn, Sils);
każdemu wolno mieszkać wszędzie; a kto ma wielkie
szklanka bieży za mną niby pies. In vino Veritas;
rozwiązać zadania, które wszystkich jego wyma-
zda mi się, że i tu znowu nie godzę się z całym
gają sił, ma nawet w tym względzie wybór bardzo
światem co do pojęcia prawdy: u mnie duch
ciasny. Wpływ klimatyczny n a p r z e m i a n ę m a t e -
unosi się nad w o d a m i . . . Kilka wskazówek jeszcze
r y i , jej hamowanie i przyśpieszanie sięga tak daleko,
z mej moralności. Obfity posiłek łatwiej strawić, niż
że chybienie miejsca i klimatu może kogoś nietylko
zbyt skąpy. Aby żołądek jako całość działał, to pierwszy
od jego odstręczyć zadania, lecz go wogóle zadania
warunek dobrego trawienia. Trzeba wielkość żołądka
pozbawić: nie dojrzy on go nigdy. Zwierzęcy vigor
swego z n a ć . Z tego samego powodu odradzać na-
nie wzmoże się w nim nigdy na tyle, by osiągnąć
leży tych przewlekłych posiłków, które nazywam sty-
ową w najwyższą duchowość przelewającą się wol-
30 31
ność, kiedy dochodzi się do poznania: to mogę ja
wościach fałszywych i mnie poprostu w z b r o n i o -
jedynie... W nałóg zmieniona, choćby najmniejsza
n y c h . Naumburg, Schulpforta, Turyngia wogóle,
gnuśność wnętrzności wystarcza zupełnie, by z ge-
Lipsk, Bazylea, Wenecya tyleż miejsc nieszczęśli-
niuszu coś średniego, coś niemieckiego uczynić; już
wych dla mej fizyologii. Jeśli wogóle z całego swego
sam klimat niemiecki wystarcza, by silne i heroicz-
dzieciństwa i młodości żadnego przyjemnego nie mam
nie uposażone wnętrzności zniechęcić. Tempo prze-
wspomnienia, byłoby głupotą przypisywać to tak zwa-
miany materyi stoi w stosunku prostym do ruchli-
nym przyczynom moralnym może niezaprzeczo-
wości lub bezwładności n ó g duchowych: sam duch
nemu brakowi w y s t a r c z a j ą c e g o towarzystwa:
jest przecie tylko rodzajem tej przemiany materyi.
gdyż brak ten istnieje dziś, jak istniał zawsze, nie
Zestawcie miejsca, gdzie są i byli ludzie genialni,
przeszkadzając mi być pogodnym i dzielnym. Jeno nie-
gdzie dowcip, raffinement, złościwość zaliczano do
świadomość in physiologicis przeklęty idealizm
szczęścia, gdzie geniusz zadomowił się prawie siłą
jest właściwą fatalnością w mem życiu, rzeczą w niem
konieczności: wszystkie mają wybornie suche powie-
zbędną i głupią, czemś, z czego nic dobrego nie
trze. Paryż, Prowancya, Florencya, Jerozolima, Ateny
wzrosło, co nie ma wyrównania, pokrycia w ra-
nazwy te dowodzą czegoś: geniuszu w a r u n k i e m
chunku. Skutkami tego idealizmu wyjaśniam sobie
jest powietrze suche, niebo czyste, to znaczy szybka
wszystkie omyłki, wszystkie wielkie zbłąkania instyn-
przemiana materyi, możliwość ustawicznego wchła-
ktu i skromności mijające się z z a d a n i e m mego
niania wielkiej, nawet olbrzymiej ilości siły. Mam pe-
życia, naprzykład, że zostałem filologiem czemuż
wien przed oczyma przykład, że obficie i swobodnie
przynajmniej nie lekarzem lub czemśkolwiek, co oczy
uposażony duch jedynie skutkiem braku czułego in-
otwiera? Za czasów mych bazylejskich była cała
stynktu w sprawach klimatu stał się ciasnym, mysią
moja dyeta duchowa, wraz z podziałem dnia, zgoła
jamą, specyalistą i tetrykiem. I ja sam w końcu stać
bezmyślnem trwonieniem sił niezwykłych, bez jakie-
się tem mogłem, gdyby choroba nie była mnie zmu-
gokolwiek, pokrywającego zużycie dowozu sił, nawet
siła do rozumu, do rozmyślania o rozumie w rze-
bez zastanowienia nad zużyciem i nagrodzeniem straty.
czywistości. Teraz, gdy działania klimatycznej i me-
Brakło wszelkiej subtelniejszej samości, wszelkiej
tereologicznej natury odczytuję z długiego doświad-
p i e c z y rozkazodawczego instynktu, było to stawia-
czenia na sobie, jako na istrumencie bardzo czułym
nie się na równi z byle kim, bezosobistość, zapom-
i niezawodnym i już w krótkiej podróży, tylko z Tu-
nienie o swej odległości, coś, czego sobie nigdy
rynu do Medyolanu, zmianę w stopniach wilgot-
nie wybaczę. Gdym prawie był u kresu, przeto, ż e m
ności powietrza fizyologicznie na sobie obliczam, ze
prawie był u kresu, zadumałem się nad tym zasad-
strachem myślę o tym n i e s a m o w i t y m fakcie, że
niczym nierozumem swego życia nad idealizmem.
życie moje, aż do ostatnich 10 lat, niebezpiecznych
C h o r o b a nauczyła mnie rozumu.
dla życia lat, rozgrywało się zawsze tylko w miejsco-
33
32
i moje Laertiana zużytkowano umiejętnie. Sceptycy,
jedyny s z a c u n k u g o d n y typ wśród tego tak
3.
dwu- ba, pięcioznacznego tłumu filozofów!.. Zresztą
uciekam się prawie zawsze do tych samych książek,
Wybór pożywienia; wybór klimatu i miejsca;
do malej w gruncie liczby, do książek właśnie dla
rzecz trzecia, której za żadną cenę chybić nie wolno,
mnie d o w i e d z i o n y c h . Nie leży może w mej
to wybór s w e g o rodzaju w y p o c z y n k u . I tutaj są
naturze czytać wiele i rozmaite rzeczy: czytelnia
granice tego, co dozwolone, to jest p o ż y t e c z n e ,
przyprawia mnie o chorobę. Nie leży też w mojej
ciasne i ciaśniejsze, stosownie do tego, w jakim stop-
naturze kochać wiele i rozmaite rzeczy. Już raczej
niu duch jest sui generis. Co do mnie, to wszelkie
przezorność, nawet wrogość względem nowych ksią-
c z y t a n i e zaliczam do swoich wypoczynków: przeto
żek właściwa jest memu instynktowi, niż toleran-
do tego, co mnie uwalnia od siebie, co mi pozwala
cya, largeur du coeur i inna miłość blizniego...
przechadzać się po obcych umiejętnościach i du-
Do małej to liczby dawniejszych Francuzów powra-
szach, czego ja już poważnie nie biorę. Czytanie
cam wciąż na nowo: wierzę tylko w wykształcenie
pozwala mi właśnie odpocząć po m o j e j powadze.
francuskie i uważam wszystko, co poza tem w Euro-
W głęboko pracowitych czasach nie widać u mnie
pie zwie się wykształceniem, za nieporozumienie,
żadnej książki: nigdybym nie pozwolił komuś w po-
nie mówiąc o wykształceniu niemieckiem... Nieliczne
bliżu swem mówić, cóż dopiero myśleć. A temby
przykłady wyższego wykształcenia, które w Niem-
było przecie czytanie... Czyście zauważyli właściwie,
czech znalazłem, były wszystkie pochodzenia francu-
że w owem głębokiem napięciu, na które ciąża ska-
skiego, przedewszystkiem pani Cosima Wagner, zgoła
zuje ducha, a w gruncie cały organizm, przypadek,
najpierwsza, jaką znałem, powaga w rzeczach
każdy rodzaj podniety z zewnątrz zbyt działa gwał-
smaku. Że Pascala nie czytuję, lecz k o c h a m ,
townie, zbyt głęboko godzi ? Trzeba przypadkowi,
jako najbardziej pouczającą ofiarę chrześcijaństwa,
podniecie z zewnątrz o ile możności schodzić z drogi;
powolnie zamordowaną, wprzód na ciele, potem na
pewien rodzaj zamurowania się w chodzi w zakres
duchu, jako całą logikę tej najstraszliwszej formy
naczelnych mądrości instynktowych ciąży duchowej.
nieludzkiego okrucieństwa; że mam coś z pogody
Miałżebym pozwolić, by mi myśl o b c a skrycie przez
Montaigne'a w duchu, kto wie? może i w ciele; że
mur przełaziła? A temby było przecie czytanie...
mój smak artystyczny bierze nazwiska Moltere'a,
Po czasach pracy i płodności następuje czas wypo-
Corneille'a i Racine'a w obronę nie bez zawziętej
czynku: bywajcie mi, wy miłe, pomysłowe, mądre
złości na rozkiełznany geniusz Szekspira: to nie wy-
książki! Będąż to książki niemieckie?... Muszę pół
klucza w końcu, by i najnowsi Francuzi nie mieli
roku wstecz sięgnąć, by przyłapać siebie z książką
być dla mnie miłem towarzystwem. Nie widzę zgoła,
w ręku. Cóż to jednak było? Wyborne studyum
w jakiem stuleciu dziejów możnaby naraz wyłowić
Wiktora Brocharda, Les Sceptiques Grecs, w którem
ECCŹ HOMO.
3
35
34
tak ciekawych i równocześnie subtelnych psycholo-
gów, jak w terazniejszym Paryżu: wyliczam na
4.
próbę bo liczba ich wcale niemała panów
Najwyższe pojęcie o liryku dal mi H e n r y k
Pawła Bourget, Piotra Loti, Gypa, Meilhac'a, Anatola
H e i n e , Na próżno przez wszystkie wieki szukam
France, Juliusza Lematre, lub by wymienić jednego
muzyki równie słodkiej i namiętnej. Posiadał on o w ą
z silnej rasy, prawdziwy typ łaciński, któremu szcze-
boską złośliwość, bez której nie mogę sobie wyobra-
gólnie jestem przychylny, Guy de Maupassanta. Prze-
zić doskonałości wartość ludzi, ras oceniam wedle
noszę to pokolenie, między nami mówiąc, nawet nad
tego, w jakim stopniu koniecznem jest dla nich poj-
jego wielkich nauczycieli, których społem zepsuła fi-
mować Boga nieodłącznie od satyra. A jak on włada
lozofia niemiecka (pana Taine'a naprzykład Hegel,
językiem niemieckim! Powiedzą kiedyś, że Heine i ja
któremu ów zawdzięcza niezrozumienie wielkich lu-
byliśmy zgoła pierwszymi mistrzami języka niemiec-
dzi i czasów). Dokąd sięgają Niemcy, p s u j ą kulturę.
kiego niewymiernie odlegli od wszystkiego, co
Dopiero wojna zbawiła ducha we Francyi... Stend-
czyści Niemcy z niego uczynili. Z B y r o n a Man-
hal, jeden z najpiękniejszych przypadków mego ży-
fredem spokrewniony być muszę głęboko: wszystkie
cia gdyż wszystko, co w niem epokę stanowi,
te przepaści znalazłem w sobie, licząc lat trzyna-
zdarzył mi przypadek, nigdy rekomendacya jest
ście byłem do tego dzieła dojrzały. Nie mam w c a l e
zgoła nieoceniony dla swych dalekowidzących oczu
słowa, jeno spojrzenie dla tych, którzy w obecności
psychologa, dla swego pazura realizmu, przypomina-
Manfreda ważą się wyrzec słowo Faust. Niemcy n i e
jącego największe wcielenie rzeczowości (ex ungue
są z d o l n i do żadnego pojęcia wielkości: dowodem
Napoleonem ); nie ubliżając w końcu bynajmniej
Schumann. Z umysłu, w złości na tego słodkawego
jako r z e t e l n e m u ateuszowi rzadkiej i trudnej
Sasa, skomponowałem przeciwstawienie do uwertury
do znalezienia we Francyi species Prosperowi M-
do Manfreda, o której Hans von Blow rzekł, że po-
rime... Może nawet Stendhalowi zazdroszczę? Za-
dobnej rzeczy nigdy na papierze nutowym nie wi-
brał mi najlepszy dowcip ateuszowski, który właśnie
dział: że to gwałt na Euterpie. Kiedy szukam swej
ja powiedzieć mogłem: jedynem usprawiedliwieniem
najwyższej formuły dla S z e k s p i r a , znajduję za-
Boga jest to, że nie istnieje... Ja sam gdzieś rze-
wsze tę tylko, że ujął typ Cezara. Czegoś podobnego
kłem: co było dotąd największym przeciw istnieniu
nie odgaduje się, jest się tem, lub się tem nie jest.
zarzutem? B ó g . . .
Wielki poeta czerpie t y l k o z swojej rzeczywisto-
ści aż do tego stopnia, że po stworzeniu dzieła
swego nie wytrzymuje... Rzuciwszy okiem w s w e g o
Zaratustrę, chodzę pół godziny po pokoju tam i z po-
wrotem, niezdolny opanować nieznośnego kurczowego
3*
37
36
głębszy i najserdeczniejszy wywczas dawało. Był
łkania. Nie znam bardziej rozdzierającej serce le-
to bez wszelkiej wątpliwości, bliższy stosunek z Ry-
ktury nad Szekspira: czegóż cierpieć nie musiał ten
szardem Wagnerem. Darowuję resztę swych ludzkich
człowiek, by czuć aż do tego stopnia potrzebę być
stosunków; za żadną cenę nie wykreśliłbym z życia
błaznem! R o z u m i e c i e ż Hamleta? Nie wątpienie,
swego dni w Tribschen, dni zaufania, pogody, gór-
lecz p e w n o ś ć doprowadza do szaleństwa... Lecz
nych przypadków g ł ę b o k i c h chwil. Nie wiem,
trzeba być głębokim, bezdnią, filozofem, by tak czuć...
co inni z Wagnerem przeżyli: po n a s z e m niebie
Wszyscy b o i m y się prawdy... I przyznam się: jes-
żadna nie przemknęła chmura... I przy tej sposo-
tem instynktownie pewny i nie wątpię, że lord Bacon
bności wracam raz jeszcze do Francyi, nie mam
jest sprawcą i samodręczycielskiem zwierzęciem tego
żadnych wyjaśnień, jeno pogardliwe skrzywienie ust
najniesamowitszego rodzaju literatury: cóż m n i e ob-
dla wagnerzystów et hoc genus omne, którzy mnie-
chodzi politowania godna gadanina mętnych i płyt-
mają, że Wagnera czczą, uznając go podobnym do
kich głów amerykańskich? jednak zdolność do najpo-
s i e b i e . . . Dla mnie, com jest, jaki jestem, wszyst-
tężniejszej oczywistości wizyi nietylko godzi się z naj-
kiemu, co niemieckie, tak obcy z najgłębszych instyn-
potężniejszą zdolnością do czynu, do potworności
któw, że już blizkość Niemca przewleka mi trawienie,
czynu, d o zbrodni l e c z n a w e t j e s t j e j z a ł o
było pierwsze zetknięcie z Wagnerem także pierw-
ż e n i e m . . . Zgoła nie wiemy dosyć o lordzie Baco-
szem w mena życiu zaczerpnięciem powietrza: odczu-
nie, pierwszym realiście w każdem wielkiem tego
wałem, czciłem go jako z a g r a n i c ę , jako przeci-
słowa znaczeniu, by wiedzieć, i l e to zrobił, c z e g o
wieństwo, jako ucieleśniony protest przeciw wszyst-
chciał, co przeżył ze s obą ... A do dyabła, moi pa-
kim cnotom niemieckim. My, którzyśmy w bag-
nowie krytycy! Przypuszczając, że ochrzciłbym swego
nistem powietrzu szóstego lat dziesiątka dziećmi
Zaratustrę obcem nazwiskiem, naprzykład Ryszarda
byli, jesteśmy z konieczności pesymistami względem
Wagnera, to przenikliwości dwuch tysięcy lat nie
pojęcia niemieckość; nie możemy być niczem in-
starczyłoby, by odgadnąć, że ten, kto napisał Ludz-
nem, jak rewolucyonistami, nie uznamy żadnego
kie, arcyludzkie jest wizyonerem Zaratustry...
stanu rzeczy, gdzie m r u k jest górą. Jest mi zgoła
obojętne, czy dziś innemi barwami się mieni, czy
ubiera się w szkarłat i przywdziewa uniform huzar-
ski... Otóż to! Wagner był rewolucyonistą uciekł
przed Niemcami... A r t y s t a nie ma w Europie oj-
5.
czyzny poza Paryżem; la dlicatesse wszystkich pię-
ciu zmysłów sztuki, której sztuka Wagnera wymaga,
W miejscu tem, gdzie o wypoczynkach mówię
palce dla nuances, psychologiczne przewrażliwienie,
swego życia, muszę rzec słowo jeszcze, by wyrazić
znajdzie się tylko w Paryżu. Nigdzie zresztą niema
swą wdzięczność temu, co mi w niem zgoła naj-
39
38
czę temu... Od chwili, gdy powstał wyciąg fortepia-
takiej namiętności w zagadnieniach formy, tej po-
nowy Tristana powinszować, panie von Blow!
wagi w mise en scŁne jest to powaga paryska
byłem wagnerzystą. Na dawniejsze dzieła Wagnera
par excellence. W Niemczech nie ma się zgoła poję-
patrzałem jako na niższe od siebie jeszcze zbyt
cia o niesłychanej ambicyi, żyjącej w duszy paryskiego
pospolite, zbyt niemieckie... Lecz szukam dziś jesz-
artysty. Niemiec jest dobroduszny Wagner nie był
cze dzieła o równie niebezpiecznym uroku, o równie
zgoła dobroduszny... Lecz zadość już powiedziałem
straszliwej i słodkiej nieskończoności, jak Tristan,
(w Poza dobrem i złem str. 260 i nast.), gdzie zali-
szukam we wszystkich sztukach napróżno. Wszystkie
czać Wagnera, w kim ma swych krewnych najbliż-
przedziwności Lionarda da Vinci tracą czar za pierw-
szych: to pózna romantyka francuska, ów górnolotny
szym dzwiękiem Tristana. Dzieło to jest nawskroś
i wzwyż porywający rodzaj artystów jak Delacroix,
wagnerowskiem non plus ultra; wypoczął po niem
jak Berlioz, gdzie dnem choroba, nieuleczalność
Śpiewakami Norymberskimi i Pierścieniem. Stać się
w istocie, wszystko fanatycy w y r a z u , wirtuozowie
zdrowszym, to c o f n i ę c i e się dla natury, jaką jest
nawskroś... Kto był pierwszym i n t e l i g e n t n y m
Wagner... Uważam za szczęście najwyższe, że ży-
zwolennikiem Wagnera wogóle ? Karol Baudelaire, ten
łem wczas i żyłem wśród Niemców, by być d o j -
sam, który pierwszy zrozumiał Delacroix, ów typowy
r z a ł y m do tego dzieła: tak daleko sięga we mnie
dcadent, w którym całe pokolenie artystów poznało
ciekawość psychologa. Świat jest ubogi dla tego, kto
się znowu on był też może ostatnim... Czego nie
nigdy nie był dość chory dla tej rozkoszy piekiel-
wybaczyłem Wagnerowi nigdy? Że s t a ł s i ę po-
nej: wolno, nawet przykazano, zastosować tu for-
w o l n y żądaniom Niemców że stał się pań-
mułę mistyków. Zda mi się, że znam lepiej, niż
stwowo niemieckim... Dokąd sięgają Niemcy, p s u j ą
ktokolwiek, ogrom zdolności Wagnera, pięćdziesiąt
kulturę.
światów obcych zachwyceń, dla których nikt prócz
niego nie posiadał skrzydeł; i taki jak jestem, dość
silny, by i to co najbardziej wątpliwe i niebezpieczne
na swoją jeszcze korzyść obrócić i stać się przez
to silniejszym, zwę Wagnera wielkim dobroczyńcą
6.
w mem życiu. To, w czem pokrewni jesteśmy, żeśmy
cierpieli, także gwoli sobie wzajem, głębiej, niż lu-
Zważywszy wszystko, nie byłbym był wytrzy-
dzie tego stulecia cierpieć zdolni, będzie wieczyście
mał swej młodości bez muzyki Wagnera. Bo byłem
na nowo nasze łączyło imiona; i podobnie jak Wag-
s k a z a n y na Niemców. Chcąc się uwolnić od nie-
ner wśród Niemców jest nieporozumieniem tylko,
znośnego ucisku, trzeba haszyszu. Otóż to, potrzebo-
podobnie ja niem jestem i będę niem zawsze.
wałem Wagnera. Wagner jest odtrutką przeciw wszel-
n a j p i e r w dwa wieki psychologicznej i artystycznej
kiej niemieckości par excellence, trutką, nie prze-
40
41
dyscypliny, moi panowie Germanie!... Lecz tego się
nie umiem o szczęściu, o p o ł u d n i u myśleć bez
nie nadrobi.
dreszczu zalęku.
Na m o ś c i e m stał
O n e g d a j w c i e m n ą n o c
Z dali p ł y n ą ł ś p i e w ;
7.
Z łoc i s tą k r o p l ą c i e k ł
P o d r ż ą c e j fal p o w i e r z c h n i w d a l
Rzeknę słowo jeszcze dla najwybrańszych uszu:
Gondole, ś w i a t ł a , g ę d z b a
czego właściwie od muzyki żądam. By pogodna była
Upojnie w m r o k p ł y n ę ł y h e n .
i głęboka, jak popołudnie pazdziernikowe. By była
dziwna, swawolna, pieściwa małą, słodką kobietą,
D u s z a moja, g ę d z b a strun,
pełną nikczemności i wdzięku... Nigdy nie przypusz-
W z r u s z o n a tajnie, b a r k a r o l ę
czę, by Niemiec m ó g ł wiedzieć, co to muzyka. Ci,
P r z y ś p i e w y w a ł a sobie s k r y c i e ,
których niemieckimi zwie. się muzykami, z najwięk-
D r ż ą c o d migotnej s z c z ę ś l i w o ś c i . . .
szymi na czele, to c u d z o z i e m c y , Słowianie, Kro-
C z y p r z y s ł u c h i w a ł się j e j k t o ?
aci, Włosi, Niderlandczycy lub Żydzi; w przeciwnym
razie Niemcy starej rasy, Niemcy w y m a r l i , jak
Henryk Schtz, Bach i Hndel. Ja sam zawsze jesz-
cze nazbyt jestem Polakiem, by za Chopina nie od-
dać całej reszty muzyki: czynię z trzech powodów
8.
wyjątek dla Wagnera Idylli Zygfrydowej, może dla
W tem wszystkiem w wyborze pożywienia,
niektórych rzeczy Liszta, który nad wszystkimi mu-
miejsca i klimatu, wypoczynku włada instynkt sa-
zykami góruje dostojnymi akcentami orkiestry; w końcu
mozachowawczy, który wypowiada się najniedwu-
jeszcze wszystko, co wzrosło z tamtej Alp strony
znaczniej jako instynkt s a m o o b r o n y . Wielu rzeczy
po m o j e j s t r o n i e . . . Nie mógłbym się obejść bez
Rossiniego, tem mniej bez m e g o południa w mu- nie widzieć, nie słyszeć, nie dopuszczać do siebie
zyce, bez muzyki mego maestro weneckiego, Pietra pierwsza mądrość, pierwszy dowód, że nie jest się
Gasti. I jeśli mówię z tamtej Alp strony, mówię właś- przypadkiem, lecz koniecznością. Utartem słowem na
ciwie tylko o Wenecyi. Jeśli innego szukam dla mu- ten instynkt samoobrony jest s m a k . Imperatyw jego
zyki słowa, znajduję zawsze tylko słowo Wenecya. nietylko rozkazuje mówić nie, gdzieby tak było
Nie umiem czynić różnicy między łzami i muzyką bezosobistością, lecz także mówić m o ż l i w i e n a j -
r z a d z i e j nie. Oddzielać się, odgraniczać się od
tego, gdzieby zawsze i ciągle nie mówić trzeba. Ro-
42 43
się przeciw książkom. Uczony - to dcadent. - Wi-
zumne w tem jest to, że wydatki na odpór, choćby
działem to na własne oczy: zdolne, bogato i swobo-
jak najmniejsze, stając się regułą, stając się nawy-
dnie uposażone natury po trzydziestce już na śmierć
kiem, wywołują nadzwyczajne i zgoła zbędne zubo-
zaczytane, jeszcze tylko zapałki, które trzeć trzeba,
żenie. Naszymi wydatkami w i e l k i m i są najczęstsze,
by iskry myśli wydały. Wczesnym rankiem
drobne. Odpieranie, niedopuszczanie jest wydatkiem
o brzasku dnia, wśród całej świeżości, o jutrzni swej
nie łudzcie się co do tego , dla negatywnych celów
siły czytać k s i ą ż k ę to zwę występkiem!
t r w o n i o n ą siłą. Tylko wśród ustawicznej koniecz-
ności odporu można stać się dość słabym, by nie móc
się już bronić. Przypuśćmy, że wychodzę z domu
i znajduję, miast cichego i arystokratycznego Turynu,
miasteczko niemieckie: instynkt mój musiałby się ro-
9.
zeprzeć, by odeprzeć wszystko, czem nań ten spłasz-
W tem miejscu ominąć nie mogę właściwej od-
czony i tchórzliwy świat napiera. Lub znalazłbym
powiedzi n a pytanie, j a k c z ł o w i e k s t a j ę s i ę ,
wielkie miasto niemieckie, ten budowany występek,
c z e m j e s t . I oto poruszam arcydzieło sztuki samo-
gdzie nic nie rośnie, dokąd rzecz każdą, dobrą i li-
zachowania s a m o l u b s t w o . . . Przypuszczając
chą, zawleczono. Nie musiałżebym przeto stać się,
bowiem, że jakieś zadanie, powołanie, p r z e z n a c z e -
k o l c z a t k i e m ? Lecz kolce mieć jest marno-
n i e zadania znacznie ponad średnią wznosi się
trawstwem, podwójnym zbytkiem nawet, gdy się może
miarę, to niema większego niebezpieczeństwa, jak
nie mieć zgoła kolców, jeno ręce o t w a r t e . . .
spostrzec siebie samego r a z e m z tem zadaniem.
Inna mądrość i samoobrona polega na tem, by
By stać się tem, czem się jest, tego pierwszym wa-
n a j m o ż l i w i e j r z a d k o r e a g o w a ć i unikać po-
runkiem, by nawet w przybliżeniu nie przeczuwać, czem
łożeń i warunków, w którychby się było skazanym
się jest. Z tego punktu widzenia mają osobliwe swoje
swoją wolność, swoją inicyatywę niejako zawiesić
znaczenie i wartość nawet o m y ł k i życiowe, chwi-
i stać się czystem reagens. Uczony, który w gruncie
lowe drogi uboczne i manowce, zwłoki, skromności,
tylko książki odwala filolog o umiarkowanym
powaga, trwonione na zadania, poza i s t o t n e m za-
zapędzie około dwustu dziennie traci w końcu
daniem leżące. Wyraża się w tem wielka mądrość,
nawskroś i zupełnie zdolność myślenia na własną
nawet mądrość największa: gdzie nosce te ipsum by-
rękę. Jeśli nie odwala, nie myśli. O d p o w i a d a na
łoby przepisem w celu zagłady, zapominanie o sobie,
podnietę ( myśl czytaną), skoro myśli, w końcu
nierozumienie siebie, zmniejszanie, ścieśnianie, spro-
reaguje już tylko. Uczony wydaje całą swą siłę na
wadzanie do średniości staje się istotnym rozumem.
mówienie tak i nie, na krytykę tego, co już po-
Wyrażając to językiem moralności: miłość blizniego,
myślane on sam już nie myśli... Instynkt samo-
życie dla drugich i tak dalej m o ż e być środkiem
obrony skruszał w nim, w przeciwnym razie broniłby
45
44
tecznej doskonałości. Brak mi wspomnienia, bym się
trudził kiedykolwiek, żaden rys w y w a l c z a n i a
ochronnym w celu zachowania najtwardszej samości:
w mojem życiu wykazać się nie da, jestem przeci-
to jest wypadek wyjątkowy, w którym wbrew swej
wieństwem natury heroicznej. Czegoś chcieć, do
regule i przekonaniu, stoję po stronie popędów bez-
czegoś dążyć, jakiś cel, jakieś życzenie mieć
osobistych: pracują tu one w służbie s a m o l u b s t w a ,
na oku tego wszystkiego nie znam z doświadcze-
s a m o h o d o w l i . Trzeba całą powierzchnię świa-
nia. Jeszcze w tej chwili patrzę na swą przyszłość
domości świadomość jest powierzchnią utrzy-
d a l e k ą przyszłość! jak na gładkie morze: żadne
mywać w czystości od wszelkiego wielkiego impera-
nie marszczy go pożądanie. Nie pragnę zgoła, by coś
tywu. Strzeżcie się nawet wszelkiego wielkiego słowa,
innego stało się, jak jest; ja sam nie chcę innym się
wszelkiej wielkiej postawy! Wszystko to niebezpie-
stać... Lecz tak żyłem zawsze. Nie miałem żadnego
czeństwa, że instynkt przedwcześnie się zrozumie.
życzenia. Ktoś, kto skończywszy lat czterdzieści cztery
Tymczasem rośnie i rośnie w głębi organizująca, do
rzec może, że nie starał się nigdy ani o z a s z c z y t y ,
panowania powołana idea, zaczyna rozkazywać,
ani o k o b i e t y , ani o p i e n i ą d z e ! Nie znaczy
z a w r a c a zwolna z dróg ubocznych i manowców,
to, by mi ich było brakło... Tak naprzykład zo-
przysposabia p o s z c z e g ó l n e właściwości i dziel-
stałem dnia pewnego profesorem uniwersytetu
ności, które okażą się kiedyś, jako środki do całości,
o czemś podobnem nigdy cień myśli we mme nie
niezbędnemi, kształci kolejno wszystkie s ł u ż e -
postał, bo liczyłem ledwo lat dwadzieścia cztery.. Tak
b n e władze, zanim da znać cośkolwiek o zadaniu
dwa lata przedtem zostałem dnia pewnego filologiem:
dominującem, o celu, zamiarze, sensie. Z tej
w tem znaczeniu, że mojej pierwszej pracy filologicz-
strony rozważane jest życie moje poprostu cudowne.
nej, mego początku w każdem znaczeniu, zażądał na-
D o zadania P r z e m i a n y w a r t o ś c i potrzeba
uczyciel mój Ritschl do druku w swem Rheinisches
było może więcej zdolności, niż ich kiedykolwiek w je-
Museum. ( R i t s c h l mówię to ze czcią jedyny
dnej osobie obok siebie mieszkało, przedewszystkiem
genialny uczony, którego po dziś dzień widzieć mi się
też sprzecznych z sobą zdolności, któreby jednak nie
zdarzyło. Właściwe mu było owo przyjemne zepsu-
przeszkadzały sobie, nie niszczyły się wzajem. Ustop-
cie, które cechuje nas z Turyngii i dzięki któremu
niowanie zdolności; odległość; sztuka rozdzielania lub
nawet Niemiec sympatycznym się staje: by dojść
kłócenia; nie mieszanie niczego; nie pojednywanie;
do prawdy, wolimy nawet jeszcze drogi kryjome. Nie
niezmierna wielość, która jest mimo to przeciwień-
chciałbym zgoła przez te słowa niedocenić mego
stwem chaosu oto uprzedni warunek, długa ta-
bliższego ziomka, m ą d r e g o Leopolda von Ranke...)
jemna praca i artyzm mego instynktu. Jego w y ż s z a
o p i e k a okazała się do tego stopnia silną, że w żad-
nym wypadku nie przeczułem nawet, co we mnie
rośnie, że wszystkie moje uzdolnienia w y s k o -
c z y ł y dnia jednego nagłe, dojrzałe, w swej osta-
46
47
instynktów. Brak we mnie wszelkiego chorobliwego
10.
rysu; nawet czasy ciężkiej choroby nie uczyniły mnie
chorowitym; próżnoby szukać w istocie mej rysu fa-
Spytać mnie można, dlaczego właściwie opowie-
natyzmu. W żadnej chwili mego życia nie wykażecie
działem wszystkie te drobne i wedle przyjętego sądu
mi jakiejś zarozumialej lub patetycznej pozy. Patos
obojętne rzeczy; szkodzę tem sobie nawet, tem bar-
postawy n i e jest właściwy wielkości; komu wogóle
dziej, jeśli powołany jestem być rzecznikiem wiel-
postaw potrzeba, ten jest fałszywy... Strzeżcie się
kich zadań. Odpowiedz: te drobne rzeczy odżywia-
wszelkich ludzi malowniczych! - życie me lekkiem
nie, miejsce, klimat, wypoczynek, cała kazuistyka sa-
się stało, najlżejszem, gdy najcięższego żądało ode
molubstwa są ponad wszelkie pojęcie ważniejsze,
mnie. Kto mnie widział w ciągu tych siedmdziesięciu
niż wszystko, cokolwiek dotąd brano poważnie. Tu
dni jesiennych, jak, bez przerwy, tworzyłem tylko
właśnie trzeba zacząć u c z y ć s i ę c z e g o i n n e g o .
same rzeczy najdoskonalsze, których nikt z ludzi po
To, co ludzkość dotychczas rozważała poważnie, to
mnie nie zrobi ani podrobi, z całą odpowiedzial-
nawet nie sprawy rzeczywiste, lecz czyste majaki,
nością za wszystkie wieki, które przyjdą po mnie,
surowiej mówiąc, k ł a m s t w a z głębi lichych in-
ten nie stwierdzi we mnie żadnego rysu napięcia, ra-
stynktów chorych, w najgłębszem znaczeniu szkodli-
czej przelewną świeżość i pogodę. Nie jadałem nigdy
wych natur te wszystkie pojęcia boga, duszy,
wśród uczuć przyjemniejszych; nie sypiałem nigdy
cnoty, grzechu, zaświata, prawdy, życia
lepiej. Nie znam innego sposobu obcowania z wiel-
wiecznego... Jednak szukano w nich wielkości na-
kiemi zadaniami, jak z a b a w ę : jest to oznaką wiel-
tury człowieczej, jej boskości,.. Wszystkie zagad-
kości, istotnem jej. założeniem. Najmniejszy mus, po-
nienia polityki, porządku społecznego, wychowania są
sępna mina, jakiś twardy ton w gardle, wszystko to
sfałszowane do dna i do gruntu przez to, że ludzi
zarzuty przeciw człowiekowi, o ileż więcej przeciw
najszkodliwszych brano za ludzi wielkich, - że rze-
jego dziełu!... Nie wolno mieć nerwów... Również
czami drobnemi, to jest zasadniczemi sprawami sa-
c i e r p i e n i e skutkiem samotności jest zarzutem,
mego życia uczono gardzić... Jeśli porównam się teraz
cierpiałem zawsze tylko skutkiem wielości... W nie-
z ludzmi, których dotąd czczono jako ludzi n a c z e l -
dorzecznie wczesnych latach, w siódmym roku życia,
n y c h , to różnica jest namacalna. Nie zaliczam tych
wiedziałem już, że nie dosięże mnie nigdy żadne
pono naczelnych nawet do ludzi wogóle, to dla
ludzkie słowo: widzianoż mnie kiedy tem zasmuco-
mnie wyrzutki ludzkości, wyrodki choroby i mści-
nego? Posiadam dziś jeszcze jednaką dla każdego
wych instynktów: to sami złowieszczy, w gruncie
uprzejmość, wyróżniam nawet najniższego: w tem
nieuleczalni nieludzie, mszczący się na życiu... Chcę
wszystkiem niema zdzbła pychy, tajemnej pogardy.
być ich przeciwieństwem: przywilejem moim jest, że
Kim pogardzam, ten z g a d u j e , że nim pogardzam:
posiadam najwyższą wrażliwość na oznaki zdrowych
samem istnieniem swojem oburzam wszystko, co ma
48
krew lichą w żyłac h .. . Moją formułą wielkości czło-
wieka jest amor fati; że nie żąda się nic innego,
ni wprzód, ni wstecz, po całą wieczność. To, co ko-
nieczne, nie jeno znosić, tem mniej zatajać wszelki
idealizm jest kłamliwością względem tego, co konie-
czne , lecz je k o c h a ć . . .
DL A C Z E G O T A K DOBRE PISZ KSIŻKI.
Co innego ja, co innego me pisma. Niech na tem
miejscu, zanim o nich samych mówić będę, poru-
szone będzie zagadnienie rozumienia lub n i e r o z u -
mienia tych pism. Czynię to tak niedbale, jak tylko
ujść może: bo pytanie to jest zgoła jeszcze nie-
wczesne. Ja sam jestem jeszcze niewczesny, nie
którzy rodzą się pośmiertnymi. Kiedyś potrzebne
będą instytucye, w których się będzie żyć i uczyć,
jak ja żyć i uczyć umiem; może nawet ustanowi
się osobne katedry dla wykładu Zaratustry. Lecz
byłoby to zgoła sprzeczne ze mną, gdybym już dziś
oczekiwał uszu i r ą k dla m o i c h prawd: że dziś się
nie słyszy, że się dziś wziąć nic ode mnie nie umie, to
nie tylko zrozumiałe, to zda mi się nawet słuszne.
Nie chcę, by mnie za kogo innego brano, na to
trzeba, bym sam się nie brał za kogo innego. By rzec
raz jeszcze, mało wykazać można w mem życiu
zlej woli; także literackiej złej woli choć jeden
przykład trudnoby mi było przytoczyć. Natomiast
zbyt wiele przykładów p r a w d z i w e j g ł u p o t y ! . . .
ECCE HOMO
4
51
50
Zda mi się to jednem z najrzadszych odznaczeń, staram się o uprzątnięcie wszelkich uczuć przyzwoi-
tych. Dzięki przekorze drobnego przypadku było tu
które ktoś sobie wyświadczyć może, jeśli bierze mą
każde zdanie, z konsekwencyą, którą podziwiałem,
książkę do ręki, przypuszczam nawet, że zdejmie
wywróconą do góry nogami prawdą: nie było w grun-
do tego trzewiki, nie mówiąc już o butach... Kiedy
cie nic do roboty, jak wszystkie przemienić war-
raz doktor Henryk von Stein uczciwie uskarżał się
tości, by, w sposób nawet uwagi godny, wymi-
na to, że nie rozumie ani słowa z mego Zaratustry,
nąwszy mnie, na włos utrafić miast mnie wbić klin
rzekłem mu, że wszystko w porządku: sześć zdań
w głowę. Tem bardziej staram się rzecz wyjaśnić.
z niego zrozumiałych, to znaczy p r z e ż y t y c h ,
Ostatecznie nie może nikt z rzeczy, wliczając w to
podnosi na wyższy szczebel śmiertelnych, niż ludzie
książki, wysłyszeć więcej, niż wie. Do czego nie ma
nowocześni osiągnąć mogą. Jakżebym m ó g ł ja,
się dostępu na podstawie tego, co się samemu prze-
z tem poczuciem odległości, choćby tylko życzyć sobie,
żyło, na to zgoła nie ma się ucha. Wyobrazmy so-
przez tych nowoczesnych, których znam, być czy-
bie teraz najdalej idący wypadek: że książka mówi
tanym! Tryumf mój jest przeciwieństwem tryumfu
o samych takich wydarzeniach, które leżą zupełnie
Schopenhauera, ja mówię non legor, non le-
poza możliwością częstego lub choćby rzadkiego
gar. Nie abym miał niedoceniać przyjemności, którą
doświadczenia, że jest to p i e r w s z y język dla
niejednokrotnie sprawia mi n i e w i n n o ś ć nego-
oddania nowego szeregu doświadczeń. W tym wy-
wania mych książek. Jeszcze tego lata, w czasie,
padku, nie będzie się nic poprostu słyszało,, w tem
gdy mógłbym był swoją ważką, nazbyt ważką lite-
akustycznem złudzeniu, że gdzie się nic nie słyszy, tam
raturą całą resztę literatury wysadzić z równowagi,
też n i c n i e m a . . . Oto ostatecznie przeciętna mego
dał mi pewien profesor wszechnicy berlińskiej łaska-
doświadczenia i, jeśli chcecie, o r y g i n a l n o ś ć mego
wie do zrozumienia, bym jednak inną posługiwał się
doświadczenia. Kto sądził, że coś ze mnie zrozu-
formą: czegoś podobnego nikt nie czytuje. Ostatnio
miał, ten przykroił sobie coś ze mnie, na podobień-
nie Niemcy, lecz Szwajcarya, dostarczyła dwuch
stwo własne, nie rzadko coś sprzecznego ze mną,
krańcowych przykładów. Rozprawa dr. W. Widmanna
naprzykład idealistę; kto nic nie zrozumiał ze mnie,
w Bund, o Poza dobrem i ziem, pod nagłów-
przeczył, bym wogóle wchodził w rachubę. Słowo
kiem Niebezpieczna książka Nietzschego, i spra-
n a d c z ł o w i e k na oznaczenie typu najwyższej
wozdanie ogólne z mych książek przez pana Karola
udaności, w przeciwieństwie do człowieka nowo-
Spittelera, również w Bund, są maximum w mem
czesnego, człowieka dobrego, chrześcijanina lub
życiu wystrzegam się rzec c z e g o . . . Ostatni omawiał
innego nihilisty słowo, które w ustach Zaratustry,
naprzykład mego Zaratustrę jako w w y ż s z e m z n a -
n i s z c z y c i e l a moralności, zastanawiającem staje
c z e n i u ć w i c z e n i e s t y l o w e , życząc m i , bym
się słowem zrozumiano prawie wszędzie z całą
pózniej troszczył się jednak także o treść; dr. Wid-
niewinnością w znaczeniu owych wartości, których
mann wyraził mi swój szacunek dla odwagi, z jaką
4 *
52
53
przeciwieństwo ujawnione zostało w postaci Zara-
nawet prawdziwych geniuszów wśród swoich czy-
tustry: to znaczy jako typ idealistyczny wyższego
telników. W Wiedniu, w Petersburgu, w Sztokhol-
rodzaju człowieka, na pół świętego, na pół ge-
mie, w Kopenhadze, w Paryżu i Nowym Jorku
niusza... Inne uczone bydlę rogate podejrzywało
wszędzie mnie odkryto: n i e odkryto mnie w pła-
mnie z jego powodu o darwinizm: rozpoznano w nim
skoziemiu europejskim, w Niemczech... I, wyznam,
nawet ów tak gniewnie odtrącony przeze mnie kult
że cieszę się bardziej jeszcze tymi, co mnie nie
bohaterów owego wielkiego fałszerza monet mimo
czytują, którzy ani imienia mego, ni słowa filo-
wiedzę i wolę, Carlyle'a. Komu szepnąłem na ucho,
zofia nigdy nie słyszeli; lecz dokąd tylko przyjdę, tu
by oglądnął się raczej jeszcze za jakimś Cezarem
w Turynie naprzykład, pogodnieje i dobrotliwieje na
Borgią, niż za Parsifalem, ten własnym uszom nie
widok mój każde oblicze. Co mi najbardziej dotąd
wierzył. Że omówień mych książek, zwłaszcza
pochlebiało, to że stare przekupki nie mają spokoju,
w czasopismach, zgoła nie jestem ciekawy, to mi
nim mi z winogron swych nie powyszukują najsłod-
wybaczyć musicie. Przyjaciele moi, moi nakładcy
szych. Tak d a l e c e trzeba być filozofem... Nie na-
wiedzą o tem, i nie mówią mi o czemś podobnem.
próżno zwie się Polaków Francuzami wśród Sło-
Szczególnym przypadkiem raz wpadło mi w oczy
wian. Powabna Rosyanka nie pomyli się ani na
wszystko, co przeciw jednej książce było to Poza
chwilę, gdzie mnie zaliczyć. Nie udaje mi się mina
dobrem i złem nagrzeszono: ładneby z tego było
uroczysta, dochodzę najwyżej do zakłopotania...
sprawozdanie. Czy to do wiary, że Nationalzei-
Myśleć po niemiecku, czuć po niemiecku mogę
tung (dziennik pruski, dla wiadomości mych czy-
wszystko, lecz to przechodzi me siły. Już stary nauczy-
telników zagranicznych, ja sam, za pozwoleniem,
ciel mój Ritschl twierdził, że nawet swe rozprawy
czytuję tylko Journal des całą powagą
filologiczne układam jak romancier paryski z nie-
zrozumiała tę książkę jako znak czasu, jako praw-
dorzecznem napięciem. Nawet w Paryżu zdumie-
dziwą szczerą f i l o z o f i ę j u n k r ó w , do której
wają się nad tout es mes audaces et f i n e s s e s
Kreuzzeitung brak tylko odwagi ?
wyrażenie monsieur Taine'a ; lękam się, że aż do
najwyższych form dytyrambu znajdzie się u mnie
przymieszkę owej soli, która nie stanie się nigdy
głupią niemiecką , esprit... Nie mogę inaczej.
Tak mi Boże dopomóż! Amen. Wiemy wszyscy,
2.
niektórzy nawet z doświadczenia, co to kłapouch.
To powiedziano dla Niemców: bo wszędzie
Otóż, śmiem twierdzić, że posiadam najmniejsze uszy.
zresztą mam czytelników same w y b r a n e umysły,
Zajmujące to niemało dla kobietek , zda mi się,
wypróbowane, na stanowiskach wysokich i w obo-
iż czują, że je lepiej rozumiem?... Jestem a n t y -
wiązkach wysokich wychowane charaktery; mam
o s ł e m par excellence i przeto wszechdziejowym
55
54
w jelitach: jedno me słowo wpędza wszystkie liche
potworem. jestem, mówiąc po grecku, i nie tylko
instynkty w lica. Wśród znajomych swych mam
p o grecku, a n t y c h r y s t e m . . .
niejedno zwierzę doświadczalne, na którem notuję
sobie rozmaite, bardzo pouczająco rozmaite, oddziały-
wania na me pisma. Kto nie chce mieć nic do czy-
nienia z ich treścią, moi tak zwani przyjaciele naprzy-
kład staje się przytem bezosobisty: życzy mi się
3.
szczęścia, żem znów tak daleko, widoczny też
Znam poniekąd przywileje swe, jako pisarza;
postęp w większej pogodzie tonu... Zgoła występne
poszczególne wypadki zaświadczyły mi też, jak bar-
duchy, dusze piękne, do dna i z gruntu kłamliwi,
dzo nawyknienie do mych książek psuje smak.
nie wiedzą z konieczności, co mają z temi począć
Nie wytrzymuje się już poprostu innych książek,
książkami. przeto widzą je p o d sobą, piękna
najmniej filozoficzne. Jest wyróżnieniem, nie mają-
konsekwencya wszystkich dusz pięknych. Bydło
cem równego sobie, wejść w ten świat dostojny
rogate wśród moich znajomych, sami Niemcy, za
i delikatny, na to nie śmie się zgoła być Niem-
pozwoleniem, daje do zrozumienia, że nie zawsze
cem; jest to w końcu wyróżnienie, na które trzeba
jest się mego zdania, atoli jednak cz a sam i. .. Sły-
sobie zasłużyć. Kto mi jednak w y ż y n ą chcenia
szałem to nawet o Zaratustrze... Również każdy
jest pokrewny, dozna przy tem prawdziwych za-
femininizm w człowieku, także w mężczyznie, jest
chwytów uczenia się: bo przybywam z wyżyn,
mem zamknięciem drzwi przed nosem: nie wstąpisz
w które żaden ptak nie wzbił się nigdy, znam prze-
nigdy w ten labirynt zuchwałych wiadomości. Trzeba
paści, w które żadna jeszcze nie zabłąkała się stopa.
było nigdy nie szczędzić samego siebie, trzeba
Powiedziano mi, że niemożliwa wypuścić z rąk
t w a r d o ś c i w nawyku, by wśród samych prawd
mojej książki, że zakłócam nawet odpoczynek
twardych być dobrej myśli i pogodnym. Gdy roję
no cn y ... Niema zgoła dumniejszego i zarazem bar-
sobie obraz doskonałego czytelnika, to staje się zeń
dziej wyrafinowanego rodzaju książek: osiągają
zawsze potwór odwagi i ciekawości, prócz tego coś
one tu i ówdzie rzecz najwyższą, jaką na ziemi
giętkiego, chytrego, przezornego, urodzony poszuki-
osiągnąć można, cynizm; trzeba je sobie zdobywać
wacz przygód i odkrywca. Wreszcie: nie umiałbym
zarówno najdelikatniejszymi palcami, jak i naj-
rzec lepiej, do kogo w gruncie jedynie mówię, niż
waleczniejszemi pięśćmi. Wszelka ułomność duszy
to rzekł Zaratustra: k o m u ż jedynie chce on za-
wyklucza stąd, raz na zawsze, nawet wszelka nie-
gadkę opowiedzieć swoją?
strawność: nie wolno mieć zgoła nerwów, trzeba
Wam śmiałym poszukiwaczom, kusicielom
mieć wesoły brzuch. Nie tylko ubóstwo, zatęchłe
przygód i ktokolwiek chytrymi żaglami na morza
powietrze jakiejś duszy, wyklucza stąd, bardziej
wypływał straszliwe,
jeszcze tchórzliwość, niechlujność, tajna mściwość
56
57
Wam pijanym zagadką, radosnym w półmroku,
nie miał do strwonienia więcej środków sztuki, no-
których duszę flety w błędną wabią czeluść:
wych, niesłychanych, które naprawdę dopiero stwo-
bo nie chcecie tchórzjiwemi dłońmi iść po nici
rzyć było trzeba. Że rzecz podobna właśnie w nie-
omackiem, i gdzie o d g a d n ą ć możecie, tam niena-
mieckim możliwa była języku, pozostawało dowieść:
wistnem wam jest d o c h o d z i ć . . .
ja sam byłbym przedtem najtwardziej to odpierał. Nie
wiedziano przede mną, co język niemiecki może,
co wogóle język może. Sztukę w i e l k i e g o rytmu,
w i e l k i e g o s t y l u okresowości dla wyrażenia nie-
4.
zmiernego wzbierania i opadania wzniosłej, nadludz-
kiej namiętności, dopiero ja odkryłem; jednym dy-
Zarazem powiem jeszcze ogólnie o mej s z t u c e
tyrambem, jak ostatni t r z e c i e g o Zaratustry, pod
s t y l u . Jakiegoś stanu, jakiegoś napięcia wnętrznego
nagłówkiem siedm pieczęści, wzleciałem tysiące mil
u d z i e l i ć za pomocą znaków, wliczając w to tempo
ponad to, co dotąd poezyą się zwało.
tych znaków, to sens każdego stylu; a wobec
tego, że mnogość stanów wnętrznych jest u mnie
nadzwyczajna, posiadam wiele możliwości stylu
najrozmaitszą sztukę stylu wogóle, jaką kiedykolwiek
rozporządzał człowiek. D o b r y jest każdy styl, który
5.
pewnego stanu wnętrznego rzeczywiście udziela,
Że z pism mych przemawia psycholog, nie ma-
który się co do znaków, co do tempa znaków, co do
jący sobie równego, to może pierwsze zrozumienie,
g e s t u wszystkie prawa okresu są sztuką ge-
do którego dojdzie dobry czytelnik czytelnik, na
stu nie myli, Instynkt mój jest w tym względzie
jakiego zasługuję, który mnie czyta, jak dobrzy sta-
nieomylny. Dobry styl s a m w s o b i e szczere
rzy filologowie swego Horacego. Twierdzenia, na
błazeństwo, czysty- idealizm: coś jak piękno s a m o
które w gruncie cały świat się godzi nie mó-
w s o b i e , dobro s a m o w s o b i e , rzecz s a m a
wiąc zgoła o filozofach z całego świata, morali-
w s o b i e . . . Wciąż jeszcze przypuszczam, że istnieją
stach i innych pustych garnkach i kapuścianych gło-
uszy że istnieją tacy, którzy są zdolni do podob-
wach okazują się u mnie naiwnościami omyłki:
nego, równego patosu i jego godni, że nie brak
naprzykład owa wiara, że nieegoistyczność i egoi-
tych, którym udzielić się wolno. Mój Zaratustra
styczność to przeciwieństwa, gdy tymczasem samo
naprzykład szuka na razie jeszcze takich ach,
ego jest wyższem oszustwem, ideałem... Niema
długo jeszcze szukać będzie musiał! Trzeba być
ani egoistycznych, a n i nieegoistycznych postęp-
w a r t y m słuchania g o . . . I dopóty nie będzie nikogo,
k ó w : oba pojęcia są nonsensem psychologicznym.
ktoby pojął sztukę, którą tu trwoniono: nikt nigdy
Lub twierdzenie człowiek dąży do szczęścia... Lub
58 59
twierdzenie szczęście jest nagrodą cnoty... Lub
sze miejsce. Miałoż się uszy dla mego określenia mi-
twierdzenie przyjemność i nieprzyjemność są prze-
łości? jest to jedyne określenie filozofa godne. Mi-
ciwieństwami ... Cyrce ludzkości, moralność, sfałszo-
łość to w środkach swych wojna, w istocie swej
wała do dna i gruntu, p r z e m o r a l n i ł a wszyst-,
śmiertelna nienawiść płci. Słyszanoż odpowiedz mą
kie psychologica, aż do owej straszliwej niedorzecz-
na pytanie, jak kobietę u l e c z y ć zbawić? Zro-
ności, że miłość jest czemś nieegoistycznem...
bić jej dziecko. Kobiecie potrzeba dzieci, mężczyzna
Trzeba mocno tkwić w s o b i e , trzeba dzielnie stać
jest zawsze tylko środkiem: tak rzeki Zaratustra.
na obu nogach, inaczej nie m o ż n a kochać. Wie-
Emancypacya kobiety to śmiertelna nienawiść
dzą to w końcu zbyt dobrze kobietki, dyabła tam
n i e u d a n e j , to znaczy rodzić niezdolnej kobiety
sobie robią z bezosobistych, czysto objektywnych
przeciw udanej, walka z mężczyzną jest zawsze
mężczyzn... Wolnoż mi przytem ważyć się na przy-
tylko środkiem, pozorem, taktyką. Wynosząc s i e b i e ,
puszczenie, że z n a m kobietki? To wchodzi do mego
jako kobietę samą w sobie, jako kobietę wyższą,
dyonizyjskiego posagu. Kto wie? może jestem pierw-
jako kawał idealistki kobiecej, pragną p o n i ż y ć
szym psychologiem wieczystego pierwiastka kobie-
ogólne stanowisko kobiety; niema pewniejszego do
cości. Kochają mnie one wszystkie stara historya:
tego środka nad wykształcenie gimnazyalne, spodnie
wyłączając kobietki u n i e s z c z ę ś l i w i o n e , eman-
i polityczne prawa bydła wyborczego. Emancypantki
cypantki, którym niedostaje treści na dzieci. Na
są w gruncie a n a r c h i s t a m i w świecie wieczy-
szczęście nie mam ochoty dać się rozszarpać: do-
stego pierwiastka kobiecości, rozbitkami, których naj-
skonała kobieta rozszarpuje, gdy kocha... Znam te
głębszy instynkt szuka z e m s t y . . . Celem całego
miłe Menady... Ach, co za niebezpieczne, skrada-
pewnego gatunku idealizmu który zresztą zja-
jące się, podziemne zwierzątko drapieżne! A tak
wia się i u mężczyzn, naprzykład u Henryka Ibsena,
przyjemne przy tem! Kobietka w pościgu za zem-
tej typowej starej panny jest z a t r u ć czyste su-
stą obali i stratuje samo przeznaczenie. Kobieta
mienie, naturę w miłości płciowej... I aby nie pozo-
jest niewymownie gorsza od mężczyzny, także mędr-
stawić pod tym względem zgoła wątpliwości co do
sza; dobroć w kobiecie jest już formą z w y r o d -
swego przyzwoitego i surowego sposobu myślenia,
n i e n i a . . . U wszystkich tak zwanych dusz pięk-
pragnę przytoczyć jeszcze jedno zdanie z mego ko-
n y c h istnieje na dnie fizyologiczne niedomaganie,
deksu moralnego przeciw w y s t ę p k o w i : słowem
nie powiem wszystkiego, inaczej stałbym się zbyt
tem zwalczam wszelki rodzaj przeciwnaturalności,
medycyniczny. Walka o r ó w n e prawa jest nawet
lub, jeśli się piękne lubi słowa, idealizmu. Zdanie to
objawem choroby: wie to każdy lekarz. Kobieta,
brzmi: Głoszenie czystości płciowej jest jawnem
im jest więcej kobietą, broni się rękami i nogami
podżeganiem przeciw naturze. Wszelka pogarda ży-
przeciw prawom wogóle; naturalny stan rzeczy, wie-
cia płciowego, wszelkie zanieczyszczenie go pojęciem
czysta wojna między płciami, daje jej zgoła pierw-
nieczysty jest istotnym występkiem względem ży-
61
6o
serca, od którego każdy, kogo on tknął, bogatszym
cia, jest właściwym grzechem przeciw duchowi
odchodzi, nie jako ktoś ułaskawiony i zaskoczony
świętemu życia.
niespodzianką, nie jak ktoś cudzem dobrem uszczęś-
liwiony i obarczony, lecz samym sobą bogatszy,
nowszy dla siebie niż przedtem, roztwarty, owiany
i wysłuchany przez wiatry odwilży, niepewniejszy
może, wątlejszy, bardziej łomki i złamany, lecz pełen
6.
nadziei, które jeszcze nie mają imienia, pełen nowej
chęci i dopływu, peien nowej niechęci i odpływu...
By dać pojęcie o sobie jako o psychologu, przy-
taczam osobliwą próbkę psychologii, znajdującą się
NARODZINY TRAGEDYI By być sprawied-
w Poza dobrem i złem, zabraniam zresztą wszel-
liwym względem N a r o d z i n t r a g e d y i (1872),
kich przypuszczeń, kogo na tern opisuję miejscu:
trzeba niejedno zapomnieć. D z i a ł a ł y a nawet cza-
*Geniusz serca, właściwy owemu wielkiemu utajo-
rowały tem, co w nich było chybione oddaniem
nemu, owemu bogu kusicielowi i urodzonemu łowcy
się na użytek w a g n e r s z c z y z n y , jak gdyby ta
sumień, którego głos sięgać umie aż w głąb pod-
była objawem w z m a g a j ą c e g o się życia. Pismo to
ziemia każdej duszy; który nie powie słowa, nie
było właśnie dlatego w życiu Wagnera wypadkiem:
rzuci spojrzenia, by nie tkwił w niem podstęp i wabik
od tej dopiero chwili zaczęto wiązać wielkie na-
mrugnięcia; w którego mistrzostwie mieści się zdol-
dzieje z nazwiskiem Wagnera. Dziś jeszcze przypo-
ność, że umie się wydawać i nie tem, czem jest,
minają mi to, świecąc mi każdym razem Parcifa-
lecz tem, co dla idących za nim będzie jednym przy-
lem w oczy: że to ja właściwie mam na sumieniu,
musem w i ę c e j , by coraz bliżej garnąć się do niego,
iż tak wysokie mniemanie o k u l t u r a l n e j w a r -
coraz wierniej i ściślej iść za nim... Geniusz
t o ś c i tego ruchu wzięło górę. Spotkałem kilka-
serca, który wszystko, co głośne i rozmiłowane
krotnie pismo to przytaczane jako Odrodzenie tra-
w sobie, ucisza i słuchać uczy, który szorstkie du-
gedyi z ducha muzyki: miano tylko uszy dla nowej
sze wygładza i daje im nowego zakosztować pożą-
sztuki, zamysłu, zadania W a g n e r a , poza tem
dania: leżeć cicho, jak zwierciadło, by się głę-
puszczono m i m o uszu to, co w gruncie wartościo-
bokie odbijało w nich niebo... Geniusz serca, który
wego pismo to kryło. Hellenizm i pesymizm: to
chamską i za pochopną rękę powściągliwą być uczy
byłby był niedwuznaczny nagłówek: to jest jako
i wdzięczniej ujmować; który skarb ukryty i za-
pierwsze pouczenie, w jaki sposób Grecy załatwili
pomniany, kropie dobroci i słodkiej duchowości pod
się z pesymizmem czem go p r z e z w y c i ę ż y l i . . .
mętnym, grubym odgaduje lodem i różdżką jest
Właśnie trage dya jest dowodem, że Grecy n i e byli
czarodziejską dla każdego zdzbła złota, pogrzeba-
pesymistami: Schopenhauer pomylił się w tem, jak
nego oddawna w więzieniu mułu i piasku... Geniusz
62
63
się we wszystkiem pomylił. Jeśli się z pewną
głębszem znaczeniu nihilistyczne, gdy tymczasem
bezstronnością wezmie Narodziny t r a g e d y i do ręki,
symbol dyonizyjski dosięga najdalszej granicy po-
to wydają się one bardzo niewczesne, nikomuby się
t w i e r d z e n i a . Raz napomknięto o kapłanach chrześ-
nawet nie śniło, że z a c z ę t o je wśród grzmotów
cijańskich jako o złośliwym rodzaju karłów, pod
walki pod Wrth. Przemyślałem te problematy pod
ziemków...
murami Metzu, w zimne noce wrześniowe, podczas
służby przy pielęgnowaniu rannych; możnaby raczej
2. Początek ten jest ze wszech miar podziwu
już mniemać, że pismo to jest o pięćdziesiąt lat
godny. Dla swego najwnętrzniejszego doświadczenia
starsze. Jest ono politycznie obojętne nienie-
o d k r y ł e m jedyną, jaką dzieje znają, przenośnię
mieckie, powiedzianoby dzisiaj , zatrąca niemiło
i odpowiednik, tem samem pierwszy pojąłem cu-
Heglem, jest tylko w kilku formułach przesiąknięte
downe zjawisko dyonizyjskie. T ak samo tem, żem
karawaniarską perfumą Schopenhauera. Idea
poznał w Sokratesie pierwszego dcadent, dałem
przeciwieństwo pierwiastku dyonizyjskiego i apol-
zgoła niedwuznaczny dowód, jak mało pewność
lińskiego przetłumaczona na język metafizyki;
mego psychologicznego dotyku narażona jest na nie-
dzieje same jako rozwój tej idei; w tragedyi:
bezpieczeństwo ze strony jakiejkolwiek idyosynkra-
przeciwieństwo wyniesione do jedności; pod tą
zyi moralnej: sama moralność, jako objaw d-
optyką rzeczy, które nigdy jeszcze w twarz nie
cadence jest nowością, jedynością pierwszorzędną
patrzyły sobie, znagła przeciwstawione, z siebie na-
w dziejach poznania, Jakże jednem i drugiem daleko
wzajem oświetlone i p o j ę t e . . . Naprzykład opera
odskoczyłem od politowania godnej, płytkogłowej
i rewolucya... Dwie rozstrzygające n o w o ś c i tej
gadaniny o optymizmie p r z e c i w pesymizmowi!
książki to po pierwsze zrozumienie zjawiska d y o n i -
Pierwszy ujrzałem przeciwieństwo właściwe: wy-
z y j s k i e g o u Greków daje ona jego pierwszą
r o d n i e j ą c y instynkt, który z podziemną mściwoś-
psychologię, widzi w nim jeden korzeń całej sztuki
cią zwraca się przeciw życiu ( chrześcijaństwo,
greckiej. Drugie to zrozumienie sokratyzmu: So-
filozofia Schopenhauera, w pewnem znaczeniu już
krates jako narzędzie rozkładu greckiego, jako ty-
filozofia Platona, cały idealizm, jako formy typowe)
powy dcadent rozpoznany po raz pierwszy. Ro-
i z pełni, z nadmiaru zrodzona formuła n a j w y ż -
zumność p r z e c i w instynktowi. Rozumność za
s z e g o p o t w i e r d z e n i a , przyświadczanie bez za-
wszelką cenę, jako moc niebezpieczna, podkopująca
strzeżeń, nawet cierpieniu, nawet winie, nawet wszyst-
życie! Głębokie, nieprzyjazne milczenie o chrześ-
kiemu, co zagadkowe i obce w istnienia... To
cijaństwie w całej książce: nie jest ono ani apol-
ostateczne, najradośniejsze, przezbytkownie zuchwałe
łińskie, ani dyonizyjskie, z a p r z e c z a wszelkich
przyświadczanie życiu jest nietylko zrozumieniem
wartości e s t e t y c z n y c h j e d y n y c h wartości,
najwyższem, jest także n a j g ł ę b s z e m , najściślej
jakie Narodziny tragedyi uznają: jest ono w naj-
przez prawdę i wiedzę potwierdzonem i dowiedzio-
64
65
nem. Nie można nic, co jest, potrącić, nic nie jest
stawania się, ową rozkoszą, która mieści w so-
zbyteczne odrzucone przez chrześcijan i innych
bie jeszcze i r o z k o s z n i s z c z e n i a . . . W tem
nihilistów strony istnienia stoją na nieskończenie na-
znaczeniu mam prawo uważać się za pierwszego
wet wyższym stopniu na drabinie wartości, niż instynkt
filozofa t r a g i c z n e g o t o znaczy za najskrajniej-
dcadence mógł był uznać, n a z w a ć d o b r e m . A b y
sze przeciwieństwo i antypodę filozofa-pesymisty. Prze-
to pojąć, na to trzeba o d w a g i , a jako jej warunku,
de mną nikt nie przemienił patosu dyonizyjskiego na
nadwyżki s i ł y : bo ściśle wedle tęgo, jak daleko
filozoficzny: brak było m ą d r o ś c i t r a g i c z n e j ,
ś m i e naprzód się ważyć odwaga, ściśle w miarę
próżno szukałem jej śladów nawet u owych w i e l -
siły, zbliża się człowiek do prawdy. Poznanie, przy-
k i c h filozofów Grecyi, tych, co żyli na dwa stule-
świadczanie rzeczywistości, jest dla silnego taką samą
cia p r z e d Sokratesem. Została mi wątpliwość co
koniecznością, jak dla słabego, z podszeptu słabości,
do Herakiita, w którego bliży wogóle mi cieplej, mi-
tchórzenie i u c i e c z k a przed rzeczywistością
lej na duchu, niż gdziekolwiek. Potwierdzanie prze-
ideał... Nie jest do woli im dane poznawać: dca-
mijania i n i s z c z e n i a , rzecz rozstrzygająca w fi-
dents p o t r z e b u j ą kłamstwa, jest ono jednym
lozofii dyonizyjskiej, przyświadczanie przeciwności
z ich warunków utrzymania się przy życiu. Kto
i wojnie, s t a w a n i e s i ę , z zasadniczem odrzuce-
słowo dyonizyjskość nie tylko pojmuje, lecz siebie
niem nawet samego pojęcia b y t u t o uznaję pod
w słowie dyonizyjskość pojmuje, temu nie potrzeba
każdym względem za najbardziej sobie pokrewne
zbijać Platona, lub chrześcijaństwa, lub Schopen-
z wszystkiego, co dotąd pomyślano. Nauka o wiecz-
hauera on w ę s z y g n i c i e . . .
nym nawrocie, to znaczy o bezwarunkowem i nie-
skończenie powtarzającem się kołowaniu wszech rze-
3. Jak dalece przez to właśnie znalazłem poję-
czy ta nauka Zaratustry m o g ł a też ostatecznie
cie tragiczności ostateczne zrozumienie, czem jest
już być głoszona. Przynajmniej Stoa, która prawie
psychologia tragedyi, to wyraziłem ostatnio jeszcze
wszystkie zasadnicze wyobrażenia odziedziczyła po
w Zmierzchu bożyszcz str. 126. Przyświadczanie
Heraklicie, wykazuje tego ślady.
życiu nawet w jego najdziwniejszych i najsroższych
przejawach, wola życia, która, o f i a r o w u j ą c naj-
4. Z pisma tego przemawia niezmierna nadzieja.
wyższe swe typy, raduje się własnemu niewyczerpaniu,
Ostatecznie nie mam zgoła powodu cofać nadziei
to dyonizyjskiem nazwałem, to pojąłem jako most do
na dyonizyjską przyszłość muzyki. Rzućmy okiem sto
psychologii poety t r a g i c z n e g o . N i e ażeby się
lat naprzód, przypuśćmy, że mój zamach na dw a
uwolnić od grozy i litości, nie ażeby przez wybuch
tysiącolecia przeciwnaturainośei i pohańbienia czło-
namiętny oczyścić się z niebezpiecznego uczucia
wieka się uda. Owo nowe stronnictwo życia, które
jak to rozumiał Arystoteles : lecz aby, ponad
wezmie w ręce największe z wszech zadań, w y ż s z ą
grozą i litością, s a m e m u b y ć wieczną rozkoszą
hodowlę człowieka, włączając w to bezlitosne zni-
ECCE HOMO
5
67
66
cała mała nędzota niemiecka jest chmurą, w której
weczenie wszystkiego, co zwyrodniałe i pasorzytnicze,
odzwierciadla się bezkresna fata morgana przyszło-
umożliwi znowu n a ziemi ó w n a d m i a r ż y c i a ,
ści. Nawet psychologicznie zostały wszystkie rozstrzy-
z którego wyróść znów musi stan dyonizyjski. Zapo-
gające rysy mej własnej natury wciągnięte w na-
wiadam okres t r a g i c z n y : najwyższa sztuka przy-
turę Wagnera zestawienie najjaśniejszych i naj-
świadczania życiu, tragedya, odrodzi się, gdy ludz-
fatalniejszych sił, wola mocy, jakiej nigdy żaden nie
kość będzie miała świadomość najtwardszych,
posiadał człowiek, bezwzględna waleczność w rze-
lecz najkonieezniejszych wojen za sobą, i n i e
czach duchowych, nieograniczona siła uczenia się,
u c i e r p i na t e m . . . Psycholog mógłby dodać jesz-
bez stłumienia przez to woli czynu. Wszystko jest
cze, że to, co w młodych leciech w wagnerowskiej
w książce tej prorocze: blizkość powrotu ducha gre-
muzyce słyszałem, nie miało wogóle nic z Wagnerem
ckiego, konieczna potrzeba a n t y a l e k s a n d r ó w ,
wspólnego; że opisując muzykę dyonizyjską, opisy-
którzyby węzeł gordyjski kultury greckiej znowu
wałem to, co ja słyszałem, że musiałem wszystko
z w i ą z a l i , gdy już został rozwiązany... Posłu-
instynktownie przełożyć i przekształcić na nowego
chajcie wszechdziejowego akcentu, który na stro-
ducha, którego w sobie nosiłem. Dowodem tego, t a k
nie 30 wprowadza pojęcie nastroju tragicznego: są
s i l n y m j a k t y l k o d o w ó d b y ć m o ż e , jest
w tem piśmie same tylko akcenty wszechdziejowe.
pismo moje Wagner w Bayreucie: we wszystkich
Najprzedziwniejsza to przedmiotowość, jaka istnieć
psychologicznie rozstrzygających ustępach jest tylko
może: absolutna pewność co do tego, czem j e s t e m ,
o mnie mowa, można bezwzględnie wstawić me
przerzucała się na pierwszą lepszą rzeczywistość
nazwisko lub słowo Zaratustra, gdzie tekst słowo
przypadkową, prawda o mnie przemawiała z przej-
Wagner podaje. Cały obraz artysty dytyrambicznego
mującej grozą głębi. Na stronie 71 został s t y l Zara-
jest obrazem p r z e d b y t o w e g o twórcy Zaratusry,
tustry z przenikającą pewnością opisany i wyprze-
narysowanym z bezdenną głębią i bez dotykania
dzony; i nigdy nie znajdzie się wspanialszego wyrazu
choćby na mgnienie oka rzeczywistości wagnerow-
na z d a r z e n i e , którem jest Zaratustra, akt nie-
skiej. Sam Wagner to czuł; nie poznał siebie w tem
zmiernego oczyszczenia i uświęcenia ludzkości, jak
piśmie, Tak samo wspomnienie z Bayreuthu,
go na stronie 43 46 znaleziono.
zmieniło się w coś, co dla znawców mego Zara-
tustry nie będzie pojęciem zagadkowem: w owo
w i e l k i e p o ł u d n i e , gdzie najwybrańsi uświęcają
NIEWCZESNE ROZMYŚLANIA. Cztery Nie-
się do największego z wszech zadań kto wie?
wczesne Rozmyślania są nawskroś wojownicze, Dowo-
wizya święta, którego jeszcze dożyję... Patos pierw-
dzą, że nie byłem zgoła Jankiem marzycielem, że
szych stronic jest wszechdziejowe; s p o j r z e n i e ,
sprawia mi przyjemność władać szpadą, może też,
o którem na siódmej stronie jest mowa, jest właś-
że mam przegub dłoni niebezpiecznie giętki. P i e r w -
ciwem spojrzeniem Zaratustry; Wagner, Bayreuth,
s z y atak (1873) wymierzony był przeciw wykształ-
5 *
69
68
wszystkich stron i nie tylko od starych przyjaciół
ceniu niemieckiemu, na które patrzałem już wówczas
Dawida Straussa, którego ośmieszyłem, jako typ ukształ-
z bezlitosną pogardą. Bez sensu, bez treści, bez celu:
conego filistra niemieckiego, słowem, jako autora ewan-
prawdziwa opinia publiczna. Niema złośliwszego nie-
gelii z szynkwasu o starej i nowej wierze (wyraz
porozumienia nad mniemanie, że wielkie powodzenie
filister ukształcony przeszedł z mego pisma w mowę).
oręża niemieckiego dowodzi w czemkolwiek tego wy-
Ci starzy przyjaciele, którym jako Wrtembergczy-
kształcenia lub zgoła j e g o zwycięstwa nad Fran-
kom i Szwabom głębokie pchnięcie zadałem, uznawszy
c y ą . . . D r u g i e Niewczesne Rozmyślanie (1874) wy-
ich dziwotwór, ich Straussa, komicznym, odpowiadali
wodzi na światło niebezpieczeństwo toczące i trujące
tak poczciwie i po grubiańsku, jak tylko życzyć so-
życie, a tkwiące w naszym sposobie fabrykowania
bie mogłem; odwzajemnienia pruskie były rozsądniej-
nauki : życie c h o r e jest od tego odczłowieczo-
sze, miały w sobie więcej błękitu berlińskiego,
nego zespołu kół zębatych i mechanizmu, od nie-
Na największą nieprzyzwoitość zdobył się dziennik
osobowości robotnika i fałszywej ekonomii podziału
lipski, osławione Grenzboten; z trudem powstrzyma-
pracy. Ginie c e l , kultura: środek, nowoczesne
łem oburzonych Bazylejczyków od kroków w tej spra-
fabrykowanie nauki, b a r b a r y z u j e . . . W rozpra-
wie. Bezwzględnie po mojej stronie stanęło tylko kilku
wie tej rozpoznano zmysł historyczny, z którego
starych panów, z różnych i po części niewyjaśnionych
dumne jest nasze stulecie, jako chorobę, jako typowy
powodów. Między nimi Ewald z Getyngi, który dał
znak upadku. W t r z e c i e m i c z w a r t e m Nie-
do zrozumienia, że zamach mój był w skutku śmier-
wczesnem Rozmyślaniu, przeciwstawiono jako wska-
telny dla Straussa. Podobnie stary heglista Bruno
zówki do w y ż s z e g o pojęcia kultury, do przywró-
Bauer, w którym miałem odtąd jednego z najuważ-
cenia pojęcia kultury, dwa obrazy najtwardszego
niejszych czytelników. Lubił w ostatnich swych la-
s a m o l u b s t w a , s a m o c h o w u , typy niewczesne
tach odsyłać do mnie, naprzykład podawać panu von
par excellence, pełne królewskiej pogardy dla wszyst-
Treitschke historyografowi pruskiemu, wskazówkę,
;
kiego, co wokół zwało się państwem, wykształce-
gdzieby mógł się czegoś dowiedzieć o straconem
niem, chrześcijaństwem, Bismarkiem, powodze-
pojęciu kultury. Rzecz najgodniejszą uwagi i naj-
niem, Schopenhauera i Wagnera c z y l i , jednem
dłuższą o tem piśmie i jego autorze powiedział stary
słowem, Nietzschego...
uczeń filozofa von Baadera, niejaki profesor Hoffman
z Wrzburga. Z pisma tego przewidział wielkie dla
2. Z tych czterech ataków pierwszy miał po-
mnie przeznaczenie, że sprowadzę pewnego ro-
wodzenie nadzwyczajne. Hałas, jaki wywołał, był
dzaju przesilenie i najwyższe rozstrzygnięcie proble-
w każdem znaczeniu wspaniały, Uraziłem naród
matu ateizmu, którego typ najinstynktowniejszy i naj-
zwycięski w chore miejsce, że zwycięstwo ich
bezwzględniejszy odgadł we mnie. Ateizm to zawiódł
n i e jest zdarzeniem z zakresu kultury, lecz może,
mnie do Schopenhauera. Zgoła najlepiej słyszA-
może czemś zgoła innem... Odpowiedzi padały ze
70
71
nem, najbardziej gorzko odczutem było silne i dzielne
Niemca wolnomyślnego!... W samej rzeczy, zgoła
wstawiennictwo tak łagodnego zresztą Karola Hille-
nowy rodzaj wołnomyślicielstwa znalazł przez to
branda, tego ostatniego l u d z k i e g o Niemca, jaki
swój pierwszy wyraz: do dziś dnia nie znam nic
umiał władać piórem. Można było czytać rozprawę
bardziej obcego i dziwniejszego, jak cała europejska
jego w Augsburgcr Zeitung; dziś czytać ją mo-
i amerykańska species libres penseurs. Z nimi, jako
żna w nieco ostrożniejszej formie, w jego pismach
z niepoprawnymi płytkogłowami i błaznami, żyję
zebranych. Tutaj przedstawił to pismo jako zdarzenie,
w głębszej nawet niezgodzie, niż z którymkolwiek
punkt zwrotny, pierwsze zastanowienie się, najlepszy
z ich przeciwników. Chcą także, swoim sposobem,
znak, jako prawdziwy p o w r ó t powagi niemieckiej
poprawiać ludzkość na własne podobieństwo, pod-
i namiętności niemieckiej w sprawach duchowych.
jęliby przeciw temu, czem jestem, czego c h c ę , nie-
Hillebrand podnosił wysoko formę pisma, jego smak
przejednaną wojnę, pod warunkiem gdyby to umieli,
dojrzały, jego doskonały takt w rozróżnianiu osoby
wierzą wszyscy jeszcze w ideał... Ja jestem pierw-
i rzeczy: wyróżniał je jako najlepsze pismo pole-
szym i m m o r a l i s t ą .
miczne, jakie po niemiecku napisano, w tak właś-
nie dla Niemców niebezpiecznej, tak niedoradzanej
3. Nie mógłbym twierdzić, że dwa Niewczesne
sztuce polemiki. Przyświadczając bezwzględnie, obo-
Rozmyślania, odznaczone nazwiskami Schopenhauera
strzając nawet to, co ważyłem się powiedzieć o zgał-
i Wagnera, mogłyby osobliwie posłużyć do zrozu-
ganieniu języka w Niemczech ( dziś udają purys-
mienia obu wypadków lub choćby tylko do psycho-
tów, a nie umieją już żadnego zdania zbudować),
logicznego postawienia kwestyi, coś niecoś, jak
z równą pogardą dla najpierwszych pisarzy tego
słuszna, wyjąwszy. Tak naprzykład pierwiastek na-
narodu, zakończył wyrażeniem mi swego podziwu
tury Wagnera został już tu z głęboką pewnością
za o d w a g ę moją tę najwyższą odwagę, która
instynktu określony, jako zdolność aktorska, która
właśnie ulubieńców ludu sadza na ławie oskarżo-
w środkach i zamysłach wyciąga tylko własne kon-
nych. .. Skutek tego pisma jest poprostu nieoceniony
sekwencye. W gruncie pragnąłem w tych pismach
w mem życiu. Nikt dotąd nie szukał ze mną zwady
zgoła czego innego, jak uprawiać psychologię:
Milczy się, traktuje się mnie w Niemczech z posępną
niezrównany problemat wychowania, nowe pojęcie
ostrożnością: od lat czyniłem użytek z bezwzględnej
s a m o h o d o w l i , s a m o o b r o n y a ż d o twardości,
wolności słowa, dla której nikt dzisiaj, a najmniej
droga do wielkości i zadań wszechdziejowych wy-
w państwie, nie ma dość wolnej r ę k i . Mój raj
magały dla się pierwszego wyrazu. Na ogół biorąc
leży w cieniu mego miecza... W istocie urzeczy-
chwyciłem dwa sławne i zgoła nieustalone jeszcze
wistniłem w życiu przykaż Stendhala: radzi on wstęp
typy za czub, jak się za czub chwyta sposobność,
do społeczeństwa otworzyć sobie p o j e d y n k i e m .
by coś wypowiedzieć, mieć w ręce o kilka formuł,
I jakiego wybrałem sobie przeciwnika! pierwszego
znaków, środków językowych więcej. Zaznaczono to
72
73
też ostatecznie z niesamowitą zgoła przenikliwością
miosło uczonego, a może też dlatego, żem na swem
na str. 93 trzeciego Niewczesnego Rozmyślania. Po
rzemiośle s i ę z n a ł , nie jest bez znaczenia cierpka
dobnie posłużył się Platon Sokratesem, jako semio-
próbka psychologii uczonego, która w tem piśmie
tyką dla Platona. Teraz, gdy z niejakiej odległości
nagle się pojawia: wyraża ona u c z u c i e o d l e g -
wstecz patrzę na owe stany, których świadectwem
ł o ś c i , głęboką pewność tego, co może być u mnie
są te pisma, nie chciałbym przeczyć, że w gruncie
z a d a n i e m , co tylko środkiem, aktem pośrednim
mówią one tylko o mnie. Pismo Wagner w Bayreu-
i dziełem pobocznem. W tem mądrość tkwi moja,
cie jest wizyą mojej przyszłości; natomiast Scho-
żem był niejednem i w niejednem miejscu, by móc
penhauer jako wychowawca mieści w sobie naj-
stać się jednem, by móc osiągnąć jedno. Czas ja-
wnętrzniejsze dzieje, moje s t a w a n i e s i e . Przede-
kiś m u s i a ł e m być także uczonym.
wszystkiem mój ś l u b ! . . . Od tego, c z e m dziś jes-
tem, g d z i e dziś jestem na wyżynie, gdzie już nie
LUDZKIE, A R C Y L U D Z K I E , Z dwoma dodat-
słowy, lecz błyskawicami przemawiam och, jakże
kami, Ludzkie, arcyludzkie jest pomnikiem prze-
daleko byłem wówczas jeszcze! Lecz w i d z i a ł e m
silenia. Zwie się ono książką dla duchów w o l -
ląd, nie łudziłem się ani chwili, co do drogi, mo-
n y c h : każde tam prawie zdanie wyraża zwycię-
rza, niebezpieczeństwa a t a k ż e powodzenia! Ten
stwo uwolniłem się przez nią od wszystkiego, co
wielki spokój w przyrzekaniu, to szczęście patrzenia
o b c e mej, naturze. Obcy jest mi idealizm: nagłó-
hen w przyszłość, która niema zostać jeno obietnicą!
wek powiada gdzie wy ideały widzicie, ja widzę
Każde słowo jest tu przeżyte, głębokie, wnętrzne;
co ludzkie, ach tylko arcyludzkie!... Znam czło-
nie brak najboleśniejszych, są tam słowa wprost
wieka lepiej... Nie można tu w żadnem innem zna-
krwią broczące. Lecz wicher wielkiej wolności dmie
czeniu rozumieć słowa duch wolny: duch w y -
ponad wszystkiem; nawet rana n i e działa jak za-
z w o l o n y , który na nowo posiadł samego siebie.
rzut Jak ja filozofa rozumiem, jako straszliwy
Ton, dzwięk głosu zmienił się zgoła: uzna się ksią-
materyał wybuchowy, od którego wszej rzeczy nie-
żkę tę za mądrą, chłodną, przy sposobności twardą
bezpieczeństwo grozi, jak daleko na mile oddzielam
i drwiącą. Pewna duchowość d o s t o j n e g o smaku
swe pojęcie filozofa od pojęcia, w którem jeszcze
zdaje się nieustannie brać górę nad namiętnym nur-
Kant nawet się mieści, pomijając już akademickich
tem na dnie. W tym związku ma to swe znaczenie,
przeżuwaczy i innych profesorów filozofii: o tem
że wydanie książki już na rok 1878 usprawiedliwia
daje to pismo nieocenione pouczenie, przypuszcza-
się niejako właściwie rocznicą śmierci V o l t a i r e ' a .
jąc nawet, że tu w gruncie, nie Schopenhauer jako
Bo Voltaire, w przeciwieństwie do wszystkiego, co
wychowawca, lecz jego p r z e c i w i e ń s t w o , Nietz-
po nim pisano, to przedewszystkiem grandseigneur
sche jako wychowawca dochodzi do głosu. Wo-
ducha: to właśnie, czem ja też jestem. Nazwisko
bec tego, że rzemiosłem mem wówczas było rze-
74
75
Voltaire'a na książce mojej to był prawdziwie po-
stwa! C o s i ę s t a ł o ? Przetłumaczono Wagnera
stęp ku s o b i e . . . Przyglądając się dokładnie, od-
na niemieckie! Wagnerzysta zapanował nad Wagne-
kryje się bezlitosnego ducha, ryjącego wszystkie
rem! Sztuka n i e m i e c k a , mistrz n i e m i e c k i ,
kryjówki, gdzie zadomowił się ideał, gdzie ma
piwo n i e m i e c k i e ! . . . My, którzy zbyt dobrze wiemy,
swe piwnice więzienne i niejako ostatnie swoje schro-
do jak kosmopolitycznego smaku sztuka Wagnera
nienie. Pochodnia w ręku, zgoła chwiejnego nie
jedynie przemawia, zdumiewaliśmy się, odnalazłszy
dająca światła, przeszywającą oświeca jasnością to
Wagnera obwieszonego cnotami niemieckiemu
ideału p o d z i e m i e . Jest to wojna, lecz wojna bez
Sądzę, że znam wagnerzystę, przeżyłem trzy po-
prochu i dymu, bez postaw wojowniczych, bez pa-
kolenia, od nieboszczyka Brendla, który Wagnera
tosu i masy powykręcanych członków nawet to
brał za Hegla, aż do idealistów z Beyreuther Blt-
wszystko byłoby jeszcze idealizmem. Jednej omyłce
ter, którzy Wagnera biorą za siebie samych, sły-
po drugiej pozwala się spokojnie osiąść na lodzie,
szałem wszelkiego rodzaju wyznania dusz pięknych
nie zbija się ideału on m a r z n i e . . . Tu naprzy-
o Wagnerze. Królestwo za jedno mądre słowo!
kład marznie geniusz, nieopodal marznie święty,
Zaprawdę, towarzystwo, aż włosy stają na głowie!
pod grubymi soplami lodu marznie bohater, na końcu
Nohl, Pohl, K o h l z gracyą in infinitum*). Żadnego
marznie wiara, tak zwane przekonanie, także ochła-
potworka tam nie brak, nawet antysemity. Biedny
dza się znacznie litość prawie wszędzie marznie
Wagner! W cóż to wdepnął! Żebyż był przecie
rzecz sama w sobie .. .
pojechał przynajmniej między świnie! Lecz między
Niemców!... Ostatecznie należałoby, dla nauki poto-
2. Początki tej księgi przypadają na tygodnie
mności, prawdziwego Bayreutczyka wypchać, lepiej
pierwszych uroczystych przedstawień w Bayreucie;
jeszcze wsadzić w spirytus, bo niedopisał tam spiri-
głęboka obcość względem wszystkiego, co mnie tam
tus , z napisem: Tak wyglądał duch, na którym
otaczało, jest jednem z jej założeń. Kto ma pojęcie,
zbudowano państwo... Dość, że wyjechałem pod-
jakie wizye już wtedy zabiegały mi drogę, zgadnie;
ówczas na kilka tygodni, bardzo nagle, mimo że pe-
jak mi było na sercu, gdym się dnia pewnego w Bay-
wna powabna Paryżanka starała się mnie pocieszyć;
reucie obudził. Zgoła jakbym śnił... Gdzież to by-
wobec Wagnera usprawiedliwiłem się tylko fatali-
łem? Nie poznawałem niczego, nie poznawałem Wa-
stycznym telegramem. W skrytej głęboko wśród bo-
gnera. Napróżno grzebałem we wspomnieniach. Trib-
rów Lasu Czeskiego miejscowości, w Klingenbrunn,
schen daleka wyspa szczęśliwości: ni cienia po-
obnosiłem się z melancholią i pogardą Niemców, jak
dobieństwa. Nieporównane dni położenia kamienia
z chorobą, i wpisywałem kiedy niekiedy, pod
węgielnego, nieliczne d o b r a n e towarzystwo, które
je święciło i któremu nie trzeba było życzyć dopiero
* Gra słów nie do oddania. Prz. tł.
palców dla rzeczy delikatnych: ni cienia podobień-
77
76
tak zwanem powołaniem, do którego n a j m n i e j
ogólnym nagłówkiem Lemiesz, zdanie w swój no-
jest się powołanym i swą potrzebą z a g ł u s z e -
tatnik, same t w a r d e psychologica, które może da-
n i a uczucia czczości i głodu z pomocą sztuki nar-
dzą się jeszcze odnalezć w Ludzkiem, arcyludz-
kotycznej naprzykład sztuki Wagnera. Rozejrzawszy
kiem.
się uważniej odkryłem, że w takiem samem złem położe-
niu znajduje się wielka ilość młodzieńców: jedna prze-
3. Co się wówczas we mnie rozstrzygnęło, to
ciwnaturalność w y m u s z a formalnie drugą. W Niem-
snać nie zerwanie z Wagnerem czułem ogólne
czech, w państwie, by nie być dwuznacznym,
zbłąkanie swego instynktu, którego poszczególna po-
jest aż zbyt wielu skazanych rozstrzygać o sobie
myłka, czy zwie się ona Wagnerem, czy profesurą
przedwcześnie i potem m a r n i e ć pod niedającem
bazylejską, była tylko znakiem... Opadło mnie z n i e -
się zrzucić brzemieniem... Ci pragną Wagnera, jako
c i e r p l i w i e n i e sobą; zrozumiałem, że czas naj-
0 p i a t u , zapominają o sobie, pozbywają się sie-
wyższy pomyśleć znowu o s o b i e . Nagle stało mi
bie n a chwilę... C o mówię! n a p i ę ć d o s z e ś c i u
się w sposób straszny jasne, jak wiele już czasu
g o d z i n !
strwoniłem , jak bezużytecznie, jak samowolnie
wygląda całe moje istnienie filologiczne na tle mego
4. Wówczas oświadczył się mój instynkt nieubła-
zadania. Wstydziłem się tej f a ł s z y w e j skromno-
ganie przeciw dłuższemu jeszcze ustępowaniu, chodze-
ś c i . . . Dziesięć lat poza sobą, w których właściwie
niu za innymi, braniu siebie za kogo innego. Wszelki
o d ż y w i a n i e ducha próżnowało we mnie, w któ-
rodzaj życia, najniepomyślniejsze warunki, choroba,
rych nie douczyłem się nic potrzebnego, w których
ubóstwo wszystko zdawało mi się godniejsze wy-
zapomniałem niedorzecznie dużo dla rupieci zapy-
boru, niż owa nikczemna bezosobistość, w którą
lonej uczoności. Przeciskać się przez metryków sta-
zabrnąłem zrazu z nieświadomości, przez m ł o d o ś ć ,
rożytnych z drobiazgowością i słabemi oczyma
a w której potem uwiązłem z lenistwa, z tak zwa-
do tegom doszedł! Z politowaniem widziałem się
nego poczucia obowiązku. Tu przyszło mi.
zgoła chudym, zgoła zagłodzonym: r z e c z y w i s t o -
w sposób, któremu dość się nadziwić nie mogę
ś c i brakło właśnie wnętrzu mojej wiedzy, a ideal
i właśnie w sam czas, na pomoc owo z ł e dzie-
ności dyabła były warte! Chwyciło mnie po-
dzictwo po mym ojcu, w istocie przeznaczenie
prostu palące pragnienie: odtąd w samej rzeczy nie
wczesnej śmierci. Choroba w y z w a l a ł a m n i e
zajmowałem się już niczem prócz psychologii, me-
z w o l n a : oszczędziła mi wszelkiego zerwania, wszel-
dycyny, nauk przyrodniczych, nawet do właści-
kiego gwałtownego i urażającego kroku. Nie straci-
wych studyów historycznych powróciłem dopiero,
łem wówczas niczyjej życzliwości i dużo jej jeszcze
kiedy mnie z a d a n i e do tego rozkazodawczo zmu-
zyskałem. Choroba dała mi zarazem prawo do zu-
siło. Wtedy też odgadłem dopiero związek mię-
pełnej zmiany mych wszystkich nawyknień; pozwa-
dzy sprzecznie z instynktem obraną działalnością,
78
79
lała, n a k a z y w a ł a zapomnieć; obdarzyła mnie
rem. Gdy ostatecznie książka gotowa rąk doszła mo-
k o n i e c z n o ś c i ą leżenia spokojnie, próżnowania, ich ku głębokiemu zdziwieniu ciężko chorego ,
czekania i cierpliwości... Lecz to przecie znaczy
posłałem między innymi także dwa egzemplarze do
myśleć! I oczy moje skończyły z wszystkiem, co
Bayreuth. Cudem, jakby ukryta myśl tkwiła w przy-
trąci molem książkowym, po naszemu filologią: uwol-
padku, nadszedł do mnie równocześnie piękny egzem-
niłem się od książki, nie czytałem nic przez lata
plarz tekstu Parsifala, z dedykacyą Wagnera dla
całe n a j w i ę k s z e dobrodziejstwo, jakie kiedy-
mnie, swemu drogiemu przyjacielowi Fryderykowi
kolwiek sobie wyświadczyłem! Owa najgłębsza
Nietzschemu, Ryszard Wagner, radca kościelny.
samość, niejako zasypana, niejako uciszona pod usta-
To skrzyżowanie się dwuch książek zdało mi się,
wicznym m u s e m słuchania innych samości ( a tem
jakbym przy tem złowróżbny słyszał dzwięk. Nie
jest przecie czytanie!) budziła się zwolna, nieśmiała,
brzmiałże, jakby skrzyżowały się m i e c z e ? . . . W ka-
wątpliwa, lecz w końcu z n ó w p r z e m ó w i ł a .
żdym razie czuliśmy to obaj: bo milczeliśmy obaj.
Nigdym sam sobie nie sprawiał tyle szczęścia, jak
Podówczas pojawiły się pierwsze Bayreuther Bltter;
w najbardziej chorych i najboleśniejszych czasach
pojąłem, na co był najwyższy czas. Nie do wiary!
swego życia: wystarczy spojrzeć na Jutrzenkę, lub
Wagner stał się bogobojny...
choćby na Wędrowca i jego cień, by pojąć, czem
był ten powrót do siebie: najwyższym rodzajem
6. Co wówczas (1876) o sobie myślałem, z jaką
istotnego o z d r o w i e n i a ! . . . To drugie było tylko
niezmierną pewnością dzierżyłem w garści swoje za-
tego wynikiem.
danie i to, co w niem wszechdziejowego, o tem świad-
czy cała książka, atoli przedewszystkiem bardzo
5. L u d z k i e , a r c y l u d z k i e , ten pomnik kar- wyrazny ustęp: jeno że, z instynktowną u mnie
nej samohodowli, dzięki której nagły kres położyłem przebiegłością, także tutaj ominąłem znów słówko
zawleczonemu w siebie wyższemu oszustwu, idea- ja i tym razem, już nie Schopenhauera ani Wa-
lizmowi, pięknym uczuciom, zostało w wszystkich gnera, lecz jednego z mych przyjaciół, znakomitego
zasadniczych punktach spisane w Sorrento; zakoń- dra Pawła Re, wszechdziejową opromieniłem
czenie swe, ostateczną formę, otrzymało podczas zimy chwałą na szczęście stworzenie zbyt subtelne, aby...
bazylejskiej, wśród stosunków daleko niepomyślniej- Inni mniej byli subtelni: beznadziejnych wśród czy-
szych, niż w Sorrento. W gruncie rzeczy ma książkę telników swoich, naprzykład typowego profesora nie-
tę na sumieniu pan P i o t r G a s t , wówczas do ba- mieckiego, poznawałem zawsze po tem, że na pod-
zylejskiej uczęszczający wszechnicy i bardzo mi ży- stawie tego ustępu mniemali, iż całą książkę należy
czliwy. Dyktowałem, z głową obwiązaną i bolącą, rozumieć jako wyższy realizm... W rzeczywistości
on przepisywał, on też korygował, on był w grun- przeczy ona pięciu, sześciu twierdzeniom mego przy-
cie właściwym pisarzem, ja natomiast byłem tylko auto-
8o 81
jaciela: należy w tym względzie przeczytać przed- dotąd pod nazwą moralności zdobyło cześć a nawet
mowę do Genealogii moralności. Ustęp ten brzmi: uwielbienie, to nie stoi w sprzeczności z tem, że w ca-
Jakież jest jednak zasadnicze twierdzenie, do któ- łej książce nie napotyka się zgoła negatywnego słowa,
rego doszedł jeden z najśmielszych i najzimniejszych napadu, złośliwości, że raczej spoczywa ona
myślicieli, autor książki 0 pochodzeniu uczuć mo- w słońcu, krągła, szczęśliwa, podobna zwierzowi mor-
ralnych (lisez: Nietzsche, pierwszy i m m o r a l i s t a ) skiemu, który wśród skał wygrzewa się w słońcu.
na podstawie swych trafnych, przenikliwych rozbio- Ostatecznie ja sam byłem tym zwierzem morskim:
rów postępowania ludzkiego? Człowiek morałny nie prawie każde zdanie tej książki pomyślane jest, po-
jest bliższy świata myślnego, niż człowiek fizyczny c h w y c o n e w tem skalnem zamieszaniu koło Genui,
b o w i e m niema zgoła świata myślnego... Zdanie gdzie byłem sam i jeno z morzem miałem wspólne
to, zahartowane i wyostrzone pod młotem dziejowego tajemnice. Jeszcze teraz, gdy przypadkiem dotknę tej
poznania (lisez: P r z e m i a n a w s z y s t k i c h książki, zmienia się dla mnie każde zdanie w cypel,
w a r t o ś c i ) posłuży może kiedyś, w przyszłości na którym znowu coś niezrównanego wyciągam
1890! za siekierę, którą przyłoży się do korzenia z głębiny: cała jej skóra drży od pieściwych dresz-
metafizycznej potrzeby l u d z k o ś c i czy bardziej czów wspomnienia. Sztuka, która ją odznacza, nie
ku błogosławieństwu lub przekleństwu ludzkości, któż mała jest w tem, że rzeczy, które lekko i bez szmeru
mógłby to powiedzieć? Atoli w każdym razie, jako przemykają się mimo, chwile, które boskiemi zowę
zdanie o poważnych skutkach, płodne i straszne jaszczurkami, utrwala nieco zgoła nie z okrucień-
zarazem, i patrzące na świat owem p o d w ó j n e m stwem owego młodego boga greckiego, który biedną
spojrzeniem, które mają wszystkie wielkie poznania... jaszczureczkę poprostu nadział, lecz zawsze przecie
na coś ostrego, na p i ó r o . . . Ileż to jutrzenek, które
jeszcze nie jaśniały ten i n d y j s k i napis widnieje
JUTRZENKA. MYŚLI O P R Z E S D A C H MO-
na drzwiach do tej książki. Gdzież s z u k a jej twórca
RALNYCH. Książką tą rozpoczyna się moja wy-
owego zarania nowego, owej dotąd nieodkrytej jeszcze
prawa przeciw moralności. Bynajmniej nie żeby choć
różaności, którą się znowu dzień zaczyna, ach,
trochę prochem czuć ją było: zgoła inne i daleko
cały szereg, cały świat nowych dni! W P r z e m i a -
milsze poczuje się w niej wonie, pod warunkiem,
n i e wszystkich wartości, w uwolnieniu się od wszyst-
że ma się w nozdrzach nieco wrażliwości. Nie jest
kich wartości moralnych, w przyświadczaniu i ufa-
to ani ciężkie, ani też lekkie działo: jeśli sku-
niu wszystkiemu, co dotąd zabronione, pogardzone
tek książki jest negatywny, nie są nimi zgoła te
i przeklęte było. Ta książka p r z y ś w i a d c z a j ą c a
środki, z których skutek wynika jako wniosek, n i e
zlewa swe światło, swą miłość, swą czułość na same
jak wystrzał armatni. Że czytelnik rozstaje się z ksią-
rzeczy złe, powraca im znowu duszę, czyste su-
żką z lękliwą ostrożnością względem wszystkiego, co
mienie, wysokie prawo i p r z y w i l e j istnienia. Nie
ECCE HOMO 6
82
83
atakuje się moralności, nie bierze się już jej tylko
s a m ą w s o b i e , rozstrzygającą tego oznaką jest
w rachubę... Książkę tę kończy albo też?, jest
bezwarunkowa wartość, którą przyznają wszędzie pier-
to jedyna książka, którą kończy albo też?...
wiastkowi nieegoistycznemu i wrogość przypadająca
egoistycznemu w udziale. Kto na tym punkcie nie
2. Moje zadanie przygotowania chwili najwyż-
zgadza się ze mną, tego uważam za z a r a ż o n e g o . . .
szego opamiętania się ludzkości, w i e l k i e g o po-
Lecz cały świat jest ze mną w niezgodzie... Fizyo-
ł u d n i a , gdy spojrzy wstecz i w dal, gdy wydo-
logowi nie pozostawia takie przeciwstawienie war-
będzie się z pod panowania przypadku i kapłanów
tości żadnego wątpienia. Skoro najmniejszy narząd
i pytanie: dlaczego? po co? postawi po raz pierwszy
wewnątrz organizmu przestaje choćby w najmniejszym
j a k o c a ł o ś ć , to zadanie wynika siłą koniecz-
stopniu spełniać z zupełną pewnością czynności
ności ze zrozumienia, że ludzkość n i e sama przez
samoodżywiania, nagradzania sobie ubytku siły, swego
się idzie właściwą drogą, że jest zgoła n i e po
egoizmu, wtedy wyrodnieje całość. Fizyolog żąda wy-
bosku rządzona, że raczej właśnie pod pokrywą
c i ę c i a części zwyrodniałej, zaprzecza jednolitości
jej najświętszych pojęć wartości władał zwodniczo
z tem, co zwyrodniałe, nie ma dlań litości najmniej-
instynkt przeczenia, zepsucia, dcadence. Zagadnienie
szej. Lecz kapłan chce właśnie zwyrodnienia cało-
co do pochodzenia wartości moralnych jest przeto
ści, ludzkości: przeto z a c h o w u j e to, co zwyrod-
dla mnie zagadnieniem p i e r w s z o r z ę d n e m , bo
niałe za tę cenę staje się jej p a n e m . . . Jakież
jest warunkiem przyszłości człowieka. Żądanie, by
znaczenie mają te kłamliwe pojęcia p o m o c n i c z e
w i e r z o n o , że w gruncie wszystko jest w dobrych
moralności, dusza, duch, wolna wola, bóg,
rękach, że jakaś książka, biblia, ostatecznie uspokaja
jeśli nie to, by ludzkość fizyologicznie zniweczyć?
co do boskiego kierownictwa i mądrości w losie
Jeśli się odwraca powagę od samozachowania, od
ludzkości, jest, tłumacząc to na powrót na język
wzmagania sił ciała, to z n a c z y ż y c i a , jeśli się
rzeczywistości, wolą niedopuszczenia do głosu prawdy
z blednicy buduje ideał, z pogardy ciała zbawienie
o politowania godnem tego przeciwieństwie, to jest,
duszy, to cóż to innego, jeśli nie p r z e p i s na d-
że ludzkość dotąd w n a j g o r s z y c h była rękach,
cadence? Strata ważkości, opór przeciw instyn-
że rządzili nią rozbitkowie, podstępnie mściwi, tak
ktom przyrodzonym, jednem słowem bezosobistość
zwani święci, ci oczerniciele świata i hańbiciele czło-
to zwało się dotąd m o r a l n o ś c i ą . . . Jutrzenką
wieka. Rozstrzygającą oznaką, która wykazuje, że
podjąłem walkę przeciw moralności wyzucia się
kapłan ( zaliczam tutaj p r z y c z a j o n y c h kapłanów,
z siebie.
filozofów) nie tylko w obrębie określonego związku
religijnego, lecz wogóle stał się panem; że moral-
WIEDZA RADOSNA (LA G A Y A SCIENZA),
ność dcadence, wola końca, uchodzi za moralność
Jutrzenka to książka przyświadczająca, głęboka, lecz
jasna i dobrotliwa. To samo stosuje się raz jeszcze
6 *
85
84
TAK RZEKA ZA RATU STR A . K S I Ż K A D L A
i w stopniu wyższym do gaya scienza: prawie w ka-
WSZYSTKICH I D L A NIKOGO. Opowiem teraz
żdem zdaniu głębia myśli i swawola trzymają się
dzieje Zaratustry. Zasadniczy pomysł dzieła, pomysł
czule za ręce. Wiersz, wyrażający wdzięczność za
w i e c z y s t e g o n a w r o t u , t a najwyższa formuła
ten najcudowniejszy miesiąc styczeń, jaki przeży-
potwierdzenia, jaką wogóle osiągnąć można , sięga
łem cała księga jest jego darem zdradza do
sierpnia roku 1881: zapisany został na kartce z na-
statecznie, z jakiej tu głębi wiedza się r o z r a d o -
pisem: 6000 stóp poza człowiekiem i czasem.
w a ł a :
Pewnego dnia szedłem lasami nad jeziorem koło
Silvaplana; zatrzymałem się przy potężnej, pira-
O ty, którego miecz płomienny
midalnie spiętrzonej skale obok Surlei. Wtedy na-
W kry rozbił mojej duszy lód,
wiedziła mnie ta myśl. Cofnąwszy się od dnia
Że mknie ku toni mórz bezdennej,
tego o kilka miesięcy wstecz, spostrzegam, jako za-
W n a j w y ż s z e j swej nadziei cud:
powiedz, nagłą i do głębi rozstrzygającą zmianę
Jaśniejsza codzień, zdrowsza ż w a w i e j ,
smaku, przedewszystkiem w muzyce. Możnaby ca-
C h o ć ją miłosny pęta mus,
łego Zaratustrę zaliczyć do muzyki; niewątpliwie,
W o l n a : w i ę c cuda twoje sławi,
że pierwszym tego warunkiem było s ł y s z e ć odro-
O sanctus Januarius!
dzenie sztuki. W małej górskiej miejscowości ką-
pielowej niedaleko Vicenzy, w Recoaro, gdzie spę-
Co tu najwyższą nadziej ą się zowie, któż może
dziłem wiosnę roku 1881, odkryłem, pospołu z moim
wątpić, widząc na końcu czwartej księgi rozbły-
maestro i przyjacielem, Piotrem Gastem, również
skującą piękność dyamentową pierwszych słów Zara-
odrodzonym, że feniks muzyki przelatywał obok
tustry? Lub czytając granitowe zdania na końcu
nas lżejszemi i świetlistszemi pióry, niż je miał
księgi trzeciej, które po raz pierwszy ujmują w for-
kiedykolwiek. Licząc natomiast od dnia tego wprzód,
mułę przeznaczenie d l a w s z e c h c z a s ó w ? P i e ś -
aż do nagłego i w najnieprawdopodobniejszych wa-
n i k s i ę c i a L e k k o d u c h a , w przeważnej czę-
runkach odbytego połogu w lutym r. 1883 część
ści na Sycylii stworzone, przypominają najwyrazniej
końcowa, ta sama, z której w P r z e d m o w i e kilka
prowansalskie pojęcie gaya scienza) ową jedność
przytoczyłem zdań. ukończona została ściśle w tej
p i e ś n i a r z a , r y c e r z a i d u c h a w o l n e g o ,
samej świętej godzinie, o której w Wenecyi skonał
którą owo przedziwne zaranie kultury prowansal-
Ryszard Wagner to na ciążę przypada ośmnaście
skiej wznosi się nad wszystkie wątpliwe kultury;
miesięcy. Ta liczba właśnie ośmnastu miesięcy mo-
zwłaszcza ostatni poemat do M i s t r a l a , rozpa-
głaby naprowadzić na myśl, wśród buddystów naprzy-
sana pieśń taneczna, w której, za pozwoleniem! tań-
kład, że w gruncie jestem słoniem-samicą. Na czas
czy się po trupie moralności, jest doskonałym pro-
pośredni przypada la gaya scienza, która mieści
wansalizmem.
87
86
i w tych nieprzychylnych warunkach powstał mój
sto zapowiedzi, iż zbliża się coś niezrównanego;
Zaratustra. Przed południem chadzałem w górę w kie-
w końcu podaje jeszcze początek samego Zaratustry,
runku południowym, wspaniałą drogą do Zoagi wio-
podaje w przedostatnim ustępie czwartej księgi za-
dącą, mijając pinie i mając widok daleki na morze;
sadniczą myśl Zaratustry. Tak samo na ten czas
popołudniu, jeśli tylko zdrowie pozwalało, obcho-
pośredni przypada h y m n do ż y c i a (na chór mie-
dziłem całą zatokę świętej Małgorzaty aż poza Porto
szany i orkiestrę), którego partytura pojawiła się
fino. Miejscowość ta i krajobraz były jeszcze bliższe
przed dwoma laty u E. W. Fritscha w Lipsku: ob-
sercu mojemu dzięki wielkiej miłości, którą żywił
jaw, nie bez znaczenia może, stanu z owego roku,
dla nich cesarz Fryderyk Trzeci; bawiłem na jesieni
gdy patos p r z y ś w i a d c z a j ą c y par excellence,
r. 1886 przypadkiem znów na tem wybrzeżu, kiedy
zwany przeze mnie patosem tragicznym, w najwyż-
odwiedzał po raz ostatni ten mały zapomniany świat
szym przepełniał mnie stopniu. Kiedyś śpiewać go
szczęścia. Na tych dwuch drogach powstał we
będą na moją pamiątkę. Tekst, zaznaczam wy-
mnie cały pierwszy Zaratustra, przedewszystkiem
raznie, bo panuje pod tym względem nieporozumienie,
Zaratustra sam, jako typ : właściwiej, n a p a d ł
nie jest mój: jest to zdumiewające natchnienie mło-
m n i e . . .
dej Rosyanki, z którą wówczas żyłem w przyjazni,
panny Lou von Salome. Kto wogóle myśl ostatnich
2. By typ ten zrozumieć, trzeba wyjaśnić wprzód
słów poematu rozumie, zgadnie, dlaczegom go wy-
jego założenie fizyologiczne: jest niem to, co zowę
różnił i podziwiał: mają wielkość. Ból n i e jest
w i e l k i e m z d r o w i e m . Nie umiem pojęcia tego wy-
zarzutem przeciw życiu: Jeżeli szczęścia już mi
świetlić lepiej, o s o b i ś c i e j , niż to uczyniłem w jednym
dać nie możesz, dobrze! m a s z d l a m n i e j e s z c z e
z końcowych rozdziałów księgi piątej w gaya scienza.
m ę k ę . . .
My nowi, bezimienni, trudno zrozumiali brzmi ten
Może i muzyka moja posiada w miejscu tem
ustęp, my przedwczesne płody niedowiedzionej jeszcze
wielkość. (Ostatnia nuta oboi cis, nie c. Omyłka
przyszłości potrzebujemy do nowego celu także
druku). Następnej zimy mieszkałem w owej
nowego środka, to jest nowego zdrowia, silniejszego,
wdzięcznie cichej zatoce Rapallo, wciskającej się
szczwańszego, giętszego, zuchwalszego, weselszego,
między Chiavari i Porto fino pod Genuą. Zdro-
niż dotąd wszystkie były zdrowia. Czyja dusza pragnie
wie me nie było najlepsze; zima chłodna i nad-
miernie deszczowa; małe albergo, tuż nad morzem, przeżyć cały obszar dotychczasowych wartości i po-
tak, że wzburzony żywioł odejmował sen nocą, żądaności i objechać wszystkie pobrzeża tego ideal-
przedstawiało niemal we wszystkiem przeciwień- nego morza śródziemnego; kto wiedzieć c h c e
stwo tego, czegoby się życzyło. Pomimo to, i właś- z przygód własnego doświadczenia, co czuje zwy-
nie na dowód mego twierdzenia, że wszystko, co cięzca i odkrywca ideału, tak samo artysta, święty,
rozstrzygające, powstaje pomimo, właśnie tej zimy prawodawca, mędrzec, uczony, bogobojny i boski sa-
88
89
motnik starego stylu, temu potrzeba na to przede- ślepota, czasowe zapomnienie o sobie: ideał ludzko-
wszystkiem wielkiego zdrowia takiego, które nie- nadludzkiego zdrowia i życzliwości, który często ni e-
tylko się ma, lecz które się nieustannie zdobywa, l u d z k i m zdawać się może, naprzykład, gdy sta-
i zdobywać może, ponieważ wiecznie się je poświęca, nie obok całej dotychczasowej, ziemskiej powagi,
poświęcać musi... I oto skorośmy długo w ten spo- obok wszelkiego rodzaju uroczystości w ruchu, sło-
sób wędrowali, my Argonauci ideału, odważniejsi wie, dzwięku, spojrzeniu, moralności i zadaniu, jako
może, niż roztropnie było, i dość często doznając wcielona mimowolna parodya i z którym, mimo
rozbicia i szkody, lecz jak się rzekło zdrowi, ciągle to wszystko, zaczyna się może właśnie dopiero
na nowo zdrowi, to zdaje nam się wtedy, jako-
w i e l k a powaga, staje właściwy znak pytania, od-
byśmy w nagrodę za to mieli przed sobą ląd nie-
wraca się przeznaczenie duszy, cofa wskazówka, za-
odkryty jeszcze, którego granic nikt dotąd nie przej-
c z y n a tragedya...
rzał, jakiś pozaobręb wszystkich dotychczasowych
lądów i zakątków ideału, świat tak przebogaty w to,
3. Maż kto, z końcem dziewiętnastego stulecia,
co piękne, obce, pytania godne, straszliwe i boskie,
dokładne o tem pojęcie, co poeci silnych stuleci
że nasza ciekawość, tak samo jak nasza żądza po-
zwali natchnieniem? Jeśli nie, to opiszę. Ktoby po-
siadania wypadły z równowagi, ach, że nic nas
siadał choć ślad przesądu, nie umiałby się w samej
odtąd nasycić nie może! Jakże moglibyśmy się, po
rzeczy obronić wyobrazeniu, że jest tylko wciele-
takich widokach i wobec takiej zachłanności w rze-
niem, tylko narzędziem, tylko medium potęg prze-
czach sumienia i wiedzy, zadowolić jeszcze c z ł o -
możnych. Pojęcie objawienia, w tem znaczeniu,
w i e k i e m t e r a z n i e j s z y m ? To dość zle: lecz
że coś nagle z niewysłowioną pewnością i dokład-
nieuniknione jest, że najzacniejszym jego celom
nością w i d z i a l n e , słyszalne się staje, coś, co
i nadziejom przyglądamy się tylko z zle podtrzymy-
człowieka do głębi wzburza i wstrząsa, określa
waną powagą i nie przyglądamy się już nawet.
poprostu stan rzeczy. Słyszy się, nie szukając, bierze
Inny mamy przed sobą ideał, cudowny, kuszący,
się, nie pytając, kto daje; myśl wystrzela jak błyska-
pełen niebezpieczeństw ideał, do któregobyśmy nie
wica, z koniecznością, w formie bez wahania, nie
nakłaniali nikogo, ponieważ nie przyznajemy nikomu
miałem nigdy wyboru. Zachwyt, którego napięcie
tak łatwo p r a w a do n i e g o : ideał ducha, który
wyzwalało się niekiedy w strumieniu łez, w któ-
naiwnie, to jest mimowolnie i z przelewnej mocy
rym krok poniewolnie już to jak burza gna, już to
i pełni, igra z wszystkiem, co dotąd świętem, dobrem,
powolny się staje; zupełna nieprzytomność przy ści-
nietykalnem, boskiem zwano; dla którego to, co naj-
słej świadomości subtelnych drżeń i dreszczów, aż
wyższe, to, w czem tłum słusznie widzi swą war-
do kończyn stóp; głębia szczęścia, w którem to, co
tości miarę, znaczy prawie tyle, co niebezpieczeń-
najboleśniejsze i najposępniejsze, nie działa jako
stwo, upadek, poniżenie, lub co najmniej odpoczynek.
przeciwieństwo, lecz jako coś uwarunkowanego, wy-
90
91
wołanego, jako k o n i e c z n a barwa wśród takiego
Rzymu, założonej z wrogości dla Rzymu, podobnie
nadmiaru światła; instynkt stosunków rytmicznych,
jak ja kiedyś miejsce założę na pamiątkę ateisty
przesklepiający dalekie przestrzenie form długość,
i wroga comme il faut Kościoła, najbliżej ze mną
potrzeba d a l e k o n o ś n e g o rytmu jest nieledwo
spokrewnionego, wielkiego z Hohenstaufów cesarza,
miarą potęgi natchnienia, rodzajem wyrównania wzglę-
Fryderyka Drugiego. Lecz fatum ciążyło nad tem
dem ucisku i napięcia... Wszystko dzieje się w naj-
wszystkiem: musiałem wrócić. Ostatecznie zadowo-
wyższym stopniu poniewolnie, lecz jakby w wi-
liła mnie piazza Barberini, kiedy mnie znużyło sta-
churze uczucia wolności, bezwarunkowości, mocy,
ranie się o okolicę a n t y c h r y s t o w ą . Lękam się,
boskości... Poniewolność obrazu, przenośni jest rze-
czym też pewnego razu, by zejść jak najbardziej
czą najprzedziwniejszą; nie ma się już zgoła poję-
brzydkim woniom z drogi, nie dowiadywał się na-
cia, co jest obrazem, co przenośnią, wszystko jawi
wet w palazzo Quirinale o cichy pokój dla filo-
się, jako wyraz najbliższy, najwłaściwszy, najprost-
zofa. Wysoko nad wymienioną piazza, na loggii,
szy. Zdaje się naprawdę, by przypomnieć słowa Za-
z której widać Rzym cały, a głęboko na dole sły-
ratustry, jak gdyby rzeczy podchodziły same i na
chać szmer fontanny, stworzona została owa pieśń
rzucały się przenośni ( tu rzeczy wszystkie pod-
najsamotniejsza, jaka kiedykolwiek stworzona została,
chodzą pieściwie ku mowie twojej i schlebiają ci:
P i e ś ń n o c y ; podówczas prześladowała mnie,
gdyż chcą na grzbiecie pojeżdzać twoim. Na każdej
krążyła koło mnie zawsze melodya niewymownie
przenośni ku nowej prawdzie pojeżdżasz. Tuć otwie-
smętna, której refren odnalazłem w słowach martwy
rają się wszelkiego bytu słowa i skrzynie słów; byt
z nieśmiertelności... W zimie, wróciwszy na święte
wszelki chce stać się tu słowem, wszelkie stawanie
miejsce, gdzie zalśniła mi pierwsza błyskawica po-
się pragnie nauczyć się mówić od ciebie ). Oto
mysłu Zaratustry, znalazłem drugiego Zaratustrę.
m o j e doświadczenie natchnienia; nie wątpię, że
Starczyło dziesięć dni; w żadnym wypadku, ani dla
o tysiące lat cofnąć się trzeba, by znalezć kogoś,
pierwszego, ni dla drugiego, ni dla ostatniego więcej
coby rzec mi śmiał: jest też i mojem.
nie było mi trzeba. Zimy następnej pod halkioń-
skiem niebem Nizzy, które wówczas po raz pierwszy,
4. W kilka tygodni potem, leżałem w Genui
olśniło me życie, znalazłem trzeciego Zaratustrę
chory. Potem nastąpiła osmętna wiosna w Rzy-
i byłem gotów. Ledwo rok, licząc naogół. Wiele
mie, gdzie znosiłem życie nie było to łatwem.
utajonych miejsc i wyżyn Nizzy uświęciły mi chwile
W gruncie mierziło mnie nadmiernie to dla twórcy
niezapomniane: ów ustęp, rozstrzygający, noszący
Zaratustry najnieprzystojniejsze miejsce na ziemi,
nagłówek 0 starych i nowych tablicach, stwo-
któregom nie obrał dobrowolnie; starałem się uciec,
rzyłem podczas żmudnego wstępowania od stacyi
dostać się do A q u i l i , pojęcia przeciwnego do
ku cudownemu maurytańskiemu gniazdu skal-
nemu Eza, sprawność mięśni była u mnie zawsze
92 93
z olbrzymiego trwonienia wszystkich sil obronnych,
największa, kiedy siła twórcza najsilniej tryskała.
które jest założeniem wszelkiego czynu t w ó r c z e g o
C i a ł o jest natchnione: pozostawmy duszę w spo-
wszelkiego czynu dobytego z najgłębszej swej istoty,
koju... Można mnie było często widzieć tańczącego;
wnętrza i dna. M a ł e władze obronne są tem sa-
mogłem wtedy, bez cienia znużenia, chodzić siedm,
mem niejako w zawieszeniu; nie mają już żadnego
ośm godzin po górach. Sypiałem dobrze, śmiałem
dopływu siły. Ważę się jeszcze zaznaczyć, że się
się dużo , posiadałem zupełną krzepkość i cier-
gorzej trawi, niechętniej porusza, zbyt się otworem
pliwość,
stoi dla wszelkich uczuć mrożących, także dla nieuf-
ności, nieufności, która w wielu wypadkach jest
5. Poza temi dziełami dni dziesięciu były lata
tylko omyłką etyologiczną. W takim stanie odczułem
podczas Zaratustry, a przedewszystkiem po nim,
raz blizkość stada krów w powrocie łagodniejszych,
nędzą nieporównaną. Drogo przypłaca się nieśmiertel-
życzliwszych ludziom myśli, zanim je jeszcze ujrza-
ność: kona się wzamian kilkakrotnie za życia. Jest
łem: W t e m jest ciepło...
coś, co nazywam rancune wielkości: wszelka wiel-
kość, dzieło, czyn, raz dokonane, zwracają się nie-
6. Dzieło to istnieje samo dla siebie. Zo-
zwłocznie p r z e c i w temu, który je zdziałał. Właś-
stawmy poetów na boku: może wogóle nie stwo-
nie dlatego, że je zdziałał, jest teraz s ł a b y , nie
rzono nic nigdy z podobnego nadmiaru siły. Moje
wytrzymuje już swego czynu, nie patrzy mu już
w twarz. Mieć coś, czego nigdy nie śmiało się chcieć, pojęcie dyonizyjskości stało się tu n a j w y ż s z y m
p o z a sobą, coś, w czem zadzierzgnął się węzeł prze- c z y n e m ; w porównaniu z niem cała reszta ludzkiej
znaczenia ludzkości i mieć to teraz na sobie! To działalności wydaje się ubogą i warunkową. ye taki
miażdży niemal... Rancune wielkości! Drugie, to Goethe, Szekspir ani przez chwilę nie umiałby oddy-
straszliwa cisza, którą się słyszy wokół siebie. Samot- chać wśród tej niezmiernej namiętności i wyżyny,
ność ma siedm skór; nic nie przenika przez nie. Przy- że, Dante, wobec Zaratustry, jest tylko wyznawcą
chodzi się do ludzi, pozdrawia się przyjaciół: nowa a nie kimś, kto prawdę t w o r z y , duchem r z ą -
pustka, żadne me pozdrawia spojrzenie. W najlep- d z ą c y m ś w i a t e m , przeznaczeniem , że poeci
szym razie rodzaj buntu. Takiego buntu doświadcza- Wedy to kapłani, i nawet nie godni rozwiązać
łem, w bardzo różnym stopniu, lecz prawie ze strony
rzemyka u obuwia Zaratustry, to rzecz najmniejsza,
każdego, co mi był blizki: zda mi się, że nic nie
i nie daje zgoła pojęcia o odległości, o l a z u r o w e j
obraża głębiej, jak nagle dać poznać odległość,
samotności, w jakiej dzieło to żyje. Zaratustra ma
d o s t o j n e natury, które nie umieją żyć, nie czcząc,
wieczyste prawo m ó w i ć : zakreślam koła wkrąg
są rzadkie. Trzecie, to niedorzeczna drażliwość
siebie i święte granice; coraz mniej liczni wstępują
skóry wobec drobnych ukłuć, rodzaj bezsilności wobec
ze mną na coraz wyższe szczyty, buduję turnie
wszystkiego, co małe. Zdaje mi się ona wynikać
z coraz świętszych gór. Zliczcie ducha i dobroć
94
95
wszystkich dobrych dusz w jedno: wszystkieby razem
strzeni, w tej dostępności dla przeciwieństw n a j -
nic zdołały wydać jednej mowy Zaratustry. Olbrzy-
w y ż s z y m r o d z a j e m w s z e l k i e g o j e s t e s t w a ;
mia to drabina, po której on wchodzi i schodzi; wię-
i jeśli kto usłyszy, jak on go określa, zrzeknie się
cej widział, więcej chciał, więcej m ó g ł , niż jakikol-
szukania jego przenośni.
wiek człowiek. Przeczy każdem słowem, ten najbar-
dusza, która najdłuższą ma drabinę i naj-
dziej przyświadczający z wszech duchów; wszystkie
głębiej zejść może,
sprzeczności złączyły się w nim w nową jedność. Naj-
dusza najprzestronniejsza, która najdalej w sie-
wyższe i najgłębsze siły natury człowieczej, to, co
bie zabiec, w sobie błądzić i bujać może,
najsłodsze, najlżejsze i najstraszliwsze, wypływa z je-
najkonieczniejsza, która z rozkoszą w przypa-
dnego zródła z nieśmiertelną pewnością. Nie wie-
dek się rzuca,
dziano dotąd, co to wyżyna, co głębia, jeszcze mniej
dusza istniejąca, która stawania się c h c e , po-
wiedziano, co to prawda. Niema chwili w tem obja-
siadająca, która c h c e chcenia i żądania,
wieniu prawdy, którąby już był uprzedził, odgadł
uciekająca od siebie, która siebie najdalszemi
któryś z największych. Niema zgoła mądrości, ba-
kręgami dościga,
dania dusz, sztuki przed Zaratustra; to, co najbliższe,
dusza najmędrsza, której szaleństwo najsłodziej
najcodzienniejsze, mówi tu o rzeczach niesłychanych.
doradza,
Sentencya drżąca namiętnością; wymowa, co się mu-
samą siebie najbardziej kochająca, w której
zyką s t a a ; błyskawice, ciskane w nieodgadnione do-
wszystkie rzeczy mają swe prądy i nawroty, przy-
tąd przyszłości. Najpotężniejsza zdolność przenośni,
pływ i odpływ .
jaka dotąd istniała, jest ubóstwem i igraszką wobec
T o j e s t j e d n a k p o j ę c i e s a m e g o D y o -
tego powrotu mowy do natury obrazowości.
n i z o s a . Do tego samego wiedzie inne rozważanie.
A jak to Zaratustra się zniża i do każdego naj-
Psychologicznym problematem w typie Zaratustry jest
dobrotliwiej przemawia! Jak nawet swych przeciwni-
to, jakim sposobem ten, który w niesłychanym stop-
ków, kapłanów, delikatnemi dotyka rękoma i wraz
niu przeczy słowem, przeczy c z y n e m wszystkiemu,
z nimi z powodu nich cierpi! Każdej chwili
czemu dotychczas przyświadczano, może pomimo to
przezwycięża się człowieka, pojęcie nadczłowieka
być przeciwieństwem ducha przeczącego; jakim spo-
stało się najwyższą rzeczywistością, w nieskoń-
sobem duch, dzwigający na sobie najcięższe z prze-
czonej dali leży to, co dotąd wielkiem w człowieku
znaczeń, złowieszcze zadanie, może pomimo to być
się zdało, p o d nim. Pierwiastek halkioński, lekkie
najlżejszy i nadgwiezdny Zaratustra jest tance-
nogi, wszechobecność złośliwości i zuchwalstwa i co
rzem ; jakim sposobem ten, który posiadł naj-
wogóle typowe jest dla typu Zaratustry, nawet we
twardsze, najstraszliwsze zrozumienie rzeczywistości,
śnie nie zdawało się istotnie właściwe wielkości. Za-
który pomyślał myśl najprzepastniejszą, może po-
ratustra czuje się właśnie w tej pojemności prze-
mimo to nie widzieć w tem zarzutu przeciwko istnie-
96
97
iskrzące i świetlaki w górze! i być szczęśliwy
niu, nawet nic przeciw jego wiecznemu nawrotowi,
waszymi darami świetlnymi.
raczej jeszcze jeden powód więcej, by być s a m e m u
Lecz żyje w własnem swem świetle, napowrót
wiecznem tak, mówionem wszem rzeczom, nie-
wchłaniam w siebie płomienie, co ze mną strzelają.
zmiernem, bezgranicznem tak i Amen... We
Nie znam szczęścia tego, który bierze; i często
wszystkie przepaście bez dna niosę jeszcze błogo-
śniło mi się, że kraść jeszcze większem szczęściem
sławiące swe tak ... L e c z j e s t t o p o j ę c i e
być musi, niż brać.
D y o n i z o s a r a z j e s z c z e .
W tem ubóstwo moje, że ręka moja nie wy-
poczywa nigdy od darowywania; w tem zawiść
7. Jakimż językiem mówić będzie duch taki,
moja, że widzę oczy czekające i rozjaśnione noce
kiedy mówi z sobą samym? Językiem d y t y r a m b u .
tęsknoty.
Jestem wynalazcą dytyrambu. Posłuchajcie, jak Za-
Och, niedolo każdego, kto darowywał Och, słońca
ratustra p r z e d w s c h o d e m s ł o ń c a (str. 228)
mego zciemnienie! O pożądanie pożądania! O głodzie
mówi z sobą: takiego szmaragdowego szczęścia, ta-
dziki w dosycie !
kiej boskiej pieściwości nie znał żaden przede mną
Biorą ode mnie: lecz dotykamże także ich du-
język. Nawet najgłębszy smętek takiego Dyonizosa
szy? Przepaść jest między dawaniem a braniem;
zmienia się jeszcze w dytyramb; biorę dla przykładu
a najmniejszą przepaść najtrudniej mostem prze-
p i e ś ń n o c y , nieśmiertelną skargę, że jest się
sklepić.
przez nadmiar światła i mocy, przez swą naturę
s ł o n e c z n ą skazanym nie kochać, Głód wyrasta z piękności mojej: ból sprawiać
chciałbym tym, którym świecę, ograbiać chciałbym
Noc: teraz mówią głośniej wszystkie wodo-
swych obdarowanych tak głodny jestem złości.
tryski. I dusza moja jest też wodotryskiem.
Cofam rękę, gdy już ręka ku niej się wyciąga;
Noc: teraz dopiero budzą się pieśni wszystkich
wodospadowi podobien, co jeszcze w spadku się
kochających. I dusza moja jest także pieśnią kocha-
waha: tak głodny jestem złości.
jącego.
Taką zemstę knuje pełń moja, taka przekora
Coś nieuciszonego, nieuciszalnego we mnie chce
wytryska z mej samotności.
mówić. Pożądanie miłości jest we mnie, które samo
Me szczęście w darowywaniu zmarło w darowy-
przemawia językiem miłości.
waniu, cnota moja znużyła się sama sobą przez nad-
Światłem jestem: ach, obymż był nocą! Lecz
miar s w ó j !
w tem samotność moja, że jestem światłem opasan.
Kto zawsze darowywa, tego niebezpieczeństwem
Ach, obymż był ciemny i nocny! Jakżebym
jest, że wstyd utraci; kto zawsze obdziela, tego dłoń
chciał ssać u piersi światła!
i serce ma odciski od obdzielania ciągłego.
I wasbym nawet błogosławił, wy drobne gwiazdy
Oko moje nie wzbiera już rosą wobec wstydu
ECCE HOMO. 7
98
99
proszących i ręka moja za twarda się stała dla mnie wie, czem jest Ary a d n a !. . . Dla wszystkich
drżenia rąk napełnianych. takich zagadek nikt nie miał dotąd rozwiązania,
Gdzie podziała się łza oka mego i brzoskwi- wątpię czy tu ktokolwiek choćby tylko widział za-
niowy puch mojego serca? O samotności wszyst- gadkę. Zaratustra określa raz surowo swoje za-
kich, którzy darowują! O milczenie wszystkich świe- danie jest to i moje , tak iż co do z n a c z e -
cących ! n i a pomylić się nie można: p r z y ś w i a d c z a aż
Mnogo słońc krąży w pustych przestworach: do usprawiedliwienia, aż do zbawienia także wszel-
do wszystkiego, co ciemne, mówią światłem swo- kiej przeszłości.
jem dla mnie milczą. Chadzam wśród ludzi, jak wśród okruchów
Oto wrogość światła dla wszystkiego, co świeci: przyszłości: owej przyszłości, którą widzę.
bezlitośnie krąży kolejami swemi. I w tem tkwi moje tworzenie i dążenie, że
Niesprawiedliwa w głębi serca dla wszystkiego, skupiam w jedno i łączę, co jest okruchem i za-
co świeci, zimne dla słońc tak krąży każde słońce. gadką, i okropnym przypadkiem.
Podobne burzy krążą słońca kolejami swemi, I jakbym zcierpiał być człowiekiem, gdyby czło-
za nieubłaganą wolą swą dążą, to jest ich chłód. wiek także nie był twórcą i zgadywaczem zagadek,
O wy to dopiero, wy ciemni i nocni, stwarzacie i zbawicielem przypadku ?
ciepło z tego, co świeci! O wy dopiero pijecie mleko Z b a w i ć p r z e s z ł y c h i wszelkie tak było
i pokrzepienie z wymion światła ! przetworzyć w tak chciałem! to dopiero zwa-
Ach, lód wkoło mnie, rękę mą lód parzy! Ach, łoby się zbawieniem.
pragnienie we mnie spragnione waszego pragnienia.
Noc: ach, że też muszę być światłem! I pra- Na innem miejscu określa jak najsurowiej,
gnieniem tego, co jest nocne! I samotnością! czem dla niego jedynie człowiek być może,
Noc: teraz, jak zródło, bije ze mnie pragnienie n i e przedmiotem miłości lub zgoła współczucia
moje, pragnę mówić. także w i e l k i e g o w s t r ę t u do człowieka stał się
Noc: teraz mówią głośniej wszystkie wodotryski. Zaratustra panem: człowiek jest dlań bezkształtem,
I dusza moja jest też wodotryskiem.
tworzywem, szpetnym kamieniem, który potrzebuje
Noc: teraz budzą się pieśni wszystkich kochan-
rzezbiarza.
ków. I dusza moja jest także pieśnią kochanka.
Nie c h c i e ć już, nie o c e n i a ć już, nie t w o -
r z y ć już: obyż to wielkie znużenie zawsze zdaleka
8. Nigdy nie napisano, nie odczuto, nie p r z e -
było ode mnie!
c i e r p i a n o rzeczy podobnej: tak cierpi bóg, Dyo-
Także w poznaniu czuję jeno mojej woli roz-
nizos. Odpowiedzią na taki dytyramb osamotnienia
kosz z płodzenia i stawania się; i jeśli niewinność
słonecznego w świetle byłaby Aryadna... Kto prócz
jest w poznaniu mojem, to przeto, że w o l a p ł o -
7*
101
100
dnia rozstrzygnięcia. Wchodzi tu również powolne
d z e n i a w niem tkwi. Precz od Boga i bogów wy-
rozglądanie się za pokrewnymi, za takimi, którzyby
wabiła mnie ta wola: Bo cóżby było do stworzenia,
z głębi siły podali mi rękę do n i s z c z e n i a .
gdyby bogowie istnieli ?
Odtąd są pisma moje wędkami: może równie dobrze
Lecz do człowieka gna mnie wciąż na nowo
jak Ktoś umiem łowić na w ę d k ę ? . . . Jeśli się nic
moja żarliwa wola tworzenia, tak gna ona młot do
nie z ł o w i ł o , to nie jam temu winien. B r a k ł o
kamienia.
r y b ...
Ach, ludzie, w kamieniu śpi mi posąg, posąg
nad posągi! Ach, że też spać musi w najtwardszym,
2. Książka ta (1886) jest we wszystkiem, co
najszpetniejszym kamieniu !
w niej istotne, k r y t y k ą n o w o c z e s n o ś c i , nie
N i n i e s z a l e j e m ó j m ł o t o k r u t n y p r z e -
wyłączając nauk nowoczesnych, sztuk nowoczesnych,
c i w j e g o w i ę z i e n i u !
nawet polityki nowoczesnej, wraz ze wskazówkami
Od kamienia prószą odruzgi: mnie to nie wzrusza!
co do typu przeciwnego, który tak mało, jak tylko
Ukończyć go chcę, bo przyszedł do mnie
być może, jest nowoczesny, typu dostojnego, przy-
cień, z wszech rzeczy najcichsza i najlżejsza
świadczającego. W ostatniem znaczeniu jest ta
przyszła ongi do mnie!
książka s z k o ł ą d l a gentilhomme. biorąc po-
Nadczłowieka piękność jako cień przyszła do
jęcie to bardziej duchowo i r a d y k a l n i e j , niż
mnie: cóż mnie obchodzą jeszcze bogowie!...
kiedykolwiek je brano. Trzeba mieć odwagę w piersi,
Zaznaczam ostatni punkt widzenia: wiersz pod-
by je choćby tylko wytrzymać, trzeba nie umieć
kreślony daje powód do tego. Zadaniu d y o n i z y j -
się b a ć . . . Wszystkie te rzeczy, z których stulecie
s k i e m u właściwa jest w sposób rozstrzygający
jest dumne, odczute są jako sprzeczne z tym ty-
twardość młota, r o z k o s z n a w e t w n i s z c z e n i u ,
pem, jako złe maniery nieomal, sławna przedmioto-
jako jeden z warunków uprzednich. Imperatyw bądz-
wość, naprzykład, współczucie z wszelkim cier-
cie twardzi!, najgłębsza pewność , że w s z y s c y
piącym, zmysł historyczny z swoją uległością
t w ó r c y są t w a r d z i , jest właściwą odznaką na-
wobec obcego smaku, z swojem leżeniem na brzu-
tury dyonizyjskiej.
chu przed wszystkimi petits faits, naukowość.
jeśli się zważy, że książką ta następuje po Zara-
POZA DOBREM I ZAEM. P R Z Y G R Y W K A
tustrze, to odgadnie się może także dyetetyczny r-
DO FILOZOFII PRZYSZAOŚCI. Zadanie lat następ-
gime, któremu swe powstanie zawdzięcza. Oko przez
nych było zakreślone jak najściślej. Skoro zada-
ogromne przyniewolenie nawykłe widzieć d a l e k o
nie moje w swej części przyświadczającej zostało
Zaratustra jest jeszcze większym dalekowidzem,
rozwiązane, przyszła kolej na jego część przeczącą
niż car , jest tu zmuszone ujmować bystro to, co
słowem, przeczącą czynem: przemiana dotychczaso-
najbliższe, czasowe, w k o ł o n a s . Spostrzeże się pod
wych wartości samych, wielka wojna wywołanie
102
103
każdym względem, przedewszystkiem też w formie, ressentiment, n i e zaś, jak się wierzy, z ducha,
jednaki s a m o w o l n y odwrót od instynktów, które w istocie swej ruch przeciwniczy, wielki bunt prze-
umożliwiły Zaratustrę. Wyrafinowanie w formie, w za- ciw panowaniu d o s t o j n y c h wartości. Rozprawa
myśle, w sztuce milczenia stoi na pierwszym planie, d r u g a podaje psychologię s u m i e n i a : n i e jest
psychologią włada się z jawną twardością i okru- ono, jak się wierzy, głosem boga w człowieku,
cieństwem, książce zbywa na wszelkiem serdecz- lecz jest ono instynktem okrucieństwa, który zwraca się
nem słowie... Wszystko to daje wypocząć: któż wstecz, nie mogąc się już wyładować na zewnątrz.
zresztą odgadnie, j a k i e g o rodzaju wypoczynku Okrucieństwo, jako jedno z najstarszych i najmniej
trzeba po takiem roztrwonieniu dobroci, jakiem jest dających się zaprzeczyć podłoży kultury, tu pierwszy
Zaratustra?... Mówiąc teologicznie słuchajcie, bo raz dobyto na światło. Rozprawa t r z e c i a daje odpo-
rzadko mówię jako teolog, sam Bóg, ukończywszy wiedz na pytanie, skąd pochodzi niesłychana p o t ę g a
swe dzieło dzienne, położył się jako wąż pod drze- ideału ascetycznego, ideału kapłańskiego, chociaż
wem poznania: odpoczywał po tem, że jest Bo- jest on ideałem s z k o d l i w y m par excellence, wolą
giem... Uczynił wszystko zbyt pięknie... Dyabeł końca, ideałem dcadence. Odpowiedz: n i e dlatego,
jest tylko próżnowaniem Boga co siódmy d z i e ń . . . że Bóg poza kapłanami działa, jak się w to wierzy,
lecz faute de mieux, ponieważ był dotąd ideałem
GENEALOGIA MORALNOŚCI. PISMO POLE- jedynym, ponieważ nie miał współzawodnika. Gdyż
MICZNE. Trzy rozprawy, z których ta Genealogia człowiek woli raczej chcieć nicości, niż zgoła n i e
się składa, są może ze względu na wyraz, zamysł chcieć... Przedewszystkiem brakło i d e a ł u p r z e -
i sztukę czynienia niespodzianek, rzeczą najniesamo- c i w n e g o a ż d o Z a r a t u s t r y . Rozumie-
witszą, jaką napisano. Dyonizos jest, jak wiadomo, cie. Trzy rozstrzygające prace przygotowawcze psy-
także bogiem ciemności. Za każdym razem początek, chologa, stworzonego do przemiany wszystkich war-
który ma na manowce prowadzić, chłodny, naukowy,
tości. - Książka ta podaje po raz pierwszy psycho-
nawet ironiczny, umyślnie na pierwszym planie,
logię kapłana.
umyślnie zwodzący. Stopniowo coraz więcej niepo-
koju; poszczególne błyskawice; bardzo niemiłe prawdy
ZMIERZCH B O Ż Y S Z C Z . J A K SI FILOZO-
zdala odzywające się głuchym pomrukiem, aż
FUJE MAOTEM. Pismo to o niespełna 150 stronach,
w końcu dochodzi do tempo feroce, gdzie wszystko
pogodne i złowieszcze w tonie, śmiejący się de-
gna naprzód z niezmienieni napięciem. Za każdym ra-
mon , dzieło tak nielicznych dni, ze wstyd mi
zem na zakończenie, wśród zgoła straszliwego huku,
wymienić ich liczbę, jest wogóle wyjątkiem wśród
n o w a prawda wśród gęstych widzialna chmur.
książek: niema nic w treść bogatszego, bardziej nie-
Prawdą p i e r w s z e j rozprawy jest psychologia
zawisłego, bardziej przewrotowego, złośniejszego.
chrześcijaństwa: narodziny chrześcijaństwa z ducha
Jeśli się chce wprost wyrobić sobie pojęcie o tem,
105
104
brałem się do niezmiernego zadania przemiany war-
jak przede mną wszystko stało do góry nogami, to
tości, z królewskiem uczuciem dumy, któremu nic
należy rozpocząć od tego pisma. Co na karcie na-
zrównać nie może, każdej chwili pewny swej nie-
czelnej zwie się b o ż y s z c z e m , to poprostu to, co
śmiertelności i znak za znakiem, z pewnością prze-
dotąd prawdą zwano. Z m i e r z c h b o ż y s z c z
znaczenia, w spiżowej ryjąc tablicy. Przedmowa
po naszemu: stara prawda kona...
powstała 3 września 1888: kiedym rano, napisawszy
ją, wyszedł na powietrze, ujrzałem przed sobą dzień
2. Niema zgoła rzeczywistości, zgoła idealno-
najpiękniejszy, jakiego mi nigdy Engadyna Wyżnia nie
ści, którejby nie poruszono w tem piśmie ( po-
ukazywała przezroczy, płonący barwami, mieszczący
ruszono: co za ostrożny eufemizm!...). Nietylko bo-
w sobie wszystkie kontrasty i przejścia między lodem
żyszcza w i e c z n e , również i najmłodsze, przeto
i południem. Dopiero 20 września opuściłem Sils-
najsłabsze życiowo. Naprzykład idee nowoczesne.
Maria, powstrzymywany przez powodzie, wreszcie
Wiatr silny dmie wśród drzew i wszędzie spadają
ostatni zgoła gość cudownej miejscowości, której
owoce, prawdy. Jest w tem marnotrawstwo nad-
wdzięczność moja dać pragnie w darze imię nie-
miernie bogatej jesieni: stopa potyka się o prawdy,
śmiertelne. Po podróży z przypadkami w drodze,
zdeptuje nawet niektóre na śmierć jest ich za
nawet z niebezpieczeństwem życia w zalanem powo-
dużo .. . Co jednak się w ręce dostanie, to nic już
dzią Como, do którego pózną dopiero dostałem się
wątpliwego, to same rzeczy rozstrzygające. Ja do-
nocą, przybyłem w południe dnia 21 do Turynu, tej
piero mam miernik wartości w ręce, ja dopiero
d o w i e d z i o n e j dla mnie miejscowości, odtąd sie-
m o g ę rozstrzygać. Jak gdyby we mnie d r u g a
dziby mojej. Nająłem to samo mieszkanie, które zaj-
ś w i a d o m o ś ć wyrosła, jak gdyby we mnie wola
mowałem na wiosnę, przy via Carlo Alberto 6. III., na-
zapaliła sobie światło nad drogą p o c h y ł ą , którą
przeciw potężnego palazzo Carignano, w którem urodził
dotąd w dół biegła. Tę drogę pochyłą zwano drogą
się Vittorio Emanuele, z widokiem na piazza Carlo
do prawdy... Skończył się wszelki ciemny po-
Alberto, a w dali na wzgórza. Bez wahania i ani na
pęd, człowiek d o b r y najmniej właśnie świadom
chwilę nie zwłócząc, wziąłem się znów do pracy:
był drogi właściwej... I mówiąc z całą powagą, nikt
pozostawała jeszcze tylko czwarta część do zrobie-
przede mną nie znał drogi właściwej, drogi w z w y ż :
nia. Dnia 30 września wielkie zwycięstwo; dzień
wraz ze mną dopiero powstały znowu nadzieje, za-
siódmy; próżnowanie Boga wzdłuż Padu. Tego
dania, drogi, które należy zakreślić kulturze ja
samego dnia napisałem jeszcze p r z e d m o w ę do
jestem ich z w i a s t u n e m r a d o s n y m . . . Właśnie
Z m i e r z c h u b o ż y s z c z ; korygowanie drukowa-
dlatego także jestem przeznaczeniem.
nych jego arkuszy było we wrześniu mym wypoczyn-
kiem. Nie przeżyłem nigdy takiej jesieni, ani też
3. Natychmiast po ukończeniu właśnie wymie-
nigdy czegoś podobnego nie uważałem za możliwe
nionego dzieła i nie tracąc nawet dnia czasu, za-
106
107
na ziemi, jakiś Claude Lorrain do nieskończono- wienia zarówno wiarę, jak naukowość, zarówno
ści pomyślany, każdy dzień o jednakiej, ogromnej wolę mocy (państwa), jak vangile des humbles.
Ten brak stronniczości wśród przeciwieństw! Ta żo-
doskonałości.
łądkowa neutralność i bezosobistość! T en spra-
wiedliwy zmysł p o d n i e b i e n i a niemieckiego, który
S P R A W A WAGNERA. PROBLEMAT MUZY-
wszystkiemu równe daje prawa, któremu wszystko
KANTÓW. By sprawiedliwym być dla tego pisma,
trzeba cierpieć z powodu losu muzyki, jak skutkiem smakuje... Nie ulega wątpliwości, Niemcy to idea-
otwartej rany. S k u t k i e m c z e g o cierpię, cier- l iś ci ... Kiedym ostatni raz bawił w Niemczech, zauwa-
piąc z powodu losu muzyki? Z powodu tego, że żyłem, że smak niemiecki stara się równe przyznać
pozbawiono muzyki jej przejaśniającego świat, przy- prawa Wagnerowi i Trębaczowi z Skkingen; sam
świadczającego charakteru, że jest ona muzyką byłem świadkiem, jak w Lipsku na cześć jednego
dcadence, a już nie fletnią Dyonizosa... Przypuszcza- z najszczerszych i najbardziej niemieckich muzyków,
jąc jednak, że odczuwa się w ten sposób sprawę niemieckiego w starem słowa znaczeniu, nie zaś
muzyki, jako swoją własną sprawę, jako dzieje państwowego Niemca tylko, mistrza H e n r y k a
swego w ł a s n e g o cierpienia, to uzna się to pismo S c h t z a , założono towarzystwo imienia Liszta,
pełnem względów i ponadmiar łagodnem. W takich
w celu uprawiania i rozpowszechniania l i s i e j * ) mu-
wypadkach być pogodnym i dobrodusznie kpić z sie-
zyki kościelnej... Nie ulega wątpliwości, Niemcy to
bie pospołu ridendo dicere severum, gdzie ve-
idealiści...
rum dicere usprawiedliwiłoby wszelką twardość
jest ludzkością istotną. Któż wątpi właściwie, że jako
2. Lecz tutaj nic mi nie przeszkodzi, być gru-
stary artylerzysta, którym jestem, umiałbym przeciw
bijańskim i rzec Niemcom kilka twardych słów
Wagnerowi wytoczyć c i ę ż k i e działo? Wszystko,
prawdy: k t ó ż i n n y to u c z y n i ? Mówię o ich
co rozstrzygające w tej sprawie, zachowałem w so-
wszeteczeństwie in historicis. Historycy niemieccy
bie kochałem Wagnera. Ostatecznie w myśli
nietylko ż e zatracili zgoła w i e l k o ś ć s p o j r z e n i a
i na drodze mego zadania leży atak na subtelniej-
na bieg, na wartości kultury, nietylko że są błaz-
szego Nieznanego, którego nie łatwo kto inny
nami polityki (lub Kościoła ) : w y k l ę l i nawet
odgadnie, o, mam jeszcze zgoła innych niezna-
t ę w i e l k o ś ć s p o j r z e n i a . Trzeba być wpierw
nych do odkrycia, niż Cagliostro muzyki oczy-
niemieckim, być rasą, potem można rozstrzygać
wiście bardziej jeszcze atak na coraz w rzeczach
o wszystkich wartościach i bezwartościach in histo-
duchowych leniwszy i w instynkt uboższy, coraz
ricis ustanawiać j e . . . Niemieckość jest argumen-
bardziej p o c z c i w i e j ą c y naród niemiecki, który
tem, Niemcy, Niemcy ponad wszystko zasadą, Ger-
z pozazdroszczenia godnym apetytem nie ustaje ży-
wić się sprzecznościami i połyka bez trudności tra-
*) W oryginale gra słów: listige Kirchenmusik.
108
109
manowie są porządkiem moralnym ś w i a t a w dzie-
w o l i ż y c i a . . . Luter, moich niemożliwy, który z po-
jach; w stosunku do imperium romanum przedstawi-
wodu swej niemożliwości na Kościół napad!
cielami wolności, w stosunku do wieku ośmnastego
i przeto! go przywrócił... Katolicy mieliby
przywrócicielami moralności, imperatywu katego-
powody świecić uroczystości lutrowe, pisać widowi-
rycznego. Istnieje państwowo-niemieckie dziejopi-
ska lutrowe... Luter i odrodzenie obyczajowe!
sarstwo, lękam się, że istnieje nawet antysemickie,
Do dyabła z wszelką psychologią! Bez wątpienia,
istnieje dziejopisarstwo d w o r s k i e i pan von Trei-
Niemcy to idealiści. Gdy z niesłychaną dzielno-
tschke się nie wstydzi... Niedawno pewne zdanie
ścią i przezwyciężeniem siebie osiągnięto właśnie
idyoty in historicis, zdanie zgasłego na szczęście
rzetelny, niedwuznaczny, doskonale naukowy sposób
estetycznego Szwaba Vischera, obiegło czasopisma
myślenia, Niemcy umieli dwa razy znalezć drogi
niemieckie, jako prawda, której Niemiec każdy
chyłkowe do starego ideału, pojednanie między
p r z y ś w i a d c z y ć m u s i : Renesans i reformacya,
prawdą a ideałem, formuły na prawo odrzucenia
oboje razem tworzą dopiero całość odrodzenie
wiedzy, na prawo do k ł a m s t w a . Leibniz i Kant
estetyczne i odrodzenie obyczajowe. Wobec zdań
te dwa największe hamulce intelektualnej rzetelno-
takich kończy się moja cierpliwość i czuję ochotę,
ści Europy! Kiedy wreszcie na moście między
uważam nawet za obowiązek, powiedzieć Niemcom
dwoma stuleciami dcadence zjawiła się force majeure
w s z y s t k o , c o mają n a sumieniu. W s z y s t k i e
geniuszu i woli, dość silna do stworzenia z Europy
w i e l k i e z b r o d n i e k u l t u r a l n e c z t e r e c h
jedności, jedności politycznej i g o s p o d a r c z e j ,
s t u l e c i m a j ą na s u m i e n i u ! . . . I zawsze z tego
w celu opanowania ziemi, Niemcy przez swoje
samego powodu, z najwnętrzniejszego przed rzeczywi-
wojny o wolność, pozbawili Europę sensu, cudownego
stością t c h ó r z o s t w a , które jest także tchórzostwem
sensu w istnieniu Napoleona, mają przeto wszystko,
przed prawdą, ze zmienionej u nich w instynkt nie-
co nastąpiło, co dziś istnieje, na sumieniu, tę n a j -
prawdziwości, z idealizmu... Niemcy pozbawili
p r z e c i w n i e j s z ą k u l t u r z e chorobę, i niedo-
Europę żniwa, sensu ostatniego w i e l k i e g o okresu,
rzeczność, jaka istnieje, n a c y o n a l i z m , tę n v -
okresu Odrodzenia, w chwili, kiedy wyższy porządek
rose nationale, na którą Europa chorzeje, to
wartości, kiedy wartości dostojne, życiu przyświad-
uwiecznienie drobnopaństewkowości europejskiej, m a -
czające, przyszłość poręczające osiągnęły w siedzi-
ł e j polityki: pozbawili Europę nawet jej sensu, jej r o -
bie wartości przeciwnych, w a r t o ś c i u p a d k u ,
z u m u zawlekli ją w ulicę bez wyjścia. Czy zna
zwycięstwo i aż w g ł ą b i n s t y n k t u t y c h ,
kto, oprócz mnie, w y j ś c i e z tej u l i c y ? . . . Zadanie,
co t a m s i e d z i e l i ! Luter, ten mnich złowieszczy,
dość wielkie, z ł ą c z e n i a na nowo ludów Europy?...
przywrócił kościół i, co po tysiąckroć gorsze, chrześ-
cijaństwo z chwilą, gdy o n o u l e g a ł o . . . Chrześci-
3. I w końcu, czemużbym podejrzeniu memu nie
jaństwo, to w religię wcielone z a p r z e c z e n i e
miał dać dojść do głosu? Niemcy także w moim
111
110
to właśnie tę instynktowną względem siebie niechluj-
wypadku będą się starać, by z olbrzymiego przezna-
ność, o której tutaj mówię: nie c h c e się sobie jasno
czenia porodzić mysz. Aż dotąd kompromitowali się
zdawać sprawy z siebie. Nie wolnożby mi tego słowa
wobec mnie, wątpię, by coś lepszego robili w przy-
niemieckość przedstawić jako międzynarodowej
szłości. Ach, jakżebym pragnął, być tutaj z ł y m
monety dla t e g o psychologicznego znikczemnie-
prorokiem!... Naturalnymi czytelnikami i słuchaczami
nia? W tej chwili naprzykład nazywa cesarz
mymi są już dzisiaj Rosyanie, Skandynawowie, Fran-
niemiecki swym obowiązkiem chrześcijańskim uwol-
cuzi, będąż oni nimi coraz bardziej? Niemcy
nienie niewolników w Afryce: u nas i n n y c h Euro-
zapisali się w dziejach poznania samemi nazwiskami
pejczyków zwałoby się to poprostu niemieckiem...
dwuznacznemi, wydawali zawsze tylko bezwiednych
Wydaliż Niemcy choćby jedną książkę, która głąb
fałszerzy monet ( Fichtemu, Schellingowi, Schopen-
posiada? Brak im nawet pojęcia, co jest w książce
hauerowi, Heglowi, Schleiermacherowi przystoi to
głębokie. Poznałem uczonych, którzy Kanta uważali
słowo równie, jak Kantowi i Leibnizowi; oni wszyscy
za głębokiego; lękam się, że na dworze pruskim
to tylko tkacze zasłon* ) : nie dostąpią nigdy za-
uważa się za głębokiego pana von Treitschke.
szczytu, by pierwszy w dziejach ducha duch r z e -
A gdym przy sposobności sławił Stendhala, jako głę-
t e l n y , duch, w którym prawda odbywa sąd nad
bokiego psychologa, zdarzało mi się z niemieckimi
czterema stuleciami, zaliczał się do jedności z du-
profesorami wszechnicy, że kazali mi sylabizować na-
chem niemieckim. Duch niemiecki jest m o j e m złem
zwisko...
powietrzem; oddycham ciężko w pobliżu tej w in-
stynkt zmienionej niechlujności in psychologicis, którą
4. I czemużbym nie miał dojść do końca? Lu-
zdradza każde słowo, każda mina Niemca. Nie
przeszli nigdy przez żaden siedmnasty wiek twar- bię stół uprzątać. Wchodzi nawet w skład mej ambi-
dej próby samych siebie, jak Francuzi, La Ro- cyi, uchodzić za gardzącego Niemcami par excellence.
chefoucauld, Descartes, są stokroć w rzetelności N i e u f n o ś ć swą co do charakteru niemieckiego wy-
wyżsi od najpierwszych Niemców, nie mieli do raziłem już w dwudziestym szóstym roku życia (trze-
dziś dnia zgoła psychologa. Lecz psychologia jest cie Niewczesne Rozmyślanie str. 71). Niemcy są dla
niemal miernikiem c z y s t o ś c i lub n i e c z y s t o ś c i mnie niemożliwi. Jeśli wyobrażam sobie rodzaj czło-
rasy... I gdy się nawet czystym nie jest, jakże być wieka, który idzie na wspak moim wszystkim instynk-
można g ł ę b o k i m ? U Niemca, prawie jak u ko- tom, to zawsze wyjdzie z tego Niemiec. Pierwszą rze-
biety, nie dosięga się nigdy dna, n i e m a g o : oto
czą, na której podstawie doświadczam nerek czło-
wszystko. Lecz przez to nie jest się jeszcze nawet
wieka jest to, czy posiada w krwi poczucie odległości,
płytkim. Co w Niemczech zwie się głębokiem,
czy widzi wszędzie rangę, stopień, odstęp między czło-
wiekiem i człowiekiem, czy r o z r ó ż n i a : tem się ce-
chuje gentilhomme; w każdym przeciwnym razie wcho-
*) W oryginale gra slow: es sind alle blosse Schleiermacher.
112
113
dzi się bez ratunku w serdeczne, ach! tak dobroduszne odczuwam jako cynizm: jest więcej cynizmu w życz-
pojęcie canaille. Lecz Niemcy są canaille ach, są liwości dla mnie, niż w jakiejkolwiek nienawiści...
tak dobroduszni... Obcowanie z Niemcami poniża: Powiem każdemu z przyjaciół mych w twarz, że nie
Niemiec stawia na równi... Pominąwszy stosunek uważali nigdy za dość godne trudu s t u d y o w a ć
mój z kilkoma Niemcami, przedewszystkiem z Ry- którekolwiek z pism moich: odgaduję po drobnych
szardem Wagnerem, nie przeżyłem z Niemcami żad- znakach, że nie wiedzą nawet, co w nich stoi.
nej dobrej godziny... Przypuszczając, że najgłęb- Zwłaszcza co się tyczy mego Zaratustry. Któż z mych
szy duch wszech tysiącoleci zjawiłby się wśród przyjaciół widział w nim więcej, niż niedozwoloną, na
Niemców, to byle zbawicielka Kapitolu mniemałaby, szczęście zgoła obojętną zarozumiałość?... Dziesięć
że jej niepiękna dusza wchodzi conajmniej tak lat: a nikt w Niemczech nie uważał sobie za obo-
samo w rachubę... Nie znoszę tej rasy, z którą wiązek sumienia bronić nazwiska mego przeciw nie-
razem będąc, jest się zawsze w złem towarzystwie, dorzecznemu milczeniu, pod którem pogrzebane było:
która nie ma palców dla nuances biada mi! jestem dopiero cudzoziemiec, Duńczyk, miał na to dość sub-
nuance , która nie ma w nogach esprit i nawet telności instynktu i o d w a g i , oburzył się na mych
chodzić nie umie ... Niemcy nie mają w końcu zgoła rzekomych przyjaciół... Na którejże wszechnicy nie-
nóg, mają tylko stępory ... Niemcom brak całkowicie mieckiej byłyby dziś możliwe odczyty o mojej filo-
pojęcia, jakimi są prostakami, lecz to jest najwyższy zofii, jak je ostatniej wiosny wygłaszał w Kopenha-
stopień prostactwa, nie w s t y d z ą się nawet być dze jeszcze raz przez to dowiedziony psycholog, dr.
tylko Niemcami... Zabierają głos we wszystkiem, Jerzy Brandes? Ja sam nie cierpiałem nigdy z po-
uważają się nawet za rozstrzygających, lękam się, wodu tego wszystkiego; co k o n i e c z n e , nie dotyka
że nawet o mnie rozstrzygnęli... Całe życie moje mnie; amor fati jest moją najwnętrzniejszą naturą.
jest dowodem de rigueur tych twierdzeń. Napróżno To jednak nie wyklucza, że lubię ironię, nawet ironię
szukam w niem jednego znaku taktu, dlicatesse wszechdziejową. I dlatego na dwa lata przed miaż-
względem siebie. Ze strony Żydów tak, nigdy dżącym gromem P r z e m i a n y w a r t o ś c i , który
jeszcze ze strony Niemców. Z natury swej jestem dla ziemię wprawi w konwulsyę, wysłałem w świat
każdego łagodny i życzliwy mam p r a w o nie Sprawę Wagnera: niechże się Niemcy raz jeszcze
czynić zgoła różnicy : to nie przeszkadza mi mieć nieśmiertelnie co do mnie pomylą i u w i e c z n i ą !
otwartych oczu. Nie wyłączam nikogo, najmniej swo- właśnie czas jeszcze na to! Dopiętoż tego?
ich przyjaciół, mam zresztą nadzieję, że to ludz- Zachwycająco, moi panowie Germanie! Winszuję
kości mojej względem nich nie uczyniło uszczerbku! panom...
Istnieje pięć, sześć rzeczy, które dla mnie były za-
wsze sprawą honoru. Mimo to pozostaje prawdą,
że prawie każdy list, który od lat mnie dochodzi,
8
ECCE HOMO
115
prawda. Lecz moja prawda jest s t r a s z n a : bo
dotąd zwano k ł a m s t w o prawdą. P r z e m i a n a
w s z y s t k i c h w a r t o ś c i : oto moja formuła na
akt najwyższego opamiętania się ludzkości, który stał
się we mnie ciałem i geniuszem. Lo s mój chce, że
muszę być pierwszym człowiekiem p r z y z w o i t y m ,
że czuję się przeciwieństwem kłamliwości tysiącoleci.
Ja pierwszy prawdę o d k r y ł e m przez to, że pierw-
szy kłamstwo jako kłamstwo odczułem z w ą c h a -
ł e m . . . Geniusz mój tkwi w n o z d r z a c h . . . Przeczę,
jak nie przeczono nigdy, a mimo to jestem przeci-
wieństwem ducha zaprzeczającego. Jestem z w i a -
s t u n e m r a d o s n y m , jakiego nie było, znam za-
D L A C Z E G O J E S T E M P R Z E Z N A C Z E N I E M .
dania tak wyżynne, że brakło dotąd dla nich poję-
Znam swój los. Kiedyś przylgnie do imienia mego
cia; dopiero ze mną powstały znowu nadzieje. Przy
wspomnienie czegoś potwornego, przesilenia, ja-
tem wszystkiem jestem z konieczności także czło-
kiego zgoła nie było na ziemi, najgłębszego starcia
wiekiem złowieszczym. Bowiem gdy prawda zetrze
się sumień, rozstrzygnięcia wywołanego p r z e c i w
się z kłamstwem tysiącoleci, nastąpią przewroty,
wszystkiemu, w co dotąd wierzono, czego żądano, co
zatrzęsie się ziemia, przeniosą się góry i doliny, że
uświęcono. Jam zgoła nie człowiek, jam dynamit.
nawet o czemś podobnem nie śniono. Pojęcie polityki
A przy tem wszystkiem niema we mnie nic z zało-
rozpłynie się wówczas całkiem w wojnie duchów,
życiela religii religie to sprawy motłochu, po ze-
wszystkie potężne twory starej społeczności wysa-
tknięciu się z ludzmi religijnymi muszę myć sobie
dzone zostaną w powietrze wszystkie spoczywają
r ę c e . . . Nie c h c ę wiernych, sądzę, że jestem za
na kłamstwie: nastaną wojny, jakich jeszcze nie
złośliwy, by w samego siebie wierzyć, nie mówię nigdy
było na ziemi. Dopiero ode mnie poczyna się na ziemi
do t ł u m ó w . . . Straszliwy lęk mnie zbiera, że pewnego
w i e l k a p o l i t y k a .
dnia ogłoszą mnie ś w i ę t y m ; zgadniecie, dlaczego
książkę tę p r z e d t e m wydaję; ma przeszkodzić, by
nie dopuszczono się względem mnie z drożn oś ci...
2.
Nie chcę być świętym, raczej jeszcze błaznem jar-
marcznym ... Może jestem błaznem... A mimo to,
Chcecież formuły, na takie przeznaczenie, k t ó r e
lub raczej n i e mimo to bo nie było dotąd nic
c z ł o w i e k i e m s i ę s t a j e ? Znajduje się ona
kłamliwszego nad świętych przemawia ze mnie
w mym Zaratustrze*
8*
116
117
a k t o c h c e t w ó r c ą b y ć w d o b r e m
są przecie doświadczalnem obalaniem twierdzenia
i z ł e m , m u s i b y ć w p i e r w n i s z c z y c i e l e m
o tak zwanym porządku moralnym ś w i a t a : w a ż -
i k r u s z y ć w a r t o ś c i .
niejsza to, że Zaratustra jest prawdziwszy, niż jaki-
T a k w i ę c n a j w i ę k s z e z ł o j e s t w ł a -
kolwiek inny myśliciel. Nauka jego, i tylko ona po-
ś c i w e n a j w i ę k s z e j d o b r o c i : t a j e d n a k
siada, jako najwyższą cnotę, prawdziwość to zna-
j e s t d o b r o c i ą t w ó r c z ą .
czy przeciwieństwo t c h ó r z o s t w a idealisty, który
Jestem zgoła najstraszniejszym człowiekiem,
ucieka przed rzeczywistością; Zaratustra ma więcej
jaki dotąd istniał; to nie wyklucza, że będę najdobro-
waleczności w piersi, niż wszyscy myśliciele razem
czynniejszym. Znam rozkosz n i s z c z e n i a w stop-
wzięci. Mówić prawdę i d o b r z e g o d z i ć s t r z a -
niu, który odpowiada mej s i l e niszczenia w je-
ł a m i , oto cnota perska. Rozumiecie m n i e ? . . .
dnem i drugiem słucham swej natury dyonizyjskiej,
Samoprzezwyciężenie moralności z prawdziwości,
która nie umie oddzielać przeczenia czynem od przy-
przedzierzgnięcie się moralisty w jego przeciwień-
świadczania słowem. Jestem pierwszym i m m o r a l i -
stwo we m n i e oto co znaczy w mych ustach
s t ą : przeto jestem n i s z c z y c i e l e m par excel-
imię Zaratustry.
lence.
3.
4.
Nie pytano mnie, a trzeba było mnie pytać, co
W gruncie rzeczy słowo i m m o r a l i s t a dwa
właśnie w moich ustach, w ustach pierwszego immo-
w sobie mieści przeczenia. Zaprzeczam po pierwsze
ralisty, znaczy imię Z a r a t u s t r a : to bowiem, co
typu człowieka, który dotąd za najwyższy uchodził,
owego Persa czyni niesłychanie wyjątkowym w dzie-
d o b r y c h , ż y c z l i w y c h , d o b r o c z y n n y c h ;
jach, jest właśnie tego przeciwieństwem. Zaratustra
po wtóre zaprzeczam rodzaju moralności, który jako
spostrzegł pierwszy w walce dobra i zła właściwą
moralność sama w sobie doszedł do znaczenia i pano-
sprężynę w kołowrocie rzeczy, przetłumaczenie mo-
wania, moralności dcadence, by rzec dotykalniej,
ralności na metafizykę, jako siły, przyczyny, celu sa-
moralności c h r z e ś c i j a ń s k i e j . Wolnoby drugie
mego w sobie, j e g o jest dziełem. Lecz pytanie to byłoby
przeczenie za bardziej rozstrzygające poczytać, g d y ż
w gruncie już odpowiedzią. Zaratustra s t w o r z y ł
przecenianie dobra i życzliwości, ogółem biorąc, uwa-
tę najbardziej złowieszczą pomyłkę, moralność: przeto
żam już za skutek dcadence, jako objaw słabości,
też musi być pierwszym, który ją p o z n a j e . Nie-
jako niezgodność z życiem wzmagającem się i przy-
tylko dlatego, że ma w tym względzie doświadczenie
świadczającem: w przyświadczaniu jest zaprzeczanie
dłuższe i większe, niż inny myśliciel całe dzieje
i n i s z c z e n i e warunkiem. Zabawię teraz przy
118
119
psychologii człowieka dobrego. By ocenić, ile wart pe-
nie tylko dobroduszne bydło stadne znalazło w nim
wien typ człowieka, trzeba obliczyć cenę, której wy-
ciasne swe szczęście. Żądać, by wszystko stało się
maga jego utrzymanie, trzeba znać warunki jego
człowiekiem dobrym, bydlęciem stadnem, czemś
istnienia. Warunkiem istnienia człowieka dobrego jest
błękitnookiem, życzliwem, duszą p i ę k n ą lub, jak
k ł a m s t w o : wyrażając się inaczej, to, że za wszelką
pan Herbert Spencer sobie życzy, czemś altruistycz-
cenę nie c h c e widzieć, jaka jest w gruncie rzeczywi-
nem, znaczyłoby ludzkość skastrować i sprowadzić do
stość, to znaczy, n i e taka, by każdej chwili wyzywać
mizernej chińszczyzny. A to w ł a ś n i e u s i ł o -
instynkty życzliwe, tem mniej, by znosić każdej chwili
w a n o . . . T o w ł a ś n i e z w a n o m o r a l n o ś c i ą . . .
wtrącanie się krótkowzrocznych, dobrodusznych rąk.
W tem znaczeniu zwie Zaratustra dobrych już to
Uważanie n ę d z wszelkiego rodzaju ryczałtem za
ludżmi ostatnimi, już to początkiem końca; prze-
zarzut, za coś, co u s u n ą ć trzeba, to niaiserie par
dewszystkiem odczuwa ich jako r o d z a j c z ł o w i e k a
excellence, na ogół prawdziwe zło w skutkach, głu-
n a j s z k o d l i w s z y , gdyż wiodą żywot tak samo
pota już przeznaczeniem będąca, nieomal taka głu-
ze szkodą p r a w d y , jak i ze szkodą p r z y s z ł o ś c i .
pota, jakąby była wola usunięcia niepogody z li-
Dobrzy nie umieją t w o r z y ć , są zawsze
tości niby dla ludzi biednych... W wielkiej gospo-
końca początkiem
darce całości jest wszystko, co strasznego rzeczywi-
na krzyż wbijają tego, kto n o w e wartości
stość mieści (w uczuciach, w pożądaniach, w woli
na nowych pisze tablicach, składają s o b i e w ofie-
mocy), w nieobliczalnej mierze potrzebniejsze, niż owa
rze przyszłość, na krzyż wbijają wszelką przyszłość
forma małego szczęścia, tak zwana dobroć; trzeba
człowieczą!
nawet być względnym, by tej ostatniej, jako wynika-
Dobrzy ci byli zawsze końca początkiem...
jącej z instynktownej kłamliwości, wogóle miejsca
I jakąkolwiekby szkodę sprawiali świata
użyczyć. Będę miał ważny powód wykazać na ca-
oczerniciele, t o s z k o d a d o b r y c h j e s t s z k o d ą
łych dziejach niesamowite nad wszelką miarę skutki
n a j s z k o d l i w s z ą .
o p t y m i z m u , tego wyrodka hominum optimorum.
Zaratustra, który pierwszy pojął, że optymista jest
tak samo dcadent, jak pesymista, a może szkodliw-
szym, mówi: L u d z i e d o b r z y n i e m ó w i ą ni-
g d y p r a w d y . F a ł s z y w y c h w y b r z e ż y i przy-
5.
s t a n i n a u c z y l i w a s d o b r z y . W k ł a m -
s t w a c h ł u d z i d o b r y c h w y ś c i e s i ę z r o d z i l i
Zaratustra, pierwszy psycholog dobrych, jest
i s k r y l i . W s z y s t k o j e s t d o d n a k ł a m l i w e
przeto przyjacielem złych. Jeżeli ludzie rodzaju
i k r z y w e p r z e z d o b r y c h . Świat nie jest na
dcadence wspięli się na stopień rodzaju najwyższego,
szczęście zbudowany na takich instynktach, by właś-
to mogło się to stać tylko ze szkodą rodzaju im prze-
121
120
ciwnego, silnego i życiowo pewnego rodzaju ludzi.
6.
Jeśli zwierzę stadne promienieje blaskiem najczyst-
szej cnoty, to człowiek wyjątkowy musi być zniżony
Lecz w innem też jeszcze znaczeniu obrałem
w wartości do rzędu człowieka złego. Jeśli kłamli-
sobie słowo i m m o r a l i s t a jako oznakę, jako od-
wość za wszelką cenę przywłaszcza sobie dla optyki
znakę zaszczytną; dumny jestem z posiadania tego
swojej słowo prawda, to istotnie prawdziwego
słowa, które mnie odcina od całej ludzkości. Nikt
musi się pod najlichszemi odnajdywać mianami. Za-
jeszcze nie czuł moralności c h r z e ś c i j a ń s k i e j ,
ratustra nie pozostawia tu zgoła wątpliwości: po-
jako czegoś p o d sobą: na to trzeba było wyżyny,
wiada, że to właśnie poznanie dobrych, najlepszych,
dalekiego spojrzenia, zgoła niesłychanej dotąd głębi
przejmowało go zgrozą na widok człowieka, że
i bezdenności psychologicznej. Moralność była dotąd
z tego wstrętu wyrosły mu skrzydła, by precz ule-
Cyrce wszystkich myślicieli, byli oni u niej na
cieć w dalekie przyszłości, nie kryje tego, że
służbie. Kto zstąpił w te jaskinie, z których bije ja-
j e g o typ człowieka, typ względnie nadludzki, jest
dowite tchnienie tego rodzaju ideału o c z e r n i -
właśnie w stosunku do d o b r e g o nadludzkim, że
c i e l s t w a ś w i a t a ! przede mną? Kto choćby
dobrzy i sprawiedliwi nazwaliby jego nadczłowieka
tylko przeczuwać się ważył, że istnieją jaskinie? Któ-
d y a b ł e m . . .
ryż przede mną zresztą z filozofów był p s y c h o l o -
Wy ludzie najwyżsi, jakich me oko spotkało,
g i e m , a nie przeciwieństwem jego raczej, wyższym
to jest wątpieniem mem o was i tajnym mym śmie-
oszustem, idealistą? Nie było jeszcze przede mną
chem: zgaduję, że nadczłowieka zwalibyście dya-
zgoła psychologii. Tutaj być pierwszym może być
błem !
przekleństwem, jest w każdym razie przeznaczeniem:
Tak obce są dusze wasze wielkości, że s t r a s z n y
b o p o g a r d z a s i ę t a k ż e j a k o p i e r w s z y . . .
wam byłby nadczłowiek w dobroci swej...
W s t r ę t do człowieka jest mem niebezpieczeń-
W tem miejscu, a nie gdzieindziej trzeba oprzeć
stwem . . .
stopę, by zrozumieć, czego c h c e Zaratustra: Ten
rodzaj człowieka, który on pomyślał, pojmuje rzeczy-
wistość tak, j a k ą j e s t : dość silny jest na to ,
nie stał się jej obcy, daleki, jest n i ą s a m ą , ma
7.
także jeszcze w sobie wszystko, co w niej strasznego
Zrozumianoż mnie? Co mnie odgranicza, co
i zagadkowego, d o p i e r o z t e m m o ż e c z ł o w i e k
na uboczu mnie stawia w stosunku do całej ludz-
b y ć w i e l k i . . .
kości, t o o d k r y c i e moralności c h r z e ś c i j a ń -
s k i e j . Przeto potrzeba mi było słowa, mającego
znaczenie wyzwania wszystkich. Że tu już pierwej
122
123
nie otwarto oczu, to uważam za największe niechluj-
rozwoju, w s u r o w e m samolubstwie ( samo to
stwo, jakie ludzkość ma na sumieniu, jako samooszu-
słowo jest już oszczercze! ) szuka się złego pier-
stwo w instynkt zmienione, jako zasadniczą wolę nie
wiastku; że też naodwrót w typowych oznakach
widzenia wszelkiego stawania się, wszelkiej przyczy-
upadku, w sprzeciwianiu się instynktowi, w bezoso-
nowości, wszelkiej rzeczywistości, jako fałszerstwo
bistości, w postradaniu ciężaru swego, w zaparciu
monet in psychologicis aż do występku. Ślepota w sto-
się siebie i miłości blizniego ( ż ą d z y blizniego)
sunku do chrześcijaństwa jest w y s t ę p k i e m par
widzi się wartość w y ż s z ą , c o mówię! w a r t o ś ć
excellence p r z e c i w ż y c i u . . . Tysiącolecia, ludy,
s a m ą w s o b i e ! . . . Jak to! uległażby ludzkość sama
pierwsi i ostatni, filozofowie i stare baby potrą-
dcadence? ulegałażby jej zawsze? To pewna, że
cając pięć, sześć chwil dziejowych, mnie jako siód-
u c z o n o ją tylko wartości dcadence, jako wartości
mą są wszyscy na tym punkcie siebie wzajem
najwyższych. Moralność wyzucia się z siebie jest mo-
godni. Chrześcijanin był dotąd s a m ą istotą mo-
ralnością upadku par excellence, fakt ginę prze-
ralną, osobliwością nieporównaną a j a k o istota
tłumaczony na imperatyw: w i n n i ś c i e wszyscy
moralna niedorzeczniejszy, kłamliwszy, próżniejszy,
ginąć i n i e t y l k o na imperatyw!... Ta je-
lekkomyślniejszy, s a m e m u s o b i e s z k o d l i w s z y ,
dyna moralność, której dotąd uczono, moralność wy-
niżby śnić się to mogło największemu nawet gardzi-
zucia się z siebie, zdradza wolę końca, n e g u j e
cielowi ludzkości. Moralność chrześcijańska to naj-
najgłębsze podstawy życia. Tu powstawałaby moż-
złośliwsza forma woli kłamstwa, właściwa Cyrce
liwość, że nie ludzkość wyrodnieje, lecz tylko ów
ludzkości: to, co ludzkość z e p s u ł o . To n i e błąd,
pasorzytniczy rodzaj ludzi, rodzaj k a p ł a ń s k i , który
jako błąd, przeraża mnie na ten widok, n i e tysiąco-
po grzbiecie moralności wspiął się kłamliwie na sto-
letni brak dobrej woii, hodowli, przystojności,
pień ustanowicieli jej wartości, który w moralności
waleczności w rzeczach duchowych, zdradzający
chrześcijańskiej odgadł swoje narzędzie m o c y . . .
się w jego zwycięstwie: lecz brak natury, lecz
I w rzeczy samej tak j a rozumiem: nauczyciele, prze-
zgoła okropny stan rzeczy, że sama p r z e c i w n a -
wodnicy ludzkości, teologowie, byli wszyscy razem
t u r a l n o ś ć doznawała jako moralność najwyższych
też dcadents: s t ą d przemiana wszystkich wartości
zaszczytów i jako prawo, jako kategoryczny impera-
na wrogość względem życia, s t ą d moralność...
tyw zawisła nad ludzkością!... Do tego pomylić się
O k r e ś l e n i e m o r a l n o ś c i : moralność to idyo-
stopnia, n i e jako jednostka, n i e jako naród, lecz
synkrazya dcadent'ów, z ukrytą myślą z e m s z c z e -
jako l u d z k o ś ć ! . . . Że też pogardzać uczono naj-
n i a s i ę na ż y c i u i z powodzeniem. Przywią-
pierwszymi instynktami życia, że też aż s k ł a m a n o
zuję wagę do t e g o określenia.
duszę, ducha, by pohańbić ciało, że też w zało-
żeniu życia, w miłości płciowej, uczy się odczuwać
coś nieczystego, że też w najgłębszej konieczności
124
125
telnej wynaleziono, by pogardzać ciałem, by je
8.
uczynić chorem świętem, by wszystkim rzeczom,
które na powagę w życiu zasługują, zagadnieniom
Zrozumianoż mnie? Nie rzekłem tu zgoła
pożywienia, mieszkania, dyety duchowej, pielęgnowa-
słowa, któregobym już nie wyrzekł przed pięciu laty
nia chorych, schludności, pogody przeciwstawić strasz-
przez usta Zaratustry. O d k r y c i e moralności chrze-
liwą lekkomyślność! Zamiast zdrowia zbawienie
ścijańskiej jest zdarzeniem., które nie ma sobie rów-
duszy to znaczy une folie circulaire między spa-
nego, prawdziwą katastrofą. Kto o niej głosi, jest
zmem pokutnym i histeryą zbawienia! Pojęcie grze-
force majeure, przeznaczeniem, przełamuje dzieje
chu wynaleziono wraz z przynależnem narzędziem
ludzkości na dwie części. Żyje się p r z e d nim, żyje
tortury, pojęciem wolnej woli, by zakłócić instyn-
się po nim... Piorun prawdy ugodził właśnie w to,
kty, by nieufność względem instynktów uczynić drugą
co wznosiło się dotąd najwyżej: kto pojmuje, co tu
naturą! W pojęciu bezosobistości, zaparcia się sie-
zniszczono, niech spojrzy, czy ma wogóle jeszcze coś
bie, właściwa oznaka dcadence, lecenie na l e p
w rękach. Co dotąd prawdą się zwało, poznano
szkodliwości, n i e m o ż n o ś ć znalezienia już swego
jako najszkodliwszą, najprzebieglejszą, najpodziemniej-
pożytku, samozagłada, uczynione znakiem wartości
szą formę kłamstwa; święty pozór polepszania ludz-
wogóle, obowiązkiem, świętością, boskością
kości, jako chytrość, by w y s s a ć samo życie, wy-
w człowieku! W końcu co najstraszniejsze po-
pić zeń krew. Moralność jako w a m p i r y z m . . . Kto
jęcie człowieka d o b r e g o stanęło po stronie wszyst-
odkrył moralność, odkrył zarazem bezwartość wszyst-
kiego, co słabe, chore, nieudane, z powodu siebie
kich wartości, w które się wierzy lub wierzono;
cierpiące, wszystkiego, c o z g i n ą ć p o w i n n o ,
w najbardziej czczonych, nawet ś w i ę t y m i ogłoszo-
pokrzyżowało prawo d o b o r u , podniosło do ideału
nych typach człowieka, nie widzi już nic czcigod-
walkę przeciwko człowiekowi dumnemu i udanemu,
nego, widzi w nich najbardziej złowieszczy rodzaj
przyświadczającemu, pewnemu przyszłości, przyszłość
wyrodków, złowieszczy, b o o c z a r o w y w a ł y . . .
poręczającemu ten zwie się odtąd z ł y m . . . I w to
Pojęcie boga wynaleziono jako przeciwieństwo po-
wszystko wierzono, j a k o w m o r a l n o ś ć ! Ecra-
jęcia życia, wszystko, co szkodliwe, trujące, oszczer-
sez l' infme!
cze, całą śmiertelną wrogość względem życia, ze-
brano w nim w przerażającą jedność! Pojęcie za-
świata, świata prawdziwego wynaleziono, by po-
zbawić wartości świat j e d y n y , jaki mamy, by
9.
żadnego celu, rozumu, zadania nie pozostawić dla
Zrozumianoż mnie? D y o n i z o s p r z e c i w
naszej rzeczywistości ziemskiej! Pojęcie duszy,
U k r z y ż o w a n e m u . . .
ducha, w końcu zwłaszcza jeszcze duszy nieśmier-
127
Gdzie nienawiść i grom
jednem stały się, k l ą t w ą ,
na górach mieszka Zaratustry gniew,
jak czarna chmura wlecze się swą drogą.
Skryj się, kto masz ostatni schron!
Do łóżek precz, przeczuleńce!
Oto się gromy toczą po sklepieniach,
drży, co jest sprzęgiem i murem.
Trzaskają pioruny i prawdy siarczyste
Zaratustra k l n i e . . .
2. TEN pieniądz, którym
świat cały płaci,
S A A W A I WIECZNOŚĆ
s ł a w ę ,
przez rękawiczki biorę pieniądz ten,
ze wstrętem depczę, p o d stopą go mam.
1. JAK długo siedzisz już
na swej niedoli?
K t o chce zapłaty?
Bacz! bo wysiedzisz mi jeszcze
Przedajni...
jaje,
Kto t a n i , sięga
bazyliszkowe jaje,
dłońmi tłustemi
z przydługiej biedy swej.
po to świata brzękadło blaszane, po sławę !
Czemuż się Zaratustra skrada popod górą
C h c e s z ż e ich kupić?
Wszyscy są przedajni.
Nieufny, zbolały, posępny,
Lecz dużo płać !
czatownik cierpliwy ,
Dzwoń pełną kiesą!
lecz nagłe, błysk,
inaczej ich wzmocnisz,
jasny, straszliwy, grom
umocnisz inaczej ich c n o t ę . . .
ku niebu strzelił z przepaści:
aż w łonie góry zadrżały
Wszyscy oni cnotliwi.
wnętrzności.
Sława i cnota się godzą,
129
128
4. N A J W Y Ż S Z A gwiazdo bytu!
Odkąd świat żyje,
Wieczystych rzezb tablico!
cnoty paplanie
Ty schodzisz ku mnie?
grzechotką sławy płaci ,
świat ż y j e zgiełkiem t y m . . . Czego nie widział nikt,
T w a krasa niema,
jak to? nie pierzcha przed spojrzeniem mem?
W obliczu wszystkich cnotliwych
chcę winnym być,
Tarczo konieczności!
zwać się winnym każdej wielkiej w i n y !
Wieczystych rzezb tablico!
Wobec huczących sławy trąb
przecież ty w i e s z :
robakiem staje się ma duma ,
co wszyscy nienawidzą,
pośród nich chciałbym
co jeno ja kocham,
n a j n i ż s z y m b y ć . . .
ż e jesteś w i e c z n a !
żeś jest k o n i e c z n a !
Ten pieniądz, którym
Miłość moja wieczyście
świat cały płaci,
od konieczności jeno się rozpala.
s ł a w ę ,
przez rękawiczki biorę pieniądz ten,
Tarczo konieczności!
ze wstrętem depczę, p o d stopą go m a m . . .
Najwyższa gwiazdo bytu!
której życzenie nie dosięga żadne,
3. CICHO!
i żadne nie nie kala,
O rzeczach wielkich w i d z ę wielkość!
wieczyste tak bytu,
trzeba milczeć
jam wiecznie jest twem tak:
lub mówić górnie:
b o w i e m c i ę k o c h a m , o w i e c z n o ś c i !
mów górnie, moja mądrości w zachwycie!
Spoglądam w z w y ż
tam morza się toczą świetlane:
o nocy, ciszo, jak śmierć głuchy zgiełku!...
Widzę znak ,
z najdalszych dali,
wieniec gwiazd skrzących zwolna spływa ku
[mnie...
ECCfE HOMO
SPIS TREŚCI
Str.
P r z e d m o w a ................................................................... 1
D l a c z e g o j e s t e m t a k m ą d r y .................................. 8
D l a c z e g o j e s t e m t a k ś w i a t ł y . ......................... 25
D l a c z e g o t a k d o b r e p i s z ę k s i ą ż k i ..................... 49
Narodziny Tragedyi . .............................................. 61
Niewczesne Rozmyślania........................................ 67
Ludzkie, Arcyludzkie............................................... 73
Jutrzenka.................. ......................................... 80
La Gaya Scienza....................................................... 83
Tak rzekł Zaratustra................................................. 85
Poza dobrem i złem. . .............................................. 100
Genealogia moralności............................................ 102
Zmierzch bożyszcz................................................ . 103
Sprawa Wagnera................ ............................. 106
D l a c z e g o j e s t e m p r z e z n a c z e n i e m .................... 114
S ł a w a i W i e c z n o ś ć .................................................... 116
Tom VIII PRZEMIANA WSZYSTKICH Rb. k.
POLSKIEJ EDYCYI DZIEA FRYDERYKA
WARTOŚCI
NIETZSCHEGO W WYD. CAAKOWITEM
przeł ożył L EOPOL D S TAF F
wydani e ozdobne 1.
( BEZ S KRÓCEC)
w oprawi e 1.50
wyszły i są do nabycia we wszystkich księ wytworne w 15 numerowanych egzemplarzach 1.50
Tom IX NARODZINY TRAGEDYI
garniach (każdy tom sprzedaje się oddzielnie)
przeł ożył L EOP OL D S TAF F
wydani e ozdobne 1.60
Rb. k.
w oprawi e 2.10
Tom I TAKO RZECZE ZARATUSTRA
wytworne w 15 numerowanych egzemplarzach 4.
Cztery części. Przeł ożył WA C A A W B E RE NT
Tom X LUDZKIE, ARCYLUDZKIE
wydani e ozdobne z portretem Ni etzschego akwafortą
Część pi erwsza. Przeł ożył KONRAD DRZEWI ECKI
oryginalną Fr. Si edl ecki ego 3 .
wydani e ozdobne 2.50
wydani e ozdobne w oprawi e 3.50
w oprawi e 3 .
wyt worne w 25 numerowanych egzemplarzach 7.50
wytworne w 15 numerowanych egzemplarzach 6.
wydani e zwykł e t a n i e 1.60
Tom XI WDROWIEC I JEGO CIEC
Tom II - POZA DOBREM I ZAEM
LUDZKIE, ARCYLUDZKIE. Część druga.
przeł ożył S TANI S A AW WYRZYKOWS KI
Przeł ożył KONRAD DRZEWI ECKI
wydani e ozdobne 2.50
wydani e ozdobne 2.
w oprawie 3 .
w oprawi e ..... 2.50
wytworne w 15 numerowanych egzemplarzach 6.
wytworne w 1o numerowanych egzemplarzach 5.
Tom XII - WOLA MOCY
Tom III Z GENEALOGI I MORALNOŚCI
Przeł . S TEF AN FRYCZ 1 KONRAD DRZEWI ECKI
przeł ożył L EOP OL D STAFF
wydani e ozdobne 3 .
wydani e ozdobne 2.
w oprawie 3.50
w oprawi e 2.50
wytworne w 15 numerowanych egzemplarzach 7.
wytworne w 10 numerowanych egzemplarzach 5 .
Suplement ECCE HOMO (Autobiografia)
Tom IV DYTYRAMBY DYONIZYJSKIE
Przeł ożył L EOP OL D S TAF F
wydani e ozdobne 1.50
przeł ożył S TANI S A AW WYRZYKOWS KI
w oprawi e 2.
wydani e ozdobne . 60
wytworne na czerpanym papi erze. . . . 4.
w oprawie 1. 35
wyt worne w 10 numerowanych egzemplarzach 1.10
DO NABYCI A WE WS ZYS TKI CH KS I GARNI ACH.
Tom V - ZMIERZCH BOŻYSZCZ
przeł ożył S TANI S A AW WYRZ YKOWS KI
WACAAW BERENT
wydani e ozdobne 1.20
yRÓDAA I UJŚCIA NIETZSCHEA-
w oprawi e 1.70
NIZMU .80
wyt worne w 15 numerowanych egzemplarzach 2.75
Tom VI - WIEDZA RADOSNA
Portret FRYDERYKA NIETZSCHEGO, akwaforta
przeł ożył L EOP OL D STAFF
oryginalna, Franciszka Siedleckiego, na
wydani e ozdobne 2.50
papi er z e g r u b y m 1.
w oprawi e 3.
na papi er z e j apońs ki m 3.
wytworne w 15 numerowanych egzemplarzach 6.
Tom VII JUTRZENKA
WARSZAWA 1911 . - NAKAAD JAKÓBA MORTKO-
przeł ożył S TANI S A AW WYRZYKOWS KI
WI CZA. S KAADY GA ÓWNE : W KSI GARNI
wydani e ozdobne 2.50
G. CENTNERSZWERA I SPÓAKI W WARSZAWI E
w oprawi e .... 3 .
wytworne w 15 numerowanych egzemplarzach 6.
ORAZ H. ALTENBERGA WE LWOWI E.
WYDANIE
CAAKOWITE
(BEZ
SKRÓCEC)
W
Y D A N I E
C A A K O W
I T E
( BEZ
S K R Ó C E C )
(BE
SKRÓCEC)
WYDANIE CAAKOWITE
Z
Y
A
I
A
K
W
I
E
BE
K
Ó
E
)
W
D
N
E
C
A
O
T
(
Z
S
R
C
C
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Ecce HomoEcce homo!Ecce Homo (opr o Cherubin Pająk)Nietzsche Friedrich Z genealogii moralnościNietzsche Friedrich Tako rzecze ZaratustraNietzsche Friedrich AntychrześcijaninFriedrich Nietzsche Tako rzecze zaratustraFriedrich Nietzsche, Wiedza radosnaFriedrich Nietzsche AforyzmyFriedrich Nietzsche Antychrześcijanin, czyli przekleństwo chrześcijaństwafriedrich nietzsche on truth and lies in a nonmoral sensewięcej podobnych podstron