Bulyczow Kir Wpadka 67




bul_wpadka

















 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 

KIR BU艁YCZOW
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 
 

WPADKA艂67
(Osieczka艂67)

 
 
 

 
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 




 
 
 
 
 
 
 
 
 









 
 
PROLOG

揇o najbardziej znacz膮cych wydarze艅 jubileuszowego roku
pi臋膰dziesi臋ciolecia Wielkiego Pa藕dziernika
nale偶y decyzja KC Partii i Rz膮du Radzieckiego o
przeprowadzeniu podczas uroczysto艣ci w Leningradzie szturmu
Pa艂acu Zimowego.
W tym wielkim jubileuszowym przedsi臋wzi臋ciu wezm膮 udzia艂 przedstawiciele spo艂ecze艅stwa oraz wszyscy pracownicy
leningradzkich fabryk, urz臋d贸w i innych zak艂ad贸w pracy. Odtworzenie
pami臋tnych wydarze艅 pa藕dziernika 1917 roku przyku艂o uwag臋 zagranicznej prasy i spo艂eczno艣ci ca艂ego 艣wiata, i powinno ostatecznie
przekona膰 艣wiat o wy偶szo艣ci ustroju socjalistycznego.

Przez ostatnie, poprzedzaj膮ce uroczysto艣ci tygodnie, Miasto Rewolucji
偶yje oczekiwaniem na
szturm. Fabryki tekstylne przygotowuj膮 dla uczestnik贸w wydarze艅 komplety ubra艅, scenografowie Piotrogrodu
przywracaj膮 miastu
wygl膮d dni pa藕dziernikowych, pracownicy kina
i telewizji montuj膮 w
kluczowych punktach miasta aparatur臋.
Powstanie, poprzedzone legendarnym
wystrza艂em z 揂urory", ma
zosta膰 przeprowadzone w
dniu 7.11.1967 roku i zako艅czy膰 si臋 otwarciem Zjazdu Delegat贸w w
Pa艂acu Smolnym."

揚rawda", 16.10.1967r.

1.

Antypienko zwr贸ci艂 sw膮 lwi膮 twarz w stron臋 Zosi z dzia艂u porcelany i zapyta艂, kto pojedzie po odbi贸r p艂aszczy. Zosia zainteresowa艂a si臋, jakiego koloru maj膮 by膰 p艂aszcze. Tego Antypienko nie
wiedzia艂.
Pod oknem sta艂 autobus z fi艅skimi turystami. Na siedzeniach
drzema艂y zmordowane
staruszki.
- Pewnie dadz膮 czarne
powiedzia艂 tyczkowaty Boria Ko艂obek.
Z trupi膮 czaszk膮 i ko艣膰mi.
- Nie opowiadaj g艂upstw
obrazi艂a si臋 Zosia.
Tobie to dobrze, masz
junkr贸w, a u nas jeszcze nawet nie sko艅czyli barykady.
- Dzwoni艂em do nich
powiedzia艂 Antypienko.
Maj膮 op贸藕nienie. Mobilizuj膮 student贸w.
Obite czarn膮 cerat膮 drzwi uchyli艂y si臋 lekko. Szczelin臋 wype艂ni艂 obfity biust Raisy
Siemionowej.


- P艂aszcze gotowe. Trzeba
pojecha膰 do
magazynu.
- No, to z Bogiem
powiedzia艂 do Zosi Antypienko.
Do
roboty.
Po chwili krzykn膮艂 za ni膮: - I 偶eby艣cie mi tam nic nie skraca艂y i nie przerabia艂y. Odpowiadam za nie g艂ow膮. Prawda historyczna przede
wszystkim.


Zosia, nie odwracaj膮c si臋, skin臋艂a g艂ow膮.
Boria Ko艂obek zapyta艂 Antypienk臋:
- A bro艅
dostaniemy?
- Z broni膮 s膮 problemy. Ju偶 mi mieli wyda膰 w magazynie, nawet mia艂em asygnat臋, a tu nagle dzwoni Soko艂ow z komitetu obwodowego, on
tam teraz zarz膮dza
broni膮, i m贸wi: ca艂a ta partia ma i艣膰 na Bliski Wsch贸d. Mieli tam
jakie艣 problemy. A armaty
przyprowadz膮 jutro, z
Muzeum Artylerii. Trzy sztuki. O, przed chwil膮 tutaj na stole le偶a艂 pocisk. Nie wiesz czasem,
gdzie go mog艂em
podzia膰?
Gdy zak艂opotany Antypienko maca艂 po blacie piegowatymi r臋kami, Boria opar艂 o st贸艂 g贸rn膮 po艂ow臋 swojego 艂amliwego cia艂a i g艂o艣no zaszepta艂:


- Milicja b臋dzie na placu?
- A po co?
- A je艣li
oni naprawd臋?
- Co?
- Je艣li
oni naprawd臋 si臋 tu wedr膮? Mamy tu przecie偶 skarby 艣wiatowej kultury, warte miliony
nowych rubli.
- Ty si臋,
Ko艂obek, uspok贸j. W
ka偶dej kolumnie b臋d膮 szli cz艂onkowie komitetu rejonowego.
Wi臋c bez paniki.
Jasne?


- Jasne
powiedzia艂 nieprzekonany Ko艂obek.
- A milicja przyda si臋 gdzie indziej. 艢wi臋tuj膮cy nar贸d potrzebuje
nadzoru.
- Mo偶e i
tak. No, to ja id臋.
- Id藕.
Tylko nie wychod藕 z
Zimowego. Mo偶e si臋 jeszcze przydasz. Sam
rozumiesz, sytuacja jest napi臋ta. W ka偶dej chwili mog膮 przyj艣膰 nowe rozporz膮dzenia.


- Dobrze.
Ko艂obek
poprawi艂 modne okulary i,
szeroko rozstawiaj膮c chude
nogi, poszed艂 do swojego
dzia艂u.


W galerii gobelin贸w spotka艂 przystojniaka Izwickiego.
Izwicki oprowadza艂
wycieczk臋. Ko艂obek przedar艂 si臋 do niego przez rz臋dy emerytek.
- D艂ugo
jeszcze?
zapyta艂,
nachylaj膮c si臋 do ucha przewodnika.
- Zaraz ko艅cz臋. A co?
- Od razu potem le膰 do dzia艂u. Wa偶ne.
Simeonowa Ko艂obek zasta艂 w bufecie pij膮cego kefir. Powiedzia艂 mu o spotkaniu w dziale i
poprosi艂, 偶eby powiadomi膰 pracownik贸w z dzia艂u antyk贸w.
Po dziesi臋ciu minutach w pokoju dzia艂u Dalekiego Wschodu zebra艂o si臋 dziesi臋ciu pracownik贸w Ermita偶u. Ko艂obek usiad艂 na porysowanym przez pokolenia
kandydat贸w i doktor贸w biurku, odsun膮艂 pochw臋 samurajskiego miecza i
powiedzia艂:
- Towarzysze! Sami si臋 pewnie domy艣lacie, po co was tu zebra艂em. Przed chwil膮 by艂em u Antypienki i ten stary
kozio艂 da艂 mi wyra藕nie do zrozumienia, 偶e milicji na placu nie b臋dzie.
Ko艂obek
b艂ysn膮艂 okularami, jego wzrok
przybra艂 suworowsk膮 przenikliwo艣膰. Pozostali pracownicy
milczeli.
- Nie rozumiecie? Wyja艣niam. Za dwa dni szturm
Zimowego. O tym wszyscy wiedz膮? Do szturmu przydzielono
za艂og臋 Zak艂ad贸w Kirowskich, po艂膮czon膮 kolumn臋 komitetu obwodowego
komsomo艂u, grup臋 uprzywilejowanych emeryt贸w i
inne organizacje. Je艣li
nie b臋dzie milicji,
szturmuj膮cy mog膮 si臋 zapomnie膰 i wedrze膰 tutaj...


W pokoju dzia艂u Dalekiego Wschodu
zapanowa艂a martwa
cisza.
- Nasze barykady trzymaj膮 si臋 na s艂owo honoru. W艂a艣ciwie to tylko scenografia.
Armaty s膮 z Muzeum
Artylerii, nie maj膮
zamk贸w. Nasze karabiny pojecha艂y na Bliski Wsch贸d. Czym
powstrzymamy...
- Czekaj no, Borka
powiedzia艂 Simeonow.
Co ty chcesz przez
to powiedzie膰, 偶e mamy nie wpuszcza膰 szturmuj膮cych do Zimowego?
- Wpu艣ci膰 b臋dziemy musieli, ale nie dalej,
ni偶 do westybulu. Ja
wszystko rozumiem, pi臋膰dziesi膮t lat temu szturm by艂 prawdziwy i Zimowy pad艂. Ale czy kto艣 obliczy艂 rzeczywiste straty
siedemnastego roku? Nikt. A wtedy junkrzy jako艣 tam jednak bronili pa艂acu. A my dzisiaj nie mamy go
czym broni膰. A kto
zagwarantuje nam stuprocentowe bezpiecze艅stwo zabytk贸w kultury i sztuki?
Ty, Simeonow?
- Ale po co od razu tak. Szturmuj膮cy sami powinni rozumie膰. Przecie偶 w艣r贸d nich b臋d膮 szli przedstawiciele organ贸w
partyjnych.


- A o masowej psychozie s艂ysza艂e艣?
- I gdzie niby maj膮 by膰 te masowe psychozy?
Izwicki
b艂ysn膮艂 gro藕nie czarnymi oczami.
Z jakich
ty pozycji wyst臋pujesz?
Tam si臋 ludzie zbior膮 na 艣wi臋t膮 spraw臋!


Kto艣
si臋 roze艣mia艂. Ko艂obek uderzy艂 d艂oni膮 w st贸艂.
- Wyst臋puje z naszych pozycji! Z
pozycji bezpiecze艅stwa
dorobku narodowego!
- Co艣 mi
si臋 zdaje, ch艂opaki, 偶e wy si臋 prze艣cigacie w ob艂udzie
zauwa偶y艂 Simeonow.


Ko艂obek,
nie zmieszany, ci膮gn膮艂:
- Wyst臋puj臋 z pozycji pracownika i,
je艣li sobie 偶yczycie, patrioty Ermita偶u. Jeste艣my zobowi膮zani nie dopu艣ci膰 do pomy艂ki 1917 roku. To nasz
obowi膮zek jako cz艂onk贸w partii, komsomo艂u i zwi膮zk贸w zawodowych.
- Jeszcze by co艣 pot艂ukli
za偶artowa艂 niezr臋cznie kto艣 z dzia艂u Staro偶ytnych Grek贸w.
- I mieli by do tego pe艂ne prawo
doda艂 Simeonow.
Je艣li raz na p贸艂 wieku pozwala si臋 ludziom wzi膮膰 szturmem Pa艂ac Zimowy, to ich 艣wi臋tym prawem jest troch臋 narozrabia膰.
- Ale do komitetu rejonowego i tak trzeba
p贸j艣膰
powiedzia艂 ze smutkiem Izwicki.


Ko艂obek
zdziwi艂 si臋. Nie spodziewa艂 si臋 poparcia z tej strony.
- P贸j艣膰
mo偶na
odezwa艂 si臋 kto艣 spod drzwi.
- Uzbroi膰
si臋 te偶 nie zaszkodzi
wtr膮ci艂 Ko艂obek, kt贸ry ku艂 偶elazo p贸ki gor膮ce.
Musimy by膰 gotowi na ka偶d膮 ewentualno艣膰.


Ko艂obek
zeskoczy艂 ze sto艂u i szeroko roz艂o偶y艂 r臋ce:
- Przecie偶 to wszystko nasze, ludowe.
Jeste艣my dzie膰mi robotnik贸w i urz臋dnik贸w, a dzisiaj, dla
niekt贸rych mo偶e po raz
pierwszy w 偶yciu,
nadszed艂 czas powa偶nej pr贸by. Nie chc臋 negowa膰 decyzji KC o powt贸rzeniu
szturmu Zimowego. To m膮dra
decyzja. Ale bez milicji mo偶e doj艣膰 do katastrofy. Sam s艂ysza艂em na ulicach takie
rozmowy


- Jakie?
- Niewa偶ne, jakie. Granicz膮ce z anegdot膮. Przypadek
to przecie偶 r贸wnie偶 konieczno艣膰.


- I kto p贸jdzie do komitetu rejonowego?
Ty?
- Tak. A ty, Izwicki, porozmawiaj z
dziewcz臋tami.
- Z kt贸rymi?
- Z naszymi. Z tymi, kt贸re mobilizowano do
偶e艅skiego batalionu 艣mierci. Zosia jest tam u nich
dow贸dc膮. Teraz
pojecha艂a do magazynu
teatru po p艂aszcze.
Na tym zebranie si臋 sko艅czy艂o. Tylko Simeonow zatrzyma艂 Ko艂obka w drzwiach i
powiedzia艂 powa偶nie:
- Ty tam w komitecie za bardzo nie szalej.
Jeszcze dostaniesz nagan臋
za panikarstwo.
- A co ja, g艂upi? Wspomn臋 tylko o milicji
sami powinni
rozumie膰. W razie czego,
to oni b臋d膮 odpowiada膰.

 


2.

Ju偶 od
kilku tygodni w komitecie rejonowym panowa艂o og艂upiaj膮ca przed艣wi膮teczna atmosfera, trwaj膮ca od tak dawna i tak
nierealna, 偶e sta艂a si臋 norm膮, a powr贸t do normalnego 偶ycia wydawa艂 si臋 nieprawdopodobny. Nie
wiedzie膰 czemu wyra偶a艂o si臋 to u wszystkich pracownik贸w
komitetu w identyczny spos贸b. 揓ak tylko si臋 to wszystko sko艅czy
m贸wili w w膮skim kr臋gu
bior臋 urlop. B臋d臋 siedzia艂 dwadzie艣cia cztery dni w Soczi i
gra艂 w preferansa".


Ale p贸ki co o preferansie mo偶na by艂o tylko pomarzy膰.
Ko艂obek
pocz膮tkowo nie zauwa偶y艂 milicjanta przy schodach.
Milicjanta ca艂kowicie
zas艂ania艂a sterta metalowych i
sklejkowych szyld贸w i reklam, kt贸re, jakby si臋 wydawa艂o nie powinny si臋 znajdowa膰 w komitecie rejonowym.


- Wy do kogo?
rozleg艂 si臋 g艂os spoza pomara艅czowej tablicy 揔oniak
Szustowa".
- Do Gruszewa
odpowiedzia艂 Ko艂obek i wyj膮艂 legitymacj臋 partyjn膮.
- Nie widzia艂em go dzisiaj
powiedzia艂 sier偶ant, przesuwaj膮c pod 艣cian臋 szyld 揨ajazd".
Nazwozili
tego a wiesza膰 nie ma
komu. To
wskaza艂 na
搝ajazd"
b臋dzie
wisie膰 nad naszymi
drzwiami. Ju偶
protestowa艂em.
- Rzeczywi艣cie, niepowa偶nie to wygl膮da
zgodzi艂 si臋 Ko艂obek.
Czy偶by nie by艂o innego?
- To g艂贸wny architekt tak nam
dogodzi艂
powiedzia艂 sier偶ant.
Sprawdza艂 na starym planie. Wszystko ma
by膰 zgodnie z prawd膮 historyczn膮.
Po schodach schodzi艂o dw贸ch instruktor贸w dzia艂u przemys艂owego, uginaj膮c si臋 pod ci臋偶arem poz艂acanego dwug艂owego or艂a. Instruktorzy zawr贸cili nim
jak fortepianem i zacz臋li
nieumiej臋tnie
przeciska膰 si臋 z nim przez drzwi. Sier偶ant zapomnia艂 o Ko艂obku i z krzykiem: 揃ardziej w
lewo, do licha!" rzuci艂
si臋 na pomoc instruktorom.

Ko艂obek
wszed艂 na pierwsze pi臋tro i instynktownie
przywar艂 do 艣ciany. Z naprzeciwka szed艂 pot臋偶ny m臋偶czyzna z epoletami ozdobionymi
czarnymi or艂ami. Na widok
odskakuj膮cego Ko艂obka m臋偶czyzna westchn膮艂, odsun膮艂 rude bokobrody i Ko艂obek pozna艂 trzeciego sekretarza.


- Przyzwyczajam si臋
powiedzia艂 sekretarz.
Nie pozna艂e艣?
- Nie. Robi wra偶enie. Przekonuj膮co pan wygl膮da. Czyj to mundur?

- Jeszcze nie dosta艂em przydzia艂u. Ale generalnie marynarka.
Pewnie morski korpus kadet贸w. Do Gruszewa? Mo偶e ci臋 nie przyj膮膰. Zaj臋ty.


- Spr贸buj臋.
Drzwi do gabinetu pierwszego sekretarza
by艂y otwarte na o艣cie偶, z nich wali艂y do poczekalni k艂臋by papierosowego dymu. Ko艂obek wszed艂 do gabinetu i z minut臋 si臋 rozgl膮da艂, pr贸buj膮c si臋 zorientowa膰 w niebieskich oparach, gdzie
jest towarzysz Gruszew.
W ko艅cu
uda艂o mu si臋 wypatrzy膰 ziele艅 sekretarskiej serwety i
podp艂yn膮艂 do sto艂u. W dymie nad sto艂em chwia艂a si臋 krzepka figura sekretarza.
Sekretarz by艂 w
marynarskim podkoszulku w paski i marynarskiej czapce, ze
z艂otym napisem 揂urora".
Ma szcz臋艣cie, pomy艣la艂 Ko艂obek. B臋dzie w samym centrum
wydarze艅. Dw贸ch
starszawych d偶entelmen贸w z
nieumiej臋tnie
przyklejonymi br贸dkami w szpic i w jednakowych czarnych
kamizelkach rytmicznie wymachiwa艂o r臋kami, pr贸buj膮c zmusi膰 marynarza do podpisania
jakich艣 trudnych do
rozpoznania w tym dymie papier贸w.
W tym czasie marynarz rozmawia艂 przez dwa telefony, od czasu
do czasu zas艂aniaj膮c s艂uchawk臋 r臋k膮 i dawa艂 jakie艣 polecenia czerwonoarmi艣cie w budion贸wce z
niebiesk膮 gwiazd膮.
Trzeba by im powiedzie膰, przecie偶 to nieporozumienie, pomy艣la艂 Ko艂obek. W siedemnastym jeszcze
nie by艂o budion贸wek. I
samego Budionnego te偶 nie
by艂o. Zach贸d si臋 b臋dzie 艣mia膰.
Ostatnie s艂owa niechc膮cy wydosta艂y si臋 na zewn膮trz i zabrzmia艂y w tym momencie, gdy akurat
zapanowa艂a kr贸tkotrwa艂a cisza.
- Co?
zapyta艂 marynarz Gruszew, unosz膮c si臋 nad sto艂em i opieraj膮c si臋 s艂uchawkami o zielone sukno.

Kto tam co艣 m贸wi艂 o Zachodzie?


W tym momencie rozpozna艂 Ko艂obka z Ermita偶u.
- A, witaj!
powiedzia艂.
Co tam m贸wi艂e艣 o Zachodzie?
Ko艂obek
pomy艣la艂, 偶e Gruszewowi nie艂atwo wej艣膰 w rol臋 prostego cz艂owieka, wilka morskiego.
- Dzie艅
dobry, towarzyszu Gruszew
odpowiedzia艂 Ko艂obek.
Po 偶e艣cie go ubrali w budion贸wk臋? Przecie偶 to wynalazek Pierwszej Konnej,
偶e tak powiem, w ogniu
walk wojny ojczy藕nianej.

- G艂upi

powiedzia艂 Gruszew.

Szczur l膮dowy. My艣lisz, 偶e my nie mamy konsultant贸w?
Przecie偶 to Tematian

b臋dzie wyst臋powa艂 w przedstawieniu teatralnym,
po naszym zwyci臋stwie. Nie
czyta艂e艣 揚i臋膰dziesi膮t lat w jeden wiecz贸r"? Tam
b臋d膮 i prawicowcy i budowniczowie
Bie艂omorkana艂u. Po co przyszed艂e艣?
Zapyta艂 i
nie czekaj膮c na
odpowied藕 podni贸s艂 do uszu s艂uchawki, 艂okciem odpychaj膮c d偶entelmen贸w w kamizelkach.


Ko艂obek
podszed艂 do niego z boku i
przysiad艂 przy stole na
wolnym krze艣le.
- Ja w sprawie milicji
powiedzia艂.
Gruszew nie us艂ysza艂. Ko艂obek zdecydowa艂, 偶e poczeka.
- Pietropaw艂owska!
krzycza艂 sekretarz do s艂uchawki.
Pietropaw艂owska! Zaraz tam do was
przyprowadz膮 politycznych!
Nie, nie antyradzieckich! Naszych, proletariat! Z Zarz膮du gospodark膮 rybn膮 i 艂owiectwem. Umie艣cisz ich w celach Czekaj! (do
drugiej s艂uchawki: to nie
do ciebie) Po艣cieli nie
wydawaj. Towarzysze s膮
uprzedzeni. Dwa dni si臋
prze艣pi膮 bez po艣cieli. Ich dziadowie cierpieli
Cierpieli, m贸wi臋! Z
jedzeniem? Jedzenie maj膮
zapewnione. Ze sto艂贸wki
揃ia艂e noce". Oni
wiedz膮 Nie, zamykaj,
zamykaj, wszystko ma by膰
jak nale偶y. Najwa偶niejsza jest prawda
historyczna. Prawda, m贸wi臋! Konw贸j w drodze! A na razie
zmobilizuj str贸偶贸w z
muzeum. Jak to
nie chc膮?
Obiecaj im nadgodziny! Na razie!


Gruszew rzuci艂 na wide艂ki jedn膮 s艂uchawk臋 i krzykn膮艂 do drugiej:
- Kogan? Kogan, poczekaj!
Zadzwoni艂
pierwszy telefon, Gruszew podni贸s艂 s艂uchawk臋, zawo艂a艂: 揨araz!" i odrzuci艂 jak 偶mij臋.
Ko艂obek
podni贸s艂 osierocon膮 s艂uchawk臋.


- Komitet rejonowy?
zapyta艂 dr偶膮cy kobiecy g艂os.
- Instruktor spo艂eczny Ko艂obek, s艂ucham.
- Pos艂uchajcie, towarzyszu spo艂eczny instruktorze

powiedzia艂 kobiecy g艂os.
Niebieski ma by膰 na g贸rze czy na dole?


- Jaki niebieski?
- Na rosyjskiej fladze narodowej. M贸wi
Smirnicka, z przedszkola numer trzydzie艣ci. Robimy znaczki dla bur偶uazji.


- Chwileczk臋. Mo偶e towarzysz Gruszew wam
pomo偶e.
Ko艂obek
poda艂 s艂uchawk臋 marynarzowi. Cholera,
pomy艣la艂, nie mam poj臋cia, jaka powinna by膰 flaga. Przyzwyczai艂em si臋, 偶e czerwona.
- Chwileczk臋
powiedzia艂 Gruszew s艂uchawce i ci膮gle krzycza艂 do drugiej: - Ty mi tu, Kogan,
nie kombinuj! Twojemu Bundowi wystarczy jeden pok贸j. Co,
mo偶e mam ci odda膰 Pa艂ac Taurydzki? Przecie偶 nie brali艣cie czynnego udzia艂u. Co Marks? Co tu ma do rzeczy
Marks? Wiesz co, jak si臋
to wszystko sko艅czy, to
ci臋 poci膮gn臋 do odpowiedzialno艣ci. Tak, za demagogi臋. Marks nie ma przynale偶no艣ci narodowej. Jest wielkim
nauczycielem klasy robotniczej i nie zapominaj o tym. A tak w
og贸le, pode艣l臋 ci tam kilku towarzyszy z
Ukrainy, bo co艣 mi si臋 wydaje, 偶e ty do tego swojego Bundu masz
zamiar w艂膮czy膰 samych 呕yd贸w. Nie chcesz Ukrai艅c贸w? To bierz Arme艅czyk贸w. Te偶 bruneci.
- No, co tam u was?
Gruszew chwyci艂 drug膮 s艂uchawk臋.
Niebieski? Zajrzyj do
encyklopedii. Do Wielkiej. Nie ma? To zadzwo艅 do historyk贸w. Co? Wiesz co,
Smirnicka, w sumie to nie ma wi臋kszego znaczenia. Kto tam
b臋dzie sprawdza艂, co na g贸rze a co na dole. W
telewizji i tak wszystko b臋dzie szare.
- Jeszcze tutaj jeste艣, Ko艂obek?
powiedzia艂 Gruszew, odk艂adaj膮c s艂uchawk臋.
Chod藕my na korytarz, musz臋 troch臋 odetchn膮膰.
Wyszli. D偶entelmeni z przyklejonymi
br贸dkami chcieli si臋
rzuci膰 za sekretarzem, ale
w k艂臋bach dymu stracili go
z oczu.


- Tutaj
powiedzia艂 Gruszew.
Bo znowu kto艣 nam
przeszkodzi.
Weszli do m臋skiej toalety. Gruszew
otworzy艂 lufcik, przez
kt贸ry od razu wlecia艂
mokry jesienny wiatr.Za oknem zamalowanym do po艂owy bia艂膮 farb膮 wisia艂o szare, smutne niebo.
- Czekam na zawa艂
westchn膮艂 Gruszew. Poprawi艂 marynarsk膮 czapk臋.
Diabli wezm膮 to ca艂e przedsi臋wzi臋cie, wstydu si臋 najemy. Wiesz, jak na nas
patrz膮 Chiny? Z uwag膮 Tylko czekaj膮 na wpadk臋, 偶eby rozpocz膮膰 przeciwko nam kampani臋 A jak pracowa膰 z lud藕mi? S艂ysza艂e艣, co ten Kogan m贸wi艂? Marks, m贸wi, by艂 呕ydem, a bra艂 udzia艂 w rewolucjach. No, ja mu
jeszcze poka偶臋.


- Nam te偶
艂atwo nie jest

powiedzia艂 Ko艂obek.
Sam wiesz.
- Co tam m贸wi膰. Zrobili z was junkr贸w?
- Junkr贸w. A z naszych dziewcz膮t kobiecy batalion 艣mierci.
- No to sobie sied藕cie. A na przyk艂ad ci z Kirowskiego i z
揈lektrosi艂y" b臋d膮 musieli w deszczu i艣膰 przez ca艂e miasto. A wy co?


- Przyszed艂em do ciebie, bo mam problem.
Mo偶e nie w por臋, ale chc臋 o co艣 zapyta膰.
- Wal
powiedzia艂 Gruszew patrz膮c ze smutkiem w okno.
- Powiedz mi, milicja b臋dzie na placu?
- Kiedy?
- W czasie szturmu.
- A czemu o to pytasz?
- Rozumiesz, pogadali艣my z towarzyszami. Boimy
si臋, 偶e mog膮 ucierpie膰 warto艣ci kulturalne. Wezm膮 Zimowy


- Daj sobie spok贸j. Za kogo ty bierzesz nasz
piterski proletariat?
- Nie m贸wi臋 o proletariacie. Nikt nas
teraz nie s艂yszy. Mog膮 si臋 trafi膰 przypadkowi ludzie. Wypij膮 po drodze. No i waln膮 kolb膮 w szyb臋. Martwi臋 si臋 tylko o dobro pa艅stwowe.


- Taak - powiedzia艂 Gruszew.
Zagro偶enie istnieje. Ale niedu偶e.
- To b臋dzie milicja? Mo偶e by j膮 umie艣ci膰 w Ermita偶u?
- Rozumiesz, sprawa wygl膮da tak. Milicj臋 te偶 zmobilizujemy. Damy im
policyjne mundury. Stan膮
si臋 st贸jkowymi i
cyrkulnymi. Komend臋 ruchu
drogowego przerobi si臋 na
偶andarm贸w. Ludzi brakuje.



- Wszystkich?
- Co wszystkich?
- Ze wszystkich policjant贸w zrobicie 偶andarm贸w?
Gruszew przysiad艂 na parapecie.
- M贸wi臋
ci to w zaufaniu. Mnie te偶
to niepokoi
powiedzia艂 w
ko艅cu. Wyj膮艂 plastikow膮 paczk臋 nabit膮 tytoniem, kawa艂eczek gazety i nieumiej臋tnie zrobi艂 skr臋ta.
- Oczywi艣cie, mogliby艣my
ci膮gn膮艂,
ubra膰 w mundury 偶andarmerii zwyk艂ych ludzi, ale by艂y dwa problemy. Po pierwsze,
cywile nie maj膮
potrzebnego do艣wiadczenia,
a po drugie chcieli艣my,
偶eby nawet w taki 艣wi膮teczny dzie艅 milicjanci si臋 wyr贸偶niali. Nar贸d ma szacunek do
munduru. Jasne?


- A mo偶e
zmobilizowa膰 KGB?
- Wiesz, gdzie mnie pos艂ali?
- Ciebie, Parti臋 Komunistyczn膮?
- Maj膮
rozkaz obserwowania, kto si臋 b臋dzie niew艂a艣ciwie zachowywa膰. Potem b臋d膮 wyci膮ga膰 konsekwencje.


- No to chocia偶 daj do Ermita偶u oddzia艂 偶andarm贸w. Na wszelki wypadek.

- To si臋
da zrobi膰. Mo偶e podrzucimy wam jeszcze w贸z
stra偶acki. Tylko b臋dziecie musieli ich sprz臋t pod艂膮czy膰 do gor膮cej wody. 呕eby si臋 ludzie nie poprzezi臋biali, gdy b臋dziecie ich polewa膰 wod膮. W przeciwnym razie mog膮 by膰 powa偶ne nieprzyjemno艣ci.
- To ju偶
lepiej bez stra偶ak贸w

powiedzia艂 na to Ko艂obek.
Takiego b艂ota do sal nanios膮, gorzej ni偶 zbuntowany nar贸d.
- Dobra. Jak chcesz. Pogadaj jeszcze z
dyrektorem. Czyli wpuszczasz ich za barykad臋 i ani kroku dalej. W razie
jakby co, dzwo艅 od razu do
komitetu obwodowego. Mnie tu nie b臋dzie. B臋d臋 na 揂urorze", powierzyli mi
oddanie wystrza艂u.


- No, to id臋.
- Id藕. I
bez paniki. Powtarzam ci, nar贸d mamy u艣wiadomiony. Porz膮dny nar贸d!

 
3.

 
Kiere艅ski
sta艂 przed lustrem i
pr贸bowa艂 za艂o偶y膰 kr贸tk膮, stercz膮c膮 peruk臋 w taki spos贸b, 偶eby zas艂oni膰 rzadkie, kr臋c膮ce si臋 w艂osy na skroniach. W艂osy by艂y ciemniejsze od peruki i mocno
skr臋conymi lokami
okala艂y wyr贸b
lenfilmowskich fryzjer贸w. Kiere艅ski ze smutkiem pomy艣la艂, 偶e b臋dzie musia艂 uwa偶a膰 na zbyt gwa艂towne ruchy. Z艂o偶y艂 r臋ce na piersi. Podobie艅stwo by艂o niew膮tpliwe.
Korytarzem sz艂o powoli dw贸ch ministr贸w.
Kiere艅ski nie zna艂 ich z widzenia, ale pomy艣la艂, 偶e s膮dz膮c z postury to powinni by膰 Milukow i Guczkow. Pami臋ta艂 te nazwiska z podr臋cznika do historii. Za nimi
szed艂 Rozental

administrator teatru Lensowietu i zarz膮dzaj膮cy trup膮 Rady Ministr贸w.
- Towarzyszu Jamanidze
powiedzia艂 do Kiere艅skiego,
poznajcie si臋. Towarzysze b臋d膮 z wami pracowa膰.


- Siedow
przedstawi艂 si臋 pierwszy.
- Sul偶enicki
powiedzia艂 drugi.
- Towarzysze nie otrzymali jeszcze
konkretnych r贸l. Czekamy na list臋 Rady Ministr贸w

powiedzia艂 Rozental.
Jak
tylko j膮 przy艣l膮 z Muzeum Rewolucji,
rozdzielimy role wed艂ug
wygl膮du zewn臋trznego.


- A p贸ki co, gdzie mamy czeka膰?
zapyta艂 Kiere艅ski-Jamanidze.
- Posied藕cie sobie w
westybulu.
- To ju偶
lepiej zejdziemy do bufetu
sprzeciwi艂 si臋 Siedow.
Musimy si臋 pozna膰. Jakby nie by艂o, od jutra b臋dziemy razem rz膮dzi膰 krajem.
- Tylko nie przesadzajcie z piciem

uprzedzi艂 Rozental.

Punkt osiemnasta macie by膰
trze藕wi jak 艣winie. Przeprowadzimy pr贸b臋 z dekoracjami.
Ministrowie zeszli do bufetu. Bufetowa nie
rozpozna艂a Kiere艅skiego. Nie spodoba艂o mu si臋 to. Wyj膮艂 z kieszeni tekst swojej roli
i usiad艂 przy stoliku,
czekaj膮c, a偶 Sul偶enicki i Siedow co艣 zam贸wi膮.
- Obywatele wolnej Rosji!
mamrota艂 Jamanidze, staraj膮c si臋 nada膰 swojemu g艂osowi intelektualne brzmienie.

Dzisiaj rozstrzygn膮
si臋 losy wolno艣ci i demokracji
tekst
spodoba艂 si臋 Kiere艅skiemu.


Do bufetu wpad艂 Rozental i przedstawi艂 ministrom carskiego
admira艂a.
- Z komitetu rejonowego
powiedzia艂.
Trzeci sekretarz. Zast臋pca ministra obrony. B臋dzie z wami w Ermita偶u. Prosz臋 si臋 nim zaopiekowa膰.
- Czemu nie, mo偶emy
powiedzia艂 Sul偶enicki.
W ko艅cu wszyscy jeste艣my po tej samej stronie
barykady.
- W艂a艣ciwie nale偶y si臋 do mnie zwraca膰 搘asza mi艂o艣膰", ale p贸ki co mo偶ecie do mnie m贸wi膰 揑wanie Sidorowiczu".
- Iwanie Sidorowiczu
Siedow na chwil臋 odszed艂 od lady.
Nie znalaz艂 by pan dw贸ch rubli w
radzieckiej walucie? Wypiliby艣my za zwyci臋stwo Rewolucji
Socjalistycznej.


Admira艂
odchyli艂 po艂臋 p艂aszcza i wyci膮gn膮艂 z kieszeni plastikowy
portfel.
- Rubel reszty, wyzyskiwaczu
powiedzia艂. Na jego twarzy pojawi艂 si臋 dobry, zm臋czony u艣miech.


Siedow da艂 mu rubla
reszty.
Usiedli. Admira艂 nalewa艂 koniak i opowiada艂, jak to dowodzi艂 rot膮 na Drugim Bia艂oruskim. Czarne or艂y na jego epoletach
porusza艂y si臋 miarowo. Wydawa艂o si臋, 偶e machaj膮 wspania艂ymi skrzyd艂ami.
- Obywatele wolnej Rosji!
krzycza艂 Kiere艅ski, kt贸ry mia艂 ju偶 troch臋 w czubie. Przekrzywi艂a mu si臋 peruka i by艂 coraz mniej podobny do
premiera Rz膮du
Tymczasowego.
Ojczyzna w niebezpiecze艅stwie!


Admira艂
kr臋ci艂 z wyrzutem g艂ow膮 i p贸艂g艂osem powtarza艂:
- W razie czego
legitymacja na st贸艂. Rozumiesz
na st贸艂.
- A ja ci臋 zgnoj臋. I nawet nie spojrz臋 na pagony!
grozi艂 Kiere艅ski.
Za mn膮 stoj膮 moi wierni Kozacy! Mam
znajomego w komitecie obwodowym!
Ministrowie byli zmieszani i co i rusz
zagryzali rybkami w pomidorach. Nie mieli jeszcze tek i
nazwisk. To stawia艂o ich w
trudnym po艂o偶eniu.


Przylecia艂 Rozental.
- Aha!
zawo艂a艂.
Tak w艂a艣nie my艣la艂em. A mam jeszcze na g艂owie ca艂膮 Dum臋. Wszystkich ubra膰 i obu膰 i to w importowane obuwie.



Szybko wychyli艂 kieliszek koniaku i
wybiegaj膮c powt贸rzy艂:
- Do osiemnastej macie by膰 trze藕wi jak 艣winie.
- Jak 艣winie
powiedzia艂 Kiere艅ski.
Admira艂
po cichu wsta艂 i
wyszed艂 napisa膰 raport na Kire艅skiego. Pisa艂 go bezpo艣rednio do komisji kontroli i
cytowa艂 Kiere艅skiego z pami臋ci.
Do osiemnastej Kiere艅ski zaprzyja藕ni艂 si臋 ze swoimi ministrami.
Obejmowali si臋 i zgodnie
艣piewali 揃o偶e, chro艅 cara". Co prawda nie znali
s艂贸w, ale i tak 艂adnie im to wychodzi艂o.
- Zrobi臋
ci臋 Milukowem

krzycza艂 Kiere艅ski w przerwach.
B臋dziesz moj膮 praw膮 r臋k膮, Siedow. Stanowisko ci dam.
Szacunek ci zapewni臋.
Przejdziesz do historii.
Kiere艅ski
wymachiwa艂 zerwan膮 z g艂owy peruk膮, i bufetowa, kt贸ra w ko艅cu go pozna艂a, u艣miecha艂a si臋 po kryjomu. Lubi艂a Jamanidze. By艂 m臋偶czyzn膮 z gestem, a do tego kawalerem.

O osiemnastej przybieg艂 zgoniony zaaferowany Rozental
i, popychaj膮c t艂uste bur偶uazyjne ty艂ki ministr贸w, zabra艂 ich na posiedzenie Dumy
ostatniej kadencji. Jamanidze szed艂 z ty艂u i powtarza艂:


- Obywatele wolnej Rosji! Szcz臋艣cie jest tu偶 tu偶! Moi wierni Kozacy czekaj膮 na rozkaz!

4.

W magazynie by艂a kolejka i Zosia stercza艂a tam do czwartej.
Denerwowa艂a si臋, 偶e nie zd膮偶y pojecha膰 po c贸reczk臋 do przedszkola.
M艂odziutki porucznik milicji
przed ni膮 odbiera艂 mundur 偶andarma. By艂 troch臋 zmieszany i nawet
powiedzia艂 do Zosi:


- Pami臋ta
pani, jak to jest u Lermontowa:




I wy, b艂臋kitne mundury
I ty, pos艂uszny im narodzie

- Tak
odpowiedzia艂a Zosia.
To jak wyje偶d偶a艂 na Kaukaz.
- 呕andarmeria by艂a organizacj膮 nienawistn膮 narodowi
powiedzia艂 porucznik.
A ja studiuj臋 zaocznie prawo. Jestem na
czwartym roku. Pani wyst膮pi jako kto?
- Szkoda nawet m贸wi膰
odpowiedzia艂a Zosia.
Jestem w batalionie
szturmowym. Ochrona Zimowego.
- Majakowski o was pisa艂
powiedzia艂 porucznik.
Tylko nie
pami臋tam dok艂adnie s艂贸w. Co艣 obra藕liwego.
- Poj臋cia
nie mam, jak przekonam moje dziewcz臋ta
powiedzia艂a Zosia.
M贸wi膮, 偶e na r臋kawach b臋dziemy mia艂y trupi膮 czaszk臋 i ko艣ci. Co za ha艅ba!
- Nie ma w tym nic ha艅bi膮cego
wmiesza艂 si臋 do rozmowy staruszek w
binoklach.
Doskonale pami臋tam, 偶e w tym batalionie by艂y bardzo porz膮dne kobiety, kt贸re da艂y si臋 z艂apa膰 na haczyk carskiej agitacji.
Na przyk艂ad, moja ciocia,
G艂afira Siemionowna,
p贸藕niej wybitny pracownik
na niwie edukacji rolniczej, bezprawnie represjonowana w
trzydziestym pi膮tym roku.



- A pan kim b臋dzie?
zapyta艂 ostro porucznik.

- Czarna sotnia
powiedzia艂 staruszek nie bez dumy.
Z
chor膮gwiami i obrazami
艣wi臋tych.


- To po co pan tu stoi?
- Jak to po co? A kapoty, czapki, buty? Mamy
bardzo szeroki inwentarz. M贸wi膮, 偶e wszystko ma by膰 importowane.
- Taak - porucznik patrzy艂 wrogo na staruszka. Zosia
mia艂a wra偶enie, 偶e ma ochot臋 zapyta膰: a czy ty nie by艂e艣 przypadkiem go艂膮beczku w tej czarnej sotni i
przed siedemnastym rokiem?


Ale staruszek, jakby odgaduj膮c my艣li porucznika, u艣miechn膮艂 si臋 chytrze i powiedzia艂:
- Tylko, wy, m艂odzi, nie ulegajcie fa艂szywemu wra偶eniu, 偶e ja sprzyjam prawicy. Do
czarnej sotni wybrano ludzi r贸偶nych narodowo艣ci. W tym Arme艅czyk贸w, 呕yd贸w, Gruzin贸w, nawet jednego
towarzysza z Korei. Naszym internacjonalnym obowi膮zkiem jest pokazanie wrog贸w w
ca艂ej ich ohydzie.
Porucznik poszed艂 dopilnowa膰 za艂adunku mundur贸w, a staruszek
zdrzemn膮艂 si臋 na drewnianej 艂awce.


- Wasza asygnata
powiedzia艂a kobieta w okienku.
Zosia poda艂a jej dokument.

- B臋dziecie musieli sami p贸j艣膰 do magazynu. P艂aszczy nie starczy. Mog膮 by膰 kurtki ze sztucznej sk贸ry.
Je艣li zg艂aszacie pretensje
kierownik
magazynu drugie drzwi na lewo.
- Nie zg艂aszam 偶adnych pretensji

powiedzia艂a Zosia, kt贸rej
si臋 bardzo spieszy艂o.
Mog膮 by膰 kurtki.
- G艂upia!

obudzi艂 si臋 czarnoseciniec.
Te z
prawdziwej sk贸ry wzi臋li
dla siebie. Zaskar偶 ich do
komitetu rejonowego.
Gdy magazynierka sko艅czy艂a krzycze膰 na czarnoseci艅ca, Zosia, kt贸ra dosta艂a kurtki, czarne p艂aszcze i paczk臋 naszywek, kt贸re jutro trzeba
b臋dzie samemu
poprzyszywa膰, wsiad艂a do samochodu obok kierowcy.

Ci臋偶ar贸wka d艂ugo jecha艂a po Prospekcie Moskiewskim,
potem skr臋ci艂a na Ligowk臋. Na ulicach panowa艂 o偶ywiony ruch. Z mur贸w
ogniochronnych zdejmowano wywieszki kas oszcz臋dno艣ciowych i reklamy Aerof艂otu. Przed bram膮 jakiego艣 przedsi臋biorstwa na mokrym asfalcie
le偶a艂 d艂ugi transparent z has艂em: 揚owitajmy rocznic臋 pi臋膰dziesi臋ciolecia nowymi osi膮gni臋ciami na niwie pracy". Po
transparencie, kt贸ry nie by艂 ju偶 do niczego potrzebny deptali
surowi 艂adowacze,
przygotowuj膮c do
zawieszenia tablic臋 z
reklam膮 gilz 揔atyk". Na
rogu, w malutkim kiosku, sprzedawano czerwone kokardy i
tr贸jkolorowe znaczki. Ze szko艂y wychodzili uczniowie
starszych klas, dumni z herb贸w gimnazjum na swoich czapkach.

Przed dworcem Moskiewskim jak zwykle by艂o pe艂no ludzi. Przedstawiciel
揑nturistu" rozpaczliwie wyk艂贸ca艂 si臋 z baga偶owymi. Spora grupa turyst贸w
zagranicznych sta艂a przed
hotelem 揚a藕dziernikowy" i
gapi艂a si臋, jak zdejmuj膮 z dachu dwumetrowe litery
nazwy hotelu.
Ci臋偶ar贸wki nie wpuszczono na
Newski. Trzeba by艂o
jecha膰 naoko艂o. Zosia, mimo, 偶e bardzo si臋 spieszy艂a, poprosi艂a kierowc臋, 偶eby przejecha艂 obok Smolnego. Kierowca
zgodzi艂 si臋. Te偶 mia艂 ochot臋 popatrze膰 na sztab Pa藕dziernika na dwa dni przed
powstaniem.
Zdecydowano, 偶e nie b臋dzie si臋 demontowa膰 pomnika Lenina, przykryto go
tylko brezentem, 偶eby nie
narusza膰 prawdy
historycznej. Przed wjazdem sta艂 samoch贸d pancerny z napisem
撆歮ier膰 caratowi!" i wymalowan膮 na boku nazw膮 揑lja Muromiec". Wok贸艂 samochodu krz膮tali si臋 pracownicy telewizji. W
samochodzie pancernym mia艂a si臋 mie艣ci膰 jedna z ruchomych stacji
telewizyjnych.
Zosia niespodziewanie pomy艣la艂a, 偶e porucznik dosta艂 niew艂a艣ciwy mundur. Jacy mogli by膰 偶andarmi w pa藕dzierniku siedemnastego roku?
Ale od razu odp臋dzi艂a od siebie t臋 my艣l. W komitecie obwodowym
wiedz膮, co robi膮.


Antypienko czeka艂 na Zosi臋 na dole.
- Co ci臋
tak d艂ugo nie by艂o?
naskoczy艂 na ni膮.
Tak jakby艣 nie mog艂a kogo艣 wys艂a膰! Szybciutko zdaj p艂aszcze i od razu do towarzysza
Rozentala.
- Nie mog臋, musz臋 jecha膰 do przedszkola po Gal臋. Mojego Kol臋 mobilizowali do Wik偶ela. Ma zrywa膰 艂膮czno艣膰 mi臋dzy Moskw膮 i Petersburgiem.
- W takim razie szybciutko poznaj si臋 z towarzyszem Rozentalem. On
odpowiada za Rz膮d
Tymczasowy. Obdarzono go du偶ym zaufaniem.


- Dobrze. Tylko szybko. A wy za艂atwcie wy艂adunek.
- A to co?
-We藕cie.
To czaszki i ko艣ci. Nasze
naszywki.
Zosia wesz艂a na drugie pi臋tro, gdzie czeka艂 na ni膮 towarzysz Rozental i dw贸ch
ministr贸w z Rz膮du
Tymczasowego.
- Dzie艅
dobry
powiedzia艂
Rozental.
Chcieliby艣my
zaj膮膰 nasz pok贸j. Ten, w
kt贸rym nam powiedz膮; 揔to
tu tymczasowy, wy艂azi膰."
- Przerabiaj膮 go teraz
powiedzia艂a Zosia.
Pewnie wam ju偶 towarzysz Antypienko m贸wi艂.
- Czego on nam nie m贸wi艂!
powiedzia艂 aktor Sul偶enicki.
Ale niech pani sama
powie, jak mamy sami, bez wsparcia spo艂ecze艅stwa, robi膰 pr贸by z dekoracjami.
I w tym momencie do pokoju wszed艂 Kiere艅ski. Ju偶 wytrze藕wia艂 i peruka trzyma艂a si臋 ca艂kiem nie藕le. Ca艂kowicie zas艂ania艂a czarne w艂osy na skroniach.


- Nodar Jamanidze
przedstawi艂 si臋 Zosi i wpi艂 si臋 w jej oczy d艂ugim spojrzeniem.

Zosia spr贸bowa艂a oderwa膰 si臋 od ognistego spojrzenia
Nodara. Nie uda艂o si臋. Dow贸dca batalionu kobiecego
zrozumia艂a, 偶e by膰 mo偶e premier Rz膮du Tymczasowego czeka艂 na spotkanie z ni膮 kilka lat. Jak niewidoma,
Zosia zrobi艂a kilka krok贸w
w kierunku Kiere艅skiego.
Zatrzyma艂 j膮 dopiero ostry g艂os Rozentala:


- W takim razie, bardzo prosz臋, zaprowad藕cie nas do sali
obrad.
Zosia odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie, 偶eby ju偶 nie patrze膰 w czarne ogniste oczy
Kiere艅skiego. Ale nawet
nie patrz膮c, czu艂a jego spojrzenie na plecach i
rozumia艂a, 偶e sprawie rewolucji zadano
pierwszy cios. Dow贸dca szturmowego batalionu kobiecego,
spo艂ecznik, komsomo艂ka, 偶ona i matka Zosia Pietrowa z
dzia艂u porcelany
zrozumia艂a, 偶e ona i jej podw艂adne zrobi膮 wszystko, 偶eby chroni膰 premiera i jego rz膮d przed sprawiedliwym gniewem
zbuntowanych mas.
I gdy czekaj膮cy w korytarzu na Zosi臋 Boria Ko艂obek zobaczy艂 jej oczy, p艂on膮ce wewn臋trznym sta艂ym ogniem kobiecego oddania,
zrozumia艂, 偶e by膰 mo偶e Ermita偶 uda si臋 utrzyma膰.
Boria Ko艂obek po wizycie w komitecie
rejonowym zda艂 sobie
spraw臋, 偶e nie ma co liczy膰 na pomoc partii i milicji. Ta
艣wiadomo艣膰, nak艂adaj膮ca na niego now膮 odpowiedzialno艣膰, doda艂a mu nowych si艂.




5.

- W odr贸偶nieniu od Wielkiej
Socjalistycznej Rewolucji Pa藕dziernikowej, nasze obchody
b臋d膮 trwa艂y nieco kr贸cej
powiedzia艂 sekretarz komitetu obwodowego
ds. propagandy i agitacji.
Nie mamy prawa zamyka膰 najwi臋kszych obiekt贸w przemys艂owych naszego miasta na dwa
dni. Towarzysze z Moskwy mog膮 potwierdzi膰, 偶e tam, w naszej stolicy, na
szturm Kremla przeznaczono trzy godziny.


- Trzy i p贸艂
poprawi艂 przewodnicz膮cy KC.
- Trzy i p贸艂. Ze wzgl臋du na ruch uliczny i interesy
telewidz贸w. Oczywi艣cie,
nie mo偶emy w ci膮gu trzech godzin rozgromi膰 si艂 kontrrewolucji. To by by艂o nie w porz膮dku.
Sala popar艂a sekretarza aprobuj膮cym szumkiem. Gruszew
nawin膮艂 na palec
tasiemk臋 od czapki
marynarskiej i powiedzia艂
do siedz膮cego obok
Burundukowa z 揈lektrosi艂y":


- Zach贸d na nas patrzy.
- Chi艅czycy te偶 by si臋 ucieszyli, gdyby si臋 nam noga powin臋艂a.
Sekretarz, jakby s艂ysz膮c s艂owa Burundukowa, ci膮gn膮艂:
- Wszyscy, towarzysze, rozumiecie z艂o偶ono艣膰 mi臋dzynarodowej sytuacji.
Dogmatycy z Pekinu nawet podczas snu nie przestaj膮 zastanawia膰 si臋, jakby tu znies艂awi膰 uroczysto艣膰 pi臋膰dziesi臋ciolecia. Mi臋dzy nami m贸wi膮c, wczoraj na Newskim widziano
korespondenta Sinhua, kt贸ry s艂owo w s艂owo przepisywa艂 nasze obwieszczenia i odezwy z
1917 roku. (Szum na sali). W zwi膮zku z tym, towarzysze, musimy
pami臋ta膰, 偶e wszyscy jak tu jeste艣my osobi艣cie odpowiadamy za ka偶dy przecinek, ka偶d膮 literk臋, ka偶de s艂owo. Wyobra藕cie sobie, jaki harmider
podnios艂a by wroga nam
prasa, gdyby przy艂apano
nas na b艂臋dzie
historycznym. Przejd藕my
teraz do spraw bie偶膮cych
- Mia艂e艣 szcz臋艣cie, Grisza
powiedzia艂 Burundukow.
Ja w og贸le nie
wezm臋 udzia艂u w wydarzeniach. Zostaj臋 w zarz膮dzie fabryki, mam pilnowa膰 艂膮czno艣ci.
- Towarzysze!
po kr贸tkiej przerwie
wyst膮pi艂 cz艂onek KC z Moskwy.
Towarzysze,
wszyscy doskonale rozumiemy podw贸jn膮, a nawet potr贸jn膮 odpowiedzialno艣膰, jak膮 nak艂ada na ka偶dego z nas decyzja Komitetu
Centralnego o rekonstrukcji w dniu pi臋膰dziesi膮tej rocznicy Wielkiego Pa藕dziernika wydarze艅 siedemnastego roku. W ca艂ej ich z艂o偶ono艣ci, a czasem sprzeczno艣ci Ca艂y 艣wiat powinien zobaczy膰 na w艂asne oczy, 偶e jeste艣my gotowi nawet co roku
szturmowa膰 i zdobywa膰 Pa艂ace Zimowe aby
zademonstrowa膰 triumf
marksizmu-leninizmu! Niech wszyscy zobacz膮, 偶e nasze zgrubia艂e palce mog膮 jeszcze utrzyma膰 karabin! Punktem kulminacyjnym
obchod贸w b臋dzie, jak
wiecie, szturm cytadeli reakcji
Pa艂acu Zimowego. Ten偶e szturm pos艂u偶y sygna艂em dla rewolucyjnych
wydarze艅 w Moskwie

stolicy naszego kraju.
Cz艂onek KC zrobi艂 pauz臋 i niespiesznie nala艂 sobie wody ze stoj膮cej na niewielkiej m贸wnicy
karafki. Woda la艂a si臋 do szklanki cienkim
strumyczkiem i jej plusk wzmocniony mikrofonem by艂 doskonale s艂yszalny w ca艂ej sali.
Poprzedni m贸wca
skupi艂 si臋 przede wszystkim na mi臋dzynarodowym aspekcie
jutrzejszych wydarze艅. To
bez w膮tpienia wa偶ne, ale nasz g艂贸wny cel to nar贸d radziecki. I
dlatego my, pami臋taj膮c wypowied藕 jednego z
marksist贸w-leninist贸w 揔adry decyduj膮 o wszystkim", powinni艣my postawi膰 na szczeg贸lnie wa偶nych odcinkach wiernych partii,
u艣wiadomionych i najlepiej
niepij膮cych towarzyszy.
Towarzysze, powstanie to sztuka. Tak uczy艂 nas Lenin! Potraktujmy to
pokazowe powstanie jak sztuk臋!


Burza oklask贸w wstrz膮sn臋艂a niewielk膮 sal膮 komitetu obwodowego.
Przyw贸dca Bundu Kogan odwr贸ci艂 si臋 do Gruszewa i krzykn膮艂 nie przestaj膮c bi膰 brawa:
- Ju偶 my
im poka偶emy!
Kozacki czub Kogana rozsypa艂 si臋 i zas艂oni艂 prawe oko.
- Wszyscy na Zimowy!
wykrzykn膮艂 kto艣.
Znowu zagrzmia艂y oklaski.
- Zajd藕
do mnie, dostaniesz instrukcje
dogoni艂 Gruszewa w korytarzu
instruktor komitetu obwodowego.


Weszli do gabinetu.
- Ju偶
dzisiaj w nocy zaczn膮
przeci膮ga膰 揂uror臋" z Kronsztadu
powiedzia艂 instruktor.
Na razie
zdj臋li z niej wszystkie
nadbud贸wki i wys艂ali w
d贸艂 rzeki na barkach.
Twoje zadanie wiem, 偶e je
znasz, ale nie zaszkodzi膰
powt贸rzy膰. Twoje zadanie
polega na byciu tym marynarzem, kt贸ry nie uwierzy kapitanowi,
偶e farwater jest p艂ytki. Zejdziesz do szalupy i
sam sprawdzisz jego g艂臋boko艣膰 sond膮. Potem przejmiesz dowodzenie
statkiem i doprowadzisz go na pozycj臋 do obstrza艂u Zimowego. Jasne?


- Jasne ju偶 od dw贸ch tygodni.

- A to, co ci teraz powiem, jeszcze jasne nie
jest. Tylko do twojej wiadomo艣ci. Jak my艣lisz, dlaczego zdj臋to nadbud贸wki z kr膮偶ownika? Nie wiesz. Wyja艣niam. Dzisiaj w nocy
przywioz膮 inn膮 armat臋. Taka, kt贸ra mo偶e strzela膰 prawdziwymi pociskami. I
dadz膮 nam dwa prawdziwe
pociski. Wystrzelicie w Zimowy. Teraz jasne?


- Jako艣
nie.
- Gazety trzeba czyta膰. S艂uchaj. W艣r贸d naszych inteligent贸w jest
tendencja do traktowania salwy z 揂urory" tak, jakby jej nie
by艂o. 呕e niby by艂 tam jaki艣 sygnalizacyjny wystrza艂, w dodatku 艣lepy. I uradzili艣my tu z towarzyszami, 偶e damy im popali膰. Zrobimy tak, 偶eby w 67- m salwa by艂a prawdziwa!


- Ale przecie偶 tam, w Ermita偶u, s膮 obrazy i tak dalej

- O to si臋 nie martw. Elektronicy
wszystko wyliczyli. Pocisk trafi w sal臋 sztuki zachodniej. W tych, jak
im tam impresjonist贸w. 呕adna strata. Teraz jasne? No,
to id藕, dzia艂aj. I ani mru mru.


Gruszew pomy艣la艂, 偶e Ko艂obek mia艂 sporo racji.
- I pami臋taj, to osobiste tajne
rozporz膮dzenie towarzysza
Bre偶niewa!


6.

O godzinie siedemnastej syreny wszystkich
fabryk Leningradu przeci膮gle, bez艂adnie i alarmuj膮co zawy艂y. Wy艂a syrena Zak艂ad贸w Kirowskich, kt贸re teraz
nazywa艂y si臋 Puti艂owskie, wy艂a syrena 揈lektrosi艂y" i syreny tajnych
przedsi臋biorstw,
ozdobionych r贸偶norakimi
obwieszczeniami, wy艂
Zak艂ad Przetw贸rstwa
Zbo偶owego, i s膮dy wojenne w Kronsztadzie,
gwizda艂y poci膮gi na dworcu Moskiewskim,
Witebskim, Warszawskim i Fi艅skim, dzwoni艂y tramwaje rzeczne, tr膮bi艂y taks贸wki, a zamontowane
wsz臋dzie g艂o艣niki zag艂usza艂y ca艂y ten zgie艂k pierwszymi d藕wi臋kami hymnu.
W miar臋
jak cich艂y syreny, Palmir
P贸艂nocy prze偶ywa艂 czarodziejsk膮 metamorfoz臋. Milicjanci porzucali swoje
posterunki, wsiadali do niebieskich samochod贸w milicyjnych i
wychodzili jako policjanci i st贸jkowi w niskich papachach. Zza
rogu Litiejnego zau艂ka
wysz艂a kiepsko
zorganizowana grupa m臋偶czyzn w kapotach i
wypastowanych margaryn膮
butach ze zwijaj膮cymi
si臋 w harmonijk臋 cholewami. M臋偶czy藕ni nie艣li ikony i sztandary i 艣piewali z kartek 揃o偶e, chro艅 cara". Z ulic znikn臋艂y taks贸wki i zamiast nich po
Newskim dziwnie cichym i pustym mkn臋li rikszarze. Spychaj膮c gapi贸w na chodniki
przejechali kozacy. Na pikach trzepota艂y niebiesko-bia艂o-czerwone chor膮giewki
francuskie,
zaproponowane przez eksperta z muzeum Lenina. Stary 揻ord" z
jakimi艣 lud藕mi w mundurach bez znak贸w
rozpoznawczych wyskoczy艂
na most Aniczkowski, wypu艣ci艂 k艂膮b niebieskawego dymu i
utkn膮艂 przy koniu Clodta.
Na furmance, przebrani za wie艣niak贸w, jechali operatorzy
filmowi. Oczy obiektyw贸w z艂owieszczo wygl膮da艂y spod porozpinanych sukman.

艢ciemnia艂o si臋. Ta cz臋艣膰 ludno艣ci Leningradu, kt贸ra nie
bra艂a bezpo艣redniego udzia艂u w przedsi臋wzi臋ciu, snu艂a si臋 po chodnikach, nerwowo ws艂uchuj膮c si臋 w g艂osy megafon贸w. Rozmach i
realno艣膰 przedsi臋wzi臋cia wywo艂ywa艂y w obywatelach niepok贸j i
niezrozumia艂e pragnienie
schowania jak najg艂臋biej,
do kufra o podw贸jnym dnie, legitymacji zwi膮zkowych i cz艂onkowskich DOSAAF. Bez艂adnie, jakby odzwyczajone po
d艂ugiej przerwie,
rozdzwoni艂y si臋 dzwony Soboru Kaza艅skiego. D艂onie przechodni贸w si臋ga艂y ku czo艂om
prze偶egna膰 si臋 albo po prostu otrze膰 pot.
Czarnoseci艅cy w um贸wionym miejscu z艂apali Kirgiza, zamaskowanego na
rabina i otwarcie zn臋cali
si臋 nad nim, nie
czyni膮c mu jednak, zgodnie
z ustaleniami, krzywdy cielesnej.
Zapali艂y
si臋 艣wiat艂a w dawnych kasach dworca
kolejowego, aktualnie pe艂ni膮cych rol臋 Dumy. W oknach majaczy艂y postacie nale偶膮cych do r贸偶nych frakcji deputowanych.
Deputowani wymachiwali r臋kami i g艂o艣niki, w艂膮czone na kilka minut w sali
Dumy, transmitowa艂y
ha艂as i okrzyki
kontrrewolucjonist贸w.
S艂ycha膰 by艂o wystrza艂y z ci臋偶kich dzia艂. Oddzia艂y genera艂a Krosnowa rwa艂y si臋 ku Piotrogradowi, ale na dany
przez sier偶anta milicji
znak zatrzyma艂y si臋, bezsilne, przed Pu艂kowskimi wzg贸rzami.
W Pa艂acu
Zimowym r贸wnie偶 czu艂o si臋 niepok贸j. O pi膮tej wyjecha艂y ostatnie 艂adowarki i wywrotki,
oddzielaj膮c Ermita偶 od placu barykad膮 zmontowan膮 byle jak z pustej tary,
kontener贸w, z艂omu,
bierwion i d艂ugich pr臋t贸w, kt贸re nadawa艂y jej wygl膮d d艂ugiego je偶ozwierza.
Na barykadach umieszczono cekaemy i trzy
armaty bez zamk贸w, przywiezione z Muzeum Artylerii. Pomi臋dzy 艣cian膮 pa艂acu i barykad膮 by艂o na razie pusto.
Dziewcz臋ta
sekretarki, historycy
sztuki, sprz膮taczki i
przewodniczki Ermita偶u
przymierza艂y mundury. W
k膮cie sali egipskiej Raisa
Siemionowna ustawi艂a
maszyn臋 do szycia i
przerabia艂a, pomimo
surowego zakazu Antypienki, kurtki i p艂aszcze kobietom z batalionu
艣mierci. W bufecie
sta艂a kolejka po kefir i
czarn膮 kaw臋. Wiele os贸b mia艂o nocowa膰 w Ermita偶u, a jutro czeka艂 je ci臋偶ki dzie艅.
Antypienko nadzorowa艂 rozk艂adanie pol贸wek w g艂贸wnym westybulu. Pol贸wek
brakowa艂o, - potrzebowano
ich nie tylko w gnie藕dzie
kontrrewolucji.
Zosia, ju偶 przebrana w czarn膮 l艣ni膮c膮 kurtk臋 z czaszk膮 na r臋kawie
by艂a zmuszona przyzna膰, 偶e bardzo jej w tym stroju do
twarzy
siedzia艂a na
parapecie z premierem Rz膮du Tymczasowego. Pili
czarn膮 kaw臋 i rozmawiali p贸艂g艂osem.
- Ciesz臋
si臋, 偶e pani mnie rozumie

powiedzia艂 Kiere艅ski.
Kobiety rzadko mnie
rozumiej膮.
Powiedziawszy to Kiere艅ski opu艣ci艂 oczy i jego spojrzenie
przypadkiem upad艂o na
zgrabne kolano Zosi. Kiere艅ski westchn膮艂. Zosia poczu艂a instynktownie, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku z jej ubraniem,
spr贸bowa艂a naci膮gn膮膰 swoj膮 mini sp贸dniczk臋 na kolano, ale nic z tego nie
wysz艂o.
- Jestem 偶onaty od o艣miu lat
westchn膮艂 Kiere艅ski i poprawi艂 peruk臋.
Moja 偶ona, Rita okaza艂a si臋 bardzo ograniczon膮 kobiet膮.
- Niech pan tak nie m贸wi.
powiedzia艂a Zosia.
Jestem pewna, 偶e pa艅ska 偶ona to mi艂a i dobra kobieta. Jest jej tak
samo 藕le z panem, jak panu
z ni膮.
- Znowu ma pani racj臋, absolutn膮 racj臋
zapali艂 si臋 Kiere艅ski.
Wszystkiemu winien
jestem wy艂膮cznie ja.
Korytarzem przeszed艂 Ko艂obek. Ugina艂 si臋 pod ci臋偶arem skrzynki. Drug膮 tak膮 skrzynk臋 d藕wiga艂 za nim Simeonow.


- Co tam macie, ch艂opaki?
zapyta艂a Zosia.
- Nic takiego.
- Boria jest naszym wodzem. To znaczy dzisiaj
dowodzi junkrami. Czy pana aresztuj膮?
- Nie
odpowiedzia艂 Kiere艅ski.
W ostatniej chwili uda
mi si臋 uciec. W przebraniu
piel臋gniarki. Uciekn臋 do Ameryki.


- To bardzo ciekawe
powiedzia艂a Zosia.
Ogl膮da艂 pan 揔obiet臋 i m臋偶czyzn臋"?
- Nie. Co to takiego?
- Film o prawdziwej, czystej mi艂o艣ci. Francuski.

7.

W艂odzimierz Ilicz Lenin
wymin膮艂 towarzysza Jarcho
i pierwszy podszed艂 do
drzwi od klatki schodowej. Dawno niemyta szyba by艂a szara, z zaciekami po
listopadowych deszczach.


- Kozak贸w nie wida膰
powiedzia艂 Lenin.
- Junkr贸w te偶 nie.
Lenin poprawi艂 zakrywaj膮cy po艂ow臋 twarzy banda偶 i naci膮gn膮艂 na rud膮 peruk臋 czapk臋 z daszkiem. Na g贸rze
trzasn臋艂y drzwi. Kamera
telewizyjna na p贸艂pi臋trze terkota艂a cicho. W p贸艂mroku postacie operator贸w
wygl膮da艂y jak zjawy.
- Chod藕my, towarzyszu Ilicz

powiedzia艂 Jarcho,
staraj膮c si臋 m贸wi膰 z esto艅skim akcentem.
Czekaj膮 na nas w Smolnym.


- Tak, ju偶 czas.
W艂odzimierz Ilicz ostro偶nie otworzy艂 drzwi i ten historyczne gest
momentalnie zosta艂
pokazany przez miliony telewizor贸w ca艂ego Zwi膮zku Radzieckiego i post臋powych kraj贸w Europy, w艂膮czonych do systemu Interwizji.

Zimna, deszczowa noc schwyci艂a w臋drowc贸w i ponios艂a ich w stron臋 mostu, ku Newie,
niebezpiecze艅stwu i s艂awie. Jarcho szed艂 pierwszy. Jego szerokie kroki
by艂y pewne, ale ostro偶ne. Lenin szed艂 z ty艂u. Opaska przeszkadza艂a mu patrze膰 i szybko nami臋k艂a
wydawa艂o si臋, 偶e ma przyczepion膮 do twarzy mokr膮 ci臋偶k膮 poduszk臋.
Sp贸藕nieni
widzowie t艂oczyli si臋 na chodnikach i szept:
揑dzie!" toczy艂 si臋 naprz贸d, wyprzedzaj膮c id膮cych o kilka kwarta艂贸w.
Znana z ksi膮偶ek i film贸w posta膰 wodza w d艂ugim w膮skim palcie z czarnym
aksamitnym ko艂nierzem, w
robotniczej czapce z daszkiem i z obwi膮zanym policzkiem
wodza, kt贸ry
szed艂 wzi膮膰 w swoje r臋ce dowodzenie powstaniem

sprawia艂a, 偶e wszystko wraca艂o na swoje miejsce.
艁ami膮c wszystkie zasady przedsi臋wzi臋cia id膮cych wymin膮艂 samoch贸d telewizji z kr臋c膮cym si臋 na dachu radarem. By艂 jako tako zamaskowany na
katafalk. Cylindry operator贸w i re偶ysera z艂owieszczo chwia艂y si臋 nad ciemn膮 ulic膮.
D艂ugi ryj
kamery, kt贸ry wysun膮艂
si臋 z ty艂u katafalku ostatni raz da艂 na ekrany du偶y plan twarzy Lenina.
Wiedz膮c, 偶e go filmuj膮 Lenin stara艂 si臋 opanowa膰 dr偶enie ramion. Dreszcz
przeszywa艂 go do szpiku
ko艣ci, wydawa艂o mu si臋, 偶e lodowate krople 艣ciekaj膮 po w膮trobie. Rozbola艂 go z膮b. Ju偶 przedwczoraj 偶ona prosi艂a, 偶eby poszed艂 do dentysty, ale w przychodni
WTO trzeba si臋 by艂o zapisywa膰 z trzydniowym wyprzedzeniem.



Jarcho otrz膮sn膮艂 si臋 i zapali艂, os艂aniaj膮c p艂omie艅 szerokimi d艂o艅mi.
- Niech pan schowa paczk臋
powiedzia艂 Lenin.
Kto pi臋膰dziesi膮t lat temu pali艂 揃ie艂omory"?
- Ju偶 nas
nie filmuj膮

powiedzia艂 Jarcho.
M贸wi艂 teraz bez esto艅skiego akcentu.
Pojechali na
dworzec. Tam si臋 zaraz
b臋dzie sporo dzia艂o.


- Pospieszmy si臋. Bo nam rozsun膮 mosty.
- Nie. Tej nocy trzymaj膮 je puti艂owcy. Czerwona Gwardia.
- O kt贸rej mamy by膰 w Smolnym?
- Jeszcze czas. Dobrze by by艂o wst膮pi膰 gdzie艣, rozgrza膰 si臋.
- Zwariowa艂 pan. Przecie偶 tego nie by艂o.
- Kto wie tamtej nocy ich nie
obserwowali艣my.
Jarcho wyrzuci艂 niedopa艂ek, kt贸ry zasycza艂 w czarnej ka艂u偶y.
Z daleka zastuka艂y kopyta.
- Wejd藕my, W艂odzimierzu Iliczu, do tej
bramy. Zdaje si臋, 偶e to kozacy. Boj臋 si臋, czy ci trocki艣ci nie odkryli waszego lokalu
konspiracyjnego.
- Niech si臋 pan trzyma tekstu

powiedzia艂 surowo W艂odzimierz Ilicz, daj膮c nura w ciemn膮 bram臋.
Jacy trocki艣ci? Lowa powinien siedzie膰 w Smolnym i dowodzi膰, p贸ki mnie tam nie ma.


- Niemo偶liwe!
- Rzeczywi艣cie, niemo偶liwe. Zdecydowali, 偶e si臋 obejd膮 bez tej politycznej
prostytutki! W Smolnym jest Podwojski i Swierd艂ow. Pewni ludzie. Z komisji
rewizyjnej.
Kozacki podjazd przejecha艂 szybko i tylko b艂oto bryzgaj膮ce spod ko艅skich kopyt chlusn臋艂o w bram臋.


- Idziemy?
- Idziemy. Tylko ostro偶nie. 呕arty 偶artami, ale je艣li teraz wpadniemy w oczy
kozackiemu patrolowi mo偶e
doj艣膰 do skandalu.
Na rogu p艂on臋艂o ognisko. Wok贸艂 niego stali czerwonoarmi艣ci. Karabiny ustawiono przy
stojaku.
- Swoi
powiedzia艂 Jarcho.
Jeszcze dwie
przecznice i b臋dzie most.
A stamt膮d do Smolnego
ju偶 niedaleko.


- 呕eby艣my ju偶 wreszcie tam byli

powiedzia艂 Lenin.
Jeden z czerwonoarmist贸w s艂ysz膮c kroki odwr贸ci艂 si臋.
- Kto idzie?
zapyta艂.
- Do Smolnego
odpowiedzia艂 Jarcho.
Has艂o
zwyci臋stwo. Z telewizji nie
przeje偶d偶ali?


- Nie macie w Smolnym nic do roboty

powiedzia艂
czerwonoarmista.
- Tak to nie m贸w
Jarcho stara艂 si臋 by膰 uprzejmy.
Nie wiesz, z kim
rozmawiasz.


- I nie chc臋 wiedzie膰
powiedzia艂 czerwonoarmista.
- A powiniene艣 si臋 domy艣li膰. Mieli was uprzedzi膰.
- Wiesz ty co
rozz艂o艣ci艂 si臋 nagle czerwonoarmista, -
zamiast mi tu prawi膰
kazania, poka偶 lepiej
dokumenty.
Pozostali czerwonoarmi艣ci r贸wnie偶 odwr贸cili si臋 do zatrzymanych i uwa偶nie przys艂uchiwali si臋 rozmowie.
- Jakie dokumenty?
zapyta艂 gro藕nie Jarcho.
Nie mo偶emy mie膰 dokument贸w. Przecie偶 podali艣my has艂o. Odsu艅cie si臋, nie zatrzymujcie nas. 呕eby艣cie potem nie mieli pretensji,
jak was w komitecie obwodowym na dywanik wezw膮.


- Wa艣ka,
on ci臋 straszy

powiedzia艂 jeden z
czerwonoarmist贸w.
Czerwonoarmi艣ci nie obawiaj膮c si臋 kozackich patroli, roze艣miali si臋 g艂o艣no.
Niewykluczone, 偶e ca艂a ta historia sko艅czy艂aby si臋 dobrze, gdyby nie wtr膮ci艂 si臋 W艂odzimierz Ilicz.
- Towarzysze
powiedzia艂 nagle.
Zwhacam wam uwag臋 na zbyt ma艂膮 hewolucyjn膮 czujno艣膰. W momencie, gdy wh贸g mo偶e zwyci臋偶y膰 wasza bho艅 stoi nie na艂adowana.
- A to co za przebranie?
zainteresowa艂 si臋 czerwonoarmista.
Z臋by bol膮 czy oberwa艂e艣?
- Towarzysze!
jeszcze g艂o艣niej powiedzia艂 Lenin.
W imieniu hewolucji
hozkazuj臋 wam


Nie doko艅czy艂. Czerwonoarmista podszed艂 do niego bardzo blisko i
powiedzia艂:
- Chyba oni.
- My, my
potwierdzi艂 Jarcho, kt贸ry my艣la艂, 偶e w ko艅cu go rozpoznano.

- Dok艂adnie
powiedzia艂 drugi czerwonoarmista.
Jeden
wysoki, to ten co zdejmowa艂 zamek. Drugi, ma艂y, okr膮g艂y, za艂atwi艂 cioci臋 Zoj臋.


- I dokument贸w nie maj膮
popar艂 go inny.
- Przecie偶 jeste艣cie puti艂owcami!
zd膮偶y艂 krzykn膮膰 Jarcho zanim wykr臋cili mu r臋ce.
- Nie, jeste艣my z OBCHSS
odpowiedzia艂 czerwonoarmista wskazuj膮c na opask臋 z napisem 揹ru偶ynnik" , ale bez litery 搄at艂"
na ko艅cu.
Postawili nas
tu zamiast milicji. Nie wszyscy mog膮 bawi膰 si臋 w aktor贸w. Kto艣 musi pracowa膰. Inaczej tacy jak wy
korzystaj膮c z zamieszania
narobiliby tu niez艂ego
bigosu Dobra, chod藕cie na
komisariat, tam si臋
zobaczy.
Tymczasem drugi czerwonoarmista zacz膮艂 wpatrywa膰 si臋 w twarz Lenina i nie mog膮c nic zobaczy膰, powiedzia艂 do kolegi:


- W艂膮cz
no latark臋. Co艣 mi si臋 jego twarz wydaje znajoma.

- Jestem Leninem
powiedzia艂 W艂odzimierz Ilicz. Nie mia艂 ju偶 nic do stracenia. Czas p艂yn膮艂 i w ka偶dej chwili mog艂o zacz膮膰 si臋 powstanie. 揥czoraj by艂o za wcze艣nie, jutro b臋dzie za p贸藕no"
powtarza艂 w my艣lach.
Czerwonoarmista wbi艂 mu w twarz promie艅 latarki. Lenin zmru偶y艂 oczy. Jednym ruchem zerwa艂 z Ilicza mokr膮 peruk臋, opask臋 i, jak na nieszcz臋艣cie, r贸wnie偶 drug膮 peruk臋 z 艂ysin膮 i br贸dk臋.


Stoj膮cy
przed czerwonoarmist膮
cz艂owiek ju偶 niczym nie przypomina艂 wodza rewolucji.
- Wydawa艂o mi si臋
powiedzia艂 czerwonoarmista.
My艣la艂em, 偶e sk膮d艣 go znam.
- Jestem Leninem
powt贸rzy艂 w贸dz rewolucji.

- Idziemy. Za Lenina wlepi膮 ci dodatkowo. Z tego nazwiska
si臋 nie 偶artuje
powiedzia艂 czerwonoarmista poganiaj膮c zatrzymanych.

 


8.

O trzeciej w nocy Kiere艅skiego wezwano na zebranie
gabinetu ministr贸w. Powiedzia艂 Zosi, 偶e postara si臋 wr贸ci膰 jak najszybciej. Zosia, 偶eby jutro, w dniu wydarze艅, nie przysypia膰, zdrzemn臋艂a si臋 na kanapce przed garderob膮. Tam znalaz艂 j膮 Boria Ko艂obek, gdy zbiera艂 dow贸dc贸w oddzia艂贸w.
Noc by艂a
z艂a i ciemna. Z dachu
Sztabu Generalnego wyrywa艂y si臋 o艣lepiaj膮ce promienie jupiter贸w,
obmacywa艂y fasad臋 Pa艂acu Zimowego, puste barykady,
艣lizga艂y si臋 po placu Pa艂acowym, rzucaj膮c owale 艣wiat艂a na pomarszczone deszczem
ka艂u偶e. Kilku milicjant贸w
przebranych za st贸jkowych, ale z czerwonymi opaskami na r臋kawach zamyka艂o bram臋 Sztabu Generalnego. Brama
mia艂a zosta膰 otwarta w dniu szturmu.
Z okna w pokoju Ko艂obka wida膰 by艂o jak pierwsze szeregi
robotnik贸w i czerwonoarmist贸w podchodz膮 od strony Soboru
Isakijewskiego i chowaj膮
si臋 przed deszczem pod
mokrymi drzewami, na kt贸rych wisia艂y jeszcze ostatnie li艣cie.
- M贸wcie, jak wygl膮da sytuacja
powiedzia艂 do zebranych Ko艂obek. Wygl膮da艂 surowo i bardzo r贸偶ni艂 si臋 od tego Ko艂obka, kt贸rego znali i do
kt贸rego byli przyzwyczajeni.
- Moi junkrzy ju偶 zebrali si臋 na dole
powiedzia艂 Simeonow.
Niemal wszyscy.
Nie ma pi臋ciu ludzi,
przewa偶nie z bardzo
wa偶nych powod贸w. Zagrebin
od jutra idzie na urlop, ma skierowanie, zwolni艂em go. Jednemu zachorowa艂a matka. Bugajew ma zapalenie
korzonk贸w.


- Jak z broni膮?
- Wszystko w porz膮dku. Dwadzie艣cia karabin贸w i jeden cekaem.
Czterna艣cie strzelb
my艣liwskich. I wystawa
pistolet贸w z galerii na parterze.


- A u ciebie, Dudnik?
- O艂贸w
zdobyli艣my. Odlewamy kule.
Do jutra zrobimy ze sto kilo. Tylko z rozmiarem jest ci臋偶ko. Cz臋艣膰 broni jest z siedemnastego
b膮d藕 szesnastego wieku.


- Ch艂opaki
powiedzia艂a Zosia
Powariowali艣cie. A jak si臋 Antypienko dowie?

- Nie dowie si臋
powiedzia艂 Izwicki.
Ju偶 o to zadba艂em. Wypi艂em z nim osiem setek koniaku za
zwyci臋stwo rewolucji.
W艂a艣nie, poszed艂bym si臋 przespa膰. I tak moje armaty nie
maj膮 zamk贸w.


- Id藕

powiedzia艂 Ko艂obek.
Dzi臋ki. Jak twoje dziewcz臋ta, Zosiu?
- Wed艂ug
listy mam osiemdziesi膮t
os贸b. Obecnych czterdzie艣ci trzy. Sam pan rozumie, jedne
maj膮 dzieci, inne jeszcze
co innego. Mo偶e jutro
przyjdzie jeszcze ze dwadzie艣cia. Wed艂ug mnie, troch臋 pan przesadza. Co to ma
by膰 wojna, czy co? A
je艣li kto艣 zostanie ranny?
- Aaa, zdaje si臋, 偶e jeste艣 s艂abo poinformowana. B臋dziemy musieli ci臋 o艣wieci膰. Simeonow, b膮d藕 tak dobry, przyprowad藕 je艅ca.
Nagle ta scena wyda艂a si臋 Zosi absolutnie nierealna. Oto
stoi przed ni膮 jej
przyjaciel, m艂odszy
pracownik naukowy Ermita偶u
Boria Ko艂obek, ma na sobie
oficerski
a mo偶e
junkierski?
mundur. I m贸wi o amunicji, karabinach i je艅cach. Mo偶e z nim nie wszystko w
porz膮dku? Mo偶e trzeba gdzie艣 zadzwoni膰? Ale Simeonow to przecie偶 powa偶ny cz艂owiek, przewodnicz膮cy rady zak艂adowej
Simeonow wepchn膮艂 do pokoju jakiego艣 m艂odzie艅ca ze zwi膮zanymi r臋kami. Ch艂opak jak ch艂opak. Spodnie-dzwony z suwakami
na dole, w艂osy do uszu i
kurtka bez ko艂nierza. W
sumie nawet sympatyczny.


- Posad藕
go
powiedzia艂 Ko艂obek.
Ch艂opak
bez po艣piechu siad艂 na podsuni臋tym krze艣le. Junkrzy usiedli tak, 偶eby lepiej widzie膰 je艅ca.
- Sko艅czcie te wyg艂upy
powiedzia艂 ch艂opak wysokim g艂osem.
Daliby艣cie lepiej zapali膰.


- Nazwisko?
zapyta艂 Ko艂obek.
Imi臋?
- Ju偶
m贸wi艂em. A teraz
prosz臋 was jak cz艂owiek: dajcie zapali膰.
- Rozwi膮偶
mu r臋ce.
Ch艂opak
potar艂 obola艂e nadgarstki i wzi膮艂 papierosa od Simeonow.
- Teraz b臋dziesz m贸wi艂?
- A o czym tu m贸wi膰? I tak wszystko wiecie.

-Zacznijmy od pocz膮tku. Tutaj niekt贸rzy towarzysze
jeszcze nie wszystko s艂yszeli. Jak si臋 nazywasz? Gadaj!


- O Zoi Kosmodemia艅skiej s艂yszeli艣cie, bia艂e gnidy?
zapyta艂 jeniec.
- Tak, tak, o Pawliku Morozowie i o generale
Karbyszewie te偶. A ty
nazywasz si臋 W艂adys艂aw Jefimow, urodzony w 1948,
mieszkasz na Drugiej linii wyspy Wasiliewskiej. A jak
dalej nie b臋dziesz
m贸wi艂, to ci mord臋 obijemy.


Ko艂obek
m贸wi艂 powa偶nie i ch艂opakowi si臋 to nie spodoba艂o.
- Nie macie prawa
powiedzia艂.
Nie ma wojny, a wy nie
jeste艣cie z milicji.
- Co robi艂e艣 w Ermita偶u?
- Nic.
- Dobra, Simeonow, poka偶 mu.
Simeonow si臋gn膮艂 do kieszeni bryczes贸w i
wyci膮gn膮艂 nieprzyjemnie wygl膮daj膮cy pistolet z czas贸w
hiszpa艅skiej wojny
sukcesyjnej.
- Nie mamy zamiaru 偶artowa膰. I nie oddamy ci臋 na milicj臋. Nie ma na to czasu.
Odpowiadaj: po co przyszed艂e艣 do Ermita偶u?


Ch艂opak
zerkn膮艂 na pistolet,
zaci膮gn膮艂 si臋 papierosem i powiedzia艂:
- By艂em
na zwiadzie.
- Ju偶
lepiej. Kto ci臋 przys艂a艂?
- Ch艂opaki
- Co za ch艂opaki?
- Po co wam to? I tak ich nie znacie. No,
Zezowaty Kola.
- I czego si臋 mia艂e艣 dowiedzie膰?
- Tak, ja wam powiem, a moi mnie zabij膮.
- Nie zabij膮. A jak nie powiesz, to my
ci臋 zabijemy. Dzia艂aj膮 tu teraz prawa wojenne. Nie
zwracaj uwagi, 偶e mamy
mundury junkr贸w. Jeste艣my
takimi samymi radzieckimi lud藕mi jak i ty, tylko bardziej
艣wiadomymi. Odpowiadaj,
draniu, bo po偶a艂ujesz.
W g艂osie
Ko艂obka zad藕wi臋cza艂o tak g艂臋bokie przekonanie, 偶e jeniec po偶a艂uje, 偶e ch艂opak spu艣ci艂 oczy i zapyta艂:


- B臋dziecie mnie torturowa膰?
- Na razie nie. Ale je艣li dalej b臋dziesz si臋 upiera艂
- No dobra, powiem! Tylko 偶eby si臋 nasi nie dowiedzieli. Wys艂ali mnie, 偶ebym si臋 zorientowa艂, jakie s膮 jeszcze nie pilnowane wej艣cia.


- Po co?
- Powiedzieli nam, 偶e jak we藕miemy Zimowy, to b臋dziemy mogli go spl膮drowa膰. Tak jak Suworow. Trzy dni na
grabie偶, m艂ode soko艂y. No to postanowili艣my si臋 dowiedzie膰, jak mo偶na si臋 szybciej od innych dosta膰 do Pa艂acu. 呕eby艣my byli pierwsi. Powiedzieli,
偶e kobitki te偶 b臋d膮.
Przy ostatnich s艂owach je艅ca Zosia drgn臋艂a. Przez ca艂y czas wydawa艂o jej, 偶e to jaka艣 pomy艂ka, nieporozumienie. Wszystko
si臋 wyja艣ni i tego mi艂ego ch艂opca ode艣l膮 do mamy


- Jakie kobitki?
zapyta艂a Zosia nie poznaj膮c w艂asnego g艂osu.
- No, takie, 偶eby si臋 mo偶na zabawi膰. Przecie偶 to szturm.
- To skandal! Natychmiast trzeba
zadzwoni膰!
- Potem o tym pogadamy. Siadaj, Zosia, nie
przeszkadzaj w przes艂uchaniu.
Zosia obejrza艂a si臋. Twarze junkr贸w by艂y powa偶ne. Nikt tutaj nie 偶artowa艂.
揓ak to tak
my艣la艂a Zosia, - jak to mo偶liwe po pi臋膰dziesi臋ciu latach w艂adzy radzieckiej, kiedy nasz
nar贸d jest ju偶 u艣wiadomiony i wychowany?"


- Dawaj dalej, gadaj.
- A o czym tu gada膰? Jak si臋 tu dosta艂em, z艂apali mnie wasi. Poznali.
Jaka艣 wredna kobita,
sprz膮taczka, pyta, co ja
tu robi臋? Zacz膮艂em biec po korytarzu,
schowa艂em do kamiennej
skrzyni a tam trup. Wrzasn膮艂em i wtedy mnie z艂apali.


- Jasne. I wielu my艣li tak jak ty?
- Wielu
powiedzia艂 ch艂opak.
A tak to po co bym tu
przy艂azi艂?
Wyprowadzili go.
- Teraz chc臋 wam co艣 pokaza膰
powiedzia艂 Ko艂obek.
Za mn膮!
Przed niewielkim oknem wychodz膮cym na skwer przed szczytem
budynku, Ko艂obek
zatrzyma艂 si臋. W pokoju nie pali艂o si臋 艣wiat艂o i blask jupiter贸w
pozwala艂 zobaczy膰, co dzieje si臋 na ulicy. Ciemne postacie
bieg艂y kryj膮c si臋 za drzewami, urz膮dzaj膮c zasadzki jak najbli偶ej bocznej fasady.


- Podejd藕cie tutaj, - powiedzia艂 Ko艂obek.
Widzicie?
Cz臋艣膰
szyby by艂a starannie
wyci臋ta i tylko cudem
trzyma艂a si臋 jeszcze w futrynie.

9.

Marynarze wkr臋cali ostatnie 艣ruby
mocowali dzia艂a na pok艂adzie. D藕wig podawa艂 paki z ulotkami i
fajerwerkami. Za godzin臋
揂urora" wychodzi艂a na
New臋.
Kapitan, z by艂ych kagiebesznik贸w, suchy,
nieufny cz艂owiek w
wielkich okularach, wezwa艂
do siebie przewodnicz膮cego
komitetu okr臋towego
Gruszewa.
- Ta rozmowa nie jest dla mnie przyjemna

powiedzia艂 szczerze.

Przez ca艂e 偶ycie dawa艂em 艂upnia innym, a za dwie godziny
to mnie wezm膮 jako
kontrrewolucjonist臋.
- To nic
uspokoi艂 go Gruszew.
W imi臋 rewolucji mo偶na pocierpie膰. Nic z艂ego panu nie zrobimy. A jak
filmowcy i te kanalie dziennikarze si臋 oddal膮, to pana pu艣cimy.


Ostatnia paczka z ulotkami dekretu o ziemi
osiad艂a na pok艂adzie kr膮偶ownika.
- Amunicj臋 przywie藕li?
zapyta艂 Gruszew kapitana.
- Wszystko zrobione.
- Gdzie jest sonda i inne manele?

- W szalupie, wszystko przygotowane. Jak
tylko wyjdziemy do stoczni ba艂tyckiej, zrobimy zebranie
komitetu okr臋towego i ja
- tutaj kapitan westchn膮艂,
- i ja wtedy odm贸wi臋
dalszego prowadzenia kr膮偶ownika. Pod pretekstem
mielizny. I wtedy pan b臋dzie musia艂 spu艣ci膰 si臋 w szalupie i sprawdzi膰 g艂臋boko艣膰 sond膮, a potem wr贸ci膰 i oznajmi膰 za艂odze, 偶e ja no, 偶e jestem elementem
antyradzieckim.


- Kontrrewolucjonist膮
uprzejmie poprawi艂 kapitana Gruszew.

- No w艂a艣nie. Jak b臋dzie pan wsiada艂 do szalupy, niech pan nie
zapomni p艂aszcza
deszcz
pada.


- Nie mog臋
b臋d膮 filmowa膰 z helikoptera.
揂urora" da艂a d艂ugi sygna艂. Na maszt wpe艂z艂a czerwona flaga. Kr膮偶ownik powsta艂.
Tramwaj rzeczny z zagranicznymi turystami
przez jaki艣 czas p艂yn膮艂 za legendarnym kr膮偶ownikiem w g贸r臋 Newy, potem zosta艂 w tyle
turyst贸w zawieziono,
偶eby obejrzeli Stadion
Kirowa.
Gruszew zajrza艂 do magazynu gospodarczego

wzi膮艂 od magazyniera
paczk臋 papieros贸w.
Denerwowa艂 si臋. Od razu rozerwa艂 paczk臋 i zapali艂. I w艂a艣nie wtedy do magazynu wpad艂 marynarz i zgodnie z planem
krzykn膮艂:


- Zdrada! Kapitan nie chce dalej p艂yn膮膰!
Gruszew wypad艂 na mostek jak b艂yskawica. Kapitan sta艂, mia艂 p贸艂przymkni臋te oczy, a jego r臋ka twardo le偶a艂a na d藕wigni pr臋dko艣ci. Strza艂ka wskazywa艂a 揷a艂膮 wstecz".
- Co pan robi, kapitanie?
krzykn膮艂 Gruszew, wczuwaj膮c si臋 w rol臋.
Co robisz, bydlaku? Tam
gin膮 nasi towarzysze!
Nieoczekiwana w艣ciek艂o艣膰 Gruszewa sprawi艂a, 偶e na mostku zapad艂a grobowa cisza. I wszyscy
us艂yszeli dobiegaj膮ce z miasta pojedyncze
wystrza艂y.
- Nie mog臋
odpowiedzia艂 kapitan.
Nie mog臋 by膰 zdrajc膮. G艂臋boko艣膰 powinna by膰 normalna. Obiecuj臋 wam to jako weteran partii.



Gruszew uda艂, 偶e nie us艂ysza艂 tego ma艂odusznego monologu.

- Sam wsi膮d臋 do szalupy
powiedzia艂.
Zmierzymy g艂臋boko艣膰. Komitet okr臋towy przejmuje w艂adz臋.
- Ale przecie偶 ja si臋 zgadzam
upiera艂 si臋 kapitan.
Nale偶臋 do partii od dwudziestego
dziewi膮tego roku!
- Idioto!
wyszepta艂 Gruszew do wyprowadzanego
przez marynarzy kapitana.
Idioto, przecie偶 ci臋 nie wsadz膮.


- Kto wie
odpowiedzia艂 kapitan.
Oko kamery ukrytej w rogu kabiny
nawigacyjnej, niepewnie zamigota艂o. W tym momencie transmisja z
揂urory" zosta艂a
przerwana.
Gruszew dziarsko wskoczy艂 do szalupy. Wio艣larze ju偶 siedzieli na 艂awkach i tylko czekali na
sygna艂, 偶eby ruszy膰 w g贸r臋 rzeki.


- Naprz贸d!
krzykn膮艂 Gruszew.
Umrzemy, ale
historyczny wystrza艂
padnie!
Telewizyjny helikopter opu艣ci艂 si臋 tu偶 nad szalup臋 i filmowa艂 Gruszewa wielkim planem.
- Dajcie sond臋
powiedzia艂 Gruszew.
Gdzie ona jest?

- A diabli wiedz膮!
powiedzia艂 zmieszany sternik.
Chyba
gdzie艣 tu by艂a.
- Coo?
- Nie wiem. Mo偶e w zamieszaniu zapomnieli
j膮 w艂o偶y膰.
- No i jak teraz zmierzymy?
- Nie denerwujcie si臋, towarzyszu Gruszew

powiedzia艂 jeden z
wio艣larzy. Gruszew
zna艂 go z widzenia

wio艣larz pracowa艂 w rejonowym oddziale komitetu.

To przecie偶 tylko tak,
na niby
- W艂a艣nie
doda艂 sternik.
Udawajcie, 偶e opuszczacie sond臋. Tylko szybko
chyba
machaj膮 do nas z
helikoptera. I tak w tym deszczu nie zobacz膮.
Gruszew przechyli艂 si臋 za burt臋 i uda艂, 偶e spuszcza do wody sznurek. Nie
wiedzia艂 wprawdzie, jak
wygl膮da sonda, ale pewnie
jak sznurek. Szare fale niemal dotyka艂y jego r臋ki. Nad Leningradem wstawa艂 deszczowy poranek
si贸dmy
listopad 1967 roku.


- Starczy, co?
- Starczy
zgodzi艂 si臋 Gruszew. Nagle poczu艂 rozczarowanie. Dla Gruszewa
艣wi臋to ju偶 si臋 sko艅czy艂o. Najwa偶niejsza cz臋艣膰 roli by艂a ju偶 poza nim. W dalszych
wydarzeniach gra艂 po艣ledni膮 rol臋. Ale sekretarz komitetu
rejonowego umia艂 wzi膮膰 si臋 w gar艣膰.


- Zawracaj
powiedzia艂.
P艂yniemy do Zimowego.

Pi臋膰
minut p贸藕niej szalupa
przybi艂a do burty okr臋tu. Silniki kr膮偶ownika zaszumia艂y, okr臋t ruszy艂 w g贸r臋 rzeki. Przep艂yn膮艂 kilka metr贸w i osiad艂 na mieli藕nie.



10.

Posiedzenie Rz膮du Tymczasowego sko艅czy艂o si臋 nad ranem. Kiere艅ski zdj膮艂 peruk臋 i wyszed艂 na korytarz, wycieraj膮c ni膮 czo艂o. 艢wiat艂o jupiter贸w w sali
posiedze艅 by艂o nieprzyjemne nie tylko ze
wzgl臋du na swoj膮 intensywno艣膰, ale tak偶e dlatego, 偶e zamienia艂o sal臋 w 艂a藕ni臋.
Ministrowie zeszli na d贸艂 do bufetu, operatorzy wy艂膮czyli 艣wiat艂a, odci膮gn臋li kamery do k膮t贸w sali i poszli do dom贸w.

Kiere艅ski
zasta艂 Zosi臋 艣pi膮c膮 na kanapce. Pomy艣la艂, 偶e we 艣nie wygl膮da jak dziewczynka, delikatnie
i bezbronnie. A czarna kurtka z trupi膮 czaszk膮 i ko艣膰mi na r臋kawie tylko podkre艣la艂a t膮 bezbronno艣膰. Kiere艅ski za艂o偶y艂 peruk臋, nachyli艂 si臋 i delikatnie i czule poca艂owa艂 Zosi臋 w czo艂o.
Zosia poczu艂a dotyk spierzchni臋tych po d艂ugich przem贸wieniach warg i
otworzy艂a oczy. Jej oczy w
p贸艂mroku by艂y czarne i przepastne.


- To ty, Sasza?
zapyta艂a cicho i lekko ochryple.

Kiere艅ski
ju偶 mia艂 zaprzeczy膰, gdy przypomnia艂 sobie, 偶e nie nazywa si臋 teraz ani Jamanidze, ani
Nodar. Na imi臋 ma
Aleksander.


- Tak 艂adnie spa艂a艣
powiedzia艂 Kiere艅ski.
- G艂upstwa m贸wisz. Wygl膮dam okropnie.
Kiere艅ski
usiad艂 obok niej na
kanapce.
- Nie wstawaj
powiedzia艂.
Jeszcze jest czas. Jeszcze
nie ma 艣witu.

- S艂ysza艂e艣?
zapyta艂a Zosia, odsuwaj膮c si臋 troch臋 od Nodara.
Okaza艂o si臋, 偶e Ermita偶owi rzeczywi艣cie grozi niebezpiecze艅stwo.
- Ko艂obek
referowa艂 nam sytuacj臋 na radzie ministr贸w

powiedzia艂 Kiere艅ski.
Nic takiego.
Dzwonili艣my do Smolnego

we wszystkich szturmuj膮cych oddzia艂ach przeprowadzony zostanie
instrukta偶. Najwidoczniej
kto艣 zbyt dos艂ownie zrozumia艂 swoje zadanie.


- To znaczy, s膮dzisz, 偶e nic strasznego si臋 nie dzieje?
- Najstraszniejsze jest to
powiedzia艂 Kiere艅ski nachylaj膮c si臋 nad policzkiem Zosi.

najstraszniejsze jest to, 偶e za jakie艣 dwie godziny b臋dziemy musieli by膰 na stanowiskach, a co dalej
tego nikt nie wie.
Policzek Zosi by艂 gor膮cy i mi臋kki. Nawet w p贸艂mroku Kiere艅ski widzia艂 odci艣ni臋ty na nim wz贸r grubej tkaniny
kanapki
czerwon膮
siateczk臋. Kiere艅ski przysun膮艂 si臋 jeszcze bli偶ej do jej policzka i jego wargi
tak mi臋kko i naturalnie
dotkn臋艂y jego sk贸ry, 偶e Zosia nie potrafi艂a, nawet nie pomy艣la艂a o tym, 偶eby si臋 odsun膮膰. Kiere艅ski odwr贸ci艂 do siebie g艂ow臋 Zosi, tak, 偶e jego wargi znalaz艂y si臋 naprzeciwko jej warg, ale w
ostatniej chwili Zosia zd膮偶y艂a si臋 uchyli膰 i Kiere艅ski poca艂owa艂 j膮 w oko, zapl膮ta艂 si臋 wargami w jej rozpuszczonych
w艂osach. Zosia, ju偶 zupe艂nie obudzona zaszepta艂a szybko urywanym g艂osem:


- Zwariowa艂e艣, odejd藕, bo kogo艣 zawo艂am odejd藕
Wargi Kiere艅skiego jednak spotka艂y si臋 z jej wargami. Przez kilka
sekund Zosia jeszcze zaciska艂a z臋by, ale potem nagle, pomimo
woli podda艂a si臋, podda艂a si臋 jako艣 tak od razu, nie ucieka艂a ju偶 przed poca艂unkami, pragn臋艂a tylko, 偶eby on trzyma艂 j膮 dalej w ramionach, i 偶eby jej nie zostawi艂. Zosia mocno przycisn臋艂a go do siebie i przez
angielskie sukno frencza premiera Rz膮du Tymczasowego poczu艂a ciep艂o jego plec贸w. Jej szeroko
otwarte usta sta艂y si臋 mi臋kkie i wilgotne.
Zd膮偶y艂a jeszcze szepn膮膰 搉ie trzeba", ale tak cicho,
偶e Kiere艅ski m贸g艂 zrozumie膰 co艣 zupe艂nie przeciwnego. W tym momencie
on nagle podni贸s艂 g艂ow臋 i nie odrywaj膮c r膮k od jej piersi powiedzia艂:


- Nie mo偶emy tu siedzie膰. Kto艣 m贸g艂by przyj艣膰.
Zosia zerwa艂a si臋 i zapi臋艂a czarn膮 sk贸rzan膮 kurtk臋.
- Oszaleli艣my oboje
powiedzia艂a.
Przecie偶 dopiero si臋 poznali艣my i zupe艂nie nic o sobie nie wiemy.
- A czy musimy?
zapyta艂 Kiere艅ski, schyli艂 si臋 i poca艂owa艂 j膮 mocno i pewnie. Dok艂adnie tak, jak Zosia chcia艂a.
D艂ugo
chodzili po s艂abo o艣wietlonych korytarzach,
mijaj膮c 艣pi膮cych na pol贸wkach junkr贸w i
kiwaj膮cych si臋 w p贸艂艣nie na skrzy偶owaniach korytarzy wartownik贸w.



- Lepiej znasz budynek
powiedzia艂 Kiere艅ski.
Pracujesz tu
przecie偶.
- W prawo, teraz w prawo
odpowiedzia艂a Zosia i zrobi艂o jej si臋 wstyd, 偶e prowadzi po Ermita偶u obcego m臋偶czyzn臋. Zawsze by艂a wierna m臋偶owi. Nagle zapragn臋艂a powiedzie膰 mu o tym, mo偶e po to, 偶eby doceni艂 jej ofiar臋, ale pomy艣la艂a, 偶e Kiere艅ski zbyje j膮 nic nie znacz膮cymi s艂owami, a przez to ona poczuje
si臋 jeszcze gorzej.
Przed gabinetem Antypienki Zosia
zatrzyma艂a si臋. Kiere艅ski zrozumia艂, 偶e ona sama nie chce
podejmowa膰 偶adnych krok贸w i ostro偶nie uchyli艂 drzwi. Drzwi prowadzi艂y do poczekalni, gdzie urz臋dowa艂a Raisa Siemionowna, kt贸ra
teraz by艂a na dole, z
innymi kobietami z batalionu szturmowego. Obite cerat膮 drzwi do gabinetu Antypienki
by艂y zamkni臋te na klucz.
Kiere艅ski
podszed艂 do zabytkowej
sk贸rzanej kanapy dla petent贸w i usiad艂. Zdj膮艂 peruk臋. Zosia podesz艂a do okna i popatrzy艂a w d贸艂, na plac, gdzie w porannej
mgle snuli si臋 wartownicy
Czerwonej Gwardii.


- Chod藕
do mnie
zawo艂a艂 j膮 Kiere艅ski.
- Zaraz
powiedzia艂a Zosia, ale nie ruszy艂a si臋 z miejsca. Kiere艅ski wsta艂, podszed艂 do niej z ty艂u i obj膮艂 j膮.


- Chc臋
by膰 z tob膮
powiedzia艂.
- Zrozum, ja nigdy wcze艣niej Nie
powiedzia艂a twardo.
Je艣li nawet do tego dojdzie, to
nie teraz i nie tutaj.
- W艂a艣nie teraz i tutaj. W noc przed
rewolucj膮. W Pa艂acu Zimowym. I pami臋taj, kim jestem!
- Nie mog臋 tego pami臋ta膰. Nie wiem, kim jeste艣. Mo偶e ostatnim premierem Rosji,
Kiere艅ski, mo偶e Sasz膮, a mo偶e aktorem Nodarem Jamanidze. A
mo偶e mi si臋 tylko przy艣ni艂e艣?
Zosia u艣miechn臋艂a si臋. Odwr贸ci艂a g艂ow臋 do Kiere艅skiego i na chwil臋 padaj膮ce przez okno 艣wiat艂o jupitera obrysowa艂o z艂otym konturem jej delikatny
profil, d艂ug膮 szyj臋 i jasne, kr贸tko obci臋te w艂osy.
- Jestem nikim
odpowiedzia艂 Kiere艅ski.
I przy艣ni艂em ci si臋. I niech to b臋dzie najlepsza noc w moim 偶yciu. I w twoim te偶.
Zosia powa偶nie popatrzy艂a mu w oczy, pr贸buj膮c zobaczy膰 w nich co艣, nieznanego nawet jej samej,
ale bardzo wa偶nego; i nie
wiedz膮c, czy znalaz艂a czy nie, zamkn臋艂a oczy, i w tym samej chwili
poczu艂a na powiekach jego
wargi.


Kiere艅ski
zaprowadzi艂 j膮 na kanap臋.
- Siadaj
powiedzia艂 i ona pos艂usznie usiad艂a, nie otwieraj膮c oczu. Wiedzia艂a, 偶e nie nale偶y ju偶 do siebie, lecz do tego
cz艂owieka, kt贸ry tej nocy
pierwszy i ostatni raz w 偶yciu w艂ada losami wielkiego kraju. I
chocia偶 d艂onie napotka艂y nie obci臋te na je偶a w艂osy, lecz sztywne k臋dziory
W tym momencie Antypienko obudzi艂 si臋, poruszy艂 si臋 na zsuni臋tych w jego gabinecie fotelach
i g艂o艣no zakl膮艂.
Wsta艂,
przewr贸ci艂 krzes艂o, zrzuci艂 na pod艂og臋 ka艂amarz i w kompletnych
ciemno艣ciach zacz膮艂 szuka膰 wyj艣cia z tego wi臋zienia, do kt贸rego wsadzi艂 go przebieg艂y alkoholik Izwicki.
Nie wiedzia艂, 偶e 艂oskot przewr贸conego krzes艂a sprawi艂, 偶e kochankowie w poczekalni
odskoczyli od siebie, nie wiedzia艂, 偶e przestraszy艂 zaczajonego w k膮cie zwiadowc臋 czerwonych, nie wiedzia艂, 偶e 艂oskot obudzi艂 wartownik贸w przy barykadzie,
nie wiedzia艂, 偶e obudzone warty rzuci艂y si臋 do cekaemu, nie wiedzia艂, 偶e dy偶urny junkier kandydat historii
sztuki Izwicki zdecydowa艂,
偶e si臋 zacz臋艂o i wystrzeli艂 czerwon膮 rakiet臋, nie wiedzia艂, 偶e zobaczywszy rakiet臋 ruszyli czerwonoarmi艣ci, zbieraj膮c si臋 przed mosi臋偶n膮 krat膮 bramy Sztaby Generalnego, nie
wiedzia艂, 偶e w odpowiedzi na czerwon膮 rakiet臋 Izwickiego wystrzelono w
powietrze tak膮 sam膮 nad twierdz膮 Pietropaw艂owsk膮, a jej komendant, kt贸remu
stan膮艂 zegarek,
zdecydowa艂, 偶e powstanie si臋 zacz臋艂o i rozkaza艂, 偶eby dano sygnalny wystrza艂 z armaty, nie wiedzia艂, 偶e minut臋 p贸藕niej drzemi膮cy przy telefonie polowym
re偶yser Telewizji
Leningradu rozkaza艂 w艂膮czy膰 wszystkie kamery, nie
wiedzia艂, 偶e po kolejnej minucie
zadzwoni艂 telefon w sennym
budynku Smolnego, kt贸ry nie by艂 jeszcze gotowy do powstania,
nie wiedzia艂, 偶e Swierd艂ow rozkaza艂 Podwojskiemu natychmiast biec
na plac i powstrzyma膰 tych
idiot贸w, nie wiedzia艂,
偶e przewracaj膮c krzes艂o rozpocz膮艂 Wielk膮 Rewolucj臋 Pa藕dziernikow膮. O trzy godziny za wcze艣nie.

 


11.

- 揂urora" ? 揂urora"! 揂urora"!

wrzeszcza艂 telefonista.

Nie odpowiada, Jakowie Michaj艂owiczu
powiedzia艂, odwracaj膮c si臋 do Swierd艂owa.
- Dziwne
powiedzia艂 Swierd艂ow.
Powinni ju偶 by膰 na miejscu. Co si臋 tam mog艂o sta膰?


- Podwojski na linii
krzykn膮艂 drugi
telefonista.
- Daj no s艂uchawk臋. I popro艣 kogo艣 o czarn膮 kaw臋. Tylko mocn膮. Podwojski? Co tam u ciebie?
Ruszyli? Jak to
nie mo偶na zatrzyma膰? Czy ty rozumiesz, 偶e nie by艂o wystrza艂u z 揂urory"? Rozumiesz, co to
dla ciebie znaczy? Najmarniej biuro komitetu obwodowego.
Dobra, dzia艂aj.
揂uror臋" bior臋 na siebie.
Swierd艂ow
podszed艂 do drzwi innego
pokoju w Smolnym. W korytarzu, gdzie ca艂y czas wisia艂y wsp贸艂czesne 偶yrandole, zalani 艣wiat艂em jarzeni贸wek stali i
siedzieli ch艂opi,
marynarze i 偶o艂nierze, g艂贸wnie delegaci na Zjazd, kt贸ry
powinien zosta膰 otwarty
wieczorem. Czekali na Lenina.
Z drzwi naprzeciwko wyskoczyli
rewolucjoni艣ci Dubienko,
Krylenko i Ko艂艂膮taj z
Teatru M艂odego Widza.
- Co si臋
wyprawia!
krzycza艂
Ko艂艂膮taj.
Co si臋 wyprawia! Aurora nie strzela,
Lenin zagin膮艂, powstanie
zacz臋艂o si臋 o trzy godziny za wcze艣nie. Przecie偶 ca艂y Leningrad jeszcze 艣pi.


- Wiem
uci膮艂 Swierd艂ow.
Kiedy przyjdzie dubler
Lenina?
- Budz膮
go. Ostro wczoraj pi艂.
Mia艂 urodziny 偶ony.
- Obudzi膰
za wszelk膮 cen臋 i ucharakteryzowa膰.
- Jakowie Michaj艂owiczu!
telefonista
wystawi艂 g艂ow臋.
Jest 艂膮czno艣膰 z 揂uror膮"!
- Co tam si臋 u was dzieje!
wysycza艂 nerwowo Swierd艂ow.
Gdzie byli艣cie?
- Ale si臋
narobi艂o, Jakowie
Michaj艂owiczu

rozleg艂 si臋 w s艂uchawce g艂uchy g艂os.
Osiedli艣my na mieli藕nie. Holownik trzeba by艂o wzywa膰. Najwidoczniej przez te
pi臋膰dziesi膮t lat zmieni艂 si臋 farwater.


- Przecie偶 macie sond臋
- Nie pomy艣leli艣my. Ale p贸ki co, nie ma
strachu. Wezwali艣my
holownik z Kronsztadu. Za jakie艣 dwie godziny tu b臋dzie. Zd膮偶ymy.


- Gdzie zd膮偶ycie? Powstanie ju偶 si臋 zacz臋艂o!
- Przecie偶 jeszcze za wcze艣nie.
- Sam wiem, 偶e za wcze艣nie. Przemarzli, przemokli i
ulegli prowokacji. S艂uchaj, 揂urora", strzelajcie do
razu. Potem si臋 ustali,
gdzie stali艣cie.
- Nie da rady. Obr贸ci艂o nas, a armata jest nowa, nie
obraca si臋. Elektronicy
wszystko tam wyliczyli, 偶eby przypadkiem nie trafi膰 w jaki艣 inny budynek. B臋dziemy czeka膰 na holownik. To wszystko. Bez
odbioru.


- Strzelajcie, do ci臋偶kiej cholery!
w艣ciek艂 si臋 Swierd艂ow.

 
12.

Zosia wybieg艂a z Pa艂acu. W w膮skiej szczelinie pomi臋dzy Ermita偶em i barykad膮 ju偶 byli zaskoczeni, ale gotowi na
wszystko junkrzy.


- Gdzie twoje dziewcz臋ta?
- Zaraz je obudz臋
Zosia rzuci艂a si臋 z powrotem do Pa艂acu i wbieg艂a po szerokich schodach na
g贸r臋. Szybciej! Zd膮偶y艂a spojrze膰 przez barykad臋 na t艂um przed bram膮. Zobaczy艂a pierwsze szeregi, szykuj膮ce si臋 do ataku na Admiralicj臋. Szeregi by艂y czarne, straszne i
bezimienne. Chcia艂y
wzi膮膰 Ermita偶, spl膮drowa膰 go, a przede wszystkim
zabi膰 Sasz臋. Zosia zapomnia艂, 偶e zgodnie z planem przed tylnim
wej艣ciem stoi samoch贸d z
chor膮giewk膮 ambasady innego pa艅stwa. A nawet gdyby sobie o tym
przypomnia艂a, to w膮tpliwe, czy wp艂yn臋艂oby to na jej postanowienie
bronienia Zimowego. Saszy tak czy inaczej grozi艂o niebezpiecze艅stwo.
- Wstawajcie, dziewcz臋ta
Zosia potrz膮sa艂a przyjaci贸艂kami za ramiona.
Wstawajcie,
zacz臋艂o si臋!
- Zwariowa艂a艣
powiedzia艂a Raisa Siemionowna.
Nawet
nie 艣wita. Nie zdob臋d膮 pa艂acu wcze艣niej ni偶 przed wieczorem. Nawet
揂urora" jeszcze nie strzela艂a.


- Zacz臋艂o
si臋 przed czasem

powiedzia艂a Zosia.
Dla
nas to jeszcze gorzej.
Mamrocz膮c
pod nosem dziewczyny wstawa艂y z pol贸wek, zak艂ada艂y kurtki i p艂aszcze, bra艂y karabiny.
Wbieg艂
Ko艂obek.
- Amunicja w skrzynkach w westybulu!

krzykn膮艂.
Tam jest
instruktor. Nauczy was, jak si臋 pos艂ugiwa膰 broni膮.


Kto艣
za艣mia艂 si臋 nerwowo.
- Zaczyna si臋 wojna ojczy藕niana?
- Szybciej, dziewcz臋ta, kochane, szybciej!
b艂aga艂a Zosia.
By艂a na
ulicy przed dziewcz臋tami.
Oddzia艂y szturmuj膮cych podesz艂y znacznie bli偶ej.
Barykada milcza艂a.
Wybiegaj膮c na ulic臋, dziewcz臋ta zlewa艂y si臋 z mg艂膮, zanurza艂y si臋 w odm臋tach poblad艂ych 艣wiate艂 reflektor贸w, krzyk贸w i
oddalonego warkotu b臋bn贸w.


Na placu odezwa艂 si臋 cekaem.
- Kry膰
si臋!
krzykn膮艂 Simeonow, chowaj膮c swoje pot臋偶ne cia艂o za skrzynk膮 po cukierkach 揚omara艅czowe".
- Dlaczego mamy si臋 kry膰?
nie poddawa艂a si臋 Raisa Siemionowna.
Wol臋 popatrze膰. Zaraz pewnie 揂urora" b臋dzie strzela膰. To przecie偶 takie ciekawe.
Jakby w odpowiedzi na jej s艂owa, nad rzek膮 za miastem hukn臋艂o dzia艂o trzycalowe. Gdzie艣 daleko wybuch艂 s艂up ognia.


- Oj, dziewcz臋ta, jak 艂adnie!
zawo艂a艂a Raisa Siemionowna.

I upad艂a
艣ci臋ta najprawdziwsz膮 kul膮 z cekaemu.
W tym czasie obro艅cy Zimowego, kt贸rzy otoczyli
Rais臋, nie wiedzieli,
偶e jedyny pocisk,
wystrzelony przez stoj膮c膮 na mieli藕nie 揂uror臋" w wyniku nieszcz臋艣liwego zbiegu okoliczno艣ci trafi艂 w lewe skrzyd艂o Pa艂acu Smolnego, gdzie by艂a 艂膮cznica telefoniczna.
Od tej chwili Smolny by艂 odci臋ty nie tylko od placu Pa艂acu Zimowego, ale r贸wnie偶 od komitetu obwodowego.
Zosia przera偶ona pochyli艂a si臋 nad Rais膮. W niebieskawym 艣wietle poranka wida膰 by艂o, jak na jej 艣ci艣ni臋tej p艂aszczem piersi wyst臋puje krwawa plama.
Kto艣
zap艂aka艂. Kto艣 wyszepta艂: 揅huligani".
Ko艂obek,
kt贸ry wy艂oni艂 si臋 z mg艂y, powiedzia艂 z moc膮:


- Dw贸ch junkr贸w do mnie. Odnie艣膰 rann膮.
Raisa zaj臋cza艂a.
- I nie rozchodzi膰 si臋!
krzykn膮艂 na kobiecy batalion Ko艂obek.
Przecie偶 was po jednej wystrzelaj膮. Kt贸ra jeszcze nie wzi臋艂a amunicji, niech bierze.


- Skandal!
us艂ysza艂a Zosia.
Kiere艅ski
ze z艂o偶onymi na piersi r臋kami sta艂 za ni膮. Trzech czy czterech
ministr贸w, kt贸rzy byli z nim, niewyspanych, wymi臋tych, z po艣cieranym makija偶em, w poprzekrzywianych brodach
i bokobrodach, wygl膮dali
na zastraszonych i niepewnych.
Kiere艅ski
znalaz艂 oczami Zosi臋 i mrugn膮艂 do niej. Mruganie by艂o teraz raczej nie na miejscu,
ale Zosia poczu艂a si臋 pewniej.
- Obywatele wolnej Rosji!
krzykn膮艂 Kiere艅ski tak, 偶e by艂o go s艂ycha膰 nawet na najbardziej
oddalonych ko艅cach
barykady.
Spiskowcy chc膮
pozbawi膰 nas wielkich
zdobyczy rewolucji. Ojczyzna w niebezpiecze艅stwie! Jeste艣cie ostatnim sza艅cem wolno艣ci! I dlatego od was,
towarzysze, zale偶y, czy
uratujemy nale偶膮ce do ludu
pracuj膮cego skarby
Ermita偶u!


- Huraaa!
rykn臋li junkrzy, pochwyceni
szlachetnym porywem.
- Huuuraaaa!
rozleg艂o si臋 na placu. Oddzia艂y bieg艂y szturmowa膰 Zimowy.
- We wroga, nad g艂owami, kto z czego mo偶e, razem, ognia!
krzykn膮艂 Simeonow, unosz膮c w g贸r臋 pistolet z szesnastego wieku.



Barykada zje偶y艂a si臋 wybuchami wystrza艂贸w.
Pierwszy rz膮d zatrzyma艂 si臋 i pad艂.
- Bydlaki!
da艂o si臋 s艂ysze膰.
Gady!
- Nie os艂abiajcie rewolucyjnej
czujno艣ci!
zawo艂a艂 do obro艅c贸w Kiere艅ski, odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i poszed艂 do Pa艂acu. Po drodze powiedzia艂 do Milukowa: - Bardzo
licz臋 na konnic臋 genera艂a Krasnowa.
I te s艂owa, przekazywane na barykadzie
z ust do ust sprawi艂y,
偶e garstka junkr贸w
uwierzy艂a w swoje si艂y.
Te s艂owa
by艂y tym bardziej
potrzebne, 偶e od strony
Sztabu Generalnego kto艣
przez g艂o艣nik autorytatywnym tonem
zacz膮艂 grozi膰 zbyt odwa偶nym junkrom administracyjnymi i
innymi konsekwencjami.

Rankiem Kogan zd膮偶y艂 wpa艣膰 do domu. Uda艂o mu si臋 znale藕膰 chwilk臋 czasu. S膮dzi艂, 偶e domownicy 艣pi膮. Noc w siedzibie KC partii
Bund up艂yn臋艂a stosunkowo spokojnie
o
drugiej zako艅czy艂y si臋 spory i dyskusje czy uzna膰 czy nie uzna膰 bolszewik贸w i w ko艅cu przyj臋to neutraln膮 rezolucj臋, kt贸ra wzywa艂a do podporz膮dkowania si臋 Konstytuancie. A poniewa偶 na Bund nie starczy艂o kamer, to cz艂onkowie KC spokojnie po艂o偶yli si臋 spa膰, a Kogan zd膮偶y艂 nawet zaj艣膰 do domu
mieszka艂 po drugiej stronie ulicy.

呕ona nie spa艂a.
- Arkadiuszu
powiedzia艂.
Oszala艂e艣. Biegasz po ulicach jak
ch艂opiec, a tam ju偶 strzelaj膮.
- Nic si臋
takiego nie dzieje. Zr贸b mi kakao
odpowiedzia艂 Kogan k艂ad膮c na st贸艂 grub膮 teczk臋 z dokumentami Bundu.
Ca艂e przedstawienie zacznie
si臋 dopiero za kilka
godzin. A poza tym, odgrywamy przecie偶 drugoplanow膮 rol臋
jakby艣my si臋 nie u艂o偶yli i tak nas wezm膮.
- Mnie ju偶 s膮siadka m贸wi艂a, 偶e maj膮 z was zrobi膰 koz艂贸w ofiarnych
krzykn臋艂a z kuchni 偶ona.


- Co takiego?
- Je艣li
ludziom dali bro艅 i
wypu艣cili na ulice

jednych z czerwonymi flagami a innych z ikonami, to 藕le si臋 to mo偶e sko艅czy膰 tylko dla 呕yd贸w.
- Powiedzia艂bym, 偶e jeste艣 oportunistk膮, R贸偶o
odpowiedzia艂 Kogan, siadaj膮c przy stole.
W naszej partii
s膮 towarzysze z komitetu
rejonowego. A w艣r贸d
czarnoseci艅c贸w jest ich
jeszcze wi臋cej. Specjalnie
tak to urz膮dzono, 偶eby mie膰 kontrol臋 nad masami. A poza tym,
je艣li tak si臋 denerwujesz, to radz臋 ci jecha膰 do siostry, do Riepino. Tam
nie ma 偶adnej rewolucji.

- A tymczasem tu kto艣 b臋dzie chcia艂 wyr贸wna膰 rachunki, a mnie nie b臋dzie, 偶eby opatrzy膰 ci rany.
- R贸偶o,
zwariowa艂a艣! Zapomnia艂a艣, 偶e dzisiaj jest pi臋膰dziesi膮ta rocznica w艂adzy radzieckiej, i 偶e to nie rewolucja, tylko
obchody.
- A czy ty wiesz, 偶e Kola od s膮siad贸w m贸wi艂 swojej mamie, 偶e oni naprawd臋 maj膮 zamiar spl膮drowa膰 Pa艂ac Zimowy?


- Nikt im na to nie pozwoli. Od tego s膮 偶andarmi i ochotnicza s艂u偶ba
Kogan nie zd膮偶y艂 sko艅czy膰. W oddali wystrzeli艂a armata z Twierdzy
Pietropaw艂owskiej i przez
lufcik mieszkania na ulicy Hercena wdar艂o si臋 dono艣ne 揌ura". Tyraliera na placu
Pa艂acowym ruszy艂a do szturmu.
- No prosz臋
powiedzia艂a 偶ona i w jej oczach pojawi艂y si臋 wielkie 艂zy.
Teraz to si臋 dopiero zacznie.
- To jaka艣 pomy艂ka
powiedzia艂 Kogan, nie dopijaj膮c kakao.
To nie mo偶e by膰 powstanie. To pewnie pr贸ba
generalna.


- Czekaj, w艂膮cz臋 telewizor
powiedzia艂a R贸偶a.
Powinni nas przecie偶 poinformowa膰.
Ale ekran telewizora tylko szumia艂 i nadawa艂 szare pasy. Transmisji nie
by艂o.
- Musz臋
i艣膰
westchn膮艂 Kogan.
Powinienem by膰 z parti膮.
- Zwariowa艂e艣, Arkadiuszu
odpowiedzia艂a R贸偶a.
Zamkn臋 ci臋 na klucz. Dlaczego mia艂by艣 ryzykowa膰 swoim 偶yciem? Nie jeste艣 ma艂ym ch艂opcem!
- R贸偶o,
czy ty nie rozumiesz, 偶e
moje uczestnictwo w Bundzie jest moim partyjnym obowi膮zkiem? Je艣li porzuc臋 Bund na pastw臋 losu, to kto zagwarantuje,
偶e jutro nie opuszcz臋 w ci臋偶kiej chwili r贸wnie偶 Partii Komunistycznej?
Kogan trzasn膮艂 drzwiami i wyszed艂. Nie doczeka艂 si臋 od 偶ony zrozumienia. Kogan powoli
schodzi艂 po schodach.
Nachodzi艂y go ponure
my艣li. Ka偶de przedsi臋wzi臋cie powinno i艣膰 zgodnie z planem. I je艣li nagle nie idzie zgodnie z
planem, to znaczy, 偶e
wydarzy艂o si臋 co艣 nieprzewidzianego, niepo偶膮danego. Ale co?
Posta艂
chwil臋 za rogiem,
czekaj膮c a偶 przejedzie kozacki patrol.
Dziwne, pomy艣la艂, je艣li zacz臋艂a si臋 rewolucja, to miasto powinno
by膰 ju偶 w r臋kach rewolucjonist贸w.
Upewniwszy si臋, 偶e ulica jest pusta, Kogan
szybko dobieg艂 do
rejonowego biura zaopatrzenia, przekazanego Bundowi. Tam
ju偶 na niego czekano.
- Kogan, czy ty wiesz, co si臋 sta艂o?
zapyta艂 Paplian, skierowany do Bundu
nie ze wzgl臋du na
narodowo艣膰, lecz w trybie
partyjnego nadzoru.


- Zacz臋艂o
si臋?
- Pr贸bowa艂em dodzwoni膰 si臋 do Smolnego, ale oni tam
milcz膮.
- Jak to?
- Jest podejrzenie - Paplian nachyli艂 si臋 do samego ucha Kogana.
Jest
podejrzenie, 偶e 揂urora"
trafi艂a w Smolny!
Ciiicho!


- Jak si臋
dowiedzia艂e艣?
- Mam swoje 藕r贸d艂a.
- S膮
ofiary?
- Nie wiadomo.
- A co z Leninem?
- Nikt go nie widzia艂.
- Taak
Kogan usiad艂 na wytartym krze艣le i opu艣ci艂 siwiej膮c膮 g艂ow臋 na d艂onie.
Zadzwoni艂
telefon.
- Odbior臋

powiedzia艂 Kogan.

Mo偶e to ze Smolnego.

- M贸wi Duma Pa艅stwowa
powiedzia艂 g艂os w s艂uchawce.
Bolszewikom jeszcze
nie uda艂o si臋 zdoby膰 Zimowego. Dworce r贸wnie偶 s膮 w naszych r臋kach. Proponujemy podporz膮dkowanie si臋 Rz膮dowi Tymczasowemu.


Da艂o
si臋 s艂ysze膰 g艂uche stukni臋cie. Na tamtym ko艅cu linii upad艂a s艂uchawka.
- Kto?
- Duma
powiedzia艂 Kogan.
Nic nie rozumiem.
Proponuj膮 podporz膮dkowanie si臋 Rz膮dowi Tymczasowemu.


- Mo偶e
tak trzeba?
powiedzia艂
Grot.
- Nie wiem.
- Przecie偶 Bund zawsze by艂 parti膮 opozycyjn膮. I nawet popiera艂 Rz膮d Tymczasowy.
- Id臋

powiedzia艂 Paplian.

Spr贸buj臋 przenikn膮膰 do Smolnego, albo nawet do
komitetu obwodowego. Niech dadz膮 jakie艣 dyrektywy.


- Dobra, id藕. A my tu na razie

- A wy tu na razie dzia艂ajcie zgodnie z prawd膮 historyczn膮. Bund popiera艂 Rz膮d Tymczasowy. No to go
popierajcie. Tylko nie za bardzo aktywnie. Generalnie
sied藕cie tu i czekajcie.



Paplian narzuci艂 p艂aszcz ortalionowy i ju偶 mia艂 wychodzi膰, gdy odezwa艂 si臋 Grot:
- Nie da rady. P艂aszcz nie pasuje. Niech pan
we藕mie sukman臋. Mamy tu jedn膮. 呕eby nar贸d pana nie pozna艂.
Gdy Paplian wyszed艂, Kogan powiedzia艂:


- Mo偶e
nas zaatakuj膮?
- Kto?
- Czarna sotnia. Albo przeciwnie,
czerwonoarmi艣ci. Nigdy nie
wiadomo, kto nas bardziej nie lubi.


Grot pochyli艂 jajowat膮 艂ys膮 g艂ow臋 i powiedzia艂:
- Masz racj臋. Zbudujemy barykad臋.
Dosun臋li
pod drzwi wej艣ciowe
wszystkie mo偶liwe sto艂y i szafy. Cz艂onkowie KC poczuli si臋 pewniej. Przynajmniej nie
wezm膮 ich go艂ymi r臋kami.


Znowu zadzwoni艂 telefon.
- Partia Bund?
zapyta艂a s艂uchawka.
- Tak
odpowiedzia艂 Kogan.
To nasza partia.
- M贸wi Wik偶el.
- Jaki Wik偶el?
- Komitet Kolejarzy. Zgodnie ze scenariuszem
odm贸wili艣my utrzymywania
艂膮czno艣ci z Moskw膮. Teraz odpieramy ataki
marynarzy i Armii Czerwonej. Potrzebujemy pomocy. Mogliby艣cie nam przys艂a膰 ze stu ludzi?
- Poszaleli艣cie!
oburzy艂 si臋 Kogan.
Jeste艣my parti膮 pokojow膮. Mamy tylko Komitet Centralny,
siedem os贸b. 脫smy poszed艂
po instrukcje do komitetu obwodowego.


- Jakiego komitetu obwodowego?

zainteresowa艂a si臋 s艂uchawka.
- KPZR!
- Drogi towarzyszu, komitet obwodowy KPZR nie
istnieje. Na razie w艂adza
jest jeszcze w r臋kach
Kiere艅skiego.

 


13.

Oko艂o
godziny dziesi膮tej rano
ataki czerwonoarmist贸w ucich艂y. Trzy razy tyraliera
rzuca艂a si臋 na barykady i trzy razy
si臋 cofa艂a. Przyczyn膮 by艂y up贸r obro艅c贸w i rozproszone bezsensowne
dzia艂ania dow贸dc贸w
szturmu.
Podwojski i Antonow-Owsiejenko, kt贸rzy mieli
dowodzi膰 szturmem na
placu, nie mogli tego zrobi膰. Antonow-Owsiejenko s膮dz膮c, 偶e przed dziesi膮t膮 jego us艂ugi nie b臋d膮 potrzebne siedzia艂 u swojego przyjaciela, aktora
Lenfilmu. A Podwojski, kt贸ry nie mia艂 偶adnego do艣wiadczenia wojennego
dowiedziawszy si臋, 偶e na placu strzelaj膮 naprawd臋, pierwsz膮 kolejk膮 wyjecha艂 do Wyborga, w poszukiwaniu
przej艣cia na
radziecko-fi艅skiej
granicy.
Ze Smolnego, uszkodzonego nieudanym
wystrza艂em z 揂urory", nie
by艂o 偶adnych konkretnych wytycznych.
Og贸lny zam臋t powi臋kszy艂y niejasne pog艂oski o tym, 偶e Lenin nie 偶yje. Te pog艂oski przenikn臋艂y na plac ju偶 o 艣wicie i z uporem kr膮偶y艂y w艣r贸d oddzia艂贸w puti艂owc贸w i marynarzy. Na nic
si臋 nie zda艂y zapewnienia instruktor贸w
komitetu obwodowego, 偶e
nic takiego nie mog艂o
si臋 zdarzy膰, poniewa偶 Lenin jest wiecznie 偶ywy, a nawet jakby co, to
le偶y w Mauzoleum.
O dziewi膮tej zacz臋艂a dzia艂a膰 telewizja i Interwizja.
Komentatorzy telewizyjni czytali tekst wed艂ug wcze艣niej przygotowanego
scenariusza, pokazywano wcze艣niej sfilmowane kadry i dlatego
wpatrzeni w szklane ekrany telewidzowie do godziny jedenastej
byli absolutnie pewni, 偶e
rewolucja rozwija si臋 tak,
jak powinna si臋
rozwija膰. Na ekranach
ciemnia艂a dumna sylwetka
揂urory", demonstranci bili si臋 z policj膮, rewolucjoni艣ci w Gatczynie odpierali
kolejny atak oddzia艂贸w
genera艂a Krasnowa.
Wszystko by艂o tak, jak
by艂o naprawd臋 i przez to bardzo ciekawe. To,
偶e Smolny by艂 wy艂膮czony z transmisji nikogo nie
dziwi艂o
Zjazd Delegat贸w
zaczyna艂 si臋 dopiero wieczorem.
Ko艂obek
wszed艂 do westybulu, 偶eby sprawdzi膰, jak czuj膮 si臋 ranni. Rannych by艂o ju偶 dziesi臋膰 os贸b. Mimo, 偶e kilkakrotnie dzwoniono na
milicj臋, na placu przez
ca艂y czas strzelano z
prawdziwych naboi.


Dwie dziewczyny z batalionu szturmowego
przekwalifikowa艂y si臋 na sanitariuszki.

- Trzymajcie si臋
powiedzia艂 Ko艂obek.
Trzymajcie si臋 obywatele. Wasza krew nie
zosta艂a przelana na darmo.



Co ja gadam za g艂upoty, pomy艣la艂 Ko艂obek. Przecie偶 ludzie cierpi膮.
Korytarzem przeszed艂 Kiere艅ski. D藕wiga艂 polow膮 radiostacj臋, kt贸r膮 junkrzy zdobyli podczas
kr贸tkiego, odwa偶nego
wypadu.
Zosia, wymazana b艂otem
rzuci艂o ni膮 o ziemi臋, gdy kto艣 wrzuci艂 za barykad臋 granat
sz艂a za Kiere艅skim.
Radiostacj臋 postawiono w sali
posiedze艅 rady ministr贸w.
Ministr贸w by艂o o po艂ow臋 mniej. Pi臋ciu uciek艂o z Zimowego samochodem z
chor膮giewk膮 ambasady. Samoch贸d by艂 przeznaczony dla Kiere艅skiego, ale temu nawet do
g艂owy nie przysz艂o skorzystanie z niego. Mo偶e to nawet lepiej. Samoch贸d w
okolicach lotniska Pu艂kowskiego zosta艂 zatrzymany przez kordon KGB.
Ministr贸w okrutnie pobito i wywieziono w niewiadomym kierunku.

Niedawno Kiere艅ski rozmawia艂 z Ko艂obkiem. Ten oprowadzi艂 Kiere艅skiego po salach Ermita偶u. W sali Rembrandta okno
by艂o rozbite kamieniem lub
kul膮 i krople deszczu
dosta艂y si臋 do 揂utoportretu z Saskij膮 na kolanach". Inne okna
te偶 by艂y uszkodzone.
Po tej rozmowie Kiere艅ski nasun膮艂 peruk臋 bardziej na czo艂o i wzi膮艂 karabin. Pomys艂 z radiostacj膮 by艂 jego. Genera艂 Krasnow, kt贸ry starannie
obserwowany przez kamery rwa艂 si臋 do Piotrogrodu, dysponowa艂 kilkoma zdyscyplinowanymi
batalionami
kursantami szko艂y morskiej imienia Makarowa i
fakultetem elektronicznym Akademii In偶ynieryjnej.
Ko艂obek
dogoni艂 Kiere艅skiego i Zosi臋 dopiero w sali posiedze艅. Przy pomocy radioamatora
Izwickiego zamontowali radiostacj臋 i pr贸bowali po艂膮czy膰 si臋 z genera艂em Krasnowem.


Do pokoju wbieg艂 zakrwawiony junkier.
- Wdarli si臋 z flanki!
- Z kt贸rej strony?
- Admiralicji! Tam s膮 te du偶e okna.
- Naprz贸d!
rozkaza艂 Ko艂obek.
Bieg艂 po
korytarzach hamuj膮c na
zakr臋tach obcasami. Z
ty艂u s艂ycha膰 by艂o kroki Kiere艅skiego, Zosi, Izwickeigo i
junkra. Po drodze do艂膮czyli do nich niekt贸rzy l偶ej ranni.
Zd膮偶yli.
Do Zimowego wdar艂a si臋 niedu偶a grupa marynarzy. Ale zamiast
i艣膰 naprz贸d, marynarze
zaj臋li si臋 艣ci膮ganiem ze 艣cian gobelin贸w. To ich
zgubi艂o. Ko艂obek seri膮 z automatu skosi艂 pierwszego marynarza. Drugiego
zdj膮艂 Izwicki.
- Gady!
krzyczeli marynarze uciekaj膮c.
Jeszcze si臋 z wami policzymy! 呕aden z 偶yciem nie ujdzie!
- Ma racj臋
zgodzi艂 si臋 Izwicki, wk艂adaj膮c pistolet do kabury.
Musimy
utrzyma膰 Zimowy do
nadej艣cia pomocy.


- A sk膮d
tu pomoc?
powiedzia艂a
Zosia. Chcia艂o si臋 jej p艂aka膰. Ba艂a si臋.
- Bez paniki
zdenerwowa艂 si臋 Kiere艅ski.
Zaraz po艂膮czymy si臋 z Krasnowem.
Wracali ciemnym, pustym korytarzem, kt贸ry
powoli si臋 przed nimi
rozwija艂. Ze 艣cian spogl膮dali ponuro dow贸dcy wojny
ojczy藕nianej. Gwiazdy
order贸w 艣wieci艂y s艂abo na ciemnych mundurach.
Kiere艅ski
wzi膮艂 Zosi臋 za r臋k臋. Ko艂obek spojrza艂 na nich i natychmiast
taktownie si臋 odwr贸ci艂. Chcia艂o mu si臋 spa膰. Od strony fasady dobiega艂o trajkotanie cekaem贸w.
Ko艂obek
pomy艣la艂: co za szcz臋艣cie, 偶e atakuj膮cy trzymaj膮 si臋 scenariusza i szturmuj膮 pa艂ac od frontu. Inaczej nie
utrzymaliby艣my Zimowego

obro艅c贸w jest niewielu,
amunicji i broni prawie ju偶 nie ma.
- A niech to!
powiedzia艂 ze wstr臋tem Kiere艅ski, gdy wr贸cili do sali
posiedze艅. Ministrowie,
b臋d膮cy nie znosz膮cymi przelewu krwi cywilami
otoczyli wracaj膮cych z
ekspedycji pacyfikacyjnej i zasypali ich pustymi i nerwowymi
pytaniami.
- Taak
powiedzia艂 Ko艂obek.
Rad臋 ministr贸w poprosz臋 o p贸j艣cie ze mn膮. Mo偶ecie uzna膰 si臋 za zmobilizowanych. Bro艅 we藕miemy od rannych. B臋dziecie broni膰 fasady.


- To jest naruszenie demokracji

powiedzia艂 Milukow.

- Bez dyskusji!
wybuch艂 Kiere艅ski.
Ja, przewodnicz膮cy rady ministr贸w nie odmawiam
trzymania w r臋kach broni.
Obywatele wolnej Rosji
Zosia mia艂a wra偶enie, 偶e w oczach Saszy pojawi艂y si臋 dwie b艂yskawice i porazi艂y ministr贸w.


- Obywatele wolnej Rosji! Rewolucja w
niebezpiecze艅stwie!
Wstrz膮艣ni臋ci p艂yn膮c膮 od Kiere艅skiego moc膮, Milukow i Guczkow rzucili
si臋 do drzwi. Biegli po
bro艅.


Wr贸ci艂
Izwicki.
- Na placu nie jest za dobrze. Zdaje si臋, 偶e sk膮d艣 dostali 搆atiusz臋".
- Szybko, szukaj Carskiego Sio艂a.
Ko艂obek
podszed艂 do okna.
Rzeczywi艣cie, od strony
Newskiego powoli jecha艂a
otoczona 偶o艂nierzami i marynarzami stara
搆atiusza". Najwidoczniej oblegaj膮cy wzi臋li j膮 z Muzeum Artylerii.
- Niech wszyscy zejd膮 na d贸艂
rozkaza艂 Ko艂obek.
Ukry膰 si臋 za skrzynkami i workami.
Przygotowa膰 ga艣nice.
Dy偶urny
junkier wybieg艂 spe艂nia膰 rozkaz, a Ko艂obek dalej sta艂 przy oknie, jednym uchem
s艂uchaj膮c wezwa艅 Izwickiego o pomoc.
Tymczasem wok贸艂 搆atiuszy" zacz臋艂a si臋 jaka艣 przepychanka. Najpierw Ko艂obek pomy艣la艂, 偶e to posi艂ki przys艂ane na pomoc Zimowemu, ale
zaraz potem zrozumia艂, o
co chodzi: to byli filmowcy. 揔atiusza" wszystko im psu艂a. 呕膮dali zabrania 搆atiuszy" z
placu i kontynuowania ataku 艣rodkami siedemnastego roku.

Ko艂obek
nie m贸g艂 zobaczy膰 szczeg贸艂贸w zaj艣cia, widzia艂 tylko r臋ce, i nawet marynarska
lornetka, kt贸ra przypadkiem znalaz艂a si臋 w sali posiedze艅 nic nie dawa艂a. I Ko艂obek tylko si臋 domy艣li艂, 偶e potyczka sko艅czy艂a si臋 tym, 偶e 搆atiusza", nieco uszkodzona,
ale ci膮gle na chodzie
znowu ruszy艂a naprz贸d.

Obro艅cy
Pa艂acu nie wiedzieli,
偶e w starciu poleg艂y g艂贸wne si艂y kina i telewizji.
Reporta偶 z placu
zosta艂 przerwany.

 


14.

O 13.30 Zimowy po艂膮czy艂 si臋 z batalionami genera艂a Krasnowa. Mia艂o to miejsce kilka minut po
tym, jak batalion szturmowy Zosi w niepe艂nym sk艂adzie rozpaczliwym zrywem
przedar艂 si臋 do 搆atiuszy" i
unieruchomi艂 j膮. Batalion straci艂 trzydzie艣ci cztery osoby
zabite,
ranne, wzi臋te przez
puti艂owc贸w do niewoli.
Zosia, ranna w r臋k臋 i g艂ow臋, le偶a艂a na pol贸wce w przepe艂nionym lazarecie. Obok, z
zamkni臋tymi oczami j臋cza艂 cichutko minister Milukow.
Wykaza艂 si臋 m臋stwem podczas gaszenia po偶aru na drugim pi臋trze, wywo艂anego pociskiem 搆atiuszy".



Zimowy trzyma艂 si臋
- Zimowy?
zdziwi艂 si臋 genera艂 Krasnow.
Jeszcze si臋 trzymacie? Dosz艂o do mnie, 偶e szturm zacz膮艂 si臋 o 艣wicie. Ju偶 mia艂em si臋 wycofywa膰. Ale moich ch艂opak贸w ci臋偶ko jest utrzyma膰. Jeszcze troch臋 i w zapale rzeczywi艣cie przedr膮 si臋 do Leningradu.
- Zmiana plan贸w
powiedzia艂 Kiere艅ski.
Na mocy w艂adzy premiera Rz膮du Tymczasowego rozkazuj臋 natychmiast posun膮膰 naprz贸d wszystkie wasze
oddzia艂y. Rewolucja w
niebezpiecze艅stwie!


- Tak, ale ja nie mam wytycznych z komitetu
obwodowego.
- Teraz chodzi ju偶 nie tylko o wytyczne. Po艂owa naszych ludzi to ranni i
zabici. Amunicja na wyko艅czeniu. To nie 偶arty! Je艣li jest pan genera艂em Krasnowem, to musi pan
spe艂ni膰 sw贸j obowi膮zek. Musi pan zrobi膰 wszystko, 偶eby si臋 do nas przedrze膰.
- Ale ja nie jestem Krasnowem

powiedzia艂 genera艂.
Moje prawdziwe nazwisko
Perepe艂kin. Jestem
wyk艂adowc膮 chemii i socjologii.
- Tym bardziej. Powtarzam: towarzyszu
Perepe艂kin, niech pan
zapomni, 偶e nazywa si臋 pan Perepe艂kin. Teraz jest pan Krasnowem i
od pana zale偶膮 losy
rewolucji.


- Nic nie rozumiem
powiedzia艂 Krasnow.
- Nie ma tu nic do rozumienia. Prosz臋 wykona膰 rozkaz.
- Tak jest
powiedzia艂 Krasnow.
- Sprawdz臋 za godzin臋. W razie czego b臋dzie pan s膮dzony zgodnie z prawem
wojennym.
Kiere艅ski
rzuci艂 s艂uchawk臋 i ju偶 odruchowo otar艂 czo艂o peruk膮. Zadzwoni艂 telefon.
- M贸wi Komitet Kolejarzy. W dalszym ci膮gu utrzymujemy Dworzec
Moskiewski.
- A my Pa艂ac Zimowy
odpowiedzia艂 Kiere艅ski.
- Przyda艂yby si臋 posi艂ki.
- Nie mo偶emy wam nikogo przys艂a膰. Musicie broni膰 si臋 sami.
Kiere艅ski
naci膮gn膮艂 peruk臋 i zapyta艂 Ko艂obka:
- Ciekawe, co tam w Dumie?
- 呕adnych
wiadomo艣ci.

- Mo偶e by
tak wys艂a膰 zwiad?
spyta艂 Kiere艅ski.
Nie wiemy przecie偶, co si臋 dzieje w Piotrogrodzie.
Mo偶e jeszcze nie wszystko
stracone. Mo偶e jeszcze
gdzie艣 panuje porz膮dek?


- A kogo wys艂a膰?
- Simeonow p贸jdzie. To pewny cz艂owiek.
Kiere艅ski
zmarszczy艂 brwi.
- Gdzie艣
tu powinien si臋 kr臋ci膰 Rozental.
- Co za Rozental?
- Odpowiada za nas, za Rz膮d Tymczasowy. Operatywny
cz艂owiek.
- A gdzie teraz jest?
- Ja wiem
powiedzia艂 Guczkow.
Jest teraz
sanitariuszem w naszym szpitalu.
- Zawo艂aj
go.

 
15.

Kiere艅ski odprowadzi艂 grup臋 zwiadowcz膮 a偶 do bocznych drzwi,
wychodz膮cych na Letni膮 kanawk臋. Rozental i Simeonow, w
mundurach 偶o艂nierzy, w wysokich papachach,
niepewnie zatrzymali si臋
przed drzwiami, podczas gdy starszawy junkier z administracji
przebiera艂 klucze,
szukaj膮c w艂a艣ciwego.
- No, w imi臋 wolno艣ci!
powiedzia艂 Kiere艅ski.
Spr贸bujcie przedrze膰 si臋 do Smolnego, mo偶e do komitetu obwodowego.
Przede wszystkim, i to tyczy si臋 pana Simeonow, musicie si臋 dosta膰 do Dumy.
- Jasne
powiedzia艂 Simeonow, kt贸ry nie
wiedzie膰 czemu zas艂oni艂 jedno oko czarn膮 w膮tpliwej czysto艣ci opask膮.
B臋dziemy si臋 stara膰.
- Mam kontakty w Dumie i komitecie

powiedzia艂 Rozental.

Wszystko b臋dzie w
porz膮dku.
Rozental pierwszy wy艣lizn膮艂 si臋 na ulic臋. Simeonow rozsun膮艂 skrzyd艂a drzwi szerokimi ramionami i
ruszy艂 za nim.
- Uciekn膮

powiedzia艂 junkier z
kluczami.
Na pewno uciekn膮. Zw艂aszcza ten spryciarz.
- Musimy zaryzykowa膰. Mamy za ma艂o ludzi.
Kiere艅ski
poszed艂 na g贸r臋 do szpitala.
Zosia nie spa艂a. Pozna艂a go po krokach. Sama by艂a zdziwiona, jak wiele zd膮偶y艂a dowiedzie膰 si臋 o tym cz艂owieku w ci膮gu jednej doby.


- Jak si臋
czujesz?
zapyta艂
Kiere艅ski, siadaj膮c na ko艅cu pol贸wki.
- Nie przewr贸膰 mnie
spr贸bowa艂a si臋 u艣miechn膮膰 Zosia.
A je艣li zostan臋 kalek膮?
- Nie m贸w g艂upstw
powiedzia艂 Kiere艅ski.
W nowej Rosji b臋dzie wielu dobrych lekarzy. I
wszyscy b臋d膮 szcz臋艣liwi, 偶e mog膮 postawi膰 ci臋 na nogi.


- Ze wzgl臋du na ciebie?
- Ze wzgl臋du na ciebie. Twoje imi臋 zapisz膮 z艂otymi literami
- Sasza, bez wielkich s艂贸w. To wszystko sko艅czy si臋 surow膮 nagan膮. W najlepszym razie.

16.



O drugiej Kogan mia艂 zamiar p贸j艣膰 na obiad, ale Grot mu
odradzi艂.
- Po ulicy przez ca艂y czas je偶d偶膮 kozacy i r贸偶ni inni anarchi艣ci. Pr贸bowa艂em skoczy膰 na r贸g po papierosy, ale nie
uda艂o mi si臋. Szli z czarnym sztandarem.



- Kozacy?
- Nie, anarchi艣ci. I krzyczeli: 揘iech 偶yje Konstytuanta!"
- Taak Zimowy jeszcze si臋 trzyma?
- Strzelaj膮.
- Strzelaj膮, strzelaj膮 A gdzie nie strzelaj膮? A Paplian nie wr贸ci艂.
Jakby w odpowiedzi na s艂owa Kogana kto艣 zastuka艂 do drzwi.
- Kto tam?
- Swoi
odpowiedzia艂 g艂uchy g艂os.
Kogan popatrzy艂 na Grota. Grot na Kogana. Z
s膮siedniego pokoju wyszli
pozostali bundowcy.


- Co robimy?
zapyta艂 Kogan.
- To przecie偶 ja, Paplian. Jest ze mn膮 jeszcze jeden towarzysz.
- Paplian? To jak ja si臋 nazywam?
- No przecie偶 Kogan,
Arkadiusz, Arkadiewicz. Co wy tam wyprawiacie?
- Odsuwamy
powiedzia艂 Kogan do Grota.
Je艣li Papliana nie wzi臋to do niewoli, to rzeczywi艣cie on.
Bundowcy odsun臋li szafy i do pokoju wszed艂 Paplian. Za nim nie艣mia艂o wsun膮艂 si臋 i stan膮艂 w k膮cie niewysoki m臋偶czyzna, owini臋ty w basz艂yk za艂o偶ony na 偶o艂niersk膮 papach臋. Spod basz艂yka wystawa艂y okulary o zapoconych grubych
szk艂ach. M臋偶czyzna zdj膮艂 okulary i przetar艂 je po艂膮 p艂aszcza.


- Poznajcie si臋: to towarzysz Rozental. Z
Zimowego
powiedzia艂
Paplian.
- Z Zimowego? To w Zimowym jeszcze nie ma
bolszewik贸w?
- Je艣li
pomoc nie nadejdzie na czas, to b臋d膮.
- By艂em w
komitecie obwodowym
wtr膮ci艂 Paplian.
Tam towarzysze
utrzymuj膮 艂膮czno艣膰 z Moskw膮. Zdecydowano nie ko艅czy膰 szturmu, dop贸ki nie zacznie
si臋 Zjazd Delegat贸w. To
znaczy do wieczora. A poza tym - Paplian obejrza艂 si臋
chyba sami swoi? - a poza
tym m贸wi膮, 偶e zagin膮艂 Lenin.


- Co?
- Nikt nie wie, gdzie jest Lenin. Junkrzy go
nie zatrzymywali. Ma艂o
tego, 揂urora" jest na mieli藕nie.


- Przecie偶 strzela艂a.
- Ale nie tam, gdzie trzeba. Trafili w
Smolny.
- A to dopiero - powiedzia艂 Ko艂obek.
- A na razie
wtr膮ci艂 si臋 cz艂owiek z Zimowego, kt贸rym
by艂 Rozental, - na razie
naszym obowi膮zkiem jest
utrzymanie Zimowego.
- Tak
popar艂 go Paplian.
W komitecie
obwodowym te偶 tak my艣l膮. Przynajmniej dop贸ki nie
ucharakteryzuj膮 nowego
Lenina. Albo nie znajd膮
starego.


- A je艣li
nie znajd膮?

- Wtedy - Paplian przeszed艂 na g艂o艣ny szept, - postanowiono
wezwa膰 dywizj臋 Kantemirowsk膮 i sko艅czy膰 z tym wszystkim.
- A co my mo偶emy zrobi膰?
zdziwi艂 si臋 Kogan.
Jeste艣my przecie偶 ma艂膮 parti膮 i zupe艂nie nie mamy wp艂ywu na masy.


- Ilu macie ludzi?
- Mniej ni偶 dziesi臋ciu
odpowiedzia艂 Kogan.
W dodatku przewa偶nie zwolnionych z obowi膮zku s艂u偶by wojskowej.
- Obrona ojczyzny jest obowi膮zkiem ka偶dego obywatela Zwi膮zku Radzieckiego

powiedzia艂 surowo
Rozental.
Zostawcie tu jednego cz艂owieka przy telefonie a
pozostali p贸jd膮 ze mn膮 do Dumy.
W g艂osie
Rozentala d藕wi臋cza艂a stal. Komitet Centralny
partii Bund za艂o偶y艂 palta i kalosze, wzi膮艂 parasole i poszed艂 do Dumy.
Na ulicy by艂o ch艂odno i wilgotno. Rozental
my艣la艂 o Simeonowie, kt贸ry
poszed艂 do Smolnego i
znikn膮艂. Rozental
czeka艂 na niego pi臋tna艣cie minut, chowaj膮c si臋 za rogiem Instytutu Smolnego,
ale si臋 nie doczeka艂. Albo Simeonowa wzi臋li albo zdradzi艂.


Na opustosza艂ym Newskim, niedaleko Dumy,
bundowc贸w zatrzyma艂
kozacki patrol.
- Idziemy do Dumy
powiedzia艂 Rozental.
Ja jestem z
Zimowego, a ci towarzysze, to jest, chcia艂em powiedzie膰 obywatele, s膮 z partii Bundu.
- Nie wolno
powiedzia艂 kozak.
Id藕cie st膮d. Ju偶 tutaj jedni byli. Pr贸bowali
przenikn膮膰.


- Co tam?
zapyta艂 m艂ody 偶andarm.
- Chc膮 do
Dumy. A mo偶e maj膮 bomby.
- Mam mandat
powiedzia艂 Rozental.
Od Kiere艅skiego.
- Poka偶
no go.
Rozental d艂ugo rozpl膮tywa艂 basz艂yk, 偶eby si臋gn膮膰 za pazuch臋. Cz艂onkowie przest臋powali z nogi na nog臋 pod 艣widruj膮cym spojrzeniem kozak贸w.
- Prosz臋

powiedzia艂 w ko艅cu Rozental.
Podpisane przez
towarzysza Ko艂obka.
Komendanta Pa艂acu
Zimowego.
- Tam u was powinien by膰 jeden admira艂, Iwan Sidorowicz

powiedzia艂 偶andarm, ogl膮daj膮c mandat.
On i moja mama
pochodz膮 z jednej wsi.

- Nie ma go
odpowiedzia艂 Rozental.
Znam go.
Rzeczywi艣cie jest z
komitetu rejonowego. Napisa艂 donos na obywatela Kiere艅skiego i sam zawi贸z艂 go do Moskwy.
- No, no
powiedzia艂 偶andarm.
Ju偶 wtedy by艂 艂ajdakiem. Na ojca doni贸s艂, rozku艂aczyli go. A wy po co do Dumy?



- Z Zimowym jest 藕le. A odda膰 go nie mo偶na.
- To prawda!
powiedzia艂 偶andarm i przepu艣ci艂 delegat贸w.
Przed Dum膮 by艂a niewielka demonstracja
si艂 prawicy, popieraj膮ca istniej膮cy re偶im. Kozacy i policjanci
oboj臋tnie patrzyli na
demonstracj臋. Pos艂usznie ochraniali wrog贸w
rewolucji, ale nie czuli do nich jakiej艣 szczeg贸lnej sympatii. Sami
demonstranci r贸wnie偶 nie
darzyli kontrrewolucji sympati膮
dziewi臋膰dziesi膮t dziewi臋膰 procent z nich by艂o cz艂onkami zwi膮zk贸w zawodowych, DOSAAF i
Towarzystwa Ochrony Zabytk贸w.
Rozental poleci艂 bundowcom zaj膮膰 si臋 szukaniem broni, a sam
poszed艂 do sali
posiedze艅 Dumy. W艂a艣nie w tym momencie deputowany
mienszewickiej frakcji wzywa艂 do zaprzestania przelewu krwi.
Rozental wys艂ucha艂 p艂omiennej przemowy mienszewika i
pomy艣la艂, 偶e ten ma racj臋. Z lewej strony zacz臋to psyka膰, a 艣rodek i 艂awki z prawej strony bi艂y brawo.
Rozental wymin膮艂 nast臋pnego m贸wc臋 i wbieg艂 na trybun臋.
- Jestem delegatem z Pa艂acu Zimowego
powiedzia艂 Rozental.
Jego s艂owa podzia艂a艂y na Dum臋 hipnotyzuj膮co. To wyst膮pienie nie zosta艂o przewidziane w rozdanych
deputatom programach.
- Obywatele wolnej Rosji!
nieoczekiwanie
dla samego siebie, Rozental rozpocz膮艂 przem贸wienie s艂owami Kiere艅skiego.
Zimowy w
niebezpiecze艅stwie! Nie
macie prawa powt贸rzy膰
b艂臋du siedemnastego roku!

揅o ja w og贸le m贸wi臋!
my艣la艂 jednocze艣nie.
Jeszcze chwila i mnie
zgarn膮, i to prosto z tej
sali." Rozental zapragn膮艂
przerwa膰 i wybiec ze
Smolnego. Ale nie by艂 w
stanie zrobi膰 ani jednego,
ani drugiego. Gdyby poproszono go o wyja艣nienie, dlaczego tego nie
zrobi艂, roz艂o偶y艂 by r臋ce, zdj膮艂 okulary, przetar艂 grube szk艂a i powiedzia艂: 揥iecie, bywaj膮 w 偶yciu takie sytuacje"
- Tam, o dwa kroki st膮d, broni膮c skarb贸w Ermita偶u, gin膮 wasi towarzysze. Ranne i
zabite kobiety i dziewcz臋ta, m艂odzi ludzie
doktoranci i
doktorzy habilitowani, s臋dziwi profesorowie
wszyscy
stan臋li w obronie
Zimowego. Sam towarzysz Kiere艅ski ze strzelb膮 w r臋kach odpiera pod ogniem
przeciwnika nieprzerwane ataki. Nie dalej jak godzin臋 temu, jedna ze wspania艂ych kobiet Zimowego, dow贸dca
kobiecego batalionu szturmowego, znany spo艂ecznik, 偶ona i matka, zosta艂a ci臋偶ko ranna. Pr贸bowa艂a odbi膰 搆atiusz臋", z kt贸rej przeciwnik
odda艂 kilka fatalnych
strza艂贸w, powoduj膮cych bezpowrotne zniszczenie
obrazu Tintoretto 揨dj臋cie
z krzy偶a".
Przez sal臋 przetoczy艂 si臋 szum oburzenia. P贸艂 godziny p贸藕niej Rozental prowadzi艂 do Zimowego wszystkich
prawicowych i centrystowskich deputat贸w.

17.

Zapad艂
zmrok. Kiere艅ski
odszed艂 na minut臋 od barykady, wbieg艂 do budynku, 偶eby si臋 napi膰. Wodoci膮gi dzia艂a艂y. Ko艂obek te偶 przyszed艂.


- Ile ci zosta艂o?
- Sze艣ciu
ludzi i osiemna艣cie
naboj贸w. To wiem dok艂adnie

powiedzia艂 Kiere艅ski.
- U mnie nie lepiej. Ale co艣 mi si臋 wydaje, 偶e si臋 zm臋czyli i poszli na obiad.
- Ale nie wszyscy. O, tam, moi junkrzy
widzieli, jak przyje偶d偶a艂a kuchnia polowa.
- Co z Krasnowem?
- Powinien ju偶 by膰 w okolicach dworca
Moskiewskiego. Nie jest 藕le. Po艂膮czy si臋 z kolejarzami.


- M贸wi艂em
mu o tym.
- Zwiadowc贸w ani widu ani s艂ychu.
- Z Dumy te偶 nie odpowiadaj膮. Telefon przez ca艂y czas zaj臋ty. Mo偶e od艂o偶yli s艂uchawk臋?
- Taak, jeszcze jak膮艣 godzin臋-dwie si臋 utrzymamy, ale potem koniec.

- Tak, tym bardziej, 偶e ju偶 zdecydowali si臋 na decyduj膮cy szturm. Wkr贸tce zacznie
si臋 zjazd.


- Sk膮d
wiesz?
- Przypomnij sobie z historii. Wieczorem
by艂 ostatni szturm i
Pa艂ac Zimowy pad艂.
Ko艂obek,
kt贸ry przez ostatni dzie艅
schud艂 i sczernia艂, poczeka艂 a偶 Kiere艅ski napije si臋 z ostatniej szklanki, jaka
zosta艂a w bufecie i
nala艂 sobie wody.


- Jak si臋
czuje Zosia?
zapyta艂.
- 呕eby
si臋 ju偶 to wszystko sko艅czy艂o. Trzeba j膮 zawie藕膰 do szpitala. Dobra

Kiere艅ski podni贸s艂 karabin i poszed艂 do wyj艣cia.
Nie ma teraz czasu na
takie rozmowy.


- Huraaaa!
dobieg艂o z placu.
Ko艂obek
dogoni艂 Kiere艅skiego w drzwiach. Zatrzymali
si臋 na schodach,
patrz膮c na plac.
Wydawa艂 si臋 jednym wielkim ciemnym k艂臋bowiskiem. W ci膮gu ostatnich godzin atakuj膮cy dostali znaczne posi艂ki, sk艂adaj膮ce si臋 przede wszystkim
czarnoseci艅c贸w i
anarchist贸w, kt贸rym znudzi艂o si臋 bycie czarnoseci艅cami i zapragn臋li przej艣膰 do historii od lepszej
strony, oraz wielu ciekawskich, kt贸rzy porzucili domy, po tym
jak telewizja przesta艂a
nadawa膰 reporta偶 z miejsc wydarze艅 i prze艂膮czy艂a si臋 nie wiadomo dlaczego na
kresk贸wki.
Ciemne k艂臋bowisko rycza艂o gro藕nie: 揌uraa!" i wali艂o na 偶a艂osn膮 grupk臋 rannych junkr贸w i kobiet.
Wydawa艂o si臋, 偶e d膮偶enie narodu do zwyci臋stwa jest tak silne i
nieodwracalne, 偶e nawet
dywizja strzelc贸w g贸rskich nie mog艂a by go powstrzyma膰. I wszyscy obro艅cy Zimowego, od Kiere艅skiego poczynaj膮c a na sprz膮taczce cioci Poli ko艅cz膮c rozumieli, co si臋 stanie, gdy powsta艅cy wedr膮 si臋 do pa艂acu.
Co prawda, nie wiedzieli, 偶e w tym ataku zostali zaduszeni
albo okrutnie pobici nieliczni instruktorzy i organizatorzy,
kt贸rzy pr贸bowali przem贸wi膰
rewolucyjnym masom do rozumu i przywo艂a膰 je do porz膮dku i opami臋tania.
Cekaem wyplu艂 ostatni膮 ta艣m臋 w 艣cian臋 atakuj膮cych, zatrajkota艂y pojedyncze wystrza艂y. Ko艂obek wyj膮艂 z kieszeni ostatni granat.

I wtedy inne 揾uraa!"
mo偶e nie takie g艂o艣ne i w艣ciek艂e, ale r贸wnie偶 dono艣ne dobieg艂o z drugiego ko艅ca placu. Jakby w pogoni za
atakuj膮cymi spod arki
wyskoczy艂 t艂um niejednolicie ubranych
ludzi, uzbrojonych w co si臋 da艂o, ale tym nie mniej
zjednoczonych w swoim bojowym porywie.
Na czele t艂umu bieg艂 Rozental. Ko艅ce basz艂yka powiewa艂y za nim jak lejce rozjuszonego
konia.
Niespodziewane uderzenie od ty艂u na kr贸tk膮 chwil臋 oszo艂omi艂o atakuj膮cych. Na ty艂ach wywi膮za艂o si臋 szybkie, niezrozumia艂e starcie, w kt贸rym lali
si臋 nawzajem i swoi i
obcy, a nad t艂umem od
czasu do czasu wzlatywa艂
parasol Kogana, sztandary, okulary i kalosze.
Jednak pierwsze rz臋dy dalej bieg艂y naprz贸d, w bojowym szale nie
s艂ysz膮c i nie rozumiej膮c, co si臋 dzieje z ty艂u.
I zosta艂o
ju偶 tylko jakie艣 dwadzie艣cia metr贸w do barykady, ju偶 Ko艂obek rzuci艂 ostatni granat, ju偶 zamilk艂 cekaem, ju偶 Kiere艅ski i dwudziestu wiernych
junkr贸w przygotowali si臋
do walki wr臋cz, gdy po
k艂臋bowisku rewolucjonist贸w
przetoczy艂 si臋 straszny krzyk:


- Zdrada!
Na plac z ulicy Stiepana Cha艂turina wje偶d偶a艂y oddzia艂y genera艂a Krasnowa.
Mimo d艂ugiego marszu, uci膮偶liwej drogi i ci膮g艂ych star膰 z milicj膮 wierni 偶o艂nierze Krasnowa jechali pewnie
i spokojnie. Wykonali rozkaz.
Genera艂
Krasnow, kt贸ry straci艂 w
walkach po艂ow臋 brody jecha艂 na przedzie na bia艂ym koniu.
Oto pierwsze szeregi 偶o艂nierzy ju偶 star艂y si臋 z narodem i czarna masa
sk艂adaj膮c si臋 w harmonijk臋 cofa艂a si臋 ku Admiralicji. Ludzie rzucili
si臋 po szynach
tramwajowych do Soboru Isakijewskiego. Mo偶e t膮 ucieczk臋 i zupe艂n膮 kl臋sk臋 szturmu Zimowego da艂oby si臋 jeszcze odwr贸ci膰, ale jak na nieszcz臋艣cie w艂a艣nie tymi samymi szynami
tramwajowymi szli zwartymi szeregami marynarze z 揂urory" z
Gruszewem na czele, kt贸rzy z braku innego zaj臋cia postanowili wzi膮膰 Zimowy.
Uciekaj膮cy czerwonoarmi艣ci my艣leli, 偶e to te偶 oddzia艂y Kiere艅skiego. Zrozumieli, 偶e s膮 otoczeni.
Przez kilka ha艂a艣liwych minut par臋 tysi臋cy ludzi miota艂o si臋 bez sensu po placu
przewracaj膮c si臋 nawzajem, a偶 w ko艅cu spanikowany t艂um przebi艂 si臋 przez oddzia艂 marynarzy i znikn膮艂, rozp艂yn膮艂 si臋, kryj膮c si臋 po bramach i podw贸rkach.
Ostatni obro艅cy barykady wybiegli na plac
zwalony 艣mieciami, kt贸re
zostaj膮 po ka偶dej rewolucji i zacz臋li si臋 brata膰 z sojusznikami.
Genera艂
Krasnow niezgrabnie zsiad艂
z konia, podszed艂 do
Kiere艅skiego i w milczeniu
u艣cisn膮艂 mu r臋k臋.
Kiere艅ski
chcia艂 powiedzie膰, 偶e przede wszystkim jest to
zas艂uga prostego narodu,
inteligencji, pracownik贸w Ermita偶u, ale dusi艂y go 艂zy i odwr贸ci艂 si臋 od genera艂a.
Przewodnicz膮cy Dumy Pa艅stwowej wszed艂 na przewr贸cony kontener z
napisem 揗orf艂ot ZSSR" i
gestem zaprosi艂 do siebie
Kiere艅skiego, Guczkowa,
Ko艂obka, Rozentala i
Krasnowa.
- Nasz nar贸d
krzykn膮艂, staraj膮c si臋, by jego g艂os si臋gn膮艂 kra艅c贸w placu, - zawsze by艂 cierpliwy! Dzisiaj
udowodnili艣my to ca艂ej cywilizowanej ludzko艣ci. Obronili艣my cytadel臋 rosyjskiej demokracji przed
zmow膮 bolszewik贸w.
Zwyci臋stwo drogo nas
kosztowa艂o. Nie ma w艣r贸d nas wielu odwa偶nych
M贸wca zaj膮kn膮艂 si臋. Chcia艂 powiedzie膰 搕owarzyszy", ale to s艂owo nale偶a艂o do przesz艂o艣ci, i przewodnicz膮cy Dumy nie powinien go u偶ywa膰. Ale innego s艂owa jeszcze nie zna艂.


- Obywateli wolnej Rosji
podpowiedzia艂 genera艂 Krasnow.
Potem przemawia艂 Kiere艅ski. Wzywa艂 do czujno艣ci. Ostrzega艂, 偶e grzbiet bolszewizmu p臋k艂, ale jeszcze si臋 nie z艂ama艂. W ka偶dej chwili mo偶e si臋 zacz膮膰 nowy szturm.


S艂ysz膮c to publiczno艣膰 na placu gniewnie
zaszumia艂a.
Genera艂
Krasnow powiedzia艂 po
cichu do Kiere艅skiego:

- Nie s膮dz臋.
- Dlaczego?
- Dlatego, 偶e pad艂 Smolny
powiedzia艂 Krasnow. Te s艂owa by艂y s艂yszalne na placu. Ludzie
zacz臋li krzycze膰 z rado艣ci.
- Wys艂a艂em tam eskadr臋
ci膮gn膮艂 Krasnow, teraz ju偶 do mikrofonu.
Ale nie
zastali艣my tam nikogo
opr贸cz obs艂ugi technicznej
i kilku pijanych czerwonoarmist贸w, z niejakim marynarzem 呕elezniakiem na czele.
Kierownictwo komitetu obwodowego i miejskiego uciek艂o.


Przez plac przetoczy艂a si臋 fala oklask贸w.
- A gdzie jest Lenin? Gdzie Lenin?

krzyczeli z do艂u.
- Przepad艂
roz艂o偶y艂 r臋ce genera艂 Krasnow.
Gdy mityng si臋 sko艅czy艂, Krasnow powiedzia艂 do Kiere艅skiego:
- Przespa艂 by si臋 pan z sze艣膰set minut. Leci pan z n贸g.

- To niemo偶liwe
powiedzia艂 Rozental.
Aleksander
Fiodorowicz jest teraz realn膮 w艂adz膮 Leningradu.


I ugryz艂
si臋 w j臋zyk
przecie偶 takiego miasta ju偶 nie by艂o.
W nocy, w przerwie pomi臋dzy posiedzeniami, zachryp艂y od spor贸w z przewodnicz膮cymi ko艂choz贸w, kt贸rzy kategorycznie
odm贸wili zwr贸cenia ziemi ch艂opom, Kiere艅ski pojecha艂 揼azikiem" do szpitala, do
Zosi. Dy偶urna piel臋gniarka nie chcia艂a go wpu艣ci膰.
- Mo偶e
pan sobie by膰 Kiere艅skim, albo pu艂kownikiem KGB, dla mnie to bez
r贸偶nicy
powiedzia艂a.
Chora potrzebuje
odpoczynku.
- Dobrze
powiedzia艂 Kiere艅ski i da艂 piel臋gniarce dziesi臋膰 rubli.
Prosz臋 mi tylko pokaza膰, gdzie ona le偶y.
- Nie musia艂 mnie pan przekupywa膰
powiedzia艂a piel臋gniarka, jakby godz膮c si臋 z losem.


Kiere艅ski
poszed艂 za ni膮 po s艂abo o艣wietlonym korytarzu.

Przed drzwiami do sali, w kt贸rej le偶a艂a Zosia, odchylony na oparcie
krzes艂a, drzema艂 z otwartymi ustami
czarnow艂osy, zaro艣ni臋ty m臋偶czyzna w czapce kolejarza.
Kiere艅ski pomy艣la艂, 偶e mo偶e kto艣 posadzi艂 tu ochroniarza, ale siostra
rozwia艂a t臋 nadziej臋.


- To jej m膮偶
powiedzia艂a.
Bardzo si臋 o ni膮 martwi.
Kiere艅ski
nie podszed艂 do drzwi.
Zawr贸ci艂.
Zd膮偶y艂 akurat na posiedzenie rz膮du. Gruzja 偶膮da艂a niepodleg艂o艣ci, Kurlandia domaga艂a si臋 zmian terytorialnych kosztem
Liflandii. Z posiedzenia Kiere艅skiego dwa razy wyci膮gano do telefonu. Najpierw
zadzwoni艂 Papie偶 i przekazywa艂 pozdrowienia od ca艂ego katolickiego 艣wiata, a potem dzwoni艂 Bre偶niew.


- Aleksander Fiodorowicz?
zapyta艂.
- Kiere艅ski, s艂ucham.
- Nie pytam o pana prawdziwe nazwisko

powiedzia艂 Bre偶niew.
To ju偶 niewa偶ne.
- Dlaczego?
zdziwi艂 si臋 Kiere艅ski.
- Dlatego, 偶e da艂em lotnictwu rozkaz
zbombardowania miasta Lenina. Naszego kochanego
Leningradu


Bre偶niew
g艂o艣no zaszlocha艂.
Rozleg艂
si臋 stuk odk艂adanej s艂uchawki. I sygna艂 zaj臋to艣ci
Kiere艅ski
z trudem zmuszaj膮c si臋 do uwierzenia w s艂owa Bre偶niewa, bieg艂 coraz szybciej, wpad艂 do sali posiedze艅 Smolnego. Rada ministr贸w
zasiada艂a w apartamentach
komitetu obwodowego.
- Co si臋
sta艂o?
genera艂 Krasnow, nowy minister obrony,
od razu zrozumia艂, 偶e nie jest dobrze.
- Rakiety bomby - odpowiedzia艂 z trudem Kiere艅ski trzymaj膮c si臋 futryny drzwi.
Lotnictwo.



Ministrowie i inni przypadkowi ludzie zerwali
si臋 z miejsc.
- Jezus Maria!
krzycza艂 kto艣 wysokim g艂osem.
Przecie偶 trzeba co艣 zrobi膰!
Upad艂o
krzes艂o Kto艣 odepchn膮艂 Krasnowa, ten zakl膮艂 basem.
- Nie odwa偶膮 si臋!
krzykn膮艂 od drzwi Rozental.
- Odwa偶膮

powiedzia艂 Krasnow.
- Ale przecie偶 tu s膮 zabytki, przecie偶 to kolebka rewolucji!

- Po kolebce cel pal!
krzykn膮艂 w odpowiedzi minister spraw
wewn臋trznych Ko艂obek.
Krzykn膮艂
tak g艂o艣no, 偶e wszyscy podnie艣li g艂owy
wydawa艂o si臋, 偶e to prawdziwa rakieta.


Ale by艂o
cicho.
Wszyscy stali i s艂uchali, ale by艂o cicho.
Na Kremlu przy telefonie sta艂 Bre偶niew. Cicho p艂aka艂 i te偶 czeka艂. Na meldunek pilot贸w.

W ko艅cu
telefon zadzwoni艂.


- No i co?
zapyta艂 Bre偶niew, 艂api膮c za s艂uchawk臋.
W otwartych drzwiach pojawi艂y si臋 kredowobia艂e twarze cz艂onk贸w Biura Politycznego.

- Nie
powiedzia艂 g艂os w s艂uchawce.
Nie chc膮 bombardowa膰 Leningradu! To przecie偶 miasto Lenina Nie mo偶na.
- Tak my艣la艂em
powiedzia艂 Bre偶niew i wypu艣ci艂 s艂uchawk臋. S艂uchawka buja艂a si臋 na kablu nad samym dywanem.

A wi臋c tak, towarzysze.



Ostanie s艂owa skierowane by艂y do cz艂onk贸w Biura.
- Mo偶e
postawimy na nogi Dywizj臋
Kantemirowsk膮?

zapyta艂 Sus艂ow.
Nikt mu nie odpowiedzia艂.
Bre偶niew
zbiera艂 ze sto艂u o艂贸wki, zegarki i inne drobiazgi,
chowa艂 je do kieszeni.

Nagle wybuch艂:
- Jaki Lenin, do diab艂a?
krzykn膮艂 czerwieniej膮c.
Co tu ma do rzeczy ten
wasz Lenin?


- Schodzimy do podziemia?
zapyta艂 Sus艂ow.
Bre偶niew
nie odpowiedzia艂.

 
Lata 1968
1995
 


 t艂.E.Sk贸rska



 
 
 
 
 
 
 
 
 




 
 
 
 
 
 
 
 
 

 


 
 


 
 


 

 
 
 
 
 
 
 
 
 


Wyszukiwarka