Święty Charbel Makhlouf
1828
1898
Być może najbardziej zadziwiającym fenomenem we współczesnym świecie jest istnienie doskonale zachowanego i wyglądającego jak żywe
ciała świątobliwego mnicha maronickiego, św. Charbela Makhloufa, który urodził się 8 maja 1828 r. w wiosce Biqa-Kafra w wysokich górach północnego Libanu. Na chrzcie dano mu imię Józef. Był ostatnim z pięciorga dzieci ubogich, lecz religijnych rodziców. Od wczesnego dzieciństwa okazywał dużą skłonność do modlitwy i samotności, a gdy osiągnął 23 rok życia, opuścił dom mimo niezadowolenia rodziny i zamieszkał szczęśliwie w klasztorze św. Marouna w Annaya. Gdy wstąpił do nowicjatu, nadano mu imię Charbel, imię dawnego męczennika. Otrzymawszy gruntowne wykształcenie teologiczne w uczelniach prowadzonych przez jego zakon, został wyświęcony na księdza 23 lipca 1859 r. i oddelegowany do klasztoru Św. Marouna, gdzie następnie spędził 16 lat, ćwicząc się w cnotach stanu zakonnego. W 1875 r. otrzymał od przełożonych pozwolenie wycofania się do pustelni świętych Piotra i Pawła, nie bardzo oddalonej od klasztoru i służącej kapłanom podczas okresu ich cichej jesieni. To w tym odosobnionym sanktuarium spędził pozostałe 23 lata swego życia, praktykując surowe umartwienia. Jego towarzysze zanotowali, że nosił włosiennicę, praktykował dyscyplinę cielesną, spał na twardej ziemi i jadał tylko jeden posiłek dziennie, a mianowicie to, co pozostało z posiłków jego towarzyszy.
Nic specjalnego nie pisze się na jego temat, oprócz tego, że cechowało go niezwykłe nabożeństwo do Przenajświętszej Eucharystii oraz że wybierał odprawianie codziennej Mszy Świętej o godz. 11 przed południem, tak aby móc spędzić prawie cały ranek na przygotowaniu się, a pozostałość dnia
na dziękczynieniu.
W roku 1898 podczas odprawiania Mszy Świętej dostał ataku apopleksji, tak iż kapłan asystujący przy Najświętszej Ofierze zmuszony był wydrzeć Najświętszą Eucharystię z jego uścisku. Świątobliwy mnich umarł osiem dni później w Wigilię Bożego Narodzenia w wieku 70 lat. Pogrzeb miał miejsce na cmentarzu klasztornym, gdzie przed nim pochowano tylu świętych zakonników. Zgodnie ze zwyczajem zakonnym
ciało, które nie zostało zabalsamowane, ubrano w kompletny habit zakonny i złożono do grobu bez trumny.
Według wszelkiego prawdopodobieństwa zapomniano by o nim, gdyby nie zdarzyło się pewne zjawisko, które przybrało formę nadzwyczajnie jasnego światła otaczającego jego grób przez czterdzieści pięć nocy po pogrzebie. Ze względu na to oraz na entuzjazm wielu świadków tego cudownego zjawiska, przełożeni klasztorni poprosili władze kościelne o pozwolenie na ekshumowanie zwłok, co nastąpiło cztery miesiące po śmierci świętego.
Gdy wspólny grób otwarto w obecności przełożonego zakonu, mnichów z klasztoru i licznych mieszkańców wioski, ciało okazało się być w doskonałym stanie, mimo że wskutek częstych deszczów, kilkakrotnie podtapiających cmentarz, ciało pływało w mule zalanego wodą grobu.
Gdy zwłoki umyto i przebrano w świeże odzienie, złożono je z uszanowaniem do drewnianej trumny, a tę ustawiono w narożniku prywatnej kaplicy klasztoru.
Ekshumacji towarzyszyło dziwne zjawisko, które ma miejsce po dziś dzień. Z porów ciała wydzielała się ciecz określana jako pot i krew, mająca wyraźny zapach krwi. Z powodu tych wydzielin dwa razy na tydzień zmieniano relikwii poplamione krwią szaty. Małe skrawki sukna nasączonego tajemniczym płynem rozdawane są w charakterze relikwii i przynoszą często ulgę w bólu, a także leczą choroby.
W dniu 24 lipca 1927 r. po drobiazgowym przebadaniu ciała ojca Charbela przez dwóch lekarzy z Francuskiego Instytutu Medycyny w Bejrucie, zostało ono ubrane w szaty kapłańskie i umieszczone w nowej trumnie z drewna i cynku. Do cynkowej rurki, mocno zamkniętej, ułożonej obok ciała, włożono różne dokumenty sporządzone przez lekarzy, sędziego komisji kościelnej, obrońcę wiary, notariusza oraz przełożonych zakonu. Trumnę opieczętowaną biskupim herbem komisji, umieszczono w nowym grobowcu przygotowanym specjalnie w ścianie kaplicy. Ułożono ją na dwóch kamieniach, aby nie dopuścić do kontaktu z wilgocią ziemi i po dokładnym obmurowaniu grobu, pozostawiono go w spokoju na następne 23 lata.
Dnia 25 lutego Roku Pańskiego 1950 pielgrzymi odwiedzający relikwię zauważyli ciecz wyciekającą z narożnika i spływającą na podłogę kaplicy. Ojciec przełożony klasztoru po zbadaniu cieczy i w obawie, żeby zawartość grobu nie uległa zniszczeniu, nakazał otwarcie go w obecności zgromadzonych członków wspólnoty. Grób okazał się suchy, a trumna w takim samym stanie jak wtedy, gdy ją tam umieszczano, za wyjątkiem tego, że przez szczelinę u spodu sączyła się lepka ciecz. Ciecz ta płynęła w kierunku ściany zachodniej, wpadając w końcu do kaplicy.
Uzyskano zgodę na zbadanie zawartości opieczętowanej trumny i w obecności licznych zwierzchników kościelnych, oficjalnych przedstawicieli zakonu oraz spełniających swe funkcje lekarzy zerwano pieczęć 22 kwietnia 1950 r. Ciało nie miało absolutnie żadnych śladów rozkładu i było doskonale elastyczne oraz pełne życia. Nadal wydzielała się z niego ciecz podobna do potu oraz krwi. Ubiór był poplamiony krwią. Na ciele natomiast zebrał się biały osad owej cieczy w stanie nieomal stałym. Część ornatu przegniła, a cynkowa rurka zawierająca oficjalne dokumenty, pokryta była korozją.
Gdy odbywało się badanie zwłok, klasztor i kościół zapełniły się od chorych i niepełnosprawnych pielgrzymów, którzy nadal nieustannie napływali. Szacunkowo określono liczbę dusz przybywających do relikwii w różnych dniach w sposób następujący: nie mniej niż pięć tysięcy każdego dnia, a w niedziele i święta
od dziesięciu do piętnastu tysięcy, przy czym wiele osób podróżowało z odległych krajów, spodziewając się uzdrowienia lub łaski.
U relikwii wydarzyły się liczne i dobrze uwiarygodnione cuda. Po ekshumacji 1950 r. klasztor zaczął prowadzić zapiski o cudach i w ciągu dwóch lat zgromadził przeszło 1.200 relacji.
Dwa spośród uzdrowień wymaganych do beatyfikacji, uznanych za cudowne i zaakceptowanych przez papieża Pawła VI, zdarzyły się w roku 1950. Pierwsze dotyczyło Marii Abel Kawary SSCC., cierpiącej przez 14 lat na wrzód przewodu pokarmowego, którego nie była w stanie wyleczyć, ani choćby przynieść ulgę, ani operacja, ani lekarstwa. Nie mogąc jeść, zmuszona do pozostawania w łóżku, była w tak poważnym stanie, że trzy razy przyjęła namaszczenie olejami świętymi. Po gorliwych modlitwach u grobu św. Charbela, została całkowicie i samoistnie uleczona. Lekarz, który badał zakonnicę po tajemniczym uzdrowieniu, napisał o tym jako o "nadprzyrodzonym zdarzeniu, nie do wyjaśnienia ludzkim rozumem".
Drugi cud zaaprobowany przez Świętą Kongregację zdarzył się panu Alessandro Obeidowi, który oślepł, gdy gałąź drzewa uderzając go w twarz, zdarła mu siatkówkę oka. Jego wzrok został mu cudownie przywrócony u grobu świętego i miał łaskę zobaczenia w widzeniu swego niebiańskiego dobroczyńcy. Lekarz, który leczył pana Obeida podczas jego ślepoty i który zbadał efekt cudu, przypisał uzdrowienie "wszechmocnej Woli, działającej tylko poprzez łaskę Bożą. Nie ma innego wytłumaczenia, a pewnym jest, że poważnie poszukiwaliśmy wyjaśnienia, lecz nie znaleźliśmy go".
Prawdopodobnie najbardziej zaskakujący i najczęściej wymieniany cud związany był z pięćdziesięcioletnią szwaczką, panią Mountaha Daher z Bekassin w Libanie. Od dzieciństwa była obiektem drwin z powodu deformującego jej sylwetkę garbu, którego nie mogło wyeliminować kilku lekarzy. Uzdrowienie nastąpiło po odwiedzeniu grobu, gdzie modliła się nie za siebie, lecz za pewnych krewnych w potrzebie. Jej lekarz zaświadczył, że zbadał ją wiele razy przed uzdrowieniem i oświadczył, że oprócz zniekształcenia w postaci dużego garbu, miała również inne deformacje, w tym "kurzą pierś" i niekształtne ramiona. Sylwetka tej kobiety po uzdrowieniu miała normalne proporcje.
Przez 67 lat ciało świętego pozostało doskonale zachowane i wydzielało krwawą ciecz, określaną we wszystkich relacjach jako zjawisko nadprzyrodzone. Jednak, w momencie beatyfikacji w 1965 r. ciało poddało się prawom natury. Zostały tylko kości, a były one dziwnego czerwonawego koloru.Ciecz przestała oczywiście wypływać, lecz przed beatyfikacją zebrano dostateczną jej ilość, z której małe ilości są w dalszym ciągu rozdawane. Po przeszło 20 latach, kości zachowały swój czerwonawy odcień.
"Chrystus daje nam relikwie świętych jako ożywcze źródła, przez które otrzymujemy błogosławieństwa i zdrowie. Nie należy w to wątpić. Gdyż jeśli na słowo Boże woda wytrysnęła z twardej skały na pustyni
tak, i z kości szczęki osła, gdy Samson był spragniony
więc dlaczego miałoby wydawać się niewiarygodnym, żeby uzdrawiający lek pochodził od relikwii świętych." św. Jan Damasceński
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Święty Pustelnik z Libanu (o ojcu Charbel) Miłujcie się 2006 05ŚwiętyDuch (2)duchu swiety dzisia na mnieprzyjdz duchu swiety napelnij sercaŚpiewnik Wspólnotowy Grupa modlitewna Odnowy w Duchu Świętym Światło compressedswiety nadchodzi swietyOdnowa w Duchu Świętym Wielkie zwiedzenie tajna bron katolicyzmuswiety swiety swiety jest nasz bogLegenda o świętym Aleksymwięcej podobnych podstron