Klątwy to narzędzia z arsenału czarnej (szkodliwej) magii. Okazuje się jednak, że posługują się nimi osoby, które o magii nie mają pojęcia, a nawet takie, które się od niej odżegnują (np. księża i papieże). Klątwa jest złorzeczeniem, czyli życzeniem innym złych wydarzeń, czy doświadczeń. Do tej kategorii należą np. życzenia: "żeby cię pokręciło, niech cię prąd popieści", oraz bardziej uduchowione "prawdy", np.: "jeśli nie będziesz chodzić na mszę, to nikt cię nie pochowa (trafisz do piekła)" itd. Oczywiście, klątwy stosowane w czarnej magii były zazwyczaj sformułowane bardziej ostro i życzyły jeszcze gorszych rzeczy. Towarzyszyła im też znacznie większa koncentracja niż zwykłym, codziennym przekleństwom. Ofiarami klątw padają zazwyczaj osoby słabe psychicznie, skłonne do uzależniania się od innych, a także te, które same wcześniej ich używały wierząc w ich szczególną moc. Osoby, które wybierają Boga i miłość, najczęściej nie są podatne na działanie złych życzeń. Miłość i świadomość bożej mocy chronią je bowiem wystarczająco. A tylko poczucie winy, niepewność i zwątpienie otwierają im drogę. To dlatego magowie chcący rzucić na kogoś klątwę najpierw osłabiali jego wiarę i zasiewali ziarna niepewności, a dopiero potem atakowali. Okazuje się, że w niektórych rodzinach czy związkach ten scenariusz odgrywa się do dzisiaj. I mało kto zdaje sobie sprawę z tego, co się tam dzieje. Dopiero sesje reinkarnacyjne otwierają nam oczy na to, kto z kim i przeciw komu. Wówczas jasne staje się, dlaczego rodzice zapewniając nas o swej dozgonnej miłości niszczyli nas nieufnością, zastraszaniem, pozbawianiem pewności siebie. To pewne, że ich podświadomość odgrywała starą grę w magiczną konkurencję, która kazała niszczyć konkurentów w zarodku. Nowe spojrzenie na działanie klątw rzucają eksperymenty psychotroniczne przeprowadzone na Ukrainie. Otóż poddano tam działaniu klątw ziarna roślin. Po kilku dniach obrzucania ich klątwami zbadano im poziom napromieniowania radioaktywnego. Okazało się wówczas, że są one silnie napromieniowane. Człowiek, który otrzymałby taką dawkę, mógłby rozchorować się na chorobę popromienną. To mnie zastanowiło, a jednocześnie nieco zaaferowało. Przecież obserwując działanie klątw, czasami zauważam podobne objawy, jak w chorobie popromiennej - choroby kości, białaczka, pomieszanie umysłowe, a nawet rak. Przypomniało mi się, że podczas katastrofy reaktora w Czernobylu zamknęły się w bardzo poważnym stopniu moje zdolności jasnowidzenia. Zacząłem więc badać związki między jednym a drugim. Najpierw przypomniało mi się, że odczułem, iż dzieje się coś strasznego, coś, czego nie potrafiłem zrozumieć. Moja podświadomość była tak przestraszona, że nie chciała tego więcej widzieć i odczuwać, więc odcięła się od postrzegania pozazmysłowego. Zwróciłem uwagę na wzorzec energetyczny tego, co mnie tak przeraziło. Odczułem to jakby tysiące klątw rzuconych na mnie jednocześnie. Więc jednak jest podobieństwo - przyznałem z satysfakcją. Co z tego, jeśli podświadomie nadal bałem się, że mnie to wykończy. Co więcej, zauważyłem, że podczas wybuchu pewne promieniowania zaktywowały moje mechanizmy i wzorce samozniszczenia. Przyjrzałem się im i stwierdziłem, że były zgodne z brzydkimi klątwami, które kiedyś na mnie rzucano (żeby mi kości spróchniały i żebym się czuł pozbawiony mocy). Zauważyłem też, że te wibracje aktywują mój lęk, iż prześladowcy z poprzednich wcieleń mnie dopadną. Szczególny lęk poczułem na myśl, że moje książki mogą się ukazać w USA i że ja tam pojadę. Pierwsze skojarzenie brzmiało: przecież tam mnie zabili.
No tak, ale ci, którzy to uczynili, są obecnie w Polsce, a ja się dalej bałem. Trzeba było poszukać w innym kierunku. A więc znów nastąpił powrót do wzorców klątw. I to był właściwy trop. Przypomniałem sobie, że już wcześniej przeżyłem coś podobnego, jak podczas wybuchu w Czernobylu. Szok, jakiego wówczas doznałem, związany był z bombardowaniem Hiroszimy i Nagasaki. W jednej chwili ciała zostało pozbawionych ponad 200.000 ludzi! Wstrząsnęło to całym światem astralnym. A ja przecież wówczas szykowałam się do kolejnego wcielenia, na które wybrałem sobie USA. Tam zamieszkałem w niedalekiej odległości od pustyni Nevada, na której dokonuje się próbnych eksplozji. Później zauważyłem, że paniczne reakcje pojawiały się u mnie przy każdej eksplozji próbnej. Moja podświadomość została zszokowana wybuchem na atolu Mururoa, który wprowadził również ogromne zamieszanie w astralu świata zwierzęcego. I wreszcie przypomniałem sobie, że nawet pierwsza z próbnych eksplozji nuklearnych wywołała u mnie nasilenie mechanizmów samozniszczenia i poczucia bezsensu życia. Podświadomość zawsze kojarzyła ten wzorzec energetyczny z silnymi klątwami. Tak silnymi, że prawie nie sposób im się oprzeć, więc lepiej uciec w śmierć. A jednak przeżyłem i to. Uświadomiwszy sobie, że to nie klątwy mych prześladowców są źródłem tych wibracji, mogę czuć się znacznie spokojniej. Wiem, że wybuch w Czernobylu był materializacją złych życzeń. Ludzie, którzy na nim ucierpieli, źle życzyli Amerykanom - żeby ich tak zbombardować bronią atomową w odwet za rakiety Pershing wymierzone w Polskę i ZSRR. Nie wiem natomiast, co za życzenia spowodowały katastrofę w Hiroszimie i Nagasaki. Spotkałem bowiem na sesji tylko jedną z osób, które poniosły tam śmierć. Jej intencje śmierci były natury duchowej. Miałem jednak możliwość odreagowywać ludzi, którzy czuli się winni za zrzucenie bomb atomowych na te miasta. Istnieją poważne podejrzenia, że ludzkość wykorzystywała energię wybuchów jądrowych co najmniej kilkakrotnie w swej historii. Mówią o tym specyficznie stopione ruiny miast w Dolinie Indusu, w Walii, a także w północnych Chinach. Mówią też hinduskie eposy Ramajana i Mahabharata. Także w Biblii wspomina się o zniszczeniu Jerycha, oraz Sodomy i Gomory. Zachodzi pytanie, w jaki sposób doszło do takich zniszczeń przy niskim poziomie technicznego rozwoju? Badania nad mocą klątw prawdopodobnie rzucają światło na to zagadnienie. Jeśli zbiorowa histeria na Atlantydzie potrafiła wywołać jeden z największych kataklizmów w dziejach świata, to czymże jest zniszczenie kilku miast? W ludzkim umyśle tkwi potężna moc. I twórcza i destrukcyjna. Zanim uruchomimy moc, powinniśmy sobie odpowiedzieć: po co nam ona? Jeśli ma służyć destrukcji, to lepiej jej nie budzić, bo konsekwencje karmiczne są straszliwe. Umysł, który nauczył się uruchamiać procesy destrukcji, bardzo trudno się od nich uwalnia. A ponieważ nie zna rozróżnienia, co cudze, a co moje, to stosuje mechanizmy destrukcji przeciw człowiekowi, który je uruchomił, czyli przeciw sobie. Przeprogramować go nie jest łatwo.