Mirosław Salwowski
Paulo Coelho
- duchowy mistrz czy fałszywy prorok?
Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne Radom 2004
Redakcia: Bożena Kowaliszyn Projekt okładki: Paweł Wojcieszek
Redakcja techniczna: Monika Strachowska, Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne
ISBN 83-89862-05-0
Copyright by Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne s.c. Radom 2004
Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne s.c. 26-606 Radom, ul. Wiejska 21 tel./fax (48) 366 56 23, 384 66 66 e-mail: polwen@polwen.pl http://www.polwen.pl
Druk
Polskie Zakłady Graficzne Sp. z o.o. ul Orzechowa 2, 26-600 Radom tel. fax 184 60 60
FENOMEN COELHO
Wszystko zapowiadało się niepozornie, żeby nie powiedzieć bardzo marnie. Pierwsze dwie powieści Paula Coelho - "Diario de um Mago" ("Pielgrzym") i "O Alqumista" ("Alchemik"), ukazały się kolejno w 1987 i 1988 roku, nie wzbudzając w czytelnikach większego zainteresowania. Przykładowo, pierwsza edycja "Alchemika" pośród przeszło 150-milionowej rzeszy Brazylijczy-ków sprzedała się w nakładzie zaledwie 900 egzemplarzy. Gdyby tym początkującym autorem nie zainteresowało się jedno z większych i bogatych krajowych wydawnictw, Coelho zapewne znany byłby dziś jedynie paru tysiącom brazylijskich moli książkowych, a płody jego twórczości zalegałyby półki tamtejszych księgarni. Stało się jednak inaczej: prężna i duża oficyna wydawnicza zapewniła pisarzowi niezbędną promocję i reklamę, co szybko zwróciło się w postaci dziesiątek tysięcy sprzedanych książek, za którymi szły wielkie sumy zarobionych pieniędzy. Nawet wówczas niewielu pewnie przypuszczało, iż z poczytnego oraz dochodowego pisarza, Paulo Coelho przeobrazi się w nagradzanego prestiżowymi nagrodami autora światowych bestsellerów, rozchodzących się w dziesiątkach milionów egzemplarzy, który będzie dla setek milionów ludzi prawdziwym autorytetem.
Wstępem do wielkiej kariery była dla Coelho jego trzecia książka - "Brida", wydana w 1990 roku, której brazylijska prasa poświęciła wiele uwagi, co z kolei zaowocowało wyniesieniem na szczyty książkowych list przebojów
5
"Alchemika" i "Pielgrzyma". Od tej pory nakłady jego książek idą już tylko w górę, docierając do najdalszych zakątków świata, będąc tłumaczone na najróżniejsze języki. Sprzedaż "Alchemika" osiąga wielkość, jakiej nie uzyskała żadna książka w historii Brazylii, co zapisano nawet w "Księdze Rekordów Guinnessa". W roku 1997 wykupiono 15 milionów książek autorstwa tego brazylijskiego pisarza, przetłumaczonych na 34 języki. Trzy lata później, u progu trzeciego tysiąclecia twórczość Coelho była znana już w 120 krajach i tłumaczona na 45 języków, zaś w 2002 roku odnotowano liczbę 37 milionów sprzedanych egzemplarzy, przetłumaczonych na 56 języków w 140 państwach. Po 15 latach od pierwszej edycji "Alchemika", Paulo Coelho mógł się już pochwalić 55 milionami wykupionych książek, które czytano w krajach różniących się między sobą kulturą, historią i religią1. Obok Dana Browna (twórcy skrajnie antychrześcijań-skiej i bluźnierczej powieści "Kod Leonarda da Vinci") i Joannę K. Rowling, autorki kilkutomowej serii o Harrym Potterze, Coelho bez wątpienia należy do grona najchętniej czytanych pisarzy świata. Wedle francuskiego pisma "Lire" z marca 1999 roku, ów brazylijski pisarz zajmował wówczas drugie miejsce na liście światowych bestselle-rowców.
Fenomen pisarstwa Paula Coelho można porównać ze zjawiskiem "potteromanii", która ostatnio zawładnęła sercami i umysłami dzieci, z tym że jego twórczość dociera przede wszystkim do młodzieży oraz dorosłych. O tym pisarzu bez przesady można stwierdzić, iż sprawuje rząd dusz nad milionami czytelników. Jego twórczość stała się dla masy zwykłych ludzi skarbcem mądrości oraz
6
rad, którymi należy kierować się w życiu. Aby się o tym przekonać, wystarczy przyjrzeć się choćby atmosferze, jaka panuje na spotkaniach czytelników z tym autorem. Oto jak jedno z takich spotkań opisuje dziennikarz Juan Arias: To spotkanie, mimo protestów pisarza, przerodziło się w sesję psychoterapii grupowej. Chociaż pytania miały być przekazywane na kartkach, wbrew ustalonym regułom ludzie wstawali z miejsc, by rozmawiać z nim bezpośrednio, i wyznawali publicznie, w jaki sposób jego powieści odmieniły ich życie. Chcieli wiedzieć o nim wszystko. Gdy podchodzili do pisarza po autograf, obejmowali go ze łzami w oczach. Podpisywanie książek trwało wiele godzin i obfitowało w osobliwe zdarzenia2 . Również osoby będące "na świeczniku" poświęcają Coelho wiele uwagi: socjologowie i kulturoznawcy rozprawiają o jego książkach, politycy zabiegają o spotkanie z nim, a kolejne opiniotwórcze i wpływowe gremia obsypują go nagrodami oraz innymi dowodami uznania. Wiatach 1998-2001 autor "Alchemika" i "Pielgrzyma" był gościem na Światowym Szczycie Ekonomicznym w Davos, gdzie w 2000 roku został uhonorowany prestiżową nagrodą Crystal Award ł99. Spośród innych ważniejszych nagród i odznaczeń przyznanych Paulowi Coelho można jeszcze wymienić: Prix Lectrices dłElle/ Nagroda Czytelniczek Elle (Francja 1995), Knight of Arts and Letters/ Rycerz Sztuki i Literatury (Francja 1996), Flaiano International Award (Włochy 1996), Golden Book/ Złota Książka (Jugosławia 1995, 1996, 1997, 1998), International IMPAC Literary Award (Irlandia 1997), Comendador de Ordern do Rio Branco (Brazylia 1998), Golden Medal of Galicia/ Złoty Medal Galicji (Hiszpania 1999), Chevalier de lłOrdre national
7
de la Legion dłhonneur/ Kawaler Orderu Legii Honorowej (Francja 2000)3. UNESCO mianowało go natomiast swoim doradcą w programie "Spiritual Convergences and Intercultural Dialogues". Gdy pod koniec XX wieku pod auspicjami UNESCO tworzono specjalny album, mający ukazywać portrety wybitnych osobistości XX stulecia
- noblistów, artystów, biznesmenów, pisarzy, polityków
- także Paulo Coelho znalazł się w tym gronie4. Podziwiają go m.in.: Madonna, która o powieści "Alchemik" wyraziła się: to piękna książka o czarach, marzeniach i skarbach, których szukamy wszędzie, a znajdujemy na progu naszego domu, i Sinead OłConnor, określająca książkę "Weronika postanawia umrzeć" jako: najbardziej niesamowitą książkę, którą dane jej było przeczytać. Coelho nazywany jest "niestrudzonym pielgrzymem do źródeł prawdy", który "oddaje człowiekowi to, co mu odebrał współczesny świat, wiodąc go ścieżką fałszywych pozorów".
Moda na książki tego brazylijskiego pisarza dotarła też do Polski. Od 1995 roku wydano u nas 8 książek jego autorstwa: "Alchemik" (listopad 1995), "Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam..." (listopad 1997), "Piąta góra" (grudzień 1998), "Weronika postanawia umrzeć" (maj 2000), "Podręcznik wojownika światła" (grudzień 2000), "Demon i panna Prym" (październik 2002), "Pielgrzym" (marzec 2003), "Jedenaście minut" (kwiecień 2004) - łącznie sprzedano około 1,5 miliona egzemplarzy. Warto zauważyć, że nad publikacjami tego autora patronat medialny sprawowały już m.in.: tygodnik "Wprost", kobiece pismo "Marie Claire", Radio Zet, RMF/FM, TVN (w tym szczególnie redakcja programu "Rozmowy w toku"). Od dłuższego czasu w szczególny sposób twór-
8
czość i osoba Coelho są promowane na łamach magazynu "Zwierciadło", gdzie autor "Pielgrzyma" zamieszcza regularnie swoje felietony. Pismo to zresztą przyznało mu w 2000 roku nagrodę Kryształowe Zwierciadło.
Paulo Coelho gościł w naszym kraju pięciokrotnie, a na spotkania z nim przychodziło tysiące fanów, gotowych stać godzinami nawet na mrozie, byle tylko otrzymać dedykację od swego ulubionego autora. W sierpniu 2001 roku Coelho przybył do Polski na zaproszenie samej pani prezydentowej - Jolanty Kwaśniewskiej. Wziął wówczas udział w obozie "Tęczowy Most" w Mierkach koło Poznania. Największą furorę, tak jak w innych krajach, robi u nas "Alchemik", którego wykupiono prawie 450 tysięcy egzemplarzy, a w 2001 roku został nawet wprowadzony do szkół jako lektura uzupełniająca. Inne książki Coelho również są rozchwytywane przez Polaków, ich sprzedaż niemal zawsze przekracza liczbę 150 tysięcy (jedynie "Podręcznik wojownika światła" rozszedł się w niespełna 90 tysiącach sztuk, co i tak, uwzględniając polskie warunki, stanowi znakomity wynik). Podobnie jak w USA, we Francji, w Wielkiej Brytanii, także w Polsce Coelho podziwiany jest przez znane i wpływowe osoby ze świata mediów oraz kultury. Zachwycił m.in. Justynę Steczkowską (popularną piosenkarkę pop, wykonawczynię takich przebojów jak "Dziewczyna szamana", "Oko za oko"), Agnieszkę Osiecką (nieżyjącą już autorkę tekstów przebojów dla najbardziej znanych polskich wykonawców muzyki popularnej), Małgorzatę Braunek ("nawróconą" na buddyzm aktorkę filmową i teatralną, znaną przede wszystkim z ekranizacji powieści "Potop"), Wojciecha Eichelbergera (popularnego psychologa).
OD SATANIZMU DO KATOLICYZMU?
Nim Paulo Coelho stał się rozchwytywanym, niemal przez wszystkie narody świata, autorem bestsellerowych powieści, jego życie upływało pod znakiem burzliwych przygód, zawirowań i zmian.
Ów brazylijski pisarz urodził się 24 sierpnia 1947 roku w Rio de Janeiro, w pobożnej katolickiej rodzinie. Jego ojciec, Pedro, był inżynierem, zaś matka, Ligia, zajmowała się domem. Od siódmego roku życia mały Paulo był wychowywany przez jezuitów w szkole im. św. Ignacego Loyoli. W okresie dorastania pragnął zostać aktorem, mimo sprzeciwu rodziców, którzy widzieli swego syna w roli przyszłego prawnika, zaś środowisko teatralne jawiło się im (słusznie zresztą) jako siedlisko zepsucia i degeneracji. Na tym tle popadł on w ostry konflikt z rodzicami. W miarę dorastania młody Coelho coraz bardziej wyobcowywał się z żarliwie chrześcijańskiej atmosfery domu rodzinnego i klasztornej szkoły. Zaczął upijać się, brać narkotyki (jak sam to określa, w "dawkach dla konia"), począwszy od marihuany, haszyszu, a skończywszy na kokainie i LSD, praktykował rozpustę (nie wyłączając nawet eksperymentów z homoseksualizmem). Jednocześnie z zamiłowaniem wczytywał się w dzieła propagujące życie wyzwolone od wszelkich zasad, autorstwa m.in. Aleistera Crowleya - czołowego inspiratora nowożytnego satanizmu, autora "Księgi praw", założyciela "klasztoru szatana", gdzie organizowane były orgie seksualne i narkotyczne oraz składano krwawe ofiary ze zwie-
10
rząt oraz z ludzi - który sam o sobie mówił z dumą jako o "najbardziej zdeprawowanym człowieku świata", będą cym "Bestią" zapowiedzianą przez "Apokalipsę św. Jana"5. Zaniepokojeni takim zachowaniem rodzice postanowili oddać swego syna na leczenie do szpitala psychiatrycznego, gdzie Paulo łącznie przebywał trzy razy i gdzie był poddawany różnym zabiegom, nie wyłączając elektrowstrząsów.
Zafascynowany filozofią Crowleya, w końcu lat 60. Coelho przystąpił do satanistycznej grupy "Alternatywne społeczeństwo", powstałej na początku XIX wieku, której celem było kontestowanie tradycyjnych cnót chrześcijańskich, promowanie okultyzmu i totalnej anarchii, a zwłaszcza zachwalanie libertynizmu seksualnego. Równolegle z fascynacją satanizmem oraz okultyzmem, Paulo pochłaniał ideologię Marka, Engelsa, Lenina, Mao oraz Che Guevary. Często bywał na lewackich manifestacjach, wchodził też w świat hippisowskiej kontrkultury, pomieszkując w różnych komunach, które były prowadzone przez bandy długowłosych młodzieńców, obwieszonych pacyfkami i amuletami. Spokoju ducha szukał w klimatach wschodniego mistycyzmu. Jak dziś
wspomina: Próbowałem wszystkiego, co się dało: Hare Kriszna, buddyzmu, filozofii joginów, naprawdę wszystkiego6. Pieniądze zarabiał, pisząc do brazylijskiego dziennika "O Globo". W tym czasie Coelho pisał też teksty piosenek dla brazylijskiego rockmana Raula Seixasa. Ich druga płyta okazała się ogromnym sukcesem, sprzedano ją w ilości 500 tysięcy egzemplarzy. Razem z Seixasem (nota bene: również członkiem tej samej formacji satanistycznej, z którą był związany Coelho) zaczął publikować serię komiksów "Kring-ha", promującą różne skrajnie lewicowe, anarchistyczne i antychrześcijańskie pomysły. Jak Coelho sam dziś przyznaje, ugrupowanie satanistyczne, z którym był wtedy związany, stanowiło najbardziej radykalne i skrajne uosobienie Zła, jakie kiedykolwiek dane mu było poznać. Twierdzi, iż mimo że był już wtedy bardzo dobrze obeznany z praktykami i rytuałami stosowanymi w kultach satanistycznych, to w porównaniu z atmosferą, jaka panowała w "Alternatywnym społeczeństwie", wszystko to było niczym i w żaden sposób nie dorównywało złowrogiemu oddziaływaniu tej sekty. Na skutek zaangażowania się w satanizm oraz okultyzm, Coelho zaczął miewać przeróżne dziwne stany. W rozmowie z Juanem Ariasem jedno z takich przeżyć opisuje następująco: Pewnego dnia (...) byłem w domu, kiedy nagle zaczęło się ściemniać. Miałem coś konkretnego do zrobienia, już nie pamiętam co (...). Robiło się coraz ciemniej. Pomyślałem sobie, że to skutek uboczny pewnego narkotyku, który kiedyś wziąłem (...). Był jeszcze dzień, a wokół mnie zapadał zmrok. To była ciemność namacalna, fizyczna, a nie wytwór mojej wyobraźni. W pierwszej chwili pomyślałem, że umieram... (Pytanie: Czy widziałeś coś w ciemności?) Tak, bo nie zajmowała całej przestrzeni. Tak jakby nagle
12
świeca na stole zaczęła dymić i ten dym wypełniał dom. To był czarny gęstniejący dym, który chwilami przesłaniał mi cały widok, ale przede wszystkim mnie przerażał. (Pytanie: Nie było innych zjawisk? Tylko ten dym?) Najgorsze były dźwięki, których nie potrafię ci opisać. (Pytanie: Był jeszcze ktoś w domu, czy byłeś całkiem sam?) Byłem sam w moim własnym mieszkaniu, bogaty i zadowolony z siebie. Ale ta ciemność między podłogą a sufitem napawała mnie tak przemożnym lękiem, że wpadłem w panikę. Poczułem, że przyszło Zło (...). (Pytanie: Jak zareagowałeś na to dziwne zjawisko?) Teraz już nie pamiętam, czy to ja zadzwoniłem do kogoś z grupy, czy ten ktoś zadzwonił do mnie i powiedział drżącym głosem, że zdarzyło mu się dokładnie to samo. Wtedy zrozumiałem, że to się dzieje naprawdę, że to nie hałucynacje. Tamten człowiek znał sektę łepiej ode mnie... Byłem zagubiony i przerażony (...), powiedziałem sobie, że jedynym ratunkiem może być pójście do kościoła, ale jakaś siła nie pozwalała mi ruszyć się z domu, ciągłe miałem poczucie, że śmierć nadejdzie lada chwila (...), czułem obecność Zła, widoczną i namacalną. Tak jakby Zło mówiło: "Wzywaliście mnie i oto jestem"7. To przerażające doświadczenie skłoniło Coelho do porzucenia satanistów, jednak mimo to wciąż angażował się on w inne ruchy
o skrajnie lewicowym charakterze.
Lewacka, satanistyczna oraz okultystyczna działalność Coelho sprawiła, iż znalazł się w orbicie zainteresowań rządzącej wówczas Brazylią dyktatury o prawicowych tendencjach, co skończyło się jego aresztowaniem
i torturami, jakim był poddawany w wojskowym więzieniu. To przeżycie znacznie ostudziło rewolucyjne zapędy młodzieńca, tak że w wieku 26 lat porzucił on swoją ultralewicową aktywność, a zamiast tego skupił się na pracy
13
w brazylijskiej wytwórni muzycznej "Polygram", następnie zaś został menadżerem w innym wydawnictwie muzycznym - CBS (w tym ostatnim miejscu pracował jednak zaledwie przez trzy miesiące). Później wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie pracował jako korespondent dla kilku tygodników w Brazylii.
Początków obecnej drogi życiowej Paula Coelho należy doszukiwać się w roku 1979, kiedy to wraz ze swą obecną żoną - Christiną (czwartą z kolei), udał się w półroczną podróż po Europie. Podczas pobytu w dawnym obozie koncentracyjnym w Dachau Paulo miał tajemnicze widzenie zjawy pod postacią mężczyzny. Dwa miesiące po tym niezwykłym wydarzeniu przyszły pisarz ponownie ujrzał owego mężczyznę, tym razem w jednej z amsterdamskich kawiarni. Paulo myślał, że być może to sekta satanistyczna, której niegdyś był członkiem, postanowiła go śledzić i dręczyć. Aby się o tym przekonać, zdecydował się podejść do tego człowieka, mówiąc mu, iż widział go w obozie w Dachau. Mężczyzna odpowiedział, że to absolutnie niemożliwe. Gdy Coelho upierał się, iż na pewno go widział, człowiek ten odparł, że być może było to jego "widmo astralne", po czym rzekł: Widzę, że masz jakieś problemy. Pracuję w międzynarodowej firmie, mam na imię Jean, chyba mogę ci jakoś pomóc, ale musisz mi szczerze powiedzieć, czy tego chcesz8. Paulo ostatecznie zaufał Jeanowi i jak mówi, wówczas zaczął się nowy rozdział w jego życiu. Jean okazał się być członkiem tajemnego "zakonu" RAM (od łacińskich słów: Rigor, Amor, Mise-ricordia - Surowość, Miłość, Miłosierdzie), powstałego w 1492 roku, którego celem jest pogłębianie duchowości jego adeptów. Jak twierdzi Coelho, to za namową Jeana powrócił do katolicyzmu. Postanowił też wstąpić do RAM.
14
Z inspiracji Jeana, Coelho wyruszył na pieszą pielgrzymkę dawnym średniowiecznym szlakiem do hiszpańskiego sanktuarium Santiago de Compostela. W czasie długiego 700-kilometrowego marszu pątniczą drogą Coelho doznał różnych mistycznych przeżyć: widział Anioły i Świętych, walczył z demonami ukrytymi pod postacią wielkich psów, poddał się także rozmaitym praktykom inicjacyjnym, mającym pogłębić jego duchowość. Pierwsza powieść Paula Coelho - "Pielgrzym", będzie autobiograficznym zapisem duchowych doświadczeń, jakich nabył w czasie wędrówki do Santiago de Compostela.
Od tego czasu, w swoich książkach oraz za pośrednictwem licznych wypowiedzi udzielanych mass mediom, Coelho kreuje się na żarliwie katolickiego pisarza. Jak mówi, definitywnie zerwał z satanizmem i narkotykami, uznaje wszystkie dogmaty wiary katolickiej, zawsze nosi przy sobie wizerunek Matki Bożej z Guadalupe - patronki Ameryki Łacińskiej, i buteleczkę z cudowną wodą z sanktuarium w Lourdes - w tym miejscu objawień Niepokalanej Dziewicy spędza ze swą aktualną żoną każdego roku sylwestra. Wszystkie swoje książki poprzedza Coelho cytatami z "Pisma świętego" albo kościelnymi modlitwami, np. "Zdrowaś Maryjo", a ich treść dodatkowo okrasza hojnie fragmentami Ewangelii, przykładami z życia Świętych, historiami zjawień Najświętszej Panny. Pisarz uważa, iż to za jego sprawą odrodził się ruch pielgrzymkowy do Santiago de Compostela, albowiem zanim opublikował swoje refleksje związane z pielgrzymką do tego sanktuarium, przez lata niemal nikt nie odwiedzał owego miejsca, a dziś wędrują tam setki tysięcy ludzi. Paulo Coelho zajmuje się również działalnością charytatywną. Założył fundację, której celem jest niesienie pomocy porzuconym dzieciom z najbiedniejszych dzielnic Rio de Janeiro, roztaczanie opieki nad ludźmi starszy-
15
mi, pozbawionymi dachu nad głową, a także wspieranie tłumaczenia klasycznych autorów brazylijskich oraz badań paleontologicznych w Brazylii. Corocznie pisarz przekazuje na rzecz fundacji 400 tysięcy dolarów ze swoich praw autorskich. Czy mamy zatem do czynienia ze św. Pawłem Apostołem naszych czasów, który porzucając liberty-nizm i satanizm, poświęcił się apostołowaniu prawdziwie katolickiej mistyki? Czy dusze milionów gorliwych czytelników jego książek są karmione zdrowym duchowym pokarmem, który może pomóc im odnaleźć autentyczny spokój i radość w chaosie współczesnego świata? Św. Jan Apostoł apelował do chrześcijan: Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga (1 J 4, 1). Kierując się tym apostolskim zaleceniem, postaramy się odpowiedzieć na postawione pytania, porównując poglądy Paula Coelho oraz przesłanie wyłaniające się z jego książek z nauką "Pisma świętego", Magisterium Kościoła oraz ze wzorem życia, jaki dali nam Święci i Błogosławieni.
MAŁPA PANA BOGA
Oczywiście, powinniśmy doceniać i błogosławić wszelkie dobro, jakie się pojawia. Nie można też wszędzie doszukiwać się zła. Nie wolno przyjmować postawy węży, które swym jadem próbują zepsuć najzdrowsze rzeczy, a tak postępuje każdy, kto trucizną swych podejrzeń jako złe tłumaczy nawet najszlachetniejsze uczynki i intencje bliźnich.
Z drugiej strony, tradycyjna teologia katolicka uczy, iż szatan jako upadły anioł zachował pewną część naturalnych mocy i zdolności, którymi Wszechmogący raczył obdarzyć istoty anielskie. Stąd też diabeł jest nadzwyczajnie inteligentnym stworzeniem, posiadającym taki zasób wiedzy o prawach rządzących światem przyrody, o jakim żaden, nawet najmędrszy naukowiec nie umie choćby śnić. Ta arcyinteligencja i wielka mądrość Złego Ducha jest wykorzystywana przez niego w celu szerzenia grzechu i fałszu. Książę Ciemności, mając tysiące lat doświadczenia w kuszeniu ludzi, doskonale zdaje sobie sprawę, że aby móc przekonać dusze do swych kłamstw, musi ubrać je w jakieś pozory dobra, a jeśli to możliwe, postarać się też o jakieś nadzwyczajne wydarzenie, które w oczach ludzkich będzie wyglądać na "cud". Diabeł, na wzór tępiciela szczurów, nie podaje swej duchowej strychniny w czystej i nie rozcieńczonej postaci, ale umieszcza ją w środku zdrowej oraz pożywnej potrawy. Św. Ireneusz z Lyonu pisał o tym w następujący sposób: Fałsz nigdy nie jest przedstawiany w swojej nagiej szpetności, aby będąc w takiej formie
17
przedstawiony nie został wykryty; lecz bywa chytrze wystrojony w atrakcyjne ubranie, aby poprzez taką zewnętrzną formę zrobić większe wrażenie na niedoświadczonych niż sama prawda9. Warto zauważyć, że nawet w przypadku grzechów wypływających z materialistycznego bądź hedonistycznego podejścia do życia (chodzi tu o: chciwość, kradzież, cudzołóstwo, morderstwo, obżarstwo, pijaństwo), demony próbują przekonać człowieka do popełniania tych wykroczeń pod przykrywką jakiegoś dobra. Przykładowo, chciwiec może się tłumaczyć, iż posiadanie dóbr materialnych nie jest złe, bo przecież nikomu nie wyrządza się w ten sposób krzywdy, a lekarz ginekolog masakrujący niewinne dzieci w łonach matek swój fach usprawiedliwi, mówiąc: "ja tylko pragnę dobra tej matki i jej dzieci, po co mają one cierpieć niedostatek?" z kolei obżartuch stwierdzi, że spożywa jedynie Boże dary, więc nie ma w tym niczego złego. Już na tych przykładach widać, jak odwieczny wróg ludzkich dusz próbuje odziewać niegodziwości w szaty dobra. O ile bowiem prawdą jest, iż posiadanie dóbr doczesnych nie jest grzechem, to wielką ohydą w oczach Pana Boga jest już czynienie sobie z nich bożka - istoty i głównego celu swego ziemskiego żywota. Podobnie szlachetne jest pragnienie ulżenia czyjejś niedoli materialnej, jednak obrzydliwość stanowi popełnianie w tym celu mordu na nie narodzonym dziecku. Prawdą jest również, że żywność to Boży dar, którym nie powinniśmy gardzić, jednak należy przy tym także pamiętać, że głównym celem jedzenia jest utrzymanie człowieka przy życiu, zaś przyjemność związana z tą czynnością została dana po to, by ludzie nie zaniechali jedzenia, jeżeli natomiast ktoś czyni z owej rozkoszy najważniejszy cel konsu-
IR
mowania np. schabowego, przeobraża się w ten sposób w istotę, która służy nie Chrystusowi Panu naszemu, ale brzuchowi swemu (Rz 16, 18).
Jeśli więc nawet wulgarne doktryny materializmu i he-donizmu umieją odziewać się w szaty jasności, tym bardziej nie powinno nas dziwić, że pod przykryciem prawdy i dobra szatan próbuje zwodzić ludzi, których perspektywa życiowa nie zamyka się jedynie w korzystaniu z dóbr ziemskich i uciech cielesnych. Dla zwiedzenia dusz ludzkich, nie lubujących się w przesiąkniętych kultem pieniądza, seksem i brutalnością filmach, książkach czy spektaklach, Lucyfer nie zawaha się prawić pobożnych kazań, posługiwać się "Pismem świętym", wzywać do pokuty i umartwienia oraz przedstawiać swe oszustwa w postaci mistyczno-religij-nych uniesień albo filozoficznych rozważań. Przed takim, jak to mawiali Ojcowie Kościoła, "małpującym Boga" działaniem demonów ostrzega wielokrotnie "Biblia": Tacy bowiem są fałszywymi apostołami, pracownikami zdradliwymi, którzy tylko przybierają postać apostołów Chrystusowych. I nic dziwnego; wszak i szatan przybiera postać anioła światłości (2 Kor 11, 13-14); A Pan rzekł do mnie: fałszywie prorokują prorocy w moim imieniu; nie posłałem ich ani nie dałem im poleceń, ani nie mówiłem do nich. Kłamliwe widzenia, marne wieszczby i wymysły swojego serca wam prorokują (Jr 14, 14); Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą znaki i cuda, aby o ile można, zwieść wybranych (Mk 13, 22); Dziwię się, że tak prędko dajecie się odwieść od tego, który was powołał w łasce Chrystusowej do innej ewangelii. Chociaż innej nie ma; są tylko pewni ludzie, którzy was niepokoją i chcą przekręcić ewangelię Chrystusową (Ga 1,6-7); Baczcie, aby was kto nie zwiódł. Wielu bowiem przyjdzie w imię moje, mówiąc: Jam jest Chrystus, i wielu zwiodą (Mt 24, 4-5); Strzeżcie się fałszywych proroków,
19
którzy do was przychodzę w odzieniu owczym, a wewnątrz są wilki drapieżne. Po owocach ich poznacie (Mt 7, 15-16). Podobnie uczą Papieże, Święci, mistrzowie życia mistycznego oraz wybitni kaznodzieje. Założyciel zakonu jezuitów - św. Ignacy Loyola, w swoich "Ćwiczeniach duchownych", które objawione zostały mu z Nieba, pisał: Taktyką złego anioła jest wślizgiwać się do wnętrza duszy nabożnej zgodnie z zastanymi w niej pojęciami, by tak skaptowaną uwieść z kolei do sobie właściwych celów (...). Dla rozpoznania tedy jakości działającego ducha winna taka dusza zwrócić bacznie uwagę na cały zasięg myśli zasugerowanej przez działającego w niej ducha. Jeśli tedy spostrzeże, iż zarówno początek zasugerowanej myśli, jak też środkowy jej przebieg, a w dodatku sam jej finał składają się z elementów wyłącznie dobrych, zmierzających ku dobru, znakiem to będzie, iż działa to duch dobry. Jeśli zaś w owym ciągu sugerowanej myśli zarysował się choćby odcień zła, znakiem to będzie oczywistym, iż działa za nią duch zła (reguła 4-5). Natomiast o. Poulain ostrzegał: Demon jest podobny graczom, którzy chcą oszukiwać: na początku pozwalają partnerom wygrywać, tak że oni coraz bardziej zaangażują się w grę, aby potem przegrali Wraży więcej. Papież św. Pius X w encyklice "Pascendi Dominici Gregis", mówiąc o modernizmie jako ścieku wszystkich herezji, stwierdził, że jego propagatorzy często są ludźmi uczonymi i pobożnymi, a czytając ich dzieła, ma się wrażenie, że jedna strona została napisana przez katolika, druga zaś przez heretyka. Z kolei żyjący w I połowie XX wieku autor wielu poruszających i głębokich kazań, nazywany z tego względu "węgierskim Piotrem Skargą" bp Tihamer Toth zauważał: Nasza dusza w stosunku do pięknie wykończonych i delikatnie tonowanych brudów moralnych zachowuje się tak samo, jak organizm cielesny w stosunku do pewnych trucizn. Gdy ktoś zażyje 3-4 gramy
10
trucizny, to umrze, ale jeśli zażyje 6 gramów, to mu nie zaszkodzi, bo żołądek zaraz ją wydali. Moralny człowiek nie będzie czytał szorstkiej, otwartej, brutalnej pornografii, ale 3-4-gramową truciznę wykwintnych pisarzy niepostrzeżenie połknie i - umrze!' 10.
Historia wielokrotnie ukazywała nam trafność i słuszność tych spostrzeżeń. Wiele herezji, schizm i apostazji dokonywało się pod sztandarem pogłębienia duchowości, autentycznego zrozumienia "Pisma świętego" i powrotu do prawdziwie chrześcijańskiego życia. Na przykład, główni inspiratorzy protestanckiej rewolty XVI wieku - Marcin Luter i Jan Kalwin, słusznie nieraz krytykowali zepsucie części ówczesnej hierarchii kościelnej, jednak przy tym oderwali od prawdziwej wiary całe narody, ucząc je zasad, które wzięte na poważnie i stosowane konsekwentnie, prowadzą do niemoralności. Jeśli np. Luter głosił, iż sama tylko wiara, bez dobrych uczynków, wiedzie do Nieba, a swą herezję podpierał jeszcze hasełkiem: Mocno wierz i dużo grzesz, to jakich owoców duchowych można spodziewać się po ludziach, którzy wezmą takie tezy na serio? Albo, czy kalwińska nauka głosząca, że Stwórca z góry przeznacza jednych na zbawienie, a drugich na potępienie, nie utwierdza jedynie grzeszników w ich występnym życiu?
O tym, że diabeł jest w stanie pobożnie przemawiać, mogą też świadczyć przypadki niektórych opętań. Nieżyjący już jezuita - ks. Józef Warszawski, podawał dwa przykłady: W 1823 roku w Ariano (Puglia, Włochy) dokonywano egzorcyzmów nad 12-letnią opętaną. Zły duch na otrzymany rozkaz ułożył sonet ku czci Niepokalanego Poczęcia i wypowiedział go ustami tejże 12-letniej analfabetki. Sonet był tak piękny, że Papież Pius IX, kiedy mu już po ogłoszeniu
21
dogmatu o Niepokalanym Poczęciu ów sonet pokazano, był wzruszony do łez (...). Przy egzorcyzmach nad opętaną Murzynką Kaferką w 1906-1907 roku zły duch wygłosił przez jej usta kazanie o Najświętszym Sakramencie, które na obecnych pozostawiło głębokie wrażenie
Dzieje świata dostarczają nam również przykładów tego, jak diabeł potrafi wykorzystywać pewne siły przyrody albo wpływać na ludzką wyobraźnię, żeby wyglądało to na cudowne zjawisko lub mistyczną wizję. Już w "Starym Testamencie" czytamy, iż egipscy magowie, wykorzystując tajemną wiedzę, którą posiedli dzięki demonom, podrabiali do pewnego stopnia cuda zdziałane mocą Boga przez Mojżesza. Potrafili oni zamieniać laski w węże oraz przemieniać wody rzek, stawów i kanałów w krew (Wj 7, 11-12; 22). Wzorem biblijnych magów, nadzwyczajnymi zdolnościami mógł się pochwalić niejeden okultysta i szarlatan, że wspomnimy tu o takich postaciach jak: Edgar Cayce, Helena Bławatska, Rudolf Szteiner czy Rasputin. Ten ostatni, obok swego rozwiązłego trybu życia, zasłynął z tego, iż wyleczył z bardzo groźnej choroby syna cara Mikołaja II. O jego nadnaturalnych zdolnościach świadczy też to, że kiedy próbowano go zabić, mógł bez najmniejszej szkody dla siebie zjeść kilka ciastek napełnionych bardzo mocną trucizną, tak że ostatecznie zamachowcy musieli wystrzelić do niego kilkanaście kul z pistoletu.
Niejedna fałszywa religia powstała na skutek domniemanych objawień z Nieba. Tak powstał np. islam, którego twórcy - Mahometowi, zdawało się, że słyszy Boży głos. Z kolei założyciel mormonizmu - Joseph Smith, utrzymywał, iż Anioł objawił mu nową księgę, w której
ma być spisane Boże poselstwo. Także na środowiska katolickie niejednokrotnie próbowali oddziaływać najróżniejsi fałszywi mistycy i wizjonerzy, siejąc chaos, a czasami nawet odrywając od Kościoła świętego tysiące wiernych. Przypomnijmy w tym miejscu starokatolicki ruch mariawitów, którego inspiratorką była członkini zakonu honoratek, Maria Franciszka Kozłowska (zwana później "Mateczką"). Owa mniszka miała pierwsze widzenia w 1893 roku. Z pozoru objawień danych tej honoratce nie wyróżniało nic, co mogłoby budzić podejrzenia, więcej - wyglądały one na coś wspaniałego i szlachetnego. "Mateczka" mówiła o "dziele Wielkiego Miłosierdzia", oddawaniu czci Najświętszemu Sakramentowi, szukaniu pomocy u Matki Bożej, konieczności podniesienia moralnego poziomu księży itp. Księża zgrupowani wokół "Mateczki" Kozłowskiej stworzyli ruch mariawitów i gorliwie poświęcili się działalności duszpasterskiej. Wydawało się, iż cały ruch skupiony wokół objawień zakonnicy zdoła tchnąć w polską religijność nowego ozdrowieńczego ducha. Tymczasem pojawiły się pierwsze niepokojące symptomy, księża oddani "Mateczce" wprowadzili pewne innowacje w katolickiej liturgii, a wszyscy mariawici wydawali się traktować, bądź co bądź, prywatne objawienia Marii Franciszki jako nieomylne dogmaty. Ostatecznie, papież św. Pius X w 1906 roku zakazał dalszej działalności duchownym pod patronatem "Mateczki". I wówczas ujawnił się prawdziwy duch stojący za tymi objawieniami. W przeciwieństwie do wszystkich prawdziwych wizjonerów, takich jak św. Faustyna Kowalska albo św. Pio, którzy z pokorą podporządkowywali się prawowitym władzom kościelnym, "Mateczka" i mariawici wypowiedzieli posłuszeństwo Ojcu Świętemu i biskupom. W kolejnych latach dzieje mariawitów potoczyły się w typowy dla prawie wszystkich herezjarchów sposób.
23
Zdrowe dążności reformatorskie przekształciły się w burzenie prawd wiary i uświęconych wiekami zasad dyscypliny. Mariawiccy liderzy znieśli celibat, zlikwidowali spowiedź świętą i wprowadzili "kapłaństwo" niewiast. Jedną z nowości, którą mariawici zaprowadzili po swoim odłączeniu od Stolicy Apostolskiej, były tzw. "mistyczne małżeństwa" księży z zakonnicami, w praktyce służące później jako parawan dla dzikiej rozpusty. Nieco mniej odległym przykładem takiego demonicznego zwiedzenia były wydarzenia, jakie na przełomie lat 60. i 70. XX wieku rozegrały się w hiszpańskiej wiosce Palmar de Troya, gdzie grupa wizjonerów na czele z Klementem Domingue Gomezem utrzymywała, iż otrzymuje posłania od Matki Przenajświętszej. Owe "objawienia" obfitowały w nadzwyczajne zdarzenia, np. pojawienie się stygmatów, a ich treść w ogromnej części była zgodna z wiarą chrześcijańską. Powoli jednak pośród szeregu mądrych i dobrych wskazówek, jakie wizjonerom przekazywała istota objawiająca się w Palmar de Troya, zaczęły się pojawiać zapowiedzi, iż panujący ówcześnie Paweł VI będzie ostatnim prawowitym Namiestnikiem Chrystusa, który zasiądzie na Tronie Piotrowym w Rzymie, a po nim w Watykanie będą już rezydować tylko antypapieże, zaś Stolica Papiestwa zostanie przeniesiona właśnie do Palmar, a sam Gomez zostanie kolejnym Następcą św. Piotra. Gomez nie zamierzał stawiać oporów istocie, którą uważał (albo przynajmniej chciał, aby inni uważali) za Królową Niebios, i po śmierci Pawła VI, w sierpniu 1978 roku ogłosił, iż został mistycznie koronowany na papieża Grzegorza XVII, a prawdziwym Kościołem jest odtąd "Kościół Palmariańsko-Katolicki". Za "Grzegorzem XVII" poszło setki, często gorliwych, zakonników, zakonnic i kapłanów oraz tysiące wiernych. Jednym z najnowszych wypadków takich zwodniczych, fałszywych objawień jest przykład
24
Vassuli Ryden, rozwiedzionej prawosławnej Greczynki, która, szczególnie w latach 80. i 90., objeżdżała świat z wykładami dla setek tysięcy ludzi, zwłaszcza katolików, głosząc, iż Pan Jezus rzekomo ma popierać zjednoczenie chrześcijan, które odbędzie się bez powrotu innowierców do Kościoła Katolickiego. Ostatecznie, dnia 6 października 1995 roku Kongregacja Nauki Wiary zanegowała nadprzyrodzony charakter doświadczeń pani Ryden, stwierdzając: Przewiduje też bliskie powstanie Kościoła, który miałby być swego rodzaju wspólnotę panchrześcijańską, co jest niezgodne z doktrynę katolickę. Warto mieć wciąż na uwadze to, co w tym temacie pisał jeden z największych katolickich mistyków, św. Jan od Krzyża: Także i szatan sprytnie ukazuje (...) zmysłom często zjawy, przedstawiajęc wzrokowi postacie świętych i blaski najwspanialsze; słuchowi łudzące słowa; powonieniu zapachy miłe i słodkości ustom a dotykowi rozkosz. I znęciwszy w ten sposób zmysły, wtrąca je w wielkie nieszczęście (...). Pożądanie tych objawień otwiera drogę szatanowi, by mógł duszę oszukiwać innymi widziadłami, które umie on bardzo dobrze naśladować i przedstawiać je duszy jako dobre12.
Czy te wszystkie ostrzeżenia przed wilkami przycho-dzącymi w owczych skórach, które kuszą dusze pod pozorami dobra, mogą być odniesione do twórczości Paula Coelho? Czy to możliwe, aby za tym dobrotliwie wyglądającym, nieustannie uśmiechniętym, wydającym duże pieniądze na działalność charytatywną, starszym panem stał sam szatan?
Na pierwszy rzut oka twórczość Coelho można by porównać do cukierków i ciasteczek, które co prawda nie posiadają większych wartości odżywczych, jednak - o ile spożywane są rzadko i w małych ilościach - nie mogą
25
zaszkodzić. Prawie wszystkie książki Paula Coelho, jak on sarn deklaruje, są autobiograficzne, albowiem w zbeletryzowanej formie, mniej lub bardziej hojnie relacjonuje w nich własne perypetie życiowe. Wyjątek stanowi jedynie "Jedenaście minut", gdzie zostały spisane przeżycia pewnej prostytutki. W swych autobiograficznych powieściach Coelho prawie zawsze wciela się w rolę głównego bohatera, a w dwóch z nich: "As Valkirias" i "Pielgrzymie", jest całkowicie sobą13. Motyw przewodni jego powieści stanowi wątek poszukiwania przez głównego bohatera sensu i celu życia. W książkach Coelho nieodłącznie pojawiają się też postacie dostarczające, z początku wątpiącym i rozchwianym duchowo, głównym bohaterom szeregu rad, pouczeń i maksym, dzięki którym odnajduje się prawdziwą radość i sens egzystencji. Ta formuła przyjęta przez pisarza czyni łatwiejszą ideową analizę jego twórczości, ponieważ bardzo łatwo jest rozróżnić, z którymi wypowiedziami zawartymi w książkach autor się solidaryzuje i utożsamia. Owe rady, refleksje i pouczenia, jakimi pisarz raczy nas osobiście bądź za pośrednictwem swych dzieł, nierzadko same w sobie nie są ani groźne, ani heretyckie czy fałszywe. Zamiast tego są one sformułowane w tak ogólnikowy i wieloznaczny sposób, że mogą być interpretowane dowolnie, jak się tylko komu podoba, przez co ludzie najróżniejszych światopoglądów i religii potrafią się z nimi zgodzić, nie korygując niczego ze swych dotychczasowych przekonań. Bo cóż można powiedzieć o takich np. zdaniach: Naucz się rozpoznawać znaki, by iść za nimi. (...) Słuchajmy, co mówi dziecko żyjące jeszcze w naszym sercu. (...) Wojownikowi światła zawsze dana jest w życiu powtórna szansa. Jak wszyscy inni ludzie - mężczyźni i kobiety - nie przyszedł
26
przecież na świat ze znajomością fechtunku 14; Wojownicy światła mają zawsze w oczach osobliwy blask. Żyją na świecie, stanowią część życia innych ludzi, rozpoczęli swoją ziemską podróż bez tobołków i sandałów (...) 15? Na takie mądrości mogą przystać zarówno wstrzemięźliwi, jak i rozpustnicy, uczciwi i złodzieje, katolicy, protestanci, muzułmanie oraz ateiści. Już sam ten fakt winien skłonić nas do ostrożności wobec Coelho. Jeden z największych kapłanów katolickich - św. Jan Maria Vianney, podczas egzorcyzmów usłyszał od demona następujące wyznanie: Jak bardzo podobają mi się te ogólnikowe kazania wielkomiejskich kaznodziei, które nikomu nie wadzą. Szatan dodał też, iż nienawidzi Proboszcza z Ars za jego bardzo konkretne kazania. Istotnie, święci i błogosławieni kaznodzieje oraz pisarze dalecy byli od powtarzania banałów, skupiali się natomiast na jasnym odróżnianiu dobra od zła, nazywaniu prawdy i kłamstwa po imieniu, tak by nie było wątpliwości, co jest grzechem, a co cnotą. Tak jak objadanie się cukierkami i ciasteczkami prowadzi do otyłości i innych chorób, tak powtarzanie miło brzmiących ogólników i hasełek nie może przynieść zbyt wiele dobrego, a w dalszej perspektywie sprzyja tylko usypianiu sumień. Gdyby jednak problem z Coelho polegał tylko na tym, iż jego pisarstwo jest wypełnione jedynie takimi banalnymi sformułowaniami, mimo wszystko nie należałoby wszczynać alarmu, a książki te można by uznać, nawet jeśli za mało wartościowe, to jednakże nie za groźne i zabójcze dla dusz. Prawdziwe niebezpieczeństwo kryjące się za tym sławnym brazylijskim pisarzem to fakt, iż w gąszczu banałów i ogólników czyha spora dawka, wrogich tradycyjnej doktrynie
27
katolickiej, herezji, błędów oraz bluźnierstw, które Coelho propaguje za pośrednictwem książek i udzielanych przez siebie wywiadów. Dlatego do jego twórczości jak ulał pasują ostrzeżenia o wilkach przychodzących w owczych skórach, przekręcaniu Ewangelii Chrystusowej, kuszeniu pod pozorami dobra. Dodatkowo, jeśli prawdą są zapewnienia Coelho o przeróżnych mistycznych wizjach, jakich miał doświadczać, to można zapytać, czy nie jest on bezpośrednio inspirowany przez demony? Niestety, dla wielu współczesnych ludzi, których edukacja religijna polega co najwyżej na niedzielnej wizycie w kościele oraz uczestnictwie w szkolnych lekcjach katechezy, a codziennie karmieni są bezbożną i niemoralną propagandą za pomocą mass mediów i państwowej edukacji, owa papka frazesów i ogólników może być dobrym znakiem, iż mają do czynienia z prawdziwą mistyką. Rodzi to w nich nadzieję, że ta mistyka pozwoli im wyrwać się z nasyconego materializmem i konsumpcjonizmem klimatu kultury masowej. Przyjrzyjmy się teraz bliżej herezjom, fałszom i bluźnierstwom skrytym w Coelhowskiej papce.
SZATAN - NASZYM PRZYJACIELEM?
Jak już napisaliśmy, Paulo Coelho mówi, iż przełomowym momentem jego życia była piesza pielgrzymka, jaką odbył do Santiago de Compostela. Od tego wydarzenia miał się zdecydowanie zaangażować w "Dobrą Walkę". W ciągu wieków wielu chrześcijan, idąc tym szlakiem, odzyskiwało bądź umacniało swą więź z Chrystusem Panem, pokutując za swoje grzechy i postanawiając odnowić własne życie. Czy podobny cel przyświecał Coelho, gdy szedł do tego średniowiecznego sanktuarium św. Jakuba - patrona Hiszpanii?
Otóż, w książce "Pielgrzym", która jest w stu procentach autobiograficzną relacją z tej pielgrzymki, Coelho wspomina, iż powodem, dla którego udał się do Santiago de Compostela, była nieudana próba wyświęcenia go na mistrza "zakonu" RAM (owej grupy, do jakiej wstąpił za zachętą tajemniczego mężczyzny - Jeana; dla porządku dodajmy, że RAM jest jednym z ezoterycznych "zakonów", wspólnie noszących nazwę "Tradycja"). Próba ta polegała na wręczeniu adeptom miecza, mającego symbolizować osiągnięcie wielkiej tajemnej mocy, którą Coelho na swój użytek nazywa mocą czynienia cudów. Ta tajemna siła miała objawiać się m.in. w: materializowaniu duchów, przemieszczaniu rzeczy bez ich dotykania, odsłanianiu błękitu nieba w środku zasnutego gęstymi chmurami popołudnia, przepowiadaniu przyszłości w oparciu o układ gwiazd16. Ceremonia wręczania miecza odbywała
29
się w górach przy zapalonym ognisku i pod przewodnictwem jednego z mistrzów RAM, którego zadaniem było pasowanie Coelho na nowego mistrza "zakonu". Płomienie wystrzeliwujące z trzaskiem z ogniska, wedle wierzeń RAM, oznaczały "pomyślną wróżbę", że rytuał może być kontynuowany. Gdy symbol mocy i potęgi miał już spocząć w wyciągniętych rękach przyszłego pisarza, prowadzący ceremonię mistrz RAM rzekł: Cofnij rękę, która cię zdradziła! Albowiem droga Tradycji nie jest drogę kilku wybranych, lecz drogę wszystkich ludzi! A moc, która, jak ci się wydaje, posiadłeś, nic nie znaczy, ponieważ nie dzielisz się nią z innymi ludźmi! Powinieneś był odmówić przyjęcia miecza. Wówczas bym ci go wręczył, wiedząc, że twoje serce jest czyste. Jak się jednak obawiałem, w tej samej chwili poślizgnęłeś się i upadłeś. Zaślepiony żądzą, będziesz musiał raz jeszcze ruszyć drogę w poszukiwaniu miecza. Okazałeś pychę, przyjdzie ci zatem szukać wśród prostych ludzi. Zafascynowany cudami, będziesz musiał długo walczyć, by odnaleźć to, co chciano ci tak hojnie podarować17.
Tak więc błąd Coelho miał polegać na tym, iż postrzegał moc czynienia cudów jako zarezerwowaną jedynie dla elit, podczas gdy według RAM - była ona dostępna dla wszystkich. Jako swoistą pokutę mistrz "zakonu" wyznaczył mu odbycie pielgrzymki, w czasie której Paulowi będzie dana druga szansa zdobycia miecza - uosobienia tajemnej wiedzy oraz potęgi. Zgodnie z poleceniem mistrza RAM, przyszły bestsellerowiec rusza na pątniczy szlak. Tam zostaje mu przydzielony przewodnik - Petrus. Przewodnik ten będzie towarzyszył pielgrzymowi prawie do samego końca. Zanim Paulo zdobędzie upragniony miecz, stając się tym samym
30
jednym z mistrzów "zakonu", mającym moc czynienia cudów, będzie musiał w ciągu wielu dni męczącego marszu nauczyć się od swego przewodnika przeróżnych praktyk inicjacyjnych RAM. Rytuały te polegały m.in. na: przyjmowaniu pozycji płodowej, chodzeniu przez 20 minut krokiem dwukrotnie wolniejszym niż zazwyczaj, wbijaniu paznokcia wskazującego u nasady kciuka, wylewaniu wody na gładką powierzchnię, a następnie kreśleniu na niej rysunków, przybieraniu pozycji zmarłego, specjalnym rytmie oddychania i wymawianiu przy tym słowa RAM, tańczeniu. Powyższe praktyki miały pomóc osiągać "harmonię ze wszechświatem", oddalać złe myśli, rozbudzać intuicję, doświadczać uczucia własnej śmierci poprzez pogrzebanie żywcem, podejmować najwłaściwsze decyzje, słuchać głosów, kontaktować się z "nieskończoną inteligencją", widzieć Świętych, obmywać duszę przez strumienie "błękitnego światła" niosącego wybaczenie grzechów oraz doznawać innych mistycznych wizji. Ostatecznie owe rytuały RAM doprowadziły Coelho do zdobycia upragnionego miecza, a więc zostania jednym z mistrzów "zakonu". Cała książka obfituje w opisy podobnych praktyk. Jest tam np. mowa o wizycie Paula i Petrusa u kapłana (zwanego w powieści "magiem")
o imieniu Jorge, który odprawiał ceremonie polegające na paleniu ziół oraz wpatrywaniu się w pielgrzymie muszle (owe muszle są zwyczajowym znakiem, po którym rozpoznaje się pielgrzymujących do Santiago de Compostela). Wskutek tych czynności muszle rozbłysnęły światłem, które nie oświetlal8. Cały ten zestaw dziwnych
i tajemniczych rytuałów uzupełniają jeszcze wzmianki o wywoływaniu duchów (kolejnym obrzędzie "zakonu"), które mają dostarczać informacji o pośmiertnych losach
31
zmarłych19 oraz pomagać spełniać pragnienia, jakiekolwiek by one nie były20. Z myślą o "pożytku dla czytelnika", w książce znajdujemy specjalnie sformułowane instrukcje wykonywania tych rytuałów. Każdy, kto sięgnie po "Pielgrzyma", dowie się zatem nie tylko, jak Coelho z Petrusem "czynili cuda", ale zostanie dokładnie poinformowany, jak na własny użytek może je sam praktykować - np. przez ile dni winien poddawać się danemu ćwiczeniu, ile minut ma ono trwać w ciągu doby.
Choć w "Pielgrzymie" Coelho zazwyczaj nazywa te praktyki i rytuały mianem mocy czynienia cudów, to gdy popatrzymy na nie uważniej, dojdziemy do wniosku, iż są one niczym innym, jak okultystycznym zestawem "czarów, uroków, guseł i zabobonów". Prawdziwe cuda dokonywane są mocą samego Pana Boga i ich zaistnienie w żaden sposób nie zależy od wykonania jakichś ćwiczeń albo wypowiedzenia którejś z formułek. Wszechmogący raczył używać Świętych i Błogosławionych jako narzędzi, przez które objawiał ludziom Swoją łaskę, moc i potęgę. Co należy podkreślić, pragnieniem Świętych nie było nigdy uzyskanie mocy czynienia cudów, a jedynie oddawanie chwały Bogu i pełnienie Jego woli w każdym miejscu i czasie, kiedy zaś Pan Jezus za ich pośrednictwem dokonywał cudów, uważali się za niegodnych tej łaski. Poza tym, prawdziwe cuda zawsze dokonywane są za pośrednictwem środków, które ustanowił sam Zbawiciel, czyli modlitwy i sakramentów. Kiedy np. ktoś zostaje uzdrowiony z nieuleczalnej choroby, dzieje się to nie dzięki rytualnemu paleniu ziół albo tańczeniu wokół dębu, ale łaska ta zostaje zesłana jako owoc ufnej, szczerej, wytrwałej i prostej modlitwy do Pana Boga.
32
W przeciwieństwie do prawdziwych Bożych cudów, u źródeł czarów, guseł, uroków i zaklęć stoi przekonanie
o możliwości podporządkowania sobie przez człowieka pewnych nadprzyrodzonych mocy, np. tajemniczych sił, duchów zmarłych przodków, demonów. Okultyzm zakłada zdobycie wiedzy na temat świata duchowego i sprawowanie nad nim kontroli. Natomiast, istnieją sprawy, które Wszechmogący zdecydował się zakryć przed nami, tak że wiedza o nich nie zostanie nam objawiona za ziemskiego życia. Chociaż niektóre z tych zakrytych rzeczy mogą być nam wyjątkowo odkryte jeszcze za tego życia, to zawsze dzieje się to na mocy suwerennej woli Pana Boga. Przykładowo, istnieli prawdziwi prorocy, którzy znali przyszłe losy ludzi, narodów i świata, jednak źródłem ich wiedzy było postanowienie Wszechwiedzącego Boga, raczącego wyjawić im koleje historii, nie zaś wpatrywanie się w układ gwiazd albo w talię kart. Podobnie, Wszechmogący czasami pozwala, aby jakaś zbawiona, pokutująca w czyśćcu albo potępiona dusza objawiła się żyjącemu, jednak nigdy nie może się to stać na mocy przywoływania zmarłych przez żyjących - zawsze dzieje się to za specjalnym Bożym postanowieniem, nie zaś wskutek jakichś ludzkich zabiegów. Magia i okultyzm polegają natomiast na tym, iż to niejako człowiek pragnie podporządkować sobie Boga za pomocą różnych rytuałów i zaklęć. Wystarczy tu, aby ktoś wykonał pewne ćwiczenia, wyrzekł rytualne formuły i już może "uzdrawiać", "widzieć Świętych", "przywoływać duchy zmarłych", "odsłaniać błękit nieba" itd. W ten sposób Boża moc i potęga byłyby zabawką na usługach człowieka. Widać więc, że wszelkie czary, uroki, zaklęcia, jasnowidzenie i przywoływanie duchów są wielką obrazą Pana Boga, będąc próbą wkroczenia w Jego prawa, powtórzeniem szatańskiego kuszenia, kiedy to szatan obiecywał Adamowi i Ewie osiągnięcie
33
Bożej wiedzy i mocy. To dlatego za wszelkimi magicznymi i spirytystycznymi praktykami stoi sam szatan, choćby nawet były one czynione z myślą dopomożenia bliźniemu. Niczym dziwnym nie jest więc, że magia, okultyzm i spirytyzm są nieustannie zakazywane i piętnowane na kartach "Starego Testamentu": Nie będziecie wróżyć, ani czarować (Kpł 19, 26); Wy więc nie słuchajcie waszych proroków ani waszych wieszczbiarzy, ani waszych marzycieli, ani waszych wieszczków, ani waszych czarowników (Jr 27, 9); (...) wróżbici mają kłamliwe widzenia. Sny, które tłumaczą, są złudne, puste ich słowa pociechy (Za 10,2); Mój lud radzi się swojego drewna, a jego kij daje mu wyrocznię, gdyż duch wszeteczeństwa ich omamił, a cudzołożąc odstąpili od swojego Boga (Oz 4, 12); Tak zginął Saul z powodu swojej niewierności, jakiej dopuścił się wobec Pana, wbrew słowu Pana, którego nie przestrzegał; zapytywał również o wyrocznię wieszczkę, a nie pytał o wyrocznie Pana (1 Kr n 10,13-14); Jasnowidze będę zawstydzeni, a wieszczkowie zawiedzeni (...), bo nie będzie odpowiedzi Boga (Mi 3, 7); Gdy tedy wejdziesz do ziemi, którą Pan, Bóg twój, ci daje, nie naucz się czynić obrzydliwości tych ludów. Niech nie znajdzie się u ciebie taki, który przeprowadza swego syna czy swoją córkę przez ogień, ani wróżbita, ani wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, ani zaklinacz, ani wywoływacz duchów, ani znachor, ani wzywający zmarłych. Gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni, i z powodu tych obrzydliwości Pan, Bóg twój wypędza ich przed tobą (Pwt 18, 9-12). Tę naukę o ohydzie i niegodziwości wszelkich czarów i praktyk spirytystycznych potwierdza "Nowy Testament", gdzie grzechy te są stawiane obok morderstwa, nierządu, bałwochwalstwa, pijaństwa, hulanek, zazdrości, nienawiści i kradzieży (Ga 5, 20; Ap 9, 21; 22, 15), a więc występków, których czynienie zamyka drogę do Królestwa Niebieskiego, za to powoduje
34
wrzucenie do jeziora gorejącego ogniem i siarkę (Ap 21,5). W Efezie nawróceni do Chrystusa wróżbiarze palili swoje księgi, albowiem wiedzieli, iż nie mogą pogodzić oddania prawdziwemu Bogu ze służbą mocom demonicznym (Dz 19, 19). Św. Paweł Apostoł w cudowny sposób oślepił Elimasa - czarodzieja i fałszywego proroka, nazywając go przy tym synem diabelskim, pełnym wszelkiej zdrady i wszelkiej przewrotności (Dz 13, 8-12). Kościół święty jako wierny stróż Bożego Objawienia zawsze w swym nauczaniu ostro potępiał okultyzm. W pierwszych wiekach istnienia chrześcijaństwa, chrześcijanie, którzy dopuszczali się takich czynów jak czary bądź zasięganie rady u wróżbitów, musieli ciężko pokutować przez wiele lat. Przez wieki to jednoznacznie negatywne stanowisko wobec wszelkich odmian magii było podtrzymywane przez Ojców, Doktorów, Świętych, Papieży, synody i sobory Kościoła. Na przykład dekret Świętego Oficjum z 30 lipca 1856 roku określił praktyki spirytystyczne mianem niedozwolonego oszustwa, heretyckich i stanowiących skandal przeciw uczciwości obyczajów21. Jedną z najnowszych wypowiedzi Stolicy Apostolskiej w tej sprawie znajdziemy w "Katechizmie Kościoła Katolickiego" opublikowanym w 1992 roku, gdzie możemy przeczytać: Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość. Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i sza-
35
cunkiem - połączonym z miłującą bojaźnią - które należą się jedynie Bogu. Wszystkie praktyki magii i czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągnąć nadnaturalną władzę nad bliźnim - nawet w celu zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności (...). Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich (2116-2117).
"Katolik" Coelho nie wydaje się przejmować tymi napomnieniami oraz przestrogami. W "Pielgrzymie" czary, gusła, uroki, zaklęcia i przywoływanie duchów nie tylko że nie są ukazane jako złe i obrzydliwe, ale jawią się one tam w postaci czegoś dobrego i zdrowego, czegoś, co winno być dostępne dla każdego człowieka. Podobną wizję magii Paulo Coelho przedstawia w swych wywiadach: Teraz też jestem magiem, tak jak magiem może być każdy (...). Ja jestem człowiekiem, który podobnie jak mag, stara się rozwijać swoje uśpione moce (...)22. Mimo że Coelho było dane doświadczyć na własnej skórze niszczycielskiego działania Złego Ducha, wcale nie stara się on przestrzec swych fanów przed kontaktem z siłami ciemności. Wręcz przeciwnie, rozróżniając "czarną" magię (od której się odżegnuje) od "białej" magii (którą zachwala), mówi: Jeżeli natomiast pójdziesz na rozstaje dróg i złożysz ofiarę demonom, prosząc o zdrowie, bo źle się czujesz - to jest to biała magia, bo nie starasz się panować nad innymi 23. Tak więc, kłanianie się czartom ma być w porządku, jeśli tylko nie chcesz przez to panować nad swym bliźnim! To wyznanie może nas szokować, jednak nie jest ono niczym nowym dla tego człowieka, bo jak sam twierdzi, w sieci ezoterycznych "zakonów" demonowi nie przypi-
36
sywano żadnego pejoratywnego sensu i często się do niego odwoływano24 . Pośród wspomnianych wyżej rytuałów, których Coelho nauczył się od swego pielgrzymkowego przewodnika Petrusa, znalazło się również przywoływanie demona. Petrus tak oto opisywał Paulowi naturę diabła: Demon jest (...) aniołem, lecz jest to potęga oswobodzona i zbuntowana. Wolę nazywać go Posłańcem, ponieważ odgrywa rolę głównego łącznika między tobą a światem (...). Jeśli dajemy mu wolność, zaczyna nas rozpraszać. Jeśli poddajemy go egzorcyzmom, tracimy wszystko, co dobre, a czego mógł nas nauczyć, ponieważ doskonale zna świat i ludzi. Jeżeli jednak ulegniemy fascynacji jego mową, zawładnie nami i zniechęci do Dobrej Walki. Mimo wszystko jedynym sposobem poznania naszego Posłańca jest pozyskanie jego przyjaźni. Słuchając rad, wzywając go na pomoc, kiedy to konieczne, nigdy nie wolno pozwolić, by to on dyktował warunki (...). Musisz (...) przede wszystkim wiedzieć, czego chcesz, a ponadto znać jego twarz i imię (...). Rozmowa z Posłańcem stanie się owocna, jeśli będziesz go wzywał codziennie, jeśli będziesz dzielił się z nim problemami i nauczysz się doskonale odróżniać prawdziwą pomoc od zasadzek25. Petrus zasugerował też, iż można wykorzystać przyjaźń Posłańca, aby osiągnąć sukces w pracy lub wśród ludzi26. Coelho wierny poleceniom swego przewodnika, niejednokrotnie wzywał demona, z którym relacje zostały określone w książce jako: kontakt wzajemnego zrozumienia, wzajemnej przyjaźni27. Pod koniec wędrówki do Santiago de Compostela Paulo przeprowadza długą, miłą pogawędkę z "Posłańcem" o: Szlaku, o Petrusie, o tajemnicy miecza, o moim prze-
37
czuciu, że ten sekret tkwi we mnie28. Tak więc, wedle Coelho, demony są naszymi dobrymi przyjaciółmi, którym może nie należy do końca ufać, które co prawda pałają nienawiścią do Krzyża (jak zostało mu to wyjawione przez jego osobistego demona29), ale za to należy z nimi serdecznie rozmawiać, bo można się od nich wiele nauczyć, oraz trzeba złożyć im ofiarę, aby nas uleczyły. Jak się to ma do Prawdy Objawionej? Nijak. W tradycyjnym i biblijnym obrazie szatana nie ma niczego, co potwierdzałoby jego wizerunek "dobrego kumpla". W rzeczywistości szatan nie jest ani naszym przyjacielem, ani kolegą, a: lwem ryczącym, krążącym, szukającym, kogo by pożreć (1 P 5, 8); mordercą od początku [który] w prawdzie nie wytrwał, bo nie ma w nim prawdy; gdy wypowiada kłamstwo, mówi od siebie, bo kłamcą jest i ojcem kłamstwa (J 8, 44); potrafiącym tylko kusić i zwodzić umysł ludzki do przekraczania przykazań Bożych, i krok za krokiem zaślepiać serca tych, którzy by chcieli służyć Bogu, żeby zapomnieli o Bogu prawdziwym, a kłaniali się jemu jakby bogu (...). I stał się coraz to większym nieprzyjacielem człowieka, zazdroszcząc mu jego życia i chcąc go zamknąć pod swoją władzą odszczepieńczą (św. Ireneusz, "Przeciwko herezjom" V, 24, 3 i 4); wynalazcą wszelkiej nieczystości, wrogiem cnoty, przeklętym księciem morderców, zaprzysięgłym nieprzyjacielem ludzi, który zaćmiewa i otępia umysły, napełnia je przerażeniem i przytłacza strachem (określenia szatana stosowane w rzymskim rycie egzorcyzmów). Jedyny sposób, w jaki chrześcijanin winien odnosić się do demonów, to wypowiedzenie im wojny, połączone z nieustanną czujnością, by nie dać się im zwieść: Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście
38
mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi. Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, ale przeciwko książętom i władcom, przeciwko rządcom świata ciemności, przeciwko duchom nikczemnym na niebie (Ef 6,12); Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu! (1 P 5, 8-9). Jakiekolwiek wdawanie się w dialog z szatanem jest szaleństwem prowadzącym do duchowego samobójstwa. Czym się skończyła rozmowa Ewy z szatanem oraz ciekawość, jaką okazywała ona temu, co miał do powiedzenia wąż piekielny? Wygnaniem pierwszych rodziców z Raju i grzechem pierworodnym, którego skutki my wszyscy ludzie będziemy dźwigać aż do końca czasów. Podobnie my, gdy w obliczu pokuszeń diabelskich, zamiast oddalać je natychmiast od siebie, rozpoczynamy dyskusję, mówiąc np.: "a może warto jednak spojrzeć na ten nieskromny obraz, nic się przecież takiego złego nie stanie", wystawiamy się na wielkie niebezpieczeństwo. Gdyby Pan Jezus i Apostołowie mieli postępować w myśl zaleceń Petrusa, musieliby nie wyganiać demonów z opętanych (co często czynili), za to zasięgać u szatana rad i wskazówek życiowych, nawiązując z nim filozoficzną dysputę (czego, rzecz jasna, nie czynili nigdy). Jakże więc można określić postawę Paula Coelho, który piętnuje wypędzanie demonów, zachęcając nie tylko do dialogowania z szatanem, ale również do jego celowego przywoływania, by pomagał nam jako "przyjaciel"?
Warto jeszcze dodać, iż przed wyruszeniem na pielgrzymkowy szlak, wiodący do Santiago de Compostela, Paulo musiał przysiąc, że będzie się słuchał swego przewodnika Petrusa, obojętnie co ten mu nakaże czynić: choćby rozkazał zabić, bluźnić lub popełnić bezsensowny czyn30 .
39
Tymczasem św. Paweł ostrzegał: Ale choćbyśmy my, albo anioł z nieba głosił wam ponad to, cośmy wam głosili, niech będzie przeklęty (Ga 1,8). Jeśli mamy odrzucić precz coś, co jest przeciwne Ewangelii, nawet gdyby wydawało się nam, iż pochodzi to z Nieba, to tym bardziej, jakim prawem możemy przyrzekać posłuszeństwo człowiekowi nawet w złych rzeczach? To prawda, że posłuszeństwo jest jedną z najważniejszych cnót chrześcijańskich, jednak ma ono swe granice i nikt nie ma prawa nakazywać grzechu: Tylko jeden powód mają ludzie, aby nie być posłusznymi -mianowicie wtedy, kiedy wymaga się od nich czegoś, co stoi w jaskrawej sprzeczności z prawem naturalnym albo wolą Boga; albowiem niczego, przez co naruszone jest prawo naturalne albo wola Boga, nie wolno nakazywać ani czynić (...). Nie ma powodu, aby oskarżać tak czyniących o odmowę posłuszeństwa; jeśli bowiem wola rządzących sprzeciwia się woli Bożej i prawu, to przekraczają oni swój zakres władzy i niszczą sprawiedliwość; ich władza staje się wtedy nieważna; gdyż gdzie nie ma sprawiedliwości, tam nie ma też władzy (Leon XIII, encyklika "Diuturnum illud"); Władzy rozkazywania domaga się porządek duchowy i wywodzi się ona od Boga. Jeśli więc sprawujący władzę w państwie wydają prawa, względnie nakazują coś wbrew temu porządkowi, a tym samym wbrew woli Bożej, to ani ustanowione w ten sposób prawa, ani udzielone kompetencje nie zobowiązują obywateli (...). Wtedy rzeczywiście kończy się władza, a zaczyna potworne bezprawie (bł. Jan XXIII, encyklika "Pacem in terris" 51); Od samych początków Kościoła przepowiadanie apostolskie pouczało chrześcijan o obowiązku posłuszeństwa władzom publicznym prawomocnie ustanowionym (por. Rz 13, 1-7; 1 P 2, 13-14), ale zarazem przestrzegało stanowczo, że "trzeba bardziej słuchać Boga, niż ludzi" (Dz 5, 29). Już w Starym Testamencie znajdujemy wymowny przykład oporu wobec niesprawiedliwego
40
rozporządzenia władz (...). Żydowskie położne sprzeciwiły się faraonowi, który nakazał zabijać wszystkie nowo narodzone dzieci płci męskiej: "nie wykonały rozkazu króla egipskiego, pozostawiając przy życiu (nowo narodzonych) chłopców" (Wj 1, 17). Trzeba jednak zwrócić uwagę na głęboki motyw takiej postawy: "położne bały się Boga". Właśnie z posłuszeństwa Bogu - któremu należy się bojaźń, wyrażająca uznanie jego absolutnej i najwyższej władzy - człowiek czerpie moc i odwagę, aby przeciwstawić się niesprawiedliwym ludzkim prawom. Jest to moc i odwaga tego, kto gotów jest nawet iść do więzienia lub zginąć od miecza, gdyż jest przekonany, że "tu się okazuje wytrwałość i wiara świętych" (Ap 13, 10) (Jan Paweł II, encyklika "Evangelium vitae" 73); Obywatel jest zobowiązany w sumieniu do nieprzestrzegania zarządzeń władz cywilnych, gdy te przepisy są sprzeczne z wymaganiami ładu moralnego, z podstawowymi prawami osób i ze wskazaniami Ewangelii ("Katechizm Kościoła Katolickiego" 2242). Te słowa odnoszą się do prawowitych władz, jakiegoż więc uprawnienia do absolutnej uległości mogą żądać od siebie przedstawiciele samozwańczego "zakonu" (a takim jest RAM), który promuje okultyzm, spirytyzm i wzywanie demonów?
W taki oto sposób Paulo Coelho przedstawił okoliczności "przełomowych" chwil jego życia: magiczne rytuały, czary, przyjacielskie relacje z diabłem, wzywanie duchów zmarłych itp., a wszystko to ubarwione opowieściami o wizjach Nieba, Aniołów i Świętych. Czy ktoś w bardziej przebiegły sposób mógłby szydzić sobie z prawdziwego nawrócenia?
CZŁOWIEK BOGIEM?
Pokusa zrównania bądź zatarcia różnicy pomiędzy stworzeniem a Stworzycielem od wieków aż po dzień dzisiejszy zdobywa silne oddziaływanie w rozmaitych wrogich chrześcijaństwu ruchach. Przed tysiącami lat jednym z pierwszych, który głosił ideę przemienienia człowieka w boga, był Budda. Uczył on, iż nie istnieje Bóg- Stworzyciel, za to boskość jest tożsama z nicością, w której istota ludzka winna się rozpłynąć. Z kolei hinduizm ze swymi setkami tysięcy bożków, zaklętymi w "świętych" drzewach, szczurach i krowach, uczy, że tak naprawdę natura jest bogiem. W chrześcijańskiej Europie i Ameryce doktryny propagujące boskość człowieka i natury przez całe stulecia były głoszone jedynie w małych kręgach gnostyków i alchemików, na szczęście nie docierając do szerszych warstw społecznych. Powoli zaczęło się to zmieniać wraz z narodzinami masonerii w XVIII wieku i coraz większym wpływem, jaki na oblicze narodów zaczęły wywierać idee masońskie. Jedną z podstawowych zasad wolnomularstwa jest wywyższenie i gloryfikacja natury ludzkiej, której popędy i poruszenia mają być dla człowieka głównym wyznacznikiem prawości oraz słuszności. W ten sposób neguje się rzeczywistość grzechu pierworodnego i co za tym idzie - potrzebę Bożego Odkupienia, a istota ludzka staje się sama dla siebie najważniejsza - samowystarczalnym bóstwem. Szczeble wtajemniczenia w lożach masońskich krok po kroku wiodą adeptów do uznania własnej "boskości". W końcowym rytuale
42
wolnomularskiej ceremonii zaprzysiężenia na stopień "Króla Sztuki", kandydatowi zadaje się pytanie: "Bracie Inspektorze, kim jesteś", na co ten odpowiada: "Jestem, który jestem" (jest to nawiązanie do biblijnego określenia Boga)31. Ubóstwienie człowieka jest też głoszone przez ruchy satanistyczne. Autor "Biblii Szatana", Anton Szan-dor La Vey, tak tłumaczył znaczenie świętowania urodzin w religii satanistycznej: Największe święto w religii satanistycznej to dzień urodzin każdego człowieka. Stanowi ono bezpośrednie przeciwieństwo do najświętszych dni w innych religiach, które deifikują poszczególnego boga stworzonego w formie antropomorficznej na wzór człowieka, dowodząc w ten sposób, że ego nie zostało do końca pogrzebane. Satanista uważa: "Dlaczego nie być uczciwym - skoro chcesz wykreować boga na podobieństwo człowieka, to czemu nie mógłby być stworzony na twoje podobieństwo". Każdy człowiek jest bogiem, jeśli tylko chce się za takiego uważać. Tak więc Satanista obchodzi dzień własnych urodzin jako najważniejsze święto w roku. Czy nie jesteś bowiem szczęśliwszy z powodu własnych urodzin niż z powodu urodzin kogoś, kogo nawet na oczy nie widziałeś? Z tej samej przyczyny, pomijając święta religijne, pytamy, dlaczego przywiązywać większą wagę do dnia urodzin prezydenta lub historycznej daty zamiast do dnia, w którym przyszliśmy na ten najwspanialszy ze światów? Powinieneś poklepać się po ramieniu, kupić sobie to, na co masz ochotę, traktować się jak króla (lub boga), którym jesteś, i w ogóle świętować swoje urodziny z największą pompą i radością. Uważający chrześcijaństwo za "wylęgnione w piekle", mormoni twierdzą zaś, iż ich posłannictwem jest dążenie do zostania bogiem, aby później stworzyć własny świat i poprzez wieczysty seks z żonami-boginiami zaludnić ów świat ludźmi, którzy
43
też mają być w przyszłości bogami - i tak w nieskończoność32 . Ten okropny błąd był głoszony również przez inspiratorów panoszącego się dziś ruchu New Age. Jeden z nich, żyjący w XIX wieku, bardzo wówczas popularny, hinduistyczny guru Swami Muktananda radził swoim uczniom: Klęknij przed swym własnym Ja. Oddaj cześć i uwielbienie swej własnej istocie. Bóg mieszka w tobie jako Ty sam33. Naśladowcy Muktanandy, wśród których nie brakowało ludzi Zachodu, ponieśli to kłamstwo na krańce ziemi. Dziś w krajach niegdyś chrześcijańskich boskość człowieka (a nawet świata przyrody) głoszą książki, filmy, znani psychologowie, aktorzy oraz tabuny samozwańczych proroków. Twórca radykalnie bluźnierczej powieści "Ostatnie kuszenie Chrystusa" Nikos Kazantzakis pisał: Jaszczurki, motyle, mrówki (...), wszystko było bogiem34. Ojciec współczesnej psychologii Carl Gustaw Jung mówił: Archetyp samego siebie oznacza to samo co Bóg, to kim naprawdę jestem w głębi siebie, jest Bogiem35. Z kolei Erich Fromm - człowiek, z którego dorobku czerpie wielu psychologów, jedną ze swych książek zatytułował: "Będziecie jak bogowie"36. Maitreya - inny z fałszywych proroków, ustami Benjamina Cremea oznajmił: Człowiek jest wyłaniającym się bogiem (...). Mój Plan i Mój Obowiązek to objawienie ci nowej drogi, (...) która wyzwoli w człowieku boskość, by mogła rozsiewać światłość37. Mahariszi Mahesz Jogi, twórca medytacji transcen-
dentalnej, mówił zaś: Zatrzymaj się i uznaj w sobie Boga (...)38. Nazywający siebie "nowym mesjaszem", Sun Myung Moon deklarował: Bóg i człowiek to jedno. Człowiek jest wcielonym Bogiem39. Znana aktorka, wyznawczyni New Age, Shirley MacLaine w jednym z popularnych programów telewizyjnych ogłosiła milionom Amerykanów, iż każdy człowiek jest bogiem.
Te wszystkie wymysły hinduizmu, buddyzmu, satanizmu, masonerii i New Age są powielane przez Paula Coelho. Jest to zresztą jak najbardziej logiczne, wszak pisarz ten to okultysta i mag, a za okultyzmem idzie roszczenie człowieka do władzy i wiedzy należnej jedynie samemu Bogu. Stąd już tylko krok do próby reaktywowania przedwiecznego kłamstwa szatana, wabiącego ludzkość obietnicą "bycia tak jak Bóg". Przypatrzmy się swego rodzaju modlitwie i rozważaniom, jakim stojąc przed krzyżem, oddawał się Coelho przy końcu pielgrzymki do Santiago de Compostela. Dodajmy, że w tej scenie towarzyszyła mu postać baranka, który miał poprowadzić Coelho pod krzyż, a który w powieści symbolizuje Chrystusa: Boże (...). Nie przybili mnie do tego krzyża, nie widzę na nim i Ciebie. Ten krzyż jest pusty i takim powinien zostać po wsze czasy, ponieważ czas śmierci przeminął, a bóg odradza się teraz we mnie. Ten krzyż był symbolem niesłychanej władzy, którą posiedliśmy wszyscy, władzy ukrzyżowania drugiego człowieka i wydania go na śmierć. Teraz ta moc odradza się dla życia, świat jest ocalony, a ja potrafię dokonywać Twych cudów. Albowiem przemierzyłem drogę zwykłych ludzi i w nich odnalazłem Twój sekret. I Ty przemierzyłeś drogę zwykłych ludzi. Przybyłeś, aby nauczyć nas wszystkiego, co byliśmy zdolni pojąć lub uczy-
45
nić, my jednak nie chcieliśmy przyjęć Twych nauk. Pokazałeś nam, że potęga i chwała są dostępne dla wszystkich, lecz tak nagłe objawienie naszych zdolności przerosło nas. Ukrzyżowaliśmy Cię nie dlatego, żeby okazać niewdzięczność Synowi Bożemu, lecz dlatego, że bardzo baliśmy się zaakceptować nasze zdolności. Ukrzyżowaliśmy Cię, ponieważ baliśmy się stać bogami. Mocą czasu i tradycji stałeś się tylko dalekim bóstwem, a my znów wypełniliśmy swój człowieczy los (...). Przeszedłem każdy kilometr tej drogi, aby odkrywać to, co już wiedziałem, co wie każdy z nas, z czym jednak trudno się pogodzić. Cóż bowiem trudniejszego dla człowieka, Panie, niż odkryć, że może posiąść władzę? (...) Uśpiony bóg rozbudził się we mnie (...), baranek zwrócił oczy w moją stronę, a jego spojrzenie przejęło mnie do głębi. Mówiło, abym na zawsze zapomniał o swych niegodziwościach, moc bowiem odrodziła się we mnie, jak mogła odrodzić się w każdym człowieku (...). Nadejdzie dzień - mówiły oczy baranka - gdy człowiek znów będzie z siebie dumny, a wtedy cała natura sławić będzie rozbudzenie boga, który trwał w nim uśpiony. (...) w pewnej chwili wokół zapanowała ciemność, a ja miałem wizję. Ujrzałem sceny łudząco podobne do opisanych w Apokalipsie: baranka zasiadającego na tronie i ludzi, którzy płukali swe szaty, oczyszczając je we krwi baranka. To było przebudzenie śpiącego w każdym z ludzi boga. Ujrzałem także bitwy, czas niepokoju, katastrofy, które miały spaść na ziemię w nadchodzących latach. Lecz wszystko to zakończyło się triumfem baranka, bo każda istota ludzka stąpająca po tej ziemi obudziła swą wielką moc uśpionego w niej boga40.
Kolejny raz widzimy, jak bardzo idee Coelho są sprzeczne z nauką Kościoła świętego. Wbrew twierdzeniom tego brazylijskiego powieściopisarza, problemem
człowieka nie jest to, że nie chce widzieć siebie jako boga, a okrutna śmierć Zbawiciela na Krzyżu nie została spowodowana tym, iż "nie obudziliśmy śpiącego w nas boga". To właśnie pretendowanie człowieka do "bycia jak Bóg" i ustanawianie siebie w roli sędziów oraz kreatorów własnych norm moralnych czyni z nas pysznych i nieposłusznych buntowników, którzy zamiast wąskiej ścieżki wiodącej do Nieba, wybierają szeroką drogę ku piekłu. Ubóstwienie stworzeń, w miejsce posłuszeństwa jedynemu i prawdziwemu Bogu, stanowi służbę demonom. Św. Paweł ostrzegał: Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki (Rz 1, 25). Pan Jezus nie umarł po to, byśmy uświadomili sobie, iż "jesteśmy bogami", ale po to, aby wyjednać nam u Ojca potok łask, żebyśmy mogli odrzucić grzeszne życie. Tajemnica Krzyża ukazuje nam nie naszą wielkość, ale głęboką, bezdenną nędzę kryjącą się w popełnianych przez ludzi grzechach. Ojcowie Kościoła mówili wprawdzie
o tajemnicy "przebóstwienia człowieka", która może się zrealizować w Niebie, jednak owo "przebóstwienie" nie ma nic wspólnego z tym, co głosi Coelho i jemu podobni. Owo "przebóstwienie" w teologii katolickiej oznacza po prostu życie wieczne z Bogiem, polegające na osiągnięciu przez zbawionych wizji uszczęśliwiającej, w której ogląda się Wszechmogącego "twarzą w twarz", oraz na królowaniu z Chrystusem po wieczne czasy. Idea zakładająca, iż człowiek w Niebie, albo jeszcze tu na ziemi, będzie - w pełnym tego słowa znaczeniu - Bogiem, była zawsze odrzucana przez Magisterium Kościoła. Papież Jan XXII w konstytucji "In agro dominico" potępił takie np. opinie mistrza Eckharta: Przekształcamy się całkowicie w Boga
i w niego zamieniamy. W podobny sposób, jak w Sakramencie chleb zamienia się w Ciało Chrystusa, tak samo ja się
47
w niego zamieniam. On sam czyni mnie niejako jednym z sobą, a nie tylko czymś podobnym. Na Boga żywego prawdą jest, że nie ma tu żadnej różnicy (10); Cokolwiek Bóg Ojciec dałl Synowi swemu jednorodzonemu w ludzkiej naturze, to wszystko dał i mnie. Nic tu nie wyłączam: ani zjednoczenia, ani świętości, bo całość dał mnie jako i sobie (w Synu) (11); Cokolwiek mówi Pismo św. o Chrystusie, to również wszystko się sprawdza w każdym dobrym i bożym człowieku (12); Cokolwiek jest właściwością Bożej natury, to wszystko jest właściwością dla człowieka sprawiedliwego i bożego. Z tej racji ów człowiek bierze udział w czynnościach Boga. A więc stworzył razem z Nim niebo i ziemię, jest rodzicielem wiekuistego Słowa i Bóg nie umie nic czynić bez takiego człowieka (13)41. Papież Pius XII w encyklice "Mystici Corporis", ucząc o zamieszkiwaniu Trójcy Świętej w duszach dobrych chrześcijan, przestrzegał jednocześnie: Należy odrzucić każde ujęcie tej mistycznej społeczności, w którym by wierni z jakiegokolwiek powodu tak się wznosili ponad sferę rzeczy stworzonych i błędnie wkraczali w sferę Boską, iżby w skutek tego mogła im być przypisana jako ich własność choćby jedna właściwość Wiekuistego Boga 42. W liście "Orationis formas" z dnia 15 października 1989 roku Kongregacja Nauki Wiary przypomniała: należy przede wszystkim pamiętać o tym, że człowiek w swej istocie jest stworzeniem i stworzeniem pozostanie na wieki, nigdy więc nie będzie możliwe wchłonięcie ludzkiego "ja"przez "Ja" Boskie, nawet w najwyższych stanach łaski. Zauważmy, że Coelho głosi poglądy jeszcze dalej idące aniżeli przytaczane powyżej opinie, potępione * 42
48
przez Magisterium. Twierdzi on bowiem, że człowiek nie tylko może stać się Bogiem w Niebie albo, dzięki świątobliwemu życiu, już tu na ziemi, ale że każda istota ludzka jest bogiem, tyle tylko, że ów bóg śpi w niej, dlatego też należy go przebudzić. W tym ujęciu, my synowie i córki Adama i Ewy bylibyśmy bogami niejako z racji swej natury. Można tylko ubolewać nad zaślepieniem autorów takich teorii. Prawdą jest, iż człowiek został stworzony na Boży obraz i podobieństwo, jednak ów obraz i podobieństwo zostały w nas skrzywione i zniekształcone na skutek grzechu pierworodnego, z którego piętnem wszyscy się rodzimy. Co więcej, nawet gdyby nasi pierwsi rodzice za namową diabła nie skosztowali owocu zakazanego, to i tak nie mogliby być żadnymi bogami, a wciąż byliby jedynie stworzeniami - nie "Stworzycielami". Po grzechu pierworodnym my ludzie, z własnej przyczyny, znajdujemy się w opłakanym stanie. Św. Ludwik Maria Grignon de Montfort w swym wiekopomnym, wychwalanym przez wielu Papieży dziele "Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny" tak to ujął: Grzech pierwszego naszego rodzica zatruł nas wszystkich, przekwasił i popsuł jak kwas przekwasza i psuje ciasto, w które go włożono. Grzechy uczynkowe, które popełniliśmy, śmiertelne czy powszednie (...), powiększyły naszą pożądliwość, słabość, chwiejność i nasze skażenie, pozostawiając w duszy złe następstwa i skutki. Ciała nasze są tak skażone, że Duch Święty nazywa je "ciałami grzesznymi" (Rz 6, 6) "poczętymi w grzechu" (Ps 51, 7), karmionymi grzechem i zdolnymi do każdego grzechu (...). Dusza nasza połączona z ciałem staje się tak zmysłowa, iż nazwano ją wprost ciałem. "Wszelkie ciało skaziło drogę swego życia na ziemi" (Rdz6, 12). Udziałem naszym jest tylko pycha i zaślepienie ducha, zatwardziałość serca, słabość i chwiejność duszy, zmysłowość, zbuntowane namiętności i choroby ciała.
49
Z natury pyszniejsi jesteśmy niż pawie, przywiązani więcej do ziemi niż ropuchy, niegodziwsi niż kozły, bardziej zazdrośni niż węże, popędliwsi niż tygrysy, leniwsi niż żółwie, słabsi niż trzcina, bardziej zmienni niż chorągiewki na dachu. Sami z siebie mamy tylko nicość i grzech i zasługujemy jedynie na gniew Boga i wieczne piekło44. Św. Augustyn powiadał, iż cała nasza wiedza sprowadza się do tego, że sami z siebie jesteśmy nicością, a wszystko, co posiadamy, pochodzi od Boga. Papież św. Grzegorz Wielki uczył, iż człowiek uważający, że jest czymś, jest niemądry, a gdyby siebie dobrze znał, czułby do siebie wstręt i pogardę. Św. Wincenty Ferreriusz twierdził: jestem niczym, nie mogę niczego, nie mam wartości. Zawsze Tobie służę źle i we wszystkim jestem sługą niepożytecznym. Św. Jan Maria Vianney mówił z kolei: Nicość jest naszym początkiem; nieskończona liczba wieków upłynęła, zanim przyszliśmy na świat. Do nicości się chylimy - tylko ręka Wszechmocnego nas podtrzymuje. Bez czułej opieki Boga, zniknęlibyśmy z powierzchni ziemi tak szybko, jak porwany szalonym wichrem słaby liść. I z czegóż może się człowiek wynosić - ten człowiek, o którym mówi Hiob: "Człowiek urodzony z niewiasty, żyjąc przez czas krótki, napełnion bywa wielą nędz. Który wychodzi jako kwiat i skruszony bywa, a ucieka jako dzień i nigdy nie trwa w tymże stanie" (Hi 14, 1)? (...) Wszystkie nasze zdolności i wszystkie talenty pochodzą od Boga, który rozdziela je wedle Swojej woli i my nie mamy stąd żadnego powodu do chwały. Człowiek nie jest sprawcą swojego zbawienia, sam z siebie nie wnosi niczego, oprócz grzechu i kłamstwa. Sam, o własnych siłach, może się co najwyżej tylko zgubić (...). Jako dzieci Adama zasługujemy na piekło (...). Każdego dnia prośmy Boga
o pokorę, żebyśmy przy pomocy jego łaski mogli sobie uświadomić, że sami z siebie jesteśmy niczym, że wszystkie dobra tak cielesne, jak i duchowe pochodzę tylko od Niego45. Apostoł Paweł ostrzegał: Jeśli kto mniema, że jest czymś, gdy jest niczym, sam siebie oszukuje (Ga 6, 3). To dopiero Łaska Niebios uzdatnia nas do walki z grzechem, szatanem i światem oraz zasłużenia sobie w ten sposób na otrzymanie korony wiecznego żywota. Czyż więc my nędzni grzesznicy mamy jakieś powody do dumy - jak chciałby tego Paulo Coelho, który w swej wizji zapowiada nadejście czasu, gdy człowiek obudzi uśpionego w sobie boga i będzie znów z siebie dumny. Trawestując tę Coelhowską przepowiednię, możemy powiedzieć, iż istotnie jesteśmy bliscy tych czasów, w których ludzie zamykając oczy na Prawdę, obrócą się ku baśniom łechcącym ucho (wszakże, cóż bardziej nie dogadza naszej próżności, niż słuchanie tego, że jesteśmy "bogami"?), a apogeum tego procesu rzeczywiście opisane jest w "Apokalipsie św. Jana", tyle tylko że nie w części dotyczącej tryumfu Chrystusa Pana, a we fragmentach zapowiadających rządy największego tyrana i wroga Pana Boga - Antychrysta, za którego panowania nastąpi wielkie odstępstwo od prawdziwej wiary.
Ubóstwianie człowieka często połączone jest z takim samym podejściem do świata natury (nosi to nazwę panteizmu). Ta prawidłowość znajduje odbicie w twórczości Coelho. W "Pielgrzymie" nie stroni on od opisywania, jak to osiągał harmonię ze wszechświatem46, włączając w to uzyskiwanie jedności z żelastwem, maszynami i smarem47. Zdobywanie harmonii ze wszechświatem, smarami i żelazem, chociaż stanowi frazeologię typową dla panteizmu,
51
samo w sobie jest jeszcze w tej powieści dość dwuznaczne. Co autor rozumie przez te wyrażenia, możemy się dowiedzieć, przeczytawszy "Alchemika", gdzie Coelho jest już bardziej jednoznaczny. Książka ta opowiada o wędrówce pewnego młodzieńca, który pośród różnorakich przygód oraz doświadczeń odnajduje sens życia i prawdę o wszech-świecie. Cóż ma być ową prawdą? Ukazuje to narracja i niektóre dialogi zawarte w "Alchemiku": "Wszystko jest jednym" - pomyślał młody człowiek ('...)48; Pamiętaj o tym, co już ci mówiłem: ten świat jest jedynie widzialną częścią Boga (...)49; I znam też Duszę Świata, bo prowadzimy ze sobą długie rozmowy podczas wędrówki bez końca po orbicie. Powiedziała mi, że największym jej zmartwieniem jest to, że tylko minerały i rośliny pojęły, że wszystko jest jedną i tą samą Rzeczą (...)50.
Młodzieniec zanurzył się w Duszy świata i ujrzał, że Dusza Świata jest częścią Duszy Boga, a Dusza Boga jest jego własną duszą. I odtąd mógł czynić cuda51. Jeśli "wszystko ma być jednym i tym samym", a więc w ostateczności Bogiem, to może również sam szatan i zło są tylko przejawem jednej Bożej świadomości i istoty? Coelho nie głosi tego poglądu wprost, jednak czyni ku temu pewne aluzje. W przedmowie do powieści "Demon i panna Prym" w raczej aprobującym (a na pewno nie w potępiającym) tonie przytacza staroperską legendę o bogu czasu, który modląc się o potomka, zrodził Ormuzda (Dobro), a z jego wyrzutów sumienia powstał zaś Aryman (Zło)52. W "Pielgrzymie" powtarza z kolei naukę przewodnika Petrusa, iż Wróg jest cząstką
52
Agape (tzn. Miłości)53. W swych wywiadach twierdzi natomiast, że diabeł jest lewę rękę Boga54, to samo mówi też o Złu55, zaś dalej posuwa się nawet do twierdzenia: nie ma Dobra, ani Zła, (...) jest tylko ruch. A skoro jest ruch, często widzimy rzeczy raz z punktu widzenia Dobra, raz Zła56. Powiązana z teorią boskości człowieka, propagowana przez Coelho doktryna panteistyczna także była wielokrotnie piętnowana przez Kościół Katolicki. Choćby bł. Pius IX w "Syllabusie" napiętnował następującą opinię: Nie istnieje żadne najwyższe, najmędrsze opatrznościowe Bóstwo, odrębne od wszystkich rzeczy tego świata. Bóg jest tym samym, czym jest natura rzeczy, i dlatego podlega zmianom. Bóg rzeczywiście rodzi się w człowieku i w świecie; zatem wszystko jest Bogiem i ma udział w najrzeczywistszej substancji Boga, jednym i tym samym sę Bóg i świat, a więc duch i materia, konieczność i wolność, prawda i fałsz, dobro
i zło, sprawiedliwość i niesprawiedliwość (1).
"Człowiek jako bóg", "wszystko jest jednym", "dobro i zło nie istnieją" - w tym wszystkim łatwo jest się zagubić. Chyba to właśnie przytrafiło się Coelho, gdyż na zadane pytanie: Kim jest dla ciebie Bóg?, odpowiada on: Doświadczeniem wiary. Niczym więcej. Uważam, że próba definicji Boga jest pułapkę. Zadano mi już to pytanie na spotkaniu autorskim i odpowiedziałem: "Nie wiem. Bóg nie jest dla mnie tym samym, czym jest dla ciebie", i publiczność zaczęła bić brawo. Właśnie to czuję ludzie, że nie istnieje Bóg, który pasuje wszystkim, bo to jest bardzo indywidualne57. Zło rodzi zło, a herezja herezję. Ta reguła sprawdza się również w tym wypadku. Znów widzimy jak "katolicki"
53
Coelho odbiega od katolickiej doktryny. Choć Pan Bóg rzeczywiście jest dla ludzi pewną tajemnicą, albowiem nasz rozum i zmysły nie ogarniają Jego wielkości, mądrości, dobroci oraz potęgi, to jednak poglądy mówiące, iż nie można o Stwórcy powiedzieć niczego pewnego do tego stopnia, że wszystko w tej dziedzinie stanowi tylko kwestię indywidualnych, subiektywnych uczuć albo doświadczeń, są czystą herezją. Przecież to sam Pan Bóg wielokrotnie objawiał się ludziom, mówiąc im o Swoich cechach i charakterze. Sobór Watykański I potępił jako sprzeczne z wiarą katolicką poglądy, iż jednego i prawdziwego Boga, Stwórcę i Pana naszego, nie można poznać ze stworzeń w sposób pewny przy pomocy naturalnego światła rozumu, oraz że jest rzeczą niemożliwą albo niewskazaną, ażeby człowiek został pouczony przez Objawienie Boże o Bogu i czci, jaką powinien mu oddać (kanon 1 i 2)58. Tenże Sobór pouczał też: Temu Objawieniu Bożemu należy przypisać, że to, co wśród rzeczy Boskich przez się jest niedostępne rozumowi ludzkiemu, także w obecnym stanie rodzaju ludzkiego wszyscy mogą poznać łatwo, z wielką pewnością i bez domieszki błędu (konstytucja "Dei Filius")59.
NAJŚWIĘTSZA MARYJA PANNA "WIELKĄ BOGINIĄ"?
Tradycyjna nauka Kościoła o Najświętszej Maryi Pannie jest kamieniem obrazy dla współczesnego, neopogańskiego świata. Jej nienaruszone nigdy dziewictwo oburza seksualny hedonizm, skłonny upatrywać w cielesnych żądzach i rozkoszach główny cel życia, a wstrzemięźliwość, czystość i wierność małżeńską traktujący w kategoriach choroby oraz defektu. Niepokalane Poczęcie, pokora oraz poddanie i posłuszeństwo, jakie okazywała Maryja Bogu, a także Swemu przeczystemu, ziemskiemu małżonkowi - św. Józefowi, nie pasują do dzisiejszego świeckiego humanizmu, pragnącego widzieć człowieka jako boga, który ustanawia sam dla siebie kryteria prawdy i fałszu, dobra oraz zła, zaś dla feminizmu nie do przełknięcia jest wzór rodziny oparty nie na partnerstwie i całkowitej równości, ale na hierarchii oraz podporządkowaniu się władzy męża. Wreszcie, czy Matka Boża czczona jako "pogromczyni wszystkich herezji" może nie wywoływać zgorszenia w dobie szalejącej obojętności religijnej, gdy wszystkie religie mają być darzone równym szacunkiem i czcią?
Pan Bóg ze względu na te właśnie cechy Maryi raczył wybrać Ją na "Nową Ewę", która przez Swoje "Fiat" zgniecie głowę szatana, odzyskując dzięki posłuszeństwu i pokorze to, co przez nieposłuszeństwo oraz pychę Ewy zostało stracone. Niepokalana Dziewica jest najdoskonalszym Bożym stworzeniem, jakie kiedykolwiek stąpało po
ziemi, dlatego Wszechmogący uczynił Ją Królową Aniołów i Świętych. Nasza Pani jako Dobra Matka wielokrotnie przychodziła z Nieba, by nam nędznym grzesznikom przypomnieć o Bożych prawdach i prawach. W 1531 roku w Guadalupe zwiastowała kres pogańskiego bałwochwalstwa, a w następstwie tych objawień miliony Indian, dawnych czcicieli bożków, w krótkim czasie przyjęło prawdziwą wiarę. W 1830 roku w Paryżu wzywała do modlitwy i pokuty za żyjących w bezbożności. W 1846 roku w małej francuskiej wiosce La Salette przestrzegała przed nadchodzącą wielką apostazją, a 12 lat później w Lourdes powiedziała o sobie: Jestem Niepokalane Poczęcie, przypominając, iż pełne, prawdziwe szczęście czeka nas nie tu na ziemi, ale w Królestwie Niebieskim. W 1917 roku w Fatimie Najświętsza Maryja Panna ukazała trojgu małym pastuszkom grozę wiecznego ognia piekielnego, w którego czeluście dusze wpadają "jak deszcz", co jest następstwem ich złego życia, a zwłaszcza grzechów nieczystości. Matka Boża mówiła też o przerażających Bożych karach, jakie spadną na narody, które nie chcą pokutować i odmienić swego życia.
Wielu Świętych i Błogosławionych żywiło szczególną cześć i szacunek wobec Niepokalanej. Jej czystość, pokora, posłuszeństwo i absolutne poddanie się woli Bożej były dla nich wielką inspiracją ku Niebu. Spośród czcicieli Maryi, wyniesionych przez Kościół na ołtarze, wymieńmy choćby: św. Efrema z Syrii (V wiek), św. Bernarda z Clairvaux (XII wiek), św. Ludwika Marię Grignon de Montfort, św. Jana Berchmansa, św. Alfonsa de Liguori (patron teologii moralnej), św. Katarzynę Laboure (wizjonerka z Paryża), św. Bernadettę, św. Maksymiliana Kolbe (założyciel Rycerstwa Niepokalanej i męczennik z czasów II wojny światowej) czy też błogosławionych Hiacyntę i Franciszka Marto (wizjonerzy z Fatimy).
56
Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje, a potomstwo jej: ona zmiażdży ci głowę, a ty będziesz czyhał na jej piętę (Rdz 3, 15). Tymi stówami Wszechmogący zapowiedział wojnę pomiędzy Bogurodzicą a wężem piekielnym. Zgodnie z powyższym proroctwem, szatan od wieków próbuje zburzyć szacunek i cześć chrześcijan wobec Maryi. Nie zawsze musi się to odbywać w agresywny sposób, w atakującym stylu. Wszak, czy nie będzie bardziej sprytne i inteligentne zachowanie zewnętrznych pozorów czci wobec Niepokalanej przy jednoczesnej destrukcji całego wewnętrznego znaczenia kultu Matki Przenajświętszej? Aby to osiągnąć, należy zastąpić prawdziwą, czczoną przez Kościół Katolicki Maryję fałszywym duchem, który wciąż będzie miał to samo imię, ale będzie reprezentować zupełnie co innego, aniżeli ta wierna i pokorna Służebnica Boża. Paulo Coelho w książce "Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam..." nie czyni niczego innego, albowiem w bluźnierczy i ultraheretycki sposób wykrzywia oraz profanuje wizerunek Naszej Pani. Powieść ta jest historią miłości łączącej parę z małego hiszpańskiego miasteczka, której uczucie rozkwitało w okresie dzieciństwa i wczesnej młodości. Pewnego dnia on (jego imienia nie poznajemy na kartach książki) wyjechał w daleki świat, poszukując przygód i odpowiedzi na pytania dotyczące sensu i celu naszego życia, ona - Pilar, pozostała w małej mieścinie, powoli zapominając o swoich marzeniach. Przez kilka lat żyli tak z dala od siebie, czasami tylko pisując listy. Któregoś dnia Pilar otrzymała list, w którym on napisał o swej chęci wstąpienia do seminarium duchownego. Niedługo później Pilar dowiedziała się, iż jej dawna miłość prowadzi wykłady, które, jak się dalej okaże, ściągają tłumy słuchaczy. Pilar przybywa na jeden z nich i od tej pory wygasłe uczucie odradza się z nową siłą. On rezygnuje z chęci zostania
57
księdzem, ona pragnie być przy nim do końca swych dni. Ta cała opowieść jest tylko tłem do propagowania nowej, bluźnierczej "mariologii". On okazuje się bowiem "mistykiem" widzącym i rozmawiającym z Matką Bożą. Królowa Nieba miała mu objawić specjalną misję głoszenia prawdy o kobiecym obliczu Boga, wiary we Wszechmocną Matkę, wydeptywania drogi, aby Bóg-Kobieta na powrót został uznany 60. Wedle tegoż "proroka": jednym z imion Wielkiej Matki jest Nasza Pani Łaskawa61, która ma być inkarnacją kobiecego oblicza Boga62, albo inaczej rzecz ujmując: ucieleśnieniem bogini, która objawia się we wszystkich religiach świata, i mimo że przez wieki wiara w nią była tępiona, to jej kult przetrwał w ukryciu tysiąclecia63. Człowiek ten modli się do Wielkiej Matki64. Ten "wielki czciciel Niepokalanej" mówi też o Maryi: Ona rzeczywiście była zwyczajną kobietą. Miała zresztą więcej dzieci [podkreślenie moje - M. S.] (...). Pogląd o poczęciu Jezusa w łonie dziewicy tłumaczy się tym, iż Maria dała początek nowemu rozumieniu Łaski. Razem z Nią zaczyna się zupełnie nowa epoka. Ona jest wybranką wszechświata - Ziemią, która otwiera się dla Nieba i pozwala mu się zapłodnić. I właśnie dzięki Jej odwadze, by pogodzić się z własnym przeznaczeniem, Bóg może zejść na Ziemię, a Ona staje się Wielką Matką65. Kapłan, będący dobrym znajomym "mistyka", podczas rozmowy z Pilar pyta z utęsknieniem: Ile jeszcze czasu upłynie, nim pozwolimy, aby w Trójcy Świętej pojawiła się niewiasta? I dała począ-
58
tek Trójcy Ducha Świętego, Matki i Syna?66. Ów ksiądz tak opisuje "mistyka": może zajść daleko, stać się przewodnikiem duchowym ludzkości w dobie przemiany. Świat przeżywa teraz bardzo ważny moment. Jeśli jednak wybierze tę właśnie drogę, będzie musiał cierpieć. Jego objawienia są bowiem przedwczesne, a ja znam wystarczająco duszę ludzką, by wiedzieć, co go czeka67 . Człowiek ten ma trwać w nieustannej adoracji, łącząc się z Bogiem i Najświętszą Panną, wsłuchując się w głosy aniołów, świętych, proroków, w słowa mądrości, [i będzie tym] który pójdzie w świat głosić wiarę we Wszechmocną Matkę68. Coelho znajduje też sposób na wkomponowanie prawdziwych, uznanych przez Kościół Katolicki, objawień Maryi w swoją feministyczną i skrajnie bluźnierczą "teologię". Otóż, wedle pogańskich wierzeń, znakiem bogini ma być woda. Matka Boża objawiająca się w Lourdes nadała cudowną moc miejscowemu źródełku, co w myśl powieści jest dowodem na to, iż Nasza Pani jest uosobieniem Wielkiej Bogini. Pilar - towarzysząca swemu umiłowanemu, początkowo nieufnie patrzy na kult bogini. Czuje się niezręcznie, będąc świadkiem, jak dziewczyna, którą poznała na wykładzie, modli się do księżyca jako zwierciadła Bogini Ziemi i adoruje posąg Cybeli - kobiety w rydwanie zaprzęgniętym w lwy, ponieważ ma być ona jednym z wcieleń Wielkiej Matki69. Odbiera też jako bluźnierstwo twierdzenie ukochanego, iż Maryja nie była dziewicą. Z czasem jednak i ona przekonuje się do wiary w Wielką, Wszechmocną Matkę, Boga-Kobietę i Naszą Panią Łaskawą - inkarnację Wielkiej Bogini.
59
W ten oto sposób Paulo Coelho lży Królową Apostołów. W jego powieściach Błogosławiona Dziewica jawi się jako współżyjąca płciowo z mężczyzną zwykła kobieta, której nadzwyczajność polegała na należeniu do panteonu pogańskich bóstw rodzaju żeńskiego. Najświętsza Panna Maryja ma być "koleżanką" hinduistycznej Kali, Asztar, Temidy albo greckiej Gai. Tak oto Niepokalaną zrównano z ohydnymi, bezwstydnymi boginiami, o których "Pismo święte" mówi, że naprawdę kryją się za nimi demony (Psalm 95, za "Wulgatą"). Niszcząca wszystkie herezje Maryja zostaje tu przeobrażona w podporę najokropniejszych błędów pogaństwa i bałwochwalstwa. A nad wszystkim dominuje bajka o "Wielkiej Bogini", będąca fundamentem współczesnego pogańskiego ruchu czarownic - Wicca, głoszącego śmierć chrześcijaństwa i nadejście nowej "kobiecej" religii. Czynienie z Maryi bogini, prócz swej w stopniu najwyższym bluźnierczej wymowy, jest też w istocie działaniem wybitnie antyekumenicznym. Sobór Watykański II w dekrecie "Unitatis redintegratio" zobowiązał rzymskich katolików, by w duchu miłości bliźniego starali się przybliżać wszystkim innowiercom prawdy wiary katolickiej w sposób jasny, dogłębny i prosty, w taki sposób i w takim stylu, by i bracia odłączeni mogli ją należycie rozumieć (11). Wiadomo jak, zwłaszcza naszym protestanckim braciom, trudno jest pojąć naukę Kościoła o Matce Bożej. Czy pseu-dokatolickie bredzenie Coelho o "Maryi - Wielkiej Bogini" pomoże luteranom, kalwinistom, baptystom, zielonoświątkowcom i ewangelikom przełamać ich uprzedzenia co do katolickiej doktryny o wielkości Błogosławionej Dziewicy? Czy może raczej zostaną oni tylko utwierdzeni w swych fałszywych wyobrażeniach, jakoby katolicyzm czcił Najświętszą Pannę jako Boga, a nawet jako "Boginię"?
W innych swoich wypowiedziach Coelho wyraża podobne opinie. Narzeka na to, że religie skradły Bogu
60
kobiece oblicze70, a niewiasty nie są dopuszczane przez Kościół Katolicki do święceń kapłańskich71. Religijny feminizm, wyznawany przez pisarza, pociąga za sobą także poparcie dla postulatów ruchów feministycznych w sferze społecznej i politycznej. Coelho zachęca kobiety do wzniecenia rewolucji feministycznej, w wyniku której zdobędą one kierownicze stanowiska w społeczeństwie72.
Kwestia nazywania Wszechmogącego "Ojcem" albo "Matką" jest czymś więcej, aniżeli jedynie sprawą poszczególnych słów. W dążeniu do tytułowania Pana i Stwórcy żeńskimi rzeczownikami i przymiotnikami kryje się chęć powrotu do pogańskiego panteizmu. Cechą charakterystyczną religii niwelujących istotną różnicę między Stworzycielem a stworzeniem jest bowiem występująca w nich wielość bóstw kobiecych. Zaś wszystkie religie wierzące w Boga-Stwórcę, odrębnego od stworzenia, mają męski obraz Boga, lub przynajmniej ich główny bóg jest rodzaju męskiego. Ponadto, feministyczna wizja "Boga-Matki" albo "Boga-Ojca i Matki" jest niemal nierozłącznie związana z buntem przeciw ustanowionemu przez Wszechmogącego porządkowi w rodzinie, społeczeństwie i Kościele. To przecież Pan Bóg stworzył mężczyznę i niewiastę, i chociaż równych w swej osobowej godności, to jednak różnych od siebie i przez to powołanych do odmiennych zadań i funkcji. Mężczyźnie została powierzona rola kierownika w rodzinie, społeczeństwie i Kościele, kobieta zaś ma być mu w tym podporą. To właśnie dlatego św. Paweł w listach naucza, iż żony mają być poddane mężom, albowiem mąż jest głową rodziny (Ef 5, 23), jak również: Niewiasty niech milczę w kościo-
61
łach, albowiem nie pozwala się im mówić, lecz maję być poddane, jak i Prawo mówi. Jeśli zaś chcę się czegoś nauczyć, niech się pytają w domu swoich mężów, bo nie przystoi niewieście mówić w kościele. Czy od was wyszło słowo Boże? Albo do was samych doszło? Jeśli ktoś zdaje się być prorokiem albo duchownym, niech uzna, że to, co wam piszę, są rozkazania Pańskie (1 Kor 14, 34-37). To z tego, a nie z innego powodu Chrystus Pan na Apostołów wybrał tylko mężczyzn. Nie był to ze strony Zbawiciela jakiś akt kompromisu wobec utartych stereotypów, albowiem Jezus wcale nie dbał o jakieś sztuczne konwenanse, ale wyraz Bożej woli. Kościół Katolicki zresztą przez stulecia rozumiał to w ten sposób. Gdy w pierwszych wiekach po Chrystusie niektóre grupy heretyckie próbowały wyświęcać kobiety na kapłanów, św. Epifaniusz rzekł: W bezprawnej i blużnierczej ceremonii wyświęcili kobiety i złożyli przez nie w imieniu Maryi ofiarę. To oznacza, że cała sprawa jest bezbożna i przestępcza, że jest odwróceniem przesłania Ducha Świętego. W istocie całość jest diaboliczna, a ta nauka pochodzi od nieczystego ducha. Kiedy u schyłku XX wieku problem ten powtórzył się na szerszą skalę we wspólnocie anglikańskiej, gdzie doszło do "kapłańskich święceń" niewiast, Jan Paweł II w liście "Ordinatio sacer-dotalis", z dnia 22 maja 1994 roku, nieomylnie orzekł: mocą mojego urzędu utwierdzania braci oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za ostateczne. Kościół zawsze i wszędzie nauczał również, iż całkowita emancypacja niewiasty jest sprzeczna z Bożym porządkiem, a władze cywilne winny wspierać taką organizację stosunków społecznych, w której kobieta nie będzie odrywana od swej roli piastunki ogniska domowego.
62
Kościół Chrystusowy ma więc jak najmocniejsze powody, by w swych wyznaniach wiary, orzeczeniach doktrynalnych, liturgii i modlitwach zwać Najwyższego "Panem", "Wodzem" i "Ojcem", co wywołuje wściekłość ze strony religijnego feminizmu, który tylko z pozoru nieistotnymi zmianami w słownictwie pragnie zburzyć prawdy wiary i naturalny porządek.
MOŻNA CZCIĆ BUDDĘ?
Jak widzieliśmy, Paulo Coelho reklamuje w swych książkach okultyzm, spirytyzm, panteizm, agnostycyzm, pogaństwo, feminizm, a nawet "modlitwy" do demonów. Czy można więc dziwić się, że do tych ohydnych herezji dochodzi jeszcze synkretyzm i obojętność religijna?
Pierwsze oznaki wyznawania przez Coelho takiego światopoglądu zauważa się, wchodząc na oficjalną witrynę internetową pisarza. Tam przy wtórze pieśni "Ave Maria" widzimy wizerunki Naszego Pana Jezusa Chrystusa, Matki Bożej patronki Brazylii, św. Bernadetty, obok tekstów żydowskiej modlitwy, tajemniczej "Sury" "Koranu" i buddyjskiej mandali. Tekst powitalny portalu brzmi: Drogi internauto, jeśli los zaprowadzi cię na tę wyspę, zatrzymaj się i w milczeniu spojrzyj na jeden z obrazów, który sam sobie wybierzesz. Nawet pobieżnie przeglądając książki i wywiady Coelho, można dostrzec, iż ich autor sięga do dorobku przeróżnych religii i filozofii. Przytacza "Pismo święte", nauki Buddy, Lao-Tsy, Gandhiego, cytuje księgę "I-Cing", "Mahabharatę" (klasykę literatury hinduskiej). Już w tym da się zauważyć pewnego rodzaju dążność do zrównania, a także sztucznego wymieszania rozmaitych wyznań. Gdy przeczytamy z uwagą wywody Coelho, nie mamy już żadnych wątpliwości co do radykalnego indyferentyzmu i synkretyzmu religijnego ich autora. Mówi on: Niepokoi mnie, że idea globalizacji ekonomicznej rozciągnie się kiedyś na globalizację Boga. Tak jak przeraża mnie idea jednorodnej kultury stworzonej na miarę wszystkich, tak
64
boję się idei jednego szablonowego Boga, dogmatycznie uznanego przez wszystkich, Boga nieosobistego, w miejsce tego, co każda istota ludzka odkrywa - zależnie od "koloru" swojego sumienia. Kultura i religia muszą wyrażać duszę jednostki. Wspólnotę ludzi wierzących powinien tworzyć zbiór osób wolnych, oryginalnych i różnorodnych, obdarzonych własnym, indywidualnym bogactwem duchowym, (...) [należy] omijać z daleka wszelkie przejawy fundamentalizmu kulturowego, politycznego czy religijnego; unikać wszystkiego, co zakłada wykluczenie innych ludzi, a zwłaszcza tych, którzy różnią się od nas, otworzyć się z entuzjazmem na wszelkie formy ekspresji, komunikacji międzyludzkiej, współuczestnictwa (...)73. Największym niebezpieczeństwem na drodze duchowych poszukiwań są guru, mistrzowie, fundamentalizm, to, co nazwałem wcześniej duchową globalizacją. Kiedy ktoś mówi: Bóg jest to albo tamto; Mój Bóg jest potężniejszy niż twój (...). Tak wybuchają wojny74. Pojmuję religię jako sposób wspólnego "oddawania czci", a nie posłuszeństwo. To dwie zupełnie różne sprawy. Można czcić Buddę, Allacha, Boga, Jezusa, kogokolwiek. Ważne jest, że w jednej chwili grupa ludzi łączy się z tajemnicą, czujemy się bardziej zespoleni, bardziej otwarci na życie, rozumiemy, że nie jesteśmy samotni w świecie, że nie żyjemy sami. Tym właśnie dla mnie jest religia, a nie jakimś zbiorem zasad i przykazań narzuconych przez innych75. Trzeba kultywować ideę tolerancji, która mówi, że jest miejsce dla wszystkich w sferze religii, polityki czy kultury. Że nikt nie powinien nam narzucać swojej wizji świata. Jak mówi Jezus: "W domu Ojca mego jest mieszkań wiele". Niema powodu, byśmy wszyscy gnież-
65
dzili się na jednym piętrze czy mieli te same poglądy. Bogactwo jest w wielości, w różnorodności. Inaczej to faszyzm! Fundamentalizm spycha nas w mroki najgorszego zacofania z przeszłości. Trzeba otwarcie głosić, że można być ateistą, muzułmaninem, katolikiem, buddystą czy agnostykiem i nie stanowi to żadnego problemu. Każdy jest panem swojego sumienia76. Wszystkie drogi prowadzą do tego samego Boga. My mamy swoją drogę, to nasz wybór, ale tych dróg jest sto lub dwieście77 . Nie mówię, że katolicyzm jest lepszy czy gorszy niż inne religie, ale to moje korzenie kulturowe, moja krew78. Coelho podoba się też synkretyczny klimat panujący w części brazylijskich środowisk katolickich, który przejawia się w próbach łączenia wiary katolickiej z dawnymi pogańskimi kultami. Z nieukrywaną radością mówi on: Jeśli przyjedziesz do Rio na sylwestra, tu, na plaży Copa-cabana, ujrzysz niewiarygodne zjawisko. Znajdziesz się wśród miliona katolików, ubranych na biało i rzucających kwiaty do morza, jak każą dawne afrykańskie obrzędy. Tutaj wszystkie wierzenia współistnieją ze sobą, wierni i teologowie potrafią godzić je bez wyrzutów sumienia. Dlatego mówię, że fakt bycia Brazylijczykiem ma duży wpływ na moją twórczość (...)79. Pisząc o średniowiecznych templariuszach, Coelho twierdzi, iż zakon ten został skasowany, ponieważ mnisi, którzy do niego należeli: potrafili pojąć prawdę (...), że w domu Ojca jest wiele mieszkań. Dążyli do położenia kresu walkom toczonym w imię wiary i do pojednania dominujących religii monoteistycznych swojej epoki - chrześcijaństwa, judaizmu i islamu80. W słowie wstępnym do "Nad brzegiem rzeki Piedry usia-
66
dłam i płakałam..." pisarz przytacza historyjkę o pewnym katolickim misjonarzu, który próbował wszczepić w serca pogańskich Azteków wiarę chrześcijańską, ucząc ich modlitwy do prawdziwego Boga. Po jakimś czasie misjonarz doszedł do wniosku, iż jego starania były błędne, prosił więc Wszechmogącego, by mu wybaczył, że dotąd nie pojął, iż przemawia On przecież we wszystkich językach81. Własne poglądy w tych kwestiach pisarz wkłada też w usta pozytywnych bohaterów, pełniących rolę duchowych przewodników i mentorów. Oto niektóre z tych "złotych myśli": Buddyści mieli rację, hinduiści mieli rację, Indianie mieli rację, muzułmanie mieli rację, żydzi mieli rację. Ilekroć człowiek z czystym sercem podąża drogą wiary, zawsze uda mu się połączyć z Bogiem i czynić cuda. Ale sama wiedza nie wystarcza, trzeba jeszcze dokonać wyboru, ja wybrałem Kościół katolicki, gdyż w jego duchu mnie wychowano i całe moje dzieciństwo przesycone było jego tajemnicami. Gdybym urodził się Żydem, wybrałbym judaizm. Ale Bóg jest jeden, choć ma tysiące imion. Trzeba jednak wybrać jedno z nich, by móc Go przywołać82 Uważasz, że Bóg istnieje, i ja również tak myślę (...). A zatem według nas Bóg istnieje. Lecz jeśli ktoś w Niego nie wierzy, On mimo to nie przestaje istnieć. Lecz to nie oznacza, że osoba, która w Niego nie wierzy, jest w błędzie83. Coelho próbuje również postawić znak równości pomiędzy męczennikami przelewającymi krew za wiarę w Chrystusa a czarownicami, magami, bluźniercami i odstępcami od prawdziwej wiary, którzy niekiedy byli traceni w państwach katolickich: Ci, którzy ginęli na stosie lub arenie, od razu dostąpili wiecznej chwały 84. Obok gloryfikacji śmierci
67
wrogów Chrystusa i Kościoła, człowiek ten insynuuje też, iż wszystkie pogańskie mity są "Bożym Objawieniem" porównywalnym z przyjściem Syna Bożego na świat: W Egipcie poćwiartowano Ozyrysa. Bogowie greccy zwalczali się nawzajem z powodu śmiertelników. Aztekowie wypędzili Quetzalcoatla. Bogowie wikingów widzieli pożar Walhalli, którego przyczyną była pewna niewiasta. A Chrystus zawisł na krzyżu. Dlaczego tak się dzieje? Bóg zstępuje na ziemię, aby uświadomić nam naszą własną siłę. Jesteśmy częścią Jego marzeń, a On pragnie je szczęśliwie spełnić. Jeśli zatem utwierdzimy się w przekonaniu, że Bóg stworzył nas po to, byśmy byli szczęśliwi - to będziemy musieli uznać, że każda klęska, każdy smutek wypływają z naszej winy. I to jest właśnie powód, dla którego zawsze zabijamy Boga. Czy to na krzyżu, czy w płomieniach, na wygnaniu, lub po prostu w naszym sercu85. Przekładając te wszystkie filozoficzne wywody na bardziej praktyczny język - wedle tego sławnego brazylijskiego pisarza, wyznawanie wiary katolickiej stanowi kwestię wyłącznie rodzinnej tradycji i przywiązania, nie zaś bycia w Prawdzie bądź fałszu, dlatego całkowicie obojętne i bez znaczenia jest to, czy oddaje się hołd Panu Jezusowi, czy też bije się pokłony drzewom, kamieniom, posążkom Buddy, "świętym" szczurom, krowom, bogactwu, przyjemnościom czy cielesnym żądzom, gdyż i tak wszystkie te formy kultu są równie dobrą i prostą drogą do Królestwa Niebieskiego. Wszystkie herezje, bluźnierstwa i błędy są chciane przez Wszechmogącego, stanowiąc wielkie bogactwo ludzkości, dlatego też winny one trwać i rozwijać się, a starania o nawrócenie ludzi na prawdziwą wiarę muszą zostać bezpowrotnie wyeliminowane, jako zagrażające religijnemu pluralizmowi i pokojowi. Według Coelho, imionami Boga są:
Jahwe, Jezus, Wisznu, Sziwa - niszczyciel, oraz jego małżonka Kali - dzikooka czarownica, obwieszona naszyjnikami z ludzkich czaszek i pasami z ludzkich zębów, a w ręku trzymająca pęk ludzkich głów, Gaja rodząca swych kochanków, Hanuman - małpi bóg, Ganeś - bóg z głową słonia, Tlaloka - aztecki bóg rolników, zsyłający deszcz, o ile na ołtarzach mu poświęconych ofiarowano odpowiednią liczbę małych dzieci, męczonych w najbardziej wyrafinowany i okrutny sposób, Xipe Toteka - indiański bóg roślinności, którego łaskawość pozyskiwało się poprzez mordowanie staruszków86, Zeus, Artemida itd. Istnieje tylko jeden wyjątek, kiedy poglądy naszych braci i sióstr winny być napiętnowane i z obrzydzeniem odrzucone. Jest nim "fundamentalizm", a więc przekonanie, iż może istnieć tylko jedna Prawda, tylko jedna ścieżka wiodąca do Nieba. Coś takiego, dla skrajnie obojętnej religijnie, nie uznającej rozróżnienia na Prawdę i herezję, optyki Coelho jawi się największym zagrożeniem, czymś w rodzaju "superherezji", która wiedzie do wojny, a więc musi być ona bezlitośnie zwalczana.
Takie poglądy mogą dla uszu wielu współczesnych wydawać się piękną uduchowioną symfonią, jednak w istocie stanowią one wielką obelgę dla "Pisma świętego" i całego dwutysiącletniego nauczania Kościoła Katolickiego. Religia nie jest sprawą gustu. Jeśli prawdą byłby promowany przez tego pisarza indyferentyzm religijny, to za "fundamentalistyczne" trzeba by uznać choćby takie fragmenty "Biblii" jak: Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16, 16); Bez wiary zaś nie podobna jest podobać się
Bogu (Hbr 11,6); Wszyscy bogowie pogan to demony (Psalm 95, za "Wulgatą"); Nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie (J 14,6); I nie ma w nikim innym [jak w Jezusu Chrystusie] zbawienia. Nie ma bowiem innego imienia pod niebem, danego ludziom, w którym byśmy mieli być zbawieni (Dz 4, 12); Ale co poganie ofiaruję, czartom ofiaruję, a nie Bogu (1 Kor 10,20). Ciekawe, co ów popularny pisarz powiedziałby o biblijnych fragmentach, w których "przeklętymi" i "nieszczęśnikami" o "głupich sercach" nazywa się ludzi czczących złote, srebrne i kamienne bałwany (Mdr 13, 10; Iz 44, 9-20; Pwt 27, 15), a poganom i bałwo- chwalcom grozi się strasznymi mękami w nieugaszonym ogniu piekielnym (Ef 5, 5; Ga 5, 19-21; 1 Kor 6, 9-10)? Czy "faszystą" był, zdaniem Coelho, sam Wszechmogący, kiedy rozkazał: Ołtarze ich zniszcz, bałwany połam i gaje wyręb. Nie kłaniaj się bogu cudzemu. Pan Zapalczywy imię jego, Bóg zawistny jest. Nie czyń przymierza z ludźmi owych krajów, aby gdy oni będę cudzołożyć z bogami swymi i kłaniać się bałwanom ich, nie wezwał cię który, abyś jadł z rzeczy ofiarowanych. Ani żony z córek nie weźmiesz synom twoim, aby gdy one będę cudzołożyć, nie przywiedli synów twoich ku cudzołóstwu z bogami swymi (Wj 34, 13-16); Jeśliby cię chciał namówić brat twój, syn matki twojej, albo syn twój, albo córka, albo żona, która jest na łonie twoim, albo przyjaciel, którego miłujesz jako duszę swoją, potajemnie mówiąc: "Pójdźmy, a służmy bogom cudzym, których nie znasz ty i ojcowie twoi, bogom wszystkich wokół narodów, które blisko albo daleko są, od początku aż do końca ziemi", nie przyzwalaj mu ani słuchaj, ani niech mu nie przepuszcza oko twoje, żebyś się nad nim zmiłował i zataił go (Pwt 13, 6-8). Św. Paweł Apostoł w dramatycznym tonie apelował: Nie wprzęgajcie się w jarzmo z niewiernymi. Cóż bowiem za uczestnictwo sprawiedliwości z nieprawo-ścią? Albo co za łączność światła z ciemnością? Lub co za
70
ugoda Chrystusa z Beliałem? Albo co za udział wiernego z niewiernymi? I co za zgoda Kościoła Bożego z bałwanami? (2 Kor 6, 14-16), zaś heretyckie doktryny zwał naukami czartowskimi (1 Tm 4, 1). Św. Jan Apostoł głosił: Kto jest kłamcą, czy nie ten, co przeczy, że Jezus jest Chrystusem? Ten jest Antychrystem, kto zaprzecza Ojca i Syna (1 J 2,22). Dugo można by jeszcze mnożyć podobne ustępy z "Pisma świętego", piętnujące surowo jakiekolwiek przejawy pogaństwa jako obrzydliwość, plugawienie Domu Bożego (Jr 32, 34), przyczynę wszelkiego zła (Mdr 14, 24-27), etc. Cała "Biblia" jest nasycona uniesieniami Pana Boga przeciw czczeniu pogańskich bożków, herezjom i fałszywym religiom. Zgodnie z Coelhowską optyką trzeba by było więc wyrwać i spalić większość stron "Pisma świętego" jako "nietolerancyjne", "faszystowskie" i "podżegające do wojny", tak by pozostałe karty "Biblii" mógł on tłumaczyć w świetle swej indyferentystyczno-synkretycznej ideologii. Tak jak to czyni z wypowiedzią Pana Jezusa: w Domu mego Ojca jest mieszkań wiele, której ani trochę nie rozumiejąc, interpretuje ją jako zapowiedź pluralistycznego Królestwa Niebieskiego, gdzie chrześcijanie będą kontemplować Jezusa, buddyści wprowadzą się w nirwanę, a hinduiści będą bić czołem przed bałwanami, w przerwach zajmując się dokarmianiem "świętych" szczurów.
Jeśli Coelho miałby rację, za głupców i skończonych idiotów powinniśmy też uznać miliony pierwszych męczenników chrześcijańskich, którzy zginęli z rozkazu pogańskich cesarzy starożytnego Rzymu. Z jakiego powodu umierali oni, często w najstraszniejszych męczarniach? Odmawiali składania hołdu bożkom, zapalenia świeczki bądź posypania kadzidła przed posążkiem jakiegoś bóstwa. Czy gdyby czczenie bałwanów było tylko wyrazem wiary w jednego Boga, który nosi wiele imion, takie postępowanie chrześcijan miałoby sens, byłoby
71
choć odrobinę racjonalne? Dodajmy, że rzymscy cesarze mogą być uznani za patronów dzisiejszego ruchu synkretycznego, albowiem nie domagali się oni od chrześcijan otwartego zaparcia się Chrystusa, a "jedynie" uznania Naszego Pana i Zbawcy za jednego z wielu pogańskich bożków. Pierwsi chrześcijanie wiedzieli jednak, że takie postępowanie byłoby ohydną zdradą Chrystusa, woleli więc masowo iść na okrutną śmierć. Ówcześni wrogowie chrześcijaństwa nie umieli pojąć takiej postawy chrześcijan, wszak jak mawiał Celsus, jeden ze znanych antychrześcijańskich polemistów: nie ma żadnej różnicy, czy nazwiemy Boga Zeusem, jak robią Grecy, czy nadamy mu imię, używane przez Egipcjan albo mieszkańców Indii87. Na te słowa, Ojciec Kościoła, Orygenes odpowiada: Z imieniem Zeus kojarzy się od razu syn Krotosa i Rei, mąż Hery, brat Posejdona, ojciec Ateny i Artemidy, uwodziciel własnej córki Persefony. (...) Toż to wielka samowola nadać komuś imię Zeusa, a równocześnie głosić, że nie jest on synem Kronosa i Rei. (...) Tymi argumentami będziemy bronić chrześcijan, którzy wolą ponieść śmierć, niż nazwać Boga imieniem Zeusa albo nadać Mu imię wywodzące się z innego języka. Chrześcijanie nazywają Go albo w sposób nieokreślony Bogiem, albo też do tej nazwy dodają: Stworzyciel wszystkich rzeczy, który stworzył niebo i ziemię i który posłał do ludzi określonych mędrców ("Przeciw Celsusowi" 1,25)88.
Cała historia Kościoła świętego jest wypełniona czynami Świętych oraz wypowiedziami Ojców, Doktorów i Papieży, które w całej rozciągłości są dokładnym przeciwieństwem poglądów Coelho. Przytoczmy teraz zaledwie znikomą część takich dobitnych świadectw:
72
Do waszej łaskawej braterskości ślę najgorętsze prośby, żebyście (...) prośbami waszej pobożności zdołali wyjednać, aby Bóg i Pan nasz Jezus Chrystus, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy, nawrócił do wiary katolickiej serca pogańskich Sasów, żeby zerwali sidła szatańskie, w które wpadli i nie mogę się z nich wydostać, i żeby przyłączyli się do dzieci matki Kościoła (św. Bonifacy, "List do współbraci w Niemczech")89.
Myślę, że skoro doszedłem do tej chwili, nikt z was nie będzie mnie podejrzewał o chęć przemilczenia prawdy. Dlatego oświadczam wam, że nie ma innej drogi zbawienia poza tą, którą podążają chrześcijanie. Ponieważ ona uczy mnie wybaczać wrogom oraz wszystkim, którzy mnie skrzywdzili, dlatego z serca przebaczam królowi, a także wszystkim, którzy zadali mi śmierć i proszę ich, aby zechcieli przyjąć chrzest (św. Paweł Miki, słowa do prześladowców wypowiedziane przed męczeńską śmiercią)90.
Boże mój, jakże boleję, że Cię nie poznano, że ten kraj nie nawrócił się jeszcze cały do Ciebie, że grzech nie został stąd jeszcze wykorzeniony! Boże mój, gdyby wszystkie udręki, jakie w tym kraju znoszą więźniowie wraz z okrucieństwami tortur, miały spaść na mnie, chętnie ofiaruję się, abym je sam znosił (św. Jan de Brebeuf SJ, misjonarz-męczennik o Ameryce Północnej)91.
Głoszona przez niego wiara chrześcijańska zniszczyła kult złych duchów, który podtrzymywali wodzowie plemienia w celu utrzymania pod swoim panowaniem mieszkańców wyspy [Futura na Pacyfiku], Z tego powodu okrutnie go zamordowano, w nadziei, że ze śmiercią Piotra
73
zostanę również zniszczone rzucane przez niego nasiona religii chrześcijańskiej (...). Krew męczennika wyszła na korzyść przede wszystkim mieszkańcom wyspy, którzy po niewielu latach wszyscy przyjęli wiarę (brewiarzowe czytanie z XIX wieku o dziele św. Piotra Chanela)92.
Nie mylcie się, bracia moi, jeśli kto idzie za wywołującym schizmę, nie osięgnie dziedzictwa królestwa Bożego (św. Ignacy).
Którzy są poza Kościołem, są poza prawdą (...), którzy wywołują schizmę, są próżni, nie mający miłości Boga (św. Ireneusz, "Przeciw herezjom" IV, 33, 7).
Nie może mieć Boga za ojca, kto nie ma Kościoła za matkę (św. Cyprian).
Poza Kościołem nie ma zbawienia. Któż temu zaprzeczy? Dlatego też jakiekolwiek Kościoły istnieją poza Kościołem [Katolickim], nie mają one wartości zbawczej (św. Augustyn, "De babtismo contra Donatistas" I. IV, c. 17).
Tenci jest Kościół święty, Kościół jeden, Kościół prawdziwy, Kościół Katolicki, walczący ze wszystkimi herezjami; walczyć może, ale zwalczonym być nie może. Herezje wszystkie z niego wyszły, jak gałęzie nieużyteczne z obciętego pnia winorośli; ona zaś sama trwa w korzeniu swoim, w winorośli swojej, w miłości swojej (św. Augustyn, "O Składzie apostolskim, kazanie do katechumenów" 14)93.
Prawdziwymi męczennikami są ci, o których Pan mówi: "Błogosławieni, którzy prześladowanie cierpią dla sprawiedliwości" (Mt 5, 10). Tak więc, nie ci, którzy cierpią dla niesprawiedliwości i bezbożnego podziału chrześcijańskiej jedności, lecz ci, którzy dla sprawiedliwości znoszą prześladowanie, ci są męczennikami prawdziwymi (...). Przecież
74
i sam Pan razem z łotrami był ukrzyżowany (Łk 23, 33); lecz których w jedno jarzmo sprzęgała męka, rozdzielała jej przyczyna. Również i w psalmie daje się poznać głos prawdziwych męczenników, którzy chcę być odróżnieni od męczenników fałszywych: "Osądź mnie Boże, i poznaj moją sprawę wobec ludu niegodziwego" (Ps 42, 1); nie mówi: poznaj moją karę, ale poznaj moją sprawę (św. Augustyn).
Najznamienitszą ozdobą Kościoła jest wiara, która w całym szeregu cnót zajmuje pierwsze miejsce. Wszystkie inne cnoty idą za nią, a bez niej nie wstępuje się do pałacu Królestwa Niebieskiego (św. Brunon)94.
Nikt nie może inaczej dojść do prawdziwej szczęśliwości, jak tylko przez wiarę (św. Eligiusz)95.
Wiara religii katolickiej jest światłem dla duszy, bramą życia, podstawą wiecznego zbawienia (św. Euzebiusz)96.
Nic nie pomoże nienaganne życie, jeśli nie towarzyszy mu prostota wiary (św. Jan Chryzostom)97.
Bez prawdziwej wiary nikt ani nie dostępuje łaski usprawiedliwienia, ani nie zasługuje na życie wieczne (św. Piotr Damian)98.
Kogo należy nazywać chrześcijaninem? Tego, kto wyznaje zbawienną doktrynę Jezusa Chrystusa w Jego Kościele. Dlatego wszelki kult i wszystkie sekty, jakie można znaleźć na świecie, które obce są doktrynie Chrystusa i Kościoła, a do których należą: sekta żydowska, sekta pogańska, sekta mahometańska, sekta heretycka, są potępiane i traktowane z obrzydzeniem przez prawdziwego chrześcijanina, który
75
mocno przylgnął do nauki Chrystusa (św. Piotr Kanizjusz, "Suma Doktryny Chrześcijańskiej").
Nie ma zbawienia poza Kościołem Katolickim. Ktokolwiek opiera się tej prawdzie, ginie (św. Ludwik Maria Grignon de Montfort).
Jestem kapłanem katolickim, urodziłem się w tej wierze i chcę w tej wierze umierać. Moja wiara jest prawdziwą i dobrą wiarą; jest tą, która prowadzi do zbawienia, nie mogę zaprzeć się mojej świętej wiary. Raczej wy się nawróćcie i czyńcie pokutę, bo nie zbawicie się w waszych błędach (...). Jeżeli wytrwale będziecie gardzić waszymi błędami schizmatyckimi i przyjmiecie tę samą wiarę, którą ja wyznaję, rozpoczniecie poznawać Boga i zbawicie swe dusze (św. Andrzej Bobola, słowa, jakie rzekł do swych prawosławnych prześladowców).
Nienawidzą bałwochwalstwa swego ludu, i spierają się
o to z nim. Powstrzymują nawet własnych rodziców, jeżeli widzą, że oni idą do bożków, i przychodzą do mnie, aby mi o tym powiedzieć. Kiedy dowiaduję się od nich o bałwochwalczych obrzędach, które mają się odbyć w wioskach, (...) zbieram wszystkich chłopców i ruszamy do tych miejsc, gdzie diabeł potraktowany bywa z ich rąk gorzej niż był uczczony przez ich rodziców. Malcy chwytają za niewielkie gliniane figurki, tłuką je, rozbijają na proch, opluwają je
i depczą po nich nogami (św. Franciszek Ksawery na temat swej misji w Japonii)99.
Wiara nakazuje nam wierzyć i mieć to przekonanie, i my też tak wierzymy mocno i szczerze wyznajemy, że jest jeden święty Kościół Katolicki, i to apostolski, poza którym nie ma ani zbawienia, ani grzechów odpuszczenia (Bonifacy VIII, bulla "Unam Sanctam")100.
76
Jeden jest powszechny Kościół wiernych, poza którym nikt nie dostępuje zbawienia (Sobór Laterański IV, "O wierze katolickiej", rozdz. I)101.
Sercem wierzymy i ustnie wyznajemy jeden Kościół, nie kościół heretyków, lecz święty, rzymski, katolicki i apostolski, i wierzymy, że poza nim nikt nie dostępuje zbawienia (Innocenty III, list "Eius exemplo")102.
Wolność wyznania, rozważana w stosunku do społeczeństwa, opiera się na zasadzie, że państwo, nawet w narodzie katolickim, nie ma obowiązku wyznawania czy popierania żadnego kultu. Państwo musi pozostać obojętne w stosunku do wszystkich religii, i traktować je równo z punktu widzenia prawa. Nie mówię tutaj o tolerancji de facto, którą w niektórych okolicznościach można przyznać odmiennym kultom, ale raczej o uznaniu nadania im praw, które należą się tylko jedynej prawdziwej religii, którą Bóg ustanowił na świecie, i naznaczył wyraźnymi i precyzyjnymi osobami i znakami, tak by każdy mógł ją rozpoznać i przyjąć. Następnie, taka wolność umieszcza faktycznie na tym samym poziomie prawdę i błąd, wiarę i herezję, Kościół Jezusa Chrystusa i dowolne instytucje ludzkie. Wolność ta ustanawia żałosny i śmiertelny rozdział między ludzkim społeczeństwem a Bogiem, jego autorem. Ostatecznie prowadzi do smutnych konsekwencji indyferentyzmu państwowego w sprawach religijnych, lub, co sprowadza się do tego samego, jego ateizmu (Leon XIII, "E giunto", list z 19 lipca 1889 roku).
Koniecznym skutkiem Konstytucji uchwalonej przez zgromadzenie jest unicestwienie religii katolickiej, a, wraz z nią, posłuszeństwa należnego królom. W tym celu ustanowiono, jako prawo człowieka w społeczeństwie, tę wolność
77
absolutną, która nie tylko zapewnia prawo nieingerowania w czyjeś poglądy religijne, ale ponadto przyznaje swobodę bezkarnego myślenia, mówienia, pisania, a nawet drukowania w sprawach religijnych wszystkiego, co najbardziej nieskrępowana wyobraźnia może podsunąć. Skandaliczne prawo, które niemniej jednak zgromadzeniu wydawało się być skutkiem naturalnej równości i wolności wszystkich ludzi. Ale cóż może być bardziej bezsensownego, niż ustanowienie tej równości między ludźmi i tej nieskrępowanej wolności, która zdaje się hamować działanie rozumu, najcenniejszego daru natury danego człowiekowi, i jedynej rzeczy, która odróżnia go od zwierząt (Pius VI, "Quod aliqantulum", list z 10 marca 1791 roku do francuskich biskupów Zgromadzenia Narodowego).
Nowym źródłem silnego bólu zadanego Naszemu sercu, który przyznajemy, sprawia Nam najwyższą udrękę, przygnębienie i mękę, jest dwudziesty drugi artykuł konstytucji. Nie tylko zezwala się na wolność wyznania i sumienia, by użyć słów samego artykułu, ale obiecuje wsparcie i ochronę tej wolności, oraz sług tego, co nazywa się kultami. Nie ma potrzeby prowadzenia długich rozważań, gdy zwracamy się do takiego biskupa jak Wy, by uświadomić Wam jak śmiertelną ranę zadano katolickiej religii we Francji tym artykułem. Przez sam fakt ustanowienia wolności wszystkich kultów bez rozróżnienia, prawda jest pomieszana z błędem, a święta i niepokalana Oblubienica Chrystusa, Kościół, poza którym nie ma zbawienia, zrównany jest z sektami heretyków, a nawet z żydowską wiarołomnością. Co więcej, obiecując przychylność i wsparcie sektom heretyków i ich sługom, toleruje się i aprobuje nie tylko ich osoby, ale także ich błędy. Jest to wyraźnie tragiczna i zawsze godna potępienia herezja (...) (Pius VII, "Post tam diuturnitas", list apostolski do biskupa Troyes w sprawie francuskiej konstytucji uchwalonej w 1814 roku).
78
Teraz przejdźmy do innej przyczyny wielu nieszczęść, które wraz z Naszym żalem dotykają Kościół, to jest do indyferentyzmu, czyli przewrotnej opinii bezbożnych, wszędzie podstępnie rozpowszechnianej, że w każdej religii można dostąpić wiecznego zbawienia duszy, jeśli się uczciwie i obyczajnie żyje. W tak oczywistej sprawie, jesteście w stanie z łatwością uchronić powierzony Wam lud od tego najbardziej zgubnego błędu. Kiedy bowiem apostoł przestrzega, że "jeden jest Bóg, jedna Wiara, jeden Chrzest" (Ef 4,5), niechże drżą z bojaźni wszyscy, którzy w jakiejkolwiek religii spodziewają się fałszywie otwartego przystępu do błogosławionej wieczności i niech szczerze rozważą według świadectwa Zbawiciela, że "są przeciw Chrystusowi, bo z Chrystusem nie są, i że rozpraszają nieszczęśliwie, bo z nim nie gromadzą" (Łk 11, 23), dlatego "niezawodnie na wieki zaginą, jeśli katolickiej wiary wyznawać i jej całkowicie zachowywać nie będą" (św. Atanazy). (...) Z tego to zatrutego źródła indyferentyzmu pochodzi owa fałszywa i absurdalna maksyma, albo raczej majaczenie, że wolność sumienia winna być nadana i zagwarantowana każdemu. Błąd ten należy do najbardziej zaraźliwych, a drogę mu przeciera owa wolność wyrażania opinii, absolutna i bez ograniczeń, która, dla zniszczenie Kościoła i państwa, wszędzie się szerzy, a którą pewni ludzie, poprzez swoje zuchwalstwo, nie boją się przedstawiać jako korzyść dla religii. "Jakaż śmierć jest gorsza dla duszy niż samowola błędu"powiedział św. Augustyn. I w rzeczy samej, jeżeli się odejmie ludziom wszelkie hamulce, które by im nie pozwalały schodzić ze ścieżek prawdy, natura ich skłonna do złego wtrąci ich w przepaść, i, prawdziwie powiadamy, otwarta jest już studnia Czeluści, z której św. Jan widział unoszący się dym, od którego zaćmiło się słońce, i wychodzącą z dymu szarańczę, która pustoszyła ziemię. Stąd bowiem pochodzi brak stałości umysłów; stąd wciąż wzrastające zepsucie
79
młodzieży; stąd w ludziach pogarda dla kościelnych praw, najświętszych praw i rzeczy; stąd jednym słowem, najgorsza plaga, zdolna spustoszyć państwa (...) (Grzegorz XVI, encyklika "Mirari vos")103.
Nie bez smutku dowiadujemy się, że jeszcze drugi, nie mniej zgubny błąd wkradł się do niektórych części świata katolickiego i zawładnął umysłami przeważnie katolików, którym się zdaje, że można się spodziewać, iż dostąpią zbawienia ci, którzy nie należą wcale do prawdziwego Kościoła Chrystusowego (...). Co jest jednak obowiązkiem Naszego urzędu apostolskiego, to czynimy i pragniemy pobudzić biskupią waszą troskliwość i czujność, abyście uczynili, co tylko możecie uczynić, żeby oddalać od umysłów ludzkich owo mniemanie zarówno bezbożne, jak zgubne, jakoby mianowicie w każdej religii człowiek mógł znaleźć drogę do zbawienia wiecznego. Z całą roztropnością i umiejętnością, jaką się odznaczacie, wykazujcie powierzonemu sobie ludowi, że prawdy wiary katolickiej w żaden sposób nie sprzeciwiają się miłosierdziu i sprawiedliwości Bożej. Wiara bowiem mówi nam, że poza apostolskim Kościołem Rzymskim nikt się zbawić nie może, że on jest jedyną arką zbawienia, i że każdy zginie w potopie, kto do niej nie wejdzie (...) (bł. Pius IX, alokucja "Singulari quadam")104.
Ponadto nie wahają się twierdzić, wbrew nauce Kościoła i Świętych Ojców, że najlepszą jest taka struktura społeczeństwa, w której władzy państwowej nie przyznaje się obowiązku nakładania ustalonych kar na tych, co występują przeciwko religii katolickiej, z wyjątkiem sytuacji, w których domaga się tego spokój publiczny. Na podstawie tego całkowicie fałszywego pojęcia o władzy w społeczeństwie nie
80
cofają się przed popieraniem owego błędnego poglądu, ze wszech miar zgubnego dla Kościoła Katolickiego i narażającego dusze ludzkie na utratę zbawienia (...), a mianowicie, że wolność sumienia i kultu jest własnym prawem każdego człowieka, które powinno być ogłoszone i sformułowane w ustawie w każdym właściwie ukonstytuowanym społeczeństwie. A nadto, że obywatele mają prawo do wolności w każdej dziedzinie życia, które nie może być ograniczone przez jakąkolwiek władzę, czy to świecką, czy to kościelną. Dzięki temu prawu mogą oni swoje poglądy jawnie i publicznie głosić zarówno poprzez ustne wypowiedzi, jak też za pośrednictwem publikacji, czy w jakikolwiek inny sposób. Tak zaś nierozważnie twierdząc, nie zważają zupełnie na to i nie biorą wcale pod uwagę tego, że głoszą "swobodę zatracenia" i że jeśliby zawsze wolno było bez ograniczeń wygłaszać ludzkie opinie, to nigdy nie zabraknie takich, którzy ośmielą się sprzeciwiać prawdzie i ufać w słowa ludzkiej mądrości, podczas gdy z samej nauki Pana Naszego Jezusa Chrystusa wiara i mądrość chrześcijańska winna wywnioskować, jak należy unikać tej, ze wszechmiar szkodliwej, próżności (bł. Pius IX, encyklika "Quanta cura")105.
O Maryjo, Matko miłosierdzia i ucieczko grzeszników, prosimy Cię, spojrzyj swymi litościwymi oczami na kacerskie i schizmatyckie narody. Ty jesteś Stolicą mądrości, oświeć więc ich rozum tak okropnie pogrążony w ciemnościach nieznajomości i grzechu, żeby jak najjaśniej poznali święty, katolicki, apostolski i rzymski Kościół jako jedyny prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa, poza którym nie można znaleźć ani świętości, ani zbawienia (modlitwa bl. Piusa IX za heretyckie i schizmatyckie narody)106.
1
81
Panie Jezu Chryste, jedyny Zbawicielu całego rodzaju ludzkiego, który "już panujesz od morza do morza i od rzeki aż do krańców ziemi", otwórz łaskawie Przenajświętsze świętsze Serce Twoje także i dla najnieszczęśliwszych dusz afrykańskich, które siedzą jeszcze w ciemnościach i cieniu śmierci, aby przez przyczynę najlitościwszej Panny Maryi Matki Twojej Niepokalanej i Jej Niepokalanego Oblubieńca najchwalebniejszego, błogosławionego Józefa, porzuciwszy bałwany, przed Tobą się ukorzyli Afrykanie i do Kościoła Twego świętego przyłączeni zostali (modlitwa za pogan w Afryce, obdarzona przez Leona XIII odpustami)107.
(...) Królem bądź tych wszystkich, którzy jeszcze błąkają się w ciemnościach pogaństwa albo islamizmu i racz ich przywieść do światła i Królestwa Bożego (...) (akt poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Jezusowemu ułożony przez Leona XIII).
Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ zasadzają się one na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania (...). W ten sposób dochodzą stopniowo do naturalizmu i ateizmu. Z tego wynika jasny wniosek, że każdy kto przytakuje podobnym poglądom i staraniom, opuszcza całkowicie teren objawionej przez Boga religii (Pius XI o ruchu irenistycznym w encyklice "Mortalium animos")108.
Sobór święty zwraca się w pierwszym rzędzie do wiernych katolików. Uczy zaś, opierając się na Piśmie świętym i Tradycji, że ten pielgrzymujący Kościół konieczny jest do zbawienia. Chrystus bowiem jest jedynym Pośrednikiem
82
i drogą zbawienia. On, co staje się dla nas obecny w Ciele którym jest Kościół, On to właśnie podkreślając wyraźnie konieczność wiary i chrztu (por. Mk 16, 10;) 3, 5) potwierdził równocześnie konieczność Kościoła, do którego ludzie dostają się przez chrzest jak przez bramę. Nie mogliby tedy być zbawieni ludzie, którzy wiedząc, że Kościół żałożony został przez Boga za pośrednictwem Chrystusa jako konieczny, mimo to nie chcieliby bądź przystąpić do niego, bądź też w nim wytrwać (Sobór Watykański II, konstytucja Lumen gentium" 14).
Sam Bóg rodzajowi ludzkiemu objawił drogę, na której Jemu służąc, ludzie mogą w Chrystusie dojść do zbawienia i do szczęśliwości. Wierzymy, że ta jedyna religia prawdziwa istnieje w Kościele katolickim i apostolskim, któremu Pan Jezus powierzył zadanie rozszerzania jej (...). Wszyscy zaś ludzie są zobowiązani szukać prawdy, zwłaszcza w tym, co dotyczy Boga i Jego Kościoła, a poznawszy ją przyjąć i zachować (Sobór Watykański II, deklaracja "Dignitatis humanae" 1).
Na mocy obowiązku lojalności powinniśmy okazywać nasze przekonanie, że jest jedyna prawdziwa religia i że jest nią religia chrześcijańska, żywiąc nadzieję, że zostanie ona uznana za taką przez tych wszystkich, którzy szukają i czczą Boga (Paweł VI, encyklika "Ecclesiam suam" 111-112).
Bóg pragnie zbawienia wszystkich poprzez poznanie prawdy. Zbawienie znajduje się w prawdzie. Ci, którzy są posłuszni natchnieniom Ducha Prawdy, znajdują się już na drodze zbawienia. Kościół jednak, któremu ta prawda została powierzona, musi wychodzić naprzeciw ich pragnieniu, aby im ją zanieść. Właśnie dlatego, że Kościół wierzy w powszechny zamysł zbawienia, musi być misyjny. Dlatego też dialog, choć stanowi część misji ewangelizacyjnej, jest tylko jednym z działań Kościoła w ramach jego misji "ad gentes". "Równość", będąca podstawą dialogu, dotyczy
83
równej godności osobistej partnerów, nie zaś treści doktrynalnych, ani tym bardziej Jezusa Chrystusa - Boga, który stał się człowiekiem - w odniesieniu do założycieli innych religii. Kościół bowiem (...) musi troszczyć się przede wszystkim o przepowiadanie wszystkim ludziom prawdy, objawionej w sposób definitywny przez Pana, oraz o głoszenie konieczności nawrócenia się do Jezusa Chrystusa i zjednoczenia się z Kościołem przez chrzest i inne sakramenty, co jest warunkiem pełnego uczestnictwa w komunii z Bogiem Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Zresztą przekonanie o powszechnej woli zbawczej Boga nie umniejsza, lecz wzmaga powinność i konieczność przepowiadania zbawienia i nawrócenia do Pana Jezusa Chrystusa (deklaracja Kongregacji Nauki Wiary "Dominus Iesus" 22).
Teologia, która nie wiedzie do nawrócenia do Chrystusa, albo, która uważa wszystkie religie za równe, pozbawia chrześcijaństwo jego znaczenia. (...) teologia misji, która pomija wezwanie do radykalnego nawrócenia ku Chrystusowi i neguje kulturowe przekształcenie, jakie nawrócenie koniecznie pociąga za sobą, fałszywie przedstawia naszą wiarę. (...) wyjaśnienia pluralizmu religijnego, które przedstawiają wiarę chrześcijańską jako posiadającą taką samą wartość jak inne religie, faktycznie pozbawiają definiującego chrześcijaństwo chrystologicznego serca. Wiara pozbawiona Pana Jezusa, jako jedynego Zbawcy, nie jest dalej chrześcijaństwem (...). Fakt istnienia wielu ludzi, którzy nie uznają Chrystusa, przekonuje nas bardziej o potrzebie apostolstwa misyjnego (Jan Paweł II, przemówienie do biskupów z południowych Indii przybyłych z wizytą "ad limina", lipiec 2003 roku).
Błędem jest zatem traktowanie Kościoła jako jednej z dróg zbawienia, istniejącej pośród wielu dróg, którymi są inne religie, rzekomo komplementarne w stosunku do Kościoła, ale mimo to wiodące tak jak on ku eschato-
84
logicznemu Królestwu Bożemu. Należy zatem odrzucić postawę pewnego indyferentyzmu, "nacechowanego relatywizmem religijnym, który prowadzi do przekonania, że jedna religia ma taką samą wartość jak inna" (Jan Paweł II, przemówienie do członków Kongregacji Nauki Wiary, 28 stycznia 2000 roku; por. też: encyklika "Redemptoris missio" 36)109.
Dziś wezwanie do nawrócenia, kierowane przez misjonarzy do niechrześcijan, poddaje się pod dyskusję lub przemilcza. Widzi się w nim akt "prozelityzmu"; mówi się, że wystarczy pomagać ludziom, by byli bardziej ludźmi i bardziej wierni własnej religii, że wystarczy budować wspólnoty ludzkie zdolne do działania na rzecz sprawiedliwości, wolności, pokoju, solidarności. Zapomina się jednak, że każdy człowiek, by zrealizować w pełni swoje powołanie ma prawo usłyszeć Dobrą Nowinę Boga, który objawia się i daje siebie w Chrystusie (Jan Paweł II, encyklika "Redemptoris missio" 47).
Podejmując myśl, którą wyraził sam Papież Jan XXIII w chwili otwarcia Soboru, Dekret o ekumenizmie wymienia wśród elementów nieustannej reformy także sposób przedstawiania doktryny. Nie chodzi tu o modyfikację depozytu wiary, o zmianę znaczenia dogmatów, o usunięcie w nich istotnych słów, o dostosowanie prawdy do upodobań epoki,
o wymazanie niektórych artykułów "Credo" pod fałszywym pretekstem, że nie są one już dziś zrozumiałe. Jedność, jakiej pragnie Bóg, może się urzeczywistnić tylko dzięki powszechnej wierności wobec całej treści wiary objawionej. Kompromis w sprawach wiary sprzeciwia się Bogu, który jest Prawdą. W Ciele Chrystusa, który jest "drogą, prawdą
1 życiem" (por. J14,6), któż mógłby uważać, że dopuszczalne
85
jest pojednanie osiągnięte kosztem prawdy? (Jan Paweł II, encyklika "Ut unum sint" 18).
Jest sprzeczne z wiarą katolicką uznawanie różnych religii świata za drogi zbawienia komplementarne z Kościołem, (...) utrzymywanie, że owe religie - rozważane w nich samych - są drogami zbawienia, nie ma podstaw w teologii katolickiej, także dlatego, że religie te zawierają pominięcia, niedostatki i błędy dotyczące podstawowych prawd o Bogu, człowieku i świecie (dokument Kongregacji Nauki Wiary z 24 stycznia 2001 roku)110.
Tradycyjna nauka katolicka o jedynozbawczości Kościoła Rzymskiego na pewno wydaje się wielkiej liczbie osób bardzo "surową" i "nietolerancyjną". Tymczasem jest ona jak najbardziej logiczna i zdroworozsądkowa. Wyobraźmy sobie, że żebrak został obdarowany przez jakiegoś dobroczyńcę wielkimi darami i bogactwami. Ów biedak słusznie żywiłby do swego dobrodzieja wielką wdzięczność i na pewno oburzałby się, gdyby ktoś o tym człowieku, od którego otrzymał wszystko, opowiadał rzeczy nieprawdziwe i kłamliwe, np. że jest chciwcem oraz skąpcem. Przekładając ten przykład na relacje Bóg-człowiek: Wszechmogący jest naszym największym dobroczyńcą, od którego otrzymujemy wszelkie dobra ziemskie i niebieskie. On powołał nas do życia, troskliwie się nami opiekuje, zesłał na ziemię Swego Jednorodzonego Syna, aby Ten wysłużył ludzkości na Krzyżu dar Nieba i moc Bożych łask, byśmy mogli pełnić wolę Ojca. Tymczasem fałszywe religie i filozofie rozpowszechniają kłamstwa o prawdziwym Bogu. W buddyzmie np. twierdzi się, iż człowiek może sam własnymi siłami osiągnąć zbawienie, a żaden Stworzyciel i Zbawiciel nie istnieje. Hinduizm poleca wierzyć w setki tysięcy bożków zaklętych w szczury
86
i krowy. Mahometanizm i judaizm przeczą Boskości i śmierci Chrystusa. Kalwinizm głosi tezę, jakoby dobry oraz miłosierny Bóg nie wzywał wszystkich ludzi do świętości, ale z góry, mocą Swego postanowienia, przeznaczał część dusz do wiecznego ognia piekielnego. Postawmy sobie pytanie, czy będąc chrześcijanami, poważnie traktującymi Pana Jezusa jako Boga, Zbawiciela i Odkupiciela, możemy mówić, iż "nie stanowi żadnego problemu" wyznawanie opinii, że Chrystus wcale nie był Bogiem i nie został ukrzyżowany dla naszego zbawienia? Fałszywe religie pociągają też za sobą zgubne skutki na płaszczyźnie więzi międzyludzkich. Wspomnijmy o wielu kultach pogańskich, w których składa się bożkom krwawe ofiary z ludzi, akceptowalny jest rytualny kanibalizm i prostytucja. A cóż można powiedzieć o polecanym przez hinduizm dokarmianiu za setki tysięcy dolarów "świętych" szczurów w Indiach, a więc w kraju, gdzie dziesiątki milionów ludzi cierpią głód, a część z nich umiera z braku żywności? Dodajmy, iż niektóre odłamy hinduizmu popierają też składanie krwawych ofiar z ludzi. Nie zapominajmy przy tym, że owa nędza i głód milionów wyznawców hinduizmu są jak najbardziej logiczną konsekwencją tej religii, która ze swą absurdalną wiarą w karmę i reinkarnację powstrzymuje przed pomaganiem swoim bliźnim. Wszak hinduistyczne "Wedy" nauczają, iż wędrówka duszy ma trwać tak długo, aż dusza przestanie dźwigać swój ciężar win (karmę) i dopiero wówczas może ona spocząć w pokoju. Jeśli więc da się jałmużną nędzarzowi, przeszkodzi się tym samym w dźwiganiu karmy, czym przedłuży się wędrówkę jego duszy. Albo czy można usprawiedliwiać poligamię i rozwody, które akceptuje muzułmański "Koran"? A jakimi słowami należy nazwać aprobatę, którą pośród sporej części odłamów luteranizmu i anglikanizmu cieszą się homoseksualizm, antykoncepcja,
87
rozwody, stosunki przedmałżeńskie, a nawet mordy popełniane na nie narodzonych dzieciach? Niechrześcijańskie i niekatolickie religie, właśnie z powodu fałszowania wiedzy o Bogu i moralnych powinnościach człowieka, są w mniejszym lub większym stopniu drogami ku wiecznej zgubie. Dlatego wolą Wszechmogącego jest, aby wszystkie one znikły z powierzchni ziemi. Pan Bóg, tak jak nie cieszy się z nierządu, morderstw niewinnych, homoseksualizmu, chciwości, pijaństwa, tak samo nie cieszy się, a brzydzi wszelkimi herezjami, schizmami, bluźnierstwami i bałwochwalstwami. Oczywiście, wszystkie te fałszywe religie przechowują jakieś elementy Prawdy Objawionej, którymi Duch Święty w pewien sposób posługuje się, by w duszach rozpalić płomień zarzewia wiary i cnotliwego życia. Zatem to, co jest w tych religiach zdrowe i prawdziwe, tak naprawdę jest własnością Kościoła Katolickiego, który za pośrednictwem elementów Objawienia oddziaływa na wyznawców fałszywych religii. Elementem konstytutywnym, niejako stanowiącym o tożsamości innych wyznań, są zaś kłamstwa zwodzące dusze. Bez tych kłamstw i buntu przeciw Prawdzie, inne religie po prostu przestałyby istnieć. Przykładowo, gdybyśmy od mahometanizmu odjęli wszystko, w czym jest on wrogi wierze chrześcijańskiej, a więc np.: poligamię, rozwody, negację Trójcy Świętej, Boskości i śmierci Chrystusa na Krzyżu, materialistyczne pojmowanie Raju, predestynację, to islam utraciłby swoją istotę i przestałby być sobą. Mimo to koniecznie trzeba dodać, iż doktryna katolicka wcale nie zamyka bram Nieba przed poszczególnymi żydami, muzułmanami, protestantami czy prawosławnymi. Chociaż wyznawcy fałszywych religii nie poznali dowodów na prawdziwość wiary katolickiej, to jednak jeżeli tylko wierzą w podstawowe prawdy o jedynym Bogu, tzn. że jest On Stwórcą i Sędzią wynagradzającym za dobro
88
i karzącym za zło, oraz starają się żyć wedle przykazań, które Bóg wypisał w sercach wszystkich ludzi, mogą wejść do Królestwa Niebieskiego. Taki człowiek w sposób niewidzialny łączy się z duszą Kościoła świętego111. Warto też dodać, że nawet gdy innowierca wie, iż istnieje coś takiego jak Kościół Katolicki, nie znaczy to wcale, że na pewno poznał on dowody na prawdziwość wiary świętej, albowiem w poznaniu prawdziwej religii może mu przeszkodzić np. niegodna postawa samych katolików, którzy swym życiem sprzecznym z Ewangelią będą przesłaniać mu święte oblicze Kościoła. Ci z innowierców, którzy zostaną zbawieni, nie dostąpią jednak Chwały Niebiańskiej dzięki wyznawanym przez siebie fałszywym religiom, ale mimo im. Uściślając nieco, np. zbawiony muzułmanin otrzyma wieczną koronę niebieską nie dlatego, że ufał "Koranowi", który mówi, iż Mahomet jest Bożym prorokiem, a śmierć naszego Pana na Krzyżu i Tajemnica Przenajświętszej Trójcy są kłamstwem. W przypadku takiej biednej duszy Wszechmogący wejrzy na to, iż pragnęła ona służyć Panu Bogu na miarę swego, wadliwego, przysłoniętego błędem i ciemnością, poznania okruchów Prawdy. Ocalenie mahometańskiej duszy dokona się jednak wbrew, nie zaś dzięki, bluźnierstwom i herezjom "Koranu". Tego niezbędnego wyjaśnienia i uściślenia starodawnej zasady "Poza Kościołem Katolickim nie ma zbawienia" nauczał choćby bł. Pius IX: należy mieć jednak również za rzecz pewną, że ci, którzy nie znają prawdziwej religii, a nieznajomość ta nie da się przezwyciężyć, czyli nie jest zawiniona, w oczach Boga nie ponoszą żadnej z tego
89
powodu winy. Któż zaś posunie się do tego stopnia zuchwalstwa, żeby chciał określać granice takiej nieznajomość skoro musiałby w tym celu uwzględnić te rozliczne rozma itości i różnice, jakie zachodzę w tej wierze u ludzi, zależnie od warunków miejsca, usposobienia, sposobu życia i tylu, tylu innych okoliczności. W samej rzeczy dopiero wówczas, gdy uwolnieni z więzów tego ciała będziemy oglądać Boga takim, jakim On jest, zrozumiemy, jak ścisły i piękny zachodzi związek między miłosierdziem a sprawiedliwością Bożą; dopóki jednak żyjemy na tym świecie, przygnieceni tym brzemieniem śmiertelnym, które czyni tępym nasz umysł, wierzymy mocno w to, co mówi nam wiara, że jest "jeden Bóg, jedna wiara, jeden chrzest" (Ef 4, 5); nie należy się posuwać dalej w dociekaniu ("Singulari quadam")112. Z tego, że protestanci, prawosławni, żydzi i muzułmanie mogą tkwić w swych błędach bez zawinionej winy, a więc "w dobrej wierze", wielu ośmiela się wyciągać wniosek, iż nie należy starać się nawracać ich na wiarę katolicką. Taka konkluzja stanowi nie tylko herezję, ale i największy absurd. W myśl tejże logiki, należałoby bowiem stwierdzić, że nie powinno się odwodzić ludzi nie tylko od fałszywych religii, ale również od złych uczynków skierowanych przeciw porządkowi moralnemu. Wszak nie można np. wykluczyć, iż niektóre zabójstwa są dokonywane bez pełnej świadomości i całkowitej dobrowolności, a więc sprawcy takich czynów, mimo ciężkiego zła przez siebie popełnianego, nie dopuszczają się jeszcze śmiertelnych grzechów. Czy w związku z tym powinno się zaprzestać głoszenia prawdy o niegodziwości i obrzydliwości mordów niewinnych, kierując się przesłanką, iż część morderców nie wie, co czyni, albowiem postradała rozum, a innym od wczesnego dzieciństwa wpajano, że zabijanie bezbronnych jest
I
mile Bogu? Pewien serbski eks-aborter: Stojan Adasević, zamordował około 55 tysięcy poczętych dzieci. Jak dziś mówi, przez wiele lat nie był całkowicie świadomy tego, co czyni, mylnie uważając, iż aborcja nie jest równoznaczna z niszczeniem niewinnego życia ludzkiego.
O tym, że rzeczywistość jawi się zupełnie inaczej, przekonał się dopiero, gdy na własne oczy zobaczył - wyciągnięte podczas zabiegu z kobiecego łona - bijące jeszcze ludzkie serce. Fakt, iż człowiek ten nie zdawał sobie sprawy, że tak naprawdę nurza swe ręce w krwi niewinnych, nie zmienia jednak tego, iż to, co czynił, było wstrętne Wszechmogącemu. Podobnie ludzie oddani fałszywym religiom myślą, że nie tylko nie obrażają w ten sposób Boga, ale jeszcze tak właśnie oddają Mu chwałę i cześć. Pan Bóg ze względu na tą niezawinioną niewiedzę jest w stanie uratować te nieszczęsne dusze, jednak w niczym nie zmienia to faktu, że pragnie On, aby wszystkie herezje zostały zniszczone, a jedyna prawdziwa religia dotarła do każdego serca. Urząd Nauczycielski Kościoła przypomina, iż nawet przyjmując założenie, że nie wszyscy innowiercy tkwią w błędach z własnej winy, to i tak fakt ten nie eliminuje obowiązku misyjności: Chociaż więc wiadomymi tylko sobie drogami może Bóg doprowadzić ludzi, nie znających Ewangelii bez własnej winy, do wiary, "bez której niepodobna podobać się Bogu", to jednak na Kościele spoczywa konieczność i równocześnie święte prawo głoszenia Ewangelii wszystkim ludziom ("Katechizm Kościoła Katolickiego" 848).
Omawiane w tym rozdziale poglądy Paula Coelho ukazują, jak bardzo daleko ów pisarz odszedł od wiary katolickiej, wyznając skrajną formę, po stokroć potępionego i przeklętego, indyferentyzmu religijnego. Jasność i precyzyjność, z jakimi twórca "Alchemika" wyraża w tym względzie opinie, nawet przy daleko posuniętej życzliwości wobec tego autora, nie pozostawiają żadnych wątpli-
91
wości co do ultraheretyckich przekonań Coelho. Poglądów tego człowieka nie da się w żaden sposób obronić i usprawiedliwić, choćbyśmy uwzględnili wszystko to, co w katolickiej doktrynie łagodząco wpływa na rozumienie prawdy, iż "Poza Kościołem Katolickim nie ma zbawienia". Niezmierzona i nie dająca się pokonać przepaść rozciąga się bowiem pomiędzy nauką mówiącą, że innowiercy mogą być ocaleni tylko dzięki temu, iż nie byli świadomi fałszywości tego, w co wierzą, a opinią zakładającą, że wszystkie herezje, schizmy, apostazje i bałwochwalstwo są dobrem miłym Panu Bogu.
PUSTE PIEKŁO?
Od uważania własnej osoby za boga jest już tylko krok do pozbawionego respektu i czci podejścia do jedynego prawdziwego Boga. Wszak jeśli jesteśmy bogami, to niby dlaczego mielibyśmy obawiać się "jakiegoś innego Boga w Niebie"? Czy ktoś równy nam ma prawo w ogóle nas karać? Wydaje się, iż Coelho, który "obudził uśpionego w sobie boga", nie ustrzegł się również wpadnięcia w tę zasadzkę. W swojej twórczości próbuje bowiem kreować obraz Boga, który nigdy nie karze człowieka, choćby ten uparcie trwał w swych występkach. Czyni to np. w "Pielgrzymie", gdzie "duchowo-moralny autorytet" pisarza - znany nam już Petrus, raczy czytelników taką opowiastką: Miałem przyjaciela, który zawsze chodził pijany, ale co wieczór odmawiał trzy zdrowaśki, ponieważ w dzieciństwie wpoiła mu to matka. Nawet kiedy wracał do domu kompletnie zalany, nawet nie wierząc w Boga, mój przyjaciel co wieczór klepał trzy zdrowaśki. Po jego śmierci, uczestnicząc w jednym z rytuałów Tradycji, zwróciłem się do ducha Starszych, pytając, gdzie przebywa mój przyjaciel. A duch powiedział, że zmarły miewa się doskonale, że otacza go światło. Choć w życiu zabrakło mu wiary, ocalił go wysiłek ograniczony do automatycznego odmawiania trzech modlitw, po prostu z poczucia obowiązku 115. W ujęciu Coelho można więc ciągle i uparcie się upijać, a i tak dostąpi się wiecznej szczęśliwości, nawet jeśli, choćby w ostatniej chwili swego
93
życia, nie okaże się z tego powodu skruchy i żalu. To nie wszystko, jeśli wierzyć "duchowi Starszych", to pijacy mogą nawet nie mieć wiary w Boga, ale wystarczy, że mechanicznie wyrecytują co jakiś czas słowa modlitwy, by mogli wejść do Królestwa Bożego. Przyjmując takie zapewnienia za prawdę, równie dobrze można by powiedzieć, że absolutnie nikt z ludzi nie zostanie skazany na wieczne potępienie, albowiem każdy, choćby najgorszy i najbardziej zdeprawowany człowiek, coś tam dobrego w życiu uczynił. Zupełnie inaczej jawi się ta kwestia w tradycyjnej perspektywie chrześcijańskiej. Niebo nie jest czymś, co osiąga się łatwo i bez trudu. Przeciwnie, wieczne zbawienie stanowi owoc nieustannej i twardej walki z pokusami diabła, światem i własnymi nieuporządkowanymi namiętnościami. Jeśli ktoś umrze w stanie choćby jednego grzechu śmiertelnego (do jakich zalicza się m.in. pijaństwo), bez wątpienia będzie potępiony na wieki. Chociaż jako ludzie nie znamy stanu duszy, w którym schodzą poszczególni śmiertelnicy z tego świata, to z Bożego Objawienia wiemy, iż część rodzaju ludzkiego z powodu swego złego życia pójdzie na wieczne męki w ogniu piekielnym. Mówi nam o tym wiele fragmentów "Pisma świętego", w tym zapowiedź Sądu Ostatecznego, kiedy to ludzie zostaną podzieleni na dwie części - zbawionych oraz potępionych (por. Mt25,41). Zgodnie z nauką Naszego Pana Jezusa Chrystusa: Albowiem szeroka brama i przestronna jest droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest tych, którzy przez nią wchodzą (Mt 7, 13), Kościół święty przez wieki był przekonany, iż bardzo wiele dusz trafia do piekła. Aby można mówić o prawdziwym nawróceniu z grzechu śmiertelnego, muszą być spełnione ze strony człowieka pewne warunki. Są nimi m.in.: nienawiść do dawniej popełnionego występku, ból duszy z powodu dopuszczenia się grzechu i mocne postanowienie nieczynienia w przyszłości tego grzechu. Sama wiara
94
albo wykonywanie pewnych praktyk religijnych nie mogą nikogo ocalić, gdyż muszą one być poparte pełnieniem dobrych uczynków - prawym, prostym życiem chrześcijańskim. Sobór Trydencki uczył o tym następująco: Przeciwko chytrym podstępom niektórych ludzi, co słodkimi mowami i uprzejmymi słówkami kuszą serca niewinnych, należy także stwierdzić, że raz otrzymaną łaskę usprawiedliwienia traci człowiek nie tylko wskutek niedowiarstwa, przez które przepada sama wiara, ale także wskutek każdego innego grzechu śmiertelnego; tak bowiem każe mówić nauka prawa Bożego, które z królestwa Bożego wyklucza nie tylko niewierzących, ale także wierzących, porubców, cudzołożników, samołożców, mężołożców, złodziei, chciwców, pijaków, złorzeczących, drapieżców i wszystkich innych, którzy popełniają grzechy śmiertelne, od których mogą się powstrzymać z pomocą łaski Bożej, a za które wykluczają się od łaski Chrystusa (Sesja VI, "Dekret o usprawiedliwieniu", rozdz. XV)114. Jak widać, w tym orzeczeniu napiętnuje się opinię łagodniejszą od tej promowanej przez Coelho, który twierdzi, iż wystarczy, nawet bez wiary w Pana Boga, czysto automatycznie odmawiać "zdrowaśki", by bramy niebiańskiego Raju były przed nami szeroko otwarte. Tymczasem Ojcowie Kościoła i Święci głoszą, że modlitwa, której nie towarzyszy przynajmniej pragnienie porzucenia grzechu śmiertelnego, pozbawiona jest wszelkiej zasługi nadprzyrodzonej. Gdy do tego dochodzi jeszcze brak wiary, takie modły są jedynie pustą gadaniną, ściągającą gniew Boga. O modłach zatwardziałych grzeszników, nie przejawiających chęci zerwania z występkiem, św. Jan Maria Vianney uczył: modlitwa dobrego chrześcijanina powinna być ożywiona miłością Boga i nienawiścią grzechu jako największego zła, a także szczerym pragnieniem unikania tegoż 114
95
grzechu i tępienia go na każdym kroku. Jednak i tego warunku nie spełnia modlitwa grzesznika, który w ogóle nie żałuje tego, że obraził dobrego Boga, skoro bez przerwy krzyżuje Go w swoim sercu. Kiedy odmawia akt skruchy, zabawia się w kłamcę i zwykłego błazna. Niech sobie mówi: "Boże, Ty widzisz moje grzechy, ale patrz również na skruchę mego serca!" - Gdzie ten twój żal, człowieku? Przechwalasz się tylko, ale skruchy w sobie nie masz. Mieli ją święci pustelnicy żyjący po lasach - ludzie, którzy w dzień i w nocy opłakiwali swoje grzechy. Gdybyśmy przeszli szczegółowo każdą modlitwę, którą odmawia grzesznik, dostrzeglibyśmy tam same fałsze i obłudę. Czytamy w Ewangelii, że żołnierze wprowadzili Jezusa Chrystusa do pretorium, zdjęli z Niego szaty, zarzucili Mu na ramiona szkarłatny płaszcz, wcisnęli na Jego skronie cierniową koronę, bili Go kijami po głowie, policzkowali Go, pluli Mu w twarz i prześmiewczo zginali przed Nim kolana. Czy może być większa zniewaga niż ta? Tak samo postępuje grzesznik, który wcale nie ma zamiaru się poprawić. Bo w swoim sercu na nowo krzyżuje Chrystusa i zadaje Mu obelgi, jako że wszystko co robi, robi po to, żeby Zbawicielowi zadać nową śmierć - gdyby tylko mógł On jeszcze raz umrzeć. Jak długo trwamy w grzechach, tak długo wzorem żydów krzyżujemy Chrystusa w swoich sercach, a wzorem żołnierzy szyderczo zginamy przed Nim kolana, przybierając z zewnątrz postawę modlitwy. Powiecie może: "Ale my tego nie chcemy, kiedy zabieramy się do modlitwy. Niech nas Bóg broni od podobnych bluźnierstw!". Piękna wymówka! Kto grzeszy, nie chce stracić łaski, a przecież ją traci. Czy z tego powodu jest mniej winny? Potępieńcy, którzy teraz palą się w piekle, też nie mieli ochoty iść na potępienie. Ale czy z tego powodu są mniej winni? Nie. Bo wiedzieli dobrze, że przez taki czyn albo przez takie słowo dopuszczają się grzechu śmiertelnego. Grzesznik, który się modli, nie ma zamiaru naigrywać się z Boga, a przecież się
96
naigrywa, kiedy na przykład, nie chcąc powstać z grzechu, mówi: "Boże mój, kocham cię". Bo nie kocha Stwórcy, skoro kocha grzech. Tak modlitwa nie może być aktem pobożności; ona jest obłudę, a fałszem i obłudę nie można Bogu oddawać czci. jest haniebną zniewagę, jeżeli na ustach mamy imię Jezusa Chrystusa, a jednocześnie w sercu Go krzyżujemy (...)115. Odnośnie podobnego podejścia do czynienia znaku krzyża, św. Cezary z Arles mówił zaś: Cóż pomoże, jeżeli znak krzyża kładziemy na czole i na ustach, a wewnątrz w duszy mamy złożone zbrodnie i grzechy? Kto bowiem źle myśli, ten i źle mówi, źle czyni, jeśli nie zechce się poprawić, a gdy się żegna, grzech jego nie maleje, lecz się powiększa. Wielu bowiem jest takich, co idę kraść lub cudzołożyć, jeśli się potknę, żegnają się, a jednak od złego uczynku się nie cofają; i nie wiedzę nieszczęśni, że raczej zamykają w sobie diabły, niżby je wyrzucali ("Kazanie" 13 1)116. Do Coelhowskiej opowieści o zbawionym, ale nienawróconym pijaku można w pewnym zakresie odnieść też słowa, jakie na temat fałszywych czcicieli Najświętszej Panny rzekł św. Ludwik Maria Grignon de Montfort: Czciciele zuchwali to grzesznicy, pozostający niewolnikami swych namiętności, lub miłośnicy świata, którzy pod pięknym mianem chrześcijan i czcicieli Maryi ukrywają pychę i skąpstwo, nieczystość lub niesprawiedliwość, złość, obmowę lub przekleństwo. Pod pozorem, że są czcicielami Matki Najświętszej, trwają spokojnie w złych nałogach, nie zadając sobie najmniejszego trudu, by się poprawić. Wmawiają sobie, że Pan Bóg im przebaczy, że nie umrą bez spowiedzi i że nie będą potępieni, ponieważ odmawiają Różaniec, poszczą w soboty, należą do Bractwa różańcowego, do Szkaplerza lub Sodalicji i noszą medalik Matki Bożej (...). Nie ma w chrześcijaństwie nic tak
97
godnego potępienia, jak ta szatańska zuchwałość. Bo czymoże ktoś mówić szczerze, że kocha i czci Najświętszą Pannę, jeśli swymi grzechami kłuje, przebija, krzyżuje i znieważa bezlitośnie Jezusa Chrystusa, Jej Syna? Gdyby Maryja przez swe miłosierdzie ratowała z reguły tego rodzaju ludzi, to wprost popierałaby zbrodnię i dopomagała w ukrzyżowaniu i znieważaniu swego Syna. Któż ośmieliłby się coś podobnego przypuścić?117.
Doktryna o łatwej drodze do Nieba konsekwentnie musi rodzić wątpliwości co do prawd o Sądzie Bożym i dobrych owocach lęku przed piekłem. Jeden z wątków powieści "Demon i panna Prym" opowiada o założeniu miasteczka Viscos (w którym zresztą toczy się główna akcja tej książki) przez nawróconego rozbójnika Ahaba. Eks-rozbójnik, mimo nawrócenia, nie ufał księżom - ponieważ pierwsi osadnicy w mieście byli w większości hultajami spod ciemnej gwiazdy, obawiał się, że pogróżki o wiecznych mękach na nowo sprowadzą ich na złą drogę, bo: Ludzie, którzy nie mają nic do stracenia, nie myślą wcale o życiu wiecznym118. Z kolei w "Pielgrzymie" czytamy: Bóg nie jest mściwy, Bóg jest miłością. Jedyna kara, po jaką sięga, polega na przymuszeniu tego, kto przerwał dzieło miłości, do jego kontynuacji 119. Można spytać się Coelho: jeśli rzeczywiście nauczanie o wiecznym potępieniu prowadzi ludzi do zła, to z jakiej racji sama "Biblia", w najostrzejszych słowach i najjaskrawszych obrazach, dziesiątki razy wspomina o istnieniu piekła? Dlaczego w "Piśmie świętym" znacznie częściej mówi się o wiecznych mękach piekielnych, aniżeli o radościach 117
98
niebiańskich? Czyżby Duch Święty prowadził w ten sposób dusze do zguby? Nie, to nie Pan Bóg wprowadza nas w błąd, ale "duchy Starszych", którym niestety Coelho ufa. Posłuchajmy więc, jak - w przeciwieństwie do znanego pisarza - Pan Bóg chwali zabieganie z bojaźnią o zbawienie wieczne: We wszystkich sprawach twoich pamiętaj na ostatnie rzeczy twoje, a na wieki nie zgrzeszysz (Syr 7, 36); Człowiek mądry we wszystkich rzeczach obawiać się będzie (Syr 18, 27); Temu, kto się Pana boi, dobrze będzie na końcu, a w dniu swojej śmierci będzie błogosławiony. Początkiem mądrości jest bojaźń Pana (Syr 1, 13-14); Błogosławiony człowiek, który się zawsze boi (Prz 28, 14); Służcie Panu w bojaźni, a radujcie się Mu ze drżeniem (Ps 2, 11); Straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego (Hbr 10,31); Bójcie się tego, który może duszę i ciało zatracić w piekle (Mt 10, 28); Przeto najmilsi moi, (...) nie tylko w czasie mej obecności, ale daleko więcej teraz, gdy jestem nieobecny, ze drżeniem i bojaźnią o zbawienie wasze się troszczcie (Flp 2, 12). Kościół Katolicki jako heretyckie potępił poglądy tych, którzy odrzucali nawrócenie ze strachu przed piekłem: [Święty Sobór] oświadcza zaś, iż owa skrucha mniej doskonała, która zwie się "attritio", ponieważ pospolicie powstaje czy to z rozważania brzydoty grzechu, czy też z lęku piekła i kar - jeśli wyklucza wolę grzeszenia w nadziei [uzyskania] przebaczenia - nie tylko nie czyni człowieka hipokrytą i większym grzesznikiem, lecz jest prawdziwym darem Boga i poruszeniem Ducha Świętego (...). A chociaż bez sakramentu pokuty skrucha ta sama przez się nie może doprowadzić grzesznika do usprawiedliwienia, jednak usposabia go do uproszenia łaski Bożej w sakramencie pokuty. Taką bowiem bojaźnią niniwici pożytecznie wstrząśnięci czynią pokutę wskutek pełnego groźby przepowiadania Jonasza i dostąpili miłosierdzia od Pana (zob. Jon 3) (Sobór Trydencki, Sesja XIV,
99
rozdz. IV)120. Niezgodne z wiarą katolicką są też tezy, jakoby Wszechmogący nigdy nie karał człowieka, prócz przypadków "przymuszania ludzi do dokończenia dzieła, które zaczęli". Jedna z głównych prawd wiary mówi, iż Pan Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobre nagradza, a za złe karze. Pan Bóg jako nieskończenie miłosierny, a zarazem nieskończenie sprawiedliwy, niejako ze Swej natury musi nagradzać cnotę i karcić grzech. Jeśliby jedyna kara Boga polegała na "przymuszeniu człowieka do kontynuacji dzieła miłości", to wówczas jakikolwiek sens traciłoby piekło, albowiem potępieńcy na wieczność utwierdziliby się w swym buncie przeciw Wszechmogącemu, tak że nie byliby już w stanie się poprawić. Nawet w przypadku kar zsyłanych przez Pana Boga już tu na ziemi nie można powiedzieć, iż polegają one jedynie na "przymuszaniu człowieka do kontynuacji dzieła miłości". Oczywiście, dla części dusz są one wezwaniem do pokuty i przemiany życia, gdyż uświadamiają im kruchość dóbr doczesnych oraz głupotę pokładania w nich źródła nadziei i szczęścia, przez co stanowią ostrzeżenie przed jeszcze straszniejszymi karami piekła. Chodzi tu np. o ludzi ocalałych z przeróżnych wypadków, katastrof naturalnych i wojen - dla nich kary doczesne są realizacją prawdy wyrażonej przez św. Pawła, iż kogo Pan Bóg kocha, tego chłoszcze. Jednak dla pewnej liczby dusz ludzkich ziemskie kary nie są już wezwaniem do poprawy życia, ale końcem ich doczesnej egzystencji, tak że nie mogą one już "dokończyć przerwanego dzieła miłości". Wiekuisty Sędzia widząc, iż mimo wielu łask i napomnień, jakie były dawane tym ludziom, oni ciągle nie próbują nawet zerwać ze swymi grzesznymi nałogami, postanawia położyć kres ich dalszym grzechom i w sposób nagły przerwać
100
ich ziemski żywot oraz postawić przed Swym Trybunałem. Taki los spotkał choćby mieszkańców Sodomy i Gomory - miast zniszczonych przez deszcz ognia, ludy Kanaanu wytępione przez Izraelitów z Bożego rozkazu albo, sięgając po przykład z ostatnich lat, producentów, handlarzy i aktorów przemysłu pornograficznego, którzy zginęli pod gruzami dzielnicy Northidge w Los Angeles, zniszczonej w 1994 roku przez potężne trzęsienie ziemi, jakie w krótkim czasie obróciło w ruinę amerykańskie centrum tego plugawego interesu121.
CZYŃ, CO CHCESZ
Przed ponad stu laty pewien mądry i pobożny ksiądz, Felix Sarda y Salvany, charakteryzując logikę i konsekwencje herezji liberalizmu, pisał: wolne myślenie rodzi wolną moralność, czyli niemoralność. Odrzuca się ograniczenia i puszcza wodze namiętności. Kto myśli, co się mu podoba, ten będzie czynił, co mu się podoba122. Słowa te bardzo pasują do Paula Coelho. W poprzednich rozdziałach wykazaliśmy, że pisarz ten uważa, iż ludzie jako bogowie mają prawo wierzyć w cokolwiek i myśleć, co tylko im się podoba. Czy zatem winniśmy się dziwić, że autor bestsellerów będzie propagował styl życia polegający na czynieniu wszystkiego, czego się zapragnie? Niestety, i tutaj nieubłagana logika zła nie opuszcza twórczości pisarza. Coelho nie zatrzymuje się "tylko" na reklamowaniu herezji w dziedzinie religijno-filozoficznej, ale śmiało przypuszcza szturm na cały porządek moralności chrześcijańskiej. Nie jest to atak brutalny i agresywny w stylu Larryego Flynta czy Jerzego Urbana. Coelho wie, jak nie zrażać sobie co bardziej pobożnych czytelników, dlatego tradycyjne cnoty chrześcijańskie próbuje wyrwać z serc łagodnie, w białych rękawiczkach, jednak nie mniej zdecydowanie. Widoczne jest to już w motywie przewodnim powieści Coelho. Niby mówi się w nich ciągle o poszukiwaniu prawdy, sensu życia etc., ale wszystko to postrzegane jest przez pryzmat
102
własnego ludzkiego "ja", którego spełnienie jawi się jako naczelny cel ziemskiej egzystencji. Książki te stale obracają się wokół "szukania Własnej Legendy", "spełniania swoich marzeń i pragnień". W myśl powieściowych maksym, dawanych czytelnikom przez pisarza, Pan Bóg: nakazuje nam kierować się głosem marzeń i serca 123. W połączeniu z żądzą zdobycia władzy, mocy i tajemnicy, która kryje się za reklamowanym przez Coelho okultyzmem, otrzymujemy egocentryczną filozofię uważającą ludzkie marzenia, pragnienia oraz żądze za najważniejsze w życiu. Jeżeli człowiek czegoś naprawdę chce i pragnie, wówczas musi to być na pewno dobre i szlachetne. Tymczasem w długowiecznej perspektywie chrześcijańskiej jawi się to zupełnie inaczej. Bardzo niebezpieczne jest całkowite ufanie wszelkim pragnieniom, marzeniom oraz poruszeniom własnego serca, albowiem wskutek grzechu pierworodnego natura ludzka uległa zranieniu przez niewiedzę, złośliwość i pożądliwość, które pchają nas do grzechu. To właśnie: z serca (...) pochodzę złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne (Mt 15, 19). Dlatego nigdy nie można bezwzględnie ufać jego poruszeniom. Przeciwnie, z pomocą Bożą trzeba podjąć walkę, aby oczyścić własne serce od nieuporządkowanych pragnień i poruszeń. Św. Ignacy Loyola nauczał: Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją114. W tych słowach wyrażona jest istota autentycznie chrześcijańskiego życia. Prawdziwego szczęścia nie osiągnie się wcale przez szukanie własnej chwały, mocy i potęgi oraz przez ślepe podążanie za pragnieniami i marzeniami. Pójście za Chrystusem oznacza zapieranie się samego siebie, codzienne dźwiganie
103
własnego krzyża (Łk 9, 23) oraz krzyżowanie własnych wad i pożądliwości (Ga 5, 24). Im bardziej w chrześcijaninie wzrasta łaska Zbawiciela, tym mocniej uczy się on zapominać o własnych planach, ambicjach, pragnieniach i zachciankach, by wzorem Syna Bożego szukać tylko chwały Wiekuistego Ojca.
Innym z ataków na fundamenty moralności chrześcijańskiej jest propagowanie przez Paula Coelho swoistej, dziwacznej i chorej koncepcji miłości. Jak twierdzi ten pisarz: w miłości nie ma żadnych reguł. Choćbyśmy trzymali się wiernie podręczników, sprawowali nadzór nad sercem, postępowali zgodnie z góry ustalonym planem - wszystko to nie zda się na nic. Bowiem o wszystkim decyduje serce i ono ustanawia prawa125. Nie istnieją żadne powinności. Istotą miłości jest gotowość wyzbycia się powinności i przymusu126. Pisarz wychwala też "etykę ryzyka" mającą polegać na: zerwaniu z tradycyjnymi i przestarzałymi dogmatami. W tym tkwi mądrość szaleńca, która jest tematem jednej z moich powieści127. Zbliżone poglądy pisarz wkłada też w usta jednego ze swych pozytywnych bohaterów, występującego w powieści "Demon i panna Prym". Ów bohater - mądry i świątobliwy biskup, zapytany przez pewnego księdza, cóż należy czynić, by było to miłe Stwórcy, odpowiada: Skądże mam wiedzieć, co podoba się Wszechmogącemu? Czyń to, co dyktuje ci serce, a Bogu się to spodoba128. Jaką wizję miłości kreuje pisarz? Jest ona jasna: Pan Bóg wcale nie dał ludziom niezmiennych norm moralnych, a o dobru lub złu postępowania człowieka decyduje tylko jego subiektywne przekonanie, poruszenie serca, które * 127
mają stanowić prawo. Tradycyjna doktryna chrześcijańska, w odróżnieniu od Coelho, uczy jednak, iż Pan Bóg objawił nam swe przykazania i prawa, które obowiązują zawsze i wszędzie, a ich przestrzeganie stanowi wypełnienie głównego i najważniejszego prawa, jakim jest miłość Wszechmogącego i bliźniego. Jezus Chrystus, przypominając o centralnej i podstawowej zasadzie miłości Boga oraz bliźniego, jaka winna kierować chrześcijanami, wcale nie unieważnił ani nawet nie osłabił znaczenia przykazań zawartych w Dekalogu. Nasz Pan nie powiedział: "jeśli będziecie czynić coś z miłości, wówczas cudzołóstwo, kradzież, chciwość, morderstwo, kłamstwo, nieposłuszeństwo będą podobać się Bogu". Zbawiciel zamiast tego potwierdził, udoskonalił i odnowił przykazania objawione przez Boga, mówiąc, iż posłuszeństwo im jest realizacją prawdziwej miłości, a ich łamanie stanowi negację prawdziwej miłości: Jeśli chcesz wnijść do żywota, chowaj przykazania (Mt 19,17); Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie - wejdzie do Królestwa Niebieskiego. Ale kto wypełnia wolę Ojca mego, który jest w niebiesiach, ten wejdzie do Królestwa Niebieskiego (Mt 7, 21). Jeżeli rzeczywiście miłujemy Pana Boga i bliźniego, nie będziemy deptać Bożych przykazań, albowiem są one tylko streszczeniem tego pierwszego oraz najważniejszego przykazania. Miłość chrześcijańska nie jest więc, wbrew temu co głosi Coelho, wyzwolona od powinności i obowiązków. Nawet czyjeś subiektywne przekonanie o dobroci jakiegoś czynu nie przemienia go automatycznie w "miły Bogu". Istnieje wiele aktów nieomylnego Magisterium Kościoła, w których stanowczo odrzucone są poglądy zbieżne z Coelhow-ską optyką miłości i powinności. Przytoczmy tu tylko niektóre z nich: Jeśli czyny są same z siebie grzechami, jak na przykład kradzież, cudzołóstwo, bluźnierstwo lub tym podobne, to któż ośmieliłby się twierdzić, że gdy dokonane
105
zostaję dla dobrych powodów, nie są już grzechami lub - co jeszcze bardziej nielogiczne - są grzechami usprawiedliwionymi? (św. Augustyn, "Contra mendacium"); Wbrew nauce moralności i jej stosowaniu w Kościele katolickim (...) zaczęto rozpowszechniać system etyczny określany najczęściej mianem "etyki sytuacyjnej" (...). Autorzy trzymający się tego systemu twierdzą, że ostateczną i decydującą normą działania nie jest słuszny i obiektywny porządek ustalony prawem naturalnym i przez to prawo poznawany, ale jakiś wewnętrzny i osobisty osąd i światło wskazujące każdemu, jak ma postępować w konkretnej sytuacji. Według tych autorów zatem ostateczna decyzja człowieka nie jest - jak uczy katolicka etyka podawana przez poważniejszych moralistów - zastosowaniem obiektywnego prawa do poszczególnego wypadku, z uwzględnieniem i oceną w myśl zasad roztropności konkretnych okoliczności danej sytuacji, ale owym wewnętrznym i bezpośrednim przeświadczeniem. Przeświadczenie to w wielu sprawach nie podlega ostatecznie żadnej obiektywnej normie istniejącej poza człowiekiem i od jego subiektywnego przekonania niezależnej, obiektywnej zaś słuszności i prawości tego przekonania nie mierzy się, nie powinno się mierzyć i nie da się mierzyć normą obiektywną, łeczjest ono samo sobie wystarczające (dekret Świętego Oficjum z 1956 roku, w sprawie "etyki sytuacyjnej") 129; Jest rzeczą słuszną i dobrą - zawsze i dla wszystkich
- służyć Bogu, oddawać Mu należną cześć i prawdziwie szanować rodziców. Tego rodzaju normy pozytywne, które nakazują wypełnianie właśnie takich czynów i rozwijanie takich postaw, obowiązują powszechnie i są niezmienne. (...) normy negatywne prawa naturalnego mają moc uniwersalną: obowiązują wszystkich i każdego, zawsze i w każdej okoliczności. Chodzi tu bowiem o zakazy, które zabraniają
106
określonego działania "semper et pro semper", bez wyjątku, ponieważ wyboru takiego postępowania w żadnym przypadku nie da się pogodzić z dobrocią woli osoby działającej, z jej powołaniem do życia z Dogiem i do komunii z bliźnim. Nikomu i nigdy nie wolno łamać przykazań, które bezwzględnie obowiązują wszystkich (...). Kościół zawsze nauczał, że nie należy nigdy popełniać czynów zabronionych przez przykazania moralne, ujęte w formie negatywnej w Starym i Nowym Testamencie (...). Wierni mają obowiązek uznawać i zachowywać szczegółowe normy moralne, ogłoszone i nauczane przez Kościół w imię Boga, Stwórcy i Pana. Kiedy apostoł Paweł stwierdza, że przykazanie miłowania bliźniego jak siebie samego stanowi wypełnienie całego prawa (por. Rz 13, 8-10), nie osłabia znaczenia przykazań, ale raczej je potwierdza, ukazuje bowiem ich wymogi i ich powagę. Miłość Boga i miłość bliźniego jest nieodłączna od zachowywania przykazań Przymierza odnowionego przez krew Chrystusa i przez dar Ducha Świętego. Chrześcijanie szczycą się tym, że słuchają raczej Boga niż ludzi (por. Dz4, 19; 5, 29), co gotowi są poświadczyć nawet męczeństwem, jak to uczynili święci i święte Starego i Nowego Testamentu, którzy zasłużyli sobie na to miano, ponieważ woleli oddać życie raczej niż dokonać jakiegoś czynu sprzecznego z wiarą lub cnotą (...). Jeśli czyny są wewnętrznie złe, dobra intencja lub szczególne okoliczności mogą łagodzić ich zło, ale nie mogą go usunąć: są to czyny nieodwracalnie złe, same z siebie i same w sobie niezdatne do tego, by je przyporządkować Bogu i dobru osoby (Jan Paweł II, "Veritatis splendor" 52, 76, 81).
Gdy nie istnieją uniwersalne i absolutne normy moralne, trudno się dziwić, iż grzech śmiertelny zaczyna być postrzegany jako droga prowadząca do szczęścia, radości i spokoju ducha. Paulo Coelho właśnie w ten sposób ukazuje czyny oraz myśli przeciwne cnocie czystości
107
i wstydliwości. W książce "Weronika postanawia umrzeć" opowiedziana jest historia chorej psychicznie kobiety - Weroniki, która nie może odnaleźć sensu i radości życia. To wszystko zmienia się z chwilą, kiedy Weronika w czasie pobytu w szpitalu psychiatrycznym obnaża się i onanizuje przed jednym z pacjentów - Edwardem. Masturbacji towarzyszą perwersyjne fantazje seksualne, w których Weronika odbywa stosunki seksualne z wieloma kobietami i mężczyznami jednocześnie. To wszystko okraszone jest jeszcze wymawianiem przez nią rzeczy: jakie jej rodzice, przyjaciele, przodkowie uznaliby za najbardziej sprośne130 . W ten sposób Weronika odnajduje prawdziwe szczęście i odzyskuje spokój duszy, udzielając go jednocześnie obserwatorowi swych nieczystych praktyk: Edward przez cały czas stał nieruchomo, ale coś w nim zdawało się odmienione: w jego oczach malowała się czułość. "Było mi tak cudownie, że potrafię dostrzec miłość wszędzie, nawet w oczach schizofre-nika" (...). Choć spotkała [dotąd] wielu mężczyzn, to jednak nigdy nie dotarła do granic swych najskrytszych pragnień (...). Och, gdyby tak każdy mógł poznać swoje wewnętrzne szaleństwo i żyć z nim! Czy świat byłby przez to gorszy? Nie, ludzie byliby sprawiedliwsi i bardziej szczęśliwi (...). Było jej lekko na duszy, nawet przestał ją dręczyć strach przed śmiercią. Przeżyła to, co zawsze ukrywała sama przed sobą. Doświadczyła rozkoszy dziewicy, prostytutki, niewolnicy i królowej (.. )131 Gdy Weronika pyta Marie - jedną ze swych koleżanek (odgrywającą w książce rolę "duchowego mędrca"): dlaczego nigdy dotąd tego nie robiłam? Skoro jestem wolna i mogę myśleć, co mi się podoba, to dlaczego zawsze powstrzymywałam się przed wyobrażeniem sobie
108
tego, co zakazane?132 , otrzymuje taką odpowiedź: Zakazane? Posłuchaj: byłam adwokatem i znam prawo. Byłam też katoliczkę i znam na pamięć całe fragmenty Biblii (...). Popatrz mi prosto w oczy i zapamiętaj to, co ci powiem. Istnieję tylko dwie zakazane rzeczy - jedna przez ludzkie prawo, druga przez boskie. Nigdy nie zmuszaj nikogo do stosunku - bo to jest uznawane za gwałt. I nigdy nie próbuj tego z dziećmi, bo to największy z grzechów. Poza tym, jesteś wolna. Zawsze znajdzie się ktoś, kto pragnie dokładnie tego samego, co ty 133 . Inna z koleżanek Weroniki, Zedka, daje jej taką oto radę: Są ludzie, którzy przez całe życie czekają na chwilę, którą ty przeżyłaś wczorajszej nocy, i nie odnajduję jej. Dlatego, jeśli przyjdzie ci umrzeć teraz, umieraj z sercem pełnym miłości 134. Gloryfikację obrzydliwości seksualnych niesie również najnowsza, w Polsce wydana w końcu kwietnia 2004 roku, powieść Paula Coelho pt. "Jedenaście minut". Książka ta, nieraz w pornograficzny sposób, relacjonuje zawodowe perypetie pewnej prostytutki o imieniu Maria. Najgorsze w tej powieści jest jednak to, iż cudzołóstwo oraz dewiacje są tu otaczane aurą świętości. Przykładowo, sadomasochizm jest przyrównywany do praktyk pokutnych stosowanych przez wielu Świętych, tj. samobiczowania, noszenia włosiennicy itp.135. W jednej z końcowych scen książki został opisany, z najbardziej ohydnymi szczegółami, stosunek seksualny Marii z jej kochankiem. Końcówka tego aktu wygląda zaś tak: "Pobłogosław mnie" - powiedział. Pobłogosławiłam. Poprosiłam, by zrobił to samo, a on powiedział: "Błogosławiona niech będzie ta kobieta, którę tak bardzo kocham"136, po czym następuje chwila,
109
w której kochanek odczytuje wspólniczce swego grze chu obszerne fragmenty "Księgi Koheleta". W podobnej konwencji Coelho kreśli obraz nierządu w książce "Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam...", gdzie Pilar obcuje cieleśnie z "wielkim, świętym prorokiem", z którym nie jest związana węzłem małżeńskim. Aby nadać temu czynowi pozór Bożej aprobaty, pisarz sytuuje go w Lourdes, miejscu wielkich objawień Najświętszej Panny, w dniu 8 grudnia, czyli w święto Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej. Podczas stosunku płciowego Pilar wznosi podziękowania do Niebios za możność dokonania tego czynu, a także słyszy głos "Ducha Świętego" przekonującego ją, iż nie popełnia grzechu137.
Szkoda, że Marie z książki "Weronika postanawia umrzeć", "znająca na pamięć całe fragmenty Biblii", nie raczyła zacytować czytelnikom choćby takich jej ustępów jak: Nie oddawaj siebie na wolę swych żądz (...). Liście zmarnujesz, owoce zniszczysz i pozostawisz siebie jak uschłe drzewo (Syr 6, 2-3); Lecz uczynki ciała są jawne, są nimi nierząd, nieczystość, bezwstyd (...), a o nich powiadam wam, jak przedtem mówiłem, że ci, co takie rzeczy czynią, królestwa Bożego nie dostąpią (Ga 5,19-21); (...) to bowiem wiedzcie i rozumiejcie, że żaden rozpustnik, albo nieczysty, albo chciwiec, to znaczy bałwochwalca nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusowym i Bożym. Niech was nikt nie zwodzi próżnymi słowy: dla tych bowiem przychodzi gniew Boga na synów niedowiarstwa (Ef 5,5-7); A ja wam powiadam, że każdy, który patrzy na niewiastę, aby jej pożądał, już ją scudzołożył w sercu swoim (Mt 5, 28); Ciało zaś nie jest dla wszeteczeństwa, lecz dla Pana, a Pan dla ciała. Czy nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusowymi? (...) Uciekajcie przed wszeteczeństwem. Wszelki grzech, jakiego
110
człowiek się dopuszcza, jest poza ciałem; ale kto się wszeteczeństwa dopuszcza, ten grzeszy przeciwko własnemu ciału (1 Kor 6, 13; 15, 18); O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości albo chciwości niechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym (Ef 5,3). Być może Coelho przemawiającemu przez Marie pomyliły się Biblie, z tym że zapomniał dodać, iż promowane przez niego poglądy i postawy rzeczywiście przywodzą na pamięć całe fragmenty "Biblii", tyle że nie tej spisanej pod natchnieniem Ducha Świętego, ale "Biblii Szatana" autorstwa Antona Szandora La Veya, założyciela "Kościoła Szatana", w której czytamy; Szatan reprezentuje zaspokajanie żądz zamiast wstrzemięźliwości (...). Satanizm toleruje wszystkie rodzaje zachowań seksualnych, które należycie zaspokajają twoje indywidualne żądze - możesz być heteroseksualny, homoseksualny, biseksualny lub nawet aseksualny, jeżeli tak wybrałeś. Satanizm sankcjonuje również każdy fetysz i dewiację, które wzbogacą twoje życie seksualne, dopóki biorą w tym udział osoby, które same mają na to ochotę. Dziwne jest to, iż "Duch Święty" mówiący do Pilar nie powiedział jej tego, co zawsze głosił przez usta Naszego Pana Jezusa Chrystusa, Proroków, Apostołów, Świętych i Papieży, a mianowicie, że wszelka nieczystość i wszeteczeństwo bardzo obrażają Pana Boga. Nie, to nie Duch Święty ani "Pismo święte" pragną przekonać nas, iż onanizm, stosunki przed- i pozamałżeń-skie, bezwstyd, nieczyste myśli oraz zboczenia seksualne są wyzwoleniem niosącym naszym duszom radość i dobro. Duch Święty przemawia przez swój Kościół, który zawsze i wszędzie nauczał, iż takie postępowanie oraz myśli są grzechami śmiertelnymi, które czynią nas wrogami Pana Jezusa i dziećmi szatana, zasługującymi na wieczne męki w ogniu piekielnym. Zajrzyjmy do "Katechizmu Kościoła Katolickiego", gdzie potwierdza się, że zachowania propagowane przez Coelho są ciężką ohydą w oczach Wszechmogącego:
Zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła wraz z niezmienną tradycją, jak i zmysł moralny chrześcijan stanowczo stwierdzają, że masturbacja jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym (...). Nierząd jest zjednoczeniem cielesnym między wolnym mężczyzną i wolną kobietą poza małżeństwem. Jest on w poważnej sprzeczności zgodnością osoby i jej płciowości w sposób naturalny podporządkowanej dobru małżonków, jak również przekazywaniu życia i wychowywaniu dzieci (...). Akt płciowy powinien mieć miejsce wyłącznie w małżeństwie; poza nim stanowi zawsze grzech ciężki (...) (2352, 2353, 2390). Zwłaszcza grzechy przeciw VI i IX przykazaniu mają bardzo niszczący wpływ na życie duszy, dlatego diabeł wkłada dużo pracy, aby przedstawić je ludziom jako niewinne i dobre, próbując roztoczyć nad nimi powłokę pobożności i świętości. Święci znani są z ogromnego umiłowania anielskiej cnoty czystości i nieraz mężnie zwalczali pokusy przeciw niej wymierzone. Wspomnijmy choćby św. Franciszka z Asyżu tarzającego się w ciernistych krzakach, św. Benedykta wchodzącego do zamarzniętego stawu albo św. Tomasza z Akwinu wyganiającego rozpaloną pochodnią rozpustną niewiastę. Warto wiedzieć, iż Święte Oficjum (dzisiejszej Kongregacji Nauki Wiary) dnia 5 maja 1927 roku wydało instrukcję piętnującą tych pisarzy, którzy nie wahają się: zmysłowości chorobliwej otaczać nimbem rzeczy świętych, łącząc bezwstydne uniesienia miłosne z jakąś pseudopobożnością i fałszywym mistycyzmem religijnym, jak gdyby godząc wiarę z najbezwstydniejszym jej zaprzeczeniem i cnotę z rozpustą (...), [którzy] posunęli się do tego stopnia, że w książkach swych rozwodzą się nad występkami, o których apostoł nawet wspominać zakazał uczniom Chrystusa138. Słowa te jak ulał pasują do książek
112
"Jedenaście minut" i "Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam...". W Coelhowskiej metodzie reklamowania nieczystości, bezwstydu i zboczeń jak na dłoni widać to, co napisaliśmy o jego niszczeniu tradycyjnych wartości moralnych w "białych rękawiczkach". Gdy na księgarski rynek wchodziła powieść "Jedenaście minut", była ona promowana wręcz jako rodzaj odtrutki na powszechną w naszych czasach komercjalizację i wulgaryzację kwestii seksualnych. Mieliśmy więc otrzymać do rąk dzieło, będące piękną bajką o poszukiwaniu miłości, a Coelho ubolewał nad tym, iż seks często prowadzi do agresji, perwersji i upodlenia osoby ludzkiej139. Tymczasem doprawdy nie wiadomo, czym tak naprawdę w przedstawianiu ludzkiej intymności powieści Coelho różnią się od chłamu serwowanego nam na co dzień przez telewizję, kino, teatry i prasę. Chyba że uznać za taką różnicę unikanie przez Coelho karczemno-ulicznego języka, który nierzadko jest stosowany w mass mediach. Poza tym bowiem Paulo Coelho idzie ręka w rękę z takimi wrogami świętej cnoty czystości i wstydliwości jak Hugh Hefner albo Larry Flynt. Bo czy naprawdę - kiedy mowa o grzechu śmiertelnym - jakąś większą rolę ma to, czy dusze są mordowane w rytm wulgaryzmów, czy też poetycznych uniesień? Przecież tak Coelho, jak i reszta przedstawicieli kultury masowej karmią serca naturalistycznymi opisami aktów nieczystości i bezwstydu. Przesłanie, jakie wyłania się z łamów "Playboya" czy z MTV, jest identyczne z tym, co znajdziemy w literackich wizjach Paula Coelho. Jest to wizja seksualności "wyzwolonej" z ram nierozerwalnego i monogamicznego małżeństwa oraz z nastawienia na prokreację, wizja, w której wszystko jest dobre i zdrowe, póki tylko nie dochodzi do aktów gwałtu albo pedofilii. Nie zapominajmy o tym, co mówiła Matka Boża w Fatimie za
113
pośrednictwem bł. Hiacynty: Grzechy, które prowadzą najwięcej dusz do piekła, są to grzechy cielesne 140, albo co mówił św. Alfons: Spośród potępionych, którzy zaludniają piekło, nie ma ani jednego, który by nie zgrzeszył przeciw szóstemu przykazaniu, a dziewięćdziesięciu dziewięciu na stu wprost za ten grzech zostało potępionych 141 . Zarówno Hefner, Flynt, jak i Coelho są budowniczymi cywilizacji śmierci, przed którą w przejmujących słowach ostrzegał Ojciec Święty Jan Paweł II: Cywilizacja śmierci chce zniszczyć czystość serca, jedną z metod tego działania jest celowe podważanie tej postawy człowieka, którą określamy cnotą czystości. (...) Cywilizacja, która w ten sposób rani lub nawet zabija prawidłową relację człowieka do człowieka, jest cywilizacją śmierci (...). Dziś cywilizacja śmierci proponuje wam między innymi tak zwaną "wolną miłość". Dochodzi w tym wypaczeniu miłości do profanacji jednej z najbardziej drogich i świętych wartości, bo rozwiązłość nie jest ani miłością, ani wolnością (...). Nie lękajcie się żyć wbrew obiegowym opiniom i sprzecznym z Bożym prawem propozycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości! Nie dajcie się zniewolić! Nie dajcie się uwieść ułudom szczęścia, za które musielibyście zapłacić zbyt wielką cenę, cenę nieuleczalnych często zranień lub nawet złamanego życia własnego lub cudzego (...). Nie pozwólcie, aby zniszczono waszą przyszłość. Nie pozwólcie odebrać sobie bogactwa miłości (przemówienie do młodzieży w Sandomierzu z dnia 12 czerwca 1999 roku).
Nieco bardziej skrycie i w sposób mnie jednoznaczny, aniżeli w przypadku rozpusty, Coelho próbuje wspierać też ciężki grzech pijaństwa. Co prawda, nie znajdziemy
114
na kartach jego książek otwartych deklaracji na rzecz nadużywania trunków, jednak gdy czytamy opisy pijaństwa zawarte w "Pielgrzymie" i "Weronika postanawia umrzeć", doprawdy nie ujrzymy tam odzwierciedlenia takich biblijnych przestróg przed tym strasznym występkiem jak: Nie patrz na wino, jak czerwieni się w pucharze, jak pięknie błyszczy w kielichu, jak łatwo się je połyka. Bo w końcu kęsa jak żmija, swój jad niby wąż wypuszcza (Prz23, 31); Biada tym, którzy wstając wczesnym rankiem, szukają wódki, i zostają do późna w noc, bo wino ich rozgrzewa (...). Biada tym, którzy są bohaterami w piciu wina i dzielni w mieszaniu wódki (Iz 5,11 i 22); Wino i kobiety wykoleją mądrych (Syr 19, 2); Przy piciu wina nie bądź zbyt odważny, albowiem ono zgubiło wielu (Syr 31, 25); Nie upijajcie się winem, bo to jest przyczyną rozwiązłości (Ef 5, 18); Wino i moszcz odbierają rozum (Oz 4, 11). Nie znajdziemy w książkach Coelho również opisów opłakanych skutków pijaństwa, jak choroby, rozbite i nieszczęśliwe rodziny, gniew, bójki. Widzimy za to, jak Petrus upija się do tego stopnia, iż nie może sam o własnych siłach dowlec się do hotelu, co spotyka się z dość przychylnym komentarzem Coelho, który pisze, że takie zachowanie było ze strony Petrusa pokazaniem: że jest on takim samym człowiekiem jak inni, zdolnym do odczuwania Erosa, Filos i Agape142 Z kolei w końcowych scenach "Weronika postanawia umrzeć" autor w sielankowym tonie oddaje pijacką biesiadę, którą urządzili sobie Weronika i Edward. Wszystko jest opisane jakby z perspektywy upijającego się człowieka, który rozkoszuje się wlewaniem w siebie kolejnych kieliszków trunku. Jeśli urżnięcie się w sztok zbliża nas do odczuwania miłości (a więc: Erosa, Filos i Agape), a opróżnienie paru
115
butelek mocnego alkoholu pozwala miło spędzić czas, to niby czemu sobie na to nie pozwolić? Jeżeli jeszcze przypomnimy sobie obietnicę otwartego przystępu do wiecznej szczęśliwości, jaką Coelho daje pijakom, to otrzymujemy obraz pijaństwa jako czegoś wręcz niewinnego i nieszkodliwego, a przede wszystkim pozytywnego.
O innych próbach zniszczenia moralności chrześcijańskiej, podejmowanych przez Coelho, można by jeszcze niemało napisać. Wspomnijmy choćby o Coelhowskiej sugestii, mającej przedstawić naszym oczom Pana Jezusa jako harde i nieposłuszne rodzicom dziecko. Twierdzi on: Niewątpliwie, Jezus często przeciwstawiał się Marii i Józefowi 143. Ciekawe skąd Coelho czerpie takie wiadomości? Chyba znów od "ducha Starszych", albowiem na kartach Ewangelii czytamy, iż jako dziecko Jezus tylko raz uczynił coś bez wiedzy i zgody ziemskich rodziców. Chodzi mianowicie o wizytę w Świątyni w wieku lat dwunastu, kiedy to Jezus nauczał uczonych w Piśmie. Poza tym przypadkiem w "Biblii" napisane jest, iż Jezus był wiernie poddany św. Józefowi i Najświętszej Pannie Maryi (Łk 2,41 -49). Coelho mówiąc, że Pan Jezus nierzadko okazywał nieposłuszeństwo rodzicom, daje nam do zrozumienia, iż bunt sam w sobie stanowi jakąś wielką wartość. Nie tego jednak naucza "Pismo święte", które wielokrotnie zachwala posłuszeństwo okazywane rodzicom: Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom swoim w Panu (Ef6, 1-2), i prawowitym władzom: Słudzy, bądźcie posłuszni panom waszym ziemskim z bojaźnią i drżeniem, w prostocie serca waszego, jako Chrystusowi (...). Z dobrą wolą służąc, jako Panu, a nie ludziom (Ef 6, 5-7); Każdy niechaj będzie poddany władzom wyższym, bo nie masz władzy, jedno od Boga, a które od Boga są postano-
116
wionę. Przeto kto się sprzeciwia, sprzeciwia się postanowieniu Bożemu (Rz 13, 1 -4). Przypomnijmy, że choć Coelho wydaje się wysoko cenić nieposłuszeństwo, sam ślubował Petrusowi, swemu pielgrzymkowemu przewodnikowi, bezwzględną uległość, nawet gdyby miało to oznaczać przekraczanie Bożych przykazań. Czy więc posłuszeństwo jest dobre wtedy, gdy jest okazywane pełnomocnikom jakiegoś samozwańczego okultystyczno-spirytystycznego "zakonu" i służy niszczeniu wiary katolickiej oraz wyrywaniu cnót chrześcijańskich z serc, natomiast jest złe, kiedy trzeba być uległym prawowitym zwierzchnościom ustanowionym przez Wszechmogącego? Rebelia przeciw prawowitym władzom i instytucjom zawsze była znakiem firmowym przeróżnych ruchów rewolucyjnych i lewicowych. Być może z tego powodu Coelho deklaruje swoje poparcie dla socjalizmu i ugrupowań lewicowych144. I znów "katolik" Coelho zdaje się nie zważać na naukę Kościoła, która zwie socjalizm zgubną teorią, zarazą nie do pogodzenia z Ewangelią (por.: bł. Pius IX, "Quanta cura"; Leon XIII, "Quod apostolici numeris").
W wojnie, jaką Paulo Coelho wydał moralności chrześcijańskiej, widać wskrzeszenie diabolicznych planów sekt masońskich. Przekonajmy się, do czego wolnomularze podżegali w swych lożach: Katolicyzm nie obawia się ostrego miecza bardziej niż monarchie. Jednak te dwie podstawy ładu społecznego mogę upaść w wyniku zepsucia; nie ustawajmy nigdy w wysiłkach nad ich deprawację. Tertulian miał rację mówiąc, że chrześcijanie rodzę się z krwi męczenników; nie stwarzajmy męczenników, lecz szerzmy zepsucie w masach, niech wchłaniają je wszystkimi pięcioma zmysłami, niech piję je i upajaj asię nim. Twórzcie złe serca, a nie będzie więcej katolików (...).
117
Najskuteczniejszym sztyletem do uderzenia w Kościół jest zepsucie (list Vindicea do Nubiusa [pseudonimy dwóch przywódców włoskiej "Alta Vendita"] z 9 sierpnia 1838 roku).
ZAKOŃCZENIE
"Pismo święte" mówi nam, iż jeśli Duch Święty nie zajmie miejsca po wypędzonych demonach, ich miejsce wypełnią jeszcze gorsze czarty. Jezus Chrystus ukazał to obrazowo, ucząc: Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku, ale nie znajduje. Wtedy mówi: "Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem"; a przyszedłszy zastaje go niezajętym, wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze ze sobą siedmiu innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni (Mt 12,43-45). Wydaje się, że słowa te zrealizowały się w przypadku Paula Coelho. Diabeł, któremu składał hołd za swej młodości, a od którego jakoś próbował później uciec, niestety powrócił do jego życia ze wzmożonym impetem. Tym razem objawił mu się już nie ze swym prawdziwym, zastraszającym i mrocznym obliczem, ale jako przywoływane podczas tajemniczych ceremonii "zakonu" RAM "duchy Starszych", "baranek" przekonujący go, iż każdy człowiek musi zbudzić "śpiącego w sobie boga", oraz "przyjacielski Posłaniec" z pielgrzymkowego szlaku, który choć jest zbuntowanym aniołem, to jednak daje wiele "dobrych rad" i pomaga "osiągnąć sukces w pracy lub wśród ludzi". Poprzez "nawróconego na wiarę katolicką" brazylijskiego pisarza szatan uzyskał łatwiejszy dostęp do milionów dusz, które mając jeszcze jakieś poczucie religijnych i moralnych zasad, bałyby się zaufać takim ludziom jak Anton Szandor
119
La Vey albo Marylin Manson. Wielka część antychrześci-jańskich idei, w które Coelho wierzył, będąc zdeklarowanym zwolennikiem satanizmu, anarchii i libertynizmu seksualnego, została odrestaurowana w jego twórczości. Umiłowanie socjalizmu, czarnoksięstwo, zachwyt nad pogaństwem, wezwania kierowane do szatana, posunięta do skrajności obojętność religijna wymieszana z wyznaniowym synkretyzmem oraz agnostycyzmem, panteizm, ubóstwienie człowieka, relatywizm moralny, propagowanie rozwiązłości seksualnej, a także subtelne bluźnierstwa przeciw Panu Jezusowi i Niepokalanej, stanowią treść prawie wszystkich książek i wypowiedzi tego słynnego brazylijskiego pisarza. To wszystko zaś pokryte zostało dla niepoznaki lukrem ewangelicznych cytatów, katolickich modlitw, scenkami z życia Świętych, wspomnieniami objawień Matki Przenajświętszej. W historii nieraz próbowano godzić Pana Boga z zasadami antychrześci-jańskiej rewolucji. Mówiono więc o "katolickim liberalizmie", "chrześcijańskim socjalizmie" etc. Wymownym znakiem ciemności naszych czasów jest jednak fakt, iż ludzie tacy jak Paulo Coelho bezczelnie wciskają nam najbardziej jaskrawe herezje, bluźnierstwa i niemoral-ność, brzmiące tak, jakby żywcem zostały wyjęte z dzieł klasyków jawnego satanizmu, próbując przekonać nas, iż jest to jak najbardziej zgodne z tym, czego nauczał Nasz Pan Jezus Chrystus. W przypadku Coelho możemy zatem powiedzieć, że próbuje on stworzyć "katolicki satanizm". Smutne i zatrważające jest to, iż miliony chrześcijan dają się na to nabierać. Wytłumaczenie fenomenu popularności Coelho znajdziemy u św. Pawła Apostoła: Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią, będę sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiada-
no
niom (2 Tm 4, 3-4). Masy ludzkie zazwyczaj nie chcą zażywać gorzkiego lekarstwa Prawdy Bożej, wolą karmić się słodkimi ciasteczkami napełnionymi duchowym arszenikiem. Prorocy i Święci, którzy uczyli o obrzydliwości oraz szpetocie grzechu, nieuchronności Bożego Sądu, wiecznym piekle, konieczności pokuty i gruntownej przemiany życia, niemal zawsze byli odrzucani, wyszydzani, lżeni, a nierzadko też mordowani. Jeśli więc przychodzi ktoś taki jak Coelho, który w miejsce Ewangelii o "wąskiej ścieżce wiodącej do Nieba i szerokiej drodze prowadzącej ku piekłu", "uniżaniu samego siebie i krzyżowaniu własnych żądz i grzechów", głosi fałszywe poselstwo o tym, iż do Nieba wiedzie szeroka autostrada, do piekła nie idzie żadna dusza, ludzie są bogami powołanymi do ulegania wszelkim swym żądzom i zachciankom, dodatkowo zapewniając, iż wszystko to ma autoryzację z Niebios, to zdecydowana większość ludzi powita takiego człowieka z otwartymi ramionami. Brazylijski pisarz, mimo kreowanego przez siebie wizerunku pisarza nonkonformisty, mówi po prostu rozmiłowanym w dobrach doczesnych i rozkoszach cielesnych ludziom to, co pragną słyszeć. Schlebia on nieuporządkowanym żądzom i pożądliwo-ściom, nazywając zło dobrem, a dobro złem. Jego książki dają czytelnikom oszukańczą i kłamliwą iluzję, iż pielęgnując w sobie grzechy, nie tylko że nie ściągają na siebie strasznego gniewu Boga, ale jeszcze postępują zgodnie z Jego świętą wolą. W ten sposób Coelho prezentuje bluźnierczą i demoniczną karykaturę Ewangelii.
Jaką zatem postawę względem twórczości Paula Coelho i jemu podobnych winien przyjąć chrześcijanin? Niezmienna doktryna katolicka uczy, iż największym nieszczęściem, przewyższającym wszelkie doczesne kataklizmy, choroby i zmartwienia, jest grzech. Jeden z katechizmów naucza: Chrześcijaninie! Bądź gotów stracić wszyst-
121
kie dobra ziemskie, znieść wszystkie nieszczęścia i ponieść nawet śmierć, a nie skalać się grzechem śmiertelnym, który jest jedynym prawdziwym i wielkim nieszczęściem dla człowieka, jest nieskończoną obrazą Boga, okrutną niewdzięcznością, niesłychanym zuchwalstwem i upadkiem twej duszy, który sam w sobie jest niepowetowany. A jeżeli cię kiedy napadnie pokusa, pomyśl o przepaści piekła, do której się wtrącisz, jeżeli popełnisz grzech śmiertelny, pamiętaj na Jezusa Ukrzyżowanego, którego Krew i rany miałbyś podeptać. Niech ci nigdy z pamięci nie wypadną słowa Eklezjastyka Pańskiego (21, 2) "Uciekaj przed grzechem jak przed wężem"145. Należy dodać, że nawet grzechy powszednie nie mogą być lekceważone albo traktowane z przymrużeniem oka, bo chociaż nie niszczą one naszej więzi z Panem Jezusem, to jednak dobrowolne i celowe w nich trwanie prowadzi do popełniania grzechów śmiertelnych, i dlatego jak mawiał św. Proboszcz z Ars, są one czymś gorszym, aniżeli śmierć człowieka. "Katechizm Kościoła Katolickiego" z 1992 roku głosi: W świetle wiary nie ma większego zła niż grzech i nic nie powoduje gorszych skutków dla samych grzeszników, dla Kościoła i całego świata (1488). Tradycyjna teologia katolicka zawsze uczyła też, iż nie wystarczy strzec się tylko samego grzechu, ale należy uciekać od bliskich okazji do grzechu. Kto bowiem celowo naraża się na sytuacje, w których łatwo jest popełnić grzech, nie może liczyć na Bożą pomoc i ochronę, albowiem dobrowolnie wpuszcza do swego serca największego wroga Chrystusa. Każdy, kto postępuje w ten sposób, udowadnia, iż tak naprawdę miłuje grzech i jest gotowy do jego popełnienia: Miłować złą okazję, wpaść w grzech to jedno i to samo (św. Augustyn)146. Tak jak nie można igrać z ogniem, tak
122
też dla przyjemności lub rozrywki nie wolno nigdy narażać swej nieśmiertelnej duszy. Św. Bernardyn ze Sieny pisał o tym: Większym cudem jest w okazji nie zgrzeszyć, aniżeli umarłego wskrzesić, a papież Innocenty III ostrzegał: trudno być w ogniu, a nie popalić się; tak samo trudno jest mieć złą okazję, a nie zgrzeszyć147. Ojcowie, Doktorzy, Święci i Papieże zawsze przestrzegali, że jedną z takich bliskich okazji do grzechu jest czytanie złych, niebezpiecznych dla wiary i dobrych obyczajów książek. Przez wieki w Kościele Katolickim istniał "Indeks Ksiąg Zakazanych". Umieszczano na nim szczególnie groźne książki, których czytanie, sprzedawanie i przechowywanie było katolikom formalnie zabronione pod karą grzechu śmiertelnego. Na "Indeksie" znajdowały się książki propagujące herezje, fałszywe doktryny, magię, okultyzm, nieczystość, bezwstyd i dewiacje seksualne. Co prawda, w 1966 roku władze kościelne zniosły instytucję "Indeksu", pojmowanego jako oficjalny spis książek zakazanych do czytania, jednak równocześnie pasterze Kościoła świętego przypomnieli, iż: Indeks zachowuje swoje znaczenie moralne, ponieważ poucza sumienia chrześcijan, by zgodnie z samym prawem naturalnym strzegli się tych pism, które mogłyby narazić na niebezpieczeństwo ich wiarę i dobre obyczaje (...) (informacja Kongregacji Nauki Wiary w sprawie "Indeksu" z 14 czerwca 1966 roku)148. Tak też nie uległa w żaden sposób zmianie (gdyż nie mogła ulec) tradycyjna zasada chrześcijańska, że od złych i przewrotnych książek oraz pism musimy trzymać się z daleka. Nie oszukujmy się, iż jesteśmy tak silni i ukształtowani duchowo, że nic nie może wpłynąć na naszą relację z Panem Bogiem. Choćbyśmy codziennie odmawiali różaniec czy nawet czytali
123
żywoty Świętych, wciąż będziemy ludźmi z krwi i kości, nie zaś z żelaza i stali. Nadal to, co zobaczymy, usłyszymy i przeczytamy, będzie wywierało na nas wpływ: dobry albo zły. Jeśli zaś otworzymy bramy swego serca przed pełnymi kłamstwa i fałszu radami Coelho, wystawimy duszę na śmiertelne pociski herezji, bluźnierstw, fałszywych doktryn i niemoralności. Każdy zapewne zgodzi się, iż dobry syn, miłujący swego ojca i matkę, będzie smucił się i oburzał słysząc, że ktoś obraża jego ukochanych rodziców, i na pewno nie pozostanie wobec tego obojętny. Jeśli więc naprawdę miłujemy Chrystusa Pana i Najświętszą Pannę Maryję, to czy ze spokojnym sercem możemy siąść do czytania książek wysławiających grzech i w najwyższym stopniu obrażających Boga? Czy zdrową chrześcijańską postawą nie będzie raczej spalenie takich zatrutych dzieł? Pamiętajmy, iż z grzechem jest tak jak z nowotworem, nie można z nim walczyć połowicznie. Jeśli nie wytniemy całej tkanki rakowej, prędzej czy później znów się ona rozrośnie, zagrażając naszemu zdrowiu i życiu. Podobnie, jeśli pozostawimy w sercu jakiś zakamarek dla złych skłonności i żądz, po jakimś czasie znów zaczną one kierować naszym życiem.
Z miłości do Pana Jezusa i Niepokalanej, w trosce o dobro naszych dusz, odrzućmy zdecydowanie Coelhowską zarazę. Wbrew temu, do czego zachęca nas ten biedny człowiek, przylgnijmy całym sercem do jedynej prawdziwej wiary katolickiej, praktykujmy na co dzień cnoty chrześcijańskie, niestrudzenie walcząc z grzechem, szatanem i światem, pamiętając, iż za wszystko będziemy musieli odpowiedzieć przed Bożym Sądem.
BIBLIOGRAFIA
Książki
Arias Juan, "Zwierzenia pielgrzyma - rozmowy z Paulem Coelho", Warszawa 2003.
Arndt A., "Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych", Kraków 1890.
"Biblia Łacińsko-Polska podług tekstu łacińskiego Wulgaty x. Jakóba Wujka z komentarzem Menochiusza SI", t. I-IV, Wilno 1887-1896.
Borelli Antonio A., "Fatima - orędzie tragedii czy nadziei?", Kraków 2003 [wydanie IV].
"Breviarium Fidei - wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła", Poznań 1998.
Camarecensis Robert OFMCap, "Aurifodina universalis scientiarum divinarum atque humanarum ex fontibus aureis ss. patrum, conciliorum, doctorum necnon paganorum", t. II, Paryż 1875.
Coelho Paulo, "Alchemik", Warszawa 1995.
Coelho Paulo, "Demon i panna Prym", Warszawa 2002.
Coelho Paulo, "Jedenaście minut", Warszawa 2004.
Coelho Paulo, "Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam...", Warszawa 1997.
Coelho Paulo, "Pielgrzym", Warszawa 2003.
Coelho Paulo, "Podręcznik wojownika światła", Warszawa 2000.
Coelho Paulo, "Weronika postanawia umrzeć", Warszawa 2000.
Gasparri Piotr, kard., "Katechizm katolicki", Warszawa 1999.
125
Hunt Dave, McMahon Thomas A., "Zwiedzione chrześcijan stwo", Wrocław-Kraków 1994.
Jackowski Jan Maria, "Bitwa o Prawdę", t. II, Warszawa 1997.
Jan od Krzyża, św., "Droga na górę Karmel", Kraków 1995.
"Katechizm Kościoła Katolickiego", Poznań 1994.
Kinman Dwight L., "Nadchodzi ostatni dyktator świata", Warszawa 1997.
La Vey Anton Szandor, "Biblia Szatana", Wrocław 1996.
Lechicki Czesław, "W walce z demoralizacją", t. II, Miejsce Piastowe 1933.
"Liberalizm potępiony przez papieży" [praca zbiorowa], Warszawa 2003.
Loyola Ignacy, św., "Ćwiczenia duchowne", Kraków 1996.
Montfort de Grignon Ludwik Maria, s*v., "Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny", Toruń 1996.
"Pismo święte Starego i Nowego Testamentu", w przekładzie polskim x. Jakóba Wujka SI, Kraków 1935.
Salij Jacek OP, o., "Poszukiwania w wierze", Poznań 1991.
Sarda y Salvany Felix, ks. dr, "Liberalizm jest grzechem", Poznań 1995.
Sieniatycki M., ks., "Zarys dogmatyki katolickiej", t. II, Kraków 1929.
"Sobór Watykański II - Konstytucje, dekrety, deklaracje", Poznań 1967.
Spirago Franciszek, ks., "Katolicki katechizm ludowy", cz. II, Warszawa-Mikołów 1911.
Steffon Jeffrey J., ks., "Satanizm jako ucieczka w absurd", Kraków 1994.
Toth Tihamer, bp, "Dekalog", Warszawa 2002.
Tucker Ruth A., "Sławni i nieznani", Warszawa 1995.
Warszawski Józef, ks., "Garabandal - objawienie Boże czy mamidło szatańskie?" Rzym 1969.
"W trosce o pełnię wiary. Dokumenty Kongregacji Nauki Wiary 1966-1994", Tarnów 1995.
Vianney Jan Maria, św., "Kazania wybrane", Warszawa 1999.
126
Prasa
"Acta Apostolis Sedae" 1867/1868, nr 3; 1928, nr 20. Barberia Jose Luis, "Kochaj i rób, co chcesz - rozmowa z Paulem Coelho", "Forum" 29.03-4.04.2004.
Milcarek Paweł, "Od Asyżu do Dominus lesus", "Christiani-tas" 2001, nr 7.
Posacki Aleksander SJ, ks., "Jezus - Bóg Wcielony - przyjęty czy odrzucony?", "Nasz Dziennik" 3-4.01.2004.
Zalewski Dariusz, "Zemsta księcia turkusowego", "Fronda" 1997, nr 9-10.
Internet
www.drzewobabel.pl/coelho.php
www.coelhoterramail.pl
1 Por.: "Kochaj i rób, co chcesz. Jose Luis Barberia w rozmowie z Paulem Coelho", "Forum" 29.03-4.04.2004, s. 51.
2 J. Arias, "Zwierzenia pielgrzyma - rozmowy z Paulem Coelho", Warszawa 2003, s. 19.
3 Por.: www.drzewobabel.pl/coelho.php
4 Por.: www.coelhoterramail.pl
5 Aby czytelnicy mieli lepsze wyobrażenie o treściach, jakimi karmił się Paulo Coelho, podaję parę cytatów z książek Aleistera Crowleya: Rób, co chcesz... Nie istnieje żadne prawo poza zasadę "czyń, co chceszłł. (...) Bądź silny człowieku! Pożądaj i zaznawaj wszystkiego, co dają ci zmysły i ekstaza; nie bój się, że jakiś Bóg odrzuci cię z tego powodu. Każdy człowiek jest gwiazdą, jeśli zdoła odkryć swą prawdziwą wolę, w przeciwnym razie jest niewolnikiem; niewolnicy zaś muszą służyć. Niech zniknie miłosierdzie; przeklęci, którzy współczują! Zabijaj i torturuj, nie oszczędzaj nikogo (...). Każdy ma prawo wypełnić swoją własną wolę bez obaw, że może kłócić się z wolą innych; albowiem jeśli on znajdzie się we właściwym dla siebie miejscu, inni ponoszą winę za wchodzenie mu w drogę. Por.: ks.J.J. Steffon, "Satanizm jako ucieczka w absurd", Kraków 1994, s. 103.
6 "Zwierzenia pielgrzyma..." s. 43.
7 Jw.,s. 106-108.
8 Jw.,s. 127-128.
9 Cyt za: D. L. Kinman, "Nadchodzi ostatni dyktator świata", Warszawa 1997, s. 207.
10 Bp T. Toth, "Dekalog", Warszawa 2002, s. 401.
11 Ks J. Warszawski, "Garabandal - objawienie Boże czy mamidło szatańskie Rzym 1969, s. 262-263.
12 Św. Jan od Krzyża, "Droga na górę Karmel", Kraków 1995, II. 11.
13 Por.: "Zwierzenia pielgrzyma...", s. 148.
14 P. Coelho, "Podręcznik wojownika światła", Warszawa 2000, s. 98.
15 Jw., s. 102.
16 Por.: P. Coelho, "Pielgrzym", Warszawa 2003, s. 34-36, 183-184.
17 Jw., s. 11-12.
18 Jw., s. 58-60.
19 Jw ., s. 66.
20 Jw s 266-268.
21 Cyt. za: ks. M. Sieniatycki, "Zarys dogmatyki katolickiej", t. II, Kraków 1929, s. 71.
22 "Zwierzenia pielgrzyma...", s. 99.
23 Jw" s. 105.
24 "Pielgrzym", s. 90.
25 Jw" s. 88-89, 96.
26 Jw" s. 90-93.
27 Jw., s. 96.
28 Jw" s. 282-283.
29 Jw., s. 239
30 Jw" s. 270
31 Por.: "Nadchodzi ostatni dyktator świata", s. 246.
32 Por.: D. Hunt, T. A. McMahon, "Zwiedzione chrześcijaństwo", Wrocław-Kraków 1994, s. 67-68.
33 Cyt. za: jw., s. 58.
34 Cyt. za: ks. A. Posacki S], "Jezus - Bóg Wcielony - przyjęty czy odrzucony?", "Nasz Dziennik" 3-4.01.2004, s. 14.
35 Cyt. za: "Nadchodzi ostatni dyktator świata", s. 246. 36 Zob.: jw.
37 Cyt. za: "Zwiedzione chrześcijaństwo", s. 56.
38Cyt- za: jw.
39 Cyt. za: jw.
40 Pielgrzym", s. 293-297.
41 Zob.: "Breviarium Fidei - wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła", Poznań 1998, s. 309-310.
42 Cyt. za: jw., s. 347.
43 "W trosce o pełnię wiary. Dokumenty Kongregacji Nauki Wiary 1966-1994", Tarnów 1995, s. 344.
44 Św. L. M. Grignon de Montfort, "Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny", Toruń 1996, s. 97-98.
45 Św. J. M. Vianney, "Kazania wybrane", Warszawa 1999, s. 262-263.
46 "Pielgrzym", s. 195-198.
47 Zob.: jw., s. 252.
48 P. Coelho, "Alchemik", Warszawa 1995, s. 169.
59 Jw" s. 177.
50 Jw" s. 184.
51 Jw" s. 187.
52 zob.: P. Coelho, "Demon i panna Prym", Warszawa 2002, s. 7-8.
53"Pielgrzym", s. 232.
54 "Zwierzenia pielgrzyma...", s. 111.
55 Jw., s. 140.
56 Jw" s. 177.
57Jw., s. 34.
58 Cyt. za: "Breviarium Fidei...", s. 22.
59 Cyt. za: jw., s. 21-22.
60 P. Coelho, "Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam...", Warszawa 1997, s. 166, 169, 184, 199-200.
61 Jw. s. 201.
62 jw.,s. 160.
63 jw" s. 80-83.
64 jw" s. 109.
65 jw" s. 81.
66 Jw., s. 160.
67 Jw., s. 166.
68 Jw., s. 168-169.
69 Jw., s. 26-30.
70 "Zwierzenia pielgrzyma..", s. 91.
71 Jw" s. 27.
72 Jw., s. 95.
73 "Zwierzenia pielgrzyma...", s. 78-79.
74 Jw., s. 24.
75 Jw. s. 25-26.
76Jw" s. 77.
77 Jw.,s. 185.
78 Jw., s. 26.
79 Jw., s. 137.
80"Pielgrzym", s. 261.
81 "Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam...", s. 7-8.
82 Jw" s. 105.
83"Pielgrzym", s. 65-66.
84 "Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam...", s. 165.
85 Jw., s. 150-151.
86 Więcej na temat krwawych wierzeń pogańskich Azteków można przeczytać w tekście "Zemsta księcia turkusowego" autorstwa Dariusza Zalewskiego, opublikowanym we "Frondzie" nr 9-10 z 1997 roku (s. 240-245).
87 Cyt. za: o. J. Salij OP, "Poszukiwania w wierze", Poznań 1991, s. 16.
88 Cyt. za: jw.
89 Cyt. za: P. Milcarek, "Od Asyżu do Dominus lesus", "Chrislianitas" 2002, nr 7, s. 41.
90 Cyt. za: jw.
91 Cyt. za: jw., s. 42.
92 Cyt. za: jw.
93 Cyt. za: kard. P. Gasparri, "Katechizm katolicki", Warszawa 1999, s. 210.
94 Cyt. za: R. Camarecensis OFMCap, "Aurifodina universalis scien-tiarum divinarum atquehumanarum exfontibusaureisss. patrum.con-ciliorum, doctorum necnon paganorum", t. II, Paryż 1875, s. 156-160.
95 Cyt. za: jw.
96 Cyt. za: jw.
97 Cyt. za: jw.
98 Cyt. za: jw.
99 Cyt. za: R. A. Tucker, "Sławni i nieznani", Warszawa 1995, s. 43.
100 Cyt. za: "Katechizm katolicki", s. 204.
101 Cyt. za: jw., s. 206.
102 Cyt. za: jw.
103 Cyt. za: "Liberalizm potępiony przez papieży" [praca zbiorowa], Warszawa 2003, s. 131-132. Do publikacji tej dołączono całość encykliki "Mirari vos" Grzegorza XVI.
104 Cyt. za: "Katechizm katolicki", s. 206-207.
05 Cyt. za: "Acta Apostolis Sedae" 1867/1868, nr 3, s. 163 nn.
106 Cyt. za: A. Arndt, "Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych", Kraków 1890, s. 235.
107 Cyt. za: jw" s. 238.
108 Cyt. za: "Acta Apostolis Sedae" 1928, nr 20, s. 6.
109 Cyt. za: "Między Asyżem a Dominus Iesus", s. 74.
110 Cyt. za: jw., s. 69-70.
111 Określenie "niewidzialny" oznacza tu, iż taki innowierca w sposób zewnętrzny pozostaje wprawdzie poza widzialnymi granicami Kościoła Katolickiego, jednak w swym sercu ma on dyspozycję przyjęcia prawdziwej wiary, jeśli tylko ją pozna ze wszystkimi na to dowodami.
112 Cyt. za: "Katechizm katolicki", s. 207. 90
113 "Pielgrzym", s. 66.
114 Cyt. za: "Katechizm katolicki", s. 306.
115 "Kazania wybrane", s. 141-143.
116 Cyt, za: "Poszukiwania w wierze", s. 36.
117 "Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny", s. 115-117.
118"Demon i panna Prym", s. 129.
119 "Pielgrzym", s. 67.
120 Cyt. za: "Breviarium Fidei...", s. 436-437.
121 Więcej informacji odnośnie tego zdarzenia można znaleźć w opracowaniu M. Basilei Schlink: "Gdy Bóg przerywa milczenie", Wrocław 1997.
122 Ks. F. Sarda y Salvany, "Liberalizm jest grzechem", Poznań 1995, s. 112.
123 "Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam..." s. 150.
124 Św. Ignacy Loyola, "Ćwiczenia duchowne" Kraków 1996, s. 19.
125"Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam...", s. 8.
126 "Kochaj i rób, co chcesz...", s. 51.
127 "Zwierzenia pielgrzyma", s. 79.
128 "Demon i panna Prym", s. 153.
129 Cyt. za: "Breviarium Fidei..." s. 560.
130P. Coelho, "Weronika postanawia umrzeć", Warszawa 2000, s. 141.
131 Jw" s. 140-144.
132 Jw" s. 144.
133Jw.
134 Jw., s. 172.
135 Zob.: P. Coelho, "Jedenaście minut", Warszawa 2004, s. 169.
136 Jw., s. 227.
137 "Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam...", s. 183-184.
138Cyt. za: Cz. Lechicki, "W walce z demoralizacją", t. II, Miejsce Piastowe 1933, s. 331-332.
139 "Kochaj i rób, co chcesz", s. 50.
140 Cyt. za: A. A. Borelli, "Fatima - orędzie tragedii czy nadziei?" Kraków 2003 [wydanie IV], s. 55.
141 Cyt. za: "Dekalog", s. 416.
142 "Pielgrzym", s. 132.
143 "Zwierzenia pielgrzyma...", s. 179.
144Por.: jw, s. 76-77.
145 "Katechizm katolicki", s. 136.
146 Cyt. za: ks. F. Spirago, "Katolicki katechizm ludowy", cz. II, Warszawa-Mikołów 1911, s. 397.
147 Cyt. za: jw.
148 Cyt. za: "W trosce o pełnię wiary...", s. 17.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Paulo Coelho Na brzegu rzeki Piedry usiadlam i plakalamPaulo Coelho 1990 – O Dom SupremoPaulo Coelho Decyzja kosaPaulo Coelho PielgrzymPaulo Coelho 2002 – Discurso de posse na Academia Brasileira de LetrasPaulo Coelho 2003 Interview Paulo CoelhoWLTPaulo Coelho BRIDA CytatyPaulo Coelho Największy darPaulo Coelho Szatan organizuje wyprzedażPaulo Coelho Największy darPaulo Coelho Skrzyniapaulo coelhowięcej podobnych podstron