B/019: R.Bugaj - Eksterioryzacja - istnienie poza ciałem
Wstecz / Spis
Treści / Dalej
ROZDZIAŁ VIII
Próby naukowych badań nad eksterioryzacją
Naukowe badania nad eksterioryzacją powinny wyjaśnić nam następujące
kwestie podstawowe:
1. Czy eksterioryzacją jest zjawiskiem rzeczywistym, które można wywoływać
i badać w warunkach laboratoryjnych?
2. Co ulega eksterioryzacji? Czym jest "ciało parasomatyczne" względnie
"układ asomatyczny"? Jaka jest jego natura fizyczno-biologiczno-fizjologiczna?
3. Jaki jest bilans energetyczny fenomenu, migracji materii i energii
oraz przekazu informacji? Czy na obecnym etapie badań jest możliwe opracowanie
modelu cybernetycznego zjawiska eksterioryzacji?
4. W jakim stosunku psychosomatycznym pozostaje sobowtór do swego oryginału,
tj. do ciała fizycznego? Frapujące jest również, jak przedstawia się stosunek
odwrotny: ciało
sobowtór? Czym jest "srebrny sznur" łączący Drugie Ciało
z ciałem fizycznym i jaką spełnia rolę?
Naukowe wyjaśnienie wymienionych kwestii podstawowych spowoduje ukierunkowanie
wszystkich badań w dziedzinie eksterioryzacji i w pewnym stopniu przyczyni
się do formowania wniosków o naturze fizjologicznej i filozoficznej.
Przedstawiając dotychczasowe badania przeprowadzone nad tym przedmiotem
zaraz na wstępie należy stwierdzić, że miały one bardzo ograniczony i
skromny charakter. Ponadto występuje tu pewien charakterystyczny paradoks:
oto znamy dość dokładnie wyniki badań uzyskane w latach 1900
1970, natomiast
w mniejszym stopniu jesteśmy poinformowani o badaniach współczesnych.
Nie znaczy to, że nie są one w ogóle prowadzone. Fakt ten wynika z tej
prostej przyczyny, że szereg osiągnięć, zarówno amerykańskich i zachodnioeuropejskich,
jak również radzieckich
z powodów, których nie będę tu rozstrząsać
nie zostało podanych do wiadomości publicznej. Mogę zatem omówić tylko
to, co znalazłem na ten temat w dotychczas opublikowanej literaturze światowej.
Przedstawię najpierw, dziś już prawie zapomniane, wyniki pionierskich
prac Hectora Durville'a, który opisał je w książce Le Fantóme des Vivants
wydanej w Paryżu w 1909 roku. Za badania te i książkę otrzymał on w 1910
roku od Francuskiego Towarzystwa Magnetycznego nagrodą nazwaną Grand Prix
d'Honneur, tysiąc franków i złoty krzyż. We Francji praca miała kilka
wydań, ponadto została przetłumaczona na język niemiecki i hiszpański;
w Polsce jest zupełnie nieznana.
Wychodząc z różnych przekazów historycznych sięgających czasów starożytnych
i średniowiecznych, a mówiących o istnieniu sobowtóra, Durville postanowił
w sposób naukowy, eksperymentalny zweryfikować prawdziwość tych relacji.
Doświadczenia jego stanowiły właściwie kontynuację głośnych w owym czasie
eksperymentów pułkownika Alberta de Rochasa związanych z eksterioryzacją
czucia skórnego1. Zdaniem Durville'a fenomeny bilokacji występują
nie tylko w sposób spontaniczny, ale mogą być również reprodukowane świadomie
i. poddawane badaniom w warunkach laboratoryjnych.
W takich właśnie warunkach autor eksperymentował z dziewięcioma mediami
płci żeńskiej posiadającymi właściwość ulegania eksterioryzacji, tj. "rozszczepiania
się". Podał on dokładną, lekarską charakterystykę każdej z tych osób.
W badaniach swych zastosował metodę hipnozy. Podczas doświadczeń media
były usypiane przez autora za pomocą głasków magnetycznych i zapadały
jak informuje
w sen somnambuliczny. W tym stanie następowało wydzielenie
fantoma, sobowtóra. Durville mierzył swym mediom, za pomocą dynamometru
typu Aubry'ego, siłę prawej ręki przed eksperymentem, a następnie po eksperymencie.
Stwierdził on, że siła ta zwykle po obudzeniu medium w widoczny sposób
ulegała zwiększeniu. Sobowtór wyłoniony z medium był niewidzialny, ale
zdarzały się wypadki, że zagęszczenie substancji wchodzącej w skład jego
ustroju stawało się tak znaczne, iż można było wykonać dobre zdjęcia fotograficzne.
Kilka takich zdjęć autor zamieścił w swej pracy. Eksperymenty były wykonywane
przeważnie w ciemności.
Źródłem wiedzy o wyglądzie i zachowaniu niewidzialnego fantoma były dla
autora informacje uzyskiwane w trojaki sposób:
1. Głównym informatorem były same media, które w stanie snu somnambulicznego
wyraźnie widziały swego sobowtóra (autoskopia) i mogły podawać najbardziej
dokładne opisy jego budowy i działań.
2. Informacje uzyskiwane od osób odznaczających się nadwrażliwością receptorów
zmysłowych, przede wszystkim oczu i uszu, osób zwanych sensytywnymi. Również
i one widziały fantoma i mogły zdawać dokładne relacje z jego zachowania.
Badania testowe wykazały, że doniesienia mediów, nieznane osobom sensytywnym,
całkowicie pokrywały się ze sprawozdaniami tych ostatnich i odwrotnie.
3. Trzecim źródłem informacji
dla sceptyków chyba najważniejszym
były odpowiednie aparatury fizyczne służące do rejestrowania zjawisk.
Durville stosował tu z powodzeniem ekrany fosforyzujące pokryte siarczkiem
wapniowym CaS. Ekrany takie naświetlone światłem słonecznym, a następnie
trzymane przez 4-5 dni w ciemności i nie wykazujące żadnego świecenia
postawione w pobliżu fantoma zawsze rozbłyskiwały silną fosforescencją.
Takie same ekrany umieszczone z dala od fluidala nie wykazywały żadnego
świecenia. Podobnie nie świeciły po umieszczeniu na dowolnej części ciała
medium. Metoda ta pozwalała w sposób ścisły i obiektywny kontrolować prawdziwość
informacji podawanych przez media i osoby sensytywne, a dotyczących lokalizacji
fantoma i jego migracji. Ponadto Durville posługiwał się wagami automatycznymi
(elektrycznymi), rejestrował przesunięcia mebli i różnych przedmiotów
dokonywane przez fantomy i
jak wspomniałem
stosował aparaty fotograficzne.
W oparciu o wymienione źródła informacji (i inne wzmiankowane w dalszym
ciągu) autor mógł rekonstruować zachodzące zjawiska i dość dokładnie przedstawiać
ich przebieg. Durville stwierdził, że w czasie jego eksperymentów wokół
medium tworzyły się dwie fluidyczne kolumny o nieokreślonych zarysach,
które przy dalszym magnetyzowaniu (mesmeryzowaniu) medium w pewnym momencie
łączyły się w jedną. Kolumna usytuowana z prawej strony przyciągnięta
przez kolumnę z lewej podążała do niej i zlewała się z nią tworząc fantoma.
Zwykle prawa z omawianych kolumn przesuwała się w stronę lewej z tyłu
medium. Zjawisko to występowało tym szybciej, i w każdym doświadczeniu
tym sprawniej, im bardziej medium poddawało się woli i nakazom hipnotyzera.
Bezpośrednio po tym zjednoczeniu fluidal nie posiadał jeszcze postaci
ludzkiej. Stanowił on rodzaj rozpływającej się masy podobnej do kłębów
pary wodnej o wymiarach przekraczających wielkość medium. Przy dalszym
magnetyzowaniu tego ostatniego masa ta zmniejszała się, zaczynała świecić
światłem fosforycznym i przyjmowała kształt ludzki. Wkrótce zagęściła
się tak, że odpowiadała dokładnie kształtom medium. Proces formowania
dobiegł końca; był to fluidyczny sobowtór, fantom, fluidal, zajmujący
zawsze miejsce z lewej strony medium. Górna jego część była wykształcona
lepiej od dolnej i sprawiała wrażenie bardziej "żywej".
W określonym stopniu zagęszczenia twór zaczynał powtarzać wszystkie ruchy
swego rzeczywistego oryginału. Jeśli medium usiadło na fotelu, również
fluidal siadał na wolnym krześle. Powtarzał on jak cień wszystkie wykonywane
ruchy. Zgodnie z relacjami mediów i osób sensytywnych sobowtór stanowił
doskonałe odwzorowanie osoby rzeczywistej i jego realny, obiektywny obraz,
odbijał się w lustrze i w sprzyjających warunkach (przy odpowiednim zgęszczeniu)
dawał się fotografować.
Jeśli do ręki medium włoży się jakiś przedmiot, wówczas niektóre media
widzą rękę sobowtóra zawsze pustą, inne zaś dostrzegają kopię tego przedmiotu.
Podczas innej próby fenomen komplikuje się, ale dzięki temu staje się
bardziej przekonywający. Gdy np. położy się rozpostartą chustkę na ręku
medium i równocześnie podnosi się tę rękę, wówczas wyjaśnia ono, że widzi
podnoszące się ramię fluidala, ale nie widzi ręki. Ten kawałek materiału
jest nieprzezroczysty dla "oczu" sobowtóra. Jest on taki sam dla każdej
części ciała. Jeśli jednak tkanina zostanie położona na 2-3 minuty na
krześle, na którym siedzi fluidal, wówczas staje się dla niego przezroczysta.
Podniesiona ręka sobowtóra jest wtedy widoczna dla medium, które nie widzi
chustki leżącej na własnej dłoni.
W miarę dalszego magnetycznego traktowania medium, sobowtór zgęszcza
się tak, że może się od niego oddalić. Twarz jego przybiera odmienny wyraz
od twarzy medium. Przestaje on powtarzać wszystkie ruchy i potrafi wykonywać
gesty i działania odmienne. Można powiedzieć, że manifestuje autonomię
psychiczną. Ale czynności te podporządkowane są szczególnym warunkom.
Po pierwsze, jest konieczne przekazanie mu odpowiedniego zasobu siły,
po wtóre, musi to wynikać z jego woli. Durville na podstawie wielu obserwacji
podkreśla, że sobowtór nosi w sobie zdolność myślenia, chcenia, sądzenia
itd., i że od tego momentu staje się on wyłącznym siedliskiem świadomości.
Na początku doświadczeń sobowtór jest ociężały i w najwyższym stopniu
niezręczny w swoich ruchach. Jak dziecko krok po kroku musi uczyć się
każdego działania. Po osiągnięciu określonego stopnia zmaterializowania
przechodząc np. przez otwarte drzwi do drugiego pokoju obija sobie o nie
ramiona i barki, co boleśnie odczuwa medium. Durville zauważył, że jeśli
jakaś osoba znajdowała się w pobliżu drzwi, sobowtór nigdy nie chciał
przejść obawiając się zderzenia. Radzono mu, aby przeszedł do drugiego
pokoju przez ścianę i co zadziwiające, wykonał to bez żadnej trudności.
Prawdopodobnie następowało ponowne rozrzedzenie jego ustroju. Poruszając
się sobowtór nie wykonuje ruchów nogami, które są ukształtowane niecałkowicie,
lecz unosi się nad podłogą, czasami balansując jak napełniony powietrzem
balon. Najczęściej jest on posłuszny woli eksperymentatora, lecz na ogół
zachowuje swoją autonomię duchową. Także posłuszny jest medium, ale w
ograniczonym stopniu. Oprócz sił, które medium uzyskuje od hipnotyzera,
następuje ustawiczne pobieranie energii z otoczenia. Mechanizm tego zjawiska
nie jest zbadany. Dopływ tej energii musi być szczególnie duży wtedy,
gdy chcemy uzyskać od sobowtóra manifestacje fizyczne. Prawie zawsze obserwowano
przy tym, że na początku sobowtór powiększał się, i że zwiększało się
świecenie jego górnych partii. Następnie kurczył się, gęstniał, malał
i często stawał się mniej przejrzysty (przezroczysty). Masa dwojnika wydzielała
światło fosforyczne, jednak szczególnie silnie świeciła jego głowa, okolice
splotu słonecznego i śledziony.
Rys. 31. Sobowtór medium p. Lambert (Hector Durville, Le Fantdrne
des Vivants. Recherches Experimentales sur le Dedoublement des Corps
de l'Homme, Paris {1914])
Hector Durville wykonał szereg zdjęć fantomów w różnych stadiach ich
materializacji. Godne uwagi jest zdjęcie wykonane w ciemności na specjalnej
bardzo czułej płycie Lumiere'a, przedstawiające fantoma medium Lambert,
sfotografowanego w momencie, gdy miał szczególnie dużą witalność i gęstość.
Fotografia ta ma szczególną wartość dowodową, gdyż została wykonana (podobnie
zresztą jak inne fotografie) w obecności kilku osób uczestniczących w
eksperymencie.
W przypadku samorzutnego wydzielenia się sobowtóra jest on ubrany prawie
zawsze tak, jak jego fizyczny oryginał, natomiast przy rozszczepieniu
eksperymentalnym najczęściej ubiór jego jest udrapowany. Całe "ciało parasomatyczne"
ma zakryte, jedynie twarz, a czasem ręce są widoczne. Materiał okrywający
zjawisko przypomina przezroczystą gazę lub muślin.
Sobowtór z medium jest połączony fluidyczną wstęgą zwaną inaczej srebrnym
sznurem. Warto podkreślić, że informację tę podają prawie wszyscy autorzy
piszący o eksterioryzacji, i że 3,5 procent respondentów Celii Green stwierdziło
widzialne, prawdopodobnie fizyczne połączenie, podobne do sznura między
osobą eksterioryzowaną i rzeczywistą. Wstęga ta rozciąga się w miarę oddalania
się sobowtóra. Na początku rozdwojenia jest ona gruba, ale po pewnym czasie
redukuje się do grubości 1,5 centymetra. Zwykle ma kształt cylindryczny,
czasami jest płaska. Nie ma jednakowych wymiarów na całej długości, lecz
w różnych odstępach występują na niej węzły, miejsca zgęszczone jakby
skupiska materii fluidycznej tworzące się zwykle przy oddalaniu się fantoma
od medium i wydłużaniu owej wstęgi. U większości mediów wstęga ta wychodzi
z pępka, u niektórych natomiast występuje kilka centymetrów wyżej z lewej
strony, w dolnej części śledziony. U sobowtóra zawsze ukazuje się w tym
samym miejscu, co w ciele fizycznym. Wstęga łącząca jest siedliskiem cyrkulacji.
Osoby sensytywne dostrzegają w niej wyraźnie dwa prądy o przeciwnych kierunkach,
przebiegające obok siebie: jeden biegnący od medium do sobowtóra, drugi
subtelny i świecący, od fantoma do ciała fizycznego. Pierwszy prąd zajmuje
zawsze dolne miejsce w stosunku do ziemi, drugi biegnie ku górze, jak
gdyby był lżejszy. Na początku sobowtór jest zewnętrznie wrażliwy na najmniejsze
poruszenia, które powodują ból w izomorficznie reagującym ciele medium.
Jeśli zostanie uderzony, to prawie zawsze w odpowiednich miejscach na
ciele rzeczywistego podmiotu medialnego występują jakby urazy mechaniczne
(sińce) i wrażenie naturalnego dla nich bólu, który odczuwają silnie przez
kilka dni.
Wstęga łącząca reaguje natychmiast na najmniejszy nacisk, a jeśli zostanie
silnie pociągnięta, medium wydaje okrzyk bólu. Naciskanie łagodne powoduje
wydłużanie się jej jak materiału elastycznego, ale pociąga ona ciało medium
tak silnie, że doprowadza je do utraty równowagi i upadku.
Rys. 32. Unoszenie i kołysanie się ciała parasomatycznego medium p. Lambert.
Według H. Durville'a
Durville opisał wypadek, który zakończył się bez szkody dla medium, ale
miał przebieg dość dramatyczny. Eksperymentował z panem Andre, media
Nenette i Martha znajdowały się w jego pracowni akurat w stanie eksterioryzacji.
Badacze chcieli dowiedzieć się, czy sobowtór może uzyskać informacje o
wydarzeniach zachodzących w innym pomieszczeniu, a następnie przekazać
je eksperymentatorom. W tym celu Andre udał się do salonu w celu przygotowania
tam odpowiednich przedmiotów. Durville posłał tam potem sobowtóra Marthy,
a następnie po nim fantoma Nenette. Ten ostatni jednak zaplątał się we
wstęgę fluidyczną pierwszego sobowtóra i oba media uskarżały się boleśnie
z tego powodu. Andre przybył na pomoc, ale uwikłanie stawało się coraz
większe i media
jak podaje autor
"wyły z bólu". Badacze przesuwali
media i starali się rozplatać wstęgi, Andre uderzył jednak przy tym poplątaną
wstęgę i jeszcze bardziej pogorszył sprawę. W końcu zrobiono to, co powinno
być uczynione w takiej sytuacji, mianowicie obudzono media. Uskarżały
siej one na silne bóle w okolicy pępków i miały odczucia, jak gdyby gwałtownie
ciągnięto je sznurem za talię.
W pracy swej Durville przedstawił także najkorzystniejsze warunki do
eksperymentów z sobowtórem. Według autora: temperatura i ciśnienie powietrza
powinny być normalne, wilgotność umiarkowana, natężenie pola elektrycznego
atmosfery normalne, tj. odpowiadające poziomowi pogodnego dnia.
Należy pracować, jeśli nie w absolutnej, to przynajmniej we względnej
ciemności. Światło jest szkodliwe dla sobowtóra, zdaje się go "rozpuszczać"
i dematerializować. Ze światła sztucznego najbardziej dogodne jest światło
niebieskie. Widzowie uczestniczący w posiedzeniu powinni być nastawieni
pozytywnie do zjawisk i wykazywać naturalne zainteresowanie eksperymentami.
Nastawienie hiperkrytyczne i sceptyczne uprzedzenie wpływają negatywnie
na przebieg i jakość (natężenie) zjawisk. Eksperymenty należy przeprowadzać
w godzinach od 15 do 22, możliwie w tym samym pomieszczeniu, które musi
być wyciszone. Wszelkiego rodzaju szmery wpływają na sobowtóra bardzo
niekorzystnie. Jest on tak wrażliwy, że trzask przesłony obiektywu przy
wykonywaniu zdjęcia fotograficznego dezorganizuje go, podobnie jak hałas
dalekiego pojazdu. Czasem wskutek takich zakłóceń sobowtór w mgnieniu
oka "rozpuszcza się" i powraca do medium. Przy każdym zdjęciu błyskawicznym
fantom ucieka za plecy medium szukając tam schronienia. Każdy nowy przybysz
powoduje gwałtowne zakłócenia w przebiegu eksperymentu. Medium staje się
wtedy nerwowe, a następstwem tego jest ból głowy po seansie. Jedno z mediów
Durville'a wycofało się wskutek tego w ogóle z eksperymentów.
Osoba, która uległa rozdwojeniu ma wyłączone, względnie wygaszone receptory
zmysłowe, oczy, uszy, nos, wrażenie dotyku i czucia. Wszystkie te odczucia
są natomiast uzyskiwane przez specjalne organy zmysłowe sobowtóra. Dla
każdego medium fantom jest całą osobowością, a ciało fizyczne narzędziem,
którym sobowtór posługuje się celem wkroczenia w świat zewnętrzny, w działanie
wzajemne.
"Fluidal, to jestem ja"
powiedziało w stanie somnambulicznym
medium Leontine. "Ciało jest tylko pustą powłoką", a "ciało sobowtóra
to ja", powiedziała Jane. "Ciało
nie wiem co to jest, ale ja nim nie
jestem".
Edmea wypowiedziała się bardziej szczegółowo: "Ciało, które pan dotyka,
jest tylko powłoką innego. Cała moja osoba znajduje się w świecącej postaci
[sobowtóra]. Tylko ona myśli, wie i rozmawia; ona posyła ciału to, co
panu mówię". Na pytanie, jak należy nazwać postać świecącą, odpowiedziała:
"Nie trzeba jej nazywać; to jest Edmea, to jestem ja. Jeśli pan chce ją
nazwać, niech pan powie
Edmea". Durville zadał następne pytanie: "Ale
jakąś nazwę musimy mu przecież nadać. Czy powinniśmy mówić astral, sobowtór,
fantom, przecież to jest sobowtór astralny?" Usłyszał odpowiedź: "Nie,
nie nie, astral i fluidal! Niech pan powie sobowtór, jak pan chce, ale
to nie jest mój sobowtór, to przecież jestem ja sama!"
Na innym posiedzeniu Edmea zapytana o to ponownie wyjaśniła:
Gdy dotknie się sobowtóra, wówczas dochodzi wrażenie dotknięcia jak uderzenie
do mózgu i dzięki temu rozchodzi się to uczcie na ciało fizyczne. Mówi
się o tym i również tak myśli, że moje ciało słyszy, ponieważ ono odpowiada;
ale to nie jest prawda. Ono nie słyszy. To, co we mnie słyszy, to jest
sobowtór. Pytanie i odpowiedź zostają przekazane mózgowi przez wstęgę,
jak przez drgający ruch, i to jest także tylko sobowtór, który widzi.
Widzenie przechodzi do ciała fizycznego jak ruch elektryczności, w czasie
którego mózg wykonuje drgania i wtedy ciało widzi to, co zobaczył sobowtór.
Wszystkie wrażenia doznawane przez sobowtóra przenoszą się do centrów
mózgowych, ale centra te same nie przyjmują nic i same nie .czują.
Durville dowodzi, że badania metodyczne wykazują, iż we fluidalu a nie
w ustroju fizycznym spoczywa siedlisko wrażeń zmysłowych oraz inteligencji.
Sobowtór uzyskuje swoje wrażenia za pośrednictwem swych organów zmysłowych.
Przekazanie ich musi następować przez własne przewodniki do centrów, gdzie
zostają przyjęte. Tam kształtuje się koncepcja czucia, która zostaje przekazana
przez wstęgę do medium. Przewody nerwowe prowadzą ją potem do mózgu osoby
i z określonego centrum tegoż zostaje wyzwolona reakcja w przyporządkowanym
mu organie, a to dzięki reperkusji.
Durville przeprowadził m.in. szereg eksperymentów wysłania sobowtóra
do innego pomieszczenia (czasami oddalonego o kilkanaście kilometrów)
celem zebrania informacji o zachowaniu obecnych tam osób, a następnie
przekazania ich medium. Doświadczenia te, wykonane w obecności wielu świadków
i kontrolowane przez komisje przyniosły pozytywne rezultaty: medium zrelacjonowało
przebieg wszystkich wydarzeń zgodnie z rzeczywistością. Charakterystyczne
jest następujące wydarzenie: w październiku 1907 roku wysłano sobowtóra
do nie ogrzewanego pokoju na pewien czas, co spowodowało zaziębienie medium.
Istnieje kilka sposobów na zlokalizowanie fantoma. Jeden z nich
jak
już wiemy
polega na użyciu ekranu pokrytego siarczkiem wapniowym (w
doświadczeniach tych brali udział m.in. prof. Sygogne z uniwersytetu w
Brukseli oraz dr de Saint-Martin). Należy podkreślić, że zastosowanie
przez Durville'a ekranów luminescencyjnych (wprowadzonych w 1877 roku
w Anglii przez W.H. Balmaina) pokrytych warstwą luminoforu CaS do badania
zjawisk eksterioryzacji nadało tym badaniom charakter ściśle naukowy.
Jak wiadomo, do wywoływania fosforescencji luminoforu niezbędne jest niewidzialne
promieniowanie elektromagnetyczne (np. rentgenowskie) lub korpuskularne
(strumienie elektronów, protonów, cząstek alfa, jonów). Rozbłyskiwanie
ekranu luminescencyjnego w pobliżu sobowtóra lub też w jego "ciele parasomatycznym"
dowodzi zatem, że w czasie jego manifestacji muszą powstawać niektóre
z wymienionych rodzajów promieniowania. Przyszłe badania pozwolą dokładnie
wyjaśnić to zagadnienie, co z kolei rzuci światło na mechanizm procesu
przeobrażania się "energii psychicznej" w energię fizyczną.
Zachodzą również pewne zjawiska, które pozwalają zlokalizować sobowtóra.
Z dziesięciu obserwatorów, dziewięciu odczuwa przy rozszczepieniu zimny
powiew, który przesuwa się wraz z ruchem fantoma. Jeśli zanurzy się na
pewien czas ręką w "ciało" sobowtóra, wówczas niekiedy wykazuje ona słabe
świecenie. Ponadto u niektórych osób występuje pocenie się rąk, a nawet
całego ciała. Wreszcie są i tacy, którzy w pobliżu fantoma odczuwają lekkie
drżenie, jak gdyby dreszcze, jednakże nie nieprzyjemne. Zarejestrowano
też osobliwy szum, przypominający brzęczenie szerszenia.
Sobowtór niekiedy wykonuje działania mechaniczne. Zostały tu przeprowadzone
rozmaite próby. Przesuwał on różne przedmioty, włączał urządzenia automatyczne.
Podczas jednego doświadczenia udało się Durville'owi ustawić go na wadze
zaopatrzonej w urządzenie automatyczne, a następnie ustalić jego ciężar:
wynosił on około 30 gramów!2 Eksperyment ten wykazał bezspornie
materialność sobowtóra.
Autor, swe badania nad bilokacją przeprowadzone w Paryżu w latach 1907
1909,
uznał za trudne, ale bardzo pociągające.
Największe trudności powstają z mediami. Żywotność mediów zmniejsza się
tym bardziej, im bardziej zagęszcza się substancja fluidala lub im bardziej
wyraźne i silniejsze stają się manifestacje. Siła muskułów znika całkowicie,
wzrok wygasa, puls i oddychanie stają się niedostrzegalne i niewyczuwalne,
temperatura ciała znacznie spada i ustrój popada w ciężki letarg, z którego
trudno medium obudzić. Gdy wskutek intensywnej działalności swego fluidala
zostaje ono osłabione, albo gdy ten zostanie nagle podrażniony lub przestraszony,
wówczas medium może wpaść w niemoc, która wymaga łagodnego, ale intensywnego
działania magnetycznego trwającego od dwóch do trzech kwadransów. Po przyjściu
do siebie ciało medium jest wtedy zesztywnione i należy osobę wprowadzić
w lekki sen magnetyczny. Widzimy, że medium jest narażone na różne przykre
stany, które mogą mu grozić niebezpieczeństwem. Doświadczony eksperymentator
może jednak ominąć wszystkie wymienione trudności.
Omówiłem ważniejsze fragmenty książki Hectora Durville'a. Wnioski autora
można ująć w kilku punktach:
1. Uważa on, że udowodnił na podstawie wyników metodycznych doświadczeń,
iż ustrój człowieka składa się z dwóch odrębnych i dających się oddzielić
części: ciała fizycznego i ważkiego ciała niewidzialnego (sobowtóra),
które może być badane metodami naukowymi.
2. Owo ciało niewidzialne, sobowtór, manifestuje uzdolnienia i siły psychiczne,
świadomość, wolę, inteligencję, pamięć i uzdolnienia umysłowe. Po zmaterializowaniu
się może stać się widzialne.
3. Ciało fizyczne po wydzieleniu sobowtóra traci wszelkie uzdolnienia
psychiczne i reaguje tylko na reakcje fantoma.
4. Autor przyznaje krytycznie, że wie, iż nie przekonał wszystkich badaczy,
szczególnie tych, którzy są przyzwyczajeni do zaprzeczania wszystkiemu
co nowe, ale sądzi, że pracami swymi przedstawił szereg zjawisk dotychczas
nieznanych i metody służące do dokładniejszego ich poznania. Ci, którzy
stosując hipnozę zechcą powtórzyć jego doświadczenia na pewno uzyskają
takie same jak on rezultaty, a to właśnie stanowi ich naukową, nieprzemijającą
wartość.
Przedstawione doświadczenia Hectora Durville'a zostały uznane przez świat
nauki
czego można było się spodziewać
za szokujące i niewiarygodne.
O ile wiadomo żaden instytut naukowy, żadna uczelnia nie podjęły w tej
dziedzinie systematycznych i długotrwałych badań. Psychologowie najczęściej
pomijali milczeniem osiągnięcia uczonego francuskiego. Mimo to wielu poważnych
badaczy nie zważając na negatywną opinię wykonało szereg prób, które w
dużej mierze potwierdziły wyniki osiągnięte przez Durville'a. Omówię tu
niektóre z nich.
Doniosłe doświadczenia w omawianej dziedzinie wykonał dr Julian Ochorowicz.
Jedna część tych doświadczeń obejmowała zjawiska mediumiczne demonstrowane
przez słynne medium włoskie, Eusapię Paladino.
Do ciekawych objawów badanych przez Ochorowicza należały m.in. bardzo
częste manifestacje tzw. "rąk fluidycznych czy astralnych (niewidzialnych,
ale wyczuwalnych), które medium wyłaniało z siebie
łatwo, jeśli miało
dość siły, wśród bólu, gdy siły brakowało. Ręce fluidyczne (ręce dwojtnika)
okazują różne stopnie materializacji; gdy materializacja jest niedostateczna,
ręce wydają się miękkie, bardzo wilgotne, przykre w dotknięciu; dobrze
zmaterializowane przypominają rękę normalną. Światło potrzebne do zmaterializowania
tej ręki wytwarza albo ręka medium, jeśli znajduje się blisko płyty, albo
sam eksterioryzowany dwojnik (ciało astralne), gdy rzecz odbywa się dalej
od medium"3.
Ochorowicz oraz uczestnicy biorący udział w produkcjach Eusapii obserwowali
również jej sobowtóra. Oto fragment opisu seansu, który odbył się w Warszawie
30 listopada 1893 roku, i w którym oprócz Eusapii Paladino, Juliana Ochorowicza
i jego żony brali udział: Henryk Siemiradzki, Bolesław Prus (Aleksander
Głowacki) i Julian Swięcicki.
Posiedzenie to należało do najlepszych. Mieliśmy na nim oprócz ruchów
stolika małego na dużym, którego niewątpliwie nikt nie dotykał, bardzo
liczne i rozległe dotykania [ręką fluidyczną], dwie udane lewitacje medium
z krzesłem na stół, widzieliśmy cień ręki dotykającej, dwojnika medium
i wreszcie ruchy mebli odległych w świetle.
Co do dotykań
to sięgały one znacznie dalej niż zwykle. Z wyjątkiem
Prusa, który siedząc najdalej od medium, mimo żądania nie był dotkniętym,
mieli je wszyscy obecni. A nawet w tejże samej odległości ja sam doznałem
najwyraźniejszego uścisku dłoni. [...]
Siemieradzki i moja żona widzieli cień ręki dotykającej, pomimo że obu
rąk Eusapii byli pewni [tzn. że były unieruchomione].
Po chwili krzesło Eusapii zostało wyciągnięte spod niej i znalazło się
na stole. Eusapia, która w transie także drętwieje, zaczęła się chwiać
na nogach i trzeba ją było podtrzymywać. Wobec tego zdjąłem krzesło ze
stołu i podstawiłem jej, ale zanim to uczyniłem, krzesło z powrotem znalazło
się na stole.
Niedługo potem i Eusapia, którą ciągle trzymaliśmy za race "uniosła się
w górę" i została posadzona na krześle, stojącym już na stole.
Pomogliśmy jej zsunąć się i usiąść, ale za chwilę po raz drugi została
uniesiona w powietrze wraz z krzesłem, które opadło na stół z taką siłą,
że blat pękł na dwoje.
W półcieniu widzieliśmy ją wszyscy siedzącą i jakby słaniającą się: po
chwili wstała i opierając się na nas zeszła ze stołu i w milczeniu obeszła
łańcuch dookoła, dążąc do swego miejsca. Ale proszę sobie wyobrazić nasze
zdumienie, gdy bezpośrednio potem cień jakby drugiej Euspaii zsunął się
również na ziemię i tą sarną drogą, tylko już od wewnętrznej strony łańcucha,
w jakiś niepochwytny sposób wrócił na miejsce, gdzie złączył się w jedno
ciało z ciałem medium".
Ależ ona dwa razy przeszła!
zawołał Prus.
I ja miałem to samo wrażenie,
rzekłem zdumiony.
Świat się. kończy!
Ze stanowiska teorii wypada,
mówi Ochorowicz
że był to dwojnik Eusapii,
czyli jej ciało dynamiczne, sprawiające wszystkie te cuda, a chwilowo
od ciała materialnego oderwane4.
Już w 1893 Ochorowicz sformułował naukową teorię, tzw. teorię ideoplastii
czyli urzeczywistnienia się idei) tłumaczącą m.in. mechanizm opisanych
wyżej zjawisk materializacji i bilokacji. Zgodnie z jej założeniami organizm
ludzki posiada ciało eteryczne zdolne do produkowania wymienionych fenomenów.
Ta hipoteza ciała eterycznego jest właściwie stara jak świat. Jest to
ów cień człowieka, który plącze się w różnych legendach, jest to dwojnik
kapłanów egipskich, który miał błądzić jakiś czas przy grobie, jest to
ciało duchowe św. Pawła (Cór. I, XV, 44). jest to "okołoduch" (perisprit)
spirytystów, "ciało astralne" okultystów, metaorganizm Hellenbacha, sobowtór
Trentowskiego i "siła nerwowa" Hartmanna. Tylko oczywiście, w kwestiach
tak subtelnych odcienie pojęć muszą być dość znaczne.
Dla mnie, ciało eteryczne nie jest bynajmniej czymś nadzmysłowym. [...]
Nie uważam go za coś ekstrafizjologicznego, tylko po prostu za niewidzialny
drugi biegun, tej widzialnej kreacji, którą ciałem nazywamy, za prawdziwą
sprężynę tych fizjologicznych procesów, które fizyka i chemia objaśnia.
[...]
Musimy przyjąć, że ciało eteryczne, może nie tylko w części (ręka, noga),
wychylać się z organizmu medium, ale nawet rozszczepić się z nim całkowicie
na czas pewien, zachowując tylko jakiś niewidzialny łącznik, pozwalający
mu na powrót zlać się z ciałem. Niektórzy podają nawet, że ten łącznik
może być widzialny, chociaż nie dotykalny. Opisują go jako smugę świetlną,
łączącą dwojnika z piersią medium, pod dosadną nazwą pępowiny mediurniczńej.
[...]
Należałoby przyjąć, że formowanie się owych mgławic, a następnie i całych
postaci, odbywa się głównie na rachunek ciała medium, czyli że medium
daje nie tylko swoje ciało eteryczne jako żywą kanwę dla ukazujących się
postaci, ale nadto ustępuje jeden po drugim swoje atomy, które podobnie
jak w akcie rozwoju i wzrostu skupiały się według linii sił ciała eterycznego,
celem uformowania człowieka rzeczywistego, tak tutaj, odciągane przez
te same linie sił z gotowego już całokształtu, formują chwilowo inny,
podobny, kosztem tamtego, znacznie prędzej, niż to było w akcie rozwoju,
ale za to mniej trwale i mniej solidnie. Zbyteczne bowiem przeciąganie
sprężyny rozszczepienia sprawia, że na raz wszystkie, lub prawie wszystkie
atomy odskakują na swoje miejsca, przywracając normalny stan medium.
Samo przez się rozumie się, że takie rozrzedzenie tkanek tego ostatniego,
chociaż chwilowe, może odbić się na jego zdrowiu, a zwłaszcza, że rozrzedzanie
się tkanek żył i tętnic może powodować ich pęknięcia; więc też całkowite,
wymuszone materializacje najbardziej wycieńczają media, a Eglinton kilkakrotnie
po takich posiedzeniach miewał silne krwotoki5.
Medium zdolne jest wyłaniać z siebie część swej psychodynamicznej istoty
oraz część swej materii; ten sobowtór, obdarzony chwilową samoistnością
i pewną inteligencją, w drodze ideoplastii materializuje się6.
Przedstawione wywody Ochorowicz sam oceniał bardzo krytycznie:
Zatem to co piszę należy uważać tylko za spowiedź filozoficzną z własnych
domysłów i przypuszczeń. Co większa, nawet do bezwzględnej własności owych
domysłów i przypuszczeń nie chcę rościć pretensji, gdyż są one tylko odbiciem
indywidualnym tych myśli, które przychodziły do głowy wszystkich ludzi,
jacy kiedykolwiek zajmowali się kwestiami widziadeł, po sprawdzeniu ich
względnej obiektywności7.
Druga seria niezwykłych badań Ochorowicza nad rękami fluidycznymi została
przeprowadzona w latach 1909
1912, kiedy to eksperymentował on z jednym
z najwybitniejszych mediów owych czasów, panną Stanisławą Tomczykówną.
Rys. 33. Stanisława Tomczyk demonstrująca dr. A. Schrenck-Notzingowi
lewitację nożyczek
(A. Freiherrn von Schrenck-Notzing, Physikalische Phaenomene des Mediumismus,
Munchen 1920)
W dniu 17 września 1911 roku Ochorowicz pisał do J.A. Swięcickiego:
Ja w ostatnich latach więcej pracowałem niż kiedykolwiek... a jeśli nie
wydaję większych książek, to tylko dlatego, że nikt ich wydawać nie chce.
[...] Posłałem większy artykuł pt. Neojobia "Słowu Polskiemu"... oprócz
tego kończę w Annałach Nowe poszukiwania dotyczące promieni sztywnych,
a zaczynam rzecz o rękach "duchów" (kilkadziesiąt arkuszy już napisanych),
których całą pakę mam fotografowaną dzięki pobytowi panny Stanisławy [Tomczykówny]
w Wiśle od kilku tygodni. Rzeczy przewracające w głowie, ale ważniejsze
od wszystkiego tego co się w szkołach wykłada. Na ich podstawie
po raz
pierwszy można zacząć dochodzić czym jest materia, a czym siła, względnie
duch
ale to wszystko dla wnuków Twoich wnuczek [...]8.
Dokonam tu obszernego przeglądu owych zapomnianych prac Ochorowicza opublikowanych
w języku francuskim w Paryżu9. Zasługują one na uwagę również
z tego powodu, że w szeregu opisanych tu doświadczeń uczestniczyli prof.
Karol Richet, prof. Maria Skłodowska-Curie, dr Joseph Maxwell i Cesar
de Vesme.
A oto co pisał Julian Ochorowicz:
Tym medium o działaniu fizycznym, o którym będzie mowa poniżej, jest
młoda parana z Warszawy, ładna, prosta, inteligentna, jakkolwiek bez wykształcenia
i nadzwyczajnie uzdolniona pod względem mediumicznym. Przebywa od dwóch
miesięcy w mojej Willi w Wiśle, gdzie staram się o poprawę stanu jej wątłego
zdrowia i kieruję rozwojem jej zdolności medialnych.
W tych warunkach, usuwając od niej wszelkie sugestie spirytystyczne lub
antyspirytystyczne, spodziewam się urobić z niej medium, prawdziwie użyteczne
dla nauki. Zadanie mam ułatwione dzięki trzem okolicznościom: panna Tomczykówna
jest osobą z natury prawdomówną, która umie opanować, wrodzoną większości
mediów, skłonność do bezwiednego oszustwa, nie jest spirytystką i nie
ma żadnego wyrobionego samoistnego czy sugerowanego zdania o naturze zjawisk,
które produkuje, wreszcie ulegając bardzo łatwo hipnozie, nie jest wrażliwa
na sugestię. [...]
Panna Stanisława przypisuje produkcje zjawisk pewnej personifikacji fluidycznej,
nazywanej przez nią
Mała Stasia, która jest podobna do niej, ale znacznie
mniejsza, bo ma tylko około 55 cm wzrostu. Na moje pytania, zadane jej
zaraz na pierwszym seansie, medium odpowiedziało: "To mój sobowtór!"
Rys. 34. Lewitacja kulki demonstrowana przez medium Stanisławę Tomczyk
będącą w transie
(C. Lombroso, dz. cyt.)
U Tomczykówny występowały w różnych jej stanach trzy odmienne osobowości;
w stanie normalnym medium było Stanisławą, w stanie samnambulicznym manifestowała
się "Druga" albo "Stasia", a dwojnik "fluidyczny" był "Małą Stasia" nazywaną
po prostu "Małą".
Niestety wzajemna niezależność tych trzech osobowości, większa niż zazwyczaj
spotyka się u trzech osób, utrudniała badanie przyczyn zjawisk i nieraz
trzeba było uciekać się do fortelów, aby skłonić Małą Stasię do wyjawienia
sekretów10.
W marcu 1909 roku Ochorowicz eksperymentował z Tomczy-kówną w Paryżu,
a w doświadczeniach jego brali udział wcześniej wymienieni wybitni uczeni.
Wydarzyła się tam "fantastyczna przygoda mediuimiczna" ("une Aventure
mediumnique"
jak pisze Ochorowicz), która miała następujący przebieg:
Oto pewnego wieczora "Mała Stasia" (personifikacja psyche medium z lat
dziecięcych), gdy Tomczykówna i Ochorowicz siedzieli sami w pokoju pensjonatu,
najpierw zaprodukowała zjawiska telekinezy, a następnie za pomocą pukania
(Ochorowicz recytował alfabet) zapowiedziała: "Chcę się fotografować!
Postawcie aparat na stole pod oknem, nastawienie na odległość pół metra,
dajcie krzesło przed stół i coś do okrycia".
Możesz się fotografować tak, jak jesteś
perswaduje Ochorowicz.
Nie
mówi medium
daj ręcznik.
Pokój medium był ostatni w korytarzu, przedostatni zajmował uczony. Wszystkie
pokoje naprzeciw były niezamieszkałe. Oprócz właścicielki pensjonatu,
zajmującej mieszkanie po przeciwnej stronie korytarza, nie było w pobliżu
nikogo.
W pokoju medium ustawiono aparat wedle wskazówek, ręcznik powieszono
na poręczy krzesła. Ochorowicz wydobył po ciemku płytę, z kupionej poprzedniego
dnia paczki płyt Lumiere'a, i osadził ją w kasetce. Pokój opuszczono,
zamknięto na klucz.
Następnie Ochorowicz z Tomczykówną przeszli do pokoju sąsiedniego, w
którym mieszkał Ochorowicz, i czekali. Nagle medium zauważyło błysk światła
w szparze progu drzwi, dzielących oba pokoje a zastawionych szafą
i
dały się słyszeć pukania, na znak, że "Już się stało. Idźcie wywołać płytę!"
Ochorowicz wszedł pierwszy, bez światła, aby zamknąć obiektyw aparatu,
następnie zaświecił lampę
ręcznik zwinięty i zmięty leżał na stole obok
aparatu, wielki zaś arkusz bibuły, znajdujący się poprzednio na komodzie,
częściowo rozdarty i zupełnie zwilgotniały znajdował się w drugim pokoju.
Zabrano się do wywoływania obrazu
negatyw ukazał się na kliszy nie
od razu, lecz dopiero po trzech kwadransach, ale wtedy niezwykle nagle.
Obraz był wyraźny, lecz słabej gęstości.
Porównując fotografię medium z fotografią Małej Stasi widzimy dwie zupełnie
różne postać i'e.
Doświadczenie to przypłaciło medium ciężkimi przypadłościami, trwającymi
dwie doby (omdlenia, spazmy, kurcze, bóle, płacz).
Ochorowicz ręczy, że wykluczona jest sztuczka czy oszustwo, ale nie umie
wytłumaczyć tego zjawiska.
Co to było? Fotografia "dwojnika" Tomczykówny, owej
nieistniejącej!
Małej Stasi, która zmaterializowała się i musiała wytworzyć sobie sama
światło potrzebne do odbicia obrazu na płycie, czy też była toideoplastia
fotograficzna wyobrażenia medium w transie?
Rys. 35. Fotografia zjawy "małej Stasi" wykonana przez Juliana Ochorowicza
(C. Lombroso, dz. cyt.)
Nie wiem, odpowiada Ochorowicz. Ponieważ tego zjawiska nie mogę dowolnie
powtarzać, spróbowałem bezpośrednio jego potwierdzenie uzyskać "kawałkami",
w drodze dalszych doświadczeń. Kontynuuję tedy doświadczenia i otrzymuję
wyniki, które bardzo przemawiają za autentycznością zjawiska. To wszystko,
co wiem, a nie zwykłem mówić więcej niż wiem11.
We wrześniu 1911 roku Ochorowicz podjął nową serią swych niezwykłych
doświadczeń z Tomczykówną, którymi interesowała się Maria Skłodowska-Curie.
Medium zostało wprowadzone w stan hipnozy a następnie otrzymało taką
informację. "Chciałbym dowiedzieć się
rzekł Ochorowicz
czy twój dwojnik
mógłby przecisnąć swoją rękę przez mały otwór, zmaterializować ją i oświetlić
celem radiografii? Włożę kawałek błony filmowej zwiniętej w rolkę do butelki,
a twój dwojnik niech spróbuje zradiografować swą rękę".
Medium zrozumiało prośbę, ale radziło utrudnić dwojnikowi zadanie i zatkać
otwór butelki albo też zakryć go ręką. Oto co zostało zanotowane:
Ochorowicz odciął z nowej rolki dużego formatu spory kawałek błony fotograficznej
(13X18 cm) i ten kawałek, który zaraz zwinął się w rurkę, włożył do butelki.
Usiadł oparłszy butelkę na kolanie, i trzymał ją jedną ręką, drugą zaś
ręką zakrywał otwór szyjki. Medium usiadło obok niego i ręce swoje położyło
na butelce.
Rys. 36. Radiografia ręki fluidycznej uzyskana przez Juliana Ochorowicza
(C. Lombroso, dz. cyt.)
(Wszystko to, ponieważ chodziło o radiografię, czyli o bezpośrednie działanie
samooświecającej się ręki fluidycznej na emulsję błony fotograficznej,
działo się w ciemności). Po krótkim czasie .medium miało wrażenie, że
butelka rozszerza :Się, ręce medium zdrętwiały i wreszcie medium z przeraźliwym
krzykiem upadło do tyłu, doznając skurczu wszystkich mięśni.
Ochorowicz
nie wypuścił z rąk butelki i wziął się do wywoływania filmu (musiał rozbić
butelkę, aby go wydobyć). Obraz ukazał się bardzo szybko, był wyraźny
i kontrastowy
a przedstawiał rękę! Ręka ta była większa od ręki medium
i większa od ręki samego Ochorowicza. Kciuk położony został na palcu wskazującym,
aby mógł pomieścić się na błonie12.
Ochorowicz stanął w obliczu zagadki. Wszelkie podejrzenie oszustwa było
wykluczone i faktu tego nie dało się wytłumaczyć z punktu widzenia mediumicznego.
Aby wykonać tę radiografię
sądząc z pozoru
konieczne było przeciśnięcie
się ręki fluidycznej przez rękę eksperymentatora albo przez szkło butelki,
następnie ręka ta musiała tak dalece zmaterializować się, że uzyskała
wystarczającą nieprzejrzystość; następnie musiała być ona przyciśnięta
do filmu, a ponieważ był on skręcony, musiała się również obrócić; w końcu
wśród zwojów filmu musiało być uzyskane światło i to w taki sposób, aby
nie prześwietlić przezroczystej błony. Zdjęcie to wydało się Ochorowiczowi
całkiem niezrozumiałe, zaś sam eksperyment
całkowicie sprzeczny z prawami
fizyki.
Sfotografowana ręka nie była ręką "ducha", miała wszystkie znaczące cechy
ręki medium wraz z pierścionkiem, który ono nosi. Nie jest ona również
ręką medium, gdyż o jedną czwartą jest od niej większa. Wszystkie okoliczności
zaprzeczają również, aby była to ręka sztuczna.
Według innej hipotezy reprodukcja powstała wtedy, gdy rozciągnięty film
leżał w łaźni do wywoływania; podczas tego zabiegu szala była poruszona,
ale medium nigdy nie wyraziło zamiaru wykonania próby oddziaływania na
wywoływacz, gdyż "nie znosiło"' roztworu tej substancji. "Ostatecznie
stwierdził Ochorowicz
wszystkie moje obserwacje osobiste i wszystkie
zaobserwowane okoliczności przemawiają przeciw tego rodzaju wytłumaczeniu
eksperymentu".
W kilka tygodni później Ochorowicz zadał dwojnikowi pytanie i za pośrednictwem
automatycznego pisma medium uzyskanego w stanie snu hipnotycznego otrzymał
następującą informację:
Odczucie zasygnalizowane przez medium dotyczące rzekomego rozszerzania
się butelki, nie było całkiem iluzoryczne; próbowałem zdematerializować
szkło w celu przedostania się do wewnątrz; gdy to mi się jednak nie udało
wpełznąłem przez małą szczelinę między twoją ręką i otworem butelki. Następnie
wśliznąłem się swoją płaską ręką między zwoje rolki i światło powstało
samo, nie wiem w jaki sposób. Troszczyłem się tylko o to, by nie napotkać
nieprzezroczystego filmu.
Ochorowicz nie daje gwarancji za to objaśnienie, które pomimo jego zwykłej
ostrożności, mogło być dwojnikowi zasugerowane:
Słusznie lub nie, jest ono interesujące z tego punktu widzenia, że po
raz pierwszy w moich badaniach
a może w ogóle w badaniach mediumiczmych
zostało przekazane wyjaśnienie działalności nieosobowego dwojnika przez
niego samego, pisemnie poza normalną świadomością medium i poza jego świadomością
somnambuliczną. [...] Chodzi więc o rozstrzygniecie pytania odnośnie grubości
ręki fluidycznej dwojnika. Czy jest ona rzeczywiście mniejsza od ręki
ludzkiej? Czy może ma dwa wymiary? Od czego zależy jej płaskość, czy jest
względna czy absolutna" czy i jak można ją udowodnić?
Ochorowiczowi udało się spowodować umieszczenie ręki dwojnika między
dwiema płytami pokrytymi emulsją światłoczułą i oddalonymi od siebie o
jeden milimetr, następnie zmaterializowanie tej ręki i oświetlenie własnym
światłem. Rezultatem tego doświadczenia były dwa radiogramy tej samej
ręki, a badanie szczegółów wykazało, że zmaterializowana ręka fluidyczna
wykazała grubość mniejszą od jednego milimetra. Kształt jej odpowiadał
kształtowi ręki medium.
Wynik tego doświadczenia nie wydał się Ochorowiczowi przekonywający.
Dwojnik mógł po prostu położyć swoją rękę na górnej płycie szklanej wywierając
przez przezroczystą emulsję wpływ na płytę dolną. Celem uzyskania pewności,
że ręka fluidyczna rzeczywiście przedostała się między obie płyty szklane
należało je otoczyć nieprzezroczystą zasłoną. Zostało to zrealizowane
w kolejnym eksperymencie.
Dwie płyty umieszczono w pudełku kartonowym warstwami światłoczułymi
na przeciw siebie; odległość między nimi wynosiła dziewiętnaście milimetrów.
Między kartonem a płytami nie było wolnej przestrzeni. Te ostatnie były
całkowicie otoczone nieprzezroczystą osłoną, która tylko z jednej strony
miała otwór o średnicy dziewiętnastu milimetrów. Po oznaczeniu płyt eksperymentator
położył paczkę na skrzyni przy ścianie w odległości trzech metrów od medium.
Kierunek, w jakim leżała paczka, medium mogło łatwo odgadnąć, ale dokładne
określenie miejsca I położenia jej, nasuwało trudności. Pudełko było przyłożone
do ściany ukośnie, a otwór znajdował się po stronie przeciwległej do medium.
Oświetlało je światło czerwonej lampy.
Po kilku minutach oczekiwania medium dostrzegło naprzeciw światła cień
długiego ramienia poruszającego się w kierunku ściany. Wskutek ciemności
nie widziało niczego więcej. W końcu uczuło ból w prawym ramieniu, wydało
okrzyk i próba była skończona.
Z otrzymanych obrazów wynikało, że ręka dwojnika przedostała się do pudełka,
że znalazła się bliżej dolnej płyty, i że eksterioryzowała światło nadfioletowe
do góry. Dolna płyta zawierała obraz ręki mniejszej od ręki medium, grubej
i niecałkowicie zmaterializowanej, ale z widocznymi wszystkimi palcami.
Na górnej płycie był tylko jej ogólny zarys.
Dzięki tej próbie zostały wyjaśnione ważne kwestie. 1. Dwojnik może swoją
rękę wprowadzić przez szczelinę, która dla normalnej ręki byłaby za mała.
2. Dwojnik jest zdolny do znalezienia w ciemności miejsca, w którym ma
wprowadzić swą rękę, bez wiedzy medium o miejscu tego otworu. 3. Dwojnik
może zmniejszyć wielkość swej ręki o wiele milimetrów, a to przez sugestię.
Ochorowicz zauważa, że zdolność widzenia w ciemności i odczuwania przez
dwojnika nie jest absolutna. Posiada on różnorodne siły, ale nagłe rozwinięcie
jednej siły niszczy lub osłabia pozostałe.
Nasuwa się ważne pytanie: czy ręka fluidyczna, która jest wystarczająco
zmaterializowana, aby rzucić cień, może znaleźć dosyć miejsca w zwojach
błony?
Celem uzyskania odpowiedzi na to pytanie Ochorowicz powtórzył pierwszą
próbę. Aby jednak nadmiernie nie wyczerpywać medium, uprościł on eksperyment
i nie użył butelki. Wziął rolkę błony między dwie ręce i wetknął kciuki
w otwory cylindra zamykając je. Jedynym sposobem przedostania się ręki
fluidycznej do zwojów było wśliznięcie się jej wzdłuż błony przez szczelinę,
o szerokości jednego milimetra. Medium nie dotykało błony; trzymało ono
tylko swoją rękę ponad nią na wysokości około pięćdziesięciu centymetrów.
Po zakończeniu próby wywołano błonę fotograficzną i na błonie pojawił
się obraz ręki. Znajdowała się ona na środku błony, była jednak za duża,
aby zmieścić się w całości; tylko trzy palce były widoczne. Szczególnie
końce palców miały naturalny wygląd I spoczywały mocno na błonie.
I
wszystko to między ściśniętymi zwojami rolki!
Ochorowicz pisał:
W ten sposób została potwierdzona możliwość naszej pierwszej próby: ręka
fluidyczna może być całkowicie płaska i może wielokrotnie zwijać się wokół
siebie. Obraz zdaje się dowodzić nawet, że w tych warunkach miękka i słabo
zestalona ręka podlega mechanicznemu wpływowi przeszkód; jest ona jak
gdyby wskutek spłaszczenia powiększona. Jedynie końce palców pozostają
stałe i spoczywają dobrze na obrazie. Zakrzywiony kształt palców zdaje
się być również spowodowany przez krzywiznę zwojów.
O niezbędnym świetle mówi Ochorowicz co następuje:
Wiadomo że manifestacje mediumiczne w ogólności nie znoszą światła dziennego,
i że specjalne wychowanie medium i zespolenie bardzo sprzyjających okoliczności
umożliwia otrzymanie pewnych fenomenów w pełnym świetle. Także w tym przypadku
występuje duża różnica między światłem dziennym i sztucznym. Ostatnie
jest w tym względzie lepsze. Prawdą jest, że wraz z K. Richetem i dr.
Segardem otrzymaliśmy bardzo piękne lewitacje stołów w pełnym świetle
słonecznym (na werandzie willi na wyspie Ribaud); gdy jednak zbadano zdjęcia
fotograficzne, stwierdzono, że jedna noga stołu zawsze była w ciemności.
Jest to także jedyny wypadek tego rodzaju, gdyż wszystkie inne fotografie
rozmaitych lewitacji zostały wykonane przy świetle magnezjowym. Światło
księżyca działa o .wiele łagodniej i widziałem u siebie w Wiśle wraz z
panną Tomczykówną w doskonałych warunkach jak krzesło stojące z daleka
od medium, pod ręką Małej Stasi poruszało się małymi "krokami". Niestety,
w świetle księżyca nie można robić zdjęć błyskawicznych, a wszystkie światła
sztuczne nadające się do tego celu mogą trwać tylko kilka sekund bez zakłócenia
manifestacji. [...] Tak nie udała się również próba sfotografowania w
zwykłym świetle ręki dwojnika, która była zmaterializowana dostatecznie,
aby dać radiografię.
Dwojnik może zmieniać wielkość swej ręki. Bezpośrednio po zdwojeniu ręka
sobowtóra jest większa od ręki medium. Następnie pod wpływem ideoplastii
staje się mniejsza w całej swej masie. Zaskakujące jest, że na wielu radiografiach
lewej ręki dwojnika zjawia się także pierścionek, który medium stale nosi.
Fakt ten według Ochorowicza zdaje się dowodzić, że: 1. powstaje pewien
związek między organizmem i przedmiotami, które on nosi, 2. okultystyczne
pojęcie (które pod względem fizjologicznym jest nowe) jakiegoś ciała astralnego
może nie być ograniczone do żywego organizmu. Tutaj mamy także wyjaśnienie
dla ubioru zjaw!
Rys. 37. Ręka fluidyczna z naparstkiem. Radiografia otrzymana podczas
eksperymentu wykonanego przez Juliana Ochorowicza z medium Stanisławą
Tomczyk ("Annales des Sciences Psychiques", 1912).
Celem zbadania czy jakiś przedmiot, który nie jest stale noszony przez
medium, będzie reprodukowany na radiografii jego dwojnika, Ochorowicz
wybrał naparstek. Wynik tego eksperymentu graniczył z cudownością. Medium
zaproponowało, aby badacz włożył naparstek na swój palec, wtedy może przejdzie
on na jej palec. Ochorowicz, choć uważał tę propozycję za nierozsądną
zgodził się, przypominając sobie słowa Karola Richeta, że w "metapsychice
nie powinno się wzdragać przed eksperymentami, które wydają się niemądre".
Użył on płyty z nowego opakowania, oznaczył ją i położył na kolanach medium
siedzącego po jego prawej stronie. Prawą ręką trzymał lewą rękę medium
na wysokości około czterdziestu centymetrów nad płytą. Naparstek umieścił
na środkowym palcu lewej ręki. W tym położeniu oczekiwano fenomenu. Zapalona
czerwona lampa stalą na stole. Po minucie oczekiwania medium miało uczucie,
jak gdyby naparstek znalazł się na środkowym palcu jego własnej ręki.
Ochorowicz czuł, na pewno, naparstek jeszcze na własnej ręce. Na płycie,
po wywołaniu, pojawiła się lewa ręka, nieco mniejsza od ręki medium, z
wyjątkiem trzeciego palca, który wydawał się dłuższy; był on przedłużony
przez naparstek. Do wyjaśnienia tego fenomenu Ochorowicz wysunął dwie
hipotezy: zostało użyte ciało astralne naparstka, albo była to fotografia
myśli. "Obie hipotezy pozostają poza naszą obecną wiedzą"
stwierdza
badacz. Jednak między obiema hipotezami jest zasadnicza różnica. Uwzględniając
pierwszą hipotezę należy przyjąć rodzaj przedmiotu, który się przenosi,
przedmiotu, który nie istnieje w dosłownym znaczeniu tego słowa,
przy
drugiej fotografowany przedmiot nie wchodzi w grę. Jego dwojnik nie istnieje.
Jest to obraz myślowy powstający w pewnym monoideicznym momencie działania
eksterioryzacji. Jest to materialna ideoplastia, jakaś "perception en
rebours", jakaś fotograficzna projekcja myśli! Która z' tych hipotez,
jednakowo ekstrawaganckich, zbliża się bardziej do prawdy? Medium mówi:
"Ja nic nie pojmuję"
miała ona oczywiście przeczucie możliwości eksterioryzacji.
Dwojnik jednak, rzekomy sprawca owej fizycznej i fizjologicznej osobliwości,
nie był w stanie udzielić odpowiedzi...
Pragnąc uzyskać wyjaśnienie Ochorowicz wykonał drugą próbę, w której
jednak wziął do ręki przedmiot nieznany medium. Była to moneta pięciokoronowa.
Podczas próby, której przebieg był taki sam, jak poprzedniej, medium nagle
krzyknęło: "Widzę z tyłu ciebie jakiś krążek
to jest księżyc!" W tym
momencie również Ochorowicz zobaczył, ponad swoja lewą ręką trzymającą
monetę, oddalające się słabe, ale wyraźne światło. Właściwie nie było
to światło, przypominało natomiast małą, pełną gwiazdkę lub cienki promień
oświetlający przestrzeń nad jego ręką po stronie przeciwległej medium.
Pytanie, czy istniał związek między zjawiskiem świetlnym i monetą srebrną,
pozostało nie rozstrzygnięte. Podczas wywoływania płyty pojawił się na
jej powierzchni księżyc w pełni, podobny do obrazu, który Ochorowicz otrzymał
już trzykrotnie w tej próbie, charakteryzujący się na negatywie czerwoną
barwą, bez plam. Księżyc "pływał" na mniej świecącym obłoku.
Ochorowicz opisał to tak:
Jest jasne, że tym razem była to piękna i udana fotografia myśli. Ciało
eteryczne księżyca
o ile ono istnieje
na pewno nie przyszło, aby położyć
się na płycie, byłoby na to trochę za duże! Pewne jest, że marny tu do
czynienia z fotograficzną ideoplastią, próba dała nam jednak wykrętną
odpowiedź na te pytania, które leżały u jego podstawy, ponieważ 1) nie
można stwierdzić związku między świecącym krążkiem księżyca i świecącym
krążkiem monety oraz 2) ta fotograficzna ideoplastia obrazu księżyca nie
osłabia możliwości [istnienia] ciała eterycznego naprastka w naszym poprzednim
doświadczeniu. Można byłoby nawet powiedzieć, że nasz ostatni eksperyment
czyni prawdopodobnym istnienie jak gdyby fizycznego pośrednictwa w samej
fotografii myśli. Nie jest udowodnione, że w tej fotograficznej ideoplastii
myśl stanowi punkt wyjściowy akcji. Medium nie myślało o księżycu
myślało
ono o nieznanym przedmiocie, który trzymałem w swym ręku. i którym na
pewno nie mógł być księżyc. Przedmiot "quasi reell" [jak gdyby rzeczywisty]
jest najpierw do s trze żony i dopiero później sfotografowany; widzenie
to jest tym, co poddaje medium ideę księżyca i wskutek tego także punkt
wyjściowy akcji.
Doktor Gustaw Le Bon bez wątpienia powiedziałby tu, że oboje z medium
zasugerowaliśmy się, i że nie była to żadna wizja, lecz zwykła halucynacja.
Możliwe, tylko w tym wypadku należy uznać, że wszyscy troje ulegliśmy
sugestii: medium (osobowość sensytywna), ja sam (nie sensytyw) i ... płyta
fotograficzna (bardzo wrażliwa, to prawda), która zwykle nie ma halucynacji,
szczególnie w niezgodności z halucynacjami ludzkimi. A tak wygląda wypadek
w naszym eksperymencie. Halucynacje płyty fotograficznej w zgodzie z halucynacją
ludzką. Nazywa się to "fotografią myśli". [...]
Pragnąc upewnić się, że chodzi rzeczywiście o fotografię myśli Ochorowicz
spróbował dokonać przeniesienia nieświadomej ideoplastii fotograficznej
w świadomą i chcianą ideoplastię. W tym celu nakazał on medium, aby dokładnie
wyobraziło sobie księżyc w pełni i spróbowało otrzymać nową reprodukcję
obrazu. Eksperyment udał się, ale otrzymany obraz był bardzo osobliwy.
Obłok był taki sam, ale księżyc wyglądał całkiem odmiennie. Były to dwa
położone na siebie częściowo krążki z małą okrągłą plamką w środku. Takie
"księżyce" otrzymał eksperymentator podczas ponownych prób. Jako szczytowe
dokonanie medium było uzyskanie w końcu na jednej płycie czterech do pięciu
księżyców z aureolą, zamiast wcześniej otrzymanej chmury!
Na jednym z ostatnich posiedzeń udało się medium, tak jak wcześniej,
pismo automatyczne. Był to jej dwojnik, który udzielił odpowiedzi na pytania
Ochorowicza. Powiedział on między innymi, że położył swoją rękę na płycie
i krążki powstały całkiem samorzutnie. "Można to uważać
mówi Ochorowicz
za dowód, że istnieje jeszcze podświadoma sfera w stosunku do dwojnika,
którą stanowi podświadomość medium, gdy ostatnia tworzy podświadomość
stanu normalnego, jakąś dla psychologii mało napawającą otuchą komplikację".
Na końcu opisu swych unikalnych eksperymentów Ochorowicz przedstawił
jeszcze spostrzeżenia z rozmowy z dwojnikiem medium:
Rozmowy te są interesujące z tego względu, że stanowią pewien rodzaj
doniesienia spirytystycznego jakiegoś sztucznie utworzonego w psychice
medium ducha, zjednoczonego z ciałem eterycznym, z możliwością rozdwojenia
i eksterioryzacji. Wskutek niedostrzegalnej i systematycznej sugestii
dwojnik przestał być kopią medium; stał się on niezależnym obserwatorem,
który na żądanie eksperymentatora łowi perły swych uczuć z głębin podświadomości.
Oczywiście nie chcę przez to utrzymywać, że zawsze są to prawdziwe perły,
ale we wszystkich wypadkach zdarza się to po raz pierwszy, że spróbowano
wychowywać sobowtóra do celu naukowego, mianowicie do sondowania warstw
podświadomości, które aż do dziś były dla badaczy niedostępne. A ponieważ
ten duch jest starannie wyszkolony według metody pozytywnej, łowi on rzadko
całkiem z fantazji, przyznaje się raczej otwarcie do swej nieświadomości
lub do swej niezdolności. Tak więc jest to początek, ale początek, który
coś obiecuje i którym nie można wzgardzić.
Pytanie, czy pozbawione życia przedmioty posiadają rzeczywiście jakiegoś
dwojnika zostało przez sobowtóra potwierdzone; jest to ich część fluidyczna.
W istocie posiadają go tylko przedmioty metalowe, w co Ochorowicz powątpiewa.
Zgodnie z wypowiedzią dwojnika istnieje fotografia myśli, a mianowicie
myśl oddziaływuje sama bez środków pośrednich. Jest interesujące wyjaśnienie
dwojnika, że nie jest on duży, że jest po prostu dwojnikiem, bez płci,
który może tylko wytwarzać fenomeny, gdy życie jego jest połączone z jakimś
innym życiem, mianowicie medium. Nie ma on żadnego wpływu na zdrowie tego
ostatniego; on nie sypia i nie odczuwa ani przyjemnych ani nieprzyjemnych
uczuć; nie może zachorować i istniał przed narodzeniem medium. Może żyć
jedynie w połączeniu z tym ostatnim i śmierć medium mógłby on przeżyć
tylko wtedy, gdyby znalazł jakąś istotę, z którą mógłby się zjednoczyć.
"Jestem
mówi dwojnik
zwykłym, bardzo delikatnym, świecącym tchnieniem,
które posiada życie w połączeniu z jakąś inną inteligencją. Mogę istnieć
tylko wtedy, gdy jestem połączony z duszą Stasi [to jest medium]". Mała
Stasia uważa, że dwojnik "istnieje samodzielnie, że jest duchem niezależnym,
zespolonym z jakimś bardzo małym ciałem, ciałem podobnym do naszego, ale
dla nas niewidocznym".
Wywody powyższe mogłyby w pewnym stopniu przemawiać za słusznością teorii
reinkarnacji.
Lepiej zmaterializowana i wskutek tego widzialna ręka fluidyczna, wbrew
zrozumiałemu przypuszczeniu, może wykonać o wiele mniejsze działanie,
aniżeli ręce niewidzialne. Podobnie wygląda działanie na płytę fotograficzną
oraz fenomeny, w których manifestują się dźwięki i światło.
Stopień materializacji ręki fluidyczinej jest bardzo różny. Słabo 'zmaterializowane
ręce są miękkie i wilgotne sprawiają nieprzyjemne wrażenie. Odczuwane
przez zmysł dotyku (ale dlatego niekoniecznie także widzialne) dobrze
zmaterializowane ręce są ciepłe i przypominają normalne ręce. Dobrze zmaterializowane
ręce [fluidyczne] mogą być sfotografowane w zwyczajny sposób. Natomiast
niewidoczne i mało zmaterializowane mogą dawać autoradlografią. Niezbędne
do tego światło nadfioletowe zostaje wytworzone natychmiast przez rejkę
medium (gdy jest ona w pobliżu) a następnie przez samego eksterioryzowanego
sobowtóra (szczególnie wtedy, gdy jest on oddalony od medium).
W ogólności trudno jest otrzymać radiografie świecących rąk flui-dycznych
ponieważ promienie widzialne są mniej aktywne od niewidzialnych, i ponieważ
ręka fluidyczna, która wydziela światło, nie może się całkowicie zmaterializować,
całkowicie zmaterializowana traci bowiem swą siłę świecenia13.
Z przedstawionych doświadczeń Ochorowicz wyciągnął następujące wnioski:
1. Istnieje tzw. ciało astralne albo ciało eteryczne związane z ciałem
fizycznym, które w określonych warunkach może je częściowo lub całkowicie
opuszczać.
2. Funkcje wegetatywne organizmu ludzkiego nie muszą pozostawać w związku
z ciałem eterycznym, gdyż w chwili jego eksterioryzacji w ciele fizycznym
musiałyby ustać takie procesy jak oddychanie, praca serca itd., co spowodowałoby
śmierć ustroju.
3. Myśl stanowi określony rzeczywisty układ energetyczny, który między
innymi może oddziaływać bezpośrednio na płytę fotograficzną. (Podobne
wyniki uzyskał inny badacz, Naum Kotik w 1908 roku14).
Omówię teraz niektóre badania przeprowadzone nad "aurą" (gr. aura = podmuch
wiatru).
W połowie XIX wieku uczony austriacki, chemik, odkrywca kreozotu, profesor
filozofii, baron Karol von Reichenbach wystąpił z teorią tzw. "Odu" (sanskr.
"przenikający wszędzie"). W roku 1853 ogłosił on jedną ze swych prac pt.
Listy Odo-Magnetyczne, w której przedstawił istnienie fluidu powszechnego,
wydobywającego się nieustannie z wszelkich organizmów żywych, a także
minerałów. Fluid ten na przestrzeni dziejów był określany rozmaitymi nazwami:
Hermes Trismegistos nazywał go "telesma", alchemicy
"alkahestem" lub
"merkuriuszem uniwersalnym", Paracelsus i kabaliści
"światłem astralnym";
w systemach hinduskich nosił on nazwę "akasha", Zoroaster zwał go "ogniem
żywym", Heraklit
"ogniem twórczym", inni "kwintesencją", "fluidem magnetycznym"
itd.
Emanacja Reichenbacha w zwykłym stanie jest niewidoczna. Osoby sensytywne
wprowadzone w stan hipnozy albo pozostające w stanie czuwania miały dostrzegać
w absolutnej ciemności to promieniowanie bardzo wyraźnie, ukazujące się
zarówno nad głowami osób badanych, jak również wychodzące z rąk i innych
części organizmu. Podobne promieniowanie wykazywały niektóre minerały
i związki chemiczne, a także bieguny magnesu, Reinchenbach kładł np. w
ciemnym pokoju na stole kryształ górski (pochodzący z góry Gotlarda) i
polecał przybliżyć się osobie sensytywnej. Rozpoznawała ona natychmiast
minerał dostrzegając światło unoszące się nad nim. Kwiaty wydzielały także
fosforyczny blask. Osoby wrażliwe widziały światło unoszące się nad węglanem
sodowym rozpuszczonym w wodzie, które powoli przygasało. Podobne zjawisko
wykazywał kwas winowy. Oba roztwory zmieszane wydzielały silne jasne światło.
Analogicznie zachowywała się mieszanina roztworów wodnych octanu ołowiowego
i ałunu. Warto tu wspomnieć, że w fizyce znane jest zjawisko zwane krystaloluminescenicją,
polegające na świeceniu niektórych substancji poddanych krystalizacji.
Ponieważ "Od" był niedostrzegalny, po ogłoszeniu badań Reinchenbacha
hipotezę jego wyśmiano i zaliczono do okultystycznych. Pomimo to badacz
austriacki twierdził, że udało mu się sfotografować "Od" wydzielający
się z kryształu górskiego, "Od" unoszący się nad ciałem człowieka, "Od"
powstający podczas reakcji chemicznych względnie tarcia niektórych ciał
(znane jest zjawisko zwane triboluminesceneją). Reichenbach uogólniając
swoje wyniki określił "Od" jako "siłę kosmiczną, która promieniuje od
gwiazdy do gwiazdy i jako światło i ciepło obejmuje wszechświat".
Różnorodne próby i doświadczenia z "Odem" usiłowało przeprowadzić wielu
uczonych, m.in.: A. de Rochas, K. du Prel, K. Richet, J.M. Charcot, H.
Durville, J. Ochorowi.cz, J. Jodko-Narkiewicz, N. Kotik i Baretly Jaire.
Niestety, żadnemu z nich nie udało się w sposób eksperymentalny i obiektywny
wykazać istnienia tego rodzaju promieniowania. Prace profesora fizyki
w Nancy, Rene Prospera Blondlota (1849
1930), który zastąpił nazwę "Odu"
określeniem "promienie N" zakończyły się całkowitą kompromitacją15.
Wspomnę tu o badaniach nad "aurą" przeprowadzonych przez londyńskiego
lekarza, doktora medycyny Waltera J. Kilnera, opisanych w jego książce
Atmosfera ludzka16. Kilner wsławił się wprowadzeniem do szpitali
po raz pierwszy aparatury rentgenowskiej. Zidentyfikował on "aurę" (dziś
powiedzielibyśmy
biopole) z sobowtórem astralnym (eterycznym) człowieka,
czyli z jego ciałem parasomatycznym. Kilner twierdził, że jego metody
są czysto fizykalne i dostępne dla każdej osoby z dobrym wzrokiem. Posługiwał
się on kolorowymi ekranami w postaci płaskich prostopadłościennych naczyń
szklanych wypełnionych alkoholowym roztworem barwnika zwanego dicyjaniną,
nazywanego początkowo przez niego kryptograficznie
spectauraniną.
Używał on roztworów o różnych barwach: jasnobłekitnej i ciemnoniebieskiej.
"Aura" ukazywała się nie tylko osobom sensytywnym (jak u Reichenbacha),
ale mogło ją widzieć 95% ludzi.
Wspomniane ekrany uczulają wzrok (a właściwie siatkówkę oka) w ten sposób,
że najpierw chwilowo, a potem na stałe (na pewien czas) powodują zdolność
widzenia "aury" nawet bez posługiwania się ekranem. Osoba badana oświetlona
była światłem przyćmionym i rozproszonym wychodzącym z jednego punktu
za obserwatorem. Tło powinno być czarne i matowe, choć dla niektórych
obserwatorów potrzebne jest tło białe. Osoba poddana obserwacji powinna
znajdować się około 30 cm od tła, aby uniknąć cieni i złudzeń optycznych.
Według obserwacji aura składa się z trzech wyraźnych części, nazywanych
przez Kilnera: sobowtórem eterycznym, aurą wewnętrzną i aurą zewnętrzną.
Sobowtór eteryczny obserwowany przez ekran przedstawia się jako ciemne
pasmo przylegające ściśle do konturu ciała i mające jego kształt. Jego
szerokość jest wszędzie jednakowa i wynosi zazwyczaj 1,6-5,8 mm. Szerokość
zmienia się w zależności od osoby i u jednej osoby w zależności od zmieniających
się warunków (ekstecioryzacja!). Pasmo jest przezroczyste i wyraźnie pręgowane;
między pręgami występują delikatne linie barwy różowej, która zawiera
więcej błękitu niż karmin. Prawdopodobnie linie te są świecące. Dotąd
nie zauważono w sobowtórze eterycznym cech lub zmian pomocnych przy ustalaniu
diagnozy.
Aura wewnętrzna rozpoczyna się od zewnętrznego brzegu sobowtóra; czasem
zdaje się dotykać ciała. Ma ona zazwyczaj stalą szerokość 5
10 cm; niekiedy
jest nieco węższa wzdłuż kończyn. U dzieci jest stosunkowo szersza niż
u dorosłych. Jej struktura jest ziarnista; ziarna są drobniutkie i swym
układem przypominają pręgi równoległe do siebie, prostopadłe do ciała
i zgrupowane w wiązki; dłuższe są w środku, krótsze na zewnątrz; rąbki
mają zaokrąglone. W pręgach nie dostrzeżono żadnej barwy. U ludzi chorych
są mniej wyraźne.
Aura wewnętrzna stanowi najgęstszą część aury właściwej. U osób o dobrym
zdrowiu jest zazwyczaj wyraźniejsza i szersza.
Aura zewnętrzna rozpoczyna się na skraju zewnętrznym aury wewnętrznej
i wykazuje znaczne różnice rozmiarów. Dokoła głowy wystaje zwykle o 5
cm poza ramiona; po bokach i w tyle tułowia szerokość jej wynosi 10
12
cm z przodu ciała nieco mniej. Rozciąga się równolegle do konturu ciała;
niekiedy jest nieco węższa na dole wzdłuż kończyn. Wokoło ramion i nóg
szerokość jest jednakowa, dokoła rąk jest większa i znacznie wystaje poza
końce palców. Zarys sylwetki nie jest ostry, stopniowo zanika; wydaje
się nie mieć wewnętrznej struktury i nie wydziela światła. Wewnętrzna
część aury zewnętrznej ma większe ziarnka, układające się według wielkości
stopniowo i niedostrzegalnie17.
Dalsze szczegóły o właściwościach i budowie "aury" znaleźć można w cytowanej
książce Kilnera. Odkrycie swoje badacz zastosował do celów diagnozy lekarskiej,
stwierdził, że "aura" ludzi chorych jest zawsze częściowo zdeformowana
i zmieniona.
Badania Kilnera zostały powtórzone z pomyślnym rezultatem w 1923 roku
przez Clifforda Besta w Instytucie Metapsychicznym w Buenos Aires, który
później zamiast dicyjaniny zastosował z powodzeniem inny barwnik, łatwiej
dostępny, mianowicie błękit metylenowy 18. Inni badacze posługiwali się
również szkłem kobaltowym.
W roku 1937 w Londynie badania Kilnera potwierdził po raz drugi Oscar
Bagnall. Zastosował on do tego celu jeszcze inny barwnik, mianowicie pinacyjanol19.
Gdyby wszystkie przedstawione powyżej twierdzenia okazały się zgodne
z prawdą, moglibyśmy za pomocą roztworów dicyjaniny, błękitu metylenowego
i pinacyjanolu oglądać poszczególne fazy ekstrioryzacji i dostrzec ciało
parasomatyczne. Niestety, dotychczas obserwacji tych nie udało się zobiektywizować,
tzn. uzyskać zdjęć fotograficznych i filmowych "aury".
Zdaniem cytowanych wyżej autorów ręce fluidyczne wydzielają nieznany
rodzaj promieniowania, które w sposób fizyczny oddziaływuje na przedmioty
materialne. Od dawna znany i stosowany przez magnetyzerów oraz uzdrawiaczy,
jest proces polegający na tzw. magnetyzowaniu względnie mesmeryzowaniu
wody. Czynność ta polega na trzymaniu lub przesuwaniu rąk nad naczyniem
napełnionym wodą bez dotykania go. Osoby sensytywne odróżniają natychmiast
bezbłędnie wodę zwykłą od wody magnetyzowanej, a nawet dowodzą, że smak
jej jest całkiem odmienny.
Profesor Andrzej K. Wróblewski mówiąc o Mesmerze i jego praktykach wyśmiał
omówioną metodę magnetyzowania20. Powołał się przy tym na werdykt
rządowej komisji francuskiej z 1784 roku, w skład której wchodzili m.in.
Lavoisier i Franklin. Nie przypuszczał jednak, że werdykt ten zostanie
podważony przez badania współczesne.
Amerykanin Robert N. Miller wykonał (1977) szereg prac eksperymentalnych,
w wyniku których stwierdził, że woda magnetyzowana przez Olgę Worrall,
znaną uzdrawiaczkę i wykładowcę, podlega charakterystycznym zmianom fizycznym
zachodzącym w jej strukturze molekularnej.
Odkryto, że roztwory soli miedzi, w starannie kontrolowanych warunkach,
czułe są na energie pochodzące z rąk uzdrawiacza. Na każdy z dwóch polietylenowych
krążków naniesione zostały pipetą niewielkie plamy zawierające dokładnie
po pięć kropli roztworu CuCl2. Pani Worrall działała na jedną
próbkę trzymając wokół niej ręce przez trzy minuty. Druga służyła jako
kontrolna. Po dwóch dniach w temperaturze pokojowej (20-25C) i wilgotności
względnej wynoszącej 50%
próbka kontrolna wykrystalizowała w nefrytowo-zieloną
strukturę jednoskośną. Próbka badana miała również jedno-skośną strukturę
krystaliczną, jednak kryształy te były grubsze i była turkusowoniebieska.
Różnica w strukturze krystalicznej obu próbek była widoczna bez trudu.
Przeprowadzono dziesiątki prób i stwierdzono, że roztwory soli miedzi
są niezawodnymi wskaźnikami energii pod warunkiem, że wszystkie czynniki
są starannie kontrolowane. Należy do nich stężenie roztworu, źródło wody,
objętość roztworu, względna wilgotność otoczenia, powierzchnia krystalizacji
oraz czas działania uzdrawiacza na roztwór. Obie próbki, badana i kontrolna
początkowo krystalizują w kolorze zielonym. Po dwóch dniach w temperaturze
pokojowej i przy wilgotności względnej, wynoszącej 50% próbka 'kontrolna
jest nadal zielona, natomiast próbka badana staje się niebieska.
Pragnę podkreślić, że badania nad krystalizacją chlorku miedziowego przeprowadził
również w laboratorium Polskiego Towarzystwa Psychotroniczmego dr Jan
A. Szymański. Potwierdziły one całkowicie wyniki otrzymane przez Roberta
N. Millera, który ponadto stwierdził w przypadku wody magnetyzowanej,
zmianę w energiach wiązania wodorowego oraz w strukturze molekularnej
wody. "Wykresy absorpcji w podczerwieni
mówi Miller
potwierdzają wniosek,
że energia z rąk uzdrawiacza wywołuje zmiany w energiach wiązania oraz
w strukturze molekularnej wody" (por. odnośne wykresy).
Z badań swych Miller wyciągnął następujące wnioski:
1. Pierwotną energię, różną od ciepła, światła lub elektryczności emitują
ręce uzdrawiaczy oraz magnesy.
2. Energię tę można wykrywać oraz określać ilościowo, mierząc jej wpływ
na napięcie powierzchniowe wody.
3. Kryształy tworzące się z roztworów chlorku miedziowego dają widoczny
sygnał o obecności tej energii.
4. Woda poddana działaniu uzdrawiacza lub magnesu zwiększa prędkość wzrostu
roślin.
5. Woda poddana działaniu uzdrawiacza lub magnesu doznaje zmian w wiązaniach
wodorowych.
6. Naenergizowana woda jest nietrwała i oddaje nadmiar energii otoczeniu
lub dowolnemu obiektowi znajdującemu się z nią w kontakcie21.
Ponadto stwierdzono, że woda namagnetyzowana pochłania o 17% więcej promieni
podczerwonych niż woda zwykła. Konstatacje te w pewnym stopniu pozwalają
wyjaśnić mechanizm działania bioenergoterapeuty na organizm chorego: działanie
to sprowadzałoby się do przekazywania omawianej energii cząsteczkom wody
znajdującym się w jego ustroju.
Rys. 38. Widmo absorpcyjne (w poczerwieni) wody destylowanej nieenergizowanej
oraz energizowanej przez Olgę Worrall ("Methods of Detecturing and Measuring
Heating Energies" R.N. Miller, Future Science. Life Energies and the
Physics of Paranormal Phenomena. Edited by John White and Stanley Krippner,
Garden City, New York 1977).
Podsumowując przedstawione wyżej badania stwierdzam, że dotychczas nie
udało się wykryć ani rodzaju tego promieniowania, ani określić jego ewentualnej
natury-, lecz udało się stwierdzić niektóre skutki jego oddziaływań na
materię. Skoro zmieniają się fizyczne parametry cząsteczek wody, to musi
następować to w wyniku działania jakiejś energii, emitowanej czy eksterioryzowanej
przez bioenergoterapeutę. Przyszłe badania niewątpliwie wykażą o jaki
rodzaj energii tu chodzi i jaki jest mechanizm tego działania.
W związku z powyższym pragnę przedstawić tu ciekawe obserwacje poczynione
przez dr. Niederla nad medium Marią Silbert. "Szkło uranowe, wzięte przez
nią w rękę, a podobnie roztwór fluoresceiny (l : 100) z węglanem sodowym
fluoryzuje tak silnie, że w ciemności widać jasną poświatę nawet z odległości
10 metrów". Józef Świtkowki czyni tu następującą uwagę: "Ciała te, jak
wiadomo, świecą pod wpływem promieni alfa, beta, gamma, podczerwonych
i ultrafioletowych; działanie medialne zatem polegałoby na podobnym promieniowaniu"22.
Na uwagę zasługują tu również badania profesora fizyki uniwersytetu w
Belfaście, dr. inż. W.J. Crawforda, który w latach 1915
1916 eksperymentował
z wybitnie uzdolnionym medium, panną Kathleen Goligher23. Autor
oparł się na fenomenie eksterioryzacji i dzięki niej wyjaśnił pewną liczbę
manifestacji mediumicznych. Wszystkie eksperymenty przeprowadził on w
sposób ściśle naukowy wykluczający jakiekolwiek oszustwo. Zjawiska występowały
przy pełnej świadomości medium; pomieszczenia były oświetlone światłem
czerwonej lampy gazowej, pozwalającym dostrzegać wszystkie poruszenia
obecnych osób. Panna Goligher zajmowała zwykle miejsce na krześle umieszczonym
na wadze, obok niej stał eksperymentator (Crawford), pozostałych sześciu
albo ośmiu uczestników zasiadało wokół stołu stojącego na środku pokoju.
Do najciekawszych objawów manifestujących się podczas seansów należały
lewitacje nie dotykanego przez nikogo stołu dochodzące do wysokości ponad
jeden metr. Ponadto występowały stukania, szelesty, odgłosy chodzenia,
dotykanie uczestników przez niewidzialne ręce, samorzutne dzwonienie dzwonka
itp. Autor zauważył, że podczas lewitacji stołu ręce medium spoczywające
na kolanach zawsze sztywniały. Unoszenie się stołu w powietrzu trwało
zwykle 1/2
1 minuty. Stwierdzono, że w czasie występowania tego fenomenu
ciężar ciała medium zawsze wzrastał o ciężar stołu.
Rys. 39. Kathleen Goligher
(F. Moser, dz. cyt.).
Eksperymenty tego rodzaju Crawford powtarzał w tym samym gronie uczestników
bardzo często posługując się stołami o różnej wielkości i różnym ciężarze.
Wyniki ważenia medium były zawsze podobne i wskazywały, że zwiększenie
ciężaru jego ciała podczas lewitacji stołu było średnio o 3% mniejsze
od ciężaru unoszącego się stołu. Autor postawił pytanie, czy owe 3% ciężaru
stanowi jakiś ważny czynnik fenomenu, czy też po prostu błąd ważenia.
Dalsze badania wykazały, że ważenie było bardzo dokładne, i że brakującą
część ciężiaru należy przenieść na uczestników seansu, tzn. że podczas
lewitacji stołu ich ogólny ciężar wzrasta o te 3%.
Obserwując wskazówkę wagi Crawford mógł stwierdzić
nie patrząc na stół
czy następuje jego lewitacja, czy też nie następuje. Badanie opisanego
fenomenu prowadziło do prostego wniosku, że skoro nie dotykany przez nikogo
kilkukilogramowy stół unosi się w powietrze, to musi na niego działać
siła mechaniczna wywołująca to unoszenie. Crawrod wyliczył, że siła ta
wynosi 0,0011-0,0022 kg/cm2. Okazała się ona zbyt mała, aby
można było ją zmierzyć przyrządami fizycznymi. Autor założył, że siła
ta
pomijając jej naturę
nie jest jednakowa i jednorodna, lecz że działa
w różnych punktach masy stołu, nie wyłączając nóg stołu. Niewątpliwie
siła ta wypływała z ciała medium. Niekiedy zdarzało się, że żaden z uczestników
nie mógł siłą swych mięśni sprowadzić lewitującego stołu na podłogę. Opór
stawiany przez nieznaną siłę wydawał się być elastyczny i sprawiał wrażenie,
jak gdyby pod stołem znajdował się zbiornik wypełniony sprężonym powietrzem.
Snop silnego światła skierowany ponad lewitujący stół nie zakłócał zjawiska,
natomiast skierowany pod stół, powodował natychmiastowe jego opadanie.
Nasuwał się prosty wniosek, że przestrzeń nad stołem nie odgrywa tu żadnej
roli, i że światło unicestwia siłę podnoszącą stół. Podobny skutek wywoływało
skierowanie światła na medium, a szczególnie na dolne części jego ciała.
Przedmiotem zainteresowania autora stała się przestrzeń pod lewitującym
stołem oraz jej obszar prowadzący w prostej linii od stołu do medium.
Zjawisko lewitacji występowało tym intensywniej, im mniej oświetlona była
ta przestrzeń. Aby sprawdzić, czy siła unosząca stół działa na jego nogi,
autor umieścił ręce pod nogami lewitującego stołu, ale nie odczuł żadnego
nacisku. Wynikał stąd wniosek, że siła ta oddziaływuje jedynie na dolną
powierzchnię blatu stołu.
Następny eksperyment polegał na ustawieniu stołu o ciężarze 6,978 kg
na wadze, podczas gdy medium znajdowało się przed wagą siedząc równolegle
do dłuższej krawędzi stołu. Po chwili dwie nogi stołu podniosły się do
góry, a waga wskazała ciężar 11,8 kg. Siła działająca wtedy na stół okazała
się większa od jego ciężaru i jak gdyby "podpierała się" na wadze. Przy
dalszym unoszeniu się stołu ciężar wskazywany przez wagę wzrastał, co
oznaczało kolejne zwiększenie nacisku na powierzchnię wagi.
Dalsze badania Crawforda wykazały, że medium i lewitujący stół łączy
coś w rodzaju sznura, dzięki któremu zostaje przeniesiony mechaniczny
nacisk medium na stół. Podczas lewitacji ręce medium leżące na kolanach
albo trzymane przez uczestników, zawsze były zesztywniałe i zdawały się
wykazywać takie naprężenie, że sprawiały wrażenie, jak gdyby były z żelaza.
Przykurcz ten był szczególnie widoczny w okolicy łokcia, choć napięcie
mięśni manifestowało się od ramienia aż do przegubu dłoni. Wyglądało to
tak, jakby medium rzeczywiście podnosiło stół do góry, choć było od niego
oddalone o około 1 metr. Największe napięcie mięśni manifestowało się
podczas najwyższej lewitacji (1,2 m). Medium samo oświadczyło, że wysokie
lewitacje najbardziej naprężają jego system mięśniowy. Zresztą zesztywnienie
mięśni nie ograniczało się tylko do ramion, ale rozciągało się na cały
organizm, choć w mniejszym stopniu.
Rys. 40.a) Kathleen Goligher (medium) z dwoma "ramionami
psychicznymi". Na podłodze kawałek zmaterializowanej ektoplazmy.
b) Kolumna świetlna manifestująca się podczas seansu
z Kathleen Goligher. Fotografie wykonane przez W.J. Crawforda (F.
Moser, dz. cyt.).
Podczas jednej z lewitacji Crawford trzymał rękę pod stołem. Nie doznał
żadnego nacisku, ale poczuł jakąś lepką, zimną, prawie oleistą materię
wywołującą wrażenie, jak gdyby powietrze pod stołem było zmieszane z cząsteczkami
jakiejś nieprzyjemnej i nieruchomej materii. Najlepszym jej określeniem,
jakie tutaj mogło się nasunąć było następujące: substancja podobna do
ciała płaza. Crawford stwierdza, że substancja ta jest wydzielana przez
medium i można ją wyczuć w jego pobliżu; pozostaje ona w ustawicznym ruchu.
Jeśli eksperymentator poczuje i dotknie ją tylko raz, pozna ją natychmiast
w każdym innym wypadku. Craword nie zetknął się z nią nigdy więcej, ale
sądzi on, że materia ta w opisanych okolicznościach występuje zawsze,
tylko nie w tak zagęszczonej postaci. Pojawienie się jej pod stołem w
pobliżu medium wskazuje, że pozostaje ona w jakimś związku z fenomenem
lewitacji:
Krótko mówiąc myślę, że nie może być wątpliwości, iż chodzi tu o rzeczywistą
materię, wydzielającą się czasowo z ciała medium I powracającą do niego
przy końcu posiedzenia, która jest czynnikiem podstawowym transmitującym
siłę psychiczną. Stół opadał natychmiast na dół, gdy zanurzyłem swoją
rękę w tej substancji i poruszałem nią w jednym i drugim kierunku.
Każdy z uczestników był dokładnie ważony przed i po posiedzeniu. Crawford
stwierdził, że z wyjątkiem jednego wypadku, ciężar każdej osoby po zakończeniu
seansu zmniejszył się o parę gramów. Medium natomiast straciło 56 gramów.
Największy ubytek ciężaru ciała miała jedna z dam oraz sam Crawford, mianowicie
po 168 gramów. Podczas pewnego posiedzenia, na którym manifestowały się
różne objawy, wszyscy uczestnicy, a było ich siedmiu, stracili razem 531
gramów swej masy. Autor zastanawia się, jaką część tych ubytków masy należy
przypisać przyczynom naturalnym, a jaką mediumicznym. Jest on przekonany,
że pierwsze na pewno nie są jedyne. Znamienne jest, że uczestnicy tworzący
krąg przed każdą ciężką lewitacją odczuwali kurczowe szarpnięcie względnie
uderzenie, a po około 15 sekundach następowało unoszenie się stołu. Zwykle
na początku seansu uczestnicy doznawali przerywanego drżenia mięśni, które
następnie znikało, po czym występowało tylko przypadkowo. "Wydaje mi się
mówi Crawford
że coś odłączało się od ciał uczestników, coś co następnie
krążyło wokół, albo przez ich osoby, albo też w otaczającej ich przestrzeni".
Na podstawie swych badań Crawford wysunął teorię, nazywaną "teorią drążków"
("a cantilever" albo "beam-theory"). U jej podstaw leży założenie, że
nośnik siły psychicznej daje się porównać z pewnego rodzaju drążkiem,
dźwigarem, który z jednej strony, przymocowany jest do ściany (medium),
drugą zaś unosi ciężar (lewitujący stół). O strukturze owego psychicznego
nośnika Crawford nie może nic powiedzieć. Jest on eksterioryzowany przez
ciało medium i odpowiada zestalonemu drążkowi. Teorię tą modyfikuje nieco
okoliczność, że pozornie obok reakcji medium, która to reakcja w przybliżeniu
jest równa ciężarowi lewitującego stołu, zachodzi także reakcja uczestników
tworzących łańcuch, choć manifestuje się ona w bardzo małym stopniu. Wydaje
się, że 95% ciężaru stołu przypada na medium, a pozostałe 5% na uczestników
posiedzeń.
Teoria Crawforda oparta na fenomenie eksterioryzacji tłumaczy szereg
zjawisk mediumicznych, a zarazem dowodzi, że z ciała medium wydzielać
się może nie tylko sobowtór, ale również elementy substancji fluidycznej
w parapsychologii zwanej ektoplazmą
ulegające następnie materializacji
częściowej lub całkowitej, które mogą wywoływać działania mechaniczne
(lewitacje przedmiotów, dźwięki, fenomeny materializacji itd.).
"Tłumaczenia Crawforda,
słusznie zauważa Ludwik Szczepański
jeśli
wywody jego można nazwać tłumaczeniami, mają wartość tylko hipotez: nie
są to pewniki naukowe. Uogólnienia Crawforda trzeba traktować krytycznie:
u innych mediów zjawiska mają inne cechy. Natomiast szereg faktów, obserwowanych
przez Crawforda, uzyskało potwierdzenie w doświadczeniach Schrenck-Notzinga"24
oraz profesora fizyki sir Williama Barretta.
Specjalny rodzaj eksterioryzacji studiowany przez Crawforda nie zahamował
badań nad eksterioryzacją właściwą. Pewna grupa badaczy podążała drogą
wytyczoną przez Hectora Durville'a i usiłowała wywołać stany egzosomatyczne
za pomocą hipnozy. Droga ta okazała się bardzo owocna.
Ważny eksperyment, przeprowadzony w warunkach laboratoryjnych, wykonał
znany francuski psycholog i neurolog, uczeń J.M. Charcota, profesor Pierre
Janet z Leonią B. jako medium. Eksperyment miał miejsce w Hawrze, a medium
pogrążone w głębokiej hipnozie otrzymało polecenie "udania się" (ekskursji)
do laboratorium profesora Charlesa Richeta w Paryżu. Uśpiona Leonia B.
nagle krzyknęła, że dostrzega tam pożar. Profesor Janet usiłował ją uspokić.
Obudzone medium usnęło ponownie, ale zbudziło się natychmiast podtrzymując
poprzednie zeznanie. Profesor Charles Richet stwierdził, że istotnie w
dniu tego eksperymentu, o którym poinformował go prof. Pierre Janet
15 listopada 1919 roku
jego laboratorium przy ulicy Vauquelin w Paryżu
zostało całkowicie zniszczone przez pożar25. Jest oczywiste,
że wiadomość medium dotarła z Paryża do Hawru w sposób paranormalny, a
próba eksterioryzacji została przeprowadzona świadomie i zgodnie z wcześniej
określonym celem.
Następny godny uwagi eksperyment został wykonany przez dr. Johna Bjorkhema,
lekarza chorób nerwowych i psychoterapii w Sztokholmie. Protokolarne posiedzenie
odbyło się w laboratorium E.G. w dniu 3 listopada 1934 roku w Sztokholmie.
Medium, 46-łetnia panna H. Klaar, wprowadzone w stan hipnozy otrzymało
polecenie "wyjścia z siebie" i udania się do mieszkania pana W., które
znajdowało się w tym samym domu, ale na innym piętrze. Hipnotyzerem był
J. Bjorkhem. Ani hipnotyzer, ani medium nie znali pana W., ani też nigdy
nie byli w jego mieszkaniu, które zostało wybrane losowo. Panna Klaar
odnalazła wspomniane pomieszczenie, a następnie gdy tam się już znalazła,
zrelacjonowała swoje spostrzeżenia. Na podstawie protokółu przedrukowanego
w książce Bjorkhema można stwierdzić, że medium prawidłowo podało od sześćdziesięciu
do siedemdziesięciu informacji dotyczących mebli i przedmiotów znajdujących
się w mieszkaniu. Podczas całego posiedzenia medium miało niezłomne przekonanie,
że rzeczywiście znajduje się w opisywanym przez siebie pomieszczeniu i
bez trudu podało wszystkie żądane informacje dotyczące m.in. wyglądu mebli,
rodzaju i kształtu lustra przymocowanego do drzwi, rozmieszczenia fotografii
w albumie, wreszcie szyby szklanej położonej na stole. Doktor J. Bjorkhem
uznał powyższy eksperyment za całkowicie przekonywający26.
Rys. 41. Eksperyment eksterioryzacji dr. Hippolyte-Ferdinanda Baraduca.
Nad głową Baraduca unosi się świetlna kula stanowiąca pierwszą fazą
"oddzielenia " (Ch. Lancelin, z. cyt.)
W dniu 31 sierpnia 1921 roku, na I Międzynarodowym Kongresie Badań Psychicznych
w Kopenhadze został wygłoszony ciekawy referat duńskiego parapsychologa,
Johannesa E. Hohlenberga, na temat eksterioryzacji świadomości27.
Autor przedstawił w nim szereg doświadczeń, w których był jednocześnie
osobą badaną i obserwatorem. Ich znaczenie naukowe polega na zgodności
z innymi zjawiskami o mniej lub więcej zbliżonej naturze. Treść relacji
opiera się na notatkach, które robił natychmiast po każdym doświadczeniu.
Rejestrują one fakty i tylko fakty. Pierwszy fenomen eksterioryzacji przeżył
Hohlenberg wiosną 1906 roku w Kopenhadze, następne wydarzyły się później
w Paryżu. A oto treść pierwszej relacji:
11 kwietnia 1906 roku
W nocy z 10 na 11 kwietnia miałem we śnie następujące doświadczenie:
Znalazłem się w bramie wjazdowej domu, w którym mieszkałem. Sądzę, że
wszedłem od ulicy, ale nie jest to dla mnie całkiem pewne. Ujrzałem mężczyznę
wchodzącego po schodach. Było dość jasno, lecz nie tak jak zwykle, więc
spróbowałem włączyć światło elektryczne, co mi się nie udało. Na podeście
minąłem owego mężczyznę, który popatrzył za mną. Wszedłem do swojego mieszkania
na piątym piętrze, a potem wszedłem do pokoju. To wszystko nie wydało
mi się niezwykłe i nie pamiętam, w jaki sposób przechodziłem przez drzwi.
Dopiero w pokoju zacząłem mieć uczucie, że jest w tym coś anormalnego.
Nagle w przedziwny sposób zacząłem odczuwać, że w tym samym czasie, gdy
stałem na środku pokoju, leżałem w łóżku, w pracowni obok.
Rozejrzałem się dookoła. Wszystko było tak, jak przedtem: krzesła trochę
poprzesuwane, a na stole znajdowały się szklanki, filiżanki i popielniczki,
bowiem poprzedniego wieczoru przyjmowałem u siebie przyjaciół.
Oświetlenie było dostateczne, choć trochę słabe.
Próbowałem przekręcić kontakt elektryczny; poczułem, jak moje palce prześliznęły
się na wskroś, bez oporu.
Wtedy, aby dowiedzieć się, czy jestem w łóżku, czy też nie. chciałem
uderzyć palcem o ścianę. Uczyniłem to, a jednocześnie ujrzałem siebie
i uczułem jak stoję w drugim pokoju, zobaczyłem, że moje ramię wyciąga
się i uderzam palcem w powietrze: zarazem słyszałem uderzenie i czułem
opór ściany pod palcem.
Zapragnąłem wtedy położyć się do łóżka. Wszedłem do pracowni, gdzie sypiałem;
tam również wszystko było w porządku, zobaczyłem umywalnię, toaletkę i
swoje buty stojące obok łóżka. Nie potrafię powiedzieć, czy doszedłszy
do łóżka ujrzałem siebie; nie miałem czasu, skoczyłem nań, by tak rzec
i obudziłem się. Natychmiast przypomniałem sobie, co mi się przydarzyło
zapaliłem światło, było dziesięć po trzeciej.
Najbardziej niezwykłe w tym wszystkim było bardzo wyraźne uczucie jednoczesnego
znajdowania się w dwóch różnych miejscach. Doskonale przypominam sobie
to odczucie, lecz nie jestem w stanie go opisać.
Następne cztery wybrane relacje są niemniej interesujące.
16 maja 1907 roku
Dzisiaj rano ujrzałem siebie leżącego na łóżku, z twarzą schowaną w poduszkę.
Była 6 rano i jasny dzień. Spróbowałem pójść w pewne miejsce, lecz nie
udało mi się. Jak zwykle poczułem ból w okolicy czoła. Obudziłem się w
chwilę później.
2 stycznia 1909 roku
Tej nocy miałem długą eksterioryzację, i to zupełnie świadomą. Przechadzałem
się po pokoju. Usiadłem przy biurku, aby coś napisać i przekonać się,
czy znajdę to 'jutro. Wziąłem papier z pudła po lewej stronie biurka,
napisałem jakąś linijkę i narysowałam kilka znaków. Moje pismo było mi
nieznane i pisałem z trudem. W pewnej chwili częściowo się rozbudziłem,
lecz nadal pisałem. Nagle zobaczyłem, jak moje pismo blednie, rozpływa
się i znika; poczułem się zmęczony i położyłem się na ziemi pod stołem,
zaś obudziłem się w łóżku. Pokój był w czerwonej, dość nikłej poświacie.
Wszystko miało charakter absolutnie rzeczywisty, a ja byłem przez cały
czas zupełnie świadomy mojego stanu.
12 kwietnia 1909 roku
Tej nocy miałem dość świadomą eksterioryzację. Przechadzałem się po pokoju.
Próbowałem rzucać na ziemię rozmaite przedmioty, lecz chyba mi się to
nie udało. Obejrzałem się w lustrze nad kominkiem i zobaczyłem, że jestem
ubrany na biało. Moje ruchy były jakby trochę płynne i niepewne. Spojrzałem
w kierunku tapczanu, na którym spał przyjaciel, sądząc, że było tam moje
ciało i zobaczyłem ciało ludzkie ubrane w białą koszulę, z twarzą odwróconą
do ściany. Powiedziałem sobie: to ja; lecz
czy to naprawdę byłem ja?
czy był to mój przyjaciel? Nie wiem. Powiedziałem więc sobie: czas wracać;
podszedłem do łóżka i pochyliłem się nad nim
i w tej samej chwili obudziłem
się w moim pokoju, w drugim końcu mieszkania. Światło było takie, jak
zwykłe światła dzienne, dosyć słabe.
28 stycznia 1910 roku
Wielka eksterioryzacja tego popołudnia w sposób, jaki zdarzył mi się
tylko raz. Widziałem i czułem moje ciało [fluidycznej]: śliskie, niemal
tłuste, z substancji jedwabistej i mało gęstej. Byłem nagi, z czymś w
rodzaju ubrania na ramionach. Wyszedłem na ulicę, która była wilgotna,
i spotkałem wiele osób. Było mi niesłychanie trudno powrócić do mojego
ciała; musiałem długo walczyć; od czasu do czasu mogłem otwierać oczy
i rozglądać się wokół, lecz nie byłem w stanie poruszyć choćby najmniejszej
cząstki ciała [fizycznego].
Autor referatu zwraca szczególną uwagą na następujące okoliczności. Po
pierwsze
podczas większości tych doznań był on absolutnie przytomny,
wyjątkowe są przypadki, gdy stało się to podczas snu.
Kiedy zacząłem eksperymentować w sposób świadomy szybko osiągnąłem to,
że bez stadium przejściowego, bez chwilowej choćby utraty świadomości,
przechodziłem od stanu normalnego w stan eksterioryzacji. Kilkakrotnie
już po paru minutach od położenia się, poczułem te szczególne bóle sygnalizujące,
że chwila nadeszła. Nie było zatem żadnej przerwy w mojej świadomości,
chociaż stan świadomości w obu tych stanach nie był zupełnie ten sam.
Zachodziło pewne jej zwężenie. Zdawałem sobie doskonale sprawę ze swego
stanu, wiedziałem że
jak to zwałem
byłem eksterioryzowany; mówiłem
sobie: teraz, kiedy jestem eksterioryzowany, pragnę zwrócić baczną uwagę
na wszystko i dobrze zbadać wszelkie szczegóły, stwierdzam, że całkowicie
panuję nad swoją normalną świadomością, swoją zdolnością myślenia, przypominania
sobie itp.; jednakże mimo wszystko później stwierdziłem, że tak nie było.
Bywały rzeczy, które miałem zamiar wykonać, a o nich zapomniałem. Pole
mojej świadomości było zatem zredukowane, lecz jej siła i jasność nie
słabły.
Hohlenberg dwukrotnie zobaczył swoje odbicie w lustrze. Za pierwszym
razem był ubrany na biało, za drugim
na różowo. Jego twarz i głowa były
takie, jakie są, tylko ciało było okryte czymś w rodzaju bezkształtnego
płaszcza, białego lub różowego. "Kiedy dwukrotnie mogłem zaobserwować
ciało, w którym się znajdowałem, stwierdziłem, że miało substancję, którą
opisuje się jako jedwabistą, lekko świetlistą, śliską, wyglądającą na
tłustą, mało gęstą".
A więc eksterioryzacji Hohlenberga towarzyszyła niekiedy częściowa materializacja
Drugiego Ciała. Porównuje on swe doznania z opisem właściwości ektoplazmy
podanym przez P. Bisson, dr. Schrenck-Nitzinga i Crawforda. Substancja,
którą dotykał, "miała ten sam charakter częściowo tkaniny, częściowo substancji
organicznej, teraz zaś ujrzałem samego siebie spowitego w ten rodzaj substancji".
Autor dostrzega nadzwyczajną zbieżność fenomenów eksterioryzacji i materializacji.
Sygnalizuje przykry stan, dość bolesny na początku, który pojawia się
przy "wyjściu z ciała". Podobne odczucia posiadają media w pierwszej fazie
wydzielania ektoplazmy. U Hohlenberga bóle umiejscawiały się z przodu
głowy i w uszach.
Następnie, błyskawiczne zniknięcie substancji, któremu w moich doświadczeniach
towarzyszyło nagłe przeniesienie się świadomości do ciała fizycznego.
Następnie, wygląd eksterioryzowanej substancji, jedwabistej, tłustej,
mała gęstej. Wreszcie, ścisłe związki między eksterioryzowaną substancją
a ciałem medium, w moim przypadku
z moim własnym ciałem fizycznym, co
nie pozwalało mi oddalać się poza dość ograniczony obszar.
I ostatecznie, szczegół dotyczący niezgodności oddechów. W tym również
znajduję zbieżność relacji sir Williama Crookesa, który powiada, że rytm
bicia serca Katie King nie odpowiadał biciu serca medium, Florencji Cook.
Autor w następujący sposób podsumowuje swoje rozważania. Uważa on, że
doświadczenia, które przedstawił w swoim referacie można scharakteryzować
jako przypadki teleplastii lub materializacji, w których był swoim własnym
medium:
Oznacza to, że moja świadomość lub moje "Ja" wzięło z mojego ciała fizycznego
substancję teleplastyczną i samo wyrzuciło ją poza siebie. Ta świadomość,
czyli moje rzeczywiste "Ja", wymodelowało wówczas tę substancję w kształt
mniej więcej podobny do kształtu fizycznego. Byłem zatem zarazem widmem,
medium i obserwatorem. Więcej jeszcze, o ile założymy, że za medium stoi
jakaś inteligentna siła, która kieruje tym procesem. Byłem także tą siłą.
[...] Mianowicie dane mi było zaobserwować osobiste doświadczenia widma,
że się tak wyrażę, stan jego ducha i świadomości. Powiem państwu więc,
że moje obserwacje całkowicie zgadzają się z tym, co można zauważyć podczas
zewnętrznej obserwacja zjaw. Czułem to samo zmniejszenie pola świadomości,
tę samą trudność mówienia, niemożność oddalenia się poza pewną określoną
odległość od medium, i wreszcie
to samo niezbyt stałe i dosyć nietrwałe
istnienie, jakie występuje przeważnie u zmaterializowanych zjaw. Jeśli
chciałoby się wyciągnąć stąd wniosek teoretyczny, byłby on raczej przeciwny
hipotezie spirytystycznej, ponieważ
sądząc po moich doświadczeniach
zjawisko to może doskonale obejść się bez udziału zewnętrznego intelektu.
Z pewnością nie władał mną żaden inny umysł, poza moim własnym. Mówiąc
to oczywiście nie wypowiadam się co do .możliwości takiego owładnięcia
lub kontrolowania w innych okolicznościach.
Wydaje mi się raczej, że zjawiska te wskazują na rzeczywiste istnienie
pewnego ciała eterycznego, fluidalnego
nazwa jest mało ważna, które
w pewnych okolicznościach może wydzielić się z ciała fizycznego, tworząc
niejako substrat, i które może służyć jako nośnik świadomości.
[... ] Jeśli zapytają mnie państwo o całościowe wrażenie z moich doświadczeń
powiem, że prawdopodobnie trzeba będzie rozpatrywać je z patologicznego
punktu widzenia. Stworzenie takiego ciała efemerycznego i na pół materialnego,
o ograniczonej świadomości, z pewnością nie mieści się w normalnym ciągu
ewolucji. Wydaje mi się, że zauważyłem, iż jego wytworzeniu towarzyszyły
pewne zaburzenia seksualne. Lecz te patologiczne przypadki często są najbardziej
pouczające. Ten zaś, jak i inne jemu podobne, według mnie jasno wskazuje,
że w istocie ludzkiej jest jakiś pierwiastek tworzący i kształtujący materię
organiczną. Nieważne, czy nazwiemy go ciałem astralnym, czy też damy mu
inną nazwę; sprawą zasadniczą jest to, że wiemy, iż pierwiastek ten dominuje
nad materią, a nie jest przez nią zdominowany.
Takie i tym podobne sporadyczne próby podejmowali pojedynczy badacze.
W ostatnim ćwierćwieczu (1963
1988) nastąpił w omawianej dziedzinie istotny
przełom. W niektórych krajach, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych
Ameryki Północnej i w Kanadzie, a także w Szwecji, Finlandii i innych
powstało kilka poważnych ośrodków, w których rozpoczęto systematyczne
badania naukowe nad eksterioryzacją oraz rejestrację osób ulegających
stanom egzosomatycznym. Należy wspomnieć o Instytucie założonym przez
Roberta Monroego w Stanie Virginia w USA.
Duże znaczenie w tej dziedzinie odegrała działalność amerykańskiego astronauty,
dr. Edgara D. Mitchella. Mitchell znany z lotu "Apollo 14" na księżyc
i z lądowania na księżycu w lutym 1971 roku wsławił się również zakończonym
pomyślnie przekazem telepatycznym, wysłanym bez wiedzy NASA, a skierowanym
z pojazdu kosmicznego do Chicago, gdzie odebrali go czterej badacze. "Otrzymaliśmy
dobre rezultaty
mówi astronauta
już podczas pierwszej próby, co było
bardzo przekonywające".
Mitchell interesował się parapsychologią przez siedem lat przed wspomnianym
eksperymentem. Na powierzchni księżyca miał on nie opisane bliżej przeżycie
religijne, które wywarło znaczny wpływ na niego.
Po zwolnieniu z zespołu astronautów, w październiku 1972 roku poświęcił
się całkowicie badaniom parapsychologicznym i założył w Houston w Teksasie
tzw. EDMA-Corporation (Egdar D. Mitchell Associates), którego celem są
naukowe badania w zakresie psychotroniki, parafizyki i innych pokrewnych
dziedzin.
Nazwisko Mitchella podziałało elektryzująco. Wśród doradców EDMA-Corporation
znalazł się między innymi dr Werner von Braun, a siedemdziesięciu pięciu
wybitnych naukowców (fizyków, psychologów, psychiatrów), wychowawców i
dyrektorów zadeklarowało stowarzyszeniu swoje poparcie.
Później w Pało Alto w Kalifornii założył Mitchell Instytut Noetyki (Institute
for Noetik Sciences) pełniąc w nim funkcję dyrektora. Swój pierwszy raport
przedłożył on w 1973 roku w marcowo-kwietniowym numerze czasopisma "Psychic".
Noetyka jest nauką o świadomości. Tę nową naukę pojmuje Mitchell jako
połączenie doświadczeń subiektywnych z obiektywną wiedzą na wszystkich
jej obszarach pogranicznych, które dotychczas nauka całkowicie zaniedbywała.
W ramach noetyki Mitchell utworzył osiem dyscyplin specjalistycznych,
nad którymi pracują badacze Instytutu. Dyscypliny te obejmują:
1. Badania nad projekcją astralną (Out of the Body Experiences).
2. Konstruowanie narzędzi i aparatów do mierzenia energii psychicznej.
Dziedziną tą zajmuje się m.in. dr William Tiller (Stanford).
3. Badania nad psychicznymi reakcjami roślin.
4. Badania na polu medytacji.
5. Badania nad zmienionymi stanami świadomości (sen, trans, ekstaza,
hipnoza, upojenie narkotykami).
6. Próby skonstruowania sztucznej inteligencji, oparte na lingwistycznych
mechanizmach myślących.
7. Poszukiwanie śladów życia na innych ciałach niebieskich i poszukiwanie
tam wyższych inteligencji.
8. Tanatologię, tj. naukę badającą przyczyny śmierci, jej oznaki i związane
z nią zjawiska zachodzące w organizmie28. l Charakterystyczne
jest, że badania nad eksterioryzacją uzyskały w programie Mitchella rangę
pierwszoplanową. Uważa on, że można zastąpić kosztowne loty kosmiczne
świadomą i kierowaną eksterioryzacją. "Jeśli fenomen projekcji astralnej
mówi Mitchell
posiada w ogóle jakieś znaczenie, to mógłby on stanowić
całkowicie realną formę eksploracji intergalaktycznej i prawdopodobnie
gwarantowałby o wiele większe bezpieczeństwo"29.
Mitchell wierzy, że nadejdzie dzień, w którym noetyka przyczyni się do
odkrycia uniwersalnej teorii pola, objaśniającej wszystkie procesy zachodzące
w kosmosie, tak materialne, jak i psychiczne. Jest to cel, do którego
zmierzał Albert Einstein, którego jednak nigdy nie udało mu się osiągnąć.
Nie sposób omówić tu wszystkie publikacje i sprawozdania z prac eksperymentalnych,
dotyczących eksterioryzacji. Zreferuję kilka z nich, wybierając jedynie
najbardziej reprezentatywne.
Przedstawię badania nad eksterioryzacją dr. Charlesa T. Tarta, profesora
przy katedrze psychologii Uniwersytetu Kalifornijskiego w mieście Davis.
Jego bardzo obszerna praca na ten temat została opublikowana w 1974 roku
w książce Edgara D. Mitchella Psychic Exploration. A Challenge for Science30.
W streszczeniu swej rozprawy autor stwierdza, że doznania eksterioryzacyjne
"są powszechnym zjawiskiem ludzkim w tym sensie, że były doznawane zawsze
i w każdej kulturze, mimo że tylko niewielka liczba osób doświadczała
tych zjawisk". Jego zdaniem "pojęcie duszy człowieka ma prawdopodobnie
swe źródła w doznawaniu zjawisk eksterioryzacji. Jak wiadomo pojęcie to
stanowi główną doktrynę większości wierzeń religijnych świata".
W artykule swym autor dokonuje przeglądu fenomenów eksterioryzacji "na
podstawie literatury opisowej oraz najnowszych badań laboratoryjnych,
jakim zostały poddane osoby o dużych uzdolnieniach eksterioryzacyjnych".
W końcowej części pracy podaje on interpretację otrzymanych wyników badań:
Doznanie stanu eksterioryzacji wywiera na osobę ogromny wpływ. Reakcja
osoby prawie we wszystkich wypadkach ma w przybliżeniu następujący przebieg:
"Nie wierzą już w przetrwanie po śmierci
wiem [w sposób niewątpliwy],
że moja świadomość przetrwa po zgonie, ponieważ doznałem stanu istnienia
mojej świadomości poza moim ciałem fizycznym". Przekonanie o przetrwaniu
po śmierci, utrwalone u osób doznających stanu eksterioryzacji, stało
się niewątpliwie podstawą utworzenia pojęcia duszy, jako centralnego pojęcia
występującego w wierzeniach, reprezentowanych przez większość religii
świata.
[...] Przeważająca liczba osób doznających stanu eksterioryzacji stwierdza,
że posiada drugie ciało niefizyczne. Zwykle jest ono dokładną kopią odtwarzającą
normalne ciało fizyczne, przy czym taka replika ciała ma również znajome
zwykłe ubranie. Zagadnienie pochodzenia tego ubrania jest interesującym
problemem teoretycznym.
Rys. 42. Rozkład elementów w pomieszczeniu laboratoryjnym w czasie badania
panny Z.
Charles T. Tart własne .badania laboratoryjne przeprowadził min. z panną
Z., którą poznał w 1956 roku. Doznawała ona już od wczesnego dzieciństwa
częstych stanów eksterioryzacyjnych. Doznania te polegały na "obudzeniu
się w nocy na kilka sekund \i odczuciu, że unosiła się ona w pobliżu sufitu
pomieszczenia, które było jej sypialnią". Widziała przy tym własne ciało
leżące W łóżku. Gdy autor poznał tę osobę, stany egzosomatyczne występowały
u niej nadal od czasu do czasu. Na życzenie prof. Tarta wykonała ona siedem
doświadczeń wstępnych, polegających na odczytaniu cyfry wypisanej na kartce
umieszczonej na stoliku nocnym. Cyfra ta była widoczna z dowolnego miejsca
przy suficie, niewidoczna natomiast z miejsca, które panna Z. zajmowała
w łóżku. Doświadczenia te zakończyły się całkowitym powodzeniem, panna
Z. twierdziła, że za każdym razem prawidłowo odczytała wyłożone nieznane
jej cyfry. Oczywiście jej własne oświadczenie, jako osoby badanej, nie
miało znaczenia dowodowego, ale wskazało na celowość rozpoczęcia badań
laboratoryjnych. Te ostatnie prof. Tart przeprowadził w laboratorium psychofizycznym,
w którym panna Z. spała przez cztery noce. Podczas snu rejestrowano fale
zmian potencjału elektrycznego mózgu, ruchy gałek ocznych, ciśnienie krwi
oraz elektryczną rezystencję skóry. "Te dwa ostatnie rodzaje pomiarów
miały mnie informować
mówi autor
o aktywności autonomicznego układu
nerwowego, natomiast dwa pierwsze rodzaje pomiarów informowały o aktualnym
stanie fal zmian potencjału elektrycznego w mózgu, szczególnie jeśli chodziło
o to, czy była ona w stanie czuwania, czy snu. W wypadku stanu snu, chodziło
również o to, czy miała marzenia senne, czy też spała bez marzeń sennych".
Specjalne okienko umożliwiało obserwację śpiącej, w dowolnej chwili.
Gdy panna Z. położyła się do łóżka, prof. Tart umieścił na półce znajdujące
się około 2,1 m nad podłogą i wysoko nad jej głową kartę z pięciocyfrową
liczbą (wybraną losowo). Liczbę tę można było odczytać jedynie z miejsca
znajdującego się tuż pod sufitem, natomiast była ona niewidoczna dla każdej
osoby spacerującej w pokoju lub leżącej na łóżku. Obok arkusza z liczbą
losową znajdował się zegar, tak że panna Z. mogła odczytać czas, w którym
doznawała eksterioryzacji i kiedy odczytywała wspomnianą już liczbę. A
oto co zapisał prof. Tart w swoim artykule:
Panna Z. doznawała kilkakrotnie stanu eksterioryzacji podczas czterech
nocy. Po każdym takim doznaniu budziła się w ciągu jednej lub dwóch minut
i podawała opis. Podczas wszystkich doznań, oprócz jednego, nie miała
uczucia, że uniosła się w jej drugim ciele do miejsca, z którego mogłaby
zobaczyć liczbę losową napisaną na wspomnianym arkuszu, wobec czego nie
próbowała zgadywać, jaka to była liczba.
W chwilach, gdy stwierdziła stan eksterioryzacji, pojawiał się unikalny
stan fizjologiczny. Na rysunku przedstawiono wykres określający jej zwykły
stan fal zmian potencjału elektrycznego mózgu, wykres przebiegu fal zmian
potencjału mózgu podczas marzeń sennych oraz przebieg nazwany przeze mnie
"alfoidowym", który towarzyszył stanowi eksterioryzacji.
Przebiegi wykresowe były bardzo czytelne pod kilku względami. Po pierwsze,
zwykły przebieg fali w stanie czuwania był zupełnie normalny i wykazywał
dobrze ukształtowane fale alfa o częstotliwości blisko 10 Hz. Pewne szybkie
ruchy gałek ocznych (REM = rapid eye movements), występujące pod zamkniętymi
powiekami i związane z jakąś myślą, są również widoczne w zapisie przebiegu
stanu czuwania. Zapis przebiegu marzeń sennych pierwszego etapu jest również
bardzo wyraźny. Jest to przebieg fal zmian potencjału elektrycznego mózgu,
towarzyszący zwykłym marzeniom sennym. Fale pochodzące od mózgu są zupełnie
odmienne, przy czym zapis szybkich ruchów gałek ocznych (REM) odpowiada
zapisowi wyobrażeń sennych. Zapis przebiegu alfoidowego ujawnia natomiast
fale alfa o częstotliwości blisko 1,5 Hz mniejszej niż częstotliwość zwykłego
rytmu alfa oraz ma ogólnie rodzaj przebiegu o niższym napięciu elektrycznym.
Temu przebiegowi nie towarzyszą w ogóle szybkie ruchy gałek ocznych (REM);
widoczne na wykresie minimalne drgania rejestrowane w kanale od zapisu
ruchów gałek ocznych są artefaktami układu pomiarowego. Znaczenie przebiegu
"alfoidowego" nie jest jasne. Ten przebieg nie jest obserwowany u zwykłych
osób, lecz towarzyszy przeważającej części lub całości przebiegu stanu
eksterioryzacji u panny Z. Stwierdzenie o "przeważającej części lub całości"
wynika stad, że w kilku wypadkach zapis nie był zadawalający pod względem
technicznym i nie można było powziąć decyzji co do tego, czy rzeczywiście
został ujawniony w zapisie przebieg "alfoidowy", czy też był to jakiś
inny przebieg.
[...] Pracując ostatniej nocy w laboratorium stwierdziłem na podstawie
wypowiedzi panny Z., że jej drugie ciało uniosło się do miejsca, W którym
mogła odczytać liczbę losową i rzeczywiście prawidłowo podała, że liczba
ta była 25132. Ponieważ szansę na prawidłowe odgadnięcie liczby pięciocyfrowej
przy tylko jednorazowej próbie wynoszą 100000:1, wynik ten jest bardzo
znaczący.
Rys. 43. Elektroencefalogramy (EEG) rejestrowane u panny Z. ("Journal
of the American Society for Psychical Research", t. 62, 1968). Rys.
43a) Typowy przykład EEG stanu czuwania oraz przykład marzeń sennych
etapu l z szybkimi ruchami gałek ocznych (REM)
Rys. 43b) Próbka EEG snu etapu 2 oraz przykład przebiegu alfoidowego,
który ujawnił się w związku z doznaniem przez pannę Z. stanu eksterioryzacji
1) Stan czuwania
odprężenie, 2) Marzenia senne etapu l, 3) Sen etapu
2, 4) Przebieg alfoidowy
Nie mogę przedstawić tu dalszych szczegółów wyczerpującego sprawozdania
prof. Tarta. Czytelników interesujących się tym zagadnieniem odsyłam do
jego opublikowanych artykułów. Profesor Tart stwierdza:
Przedstawione wyniki mogą być interpretowane w tym sensie, że wykazują
stan paranormalny zjawiska eksterioryzacji w warunkach laboratoryjnych,
lecz chciałbym je raczej interpretować jako zademonstrowanie wykonalności
badań stanu eksterioryzacji w warunkach laboratoryjnych oraz jako sposób,
za pomocą którego można uzyskać wiarygodne informacje o zmianach biologicznych
podczas stanu eksterioryzacji.
Zdaniem prof. Tarta dokładne poznanie tych właśnie zmian mogłoby umożliwić
stymulowanie stanów egzosomatycznych przez wytwarzanie tych zmian fizjologicznych
innymi sposobami, takimi jak biosprzężenie zwrotne lub wybrane rodzaje
leków, choć metody te mogłyby okazać się niewystarczające do osiągnięcia
całkowitego "wyjścia z ciała".
W podsumowaniu swego artykułu prof. Charles T. Tart wypowiada znamienne
słowa:
Wreszcie, ze względu na szczególnie silne działanie na posiadany system
przekonań u danej jednostki, mianowicie przekonanie o przetrwaniu osoby
po śmierci, stan eksterioryzacji jest jednym z najbardziej istotnych doznań
psychologicznych, mimo że ujawnia się bardzo rzadko. Jestem przekonany,
że większość naszych wielkich tradycji religijnych jest oparta na tym
rodzaju doznania. Nie będziemy rozumieli naszego dziedzictwa religijnego
lub naszej filozofii życia, jeśli nie zrozumiemy właściwie stanu eksterioryzacji.
Stany eksterioryizacyjne są najbardziej istotnym i jednocześnie najbardziej
zaniedbanym zjawiskiem w naszych dociekaniach istoty życia i świata. Nawet
badacze psychotronicy nie skupiają swojej uwagi na tym zjawisku w ogólnym
wypadku dostatecznie skutecznie i nie podejmują w tym kierunku starań
w celu poznania istoty zjawiska. Nie da się jednak przecenić istotności
tych rozpoznań dla zrozumienia istoty człowieka.
Rys. 44. Profesor A.J. Ellison badający eksterioryzację medium pogrążonego
w śnie hipnotycznym
(Daily Telegraph Colour Library)
Raymond A. Moody w swej znanej książce Życie po życiu omówił ciekawy
przypadek tzw. halucynacji autoskopicznej (tj. widzenia samego siebie),
która była tematem doskonałego artykułu dr. N. Lukianowicza:
W tych dziwnych wizjach podmiot może oglądać swe odbicie we własnym polu
widzenia. Ta zdumiewająca "kopia" oddaje wiernie wyraz twarzy i inne ruchy
ciała oryginału, który jest zupełnie zaskoczony, kiedy nagle w pewnej
odległości ujrzy swój obraz (zwykle na wprost). [...] Autoskopiczny fantom
zawsze jest żywy, czasem nawet zdaniem podmiotu bardziej żywy i świadomy
niż on sam
podczas gdy dla tych, którzy oderwali się od ciała, było
ono czymś równie pozbawionym życia jak skorupa. Autoskopiczny podmiot
może "słyszeć" swojego sobowtóra, jego rozkazy, napomnienia itd. [...]
autoskopiczny sobowtór często widziany jest tylko od pasa czy szyi w górę.
[...] W rzeczywistości autoskopiczne sobowtóry mają o wiele więcej cech
wspólnych z tym, co nazwałem, ciałem duchowym, niż. z ciałem fizycznym.
[...] Autoskopiczne sobowtóry, chociaż nieraz występują w kolorach, częściej
opisywane są jako twory mgliste i bezbarwne. Podmiot może widzieć, jak
jego obraz przechodzi przez zamknięte drzwi czy inne fizyczne przeszkody
bez najmniejszych trudności.
Moody przytoczył opis autoskopicznej halucynacji, jaki uzyskał od respondentów.
Dodaje on, że była ona o tyle wyjątkowa, że chodziło o dwie osoby, a nie
o jedną. Oto treść doniesienia:
Na dwa lata przed naszym ślubem, latem, około godziny jedenastej wieczorem,
odwoziłem swoją narzeczoną do domu otwartym wozem sportowym. Zaparkowałem
go na słabo oświetlonej ulicy przed jej domem i oboje byliśmy zdumieni,
kiedy równocześnie podnieśliśmy wzrok i zobaczyliśmy wielkie obrazy nas
samych, od pasa w górę, siedzących obok siebie na dużych rozłożystych
drzewach, które rosły na tej ulicy o jakieś sto trzydzieści stóp na wprost
nas. Obraz ten był ciemny, były to prawie sylwetki i nic przez nie nie
widzieliśmy, ale były to .nasze dokładne kopie. Żadne z nas nie miało
trudności z rozpoznaniem siebie, te sylwetki poruszały się, ale nie naśladowały
naszych ruchów, bo siedzieliśmy sztywno, obserwując je. Robiły rzeczy
następujące: mój obraz wziął książkę i pokazywał ją obrazowi mojej obecnej
żony, a ona pochyliła się i przeglądała uważnie książkę.
Kiedy tak siedzieliśmy, najpierw ja opowiadałem przez chwilę narzeczonej,
co robią te nasze sylwetki, i to zawsze zgadzało się z tym, co ona widziała.
A potem zmienialiśmy się, ona mówiła co widzi, i znowu ja widziałem to
samo.
Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas, co najmniej przez pół godziny
obserwując to zjawisko i rozmawiając o nim. Sądzę, że moglibyśmy tak przesiedzieć
całą noc. Jednak moja narzeczona musiała wracać do domu, więc wreszcie
poszliśmy razem po schodach, prowadzących na wzgórze, na którym stał jej
donn. Kiedy wróciłem, znowu zobaczyłem obrazy, były tam nadal, kiedy odjeżdżałem.
Nie było to nasze odbicie od przedniej szyby, dach samochodu był opuszczony
i przez cały czas patrzyliśmy ponad przednią szybą. Żadne z nas nie było
też pijane, nadal zresztą nie pijemy
a było to na trzy lata, zanim usłyszeliśmy
o LSD czy innych narkotykach. Mimo późnej pory nie byliśmy też zmęczeni,
a więc nie zasnęliśmy i to nie był sen. Byliśmy trzeźwi, czujni, zdumieni
i podnieceni, kiedy wspólnie obserwowaliśmy te obrazy i rozmawialiśmy
o nich.
Tyle donosi relacja. Szkoda, że respondent nie miał przy sobie aparatu
fotograficznego, i że nie zrobił zdjęcia obserwowanych postaci, co znacznie
uwierzytelniłoby jego opowiadanie. Szkoda także, że nie usiłował podejść
do nich bliżej i zbadać, jak zareagują na jego obecność.
Rys. 45. Ingo Swann na tle swego obrazu "Podróże gwiezdne"
("Time Magazine" fot. Henry Groskinsky)
Jak dotychczas, nie ma wyjaśnienia halucynacji autoskopicz-nych:
Różni neurologowie i psychiatrzy podawali wiele sprzecznych wyjaśnień,
ale sprawa nadal jest dyskutowana i jak dotąd żadna teoria nie zwyciężyła.
Dlatego też uważanie zjawiska oderwania się od ciała [tj. eksterioryzacji]
za halucynację autoskopiczną byłoby zastąpieniem jednej zagadki inną31.
Bardzo ciekawe i zachęcające wyniki uzyskano dzięki eksperymentom z Ingo
Swann'em artystą i pisarzem amerykańskim. Pierwsze doświadczenie z nim
przeprowadzili dr Karlis Osis i Janet Lee Mitchell w Amerykańskim Stowarzyszeniu
Badań Parapsychologicznych w New York City32.
Ingo Swann doznaje stanów egzosomatycznych przy pełnej świadomości, to
znaczy, że jego aktualny stan umysłu nie przekształca się w jakiś odmienny,
ani też nie zaczyna się od stanu snu. Podczas badań laboratoryjnych Swann
siedział w wygodnym fotelu, przy czym mierzono fale zmian potencjału elektrycznego
jego mózgu i aktywność autonomicznego układu nerwowego. Materiał testowy
będący celem eksperymentu był umieszczony w głębokim pudle znajdującym
się w pobliżu sufitu (niewidoczny dla badanego). Na początku zastosowano
liczbę pięciocyfrową, ale Swann stwierdził, że nie może dostatecznie wyraźnie
"widzieć" podczas doznawania stanu eksterioryzacji. Później umieszczano
w pudle różne przedmioty i tablice z rysunkami, które Swann miał zobaczyć,
a następnie dokładnie opisać.
Badania fizjologiczne stanu eksterioryzacji Swanna nie wykazały istotnych
zmian aktywności autonomicznego układu nerwowego, jedynie nastąpiła zmiana
amplitudy i rytmu alfa podczas "wyjścia".
Przedmioty były wybierane losowo; Swann dokładnie rozpoznał i opisał
osiem rysunków i zestawów przedmiotów użytych w eksperymencie. Ten znakomity
wynik może wystąpić losowo z prawdopodobieństwo mniejszym niż 1:40000
razy. Rzeczywistość fenomenu eksterioryzacji
jak twierdzą autorzy
została udowodniona w warunkach laboratoryjnych.
Swann posiada również zdolność oddziaływania swym ciałem parasomatycznym
na przedmioty fizyczne. W laboratorium fizyki współczesnej, które odwiedził,
zbliżywszy się do magnetometru nadprzewodzącego, osłoniętego ekranem aluminiowym
i miedzianym, wywołał zmianę jego sygnału wyjściowego, manifestującego
się na karcie wykresowej w postaci stałej amplitudy. Gdy Swann "skupił
swoją uwagę" na tym aparacie, częstotliwość sinusoidalnego sygnału wyjściowego
podwoiła się w ciągu kilku okresów trwających łącznie około 30 sekund.
Ponieważ obecni fizycy uważali te zmiany za zwykłe zakłócenia szumowe,
jakie wystąpiły w aparaturze, zażądali więc, aby Swann usiłował całkowicie
wyłączyć wolicjonalnie sygnał wyjściowy. Nastąpiło to rzeczywiście, sygnał
został wyłączony na 45 sekund, a po tym czasie Swann oświadczył, że teraz
"włączy go", po czym przebieg sygnału wrócił do stanu normalnego. Późniejsze
dokładne zbadanie aparatury nie wykazało w niej żadnych usterek technicznych.
Rys. 46. Fizycy: dr Russel Targ i dr Harold Puthoff.
Badacze "Stanford Research Institute" (SRI), ("Associated Press")
Dalsze eksperymenty z Ingo Swann'em przeprowadzili naukowcy dr Russel
Targ (obecny wiceprezydent Międzynarodowego Stowarzyszenia Badań Psychotronicznych)
i dr Harold Puthoff w Instytucie Badawczym Stanforda w Kaliforni. Również
tutaj w kontrolowanych warunkach laboratoryjnych uzyskano godne uwagi
rezultaty. Swann mógł np. dowolnie przenosić swoją świadomość w inne miejsca,
oznaczone np. uprzednio w stopniach i minutach długości i szerokości geograficznej,
a także umieszczać ją we wnętrzu aparatur technicznych wywołując zmiany
w ich działaniu. Sam opowiada o tym w swej autobigrafii To Kiss Earth
Good Bye.
Harold Puthoff podaje, że na 100 prób przeprowadzonych przez niego z
Ingo Swann'em, 43 były całkowicie udane, 32 prawie udane, 19 błędnych
i 6 nie dających się udowodnić. Badacz ten uważa eksterioryzację za fakt
stwierdzony y warunkach laboratoryjnych.
Systematyczne badania nad eksterioryzacją z Ingo Swann'em zostały również
przeprowadzone w latach 1964
1972 przez psychologów, dr. Stanleya Krippnera
i dr. Montague Ullmana w Laboratorium Badania Snu utworzonym w Centrum
Medycznym im. Maimonidesa w Nowym Jorku.
Eksperymenty przeprowadzono w ciągu dnia w stanie czuwania. Badany siedział
wygodnie na krześle, a czynność bioelektryczna jego mózgu zapisywana była
przez elektroencefalograf. Zadaniem Swanna było stwierdzenie, jaki obraz
znajduje się w zamkniętym pokoju (bez nadawcy). Według relacji Krippnera,
Swann potrafił zidentyfikować obraz w ośmiu przypadkach na osiem prób.
Wszyscy psychologowie zaproszeni spoza ośrodka badawczego, oceniający
wyniki, powiązali prawidłowo jego opisy z odpowiednimi obrazami. Elektroencefalograf
wykazywał gwałtowne zmiany zapisu w okresie każdej eksterioryzacji, m.in.
częste występowanie stanu alfa. Zaobserwowano także zjawisko jak gdyby
świadczące, że "jasnowidzenie" w czasie tej wędrówki świadomości podlega
tym samym prawom percepcji wzrokowej jak widzenie normalne. W czasie jednego
z eksperymentów Swann oświadczył, że dostrzega literę arabską. Po narysowaniu
jej, okazało się, że jest to po prostu odwrócona cyfra 5 będąca właśnie
treścią testu33.
Doświadczenia powyższe przeprowadzone w laboratorium i kontrolowane kolektywnie
wykazują, że medium musiało w jakiś sposób dotrzeć swoją świadomością
do eksponowanego testu, poznać dokładnie jego treść, następnie powrócić
do swego ciała fizycznego i przekazać słownie swe wrażenia i spostrzeżenia
z doznanej percepcji wzrokowej. Tłumaczenie opisanych fenomenów za pomocą
"jasnowidzenia" medium niczego nie wyjaśnia, gdyż natychmiast możemy zapytać,
jaki był mechanizm tego "jasnowidzenia", a udzielając odpowiedzi na to
pytanie zmuszeni jesteśmy założyć, że była nim eksterioryzacją świadomości
sensytywa. Inne tłumaczenie nie znajduje żadnego uzasadnienia.
Fizyczne oddziaływania na różne elementy aparatur pomiarowych, dokonywane
przez Ingo Swanna dowodzą, że udawało mu się wystarczająco zmaterializować
własne ciało parasomatyczne, którym dokonywał on swych manipulacji. Potwierdza
to również doniesienia innych badaczy dotyczące fenomenów bilokacji, tj.
materializacji sobowtóra.
Przytoczę tu fragment wywiadu, jakiego udzielił Paulowi Chan-ce dr Stanley
Krippner na temat produkcji Ingo Swanna:
Paul Chance: Doniesienia, jakie widziałem, mówiły o Ingo Swann'ie, który
był w stanie niejako opuszczać swoje ciało, i to w wielu przypadkach.
Stanley Krippner: Tak, Ingo Swann jest jedną z dwu lub trzech najbardziej
utalentowanych w tym względzie osób na świecie. Potrafi on "wychodzić"
poza ciało kierując się własną wolą. Na razie nie wiemy na ile takie doświadczania
polegają na tym, że odłam świadomości znajdujący się w części ciała bioplazmatycznego
wychodzi z ciała fizycznego, a na ile polega to na wkraczaniu w zmieniony
stan świadomości.
Chance: Przypomnę lekturę o człowieku, który podczas leżenia w łóżku
"wyszedł" z ciała. Obrócił się za siebie, spojrzał na samego siebie i
przestraszył się, że nie będzie mógł wrócić z powrotem.
Kripipner: To był Robert A. Monroe, którego badano w laboratorium [Uniwersytetu
Kalifornijskiego w Davis] profesora psychologii Charlesa T. Tarta. W eksperymentach
przeprowadzonych z Ingo Swanin'ern był on proszony o "wyjście" do innego
pokoju, zobaczenie w nim przedmiotów i opisanie go.
Chance: Powiedział pan o "wyjściu do innego pokoju".
Rys. 47. Eksperyment wykonany w "American Society for Psychical Research"
(ASPR), podczas którego Ingo Swann przeniósł swą świadomość w górną
część pomieszczenia celem dostrzeżenia umieszczonego tam tekstu i i
podania o nim informacji (Time Inc. 1976, fot. Henry Groskinsky)
Krippner: Jego ciało fizyczne zostało, ale część świadomości przemieściła
się do innego pokoju. Potrafił on dokładnie zidentyfikować przedmiot znajdujący
się w innym pokoju v / ośmiu przypadkach na osiem prób, zgodnie z oceną
zaproszonych z zewnątrz świadków. Rejestrowano jego fale mózgowe i podczas
eksperymentu
obserwowano stan alfa. Poprosiliśmy też specjalistę od
percepcji, aby określił, co Swann powinien był widzieć, jeśli przybliżyłby
się do przedmiotu z określonego kierunku. Pewnego dnia, na przykład, stwierdził
on, że widział literę arabską i narysował odwróconą cyfrę pięć, która
właśnie była treścią testu. Tak więc "jasnowidzenie" wydaje się podlegać
tym samym prawom percepcji, co widzenie normalne. Swann jest także zdolny
odchylać strumienie laserowe i podgrzewać na odległość kostki grafitowe34.
Według ustnej informacji podanej autorowi niniejszej pracy przez dr.
Stanleya Krippnera bawiącego w Warszawie, Ingo Swann eksterioryzował się
na Jowisza i Wenus. Ta pierwsza podróż trwała około pól godziny. Informacje
podane przez niego były bardzo interesujące, ale ponieważ nie można ich
zweryfikować, nie będę ich tu przytaczał.
Ingo Swann nie był pierwszym, który przeniósł swą świadomość na inne
planety. Posiadamy na ten temat dawniejszą (1895) i mniej wiarygodną,
gdyż spirytystyczną, relację podaną przez pułkownika de Rochasa:
De Rochas opowiada o jednym ze swych mediów, że podczas pogłębienia transu
głaskami magnetycznymi, medium czuło się uniesione w przestrzeń, i gdy
chciało udać się [swym ciałem astralnym] na planetę Marsa, wpadło niespadziewznie
w letarg. [Inteligencja kontrolująca je], "Duch" opiekujący się tym medium
wyjaśnił następnie, że to on wtrącił medium w letarg obawiając się. ż&
przy przebijaniu warstwy elektrycznej Marsa przerwie się wstęga łącząca
ciało astralne medium z ciałem fizycznym, co spowodowałoby śmierć niechybną.
O tym nikt z obecnych, ani też de Rochas, nie wiedział35.
A zatem według tej relacji
o ile opisane w niej wydarzenia były autentyczne
eksploracja intergalaktyczna, proponowana przez Edgara D. Mitchella
zamiast lotów kosmicznych, nie byłaby tak bardzo bezpieczna.
Rys. 48. Ingo Swann podczas jednego z eksperymentów przeprowadzonych
przez badaczkę Ja-net Mitchell. Elektrody umieszczone na głowie Swanna
umożliwiają badanie aktywności jego mózgu podczas eksterioryzacji (Time
E. V. 1976, fot. Henry Groskinsky)
Szereg udanych doświadczeń grupowych w dziedzinie eksterioryzacji przeprowadził
przed kilkoma laty dr med. Wiktor Bodnar. W badaniach swych oparł się
on na opracowanej przez Roberta Monroego interpretacji mechanizmu powstawania
chorób psychicznych. Jak twierdzi autor "potwierdzenie jej bowiem implikuje
możliwość zastosowania technik eksterioryzacyjnych dla celów lecznictwa
psychiatrycznego".
Doświadczenia z eksterioryzacją częściową lub całkowitą przeprowadzone
zostały przez W. Bodnara podczas treningów jogi holistycznej w styczniu
1981 roku. Brało w nich udział 20 osób ćwiczących jogę (hatha
joga, pranajama,
medytacja, kontemplacja, relaks). Szczegóły ćwiczeń autor przedstawił
w swoim artykule poświęconym tej kwestii. Jednym z postawionych przez
niego zadań było odwiedzenie przez eksperymentatora własnego mieszkania,
następnie mieszkań znajomych i przyjaciół.
Rys. 49. Eksperyment "wyjścia z ciała" przeprowadzony z Ingo Swannem
przez badaczkę Janet Mitchell ("American Society for Psychical Research",
fot. Ann Johnson)
Omawiając wyniki swych doświadczeń autor przedstawił trudności ich weryfikacji
i stwierdził, że w pierwszej fazie posiadały one charakter pilotażowy
i służyły "głównie wypracowaniu optymalnej metody eksterioryzacji ze szczególnym
uwzględnieniem jej całkowitego bezpieczeństwa". Potwierdziły one prawdziwość
istnienia zjawiska eksterioryzacji i stworzyły podstawy do analiz teoretycznych.
Analizy te mogą rzucić nowe światło na takie choroby psychiczne, jak schizofrenia
i paranoja, umożliwiając dzięki temu bardziej prawidłową ich interpretację.
Daje to nowe perspektywy w zakresie psychoterapii, pedagogiki i resocjalizacji.
Doktor Bodnar stwierdził w swoim artykule:
Eksterioryzacja pozwala nam zrozumieć zjawiska znane od dawna w psychologii
i psychoterapii, jak: efekt grupy, psychologia tłumu, indukowanie się
wzajemne, udzielanie się. zaburzeń nerwicowych, indukowanie się psychozy,
a także niektóre "fakirskie sztuczki" stosowane przez joginów (np. wzajemne
pożyczanie sobie energii itp.). Zjawiska eksterioryzacji wprowadzają też
nową metodykę interpretacji marzeń sennych i reaktywują stare, jogowskie
interpretowanie tych zjawisk. Gdyby doszło rzeczywiście do kompletnego
wyjaśnienia mechanizmu eksterioryzacji, to moglibyśmy zrozumieć wszystkie
te zjawiska i znaleźć wspólny mianownik z najnowszymi doniesieniami na
temat procesów fizycznych, biologicznych, biochemicznych (W. Sedlak).
Zaistniałaby szansa zrozumienia niewyjaśnionych mechanizmów fakiryzmu
i niezrozumiałych dla fizjologów zjawisk występujących w jogizmie i lamaizmie.
Dzisiejsza nauka jest bowiem w interpretacji tych zjawisk bardzo oszczędna.
Istnieją próby łącznego traktowania eksterioryzacji ciała energetycznego
z eksterioryzacją ektoplazmy i innymi zjawiskami mediumicznymi.
Najważniejsze jest jednak to, że tworzy się realna możliwość zjednoczenia
medycyny akademickiej z medycyną ludową, medycyną alternatywną, naturalistyczną,
holistyczną i znachorską. Wydaje się, że stawka w tej grze jest tak wysoka,
że warto zainwestować w badania tego problemu. Aktualnie jeydynym czynnikiem
hamującym rozwój tych badań są ograniczenia finansowe36.
Z kolei mogę tylko wspomnieć o interesującej pracy Harveya J. Irvina,
wykonanej w Uniwersytecie Nowej Anglii, Armidale w Australii. Praca ta
nosi zaskakujący tytuł Eksterioryzacja a migrena, a jej autor przeprowadza
rozważania na temat związku obu tych fenomenów37.
Rys. 50. Test wykonany z Ingo Swannem przez Janet Mitchell
w "American Society for Psychical Research" (ASPR)
Na zakończenie tego rozdziału przytoczą podany przez Roberta A. Monroe'go
opis Drugiego Ciała, czyli ciała parasomatycznego:
O istnieniu tego fenomenu przekonywuje najlepiej wielokrotna jego obserwacja.
Tylko dzięki dokładnej analizie eksperymentów doszedłem do wniosku przekonywającego
o istnieniu Drugiego Ciała. Przypuszczam, że każdy ma Drugie Ciało. Nie
uważam siebie za unikat.
Jeżeli ono istnieje, czymże ono jest? Jakie są jego charakterystyczne
cechy? Przeprowadzałem wieleset testów. [...] Zobaczymy zatem, czego dowiedzieliśmy
się z opisanych [w książce] eksperymentów:
Po pierwsze: Drugie Ciało ma ciężar w naszym rozumieniu tego słowa. Podlega
ono przyciąganiu ziemskiemu, choć znacznie mniej niż ciało fizyczne. Fizyk
oczywiście wyjaśniłby, że jest to kwestia masy, że to co przenika przez
ścianę musi mieć gęstość, aby mogło przedostać się przez przestrzeń pomiędzy
cząsteczkami materii. Talk mała gęstość powoduje bardzo małą masę
jest
to jednak wciąż materia. Dodatkowo popiera to eksperyment, w którym tylko
częściowo opuściłem ciało nogami i biodrami oraz pozwoliłem im opaść.
Rzadko masa opadała niczym piórko. Podobnym przykładem może być przeciskanie
się przez ścianę. Początkowe niepowodzenie mogło zostać spowodowane formą
napięcia powierzchniowego, które raz złamane pozwala mniej ścisłej masie
przeniknąć między cząsteczkami ściany. Może jakiś fizyk mógłby dokonać
tu jakiejś spekulacji. Po drugie: to Drugie Ciało jest widoczne w pewnych
okolicznościach. Aby być widoczne musi ono odbijać lub wytwarzać światło
o określonej długości. Opierając się na doświadczeniach z rękami I nogami
wydaje mi się, że widziałem światło generowane, ale tylko na obrysie ciała.
Reszta była niewidoczna w świetle dziennym. Trzeba się także zgodzić,
że mój aparat postrzegania może lub raczej musi być wzmocniony lub pobudzony
co umożliwia nii to "widzenie". Ten "szary syfon" widziany przez R.W.
w sztucznym oświetleniu i w pełni świadomości może <być czymś jeszcze
innym. Opis można by zakwalifikować do kategorii ciała odbijającego światło;
jak widać istnieją warunki, w których całkowicie świadomy obserwator może
wizualnie .stwierdzić obecność Drugiego Ciała. Jakie to są warunki
nie
wiem.
Rys. 51. Rezultat eksperymentu przeprowadzonego w "Stanford Research
Institute" (SRI) przez Russela Targa i Harolda Puthoffa z Ingo Swannem.
Prawidłowe wykonanie przez Swanna rysunku przedmiotu umieszczonego w
innym pokoju laboratorium (A Perpetual Channe for Information Transfer
over Kilometer Distances: Histori-cal Perspective and Recent Research,
H. Puthoff and R. Targ, "Procedings of the IREE". Vol. 64, No 3, March
1976)
Po trzecie: uczucie dotknięcia Drugiego Ciała jest bardzo podobne do
dotknięcia ciała fizycznego, np. kiedy stykałem dłonie Drugiego Ciała
uczucie było identyczne, jak przy zetknięciu rąk fizycznych. To samo mówi
opis poszukiwania "sznura". Ręce mogły dotykać niefizycznego "Ja" i było
to tak, jakby ciało dotykało ciała, jakby mówiły zmysły z wyjątkiem włosów
na skórze i zagłębień cebulek włosowych. Niefizyczne ręce mogą dotykać
także fizycznego ciała, a rezultat będzie podobny, jak potwierdza to eksperyment,
w którym badałem swe ciało fizyczne rozpoczynając od palca stopy. Potwierdza
to także doświadczenie z "człowiekiem .z tyłu", które wykazało, że także
inne części ciała czują dotyk. Mogłoby się wydawać, że w stanie "niewielkiego
oddalenia" Drugie Ciało może postrzegać i dotykać także obiekty fizyczne.
Po czwarte: Drugie Ciało jest bardzo plastyczne i może przyjmować kształty
najbardziej odpowiednie i pożądane. Zdolność "wyciągania" ręki do trzykrotnej
jej długości potwierdza tę możliwość. Odnosząc to do niefizyczinych podróży
mógłby ktoś twierdzić, że polegają one na niezwykłym rozciąganiu substancji
emanowanej przez ciało fizyczne; "pozostawanie na zewnątrz" lub "wskoczenie"
w ciało fizyczne zależnie od woli ograniczone jest i uzależnione od wiary
w tę ideę. Ukazanie się Drugiego Ciała, jako falującego kawałka przezroczystej
tkaniny nie pozwala na jakąkolwiek analizę, ale jeszcze raz potwierdza
plastyczność. Jeżeli umysł nie nakazuje w danej chwili przyjęcia określonej
formy, możemy uznać, że Drugie Ciało przybiera znajomy kształt humanoidalny
na skutek przyzwyczajenia myślowego.
Po piąte: istnieje możliwość, że Drugie Ciało jest odwrotnością fizycznego.
Jest to poparte przez metodę wyjścia z ciała "obracającą się belką" i
przez eksperyment badania fizycznego ciała, leżącego nieruchomo na tapczanie.
Nastąpiła tu zamiana między głową i nogami, ale może to być łatwo wytłumaczone
utratą orientacji w półmroku. Jednakże w połączeniu z identyfikacją dużego
palca zmusza do myślenia. W innych notatkach są (także sugestie na ten
temat, które brane były początkowo -za błąd w orientacji i uznane za czysto
subiektywne odczucie. Teoria odwrotności może mieć wiele związków z teorią
asymetrii.
Po szóste: badanie bezpośrednie wydaje się potwierdzać tezę "sznura"
łączącego ciało fizyczne i Drugie Ciało, co wielokrotnie wspominane było
przez lata w literaturze dotyczącej ezoteryki. Co pociąga za sobą istnienie
takiego połączenia jeszcze dziś nie wiadomo. Można by spekulować, że Drugie
Ciało i zawarta w nim inteligencja przez tę właśnie linię sprawuje ciągłą
kontrolę nad ciałem fizycznym. Wydaje się prawdopodobne, że także tą drogą
przysyłane są informacje do Drugiego Ciała, jak to miało miejsce w przypadku
wezwania do powrotu na skutek zdrętwienia ręki czy pukania do drzwi. Jeżeli
połączenie to istnieje, substancja sznura musi być jeszcze bardziej rozciągliwa
niż samo Drugie Ciało, aby móc przekazywać informacje na tak wielkie odległości.
Po siódme: znaczący jest związek pomiędzy Drugim Ciałem, a elektrycznością,
czy polem magnetycznym. Wskazuje na to eksperyment z klatką Faradaya oraz
usytuowanie Drugiego Ciała nad ulicą w sąsiedztwie pól elektrycznych,
wytworzonych przez przewody elektryczne lub w obrębie tych pól38.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
019 09 (2)019 09 (2)pref 09amd102 io pl092002 09 Creating Virtual Worlds with Pov Ray and the Right Front EndAnaliza?N Ocena dzialan na rzecz?zpieczenstwa energetycznego dostawy gazu listopad 092003 09 Genialne schematy09 islamGM Kalendarz 09 hum06 11 09 (28)więcej podobnych podstron