Dzisiejsi manipulatorzy a zbrodnie z przeszłości Spory wokół polakożerczej wymowy książki "Sąsiedzi" Grossa i jego wypowiedzi zataczają coraz szersze kręgi. Szczególnie szokująca okazała się ujawniona przez profesora Tomasza Strzembosza w wywiadzie dla GŁOSU informacja o tym, że główny świadek, na którego powołuje się Gross w swym ataku przeciw Polakom - Szmul Wasersztajn był śledczym UB. Z kolei Katolicka Agencja Informacyjna piórami Bogumiła Łozińskiego i Aliny Petrowej Wasilewicz obaliła fałszerstwa Grossa w odniesieniu do szkalowanego przez niego łomżyńskiego biskupa Stanisława Łukomskiego (por. "Życie" z 3-4 marca 2001). Z bardzo ostrą krytyką zafałszowań J. T. Grossa wystąpił prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej Edward Moskal, ostrzegając przed nową ofensywą antypolonizmu. Prezes Moskal wyraził również zdziwienie zachowaniem prezesa Instytutu Pamięci Narodowej prof. Leona Kieresa, który na długo przed skończeniem śledztwa nt. wydarzeń w Jedwabnem występuje a priori z różnymi werdyktami. Według prezesa Moskala: "wypowiedzi p. Kieresa dowodzą, że bardziej zainteresowany jest tym, jak zareagują Żydzi niż rzeczywistym ujawnieniem prawdy". Prezes Moskal stwierdził, że prof. Kieres jak widać "niewiele wie o służeniu "sprawiedliwości" W tym kraju człowiek jest niewinny do chwili udowodnienia mu winy, a nie odwrotnie". Prezes Moskal upomniał się również o rozpoczęcie śledztwa w sprawie wszystkich zbrodni na Kresach, wydawania przez Żydów Polaków w ręce Rosjan, etc. Z ostrą krytyką zafałszowań Grossa wystąpili również wybitni naukowcy polonijni: profesorowie I. C. Pogonowski i W. Wagner. Godny podkreślenia jest fakt, że zdecydowana większość historyków zabierających głos w sprawie książki Grossa (m. in. prof. T. Strzembosz, dr Piotr Gontarczyk, niemiecki historyk dr B. Musiał) zdecydowanie krytykuje nieścisłości i deformacje Grossa.
Kwaśniewski znów przeprasza Znamienne, że nawet w kręgach postkomunistycznych, dotąd tak ochoczo akceptujących antypolskie uogólnienia Grossa (por. np. wybryki anty-Polaka J. S. Maca we "Wprost" pojawiają się pierwsze przykłady dystansowania od żydowskiego "badacza"-hochsztaplera zza Oceanu. Np. w SLD-owskiej "Trybunie" z 23 lutego 20001 ukazał się obszerny artykuł Jakuba Kopcia "Holocaust w Jedwabnem". Zdaniem Kopcia: "Książka Jana Tomasz Grossa mami skutecznie". Zauważane przez Kopcia nieprawdy godzących w Polaków uogólnień Grossa nie mają żadnego znaczenia dla czołowego przedstawiciela postkomunistów - prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego. Wyprzedzając ustalenia śledztwa w sprawie mordu w Jedwabnem Kwaśniewski już teraz zadeklarował wszem i wobec, że "10 lipca Polacy przeproszą Żydów w Jedwabnem (...) należy obecnie skłonić głowę i prosić o przebaczenie. Możliwe, że po tym akcie Polacy staną się lepsi" (wg "Gazety Wyborczej" z 3-4 marca). Rzecz znamienna, że SLD-owska "Trybuna" pominęła w swej informacji powyższe słowa Kwaśniewskiego cytowane w "Gazecie Wyborczej", tym mocniej eksponując za to inne jego stwierdzenie, iż byłoby niedobrze, "gdyby okazało się, że przykład Jedwabnego jest traktowany jako przeniesienie odpowiedzialności za Holocaust ze strony niemieckiej na polską". Życie z 3-4 marca stwierdziło, że "Kwaśniewski nie zdradził, skąd czerpie wiedzę na temat wydarzeń z 1941 roku". I rzeczywiście można się zastanawiać, skąd niedoszły magister, zresztą nie nauk historycznych, ma tak wielką pewność co do głównych sprawców mordu w Jedwabnem. Jakim prawem zabiera głos - i to w wywiadzie dla izraelskiej gazety "Jedijot Achronot" przed ostatecznymi ustaleniami polskich badań śledczych prowadzonych w tej sprawie. Opinię o winie oskarżonych, a priori przed zakończeniem śledztwa i przed wyrokiem, mieli niegdyś tylko przywódcy stalinowscy. Czyżby Kwaśniewskiemu tak miłe były wszystkie tradycje jego partii, ze stalinowskimi włącznie, że nawet dziś ochoczo bez wahania, publicznie do nich nawiązuje?
Dyletanci atakują historyków
Szokujące jest jak wielu mamy dyletantów, którzy nie mając żadnego pojęcia o historii, z werwą atakują ustalenia najbardziej nawet doświadczonych profesjonalnych historyków. Szczególnie groteskowy pod tym względem był niedawny atak na prof. Strzembosza ze strony pisarza science-fiction Stanisława Lema w "Tygodniku Powszechnym" z 11 lutego 2001. Pisarz fantasta, niegdyś głęboko umoczony w stalinowskiej poetyce fałszu, teraz z wielką hucpą rzuca się na twierdzenia prof. Strzembosza o żydowskiej kolaboracji lat 1939-1941, bo i na tym rzekomo zna się lepiej, a tekst Strzembosza jest "stronny" (stylistyka Lema). Z równą hucpą wszystkowiedzącego polemizował z prof. Strzemboszem na łamach "Wprost" socjolog J. Kurczewski. Wszystkie rekordy pobiło jednak wystąpienie księdza Michała Czajkowskiego obok J. T. Grossa w "Kropce nad i" w TVN z 26 lutego. W rozmowie z Grossem ks. Czajkowski miał - w myśl intencji Olejnik - stworzyć wobec widzów wrażenie, że reprezentuje stronę polską i katolicką (!). Od razu też popisał się dość szczególnym stwierdzeniem: "Ja nie jestem historykiem; nie badałem żadnych dokumentów; to co wiem, to z książki Pana Profesora i z prasy". Olejnik dobrała ks. Czajkowskiego do swej tendencyjnej audycji jak w korcu maku. Ks. Czajkowski znany jest ze swady w upowszechnianiu godzących w Polskę i Polaków nieprawd. Robi to już od dawna. M. in. już ok. 6 lat temu wyszydziłem wygłaszane przez niego w polemice z ks. prof. Zygmuntem Zielińskim bzdurne twierdzenia o rzekomych pogromach Żydów przez Polaków na początku XX wieku. Na próżno apelowałem, aby ks. Czajkowski zdobył się choćby na odrobinę uczciwości intelektualnej i sprostował swe banialuki, sprzeczne nie tylko z ustaleniami polskich, ale i żydowskich historyków. Szerzej opiszę różne brednie ks. Czajkowskiego, który swymi nieprawdami kala noszoną przez siebie sutannę, w ostatnim odcinku mego cyklu w GŁOSIE pt. "Parada kłamców i dyletantów". Umieszczenie tego fanatycznego tropiciela polskiego "antysemityzmu" w audycji jako partnera anty-Polaka J. T. Grossa kolejny raz ujawniło na czym polega dialog według antynarodowych czerwonych i różowych bonzów telewizji. Na regularnym dobieraniu do programów osób, które będą się prześcigać w dokładaniu Polakom za rzekome winy całego polskiego narodu, od zawsze. Ks. Czajkowski mówił o wielowiekowym antysemityzmie w Polsce; zapomniał, biedaczyna, że tu w Polsce schroniła się przeważająca część Żydów świata, że Polskę nazywano w Wielkiej Encyklopedii Francuskiej z XVIII wieku "paradisus Judeorum" (rajem Żydów) etc. etc. Szczególny typ krętactwa zaprezentował niedawno w "Rzeczypospolitej" związany z katolewicową "Więzią" red. Bohdan Skaradziński. Stwierdził tam, że oponenci Grossa: "Bronią się przypominaniem roli Żydów w czasach sowieckiej okupacji - dodając często "pierwszej", 1939-1941, akcentując ich ochotniczą służbę w "organach", skwapliwość w donosach oraz pomoc Rosjanom w syberyjskich deportacjach. Nikt temu nie przeczy".
Jak można tak bezczelnie kłamać? Przecież pan Skaradziński dobrze wie, że przeczy temu na każdym kroku sam Gross, a niedawno z uporem przeczono właśnie na łamach tak bliskiej Skaradzińskiemu "Więzi". Przypomnę, że właśnie na łamach "Więzi" z lipca 1999 r. w toku dyskusji o "Upiornej dekadzie" Grossa p. Helena Datnar głosiła jawną nieprawdę, że tylko "jakaś niewielka część Żydów pracowała z Sowietami". Na łamach tejże lipcowej "Więzi" z 1999 r. upowszechniał podobną nieprawdę również nie byle kto - bo obecny prorektor Uniwersytetu Warszawskiego prof. Włodzimierz Borodziej (nota bene znany z poparcia dla oszczerstw Cichego przeciw Powstaniu Warszawskiemu (głosząc, że zaangażowanie Żydów po stronie Sowietów było "z grubsza proporcjonalne" do ich liczebności na Kresach. Borodziej głosił tę ewidentną nieprawdę, chyba nie z kompletnej niewiedzy o faktach, które rzetelnie przedstawiają uczciwi żydowscy historycy. Choćby taki Ben-Cion Pinchuk, autor głośnej książki o Żydach pod rządami sowieckimi, opartej na wielkiej ilości źródeł dokumentalnych z 1939 roku. Pisał on expressis verbis, iż: "Żydzi uczestniczyli w nieproporcjonalnej liczbie (podkreśl. J.R.N.) w sowieckich instytucjach w pierwszych tygodniach władzy (...) w wielu miejscach pierwsze wyznaczone przez Sowiety instytucje zawierały bardzo wysoką liczbę Żydów" (por. Ben-Cion Pinchuk: "Shtetl Jews under Soviet Rule", "Oxford 1991, s. 25). W książce Normana Daviesa: "Jews in Eastern Poland and the USRR, 1939-1946" (Londyn 1991, s. 20) czytamy opinie innego autora żydowskiego, Weissa, iż: "Od pierwszych dni sowieckich rządów Żydzi zostali wchłonięci w administrację państwową razem ze wszystkimi jej odgałęzieniami, bez żadnych ograniczeń i byli tam reprezentowani w stopniu przekraczającym ich proporcje w całej ludności". Tego typu oceny ze strony żydowskich autorów mógłbym długo mnożyć. Czy prof. Barodzieja, prorektora UW, nie stać na własną lekturę ich tekstów i wstrzymanie się przedtem przed wypowiadaniem sądów rażących kompletnym niedoczytaniem i nieuctwem w zakresie literatury przedmiotu, o którym się wypowiada?! Ciekawe, jak mamy sobie poradzić z atakującą Polskę ofensywą antypolonizmu, gdy w Polsce mamy aż nazbyt potężne lobby środowiskowe, minimalizujących wszelkie ataki na Polskę lub ich negujących. Czy taki historyk jak prof. Borodziej zdobędzie się kiedykolwiek na publiczne przeciwstawienie antypolskim kłamstwom? A jest ich coraz więcej i są coraz bezczelniejsze. Właśnie wpadł mi do ręki tekst napisanego przez żydowskiego profesora Dawida Engla wstępu do amerykańskiego wydania "Sąsiadów" J. T. Grossa. Już w pierwszej linijce tego tekstu czytam najbardziej hucpiarskie stwierdzenie, nazywające Jana Tomasza Grossa "czołową postacią wśród "nowych historyków" Polski" (leading figure among Poland's "new historians"). W ten sposób niezorientowanym amerykańskim czytelnikom wmawia się, że ohydnie szkalujący Polaków żydowski socjolog z USA jest czołowym polskim historykiem. Niech przyjmą jego antypolskie kalumnie jako wyraz rzekomego polskiego narodowego "samorozrachunku"!
Nieprawdy historyka z Żydowskiego Instytutu Historycznego Kolejny przykład skrajnej tendencyjności pod kierownictwem Macieja Łukasiewicza zademonstrowała "Rzeczpospolita" z 3-4 marca 2001. W dyskusji redakcyjnej na temat sprawy Jedwabnego z udziałem Grossa i Strzembosza "dziwnym trafem" pominięto takich historyków, którzy krytykowali przekłamania i nieścisłości J. T. Grossa jak P. Gontarczyk, T. Szarota, B. Musiał i niżej podpisany. Za to tym chętniej skorzystano dla wzmocnienia pozycji Grossa w dyskusji ze Strzemboszem poprzez uczestnictwo dr Andrzeja Żbikowskiego z Żydowskiego Instytutu Historycznego, historyka aż nadto dobrze znanego z dyletantyzmu i fatalnych błędów warsztatowych. To, co Żbikowski zrobił we wcześniejszym artykule na łamach "Rzeczpospolitej" (z 4 stycznia 2001) i w toku dyskusji redakcyjnej, publikowanej 3-4 marca w tejże gazecie, okazało się swoistym rekordem hucpy. Żbikowski najwyraźniej uznał, że nikt nie pamięta jego drukowanego przed 8 laty w małym nakładzie i w mało znanym periodyku ("Biuletynie Żydowskiego Instytutu Historycznego" z 1992 r., nr 2-3) tekstu o antyżydowskich zajściach na Białostocczyźnie i na b. Kresach II Rzeczypospolitej. Sądząc, że nikt nie dotrze do tego tekstu po latach, postanowił dosłownie pójść "na całość" w głoszeniu dziś treści przeciwstawnych. Wówczas - w 1992 roku zwracał uwagę, że zajścia antyżydowskie w czerwcu-lipcu 1941 wybuchały głównie wśród ludności ukraińskiej, a w niewielkim tylko stopniu objęły Polaków. Teraz głosi, że zajścia antyżydowskie wśród Polaków miały niemal równie wielki zasięg. Wówczas poddawał w wątpliwość jako "mało dokładne" relacje dziś tak mocno eksponowanego przez Grossa Finkelsztajna. Dziś ten sam Finkelsztajn urasta u niego do roli niepodważalnego koronnego świadka przeciw Polakom. Można oczywiście zmieniać swoje poglądy w wyniku nowych ustaleń. Jest to święte prawo każdego badacza. Trudno się pogodzić jednak z tym, że p. Żbikowski nawet jednym słowem nie zająknął się na temat nagłej zmiany swych poglądów na różne fakty, i to o 180 stopni. Żałuję też, że nie zareagował na to ani prof. Strzembosz, ani nikt inny z uczestników redakcyjnej dyskusji "Rzeczpospolitej". A teraz umożliwię czytelnikom GŁOSU dokładne porównanie różnic poglądów Żbikowskiego na te same fakty - w jego tekście z "Biuletynu Żydowskiego Instytutu Historycznego" z 1992 r. i w jego tekstach z 2001 roku na łamach "Rzeczypospolitej".
Żbikowski w 1992 r.: A). "W bogatych materiałach wspomnieniowych przechowywanych w Archiwum ŻIH natrafiłem na bardzo niewiele informacji o krwawych pogromach poza terenami zamieszkanymi przez Ukraińców" (s. 11) (...) akty wrogości wobec ludności żydowskiej przybrały masowe formy głównie na terenach zamieszkałych przez ludność ukraińską (...) Najtragiczniejsze wydarzenia miały miejsce w kilku miejscowościach zamieszkałych oprócz Żydów i Polaków przez ludność ukraińską" (s. 13) B). "O pogromie w Radziłłowie koło Grajowa oraz o krwawych zajściach w sąsiednim Wąsoczu i w Jedwabnem informuje jedynie relacja Menachema Finkielsztejna. Składał ją przed urzędnikami Komitetu Żydowskiego w Białymstoku w 1945 r. kilkakrotnie. Zapis wywiadu jest dość zniekształconym tłumaczeniem z języka jidysz. Całość zeznań Finkielsztejna jest wyraźnym doniesieniem na kilku czy też kilkunastu Polaków z Radziłłowa pomagających Niemcom w poszukiwaniu miejscowych komunistów i komsomolców. Osoby te podobno zostały przez Niemców uzbrojone i przez trzy dni terroryzowały całe miasteczko. Wiele danych przytoczonych przez autora relacji, przede wszystkim liczba ofiar pogromu (1500 osób) budzi spore wątpliwości. Informacje dotyczące Jedwabnego są równie mało dokładne" (s. 15-16). C). miejscowość - Wizna sprawcy (zajść z ofiarami śmiertelnymi - JRN) - Polacy
Żbikowski dziś (2001 r.) A). "Jedynie na podstawie dokumentacji zgromadzonej w Archiwum ŻIH doliczyłem się ponad pięćdziesięciu "lokalnych" pogromów w kresowych miastach; (...) Szczególnie częste były we wschodniej Małopolsce, a ich sprawcami była raczej ludność ukraińska (...). Lektura wspomnień uratowanych Żydów spisanych w jidisz przekonała mnie jednak, że Białostocczyzna niewiele pod tym względem odbiegała od Galicji i Litwy" ("Rzeczpospolita" z 4 stycznia 2001). B). "Z pogromów w Jedwabnem i Radziłowie uratowało się kilkunastu Żydów, którzy później przez 2 lata mieszkali razem. Relacje Wasersztajna i Finkelsztajna są zgeneralizowanym zapisem wspomnień członków tej grupy, wynikiem wspólnej pamięci (...). To są ważne relacje, mimo, że żadna z tych osób nie była naocznym świadkiem, nie widziała płonącej stodoły (...) w tych relacjach nie ma Niemców. Co do Radziłowa Finkelsztajn sugeruje, że Niemcy spędzili Żydów na rynek, po czym wyjechali (...)". ("Rzeczpospolita z 3-4 marca 2001). "Na Białostocczyźnie, w Tykocinie, Wiznie i innych miejscowościach mordowali przede wszystkim Niemcy" ("Rzeczpospolita" z 3-4 marca 2001)
(Wszystkie podkreślenia w tekstach A. Żbikowskiego pochodzą ode mnie - JRN) Przy okazji tych porównań najlepiej ujawniła się fatalna słabość warsztatu naukowego p. Żbikowskiego. Dziś przyznaje, że to "przede wszystkim Niemcy" wymordowali Żydów w Wiznie, choć w 1992 r. (w oparciu o jedną, dosłownie jedną relację) przypisał mord Żydów w Wiznie wyłącznie Polakom. Jeszcze jedna ciekawa sprawa odnośnie metamorfoz poglądów p. Żbikowskiego. W tekście z 1992 r. uznawał jako przyczyny wybuchu zajść antyżydowskich w lecie w 1941 r. głównie skutki kolaboracji wielu Żydów z sowieckimi okupantami na Kresach. Pisał wówczas m. in.: "Skrótowo i w sposób bardzo generalizujący można powiedzieć, iż znaczny wzrost napięcia w nienajlepszych od połowy lat trzydziestych stosunkach polsko-żydowskich przyniosły dwa zjawiska: 1. powszechny entuzjazm ludności żydowskiej dla zajmujących polskie tereny wschodnie wojsk sowieckich, w oczywisty sposób niezrozumiały dla Polaków i uznawany za dowód zdrady polskiego państwa; 2. duża reprezentacja osób pochodzenia żydowskiego w sowieckim okupacyjnym aparacie państwowym oraz częste nadużywanie tych stanowisk na niekorzyść przedstawicieli innych nacji (...). W świadectwach dotyczących Wilna wzmiankowane są litewskie gwałty na ludności polskiej i żydowskiej we wrześniu 1939 r. i entuzjastyczne przyjęcie wojsk sowieckich przez Żydów w 1940 r. (m. in. budowanie bram tryumfalnych dla "wyzwolicieli spod terroru litewskiego"); nieraz Żydzi wyszydzali a nawet denuncjowali Polaków, głównie byłych żołnierzy; inni brali udział w Związku Bezbożników. Podobnie postępowano wobec Litwinów: tak np. żydowska trupa teatralna manifestowała na ulicach z kukłą Atanasa Smetony. Umocniona została żydowska dominacja w handlu, teraz już uspołecznionym, kwitła protekcja i korupcja. Nie inaczej działo się w Grodnie i Białymstoku. Niektórzy autorzy relacji pisali z rozżaleniem o swoich rodakach, że "odnieśli się do Polaków lekceważąco i często ich poniżali". Zdarzało się nawet, że przekupki żydowskie nie chciały Polakom sprzedawać towarów. Anonimowa informatorka rodem z Białegostoku stwierdziła, iż w momencie wybuchu wojny "baliśmy się nie tylko Niemców, ale i zemsty Polaków". Lata 1939-1941 położyły także cień na stosunki żydowsko-polskie i żydowsko-ukraińskie we Lwowie. Materiał źródłowy na ten temat w Archiwum Ringelbluma jest dosyć obfity i w zasadzie jednoznaczny. Do najciekawszych należą: pamiętnik Stanisława Różyckiego, relacje Heleny Kagan, Ludwika Klaczki, Hanny Lewkowicz oraz kilka relacji anonimowych. We wszystkich autorzy wyraźnie sugerowali, iż ludność żydowska przez cały okres okupacji sowieckiej była zaniepokojona pogarszającymi się stosunkami z Polakami i Ukraińcami. Klaczko zanotował: "Stosunek innych narodowości do Żydów był zawsze do pewnego stopnia naprężony, co było powodowane wyłącznie pchaniem się Żydów na kierownicze stanowiska". Pan K. zeznał: "Ludność polska ustosunkowała się do Żydów po wkroczeniu bolszewików na ogół nieprzychylnie, głównie z tego względu, że Żydzi w dużej części pozajmowali te stanowiska, jakie przedtem piastowali Polacy. We wszelkich urzędach było wielu pracowników Żydów: składy, magazyny i przedsiębiorstwa były również zarządzane przez Żydów". Różycki pisał z lękiem, iż Ukraińcy już na wiosnę 1941 r. "zapowiedzieli rzeź Lachów, Żydów i Moskali". Nie inaczej było na prowincji. Cytowany przez Pinchuka mieszkaniec Miru wspominał po latach: "byliśmy całkiem szczęśliwi, gdy widzieliśmy Polaków w ich obecnym położeniu. Nasi wcześniejsi władcy byli mali i upokorzeni". Bez badań archiwalnych nie można określić stopnia nadreprezentacji osób pochodzenia żydowskiego w istotnych sektorach życia społecznego. Niemniej jednak świadectwa z epoki sugerują, iż inne społeczności lokalne poczuły się dotknięte czy wręcz zagrożone w swoich istotnych interesach nagłym awansem ludności żydowskiej. Z początkiem działań wojennych zaczęły działać mechanizmy społeczne pozwalające zrealizować ukrytą potrzebę "odegrania się", "wyrównania rachunków" i "odpłacenia" za realne i wyimaginowane krzywdy (...)" (A. Żbikowski, Lokalne pogromy Żydów w czerwcu i lipcu 1941 roku na wschodnich rubieżach II Rzeczypospolitej, "Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego" 1992, nr 2-3, s. 8, 10-11. Cytowane fragmenty A. Żbikowskiego przytaczam bez ilustrujących je przypisów, które nie przynoszą żadnych dalszych informacji faktograficznych, wskazując wyłącznie na bazę źródłową jego tekstu). W cytowanym tekście Żbikowski pisał o przyczynach wybuchu szczególnie gwałtownych zajść antyżydowskich wśród Ukraińców, stwierdzając m. in., iż: "Gwałty te zostały swoiście usprawiedliwione przez ukraińską opinię publiczną po znalezieniu w więzieniu w Brygidkach zwłok więzionych tam Ukraińców. Wśród ofiar byli także uczestnicy "powstania ukraińskiego" z 24-26 czerwca. Prawie wszyscy, łącznie z niemiecką komendą miasta uważali, że winę ponosili Żydzi". "Żydowskie NKWD miało być wspomagane przez żydowskich donosicieli (...) Kolejne fale pogromowe przyniosły: ekshumacja odkrytych zwłok i konieczność oczyszczenia więzień, pogrzeb ofiar NKWD (...)" (Tamże, s. 15) W ówczesnym tekście Żbikowski, komentując wskazywanie przez Ukraińców Niemcom Żydów, którzy pracowali u Sowietów, pisał iż: "Wiele innych materiałów potwierdza częste przeplatanie się motywów prywatnych i "ideologicznych", wzajemnie stymulujących się w coraz bardziej upowszechniającej się postawie wrogości wobec Żydów" (Tamże, s. 17). Rzecz zdumiewająca, do jakiego stopnia historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego odszedł w swym tekście z "Rzeczpospolitej" z 4 stycznia 2001 od swych własnych ustaleń z 1992 roku. Wprawdzie i teraz w jednym fragmencie łaskawie przyznał, że "pchanie się Żydów na kierownicze stanowiska", denuncjowanie Polaków etc. miało wpływ na zaognienie nastrojów, ale równocześnie stanowczo zaakcentował, iż "nie to było głównym powodem pogromów". Teraz jego zdaniem głównym motywem było to, że można było bezkarnie mordować i rabować. I to wykorzystały "polskie bandy", złożone w większości z ludzi wypuszczonych niedawno przez Niemców z sowieckich więzień. Nic dziwnego, iż prof. Strzembosz uznał stwierdzenia Żbikowskiego za tak szokujące, że nie można ich skwitować milczeniem". I wskazał w tekście "Przemilczana kolaboracja" (z 27-28 stycznia 2001) na straszne rozmiary godzącej w Polaków żydowskiej kolaboracji z Sowietami, które fatalnie zaciążyły na ówczesnych stosunkach polsko-żydowskich. Można tylko żałować, że prof. Strzembosz nie przypomniał Żbikowskiemu jego własnych ustaleń z 1992 roku, kiedy historyk ŻIH-u pisał dużo uczciwiej na temat dziś tak zakłamywany przez niego. To, co zrobił Żbikowski w 2001 roku na łamach "Rzeczpospolitej", podając informacje i uogólnienia jaskrawo sprzeczne z jego tekstem z 1992 roku, należy do szczególnie jaskrawych naruszeń podstawowych zasad etyki naukowca. Ciekawe, czy złapany przeze mnie na jawnych świadomych przekłamaniach historyk ŻIH spróbuje cokolwiek powiedzieć na swą obronę w otwartej publicznej dyskusji?
Zafałszowanie wymowy tekstu Karskiego Jaskrawym przykładem tendencyjności Grossa w jego "wybiórczym" podejściu do cytowanych tekstów było dokonane przez niego wyraźne zafałszowanie wymowy raportu Jana Karskiego z lutego 1940 roku. Głośny kurier, który przekroczył pod koniec 1939 roku granicę między niemiecką a sowiecką strefą demarkacyjną, skierował swój raport do polskiego rządu na emigracji w Angers (Francja). Raport Karskiego przynoszą bulwersujące wręcz dane na temat skrajnych form kolaboracji dużej części Żydów na Kresach z władzami sowieckimi i konkretnych przejawów ich antypolskich wystąpień. Było to świadectwo tym cenniejsze, że chodziło o opinię człowieka później tak zasłużonego dla publicznego ujawnienia prawdy o eksterminacji Żydów. Co więcej, Karskiego w żadnej mierze nie można oskarżyć o jakąkolwiek niechęć do Żydów; przeciwnie, w ostatnich kilkunastu latach był on wręcz skrajnie bezkrytycznym filosemitą. Tym "niebezpieczniejsza" dla niektórych jest więc gorzka prawda krytyk, jakich nie szczędził w swym raporcie z lutego 1940 roku dla odmalowania prosowieckich i antypolskich zachowań dużej części Żydów. Stąd nieprzypadkowe chyba opóźnienie w przedstawieniu raportu Karskiego w Polsce. Został on wydrukowany dopiero w 1989 roku w niskonakładowym czasopiśmie historycznym "Dzieje Najnowsze". Tak wymowny w swym przesłaniu raport Karskiego z lutego 1940 roku w jego pełnym brzmieniu jest bardzo niewygodny dla wszystkich autorów usprawiedliwiających postawy żydowskie na Kresach po 17 września 1939 roku. Stąd nie można zbytnio się dziwić wyraźnemu zmanipulowaniu treści raportu Karskiego w książce J. T. Grossa "Upiorna dekada". Gross poświęca aż cztery strony swojej 119 stronicowej książki na omówienie fragmentów raportu Karskiego, skupiając się na tych z nich, które jakoby ze względu na uwagi o niechęci części społeczeństwa polskiego do Żydów nie zostały w swoim czasie szerzej nagłośnione przed opinią publiczną na Zachodzie. Gross wyraża w związku z tym swoje ogromne oburzenie - jak można było przemilczeć tak ważne fragmenty. Tylko, że cyniczny hipokryta Gross w tej samej książczynie zawierający dłuższy rozdział wybielający żydowską kolaborację na Kresach, świadomie pominął zacytowanie choćby nawet jednego zdania z niewygodnej dlań części raportu Karskiego o żydowskiej kolaboracji na Kresach. A miałby, zaiste, co cytować. Oto najważniejsze stwierdzenia raportu Karskiego, których "nie zauważył" Gross: "Żydzi są tu (na terenach zajętych przez ZSRR) u siebie; nie tylko że nie doznają upokorzenia i prześladowań, ale posiadają dzięki swemu sprytowi i umiejętności przystosowania się do każdej nowej sytuacji pewne uprawnienia natury zarówno politycznej, jak i gospodarczej. Wchodzą do komórek politycznych, w dużej części zajęli poważniejsze stanowiska polityczno-administracyjne, odgrywają dość dużą rolę w związkach zawodowych, na wyższych uczelniach, no i przede wszystkim w handlu, a przede wszystkim w lichwie i paskarstwie, w handlu nielegalnym (kontrabanda, handel obcymi dewizami, spirytusem, nieczyste interesy i nieczyste pośrednictwo czy stręczenie). Na tych terenach w bardzo wielu wypadkach sytuacja ich jest lepsza i gospodarczo, i politycznie, niż była przed wojną (...). Stosunek Żydów do bolszewików uważany jest przez polskie społeczeństwo za bardzo pozytywny. Uważa się powszechnie, że Żydzi zdradzili Polskę i Polaków, że w zasadzie są komunistami, że przeszli do bolszewików z rozwiniętymi sztandarami. Istotnie w większości miast bolszewików witali Żydzi bukietami czerwonych róż, przemówieniami, uległymi oświadczeniami itp. Trzeba wprowadzić tu pewne rozróżnienia. I tak, oczywiście, komuniści Żydzi odnieśli się do bolszewików z entuzjazmem, bez względu na klasę społeczną, z której pochodzili. Proletariat żydowski, drobne kupiectwo, rzemiosło, ci wszyscy, których pozycja obecnie strukturalnie poprawiła się, a którzy uprzednio wystawieni byli przede wszystkim na prześladowania, zniewagi, ekscesy itp. elementu polskiego - ci wszyscy również pozytywnie, jeśli nie entuzjastycznie, odnieśli się do nowego regime'u. Trudno im zresztą dziwić się. Gorzej już jest np., gdy denuncjują oni Polaków, polskich narodowych studentów, polskich działaczy politycznych, gdy kierują pracą milicji bolszewickich zza biurek, lub są członkami tej milicji, gdy niezgodnie z prawdą szkalują stosunki w dawnej Polsce. Niestety trzeba stwierdzić, że wypadki te są bardzo częste, dużo częstsze niż wypadki wskazujące na lojalność wobec Polaków czy sentyment wobec Polski. Inteligencja natomiast, zamożniejsze i kulturalniejsze żydostwo - mam wrażenie, że (oczywiście z licznymi wyjątkami i nie biorąc pod uwagę pozorów) raczej myślą o Polsce często z pewnym sentymentem, z radością powitaliby zmianę obecnego stanu rzeczy - niepodległość Polski. Oczywiście jest w tym pewne wyrachowanie. Obecnie doznają i oni dużych utrudnień, jeśli nie likwidacji społecznej, konfiskuje się im domy, a sklepy, zakłady, fabryki, odbiera się pod formą tzw. "uspołecznienia" (...). W zasadzie jednak i w masie Żydzi stworzyli tu sytuację, w której Polacy uznają ich za oddanych bolszewikom i - śmiało można powiedzieć - czekają na moment, w którym będą mogli po prostu zemścić się na Żydach. W zasadzie wszyscy Polacy są rozżaleni i rozczarowani w stosunku do Żydów - olbrzymia większość (przede wszystkim młodzież) dosłownie czeka na sposobność "krwawej zemsty". Hucpiarska manipulacja Grossa, który świadomie przemilczał fragmenty raportu Karskiego, faktycznie obalające jego tezy, zdenerwowała nawet uczestniczkę dyskusji o "Upiornej dekadzie" na łamach tak życzliwej Grossowi "Więzi" z lipca 1999 r. - Agnieszkę Magdziak-Miszewską. Stwierdziła ona jednoznacznie pod adresem Grossa: "Jeśli pragnie się obalić mit powszechnej współpracy Żydów z Sowietami, to trudno to zrobić w sposób przekonujący, wybiórczo traktując na przykład relację Karskiego, cytując te fragmenty, kiedy pisze on o antysemickich nastrojach w polskim społeczeństwie i opuszczając te, w których opisuje agresywne zachowania Żydów wobec Polaków pod okupacją sowiecką. To jest po prostu kontrproduktywne." Znamienne, że także inny manipulator, wspierający dziś Grossa, Andrzej Żbikowski z Żydowskiego Instytutu Historycznego, nie zdobył się w swej pracy na zacytowanie najbardziej kompromitującego dla Żydów fragmentu raportu Karskiego. Żbikowski cytował fragmenty raportu Karskiego w pracy "Żydzi polscy pod okupacją sowiecką 1939-1941", zamieszczonej w drugim tomie "Studiów z dziejów Żydów w Polsce", Warszawa 1995. Przytaczając raport Karskiego na s. 62-63 Żbikowski opuścił tak "niewygodne" dla Żydów stwierdzenia o Żydach: "Gorzej jest np., gdy denuncjują oni Polaków, polskich narodowych studentów, polskich działaczy politycznych, gdy kierują pracą milicji bolszewickich zza biurek, lub są członkami tej milicji, gdy niezgodnie z prawdą szkalują stosunki w dawnej Polsce. Niestety trzeba stwierdzić, że wypadki te są bardzo częste, dużo częstsze niż wypadki wskazujące na ich lojalność wobec Polaków czy sentyment wobec Polski". (Podkreślenia - J.R.N.)
Fałsze, wybielające żydowską kolaborację Przytoczyłem już parę zakłamanych stwierdzeń Grossa, nie znającego granic w zafałszowywaniu obrazu wybielanej przez siebie żydowskiej kolaboracji na Kresach. Przypomnijmy jeszcze parę barwniejszych kwiatków z tej grossowej łączki. Otóż na s. 80 "Upiornej dekady" Gross pisze z ferworem, iż "wizja sowietyzacji zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi przy pomocy Żydów jest nieprawdziwa". Kilka stron wcześniej (s. 76) w tej samej książce Gross pisze, iż "tylko drobna część społeczności żydowskiej jawnie manifestowała" uczucia prosowieckie. Tak pisze żydowski socjolog-szalbierz w swej książce. A jak to widzieli inni, bardziej obiektywni autorzy? Słynny historyk brytyjski Norman Davies pisał 9 kwietnia 1987 roku na łamach "New York Review of Books": "Wśród kolaborantów, którzy przybyli, aby pomagać sowieckim siłom bezpieczeństwa w wywózce wielkiej liczby niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci na odległe zesłanie i przypuszczalnie śmierć, była nieproporcjonalnie wielka liczba Żydów. Po drugie zaś wieści o okolicznościach towarzyszących deportacjom przyczyniły się do pogorszenia stosunków polsko-żydowskich w innych częściach okupowanej Polski (...). Wśród kolaborantów i donosicieli jak i personelu sowieckiej służby bezpieczeństwa w owym czasie był szokująco wysoki procent Żydów (...). Z perspektywy emocjonalnej wielu Polaków Żydów widziano jako tańczących na grobie Polski". Warto przypomnieć, jak oceniał zachowanie Żydów na Kresach po 17 września 1939 r. tak wnikliwy obserwator spraw polskich Frank Savery z Ambasady Brytyjskiej, sytuowanej przy Rządzie Polskim w Angers we Francji. W liście do Foreign Office z 25 kwietnia 1940 roku Frank Savery stwierdził m. in.: "Jeśli chodzi o obecną postawę Polaków, a w szczególności tych, którzy są teraz w obcych krajach, wobec Żydów i kwestii żydowskiej, nie możemy zapomnieć, że we wrześniu zeszłego roku żydowska ludność w prowincjach okupowanych przez ZSRR, a szczególnie we wschodniej Galicji, stanęła po stronie rosyjskich najeźdźców, za wyjątkiem bogatych Żydów, którzy mieli wiele własności do stracenia. Stosownie do świeżo otrzymanych raportów, które przeszły przez moje ręce, Żydzi w tych częściach Polski są w dalszym ciągu główną podporą bolszewickiego reżimu" (podkr. J. R. N.) (cyt. za: B. Wasserstein: "Britain and the Jews of Europe 1939-1945", Londyn i New York 1999, s. 109). Podobna w tonie była wypowiedź przedstawiciela War Office Wilkinsona w odpowiedzi na wysunięte przez deputowanego z lewego skrzydła Labour Party D. N. Pritta zarzuty antysemityzmu pod adresem polskich wojskowych. Wilkinson stwierdził: "Zachowanie Żydów w Polsce podczas rosyjskiego natarcia musiało najwyraźniej wywołać uczucie animozji w kręgach armii, co uważam za usprawiedliwione" (por. tamże, s. 109). JERZY ROBERT NOWAK
Sprostowanie W tygodniku "Tylko Polska" z 28 lutego 2001 ukazało się nieprawdziwe stwierdzenie jakobym zadeklarował wstępnie udział w zespole przy bliżej nieznanym mi Stowarzyszeniu przeciwko antypolonizmowi. Z antypolonizmem walczę od dawna, ale sam decyduję do jakiego stowarzyszenia chcę należeć i z jakimi ludźmi mam współpracować. Podanie bez mojej zgody informacji o zadeklarowaniu chęci do udziału w zespole przy nieznanym mi stowarzyszeniu uważam za niegodne. J. R. N.
prof. Jerzy Robert Nowak, Tygodnik Głos, 2001-03-08
> > > > > > - czesc PIATA
> > > Kliknij - Wróć do poczatku Strony - Do Gory < < <