PIERWSZA SPRAWA SHERLOCKA HOLMESA Pewnego zimowego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy kominku, Sherlock Holmes zwrócił się do mnie: Mam tu ciekawe papiery, Watsonie, które z pewnością cię zainteresują. Zresztą z innego jeszcze względu powinieneś się nimi zająd. Są to dokumenty dotyczące wypadku Gloria Scott . A oto zawiadomienie, którego treśd tak przeraziła sędziego Trevora, iż zaraz po jego przeczytaniu zmarł. Wyjął z biurka niewielki, pożółkły, kartonowy rulon. Rozwiązał tasiemkę i podał mi małą kartkę. Skreślono na niej kilka niezbyt wyraznych zdao: Polowanie pod Londynem rozpoczęte. Główny łowczy Hudson zarządził chyba wszystko. Wyraznie już powiedział: Będzie wielka obława. Dlatego trzeba ratowad bażancich samic życie! Gdy w trakcie czytania tego zagadkowego zawiadomienia spojrzałem przelotnie na Holmesa, zauważyłem, że śmieje się z wyrazu mej twarzy. Wyglądasz na trochę zdziwionego powiedział. Nie mogę zrozumied, dlaczego to zawiadomienie mogło kogoś przerazid? Raczej wygląda mi ono na groteskowe. A i stylistycznie bynajmniej nie jest doskonałe. Oczywiście. Niemniej pozostaje faktem, że rosły i krzepki mimo swych lat, mężczyzna po przeczytaniu tej kartki zwalił się na ziemię, jakby otrzymał cios kolbą pistoletu. Zaciekawiasz mnie odparłem. Dlaczego jednak wspomniałeś, iż z innych powodów powinienem zainteresowad się tą sprawą? Ponieważ była ona pierwszą w mojej karierze. Nieraz już próbowałem dowiedzied się od mego przyjaciela, co skłoniło go do zajmowania się kryminalistyką. Dotychczas nigdy jednak nie udało mi się nakłonid go do zwierzeo. Teraz siedział w fotelu lekko pochylony do przodu i rozkładał na kolanach papiery. Po chwili zapalił fajkę i począł je przeglądad. Czy wspomniałem ci kiedy o Wiktorze Trevor? spytał. To mój przyjaciel z czasów dwuletniego pobytu w Kolegium. Nigdy nie byłem zbyt towarzyski, Watsonie. Wolałem nudzid się w swoim pokoju, opracowując własne metody myślenia, niż przebywad dłużej w gronie kolegów z mego roku. Oprócz szermierki i boksu nie uprawiałem intensywniej innych rodzajów sportu. Tak samo kierunek, moich studiów całkowicie różnił się od zainteresowao kolegów. Nie miałem więc z nimi żadnej wspólnej płaszczyzny porozumienia. Trevor był jedynym człowiekiem, którego poznałem bliżej, i to tylko dzięki przypadkowi. Pewnego ranka, gdy schodziłem do kaplicy, pies jego ugryzł mnie w nogę w okolicy kostki. Wprawdzie to bardzo prozaiczny sposób zawarcia przyjazni, jednak okazał się skuteczny. Musiałem przeleżed w łóżku 10 dni. Treovr zaś odwiedzał mnie, dowiadując się o stan mego zdrowia. Te krótkie pogawędki przekształciły się z czasem w coraz dłuższe wizyty, tak że w rezultacie pod koniec mojej choroby zostaliśmy już serdecznymi przyjaciółmi. Wiktor był przystojnym, dobrze zbudowanym mężczyzną, pełnym energii i życia. Pomimo że pod wielu względami stanowił on moje przeciwieostwo, to jednak na większośd spraw mieliśmy jednakowe poglądy. Podobnie jak ja nie miał on żadnych przyjaciół. I właśnie to zadecydowało o naszej przyjazni., Po pewnym czasie Trevor zaprosił mnie do posiadłości swego ojca, która leżała w hrabstwie Norfolk w sąsiedztwie Donnithorpe. Przyjąłem to zaproszenie ustalając, że przyjadę w czasie wielkich wakacji na okres miesiąca. Starszy Trevor był zamożnym i poważanym ziemianinem. Przysługiwał mu też tytuł: J. P. Donnithorpe natomiast jest małą wsią położoną w pobliżu Broads w północnej stronie Langmere. Stał tam stary obszerny dom, zbudowany z cegieł i drzewa dębowego. Wiodła do niego piękna, wysadzana lipami aleja. Okoliczne bagna i wrzosowiska stanowiły wspaniałe tereny do polowania na dzikie kaczki. Ponadto można tam było łowid ryby. Wreszcie we dworze Trevorów znajdował się niewielki, lecz starannie dobrany księgozbiór, jak przypuszczam, pozostałośd po poprzednich właścicielach posiadłości. Kuchnia też okazała się całkiem niezła. Czegóż więcej potrzeba? Tak. Można tam było przyjemnie spędzid miesiąc wakacji. Tylko człowiek wyjątkowo wybredny miałby może co do tego jakieś zastrzeżenia. Stary Trevor był wdowcem, a mój przyjaciel jego jedynym synem. Jak słyszałem, miał on jeszcze córkę, która, jednak w czasie pobytu w Bromingham zmarła na dyfteryt. Trevor, chod nie odznaczał się wielką kulturą i oczytaniem, to jednak uchodził za człowieka mądrego. Umysł posiadał chłonny, a to, czego się nauczył, dobrze pamiętał. Podróżował wiele i zwiedził niemały szmat świata. Był krępym, tęgim szatynem o cerze brązowej, spalonej słoocem i wiatrem. Żywe, niebieskie oczy spoglądały niemal srogo. W całej okolicy słynął z uprzejmości i filantropii. Znano go również jako łagodnego sędziego, wydającego pobłażliwe wyroki. Któregoś wieczoru, krótko po moim przybyciu, siedzieliśmy przy poobiedniej szklance porto. Młody Trevor skierował rozmowę na temat moich zainteresowao dotyczących obserwacji i wnioskowania. W tym czasie zdążyłem już ująd je w pewien system, chociaż jeszcze nie przeczuwałem, jak wielką rolę odegrają one w moim życiu. Starszy pan doszukiwał się prawdopodobnie przesady w opowiadaniach swego syna o niektórych z moich doświadczeo. No, Mr Holmes, niech pan teraz wypróbuje swoje zdolności powiedział uśmiechając się dobrodusznie.
Może z mojego wyglÄ…du potrafi pan coÅ› wywnioskowad? StanowiÄ™ podobno doskonaÅ‚y obiekt do dedukcji. Obawiam siÄ™, że raczej nie odpowiedziaÅ‚em. Mimo to pozwolÄ™ sobie zauważyd, iż w ciÄ…gu ostatnich dwunastu miesiÄ™cy odczuwaÅ‚ pan lÄ™k przed jakÄ…Å› napaÅ›ciÄ… czy atakiem. UÅ›miech zniknÄ…Å‚ z jego twarzy. SkierowaÅ‚ na mnie wzrok, w którym odmalowaÅ‚o siÄ™ zdumienie. W istocie, to odpowiada prawdzie. Wiesz, Wiktorze zwróciÅ‚ siÄ™ do syna ta banda kÅ‚usowników, którÄ… rozbiliÅ›my, groziÅ‚a, że nas wymorduje. Sir Edward Hoby zostaÅ‚ napadniÄ™ty. Od tej pory mam siÄ™ na bacznoÅ›ci. Ale zupeÅ‚nie nie mogÄ™ zrozumied, skÄ…d pan dowiedziaÅ‚ siÄ™ o tym? Posiada pan bardzo Å‚adnÄ… laskÄ™ odparÅ‚em. SÄ…dzÄ…c po napisie, nie może pan mied jej dÅ‚użej niż rok, Mimo to zadaÅ‚ pan sobie tyle trudu, aby rÄ…czkÄ™ jej wydrążyd i wypeÅ‚nid roztopionym oÅ‚owiem. DziÄ™ki temu laska ta staÅ‚a siÄ™ groznÄ… broniÄ…. Z pewnoÅ›ciÄ… nie przedsiÄ™braÅ‚by pan takich ostrożnoÅ›ci, gdyby pan nie obawiaÅ‚ siÄ™ jakiegoÅ› niebezpieczeostwa. Cóż wiÄ™cej? spytaÅ‚ Trevor z uÅ›miechem. Za mÅ‚odu musiaÅ‚ pan intensywnie uprawiad boks. Znowu zgadÅ‚ pan. Z czego pan jednak to wywnioskowaÅ‚? Czy z tego, że mam trochÄ™ skrzywiony nos? Nie! odpowiedziaÅ‚em. Paoskie uszy to zdradzajÄ…. MajÄ… one charakterystyczne spÅ‚aszczenia i zgrubienia, które znamionujÄ… boksera. I co dalej? Zgrubienia na paoskich dÅ‚oniach wskazujÄ…, iż dÅ‚ugi czas pracowaÅ‚ pan przy jakichÅ› pracach ziemnych posÅ‚ugujÄ…c siÄ™ Å‚opatÄ…. Tak. CaÅ‚y swój majÄ…tek zdobyÅ‚em na polach zÅ‚otodajnych . ByÅ‚ pan w Nowej Zelandii, Znowu trafnie pan odgadÅ‚. OdwiedziÅ‚ pan również JaponiÄ™. Tak jest. J. A. to inicjaÅ‚y osoby, z którÄ… Å‚Ä…czyÅ‚y pana bardzo zażyÅ‚e stosunki. Pózniej staraÅ‚ siÄ™ pan o niej zupeÅ‚nie zapomnied. Mr Trevor uniósÅ‚ siÄ™ z wolna. W najwyższym osÅ‚upieniu utkwiÅ‚ we mnie swe wielkie, niebieskie oczy. Nagle zachwiaÅ‚ siÄ™ i upadÅ‚ zemdlony twarzÄ… na stół miÄ™dzy Å‚upiny od orzechów. Możesz sobie wyobrazid, Watsonie, jak to nas obu przeraziÅ‚o, jego syna i mnie. Omdlenie jednak nie trwaÅ‚o dÅ‚ugo. Gdy rozpiÄ™liÅ›my mu koÅ‚nierzyk i skropili twarz wodÄ…, westchnÄ…Å‚ raz czy dwa razy, wreszcie oprzytomniaÅ‚ i usiadÅ‚. Ach, chÅ‚opcy! powiedziaÅ‚ silÄ…c siÄ™ na uÅ›miech. Chyba nie bardzo was przestraszyÅ‚em? Pozornie wyglÄ…dam na silnego, jednak mam sÅ‚abe serce i niewiele potrzeba, aby mnie zwalid z nóg. Nie mogÄ™ zrozumied, Mr Holmes, jak pan dochodzi do swoich wniosków. Wydaje mi siÄ™ jednak, że wszyscy detektywi, jacy obecnie istniejÄ… i jakich można sobie wyobrazid w przyszÅ‚oÅ›ci sÄ… dziedmi w porównaniu z panem. To jest paoskim powoÅ‚aniem. Niech pan wierzy sÅ‚owom czÅ‚owieka, który niezle zna Å›wiat. SÄ…d sÄ™dziego Trevora, chociaż przesadnie oceniajÄ…cy moje zdolnoÅ›ci, staÅ‚ siÄ™ punktem zwrotnym w moim życiu. PrzekonaÅ‚ mnie on, że to, co dotychczas stanowiÅ‚o jedynie przyjemne zajÄ™cie amatora, można przeksztaÅ‚cid w pracÄ™ zawodowÄ…. Wtedy jednak zbyt byÅ‚em zaabsorbowany nagÅ‚ymi zasÅ‚abniÄ™ciem mojego gospodarza, by móc myÅ›led o czymkolwiek innym. Mam nadziejÄ™ rzekÅ‚em że nie powiedziaÅ‚em nic takiego, czym mógÅ‚bym pana urazid? No, niewÄ…tpliwie odkryÅ‚ pan mojÄ… tajemnicÄ™. Ale czy wolno spytad, skÄ…d pan o tym wie i co pan wie? Chociaż mówiÅ‚ to na wpół żartobliwie, to jednak w oczach jego czaiÅ‚o siÄ™ jeszcze poprzednie przerażenie. To bardzo proste powiedziaÅ‚em. Gdy obnażyÅ‚ pan rÄ™kÄ™, aby wciÄ…gnÄ…d do łódki rybÄ™, zauważyÅ‚em na zgiÄ™ciu Å‚okcia wytatuowane inicjaÅ‚y J. A. Można je byÅ‚o odczytad. Jednak zamazane ksztaÅ‚ty liter i plamy na skórze wokół nich Å›wiadczÄ…, iż staraÅ‚ siÄ™ pan je usunÄ…d. Nie ulega wiÄ™c wÄ…tpliwoÅ›ci, iż osoba posiadajÄ…ca te inicjaÅ‚y byÅ‚a panu kiedyÅ› bardzo dobrze znanÄ…. Pózniej natomiast staraÅ‚ siÄ™ pan o niej zapomnied. Pan jest bardzo spostrzegawczy! zawoÅ‚aÅ‚ z westchnieniem ulgi. Tak wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o, jak pan mówi. Ze wszystkich zÅ‚ych wspomnieo najgorsze sÄ… wspomnienia dawnych nieszczęśliwych miÅ‚oÅ›ci. No, ale chodzmy do pokoju bilardowego na cygaro. Od tego dnia w zachowaniu Mr Trevora mimo serdecznoÅ›ci w stosunku do mnie wyczuwaÅ‚em pewnÄ… dozÄ™ podejrzliwoÅ›ci. ZauważyÅ‚ to również jego syn. WywarÅ‚eÅ› na ojcu tak silne wrażenie mówiÅ‚ że nie jest teraz pewien, co wiesz, a czego nie możesz wiedzied. Stary Trevor wprawdzie staraÅ‚ siÄ™ nie okazywad mi swej podejrzliwoÅ›ci, jestem tego pewien, jednak nurtowaÅ‚a go nieustannie, tak że nie mógÅ‚ jej ukryd. Wreszcie nabraÅ‚em pewnoÅ›ci: to ja jestem przyczynÄ… jego niepokoju. Wtedy postanowiÅ‚em zakooczyd mojÄ… wizytÄ™. Jednak w przeddzieo mego wyjazdu zaszedÅ‚ wypadek, który pociÄ…gnÄ…Å‚ za sobÄ… poważne nastÄ™pstwa. SiedzieliÅ›my wÅ‚aÅ›nie we trzech w ogrodowych fotelach ustawionych na trawniku. PodziwialiÅ›my widok na Broads, rozkoszujÄ…c siÄ™ sÅ‚oocem, gdy z domu wyszÅ‚a do nas sÅ‚użąca. OznajmiÅ‚a jakiegoÅ› mężczyznÄ™, który pragnie siÄ™ widzied z Mr Trevorem. Jak on siÄ™ nazywa? spytaÅ‚ mój gospodarz. Nie chce powiedzied. WiÄ™c czego chce? Twierdzi, że pan go zna. Prosi tylko o chwilÄ™ rozmowy. PrzyÅ›lij wiÄ™c go tutaj. Po chwili zjawiÅ‚ siÄ™ niski, wynÄ™dzniaÅ‚y czÅ‚eczyna. ZbliżaÅ‚ siÄ™ ku nam koÅ‚yszÄ…cym krokiem. MiaÅ‚ na sobie kurtkÄ™ z marynarskÄ… odznakÄ… na rÄ™kawie, koszulÄ™ w czerwonoczarnÄ… kratÄ™, spodnie z szorstkiego materiaÅ‚u i mocno zniszczone buty. Jego chudÄ…, ogorzaÅ‚Ä… twarz cechowaÅ‚a przebiegÅ‚oÅ›d. BÅ‚Ä…kajÄ…cy siÄ™ po niej nieszczery uÅ›miech odsÅ‚aniaÅ‚ nierówne, pożółkÅ‚e zÄ™by. DÅ‚onie trzymaÅ‚ na wpół zaciÅ›niÄ™te w charakterystyczny dla marynarzy sposób. Gdy szedÅ‚ przez trawnik swym niezgrabnym krokiem, Mr Trevor zerwaÅ‚ siÄ™ z fotela i pobiegÅ‚ w kierunku domu. Po chwili wróciÅ‚. Gdy mijaÅ‚ mnie, poczuÅ‚em od niego silny zapach wódki. No i cóż, mój przyjacielu, mogÄ™ dla was uczynid? spytaÅ‚. Marynarz staÅ‚ uÅ›miechajÄ…c siÄ™ i patrzÄ…c nao spod przymrużonych powiek. Nie poznaje mnie pan? spytaÅ‚. Ależ tak, mój drogi. Z pewnoÅ›ciÄ… nazywacie siÄ™ Hudson! W gÅ‚osie Mr Trevora wyraznie brzmiaÅ‚o zaskoczenie. Tak, sir, jestem Hudson! odpowiedziaÅ‚ marynarz. Mija już trzydzieÅ›ci lat od czasu, gdy pana ostatni raz widziaÅ‚em. Jak widzÄ™, pan osiadÅ‚ we wÅ‚asnych dobrach. Ja natomiast w dalszym ciÄ…gu tuÅ‚am siÄ™ po Å›wiecie i klepiÄ™ biedÄ™. Sam siÄ™ zaraz przekonasz, że nie zapomniaÅ‚em dawnych czasów odparÅ‚ Mr Trevor i zbliżywszy siÄ™ do marynarza szepnÄ…Å‚: Idz do kuchni! GÅ‚oÅ›no zaÅ› dodaÅ‚: OczywiÅ›cie, pomogÄ™ ci. Zaraz dostaniesz coÅ› do jedzenia i picia. DziÄ™kujÄ™, sir! odparÅ‚ przybysz, dotykajÄ…c rÄ™kÄ… daszka czapki. Jestem zmÄ™czony i pragnÄ™ odpoczynku. Mam nadziejÄ™, iż udzieli mi go Mr Beddoes lub pan. Ach! Wiesz wiÄ™c, gdzie mieszka obecnie Mr Beddoes? zawoÅ‚aÅ‚ Mr Trevor. Tak siÄ™ jakoÅ› szczęśliwie skÅ‚ada, że wiem, gdzie przebywajÄ… teraz moi starzy przyjaciele! odpowiedziaÅ‚ ze zÅ‚oÅ›liwym uÅ›miechem. Po tych sÅ‚owach udaÅ‚ siÄ™ wraz ze sÅ‚użącÄ… do kuchni. Mr Trevor w krótkich sÅ‚owach poinformowaÅ‚ nas, iż razem z tym czÅ‚owiekiem peÅ‚niÅ‚ sÅ‚użbÄ™ na statku, gdy wyruszaÅ‚ na poszukiwanie zÅ‚ota, po czym zostawiwszy nas samych udaÅ‚ siÄ™ do domu. W godzinÄ™ pózniej wróciliÅ›my do domu i zastaliÅ›my go leżącego na kanapie. ByÅ‚ kompletnie pijany. CaÅ‚e to zdarzenie sprawiÅ‚o na mnie bardzo nieprzyjemne wrażenie. Z ulgÄ… opuÅ›ciÅ‚em nazajutrz Donnithorpe, gdyż czuÅ‚em doskonale, że dalsza moja obecnoÅ›d byÅ‚aby dla mojego przyjaciela bardzo krÄ™pujÄ…ca. DziaÅ‚o siÄ™ to wszystko w pierwszym miesiÄ…cu moich wielkich wakacji. Po powrocie do Londynu nastÄ™pne siedem tygodni spÄ™dziÅ‚em w swym mieszkaniu, przeprowadzajÄ…c kilka interesujÄ…cych doÅ›wiadczeo z chemii organicznej. Jesieo byÅ‚a w peÅ‚ni i wakacje dobiegaÅ‚y już kooca, gdy pewnego dnia otrzymaÅ‚em telegram od mojego przyjaciela. BÅ‚agaÅ‚ mnie, abym niezwÅ‚ocznie przyjechaÅ‚ do Donnithorpe, gdyż bardzo potrzebuje mojej rady i pomocy. OczywiÅ›cie rzuciÅ‚em wszystko i pojechaÅ‚em na północ. Wiktor przybyÅ‚ po mnie na stacjÄ™ w maÅ‚ym powoziku. Od razu poznaÅ‚em, że ostatnie dwa miesiÄ…ce musiaÅ‚y byd dla niego bardzo ciężkie. SchudÅ‚, postarzaÅ‚ siÄ™. UtraciÅ‚ caÅ‚Ä… wesoÅ‚oÅ›d i żywy temperament. Ojciec jest umierajÄ…cy! brzmiaÅ‚y pierwsze jego sÅ‚owa. Nie może byd! zawoÅ‚aÅ‚em. Co mu siÄ™ staÅ‚o? Apopleksja. Silny wstrzÄ…s nerwowy. CaÅ‚y dzieo walczyÅ‚ ze Å›mierciÄ… i wÄ…tpiÄ™, czy zastaniemy go jeszcze przy życiu. Możesz sobie wyobrazid, Watsonie, jak wielkie wrażenie wywarÅ‚a na mnie ta niespodziewana wiadomoÅ›d. Co wÅ‚aÅ›ciwie spowodowaÅ‚o atak? spytaÅ‚em. O to wÅ‚aÅ›nie chodzi! Wsiadaj! Podczas drogi wszystko ci opowiem. Czy przypominasz sobie tego marynarza, który odwiedziÅ‚ nas w przeddzieo twojego wyjazdu? Doskonale! Lecz czy domyÅ›lasz siÄ™, kogoÅ›my wpuÅ›cili wówczas do domu? Nie mam pojÄ™cia. Holmesie! To byÅ‚ szatan! krzyknÄ…Å‚. SpojrzaÅ‚em nao zdziwiony. Tak, to byÅ‚ szatan we wÅ‚asnej osobie. Od tego czasu nie zaznaliÅ›my ani chwili spokoju. Ojciec byÅ‚ wciąż okropnie przygnÄ™biony, a teraz umiera. DostaÅ‚ ataku serca przez tego przeklÄ™tego Hudsona. Ale jak on do tego doprowadziÅ‚? Ach! Wiele bym daÅ‚, żeby to wiedzied. Mój stary, kochany, dobry ojciec. Jak mógÅ‚ wpaÅ›d w szpony tego Å‚otra?! Bardzo siÄ™ cieszÄ™, Holmesie, żeÅ› przyjechaÅ‚! Mam bezgraniczne zaufanie do twego zdania i rozsÄ…dku. Na pewno poradzisz mi, jak umiesz najlepiej. JechaliÅ›my szybko równÄ…, jasnÄ… drogÄ… wiejskÄ…. Przed nami rozpoÅ›cieraÅ‚y siÄ™ pola Broads w blasku promieni zachodzÄ…cego sÅ‚ooca. Po lewej stronie spostrzegÅ‚em sterczÄ…ce ponad gajem wysokie kominy i maszt flagowy, zdobiÄ…cy siedzibÄ™ sÄ™dziego Trevora. Mój ojciec daÅ‚ temu Å‚otrowi posadÄ™ ogrodnika odezwaÅ‚ siÄ™ mój przyjaciel. Ponieważ jednak to stanowisko nie odpowiadaÅ‚o mu, uczyniÅ‚ go głównym lokajem. Z tÄ… chwilÄ… caÅ‚y dom zdany zostaÅ‚ na jego Å‚askÄ™. WłóczyÅ‚ siÄ™ wszÄ™dzie i robiÅ‚, co mu siÄ™ żywnie podobaÅ‚o. SÅ‚użące skarżyÅ‚y siÄ™ na jego pijaostwo i ordynarne obejÅ›cie, na co ojciec podniósÅ‚ wszystkim pÅ‚ace jako rekompensatÄ™ za te przykroÅ›ci. Ten Å‚otr, Hudson, braÅ‚ nieraz łódz i najlepszÄ… strzelbÄ™ ojca, aby udad siÄ™ na maÅ‚e polowanie . A wszystko to robiÅ‚ z tak bezczelnÄ…, zÅ‚oÅ›liwÄ… i szyderczÄ… minÄ…, że już nieraz rÄ…bnÄ…Å‚bym go w szczÄ™kÄ™, gdyby byÅ‚ moim rówieÅ›nikiem. Powiedz, Holmesie! CaÅ‚y czas staraÅ‚em siÄ™ siÅ‚Ä… woli opanowywad. Czy nie byÅ‚oby jednak lepiej dziaÅ‚ad energiczniej? Byd może, postÄ™powaÅ‚em niewÅ‚aÅ›ciwie. Sytuacja coraz bardziej zaostrzaÅ‚a siÄ™. BezczelnoÅ›d tego bydlaka, Hudsona, stawaÅ‚a siÄ™ nie do zniesienia, aż wreszcie któregoÅ› dnia, gdy w mojej obecnoÅ›ci ordynarnie odpowiedziaÅ‚ ojcu, chwyciÅ‚em go za kark i wyrzuciÅ‚em z pokoju. PodniósÅ‚ siÄ™ siny z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci i zmierzyÅ‚ mnie jadowitym spojrzeniem. ZawieraÅ‚o ono wiÄ™kszÄ… grozbÄ™, niżby mógÅ‚ wypowiedzied sÅ‚owami. Nie wiem, co .zaszÅ‚o potem miÄ™dzy nimi, w każdym razie ojciec nastÄ™pnego dnia przyszedÅ‚ do mnie z propozycjÄ…, abym przeprosiÅ‚ Hudsona. OczywiÅ›cie odmówiÅ‚em. SpytaÅ‚em też ojca, jak może tolerowad chamskie zachowanie siÄ™ tego nÄ™dznika wobec siebie i reszty domowników. Ach, mój chÅ‚opcze! odparÅ‚. Mówisz tak, bo nie zdajesz sobie sprawy, w jakiej znajdujÄ™ siÄ™ sytuacji. Ale powinieneÅ› dowiedzied siÄ™ o wszystkim. Wiktorze! Co bÄ™dzie, to bÄ™dzie! Pal licho! Ciekaw jestem tylko, czy potem bÄ™dziesz nadal przekonany o krzywdzie, jaka spotyka twego biednego ojca? ByÅ‚ bardzo zdenerwowany. ZamknÄ…Å‚ siÄ™ w gabinecie i spÄ™dziÅ‚ tam resztÄ™ dnia. WidziaÅ‚em przez okno, jak pisaÅ‚ coÅ› w poÅ›piechu. Tego wieczoru myÅ›laÅ‚em, że nadchodzi wreszcie nasze wyzwolenie. Hudson bowiem oznajmiÅ‚, że odchodzi. SiedzieliÅ›my wÅ‚aÅ›nie po obiedzie w jadalni, gdy wszedÅ‚. ByÅ‚ mocno wstawiony. Mam doÅ›d Norfolku! powiedziaÅ‚ grubym i ochrypÅ‚ym gÅ‚osem. OdwiedzÄ™ teraz Mr Beddoesa w Hampshire. Zapewne podobnie jak pan bardzo siÄ™ ucieszy na mój widok. Mam nadziejÄ™, Hudsonie, iż nie odchodzisz z urazÄ…? spytaÅ‚ ojciec Å‚agodnie i nieÅ›miaÅ‚o, co w najwyższym stopniu mnie oburzyÅ‚o. Nie otrzymaÅ‚em jeszcze należnych mi przeprosin! odparÅ‚, patrzÄ…c nadÄ…sany w mojÄ… stronÄ™. Wiktorze! PotraktowaÅ‚eÅ› tego zacnego czÅ‚owieka trochÄ™ za ostro. Przyznasz chyba? zwróciÅ‚ siÄ™ ojciec do mnie. WrÄ™cz przeciwnie! Obaj wykazaliÅ›my wprost anielskÄ… cierpliwoÅ›d, znoszÄ…c jego wybryki! odparÅ‚em. Takie jest moje zdanie. A wiÄ™c to tak? warknÄ…Å‚. Doskonale, kolego. Jeszcze o tym porozmawiamy! ZataczajÄ…c siÄ™ wyszedÅ‚ z pokoju i w ciÄ…gu pół godziny opuÅ›ciÅ‚ nasz dom. Po jego wyjezdzie ojciec czuÅ‚ siÄ™ kompletnie rozstrojony nerwowo. Co noc sÅ‚yszaÅ‚em, jak chodzi po swym pokoju. Wreszcie, gdy zaczÄ…Å‚ odzyskiwad równowagÄ™ duchowÄ…, spadÅ‚ cios. Jak to siÄ™ staÅ‚o? spytaÅ‚em. W zupeÅ‚nie niezwykÅ‚y sposób. Otóż wczoraj wieczorem ojciec otrzymaÅ‚ list. WidniaÅ‚ na nim stempel pocztowy z Fordingbridge. Po przeczytaniu listu ojciec zÅ‚apaÅ‚ siÄ™ oburÄ…cz za gÅ‚owÄ™ i poczÄ…Å‚ biegad w kółko po pokoju. RobiÅ‚ wrażenie czÅ‚owieka, który postradaÅ‚ zmysÅ‚y. Gdy wreszcie udaÅ‚o mi siÄ™ uÅ‚ożyd go na kanapie, jedna poÅ‚owa twarzy wraz z powiekÄ… i ustami wykrzywiÅ‚a siÄ™. ZwykÅ‚a oznaka ataku. WiedziaÅ‚em o tym dobrze. NiezwÅ‚ocznie przybyÅ‚ dr Fordham i razem poÅ‚ożyliÅ›my ojca do łóżka. Porażenie jednak postÄ™powaÅ‚o dalej. ByÅ‚ ciÄ…gle nieprzytomny. WÄ…tpiÄ™ abyÅ›my zastali go jeszcze przy życiu. Ależ to okropne, Wiktorze! zawoÅ‚aÅ‚em. Cóż takiego mógÅ‚ jednak zawierad ten list, iż wywoÅ‚aÅ‚ tak straszny skutek? Nic! W tym wÅ‚aÅ›nie tkwi zagadka. ZupeÅ‚nie zwykÅ‚e i nawet Å›mieszne zawiadomienie! Och! Mój Boże! StaÅ‚o siÄ™ to, czego siÄ™ obawiaÅ‚em! Podczas rozmowy, minÄ™liÅ›my zakrÄ™t alei. W gasnÄ…cym Å›wietle zachodzÄ…cego sÅ‚ooca ujrzeliÅ›my dwór Trevorów. We wszystkich oknach story byÅ‚y pospuszczane. Gdy podchodziliÅ›my do drzwi domu, na twarzy mojego przyjaciela pojawiÅ‚ siÄ™ wyraz rozpaczy. JakiÅ› mężczyzna w czerni wyszedÅ‚ nam naprzeciw. Kiedy to siÄ™ staÅ‚o, doktorze? spytaÅ‚ Trevor. Prawie zaraz po pana odejÅ›ciu. Czy odzyskaÅ‚ przytomnoÅ›d? Na chwilÄ™ przed Å›mierciÄ…. Czy zostawiÅ‚ mi jakÄ…Å› wiadomoÅ›d? Tylko to, że papiery znajdujÄ… siÄ™ w japooskim gabinecie w gÅ‚Ä™bi biurka. Wiktor przeprosiÅ‚ mnie na chwilÄ™ i udaÅ‚ siÄ™ wraz z doktorem do pokoju ojca. Jeszcze nigdy w życiu nie czuÅ‚em siÄ™ tak zle, jak wówczas. ZastanawiaÅ‚em siÄ™ nad caÅ‚Ä… sprawÄ…. Cóż mogÅ‚a kryd w sobie przeszÅ‚oÅ›d Trevora, boksera, podróżnika i poszukiwacza zÅ‚ota? W jaki sposób wpadÅ‚ w rÄ™ce tego bezczelnego marynarza? Dlaczego zemdlaÅ‚, gdy wspomniaÅ‚em o na wpół zatartych inicjaÅ‚ach, jakie miaÅ‚ wytatuowane na rÄ™ce? Dlaczego wreszcie umarÅ‚ z przerażenia po otrzymaniu listu z Fordingtaridge? Teraz dopiero przypomniaÅ‚em sobie, iż Fordingbridge leży w Hampshire. Tam też mieszka ów Mr Beddoes, do którego Hudson wybraÅ‚ siÄ™ prawdopodobnie również w celu szantażu. List ten mógÅ‚ wiÄ™c pochodzid od niego i zawierad wiadomoÅ›d o zdradzie tajemnicy jakiegoÅ› przestÄ™pstwa, które prawdopodobnie kiedyÅ›, w przeszÅ‚oÅ›ci popeÅ‚niono. Ale list mógÅ‚ również wysÅ‚ad Beddoes, chcÄ…c ostrzec starego wspólnika przed zagrażajÄ…cym im tego rodzaju niebezpieczeostwem. Wnioski te wydawaÅ‚y mi siÄ™ sÅ‚uszne. Ale jakim sposobem list o takiej treÅ›ci mógÅ‚ byd zabawny i pospolity? bo przecież tak go wÅ‚aÅ›nie okreÅ›liÅ‚ mÅ‚ody Trevor. MusiaÅ‚ go chyba zle zrozumied. Prawdopodobnie mamy w tym wypadku do czynienia z jakimÅ› skomplikowanym szyfrem. WÅ‚aÅ›ciwa treÅ›d ma zupeÅ‚nie inne znaczenie niż zdania zawarte w tekÅ›cie. MuszÄ™ zobaczyd ten list. JeÅ›li jest tak, jak przypuszczaÅ‚em, to z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… uda mi siÄ™ go prawidÅ‚owo odczytad. Już prawie godzinÄ™ siedziaÅ‚em w mroku, gdy moje rozmyÅ›lania nad tÄ… zagadkowÄ… sprawÄ… przerwaÅ‚a zapÅ‚akana sÅ‚użąca, która przyniosÅ‚a lampÄ™. Zaraz za niÄ… wszedÅ‚ mój przyjaciel Trevor, blady lecz spokojny. W rÄ™ku trzymaÅ‚ papiery, które teraz leżą tu na moich kolanach. UsiadÅ‚ naprzeciw mnie, przysunÄ…Å‚ lampÄ™ i podaÅ‚ mi kawaÅ‚ek szarego papieru zawierajÄ…cego kilka niewyraznych zdao: Polowanie pod Londynem rozpoczÄ™te. Główny Å‚owczy Hudson zarzÄ…dziÅ‚ chyba wszystko. Wyraznie już powiedziaÅ‚: BÄ™dzie wielka obÅ‚awa! Dlatego trzeba ratowad bażancich samic życie. Gdy po raz pierwszy czytaÅ‚em to zawiadomienie, miaÅ‚em chyba tak samo zdziwionÄ… minÄ™, Watsonie, jak ty przed chwilÄ…. Drugi raz przeczytaÅ‚em je bardzo uważnie. Te pozornie pozbawione sensu zdania, jak przypuszczaÅ‚em, kryjÄ… w sobie jakÄ…Å› zupeÅ‚nie innÄ… treÅ›d. Byd może, niektóre sÅ‚owa, jak na przykÅ‚ad obÅ‚awa, lub bażancie samice, miaÅ‚y jakieÅ› umowne znaczenie. JeÅ›li dobrane zostaÅ‚y caÅ‚kiem dowolnie, to nie ma nawet mowy, aby je odgadnÄ…d. Tajemnica szyfru, zdaje mi siÄ™ jednak, nie na tym polega. Nazwisko Hudsona wskazywaÅ‚o na to, że sens zawiadomienia powinien byd taki jaki od poczÄ…tku przypuszczaÅ‚em. ÅšwiadczyÅ‚o ono ponadto o tym, iż list raczej pochodziÅ‚ od Beddoesa, a nie od marynarza. SpróbowaÅ‚em czytad tekst od kooca. Ale wyrażenie: życie samic bażancich nie dawaÅ‚o wielkiej nadziei na rozwiÄ…zanie zagadki. Podobnie skooczyÅ‚o siÄ™ fiaskiem odczytywanie co drugiego sÅ‚owa: polowanie& Londynem& główny& lub też pod& rozpoczÄ™te& Å‚owczy. Wtem znalazÅ‚em wÅ‚aÅ›ciwy klucz do szyfru. UÅ‚ożyÅ‚em tekst, wybierajÄ…c co trzecie sÅ‚owo, poczÄ…wszy oczywiÅ›cie od pierwszego. Tak! Teraz powstaÅ‚o ostrzeżenie, które rzeczywiÅ›cie mogÅ‚o doprowadzid do rozpaczy starego Trevora. TreÅ›d jego przeczytaÅ‚em Wiktorowi. ByÅ‚a krótka i zwiÄ™zÅ‚a: Polowanie rozpoczÄ™te. Hudson wszystko powiedziaÅ‚. ObÅ‚awa! Ratowad życie! MÅ‚ody Trevor ukryÅ‚ twarz w drżących dÅ‚oniach. Tak też chyba byÅ‚o! To gorsze niż Å›mierd! jÄ™knÄ…Å‚. To jeszcze haoba! Ale jakie mogÄ… mied znaczenie takie wyrazy, jak: główny Å‚owczy lub bażancie samice? Dla samej treÅ›ci ostrzeżenia nie posiadajÄ… one żadnego znaczenia. Ponieważ jednak nie możemy ustalid nadawcy listu, mogÄ… one nam w tym bardzo pomóc. Widzisz sam, iż autor zaczÄ…Å‚ pisad polowanie& rozpoczÄ™te& i tak dalej, pozostawiajÄ…c luki. NastÄ™pnie w puste miejsca wpisaÅ‚ po dwa sÅ‚owa zgodnie z umówionym szyfrem. ByÅ‚y to pierwsze lepsze sÅ‚owa, jakie mu przyszÅ‚y na myÅ›l. MiÄ™dzy nimi wiele zwiÄ…zanych jest z Å‚owiectwem, co Å›wiadczyÅ‚oby o tym, iż autor listu byÅ‚ chyba zapalonym myÅ›liwym lub hodowcÄ…. A czy wiesz coÅ› o tym Beddoesie? Teraz gdy o niego spytaÅ‚eÅ› odparÅ‚ przypominam sobie, iż każdej jesieni przysyÅ‚aÅ‚ memu nieszczęśliwemu ojcu zaproszenie na polowanie. UrzÄ…dzaÅ‚ je w swoich terenach Å‚owieckich. Nie ulega wiÄ™c wÄ…tpliwoÅ›ci odparÅ‚em. To on jest autorem listu. Teraz pozostaje nam tylko wyjaÅ›nid tajemnicÄ™, którÄ… znaÅ‚ marynarz Hudson, a która stanowiÅ‚a takÄ… grozbÄ™ dla obu tych zamożnych i poważanych ludzi. Obawiam siÄ™, Holmesie powiedziaÅ‚ mój przyjaciel że za tym wszystkim kryje siÄ™ haoba i zbrodnia. Przed tobÄ…, jednak nie chcÄ™ nic ukrywad. Oto oÅ›wiadczenie ojca, które napisaÅ‚, gdy przekonaÅ‚ siÄ™, iż grozi mu niebezpieczeostwo ze strony Hudsona. Zgodnie ze wskazówkami doktora znalazÅ‚em je w japooskim biurku. Wez i przeczytaj mi je, gdyż sam na to nie mam ani doÅ›d siÅ‚y, ani odwagi. To sÄ… wÅ‚aÅ›nie te papiery, Watsonie, które wówczas mi wrÄ™czyÅ‚. Teraz odczytam je tobie, podobnie jak w tamtÄ… noc czytaÅ‚em jemu w starym gabinecie. Jak widzisz na okÅ‚adce widnieje tytuÅ‚: Dzieje statku Gloria Scott od chwili wypÅ‚yniÄ™cia z Falmoluth dnia 8 pazdziernika 1855 do momentu jego katastrofy na 15°20 szerokoÅ›ci północnej i 25° 14 dÅ‚ugoÅ›ci zachodniej dnia 6 listopada tegoż roku. Spisane zostaÅ‚y w formie listu. A oto ich treÅ›d: Mój drogi synu! Teraz gdy ostatnie chwile życia zatruwa mi zbliżajÄ…ca siÄ™ nieuchronnie haoba, mogÄ™ ci o wszystkim szczerze i uczciwie napisad. Wierz mi! To nie strach przed prawem ani obawa przed utratÄ… pozycji w hrabstwie czy też przed poniżeniem w oczach tych wszystkich, co mnie znali, najwiÄ™cej rani mi serce. Dla mnie najgorsze jest to, iż ty bÄ™dziesz musiaÅ‚ siÄ™ wstydzid za swego ojca. Ty, który mnie kochasz WÅ‚aÅ›nie ty powinieneÅ› mied dla mnie szacunek. Ale jeÅ›li wciąż zagrażajÄ…ce mi niebezpieczeostwo spadnie na mnie, pragnÄ™, abyÅ› przeczytaÅ‚ ten list. ChcÄ™ ci sam opowiedzied o mojej winie i o jej rozmiarach. Gdyby jednak wszystko uÅ‚ożyÅ‚o siÄ™ pomyÅ›lnie (co może sprawie wszechmoc Boża), a dokument ten nie ulegÅ‚ zniszczeniu, lecz trafiÅ‚ w twoje rÄ™ce, to zaklinam ciÄ™ na wszystkie Å›wiÄ™toÅ›ci, na pamiÄ™d twojej ukochanej matki i na naszÄ… miÅ‚oÅ›d spal go i nigdy nawet myÅ›lami doo nie wracaj. JeÅ›li kiedyÅ› bÄ™dziesz czytaÅ‚ te sÅ‚owa, ja bÄ™dÄ™ już zdemaskowany i usuniÄ™ty ze swego domu. BiorÄ…c jednak pod uwagÄ™ zÅ‚y stan mego serca, raczej bÄ™dÄ™ już w grobie. Nie sposób dÅ‚użej milczed. PrzysiÄ™gam ci! Każde sÅ‚owo tego listu to szczera prawda. Mimo wszystko jednak wierzÄ™ w miÅ‚osierdzie. Kochany chÅ‚opcze! Trevor to wcale nie moje nazwisko. NiegdyÅ› w mÅ‚odoÅ›ci nazywaÅ‚em siÄ™ James Armitage. Teraz dopiero możesz pojÄ…d, dlaczego byÅ‚em tak zaskoczony, gdy kilka tygodni temu w rozmowie z twoim przyjacielem sÄ…dziÅ‚em, iż odkryÅ‚ on tÄ™ tajemnicÄ™. Jako Armitage pracowaÅ‚em w londyoskim domu bankowym. PopeÅ‚niÅ‚em tam przestÄ™pstwo i pod tym nazwiskiem zostaÅ‚em skazany na zesÅ‚anie. Ale nie sÄ…dz mnie, mój chÅ‚opcze, zbyt surowo. Po prostu miaÅ‚em dÅ‚ug honorowy. UregulowaÅ‚em go pieniÄ™dzmi, które nie należaÅ‚y do mnie. MyÅ›laÅ‚em, że zanim siÄ™ to wykryje, bÄ™dÄ™ mógÅ‚ zwrócid samowolnie pożyczonÄ… kwotÄ™. PrzeÅ›ladowaÅ‚ mnie jednak jakiÅ› fatalny pech! Nigdy w rezultacie nie otrzymaÅ‚em pieniÄ™dzy, na które liczyÅ‚em, a wczeÅ›niejsza niż zazwyczaj kontrola ksiÄ…g wykryÅ‚a moje nadużycie. ByÅ‚a to wÅ‚aÅ›ciwie dosyd bÅ‚aha sprawa, jednak przepisy prawne przed trzydziestu laty byÅ‚y znacznie surowsze niż obecnie. W ten sposób majÄ…c 23 lata staÅ‚em siÄ™ przestÄ™pcÄ…. Zakuto mnie w kajdany i wraz z trzydziestu siedmiu innymi wiÄ™zniami popÅ‚ynÄ…Å‚em do Australii pod pokÅ‚adem statku Gloria Scott . ByÅ‚ to rok 1855. Wojna krymska trwaÅ‚a w caÅ‚ej peÅ‚ni. Statki do przewozu wiÄ™zniów zamieniono wtedy na transportowce kursujÄ…ce na Morzu Czarnym. ZmuszaÅ‚o to rzÄ…d do wysyÅ‚ki wiÄ™zniów na mniejszych i mniej odpowiednich do tego celu statkach. Takim wÅ‚aÅ›nie byÅ‚a Gloria Scott , która poprzednio pÅ‚ywaÅ‚a z Å‚adunkami chioskiej herbaty. TÄ™ kategoriÄ™ statków zastÄ…piÅ‚y pózniej klipery. Gloria to statek starego typu o wypornoÅ›ci 500 ton, bardzo szeroki i niestateczny. ZaÅ‚ogÄ™ jego stanowili: kapitan, kapelan, trzech oficerów, 26 marynarzy, 18 żoÅ‚nierzy i 4 dozorców. Oprócz nich statek wiózÅ‚ 38 wiÄ™zniów. Tak wiÄ™c caÅ‚a zaÅ‚oga gdy opuszczaliÅ›my Falmouth, wynosiÅ‚a blisko 100 ludzi. Na normalnych statkach wiÄ™ziennych Å›ciany miÄ™dzy celami budowano z grubych bali dÄ™bowych. U nas natomiast byÅ‚y bardzo cienkie i sÅ‚abe. Obok mnie, w celi poÅ‚ożonej bliżej rufy, umieszczono wiÄ™znia, na którego zwróciÅ‚em specjalnÄ… uwagÄ™ już przed zaÅ‚adowaniem nas na statek, podczas przeprowadzania na molo. ByÅ‚ to mÅ‚odzieniec o bladej pozbawionej zarostu twarzy, cienkim, dÅ‚ugim nosie i mocno zarysowanych szczÄ™kach. SzedÅ‚ wyprostowany, energicznym krokiem, z wysoko podniesionÄ… gÅ‚owÄ…. CaÅ‚e jego zachowanie cechowaÅ‚a swoboda i beztroska. ZwracaÅ‚ na siebie powszechnÄ… uwagÄ™ swym nieprzeciÄ™tnym wzrostem. WÄ…tpiÄ™, czy kto z nas siÄ™gaÅ‚ mu wyżej niż do ramienia. MusiaÅ‚ mied co najmniej szeÅ›d i pół stopy wzrostu. Jego peÅ‚ne energii i stanowczoÅ›ci oblicze stanowiÅ‚o naprawdÄ™ dziwne zjawisko wÅ›ród tÅ‚umu zgnÄ™bionych i zmÄ™czonych twarzy. UcieszyÅ‚em siÄ™ wiÄ™c, iż on wÅ‚aÅ›nie jest moim sÄ…siadem. Jeszcze wiÄ™ksza jednak ogarnęła mnie radoÅ›d, gdy w nocnej ciszy usÅ‚yszaÅ‚em jakiÅ› szept, a idÄ…c za gÅ‚osem zauważyÅ‚em otwór, który on wywierciÅ‚ w desce dzielÄ…cej nasze cele. Halo, kolego mówiÅ‚ Å›ciszonym gÅ‚osem. Jak siÄ™ nazywasz? I za co tu siedzisz? OpowiedziaÅ‚em mu swojÄ… historiÄ™ i zapytaÅ‚em, kim jest. Jestem Jack Prendergast! odpowiedziaÅ‚. I mogÄ™ siÄ™ zaÅ‚ożyd, żeÅ› sÅ‚yszaÅ‚ już o mnie, nim siÄ™ spotkaliÅ›my. Od razu przypomniaÅ‚em sobie jego sprawÄ™. Krótko przed moim aresztowaniem wywoÅ‚aÅ‚a ona ogromny rozgÅ‚os w caÅ‚ym kraju. PochodziÅ‚ z dobrej rodziny i posiadaÅ‚ wybitne zdolnoÅ›ci, lecz zbyt Å‚atwo ulegaÅ‚ zÅ‚ym naÅ‚ogom, co w koocu doprowadziÅ‚o do tego, że za pomocÄ… bardzo pomysÅ‚owych oszustw wyÅ‚udziÅ‚ olbrzymie sumy od czoÅ‚owych kupców Londynu. No i cóż? PamiÄ™tasz mojÄ… sprawÄ™? zapytaÅ‚ cheÅ‚pliwie. Bardzo dobrze. To może przypomnisz sobie pewien nie wyjaÅ›niony fakt? Co takiego? MiaÅ‚em wiÄ™c, czy nie miaÅ‚em blisko dwierd miliona funtów szterlingów? Tak mówiono. Ale żadnych pieniÄ™dzy nie znaleziono, prawda? Tak. A wiÄ™c, jak przypuszczasz, gdzie one sÄ…? Nie mam pojÄ™cia. Tam, gdzie powinny byd! W moich rÄ™kach! zawoÅ‚aÅ‚. PrzysiÄ™gam, że zdobyÅ‚em wiÄ™cej funtów, niż masz wÅ‚osów na gÅ‚owie. A jeÅ›li posiadasz, mój synu, pieniÄ…dze i wiesz, jak siÄ™ z nimi obchodzid oraz jak je wydawad, to nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych. A teraz jak myÅ›lisz? Czy to nie dziwne, że czÅ‚owiek, który może wszystko, wysiaduje na dnie cuchnÄ…cego, zbutwiaÅ‚ego wraku z chioskich mórz, peÅ‚nego szczurów i robactwa? Nie, mój panie! Taki czÅ‚owiek myÅ›li o sobie i o swoich towarzyszach. Możesz na mnie liczyd i bÄ…dz pewny, że jeÅ›li mi pomożesz, to ciÄ™ stÄ…d wydostanÄ™. Gdy to wówczas mówiÅ‚, nie bardzo mu wierzyÅ‚em. Ale po zaprzysiężeniu mnie na wszystkie Å›wiÄ™toÅ›ci opowiedziaÅ‚ o planowanym spisku. Otóż jeszcze przed zaokrÄ™towaniem dwunastu wiÄ™zniów z Prendergastem na czele postanowiÅ‚o opanowad statek Gloria Scott , a pieniÄ…dze Prendergasta stanowiÅ‚y siÅ‚Ä™ napÄ™dowÄ… caÅ‚ej akcji. Mam wspólnika mówiÅ‚ dalej niespotykanej wprost dobroci. Szczery jak zÅ‚oto! On ma moje pieniÄ…dze. Jak sÄ…dzisz, gdzie on siÄ™ teraz znajduje& ? Jest kapelanem tego statku! Samym kapelanem! WszedÅ‚ z powagÄ… na pokÅ‚ad w czarnym stroju, zaopatrzony we wszystkie potrzebne papiery. W jego skrzyni znajduje siÄ™ wystarczajÄ…ca suma pieniÄ™dzy, by kupid caÅ‚y, statek. ZaÅ‚oga jest nam oddanÄ… ciaÅ‚em i duszÄ…. Zanim zorientowali siÄ™ o co chodzi, przekupiÅ‚ już dwunastu z nich. PozyskaÅ‚ też dwóch dozorców i drugiego oficera, Mercera. A jeÅ›li uzna, że warto, to przekupi samego kapitana; Cóż wiÄ™c zamierzacie robid? spytaÅ‚em. Jak myÅ›lisz? Po prostu pÅ‚aszcze niektórych żoÅ‚nierzy uczynimy bardziej czerwonymi, niż byÅ‚y przedtem& Ależ oni sÄ… przecież uzbrojeni! OczywiÅ›cie! Tak też powinno byd, mój chÅ‚opcze! Ale my też mamy broo. Na każdego z nas przypada po dwa pistolety. I jeÅ›li z poparciem zaÅ‚ogi nie potrafimy opanowad statku, to powinni nas umieÅ›cid w pensjonacie dla panienek. Ty tej nocy pomów ze swoim sÄ…siadem z lewej strony i wybadaj, czy można mu zaufad. ZrobiÅ‚em, co mi poleciÅ‚. Moim drugim sÄ…siadem, jak siÄ™ okazaÅ‚o, byÅ‚ mÅ‚ody czÅ‚owiek, który popeÅ‚niÅ‚ faÅ‚szerstwo. Jego sprawa niewiele siÄ™ różniÅ‚a od mojej. NazywaÅ‚ siÄ™ Evans. Obecnie, po zmianie nazwiska, podobnie jak ja staÅ‚ siÄ™ on szczęśliwym i bogatym wÅ‚aÅ›cicielem ziemskim w poÅ‚udniowej Anglii. Wtedy zgodziÅ‚ siÄ™ bardzo chÄ™tnie przystÄ…pid do spisku. UważaÅ‚, iż jest to jedyny sposób ocalenia. Zanim przepÅ‚ynÄ™liÅ›my zatokÄ™, wszyscy wiÄ™zniowie oprócz dwóch należeli do spisku. Jeden z nich byÅ‚ chory umysÅ‚owo, a wiÄ™c nie mogliÅ›my ryzykowad i wtajemniczad go. Drugi natomiast chorowaÅ‚ na żółtaczkÄ™ i na nic by siÄ™ nam nie przydaÅ‚. W ten sposób już od samego poczÄ…tku nic wÅ‚aÅ›ciwie nie staÅ‚o na przeszkodzie w opanowaniu statku. Specjalnie dobrana banda Å‚otrów, która stanowiÅ‚a zaÅ‚ogÄ™ Glorii , dziÄ™ki pieniÄ…dzom Prendergasta miaÅ‚a nam uÅ‚atwid to zadanie. Pseudokapelan swobodnie wÄ™drowaÅ‚ po celach pod pozorem nawracania nas. NosiÅ‚ on ze sobÄ… czarny worek rzekomo peÅ‚en nabożnych ksiÄ…g. A odwiedzaÅ‚ nas tak czÄ™sto, że już na trzeci dzieo, każdy wiÄ™zieo miaÅ‚ ukryte w nogach łóżka dwa pistolety, pilnik, funt prochu i 20 kul. Dwóch dozorców byÅ‚o agentami Prendergasta, a drugi oficer jego prawÄ… rÄ™kÄ…. Przeciwko sobie mieliÅ›my tylko kapitana statku, dwóch oficerów, dwóch dozorców, lekarza i porucznika Martina wraz z jego osiemnastu żoÅ‚nierzami. Aby mied jak najwiÄ™cej szans powodzenia, zachowywaliÅ›my wszelkie Å›rodki ostrożnoÅ›ci. PostanowiliÅ›my zaatakowad znienacka i oczywiÅ›cie w nocy. StaÅ‚o siÄ™ to jednak wczeÅ›niej, niż zamierzaliÅ›my. A oto jak do tego doszÅ‚o: Pewnego wieczoru, w trzecim tygodniu naszej podróży, wezwano lekarza do chorego wiÄ™znia. ZszedÅ‚ na dół do celi i podczas badania natrafiÅ‚ przypadkiem rÄ™kÄ… na ukryte w łóżku pistolety. Gdyby udaÅ‚, że niczego siÄ™ nie domyÅ›la, mógÅ‚by sparaliżowad caÅ‚Ä… naszÄ… akcjÄ™. Jednak ten maÅ‚y, nerwowy czÅ‚owiek nie mógÅ‚ siÄ™ opanowad. ZbladÅ‚ jak Å›ciana i krzyknÄ…Å‚ ze zdumienia. WiÄ™zieo od razu zorientowaÅ‚ siÄ™ w sytuacji i zanim lekarz zdążyÅ‚ podnieÅ›d alarm, leżaÅ‚ już przywiÄ…zany do koi z zakneblowanymi ustami. Ponieważ drzwi prowadzÄ…ce na pokÅ‚ad zostawiÅ‚ otwarte, wybiegliÅ›my przez nie. Po drodze zastrzelono dwóch żoÅ‚nierzy i kaprala, który przybiegÅ‚ zwabiony haÅ‚asem. Przed drzwiami messy oficerskiej staÅ‚o również dwu żoÅ‚nierzy. Mieli chyba nie nabite karabiny, gdyż nie dali ognia. Zabito ich, gdy usiÅ‚owali nasadzid bagnety na broo. RuszyliÅ›my wówczas do kajuty kapitana. Jednym pchniÄ™ciem otworzyliÅ›my drzwi. W tym samym momencie wewnÄ…trz kajuty padÅ‚ strzaÅ‚. Kapitan runÄ…Å‚ twarzÄ… do przodu wprost na mapÄ™ Atlantyku rozÅ‚ożonÄ… na stole. Obok niego staÅ‚ kapelan z dymiÄ…cym pistoletem w dÅ‚oni. ZaÅ‚oga w tym czasie obezwÅ‚adniÅ‚a dwóch oficerów. A wiÄ™c sprawa zostaÅ‚a zaÅ‚atwiona, tak nam siÄ™ przynajmniej zdawaÅ‚o. Messa oficerska znajdowaÅ‚a siÄ™ obok kapitaoskiej kajuty. WdarliÅ›my siÄ™ tam caÅ‚Ä… gromadÄ…. RozparliÅ›my siÄ™ wygodnie na kanapach i krzyczeliÅ›my jeden przez drugiego, pijani uczuciem wolnoÅ›ci. Wilson, rzekomy kapelan, rozbiÅ‚ jednÄ… ze skrzynek stojÄ…cych pod Å›cianami i wydobyÅ‚ z niej tuzin butelek sherry. RozbijaliÅ›my szyjki butelek i napeÅ‚nialiÅ›my kubki. I już podnosiliÅ›my je w górÄ™, gdy nagle ogÅ‚uszyÅ‚ nas huk karabinów, a sala wypeÅ‚niÅ‚a siÄ™ dymem. Nie można byÅ‚o nawet dojrzed drugiego kooca stoÅ‚u. Gdy siÄ™ trochÄ™ przejaÅ›niÅ‚o, ujrzaÅ‚em istnÄ… rzez: Wilson i oÅ›miu innych wiÄ™zniów wiÅ‚o siÄ™ na ziemi, a caÅ‚y stół zalany byÅ‚ krwiÄ… i sherry. Okropny widok! Jeszcze dziÅ› gdy o tym pomyÅ›lÄ™, dostajÄ™ mdÅ‚oÅ›ci! ChwilÄ™ staliÅ›my w osÅ‚upieniu. I przegralibyÅ›my sprawÄ™, gdyby nie Prendergast. RyknÄ…Å‚ jak rozjuszony byk i rzuciÅ‚ siÄ™ ku drzwiom, my zaÅ› wszyscy pozostali przy życiu wybiegliÅ›my za nim. Na rufie staÅ‚ porucznik wraz z dziesiÄ™cioma żoÅ‚nierzami. Oni to wÅ‚aÅ›nie przez uchylone okienka, umieszczone nad stoÅ‚em, zasypali nas gradem kul. WpadliÅ›my na nich, zanim zdążyli powtórnie nabid karabiny i rozpoczęła siÄ™ zaciÄ™ta walka wrÄ™cz. MieliÅ›my nad nimi dużą przewagÄ… liczebnÄ…, toteż po kilku minutach byÅ‚o już po wszystkim. Mój Boże! Cóż to za krwawa rzez! Gorsza od niej nigdy chyba jeszcze siÄ™ nie zdarzyÅ‚a. RozszalaÅ‚y Prendergast wyglÄ…daÅ‚ jak wcielenie szatana. ChwytaÅ‚ żoÅ‚nierzy z takÄ… Å‚atwoÅ›ciÄ… jak maÅ‚e dzieci i wyrzucaÅ‚ żywych czy umarÅ‚ych za burtÄ™. Jeden z nich, ciężko ranny sierżant, utrzymywaÅ‚ siÄ™ na powierzchni nadspodziewanie dÅ‚ugo, z trudem pÅ‚ynÄ…c. Wreszcie ktoÅ› strzeliÅ‚ mu z litoÅ›ci w gÅ‚owÄ™. Gdy walka dobiegÅ‚a kooca, z naszych wrogów przy życiu pozostali tylko oficerowie, strażnicy i lekarz. Wielu z nas, zadowalajÄ…c siÄ™ zdobytÄ… wolnoÅ›ciÄ…, nie chciaÅ‚o brad na sumienie zbrodni. Inna sprawa walczyd z uzbrojonymi w karabiny żoÅ‚nierzami, a inna mordowad z zimnÄ… krwiÄ… bezbronnych ludzi. OÅ›miu z nas, a mianowicie piÄ™ciu wiÄ™zniów i trzech marynarzy opowiedziaÅ‚o siÄ™ za darowaniem im życia. Jednakże Prendergast i reszta jego kompanów byli nieubÅ‚agani. I jeÅ›li chcemy byd bezpieczni mówiÅ‚ musimy skooczyd z nimi, nie pozostawiajÄ…c przy życiu nikogo, kto by nas mógÅ‚ potem wydad i zeznawad przeciwko nam. ZanosiÅ‚o siÄ™ na to, że i my, którzy przeciwstawiliÅ›my siÄ™ morderstwu, podzielimy los jeoców. W koocu jednak Prendergast pozwoliÅ‚ nam wziÄ…d łódz i odpÅ‚ynÄ…d. ChÄ™tnie skorzystaliÅ›my z okazji, gdyż czuliÅ›my siÄ™ niemal chorzy od tej bestialskiej rzezi. Najgorsze jednak, jak siÄ™ orientowaliÅ›my, miaÅ‚o dopiero nastÄ…pid. Każdy z nas otrzymaÅ‚ kompletne ubranie marynarskie. Ponadto wyposażenie nasze stanowiÅ‚y: baryÅ‚ka wody sucharów i solonego miÄ™sa oraz kompas. Prendergast dorzuciÅ‚ jeszcze mapÄ™ i powiedziaÅ‚, że jesteÅ›my rozbitkami, których statek zatonÄ…Å‚ na 15° szerokoÅ›ci północnej i 25° dÅ‚ugoÅ›ci zachodniej. OdciÄ™to cumÄ™ i odpÅ‚ynÄ™liÅ›my. A teraz, mój synu, dochodzÄ™ w mej historii do najbardziej nieoczekiwanego wypadku. DÄ…Å‚ lekki, północnowschodni wiatr. Przedni żagiel, zwiniÄ™ty podczas spuszczania szalupy, teraz marynarze rozwinÄ™li i Gloria Scott zaczęła siÄ™ powoli od nas oddalad. Szalupa zaÅ› koÅ‚ysaÅ‚a siÄ™ Å‚agodnie na dÅ‚ugiej, spokojnej fali. Evans i ja, jako najbardziej wyksztaÅ‚ceni, ustaliliÅ›my na mapie nasze poÅ‚ożenie. ZastanawialiÅ›my siÄ™ też, w którÄ… stronÄ™ żeglowad. Nie byÅ‚a to wcale prosta sprawa, gdyż Cape de Verds znajdowaÅ‚ siÄ™ w odlegÅ‚oÅ›ci okoÅ‚o 500 mil na północ, a brzeg, afrykaoski niemal 700 mil na wschód. Wiatr siÄ™ zmieniÅ‚ i dÄ…Å‚ w kierunku północnym. Dlatego też postanowiliÅ›my pÅ‚ynÄ…d do Sierra Leone, co wydawaÅ‚o siÄ™ najlepszym wyjÅ›ciem z sytuacji. Po prawej burcie widad byÅ‚o oddalajÄ…cy siÄ™ statek, który stopniowo malaÅ‚, aż w koocu rozmiarami, przypominaÅ‚ Å‚upinkÄ™ orzecha. Nagle wystrzeliÅ‚a zeo ogromna chmura dymu i zawisÅ‚a nad horyzontem na ksztaÅ‚t gigantycznego drzewa. Po kilku sekundach usÅ‚yszeliÅ›my huk eksplozji, a gdy dym opadÅ‚, po Glorii Scott nie pozostaÅ‚o ani Å›ladu. Natychmiast zawróciliÅ›my szalupÄ™ i co siÅ‚ popÅ‚ynÄ™liÅ›my na miejsce katastrofy, gdzie wciąż jeszcze snuÅ‚y siÄ™ nad wodÄ… mgÅ‚y dymu. Minęła godzina, nim dotarliÅ›my do celu. Rozbita łódz, jakieÅ› szczÄ…tki krat, belek i reji wskazywaÅ‚y miejsce, gdzie zatonÄ…Å‚ statek. Nie zastaliÅ›my tu jednak ani Å›ladu życia. ByliÅ›my przekonani, iż przybyliÅ›my za pózno, aby kogokolwiek uratowad. OdpÅ‚ywaliÅ›my już przygnÄ™bieni, gdy daÅ‚o siÄ™ sÅ‚yszed sÅ‚abe woÅ‚anie o pomoc. W pewnej odlegÅ‚oÅ›ci unosiÅ‚y siÄ™ na falach jakieÅ› szczÄ…tki statku: W poprzek jednej z nich leżaÅ‚ bezwÅ‚adnie czÅ‚owiek. WciÄ…gnÄ™liÅ›my go do Å‚odzi. MÅ‚ody marynarz, nazwiskiem Hudson, okazaÅ‚ siÄ™ jednak tak poparzony i wyczerpany, iż nie byÅ‚ w stanie opisad, co siÄ™ staÅ‚o. Dopiero nazajutrz zaczÄ…Å‚ swÄ… opowieÅ›d. Po naszym odjezdzie Prendergast wraz z caÅ‚Ä… bandÄ… przystÄ…piÅ‚ do likwidacji piÄ™ciu jeoców. Zastrzelono trzeciego oficera i dwóch dozorców, a ciaÅ‚a ich wyrzucono za burtÄ™. Wówczas Prendergast zeszedÅ‚ pod pokÅ‚ad i wÅ‚asnorÄ™cznie poderżnÄ…Å‚ gardÅ‚o nieszczÄ™snemu chirurgowi. PozostaÅ‚ jedynie pierwszy oficer, odważny i energiczny czÅ‚owiek. Gdy ujrzaÅ‚ zbliżajÄ…cego siÄ™ doo wiÄ™znia z ociekajÄ…cym krwiÄ… nożem, wyswobodziÅ‚ siÄ™ z wiÄ™zów, które już poprzednio zdoÅ‚aÅ‚ rozluznid. PrzebiegÅ‚ przez pokÅ‚ad i skoczyÅ‚ na dno statku. Dwunastu wiÄ™zniów, uzbrojonych w pistolety udaÅ‚o siÄ™ za nim w pogoo. Znalezli go z otwartÄ… baryÅ‚kÄ… prochu, jednÄ… ze stu znajdujÄ…cych siÄ™ na statku. TrzymajÄ…c w rÄ™ku zapaÅ‚ki zagroziÅ‚, iż wysadzi caÅ‚y statek w powietrze, jeÅ›li go spróbujÄ… zaatakowad. W chwilÄ™ pózniej nastÄ…piÅ‚ wybuch. WedÅ‚ug relacji Hudsona, spowodowaÅ‚a go raczej zle wymierzona kula któregoÅ› z wiÄ™zniów niż zapaÅ‚ka oficera. ObojÄ™tne zresztÄ…, jaka byÅ‚a przyczyna. W każdym razie statek Gloria Scott i banda, która go opanowaÅ‚a, przestali istnied. Oto mój chÅ‚opcze, krótka historia tych mrożących krew w żyÅ‚ach wypadków, w jakie zostaÅ‚em wmieszany. NastÄ™pnego dnia przyjÄ…Å‚ nas na pokÅ‚ad bryg Hotspur zdążajÄ…cy do Australii. Kapitan bez wahania uwierzyÅ‚, iż jesteÅ›my jedynymi pozostaÅ‚ymi przy życiu rozbitkami statku pasażerskiego, który ulegÅ‚ katastrofie. Admiralicja uznaÅ‚a transportowiec Gloria Scott za zaginiony na morzu. Prawdziwe nasze dzieje okryÅ‚a tajemnica. Na Hotspurze odbyliÅ›my wspaniaÅ‚Ä… podróż aż do Sydney, gdzie nas wysadzono na lÄ…d. Obaj z Evansem zmieniliÅ›my nazwiska i rozpoczÄ™liÅ›my pracÄ™ na polach zÅ‚otodajnych. WÅ›ród zbieraniny ludzkiej z caÅ‚ego Å›wiata bez trudu mogliÅ›my zatrzed swojÄ… przeszÅ‚oÅ›d. Dalszych dziejów nie potrzebujÄ™ ci dokÅ‚adnie opowiadad. PowodziÅ‚o nam siÄ™ niezle, dużo podróżowaliÅ›my, wreszcie powróciliÅ›my do Anglii jako bogaci kolonizatorzy. KupiliÅ›my posiadÅ‚oÅ›ci ziemskie i przez dwadzieÅ›cia lat wiedliÅ›my spokojne życie. Wreszcie nabraliÅ›my przekonania, że o naszej przeszÅ‚oÅ›ci nikt już siÄ™ nie dowie. Możesz wiÄ™c sobie wyobrazid, jak siÄ™ czuÅ‚em, gdy zjawiÅ‚ siÄ™ u nas ten marynarz. Od razu go poznaÅ‚em, To byÅ‚ rozbitek, którego uratowaliÅ›my ze szczÄ…tków zatopionego statku. Nie wiem, w jaki sposób nas odnalazÅ‚. W każdym razie urzÄ…dziÅ‚ sobie życie na nasz koszt. BaliÅ›my siÄ™ bowiem zdemaskowania. Teraz chyba rozumiesz, dlaczego staraÅ‚em siÄ™ żyd z nim w zgodzie. GdybyÅ› o tym wszystkim wiedziaÅ‚, z pewnoÅ›ciÄ… podzielaÅ‚byÅ› moje obawy, które mnie trapiÅ‚y. Przecież on wyraznie siÄ™ odgrażaÅ‚, gdy nas opuszczaÅ‚, udajÄ…c siÄ™ do swojej drugiej ofiary. U doÅ‚u byÅ‚ jeszcze dopisek skreÅ›lony drżącÄ… rÄ™kÄ… Trevora. Z trudem można go byÅ‚o odczytad: Beddoes pisze szyfrem, iż Hudson wszystko wyjawiÅ‚. MiÅ‚osierny Boże, zlituj siÄ™ nad nami! Oto opowieÅ›d, którÄ… owej nocy czytaÅ‚em mÅ‚odemu Trevorowi. MyÅ›lÄ™ Watsonie, że w tamtych okolicznoÅ›ciach byÅ‚a to naprawdÄ™ dramatyczna historia. ZupeÅ‚nie zaÅ‚amaÅ‚a mojego przyjaciela. WyjechaÅ‚ na plantacjÄ™ herbaty w Terai, gdzie podobno caÅ‚kiem niezle mu siÄ™ wiedzie. Natomiast od dnia, w którym napisany zostaÅ‚ list z ostrzeżeniem, nigdy już nie usÅ‚yszano ani o marynarzu, ani o Beddoesie. ZniknÄ™li i wszelki Å›lad po nich zaginÄ…Å‚. Po policji nie wpÅ‚ynęła żadna skarga. Prawdopodobnie wiÄ™c Beddoes pomyliÅ‚ siÄ™ i pogróżki uznaÅ‚ za fakt dokonany. Hudsona ponod widziano gdzieÅ› ukrywajÄ…cego siÄ™. Podobno, zdaniem policji, opuÅ›ciÅ‚ on Beddoesa i uciekÅ‚. Ja zaÅ› uważam, że staÅ‚o siÄ™ zapeÅ‚niÄ™ inaczej. Najprawdopodobniej Beddoes sÄ…dzÄ…c, iż zostaÅ‚ zdemaskowany, wpadÅ‚ w rozpacz i zabiÅ‚ Hudsona. NastÄ™pnie zabraÅ‚ wszystkie pieniÄ…dze, jakie miaÅ‚ pod rÄ™kÄ… i uciekÅ‚ za granicÄ™. Oto wszystko, co dotyczy tej sprawy, doktorze. JeÅ›li przyda siÄ™ ona do twojej kolekcji, to chÄ™tnie oddajÄ™ ci jÄ… do dyspozycji.