fronda czas na egzorcyzmy










Fronda - CZAS NA EGZORCYZMY





Fronda - Pismo Poświęcone nr 4/5
 

MICHAŁ
GROMKI
CZAS NA EGZORCYZMY
 
Mój kolega po
przeczytaniu książki Malachi Martina "Zakładnicy diabła" postanowił pójść
do kościoła, po raz pierwszy od dość długiego czasu. Po lekturze
katechizmu czy hagiografii któregoś ze świętych na pewno zostałby w domu.
Dostał jednak do ręki książkę otwarcie i spektakularnie opisującą coś, co
przez całe jego życie manifestowało się w sposób skryty, ale odczuwalny.
Realna obecność zła w naszym świecie, a więc negatywny bohater książki, to
nie wytwór fantazji autora, lecz coś,
co nas dotyka bardziej lub mniej boleśnie na codzień. Relacje z procesów
opętań i egzorcyzmów przedstawione przez Malachi Martina nie są dla
czytelnika czymś zupełnie obcym i bezpiecznie odległym. To po prostu
szczególnie jaskrawe i brutalne
przykłady konsekwencji, jakie niesie za sobą dla naszej psychiki,
moralności i duszy uległość wobec osobowego Zła. Prawda jest taka, że te trzy czynniki -
opętany, zły duch i egzorcysta - są ściśle związane z rzeczywistością
życia i jego sensem, takim jakiego wszyscy codziennie
doświadczamy.
OPĘTANY
Nie
wierzyć w zło to nie mieć możliwości obrony. Od dawna wiadomo, że głównym sukcesem Szatana w
świecie nowożytnym było to, że zaczęto wątpić w jego istnienie. Kiedy już
prawie zniknął ze świadomości ludzi, zaczął się starać, aby wraz z nim
zniknęła w ogóle kategoria zła. Wydaje się, że odnosi na tym polu duże
sukcesy. Myśl współczesna wszystko robi, aby zrelatywizować pojęcie dobra
i zła. Zaczęto je pojmować jako sankcję narzuconą ludzkiej wolności. Sama wolność jest przy tym utożsamiana
z wolnym wyborem jako wartością ostateczną i samowystarczalną. Bohaterka
pierwszego opisywanego w książce opętania - Marianne K. - tak właśnie
rozumiała swoją drogę ku doskonałości. Jej nihilistyczna postawa równoznaczna z odrzuceniem wszelkich wartości i
norm, nie była jeszcze samym opętaniem, lecz raczej pozbawieniem się
wszelkich możliwości obrony przed nim. Ułudą jest bowiem oczekiwanie
takiego stanu, w którym wolna wola nie będzie musiała dokonywać
wyboru. Wola jest właśnie po to dana,
aby człowiek skierował się ku jakiejś wartości, aby mógł dojść do wolności
poprzez przyjęcie prawdy i dobra, albo do niewoli poprzez poddanie się złu
i fałszowi. Największym kłamstwem szatana jest mamienie ludzi
perspektywą wolności jako zupełnej
swobody woli i braku ukierunkowania w którąkolwiek stronę. Odrzucenie
wszelkich kategorii czy norm, które mogą nas prowadzić ku dobru lub
prawdzie, równa się otworzeniu na zło i fałsz, które są nie tyle
zaprzeczeniem, ile brakiem tych
pierwszych. W przypadku Richarda O., bohatera trzeciego z przedstawionych
opętań, odrzucenie norm wiąże się z akceptacją tzw. odmiennych preferencji
seksualnych. Jest on przekonany, że dokonując w tej sferze tak
spontanicznego wyboru, wyrywa się z ciasnych więzów konwencji
społecznych.
Uważając, że miłość
nie może podlegać żadnym ograniczeniom moralnym i utożsamiając ją z pełnią
przeżyć seksualnych, Richard O. zaczyna od eksperymentu ze swoją płcią,
stając się transwestytą, a kończy jako ofiara oddająca się rytualnym
orgiom na ołtarzu satanistów. W imię wolności dokonuje więc wyboru zła.
Niezależnie od wszystkich zapewnień o sukcesach i szczęściu oraz wizji
szczególnej swobody, które roztaczano przed ofiarą, by doprowadzić ją do
tego stanu, człowiek z chwilą poddania się owej presji kompletnie traci
wolność.
Problem
pseudo-wolności jako drogi otwierającej na opętanie wiąże się - jak
zostało już powiedziane - z utożsamieniem wszelkich norm i dogmatów jako
sankcji. Wszyscy opisani w książce opętani, usprawiedliwiają swoje
postępowanie tym, że walczą z prawem zamykającym im drogę ku
autentyczności i spontaniczności. Odwieczne kłamstwo szatana dotyczy prawa
jako czegoś ograniczającego. Już w raju diabeł przekonywał Adama i Ewę, że
zakaz zrywania owocu z drzewa poznania
dobra i zła jest czymś, co uniemożliwia ich pełny rozwój. Tak rozumiane
prawo rzeczywiście należałoby odrzucić, a Boga jako despotę znienawidzić.
Św. Paweł wielokrotnie przestrzegał przed tym, że rozumienie przykazań
jako zakazów może wzmocnić tylko nasze
poczucie winy, że nie potrafimy ich realizować, a tym samym zachęcić nas
do ich przekraczania. Jednakże wszystko, co Bóg nam daje, nie może być
rozumiane w perspektywie sankcji, lecz miłości i łaski. Dogmat jest czymś,
co otwiera nas na prawdę, której sami
nie bylibyśmy w stanie poznać, zaś prawo jest czymś, co wskazuje nam
kierunek ku pełni wolności. Aby to wszystko przyjąć, potrzebna jest pokora
kogoś, kto czuje się chory i wymaga wsparcia. Chrystus mówi, że kto czuje
się zdrowy, nie potrzebuje Jego jako
lekarza. Ludzie, którzy są dumni z tego, że żyją bez dogmatów, wybierają
drogę tych, którzy sami zrywają owoce z drzewa poznania. Jednak wszyscy
opętani dość szybko tracą złudzenia co do własnej siły i niezależności. W
tej walce nie ma miejsca na
postawienie się poza prawdą i dobrem. Kapłan Jonathan, chcąc służyć Bogu
na swój oryginalny sposób, zaczął konstruować własnego boga. Chcąc żyć
poza dogmatem, ustalił swój dogmat, który otwierał go tylko na własną
próżność. Kłamstwem jest więc twierdzenie, że każda norma czy dogmat są sankcją, jak też
utrzymywanie, że możemy żyć poza nimi nie konstruując niczego w zamian.
Jeżeli pierwszym prawem jest prawo miłości, a głównym dogmatem jest to, że
Bóg nas kocha, odrzucić to można tylko w imię pustej rozpaczy lub nienawiści i przekonania, że jesteśmy
samotni. To jest piekło, na które można się skazać
samemu.
Wszelkie formy opętania, od zniewolenia częściowego
po idealne, widzieć należy jako atak zarówno na to źródło, czyli na
Jezusa, jak i na człowieczeństwo każdej istoty ludzkiej. Proces opętania
opiera się na podkopywaniu wartości danych nam przez
Jezusa. Chrystus został ludziom
dany, aby objawić prawdę o człowieczeństwie, o tym, że jej pełnię uzyskać
możemy tylko będąc w relacji do Stwórcy, w którym tkwi doskonała idea nas
samych. Odciągając nas od Boga, szatan zamyka przed nami naturalną
perspektywę rozwoju: to on chce być stwórcą i wskazać nam inną drogę
rozwoju. Dlatego zło nigdy nie manifestuje się bezpośrednio jako zło, lecz
jako jakaś postać dobra. Czuli
dzięki niemu (dzięki źródłu mocy, którą oferował Szatan), że wydarzy się
coś wielkiego, że mogą wejść w nową fazę rozwoju, że są w stanie odnieść
ogromny sukces. Demon mami więc
ludzi perspektywą doskonałości. Ta doskonałość jest rozumiana jako moc
panowania i kontroli. Buduje się przede wszystkim na pożądaniu własnej
wielkości i oryginalności. Nie ma nic wspólnego z postawą miłości
przejawiającą się w oddaniu i stracie siebie. Śmierć na krzyżu, przy takim
rozumieniu doskonałości, byłaby zupełnym nieporozumieniem. Nie tylko chrześcijanie, lecz także
przedstawiciele innych religii, (szczególnie buddyzmu) podkreślają, że
rozwój duchowy wiąże się ze stratą. Trzeba stracić siebie, aby otworzyć
się na realność czegoś i kogoś drugiego. Piekło jest więc iluzją, sprowadzeniem wszystkiego do własnych
subiektywnych potrzeb i odczuć. Człowiek potępiony jest przede wszystkim
samotny, gdyż nie potrafi przekroczyć świata własnych konstrukcji i
wyobrażeń, aby skontaktować się z czymś realnym. To, co sensowne, może nagle zamienić się w
nonsens. Beznadzieja jawi się jako jedyna nadzieja. Śmierć, okrucieństwo,
wzgarda są oczywistością. Wszystko co kształtne lub piękne staje się
iluzją.
Dla człowieka,
który chce czuć się bogiem, możliwe jest bezstresowe przyjęcie
wynaturzenia. Jeżeli boli go sumienie, podlega jeszcze staremu stworzeniu.
Zboczenie jest przecież, według niego, uwolnieniem tłumionych dotąd przez
ciemnotę nowych potencjałów człowieka. To właśnie wmawia szatan Richardowi
O., który zastanawia się nad swoim transseksualizmem. Musi powstać nowe stworzenie.
Bohater filmu Oliviera Stone`a "Urodzeni mordercy" mówi przesłuchującym
go, że jest nowym człowiekiem, a oni dla niego neandertalczykami. Dlatego
nie mogą zrozumieć jego postępowania, które wydaje im się zwykłą zbrodnią, a w rzeczywistości jest rytualnym
morderstwem, wyzwoleniem niczym nieograniczonej woli. Marzenie szatana się
spełnia, gdy stworzenie niszczy to wszystko, co stanowi jego naturalny,
dany od Boga potencjał rozwoju. "Staniecie się jak bogowie" - to znaczy zaprzeczycie temu wszystkiemu, czym
jesteście.
Wybór przez
szatana osoby, którą stara się opętać, jest tajemnicą. Nie sposób
rozstrzygnąć, dlaczego ten a nie inny człowiek jest w tak bezpośredni
sposób atakowany. Jednak nie jest jednak żadną tajemnicą, że istnieją
pewne warunki i predyspozycje, które sprzyjają temu procesowi.
Przedstawione powyżej wypaczenia, jakim podlega współczesna kultura w
stosunku do problemu wolności, normy i doskonałości, wydają się budować
właśnie te warunki, w których opętanie
przebiega gładko i bezboleśnie. W o wiele większym stopniu niż mogliśmy się
tego spodziewać przed piętnastoma laty, dzięki sprzyjającemu klimatowi,
występowanie zjawiska demonicznego opętania stało się normalnym elementem
naszego życia.
ZŁY
DUCH
Dlaczego
Lucyfer nienawidzi ludzi? Wydaje się, że powodem było odrzucenie przez
niego tajemnicy wcielenia. Szatan miał te same problemy z dumą, jakie
okazywali przez długi czas Apostołowie. Tak jak i oni pytał się Boga, kto
ma być pierwszy w Królestwie Niebieskim. Nie mógł zrozumieć odpowiedzi, że pierwsi
będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi. Bóg postanowił zrealizować tą zasadę
poprzez wcielenie się w człowieka, najmniej doskonały spośród bytów
osobowych i to przez niego przebóstwić całość stworzenia.
Człowiek został w ten sposób
wywyższony ponad Lucyfera. Najjaśniejszy spośród aniołów nie zniósł tego
pominięcia: poczuł się poniżony. On, anioł, miałby wielbić kwilące niemowlę z
Betlejem i zakrwawione pół-zwierzę, jęczące w obliczu śmierci na
Golgocie?
Za tym
mitycznym opisem kryje się dramat osoby, która była nie pogodzona ze swoim
stworzonym statusem, która odczuwała swoją relację do Boga jako
pomniejszenie i brak, a nie jako otwarcie na łaskę i miłość. Ktoś, kto
jest skupiony na własnej doskonałości, nie tylko nie potrafi się nią dzielić, ale nie potrafi
też przyjmować. Lucyfer nie chciał przyjąć tej miłości, którą Bóg mu
oferował. Pragnął sam się czegoś dopracować i być docenionym. Nie potrafił
zrozumieć, że jest kochany taki, jaki jest, i że w tą miłość
Boga nie musi mieć żadnego wkładu.
Jego wielkość zgubiła go.
Człowiek też
może zagubić się w anielskiej iluzji. W swojej potrzebie doskonalenia
często patrzymy z pogardą na ludzką kondycję, tak bardzo chwiejną,
potrzebującą litości i opieki. Chcemy stać się aniołami, gdyż podobnie jak
demon nie możemy znieść prawdy, że to, co w najwyższym stopniu duchowe,
zniża się do tego, co niezgrabne i ulotne. Dla szatana zniżanie się
wzbudza pogardę. Często pogardę tą stara się przekazać egzorcyście.
Dlaczego pełen ducha egzorcysta miałby
się poświęcić dla zhańbionego, brudnego, śmierdzącego i przerażonego
człowieka? Szatan dosyć dosadnie wyraża swoją opinię na temat naszej
ludzkiej kondycji: Ty bezradny, skomlący, rzygający, liżący, śliniący
się, spocony, wydalający odchody szczeniaku. Ty wychłostany kundlu. Ty
zapchane szambo. Ty pretekście do istnienia. Ty skrzepie uryny,
ekskrementów, smarków i błota, urodzony na skrwawionym prześcieradle,
wystawiający łeb spomiędzy cuchnących nóg kobiety i wrzeszczący, bo ktoś
klepnął cię w tyłek i śmiał się z twoich malutkich, czerwonych jaj.
Przeciwstawienie się takim słowom wymaga dystansu do siebie i
głębokiego zrozumienia, czym jest właściwa, oparta na słabości i ubóstwie
doskonałość. Dobrym przykładem tej niezrozumiałej dla demona miłości do
świata ułomnego jest postawa, jaką zajmują buddyści tradycji mahajana.
Według nich w pełni oświeconym nie jest ten, kto pogrąża się w nirwanie,
lecz ten, kto po jej doświadczeniu wraca ze współczuciem do świata. Na
obrazie, który symbolizuje ten etap
ludzkiego rozwoju, widać powracającego z duchowej podróży, uśmiechniętego
mistrza zen, który mając przerzucony przez ramię pusty bukłak po winie,
zmierza na pełne ludzi targowisko.
Szatan jest
wolny od blasków i cieni cielesności. Jest aniołem, czyli bytem duchowym,
który w swojej strukturze nie posiada materialności. Dlatego właściwy
kontakt z nim jest ściśle duchowy, a wszelkie inne zjawiska, które mu
towarzyszą, są jedynie produktem ubocznym tego spotkania. Można przyjąć
nawet hipotezę, że demon, który sam z
siebie nie ma kontaktu z materialnością, wykorzystuje nasze ukryte
zdolności paranormalne, aby wywoływać niezwykłe zjawiska fizyczne. Duch
może wywoływać niesamowite odgłosy - ale sam niesamowitym odgłosem nie
jest. Przedmioty mogą unosić się w powietrzu, ale telekineza ma tyle samo
z ducha, co materialny obiekt, któremu nadała ruch. Każdy demon jako
istota anielska jest odrębnym gatunkiem. Tylko ciało bowiem umożliwia
zwielokrotnienie w ramach jednego gatunku. Stąd hierarchia wśród aniołów
opiera się na tym, że każdy z nich posiada inną, bardziej bądź mniej
doskonałą naturę. Demon podczas rozmowy z egzorcystą określa siebie przez
liczbę mnogą. Powodem tego może być właśnie to, że jego jednostkowość jest
zarazem gatunkiem oraz to, że jest zawsze w ścisłej i hierarchicznej relacji z innymi
duchami. Jest to porządek współzależnych mocy, którego zwieńczeniem jest
sam Lucyfer.
Demon dzięki
bezcielesności jest istotą bezpłciową, nie podlega też ograniczeniom czasu
i przestrzeni. Mimo tej duchowej wyższości w stosunku do człowieka, szatan
nie jest wszechmocny i pewnych powszechnych praw stworzenia nie może
przekroczyć. Przede wszystkim nie jest stwórcą, dlatego też niczego nowego
nie może w nas stworzyć. Dla swoich celów wykorzystuje tylko to, co
już w nas jest. Zły duch oprze się
jedynie na tym, co znajdzie w obszarze, który może przeniknąć swoją
mocą. Cały brud, który przeciwko nam wydobędzie, był już w nas. On sam
w magiczny sposób nie może nic do tego dodać. Z jednej strony jest to
pocieszające, z drugiej tkwi w tym ostrzeżenie. Nic bowiem z tego, co
robimy, nie ginie. Tkwi dalej w nas i może zostać przeciwko nam
wykorzystane. Rozgrzeszenie co prawda usuwa barierę, przez którą złe czyny
odgradzały nas od Boga, jednak nasza podświadomość nie zostaje w ten sposób oczyszczona. Demon podczas
egzorcyzmów atakuje wszystkie obecne osoby, wydobywając z ich psychiki na
wierzch te zranienia, które Bóg w ich duszy dawno już
opatrzył.
Jedyną
możliwością działania szatana jest mamienie, kuszenie i oszukiwanie.
Jedyną naszą obroną jest wola. Ponieważ demon nie ma do niej dostępu, w
najcięższym momencie egzorcyzmów kapłan opiera się na swojej wolnej
miłości do Chrystusa. Chaos, który przeżywa egzorcysta podczas ataku Zła,
nie ma władzy nad jego wyborem Dobra. Opętanie nigdy nie dzieje się poza naszą wolą. Możemy
nie mieć wpływu na wizje, które nas ogarniają, lecz nic nie jest nas w
stanie zmusić, abyśmy uznali je za prawdziwe i w dobrej wierze przyjęli. Z
tego powodu wielu świętych uważało, że najlepszym sposobem na demona jest wyśmianie jego mocy. Strach jest w
jakimś sensie dowodem podlegania jego iluzji.
Już w Ewangelii
zastanawiające było to, że wypędzane przez Chrystusa duchy koniecznie
chciały pozostać na ziemi, chociażby w ciałach świń. Podczas egzorcyzmów
demon uskarża się, że jest wypędzany z miejsca, w którym przebywał i nie
ma dokąd pójść. Może to wydawać się ironiczne, ale szatan stara się
wzbudzić w egzorcyście litość. Jego ból, kiedy musi odejść pokonany, jest
autentyczny. Odchodzi przecież do otchłani i pustki. Materia, która
wywoływała w nim takie obrzydzenie, jest jednak realna, pobłogosławiona
przez Boga. Demon chce w niej odnaleźć, kiepski bo kiepski, ale jednak
dom.
Wszystkie
rozważania teologiczne czy filozoficzne jakie można snuć na temat demonów
nikną wobec tej koszmarnej wiedzy posiadanej przez egzorcystów. Michael
Strong, kapłan, który wyniszczył się podczas próby egzorcyzmu, nie bez
racji stara się poskromić ciekawość Malachi Martina co do fenomenu
osobowego Zła. Jest to bowiem wiedza, za którą można dużo zapłacić. Kapłan musi znosić
wszelkie rodzaje bólu. Musi pokonać coś inteligentnego, ale patrzącego
krzywo, istotę, która wydaje się być odwrócona do góry nogami i wywrócona
na lewą stronę, i to nie przypadkowo. To wszystko wygląda na
koszmarny sen, nie jest nim jednak i nie
pozwala na zbawienne przebudzenie.
EGZORCYSTA
Nie musi być
intelektualistą, psychologiem, magiem czy biskupem. Zazwyczaj jest prostym
kapłanem nie wyróżniającym się większym polotem czy wyobraźnią od innych
duszpasterzy. Może to dziwne, ale aby nie ulec szatanowi musi być przede
wszystkim pozbawiony poczucia ważności i dumy z powodu tego, że jest
egzorcystą. We własnym imieniu nie jest bowiem w stanie nic zrobić. Kiedy
ktoś powołuje się podczas egzorcyzmów na własną moc, ryzykuje tym, że zostanie prawie doszczętnie
zniszczony i potwornie upokorzony. Egzorcysta występuje jako
przedstawiciel całego Kościoła, a wypędza demony tylko w Imię Jezusa.
Tylko tego Imienia boją się one naprawdę. Kapłan, który podejmuje się
duchowej walki, musi mieć olbrzymią
wiarę w siłę Chrystusa. Nie tyle intelektualne przekonanie o wyższości
dobra nad złem pomaga mu w ciężkich chwilach egzorcyzmów, ile raczej
egzystencjalny związek z Bogiem i pewność, że Ten nigdy go nie
opuści.
Egzorcysta naśladuje Chrystusa, tak jak On idzie na krzyż.
Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za
przyjaciół swoich. Egzorcysta jest tytułowym zakładnikiem diabła, gdyż
dobrowolnie ofiarowuje siebie w zamian za oswobodzenie opętanego. Decyduje
się stanąć w miejscu, w którym ofiara demona upadła i podjąć walkę, która
była już prawie przegrana. W kategoriach współcześnie rozumianej
doskonałości egzorcysta jest głupcem i straceńcem. On bowiem traci. Traci
swój spokój, radość, zdrowie i decyduje się nie na raj, lecz na piekło. Prezentuje ten
aspekt Bożej miłości, która jest dla nas szczególnie trudna do
zrozumienia. Bóg jest tam, gdzie jego miłość, a ponieważ kocha człowieka
bez względu na jego stan, dlatego jest obecny nawet przy straceńcu.
Zstępuje za nim do otchłani i doznaje
samego piekła nicości.
Egzorcysta
wychodzi z walki wypalony, tak jakby przez kontakt ze Złem musiał wydać na
pastwę zniszczenia część swojego człowieczeństwa. Sam nic na tym nie
zyskuje. Co więcej, ilekroć podejmuje się tego zadania, ryzykuje dosłownie
wszystkim co przedstawia dla niego jakąś wartość. Agresja fizyczna, z
jaką się spotyka egzorcysta, jest bardziej spektakularna dla obserwatorów,
lecz mniej ważna dla niego samego. O wiele poważniejszy jest atak na jego
duszę. Ten aspekt egzorcyzmów raczej nie podlega opisowi, gdyż po pierwsze
jest niewidoczny dla bezpośredniej obserwacji osób postronnych, a po
drugie dzieje się na tych poziomach ducha, dla których trudno znaleźć
analogię w świecie odczuć psychofizycznych. Egzorcyści o tym najbardziej przejmującym aspekcie
ich walki milczą. To bolesne milczenie jest jednak przerażająco
wymowne. Otwiera się coś w rodzaju niewidzialnego luku, z którego sypie
się niemożliwa do zaakceptowania przez człowieka, beznamiętna agresja.
Zetknięcie z nicością nie podlega łatwemu zapomnieniu. Egzorcysta nie jest
w stanie otrząsnąć się ze świadomości istnienia piekła, ze świadomości
tego, że jest ono realne i może być wybrane. Miłość, którą reprezentuje,
jest splugawiona przez odrzucenie i
zanegowanie. Dlatego egzorcyści wciąż czekają. Nie tyle na własną śmierć i
wejście do raju, ile na paruzję i ostateczne oczyszczenie
wszystkiego.
Malachi Martin
słusznie podkreśla dramatyzm sytuacji egzorcysty, jednak chyba o czymś
zapomina. Egzorcyści są przecież ludźmi olbrzymiej wiary, która sama w
sobie nie podlega zabrudzeniu. Droga przez piekło do zmartwychwstania,
jaką podejmują, jest może najcięższym, ale zarazem najbardziej radykalnym
naśladowaniem Chrystusa. W tym aspekcie kategorie zysku i straty są nie zawsze adekwatne. Miłość sama
wystarczy.
Zakładnik
diabła sam diabeł są sobie przeznaczeni. Śledząc proces egzorcyzmu nie
można się oprzeć wrażeniu, że odbywa się dawno zaplanowane spotkanie. Tak
jakby demon dążył nie tylko do zniszczenia podatnej na opętanie i słabej
osoby, lecz także posługiwał się nią do wywołania oczekiwanego kontaktu z
samym egzorcystą. Przypomina to zakład szatana z Bogiem w stosunku do
wiernego Hioba. Wydaje się, że Lucyfer wciąż nie chce uwierzyć, że miłość
do Boga może być silniejsza od
wszystkich atrakcji, które niesie ze sobą nienawiść, duma, obłuda i
rozpacz.
 
P.S. Tych, którzy nie
wierzą w demona, nie miałem zamiaru nim straszyć. Zapewne któregoś dnia
sami się wystraszą. Natomiast tych, którzy wierzą w jego istnienie,
namawiam do porzucenia lęku na rzecz zaufania sile przeciwnej. Najlepiej
Bogu.
 
Malachi Martin
"Zakładnicy diabła", EXTER Gdańsk 1994.


NOWY KONSERWATYZM LAT 90-TYCH








Wyszukiwarka