Na progu kolaboracji - Mieli walczyć za III Rzeszę
Polityka - 2007-08-25
Jarosław Gdański
Na progu kolaboracji
Mieli walczyć za III Rzeszę
Z hitlerowskim okupantem próbowały współpracować
organizacje polityczne i konspiracyjne, próbowali pojedynczy ludzie. Poza
nielicznymi przypadkami nie było jednak w Polsce współpracy zbrojnej z III
Rzeszą. Tym ciekawsze są te nieliczne przypadki.
Okupacja niemiecka na ziemiach polskich wyróżniała się
brakiem szerokiego frontu kolaborantów. Była to sytuacja jaskrawo odmienna od
tego, co działo się w Europie zachodniej, południowej czy na ziemiach
polskich pod okupacją sowiecką w latach 1939-1944. Praktycznie Niemcy nie
mieli się na kim oprzeć. Nie oznaczało to oczywiście, że nie podejmowano prób
znalezienia grup ludności lub powszechnie uznanych autorytetów, z którymi można
było łączyć perspektywę nawiązania współpracy (m.in. Władysław
Studnicki, Narodowa Organizacja Radykalna Andrzeja Świetlickiego, grupa Miecz i
Pług). Spoiwem takiego współdziałania mogłyby być antysowieckie nastroje
polskiego społeczeństwa, a najpoważniejszym przejawem - współpraca
zbrojna. W jakiej skali do niej doszło?
Do nawiązania jakiegoś dialogu ze społeczeństwem
okupowanej Polski władze Generalnego Gubernatorstwa i organy propagandy
III Rzeszy postanowiły wykorzystać odkrycie miejsca pochówku zamordowanych
oficerów polskich. Radio niemieckie 15 kwietnia 1943 r. podało komunikat
o grobach katyńskich. Mord na polskich oficerach miał stać się podstawą
porozumienia, a nawet kolaboracji choćby części Polaków. Dodajmy, współpracy
na bliżej nieokreślonej płaszczyźnie.
Pomimo oburzenia ogółu społeczeństwa polskiego na tę
zbrodnię ludobójstwa, nie znaleziono wielu chętnych do współdziałania.
Swoją ofertę zgłosił były oficer Wojska Polskiego, pułkownik w stanie
spoczynku Stanisław Mikołaj Wrzaliński. W czasie I wojny światowej
służył on w armii carskiej, a następnie w korpusach
wschodnich. W Wojsku Polskim był m.in. dowódcą brygady piechoty w wojnie
1920 r. W dwudziestoleciu międzywojennym zajmował różne stanowiska
dowódcze, komenderował m.in. jedną z brygad Korpusu Ochrony Pogranicza i 30
Dywizją Piechoty. W pierwszej połowie lat 30. przeniesiony w stan
spoczynku. Przesłał on 2 lipca 1943 r. z Wrocławia list do Himmlera,
w którym zgłaszał się "wraz ze swoimi ludźmi" (...mit meinen
Landsleute Polen) do walki z bolszewizmem. Jego pismo pozostało bez
odpowiedzi.
O wiele bardziej interesująca była niemiecka oferta
z 1943 r. stworzenia i wyekwipowania dywizji sformowanych z internowanych
żołnierzy polskich przebywających na Węgrzech. Informację taką otrzymali
Brytyjczycy od swojego wywiadu. Polacy na Węgrzech nie ucierpieli zbytnio od SS,
mieli więc być podatni na takie propozycje. Jednakże żadne dokumenty i polskie
relacje nie potwierdzają tego faktu. Mogła to więc być po prostu jakaś próba
wbicia klina pomiędzy polski rząd na wychodźstwie a Londyn.
Reichsfhrer SS Heinrich Himmler zjawił się 19 czerwca
1943 r. u Hitlera, by przedłożyć kolejną propozycję sformowania
jednostek zbrojnych z Polaków. Argumentem mającym poprzeć ten projekt był
sukces odniesiony przy tworzeniu z Ukraińców Dywizji Galicyjskiej SS.
Odmowa Hitlera była stanowcza. Fhrer stwierdził, że SS-Galizien jest sprawą
zupełnie odrębną, gdyż Ukraińcy przez 150 lat należeli do Austrii.
Opinia Hitlera co do polskich żołnierzy walczących po
stronie Niemiec była jednoznaczna: "...mamy w końcu tragiczną nauczkę
od Polski w czasie I wojny światowej. Luddendorf *[gen. Erich
Luddendorf, podczas I wojny światowej zastępca szefa kajzerowskiego
Sztabu Generalnego, a w listopadzie 1923 r. współorganizator
zamachu stanu w Monachium - przyp. aut.] tłumaczył się później, że
wmawiano mu, iż uzyska tą drogą 500 tys. żołnierzy. Ale rozsądny człowiek
mógłby z góry go przestrzec: pan otrzyma owe 500 tys., ale nie do
walki z Rosją. Polacy wystawią armię po to, aby wyzwolić Polskę".
I chociaż do sprawy oddziałów polskich wrócił
jeszcze w grudniu 1943 r. wydawany przez okupanta "Nowy Kurier
Warszawski", to nie było już wówczas szans na sformowanie jakiejkolwiek
jednostki polskiej po stronie Niemców. Z jednej strony represje stosowane
przez aparat administracyjny terenów okupowanych oraz SS i policji
skutecznie odstręczały większość Polaków od współdziałania z Niemcami,
z drugiej - zaważyła niechęć fhrera do Polaków.
Batalion 202
Pomimo zamknięcia Polakom możliwości służenia w zwartych
oddziałach wojskowych, Niemcy wykorzystywali ich do służby w Policji
Porządkowej Generalnego Gubernatorstwa (tzw. granatowej policji) i w Schutzmannschaften
(pomocniczych oddziałach ochronnych). Granatowa policja liczyła w GG ok.
18 tys. ludzi. Trzy czwarte z tej liczby to byli Polacy. Sami Niemcy używali
w stosunku do granatowych nazwy Polnische Polizei (Policja Polska) lub
Ukrainische Polizei (Policja Ukraińska). Na mocy rozkazu wyższego dowódcy SS
i Policji z 30 października 1939 r. zostali powołani do służby
wszyscy funkcjonariusze przedwojennej Policji Państwowej, znajdujący się na
obszarze Generalnego Gubernatorstwa. Źródłem pierwszych uzupełnień stali się
policjanci wysiedleni z ziem wcielonych do Rzeszy.
Na wschodnich terenach Rzeczpospolitej z Polaków i obywateli
polskich różnych narodowości formowano skoszarowane jednostki niemieckiej
policji pomocniczej. W Komisariacie Rzeszy Ukraina w jednostkach tych
służyli przede wszystkim Ukraińcy. Sytuacja zmieniła się wiosną 1943 r.,
gdy duża część ukraińskich policjantów zdezerterowała, by zasilić oddziały
Ukraińskiej Powstańczej Armii. Wtedy posterunki i bataliony oraz
samodzielne kompanie zostały uzupełnione m.in. przez Polaków. Tak było np. w batalionach
nr 102 w Krzemieńcu, nr 103 w Maciejowie, nr 104 w Kobryniu
czy w batalionie w Sarnach. Zresztą batalion z Maciejowa
przeszedł niemal w pełnym składzie na stronę AK i został włączony
do 27 Wołyńskiej DP AK.
Ale wszystkie te jednostki nie były nigdy określane jako
polskie. Jedynym wyjątkiem jest batalion Schutzmannschaftu nr 202. Numer
202 świadczył o tym, że batalion został sformowany na terenach GG.
Niemcy dla batalionów Schutzmannschaftu tworzonych w Generalnym
Gubernatorstwie przeznaczyli numery porządkowe od 201 do 250. Jednakże powstało
ich tylko 12: jeden polski (nr 202), siedem ukraińskich (nr 201,
203-208) i cztery kozackie (nr 209-212).
Historia batalionu 202 sięga marca 1943 r.
Niemieckie władze policyjne postanowiły wówczas rozpocząć formowanie
specjalnych oddziałów policyjnych z mieszkańców GG. Głównym powodem
takiego kroku był coraz bardziej rozwijający się ruch partyzancki w Guberni
oraz potrzeba skierowania jednostek do pomocy przy zwalczaniu partyzantki
radzieckiej na terenach polskich Kresów Wschodnich.
W początkach maja 1943 r. kpt. policji porządkowej
Felsinger ze sztabu dowódcy Policji Porządkowej (Kommandeur der
Ordnungspolizei - KdO) w Warszawie przekazał dowódcy granatowej policji
w Warszawie ppłk. Aleksandrowi Reszczyńskiemu pismo dotyczące utworzenia
batalionu Schutzmannschaft w GG. Batalion miał się składać z Polaków
i był przeznaczony do walki z "bandytyzmem" (to jest z radziecką
partyzantką) na "nowych terenach wschodnich". Przyjmowani mieli być
kandydaci w wieku 20-30 lat, najlepiej po przeszkoleniu wojskowym.
Komendy gminne i powiatowe policji powinny przeprowadzić akcję werbunkową,
jednakże bez ogłaszania jej w prasie czy przez plakaty. Podania ochotników
miały być składane za pośrednictwem komendanta granatowej policji
odpowiedniego szczebla do komendanta niemieckiej policji porządkowej do 30 maja
1943 r.
Przeprowadzony w ten sposób werbunek nie dał jednak
spodziewanych wyników. Zgłosiło się dwóch (!) kandydatów. Ppłk Reszczyński
polecił wówczas przymusowe odkomenderowanie części policjantów, w tym
zwłaszcza kadry oficerskiej i podoficerskiej. Kandydaci wyznaczeni spośród
szeregowych starali się uniknąć odkomenderowania. Najpopularniejsze stało się
zgłaszanie różnych chorób, które miały uniemożliwiać służbę o charakterze
wojskowym. Zarządzono więc badania lekarskie, które niemal wszystkich stających
przed komisją medyczną uznawały za zdrowych. Protesty, czasami nawet w ostrej
formie (jeden z policjantów o mało nie zabił lekarza i chciał
zastrzelić ppłk. Reszczyńskiego), na nic się zdały. Jednakże nadal brakowało
ludzi do stanu etatowego. Wówczas to, w celu wspomożenia akcji
werbunkowej, zamieszczono w prasie ogłoszenia następującej treści:
"Wolne posady. Mężczyźni zdrowi, w wieku od 20-30 lat mogą zgłaszać
się o przyjęcie do Policji Polskiej pod następującym adresem...". I tu
następował adres punktu werbunkowego, np. w Krakowie była to ulica Michałowskiego
(Luxemburgerstrasse) 8-10. Takiej treści ogłoszenie ukazało się np. w
"Gońcu Krakowskim" z 18 maja 1942 r.
Każdy wstępujący, w odpowiedzi na ogłoszenie, do
granatowej policji musiał podpisać deklarację następującej treści: "W wypadku,
gdyby moje przyjęcie do polskiej (względnie ukraińskiej) Policji w Generalnym
Gubernatorstwie nie mogło z powodu braku wolnych miejsc nastąpić,
zgadzam się także na zatrudnienie mnie w polskiej Policji (Schutzmannschaft)
na zajętych wschodnich obszarach (także d. obszarach rosyjskich)". Wówczas
trafiał do oddziału uzupełnień, którym dowodził sierżant policji Jan
Klewek, a od listopada 1942 r. starszy sierżant policji Józef Jarmiński.
Tam otrzymywał do podpisania następującą deklarację: "Zobowiązuję się
do pełnienia służby w Schutzmannschaft (w Policji). Zobowiązuję
się do bezwzględnego wykonywania rozkazów wydanych mi przez moich przełożonych
niemieckich i przełożonych z Schutzmannschaftu. Przyrzekam być posłusznym,
wiernym i odważnym".
Oddział uzupełnień wysyłał szeregowych na poligon
Waffen SS w Dębicy. Tam byli oni przydzielani do jednej z trzech
kompanii liniowych batalionu lub kompanii sztabowej. Obsada kadrowa batalionu
została ustalona w połowie czerwca 1943 r. Dowódcą został major
policji Antoni Ignacy Kowalski, a dowódcami kompanii: 1. - kpt. Walery
Sauermann, 2. - ppor. Jan Nowak z Dystryktu Radomskiego, 3. - ppor.
Witold Obrębski z Komendy Powiatowej Garwolin. Niemieckim oficerem
nadzorującym (deutsche Aufsichtsoffizier - DAO) został kapitan policji porządkowej
Tschnadel.
Już w okresie rekruckim zaczęły się pierwsze
dezercje i bójki z ukraińskimi rekrutami Waffen SS, którzy odbywali
wstępne przeszkolenie na tym samym poligonie. Być może to spowodowało zmianę
dowódcy batalionu. W sierpniu 1943 r. został nim mjr policji
Kazimierz Mięsowicz, który został właśnie wypuszczony z niemieckiej
niewoli. Był on przedwojennym oficerem policji, wykształconym w Akademii
Handlowej w Wiedniu i na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego
w Krakowie. Po odejściu z batalionu został komendantem powiatowym
Polskiej Policji w Krośnie, czynnie współpracując z wywiadem AK.
W sierpniu również batalion złożył przysięgę
według roty ustalonej dla Schutzmannschaftu: "Jako przynależny do
Schutzmannschaftu przysięgam być wiernym, dzielnym i posłusznym i moje
obowiązki służbowe, szczególnie w walce przeciwko niszczącemu narody
bolszewizmowi, sumiennie wykonywać. Dla tej przysięgi jestem gotów moje życie
położyć. Tak mi Boże dopomóż".
W październiku 1942 r. nastąpiła kolejna
zmiana dowództwa. Batalion objął awansowany na majora Walery Sauermann, a dowództwo
drugiej kompanii ppor. Jan Grzegorzek. Nowym niemieckim oficerem nadzorującym
został kpt. policji porządkowej Weidlich. 15 listopada liczący ponad 500
ludzi batalion otrzymał numer porządkowy i nazwę Schutzmannschafts
Bataillon 202. Jednak pod koniec 1942 r. polska kadra, nawet volksdeutsche,
jak Sauermann czy Nowak, została odsunięta od dowodzenia batalionem. Nowym dowódcą
batalionu został dotychczasowy DAO kpt. Weidlich, a kompanii m.in. por.
policji porządkowej Kurt Hoffmann i kpt. policji porządkowej Klisten.
W połowie stycznia 1943 r. batalion wyjechał
na wschód do Borysowa na Białorusi i 28 tegoż miesiąca objął służbę
na zapleczu Grupy Armii Środek. Jego zadaniem była ochrona linii
zaopatrzeniowych (drogowych i kolejowych), walka z radzieckimi grupami
desantowymi i partyzantami. 30 marca 1943 r. batalion został podporządkowany
jednostce Dirlewangera i przeznaczony do operacji przeciwpartyzanckiej
Lenz-Sd, która zaczynała się 1 kwietnia. Batalion został skierowany w okolice
Słobódki.
Po trzech dniach działań skierowano go z powrotem
do Borysowa, gdzie miał oczekiwać na dalsze rozkazy. Dowodzący akcją płk żandarmerii
Walter Schimana polecił wyznaczyć 202 batalion do drugiej części operacji
Lenz-Nord. Oddział rzucono do ochrony drogi Borysów-Zembin i mostu w Gajnie
na Berezynie. Podczas tych działań batalion stracił ok. 40 ludzi -
zabitych, ciężko rannych i zaginionych. 3 maja został skierowany do Łucka,
a następnie do Kostopola na Wołyniu. 21 sierpnia wyznaczono mu nowy
obszar działania: Kostopol-Janowa Dolina-Horochów. Batalion liczył wówczas,
po otrzymaniu uzupełnień, 13 oficerów, 20 podoficerów i 550
szeregowych.
W przydzielonym sobie rejonie Polacy napotkali działania
ukraińskie skierowane przeciwko Polakom. Policjanci batalionu nie pozostali
obojętni na tę sytuację. Wstrząśnięci obrazem mordowanych współrodaków
stawali w ich obronie - często wbrew woli niemieckich dowódców.
Polskie patrole policyjne prowadziły również samorzutne działania odwetowe,
atakując wioski ukraińskie.
W listopadzie 1943 r. ponad połowa batalionu
zdezerterowała. Najprawdopodobniej przyłączyli się oni do polskiej
samoobrony na terenie Wołynia. Wyszkoleni, uzbrojeni i z doświadczeniem
bojowym stali się cennym nabytkiem dla Polaków broniących się przed Ukraińską
Powstańczą Armią. Kilku z policjantów zdołało nawet powrócić w rodzinne
strony, choć zdawali sobie sprawę, że za dezercję niemieckie prawo wojenne
karało śmiercią.
Pod koniec stycznia 1944 r. reszta batalionu (2
oficerów, 4 podoficerów i 200 szeregowych) została wycofana z Wołynia
i przeniesiona do Lwowa. Stamtąd oddział wyruszył 4 lutego do Drusenheim
koło Stuttgartu, gdzie został zakwaterowany w koszarach policji, oczekując
na dalsze decyzje co do swego losu. Zanim one zapadły, zasięgnięto opinii
najwyższego dowódcy SS i Policji na Ukrainie SS-Obergruppenfhrera Hansa
Prtzmanna. Stwierdził on, że w działaniach bojowych 202 batalion
spisywał się dobrze. Prowadził ciężkie walki aż do dużego wyczerpania, co
potwierdza fakt, że Polacy otrzymali niemieckie odznaczenia bojowe. Jednocześnie
Prtzmann zalecił odwołanie ze stanowiska dowódcy batalionu kpt. policji
ochronnej Weidlicha, gdyż w jego opinii był on "za miękki".
Z rozkazu Reichsfhrera SS 8 maja 1944 r.
batalion został rozformowany. Jednak postanowiono jeszcze wykorzystać polskich
policjantów. Zostali poddani indywidualnej ocenie i po jej pozytywnym
przejściu i wyrażeniu woli dalszej służby skierowani do Częstochowy.
Na teren Dystryktu Radom reszta batalionu (ponad 150 ludzi) przybyła w połowie
czerwca 1944 r. Zostali oni podzieleni na grupy bojowe (operacyjne) i poprzydzielani
do umocnionych punktów żandarmerii. Tak zakończyła się historia jedynej
jednostki złożonej z Polaków i walczącej po stronie Niemców.
Najprawdopodobniej skutkiem wydarzeń związanych z batalionem
nr 202 była próba utworzenia kolejnego. 20 lutego 1944 r. na
odprawie komendantów obwodów dowódca warszawskiej policji ppłk Franciszek
Przymusiński poinformował, że Niemcy zażądali sformowania 500-osobowego
batalionu z polskich policjantów. W związku z tym do Krakowa
zostało wysłane pismo, które podpisał również dowódca policji porządkowej
w Warszawie, że batalion taki mógłby zostać stworzony, ale tylko w sile
400 ludzi i o ile Niemcy zgodzą się na wycofanie kandydatów do
batalionu z delegacji w placówkach niemieckich. To na jakiś czas
zamknęło sprawę. Jednakże 1 maja 1944 r. Niemcy wydali kolejny rozkaz
sformowania trzech kompanii o liczebności ok. 400 ludzi, ale dzięki
staraniom ppłk. Przymusińskiego został on uchylony.
Legion Góralski
Przed wojną panowała w Polsce moda na góralszczyznę.
Na Podhalu prężnie działał Związek Górali. Sytuacja taka z jednej
strony sprzyjała wzrostowi samoświadomości etnicznej mieszkańców Podhala, a z drugiej
- mogło to podkreślać specyficzną pozycję górali w społeczeństwie
polskim. Po zajęciu Podhala Niemcy przystąpili do tworzenia separatystycznych
ugrupowań etnicznych, obiecując ich przywódcom pomoc w zorganizowaniu własnych
ośrodków władzy rejonowej.
Postanowili więc reaktywować działalność Związku Górali,
a na prezesa wytypowali Wacława Krzeptowskiego. Rozpoczęli w ten
sposób tzw. akcję góralską. Miała ona charakter separatystyczny i prowadziła
do wyodrębnienia ze społeczeństwa polskiego narodu góralskiego (Goralenvolk).
Jego organizatorzy spodziewali się, że Niemcy zezwolą na powołanie na
Podhalu współpracującego z Niemcami państwa góralskiego -
Goralenland. Sam Krzeptowski głosił germańskie pochodzenie narodu góralskiego.
W listopadzie 1939 r. Wacław Krzeptowski i Józef
Cukier udali się na Wawel, gdzie złożyli wizytę gubernatorowi GG
Hansowi Frankowi. Kilka dni później Frank rewizytował przywódców góralskich
w Zakopanem.
Plany wywołania separatystycznego ruchu, opartego głównie
na odmiennej kulturze, zakończyły się niepowodzeniem. Na całym terenie
Podhala wydano łącznie 150 tys. kart identyfikacyjnych (Kennkarte), w tym
27 tys. kart góralskich (18 proc.). Tylko w Zakopanem, Kościelisku,
Nowym Targu i Szczawnicy odsetek ten był większy. Za przyjęcie karty góralskiej
obiecywano ochronę przed wywozem na przymusowe roboty do Niemiec, obniżenie
podatków. Zapowiadano, że ci, co nie przyjmą kart góralskich, zostaną
wysiedleni z Podhala; pomimo tego większość ludności żądała wydania
kart polskich i takie otrzymała. Na terenie Krościenka został nawet założony
przez miejscowego wójta inż. Władysława Grotowskiego Powiatowy Zespół do
Walki z Góralszczyzną.
By silniej związać górali z władzą okupacyjną,
Niemcy postanowili już w listopadzie 1939 r. zorganizować kompanię
góralską w składzie formowanego wówczas w Krakowie 8 Pułku SS
Totenkopf. (Mianem Totenkopf określano jednostki tworzone ze strażników obozów
koncentracyjnych, przeznaczone do zadań okupacyjnych i zwalczania
partyzantki). To przedsięwzięcie także zakończyło się fiaskiem -
praktycznie udało się zwerbować dwu mieszkańców Podhala. Ten wynik na ponad
dwa lata zniechęcił aparat SS do podobnych prób.
Góralski Legion Ochotniczy SS (Goralische Freiwilligen SS
Legion) rozpoczęto organizować pod koniec 1942 r., początkowo w sile
batalionu. Jego szeregi mieli zapełnić posiadacze góralskiej karty
rozpoznawczej. Góralscy liderzy objeżdżali podhalańskie wsie i miasteczka,
nakłaniając ludzi do wstępowania do legionu. Przyszłych ochotników
zapewniano, że będą pełnili służbę tylko na terenie swojego kraju
(Polski!), a ich krewnym obiecywano zwiększone przydziały żywności. Członkowie
rodzin ochotników mieli być zwolnieni z wyjazdu na roboty do Rzeszy, a przebywający
w więzieniach mieli zostać wypuszczeni. Gdy zawiódł zaciąg ochotniczy,
wyznaczano z każdej wsi kontyngent "ochotników", którym polecano
stawić się przed komisją poborową w Zakopanem.
Ostatecznie do poboru stanęło 410 młodych mężczyzn.
Po badaniach lekarskich pozostało ich ok. 300. Po przyjeździe do obozu w Trawnikach,
gdzie Legion miał odbywać przeszkolenie, pozostało 140. Z powodów
zdrowotnych w krótkim czasie zwolniono 21, a 19 innych zdezerterowało.
Kilkudziesięciu Niemcy odesłali do domów, gdyż brakowało im jakichkolwiek
zdolności do służby lub odmawiali pełnienia wojskowych powinności. Ci, którzy
pozostali, rozpoczęli otwartą wojnę ze szkolącymi się tam Ukraińcami. Skończyło
się to dla nich nie najlepiej, gdyż część została wysłana do obozu
koncentracyjnego Auschwitz. Ostatecznie według stanu z 21 marca 1943 r.
w Trawnikach pozostało tylko dwunastu i Niemcy zrezygnowali z tworzenia
Legionu. Niedoszłych legionistów wysłano na roboty do Rzeszy.
Akcja góralska załamała się ostatecznie z końcem
1943 r. Pod wpływem nastrojów społecznych, najlepiej oddanych w popularnej
wówczas przyśpiewce: "Oj Wacuś, Wacuś, będziesz wisiał za cóś", oraz
działań organizacji konspiracyjnych podporządkowanych Armii Krajowej
Krzeptowski porzucił Komitet i ofiarowaną mu przez Niemców trafikę i ukrył
się w górach w szałasie na Stołach.
W grudniu 1944 r. przybyła na Podhale grupa
dywersyjna oddziału AK Chełm, dowodzona przez por. Tadeusza Studzińskiego-Kurzawę.
Jednym z jej zadań było wykonanie wyroku na Wacławie Krzeptowskim.
Zakopiańska placówka AK zlokalizowała dom na Krzeptówkach, w którym
ukrywał się były Goralenfhrer po powrocie z gór. 20 stycznia 1945 r.
partyzanci wyciągnęli go z kryjówki i powiesili przy drodze na
konarze drzewa stojącego na jego parceli.
Mobilizacja volksdeutschów
Eksploatacja wojenna Polaków polegała nie tylko na
zmuszaniu ich do pracy na rzecz okupanta na miejscu i w Rzeszy. Na
okupowanym terytorium i ziemiach włączonych do Rzeszy przeprowadzano również
mobilizację sprzeczną z konwencją haską. Do niemieckiej armii wcielano
przede wszystkim mężczyzn wpisanych do I, II oraz III grupy Niemieckiej Listy
Narodowościowej. Wielokrotnie robiono to jeszcze przed rozstrzygnięciem ich
przynależności narodowej. Mobilizacja ta już od kwietnia 1940 r.
napotykała opór. Poborowi odmawiali potwierdzenia przyjęcia niemieckiej
przynależności państwowej, nie respektowali wezwań i nie stawiali się
na przegląd lekarski. Niemcy zastosowali więc represje wobec uchylających się
od poboru oraz ich rodzin i w ten sposób udało się im poważnie zwiększyć
liczbę wcielonych do szeregów.
Żołnierze Polacy wpisani na volkslistę traktowani byli
w armii niemieckiej ostrożnie i podejrzliwie. Posądzano ich o defetyzm
i chęć przejścia na stronę wroga. Dochodziło nawet do wydawania i wykonywania
wyroków śmierci pod zarzutem nawoływania do dezercji. Zdarzali się i tacy
rekruci, którzy uchylali się od uczestnictwa w działaniach wojennych lub
dezerterowali. Szczególnie narażeni na werbunek do Wehrmachtu byli mieszkańcy
Śląska i Pomorza. W stosunku do Wielkopolan Niemcy zachowywali dużą
rezerwę z powodu masowego ich udziału w powstaniu wielkopolskim.
Pobór do wojska niemieckiego realizowany był jako ogniwo
akcji germanizacyjnej. Jednakże z czasem konieczności wojskowe doprowadziły
do stopniowego odstępowania przez Wehrmacht od tej roli. Volksdeutsche, szczególnie
z III grupy, traktowani byli po prostu jako mięso armatnie. Do walk w Normandii
w czerwcu 1944 r. volksdeutsche z Polski byli grupowani w osobne
pododdziały. Ale ich postawa w czasie inwazji, czyli unikanie walki i przechodzenie
na stronę aliantów, spowodowała, że od tej pory zaniechano formowania z nich
jednorodnych pochodzeniowo jednostek. Rozpraszano ich po oddziałach złożonych
z Niemców. Taka ich postawa mogła zaważyć na późniejszym stosunku
Hitlera do prób wystawienia jednostek polskich po stronie III Rzeszy.
Inna sytuacja istniała wśród volksdeutschów z Generalnego
Gubernatorstwa. 20 kwietnia 1940 r. w Dzienniku Rozporządzeń GG ogłoszono
zezwolenie na wstępowanie osób pochodzenia niemieckiego do Wehrmachtu. 16 maja
Himmler rozszerzył to zezwolenie również na Waffen SS. Biura werbunkowe do
Wehrmachtu istniały w każdym mieście powiatowym, a do Waffen SS w stolicach
dystryktów. Władzom wojskowym i aparatowi SS zależało zwłaszcza na już
wojskowo przeszkolonych ochotnikach. W celu zachęcenia ich do służby
gwarantowano im rangę równorzędną do tej, jaką mieli ze służby wojskowej
w armiach krajów zamieszkania. Przepis ten Himmler rozciągnął 9 maja
1942 r. na wszystkich ochotników zagranicznych, bez różnicy pochodzenia.
Zgłaszający się ochotniczo volksdeutsche z terenów
GG byli w pierwszej kolejności kierowani do rozlokowanych na terenie
Generalnego Gubernatorstwa dwóch pułków kawalerii oraz pułków piechoty
Totenkopf, a także jednostek niemieckiej policji. Praktycznie do połowy
1943 r. Niemcy z terenów GG stanowili większość szeregowych i podoficerów
Brygady Kawalerii SS, późniejszej Dywizji Florian Geyer oraz 1 Brygady
Piechoty SS, późniejszej 18 Dywizji Grenadierów Pancernych SS Horst Wessel.
Jednostki Totenkopf (przypomnijmy: przeznaczone do zadań
okupacyjnych i zwalczania partyzantki) pierwszą większą akcję
pacyfikacyjną przeprowadziły już w dniach 30 marca-11 kwietnia 1940 r.
W odwecie za pomoc ludności oddziałowi mjr. Hubala represjonowano 31 wsi.
Całkowicie spalono wsie Gałki, Skłoby, Huciska i Szałas Stary, w których
zginęło 514 osób. Wśród zamordowanych było 6 dzieci. 183 osoby zmarły po
osadzeniu w więzieniach, 24 zginęły w obozach koncentracyjnych i 2
zmarły na skutek tortur. W akcji wzięły wówczas udział pododdziały 8
Pułku Totenkopf (SS-Oberfhrer Leo von Jena), 11 Pułku Totenkopf (SS-Standartenfhrer
Wilhelm Messner) i część 1 Pułku Kawalerii Totenkopf (SS-Standartenfhrer
Hermann Fegelein) oraz 51, 104 i 111 bataliony policyjne.
Wojska lądowe przekazały kawalerzystom SS część koni
zdobytych w czasie kampanii wrześniowej. Szwadrony kawalerzystów stanowiły
ochronę volksdeutschów z Wołynia repatriowanych na mocy porozumienia
niemiecko-radzieckiego. Jednocześnie żołnierze dokonywali egzekucji Polaków
- zwykle na zlecenie Służby Bezpieczeństwa SS; np. 5 sierpnia 1940 r.
żołnierze 1 szwadronu 1 pułku rozstrzelali 87 osób w Warszawie, a 19
września - 20 Żydów w Otwocku. W późniejszym okresie Brygada
Kawalerii SS (Dywizja Florian Geyer) prowadziła wiele podobnych akcji i walczyła
na froncie. Jej koniec nastąpił w pierwszej dekadzie lutego 1945 r.,
kiedy została zniszczona w oblężonym Budapeszcie.
Druga jednostka - 1 Brygada Piechoty SS - została
sformowana 1941 r. z 8 i 10 pułku Totenkopf. Szeregowymi w obu
pułkach piechoty byli początkowo przede wszystkim volksdeutsche z Polski.
Od 1942 r. jednostki Brygady zaczęły być uzupełniane również przez
volksdeutschów z innych krajów. Po zakończeniu walk resztki Brygady
zostały odesłane na poligon Stablack (Stabławki, dziś Bogatovo w obwodzie
kaliningradzkim) w Prusach Wschodnich, a w styczniu 1944 r.
do Zagrzebia w Chorwacji. Tam uzupełniono dywizję volksdeutschami z Węgier
i Rumunii.
W marcu 1945 r. Dywizja Horst Wessel znalazła
się w kotle w okolicach Głogówka, ale po ciężkich walkach udało
jej się przerwać okrążenie i dotrzeć do oddalonych o 22 km linii
niemieckich. Dywizja w ostatnich dniach kwietnia 1945 r. dostała się
do niewoli w okolicach Jeleniej Góry (Hirschberg). Niewielu żołnierzom
Dywizji udało się przedrzeć do Amerykanów. Część uciekających wpadła w ręce
grup operacyjnych NKWD lub czeskich partyzantów. Nie jest dziś możliwe
ustalenie, ilu jeszcze wówczas było w Dywizji przedwojennych obywateli
Polski.
Legion z jeńców
W lecie 1944 r. zaczęto - nieoficjalnie -
przygotowania do utworzenia legionu polskiego u boku wojskowych służb
specjalnych Abwehry. Organem formującym miała być Abwehrgruppe 209, a członkami
jeńcy z oddziałów Wojska Polskiego, walczących u boku Armii
Czerwonej, zgromadzeni w obozie w Skierniewicach. We wrześniu udało
się utworzyć zawiązki takiej jednostki, nazywanej legionem. W październiku
1944 r. legionistów przeniesiono do Starego Rzechowa w powiecie
rzeczniowskim, a w grudniu 1944 r. w pobliże Tomaszowa
Mazowieckiego.
W styczniu 1945 r. podporządkowano ich
Abwehrkommando 204 w Bydgoszczy, a w lutym przesunięto do Słupska.
Tu podjęto decyzję, że legion pozostanie w Borach Tucholskich i będzie
tam prowadził działania partyzanckie. Podzielił się na dwie grupy: pierwszą,
dowodzoną przez porucznika Machnika (42 ludzi) i drugą - porucznika
Errlinga (21 ludzi). W lutym 1945 r. obie grupy przestały istnieć w niewyjaśnionych
do dziś okolicznościach.
Kolejna próba pozyskania Polaków została przeprowadzona
jesienią 1944 r. Najpierw 24 października Hitler wyraził wreszcie zgodę
na służbę Polaków w Wehrmachcie - w charakterze Hiwisów (HiWi,
Hilfswillige - ochotnik pomocniczy), według zasad jak dla Osttruppen, czyli
formacji złożonej z byłych jeńców i ochotników z ZSRR.
Wyróżnikiem miała być noszona na lewym przedramieniu biała opaska z napisem
"Im Dienst der deutschen Wehrmacht". 4 grudnia Himmler zezwolił na rozciągnięcie
tego zezwolenia na Waffen SS.
Ale niemal jednocześnie Dowództwo Grupy Armijnej Środek
(Heeresgruppe Mitte) ogłosiło 4 listopada 1944 r. podstawowe zasady
kompletowania z Polaków jednostki, która miała liczyć ok. 12 tys.
ochotników, w tym 2 tys. personelu pomocniczego. Kategorycznie
zabroniono używać wobec nich określenia HiWi, a im samym - nawiązywania
jakichkolwiek kontaktów z ukraińskimi, białoruskimi i rosyjskimi
ochotnikami oraz prowadzenia rozmów na tematy polityczne. Obowiązywać miała
jedna wykładnia: Wehrmacht prowadzi wojnę z bolszewizmem do ostatniego żołnierza,
a każdy pomocnik w tej walce jest towarzyszem broni Niemców.
Do jednostki mieli być werbowani mężczyźni w wieku
od 16 do 50 lat. Ochotnikom obiecywano pełne prawa żołnierza Wehrmachtu,
swobodę wyznania, opiekę medyczną i żołd (niewysoki). Każdy z nich
miał przejść badania komisji lekarskiej. Ochotnicy mogli się zapisywać na
okres 4 miesięcy albo do końca wojny. Ci ostatni składali przysięgę na
wierność Adolfowi Hitlerowi. Sformowanie jednostki miało nastąpić po 2
miesiącach szkolenia.
Do końca grudnia 1944 r. udało się zwerbować 471
ochotników. Werbunek prowadzony był w więzieniach, obozach jenieckich i pracy
przymusowej, w łapankach (kto odmawiał - tego wysyłano na przymusowe
roboty). Ochotnicy z kompani krakowskiej (ok. 200) otrzymali słowackie
mundury, ale po wprowadzeniu niemieckiej dyscypliny i nauki musztry rozpoczęli
masowe dezercje. Ostatecznie nie udało się wykorzystać na froncie polskich
oddziałów, a nawet nie zdążono (lub nie chciano) rozdać im broni.
Kolejną rekrutację do Wehrmachtu rozpoczęto w listopadzie
1944 r. Według danych Oddziału Organizacyjnego Wojsk Lądowych 19 grudnia
1944 r. w składzie dwóch grup armii broniących się na terytorium
Polski było ok. 6 tys. Polaków: w Grupie Armii A - 5 tys., a Grupie
Armii Środek - 1 tys. O jednostkach czysto polskich nadal jednak nie
chciano nawet słuchać. Chociaż część zwerbowanych na jesieni zaciągnęła
się do Legionu Polskiego, to nie utworzono żadnej jednostki szczebla wyższego
niż kompania. Hitler uważał, że oddziały takie przy pierwszej okazji
zdradziłyby III Rzeszę i zwróciły broń przeciw Niemcom.
Jednak byli i tacy Polacy, którzy zgłaszali się do
Wehrmachtu nawet w ostatnich miesiącach wojny. Dowództwo 523
zapasowo-szkolnego pułku grenadierów (Grenadier Ersatz und Ausbildungs
Regiment 523) 15 stycznia 1945 r. meldowało: "Od pewnego czasu zgłaszają
się do pułku polscy ochotnicy z obozu szkoleniowego Organizacji Todta w Falkensee
z wnioskiem o zostanie żołnierzem Wehrmachtu. Są to przede
wszystkim młodzi chłopi w wieku 18-23 lat, znający trochę język
niemiecki i według kierownika obozu po zakończeniu szkolenia chcieliby
wstąpić do Wehrmachtu lub Waffen SS".
Natomiast z notatki z 3 marca 1945 r.,
nadesłanej do Oddziału Organizacyjnego Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych z rejonu
Berlina i Poczdamu, wynika, że do niemieckiego wojska przyjęto Polaków
zgłaszających się do "walki z bolszewizmem".
Układ o nieagresji
Należy jeszcze odnotować porozumienia zawierane z Niemcami
na szczeblu lokalnym. Charakterystycznym przykładem są dzieje Brygady Świętokrzyskiej
Narodowych Sił Zbrojnych. Została ona utworzona 11 sierpnia 1944 r. na
Kielecczyźnie z oddziałów partyzanckich i tzw. Akcji Specjalnej.
Brygadą dowodził ppłk Antoni Szacki-Dąbrowski, Bohun. Składała się z dwóch
pułków piechoty: nr 202 (dowódcy: mjr Bohun, a od 14 sierpnia mjr Władysław
Marcinkowski, Jaxa) i 204 (mjr Eugeniusz Kerner, Kazimierz, a od 14
sierpnia kpt. Jerzy Wojski, Jerzy).
Dowództwo brygady zawarło z niemieckimi władzami
wojskowymi układ o nieagresji, gdyż uważało, że skoro Niemcy i tak
przegrywają wojnę, to nie ma sensu prowadzić z nimi walk. I chociaż
dochodziło do starć pomiędzy pododdziałami brygady a Niemcami, to dzięki
umowie żołnierze Brygady Świętokrzyskiej mogli rozpocząć 13 stycznia 1945 r.
wycofywanie się wraz z wojskiem niemieckim na zachód. 21 stycznia trzy
kompanie Brygady i jedna kompania niemiecka ochraniały most na Odrze w Krapkowicach,
by mogły się przez niego przedostać odpływające za rzekę jednostki
wojskowe i uchodźcy. Oczywiście, Niemcy starali się wykorzystać fakt
wspólnego odwrotu. W niemieckiej prasie pojawiły się artykuły o specyficznej
wymowie. W jednym z nich, zatytułowanym "Polski Legion Ochotniczy
do walki z bolszewikami", czytamy: "armia gen. Własowa zatrzymała
ofensywę sowiecką nad Odrą i Nyssą (...) a teraz 35-tysięczna
polska jednostka weźmie udział w walce z bolszewikami".
Współpraca nie ograniczyła się tylko do wspólnego
wycofywania się na zachód. Od połowy lutego do końca kwietnia 1945 r.
cztery grupy dywersyjne ze składu brygady zostały przerzucone do Polski przez
niemieckie samoloty. Były to grupy: por. Bogusława Denkiewicza, Bolesława -
odprawiona 13 lutego, kpt. Zygmunta Rafalskiego, Sulimczyka - 22 marca, ppor.
Władysława Stefańskiego, Szczerby - 25 marca, por. Jerzego Celińskiego,
Gnata - 15 kwietnia. Ostatnia grupa piesza por. Tadeusza Żółkiewskiego,
Mosta, wyruszyła z czeskiej miejscowości Rozstni 25 kwietnia. Większość
żołnierzy z tej grupy zawróciła z drogi jeszcze na terenie Czech,
a do Polski dotarły tylko dwie siedmioosobowe grupy - ppor. Jana
Dzielskiego, Wareckiego i kpr. Włodzimierza Kołaczkiewicza, Huberta. Żadna
z nich nie odegrała nawet najmniejszej roli i zostały aresztowane
przez UB w lipcu 1945 r.
Podsumujmy: poza nielicznymi przypadkami nie było więc w Polsce
współpracy zbrojnej z III Rzeszą. Chociaż pod koniec 1944 r. zebrało
się w szeregach niemieckiego wojska ok. 6 tys. Polaków, to służyli
tam jako ochotnicy pomocniczy - nie żołnierze frontowi.
Jarosław Gdański
Autor jest dr. nauk humanistycznych, pracuje w Wyższej
Szkole Promocji w Warszawie, jest redaktorem naczelnym pisma "Inne oblicza
historii", autorem m.in. książki "Zapomniani żołnierze Hitlera" oraz
publikacji o SS-Galizien, brygadzie Kamińskiego, jeńcach sowieckich w formacjach
zbrojnych u boku Niemiec w latach 1941-1945, wykorzystaniu jeńców
wojennych w gospodarce i pomocniczych formacjach zbrojnych.
Polnische Polizei (granatowa policja)
Formowana przez wyższego
dowódcę SS i Policji w GG
Członkowie wszyscy funkcjonariusze przedwojennej
Policji Państwowej na obszarze GG
Liczba 13 500
Batalion 202
Formowany przez Kommandeur
der Ordnungspolizei Warschau
Członkowie ochotnicy, volksdeutsche, granatowi
policjanci (przymusowo)
Liczba 583
Góralski Legion Ochotniczy
Formowany przez SS w
ramach planu przekształcenia górali w Goralenvolk i utworzenia dla nich
separatystycznego państwa na Podhalu
Członkowie posiadacze góralskiej karty
rozpoznawczej, a w praktyce wobec braku ochotników - przymusowo wcielani
mieszkańcy Podhala
Liczba 140 (maksymalnie)
Brygada Kawalerii SS, 1 Brygada Piechoty SS
Formowane przez najpierw
Totenkopf
Członkowie mężczyźni wpisani do I, II oraz
III grupy niemieckiej listy narodowościowej z terenów GG (przymusowe
wcielenia i ochotnicy)
Liczba 13 500 (przewidywany etat obu brygad)
Legion Polski
Formowany przez Abwehrę
Członkowie jeńcy
polscy
Liczba 63
Jednostka polska
Formowana przez Wehrmacht
Członkowie ochotnicy spośród więźniów, jeńców,
robotników przymusowych
Liczba 471 (docelowo 12 tys., jednostka
ostatecznie niesformowana)
Grupa Armii A, Grupa Armii Środek
Formowane przez Wehrmacht
w ramach rekrutacji z jesieni 1944 r.
Członkowie ochotnicy narodowości polskiej, wyłącznie
do służb pomocniczych obu tych grup armii
Liczba 6000 (pod koniec 1944 r.)
Ważniejsze źródła:
Archiwum Akt Nowych, Mikrofilmy
Aleksandryjskie Zespoły T-78, T-175, T-311, T-580;
Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie,
Zespół MSW;
Adam Hempel, "Pogrobowcy klęski. Rzecz o policji
granatowej w Generalnym Gubernatorstwie 1939-1945", Warszawa 1990;
Czesław Madajczyk, "Faszyzm i okupacje
1938-1945", t. I, Poznań 1983;
"Rozkazy dzienne Brygady Świętokrzyskiej NSZ",
oprac. Czesław Brzoza, Kraków 2003;
Włodzimierz Wnuk, "Walka podziemna na szczytach",
Warszawa 1965.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Pan?zie walczy za ciebiedr B Bojarczyk Stosunki za Stanami Zjednoczonymi jako determinant polityki zagranicznejPlanowanie przestrzenne a politykaFs 1 (tusługa za transport)Rozwiązanie umowy o pracę za wypowiedzeniemZa opóźnienia w budowie Stadionu Narodowego – podwyżki o prawie 300 , trzynastki i wysokie premieZasady ustroju politycznego państwa UG 2012Choresterol nie jest groźny margaryna art PolitykiPolityka Gospodarcza2009 03 BP KGP Niebieska karta sprawozdanie za 2008rid&657Jak Walczyć Z Cellulitemwięcej podobnych podstron