Huk dziaÅ‚ kudackich sÅ‚yszaÅ‚y również wojska pÅ‚ynÄ…ce bajdakami pod wodzÄ… starego Barabasza i Krzeczowskiego. SkÅ‚adaÅ‚y siÄ™ one z szeÅ›ciu tysiÄ™cy Kozaków regestrowych i jednego regimentu wybornej piechoty niemieckiej, której puÅ‚kownikowaÅ‚ Hans Flik. Pan MikoÅ‚aj Potocki dÅ‚ugo siÄ™ wahaÅ‚, zanim Kozaków przeciw Chmielnickiemu wyprawiÅ‚, ale że Krzeczowski miaÅ‚ na nich wpÅ‚yw ogromny, a Krzeczowskiemu hetman ufaÅ‚ bez granic, wiÄ™c tylko semenom kazaÅ‚ przysiÄ™gÄ™ wiernoÅ›ci zÅ‚ożyć i - wyprawiÅ‚ ich w imiÄ™ boże. Krzeczowski, żoÅ‚nierz peÅ‚en doÅ›wiadczenia i wielce w poprzednich wojnach wsÅ‚awiony, byÅ‚ klientem domu Potockich, którym wszystko zawdziÄ™czaÅ‚: i puÅ‚kownikostwo, i szlachectwo, gdyż mu je na sejmie wyrobili, i na koniec obszerne posiadÅ‚oÅ›ci poÅ‚ożone przy zbiegu Dniestru i Ladawy, które dożywotnio od nich trzymaÅ‚. Tyle tedy wÄ™złów Å‚Ä…czyÅ‚o go z RzeczÄ…pospolitÄ… i z Potockimi, że cieÅ„ nieufnoÅ›ci nie mógÅ‚ zrodzić siÄ™ w duszy hetmaÅ„skiej. ByÅ‚ to przy tym czÅ‚owiek w sile dni, bo zaledwie pięćdziesiÄ…t lat liczÄ…cy, i wielka przyszÅ‚ość otwieraÅ‚a siÄ™ przed nim na usÅ‚ugach krajowi. Niektórzy chcieli w nim widzieć nastÄ™pcÄ™ Stefana Chmieleckiego, który rozpoczÄ…wszy zawód jako prosty rycerz stepowy skoÅ„czyÅ‚ go jako wojewoda kijowski i senator Rzeczypospolitej. Od Krzeczowskiego zależaÅ‚o pójść tÄ… samÄ… drogÄ…, na którÄ… pchaÅ‚o go mÄ™stwo, dzika energia i niepohamowana ambicja, gÅ‚odna zarówno bogactw, jak i dostojeÅ„stw. Gwoli tej to ambicji silnie przed niedawnym czasem zabiegaÅ‚ o starostwo lityÅ„skie, a gdy na koniec otrzymaÅ‚ je pan Korbut, Krzeczowski gÅ‚Ä™boko zakopaÅ‚ w sercu zawód, ale prawie że odchorowaÅ‚ z zawiÅ›ci i zmartwienia. Teraz zdawaÅ‚ mu siÄ™ los na nowo uÅ›miechać, gdyż otrzymawszy od hetmana wielkiego tak ważnÄ… funkcjÄ™ wojskowÄ…, Å›miaÅ‚o mógÅ‚ liczyć, że imiÄ™ jego obije siÄ™ o uszy królewskie. A byÅ‚o to rzeczÄ… ważnÄ…, bo nastÄ™pnie należaÅ‚o tylko pokÅ‚onić siÄ™ panu, aby otrzymać przywilej z miÅ‚ymi duszy szlacheckiej sÅ‚owami: “BiÅ‚ nam czoÅ‚om i prosyÅ‚, szczob jeho podaryty, a my pomniawszy jeho usÅ‚ugi, dajem" etc. TÄ… drogÄ… zdobywaÅ‚o siÄ™ na Rusi bogactwa i dostojeÅ„stwa; tÄ… drogÄ… ogromne obszary pustych stepów, które przedtem należaÅ‚y do Boga i Rzplitej, przechodziÅ‚y w rÄ™ce prywatne; tÄ… drogÄ… chudopachoÅ‚ek na pana wyrastaÅ‚ i mógÅ‚ krzepić siÄ™ nadziejÄ…, że potomkowie jego miÄ™dzy senatory zasiÄ™dÄ…. Krzeczowskiego gryzÅ‚o jeno to, że w owej powierzonej mu funkcji musiaÅ‚ dzielić wÅ‚adzÄ™ z Barabaszem, ale byÅ‚ to podziaÅ‚ tylko nominalny. W rzeczywistoÅ›ci stary puÅ‚kownik czerkaski, zwÅ‚aszcza w ostatnich czasach, tak siÄ™ postarzaÅ‚ i zgrzybiaÅ‚, że już ciaÅ‚em jedynie do tej ziemi należaÅ‚, a dusza jego i umysÅ‚ pogrążone byÅ‚y ustawicznie w odrÄ™twieniu i martwocie, które zwykle Å›mierć prawdziwÄ… poprzedzajÄ…. Z poczÄ…tku wyprawy rozbudziÅ‚ siÄ™ i poczÄ…Å‚ siÄ™ krzÄ…tać dość raźnie, rzekÅ‚byÅ›: na odgÅ‚os surm wojennych stara żoÅ‚nierska krew poczęła w nim krążyć silniej, bo byÅ‚ to przecie czasu swego wsÅ‚awiony rycerz i wódz stepowy; ale zaraz po wyruszeniu ukoÅ‚ysaÅ‚ go plusk wioseÅ‚, uÅ›piÅ‚y pieÅ›ni semenów i Å‚agodny ruch bajdaków, wiÄ™c zapomniaÅ‚ o Å›wiecie bożym. Krzeczowski wszystkim rzÄ…dziÅ‚ i zawiadywaÅ‚, Barabasz zaÅ› budziÅ‚ siÄ™ tylko do jedzenia; najadÅ‚szy siÄ™ pytaÅ‚ ze zwyczaju o to i owo - zbywano go lada jakÄ… odpowiedziÄ…, w koÅ„cu wzdychaÅ‚ i mawiaÅ‚: “Ot, rad by ja z innÄ… wojnÄ… do mogiÅ‚y siÄ™ kÅ‚aść, ale wola boża!" Tymczasem Å‚Ä…czność z wojskiem koronnym, idÄ…cym pod wodzÄ… Stefana Potockiego, zostaÅ‚a od razu przerwana. Krzeczowski narzekaÅ‚, że husaria i dragonia za wolno idÄ…, że nadto u przepraw marudzÄ…, że mÅ‚ody syn hetmaÅ„ski nie ma wojskowego doÅ›wiadczenia, ale z tym wszystkim kazaÅ‚ wiosÅ‚ować i pÅ‚ynąć naprzód. Bajdaki pÅ‚ynęły wiÄ™c z biegiem Dnieprowym ku Kudakowi, oddalajÄ…c siÄ™ coraz bardziej od wojsk koronnych. Nareszcie pewnej nocy zasÅ‚yszano huk dziaÅ‚. Barabasz spaÅ‚ i nie obudziÅ‚ siÄ™; natomiast Flik, który pÅ‚ynÄ…Å‚ naprzód, wsiadÅ‚ w podjazdkÄ™ i udaÅ‚ siÄ™ do Krzeczowskiego. - MoÅ›ci puÅ‚kowniku - rzekÅ‚ - to kudackie armaty. Co mam czynić? - Zatrzymaj waść bajdaki. Zostaniemy przez noc w oczeretach. - Chmielnicki widocznie zamek oblega. Moim zdaniem, należaÅ‚oby poÅ›pieszyć z odsieczÄ…. - Ja waÅ›ci o zdanie nie pytam, jeno rozkaz dajÄ™. Przy mnie komenda. - MoÅ›ci puÅ‚kowniku!... - Stać i czekać! - rzekÅ‚ Krzeczowski. Ale widzÄ…c, że energiczny Niemiec szarpie swojÄ… żółtÄ… brodÄ™ i ustÄ™pować bez racji nie myÅ›li, dodaÅ‚ Å‚agodnie: - Kasztelan do jutra rana może z jazdÄ… nadciÄ…gnąć, a fortecy przez jednÄ… noc nie wezmÄ…. - A jeÅ›li nie nadciÄ…gnie? - BÄ™dziem czekać choćby dwa dni. Waść nie znasz Kudaku! PoÅ‚amiÄ… oni sobie zÄ™by o jego mury, a ja bez kasztelana na odsiecz nie bÄ™dÄ™ ciÄ…gnÄ…Å‚, bo i prawa do tego nie mam. Jego to rzecz. Wszelko sÅ‚uszność zdawaÅ‚a siÄ™ być po stronie Krzeczowskiego, wiÄ™c Flik nie nalegaÅ‚ dÅ‚użej i oddaliÅ‚ siÄ™ do swoich Niemców. Po chwili bajdaki poczęły zbliżać siÄ™ ku prawemu brzegowi i zasuwać w oczerety, które wiÄ™cej jak na stajÄ™ pokrywaÅ‚y szeroko w tym miejscu rozlanÄ… Å‚achÄ™. Na koniec plusk wioseÅ‚ ustaÅ‚, statki skryÅ‚y siÄ™ caÅ‚kowicie w szuwarach, a rzeka zdawaÅ‚a siÄ™ być pustÄ… zupeÅ‚nie: Krzeczowski zakazaÅ‚ palenia ogni, Å›piewania pieÅ›ni i rozmów, wiÄ™c okolicÄ™ zalegÅ‚a cisza przerywana tylko dalekim odgÅ‚osem dziaÅ‚ kudackich. Wszelako na statkach nikt prócz jednego Barabasza nie zmrużyÅ‚ oka. Flik, czÅ‚owiek rycerski i boju chciwy, chciaÅ‚by ptakiem lecieć pod Kudak. Semenowie pytali siÄ™ siebie z cicha: co też siÄ™ może zdarzyć z fortecÄ…? Wytrzyma czy nie wytrzyma? A tymczasem huk wzmagaÅ‚ siÄ™ coraz bardziej. Wszyscy byli przekonani, że zamek odpiera szturm gwaÅ‚towny. “Chmiel nie żartuje, ale i Grodzicki nie żartuje!" - szeptali Kozacy. A co to bÄ™dzie jutro? To samo pytanie zadawaÅ‚ sobie prawdopodobnie Krzeczowski, który siadÅ‚szy na przedzie swego bajdaku zamyÅ›liÅ‚ siÄ™ gÅ‚Ä™boko. Chmielnickiego znaÅ‚ on dobrze i dawno, uważaÅ‚ go zawsze aż dotÄ…d za czÅ‚owieka nadzwyczajnych zdolnoÅ›ci, któremu tylko pola brakÅ‚o, by wyleciaÅ‚ jak orzeÅ‚ w górÄ™, a teraz Krzeczowski zwÄ…tpiÅ‚ o tym. DziaÅ‚a grzmiaÅ‚y ciÄ…gle, a zatem chyba Chmielnicki naprawdÄ™ Kudak oblegaÅ‚? “JeÅ›li tak jest - myÅ›laÅ‚ Krzeczowski - to to jest czÅ‚owiek zgubiony!" Jak to? WiÄ™c podniósÅ‚szy Zaporoże, zapewniwszy sobie pomoc chanowÄ…, zebrawszy siÅ‚y, jakimi żaden z watażków dotychczas nie rozporzÄ…dzaÅ‚, zamiast iść co najÅ›pieszniej na UkrainÄ™, zamiast pobudzić czerÅ„, przeciÄ…gnąć grodowych, zgnieść co prÄ™dzej hetmanów i opanować caÅ‚y kraj, nimby na obronÄ™ jego nowe wojska nadeszÅ‚y, on - Chmielnicki, on - stary żoÅ‚nierz, szturmuje do niezdobytej fortecy, która przez rok może go trzymać? I pozwoli na to, by najlepsze siÅ‚y jego tak rozbiÅ‚y siÄ™ o mury Kudaku, jak fala Dnieprowa rozbija siÄ™ o skaÅ‚y porohów? I bÄ™dzie czekaÅ‚ pod Kudakiem, aż siÄ™ hetmani wzmocniÄ… i oblegnÄ… go jak NalewajkÄ™ pod SoÅ‚onicÄ…?... - To czÅ‚owiek zgubiony! - powtórzyÅ‚ raz jeszcze pan Krzeczowski. - WÅ‚aÅ›ni Kozacy go wydadzÄ…. Nieudany szturm wywoÅ‚a zniechÄ™cenie i popÅ‚och. Iskra buntu zagaÅ›nie w samym zarodku, a Chmielnicki nie bÄ™dzie straszniejszy niż miecz, który siÄ™ uÅ‚amaÅ‚ przy rÄ™kojeÅ›ci. - To gÅ‚upiec! “Ergo? - pomyÅ›laÅ‚ pan Krzeczowski - ergo, jutro wysadzÄ™ na brzeg moich semenów i Niemców, a nastÄ™pnej nocy na osÅ‚abionego szturmami niespodziewanie uderzÄ™. Zaporożców w pieÅ„ wyrżnÄ™, a Chmielnickiego, zwiÄ…zanego, pod nogi hetmaÅ„skie rzucÄ™. Jego to wÅ‚asna wina, bo mogÅ‚o siÄ™ zdarzyć inaczej." Tu rozkieÅ‚znana ambicja pana Krzeczowskiego wzbiÅ‚a siÄ™ na sokolich skrzydÅ‚ach w górÄ™. WiedziaÅ‚ on dobrze, że mÅ‚ody Potocki żadnÄ… miarÄ… do jutrzejszej nocy przyciÄ…gnąć nie może, wiÄ™c kto urwie gÅ‚owÄ™ hydrze? Krzeczowski! Kto zgasi bunt, który straszliwym pożarem mógÅ‚by ogarnąć caÅ‚Ä… UkrainÄ™? Krzeczowski! Może stary hetman bÄ™dzie krzyw trochÄ™, że siÄ™ to stanie bez udziaÅ‚u synala, ale siÄ™ wysapie prÄ™dko, a tymczasem wszystkie promienie sÅ‚awy i Å‚aski królewskiej oÅ›wiecÄ… czoÅ‚o zwyciÄ™zcy. Nie! Trzeba siÄ™ jednak bÄ™dzie podzielić sÅ‚awÄ… ze starym Barabaszem i z Grodzickim! Pan Krzeczowski zasÄ™piÅ‚ siÄ™ mocno, ale wnet wypogodziÅ‚ siÄ™. Wszakże tÄ™ starÄ… kÅ‚odÄ™, Barabasza, lada dzieÅ„ zakopiÄ… w ziemiÄ™, a Grodzicki, byle mógÅ‚ w Kudaku siedzieć i Tatarów kiedy niekiedy z dziaÅ‚ przepÅ‚oszyć, niczego wiÄ™cej nie pragnie; pozostaje jeden Krzeczowski. Byle hetmaÅ„stwo ukrainne mógÅ‚ otrzymać! Gwiazdy migotaÅ‚y na niebie, a puÅ‚kownikowi zdawaÅ‚o siÄ™, że to klejnoty w buÅ‚awie; wiatr szumiaÅ‚ w oczeretach, a jemu zdaÅ‚o siÄ™, że to szumi buÅ„czuk hetmaÅ„ski. DziaÅ‚a Kudaku grzmiaÅ‚y ciÄ…gle. “Chmielnicki da gardÅ‚o pod miecz - myÅ›laÅ‚ dalej puÅ‚kownik - ale to jego wÅ‚asna wina! MogÅ‚o być inaczej! Gdyby poszedÅ‚ od razu na UkrainÄ™!... MogÅ‚o być inaczej! Tam wre i huczy wszystko, tam leżą prochy czekajÄ…ce tylko na iskrÄ™. Rzeczpospolita jest potężna, ale na Ukrainie siÅ‚ nie ma, a król niemÅ‚ody, schorowany! Jedna wygrana przez Zaporożców bitwa sprowadziÅ‚aby nieobliczone skutki..." Krzeczowski ukryÅ‚ twarz w dÅ‚oniach i siedziaÅ‚ nieruchomy, a tymczasem gwiazdy staczaÅ‚y siÄ™ niżej i niżej i zachodziÅ‚y z wolna na step. Przepiórki ukryte w trawach poczęły siÄ™ nawoÅ‚ywać. NiezadÅ‚ugo miaÅ‚o zaÅ›witać. Na koniec rozmyÅ›lania puÅ‚kownika skrzepÅ‚y w niewzruszony zamiar. Jutro uderzy na Chmielnickiego i zetrze go w proch. Po jego trupie dojdzie do bogactw i dostojeÅ„stw, stanie siÄ™ narzÄ™dziem kary w rÄ™ku Rzeczypospolitej, jej obroÅ„cÄ…, w przyszÅ‚oÅ›ci jej dygnitarzem i senatorem. Po zwyciÄ™stwie nad Zaporożem i Tatarami nie odmówiÄ… mu niczego. A jednak - nie dano mu starostwa lityÅ„skiego. Na to wspomnienie Krzeczowski Å›cisnÄ…Å‚ pięście. Nie dano mu starostwa mimo potężnego wpÅ‚ywu jego protektorów Potockich, mimo jego zasÅ‚ug wojennych, dlatego tylko, że byÅ‚ homo novus, a jego przeciwnik od kniaziów ród wywodziÅ‚. W tej Rzeczypospolitej nie dość byÅ‚o zostać szlachcicem, należaÅ‚o jeszcze czekać, by to szlachectwo pokryÅ‚o siÄ™ pleÅ›niÄ… jak wino, by zardzewiaÅ‚o jak żelazo. Chmielnicki jeden mógÅ‚ zaprowadzić nowy porzÄ…dek rzeczy, któremu bogdaj że i sam król by sprzyjaÅ‚ - ale, nieszczęśnik, wolaÅ‚ oto rozbijać gÅ‚owÄ™ o skaÅ‚y kudackie. PuÅ‚kownik uspokajaÅ‚ siÄ™ z wolna. Odmówili mu raz starostwa - cóż z tego? Tym bardziej bÄ™dÄ… siÄ™ starali go wynagrodzić, zwÅ‚aszcza po zwyciÄ™stwie i zgaszeniu buntu, po uwolnieniu od wojny domowej Ukrainy, ba! caÅ‚ej Rzeczypospolitej! Wówczas niczego mu nie odmówiÄ…, wówczas nie bÄ™dzie potrzebowaÅ‚ nawet i Potockich... Senna gÅ‚owa schyliÅ‚a mu siÄ™ na piersi - i usnÄ…Å‚ marzÄ…c o starostwach, o kasztelaniach, o nadaniach królewskich i sejmowych... Gdy siÄ™ zbudziÅ‚, byÅ‚ brzask. Na bajdakach spaÅ‚o jeszcze wszystko. W dali poÅ‚yskiwaÅ‚y w bladym, rozpierzchÅ‚ym Å›wietle wody Dnieprowe. NaokoÅ‚o panowaÅ‚a absolutna cisza. Ta wÅ‚aÅ›nie cisza zbudziÅ‚a go. DziaÅ‚a kudackie przestaÅ‚y huczeć. “Co to? - pomyÅ›laÅ‚ Krzeczowski. - Pierwszy szturm odparty? czy może Kudak wziÄ™ty?" Ale to niepodobna! Nie! po prostu zbici Kozacy leżą gdzieÅ› z dala od zamku i rany liżą, a jednooki Grodzicki poglÄ…da na nich przez strzelnicÄ™, rychtujÄ…c na nowo dziaÅ‚a. Jutro szturm powtórzÄ… i znowu zÄ™by poÅ‚amiÄ…. Tymczasem rozedniaÅ‚o. Krzeczowski zbudziÅ‚ ludzi na swym bajdaku i posÅ‚aÅ‚ czółno po Flika. Flik przybyÅ‚ niebawem. - MoÅ›ci puÅ‚kowniku! - rzekÅ‚ mu Krzeczowski - jeÅ›li do wieczora kasztelan nie nadciÄ…gnie, a z nocÄ… szturm siÄ™ powtórzy, ruszymy fortecy w pomoc. - Moi ludzie gotowi - odparÅ‚ Flik. - Rozdajże im prochy i kule. - Rozdane. - W nocy wysiÄ™dziemy na brzeg i ruszymy jak najciszej stepem. Zejdziemy ich niespodzianie. - Gut, sehr gut! ale czyby siÄ™ nie przysunąć trochÄ™ bajdakami? Do fortecy mil ze cztery. TrochÄ™ daleko dla piechoty. - Piechota siÄ™dzie na konie semenów. - Sehr gut! - Ludzie niech leżą cicho w sitowiach, na brzeg nie wychodzÄ… i haÅ‚asów nie sprawujÄ…. Ogniów nie palić, bo dymy by nas zdradziÅ‚y. Nie powinni o nas wiedzieć. - MgÅ‚a taka, że i dymów nie ujrzÄ…. RzeczywiÅ›cie rzeka, Å‚acha poroÅ›niÄ™ta oczeretem, w której staÅ‚y bajdaki, i stepy byÅ‚y pokryte, jak okiem siÄ™gnąć, biaÅ‚ym, nieprzeniknionym tumanem. Ale że byÅ‚ to dopiero Å›wit, wiÄ™c mgÅ‚y mogÅ‚y jeszcze opaść i odsÅ‚onić stepowe przestrzenie. Flik odjechaÅ‚. Ludzie na bajdakach budzili siÄ™ z wolna; wnet ogÅ‚oszono rozkazy Krzeczowskiego, by siÄ™ zachować cicho - wiÄ™c zabierali siÄ™ do rannego posiÅ‚ku bez żoÅ‚nierskiego gwaru. Kto by przechodziÅ‚ brzegiem lub pÅ‚ynÄ…Å‚ Å›rodkiem rzeki, aniby siÄ™ domyÅ›liÅ‚, że w przylegÅ‚ej Å‚asze ukrywa siÄ™ kilka tysiÄ™cy ludzi. Koniom dawano jeść z rÄ™ki, by nie rżaÅ‚y. Bajdaki zakryte mgÅ‚Ä… leżaÅ‚y przyczajone w lesie szuwarów. Gdzieniegdzie tylko przemykaÅ‚a siÄ™ maÅ‚a pidjizdka o dwóch wiosÅ‚ach, rozwożąca suchary i rozkazy, zresztÄ… wszÄ™dzie panowaÅ‚o grobowe milczenie. Nagle w trawach, trzcinach, szuwarach i zaroÅ›lach przybrzeżnych, naokoÅ‚o caÅ‚ej Å‚achy, rozlegÅ‚y siÄ™ dziwne, a bardzo liczne gÅ‚osy woÅ‚ajÄ…ce: - Pugu! Pugu! Cisza... - Pugu! Pugu! I znowu nastaÅ‚o milczenie, jak gdyby owe gÅ‚osy woÅ‚ajÄ…ce na brzegach oczekiwaÅ‚y na odpowiedź. Ale odpowiedzi nie byÅ‚o. WoÅ‚ania zabrzmiaÅ‚y po raz trzeci, ale szybsze i niecierpliwsze: - Pugu! Pugu! Pugu! Wówczas od strony statków rozlegÅ‚ siÄ™ wÅ›ród mgÅ‚y gÅ‚os Krzeczkowskiego: - A kto taki? - Kozak z Å‚ugu! Semenom ukrytym na bajdakach serca zabiÅ‚y niespokojnie. Tajemnicze owo woÅ‚anie byÅ‚o im znane dobrze. W ten sposób Zaporożcy porozumiewali siÄ™ z sobÄ… na zimownikach, w ten także sposób w czasie wojen zapraszali na rozmowÄ™ braci Kozaków regestrowych i grodowych, miÄ™dzy którymi bywaÅ‚o wielu należących sekretnie do bractwa. GÅ‚os Krzeczowskiego rozlegÅ‚ siÄ™ znowu: - Czego chcecie? - Bohdan Chmielnicki, hetman zaporoski, oznajmia, że dziaÅ‚a na Å‚achÄ™ sÄ… obrócone. - Powiedzcie hetmanowi zaporoskiemu, że nasze obrócone sÄ… na brzegi. - Pugu! Pugu! - Czego jeszcze chcecie? - Bohdan Chmielnicki, hetman zaporoski, prosi na rozmowÄ™ swojego przyjaciela, pana Krzeczowskiego puÅ‚kownika. - Niech jeno da zakÅ‚adników. - DziesiÄ™ciu kurzeniowych. - Zgoda! W tej chwili brzegi Å‚achy zakwitÅ‚y jakby kwieciem Zaporożcami, którzy popowstawali spoÅ›ród traw, miÄ™dzy którymi leżeli ukryci. Z dala od stepów nadciÄ…gaÅ‚a ich konnica i armaty, ukazaÅ‚y siÄ™ dziesiÄ…tki i setki chorÄ…gwi, znamion, buÅ„czuków. Szli ze Å›piewaniem i biciem w kotÅ‚y. Wszystko to razem podobniejsze byÅ‚o do radosnego powitania niż do zetkniÄ™cia siÄ™ wrogich potÄ™g. Semenowie z bajdaków odpowiedzieli okrzykami. Tymczasem przybyÅ‚y czółna wiozÄ…ce atamanów kurzeniowych. Krzeczowski wsiadÅ‚ w jedno z nich i odjechaÅ‚ na brzeg. Tam podano mu konia i przeprowadzono natychmiast do Chmielnickiego. Chmielnicki ujrzawszy go uchyliÅ‚ czapki, a nastÄ™pnie powitaÅ‚ go serdecznie. - MoÅ›ci puÅ‚kowniku! - rzekÅ‚ - stary przyjacielu mój i kumie! Gdy pan hetman koronny kazaÅ‚ ci mnie Å‚apać i do obozu odstawić, tyÅ› tego uczynić nie chciaÅ‚, jeno miÄ™ ostrzegÅ‚eÅ›, bym siÄ™ ucieczkÄ… salwowaÅ‚, dla którego uczynku winienem ci wdziÄ™czność i miÅ‚ość braterskÄ…. To mówiÄ…c rÄ™kÄ™ uprzejmie wyciÄ…gaÅ‚, ale czarniawa twarz Krzeczowskiego pozostaÅ‚a jak lód zimna. - Teraz zaÅ›, gdyÅ› siÄ™ wyratowaÅ‚, moÅ›ci hetmanie - rzekÅ‚ - rebeliÄ™ podniosÅ‚eÅ›. - O swoje to, twoje i caÅ‚ej Ukrainy krzywdy idÄ™ siÄ™ upomnieć z przywilejami królewskimi w rÄ™ku i w tej nadziei, że pan nasz miÅ‚oÅ›ciwy za zÅ‚e mi tego nie poczyta. Krzeczowski poczÄ…Å‚ patrzyć bystro w oczy Chmielnickiemu i rzekÅ‚ z przyciskiem: - Kudak oblegÅ‚eÅ›? - Ja? Chybabym byÅ‚ z rozumu obran! Kudak minÄ…Å‚em i anim wystrzeliÅ‚, choć mnie stary Å›lepiec armatami stepom oznajmiaÅ‚. Mnie na UkrainÄ™ byÅ‚o pilno, nie do Kudaku, a do ciebie byÅ‚o mi pilno, do starego druha, dobrodzieja. - Czego ty ode mnie chcesz? - Jedź ze mnÄ… trochÄ™ w step, to siÄ™ rozmówim. Ruszyli koÅ„mi i pojechali. Bawili z godzinÄ™. Po powrocie twarz Krzeczowskiego byÅ‚a blada i straszna. Wnet też zaczÄ…Å‚ żegnać siÄ™ z Chmielnickim, który rzekÅ‚ mu na drogÄ™: - Dwóch nas bÄ™dzie na Ukrainie, a nad nami jeno król i nikt wiÄ™cej. Krzeczowski wróciÅ‚ do bajdaków. Stary Barabasz, Flik i starszyzna oczekiwali go niecierpliwie. - Co tam? co tam? - pytano go ze wszystkich stron. - Wysiadać na brzeg! - odpowiedziaÅ‚ rozkazujÄ…cym gÅ‚osem Krzeczowski. Barabasz podniósÅ‚ senne powieki; jakiÅ› dziwny pÅ‚omieÅ„ bÅ‚ysnÄ…Å‚ mu w oczach. - Jak to? - rzekÅ‚. - Wysiadać na brzeg! Poddajem siÄ™! Fala krwi buchnęła na bladÄ… i pożółkÅ‚Ä… twarz Barabasza. WstaÅ‚ z kotÅ‚a, na którym siedziaÅ‚, wyprostowaÅ‚ siÄ™ i nagle ten zgiÄ™ty, zgrzybiaÅ‚y starzec zmieniÅ‚ siÄ™ w olbrzyma peÅ‚nego życia i siÅ‚y. - Zdrada! - ryknÄ…Å‚. - Zdrada! - powtórzyÅ‚ Flik chwytajÄ…c za rÄ™kojeść rapiera. Ale nim go wydobyÅ‚, pan Krzeczowski Å›wisnÄ…Å‚ szablÄ… i jednym zamachem rozciÄ…gnÄ…Å‚ go na pomoÅ›cie. NastÄ™pnie skoczyÅ‚ z bajdaku w podjazdkÄ™ tuż stojÄ…cÄ…, w której siedziaÅ‚o czterech Zaporożców z wiosÅ‚ami w rÄ™ku, i krzyknÄ…Å‚: - MiÄ™dzy bajdaki! Czółno pomknęło jak strzaÅ‚a, pan Krzeczowski zaÅ› stojÄ…c w Å›rodku, z czapkÄ… na okrwawionej szabli, z oczyma jak pÅ‚omienie, krzyczaÅ‚ potężnym gÅ‚osem: - Dzieci! nie bÄ™dziem swoich mordować! Niech żyje Bohdan Chmielnicki, hetman zaporoski! - Niech żyje! - powtórzyÅ‚y setne i tysiÄ™czne gÅ‚osy. - Na pohybel Lachom! - Na pohybel! Wrzaskom z bajdaków odpowiadaÅ‚y okrzyki Zaporożców na brzegach. Ale wielu ludzi ze statków stojÄ…cych dalej nie wiedziaÅ‚o jeszcze, o co chodzi; dopiero gdy wszÄ™dzie rozbiegÅ‚a siÄ™ wieść, że pan Krzeczowski przechodzi do Zaporożców, prawdziwy szaÅ‚ radoÅ›ci ogarnÄ…Å‚ semenów. Sześć tysiÄ™cy czapek wyleciaÅ‚o w górÄ™, sześć tysiÄ™cy rusznic huknęło wystrzaÅ‚ami. Bajdaki zatrzÄ™sÅ‚y siÄ™ pod stopami moÅ‚ojców. PowstaÅ‚ tumult i zamieszanie. Wszelako radość owa musiaÅ‚a być krwiÄ… oblana, bo stary Barabasz wolaÅ‚ zginąć niż zdradzić chorÄ…giew, pod którÄ… wiek życia przesÅ‚użyÅ‚. KilkudziesiÄ™ciu ludzi czerkaskich opowiedziaÅ‚o siÄ™ przy nim i wszczęła siÄ™ bitwa krótka, straszna - jak wszystkie walki, w których garść ludzi pożądajÄ…ca nie Å‚aski, ale Å›mierci, broni siÄ™ tÅ‚umom. Ani Krzeczowski, ani nikt z Kozaków nie spodziewaÅ‚ siÄ™ takiego oporu. W starym puÅ‚kowniku rozbudziÅ‚ siÄ™ dawny lew. Na wezwanie, by broÅ„ zÅ‚ożyÅ‚, odpowiadaÅ‚ strzaÅ‚ami - i widziano go na przodzie z buÅ‚awÄ… w rÄ™ku, z rozwianymi biaÅ‚ymi wÅ‚osami, wydajÄ…cego rozkazy grzmiÄ…cym gÅ‚osem i z mÅ‚odzieÅ„czÄ… energiÄ…. Statek jego otoczono ze wszystkich stron. Ludzie z tych bajdaków, które nie mogÅ‚y siÄ™ docisnąć, wskakiwali w wodÄ™ i pÅ‚ynÄ…c lub brodzÄ…c miÄ™dzy oczeretami, chwytajÄ…c nastÄ™pnie za krawÄ™dź statku, wdzierali siÄ™ naÅ„ z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ…. Opór byÅ‚ krótki. Wierni Barabaszowi semenowie, skÅ‚uci, zrÄ…bani lub porozrywani rÄ™kami, zalegli trupem pomost - stary z szabla w rÄ™ku broniÅ‚ siÄ™ jeszcze. Krzeczowski przedarÅ‚ siÄ™ ku niemu. - Poddaj siÄ™! - krzyknÄ…Å‚. - Zdrajco! na pohybel! - odparÅ‚ Barabasz i wzniósÅ‚ szablÄ™ do ciÄ™cia. Krzeczowski cofnÄ…Å‚ siÄ™ szybko w tÅ‚um. - Bij! - zawoÅ‚aÅ‚ do Kozaków. Ale zdawaÅ‚o siÄ™, że nikt nie chce pierwszy podnieść rÄ™ki na starca. Na nieszczęście jednak puÅ‚kownik poÅ›liznÄ…Å‚ siÄ™ we krwi i upadÅ‚. Leżący nie wzbudzaÅ‚ już tego szacunku czy też przestrachu i wnet kilkanaÅ›cie ostrz pogrążyÅ‚o siÄ™ w jego ciaÅ‚o. Starzec zdoÅ‚aÅ‚ tylko wykrzyknąć: “Jezus Maria!" ZaczÄ™to siekać leżącego i rozsiekano w kawaÅ‚ki. UciÄ™tÄ… gÅ‚owÄ™ przerzucano z bajdaku do bajdaku, bawiÄ…c siÄ™ niÄ… jak piÅ‚kÄ… dopóty, dopóki po niezrÄ™cznym rzuceniu nie wpadÅ‚a w wodÄ™. Pozostawali jeszcze Niemcy, z którymi trudniejsza byÅ‚a sprawa, bo regiment skÅ‚adaÅ‚ siÄ™ z tysiÄ…ca starego i wyćwiczonego w różnych wojnach żoÅ‚nierza. Dzielny Flik polegÅ‚ wprawdzie z rÄ™ki Krzeczowskiego, ale na czele regimentu pozostaÅ‚ Johan Werner, podpuÅ‚kownik, weteran jeszcze z trzydziestoletniej wojny. Krzeczowski pewny byÅ‚ prawie zwyciÄ™stwa, gdyż bajdaki niemieckie otoczone byÅ‚y ze wszystkich stron kozackimi, chciaÅ‚ jednak zachować dla Chmielnickiego tak znaczny zastÄ™p niezrównanej i doskonale uzbrojonej piechoty, dlatego wolaÅ‚ z nimi rozpocząć ukÅ‚ady. ZdawaÅ‚o siÄ™ przez jakiÅ› czas, że Werner zgadza siÄ™ na nie, gdyż rozmawiaÅ‚ spokojnie z Krzeczowskini i sÅ‚uchaÅ‚ uważnie wszelkich obietnic, jakich mu przeniewierczy puÅ‚kownik nie szczÄ™dziÅ‚. Å»oÅ‚d, z którym Rzeczpospolita byÅ‚a zalegaÅ‚a, miaÅ‚ być natychmiast za ubiegÅ‚y czas i za rok jeszcze z góry wypÅ‚acony. Po roku knechtowie mogli siÄ™ udać, gdzie by chcieli, choćby nawet do obozu koronnego. Werner niby namyÅ›laÅ‚ siÄ™, ale tymczasem wydaÅ‚ cicho rozkazy, by bajdaki przysunąć do siebie tak, aby utworzyÅ‚y jedno zwarte koÅ‚o. Na okrÄ™gu tego koÅ‚a stanÄ…Å‚ mur piechurów, ludzi rosÅ‚ych i silnych, przybranych w żółte kolety i takiejże barwy kapelusze, w zupeÅ‚nym szyku bojowym, z lewÄ… nogÄ… wysuniÄ™tÄ… naprzód do strzaÅ‚u i z muszkietami przy prawym boku. Werner z obnażonÄ… szpadÄ… w rÄ™ku staÅ‚ w pierwszym szeregu i namyÅ›laÅ‚ siÄ™ dÅ‚ugo. Na koniec podniósÅ‚ gÅ‚owÄ™. - Herr Hauptmann! - rzekÅ‚ - zgadzamy siÄ™! - Nie stracicie na nowej sÅ‚użbie! - zawoÅ‚aÅ‚ z radoÅ›ciÄ… Krzeczowski. - Ale pod warunkiem... - Zgadzam siÄ™ z góry. - JeÅ›li tak, to i dobrze. Nasza sÅ‚użba u Rzeczypospolitej koÅ„czy siÄ™ w czerwcu. Od czerwca pójdziemy do was. PrzekleÅ„stwo wyrwaÅ‚o siÄ™ z ust Krzeczowskiego, powstrzymaÅ‚ jednak wybuch. - Czy kpisz, moÅ›ci lejtnancie? - spytaÅ‚. - Nie! - odparÅ‚ z flegmÄ… Werner. - Nasza cześć żoÅ‚nierska każe nam ukÅ‚adu dotrzymać. SÅ‚użba koÅ„czy siÄ™ w czerwcu. SÅ‚użymy za pieniÄ…dze, ale nie jesteÅ›my zdrajcami. Inaczej nikt by nas nie najmowaÅ‚, a i wy sami nie ufalibyÅ›cie nam, bo kto by wam rÄ™czyÅ‚, że w pierwszej bitwie nie przejdziem znowu do hetmanów? - Czego tedy chcecie? - ByÅ›cie nam dali odejść. - Nie bÄ™dzie z tego nic, szalony czÅ‚owiecze! Każę was w pieÅ„ wyciąć. - A ilu swoich stracisz? - Noga z was nie ujdzie. - PoÅ‚owa z was nie zostanie. Obaj mówili prawdÄ™; dlatego Krzeczowski, chociaż flegma Niemca wzburzyÅ‚a w nim wszystkÄ… krew, a wÅ›ciekÅ‚ość poczynaÅ‚a go dÅ‚awić, nie chciaÅ‚ jeszcze rozpoczynać bitwy. - Nim sÅ‚oÅ„ce zejdzie z Å‚achy - zawoÅ‚aÅ‚ - namyÅ›lcie siÄ™, po czym każę cynglów ruszać. I odjechaÅ‚ poÅ›piesznie w swojej podjazdce, by siÄ™ z Chmielnickim naradzić. NastaÅ‚a chwila oczekiwania. Bajdaki kozackie otoczyÅ‚y ciaÅ›niejszym pierÅ›cieniem Niemców, którzy zachowywali chÅ‚odnÄ… postawÄ™, jakÄ… tylko stary i bardzo wyćwiczony żoÅ‚nierz zdoÅ‚a zachować wobec niebezpieczeÅ„stwa. Na groźby i obelgi wybuchajÄ…ce co chwila z kozackich bajdaków odpowiadali pogardliwym milczeniem. ByÅ‚ to prawdziwie imponujÄ…cy widok tego spokoju wÅ›ród coraz silniejszych wybuchów wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci ze strony moÅ‚ojców, którzy potrzÄ…sajÄ…c groźnie spisami i “piszczelami", zgrzytajÄ…c zÄ™bem i klnÄ…c oczekiwali niecierpliwie hasÅ‚a do boju. Tymczasem sÅ‚oÅ„ce skrÄ™cajÄ…c od poÅ‚udnia ku zachodniej stronie nieba zdejmowaÅ‚o z wolna swoje zÅ‚ote blaski z Å‚achy, która stopniowo pogrążaÅ‚a siÄ™ w cieniu. Na koniec pogrążyÅ‚a siÄ™ zupeÅ‚nie. Wówczas zagraÅ‚a trÄ…bka, a zaraz potem gÅ‚os Krzeczowskiego ozwaÅ‚ siÄ™ z daleka: - SÅ‚oÅ„ce zeszÅ‚o! Czy już namyÅ›liliÅ›cie siÄ™? - Już - odparÅ‚ Werner i zwróciwszy siÄ™ ku żoÅ‚nierzom machnÄ…Å‚ obnażonÄ… szpadÄ…. - Feuer! - skomenderowaÅ‚ spokojnym, flegmatycznym gÅ‚osem. Huknęło! Plusk ciaÅ‚ wpadajÄ…cych do wody, okrzyki wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci i gorÄ…czkowa strzelanina odpowiadaÅ‚y na gÅ‚os niemieckich muszkietów. Armaty zatoczone na brzeg ozwaÅ‚y siÄ™ basem i poczęły ziać kule na niemieckie bajdaki. Dymy przesÅ‚oniÅ‚y Å‚achÄ™ zupeÅ‚nie - i tylko wÅ›ród krzyków, huku, poÅ›wistu strzaÅ‚ tatarskich, grzechotania “piszczeli" i samopałów regularne salwy muszkietów zwiastowaÅ‚y, że Niemcy broniÄ… siÄ™ ciÄ…gle. O zachodzie sÅ‚oÅ„ca bitwa wrzaÅ‚a jeszcze, ale zdawaÅ‚a siÄ™ sÅ‚abnąć. Chmielnicki w towarzystwie Krzeczowskiego, Tuhaj-beja i kilkunastu atamanów przyjechaÅ‚ na sam brzeg rekognoskować walkÄ™. RozdÄ™te jego nozdrza wciÄ…gaÅ‚y dym z prochu, a uszy napawaÅ‚y siÄ™ z luboÅ›ciÄ… wrzaskiem tonÄ…cych i mordowanych Niemców. Wszyscy trzej wodzowie patrzyli na rzeź jakby na widowisko, które zarazem stanowiÅ‚o pomyÅ›lnÄ… dla nich wróżbÄ™. Walka ustawaÅ‚a. WystrzaÅ‚y umilkÅ‚y, a natomiast coraz gÅ‚oÅ›niejsze okrzyki kozackiego tryumfu biÅ‚y o niebo. - Tuhaj-beju! - rzekÅ‚ Chmielnicki - to dzieÅ„ pierwszego zwyciÄ™stwa. - Jasyru nie ma! - odburknÄ…Å‚ murza - nie chcÄ™ takich zwyciÄ™stw! - Weźmiesz go na Ukrainie. CaÅ‚y StambuÅ‚ i GalatÄ™ napeÅ‚nisz swymi jeÅ„cami! - WezmÄ™ choć ciebie, jak nie bÄ™dzie kogo! To rzekÅ‚szy dziki Tuhaj rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ zÅ‚owrogo, po chwili zaÅ› dodaÅ‚: - Jednakże chÄ™tnie byÅ‚bym wziÄ…Å‚ tych “franków". Tymczasem bitwa ustaÅ‚a zupeÅ‚nie. Tuhaj-bej zawróciÅ‚ konia ku obozowi, a za nim i inni. - No! teraz na Żółte Wody! - zawoÅ‚aÅ‚ Chmielnicki.