Deschner Karlheinz Kryminalna historia chrześcijaństwa tom 5


































Karlheinz Deschner

Kryminalna historia chrześcijaństwa

tom 5

 

 

 

IX i X stulecie

Od Ludwika Pobożnego (814r.)

do śmierci Ottona III (1002r.)

 

2002 Wyd. Uraeus

Tłum. z niemieckiego:
Janusz Murczakiewicz




 

Wydarzenia opisane w tym tomie zaczynają się w roku
814 wraz ze śmiercią kanonizowanego później agresora i ludobójcy Karola,
zwanego Wielkim. Już w czasach rządów jego syna Ludwika, zwanego dla odmiany
Pobożnym, wybucha w kręgu rodziny karolińskiej szarpanina o władzę. Imperium
się rozsypuje. Po zaledwie stu latach dynastia wschodniofrankijskich Karolingów
wymiera z osobą osiemnastoletniego cesarza Ludwika, zwanego Dziecięciem.

Pełen świetności na polu kultury, ale politycznie
skąpany we krwi czas Ottonów trwał wedle ówczesnej miary ledwie dwa ludzkie
życia, nieco ponad sześćdziesiąt lat i zakończył się ze śmiercią cesarza Ottona
III w roku 1002, który zamyka również niniejszy tom.

W przedstawionych tu wiekach LX i X dokonuje się
ścisłe stopienie władzy kościelnej i świeckiej. Cesarz stwarza sobie przeciwwagę
dla ustawicznie zawistnych książąt, obdarowując biskupów i opatów cesarstwa
ogromnymi nadziałami ziemi z dóbr królewskich i przenosząc na nich swe
suwerenne prawa: zwierzchnią władzę sądowniczą i lukratywne regalia handlowe,
celne i mennicze. Powstają księstwa kościelne. W zamian za to pomazańcy
Kościoła są zobowiązani do stawania ze swą zbrojną świtą przy dworze i na
wojnie.

Bujniej niż dotąd rozkwita zaangażowanie wojenne
wyższego duchowieństwa. Pod rządami Ottonów Kościół Rzeszy zostaje totalnie
zmilitaryzowany; biskupstwa i opactwa rozporządzają znaczącym potencjałem
wojskowym.

Również papieże wyruszają w pole: jak choćby Leon IV
w roku 849, który jako pierwszy obiecuje katolickim wojownikom królestwo
niebieskie na wypadek śmierci; w roku 877 Jan VIII, a w 915 Jan X.

Często jeden
papież ekskomunikował drugiego. Rozmaici Ojcowie Święci są zamykani w
klasztorach, a niejeden został wtrącony do więzienia, poćwiartowany, uduszony
czy otruty. Papież Sergiusz III (904-911) kazał pozbawić życia kolejno dwu poprzedników,
papieży Leona V i Krzysztofa. Szczególną pewność chciał mieć pierwszy w
historii zabójca papieża: podczas rewolty pałacowej pewien bogobojny krewny
Jana VIII najpierw go otruł, a potem „dopóty walił go młotem, aż utkwił w
jego mózgu".




Spis
treści

Na
czyim chlebie jestem albo "Plackiem przed każdą formą władzy". 5

ROZDZIAŁ
1. Cesarz Ludwik I Pobożny (814-840) 17

Zabijanie
i modlitwa. 18

"Początek
nowych reform [...]" — do pięciu litrów wina i czterech litrów piwa
dziennie na kanonika. 21

Walka
o "dobra kościelne" i przeciwko kościołowi prywatnemu. 22

Reforma
prawa małżeńskiego i zaćmienia księżyca albo o zabobonach cesarza. 23

"[...]
owa mordercza zabawa, łowy". 25

Oczyszczenie
Akwizgranu ze "zdrajców stanu" i ladacznic. 28

Cesarz,
kler i jedność Rzeszy. 29

Ordinatio
imperii (817 r.) i ironia historii 32

Ludwik
Pobożny każe torturować krewnych i zgolić im głowy i składa oficjalne wyznanie
winy. 33

Chciwość
możnych i nędzarze. 35

Polityka
zagraniczna albo "lata powabne uroki [...]". 36

Wojna
przeciwko Duńczykom, Serbom i Baskom.. 36

Wojna
przeciwko Bretończykom.. 37

Wojna
przeciwko Obodrytom i Baskom.. 38

Wojna
przeciwko Chorwatom.. 38

Wojna
w Hiszpanii i przeciwko Bretończykom.. 40

Wojna
przeciwko Bułgarom.. 42

Rzymskie
stosuneczki. Dlaczego kanonizowano papieża-mordercę Leona III 43

Szwindel
z cesarską koroną i koronacją: Stefan IV (816-817) i Paschalis I (817-824) 44

Papież
Paschalis oślepia i ścina, najpierw święty, a potem wykreślony z kalendarza. 46

Współcesarz
Lotar i "Constitutio Romana". 47

Frankijscy
biskupi upokarzają cesarza, a sami nie chcą być sądzeni przez nikogo. 48

Jak
katolik z katolikiem: pierwsze powstanie. 50

Jak
katolik z katolikiem: drugie powstanie. 54

Dużo
gorzej niż pod Canossą — i wszystko «według wyroku kapłanów». 56

Zgraja
biskupów bez czci i sumienia znów zmienia front 59

"Causa
Ebonis". 61

Walka
cesarza na rzecz Karola (Łysego) a przeciwko wnukom albo za
"porządkiem" a przeciw "zarazie". 63

Śmierć
cesarza. 65

Frankowie
a kosmos 66

Mężowie
północnego wiatru. 67

ROZDZIAŁ
2. Synowie i wnuki 70

Zostali
chrześcijanami — i stali się szlachetni 70

Stale
zmieniające się fronty albo przysięgi wierności, tanie "jak ożyny". 72

Bitwa
pod Fontenoy albo "gdzie opatrzność boża sprawę pokieruje [...]". 74

Cesarz
Lotar sprzymierza się z poganami i rabuje kościoły — Ludwik Niemiecki
ścina głowy. 75

Przysięgi
strasburskie (842 r.) oraz boża i klesza wola. 76

O
pewnym osobliwym poglądzie dawnych i dzisiejszych historyków. 77

Traktaty
z Verdim (843 r.) i Meersen (870 r.) 78

Ludwik,
z bożej łaski król Bawarów. 80

Karol
Łysy i państwo zachodniofrankijskie. 84

Zabójstwa
i mordy w Bretanii 86

Karol
Łysy likwiduje bratanków. 87

Słowianie
nadchodzą... 91

[...]
I o "prawie narodów cywilizowanych przeciw barbarzyństwu". 93

Słowiańskie
robactwo i frankijski lud boży. 94

W
ciągu 400 lat 170 wojen przeciwko Słowianom.. 96

Wielka
Morawa. 99

Klan
Ludwika: łagodna praca pod znakiem krzyża i "krwawe dzieło miecza". 99

...
i znowu katoliccy synowie przeciwko katolickiemu ojcu... 103

Królewicz
Karol (cesarz Karol III Gruby) w walce ze złymi duchami 105

ROZDZIAŁ
3. Papiestwo w połowie IX wieku. 107

Sergiusz
II albo "...najlepiej, jak będziemy potrafili". 107

Watykan
staje się twierdzą — święty papież jako budowniczy murów. 109

Papież
po raz pierwszy zapewnia królestwo niebieskie za śmierć na polu walki 109

Cesarz
Ludwik II (850—875) doznaje niepowodzenia w kwestii sukcesji 111

Dekretalia
Pseudo-Izydora — "fałszerstwa najbardziej brzemienne w skutki, na
jakie kiedykolwiek się odważono...". 112

Anastasius
Bibliothecarius albo debiut antypapieża. 116

Mikołaj
I — papież jak pawi ogon, "[...] jakby był panem świata". 117

Spór
o małżeństwo Lotara II: cesarz Lotar I dzieli swe państwo. 121

Opat
Hucbert — "dziewki, psy i sokoły" i 6600 męczenników. 122

Arcybiskup
Gunthar z Kolonii zdradza kłamliwą tajemnicę spowiedzi 123

Mikołaj
I w walce z episkopatem wschodniofrankijskim i cesarzem.. 124

"Słuchaj,
panie papieżu Mikołaju..." — koronowane ścierwojady i papieska zmiana
frontu. 126

Od
idylli rodzinnej pod rządami Hadriana aż po bezinteresowną śmierć cesarza
Ludwika II "za sprawę Chrystusa". 128

Upadek
i wzlot Anastazego: śmierć Lotara II — "sąd boży". 129

Chwała
i zwycięstwo dla Karola Łysego — i "zwycięstwu chwała!"
biskupów. 130

Cesarz
Ludwik II umiera z wyczerpania dla sprawy Chrystusa, a Kościół przejmuje jego
spadek. 132

Rzym
traci Bułgarię. 133

Seks,
duszpasterstwo, małe przekupstwa i skrytobójstwo na dworze w Bizancjum.. 135

Papieska
rada dla Bułgarii: nie pod końskim ogonem, lecz z krzyżem do bitwy! 136

Rzym
zdobywa Czechy i Morawy — nadchodzą "apostołowie Słowian". 137

Książę
Rościsław zostaje oślepiony, a arcybiskup Metody potraktowany pejczem przez
biskupa pasawskiego. 138

Najazdy
na wschodzie lub "nikt stamtąd nie uszedł poza biskupem
Embrichonem...". 139

Ostateczny
zakaz stosowania liturgii słowiańskiej i awans "apostołów Słowian" na
patronów kraju i "modnych świętych". 140

ROZDZIAŁ
4. Jan VIII (872-882): 'papież wzorcowy' 142

Świeża
inicjatywa albo pierwszy papież-admirał 142

Wspólne
interesy Jana z Karolem Łysym, "zbawcą świata". 143

Śmierć
Ludwika Niemieckiego: epitafium opata Reginona. 145

Kondolencje
Karola Łysego i pierwsza bitwa "odwiecznych wrogów" o Ren. 146

Zgon
po 37 latach panowania "wskutek biegunki w wielkiej nędzy...". 148

Jan
chwali Karlomana a koronuje Ludwika Jąkałę. 150

Kleszy
król Bozo pojawia się na scenie. 151

Cesarza
chce powoływać "najpierw i przede wszystkim" papież Jan. 152

Ostatni
apel do Bozona: "...teraz jest dzień zbawienia" lub "poczwórna
gra" Jana. 153

Frankijskie
kontakty między krewniakami 154

Za
pozostawienie okrętów i in. papież Jan chce uznać dwukrotnie obalonego i
przeklętego patriarchę Focjusza. 155

Od
Karlomana do Karola III Grubego. 156

Papież
Jan ściga Saracenów — katolicy z nimi kolaborują. 157

Uśmiercenie
pojmanych dowódców muzułmańskich papieskim warunkiem powrotu na łono Kościoła. 159

Janowi
kamraci i pierwsze papieżobójstwo. 160

ROZDZIAŁ
5. Opresja normańska i cesarz Karol III
Gruby. 162

Zabijać
z "pomocą bożą" i polec bez niej 162

Na
wschodzie i zachodzie Rzeszy wymierają książęta. 163

Karol
Gruby, któremu przypada w udziale wszystko, a potem również wszystko przepada. 164

Gdy
chrześcijanie muszą znosić to, co z reguły wyrządzają innym... 165

De
bellis parisiacis lub "nic, co by było godne majestatu cesarskiego". 165

Boska
opatrzność działa skrycie: koniec panowania Normanów we Fryzji 166

W
polityce wewnętrznej — aż do obcięcia genitaliów, "tak że nie został
po nich żaden ślad...". 168

Biskup
Liutward z Vercelli — najpierw wyniesiony, potem wyrzucony. 169

25
lat białego małżeństwa — i próba ognia. 170

"Zamach
stanu" Arnulfa i rychły zgon Karola. 171

ROZDZIAŁ
6. Arnulf z Karyntii,
wschodniofrankijski król i cesarz
(887-899) 173

1.
Arnulf z Karyntii: wschodni Frankowie a wschód. 173

"Chwała
Arnolfowi, wielkiemu królowi". 173

Św. Emmeram
albo: "chwalić boga bez języka, / cud to wielki". 175

"...Bitewny
krzyk aż do nieba". 177

(Niemiecki)
drang nach osten. 178

Wyniszczające
wojny z Morawami 179

"Kluczowa
postać" tego czasu, arcybiskup Fulko z Reims, kręci się jak kurek na
wietrze. 182

(Święty)
koniec króla Zwentibolda albo takie było kiedyś życie w wyższych kręgach
chrześcijańskich. 184

2.
Arnulf z Karyntii: papiestwo i Italia. 187

Luksus
i występek. 187

Gwido
i Berengar — wojna domowa w Italii i papieska huśtawka polityczna. 188

Papież
Formozus koronuje "tyranów" Italii i przyzywa Arnulf a, by ich
zwalczał 189

Wzięcie
Bergamo lub msza poranna zawsze dodaje sił 190

Arnulf
oblega Rzym, ścina głowy i zostaje pierwszym frankijsko-niemieckim antycesarzem.. 191

Cesarz
Arnulf i papież Formozus umierają. 192

Trupi
synod — makabreska papieskiej rangi 193

Formozjanie
i antyformozjanie. 194

Śmierć
cesarza Lamberta i cesarza Arnulfa. Węgrzy zalewają północną Italię. 195

Jak
dzięki biskupowi Werony z Ludwika III uczyniono Ludwika Ślepego. 196

ROZDZIAŁ
7. Król Ludwik IV Dziecię (900-911) 198

Ludwik
IV Dziecię, marionetka kleru. 198

Początek
najazdu Węgrów. 201

"Niemiecka
chrześcijańska praca cywilizacyjna na wschodzie" i "najgorszy
pies...". 202

O
"niestałych rabusiach i europejskiej rodzinie narodów". 203

Wojna
Babenbergów z Konradynami (897— 906) 204

ROZDZIAŁ
8. Król Konrad I (911-918) 208

Nieudana
próba odzyskania Lotaryngii 208

Jak
"Arnulf z bożej łaski", "sprawiedliwy", stał się Arnulfem
"złym". 209

Biskup-morderca
Salomon triumfuje. 211

ROZDZIAŁ
9. Henryk I, pierwszy król niemiecki 215

Tak
należy dbać o swoich. 215

Profitenci
saskich jatek. 216

Król
nie namaszczony. 217

Dochodowe
narzeczone i uległy biskup. 218

"Ruch
pojednania" i bliskość klechów. 219

"Święta
Włócznia". 220

O
piekielnym pokoju chrześcijan i o ich "podstawowych wartościach". 221

Historycy
wczoraj... 222

...
i historycy dzisiaj 223

"Zabezpieczanie
granic" przez Henryka lub "[...] nie uszedł stamtąd nikt". 224

"...Ponieważ
żołnierz cuchnie trupem" —
biskup Thietmar "na szczytach edukacji swego czasu". 226

"[...]
Wieloletnia praca wychowawcza". 229

"Decydująca
próba". 230

Św. Wacław,
św. Ludmiła — i dwoje pobożnych chrześcijańskich morderców w rodzinie. 231

Święty
kolaborant i męczennik staje się antyniemieckim bohaterem wojennym, a Henryk I
"założycielem i zbawcą Rzeszy niemieckiej" 234

ROZDZIAŁ
10. Otton I Wielki (936-973) 236

Po
pierwsze miecz.... 236

Ochrona
kościołowi, wojna poganom.. 237

Biskupi
— przynoszący zyski instrument panowania. 239

Katolicka
banda rodzinna — Bawaria i bunt królewskich braci 240

"Dbałość
o krewnych" i jej skutki: bunt Liudolfa. 243

"Christi
bonus odor" (przyjemny zapach chrześcijanina) albo "królewskie
kapłaństwo". 246

"Cudne
perły" i trzydziestoletnia walka o prymat 248

Bitwa
na Lechowym Polu (955 rok) — wielki "dar bożej miłości". 249

Biskup
Pilgrim z Pasawy (971 — 991), wielki fałszerz przed Panem, stawia sobie
pomnik literacki 252

Właściciel
niewolników i wojownik zostaje uroczyście i formalnie kanonizowany jako
pierwszy katolik. 254

"Patron
przeciw szczurom i myszom", "zagrożenie ze wschodu" i 29 numerów
"świętych członków". 256

Początek
niemieckiej "kolonizacji wschodniej" lub "dobre dzieła" margrabiów Hermanna
Billunga i Gerona. 257

Otto
zapoczątkowuje chrystianizację Wenedów i "zaprowadza porządek". 259

Otton
Wielki każe ściąć 700 słowiańskich jeńców i nakazuje wymordowanie Redarów. 260

Niezmierzone
dowody łaski dla "stolicy niemieckiego wschodu [...]". 262

Polska
powierza wilkowi swe owieczki 263

Święta
Olga (zm. 969 r.) 265

Św. Włodzimierz,
"wielki i apostołom równy". 266

Polityka
skandynawska — wojna i handel w interesie Pana Boga?. 268

Nadciąga
"mroczne stulecie". 271

Papież
Sergiusz III — morderca dwóch papieży. 273

Początek
"rzymskich kurewskich rządów" — papież Jan X: w łożu i na polu
bitwy. 275

Anarchia
w Italii 277

Król
Hugo robi porządek i wzbogaca swoich. 278

Papieżez
łaski Marozji i noc poślubna króla Hugona. 280

Berengar
II zostaje królem Italii 281

Jan
XII stawia miłość w centrum swego pontyfikatu. 283

Jan
XII koronuje Ottona I na cesarza, a ten wystawia Privilegium Ottonianum.. 285

Papież
konspiruje z wszystkimi wrogami Rzeszy. 286

"Potwór"
zostaje strącony z papieskiego tronu i umiera na "udar". 287

Tumulty
i okropieństwa w Rzymie i w historiografii 290

Główna
podpora i profitenci również we Włoszech: kler 292

Cesarz
osiąga "jeden z najważniejszych celów swego życia w ostatnich latach
panowania". 294

ROZDZIAŁ
11. Cesarz Otton II (973-983) 297

Księża
w otoczeniu władcy. 297

Wojny
o Bawarię i Czechy. 298

Wojna
o Lotaryngię. 300

Wojna
na północy. 302

Capo
di Colonne — pierwsza wielka porażka dynastii ottońskiej 305

ROZDZIAŁ
12. Cesarz Otton III (983-1002) 309

Konflikt
wokół tronu za sprawą Henryka Kłótnika i biskupów. 310

W
rękach pobożnych niewiast i kleru. 311

Między
dwoma świętymi i przyszłym papieżem.. 313

"Nasz
jesteś [...]". 314

Sceny
wokół papieskiego tronu. 315

Arcybiskup
Gizyler przekupuje, fałszuje i zgarnia forsę. 319

Nieustająca
wojna czternastoletnia ze Słowianami połabskimi 320

"[...]
zebrać legiony" — skoncentrowana akcja w Gnieźnie na rzecz Rzymu. 323

Spór
o Gandersheim.. 327

Skróty. 331

Przypisy. 333

 




Na czyim chlebie jestem albo "Plackiem przed
każdą formą władzy"

Maria R.-Alfldi recenzuje i cenzuruje na niespełna 12
stronach (s. 148-159) pod tytułem Kaiser Konstantin: ein Grosser der
Geschichte? [Cesarz Konstantyn: Wielki historii?] 45 stron (s. 136-180)
rozdziału "Św. Konstantyn, pierwszy cesarz chrześcijański, «pieczęć
na siedemnastu wiekach historii Kościoła» w pierwszym tomie mojej
Kryminalnej historii chrześcijaństwa. Już na początku jest jej "trudno,
choćby w przybliżeniu, podać treść wywodów Deschnera" (s. 149). Właściwie
dlaczego? Pewnie dlatego, że nie podoba się jej sama treść, sprecyzowana
przecież za pomocą dziesięciu śródtytułów i odpowiednio do tego dokładnie zreferowana,
również pozbawiona akademizmu bezpośredniość narracji, którą określa jako
"popularną", "zgoła populistyczną" (s. 159),
"nacechowaną silną tendencyjnością" (s. 149), do jakiej przyznałem
się przecież wyraźnie w swoim "Wprowadzeniu do dzieła" (tom I, s. 13
i nast.). A na koniec swej relacji napomina do ostrożnego obchodzenia się z
historiografią, czemu mogę tylko energicznie przyklasnąć.

Ekskurs Marii R.-Alfldi znajduje się w trzeciej
części, zatytułowanej przez wydawcę "Exemplarische Einzelkritik" (Przykładowa
krytyka szczegółowa). Przykładowo, pars pro toto, poddaję teraz tę rozprawę
szczegółowej krytyce, ściśle trzymając się tekstu. Z konieczności taka krytyka
krytyki czepia się drobiazgów, musi więc stać się nieuchronnie nieco uciążliwą
lekturą. Niektóre zarzuty mogą wyglądać na małostkowe, pedantyczne i szorstkie.
Ale inaczej być nie może, jeśli replika ma być przekonująca. Wiele kamyków
stanowi przecież jasno zarysowaną wyrazistą mozaikę, w której ścierają się
nasze poglądy. "Czytamy, że Konstantyn sfałszował swe pochodzenie
..." (s. 149). Czytamy. I co z tego? Czy to nieprawda? Tego autorka nie
mówi. Tylko to sugeruje — ukłucie szpilką, część taktyki, by podświadomie
uczynić mnie niewiarygodnym i zdyskwalifikować. Przemilcza, że Konstantyn, by współrządzących
napiętnować jako uzurpatorów, swemu ojcu Konstancjuszowi Chlorusowi przypisywał
dużo szlachetniejszą ascendencję, że pogan i — za Ojcem Kościoła
Laktancjuszem — wręcz niszczycieli Kościoła przedstawiał jako chrześcijan
oraz bagatelizuje sfałszowanie pochodzenia jako "doraźny manewr
propagandowy" (s. 149). Czytamy, że — jak dodaje —
"uważał swych przodków za kompromitujących". No i co z tego? Czy to
nieprawda? (Patrz wyżej)

"Jego matce Helenie przypisuje się wszelkie
plotki, które [!] kiedykolwiek nieprzychylna opinia wydobyła na światło
dzienne; Helena była w swoim czasie uzależniona od sytuacji i skrępowana racją
stanu. Deschner brnie po omacku na lep owej opinii" (s. 149).

Ponownie ignoruje pani Alfldi przyczyny tej
"nieprzychylnej opinii". Mówi o niej, że była "uzależniona od
sytuacji" (co jest najczęstszą opinią) i, co tej opinii nie osłabia,
"skrępowana racją stanu". Przy czym znów przemilcza, że
"plotki" kolportowali również prominentni prałaci, że z tego powodu
Konstantyn skazał na wieczystą banicję biskupa Eustacjusza z Antiochii, że
doktor Kościoła Ambroży powiada wręcz o Helenie, iż Chrystus "wyniósł ją z
gnoju na tron".

"Pierwsze lata rządów młodego cezara Zachodu są
niczym innym niż okrutnymi wojnami przeciw biednym Germanom, którzy później
wzięci do niewoli są bezlitośnie wyrzynani". Wygląda na to, że przesadzam
w tym obrazie grozy, nieprawdaż, ale to również nie zostaje powiedziane.
Zarówno stare źródła, jak i nowe badania potwierdzają bowiem, że barbarzyństwo
Konstantyna było już w jego czasach czymś niezwykłym i strasznym. Jednakowoż
moja krytyczka lubuje się w dyskretnych aluzjach, strofujących przytykach,
które mnie mają postawić w sytuacji historycznego obskuranta, chociaż ona
— dyskretna złośnica — nie wypowiada tego wprost; jakkolwiek nie
wzdraga się również przed tym pod naciskiem swych dowodów (por. s. 154, 156), a
nawet po prostu mój tekst fałszuje (s. 150).

Ofiara Konstantyna, Maksencjusz, jej zdaniem,
"mimo stwierdzonej tyranii na każdym kroku jest usprawiedliwiana" (s.
149). Na każdym kroku? Jak gdybym nie pisał również o Maksencjuszu, że
"łupił ludność", że "do dotychczasowych ciężarów podatkowych
dorzucał nowe" — po prawdzie brał "swoje pieniądze przede
wszystkim akurat tam, gdzie znajdowały się w prawie nieograniczonej
ilości"; to ostatnie, to przecież postępek chwalebny. A poza tym: nie ja
usprawiedliwiam. Przytaczam badacza, który w 28 półtomie Realencyclopedie
Pauly'ego-Wissowy uzasadnia w sposób tak ekstensywny, jak i intensywny,
dlaczego broni Maksencjusza — jego sytuacja była podobna do sytuacji
"osaczonego dzikiego zwierzęcia" (Groag).

Strona chrześcijańska wszakże szkaluje "bezbożnego
tyrana" niemalże po dziś dzień i fałszuje jego biografię (por. s.
140-141). Już "ojciec historii Kościoła", biskup Euzebiusz, którego
Jakub Burckhardt nazywa "pierwszym na wskroś nierzetelnym historiografem
średniowiecza", twierdzi na przykład o "krwawej surowości
tyrana" Maksencjusza: "Liczba senatorów, których kazał zgładzić
(...), jest wręcz niepoliczona. Kazał ich mordować (...) masowo". W
istocie nie podaje on imienia żadnego zamordowanego senatora. Również przekaz
historyczny nie zna "ani jednego konkretnego dowodu" insynuowanego
przez niego okrucieństwa. Równie mało prawdziwa jest, tak w przypadku Rzymu, jak
i Afryki, imputowana mu ze strony Kościoła wrogość wobec chrześcijaństwa.
Niektóre z jego dobrodziejstw wobec kleru przypisano później Konstantynowi.
Nawet źródła chrześcijańskie potwierdzają tolerancyjność Maksencjusza. Biskup
Optat z Mileve ma rację, nazywając go wyzwolicielem Kościoła.

Autorka krytyki w ogóle tych spraw nie porusza. W
zamian za to gani mnie, znowu ze mną nie polemizując, za uznanie
"Konstantyna za agresora" (s. 149). Tak jakby to nie Konstantyn
wypowiedział wojnę, ale Maksencjusz! Jakby nie Konstantyn szturmował znad Renu
na Rzym, lecz Maksencjusz z Rzymu nad Ren! Jakby nie Konstantyn zaraz potem
obalił innych współregentów, względnie kazał obalić i zabić! I jakby nie
Konstantyn kazał wkrótce pozbawić życia również ojca Maksencjusza!

Konstantyna "sposób prowadzenia wojen, bitwy,
spływają krwią, przede wszystkim właśnie politowania godni Germanie, tym razem
w jego służbie, dyszą okrucieństwem". Tymczasem piszę, że zgodnie z
przekazami historycznymi Konstantyn utopił we krwi germańskie powstania, ich królów
rzucił na pożarcie niedźwiedziom na trewirskiej arenie, a imprezy w rodzaju
"igrzysk frankijskich" podniósł do rangi corocznej kulminacji sezonu
(14 do 20 lipca). Jednakże nie daję wyrazu — na ile sam to czuję —
ani litości, ani nie dyszą "ci właśnie politowania godni Germanie
okrucieństwem". Co by i nie przeczyło jedno drugiemu.

Zaraz po tym pani Alfldi cytuje mnie: "[...]
wreszcie zamordowano syna, pokonanego wraz z politycznymi zwolennikami"
(I, s. 142)", i kontynuuje: "lecz syn Maksencjusza Romulus wówczas od
lat już nie żyje. Czy jakiś drugi syn został brutalnie zlikwidowany, tego nie
wiadomo". Możliwe, że Romulus Waleriusz "od lat" już nie żył.
Nie znamy jednak zarówno pewnej daty jego śmierci, jak i daty narodzin. A ja
wcale nie mówię o Romulusie Waleriuszu. Gdyby w owym czasie nie zginął żaden
inny syn Maksencjusza, to by oznaczało, że się myliłem. Zwracam jednak uwagę,
że przykładowo Karl Hnn pisze w swej biografii Konstantin der Grosse. Leben
einer Zeitwende [Konstantyn Wielki. żywot przełomu epok] na stronie 107 o
Maksencjuszu: "Jego dzieci [!] zostały zgładzone": więc jego zdaniem
nawet więcej dzieci pokonanego stało się ofiarami Konstantyna. Jako że pani R.-Alfldi
urywa mój cytat w pół zdania i przemilcza dalszy ciąg: "Cały ród
Maksencjusza został zlikwidowany". To jest fakt rozstrzygający.

"Tego, że wysocy dostojnicy pogańscy zostali z
najwyższą mądrością w Rzymie oszczędzeni i przyjęci do służby, autor do
wiadomości nie przyjmuje" (s. 149-150). Ależ owszem! "Wielu czołowych
arystokratów rzymskich — jak piszę na stronie 140 — widzimy
ponownie na urzędach i godnościach".

Świadomie fałszywe jest tuż zaraz twierdzenie, że
następną wojnę domową przeciwko Maksyminusowi Daji "prowadził jednakże
nie, jak sugeruje Deschner, Konstantyn, lecz jego współcesarz Licyniusz"
(s. 150). Gdyż rzekomo to ja piszę (s. 145), że "Konstantyn i [!]
Licyniusz", że "dwaj [!] umiłowani przez Boga mężowie"
doprowadzili do wybuchu tego konfliktu zbrojnego, a tymczasem to Licyniusz
podjął go "pod chrześcijańskimi hasłami" i Licyniusz rzucił komendę
przed bitwą 30 kwietnia 313 roku: "Hełmy z głów, do modlitwy..." O
udziale Konstantyna w tym konflikcie nic nie wiadomo.

Podczas gdy pani Alfldi, jak zwykle, zarzuca mi, że
mamię czytelników, sama to czyni. I podczas gdy oświadcza, że ja sugeruję, iż
to Konstantyn prowadził wojnę, sama sugeruje, ponownie nieprawdziwie, już w
następnym zdaniu: "Możemy przeczytać znowu skrajnie emocjonalne opisy
wszelkiego rodzaju okropności" (s. 150). Te opisy są ponoć mego autorstwa,
chociaż wszystkie, jak wyraźnie zaznaczono, pochodzą od Ojców Kościoła
Euzebiusza i Laktancjusza. Tymczasem tym bardziej muszę wydawać się autorem,
gdy zaraz potem cytuje mnie: "żołnierzy Licyniusza nazywano po prostu
«rzeźnikami»" (s. 150). (Na marginesie: a więc jednak nagle
Licyniusz! A nie Konstantyn, jak mi to dwie linijki wyżej insynuowano!)
żołnierze i rzeźnicy w moim wypadku: jakie to niepoważne! Pani profesor nauk
pomocniczych starożytności etc. aż się wzdraga. Doświadczenie bojowe, szczęście
bojowe, wódz w boju, sława w boju, śmierć w boju, o tym można mówić i pisać, to
dobrze brzmi, jest godne wszelkich zaszczytów, jak sam bój! Lecz rzeźnik, to po
prostu mało subtelne.

Ze "złośliwą ostrością" (s. 150) — tak
mi się zarzuca — komentuję następnie autokratyzm tego, którego sama
obwinia nawet o "bizantynizm". "Zmusza Kościół do uległości; ten
zaś ulega zdaniem Deschnera chętnie i oportunistycznie, by dojść do pieniędzy i
władzy". Dotyczyć ma to jedynie "pewnej jasno wyróżniającej się grupy
na dworze..."

Nie. Kościół bowiem dzięki Konstantynowi (i jego
następcom) doszedł jako cały do przemożnych wpływów, do prestiżu, co jest
bezsporne. Wszędzie w Imperium wiwatowano na cześć dyktatora. Dowody jego
łaski, spływające również na hierarchów z dalekich krajów, wychodziły ogółem na
pożytek katolickiemu klerowi, uznanej teraz, uprzywilejowanej kaście, dzięki
pieniądzom, godnościom, tytułom, dzięki bazylikom i innym budowlom, dzięki
zwolnieniom od zobowiązań i podatków, uwolnieniu od przysiąg i oddawania
świadczeń, dzięki pozwoleniu na wykorzystywanie poczty państwowej, dzięki prawu
przyjmowania ostatnich rozporządzeń i testamentów, a nawet, władca odstąpił
— jak w przyszłości uczyni to jeszcze wielu! — prałatom władzę
państwową, a sam rozstrzygał oczywiście w kwestiach wiary. Niejeden arcypasterz
naśladował w swej siedzibie styl i ceremoniał cesarskiej rezydencji. Źródła
podają w wielu miejscach, że "uczynił ich szanowanymi i godnymi zawiści we
wszystkich oczach", "przysporzył im swymi rozkazami i dekretami
jeszcze więcej powagi", "otworzył z cesarską wspaniałomyślnością
wszelkie skarbce..." I tak sławili Konstantyna — który zwał się nie
tylko współbiskupem, "biskupem do spraw zewnętrznych" (episkopos ton ektos),
lecz — skromnie — "Naszą Boskością" (nostrum numen)
— wkrótce i akurat najwięksi luminarze Kościoła, Ambroży, Chryzostom,
Hieronim, Cyryl z Aleksandrii.

Moja adwersarka gani mnie jednak, że "inni
przechodzą do opozycji, co nie zostaje powiedziane" — jest to bowiem
bez znaczenia; nierównie mniej relewantny opór schizmatyków i heretyków
doczekał już wielostronicowych objaśnień. Cóż to może pomóc! "To, że
historiografia kościelna jako pierwsza przydała swemu bohaterowi przydomek
Wielkiego, jest również nieprawdą: uczynił to Ateńczyk Praksagoras" (s.
150). Co to znaczy "również" nieprawda? I co to znaczy
"nieprawda"? Napisałem przecież zgodnie z prawdą: "Historia
Kościoła nadaje Konstantynowi przydomek Wielkiego". By to w oczywisty
sposób dopiero uczynić nieprawdziwym, by móc przypisać mi kolejną
"usterkę", pani profesor R.-Alfldi równie niepostrzeżenie co niecnie
przemyca dwa małe słówka "jako pierwsza", których u mnie nie ma!

Nie wszystko bowiem, czego u mnie nie ma, przemawia za
mną: "Wyraźny brak techniki badawczej" na przykład, co powtarza wobec
mnie wydawca. Pani R.-Alfldi dysponuje z pewnością dostatkiem "techniki
badawczej". Nie tylko z tego powodu nie podoba jej się moja polemika. A
szczególnie jako polemiczne uznaje moje stanowisko wobec Kościoła, wojska i
wojny. Tymczasem ani polemicznie, ani populistycznie, o nie, z zawodową
elegancją podnosi: "Widzi on w tej formie współstanowienia państwa po
prostu zdradę samego Chrystusa. Jego tendencyjność osiąga szczyt w uwypuklonej
przez niego samego frazie: «lecz dokładnie to, wielkość zniszczenia, która
czyni zbrodnię bezkarną», stało się i pozostało moralnością
Kościoła".

A przecież to zawsze obsceniczne powiązanie tronu i
ołtarza, zwłaszcza w niezliczonych rzeziach od IV wieku do dzisiaj, nie jest
przecież produktem mojej "tendencyjności" (s. 149), lecz jest wystarczająco
odrażające. Wszakże jak w wypadku bardzo wielu zawodowych konformistów nie
pojawia się u niej krew, po prawdzie: ani kropla, podczas gdy mi, jak się
zdaje, z wszelką odrazą suponuje: "bitwy ociekają krwią" — jakbym to ja ją przelewał!

Natomiast ignoruje, niewątpliwie tak jak gros cechu
historyków, notoryczną w historii perwersyjność, jaka — epoka za epoką
— moralnie prowadzi ad absurdum, etycznie całkowicie dyskredytuje: ze
wszech miar wstydliwa praktyka wieszania małych gangsterów, a gloryfikacji
wielkich. Pewnie, nic specyficznie chrześcijańskiego. Już afrykański biskup,
męczennik i święty — Cyprian, piętnował to u pogan. Gdy krew jest
przelewana jednostkowo, skarży się, nazywa się to zbrodnią, gdy jawnie —
odwagą. "Wielkość zniszczenia czyni zbrodnię bezkarną..." (s. 159).

Moja "tendencyjność", jak pisze Maria R.-Alfldi,
osiągnęła szczyt w tym zwrocie, przy czym zupełnie przemilcza, że pochodzi on
od św. Cypriana! Ja natomiast staję się, dodaje zaraz potem, "coraz
bardziej monotematyczny i kieruję się uprzedzeniami...". Podczas bowiem
gdy ona, jedynie na marginesie, mówi z metodycznym chłodem sumarycznie o
"tragicznym końcu" krewnych Konstantyna, ja najwyraźniej "coraz
bardziej monotematycznie i kierując się uprzedzeniami" wyliczam, że wielki
święty i święta wielkość kazał powiesić swego teścia cesarza Maksymiana w 310
roku w Marsylii, następnie udusić swych szwagrów Licyniusza i Bassianusa,
Licyniuszowego syna Licynianusa zabić w Kartaginie, własnego syna Kryspusa
otruć (przy okazji wyrżnąć także wielu przyjaciół), a swą żonę Faustę, matkę
pięciorga dzieci, udusić w kąpieli — on sam tymczasem wysłał innych
morderców swych krewnych do piekła za pomocą zawczasu przygotowanych budzących
grozę worków (poena cullei, szczególnie powolna śmierć przez utopienie w
skórzanym worze).

Nie dość tych rosnących uprzedzeń: badam również
"zmiany w ustawodawstwie karnym", wytyka mi pani profesor oburzona,
"zawsze z negatywnym nastawieniem". A w tym znów mija się z prawdą,
jeśli moją pracę nie tylko przekartkowała i po prostu potraktowała niechlujnie.
Sugeruję bowiem wyraźnie — bynajmniej nie zawsze negatywnie — że
rozwój prawa "postępował za niejednokrotnie bardziej humanitarnymi
tendencjami starszego (pogańskiego) prawa lub (pogańskiej) filozofii, niekiedy,
trzeba przyznać, wzmocnionymi pod wpływem chrześcijaństwa". I podkreślam
ponadto, pisząc o pierwszym chrześcijańskim cesarzu, że "niewątpliwie
Konstantyn złagodził niektóre przepisy karne, być może nawet, w szczegółach
dość trudno to ustalić, wykazać — pod wpływem chrześcijaństwa, tak na
przykład utrudniony został (nie zniesiony!) proces jednostronnego rozwodu;
dłużnik był lepiej chroniony przed wierzycielami, kara śmierci przez
ukrzyżowanie i łamanie kości (poświadczona jeszcze w 320 r. zamieniona na
uduszenie na szubienicy. Konstantyn zakazał wypalania piętna na twarzy (osobom
skazanym na stoczenie walki gladiatorskiej lub pracę w kopalni), «gdyż
człowiek został stworzony na podobieństwo Boże»" — przy czym
nie ukrywam już w tym samym zdaniu, że "przecież można wypalać piętno
także na rękach czy nogach!" Tak to napisałem na stronach 168 i 169.

Moja krytyczka nie usiłuje jednak ani razu sprostować
tego, co "ustawicznie" negatywnie traktuję i uzasadnić swej nagany.
Nie pasuje to bowiem oczywiście do jej apologetycznej koncepcji, że ów przez
teologów i historyków do dzisiaj sławiony despota (który "pod wpływem
chrześcijańskich wyobrażeń", jak go chwali Podręcznik historii Kościoła,
wyznawał "rosnący szacunek dla godności osoby ludzkiej", "chrześcijański
szacunek dla życia ludzkiego": katolik Baus), że ten święty lichwiarz na
przykład denuncjantom przed straceniem wyrywał jeszcze język, że przy porwaniu
oblubienicy kazał zabijać biorący w tym udział personel domowy, palić
niewolników, a piastunki uśmiercał lejąc płynny ołów do ust; że w ogóle każdego
niewolnika i domownika (domesticus), który by oskarżył swego pana (wyłączywszy,
co charakterystyczne, przypadki cudzołóstwa, zdradę główną i oszustwa
podatkowe!) bez zbadania sprawy czy zeznań świadków natychmiast kazał zabijać;
że, sam oddany astrologii, przyzwalający ustawowo na zamawianie chorób, pogody
i kuracje za pomocą magii sympatycznej, samo podanie "napoju
miłosnego" karał wygnaniem i konfiskatą dóbr, lecz w wypadku śmierci
rozerwaniem przez dzikie drapieżniki lub ukrzyżowaniem.

Na ten i inne jeszcze tematy pani ekspert od
Konstantyna nie roni ani słowa. Raczej kontynuuje bezpośrednio po fałszywej
konstatacji, jakobym omawiał Konstantynowe prawodawstwo karne zawsze
negatywnie, imputował "cesarzowi nawet antysemityzm" i to "mimo
znanego faktu, że żydzi w owym czasie mogli jeszcze praktykować swą wiarę
swobodnie".

Jakby kłóciło się swobodne praktykowanie wiary przez
żydów z antysemityzmem cesarza — władcy, który żydów w duchu przeklina
jako "znienawidzony naród", któremu przypisuje "przyrodzony
obłęd"; który zezwala im na wstęp do Jerozolimy jedynie przez jeden dzień
w roku, zakazuje trzymania niewolników chrześcijan, od czego rozpoczyna się ich
brzemienne w skutki wypieranie z rolnictwa; a nawet którego pierwszy dekret
wrogi żydom z jesieni 315 roku za nawrócenie na judaizm grozi nawracającemu
żydowi i nawróconemu chrześcijaninowi spaleniem na stosie!

To, że przyznaję Konstantynowi wstrzemięźliwość wobec
pogan jedynie "niechętnie" (s. 151), także nie jest słuszne. Wobec
pogan, konstatuję na stronie 176, zachowuje władca "początkowo wyraźną
rezerwę". Podkreślam jego trwające całe życie stanowisko pontifexa
maximusa, przewodzącego pogańskiemu kolegium kapłańskiemu, akcentuję, że
najwyższy pontyfikat, świadczący o ścisłym związku z religią pogańską, jest
wymieniany w tekstach oficjalnych zawsze na czele jego urzędów i innych.

Znawczyni cesarza przemilcza natomiast, że jej heros
wraz ze wzrostem władzy i swobody w poruszaniu coraz surowiej atakował pogan,
najostrzej w ostatnich latach swych rządów, jeśli nawet nie leżało w jego
własnym interesie wszczynanie frontalnego ataku na dużą większość swego
Imperium. Mimo wszystko zabronił odbudowywania zagrożonych ruiną świątyń,
nakazał wręcz zamykanie innych. We wszystkich prowincjach były one okradane dla
niego i jego faworytów, dla kościołów, "bezwzględnie grabione"
(Tinnefeld), doszło wręcz do "niespotykanego w swym rodzaju rabunku dzieł
sztuki" (Kornemann). A wtedy Konstantyn mógł już zadysponować ich zniszczenie;
"zburzył doszczętnie

właśnie te, które cieszyły się najwyższą czcią u
bałwochwalców". "Na jedno skinienie", tryumfuje biskup
Euzebiusz, całe świątynie legły "na ziemi". Na ostatek wreszcie kazał
spalić władca piętnaście ksiąg Porfiriusza Przeciw chrześcijanom, którymi
wyprzedza on "całą nowożytną krytykę biblijną" (Poulsen) i
"jeszcze dzisiaj — zdaniem teologa Harnacka — nie został
obalony".

O tym wszystkim Maria R.-Alfldi nie piśnie ani słówka.
Zauważa natomiast jedynie rzeczoną "niezaprzeczoną wstrzemięźliwość Konstantyna
wobec pogan", jaką podobno jedynie "z wahaniem" przyznaję i
wywleka na stół zaraz kolejną nieprawdę, jakobym "nie zauważał", że
jego "surowość" wobec heretyków wynikała z pragnienia
"zapewnienia pokoju wewnętrznego" (s. 151).

W rzeczywistości bowiem, tak jest u mnie na stronie
175-176, chodziło cesarzowi w walce przeciwko "kacerzom" nie tyle o
religię, "co raczej o jedność Kościoła [...] a tym samym o jedność
imperium [...]. Dla umocnienia państwa władca dążył do jedności Kościoła,
nienawidził «pożaru niezgody»". Wyjaśniam, że Konstantyn
— jak sam mówi — pragnął "jedności między wszystkimi sługami
Boga", żeby również państwo mogło korzystać z jej owoców";
podkreślam, że władca dlatego "starał się o jedność państwa jak o nic
innego", że w listach do biskupów, synodów i gmin zaklinał
"niezmordowanie o jedność i concordię", "pokój i harmonię",
"więź i jedność", że wciąż postulował "jednolity porządek",
wciąż domagał się, żeby w "katolickim Kościele była jedna wiara",
"żeby Kościół powszechny był jeden" — a utyskiwał, powtarzając
za nim, że tego "wciąż bynajmniej nie widać [...]".

Natomiast autorka nie konkretyzuje nawet w najmniejszym
stopniu ledwie muśniętej cesarskiej "surowości" wobec heretyków.
Pierwszy chrześcijański imperator walczący z chrześcijanami, to nie pasuje do
obrazka. Ani słowa więc o tym, że Konstantyn w ostrym edykcie skierowanym
przeciwko "heretykom" (o ile biskup Euzebiusz, kronikarz, go nie
sfałszował) obwinia ich o "kłamstwa", "głupotę", złorzeczy
im jako "nieprzyjaciołom prawdy" i "zwodzącym ku zgubie"; że całymi latami zwalczał afrykańskich
donatystów, odbierał im kościoły i majątki, wysyłał na nich żołnierzy, przy
czym jeszcze zanim rozprawił się z poganami, doszło do pierwszego
prześladowania chrześcijan w imieniu Kościoła, ataku na bazyliki, mordowania
mężczyzn i kobiet, zabójstwa dwóch donatystycznych biskupów, a także do wojny
domowej, prześladowani bowiem połączyli się z ciężko uciskanymi niewolnikami
wiejskimi. A oczywiście też ani słowa na temat zwalczania Kościoła marcjonickiego,
może i większego, a w każdym razie starszego niż katolicki. Cesarz zakazał
odprawiania ich nabożeństw, skonfiskował ich dobra, zniszczył domy modlitwy.
Tym samym znawczyni tematu — oszczędzając nam dalszych szczegółów
wszelkich ambicji — ma prawo nie tylko tysiąckrotnemu mordercy, ale
również i niepohamowanemu autokracie, pierwszemu cesarzowi stawiającemu swą
osobistą wolę jako "bezpośrednie źródło prawa" (Schwartz), przyznać
"nie bez podstaw [...] przydomek Wielkiego" (s. 159).

Wszystko, co zostało dotychczas napisane, dotyczyło
niewiele więcej niż dwu stron tekstu pani historyk.

Następnie małym drukiem przytacza niektóre
"szczególnie przeszkadzające błędy i przeinaczenia". A ponieważ dużym
drukiem nie udało jej się powiedzieć wiele istotnego, natomiast wiele
nieprawości, sprostowań, które były zafałszowaniami eufemistycznych przekręceń,
nierzetelnych pomówień, odbiegających najczęściej — typowe dla
historiografów zezujących w stronę władzy kościelnej i państwowej — od
spraw decydujących, można chyba domniemywać, jakie ważkie treści oferuje małym
drukiem.

Nie chcę nimi zanudzać. Jednakowoż pars pro toto parę
przykładów (z dziesięciu).

Oto imię pewnego senatora z epoki konstantyńskiej jest
"pisane stale Anylinus". Owszem, to imię występuje dwukrotnie,
dlaczego więc "stale"? A jego pisownia bynajmniej nie jest
nieprawidłowa. Tak bowiem również stale pisze m.in. "Ojciec historii
Kościoła", biskup Euzebiusz. A oczywiście całą masę imion można pisać w
wersji greckiej lub łacińskiej, nie popełniając w najmniejszym stopniu lapsusu.
Jednakże utrzymuje ona: "nazywa się w rzeczywistości Annulius [...]".


Odnośnie strony 142 zauważa, że "«Jednakże
jeszcze w ostatnich latach życia Konstantyn każe wykonać swą rzeźbę w porfirze
na podobieństwo Heliosa (...)» — co u Deschnera jest oznaką jego
wybitnej fałszywości" (s. 152). Na ten temat nie ma jednak mowy w
kontekście mojego tekstu. Nie chodzi tu bowiem bynajmniej o cesarza, lecz o
Ojców Kościoła, czyniących jego zwycięstwo nad Maksencjuszem za pomocą
sprzecznych ze sobą, mających postać legendy kłamstw zwycięstwem
chrześcijaństwa nad pogaństwem, a przez to uzasadniających fatalnie
oddziałującą ustawicznie aż do pierwszej i drugiej wojny światowej
polityczno-militarną "religijność", "teologię cesarską".
Wbrew temu, jak relacjonuję na stronie 142, na monetach Konstantyna jeszcze
długo pojawia się Iuppiter Conservator, a także Mars, a już najdłużej
niezwyciężony bóg Słońca, Sol Invictus. Potem następuje przytoczone przez nią
zdanie, a ja zacytuję ten akapit do końca: "Jednakże jeszcze w ostatnich
latach życia Konstantyn każe wykonać swą rzeźbę w porfirze na podobieństwo
Heliosa, ba, na dzień przed śmiercią ukazuje się ustawa przypominająca,
«że kapłani pogańscy mają być na zawsze wolni od wszelkich niskich
obciążeń». On sam zresztą był zdania, że nigdy nie zmienił boga, do
którego się modlił".

Gdzież tu bodaj zaznaczyłem "wybitną
fałszywość" Konstantyna? Moja adwersarka sobie to wymyśla.

Na tej samej stronie (s. 152) podchwytuje moją uwagę, że
głowa Licyniusza pojawia się początkowo na monetach, "jak i głowa samego
Konstantyna, otoczona «nimbem»[1],
oznaką świętości: symbolem jego wewnętrznego boskiego oświecenia" (s.
148).

O co tu chodzi? Dopóki Konstantyn potrzebuje Licyniusza
do zniszczenia swego przeciwnika, Ojcowie Kościoła wychwalają także Licyniusza.
Jak tylko Konstantyn zwraca się przeciw niemu, dotychczasowy "umiłowany od
Boga" staje się dla tych oportunistów nasieniem Szatana i przeistacza w
bezprzykładne monstrum; nagle oto staje się okrutny i szalony! Wszystko, co
mojej krytyczce przychodzi na ten temat do głowy: "Zrównanie nimbu i
aureoli nie jest odpowiednie dla późnego antyku" (s. 152). Odbiega jednak
ona od istoty sprawy. Nie odnosi się też w tym przypadku bynajmniej do moich
większych i wielkich przewin, do istoty rzeczy, i zamiast tego prezentuje
jakieś drugorzędności, jak "nie jest odpowiednie dla późnego
antyku..." Jak by to było tematem mojego dzieła! Czyż ten zarzut sam w
sobie w ogóle jest trafiony? Czym jest bowiem późny antyk? Jak długo trwa? Do
roku 313? Do 375? A może 476? Albo do połowy VII wieku? Na ten temat nie ma
communis opinio. A każdy wie, że na takim dzieleniu epok, czasowym
rozgraniczaniu i przypisywaniu ciąży zawsze coś umownego — zawsze są to
jedynie pozorne, gdyż w rzeczywistości niepewne cezury.

Pewne jest natomiast, że nimb, sygnalizujący boskie
zjawiska w formie osłaniającej czy świecącej chmury, pojawia się już u Homera,
że wyróżnia bogów, herosów i królów, jak choćby Wenus, Neptuna, Mitrę,
Aleksandra, na koniec w IV wieku zostaje przeniesiony z Konstantyna na
Chrystusa i od początku V wieku występuje regularnie i powszechnie u aniołów,
apostołów i świętych. (Zmyślni katoliccy teologowie wynajdują nimb, glorię,
aureolę już w Nowym Testamencie!). Jakkolwiek by było: inkryminowane
"zrównanie nimbu i aureoli" nie odgrywa po pierwsze w moim kontekście
żadnej roli, po drugie jest merytorycznie prawidłowe, a po trzecie czasowo
odpowiada również późnemu antykowi.

Do moich stron 155-157 passim zauważa Maria R.-Alfldi,
że "divus" opatrzony jest "jako tytuł cesarza apostrofami[2],
sacer i sanctus towarzyszące cesarzowi użyte zaś deprecjonująco jako uzurpacja
w najwyższym stopniu" (s. 153). Lecz u mnie po pierwsze jasno jest
powiedziane, że "Konstantyna nie wolno było, jak jeszcze Dioklecjana i
jego współregentów, tytułować divus"; a po drugie terminy sacer i sanctus
nie są przeze mnie nigdzie używane deprecjonująco, ani jako uzurpacja w
najwyższym stopniu, ani w ogóle.

Ostatni przykład dla krytycznych umiejętności Marii
R.-Alfldi z drukowanego małymi literami załącznika na temat "szczególnie
uciążliwych błędów i przeinaczeń" (s. 151). Cytuje ona mnie: "Na
monetach bitych w mennicach jego chrześcijańskich synów jest przedstawiany w
trakcie podróży do nieba, jak jego ojciec", i znajduje tu "kolejny
raz, jak niewiele Deschner potrafi siebie samego utrzymać pod kontrolą,
formułując własną krytykę: pozostało dlań najwyraźniej niewiadome, że właśnie
monety przekazują klasyczno-pogańskie consecratio z orłem Konstancjusza
Chlorusa, powstającym z płonącego stosu" (s. 153).

Brak mi zatem nie tylko "techniki badawczej",
nie, brak mi również wiedzy. Tego zresztą jestem sam zupełnie świadomy. Komuż
nie brak wiedzy? W żadnym jednak razie nie pozostało dla mnie
"najwyraźniej niewiadome" to, czym chce ona zatkać moją domniemaną
lukę w wiedzy. Cytuje mnie przecież samego, że Konstantyn został wzięty
"do nieba, jak jego ojciec". A już czterdzieści lat temu, gdyby
przeczytać I znowu zapiał kur, znane mi były liczne inne wniebowstąpienia
pogańskich i żydowskich osobistości, Kybele, Heraklesa, Attisa, Mitry, Cezara i
Homera, Henocha, Mojżesza, Eliasza... Oczywiście: "Nazywać to
«wniebowstąpieniem» jest co najmniej nieporozumieniem" (s.
153). Lecz dlaczegóż? Czy to tylko Pan Jezus miał rzeczywiście i prawdziwie być
wziętym do nieba?

Maria R.-Alfldi, której przychodzi "z
trudem" "choćby w przybliżeniu podać treść" mojego rozdziału o
Konstantynie, jak to wyznaje na wstępie drugiej części swego tekstu, miała już
problemy przy czytaniu "cytatów zamieszczonych na wstępie jako
motto"; był przecież dla niej ich wybór "niezbyt zrozumiały",
zarazem jednak "bardziej charakterystyczny jeszcze, niż akurat zaznaczone
szczegóły", a nazywając to po imieniu: "Tendencyjność i budowanie
nastroju już na wstępie" (s. 153154). Jednakże tendencyjna jest każda
historiografia, bez wyjątku; i ta rzetelna sama to przyzna! Każda bowiem ma
pewną skłonność, pewne ukierunkowanie, każda opowiada się za czymś lub
przeciwko czemuś. Każdy historyk ma swe determinanty, przesłanki, predylekcje;
każdy swe systemy wartości, hipotezy, mechanizmy wyboru, projekcje, egoizmy,
swe wzory interpretacyjne i typizacje, swe modele interpretacyjne. Każdy
naświetla, bada, objaśnia świat i historię zgodnie ze swym światopoglądem. A
najniebezpieczniejszy z wszystkich jest ten, kto temu zaprzecza, kto udaje
bezstronnego, kto łudzi neutralnością odnośnie wartości, teoretycznonaukowej
niewinności, krótko mówiąc, kto mami obiektywnością, jakiej przypuszczalnie nie
ma, a zapewne najmniej jest w teologii i w historiografii (warto przeczytać na
ten temat mój "Wstęp" do całego dzieła w pierwszym tomie, s. 13 i
nast.). "Obiektywny — powiada Johann Gustav Droysen — jest
jedynie człowiek bezmyślny!"

Chodzi tu o sześć cytatów. Pierwszy, z Augustyna,
wychwala w wielkim skrócie wojny i zwycięstwa Konstantyna; drugi, z historyka
Kościoła biskupa Euzebiusza, sławi wytępienie przez władcę wszelkiego rodzaju
"bałwochwalców". W trzech następnych cytatach teologów z późnego XX
wieku pierwszy chrześcijański cesarz jest dla Petera Stockmeiera
"wspaniałym wzorem", dla Kurta Alanda "chrześcijaninem, i to
chrześcijaninem podług serca, nie tylko podług zewnętrznych postępków". A
Karl Baus nazywa jego postawę duchową "postawą człowieka naprawdę
wierzącego". Kończy to tekst Percy'ego Bysshe Shelleya, "wcześnie
dojrzałego i zgasłego wspaniałego liryka z początku XIX wieku, który dla
Deschnera najwyraźniej jako jedyny powiedział prawdę" (s. 154):
"[...] ten potwór Konstantyn [...]. Ten zimnokrwisty i obłudny brutal
poderżnął gardło swemu synowi, udusił żonę, zamordował teścia oraz szwagra i
trzymał na dworze klikę żądnych krwi i bigoteryjnych duchownych
chrześcijańskich, z których każdy byłby w stanie podjudzić jedną połowę
ludzkości do wyrżnięcia drugiej".

Otóż wypowiedź Shelleya nie jest dla mnie w żadnym
wypadku "jedyną prawdą". Pewnie jednak taki ogląd rzeczy bliższy jest
owym zdarzeniom, niż punkt widzenia cytowanych przed nim antycznych i
współczesnych klechów.

Zanim przejdę do trzeciej i ostatniej głównej części
krytyki pani Alfldi jeszcze kilka zarzutów z jej pozycji drugiej.

Na przykład poucza mnie w materii termini technici,
które opisałem już parę dziesiątków lat temu przy prezentacji kultu władcy i
jego wpływu na Nowy Testament, i sugeruje — trick równie ulubiony co
prymitywny — że "kpina" z tytułu w rodzaju "Zbawca i
dobroczyńca" wyważa otwarte drzwi; to "się nie opłaca". Jakby
również sama nie wiedziała: gros wiernych na temat tych (i stu innych)
religijno-historycznych pretekstów, o fakcie, że nic w chrześcijaństwie nie
jest oryginalne — od Bożego Narodzenia po Wniebowstąpienie czyste
plagiaty — nie ma najmniejszego pojęcia jeszcze dzisiaj. Z tego przecież
żyją Kościoły!

A poza tym moja "kpina" wyczerpuje się w
zdaniu — przeze mnie rzekomo "samego drwiąco podkreślonym":
"Zbawca i dobroczyńca: rozpoczął decydującą kampanię od akcji polityczno-religijnych
[...]".

Pani R.-Alfldi nie jest w stanie przedstawić niczego
rozstrzygającego, więc pozwala sobie wciąż na uszczypliwości, a ponieważ
niczego nie uzasadnia, rzuca jedynie aluzje, a wypaczając obraz musi
przesadzać, bez zająknienia zatajać fakty lub po prostu mijać się z prawdą.
Wszakże owo często skierowane na mnie, niekoniecznie odnoszące się do tematyki
dyskusji, wręcz śmieszne mentorstwo pokazuje jeszcze dobitniej, jak wszystko to
jest mało przekonujące. Chociażby wtedy (s. 154-155), gdy mnie upomina, że
użycie współczesnych, nie znanych starożytności wyrażeń jak "agresor"
(sic!) lub "wojna napastnicza" nie jest "merytorycznie
właściwe" i prowadzi czytelnika "na manowce". A przecież wielu
historyków używa nowych określeń w odniesieniu do dawnych epok; w moim
rozdziale o Konstantynie cytuję nestora Ottona Seecka i za nim pojęcie
"wojna zaczepna".

Z oczywistego braku uzasadnionych zarzutów narzeka
wręcz, że w moim wypadku "rozprawy w porównaniu do monografii są
reprezentowane we względnej mniejszości" (s. 155). No cóż, przecież jest
ich wystarczająco dużo. Również w tym wypadku nie istnieje żadna norma.
Wprawdzie zapewne "w formie rozpraw pisze się wiele nowości" — o
wiele za wiele, to "wiele nowości" nie oznacza, że jest to wiele
dobrych rzeczy. A dobrych rzeczy na pewno nie mogę spodziewać się po mojej
polemistce.

"Niewiedzę" przypisuje mi pani R.-Alfldi
również, jeśli chodzi o układy plemienne Franków.

Młody cesarz Konstantyn, tak piszę na stronie 138, jako
władca Brytanii i Galii zwyciężył Franków, a następnie "ich królów,
Ascaricusa i Merogaisusa, ku ogólnej uciesze rzucił bestiom na pożarcie".
Nieco później dodaję, że możliwe, iż owi "frankijscy" królowie byli
Brukterami lub Tubantami. To jednak, kontruje badaczka, nie ujawnia, "jak
może w sposób zamierzony, uczoności lub wiedzy, lecz nieznajomość historycznego
faktu, że «Frankowie» są związkiem plemienym, w których [sic!]
zapewne także mieli swe miejsce Brukterowie i Tubanci" (s. 156).

Jednakowoż czy mój tekst to wyklucza? "Być
może", piszę, obaj królowie Franków byli "w rzeczywistości Brukterami
lub Tubantami". Konstantyn pokonał swego czasu germańskie plemię
"bructeri" nad Renem. Byli również "Boruktuarami", jak
relacjonuje Beda, którzy dopiero dużo później, pod koniec VII wieku, między
rzekami Lippe i Ruhrą dostali się pod panowanie saskie. Gdy biskup misyjny
Suitbert (zm. 713 r.) usiłował "nawrócić" owych westfalskich
Brukterów, musiał uciekać przed Sasami. Tym samym Brukterowie nie rozpłynęli
się w żadnym razie (całkowicie) wśród Franków. I również w czasach Konstantyna
część z nich należała do nich, wszakże byli nadal Brukterami — tak jak
Sasi pozostali Sasami pod panowaniem Franków.

Nie cytuję nigdy niezgodnie z sensem. I jeśli
przytaczam cytaty, to czynię to z wszelką starannością. Oczywiście cytuję
regularnie "wyrywając z kontekstu" (s. 154); jest to cecha łącząca
mnie ze wszystkimi cytującymi na świecie. Zadziwia jednak oszczerstwo, jakobym
podawał "cytaty z antycznej i współczesnej

literatury (fachowej) najczęściej pokawałkowane"
(s. 154). Należałoby, nawet jeśli nie będę się upierał przy szczególnie wrednym
słówku "najczęściej", podbudować to obfitymi dowodami. Gdzież one są?


Jedno trafienie może zaliczyć sobie Maria R.-Alfldi
rzeczywiście (s. 156): moją zamianę bazyliki laterańskiej na bazylikę przy
Forum Romanum. Triumf!

Streszczam moją prezentację cesarza, włączam
wcześniejsze wyjaśnienia, które wydają mi się szczególnie trafne, i konfrontuję
na zakończenie, też w skrócie, z naszkicowanym przez moją krytyczkę "innym
wizerunkiem Konstantyna".

Konstantyn I dla kariery zafałszował religię swego ojca
Konstancjusza Chlorusa, wcześniejszego gwardzisty cesarskiego, kazał się
nielegalnie wynieść na cesarza i z żądzy władzy bez przyczyny zniszczyć
dioklecjański system tetrarchii oraz zamordować trzech współcesarzy. Przez całe
życie prowadził wojnę. Jest agresywny "od początku" (Stallknecht);
przed oczami miał zawsze "tylko jeden cel — powiększenie władzy"
(Vogt); przy czym nieustannie odznacza się "straszną brutalnością"
(Kornemann): w 306 roku wobec Brukterów, w 310 również wobec nich, w 312 wobec
współcesarza Maksencjusza, w 313 wobec Franków, w 314 wobec Sarmatów, w 315
wobec Gotów, mniej więcej w tym samym czasie wobec współcesarza Licyniusza,
przy czym miał zlikwidować ponad 20 000 swych wrogów. W 320 roku srożył się
wobec Alamanów, w 322 wobec Sarmatów, w 323 wobec Gotów, przy czym każdego, kto
im sprzyja, rozkazuje spalić żywcem. W 324 roku przeciwko współcesarzowi Licyniuszowi,
jest to "wojna religijna", przed którą Konstantyn, wyruszający w pole
z biskupami polowymi, "święty i czysty" odprawia modły wraz ze swą
armią, a ostatecznie na placu boju pozostaje 40 000 trupów; 130 okrętów i 5000
marynarzy idzie na dno u skalistego wybrzeża koło Gallipoli.

Licyniuszowi obiecuje Konstantyn ostatecznie życie i
rok później każe go udusić, także zlikwidować wielu jego prominentnych
stronników we wszystkich miastach Wschodu. "Każdy chrześcijański cesarz
starał się iść za tym wielkim przykładem", zapewnia katolicki teolog
Stockmeier; "zawsze można było przywołać jego postać, chcąc wskazać
książętom ideał [!]". A nawet, stał się "idealną postacią [...]
chrześcijańskiego władztwa w ogóle" (Lwe).

Wszystko to, tutaj jedynie wyliczone, odzwierciedla się
u R.-Alfldi (s. 148) w jednym zdaniu: "Najpierw umacnia się, następnie
krok po kroku odbiera obszary swego współregenta, by ostatecznie w 324 roku
zjednoczyć pod swym berłem całe rzymskie Imperium". Tak widziana historia
staje się czystą i aseptyczną rzeczą. Nie płynie krew, nawet jeśli zaraz
dodaje: "Wielokrotnie musi walczyć na granicach, by zabezpieczyć obszar
Imperium".

W 328 roku Konstantyn wyrusza na Gotów, w 329 na
Alamanów, w 332 znów przeciwko Gotom, których straty, spowodowane również przez
głód i mróz, liczone są na sto tysięcy. I jeszcze w roku swej śmierci —
337 — "twórca chrześcijańskiego imperium światowego" chciał wyprawić się wraz z wieloma biskupami
polowymi przeciwko Persom.

O tym wszystkim jednak, dzięki czemu Konstantyn stał
się twórcą chrześcijańskiego Zachodu, a co dopiero uczyniło go — jak
mutatis mutandis później Karola I — "Wielkim", niewiele
znajdziemy u Marii R.-Alfldi i to raczej wymuszone polemiką ze mną. Również o
osobistym okrucieństwie cesarza, dla którego życie ludzkie nie miało
"żadnej wartości" (Seeck), zainicjowanych przezeń "igrzyskach
frankijskich" (14-20 lipca), o "ludi Gothici" (4-9 lutego), gdy
wziętych jeńców całymi stadami rzucał na arenie dzikim zwierzętom, o tym wszystkim
absolutnie nic; podobnie na temat skrytobójczych mordów najbliższych krewnych. Prawdopodobnie
tego brutalnego wyrzynania (jakie jego syn Konstancjusz II kontynuuje już w
roku śmierci swego ojca, proceder mordowania krewnych w ogóle bowiem pozostaje
regułą w chrześcijańskich dynastiach), prawdopodobnie dotyczy tej jego okrutnej
cechy świętego Wielkiego jedno subtelne, kobiece zdanie Marii R.-Alfldi, które
chyba nie może brzmieć bardziej groteskowo: "Zdaje się mieć nawet
skłonności do porywczości" (s. 158).

Utrzymanie na życzenie chrześcijańskiego władcy
Konstantyna tortur również przed sądem — "a przewidziane w tym celu
metody były okrutne" (Grant) — nie są wspomniane ani słowem przez
"badaczkę Konstantyna o międzynarodowej reputacji" (s. 148). Tak samo
jak haniebne dręczenie niewolników. Kiedy więc niewolnicy umierają od ciosów
swych panów, jak dekretuje Konstantyn 18 kwietnia 326 roku, to zabójcy "są
wolni od winy (culpa nudi sunt) [...] niech się ich panowie nie obawiają
dochodzenia (questionem)..." A jego majestat zabrania w kolejnym dekrecie
wręcz wyraźnie sprawdzania, czy niewolnik został zabity umyślnie, czy nie!
Takie rzeczy obrończyni "Wielkiego" pomija całkowicie. Także niemal
każdy szczegół ze szczególnie ważnego i dlatego zdecydowanie najdłuższego
podrozdziału "Od Kościoła pacyfistów do Kościoła klechów polowych".
Jego przedmiotem jest fakt o fundamentalnym znaczeniu, do dzisiaj dezawuujący
Kościół powszechny, że jego teologowie pierwszych trzech stuleci ani na
Wschodzie, ani na Zachodzie nie pozwalali na udział w wojnie; że zabraniali
nawet obrony koniecznej i kary śmierci, także skazywania na nią, jak i jej
wykonywania, jak również prowadzącego do niej donosu (że według zarządzenia
kościelnego rzymskiego biskupa i świętego Hipolita z trzeciego wieku nawet
myśliwi nie mogli być chrześcijanami). I oto Konstantyn czyni w 313 roku
chrześcijaństwo religią dozwoloną z ogromną ilością korzyści zwłaszcza dla
hierarchów — i od razu dotychczasowi pacyfiści dostarczają nagle
prochrześcijańskiemu państwu owieczek pod nóż. Kto teraz odrzucał miecz podczas
wojny, zostawał wykluczony, męczennicy-żołnierze zniknęli z kościelnych
kalendarzy!

W tym kontekście walczyłem przeciwko starym i nowym
obrońcom tak niesłychanej zdrady, między innymi z Hansem von Campenhausen
— na co Maria R.-Alfldi, z właściwym jej wyczuciem istoty sprawy, nie
jest w stanie powiedzieć niczego poza zdaniem: "Kulminację stanowi sposób
cytowania w rodzaju «teolog z wyższych sfer» [...]" (s. 156).

I jak teraz wygląda jej "Inny obraz Konstantyna,
szkic w paru zarysach" (s. 157)? Muszę go tu jeszcze raz skrócić, tam
gdzie możliwe w dosłownym przytoczeniu: osłabiony limes zostaje przez władcę na
nowo rozbudowany, wprowadzony bardziej efektywny system podatkowy, obszar
Imperium zrestrukturyzowany w celu pomnożenia dochodów, zwiększona potężnie
administracja. Zawody i zadania — to nie jest mój styl pisania —
stają się przymusowo dziedziczne, braki zostają wedle możliwości usunięte,
powstaje potężny sztab generalny, zostaje założona nowa rezydencja Konstantynopol
w strategicznie decydującym miejscu.

Sam Konstantyn posiada zatem niewątpliwe umiejętności
militarne i wie, jak wykorzystać swe ogromne możliwości, jakie ma jako cesarz.
Może być łagodny, działa jednak radykalnie, gdy jego pozycja zostaje zagrożona,
początkowo jednakże pozostaje ostrożnym politykiem-realistą. Za pomocą swej
władzy usiłuje wyrównać podziały między starą i nową wiarą, preferuje
oczywiście chrześcijan, wszakże działa też przy tym najczęściej ostrożnie i
realistycznie, aczkolwiek kwestia wojny sprawiedliwej napadniętych mocno
obciąża dobrych chrześcijan. Krótko mówiąc, odważny odnowiciel, jego działanie
wykazuje zadziwiająco trwałe skutki i służy przyszłości jako użyteczna baza
— "także chrześcijaństwo jest w tym sensie nowe, prowadziło i prowadzi
dzisiaj historycznie dalej" (s. 159).

Czyż nie brzmi to dobrze, nie swojsko uczenie, gdy ona,
tak pisze wydawca w czołówce, "reasumuje stan wiedzy na temat
Konstantyna"? Czy płynie u niej krew? Czy ludy i plemiona zdychają w
gnoju? Nie, gnój piętrzy się u mnie! Moja "nadmierna, więcej jeszcze,
naładowana uczuciami gorliwość jest dziwaczna", wygląda
"niewiarygodnie", uniemożliwia "rzetelny udział w
dyskusji". Tym sposobem do mojego przedsięwzięcia odnosi się "w
pełnej rozciągłości pełne zadumania zdanie francuskiego poety Paula Valery'ego,
gdy powiada: «Historiografia stanowi najniebezpieczniejszy produkt, jaki
kiedykolwiek był używany w laboratorium ludzkiego intelektu»". (Na
marginesie: "gdy powiada...", nieco niezdarne, głupawe, zupełnie
zbędne. Nie na marginesie: pani profesor od nauk pomocniczych starożytności
dostarcza w przypisie na tej stronie oryginalną wersję tego zdania. Literówkę
"dangeureux" pominę. Lecz z "laboratorium ludzkiego
intelektu", w którym "kiedykolwiek" coś "warzono" nie
ma u Valery'ego ani sylaby. Gdybym ja pozwolił sobie na tego rodzaju swobodę
tłumaczenia, to gwarantuję, że pomocnicza pani naukowiec zarzuciłaby mi
"traduttore, traditore", "tendencyjność", a nawet
"kłamliwość").

A poza tym: o trafności bonmotu Valery'ego, jego
sygnifikancji[3],
również i ja jestem przekonany, o znaczeniu tego zdania patrząc na
historiografię zazwyczaj opanowaną przez atrybuty bieżącej polityki, na
historiografię, która wprawdzie zawsze gorliwie potępia wszelkie małe
gangsterstwa, często również jedynie domniemane, a co dopiero popełnione, wisi
natomiast uniżenie całymi latami na garnuszku wielkich przestępców. Nieustannie
stawia owa historiografia najbardziej zepsute wzorce. Nieustannie jej
perwersyjne wykrzywione pseudoideały korumpują ludzkość. Jej nędzą, wynikającą
zgłęboko nieetycznego, gardzącego człowiekiem, posłusznego jedynie władzy,
otumanionego sukcesem sposobu myślenia, jest ona obciążona w nie mniejszym
stopniu, niż same gloryfikowane przez nią krwawe bestie. I w nie mniejszym niż
chrześcijaństwo. Owo chrześcijaństwo, o którym R.-Alfldi (s. 159) pisze w
bezpośrednim nawiązaniu do "działalności" Konstantyna: "również
chrześcijaństwo jest w tym sensie nowe". Brzmi to nieprzystojnie cynicznie
w obliczu jego ówczesnej niesłychanej zdrady, lecz jest przy tym bezsprzecznie
prawdziwe.

I nic nie było równie fatalne dla narodów, zwłaszcza
chrześcijańskich, nic nie wydaje tak niszczącego wyroku na to samo
chrześcijaństwo, jak ów osławiony fakt, że "przetrwało historycznie do
dzisiaj" i trwa nadal.

Gdyby jednak po tradycyjnej historiografii, koronującej
zwycięzców, będącej jedynie innym rodzajem hagiografii, nastąpiło
dziejopisarstwo i krytyka historyczna — krytyczne dla władzy,
rzeczywiście etyczne, to cóż mogłoby być bardziej pożądanego, cóż bardziej
korzystnego dla narodów, zwłaszcza tych zawsze i wciąż uciskanych i
wyzyskiwanych? I tu wspominam na koniec na słowa poety i myśliciela, na
sentencję laureata Nagrody Nobla Eliasa Canettiego, poprzedzającą pierwszy tom
Kryminalnej historii chrześcijaństwa: "Dla historyków wojny są jak
świętość; jako zbawienne lub nieuniknione burze wyłamują się ze sfery
nadnaturalności i włączają w oczywisty i wytłumaczalny bieg świata. Nienawidzę
respektu historyków przed czymkolwiek, co się wydarzyło, tylko dlatego, że się
wydarzyło, ich fałszywych, ustalanych po fakcie miar, ich bezsilności, która
pada plackiem przed każdą formą władzy".

Karlheinz Deschner






ROZDZIAŁ 1.
Cesarz Ludwik I Pobożny (814-840)

"Rzesza Ludwika miała być państwem pokoju [...]. Nie wykluczało to
jednak wojen przeciwko poganom, lecz ją wręcz do nich zmuszało,
ponieważ byli uważani za sprzymierzeńców szatana".
Heinrich Fichtenau[4]

"Jak zachowywał się Kościół w tym smutnym czasie? Jest rzeczą
ciekawą obserwować, jak Kościołowi udaje się zdobyć zwierzchnictwo, gdy władza
cesarska chyli się ku upadkowi. Jest oczywiste, że decydującą rolę odegrali tu
frankijscy biskupi [...]. Wszystko wskazuje na to, że tacy panowie jak Agobard
i Wala, Paschazjusz Radbert, Bernard z Wienny i Ebbo z Reims trzymali w rękach
nitki tych zawikłanych intryg i wykorzystali żądzę władzy i ambicje świeckich w
najuczciwszych i bezinteresownych zamiarach dla większej chwały Boga".
H. Daniel-Rops[5]

"Lecz z państwem działo się tak, że każdy gnany swymi złymi
namiętnościami szukał jedynie swej korzyści, z dnia na dzień gorzej".
Nithardi historiarum[6]

"[...] a nędza ludzi rosła po wielekroć z każdym dniem".
Annales Xantenses (834 r.)[7]

Karol "Wielki", Święty, był aktywny nie tylko
na polu bitwy. O ile wiadomo, spłodził również dziewiętnaścioro dzieci, ośmiu
synów, jedenaście córek i to jednocześnie z dziewięcioma różnymi kobietami
(oczywiście jest to mała trzódka wobec 61 dzieci biskupa Henryka z Leodium,
owego pracowitego robotnika w winnicy Pańskiej, któremu papież Grzegorz X
wylicza w XIII wieku zaledwie "14 synów w ciągu 22 miesięcy ").

Mimo jednak błogosławieństwa w dzieciach dla Karolinga
nie było żadnych problemów z sukcesją.

Na wypadek śmierci Karol podzielił Rzeszę w tak zwanym
Divisio regnorum między swych trzech synów. Każdy zobowiązany był przy tym do
defensio sancti Petri, obrony Kościoła rzymskiego. Jednakże zupełnie
nieoczekiwanie przyszło ojcu pochować dwu starszych synów: w roku 810 Pepina, a
w rok później Karola, któremu najwyraźniej długi czas była przeznaczona korona cesarska
jako głównemu spadkobiercy. Był to dla króla cios tak wielki, że zamierzał
zostać mnichem. Z "legalnych" synów pozostał mu już jedynie urodzony
w roku 778 w Chasseneuil koło Poitiers Ludwik, najmłodszy i, jak wiedział,
najmniej zdatny do panowania, który ostatecznie został w wieku trzydziestu
sześciu lat cesarzem, potem został zrzucony z tronu, znowu na nim osadzony,
jeszcze raz strącony i ponownie przywrócony.

Wszystko dobre, co się dobrze kończy? W każdym razie
pobożny Ludwik, co ważniejsze niż wszystko inne, już od małego "uczył się
zawsze bojaźni bożej i miłości", jak to przekazuje około roku 837 jeden z
jego współczesnych biografów, czcigodny Frank Thegan, biskup sufragan diecezji
trewirskiej, proboszcz kapituły św. Kasjusza w Bonn. Od roku 781 Ludwik był
królem Akwitanii, namaszczonym przez papieża Hadriana I. A w niedzielę 11
września 813 roku jego ojciec ogłosił go w Akwizgranie swym następcą i kazał
ukoronować na współcesarza, tym razem rezygnując z udziału papieża, a nawet
jakiegokolwiek duchownego.

Wszakże odbyło się to wszystko przed ołtarzem, "na
chwałę naszego Pana Jezusa Chrystusa" po długich modłach obu możnych.
Karol napominał swego syna i następcę do szczególnej miłości i bojaźni
Wszechmogącego, by przestrzegał we wszystkim jego przykazań, kierował jego
kościołami, czcił kapłanów jak ojców, a lud kochał jak synów. Krnąbrnych i
złych ludzi miał przymuszać do zbawienia, opiekować się klasztorami i
ustanawiać sługi boże. Prawie nie było końca zaklinaniu Pana, ale potem —
gdy Ludwik zaprzysiągł wszystkiego dotrzymywać — ukoronował go na
współcesarza, na co lud zakrzyknął "Niech żyje cesarz Ludwik!" i obaj
monarchowie wysłuchali mszy.

Od czasu koronacji Karol, podupadający już mocno na
zdrowiu, cierpiący na niedowład jednej stopy — jeśli możemy zaufać
biskupowi Theganowi — modlił się jedynie, rozdzielał jałmużnę i
"poprawiał", albo jak mówi Thegan, "korygował najlepiej"
(optime correxerat) wszystkie cztery ewangelie, nieomylne Słowo Boże, nim zmarł
28 stycznia 814 roku. Pozostawiał synowi ogromną Rzeszę, prawie w całości
zagrabioną przez niego samego lub jego przodków i poprzedników, składającą się
z czterech wielkich części: Francji, centralnej części państwa, z dworami
królewskimi i wielkimi opactwami, a dalej Germanii, Akwitanii i Italii[8].


Zabijanie i modlitwa

Dwie dziedziny, które od dawna i jeszcze przez wiele
stuleci determinowały każdego chrześcijańskiego władcę, odcisnęły się na życiu
młodego Ludwika: wojna i Kościół.

Wszyscy szlachetnie urodzeni chrześcijanie winni byli
poznawać tak zwane rzemiosło wojenne od wczesnego dzieciństwa. Z reguły musieli
być wykształceni w sztuce rycerskiej przed osiągnięciem dojrzałości, a w wieku
14 lub 15 lat, czasem jeszcze wcześniej, zdolni do władania bronią. I, co
oczywiste, "możni palili się do wyruszenia na wojnę" (Riche).
(Natomiast nie było wśród nich ani jednego "Wielkiego", który by
umiał czytać czy wręcz pisać. "Piszą trzy palce, a pracuje całe
ciało", brzmiało powszechnie cytowane porzekadło. Znaczyło to, że pisanie
niszczy oczy, wykrzywia plecy, szkodzi żebrom i brzuchowi, bolą nerki, całe
ciało odczuwa wstręt).

Również Ludwik, silnego ciała i mocnych ramion, który w
jeździe konnej, strzelaniu z łuku i rzucaniu oszczepem nie miał "równego
sobie", ale według wyników badań był pokojowo usposobiony, towarzyszył
ojcu na jego żądanie w niszczycielskiej wyprawie przeciw Awarom (IV, s. 291 i
nast.), w każdym razie aż do Lasu Wiedeńskiego. Wkrótce potem, w roku 793,
wspierał — znów na ojcowski rozkaz — w odwetowej wyprawie swego
brata Pepina w południowych Włoszech. Najpierw młodzieniec świętuje "dzień
narodzin Chrystusa w Rawennie" — jak pisze autor drugiej mu
współczesnej (i jedynej pełnej) biografii Ludwika, według własnych słów żyjący
od roku 814 na cesarskim dworze i dla swej znajomości gwiazd zwany Astronomem,
nieznany duchowny cesarskiej kaplicy — a potem "wpadają połączonymi
siłami do prowincji Benewentu, pustoszą wszystko, dokąd się obrócą [...]".


Ludwik był przy tym szczególnie dobrym chrześcijaninem,
jeszcze lepszym niż jego święty ojciec. Wiele współczesnych świadectw, wśród
nich 28 samych dokumentów z Fuldy z lat 819 — 838, nazywa go pius,
piissimus; przydomek władcy wszakże od dawna zakrzepły w pusty frazes.
Jednakowoż często opowiada się o "pobożności" Ludwika; i owszem,
frankijski kleryk Ermoldus Nigellus pisze w panegirycznym eposie in honorem
Hludovici Christianissimi Caesaris Augusti (od którego spodziewa się wyraźnie
unieważnienia wyroku skazującego na banicję), że Ludwik rządzi wręcz "z
pomocą swej pietas". Zresztą cesarz otrzymał zadomowiony we wszystkich
europejskich językach przydomek pius (Pobożny, le Pieux, U Pio, the Pious,
również Louis le Debonnaire, Łagodny, nowożytne deprecjonujące miano
francuskich historyków) wcale nie za swego życia, gdy go zwykle zwano
Hludovicus imperator, lecz najwcześniej zapewne pod koniec IX wieku.

Już jako dziecku dano Ludwikowi wicekrólestwo Akwitanii
oraz dano do boku Radę Regencyjną i tam powrócił na wiosnę roku 794 po wyprawie
do Benewentu w towarzystwie comites swego ojca. I tak umiał nie tylko ukrócić
władzę rodzimej arystokracji, lecz również wyprawić się do południowego sąsiada
— oczywiście jedynie na odgórne polecenie — co wyczerpało wszystkie
akcje w polityce zagranicznej, a zwłaszcza militarne, króla.

Na rozkaz Karola jego pobożny, pokojowo usposobiony syn
napadał po wielekroć Hiszpanię. Podbił i zniszczył Leridę. "Następnie
— pisze Astronom — i po tym, jak pozostałe miasta zostały
spustoszone i spalone, poszedł do Huesci. Obfitujący w żyzne pola obszar wokół
miasta został przez drużynę stratowany, spustoszony, spalony, a wszystko, co
się znajdowało poza miastem, zniszczone przez ogień".

Jak prawie zawsze w owym czasie jedynie zima powstrzymała
młodego Ludwika od dalszych dokonań chrześcijańskiej kultury. Poza tym
katolicki heros palił poza miastami okazjonalnie również ludzi, jeśli nawet
tylko "prawem odwetu" (Anonymi vita Hludovici); zupełnie po
biblijnemu: oko za oko, ząb za ząb.

I ledwie "to załatwił", według tego samego
źródła, "wydało się królowi i jego doradcom konieczne, pomaszerować do
ataku na Barcelonę". I gdy oblężeni z głodu całymi tygodniami zjadali już
tylko starą skórę, służącą do zawieszania na drzwiach, a inni ze zwątpienia nad
nędzą wojny rzucali się głową w dół z murów, poddał się niecny wróg, a Ludwik
uczcił to "poświęconym Bogu świętem dziękczynnym", wszedł z
kapłanami, "którzy poprzedzali jego i wojsko, w uroczystym pochodzie,
wśród pieśni pochwalnych w bramy miasta i udał się do kościoła świętego i
zwycięskiego Krzyża [...]".

Oczywiście Ludwik raz za razem nachodził wrażych
hiszpańskich sąsiadów, bliżej nie było już nikogo. Astronom donosi o takich
napadach w ciągu kolejnych lat. "Następnego lata wyruszył on jednak z tak
wielką siłą, jaka mu się wydała konieczna, do Hiszpanii, przez Barcelonę do
Tarragony, pojmał, kogo tam znalazł, innych zmusił do ucieczki, a wszystkie
osady, kasztele i miasta do Tortosy zniszczyło wojsko i strawił lasy
płomień". Potem znów napadli z ukrycia od tyłu na nie przygotowanego
przeciwnika, "spustoszyli jak okiem sięgnąć kraj nieprzyjaciół [...],
walczyli mocno i zmusili ich z pomocą Chrystusa do ucieczki. Kogo chwycili,
zabijali i z radością brali łupy [...]. Król Ludwik wrócił jednak do domu, po
radosnym powitaniu swoich ludzi i całkowitym spustoszeniu nieprzyjacielskiego
kraju".

Wierny chrześcijanin.

Przy tym można przeczytać w starym standardowym dziele
katolickim o Ludwiku: "O wszystkich myślał dobrze", jego charakter
był "szlachetny", jego serce "przyozdobione wszelkimi dobrymi
obyczajami" (Wetzer, Welte). Krwawy miecz i złoty charakter, pasuje to ze
wszech miar do tej religii; czyż nie był to daleki, skromny odblask wręcz
samego Pana Boga i jego praktyk z ogniem piekielnym?

Albowiem, słowami ostrej jak brzytwa teologiki doktora
Kościoła papieża Grzegorza I "Wielkiego": "Wszechmocny Bóg, w
swej dobroci, nie znajduje zadowolenia w męce nieszczęsnych; ale w swej
sprawiedliwości nie będzie, karzączłych, na wieki wieków łagodnie
usposobiony".

Wygodna religia. W każdym przypadku zawsze coś
znajdzie.

Z tym właśnie Bogiem, dobrym, lecz przeciwnym ludziom
złym — a wszyscy wrogowie są źli — "na wieki wieków nie
łagodnym", dokonywała się każda grabież i każdy mord, jak to było już za
czasów miłych Bogu Merowingów i Pepinidów, wciąż od nowa na chrześcijańskim
Zachodzie. I dalej czytamy: "Lecz z ufnością w pomoc bożą nasi, choć
nieporównanie i liczebnie daleko słabsi niż tamci, zmusili jednakże wrogów do
ucieczki i zapełnili drogę uciekających wieloma ciałami: i nie prędzej
odstąpili od mordowania (et Leo usque manus ab eorum caede non continuerunt),
niż gdy słońce, a z nim dzienne światło, znikło i cień pokrył ziemię,
zaświeciły się błyszczące gwiazdy, by noc rozjaśnić. Następnie powrócili z
pomocą Chrystusa z wielką radością i wielkimi skarbami do swoich".

Prawie romantyczne, taki mały upust krwi. I zawsze
tylko z Bogiem, jego pomocą, jego błogosławieństwem, jego ochroną. Na przykład,
gdy już właśnie kogoś tam powieszono, a "prawie wszystkim pozostałym
odebrano kobiety albo synów", to jest napisane, że zaraz potem: "król
i jego ludzie pod ochroną bożą ruszyli do domu".

Niekiedy Ludwik nie mógł brać udziału w wyprawach
"we własnej osobie". Lecz w następnym roku wyprawia się znów na
Tortosę: "tak uciskał i szkodził miastu za pomocą taranów, katapult i
innych machin oblężniczych, że jego mieszkańcy porzucili nadzieję [...]".
Albo wyrusza na Basków. Na samą "pogłoskę", że chcieli podnieść
głowę, król zarządza dla "dobra publicznego" nową wyprawę wojenną,
pozostawia "wszystko, co posiadają, wojsku do splądrowania. Wreszcie gdy
wszystko, co mogło do nich należeć, zostało zniweczone, przyszli błagać o łaskę
i na koniec musieli, straciwszy wszystko, uważać za wielki dar, że otrzymali
przebaczenie" (Anonymi Vita Hludovici).

Tak się wychowuje swoich ludzi. Krótko mówiąc, w coraz
większej mierze potwierdza się, że w przypadku Ludwika Pobożnego, powtarzając
za Fichtenauem, "chrześcijańska nauka osiągnęła głębsze pokłady
[...]", żeby bowiem krew tych wszystkich barbarzyńsko wyciętych w pień nie
tryskała zbyt mocno, żeby ta kronika nie utonęła już całkiem w grozie, coraz
mocniej wynosi się pierwiastek duchowy, boski i z godnością maże się go krwią.
Jak Ludwikowi "nikt w strzelaniu z łuku lub rzucaniu oszczepem nie
dorównywał", w robieniu orężem, instrumentami mordu, tak również posiadał,
wychowany w surowym duchu monastycznym Akwitanii, Adjutor Dei, adiutant,
służebnik tak zwanego Boga, co zawsze oznaczało Kościoła, znaczącą godność
kapłańską, a takoż duchowo ochocze kolana. Dlatego biskup Thegan powiada o nim
w tym samym kontekście: "Nigdy nie podnosił swego głosu do śmiechu".
Oraz: "Gdy udawał się codziennie rankiem na modlitwę do kościoła, zginał
zawsze kolana i dotykał czołem podłogi, długo pokornie się modląc, niekiedy
wśród łez [...]". Krótko mówiąc, tak relacjonuje następnie jego biograf-biskup:
"i zawsze zdobiły go wszelkie dobre obyczaje". A nawet, "świętą
pobożnością powodowany", zdradza również żywot Ludwika, nie pozwolił
"zaniedbać niczego, o czym sądził, że mogło przysporzyć chwały świętemu
Kościołowi bożemu".

Ludwik Pobożny znajdował się od dzieciństwa pod wpływem
kleru. Od początku tak mocno był związany z Kościołem, że tylko ojciec
powstrzymał go od zostania mnichem. Jak go później wychwala Astronom, tak
bardzo "zabiegał o służbę bożą i wyniesienie świętego Kościoła, że według
jego uczynków bardziej można by go nazwać kapłanem niż królem". Ludwik,
pietystyczny, hiperklerykalny, raczej wrogi kultywowanej przez swego ojca
kulturze, nie tylko zastąpił w Akwizgranie żądnych uciech dworaków duchownymi,
lecz także wygnał wszystkie prostytutki i zamknął swe siostry w klasztorze.

Stosownie do tego jego sposoby rządzenia są nacechowane
ideami kościelnymi: prałaci albo współdecydują, albo sami sprawują władzę.
Również gdy od roku 819 następują zmiany personalne wśród jego doradców, gdy
umiera arcybiskup Kolonii Hildebald, a opat Helizachar się wycofuje, to nowi
doradcy, na czele z arcykapelanem i kierującym nadworną kaplicą, opatem
Hilduinem z St. Denis, również opaci St. Germaine-des-Prs, St. Medard koło
Soissons, St. Ouen w Rouen i Salonne stoją oczywiście nie tylko blisko
Kościoła, ale są znów najczęściej duchownymi, a w kwestiach Kościoła
reprezentują nawet raczej "jeszcze bardziej radykalny kierunek niż ich
poprzednicy" — a później stają się najgłówniejszymi przeciwnikami
jego drugiej żony Judyty[9].


"Początek nowych reform [...]" — do
pięciu litrów wina i czterech litrów piwa dziennie na kanonika

Szczególnie w pierwszych latach po przejęciu całkowitej
władzy Ludwik zwołał szereg synodów do Akwizgranu i rozkazał zebrać się
wyższemu duchowieństwu, by radzić nad szczegółami wielkiej, reformy Kościoła.
Wszak dla jego programu Renovatio regni Francorum jedność Kościoła była
warunkiem jedności Rzeszy.

Tak więc na zgromadzeniu w Akwizgranie późnego lata
roku 816 opracowano w Institutiones Aquisgranenses regułę dla kanoniczek,
przede wszystkim jednak odnowiono regułę dla kanoników, którą na podobieństwo
vita communis stworzył około roku 755 święty biskup Chrodegang z Metzu,
pochodzący z jednego z "najpierwszych" rodów "frankijskiej
arystokracji". Wobec jego "reformy" w lokalnych ramach
prowadzono dalej reformy o powszechnym znaczeniu, a w szczególności
"dążono teraz do dużo mocniejszego ukierunkowania kanoników na ideał
monastyczny" (W. Hartmann).

Pewne wyobrażenie o tym przekazują przepisy odnośnie
pożywienia i napojów wielkiego synodu akwizgrańskiego z roku 816. Każdy kanonik
— taka "równość" panowała już w tym okresie rozwiniętego
feudalizmu — miał otrzymywać tę samą ilość jadła i napojów, każdy nie
tylko cztery "funty" chleba, lecz również — w zależności od okolicy
— od jednego do pięciu litrów wina. I dodatkowo jeszcze do czterech
litrów piwa, również dziennie! Oczywiście badacze widzą w tym dopiero
"dążenie" do monastycznego "ideału". (Lub jak Wilfried
Hartmann daje odnośny tytuł: ,,a) Początek nowych reform". — W XII
wieku niedzielny obiad kapituły katedralnej w Bambergu składał się z ośmiu dań,
a w wieku XVIII uczta urodzinowa opata z Ebrach z dwudziestu ośmiu)[10].


Co znajdowało się w centrum uwagi wyższego
duchowieństwa ówcześnie (jak i dzisiaj), odzwierciedlają dość wiernie
dokumenty. Było to mianowicie przekonanie, że jego państwo jest "z tego
świata".

Walka o "dobra kościelne" i przeciwko
kościołowi prywatnemu

Już w roku 813 duża część kanonów pięciu frankijskich
conciliae (w Arles, Reims, Moguncji, Chlon i Tours) wspominała o kościelnych
dobrach, budynkach i darowiznach na rzecz Kościoła, a nawet każdy z pięciu
synodów podnosił temat dziesięciny. Świadczy to zresztą o powszechnej u
duchowieństwa żądzy pieniędzy, jeśli (nie tylko w owym czasie) trzeba było
zabronić urządzania targów w kościołach! Ale przecież ostatecznie już w czasach
biblijnych uczyniono z domu Pana "jaskinię zbójców". Nie dziwi zatem,
kiedy po Bożym Narodzeniu roku 818 conuentus w Akwizgranie "mocno obraduje
nad stanem Kościoła i klasztorów"; kiedy już rozdział 1 dokumentu sejmu
Rzeszy lat 818-819 poświęcony jest ochronie dóbr kościelnych; rozdział 7
dotyczy darowizn na rzecz Kościoła, takoż punkt 8; kiedy rozdział 12 objaśnia
dziesięciny z nowo założonych wsi, rozdział 14 jeszcze raz dziesięciny, a nawet
dziewięciny kościelne; i kiedy końcowy rozdział 29 znowu się zwraca ku dobrom
kościelnym oraz kwestii kościołów prywatnych, co również podnosiły rozdziały 6
do 14.

Kościół prywatny (ecclesia propria) był tak zwanym
domem bożym (klasztorem), objętym prywatnym prawem własności, stojącym w
posiadłościach świeckiego lub duchownego właściciela ziemskiego i podlegał mu
również całkowicie w każdej dziedzinie, ekonomicznej i duchowej. Jak do każdego
kościoła krajowego należały całkowicie i w pełni już w IX wieku własne dochody
i dobra ziemskie, tak również właściciel ziemi, na której stał kościół,
rozporządzał budynkiem kościoła jak innym prywatnym majątkiem. Dysponował on w
sposób nieograniczony korzyściami z wszystkich dóbr takiego kościoła łącznie z
jego przychodami, majątkiem, zabudowaniami, zyskiem, wszelkiego rodzaju
daninami, niekiedy dziesięciną, regaliami, spoliami etc., jak też posiadał
prawo obsadzania i odwoływania z urzędów duchownych lub (w przypadku
klasztorów) opatów.

Kościoły prywatne, wyrosłe już w starożytności na
rzymskim gruncie, były w końcu rozpowszechnione w całej Europie, a najbardziej
popularne stały się w państwach germańskich w IX i X stuleciu. Od wprowadzenia
powszechnego obowiązku dziesięciny opłacało się więc wybudować kościół i być
jego właścicielem. Kościoły prywatne były coraz bardziej lukratywną inwestycją
i pożądanym przedmiotem spekulacji ekonomicznych, kupna, zamiany, wypożyczeń,
darów, dziedziczenia itp., krótko mówiąc "domy boże" stały się
"rentowną lokatą kapitału" (Schieffer), "przedsięwzięciem
przynoszącym zysk" (Nylander).

Wiąże się z tym z pewnością w sposób decydujący fakt,
że Kościół stopniowo zaczyna w rozwiniętym średniowieczu zwalczać początkowo
przezeń długi czas tolerowane, już od czasów karolińskich tak faktycznie, jak i
prawnie usankcjonowane kościoły prywatne. Przy tym, co godne uwagi, kwestionuje
najpierw — dla zachowania pozorów, jako jawnie szczególnie niewłaściwe
— dysponowanie przez świeckich urzędami duchownymi w kościołach prywatnych,
następnie zaś daleko ważniejsze dlań prywatne korzyści osiągane przez
świeckich, aż do groźby ekskomuniki i wreszcie do ostatecznego ich zakazu
— podczas gdy władza biskupów i klasztorów nad kościołami prywatnymi
pozostaje nie naruszona![11]


Tak więc Ludwik Pobożny, pozostający pod przemożnym
wpływem Kościoła, zainicjował również pewne radykalne nowości w polityce
agrarnej wobec dóbr kościelnych. Mieli zatem świeccy właściciele ziemscy zostać
pozbawieni istotnego źródła wpływów, stracić w ogóle jakikolwiek wpływ na
obsadzanie urzędów kościelnych, przez co cesarz popadł w ostry konflikt z
arystokracją.

Biskupi przypominali tymczasem bezustannie o
użytkowanych do celów państwowych "dobrach kościelnych", o
wyrządzanych tym dobrom "krzywdach" i o ich zwrocie. Tak było na
sejmie Rzeszy w roku 822 w Attigny, rok później znowuż na zgromadzeniu w
Compiegne. Oraz w dalszych oświadczeniach przedtem i potem.

W mowie przed synodem w roku 822 zaangażował się mocno
na rzecz dóbr kościelnych również osławiony arcybiskup Agobard z Lyonu, którego
życiową misją była "chrystianizacja świata" (Boshof) i — na co
najwyraźniej nie uzyskał zezwolenia cesarza — zwalczanie żydów (których
Agobard atakuje w pięciu traktatach, przy czym antycypuje faszystowski slogan "Nie
kupujcie u żydów"!). Dobra kościelne miały być tak święte, jak to było
możliwe. Przeto arcybiskup ogłasza wszystkie kanony za nienaruszalne, jako że
powstały na koncyliach w zgodzie z Pismem Świętym i przy współdziałaniu Ducha
Świętego. Ergo każde ich naruszenie było sprzeciwem wobec Boga, jakakolwiek
sekularyzacja dóbr kościelnych naruszeniem praw boskich.

Tak to funkcjonuje: wszystko, co duchowieństwo chce
mieć, zagarnąć i zachować, należy do Boga. A w Boga nie wolno godzić w żadnym
wypadku! (Bóg zaś, tego musi się nauczyć świat wiernych, jest w praktyce kupą
prałatów żądnych władzy i pieniędzy).

Ludwik Pobożny umocnił także wyjątkową pozycję
klasztorów w gospodarce narodowej i wspierał ją poprzez udzielanie licznych
zwolnień celnych, praw do bicia monety, zwolnień z obowiązkowych świadczeń
wojskowych i innych opłat, co jest kontynuowane przez jego następców, gdy
przede wszystkim występują coraz częściej nadania w rzeczach i monecie[12].


Reforma prawa małżeńskiego i zaćmienia księżyca
albo o zabobonach cesarza

Nie może dziwić, że pod rządami związanego z klerem
władcy rozpowszechniał się nadal coraz bardziej kościelny kodeks cnót i
moralności, jeśli nawet — jak zwykle — na papierze. Szczególnie
dotyczy to Ludwikowego prawa i polityki wobec małżeństwa. Identyfikował się
zupełnie, w tym przypadku nie zawsze na korzyść państwa, z życzeniami
duchowieństwa. Jeśli chrześcijańscy Merowingowie hołdowali jeszcze mocno
poligamii (p. np. IV, s. 65), podobnie wcześni Karolingowie, konkubina niemal
dorównywała rangą poślubionej żonie, tak że sam Kościół przez jakiś czas
tolerował, jak świadczy o tym choćby synod w Moguncji (852 c. 15), to Ludwik
Pobożny nie tolerował już nawet monogamicznego konkubinatu.

Sam wszakże początkowo w nim żył. Już w roku 794, mniej
więcej jako szesnastolatek, związał się z Ermengardą, córką hrabiego Ingrama z
rodu Robertynów, zapewne po to, by uchronić się od rozpusty — jak pisze
jego anonimowy biograf — od "naturalnych gorących popędów swego
ciała". A przecież najwyraźniej miał już wcześniej stosunki z kobietami, z
których zrodzili się Alpais i Arnulf. Jednakowoż od czasu swego
samooczyszczenia żył tak w pierwszym, jak i drugim małżeństwie w zgodzie z
prawem kanonicznym, nie wziął sobie ani nałożnicy, ani nie rozwiązał samowolnie
żadnego z małżeństw, jak i ożenił przykładnie swe dzieci, przynajmniej synów
zrodzonych z Ermengardy, Lotara (795 r.), Pepina (około 797 r.) i Ludwika (806
r.), podczas gdy dwie z jego córek, Rotruda i Hildegarda, wyszłyza mąż chyba
dopiero "po okresie próbnym".

Najwyraźniej nie powiodło się monarsze z inspirowaną
przez Kościół reformą prawa małżeńskiego. Rezygnacja z wcześniejszej
różnorodności form małżeństwa oraz ze szczególnych form małżeństwa władcy
zagroziła bowiem jego dążeniom do jedności Rzeszy i doprowadziła do znaczej
niepewności wobec prawa. A po nim powrócono do starych praktyk prawniczych; w
Rzeszy Ludwika Niemieckiego oraz Karola Łysego stawiano własne korzyści
zdecydowanie ponad nauką Kościoła, o której przypominano sobie najczęściej
jedynie wówczas, gdy chodziło o wykluczenie politycznych rywali lub
niewygodnych partnerów[13].


Cesarz wspierał także chrześcijański zabobon, jak to
już było w przypadku długiego szeregu jego przodków.

Tak na przykład wciąż sprowadzano z Rzymu święte
zwłoki, jak również je uprowadzano: na przykład świętego Marcelina czy świętego
Piotra (jak uczynił to Ratleik, pisarz Einharda — wioząc je przez
Michelstadt w Lesie Odeńskim), po czym owe ciała, jak zapewniają Roczniki
Rzeszy, "stały się sławne dzięki wielu znakom i cudom". Przybyły
również "kości świętego męczennika Sebastiana' — "świętego
wojskowych", patrona żołnierzy, bractw kurkowych, dobrego poza tym na
zarazy ludzkie i bydlęce. I uczyniły też "szczątki świętego bojownika
Chrystusa" wkrótce "taką mnogość dobrodziejstw, że ich ilość
przewyższa wszelką liczbę. A ich właściwości czyniły je wręcz niewiarygodnymi
[...]". Wszak, dodaje duchowny anonimowy kronikarz — i to, jak
bardzo często, nie jako własny wymysł, lecz parafrazując Roczniki Rzeszy
— "dla wierzącego jest wszystko możliwe" (omnia possibilia esse
credenti)[14]
.

Natychmiast reagował też władca wszystkich Franków, gdy
"znaki" poruszyły jego wrażliwość, rzeczy, którymi "się wiele
[...] zajmował", ruchy gwiazd, straszliwe komety, trzęsienia ziemi,
zaćmienia księżyca, zboże spadające z nieba, "niesłychane tony [...] w
porze nocnej", "częste i niezwykłe błyskawice, spadanie kamieni z
gradem, zarazy wśród ludzi i bydła". Nie mniej poruszył go post mniej
więcej dwunastoletniej dziewczynki ze wsi Commercy koło Toul, która —
oczywiście — "po spożyciu świętej wieczerzy" z ręki księdza ani
jadła, ani piła i "tak dalece zapamiętała się w poście, że w ogóle nie
przyjmowała żadnego pożywienia cielesnego i nie dopominając się jedzenia
przepędziła trzy pełne lata", jak relacjonują kroniki. Podobne rzeczy spędzały
wrażliwemu cesarzowi sen z powiek. Zdarzyło się, że dla tej przyczyny nie
zmrużył oka przez całą noc, lecz "wśród pieśni dziękczynnych i modłów do
Boga" doczekał poranka — wszak było dla niego jasne, "że te
cudowne znaki zapowiadały ciężkie nieszczęścia dla rodzaju ludzkiego".
Rozkazał zatem dla ich odwrócenia post i ustawiczne modły i bogatą jałmużnę dla
zjednania Boga rozgniewanego przez pozbawionych skruchy i nieskłonnych do
pokuty grzeszników. Jałmużnę nie tylko dla biednych, ale i na rzecz sług bożych,
księży świeckich i mnichów, "i rozkazał każdemu, który był do tego zdolny,
odprawiać msze; nie tak bardzo ze strachu o swoje dobro, jak z zatroskania o
powierzony mu Kościół" — jakkolwiek też niektóre znaki, jak
wiedział, "wskazywały na przemiany w Rzeszy i śmierć księcia [...]"
Właśnie, a potem "udał się na łowy w Ardeny" (Anonymi Vita Hludovici)[15].


Rok w rok wojna, zabici, pożoga, zniewolenie. I dzień w
dzień kościół, długie pokorne modły. Jednakowoż wszystko to uzupełnia się tutaj
— i nie tylko — jak najnaturalniejsza rzecz pod słońcem, "na
chwałę Świętego Kościoła".

Do tego doszły jeszcze łowy.

"[...] owa mordercza zabawa, łowy"

Łowy odsuwały w przypadku Ludwika Pobożnego co roku na
całe miesiące nawet wojnę i dyplomację na plan dalszy, same dawały zresztą
możliwość przygotowania się do wojny. Przy czym ogromne knieje średniowiecza
były ubogie w dziczyznę, "puste do zamorzenia głodem", tak że pewien
starosaski poeta mówi wręcz o "grobie lasu" (waldens hileo).
Wszelako: "W sierpniu wszakże, gdy jelenie mają najwięcej tłuszczu,
oddawał się łowom, póki nie przyszedł czas dzików". Działo się to po
prostu "obyczajem królów frankijskich". Mówi się też o tej samej
namiętności Ludwikowego syna Pepina, króla Akwitanii. Nawet żyjący na
akwitańskim dworze duchowny Ermoldus Nigellus napomina Pepina, by nie
zaniedbywał obowiązków swego wielkiego powołania dla swej niepomiernej pasji do
polowania i psów.

A polowanie pozostało feudalnym i książęcym obyczajem
(znów popełniam rzekomy grzech historycznego "anachronizmu") przez
całe stulecia. Jak bowiem mówi Christian Weisse: "Z wszystkich rycerskich
przyjemności nie ma takiej, która by bardziej przypadała do gustu, jak owa
mordercza zabawa, łowy". A Friedrich Heer, który uwydatnia bliski związek
łowów i wojny, polowania na zwierzęta i ludzi zwłaszcza w życiu arystokracji od
czasów Karola zwanego "Wielkim", postuluje zbadanie "morderczej
żądzy polowania owych możnych panów" pod względem psychologicznym i
metapolitycznym[16].

Na polowanie wyprawiano się niegdyś i teraz wprawdzie
przede wszystkim dla "przyjemności", jednakże i dla profitów, dla
których we wczesnym średniowieczu niejaki Othere w dwa dni z zaledwie sześcioma
sługami ("oszczepnikami") położył 60 morsów. "Ludzie cywilizacji
zachodniej unicestwiają lasy, niszczą «biotopy», wytrzebiają połowę
populacji zwierzęcej", pisze Johannes Fried w swym poczytnym dziele Die
Formierung Europas (Kształtowanie Europy).

Również i bogobojnego Ludwika nic nie jest w stanie
powstrzymać, żaden cud, żaden znak ni zraza. Nawet w roku 820, gdy wśród ludzi
i zwierząt wybuchła szczególnie groźna epidemia, która w całej Francji nie
oszczędziła "ni piędzi ziemi", ów ogarnięty pasją Nemrod nie
zrezygnował ze "swych zwyczajowych łowów jesiennych" —
historiograficzna skromność. Ściganiu, ranieniu, zabijaniu zwierząt w
zazdrośnie strzeżonym rewirze łowieckim (brolium, foresta, foret, Forst, bór)
— nawet wobec mnichów — oddawano się bowiem od późnego lata aż po
zimę (na koniec były łowy z sokołem na dzikie ptactwo), a preferowano okolice
Akwizgranu, Wogezy, Ardeny, Eifel, Frankonię czy dobra frankfurckie w
Kreuznach. Jednakowoż Merowingowie obierali za miejsce pobytu również okolice
Paryża ze względu na rozległe bory, a jeszcze po stuleciach było tam nie mniej
lasów.

Do tego dochodziły specjalne mordercze rewiry w
najbliższej okolicy palatiów — Karolingowie mieli własne "palatia
myśliwskie" (później wydano specjalne ustawy łowieckie) — w celu
uprawiania łowów z małą drużyną, przy okazji wizyt oficjalnych gości z innych
państw i uczt państwowych. I tak Ludwik zaprosił króla Duńczyków Haralda w
czasie jego odwiedzin w Ingelheim na łowy na jednej z wysp Renu, a następnie na
pieczenie jelenia, sarny i dzika nadziewanych mięsem niedźwiedzim —
"a takoż kler otrzymuje niektóre smakowite kąski", wszystko to pośród
boru pod rozpiętym namiotem. Tak, najpierw "łowy jesienne", potem
"wedle starodawnego i wciąż mu drogiego obyczaju" i znowuż
"urodziny Pana i Wielkanoc" wraz z następującą po niej wojną w
letniej porze. A zaraz potem tłuste jelenie. Następnie spasione dziki —
cesarz "oddawał się jak zwykle jesienią polowaniu"; "polował tu,
dopóki mu się podobało i bliskie chłody zimy dozwalały"; uprawiał
"dopóki starczyło ochoty łowienie ryb i polowanie". A potem znowu
"z godnością, jaka mu przystoi", różne święta, szczególnie
"narodziny Pana i pozostałe", a przede wszystkim jego
zmartwychwstanie. I na nowo jakaś świeża mała wojenka. "W sierpniu
wszakże, gdy jelenie [...]".

Czyta się to jak satyrę, ale to nie ja ją reżyseruję,
to reżyseria tych możnych panów. Są to kulminacyjne momenty cesarskiego roku
chrześcijańskiego. A czasami łowy dominowały przez cały rok. Na przykład anno
Domini 825. Ledwie zdążono uczcić w Akwizgranie "świętą Wielkanoc", z
początkiem kwietnia, "przy radosnej wiosennej pogodzie udał się na łowy do
Nijmegen". W połowie maja powrót na sejm Rzeszy do Akwizgranu, potem w
drogę "do Lasu Wogeskiego do Remiremont na łowy"; "po
skończonych polowaniach do Akwizgranu", w sierpniu następny sejm Rzeszy, a
potem znowu do Nijmegen i "powrócił po zakończeniu łowów jesiennych z
początkiem zimy do Akwizgranu".

Rządzenie jest męczące. Trzeba odprężenia. Nie tylko za
pomocą zabijania jeleni, danieli, łani, loch i takoż wilków, niedźwiedzi,
żubrów (bubalus), turów (urus) i innych Było trochę tej zwierzyny w niemieckich
lasach. I tylko czekały, by przelać krew dla cesarza. I oczywiście dla możnych,
którzy też gonili "zwierza" na śmierć, przebijali z konia, strzelali,
z pochodu, w nagonce, ze specjalną sforą czworonogów do naganiania, osaczania i
rozrywania.

Wygląda wszak na to, że szlachetnie urodzeni myśliwi
już we wczesnym średniowieczu stworzyli "właściwą technikę polowania z
nagonką" (Schwenk) z wieloma rodzajami psów, tropowców, chartów,
owczarków, wyżłów, płochaczy, psów gończych, na ptaki, na bobry. Od terierów,
szpiców i pinczerów, które należą do najstarszych psów myśliwskich, przez
pointery, setery, cocker-spaniele do dogów, wszystko to było hodowane dla
zaspokojenia morderczych żądz, wyostrzane, również w klasztorach, jak na
przykład w Ardenach w klasztorze świętego Huberta i było malowane przez mnichów
w manuskryptach i na obrazach kościelnych ołtarzy. (Psy myśliwskie i relikwie
— zaraz po sobie i w tej właśnie kolejności — wylicza Ingrid Voss
jako prezenty modne wśród średniowiecznych książąt). Było to udziałem —
mimo soborowych zakazów — również duchownej arystokracji. Wszak pozwalali
sobie na kosztowne sfory biskupi, opaci, zwykli księża i zawszeć to woleli
myśliwskie zawołania od niedzielnej mszy — bowiem "mniej cenili
chóry aniołów niźli ujadanie psów" (biskup Jonasz z Orleanu).

Już dzieci możnych były przyuczane do polowania.
Również własny syn Ludwika Karol towarzyszył w nich ojcu, razem z matką Judytą,
już jako trzylatek, jak na przykład w roku 826 w Ingelheim. I jak tylko mały
Karol wypatrzył zwierzynę, opowiada Ermoldus Nigellus, frankijski duchowny,
może mnich, chciał ją "koniecznie za przykładem ojca ścigać". Błagał
o konia, o broń. "Ale inni młodzi chwytają uciekające zwierzę i wiodą bez
szwanku ku Karolowi. On sięga zaraz po swą zabawkową broń i kładzie drżące
zwierzę".

Wcześnie się wprawia. Tak się wzrastało na
chrześcijańskim Zachodzie. Tak się "należało"...

Zabijanie, ludzi i zwierząt. I modły. Do obu Ludwik
Pobożny był tresowany od małego. Jedno bardziej oczywiste od drugiego.
"Pobożny umysł króla już od wczesnej młodości był zajęty — pisze
znowuż tak zwany Astronom — troską o służbę bożą i wyniesienie świętego
Kościoła, tak że po jego dziełach można by go bardziej nazwać kapłanem niż
królem". Doprowadził do tego, że "całe duchowieństwo Akwitanii",
które dotąd się poświęcało "więcej jeździe konnej, służbie wojskowej,
robieniu włócznią, niż służbie bożej", zaczęło zachowywać się wręcz
przeciwnie. I zaraz dzięki Ludwikowi — który jednak nawet podczas

postu (!) nie zaniedbywał całkiem konnej jazdy —
rozkwitła służba boża wraz ze świecką nauką "szybciej niż by można
uwierzyć". I owszem, tenże kler, przed panowaniem Ludwika "całkiem
podupadły" (conlapsus erat), rozkwitnął dzięki młodemu królowi, który też
wiele klasztorów — do roku 814 podobno 25 — w domenie swej władzy
zreformował, odbudował albo zbudował od podstaw, tym sposobem, że "życzył
sobie naśladować chwalebny przykład swego wielkiego stryja Karlomana"
(por. IV, s. 222 i nast. i 232!) "i myślał o tym, by osiągnąć szczyt
bogobojnego życia"[17].


Jednakowoż nic z tego nie wyszło. Władza smakowała
bardziej. Ponieważ bowiem jego starsi bracia Pepin i Karol wcześniej zmarli,
"obudziła się w nim nadzieja na panowanie w całej Rzeszy" (Anonymi
Vita Hludovici). I tak pobożny władca tytułował się już nie po prostu rex
Francorum, lecz od samego początku imperator Augustus[18].


Oczyszczenie Akwizgranu ze "zdrajców
stanu" i ladacznic

Ludwik Pobożny, w chwili śmierci swego ojca mąż
trzydziestosześcioletni, przebywał właśnie w palatium w Doue-la-Fontaine (koło
Saumur) w Akwitanii, obszernym kraju między Atlantykiem a Rodanem i między
Loarą a łańcuchem Pirenejów, podbitym ostatecznie dopiero po długich i ciężkich
walkach w roku 768. Najpierw zarządził uroczystości żałobne w kościele, z
modłami, hymnami i mszami. Następnie pociągnął przez Orlean — gdzie
miejscowy biskup Teodulf, doświadczony dworak, wychwalał go pod niebiosa w
naprędce sfabrykowanej odzie w sposób równie nadęty jak podniosły — i
Paryż do Akwizgranu, we wszystkich miejscach po drodze wstępując do świątyń
Chrystusa i klasztorów, St. Aignan, St. Mesmin, St. Geneviev, St.
Germain-des-Prs, St. Denis, miejsca spoczynku jego dziada, Pepina. I wszędzie
śpieszyli do niego możni — mówi Astronom — "na wyścigi w
wielkiej liczbie". Nawet Wala, kuzyn Karola I i jeden z jego najbardziej
wpływowych doradców, mąż, po którym się tego najmniej spodziewano, złożył zaraz
Ludwikowi przysięgę wierności.

Jeszcze w podróży nakazał nowy władca, by akwizgrańskie
pałatium, gdzie pod rządami św. Karola urzędujący kler obok prostytutek oddawał
się nieumiarkowanej rozkoszy (IV, s. 305 i nast.), oczyścić z niegodnego
elementu, a te osoby, "które dopuściły się przez szczególnie ohydną
rozpustę i pychę winy obrazy majestatu, trzymać do jego przybycia starannie w
odosobnieniu".

Ponoć znalazło się sporo hołoty —
"ladacznic, złodziei, zabójców i innych złoczyńców" (Simson) —
przy dworze i w okolicznych wsiach. Posłaniec Ludwika, hrabia Warnar, został
zabity w Akwizgranie podczas podjętych kroków higienicznych, jego bratanek
Lambert ciężko ranny; ich przeciwnik Hoduin zginął. Pobożny, jednakowoż
okazjonalnie porywczy monarcha, "wobec innych wskroś dobrotliwy
cesarz", kazał na to "nieomal" ułaskawionemu Tuliuszowi, w swej
"łagodności" (clementia), tak zapewnia Astronom, jedynie wyłupić oczy[19].


I zanim Ludwik wkroczył do Akwizgranu, uprzątnięto tam
z drogi parę osób jako "zdrajców stanu". Właśnie ci, którzy mieli
ostatnio wpływy na dworze Karola, szybko zniknęli, jak dzieci Bernarda, brata
króla Pepina. Przyrodni kuzyn Karola Adalhard, opat w Korbei nad Sommą (IV, s.
303), w owym czasie już starzec, wylądował — bez przesłuchania i sądu
pozbawiony urzędu z funkcji i obrabowany z dóbr — w klasztorze St.
Filibert na odległej wyspie atlantyckiej u wybrzeży Akwitanii, a jego siostra
Gundrada, przyjaciółka Alkuina, w owym czasie opata pół tuzina klasztorów, w
domu zakonnym w Poitiers. Jej brat, hrabia Wala, uprzedzając gniew Ludwika, z
własnej woli usunął się do klasztoru w Korbei, z którego cesarz wygnał
trzeciego, najmłodszego brata Bernara, żyjącego jak prosty mnich, do klasztoru
Lerins na pewnej wyspie u wybrzeży Prowansji.

Również upragnione córki Karola I, adorowane
powszechnie rodzone siostry Ludwika Berta i Gisla, których lekkie życie
miłosne, "jedyna plama" na cesarskim dworze, "od dawna"
denerwowało "pobożnego" cesarza, zostały osadzone w różnych
klasztorach — dokładnie wbrew woli ojcowskiej, pozwalającej im na wybór
między małżeństwem a welonem; dokładnie również wbrew Ludwikowemu ślubowaniu z
roku 813, że wobec sióstr i braci, bratanków i wszelkich pozostałych krewnych
będzie "okazywał zawsze niewzruszone miłosierdzie". Jednakowoż
oddalenie (później prawie nie wspominanych) sióstr z palatium — nie
wiadomo dokąd — należało do pierwszych kroków rządów Ludwika. A ich
"niemoralne" życie posłużyło nowemu cesarzowi przypuszczalnie w ogóle
za parawan. W rzeczywistości obawiał się zapewne bardziej ich ingerencji,
zasiedziałości, zażyłości z od dawna prowadzącymi sprawy państwa urzędnikami,
obawiał się, że mogłyby lepiej czynić użytek z władzy niż on sam.

Jednak podczas gdy cesarz nie zawsze oszczędzał
członków kręgu rodzinnego, również bliższych krewnych — odsunął najpierw
braci przyrodnich Drogona, Hugona, Teoderyka, "bastardów" swego
świętego ojca z konkubin Reginy i Adallindy — to własnymi potomkami
zajmował się naprawdę troskliwie. Dorosłych synów Lotara i Pepina uczynił
wicekrólami w Bawarii i Akwitanii, swą nieprawą latorośl Arnulfa hrabią Sens,
zięcia z rodu Gerhardinów, związanego od około roku 806 z również
przedmałżeńską córką Alpais, Begona z Tuluzy, hrabią Paryża.

Wyniesieni zostali później również Welfowie, krewni
ambitnej cesarzowej Judyty, jego drugiej małżonki. Jej matka Heilwig otrzymała
w darze znamienite królewskie opactwo Chelles, brat Rudolf klasztory St.
Riquier i St. Jumieges, brat Konrad, który urósł jako magnat w Akwitanii,
otrzymał Saint Gallen i do tego jako małżonkę Adelajdę, córkę hrabiego Hugona z
Tours, Ludwikowego teścia[20].


Ledwie monarcha przybył do akwizgrańskiego palatium,
przejął nie tylko "wszelkie Rzesze, jakie Bóg dał jego ojcu" (ładnie
powiedziane o jednym z największych zaborców w historii świata), lecz kazał
sobie, jako oczywiste — jak rzekł biskup Thegan, pokazać "przede
wszystkim w wielkim pośpiechu wszystkie skarby ojca w złocie, srebrze i
drogocennych klejnotach" — i wysłał "większą część skarbu"
oczywiście "do Rzymu w czasach świętego papieża Leona [...]". Tam
bowiem panuje taka nędza jak nigdzie indziej. A przecież również ojciec Ludwika
wysłał już wspaniałomyślnie "Świętej Stolicy" masowo rabowane dobra
(IV, s. 296). Gdyż jak już wiadomo z Fausta Goethego:

"Kościół ma dobry żołądek,
Już tyle krajów pożarł
A przecz się nie przejadł [...]"[21].

Cesarz, kler i jedność Rzeszy

Ludwik Pobożny sprzyjał duchowieństwu jeszcze bardziej
niż jego ojciec i liczni historycy, nazywający go dewotem, klerofilem i
bigotem, mają całkowicie rację. Już na początku swego panowania młody monarcha
odnowił "wszelkie zarządzenia, jakie zostały wydane dla Kościoła Bożego w
czasach jego przodków". Przy tym opierał się wyłącznie na duchownych,
najczęściej "Akwitańczykach", ludziach, o których nawet przychylny
cesarzowi biskup Thegan mniema, że "bardziej ufał swym doradcom, niż było
konieczne"[22].

Z wyjątkiem arcykapelana Hildebalda z Kolonii Ludwik
nie pozostawił na urzędzie żadnego z dotychczas kierujących sprawami państwa;
na nowo obsadził w zasadzie wszystkie stanowiska dworskie, przede wszystkim
ludźmi, którzy posiadali decydujące wpływy już w Akwitanii.

Wśród nich był ksiądz Helizachar, od roku 808 stojący
na czele akwitańskiej kancelarii, który teraz przejął kancelarię Rzeszy w
Akwizgranie, wkrótce sowicie obdarowany opactwem St. Aubin, później opactwem
St. Riquier i prawdopodobnie również jeszcze szczególnie bogatym St. Jumieges
wraz z jego dobrami rozrzuconymi od Loary po dorzecze Skaldy. W dowód
wdzięczności ksiądz i opat przeszedł podczas buntu w roku 830 do obozu wrogów
Ludwika[23].


Przypuszczalnie najważniejszym doradcą cesarza stał się
jednak wysoko ceniony Wizygot Witiza, opatrzony programowym imieniem Benedykta,
syn hrabiego Maguelonne, okrutnego zabijaki. Jak bowiem wyrosły na dworach
Pepina III i Karola I Benedykt (święto: 11 lutego) uczestniczył jako dobry
chrześcijanin w wyprawach wojennych Pepina III, tak również "dobry
chrześcijanin" i "wielki żołnierz" (IV, s. 223 i nast.) brał
udział w wyprawach Karola, zanim tragiczna śmierć jego brata nie zapędziła go w
mnisi habit. Jednakowoż ponownie nie udało mu się pożyć w ascezie. Klasztor St.
Seine koło Dijon opuścił, ponieważ wydał mu się nie dość surowy. Potem w dziedzicznych
dobrach w Aniane koło Montpellier odstręczył swych pierwszych uczniów zbytnim
rygoryzmem. Wtedy zwrócił się do reguły Pachomiusza (I, s. 106) i Bazylego;
regułę Benedykta z Nursji uznał bowiem za odpowiednią "jedynie dla
słabeuszy i neofitów". Jednakże gdy ponownie popadł w kryzys
"powołania", wyniósł — "bezkompromisowo" (Lexikon fur
Theologie und Kirche) —właśnie tę odrzuconą regułę dla "słabeuszy i
neofitów" do jedynie obowiązującej reguły klasztornej egzystencji i stał
się "drugim Benedyktem".

Zbytniej słabości jednak Benedykt w swych rządach nie
okazywał. Gdy jako przełożony ganił swych mnichów, to musieli leżeć u jego
stóp, póki im nie zezwolił na powstanie. A gdy jakiś mnich uciekł, Benedykt
rozkazał przywlec go ze skutymi nogami i wychłostać. Takoż ów święty mnich
kazał wznieść w każdym klasztorze więzienie — a średniowieczne więzienia były
iście barbarzyńskie, warunki odbywania kary "nad wyraz ciężkie", gdyż
areszt "w swych skutkach równał się karze śmierci" (Schild). Przy tym
owa reforma klasztorna kierowała swe "ostrze przeciwko ludzkiej wiedzy i
edukacji" (Fried)[24].


Opat Benedykt z Aniane — któremu Ludwik powierzył
najpierw klasztor Maursmunster w Alzacji, a potem w pobliżu Akwizgranu klasztor
Inden (Kornelimunster), bogato uposażone w dobra królewskie nowe założenie,
swego rodzaju "klasztor macierzysty" dla całej Rzeszy —
przebywał częściej na dworze niż w swym klasztorze, który wszelako często
odwiedzał monarcha, co przyniosło mu przydomek "Mnich". Benedykt, rządzący
wszystkimi klasztorami frankijskimi, do śmierci (821 r.) pozostał wpływowym
człowiekiem na dworze, gdzie równie mocno troszczył się o sprawy małe, listy
błagalne, skargi, jak i o rzeczy wielkie, a w nie mniejszym stopniu doradzał
cesarzowi przy rozpoczętej w roku 816 szeroko zakrojonej reformie dotyczącej
Kościoła świeckiego.

Ruch reformatorski opata zgodnie z regułami Benedykta z
Nursji próbował uczynić z wielu ludów Rzeszy — a to odpowiadało dokładnie
polityce państwowej — jeden naród chrześcijański, chrześcijaństwo w ogóle
podstawą całego życia publicznego, a nawet stworzyć Civitas Dei na ziemi: jeden
Bóg, jeden Kościół, jeden cesarz, którego urząd uchodził coraz bardziej za
nadany od Boga w obrębie Kościoła.

Prałaci byli z tego względu mocno zainteresowani
jednością Rzeszy i właśnie ich przywódcy byli namiętnymi orędownikami idei owej
jedności. Przy tym nie szło im w pierwszym rzędzie o państwo, lecz o Kościół,
na widoku mieli korzyści nie Rzeszy, lecz Kościoła. Zasada rozbicia
dzielnicowego bowiem, głęboko zakorzeniona w pojmowaniu państwa i prawa,
prowadziła przy konsekwentnym jej stosowaniu do powstawania coraz większej
ilości państw dzielnicowych — im więcej dziedziczących synów pozostawiał
władca — a w konsekwencji do tworzenia państw dzielnicowych coraz mniejszych,
to znaczy do coraz większego rozdrobnienia. Jednak wraz z rozerwaniem więzi
państwowej ulegała rozerwaniu również więź kościelna, liczne, często
rozproszone okręgi kościelne i klasztorne dostawały się pod władzę
najróżniejszych panów, trudno było zarządzać dobrami kościelnymi, trudno je
kontrolować i łatwiej i szybciej, zwłaszcza w czasach kryzysowych, mogły ulec
konfiskacie. Krótko mówiąc, wady rozbicia i zalety jedności Rzeszy dla nikogo
innego nie były większe niż dla biskupów.

Reforma klasztorów Benedykta, jego zasada una reguła,
dotyczyła wszakże nie tylko życia zakonnego i tak zwanych spraw duchowych. Co
najmniej tak samo ważne, jeśli nie ważniejsze, były dobra kościelne. Cesarz nie
chciał ich ani dzielić, ani pozwolić na pomniejszenie, także przez swoich
następców. Jednakże zakazał z dawien dawna kwitnącego "łapania dusz",
zwabiania dzieci, kobiet i mężczyzn do klasztorów, by przejąć ich majątki;
zakazał tym samym ulubionego od czasów antycznych (por. III, s. 289 i nast.) i
w miarę możności i dzisiaj uprawianego procederu wydziedziczania krewnych na
rzecz kościołów[25].

Chyba największy wpływ na cesarza uzyskał obok
dotychczasowego akwitańskiego kanclerza, prezbitera i opata Helizachara i obok
opata Benedykta z Aniane, zwłaszcza od roku 819, Hilduin, opat St. Denis, St.
Medard w Soissons, St. Germain-des-Prs w Paryżu (klasztoru, do którego
należało w okolicy więcej niż 75 000 hektarów ziemi!). Opat Hilduin kierował
po śmierci arcykapelana i arcybiskupa Hildebalda z Kolonii nadworną kaplicą i
nadwornym duchowieństwem i stopniowo zyskał tytuł "arcykapelana"
(archicapellanus). Podczas pierwszego buntu przeciw Ludwikowi w roku 830 opat
Hilduin, podobnie jak i opat Helizachar, przeszedł oczywiście do obozu
cesarskich przeciwników, gdzie znalazł się m.in. również przywódca galijskiego
episkopatu, arcybiskup Lyonu Agobard, wielki żydożerca, który szczególnie ostro
ujawnił się właśnie w czasach rządów Ludwika[26].


Ordinatio imperii (817 r.) i ironia historii

Zasadnicza zmiana konstytucji, przyjęta w lipcu roku
817 na akwizgrańskim posiedzeniu sejmu Rzeszy, w którym wzięło udział wielu
świeckich i duchownych możnych, a które poprzedziły trzydniowe posty, modły i
msze, zadysponowała niepodzielną jedność władzy w państwie Franków. Nowa zasada
dziedziczenia tronu, Ordinatio imperii, zastąpiła Divisio regnorum, zasadę
podziału Rzeszy, ordynację dziedziczenia Karola I z 6 lutego 806 roku (która
— zgodnie z frankijskim prawem dziedziczenia — przewidywała podział
Rzeszy wśród wszystkich synów cesarza), i ustanawiała teraz, co było nowe we
frankijskiej historii i wbrew dotychczasowym zwyczajom podziału państwa —
tradycyjnemu prawu dziedziczenia przez wszystkich prawowitych synów królewskich
— obok unitas ecclesiae również unitas imperii i potępiała jakikolwiek
rozłam jako przestępstwo wobec Corpus Christi. W ten sposób zostały obalone
pradawne regulacje odnośnie następstwa na tronie i zasady prawa, nie na
poślednim miejscu działo się to w interesie Kościoła, "głównie kręgów
wyższego duchowieństwa" (Schieffer).

Całą rzecz omówiono oczywiście dokładnie w
najściślejszym gronie. Jednak ponieważ wszystko to sprzeciwiało się głęboko
zakorzenionym poglądom na temat prawa, ponieważ było nowe, to "jak zwykle
w takich wypadkach", powiada Bernhard Simson, było konieczne, by "nowe
prawo, jakie chciano stworzyć, zostało obleczone w religijną świętość, w pozór
boskiego natchnienia i boskiej opatrzności". Z wystudiowaną obłudą udawano
więc, że dzięki trzydniowemu powszechnemu postowi, dzięki modłom, mszom etc.
badano wolę Najwyższego, a następnie pobożny książę ogłosił to, co było od
dawna rzeczą postanowioną i głównie "w świętym interesie Kościoła",
jako boską inspirację. Rzesza nie mogła więc zostać z miłości Ludwika do synów
rozebrana, a raczej najstarszy syn, Lotar, z posłuszeństwa wobec
"Boga" musiał zostać jedynowładcą. I tak "z boskiej
inspiracji" został wybrany na współcesarza i bezpośrednio po tym
ukoronowany, przy czym Ludwik — jak kiedyś jego ojciec — położył mu
na sercu obronę Kościoła, a szczególnie Stolicy Apostolskiej. Wszelako Lotar otrzymał
koronę z własnej ręki, bez papieskiego bądź biskupiego pośrednictwa; otrzymał
również największą dzielnicę Rzeszy.

Młodsi synowie, Pepin i Ludwik, otrzymali królewskie
tytuły i stosunkowo małe, choć nie pozbawione znaczenia obszary: Pepin Akwitanię,
Baskonię, marchię Tuluzy obok kilku innych hrabstw, Ludwik większą część
Bawarii, Marchię Wschodnią[27],
Panonię i Karyntię. Obaj, by zapobiec po śmierci Ludwika rozpadowi Rzeszy na
dzielnice, zostali ściśle podporządkowani Lotarowi i znacznie pozbawieni władzy
w najistotniejszych prawach monarszych, ograniczeni do działania w sferze
polityki wewnętrznej i jako królowie zobowiązani do składania cesarzowi
corocznego raportu; tylko za jego zgodą mogli się żenić, a przy tym mieli być
posłuszni sejmowi Rzeszy. Krótko mówiąc, młodsi bracia zostali wyłączeni z
równoprawnego sprawowania regencji. Z drugiej strony królowie mieli prawo do
rozdawania urzędów w swych państwach, nie tylko świeckich, jak hrabstwa, lecz
również duchownych, jak biskupstwa i opactwa. I, co oczywiste, frankijskie
diecezje i klasztory (St. Denis, St. Germain-des-Prs, Reims, Trewir, Fulda i
in.) zachowały swe całkiem rozległe posiadłości w Akwitanii, Italii oraz na
innych terytoriach zależnych.

Na sejmie Rzeszy w Akwizgranie w roku 817 dzielnice
stały się więc częściami Rzeszy. Nie miały być już samodzielnymi państwami,
lecz zostały poddane Lotarowi, władcy całej Rzeszy, a każdy dalszy podział,
choćby na rzecz prawnych spadkobierców braci, miał zostać wykluczony. Wszyscy
przysięgli dotrzymać własnoręcznie przez cesarza podpisanych zarządzeń[28]
.

Ironia historii: Divisio regnorum Karola I z roku 806
przewidywało podział Rzeszy między jego trzech synów. Ponieważ jednak dwaj
starsi zmarli, jedynym władcą został Ludwik i Rzesza pozostała nie podzielona.
Ordinatio imperii Ludwika z roku 817 usiłowało zapewnić jedność Rzeszy w
każdych okolicznościach. Niestety śmiały zamiar spalił na panewce — mimo
boskiej inspiracji, a Rzesza została podzielona. Nie tylko wreszcie dlatego, że
król Italii Bernard, bratanek cesarza, w Ordinatio imperii został pominięty bez
słowa, ale i że nie zgadzał się na nie żaden z młodszych synów cesarza. Nowa
regulacja doprowadziła — jak to często, a nawet zwykle bywa — do
nowego konfliktu, do ciągłej rywalizacji wewnątrz cesarskiego domu, a przez to
do początków wielkiego kryzysu karolińskiego imperium.

Ludwik Pobożny każe torturować krewnych i zgolić im
głowy i składa oficjalne wyznanie winy

Pierwszy sprzeciw wobec nowego zarządzenia Ludwika,
mającego zapewnić jedność Rzeszy i Kościoła, tronu i ołtarza, wyszedł ze strony
Bernarda, króla Italii. Jedyny syn króla Pepina, który złupił skarb Awarów (IV,
s. 294 i nast.), po śmierci swego ojca (810 r.) wychowywany w klasztorze w
Fuldzie, rządził od sejmu akwizgrańskiego we wrześniu roku 813 oficjalnie jako
"król Longobardów". W chwili zmiany władcy złożył hołd nowemu
cesarzowi, został "bez najmniejszego szwanku", jak powiada biskup
Thegan, wypuszczony do Włoch, lecz w ordynacji dotyczącej podziału Rzeszy nie
został ani uwzględniony, ani nawet wymieniony. Jednakże gdy na mocy Ordinatio
imperii miał podlegać synowi Ludwika, Lotarowi I, jak wcześniej Karolowi
"Wielkiemu", swemu dziadowi, i cesarzowi Ludwikowi, wówczas zbuntował
się wraz z wieloma magnatami swego państwa. Jednakowoż inicjatywa, jak zgodnie relacjonują
źródła, nie wyszła ze strony młodego, ledwie dwudziestoletniego króla, lecz
jego doradców.

Kilka miesięcy po ogłoszeniu Ordinatio imperii z roku
817 pominięty w nim całkowicie Bernard — wraz z "kilkoma złymi
ludźmi" (Annales regni Francorum), podburzającymi go możnymi, a wśród nich
biskupem Teodulfem z Orleanu, nadwornym poetą, biskupami Anzelmem z Mediolanu i
Wolfoldem z Cremony oraz, według jednego z ówczesnych źródeł, również opatami
— zainscenizował wprawdzie mocno rozgałęzione, ale słabo przygotowane
"powstanie". Ludwik miał zostać rzekomo zdetronizowany, a na jego
miejsce osadzony Bernard. Wszystko wszakże przemawia za tym, że nie chodziło tu
o obalenie cesarza, lecz o zapewnienie królestwa dzielnicowego Bernardowi.

Cesarz zmobilizował liczne wojska, zażądał od opatów i
opatek "świadczenia służby wojskowej", ponieważ "za podstępem
szatana król Bernard szykował się do buntu", śpiesznym marszem ruszył na
południe i nakazał obsadzenie przełęczy alpejskich od strony Włoch. Lecz zanim
powstanie się na dobre zaczęło, wręcz zanim dobyto mieczy, Bernard stawił się
chyba dobrowolnie ze swymi towarzyszami w Chlon-sur-Sane. Odrzucił na bok swą
broń i padł do stóp cesarza. Podobnie najbliżsi Bernardowi możni, którzy
"zaraz przy pierwszym przesłuchaniu z dobrej woli szczerze wyjawili cały
przebieg sprawy". Na próżno. Ludwik kazał ich pojmać, dostarczyć do
Akwizgranu i tam podczas sejmu Rzeszy wiosną roku 818, w subtelny sposób
— jak pisze nadworny kronikarz — gdy "minął czas czterdziestodniowego
postu", skazać na śmierć, jednakowoż wszystkich świeckich
"ułaskawił" następnie i skazał na okrutniejszą karę oślepienia.
Zostali "jedynie pozbawieni światła w oczach" — "rzecz od
strony prawnej bez zarzutu" (Boshof).

Jako kat w imieniu "wobec innych zawsze
dobrotliwego króla", monarchy, który "zawsze lubił okazywać łagodność",
"z natury miłosiernego usposobienia", występował hrabia Bertmund z
Lyonu. Król Bernard, przez Ludwika nazywany kiedyś synem i sam ojciec syna o
imieniu Ludwikowego dziada Pepina, uznał się, chyba słusznie, za ukaranego zbyt
surowo. Bronił się i zmarł z wydrążonymi oczodołami "mimo łagodnego
potraktowania przez cesarza" dwa dni później, 17 kwietnia 818 roku.
Również jego podkomorzy i doradca Reginhard oraz Reginhar, syn hrabiego
Meginhara, którego dziad Hadrad zawiązawszy w roku 785 spisek Turyngów przeciw
cesarzowi Karolowi, opierał się i padł ofiarą strasznej procedury; obaj, gdyż
"nie znieśli dostatecznie cierpliwie oślepienia" (Anonymi vita
Hludovici).

Inni przeżyli. A uczestniczący w buncie biskupi, opaci
i pozostali duchowni wyszli jak zwykle z wszystkiego bez szwanku, gdyż zostali
osądzeni przez synod, przez kolegów po fachu, a stan duchowny — już tylko
to musiało powodować zachowania kryminalne — chronił od najgorszego; lecz
niestety nie "laików" od najgorszego ze strony duchowieństwa.
Duchowni buntownicy zostali 17 kwietnia 818 roku odesłani do klasztorów, inni
świeccy spiskowcy albo wygnani z kraju, albo ogoleni "na mnichów",
ich dobra skonfiskowane[29].


Pobożnemu Ludwikowi powszechnie zarzucano okrucieństwo,
szczególnie wobec młodego i sympatycznego, zwiedzionego przez otoczenie króla
Bernarda. A Ludwik, jako że stał się podejrzliwy, kazał wygolić tonsury nawet
małym braciom przyrodnim, "naturalnym" synom Karola I, i umieścić
Drogona w Luxeuil, Hugona w Charroux, a Teoderyka w nieznanym miejscu, tak
wbrew ich woli, jak i na nowo niezgodnie z własną przysięgą, że niezmiennie
będzie miłosierny wobec swoich sióstr, braci i wszystkich pozostałych krewnych
(s. 45). Jednak w ten sposób zapobiegł ewentualnym roszczeniom do Rzeszy, do
współudziału w rządach. Później pojednał się z obydwoma i kupił sobie ich
wierność nadaniami duchownych stanowisk i beneficjów. Drogo został w wieku 20
lat biskupem Metzu, Hugo opatem bogatego klasztoru St. Quentin, a także opatem
St. Omer (Sithiu) i Lobbes; Teoderyk miał umrzeć w młodym wieku[30].


Do brutalnego postępowania cesarza przyczynił się
przypuszczalnie jego wpływowy przyjaciel, opat Benedykt z Aniane. W każdym
razie znamienne: ledwie ów święty zmarł w roku 821, Ludwik jeszcze jesienią
tego roku ułaskawił na sejmie Rzeszy w Diedenhof pozostałych przy życiu
buntowników, a nawet braci Adalharda i Walę, skazanych na długoletnie wygnanie,
sprowadził z powrotem na swój dwór i uczynił ważnymi doradcami.

W sierpniu roku 822 Ludwik złożył na sejmie w Attigny
nad Aisne wręcz oficjalne wyznanie winy. Wyraził żal z powodu swego
przestępstwa wobec zmarłego w mękach młodego bratanka Bernarda, okrucieństwa
wobec małych braci przyrodnich oraz wobec Adalharda i Wali, bratanków swego
ojca: rzecz niepowtarzalna we frankijskiej historii, upokorzenie cesarza, czego
inicjatorem było duchowieństwo, za którym być może stali niegdyś głęboko
poniżeni bratankowie Karola. W każdym razie nałożony przez prałatów akt skruchy
umniejszył powagę władcy, podnosząc rangę biskupów, nawet jeśli przypadkiem
przyznawali się do swej niedbałości w nauce i urzędzie "w wielu miejscach,
które wyliczyć byłoby niepodobna"[31].


Nie, w takim przypadku należy zachować dyskrecję.

Chciwość możnych i nędzarze

Przy takim biegu wydarzeń sprawy w państwie nie szły ku
lepszemu, nastąpiło pogorszenie. Szerzył się rosnący egoizm, niezadowolenie,
nieposłuszeństwo. Wyprawy wojenne coraz częściej nie przynosiły sukcesu,
intrygi na dworze i łamanie prawa przybierały na sile, rosły wyzysk ze strony
administracji, przekupstwo wśród arystokracji i ogólna brutalność.

Ustawiczne waśnie wewnątrz kraju i wojny poza jego
granicami (s. 52 i nast.) wzbogacały wprawdzie często już bogatych, biedni
pozostawali jednak biednymi albo ubożeli jeszcze bardziej. Dalej byli
wyzyskiwani i uciskani przez chciwych magnatów i duchownych. Tak świeccy, jak i
duchowni panowie dyktowali ceny, ciemiężyli swych poddanych, skazywali na
głodowanie. Według jednego z biografów Ludwika jego heroldowie mieli do
czynienia z "niezliczoną liczbą uciskanych", których
niesprawiedliwość urzędników pozbawiła dziedzictwa lub wolności. Intrygi
możnych, walka o pierwszeństwo, własne przywileje kosztem innych, by
przywłaszczyć sobie coraz tłustsze kąski, korupcja szalejąca w Kościele,
symonia — najgorsza w Rzymie, wszystko to jeszcze pomnażało nędzę mas. I
podczas gdy wielu możnych i bogatych oddawało się łowom, zabawom, pijaństwu,
obżarstwu, podczas gdy uprawiali oni krwawą zemstę i wszelkiego rodzaju ekscesy
seksualne, podczas gdy działali ramię w ramię ze złodziejami i zbrodniarzami,
przekupywali i dawali się przekupywać, to jednocześnie tłukli swych prawie
pozbawionych praw poddanych, batożyli, ćwiartowali, zabijali. I podczas gdy
biskupi pławili się w bogactwie, luksusie, upojeni władzą, gdy nawet księża i
mnisi porzucali swe domy i klasztory, podczas gdy zajmowali się jedynie
poszukiwaniem przyjemności i lichwy, podczas gdy marnotrawili dobra kościelne,
pili, łajdaczyli się i jednocześnie głosili, że "słudzy z natury są równi
panom", wpędzali masy ludowe w coraz większe ubóstwo, oszukiwali je za
pomocą fałszywych miar, odważników i krwiopijczych cen. Niemało z uciemiężonych
wędrowało w świat lub zbijało się w bandy.

Karl Kupisch pisze w swej historii Kościoła
średniowiecznego, że z różnymi, podejmowanymi przez Ludwika inicjatywami
reformy Kościoła "źle się działo", bowiem: "W Kościele te
usiłowania nie odnosiły sukcesu, gdyż wyższy episkopat dążył po śmierci Karola
Wielkiego do niezależności i pomnażania bogactwa. Ale również w przypadku
klasztorów osiągnięcia były niewielkie".

Był to czas, skarży się Paschazjusz Radbert, opat
Korbei i naoczny świadek, kiedy "rozluźniały się więzy braterstwa i krwi,
wszędzie rodziła się wrogość, krajanie dzielili się, nawet kościołom czyniono
gwałt i wszędzie wywoływano zepsucie [...]". Krótko mówiąc, był to czas
chrześcijański, czas, jaki znamy w istocie również z wcześniejszych stuleci. I
znowuż w istocie, także z wszystkich następnych. Był to czas, jak donosi Nithard,
jeden z nielicznych frankijskich świeckich pisarzy wczesnego średniowiecza, w
którym stale źle się działo z Rzeszą, gdyż każdy, pędzony złymi namiętnościami,
szukał jedynie własnych korzyści. A to może być znowuż aktualne także dzisiaj.

Do panujących nieszczęść doszły katastrofy naturalne,
nie kończące się deszcze, powodzie i wielkie pożary — anno 823 w samej
Saksonii zapłonęły "w biały dzień i przy czystym niebie" 23 wsie.
Trzęsienia ziemi wstrząsały światem, zarazy spadały na wszelkie stworzenie i niekiedy
nie oszczędzały "żadnego zakątka kraju". Szalały surowe, długotrwałe
i obfite w śniegi zimy, podczas których padali ludzie i zwierzęta; czasami
największe rzeki, Ren, Dunaj i Łaba, były zamarznięte przez długie tygodnie do
tego stopnia, że ładowne wozy mogły je przekraczać "jak po moście", a
wiosną następowały niszczycielskie zejścia lodów. Przyszły niezwykle suche,
gorące lata i klęski głodu; wszak produkcja rolna wczesnego średniowiecza w
ogóle odznaczała się "wszystkim innym, niż wysokim stopniem opanowania
natury" — raczej "niskim poziomem kultury" (Bentziew).
Śmiertelność była zatrważająca. Nędza rosła ustawicznie w owych wczesnych
latach dwudziestych[32].


Do tego, jak zawsze, polityka zagraniczna.

Polityka zagraniczna albo "lata powabne uroki
[...]"

Ludwik Pobożny prowadził, jak się godziło
chrześcijańskiemu władcy, co roku jakąś wojnę: przede wszystkim angażował się w
konflikty dynastyczne wynikające z problemów wewnętrznych. Jednakże wciąż
przekraczał on granice swego państwa lub kazał je przekraczać, choć jako
najwyższy władca prawie nie brał osobiście udziału w wyprawach wojennych, lecz
starą metodą wszystkich panujących kazał walczyć za siebie innym — w
coraz większych jatkach.

Traktatami prawie nikt się nie przejmował.

Wkrótce po objęciu rządów przez cesarza na przykład
saraceński król Abulaz, ojciec 'Abdarrahmana, emir Kordoby (796-822), zabiegał
o pokój na trzy lata. "Tenże został najpierw zawarty — relacjonuje
anonimowy biograf Ludwika — lecz później jako niekorzystny został
porzucony i Saracenom wydano wojnę". "Po zniesieniu pozornego pokoju
— jak notuje innym razem — wypowiedziano wojnę". Pokoju nie
potrafili zażywać ani Merowingowie, ani Karolingowie. Tym samym wojenne jatki
wśród chrześcijańskich książąt odbywały się nieomal tak regularnie jak modły, w
każdym razie jak tylko konie były w stanie znaleźć karmę, jak tylko —
podaje chwilę później to samo źródło — "nadeszły lata powabne uroki
[...]" Właśnie, żadnemu z nich nie pozwalano się marnować, uderzając w
jakąś stronę Świata, często w wiele, a najlepiej we wszystkie naraz —
"z pomocą Chrystusa [,..]"[33].


Ostatecznie wojna przeciwko poganom i wrogom świętego
Kościoła była świętym obowiązkiem. A tak jak polowy kler towarzyszył pierwszemu
chrześcijańskiemu Majestatowi (I, s. 157 i nast.), tak i karolińskim regentom.
"Każdy biskup winien odprawić trzy msze z trzema psalmami, jednym za
króla, jednym za wojsko Franków, a trzecim za aktualną potrzebę". Przy
czym frankijscy siepacze plądrowali wrogie kraje bez opamiętania; dawniej było
to zabronione. Później zastosowano jednak "politykę spalonej ziemi [...],
a kto wpadł w ręce najeźdźcy, ginął. Akwitania, Bretania, Saksonia, Septymania
i wiele innych krain zostało tak spustoszonych, że skutki były odczuwalne przez
wiele stuleci" (Riche)[34].


Wojna przeciwko Duńczykom, Serbom i Baskom

Najnowsze badania historyczne przypisują wprawdzie
Ludwikowi Pobożnemu "dążenie do oparcia swojej polityki na powszechnie
przyjętych podstawach etycznych" (R. Schneider). Z drugiej strony jednak,
jako że dążenie to jeszcze nie fakt, polityka nie jest prowadzona jedynie przez
cesarza i jego dwór. A gdy Ludwik na początku swego panowania kazał zbadać we
wszystkich dzielnicach Rzeszy, jak to biskup Thegan z nieomal wzruszającą
naiwnością pisze, "czy komuś nie jest bezprawnie wyrządzana krzywda",
to jego ludzie znaleźli "niezliczoną liczbę uciskanych, choćby to, że
odebrano im ojcowiznę czy wolność: co mieli w zwyczaju przebiegle czynić
urzędnicy, hrabiowie i namiestnicy [...]". Lecz jeśli tak postępowano z
własnymi poddanymi, to co dopiero z wrogami!

W roku 815 Obodryci i Sasi najechali siedziby
Duńczyków, lecz wrócili — pustosząc wszystko wokół — bez sukcesu z
czterdziestoma zakładnikami. W następnym roku Ludwik wysłał swą armię przeciwko
Serbom. Zastosowała się ona "ściśle" do cesarskiego rozkazu (strenue
compleverunt: Roczniki Rzeszy) i zaatakowała, jak podają źródła, "równie
szybko, co łatwo z pomocą Chrystusa" i "z pomocą Bożą odniosła
zwycięstwo"; lecz cesarz "udał się na polowanie do Lasu
Wogeskiego". Następnie ujarzmiono na drugim krańcu Rzeszy, na północnych
stokach Pirenejów, również niepokornych Basków, jeśli nawet dopiero po dwu
wyprawach, to za to "całkowicie" (Annales regni Francorum), na co
oni, jak pisze Anonim, "bardzo się o to jarzmo dopominali", choć
przecież właśnie próbowali je zrzucić[35].


Wojna przeciwko Bretończykom

Ponownie poprowadził Ludwik niszczące działania
przeciwko powstającym Bretończykom, których książęta sami niekiedy rościli
pretensje do tytułu królewskiego. Wielokrotnie najeżdżał on "kłamliwy,
butny i buntowniczy lud",

którego nawet jego ojciec nie pokonał do końca, a który
przed Karolem i Pepinem raz po raz próbowali ujarzmić Merowingowie.

Latem roku 818 Ludwik in persona — nieomal jego
jedyna wyprawa wojenna jako cesarza — pociągnął z Frankami, Burgundami,
Alamanami, Sasami i Turyngami przeciwko "nieposłusznym Bretończykom,
którzy w swej bezczelności posunęli się tak daleko, że ważyli się wybrać
jednego ze swoich, Marmanusa, na króla i odmówili jakiegokolwiek
posłuszeństwa" (Anonim). Butni chrześcijanie, co oczywista, patrzący z
góry na obcych im ludzi — chociaż wraz z ich królem Mormanem również
chrześcijan — zażądali poddania się "władzy zwierzchniej" i
trybutu. Odmowa tegoż (pięćdziesiąt funtów srebra "jak z dawien
dawna") i hołdu wystarczyły im z pewnością jako pretekst do wojny.
Ludwikiem wszakże powodowały również motywy klerykalne. Kościół bretoński był
jeszcze dość samodzielny, to znaczy nacechowany bardziej regułami szkockimi,
odbiegającymi od benedyktyńskich, wyraźnie nie poddający się wpływom Rzymu.
Duchowieństwo frankijskie żywiło niechęć przede wszystkim do swobody
bretońskigo prawa małżeńskiego, pozwalającego na małżeństwa wśród bliskich
krewnych.

Już w czasie pochodu Ludwik pielgrzymował od kościoła
do kościoła, począwszy od Paryża. A po drodze odwiedzał klasztor po klasztorze,
został bogato obdarowany, jak to było w zwyczaju, przez opatów Hilduina z St.
Denis, Duranda z St. Aignan — gorliwego urzędnika jego kancelarii, przez
opata Fridugisa ze Św. Marcina z Tours i innych. A potem spustoszył cały kraj,
wszystko to jednak "bez wielkiego wysiłku". Pobożny władca, którego
swego czasu przezornie chwali biskup Thegan: "Rosły w nim dzień po dniu
święte cnoty, których wyliczanie byłoby zbyt długie", zdusił Bretończyków
samą swą przewagą. Obrócił w perzynę wszystkie budynki, z wyjątkiem kościołów,
i podczas tej całej pożogi i mordów wokoło kazał opatowi Matmonocusowi z
Landevennec wyczerpująco relacjonować życie monastyczne w tym kraju.

Zabijanie i modły, modły i zabijanie, bo wtedy wszystko
szło dobrze, wszystko, przynajmniej podczas wojny, było dozwolone —
zakładając, że działo się to po "prawowitej" stronie. Król Morman,
rozbiwszy część frankijskiej armii, padł z ręki cesarskiego koniuszego,
Chozlusa, który przeszył mu skroń oszczepem, zanim sam został ubity przez
jednego z Bretończyków, którego znowuż położył jeden z giermków Chozlusa, też
przekłuty przez już umierającego Bretończyka: ot, takie wojenne obrazki, łyk
— żeby tak rzec — słodkiej i chwalebnej śmierci za ojczyznę... Uprowadzono
masę pojmanych, dużą ilość trzody, a Bretończycy poddali się — "na
jakich warunkach zawsze chciał cesarz [...] A zakładnicy, kogo i ilu rozkazał,
stawili się i zostali wzięci, a cały kraj został urządzony wedle jego
woli", pisze Astronom[36].


Wojna przeciwko Obodrytom i Baskom

W roku 819 Ludwik rzucił swą armię na drugi brzeg Łaby
przeciwko Obodrytom. Zaciągnięto ich odszczepieńczego księcia Sclaomira (809 -
819) do Akwizgranu, wzięto i spalono jego kraj; nieco później wygoniono go na
powrót, lecz jeszcze w Saksonii złożyła go śmiertelnie choroba, zawszeć to
został zaopatrzony świętym sakramentem chrztu; ten słowiański lud był jednak na
skroś pogański i zwierzchnictwo Ludwika zostało wystawione na ciężkie powstania
w roku 838 i 839.

Również przeciw krnąbrnym Baskom i spokrewnionym z nimi
Waskonom władca, tak często opiewany jako pokojowo usposobiony, odniósł krwawe
zwycięstwo w roku 819.

Od czasu klęski w wąwozie Roncevaux Gaskonia[37]
była dla Franków swego rodzaju ziemią niczyją, z trudem strzeżoną przez
hrabiego Tuluzy. Sam Ludwik nie odwiedził wprawdzie kraju swych pierwszych
doświadczeń bojowych, ale w roku 816 poddał ten obszar graniczący z islamską
Hiszpanią wzmocnionej kontroli hrabiego Bordeaux i księcia Waskonów. A w roku
819 jego syn Pepin ustanowił za sprawą wyprawy wojennej do Gaskonii, we
wczesnym średniowieczu własnego księstwa, "spokój w tej prowincji tak
zupełnie, że nie znalazł się tam żaden buntownik lub nieposłuszny";
podczas gdy regent — jak znowu donoszą kronikarz Rzeszy i Astronom
— "jak zwykle" zajął się "łowami w Ardenach". Z
Maurami doszło do ponownych starć w latach dwudziestych[38]
.

Wojna przeciwko Chorwatom

Ludwik prowadził również wielkimi siłami trzyletnią
wojnę przeciwko Chorwatom.

Byli oni Słowianami, którzy w pierwszych wiekach naszej
ery przywędrowali jako koczownicy lub półkoczownicy przez stepy
nadczarnomorskie na tereny karpackie, a w VII wieku do Dalmacji i Panonii. Na
temat ich historii w tym czasie i nieco później prawie nic nie wiadomo. Podczas
rozprawy z Awarami około roku 800 (IV, s. 291 i nast.) zostali podbici, chociaż
nie ostatecznie, zchrystianizowani, a Chorwacja tak panońska, jak dalmatyńska,
została poddana władzy kościelnej patriarchy w Akwilei.

W roku 819 rządzący między Drawą i Sawą książę Dolnej
Panonii Ljudevit Posavski (zm. 823 r.) zbuntował się przeciwko Rzeszy,
podburzony zresztą przez patriarchę Fortunata z Grado, który dostarczył nawet
Ljudevitowi rzemieślników potrzebnych do budowy umocnień, inżynierów i murarzy.


Niegdyś patriarcha trzymał wprawdzie stronę potężnego
Karola, pojawiał się wielokrotnie na północy, po raz pierwszy w roku 803 z
bogatymi darami na dworze w Salz (dzisiaj Bad Neustadt) nad Soławą, przez
samego władcę obdarzony rozległymi przywilejami, m.in. beneficjum na terenie
państwa Franków. Teraz jednakże ów obrotny, żądny władzy i bogactw książę
Kościoła wierzył w większą siłę plemion słowiańskich, w przyszłość
słowiańskiego państwa w swoim sąsiedztwie, zwietrzył w nim własne korzyści i
odpowiednio do tego z nim kolaborował. (Podobne zwroty ku Wschodowi zdarzały
się wśród żądnych sukcesu hierarchów w ciągu stuleci nader często, oczywiście,
a zwłaszcza w Rzymie —aż do, przykładowo, czasów Leona XIII, który przed
pierwszą wojną światową obrał kurs nie tylko na Francję, lecz bardziej jeszcze
na Rosję).

Ale tak jak kiedyś szukał schronienia u Karola przed
zemstą Bizantyjczyków, tak teraz, zawezwany na dwór cesarza Ludwika, uciekł do
Bizancjum. (Są — również wśród uczonych — tępe głowy, oportuniści,
podsuwający całemu światu wciąż od nowa arcygłupie zdanie, za pomocą którego usiłują
łowić ryby w mętnej wodzie: że historia się nie powtarza. Przecież wszystko, co
dla niej typowe i w niej notoryczne: zdrada, kłamstwo, ogłupianie,
wykorzystywanie, kryzysy gospodarcze, afery finansowe, terroryzm państwowy,
wszystko to powtarza się ustawicznie: por. I, s. 25 i nast.). Cóż to ma za
znaczenie, kto przewodzi tańcowi wokół złotego cielca, a tańczących wodzi za
nos — w samej rzeczy: semper idem[39].


Podczas powstania w roku 819 przeciwko frankijskiej władzy
centralnej Ljudevit odniósł wprawdzie początkowo zwycięstwo nad margrabią
Kadolahem z Friulu[40],
został jednak pobity nad Dunajem przez jego następcę (Kadolah nie przeżył swego
niesławnego odwrotu), margrabiego Balderyka z Friulu i przegnany z kraju. Ale
Ljudevitowi udało się jeszcze pokonać nad Kulpą Borne, księcia Chorwacji
Dalmatyńskiej, z którym wziął udział w roku 818 w zjeździe książąt w
Akwizgranie; przy tym Ljudevit obległ własnego teścia, Dragamoza, jako
sojusznika Borny, ten jednak zdołał zbiec dzięki swej straży przybocznej. Książę
Chorwatów starał się zdobyć przewagę nad Frankami i stawił wkraczającemu do
Dalmacji przeciwnikowi opór z umocnionych pozycji na wybrzeżu. Atakował go
znienacka, już to jego tyły, już to z boku, dzień i noc, i zmusił go wreszcie
do okupionego dużymi stratami odwrotu, "bowiem trzy tysiące jego ludzi
padło, wzięto ponad trzysta koni", twierdzi kronikarz Rzeszy, podczas gdy
panujący odpoczywał od trudów rządzenia w królewskim rewirze łowieckim w Eifel.
W roku 820 Borna pojawił się ponownie w Akwizgranie, by zaproponować wspólną
wojnę przeciwko Ljudevitowi, zmarł jednak już w następnym roku, prawdopodobnie
śmiercią gwałtowną.

W roku 820, jak tylko konie mogły znaleźć w terenie
pożywienie, trzy armie z trzech stron jednocześnie, z Włoch, Karyntii oraz z
Bawarii i Górnej Panonii, wtargnęły do państwa Ljudevita, "tyrana"
(Anonymi vita Hludovici) i obróciły w perzynę "prawie cały kraj"
(Annales regni Francorum), lecz nie odniosły sukcesu. A nawet znaczna część
oddziałów (ciągnących przez Panonię) padła z powodu zarazy, podczas gdy Ludwik
Pobożny właśnie oddawał się "swym zwyczajem łowom" w Ardenach. A już
w następnym roku 821 trzy kupy jego zabijaków zrównały z ziemią "cały kraj
Ljudevita", gdy tymczasem Jego Majestat "spędził resztę lata i pół
jesieni na łowach w odległym Lesie Wogeskim" (Roczniki Rzeszy).

W roku 822 walczono już prawie wszędzie. Na południowym
zachodzie przerzucano wojska z Włoch do Panonii. Chorwacki książę musiał tym
razem zbiec do Serbii, gdzie cieszył się ochroną i gościnnością księcia Serbów,
którego skrytobójczo zamordował, by zawładnąć jego grodem i miastem. Dopiero
gdy samego Ljudevita usunięto w roku 823 w grodzie Srb nad Uną, gdy
"został przez kogoś podstępnie zabity", zresztą jako gość jednego z
wujów chorwackiego księcia Borny, cały obszar między Drawą i Sawą dostał się
ponownie pod zwierzchnictwo Franków[41].


Na północy, gdzie Sasi na rozkaz Ludwika zbudowali
twierdzę w Delbende po drugiej stronie Łaby, osadzono załogę i wypędzono
"dotychczasowych słowiańskich mieszkańców z tej okolicy" (Annales
regni Francorum)[42]
.

Również i na południowym i północnym zachodzie: rozbój i
pożoga.

 

Wojna w Hiszpanii i przeciwko Bretończykom

Hrabiowie Marchii Hiszpańskiej wtargnęli przez rzekę
Segre "do wnętrza Hiszpanii" i wrócili "stamtąd szczęśliwie z
wielkim łupem", "spustoszywszy wszystko i spaliwszy", jak pisze
Astronom. Takoż rejestruje kronikarz Rzeszy zniszczenie pól, spalenie wsi oraz
"niemałe łupy" i dodaje bezpośrednio po tym: "W ten sam sposób
po zrównaniu dnia i nocy, jesienią, został uczyniony przez hrabiów Marchii
Bretońskiej wypad do posiadłości bretońskiego przywódcy o imieniu Wihomark i
wszystko spustoszone ogniem i mieczem". Dlaczego nie — w końcu
cesarstwo było traktowane "jako zlecenie boskie i jak urząd
kościelny" (Schieffer). Lecz Ludwik udał się potem "na łowy w
Ardeny", a potem na sejm Rzeszy we Frankfurcie, gdzie miał "przyjąć
poselstwa z darami [...] od wszystkich Słowian wschodnich": więc od
Obodrytów, Serbów, Wieletów, Czechów, Morawian, Predenecentrów (wschodniej
grupy Obodrytów z okręgu Braniczewo[43])
oraz od panońskich Awarów — ten lud znika potem na zawsze z kart historii[44].


Oczywiście na dworze należało wystąpić okazale i
uhonorować Jego Okropność. Nawet dalekiego księcia Grimoalda z Benewentu cesarz
zobowiązał od momentu swego wstąpienia na tron "traktatem i przysięgą do
płacenia rocznie 7000 solidów złota do królewskiego skarbca" (Anonymi Vita
Hludovici)[45].

W roku 824 monarcha pociągnął z trzema grupami wojska
— jedną prowadził on sam — znów przeciw Bretończykom i ich księciu,
Wihomarkowi, następcy Mormana. Pozostałymi dwiema armiami dowodzili królewscy
synowie, Pepin i Ludwik, przy czym szczególnie wyraźnie zaangażowali się
dowódcy przygranicznych okręgów, hrabiowie Tours, Orleanu i Nantes.

Jak jesienią drozdy i inne ptaki gęstymi chmarami
wpadają do winnicy, by wykraść winne grona, tak przyszli Frankowie zaraz na
początku żniw i splądrowali bogate plony tego kraju. Opisuje to w czwartej
pieśni swego eposu bohaterskiego frankijski kapłan Ermoldus Nigellus, który
uzbrojony w miecz i tarczę towarzyszył wyprawie przeciwko Bretończykom (nie bez
autoironii) i opiewał wielkie czyny Ludwika. "Szukali bogactw ukrytych w
lasach, bagnach i rowach. Zabierali nieszczęsnych ludzi, owce i bydło. Frankowie
spustoszyli wszystko. Kościoły, jak rozkazał cesarz, zostały oszczędzone, ale
wszystko inne padło pastwą płomieni".

Ponad czterdzieści dni, podają frankijskie źródła,
Ludwik Pobożny pustoszył "cały kraj ogniem i mieczem", nawiedził go
jak "wielka plaga" (magna plaga) — on, który był
"najpobożniejszym z cesarzy", jak sławi go biskup Thegan, "gdyż
już wcześniej oszczędzał swych nieprzyjaciół, wypełniając słowa ewangelistów,
gdzie jest powiedziane: Wybaczajcie, a będzie wam wybaczone". Ludwik
zniszczył pola i lasy, zrujnował stan bydła, zabił wielu Bretończyków, wielu
uprowadził w niewolę i wrócił z zakładnikami z "wiarołomnego ludu".
(Król Wihomark został już na początku otoczony przez ludzi hrabiego Lamberta z
Nantes i zabity).

Mniej "szczęśliwie" zakończyła się w tym
samym roku zbrojna ekspedycja do Pampeluny, gdzie podczas odwrotu przez
Pireneje w tym samym wąwozie Roncesvalles los dopadł Franków; tam również, jak
głosi legenda, w roku 778 została rozbita tylna straż Karola
"Wielkiego" po zburzeniu baskijskiego miasta Pampeluny (IV, s. 281 i
nast.). Teraz, ledwie pół wieku później, w mrocznym przesmyku górskim oddziały
hrabiów Aeblusa i Azenariusa zostały "wybite prawie do nogi [...] przez
niewiernych górali". Obaj hrabiowie przeżyli — "po utracie
swego całego wojska" (Astronom)[46].


W swym prawodawstwie cesarz zaczął się wówczas wyraźnie
wiązać z Kościołem, z którego reprezentantami musiał mieć wcześniej tak bolesne
doświadczenia (s. 50), niczego się stąd nie nauczywszy. W każdym razie działał
on teraz wyraźnie na chwałę Kościoła i ku jego ochronie, dla jego wywyższenia,
oczywiście dla honorów jego sług, którym należało okazywać szacunek, których
nauk należało słuchać. Domagał się postów, świętowania niedziel, wznoszenia
szkół w celu kształcenia duchowieństwa, uznał wszakże, że musi napominać
biskupów, "by wypełniali swe pasterskie obowiązki w pełnym zakresie"[47].


W ogóle nie powinno się polegać tylko na Bogu i
Kościele. Dlatego zawsze, gdy Ludwik błagał w tych ciężkich czasach o
błogosławieństwo niebios dla swych działań, to nie zapominał, co w pierwszym
rzędzie pozwalało im skutecznie działać. Gdy kilka lat później sam nałożył
trzydniowy post i dopraszał się najwyższego wsparcia, to jednocześnie rozkazał
w obliczu wrogów chrześcijaństwa, by wszyscy zobowiązani do służby w armii
stali w gotowości konno i zbrojno, z przyodziewkiem, wozami i prowiantem, aby w
danym razie móc niezwłocznie ruszyć w pole. Tak — kto Bogu ufa, mężnego
ducha...[48].


Gdy w roku 826 dowiedział się na królewskim dworze w
Salz nad Soławą o odstępstwie możnego Wizygota Aizo i o ruchawce, jaką ów
spowodował w Marchii Hiszpańskiej, gdzie zajął kasztele, zmusił do ucieczki
hrabiów, przeciągnął na swą stronę ludność, ogromnie wyzyskiwaną, często
wypędzaną z własnych zagród i zubożałą, wówczas monarcha zdecydował się wnet
przemyśleć w sposób dojrzały niedobrą sytuację i przede wszystkim swój gniew
najpierw rozładować w jesiennych łowach (autumnali venatione).

Aizo obsadzał tymczasem wzięte kasztele załogami,
zdobywał nowe i badał stanowisko Maurów posiadających na Półwyspie Iberyjskim
dobrze funkcjonujące państwo, którego ludności, Gotom i hiszpańskim osadnikom
— już pod rządami Karola I gorzko skarżyli się oni na ucisk ze strony
chrześcijańskich hrabiów i ich siepaczy — lepiej się wiodło, niżby można
sądzić. Na co dzień przestawano i handlowano ze sobą za pomocą frankijskiego
srebra, złotych monet arabskich, a Aizo, który najwyraźniej chciał oderwać od
Franków Marchię Hiszpańską, nie zaniedbywał również kontaktów z 'Abdarrahmanem
II (822-852), emirem Kordoby i to z niezwykle dobrym skutkiem.

Ze swej strony Ludwik Pobożny wysłał w 827 roku na
południe najpierw opata Helizachara, swego dawniejszego kanclerza, następnie
swego syna Pepina, króla Akwitanii, "z niezliczonymi frankijskimi
oddziałami". Jednakże Maurom udało się — kiedy już przekroczyli
Ebro, spustoszyli tereny wokół Barcelony i Gerony oraz spalili kościoły i
okrutnie pomordowali księży (mieli uprowadzić wielu chrześcijan) wrócić
ponownie do Saragossy, tak że — obojętne dlaczego — spóźniona odsiecz
frankijska nawet ich nie oglądała; co zapewne pozwalają przypuszczać
"straszne obrazy bitewne o nocnej porze", jak rzecze Astronom. Przeto
pospieszył się tak pobożny, jak i zabobonny monarcha, gdy dowiedział się o
budzących zgrozę oznakach, wysłał "pomocnicze oddziały do ochrony
rzeczonej marchii granicznej i kontentował się aż do czasu zimy łowami w lasach
leżących wokół Compiegne i Quierzy". W roku 828 wyprawa jego syna Lotara
"z licznym wojskiem frankijskim" nie przyniosła żadnych owoców. A
Aizo znika bez śladu z kart historii[49].


Wojna przeciwko Bułgarom

Do konfliktu doszło również z Bułgarami.

Ich chan Omurtag (815 — ok. 831), który jako
pierwszy bułgarski władca konferował bezpośrednio z Frankami, wysyłał od roku
824 co rusz poselstwa — również z darami — do Ludwika i zabiegał o
wyjaśnienie granic i ustanowienie przyjacielskich stosunków. Ludwik wciąż
jednak kazał posłom nieprzyzwoicie długo czekać i zwodzić chana. W końcu po
załamaniu wszelkich zabiegów wtargnął tenże na okrętach Drawą do Dolnej
Panonii, spustoszył kraj i ustanowił wręcz bułgarską administrację. Powodowany
utratą Panonii, młodszy Ludwik przedsięwziął w następnym roku wyprawę wojenną
przeciwko Bułgarom, najwyraźniej znowu bez powodzenia, chociaż mnisi z Fuldy
chwalili się, że w okresie postu (od 19 lutego do 4 kwietnia) odśpiewali na
intencję armii 1000 mszy i tyleż psałterzy. Już w następnym roku Bułgarzy
wyprawili się znowu w górę Drawy i "spalili kilka wsi naszych w pobliżu
rzeki" (Annales Fuldenses). Dwór cesarski określił "napady i
spustoszenia ze strony niewiernych" — również Saraceni grasowali w
Marchii Hiszpańskiej — oraz inne klęski jako "sprawiedliwą karę
bożą"[50].

Nieco więcej "szczęścia" miał widocznie swego
czasu margrabia Toskanii, Bonifacy, któremu cesarz powierzył ochronę Korsyki.
Podczas "polowania" na niewiernych piratów morskich dotarł gorliwy
obrońca wyspy aż do Afryki! Między Utyką[51]
a Kartaginą zszedł na ląd, zaatakował wielkie masy tubylców, "zmusił ich
pięć albo więcej razy do ucieczki i położył wielką ilość Afrykańczyków";
stracił jednak również "znaczną liczbę swych własnych ludzi".

Zawszeć to pozostawił "swoim czynem wielki
strach" (Annales regni Francorum)[52].


Szczególnie w ostatnim dziesięcioleciu rządów Ludwika
konflikty zagraniczne mocno zmalały. Z powodu rewolucji pałacowych ten
katolicki dom panujący miał wystarczająco wiele spraw na swojej głowie.
Tymczasem polityką zagraniczną zajmowano się na innych dworach
chrześcijańskiego Zachodu już od dłuższego czasu, już od początku tego
uniwersalnego państwa.

Na przykład w Rzymie.

Rzymskie stosuneczki. Dlaczego kanonizowano
papieża-mordercę Leona III

Nad Tybrem wraz ze śmiercią starego cesarza Karola wnet
powiały inne wiatry. Ledwie zmarł 28 stycznia 814 roku w wieku siedemdziesięciu
dwu lat i nastąpił po nim na tronie Ludwik, a już wyższe duchowieństwo po
drugiej stronie Alp zwietrzyło, że wobec syna może zachowywać się inaczej.
Zaczęto znów dążyć do większej samodzielności, władzy, chciano "swobody
działania" przynajmniej w obrębie Państwa Kościelnego i uzyskano ją.

Gdy jeszcze w tym samym roku Wieczne Miasto walczyło z
wielce znienawidzonym, oskarżanym o rozpustę i krzywoprzysięstwo papieżem
Leonem III — tym (z powodu jego cudownie uzdrowionych oczu i języka po,
zgodnie ze źródłami tylko usiłowanym, ale zaniechanym okaleczeniu!) w roku 1673
kanonizowanym wielokrotnym mordercy zza biurka (IV, s. 270 i nast.) —
kazał on "przestępców wobec majestatu" z miejsca zbiorowo wieszać.
Nawet pobożnego Ludwika wprawił w zakłopotanie tym, "że tak ostre kary są
wymierzane przez pierwszego kapłana świata" (Anonim). Przecież kiedyś jego
ojciec Karol zamienił na wygnanie liczne wyroki śmierci wydane na przeciwnych
Leonowi możnych miejskich. A anno 815, gdy Leon już od dwu dziesięcioleci
zasiadał na stolcu nigdy nie zajmowanym przez Piotra, a teraz leżał na łożu
śmierci, wybuchła nowa rebelia, rewolta arystokracji i chłopskie powstanie,
święty papież — który nakazywał gwałtem ściągać dobra do
"apostolskiej komory", a wywłaszczonych pozbawiać głowy — sypnął
zaraz seryjnymi wyrokami śmierci, a jemu samemu też oczywiście chciano się
dobrać do skóry.

Rzymianie zebrali się tłumnie, pisze kronikarz Rzeszy,
"i splądrowali najpierw dobra, które papież założył w ostatnich latach na
obszarze poszczególnych miast i spalili je. A potem zdecydowali pójść na Rzym i
wziąć siłą, co im, jak się skarżyli, zostało wyrwane". Przed miastem
zostali jednak pobici przez frankijskiego księcia Winigisa, chociaż już
steranego wiekiem i słabego jak papież. Na pociechę w swej zgryzocie (ale nie
dla swych poddanych) gasnący papież miał wreszcie zwyczaj odprawiać
kilkakrotnie w ciągu dnia mszę. A książę Winigis został parę lat później
mnichem i wkrótce potem zmarł.

Dlaczego jednak Leon III wszedł w XVII wieku w szeregi
rzymskich męczenników? Dlaczego to mordercze monstrum zostało uznane za
świętego? (Podczas 21-letniego pontyfikatu tego papieża, nota bene, nie zebrał
się z jego inicjatywy ani jeden synod, który by opracował kanony ku wzmocnieniu
dyscypliny w Kościele!). Kanonizowano go nie z powodu jego brutalności, nie z
powodu jego eliminacji przeciwników, na pewno nie z powodu klęknięcia przed
Karolem "Wielkim" — była to, jeśli nie pierwsza, to z pewnością
ostatnia proskynesis papieża przed cesarzem Zachodu — któremu zawdzięczał
przetrwanie (bardziej na urzędzie, niż w godności). Nie, kanonizowano go,
ponieważ w dniu Bożego Narodzenia 800 roku włożył Karolowi koronę na głowę (IV,
s. 272 i nast.); ponieważ w ten sposób dobitnie przeforsował żądzę panowania,
nienasycone dążenie do supremacji papieży, ponieważ za pomocą tego sygnału
promieniującego na inne czasy, tego "genialnego posunięcia" (de Rosa)
zapisał zarazem na zawsze w ponurej księdze historii ich absolutne aspiracje
przywódcze. Tylko dlatego dla Franza Xavera Seppelta, katolickiego historyka
papiestwa, imię Leona III jaśnieje w "Katalogu Świętych" — z
pominięciem wszystkich fatalności jego długiego terroru, wszystkich trupów,
jakie znaczą jego drogę — święty, święty, święty! (dzień: 12 czerwca)[53]
.

Szwindel z cesarską koroną i koronacją: Stefan IV
(816-817) i Paschalis I (817-824)

Leon zmarł 12 czerwca 816 roku.

Jego następca Stefan IV, od dziecka w Lateranie
wytresowany rzymski arystokrata, którego wyniesiono na tron w ciągu dziesięciu
dni, nie pytając cesarza o zgodę, rządził zaledwie kilka miesięcy; mimo to jego
można rodzina dostarczyła w następnych stuleciach dwu dalszych papieży. Sam
Stefan wyruszył jeszcze w sierpniu z Rzymu, by w towarzystwie króla Bernarda
"w wielkim pośpiechu" udać się przez Alpy do Reims, gdzie w
pierwszych dniach października Ludwik, w stroju kapiącym od złota i klejnotów,
wśród hymnów pochwalnych duchowieństwa, zgodnie z bizantyjskim ceremoniałem
trzykrotnie upadł przed papieżem, a następnie pozdrowił go słowami psalmu:
"Pozdrowiony niech będzie, który przychodzi w imię Pana". Obejmowanie
się, pocałunki, przejście do kościoła, nowe śpiewy pochwalne — a
następnego dnia "wzajemne dary" i "wspaniałe uczty"
(Roczniki Rzeszy). Imperator ofiarował księciu Kościoła srebro, zdobione
drogocennymi kamieniami puchary, zastawę stołową ze złota, okryte złotem konie
i in. Stefan wystąpił oszczędnie, też nieco złota, szaty, przy czym oczywiście
"otrzymał po stokroć, co z darów przywiózł z Rzymu" (Ermoldus
Nigellus). Taka jest radość z obdarowywania. Tak ochoczo daje sam papież.

A Jego Świątobliwości, który nie zapomniał nazwać
Ludwika "drugim królem Dawidem" (Thegan), zależało jedynie na tym, by
podczas uroczystej sumy w reimskim kościele Notre Damę, gdzie miał zostać
ochrzczony Chlodwig, koronować cesarza na cesarza: chociaż tenże już przed
trzema laty, w roku 813, został koronowany na cesarza w Akwizgranie, a po
śmierci poprzedniego ponownie w Akwizgranie uroczyście przyjęty jako cesarz
przez aklamację i nawet według poglądów kurii "już niewątpliwie był
«cesarzem»" (Eichmann). Wszelako — to nie mogło
wystarczyć. Współudział Rzymu miał być i był konieczny, aby w pełni uznano
godność cesarską. Papieże chcieli nadawać korony cesarskie, nawet jeśli poza
tym okazywali się bardzo skąpi wobec cesarzy. Stefan miał koronę już w swych
bagażach, "złotą koronę cudownej piękności zdobioną najcenniejszymi
klejnotami" (Thegan), którą papież podawał za koronę cesarza Konstantyna!
(Katolicki Podręcznik historii Kościoła ujmuje tę "koronę
Konstantyna" skromnie w cudzysłów).

Szwindel, od strony prawnej wprawdzie bez znaczenia,
mógł i miał oczywiście przypomnieć o rzymskim rodowodzie cesarstwa oraz o
związku obu mocarzy, niejako o "osi" Akwizgran-Rzym. Przede wszystkim
jednak: było to nawiązanie do działań jego poprzednika, kontynuacja, a zatem
nowy pretekst na rzecz rzymskiego pojmowania spraw, najwyższych aspektów
historii świata; w pewnej mierze mianowicie papieskiego poglądu na
"godność cesarza, [...] prawo papieża do koronowania cesarzy i papieża
jako dysponenta cesarstwa" (Seppelt). Rzesza została tym samym
potwierdzona jako "Święta Rzesza".

Stefan IV namaścił swego czasu również młodego monarchę
i jego żonę Irmingardę, przy czym po raz pierwszy z namaszczeniem połączył
koronację cesarza. Znamienne, że namaszczenie osoby pojawiło się w Kościele
zachodnim; we wschodnim — gdzie dużo wcześniej niż na Zachodzie
namaszczano ołtarz i dom boży— było ono nieznane i dopiero później
zostało przejęte z Zachodu.

Po błogosławieństwie papież Stefan modlił się
adekwatnie: "O Chryste, Panie świata i wszego czasu, który życzyłeś sobie
widzieć Rzym jako głowę kręgu ziemskiego [...]". Ludwik swego czasu złożył
ze swej strony przysięgę obrony rzymskiego Kościoła, która wkrótce stała się
znana pod nazwą pactum hludovicianum, nawiązywała do dawniejszych
wielkodusznych przyjaznych służb Franków, a Rzymowi gwarantowała inwestyturę
biskupów, regularną władzę sądowniczą, wymieniała cały stan posiadania
papieskich terytoriów, krótko mówiąc, nadawała papieżowi wspaniałomyślnie
przywileje, gwarantowała zarówno jego stan posiadania, jak i jego suwerenne
prawa, usiłowała oczywiście zapewnić również frankijskie roszczenia do
supremacji.

Dążenie do władzy i majątku było jak zwykle na
pierwszym planie, podczas gdy tak bardzo wspierana przez Ludwika polityka
reformy Kościoła pozostawała, "rzecz znamienna, bez zauważalnego udziału
papieży" (Schieffer). Jednakowoż: "Dopóki papież był obecny,
prowadzili rozmowy o korzyściach świętego Kościoła Bożego (de utilitate sanctae
Dei aecclesiae). Po tym jednak jak cesarz obsypał go wielkimi i niezliczonymi
darami, więcej niż trzykrotnie większymi, niż sam otrzymał od kogokolwiek, tak
jak zawsze miał w zwyczaju czynić, więcej dawać, niż brać, pozwolił mu odjechać
do Rzymu [...]" (Thegan); "[...] wrócił papież, który uzyskał
wszystko, czego pragnął, do Rzymu" (Astronom). Istotnie przybył z powrotem
bogato obładowany złotem i srebrem, przede wszystkim z gwarancjami stanu
posiadania, potwierdzeniami przywilejów, immunitetami; otrzymał również
dodatkowy dar od cesarza, frankijskie dobra koronne Vendeuvre (koło Bar-sur-Aube),
zmarł jednak już następnej zimy, 24 stycznia 817 roku, wszakże zdziałał po
śmierci jeszcze parę cudów[54].


Następca Stefana Paschalis I (817-824) kazał wnet
potwierdzić wytarowane przez swego poprzednika pactum hludovicianum, tzn. pełen
zakres darów i obietnic darów uczynionych przez Pepina i Karola, Ludwikowego
dziada i ojca, a więc autonomię Państwa Kościelnego, papieskie prawa suwerenne
i, rzecz nie najmniejsza, swobodny wybór papieża. Dokument, kontrowersyjny,
nigdy nie wymieniany w oficjalnej księdze papieskiej, zachowany jedynie w
odpisie w kościelnych zbiorach z XI/XII wieku, ze względu na swoiste
sformułowania odbiegające od powszechnie przyjętych dyplomów, długo był uważany
za fałszerstwo. Z biegiem czasu zaczął być uznawany, tak od strony formalnej,
jak i merytorycznej, najczęściej za prawdziwy — prócz różnych
zafałszowań, interpolacji, jak choćby wstawki dotyczącej Sardynii, Korsyki i
Sycylii, które przeszmuglowano najwyraźniej ze zwykłej zachłanności[55].


Akt z Reims z roku 816 znalazł na Wielkanoc roku 823
doniosłe powtórzenie i uzupełnienie w Rzymie.

W tym czasie syn Ludwika Lotar I przebywał w Rzymie,
gdzie z Walą jako doradcą od roku 822 miał kontynuować panowanie Pepina i
Bernarda. W Wielkanoc zaprosił go do siebie następca Stefana Paschalis I
— surowy papież, który napsuł mnóstwo krwi i został konsekrowany bez
zgody cesarza, za co go wszakże przeprosił i odcelebrował z nim w kościele Sw.
Piotra w wielkanocną niedzielę (5 kwietnia 823 roku) ten sam rytuał, co jego
poprzednik z jego ojcem kiedyś w Reims, chociaż Lotar już w 817 roku został
koronowany jako cesarz przez swego ojca w Akwizgranie. I znowuż koronacja,
która Lotarowi tym bardziej się przydała, że właśnie dowiedziano się o
brzemiennym stanie cesarzowej, miała ten sam cel: związać Cesarstwo z Rzymem,
ukazać namaszczenie i koronację przez papieża jako nieodzowne również dla
cesarza już mianowanego i koronowanego przez świeckie instancje. I rzeczywiście
"coraz bardziej uznawano" (Nelly) "prawo" papieży do
koronacji cesarzy, tak jak i "prawo" Rzymu i Świętego Piotra, na co
stworzono prejudykat, do miejsca koronacji. Co godne uwagi, ta powtórna
koronacja wiązała się również po raz pierwszy z przekazaniem miecza; jako że
teraz zintensyfikowano również współpracę przy działalności misyjnej w krajach
Północy (s. 68, 306). Lecz miecz, który papież przekazał Lotarowi obok korony,
był symbolem zarazem obrony, jak i władzy, znakiem zobowiązania do
wykorzenienia "zła"[56].


Papież Paschalis oślepia i ścina, najpierw święty,
a potem wykreślony z kalendarza

Zło jednak na nikim nie poznało się lepiej, niż na
papieżach.

Paschalis, na przykład, rozpoznał je sam we własnych
ministrach, a mianowicie, co ciekawsze, w przywódcach stronnictwa
profrankijskiego. Dlatego dwaj z najwyższych urzędników papieskich,
arystokratycznego pochodzenia primicerius Teodor (jeszcze w roku 821 nuncjusz
na dworze frankijskim) i jego zięć, nomenclator Leon, w roku 823, po wyjeździe
Lotara, bez jakiegokolwiek postępowania sądowego zostali oślepieni i ścięci
przez papieskich funkcjonariuszy w Pałacu Laterańskim, "z powodu ich
wierności Lotarowi" (Astronom), ponieważ, relacjonują również Roczniki
Rzeszy, "w każdym calu stali wiernie przy młodym cesarzu Lotarze".
Przy tym przypisano papieżowi lub przynajmniej "jego zgodzie wszystko",
pisze Astronom.

Cała sprawa przypomina nieco krwawy proceder św. Leona
III z roku 815 (s. 60 i nast.). Lecz cesarz wysłał również w roku 823 swoich
sędziów do Rzymu i oddalił się na resztę lata oraz jesień w okolice Wormacji i
na łowy w Eifel. Jednakże Paschalis (wśród Rzymian tak popularny, że w czasie
wynoszenia jego zwłok doszło do tumultów) odrzucił swą współwinę i odmówił
poddania się procedurze sądowej (a mógł mieć do tego wystarczające powody),
składając publicznie przysięgę oczyszczającą go z zarzutów —
"dowód" już wypróbowany przez św. Leona III w grudniu 800 roku (IV,
s. 272) i szczególnie częsty wśród kościelnych dostojników — przy pomocy
34 biskupów oraz pięciu prezbiterów i diakonów. Jednocześnie przeklął
zamordowanych jako zdrajców, nazwał ich śmierć aktem sprawiedliwości, na ten
los przecież zasłużyli sobie jako przestępcy wobec majestatu, a ich morderców
wziął "zdecydowanie w obronę" (Annales regni Francorum) jako sługi św.
Piotra (de familia sancti Petri)[57].


Cesarz Ludwik zrezygnował. A papież Paschalis I zmarł w
824 roku pośród familia sancti Petri. Facet był szczwany, bo Ludwik miał
wyraźnie przewagę, i twardy. Mnichów z Fuldy, którzy przynieśli mu niemiłą
wiadomość, kazał bez namysłu wrzucić do więzienia i zagroził ich opatowi Rabanowi
Maurowi ekskomuniką. W samym Rzymie jego surowe rządy, rujnujące zupełnie
państwo, były znienawidzone. A ponieważ nie tylko jego planowany pogrzeb, ale i
wybory papieża stały pod znakiem ciężkich zamieszek, ciało Paschalisa dłuższy
czas pozostawało nie pogrzebane, póki jego następca go nie pochował, jednakowoż
nie u Świętego Piotra.

Za to imię Paschalisa nieco później, pod koniec XVI
wieku, dzięki historykowi Kościoła Cezaremu Baroniusowi — został on
zmuszony do przyjęcia godności kardynalskiej groźbą ekskomuniki — dostało
się do kalendarza świętych Kościoła katolickiego (święto 14 maja), a jeszcze
nieco później (rzymskie młyny mielą powoli), w roku 1963, znowu z niego
wypadło; jego dzień został wykreślony[58].


Współcesarz Lotar i "Constitutio Romana"


Gdy po śmierci Paschalisa wybuchły zażarte walki między
ludem a arystokracją, przy czym ta ostatnia wyniosła na papieski tron kardynała
Eugeniusza de Santa Sabina, do Rzymu przybył po raz drugi pełen energii
cesarz-junior Lotar I, obdarzony mocno już rozwiniętym talentem politycznym.
Zaprotestował przeciwko mordowaniu swoich zwolenników, "którzy byli wierni
cesarzowi, jemu i Frankom", protestował przeciwko "ignorancji i
słabości niektórych papieży", przeciwko chciwości ich sędziów, sprzecznemu
z prawem wywłaszczaniu z dóbr w imieniu papieży oraz przeciw całej nieudolności
władzy duchownej. A jego postępowanie zostało powitane przez lud rzymski z
wdzięcznością.

Kapitularze cesarza Ludwika piętnowały już wcześniej
symonię i żądzę zysków biskupów Italii, którzy często wyzyskiwali finansowo
swoje parafie, pozwalali kościołom obracać się w ruinę, a którzy za pontyfikatu
Eugeniusza II na synodzie w Rzymie w 826 roku surowo przykazywali kapłanom, że
nie wolno im bawić się, uprawiać lichwy, organizować polowań i łowów z ptakami,
że nie wolno im trwonić wyposażenia kościołów i uprawiać rozpusty etc. (Jest
to, na marginesie, jedyny synod rzymski w pierwszej połowie IX wieku, którego
postanowienia potwierdzone są dokumentami. A w pierwszym ćwierćwieczu nie było
w Rzymie najwyraźniej żadnego zgromadzenia kościelnego!) Lotar przystąpił teraz
do surowego zbadania wielu przestępstw i nadużyć: "stosunków rzymskich,
które już od dłuższego czasu popadły w chaos z powodu niewłaściwego zachowania
wielu papieży", jak pisze kronikarz Rzeszy. "Coraz bardziej
zatrważający okazywał się zasięg bezprawnych konfiskat dóbr, samowola i
chciwość papieskich urzędników" (Simson).

Co oczywiste, arcykapłani nie oszczędzali przy tym
klasztorów, ważyli się targnąć i na nie, zwłaszcza te szczególnie zamożne.

Na przykład na Farfę.

Założony około roku 700 klasztor benedyktynów należał w
średniowieczu do najbogatszych opactw we Włoszech. Położony między Rzymem a
Rieti, cieszył się ochroną króla Longobardów, rozległe posiadłości w Sabinie i
poza nią zawdzięczał jednak przede wszystkim książętom Spoleto i wielu
prywatnym fundatorom. Został już w roku 775 wyposażony przez Karola I we
frankijski immunitet, prawo obioru opata i exemptio[59],
a przez następnego cesarza utwierdzony tak w stanie posiadania, jak i własnej
pozycji prawnej, mógł ponadto wykazać się papieskimi bullami potwierdzającymi
przywileje. Jeszcze na kilka dni przed śmiercią Stefan IV uznał to wszystko,
chociaż za roczny czynsz w wysokości 10 solidów w złocie.

Wszelako inni papieże usiłowali co rusz ignorować fakt,
że Farfa bezpośrednio podlega Rzeszy, powołując się na zwierzchność lenną nad
Sabiną, i podporządkować sobie bogate opactwo. Odbierał mu dobra Hadrian, takoż
św. Leon III; wreszcie św. Paschalis, pod pretekstem, że Farfa "z mocy
prawa i władzy przysługuje Kościołowi rzymskiemu", wytoczył i przegrał
proces przed sądem cesarskim. (Jednakże już niewiele lat później, w roku 829
— papieże nie potrafią sobie po prostu odpuścić, bo mają słuszność, że
zawsze chodzi o Boga — Grzegorz IV wytoczył nowy proces o Farfę).

Po formalnym postępowaniu Lotar orzekł wobec papieża
Eugeniusza II (824-827) wydanie wszystkich skonfiskowanych dóbr, wśród
entuzjazmu ludu przegnał papieskich sędziów do państwa Franków i spowodował
powrót prześladowanych pod rządami Paschalisa I. A 11 listopada 824 roku za
pomocą nowej regulacji stosunków frankijsko-papieskich, tak zwanej Constitutio
Romana (ograniczającej z kolei Pactum Hludovicianum z roku 817)[60],
przywrócił supremację cesarza w Państwie Kościelnym oraz zależność papieża,
podporządkował administrację Państwa Kościelnego kontroli stałego papieskiego i
cesarskiego missus[61],
przed którym każdy electus, każdy nowo konsekrowany papież musiał ostatecznie
składać przysięgę na wierność cesarzowi pro conservatione omnium[62].
A zatem na powrót, jak od czasów Justyniana do zrzeczenia się Italii przez
Konstantynopol, było wymagane potwierdzenie wyboru papieża przez cesarza,
Pactum Hludovicianum zostało częściowo zniesione i osiągnięto zwierzchność
władzy cesarskiej nad kurią — oczywiście nie na długo. Wszakże
usankcjonował ją z naciskiem Jan IX na synodzie rzymskim w roku 898, by
powstrzymać będące prawie regułą niepokoje podczas wyboru papieża. Poza tym
konstytucja Lotara weszła jeszcze do zbioru praw kanonicznych z czasów Grzegorza
VII, nawet jeśli, co nic dziwnego (por. s. 135 i nast.) —
"zniekształcona i odpowiednio przyrządzona" (Muhlbacher)[63].


 

Frankijscy biskupi upokarzają cesarza, a sami nie
chcą być sądzeni przez nikogo

Tak jak pasterze w Rzymie, tak i pasterze na terenie Rzeszy
stawali się stopniowo coraz krnąbrniejsi. Powody leżały nie tylko w nich
samych, lecz tak samo w ich świeckich partnerach i okazjonalnych przeciwnikach.
Kapłani bowiem wiedzą zawsze bardzo dobrze, kiedy mają służyć, a kiedy wolno im
szczekać, skakać, kiedy mogą kąsać.

Ludwik Pobożny, dużo miększy niż jego
"wielki" ojciec, dużo mniej energiczny, brutalny, osiągał odpowiednio
do tego również mniejsze "sukcesy" — w polityce zagranicznej,
przeciwko Duńczykom, Bułgarom i Maurom, ale również w samej Rzeszy i, przy
całym reformatorskim zapale, a może dlatego, w Kościele.

Biskupi byli wprawdzie gotowi namaszczać i koronować
królów, wynosić ich ponad wszystkich "laików", lecz w zamian sami
chcieli stać ponad wszystkimi książętami. Dążyli do państwa teokratycznego i
uczynili Ludwika królem "z ich łaski" (Halphen). Onże zaś już wkrótce
zrezygnował wobec Rzymu z zatwierdzania wyboru papieża, z kontroli nad Państwem
Kościelnym, a w polityce wewnętrznej podporządkowywał się z czasem coraz
bardziej episkopatowi.

W sierpniu 822 roku cesarz zjawił się na sejmie Rzeszy
w Attigny w tamtejszym kościele w stroju pokutnym i oficjalnie wyraził swą
skruchę. Stało się to za radą hierarchów. Wyznał współwinę w śmierci swego
bratanka Bernarda, niesprawiedliwość wobec braci przyrodnich, kuzynów i innych.
Upokorzył się, czego ojciec jego nigdy nie zrobił i nigdy by nie zrobił; poddał
się wyrokowi kapłanów. Wówczas Agobard z Lyonu zażądał zwrotu wszystkich dóbr,
jakie książęta zabrali wcześniej Kościołowi!

Ludwik znosił to skruszony, pędził swe oddziały we
wszystkie strony świata, jedno wojsko wysłał do Panonii, drugie do Marchii
Hiszpańskiej, trzecie do Bretońskiej — a sam oddawał się "obyczajem
królów frankijskich podczas jesieni polowaniu [...]". Wszystko to, rzecz
warta przemyślenia, jest częścią chrześcijańsko-zachodniej kultury, nie jej
częścią marginalną, lecz esencjonalną.

Właśnie tak.

Zaprzątnięci mianowicie podporządkowywaniem państwa,
biskupi ogłosili w 829 roku w Paryżu, podpierając się niezwykle butnymi naukami
papieża Gelazego I (II, s. 198 i nast.), że nikt ich nie może sądzić, że oni
sami są odpowiedzialni tylko przed Bogiem, lecz inni możni podlegają im,
biskupom. A nawet, ich auctoritas[64]stoi
wyżej niż potestas[65]
króla, cesarza, który w innym wypadku stałby się tyranem i straciłby
jakiekolwiek moralne prawo do swego panowania.

Ich zarozumiałość, czasami ukryta we frazesach pozornej
skromności, odziana w pseudo czołobitność — notoryczna hipokryzja kleru
— nie mogła chyba być większa. Chwalili, w tym wypadku nawet szczerze,
pokorę cesarza, pokorę innych uznawali bowiem za powinność. Oni przecież jawili
się jako ci, którym Pan dał władzę wiązania i rozwiązywania i przypominali w
samouwielbieniu rzekome słowa cesarza Konstantyna do biskupów (z niepewnej
Historii Kościoła Rufina): "Bóg was powołał na kapłanów i dał wam władzę
sądzić również nas. Dlatego słusznie jesteśmy sądzeni przez was; wy jednakże
nie możecie być sądzeni przez ludzi". Zbyt wyszukane, by mogło być
prawdziwe. Natomiast chętnie się im wierzy; gardłują z wielkim naciskiem na
rzecz dóbr kościelnych — których sami nie zgromadzili, z którymi często
się obnosili jak z prywatnym majątkiem. Tylko zawistnikom, tak to wyjaśniają,
wydaje się tego zbyt dużo; istotnie, "prawdziwie" powiedziane, może "nie
jest tego nigdy zbyt dużo"![66]


Ano, sprawdzimy to.

Jeśli to wszystko zdradza trudną do prześcignięcia
arogancję i żądzę władzy episkopatu, to biskupi zachowywali się jeszcze
ohydniej podczas sporu Ludwika z synami.

Lecz czy panujący nie prowokował ich sam swą uległością?
Czy podczas obrad w Akwizgranie w połowie grudnia 828 roku, gdy wszelkie
nieszczęście, klęski głodu — grasujące "przez całe
średniowiecze" (Goetz), "dziki świat, świat w szponach głodu"
(Duby), gdy biedę, zarazy, nieurodzaje, straszne zabobony, rebelie magnatów,
chciwość urzędników i hrabiów, przekupstwo, symonię, obyczajowe zdziczenie
kleru, prostytucję, pederastię, sodomię, łupieżcze najazdy pogan etc. etc,
krótko mówiąc, gdy całe zło według sprawdzonego zwyczaju sprowadzono do gniewu
boskiego za grzechy chrześcijańskiego świata, ale dla księży zażądano
zwolnienia z danin, rezygnacji cesarza z mieszania się w sprawy kościelne, czyż
nie określił on sam jako zadanie dla biskupów sprawdzenia, jakie szczególne
grzechy winne są tej nędzy, by można je należnie odpokutować? A również w 829
roku, na synodzie paryskim, hierarchowie przyznali władzy duchownej
pierwszeństwo przed cesarską[67].


W najgorsze opresje w polityce wewnętrznej, mające
niewątpliwie następstwa dla historii świata, popadł jednak Ludwik z powodu
wydarzenia, które normalnie jest uznawane za radosne: narodzin dziecka,
najmłodszego syna.

Jak katolik z katolikiem: pierwsze powstanie

Cesarzowa Ermengarda powiła swemu małżonkowi trzech
synów: Lotara (795 r.), Pepina (797 r.) i Ludwika (806 r.). Gdy po mniej więcej
dwudziestoletnim małżeństwie zmarła 3 października 818 roku w Angers, obawiano
się, że pobożny wdowiec zamknie się w klasztorze. A oczywiście dla
duchowieństwa "cesarz o mnisim usposobieniu na tronie był ważniejszy [...]
niż cesarz w mnisim habicie za murami klasztoru" (Luden). I tak pokazano
mu na swego rodzaju konkursie piękności, "przeglądzie", jak trzeźwy
kronikarz Rzeszy sucho formułuje, reprezentację arystokracji. A cesarz, na
pewno nie nieczuły na kobiece wdzięki, zdecydował się na córkę hrabiego Welfa,
Judytę, której rekomendacją było nie tylko jej pochodzenie — z pierwotnie
frankijskiego, starego rodu Welfów, potem posiadającego dobra przede wszystkim
w Alamanii i Bawarii — lecz która podobno łączyła w sobie wszelkie zalety,
była niezwykle "słodka i uwodzicielska" (arcybiskup Agobard), ale
przy tym też bogata, bystra i wykształcona. Już kilka miesięcy po śmierci swej
pierwszej żony cesarz poślubił ją na początku 819 roku[68],
a ona po urodzeniu córki Gizeli wydała na świat 13 czerwca 823 roku w nowym
palatium we Frankfurcie syna, który po dziadku otrzymał imię Karol, a później
przydomek "Łysy"[69]
.

Dzięki zabiegom matki bowiem, by zapewnić małemu
późnemu synowi również udział w dziedzictwie, tak jak przyrodnim braciom, z
powodu niestrudzonych interwencji równie pociągającej, co obdarzonej silną wolą
młodej cesarzowej, historia zmieniła swój bieg; Ludwikowe Ordinatio imperii z
roku 817, tak uroczyście zaprzysiężone, stworzone z "inspiracji
boskiej" (s. 48 i nast.), dzielące już Rzeszę wśród jego trzech synów z
pierwszego małżeństwa, zostało zupełnie wywrócone i zamiast podziału na trzy
części wprowadzono podział na cztery.

Książę Karol miał w 829 roku zaledwie sześć lat, gdy
Ludwik przyznał mu na sejmie w Wormacji królestwo Alamanii, kraj pochodzenia
jego matki, nadając mu ponadto Alzację, Recję oraz części Burgundii. I wskutek
tak podjętej intrygi, której inicjatorką była zapewne cesarzowa, Ludwik
poróżnił się ze starszymi synami, zaczęło się wygrywanie Lotara przeciw
braciom, braci przeciwko Lotarowi, jednego brata przeciw drugiemu, krótko
mówiąc, demoralizacja, korupcja, przekupstwo i zdrada na wielką skalę. A,
zaprawdę, nie przypadkiem poprzedziły to wszystko znaki na niebie, nastąpiło
zaćmienie księżyca 1 czerwca o zmierzchu i ponownie 25 grudnia 828 roku o
północy. A nawet, w czasie nadchodzącego "świętego czterdziestodniowego
postu", przed "świętą Wielkanocą", nocne trzęsienie ziemi wraz z
silnym huraganem zniszczyły w Akwizgranie kryty ołowianymi płytami
"kościół Świętej Matki Bożej w niemałej części" (Roczniki Rzeszy). Ergo
w Rzeszy działo się "z dnia na dzień gorzej"[70].


Pierwszy bunt w roku 830 zapoczątkował w pobożnych i
żyjących jak w rodzinie krajach Zachodu dziesięciolecie ciągłych rebelii
pałacowych i wojen domowych.

Starsi synowie cesarza przyjęli rozwój sytuacji, co
zrozumiałe, z rozgoryczeniem. Zwłaszcza Lotar, którego państwo okrojono mocno
na rzecz Karola, uznał swój przyszły pryncypat za zagrożony. Lecz i młodszym
braciom, Pepinowi i Ludwikowi, groziły dalsze straty terytorialne. Również
sprzyjająca jedności Rzeszy hierarchia kościelna obawiała się o swą koncepcję.
Sytuacja zaostrzyła się jeszcze bardziej, gdy Lotar, od końca 825 roku
formalnie równoprawny regent na dworze Ludwika, został jesienią usunięty do
Włoch, a Wala do swego klasztoru w Korbei. Na ich miejsce przyszedł jako
podkomorzy, jako "drugi we władzy", znienawidzony przez dotychczas
przewodzących magnatów hrabia Barcelony Bernard, szczególnie wyniosły
karierowicz, który poświęcając dobra koronne zbierał nowych stronników.

Ludwik, przywróciwszy państwo "do porządku",
wyjechał oczywiście "do swych dóbr we Frankfurcie na łowy jesienne"
"i polował tu jak długo mu się podobało", notują biografowie. Dopiero
bliżej zimy obchodził znów w Akwizgranie święta, po kolei, dzień św. Marcina, św.
Andrzeja, święty spektakl z Bożym Narodzeniem i wszystko to, zapewnia kronikarz
Rzeszy, "hucznie i z radością".

Jednakże wkrótce miała się ona skończyć.

Bernard, potomek frankijskiej arystokracji, syn
Wilhelma — w czasach Karola I bardzo poważanego hrabiego Tuluzy
ostatecznie za sprawą przykładu swego przyjaciela, Benedykta z Aniane, mnicha
żyjącego w najostrzejszej ascezie, nie wykazywał do tejże ascezy szczególnej
skłonności. Łoże młodej cesarzowej, tak mawiały złe języki, zwłaszcza biskupie,
przypadło mu dużo bardziej do gustu. A Ludwik Pobożny wspierał go od małego,
trzymał go już do chrztu, potem mianował hrabią Barcelony i postawił na czele
Marchii Hiszpańskiej, gdzie zwalczał z sukcesami powstanie Gotów pod wodzą Aizo
(s. 58 i nast.).

Jako stronnika cesarzowej sprowadzono Bernarda w 829
roku na dwór i usiłowano przy jego pomocy rozbić "partię jedności
Rzeszy". Jednakże stało się wręcz przeciwnie. Powołanie Bernarda było
krokiem, pisze sam apologeta Ludwika, Astronom, który "nie zdusił siewu
niezgody, lecz raczej pomnożył". A także Nithard, wnuk Karola
"Wielkiego", który w braterskim sporze przyłączył się do Karola
(Łysego), mówił o Bernardzie: "Zamiast umacniać chwiejące się państwo,
zniszczył je całkowicie przez nieprzemyślane nadużywanie władzy"[71].


Podkomorzy miał dopomóc własnej koterii w szybkim
dojściu do władzy i godności. Jednakże ta grupa była stosunkowo mała, składała
się przede wszystkim z jego brata Heriberta, kuzyna Odona, braci cesarzowej
Konrada i Rudolfa, a oczywiście zaliczała się do niej sama cesarzowa, rzekomo
zły duch cesarza. Natomiast krąg ich przeciwników był szeroki i wpływowy. Wokół
zbierali się bowiem niezadowoleni, upokorzeni i wszyscy, którzy mieli nadzieję
zyskać na przewrocie lub zmianie układów, sfora tych, którzy "jak psy lub
drapieżne ptaki próbowali wyrządzać innym szkody, by ciągnąć z tego zyski dla
siebie" (Astronom). Krążyły plotki, oszczerstwa, prawdziwe kampanie, które
wychodziły zwłaszcza od doświadczonych w nich hierarchów, imputujących cesarzowej
wszystko co możliwe, łącznie ze zdradą małżeńską z podkomorzym Bernardem i
innymi.

"Mali ludzie czynili sobie z tego wesołości
— rozgłasza arcybiskup Agobard — możni i wielcy cierpieli z tego
powodu, że obóz cesarski został zbrukany, pałac zniesławiony, a sława Franków
zniweczona, ponieważ Pani prowadziła frywolne zabawy nawet w obecności
duchownych". Opat Regino z Prum mówi jednako o jej "wielorakim
nierządzie" (multimodiam fornicationem), ale jest to co najmniej niepewne.


Judytę posądzano również o diabelskie sztuczki i
podstępne czary. Lecz amulety, magię, przepowiednie, wróżby, tłumaczenie snów i
podobnie "zgubne zło" synod paryski potępił dopiero w roku 829 i
zamierzał oczywiście ukarać wszystkich, którzy w ten sposób "służyli bezecnemu
Szatanowi".

Niewiele gorzej jawi się wszelako Bernard. Św. opat
Paschazjusz Radbert, wychowany w żeńskim klasztorze w Soissons i biograf Wali,
widzi jak podkomorzy po łajdacku wala się we wszelkich kałużach brudu, jak
dzika świnia pustoszy pałac, a nawet zajmuje łoże cesarzowej. "Pałac stał
się domem rozpusty,

w którym panuje cudzołożnica, a rządzi cudzołożnik, w
którym mnożą się przestępstwa, w którym są uprawiane szczególnie bezecne i
diabelskie czary wszelkiego rodzaju". Natomiast "wielki i łagodny
cesarz" idzie mamiony "jak niewinne jagnię na rzeź [...]".

Bernard nie miał swej żony Dhuody — autorki Liber
manualis, nachalnego wprowadzenia w chrześcijańskie życie — przy sobie na
dworze, lecz ją oddalił do Uzes. Czy supozycje świętego zawierają coś z prawdy,
do dzisiaj nie dowiedziono, kampania natomiast odniosła skutek. Calumniare
audacter [...][72].

By odwrócić uwagę od fatalnych stosunków wewnętrznych,
cesarz chciał znów pociągnąć na Bretanię, z całą siłą wojskową Rzeszy i to
akurat 14 kwietnia, w Wielki Czwartek! Podobno wywołało to złość "całego
ludu" (Annales Bertiniani). W istocie oburzeni byli jedynie możni z powodu
nowej regulacji na korzyść późno narodzonego Karola, który przecież wedle
frankijskiego prawa zwyczajowego mógł otrzymać część wspólnego dziedzictwa, co
jednak działało na szkodę trzech synów z pierwszego małżeństwa Ludwika,
przyrodnich braci Karola — Pepina I Akwitańskiego, Ludwika Bawarskiego,
ale szczególnie Lotara. Tenże pośpieszył zaraz przez Alpy z Italii, by bronić
swych praw zgodnie z rozstrzygnięciem z 817 roku. Przy czym po jego stronie
stanęli książęta świeccy i duchowni, którzy oficjalnie chcieli walczyć o
jedność Rzeszy, a w rzeczywistości raczej o swój własny interes.

Na czele sprzysiężenia stanęli dawniejsi stronnicy
cesarza, kilku z jego pierwszych doradców, dawny kanclerz Helizachar,
arcykanclerz i opat Hilduin z St. Denis, biskup Jesse z Amiens, przede
wszystkim pięćdziesięciosześcioletni podówczas opat Wala, głowa spisku i
najniebezpieczniejszy przeciwnik Ludwika, który głosił zawołanie pro principe contra principem[73],
a którego klasztor w Korbei stał się "centrum" i "główną
kwaterą" (Weinrich) rebeliantów. (Przez całe stulecia klasztory katolickie
służą za centrale sprzysiężeń, jak jeszcze podczas drugiej wojny światowej przy
przygotowaniu i likwidacji klero-faszystowskiego raju dla morderców —
"Wielkiej Chorwacji")[74].


Powstańcy, którzy — wykorzystując wyprawę Ludwika
przeciw Bretończykom — zebrali się w klasztorze w Korbei, zarzucili
cesarzowi, że "wbrew religii chrześcijańskiej [...], bez jakiejkolwiek
korzyści dla państwa i bez żadnej konieczności nakazał w czas postu powszechną
wyprawę zbrojną i dzień zwołania pospolitego ruszenia przy granicy Rzeszy
ustalił na dzień Ostatniej Wieczerzy Pańskiej".

Rebelianci chcieli usunąć nie tylko Bernarda i młodą
cesarzową wraz z ich koterią, lecz również starego cesarza i w miarę możności
osadzić na jego miejscu Lotara.

Judycie grożono po różnych udrękach nawet śmiercią i
zmuszono ją do złożenia obietnicy, że nakłoni cesarza do obcięcia włosów i
udania się do klasztoru. Ona sama musiała przyjąć habit i zniknąć u sióstr od Św.
Krzyża (St. Croix) w Poitiers. Jej bracia, Welfowie Konrad i Rudolf, zostali
odesłani do zakonu, by ich wyłączyć z polityki, i umieszczeni pod opieką króla
Pepina w klasztorach akwitańskich. Najbardziej znienawidzony doradca cesarski
hrabia Barcelony i książę Septymanii Bernard, "profanator ojcowskiego łoża
małżeńskiego" (Astronom), uratował się uciekając za zgodą Ludwika do
Hiszpanii. (Karol Łysy kazał w roku 844 ściąć jedynego faworyta swej matki jako
zdrajcę stanu). Brat Bernarda Heribert, rzekomo współwinny, został
"ukarany wyłupieniem oczu" i zawleczony do więzienia we Włoszech,
jego kuzyn Odo skazany na banicję.

Ludwika i małego Karola Lotar trzymał "w areszcie
domowym". Na jego zlecenie mnisi z klasztoru św. Medarda koło Soissons
próbowali zaznajomić cesarza z życiem ascetycznym i nakłonić do dobrowolnego
wstąpienia do ich stanu. Wszelako pobożny Ludwik był tym razem daleki od tej
myśli.

Lotar, który zacięcie prześladował popleczników
trzymanej w zamknięciu cesarzowej, unikał mimo wszystko na sejmie Rzeszy w
Compiegne w maju roku 830 całkowitego pozbawienia władzy swego ojca. Zadowolił
się tym, że anulował jego zarządzenia z ostatniego roku i poza tym wierzył, że
jest panem sytuacji. Jednakże podczas gdy możni byli do siebie coraz bardziej
wrogo nastawieni i każdy szukał tylko własnej korzyści, a sytuacja się nie
poprawiała i rosła niechęć do nowych rządów, cesarzowi udało się popchnąć obu
młodszych synów przeciwko starszemu. Przez niejakiego Guntbalda, mnicha,
zaproponował on Ludwikowi i Pepinowi powiększenie ich dzielnic Rzeszy, czym
szybko przeciągnął ich na swą stronę i dotychczasowy sojusz pękł, zwłaszcza że
zwierzchność Lotara zdała się braciom nie mniej ciążąca niż ojcowska.

Tym samym zamach stanu zupełnie się nie powiódł. Na
sejmie Rzeszy w Nijmegen w październiku 830 roku cesarz odzyskał wolność, a
Lotar poddał się, jego główni stronnicy zostali aresztowani i w lutym osądzeni
na posiedzeniu sejmu w Akwizgranie. Opat Wala z Korbei (Corbie), który
wcześniej zniknął w swym klasztorze — już w 774 roku miejscu uwięzienia
króla Longobardów Dezyderiusza (IV, s. 254 i nast.), dostał się do trudno
dostępnego skalnego gniazda nad Jeziorem Genewskim, gdzie oglądał wyłącznie
śniegi Alp i niebo. Biskup Jesse z Amiens został pozbawiony przez Kościół swych
godności, opat Hilduin został zastąpiony jako arcykapelan przez opata Fulka i
wysłany do klasztoru w Nowej Korbei (Corvey) w Saksonii, a opat Helizachar
również wygnany. Surowiej, jak zwykle, postąpiono z osobami świeckimi, które
pozbawiono urzędów i dóbr. A sam Lotar, zdetronizowany z współregencji, znalazł
się ostatecznie w Italii, po przyrzeczeniu, że "już nigdy niczego takiego
nie popełni".

Cesarzowa wróciła za dyspensą Grzegorza IV i
frankijskich biskupów wkrótce z klasztoru i złożyła, wykorzystując fakt, że
była krewną sprzysiężonych, przysięgę oczyszczającą (sacramentales), która
uwalniała ją od dalszych "dowodów" i którą zaprzysiągł również znów
pojawiający się hrabia Bernard. Judyta została zrehabilitowana i stała się
potężniejsza niż przedtem. A oczywiście jej obaj postrzyżeni bracia od dawna
już uwolnili się od zakonnych habitów[75].


Jak katolik z katolikiem: drugie powstanie

Jako że władza Lotara została teraz ograniczona do
Italii, cesarz przydzielił pozostałym synom — Pepinowi, Ludwikowi i
Karolowi — w lutym 831 roku mniej więcej równe regna. Lecz mimo ich
znacznego powiększenia konflikt tlił się nadal. Jedni chcieli jedności Rzeszy,
inni więcej wpływów i ziemi — wszyscy przecież powodowani czystym
egoizmem, a nie najmniejszą rolę odgrywała w tym cesarzowa, niezmordowanie
działająca na rzecz swej latorośli, najmłodszego Karola. Cesarski syn Pepin
podniósł rewoltę w Akwitanii i ją stracił, otrzymał ją syn Judyty. A arystokracja
tej krainy, opuszczając wiarołomnie Pepina, złożyła przysięgę nowemu panu. Jest
przecież szlachta wcale nie mniej oportunistyczna niż episkopat, przechodzi
zwykle na jedną czy drugą stronę i zwykle oczywiście tam, gdzie spodziewa się
zdobyć więcej pieniędzy i dóbr, więcej władzy — wszystko to dodaje więcej
splendoru i szlachectwa: tak zwany wyższy stan szlachecki...

Na Wielkanoc 832 zbuntował się książę Bawarii Ludwik
(Niemiec).

Z wszystkimi oddziałami bawarskimi, a nawet
słowiańskimi, wręcz poddanymi i niewolnikami (liberis et servis, et sclavis)
przedsięwziął wyprawę wojenną w celu odzyskania Alamanii, która tymczasem
znalazła się w posiadaniu przyrodniego brata Karola (Łysego). Stopniowo
posuwając się aż pod Wormację, Ludwik wprawdzie "spustoszył wszystko
straszliwie", musiał się jednak poddać pod Augsburgiem w maju 832 roku z
braku spodziewanych posiłków Franków i Sasów i został odesłany do swojego
kraju. Pod przysięgą ślubował, że "nigdy więcej nie popełni niczego
podobnego oraz innym nie da na to zgody" (Annales Bertiniani) — i
już w następnym roku złamał swą przysięgę.

Ponieważ mały Karol miał otrzymać Akwitanię, Pepin
jeszcze w październiku został pobity pod Limoges, zdetronizowany i "ku
polepszeniu jego złych obyczajów" zesłany wraz z żoną do Trewiru. Uciekł
jednakże po drodze, dostał się do Akwitanii, ścigany przez ojca, który jednak
po ciężkich stratach musiał się cofnąć.

A już z początkiem następnego roku, 833, połączyli się
trzej starsi bracia, by zaatakować ojca — nie bacząc tak na przysięgę
wasalną, jak i na zobowiązania dzieci wobec niego. Zaapelowali do ludu,
"by stworzyć sprawiedliwe rządy". Zarówno bowiem Ludwik Niemiec
(który potem w latach 838 i 839 znów się zbuntował), jaki i Pepin I Akwitański
uważali się za pokrzywdzonych i zagrożonych. Lotar wkroczył z pośpiesznie
zmobilizowaną armią, której towarzyszył papież Grzegorz IV (827-844) —
jeszcze z Italii usiłujący pozyskać frankijskie duchowieństwo — do
Burgundii. Tamtejsi biskupi natychmiast przeszli na ich stronę, Bernard z Vienne
i Agobard z Lyonu, prześladowca żydów (580 r.), który też teraz, na przekór
czwartemu przykazaniu, wydał manifest podnoszący prawa synów przeciw ich ojcu.

Lotar przyłączył się do braci i stanął znów na czele
buntowników. Jednakże większość frankijskich zwierzchników Kościoła była
początkowo po stronie starego pana i przypominała w listach "bratu
papieżowi" o przysiędze, jaką złożył Ludwikowi, a nawet groziła
ekskomuniką, jeśliby podjął wrogie kroki. Mniejsza grupa hierarchów, wśród nich
opat Wala i Agobard, trzymała stronę papieża, który zażądał posłuszeństwa,
nawet gdyby jego rozkazowi sprzeciwiał się rozkaz Ludwika, ponieważ urząd
duchowny jest znaczniejszy niż świecki, rządy dusz ważniejsze niż wszystko, co
doczesne, a w ogóle papiestwo stoi wyżej niż cesarstwo — twierdzenie,
które późniejsi papieże ustawicznie wysuwają przeciw cesarzom. Wszelako
Grzegorz miał całkowicie rację, wymyślając na biskupów (oczywiście tylko na
swych przeciwników), niestałych jak wiatr i chwiejna trzcina, słabeuszy bez charakteru
i egoistycznych pochlebców wobec świeckiej władzy[76].


Ponieważ wyglądało na to, że Ludwik ulegnie, trwało
przy nim coraz mniej hierarchów. Papież urągał wyniośle i głupio ich listom i
ostro odpierał zarzuty czynione mu z wszystkich stron przez cesarskich, że
przybył jedynie jako narzędzie w rękach synów, by ich przeciwnika ukarać
banicją.

Między Strasburgiem a Bazyleą, na rozległej równinie
Czerwonego Pola (Rotfeld) koło Colmaru — przez lud podobno już wkrótce
zwaną "Polem kłamstw" (Lugenfeld, Campus-mentitus), a przez
szwabskich kronikarzy "hańbą Franków" (Francorum dedecus) —
wojska stały w czerwcu 833 roku w bojowym ordynku naprzeciw siebie. A podczas
gdy Grzegorz IV starą kleszą taktyką podkreślał tylko jeden cel, ustanowienie pokoju
między walczącymi stronami, podczas gdy on także — lecz krótko (non diu)
— jak pisał Thegan, w imieniu synów prowadził pertraktacje z ojcem, to
przejął on "przewodnią rolę" w zabiegach, "których kulminacją
było zdjęcie cesarza z tronu" (Dawson) i dał się pokierować w kierunku
"pożałowania godnego orzeczenia o winie" (Grotz S.J.).

Jest oczywiste, że papież chciał usprawiedliwić
powstanie wobec ludu i przeciągnąć wahających się na stronę rebeliantów. Zaraz
po jego powrocie do braci prawie całe wojsko Ludwika przeszło zdradziecko do
nich (mimo dodatkowych przysiąg, że będzie się bić przeciw synom jak z wrogami)
— "jak dzika rzeka", pisze Astronom, "po części skuszone
prezentami, po części przestraszone groźbami", w czym duchowni stojący po
stronie Lotara dostrzegli cud boski. Teraz zmieniła front i większość biskupów,
grożących przedtem Grzegorzowi IV zdjęciem z tronu, tak że on, wykonawszy swą
powinność, mógł wrócić do Rzymu — za zgodą Lotara[77].


Stary cesarz musiał zdać się tego lata na łaskę i
niełaskę. Uważany był teraz za strąconego przez Bożą rękę, za
"nie-króla", drugiego Saula, a biskupi i inni czynili mu, tak pisze
Thegan, "wiele przykrości". Lotar powiódł najpierw ojca ze sobą przez
Wogezy, przez Metz, Verdun do Soissons, gdzie Ludwik został uwięziony w
klasztorze św. Medarda, odebrano mu zaledwie dziesięcioletniego Karola i
osadzono w klasztorze Prum w Eifel, w ciężkim więzieniu — jak ciężkiego
przestępcę, mówił później Karol, lecz nie uczyniono go zakonnikiem. Bracia
Judyty zostali zamknięci w klasztorach w Akwitanii pod okiem Pepina, podczas
gdy cesarzowa została odwieziona z Grzegorzem do Włoch i tam uwięziona w
Tortonie.

Z papieskim przyzwoleniem zadekretowano przejście
Rzeszy ze starego cesarza — zwanego teraz przez biskupów jedynie
"dawnym cesarzem", "czcigodnym mężem" albo tylko
"panem Ludwikiem" — na Lotara. Tenże zainkasował największą
część łupów, całe przyznane małemu bratu przyrodniemu dziedzictwo z wyjątkiem
Alamanii (tę otrzymał Ludwik Niemiecki z prawie całą wschodnią częścią Rzeszy).


Zwycięzca datował teraz swe dokumenty według
"rządów cesarza Lotara we Francji". A również z dyplomów Ludwika
(Niemieckiego) zniknęła zwierzchność seniora. Ludwik poświadczał dokumenty już
nie jako rex Baioariorum, lecz jako rex i datował według lat swych rządów in
orientali Francja (po raz pierwszy 19 października 833 roku). Tylko Pepin z
Akwitanii kładł jeszcze daty według cesarza. A poza tym Rzesza została od nowa
podzielona między trzech braci. I nawet jeśli Lotar zajął miejsce ojca i był
głównym udziałowcem zwycięstwa, to i pozostali bracia zyskali; i wszystkie trzy
kraje stanęły samodzielnie obok siebie. Przyrodniego brata Karola oczywiście
zupełnie pominięto wydziedziczono[78]
.

W pewnym czasie Raban Maur, opat Fuldy, zwolennik
jedności Rzeszy, stanął po stronie Ludwika Pobożnego i napisał w traktacie
przeznaczonym dla niego, że "jest rzeczą nie do przyjęcia, by synowie
buntowali się przeciw ojcu, a poddani przeciwko władcy". Raban wskazał na
bezprawność spisku przeciwko Ludwikowi. Ani Lotar nie miał prawa zdetronizować
ojca, ani episkopat nie był uprawniony, by go wykląć, ekskomunikować. (Po roku
840 Praeceptor Germaniae stanął po stronie Lotara, a parę lat później Ludwika
Niemieckiego, za co mógł zostać w roku 847 arcybiskupem Moguncji)[79].


Natomiast przynajmniej część kleru pod przewodnictwem
Agobarda z Lyonu, Ebona z Reims, Jessego z Amiens opierała się na dewizie
przyjętej już w 829 roku: "Panujący, który naruszył swe obowiązki
urzędowe, nie jest już królem, lecz tyranem i może zostać pozbawiony tronu. Kto
złamał porozumienia z roku 817 i poprzez «Boski wyrok» spotkania w
Alzacji został pozbawiony swej władzy, musi wyznać publicznie swą winę i
odprawić pokutę kościelną"[80].


Dużo gorzej niż pod Canossą — i wszystko
«według wyroku kapłanów»

Gdy 1 października 833 roku w Compiegne zeszło się pod
przewodnictwem Lotara powszechne zgromadzenie Rzeszy z powodu tej
chrześcijańskiej tragedii, biskup Agobard, ów niegdyś przez Ludwika szczególnie
uprzywilejowany i wiele mu zawdzięczający, zażądał we własnym liście
odprawienia pokuty kościelnej od złożonego z tronu, "byłego" cesarza
(domnus dudum imperator) i publicznego grzesznika. Nie tylko tym razem
podjudzał przeciwko panującemu, ogłosił jego małżonkę Judytę za opętaną przez
Szatana i zdolną do każdego czynu, a jego dwór za zarażony "brudem
zbrodni" i bez zastrzeżeń, wręcz namiętnie usprawiedliwiał rebelię synów.

Agobard był przecież, jak większość z jego stanu,
generalnie wielkim nienawistnikiem, również pogan, "kacerzy", a nie
na koniec żydów. Wydalił przeciwko nim pięć judzących ksiąg z już wtedy
osławionym, późniejszym nazistowskim sloganem "Nie kupujcie u żydów"!
Można owego szacownego luminarza postawić w jednym rzędzie (oczywiście w
czasach dobrze przedhitlerowskich) z "najbrutalniejszymi żydożercami wszechczasów"
i mógł jezuita Rahner w roku 1934 Agobarda — obok innych wrogich żydom
Ojców Kościoła — wykorzystać dla Kościoła katolickiego. Cesarz Ludwik
wystawiał natomiast żydom liczne listy żelazne[81].


Jak jednak tłumaczyli porażkę Ludwika arcypasterze
zebrani w Compiegne, składający z innymi możnymi przyrzeczenie wierności
Lotarowi? Oczywiście jako następstwo jego nieposłuszeństwa wobec napomnień
kapłanów. Uczynił Bogu i ludziom wiele rzeczy godnych potępienia, a poddanych
doprowadził na krawędź zepsucia. Ergo uznano go za "tyrana",
zwycięskiego syna i następcę za "przyjaciela Pana Chrystusa". Oni,
"namiestnicy Chrystusa", "klucznicy królestwa
niebieskiego", żądają od starego księcia wielkiego wyznania grzechów,
namawiają do porzucenia świata i prezentują dokument na temat jego występków,
by "mógł ujrzeć jak w lustrze szpetotę swych postępków".

Wilfried Hartmann zauważa w jednej z najnowszych
historii synodów: "To postępowanie było możliwe tylko dlatego, że
frankijski episkopat już w roku 829 sformułował w Paryżu wytyczne, które
przewidywały swego rodzaju kontrolę biskupów nad świeckim władcą". Kanon
55 brzmiał następująco: "Jeśli ktoś rządzi pobożnie, sprawiedliwie i
miłosiernie, zostanie według zasług nazwany królem; ci jednak, którzy rządzą
bezbożnie, niesprawiedliwie i okrutnie, nie zowią się królami, lecz
tyranami". Oczywiście o tym, jak zwać króla — sprawiedliwym czy
bezbożnym — decydują prałaci.

A jak szczęśliwi byli oni pod rządami Ludwikowego ojca
i na długo przedtem!

Przywołali wszystkim na pamięć, "jak ta Rzesza dzięki
rządom najwybitniejszego cesarza Karola świętej pamięci i dzięki pracy jego
przodków była pełna pokoju i zjednoczona i w sławie rozszerzana [...]"! W
istocie Merowingowie i Karolingowie, a wśród nich także
"najwybitniejszy" Karol, prowadzili jedną wojnę za drugą, byli ci
książęta Franków niczym innym niż rabusiami i rzeźnikami, wyzyskiwaczami,
zniewalali innych, przedstawiali — dość w dwie słowie: chrześcijański
Zachód, za co gros historyków jeszcze dzisiaj ich gloryfikuje!

Jak swego czasu nabożni duszpasterze. Z drugiej strony
lekceważyli oni syna — przynajmniej w czasie jego poniżenia i klęski
— uważali bowiem, że z powodu jego "krótkowzroczności" i
"niedbałości", jak teraz pisali, Rzesza "upadła do takiej hańby
i mizerii, że stała się nie tylko powodem rozpaczy przyjaciół, lecz
pośmiewiskiem wrogów. Rozwodzili się także nad tym, jak tenże książę powierzony
mu urząd sprawował niedbale i wiele, co Bogu i ludziom się nie podobało,
zarówno czynił, jak i spowodował lub pozwolił się zdarzyć, a w wielu postępkach
drażnił Boga i wywołał gniew świętego Kościoła [...] i jak przez Boski i
sprawiedliwy wyrok została mu nagle odjęta władza cesarska".

Grupowo i wspólnie pracowali książęta Kościoła nad
uwięzionym, "ukuli wiele oskarżeń przeciwko cesarzowi", wpajali mu
"pracowicie", "czym obraził Boga i wywołał gniew świętego
Kościoła [...]". I tak miał on być posłuszny "bardzo ich radom i ich
wielce uzdrawiającym napomnieniom"; co zapewne jest kłamstwem. Czytamy
przecież również: " On jednak wzbraniał się i nie nagiął się do ich woli.
Wszyscy biskupi nastawałi jednak mocno na niego, a przede wszystkim ci, których
podniósł on ze stanu najniższej niewoli do godności [...]" (Thegan);
"i tak długo dręczyli cesarza, aż go nakłonili, by złożył broń i zmienił szatę
i odpychali go od progu Kościoła, tak że nikt nie ważył się z nim mówić, prócz
tych, którym było to nakazane" (Annales Bertiniani). Złożył, relacjonują
Annales Fuldenses, "po wyroku biskupów broń i został zamknięty, by czynić
pokutę".

Ludwik miał wyznać wszystko, co miał do wyznania i
prosić o przebaczenie w klasztorze świętego Medarda, gdzie prałaci czytali mu
kiedyś Księgę Kapłanów, głęboko upokorzony, trzykrotnie lub jeszcze częściej
padając na kolana przed arcypasterzami i wieloma innymi duchownymi, w wyuczonych
słowach — jeszcze dzisiaj praktykowane pranie mózgu.

By móc rozkoszować się swą zemstą, hierarchowie
zainscenizowali ten teatr w klasztornym kościele maryjnym przed ołtarzem. W
obecności wielkiej ciżby ludzkiej kazali leżącemu krzyżem na włosienicy cesarzowi
— "pełnym głosem wśród obfitego potoku łez..." — trzy lub
cztery razy odczytać sporządzone przez nich wyznanie winy, w którym uczynili go
odpowiedzialnym za całą nędzę Rzeszy, również jeśli brał w niej udział tylko
pośrednio, tylko biernie; szczególnie za trzy zbrodnie kardynalne: sacrilegium, homicidium i periurium[82]',
a poza tym za zburzenie pokoju publicznego, banicje, konfiskaty, grabież,
gwałty, wojnę domową, w ogóle za przestępstwa przeciw prawom ludzkim i boskim,
za zgorszenie i wiarołomstwo, nieudolność i samowolne dzielenie Rzeszy etc.
etc. — wszystko "według wyroku kapłanów". Musiał tę spisaną
długą listę hańby przekazać duszpasterzom, musiał złożyć swą broń przed
ołtarzem "przed ciałem naszego świętego wyznawcy Medarda i świętego
męczennika Sebastiana" (s. 374), zdjąć swą szatę zwierzchnią i wśród
psalmów i modłów przyjąć włosienicę, w którą zaraz własnoręcznie go oblekli
duchowni panowie[83].

Cała procedura miała z jednej strony zniszczyć monarchę
moralnie, uczynić go niezdolnym do powrotu na tron, a nawet do noszenia broni
— po złożeniu oficjalnej pokuty kościelnej było to, jak również Ludwik o
tym wiedział, wykluczone przez prawo kanoniczne. Z drugiej strony niesłychane w
formie złożenie z tronu miało zademonstrować pełną supremację biskupów.

W memoriale, w którym sami siebie wychwalali jako
"następców Chrystusa i kluczników królestwa bożego", "mających
prawo wiązania i rozwiązywania na ziemi i w niebie", ogłosili również
prostemu ludowi chrześcijańskiemu: "Ponieważ ten książę zaniedbał powierzony
mu urząd, w wielu niegodziwych postanowieniach obraził Boga i rozgniewał święty
Kościół, a ostatnio cały lud, który był mu poddany, doprowadził do całkowitego
upadku, to na mocy boskiego i sprawiedliwego wyroku została mu odjęta władza
cesarska, podług boskiej decyzji i autorytetu Kościoła". "Była to
zemsta strony kościelnej" (F. Schneider). Byli to ci sami ludzie, którzy
wywołali bunt w 830 roku, pomnożeni przez nowych oportunistów, byli to przede
wszystkim, choć nie tylko oni, przywódcy Kościoła z zachodniej Francji,
Burgundii, Akwitanii, arcybiskupi Reims, Lyonu, Vienne, Narbonne, biskupi
Amiens, Auxerre i Troyes[84].


Jeszcze przed 33 laty Karol I osądził papieża Leona III
(IV, s. 270 i nast.). Teraz episkopat frankijski osądzał cesarza! Za pomocą żałosnej
ceremonii, największej hańby w życiu Ludwika, jednego z największych upokorzeń
koronowanej głowy w ogóle, daleko gorszej niż Canossa, Ludwik Pobożny został
wykluczony również ze wspólnoty wiernych i wolno mu było przebywać i rozmawiać
z nielicznymi, ściśle wyznaczonymi osobami. Gdy więc z powodu uwięzienia ojca
czyniono zarzuty Lotarowi, mógł on słusznie odpowiedzieć, że skazali go
przecież biskupi. "Nikt — powiedział — nie ma więcej
współczucia dla pomyślności i cierpienia jego ojca niż on, nie jemu należy
przypisywać jako winę, że przyjął oferowane mu panowanie, gdyż oni sami zdjęli
i zdradzili cesarza, ani razu nie można mu zarzucić jego uwięzienia, gdyż jest
przecież wiadome, że zostało ono zasądzone wyrokiem biskupów".

Czynności nadzorcy więzienia sprawował arcybiskup Otgar
z Moguncji[85]
.

Główną rolę w tej tragedii, która wywołała łańcuch
wojen domowych między rokiem 833
a 843, pełnił nikt inny niż ściśle zaprzyjaźniony z
Agobardem z Lyonu arcybiskup Ebo z Reims, wręcz prototyp duchownego niewdzięcznika
i zdrajcy — a przy okazji mąż odnoszący znaczne sukcesy w działalności
misyjnej. Udał się bowiem już przed laty "za radą cesarza i z
pełnomocnictwem papieża do kraju Duńczyków, by głosić Ewangelię" i
"wielu z nich nawrócił i ochrzcił [...]".

W samej rzeczy prałat ten, mianowany przez papieża
Paschalisa I legatem Północy w ramach polityki skandynawskiej Karolingów,
uznawany jest za inicjatora misji na północy Europy. Niegdyś Karol
"Wielki" przyjął potomka "pasterzy kóz", syna niewolnego
chłopa, do swej nadwornej szkoły, a Ludwik, jako król Akwitanii zaprzyjaźniony
z nim od młodości, uczynił z niego nadwornego bibliotekarza, a jako cesarz
wyniósł z nicości prawie na jednego z pierwszych mężów Rzeszy, na
arcybiskupstwo w Reims i opactwo w St. Remi. Teraz jednak strącił on swego
cesarskiego przyjaciela i protektora, który sprzyjał mu również jako księciu
Kościoła, w złej godzinie z tronu. "Znaleźli wówczas — pisze biskup
Thegan — bezczelnego i okrutnego człowieka, biskupa Ebona z Reims, z
pierwotnie niewolnego rodu, żeby dręczył nieludzko cesarza pytaniami
pochodzącymi od innych". Jeden prałat był więc bezczelny i okrutny,
pozostali kłamali z wszystkich sił, cała święta sfora rzuciła się na cesarza.
"Mówili rzeczy niesłychane, czynili rzeczy niesłychane, robiąc mu
codziennie zarzuty [...]". A nikt inny niż Ebo osobiście nie skazał w
październiku 833 roku w St. Medard w Soissons swego niegdysiejszego dobrodzieja
na kościelną pokutę, za co mu Lotar miał dać opactwo St. Vaast.

Z Compiegne popędzono Ludwika, "najpobożniejszego
z książąt", tak nazywa go Thegan nie jeden raz, do Akwizgranu. A ten, co
go pędził, był również katolickim księciem, jego własnym synem! W Akwizgranie
zaś cała katolicka sitwa zachowywała się "nie tylko bardziej nieludzko",
skarżą się roczniki z St. Bertin, "lecz jego wrogowie grzmieli jeszcze
okrutniej przeciwko niemu, dzień i noc usiłując tak ciężkimi obelgami złamać
jego odwagę, by opuścił dobrowolnie świat i udał się do klasztoru"[86].


Zgraja biskupów bez czci i sumienia znów zmienia front


Po detronizacji Ludwika w 833 roku doszło do
długoletnich walk nie tylko między ojcem a synami, lecz — przy
zmienionych frontach — również między braćmi. Chęć posiadania różnych
dzielnic cesarstwa prowadziła do zmieniających się koalicji, w zależności od
korzyści, jakie sobie po nich obiecywano; jest to po prostu najbardziej trwała
zasada polityki, jej punctum saliens.

Początkowo wszyscy trzej bracia próbowali wyraźnie
poszerzyć swą władzę. Pepin Akwitański i Ludwik Niemiecki przeciwko Lotarowi,
ten przeciwko nim. Również walczyli ze sobą najznaczniejsi magnaci, Hugo,
Lambert, Matfryd, "w kwestii, który z nich ma zająć drugie miejsce w
państwie za Lotarem". Krótko mówiąc, "każdy — kontynuuje
Nithard — myślał o własnej korzyści — jak większość polityków
jeszcze dzisiaj. (Znów "anachronizm"?)[87]


Pośród takich awantur znów zmieniły się nastroje.
Przypomniano Lotarowi nie tylko jego zachłanne, gwałtowne zachowanie, lecz
najwyraźniej również niemiłosierne traktowanie ciągle włóczonego ze sobą ojca.
Ludwik (Niemiecki), który podczas nowego zwrotu miał zapewne najmniej do
zaryzykowania i stracenia, już w zimie 833/34 roku ujął się za ojcem, wsparty
przy tym przez Rabana Maura, opata Fuldy (s. 74). A również Pepin Akwitański
zmienił wyraźnie swoją postawę, zwłaszcza że obawiał się ataku Lotara na swe
państwo, który zdawał się zdecydowany na zgarnięcie całego zysku i dążenie do
panowania nad całą Rzeszą. Gdy potem obaj bracia wyruszyli ze swymi armiami na
niego, Ludwik ze wschodu, a Pepin z zachodu, Lotar stracił całą odwagę, rzucił
się do ucieczki i pozostawił starego cesarza w St. Denis, tak samo młodego
Karola, którego sprowadził z Prum.

Podczas gdy Lotar uciekał 28 lutego ze swym orszakiem
do Burgundii, zgraja biskupów bez czci i sumienia, którzy zdetronizowali
Ludwika, przybyła do St. Denis, zawiodła go już następnego dnia, w niedzielę, 1
marca 834 roku, uroczyście do kościoła i złożyła mu hołd. "Ledwie Lotar
się oddalił, już zebrali się obecni biskupi, uwolnili go w kościele Św. Dionizego
z wszelkiej pokuty i nałożyli mu jego królewskie szaty i broń" (Annales
Bertiniani) — które mu przedtem odebrali — i "zanieśli
pokornie pieśni na chwałę Boga" (laudes Deo devote referunt: Nithard).

Większość arcypasterzy natychmiast zmieniła front.
Oczywiście, zapytano wcześniej Ludwika, "czy on, gdyby mu panowanie znów
zostało zwrócone, Rzeszę, a przede wszystkim służbę bożą, stróża i przywódcę
wszelkiego porządku, wedle swych sił krzepić i wspierać by raczył". I
oczywiście pobożny Ludwik "oświadczył się do tego bez zwłoki gotowy".
Ergo "zadecydowano szybko jego ponowne osadzenie" (Nithard). A, co
zrozumiałe, cesarz wiedział, co winien teraz zrobić, mianowicie usunąć
"wiele zła, które się zakorzeniło", "lecz głównie rzecz
następującą. Rozkazał swemu synowi Pepinowi przez opata Hermolda, by dobra
duchowieństwa w swym państwie, jakie on sam podarował swym ludziom, lub oni
sami je sobie przywłaszczyli, bez zwłoki zwrócić kościołom. Również rozesłał
posłańców do miast i klasztorów, by podnieść prawie całkiem podupadłe życie
kościelnie [...]" (Anonymi vita Hludovici).

Lotar tymczasem wzmocnił swe wojsko w diecezjach
najwierniejszych towarzyszy, arcybiskupów Lyonu i Vienne. A podczas gdy cesarz
Ludwik, najpierw "ze zwykłym nabożeństwem uczciwszy świętą
Wielkanoc", "zabawiał" się znów zdrowo sportowym zabijaniem
zwierząt, najpierw w Ardenach, a potem, po Zielonych Świątkach, polował jeszcze
i łowił ryby w Wogezach, partia Lotara zwyciężyła w 834 roku w krwawym
pojedynku nad dużo silniejszym kontyngentem cesarskim. Walczono nad granicą
Marchii Bretońskiej, przy czym biskup Jonasz z Orleanu, opat Bozo z Fleury i
wielu innych hierarchów wzięło czynny udział w walce, a wielu możnych Ludwika
padło w boju, wśród nich również jego kanclerz opat Teoto z Marmoutier les
Tours.

Lotar poczuł przypływ nowych sił.

Pociągnął na Chlon-sur-Sane, ważny obóz zbrojny swego
przeciwnika, obrócił całą okolicę w perzynę i po wielodniowym oblężeniu i
zawarciu ugody kazał je spalić i splądrować. Przy tym — jak to u
katolików — "zwyczajem zwycięskich okrutników najpierw zniszczono i
ograbiono kościoły", a potem główni obrońcy, hrabia Gauzhelm z Roussillon,
hrabia Sanila i królewski wasal Magdahelm, zostali ścięci — biskup Thegan
mówi wręcz o "męczennikach", a pozostali hrabiowie zawleczeni w
niewolę. Nawet siostra księcia Septymanii Bernarda, mniszka Gerberga, jako
"trucicielka" została zamknięta w beczce na wino i utopiona w Saonie.
"I dręczył ich długo — pisze Thegan — na koniec kazał ich
zabić podług osądu żon swych niegodnych doradców, wypełniając proroctwo
psalmisty: «A u czystych będziesz czysty, a u złych zły»".

Napomnienie ojca, "by zawrócił ze złej
drogi", Lotar puścił najpierw mimo uszu, nie zdecydował się jednak na
bitwę z nadciągającym z okolic Blois wojskiem braci i Ludwika, jak mówiono,
"w celu uwolnienia ludu" (Annales Bertiniani), rzucił się mu
następnie do stóp wraz z najznaczniejszymi członkami swej świty, by przysiąc
wierność i posłuszeństwo oraz obiecać, że nie opuści Italii bez ojcowskiego
rozkazu.

Ludziom Lotara pozwolono iść z nim i większość, również
tych najmożniejszych, przyłączyła się do niego: hrabiowie Hugo, Lambert,
Matfryd, Gotfryd i.in., którzy stracili swe frankijskie dobra, lenna i
godności. Lotar wynagrodził im to wszakże i nadał — nie zważając na
wszelkie starsze, nowsze i najnowsze zapisy — położone we Włoszech dobra
frankijskich zakonów, całe klasztory, jak choćby San Salvatore w Brescii,
słynne opactwo Bobbio, założone przez św. Kolumbana (IV, s. 118), a nawet
posiadłości papieskie — maximeque ecclesiam sancti Petri — i to w
najokrutniejszy sposób, crudelissima (Astronom).

Również niektórzy hierarchowie — arcybiskupi
Agobard z Lyonu, Bernard z Vienne, Bartłomiej z Narbonne, biskupi Jesse z
Vienne, Eliasz z Troyes, Herebald z Auxerre oraz opat Wala z Korbei —
przezornie opuścili, wbrew wszelkim przepisom kanonicznym, swe biskupstwa. I
prawie wszyscy podążyli za Lotarem — za którym zamknięto alpejskie
przełęcze — na południe, by kiedyś powrócić po śmierci Ludwika z nowym
cesarzem. Wielu z nich padło jednak ofiarą zarazy grasującej w 837 roku[88].


"Causa Ebonis"

Tymczasem w listopadzie 834 roku na sejmie Rzeszy w
Attigny znów pojawiły się narzekania na złą sytuację ogólną i znów padły
przyrzeczenia pomocy. Lecz wszystko, co zostało wykonane, to polecenie Ludwika,
by zwrócić zabrane w Akwitanii dobra kościelne. Nędza ludu nie zmniejszyła się.


Na zgromadzeniu Rzeszy, zwołanym na 2 lutego 835 roku
do dworu w Diedenhofen, które było przede wszystkim zgromadzeniem kościelnym,
Ludwik zażądał unieważnienia jego detronizacji i kary kościelnej, co już raz
zrobiono w St. Denis, i powtórzenia tego ze wszystkimi szczegółami i w godny
sposób. I oczywiście, wielebni arcypasterze i tym razem się zgodzili;
oczywiście "wielkie zgromadzenie prawie wszystkich biskupów i opatów"
z "całej Rzeszy" ogłosiło decyzję z Compiegne — swą własną
— jako "niezasłużoną", machinacje przeciwników cesarza,
"wiarołomstwo złych i bezbożnych", jako nieważną dzięki nowemu
"wyrokowi Bożemu". I "na koniec uznaj i potwierdzają wszyscy bez
wyjątku i jednomyślnie, że po tym, jak z pomocą Bożą knowania owych stały się
hańbą i cesarz znów przywrócony w ojcowskich godnościach i słusznie znów został
okryty czcią królewską, odtąd będzie się cieszył poważaniem w najwierniejszym i
bezwarunkowym posłuszeństwie i poddaństwie jako ich cesarz i pan" (Annales
Bertiniani).

Tak więc ci po wsze czasy najwstrętniejsi oportuniści
odprawili w rocznicę jego uwolnienia bardzo uroczyście podczas zgromadzenia
Rzeszy 28 lutego 835 roku jeszcze raz rekoncyliację panującego. W otoczeniu 44
biskupów, nałożył mu tam Drogo, jego przyrodni brat, koronę. Cytując słowami
Annales Bertiniani (to jest zachodniofrankijskiej kontynuacji Roczników Rzeszy,
które urywają się na roku 829), naszego najważniejszego źródła, obejmującego
czas od Karola Łysego do Karlomana i Ludwika III (882 r.): "a po
odprawieniu mszy, a następnie podaniu obecnemu ludowi całego przebiegu rzeczy,
święci i czcigodni kapłani wzięli koronę, symbol panowania, z uświęconego
ołtarza i nałożyli wśród wielkiej radości wszystkich obecnych na głowę"
— "ze zmianą realiów zmieniła się bowiem i wola Boża" (Bund).

Lecz arcypasterz, który w 833 roku był głównym
inscenizatorem haniebnego przedstawienia pozbawienia władzy cesarza,
"chorąży" stronnictwa nadal wrogiego cesarzowi, arcybiskup Ebo z
Reims, "bezecny wieśniak Ebo" (turpissimus rusticus), jak go nazwał
swego czasu biskup Thegan, ale zarazem "apostoł Północy", nie
towarzyszył Lotarowi w drodze do Italii, lecz ukrył się w Paryżu. Tam został
ujęty wiosną 834 roku przez swych współbraci, miejscowego biskupa Erchenrada i
biskupa Rothada z Soissons i trzymany w więzieniu w Fuldzie. I teraz Ebo, nie
dobrowolnie wszakże, zaraz po oficjalnej kościelnej restytucji monarchy w
bazylice Św. Stefana w Metzu wstępuje na ambonę, potępia "szczerze przed
całym ludem" odsunięcie Ludwika od władzy, które było wbrew wszelkiemu
prawu, "sprzeczne z prawem i wszelkimi przykazaniami sprawiedliwości"
i sławi jego według zasług i godności dokonane przywrócenie.

Wprawdzie biskupi nie ważyli się początkowo odesłać
Ebona do pustelni, obawiali się jednakże, że "stać się może zdrajcą wobec
nich". Wtedy jednak — jak niektórzy uciekinierzy do Włoch — na
wniosek cesarza został jednogłośnie usunięty z urzędu — przez 44
zebranych hierarchów. Sama cesarzowa miała interweniować wszelkimi sposobami na
korzyść Ebona. Lecz jeden po drugim wypowiadał formułkę: "Podług Swego
wyznania zdaj Swój urząd!"

Można przy tym odczuć swoistą satysfakcję, gdy Ebo, po
wykluczeniu "laików" z powodu biskupiego protestu, w sposób
całkowicie uprawniony bronił się przed tym, aby to tylko on był pociągnięty do
odpowiedzialności, podczas gdy wszystkim pozostałym biskupom biorącym udział w
wydarzeniach 833 roku dano spokój. Biskupi ci wymówili się "sytuacją
przymusową", w jakiej się znaleźli; "w sercach bynajmniej nie dali
przyzwolenia" na ten smutny akt. Przecież na zewnątrz ujęli się za tym,
jak i teraz, w podwójnym protokole, we własnoręcznie podpisanym oświadczeniu
każdego biskupa z osobna i w takoż podpisanym wspólnym dokumencie.

Tak, teraz byli zadowoleni, że mają kozła ofiarnego,
który działał wprawdzie na ich zlecenie, lecz przez którego obecne potępienie
mogli teraz ukarać kogoś dla przykładu i zatuszować własną podłą rolę —
rolę, którą ledwie parę lat później znów zagrają! Rolę, w której niezliczeni z
nich brylowali i brylują w każdym czasie.

Nikczemnik nie znalazł ani jednego obrońcy wśród
wszystkich innych nikczemników w Chrystusie.

Ale siedmiu arcybiskupów śpiewało pełnym gardłem
podczas mszy...[89].

Causa Ebonis był podchwytywany i upiększany przez tak zwanych
księży ebonitów, wśród nich również biskupów, jeszcze wiele lat wciąż od nowa w
zachodnio-frankijskich procesach synodalnych. Sam Ebo znów dostał się do
więzienia w Fuldzie, potem w ciężki areszt biskupa Frechulfa z Lisieux, a w
końcu do opata Bozo z Fleury. Popadł później w niełaskę u swego protektora
Lotara I, który restytuował go parę tygodni po śmierci Ludwika jako arcybiskupa
Reims, zdobył jednak dzięki Ludwikowi Niemieckiemu w roku 845 wakującą diecezję
w Hildesheim, przy czym usiłował usprawiedliwić niekanoniczne przejście na inne
biskupstwo za pomocą sfałszowanego listu papieża Grzegorza IV. W walce o własne
przywrócenie w ogóle "sporządził lub kazał sporządzić wiele
fałszerstw" (W. Hartmann)[90].


Uroczysty akt koronacji w Metzu nie zakończył ani
krewniaczych sporów Karolingów, ani nie ukrócił chciwości wyższego
duchowieństwa, jego dążenia do coraz większej władzy.

Na synodzie akwizgrańskim w lutym 836 roku episkopat
potwierdził, po powtórzeniu wcześniejszych propozycji reformy, po raz kolejny prymat
władzy duchownej nad królewską. Już przedmowa przytacza osławioną naukę
Gelazego I (492-496) o dwuwładzy, która czyni z państwa sługę papieży (II, s.
199 i nast., zwłaszcza 202 i nast.), w synodach karolińskich przyjętą po raz
pierwszy w 829 roku przez trzeci z kanonów synodu paryskiego. W rzeczach
pozostałych biskupi demonstrowali w Akwizgranie — gdzie sami siebie
napominali do "skromności", unikania "pożądliwości", gdzie
uznali, że żeńskie klasztory "stały się po części burdelami",
miejscami, "w których kwitnie przestępstwo" — oczywiście
wierność cesarzowi. A chociaż przecież właśnie oni "jawnie bardzo wiele i
po wielekroć błądzili", to oczywiście "zasadniczo" tylko inni są
winni, szczególnie "haniebne odstępstwo" cesarskich synów oraz
"przewrotność i wiarołomstwo kilku możnych". A wszystko może się
oczywiście tylko wtedy dobrze skończyć, gdy "jest w pełni przywracana
chwała świętego Kościoła Bożego, a biskupi znowu mogą władać własnymi urzędami,
powierzonymi im przez Chrystusa"[91].


Walka cesarza na rzecz Karola (Łysego) a przeciwko
wnukom albo za "porządkiem" a przeciw "zarazie"

Wprawdzie zaufanie Ludwika do przywódców Kościoła mogło
tymczasem zostać nieco nadwerężone, jednakowoż pozostał głuchy na napomnienia i
prośby; pomijając, że Pepin wciąż był winien zwrócić zabrane dobra kościelne.
Ale przedtem tak intensywnie z Benedyktem z Aniane forsowana reforma klasztorów
władcy prawie nie zajmowała. Raczej tolerował teraz coraz bardziej panoszący
się dobrobyt w zakonach, jak choćby w St. Germain-des-Prs czy St. Denis. Opat
i mnisi dzielili się tutaj dochodami, a nawet mnisi nie pozwalali na ingerencję
opata w swe dotacje, a on nie mógł ich ani ograniczyć, ani z nich zażądać
świadczeń, ani powiększyć konwentu, nie powiększając swych dochodów —
wszystko

formalnie zagwarantowane przez cesarskie dokumenty. (Na
przełomie XIII i XIV wieku opactwo St. Denis wydawało na pomoc ubogim z 33000 funtów
paryskich dochodu rocznego — nie wymaganą przez Kościół przez ponad
tysiąc lat, do XVII wieku, jedną czwartą, lecz — mniej niż 1000 funtów,
czyli trzy procent budżetu (por. III s. 283 i nast., szczególnie s. 288)!
Starczało tego owym ascetom, by w dni świąteczne i w okresie postu
"urządzać spektakularne rozdawnictwo": Geremek).

Jedynie młoda małżonka i wyposażenie ich syna zdawało
się rzeczywiście poruszać starzejącego się monarchę[92]
.

Nowy podział na sejmie roku 837 w Akwizgranie na
korzyść Karola (Łysego) — któremu cesarz Ludwik "na natarczywe
prośby cesarzowej" (Astronom) nadał znaczny obszar (powiększony wkrótce o
Akwitanię), a ponadto najlepszą część Rzeszy, a mianowicie tereny między
Fryzją, Mozą i dalej w kierunku Burgundii — doprowadził do nowego
konfliktu i buntu Ludwika Niemieckiego. Poczuł się on, nie bez racji,
pokrzywdzony, ponieważ ojciec odebrał mu w lecie 838 roku na sejmie w Nijmegen
wszystkie obszary pozabawarskie, jakie mu przypadły po aresztowaniu cesarza i,
z wdzięczności władcy za jego uwolnienie, dotychczas mu pozostawiono: Alamanię,
Alzację, wschodnią Frankonię, Saksonię, Turyngię.

Monarchę podburzyło kilku osobistych przeciwników
Bawarczyka — wśród nich przypuszczalnie arcybiskup Moguncji Otgar,
dawniejszy nadzorca jego uwięzienia, który umiał się wkraść w łaski władcy.
Obecnie uznano te ziemie za "przywłaszczone". Doszło "do dosyć
ostrego sporu między nimi i Ludwik musiał wszystko zwrócić ojcu" (Annales
Bertiniani), o czym też mówiono, że król Bawarii chciał znów "wyrwać dla
siebie całą połowę Rzeszy po drugiej stronie Renu" (Nithardi historiarum).


Na sejmie Rzeszy w Quierzy we wrześniu 838 roku cesarz
włożył na głowę właśnie kończącego piętnaście lat, a zatem pełnoletniego,
Karola koronę, co było bardzo niezwykłe i co nie spotkało żadnego z jego braci
przyrodnich przy obejmowaniu panowania. A Pepin z Akwitanii, od lat wierny
stronnik ojca, stanął teraz "jako sojusznik" po stronie Karola. Karol
otrzymał dalsze nadania, a stan jego posiadłości rósł i rósł. Doszło do tego,
że król Bawarii zebrał swe wojska koło Moguncji — "tutaj pobożny
ojciec, tam wyrodny syn". Lecz gdy opuścili go zarówno wschodni Frankowie,
Turyngowie i Alamanowie, których Ludwik Niemiec chciał pozyskać, wszystkie
plemiona wschodniofrankijskie, poza Bawarami, uciekł na powrót do Bawarii.

Tymczasem późną jesienią 838 roku zmarł Pepin I, król
Akwitanii. Zwał się w swych dokumentach rex Aquitanorum, już w 814 roku ojciec
uczynił go wicekrólem. W roku 832 został wprawdzie zdetronizowany, jednakże
wskutek pojednania ponownie obdarzony panowaniem w Akwitanii, nie mając
oczywiście szans na realizację dalej idących nadziei. Po jego śmierci Ludwik
Pobożny, wyraźnie naciskany przez dbającą o rozszerzenie władzy swego syna
małżonkę, zlekceważył prawo do dziedziczenia swych obu wnuków Pepina i Karola,
synów Pepina, z których najstarszy, Pepin II[93],
stał się właśnie pełnoletni. W 839 roku dał Akwitanię swemu synowi Karolowi,
który wszakże miał kłopoty z jej objęciem.

Kraj ten, położony na południe od Loary, był
szczególnie mocno przepojony kulturą rzymską i, według kościelnego pisarza
Salwiana, w V wieku stanowił najbogatszą część Galii. Akwitania, dotychczas w
dużym stopniu samodzielna, wytworzyła przy napływie pogańskich Basków i.in.
wiele form partykularyzmu; dlatego też "Romanie" byli często
wyszydzani i pogardliwie traktowani przez Franków. Podczas wielu wypraw
wojennych przeciwko książętom Akwitanii, przeciwko osadzonemu w klasztorze
księciu Hunaldowi (IV, s. 294) oraz przeciwko jego gorzej niż zwierzę
ściganemu, a potem skrytobójczo zamordowanemu synowi Waifarowi (IV, s. 222 i
nast.), Frankowie "systematycznie pustoszyli Akwitanię, by przez zniszczenie
gospodarki złamać opór" (Claude). Po ośmiu morderczych wojnach Pepin III
podbił ten kraj, lecz ani jemu, ani Karolowi "Wielkiemu" nie udało
się go pokonać do końca.

W 839 roku doszło jesienią do zbrojnej wyprawy Ludwika
przeciwko własnemu wnukowi — szczególnie bezwstydnego ataku, ponieważ
jego ojciec Pepin I przez wszystkie swe ostatnie lata niewzruszenie stał po
stronie cesarza i Rzeszy. Ledwie jednak zmarł, Ludwik postanowił poświęcić z
zimną krwią wnuki i zaczął "przywracać porządek w Akwitanii". Bo
przecież Pepin II ze swym oddziałem szerzył "krążąc wokół, jak to jest w
zwyczaju takich ludzi [...] rozbój i tyranię", twierdzi w każdym razie
arcypasterz Ebroin z Poitiers, głowa cesarskich. Stąd "szlachetny
biskup" prosił władcę, by "tej chorobie nie pozwolił się długo
szerzyć wokół siebie, lecz zawczasu przyniósł uzdrowienie przez swą obecność,
zanim ta dżuma zarazi więcej ludzi" (Astronom).

Pobożny Ludwik wziął się mocno za "porządki",
"uzdrowienie" i — jest to przez dwa tysiąclecia klerykalne
hasło przeciw wszystkiemu, co nie pasuje księżowskiej miłości własnej —
przeciwko "chorobie", "zarazie", w nadziei, że wróci
"z Akwitanii z Bożą pomocą jako zwycięzca". Zaangażował silne wojska,
osiągnął również w uporczywej wojnie podjazdowej częściowy sukces. Jednakże
jego oddziały zostały zdziesiątkowane "ciężkimi trudnościami",
wyniszczającą wojną partyzancką, zwłaszcza o orle gniazda Owernii, różnego
rodzaju pochodami i wyprawami łupieskimi, zwalającą z nóg falą upałów, zarazą,
"podczas gdy pozostali wrócili z największym trudem".

Również na Północy panowaniem Ludwika wstrząsały
powstania.

Przeto jesienią 839 roku, gdy Jego Wysokość oddawał się
"radościom polowania w Ardenach", wschodnio frankijski i turyński
zagon ruszył pod wodzą hrabiów Adalgara i Egilo przeciwko Serbom, a saski
przeciwko Obodrytom i Linonom. Zdobyto jedenaście umocnionych grodów Serbów,
ich król Czismisław padł w walce, jego następca musiał dostarczyć zakładników i
oddać część ziem.

Cesarz udał się na kwaterę zimową do Poitiers, swego
czasu najbogatszego miasta Akwitanii, świętował tam narodzenie i objawienie
Pańskie, oczyszczenie błogosławionej Marii, przeczystej dziewicy, trudził się
jednocześnie ujarzmieniem Akwitańczyków i doczekał się nowej Hiobowej wieści:
jego syn Ludwik zgłosił pretensje "w swej już długo żywionej zuchwałości
do panowania nad Rzeszą aż po Ren" (Annales Bertiniani).

Ojciec bowiem pojednał się przeszłego roku na zjeździe
na dworze wormackim z Lotarem, "marnotrawnym synem" (Nithard), w
wielce haniebnym handlu, właśnie z tym najmniej wiernym, najbardziej go
dręczącym spośród jego synów. A to — przy wyraźnym aplauzie wszystkich
— na koszt wydziedziczonego przy tym Ludwika (poza Bawarią między Lechem
a Dunajem wraz ze wschodnimi ziemiami alpejskimi). W ten sposób monarcha
próbował chronić młodego Karola, z powodu którego właśnie pozbawił prawnego
dziedzictwa dzieci swego syna Pepina. Teraz wypędził Ludwika, ścigając go przez
Turyngię "aż po granice barbarzyńców", tak że ten musiał okupić sobie
powrotną drogę przez ziemie Słowian i tylko "z wielkim trudem"
(Annales Fuldenses) wrócił do domu w Bawarii[94]
.

Lecz zaraz potem władca zniknął z areny swego
burzliwego ziemskiego żywota.

Śmierć cesarza

Ludwik Pobożny, z zaflegmionymi płucami, osłabionymi
piersiami, w ogóle przedwcześnie postarzały — został przy tym powalony
przez nieuleczalny guz, może rozedmę płuc — zaczął wśród częstych
duszności, mdłości i przy ogólnym wstręcie wobec jadła coraz bardziej podupadać
na zdrowiu. Po przybyciu przez królewski dwór w Salz nad frankijską Soławą
statkiem po Menie do Frankfurtu, Ludwik I zmarł w wieku sześćdziesięciu dwu lat
w niedzielę 20 czerwca 840 roku, w małym "podobnym do namiotu letnim
domu" na małej wyspie na Renie poniżej Moguncji. Znajdowała się ona
naprzeciwko Ingelheim, wspaniałego karolińskiego pałacu, w którym niegdyś jego
ojciec urządził osławiony proces przeciwko bawarskiemu księciu Tassilonowi i
jego rodzinie (IV, s. 291 i nast.), a który później, przez Karola IV zamieniony
w klasztor, ostatecznie popadł w ruinę podczas wojen chłopskich oraz wojny
trzydziestoletniej.

Cesarz zmarł zaraz na początku tak uroczyście
obchodzonego "świętego postu" (wcale go zresztą nie dotrzymywał),
krótko po dokonanych przygotowaniach do wojny ze swym synem Ludwikiem, którego
ostatni bunt właśnie uśmierzył i któremu jeszcze oświadczył, żeby
"pamiętał, jak siwe ze zgryzoty włosy swego ojca wpędził do grobu i
zlekceważył przykazania i groźby Boga i ojca nas wszystkich".

Ludwik był 37 lat królem Akwitanii i 27 lat cesarzem.
Jego najbliżsi, żona Judyta i syn Karol, przebywali daleko od niego w
Akwitanii. Jednak wielu hierarchów, wśród nich również dawny nadzorca jego
uwięzienia Otgar z Moguncji i wielu księży, stało wokół jego śmiertelnego łoża,
na którym — jak długo był w stanie — kreślił krzyż na piersiach i
czole. Kazał sobie również położyć na piersiach (domniemaną) drzazgę z Krzyża
Chrystusowego. A przez "czterdzieści dni", jak utrzymuje Astronom,
który nie był jednak przy tym obecny, "jego jedynym pożywieniem było Ciało
Pańskie: i chwalił on dlatego sprawiedliwość Pana mówiąc: «Jesteś
sprawiedliwy, o Panie, że mnie, gdy zaniedbałem tego w czas postu, przymuszasz
teraz, bym ten obowiązek spełnił»".

Jeszcze na krótko zanim monarcha odszedł, zawołał
"jak w gniewie z całych sił dwukrotnie: Precz! Precz! Wynika z tego, że
widział złego ducha, którego

towarzystwa nie chciał znosić ani w życiu, ani w
godzinę śmierci. Potem obrócił oczy ku niebu, a im posępniej weń się wpatrywał,
tym patrzał radośniej, tak że się zdawało, iż się uśmiecha. I tak dotarł do
końca ziemskiego żywota i odszedł, jak wierzymy, szczęśliwie w spokoju,
prawdziwie bowiem jest powiedziane przez prawdziwego nauczyciela: «Nie
może źle umrzeć, kto żył dobrze»" (Anonymi vita Hludovici).

Ciało Ludwika Pobożnego zostało przewiezione do Metzu,
tam "uroczyście" pochowane w starym grobowcu Karolingów przez jego
przyrodniego brata-biskupa obok matki Hildegardy — jednak przy
nieobecności wszystkich synów — a w czasie rewolucji francuskiej zostało
wyrzucone z sarkofagu[95]
.

Frankowie a kosmos

Krwawemu konfliktowi rodzinnemu, z powodu którego
rokrocznie cierpiało całe państwo Franków, towarzyszyły naturalnie (lub raczej
nadnaturalnie) cudowne znaki na niebie i ziemi, złe sygnały najczęściej o
strasznych następstwach, uważnie notowane przez roczniki, szczególnie rocznik z
Xanten.

Na przykład wstrząsy podziemne "głęboką
nocą", zaćmienia słońca i księżyca, gwałtowne nawałnice. Gdy cesarz Ludwik
znalazł się we władzy Lotara, stan wód w rzekach przekroczył wszelką miarę, a
porywy wiatru sprawiły, że stały się nieżeglowne. "Przy okazji jego
uwolnienia żywioły jakby się zmówiły, tak że szalejące wiatry się uciszyły, a
oblicze nieba ukazało swą dawniejszą, od dłuższego czasu nie oglądaną
pogodę".

Raz za razem komety: "straszna kometa w gwiazdozbiorze
Skorpiona"; "zaraz potem śmierć Pepina". Albo: "kometa w
gwiazdozbiorze Panny". "Przemierzyła w dwadzieścia pięć dni, aż
cudownie o tym pisać, znaki Lwa, Raka i Bliźniąt i złożyła wreszcie swe ogniste
ciało z długim warkoczem u głowy Byka pod stopami Woźnicy" — trzy
lata później: śmierć cesarza.

"Kościół Świętej Matki Bożej", już wymieniony
(s. 68), stracił większą część dachu, lecz mały kościółek "na chwałę
świętego męczennika Jerzego" stoi nienaruszony pośrodku pożaru —
"zadziwiający cud". A gdy właśnie prawie całą Galię dotknęło
trzęsienie ziemi, "słynny Angilbert został uroczyście przeniesiony do
Centulum[96]
i znaleziono go dziewięćdziesiąt lat po śmierci, chociaż nie był zabalsamowany,
w zupełnie nienaruszonym stanie". Takoż zadziwiające, zaprawdę. Ale
ostatecznie Angilbert zawsze dobrze się miewał i jako nadworny kapelan i opat
St. Riquier spłodził z córką Karola Bertą na kocią łapę — raz gdy miała
piętnaście, a potem dwadzieścia lat — dwu synów (IV, s. 303); jednym z
nich był historiograf Nithard, który relacjonuje nam owe cuda (w napisanych na
zlecenie Karola Łysego Historiach, dziele wprawdzie stronniczym, jednakże
najważniejszym źródle na temat bratobójczych walk)[97].


Prawie bardziej, przesadnie mówiąc, historię naturalną
niż dzieje kraju czy państwa produkuje partiami kleryk Gerward, pałacowy
bibliotekarz Ludwika Pobożnego, w Annales Xantenses.

Po zaćmieniach księżyca w roku 831 i 832: bunt Ludwika
przeciw ojcu. W 834 roku na północy wdzierają się "wody daleko w ląd"
— a "poganie do przesławnego Wyku koło Durstede". Zaćmienie
księżyca w 835 roku: ponownie "poganie we [...] Fryzji [...] I znów
splądrowali Durstede". Luty 836 roku: "z nastaniem nocy cudowne
światła" i znowu napadają "poganie chrześcijan". W 837 roku
potężne trąby powietrzne, kometa "z długim warkoczem na wschodzie [...]: i
poganie spustoszyli Walcheren i uprowadzili stamtąd pojmane kobiety wraz z
niezmierzonym bogactwem różnego rodzaju".

W następnym roku "grzmoty",
"upały", "trzęsienia ziemi", "ogień na kształt węża w
powietrzu": zaczyna się "fałszywa nauka kacerska". W rok potem
najdziksze trąby powietrzne, zalane przez morze brzegi, domy i dwory, ludzie
całymi gromadami i całe floty zatopione. Mówi się, że to musiał się objawić
diabeł ze swymi zastępami. Wszakże: "W tym roku przybyły ciała świętych
Felicissimusa i Agapita i świętej Felicitas do Vreden". Czyż to nie
cudowne? Natomiast zjawiska świetlne i zaćmienie słońca anno 840 zwiastują
najwyraźniej śmierć cesarza, prawdziwie bengalskie ognie na niebie w roku 841
szaleństwo chrześcijan podczas "wielkiej wzajemnej krwawej łaźni", a
także "wielką nieodpowiedzialność" Stellingów w Saksonii. I tak dalej
i tak dalej[98].

Rozniecony przez duchowieństwo spór rodzinny
wykorzystały przede wszystkim episkopat i arystokracja. Uzyskały, zwłaszcza w
okresie późnych rządów Ludwika, większą "wagę" polityczną. Lecz i
wrogowie zewnętrzni na tym zyskali, szczególnie Normanowie.

Mężowie północnego wiatru

Normanowie, zwani również wikingami, ludźmi Północy, w
średniowieczu określani jako "ludzie północnego wiatru", byli
Skandynawami. Od schyłku VIII do XI wieku, początkowo jako poganie, z żądzy
przygód i łupów, niezadowoleni ze stosunków panujących na rodzimych terenach,
nawiedzali inne kraje, w których to tu, to tam, we Fryzji, u ujścia Loary i w
innych punktach ostatecznie nawet się osiedlali.

Ich taktyka, odznaczająca się ruchliwością, okrzyczana
jako diabelska, była pełna podstępów, a szczególnie ulubiony błyskawiczny
napad. Nagle ich żagle pojawiały się na horyzoncie — i zanim zdążyły
wkroczyć nabrzeżne straże, już odjeżdżali ze swoim łupem. Po stronie
chrześcijańskiej pierzchali zresztą przed nimi "często jako pierwsi"
tak świeccy, jak i duchowni przywódcy (Riche). Hinkmar z Reims, słynny
arcybiskup, zakazał wprawdzie uciekania księżom, "którzy nie musieli
troszczyć się ani o kobiety, ani o dzieci", sam jednak uciekał na łeb, na
szyję przed najeźdźcami w roku 882.

Nie wszyscy hierarchowie mieli tymczasem zajęcze dusze.
Gdy napastnicy podczas oblężenia Paryża w 885 roku (s. 195 i nast.) masakrowali
każdego, kto nie schronił się w Ile de Paris, podczas gdy Frankowie ze swej
strony częstowali "wroga gotującym się olejem, woskiem i smołą",
również opat St. Germain nie okazał się papierowym tygrysem. Wszak udało mu się
"jedną strzałą przedziurawić na wylot siedmiu ludzi" — co
oczywiście jest raczej katolickim pobożnym życzeniem — "i żartując
kazał ich odnieść do kuchni".

Najazdy Normanów zaczęły się w 793 roku napadem na
założony w VII wieku przez iryjsko-szkockich mnichów klasztor na wyspie
Lindisfarne (później znany jako Holy Island) przed północno-angielskim
wybrzeżem Nortumbrii, widocznie szczególnie bogate opactwo. Przetrwało ono
napad, zdobywało coraz więcej ziemi na stałym lądzie, ale w 850 roku zostało
opuszczone na nowo. Norwescy wikingowie, jak zwykle od wielu tygodni na pełnym
morzu, potrzebowali w pewnym momencie prowiantu, więc porznęli klasztorne bydło
i zabrali na pokład swych długich łodzi, przy okazji zrabowali wszystkie skarby
i wybili mnichów.

Ludzie Północy nawiedzili Irlandię, dla której rok 820
był katastrofą. "Morze wyrzuciło na Erin[99]
fale obcych i nie było ani jednego portu, ani jednej przystani, żadnych
umocnień, żadnego grodu, żadnego wału, gdzie by nie było flot wikingów i
morskich piratów. Ludzie Północy napadali Anglię, a potem, już z Anglii,
państwo Franków, szczególnie zachodnią Francję z jej kusząco długimi
wybrzeżami, jednakże od 799 roku również Fryzję. Chwytali rzeczy o jakiejś
wartości, wywlekali zakładników dla wyciśnięcia okupu, plądrowali jednak nie
tylko miejscowości na wybrzeżu. Płynęli swymi zwinnymi łodziami w górę rzek i
spalili nawet takie miasta jak York, Canterbury, Chartres, Nantes, Paryż,
Tours, Bordeaux i Hamburg, gdzie obrócili w popiół siedzibę biskupa. Chętnie
rzucali się na klasztory, jak choćby Jumieges i St. Wandrille. Na wybrzeżu
atlantyckim mnisi musieli w 836 roku porzucić napadane od 820 roku Noirmoutier.


To nie przypadek, że napady Normanów zaczęły się
zatrważająco mnożyć właśnie podczas najcięższych karolińskich waśni rodowych,
gdy siły zbrojne Rzeszy do obrony granic były osłabione, a więc od połowy lat
trzydziestych; że nordyccy piraci, wówczas najstraszniejsi wrogowie, przede
wszystkim Duńczycy, wracali co roku. Ustawiczny napór Normanów wdzierał się od
tej pory przez całe stulecie do chrześcijańskiego świata.

W roku 834 i 835 duńscy wikingowie napadali najbogatszy
ośrodek handlowy na Północy, "wielce sławny Wyk koło Durstede i
spustoszyli go z niesłychanym okrucieństwem". Z "pogan", ludzi,
którzy jeszcze w głębi ducha zachowywali wierność starym bogom, Asom, została
przy tym "zabita niemała ilość" (Annales Xantenses). Jak by nie było,
Dorestad (Dorestate, Duristate), ważna, opustoszała emporia handlowa w
Niderlandach, na południe od Utrechtu (niedaleko ujścia Renu i dzisiejszego
Wijk-bij-Duurstede), również ważne centrum kościelnych misji i czasowa lub
stała siedziba biskupa Utrechtu, między rokiem 834 a 837 było plądrowane
czterokrotnie i częściowo obrócone w perzynę.

W 836 roku została spalona Antwerpia i portowe miasto
Witla u ujścia Mozy. W roku 837 Normanowie zaatakowali niespodzianie wyspę
Walcheren, "zabili wielu i jeszcze większą liczbę mieszkańców zupełnie
obrabowali; po tym jak jakiś czas tam mieszkali i ściągali według swej woli
trybut, pociągnęli w swej łupieżczej wyprawie na Dorestad i w podobny sposób
tutaj zbierali trybuty" (Annales Bertiniani). W roku 838 burza morska
powstrzymała nowy atak, lecz już w 839 roku spustoszyli Fryzję ponownie.
Nawiedzili również okolice Loary aż po Nantes — "bicz Boży", na
który zakonni skrybowie — może i przesadzając — skarżyli się przez
dwa i pół stulecia: "Piraci, mordercy, zbójcy, profanatorzy, grabieżcy,
barbarzyńcy, okrutnicy, diabły — czyli poganie [...]"[100].


Ach, o ile lepsi byli przecież chrześcijanie w swych
wyprawach wojennych!

Dlaczego jednak wikingowie tak się srożyli? Wielant
Hopfner tak pisze: "Mieli swe pierwsze doświadczenia z chrześcijaństwem.
Współczesny im Karol «Wielki» wydał «Edykty saskie» w
celu przymusowego nawracania Sasów. Najczęstsze zwroty w nich brzmią:
«Jest karane śmiercią [...], ma zostać zabity [...], jest zabronione pod
karą śmierci [...], przepada na rzecz Kościoła [...], ma zostać
powieszony". W istocie krwawe edykty Karola, żeby tak rzec, drugie ramię
Dobrej Nowiny, były groźbą wobec wszystkiego, co chciano wykorzenić u Sasów za
pomocą stereotypowego morte moriatur[101],
a wśród czternastu grożących karą śmierci postanowień Capitulatio dziesięć
dotyczyło występków przeciwko chrześcijaństwu.

Co oczywiste, Normanowie wiedzieli, że Karolingowie
"wzbogacili Kościół ponad wszelką miarę", przy czym owe skarby
"w pierwszym rzędzie" pochodziły z obrabowanych "pogańskich
miejsc kultu". "Chrześcijańscy kronikarze zdradzają nawet, że
klasztory i kościoły były «wspaniale zbudowane» oraz «cudownie
urządzone». Skąd miało pochodzić owo bogactwo, jeśli nie z własności i
pańszczyźnianej pracy ludności germańskiej?"

Ludzie ci byli obdzierani ze skóry przez swych
chrześcijańskich panów na co dzień. Teraz mieli dodatkowo płacić Normanom
ogromne sumy; w 845 roku na przykład 7000 funtów, w
861 roku 5000
funtów, w roku następnym 6000 funtów, w
866 roku 4000
funtów. Przy tym władcy, w celu stworzenia
"rezerw", domagali się czasami więcej, niż żądali Normanowie. W ogóle
można przypuszczać, że niemało z tych pieniędzy popłynęło do chrześcijańskich trzosów.


I na rzecz następującą trzeba zwrócić uwagę.

Nie tylko wodzowie i książęta przywoływali Normanów do
swych krajów przeciwko uciążliwym rywalom. Nie tylko podburzali również jednych
Normanów przeciw drugim. Nie, gdy ta plaga stopniowo stawała się coraz
nieznośniejsza i, zwłaszcza w zachodniej Francji, nic przeciw niej nie
zdziałano, lud sam organizował opór, chwytał za broń przeciwko coraz głębiej
zapuszczającym się w ląd piratom. Lecz broni pozbawiał go nie wróg zewnętrzny,
a własna arystokracja! Obawiała się ona bowiem, że jej chłopi, frankijscy
"spiskowcy", mogliby się zbuntować przeciwko niej samej, "jako
nie mniej ciężkiemu ciemięzcy" (Muhlbacher), mogliby poszukać okazji
"do uwolnienia się od ich panów".

Duchowieństwo wiedziało jednakże, jak skierować tę
dziką wodę na swój młyn. I tak zgromadzeni w 845 roku w Meaux hierarchowie
ogłosili: "Najeźdźcy są wprawdzie okrutni, ale jest to sprawiedliwe, gdyż
chrześcijanie byli nieposłuszni wobec nakazów Boga i Kościoła"[102].


Również na południu rosło zagrożenie ze strony wrogów
zewnętrznych. Zaatakowali tam Arabowie — "floty saraceńskich
piratów" (Saracenorum pyraticae). Tylko chrześcijanie nie rabowali! I nie
zabijali! A niewierne psy saraceńskie najechały Baleary, Korsykę i Sardynię. Saraceni
zaczęli się umacniać od 827 roku na Sycylii. Napadli w roku 838 Marsylię i
"uprowadzili wszystkie zakonnice, których niemała liczba tam się
znajdowała, jak i wszystkich duchownych i świeckich męskiego rodzaju,
spustoszyli miasto i zabrali również wszystkie skarby chrześcijańskich
kościołów". Słowianie natomiast zagrażali granicy wschodniej. A nędza pożerała
własnych ludzi. "W tym czasie Rzesza Franków wielce w sobie opustoszała i
nędza ludzi rosła po wielekroć z każdym dniem". I rosła nadal po śmierci
Ludwika.

 

 




ROZDZIAŁ 2.
Synowie i wnuki

O
Ludwiku II Niemieckim: "Był to bardzo chrześcijański książę, wiary
katolickiej [...] gorliwy wykonawca tego, co nakazywała religia, pokój i
sprawiedliwość. Z ducha był bardzo podstępny (callidissimus) [...] w bitwach
nade wszystko zwycięski pilniejszy w gotowaniu broni niż uczt, gdyż narzędzia
wojny były jego największym skarbem".

Reginonis chronica[103]

O
Karolu II Łysym: "Karol przedsięwziął swą wyprawę do Akwitanii w okresie
postu i pozostał tam aż po Wielkiej nocy; jego wojsko nie czyniło jednak nic
poza plądrowaniem, paleniem i uprowadzaniem ludzi, a nawet kościoły i ołtarze
Boże nie zostały oszczędzone od ich żądzy i zuchwalstwa".

Annales Bertiniani[104]


O
Karolu III Grubym (najmłodszym synu Ludwika II): "I gdy już musiano wyruszać,
zachorował i widział się zmuszony postawić na czele wojska najmłodszego ze
swych synów Karola, Panu polecając rezultat sprawy [...] spalił w Bożą pomoc
ufając wszystkie domy owej okolicy; co było w lasach ukryte lub zagrzebane na
polach, znalazł ze swymi i zrabował i wypędził lub zabił wszystkich, którzy się
z nim potykali. Tak samo spustoszył Karloman ogniem i mieczem państwo
Świętopełka".

Annales Fuldenses[105]


O
Karlomanie (najstarszym synu Ludwika II): "Był to jednak ten znakomity
król dobrze zorientowany w naukach, oddany religii chrześcijańskiej,
sprawiedliwy, miłujący pokój i ozdobiony wszelkimi przymiotami obyczajów [...]
bardzo wiele wojen prowadził razem ze swym ojcem i jeszcze więcej bez niego w
krajach Słowian i wciąż wynosił z nich triumf zwycięstwa; granice swego państwa
pomnożył i poszerzył mieczem".

Reginonis chronica[106]


Zostali chrześcijanami — i stali się
szlachetni

Ledwie Ludwik Pobożny odszedł w 840 roku, jego
najstarszy syn zgłosił pretensje do władzy zwierzchniej. I wtedy wybuchają krwawe
wojny między Lotarem I (zm. 855 r.), Ludwikiem II Niemieckim (zm. 876 r.) i
Karolem II Łysym (zm. 877 r.). Wszyscy trzej są braćmi, są chrześcijanami,
katolikami. Wszyscy są pełni podejrzliwości. Wszyscy pełni zawiści. Wszyscy
składają fałszywe przysięgi. Wszyscy działają "za pomocą darów, obietnic,
gróźb" (Tellenbach). "Każdy czyha tylko na oznakę słabości drugiego,
by wpaść do dzielnicy swego brata lub po jego śmierci — bratanków"
(Fried). Tymczasem zbroją się, zaprzysięgają wzajemnie "pokój",
"przyjaźń", wyznają "tęsknotę i miłość" — do końca
stulecia było prawie sto królewskich zjazdów.

Wiele przypomina erę Merowingów, chaos po śmierci
Chlodwiga, waśnie jego synów i wnuków (IV, rozdz. 3, 5, 8). Również krańcowe
zdziczenie podobne jest do owych okrutnych czasów, przy czym w chrześcijańskim
Bizancjum sprawy toczyły się w sposób analogiczny. Pierre Riche znajduje wśród
Karolingów kompletny katalog wszystkich rodzajów użycia siły fizycznej, każdy
przypadek opisany z detalami i sklasyfikowany pod względem prawa karnego w celu
odprawienia pokuty, np. za "obcięte uszy z głuchotą jako następstwem i bez
niej, wyrwane powieki, wyłupione oczy, całkowicie lub częściowo odcięte nosy,
wyrwane języki, wybite zęby, wyszarpane brody, zmiażdżone palce, odrąbane ręce i
stopy, odcięte woreczki mosznowe"[107].


Jak to u chrześcijan.

Uczeni konformiści wywodzą to z ducha czasów. Całkiem
słusznie. Lecz duch czasów był chrześcijański. A może nie dość chrześcijański?
Tak przecież mówią apologeci. Więc kiedy był on dostatecznie chrześcijański i
katolicki? Może w XX wieku, ale przecież katoliccy Chorwaci robili to samo, i
to masowo?! I, za wurzburskim prawnikiem i historykiem Ferencem Majorosem,
"z nieopisanym bestialstwem [...]".

Jak to u chrześcijan. A "obrońcy porządku"
odpłacali za takie zbrodnie — wedle sprawdzonej biblijnej zasady: krzywda
za krzywdę, oko za oko, ząb za ząb (Kpł 24,20; Pwt 19,21) — nie mniej
brutalnie. Rejestr kar sięga od choćby ucięcia języka, oślepienia, kastracji,
aż do spalenia żywcem lub utopienia. I jeśli nawet pojedynczy duchowni przeciw
temu protestowali, to reszta generalnie, pisze Riche, orzekała "straszliwe
kary przeciw ludziom równym sobie rangą" — oczywiście nie przeciw
książętom Kościoła.

Również między różnymi grupami możnych walka pozycyjna nie
ustaje ani na chwilę. Jak u Merowingów zdrada jest na porządku dziennym i
zmieniają się konstelacje polityczne; składane są przysięgi na wierność,
później łamane, na nowo składane. Wszystko krąży wokół kumulacji pieniądza i
władzy, żądzy panowania i sławy. Wszyscy owi potentes, priores, primores,
maiores, optimates, nobiles, viri optimi, i jak ich tam wtedy zwali możni (bo
od mocy, mogący więcej niż inni, zwłaszcza zabrać), chcieli być kimś więcej,
coraz bogatsi, jeszcze "możniejsi", chcieli wciąż większych lenn,
przy czym każde bezprawie stawało się dla nich prawem, jeśli nawet nad samą
siłę, zatarg czy wojnę przedkładali podstęp, wszelkie świństwo. I to wszystko
wśród chrześcijańskich, katolickich książąt, umiłowanych braci!

Królowie są pełni nienasyconej żądzy, to jasne. Lecz
myślą oni przy tym nie tylko o sobie. Lud, "masy", jeszcze długo nie
będą odgrywać żadnej roli — całkowicie zależni pracujący niewolnicy,
servi, w owym czasie "niewolnicy w starożytnym znaczeniu tego słowa"
(Werner), stojący całkiem na uboczu. Ten stan zdaje się wówczas nawet
pogłębiać, przede wszystkim ze względu na niezliczonych uciekinierów, którzy
pracowali jako najemni, ale byli zamieniani przez właścicieli ziemskich w
chłopów pańszczyźnianych lub po prostu oddawani innym magnatom. I ta
najbiedniejsza i zdecydowanie największa warstwa, w której w owym czasie
istnieją różne stopnie ograniczenia wolności, stanu niewoli, która jest
wykluczona z większości praw "wolnych", szlachty, ta warstwa, która
musi znosić wszystko, dosłownie wszystko, w źródłach właściwie nie występuje.
Jest rzadkim wyjątkiem, gdy z tekstu angielskiego opata Elfrica z Eynsham z
około przełomu tysiącleci wydobywa się biadanie chłopa: "Ach! Ach! Męką to
jest, bom jest niewolny".

Wprawdzie sam Karol I narzeka na to, "że wielu,
którzy jak wiadomo, są wolni, są przemocą uciskani przez możnych", również
Ludwik Pobożny zna "niezliczoną liczbę uciskanych, którym odebrano [...]
ojcowiznę czy wolność". Lecz w obu przypadkach chodzi o wolnych, którzy
stracili swą wolność, a nie o niewolnych, którzy najczęściej od zawsze byli
niewolni. Dlatego jeśli we wczesnym średniowieczu jest mowa o
"ludzie", to nie należy wyobrażać sobie anonimowej masy mniej czy
bardziej niewolnych, nieszlachty. Nie, ci — żeby tak rzec — dla
panujących w ogóle nie istnieli. "Zwykle — podkreśla Karl J. Leyser
— populus, lud, który prowadził spory prawne, wybierał biskupów, wynosił
królów lub od nich się odwracał, składał się ze szlachty i ich klienteli,
małych hierarchii, w których znowuż możniejsi i o lepszym pochodzeniu zajmowali
wyższą rangę".

Królowie nie mieli wcale czasu na myślenie o klasach
najniższych. Za to tym bardziej myśleli o swych pomocnikach i sługach tychże,
szczególnie o wyższej szlachcie, która nie dla chwały, ale dla nagrody stała przy
nich i oczekiwała zapłaty w królewskich dobrach i lennach, zwłaszcza gdy sama
musiała zaopatrzyć własnych klientów. W ten sposób wszędzie panowała
konkurencja i rywalizacja, która nie liczyła się z niczym poza własnym
interesem, własnym głodem ziemi. Lecz z ziemią od czasu wielkich wypraw
zbrojnych "wielkiego" Karola stało się krucho[108].


Stale zmieniające się fronty albo przysięgi
wierności, tanie "jak ożyny"

Lotar odziedziczył godność cesarską jako jedyny,
oczywiście z zobowiązaniem zapewnienia dziedzicznych praw braci. Lecz Lotar,
nadciągający z Italii, gdzie pozostawił swego syna, Ludwika II, upomniał się o
całą Rzeszę, "swoją" Rzeszę, dla siebie. Wyższe duchowieństwo
przeszło również w większej części na stronę "następcy ojca w państwie
Franków": arcybiskupi Hetti z Trewiru, Amalwin z Bisanz, Otgar z Moguncji,
śmiertelny wróg Ludwika Niemieckiego, biskupi Metzu, Toul, Leodium, Lozanny,
Wormacji, Paderbornu, Chur, opat Fuldy i późniejszy arcybiskup Moguncji Raban
Maur i.in. Również wygnany, tymczasem trzymany w areszcie stronnik Lotara,
arcybiskup Ebo z Reims, został restytuowany w każdej formie, musiał jednak
wkrótce na nowo uciekać przed Karolem do Lotara, który dał mu klasztory
Stavelot i Bobbio, póki nie popadł w niełaskę również u Lotara i nie stracił
obu opactw, lecz za to został dzięki Ludwikowi Niemieckiemu biskupem Hildesheim[109].


Tymczasem na stronę Lotara przeszli nie tylko
kombatanci wcześniejszych walk, lecz również hierarchowie z najbliższego
otoczenia starego cesarza, przede wszystkim syn Karola Wielkiego Drogo, biskup
Metzu, arcykapelan Ludwika Pobożnego, który wręczył Lotarowi koronę, miecz i
berło jego zmarłego ojca.

Ponieważ możni, "gnani z wszystkich stron nadzieją
lub strachem", napływali jedynie do Lotara, a Ludwik i Karol stracili wielu
wasali, Lotar przeciągnął strunę, rozważając, "jakimi środkami mógłby bez
przeszkód zdobyć całą Rzeszę", przy czym postanowił "uderzyć"
najpierw na Ludwika i "zniszczyć jego siłę" (Nithard). Gdy ten
pokazał mu zaraz zęby, zawarł z nim rozejm i miał zamiar rzucić się na Karola i
dzięki pomocy wielkiej armii "ścigać go do zniszczenia", jak pisze
hrabia Nithard, "naturalny" wnuk Karola, walczący piórem, mieczem i
poległy w 845 roku za sprawę Karola Łysego historyk braterskich wojen, jeden z
nielicznych świeckich pisarzy wczesnego średniowiecza[110].


Karol Łysy dzięki niestrudzonym zabiegom jego w samej
rzeczy pozbawionej władzy matki, posiadał w chwili śmierci Ludwika Pobożnego
widoki na połowę Rzeszy. Lotar natomiast podążył najpierw ku Sekwanie, potem w
kierunku Loary i jesienią 840 roku zapędził Karola w pułapkę. Karol bowiem miał
wroga nie tylko w tym bracie, ale i w Pepinie Akwitańskim, a po broń sięgnęli
jeszcze pewniejsi siebie Bretończycy. Przy tym w miejscach, do których dotarł
Lotar, przechodzono na jego stronę; nic innego, jak zwykły oportunizm szlachty
i kleru. I tak córka Karola "Wielkiego", opatka Rothilda z
Faremoutier, zażyczyła sobie potwierdzenia przez Lotara klasztornych
posiadłości. Tak pośpieszyli "wiarołomnie do niego opat Hilduin z St. Denis
i hrabia Gerard z Paryża, odchodząc od Karola". A jak oni, także i inni
woleli "bardziej na sposób niewolników złamać wierność i wyrzec się swych
przysiąg, niż opuścić na jakiś czas swój dobytek" (Nithard).

Karol jednak nie chciał zrezygnować "z przekazanego
mu przez Boga państwa", zwłaszcza że mu je wręcz "Bóg i jego ojciec
przekazali z jego, Lotara, własną zgodą". Dlatego posłańcy wielokrotnie
śpieszyli tam i z powrotem, wśród nich również Nithard, którego —
ponieważ mu odmówił posłuszeństwa — Lotar pozbawił dóbr i praw. Nowy
cesarz był w ogóle człowiekiem, który tylko patrzał, zdaniem stronników Karola,
"jakimi sztuczkami bez bitwy mógłby oszukać i zwyciężyć Karola";
podczas gdy mocodawca Nitharda oczywiście z poczucia "czystej sprawiedliwości
domagał się pokoju". Jednakowoż na pewien czas obaj odstąpili od walki.

Ledwie jednak doszło do przejściowego pojednania z
Karolem, Lotar skierował wojnę przeciw Ludwikowi, "całą duszą zamyśliwszy
chytrością lub siłą podporządkować go sobie, lub — czego sobie bardziej
życzył — całkowicie zniszczyć". Ludwik jednak, opuszczony i
zdradzony przez wielu ze swoich, musiał wrócić do Bawarii, po czym doszło
między nim a Karolem do zawiązania sojuszu. Tenże wykorzystał tymczasem czas na
małe potyczki i wielkie modły (w St. Denis, na przykład, w St. Germain), na
koniec w Akwizgranie, gdzie w przeddzień "świętej Wielkiejnocy" roku
841 posłańcy z Akwitanii w cudowny sposób przynieśli "koronę i wszelkie
królewskie ozdoby oraz sprzęty liturgiczne" i, następny cud, "tyle
funtów złota i taką niesłychaną ilość szlachetnych kamieni bez
uszczerbku", chociaż przecież "tam wszędzie groził rabunek" (!),
bez wątpienia "szczególna łaska", "szczególny palec Boży"
(Nithard).

Który z nich, Karol czy Ludwik, wezwał kogo na pomoc,
tego nie wiadomo, bo źródła sobie przeczą. Jednakże obaj byli "zjednoczeni
jak w braterskiej miłości z powodu położenia ich wojsk" (Annales
Bertiniani) — chwalebne chrześcijańskie zespolenie. Również każdy z nich
trzech usiłował w tym ciągłym bieganiu tam i z powrotem ze zmieniającymi się
frontami, hołdami, przysięgami, przy użyciu przemocy, darów, obietnic i gróźb,
zmiękczyć, zobowiązać i podburzyć wahających się możnych, przy czym wśród
katolickiej arystokracji przysięgi na wierność stały się tanie "jak ożyny"
(Muhlbacher).

Potem jednak Ludwik Niemiecki pobił okrutnie 13 maja
841 roku w kotlinie Ries[111]
szwabskich zwolenników Lotara. Większość pokonanych zginęła podczas ucieczki
(ale nie tak, jak to brzmi w suchym, "papierowym" języku. Jak
potoczysty, pusty frazes! Trzeba by posłuchać tych krzyków, jęków i błagań,
strasznego zawodzenia, patrzeć na konanie, ostatni strach przedśmiertny...). A
już 25 czerwca tego roku jeszcze krwawsza i dlatego często uważana za sąd boży
bitwa pod Fontenoy (Fontanetum) koło Auxerre (w której głównie, jak to już było
od dawna wśród Franków, brała udział jazda). Katolicy dźgali katolików,
Frankowie Franków, krewni krewnych; przy czym w świcie Lotara "z
niesłychanymi skarbami" i trzema posłami papieża Grzegorza IV znajdował
się raweńczyk arcybiskup Jerzy, który zamierzał zawlec Karola Łysego do swego
biskupstwa, by wyciąć mu przymusem tonsurę (w czasie ucieczki został pojmany i
podobno źle potraktowany)[112].


Bitwa pod Fontenoy albo "gdzie opatrzność boża
sprawę pokieruje [...]"

Przed bitwą szły poselstwa za poselstwami do drugiej
strony, zaklinano Pana, Kościół, chrześcijaństwo, takoż, od dawna powszechna
praktyka, zasięgano "opinii" duchowieństwa, "by być pod ręką,
gdzie Opatrzność Boża sprawę pokieruje".

Jesteśmy w posiadaniu wyczerpującej relacji owego ze
wszystkich stron dobrze poświadczonego chrześcijańsko-katolickiego braterskiego
spotkania (jednej z rzadkich bitew w otwartym polu wczesnośredniowiecznej
historii) spod ręki Nitharda, w drugiej księdze jego Historiae. On sam walczył
po stronie Karola Łysego, a nawet "udzielił z Bożą pomocą niemałego
wsparcia [...]".

Zaraz po połączeniu swych sił Ludwik i Karol wzajemnie
wykazali "wszystkie cierpienia", "owe beznadziejne
okoliczności" spowodowane przez Lotara i przedstawili mu je przez posłańców,
"żeby on pomny na wszechmogącego Boga swym braciom i całemu Kościołowi
Bożemu zagwarantował pokój [...], w innym przypadku będą mogli oni bez
wątpienia spodziewać się pomocy z ręki Bożej"; co Lotar, spiesząc z
Akwizgranu do Akwitanii jednak odrzucił jako "bez znaczenia".
Wysyłając rozmaite poselstwa, tak z ludzi pobożnych, jak i wojowniczych,
ruszono na siebie, wszędzie z trudnościami wynikającymi z odległości, braku
koni i walk. Jednakowoż woleli wszyscy znieść "raczej każdą biedę", a
nawet śmierć, niż stracić "chwałę swego imienia".

Mimo wszystko posuwali się wszyscy "w podniosłym
nastroju" i "spiesznymi marszami radośnie do przodu", aż
spotkali się pod Auxerre. Znowu posłańcy biegali między frontami, a sojusznicy
upierali się przy tym, że jeśli już się wyrzynać, to po chrześcijańsku. Ergo:
"najpierw wśród postów i modłów przyzywać Boga, potem jednak [...] bez
jakichkolwiek oszustw i podstępów spotkać się w otwartej walce [...]".
Czysta sprawa.

Obie armie zmieniły jeszcze raz pozycje i wysłały sobie
pod Fontenoy en Puisaye nowe słowa pozdrowień i pojednania. Ludwik i Karol
przypomnieli Lotarowi o "swej pozycji jako braci", o "Kościele
Bożym i całym chrześcijańskim ludzie". A również Lotar zabiegał o
"rozejm", przy czym zapewnił pod przysięgą wielu ze swych możnych, że
chce jedynie — zwykłe chrześcijańskie gadanie

— "powszechnego dobra, powodzenia braci oraz
całego narodu, jak tego wymaga sprawiedliwość wśród braci i Chrystusowego
ludu". W rzeczywistości czekał tylko na oddziały Pepina II z Akwitanii.
Przybyły 24 czerwca, a 25 doszło do "sądu wszechmogącego Boga".

"Sąd boży" rozstrzygnął zaraz na wstępie o
paru rzeczach. Tak więc po stronie Lotara, przegranego, miało paść 40 000
ludzi, liczba na pewno zawyżona. Lecz i okupiony ciężkimi stratami niespodziewany
atak jego przeciwników z samego rana kosztował życie tysięcy jeźdźców. I to w
starciu, które nie miało bezpośredniego wpływu na rozwój sytuacji. Wszelako
jedność Rzeszy została nieodwracalnie stracona; takoż na długo wszelka
dominacja na Zachodzie. Cesarstwo bowiem przestało dominować nad królami;
cesarz i król stali się równi rangą.

Była to, żeby tak rzec, godzina narodzin "państwa
narodowego". A jak wiadomo, państwa narodowe częściej prowadziły wojny,
przynajmniej na większą skalę — tak zostało do dziś. Już Fontenoy,
spektakularny dzień ich narodzin, przyniósł wszystkim straszne straty,
zwłaszcza dla frankijskiej arystokracji. Roczniki Fuldajskie mówią o
"krwawej łaźni po obu stronach, jako że nasze czasy nie pamiętają dotąd
takich strat w narodzie frankijskim". A parę dziesiątków lat później
Regino z Prum widzi w tych jatkach przyczynę słabości imperium
późnokarolińskiego, uznaje, że "chwalebne bohaterstwo" Franków nie
jest już zdolne do obrony, "nie mówiąc już o rozszerzeniu Rzeszy".

To było najgorsze: nie móc szlachtować innych, Słowian,
pogan i Saracenów! Dlatego współczesnym tym wydarzeniom przeszkadza "dla
wszystkich chrześcijan pożałowania godna wojna domowa" (omnibus
christianis lamentabile bellum), że miecz Franków, "niegdyś straszny dla
wszystkich innych nacji, został ubroczony we własnych ranach". O to
chodziło. A miał raczej, po chrześcijańsku, ewangelicznie, być zatopiony w
ranach innych! W rzeczywistości jednak masakruje się tak niechrześcijan, jak i
chrześcijan, a szczególnie właśnie tych ostatnich, nieprzerwanie — po
dziś dzień. Już w tamtym czasie wyznaje zatem wojujący po stronie Lotara,
walczący w pierwszym szeregu Angilbert: "Nigdy gorsze mordowanie, nigdy
nawet na Polu Marsowym, /Nigdy dotąd zasady chrześcijan nie zostały tak naruszone
przez krwawą łaźnię". W rzeczywistości jednak działo się tak już od
stulecia, w istocie, i tak pozostało nadal.

Również obłuda. Pod koniec tych jatek zakwitły bowiem
zaraz najbardziej budujące uczucia chrześcijańsko katolickie. "Wszędzie
zabijano uciekających, póki Ludwik i Karol,

powodowani gorącą pobożnością, nie położyli kresu
przelewaniu krwi" (Annales Bertiniani). I teraz uświęcili zwycięzcy dzień
Pański mszą świętą, a "sami królowie poczuli litość nad bratem", po
którym nie spodziewali się oczywiście żadnych "złych zamiarów"! Dużo
bardziej więź "w prawdziwej sprawiedliwości", "w prawdziwej
wierności". I co oczywiste, biskupi stwierdzili jeszcze na polu bitwy
jednogłośnie: "sprzymierzeni bracia walczyli jedynie o prawo i słuszną
sprawę i to zostało wykazane sądem bożym; stąd należy uważać każdego w związku
z tym, doradcę jak i wykonawcę, za niewinne narzędzie Boga". Czym
przypisali sobie, jak zawsze w historii, najwspanialszą niewinność, boską
niewinność, chcąc— żeby tak rzec — każdego sądzić podczas spowiedzi
"miarą jego winy" (Nithard)[113]
.

Cesarz Lotar sprzymierza się z poganami i rabuje
kościoły — Ludwik Niemiecki ścina głowy

Duchowieństwo stojące po stronie Lotara nie uznało
natomiast przelewania krwi za "sąd boży". Ukrywało swą porażkę za
rozmaitymi nieprawdziwymi plotkami: a to, że Karol padł w bitwie, że Ludwik
został ranny i ucieka. Jednakże Lotar, wprawdzie zwyciężony, lecz ani nie do
końca pobity, ani nie gotowy do rezygnacji, przywołał duńskich Normanów,
pustoszących właśnie Rouen i dolinę Sekwany, "oddał pod ich rozkazy część
chrześcijan", a nawet pozwolił na "rabowanie innych chrześcijańskich
ludów" (Nithard).

Istotnie obdarował on króla wikingów Haralda Klaka
wyspą Walcheren i innymi terenami fryzyjskimi, później je Duńczykom odebrał
— i nadał je im ponownie. Wykorzystał przy tym różnice klasowe,
następującą w Saksonii feudalizację (por. IV, s. 274 i nast.) i rozpętał
powstanie Stellingów, bunt tamtejszej klasy niższej i średniej, plemiennych
półwolnych i wolnych, którzy najbardziej przeciwstawiali się obcemu panowaniu
frankijskiemu. Jak pisał Hans K. Schulze, wysilając "nieco
wyobraźnię", był to "pierwszy rewolucyjny ruch ludowy na ziemi
niemieckiej".

Cesarz obiecał nawet buntownikom — wbrew
arystokracji — powrót do pogaństwa. A nawet, jeśliby stanęli po jego
stronie, to mieli otrzymać na powrót swe prawa, "jak za czasów, gdy byli
jeszcze sługami bożków" (Nithard).

Lecz Ludwik Niemiecki obawiał się nie tyle wytrzebienia
wiary chrześcijańskiej, co współpracy Normanów z saskimi rebeliantami. Więc
— posyłając w pole przeciwko Lotarowi stojących po swojej stronie saskich
możnych tak samo, jak Lotar przeciw niemu — rozbił w krwawych bojach
"zbyt pewnych siebie chłopów" (Annales Xantenses), nakazał "z
całą surowością stłumić" powstanie Stellingów, jak formułują to roczniki
fuldajskie, lub — jak mówi inne źródło— urządzić "w sposób dla
niego chwalebny, choć nie bez sprawiedliwego przelania krwi, straszną krwawą
łaźnię: 14 przeciwników powędrowało na szubienicę, a 140 prowodyrów kazał ściąć,
"niesłychaną ilość poćwiartować i nie pozostawił przy życiu nikogo, kto
się mu w jakiś sposób sprzeciwiał"[114].


Podczas gdy Ludwik Niemiecki poszerzał chwalebnie i
sprawiedliwie ku północy obszar swej władzy, Lotar zebrał w Diedenhofen i
uzbroił znaczne siły

przeciw Karolowi i pociągnął szybko na Paryż, tak że
Karol teraz błagał Ludwika, by jak tylko może pomógł mu zbrojnie. Ponieważ
jednak Lotar z powodu wojny na dwa fronty i różnych okoliczności znalazł się w
kleszczach, przekazał swemu przyrodniemu bratu, że chce z nim pertraktować,
"jeśli Karol porzuci przymierze, w jakie wszedł ze swym bratem i mu
zaprzysiągł, to on wypowie sojusz, jaki zawarł ze swym bratankiem Pepinem i
również potwierdził pod przysięgą" (Nithard).

Lecz Karol nie chciał i tak Lotar połączył się w Sens z
Pepinem Akwitańskim, którego przecież przed chwilą zamierzał ofiarować swemu
śmiertelnemu wrogowi. I pociągnął dalej na Le Mans, "wszędzie",
według zachodniofrankijskich kronik z St. Bertin, "plądrując, paląc,
hańbiąc i rabując kościoły i wymuszając przysięgi tak, że nawet nie oszczędzał
świętych miejsc, bez skrupułów bowiem brał wszystko, co mógł znaleźć ze
skarbów, niech nawet były złożone, by je uratować, w kościołach lub ich
skarbcach, zmuszając kapłanów i duchownych innej rangi do składania przysiąg;
również oddane służbie bożej święte mniszki zmuszał do składania mu
przysięgi".

Natomiast Karol udał się z Paryża do Chlons, "by
obchodzić tu święto narodzenia Pana". Tacy pobożni byli ci po drugiej
stronie[115].

Przysięgi strasburskie (842 r.) oraz boża i klesza
wola

Wojska Lotara coraz bardziej topniały. Ponosiły
porażki, unikały bitwy lub uciekały, jak arcybiskup Moguncji Otgar, który ze
swym oddziałem miał zapobiec połączeniu się Ludwika i Karola pod Koblencją. A
wkrótce również syn Karola "Wielkiego" Drogo, biskup Metzu, który
przyłączył się do Lotara i prowadził nadworną kaplicę, przeszedł do obozu
wroga.

Sprzymierzeni królowie spotkali się w Strasburgu
(zwanym niegdyś Argentoratum) i złożyli tam słynną przysięgę, której słowa przekazał
Nithard. Zaprzysięgli sobie nawzajem "z miłości do Boga i
chrześcijańskiego ludu i zbawienia nas obu" 14 lutego 842 roku w
uroczystej formie pakt o wzajemnej pomocy, Ludwik w języku romańskim, Karol w
niemieckim (frankijskim) — najstarszy zabytek języka starofrancuskiego i
jedno z najstarszych świadectw starowysokoniemieckiego (językiem oficjalnym,
językiem państwa, Kościoła i literatury na całym chrześcijańskim Zachodzie była
łacina; niemiecki, Thiudisca, był uważany za język "barbarzyński").

Po starofrancusku było to tak: Pro Deo amur et pro
Christian poblo et nostro commun saluament [...]. A po niemiecku lub
starowysokoniemiecku (źródła nazywają składający się z wielu dialektów język
germański lingua theotisca, stądsłowo deutsch): In Godes minna ind in thes
Christianes folches ind unser bedhero gealtnissi [...]. Naprzód obaj królowie
mówili do zebranych wojowników wiele o braterskiej miłości, chrześcijańskich
zasadach, "litości dla chrześcijańskiego ludu", w ogóle o dobru
powszechnym, oczywiście też o Bożym miłosierdziu, sądzie Wszechmogącego etc. I
wśród tego pełnego namaszczenia oskarżyli przed towarzyszami broni z obu stron
złego brata, że "nasze narody niszczył paląc, rabując i mordując"[116].


Coraz liczniej wielmoże opuszczali Lotara. Ludwik i Karol
ruszyli oddzielnie ze Strasburga do Wormacji, spotkali się tam jakieś dziesięć
dni później i pomaszerowali po "splądrowaniu okręgu wormackiego"
(Annales Xantenses) w kierunku Moguncji, gdzie ich siły wzmocnił jeszcze
oddziałami bawarskimi i alamańskimi Karloman, najstarszy syn Ludwika. Potem
zwrócili się znów oddzielnie w górę Renu i połączyli swe siły pod Koblencją.
Tam wysłuchali mszy w kościele Św. Kastora i przeprawili się szybko przez
Mozelę, zaczem arcybiskup Otgar uciekł z Moguncji, a Lotar przez Akwizgran
— gdzie zabrał cały skarbiec cesarski, również nakazał zabrać "skarb
od Marii Panny" {Annales Bertiniani) — i Chlons do Troyes, gdzie
świętował 2 kwietnia 842 roku Wielkanoc, zanim ruszył dalej do Lyonu.

Paląc kraj Lotara, Ludwik i Karol podeszli pod
Akwizgran. A tam kazali licznie zebranemu duchowieństwu, jakby "za
skinieniem Boga", zaświadczyć, jaki to samolubny, wiarołomny skorumpowany
był ich katolicki braciszek Lotar. Jak to on — a nie oni razem! —
"wypędził swego ojca z Rzeszy, jak często swą żądzą władzy skłonił
chrześcijański naród do łamania przysiąg, jak często sam łamał złożone ojcu i
braciom przysięgi, jak często po śmierci ojca usiłował pozbawić dziedzictwa i
zniszczyć swych braci, jak wiele mordów, cudzołóstw, pożarów i haniebnych czynów
wszelkiego rodzaju musiał znosić cały Kościół z powodu jego bezecnej chciwości,
takoż twierdzili, że ani nie posiada zdolności rządzenia państwem, ani nie
widać Śladu dobrej woli w jego rządach. Z tych powodów, oświadczali, nie
niezasłużenie, lecz według sprawiedliwego wyroku wszechmogącego Boga, musiał
ustąpić najpierw z pola bitwy, a potem ze swego państwa. A oni wszyscy byli
jednomyślnie zdania i zgadzali się z tym, że kara Boża dotknęła go z powodu
jego grzechów i jego państwo zostało wydane zgodnie z prawem jego braciom jako
lepszym w rządzeniu" (Nithard).

Jednakowoż nie byliby klechami, gdyby królom dali
"pełnomocnictwo do rządzenia" od razu. Nie wydaliby im wszystkiego do
rządzenia, nie pytając wpierw publicznie, "czy chcą Rzeszą rządzić na sposób
wygnanego brata, czy według woli Bożej"[117].


Ale przecież wola Boża jest ich wolą! Zawsze i
wszędzie. Niczym więcej. (Czyż słyszało się kiedykolwiek coś innego od Boga niż
od papieży i biskupów?)

O pewnym osobliwym poglądzie dawnych i dzisiejszych
historyków

Lotar popadał w coraz gorszą opresję. Ludzie masowo
odchodzili od niego, łamali dawne przysięgi, przysięgali nowym panom i
zyskiwali w ten sposób nowe korzyści wobec zawsze niepewnych starych —
wiecznie niezmienny bieg historii. Poza tym poprzez ciągłe zmiany władzy i
stałe walki o pozycję arystokracja stawała się coraz mocniejsza, a królowie
dostawali się pod jej wpływ i zdobywali oraz zachowywali swą władzę tylko
dzięki niej.

W naszym najważniejszym źródle na temat tych stałych
sporów dynastycznych, w czterech księgach Historyj Nitharda, żali się on na
wewnętrzne rozdarcie, rozpad jednolitego państwa, i widzi właściwy ideał w
rządach swego "wielkiego" przodka. Więc ubolewa przy końcu dzieła nad
"straszliwym zaniedbaniem dobra publicznego", "samolubnym
dążeniem do własnych korzyści", skarży się, że "z obu stron szerzą
się wszędzie rabunek i zło" i wspomina tęsknie czasy "wielkiego
Karola, szczęsnej pamięci". Panowały wtedy "wszędzie pokój i zgoda
[...] teraz jednak wszędzie widać brak jedności i kłótnie, gdyż każdy, jak
chce, idzie inną drogą. A wtedy wszędzie był dostatek i radość, teraz zaś tylko
bieda i żałoba [...]"[118].


Te zdania, zgodne z jeszcze dzisiaj panującymi
poglądami historyków, którzy sławią państwo Karola I jako państwo jednolite,
rosnące w siłę mocarstwo, chrześcijańskie państwo uniwersalne, jako swego
rodzaju kontynuację idei Cesarstwa Rzymskiego, te zdania są dlatego tak
charakterystyczne, gdyż one


imputują "powszechny pokój". W istocie jednak 46-letnie rządy Karola
przyniosły prawie ustawiczną wojnę, bez mała pięćdziesiąt wypraw wojennych


samych Sasów, "arcypogan", zwalczał w morderczy sposób trzydzieści
trzy lata! Co zatem działo się na obrzeżach coraz bardziej ekspandującej
Wielkiej Rozbójniczej Rzeszy, nie naruszało "pokoju" wewnątrz kraju.
Wręcz przeciwnie. Im więcej w nim "spokoju i porządku", tym lepiej
funkcjonowało zabijanie, zniewalanie i anektowanie poza granicami. Wszakże
"powszechnego dostatku i radości" nie było i tu, wewnątrz kraju.
Cieszyła się nimi jedynie śmiesznie mała warstwa posiadających, arystokracji i
kleru, opływająca w obce, krwawo zdobyte bogactwo, podczas gdy w bezwstydnie
wyzyskiwanym własnym narodzie panowało chroniczne niedożywienie, grasowały
nędza i klęski głodu, które pochłonęły w 784 roku w Galii i Germanii jedną
trzecią ludności (IV, s. 298).

Pod rządami wnuków Karola wojny zewnętrzne zastąpiła z
wolna wojna wewnątrz kraju, tak zwana wojna domowa — oczywisty pleonazm,
każda bowiem wojna jest wojną w jakimś domu!

Sposób widzenia Nitharda nie był oczywiście odmienny.

Współczesny jemu Florus z Lyonu, piszący wiersze
diakon, skrzętny sługa boży, nie widzi tego inaczej. Również on użala się nad
podzielonym na trzy części imperium, panowaniem królewiąt zamiast jednego
króla. Także i on gloryfikuje "Rzeszę w blasku wyniosłej korony, / Pan był
jeden i jeden naród, Panu posłuszny [...] / pokój rządził w nim i odwaga
odstraszała wrogów". A po podkreśleniu własnego "uświęconego
stanu", całkiem po chrześcijańsku i ze słuszną pokorą, sławi wymownie
podboje na Wschodzie, rzucanie "cugli zbawienia na pokonanych". Tu
nagiął się pogański lud jarzmu Kościoła, tymczasem / Tam kacerski obłęd,
zdeptany stopami, zgasł"[119].


Tak, to podobało się chrześcijanom zawsze: poganie w
jarzmie, ich wiara stopami zdeptana!

Traktaty z Verdim (843 r.) i Meersen (870 r.)

Wszyscy byli przecież zmęczeni wojną. To znaczy:
niekorzyści wojny były dla możnych większe niż korzyści; co miało nie
najmniejsze znaczenie i dla wyższego duchowieństwa, którego ogromne posiadłości
były z upodobaniem obracane w perzynę. Po długich, ciężkich i odznaczających
się nieufnością pertraktacjach — mieszane komisje, 120 pełnomocników
objeżdżało i wyznaczało granice — po wstępnych

rozmowach w czerwcu 842 roku na wyspie na Saonie koło
Macon, w październiku w Koblencji, w listopadzie w Diedenhofen, doszło w
następnym roku do nowego podziału.

Rzesza Ludwika Pobożnego w traktacie z Verdun, którego
tekst jest nieznany, została podzielona w sierpniu 843 roku według
dynastycznego prawa dziedziczenia, starej zasady równouprawnienia braci,
jednakże po wyłączeniu Bawarii, Akwitanii i Italii, w obecności magnatów, na
części wschodnią, zachodnią i środkową, trzy mniej więcej równe kraje —
"czy królowie tego chcieli, czy nie".

Ludwik Niemiecki otrzymał swe ziemie macierzyste i całą
Rzeszę wschodnią, Francja orientalis, nazywaną jeszcze również dawniejszym
mianem Austrii, Austrazji (w ówczesnej niemczyźnie "Ostarrichi" i
"Heliand" — IV, s. 73). Poza Bawarią dostał więc obszary na
wschód od Renu i rzeki Aare, zamieszkane przez Sasów, Turyngów, wschodnich
Franków i Alamanów (bez Alzatczyków) oraz Spirę, Wormację i Moguncję na lewym
brzegu Renu; tym sposobem, poprzez wydzielenie państwa wschodniofrankijskiego,
usamodzielnia się — by tak rzec — "historia Niemiec",
oddziela się od pozostałych obu części Rzeszy.

Karol Łysy odziedziczył zachodnie państwo Franków,
Francja occidentalis, które sięgało na północ od Loary do Mozy i Skaldy, do
tego Akwitanię i Marchię Hiszpańską, co stworzyło przesłankę do powstania
narodu francuskiego, jeśli nawet w owym czasie język, granice etniczne i
plemienne nie były decydujące, a granice prowadzono w sposób więcej niż
dowolny, bez uwzględniania tworzących wspólnoty grup narodowościowych czy
wspólnot biskupich. Również Karol, raczej mało wojowniczy, osobiście w każdym
razie tchórzliwy, miał wiele przyznanych mu krajów przeciw sobie: Akwitanię,
Bretanię, Septymanię, Marchię Hiszpańską.

Historycznie bez żadnych skutków dla przyszłości,
geograficznie i demograficznie nieorganiczna, na siłę wciśnięta między oba inne
regna część środkowa, regnum pod nazwą Francja media, była zamieszkana zarówno
przez ludność romańską (Burgundów, Prowansalczyków), jak i germańską (Alamanów,
Franków nadreńskich, Fryzów). Był to wyciągnięty pas ziemi, sięgający od Włoch
do Fryzji, a więc łączący śródziemnomorski obszar Benewentu przez ważne
przełęcze alpejskie, przez Prowansję, Burgundię wraz ze środkową Francja,
późniejszą Lotaryngią, obszar nad Mozą, Mozelą i dolnym Renem z terenami nad
Morzem Północnym i Bałtyckim. Ten obszar wybrał Lotar I, który wraz z
cesarskimi miastami Rzymem i Akwizgranem zachował tytuł cesarski. Jednakże
również oba pozostałe królestwa partycypowały w rdzennych obszarach
frankijskich: Ludwik Niemiecki otrzymał zasiedlony przez Franków obszar w dorzeczu
Renu i Menu, a Karol Łysy frankijską Neustrię między Sekwaną i Skaldą.

Jednak Pepin II, syn Pepina I, zmarłego uprzednio syna
Ludwika Pobożnego, roszczący sobie pretensje do tronu akwitańskiego i długo
stawiający opór Karolowi Łysemu, który ze swej strony "nawiedzał krainę
licznymi wyprawami" (Annales Fuldenses), został pojmany w 864 roku i
osadzony w klasztorze (s. 110).

Lotaryngia, środkowa część Rzeszy, nie obroniła się
długo (855-900). Po śmierci Lotara I (855 r.) została podzielona wśród jego
trzech synów, Ludwika II, Lotara II i Karola. Ten ostatni zmarł młodo, a po
zgonie również Lotara II (869 r.) jego stryjowie, Karol Łysy i Ludwik Niemiecki
rozebrali ją między siebie w traktacie z Meersen (870 r.), pomijając pretensje
Ludwika II. Gdy jednak wschodniofrankijski Karoling Arnulf z Karyntii
restytuował Lotaryngię w roku 895 i osadził w niej swego syna Zwentibolda jako
króla, ów zginął z rąk miejscowej arystokracji i był to koniec samodzielnego
królestwa lotaryńskiego (s. 216 i nast.).

W ten jako tako wyważony sposób Rzesza Ludwika
Pobożnego została zgodnie z ówczesnymi udziałami podzielona na trzy części;
natomiast jakościowo, historycznie-kulturowo i socjalnie, również pod względem
organizacyjnym, różnice pomiędzy nimi były znaczne.

Zachód i Italia reprezentowały stare krainy kulturowe,
zachowujące jeszcze antyczne tradycje. W porównaniu z resztą Rzeszy wykazywały
znacznie większe ambicje. Przynajmniej gdzieniegdzie istniały w rozproszeniu
gęstsze regiony miejskie. Rozwijało się tam piśmiennictwo, były książki i
szkoły. Można napotkać tutaj zaangażowanie ekonomiczne, uprawiających handel i
rzemiosło oraz liczniejsze i potężniejsze klany arystokratyczne. W stosunku do
nich rozległe obszary państwa wschodniego sprawiały wrażenie
"niedorozwiniętych", "pokrytych lasami, wyludnionych,
«niecywilizowanych» i pozbawionych centrów życia umysłowego"
(Fried). Oczywiście tutaj również żyło kilku przedstawicieli "renesansu
karolińskiego": Raban Maur, dopiero w czasach nowożytnych wyniesiony jako
praeceptor Germaniae[120],
Walafrid Strabo, który jako poseł Ludwika Niemieckiego utonął w Loarze, Notker
Balbulus, mnich z klasztoru Sankt Gallen.

Być może traktat z Verdun nie był jeszcze, jak uważali
znamienici starsi historycy (Waitz, Droysen, Giesebrecht), swoistą "godziną
narodzin" narodu niemieckiego i francuskiego, dwóch narodów, w interesie
których go pewnie nie zawierano. Jednakże historie Niemiec i Francji tu się
rozchodzą, ze starszych wspólnot narodowych, mieszkańców określonych krain,
wyrastają narody, a protonarodowa świadomość plemienna staje się ostatecznie
— zwłaszcza, co ciekawe, dzięki "wspólnototwórczemu",
jednoczącemu wszystkich zobowiązanych do noszenia broni z różnych plemion i
regionów wojsku — świadomością narodową. Tak jak powstanie również innych
królestw narodowych, choćby w Anglii, Hiszpanii, Skandynawii, Polsce, Czechach
i na Węgrzech, charakteryzuje politycznie wczesne średniowiecze. Oczywiście,
przez cały IX wiek nie myślano jeszcze w kategoriach narodowych, żaden naród
nie czuł się jeszcze "jednostką narodową", żaden człowiek nie
określał się jeszcze jako "Niemiec" czy "Francuz", nawet
jeszcze nie w wieku X, choć jest to bezpośrednia faza przejściowa.

ów podział Rzeszy karolińskiej, po którym nastąpiły w
ciągu IX wieku następne, jakkolwiek miały miejsce i połączenia, był kompromisem
wymuszonym przez okoliczności. Kończy on wprawdzie początkowo wzajemne agresje,
prowadzi jednak do tego, że cesarstwo traci stopniowo swój prymat wobec
papiestwa, że jest wstępem do podziału na trzy państwa: Niemcy, Francję i
Włochy i że dawniejsza jedność — abstrahując od epizodu za czasów Karola
Grubego (s. 193 i nast.)

— ma nigdy nie wrócić[121].


Ludwik, z bożej łaski król Bawarów

Ludwik II Niemiecki (843-876) jest wprawdzie określany
we współczesnych mu (zachodnio-frankijskich) źródłach wielokrotnie jako rex
Germanorum i rex Germaniae, a obszar jego panowania — przez własną
kancelarię — jako Francja orientalis i przez autorów kronik z owych
czasów nierzadko nazywany "Germanią", jego przydomek "Niemiecki"
(lub "Niemiec") stał się powszechny dopiero w XIX wieku.

Urodzony w 805 roku jako trzeci syn Ludwika I
Pobożnego, drugi tego imienia Ludwik spędził młodość na dworze i w 817 roku w
Ordinatio imperii otrzymał Bawarię jako królestwo dzielnicowe pod
zwierzchnictwem cesarza; ponadto, jak zadecydował swego czasu jego ojciec,
"Karantanów, Czechów, Awarów i Słowian, którzy żyją na wschodzie Bawarii
[...]". Jako dwunastolatek był za młody, by rządzić samodzielnie, i
doszedł do rządów jakieś dziesięć lat później. Jednakże najpóźniej od roku 830
pojawia się w dokumentach jako "Ludwik z Bożej łaski król Bawarów".
Główne cele jego polityki to ekspansja na Wschód i poszerzanie Rzeszy
Karolingów.

Na czas zimy preferował jako rezydencję Ratyzbonę,
gdzie uczestniczył w zjazdach możnych i sejmach Rzeszy, a w lecie Frankfurt,
gdzie założył klasztor Zbawiciela. Poza obszarem macierzystym, właściwą bazą
jego władzy, którego bezpieczeństwo zapewniał mu hrabia Ernest — aż do
swego upadku w 861 roku, "wódz" i "wśród przyjaciół króla
pierwszy" (Annales Fuldenses) — monarcha opanował również Szwabię,
część Frankonii nad Renem i Menem, Turyngię i Saksonię,a więc obszary głównych
germańskich ludów Rzeszy.

Ludwik Niemiecki nie był "wybitnym" władcą,
lecz najznaczniejszym wśród swych braci.

Już dzięki długiemu czasowi swych rządów działa jakby
stabilizująco na państwo wschodniofrankijskie; prowadząc, idąc niejako w krwawe
ślady swego "wielkiego" przodka Karola I, ustawicznie wojnę przeciwko
Słowianom w Czechach i na Morawach oraz na terenach północnowschodnich.
Współpracuje on przy tym ściśle z episkopatem, jak oczywiście i inni książęta z
rodu Karolingów, którzy wszyscy zaprzęgali wyższe duchowieństwo do wypełniania
swych interesów i realizacji swych celów, dzięki czemu je mocniej uzależniali
od siebie, lecz i sami stawali się zależni, coraz bardziej prokościelni,
bardziej jeszcze niż kiedyś choćby Merowingowie.

Ludwik Niemiecki był uznawany wręcz za przywódcę i
obrońcę Kościoła. Troszczył się o misje na Morawach, w Czechach, na Północy, od
Bremy i Hamburga po Szwecję, gdzie Chrystusa przywoływano jako idola tylko
wtedy, gdy zawiodły stare bogi i gdzie był uznawany, by tak rzec, za bóstwo
pomocnicze, przywoływane w ewentualnej potrzebie. Ludwik zwoływał synody, brał
w nich udział i dopiero jego zatwierdzenie nadawało im moc prawną; było to
zresztą jedyne prawodawstwo państwa wschodniofrankijskiego, stąd w owym czasie
mówi się tylko o jednej ustawie państwowej.

Aż do końca król Bawarii wywierał decydujący wpływ na
obsadzanie biskupstw, które dawał w pierwszej kolejności swym faworytom. I tak
w 842 roku wyniósł opata Gozbalda (bogato pobłogosławionego w kości rzymskich
męczenników) na biskupstwo w Wurzburgu; na jego następcę Bawarczyka Arna, który
służy łącznie czterem książętom i (z relikwiami na bohaterskiej piersi) walczy
w co najmniej czterech wyprawach zbrojnych jako dowódca (póki w roku 892
— wszystko dla Chrystusa — nie padł zręki Słowian). W 845 roku
Ludwik mianował wygnanego Ebona z Reims (s. 80 i nast.) arcypasterzem
Hildesheim, a w 847 roku uczonego opata fuldajskiego Rabana Maura arcybiskupem
Moguncji.

Hierarchowie dominowali również w jego consilium: jak
choćby opat Ratleik z Seligenstadt, opat Herrieden, Liutbert, na naleganie
króla od roku 863 arcybiskup Moguncji, biskup Konstancji Salomon I, biskup
Hildesheim Altfryd, który chociaż zajmował się jako doradca królewski bardziej
polityką niż własną diecezją, w niektórych źródłach figuruje jednak jako święty
i przy swoim grobie względnie w Kronice Hildesheimskiej dokonuje wielu
cudownych uzdrowień.

Króla otaczali więc stale wyżsi duchowni. A tak całkiem
na marginesie, że Karolingowie zatrudniali jako notariuszy wyłącznie duchownych
i w ogóle, w odróżnieniu od Merowingów, całą pisemną administrację złożyli w
ręce księży: również kierownicy kancelarii Ludwika (kanclerze) czy arcykapelani
— za jego czasów doszło do zespolenia obu urzędów — a więc ludzie,
którzy w jego radzie zajmowali czołową pozycję, byli rzecz oczywista
hierarchami: opat Gozbald z Niederaltaich, opat Grimald z Weifienburga i Sankt
Gallen, krewny arcybiskupów Trewiru Hettiego i Thietgauda, najważniejszy
doradca Ludwika. Na koniec jako nowy kierownik kancelarii i kaplicy arcykapelan
i arcybiskup Moguncji Liutbert, który podczas rządów dwu synów Ludwika
zarządzał kancelarią, zachowaną przez mogunckich arcybiskupów już na stałe od X
wieku, a dokładnie od objęcia tego urzędu przez Wilhelma, nieślubnego syna
Ottona I, w roku 965.

Kaplica nadworna jednak, przez całe stulecia instrument
władzy europejskich książąt, w czasach Karolingów "typowy produkt
łaskawości bożej" (Fleckenstein), stanowi wówczas we wschodnim państwie
frankijskim "najściślejsze miejsce kontaktów polityki Karolingów i
bawarskiego episkopatu" (Glaser). Również pod rządami synów Ludwika
gwarantowała w ten sposób decydujący wpływ Kościoła na politykę. Biskupi
działali nadal w kancelarii i brali udział w rządzeniu[122].


Ludwik Niemiecki był pobożny również osobiście. Czytał
pisma religijne. Podczas oficjalnych procesji szedł boso za krzyżem. W swoim
palatium we Frankfurcie kazał zbudować w 852 roku kaplicę, w której posługiwało
dwunastu duchownych. Założył klasztor żeński St. Felix et Regula w Zurychu. A
wszystkie jego córki zostały zakonnicami: Irmingarda opatką szwabskiego
klasztoru w Buchau, Hildegarda opatką klasztoru żeńskiego w Schwarzach koło
Wurzburga, a Berta opatką St. Felix et Regula w Zurychu.

W październiku 847 roku zjechali się do mogunckiego
klasztoru Św. Albana biskupi, opaci i inni duchowni wschodniej Frankonii. Za
powodzenie króla, jego rodziny oraz za bezpieczeństwo państwa synod kazał we
wszystkich diecezjach, tak zakomunikowano władcy, odprawić 3500 mszy i 1700
psałterzy — a potem go poproszono, by zwyczajem przodków chronił sługi
Kościoła i ich stan posiadania i nie skłaniał ucha ku tym, którzy mu radzą, by
mniej troszczył się o dobra kościelne niż o własne.

Nie przypadkiem: dwa kanony zajmowały się wówczas
ubogimi, trzy wiarą, a sześć dobrami kościelnymi i dziesięcinami.

A był to ten sam synod, który pewną kobietę o imieniu
Thiota z okolic Konstancji — podejrzaną kaznodziejkę (pseudoprophetissa)
obdarzoną taką charyzmą, że szli za nią, jak podają Roczniki Fuldajskie,
"mężowie świętego stanu [...] jak za nauczycielką naznaczoną przez
niebo" — skazał na publiczną chłostę, przez co miała popaść w obłęd.


I ten sam synod moguncki rozszerzył w porównaniu z
synodem w Moguncji w 813 roku — po szeregu manuskryptów — z
wyrachowaniem uprawnienia jurysdykcyjne episkopatu. A mianowicie, jeśli w roku
813 biskupi występowali w kwestii przestrzegania prawa jeszcze jako pomocnicy
hrabiów i sędziów, to synod moguncki roku 847 wykoncypował, że "hrabiowie
i sędziowie winni wspomagać biskupów w przestrzeganiu prawa, jak nakazuje prawo
boskie [...]"[123]!


Kler brał zatem intensywny udział w polityce Ludwika
Niemieckiego. Istniała doskonała jedność tronu i ołtarza — "biskupi
stoją zawsze za swym królem, a król za swym episkopatem". Wyższe
duchowieństwo prowadzi zawsze pertraktacje, zawiera traktaty, dużo częściej niż
hrabiowie. Hierarchowie działają jako wysłannicy króla, jako posłowie do
zagranicznych władców. A nawet podczas wojny ciągną z całymi oddziałami swych
poddanych do króla lub z jego polecenia "ruszają w pole sami na czele
wojsk lub razem z hrabiami" (Schur). Anno 845 trzeba było przerwać synod w
Meaux (a w następnym roku kontynuować obrady w Paryżu), ponieważ biskupi
potrzebni byli tymczasem w walce z księciem Bretończyków Nominoe, który w
listopadzie w Ballon, niedaleko Le Mans, pobił na głowę Karola Łysego.

Nic oczywistszego, jak to, że stale rosnąca siła kleru
i jego coraz wyższa samoświadomość łączy się zwłaszcza od czasów Ludwika
Pobożnego z odpowiednimi aspiracjami. "Z wielkim naciskiem żąda się
podporządkowania i posłuszeństwa należnego książętom również wobec biskupów,
natomiast odrzuca ingerencję Świeckich w obszar duchowny" (Voigt).

Ludwik II, od 827 roku ożeniony z młodszą siostrą
cesarzowej Judyty, drugiej żony swego ojca, nie wplątał się w żadną rzucającą
się w oczy aferę z kobietami. W każdym razie jego stosunki seksualne nigdy nie
są podawane w wątpliwość. Tym intensywniej poświęcił się wojnie, rzemiosłu na
chrześcijańskim Zachodzie zwykle wynoszonemu ponad wszelką cnotę, przez
historyków najczęściej opisywanemu bardzo serio, choćby tak: "jego aktywna
i konsekwentna polityka na Wschodzie" (Reindel). Rozciągnięta granica
północna jego państwa i jeszcze dłuższa wschodnia, wynosząca ponad półtora
tysiąca kilometrów i sięgająca od zachodniej części Bałtyku po Adriatyk, do
Marchii Istrii i Friulu, wręcz do tego prowokowała. I to tym bardziej, że w
porównaniu z Italią i zachodnim państwem Franków z jednej strony nie stało ono
tak wysoko pod względem rozwoju gospodarczego, a z drugiej strony pod względem
stabilności polityczno-militarnej oraz autorytetu króla wobec arystokracji i
Kościoła było w wyraźnie lepszej sytuacji. Nie bez znaczenia była tu zręczna
polityka matrymonialna Ludwika, który swych synów, najstarszego Karlomana,
Ludwika Młodszego oraz najmłodszego Karola III pożenił z przedstawicielkami
frankijskiej arystokracji; Karlomana z córką hrabiego Ernesta.

Wschodnie granice jego państwa, pisze Johannes Fried,
nie były "wprawdzie zupełnie spokojne, lecz w niewielkim stopniu
zagrożone", z powodu braku silnych centrów politycznych u Słowian. Dopiero
wraz z powstaniem "Wielkiego Państwa Morawskiego" zaczęło się to
stopniowo zmieniać, w nie najmniejszym stopniu dlatego, że "misje były
prowadzone właśnie z Bawarii". Również według Wilhelma Strmera Ludwik
"rządził mocną ręką" na wschodnich obszarach przygranicznych, przy
czym "ważnym elementem konstrukcji państwa" były dla niego
"kościoły (biskupstwa i opactwa)", które otrzymywały "własność
ziemską przede wszystkim w strefie naddunajskiej, na obszarze koncentracji
wojsk. Ludwik zdawał się bardzo zręcznie kierować również akcją nawracania
Słowian przez kościoły bawarskie".

Słowianie bronili wszakże, rzecz jasna, swej wiary.
Odpłacali "najazdami", pisze Gerd Tellenbach, "po których sami
byli najeżdżani". A chrześcijanie nie znali podnioślejszego celu, niż
szerzenie Dobrej Nowiny ogniem i mieczem. "Zupełnie bez zahamowań
Frankowie mogli się wyszaleć, bijąc się z poganami" (Riche). Przy czym
jedynie pierwszy król wschodniofrankijski trzymał się "praktyki
przodków", jak to się nazywa w upiększonej formie charakterystycznej
zwłaszcza dla niemieckiej historiografii, by "dzięki ponawianym
zastraszającym atakom przysporzyć sobie status quod respectus"
(Schieffer). Niemieccy badacze uwielbiali przez całe stulecia używać odnośnie
tych praktyk terminów takich jak "ruch na wschód", "rozbudowa
kraju", "«przyrastanie» posiadłości". A nawet jeśli
mówią bez ogródek o "wcieleniu" lub "aneksji", to brzmi to
prawie jak niewinne i naturalne wślizgnięcie się w organizm Rzeszy, jest to po
prostu "wtopienie się".

Ludwik Niemiecki operował przede wszystkim na terenie
czesko-morawskim, prowadził jednak wojny również przeciwko dalej na północ
siedzącym Serbom łużyckim i Obodrytom. Przeciwko Obodrytom w roku 844 —
przecież lud obodrycki, jak to szlachetnie i po chrześcijańsku formułują
Roczniki Fuldajskie, został mu "poddany przez Boga". Na polu bitwy
padł król Obodrytów Gościemysł, a Annales Bertiniani donoszą lakonicznie, iż
"król Ludwik spustoszył cały obszar Słowian i poddał go swemu
panowaniu". W roku 851 wyruszył na Serbów łużyckich, przy czym pokonał ich
bardziej niszcząc ich pola i zbiory, niż wykorzystując przewagę militarną. W
roku 856 podbił Dalemińców[124]
między Łabą a Muldą. A jeszcze pod koniec panowania, po roku 867, ponownie
wysyła swego syna Ludwika z Sasami i Turyngami przeciwko Obodrytom.

Było to, jak pisze w wiele mówiący sposób Engelbert
Miihlbacher, "trudne, ale ważące również dla przyszłości zadanie —
utrzymywać i rozszerzyć zwierzchność nad Słowianami po drugiej stronie Łaby,
Soławy i Lasu Czeskiego. Zadanie to polegało także na torowaniu wolnej drogi
dla przenikania żywiołu i kultury niemieckiej oraz na kontynuowaniu kolonizacji
w południowo wschodnich krajach alpejskich. Zadania te jednocześnie otwierały
nowe drogi żądzy czynu i oddalały ją z kręgu wewnętrznych niepokojów".

Wiadomo, o co chodziło: o umacnianie, rozbudowę, rozszerzanie,
o "przenikanie żywiołu niemieckiego i kultury". Dokładnie mówiąc: o
dalsze mordowanie. W uczonym tonie za Rudolfem Schiefferem: "Więcej
politycznych (i misjonarskich) poczynań". Brzmi szlachetnie, neutralnie.
Nikogo nie razi — na papierze. I nie najmniej ważne było tłumienie,
paraliżowanie w ten sposób "żądzy czynu" wewnątrz państwa — w
gruncie rzeczy jest to strategia kryminalna mocarstw przecież jeszcze dzisiaj.
(Znów anachronizm?)

A do wszystkich tych ataków w kierunku wschodnim, o
których będziemy mówić jeszcze dokładniej (s. 123 i nast.), doszedł atak na
państwo zachodniofrankijskie, na dziedzictwo jego przyrodniego brata Karola,
które osłabiły nie tylko napady wrogów zewnętrznych, lecz także znaczny
"zamęt" wewnątrz kraju, walki zwłaszcza w Bretanii i Akwitanii[125].


Karol Łysy i państwo zachodniofrankijskie

Państwo zachodniofrankijskie było teraz wstrząsane
przez wojny, wydarzenia przypominające wojnę domową i arystokratyczną opozycję.
Z południa, z Hiszpanii i Afryki wdzierali się Saraceni, ze Skandynawii
najeżdżali je Normanowie. Ich wyprawy przez morze i w górę rzek kosztowały
coraz więcej ofiar, pieniędzy, trybutów i skarbów kościelnych. W samym kraju
kwitło rozbójnictwo, przeciw któremu Karol wydał w Servais kapitularz, przy
czym dostojnicy kościelni, obrzydliwie bogaci możnowładcy, działali często ręka
w rękę z bandytami lub wynajmowali ich do własnych morderczych porachunków
— trudno jest sobie wyobrazić przestępczość większą niż w klasach
wyższych owych czasów. Również król był niezłym tego przykładem. Karol Łysy,
urodzony 13 czerwca 823 roku we Frankfurcie nad Menem z drugiego małżeństwa
Ludwika Pobożnego, poślubił w roku 842 w wieku 19 lat Irmintrudę, córkę
hrabiego Odona z Orleanu, parę lat wcześniej poległego w walce z Lotarem; była
to wyraźnie polityczna partia, o której Nithard napisze, że "miał nadzieję
pozyskać większość narodu". "W tym samym roku — dodają Annales
Xantenses w swych skąpych relacjach — odeszła z tego świata w mieście
Tours cesarzowa Judyta, matka Karola, po tym, jak jej syn obrabował ją z całego
majątku"[126].

Irmintruda urodziła Karolowi najpierw córkę Judytę, a
potem czterech synów: Ludwika, Karola, Karlomana i Lotara. Dwóch najmłodszych
ojciec przymusił do stanu duchownego, pochwalony za to przez biskupa Hinkmara.
Sparaliżowany Lotar zmarł jeszcze w wieku chłopięcym jako opat St. Germain
d'Auxerre. I tak został mu oszczędzony los księcia Karlomana.

Problemy rodzinne Karol II rozwiązywał na sposób wielu
władców (nie tylko jego czasów). Wprawdzie gdy jego córka Judyta po dwu
małżeństwach na angielskich dworach uciekła w 861 roku z domu z hrabią Flandrii
Baldwinem I i (po interwencji papieskiej) została dwa lata później jego żoną,
Karol dał za wygraną. Ale gdy jego synowie — sparaliżowany od urodzenia
Lotar i z powodu wypadku chory umysłowo Karol Dziecię — zmarli w 865 i
866 roku wkrótce po sobie, król pojednał się z początku całkiem po
chrześcijańsku ze swą małżonką Irmintruda i kazał ją namaścić na królową. Lecz
jej brata Wilhelma, który zaraz potem zaczął spiskować przeciw niemu, kazał
ściąć — Irmintruda poszła do klasztoru.

Karol, przy okazji obdarowany przez biskupa Frechulfa z
Lisieux dziełem pisarza militarysty Wegecjusza o sztuce wojennej (za pomocą
którego ów chrześcijanin już około roku 400 usiłował przeciwdziałać upadkowi
militarnemu Rzymu!), tenże Karol osobiście zupełnie nie grzeszył odwagą, sam
nawet nie lubił walczyć, miał natomiast skłonności do okrucieństwa.

Unaocznia to jego postępowanie wobec Karlomana.
Księcia, cieszącego się sympatią wielu, przeznaczył ze względów politycznych do
stanu duchownego, a dokładniej, tak jak sparaliżowanego Lotara, kazał jeszcze
za młodu przyodziać w mnisi habit, po czym został on kolejno opatem St. Medard,
St. Germain-d'Auxerre, St. Amand, St. Riquier, St. Pierre de Lobbes i St.
Aroul.

Na polecenie króla Karloman wyruszył w roku 868 na
czele wojsk przeciwko Normanom, zbuntował się jednak między 870 a 872 rokiem przeciwko
ojcu, został uwięziony w Senlis i w 873 roku, na podstawie pisma oskarżającego
władcy, pozbawiony jakichkolwiek "godności" duchownych. Powitał to z
wielką radością, zwłaszcza że otwierały się przed nim znowu perspektywy tronu
królewskiego — lecz dawały jednocześnie ojcu możliwość jeszcze surowszego
ukarania syna. Gdy z tego powodu jego stronnicy przygotowywali jego uwolnienie
i wyniesienie na tron królewski, ojciec ponownie postawił go przed sądem i
kazał mu wykłuć oczy, "aby udaremnić szalone nadzieje burzyciela pokoju i
aby Kościół Boży i chrześcijaństwo w państwie oprócz zwalczania pogan nie
cierpiały zamętu z powodu niecnego buntu". Jeszcze w tym samym roku
ślepcowi z Korbei udało się uciec do swego wschodniofrankijskiego stryja
Ludwika Niemieckiego, który ofiarował mu klasztor w Echternach, zmarł tu jako
świecki opat kilka lat później[127].


Karol II Łysy dłuższy czas miał trudności z utrzymaniem
się na tronie. Nie tylko popadł on w głębokie przygnębienie z powodu agitacji
matki za jego uposażeniem. Swoje robiły również złe stosunki panujące w jego
własnym, geograficznie, etnicznie i historycznie zróżnicowanym państwie;
napięcia na południu, z hiszpańsko-septymańskimi Gotami, z Baskami i kłopoty z
frankijską północą. Początkowo nie pozyskał również wielu magnatów, którzy
chętniej by się przyłączyli do Lotara. Dopiero po porażce pod Fontenoy zaczął
stopniowo poprawiać swą pozycję[128].


W najgroźniejsze konflikty wpędzili Karola krnąbrni
Bretończycy oraz roszczenia jego bratanka Pepina II do Akwitanii.

Zabójstwa i mordy w Bretanii

Bretania była najeżdżana przez Franków od czasów Pepina
III Młodszego (zapewne od roku 753) i jego syna Karola Wielkiego w roku 786,
799 i 811; również ponownie przez Karolowego syna Ludwika Pobożnego w roku 818,
824 i 830. Także jego syn Ludwik Niemiecki brał udział w wyprawie wojennej
przeciwko Bretończykom w roku 824. Ab
bove majori discit arare minor[129]
— po polsku można to określić łagodniej: Niedaleko pada jabłko od
jabłoni...

Po sporadycznych podbojach Bretanii następowały zawsze
powstania i secesje. Jednakże gdy Ludwik na zjeździe możnych w Ingelheim w roku
831 osadził w Bretanii miejscowego księcia Nominoe (831-851) jako missus
imperatoris, ów przestrzegał lojalności. Dopiero gdy za rządów Karola Łysego
różni karolińscy magnaci rozpoczęli ekspansję na teren Bretanii, doszło do
konfrontacji militarnej najpierw z nimi, a później z królem, przy czym Nominoe
uniezależnił wówczas swój kraj zupełnie i kazał się prawdopodobnie w 850 roku
namaścić na króla metropolicie w Dol, którego sam ustanowił — był to
pierwszy faktycznie nie pokonany przez Franków król Bretanii. Uznał wprawdzie zwierzchnictwo
dalekiego cesarza Lotara I, lecz nie roszczenia Karola Łysego.

Jednakże Nominoe zmarł nagle już w następnym roku
podczas jednej ze swych wypraw wojennych. Karol miał nadzieję, że rychło
wykluczy jego jedynego syna i następcę, Erispoe (851857). Lecz Erispoe, który
pobił już raz Franków pod Messac w roku 843, zniszczył i tym razem ich armię
— również "niezliczone konie sczezły" — jeszcze przed
przekroczeniem granicznej rzeki w trzydniowej bitwie pod Jengland-Besle (w
Andegawenii) toczonej od 22 do 24 sierpnia 851 roku. Karol opuścił swe wojsko
już w drugim dniu bitwy, uciekając na łeb, na szyję, tak że nie myślało
"ono już o niczym innym, jak o ucieczce" — a Bretończycy
"rąbali każdego, kogo napotkali, albo mieczami, albo biorąc go żywcem
[...]" (Regino z Prum).

Erispoe pojednał się jednak z Karolem w traktacie
pokojowym w Angers, zarekomendował się mu jako fidelis regis[130],
został sam przez niego uznany za króla i podwoił terytorium swego państwa przez
pozostawienie mu marchii bretońskiej wokół Nantes i Rennes, a w 856 roku
zaręczył swą córkę z najstarszym, wówczas dziesięcioletnim synem Karola
(Ludwikiem II Jąkałą). Bretania została na jakiś czas dla Franków stracona.

Erispoe usiłował również oczyścić kręgi kościelne,
które od dawna, od czasów jego ojca, rozrosły się zbyt niebezpiecznie. Przy
wsparciu świętego Konwoiona (który w tym celu jeździł do Rzymu) usunął
profrankijskich biskupów Dol, Vannes, Quimper i Leon i usamodzielnił Bretanię
również kościelnie, mianując posłusznych mu biskupów. Jednak w 857 roku Erispoe
został zamordowany przez swego kuzyna Salomona, który zagarnął kraj dla siebie,
wygnał młodego Ludwika i jako król "z bożej łaski", jak się
tytułował, wywalczył dla Bretończyków najwyższy stopień niezawisłości. Nie
mając innego wyjścia, Frankowie uznali go w 863 roku, ale w roku 874
zamordowali. Również jego następcy, wspólnie rządzący i wzajem się zwalczający,
zmarli w krótkim czasie[131].


Nie mniej burzliwy okazał się akwitański plac boju.

Karol Łysy likwiduje bratanków

W Akwitanii Karol II nie odnosił początkowo sukcesów w
walce ze swym bratankiem Pepinem II. Od podziału z Verdun (s. 99 i nast.) kraj
należał wprawdzie do niego, lecz tenże kraj, przynajmniej w większości
społeczeństwa, nie chciał do niego należeć. Nękał go więc "licznymi najazdami",
ponosił jednak często "wielkie straty" (Annales Fuldenses), jak na
przykład w czerwcu 844 roku pod Angouleme przeciwko Pepinowi i Wilhelmowi,
małoletniemu jeszcze synowi hrabiego Bernarda. Swego czasu padli po stronie
Karola m.in. jego stryj i pierwszy arcykanclerz Hugo, "naturalny" syn
Karola "Wielkiego", opat St. Quentin i St. Bertin, a także wnuk tegoż
świętego Karola, opat Richobodo z St. Riąuier. Wśród uwięzionych: arcykapelan
Karola, biskup Ebroin z Poitiers, biskup Amiens Ragenar, opat Lupus z Ferrieres
oraz wielu hrabiów. Karol utracił zwierzchnictwo nad prawie całą Akwitanią[132]
.

Udał mu się wówczas jedynie jeden czyn bohaterski.
Kazał zwabić podstępem do swego obozu i zaraz zgładzić hrabiego Bernarda,
"który mu ufał i nie spodziewał się po nim niczego złego" (Annales
Fuldenses), choć oczywiście, jak pisze inny kronikarz, był wciąż
"publicznym przestępcą", a także kochankiem matki Karola.

Dopiero po skromnym rezultacie działań przeciwko
Normanom gnębiącym Akwitanię, szlachta zarzucająca Pepinowi brak obrony
przeszła w większości na stronę Karola. I teraz mógł zostać w 848 roku wybrany
w Orleanie przez duchownych i świeckich możnych na króla i — nie przez
papieża — namaszczony i ukoronowany przez arcybiskupa Wenilo z Sens; była
to zapoczątkowująca tradycję koncepcja przejęta od arcybiskupa Hinkmara,
Hinkmar bowiem przeniósł sakralny autorytet władcy na Karola i uczynił z
katedry w Reims miejsce koronacji królów Franków[133].


Karol umacniał więc przy współudziale Kościoła swą
władzę poprzez ideę rex christianus, a w ogóle poprzez ciągłą sakralizację tej
władzy za pomocą ceremonialnych aktów poświęceń, jak właśnie koronacja i
namaszczenie. Tak było na przykład, wybiegając do przodu: przy mianowaniu
Karola Dziecięcia, jego najstarszego syna, na wicekróla Akwitanii w roku 855;
przy wyniesieniu córki Judyty na tron angielski przy okazji jej wesela w roku
856; przy takiej samej koronacji jego własnej małżonki Irmintrudy w 866 roku.
Sam kazał się jeszcze ukoronować — poza koronacją 848 roku w Orleanie
— w 869 roku w Metzu jako król Lotaryngii, a w 875 w Rzymie jako cesarz.
A w roku 859 zademonstrował przy próbie zrzucenia go z tronu swą zależność od
kleru, oświadczając, że nikt nie może go usunąć z tronu, poza "orzeczeniem
i wyrokiem biskupów, dzięki których współdziałaniu został poświęcony jako król;
bowiem oni są tronem Bożym, na którym On siedzi i z którego On wydaje wyroki.
Ich ojcowskim napomnieniom i karom poddaję się zawsze [...]". Jest to
dowód na bardziej niż zwykle rosnące wpływy duchowieństwa na politykę.

Oczywiście Karol ciągnął z tego i korzyści. Jak i
pozostali Karolingowie nie tylko bowiem wspierał on "tron Boży"
— żądając czasami, jak w St. Denis, godności opata — ale i tenże
ściśle z nim współpracował. Nikt inny jak dawny kanclerz Pepina I, biskup
Ebroin z Poitiers, przewodził jako arcykapelan nadwornemu duchowieństwu. A
Hugona, nieprawego syna Karola Wielkiego (z konkubiny Reginy), opata St.
Quentin i St. Bertin i ostatniego kanclerza Ludwika Pobożnego, uczynił swym
pierwszym dostojnikiem, nim opat padł dla niego na polu pod Angouleme.

Przede wszystkim jednak Karol wyniósł w 845 roku
szlachetnego mnicha Hinkmara z klasztoru St. Denis na następcę Ebona z Reims.
Co prawda, arcybiskup Hinkmar, chyba najbardziej wpływowy hierarcha frankijski
tych czasów (który zarazem, mając na oku jedynie swe biskupie cele, pisał w
latach 861 do 882 bardzo subiektywnie Annales Bertiniani, przy czym jako biegły
fałszerz nie wahał się przed fałszowaniem tekstu swego poprzednika), wspierał
nieudane próby Karola mające na celu aneksję Środkowej części Rzeszy,
przeciwstawiał się jednak ostro jego cesarskiej polityce i wyprawom do Italii.

Już w rok po koronacji króla w Orleanie (848 r.) wpadł
mu w ręce młodszy brat Pepina, Karol. Król był nie tylko jego stryjem, ale i ojcem
chrzestnym (patrem ex fonie sacro), więcz dwunastoletnim wówczas Karolem
związany nie tylko więzami pokrewieństwa, ale i religii. Wymusił wszelako na
młodym księciu, ewentualnym pretendencie do tronu, na zjeździe w Chartres
wypowiedziane z kazalnicy oświadczenie, że chce — jak podają roczniki z
St. Bertin — "z miłości do służby Bożej bez jakiegokolwiek przymusu
zostać księdzem"; zaraz potem biskupi kazali przyodziać go w habit i
osadzili w klasztorze w Korbei. A gdy brat Karola, Pepin II, jesienią 852 roku
również dostał się jego ręce, to "za zgodą biskupów i możnych"
(Regino z Prum) — zresztą w tym samym kościele w Soissons, w którym
zmuszono Ludwika Pobożnego do leżenia krzyżem (s. 71 i nast.) — kazał
oblec go w habit i zamknąć w klasztorze Św. Medarda[134]
.

Pierwsza ucieczka Pepina przy pomocy dwóch księży z
tego klasztoru nie powiodła się; musiał złożyć Karolowi na synodzie w Soissons
przysięgę wierności i oficjalne śluby zakonne, jeszcze raz wdziać habit i
wrócić do klasztornego więzienia. Był to rok, kiedy prawie wszyscy Akwitańczycy
odeszli od Karola, a w następnym przywołany przez nich Ludwik Niemiecki wysłał
swego syna Ludwika III Młodszego, który dotarł aż w okolice Limoges. Karol
ruszył również do Akwitanii, nawet "w czas postu" i "Wielkiejnocy",
jak oburzają się Annales Bertiniani; "jego wojsko nie czyniło niczego
innego poza plądrowaniem, podpalaniem i uprowadzaniem ludzi, a nawet kościoły i
ołtarze Boże nie zostały oszczędzone przed ich chciwością i zuchwalstwem".


W tym momencie książę Ludwik, przez ojca na krótki czas
wyniesiony na tron akwitański, zdołałby zapewne przy pomocy swych Turyngów,
Alamanów i Bawarów utrzymać władzę przeciwko nielubianemu Karolowi. Jednakże
interwencja wschodniofrankijska spaliła na panewce w chwili, gdy na arenie pojawił
się ex-król Pepin, któremu Karol przypuszczalnie pozwolił uciec. Przy Pepinie
bowiem stał naród, przynajmniej jego większość, i znów obwołał go królem.
Odzyskał niektóre obszary Akwitanii, lecz po odejściu Ludwika został w
następnym roku (855 r.) ponownie zaatakowany przez Karola, który w połowie
października w Limoges podniósł do godności wicekróla Akwitanii swego
małoletniego syna Karola Dziecię i kazał namaścić go biskupom. Akwitańczycy
opowiedzieli się jednak w rok później znowu za Pepinem, który teraz szukał
pomocy u Bretończyków i Normanów, lecz w 864 roku jeszcze raz dostał się wręce
Karola. Tym razem kazał on wtrącić "zdrajcę ojczyzny i
chrześcijaństwa" w "najcięższy areszt" do klasztoru Senlis,
więzienia Rzeszy na zachodzie, gdzie wkrótce został prawdopodobnie stracony[135].


Tymczasem Ludwik Niemiecki zaakceptował wysuniętą przez
arystokrację zachodniofrankijską propozycję objęcia rządów w państwie Karola
nie tylko

w roku 854, lecz również jeszcze w 858/859. A
przynajmniej za drugim razem zbiegły do Burgundii król utrzymał się u władzy
jedynie dzięki zdecydowanej postawie zachodniofrankijskich biskupów zebranych
wokół Hinkmara z Reims.

Ludwik
Niemiecki atakuje państwo zachodniofrankijskie

Od kiedy Akwitania została odebrana prawowitym
dziedzicom, królewiczom Pepinowi i Karolowi, działo się w niej szczególnie źle,
burzyli się wszyscy. Kraj wstrząsany był niepokojami, a Karol Łysy, którego
Akwitańczycy kiedyś sobie życzyli, był coraz bardziej nie lubiany, odbierany
wręcz jako tyran, tchórz i jednocześnie okrutnik. Gdy w roku 853 kazał ściąć
hrabiego Gozberta z Maine, oddanego mu dotąd męża, został znienawidzony przez
jego wpływowy ród i dalszą arystokrację, która przynajmniej po części
sympatyzowała z Ludwikiem Niemieckim. Posłowie Akwitańczyków przybywali więc,
jak podają wręcz wschodniofrankijskie kroniki z tego czasu, do "króla
Ludwika z prośbami, aby ich albo przyjął pod swe panowanie, albo wysłał swego
syna, by uwolnił ich z tyranii króla Karola (a Karli regis tyrannide), żeby nie
musieli z zagrożeniem dla chrześcijaństwa szukać pomocy, jakiej nie mogą
znaleźć u prawowiernych i prawowitych panów, choćby u obcych Rzeszy i wrogów
wiary"[136].

W lutym 854 roku Karol Łysy ponownie zawarł z Lotarem w
Leodium uroczyście zaprzysiężone specjalne porozumienie, skierowane przeciwko
Ludwikowi, którego syn o tym samym imieniu wkroczył tymczasem do Akwitanii,
lecz opuścił ją w panice, jak tylko pojawił się Pepin. Jednakże w tym czasie
również Ludwik Niemiecki zawarł specjalne porozumienie z Lotarem, który wszelako
na naciski Karola ponowił porozumienie i z nim. A gdy Lotar — jako
wdowiec uszczęśliwiający jeszcze dwie nałożnice spośród swej czeladzi —
śmiertelnie się rozchorował, to obaj bracia — Ludwik i Karol —
sprzymierzyli się ze sobą, czyhając jak sępy, znęcone wielkim łupem[137].


Cesarz Lotar I wstąpił na tydzień przed swą śmiercią
jako mnich do klasztoru w Prum. I zanim tam 29 września 855 roku "opuścił
powłokę cielesną" i rozpoczął "życie wieczne", podzielił swą
środkową część Rzeszy między trzech synów (s. 146): najstarszego, Ludwika II,
który otrzymał Italię i koronę cesarską, Lotara II, któremu nadał obszar zwany
później "Lotaryngią", sięgający od Rodanu po wybrzeże Morza
Północnego oraz Karola z Prowansji — ogromny obszar, odebrany na koniec
kawałek po kawałku przez Karola Łysego[138].


Jak to było regułą po podziałach, doszło wkrótce do
rywalizacji; a nawet przez jakiś czas wydawało się, że Karol Prowansalski,
chłopiec jeszcze, miał pójść do zakonu, a jego kraj zostać podzielony.
Zapobiegł temu zdecydowany opór magnatów burgundzkich, dążących do autonomii.

Tymczasem wkrótce na nowo zawiązały się wrogie alianse
wśród starszych braci.

Lotar II zawarł 1 marca 856 roku w St. Quentin formalny
sojusz ze swym stryjem Karolem Łysym, wystawionym na piętrzące się trudności:
pustoszących kraj Normanów, odnoszących zwycięstwa Bretończyków i buntujących
się Akwitańczyków. Trzymali z nimi nawet jego właśni możni, prawie wszyscy
hrabiowie jego kraju, grabiący i rabujący niewiele mniej niż normańscy
najeźdźcy, którzy w latach 856-857
m.in. ponownie spalili Paryż i spustoszyli ogniem i
mieczem całe połacie kraju nad Loarą. A po zawarciu paktu między Karolem Łysym
a jego bratankiem Lotarem II Ludwik Niemiecki szukał i znalazł sojusznika w
innym bratanku, cesarzu Ludwiku z Italii.

Tym samym Karolingowie stanęli ponownie w zwartym szyku
naprzeciw siebie. A latem 858 roku, gdy Karol wreszcie od tygodni trzymał
Normanów, osaczonych na sekwańskiej wyspie Oissel, a na wschodzie Ludwik
Niemiecki właśnie szykował trzy armie do zwalczania Słowian, Morawian,
Obodrytów, Linonów i Serbów, prosili go wówczas zachodniofrankijscy możni,
hrabia Otto i opat Adalhard z St. Bertin, o zbrojną interwencję w państwie jego
brata, ofiarując mu jego koronę. Dopominali się usunięcia "tyranii" Karola,
gdyż "niweczył on swym szalonym gniewem" wszystko, co im pozostało po
napadach pogan; "w całym narodzie nie ma nikogo, kto by dawał wiarę jego
obietnicom lub przysięgom" (Annales Fuldenses).

Do tej wielkiej frondy należała w istocie większość
zachodniofrankijskiej arystokracji; również Robert Mocny, przodek Kapetyngów,
świecki opat klasztoru Marmoutier koło Tours oraz Świętego Marcina w Tours.
Karol mianował go w 852 roku hrabią Andegawenii i Turenii, lecz teraz przeszedł
on na stronę Ludwika Niemieckiego. A tenże obiecał, "kierując się
czystością swego sumienia" (która władców nolens volens zawsze cechuje),
"z Bożą pomocą wesprzeć". Po drugiej stronie biskup Reims Hinkmar
ostrzegł wszelako króla, że poprzez wojnę z bratem "kroczy ku potępieniu"
i zapobiegł secesji biskupów. Lecz Ludwik wtargnął "dla uwolnienia
ludu" latem przez Alzację głęboko na terytorium zachodniofrankijskie,
gdzie przyłączyła się do niego jak zwykle wiarołomna arystokracja, a wśród niej
obdarowany później bogato arcybiskup Wenilo z Sens; dziesięć lat wcześniej
namaścił i ukoronował swego zachodniofrankijskiego władcę w Orleanie po jego
wyborze na króla.

Karol przerwał oblężenie Normanów i 12 listopada wojska
obu braci rozłożyły się naprzeciwko siebie koło Brienne, nad rzeką Aube.
Najpierw chciał Karol "poprawić za radą i wsparciem Ludwika i Bożą pomocą,
co stało się złego". Potem zażądał, również daremnie, od swoich biskupów
rzucenia klątwy na Ludwika. Na koniec opuścił "potajemnie z
nielicznymi" (cum paucis latenter) swe oddziały uszykowane już do bitwy i
uciekł do Burgundii, na co jego wojsko przeszło na stronę Ludwika. A także
Lotar, łamiąc swe obowiązki, wynikające z traktatu, zostawił Karola na lodzie i
przyłączył się do Ludwika — zwycięzcy bez bitwy.

Ludwik, któremu zdobycie większej części państwa
zachodniofrankijskiego przyszło bez

żadnego trudu, rozdzielił wspaniałomyślnie między tych,
którzy go wezwali, honores i ziemię, całe hrabstwa, klasztory, królewszczyzny i
alodia (prawnicze określenie "własności wolnej" od jakichkolwiek
zobowiązań) i udał się przez Reims do St. Quentin, gdzie nader pobożnie
obchodził święto narodzenia Pana w klasztorze świętego męczennika Quintusa[139].


Zachodniofrankijski episkopat przeciwstawił się
jednakże najeźdźcy. Prałaci kościelnych prowincji Reims i Rouen — piórem
samego arcybiskupa Hinkmara — zaczęli przemawiać Ludwikowi do sumienia i
obwinili go o spowodowanie większej nędzy niż poganie. Biadali nad klęską
wynikającą z wojny chrześcijan przeciwko chrześcijanom, podczas gdy pierwszym
obowiązkiem króla było obrócić miecz przeciwko przeklętym poganom! A ponadto
chronić kościelne prawa i przywileje!

A ponieważ Ludwik, zbyt pewny zwycięstwa, przedwcześnie
rozpuścił swą armię do domu, a także otrzymał doniesienia o powstaniu Serbów, a
do tego "wyzwolenie" już wkrótce zbrzydło zachodnim Frankom, synowie
hrabiego Konrada Welfa[140]
przeszli do obozu Karola i podjudzali go przeciw teraz prawie bezbronnemu
bratu, uciekł tenże, "po tym jak zrujnował całe państwo i w niczym go nie
naprawił" (Annales Xantenses), na łeb, na szyję do Wormacji, podczas gdy
zwycięstwo Karola w pozornie trudnej sytuacji legło u podstaw jego sukcesu. Na
co Lotar znów zmienił front i zaraz po ucieczce Ludwika przeszedł na stronę
właśnie dopiero co zdradzonego Karola, ponownie zaprzysięgając w Warq koło
Mezieres stary sojusz. Aż w końcu Ludwik i Karol we własnych osobach w czerwcu
860 roku w zamku w Koblencji, gdzie znalazł się i Lotar, zagwarantowali sobie
nawzajem uroczystą przysięgą pokój, a nawet, jak w 842 roku, w obu językach
— "wedle woli Bożej i dla trwałości, chwały i obrony świętego
Kościoła [...]", lecz oczywiście również "dla pomyślności i pokoju
powierzonego nam chrześcijańskiego ludu", a nie mniej "dla utrzymania
prawa, sprawiedliwości i porządku [,..]"[141],
żyli oni przecież w głęboko chrześcijańskich czasach — gdzie właśnie
dopiero co "w bardzo wielu miejscach padał krwawy śnieg"; gdzie
właśnie również Liutbert z Munster, "święty biskup", wypełnił
klasztor Freckenhorst "wieloma członkami" wielu świętych męczenników
i wyznawców, a nawet "cząstką żłóbka Pana i jego grobu [...]". Nie
dość tym cudom: miał "też zarazem pył z jego stóp, gdy wstępował do nieba
[...]". A zaraz potem czytamy, że (chrześcijańscy) królowie koło Koblencji
"wszystko wokół spustoszyli". I jeszcze dalej, że król Lotar (II)
opuścił "swą prawowitą małżonkę", by zadawać się "publicznie z
nałożnicą". A król Ludwik uczynił "hrabią bezbożnego Hugharda".
Były to przecież wierne, głęboko chrześcijańskie czasy. Kronikarz kończy swą
relację z tego roku: "Byłoby samą zgryzotą opowiadanie o niezgodzie
riaszych królów i o nieszczęściu, jakie poganie sprowadzili na nasze
kraje"[142].

No to opowiedzmy co nieco na ten temat.

Słowianie nadchodzą...

Słowianie, których słynni uczeni rzymscy wczesnego
Cesarstwa (Pliniusz Starszy, Tacyt, Klaudiusz Ptolemeusz) określają jako
Venedi, Niemcy zaś później jako Wenden, czyli Wenedowie, sami nazywali się
inaczej, jako Słowenie (Slovenin, 1. mn. Slovene), jak to jest poświadczone od
X wieku. Pojawiająca się dopiero we wczesnym VI wieku nazwa Słowian Sklabenoi
czeka wciąż mimo wielu wysiłków na wyjaśnienie etymologiczne. Natomiast
wywodzone stąd młodsze o parę stuleci zestawienie nazw Sclavini, Sclavi
(arabskie saqaliba) ze słowiańskimi jeńcami, z niewolnikami, wiąże się z
panującym w krajach śródziemnomorskich (tak katolickich, jak i muzułmańskich)
handlem niewolnikami[143].
A jest to (w odróżnieniu, jak się sądzi, od "wczesnego średniowiecza w
głębi Europy") kontynuacja starożytnego niewolnictwa, sięgającego od
czasów antyku po kolonialne niewolnictwo ery nowożytnej — a być może
wykracza nawet poza zaznaczone tu granice.

Jeśli etnogeneza Słowian jest wyjaśniona ledwie w
zarysach, to najnowsze badania historyczne utrzymują dość zgodnie, że pierwotna
ojczyzna Słowian znajdowała się "gdzieś na północ od Karpat" (Vańa):
na obszarze środkowego Dniepru, w dorzeczu Odry i Wisły, między Odrą, Wisłą a
środkowym Dnieprem, a może w zachodniej Ukrainie, w pobliżu rozległych bagien
Prypeci. Później Słowianie rozdzielili się na trzy główne odnogi. Słowianie
wschodni (Rusini, Ukraińcy, Białorusini) osiedlili się nad Dnieprem, Słowianie
zachodni (Czesi, Słowacy, Polacy, Słowianie połabscy i nadbałtyccy) w dorzeczu
Wisły i Odry, Słowianie południowi (Serbowie, Chorwaci, Słoweńcy, Bułgarzy) na
Bałkanach; jest to obszar ogromny, rozciągający się między Morzem Czarnym,
Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Egejskim[144],
[145].


W V i VI wieku Słowianie zostali podbici przez
Kutigurów, a następnie Awarów. Ci ostatni opanowali nizinne tereny
zachodniosyberyjskie nad Irtyszem, w 557 roku dotarli do granic Cesarstwa
Bizantyjskiego, a w roku 561 również do Łaby. Po odejściu Longobardów z Panonii
i wtargnięciu w 568 roku pod wodzą króla Alboina do Italii (IV, s. 68 i nast.),
Awarowie opanowali środkowe dorzecze Dunaju; stało się ono centrum ich rozległego
państwa, któremu podlegali Bułgarzy i liczne plemiona słowiańskie jako ludy
służebne.

Od połowy VI wieku zachodni Słowianie przeniknęli
stopniowo poza Wisłę w opuszczone przez Germanów w okresie wędrówek ludów, choć
nie wszędzie do końca, tereny północnych i środkowych Niemiec i u schyłku VI
wieku dotarli do Łaby, Soławy, Naabu i górnego Menu. Dzisiejsza Górna Frankonia
była w przeważającej części krajem słowiańskim. "Wkradli się niczym
złodzieje", pisze teolog Albert Hauck; "przyszli nie wiadomo jak i
kiedy [...]". W końcu osiedlili się we wschodnim Holsztynie, w hanowerskim
"Wendlandzie" czy w Turyngii, jak i w Kotlinie Czeskiej, Karyntii,
wschodnim Tyrolu, Styrii, Krainie, gdzie stopniowo powstały narody Polaków,
Wenedów[146],
Czechów, Słowaków i Morawian[147].


Jak wykazują nowe badania archeologiczne, przenikanie
Słowian z południowej Polski przez Czechy i Morawy na Bałkany nastąpiło na
drodze pokojowej. Po części zamieszkiwali tam jeszcze germańscy rolnicy, po
części były to obszary, jak między środkową Łabą a środkową Odrą w połowie VI
wieku, zupełnie wyludnione. Jedno ze źródeł bizantyjskich podaje około 600
roku, że Słowianie dawali zwykle swym jeńcom do wyboru wykupienie się lub
pozostanie "wolno i jako przyjaciele". Tacy niewojowniczy, jak się
czasami przyjmuje, Słowianie nie byli. Raczej stopniowo ulepszali swe
uzbrojenie, taktykę walki i umocnienia; zwłaszcza Słowianie nadgraniczni nie
ustępowali w tym ludom zachodnioeuropejskim.

W VIII i IX wieku cały obszar na wschód od Łaby jest
zamieszkany przez Słowian. Mieszkają oni również gęsto zaludnionymi pasami od
wschodniego Holsztynu i okolic Hamburga po północno-wschodnią Bawarię. Kwitło
rolnictwo, hodowla bydła i pszczelarstwo, rzemiosło, handel, tak że
"wnieśli niezaprzeczalny wkład w kształtowanie cywilizacji
europejskiej" (Fried). Proces "stawania się narodów" zaczyna się
wśród nich, podobnie jak i u Germanów, wcześniej niż w przypadku narodów
romańskich, Włochów czy Francuzów.

Na północy osiedliły się plemiona nadłabskie, Obodryci
od Bałtyku po środkową Łabę, na wschód od nich Lutycy (Wieleci)[148],
między Łabą a Soławą Serbowie i Dalemińcy. Czesi, nazwani tak dopiero parę
wieków później, mieszkali w górach Lasu Czeskiego, Morawianie po części w
dolinie Morawy, Słoweńcy (Karantanie) i południowi Słowianie nad Dunajem i jego
dopływami.

Na wschodnim pogórzu alpejskim obszar osadnictwa
Słowian alpejskich obejmował w VIII wieku mniej więcej dzisiejszą Karyntię,
Krainę, Styrię, Dolną Austrię z Dunajem jako granicą północną; ich najdalej
wysuniętym na zachód terytorium osadniczym był dzisiejszy wschodni Tyrol, gdzie
doszli do Pustertal[149]
i prawie do źródeł Drawy. Gdzieniegdzie siedzieli też bawarscy chłopi, były i
mieszane strefy osadnicze, a po walkach pod koniec VI wieku zapanowała pokojowa
koegzystencja.

Najdalej na zachód przeniknęli Słowianie w VII wieku,
mniej więcej do linii Łaba -Soława Las Czeski. A aż do VIII wieku stosunki
między Frankami a Słowianami połabskimi były względnie pokojowe. Przynajmniej
osiedleni między Łabą i Soławą a Odrą Słowianie połabscy — Serbowie,
Lutycy (lub Wilcy, Wieleci, wówczas znani jako Weletabi) i Obodryci — a
więc na późniejszym terytorium niemieckim (ostatnio zwanym też Germania
Slavica) pozostawali przez całe stulecia niezależni politycznie i ekonomicznie[150].


[...] I o "prawie narodów cywilizowanych
przeciw barbarzyństwu"

Jednakże już w VIII wieku zaczyna się to, co ponad
tysiąc lat później Droysen nazywa walką z ową "furią i
okrucieństwem", ową "słowiańską nienawiścią do Niemców, trwającą aż
po dziś dzień"; zaczyna się to, co dla saksońskiego generalskiego syna
Treitschkego, dla niemieckiego punktu widzenia z pozycji panów, oznacza
"prawo narodów cywilizowanych przeciw barbarzyństwu", a dla Franza
Ludtkego w roku 1936 "ogromne dokonania naszego narodu w
przeszłości". Krótko mówiąc, zaczyna się trwająca aż po wiek XIX niemiecka
"kolonizacja wschodnia". Jest to ciągłe zdobywanie przestrzeni,
odbywające się w trzech wielkich rzutach: w okresie karolińskim, gdy Słowianie
usiłują się chronić pod osłoną licznych grodów po drugiej stronie frankijskiej
granicy, szczególnie za czasów Karola "Wielkiego", który w roku 789
podejmuje pierwszą wyprawę wojenną przeciwko Wieletom i plemionom nad Szprewą i
Hawelą oraz podbija Sasów i Turyngów osiadłych na zachód od Łaby. Lecz i w
następnym stuleciu, zwłaszcza pod rządami Ludwika Pobożnego, dochodzi do
większych wojen na linii Łaby i Soławy z Obodrytami, Wenedami i Serbami, m.in.
w latach 844, 846, 858, 862 i 874.

W środkowej części granicy ze Słowianami, również za
czasów Karola I, wojska frankijskie wkraczają w roku 805/806 do Czech (IV, s.
299 i nast.), należących do "wysuniętych państw trybutariuszy" i w
owym czasie już zobowiązanych do płacenia trybutu Rzeszy frankijskiej. I
również tutaj jest znów obecny Ludwik Niemiecki, prowadzący głównie na
południowo-wschodnim "przedpolu" Bawarii ciągłą ekspansję militarną i
kościelną, przy czym 13 stycznia 845 roku kazał ochrzcić w Ratyzbonie 14
czeskich duces wraz z ich świtami (cum hominibus suis), gdyż "dopominali
się o religię chrześcijańską", lecz raczej chyba nie o frankijską
zwierzchność. Czechy, od tej pory zaliczone do diecezji w Ratyzbonie,
przyłączyły się na pewien czas do Wielkiej Morawy, znowu zostały jednak
podporządkowane "Rzeszy Niemieckiej"[151].


Prawie się nie zdarza w tym chrześcijańskim świecie,
żeby ktoś gdzieś kogoś nie wyrzynał i dlatego jako ciekawostka bywało
zapisywane, jak pod rokiem 847 w Annales Fuldenses: "Ten rok był wolny od
wojen". Nawet jeśli chrześcijanie nie cięli się nawzajem, to kronikarze
byli zdziwieni. I tak powiada się w Rocznikach Xanteńskich o roku 850: "W
tym samym roku panował między obydwoma braćmi, cesarzem Lotarem i królem
Ludwikiem, taki pokój, że w Eisling" — części okręgu ardeńskiego
— "poświęcili się razem przez wiele dni polowaniu w małej eskorcie,
tak że wielu się temu dziwiło (ut multi hoc facto mirarentur); i rozeszli się w
pokoju[152].

Tak, pokój zadziwia, jest rzadkością, czymś niezwykłym;
nie tylko między chrześcijanami a poganami, właśnie między chrześcijanami. A
dzisiaj? Przez dwa tysiące lat panuje wojna między chrześcijanami. Nigdy nie
było więcej wojen na świecie! I nigdy większych!

W późnych latach czterdziestych doszło do ponownych
buntów Czechów, którzy "w zwykły sposób" łamali wierność. W roku 848
i 849 Ludwik Niemiecki wysyłał swe wojska przeciwko Czechom, przy czym w 849
roku pociągnęło na wojnę wielu opatów i skończyło się to ciężką klęską.
Frankowie musieli zostawić zakładników, by w ogóle móc wrócić do domu.

Historycy chętnie nazywają przede wszystkim wojny
Karola na wschodzie i północy próbami uspokojenia, zabezpieczeniem granic,
umocnieniami, konsolidacją, stabilizacją, integracją, chrystianizacją. Mówią o
bynajmniej nie "czysto" defensywnym pasie marchii, niezwykle
elastycznym systemie zabezpieczania granic, bardzo ruchomej granicy zewnętrznej
świata chrześcijańskiego od Bałtyku po Adriatyk, o utrzymaniu i rozbudowie
osiągnięć dzięki strategicznej dalekowzroczności Karola I etc.

Lecz tak pięknie, jak się o niej mówi, rzecz się nie
przedstawiała. Nieprzerwane wyprawy zbrojne przez granice przemawiają równie
wyraźnym językiem, jak równie liczne frankijskie kasztele graniczne, które,
zwłaszcza w punktach strategicznych, są zarazem bramami wypadów; jak choćby na
północy twierdze Esesfeld koło Itzehoe, na wschodzie nad Łabą zamek Hhbeck na
wysokim brzegu naprzeciwko Lenzen, czy Magdeburg, lub też Halle nad Soławą[153]
.

Słowiańskie robactwo i frankijski lud boży

Słowianie byli poganami i nawet w chrześcijańskich
krajach jak Turyngia, Hesja i okręgach wschodniofrankijskich pozostali dłużej
"niewiernymi" niż inni mieszkańcy. Ich kultura, wedle różnych
świadectw, była bardziej rozwinięta niż to od czasu do czasu i przy różnych
okazjach zakłada się jeszcze dzisiaj. Należy się zastanowić — i nie tylko
przy tej okazji — że frankijsko-niemieckie relacje na temat Słowian przez
długi czas, od VII do XI wieku, prawie wyłącznie wychodzą spod ręki duchownych,
nie będących przy tym naocznymi świadkami, lecz czerpiących często z drugiej
lub trzeciej ręki. Jeśli znajdowano się ze Słowianami na stopie wojennej, a tak
było najczęściej, rzucano na nich kalumnie. Lecz jeśli stawali się
sojusznikami, byli nagle chwaleni, przy czym niekiedy jeszcze podkreślano, że
sobie na to "w podziwu godny sposób zasłużyli".

Jeśli nawet historiografia karolińska i ottońska jest
zróżnicowana w swej ocenie, to od dawna dominuje pewna nienawiść narodowa,
jeśli nie odwieczna wrogość, wynikająca w nie najmniejszym stopniu z powodów
religijnych, ze sprzeczności między poganami i chrześcijanami i to już od
czasów Merowingów. Później potępia się chętnie Słowian wręcz ryczałtem. Im
świat staje się bardziej chrześcijański, tym gorsi stają się inni. Są wręcz w
ogóle wszyscy "źli", to znaczy ludzie odwróceni od Boga, a więc
wszyscy "niewierni", według średniowiecznych poglądów, na które wywarł
wpływ Augustyn (I, s. 313 i 324 i nast.) i papież Grzegorz "Wielki"
(IV, s. 104 i nast.), gentiles, infideles, pagani, krótko mówiąc
"wspólnicy Szatana, których należy niszczyć wszelkimi środkami, jeśli się
nie nawrócą do sprawy Bożej" (Lubenow).

Słowianie wydawali się przydatni chrześcijanom jedynie
jako niewolnicy[154]
— słowo wywodzone od określenia slavus — albo czyste obiekty
mordowania, ludzie wyszydzani przez pobożnych katolików jako
"robactwo" i wycinani "jak trawa na łące", wręcz podludzie,
zwierzęta. "Cóż wy mi tu z tymi płazami?", przechwala się u mnicha
Notkera z St. Gallen chrześcijański wojownik. "Siedmiu czy ośmiu, a nawet
dziewięciu nadziewałem na mą włócznię i ciągnąłem ze sobą, nucąc pod
nosem". Słowianie byli również z gruntu fałszywi i podstępni.
"Wenedowie — piszą tak nie tylko Roczniki z St. Bertin — w
swej zwyczajowej niewierności łamali słowo wobec Ludwika". Złorzeczył im
już przecież św. Bonifacy, "apostoł Niemców", jako "najbardziej
odrażającemu i najgorszemu rodzajowi ludzkiemu" (foedissimum et deterrimum
genus hominum) i tak nimi gardził, że w swych nacechowanych misyjnym
zacietrzewieniem listach nigdy nie pisze, że głosił kazania Słowianom[155].


Natomiast Frankowie czuli się — chociaż jako
chrześcijanie winni byli być "z serca pokorni", jak to jest u
Mateusza (Mt 11,29) i analogicznie w niezliczonych miejscach Pisma —
"ludem wywyższonym", czymś bardzo szczególnym. Już nawiązujący do
Chlodwiga I prolog do Lex Salica (prawa salickiego — najstarszego prawa
ludów zachodniogermańskich) ukazuje to w sposób drastyczny: "Sławne plemię
Franków, stworzone przez samego Boga, odważne w wojnie i wytrwałe w pokoju,
[...] szlachetnej postawy i chwały bez skazy i niezwykłej urody, śmiałe,
szybkie i pełne brawury, nawrócone na wiarę katolicką i zahartowane przeciw
wszelkiej herezji [...]. Niech żyje Chrystus, kochający Franków".

A według Otfryda z Weissenburga (zm. po 870 r.),
pierwszego znanego z imienia niemieckojęzycznego poety, puer oblatus i teologa,
okazjonalnie działającego w kaplicy nadwornej Ludwika Niemieckiego, Frankowie
są narodem bogobojnym, a Bóg jest z nimi wszędzie: wszystko, co myślą i czynią,
myślą i czynią z Bogiem, nie podejmują niczego bez jego rady, a jego słowo chcą
nie tylko poznawać i śpiewać, lecz również wypełniać. Celem Otfryda jest
jednak, co wyznaje metropolicie mogunckiemu, wykorzenienie ustnej twórczości
pogańskiej[156].

Zgodnie z kościelnym punktem widzenia każdy książę
chrześcijański musiał zwalczać pogan, w kraju i przy granicach. A nawet, według
panującej nauki augustiańskiej o rozszerzaniu Państwa Bożego na ziemi, należało
w ogóle zdobyć i "nawrócić" słowiański Wschód. Nie przypadkiem magnum
opus Augustyna O Państwie Bożym było ulubioną lekturą Karola
"Wielkiego" (por. I, s. 310 i nast.). A Karol, Karolingowie,
frankijska arystokracja obok reszty warstwy posiadaczy ziemskich, wszyscy oni
byli tym bardziej zainteresowani "ekspansją", grabieżą i trybutami na
Wschodzie, że produktywność rolnicza w ich kraju i widoki na przyrost
posiadłości ziemskich były znikome. Obszary Słowian stanowiły też stały
rezerwuar wojsk pomocniczych i niewolników.

Wszak chrześcijańska arystokracja patrzyła na misje u
Słowian nie zawsze z niezakłóconą radością i to oczywiście z jak najbardziej
egoistycznych powodów. Wraz z przyjęciem chrześcijaństwa znikał przecież,
zwłaszcza dla pogranicznej — jak choćby mieszkającej po sąsiedzku —
saskiej arystokracji, powód do ich napadania, podbijania i rabowania.
"Jeśli chrystianizacja Słowian nie przyniosła wojowniczym saskim wielmożom
feudalnym zupełnego odcięcia od ważnego źródła zdobyczy [...], to przynajmniej
utrudniła Sasom grabienie sąsiadów" (Donnert). A co oczywiste, ich
skurczenie się było dla chrześcijan zawsze ważniejsze niż Ewangelia; katolickim
książętom chodziło przecież owładzę, chciwość, o powiększanie ich posiadłości
ziemskich i rentę feudalną: "jak bowiem — pisze opat Regino —
serca królów są pożądliwe i zawsze nienasycone". Arcybiskup Moguncji
Wilhelm nazwał twierdzenie Ottona "Wielkiego", jego ojca, upiększeniem.
A całkiem bez ogródek nazywa się to w Kronice Słowian[157]
Helmolda w odniesieniu do Henryka Lwa: "Nigdy nie było mowy o
chrześcijaństwie, lecz o pieniądzach [...]".

Lecz nie chodzi jedynie o to, "że chrześcijaństwo
postawiło stopę na drugim brzegu Łaby i Soławy przede wszystkim w wyniku działań
zbrojnych" (Fleckenstein). Nie, Kościół chrześcijański, a zatem oczywiście
Kościół niemiecki, był również "siłą napędową" tej całej bardzo
agresywnej ekspansji wschodniej, siłą, dla której wiara była środkiem do celu,
siłą, jak pisze Kosminski, która "polowała na dziesięciny, dobra i
niewolników i w «nawracaniu pogan» ujrzała najbardziej zyskowne
zajęcie. Wspomagało ją przy tym w bardzo energiczny sposób papiestwo, będące
jednym z głównych organizatorów wypraw zbrojnych na wschód Europy, gdyż miało nadzieję
na rozszerzenie swej sfery wpływów i pomnożenie dochodów".

Ale właśnie to udało się znakomicie za pomocą
chrześcijańskiej propagandy misyjnej, za pomocą nieustannego krzyku o
"wyższych celach", zamaskować "panu" — a zwłaszcza
panom, biskupom i opatom, którzy wręcz w nie mniejszym stopniu brali udział w
tych już podawanych za wyprawy krzyżowe grabieżach i podbojach od czasów
Karolingów, jeśli nie Merowingów, poprzez rajdy zbrojne cesarzy saskich i
salickich, aż po okres właściwych wypraw krzyżowych[158].


Były dwie formy pozyskiwania Słowian.

Po pierwsze samodzielna misja kościelna, jak choćby
misja biskupa Ansgara, który kupował w Danii i Szwecji chłopców, by uczynić z
nich chrześcijańskich duchownych; misja biskupa Wojciecha z Pragi u Prusów pod
koniec X wieku oraz misja Gunthera z Magdeburga u Lutyków na początku XI wieku.


Ponieważ te indywidualne próby nawracania pozostały
bezskuteczne, Kościół począł szerzyć Dobrą Nowinę dzięki pomocy wojsk
państwowych, ogniem i mieczem, a także za pomocą przekupstwa. Przyjęcie
chrześcijaństwa było w każdym razie dla Słowian "równoznaczne z
niewolą" (Herrmann) i tym bardziej prawdopodobne, tym bardziej możliwe, im
skuteczniej oręż wykazywał siłę Boga chrześcijańskiego i bezsilność starych
bogów[159].


W ciągu 400 lat 170 wojen przeciwko Słowianom

Już Pepin II (zm. 714 r.) podjął zdobycie zachodniej
Fryzji i Turyngii w ścisłym sojuszu z Kościołem rzymskokatolickim, przekazał mu
zaanektowane obszary i w ten sposób, jak by to dziś powiedział papież Wojtyła,
umożliwił "ewangelizację" (IV, s. 178 i nast.).

Podczas okrutnych wojen Karola z Sasami nie było
inaczej. Grabież i chrystianizacja należały po prostu do jego polityki. Zawsze
wchodził pod chrześcijańskimi sztandarami do Saksonii, zawsze szli za nim
księża i ich "błogosławieństwo" dla armii i jej szeregów, krwawa
łaźnia zamieniała się w misę chrzcielną, a z masowych mordów wyrastała misja
(IV, s. 276 i nast.). A również likwidacja państwa Awarów na wschodniej flance
imperium frankijskiego, to także czysto aneksjonistyczne wielkie przestępstwo
Karola, została przeprowadzona jako święta wojna przy pomocy biskupów polowych.
Wszędzie współdziałali tu wojownicy i księża, a rozległe, zdobyte mieczem
tereny na południowym wschodzie były potem "nawracane" zwłaszcza przez
patriarchat w Akwilei i arcybiskupstwo w Salzburgu (IV, s. 294 i nast.).

Po zniszczeniu państwa awarskiego nastąpiły niezliczone
dalsze wyprawy przeciwko osiadłym tam ludom słowiańskim, niektóre jeszcze w
pierwszej połowie, lecz coraz częściej od połowy IX wieku. Pustoszono pola,
wyniszczano stada, zabito wielu ludzi. Prawie całe życie starszego syna Ludwika
Niemieckiego, zmarłego w roku 880 Karlomana, władcy Bawarii, Karyntii, Panonii,
Czech i Moraw, było wypełnione wojnami. I wszystkie były związane z misjami. Z
mieczem szedł zawsze krzyż. Podczas gdy z Bawarii, zwłaszcza z Ratyzbony,
wyrywano kawałek po kawałku ziemie na południowym wschodzie, bawarscy prałaci
zajmowali się chrystianizacją podbitych Słowian. Wyższy kler towarzyszył
również oddziałom wojskowym, a nawet czasami je prowadził; tak zrobił biskup
Otgar z Eichstatt, który w 857 roku na czele swego oddziału poczynił zdobycze w
Czechach, a w roku 871/872 biskup Arn z Wurzburga, który również w 892 roku
najechał Czechy i został pobity z przeważającą częścią swego wojska oraz w roku
872 biskup Liutbert z Moguncji i opat Sigehard z Fuldy[160].


Na początku roku 874 Serbowie i Susłowie mieszkający
przy granicy Turyngii odmówili zapłacenia wymuszonego na nich trybutu.
Arcybiskup Moguncji Liutbert i Ratolf, margrabia Marchii Serbskiej,
przekroczyli na to w styczniu z wojskiem Soławę i rozbili paląc i grabiąc
powstanie tamtejszych małych ludów przygranicznych. Była to ostatnia wyprawa
przeciwko Słowianom za rządów Ludwika Niemieckiego. Ale już pod rządami jego
syna, również Ludwika, powtórzono podobny atak na Susłów i ich sąsiadów; król
kazał oddać "kilku zakładników i niemałe dary i przywrócił ich w dawną
służebność"[161].


Oczywiście Kościół stale wspierał wszystkich synów
Ludwika, jak wcześniej jego samego. Udręczone, wyzyskiwane jak niewolnicy masy
karmiono obwinianiem o grzechy, prymitywnym handlem relikwiami i tak zwanymi
procesjami błagalnymi, im gorzej się działo, tym bardziej; jak choćby w latach
873 i 874, gdy zapanowała szczególna nędza, jak to często bywało: roztopy,
powodzie, klęska głodu, zarazy, szarańcza taka, że "niebo było widać, jak
przez sito", wtedy w wielu miejscach "wyszli im naprzeciw pasterze
Kościoła i całe duchowieństwo z relikwiarzami i krzyżami, przyzywając boskiego
miłosierdzia". Wszelako, "różnymi plagami Pan ćwiczył ustawicznie
swój lud i nawiedzał z rózgą ich nieprawości i razami ich występki"
(Annales Xantenses).

Pan na niebiosach uderzał — a nie pan na koniu!
Umiłowany pan niebios uderzał ustawicznie. I zawsze trafiał. Również Roczniki
Fuldajskie widziały "lud germański dotkniętym nie mniej wskutek swych
grzechów". "Grzechy" i "występki" były zawsze winne
— a nie gospodarka naturalna arystokracji, jej krwiopijczy stały wyzysk.
Wydawało się to zrządzeniem losu, jak siły natury, doświadczające przede
wszystkim tych, o których pisze etnolog Jeggle: "Własne ciało nie znało
żadnej radości, tylko pracę, kobieta i dzieci były również jedynie środkami
pracy. Wychowanie społeczne nie było niczym innym, jak wdrożeniem w ten proces
pracy [...]. Praca definiowała rozkład dnia, pory roku, etapy życia [...].
Praca i życie zbiegały się ze sobą". Prawie jedna trzecia ludności państwa
wschodnio-i zachodniofrankijskiego wówczas ginęła. Jeszcze następnego lata
powódź wskutek deszczu porwała w samym tylko Eschborn (na zachód od Frankfurtu)
88 ludzi. Nawet "kościół wiejski z głównym ołtarzem został zniszczony, tak
że ci, którzy to widzieli, nie znaleźli po nim śladu" — i wszystko
to oczywiście "jako następstwo naszych grzechów" (Annales Fuldenses)[162].


Tak jak w przypadku Karolingów, państwo i Kościół
współpracowały podczas najazdów Ottonów, cesarz z dynastii salickiej[163]
przeciwko Słowianom nadłabskim, polscy książęta przeciwko Pomorzanom, podczas
przedsięwzięć misyjnych arcybiskupstwa Bremy i Hamburga. Zawsze jest obecna
"ideowość i religijność [...] bardzo spleciona [...] z motywami
świeckimi" (Bunding-Naujoks); rozszerzanie państwa chrześcijańskiego poza
niemieckie granice wschodnie i północne "było zawsze wspólnym dziełem
Kościoła i państwa, kaznodziejstwa i przymusu; praca nauczających i chrzczących
kapłanów szła za zdobyczami wojennymi lub odbywała się po osiągniętym
przyzwoleniu" (Bauer).

Wyliczono, że katoliccy Frankowie i Sasi w ciągu
niecałych czterystu lat, mianowicie od wyprawy Karola "Wielkiego" na
Lutyków w roku 789 do najazdu Fryderyka Barbarossy i Henryka Lwa na Polskę w
roku 1157, prowadzili przeciwko Słowianom 170 wojen! Dwadzieścia z nich
skończyło się fiaskiem dla wojsk cesarskich, nieledwie jedna trzecia przyniosła
im sukces.

W pierwszych stuleciach wczesnego średniowiecza
Słowianie nie wykazywali prawie ogólnosłowiańskiego, łączącego wszystkie z
wielu plemion, plemionek i civitates[164]
poczucia wspólnoty. Lecz ich struktura polityczna i społeczna zmieniała się
znacznie, rosła siła książąt plemiennych i arystokracji plemiennej, doszło
stopniowo do konsolidacji państw plemiennych[165].


Również w VII i VIII wieku istniały już księstwa
słowiańskie. Na czele takiego związku stał choćby "książę" (dux)
Serbów, Derwan, który po roku 632 przyłączył się do frankijskiego kupca Samona,
twórcy w ogóle pierwszego państwa słowiańskiego (620-658), po tym jak ów pobił
z kretesem w trzydniowej bitwie pod Wogastisburgiem (nad rzeką Eger)
merowinskiego króla Dagoberta I (IV, s. 143). A około roku 740 Słowianie
karantańscy stworzyli we wschodnich Alpach księstwo, którego sprzyjający
chrześcijaństwu dux Borut przywołał bawarskiego księcia Odilona na pomoc
przeciwko Awarom, na krótko zanim jego samego Pepin III, jego własny szwagier,
nie pobił w podstępnym nocnym ataku na śpiących Bawarów (IV, s. 198 i nast.).

W IX wieku powstało jednak po słowiańskiej stronie
Państwo Wielkomorawskie, a w następnym rozwinęły się dwa kolejne większe
państwa słowiańskie; najpierw Czechy, pod rządami czeskich książąt z rodu
Przemyślidów, następnie Polska pod władzą Piastów.

Wielka Morawa

Szczególne znaczenie dla wschodnich Franków uzyskali
"Morawianie". Wyrośli na początku IX wieku, wymienieni zostają przez
jedno z frankijskich źródeł po raz pierwszy w 822 roku. Kronikarz Rzeszy notuje
wówczas, że cesarz na zjeździe we Frankfurcie przyjął od wszystkich Słowian
wschodnich — wymienieni tu są Obodryci, Serbowie, Wieleci, Czesi,
Awarowie, Predenecentrzy (wschodnia grupa Obodrytów w okręgu Braniczewo) i
również właśnie Morawianie (Marvanorum) — "poselstwa z darami"
(cum muneribus). A owe dary nie były oczywiście ofiarowane z miłości, lecz na
wszystkich ludach wymuszone i odbierane jako ciążące i hańbiące brzemiona[166].


W owym czasie z kilku słowiańskich plemion utworzyły
się dwa rywalizujące ze sobą księstwa: jedno w dolinie Morawy, pod wodzą
Mojmira I (830-846), drugie w Nitrze, w południowo-zachodniej Słowacji, z
księciem Pribiną na czele. Ten drugi, jakkolwiek jeszcze poganin, kazał
poświęcić w roku 827/828 przez arcybiskupa Salzburga Adalrama pierwszy kościół
w Nitrze, został jednak w roku 833 wygnany przez Mojmira, pierwszego
wymienionego w źródłach władcę Państwa Wielkomorawskiego. Protoplasta dynastii
Mojmiridów zaanektował terytorium Pribiny i rządził, początkowo unikając
otwartych konfliktów ze wschodnimi Frankami, obydwoma księstwami, podczas gdy
Pribina uciekł do wschodniej Bawarii i na rozkaz Ludwika przyjął chrzest.
Później funkcjonował on jako wasal frankijski w Dolnej Panonii, nad Balatonem,
gdzie w krótkim czasie z pomocą Salzburga powstały liczne kościoły, pojawili
się salzburscy misjonarze i bawarscy chłopi, przede wszystkim jednak otrzymały
swe włości bawarskie kolegiaty i klasztory: Altaich, St. Emmeram, Freising,
krótko mówiąc misja salzburska okazała się w księstwie Pribiny "szczególnie
skuteczna" (Prinz) — sam Pribina został zabity w 860 roku przez
Morawian.

Nazwa "Morawy" (Moravia) pochodzi od rzeki
Morawy, wymienianego już przez Tacyta (mar, mor, "moczary") lewego
dopływu Dunaju. Miano Wielkiej Morawy nawiązuje do De administrando imperio
Konstantyna Porfirogenety i zadomowiło się dość mocno w nowszych badaniach
historycznych; niektórzy badacze preferują jednak określenie "Stare
Morawy". W każdym razie to państwo, którego jądro stanowiło państwo
Samona, utrzymywało kontakty również z Awarami, było powstałą w IX wieku między
Lasem Czeskim i rzeką Hron[167]
wielką rzeszą, najstarszym wieloplemiennym państwem zachodnich Słowian i
jednocześnie jednym z wówczas największych, najpotężniejszych państw Europy,
jednocześnie centralnym punktem środkowoeuropejskiego handlu; obejmowało
Czechy, Morawy, Słowację, Łużyce oraz tereny obodryckie[168].


Klan Ludwika: łagodna praca pod znakiem krzyża i
"krwawe dzieło miecza"

Jedynie w luźny sposób zależne od Rzeszy frankijskiej
Wielkie Morawy nie sprzyjały początkowo ani Frankom, ani nie były
chrześcijańskie, znajdowały się jednak stale pod naciskiem militarnym państwa
wschodniofrankijskiego oraz misyjnym Kościoła wschodniofrankijskiego (Pasawy w
kierunku Moraw i Ratyzbony w kierunku Czech). Od czasu do czasu ekspandowały
też kosztem swych przeciwników, przy czym do ostrych konfliktów zbrojnych
dochodziły jeszcze sprzeczności w polityce kościelnej między biskupem Rzymu a
patriarchą Konstantynopola, a nawet, przez krótki okres, między papieżem a
wschodniofrankijskim episkopatem[169].


Chrześcijaństwo przeniknęło na Morawy najpóźniej na
przełomie wieku VIII i IX, po czym w kilkadziesiąt lat po tym powstały również
murowane kościoły. Wykopaliska w Mikulczycach, metropolii Państwa
Wielkomorawskiego, odsłoniły w obrębie ogromnych założeń obronnych pochodzących
z tego okresu na obszarze 6 hektarów pięć kościołów. A na terenie bez
mała 100 hektarowego podgrodzia wznosiło się co najmniej dalszych pięć w
obrębie umocnionego obszaru dworów możnowładców.

Oczywiście Słowianie przeciwstawiali się zbrojnie
zagrażającej im religii i feudalnemu uciskowi, przy czym ich opór przybierał na
sile, a wojny stawały się coraz zaciętsze i okrutniejsze. Rzeczywistym celem
było: poszerzenie władzy i wyzysk, "działania kolonizacyjne". Chciano
Słowian uzależnić i zmusić do płacenia czynszów. "Chrystianizacja"
służyła mniej lub bardziej za pretekst, za parawan. "Łagodna praca pod
sztandarem krzyża miała uszlachetnić krwawe dzieło miecza. Kościół bawarski
miał do tego wyższego celu szczególne skłonności [...]" (Aufhauser).

Rozstrzygająca o tym eskalacja działalności Kościoła
wychodziła przy tym z Ratyzbony, z mieszczącego się tam dworu królewskiego i
siedziby biskupiej (gdzie trzymano jako zakładników czeskich książąt i możnych)
i z ratyzbońskiego klasztoru przykatedralnego.

Już przed rokiem 833 frankijski komendant nadgraniczny
(prefekt) Radbod operuje na obszarze sięgającym do Balatonu. W 852 roku synod
moguncki konstatuje, że "chrześcijaństwo w narodzie Morawian jest jeszcze
surowe" — lecz gdzież, politycznie patrząc od czasów Konstantyna
"Wielkiego", chrześcijaństwo nie było surowe? W drugiej połowie IX
wieku nowa religia staje się jednym z "ideologicznych filarów"
Państwa Wielkomorawskiego (Novy); co anonimowy hagiograf opisuje dyskretnie w
ten sposób: "Również Państwo Wielkomorawskie zaczęło rozszerzać coraz
bardziej swe obszary i zwyciężać swych wrogów [...]". Na początku X wieku
całe Czechy należą do diecezji ratyzbońskiej; w 973 roku siedzibą diecezji
staje się Praga i zostaje podporządkowana Moguncji. Do późnego średniowiecza
wielu Słowian nie chciało znać chrześcijańskich kapłanów. A jeszcze w XIV wieku
synody praskie zwracają się przeciwko licznym pogańskim obyczajom.

Pod rządami Mojmira Państwo Wielkomorawskie obejmowało
Morawy i Słowację; jednakże uznawało najwyraźniej zwierzchnictwo potężnego
sąsiada, nawet jeśli w latach czterdziestych stronnictwo pogańskie raz po raz
podnosiło głowę przeciwko chrześcijaństwu, zwłaszcza przeciw ścisłym związkom z
Bawarią, do czego na pewien czas Morawy zmuszono. W ogóle Ludwik od 843 roku,
od kiedy traktat z Verdun wzmocnił jego władzę (s. 99 i nast.), stał się znowu
wyraźnie aktywniejszy na Wschodzie.

Po śmierci Mojmira Morawianie wywołali rewoltę, a
Ludwik — już w latach 844-846 atakujący zwłaszcza Wenedów, podbiwszy
"wszystkich królów tych krajów siłą lub po dobroci" (Annales
Bertiniani) i zabijając jednego z książąt — zaczął ich zwalczać. Mogło
być przy tym dla niego zachętą to, że w owym czasie zjawiło się w Ratyzbonie
czternastu duces z uciskanych przez Morawian Czech i poprosiło o chrzest. W
każdym razie wkroczył on w sierpniu 846 roku, obalił Mojmira i przekazał w celu
umocnienia swej zwierzchności władzę na Morawach Rościsławowi (846-870),
bratankowi Mojmira. A ten, prawdopodobnie zostawszy chrześcijaninem, musiał
teraz przyjąć niemieckich i włoskich misjonarzy.

W ten sposób Ludwik zaprowadził "porządek",
donoszą Annales Fuldenses, i "uregulował stosunki, jak mu się podobało
[...]. Stamtąd wrócił przez Czechy do domu z dużymi trudnościami i znacznymi stratami
w swoim wojsku". Brzmi to zwięźle, w fotograficznym skrócie, prawie jak
formułka — kto zdoła w tym zobaczyć żywy obraz ludzi konających przy
drodze...?

Nastąpiły kolejne wyprawy Ludwika do Czech, podczas
których wyróżnił się jego drugi syn, Ludwik Młodszy. Ab bove majori discit... I
najazdy trwają do roku 850: choćby w 848 roku, gdy — ponieważ król leżał
złożony chorobą — wysłano "niemało hrabiów i opatów" wraz z ich
"licznymi" oddziałami i "rozpoczęto wojnę z wrogami,
zabiegającymi o pokój", "przegrywając ją haniebnie", jak
przyznają właśni kronikarze. Padło wielu Franków — Roczniki Fuldajskie
mówią o "nieustającej krwawej łaźni". A pozostali "pociągnęli
bardzo upokorzeni do swej ojczyzny. Pogaństwo zaś szkodziło od północy wedle
zwyczaju i rosło coraz bardziej w siłę, lecz dokładniejsze opowiadanie o tym
może budzić tylko wstręt" (Annales Xantenses)[170].


Chrześcijanie cierpieli właśnie, jak to często bywało,
od ciężkiej klęski głodu. Sam opat Fuldy, moguncki metropolita Raban Maur, miał
w owym czasie jadać więcej niż 300 biedaków, donoszą w każdym razie fuldajskie
kroniki i opowiadają m.in.: "Przyszła do niego prawie zagłodzona kobieta z
małym dzieckiem i chciała, by ją odżywił, lecz zanim przekroczyła próg, upadła z
niezmiernie wielkiej słabości i wyzionęła ducha. A gdy chłopiec wyciągnął pierś
zmarłej matki, jakby jeszcze żyła, z sukni i próbował ssać, doprowadził wielu
to obecnych do westchnień i płaczu".

Relacjonuje to kronikarz w roku Pańskim 850. W
następnym pisze, że król Ludwik znów "ciężko naciskał Serbów i po
zniszczeniu owoców pól i odebraniu wszelkiej nadziei na żniwo bardziej ujarzmił
ich głodem niż mieczem"[171].


Anno 852, gdy zaczęła się już nowa klęska głodu, wielki
synod zwołany przez króla do Moguncji i obradujący pod przewodnictwem Rabana
zabiegał m.in. o dobra kościelne i dziesięciny (zezwolił wszakże na konkubinat
nieżonatych, jako że nie było to sprzeczne z nakazem monogamii!). Lecz
Morawianie zostali według synodu nawróceni na chrześcijaństwo niedostatecznie.

Książę Rościsław nie chciał oczywiście bynajmniej
pozostać na zawsze poddanym wasalem, nie chciał być tylko ciągle wykonawcą
rozkazów króla Franków. Raczej usiłował zrzucić jego zwierzchność. A nawet, on
— którego Ludwik Niemiecki osadził na książęcym stolcu, zdemaskował się
jako główny przeciwnik państwa bawarskiego. I tak wyrażają się Annales
Bertiniani na koniec relacji z roku 855 nieco lakonicznie: "Ludwik, król
Germanów, cierpiał z powodu częstych odstępstw Słowian"[172].


A inna strona tego medalu?

Już na wiosnę tego roku znów najechano Słowian. Mniej
więcej w tym czasie, gdy Moguncję nawiedziło dwadzieścia wstrząsów ziemi i
spłonęło wiele domów, gdy nawet kościół świętego męczennika Kiliana, trafiony
błyskawicą lub, jak chcą Roczniki Fuldajskie, przez "niebieski
ogień", padł ofiarą płomieni

(akurat "gdy duchowni śpiewali nieszpory"), a
wkrótce potem straszna burza zniosła kościelne mury "z powierzchni
ziemi", jeszcze wiosną 855 roku silna armia Ludwika wyrusza przeciw
Rościsławowi, przy czym na czele bawarskiego zastępu walczy wielu biskupów,
jednakże bez rezultatu. A w lecie nadciąga na Morawy sam Ludwik, również on
"z niewielkim sukcesem" i "bez zwycięstwa". "Lecz jego
wojsko najechało dużą część prowincji grabiąc i paląc i starło niemałą liczbę
wrogów, gdy chcieli wtargnąć do obozu Ludwika, zupełnie". Rościsław
wycofał się do silnej warowni, której Ludwik nie odważył się zaatakować,
rzekomo by oszczędzić swe oddziały (znana wrażliwość wodza!). A gdy odszedł bez
zwycięstwa, Rościsław z kolei spustoszył tereny pograniczne Bawarii.

Anno 856 król znowu walczy na Wschodzie, przy czym gubi
dużą część swego wojska. W sierpniu "z zebraną całą siłą wojskową"
pobito krwawo najpierw Dalemińców, a stamtąd przemierzono "kraj
Czechów" i właśnie przy tej okazji postradano wielu bawarskich hrabiów
wraz z wieloma oddziałami. Lecz już w następnym roku znów toczą się walki na
terenie Czech. Jest to rok, w którym błyskawica "jak ognisty smok"
rozerwała koloński kościół św. Piotra, a do tego powaliła trupem dwóch
duchownych i jednego człowieka świeckiego (każdego precyzyjnie przy jednym z
ołtarzy: św. Piotra, św. Dionizego i Matki Boskiej) i zostawiła półżywych
dalszych sześciu modlących się, którzy jednak "ledwie wyzdrowieli"
(Annales Fuldenses) — już w roku 857 biskup Otgar z Eichstatt z innymi możnymi
napadł ponownie Czechy. A w roku 858 nadciąga najstarszy syn Karloman, podczas
gdy jednocześnie druga armia atakuje Serbów oraz trzecia pod młodszym synem
Ludwika, również Ludwikiem, Obodrytów, przeciwko którym wyprawia się również w
roku 862, nic nie osiągając, poza utratą kolejny raz "kilku ze swych
możnych" (Annales Bertiniani)[173].


W sierpniu 864 roku Ludwik Niemiecki ponownie
przekroczył Dunaj "z silną armią", obiegł Rościsława w Diwunie i
wymusił złożenie przed nim i swoimi możnymi przysięgi i oddanie
"zakładników w rodzaju i liczbie jak król rozkazał" (Annales
Fuldenses). Anno Domini 869 jednakże, gdy Słowianie od Dunaju po środkowąŁabę
powstali przeciwko ich ciemięzcom i spustoszyli tereny Bawarii i Turyngii, pod
wodzą synów Ludwika, który się nagle rozchorował, ruszyły na wschód trzy armie:
syn jego imienia z Turyngami i Sasami przeciwko Serbom, Karloman z Bawarami
przeciwko Świętopełkowi, bratankowi Rościsława, a najmłodszy syn Karol z
Frankami i Alamanami przeciwko samemu Rościsławowi.

Chory król polecił "Bogu rezultat sprawy" i
już niczego nie brakowało. Karol zaatakował z powierzonymi mu oddziałami
morawskiego księcia i, jak relacjonują Roczniki Fuldajskie, "spalił ufając
w Bożą pomoc wszystkie domy w tej okolicy; co było ukryte po lasach lub
zagrzebane na polach, znalazł ze swoimi i zagrabił i wygnał lub zabił
wszystkich, którzy się z nim potykali. Takoż spustoszył Karloman ogniem i
mieczem państwo Świętopełka, bratanka Rostka; a po spustoszeniu całego kraju
bracia Karol i Karloman spotkali się, gratulując sobie wzajemnie zwycięstwa
danego przez niebiosa".

Lecz i najmłodszy, Ludwik, pokonał tymczasem w dwu
bitwach Serbów, pomocnicze zaciężne oddziały czeskie po części wybił, po części
przegnał i tak wszyscy wrócili z bogatymi łupami. Szczęśliwy rok dla wschodnich
Franków, zaprawdę, zwłaszcza że w owym czasie również Gundacar, jawnie
szczególnie

wiarołomny wasal (przecież też wiarołomnego) Karlomana,
jak doniesiono, padł na polu bitwy. I tak król Ludwik po usłyszeniu
podnoszących na duchu wieści nakazał "wszystkim wspólnie chwalić Pana za
klęskę pobitego wroga, wśród odgłosów wszystkich dzwonów kościelnych w
Ratyzbonie [...]"[174].


Wszakże Rościsław zdołał się przez dłuższy czas bronić
przed wschodniofrankijskimi najazdami, gdyż dysponował już silnymi,
potwierdzonymi przez źródła i wykopaliska archeologiczne, centrami grodowymi.
Ta stabilizacja oderwała Wielką Morawę nie tylko od państwa
wschodniofrankijskiego, lecz i od frankijskiego Kościoła, którego biskupi i
opaci często sami walczyli na wschodzie na czele swego żołdactwa: w 857 roku
biskup Otgar z Eichstatt, w 871 biskup Wurzburga Arn, w rok później tenże sam i
biskup Moguncji Liutbert oraz opat Fuldy Sigehard, w roku 892 znowu Arn z
Wurzburga.

Oczywiście książę Morawy wiedział dobrze, że szczęście
na polu walki nie uratuje go na dłuższą metę przed silnym sąsiadem, gdyż jego
kraj tkwił zarazem w szponach Kościoła bawarsko-frankijskiego. Uznał, że
zrzucenie zachodniej zwierzchności nie uda mu się bez uwolnienia w sprawach
kościelnych. Wykorzystał więc zręcznie geopolityczną grę sił na obszarze
naddunajskim i na Bałkanach, gdzie obok Franków i hegemonistycznego Bizancjum
aktywny był również agresywny chanat bułgarski.

Lecz podczas gdy Ludwik Niemiecki związał się w swych
najazdach na Rościsława nawet z Bułgarami, których chan poprosił wręcz o
frankijskich misjonarzy (s. 160), Rościsław wojował mając na zmianę za
sojuszników Czechów, Serbów, frankijskich hrabiów, a w 858 roku nawet
Karlomana, syna Ludwika.

Kto ma władzę, dąży zwykle do jeszcze większej władzy,
politycznej, gospodarczej, religijnej, być może wszelkiej władzy. To skłaniało
w owym czasie wschodniofrankijskich hrabiów terenów pogranicznych raz po raz do
rebelii, wśród nich chyba najpotężniejszego w Marchii Wschodniej, prefekta hrabiego
Radboda, przez dwa dziesięciolecia figurę tam właściwie panującą. Był w
bliskich stosunkach z hrabią Ernestem, który również się zbuntował, jak to
wielu hrabiów w tym czasie. I prawdopodobnie w związku z jego buntem w roku 854
król Ludwik oddał w 856 roku Marchię Wschodnią, marca orientalis, nazwaną
właśnie tak po raz pierwszy, swemu synowi Karlomanowi[175].


... i znowu katoliccy synowie przeciwko
katolickiemu ojcu...

Jakkolwiek owi synowie ojca, dobrego katolika,
oczywiście zostali wychowani dobrze po katolicku i żyli w otoczeniu wysokiego
katolickiego duchowieństwa i przypuszczalnie znali czwarte przykazanie: czcij
ojca swego i matkę swoją, wszyscy powstali — i to nie raz — przeciw
ojcu. Walki dynastyczne w państwie Franków miały oczywiście długą tradycję. A właśnie
Ludwik Niemiecki winien był pamiętać o własnej buntowniczej młodości...

Najpierw podniósł bunt anno 861 najstarszy, mniej
więcej trzydziestoletni Karloman (ok. 830-880), władca Bawarii i Karyntii
— jak zaświadcza o nim Regino z Priim, nieco od niego młodszy — nie
tylko "bardzo znakomity" i "oddany religii
chrześcijańskiej", lecz również "miłujący pokój"; w sposób
rozumiany przez opata Regina. Zaledwie dwa wersy dalej sławi go bowiem z całą
niewinnością swej religii i stanu duchownego: "Bardzo wiele wojen
prowadził ze swym ojcem, a jeszcze więcej bez niego w krajach Słowian i odnosił
w nich zawsze triumf zwycięstwa; granice swego państwa pomnażał i rozszerzał
mieczem [...]". Jednakże, jak w najczęstszych przypadkach, sprawa musi po
prostu wyglądać następująco: właśnie dlatego, że Karloman był człowiekiem
miłującym pokój, musiał prowadzić tak wiele wojen, musiał pomnażać i poszerzać
granice swego państwa mieczem i, chociaż "łagodny" dla swoich, musiał
być "straszny dla wrogów" (terribilis).

I jak to zawsze bywa, Karloman, "w porządkowaniu
spraw państwa niezwykle cnotliwy" (Regino), od początku żądny władzy, nie
tylko walczył z frankijskimi hrabiami na wschodzie królestwa, lecz
przygotowawszy również swe powstanie, z miłości do pokoju — jako że go zawsze
miłował — zawarł w 858 roku pokój z Rościsławem, wrogiem swego kraju, by
wydać wojnę własnemu ojcu. A z pomocą Morawian zawładnął "dużą częścią
ojcowskiego państwa aż do rzeki Inn" (Annales Bertiniani).

Wspierał go w tym jego teść, potężny hrabia Ernest,
"pierwszy wśród możnych", "pierwszy wśród przyjaciół
króla", wraz z całym swym zastępem, licznymi innymi hrabiami i opatem
Waldo. Również hrabia Ernest walczył wcześniej w Czechach, prowadził tam w roku
849 wschodniofrankijsko-bawarski kontyngent, a w roku 855 jest wymieniany jako
ductor oddziałów ciągnących na Czechy. Teraz jednak utracił z powodu swej
"niewierności" swe lenna. Ludwik usunął z urzędu również jego braci
Utona i Berengara oraz kolejnego brata, opata Waldona, którzy zbiegli do Karola
Łysego. Natomiast słowiańskiego księcia Pribinę sojusz Karlomana z Rościsławem
kosztował życie. Królewicz ofiarował go księciu Moraw; następcą w księstwie
Pribiny nad Balatonem został jego syn Kocel.

Sam Karloman, który z pomocą Rościsława odebrał ojcu
dużą część jego państwa, otrzymał ją na powrót po swej kapitulacji, musiał
jednak seniorowi złożyć w roku 862 w Ratyzbonie przysięgę wierności. Przysiągł
mu, "że przeciwko jego prawowitej władzy nie podejmie w przyszłości nic w
złym zamiarze", troszczył się jednakże — oficjalna relacja jest tu
trochę niejasna — o swą przysięgę niewiele, tak że w 863 roku Ludwik
musiał się na niego wyprawić z armią, "by pokonać swego syna"
{Annales Fuldenses). Został przy tym zdradzony przez swe najlepsze oddziały pod
hrabią Gunakarem. Otworzył on bowiem królowi drogę do Karantanii (Karyntii),
wydając gród Schwarzafurt przy przełęczy Semmering, i tak zdrajca zdrajcy
uzyskał tytuł margrabiego.

Karloman ponownie ślubował pod przysięgą poddaństwo,
pozostał jednak ponad rok w Ratyzbonie "w areszcie domowym", z
którego jednak w 864 roku na nowo uciekł, ponownie próbował się wyłamać, nim
się ostatecznie nie pojednał z ojcem. Wydał mu nawet na początku lat 870-tych
"króla Moraw", a Ludwik Niemiecki kazał go bardzo po chrześcijańsku
oślepić i zamknąć w klasztorze (s. 164)[176].


Zdrada pomagała zdobyć władzę i zrobić karierę, stąd
uciekano się do niej nader często. Widać to natychmiast doskonale po osobie
najwyższego politycznego dostojnika Karlomana, jego arcykapłana i
arcykanclerza, arcybiskupa Salzburga, Thietmara (874-907). "Na Thietmarze
opierał Karloman swe polityczne plany" (Schur). Jednakże podczas spisku
bawarskich możnowładców, łącznie z biskupami, przede wszystkim przeciwko synowi
Karlomana, Arnulfowi, arcybiskup Thietmar przeszedł w roku 879, jeszcze za
życia ciężko chorego Karlomana, na stronę Ludwika III.

Temu drugiemu synowi Ludwika Niemieckiego, królewiczowi
Ludwikowi III Młodszemu (ok. 835-882), podlegały wschodnia Frankonia, Saksonia
i Turyngia. Po próbie oderwania się już w 862 roku zobowiązał się "pod
najsurowszą przysięgą" (districtissimus sacramentis), "że w
przyszłości pozostanie wierny ojcu" (Annales Bertiniani), za co został
nagrodzony jednym z hrabstw i opactwem Św. Kryspina. Potem jednak młody Ludwik
wywołał zaraz trzy powstania przeciw ojcu: w roku 866, 871 i 873.

Ale w końcu doradcą Ludwika III, kierownikiem jego
nadwornej kaplicy i kancelarii był nikt inny jak Liutbert, "szlachetny
arcybiskup miasta Moguncji" (863-889). Roczniki Fuldajskie nazywają tego
szlachetnego męża "miłującym pokój", pewnie dlatego, że w 874 roku
Serbów i Susłów na drugim brzegu Soławy pośród zimy przywrócił "za pomocą
grabieży i pożarów, bez walki [...] w stare poddaństwo". Jednakże moguncki
metropolita dobrze umiał się obchodzić z mieczem, choćby w 883 kładąc
"niemało" Normanów, a w 885 "bardzo wielu" — nosząc
oczywiście na piersi "drzewo Świętego Krzyża".

Jedno drugiego nie wyklucza. Wręcz przeciwnie. I tak
szlachetny arcypasterz miasta Moguncji, w Rocznikach Fuldajskich wynoszony jako
"cierpliwy, pokorny i dobrotliwy", z jednej strony kierował nadworną
kaplicą i kancelarią trzykrotnie przeciw ojcu buntującego się Ludwika, a z
drugiej sam nakazał w 866 roku srodze pomścić bunt w Moguncji, w czasie którego
straciło życie wielu jego ludzi. "Niektórzy zostali mianowicie powieszeni
na szubienicy, innym odcięto końce stóp i rąk, odjąwszy również wzrok,
niektórzy, ci zaś, którzy pozostawili cały swój dobytek, by ujść śmierci,
zostali skazani na wygnanie" (Annales Fuldenses).

Książę i jego biskup byli surowymi naturami, ale nie
ponad ramy chrześcijańskich zwyczajów. A oczywiście Kościół pod rządami Ludwika
III Młodszego, "tego ambitnego i gwałtownego władcy, [...] brał udział w
rządach i pozostał wiernym pomocnikiem w polityce króla w czasie wojny i
pokoju" (Schur).

Anno 865 Ludwik Niemiecki pojednał się właśnie ze swoim
najstarszym synem, Karlomanem. A już w następnym roku zbuntował się Ludwik
Młodszy, "podburzając jednocześnie Weneda Rostka do wtargnięcia do
Bawarii, żeby on sam, podczas gdy ojciec lub wierni mu ludzie będą zajęci w
tamtych okolicach, bez przeszkód mógł przeprowadzić swe zamiary" (Annales
Bertiniani). Przy tym królewicz Ludwik wciągnął w swe plany usuniętych przez
ojca hrabiów, po części zbiegłych do Karola Łysego, a przede wszystkim naciskał
na Rościsława, "by bez zwłoki wsparł to sprzysiężenie" (Annales
Fuldenses)[177].

A drugi i trzeci bunt Ludwika III nastąpił wespół z
trzecim synem Ludwika Niemieckiego, królewiczem Karolem III.

Królewicz Karol (cesarz Karol III Gruby) w walce ze
złymi duchami

W roku 871 obaj bracia obsadzili "niemałą
ciżbą" okręg Spiry, w następnym roku uzgodnili kwestię zerwania z ojcem, a
w kolejnym, 873, chcieli zagarnąć tron przy okazji zgromadzenia Rzeszy we
Frankfurcie. Przy tym zaprzysięgli dopiero co w okresie postu podczas sejmu w
Forchheim "w obliczu całego wojska", żebędą królowi "dotrzymywać
wierności po wsze czasy ich życia". A teraz udali się do Frankfurtu
"pełni niecnych myśli, tego samego imienia (Ludwik) i Karol, by ustanowić
siłą władzę, zlekceważyć swą przysięgę, odebrać ojcu państwo i wysłać go do
więzienia" (Annales Xantenses).

Królewicz Karol, najmłodszy, nie dorósł jednak
najwyraźniej do takiego obciążenia psychicznego. Doznał ataku epilepsji —
lub mówiącjęzykiem owych czasów: zdarzył się na oczach wszystkich "wielki
cud: zły duch wstąpił w Karola i męczył go straszliwie, wśród dzikich
głosów" (eumque horribiliter discrepantibus uocibus agitavit). (Nawiasem
mówiąc: ze złymi duchami i ich odstraszaniem chrześcijaństwo — dzięki
Bogu! — od początku i przez cały okres antyku było znakomicie
zaznajomione: III, s. 238 i nast.! I już niedługo potem z Moguncji zwalczano
przez trzy lata podobnego "złego" ducha w pewnej miejscowości koło
Bingen, na dworze Caputmontium, w "Górogłowach", przy pomocy kapłanów,
relikwii, krzyży, modłów i święconej wody i dopiero wtedy go wykończono, gdy
zdążył tam "zniszczyć ogniem prawie wszystkie budynki": Annales
Fuldenses).

Jeśli chodzi o królewicza Karola, który później jako
cesarz Karol III Gruby miał opanować na krótki czas całą Rzeszę Karola
Wielkiego, to na sejmie frankfurckim nie mogło go utrzymać sześciu mocnych
mężczyzn, a on groził, że "pogryzie trzymających go otwartymi (!)
ustami" (aperto ore).

A potem zdarzył się wnet drugi cud (cuda bowiem rzadko
chadzają w pojedynkę): jeszcze tego samego dnia pełni łaski bożej mężowie
wypędzili malignus spiritus — uczynił to szczególnie skutecznie pobożny
arcybiskup Hamburga i Bremy Rimbert (nie przypadkiem ulubiony uczeń swego
poprzednika, św. Ansgara, papieskiego legata wśród Duńczyków, Szwedów i
Słowian). Na to król, biskupi i pozostali możni powiedli opętanego do grobów
czyniących cuda świętych, by wydrzeć go na zawsze ze szponów Szatana; tym
żwawiej, że "ten sam Karol przed wieloma słuchaczami" — cud trzeci
— "wyznał, "że był tak często wydawany wrogiej mocy, jak często
zawierał spisek przeciwko królowi" (Annales Fuldenses). A na koniec
jeszcze jeden cud: starszy brat rzucił się ojcu do stóp, zamiast wtrącić go do
więzienia[178].

Katolickie życie rodzinne wśród elit. Jak zawsze dobra
lekcja: gdy nie ma innego wyboru, leżenie krzyżem.

Poza wszystkimi sporami w domu panującym trwało jednak
nadal mordowanie Morawian, póki Świętopełk nie poprosił na sejmie Rzeszy w
Forchheim (874 r.) o zaprzestanie rzezi. Miał zostać wierny królowi po wsze dni
swego żywota i płacić corocznie ustalony czynsz, "byle tylko mógł zażywać
spokoju i żyć w pokoju" (quiete agere et pacifice vivere)[179].


Spokojny i pokojowy żywot... Być może, kto wie,
pragnęliby go nawet niekiedy Ojcowie Święci w dalekim Rzymie. Lecz byli
zawistni wobec siebie i innych i nikomu na takie życie nie pozwalali.




ROZDZIAŁ 3.
Papiestwo w połowie IX wieku

"Walczcie
mężnie przeciwko tym wrogom świętej wiary,
przeciwko tym przeciwnikom wszelkiej
religii!"

Papież Leon IV (847-855)
przed bitwą z Arabami[180]

"Wszechmogący
wie bowiem, kiedy jeden z was ma zginąć, że poległ za prawdę wiary, zbawienie
swej duszy i w obronie chrześcijańskiego kraju. Za to otrzyma on wymienioną
nagrodę— wieczną szczęśliwość. "

Papież Leon IV
w wezwaniu "do frankijskiego wojska"[181]


Fałszerstwo
Pseudo-Izydora (ok. 850 r.)
"podniosło pozycję i powagę Stolicy Apostolskiej w niespodziewany
sposób"
(Manfred Hellmann);
był to "najmilszy prezent, jaki kiedykolwiek otrzymało papiestwo"
(Walter Ullmann),
"najskuteczniejsze fałszerstwo w
całej historii Kościoła"
(katolicki historyk papiestwa Hans Kuhnef),
"największe fałszerstwo prawa w historii"

Jezuita Grotz[182]

"Władał
królami i tyranami i panował nad nimi swą powagą,
jakby był panem całego kręgu ziemskiego".


Opat Regino z Prm
o papieżu Mikołaju I (858-861)[183]


 

"Z powodu niewłaściwego zachowania wielu
papieży", tak relacjonują w roku 824 oficjalne Kroniki Rzeszy, stosunki w
Rzymie "popadły w wielki zamęt". Po zgonie Karola I papież św. Leon
III na rok przed własną śmiercią w 815 roku skazał bezlitośnie setki ludzi na
śmierć (s. 60). Jego następca Stefan IV pojawił się w następnym roku z fałszywą
"koroną Konstantyna" w Reims (s. 60 i nast.). W momencie śmierci jego
następcy Paschalisa I, znienawidzonego, surowego papieża, doszło w 824 roku do
takich tumultów, że planowany jego pogrzeb w bazylice Św. Piotra został
.odwołany, a ciało pozostało nie pochowane (również ten papież został mimo to
świętym, ale jego święto zostało w 1963 roku zlikwidowane). Wybór jego następcy
Eugeniusza II (824-827) przyniósł niepokoje trwające całe miesiące,
arystokracja i duchowieństwo wystawiły bowiem dwóch konkurujących ze sobą
kandydatów. Następne wybory przynajmniej dwu Ojców Świętych przeszły gładko:
Walentyna (sierpień -wrzesień 827 roku) i Grzegorza IV (827-844)[184].


Sergiusz II albo "...najlepiej, jak będziemy
potrafili"

Wieść o śmierci papieża Grzegorza zapoczątkowała serię
gwałtownych wydarzeń. Jeszcze zanim arystokracja zdołała wynieść swego
kandydata, lud rzymski zajął pałac papieski i osadził na upragnionym stolcu
diakona Jana; szczęście, jakim się krótko rozkoszował, trwało ponoć zaledwie
jeden dzień. Potem arystokraci przegnali go z Lateranu, rozbili opozycję i jako
pontifex maximus został obrany stary, trapiony podagrą arcypasterz. Sergiusz II
(844-847), który kazał rywali zamknąć w klasztorze (więcej o ich losie nie
wiadomo), był reprezentantem wyższych warstw i chyba już piątym papieżem z domu
Colonnów, wyraźnie preferowanego przez Ducha Świętego. Przyzwolenie cesarskie,
wymagane wedle Constitutio Romana z roku 824 (s. 64 i nast.) z powodu pośpiechu
sobie podarowano.

Rozgniewany Lotar I wysłał zatem swego syna Ludwika,
krótko przedtem intronizowanego jako wicekról Italii, i arcybiskupa Metzu
Drogona, "naturalnego" syna Karola "Wielkiego" i
przyrodniego brata Ludwika Pobożnego, wraz z frankijską armią przeciwko
Rzymowi. Pustoszyła ona Państwo Kościelne tak bezlitośnie, jakby była wojna, a
to miałaby być ekspedycja karna. Lecz stary papież wiedział, jak powściągnąć
młodego króla, prawie go upokorzyć, przy czym z pomocą przyszedł mu przypadek:
budzące przerażenie wydarzenie na stopniach do Świętego Piotra, gdy jeden z
rycerzy ze świty królewskiej padł wijąc się w skurczach. Po ciągnących się
tygodniami synodalnych badaniach wybór Sergiusza został jednakowoż
zatwierdzony. Co prawda musiał on uznać, że desygnowany papież będzie mógł
zostać konsekrowany dopiero po odpowiednim zarządzeniu cesarza i w obecności
jego posłów. Musiał on złożyć przysięgę wierności Lotarowi oraz namaścić i
koronować młodego Ludwika na "króla Longobardów".

Lecz Sergiusz nie pozwolił narzucić sobie wszystkiego:
gdy szło o jedność Rzeszy, spoistość Zachodu, gdyby jeden z trzech rządzących
braci złamał "w wierze w Trójcę uzgodnioną jedność" lub jeden z nich
"wolał podążyć za sprawcą niezgody", wtedy, groził papież,
"zadbamy o to, by go wedle zasług, z pomocą Bożą i zgodnie z zasadami
prawa kościelnego ukarać, najlepiej jak będziemy potrafili".

Tylko trzy lata rządził Sergiusz II. Symonia była
równie powszechna jak nepotyzm. Papieski brat Benedykt został opatem Albano:
żądny władzy i pieniędzy człowiek bez skrupułów, wprawdzie chory, lecz
obdarzony siłą woli, energiczny, przypuszczalnie bez zdolności do rządzenia,
który dzięki łapówkom wyszachrował stanowisko posła cesarskiego w Rzymie, a
biskupie stolce licytował po najwyższych cenach, takoż inne urzędy kościelne;
wszystko to przecież — w myśl hasła: "Najlepiej jak będziemy
potrafili..."

Takie wiadomości z kręgów rzymskiego duchowieństwa mają
prawdopodobnie oczyszczać z zarzutów samego papieża. W każdym razie: gdy w
sierpniu 846 roku jakieś siedemdziesiąt pięć saraceńskich okrętów zarzuciło
kotwicę u ujścia Tybru i gdy podobno 11 tysięcy ludzi z pięciuset końmi wpadło
do prawobrzeżnego Rzymu, ograbiło do cna położony poza murami aureliańskimi
kościół św. Piotra oraz bazylikę Św. Pawła i zaciągnęło do niewoli wszystkich,
którzy nie zdołali uciec, "również mieszkańców klasztorów, kobiety i
mężczyzn" (Annales Xantenses), to współcześni ujrzeli w tym odpłatę Opatrzności
za grasującą w Rzymie korupcję. Co oczywiste, nie przyjęto tej kary bożej
zupełnie bezczynnie.

Raczej się jej przeciwstawiono, rzucono na napastników
oddziały frankijskie, milicje ze Spoleto i Kampanii, flotę z Neapolu i Amalfi.
I gdy część rozbójników w drodze powrotnej zatonęła wraz z łupem z powodu
burzy, uznano w tym bez wątpienia karzącą rękę Pana[185].


Watykan staje się twierdzą — święty papież
jako budowniczy murów

Klęska podczas tego ataku, nieszczęście zadane przez
Saracenów, przez pogan, wzburzyło wiernych. Dlaczego "święty Piotr"
nie był lepiej broniony? Jeden z kapitularzy przypisuje winę grzechom
chrześcijan i wymienia lekarstwa: przeciwdziałanie własnym występkom, grzechom
cielesnym i zaborowi mienia kościelnego! Poza tym Lotar I kazał zbierać w całej
Rzeszy obok specjalnego podatku datki na odbudowę i ochronę kościoła Św. Piotra,
a na ten cel cesarz i jego bracia wnieśli "niemało funtów srebra".

Tymczasem zmarł Sergiusz II. Jeszcze w dniu jego
śmierci wybrano następcę, wychowywanego w klasztorze benedyktynów St. Martin
rzymianina i "wzorowego zakonnika" (Lexikon fur Theologie und
Kirche). Był to Leon IV (847 - 855), którego konsekrowano po sześciotygodniowym
interpontificium, choć znowu bez koniecznej od 824 roku zgody cesarza. Rzekomo na
zwłokę nie pozwalała krytyczna sytuacja wywołana najazdem arabskich piratów;
lecz później uzupełniono przysięgę wierności.

Sławę, trwającą — by tak rzec — do dzisiaj,
przyniosła temu Ojcu Świętemu budowa umocnień. Mianowicie przekształcił on, a
był to fakt mający znaczenie dla przyszłych stuleci, dzielnicę watykańską
— rzymskie przedmieście na prawym brzegu Tybru — w zamek obronny;
był to już plan Leona III, lecz zrealizowany dopiero przez czwartego z Leonów.
Całymi latami pieszo i konno nadzorując prace, wzmacniał stare mury miejskie,
tworzył nowe fortyfikacje i tak stał się twórcą civitas Leonina, której w swej
skromności nadał swe imię: Leopolis; między rokiem 848 a 852 zaopatrzonej w mury
o wysokości 40 stóp
i odpowiednio grube z 44 wieżami. Papież kazał umocnić jeszcze inne miejsca
— Centumcellae rzymian, dzisiejsze Civitavecchia i również nazwać swoim
imieniem: Leopolis. (Tak jak bowiem, podług własnej skromności, w bullach
zawsze stawiał swe imię przed imieniem odbiorcy, a książętom odmawiał ich zwyczajowego
tytułu dominus).

Warownia Leona pochłonęła mnóstwo materiałów i wielu
niewolniczo pracujących robotników, których musiały dostarczyć miasta i
klasztory Państwa Kościelnego, domeny papieskie i milicje miejskie. Lecz
papieskie bastiony pochłonęły nie mniej pieniędzy, sumy — co papieski
biograf zupełnie przemilcza — zostały wyciśnięte z frankijskiej Rzeszy na
rozkaz układnego Lotara — z takim rezultatem, że wszystko to służyło
autorytetowi papieża i wzmacniało jego pozycję wobec cesarskiej! Podczas
poświęcenia Leopolis 27 czerwca 852 roku popłynęło z procesji (z rąk siedmiu
biskupów kardynalskich) na mury obronne wiele święconej wody — w
następnych stuleciach popłynie jeszcze więcej krwi. To zresztą z reguły wiąże
się ze sobą.

Samego ograbionego Św. Piotra wyposażono wręcz
rozrzutnie na nowo. Ołtarz główny otrzymał wysadzane klejnotami złote płyty;
każda ważyła 216
funtów; usiany perłami i szmaragdami złoty krzyż ważył 1000, a srebrne cyborium
nad ołtarzem 1606
funtów. Po tym, że w kosztowny sposób odnowiono również św.
Pawła, a nawet kościoły na prowincji, można poznać, jak niezmierzone bogactwa
pozostawały w rękach Kościoła, dla którego już wówczas zbierano pieniądze na
całym świecie — z powodu jego ubóstwa, jak dzisiaj...[186]


Papież po raz pierwszy zapewnia królestwo
niebieskie za śmierć na polu walki

Zrozumiałe, że "synowie Szatana" znów
pojawili się u ujścia Tybru i to już w 849 roku przypływając z Sardynii, na
długo zanim stanęły umocnienia św. Leona. W końcu widzieli, co kryło się w
chrześcijańskich świątyniach, choćby u Św. Piotra. "Nie starczy wyobraźni,
by pojąć bogactwo nagromadzonych tam skarbów" (Gregorovius).

W wielkim pośpiechu Ojciec Święty ściągnął armady z
Neapolu, Amalfi i Gaety — pierwszej ligi południowych miast nadmorskich,
do czego doszły jeszcze okręty wojenne Jego Świątobliwości, namiestnika
Chrystusa. Nadciągnął nawet osobiście. Nie żeby walczyć: odprawiał msze święte,
błogosławił flotę wojenną, rozdzielał wojownikom komunię Świętą w dniu walki i
modlił się na kolanach: "Boże, który podniosłeś od utonięcia Piotra
idącego po falach, który uratowałeś z głębin morza Pawła, gdy po raz trzeci
rozbił się jego statek, wysłuchaj nas łaskawie i daj dla zasług ich obu siłę
ramionom tych wiernych, co walczą przeciw wrogom twego kościoła, żeby uzyskane
zwycięstwo przyniosło sławę twemu świętemu imieniu u wszystkich narodów".

Najwyższy kapłan żarliwie zachęcał swych bojowników:
"Walczcie mężnie przeciwko tym wrogom świętej wiary, tym przeciwnikom
wszelkiej religii!" Dla głoszących Dobrą Nowinę, posłanie miłości do
wroga, już od stuleci nieodzowny interes. Na pytanie Bułgarów na temat wojny w
czas postu Leon oświadczył bowiem, że wojna wynika z podstępu Szatana i należy
się jej wystrzegać, jeśli nie jest konieczna. "Lecz jeśli nie można jej uniknąć
i jeśli chodzi o obronę ojczyzny i praw ojcowskich, to można się do niej
sposobić również podczas postu".

Przed bitwą morską pod Ostią Leon IV obiecał natomiast
swym żołnierzom na wypadek śmierci "niebieską zapłatę" — jest
to najwcześniejsza antycypacja odpustu za wyprawy krzyżowe, obietnica, jaką
jeszcze wielu Ojców Świętych rzucało kłamliwie w wielu okresach. Tutaj zdarzyło
się po raz pierwszy to, że papież zagwarantował niebo generalnie wszystkim,
którzy umrą za "prawdziwą wiarę, ratowanie ojczyzny i obronę
chrześcijaństwa".

W ten sposób sprawa zakończyła się pełnym sukcesem.
Mniej dzięki katolickim miastom morskim Neapolowi, Amalfi i Gaecie razem z
papieskimi galerami, niż dzięki morskiej burzy, którą większe okręty
chrześcijan przetrwały szczęśliwie, a która posłała na dno lżejsze jednostki
wroga. Pobożni wierni pozabijali jednak błąkających się po wybrzeżu bezbronnych
rozbitków, powywieszali ich w Ostii na szubienicach, "żeby ich liczba nie
stała się zbyt wielka" lub zaciągnęli w łańcuchach do Rzymu, gdzie służyli
jako jeńcy przy budowie umocnień watykańskich, a wszystko świętowano jako cud
księcia apostołów[187].


W ogóle znaleziono właśnie prostą receptę na własnych
poddanych. I tak papież Leon również w roku 852 podczas wyprawy Ludwika II na
Saracenów w południowej Italii zapewnił w odezwie "do wojska
frankijskiego" znów każdemu, kto przy tej okazji padnie w boju, wejście do
królestwa niebieskiego. "Wszechmocny wie bowiem, jeśliby jeden z was miał
zginąć, że poległ za prawdziwą wiarę, zbawienie swej duszy i w obronie
chrześcijańskiego kraju. Dlatego otrzyma wymienioną zapłatę".

Także Ojciec Święty otrzymał swą zapłatę: został świętym
— jego dzień (17 lipca) został jednak tymczasem usunięty. No tak, Murzyn
zrobił swoje. Niewdzięczność zaś jest zapłatą świata. A przecież Leon zaraz na
początku swego pontyfikatu uczynił wspaniały cud, a mianowicie uwolnił Rzym od
pewnego równie wrednego, co niebezpiecznego, żyjącego pod ziemią tuż obok
kościoła Św. Łucji potwora, bazyliszka (okropnej hybrydy smoka i koguta,
bajkowej bestii o śmiertelnym spojrzeniu, przysłowiowym wzroku bazyliszka!).
Innym razem zażegnał za pomocą samej modlitwy i znaków krzyża szalejący
pożar...

Leon IV znany z historii (do której należą przecież
zalewające całą kulę ziemską legendy i kłamstwa, stanowiące może o historii
dużo bardziej, niż wszystko inne razem wzięte — fantasmagoria, jak uważał
Fryderyk Schiller o całym chrześcijaństwie, "która przekupiła cały
świat"), był konsekwentnym, rezolutnym papieżem, który chciał rządzić
wszystkimi kościołami świata, o wszystkim chciał decydować. Lecz nie tylko
traktował z góry "współbraci", wpływowych hierarchów, patriarchę
Ignacego z Konstantynopola, arcybiskupów Hinkmara z Reims i Jana z Rawenny, czy
kardynała Anastazego, który wkrótce został antypapieżem. Nie, szukał zwady
również z książętami, a zwłaszcza z młodym cesarzem, synem Lotara I,
"obrońcą Kościoła rzymskiego".

Cesarz Ludwik II (850—875) doznaje
niepowodzenia w kwestii sukcesji

Ludwik II, urodzony ok. roku 825, urzędował od 840 roku
jako wicekról swego ojca w Italii, gdzie papież Sergiusz II koronował go 15
czerwca 844 roku na króla Longobardów, a Leon IV w 850 roku w Rzymie namaścił
na współcesarza. Rządził tam samodzielnie i potrafił ustabilizować kraj, w
którym bandy rabusiów napadały na drogach w biały dzień na zdążających do Rzymu
pielgrzymów i kupców, a nawet grabiły całe wsie, tym bardziej, że po śmierci
ojca zrezygnował z ziem transalpejskich na rzecz swych braci, Lotara II i
Karola Prowansalskiego.

W ten sposób Ludwik II umocnił swe panowanie nad Rzymem
i Państwem Kościelnym i, co zrozumiałe, stosunki między nim a Leonem IV były
często napięte, o czym świadczy skromnie zachowana korespondencja. Jednego razu
Leon, ze względu na bezpieczeństwo, nie chce się widzieć z wysłannikami
cesarza, innym razem zostaje zamordowany legat papieski, a jeszcze innym sam
papież skazuje na śmierć trzech pełnomocników cesarza — przecież już za
czasów jego poprzednika Paschalisa I stracono na Lateranie "jako winnych
obrazy majestatu" dwóch profrankijskich wyższych urzędników.

Nie brakowało oczywiście antyfrankijskich nastrojów i
machinacji w Rzymie, może nawet i zdradzieckich konszachtów z Bizancjum. W
każdym razie absolutnie nie było zaufania między papieżem i cesarzem. Od roku
855, roku śmierci Leona IV, Ludwik II stał się jedynowładcą. A od roku 860
— reasumując z lekkim wyprzedzeniem jego życie — udało się
cesarzowi, przynajmniej na jakiś czas, zaprowadzić swe rządy w od dawna
samodzielnych longobardzkich księstwach Benewentu i Salerno, a po wieloletnim
oblężeniu wziąć nawet w 871 roku Bari, siedzibę arabskiego emira (s. 157).

Oczywiście Ludwik II, czwarty cesarz z rodu Karolingów,
był jedynie władcą dzielnicy italskiej, nie mogącym nawet zdobyć jej południa.
Adelchis, książę Benewetu (zm. 878 r.), który utrzymał się walcząc o
niezależność najpierw z Frankami, potem z Bizantyjczykami, a później z
Saracenami, zanim padł ofiarą spisku własnych krewnych, doprowadził, więżąc
przez jakiś czas Ludwika II, do upadku władzy imperatorskiej w Italii. Ostatecznie
cesarz ten stał się w każdym razie bardziej ofiarą układów dynastycznych niż
niestabilnej sytuacji w południowych Włoszech (s. 157 i nast.)[188].


Na czas rządów Leona IV przypada skandal o nieomal
bezprecedensowych rozmiarach i skutkach. Ze strony duchownych doszło do
fałszerstwa, które zostawia w cieniu całe rojące się od oszustw średniowiecze i
wszystkie poczynania oparte na kłamstwie, oszustwie i braku skrupułów, wyjąwszy
może "dar Konstantyna" (IV, s. 236 i nast.).

Dekretalia Pseudo-Izydora — "fałszerstwa
najbardziej brzemienne w skutki, na jakie kiedykolwiek się odważono..."


Z całą słusznością fałszerstwo Pseudo-Izydora nazwano
"wprawdzie najważniejszym fałszerstwem doby Karolingów, ale w żadnym
wypadku wyjątkiem" (Dawson), kler katolicki bowiem już od dłuższego czasu
dokonywał fałszerstw na potęgę (III, rozdz. 1!; IV, s. 236 i nast.). Dla
protestanckiego prawnika Emila Seckela (zm. 1924 r.), chyba najlepszego znawcy
Dekretaliów Pseudoizydoriańskich, są one "najbardziej śmiałym i najwspanialszym
fałszerstwem źródeł prawa kościelnego, jakie kiedykolwiek podjęto"; dla
Johannesa Hallera natomiast "najbardziej zuchwałym fałszerstwem,
najbardziej brzemiennym w skutki, na jakie kiedykolwiek się odważono", a
nawet zaznacza je ten znakomity historyk papiestwa (zm. 24 grudnia 1947 roku)
jako "największe oszustwo w historii świata".

Jeszcze w IX wieku podejrzewał, a może rozpoznał
fałszerstwo Hinkmar z Reims, lecz abstrahując od pojedynczych pism go nie
odkrył. W końcu wielebny arcybiskup Reims — który jako jeden z
najważniejszych doradców królów zachodniofrankijskich, zwłaszcza Karola Łysego,
odgrywał znaczącą rolę nie tylko w polityce, ale któremu zawdzięczamy żywą
twórczość literacką, wśród niej "przede wszystkim bogate w materiały
ekspertyzy prawnicze" (Schieffer) — w końcu ów książę Kościoła sam
fałszował z wielką wirtuozerią wszystko na okrągło. A to z pozornym
usprawiedliwieniem, że nie chciał paść ofiarą innych fałszerstw kościelnych, w
nie mniejszym stopniu fałszerstw Pseudo-Izydora.

A fałszowano wszędzie wokoło. Fałszował również
poprzednik Hinkmara, arcybiskup Ebo (zm. 851 r.). Także bratanek Hinkmara,
wychowany na jego dworze i przez niego popierany Hinkmar Młodszy, biskup Laon.
Właśnie on zaprezentował fałszerstwa Pseudo-Izydora jako pierwszy w większej
objętości i był prawdopodobnie powiązany z warsztatem fałszerzy. W ten sposób
wywołał on ostry spór ze swym stryjem i Karolem Łysym i został w roku 871
pozbawiony biskupstwa, jednakże siedem lat później częściowo rehabilitowany.

Mimo od początku istniejących wątpliwości co do
prawdziwości tego kolosalnego katolickiego oszustwa (już w IX wieku; w wieku
XIV wyrażanych przez Marsyliusza z Padwy, teoretyka państwa skazanego jako
"kacerza"), przez całe średniowiecze uchodziło ono za prawdę, a
fałszerstwo udało się wykazać w zasadniczy sposób dopiero w 1559 roku
magdeburskim centuriatorom[189]
i ich pierwszej historii Kościoła, finansowanej przez ewangelickich książąt
(1559-1574). Ostatecznie zdemaskował jego nierzetelność reformowany teolog (i
późniejszy profesor historii w Amsterdamie) David Blondel w 1628 roku. Jak nikt
inny potrafił, z podziwu godną przenikliwością odróżnić prawdę od fałszu, choć
i w jego czasach nie brakło bogobojnych obrońców fałszerstwa.

W ogóle po jego wykryciu w XVI wieku katolicy jeszcze
długo czynili wszystko, by je bagatelizować, koloryzować, nieomal mu składać
hołdy. Mówili o "legendzie", "poezji" lub, jak kardynał
Bona (zm. 1674 r.), nawykły do tego, by "mieć na oku wyższe cele
wiedzy" (Mast), o "pobożnym oszustwie". Taka fraus pia była to
też dla słynnego katolickiego teologa Johanna Adama Mhlera (zm. 1838 r.).
Sławił on wręcz Pseudo-Izydora jako "człowieka bardzo pobożnego, głęboko
wierzącego, cnotliwego, zatroskanego o dobro Kościoła". A również dla jego
kolegi po fachu, Rosshirta, Pseudo-Izydor jeszcze w 1849 roku nie jest w
gruncie rzeczy fałszerzem, lecz "miłośnikiem prawa kościelnego",
którego niesłychane oszustwa nie miały w ogóle innego celu "niż uczony,
naukowo historyczny, a mianowicie maksymalną kompletność zbioru źródeł prawa
kościelnego".

Katolik Luden wie wprawdzie, że ów zbiór jest
"pełen kłamstw i oszustw", lecz dotyczy to jego zdaniem jedynie
wczesnych okresów. Dla IX wieku, w którym powstał, zawiera on nawet w swych
fałszerstwach "najczęściej jakąś prawdę". Nie stworzył on nowego
prawa kościelnego, lecz jedynie wypowiedział, "co było już ugruntowane w
ludzkich duszach", "nadał im kierunek [...] i skrócił drogę do celu.
Jest to jednak skończona władza papieska, czego tylko zapragnie [...]". A skończona
władza papieska jest oczywiście czymś dobrym, obojętne, jak jest realizowana. I
w jakim celu. Wilhelm Neuss bowiem jeszcze w roku 1946 mówi o owych uczonych
oszustach, że "ich zamiary były najwyraźniej dobre". Znowu inni
katolicy rozstrzygają, w określony dla siebie sposób, między
"szlachetnymi" i "pospolitymi" fałszerzami; przy czym
"szlachetnym" jest fałszerz działający na rzecz Kościoła,
"pospolitym" zaś ten, który fałszuje nie w jego ramach lub wręcz
przeciw niemu. W ostatnich czasach nawet jezuita Grotz określa Dekretalia
Pseudo-Izydora jako "największe fałszerstwo prawa w dziejach".
Tymczasem się to już bowiem powszechnie rozniosło...[190]


Dekretalia Pseudo-Izydora powstały około roku 850 (nie
przed 847 i nie po 852 roku) w Rzeszy Wschodniofrankijskiej, może w Sens lub
Tours, prawdopodobnie w archidiecezji Reims. Chciano wzmocnić władzę biskupów i
papieża wobec państwa, a ponieważ nie było do tego dostatecznych podstaw
prawnych, to po prostu je stworzono, czyli sfałszowano. Swe kłamstwo duchowni
oszuści (jest to bodaj pleonazm) podawali za dzieło zmarłego w 636 roku w
Sewilli doktora Kościoła Izydora. Był on jednym z najbardziej znanych autorów
wczesnego średniowiecza, od czasów Augustyna wręcz najbardziej poważanym
świętym Zachodu. Wiedziano przy tym, że pozostawił po sobie obszerną księgę
praw i w ten sposób wyżej wymienione sfałszowane teksty prawa były uznawane
przez całe średniowiecze za prawdziwe wytwory Izydora i oddziaływały mocą jego
autorytetu.

a) Rozmiar i rodzaj

Rozmiar tego aktu kryminalnego jest tak nadzwyczajny,
że zachowane do dzisiaj manuskrypty i ich fragmenty przy przeniesieniu na
normalny oktaw książkowy wynosiłyby wiele tysięcy stron tekstu. Prawdopodobnie
chodzi tu o pracę nie pojedynczego oszusta, lecz całej grupy fałszerzy
teologicznych, zachodniofrankijskich duchownych dobrze zorientowanych w
materii, najwyraźniej "reformatorów", którym nie odpowiadało
dotychczasowe prawo kościelno-państwowe w Rzeszy frankijskiej, lecz którzy mimo
wielu badań do dzisiaj pozostają nieznani. Niewątpliwie dobrze oczytani i
wykształceni w prawie i archiwistyce, mniej lub bardziej zręcznie sklecili
olbrzymi materiał, łącząc ze sobą rzeczy prawdziwe i sfałszowane.

W skład całego zespołu Pseudo-Izydoriów wchodzą cztery
duże grupy:

1) Hispana Gallica Augustodunensis, sfałszowane
opracowanie zbioru hiszpańskich kanonów z VII wieku.

2) Capitula Angilramni, kolekcja prawdziwych i
nieprawdziwych ustaw soborowych, papieskich i cesarskich, jakie papież Hadrian
I (772-795) rzekomo przekazał 14 września 786 roku biskupowi Metzu Angilramowi,
który zmarł w 791 roku w trakcie wyprawy wojennej Karola I na Awarów. Cel
kapituły Angilrama odpowiadał dążeniu hierarchii francuskiej — jak
największego utrudnienia składania oskarżeń przeciwko niej i podlegania
wyłącznie sądownictwu kościelnemu, jak wiadomo bowiem kruk krukowi oka nie
wykole. Capitula Angilramni, kończące się wręcz tym, że papież i biskupi nie
mogą być oskarżani, że, jak pisze katolik Hans Kuhner, "mogli sobie
pozwolić na każdy czyn", rozszerzają tym samym jeszcze wielkie fałszerstwa
symmachiańskie z VI wieku (II, s. 209 i nast.).

3) Benedictus Levita, wielki zbiór dekretów królewskich
i cesarskich od Pepina po Ludwika Pobożnego, zestawienie kapitularzy w trzech
księgach liczących łącznie 1721 rozdziałów, z których dobre dwie trzecie
zostały sfałszowane! Kościelne przepisy zostały tutaj, by przydać im autorytetu
państwa, przeistoczone we frankijskie dekrety państwowe z ostatniej przeszłości
i wydane przez rzekomego diakona Benedykta Lewitę w roku 847 na rzekome
zlecenie arcybiskupa Otgara jako kontynuacja oficjalnie uznanego zbioru
kapitularzy zmarłego w 833 roku opata Ansegisa z Fontenelle (St. Wandrille).

4) Dekretalia Pseudoizydoriańskie (Decretales
Pseudo-Isidorianae), najobszerniejsza i najważniejsza kolekcja wśród tych
czterech grup, gdyż uzyskała największy

większy wpływ i odniosła największy skutek: jest to
antologia listów papieskich i aktów soborowych od końca I do VIII wieku, od
około 91 do 731 roku. Pod przebiegle nadanym pozorem starożytnej autentyczności
próbuje uchodzić za kompletny kodeks prawa kanonicznego catolicae. Przy czym
dekretalia papieży pierwszych stuleci chrześcijaństwa od rzekomego Klemensa do św.
Milcjadesa (311-314) zostały sfałszowane całkowicie, nie pozostawiając
najmniejszej luki, a dekretalia od św. Sylwestra I (314-335) do św. Grzegorza
II (715-731) częściowo. Dzięki interpolacjom sfałszowano cały szereg
postanowień soborowych, od słynnego soboru nicejskiego (325 r.) po trzynasty
synod w Toledo (683 r.). Szczególnej uwagi godny jest fakt, że duchowni oszuści
włączają w swe "dzieło" jeszcze większe oszustwo: "dar
Konstantyna", wedle wszelkiego prawdopodobieństwa produkt (kancelarii)
papieża Stefana II, powstały o stulecie wcześniej (wyczerpująco na ten temat:
IV, s. 244 i nast.).

Całe historyczne draństwo składa się z około dziesięciu
tysięcy cytatów, wyciągów, nie zawsze zręcznie mozaikowo pomieszanej prawdy i
fałszu, jednakże fałszywe treści nie zostały wymyślone w dowolny sposób, lecz
spreparowane z prawdziwych tekstów papieży, synodów i autorów kościelnych, z
wieloma opuszczeniami, dodatkami i zmianami. Wszakże jest wśród nich ponad sto
podrobionych listów papieskich, najczęściej z pierwszych trzech wieków
chrześcijaństwa, w których zupełnie nie znano rzymskich dekretaliów. Edykty
cesarskie z V wieku, jak choćby Teodozjusza II, pojawiają się jako zarządzenia
papieskie z I wieku, a ustępy z synodu paryskiego (829 r.) pojawiają się w
dosłownym brzmieniu w tekście zmarłego prawie dwieście lat wcześniej
hiszpańskiego doktora Kościoła.

"Nie znajdzie się w całej historii drugiego
przykładu tak całkowicie udanej, a przy tym tak niezdarnie obmyślonej
fikcji". Taki osąd wyraził historyk Kościoła Ignaz von Dllinger (który po
ekskomunice w roku 1871 bez formalnego przystąpienia wspierał Kościół starokatolicki).
Historyk papiestwa Seppelt mówi natomiast o z "dużą ostrożnością"
przygotowanym i dobrze podbudowanym "w swym rodzaju wspaniałym
fałszerstwie". Historyk papiestwa Kuhner nazywa je wręcz
"najskuteczniejszym fałszerstwem całej historii Kościoła"[191].


b) Cel

Jako cel swego oszustwa, zawierającego wszystko, co
jest możliwe: wynurzenia natury liturgicznej, dogmatycznej, moralnej i
moralizatorskiej, sami jego autorzy wymieniają systematyczne zebranie bardzo
rozproszonych źródeł prawa kanonicznego; jest to oczywiście jawne kłamstwo.
Dużo bardziej ich zamiarem, jako że stare prawo było dla kleru bezużyteczne,
było stworzenie i przeforsowanie nowego prawa, a przy tym wzmocnienie władzy
biskupów zarówno wobec państwa, jak i wobec wielkiego wpływu metropolitów.

W ten sposób możliwości oskarżenia biskupów miały
zostać bardzo ograniczone, ich osądzenie i złożenie z urzędu niezwykle
utrudnione i praktycznie uniemożliwione. Ich, panegirycznie wychwalanych jako
"oczy Pana", "najwyżsi kapłani", "święci",
"bogowie", nie mógł oskarżać żaden człowiek świecki, również żaden
niższy duchowny i żaden podwładny, któremu można było zagrozić pozbawieniem
czci i ekskomuniką. Jeśli jednak zdarzyło się, że wysunięto oskarżenie
przeciwko biskupowi, to koniecznych było 72 świadków oskarżenia, co faktycznie
niemalże wykluczało jego osądzenie. Sąd nad nim mógł sprawować jedynie synod
kościelny mający zezwolenie papieża. Kompetencje jurysdykcji świeckiej zostały
zatem całkowicie wyłączone. Biskupowi bowiem podporządkowany był nie tylko lud,
lecz również książęta. Oni, jak tego domagano się z naciskiem, mieli go
słuchać, gdyż biskup stał ponad wszystkimi książętami i mógł być sądzony
jedynie przez Boga i papieża lub jego pełnomocników, co jest powtórzone po
wielekroć.

Co jest korzystne dla biskupów, jest korzystne i dla
biskupa Rzymu. I rzeczywiście monstrualna porcja oszustwa przynosi mu same
profity. Tylko do niego bowiem należy pełnia władzy. Jest nie tylko kapłanem,
ale i królem. A jeśli już godność biskupia stoi ponad królewską, to co dopiero
papieska. Papież jest, kładąc to w usta Feliksa II, "zarazem głową
świata". Dlatego fałszerze nadają mu nawet prawo znoszenia ustaw
państwowych.

Jeśli jednak głęboko podporządkowano papieżowi władzę
królów, to istną "dyktatorską władzę" przyznano mu dopiero prawdziwie
w Kościele. Wpajała przecież każdemu, że papież jest jedynym prawodawcą i sędzią
Kościoła, że bez jego pozwolenia ani żaden metropolita, ani synod nie może
postanowić niczego wiążącego, a wręcz bez jego zgody nie może zostać zwołany
żaden synod etc. A nawet, zdaniem łotrów w sutannach, już pierwsi papieże
posiadali takie uprawnienia jurysdykcyjne, jakich nie mieli ich dużo późniejsi
następcy.

Już św. Leon IV stosował ten falsyfikat, zaprezentowany
mu w całości lub fragmentarycznie przez duchownych z Reims. Dużo częściej
powoływał się na niego jako na kodeks prawniczy również święty Mikołaj I.
Używał go od roku 864, gdyż szybko pojął jego nadzwyczajne korzyści dla Stolicy
Apostolskiej. Ergo zaświadczył prawdziwość dzieła, które arcybiskup Hinkmar z
Reims rozpoznał jako fałszerstwo zaraz po jego wydaniu, co jego samego nie
powstrzymało od użycia, jak tylko okazało się przydatne[192].


Najwięcej korzyści na dłuższą metę przyniosły papiestwu
Dekretalia Pseudoizydoriańskie. Z całego Pseudo-Izydora odegrały największą
rolę historyczną i były najbardziej rozpowszechnionym dziełem we wszystkich
średniowiecznych zbiorach prawa kościelnego. Powoływano się na nie ustawicznie,
by podeprzeć i pomnożyć władzę Rzymu. Nie przypadkiem upierali się przy nich
sami papieże. Mikołaj I, Hadrian II, Grzegorz V, Leon IX, Grzegorz VII i inni
wykorzystywali je do swych celów politycznych. Osławiony Dictatus papae
Grzegorza opiera się w większej części na tym niesłychanym oszustwie. W sporze
o inwestyturę zostało ono w pełni przejęte; odegrało niesłychaną rolę w walkach
między cesarzami a papieżami w XI i XII wieku. To fałszerstwo, pisze Manfred
Hellmann, "w niespodziany sposób podniosło pozycję i powagę Stolicy
Apostolskiej". Było "najmilszym prezentem — pisze Walter
Ullmann — jaki kiedykolwiek otrzymało papiestwo". Zwłaszcza że
wiedziało, jak z niego korzystać i jak pozbawić tych korzyści biskupów, przez
autorów oszustwa jeszcze bardziej uprzywilejowanych. Wpływ Dekretaliów
Pseudoizydoriańskich na Kościół i prawo kościelne, ogromny w pierwszych wiekach
tego tysiąclecia, pozostał wielki aż do XIX wieku, kiedy to z tego mamidła
największe korzyści odniósł choćby dogmat o nieomylności Piusa IX, z którego to
powodu ten papież jeszcze po 1870 roku, po definitywnym odkryciu oszustwa,
publicznie chwalił autorów przy nim obstających! (Odpowiednio do zasług
pierwszym krokiem ku kanonizacji Piusa IX było w 1985 roku oficjalne uznanie
jego "cnoty heroizmu" — wcześniej biskupi katoliccy, katoliccy
historycy Kościoła i dyplomaci uznali go za głupiego i niepoczytalnego: por.
moja Polityka papieska w XX wieku, 1.1, s. 23).

Wymyślony żart z Pseudo-Izydoriami działa jednakże
prawie po dzień dzisiejszy, po Codex Iuris Canonici z roku 1917, zastrzegający
jedynie papieżowi prawo zwoływania soboru ekumenicznego. Gdy w 1962 roku Jan
XXIII zwołał takowy sobór, mógł się oprzeć na co najmniej sześciu punktach w
CIC — trzech z Dekretaliów Pseudo-Izydora i trzech, które się z nich
wywodzą[193].

Ponieważ jednak dla głosicieli królestwa bożego nie ma
nic ważniejszego niż pieniądze i dobra tego świata, to w największych
fałszerstwach niepoślednie miejsce zajmują dziesięciny, świadczenia posługi w
niedziele i święta, ochrona dóbr kościelnych, nienaruszalność i niezbywalność
stanu posiadania Kościoła. Wszystko, co kler kiedykolwiek otrzymał, pola,
księgi, domy, szaty, rzeki etc., wszystkie dobra ruchome i nieruchomości, staje
się dobrami Kościoła i każde ich naruszenie jest karane ekskomuniką, utratą
wszelkich godności i najcięższymi karami przed sądem świeckim[194]
.

Anastasius Bibliothecarius albo debiut antypapieża


Już Leon IV, za którego rządów powstały fałszerstwa
pseudoizydoriańskie, je wykorzystywał. Gdy zmarł 17 lipca 855 roku, zamierzano
osadzić na jego miejscu kardynała Hadriana. Gdy tenże, rzadki przypadek w
historii papiestwa, odmówił — być może dlatego, że obliczył sobie, że
później będzie miał większe szansę (w czym, jak się okazuje, miał rację)
— większość wybrała Benedykta III (855 - 858), rodowitego rzymianina.

Wprawdzie kardynał Benedykt był prowadzony już w
uroczystej procesji do Lateranu, a podpisany przez duchowieństwo i arystokrację
dekret wyborczy został wysłany do cesarza z prośbą o zatwierdzenie, to w tym
samym czasie grupa wiernych cesarzowi wybrała na papieża wysokiego rodu, wielce
uzdolnionego, a nawet bardzo wykształconego kardynała Anastazego
(Bibliothecariusa): nie tylko, jak pisze Wattenbach, "uczonego męża i
szczwanego lisa", lecz również syna bogatego biskupa Arseniusza z Orte,
którego zresztą sam Anastazy (w liście do arcybiskupa Adona) nazywa niezgodnie
z prawdą wujem (jak jeszcze katoliccy autorzy XX wieku, choćby Seppelt; inni
ignorują ten fakt).

Kardynał Anastazy jednak w przeciwieństwie do
ostatniego papieża ustąpił i najwyraźniej ze strachu przed zemstą nie pojawiał
się w swym rzymskim kościele. Jako rywal zarówno wpływowy, jak i posiadający
dużą wiedzę i rozum był zwalczany zawzięcie przez Leona IV przez cały
pontyfikat, a na wielu synodach, pod koniec 850 roku oraz w maju, czerwcu i
grudniu 853 roku ekskomunikowany, skazany na wygnanie i złożony z urzędu
— było to potępienie uwiecznione w Świętym Piotrze za pomocą obrazów i
komentarza.

Anastazy znalazł ochronę na terenie, gdzie władał
cesarz Ludwik II, a tenże wielokrotnie odmawiał wydania zbiega, o co papież
usilnie zabiegał. A gdy następnie wysłani z Rzymu posłowie Benedykta próbowali
wręczyć zgodnie z obowiązkiem dekret wyborczy cesarzowi, zostali po drodze w
Gubbio (w Umbrii) przechwyceni przez jednego z głównych animatorów stronnictwa
cesarskiego, biskupa Arseniusza z Orte, ojca Anastazego, i przeciągnięci na
jego stronę, tak że na dworze przemawiali po jego myśli.

Po ogłoszeniu wyboru Benedykta za nieważny, oficjalnie
wykluczony z Kościoła Anastazy, wprawdzie nieco naruszając legalność, został
obwołany w Orte papieżem i powrócił w towarzystwie cesarskich posłów do Rzymu,
gdzie początkowo wielu przeszło na jego stronę, a nowi wysłannicy Benedykta III
znaleźli się w łańcuchach. Anastazy rozpoczął swe rządy w Świętym Piotrze od
usunięcia ze ścian uwiecznionej na nich swej hańby oraz zniszczenia i spalenia
obrazów świętych, rozbijając toporem (w końcu był znakomitym znawcą historii
Kościoła) nawet figury Chrystusa i Marii. Następnie kazał wyłamać drzwi do
Lateranu, zasiadł na tronie papieskim i rozkazał wypędzić swego przeciwnika
zajmującego w bazylice inny stolec.

Zadanie to wykonał biskup Romanus z Bagnorei. Z
orszakiem najeżonym bronią wkroczył do kościoła, strącił Benedykta z tronu i
zerwał z niego, pośród poszturchiwań, papieskie szaty. Jednakowoż maltretowany
papież dzięki przychylności ludu i zmianie orientacji stronników cesarza zdołał
je znów założyć — po trzydniowym powszechnym poście, podczas gdy tym
razem Anastazy pozbawiony swych insygniów, wśród obelg wypędzony z pałacu,
został odprowadzony przy pomocy cesarskich missi, ale tylko do aresztu
domowego. A nawet Benedykt kazał wprawdzie odtworzyć w Świętym Piotrze
świadectwo jego wyklęcia, lecz później przyjął eks-papieża, choć już tylko jako
osobę Świecką, do Kościoła, a Anastazy ponownie zaczął w zadziwiający sposób
stopniowo piąć się ku górze.

Już następca Benedykta, Mikołaj I, nadał mu jako małą
rekompensatę za wszystkie krzywdy doznane od Świętej Matki Kościoła
kierownictwo i dochody klasztoru Najświętszej Marii Panny w Trastevere,
zatrudnił go potem jako "swego rodzaju tajnego sekretarza", jako
konsultanta, zwłaszcza w sprawach bizantyjskich, przy czym Anastazy wykorzystał
okazję do zniszczenia obciążających go materiałów w papieskim archiwum[195].


Mikołaj I — papież jak pawi ogon, "[...]
jakby był panem świata"

Mikołaj I (853 - 867) był synem duchownego i wyrósł na
Lateranie. Za pontyfikatów trzech papieży, Sergiusza II, Leona IV i Benedykta
III, którego był pierwszym doradcą, zdobywał coraz większe wpływy. A gdy
Benedykt zmarł, a kardynał Hadrian odmówił kandydowania, Mikołaj zajął miejsce
zmarłego papieża, a mianowicie, jak podają Annales Bertiniani, najważniejsza
kontynuacja kończących się na 829 roku Roczników Rzeszy, "bardziej wskutek
obecności i dzięki życzliwości króla Ludwika i jego możnych, niż dzięki
wyborowi duchowieństwa"[196].


Cesarz Ludwik II bowiem na krótko przed śmiercią
Benedykta opuścił Rzym, potem jednak natychmiast powrócił i dopomógł diakonowi
Mikołajowi do zaspokojenia jego ambicji. A Mikołaj zrewanżował się zaraz we
właściwy mu sposób, odwiedzając ponownie wyjeżdżającego Ludwika. W otoczeniu
duchowieństwa i arystokracji pozwolił cesarzowi prowadzić kawałek drogi swego
konia za cugle, ugościć się w cesarskim namiocie, bogato obdarować, a na
odjezdnym ponownie świadczyć uwłaczające usługi stratora[197].


Z taką pychą papież rozpoczął swój pontyfikat.

Rzekomo już Pepin III w styczniu 754 roku w swym
palatium Ponthion odprawił ów upokarzający rytuał wobec Stefana II, gdy ten
zimą przekroczył Alpy. Jednakże nie wie o tym nic źródło frankijskie {Annales
Mettenses Priores). Raczej ukazuje papieża wraz ze świtą w worze pokutnym i
posypanego popiołem, błagającego na klęczkach Pepina..., co potwierdzają i inne
relacje (por. t. IV, s. 229).

Tymczasem zmienił się układ sił, zniknęły księstwa i
królestwa, a rzymscy hierarchowie, nie bez swego udziału, dotarli na same
szczyty. Sprawiły to wszelkiej maści przemoc, waśnie i wojny, zniewolenie i
oszustwa. Zdobyto tak zwane prawa, przywileje, immunitety, wyłudzono wspaniałe
tereny Państwa Kościelnego, od Rawenny po Terracinę, wystawiono siły lądowe i
morskie, popełniwszy największe oszustwa w historii, osławiony dar Konstantyna,
nie mniej osławione Pseudo-Izydoriana, którymi papież Mikołaj I już zdążył się
posłużyć, a które z naciskiem podkreślały owe rzekome ogromne donacje ziemskie[198].


Mikołaja I (858-867), którego zwłaszcza katolicy
chętnie nazywają "Wielkim" — zaczem z reguły można się
spodziewać niejednego — zalicza Leopold von Ranke nie przypadkiem do
ludzi, których należałoby traktować "jako żywy system". A po czymś
takim można się spodziewać paru jeszcze innych rzeczy.

Mikołaj nawiązuje bowiem do innych
"Wielkich", do papieskich ambicji Leona I, Gelazego I i Grzegorza I.

Do Leona, który z właściwą swemu rodzajowi skromnością
stawia papieża w jednym rzędzie z Chrystusem i Bogiem, "wiekuistym
najwyższym kapłanem", jemu "podobnym i Ojcu równym"![199]
Do Gelazego I, który wprawdzie "najmniejszy pośród wszystkich ludzi",
każe publicznie składać sobie hołdy jako "apostołowi Piotrowi" i
"wikariuszowi Chrystusa"; który auctoritas papieża stawia ponad
potestas cesarza i żąda, by również cesarz wykonywał rozkazy z papieskiego
stolca i zginał "pobożnie kark" przed nim[200],
który wskazuje z pokorą na to, że Pismo Święte nazywa wręcz "księży już to
bogami, już to aniołami", któremu jednakże jego następca, papież Sabinian
zarzuca "żądzę własnej sławy"[201].


A wreszcie, pretensje i roszczenia jego
"wielkich" poprzedników były jedynie pobożnymi

życzeniami, w najmniejszym stopniu — jak to
pokazano w drugim tomie — nie pokrywającymi się z historią. Mikołaj
jednak nie sięgał po pożądliwie upragnioną pełnię władzy imperialnej jedynie
mimochodem — posługując się już wówczas — choć ich nie wymienia
— Pseudo-Izydoriami, lecz zebrał w dużych ilościach i wzmocnił jeszcze
bardzo wymowę tego, co było wcześniej rozproszone, jeśli nawet nie za pomocą
własnego umysłu, to dzięki wsparciu swego błyskotliwego, odzyskującego od roku
861/862 wpływy ścisłego współbojownika Anastazego Bibliotekarza, który
najwyraźniej formułował wiele z pism najwyższego urzędu.

Papież Mikołaj rozwinął w pełni zaznaczającą się
jedynie w zarysach zasadę papieskiego prymatu jurysdykcyjego. Zażądał
omnipotentnej władzy. Jeśli przez Pana papieżowi "zostało przekazane
wszystko, to nie brak niczego, co by mu nie zostało dane". A nikt nie może
pomniejszyć przywilejów "stolca apostolskiego", nadanych przez Boga.
Mikołaj przyznał zatem papieżom "książęcą rangę władzy boskiej",
nazwał ich pokornie "książętami nad całą ziemią", a całą ziemię po
prostu "kościołem", a wręcz po raz pierwszy użył tytułu
"namiestników Boga" wobec papieży. Papież nie może być sądzony przez
nikogo, również cesarza, ale sam może osądzać wszystkich, oczywiście również
sobory, państwa i władców. Jeśli bowiem nawet przysługiwała im pewna
samodzielność, to przecież w polityce tak wewnętrznej, jak i zagranicznej mieli
się kierować pryncypiami kościelnymi, wszelkie zło trzymać z daleka od Kościoła
i wykonywać jego rozkazy i nałożone pokuty, pod groźbą kar ziemskich i
wieczystych, ekskomuniki i piekła.

Nie dość na tym. Jeśli władza świecka nie jest
posłuszna Kościołowi, to czyż nie jest zakichanym obowiązkiem i powinnością
wiernych odmowa posłuszeństwa? Wówczas bowiem przestaje obowiązywać — i
rozciąga się to również na czasy dzisiejsze! — paulińska zasada: Bądźcie
poddani zwierzchności! O nie, ujawnia się wtedy jej stary trick: macie być
posłuszni Bogu bardziej, niż ludziom — a Bóg, jak zawsze napominają, to
— w praktyce — oni! Wszyscy mają tańczyć, jak im zagrają. Po
stronie władzy świeckiej stać należy jedynie dopóty, dopóki trzyma ona stronę
Kościoła, a przynajmniej nie występuje przeciw niemu, wtedy bowiem staje się to
ciężką nieprawością, jaka nie ma prawa przydarzyć się po stronie papieskiej,
gdyż po tej stronie stoi Bóg! Jeśli zatem przywołują oni prawo, to w tym przypadku
mają w istocie na myśli — siebie! — tak jak i przywołując Boga.
"Przypatrzcie się — pisze papież Mikołaj do państwa Franków —
czy rządzą według prawa, w przeciwnym razie należy ich uznać raczej za tyranów
niż królów, którym musimy się raczej przeciwstawiać i przeciw nim występować,
niż być im poddanymi".

Czy Mikołaj I, którego niektórzy — po prawie stu
poprzednich papieżach — uznają za pierwszego, był teokratą, prekursorem
papieskiej dominacji nad światem? Wśród interpretatorów jest to rzecz budząca
kontrowersje. Wszakże stanowi swego rodzaju pomost ku Grzegorzowi VII i
Innocentemu III, nawet jeśli wiele z przytaczanych cytatów nie jest bynajmniej
oryginalnych, a na listy wpływ wywierał najczęściej Anastazy — i to nie
tylko na ich formę, ale i treść; to akurat jest bezsporne[202].


Niewątpliwie papież ten odznaczał się wielkopańską
postawą, stylem wybitnie monarchicznoautorytarnym. "Rozkazywał królom i
tyranom — pisze opat Regino — i władał nimi swą powagą, jakby był
panem kręgu ziemskiego (dominus orbis terrarum)"'. W istocie pełen
pretensji pontifex maximus ciągnął profity z ciągłego uszczuplania władzy
cesarskiej, słabości Karolingów, która bardziej niż wszystko inne pozwalała mu
umacniać papiestwo, umożliwiała — jak to się wychwala po katolickiej stronie
— "doprowadzenie do dumnych wyżyn pozycji w świecie, zostawiającej
daleko za sobą inne [ośrodki] władzy" — podczas gdy dla
Centuriatorów Magdeburskich rozpoczęło się wraz z nim w Kościele panowanie
Antychrysta.

Mikołaj, w postawie równie pański, co budzący strach,
na mocy autorytetu książąt apostołów Piotra i Pawła (por. zwłaszcza t. II,
rozdz. 2) rościł sobie pretensje do najwyższej władzy i nienaruszalności swych
wyroków. Nic nie było ponad jego godność, nic ponad jego prawa, był wręcz
nieosiągalny dla nikogo i niczego. Wszędzie usiłuje zaprowadzić supremację
swego urzędu. Wszystko ze strony swych ambitnych poprzedników, co bodaj w
przybliżeniu jej dotykało, zbiera jako dowód w częstych przypomnieniach, co
wcześniej pojawiało się jedynie sporadycznie, łączy we wprawdzie mało
oryginalny, lecz imponujący chór. Nawet wydany z kościelnym imprimatur
podręcznik historii Kościoła zmuszony jest przyznać, że "centralnej władzy
kościelnej, do jakiej dążył Mikołaj, tradycyjne prawo kanoniczne nie znało —
powstała jako system dopiero od Pseudo-Izydora". Fantastyczne fałszerstwo
prefabrykuje zatem przyszłość.

Tymczasem Mikołaj umacnia swą dominację, nie tylko ją
propaguje, ale i odpowiednio do tego działa, forsuje jej urzeczywistnienie. A
jego zasady, żądania, odmowy, jego protesty przeciw jakiemukolwiek wtrącaniu
się cesarzy i królów do Kościoła, jego odrzucanie [odrębnej] kościelności
narodowej i państwowej oznaczały, zdaniem katolika Seppelta,
"niezmordowaną, zażartą walkę"[203]
.

Na początek Mikołaj zaatakował metropolitów. Jak
twierdził bowiem: "Papież ma prawo regulowania spraw wszystkich kościołów,
wszelkie synody mogą być zwoływane tylko za jego rozkazaniem, metropolici
podlegają jego autorytetowi; gdzie milczy prawo kanoniczne, tam może
zaprowadzać nowe".

Metropolici nie chcieli przyjąć tego do wiadomości. A
już na pewno nie arcybiskup Jan z Rawenny (850-861), będącej jako rezydencja
cesarzy, królów gockich i egzarchów rywalką Rzymu i po nim najpotężniejszą
metropolią Italii. Jej kościelni książęta otrzymali w roku 666 od cesarza
Konstansa II przywilej autokefalii[204],
choć później go utracili; potem mieli niespełnioną nadzieję na uzyskanie
własnego państwa kościelnego z pomocą Karolingów, krótko mówiąc, spór o wpływy,
posiadłości i niezależność od Rzymu trwał nieprzerwanie. Zaostrzył się wręcz,
gdy na raweńskim stolcu zasiadł wojowniczy arcybiskup Jan, zwłaszcza że jego
brat, dux Jerzy, świecki przywódca na tym terenie, mocno z nim współpracował.
Arcypasterz Jan dążył do samodzielności, udzielnej władzy, rościł sobie
pretensje do dóbr papieskich, odbierał je, wyciskał podatki, wyrzucał księży
sprzyjających Rzymowi, próbował zapobiegać kontaktom swych biskupów
diecezjalnych z papieżem tak samo jak interesom jego urzędników, których
obrzucał obelgami. Ostatecznie obciążono go ogromną liczbą prześladowań i
nadużyć, również "kacerstwem", tak że Mikołaj, który opór biskupa
"lekceważył niczym pajęczynę", trzykrotnie zawezwał przed siebie
popieranego przez cesarza metropolitę,a następnie obłożył go suspensją[205]
i ekskomuniką. Jednakże dopiero gdy i cesarz odciął się od ekskomunikowanego,
Mikołajowi udało się zmusić Jana do poddania się, do wielu zobowiązań, a co nie
najmniej ważne, do zwrócenia "posiadłości wydartych świętemu
Piotrowi" — był to pozorny pokój, który długo się nie utrzymał[206].


A co oczywiste i w innych miastach współbracia
przeciwstawili się św. Mikołajowi, szczególnie ostro zaś Hinkmar z Reims
(845-882), najpotężniejszy metropolita nie tylko państwa frankijskiego. Na
próżno marzył on o zostaniu papieskim wikariuszem, a nawet z królewską pomocą o
oderwaniu zachodniofrankijskiego Kościoła od Rzymu, oczywiście pod prymatem
Reims.

Arcybiskup Hinkmar pozostawał w otwartym konflikcie z
krnąbrnym biskupem Rothadem z Soissons, własnym sufraganem. Opierając się na
fałszerstwach pseudo-izydorianskich chciał on zachować pewne lub domniemane
prawa, których odmawiał mu Hinkmar. Stare i nowe prawo, a właściwiej stare i
nowe bezprawie stały naprzeciwko siebie. Ale ponieważ Rothad — znów w
pełnej zgodności z Pseudo-Izydoriami — odrzucał wszelkie zakusy władzy
świeckiej na sferę kościelną, na dobra kościelne, beneficja i temu podobne
rzeczy, miał przeciw sobie również króla, Hinkmar złożył opornego biskupa
"wedle prawa kanonicznego" jesienią 862 roku z urzędu i osadził w
klasztornym więzieniu. Działo się to "przy męczeńskim grobie świętych
Kryspina i Kryspiniana koło Soissons", relacjonuje kronikarz z St. Bertin
— w tym okresie jest to sam arcybiskup Hinkmar (s. 109) — i dlatego
nie może nas dziwić, że jego brat w Chrystusie, biskup Rothad figuruje u niego
"jako nowy faraon" i "jako człowiek przemieniony w zwierzę"
(por. t. I, s. 101 i nast., 103 i nast.). Papież Mikołaj uzyskał jednak po
szybkiej wymianie listów między Rzymem i Reims podporządkowanie się Hinkmara i
ponowne osadzenie Rothada na urzędzie w roku 865. Najbardziej interesujące jest
to, że, podając za posiadającym imprimatur podręcznikiem historii Kościoła:
"Postępowanie przebiegało całkowicie według reguł fałszywych
Dekretaliów..."

W istocie papież nie tylko się do nich odwołał w
stosunku do Hinkmara, lecz określił je jako od dawna obowiązujące i uzasadnił
nimi postępowanie procesowe oraz swój wyrok. Przyjmuje się nawet, że biskup
Rothad przywiózł sfałszowany dokument do Rzymu, a może był wręcz jednym z
fałszerzy — przy czym otwarta pozostaje kwestia, czy papież rozpoznał
Dekretalia jako fałszerstwo.

Jakkolwiek było — wszystkim głoszącym katolicką
pokorę Mikołaj musiał zaraz przypaść do gustu, padano bowiem przed nim krzyżem;
jak choćby jeden z prałatów, który świadomy swej winy w dewocyjnym stylu
właściwym jego rodzajowi błagał o łaskę Jego Świątobliwość:
"Wszechmogącemu Bogu i Świętemu Piotrowi i niezrównanej łagodności Waszej
Wysokości polecam moją skromną osobę, który sprawujecie Boskie zastępstwo i
zasiadacie na wielebnym stolcu najwyższego księcia jako prawdziwy apostoł
[...]. Waszym rozkazom chcę być powolny we wszystkich cząstkach jak Bogu,
zamiast którego i w którego imieniu Wy wszystkim rozporządzacie"[207].


Okropność.

Jednakże nie każdemu prałatowi przypadło do gustu
podobne wysługiwanie się Rzymowi, toteż niejeden hierarcha jeżył się przeciwko
nie lubianemu najwyższemu kapłanowi. Ilustruje to spór przypadający po większej
części na pontyfikat Mikołaja I, spór, za którego wysuwanymi na plan pierwszy
implikacjami z zakresu teologii moralności nie stoi nic innego jak polityka
władzy.

Spór o małżeństwo Lotara II: cesarz Lotar I dzieli
swe państwo

Najstarszy syn Ludwika Pobożnego, cesarz Lotar I, zmarł
29 września 855 roku w nadwornym klasztorze Karolingów Prum (koło Trewiru) jako
mnich i pośród zakonnych ćwiczeń (s. 111) — po tym jak ostatnie lata
przeżył na kocią łapę z dwiema niewolnymi dziewkami, a za to ledwie sześć dni w
ascezie. O jego duszę zmagały się ponoć okrutnie duchy światła i ciemności,
lecz dobrzy aniołowie dzięki błaganiom prumskich mnichów, przez Lotara bogato
obdarowanych kosztownościami i dobrami (za co niebo okazuje wdzięczność),
odnieśli zwycięstwo.

Tuż przed śmiercią cesarz podzielił swe państwo
pomiędzy swych trzech synów, co jeszcze bardziej osłabiło już nadwątloną władzę
cesarską. Najstarszemu, Ludwikowi II (855-875), już od 840 roku zastępującemu
Lotara jako wicekról Italii, przypadł w udziale ten kraj i korona cesarska.
Wszakże cesarstwo ograniczało się praktycznie do Italii i, wbrew dotychczasowym
poglądom, wywodziło się od koronacji dokonanej przez papieża!

Drugi syn Lotara, Lotar II, średni (855 - 869),
otrzymał rdzenne tereny karolińskie wokół Akwizgranu i Metzu z północną
Burgundią, regnum Hlotharii, nazwane później od jego imienia i noszące to miano
do dzisiaj oraz przylegające od północy obszary nadreńskie po Fryzję.
Lotaryngię, będącą przez resztę stulecia terenem sporu najpierw między braćmi
Lotara, Ludwikiem Niemieckim a Karolem Łysym, a później innymi władcami
wschodniej i zachodniej Frankonii, zdobył wreszcie w roku 925 król Henryk I i
włączył na trwałe do państwa wschodniofrankijsko-niemieckiego —
oczywiście nie bez wypraw wojennych.

Najmłodszy syn cesarza Karol Prowansalski, epileptyk,
po którym nie oczekiwano ani potomstwa, ani długiego żywota, otrzymał
Prowansję, południową Burgundię i ducatus Lyonu. Jego brat Lotar chciał Karola
natychmiast umieścić w klasztorze, ale przeszkodzili mu możni prowansalscy.
Jednakże Karol zmarł już w wieku zaledwie 23 lat w styczniu 863 roku pod Lyonem
i obaj starsi bracia podzielili się jego dziedzictwem; stosunki między nimi
pogarszały się stale, doszło do bezowocnych najazdów z obu stron.

Skandaliczny handel matrymonialny Lotara II, który
przez całe dziesięciolecie odbijał się na historii frankijskiej, ma szczególne
znaczenie dla polityki zarówno kościelnej, jak i świeckiej. Doprowadził do
tego, że papiestwo stało się ostateczną instancją w sprawach małżeńskich, a z
drugiej strony dopomógł państwu wschodniofrankijskiemu/Niemcom do zdobycia Lotaryngii[208].


Opat Hucbert — "dziewki, psy i
sokoły" i 6600 męczenników

Wedle świadectwa biskupa Adwencjusza z Metzu Lotar już
jako małoletni został formalnie zaręczony przez swego ojca z Waldradą. Był z
nią związany swoistym małżeństwem o germańskiej tradycji (Friedel-Ehe, ze
starowysokoniemieckiego: friedila, "kochanka", "małżonka"),
jakie zawierano zwłaszcza przy różnicy stanu, gdy mężczyzna wżeniał się do
rodziny lub uprowadził przyszłą żonę. Jednakże zaraz po śmierci ojca Lotar II z
czysto politycznych powodów poślubił Teutbergę, córkę burgundzkiego hrabiego
Bozona, której brat, hrabia Hucbert, opanował jako opat St. Maurice przejście
przez Alpy z Włoch w dolinę Rodami, a kontrola ważnych przełęczy alpejskich
dawała Lotarowi dogodną pozycję do ewentualnych wypadów do Burgundii.
Małżeństwo pozostało jednak bezdzietne i by zapewnić ciągłość rządów w swym
państwie, po rocznym terminie odsunął w roku 857 od siebie Teutbergę, by
poślubić wcześniejszą kochankę Waldradę. Jak i Teutberga pochodziła ona z
arystokracji frankijskiej i według wielu źródeł miała być siostrą arcybiskupa
Gunthara z Kolonii. Już przed intronizacją Lotara (855 r.) wydała mu na świat
syna Hugona i dwie córki, Bertę i Gizelę, które później uznano za równe
urodzeniem[209].

Od czasów Ludwika Pobożnego, widocznie pod wpływem jego
duchownych doradców, przeniknęły po raz pierwszy określone chrześcijańskie
wyobrażenia o moralności chrześcijańskiej. Lotar zaś żywił przez całe życie
pewną gorącą namiętność, jaką pobożni chrześcijanie owych czasów mogli sobie
wyobrazić jedynie jako produkt głębokiej wiary w czary. Regino z Prum uważał
króla za "opanowanego przez diabła", a nawet niezmiernie uczony
arcybiskup Hinkmar objaśniał —używając całej swej wiedzy — kwestię,
"czy może być prawdą, jak mówi wielu, że są kobiety, które za pomocą
czarów wywołują nieprzepartą nienawiść między małżonkami i takoż mogą zapalić
niewypowiedzianą miłość między mężczyzną a niewiastą, tak że mąż nie jest już w
stanie obcować ze swą żoną jak małżonek i tylko pożąda innych niewiast". Arcybiskup
potwierdził oczywiście tę opinię, a nawet dołożył poglądową historyjkę z długą
listą czarowników i czarów, zwłaszcza że wiedział, iż tak jak dla każdego
nałogu, tak i dla nierządu istnieją specjalne diabły.

Aż do swej śmierci, przez dwanaście lat, Lotar walczył
o rozwiązanie swego małżeństwa, w czym wspierali go obaj biskupi z Kolonii i
Trewiru oraz większość arcypasterzy z Lotaryngii. Oczywiście dokonał on przy
tej okazji wielu darowizn, jak choćby dla klasztoru Św. Piotra w Lyonie,
donacji pod byle pretekstem, za zbawienie duszy swego najmłodszego brata, który
tam jest pogrzebany, za zbawienie swego syna Hugona, swej ukochanej małżonki
Waldrady, za grzechy swych występków — jest wiele okazji, by klasztory i
kościoły stały się bogatsze.

By uzyskać rozwód, Lotar następnie oskarżył Teutbergę o
kazirodztwo z własnym bratem Hucbertem, opatem, również o spędzenie płodu
— rozgłaszając wiele szczegółów. Opat szerzył zatem wokół grabieże i
morderstwa z "bandą złoczyńców", obcował — jak wiadomo —
często z kobietami i wydał na "dziewki, psy i sokoły" dochody
opactwa, wielce sławnego z powodu kości legionu tebańskiego: 6600 mężów
zmarłych śmiercią męczeńską za czasów Dioklecjana — co stwierdzono
jednakowoż prawie półtora stulecia później. (A sama ta liczba przekracza
wielokrotnie przypuszczalną liczbę wszystkich chrześcijańskich męczenników w
trzech pierwszych stuleciach! Jednakże specjalne oskarżenia opata-kobieciarza
były zapewne wyssane z palca. Na próżno również podjął Lotar dwie wyprawy
przeciwko bezpiecznie siedzącemu w swych alpejskich zamkach opatowi.

Arcybiskup Gunthar z Kolonii zdradza kłamliwą
tajemnicę spowiedzi

Gdy nawet "sąd boży" — "próba
wody", po której zastępca Teutbergi wyjął z gotującej się wody rękę
"niesparzoną" — zakończył się nie po jego myśli, uznano
"wyrok boski" za niewystarczający (już wówczas bowiem niektórzy
uważali go za udawany cud, za pomocą którego próbowano przechytrzyć innych
— tymczasem

Kościół, mimo sprzeciwu niemałej liczby teologów,
tolerował praktykowanie owego iudicium Dei, a nawet prawdopodobnie wynalazł
jego nowe formy, zwłaszcza "próbę krzyża"). I tak królewski
arcykapelan, arcybiskup Gunthar z Kolonii (850-870) — który roztrwonił
tamtejsze dobra kościelne wraz ze świętymi naczyniami "ze złota i srebra i
wielu rodzajów" (Annales Xantenses) na rzecz licznych wasalnych
krewniaków, jego braci, bratanków, sióstr i siostrzenic — zeznał
kłamliwie, jakoby Teutberga wyznała mu swój grzech podczas spowiedzi.

Na to została osądzona przez przepełniony bólem i
zgrozą, zwołany poza Guntharem przez arcybiskupów Teutgauda z Trewiru i Wenilo
z Rouen synod krajowy w Akwizgranie w lutym 860 roku, przed którym złożyła
wymuszone, spisane na piśmie, jeszcze raz potwierdzone ustnie, ale wkrótce
odwołane zeznanie: "Ja, Teutberga, doprowadzona do zepsucia przez
niewieścią ciekawość i słabość, dręczona wyrzutami sumienia, składam dla
ratowania mojej duszy i z wierności wobec mego pana prawdziwe zeznanie przed
Bogiem i jego św. aniołami, tymi wielebnymi biskupami i szlachetnymi panami
świeckimi i zeznaję, że mój brat, duchowny Hucbert, uwiódł mnie we wczesnej
młodości i popełnił z moim ciałem nierząd sprzeczny z naturą. To poświadczam na
moje sumienie, nie przez złośliwe podszepty do tego doprowadzona, ani przez
gwałtowny przymus do tego naglona, lecz zgodnie ze szczerą prawdą, tak mi Pan
dopomóż, który przyszedł, by ratować grzeszników i tym, którzy grzechy
sprawiedliwie i zgodnie z prawdą wyznają, obiecał prawdziwe przebaczenie. Nic
nie zmyślam, wyznaję prawdę swymi ustami, potwierdzam ją tym własnoręcznym
pismem, gdyż jest to dla mnie, niemądrej i oszukanej niewiasty, mniejszym
nieszczęściem wyznać mą winę otwarcie przed ludźmi, niż musieć wyjaśniać przed
sędziowskim tronem Bożym i popaść w wieczne potępienie".

Według Regina z Prum król usiłował uzyskać zgodę
kolońskiego księcia Kościoła, wówczas swego arcykapelana "na wszelkie
sposoby", obiecał nawet wielkiemu dobrodziejowi własnych krewnych, że
poślubi jego bratanicę. Została ona potem, relacjonuje opat, w 864 roku
sprowadzona na dwór i, "jak się opowiada, raz przez niego zniewolona
(constupratur), a potem wśród śmiechów i szyderstw wszystkich odesłana
wujowi". Duszpasterstwo nigdy nie było rzeczą prostą...

Królewska mydlana opera nabierała tempa. Wielebni
ojcowie soborowi byli głęboko wstrząśnięci wyznaniem Teutbergi. Zażądali
wyjaśnień od króla, czy na "tej niewieście" to wymusił, czemu pośród
przysiąg i westchnień zaprzeczył. A Teutberga również zapewniła, że zeznała
wszystko dobrowolnie i nie chce wnosić żadnych skarg. Na to zabroniono jej
wprawdzie dalszego małżeństwa z Lotarem, ale go nie anulowano. Jednakże królowa
znikła natychmiast w klasztornym areszcie, by przez całe życie pokutować i
opłakiwać wedle życzenia członków synodu swój postępek. Jednakże jeszcze w tym
samym roku uciekła do zachodniej części Rzeszy, gdzie pod skrzydłami Karola
Łysego przebywał jej serdeczny brat, żonaty kapłan, opat ubity później w
pojedynku, wygnany ze swego opactwa. Karol Łysy zaczął ze swej strony mieć już
nadzieję na przynajmniej częściowe zdobycie dziedzictwa swego bratanka —
oczywiście jedynie w przypadku, gdyby jego małżeństwo zakończyło się
bezpotomnie, na co oczywiście liczył.

A również jego wpływowy dostojnik kościelny, Hinkmar z
Reims, wydając w 860 roku zarówno obszerne, jak i sofistyczne pismo O rozwodzie
króla Lotara. Lotar, zdjęty ciężką zgryzotą, najchętniej puściłby hańbę
Teutbergi w niepamięć, lecz wszystko nabrało już zbyt dużego rozgłosu. Wręcz
"zatrzymałby Teutbergę przy sobie z dobrej woli", gdyby była
"sposobna do małżeńskiego łoża, a nie splamiona haniebną skazą
kazirodztwa" (Reginonis chronica). W tym przypadku okazał się przydatny
królowi kolejny synod krajowy w Akwizgranie pod koniec kwietnia 862 roku (z
biskupami Metzu, Verdun, Toul, Tongern, Utrechtu i Strasburga oraz głównymi mówcami,
ponownie metropolitami Kolonii i Trewiru). Uznał on małżeństwo z Teutbergą za
niebyłe i zezwolił na inny ślub zgodny z prawem. Jeszcze w Boże Narodzenie
poślubił Lotar, "dzięki czarom, jak to mówią, zaczarowany" (Annales
Bertiniani), oficjalnie i uroczyście konkubinę z czasów swej młodości, a pewien
biskup z państwa Ludwika II, Hagen z Bergamo, dokonał koronacji Waldrady na
królową[210]
.

Mikołaj I w walce z episkopatem
wschodniofrankijskim i cesarzem

Papież jak na razie milczał przez całe lata, mimo jawnego
bezprawia, jakie dotknęło Teutbergę, a nawet ignorował jej wielokrotne wołanie
o pomoc — był faktycznie zależny od brata Lotara, cesarza Ludwika II (s.
134 i nast.), władającego większością Italii, również Rzymem i Państwem
Kościelnym. Dopiero gdy Lotar popadł w roku 863/864 w konflikt z Ludwikiem na
tle dziedziczenia po ich bracie Karolu Prowansalskim, Mikołaj wystąpił
(ostrzej) przeciwko Lotarowi. Zwołał cały episkopat wschodnio-i
zachodniofrankijski na synod Rzeszy do Metzu, który też zjechał się w czerwcu
863 roku, ale zgromadził jedynie biskupów Lotara. Doszło do tego dwóch
przewodniczących mu legatów, zwanych przez papieża "zaufanymi
doradcami", biskupów Jana z Ficocle (dzisiaj Cervia koło Rawenny) i
Radoalda z Porto; ten drugi — co stało się tematem plotek — został
przekupiony przez Bizantyjczyków. Lotar natychmiast wykorzystał okazję i
przekupił obu. Legaci za to po części w ogóle nie przedłożyli pism swego
zwierzchnika, po części je sfałszowali "i nie czynili niczego, co zostało
na nich nałożone zgodnie ze świętym rozkazem" (Annales Bertiniani). I tak
małżeństwo Lotara w jego obecności zostało uznane przez biskupów za nieważne, a
nieobecna Teutbergą ponownie osądzona, co oczywiście naruszało prawo kościelne,
gdyż osoby nieobecnej nie wolno było sądzić.

Jednakże postanowiono — czego papież nie wymagał
— zdobyć jego potwierdzenie. Z legatami ruszyli w drogę obaj metropolici,
Gunthar z Kolonii, który dostarczył — jako szczególny znawca Biblii i
kanonów — pisma przemawiające za królewskim rozwodem oraz mocno
ograniczony, ale jednocześnie wysoko urodzony Teutgaud, do "owego tronu
błogosławionego Piotra", jak to śmiało określa opat Regino, "który
ani nigdy nie zwodził, ani nigdy nie dał się zwieść jakiemuś kacerstwu
[...]"[211].

W Rzymie interweniował tymczasem episkopat z zachodniej
Rzeszy, podniósł nowe zarzuty przeciwko Lotarowi, a nawet ganiąc ospałość
papieża, który dopiero teraz dowiedział się o koronacji Waldrady. A ponieważ
liczył on na umocnienie własnej władzy dzięki Karolowi Łysemu, przyjął jego
politykę za swoją. Po raz pierwszy wystąpił ostro przeciwko Lotarowi, nazwał
jego małżeństwo przestępczym i wszczął przeciwko legatom postępowanie
dyscyplinarne, przy czym jednego z dotychczasowych zaufanych, biskupa Radoalda,
uczynił ofiarą nowej polityki.

Obu kościelnym dostojnikom z Kolonii i Trewiru, którzy
jeszcze jesienią 863 roku uroczyście go przyjmowali, kazał czekać trzy tygodnie
i ogłosił poprzez synod rzymski — bez powołania synodu ich prowincji,
czego jeszcze w historii nie było — ich odwołanie z urzędów i
ekskomunikę: rzecz w zupełności niesłychana — bez formalnego postępowania
sądowego, bez oskarżenia, obrony, bez przesłuchania i świadków — jawne
złamanie porządku prawnego, przyjęte jednak burzliwymi oklaskami. Legatów z
Metzu dotknęła taka sama kara.

Króla Mikołaj jeszcze nie osądził. Natomiast synod w
Metzu określił jako "zbójecki" i "kurewstwo", jego
protokół, profanum libellum, został porwany i spalony. O prawne uzasadnienie
swego wyroku papież oczywiście nie dbał. Natomiast jego opór sprawił, że
państwo Lotara jeszcze za jego życia stało się obiektem waśni między jego
sąsiadami ze wschodu i zachodu[212].


Gdy papież latem 864 roku ekskomunikował Gunthara,
Lotar — który mu przecież zawdzięczał niejedno — odebrał mu
arcybiskupstwo oraz związaną z nim godność lotaryńskiego arcykapelana i dał
koloński stolec wedle własnego upodobania jednemu z Welfów, opatowi Hugonowi.
Tenże jednak wpadł zaraz "jak zbójecki wilk do owczarni Pana".
Wprawdzie rychło go wypędzono, lecz dopiero "gdy wielu z jego ręki w tym
biskupstwie zostało zabitych" (Annales Xantenses).

Jedynym oponentem wśród książąt Kościoła był Hinkmar,
od 845 roku — dzięki przychylności króla zachodniofrankijskiego —
arcybiskup Reims. Jak to było regułą, pochodził on z kręgów feudalnych i został
wychowany w klasztorze St. Denis. Zaliczany był do jednego z wielkich uczonych
swych czasów i broniąc żarliwie swych arcybiskupich praw wobec papieża, dążył
nie mniej żarliwie do pomnażania własnych przywilejów wobec własnych biskupów,
w tym do tytułów prawnych, "o jakich jego poprzednicy nie mieli co
marzyć" (Grotz S. J.).

Jako metropolita biskupstw lotaryńskich Hinkmar należał
wprawdzie do biskupów Lotara, ale jego własna diecezja leżała w przygranicznej
części Rzeszy Karola Łysego, którego był wiodącym mężem stanu i najbardziej
wpływowym doradcą. Jednakże by móc dzielić i rządzić jako metropolita z jeszcze
większą władzą, Hinkmar dążył do przyłączenia Lotaryngii do państwa
zachodniofrankijskiego. Stąd miał w kwestii małżeńskiej Lotara znaczny interes
polityczny i uczynił z tego cause celebrę"[213].
A już naprawdę rację miał król Karol II, szybko zwietrzywszy własne korzyści,
pełen "współczucia" dla "nieszczęścia" Teutbergi i mocno
przeciwny rozwodowi Lotara, swego bratanka, ponieważ jego bezdzietne małżeństwo
gwarantowało mu duży spadek.

Tak więc nie tylko przyjął zbiegłą z klasztornego
więzienia Teutbergę u siebie i dał jej wygnanemu bratu-kobieciarzowi
najsłynniejsze opactwo swego kraju, St. Martin w Tours, lecz odmówił także
wreszcie Lotarowi przynależności do wspólnego Kościoła, a nawet podał w
wątpliwość jego prawa do królestwa. A arcybiskup Hinkmar awansował oczywiście
na tubę propagandową swego pana, szukał własnych korzyści w korzyściach swego
króla, piętnował postępek Lotara, już to oburzony, już to pełen drwiny i życzył
sobie, by rozstrzygnięcie zapadło dzięki synodowi Rzeszy[214].


Obaj ukarani arcybiskupi pośpieszyli jednak wściekli do
Benewentu, gdzie cesarz Ludwik II leżał właśnie ze swym wojskiem. Jego
początkowo dobre stosunki z papieżem dawno już ochłodły. Wyruszył więc
"opanowany gniewem" na Rzym i natknął się na procesję błagalną,
zarządzoną przezornie przez Mikołaja obok innych procesji i powszechnego postu
w celu odwrócenia cesarskiej uwagi. Papież nie wyszedł monarsze naprzeciw, jak
to było w zwyczaju. A żołdacy cesarscy rzucili się na błagalników, poturbowali
duchownych, chorągwie kościelne rzucili w błoto, porąbali krzyże, wśród nich
krzyż św. Heleny z rzekomymi drzazgami krzyża Jezusowego. Plądrowano, włamywano
się do kościołów, demolowano domy, popełniano okropności na mężczyznach i
kobietach; byli ranni i zabici. A gdy szlachetny Karoling po kilku dniach
opuścił Rzym, jego oddziały zostawiły za sobą nie tylko ograbione i zniszczone
domy, lecz również zhańbione Kościoły, zgwałcone zakonnice i inne kobiety... A
katolicki Majestat "udał się do Rawenny i tam świętował Wielkanoc..."
(Annales Bertiniani).

Papież, któremu to wszystko było prawdopodobnie na
rękę, schronił się potajemnie w Św. Piotrze i spędził tam dwa lub trzy dni na
ścisłym poście. Wyczekiwał spokojnie, udając nieco męczennika. W gorącej wodzie
kąpany cesarz, przemieniony wewnętrznie z powodu jednego przypadku
śmiertelnego, własnej choroby i wyrzutów sumienia, już wkrótce złagodniał.

"Słuchaj, panie papieżu Mikołaju..."
— koronowane ścierwojady i papieska zmiana frontu

Obaj arcybiskupi Kolonii i Trewiru przeklinali teraz ze
swej strony Mikołaja I, "który zwie się papieżem, zalicza się jako apostoł
do apostołów i mianuje się cesarzem całego świata". Zarzucili mu
"zarozumiałość", "podstępność", "gniew tyrana",
"szaleństwo", również "swoisty zbójecki synod przy zamkniętych
drzwiach", "przeklęty, nędzny wytwór", który wydał
"przeklęty wyrok". A ponieważ Mikołaj odmówił przyjęcia ich własnego,
złożyli przy pomocy Guntharowego brata, wyrzuconego z urzędu biskupa Hilduina z
Cambrai i orszaku zbrojnych na grobie św. Piotra zadziwiająco zuchwały list
oskarżający, "diabelską i dotąd niesłychaną rzecz" (Hinkmar),
zaczynającą się od słów: "Słuchaj, panie papieżu Mikołaju..." przy
czym ubili jednego ze strażników grobu i z dobytymi mieczami utorowali sobie
odwrót[215].

W późniejszym czasie obaj krnąbrni hierarchowie
krzyczeli coraz słabiej i zmarli, na próżno dopominając się wciąż o swą
restytucję, jako wygnańcy we Włoszech — Thietgaud w 868, a Gunthar w 871 roku.

A papież Mikołaj, którego obaj biskupi obwiniali nie
całkiem bezzasadnie, odgrywał teraz rolę cesarza całego świata, podburzał
— nie zważając na list św. Pawła do Rzymian, punkt 13[216]
— frankijskich duchownych do nieposłuszeństwa wobec ich króla.
Proklamował, do czego nawiązywało chętnie katolickie średniowiecze, prawo do
oporu przeciwko uciążliwemu i występnemu panującemu, przeciwko tyranowi.
"W boskim zapale" ekskomunikował w roku 866 Waldradę, jak podają
Roczniki Fuldajskie, "wraz z wszystkimi współwinnymi, współuczestnikami i
mocodawcami", groził Lotarowi jednocześnie klątwą i odrzucił wstąpienie do
zakonu — chyba że król zobowiąże się zarazem do celibatu! "Ponieważ
poddałeś się popędowi swego ciała i puściłeś wodze rozpusty — pisał do niego
papież — "popadłeś w morze nędzy i leżysz w brudzie kału".
Odzwierciedla to mimochodem dość dokładnie głoszoną przez całe stulecia
moralność seksualną, którą Roberto Zapperi sprowadził do krótkiej formułki:
"Wszystko, co wiąże się z seksualnością, jest nieczyste".

Ponieważ stan spraw Lotara wyglądał coraz gorzej, jego
stryjowie sięgnęli po łup, na który długo czyhali. Wprawdzie jedynym prawnym
spadkobiercą Lotara był cesarz Ludwik — którego Lotar na krótko przed
śmiercią odwiedził w Benewencie, to jednak Karol Łysy i Ludwik Niemiecki
zawarli w maju 867 roku przy grobie Ludwika Pobożnego w klasztorze St. Arnulf w
Metzu niezwykle podły "traktat rozbiorowy", dotyczący kraju Lotara. W
obecności wielu biskupów i arcybiskupów ze wschodu i zachodu Rzeszy przyznali
sobie "w prawdziwym braterstwie" — zresztą na ziemi ofiary
— oczekiwany przyrost terytorium po równej części; i oczywiście obiecali
ochronę Kościołowi rzymskiemu. Jednakże Lotar, któremu groziło, że jego państwo
przypadnie obu stryjom, odnowił na to zaraz we Frankfurcie starszy sojusz z
Ludwikiem Niemieckim, wyglądający na opłacalny dla tego drugiego, natychmiast
bowiem poszukał pośrednictwa papieża, znalazł aprobatę również u własnych
biskupów, którzy widzieli w nim bohatera wojennego, gdyż właśnie przepędził
Normanów.

Papież Mikołaj pozostał jednak nieugięty. Jeszcze z
łoża boleści, na dwa tygodnie przed śmiercią, wysłał nieustępliwy list na
północ i zmarł 13 listopada 867 roku "po wielu trudach dla Chrystusa
[,..]"[217].

Jego postawa, odpowiadająca nauce Kościoła, przyniosła
odtąd Mikołajowi wielką sławę. Abstrahując od tego, że na przykład żaden papież
i biskup nie protestował, gdy Karol "Wielki" rozwiązywał swe
małżeństwo i zawierał nowe, to dla postępowania Mikołaja decydujące były najwyraźniej
doraźne względy polityczne. Jako że więcej spodziewał się dla swej władzy ze
strony Karola Łysego, to zmienił front, przeszedł od cesarza Ludwika II na
stronę Karola, mówiąc językiem czasów późniejszych, z papieża cesarskiego stał
się francuskim. Czynił widoki Karolowi Łysemu na koronę cesarską, sprzyjał
jawnie jego planom co do dziedzictwa jego bratanka, a nawet "pokazał
Karolowi możliwość, że przy pewnych warunkach może położyć rękę na państwie
Lotara już za jego życia" (Haller). Wprawdzie Karol Łysy, przekupiony
przez Lotara odstąpieniem bogatego opactwa St. Vaast, na pewien czas przeszedł
na jego stronę, wszakże zwrócił się rychło ku papieżowi[218].


Przemyśleć należy również rzecz następującą.

Małżeństwo w owym czasie jeszcze długo nie miało
przyszłej kościelnej rangi. Katolicki

teolog moralności Bernhard Haring uznaje wprawdzie w
III tomie swej teologii moralności Das Gesetz Christi (Prawo Chrystusowe)
jedynie na jednej stronie kilkakrotnie, że małżeństwo zostało "ustanowione
już w raju", jednakże przy wskazaniu na "podniesienie małżeństwa do
rangi sakramentu" przez Chrystusa nie przytacza żadnego źródła biblijnego.
W istocie bowiem przejęto monogamię od ludów pogańskich — jak wszystko,
czego nie wzięto od żydów! — przez całe stulecia nie troszcząc się o zaślubiny.
Sam Mikołaj I nie wymagał odpowiedniej ceremonii kościelnej. Dopiero w
rozwiniętym średniowieczu następuje oświadczenie zgody małżonków przed
księdzem. A dopiero w XVI wieku małżeństwo staje się regularnym sakramentem!

Nie powinno więc dziwić, że w Rzeszy frankijskiej
biskupi nie zajmowali się od strony prawnej problemami małżeńskimi i przez
dłuższy czas nieszczególnie mieli na to ochotę. Gdy Ludwik Pobożny przykazał
synodowi biskupów w Attigny (822 r.) rozstrzygnięcie sporu między małżonkami, a
raczej usiłował przykazać, biskupi oddali go w ręce świeckich, którzy mieli
rozstrzygać na podstawie prawa świeckiego! Według Wilfrieda Hartmanna zapewne
jeszcze około roku 860 było w Rzeszy frankijskiej oczywiste, "że konflikty
małżeńskie należą do sądu świeckiego". Dopiero pod koniec IX wieku
hierarchowie uzyskali również to prawo i zaczęli wydawać sami wyroki w kwestii
rozwodu[219].

Podczas gdy Mikołaj I oddawał właśnie ducha, jeden z
jego krewnych, magister militum Sergiusz zagrabił skarbiec kościelny. A książę
Spoleto Lambert i książę Kapui wykorzystali jego śmierć, by pod koniec 867 roku
obrabować pałace, kościoły i klasztory oraz uprowadzić córki arystokracji. Ze
strachu przed napadem i gwałtem wielu uciekło z miasta.

Od idylli rodzinnej pod rządami Hadriana aż po
bezinteresowną śmierć cesarza Ludwika II "za sprawę Chrystusa"

Po śmierci papieża rozpoczęła się niezwykle zażarta
kampania wyborcza, w której walczyli zwłaszcza stronnicy cesarza z
rywalizującymi z nimi "nikolaitami", zwolennikami ostatniego papieża,
którym towarzyszyły aresztowania i wszelkiego rodzaju ekscesy; dały znać
również ambicje wcześniejszego antypapieża Anastazego. W powszechnym
zamieszaniu usunął on z archiwum papieskiego i zniszczył nie tylko obciążające
go akta, lecz kazał również oślepić jednego z osobistych wrogów, szukającego
schronienia w kościele.

Na upragniony tron dostał się w końcu kapłan 75-letni i
żonaty. Hadrian II (867-872), jako kandydat na papieża wymieniany już w roku
855 i 858, był latoroślą biskupa Talarego z Minturno-Gaety i czerpał owoce z
jego sławy. Mówiło się ponadto, że modły tego jednookiego i utykającego Ojca
Świętego są w cudowny sposób wysłuchiwane. Przed wyświęceniem poślubił pewną
pannę, Stefanię, miał z nią córkę nieznaną z imienia, może również synów, i
wiódł następnie świątobliwe życie rodzinne w papieskim pałacu.

Wszystko to skończyło się nagle 10 marca 868 roku, gdy
jeden z synów biskupa Arseniusza, Eleuter, domagając się oddania mu za żonę
zaręczonej już z kimś innym córki papieża, w czasie Wielkiego Postu uprowadził
ją wraz z matką Stefanią, żoną papieża, i zniewolił. Nie dość na tym —
gdy na wezwanie Hadriana o pomoc interweniował cesarz Ludwik, zawiedziony w
nadziejach Eleuter zabił w napadzie szału obie kobiety i sam został zarąbany.
Biskup Arseniusz, który najwyraźniej sam maczał w tym palce, uciekł z Rzymu i
wkrótce zmarł. Domniemanego inicjatora tragedii, antypapieża Anastazego i brata
mordercy, Hadrian jeszcze 8 marca 868 roku, na dwa dni przed opisywanym
morderstwem, w liście do Hinkmara z Reims nazywa swym najukochańszym Anastazym,
przywraca do godności kapłańskiej i czyni bibliotekarzem Kościoła. Potem jednak
bez przesłuchania, świadków i obrony ponownie pozbawia kapłaństwa i
ekskomunikuje.

Upadek i wzlot Anastazego: śmierć Lotara II —
"sąd boży"

Osądzenie kardynała Anastazego nastąpiło na synodzie
rzymskim z 12 października 868 roku pod najcięższymi zarzutami: usiłowania
poróżnienia cesarza i Kościoła rzymskiego, obrabowania pałacu papieskiego po
śmierci Mikołaja I, kradzieży dekretów synodalnych wydanych przeciwko niemu za
czasów Leona IV i Benedykta III, udziału w uprowadzeniu i zamordowaniu żony i
córki Hadriana. Jeszcze inne zarzuty rzucił mu w twarz na synodzie papież oraz
oświadczył: "Na koniec — jak wielu z was razem ze mną słyszało od
pewnego kapłana Adona, z nim nawet spokrewnionego, i co zostało mi odkryte
skądinąd — w jaskrawej niewdzięczności wobec dobrodziejstw, jakie mu
wyświadczyliście, wysłał pewnego człowieka do Eleutera i podmówił go, by
dokonał morderstw (exhortans homicidia perpetrari). I stały się, wiecie o
tym". Tymczasem, już pod koniec roku 869, Anastazy ponownie został doradcą
papieża, był przynajmniej znów bibliotekarzem Kościoła rzymskiego, co rzuca
osobliwe światło na Ojca Świętego[220]
.

By wesprzeć swą papieską władzę wobec biskupów, głęboko
pobożny, ale nie obdarzony szczególnie mocnym charakterem Hadrian już na
początku swego pontyfikatu powołał się na licznych Ojców Kościoła, dokładnie na
21 sentencji, które wszystkie pochodziły z fałszerstw Pseudo-Izydora[221].


Oczywiście nie był on człowiekiem pokroju swego
poprzednika. Kluczył, lawirował, jak choćby uwalniając — wprawdzie pod
pewnymi warunkami, ale na podstawie samych przyrzeczeń — z banicji
Waldradę i udzielając Lotarowi, który za to wręczył wiele darów w złocie i
srebrze, 1 lipca 869 w Monte Cassino komunii. Przecież król wręcz zapewnił (a
jego świta to potwierdziła), że nie ma już żadnych kontaktów z Waldradą. Również
"jego wspólnicy (fautores) przyjęli wraz z nim komunię z rąk
papieża"; wśród nich nawet pozbawiony urzędu koloński arcybiskup Gunthar,
"inspirator i sprawca tego publicznego cudzołóstwa"; onże jednak po
złożeniu specjalnego oświadczenia "przed Bogiem i jego świętymi..." (Annales
Bertiniani).

Jeszcze w czasie podróży do domu, podczas której jego
orszak padł ofiarą zarazy, również Lotar został złożony w Lucce gorączką i
zmarł 8 sierpnia 869 w Piacenzy — był to "sąd boży", jak
powszechnie sądzono, z powodu krzywoprzysięstwa dokonanego w Monte Cassino.
Pogrzebano króla w małym klasztorze St. Antonin poza miastem. Teutberga
natomiast, która wkrótce miała odwiedzić jego grób, przynajmniej wspaniale
obdarowała tamtejszych mnichów, by modlili się za spokój duszy jej małżonka
(wszystko bowiem ma tu swoją cenę!), zakończyła żywot jako opatka bogato
wyposażonego przez Lotara klasztoru św. Glodezindy w Metzu. A jej rywalka
Waldrada została zakonnicą w Remiremont nad Mozelą[222].


Chwała i zwycięstwo dla Karola Łysego — i
"zwycięstwu chwała!" biskupów

Ledwie Karol Łysy — przez całe życie jeden z
najbardziej chciwych, wiarołomnych, tchórzliwych, ale odnoszących największe
sukcesy władców swoich czasów — dowiedział się o niespodziewanym końcu
swego bratanka Lotara II, wpadł wbrew wcześniejszym uzgodnieniom do Lotaryngii.


Sytuacja była korzystna: Lotar nie żył, jego syn Hugo
pochodził z nieprawego łoża, a poza tym był jeszcze dzieckiem; Ludwik Niemiecki
leżał ciężko chory w Ratyzbonie. A jego synowie, jak przystało na dobrych
chrześcijan, byli wszyscy w polu przeciwko Słowianom: królewicz Ludwik (III)
wojował przy pomocy Sasów i Turyngów z Serbami, Karloman z Bawarami walczył z
Morawianami, a królewicz Karol III zastępował z oddziałami frankijskimi i
alamańskimi chorego króla, który polecił "Bogu rezultat sprawy".
Natomiast cesarz Ludwik, brat Lotara i najbliższy spadkobierca, był nie tylko
daleko, lecz i bardzo zajęty. Od trzech lat wojował on z Saracenami w Dolnej
Italii, gdzie obiegł od strony lądu Bari, ich bastion w Apulii, a także przy
pomocy bizantyjskiej floty liczącej 400 okrętów zamknął ich od strony morza.

Natomiast Karol Łysy, od lat z uwagą obserwujący
wszelkie wydarzenia w Lotaryngii, zwłaszcza proces rozwodowy Lotara II, stał
tuż pod drzwiami i mógł liczyć w czasie zaczynającej się łupieżczej wyprawy na
współdziałanie wielu biskupów, na Hattona z Verdun, Adwencjusza z Metzu, Franca
z Leodium, Arnulfa z Toul i.in., towarzyszył mu również arcybiskup Hinkmar z
dwoma sufraganami, co pozwala na wniosek, że "od początku popierał"
plany uzurpacyjne i "fachowo" kierował napadem (Reinhardt).

Wprawdzie w Attigny niektórzy lotaryńscy biskupi i
możni zażądali od Karola, by nie przekraczał granicy, lecz inne poselstwo
zapraszało go, by możliwie szybko przybył do Metzu, gdzie biskupem był
Adwencjusz, równie gładko agitujący na rzecz Karola, co wcześniej Lotara. Bez
namysłu agresor ruszył naprzód. W Verdun złożył mu hołd miejscowy biskup, a z
nim biskup Toul, w Metzu dalsi. A 9 września 869 roku Adwencjusz witał tamże w
kościele Św. Stefana króla Karola jako następcę wybranego od Boga i prawowitego
spadkobiercę. Adwencjusz nie ustawał w powtarzaniu zaklęć o Bogu, zbawcy w
potrzebie, by wszystkim uświadomić, że nie chodzi tu o nic innego, jak o wolę
Boga, aby obecnego tu pana Karola, prawowitego dziedzica, wybranego przez
samego Boga na swoją chwałę, uczynić swym królem i władcą. A za zwierzchnikiem
z Metzu poszło wielu innych pasterzy.

Engelbert Muhlbacher nazywa to "komedią
usprawiedliwiania". "Biskupi, którzy jeszcze przed upływem roku tak
uroczyście wyznali swój patriotyzm wobec zachodniofrankijskich zamiarów
zaborczych, nie zwlekali ani chwili z udzieleniem kościelnego poświęcenia
złamaniu prawa wobec bratanka i złamaniu traktatu wobec brata. Nieprawda i
obłuda, przed którymi się nie wahano z wciągnięciem imienia Bożego w swe
machinacje, kamuflowały własne cele. Skąd uzyskali prawo, w dodatku będąc
mniejszością, prawo dysponowania państwem, którego posiadanie związane było z
dziedziczeniem, w państwie, które znało jedynie królestwo dziedziczne, prawo do
powołania obcego króla? Czy czynili coś innego, niż zachodniofrankijscy możni,
którzy wezwali do swego kraju króla niemieckiego? Czy Karol nie był uzurpatorem
tak samo, jak niemiecki król przy ataku na Rzeszę zachodnią? A przecież zarówno
Hinkmar z Reims, jak i po części ci sami biskupi sami uznali, że owego króla
niemieckiego osądzili nie dostatecznie ostro, że nie upokorzyli go dostatecznie
głęboko?"

Karol upierał się ze swej strony przy wyborze swej
osoby przez Boga, podnosił powszechną zgodę duchownych i możnych świeckich,
obiecywał bronić chwały i czci Kościoła, szanować i chronić poza tym wszystko,
co możliwe — to, co przy takiej okazji zwykle się klepie. Zrozumiałe, że
i arcybiskup Hinkmar zaklinał się, że król Karol przybył do Metzu pod boską
opieką. Po czym zaintonowano Te Deum laudamus i królewski łotr pozwolił wypowiedzieć
każdemu biskupowi krótką modlitwę za swą chwałę (i zwycięstwo) oraz namaścić
się i ukoronować, by zaraz potem zrelaksować się w Ardenach przy
"szlachetnych" łowach, nabierając sił do nowych czynów.

Na przykład — gdy właśnie 6 października zmarła w
St. Denis jego żona Irmintruda, matka ośmiorga dzieci — do spotkania ze
swą młodą konkubiną Rychildą, krewną Lotara II. Hrabia Bozo otrzymał zadanie
dostarczenia jej jak najszybciej i za tę usługę otrzymał obok innych lenn
opactwo St. Maurice. Katolicki władca, wdowiec nawet nie od tygodnia, nim
jeszcze minęły trzy dni, od kiedy dowiedział się o śmierci swej małżonki, 12
października świętował "zjednoczenie" z Rychildą — podczas gdy
równocześnie Normanowie, siedzący już nad Loarą, pustoszyli zgodnie z wszelkimi
regułami sztuki wojennej Le Mans i Tours[223].


Biskupi w niezliczonych wypowiedziach widzieli Karolową
uzurpację jako inspirację boską, a zabór kraju uznali za boskie dzieło. Papież
Hadrian II natomiast starał się uzyskać następstwo na tronie dla Ludwika II,
jego "ukochanego duchowego syna", przez opata Regina nazywanego nie
tylko "pobożnym", lecz również "obrońcą Kościoła" i
"pełnym pokornej uniżoności wobec sług bożych", co stanowi więcej niż
wszystko inne. Przy tym cesarz, na własną szkodę, wojował z coraz bardziej
napierającymi Saracenami, zwyciężał ich, nie mogąc jednak przerwać walki, by
choćby zadbać o swe północne dziedzictwo. Ergo Ojciec Święty zagroził wszystkim
ekskomuniką, szczególnie jednak biskupom, którzy przeciwstawili się jego
podopiecznemu i sięgnęli po jego dziedziczne prawa; że potraktuje ich jak
niewiernych i tyranów. Wszakże nikt się nie przejął pokrzykiwaniem z Rzymu, a
sam cesarz był daleko i, jak już była mowa, zajęty życzeniami papieża nie
przejął się tym bardziej Karol Łysy. Związał się nawet z wodzem Normanów,
Rorykiem, który — zostawszy tymczasem chrześcijaninem, wszelako pozostał
również "biczem chrześcijaństwa" — tak jak to zresztą
chrześcijanie od stuleci byli takowymi biczami wobec siebie nawzajem i takimi
pozostają. Gdy niespodzianie ozdrowiały Ludwik Niemiecki zagroził uzurpatorowi
wojną i zaraz ruszył przeciw niemu, Karol poszedł na ustępstwa.

Po długich pertraktacjach obaj królowie zjechali się w
Meersen (nad Mozą w Niderlandach, gdzie w połowie stulecia frankijscy władcy
wielokrotnie radzili) i nie zwlekając podzielili 8 sierpnia 870 roku, dokładnie
w rok po śmierci Lotara II, jego państwo między siebie; przy czym granicę
stanowiły mniej więcej Moza, Mozela i Saona — póki dziesięć lat później
traktatami w Verdun (879 r.) i Ribemont (880 r.) cała zachodnia część
Lotaryngii nie przypadła ponownie wschodnim Frankom[224].


Dalsze protesty papieża ustąpiły przed faktami
dokonanymi. Lecz ani Karol Łysy, "po raz trzeci upomniany", ani chyba
najbardziej rugany arcybiskup Hinkmar, którego papież nazywał inicjatorem zła,
zaboru, ani pozostali biskupi się tym nie przejęli. A raczej Ojciec Święty
usłyszał od Karola, że to królowie Franków panują w swych krajach, a nie
biskupi, dlatego też spokojnie zaanektował to, co mu przyniósł traktat o
podziale z Meersen.

Tak jak Hadrian musiał ustąpić wobec Lotara i Waldrady,
tak i w innych konfliktach, w sprawach cywilnych i kościelnych w Rzeszy
Karolingów, zwłaszcza w sporze biskupa Hinkmara z Laon i jego możnego wuja
Hinkmara z Reims oraz Karola Łysego. Wystrzegano się interwencji, do których
nie był uprawniony. Karol wyprosił sobie w ogóle rozkaz z Rzymu ingerujący w
jego prawa. Papież musiał wręcz wyprzeć się własnych listów pisanych przez
swego sekretarza. Zabrano mu je, jak wyjaśniał, podczas choroby, a nawet
sugerował, że ktoś je wymyślił. Również synod 30 frankijskich biskupów
opowiedział się po stronie króla.

Cesarz Ludwik II umiera z wyczerpania dla sprawy
Chrystusa, a Kościół przejmuje jego spadek

Tymczasem pojawiło się w owym czasie małe światełko na
południu Italii. Ludwikowi II udało się wreszcie po wieloletnim oblężeniu
zdobyć z bizantyjską pomocą w 871 roku Bari, centrum Saracenów, siedzibę
arabskiego emira. Wprawdzie cesarz w tym samym roku został nagłym atakiem
wzięty do niewoli przez księcia Benewentu Adelchisa, po czym stracił swą
dominującą pozycję, jednakże mniej z tego powodu niż wskutek niekorzystnych
układów dynastycznych. Jego żona Angilberga, pochodząca z frankijskiego rodu
Suponidów, była wprawdzie niezwykle aktywna w jego rządach, nawet (szczególnie
od jego choroby i rany odniesionej na polowaniu w roku 864) w akcjach
zbrojnych, urodziła mu jednak jedynie dwie córki. Jej próba przekazania
ewentualnego dziedzictwa Italii wraz z koroną cesarską Karolingom
wschodniofrankijskim, spaliła na panewce z powodu oporu górnoitalskiego
możnowładztwa, które w większości opowiedziało się za Karolem Łysym. A i papież
w nagłym zwrocie politycznym zaczął robić Karolowi nadzieję na cesarską koronę[225].


Cesarz Ludwik II (855-875), najstarszy syn Lotara I,
prawie całe życie spędził we Włoszech. Na południu kraju rywalizowali o władzę
Bizantyjczycy i Longobardowie, dochodziły do tego spory lokalne —
wszystko oczywiście było wodą na młyn Saracenów, przeciwko którym Ludwik
powołał pod broń w roku 866 wszystkich mężczyzn Italii. Często chwalony i wciąż
zachęcany przez papieży, prowadził częste wojny, podbił książąt Salerno,
Benewentu, Kapui, długo walczył w Apulii, wszakże był w stanie swemu cesarstwu
zapewnić supremację jedynie we włoskiej części Rzeszy, ale nie na północ od
Alp, gdzie w "państwie środkowym" panowali jego bracia, Lotar II i
Karol Prowansalski, tak że Hinkmar z Reims nazywał go pogardliwie
"imperator Italiae". A w końcu musiał też pozostawić południe samemu
sobie, przede wszystkim z powodu wrogości swych chrześcijańskich książąt,
zwłaszcza zaś cesarza wschodniorzymskiego.

Ludwik II, który "całkiem nadaremnie strwonił siły
dla sprawy Chrystusa" (Riche), zmarniał na obczyźnie i gdy zmarł 12
sierpnia 875 roku pod Brescią, całe jego własne mienie we Włoszech odziedziczył
Kościół. Nic dziwnego, że biskup Anton z Brescii i arcybiskup Ansbert z
Mediolanu zaraz wzięli się za łby o jego ciało. Biskup Anton zdążył już je
pochować w kościele Panny Marii w swoim mieście, gdy metropolita mediolański w
towarzystwie arcypasterzy Bergamo i Cremony i całego kleru zabrali je wśród
hymnów do Mediolanu.

Ponieważ cesarz nie pozostawił żadnego męskiego
potomka, korona miała przypaść Karolingom wschodniofrankijskim i królem Italii
miał zostać jeden z ich kuzynów; sam Ludwik II naznaczył na swego następcę
Karlomana, najstarszego syna Ludwika Niemieckiego; również cesarzowa-wdowa i
jej dwór działali w tym kierunku. Lecz Ludwik Niemiecki był stary, jego państwo
miało zostać podzielone wśród trzech synów, włoscy możni byli skłóceni, a
papież Jan VIII przyznał koronę cesarską Karolowi Łysemu, co już potajemnie
obiecał mu poprzednik Jana — Hadrian II. Przy tym koronował tenże —
jego ostatnia przekazana źródłowo aktywność urzędowa — Ludwika II w połowie
marca 872 roku w katedrze Św. Piotra po raz drugi na cesarza. Jednakże w tym
samym roku, roku swej śmierci, pisał do Karola: "Zapewniamy was szczerze i
wiernie — lecz niech to będzie tajną mową i listem pokazywanym tylko
najzaufańszym — że [...] jeśli wasza wysokość za naszego życia przeżyje
cesarza, to nawet gdyby ktoś nam miał zaoferować wiele korców złota, nie
będziemy na rzymskiego króla i cesarza dobrowolnie pragnąć i wspierać nikogo
innego niż ciebie [...]. Jeśli przeżyjesz naszego cesarza, to [...] pragniemy
wszyscy ciebie nie tylko jako naszego przywódcy i króla, patrycjusza i cesarza,
lecz jako obrońcy obecnego Kościoła [...]".

Jedynie o korzyściach Kościoła rzymskiego myślał
oczywiście Jan VIII, który w roku 872 został papieżem, a teraz zaoferował tron
cesarski królowi zachodnio-frankijskiemu, co później wyjaśnia w ten sposób:
"Karol wyróżnia się swą cnotą, walką na rzecz wiary i prawa, troską o
szacunek i wykształcenie duchowieństwa. Dlatego Bóg wybrał go dla chwały i
wyniesienia Kościoła rzymskiego".

Nie było to korzystne dla Italii, ale przecież takie
być nie miało. Za to nastąpiły szybko zmieniające się niestabilne rządy: Karol
Łysy, Karloman, Karol III, Berengar I, Gwido. A nikt inny nie przeszkadzał w
Regnum Italiae tak egoistycznie i świadomie w jakimkolwiek rozwoju w kierunku
własnego państwa, jak przez całe wieki papieże[226].


W czasach Hadriana II Rzym musiał przyjąć kilka
bolesnych kompromisów i ponieść kilka porażek. Największej straty doznał w
związku ze sporem o misje, który z konfliktu o kompetencje rozwinął się w walkę
między Wschodem a Zachodem na Półwyspie Bałkańskim i poza nim.

Rzym traci Bułgarię

Przy szerzeniu chrześcijaństwa kościoły Wschodu i
Zachodu nie działały zgodnie, lecz przeciw sobie; ostro ze sobą konkurowały.
Każda ze stron chciała wyrwać jak najwięcej "dusz" dla siebie.
Frankowie Czechów i Morawian, Chorwatów i Serbów, a Grecy w kraju kijowskich
Waregów[227]
— skandynawskich wodzów, którzy osiedli tam ze swymi drużynami pod koniec
VII lub na początku VIII wieku (s. 303). Wszelako Grecy stworzyli front
antyfrankijski również na Morawach. A gdy chan Bułgarii Borys stanął w 862 roku
po stronie Karlomana zbuntowanego przeciw ojcu, królowi
wschodnio-frankijskiemu, na co Frankowie postanowili zchrystianizować Bułgarów,
cesarz Michał III podbił ich i zmusił do przyjęcia chrztu z rąk swoich
kapłanów.

Bułgarzy, których naród powstał w wiekach średnich ze
stopienia się Traków, Słowian i Protobułgarów, byli pierwotnie Azjatami
siedzącymi w środkowym i górnym biegu Wołgi, gdzie stworzyli chanat (później
zislamizowany); jego stolica Bułgar i sam chanat przetrwały do późnego
średniowiecza, gdy przetoczyła się przez nie nawała Mongołów.

Szlakiem Hunów grupy Bułgarów dotarły nad Dunaj, na
Bałkany, stopniowo tam się osiedliły i stały się groźnym sąsiadem Bizancjum.
Dla obrony przed nimi cesarz Anastazjusz I (491-518), zdeklarowany monofizyta
(II, s. 211 i nast., 219 i nast.) wzniósł oddalony o 65 km od Konstantynopola mur,
sięgający od morza Marmara do Morza Czarnego. Za czasów Justyniana (II, rozdz.
7) Bułgarzy z innymi plemionami słowiańskimi napływali kolejnymi falami, w roku
557 wtargnęli do Tracji, a około roku 589 osiągnęli Peloponez. W roku 592
cesarz Maurycy rozpoczął z nimi wojnę, ciągnącą się jeszcze długo po jego
zamordowaniu. Pod koniec VII wieku zmusili bizantyjskiego władcę do płacenia
rocznego trybutu, a w 716 roku do uznania własnej niezależności. Ich pierwsze
królestwo, założone w 681 roku ze stolicą w Plisce, przetrwało do 1018 roku.

Jednakże Bułgarzy przecenili swe siły, gdy nieco po
połowie VIII wieku na południu i południowym zachodzie zaatakowali ziemie
bizantyjskie. Cesarz Konstanty V Kopronymos poprowadził w odwecie dwadzieścia
wypraw wojennych lądowych i morskich przeciwko chanowi Terwelowi w ciągu
dziesięciu łat, oczywiście go nie zwyciężając. Jakkolwiek bardzo osłabieni i
mimo częstych przewrotów pałacowych, gdy zabijano lub wypędzano panujących,
Bułgarzy podnieśli się znowu i pod panowaniem chana Kruma (803-814), jednego ze
swych najznaczniejszych władców, poczynili nowe zdobycze, m.in. w roku 809
zdobyli Serdikę (Sofię). Wprawdzie cesarz Nikifor I odpowiedział na wrogą
Bizancjum politykę zagraniczną Kruma wyprawą w 811 roku, podczas której zajął i
zburzył przy pomocy swej wielkiej armii bułgarską stolicę Pliskę, jednakże 26
lipca w trakcie powrotu, chyba na przełęczy Verigava (dzisiaj Vurbiśki
prochod), został napadnięty z zasadzki i zarówno przegrał bitwę, jak i stracił
życie.

Od tego roku bułgarscy carowie, nazywający się już
"władcami z woli Bożej", pijali z czaszki bizantyjskiego cesarza,
oprawionego w złoto czerepu czaszki Nikifora. Krum ze swej strony obrócił w
ruinę prawie całą Trację, doszedł pod mury Konstantynopola, zmarł jednak nagle
pośród przygotowań do oblężenia w kwietniu 814 roku.

Jeden z jego następców, chan Borys I (852-889, zm. 907
r.), dążył do zbliżenia między Cesarstwem Bizantyjskim a Państwem
Wielkomorawskim pod rządami Rościsława, do sojuszu z Ludwikiem Niemieckim i
otwarcia wobec Kościoła wschodniofrankijsko-bawarskiego. Początkowo Bizancjum
było temu przeciwne, zmuszając Borysa w 864 roku przy pomocy wielkiej wyprawy
zbrojnej, niespodzianej demonstracji wojsk i floty, do porzucenia sojuszu z
Frankami i nakazania przyjęcia chrztu przez Bułgarów wczesną jesienią 865 roku
z ręki bizantyjskich kapłanów. A gdy bułgarscy możni się temu sprzeciwili,
Borys stłumił bunt swej pogańskiej arystokracji, gubiąc nawet kobiety i dzieci
i okrutnie wyniszczając całe rody — wystarczający powód, by po śmierci
był czczony jako święty. Wszelako: przez następnych sześćset lat chrześcijańscy
Bułgarzy i chrześcijańskie Bizancjum zwalczali się nawzajem[228].


Seks, duszpasterstwo, małe przekupstwa i
skrytobójstwo na dworze w Bizancjum

Gdy chan Borys ugiął się w 865 roku przed krzyżem, gdy
dokonał oficjalnego przejścia na wiarę bizantyjską, otrzymał na chrzcie imię
swego cesarskiego ojca chrzestnego: Michała.

Michał III, cesarz bizantyjski (842-867), nie tak znów
całkowicie rozpasany, jak go długo przedstawiała historiografia, cenił zawsze
konie, niewiasty, a także pięknego, pożądanego przez kobiety, choć żonatego
Bazylego, którego uczynił cesarskim koniuszym i marszałkiem dworu, a nawet
mężem własnej kochanki, z którą dalej się zadawał, podczas gdy Bazyli, który go
później zamordował, powetował sobie na jego siostrze. W tej sytuacji w rzeczywistości
rządził wuj Bardas, póki Bazyli jego również nie zgładził. Jak przystało na
chrześcijański od wieków dwór cesarski.

Bardas, od roku 862 wyniesiony do godności cezara,
wszechstronnie uzdolniony, wykształcony, a nawet założyciel prywatnej szkoły wyższej
w Konstantynopolu, był również uwikłany w nie bezkrwawy konflikt z roku 856
oraz w usunięcie cesarzowej Teodory. Odsunął również swą pierwszą żonę i żył w
publicznej "hańbie" z wdową po swym synu, co tak bardzo nie podobało
się patriarsze Ignatiosowi, że Bardas w 858 roku równie energicznie działał na
rzecz jego dymisji i wygnania, co na rzecz mianowania Focjusza w tym samym
roku. I tak seks i duszpasterstwo często przepięknie się przenikają — jak
to mutatis mutandis wiadomo i dzisiaj.

Patriarcha Focjusz (858-867 i 877-886), krewny domu
cesarskiego, po wymuszonej rezygnacji swego poprzednika Ignatiosa (syna
obalonego cesarza Michała I), wbrew prawu kanonicznemu, w ciągu pięciu dni
(chociaż osoba świecka!) został wyniesiony do godności patriarchy — był
wprawdzie świeckim teologiem, jednakowoż najznaczniejszym uczonym owych czasów.
Oczywiste, że protestował przeciwko obecności zachodnich misjonarzy w Bułgarii,
przeciwko bezżenności zachodnich kapłanów, przeciwko zachodniemu
"kacerstwu", włączeniu "filioque" (emanacji Ducha Świętego
z Ojca "i Syna", dla Kościoła greckiego głównego powodu schizmy w
roku 1054) w symbol wiary i.in.

Papież nie przyglądał się biernie walce, jaka
rozgorzała na Wschodzie między focjanami a ignacjanami, którzy obustronnie
podważali legalność starego lub nowego patriarchy. Mikołaj I odmówił uznania
niebezpiecznego rywala Focjusza, a Focjusz uznał dzięki pomocy synodu
patriarchat Ignatiosa za nielegalny. Dwaj papiescy legaci, przekupieni na
Wschodzie, przystali na usunięcie z urzędu Ignatiosa i osadzenie na nim
Focjusza. Papież wygnał ich, uznał Ignatiosa za prawowitego patriarchę i w
czasie synodu laterańskiego w 863 roku wypowiedział uroczyście depozycję i
ekskomunikację Focjusza, co wywołało pełną wzburzenia korespondencję między nim,
Mikołajem, a cesarzem bizantyjskim. W 867 roku Focjusz z kolei potępił papieża
i ze swej strony — czego nigdy nie odwołał — uznał za złożonego z
urzędu, a za wykluczonych z Kościoła wszystkich, którzy by nadal stali po jego
stronie. I w końcu Focjusza ekskomunikowano również na Wschodzie, na soborze w
Konstantynopolu w roku 869/870, a potem go przywrócono, ba, nawet Rzym go
uznał. Papież tylko upierał się przy tym, by Focjusz przeprosił za swe
wszystkie czyny, potem zrezygnował i z tego warunku — pewnie dlatego, że
oczekiwano bizantyjskiej pomocy przeciwko Arabom (p. s. 183). Cały spór
doprowadził jednak ostatecznie do schizmy i do ostatecznego rozdziału Rzymu i
cesarstwa greckiego[229].
Oraz zaostrzył konflikt na tle chrystianizacji Słowian.

Papieska rada dla Bułgarii: nie pod końskim ogonem,
lecz z krzyżem do bitwy!

Razem z patriarchą Focjuszem cezar Bardas wspierał
bizantyjskie misje wśród Słowian, by sprostać zarówno politycznemu, jak i
kościelnemu naciskowi z Zachodu, skierowanemu zwłaszcza na Bułgarię. Z drugiej
strony władca Bułgarii Borys I usiłował przeciwstawić się w owym czasie
przemożnemu wpływowi polityki bizantyjskiej i Kościoła greckiego. Wykorzystał
przy tym polityczną destabilizację na Wschodzie po zamordowaniu Bardasa w roku
866 przez późniejszego cesarza Bazylego I (s. 183) do nawiązania kontaktów z
Rzymem w nadziei na mniej zależną organizację kościelną. Mikołaj I, którego
stosunki z Bizancjum niezależnie od tego były coraz gorsze, przysłał mu
jesienią roku 866 dwu biskupów, Pawła z Populonii i Formozusa z Portus,
późniejszego papieża, którzy chrzcili bez ustanku rzesze Bułgarów, przepędzali
greckich kapłanów z kraju i naciskali na chana, by przyjmował jedynie rzymskich
duchownych i rzymską liturgię.

Ponieważ Bułgaria po większej części podlegała
zwierzchnictwu Kościoła bizantyjskiego i dopiero co została schrystianizowana
przez Bizantyjczyków, zwołany przez Focjusza późnym latem roku 867 synod wydał
wyrok przeciwko łacińskim misjom w Bułgarii i złożył z urzędu Mikołaja I, do
którego ta (Radosna) Nowina w każdym razie nie dotarła. Jednakże jego
nawracający strzegli pilnie swych dokonań. Również nieco później przybyli
misjonarze Ludwika Niemieckiego pod wodzą szczególnie zainteresowanego
południowym Wschodem biskupa pasawskiego Ermenryka (866-872) musieli wrócić
pełni złości, gdyż rzymska misja papieża Mikołaja nie okazała im zbytniego
szacunku, "napełniła przecież cały kraj kazaniami i chrztami"
(Annales Fuldenses).

Papież osobiście pouczył Bułgarów, pod tytułem
Responsa, w 106 punktach na temat prawie wszystkich ważnych spraw w życiu
człowieka. Na przykład, że patriarcha Rzymu, a więc on sam, jest dużo
ważniejszy niż patriarcha Konstantynopola, by wystrzegali się greckich
obrzędów, które nie tylko zaatakował, ale i ośmieszył i by poddali się Rzymowi.
Powiedział im także, jak mogą się ubierać, żenić, kiedy jeść, odbywać stosunki
w małżeństwie etc. Dał im radę wręcz rewolucyjną, by nie szli do boju z
buńczukiem z końskiego ogona, lecz z krzyżem! Chan Bułgarów dał się wreszcie
przekonać, uznał się za sługę Św. Piotra i ogłosił swe podporządkowanie —
"obediencja zachodniorzymska sięgnęła nieomal bram Konstantynopola!" [230]


Oczywiście, także i triumf Rzymu nie ostał się długo.
Car Borys nie uzyskał bowiem autokefalicznego patriarchy Bułgarii, gdyż ani
Mikołaj I nie przysłał biskupa Formozusa, ani jego następca, Hadrian II,
zażądanego diakona Marina, a przy tym musiał usłyszeć, że rzymski papież i
patriarcha Konstantynopola się wzajemnie ekskomunikowali i zdetronizowali. A
więc poddawany stałym naciskom Bizancjum Kościół bułgarski zaraz po soborze
konstantynopolitańskim w roku 869/870 zwrócił się ponownie do tamtejszego
patriarchatu, za czym jego obszar misyjny przypadł na nowo Kościołowi
greckiemu. Wypędzono z kolei, mimo protestów papieża, księży łacińskich. I mógł
sobie teraz Jan VIII napominać strasznie cara Bułgarów, ostrzegać i mamić
kluczami św. Piotra, grozić, próbować przymusić Bułgarów do przejścia pod
rzymską pieczę i przeciwko "sub fide
falsi" — pozostali od tej pory przy Konstantynopolu i umieli
obronić swą niezależność. W 928 roku Kościół bułgarski został uznany przez
konstantynopolitański za autokefaliczny.

Focjusz natomiast, górujący swą osobą nad całym
ówczesnym chrześcijaństwem, został w 886 roku powtórnie obalony i schronił się
za murami klasztornymi, przynajmniej jako teolog i uczony sławiony po dziś
dzień. Także chan Borys, okrutny oprawca swej pogańskiej arystokracji, morderca
kobiet i dzieci, został w 889 roku mnichem — i świętym, a wręcz narodowym
świętym Bułgarów (dzień 2 maja)[231].


Zasłużenie, zasłużenie.

Rzym zdobywa Czechy i Morawy — nadchodzą
"apostołowie Słowian"

Na Morawach stało się dla Rościsława jasne, że
przyłączenie do kościelnej prowincji w Salzburgu jeszcze bardziej zagroziłoby
jego niezależności. Dążył więc, będąc u szczytu swej potęgi, do oderwania
morawskiego Kościoła od Bawarii, szukał oparcia w Rzymie, zapraszając włoskich
misjonarzy, przemyśliwał osłowiańskim Kościele związanym jedynie z Rzymem. Po
tym jednak, gdy Mikołaj odrzucił jego zamiary ze względu na Kościół Rzeszy i
Ludwika Niemieckiego, spróbował znaleźć oparcie w Bizancjum, politycznie dlań
mniej niebezpieczne niż bliscy sąsiedzi frankijscy. Odprawił więc misję
bawarską i poprosił w 862 roku Bizancjum o przysłanie duchownych greckich. I
wkrótce cezar Bardas, na parę lat przed zamordowaniem jego i cesarza Michała
przez jego następcę Bazylego, przysłał dwu braci Konstantego i Metodego ze
swymi misjonarzami. W ten sposób Państwo Wielkomorawskie zyskiwało nie tylko
faktyczną niezależność wobec wschodnich Franków, chcących jego podbicia, lecz
także słowiańskie chrześcijaństwo, znajdując oparcie w Kościele
grecko-bizantyjskim, zyskiwało przede wszystkim narodowy Kościół morawski.

Konstanty (najczęściej zwany swym późniejszym imieniem
Cyryla) i Metody, para braci, którzy stali się znani jako "apostołowie
Słowian", pochodzili z rodziny wyższego urzędnika w Tesalonice
(Salonikach) i zdobyli wykształcenie w otoczeniu patriarchy Focjusza. Urodzony
około 815 roku Metody był początkowo cesarskim strategiem, potem opatem, a
młodszy Konstanty, diakon, był być może księdzem, przejął katedrę Focjusza i
wyruszył wreszcie w roku 860 jako cesarski poseł do Chazarów na dzisiejszej
Ukrainie. Obaj poczynili już pewne doświadczenia w misjonowaniu Słowian i gdy
Rościsław poprosił dwa lata później Michała III o nauczycieli, którzy mogliby
m.in. przetłumaczyć bizantyjskie kodeksy prawnicze na język słowiański, obaj
bracia wyruszyli na czele delegacji misyjnej.

"Apostołowie Słowian" mówili i głosili
kazania w języku ojczystym Morawian, byli w stanie praktykować liturgię
chrześcijańską, mszę rzymską ("liturgię Św. Piotra") w języku
słowiańskim w kościelnej tradycji Wschodu i przetłumaczyli również na ten język
Biblię. Dzięki temu stworzyli język kościelny i liturgiczny określany jako
"staro-cerkiewno-słowiański". Jednakże wszystko to doprowadziło do
ostrego konfliktu z działającym już w państwie Rościsława wzdłuż Dunaju
duchowieństwem łacińsko-frankijskim. A to tym bardziej, że szybko wyprzedzili
misję bawarską.

Oczywiste, że zaraz nastąpiły oskarżenia o
"kacerstwo" i wezwanie do Rzymu. Konstanty i Metody udali się zatem
po mniej więcej trzyletniej działalności w drogę. Przybyli najpierw przez
Panonię do syna zmarłego tymczasem księcia Pribiny (s. 122 i nast.) Kocela
(według frankijskich źródeł Chozilo, Chezilo), który do swojej śmierci w 875
roku panował w Mosapurgu (Zalavar), głównym grodzie nad Balatonem, a teraz
zaczął wspierać liturgię słowiańską. A stamtąd pociągnęli w 868 roku przez
Wenecję do papieża, by prosić o najwyższe błogosławieństwo dla swego
przedsięwzięcia.

W Rzymie (gdzie Konstanty zmarł w 869 roku, przyjąwszy
imię Cyryla) Hadrian II przystał na ich praktyki misyjne. Zezwolił na liturgię
słowiańską, nakazał wszakże czytanie lekcji i ewangelii po łacinie. Jednakże
gdy Hadrian w 870 roku na prośby Kocela, pragnącego uwolnić się od podległości
wobec wschodnich Franków i utworzenia niezależnego Kościoła, mianował Metodego
legatem papieskim i arcybiskupem Panonii i Moraw, powierzając zarazem podupadłą
od najazdu Awarów w 582 roku metropolię w Sirmium (dzisiaj Mitrovica koło
Belgradu), natrafił na gwałtowny opór biskupów Salzburga i Pasawy. Zarządzenie
Hadriana dotykało bowiem ich diecezji i to nie tylko władzy duchownej, lecz w
równym stopniu dalszej "kolonizacji" ze strony Franków. Zaostrzyło to
spór kościelny, trwający już mniej więcej piętnaście lat, przy czym każdej
stronie chodziło o coś innego: "Metodemu o liturgię słowiańską, Bawarom o
zachowanie dotychczasowego zakresu swej misji, papieżowi o bezpośrednie
panowanie nad Kościołem morawskim, samym Morawianom natomiast o
niezależność" (Zllner). W gruncie rzeczy wszystkim chodziło o to samo: o
władzę[232].

Książę Rościsław zostaje oślepiony, a arcybiskup
Metody potraktowany pejczem przez biskupa pasawskiego

Ze sporem kościelnym związany był nierozerwalnie
konflikt polityczny. W tym czasie Ludwik Niemiecki ponownie najechał wschodnich
sąsiadów. Wyprawił się na nich w sile trzech kontyngentów (s. 125). Przy czym
królewicz Karloman zaatakował od strony Karyntii księstwo w Nitrze na Słowacji,
gdzie rządził bratanek Rościsława, Świętopełk (870 - 894). Tam, gdzie
salzburski arcybiskup Adalram poświęcił w roku 828 pierwszą chrześcijańską
świątynię, rozpoczął swe rządy jako dzielnicowy książę, wyraźnie sprzyjając
Kościołowi rzymskiemu. Został później cudownie ocalony z wszelkich grożących mu
dynastycznych zasadzek dzięki "łasce Bożej", "sprawiedliwemu
wyrokowi Bożemu". Karloman przeciągnął go na swą stronę i Świętopełk wydał
mu stryja. Karloman uwięził Rościsława w Ratyzbonie i wtargnął "bez
jakiegokolwiek oporu do jego państwa, zmusił wszystkie grody i miasta do
poddania, zaprowadził swe porządki przy pomocy swych ludzi i, wzbogacony
królewskim skarbem, powrócił do domu".

Rościsław został "w ciężkich więzach"
przyprowadzony późną jesienią przed króla Ludwika — w dowód łaski —
oślepiony i na powrót wtrącony do więzienia w klasztorze. (Przecież przez cały
rok pojawiały się przepowiednie, "cudowne znaki": przez całą noc
powietrze podnosiło się nad Moguncją jak we krwi, tamże dwukrotne trzęsienie
ziemi, również zaraza bydlęca szalała "w najstraszniejszy sposób w kilku
miejscach Francji". A nawet, podczas synodu w Kolonii w kościele Św. Piotra
"słyszano złe duchy, rozmawiające ze sobą i skarżące się, że mają zostać
wygnane z od dawna posiadanych miejsc": Annales Fuldenses). Przypomniano
sobie pewnie o "złym duchu" z Caputmontium (s. 129).

Gdy Metody stracił swego patrona Rościsława, bawarscy
biskupi kazali uwięzić również i jego i przez kilka lat trzymali go w więzieniu
w Bawarii — gdzie, nie wiadomo — lecz z pewnością stał za tym
"cały episkopat bawarski w ścisłym kontakcie z władzą świecką"
(Mass). Morawami zarządzali wtedy niemieccy margrabiowie.

Wcześniej jednak, w roku 870, zawleczono dopiero co
zaaprobowanego przez papieża arcybiskupa na synod w Ratyzbonie, człowieka,
który przypuszczalnie pojmował chrześcijaństwo w poważniejszy sposób, niż
ówcześnie misjonujący kler frankijski i znalazł się w konflikcie z bawarskimi
duchownymi, dla których wszystko co słowiańskie było znienawidzone. "Nauczasz
na naszym terytorium", zarzucano więźniowi, podczas gdy on ze swej strony
oskarżał arcypasterzy z Salzburga i Pasawy, że z powodu nadmiernych ambicji i
chciwości przekroczyli "stare granice".

Może to biskup Ermenryk z Pasawy pojmał Metodego. A
Ermenryk, kształcony literat pochodzący ze szwabskiej arystokracji, w Fuldzie
uczeń Rabana i Rudolfa, w Reichenau Walafrida Strabona, jakiś czas przebywający
na dworze Ludwika Niemieckiego w Ratyzbonie, rzucił się — według papieża
Jana VIII — z biczem do konnej jazdy na swego brata w Chrystusie.
Wystawiał go pod gołym niebem podczas zimy i deszczu i przypuszczalnie też go
uwięził. Od końca 870 roku do 873 arcybiskup Metody siedział w klasztornym
więzieniu, koło Freising, w Ratyzbonie, albo w Ellwangen, gdzie Ermenryk był
kiedyś mnichem[233].

Najazdy na wschodzie lub "nikt stamtąd nie
uszedł poza biskupem Embrichonem..."

Również książę Świętopełk, który właściwie opanował
Państwo Wielkomorawskie, kraje wokół Sudetów, łącznie z Czechami, Śląskiem i
środkowymi Węgrami, siedział we frankijskich więzieniach, stawał się jednak
stopniowo coraz bardziej użyteczny, podbił i "nawrócił" także
sąsiednie plemiona słowiańskie, jak na przykład wschodnich Czechów. Książęca
siedziba Nitra była w drugiej połowie IX wieku zarazem najbardziej na wschód
wysuniętą siedzibą biskupstwa łacińskiego Kościoła.

Jednakże w 871 roku Świętopełk został oskarżony o
wiarołomstwo i ponownie osadzony w więzieniu przez Franków, przez Karlomana,
którego wnuki trzymał do chrztu. Lecz przecież jako niewinnego musiano go
wypuścić, wręcz "z królewskimi darami". Książę oczywiście zaraz się
zemścił. Podjął antyfrankijską politykę Rościsława, zbuntował się i jeszcze w
871 roku zadał bawarskiej armii druzgocącą klęskę. Hrabiowie znad granicy z
Morawami, Wilhelm i Engilszalk, zginęli wraz z wieloma innymi rycerzami.
"Wszelka radość Bawarczyków z powodu tak wielu minionych zwycięstw
przemieniła się w żałobę i biadanie". Kto nie padł w boju, skończył w
niewoli. Świętopełk, który bądź co bądź zasłużył się najważniejszym interesom
politycznym chrześcijańskiego kleru, Janowi z Wenecji, Wichingowi ze Szwabii,
mimo to pozostał dla Franków "głową pełną oszustw i podstępów",
"nieludzki i żądny krwi niczym wilk" (Annales Fuldenses).

W roku 872 zaatakowano wprawdzie Morawian i Czechów
szeregiem oddziałów, lecz znowu z niewielkim "szczęściem", Turyngowie
i Sasi "z wielkimi stratami" zostali zmuszeni do ucieczki,
"uciekający hrabiowie byli bici przez kobiety w każdej okolicy i kijami
zwalani z koni na ziemię". Za to wojsko pod wodzą biskupa mogunckiego,
"ufając w pomoc Boga" (który w tym samym czasie "strawił
niebiańskim ogniem" katedrę w Wormacji) przegania naraz pięciu wrogich
książąt "wraz z wielką liczbą buntowników", zabija, topi w Wełtawie, pustoszy
"niemałą" część kraju i wraca "bez uszczerbku do domu. Najwyższe
dowództwo tej wyprawy miał arcybiskup Liutbert".

Inny oddział frankijski, prowadzony przez Arna z
Wurzburga — budowniczego tamtejszej katedry oraz "głównodowodzącego
w czterech poświadczonych źródłowo wyprawach wojennych" (Lindner) —
i opata Sigeharda z Fuldy, pośpieszył z pomocą Karlomanowi, który
"mordując i paląc" operował przeciwko Świętopełkowi. Ale Bawarczycy
ulegli wrogowi. Musieli "zawrócić tracąc wielką część swoich ludzi wśród wielkich
trudności". A jeszcze inny oddział frankijski, pozostawiony do ochrony
statków na brzegu Dunaju, został starty w proch przez ludzi Świętopełka —
"nikt stamtąd nie uszedł poza biskupem Embrichonem z Ratyzbony
[...]".

Świętopełk po przynoszących niezwykłe straty najazdach
zdołał umocnić swe panowanie, a rok 874 przyniósł mu pokój w Forchheim i
względną niezależność, również pod względem kościelnym, chociaż za cenę
corocznego trybutu[234]
.

Ostateczny zakaz stosowania liturgii słowiańskiej i
awans "apostołów Słowian" na patronów kraju i "modnych
świętych"

Dopiero w 873 roku Jan VIII uzyskał zwolnienie
Metodego. Po powrocie do diecezji panońskiej miał on wprawdzie zrezygnować z
liturgii słowiańskiej, z języka "barbarzyńców" i odprawiać mszę tylko
po łacinie lub po grecku, "jak to Kościół Boży śpiewa po całym kręgu
ziemi", jednakże Metody się nie podporządkował, a papież w roku 880
odwołał zakaz.

Sam Świętopełk, władca Wielkiej Morawy, stał wprawdzie
politycznie po stronie Metodego, lecz kulturowo skłaniał się raczej ku
"kulturze" zachodniej, przede wszystkim ku papiestwu. Kazał więc
wybrać w Rzymie na biskupa Nitry, swej wcześniejszej siedziby, Wichinga, swego
faworyta i wychowanka klasztoru w Reichenau. Wiching został sufraganem
Metodego. Jednakże ustawicznie intrygował przeciwko jego programowi misyjnemu
— chociaż Jan VIII bullą Industriae
tuae nań zezwolił i niespodzianie rozstrzygnął rzecz przeciwko Wichingowi,
po tym jak zawezwany do Rzymu Metody ze szczętem obalił oskarżenie o
"kacerstwo".

Jednakże Stefan V (885-891), pozostający pod wpływem
kleru frankijskiego, zabronił ostatecznie używania słowiańskiego kanonu
mszalnego i kazał go zastąpić rytuałem rzymskim: "ostatnia istotna decyzja
w sprawach kościelnych papieża epoki karolińskiej" (Handbuch der
Europischen Geschichte). Dzięki niej bowiem część Słowian zachodnich i
południowych na zawsze została włączona do łacińskiego Zachodu. Stefan V
odrzucił "całkowicie fałszywą naukę" i najserdeczniej polecił
"królowi Słowian" biskupa Wichinga jako prawowitego. Lecz dopiero po
śmierci Metodego około roku 885/886 Wiching zdołał pokonać następcę wybranego
przez Metodego.

Próba stworzenia słowiańskiego kościoła narodowego w
oparciu o Bizancjum, podjęta przez Metodego, zupełnie się nie powiodła.
Episkopat bawarski zwyciężył na całej linii. Nastąpił wielki zwrot w Kościele.
Liturgia łacińska znów zastąpiła słowiańską, frankijska prowincja kościelna
morawską, Słoweńcy i Chorwaci ponownie znaleźli się pod rzymskokatolickim
knutem, a misja bizantyjska na Morawach była skończona po wsze czasy. Tak jak w
Bułgarii Wschód, tak na Morawach zapanował Zachód. Od tej pory linia podziału
między chrześcijaństwem greckim a rzymskim, między większą słowiańską Europą
południowo wschodnią a mniejszą zachodnią częścią Słowian, biegła poprzez
Słowiańszczyznę południową, poprzez Bałkany, a Bizancjum i Rzym znalazły się na
wzajemnie wrogich pozycjach z wszelkimi katastrofalnymi następstwami tej
sytuacji aż po wiek XX, szczególnie drugą wojnę światową oraz wojny na
Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych.

Duchowni "słowiańscy", zwolennicy Metodego, w
roku 886 przede wszystkim pod wpływem biskupa Wichinga zostali uwięzieni, po
części zakuci w łańcuchy potem wygnani z Moraw, skąd uciekali najczęściej do
Bułgarii, ale i na terytorium Serbii i Chorwacji. Zarazem zlikwidowano na
Morawach liturgię słowiańską i w barbarzyński sposób zniszczono drogocenny
skarb rękopisów szkoły starosłowiańskiej. Unieważniając dekret swego
poprzednika, Stefan V wydał absolutny zakaz używania języka słowiańskiego w
nabożeństwach i mianował wschodniego Franka Wichinga arcybiskupem w Nitrze. Nie
zachowała się żadna tradycja starego kościoła, ani na Morawach, ani w Czechach.


Dopiero w XIV wieku Konstanty-Cyryl i Metody stali się
patronami Moraw, a nawet błyskawicznie typowymi "modnymi świętymi". Przy
tym jest oczywiste, że przed rokiem 1347 nie występowały w ogóle oznaki kultu
obu misjonarzy. Również relikwie — "ze zrozumiałych względów bardzo
wątpliwej natury" (Graus) — zostały "odkryte" dopiero
wtedy[235].





ROZDZIAŁ 4.
Jan VIII (872-882): 'papież wzorcowy'



"Każdy,
kto ma zostać przez nas wyniesiony do godności cesarskiej, musi również przez
nas, i głównie przez nas, zostać najpierw powołany i wybrany".





Papież Jan VIII[236]






"[...]
świat zrozumiał, że jemu, który dążył do tego samego i domagał się tego, co
jego poprzednicy, chodziło o świeckie prawa i ziemskie panowanie, a nie o wiarę
i Kościół".





Johannes Haller[237]





"W
Rzymie zszedł był mianowicie biskup na Stolicy Apostolskiej, z imienia Jan;
tenże otrzymał już wcześniej od swego krewnego truciznę, teraz jednak był przez
tego samego [krewnego], a zarazem innych towarzyszy swego zbrodniczego czynu
[...], tak długo bity młotem, aż ten utkwił mu w mózgu. Pragnęli oni bowiem
zagarnąć dla siebie zarówno jego skarbiec, jak i kierownictwo urzędu".





Annales Fuldenses[238]





"Nie
ma wątpliwości: we Włoszech panowała zupełna anarchia [...]. Z dziewięciu
papieży, którzy w ciągu dwunastu lat jeden po drugim wstąpili na tron Piotrowy,
ani jeden nie zmarł śmiercią naturalną".





Karl Kupisch[239]

 

O następcy Hadriana, arystokratycznie urodzonym
Rzymianinie Janie VIII, jednym z najbardziej znanych papieży między Mikołajem I
a Grzegorzem II, nawet umiarkowanie krytyczny katolicki pisarz Kuhner pisał:
"Jego całe dążenie dotyczyło pokoju i sprawiedliwości". W istocie Jan
VIII był papieżem krańcowo dwulicowym, dosłownie we wszystkie strony
rozpinającym konspiracyjne nitki, dążącym jedynie do władzy, a wręcz do
pożałowania godnej wojennej sławy. Nikt przed nim nie wydał tak wielu
ekskomunik, nikt przed nim tak bez skrupułów, tak chytrze, nie dopasowywał się
do każdej zmiany w jego epoce, nawet jeśli wystarczająco wielu jego
poprzedników podobnie bez żenady miało zwyczaj wykorzystywać kościelną władzę
do czysto politycznych celów.

Świeża inicjatywa albo pierwszy papież-admirał

Zainspirowany przez Grzegorza I i przez Mikołaja I, swe
wzorce do naśladowania, forsował przewodnią rolę papiestwa. Jak Leon IV
przemienił św. Piotra, dzielnicę watykańską, w twierdzę Leopolis, tak Jan VIII
otoczył murami bazylikę Św. Pawła wraz z tamtejszym przedmieściem, które nazwał
"Joannipolis". I tak jak już jego poprzednik Hadrian — po
wspaniałomyślnym zwolnieniu Ludwika II z przysięgi wymuszonej na nim w 871 roku
przez księcia Benewentu Adelchisa — podmówił cesarza "do wznowienia
walki" (Regino z Prum), tak papież Jan towarzyszył dobranymi sentencjami
biblijnymi wojnie Ludwika z Saracenami i z kolei podobnie jak Leon IV (s. 133 i
nast.) uwolnił od grzechów wszystkich, którzy "padną w katolickiej
pobożności przeciwko poganom i niewiernym" i obiecał im takoż spokój
"wiecznego żywota", ów namiestnik Chrystusa utrzymywał własnych
żołnierzy, wyprosił u króla Galicji[240]
oddział mauretańskiej jazdy i ustanowił przypuszczalnie urząd zarządcy stoczni,
ale już na pewno ze "świeżej inicjatywy" (zdaniem katolickiego
pisarza Seppelta) pierwszą papieską marynarkę wojenną: łodzie obsadzone
żołnierzami, z dwoma kasztelami, najeżone machinami miotającymi pociski, ogień
oraz hakami abordażowymi i napędzane wiosłami galerników. A nawet kierował
przedsięwzięciami militarnymi, jako papież-admirał osobiście urządzał łowy na
Saracenów, podczas których wiele z tych

— jak ich po ojcowsku nazywał —
"dzikich zwierząt" zabił i odebrał im koło przylądka Circe 18 statków
— "czyn iście bohaterski" (jak go nazywa katolicki pisarz
Daniel-Rops). Niemniej starał się chrześcijan — których, jeśli znosili
się z Saracenami, obkładał klątwą — za pomocą niemałego przekupstwa
utrzymywać z dala od wszelkiej kolaboracji z nimi[241].


Wspólne interesy Jana z Karolem Łysym, "zbawcą
świata"

Po śmierci Ludwika II obaj jego stryjowie, Ludwik
Niemiecki i Karol Łysy, upomnieli się o koronę cesarską. Jan VIII wysłał zatem
swych legatów do Karola, duchowieństwo włoskie bowiem również zdecydowało się
na niego i "tyran Galii" wtargnął wkrótce przez Wielką Przełęcz Św. Bernarda
do Italii, gdzie "chciwą ręką zagarnął wszelkie skarby, jakie
znalazł" (Annales Fuldenses). Wkraczający przeciw niemu (na zlecenie ojca)
przez Alpy wschodni Frankowie Karol III i Karloman uzyskali wsparcie jedynie
margrabiego Berengara z Friulu, późniejszego króla i cesarza (jego matka Gizela
była córką Ludwika Pobożnego).

Ludwik Niemiecki wykorzystał natomiast nieobecność
brata, by — jak to już było anno 858 (s. 112 i nast.) — wtargnąć do
Francji, wyprawa z czystej zemsty. Wojsko królewskie, relacjonują Annales
Fuldenses, "rabowało i pustoszyło wszystko, co znalazło". Wprawdzie
zachodni magnaci zobowiązali się przysięgą do obrony przed najeźdźcą, lecz i
oni rujnowali państwo Karola, "sami jak wrogowie plądrując". A wręcz
niektórzy hrabiowie i biskupi przeszli na stronę Ludwika, gdy tymczasem łupiący
wszystko wokół król Germanii obchodził "Narodziny Pana w Attigny", a
po nagłym ataku w palatium we Frankfurcie "czas postu i Wielkiej
Nocy" (Annales Bertiniani).

Karol Łysy, dzięki "bożej inspiracji" przewidziany
i desygnowany na cesarza już przez Mikołaja I, dysponował bezsprzecznie
największą potęgą, tak że mógł wesprzeć Jana VIII tak przeciw rzymskiej
arystokracji, jak i przeciw Arabom, z którymi książęta i miasta żądne zdobyczy
wiązały się ustawicznie — a zdobyczy był głodny i Jan. Francja była
zarazem tak mocno zagrożona napadami ze strony Duńczyków, że papież liczył na
wystarczającą swobodę i wolną rękę we Włoszech dla własnych planów
politycznych.

W każdym razie Karol, mimo panującej biedy wyciskający
nienasycenie wszystko ze swego kraju, obdarowując jednocześnie po królewsku
tamtejszy Kościół, trwonił swe skarby na Południu, chciał formalnie kupić sobie
imperium. Udało mu się dzięki pomocy "złota i srebra i kosztownych kamieni
w nieskończonej ilości" skłonić do odwrotu Karlomana, którego miecza, jak
pewnie każdego, bał się najbardziej — "jest bowiem bojaźliwy jak
zając". Tak samo przekupił "cały senat rzymskiego ludu złotem jak
Jugurta[242] i
pozyskał dla siebie" (Annales Fuldenses).

A na papieża Jana i bez tego nie usposobionego wrogo do
wschodniofrankijskich Karolingów ogromne sumy Karola mogły wywrzeć niemałe
wrażenie.

Karol bowiem również i głównie "uczynił wiele
kosztownych darów świętemu Piotrowi". I tak ogłosił jego
"następca", że Karol przewyższył w nich swego ojca, a nawet dziada;
oświadczył, że Bóg przeznaczył go na cesarza już "przed stworzeniem
świata"; wysławiał go ze śmiesznym wazeliniarstwem jako gwiazdę wschodzącą
dla ludzkości, jako długo wypatrywanego "zbawcę świata", męża Bożego,
aniołowi drogą wskazaną przez bezdroża, bagna, przez nieznane furty, rwące
potoki etc. I w Boże Narodzenie roku 875 z wielką pompą ukoronował Karola
Łysego na cesarza — dokładnie w 75 lat po koronacji jego dziada Karola,
podczas gdy wszystkim, biskupom i świeckim, którzy by popierali Ludwika
Niemieckiego, groził klątwą, pozbawieniem urzędów i przekleństwem.

Nie sposób nie zauważyć tutaj przełomu, całej
przewrotności historii: jeśli bowiem cesarze rościli sobie kiedyś pretensję do
korony na mocy prawa dziedziczenia, to tylko i wyłącznie papiestwo rościło
sobie prawo do nadawania tej korony wedle własnego widzimisię!

Rzym ubił kolejny wielki interes. Karol nie tylko
zrezygnował z ustalonych przez Lotara I w roku 824 praw cesarza w Państwie
Kościelnym (s. 65), nie tylko zrezygnował z dochodów z trzech cesarskich
klasztorów S. Salvatore, S. Maria w Farfie i S. Andrea na Soracte, nie tylko
odnowił wszystkie darowizny swych poprzedników od Pepina po Ludwika II na rzecz
Kościoła rzymskiego. Papież otrzymał również znaczne nadziały ziemi w księstwie
Benewentu i w okolicach Neapolu, krainy Samnium i Kalabrię, toskańskie twierdze
graniczne Chiusi i Arezzo oraz przede wszystkim zwierzchnictwo nad księstwami
Spoleto i Benewentu. Zaowocowało to wkrótce wrogim nastawieniem dwu sąsiednich
książąt, Adalberta z Toskanii, a zwłaszcza Lamberta ze Spoleto, którzy z
początkiem roku 878 wtargnęli do Rzymu i przez cztery tygodnie w nim
przebywali, czyniąc wiele zła, jak i późniejsi papieże cierpieli stale z powodu
zemsty ze strony Spoletańczyków. Poza tym bardziej niż kiedykolwiek zaczęli
zagrażać Państwu Kościelnemu Arabowie.

Nastąpiły zatem z jednej strony nieustanne wezwania
najwyższego kapłana o pomoc, wołania z powodu spustoszenia kraju i naruszania
praw, które Jego Świątobliwość co prawda sobie sam przyznał, nastąpiły skargi
na najazdy Saracenów i wyprawy łupieżcze ze strony chrześcijan (księcia
Spoleto!). Z drugiej strony błaganemu "na klęczkach" cesarzowi papież
Jan, nie znajdujący "snu dla oczu i strawy dla ust", gdyby go wsparł,
ponownie wspaniałomyślnie ukazywał "pokoje królestwa niebieskiego" i
"rozkosze wiecznego żywota wśród aniołów"[243].


Jan VIII pracował nad zniszczeniem cesarstwa i
królestwa Italii, by wznieść wyżej własny tron, by w równym stopniu panować nad
biskupami i książętami i kierować politycznie Włochami. "Każdy, kto ma
zostać przez nas wyniesiony do godności cesarskiej, musi również przez nas, i
głównie przez nas, zostać najpierw powołany i wybrany", oświadczył
zadziwiająco śmiało i kusił tą koroną, niekiedy jednocześnie, prawie wszystkich
wchodzących w rachubę kandydatów, Bozona z Vienne, króla Prowansji, synów
Ludwika Niemieckiego, Karlomana i Ludwika III, przede wszystkim jednak
zachodniego Franka Ludwika II Jąkałę, syna Karola Łysego. A każdemu obiecywał
wywyższenie, chwałę i zbawienie tu i po śmierci, wszelkie królestwa. A każdego
zapewniał, że jest jedynym kandydatem i twierdził, że nie szukał pomocy i
wsparcia u nikogo innego! A gdy w końcu się okazało, że nie może oczekiwać
niczego po Frankach, zwrócił się jeszcze do Bizancjum.

Po koronacji Karola w 875 w Rzymie, przypadła mu w
drodze powrotnej jeszcze korona włoska. Swoich obdarza Pan nawet we śnie.
Zgromadzenie magnatów w Pawii obdarzyło go kolejną godnością, przede wszystkim
grupa licznych biskupów, z arcybiskupem Mediolanu Anspertem na czele, który
jako pierwszy zaprzysiągł mu wierność, obwarowaną wieloma klauzulami, jak
uznano. Jednogłośnie możni obwołali w lutym Karola swym obrońcą, panem i
królem, boć przecież, jak mówiono, łaska boska za pośrednictwem
książąt-apostołów i papieża wyniosła go do godności cesarskiej.

Doszło do wzajemnych przysiąg i również przy tej okazji
do koncesji cesarza na rzecz kleru. Karol rozkazywał umacniać papieża Jana,
czcić Kościół rzymski, chronić jego stan posiadania, a co nie mniej ważne,
przeniósł na dostojników kościelnych stałą plenipotencję odnośnie misji[244].


Śmierć Ludwika Niemieckiego: epitafium opata
Reginona

Tymczasem Ludwik Niemiecki wcale nie zamierzał
pozostawić Italii Karolowi. I gdy papiescy legaci badali "niejasności"
powstające między braćmi i chcieli je rozstrzygnąć "według prawa
kanonicznego i świeckiego", Ludwik ich początkowo nie przyjął. Zamiast
tego wysłał własnych posłów, kolońskiego arcybiskupa Williberta z dwoma
hrabiami, do cesarza Karola. Spotkali go w palatium Ponthion, w towarzystwie
odprawionych przez Ludwika biskupów Jana z Arezzo i Jana z Toskanelli wraz z
licznym, obradującym prawie trzy tygodnie synodem duchownych i wielu świeckich
możnych, któremu dopiero 4 lipca mogli zaprezentować w obecności samego Karola

żądanie swego króla, pragnącego uzyskać "część
państwa cesarza Ludwika, syna jego brata Lotara", "jaka mu się należy
na mocy praw dziedzicznych (ex hereditate) i została mu przyrzeczona pod
przysięgą".

Odpowiedzieli na to rzymscy legaci, czytając dwa listy
swego pana do biskupów i hrabiów wschodniofrankijskich z 13 lutego, w których
papież w niezwykły sposób obrzucił obelgami "króla Bawarów",
przyrównał do Kaina, imputował mu zawiść wobec brata oraz złamanie pokoju,
niewierność, nieustanne podżeganie. W dwu dekretach z tego samego dnia
skierowanych do biskupów i możnych nawoływał pod groźbą ekskomuniki tych, co
przeszli na stronę Ludwika, do poprawy, chwaląc innych za wierność
"twardszą niż diament"[245].


W tym samym roku ponad siedemdziesięcioletni i już od
dłuższego czasu chorujący Ludwik Niemiecki zmarł 28 sierpnia w palatium we
Frankfurcie, zresztą w trakcie przygotowań do wojny ze swym bratem Karolem. Już
następnego dnia został pochowany w pobliskim klasztorze w Lorsch, gdzie jego
sarkofag jeszcze na początku XVII wieku stał w klasztornej kruchcie, a potem
zniknął bez śladu.

W epitafium króla Regino z Prum pisze: "Był on
wielce chrześcijańskim władcą, z wiary katolickiej, nie tylko w świeckiej, lecz
także i w kościelnej wiedzy rozlegle edukowanym; gorliwy wykonawca tego, czego
wymagała religia, pokój i sprawiedliwość. Z ducha bardzo był podstępny (ingenio
callidissimus) i ostrożny w radzie; przy nadawaniu lub odbieraniu urzędów
publicznych kierował się powściągliwym osądem; w bitwach był nader zwycięski i
gorliwszy w sposobieniu oręża niż uczt, jakoż były narzędzia wojny jego
największym skarbem [...]".

Słynny opat, któremu Reinhold Rau przyznaje
"niemałe zrozumienie samoregulacji mechanizmów władzy", stworzył
tutaj in nucę nieomal zdumiewająco wymowne wzorowe odbicie katolickiego władcy:
bardzo chrześcijański i bardzo podstępny, z wiary katolicki, nader zwycięski,
przyjaciel oręża, a narzędzia wojny jego największym skarbem, jednakowoż
skrzętnie działający również i dla pokoju, słowem: "żarliwy wykonawca
tego, czego wymagała religia [...]".

Kondolencje Karola Łysego i pierwsza bitwa
"odwiecznych wrogów" o Ren

Karola Łysego jednak — również poruszająca cecha
chrześcijańska — wiadomość o śmierci jego brata "napełniła
niezmierną radością" (Reginonis chronica) i nie myślał o niczym innym jak
o tym, by swym bratankom odebrać jak najwięcej z ich ojcowskiego dziedzictwa.
Już wcześniej groził swym katolickim krewniakom "rzeczami
niewiarygodnymi"; na przykład atakiem z taką mocą, "że jego konie wypiją
Ren do sucha, a on sam przekroczy wyschnięte koryto rzeki i spustoszy całe
państwo Ludwikowe" (Annales Fuldenses)[246].


Dał tego przynajmniej pierwsze oznaki. Próbował
jednocześnie rozszerzyć swe terytorium na wschodzie. Chciał odebrać połowę
królestwa Lotaryngii, którą był zmuszony zostawić bratu, zapewne dojść wręcz do
linii Renu, więc objąć w posiadanie również wschodniofrankijskie tereny na jego
lewym brzegu wokół Moguncji, Wormacji i Spiry.

Obiecał możnym Lotaryngii, których wezwał do
przyłączenia się do niego, bogate lenna, zagroził krnąbrnym, że ich
"wykorzeni" i wpadł — nie zważając na wszelkie przysięgi, jakie
zawarł ze swym bratem, nie zważając nawet na Normanów, zagrażających w połowie
sierpnia setką swych wielkich okrętów ziemiom nad Sekwaną — do państwa
właśnie zmarłego brata. Ze znaczną armią ruszył przez wschodnią Lotaryngię i
Akwizgran — który chętnie obrał na swą siedzibę, karmiąc się iluzją, że
odnawia Rzeszę swego wielkiego dziada, Karola I — w kierunku Kolonii,
plądrując i pustosząc kraj niczym skandynawscy piraci; towarzyszyli mu stale
obaj papiescy legaci, Jan z Arezzo i Jan z Toskanelli — "duchowni
pomagierzy zbójeckiej wyprawy" (Muhlbacher).

Ponieważ atak zachodnich Franków przeprowadzono z
zupełnego zaskoczenia, a najstarszy syn Ludwika Niemieckiego, Karloman, wojował
na wschodzie z Morawianami, najmłodszy natomiast stał w Alamanii, Ludwik III,
którego ziemie były zagrożone w pierwszej kolejności, podążył z pośpiesznie
zebranymi, liczebnie daleko ustępującymi oddziałami Sasów, Turyngów i Franków
naprzeciw swego nienasyconego stryja nad Ren, do Deutz, podczas gdy Karol
zatrzymał się po drugiej stronie rzeki w Kolonii. Ludwik wysyłał do niego
poselstwa, zaklinał na pokrewieństwo, przysięgi, układy, również na drogocenną
krew chrześcijańską po obu stronach i usiłował, wśród drwin przeciwnika,
wzmocnić swe oddziały moralnie za pomocą postów, modłów, procesji i powszechnie
wówczas przyjętego badania wyroków Opatrzności (co dziesiąty żołnierz musiał
się poddać sądowi bożemu zimnej i wrzącej wody, rozżarzonego żelaza) — i
oczywiście "wszyscy wyszli bez szwanku z tego sądu bożego" (Annales
Bertiniani).

Karol chciał za pomocą pertraktacji przytrzymać
przeciwnika w miejscu, a rozejm wykorzystać do tego, by o świcie zajść go od
tyłu. Jednakże arcybiskup Willibert zdradził ów plan i gdy zachodniofrankijskie
wojska, 50 tysięcy ludzi ("jak się opowiada"), po wyczerpującym
nocnym marszu w strugach deszczu podeszły 8 października pod Andernach, zostały
zaatakowane przez gotowe do walki oddziały Ludwika. "Tenże nałożył sobie
zaraz zbroję — jak piszą Roczniki Fuldajskie — pełen ufności w Panu
[...]". Znowuż dobry stary chrześcijański obyczaj: kto Bogu zaufa, nie
straci w boju ducha, temu się zawsze powiedzie...

I w istocie: "Jak płomień biegnie po ściernisku i
w okamgnieniu wszystko niweczy, tak mieczem starli w proch siły nieprzyjaciela
i rozciągnęli go na ziemi" (Regino z Prum). Cały tabor i wszystkie skarby
kupców wpadły w ręce zwycięzców. Ci, którzy jednak nie mogli uciec, "tak
zostali obrabowani przez wieśniaków, że owijali się w słomę i siano, by choć
swe wstydliwe członki zasłonić [...]" (Annales Bertiniani). Wśród
pojmanych byli kanclerz cesarza, opat Gozlin i biskup Ottulf z Troyes. Łupy
były ogromne, broń, zbroje, konie, złoto i srebro możnych oraz skarb wieziony
przez Karola. Onże sam, jak zawsze przezorny, uniknął walki i następnego
wieczoru uciekł do Leodium, rzekomo "prawie nagi" (pene nudus), jak
twierdzi mnich z Fuldy. Cesarzowa poroniła podczas nocnej ucieczki "na
pustej drodze przy pianiu kogutów" (Annales Bertiniani). Dziecko, syn
Karol, wkrótce potem zmarło, jego dusza została jednak uratowana dla nieba
— a król Karol wkrótce doszedł do siebie: bitwa pod Andernach, pierwsza
bitwa między "Niemcami" a "Francuzami" o Ren[247].


Po tym debiutującym starciu przyszłych
"odwiecznych wrogów" zwycięski wódz wschodnich Franków pociągnął
wprawdzie do Akwizgranu, był jednak zbyt słaby, by pobitego cesarza (którego
nawet arcybiskup Hinkmar zwie teraz

w zachodniofrankijskich Annałach Rzeszy
"rozbójnikiem" — ciekawe jak by go nazwał gdyby zwyciężył!) móc
ścigać na własnej ziemi.

W listopadzie trzej bracia podzielili państwo
wschodniofrankijskie, zgodnie z dyspozycją swego ojca i przysięgli sobie
wzajemnie wierność. Przeprowadzili podział jedynie na mocy prawa dziedziczenia
i bez dokonywania koronacji, jak to było w zwyczaju w Rzeszy zachodniej.
Karloman, najstarszy syn Ludwika Niemieckiego, został "królem w
Bawarii" z Panonią i Karyntią, odstąpił jednak zarządzanie tą ostatnią
swemu synowi Arnulfowi. Ludwik III Młodszy, "król we wschodniej
Francji", otrzymał wschodnią Frankonię, Turyngię, Saksonię i Fryzję wraz z
należnościami trybutarnymi nadgranicznych plemion. Karol III Gruby, najmłodszy,
otrzymał początkowo Alamanię i retyckie Chur i panował po przedwczesnej śmierci
swych braci (w 880 i 882 r.) również nad tymczasem znacznie poszerzonym
dziedzictwem, przy tym powiodła mu się już w 881 roku restytucja cesarstwa[248].


Jan zabiega o względy Karola, którego "zalet język
ludzki nie jest w stanie wysłowić..."

Karol Łysy musiał podać tyły nie tylko wobec wschodnich
Franków. Nie zwojował również niczego przeciwko Normanom nad Sekwaną i Loarą.
Raczej kupił sobie pokój za pieniądze, które wycisnął oczywiście z bogaczy,
takoż zdzierców w wielkim stylu. Nakazał płacić podatki o za każdym razem
dokładnie wyznaczonej wysokości od każdego pańskiego łanu (w ramach
wczesnośredniowiecznej własności ziemskiej odpowiadającemu jednemu
gospodarstwu) na całym obszarze Francji oraz w Burgundii z każdego łanu wolnego
i niewolnego. W ten sposób zgarnął bądź co bądź pięć tysięcy funtów srebra,
przy czym by zapłacić należny trybut brał oczywiście też i skarby kościelne.
Tak jak Karolowi — wyróżnionemu "cnotą", według papieża Jana,
"jego walk za wiarę [...] troską o cześć duchowieństwa" (por. s. 169
i nast.) — tak i zbiegłym doń lotaryńskim kombatantom jego nieudanej
wyprawy przypadło odszkodowanie w opactwach i dobrach Kościoła.

Oczywiście król nie odczuwał najmniejszej ochoty, by
chronić papieża przed coraz agresywniejszymi Saracenami. Ale Jan nie na próżno
koronował Karola na cesarza. Wprawdzie rozszerzył on tymczasem Państwo
Kościelne i zrezygnował z paru przywilejów, lecz Rzym, wciąż nienasycony,
chciał jeszcze więcej, zwłaszcza że nowy władca czynił po wielekroć inne
obietnice, przede wszystkim właśnie pomocy przeciwko Arabom, co wcale nie było
w smak Karolowi.

Naciskano go więc tradycyjnymi metodami (por. zwł. t.
IV, s. 229 i nast.! 232 i nast.!), zaklinano na "szarańczę"
muzułmańskich diabłów, które wszystko plądrowały, paliły ze szczętem, ciągnęły
ludzi w niewolę, przywoływano okrucieństwo, jakie jeszcze nie miało miejsca,
zagrożenie, do jakiego jeszcze nie doszło, nadciągającą ogromną falę z
oddziałami atakującymi Rzym, malowano czarne obrazy, przestrzegano biskupów i
możnych, a szczególnie samego cesarza. Zjawili się papiescy legaci, nieustannie
rozlegały się wołania o pomoc. Saraceni rabowali, mówiono, niszczyli kościoły,
lecz książęta Lambert i Gwidon, wyznaczeni przez Karola do obrony Państwa
Kościelnego, nawet nie kiwnęli palcem. Podobnie głuchy pozostał Bozo, osadzony
w Italii jako wicekról. Szły list za listami, "na kolanach" błagano o
ratunek dla "chrześcijaństwa", w pierwszym rzędzie stało oczywiście
papiestwo, podlizujące się łysemu Karolowi. "Najdoskonalszy z wszystkich
cezarów", rozpływał się w coraz większych pochwałach Jan, który wiedział,
że Karol "wyniósł swą mądrość z matczynego łona", że jego "zalet
nie jest w stanie opisać ludzki język [...]".

Karol uczynił przy tym coś, co nie przysporzyło mu
popularności na papieskim dworze: skłonił swego syna i następcę, Ludwika II
Jąkałę, by oddalił swą żonę Ansgardę i poślubił damę odpowiadającą jego
cesarskiemu ojcu. Jeśli zważymy, z jaką zaciętością poprzednik Jana, Mikołaj I,
występował przez lata przeciwko małżeńskim machinacjom Lotara II, jak upierał
się przy nierozwiązywalności jego małżeństwa, to jest zadziwiające, że papież
Jan tym razem nie wysunął absolutnie żadnych zarzutów wobec drugiego małżeństwa
zachodniofrankijskiego królewicza, nie mówiąc już o sankcjach kościelno-prawnych
ze strony zachodniofrankijskich książąt i biskupów[249]
.

Zgon po 37 latach panowania "wskutek biegunki
w wielkiej nędzy..."

Jako że we Włoszech nikt nie ruszył nawet palcem dla
papieża, ani zobowiązany do obrony Państwa Kościelnego możny książę Spoleto,
ani powołany do tego kraju w 876 roku jako missus Bozo z Vienne, cesarzowi nie
pozostało nic innego — jeśli chciał zachować wiarygodność, poważanie i
samą Italię — jak wybrać się samemu na południe, choć sytuacja w domu
również była napięta, zwłaszcza z powodu Normanów. By ich zaspokoić, kazał ściągnąć
pieniądze, skąd się tylko dało.

Również do Włoch zabrał swój "wielki skarb pełen
srebra i złota oraz koni i innych kosztowności" (Annales Bertiniani),
ruszając w sierpniu roku 877 w drogę w towarzystwie swej żony, lecz ze
stosunkowo niewielką świtą. Armia jego możnych, mających jeszcze mniej ochoty
na włoską przygodę niźli on sam, miała nadciągnąć później. Zostawił ich nie bez
przyrzeczenia, że nie tkną ani dóbr kościelnych, ani jego majątku osobistego.
(A i tak doszło do rebelii czołowych arystokratów, a wśród nich pono i samego
Ludwika Jąkały).

Papież tymczasem emablował Karola niepomiernie, gdyż
potrzebował go w celach wojennych. Wychwalał go całkiem oficjalnie przed
świętym synodem w Rawennie, wobec bądź co bądź obecnych na nim pięćdziesięciu
biskupów, głównie z Italii Górnej i Środkowej. A jego — zachowana do dziś
— przemowa do ojców soborowych miała najwyraźniej stanowić swego rodzaju
prezent dla oczekiwanego cesarza, "powołanego" przez Boga, a przez
niego, Jana, wybranego i ukoronowanego na władcę równego urodzeniem jego
dostojnemu dziadowi. Również zebrani hierarchowie uznawali Karola za wybranego
dzięki "inspiracji Ducha Świętego", jeszcze raz potwierdzili dokonaną
przecież już w 875 roku koronację na cesarza i na polecenie Jana zagrozili
wszystkim, którzy przeciwstawiali się temu "bez wątpienia przez Boga
zrządzonemu osadzeniu na tronie" wiecznym potępieniem jako "sługom
Szatana".

W ostatnich kanonach synodu raweńskiego podkreśla się
ponownie szczególnie nietykalność dóbr kościelnych, nadawanie dóbr Stolicy
Apostolskiej jako lenna lub w inny sposób — "poza przypadkami, gdy
obdarowani są krewnymi papieży"! Działających wbrew temu winna dotknąć
anatema[250].

Ochrony swego stanu posiadania oczekiwali członkowie
synodu również od mającego wkrótce nadejść przez Wielką Przełęcz Św. Bernarda
cesarza, któremu na spotkanie pośpieszyli wysłannicy papieża tak często i
nagląco go przywołującego. Gdyby bowiem wszystkie drzewa w lesie zamienić na
języki, to i tak by nie wystarczyło, by wyrazić całe cierpienie, jakie
wyrządzają mu Saraceni. Gorsi jednak od pogan są źli chrześcijanie. Nikt bowiem
nie słyszy jego krzyku trwogi, nikt nie pomaga, nie ratuje, chyba że sam
cesarz. Jan wyjechał mu naprzeciw we własnej osobie aż do Pawii, nie mogąc
pohamować pragnienia ujrzenia Karola, a nawet do Vercelli, gdzie przyjmował go
"z najwyższymi honorami" (honore maximo).

Lecz gdy obaj przebywali w Pawii, dawnym mieście
koronacyjnym, gdzie cesarzowa miała zostać również królową Italii, najstarszy
syn Ludwika Niemieckiego i bratanek Karola, król Bawarii Karloman, nadciągnął z
silną armią przez przełęcz Brenner. Karol z papieżem przenieśli się z tego
powodu na południową stronę rzeki Po, gdzie w Tortonie papież skromnie i w wielkim
pośpiechu wyświęcił Rychildę na cesarzową, by potem spiesznie i ukradkiem udać
się do Rzymu, nie mając w rękach faktycznie nic poza prezentem dla św. Piotra,
masywną, ozdobioną drogocennymi klejnotami figurą Ukrzyżowanego ze szczerego
złota, "jakiej jeszcze nie podarował żaden król" (Annales Vedastini).


Cesarzowa wróciła tymczasem przez Mont Cenis ze skarbem
Karola, podczas gdy on sam również uciekł, ponieważ oczekiwane posiłki ze
strony możnych jego Rzeszy, wielokrotnie przysięgających mu wierność, nie
nadeszły, a nawet sprzysiężyli się oni, jak i większość biskupów, przeciw
niemu. W tej sytuacji Karol nie odważył się na walkę z Karlomanem; "przez
całe życie bowiem — pisze wschodniofrankijski kronikarz — miał
zwyczaj podawać tyły, gdzie miał stawić wrogowi czoła, i potajemnie opuszczać
swych żołnierzy" (Annales Fuldenses).

Jeszcze po drodze zagorączkował, zachorował, jak
suponują kościelni kronikarze, z powodu lekarstwa podanego przeciw gorączce
przez osobistego lekarza, żyda Sedechiasza — "proszek", podaje
autor Roczników z St. Bertin, "śmiertelna trucizna";
"oszust" — to słowa opata Reginona — który ludzi
"zauroczył magicznymi kuglarstwami i sztuczkami" (magicis prestigiis
incantationibusque [...] deludebat). Śmiertelnie chory Karol podążył w lektyce przez
Mont Cenis i zmarł u stóp góry "w nędznej chacie" (Annales
Bertiniani) w przysiółku Brides w Maurienne (Sabaudia) 6 października 877 roku
w wieku 54 lat po trzydziestosiedmioletnim panowaniu "na biegunkę w
wielkiej nędzy" (Annales Fuldenses). Zabalsamowany "za pomocą wina i
wszelkich możliwych wonności", z powodu roztaczającego się trupiego
zapachu złożony wkrótce w beczce wymoszczonej od wewnątrz i zewnątrz i zaszytej
w skórę. Mimo to odór był coraz bardziej nieznośny, wobec czego nie przewieziono
jego doczesnych szczątków do St. Denis, jak sobie życzył, lecz tak jak leżał w
beczce złożono na razie w ziemi w klasztorze w Nantui koło Lyonu[251].


Jan chwali Karlomana a koronuje Ludwika Jąkałę

Papież, którego wielkie plany uczynienia z Państwa
Kościelnego głównej siły w Italii legły w gruzach wraz z ucieczką i śmiercią
Karola, był teraz bezbronny wobec swych wrogów. Królestwo italskie przypadło
bez wysiłku bratankowi cesarza Karlomanowi. A ci sami biskupi, którzy dopiero
co sławili w Rawennie Karola Łysego jako "najbardziej chrześcijańskiego i
najłagodniejszego" cesarza, a Karlomanowi grozili wręcz ekskomuniką, ci
sami biskupi złożyli mu hołd. Również papież, uosobienie oportunisty. Bez
zająknienia mówił o "niezbadanych wyrokach boskich" i sławił teraz
Karlomana jako jedynego protektora Kościoła i jego najwierniejszego obrońcę...

Lecz król Bawarii sam był w fatalnym stanie, jeśli nie
naznaczony już śmiercią, to na pewno ciężko chory i zmuszony w listopadzie do
odwrotu do swego palatium w (Alt-)Otting. Również on odbył podróż powrotną w
lektyce. A jego armia przywlokła do państwa Franków — gdzie i tak już
szalały epidemie — ciężką zarazę, która kosztowała życie wiele ofiar,
"gorączkę italską" i chorobę oczu, "tak że wielu wyzionęło ducha
podczas kaszlu" (Annales Fuldenses)[252].


We Włoszech zgłosili zaś swe roszczenia margrabiowie
Lambert ze Spoleto i jego szwagier Adalbert z Tuscji, z dwu ściśle powiązanych
rodów. Nie pomógł gniew papieża, ani jego zabiegi wobec Lamberta. Wiosną roku
878 stanął on — już to jako "jedyne oparcie" i
"najwierniejszy obrońca", już to jako "syn zepsucia"
— wraz ze swym szwagrem, by wymóc cesarstwo dla Karlomana. Więzili
papieża przez trzydzieści dni, aż rzucił na nich, jako grabieżców kościołów,
klątwę. Następnie Jan, który zwołał w zachodniej Francji synod powszechny,
pośpieszył trzema ściągniętymi z Neapolu szybkimi żaglowcami przez Genuę do
Arles. A siódmego września ukoronował w Troyes syna Karola Łysego, Ludwika II
Jąkałę (877-879) na króla, mimo iż Ludwik z powodu nawrotów swej choroby nie
bardzo był zdolny do rządzenia i mimo że dopiero co koronował go ósmego grudnia
zeszłego roku w Compiegne arcybiskup Hinkmar, wprawny coronator, i mimo że
tenże w tym samym roku odsunął swą żonę Ansgardę, matkę dwóch synów, Ludwika
III i Karlomana, a poślubił jako drugą żonę, jeszcze za życia pierwszej!, córkę
hrabiego Adalarda, Adelajdę, która w 879 roku wydała na świat jako pogrobowca
Karola III "Prostaka". Wszakże papież nie koronował jej na królową,
wsparł natomiast Ludwika Jąkałę poprzez "wzmacniającą koronację"
(Schneidmuller) oraz klątwę skierowaną przeciw jego wrogom. Na koniec zażądał w
mowie końcowej w Troyes — na pierwszym synodzie w obecności papieża w
Rzeszy frankijskiej na północ od Alp — od biskupów, by zbrojnie utorowali
jego powrót do Rzymu.

Jan otworzył synod 11 sierpnia 878 roku i oczekiwał na
nim trzech królów wschodniofrankijskich wraz z ich biskupami — wszak
chciał swego kandydata do godności cesarskiej wybrać przed większym forum. Nie
przybył jednak nikt ze wschodniej części Rzeszy, a nawet królowie nie
odpowiedzieli na papieskie listy, Karloman milczał nawet po drugim liście, a z
Italii pojawiło się jedynie trzech biskupów; Jan sam zabrał ich ze sobą.

A poza tym na synodzie — na którym pojawił się
również złożony w 871 roku, a później oślepiony biskup Hinkmar z Laon i (na
złość Hinkmarowi z Reims) został przynajmniej częściowo
"zrehabilitowany" — chodziło między innymi znowu głównie o
oddanie dóbr kościelnych przez świeckich, którym grożono w przeciwnym wypadku
ekskomuniką i odmową chrześcijańskiego pochówku; chodziło o zmniejszenie
podatków, jakie rzekomo od dziesięcioleci spoczywały na owych dobrach (zostały
wszak, pisał sędziwy Hinkmar do nowego króla, "ongiś bogate kościoły
zupełnie bez środków").

Ludwik II Jąkała, "ustanowiony królem dzięki
miłosierdziu bożemu i wyborowi ludu (!)", przyrzekł wprawdzie, że
pozostawi zarządzenia i prawa kościelne nietknięte, jednakże był chory i już w
następnym roku, po raptownym pogorszeniu stanu swego zdrowia, mówiono również o
truciźnie, zmarł w Wielki Piątek, nie dożywając nawet 33 lat[253]
.

Jednak jeszcze za jego życia papież Jan VIII działał na
rzecz człowieka, który towarzyszył mu w Troyes i odwiózł go z powrotem do
Włoch, i któremu zamyślił włożyć na głowę ni mniej, ni więcej niż cesarską
koronę — był to hrabia Bozo z Vienne (zm. 887 r.).

Kleszy król Bozo pojawia się na scenie

Bozo był synem lotaryńskiego hrabiego Biwina,
świeckiego opata w Gorze i bratankiem żony Lotara II Teutbergi oraz jej brata,
opata Hucberta z St. Maurice. Po zaślubinach Karola Łysego z jego siostrą
Rychildą — on ją mu właśnie przywiózł (s. 156) — zaczął swą karierę
w służbie króla, który powierzał mu liczne zaszczyty i urzędy, w Akwitanii,
Burgundii i Italii. Jeszcze w roku 869 Bozo otrzymał opactwo St. Maurice, w 870
roku hrabstwo Vienne, dwa lata później został podkomorzym i magistrem
ostiariorum syna Karola — Ludwika, wicekróla Akwitanii, którą obecnie
zarządzał. W roku 875/876, podczas pierwszej wyprawy Karola do Włoch, otrzymał
zapewne Prowansję i na sejmie Rzeszy w lutym roku 876 w Pawii został
ustanowiony missus dla Italii i z tytułem księcia Lombardii również jej
wicekrólem.

W pobożności zdaje się brakować Bozonowi równie
niewiele co w okrucieństwie. Przynajmniej rozporządzał szeregiem klasztorów, w
których na jego rozkaz modlono się za niego. Obalonemu i trzymanemu przez lata
w więzieniu biskupowi Hinkmarowi z Laon Bozo kazał wy łupić oczy, wedle
"wiarygodnego źródła" kazał otruć swą pierwszą żonę, by następnie
porwać i poślubić Ermengardę, jedyną dziedziczkę cesarza Ludwika II, wcześniej
zaręczoną z bizantyjskim następcą tronu, która wniosła mu pokaźne dobra w
Górnej Italii.

Papież Jan VIII nie tylko tolerował nieprawomocność
tego małżeństwa, lecz nawet zapewnił na piśmie, że będzie traktował Bozona i
Ermengardę jak własne dzieci. Wydał mu się bowiem taki nuworysz jak Bozo wręcz
użyteczny — mógł na przykład stanąć na drodze Karlomanowi i wyrwać mu
włoską część Rzeszy. Uznał go zatem, "chwalebnego księcia", w 878
roku per adoptionis gratiam za własnego syna (akt tworzący tradycję), dzięki
czemu jako filius adoptiuus znalazł się pod szczególną duchową opieką papieża,
tenże natomiast przejmował szczególne zadania ochrony papieża, który z kolei
groził klątwą każdemu ważącemu się wystąpić przeciwko jego "synowi"
(predictum filium nostrum).

Ojciec Święty kusił Bozona, towarzyszącego mu do Rzymu
na polecenie Ludwika II, koroną królewską Prowansji, a nawet godnością cesarską
— było to nie mniej niż zaplanowana rewolta przeciwko Karolingom, gdyż
Bozo nie należał do tej dynastii. Nie dość na tym: "Papież zainscenizował
podstępną grę: zabiegał u Ludwika Jąkały, który sam zgłaszał pretensje do
Italii, o wojsko dla wsparcia Bozona; Karoling sam miał pomóc w upadku swego
rodu" (Fried)[254]
.

Bozo, który w 877 roku wręcz otwarcie sprzysiężył się
przeciwko Karolowi Łysemu, zawdzięczając mu przecież całą karierę, liczne
wysokie urzędy i wielkie dobra ziemskie oraz mocno naciskając na jego syna i
następcę Ludwika Jąkałę, ugiął się wreszcie przed jego synami Ludwikiem III i
Karlomanem. Za to pozwolił się, chociaż już wcześniej firmował swą osobę jako
"Boso Dei gratia", koronować 15 października 879 w nieistniejącym
dziś palatium Mantaille, na południe od Vienne (koło Anneyron, dep. Dróme), na
króla Burgundii i Prowansji — swego rodzaju "kleszego króla"
— proklamowało go bowiem i namaściło — co pozostawało w ścisłym
powiązaniu z obiorem biskupów — 27 arcybiskupów i biskupów, wszystko to
oczywiście z bożej inspiracji.

Akt o doniosłych skutkach. Hierarchowie z dorzecza
Rodanu zlekceważyli bowiem przy okazji brak prawa Bozona do korony, w ogóle
zlekceważyli wschodniofrankijską dynastię karolińską i jej "roszczenia na
mocy krwi". Po raz pierwszy od 130 lat zostało złamane wyłączne prawo
Karolingów do korony. Bozo ignorował młodocianych synów Jąkały, miał ich
"za nic", za "dzieci z nieprawego łoża", ich matka bowiem
została na rozkaz Karola (s. 175, 177) "odsunięta i oddalona" (Regino
z Prum). A ambitna małżonka Bozona — Ermenegarda — w ogóle nie
widziała życia dla siebie, gdyby ona — córka jednego cesarza i narzeczona
drugiego (w roku 866 zaręczono ją z Bazylim I) nie mogła uczynić ze swego męża
króla.

Bozo więc sypał darami wokół siebie i ślubował
postępować we wszystkim zgodnie z wolą duchowieństwa. A tak całkiem na
marginesie, to wielu biskupów uległo mu nie "dzięki obietnicom opactw i
nadań ziemskich", lecz również "dzięki groźbom" (Annales
Bertiniani). Bez skrupułów Bozo zarekwirował następnie dobra klasztorne i
posiadłości kościelne w Reims, a nawet sięgnął po koronne dobra papieskie w
Vendeuvre, by tylko zaspokoić najbardziej wpływowych hierarchów i wasali,
ludzi, którzy kiedyś odegrali electio per inspirationem, twierdząc, że wybór
Bozona został im podsunięty przez Boga dzięki ich najżarliwszym modłom.
Przedstawianie elekta jako predestynowanego przez Boga stało się bowiem
"nieomal frazesem" (Eichmann) — a wierutnym kłamstwem było
zawsze. "Nie tylko w Galii — sławili go biskupi — lecz również
w Italii jaśniał on przed wszystkimi, tak że rzymski papież Jan, poważając go
na równi z synem, sławił jego nieskazitelny charakter wieloma pochwałami
[...]". A morderca swej pierwszej żony, który okradł też drugą, wyznawał
swą prowadzącą do zbawienia katolicką wiarę, poddawał się z wdzięcznością
kurateli książąt Kościoła i obiecywał chronić ich przywileje.

W Lyonie, największym mieście nowego państwa, biskup
Aurelian koronował Bozona na króla — nie dzięki jego urodzeniu, prawom
dziedzicznym, lecz dzięki klerowi, najwyraźniej biorącemu w tej sprawie
przykład z papieża Jana. Tak jak on bowiem uzurpował sobie prawo patrona przy
obiorze cesarza, tak i duchowieństwo rościło sobie prawo wyboru swego obrońcy
według własnego widzimisię, oczywiście z największą korzyścią dla siebie.
Królowie frankijscy zjednoczyli się wprawdzie przeciw uzurpatorowi i latem 880
roku zdobyli twierdzę Macon nad Saoną, nie zdołali jednak wziąć Vienne, gdyż
Karol nieoczekiwanie przerwał oblężenie, by ruszyć do Italii. A Bozo stawiał
opór wschodnio- i zachodniofrankijskim Karolingom aż do swej śmierci 11
stycznia 887 roku[255].


Cesarza chce powoływać "najpierw i przede
wszystkim" papież Jan

Przy prawie wyboru i koronacji cesarza obstawał jednak
papież. Ten bowiem — pisał raz Jan do arcybiskupa Mediolanu Ansberta
— kto ma zostać przez nas wyniesiony do godności cesarskiej, musi również
przez nas, i głównie przez nas, zostać najpierw powołany i wybrany".

Przez całe stulecia jednak biskup Rzymu nie miał w tej
kwestii w ogóle prawa do współstanowienia, nie mówiąc już o prawie do decyzji.
Przez całe stulecia był on, jak i wszyscy inni patriarchowie i biskupi,
poddanym cesarza, a tenże był jego zwierzchnikiem. I nikt mniej znaczący niż
Leon I (440-461), "Wielki" (jako jedyny papież obok Grzegorza I
obdarzony rzeczonym przydomkiem wraz z rzadkim i najwyższym tytułem catholica, przysługującym
doktorom Kościoła), przyznał cesarzowi wręcz prawo unieważniania orzeczeń
soborów dotyczących dogmatów. Nie dość na tym, przyznawał mu — i to
niejednokrotnie! — nieomylność, także w sprawach wiary, podczas gdy jego,
papieża, "obowiązkiem" było "objawiać, co wiesz, i głosić, w co
wierzysz [...]"[256].


Difficile est satiram non scribere.

Jeszcze Karol I przekazał swe cesarstwo na mocy
własnego poczucia władzy synowi Ludwikowi Pobożnemu, a papież Leon III
(795-816) od początku uznawał zwierzchność Karola nad Państwem Kościelnym. W
zasadzie zawsze był mu posłuszny w sprawach wewnątrzkościelnych, a jako jego
poddany datował bite przez siebie monety latami panowania cesarza, a po
koronacji wręcz złożył hołd padając na kolana (t. IV, s. 446 i nast.). A za
przykładem ojca również Ludwik przekazał koronę Lotarowi I, swemu
pierworodnemu, jak i ten znowuż wyznaczył na cesarza swego najstarszego syna.
Kościelne namaszczenie ze strony papieża pojawiło się wtórnie, przecież nie
wynikało z niego jeszcze prawo dysponowania cesarstwem, jakie jednak Jan VIII
wywodzi z koronacji Karola Łysego, odnośnie również nie-Karolingów, co
kandydaci przyjmowali bez zastrzeżeń.

Ostatni apel do Bozona: "...teraz jest dzień
zbawienia" lub "poczwórna gra" Jana

Oczywiście nie brakowało i przeciwników papieskich
ambicji, przede wszystkim wśród włoskich możnych i książąt Kościoła. A
arcybiskup Ansbert z Mediolanu, który im przewodził, nie zjawił się już na
synodzie zwołanym w grudniu 878 w Pawii. Jan w owym czasie, prowadzony przez
Bozona i jego żonę, przekroczył Mont Cenis i z Turynu zwoływał ponagleniami i
pochlebstwami do Pawii włoskich możnych, by tam radzić "nad sytuacją
świętego Kościoła bożego i spokojem kraju". Lecz nikt nie przybył. Papież
nawet przesunął termin i ponownie i nagląco spraszał do Pawii książąt i
biskupów, a nawet wyprosił u zachodniofrankijskiego króla wojsko "do
zwalczania swych wrogów", wszystko jednak bez efektu i Ojciec Święty wraz
ze swym paladynem pozostali w mieście sami.

I tak obaj udali się w dalszą drogę, Bozo z powrotem do
Prowansji, a papież z powrotem do Rzymu. A gdy nakazał Ansbertowi z wszystkimi
sufraganami przybyć na synod w maju 879 roku, by m.in. omówić kwestię wyboru
nowego króla Italii, Ansbert znów się nie zjawił; nawet się nie usprawiedliwił
i został ekskomunikowany. A gdy metropolita, który ze spokojem ducha nadal
odprawiał msze i sprawował swój urząd, nie przybył na synod do Rzymu również w
październiku, został złożony z urzędu. Oczywiście — w następnym roku już
się ugiął i złożył przysięgę wierności papieżowi.

Jan zwrócił się do Bozona jeszcze po raz ostatni,
wabiąc go w biblijnym stylu: "Sekretnego planu, jaki ustaliliśmy z Bożą
pomocą z Wami w Troyes, strzeżemy niezachwianie i niezmiennie w naszej
apostolskiej piersi jak ukrytego skarbu i życzymy sobie, jak długo żyjemy, by
go, o ile w naszej mocy, wypełnić ochoczo wszelkimi siłami. Dlatego winniście,
jeśli to Waszej Wysokości się podoba, przekuć go w czyn; jak bowiem napomina
apostoł: Patrzcie, teraz jest sposobny czas, teraz jest dzień zbawienia, w
którym będziecie mogli ze swym Panem skutecznie spełnić swe życzenia".

Jednak przypuszczalnie papież Jan już dawno poznał, że
Bozo nie będzie chciał czy mógł dłużej posłużyć. Więc poświęcił swego
umiłowanego adoptowanego syna, bez którego "drogiej przyjaźni"
przecież "dla żadnego człowieka" nie chciał się obyć, najwyraźniej
dla Pana Boga. Zaczem apelował — bez wątpienia w sposobnym czasie, w
dzień zbawienia — do niekochanych królów frankijskich, króla Szwabów
Karola i Karlomana, których państwa graniczyły z Italią. "Podczas gdy
udawał, że stoi po stronie Bozona — pisze Johannes Haller — i
zapewniał, że nie szuka pomocy u nikogo innego, nawiązał kontakt z Karolem ze
Szwabii i przyobiecał mu wszelkie zaszczyty, jednak jeszcze goręcej pertraktował
z Karlomanem, wysłał do niego — choć od wielu miesięcy sparaliżowanego i
pozbawionego mowy przez udar mózgu — przez dwóch biskupów jeszcze w lecie
roku 879 wezwanie o pomoc z zapewnieniem, że nie życzy sobie jej ze strony
nikogo innego, przedstawiał mu widoki chwały i zbawienia w tym i przyszłym
życiu, a nawet groził mu sądem Chrystusa. Nawet najstarszego z niemieckich
braci, Ludwika III z Frankonii nadreńskiej i Saksonii, a więc najodleglejszego
z Karolingów, usiłował nęcić rzymską koroną cesarską, która miała mu przynieść
większą sławę niż wszystkim przodkom i złożyć u stóp wszelkie królestwa. żądał
przy tym nadal, by w królestwie italskim postępować wedle jego woli
[...]". Adoptował także Ludwika III Młodszego, brata cesarza Karola III,
gdy tylko Bozo go rozczarował. "Widać wyraźnie, że papież prowadzi nie
tylko grę podwójną, lecz potrójną lub wręcz poczwórną" (Hartmann)[257].


Bozo w każdym razie nie chciał ryzykować wszystkiego,
co już zdobył, dla wątpliwej korony cesarskiej i kuszącego nią papieża. Nie
tracąc papieskiej łaski, troszczył się o rozszerzenie i umocnienie swej władzy
we własnym domu, w Prowansji. Sytuacja tam stała się bowiem wystarczająco
trudna.

Frankijskie kontakty między krewniakami

Ludwik Jąkała pozostawił z pierwszego małżeństwa (z
Ansgardą) dwóch synów, Ludwika i Karlomana, a starszego od nich Ludwika III
(879-882) ustanowił swym jedynym następcą. Przystał na to również możny Hugo
Abbas, kuzyn Karola Łysego i świecki opat St. Germain d'Auxerre. Jednakże Bozo
uznawał tak syna Jąkały, jak i jego brata Karlomana za dzieci z nieprawego łoża
(degeneres), pomijał również narodzonego właśnie pogrobowca Karola (III
Prostaka).

Ludwika zdradził nawet własny kanclerz, opat Gozlin.
Opat był przy tym już kanclerzem i jednym z najbliższych zaufanych Karola Łysego,
któremu zawdzięczał parę najbogatszych opactw: Jumieges, St. Amand, St.
Germain-des-Prs, a w 878 roku jeszcze St. Denis. W roku 884 został biskupem
Paryża. Opat Gozlin był, obok opata Hugona, przez pewien czas czołową postacią
Rzeszy zachodniofrankijskiej. Reprezentował ród wpływowych Rorgonidów, podczas
gdy opat Hugo należał do klanu rodzinnego zachodniofrankijskich Welfów. Zaraz
po śmierci króla Gozlin wezwał więc wraz z arystokracją mieszkającą między
Sekwaną i Mozą, ze strachu przed potężnym rywalem Hugonem,
wschodniofrankijskiego Ludwika Młodszego do interwencji w Rzeszy zachodniej i
zaoferował mu koronę tego kraju.

Ludwik nie dał się dwa razy prosić. Przez Metz ruszył w
kierunku Verdun, przy czym jego okrucieństwo i spustoszenia podczas marszu,
jego "niegodziwości wszelkiego rodzaju", miały przewyższyć
"jeszcze złe uczynki pogan" (Annales Bertiniani); splądrowane zostało
również Verdun. W tym momencie opat Gozlin został uprzedzony przez stronników
wiernych królowi — by nie stracić wszystkiego, odstąpili oni Ludwikowi,
głównie za sprawą świeckiego opata Hugona, zachodnią Lotaryngię. Dwakroć Karol
Łysy, łamiąc prawo, zaanektował całą Lotaryngię, a teraz należała w zupełności
do Franków wschodnich, oczywiście również z pogwałceniem prawa.

Na to jednak Ludwik Młodszy odstąpił natychmiast
Gozlina i jego stronników, wrócił zadowolony do domu — i natychmiast
został nakłoniony przez Liutgardę, zaborczą i cierpiącą na przerost ambicji
małżonkę, do następnej wojny, by zdobyć całą Rzeszę zachodnią. Znów przyjął do
służby opozycję na terenach północnych, Gozlina z jego stronnikami —
który go znowu wzywał, po czym zaraz, jako rzec by straż przednia, paląc i
rabując ruszyli przez kraj, zwiastując nadejście Ludwika.

Jednakże był on zajęty jeszcze w Bawarii, której król,
jego brat Karloman, był w coraz

żałośniejszym stanie. Ludwik pośpieszył do Forchheim,
gdzie obchodził "narodziny Pana", potem do Bawarii, gdzie bez
skrupułów zdetronizował pozbawionego mowy brata, przyłączył jego kraj do
swojego, a potem świętował zmartwychwstanie Pana we Frankfurcie. Tymczasem 22
marca 880 roku, zmarł Karloman. Ludwik wtargnął jeszcze dalej w kraj zachodnich
Franków, jednak zadowolił się odstąpieniem mu zachodniej Lotaryngii.

Już późnym latem 879 roku Hugo kazał poprzez arcybiskupa
Ansegisa z Sens ukoronować obu zachodniofrankijskich królewiczów, Ludwika III i
Karlomana. A na południu królem został jeszcze ktoś trzeci, Bozo, książę
Prowansji,

pierwszy król nie pochodzący od Karolingów w dawnym
obrębie całej Rzeszy. Gdy na wschodzie, dwa lata po śmierci swego brata
Karlomana, zmarł 20 stycznia 880 roku bezdzietnie również Ludwik Młodszy
(bowiem jego jedyny syn o tym samym imieniu skręcił kark wypadając z okna
pałacu), cała wschodnia Francja przypadła w udziale najmłodszemu bratu, królowi
Szwabów Karolowi[258].


Za pozostawienie okrętów i in. papież Jan chce
uznać dwukrotnie obalonego i przeklętego patriarchę Focjusza

Ponieważ papież Jan tymczasem nie mógł pozyskać również
Karolingów wschodniofrankijskich, nie wzdragał się w ostatnich latach swego
życia nawiązać ponownie kontaktów z Konstantynopolem, zwłaszcza że wyglądało na
to, że Włochy znów mogły się dostać w ręce bizantyjskie. Bari, przez cesarza
Ludwika II zajęte anno 871, już w roku 876 przeszło we władanie Bizancjum, a
jego generałowie sprawowali często władzę w Dolnej Italii; greckie panowanie
umacniało się.

Tak więc papież, jeszcze przed podróżą do państwa
Franków, wystosował w kwietniu 878 roku wezwanie o pomoc również do cesarza
Bazylego I (867 — 886), jeszcze większego karierowicza niż Bozo. Wszak
dawniejszy koniuszy bez skrupułów usunął wszystkich rywali, również swego
protektora Michała III, który koronował go w 866 na współcesarza i którego on
— akurat w dziedzinie prawa zapisał się w historii dzięki nowej kodyfikacji
— w następnym roku kazał zamordować (s. 160 i nast.).

Papież Jan powtórnie podjął kontakt w roku 879. I nie
wzdragał się za pomoc zbrojną, za awizowane pozostawienie okrętów wojennych
cesarza wschodniorzymskiego i zajęcie bułgarskiego obszaru misyjnego przez
grecki kościół państwowy, przed ponownym uznaniem Focjusza za prawowitego
patriarchę i brata na urzędzie oraz przed wszelkimi pochwałami, mimo wszystkich
wcześniejszych klątw. Przy czym dwaj jego poprzednicy nieodwołalnie patriarchę
zdetronizowali i uroczyście wyklęli! Wszak znany ósmy Sobór Ekumeniczny w Hagii
Sofii na przełomie roku 869 i 870 pod kierownictwem legata papieskiego lub
czcigodnego Bazylego I osobiście potwierdził detronizację Focjusza i anulował
udzielone mu święcenia.

Lecz teraz, zimą roku 879/880 wysłannicy Jana
oświadczyli — składając podpis na soborze, ostatnim wspólnym całego
Kościoła, tym razem pod przewodnictwem zrehabilitowanego tymczasem Focjusza
— że potępią wszystko, co by się sprzeciwiło jego uznaniu! Jedynie by uniknąć
sporów, wyjaśnia nam to teolog Bernhard Ridder (ongiś generalny prezydent
Kolpingwerk — międzynarodowej organizacji katolickich stowarzyszeń
czeladniczych) "papież dał swe przyzwolenie pod pewnymi warunkami".
Jednakże by tylko uniknąć sporów, jeszcze chyba żaden papież nigdzie nie dał
przyzwolenia, w każdym razie nie w przypadkach o takiej randze. W istocie było
to dostosowanie się do nowych warunków, które ponadto wzbudziło nieufność u
króla Franków, a również nie prowadziło do sukcesu. Ani w Dolnej Italii, gdzie
Grecy wprawdzie w 880 roku zdobywając Tarent, opanowali istotne dla siebie
wschodnie wybrzeże, pozostawiając zachodnie Arabom, ani w państwie Bułgarów,
podległym w przyszłości kościołowi greckiemu (s. 159 i nast.)[259]
.

Daniel-Rops oczywiście, jak przystało na katolickiego
historyka Kościoła, nie uznaje, iż Ojciec Święty tkwi w jednym bagnie korupcji,
intryg, zakłamania, lecz co najwyżej, że jego aktorzy, jego otoczenie.
"Wokół niego wrzało od politycznych intryg". On sam tronuje —
stary i nieudolny, przez wszystkie czasy nadużywany trick apologetów —
tak jak ucieleśniona niewinność wewnętrzna ("Wódz[260]
o tym nic nie wie")[261].


Od Karlomana do Karola III Grubego

Papież ten był w rzeczywistości ucieleśnieniem
oportunizmu. Wchodził w układy z wszystkimi — im kto potężniejszy, tym
lepiej. Kusił, straszył, zaklinał każdego, kto w danym momencie mu odpowiadał,
wysyłał pisma, legatów, błagał o ratunek, pomoc, schlebiał, przyzywał przyjaźń,
wieczne zbawienie duszy, zapewniał każdego o koronie, której "będą poddane
wszystkie królestwa". A gdy już nie mógł spodziewać się niczego po
Karlomanie, konającym, pozbawionym mowy i nieuleczalnie chorym, legaci wymusili
na nim deklarację zrzeczenia się na rzecz Karola, jego brata, nie tylko
młodszego, ale i chętniejszego, bardziej dyspozycyjnego i użytecznego dla Ojca
Świętego. I gdy w Rzeszy wschodniofrankijskiej zgodzono się, że Italia zostanie
pozostawiona Karolowi III ze Szwabii (Grubemu, zwanemu również Otyłym), papież
zapewnił go: "Odnośnie Bozona, musicie się czuć upewnieni, że nie będzie
mieć i nie znajdzie z naszej strony ani przyjacielskiego wsparcia, ani pomocy,
bośmy was jako przyjaciela i pomocnika szukali i z całym sercem chcemy was
zachować jako naszego najdroższego syna".

Bozona natomiast, swego adoptowanego syna, w tym czasie
już króla Prowansji, ze wszystkimi jego tamtejszymi uwikłaniami i kłopotami
uznał zaraz za nieprzydatnego, za tyrana. Natomiast Karola III Grubego
koronował w styczniu 880 roku podczas sejmu Rzeszy w Rawennie w obecności
magnatów i biskupów tego kraju na jegoż króla. Wszyscy świeccy i duchowni
możni, z wyjątkiem papieża, zaprzysięgli mu wierność. Lecz ku ogromnemu
rozczarowaniu biskupa Rzymu Karol wcale nie miał ochoty na koronę cesarską, a
zgoła nie żeby się tłuc "z poganami i fałszywymi chrześcijanami".
Czym prędzej wrócił w maju za Alpy i pozostawił do obrony papieża jedynie mało
dlań znaczących książąt Tuscji i Spoleto.

W prawdziwej rozpaczy prosił teraz Jan, by król
zechciał zadbać o państwo św. Piotra i przysłał do Rzymu pełnomocnego lagata (missus).
żebrał, skarżył się, i to niejednokrotnie. Lecz gdy zanosiło się na przyjazd
samego władcy, postawił mu niespodzianie w ostatnim liście z 25 stycznia 880
roku warunki, zaczął grozić, zarzucił zbytni pośpiech, zakazał przekraczania
granicy Państwa Kościelnego, zanimby dla dobra swej duszy nie dał gwarancji i
nie usankcjonował jego, papieża, życzeń przedstawionych mu przez legata, i to w
każdym słowie i paragrafie.

Karol jednak nie przejął się tym zbytnio, podróżując z
wolna do Rzymu, całe miesiące popasał w Górnej Italii i wreszcie 12 lutego 881
roku został u Św. Piotra ukoronowany na rzymskiego cesarza koroną ze skarbca
bazyliki, jako pierwszy ze wschodniofrankijskiej linii Karolingów. Odniósł
zwycięstwo nad polityką papieża; oczywiście dopiero gdy papież już w Rawennie
uzyskał brzemienną w skutki obietnicę "przestrzegania paktów i przywilejów
świętego Kościoła rzymskiego"; obietnicę, którą król Italii, rex
Romanorum, jak się później zwał, musiał przez całe średniowiecze składać przed otrzymaniem
korony cesarskiej[262]
.

Karol jednakże, teraz władca otoczony nimbem cesarstwa,
którego działalność polegała raczej na wyczekiwaniu i bezczynności, co i tak
przyniosło mu znaczne sukcesy, skierował swe kroki jeszcze wolniej z powrotem,
przy czym cały rok spędził w Pawii i Mediolanie, zrobił sobie również wypad nad
Jezioro Bodeńskie, nieustannie ścigany błaganiami papieża Jana. Biskup Rzymu
widział wokół siebie jedynie nędzę i żałość. Zło narasta z dnia na dzień,
pisał, lepiej byłoby umrzeć, niż je dłużej znosić. Chciał wojny przeciwko
chrześcijanom i Saracenom i prosił Karola, by bez zwłoki wysłał wojsko i
zaprowadził wreszcie porządek — bezskutecznie. Wylewał swe żale
cesarzowej i kanclerzowi Liutwardowi. Spędzały mu sen z powiek i odejmowały
jadło od ust. Pośród ciemności wyczekiwał z nadzieją światła, lecz nie odważył
się opuścić Rzymu i żył w strachu, że zostanie uwięziony i uduszony[263].


Papież Jan ściga Saracenów — katolicy z nimi
kolaborują

Wszystkie próby dostosowania się do nowej sytuacji,
podejmowane przez papieża, służyły w nie mniejszym stopniu powiększeniu jego
własnej władzy i Państwa Kościelnego, zwłaszcza podporządkowania mu części
Południa. Tam jednakże mnożyły się od początku islamskiej okupacji
bizantyjskiej Sycylii w roku 827 stopniowo coraz bardziej morskie ataki
"piratów", mniej lub bardziej spektakularne najazdy, których
znaczenia na frankijskim dworze cesarskim najwyraźniej nie doceniano. Zwłaszcza
od upadku władzy cesarza Ludwika Arabowie z Sycylii i Tarentu penetrowali
głównie wybrzeże zachodnie. Plądrowane były Sabina, Lacjum i Tuscja, pustoszone
dobra papieskie i klasztory, zagrożony był Rzym i jego skarby. Jan VIII, dzięki
swej "fanatycznej żarliwości", "przede wszystkim jednak dzięki
swej świętej żarliwości wojennej jedna ze znaczniejszych postaci ciemnej
historii późnego wieku IX" (Eickhoff), pożeglował wreszcie jako pierwszy
papież z własną flotą przeciwko muzułmanom, odebrał im obok przylądka Circe 18
galer i zagwarantował każdemu ze swych poległych wieczne zbawienie (s. 168 i
nast.). Do ścigania Saracenów wezwał cały świat, Karola Łysego, Bozona z
Vienne, dalmatyńskiego księcia Domogoja, "charyzmatycznego" Chorwata
i pirata, którego okręty trudniły się "często korsarstwem na
Adriatyku" (Ferjanćić), co ściągnęło mu na kark Wenecjan i Bizantyjczyków.


Papieska walka, która w żadnym razie nie dotyczyła
jedynie Saracenów i obrony kraju, lecz po cichu miała doprowadzić do
ujarzmienia południowej Italii, nie miała oczywiście wielkich widoków na
przyszłość. Tym bardziej, że katoliccy

książęta i biskupi współpracowali z wrogami Chrystusa,
by bronić się tak wobec wschodniego, jak i zachodniego cesarza oraz papieża,
również dla oczywistych dużych korzyści płynących z handlu (w apologetycznej
wykładni Daniela-Ropsa: "upolitycznieni biskupi próbowali wręcz
własnoręcznie sterować swymi małymi stateczkami"). Chrześcijanie zawierali
sojusze i traktaty z "niewiernymi", rekrutowali u nich najemników,
tolerowali ich w najbliższym sąsiedztwie, zaopatrywali i chronili, a niektórzy
wręcz wojowali po ich stronie podczas saraceńskich wypraw przeciwko
chrześcijanom. Neapol, Gaeta, Amalfi i Salerno trzymały z Arabami. A papież,
który usiłował zebrać wokół siebie ligę dolnoitalską, ciskał wersami biblijnymi
i klątwami na głowy niewiernych poddanych, płacąc im od czasu do czasu za
pozostawanie w sojuszu[264]
.

Na przykład Amalfitańczykom.

Amalfi, miasto na brzegu zatoki Salerno, wciśnięte
między góry a morze oraz sąsiednie tereny Sorrento, Neapolu i Salerno, mogło
sobie zapewnić pewną niezależność dzięki silnej flocie i zmiennym układom
politycznym. W roku 846 i 849 walczyło po stronie Neapolu z Saracenami, później
stało przeciw niemu po stronie cesarza Ludwika II. Ze względu na interesy
handlowe weszło następnie w układy z Arabami. Ponieważ Jan VIII chciał Amałfitańczyków
od nich odciągnąć i sam zatrudnić ich flotę (do ochrony przez cały rok wybrzeża
między Traetto a Civitavecchia, obu należących do Kościoła), zainkasowali oni
10 tysięcy sztuk złota (srebrnych szylingów, mancusi) i chociaż ani jednemu
Saracenowi włos z głowy nie spadł, nie zwrócili papieżowi ani denara.
Utrzymywali natomiast, że zgodnie z umową należy im się 12 tysięcy, a chociaż
papież wypłacił im w 879 roku dalsze 10 tysięcy, nadal kolaborowali z jego
wrogami. Również gdy papież jednostronnie wypłacił im dodatkowo tysiąc dukatów
za rok bieżący i obiecał zupełne zwolnienie z opłat celnych wszystkich statków
handlowych w porcie rzymskim, a z drugiej strony zagroził pod koniec tegoż roku
ekskomuniką i wygnaniem biskupa oraz prefekta Amalfi obok bojkotu handlowego
"we wszystkich krajach, w których zajmowali się handlem", nie były w
stanie ani groźby, ani obiecane subsydia zachęcić Amałfitańczyków do wojny za
Jego Świątobliwość.

Trudności miał także z Kapuą.

Miasto w Kampanii, zniszczone w 456 roku przez
Wandalów, w 841 przez Saracenów, w międzyczasie bizantyjskie i przez długi czas
w rękach longobardzkich, w roku 856 zostało na nowo założone przez biskupa
Landulfa nieco na uboczu w zakolu rzeki Volturno. Jednocześnie Landulf był
twórcą dynastii od 900 roku noszącej tytuł książęcy. Już sam biskup dysponował
świecką władzą na swym obszarze i współpracował ustawicznie z wrogami
Chrystusa, podczas gdy Ojciec Święty urządzał na nich polowania. Przysięgi
składane przez Landulfa cesarzowi, papieżowi, księciu Salerno, ważyły dlań
równie mało co kościelne dogmaty. Tylko władza i rozkosze przykuwały uwagę tego
duszpasterza, utrzymującego dwór niczym sułtan, żyjącego bardziej w otoczeniu
eunuchów niż księży. Wiążąc się z Saracenami, pozostawał zarazem w konflikcie z
klasztorem Monte Cassino, oświadczając publicznie, że za każdym razem gdy widzi
zakonnika, to jest to dla niego zła wróżba[265].


Bardziej poszczęściło się Janowi w Salerno.

Udał się tam w roku 876, odwiódł księcia Guaiferiusa z
Kapui od sojuszu z Arabami i uzbroił go przeciwko Neapolowi. Dzielny katolicki
książę nie tylko kazał za przykładem swego krewniaka w Benewencie zgładzić
wszystkich poddanych mu muzułmanów, lecz również, na rozkaz papieża, ściąć 25
pojmanych neapolitańskich arystokratów.

Uśmiercenie pojmanych dowódców muzułmańskich
papieskim warunkiem powrotu na łono Kościoła

W Neapolu od lat wadzili się rządzący nim Sergiusz II i
jego brat Atanazy, ustanowiony przez papieża Jana biskupem miasta. Książę,
który za żadną cenę nie dawał się oderwać od Saracenów, wygnał Atanazego i
usiłował z muzułmańską pomocą usunąć go ostatecznie, co oczywiście spełzło na
niczym.

Papież bowiem wykorzystał w marcu 877 roku synod w
Gaecie, by wywołać w Neapolu powstanie, a nawet je wspomagał swym złotem.
Biskup Atanazy wyłupił oczy własnemu bratu Sergiuszowi i tak sprawionego wysłał
rozradowanemu papieżowi, który skazał tego "nowego Holofernesa" na
śmierć głodową, uprzednio uwięziwszy. Z Rzymu popłynęły złoto, biblijne
sentencje i pochwały za "miły Bogu czyn" dla biskupa-bratobójcy, dla
"człowieka bożego", jak go zwie papież, którego Bóg kocha bardziej
niż swe własne ciało i krew, który rządzi ludem Chrystusowym w sprawiedliwości
i świętości niczym dobry pasterz! (Na marginesie: gdy podczas jednego z buntów
w Chorwacji zabito władcę będącego w sojuszu z Grekami, a sprawca i jego
następca przeszedł na stronę Rzymu, papież Jan VIII pochwalił również tego
księciobójcę i przyobiecał zwycięstwo nad wszystkimi widzialnymi i
niewidzialnymi wrogami).

Biskup Neapolu Atanazy, teraz również jego książę, był
jednak bardzo pojętnym uczniem swego rzymskiego pana. Natychmiast zmienił
front. Zaczął grać rolę swego zlikwidowanego brata i związał się jeszcze bliżej
z Arabami. żadne złoto i klątwy papieża, którymi ten ciskał wokół siebie jak nigdy
dotąd, nie mogły odwieść go od sojuszu z "niewiernymi". Osadził ich
jako załogę portu neapolitańskiego, pozwolił się osiedlić pod murami miejskimi
i pod Wezuwiuszem, za czym pustoszyli Gaetę, Salerno wraz z księstwami
longobardzkimi aż po Spoleto i Benewent.

Dopiero gdy zaczęli zagrażać samemu Neapolowi,
rekwirować broń, konie i kobiety, a papież przekupił biskupa, przegnał tenże
swych sojuszników, został wraz z miastem uwolniony od klątwy — i
natychmiast sprowadził nowych Saracenów z Sycylii; ponownie został obłożony
klątwą, by jeszcze raz zmienić front i znów stanąć po stronie papieża i z
posiłkami z Rzymu, Kapui i Salerno napaść na swych długoletnich
sprzymierzeńców. Jednakże Jan uczynił warunkiem jego powrotu na łono Kościoła
wydanie i uśmiercenie pojmanych dowódców muzułmańskich. Zażądał od biskupa
postawienia przed nim nazwanych z imienia możnych Saracenów i ścięcia
pozostałych. Wszakże sam Jan doznał głębokiego upokorzenia, musiał bowiem
zacząć płacić trybut Saracenom i wykupić sobie tymczasowy pokój za 25 tysięcy
szylingów srebrem.

Lecz niewierne diabły osiedliły się w okolicach
Paestum. Znowuż inni, przywołani ze strachu przed papieżem przez księcia Gaety
Docibilisa I, osiedli u ujścia rzeki Garigliano, przez całe dziesięciolecia
pustosząc z potężnego kasztelu Kampanię, Tuscję i Sabinę aż po okolice Rzymu. I
jak już wcześniej Amalfi, lecz dużo większym kosztem, Jan przekupił tym razem
Gaetę, z powodu położenia i floty o wielkim znaczeniu, dając jej w 822 roku
— by mogła powiększyć swój niewielki obszar — położony blisko
wybrzeża interior z Fondi i Traetto (dziś Minturno).

Nawet największe klasztory w południowych Włoszech, jak
S. Vincenzo nad Volturno i Monte Cassino, legły w gruzach w roku 881 i 883 za
sprawą Saracenów; natomiast ostała się cesarska Farfa w Sabinie, obok
lombardzkiej Nonantuli, w owym czasie najpiękniejszego klasztoru i bogatego
niczym księstwo. Przez siedem lat bronił jej opat Piotr, ukrył skarby i opuścił
opactwo. Podczas gdy Saraceni oszczędzili klasztor dla jego piękna, spalili go
okoliczni chrześcijańscy rabusie, po czym pozostawał spustoszony przez
trzydzieści lat. "Tak więc strach katolickich książąt przed ziemskimi
zamiarami papieża był jedną z najistotniejszych przyczyn, jakie pozwoliły
Saracenom umocnić się w południowych Włoszech" (Gregorovius). Lub jak
podsumowuje Johannes Haller: "Polityka papieża w dolnej Italii została
zwieńczona zupełnym niepowodzeniem"; "świat zrozumiał, że w przypadku
tego, do czego dążył i czego żądał na równi ze swymi poprzednikami, chodziło mu
o świeckie prawa i władzę ziemską, a nie o wiarę i Kościół, i lepiej żeby mu
nie przyszło do głowy, żeby obiecywać raj jako wieczną zapłatę za tę
walkę"[266].

Tak jak Jan VIII prowadził swą walkę o władzę z wrogami
zewnętrznymi, tak i z wrogami wewnętrznymi, a mianowicie zarówno przeciwko
wpływowym duchownym, jak i rodom arystokratycznym.

Janowi kamraci i pierwsze papieżobójstwo

Jan szczególnie podejrzewał, a jednocześnie się
obawiał, biskupa Formozusa z Porty (864876). Tenże pojawiał się już za
poprzednich papieży. W czasach Mikołaja I jako misjonarz Bułgarów i założyciel
bułgarskiego Kościoła, przy czym wszakże jego wyniesienie na arcybiskupa
spaliło na panewce; w czasach Hadriana II jako legat w Konstantynopolu oraz w
innych misjach. Jan jednak ekskomunikował biskupa 19 kwietnia 876 roku z powodu
rzekomej konspiracji przeciwko papieżowi i cesarzowi, wyrok ten powtórzono
wielokrotnie. Pozbawił go również biskupstwa i wszelkich godności duchownego.
Być może Formozus był konkurentem Jana do korony papieskiej — sam miał na
nią wielką ochotę i w końcu ją uzyskał (s. 221).

Gdy Formozy ratował się przed wyrokiem ucieczką do
Rzeszy zachodnio-frankijskiej, Rzym opuściły również i inne osoby; ludzie,
zaznajomieni z najwyższymi urzędami dworu, przebywający całymi latami w
najbliższym otoczeniu Jana, którzy doszli do swych pozycji dzięki defraudacjom,
aferom seksualnym, złodziejstwu i skrytobójstwu.

Mistrz skarbu papieskiego, być może również
zarządzający całą administracją, niejaki Jerzy z Awentynu, zamordował z powodu
afer miłosnych własnego brata, ratował się finansowo poprzez małżeństwo z
siostrzenicą papieża

Benedykta III, a następnie prawie publicznie zamordował
swą żonę, by uchodząc kary dzięki przekupieniu sędziego poślubić Konstantynę,
która zostawiła go wreszcie na koszu, obchodząc się równie swobodnie z
mężczyznami, co z pieniędzmi. W końcu była ona córką papieskiego mistrza
ceremonii Grzegorza, który sam już w czasach Hadriana II dorobił się
niepomiernie podobno dzięki oszustwom i złodziejstwu i jako apokryzjariusz[267]
zastępował papieża. Również dowódca milicji papieskiej Sergiusz należał do tego
prześwietnego kręgu. Ze względów finansowych pojął za żonę siostrzenicę
Mikołaja I, odtrącił ją jednak, by żyć razem ze swą frankijską konkubiną
Walwisindulą[268]
.

Wszyscy ci oraz dalsi czcigodni katoliccy panowie
zostali oskarżeni przez Jana VIII o znoszenie się z Arabami i z innymi wrogami
papieża, z księciem Spoleto i Camerino i Adalbertem z Tuscji. A gdy rozeszła
się pogłoska o ich bliskim zgładzeniu lub okaleczeniu, uciekli pewnej wiosennej
nocy roku 876 z Wiecznego Miasta za pomocą wytrycha przez Bramę Świętego
Pankracego. Przy tym Grzegorz i Jerzy obrabowali najpierw jeszcze Lateran obok
innych domów bożych i zabrali skarbiec kościelny. Jan ekskomunikował ich i rzekomo
pożądającego godności papieskiej Formozusa, który miał zresztą za pomocą
pieniędzy z kościołów i klasztorów swego biskupstwa sfinansować ucieczkę.

Na synodzie w Troyes (s. 177 i nast.) anno 878 biskupi
zwrócili się w obecności papieża ("nasze łzy jednocząc z Waszymi")
ponownie przeciwko tym wszystkim "niegodziwym ludziom i sługom
Szatana" i jeszcze raz ogłosili w pompatycznej mowie ich "wytępienie
mieczem Ducha Świętego", "dokonali" jeszcze raz "sercem i
ustami, naszą jednomyślną wolą i autorytetem świętego Ducha" ich
potępienia, ogłaszając "wszystkich, których Wy, jak już powiedziano,
ekskomunikowaliście za ekskomunikowanych, których wykluczyliście z Kościoła za
wykluczonych, a których wyklęliście, za wyklętych". I bezpośrednio po udzieleniu
tym sposobem pomocy swemu "najświętszemu i najwielebniejszemu panu i ojcu
ojców Janowi", zażądali jego pomocy "przeciwko rabusiom naszych
kościołów", "przeciwko niecnym rabusiom i grabieżcom kościelnych dóbr
i posiadłości oraz przeciwko lekceważącym święty, biskupi urząd [...]".

Cztery lata później przyszła jednak kolej i na samego
Jana. Podczas rewolty pałacowej 16 grudnia 882 roku otruł go jeden z jego
pobożnych krewnych, który sam chciał zostać papieżem i zyskać bogactwo, a
ponieważ trucizna nie zadziałała dostatecznie szybko, to — jak to krótko
lecz treściwie opisują Annales Fuldenses — "tak długo uderzał
młotem, aż ten utkwił w mózgu" (malleolo, dum usque in cerebro constabat,
percussus est, expiravit) — było to pierwsze morderstwo papieża. Zarazem
przykład, który łatwo znalazł następców (s. 311)[269].


Podczas gdy chrześcijanie napadali nawzajem na siebie,
nie tylko w najbliższym kręgu papieży, nie tylko w Italii, podczas gdy ich
możni wzajemnie się szantażowali, okradali i zabijali, na południu szerzyli
pożogę Saraceni, a na północy Normanowie. Opresja normańska nawet znów się
wzmogła. Nawet król Franków Karloman stawia w roku 884 pytanie: "Czyż nie
należy się dziwić, że poganie i obce ludy panoszą się wśród nas i odbierają nam
doczesny dobytek, gdy przecież każdy z nas wyrywa siłą swemu najbliższemu to,
co potrzebne do życia? Jak mamy z ufnością walczyć z wrogami naszymi i
Kościoła, gdy nawet w naszych własnych domach przechowujemy dobra odebrane
biedakom [Iz 33,1] i gdy wyruszamy w pole z brzuchami pełnymi tego, co
zrabowaliśmy?"[270]







ROZDZIAŁ 5.
Opresja normańska i cesarz Karol III Gruby



"Karol
jednakże, który nosił tytuł cesarski, wyszedł z wielkim wojskiem przeciw
Normanom i stanął pod ich umocnieniami; wtedy to opadło w nim serce i za
pośrednictwem wielu osiągnął drogą układów, że Gotfryd kazał się ochrzcić ze
swymi ludźmi i znów otrzymał w lenno Fryzję oraz inne dobra, jakie posiadał
Roryk".





Annales Bertiniani[271]





"Gdy
cesarz przejrzał chytre sztuczki i wspólne ich knowania, pertraktuje z
Henrykiem, pewnym mądrym mężem, w tajemnym zamiarze chytrością usunięcia z
drogi wroga, którego zapędził w najdalszy zakątek Rzeszy; [...] zdecydował się
bardziej użyć podstępu niż siły. Posłów odprawił zatem z niejasną odpowiedzią i
kazał im wracać do Gotfryda z zapewnieniem, że przez swych posłańców we
wszelkich przedmiotach ich posłania udzieli odpowiedzi, jaka należy się zarówno
jemu, jak i Gotfrydowi, tylko żeby wytrwał w wierności. Potem wysłał Henryka do
tego męża i z nim, by ukryć oszustwo, jakie było w ich dziele, Williberta,
wielebnego biskupa Kolonii [...]. I w samej rzeczy Gotfryd umiera, po tym jak
zadał cios najpierw Everhard, a potem towarzysze Henryka go przekłuli, a
wszyscy Normanowie, jacy znaleźli się na Betuwe, zostali zabici. Ledwie parę
dni później Hugo zostaje zwabiony do Gondreville obietnicami rzeczonego Henryka
i podstępnie uwięziony, na rozkaz cesarza są mu przez tegoż Henryka wyłupione
oczy [...]. Potem zostaje wysłany do Alamanii do klasztoru Świętego Galia [...]
ostatecznie w czasach króla Zwentibolcha został postrzyżony moją ręką w
klasztorze Prum".





Opat Regino z Prum[272]






Zabijać z "pomocą bożą" i polec bez niej


Przez prawie dwa dziesięciolecia udawało się dzięki
trybutowi płaconemu przez Karola Łysego ograniczyć ataki Normanów. Od roku
878/879 napady zaczęły się jednak mnożyć. Wprawdzie swego czasu król Anglii
Alfred Wielki — wspierający Kościół donacjami, nowymi klasztorami i
corocznym datkiem słanym do Rzymu, późniejszym "świętopietrzem"
— zdołał powstrzymać ciągłe ataki wikingów, przynajmniej na pewien czas,
dzięki reformie wojska, budowaniu punktów oporu, zamków refugialnych i wielkich
okrętów, jednakże pod naciskiem Anglosasów wdarła się z Brytanii przez morze
nowa fala Normanów i spustoszyła "ogniem i mieczem, nie natrafiając na
opór miasto Morynów[273],
Therouanne. I gdy zobaczyli, jak im się na początku poszczęściło, obrócili w
perzynę ciągnąc wokół cały kraj Menapiów[274]
ogniem i mieczem. Następnie wtargnęli do regionu Skaldy i zniszczyli ogniem i
mieczem cały Brabant". Spalony został także bogaty klasztor St. Omer.
Wprawdzie przepędził ich król wschodnich Franków Ludwik III Młodszy, zwycięzca
spod Andernach (s. 173 i nast.), a nawet zabił wielu z "boską pomocą"
(Annales Bertiniani), "dzięki bożej ręce większą część" (Reginonis chronica),
"więcej niż 5000" (Annales Fuldenses), lecz zginął przy tym również
Hugo, naturalny syn króla — gdyby nie to, "odniósłby nad nimi
wspaniałe zwycięstwo" (Annales Vedastini).

Jednakże zbyt rzadko byli przepędzani "i
zabijani", jak to się po chrześcijańsku nazywa w Rocznikach Fuldajskich,
przez co "Bóg im odpłacił, co zasłużyli". Tym bardziej że Normanowie
rozbili zupełnie 2 lutego 880 roku pod Hamburgiem posiłki pod wodzą księcia
saskiego Brunona. Padł na polu on sam, brat królowej, padli biskupi Teoderyk z
Minden, Markward z Hildesheim oraz 18 hrabiów i 18 królewskich trabantów wraz
ze swymi ludźmi[275].


Hordy Normanów, które pod koniec roku 880 paląc
wszystko wtargnęły w górę Renu aż po Xanten, obróciły w perzynę wspaniałe,
wzniesione przez Karola Wielkiego palatium w Nijmegen. 28 grudnia "ludzie
północy" spalili klasztor St. Vaast w Arras, spalili miasto i wszystkie
dwory w okolicy, zabijali wszystkich, przebiegli cały kraj aż po Sommę,
ciągnęli ludzi w niewolę, bydło i konie, zniszczyli Cambrai, obrócili w perzynę
wszystkie klasztory nad Hisscarem, wszystkie klasztory i miejscowości
nadmorskie, nawiedzili Amiens, Korbeę, zjawili się ponownie w Arras "i
zabijali wszystkich, których znaleźli; a potem jak cały kraj w okolicy
spustoszyli ogniem i mieczem, wrócili bez uszczerbku do swego obozu"
(Annales Vedastini)[276].


Trzeciego sierpnia 881 pokonał ich jednakowoż młody
książę zachodniofrankijski, Ludwik III (syn Jąkały z pierwszego małżeństwa z
Ansgardą) pod Saucourt-en-Vimeau (w pobliżu Abbeville) u ujścia Sommy — i
zyskał "nieśmiertelność" w starowysokoniemieckim eposie bohaterskim
Pieśń o Ludwiku (Ludwigslied). Napisana we frankijskim nadreńskim dialekcie
jest pierwszym poetyckim eposem utrzymanym w wolnym wierszu, w ogóle pierwszym
eposem w literaturze niemieckiej.

Co oczywiste, nieznany "bohater pióra",
przypuszczalnie duchowny, zaciera prawdę historyczną, "wywyższa"
wszystko, co chrześcijańskie. Po tamtej stronie walczą "poganie"
[heidineman], po tej "bohaterowie Boga" [godes holdon], Frankowie,
wojownicy wybrani przez Boga. Z Kyrie elejson na ustach wyruszają potykać się z
wrogiem. Sam Ludwik jako powołany przez Najwyższego, pełen "Bożej
siły" [godes kraft] oczywiście i miłosierdzia. Suman thuruskluog her,
Suman thruhstah her (Niektórych przeciął wpół, niektórych przebił). Tak tak,
kto Bogu zaufa, walecznego ducha... Rzekomo miał "zabić 9000 konnych"
(Annales Fuldenses). "Uuolar abur Hluduig, Kuning unser sdlig!"
(Chwała tobie, Ludwiku, królowi naszemu błogosławionemu!) Chwała![277]


Na to nastąpili jednak "poganie" pod swymi
wodzami Gotfrydem i Zygfrydem. Z flotą i wojskiem lądowym wzmocnionym konnicą
wtargnęli daleko we wschodnią Francję, spustoszyli nie tylko Maastricht,
Tongern, Leodium, obrócili w perzynę również Bonn i Kolonię "z kościołami
i domami" (Annales Fuldenses) oraz warownie Zulpich, Julich, Neuss. W
Akwizgranie kościół mariacki, grobowiec Karola Wielkiego zamienili na stajnię i
podpalili wspaniałe palatium. Spalili również klasztory Inden (monaster Św. Kornelii),
Stablo, Malmedy i Prum. Opierających się wieśniaków stratowali "jak głupie
bydło" (Regino z Prum), fale uciekinierów rozlały się aż po Moguncję.

Na wschodzie i zachodzie Rzeszy wymierają książęta


Z pobliskiego Frankfurtu śmiertelnie chory król Ludwik
III, zwycięzca spod Andernach, wysłał wojsko przeciw najeźdźcom. Jednakże gdy
umierał 20 stycznia 882 roku "za Kościół i Rzeszę", jak pisano,
"po życiu bez zysku dla siebie" (Annales Bertiniani), jego oddziały
zawróciły już spod umocnionego obozu w Elsloo, ścigane przez Normanów,
radujących się ze śmierci Ludwika, którzy paląc wszystko doszli do Koblencji i
zwrócili się w górę Mozeli. 5 kwietnia "w dzień najświętszej wieczerzy
Pana" napadli na Trewir, który splądrowali i "całkowicie spalili,
mieszkańców częściowo wygnawszy, a częściowo zabiwszy" (Annales Fuldenses).
Gdy ciągnęli na Metz, padł "w bitwie" miejscowy biskup Wala (Regino z
Prum).

Na Zachodzie w swym czasie Ludwik III, zwycięzca spod
Saucourt, znajdował się już w drodze, by powstrzymać kolejne hordy wroga nad
Loarą, zmarł jednak 5 sierpnia 882 roku, w wieku zaledwie 20 lat (gdyż, jak
zdradzają Annales Vedastini, rzekomo "w żartach", iocando, konno
goniąc za dziewką, zbyt mocno uderzył w nadproże drzwi jej rodzinnego domu).
Wprawdzie walkę kontynuował ze zmiennym szczęściem i płacąc ogromną sumę 12
tysięcy funtów srebrem, jego brat Karloman, tenże jednak, ledwie 18-letni,
uległ wypadkowi na polowaniu w lesie pod Beżu (koło Andelys) — nie przez
dzika, jak początkowo mówiono, lecz, jak zapewniają kronikarze, "nie ze
swej woli", z ręki towarzysza łowów, jednego ze służących, "który
chciał mu pomóc". Obaj królowie zostali pochowani w St. Denis. Wprawdzie
Ludwik II Jąkała miał z drugiej żony Adelajdy jeszcze jednego syna, lecz
ponieważ był on, późniejszy Karol III Prostak, jeszcze pięcioletnim dzieckiem,
możni tego kraju oczekiwali pomocy ze strony Karola III Grubego i zaprosili go
do zachodniej Francji[278].


Karol Gruby, któremu przypada w udziale wszystko, a
potem również wszystko przepada

Najmłodszy syn Ludwika Niemieckiego, Karol III (839
— 888), który swój przydomek "Gruby" (Crassus) zyskał dopiero w
XII wieku od historyków, chcących w ten sposób wyrazić jego raczej skromną
energię, był dziedzicem najmniejszej części Rzeszy — Alamanii i Alzacji
— i od początku odnosił niezwykłe sukcesy. Po prostu miał szczęście. Choć
pozbawiony ambicji, żądzy czynu i władzy, przychodziło mu wszystko jakby samo z
siebie: w roku 880 Italia, w 881 korona cesarska, a potem cała wschodnią
Francja.

Od roku 876 osadzony początkowo jedynie na małej
szwabskiej cząstce Rzeszy, władał po śmierci swych braci, chorego króla Bawarii
Karlomana, który w swym ostatnim dokumencie z 879 roku zrzekł się jej na rzecz
Karola i króla Ludwika III Młodszego, zmarłego bezdzietnie 20 stycznia 882 we
Frankfurcie nad Menem, również regnae ich obu. A po śmierci obu królów
zachodniofrankijskich, Ludwika III, zwycięzcy spod Saucourt 5 sierpnia 882 roku
i jego brata Karlomana w grudniu 884 roku — pierwszy z nich był władcą
części północnej, a drugi części południowej Rzeszy zachodniej — Karol
III został i tam uznany za cesarza. W 885 roku poddali mu się w palatium w
Ponthion wszyscy świeccy i duchowni możni, zaczem odrodziła się ponownie rzesza
frankijska w całej swej rozciągłości[279].


Karol Gruby zwalczał teraz, nie jak oczekiwał papież,
Saracenów, lecz Normanów, do czego wzywano go ustawicznie na północ od Alp. I
oczywiście walczył z nimi na swój sposób; kazał składać sobie hołdy w drodze
powrotnej z Włoch, najpierw w Bawarii, później w Wormacji, zanim w czerwcu 882
roku nie zamknął ich przy pomocy potężnej armii, wśród której były nawet
oddziały longobardzkie, w Asselt (Elsloo) w dolnym biegu Mozy. Lecz nawet kiedy
z pomocą mu przyszedł szczęśliwy traf, gdy okropna burza wyrwała część
murowanych umocnień, nie zatrąbił do szturmu, tylko zaczął po 12 dniach z nimi
pertraktować i wykupił sobie ich odejście przy pomocy wielkich koncesji.

W zamian za przysięgę lenną i obietnicę chrztu ich
wodza Gotfryda, Karol odstąpił mu prowincję fryzyjską. Gotfryd, zapewne
spokrewniony z duńskim rodem królewskim i w źródłach zwany często królem,
został przez Karola osobiście "podniesiony ze świętego źródła" i
dostał pozwolenie poślubienia Gizeli, nieprawej córki Lotara II i Waldrady. Ta
próba włączenia księcia w dynastię karolińską zakończyła się krwawym
niepowodzeniem (s. 196 i nast.). A król Zygfryd wraz z pozostałymi Normanami,
jak znów relacjonuje opat Regino, "otrzymał niezmierzoną mnogość złota i
srebra" — "wiele tysięcy funtów srebra i złota", jak chcą
Annales Bertiniani i donoszą, że pobożny cesarz "wziął ze skarbu św. Stefana
w Metzu i od innych świętych, i dopuścił, że odtąd pozostali, by pustoszyć
część Rzeszy jego i jego kuzyna".

Otwarcie wówczas oskarżono arcykanclerza cesarskiego,
biskupa Liutwarda z Vercelli, że został przekupiony przez wroga i że
przeprowadził ugodę z hrabią Wikbertem. (W roku 887 ówże książę Kościoła
stracił swe nadworne urzędy, oskarżony o wiarołomstwo z cesarzową, na co zbiegł
do przeciwnika Karola, Arnulfa z Karyntii; w 899 roku zginął z rąk Węgrów: s.
198 i nast.)[280].

Opresja normańska się na tym jednak nie zakończyła,
przynajmniej nie na zachodzie Rzeszy.

Gdy chrześcijanie muszą znosić to, co z reguły
wyrządzają innym...

Czytając Annales Vedastini, odkryte dopiero w połowie
XVIII wieku roczniki mnicha z klasztoru St.Vaast koło Arras, stajemy twarzą w
twarz z tą mizerią, opisywaną wciąż od nowa, monotonnie, gramatycznie w
kiepskim stylu. Wciąż jest mowa o "pustoszeniu i zbrodniczym paleniu"
pogańskich bandytów, o ich "żądzy krwi ludzkiej". Wciąż zabijają oni
dzień i noc "chrześcijański lud", "podpalają klasztory i
kościoły boże", prowadzą "w zwykły sobie sposób swe łupieskie wyprawy
[...]"[281].

Całego cierpienia i nędzy, jakie chrześcijanie nieśli
do innych krajów, stulecie za stuleciem, doświadczali teraz na sobie. I
oczywiście skargom nie było końca. Wszędzie łupienie, pustoszenie, zniewolenie
i wybijanie do nogi. Wszędzie obrócone w perzynę klasztory, kościoły, mordowani
zakładnicy, uciekający i masakrowani ludzie. Tak było "w roku pańskim
882": "[...] a Normanowie [...] niszczyli ze szczętem klasztory i
kościoły, zabijali sługi słowa boskiego mieczem lub głodem, albo sprzedawali za
morze i zabijali mieszkańców tego kraju, nie trafiając na opór". A tak
"w roku pańskim 884": "Normanowie nie zaprzestali jednak [...]
zabijania, obalania murów i palenia wiosek. Na wszystkich drogach leżały ciała
duchownych, możnych i innych świeckich, kobiet, młodocianych i niemowląt".
Lub w roku 885: "Na to Normanowie zaczęli znowu się srożyć, pragnąc pożogi
i mordu [...]"[282].


De bellis parisiacis lub "nic, co by było godne
majestatu cesarskiego"

W listopadzie 885 roku "Wielkie Wojsko"
najeźdźców pojawiło się pod Paryżem. Rzekomo na niezliczonych małych i 700
większych okrętach oraz w sile 40 tysięcy ludzi pociągnęli w górę Sekwany
— być może była to zemsta za skrytobójcze zamordowanie ich króla Gotfryda
w maju tego samego roku, przy czym oślepiony został również Hugo (s. 196 i
nast.).

Razem z hrabią Odonem z Paryża, późniejszym królem,
dowodził obroną zamkniętego miasta początkowo biskup Gozlin (ze znamienitego
rodu Rorgonidów, niegdyś jeden z najbliższych zauszników Karola Łysego i
arcykanclerz, od roku 884 arcypasterz Paryża); to słynne oblężenie opiewał
naoczny świadek, mnich Abbo, w eposie De bellis parisiacis. Gdy biskup Gozlin
zachorował i zmarł, obroną kierował kolejny wojowniczy duchowny, opat Ebolus z
St. Germain-des-Prs, zwłaszcza że jedyna przysłana na odsiecz armia
wschodniofrankijska pod wodzą osławionego hrabiego Henryka odeszła, niczego nie
dokonawszy. Przy tym Normanowie od dłuższego czasu pustoszyli kraj wokół
miasta, nie cofając się przed żadnym okrucieństwem. Nawet jeńców mieli wyciąć i
zapełnić ich ciałami fosy. W każdym razie "po obu stronach wielu zginęło,
jeszcze więcej było niezdolnych do walki z powodu ran", a Normanowie
"kontynuowali dzień w dzień natarcie", oblegali Paryż "nie
rezygnując z różnorodnej broni, machin i taranów. Lecz gdy oni wszyscy z wielką
żarliwością wołali do Boga, zawsze byli ratowani; a około ośmiu miesięcy trwała
walka na różne sposoby, zanim nie przyszedł im z pomocą cesarz" (Annales
Vedastini)[283].

Jednakże żadna pomoc tak naprawdę nie przybyła, ani
oddziały hrabiów, ani cesarza — Wala z Metzu, "który wbrew świętym
przepisom i swej biskupiej godności chwycił za broń i ruszył na wojnę",
poległ "w roku pańskim 882" podczas ucieczki przed Normanami.
Wszędzie można przeczytać, że w ogóle nie było żadnej pomocy, żadnego oporu
(nemine sibi resistente), a tam, gdzie wystąpiono zbrojnie, to nie wyszło
"nic szczęśliwego czy pożytecznego" (nil prospere vel utile), że nie
dokonano "niczego godnego pamięci" (nihil dignum memoriae); jeśli nie
trzeba było powiedzieć wręcz wprost: "I nie wyrządzili niczego
pożytecznego, lecz wrócili w wielkiej hańbie do swej ojczyzny".
"Miast bowiem wyprowadzić szczęśliwy cios, ratowali się w nieomalże
sromotnej ucieczce, przy czym większość z nich została wzięta do niewoli i
zabita" (Annales Vedastini)[284].


Również cesarz rozczarował powszechnie.

Dopiero w październiku przybył i rozłożył się obozem na
wzgórzach Montmartre'u. Wojsko było ogromne, lecz dowodzący nim hrabia Henryk,
sam kuty na cztery łapy skrytobójca i oprawca, wpadł z koniem do wilczego dołu
Normanów i, opuszczony przez swych ludzi, w nim zabity. Karol nie mógł się
zdecydować na nic. Całymi tygodniami pozostawał bezczynny i "nie dokonał w
tym miejscu niczego, co by było godne cesarskiego majestatu". A znaczyło
to, że gdy nad Sekwanę doszły śpiesznym marszem posiłki króla normańskiego
Zygfryda, wykupił Paryż i oddał Normanom "do złupienia" tereny po
drugiej stronie Sekwany, "gdyż ich mieszkańcy nie chcieli mu być
posłuszni" (Regino z Prum).

Również Burgundię Karol wydał na łup wrogowi, pozostał
jednak początkowo na zachodzie. Jednakże król Zygfryd wtargnął już do Oise i
ciągnął za Karolem, przy czym "pustoszył wszystko ogniem i mieczem. Gdy
cesarz się o tym dowiedział — a ogień przyniósł mu pewne wieści —
wrócił spiesznie do swego kraju". Na to dopiero teraz Zygfryd rozpoczął
prawdziwe dzieło zniszczenia. A również w następnym roku, 887, Normanowie
podjęli "w swym zwyczajowym stylu wyprawy aż po Saonę i Loarę [...] i
uczynili pożogami i mordami z kraju pustynię" (Annales Vedastini). Król
Zygfryd jednak zwrócił się jesienią ku Fryzji, gdzie go zabito[285].


Boska opatrzność działa skrycie: koniec panowania
Normanów we Fryzji

Czasami mianowicie zdarzały się i triumfy.

Na przykład wobec Gotfryda. Dzięki ugodzie z Karolem w
roku 882 stał się chrześcijaninem, został mężem córki króla Lotara II Gizeli,
zrodzonej ze związku z Waldradą, oraz władcą obszaru równego mniej więcej
dzisiejszej Holandii. Gdy oskarżono go o spiskowanie wraz z Hugonem, synem z
nieprawego łoża, bratem Gizeli, przeciwko Rzeszy, to znaczyło, że "Bóg był
przeciw niemu", "Pan wymierzył mu zasłużoną zapłatę" (Annales
Fuldenses).

Boska Opatrzność działała skrycie.

Cesarz — ojciec chrzestny Gotfryda — kazał
go zamordować jednemu z oskarżycieli, wschodniofrankijskiemu hrabiemu
Henrykowi, bratu Poppona (s. 238). Henryk, "wielce mądry mąż", który
tę sprawę najwyraźniej uknuł, i Willibert, "wielebny biskup Kolonii",
spotykają się z nie spodziewającym się niczego Gotfrydem "w roku wcielenia
Pańskiego 885" na wyspie Betuwe (w delcie Renu, między jego głównym
nurtem, a Waalem, żeglownym prawym ramieniem). W drugi dzień "narad"
biskup Willibert odwołuje Gizelę, żonę Gotfryda z wyspy, by w inny sposób
"pobudzić jej zapał dla pokoju", a tymczasem wspólnicy Henryka,
właśnie podczas tych inaczej pacyfistycznych starań biskupa skrytobójczo
mordują króla. Nie dość na tym: również "wszyscy mu towarzyszący",
"wszyscy Normanowie, jacy się znaleźli na wyspie, zostają zgładzeni".


A parę dni po tym za radą tegoż Henryka na dwór
cesarski do Gondreville zostaje zwabiony również Hugo, "który zachowywał
się niemądrze w cesarskiej Rzeszy" (Annales Fuldenses). Tu tenże sam
szlachetny hrabia pozbawia go wzroku, a wszyscy zwolennicy Hugona tracą swe
lenna. Później Hugo zostaje postrzyżony własnoręcznie przez opata Regina,
relacjonującego całą tę historię, w Prum, gdzie skończył jako mnich jego dziad,
cesarz Lotar I i gdzie zmarł po paru latach on sam, podczas gdy jego siostra
Gizela, wdowa po Gotfrydzie, zakończyła życie w żeńskim klasztorze Nivelles
koło Namur[286]
.

Bardzo pobożny ród.

Rządy Normanów we Fryzji po pewnym czasie się
skończyły. Pod Norden zostali pokonani w bitwie przez Fryzów "i bardzo
wielu z nich zostało zabitych". A w roku śmierci Gorfryda donoszą znowu
Roczniki Fuldajskie: "W końcu zawrzeli chrześcijanie przeciwko nim taką krwawą
łaźnią, że niewielu z tak dużej liczby pozostało przy życiu. A potem ci sami
Fryzowie przypuścili szturm na ich okręty i znaleźli tyle skarbów w złocie i
srebrze obok różnorodnych sprzętów, że od najniższego po największego stali się
bogaci". Stare marzenie ludzi, również i chrześcijan: skarby ze srebra i
złota! Jakby nie pierwej miał przejść wielbłąd przez ucho igielne... Jednakże
jakby nie było: "Panowanie Normanów we Fryzji skończyło się, nie
pozostawiając uchwytnych śladów" (Blok)[287].


Wreszcie przybyli "ludzie północnego wiatru"
we wczesnym średniowieczu do wielu krajów, również na Islandię i Grenlandię, do
Hiszpanii, Maroka, Rusi i Bizancjum i wszędzie byli zwalczani przez Kościół,
krwawo i bezkrwawo, przez kronikarzy, pisarzy, biskupów i papieży. Lecz gdy
Normanowie w XI i XII wieku wystawili najlepszą jazdę Europy, mężnych rycerzy,
najnowocześniejszych budowniczych warowni (wprowadzili od połowy XI wieku zamek
z wałami i fosą), gdy mieli na Sycylii również potężną flotę wojenną, z Jerzym
z Antiochii, jednym z najzdolniejszych admirałów średniowiecza, i objęli
przywództwo militarne, papiestwo przeszło na ich stronę i odgrywali wielką rolę
nie tylko w wyprawach krzyżowych. Jako "lud zwyczajny wojnie", jak
pisał William z Malmesbury, który "nieomalże nie mógł żyć bez wojny",
byli przydatni dla namiestnika Chrystusa[288].


Karolowi III Grubemu brano jednak za złe jego nikłego
ducha wojennego nie tylko wobec Normanów. Rosnąca niepewność w sprawach
wewnętrznych, powszechne rozbójnictwo na drogach, notoryczne napady,
długoletnie waśnie rodowe, także i akurat właśnie w Rzeszy
wschodniofrankijskiej, wszystko to nie umacniało cesarskiego prestiżu.

W polityce wewnętrznej — aż do obcięcia
genitaliów, "tak że nie został po nich żaden ślad..."

I tak wybuchł w roku 882 krwawy konflikt między Sasami
a Turyngami, między Popponem, hrabią Marchii Serbskiej, a frankijskim hrabią
Eginonem, przy czym nie znamy przyczyny tej wojny, a wiemy jedynie, że
"Poppo uległ Turyngom, doznając ciężkich strat z ich strony". Również
w następnym roku to samo źródło mówi raczej lakonicznie o "okrutnej
wojnie", którą Poppo znów przegrał, "jak już to było wcześniej".
Uciekł on "nieomalże bez ludzi, podczas gdy wszyscy inni polegli". Z
drugiej strony odnosił sukcesy w roku 880 przeciwko Słowianom —
Dalemińcom, Czechom, Serbom "i pozostałym sąsiadom wokół"—
"ufając w boską pomoc pobił ich tak, że z ich wielkiej liczby nikt nie pozostał"
(Annales Fuldenses). On sam stracił życie w 892 roku[289].


W Marchii Wschodniej srożył się swego czasu hrabia
Aribo w trwającej dwa i pół roku rzezi przeciwko potomkom swych poprzedników na
urzędzie, synom poległych w 871 roku w walce z Morawianami hrabiów Wilhelma i
Engilszalka, przy czym "marchio" związał się nawet z księciem
Morawian Świętopełkiem, wasalem Rzeszy, który go wielokrotnie wspierał
militarnie. A po wygnaniu Aribona w roku 882 przez synów margrabiów Świętopełk
napadał wielokrotnie Marchię Wschodnią i zabijał "nieludzko i żądny krwi
niczym wilk". Panonia została złupiona w 884 roku aż po Rabę, większa
część kraju "spustoszona, zburzona i zniszczona ogniem i mieczem". A
nawet, książę Moraw w tym samym roku najechał ją po raz drugi, "by jeśli
coś jeszcze wcześniej pozostawił, pochłonąć teraz ze szczętem jak z wilczej
zemsty". Również wszystkie posiadłości synów margrabiów zostały spalone.
Dwaj najstarsi z nich, Megingoz i Poppo, utonęli w czasie ucieczki w Rabie.
Werinhara natomiast, jednego z synów Engilszalka, i jego krewnego, hrabiego
Wezzilo, pochwycono, odcięto prawą dłoń, język oraz "srom, tzn. genitalia,
tak że nie pozostał z nich żaden ślad. Również niektórzy z ich ludzi powrócili
bez prawicy lub lewicy". "Knechci i dziewki z ich dziećmi są zabite
[...]. Wszystko to dzieje się bez wątpienia przez zlitowanie lub gniew
Boży" (Annales Fuldenses). A działo się bez jakiegokolwiek odwetu ze
strony cesarza. Jego zadowalał hołd księcia Moraw i przysięga, "że dopóki
żyje Karol, nigdy nie pójdzie na Rzeszę z obcym wojskiem".

Tymczasem gwiazda monarchy coraz bardziej bladła, a
jego nadmierne szczęście na początku jego drogi życiowej coraz bardziej
obracało się w swe przeciwieństwo. Wprawdzie po śmierci króla Bozona z Vienne
11 stycznia 887 również Prowansja jako ostatnia już część kraju znajdująca się
poza Rzeszą poddała się wiosną tego roku formalnie w kościołach zwierzchnictwu
cesarza, za co on adoptował niepełnoletniego syna Bozona — Ludwika (z
córki Ludwika — króla Italii), jednakże miało to niewielkie znaczenie
wobec jego zachowania w stosunku do Normanów, branego za złe odwrotu spod
Paryża, wydania na ich pastwę Burgundii oraz w innych miejscach tolerowanych
ustawicznych grabieży ze strony piratów, a co nie najmniej istotne również
wobec skandalicznych wypadków w jego najbliższym otoczeniu, co przede wszystkim
odnosiło się do osoby jego arcykanclerza Liutwarda (zm. 899 r.)[290].


Biskup Liutward z Vercelli — najpierw
wyniesiony, potem wyrzucony

Mąż ten, pochodzący ze Szwabii, jak suponują wrogie źródła,
zupełnie niskiego rodu, był mnichem w Reichenau (klasztorze przyjmującym w
ciągu X wieku jedynie arystokratów) i kanclerzem Karola, jeszcze gdy był on
królem

szwabskim. Wykorzystał awans swego królewskiego
protektora, w roku 879/880 został biskupem Vercelli, arcykanclerzem i
arcykapelanem Karola, jego wpływowym doradcą, że wreszcie "bardziej niż
cesarza go szanowano i się go obawiano" (Annales Fuldenses). Duchowny
nuworysz dysponował na koniec niewyobrażalnym bogactwem i wzruszająco troszczył
się o swych krewnych: jeden z braci, Chadolt, został w roku 882 biskupem
Novary, a bratanek o tym samym imieniu — Liutward — nieco później
biskupem Como.

Wskutek postępującej choroby dziedzicznej cesarz
pozostawiał coraz bardziej rządy Liutwardowi. Trzymał on w rękach w końcu
większość nitek, przewodził wszystkim ważnym delegacjom, prowadził od dawna
zwłaszcza wszystkie pertraktacje z papieżem, krótko mówiąc, biskup stał jako
"wszechmocny minister obok słabego cesarza", "kierował wręcz
polityką Karola III" (Schur), był "kluczową postacią [...] jego
panowania" (Fleckenstein).

Stopniowo jednak biskup Liutward ściągał na siebie
coraz więcej nienawiści szerokich kręgów. Nie tylko dlatego, że usiłował usunąć
każdego z otoczenia cesarza, nie tylko z powodu uległości wobec Normanów w
Elsloo, gdzie miał zostać przez nich przekupiony, ale również z powodu swej
chciwości, nepotyzmu, w ogóle haniebnej polityki na rzecz swego rodu, kazał
bowiem porywać dziewczęta z najprzedniejszych rodzin w Szwabii i we Włoszech,
by dostarczać jako żony swym krewnym. Nakazał nawet włamać się do klasztoru
żeńskiego S. Salvatore w Brescii, by wydobyć z niego dla jednego ze swych
bratanków córkę margrabiego Unruocha z Friulu, po matce wnuczkę Ludwika
Pobożnego — znakomitą partię. "Lecz mniszki z tego miejsca zwróciły
się ku modłom i prosiły Pana o pomstę za wyrządzoną temu świętemu miejscu
hańbę; ich prośba została wysłuchana natychmiast. Ten bowiem, który chciał
dokonać małżeństwa w zwykły sobie sposób, zmarł tej samej nocy, a dziewczyna
pozostała nietknięta (intacta). Zostało to zakonnicy z wyżej wymienionego
klasztoru [...] wyjawione" (Annales Fuldenses)[291].


Stryjowi porwanej, margrabiemu Berengarowi z Friulu,
zdała się Śmierć biskupiego bratanka w noc przedślubną jeszcze za mało.
Pośpieszył do Vercelli, "a tam przybywszy, zrabował z rzeczy biskupa tak
wiele, jak sobie życzył". Nie dość na tym, obwiniono Liutwarda poza tym o
"kacerstwo", a mianowicie "o umniejszanie naszego Zbawiciela,
przez to że twierdził, że owa jedność jest jednością substancji, a nie
osoby" (Annales Fuldenses). Obwiniono go też o wiarołomstwo, nawet
osobiście z cesarzową — wszystko to zostało publicznie przedstawione
latem 887 roku na sejmie Rzeszy w Kirchen (koło Lrrach).

Karol Gruby był jednak nie tylko z natury wygodnicki,
pozbawiony ambicji, był on również chory, na ciele, a może i na duchu. Na
wiosnę w palatium Bodmann, w ulubionej przez niego okolicy Jeziora Bodeńskiego,
jak donosi kronikarz, kazał sobie zrobić "z bólu nacięcie w głowie"
(incisionem) — jest to tłumaczenie nieprawidłowe, z czasem uznano, że nie
była to trepanacja, lecz mniej dramatyczny zabieg.

Niezależnie od tego cesarz był prawie niezdolny do
pełnienia rządów (jak widać los wielu rządzących). I w tej fatalnej sytuacji
wydał swego pierwszego męża na powszechny gniew i zwątpienie. Bez jakiejkolwiek
rozmowy z Liutwardem odebrał mu wiele lenn "i wygnał go jako
znienawidzonego kacerza z hańbą z pałacu. Lecz tenże udał się do Bawarii do
Arnulfa i przemyśliwał z tymże, jak odebrać panowanie cesarzowi [...]"[292].


25 lat białego małżeństwa — i próba ognia


Jakkolwiek cesarz pogodził się z utratą swego
pierwszego męża w państwie (a cesarzowa drugiego?), cesarska para nie
zamierzała przejść obojętnie nad zarzutem wiarołomstwa. Dlatego Karol już po
paru dniach sprowadził swą małżonkę Ryszardę "z powodu tej samej rzeczy
przed Zgromadzenie Rzeszy, a — pisze zachwycony opat Regino — brzmi
to cudownie, wyznaje ona, że nigdy on w cielesnych objęciach z nią się nie
skrzyżował, chociaż znajdowała się więcej niż dziesięć lat dzięki prawnie
zawartemu małżeństwu w jego wspólnocie".

Więcej niż dziesięć lat? Dwadzieścia pięć. Albowiem już
w roku 862 Karol Gruby poślubił córkę alzackiego i bryzgowijskiego hrabiego
Erchangera. Dwadzieścia pięć lat białego małżeństwa. Nie, jeszcze lepiej,
jeszcze czyściej: "Twierdzi ona nawet, że nie tylko od jego, ale od
wszelkiego współżycia z mężczyzną (omni viri commixtione) była wolna, sławi się
nienaruszalnością swego dziewictwa i uprasza sobie przezornie, że chce, jeśli
tego sobie życzy jej małżonek, udowodnić swoją czystość poprzez wyrok
wszechmocnego Boga, albo poprzez pojedynek, lub poprzez próbę z rozpalonym do
białości lemieszem; była bowiem niewiastą oddaną Bogu". Dlatego cesarzowa
Ryszarda usunęła się po rozstaniu do klasztoru Andlau w Alzacji, który
zbudowała w swych posiadłościach, by nie wystawiać się na widok jakichkolwiek
mężczyzn, lecz, jak podaje opat Regino, "by służyć Bogu"[293]
.

Cesarz zrezygnował wspaniałomyślnie z przeprowadzenia
dowodu jej nienaruszonej cnoty przy pomocy sądu w postaci pojedynku, jak i
poprzez rozpalony lemiesz.

Kościelna propaganda zajęła się jednak cudownym
przypadkiem wstrzemięźliwości i fantastycznie ją ubarwiwszy, kazała cesarzowej
przejść chwalebnie próbę ognia — jeszcze Martyrologium Germaniens (z
imprimatur z 6 maja 1939 roku) twierdzi o takiej "odbytej próbie". Również
od stuleci prezentuje się (w klasztorze Etival) włosienicę, która — na
nagim ciele badanej z wszystkich czterech rogów przypalana, ani nie naruszyła
dziewiczego ciała Jej Majestatu, ani sama nie została naruszona. I podczas gdy
oszczerca odpokutował brudne kłamstwo na stryczku, biedna Ryszarda (która wcale
nie była już taka biedna; pod koniec lat siedemdziesiątych przekazano jej
szereg klasztorów żeńskich) rozdzieliła "wszystko, co jeszcze miała,
pomiędzy biednych i Kościół".

A sama również poszła do klasztoru, żyjąc już tylko dla
swego zbawienia, w pokorze i modlitwie; dzięki czemu również Pan Bóg uświetnił
cudami jej grób, a na koniec święty papież Leon IX podniósł z niego jej święte
ciało, co "równało się kanonizacji", jak opisuje kapucyn ojciec
Wilhelm Auer z Reisbach "za aprobatą Najczcigodniejszego Biskupiego
Ordynariatu w Augsburgu i za zezwoleniem zwierzchników" w wydanych w
nakładzie 154 do 160 tysięcy Świętych Legendach. A zaraz potem przekazuje nam
"modlitwę": "O Boże, który swą świętą dziewicę Ryszardę
uwolniłeś od oszczerstw ludzi i ukoronowałeś wieczną wspaniałością: prosimy
cię, daj nam, żebyśmy za jej przykładem i przez jej wstawiennictwo tam miłowali
bliźnich w mowie i uczynkach, byśmy osiągnęli zapłatę wiecznej miłości.
Amen".

Dobrze powiedziane, a przy okazji: według jej przykładu
kochać tak bardzo bliźnich w mowie i uczynkach [...] Nie należy przy tym myśleć
o biednym Karolu Grubym. A po 25 latach białego małżeństwa ze świętą —
nie ma równości! — nie został nawet błogosławionym! Pewnie, tak pisze
dalej kapucyn Wilhelm Auer z Reisbach: "Był [...] na duchu coraz słabszy i
tylko uchybił szlachetnej niewieście, aczkolwiek była gotowa na wszystkie próby
swej niewinności i czystości"[294].


Z kimś takim jak Karol Gruby, kto przy każdym sromotnym
czynie traci zaraz nerwy, klechy nie wiedzą co począć. A historycy również
niewiele więcej. I jedni, i drudzy ubóstwiają władców zupełnie innego pokroju,
mężów czynu przede wszystkim, posiadających odpowiednią siłę przebicia, typy
formatu zbrodniarza Karola I "Wielkiego", bandyty państwowego,
ludobójcy, plagi ludzkości; wielcy wodzowie, którzy zagarniają setkami tysięcy
kilometry kwadratowe ziemi i idą przy tym po trupach jak po śmieciach, kanibale
o setnych postaciach, terroryści historii świata. Nazywa się to karolińską
polityką uniwersalistyczną, podczas gdy Karol III Gruby przecież "wciąż
zawodzi" (Handbuch der Europischen Geschichte), a historyków z reguły nic
bardziej nie odstręcza niż słabość, brak sukcesów i niczego tak nie kochają,
jak siła i sukces, wszystko jedno za jaką cenę. Wręcz przeciwnie: im wyższa
cena, tym wyższa ich ocena[295].


"Zamach stanu" Arnulfa i rychły zgon
Karola

Liutward z Vercelli został zastąpiony w czerwcu 887 roku
przez swego rywala arcybiskupa Liutberta z Moguncji (863-889), dzielnego
pogromcę Normanów, który raz położył ich "niemało", a raz
"bardzo wielu" (Annales Fuldenses) — którego to samo katolickie
źródło nazywa również wcale "cierpliwym, pokornym i dobrodusznym", co
po chrześcijańsku patrząc przepięknie ze sobą harmonizuje. Liutward, dawniej
już arcykapelan Ludwika Niemieckiego i Ludwika Młodszego, przeszedł po jego
upadku jako arcykanclerz do księcia Karyntii Arnulfa. A arcybiskup Liutbert z
Moguncji, który jeszcze w roku 887 został głównym doradcą cesarza, uczynił
wkrótce to samo. Jego zmiana stronnictwa na Zgromadzeniu Rzeszy w Tryburze,
dająca zarazem podstawy królestwu Arnulfa, zadecydowała o detronizacji Karola,
ale arcybiskup miał na celu "poprawienie [...] swej zagrożonej
pozycji" (W. Hartmann). A czy gdyby nie wysforował się tak do przodu u
swego nowego pana, to czy nie zmarłby już w roku 889?

Rewolta Arnulfa, jego zamach stanu, rozpoczęła się, gdy
doprowadził Bawarów do odstąpienia cesarza i już wkrótce pomaszerował z nimi i
swymi oddziałami na Frankfurt, gdzie wschodni Frankowie, przede wszystkim zaś
Konradyni, w listopadzie 887 r. wynieśli go na króla. Karol wymknął się
napastnikom do Trybury. Lecz podjęta przez niego na sejmie Rzeszy próba rekrutacji
wojska przeciwko Arnulfowi spaliła żałośnie na panewce. Wpływowy spisek możnych
zataczał coraz szersze kręgi i zmusił go do abdykacji. Odstąpili go nawet
gromadnie jego Alamanowie. Dwór rozpadł się, uciekła także służba. "Na
wyścigi" przechodzili do Arnulfa, pisał opat Regino, "tak że po
trzech dniach mało kto został, kto by mu mógł okazać obowiązki miłości
bliźniego".

Praktykujące chrześcijaństwo (w podwójnym tego słowa
znaczeniu).

Jak zwykle stadami odbiegli go biskupi. A nawet,
"bez wyjątku i ochoczo" (Dummler) złożyli hołd uzurpatorowi. Już dwa
miesiące po detronizacji Karola jego notariusz i kanclerz Waldo z Freising
znalazł się u boku nowego pana. Również obradujące pół roku później wielkie
zgromadzenie w Moguncji nie uroniło nawet słówka dezaprobaty, według aktów
synodalnych, na temat obalenia cesarza. Wręcz przeciwnie. Synod — który
ponownie zajął się w całej rozciągłości (przecież ogromnymi) posiadłościami
kościelnymi i świadczeniami (dziesięciną) na rzecz duchowieństwa (c. 6, 11, 12,
13, 17, 22) i wystąpił przeciwko nieobyczajności księży (płodzili dzieci wręcz
z własnymi siostrami: c. 10) — tenże synod nakazał już w pierwszym
kanonie modlitwę powszechną za nowego króla Arnulfa i jego małżonkę.

Nie pomogło oczywiście zupełnie, że Karol wysłał
zbuntowanemu bratankowi cząstkę rzekomego "drewna z krzyża
Chrystusa", na którą Arnulf ongiś przysięgał wierność, "żeby pomnąc
swe przysięgi nie występował przeciw niemu tak okrutnie i po
barbarzyńsku". Chociaż na jego widok miały się bowiem polać łzy świeżo
upieczonego władcy, to i tak władał "wedle upodobania swym państwem"
(Annales Fuldenses). W każdym razie arcybiskup Moguncji Liutbert zapewnił
Karolowi, który "stał się żebrakiem", minimum egzystencji, póki nowy
władca — uproszony przez obalonego cesarza — nie oddał paru dworów
w Alamanii z łaski [...] w użytkowanie do końca jego życia [,..]"[296].


Ów koniec życia nadszedł dla cesarza Karola III
nadspodziewanie szybko, gdy już 13 stycznia 888 roku, opuszczony przez
wszystkich, zmarł w Neudingen nad górnym Dunajem, według Annales Vedastini
wręcz "uduszony przez własnych ludzi", co nie jest znów niemożliwe;
"w każdym razie zakończył wkrótce swe obecne życie, by, jak wierzymy,
posiąść niebieskie". Roczniki Fuldajskie jednak twierdzą: "[...]
zaledwie parę dni przebywał pełen pobożności w przyznanych mu przez króla
miejscach, a po narodzinach Chrystusa zakończył szczęśliwie życie 13 stycznia;
a w sposób cudowny, gdy go z pełną czcią grzebano w kościele w Reichenau, wielu
obecnych widziało otwarte niebo [...]" — nieustające chrześcijańskie
kłamstwa. Zwycięzca pozwolił tymczasem nadskakiwać sobie przez
wschodniofrankijskich i słowiańskich możnych w Ratyzbonie "i uczcił tamże
godnie narodziny Pana i Wielkanoc".

Po upadku ostatniego króla władającego całą karolińską Rzeszą
powstały, tym razem na trwałe, liczne państwa dzielnicowe, królestwa. Jedynym
Karolingiem wśród nowych władców był Arnulf z Karyntii, jednakże latorośl z
nieprawego łoża, a przez to posiadający co najmniej wątpliwe prawa do tronu.
Zachodni Frankowie wynieśli hrabiego Odona z Paryża, legendarnego obrońcę
miasta. W Burgundii założył w 888 roku nowe królestwo Rudolf z rodu Welfów. W
Italii o władzę rywalizowali dwaj przedstawiciele frankijskiej arystokracji,
Berengar z Friulu i Gwido ze Spoleto.

Rola Rzeszy karolińskiej jako jednego państwa
przeminęła. Tytuł cesarski stał się jabłkiem niezgody drobnych włoskich
książąt. Jako ostatni cesarz-figurant tej dynastii zmarł około roku 928 Ludwik
III Ślepy, syn Bozona (s. 178 i nast.), po tym jak został cesarzem w Italii w
roku 901, a
w 905 oślepiony i praktycznie niezdolny do rządzenia. Papiestwo pod rządami
Karolingów w IX wieku zyskało siłę, a zarazem fundament do dalszego wzrostu w
XI wieku[297].






ROZDZIAŁ 6.
Arnulf z Karyntii, wschodniofrankijski król i cesarz
(887-899)



"Podobnie
jak jego ojciec Karloman, również Arnulf przeszedł polityczną i wojskową szkołę
jako głównodowodzący na południowo-wschodnich rubieżach [...]. Gdy chory cesarz
Karol III politycznie stawał się coraz słabszy, Arnulf rósł w siłę, w roku 887
związał się ze złożonym z urzędu arcykanclerzem Liutwardem w celu obalenia
Karola [...]. Od czasu synodu we Frankfurcie w roku 888 Arnulf znalazł mocne
oparcie w kościołach biskupich".





Wilhelm Stdrmer[298]





"We
mnie macie zdecydowanego przeciwnika wszystkich, którzy pozostają wrogami
Kościoła Chrystusowego i są krnąbrni wobec waszych kapłańskich urzędów".





Arnulf z Karyntii[299]





"Z
Frankonii ruszył zwycięski król do Alamanii i na królewskim dworze w Ulm
świętował w godny sposób narodziny Pana. Stamtąd ruszył na wschód [...] i w
lipcu przybył na Morawy. Przez cztery tygodnie przebywał tam we własnej osobie
z taką potęgą — również Węgrzy przyłączyli się do jego wyprawy —
wyniszczając cały kraj [...]. Przed Wielkim Postem król gościł w całym kraju zachodnich
Franków" (w Lotaryngii), "w klasztorach i diecezjach, by się
modlić".





Annales Fuldenses[300]





"Anarchia,
bezprawie i niepraworządność są oznakami czasu, wyrosłymi na gruncie feudalnej
struktury społeczeństwa [...]".





L.M. Hartmann[301]





1. Arnulf z Karyntii: wschodni Frankowie a wschód


Arnulf z Karyntii (ok. 850-899) był najstarszym
pozamałżeńskim potomkiem króla Bawarów i Italii Karlomana, najstarszego syna
Ludwika Niemieckiego i Liutwindy, najwyraźniej pochodzącej z rodu
Luitpoldingów. Obok prawomocnej małżonki Oty Arnulf uszczęśliwił wiele
nałożnic, nie zabrakło mu również dzieci z tych związków, co jednak nie
przeszkadzało duchowieństwu. Wielce pobożny władca cieszył się raczej opieką
społeczności świętych w takiej mierze, w jakiej sam ich ją otaczał, nawet jeśli
sam poniechał ich namaszczenia.

"Chwała Arnolfowi, wielkiemu królowi"


Od samego początku istniał ścisły związek między
biskupami a nowym panem, nazywającym siebie wprost "najzawziętszym
przeciwnikiem" wszystkich wrogów Kościoła, a w jednym ze źródeł "synem
i obrońcą Kościoła katolickiego" i sygnalizującym swą przychylność zaraz
po intronizacji za pomocą darowizn i oznak swej łaski. "Niezwykle
wspaniałomyślnie zaopatruje biskupów w dobra królewskie, lasy, prawa do bicia
własnej monety, przywileje targowe i celne" z "nieznaną przedtem
częstotliwością" (Fried). Podczas niespełna 12-letnich rządów zwołał pięć
synodów. Wspierał autorytet kleru wobec rosnących partykularnych ośrodków
władzy. Mógł on przecież usankcjonować jego uzurpację władzy królewskiej.

Kościół ze swej strony wykorzystywał władzę panującego
w rozgrywkach z książętami i dziedziczną arystokracją. Dlatego od razu go
poparł, od początku nakazał modły za władcę i natychmiast użył swych wpływów do
jego obrony pod groźbą kar kościelnych. Ale oczywiście uświadomił mu zarazem
obowiązki chrześcijańskiego władcy. A wspierając go, popierał samego siebie.
Tym samym zrodziła się sytuacja, która pozwalała Kościołowi współdecydować
bardziej niż kiedykolwiek przedtem — z wszystkimi wynikającymi z tego
skutkami — i która "uczyniła z niego najpotężniejszy czynnik
państwowy" (Muhlbacher)[302].


Podczas gdy próżno szukać w otoczeniu króla świadectw
obecności hrabiów, decydujące polityczne znaczenie zyskują preferowani przez
niego biskupi. Najpierw arcybiskup Thietmar z Salzburga, arcykapelan Arnulf a,
zawiadujący kaplicą nadworną i kancelarią, później coraz bardziej kanclerz i
diakon Aspert, w roku 891 wyniesiony na biskupstwo Ratyzbony oraz jego następca
w kancelarii (od 893 r.), biskup Wiching z Nitry (s. 166 i nast.). Wpływowym
politykiem w otoczeniu władcy był równie inteligentny co szczwany Hatto I z
Moguncji, którego śmierć (w 913 roku) od pioruna niektórzy przypisywali pomście
z nieba. Hatto pochodził ze szwabskiego rodu popleczników Karola, stanął jednak
zaraz po obaleniu cesarza po stronie Arnulfa, który odpłacił mu opactwami w
Reichenau, Ellwangen, Lorsch i Weissenburgu, a w 891 roku arcybiskupstwem
Moguncji. Hierarcha towarzyszył królowi dwukrotnie w podróży do Włoch i wtrącał
się we wszystkie ważniejsze kwestie publiczne. Znaczącą polityczną rolę
odgrywał również biskup Salomon III z Konstancji (od 884 roku notariusz, od 885
kanclerz Karola III, a już w 888 kapelan Arnulfa!), następnie biskupi Waldo z
Freising, Erchanbald z Eichstatt, Engilmar z Pasawy i szlachetnie urodzony
Adalbero z Augsburga, którego Arnulf uczynił wychowawcą swego syna[303].


W maju 895 roku na zgromadzeniu Rzeszy w Tryburze,
królewskim palatium koło Moguncji, na jednym z największych i naj huczniej
szych synodów tego stulecia, nadzwyczaj licznie obradujący episkopat
wschodniofrankijski fetował Arnulfa jako króla, "którego serce"
— jak podają akta synodu — "Duch Święty rozpalił ogniem i
żarliwością boskiej miłości, by cały świat ujrzał, że został wybrany nie z
ludzi i przez ludzi, ale przez samego Boga". Stara śpiewka prałatów. Kogo
oni bowiem wybierają i popierają, ten jest zawsze od Boga — to jest od
nich samych!

Na synodzie, jak pisze Regino z Prum, "odbytym
wbrew bardzo wielu świeckim, dążącym do umniejszenia autorytetu biskupów",
tym bardziej gorliwie zastanawiali się oni nad jego podniesieniem. Wyjaśniali
więc wnikliwie spory prawne osób duchownych i świeckich, przemoc wobec księży,
przypadki ich zabijania i ranienia, co rzekomo zdarzało się częściej niż kiedyś
— kazano się stawić nawet pewnemu oślepionemu kapłanowi. Jeden z kanonów
zawiera królewski rozkaz aresztowania łamiących kościelną ekskomunikę, przy
czym zabicie opornych nie było obciążone grzywną! Następnie żądano pełnego
podporządkowania się papiestwu, "nawet gdyby przez Stolicę Apostolską
zostało nałożone najbardziej nieznośne jarzmo"! Wiele kanonów dotyczyło
rzeczy zawsze najważniejszej — pieniędzy, posiadłości i dziesięcin (c. 13
i 14), a także rabunków dokonywanych w kościołach. Według rozdziału 7 zrabowane
dobro Kościoła należało zwrócić w trzykrotnej wysokości, i to z odwołaniem się
do fałszerstw dekretów Pseudo-Izydora (które przytacza się również odnośnie
dalszych kanonów, np. 8 i 9 — z drugiej strony król rozkazuje ściganie
posługujących się sfałszowanymi listami papieskimi)[304].


Oczywiste, że król zatwierdził te postanowienia. A
nawet, na retoryczne pytanie, jak bardzo "raczy bronić Kościoła
Chrystusowego i go rozszerzać i podnosić jego urząd", zachęcił najpierw
"pasterzy", nazywając ich "najjaśniejszym światłem świata",
by sami mocno się tym zajęli — "bądź to w odpowiednim czasie czy
niewczasie karzcie, groźcie, napominajcie z wielką cierpliwością i nauką,

żebyście mogli w czujnej trosce i dzięki ustawicznym
przestrogom zapędzić owieczki Chrystusowe do trzody życia wiecznego". Lecz
potem podkreśla swą całkowitą solidarność z nimi. "We mnie macie
zdecydowanego przeciwnika wszystkich, którzy pozostają wrogami kościoła
Chrystusowego i są krnąbrni wobec waszych kapłańskich urzędów".

Nic dziwnego, że wielebni ojcowie soborowi podnieśli
się ze swych miejsc i wraz ze stojącym wokół klerem zawołali po trzykroć lub
cztery kroć: "Chryste, usłysz nas, chwała Arnulfowi [Heil Arnulf! —
przyp. tłum.], wielkiemu królowi". (Czyż nie przypomina to okrzyków
— chwała zwycięstwu — Sieg Heil!, które brzęczą w uszach niejednego
z nas...?). Do tego odgłosy dzwonów, Te Deum, wszystko na chwałę Boga, który
"swemu św. Kościołowi tak pobożnego i łagodnego pocieszyciela i tak
ochoczego pomocnika na chwałę swego imienia darować raczył"[305].


Szczególnie żarliwie władca czcił swego patrona, który
w jego czasach awansował na patrona Rzeszy, świętego państwowego.

Św. Emmeram albo: "chwalić boga bez języka, /
cud to wielki"

Emmeram, wielce tajemniczy biskup i męczennik (trudno
powiedzieć, czym był w mniejszym stopniu, jeśliby miał być którymkolwiek z
nich) z późnego VII wieku za czasów księcia Bawarów Theodo, został oskarżony o
uwiedzenie jego ciężarnej córki Uty, a następnie zabity przez jej brata
Lantperta na rzymskim trakcie w Helfendorf (obecnie (Kleinhelfendorf w Górnej
Bawarii). Tablice z legendą w tamtejszej kaplicy w miejscu męczeństwa
uwieczniły to "zajście" w obrazie i słowach:

"O okrucieństwa katuszy i męki

Takiej Emeram doznał,

Jego członki wszelkie zostały

odcięte od ciała,

Ręce i stopy, też palce zaraz,

wszystko zostało odrąbane,

Dochodzi przez to do królestwa niebieskiego,

Skąd zawsze ogląda każdego"[306].


Kiedy, jeśli w ogóle, to się zdarzyło, jest rzeczą
zupełnie niewiadomą i sporną, jak prawie wszystko, co dotyczy tej postaci, jej
pochodzenia, sakry, a szczególnie powodów, które doprowadziły do zamordowania
biskupa; może, i to też nie jest pewne, miało to miejsce w 685 roku. Czy
"męczennik" zginął jako reprezentant frankijskiej władzy w dążącej do
niezależności Bawarii? Czy zdobył palmę męczeństwa, uwodząc ciężarną córkę
księcia? A może dobrowolnie wziął na siebie winę za uwiedzenie, jak suponuje
pobożna wersja jego pierwszego hagiografa, biskupa Arbeo z Freising, Vita
Haimhrammi, lecz "jedynie za upiększoną romantyczną opowieścią ludową",
jak podaje nawet katolicki Kirchen-Lexikon Wetzera i Weltego, dodający ponadto,
"która sprzeczna jest z jego własną relacją".

Biskup Arbeo napisał swe dzieło dopiero w 772 roku,
najwyraźniej powodowany egoistycznymi pobudkami, bowiem — tak podaje w
1931 roku katolicki Lexikon fur Theologie und Kirche (w najnowszym wydaniu z
1995 roku w ogóle zrezygnowano z "męczennika") — "głównie
w interesie miejsc kultu Emmerama w swojej diecezji". A biskup Arbeo
pochodzący z arystokratycznego rodu Huosi, którego członkowie wielokrotnie
zasiadali na biskupim stolcu, był hierarchą bardzo zapobiegliwym, umiejącym
zadbać o poszerzenie majętności i praw swego biskupstwa. Wszakże wszystkie
popularne katolickie publikacje szerzą bardziej lub mniej pełen grozy kiczowaty
obraz na miarę arcypasterskich wypocin biskupa Arbeo. Według niego umiera on
jak wielki chrześcijański męczennik, który dał świadectwo krwi, gdy będącego w
drodze "świętego" dogonił brat Uty. Zaangażował wręcz "pięciu
rzeźników", "świętego męża Haymrama ciało żyła po żyle, członek po
członku rozkładają". A podczas gdy go tak okrutnie ćwiartują, wyrywają
oczy, obcinają nos i uszy, ręce stopy i (oczywiście jak należy mniemać)
nieczysty członek, dziękuje on Bogu "z wielką nabożnością" za
wspaniałą torturę[307].


Kult Emmerama jako świętego nastał oczywiście dopiero
parę dziesiątków lat po jego śmierci, lecz wtedy zaczęły mu towarzyszyć
najpiękniejsze cuda, uzdrowienia, wypędzenia diabła, a co nie mniej ważne, cuda
związane z karami (ratyzbońscy biskupi byli bowiem coraz bardziej łakomi wciąż
rosnącego stanu posiadania świętego. W późniejszym czasie obdarowywano go nawet
poddanymi chłopami!).

Ogromny kult, ożywiony później na nowo w XVII wieku,
rozprzestrzenił się nie tylko na całą Bawarię. Wśród wschodniofrankijskich
Karolingów Emmeram największe znaczenie osiągnął jednak jako domowy święty, a
za czasów Arnulfa został osobistym patronem cesarza oraz patronem wojennym w
działaniach przeciwko Morawianom. Władca uważał, że jedynie jemu zawdzięcza
uratowanie się z niebezpieczeństwa podczas wyprawy na Świętopełka w roku 893
(s. 210 i nast.), za co obdarował bogato bawarskie klasztory, a osobliwie St.
Emmeram, który otrzymał wszelkie ozdoby z jego palatium, a w roku 899 jego
ciało — lecz w Lexikon fur Theologie und Kirche z roku 1995 zabrakło dla
niego miejsca: cały artykuł na temat klasztoru "St. Emmeram", w roku
1931 jeszcze dwa razy dłuższy od wzmianki na temat samego świętego, został
usunięty.

Jak to się zawsze odbywało: emmeramscy mnisi czcili
pamiątki swego dobroczyńcy, odprawiając co roku w dzień jego śmierci uroczystą
sumę, a przez cały rok w jego imieniu szerząc bajki i fałszerstwa, jak to,
które miało im przynieść całe Neustadt (Nowe Miasto). Wobec tych łotrostw nawet
"właściwy patron klasztoru Emmeram zszedł na plan dalszy" (Babi).
Jakkolwiek było — na tablicach z legendą w Kleinhelfendorf (i naprawdę
nie tylko tam) żyje on dalej:

"Boga chwalić bez języka,

Jest wielkim cudem,

Nie mogła bezbożna banda

Ścierpieć tego dłużej

że wciąż Boga chwali,

Więc język mu wyrwali,

Lecz chwali Boga wciąż dalej,

Dajcie nam cud ten sławić,

Jakby język był na swoim miejscu,

Nie pytajcie o złość okrutnika"[308].


"...Bitewny krzyk aż do nieba"

Arnulfowi, zaprawionemu w bojach na kresach
południowo-wschodnich, jego ojciec, król Bawarów Karloman, powierzył krótko po
roku 876 — odwoławszy paru pogranicznych hrabiów — zarządzanie
dawnym słowiańskim księstwem Karantanii, właściwej podstawy jego władzy na
wschodzie; stąd nawet pochodzi jego przydomek "z Karyntii". Jednakże
podczas gdy Dolną Panonię udało mu się zdobyć bez trudu, to w północnym
dorzeczu Dunaju doznał porażki (wraz ze swym sparaliżowanym ojcem), natrafiwszy
początkowo na wewnątrzbawarską opozycję. Jego przeciwnicy, najpierw hrabia
Ermbert z Isengau, potem margrabia Aribo, uzyskali poparcie potężnych krewnych
Arnulfa, Ludwika Młodszego i Karola III Grubego, braci jego ojca, którzy
potrafili przejąć rządy w Bawarii.

Wszakże poznał Arnulf sztukę wybiegów politycznych,
nauczył się czekać i walczyć kiedy to konieczne. Był wypróbowanym wojownikiem,
m.in. w 882 roku pod Elsloo jako dowódca bawarskiej chorągwi przeciwko
Normanom, gdzie oczywiście nic nie wskórał (s. 193), lecz pobił ich w połowie
października 891 roku pod Leuven (w dzisiejszej Belgii) nad rzeką Dyle. Na
marginesie — był to akt jawnej zemsty. Na krótko przedtem bowiem w
czerwcu nad rzeką Geule "wojsko chrześcijan, o bólu, skutkiem swych
grzechów" poniosło porażkę, a wśród wielu możnych poległ również jeden z
jego wodzów, obdarzony sakrą przez Arnulfa arcybiskup moguncki Sunderold
(Regino z Prum)[309].


Nad Dyle jednak "Bóg dodał z nieba siły". Tym
wyraźniej, że zwołani również Alamanowie najpierw pod wymówkami zawrócili i
"wymknęli się ukradkiem od króla do domu". Jak żarliwie jednak
mobilizował on "szlachetnych panów Franków": "Wy mężowie,
ponieważ czcicie Pana i we wszelki czas, gdy z bożą łaską broniliście ojczyzny,
byliście niezwyciężeni, zbierzcie odwagę, jeśli o tym myślicie, by pomścić na
wielce po pogańsku srożących się wrogach przelaną bogobojną krew Waszych
rodziców [...]. Teraz, wojownicy, powstańcie, Wy sami macie tych łotrów przed
oczami, pójdźcie za mną [...] nie by naszą hańbę, lecz by pomścić
Wszechmogącego uderzymy na naszych wrogów w imię boże" (Annales
Fuldenses).

Bogobojni Frankowie "wznieśli bitewny okrzyk aż do
nieba" i tam został on zaraz usłyszany, co nie zawsze się zdarza. Ale
teraz "chrześcijanie nastąpili morderczo", wrzucali pogan
"kupami" do rzeki, "setkami i tysiącami [...], tak że ich ciała
spiętrzyły wodę [...]". Dwaj królowie, Zygfryd i Gotfryd, zostali zabici,
16 znaków królewskich odesłano w triumfie do Bawarii, nakazano procesje. Sam
Arnulf "odprawił z całym wojskiem procesję, śpiewając pochwałę Pana, który
dał swoim ludziom takie zwycięstwo [...]".

Strona chrześcijańska straciła bowiem jedynie "uno
homine" (a cóż z niego musiał być za diabeł!), natomiast wrogowie
"tanta milia hominum"! Katolicka historiografia. Przy tym po
przeciwnej stronie stali wprawdzie "rozbójnicy", lecz zarazem —
co podkreśla z dumą kronikarz dla podniesienia własnych zasług — u ich
boku walczyli "Danowie, najodważniejsi wśród Normanów", którzy
"nigdy dotąd" nie zostali zwyciężeni za wałami. Przez całe stulecia
świętowano w Leuven to cudowne zwycięstwo, po którym Normanowie oszczędzali już
zawsze państwo wschodniofrankijskie (pominąwszy ich ostatnią wyprawę aż po Bonn
i Prum w następnym roku).

Był to w ogóle rok pełen cudów.

Albowiem właśnie anno 891, gdy biskup ratyzboński
Embricho zmarł "szczęśliwie" i w podeszłym wieku, spaliła się również
i Ratyzbona: "z boskiej pomsty w cudowny sposób stanęła naraz w
płomieniach i spaliła się 10 sierpnia z wszystkimi budowlami, również
kościołami, wyjąwszy dom Św. Emmerama męczennika i kościół św. Kasjana, które
chociaż leżały w środku miasta, były chronione za sprawą bożą od ognia". Boska
pomsta, która pochłonęła (prawie) całe miasto, również kościoły, ale dwa
"za sprawą Pana Boga" zostają uratowane (Annales Fuldenses)[310].


O wy, cudowne wyroki Pańskie!

"Drogi są często kręte, a przecież proste,
pozwalasz dzieciom nimi przychodzić do siebie; i choć to często na cud zakrawa,
to triumfuje na koniec Twa z nieba rada".

(Niemiecki) drang nach osten

Król Arnulf kazał zbudować w Ratyzbonie nowe palatium.
Miasto było przecież centralnym palatium Ludwika Niemieckiego, centralnym
punktem misji wschodniej, centrum handlowym dla karawan kupieckich zdążających
do Czech, Moraw i na Węgry — wszystkie istotne cechy zachodniego
chrześcijaństwa skupiły się tutaj: władza państwowa, kościelna i pieniądze. Ratyzbona
stała się miastem, z którym Arnulf (często przebywający, jak wcześniej jego
dziad i ojciec, w palatiach tting i Ranshofen) czuł się chyba związany
najbardziej, gdzie wystawiono jedną trzecią jego dokumentów, gdzie odbyły się
co najmniej cztery zgromadzenia Rzeszy i w ogóle są poświadczone liczne pobyty.
Dla badaczy ten wybór własnego kraju na centrum oddaje nie tylko jego
przeszłość, "lecz także podkreśla tradycję Ludwika Niemieckiego i
priorytet polityki południowo-wschodniej, jak i precyzyjne wyczucie Arnulfa
odnośnie realiów politycznych" (Strmer).

Inaczej mówiąc; (niemieckie) parcie na wschód staje się
widoczne już za panowania króla Arnulfa.

Zaraz po swoim "zamachu stanu" wycofał się w
celu wzmocnienia własnej pozycji do głównej bazy swej władzy, nadal
wystarczająco silnej, by bez trudu stłumić próbę buntu młodszego kuzyna
Bernarda w Szwabii. Bernard (ok. 876-891), podobnie jak Arnulf, był nieprawym
synem, ale z kolei cesarza Karola III, który nie był w stanie przeforsować go w
885 roku jako następcy tronu (tak jak nie udała się Karolowi dwa lata później
adopcja Ludwika, syna Bozona z Vienne, Karolinga po kądzieli). Jednakże
Bernard, który usiłował zapewne wskrzesić pierwotną Rzeszę swego ojca, nie
chciał zrezygnować ze swych praw również po wyniesieniu Arnulfa na
wschodniofrankijski tron królewski. W 889 roku podniósł bunt w przymierzu z
możnymi z Recji i Alamanii, również z opatem Bernardem z St. Gallen (którego
Arnulf potem pozbawił urzędu), został jednak zabity rok później przez
margrabiego Rudolfa z Recji podczas dławienia rewolty.

Sam Arnulf wyprawił się późnym latem 889 jako wódz
silnej armii przeciwko Obodrytom, wkrótce po naradzie ze swymi możnymi i
wieloma biskupami, wśród nich Sunderoldem z Moguncji i Willibertem z Kolonii,
we Frankfurcie. Jednakże tym razem nie zyskał niczego na północy i
"narodziny Pana przyszło mu w godny sposób świętować w Ratyzbonie".

I tak to szło dalej, między wizytami w kościele a
wyprawami wojennymi, modłami i zabijaniem. W ostatnich latach IX wieku Arnulf
prawie bez przerwy atakował Morawy. Wprawdzie w roku 874 zawarł z nimi pokój,
gdyż stopniowo zbyt mocno urosły w potęgę, a Świętopełk został ojcem chrzestnym
jego syna Zwentibolda, lecz taka sytuacja nie utrzymała się długo i wkrótce
powrócono do zwyczajowego sposobu utrzymywania wzajemnych kontaktów[311].


Wyniszczające wojny z Morawami

"W roku wcielenia Pańskiego 890 —
relacjonuje opat Regino — nadęty zaślepieniem pychy" książę Morawian
podniósł się przeciwko królowi. Tenże zaś nawiedził państwo morawskie z
żołnierzami "i wszystko, co znalazł poza miastami, zrównał z ziemią. Na
koniec, gdy również wszystkie drzewa owocowe zostały wytrzebione z korzeniami,
Świętopełk poprosił o pokój i uzyskał go dopiero wtedy, gdy oddał syna jako
zakładnika!" Wszakże Arnulf, na wschodzie stosujący "taktykę spalonej
ziemi", znalazł jeszcze czas, jak dowiadujemy się z innego źródła, aby
udać się do Reichenau, "by się modlić", a potem znowuż by w
Ratyzbonie świętować "narodziny Chrystusa".

A po tym jak w roku 892, tym razem na królewskim dworze
w Ulm, ponownie obchodził "w godny sposób narodziny Pana", na nowo
pociągnął "na wschód", z najlepszymi zamiarami, "w nadziei
spotkania się tam z księciem Świętopełkiem". Jednakże Świętopełk, "ta
głowa pełna oszustw i chytrości", nie był po prostu gotów do pokoju.
Wzbraniał się wręcz "przybyć do króla", tak że król musiał przyjść do
niego, co mu się tym bardziej udało, że tymczasem trzymał w garści całą
wschodnią Francję. A może pożałował poczynionych wcześniej koncesji. "W
każdym razie to on był tym, który zapoczątkował wojnę" (Reindel). To on
był tym, który znowu dążył "do zwierzchnictwa niemieckiego króla nad
Państwem Wielkomorawskim" (Stadtmller). Pod panowaniem Świętopełka
— nie bez racji zwanego czasami pierwszym wielkim panslawistą, a przez
papieża "królem Słowian" — doznało ono największego rozwoju
swej potęgi. Na południu rozpościerało się po obu stronach Dunaju po Drawę i
Sawę, na wschodzie po państwo bułgarskie, na północy poprzez poddane mu Czechy
nieomal po Soławę. A jego wpływy miały sięgać "po tereny Słowian
połabskich i nad Wisłę" (Lwe).

Właśnie ta rozległość władzy prowokowała wyraźnie króla
wschodnich Franków. Wpadł ponownie na Morawy trzema zagonami, Frankami,
Bawarami i Alamanami, w lipcu 893 roku, a nawet pozwolił walczyć po swojej
stronie Węgrom, tym pogańskim diabłom, przywołanym dzięki temu przez
katolickiego króla na katolicki Zachód, któremu wkrótce mieli zgotować piekło,
co zarzucano (i wciąż się zarzuca) Arnulfowi. "Przez cztery tygodnie
przebywał tam we własnej osobie z taką potęgą [...] wyniszczając cały kraj".
A potem znów w zimie odwiedzał wszędzie w Lotaryngii "klasztory i
diecezje, by się modlić" (Annales Fuldenses)[312].


W owym roku zginął również "wielebny biskup
Wurzburga" Arn (855-892), po raz kolejny wyciągnąwszy w pole na rzeź
Słowian. Bez wątpienia biskup Arn, czczony jako święty przez chrześcijańskich
potomków pogan, którzy go wtedy zabili, był mężem z "doświadczeniem
wschodnim". Badacze historii sławią go jako wodza w "co najmniej
czterech kampaniach" i, jednym tchem — bo tak ściśle jedno wiąże się
z drugim — jako "mającego pieczę nad zadaniami misyjnymi swego
biskupstwa" (Wendehorst), zapewniając, że "dążenia jego
diecezji" dotyczyły "przede wszystkim chrystianizacji i rozbudowy
organizacji kościelnej" (Strmer).

Niestety nie wiemy wiele o talentach wojskowych
biskupa. Jednakże żądnemu sławy wojennej biskupowi, "reprezentantowi
zdecydowanej viva activa" (Strmer) udało się mimo wszystko odebrać
Czechom, jak podają Roczniki Fuldajskie, w jednej z potyczek w roku 871
"644 konie w uprzęży i osiodłane oraz taką samą liczbę tarcz" i
powrócić odpowiednio "radośnie" do dalszych "zadań
misyjnych" i dalszej "chrystianizacji" świata.

Już w roku 893 nastąpiła nowa wyprawa przeciwko
Morawom. Był to rok, który przyniósł zły koniec synom dwóch margrabiów, braci
Engilszalka I i Wilhelma.

Engilszalk II, noszący to samo imię co ojciec, porwał
kiedyś nieślubną córkę Arnulfa, uciekł na Morawy, lecz wkrótce przywrócony do
łask ponownie został margrabią na wschodzie. Ściągnął jednak na siebie gniew
bawarskich możnych i gdy w 893 roku, nie przeczuwając niczego, przybył do
palatium w Ratyzbonie, rzekomo bez wiedzy króla, został przez nich skazany i
oślepiony. Gdy na to jego stryjeczny brat Wilhelm, w obawie o swe życie,
zwrócił się ku Świętopełkowi, został jako zdrajca stanu ścięty. A gdy z kolei
brat Wilhelma, hrabia Rudbert, uciekł do Świętopełka, został przez tego
"wraz z wieloma innymi", z wszystkimi mu towarzyszącymi, skrycie
zamordowany. Wszelkie posiadłości zgładzonych hrabiów po obu stronach Dunaju
zostały skonfiskowane i w części oddane opatowi klasztoru Kremsmunster
Snelpero, jednemu z tych, którzy odnieśli największą korzyść z tej tragedii.
Arnulf wkroczył na nowo do państwa księcia Świętopełka, tym razem sprzymierzony
z Bułgarami, i "splądrował większą część [...]", wpadł jednak w
zasadzkę i "z wielkimi trudnościami" powrócił do Bawarii. A w
klasztorze St. Emmeram opowiadano później, że przypisywał ratunek św. Emmeramowi,
swemu patronowi (s. 207)[313].


Frankijskie wyprawy z roku 892 i 893 nie powiodły się,
chociaż Arnulf za każdym razem atakował Wielkie Morawy z dwu stron, z pomocą
Węgrów i Bułgarów (stara "sztuczka" polityczna, stosowana do dziś:
dwóch partnerów napada trzeciego, a potem rozszarpują się nawzajem). Władza
Świętopełka nie została złamana.

W następnym roku nadeszli jednak Węgrzy. Tym razem
nieproszeni. I prowadzili wojnę nie dla Arnulfa, lecz przeciw niemu.
"Mężczyzn i stare kobiety zabijali wszystkich, tylko młodych ciągnęli ze
sobą jak bydło, by zaspokajać swe chucie, i spustoszyli całą Panonię aż do
zatracenia" (Annales Fuldenses). Nie bez przyczyny biskup Liutprand z
Cremony woła poruszony: "O ślepa żądzo panowania króla Arnulfa! o
nieszczęsny, bolesny dniu! By jednego jedynego człowieka upokorzyć, wtrąca się
całą Europę w nędzę i żałość. O ślepa ambicjo! ile kobiet uczynisz wdowami, ilu
ojców odbierzesz dzieciom, ilu dziewicom odbierzesz cześć, ilu kapłanom Boga
wraz z ich gminami wolność; ile kościołów opustoszeje przez ciebie, ile
zamieszkanych ziem, zaślepiająca ambicjo, pozostawisz pustynią!"[314]


Wygląda na to, że po najeździe Węgrów przyszedł dla
Bawarów czas, by zawrzeć pokój z Morawianami. Lecz długo on nie potrwał z
powodu wewnętrznych nieszczęść, wielkich klęsk głodu, jakie nawiedziły w tym
czasie rozległe tereny wschodniej Francji. Dwa razy, w roku 895 i 897,
kronikarz odnotowuje je w prawie jednobrzmiących słowach: "[wystąpiły] w
całym kraju Bawarów, tak że w wielu miejscach umierano z głodu". Lecz
głodowano również w roku 893,
a w 889 cierpiano na nadzwyczaj ciężką —
oczywiście nie dla arystokracji — klęskę głodu. Dla możnych dużo
ważniejsze było, że tymczasem książę Świętopełk I, to "praźródło wszelkiej
niewierności", ten wampir pożądający ludzkiej krwi, zakończył w 894 roku
"nieszczęśliwie swe życie" — i oczywiście nie inaczej, jak
zaprzysięgając swoich, że "nie zostaną miłośnikami pokoju" (Annales
Fuldenses), lecz wrogami złych sąsiadów.

A sąsiedzi też tego przecież chcieli.

Król Arnulf, nie bez racji czujący się coraz mocniej,
wiedział jednakże, co ma robić. Najpierw zwołał latem 897 roku w palatium w
Tryburze zgromadzenie Rzeszy, a potem "nawiedził klasztor w Fuldzie, by
się modlić". Następnie przyjął na królewskim dworze w Salz nad Soławą
poselstwo Serbów [łużyckich], a po nich w Ratyzbonie delegację czeskich
książąt, dopominających się pomocy przeciw swym wrogom, Morawianom, "przez
których często, jak sami zaświadczyli, byli najsrożej uciskani. Owych książąt
król i cesarz przyjął bardzo przyjaźnie, przemówił wieloma słowami pociechy i
pozwolił odejść do ojczyzny w radości i uhonorował wieloma darami i całą porę
jesienną tego roku przebywał w sąsiednich miejscowościach na północ od Dunaju i
rzeki Regen, takoż z zamiarem, że będzie gotowy ze swymi oddziałami, gdyby
wyżej wymienionemu ludowi potrzebna była pomoc" (Annales Fuldenses)[315]
.

To oczywiście niebawem się zdarzyło. Synowie
Świętopełka Mojmir II i Świętopełk II zawarli bowiem wprawdzie po śmierci ojca
pokój z Frankami, lecz wkrótce nie byli w stanie utrzymać go między sobą, co
znów było wynikiem pokoju ze wschodnimi Frankami, którzy tylko czekali na
okazję. Między obydwoma braćmi wybuchła teraz taka nienawiść, "że gdyby
jeden drugiego mógł chwycić własnymi rękami, pewny byłby dla niego wyrok
śmierci" (Annales Fuldenses).

Arnulf, który wziął stronę młodszego brata, Świętopełka
II, wykorzystał oczywiście zesłaną od Boga sytuację, by spustoszyć ogniem i
mieczem ziemie Mojmira i zabić wielu Słowian; dobra katolicka robota, którą
wykonali dla niego margrabiowie Liutpold i Aribo, przy czym oczywiście
"niszczyli oni ogniem i mieczem [...], grabili i mordowali" także
tych, których mieli chronić i uwolnić. Wszak sam Aribo podjudzał braci na
siebie i wywołał wojnę domową na Morawach tylko po to, by zdobyć łupy. Został
potem na krótko oddalony, lecz wkrótce całkowicie przywrócony do łask i
ponownie osadzony na dawnym urzędzie[316].


Wraz z nastaniem samowładztwa Mojmira rozpoczęła się
rekonstrukcja "porządku" kościelnego. Przesyłając bogate dary
papieżowi Janowi IX, książę uprosił o nowych biskupów dla swych osieroconych
diecezji i zaraz ich otrzymał. Jednakże budowa Kościoła narodowego wzmogła
jedynie wrogość Bawarii. Wojna była bowiem prowadzona teraz z taką samą
zaciętością również z powodów religijnych.

Już w zimie 898 roku "książęta Bawarów wtargnęli
ze swymi ludźmi odważnie i potężnie na Morawy, przeszli je z "silnym
wojskiem", pustoszyli, grabili, kradli, krótko mówiąc, "zebrali łupy
i powrócili z nimi do domu". A już latem 899 roku Bawarowie napadli Morawy
ponownie, a nawet przedsięwzięli tam naraz dwie wyprawy, "grabili i pustoszyli
wszystko, co zdołali", przy czym za drugim razem uwolnili trzymanego pod
strażą młodego Świętopełka wraz z towarzyszami i "ze współczucia"
zabrali ze sobą, uprzednio puszczając z dymem całe miasto. I jeszcze w roku 900
wraz z Czechami przez trzy tygodnie grasowali i obracali w perzynę całe państwo
morawskie, nie osiągając niczego poza zniszczeniem — "i wrócili na
koniec szczęśliwi i w dobrym zdrowiu do domu" (Annales Fuldenses). Potem
jednak sami mieli wystarczająco wiele roboty z Węgrami[317].


A i na zachodzie było burzliwie.

"Kluczowa postać" tego czasu, arcybiskup
Fulko z Reims, kręci się jak kurek na wietrze

Po detronizacji Karola III i uznaniu Arnulfa z Karyntii
karolińska wielka monarchia ostatecznie uległa rozpadowi, a możnowładztwo
różnych części Rzeszy ustanowiło królów państw sukcesorów z własnych szeregów.
Przypomina to nieco, przy zachowaniu wszelkich różnic, ostatnie drgawki
dynastii merowińskiej[318].


W zachodniej części Rzeszy, której ofertę objęcia tronu
Arnulf odrzucił, co posunęło do przodu powstawanie państwa "niemieckiego"
według aktu z 843 roku[319]
zwalczały się dwa stronnictwa. Mocniejsza grupa koronowała Robertyna hrabiego
Odona z Paryża, syna Roberta Mocnego, spoza Karolingów, gdyż Karol, pogrobowiec
Ludwika Jąkały, nie wchodził jeszcze w rachubę. Aktu koronacji dokonał 29
lutego 888 roku w palatium Compiegne bez reszty oddany polityce młody
arcybiskup Walter z Sens, któremu jako biskupowi sufraganowi podlegał Paryż.
Król Odo (888-898), potrafiący niekiedy pośród wyprawy wojennej paść na kolana
przy grobie jakiegoś świętego, modlić się "najżarliwiej" i do tego
wylać "wiele łez" (Annales Vedastini), był dzięki przychylności
cesarza Karola Grubego panem wszystkich (szczególnie "wojowniczych")
hrabstw nad Loarą, dysponował również paroma z najsłynniejszych opactw (St.
Martin w Tours, St. Germain-des-Prs, St. Denis, St. Amand) i miał za sobą
znaczną część episkopatu. Źródła podają, że ślubował, iż w miarę sił będzie
pomnażał i powiększał posiadłości Kościoła, obiecał również obronę
chrześcijańskich zasad wiary i dopiero po tym złożono mu przysięgę wierności.

Drugiemu stronnictwu, które wystąpiło przeciwko Odonowi
w jego własnym państwie, przewodził Fulko z Reims (883-900) już choćby dlatego,
że arcybiskup Walter z Sens, konkurujący z nim do jego własnego arcybiskupstwa,
namaścił Odona na króla.

Fulko, dzięki przychylności Hugona Abbasa[320]od
roku 883 następca Hinkmara w Reims, był "kluczową postacią
polityczną" (Hlawitschka), duszpasterzem, który umocnił Reims i opactwo
St. Bertin, kazał również zbudować dwa pierwsze zamki biskupie w Omont i
Epernay, przede wszystkim był jednak duchowym oportunistą największego kalibru.
Najpierw faworyzował usynowionego przez papieża księcia Gwidona ze Spoleto,
wezwał go i krótko przed wyborem Odona kazał w Langres miejscowemu biskupowi Geilo
koronować na króla. Geilo, poprzednio stronnik uzurpatora Bozona, zawdzięczał
temu ostatniemu znaczne nadania ziemskie i oczekiwał prawdopodobnie dalszych
korzyści od Gwidona. A Fulko był z Gwidonem spokrewniony i chętnie by widział
kogoś ze swego rodu w koronie królewskiej.

Wobec aktualnego układu sił Gwido dał za wygraną i
wrócił do Włoch. Arcybiskup Fulko po fiasku z Gwidonem zdał się na wolę króla
Odona i złożył mu wiosną 888 roku przysięgę wierności. By zaś uchronić się
przed izolacją i wzmocnić swą siłę, odwiedził jeszcze w czerwcu tego roku
Arnulfa z Karyntii podczas zgromadzenia Rzeszy we Frankfurcie i zaoferował mu
koronę zachodniej Francji. Towarzyszyli arcybiskupowi w tym śmiałym
przedsięwzięciu biskupi Dodilo z Cambrai, Honorat z Beauvais, Hetilo z Noyon,
wygnany ze swej diecezji arcybiskup Jan z Rouen oraz opat Rudolf z St. Omer i
St. Vaast; to ostatnie było klasztorem koło Arras, gdzie swego czasu pewien
mnich spisał roczniki z St. Vaast, Annales Vedastini[321].


Jednakże Arnulf uznał zapewne na przykładzie Karola
Grubego, że całe wielkofrankijskie regnum nie może być skutecznie rządzone
przez jednego władcę. Zrezygnował więc nie tylko z zachodniej części Rzeszy,
lecz również z Italii i Prowansji. Odprawił arcybiskupa Fulka "bez rady i pociechy"
i spotkał się z Odonem (po jego triumfie nad Normanami 24 czerwca w Argonnach)
w sierpniu 888 roku w Wormacji. Tam zawarł z nim sojusz, przysłał mu koronę,
którą Odo został ukoronowany po raz drugi 13 listopada 888 roku w katedrze
Notre Damę w Reims — coś w rodzaju "koronacji utrwalającej"
— i to przez arcybiskupa Reims Fulka!

Jednakże najpóźniej w roku 892 Fulko ponownie odwrócił
się od koronowanego przez siebie Odona i sprzysiężył sie przeciwko niemu, min.
z biskupami prowincji kościelnej w Reims, zaliczającymi się do jego
zwolenników, jak Riculf z Soissons, Hetilo z Noyon i Heriland z Therouanne;
spoza tej prowincji dołączył do nich biskup Teutbald z Langres, zawdzięczający
Fulkowi swą sakrę. A 28 stycznia 893 roku nikt inny jak arcybiskup Fulko pomazał
w Reims na króla Karola III Prostaka (893-923), syna Ludwika Jąkały, młodzieńca
właśnie trzynastoletniego (jego przydomek pochodzi z czasów późniejszych).
Wprawdzie był on Karolingiem, ostatnim potomkiem linii zachodniofrankijskiej, a
zatem w zupełności prawowitym dziedzicem Rzeszy, jednakże Fulko uznawał przez
cztery lata, od roku 888 do 892, za prawowitego króla Odona, jemu też
zaprzysiągł wierność — a tu czytamy: "I wszyscy sprzysiężyli się
przeciwko królowi Odonowi" (Annales Vedastini)[322].


Oczywiście nie "legalność" Karola
spowodowała, że hierarcha stał się jego rzecznikiem, lecz "jawna wrogość i
nienawiść wobec Odona". Niezmordowanie działał on przeciw niemu i na rzecz
swego podopiecznego. Przekonany przez Fulka, stanął po stronie Karola również
papież Formozus, zezwolił jednak Odonowi na dalsze używanie tytułu
królewskiego. A po Wielkanocy roku 893 zwierzchnik Kościoła w Reims ruszył
wręcz przy współudziale młodego króla ze swymi oddziałami przeciw Odonowi. Ten
jednak ostro ich pogonił, wtargnął do Francji, palił, grabił, wycinał ludność,
obległ Reims, które uwolnił dopiero Karol we wrześniu 893 na czele silnej
armii. "I tak traci życie na przemian wielu po obu stronach; dzieje się
gwałtem wiele zła, niezliczonych napadów i ciągłych grabieży" (Regino z
Prum). Właśnie akurat kościoły i klasztory od dawna i wciąż na nowo grabiono,
rabowano, niszczono i czynili to oczywiście wierni chrześcijanie.

Potem zawarto rozejm, na co arcybiskup Fulko zaczął
szukać pomocy dla Karola Prostaka, najpierw — zajmując stanowisko przeciw
Gwidonowi — u Arnulfa, potem u jego zaciętego wroga Gwidona, którego
również powiadomił, że Arnulf szykuje wyprawę na niego. Po wygaśnięciu rozejmu
Odo znów poprowadził wiosną 894 roku swych zbrojnych pod Reims, na co król
Karol uciekł do Arnulfa, który opowiedział się tym razem za Karolem a przeciwko
Odonowi, co jednak nie zmieniło układu sił w Rzeszy zachodniofrankijskiej.

Gdy Karol powrócił od wschodnich Franków, Odo oczekiwał
go gotowy do walki nad Aisne i Karol spostrzegł, że opuściło go wielu hrabiów i
biskupów.

Wręcz, gdy Odo znalazł na sejmie w Wormacji w 895 roku
uznanie u Arnulfa, który tym razem wyparł się Karola, ten ostatni związał się
— zapewne na propozycję Fulka, swego wiodącego męża stanu — z synem
Arnulfa, Zwentiboldem, wyniesionym na królestwo lotaryńskie. Ledwie ten jednak
popierając Karola wpadł do Rzeszy zachodniej, spowodował upadek kilku jej
magnatów, Karol i arcybiskup Fulko stali się nieufni i potajemnie zwrócili się
do Odona i doszli z nim do porozumienia, nie ufając mu jednak do końca. Dlatego
Fulko szukał, poprzez papieża Formozusa, sojuszu z cesarzem Lambertem, synem
zmarłego w 894 roku Gwidona, co jednak spaliło na panewce, gdyż sam Arnulf w
połowie lutego uzyskał w Rzymie cesarską koronę.

Tak to się przewalało to w jedną, to drugą stronę w
zachodniej części Rzeszy. Mordowano, zawierano pokój, grabiono, dalej
mordowano. Również książęta Kościoła nie byli tacy święci. Już w 850 roku
zabito biskupa Dawida z Lozanny. Biskup Teutbald z Langres został w roku 894 oślepiony
przez drużynników Karola, księcia Ryszarda burgundzkiego z orszakiem,
arcybiskup Sens osadzony w więzieniu. Arcybiskup Fulko zdążył jeszcze w porę
ujść z życiem podczas niespodziewanego spotkania z wrogiem, jednak jego
towarzysz, hrabia Adelung, już nie.

Po tym jak wczesną wiosną 896 roku Odo zdobył Reims,
jego miejscowy biskup Fulko, do tej pory zdecydowany stronnik Karola, przeszedł
do obozu zwycięzcy i stał teraz, przynajmniej oficjalnie, po jego stronie;
"z konieczności", jak usprawiedliwiają go Annales Vedastini, "i
czynił temuż zadość we wszystkim, co mu rozkazał". Karol uciekł, lecz
następnego lata pojednał się z Odonem, który tymczasem ciężko się rozchorował,
przyznał jednak jeszcze traktatem Karolowi kraj i sukcesję królewską i zmarł na
początku 898 roku.

Na to Karol Prostak udał się do Reims, "znów na
ojcowski tron"; stał się jedynym panem w zachodnim państwie Franków,
karolińska restytucja na zachodzie stała się faktem. Odo wprawdzie nie
pozostawił następcy, lecz dbał zawsze na złość arystokracji całkiem jawnie o
pomnożenie potęgi własnego domu, wspieranie własnego rodu, a zwłaszcza brata
Roberta — w swej mądrości nie przekazując mu korony królewskiej, a
jedynie potencjał władzy: podstawę szczególnej pozycji Robertynów, którą
wykorzystali w roku 922/923 Robert I, a w 987 Hugo Kapet do zdobycia tronu.

Arcybiskup Fulko, tymczasem wyniesiony do godności
arcykanclerza, został jednak "niezwłocznie" (Annales Vedastini)
zgładzony 16 czerwca 900 roku przez jednego ze służących Baldwina II, hrabiego Flandrii
(w następstwie sporu majątkowego o bogate opactwo St. Vaast koło Arras, które
uprzednio należało do Baldwina). (Niewiele lat później biskup Strasburga Otbert
został wygnany i zamordowany przez swych diecezjan, zginął również arcybiskup
Arnustus z Narbonne, po tym jak uprzednio wyłupiono mu oczy i wyrwano język i
genitalia)[323].

Pewną swoistą rolę między Wschodem a Zachodem odgrywał
również "kraj środka".

(Święty) koniec króla Zwentibolda albo takie było
kiedyś życie w wyższych kręgach chrześcijańskich

Lotaryngia, po śmierci cesarza Lotara II podzielona w
traktacie z Meersen w roku 870 miedzy zachodnich a wschodnich Franków, przeszła
na mocy traktatu z Ribemont całkowicie do Rzeszy wschodniofrankijskiej, gdzie
uzyskała szczególną pozycję. Pozostała jednak również później jako państwo
dzielnicowe prawdziwie samodzielnym krajem z odrębną kancelarią pod panowaniem
zmieniających się władców; jako kraina historyczna stanowiła zarazem coś z
"Germanii" i z "Galii", lub, inaczej mówiąc, "kraj
środka", który dla wschodnich Franków leżał w Galii, ale dla zachodnich
Franków był obcym obszarem i ludem, zwanym "Lotharienses". Nawet gdy
w X wieku był częścią regnum teutonicum, tzw. Świętego Cesarstwa Rzymskiego, to
nie należał, jak w każdym razie utrzymuje Karl Ferdinand Werner, "do
Niemiec".

Z narodzinami swego brata przyrodniego Ludwika IV
Dziecięcia w 893 roku, jedynego syna Arnulfa z prawego łoża (z Konradynką Otą),
syn Friedeli Zwentibold stracił pewne widoki na sukcesję tronu. Wbrew
początkowemu oporowi najpierw wschodniofrankijskich, a potem lotaryńskich
możnych udało się jednak królowi Arnulfowi na sejmie Rzeszy w Wormacji w 895
roku osadzić na tronie Lotaryngii swego pozamałżeńskiego Zwentibolda (nazwanego
tak imieniem swego ojca chrzestnego, księcia Moraw Świętopełka — w
niemieckiej wersji Zwentibalda) i namaścić na króla wedle wzoru
zachodniofrankijskiego. Miało to być ostatnie całkowicie samodzielne królestwo
lotaryńskie, a w ogóle rzecz brzemienna w skutki, korzystna przynajmniej dla
strony niemieckiej[324]
.

Król Zwentibold (895-900) objął autonomiczne państwo
dzielnicowe pod zwierzchnością lenną swego ojca. Sprawował rządy w sposób wręcz
gwałtowny i niepohamowany, niespokojny i chaotyczny, i to w kraju wstrząsanym
od Fryzji po Burgundię i Alzację napadami rycerzy-rozbójników, bandytów i
waśniami rodowymi, w kraju w tym większym zamęcie, im samowładniej mógł w nim
panować. Samodzielnie wystawiał dokumenty i ustalał prawa, dysponował dobrami
królewskimi, prowadził również niezależną politykę zagraniczną i nie brał
udziału w wyprawach zbrojnych wojsk Rzeszy. Rządził jak to było w zwyczaju w
oparciu o biskupów. Jego nadworną kaplicą kierował arcybiskup Kolonii Hermann
I, kancelarią arcybiskup Ratbod z Trewiru, przez pewien czas wywierający na
niego największy wpływ. W roku 900 biskupi odwrócili się od Zwentibolda i
przyłączyli do nowego króla Ludwika IV i do Rzeszy wschodniofrankijskiej[325].


Król Arnulf zaaranżował rzecz misternie, także w samej
Lotaryngii, gdzie tamtejszy możnowładca, hrabia Megingaud z regionu Mayenfeld,
kuzyn króla Odona (przez jedno z późniejszych źródeł tytułowany
"dux"), w odpowiednim czasie zakończył życie: 28 sierpnia "w
roku wcielenia Pańskiego 892" zabił go skrytobójczo hrabia Alberyk w
Rethel w klasztorze Św. Ksystusa — a król Arnulf nadał lenna i urzędy
Megingauda Zwentiboldowi; niejako pierwszy krok do włączenia do swego
królestwa. Na marginesie, morderca hrabiego Megingauda, hrabia Alberyk, został
usunięty cztery lata później, "około dnia świętego Andrzeja", przez
hrabiego Stefana. A tenże hrabia Stefan znowuż pięć lat później, w szczególnie
romantycznych okolicznościach, "gdy siedząc w wychodku wypróżniał swe
ciało, został przez kogoś z okna komnaty ugodzony zatrutą strzałą..."
(sagittae toxicatae)[326].


Takie było życie w wyższych kręgach chrześcijaństwa
— tak albo podobnie w nie wchodzono, tak albo podobnie je pędzono lub
nie; jednakże wszystko to i tysiąckroć więcej takich rzeczy było jedynie
przyziemnymi sprawami obok "wielkich historycznych" czynów.

Początkowo reprezentanci Kościoła oraz arystokracji,
hrabiowie Reginar, Odakar, Wigeryk, Richwin, zachowywali lojalność wobec nowego
króla. Jednakże już wkrótce Zwentibold popadł w konflikt z szczególnie w
Lotaryngii licznymi rodami feudalnymi (nie było to nic przyjemnego, jak się
okaże na marginesie i w wielu innych miejscach). I w końcu padł ofiarą lokalnej
arystokracji.

Najpierw zadarł z posiadającym dobra w Ardenach klanem
Matfrydyngów, hrabiów Metzu, z braćmi Gerardem i Matfrydem II. Obu oraz innym
"szlachetnie urodzonym", jak hrabiemu Stefanowi, Zwentibold odebrał
"w roku wcielenia Pańskiego 897" lenna i dostojeństwa i rozdzielił
ich ziemie i posiadłości klasztorne wśród swoich ludzi. "Jeśli chciano
obdarować wiernego wasala lub krewnego, to opactwa były w tym celu w sam
raz" (Parisse), przy czym parę klasztorów — w Trewirze, Metzu
— przydzielił samemu sobie[327]
.

Na koniec popadł w 898 roku w konflikt ze swym
dotychczasowym doradcą i faworytem, najpotężniejszym ze swych możnych,
posiadającym rozległe dobra między Mozą a Skalda, hrabią Reginarem (Renierem) I
Długoszyim, wnukiem cesarza Lotara I, świeckim opatem klasztoru Echternach w
diecezji trewirskiej i opactwa Św. Serwacego w Maastricht. Nadmozański feudał
zawołał na pomoc Karola Prostaka, króla zachodniofrankijskiego, a ten, ostrożny
jak jego dziad, ale tak samo jak on chciwy, wtargnął w głąb kraju po Akwizgran
i Nijmegen. Zupełnie zaskoczony Zwentibold zbiegł; lecz przy pomocy
wojowniczego biskupa Franka z Leodium i jego zbrojnych oddziałów, jak i innych
naprędce skrzykniętych, bez walki, a jedynie po pertraktacjach, jesienią 898
roku wyparł Karola na powrót do swego królestwa. A zawarty za pośrednictwem
Arnulfa w następnym roku pokój w St. Goar zapewniał wprawdzie na razie
Lotaryngię Zwentiboldowi, lecz potajemnie postanowiono już jego obalenie po
śmierci cesarza.

Tymczasem potęga buntującego się Reginara pozostała na
razie wciąż nienaruszona. Wraz z innymi zwalczanymi arystokratami, jak hrabia
Odakar, zamknął się w mocno ufortyfikowanym Durofostum lub Durfos nad Mozą z
całym dobytkiem, z żonami i dziećmi. Zwentibold nie był w stanie go zdobyć mimo
dwu prowadzonych "z całą mocą" (Regino z Prum) wypraw zbrojnych. A
ponieważ również biskupi — których Zwentibold wcześniej faworyzował, lecz
ostatnio nieco obdarł ze skóry, pozbawiając "majątków kościelnych"
— nie mieli zamiaru rzucać klątwy na buntowników, jak tego żądał
Zwentibold, lecz przeszli na ich stronę, los Zwentibolda i Królestwa Lotaryngii
został przypieczętowany, nawet gdyby król podczas ostatniego oblężenia Durfos
nie uderzył "w głowę laską wbrew kapłańskiej godności" (Annales
Fuldenses) swego własnego arcykanclerza, arcybiskupa Trewiru Ratboda.

Buntownicy zgromadzeni wokół Reginara i wyższe
duchowieństwo wezwali w końcu Ludwika Dziecię, by przyjął władzę w Lotaryngii.
Po ich hołdzie w Diedenhofen

Ludwik jednak odjechał, nie usunąwszy Zwentibolda. Ten
zebrał nowych popleczników, stracił jednak 13 sierpnia 900 roku podczas
"spotkania" nad środkową i dolną Mozą zarówno państwo, jak i życie.
Jego zabójcami byli hrabiowie Stefan, Matfryd i Gerard, których pozbawił trzy
lata wcześniej dóbr lennych. A Gerard, ledwie parę miesięcy po zabiciu króla,
jako specjalną nagrodę wziął sobie jeszcze za żonę jego małżonkę Otę.

Podczas gdy przeciwnik Zwentibolda, hrabia Reginar,
poszerzał swą potęgę, a mianowicie do opactw Echternach i Św. Serwacego w
Maastricht dołączył jeszcze klasztory Stavelot i Malmedy, usuniętego z pomocą
kleru Zwentibolda zaczął otaczać nimb świętości. Przynajmniej w klasztorze
Ssteren, którym jako opatki władały kolejno dwie jego córki (z Oty), Cecylia i
Benedykta, i gdzie on sam znalazł ostatni spoczynek, zaczęto go czcić jako
świętego, przynajmniej jego ząb okazywał się często cudownym lekarstwem na bóle
zębów. I jeszcze obie córki, których relikwie również działały cuda, były tu
uznawane za święte[328].


Nie lepiej niż w katolickiej Francji działo się w
katolickich Włoszech, a już szczególnie na papieskim dworze, na którym nastały
czasy coraz większego chaosu, bunty arystokracji, przestępstwa księży, afery,
które dla nas toną w niejasnościach i mroku.

2. Arnulf z Karyntii: papiestwo i Italia

Luksus i występek

Łatwo zrozumieć pełne intryg i krwawe walki, jeśli się
wyobrazi dobrobyt i bogactwo — nawet już w starożytności (por. zwł. III,
rozdz. 5) — w jakim się pławili hierarchowie, panujący w późnych latach
IX wieku nie tylko w Rzymie ale również w wiejskich siedzibach biskupów
włoskich. Tak opisywał tę sytuację Ferdinand Gregorovius: "Mieszkali we
wspaniałych komnatach, błyszczących od złota, purpury i jedwabiu; jadali równie
jak książęta na złotych zastawach; wychylali wino z kosztownych pucharów i
rogów. Ich bazyliki były okopcone sadzą, lecz brzuchate obbae i naczynia do
wina błyszczały od malunków. Jak podczas uczty Trymalchiona cieszyli swój wzrok
widokiem pięknych tancerek i «symfonią» muzykantów. Zasypiali w
ramionach swych nałożnic na jedwabnych poduszkach w kunsztownie wykładanych
złotem łożach, podczas gdy wasale, koloni i niewolnicy zaopatrywali ich dwory.
Rzucali kości, polowali i strzelali z łuków. Opuszczali ołtarz, przy którym
odprawiali msze z ostrogami u nóg i sztyletem u boku, a swe ambony, by dosiąść
konia w złotej uprzęży i pod saskim siodłem i wypuścić sokoły. Podczas podróży
otaczała ich chmara dworskich pochlebców, a jechali w kosztownych wozach z
rumakami, jakich by się nie powstydził nawet król"[329].


A czy przez całe tysiąclecie nie było tak samo lub
podobnie?

Jeszcze nie został pochowany Jan VIII, gdy jego
następcą został Marynus I (882-884). Marynus (czasami niesłusznie nazywany
Marcinem II) był synem duchownego i już jako dwunastolatek znajdował się w
służbie Kościoła rzymskiego, a później najczęściej działał jako legat papieski
(przede wszystkim w Bizancjum przeciwko Focjuszowi); został mistrzem skarbu, a
następnie jako biskup innej diecezji (Caere, dzisiaj Cerveteri) papieżem. Przy
czym zlekceważył on jawnie cesarskie prawo do zatwierdzania papieża, jak
również kanony kościelne (zwłaszcza 15 kanon soboru w Nicei), które zakazują
biskupom przechodzenia z jednej diecezji do drugiej.

Marynus należał do stronnictwa ekskomunikowanych i
skazanych na banicję Formozusa z Porto, Grzegorza i Jerzego (s. 188 i nast.),
którzy teraz — ułaskawieni — wypłynęli na nowo. Formozus został na
nowo osadzony w swej diecezji, dawniejszy mistrz ceremonii Grzegorz awansowany
na ochmistrza, a patriarcha Focjusz prawdopodobnie, choć nie bezspornie, znów
wyklęty.

O Hadrianie III (884-885) wiadomo niewiele. I gdy po
swym krótkim pontyfikacie opuścił latem 885 roku Rzym, by spotkać się z
cesarzem Karolem III Grubym w Wormacji, dotarł jedynie do S. Cesario sul Panaro
koło Modeny; tam nagle zmarł, może nawet śmiercią gwałtowną. Istnieje w każdym
razie takie podejrzenie, a charakterystyczne, że nie przewieziono jego ciała do
Rzymu, lecz pochowano w klasztorze Nonantula. Lecz tenże Ojciec Święty, który
gnębił Rzymian surowymi karami w czasie nędzy i klęski głodu, został w 1891
roku oficjalnie zaliczony w szeregi prawdziwych "świętych": jego
święto przypada 8 lipca.

Jeśli w czasach pontyfikatu Hadriana III udało się
jeszcze grupie wygnanych przez papieża Jana utrzymać swą pozycję, to pochodzący
z bliskich mu kręgów Stefan V (885 - 891) zadbał o ich usunięcie. Ochmistrz
Grzegorz padł z ręki innego duchownego, również członka kurii, w przedsionku
katedry Św. Piotra, "a posadzka kościoła, przez który go wleczono,
całkowicie [została] zbryzgana krwią"; jego zięć Jerzy z Awentynu,
papieski podkomorzy, został oślepiony, a wdowa po Grzegorzu wygnana nago pod
rózgami. Po tym olśniewającym sukcesie nowy papież otrzymał list gratulacyjny
od arcybiskupa Fulka z Reims, zmieniającego fronty jak nikt inny (s. 213 i
nast.), z okazji skutecznego usunięcia wrogów Stolicy Apostolskiej[330].


Jeśli takowych wrogów nie udawało się zlikwidować, to
po prostu próbowano się do nich dostosować, zaprzyjaźnić z nimi, jak wskazuje
stosunek Stefana do Gwidona ze Spoleto. Nastąpił całkowity zwrot w polityce
papieskiej.

Gwido i Berengar — wojna domowa w Italii i
papieska huśtawka polityczna

Pochodzący z zadomowionego we Włoszech, występującego
od roku 842 jako książęta Spoleto, lecz nie spokrewnionego z Karolingami
arystokratycznego frankijskiego rodu Widonidów-Lambertynów, Gwido II, książę
Spoleto i Camerino, zastąpił na tronie swego ojca Lamberta. W polityce
zagranicznej sprzyjał Rzeszy zachodniofrankijskiej, więzami rodzinnymi
powiązany był z Toskanią oraz Salerno i w ten sposób sprawował rzeczywistą
władzę w środkowej Italii; idąc śladami swego poprzednika usiłował powiększyć
swe terytorium na południu Włoch, również kosztem Państwa Kościelnego, a nawet
założyć we Włoszech własną dynastię.

Już Jan VIII, który nienawidził Gwidona jako
najgorszego wroga Kościoła, wzywał ustawicznie na pomoc cesarza Karola III,
zasypywał pochlebstwami i prośbami, "by położył kres uciążliwemu
złu". Jego następca Marynus I spotkał się z władcą w 883 roku w bogatym
górnoitałskim opactwie benedyktynów Nonantula (koło Modeny), od samego początku
ważnym centrum politycznym. Gwido został oskarżony o zdradzieckie machinacje z
greckim bazyleusem i pozbawiony swego księstwa. Uwięziony, zbiegł, zwerbował w
Dolnej Italii Maurów, z którymi mocno się związał, na co cesarz wysłał przeciw
niemu jednego z jego wcześniejszych stronników i krewnych, od ok. 875 roku
władającego Friulem margrabiego Berengara, z domu Unrochidów, a więc również od
dawna zasiedziałego w Italii frankijskiego arystokratę. Był on wnukiem cesarza
Karola, poprzez swą matkę Gizelę, córkę Ludwika Pobożnego, blisko spokrewniony
z Karolingami i wspierał ich wschodniofrankijską gałąź w staraniach o włoską
koronę. Wybuchłą wojnę zakończyła tymczasem wkrótce zaraza w armii Berengara,
która rozszerzyła się na całą Italię, a nawet dotarła na królewski dwór i do
samego króla.

Gwido jednak utrzymał się, pod koniec 884 roku został
ułaskawiony przez Karola i na dobre czy złe przywrócony w swym księstwie. W
końcu doszedł do takiej władzy, że papież Stefan, który uprzednio zabiegał o
interwencję greckiego i frankijskiego cesarza, zwrócił się do tego, który w
danym momencie czuł się najmocniejszy, do arcydroga Kościoła, Gwidona II ze
Spoleto. A nawet go adoptował — jak ongiś Jan VIII Bozona, pozyskał
również na wyprawę przeciwko Saracenom, przy czym Gwido zdobył i złupił ich
twierdzę pod Garigliano, a innym razem zgładził pod Arpają arabskiego wodza
Arrana z 300 towarzyszami.

W każdym razie Berengar w styczniu 888 roku został w
Pawii koronowany na króla, głównie przy pomocy biskupów górno-italskich,
faktycznie rządził przecież jedynie górną Italią (888-924). Gwido przebywał w
owym czasie poza krajem, starając się o koronę zachodniofrankijską (s. 213 i
nast.), wrócił jednak po niepowodzeniu swych zabiegów za Alpy równie szybko jak
wyjechał.

We Włoszech zaczęła się z jego powrotem wojna domowa
między obydwoma katolickimi książętami.

Gwido natychmiast wystąpił zbrojnie przeciwko
Berengarowi, nie zdołał jednak go pokonać jesienią 888 roku w niezwykle krwawym
starciu pod Brescią. Obie strony poniosły ciężkie straty, zawarły krótki rozejm
dla nabrania sił, służący znalezieniu sprzymierzeńców, aż do następnego
spotkania na początku 889 roku nad rzeką Trebią, gdzie kiedyś Hannibal pobił
Rzymian. Doszło do morderczej rozprawy, bitwy trwającej przez cały dzień, w
której za miecz chwycili również wyżsi duchowni, a tysiące straciły życie.
Berengar musiał ustąpić pola; utrzymał się jedynie we wschodniej części górnej
Italii (z centrum w Weronie). Gwido natomiast w połowie lutego 889 roku został
proklamowany w palatium w Pawii, przede wszystkim przez biskupów górnej Italii,
jako senior et rex — byli to "w większości ci sami biskupi, którzy
wcześniej stanęli po stronie Berengara" (Dummler). W zamian Gwido musiał
oczywiście zagwarantować ponownie ochronę Kościoła, przywileje i godności
hierarchów, a nawet do tego stopnia wspierał niektórych, że obdarował ich
publicznym majątkiem ich miast i zezwolił na ich obwarowanie.

Papież Stefan V sprzyjał początkowo Gwidonowi. Jednakże
nowa władza Spoletańczyka, którego dziedziczne ziemie leżały w najbliższym
sąsiedztwie, wkrótce mu zbrzydła. Chociaż nie ważył się sprzeciwić mu otwarcie,
to jednak dało znać przyzwyczajenie do wzywania pomocy, takie samo, jak u jego
wielu poprzedników. I tak prosił nawet cesarza bizantyjskiego o regularne
przysyłanie okrętów wojennych, mimo iż wcześniej odmówił uznania patriarchy
Focjusza i Stefanosa. Od cesarza Karola III papież żądał z kolei interwencji w
Italii, gdzie cesarz zjawiał się bądź co bądź sześciokrotnie. Ponieważ jednak
cesarz został tymczasem obalony, zmarł i został zastąpiony przez swego
bratanka, króla Arnulfa z Karyntii, dopraszał się usilnie u niego na początku
890 roku, "by odwiedził Rzym i Świętego Piotra i wziął w posiadanie
państwo włoskie, uwolniwszy je od złych chrześcijan i srożących się
niewiernych". Gdy jednak Arnulf, zaangażowany w działania przeciwko
wewnętrznym i zewnętrznym wrogom, odmówił, a wyczekiwana pomoc zawiodła, Stefan
ugiął się przed "złymi chrześcijanami" i koronował rad nie rad
wprawdzie znienawidzonego, lecz wówczas w środkowej Italii najpotężniejszego
Gwidona (razem z małżonką Ageltrudą) 21 lutego 891 roku w katedrze Św. Piotra
na cesarza — był to pierwszy cesarz z domu pozakarolińskiego, ale zarazem
też jedynie włoski dzielnicowy władca, który jednocześnie wkrótce kazał wynieść
do godności królewskiej swego niespełna piętnastoletniego syna Lamberta[331]
.

Papież Formozus koronuje "tyranów" Italii
i przyzywa Arnulf a, by ich zwalczał

Następcą Stefana V został Formozus (891 -896),
założyciel Kościoła bułgarskiego. Uwikłany w (rzekomy) spisek przeciwko
cesarzowi i papieżowi Janowi VIII i przez tego ostatniego ekskomunikowany w
roku 876, zaszył się w Rzeszy zachodniofrankijskiej, a jego zwolennicy w
Spoleto. W 878 roku pod przysięgą zapewnił sobór w Troyes, że uznaje swą
degradację do człowieka świeckiego i że nie będzie nigdy aspirował do godności
duchownych, a także nigdy nie pojawi się w Rzymie. Złożył tę przysięgę na
cztery ewangelie, na krzyż Chrystusowy, sandały Pana, relikwie apostołów, na
koniec przysiągł to na piśmie — a 6 października 891 roku został
papieżem! Nie żywił zapewne — tak samo ambitny, jak zdolny — zbyt
wielkich pretensji, uznał się wszak, jak dotąd prawie każdy z jego
poprzedników, za niegodnego tiary; musiał zostać przez swych wyborców gwałtem
oderwany w Porto od ołtarza katedry, którego się uczepił. Najwyraźniej Marynus
I uwolnił go od przysięgi i ponownie osadził jako biskupa w Porto. W końcu
również Marynus należał do stronnictwa, które dzięki zamordowaniu Jana VIII
sięgnęło po władzę.

Zaraz na początku swego pontyfikatu Formozus oskarżył
Kościół o "kacerstwo" i rozdźwięki. Jego głównym przeciwnikiem stał
się diakon Sergiusz, późniejszy osławiony papież, stronnik Spoletańczyków lub
frakcji narodowej, podczas gdy Formozus, którego wszyscy zwolennicy za
panowania Jana VIII szukali ucieczki w Spoleto, opowiedział się po stronie
Arnulfa i jego podopiecznego Berengara. Wszelako pod naciskiem okoliczności
Formozus uznał Gwidona ze Spoleto — tyrana Italii, jak go nazywali
wschodniofrankijscy kronikarze — a nawet, chociaż wbrew sobie, powtórzył
30 kwietnia 892 roku w Rawennie jego koronację na cesarza, wynosząc
jednocześnie do rangi współcesarza jego syna Lamberta. Jak to było w zwyczaju,
stosownym paktem potwierdzono papieskie

posiadłości i przywileje. Lecz gdy Gwido jeszcze raz
pobił Berengara i starym zwyczajem skonfiskował patrymonia Państwa Kościelnego,
gdy w ogóle jego władza zaczęła rosnąć nad miarę, Formozus latem 893 roku
wysłał legatów do króla Arnulfa z ponowną ponaglającą prośbą, by wydarł
królestwo Italii i dziedziczne dobra św. Piotra "złym chrześcijanom",
to znaczy "tyranowi" Gwidonowi, "ut Italicum regnum et res
sancti Petri ad suas manus a malis christianis eruendum aduentaret"
(Annales Fuldenses)[332].


Wzięcie Bergamo lub msza poranna zawsze dodaje sił


Arnulf wyprawił najpierw swego syna Zwentibolda. Razem
z Berengarem leżeli bezczynnie naprzeciw siebie trzy tygodnie pod murami Pawii,
skąd Zwentibold zawrócił, rzekomo wskutek przekupstwa. Na to nadciągnął Arnulf
we własnej osobie. Z silną armią przeszedł w styczniu 894 roku, w środku
ciężkiej zimy (jeszcze w marcu wymarzły w niektórych częściach Bawarii winogrona,
pszczoły i owce), głęboko zaśnieżone Alpy, przypuszczalnie przez przełęcz
Brenner. W Weronie wzmocniły go oddziały Berengara, a potem "około dnia
Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny" (2 lutego), po uroczystej mszy,
"o brzasku" nakazał szturm leżącego w górach Bergamo, które zdobył po
ciężkich walkach i "pod bożym przewodnictwem" (Annales Fuldenses)
— wydarzenie dla ówczesnych kronikarzy i późniejszych historyków
średniowiecza znaczące, choć raczej nie ze względu na okazywaną miłość do
nieprzyjaciół. Albowiem pokrzepieni mszą świętą żołnierze Arnulfa, wśród nich
dowodnie też arcybiskup moguncki Hatto, biskup Waldo z Freising i biskup Nitry,
kanclerz Wiching, po wzięciu Bergamo załatwili wszystko jak to zawsze w
chrześcijańskim stylu, o czym pisze biskup Cremony Liutprand: "Kapłani
boży zostali w więzach uprowadzeni, poświęcone dziewice zbezczeszczone,
niewiasty zhańbione. Nawet kościoły nie mogły dać uciekinierom schronienia; w
nich odbywały się bowiem hulanki, nieprzystojne akty, nieobyczajne śpiewy i pijaństwo.
O zgrozo! nawet kobiety zostały tam wydane publicznie na rozpustę". To
wszystko działo się w obecności wielebnych panów z Moguncji, Freising i Nitry.
Lecz msza poranna krzepi za każdym razem.

Hrabiów Gwidona Arnulf kazał powiesić w pełnym rynsztunku
przed bramami na drzewie, tak samo uzbrojonego kleryka Gotfryda. Natomiast
biskupa Adelberta z Bergamo przekazał pasterzowi mogunckiemu, a ten nie
pozwolił, by włos mu spadł z głowy. A również Arnulf pojednał się bardzo szybko
z miejscowym zwierzchnikiem Kościoła i już 1 stycznia 895 roku potwierdził mu
wszelkie posiadłości jego kościoła; poza tym dobra ziemskie zmarłego na
stryczku hrabiego Ambrożego z Bergamo przeszły w ręce bergamskiego biskupa[333].


Sam Arnulf doszedł wszakże jedynie do Lombardii.

Wprawdzie już w Mediolanie datował pewien dokument
"w pierwszym roku panowania niemieckiego w Italii", jednakże wielu
magnatów z tego kraju, których żądzy wielkich lenn Arnulf nie zaspokoił,
powstało przeciw niemu, mimo właśnie złożonej mu przysięgi wierności. Przede
wszystkim jego armia została osłabiona przez szybki marsz w czasie ostrej zimy,
brak żywności i choroby, tak że w marcu 894 roku zawrócił do Piacenzy. Na
południe od rzeki Po panował cesarz Gwido, "tyran włoskiej Rzeszy"
(Annales Fuldenses), który zamierzając właśnie pociągnąć na Bergamo, jeszcze na
jesieni tego roku padł nad rzeką Taro koło Parmy ofiarą wylewu krwi, po czym
zastąpił go w rządach jego syn Lambert, współregent od 891 roku.

Papież Formozus namaścił Lamberta na cesarza w
Wielkanoc 892 roku w Rawennie, a jeszcze dużo później wyznał, że za nic w
świecie nie opuści swego "najdroższego syna", do którego żywił
ojcowskie uczucia. W istocie zaś za wszelką cenę chciał się uwolnić od
zależności od Widonidów. Więc natychmiast wysłał do króla Arnulfa poselstwo, co
społeczeństwo spoletańskie rozwścieczyło do białości, które ponaglało go ustnie
i za pomocą przywiezionych pism, by udzielił Ojcu Świętemu pomocy — wszak
już jego poprzednik Stefan niczego bardziej nie pragnął, jak odebrania władzy
Spoletańczykom[334]
.

Arnulf oblega Rzym, ścina głowy i zostaje pierwszym
frankijsko-niemieckim antycesarzem

Za radą biskupów Arnulf zdecydował się na nową wyprawę
na Rzym.

W grudniu 895 roku podbił Lombardię. Następnie, po
niezwykle trudnym marszu, wśród gwałtownych burz, ulew i przy zdychających
koniach — już tylko z wołami, "osiodłanymi na kształt koni"
— przez Tuscję przybył w lutym 896 roku pod Rzym. Tam jednakże
Spoletańczycy oraz mężna wdowa po Gwidonie, cesarzowa Ageltruda (córka księcia
Adelchisa z Benewentu, który ongiś wykorzystując zaskoczenie uwięził Ludwika
II: s. 157), niespodzianie kazali zamknąć bramy miasta i sposobić je do obrony.


Tym sposobem doszło do pierwszego oblężenia Rzymu przez
króla frankijsko-niemieckiego. Lecz Pan znowu dopomógł. Wszyscy odprawili
uroczystą mszę świętą, relacjonują wschodniofrankijscy kronikarze, wyznali swe
grzechy, pościli, zaprzysięgli Arnulfowi "wśród łez wierność" i
"na skinienie Boga", to znaczy "za przyzwoleniem najwyższego
kapłana" zdobyli z marszu święte miasto — jak wierzył Arnulf, z
pomocą św. Pankracego (któremu następnie wystawił dwie kaplice, w Roding i
Ranshofen) — z którego Ageltruda wymknęła się cichaczem. Zdobyli Rzym
wręcz "dzięki Opatrzności Bożej, tak że po stronie króla nie padł nikt z
wielkiej armii". Za to po drugiej stronie potoczyły się głowy jeszcze przy
wkraczaniu do miasta. W każdym razie, relacjonuje biskup Liutprand, Arnulf
nakazał, "by pomścić wyrządzone papieżowi krzywdy, ściąć wielką liczbę
znamienitych rzymian, którzy wyszli mu naprzeciw".

W każdym razie: krzyże, chorągwie, pochwalne śpiewy. W
uroczystej procesji przeszli do Świętego Piotra i tam papież Formozus —
wypierając się Lamberta, też przez niego koronowanego — ukoronował
"bastarda" Arnulfa na cesarza, pierwszego frankijsko-niemieckiego
antycesarza.

Arnulf pozostał w Rzymie jedynie dwa tygodnie.
Następnie z początkiem marca ruszył na Spoleto — okazawszy parokrotnie
łaskę, a ze swej strony zaopatrzony w wiele relikwii, drogocennych skarbów
papieża, który rozdawał je i innym. (Na przykład wpływowemu Hattonowi z
Moguncji rzekomą głowę i członek św. Jerzego, dla których Hatto zbudował w
Reichenau własny kościół. Znajdowała się tam publicznie uznana przez biskupa
Konstancji relikwia ewangelisty Marka! I to mimo iż dotarła do klasztoru w 830
roku od biskupa Werony pod imieniem "Walensa". Jeszcze na marginesie:
Jerzy, jeden z chrześcijańskich "bożków militarnych", zajął miejsce
jednego z bóstw arabskich, wojowniczego Teandryta; był przy tym ,,św. Jerzy"
prawdopodobnie heretykiem, a mianowicie arianinem, który dopiero w legendzie
stał się katolikiem).

Jednakże mimo tego całego błogosławieństwa relikwiami
jeszcze przed dotarciem do celu Arnulfa dopadł ciężki paraliż. Jak jego ojciec
Karloman (s. 177, 183) doznał udaru, dziedzicznej choroby tej rodziny, i tak
zwycięsko rozpoczęta wyprawa została w panice przerwana[335]
.

Cesarz Arnulf i papież Formozus umierają

Podczas gdy stronnictwo spoletańskie szybko opanowało
Rzym, król powrócił do Ratyzbony, gdzie w pogłębiającej się chorobie przeżył jeszcze
cztery lata. I do końca, jeszcze na rok przed swą śmiercią, choć sam powołał na
świat niejednego "bastarda", dręczony był przez zazdrość, szerzyła
się bowiem pogłoska o "od wielu lat niesłyszanym występku królowej
Uty", a mianowicie, że "oddała swe ciało nierządnemu i
nieszlachetnemu związkowi". Dopiero 72 zaprzysiężonych wykazało przed
sądem, że podejrzenie jest bezpodstawne.

Nie było to zresztą jedyne podejrzenie, jakie owładnęło
śmiertelnie chorym, nieledwie pięćdziesięcioparoletnim — zmarł 8 grudnia
899 roku — królem: lekarze mieli doprowadzić do jego paraliżu. Jeden z
nich zbiegł i skrył się we Włoszech; inny, niejaki Graman, został ścięty z
powodu tego oskarżenia w Otting. A "kobieta, imieniem Rudpurc, która
została obwiniona wskutek dokładnego badania o podżeganie do tego przestępstwa,
zginęła w Aibling na szubienicy" (Annales Fuldenses), najpewniej na dworze
królewskim w Aibling koło Rosenheim, gdzie Arnulf czasami świętował
"narodziny Pana", zanim zmarł "na najpaskudniejszą
chorobę", jak to określa Liutprand z Cremony. "Był mianowicie
niezwykle dręczony przez małe robaki, wszy, jak je nazywają, zanim oddał swego
ducha. Twierdzi się nawet, że to robactwo tak się u niego rozpanoszyło, że nie
mogło temu zaradzić żadne lekarstwo"[336].


Po odejściu Arnulfa Lambert z pomocą swej energicznej
matki, cesarzowej Ageltrudy, ponownie opanował dużą część Italii, którą
podzielił w 896 roku na mocy traktatu z Berengarem. Był to rok, w którym
Lambert kazał powiesić bogatego hrabiego Meginfreda z Mediolanu oraz oślepić
jego syna i szwagra. I na pewno nielekko by było papieżowi Formozemu po
zdradzie Spoletańczyków, gdyby nie to, że zmarł w kilka tygodni po odejściu
Arnulfa, 4 kwietnia 896 roku, na jakąś chorobę lub wskutek otrucia.

Jego następca, Bonifacy VI (kwiecień 896), syn biskupa
Hadriana, był człowiekiem — jak mawiano — o ciemnej przeszłości i
jako duchowny został przez Jana VIII dwukrotnie złożony z urzędu. Tumult
pospólstwa miał go wynieść na tron apostolski, jednakże jedynie na 15 dni, po
czym zmarł, "jak słychać" na podagrę (jak wiadomo artretyzm stóp,
"zwłaszcza wielkiego palca": Duden).

A następca Bonifacego utrzymał się na tronie dobry rok,
a właściwie zły rok, w każdym razie nadzwyczaj osobliwy, jako zaprzysięgły wróg
Formozusa przyozdobił bowiem swój pontyfikat w jedyny swego rodzaju akt, dzięki
któremu przeszedł do historii, rejestrującej wszelkie wydarzenia, głównie
jednak kryminalne[337].


Trupi synod — makabreska papieskiej rangi


Stefan VI (896-897), również księży syn, uznał
początkowo Arnulfa, jednakże gdy Rzym dostał się na nowo w ręce cesarza
Lamberta, przeszedł i on do jego obozu, a cesarz jeszcze raz znalazł wyraźne
potwierdzenie w maju 898 roku na wielkim synodzie w Rawennie. W międzyczasie
Stefan jako kreatura domu spoletańskiego dokonał zemsty na Formozym. Chociaż
sam został ongiś konsekrowany na biskupa i sam dostał się na rzymski stolec w
sposób niekanoniczny, wytoczył zmarłemu papieżowi formalny proces.

Pochowany już od dziewięciu miesięcy papież, w stanie
mocnego rozkładu, został wywleczony z grobu przez stronników Widonidów, ubrany
w szaty pontyfikalne i zapewne w styczniu 897 roku posadzony na tak zwanym
tronie apostolskim w Świętym Piotrze przed "trupim synodem".
Następnie przez trzy dni sprawowano sąd nad wystrojoną mumią, której dodano
trzech oskarżycieli — biskupów Piotra z Albano, Sylwestra z Porto i
Paschalisa (z nieznanej diecezji) — oraz jednego diakona jako obrońcę z
urzędu, odpowiadającego głosem drżącym i dla papieskiej mumii oczywiście w
sposób niezadowalający.

Znaleziono parę zarzutów; zarzucono na wpół zbutwiałemu
papieżowi krzywoprzysięstwo, z czego uwolnił go przecież Marynus I. Obwiniono
go o bezpardonowe dążenie do tronu papieskiego, o co obwinie by można
oczywiście takoż niezliczonych papieży (i innych hierarchów). I zarzucono mu
przejście z Porto do Rzymu, z jednego biskupstwa na inne, wówczas —
według dawnej tradycji — generalnie zabronione, jednakże czasami
dopuszczane. Czyż sam jego tchórzliwy sędzia, papież Stefan VI, nie dokonał
podobnego przemieszczenia in persona, a mianowicie nie zamienił swej diecezji
Agnani na rzymską. (Jeśli wszystkie wyświęcenia Formozusa stały się nieważne,
to i również konsekracja Stefana na biskupa Agnani, bo dokonał jej właśnie
Formozus, w związku z czym nie było żadnej translacji, więc Stefan VI miał
prawo zasiadać na papieskim tronie!)

Być może to zdarzenie, ten pomysł trawionego
niewiarygodną nienawiścią Ojca Świętego, nie jest nawet bardziej zadziwiający w
całej sprawie, przypominającej scenariusz z kliniki dla chorych psychicznie lub
jakiś senny koszmar, niż fakt, że w tym gabinecie grozy przebywało przez trzy
dni całe zgromadzenie biskupów — traktując to z odpowiednim poważaniem
czy też nie. Tak jak to w tej materii jest obojętne, czy Formozus był
zbrodniarzem, czy też nim nie był! Ludziom można wszystko wcisnąć —
zwłaszcza wiernym...

Pod koniec tego makabrycznego spektaklu — przez
źródła wkrótce nazwanego "wstrząsającym widowiskiem", "strasznym
synodem" — ogłoszono Formozusa za zdetronizowanego, wszystkie
udzielone przez niego święcenia za nieważne, podpisano odpowiedni dekret i
nakazano wyświęconych przez niego konsekrować ponownie. Zgodnie z protokołem
zdarto z trupa papieskie szaty aż do koszuli, ubrano w świeckie łachmany,
odcięto kilka palców prawej ręki, używanych przezeń do przysiąg błogosławieństw
i wywleczono wśród barbarzyńskich ryków z kościoła i przez ulice miasta. Na
koniec wrzucono je przy krzykach protestu zgromadzonych ludzi do dołu, gdzie
grzebano bezimiennych obcych, by potem — ponownie je wykopawszy — wrzucić
do Tybru — dokładnie w momencie, gdy zawaliła się stara bazylika
laterańska, której gruzy później rzymianie przez cała lata przekopywali w
poszukiwaniu skarbów.

Papież Stefan niedługo przeżył ten proces. Jeszcze w
tym samym roku, w lipcu, został obalony podczas tumultu, za którym kryło się
zapewne wschodnio-frankijskie stronnictwo w Rzymie i zwolennicy Formozusa (ale
w nie mniejszym stopniu również wiele cudów, jakie miał zdziałać jego nędzny
zewłok), obrabowany z insygniów, wtrącony do klasztornego więzienia, uduszony
— a później uczczony wspaniałym epitafium[338].


Formozjanie i antyformozjanie

W Rzymie w dalszym ciągu zwalczali się formozjanie i
antyformozjanie, również na polu literatury, za pomocą ataków i apologii, i to
jeszcze przez całe dziesięciolecia.

Jeszcze w roku śmierci zamordowanego papieża skończyły
się bardzo krótkie pontyfikaty jego następców Romana i Teodora II. Udało im się
zrehabilitować Formozusa, nim zmarli. Roman, brat papieża Marynusa i zwolennik
Formozusa, uznał wszystkie decyzje trupiego spektaklu za niebyłe. Lecz sam
urzędował zaledwie cztery miesiące, a o jego rządach prawie nic nie wiemy.
Jeśli zrewidowana wersja Liber Pontificalis ma słuszność, to "następnie
uczyniono z niego mnicha", to znaczy został zamknięty w klasztorze.

A Teodor II, który rządził późną jesienią 897 roku
zaledwie przez dwadzieścia dni, ponownie anulował na rzymskim zgromadzeniu
kościelnym wszystkie postanowienia trupiego synodu, uznał święcenia dokonane
przez Formozusa, nakazał spalić dokumenty detronizacyjne Stefana VI i pochował
uroczyście wyłowione przez rybaków tybrzańskich (lub przez zakonników) szczątki
Formozusa, przed którymi — gdy już leżały w trumnie — wręcz
niektóre obrazy świętych w Świętym Piotrze "skłoniły się ze czcią.
Słyszałem to często od bogobojnych mieszkańców miasta Rzymu", zapewnia bez
drgnienia powiek biskup Liutprand. Nie jest znany dokładny dzień intronizacji
Teodora II, ani dzień i powód jego rychłej śmierci[339].


Następnie przeciwnicy Formozusa obwołali papieżem
biskupa Sergiusza z Caere (dzisiaj Cerveteri), hrabiego Tusculum. Jednakże
jeszcze przed jego wyświęceniem tumulty uliczne — przy udziale Lamberta
ze Spoleto, którego Formozus koronował w 892 roku na cesarza — wyniosły
na upragniony tron papieski kandydata formozjan, Jana; antypapież Sergiusz
zdołał zasiąść na nim dopiero w 904 roku. Podczas gdy na razie przebywał wraz
ze swymi wygnanymi bandami opryszków w Tuscji pod ochroną tamtejszego hrabiego
Adalberta, gotów w każdej chwili wpaść do Rzymu, Jan IX (898-900) —
wyświęcony na księdza przez Formozusa opat benedyktynów z Tivoli —
ekskomunikował go wraz ze wszystkimi zwolennikami.

Jan IX potępił trupi synod raz jeszcze podczas soboru w
Rawennie. Z jednej strony wyświęceni przez Formozusa, a przez Stefana VI
odsunięci duchowni zostali przywróceni w swych tak zwanych godnościach, z
drugiej zaś wykluczeni z Kościoła pomagierzy Stefana VI w haniebnym
potraktowaniu ciała Formozusa. Ekskomunikowany i pozbawiony wszelkich praw
został również prezbiter Sergiusz, w grudniu 897 roku antypapież wobec Jana IX,
który jednakże w roku 904 został papieżem legalnym (por. s. 312 i nast.).

Niestety rozdział 7 synodu w Rawennie zadysponował
spalenie akt trupiego synodu. Lecz ten Kościół zawsze chętnie palił, a to
ludzi, to świątynie, czy pisma; przede wszystkim zaś systematycznie i od
wczesnych lat traktaty "kacerzy", lecz również teksty pogan i żydów;
nawet udokumentowane w aktach własne haniebne czyny, jak choćby akta soboru w
Rimini z 359 roku (I, s. 244), soboru efeskiego z roku 449 (II, s. 137 i nast.)
czy konstantynopolitańskiego z roku 867 (s. 161). A palenie nigdy nie zostało
zabronione we wspólnocie świętych. Natomiast, co jest bardzo wymowne,
zabroniono w pierwszym rozdziale zgromadzenia raweńskiego na wieki pozywania
zmarłych przed sąd[340].


Śmierć cesarza Lamberta i cesarza Arnulfa. Węgrzy
zalewają północną Italię

Jan IX współpracował we wszystkim z młodym Lambertem ze
Spoleto, także wtedy, gdy jako jego pupil został papieżem. A zatem ogłosił
koronację cesarską Lamberta jako prawomocną "po wieczne czasy",
podczas gdy koronację Arnulfa jako "barbarzyńską" i odrzucił ją jako
"wymuszoną przez oszustwo" na papieżu. Na jego rzecz działało to, że
Lambert władał większością Włoch, a Arnulf bez czucia i złożony śmiertelną
chorobą dogorywał w Niemczech. Albowiem od IV po XX stulecie, od św. Konstantyna
I (Signatur von siebzehn Jahrhunderten Kirchengeschichte [Znaki siedemnastu
wieków historii Kościoła], t. I, rozdz. 5), po Hitlera (por. na ten temat tom
II Polityki papieskiej w XX wieku), historia zbawienia kroczy z lubością w
jednym szeregu z historią zbawiennych zwycięstw.

Ten sam sobór, który zlikwidował akta trupiego synodu,
unieważnił koronację cesarską "barbarzyńcy" Arnulfa. Poczyniono
natomiast, najwyraźniej również w Rawennie, pewne ustępstwa na rzecz przebywającego
tam we własnej osobie cesarza Lamberta, w zamian za co musiał on w każdym razie
zagwarantować przywileje Rzymu, zwłaszcza jego terytoria. W co najmniej
półtuzinie kanonów papież domaga się zwrotu odebranych jego tronowi
nieruchomości, jego praw i nie zaniedbuje również groźby ekskomuniki wobec
odmawiających uiszczania dziesięciny. Majętności są dla hierarchów czymś świętym,
z reguły czymś najświętszym (tymczasem dla "cyników", jak choćby
naszej skromnej osoby, nic nie jest święte)[341].


Jednakże cesarz Lambert, młody, zdolny, piękny, zmarł
nieoczekiwanie w połowie października podczas polowania na dziki w górze rzeki
Po; rzekomo z powodu upadku z konia. Biskup Liutprand z Cremony zdradza nam
jednak, co i inne źródła potwierdzają, że wypadek został sfingowany, a cesarz w
rzeczywistości został zamordowany. W Marengo, w lesie "niezwykłej
wielkości i piękności, szczególnie nadającym się do łowów" miał go zabić
podczas krótkiej drzemki towarzyszący mu Hugo, syn zabitego przez Lamberta
mediolańskiego hrabiego Maginfreda, by pomścić Śmierć swego ojca i miał się
później do tego przyznać. "Nie obawiał się — pisze biskup Liutprand
— wiekuistego potępienia, lecz z użyciem całej siły złamał śpiącemu kark
za pomocą mocnej gałęzi. Obawiał się bowiem zabić go mieczem, żeby wyraźny
dowód nie wskazał na niego jako winnego zbrodni".

Ponieważ pod koniec 899 roku Arnulf umierał w
Ratyzbonie złożony swym cierpieniem, po koronę Italii spróbował sięgnąć
Berengar z Friulu, dawny przeciwnik Lamberta. Jednakże doznał on pod koniec
września 899 roku nad rzeką Brentą sromotnej klęski w krwawej bitwie z Węgrami,
przy czym na polu bitwy padło również wielu dostojników kościelnych. A biskup
Liutward z Vercelli, dawny arcykanclerz Karola III Grubego (s. 198 i nast.),
został zabity podczas ucieczki ze swymi skarbami, "tymi niezrównanymi
skarbami, których zbytek przeszedł wszelką miarę" (Regino z Prum), a które
oczywiście chciał uratować przed Węgrami.

Był to pierwszy najazd Madziarów w "nieszczęsnej
Italii", przekazuje Liutprand, szeroko opisujący owo wydarzenie,
wielokrotnie podkreśla też z naciskiem ogromne, niezmierzone wojsko najeźdźców,
lecz później niespodzianie podaje, że Berengar przeciwstawił im trzykrotnie
mocniejsze. Wtedy uciekający Węgrzy zaoferowali — bez powodzenia —
chrześcijanom za wolny powrót do domu, że zwrócą wszelkie łupy wraz z
odszkodowaniem. A wkrótce potem — ścigani na rozległych polach wokół
Werony aż po rzekę Brentę, uciekając na ustających już ze zmęczenia koniach i
pędzeni strachem, złożyli nową ofertę: że wydadzą cały dobytek, jeńców, broń i
konie; chcieli zachować bodaj życie, nie przestępować już nigdy granic Italii,
oddać nawet swych synów jako zakładników — uzyskali jednak z miejsca
odmowę, typowo chrześcijańską: "Jeśli my, zwłaszcza od ludzi, którzy są w naszej
mocy i już jak martwe psy, weźmiemy to jako dar, co już jest nam wydane, i
wejdziemy z nimi w układ, to nawet szalony Orestes by przysiągł, że straciliśmy
rozsądek".

Rzeczywiście stracili. Byli nie tylko nadęci, ale i
skłóceni, a niektórzy życzyli sobie wyraźnie bardziej niż klęski pogan
niepowodzenia pewnych chrześcijan, żeby po ich śmierci "wręcz sami mogli
panować niejako bez przeszkód".

Węgrzy tymczasem z trzech stron powstrzymali
chrześcijan i z odwagą rozpaczy przeprawili się przez rzekę, popędzili w środek
zaskoczonych oddziałów Berengara — "i poganie oddali się swej żądzy
mordu [...]". Z chrześcijańskiej armii pozostały żałosne szczątki, a
dolina rzeki Po została zalana przez zwycięzców.

Jak dzięki biskupowi Werony z Ludwika III uczyniono
Ludwika Ślepego

Kolejny papież Benedykt IV (900-903) koronował w
styczniu 901 roku na cesarza młodego Ludwika III z Prowansji (890-928). Syn
króla Burgundii Bozona i Irmingardy, wnuk cesarza Ludwika II, został anno 900
przywołany do kraju przez zwolenników zmarłego w 898 roku cesarza Lamberta
przeciwko Berengarowi I, wyniesiony w Pawii jako rex Italiae i zaraz potem
przyjaźnie przyjęty w Rzymie i koronowany na cesarza przez Benedykta IV.
Znaczna część arystokracji i biskupów zazdrościła bowiem korony Berengarowi,
okazała się najwyraźniej również zawiedziona klęską w starciu z Węgrami, jak i
z powodu późniejszego paktowania z nimi.

Jednakże cesarz Ludwik III nie był w stanie stawić
czoła Berengarowi, tym bardziej, że wkrótce górnoitalscy możni znów przeszli na
stronę tego ostatniego. Dzięki przysiędze, że nigdy nie wróci do Włoch, Ludwik
wykupił sobie w 902 roku odwrót przez Alpy, trzy lata później przyjął jednak
nowe zaproszenie i wpadł w sieci Berengara, który początkowo został zmuszony do
ucieczki na terytorium bawarskie, potem jednak z bawarską pomocą zbrojną
nieoczekiwanie w tymże 905 roku zajął Weronę, według wszelkiego
prawdopodobieństwa nie bez pomocy miejscowego biskupa.

Zwycięski Ludwik rozpuścił już bowiem swe wojsko i udał
się, jak relacjonuje opat Regino, "wskutek nalegań biskupa Adalharda z
Werony w nielicznym towarzystwie do rzeczonego miasta. Mieszczanie jednak
powiadomili o tym pośpiesznie Berengara, który w tym czasie przebywał w
Bawarii. Tenże przybył bezzwłocznie z oddziałami ściągniętymi zewsząd do
Werony, w przebiegły sposób schwytał nierozważnego męża i uwięziwszy odjął mu
wzrok".

Otworzono Berengarowi "nocną porą" bramy
miejskie, oślepiono Ludwika III, który żył później jeszcze prawie ćwierćwiecze
jako ślepy i Ślepym nazwany jako praktycznie niezdolny do rządów został
odesłany do Prowansji, na koniec ścięto księdza o imieniu Jana Krótkie Spodnie
jako współwinnego zbrodni. W roku 915 sam Berengar został cesarzem —
wówczas był to już w Italii tytuł li tylko honorowy, urząd iluzoryczny[342].


Wszystkie tu zaznaczone walki o regnum Italicum oddają
upadek dynastii karolińskiej. Wszystkie te kampanie, podchody, spiski są
podejmowane przez reprezentantów wielkich frankijskich rodów, a zarazem
wyznawców religii katolickiej: przez Arnulfa, Gwidona, Lamberta, Berengara,
Ludwika Ślepego. I cały ten upadek królewskiej władzy Karolingów miał jako
skutek stały wzrost władzy biskupów — jak poprzednio awans królów
karolińskich i jak jeszcze wcześniej kariera i fiasko królów merowińskich!
(Por. na ten temat tom IV).

Wszystkich przeżył pasożytujący na nich Kościół. Tam
gdzie inni się pogrążali, on kwitnął, jak zawsze, tak i w tej epoce: dzięki
nadawaniu immunitetów, dzięki przenoszeniu nań władzy misyjnej (za panowania
Karola Łysego), dzięki nagromadzonym dobrom. Tak na przykład już za panowania
Gwidona biskup Modeny stał się faktycznym panem miasta. Tak samo rządzili
faktycznie samodzielnie arcypasterze Cremony, Parmy, Piacenzy i Mantui;
dysponowali władzą hrabiowską i wpływami podatkowymi. Berengar, którego arcykanclerzami
byli biskupi Adalhard z Werony i Arding z Brescii, nadał kościołom z miłości do
świętych (i zbawienia swej duszy) wiele przywilejów. A za czasów Lamberta
wielkie dary dla kleru jeszcze przybrały na sile. Miasta biskupie były
ekonomicznie i administracyjnie wręcz wyjęte spod wpływów królewskich, a władza
królewska z tego powodu odpowiednio osłabła. "Anarchia, bezprawie na
gruncie feudalnego ustroju społeczeństwa, którym sprzyjałasłabość i stałe
zmiany władzy centralnej [...]" (L.M. Hartmann)[343].


Wszakże gdy władza centralna była mocna, to wiecznie
oportunistycznie nastawiona ecclesia również ciągnęła z tego zyski. Gdy władza
centralna była słaba, żądny władzy kler dopiero wtedy ciągnął profity, jak
ukazuje historia panowania syna i następcy cesarza Arnulfa.






ROZDZIAŁ 7.
Król Ludwik IV Dziecię (900-911)



"Samodzielnych
rządów chorowite dziecko nie było w stanie sprawować. Władza przeszła w ręce
arystokracji i episkopatu. Decydującymi doradcami byli arcybiskup Katto z
Moguncji i biskup Salomon z Konstancji".





Blois Schmid[344]





"Na
temat udziału książąt świeckich w rządach Rzeszy kronikarze milczą".





Schur[345]





"W
tych nadzwyczaj zepsutych czasach zostały popełnione w Kościele i wciąż są
popełniane liczne haniebne czyny [...]".





Opat Regino z Prum[346]





Po śmierci cesarza Arnulfa, 4 lutego 900 roku w
Forchheim do godności królewskiej został oficjalnie wyniesiony jego jedyny syn
z prawego łoża: ledwie sześcioletni Ludwik IV (893-911) — jest to
pierwsza pewna koronacja królewska w historii wschodniofrankijsko-niemieckiej.
Arnulf już w 897 roku pod przysięgą zobowiązał możnych swej Rzeszy (bez
samodzielnych od 895 roku magnatów Lotaryngii) do przyjęcia sukcesji Ludwika,
którego rządy mogły być jedynie nominalne. A w następnym miesiącu złożyli mu
hołd również arystokraci lotaryńscy, rzecz jasna w nadziei uzyskania możliwie
wielkiej samodzielności.

Na zdobycie samodzielnej władzy mieli nadzieję również
inni, zwłaszcza że rosnąca aktywność coraz bardziej świadomej siebie
arystokracji, jej dzikie waśnie i rywalizacja, sprzyjały raczej łowieniu ryb w
mętnej wodzie. Przy czym w zmaganiach o przywództwo na rzecz niektórych
nielicznych rosnących w siłę rodów zostały wyniszczone inne dotychczas
znaczące, zwłaszcza we Frankonii i Lotaryngii[347]


Ludwik IV Dziecię, marionetka kleru

Jeśli już ojciec Ludwika IV, król i cesarz, współdziałał
ściśle z Kościołem (s. 203 i nast.), jeśli obaj umacniali swą władzę w walce z
wielką arystokracją, to w imieniu małoletniego wychowanka kleru rządzili teraz
nieomalże wyłącznie hierarchowie. W ciągu IX wieku coraz bardziej rośli w
potęgę i nie hamowani już przez silne królestwo przejęli łapczywie ster państwa
w swe ręce.

Wprawdzie mały król, który już wkrótce zyskał w
historiografii przydomek "Dziecię" (infans, puer, adolescens), czysto
zewnętrznie stanowił centralny punkt, wokół którego skupiało się życie
państwowe i w jego imieniu celebrowano rytuał zgromadzeń Rzeszy: w roku 901 w
Ratyzbonie, w 903 w Forchheim, w 906 w Tryburze — a Ludwik własnoręcznie
składał królewski monogram na dokumentach. Lecz nadzwyczaj chorowity młody król
nigdy nie objął samodzielnych rządów. I zawsze było w jego pobliżu kilku
magnatów, jak choćby Konradyni, krewni ze strony matki, albo bawarski margrabia
Liutpold, dalszy krewny ze strony ojca, którzy określali politykę Rzeszy,
przede wszystkim przedstawiciele kleru. Były to "czysto biskupie
rządy" (Nitzsch). "Na temat udziału świeckich książąt w rządach
Rzeszy kronikarze milczą" (Schur). A także wśród
"interweniujących", "rzeczników", to znaczy wysoko
postawionych osobistości, za których radą, poleceniem lub podszeptem królewskie
dziecię nadaje prawa, obdarowuje dobrami czy wymienia dobra koronne, stali na
czele duchowni.

Oczywiście na dworze obracali się również możni
świeccy, również hrabia Konrad Starszy z Lahngau (ojciec Konrada Młodszego,
późniejszego króla Konrada I) i jego brat Gebhard. Rosław ogóle potencjalna
władza magnatów, coraz częściej konkurujące siły partykularne, z których wyszli
książęta i księstwa; jednakże na razie dominowała nad nimi regencja duchowieństwa.
Biskupi towarzyszyli młodemu królowi — który nie był niczym więcej niż
ich marionetką — na każdym kroku. I inaczej niż świeccy magnaci byli oni
obecni przy jego wszelkich posunięciach. Tym samym Ludwik Dziecię pozostał
zupełnie niesamodzielny aż do swej wczesnej śmierci, zależny od rządzących
wysokich duchownych o niemałych apetytach[348].


Znaczący udział w rządach miało nie mniej niż pół
tuzina z nich; w pierwszym rzędzie osadzony w Moguncji już przez Arnulfa
arcybiskup Hatto i biskup Salomon III.

Hatto I z Moguncji (891-913), bardzo aktywny,
inteligentny, podstępny, w owym czasie swego rodzaju "papież
Niemiec", jak kiedyś napisał Wolfgang Menzel, był niestrudzenie aktywny
politycznie, przy czym nie zapominał również o korzyściach swego Kościoła i swych
własnych; wiązały się one zresztą ze sobą niezwykle ściśle, prawie
nierozłącznie. Pochodzący ze szwabskiej arystokracji, urodzony około roku 850,
początkowo popierał ze swym klanem Karola Grubego, a po jego upadku od początku
Arnulfa z Karyntii, co się wkrótce miało opłacić: jeszcze w 888 lub 889 roku
Hatto został obdarzony nadzwyczaj bogatymi opactwami Reichenau i Ellwangen, a
po dwu latach uzyskał arcybiskupstwo w Moguncji, prowincję kościelną, która
jako największa w Rzeszy wschodniofrankijskiej rozciągała się od Saksonii po
Szwabię, od Łaby po Alpy. Mogunckim biskupom (kierującym po raz pierwszy od 879
roku, a potem nieprzerwanie od 965 roku urzędem arcykanclerskim) przypadło w
ten sposób czołowe miejsce w państwie; byli uważani za "twórców królów".


Wkrótce po objęciu władzy przez Ludwika Hattonowi udało
się jeszcze uzyskać bogaty klasztor Lorsch (Lauresham), chociaż Arnulf
zagwarantował niezależność tego klasztoru, przez Karola podniesionego do rangi
królewskiego, a przez Ludwika Niemieckiego obdarowanego cennymi dobrami Rzeszy;
klasztoru posiadającego dobra od Morza Północnego po Jezioro Bodeńskie i od 766
roku otrzymującego rocznie do stu donacji! Na koniec Hatto zawdzięczał
przychylności władcy również klasztor Weissenburg.

Moguncki arcybiskup z zamiłowaniem obracał się w
pobliżu panującego. W 893 roku został jednym z dwu ojców chrzestnych młodego
króla, towarzyszył Arnulfowi w wyprawach do Italii w roku 894 i 896 przy okazji
koronacji cesarskiej, wziął znaczący udział w 899 roku w podstępnym spotkaniu z
Zwentiboldem w St. Goar (s. 217) i w wyborze Ludwika w następnym roku; nie
należy również zapominać o jego przewodniczeniu ważnemu synodowi z roku 895
podczas wielkiego zgromadzenia Rzeszy w królewskim palatium w Tryburze koło
Moguncji (s. 204). Krótko mówiąc, arcybiskup Hatto, już za panowania Arnulfa
zwany "sercem króla", jawi się nam jako faktyczny regent[349].


Wcale nie mniejsze znaczenie dla rządów za panowania
Ludwika Dziecięcia zdobył biskup Salomon III z Konstancji (890-919), w
ostatnich latach króla właściwy kierownik jego kancelarii, od 909 roku również
tytularny. Salomon był bliskim przyjacielem wpływowego Hattona i niepospolicie
pozbawiony skrupułów. W Szwabii jako najpotężniejszy pan feudalny tego kraju
dwukrotnie zlikwidował brutalnie pretendentów do tronu książęcego (s. 244 i
nast.).

Obaj biskupi reprezentowali swój stan również na tyle
godnie, najgodniej, że opanowali bardzo rozwiniętą sztukę dostrzegania przede
wszystkim własnych korzyści i to zupełnie obojętne, czy dotyczyło to darów z łupów
wojennych, czy mniej krwawo zdobytych donacji, lub innych lukratywnych
interesów, w rodzaju zyskownej wymiany dóbr klasztornych za dobra koronne.
"St. Gallen doszło wówczas do wielu pięknych kawałków ziemi koronnej.
Również pewnie wyposażyli własne biskupstwa, lecz z Moguncji i Konstancji nie
zachowały się żadne starsze dokumenty. Mimo woli nasuwa się wrażenie, że obaj
dostojnicy uzgadniali swe interesy ze sobą, Dziecię na tronie zupełnie bowiem
nie rozumiało, o co chodzi. Przykro patrzeć, jak chciwie te ręce wyciągają się
po wiano skompromitowanej procesem o zdradę małżeńską królowej-matki Uty: i tak
mały król za «wstawiennictwem» pięciu biskupów i Liutpolda każe
obdarować z wiana swej matki kościół w Seben dworem w Brixen, dokąd następnie
zostaje przeniesione biskupstwo, a następnie za «przyzwoleniem»
wielu biskupów i kilku hrabiów, jak jest powiedziane, za
«wstawiennictwem» Uty obdarować kościół ratyzboński dworem Velden,
a kościół w Freising dworem Fóhring. Należy, jak zostało zapisane w innym tego rodzaju
dokumencie, umożliwiać królewską służbę poprzez pieczę nad Kościołem"
(Muhlbacher)[350].

Wpływ na rządy w Rzeszy wschodniofrankijskiej wywierał
poza tym urzędujący jako arcykapelan i arcykanclerz arcybiskup Thietmar z
Salzburga; dalej arcybiskup Pilgrim I z Salzburga (907 -923), który dzięki
Ludwikowi IV w roku 908 otrzymał królewski dwór Salzburghofen (w dzisiejszym
Freilassing) wraz z całym bogatym wyposażeniem, cłami i znaczeniem dla ważnych
solanek w Reichenhall, w następnym roku (razem z biskupem Aribonem) również
opactwo Traunsee (Altmunster), by pod rządami Konrada I zostać w 912 roku jego
arcykapelanem. Poza tym znaczącą rolę odgrywał arcybiskup Rutbod z Trewiru,
arcykanclerz Lotaryngii, biskupi Waldo z Freising, Erchanbald z Eichstatt, Tuto
z Ratyzbony, Rudolf z Wurzburga i Thietelah z Wormacji.

Do szczególnego znaczenia doszedł wreszcie biskup
Adalbero z Augsburga, wychowawca króla i ojciec chrzestny — obmył
przecież dziecię wspólnie z Hattonem w "świętym źródle chrztu"
(Annales Fuldenses) i nadał mu imię jego dziada.

Obaj ojcowie chrzestni w ogóle często głęboko
angażowali się w politykę, a w zasadzie tkwili w niej po uszy i właśnie dlatego
zostali ojcami chrzestnymi. Już poprzednik Adalbera, biskup Witgar, uwikłany
był bez reszty w sprawy Rzeszy i był aktywny głównie w kręgach dworskich
Ludwika Niemieckiego i Karola Grubego. A sam Adalbero działał jako stały
doradca i towarzysz Arnulfa, zanim został wręcz wiodącym ministrem młodego
króla, nazywającego go swym najwierniejszym wychowawcą, ukochanym nauczycielem
i ojcem duchowym. Tym sposobem lud zaczął go wkrótce czcić jako świętego, przy
jego grobie działy się prawdziwe cuda — tylko o działalności Adalbera na
rzecz swej diecezji jakoś nic nie wiadomo[351].


Dwa wydarzenia zaciążyły na Rzeszy wschodniofrankijskiej
pod rządami Ludwika Dziecięcia —długo trwająca, nadciągająca z zewnątrz
katastrofa i stosunkowo krótkie nieszczęście w polityce wewnętrznej —
najazdy Węgrów i tak zwana wojna Babenbergów.

Początek najazdu Węgrów

Po śmierci Arnulfa nadciągnęli Węgrzy.

"Dzień jego śmierci był dla nich radośniejszy niż
wszystkie święta, bardziej pożądany niż wszystkie skarby", utrzymuje nie
bez racji biskup Liutprand. Ich najazd nastąpił nieoczekiwanie. Z niesłychanym
impetem, a w następstwie wielką furią spustoszyli rozległe części zachodniej,
ale i południowej Europy, szczególnie jednak Rzeszę wschodniofrankijską, dokąd
przyzwał ich niegdyś sam Arnulf jako sprzymierzeńców.

Wojny węgierskie były głównie, choć w żadnym razie
wyłącznie, wojnami obronnymi, na pewno nie tylko ta z roku 907 (s. 235). Od
zwycięstwa księcia bawarskiego Bartolda — był on młodszym synem poległego
pod Preszburgiem (Bratysława) margrabiego Liutpolda — 12 sierpnia 943
roku pod Wels, jak dotąd największego sukcesu niemieckiego w wojnach przeciwko
Węgrom, inicjatywę przejęli Bawarczycy. Dalsze sukcesy osiągnęli w roku 948.
Już w następnym bili się z Madziarami najwyraźniej wręcz na samych Węgrzech. A
również w roku 950 brat Ottona I, bawarski książę Henryk, jeden z najbardziej
porywczych śmiałków wśród wschodniofrankijskich książąt, poprowadził ofensywne
działania na Węgrzech. Zwyciężył ich dwakroć w Transcisanii, zdobył bogate
łupy, wielu jeńców i powrócił "w dobrym zdrowiu do ojczyzny"
(Widukind)[352].

Węgrzy lub Madziarzy, jak się sami zwali, byli ludem
konno przemieszczających się nomadów, mieszkających w namiotach lub chatach z
trzciny, częściowo ugryjsko-fińskiego, częściowo tureckiego pochodzenia;
łacińskie źródła stawiały często na równi tych szybkich i zwinnych jeźdźców i
znakomitych łuczników z Hunami i Awarami. Pod naciskiem Pieczyngów, wyjątkowo
wojowniczego ludu tureckich nomadów, wyparci razem z Bułgarami w roku 895 ze
swych siedzib nad Morzem Czarnym między Wołgą a Dunajem, napadali i pustoszyli
co raz z Niziny Nadcisańskiej Panonię, Czechy i państwo morawskie, z którym
wraz z nimi u boku toczył walki od 892 roku Arnulf i które do roku 906 zostało
przez nich zupełnie zniszczone, dosłownie przestało istnieć. Od 899 roku
nawiedzali górną Italię, obrócili w perzynę nawet południową Francję, a na
początku X wieku atakowali często całorocznymi zagonami Bawarię, Saksonię,
Alamanię, Alzację i Lotaryngię. Ich najazdy trwały dłużej niż pół stulecia i
byli większą plagą niż Normanowie, którzy tymczasem koncentrowali się bardziej
na wschodniej Anglii.

Anno domini 900 Węgrzy pojawili się po raz pierwszy na
ziemi wówczas bawarskiej, a dzisiaj austriackiej.

Nad Anizą wpadli do Thraungau, "na 50 mil długo i szeroko
wszystkich mordując i grabiąc ogniem i mieczem". Jednakże późną jesienią
bawarskie wojska pod hrabią Liutpoldem z Karyntii i biskupem Richarem z Pasawy
rozbiły koło Linzu niewielką węgierską straż tylną, chwalebnie walcząc, jak
mówi kronikarz, i jeszcze chwalebniej triumfując. Albowiem rzekomo dzięki
"łasce boskiej" wśród poległych i utopionych w Dunaju znaleziono
wprawdzie 1200 pogan, ale "ani jednego chrześcijanina" (Annales
Fuldenses).

W roku 901 Węgrzy zostali pobici w drodze powrotnej po
wyprawie do Karyntii nad rzeką Fischą, w 902 roku na Morawach wspólnie z
Morawianami, których państwo Bawarowie splądrowali jeszcze dwa lata wcześniej,
jak już w roku 890 i 899. Również w 903 roku doszło do walk z Madziarami, tym
razem z niewiadomym skutkiem. A w roku 904 Bawarowie zaprosili węgierskie
poselstwo pod wodzem Chussalem, wyprawili ucztę, a następnie urządzili masakrę,
wybijając Węgrów w komplecie, najwyraźniej znów z pomocą bożą.

"Niemiecka chrześcijańska praca cywilizacyjna
na wschodzie" i "najgorszy pies..."

Jednakże wówczas Pan ich chyba opuścił, a Węgrzy
wracali prawie co roku; 5 lipca 907 roku całkowicie zniszczyli pod Preszburgiem
(Bratysława) hufiec powołany do rozprawy z nimi 17 czerwca tego roku przez
bawarskich biskupów, opatów i arystokrację z królem Ludwikiem Dziecięciem.
"Ogromna bitwa", donoszą lakonicznie Annales Alamannici i dodają
krótko: "a ich zabobonna pycha została zniweczona". Na placu boju
legło nie tylko wielu hrabiów obok wielu innych szlachetnie urodzonych, lecz
także trzej opaci i trzej biskupi, arcybiskup Thietmar z Salzburga oraz biskupi
Udo z Freising i Zachariasz z Seben-Brixen — "kwiat bawarskiej
arystokracji i episkopatu [...], a cywilizacyjna praca (!) została
przerwana" (Bosl); w kraju, który chętnie uznawano za odwieczny stan
posiadania, ale który dopiero Karol Wielki w wielu długotrwałych wojnach odebrał
Awarom, wyniszczając przy okazji całą ich arystokrację; cały zresztą naród
zniknął wówczas z kart historii (IV, s. 294 i nast.). "Praca
cywilizacyjna"!

Arcybiskup Thietmar z Salzburga, którego relikwie
"znaleziono" (cóż za szczęście!) w 1602 roku, został w Salzburgu
zaliczony w poczet świętych względnie błogosławionych; biskupowi Zachariaszowi
z Seben i biskupowi Udonowi z Freising przyznano wszakże palmam martyrii
— w końcu swe życie "ofiarowali za wiarę Chrystusa"
(Meichelbeck). W bitwie z Węgrami w Turyngii z 3 sierpnia 908 roku poległ także
biskup Rudolf z Wrzburga, jawny inicjator krwawego konfliktu Babenbergów z
Konradynami (s. 238 i nast.). Źródła ignorują natomiast "prawie
zupełnie" wewnątrzkościelną działalność tego arcypasterza. Również jego następca,
biskup Thioto, najwyraźniej także kreatura Konradynów, znika zupełnie w
"służbie państwowej"; o działalności kościelnej w diecezji
wurzburskiej, na czele której stał prawie ćwierćwiecze, "praktycznie
nic" nie wiadomo (Strmer)[353]
.

W latach 909, 910 i 913 Bawarczycy zlikwidowali
wprawdzie węgierskie zagony, jednakże najeźdźcy spustoszyli kraj od Alp po
Morze Północne, nieprzerwanie kontynuowali swe najazdy na teren Niemiec —
nie mniej niż dwadzieścia między rokiem 900 a 955. Biskup Michał z Ratyzbony stracił w
walce z Węgrami ucho, lecz położył swego przeciwnika trupem, za co zdobył sobie
poklask. I cóż to pomogło! "Niemiecka chrześcijańska praca cywilizacyjna
na wschodzie" "na koniec się załamała" (Heuwieser).

Dwa fakty są przy tym charakterystyczne: po pierwsze,
że Węgrzy, tak samo jak Normanowie, zasięgali informacji o rozdźwiękach na
katolickim zachodzie i umieli je wykorzystać, po drugie, że katoliccy książęta
wykazywali mało solidarności tak wobec Węgrów, jak wobec Normanów czy Arabów i
często chętniej walczyli o swe dobra dziedziczne, niż chronili swych poddanych
od wroga — co wszakże udawało się księciu Arnulfowi "Złemu"[354],
który dzięki traktatowi na dziesięciolecia prawie całkowicie oddalił
niebezpieczeństwo węgierskie od Bawarii. Raczej wszystkich trzech wrogów,
Saracenów, Normanów i Węgrów "w niezliczonych przypadkach ściągano sobie
na kark we własnym kraju. Bez zastanowienia wchodzono z nimi w sojusze. Skazani
na wygnanie szli do nich, by odzyskać utraconą pozycję, by zachęcić ich do interwencji".
Z drugiej strony oczywiście zachodni świat chrześcijański "właśnie w IX i
X wieku wydał wielką mnogość wzruszających modlitw przeciwko pladze pogan"
(Tellenbach)[355].

Zaiste, czyż nie było to cudem, zaprawdę danym od Boga,
że pogańska plaga prowadziła do obfitości wzruszających modlitw? że — jak
to trwoga — prowadziła do Boga? A nawet, czy ta plaga była odpowiednio
duża? Im większa plaga, tym większy przecież kleszy zarobek, jeśli nawet
kościoły i klasztory wcześniej szły z dymem, to przecież zawsze się je
odbudowuje, jeszcze wspanialsze i bogatsze (a za wszystko, jak i wciąż dzisiaj,
płacą "świeccy").

Pobożni panowie duchowni przedstawiali zatem najazdy
węgierskie jako jeszcze straszniejsze, niż naprawdę były; czynili z Węgrów
wręcz "narzędzia Szatana", "Goga i Magoga" i rozgłaszali,
że nadszedł dzień Sądu Ostatecznego.

Według biskupa Liutpranda owe stwory z piekła rodem nie
mają Boga ni sumienia. Rujnują nie tylko grody i kościoły, nie tylko zabijają
ludzi, lecz "by szerzyć większy strach, piją krew zabitych". Biskup
Salomon III z Konstancji[356]
straszy za pomocą ulubionych od czasów Biblii i Ojców Kościoła (również wobec
chrześcijan) porównań ze zwierzętami[357]:
"Teraz wdziera się najgorszy pies sam do domu Chrystusa". A Regino,
opat z Prum (do 899 roku) i Trewiru (do 915 roku), produkuje wręcz
"oszczercze opowieści"

(Weinrich) o barbarzyńcach, przy czym dla nadania im
większej autentyczności posługuje się bogatym etnograficznym nazewnictwem
starożytności, wylicza całymi ciągami złe cechy (nowych) Hunów, przede
wszystkim "krwiożerczą dzikość" (cruentam ferocitatem), "bydlęcą
furię" (beluino furori); żyją oni nie "jak ludzie, lecz jak
bydło" — "jak dzikie zwierzęta", mówi również Widukind
— a nawet, że "połykają jako środek leczniczy podzielone na kawałki
serca swych jeńców"[358]
.

O "niestałych rabusiach i europejskiej
rodzinie narodów"

Ta zwłaszcza niemiecka pogarda dla ludzi innych, obcej
rasy, Azjatów, ciągnie się przez wszystkie stulecia. I jeśli nawet tak
zasłużony historyk, jak Albert Hauck (1845-1918) twierdzi, że owi
"nomadzi" w swym braku kultury" dla "osiadłych
Germanów" mogli "być tylko odpychający", że nie było dla nich
"nic obrzydliwszego" "niż owi dzicy" i że nie słyszeli
niczego okropniejszego, niż ich "obrzydliwe chrząkanie", jeśli Hauck
z całą słusznością wciąż wymyśla Węgrom od "zbójców" i
"zbójeckich band", jeśli ów dawny lud myśliwych i pasterzy, lud
wojowników poniekąd mimo woli nazywa "narodem", "który jako
narodowy zawód uprawiał rabunek" — to czyż się nie myli bardzo
twierdząc: "Nie było żadnego punktu stycznego między tymi niestałymi
rabusiami a europejską rodziną narodów"?

Nie ulega wątpliwości, że podobnie widzieli również
"Wielcy Niemcy" w czasach Hitlera wschodnich, słowiańskich,
azjatyckich "podludzi" (i jak to siedzi jeszcze dziś w owych
Teutonach, których liczba jest legion!). Jednakże Hauck nie zdradza samego
siebie, w ostatnim cytacie przydaje bowiem swym "rabusiom" proste,
niepozorne: "niestali", jakby przynajmniej jego podświadomość
przypomniała o innych, mniej niestałych, o wręcz stałych rabusiach, którzy
gdzie tylko mogli, przysiadali na swym łupie, którzy nie tylko zagarniali nieco
zdobyczy, lecz do tego cały zdobyty kraj!

Protestancki teolog pisze: "Ponieważ niemiecka
Rzesza X wieku była państwem zdobywczym, to Kościół niemiecki stał się
Kościołem misyjnym Europy". Właśnie. Dlatego Europa mogła nabrać
niemieckiego charakteru. Wszakże czy określenie: "zdobywcze" odbiega
swym znaczeniem od określenia "zaborcze"?!

Sam Hauck przypomina wręcz o tym: "Jeszcze pod
koniec IX wieku kraj Słowian jest zwyczajowym określeniem Karyntii". Ale
już w wieku X jest lepiej, jest postęp i rozwój: "niemieccy możni uzyskali
zaś wielkie posiadłości ziemskie w tym kraju"; "uzyskali"
— jak to pięknie brzmi. "Także niemieccy fundatorzy przejęli na własność
rozległe obszary" — "przejęli na własność", też brzmi
niezgorzej. Również biskupstwa w Freising i Seben otrzymały na południowym
wschodzie "wielkie posiadłości ziemskie". Tak samo diecezja
salzburska "poszerza się daleko na wschód" — poszerza się, daleko,
wydatnie etc; Hauck nie zadaje sobie ani przez chwilę trudu, by urozmaicić
nieco swój słownik. Sprawa jest zbyt piękna i podnieca go, jak gdyby nie mógł
nadążyć literacko za tą całą zdobyczą, rozległym zawłaszczeniem, tak że
oczywiście nie znajduje czasu, by się zastanowić, czy rzeczywiście nie było
"żadnego punktu stycznego między tymi niestałymi rabusiami a europejską
rodziną narodów", między owymi niesamowitymi potworami, jak ich nazywa
biskup Pilgrim z Pasawy, osławiony fałszerz (s. 289 i nast), a niemieckim
ludem, który na "swoim" wschodzie, mówiąc za Hauckiem, zaczyna
"stawiać mocno stopę". A nawet: "Można nawet odnieść wrażenie,
że dla Niemiec ekspansja na wschód miała wielkie znaczenie..."[359].


Lecz i dla Słowian oznaczało to wiele — nawet
jeśli było to coś innego, gdy chrześcijanie tam masakrowali i wywłaszczali
"podludzi", jakby wdarł się "najgorszy pies do domu
Chrystusa" — co przecież nie zawsze przebiegało (i przebiega)
pokojowo. I nie zawsze pełne jest miłości bliźniego. I Dobrej Nowiny. Rozpaliła
się jednak w tym czasie, podczas kleszych rządów, w Rzeszy brutalna wojna
domowa, tak zwana wojna Babenbergów z Konradynami (897-906), której początki
przypadają wszakże jeszcze na ostatnie lata panowania Arnulfa.

Wojna Babenbergów z Konradynami (897— 906)


Frankonia, którą pierwotnie zamieszkiwała większość
starych rodów, była miejscem największych waśni i najdotkliwszych strat. Pod
koniec IX i na początku X wieku o dominację w dorzeczu Menu i optymalną pozycję
wyjściową na lata po nominalnych rządach nieletniego króla walczyły już jedynie
dwa wiodące frankijskie rody: Popponidzi-Babenbergowie — noszący nazwę po
hrabi Popponie z Grabfeld i swym grodzie Babenbergu (Bambergu) — i
Konradyni.

Babenbergowie, Adalbert, Adalhard i Henryk II,
władający hrabstwami w Fuldzie i Grabfeld nad górnym Menem, które w efekcie
stracili, byli synami Henryka, poległego w 886 roku pod Paryżem w walce z
Normanami skrytobójcy i dowódcy wojskowego (s. 196) Karola Grubego, i choćby z
tego względu, jak ojciec, przeciwnikami Arnulfa, który dążył do pozbawienia ich
władzy, gdzie tylko mógł. Posłużył się w tym celu pochodzącymi z terenów nad
Mozelą, posiadającymi swe dobra w dorzeczu Renu i Menu, w okręgu Niederlahn, w
Hesji i Wetterau Konradynami, braćmi Konradem, Gebhardem, Eberhardem i
Rudolfem.

Król Arnulf, którego dworu Babenbergowie unikali, był
żonaty z Konradynką Utą i wspierał zdobycze jej rodziny na terenie Babenbergów,
faworyzował w udzielaniu darowizn, a nawet, po śmierci wurzburskiego biskupa
Arna na polu bitwy, powierzył w 892 roku diecezję nad Menem Konradynowi
Rudolfowi (892-908). W ten sposób został zaprogramowany krwawy konflikt —
"gwałtowna waśń niezgody i spór pełen nieprzejednanej nienawiści",
pisze Regino z Prum "w roku wcielenia pańskiego 897", porównując "wzajemne
masakry" z "niesłychaną pożogą", która z dnia na dzień
rozgorzała bez miary. "Niezliczona liczba ginie od miecza po obu stronach,
odcinane są ręce i nogi; poddane im krainy są pustoszone do cna grabieżą i
ogniem"[360].

Konradyni, którzy pod rządami swego powinowatego, króla
Arnulfa, sięgnęli po dobra i hrabstwa na wschodzie i którzy wówczas i za
panowania jego małoletniego syna osiągnęli godność książęcą, byli faworyzowani
nie tylko we Frankonii, ale i Lotaryngii, gdzie Konradyn Gebhard, osadzony jako
urzędujący książę, pojawia się w jednym z dokumentów jako "książę
Lotaryngii". Babenbergowie natomiast czuli się coraz bardziej odepchnięci
i w roku 897 kazali zamordować koło Wurzburga królewskiego dworzanina
Trageboto, przypuszczalnie z powodu odebranej im ziemi, tak że konflikt
początkowo rozpoczął się bez bezpośredniego udziału króla od biskupa Wurzburga,
do którego dołączyli za rządów Ludwika Dziecięcia jego bracia Eberhard i
Gebhard.

Doszło do potyczki. Padł Henryk II, ciężko ranny został
Konradyn Eberhard i gdy zmarł, jego brat Gebhard kazał w 902/903 roku
natychmiast ściąć pojmanego Babenberga Adalharda. Na to wkroczył do akcji rząd
kierowany przez duchownych. Ludwik Dziecię stanął po stronie Konradynów i kazał
skonfiskować dobra Babenbergów Henryka i Adalharda i to, przynajmniej
częściowo, na rzecz biskupa Wurzburga. "Po tym jak Babenbergowie padli w
walce, a ich dobra zostały skonfiskowane, Ludwik Dziecię podarował w Tarassa
(Theres) 9 lipca 903 biskupowi Rudolfowi z Wurzburga «niektóre dobra naszej
własności (iuris nostri), jakie były Adalharta i Henryka, i z powodu wielkiej
złości tychże [...] zostały uznane za naszą własność»"[361].


W roku 906 syn hrabiego Konrada, późniejszy król Konrad
I, walczył ze znacznym oddziałem w Lotaryngii. Wedle tradycyjnego obyczaju
pustoszył "za pomocą grabieży i ognia" posiadłości swych
przeciwników, takoż dobrych katolików, znanych nam już hrabiów Metzu, braci
Gerarda i Matfryda (s. 217 i nast.). I tę korzystną sposobność wykorzystał
oczywiście Adalbert, ostatni z Babenbergów, i wtargnął ze swymi ludźmi do
Wetterau. Doszło do wielu potyczek, w czasie których zginął koło Fritzlaru
hrabia Konrad Starszy, a Babenberg odniósł zwycięstwo. To znaczy: najpierw
ścigał "ze swymi towarzyszami uciekających i położył ich mieczem niezliczoną
liczbę, głównie tych na piechotę [...]" — w końcu w tym był
ćwiczony. A po zakończeniu tego zadania Adalbert zajął się całą okolicą, to
znaczy znowuż: przemierzał ją ze swymi kompanami i niszczył doszczętnie
"wszystko mordując i grabiąc. Gdy tego dokonał, powrócił ze swymi
towarzyszami, obładowanymi łupami wojennymi i niezmierzonym rabunkiem, do
warowni w Bambergu" (Regino z Prum).

I to by było na tyle, zdawał się myśleć ostatni z
Babenbergów. Jednakowoż jeszcze w lecie tego samego roku rząd Rzeszy, na
którego czele stał blisko zaprzyjaźniony z Konradynami arcybiskup Moguncji
Hatto, zaprosił go na zgromadzenie Rzeszy do Trybury. I gdy tenże się tam nie
stawił, Hatto wraz z trzynastoletnim królem zamknęli go przy pomocy wojska
Rzeszy w jego zamku Theres (koło Schweinfurtu); Ludwik Dziecię jest trzykrotnie
wymieniony w źródłach w związku z wojną Babenbergów z Konradynami.

Po długotrwałym oporze wywiedziono ostatniego
Popponidę-Babenberga dzięki "słodkim słówkom" Hattona — był to
podły podstęp — z zamku. Został znienacka aresztowany, "przez
biskupa wydany królowi Ludwikowi" (Widukind), w więzach przyprowadzony
przed całe wojsko i 9 września, jak niegdyś jego brat, ścięty —
"wyrok został wykonany na życzenie Konrada Młodszego, późniejszego króla
Konrada I. Ten utorował sobie swym postępkiem drogę do korony królewskiej
[...]" (W. Hartmann). Jednakże "w sposób decydujący" w wojnie
przeciwko Adalbertowi oraz "jego zdradzieckiemu uwięzieniu i straceniu
uczestniczył" również margrabia Liutpold, pierwszy człowiek w Bawarii po
królu (Reindel). Jego majętności i posiadłości zostały włączone do dóbr korony,
a następnie przez króla "rozdzielone wśród wielu ludzi dobrze
urodzonych" (Reginonis chronica). To znaczy wśród przeciwników
Babenbergów, przy czym obsłużył się sam również arcybiskup Hatto, największy
łotr w tej całej historii; hierarcha, którego podstępności sam książę Henryk z
Saksonii, późniejszy król, obawiał się tak dalece, że odmówił obecności na
dworze w Moguncji, uzasadniając to groźbą zamachu ze strony tamtejszego
arcypasterza.

Zamek Theres przekształcono w opactwo benedyktynów, a
Adalbertowy Babenberg wraz z całym hrabstwem skasował król Ludwik; dzięki temu
powstało biskupstwo w Bambergu. A jeszcze długo w średniowieczu śpiewano o
zdradzie arcybiskupa Hattona, szczególnie nie lubianego wśród ludu. Wyjątkiem,
co oczywiste, ten facet nie był. Opat Regino z Prum pisze w poświęconej właśnie
Hattonowi, ówczesnemu regentowi Rzeszy, książce De synodalibus causis et
disciplinis ecclesiastis: "W tym nadzwyczaj zepsutym czasie popełniono w
Kościele wiele haniebnych czynów, które w dawnych czasach byłyby nie do
pomyślenia" (Praefatio)[362].


Gdy Ludwik IV Dziecię zmarł bezpotomnie 24 września 911
roku jako zaledwie osiemnastolatek, wschodniofrankijska linia Ludwika
Niemieckiego i Karolingów wygasła. Jeszcze w poprzednim roku od dawna chorowity
król doznał ciężkiej porażki na Lechowym Polu w walce z Węgrami, dowodząc
osobiście wojskiem Rzeszy, lecz w ogóle obchodził on świat współczesny i
potomnych na tyle niewiele, że żadne mu współczesne źródło nie podaje miejsca
jego śmierci i pochówku.

Krótko po jego śmierci na zjeździe książąt w Forchheim
między 7 a
10 listopada możni Franków, Sasów, Alamanów i Bawarów zaoferowali koronę Rzeszy
wschodniofrankijskiej najpierw księciu Sasów Ottonowi Dostojnemu. Jednakże
Otto, prawie niezależnie panujący w Saksonii i przez cały czas wykonujący
najwyższą władzę (summum imperium), odmówił z powodu wieku lub jakichś innych
względów (zmarł zresztą istotnie w następnym roku) i arystokraci za radą Ottona
jednogłośnie wybrali, tak w każdym razie pisze Widukind z Nowej Korbei (co się
zresztą często podaje w wątpliwość), frankijskiego hrabiego Konrada Młodszego,
głowę rodu Konradynów, a od chwili wytrzebienia Babenbergów najmożniejszego wśród
plemienia Franków.

Były to pierwsze "wolne" wybory, oczywiście
dotyczące jedynie możnych, w historii niemieckiej i we wschodniej Rzeszy
frankijskiej — definitywne zerwanie z tradycją, a mianowicie odejście od
dynastii Karolingów. Utorował temu drogę sojusz arcybiskupa Hattona z
Konradynami, który oznaczał upadek Babenbergów, jak już wcześniej Zwentibolda
— dynastycznie wprawdzie wydarzenie epokowe, lecz dla narodów faktycznie
nic się nie zmieniło.

Jednakże Lotaryngia, gdzie nowy władca był
znienawidzony, przyłączyła się, przede wszystkim pod wpływem Reginarydów, do
Rzeszy zachodniofrankijskiej. Została przy niej do roku 925 i jeszcze w tym
samym roku (911) obrała na króla Karola Prostaka, pośmiertnie urodzonego syna
Ludwika Jąkały, który od 893 roku do roku 923 rządził jako następca
nie-Karolinga Odona. Odłączenie Lotaryngii od wschodniej Francji było więc
również umotywowane legitymistycznie wobec Karolingów[363].







ROZDZIAŁ 8.
Król Konrad I (911-918)



"Opierając
się na swych doradcach, przede wszystkim arcybiskupach z Moguncji i kanclerzu
biskupie Salomonie III z Konstancji, Konrad uprawiał początkowo politykę [...]
zdecydowanie kontynuującą tradycje karolińskie, jednakże mimo trzech wypraw
zbrojnych (912-913) nie zdołał zapobiec przejęciu Lotaryngii przez Rzeszę
zachodnią".





Hans-Werner Goetz[364]






"Mając
doradców w osobach dotychczas najbardziej wpływowych dostojników kościelnych z
czasów Ludwika Dziecięcia — arcybiskupa Hattona z Moguncji i biskupa
Salomona z Konstancji — szukał w wyższym duchowieństwie oparcia przeciwko
[...] czołowym politykom świeckim".





Eduard Hlawitschka[365]





Nieudana próba odzyskania Lotaryngii

Konrad I (911-918), rezydujący z upodobaniem we
Frankfurcie, Weilburgu nad rzeką Lahn i Forchheim, przewodził rodowi Konradynów
po śmierci ojca Konrada Starszego z Oberlahngau i stryja Gebharda w wojnie z
Babenbergami. Klan ten znacznie wzmocnił swą pozycję we Frankonii nad Menem
właśnie dzięki owemu konfliktowi i całkowitemu wytępieniu wrogów. Ze swojej
strony Konrad w 906 roku decydująco przyczynił się do klęski Babenberga
Adalberta, a w tym samym roku pokonał lotaryńskich braci Gerarda i Matfryda, po
czym objął władzę książęcą we wschodniej Frankonii.

Nowemu królowi szło początkowo o odzyskanie Lotaryngii.
Albowiem po śmierci ostatniego wschodniofrankijskiego Karolinga, Ludwika
Dziecięcia, jej panem został w 911 roku zachodniofrankijski król Karol III
Prostak (893/898-923), syn Ludwika Jąkały i wnuk Karola Łysego. Karol Prostak
(Charles le Simple, simplex, hebetus, stultus; francuskie sot jest dopiero
późniejszym przydomkiem) czynił zakusy na Lotaryngię już w 898 roku. Przywołany
przez sprzymierzonego z nim możnego hrabiego Reginara, który ściągnął na siebie
niełaskę Zwentibolda, Karol wkroczył aż po Akwizgran i Nijmegen. Na to
interweniował Zwentibold z paroma magnatami, przede wszystkim biskupem Franko z
Leodium, i przy wsparciu swego szwagra, księcia Ottona z Saksonii. W 899 roku
zawarto pokój w St. Goar nad Renem (s. 217).

Jednak w roku 911 Karolowi powiodła się aneksja.
Arystokracja lotarynska spodziewała się po niej uzyskać większą samodzielność,
a biskupi oczekiwali nowych dóbr i praw. W istocie pierwszy dokument Karola III
Prostaka z 20 grudnia został wystawiony na rzecz kapituły w Kammerich: "po
uzyskaniu bogatego dziedzictwa". Już w styczniu doznał biskup Drogo z Toul
— według źródeł — swej łaski, tak samo klasztor mnichów St. Maximin
koło Trewiru. Tamtejszy biskup został arcykapelanem Karola i stał równie mocno
po stronie zachodniej Rzeszy frankijskiej, co arcybiskup Hermann I z Kolonii,
niegdyś przecież arcykapelan króla Zwentibolda (i mąż Gerbergi, być może z rodu
Konradynów), czy hrabia Reginar, posiadający poza swymi hrabstwami co najmniej
z sześć opactw[366].

Konrad I wyparł wprawdzie zimą 911/912 roku Karola
Prostaka z Alzacji, gdzie jedynie na krótko — jak we Fryzji —
został uznany, lecz trzy wyprawy przeciwko Lotaryngii podjęte w 912/913 roku
spełzły na niczym. Król nie odniósł sukcesu, abstrahując od dwukrotnego
zajęcia, splądrowania i spalenia Strasburga. A po roku 913 zrezygnował ostatecznie
z odzyskania Lotaryngii. Natomiast Karol Prostak, po śmierci Ludwika Dziecięcia
jedyny król z karolińskiego rodu, zaczął się tytułować zaraz po obiorze Konrada
na króla już nie dotychczas używanym tytułem rex, bez dodatkowych przydomków,
lecz — świadomie sięgając do frankijsko-karolińskiej tradycji — jak
dawniejsi Karolingowie rex Francorum. Rezydował głównie w Metzu, Diedenhofen,
Herstalu i Akwizgranie. Jego wszelkie ambitne, lecz nie przystające do owych
czasów oczekiwania spaliły na panewce i ostatecznie zmarł w 929 roku w niewoli[367].


Ponieważ Konrad I zawdzięczał swą karierę, zwłaszcza
usunięcie Babenbergów, wydatnej pomocy regenta i Kościoła Rzeszy, to znaczy
czołowym hierarchom wschodniofrankijskim, musiał również okazać im uległość.
Wprawdzie zawdzięczał koronę również książętom — bez ich wyboru względnie
zgody nie zostałby przecież ukoronowany — jednakże niemądrze użył swej
królewskiej władzy do podporządkowania książąt plemiennych, z których szeregów
sam się wywodził, a którzy początkowo utrzymywali zupełnie dobre stosunki z
dworem. Miał za to jednak po swojej stronie wyższe duchowieństwo, przede
wszystkim "biskupów-przyjaciół" (Hlawitschka), arcybiskupa Hattona z
Moguncji, zmarłego już w 913 roku, i swego kanclerza, biskupa Salomona III z
Konstancji.

Konrad I, nie pozbawiony wprawdzie zdolności
wojskowych, lecz już zupełnie instynktu politycznego, wystąpił wkrótce
przeciwko książętom (duces), zwłaszcza przeciwko ich rosnącej władzy w Bawarii
i Szwabii. A do walki przeciwko potęgom regionalnym doszła jeszcze obrona
przeciwko ciągłym inwazjom Węgrów, którzy najeżdżali Rzeszę co roku, przy czym
ich ulubionym celem stały się Bawaria i Szwabia, lecz również Frankonia,
Turyngia, Saksonia, Alzacja, a nawet Lotaryngia. A wobec Węgrów Konrad I
zawiódł całkowicie, podczas gdy możni tam i ówdzie — jak choćby Arnulf
"Zły" z Bawarii i jego szwabscy wujowie, bracia Erchanger i Bertold
oraz hrabia Udalryk zyskali rozgłos w zwycięskiej bitwie w 913 roku nad Innem,
po tym jak Arnulf "Zły" pobił ich już wcześniej w 909 roku nad rzeką
Rott i w 910 pod Neuching. Konflikt z zyskującymi coraz większe znaczenie i
uznanie partykularnymi, "średnimi" władcami stał się tylko jeszcze
poważniejszy.

Wsparcia szukał król w Kościele i tam je zyskał.
Świecki opat Kaiserswerth, hrabia Wormsfeld, Hessengau i Keldachgau, który
uzyskał również namaszczenie przez biskupa — to królewskie namaszczenie
jest po raz pierwszy źródłowo poświadczone we wschodniej Rzeszy — znalazł
oparcie na południu

zwłaszcza w biskupie Salomonie III z Konstancji, a na
północy w arcybiskupie Hattonie z Moguncji, rządzącym przez ćwierćwiecze
Rzeszą. Owi czołowi mężowie stanu pod rządami Ludwika Dziecięcia należeli
również do ulubionych doradców Konrada[368].


Jak "Arnulf z bożej łaski",
"sprawiedliwy", stał się Arnulfem "złym"

Mniej natomiast harmonizował z kościelnymi kręgami
"Arnulf z Bożej łaski książę Bawarii i takoż obszarów
przygranicznych". Sprawował na swym terytorium zwierzchność kościelną,
obsadzał diecezje i opactwa Rzeszy, domagał się udziału w ich dochodach i
obchodził się z ich posiadłościami nieco samowładnie, jak ongiś Karol Młot.
Skasował mniej więcej między rokiem 907 a 914 ich dobra, przez co kler nadał mu
obok dotychczasowego przydomku "Sprawiedliwy" nowy —
"Zły". Od tej pory przylgnął on do niego, jako "niszczyciela
kościołów", "wroga Kościoła", nawet jeśli Arnulf poprzez
obszerną konfiskatę nieruchomości kościelnych nie tylko wzmocnił swą siłę
zbrojną, lecz na dziesięciolecia wykupił pokój od strony Węgrów, zarazem
zaspokajając chciwość swoich wasali[369].


Arnulf Bawarski bardzo wcześnie przyjął tytuł książęcy,
podkreślający jego samodzielność polityczną oraz wyraźny dystans wobec króla.
By związać bardziej ze sobą opornych Konrad poślubił w roku 913 pochodzącą ze
Szwabii matkę Arnulfa, Kunegundę, wdowę po Liutpoldzie z Bawarii i siostrę
hrabiów braci Erchangera i Bertolda. Jednakże gdy Erchanger uwięził w 914 roku
kanclerza Konrada, biskupa Salomona, a Arnulf opowiedział się po stronie swych
szwabskich wujów, król wygnał go z pomocą bawarskich biskupów i opatów:
arcybiskupa Pilgrima z Salzburga, od 912 roku arcykapelana Konrada, biskupów
Tutona z Ratyzbony, Dracholfa z Freising, Udalfryda z Eichstatt i Meginberta z
Seben. Krótko mówiąc, Kościół bawarski stanął w tej wojnie "całkowicie po
stronie króla" (Handbuch der Europaischen Geschichte).

Książę Arnulf szukał i znalazł wkrótce schronienie u
wrogów państwa, u Węgrów. Gdy wrócił w 916 roku, król wygnał go ponownie za
radą towarzyszącego mu biskupa Adalwarda z Verden, "misjonarza
Słowian". Konrad — "zawsze łagodny i mądry mąż i miłośnik nauki
bożej" (arcybiskup Adalbert) wtargnął na czele licznych oddziałów do
Bawarii, pustosząc wszystko jak we wrogim kraju. Pobił Arnulfa, zdobył jego
stolicę Ratyzbonę, puszczając ją częściowo z dymem, jej biskup należał zresztą
do najbardziej zdecydowanych wrogów Arnulfa. (Tuto także został świętym lub
przynajmniej błogosławionym swego Kościoła). Konrad osadził w Bawarii jako
namiestnika swego brata Eberharda, walczącego u jego boku. A podczas gdy
świeccy możni znikali coraz bardziej z otoczenia króla, bawarski episkopat stał
oczywiście po stronie zwycięzcy.

Wprawdzie Arnulfowi udało się zdobyć na powrót w 917
roku swe księstwo i wypędzić Konradowego brata Eberharda, a nawet odzyskał
również swoje biskupstwa, zwłaszcza że rzadko je wyzyskiwał finansowo, a
biskupi otrzymywali swą część łupu, zaczął więc rygorystycznie sekularyzować
klasztory — "wespół z prałatami" (Prinz). Jednakże przy jego
śmierci 14 lipca 937 roku niebo się zemściło i to, jak zazwyczaj, przy pomocy piekła,
jako że ciało Arnulfa podczas uczty w Ratyzbonie zostało zabrane przez diabła i
wtrącone do mokrego grobu, do jeziora koło Scheyern. Donosi o tym w każdym
razie kronikarz klasztoru Tegernsee, posiadającego pod koniec VIII wieku 15
kościołów parafialnych, którego posiadłości, rozpościerające się już wówczas po
Tyrol i Dolną Austrię, zostały zajęte przez Arnulfa, prawdopodobnie również na
korzyść biskupstwa w Pasawie[370].


Tak jak Arnulf "Zły" cieszył się złą sławą u
mnichów, to króla Konrada I mocno ku nim ciągnęło. Często odwiedzał klasztory,
St. Gallen i Lorsch, Nową Korbeę i St. Emmeram, Fuldę i Hersfeld, a najczęściej
pomnażał również donacjami ich bogactwo.

Biskup-morderca Salomon triumfuje

Z klasztoru pochodził również Salomon III z Konstancji
— arcypasterz, na którym opierał się na południu swego państwa król
Konrad — jeden z niezliczonych hierarchów zawdzięczających swój urząd i
"powołanie" rodzinie. Nepotyzm, rodzaj gry feudalnej polityki
rodowej, jest szczególnie "znany i osławiony" wśród papieży
wszystkich stuleci, przy czym "kulminacyjny punkt" (Schwaiger) osiąga
w XV, XVI i XVII wieku. Oczywiście to zjawisko występuje również wśród innych
książąt Kościoła, kapituł i wielkich klasztorów. "Wciąż czytamy, jak
biskupi, opaci i opatki zapewniają sukcesję na swych urzędach. A nawet całe
diecezje znajdowały się poprzez pokolenia w posiadaniu tych samych
arystokratycznych rodów" (Angenendt).

W Konstancji rządzili zatem między rokiem 838 i 919
trzej biskupi z tego samego arystokratycznego alamańskiego rodu: Salomon I
umiera w 871 roku; jego następcą zostaje cztery lata później jego bratanek
Salomon II (875-889); po nim następuje następny bratanek Salomon III (890919).
Jedna z katolickich dysertacji mieni ich trzech "najważniejszymi biskupami
IX wieku". Świat zawdzięcza ich nepotyzmowi, kwitnącemu w chrześcijaństwie
od samego początku, od dni biblijnego Jezusa; istnieje tu zaiste apostolska
tradycja — aż do XX wieku (por. III, s. 303 i nast.)[371].


Salomon III, urodzony około roku 860, wzrastał w szkole
klasztornej St. Gallen i, przynajmniej w swoim czasie, bardzo lubił płeć
piękną. Nadużył więc gościnności jednego z możnych, przyprawiając jego
dziewiczą córkę o dziecko i czyniąc ją następnie opatką w Zurychu, która
później na wiele sposobów "dużo czyniła dla jego i swojej duszy"
(Casus s. Galii). Salomon został w 884 roku notariuszem, a w 885 kanclerzem
Karola Grubego. Po jego obaleniu przeszedł na stronę zwycięzcy, został już w
888 roku kapelanem Arnulfa, a dwa lata później opatem St. Gallen i biskupem
Konstancji. Od roku 909 był kanclerzem u Ludwika Dziecięcia, a od 911 u Konrada
I, mocno go faworyzującego i obdarzającego paroma donacjami "na
napomnienie naszego najwierniejszego biskupa Salomona" i to nie tylko na
koszt alamańskich braci Erchangera i Bertolda.

Gdy margrabia Burchard z Recji, princeps Alamannorum,
jako pierwszy w Szwabii otwarcie dążył do godności książęcej, natychmiast miał
zdecydowanie przeciwko sobie "bliskiego królowi" Salomona —
"mającego dużą przewagę dzięki barwnej zgrai wojaków" (Casus s.
Galii). Burchard I został jesienią 911 roku skrytobójczo zamordowany za
poduszczeniem biskupa i w ten sposób spaliła na panewce pierwsza próba
stworzenia księstwa szwabskiego. Lecz nie zadowalający się tym biskup zechciał
(wespół z innymi wyższymi duchownymi, zwłaszcza opatami St.Gallen i Teichenau)
zniszczyć całą rodzinę. Wdowa po Burchardzie została pozbawiona wszelkich dóbr.
Jego synowie, Burchard II, późniejszy książę Szwabii, i Udalryk zostali skazani
na wygnanie, a ich posiadłości również rozdane przeciwnikom. Adalbert, hrabia
Thurgau i brat Burcharda I, ulubieniec ludu, stracił życie — również za
sprawką biskupa, przypuszczalnie w porozumieniu z innymi wschodniofrankijskimi
arcypasterzami. Nawet teściowej młodszego Burcharda, Gizeli, odebrano i rozdzielono
wszelkie posiadłości w czasie jej pielgrzymki do Rzymu.

Wkrótce potem biskup Salomon III zaczął zwalczać z taką
samą zajadłością szwabskiego hrabiego-palatyna Erchangera i jego brata
Bertolda, kolejnych pretendentów do godności książęcej; spokrewnieni byli z
górnoreńskim rodem hrabiowskim Erchangerów, z którego pochodziła Ryszarda, żona
cesarza Karola III.

Król Konrad usiłował początkowo być arbitrem i
powstrzymać konflikt, a po świetnym zwycięstwie Erchangera nad najeżdżającymi w
913 roku Szwabię Węgrami poślubił jego siostrę Kunegundę, wdowę po padłym w 907
roku pod Preszburgiem (Bratysława) bawarskim margrabim Liutpoldzie. W końcu
Erchanger i jego sprzymierzeńcy stali się po tej nowej bitwie z Węgrami panami
Szwabii, to jednak spowodowało, że biskup Salomon coraz mocniej dążył do wojny
z nimi.

Z roku na rok kraj był w coraz gorszym stanie.
Początkowo obaj bracia, a po ich stronie stał jeszcze Burchard II, syn
zamordowanego w 911 roku margrabiego, którego rodzinę dotknęła wieczysta
banicja, odnosili sukcesy. Erchanger uwięził w 914 roku biskupa Salomona, lecz
w zamian za to został pochwycony przez króla i wygnany z kraju. Po powrocie
jednak pobił wraz z bratem Bertoldem i młodszym Burchardem w 915 roku koło
Wahlwies, niedaleko Stockach, zwolenników króla. Tenże zaś szukał pomocy po
stronie Kościoła — Erchanger tymczasem obwołał się bowiem księciem
— i znalazł również poparcie papieża Jana X.

Biskup Salomon zatriumfował ostatecznie podczas
zwołanego 20 września 916 roku przez Konrada synodu episkopatu frankońskiego,
szwabskiego i bawarskiego, odbytego w Hohenaltheim (koło Nrdlingen nad rzeką
Ries). Było to pierwsze ogólne zgromadzenie kościelne w okresie pokarolinskim,
przy czym szczególnie wyróżnili się swą nieobecnością hierarchowie sascy
— za co surowo ich zbesztano.

Uczestnicy synodu stanęli zdecydowanie po stronie
króla, "namaszczonego pana", uczestniczącego oczywiście w synodzie.
Nakazali najsurowiej wierność wobec niego, a jego oponentom — z imienia
nazwanym Arnulfem i Erchangerem — zagrozili karami kościelnymi.
Przewodniczył legat Jana X, biskup Piotr z Orte, jeden z najbardziej zaufanych
papieża, osobiście przez niego wysłany, jak napisano, "by wykorzenił
wzrosłe w naszych krajach diabelskie zielsko". Synod obradował również,
tak zapisano w aktach, by "zakończyć i złamać bezbożny bunt paru
nikczemników".

Według listu towarzyszącego od papieża (który swego
czasu powołał na arcybiskupstwo w Reims pięcioletnie dziecko) należało radzić
nad złym stanem spraw Kościoła! Zajęto się, obok wzajemnych napomnień, znowu
głównie własną władzą, mocno podpierając się fałszerstwami
pseudoizydoriańskimi, domagano się dziesięcin, ochrony dóbr kościelnych i
przywileju, by duchowni nie mogli być sądzeni przez świeckich sędziów: kto
oskarżał biskupa lub księdza, oskarżał boski porządek świata ("nieomalże
wszystkie postanowienia dotyczące ochrony biskupów wobec władzy świeckiej są
dosłownymi cytatami ze zbioru dekretów fałszerza": Hellmann). Podczas gdy
hierarchowie do woli mogli uwalniać się z oskarżenia za pomocą przysięgi
oczyszczającej — za osławionym przykładem papieża Leona III anno 800 (IV,
s. 271 i nast.), który postąpił tak przecież "za przykładem swego
poprzednika" — próbowano zaostrzyć jeszcze kary nakładane przez
Kościół na mocy właśnie oszukańczych dekretaliów pseudoizydoriańskich, których
duchem tchną "w pełni" decyzje synodu (Hellmann).

A zatem obaj bracia hrabiowie Erchanger i Bertold oraz
ich siostrzeniec, którzy ufając najwyraźniej w zakończenie sporu rodzinnego
stawili się na synodzie, zostali skazani na dożywotni areszt klasztorny
(podczas gdy bawarski książę Arnulf i jego brat Bertold, zięciowie Konrada,
mimo wezwań przezornie nie stawili się na synodzie). Jeszcze surowszy był
jednak król, na równi z którym stawiali się zresztą uczestnicy synodu. Ledwie
trzy miesiące po ich przybyciu, 21 stycznia 917 roku — przypomina to
fatalny koniec Babenberga Adalberta — Konrad I nakazał pod zarzutem
"zdrady głównej" ściąć hrabiego-palatyna Erchangera i jego brata
Bertolda, ich szwagrów, oraz ich siostrzeńca Liutfryda; jednakże "stoi za
nim Salomon, winny zapewne i tego czynu" (Ludtke)[372].


Nie przyniosło to królowi żadnych korzyści. Jeszcze w
917 roku zbuntował się w Szwabii syn zamordowanego przez Salomona retyckiego
margrabiego (s. 389), Burchard II z rodu Hunfridingów, rywal straconych, i
zajął ich miejsce. Okupował ich posiadłości i rychło zdobył uznanie szwabskich
możnych jako książę (dux). W tym samym roku wrócił do Bawarii Arnulf, podniósł
bunt przeciwko królowi i przegnał jego brata Eberharda ze swej "stolicy".
Na koniec również w 917 roku najechali kraj Węgrzy i spustoszyli szczególnie
dotkliwie Szwabię i Alzację z Lotaryngią, nie napotykając oporu zorganizowanego
przez króla. Tenże wyruszył jesienią 918 roku ponownie na Ratyzbonę i znowu bez
powodzenia[373].

O ostatnim okresie rządów Konrada wiemy niewiele. Nie
pozostawiając potomstwa zmarł 23 grudnia 918 roku w nieznanym miejscu i znalazł
ostatni spoczynek w Fuldzie. Nie potrafił powstrzymać ani ambitnych książąt,
ani umocnić własnej władzy, a nawet umarł z powodu rany, jaką otrzymał podczas
nieudanej wyprawy na Bawarię. Jako następcę zaproponował jednak, jak pisano,
swego dawniejszego wroga, księcia saskiego Henryka. By przywrócić pokój,
przeciwdziałać rozpadowi, zachować jedność Rzeszy, zaprzysiągł na łożu śmierci
swego wygnanego z Bawarii brata Eberharda wobec Henryka, męża o prawdziwie
królewskiej władzy, prawdziwej królewskiej charyzmie, by odesłał mu insygnia
królewskie i zawarł z nim przyjaźń — na wieść od mnichów z Nowej Korbei.

Czy ten szlachetny gest, wprawiający w ruch dawne i
nowe pióra i poruszający niezliczonych czytelników, miał faktycznie miejsce i
czy ta zadziwiająca desygnacja Sasa przez Franka wydarzyła się rzeczywiście,
pozostaje kwestią otwartą, nawet jeśli relacja Widukinda zawiera niewątpliwie
lokalne elementy i wiele podejrzanie wyglądających upiększeń. Pochodzący z
arystokracji zakonnik-kronikarz był dumny ze swego plemienia, przeniknięty
poczuciem saskiej świadomości plemiennej i bardzo mu zależało na podkreśleniu
legalności dynastii Liudolfingów, puszczającej tu może wtórnie w świat legendę
polityczną, już to by dać błogosławieństwo całej sprawie, już to by zatuszować
uzurpację[374].

W końcu również Merowingowie siłą zdobyli koronę. A
także Karolingowie. I wielu innych wcześniej i później. Historia polityczna
bowiem nie jest znaczona niczym innym jak zaborczością i przemocą. Przemoc to
podstawa państwa, przez wszystkich — dobrych czy złych —
akceptowana instancja integracji. Każde państwo opiera się bowiem na władzy,
każda władza na przemocy, a przemoc — powiada Albert Einstein —
zawsze przyciąga moralnie ludzi gorszej konduity. Jeszcze dzisiaj władza jest
miarą tego, zwłaszcza w zakresie międzynarodowym, kto ma słuszność. "Po
udanym puczu lub rewolucji wcześniej czy później następuje uznanie nowego rządu
przez inne nacje. Kto wygrywa wojnę, ustala przebieg nowych granic i kształt
nowej konstytucji — jest tym, kto ustala nowe reguły" (Esther Goody)[375].
Nawet jeśli wybór Henryka I odbył się całkowicie "legalnie", to jego
motywacje, zaborczość, akumulacja władzy i przemocy, właściwe jemu, jego ojcom
i praojcom, mogły zaistnieć jedynie dzięki ciągłej rywalizacji, krzywdzie,
uciskowi i przelewaniu krwi.

I w ten sam sposób miało się to toczyć dalej.






ROZDZIAŁ 9.
Henryk I, pierwszy król niemiecki



"Nie
potrafił czytać i pisać, czym nie stanowił wyjątku wśród
wczesnośredniowiecznych królów. Również dla wykształcenia swych synów nie
uczynił wiele".





Elfie-Marita Eibl[376]





"Najpierw
zimą roku 928/929 [...] Henryk wtargnął na ziemie Słowian połabskich i zdobył
Brandenburg. Stamtąd zwrócił się na południe, gdzie spustoszył tereny
Dalemińców [...]. Następne wyprawy w latach 932 i 934 poszerzyły obszar władzy
niemieckiej".





Dietrich Claude[377]





"Zadziwiające
są sukcesy Henryka [...]. Sukcesy zawdzięcza ostrości swego miecza".
"Tuż za zwycięskimi wojskami podążali, jeszcze przed kapłanami, handlarze
niewolników".





Johannes Fried[378]





"Król
Henryk, wielki krzewiciel pokoju i gorliwy prześladowca pogan, zmarł 2 lipca,
odnosząc odważnie i mężnie wiele zwycięstw, i wszędzie poszerzając granice
swego państwa".





Adalberti continuatio Reginonis[379]





Tak należy dbać o swoich

Po śmierci swego ojca, księcia Sasów Ottona Światłego
(912 r.), Henryk został wybrany przez możnych na księcia. A z chwilą jego
obioru na króla panowanie w państwie wschodniofrankijskim przeszło z Franków na
Sasów. Zarazem oznacza jego początek — w każdym razie z perspektywy
kwestii roztrząsanej już w XII wieku — ostateczne przejście od Rzeszy
wschodniofrankijskiej do "niemieckiej", nawet jeśli z jednej strony
nadal żywe są jej korzenie, a z drugiej Rzeszy Ottonów nikt w X wieku nie
traktował jako "niemieckiej".

Możny, zwłaszcza we wschodniej Saksonii, między rzeką
Leine a górami Harzu, bogato uposażony ród arystokratyczny
Liudolfingów-Ottonów, z którego pochodził Henryk I, wielokrotnie spowinowacony
z Karolingami, ów możny ród (wywodzący miano od swego najstarszego, a zarazem
najsłynniejszego reprezentanta) ukazuje po raz kolejny, jak bardzo żądza władzy
łączy się z "pobożnością" i jak obie mogą sobie przynieść korzyści.
Protoplasta rodu, pierwszy i znany przodek, posiadający dobra na przedgórzu
Harzu i w turyńskim Eichsfeld hrabia saski Liudolf (zm. 866 r.), dziadek
Henryka I, znacznie zyskał dzięki nadziałom ziemi podczas pacyfikacji Sasów
przez Karola I. Ożenił się z Frankijką Odą, pojednaną z Bogiem w wieku 107 lat
(zm. 913 r.), pielgrzymował z nią w roku 845/846 do Rzymu i nabył od Ojca
Świętego Sergiusza II — rozdającego godności biskupie i inne dobra
kościelne w zamian za najlepsze oferty — relikwie różnych świętych
poprzedników na papieskim tronie. Na koniec powołał w 852 roku ze swą małżonką
klasztor kanoniczek w Brunshausen, jedno z pierwszych założeń klasztornych dla
saskich możnych. Jak wiele innych służył on zaopatrzeniu paru córek — to
familijne przedsięwzięcie świadczyło zarazem o chrześcijańskiej postawie.

Synowie, starszy Bruno, stryj Henryka I, poległy w roku
880 w polu na czele saskich oddziałów walczących z Duńczykami, i Otto Światły,
ojciec Henryka I, uzyskali po wydaniu córki Liudolfa Liutgardy za Ludwika
Młodszego (s. 182 i nast.) rozliczne przywileje, wśród nich również gwarancję
godności opatki dla córek domu liudolfińskiego. Później jedna po drugiej
dzierżyły tam rządy. A do wprowadzenia reformacji, do roku 1589, przetrwał stan
księżniczek Rzeszy jako opatek w Gandersheim. A nawet jeszcze po wczesny XIX
wiek Gandersheim pozostało klasztorem żeńskim dla wyższej arystokracji. Tak oto
dba się o swoich ludzi....

A że tak pobożne dzieło nie było wyjątkiem, ukazuje
nawiasem mówiąc zakon żeński w Essen (852 -1803), który również przetrwał
prawie 1000 lat do swej sekularyzacji.

Założony około roku 852 przez hildesheimskiego biskupa
Altfryda, gromadził nowicjuszki z najprzedniejszych rodów Rzeszy. Za czasów
Henryka IV (zm. 1106 r.) posiadał ponad sto dworów i więcej niż trzy tysiące
chłopskich łanów! W jego dobrach pracowali zależni chłopi, (półwolni) poddani;
powszechne były liczne szarwarki, pańszczyzny, posługi żniwne i ogrodowe.
Opatki zakonu, zdobywające kolejne dobra i przywileje zostały ostatecznie
podniesione do stanu książąt Rzeszy. Po rozwiązaniu vita communis w X wieku
opatka zakonu żeńskiego w Essen prowadziła własne gospodarstwo z czterema
zarządcami, liczną służbą, również własnym kucharzem, kuchcikiem, piekarzem i
piwowarem. Co wieczór mistrz kuchni zapytywał opatkę, co życzy sobie spożywać
następnego dnia i wydawał odpowiednie polecenia szefowi kuchni i intendentowi.
Stolnik (zarządzający kuchnią) i podczaszy usługiwali jej do stołu.

Profitenci saskich jatek

Młodszy syn Liudolfa, Otto Światły, panował jako książę
już nad całą Saksonią, posiadał jednak rozległe włości również w Turyngii, w
Eichsfeld, krainie między Harzem a Lasem Turyńskim, na południu Thuringgau oraz
w Hesji, gdzie jako świecki opat klasztoru Hersfeld dysponował bogatymi
dziesięcinami również na lewym brzegu Soławy. Ponieważ dwaj synowie Ottona,
Tankmar i Liudolf, zmarli wcześniej, jego następcą został najmłodszy Henryk.
Chociaż nie nastały w ten sposób rządy saskie w Rzeszy wschodniofrankijskiej,
był to jednak krok w kierunku Rzeszy niemieckiej.

Niewiele ponad jedno stulecie po nadzwyczaj krwawym,
trwającym 33 lata podboju Sasów przez św. Karola I (IV, s. 274 i nast.), ich
nawracania "żelaznym językiem" przez ich oprawcę, owego
"apostoła Sasów", został Sas właściwie pierwszym niemieckim królem.
Należy przy tym stale pamiętać, że to właśnie arystokracja saska wchodziła w
związki krwi z frankijską, że jej większość przeszła na stronę nowych panów i
kolaborację wynagradzano często skonfiskowanymi dobrami. I tak również
Liudolfingowie podczas rzezi Sasów urządzonej przez Karola "występowali
jako jego stronnicy" (Struve) i w podzięce za ich zdradę, która też
przyśpieszyła przejście Saksonii w feudalną pańszczyznę, jeszcze podczas wojen
saskich zostali obdarzeni dobrami na zasekwestrowanych gruntach w dorzeczu
rzeki Leine. Tam i ówdzie poszerzali swe włości, m.in. zagarniając siłą dobra
mogunckie, co znowuż doprowadziło do konfliktu z Konradynami, zwłaszcza że Otto
Światły poślubił Hadwig (Jadwigę) z rodu Babenbergów[380].


Z czasów Henryka I zachowało się tak niewiele źródeł
(łącznie 41 dokumentów, z tego 22 oryginały), że można powiedzieć, iż o żadnym
innym królu średniowiecza "nie wiemy tak niewiele" (Eibl). A piszący
o nim dziejopisarze, mnich Widukind (zm. po 973 r.), biskupi Liutprand z
Cremony (zm. ok. 971 r.), Adalbert z Magdeburga (zm. 981 r.), Thietmar z
Merseburga (zm. 1018 r.), należą nie tylko, jak zwykle, do stanu duchownego,
lecz są również po części związani z plemieniem saskim, a prawie wszyscy
szczególnie z saskim domem książęcym. I wszyscy piszą z perspektywy lat
późniejszych.

Król nie namaszczony

Henryk I, urodzony około roku 876, został wybrany na
króla przez Sasów i Franków w połowie maja 919 roku, w wieku prawie 45 lat, we
Fritzlarze (płn. Hesja), skąd ongiś wyruszał na misje Bonifacy. Na ziemi
frankijskiej, lecz blisko kraju Sasów, przekazali nowemu panu "wśród łez
przed Chrystusem i całym Kościołem jako niezłomnymi świadkami, co im zostało
powierzone" (Thietmar z Merseburga). Frankijscy możni mieli, jak się
ostatnio przypuszcza, już wcześniej wybrać go na króla i złożyć mu hołd. Nie
było przy tym Szwabów i Bawarów; co dopiero mówić o Lotaryngach. Szwabi
walczyli akurat z Rudolfem II z Burgundii zajurajskiej (912-937), wyraźnie
ekspandującym w kierunku północno-wschodnim. Bawarowie swego czasu pobili króla
Konrada, a nawet doprowadzili do jego śmierci (s. 246) i wespół z Frankami znad
Menu wybrali na króla swego księcia Arnulfa "Złego" — kiedy:
czy przed, czy po wybraniu Konrada pozostaje kwestią otwartą, tak samo jak
problem, kto był czyim "antykrólem".

W każdym razie do wyniesienia na tron Henryka po
śmierci Konrada minęło prawie pół roku, co świadczy o jakichś komplikacjach. W
końcu nowemu władcy jako nie-Karolingowi, a nawet nie-Frankowi, podwójnie brakło
legitymacji do panowania. Tym dziwniejsze, że — jak relacjonuje sam
Widukind — został "królem nie namaszczonym i to z własnej, osobistej
woli". Czy był on może, mimo nowszych prób bagatelizowania tej kwestii,
początkowo mniej posłuszny klerowi niż jego poprzednik, używający Kościoła do
walki z książętami i pretendentami do tronu, co znowuż biskupom przysporzyło
więcej wpływów?

Jakkolwiek było, Henryk, wyraźnie niegodny owego
zaszczytu, nie pozwolił się namaścić, co proponował mu metropolita moguncki Heriger
(913 - 927), oczywiście z powodów prestiżowych, chłodnej kalkulacji władzy. W
końcu kościelna benedykcja[381]
króla stała się zwyczajem od czasów szczególnie oddanego klerowi Ludwika IV
również w Rzeszy wschodniofrankijskiej.

Henryk nie chciał jednak występować jako przeciwnik
książąt, jako kontynuator chybionej polityki Konrada, krótko mówiąc, jako
człowiek episkopatu. Oparł się więc — w najmniejszym stopniu nie
przyjmując stanowiska antyklerykalnego, czy choćby anty-episkopalnego —
początkowo na jedynym, również przez jego poprzednika przejętym notariuszu
(Szymonie), a nie na tradycyjnej kancelarii, złożonej z duchownych, z której
powołaniem zwlekał. A podczas gdy Konrad współpracował z klerem, Henryk dążył,
bardziej jako primus inter pares, ogólnie do współpracy ze świeckimi maiores
Rzeszy, oczywiście z korzyścią dla jej jedności i siły.

Ta integracja powiodła mu się najpierw w 919 roku w
przypadku szwabskiego księcia Burcharda, rządzącego księstwem najsłabszym i
najmłodszej daty, i uwikłanego ponadto właśnie w poważny konflikt z sąsiednim
królem Burgundii Rudolfem II (który zaczął go nękać ze zdobytego przez siebie
palatium Zurych w rejonie Jeziora Bodeńskiego; z wielkimi dobrami królewskimi,
palatium Bodmann, opactwem Reichenau, siedzibą biskupstwa Konstancją, ówczesnym
sercem Szwabii). A przeciwko księciu Bawarii Arnulfowi, zamierzającemu stworzyć
raczej królestwo czysto bawarskie, zaaranżował w 921 roku — po pierwszej
nieudanej, drugą — również nie rozstrzygniętą — wyprawę zbrojną.

Henryk podszedł aż po Ratyzbonę, unikał jednak
rozstrzygającej bitwy. Inaczej bowiem niż jego poprzednik Konrad I, z zasady
"geniusz zdecydowanego zwlekania", nie dążył z reguły do otwartej
wymiany ciosów. "Grozi zbrojnie, lecz niechętnie uderza" (Fried).
Dotyczyło to oczywiście raczej jego polityki wewnętrznej, a na pewno nie
działań na wschodzie. Wobec książąt swego państwa zatem woli pertraktacje,
kompromisy. Pozostawia więc obu książętom południowoniemieckim leżące na ich
obszarach dobra koronne, zezwala im na inwestyturę, dysponowanie diecezjami i
klasztorami Rzeszy, udziela nawet kilku pełnomocnictw w polityce zagranicznej;
naturalnie wszystko to jedynie z powodu brakującej mu siły, by podporządkować
ich całkowicie; lecz zostaje za to uznany za władcę. A gdy uczuł się
mocniejszy, a jego pozycja stała się stabilniejsza, podjął na nowo kwestię
zwierzchnictwa kościelnego i związał się mocniej z klerem (s. 253 i nast.)[382].


Dochodowe narzeczone i uległy biskup

Rządy pierwszego niemieckiego króla charakteryzuje
jeszcze jeden zasadniczy punkt polityki. "Władza królewska jednak rosła z
roku na rok w siłę", sławi go Widukind z Nowej Korbei. Władza — a im
bardziej władczy jest władca, tym niżej kłaniają się — w każdym razie z
reguły, o co zresztą idzie w tym przypadku — przed nim historiografowie.

Henryk I zadbał najpierw o umocnienie własnej pozycji
dzięki bogatej żonie. Mając 25 lat ubiegał się o rękę Hateburgi, córki
pozbawionego synów hrabiego Erwina z Merseburga. Na jej politycznie ważące
dziedzictwo — bramę wypadową na wschód, z rozległymi posiadłościami w tym
rejonie, ostrzył sobie pazury również Kościół (w osobie Hattona I), pod którego
wpływem owdowiała Hateburga włożyła welon zakonny. I tak jak z egoistycznych
pobudek duchowieństwo zamknęło ją w klasztorze, tak równie egoistycznie Henryk
ją wydobył, "dla jej piękna i użyteczności jej bogatego dziedzictwa",
poślubił i spłodził z nią syna Tankmara.

Wszakże, zdradza z kolei Thietmar z Merseburga,
"namiętność króla do swej małżonki osłabła". Wtedy tak się dobrze
zdarzyło, że "odważny", "mądry", "cnotliwy"
biskup Zygmunt z Halberstadt (894-924), ów "szczyt doskonałości",
podważył prawomocność małżeństwa. Podniósł bowiem ten "mąż gorejący
żarliwą miłością do Chrystusa", ponadto "dzięki wszechstronnej
znajomości wiedzy duchownej i świeckiej wówczas wszystkich współczesnych
przewyższający", wcześniejsze śluby Hateburgi, wykluczające małżeństwo z
Henrykiem. Ergo zakazał obojgu od zaraz "dalszej małżeńskiej wspólnoty z
mocy władzy klątwy z apostolskiego nadania". Na co posłuszny katolicki
władca nie mógł uczynić nic innego, jak odsunąć niekanoniczną połowicę.

Zdarzyło się przy tym znowuż szczęśliwie, że Henryk
zapłonął już "dla jej piękna i jej majętności do młodej Matyldy".
Więc zamknął pierwszą żonę na powrót w klasztorze, zachowując naturalnie jej
bogaty posag, wielkie posiadłości leżące we wschodniej Saksonii — trzon
znacznych dóbr ottońskich wokół Merseburga. I tak, jak udało się Henrykowi
poszerzyć swą władzę ku wschodowi, tak i rozszerzył swe panowanie dzięki
drugiemu małżeństwu na zachodzie. W roku 909 poślubił zatem młodą Matyldę,
córkę hrabiego Tederyka, dla "jej urody i jej majętności" (Thietmar),
przy tym sławną swym pochodzeniem (jeśli nawet nie po mieczu) od saskiego
bohatera i przeciwnika Karola w wojnach saskich, Widukinda. Matylda była jego
prawnuczką, a nadto — słowami jej biografa — "warta najwyższej
pochwały", oczywiście znowu świetnie uposażona, tym razem w westfalskie
dziedziczne dobra Widukindów. I, co zrozumiałe, również i ona była bardzo
oddana Kościołowi, jednym słowem: "w boskich jak i ludzkich sprawach
pożyteczna" (in divinis quam in humanis profuit: Thietmar).

Ponownie Henryk — w tym przypadku z pomocą swego
ojca, księcia Ottona, świeckiego opata w Hersfeld — wydostał ją z
klasztoru żeńskiego, tym razem z Herford, gdzie — nie będąc rzekomo
przeznaczoną do stanu duchownego — wychowywała ją własna babka o tym
samym imieniu, opatka. "Wystąpiła naprzód, ze śnieżnobiałymi policzkami
oblanymi płonącymi rumieńcami, jakby białe lilie złączone były z czerwonymi
różami" (Vita Mathildis). Już następnego dnia po przybyciu do świętego
przybytku Henrykowi pozwolono odjechać ze swym łupem. A jej wiano po nocy
poślubnej przyniosło mu nowe zdobycze w Ostfalii i Engern[383].


To, że ów mąż, którego późniejsze czasy owionęły legendą
jako "Henryka Ptasznika", jako "króla pośród stada ptaków"
i przydały nie dworskiego stylu obcowania, nieomalże chłopskiej skromności,
również jako król nie dał się

skrzywdzić, jest oczywiste. Nawet biskup Thietmar,
sławiący "cnotliwość" Henryka, "wielkie dokonania",
"czyny naszego króla godne wiecznej pamięci", dodaje: "Jeśli się
nawet podczas swego królowania, jak wielu twierdzi, wzbogacił, to niech mu
miłosierny Bóg odpuści"[384].


"Ruch pojednania" i bliskość klechów

Odmowa Henryka dotycząca jego namaszczenia po wyborze
na króla pozornie odsunęła od niego duchowieństwo, zwłaszcza że osadzenie króla
zawsze było źródłem praw królodawcy. Szepnął zatem św. Ulrykowi — Henryk
nadał mu w 923 roku biskupstwo w Augsburgu — książę apostołów Piotr
osobiście do ucha: "Rzeknij królowi Henrykowi, że ów miecz bez rękojeści
przedstawia króla rządzącego swym krajem bez błogosławieństwa biskupów (sine
benedictione pontificali), natomiast miecz z głowicą — króla dzierżącego
ster swego państwa z błogosławieństwem Bożym" (Vita Oudalrici). Z czego
wzięło się miano Henryka "ensis sine capulo" (miecz bez uchwytu).

Tej biskupiej nauki Henrykowi nie wolno było lekceważyć
zbyt długo. Tym bardziej, że biskupi uzyskiwali i uzyskali w ciągu IX i X wieku
coraz więcej praw, nawet takich, które pierwotnie przysługiwały królowi, w ich
ręce przeszły bowiem wręcz nawet hrabstwa — wszystko to było
przypuszczalnie dla monarchy ważniejsze niż rada św. Piotra i jego pojawienie
się przed całym synodem!

Henryk nie przyjmował przy tym bynajmniej postawy
antyklerykalnej. Raczej po nieudanej próbie ograniczenia w Niemczech władzy
biskupów — Albert Hauck twierdził ongiś wręcz: "na dworze żadnego z
królów biskupi nie byli tak pozbawieni wpływów, jak na dworze Henryka"
— zaczął po paru latach zwracać się ku Kościołowi. Dlatego duchowni
kronikarze tak go wysławiają. Henryk budował domy boże w Saksonii, gdzie
najwyraźniej "pozostawał w zgodzie z miejscowymi biskupami" (Eibl).
Wraz z rodziną przystąpił do wspólnoty modlitewnej ważniejszych klasztorów
— w Fuldzie, St. Gallen, Reichenau, w południowolotaryńskim klasztorze
Remiremont w Wogezach. W jego czasach — czasach wielkiej biedy! —
cały kraj opanowała fala pojednania szlachty z klasztorami, w końcu nic innego
niż umowna zgoda świeckich i duchownych w celu wzajemnej pomocy, oczywiście
również na wypadek konfliktów. Co znamienne, do regularnych "ruchów
pojednania" dochodziło szczególnie podczas misji i szerzenia Kościoła w
krajach chrystianizowanych.

Podobnie rzecz się miała z przyjacielskimi sojuszami.
Zwłaszcza Henrykowe pacta amicitia z książętami, z "przyjaciółmi na
siłę" — dzięki czemu usiłował zabezpieczyć swe państwo —
wynikały z czysto oportunistycznej kalkulacji i były wyraźnymi dążeniami
integracyjnymi, "polityką sojuszy w celu zapewnienia panowania"
(Beumann), w gruncie rzeczy jedynie egoistycznym skolegowaniem się książąt i
arystokracji. Tego rodzaju partnerstwo z wielkimi Rzeszy — z którego
zrezygnował później Otto I — zawarł Henryk z książętami Eberhardem z
Frankonii, Arnulfem z Bawarii, Gizelbertem z Lotaryngii, również ze swym
poprzednikiem na tronie Konradem, z królem Rudolfem z Burgundii zajurajskiej i
wieloma królami zachodniofrankijskimi. Ostatecznie "rada i pomoc"
również była formułą "skonstruowanej" przyjaźni wobec przyjaźni
"przyrodzonej", pokrewieństwa krwi, z którym w chrześcijaństwie, jak
już się często okazywało, było jakoś coś nie zanadto.

Poza tym Henryk wiązał się coraz bardziej z Kościołem
Rzeszy, a nawet wkrótce przestał przedsiębrać cokolwiek, nie zapytawszy
biskupów, zajmujących przy nim "coraz znamienitszą pozycję" (Waitz).
Już w roku 921, gdy Karol Prostak podarował mu rękę św. Dionizego (uważanego w
średniowieczu za jedną postać, lecz dzisiaj wiemy, że powstał ze zmieszania
trzech różnych osób), poprowadził za radą jednego z bawarskich hierarchów
wyprawę wojenną przeciwko księciu bawarskiemu Arnulfowi, okrzyczanemu przez
Kościół jako zły, tyran i syn zepsucia, a którego wielkie sekularyzacje cofnął
częściowo jego brat, książę Bertold. Już w roku 922 Henryk mianował oficjalnie
arcybiskupa Moguncji Herigera, którego ofertę namaszczenia wcześniej odrzucił,
na arcykapelana i zaczął otaczać się coraz bardziej arcypasterzami i opatami,
przeważającymi wyraźnie w królewskich dokumentach. W 929 roku przekazał również
swego czteroletniego syna Brunona w ręce biskupa Balderyka I z Utrechtu,
przeznaczając go do kariery biskupiej.

"Święta Włócznia"

Po wielomiesięcznych staraniach, żądaniach i groźbach,
za złoto, srebro oraz, jako następny dar wzajemny, "niemałą część kraju
Szwabów" i Bazyleę, udało się na koniec Henrykowi nabyć w 926 roku od
króla Rudolfa II z Burgundii zajurajskiej zapewniającą zwyciętwo Świętą
Włócznię, rzekomo symbol praw do Italii.

Drogocenny okaz zajmował "długo znamienite
miejsce" wśród "insygniów Rzeszy" (Althoff, Keller),
świadczących o prawomocności władcy. W każdym razie owa Święta Włócznia była
podawana raz za włócznię Konstantyna, raz za włócznię Longinusa, który w
historii pasyjnej przekłuł bok Ukrzyżowanego, a który później, jak opowiadano
(wraz z nawróconym przez niego dozorcą więziennym), sam został męczennikiem i
którego przywołuje się przemyślnie przy "błogosławieństwie krwi",
przy zamawianiu krwawień i ran. Na koniec Święta Włócznia jest uważana od XI
wieku również za włócznię Św. Maurycego, wybitnego — już przez Franków
czczonego "świętego wojennego" i męczennika podniesionego do rangi
"świętego Rzeszy", który — w chrześcijańskiej legendzie o
bohaterach! -za czasów Dioklecjana zginął w Szwajcarii jako dowódca Legionu
Tebańskiego wraz z co najmniej 6600 kolejnych męczenników (s. 300): jedno
oszustwo po drugim piętrzy się w owej historii Kościoła, świętych i
męczenników, i często jedno jest większe od drugiego.

Święta osobliwość, w której, żeby tak rzec, trzy Święte
Włócznie złożyły się na jedną (tak jak w świętym Dionizym trzej kompletni
święci albo jak w jednej Boskiej osobie są trzy inne...), ów "nieoceniony
dar niebios" — obok którego były inne dalsze, niesione podczas
wypraw wojennych (1098 r" 1241 r.), choć mniej skuteczne święte włócznie
— zdobił od tej pory skarbiec koronny królów niemieckich i został
przeniesiony w 1938 roku z Wiednia do "miasta zgromadzeń partyjnych
Rzeszy" Norymbergi. Dzisiaj spoczywa jednakże na powrót w skarbcu
wiedeńskim i nie przyniósłby w zamian "niemałej części kraju Szwabów",
czy chociaż miasta Bazylei. Wówczas jednak ten "klejnot",
"nosicielka najdrogocenniejszej relikwii [...] gwarantowała jako symbol
panowania bardzo oddanemu wierze królowi jego zwycięstwa" (Kampf) —
przede wszystkim zaś triumf nad Węgrami w roku 933, na który Henryk wybrał 15
marca, dzień świętego Longina, kiedy to uroczyście niesiono ją przed
wojskiem...[385]


Czy tylko król Henryk I wiedziony raczej — według
Widukinda — "łaską bożą", czy też dzięki "geopolitycznemu
Prawu Łaby" (Gesetz der Elbe — Ludtke), rzucił się z prawdziwą pasją
na pogan, podejmując szereg pustoszących wypraw przeciwko Słowianom połabskim,
i stąd przez arcybiskupa Adalberta z Magdeburga opiewany jest jako
"zwolennik pokoju".

O piekielnym pokoju chrześcijan i o ich
"podstawowych wartościach"

Pokój zyskiwał (nie tylko wtedy!) całkiem konkretne
oblicze dla pewnych kręgów, szczególnie kościelnych — "pax
polegający nie tylko na braku wojny i zniszczenia, lecz stanowiący ziemski
odpowiednik civitas celestis[386],
w którym iustitia[387],
«prawdziwy porządek», panował powszechnie i nigdzie nie został
zepsuty lub zaburzony" (Bullough). W tak rozumianym pax wszystko bez
przeszkód może odbywać się dzięki wojnie i okrucieństwu w zupełnym chaosie, a
nawet musi być wręcz wojna — "iustitia", "prawdziwy
porządek" jest naruszany, właśnie ten chrześcijański.

Jest tak, a nietrudno to wykazać, po dziś dzień.

Pokoju za wszelką cenę chrześcijańska historia nie zna.
"Wolność", "porządek", "chrześcijańskie wartości"
muszą być zachowywane i bronione — w razie konieczności do krwi, do
totalnej ruiny nawet obrońców. Przeciwko "przestępcom bez sumienia"
papież Pius XII pozwolił nawet na wojnę atomową, nawet z użyciem broni ABC. A
to, jak ocenił wówczas jego interpretator jezuita Gundlach, profesor (i przez
pewien czas rektor) papieskiej Gregoriany w Rzymie: aż do "zagłady
ludu" — w końcu z intensywną kościelną pomocą zginął niejeden naród
(II, s. 257 i nast., 267 i nast.; IV, s. 294 i nast.) — aż do zagłady
całego świata, albowiem za przyzwolony przez nich koniec świata "przejmie
odpowiedzialność również" Bóg. Na szczęście nie znamy teraz, około roku
2000, żadnych wojen, żyjemy w całkiem pokojowych czasach: są tylko zabiegi
służące "budowaniu pokoju" i "utrzymujące pokój"...

Jednakże już w owych czasach, gdy wojny prowadzono tak
po prostu i bez zahamowań, bez mała nieustannie, właściwie zawsze chodziło o
"pokój"; pax coraz bardziej, zwłaszcza za panowania Ottona I, należał
do standardowych pojęć polityki chrześcijańskiej, był rzekomym celem każdych
jatek (defensynych i ofensywnych) urządzanym poganom[388].


Historycy wczoraj...

Na północnym wschodzie Karol Wielki wszakże nawet nie
żywił szczególnie daleko sięgających planów. Stary mistrz Hauck uważa nawet, że
cesarz myślał jedynie o ustanowieniu "granic naturalnych". "Nad
Łabą wielki zdobywca nie miał żadnych planów podbojów [...]. Karol nie dał się
skłonić do włączenia do państwa frankijskiego obszaru wenedyjskiego[389]
[...]. Dowód na to leży w tym, że nie nastąpił najmniejszy ruch, by nawrócić
Wenedów na chrześcijaństwo".

Uznajmy to za nieco śmiały wniosek autora wciąż jeszcze
mającej znaczenie Historii Kościoła Niemiec (Kirchengeschichte Deutschlands),
lecz tym godniejszy uwagi jest jego pogląd, że również późniejsi Karolingowie,
Ludwik Pobożny, Ludwik Niemiecki, jego synowie i ich następcy utrzymywali tę
Karolową "defensywną taktykę" na wschodzie, a wschodniofrankijscy
książęta przez cały wiek IX nie wyszli poza ową "defensywną
politykę", poza ustawiczne bezsilne, nie prowadzące do niczego skutki
oderwania się i podboju, odmawiania trybutu i zmuszania do niego[390].


Albertowi Hauckowi jawi się natomiast zaangażowanie
Liudolfingów jako prawdziwe "szczęście". "Jeśli bowiem sascy
książęta byli w stanie początkowo walczyć tylko o zwycięstwo i łupy, to sama
ich przewaga w polu doprowadziła w końcu do tego, że miejsce wojny łupieżczej
zajęła wojna zdobywcza. Jest to zasługą księcia Ottona, że tereny wenedyjskie
zostały najpierw rzeczywiście poddane panowaniu niemieckiemu, a wenedyjskie
plemiona przywykły do podległości niemieckim książętom. Henryk I kontynuował
rozpoczęte dzieło energicznie i z dobrym skutkiem: miejsce polityki defensywnej
zajęły teraz na całej długiej wenedyjskiej granicy działania ofensywne".
"Na tym obszarze książę Otto i król Henryk zbudowali podstawę niemieckiego
panowania, a z nią niemieckiej narodowości".

"Od czasu zwycięstwa nad Duńczykami w roku 934
zapewniona była całkowicie niemiecka przewaga nad Słowianami. Na całej linii od
Rudaw po [rzekę] Eider rozszerzyło się niemieckie panowanie nad krajem Wenedów
[...]. Miejsce bardzo luźnej zależności zajęła mniej lub bardziej konkretnie
wyrażona aneksja. Miarą znaczenia tych sukcesów jest uzmysłowienie sobie, że
obszar włączony tym sposobem do Rzeszy był większy niż któregokolwiek z plemion
niemieckich. Zdobycze na Wenedach są historycznym dokonaniem Henryka I. Dzięki
nim wprowadził on niemiecki naród na tereny, na które po prawie tysiącleciu
miał się przenieść ośrodek niemieckiej władzy"[391].


No, cudownie. Pójdźmy tropem tej "niemieckiej
władzy", tom po tomie śladem niemieckiej natury, z której miał czerpać
Wschód...

O ofiarach oczywiście nie ma tu mowy, ani o własnych,
ani o cudzych. Krew? Ani kropli, żeby tak rzec. W końcu jest to rzecz zupełnie
czysta, wręcz chwalebna. Ktoś zwycięża. Zwycięża, bo jest silniejszy. Zdobywa,
pokonuje, pokonuje ponownie, podbija, podbija na nowo, utwierdza się, łamie
siłę jakiegoś plemienia, zmusza do uznania, przede wszystkim zawsze do uznania
obowiązku trybutarnego, przyzwyczaja do podległości, rozszerza daleko
niemieckie panowanie.

Ach, co za piękna rzecz! A krew tam nie płynie. I nie
ma nieprawości. Nie ma ucieczki, wypędzenia, zniewolenia, nędzy i śmierci.
Tylko — "niemiecka władza", "niemieckie panowanie",
"dokonanie o historycznym znaczeniu"! I oczywiście teolog i historyk
Kościoła Hauck, piszący swe opus magnum w czasach wilhelmińskich, poświęca mu
słuszną ilość stron — na długo zanim Heinrich Himmler i Alfred Rosenberg
odkryli "swą miłość do «pragermańskiego» Henryka, co wydało
literaturę odpowiedniego poziomu [...]" (Bruhl).

... i historycy dzisiaj

Ponieważ jednak polityczna aura wygląda obecnie
inaczej, historyczna konstelacja się nieco przesunęła, przekazuje się również
nieco inny obraz historii. Henrykowe "dokonanie o historycznym
znaczeniu", które oczywiście już jako takie nie figuruje, jest teraz
chętnie przemilczane, traktowane tak oszczędnie, jak to możliwe, prawie
eskamotowane[392] i
oczywiście akcentowane zupełnie inaczej.

Mediewista Eduard Hlawitschka na przykład poświęca w
swym studium Studienbuch Henrykowi I wprawdzie nieomal 11 stron, natomiast jego
ofensywie na wschodzie nawet nie pół strony (mniej niż "zdobyciu Świętej
Włóczni"). Ponadto chodzi tu jedynie o: "prewencyjne zabezpieczenie
granicy", "zapobiegliwość", "stworzenie oddziału jazdy",
przy pomocy którego zostają "zwyciężone i zmuszone do płacenia trybutu
[...] małe sąsiednie plemiona słowiańskie". I to wszystko tylko
mimochodem, a właściwie jedynie, by nową jazdę "zahartować" przed
użyciem przeciwko Węgrom i przestrzec "słowiańskich sąsiadów" przed
ich wspieraniem.

W jednym z tomów daje nam rzeczony uczony
dziesięciostronicowy wykład na temat króla Henryka I, ale o jego
"dokonaniu o historycznym znaczeniu" mówi i pisze jedno jedyne
zdanie, w którym mowa jest jedynie "o walkach granicznych ze słowiańskimi
sąsiadami nad Łabą i Soławą — Hawelanami, Dalemińcami, Wieletami,
Obodrytami i Redarami, do tego z Czechami — w celu wypróbowania nowych
oddziałów jazdy i zarazem by przestrzec słowiańskich sąsiadów przed wspieraniem
Węgrów".

Wydarty, inaczej mówiąc krwawo zdobyty przez Henryka
obszar, przez Haucka z niekłamanym podziwem określany "jako większy niż
któregokolwiek z niemieckich plemion", zostaje zredukowany przez piszącego
sto lat później Hlawitschkę do swego rodzaju poligonu, wygodnie położonego w
sąsiedztwie, na którym przygotowuje się przecież budzącą największe
zainteresowanie wojnę przeciwko Węgrom[393].


O samych walkach nowsi historycy piszą, ogólnie biorąc,
równie niewiele co Hauck. Nie, jakaś krew? Zwykle prawie wcale — byłoby
to po prostu nieadekwatne, nie tyle nierzeczowe, co "niefachowe",
poniżej wszelkiego (profesorskiego) poziomu. Handbuch der Europischen
Geschichte (1992 r.) wymienia "na temat walk ogólnie" jedną jedyną
publikację — i to z 1938 roku[394].


Historiografia, zwłaszcza ta tworzona przez "ludzi
z branży", wręcz nawet w przybliżeniu nie postępuje na tyle
"obiektywnie", jak to wciąż udaje większość jej przedstawicieli.
"Na oceny zawsze wywierały wpływ problemy polityczne każdorazowej
teraźniejszości". Ten osąd Gerda Althoffa i Hagena Kellera w dwutomowym studium
Heinrich I. und Otto der Grosse (1994 r.) dotyczy wprawdzie tylko
historiografii odnoszącej się do obu pierwszych Ottonidów, charakteryzuje ją
jednak mniej czy bardziej w ogóle. Obaj historycy może by z tym polemizowali.
Jakkolwiek by było, "historyczne dokonanie" Henryka wymusza również
na nich jedynie dwa zdania w całej książce poświęconej temu królowi. I również
tutaj jawią się jego (ustawicznie) "z wielkim okrucieństwem prowadzone
wyprawy zbrojne przeciwko Słowianom" — powołując się na Widukinda
— znowu jedynie "jako przygotowanie do obrony przeciwko Węgrom,
przede wszystkim jako próba skuteczności nowej jazdy"[395]
.

Jest to motyw — "możliwy", jak to
zostało napisane w rzeczonym podręczniku. Ale jest i inny motyw: Henryk
potrzebował nowego terytorium królewskiego, nowych możliwości ekspansji i
nowych plemion, które by mógł łupić — "skarbiec królewski zapełnił
się na nowo" (Fried). "Następujące kraje", sławi Thietmar (z
"pełnego chwały życiorysu" swego bohatera wymieniając "jedynie
całkiem niewiele"), "podporządkował sobie trybutarnie: Czechy,
Dalemińców, Obodrytów, Wieletów, Hawelan i Redarów". Biskup pisze jednak
zaraz po tym: "Zbuntowali się oni oczywiście natychmiast na nowo
[...]". Lecz wtedy również zaraz zostali zaatakowani i, jak biskup Thietmar
po chrześcijańsku kontynuuje, dokonano "za to zemsty". Można też
oczywiście przyjąć, przede wszystkim za wieloma niemieckimi historykami,
"prewencyjne i trybutarne zabezpieczenie granicy" (Reindel), można
mówić o "ochronie granicy", o usiłowaniach Henryka "stworzenia
militarnie bezpiecznego pasa ochronnego dla wnętrza kraju" (Fleckenstein).


A zatem: Albert Hauck ma rację. Henryk I działał na
wschodzie ofensywnie. Im bardziej skrycie zachowywał się na zachodzie, im
ostrożniej, a nawet uległej ogólnie tam postępował, tym bezwzględniej napierał
na wschodzie.

"Zabezpieczanie granic" przez Henryka lub
"[...] nie uszedł stamtąd nikt"

Pod panowaniem tego króla tam, gdzie nawet w czasach
pokoju kwitł handel niewolnikami, zapanowało — szczególnie dzięki pancernej
jeździe — zjawisko stopniowo coraz bardziej trwałe, a mianowicie terror
skierowany przeciwko niektórym zachodniosłowiańskim i nadbałtyckim plemionom.
Utrzymał się on przez całe stulecia. Przy czym ze zwalczaniem siłą Czechów,
Słowian nadłabskich i Duńczyków łączyła się zawsze działalność misjonarska.
Jeśli naród niemiecki stale się rozszerzał, to Słowianie nadłabscy (Obodryci,
Wieleci, Redarowie, Wkrzanie, Hawelanie, Serbowie, Milczanie, Dalemińcy) byli z
całą surowością ustawicznie tępieni, ich wsie całymi setkami burzone, ludzie
mordowani, wypędzani, deportowani. "Obce panowanie jest największą
biedą", skarży się biskup Thietmar, myśli przy tym, jak przystało na
chrześcijańskiego pasterza, oczywiście wyłącznie o ucisku własnego ludu.
("Kronika Thietmara wymaga, drogi czytelniku — tak pisze on sam w
pierwszej części prologu — nieco przychylności [...]").

Henryk I już w 906 roku wyruszył na polecenie ojca
przeciwko północno-zachodniemu plemieniu Dalemińców. Tym sposobem wykazał
"swe uzdolnienia do wojaczki" i powrócił "pomyślnie po ciężkich
pustoszeniach i grabieżach" (Thietmar), co zresztą ściągnęło na Saksonię
pierwszy najazd Węgrów. Oczywiście Henryk, jak każdy Sas, nienawidził Wenedów i
nie cofał się przed żadną nieprawością wobec nich: zaciągniętemu i osiadłemu w
Merseburgu oddziałowi złożonemu z wielu bandytów, złodziei i łotrów,
"Legionowi Merseburskiemu" (który wyruszał w pole jeszcze pod Ottonem
"Wielkim", póki nie został zniszczony przez czeskiego Bolesława I),
pozwalał na każdy występek przeciwko Wenedom. I niezmordowanie uzupełniał swą
gangsterską bandę. Mianowicie zawsze gdy widział, "że jakiś złodziej lub
łotr jest odważnym mężem i nadającym się do wojennego rzemiosła, odpuszczał
ciążącą na nim karę i przesiedlał na przedmieście Merseburga, dawał pole i broń
i nakazywał oszczędzać współmieszkańców, przeciwko barbarzyńcom zaś, o ile się
ośmielą, czynić wyprawy zbójeckie. Zebrana z takich ludzi kupa wystawiała
kompletny hufiec na wyprawy wojenne". A Merseburg, położony bezpośrednio
na granicy ziem słowiańskich, był oczywiście dobrą bazą wypadową. Siedem lat ze
swego 17-letniego panowania Henryk poświęcił na walkę z ludami Słowian
nadłabskich, na głęboko niesprawiedliwe wojny, mające na celu tylko podbój i
wyzysk — jeden "z owych wielkich przywódców [...], jakich los
naszemu narodowi daje raz na tysiąclecie" (Ludtke)[396].


W roku 928, kiedy Henryk liczył sobie już 51 lat
— według niektórych historyków był w pełni dojrzałym
"geniuszem" — wszczął kampanię niemiecko-hawelańską,
"wiele walk", jak podkreśla Widukind, trwającą aż do początku lat
czterdziestych. Wykorzystał przy tym pokój zawarty z Węgrami i niespodzianie
najechał w zimie — rzecz w tych czasach niezwykła — Hawelan, plemię
należące do Związku Wieletów, osiadłe po drugiej stronie Łaby, nad środkową
Hawelą. (Od nazwy tej rzeki, jej germańskiej nazwy Habula, wywodzi się
pierwotne miano Hawelan, Habelli; jak się przyjmuje, powstało ono po
przywędrowaniu Słowian w VI wieku i zmieszaniu ze szczątkową ludnością
germańską; dało ono później korzenie Marchii Brandenburskiej).

Podczas najazdu Henryka towarzyszył mu jego
szesnastoletni syn Otto — była to dla niego dobra szkoła na całe życie.
Poza tym królewska latorośl nie umiała ani czytać, ani pisać, tak jak to było w
przypadku jego koronowanego ojca, jednakże jego potężna postura stanowiła
— jak tego chce Widukind — prawdziwą ozdobę monarszej godności!
Władca też lubił wypić. I był wielkim myśliwym, którego koniec w każdym razie
wręcz nadszedł na łowach (s. 270), potrafiącym niekiedy "podczas jednego
objazdu położyć czterdzieści lub więcej sztuk dzikiej zwierzyny"[397];
jeśli nie są to opowieści wyssane z palca. Również nie przyswoił sobie np.
łaciny, ale za to umiejętność wycinania w pień ludzi. Po wirtuozersku
praktykował to tak ojciec, jak i syn. Oraz potomkowie, jak wcześniej
przodkowie. W ogóle chrześcijanie, zwłaszcza ich arystokratyczni wybrańcy.

Po wielu walkach wzięto podczas tęgiego mrozu chroniony
wodami rzeki główny punkt oporu Hawelan, strategicznie położony gród Brennabor
(Brennę, późniejszy Brandenburg) — miał później zmieniać właściciela
jeszcze dziesięć razy (a wedle chyba dobrze udokumentowanego przypuszczenia
miał być już celem Karola Wielkiego podczas wyprawy na Wieletów w roku 789). W
948 roku założono na podgrodziu najstarszy kościół biskupi. I to właśnie obszar
nad środkową Hawelą wokół Brandenburga stanowił Marchię Północną (Nordmark),
oddaną przez Ottona I margrabiemu Geronowi (s.294 i nast.).

Zaraz po zdobyciu Brandenburga król podbił, pustosząc
ich kraj, Dalemińców mieszkających na południu w okolicach dzisiejszego Drezna
i Miśni, z którymi walki toczył już wcześniej Karol Wielki, a później w
zastępstwie ojca Henryk w 922 roku i których główny gród Ganę (nazwany tak od
Jahny, lewego dopływu Łaby koło dzisiejszej Riesy) wziął szturmem dopiero po
dwudziestodniowym oblężeniu, po czym kazał zrównać z ziemią. Wszystkich
mężczyzn, może również kobiety i dzieci, wybito — według Widukinda
zgładzono wszystkich dorosłych (puberes), a chłopców i dziewczęta oddano w
niewolę. Dla zapewnienia swego panowania król niemiecki wzniósł na wzgórzu 40 metrów nad Łabą
gród w Miśni (Misni, niem. Meissen), warownię o dużym strategicznym znaczeniu.
Również kościelnym, powstało tu bowiem później biskupstwo. Był to kres
politycznego znaczenia Dalemińców.

Jeszcze w tym samym roku, 4 września 929 roku, saski
władca rozgromił pod Łężynem (niem. Lenzen), kluczową warownią na prawym brzegu
dolnej Łaby w dzisiejszym okręgu Priegnitz, słowiańskich powstańców, przede
wszystkim dzięki przewadze swej pancernej jazdy. Źródła donoszą z dużą przesadą
o 120, a
nawet 200 tysiącach poległych Wenedów; byli to głównie uciekający lub pojmani,
których zabito, ścięto lub wpędzono do jeziora i utopiono. W każdym razie:
"pobito ich tak, że jedynie niewielu uszło" (biskup Thietmar).
"Z pieszych nie uszedł żaden, z jezdnych jedynie nieliczni, i tak
zakończyła się bitwa pogromem wszystkich wrogów" (zakonnik Widukind).
Według jego słów pod Łężynem walczyli barbarzyńcy, czym Słowianie wciąż po
prostu są, przeciwko "ludowi bożemu", opromienionemu "jasnością
i radością" — dobrym sumieniem, we wszystkich wojnach zapewnionym ku
własnej korzyści swej soldatesce przez kler. Następnego dnia padł Łężyn —
"dzięki Boskiej przychylności i łasce wspaniałe zwycięstwo". Wszystkich
mieszkańców popędzono w niewolę, kobiety i dzieci wygnano nago. Załoga głównego
grodu słowiańskich Linonów, położonego u jedynej, strategicznie ważnej
przeprawy przez Łabę między Bardowieck i Magdeburgiem, została wycięta w pień,
mimo zapewnienia swobodnego wyjścia — "nie znano litości, tylko
zniszczenie lub niewola" (Waitz).

Wielkie "dokonanie w historii wojen", zdaniem
historyka okresu faszystowskiego; dokonane przez "największego wśród
królów Europy" (regum maximus Europae), jak to można wyczytać u zakonnika
Widukinda. Jednakże również biskup Thietmar opiewał pogromcę jako takiego,
"co umiał mądrze postępować ze swoimi, natomiast wrogów pokonywać chytrze
i mężnie". O tak, były to chwalebne lata 928 i 929, w których
"potężna, zaprawdę heroiczna postać", "rewolucyjna, kształtująca
losy wielkość Henryka I", "twórca Rzeszy, wielki niemiecki król i
człowiek", "rozpoczął swą politykę wschodnią" i zdobył obszar,
"który jedynie niemiecki człowiek, i żywa krew niezliczonych pokoleń miały


prawo ukształtować na swój sposób i na swoją ojczyznę"
(Ludtke). Ale również Ryszard Wagner sławił Henryka I w Lohengrinie:
"Sławne i wielkie twe imię / nigdy na tej ziemi nie zginie!"[398]


"...Ponieważ żołnierz cuchnie trupem"
— biskup Thietmar "na szczytach edukacji swego czasu"

Kronikarz z dumą donosi o śmierci w jatkach pod Lenzen
"dwóch mych pradziadów o imieniu Liuthar", Liuthara ze Stade i
Liuthara z Walbeck; "znamienici rycerze wysokiego rodu, ozdoby i pociechy
ojczyzny [...]". Zawsze te same frazesy — przez tysiąclecia od starożytnego
Rzymu (obecne tu dzięki "narodowemu eposowi", Eneidzie Wergiliusza
10, 858 i nast.) po adekwatną propagandę wojen światowych[399]
— semper idem[400].
Decydujące jest w każdym razie to, co w historii jest notoryczne i stanowiące
normę: kolosalna historia głupoty, uciemiężenia, przestępstw i katastrof,
szczególnie zaś ogłupiające narody gloryfikowanie i uświęcanie wszystkich owych
niewypowiedzianych orgii w wyrzynaniu i wybijaniu; powtarza się to ustawicznie
— rzadko tak drastycznie i celnie uchwycone jak w Brechtowskiej Balladzie
o nieżywym żołnierzu:

"A ponieważ żołnierz cuchnie trupem,

to kuśtyka klecha tuż,

i nad nim kadzielnicą kołysze,

by tak nie cuchnął już".

Właśnie tą kadzielnicą kołysze też biskup Thietmar z
Merseburga, częstując nas po wspomnieniu swych pradziadów, "ozdób i
pociechy ojczyzny", wieloma przykładami, "dowodami", by
"żaden wierzący w Chrystusa nie wątpił w przyszłe zmartwychwstanie
zmarłych [...]". Ustawiczna chrześcijańska masakra viribus unitis[401]
prowadzona przez tron i ołtarz od początku IV wieku (I, s. 198 i nast.) jest
bowiem tradycyjnie spleciona wewnętrznie z wiarą chrześcijańską. Im więcej
płynie krwi, tym potrzebniejszy "kochany" Bóg, zwłaszcza jednak nauka
o zmartwychwstaniu — kłamstwo życia pozagrobowego.

W taki sposób Thietmar prezentuje zaraz "niedawno
odeszłą z tego świata", która, na nowo ozdrowiała, rozmawia normalnie z
kapłanem, co oczywiście kryje "niezawodne przesłanie". Coś
"bardzo podobnego — kontynuuje biskup — widzieli i słyszeli w
moim czasie strażnicy w Magdeburgu". Widzieli i słyszeli wszak w kościele
"prawdziwie śpiewających" dwóch sztywnych na amen. I również
sprowadzeni "najszacowniejsi mieszczanie" przeżyli tę naprawdę
cudowną rozkosz, na co znowuż są "wiarygodni świadkowie". Jak choćby
w Deventer zmarli w kościele składali ofiarę i śpiewali, a podglądającego ich
księdza wyrzucili po prostu na zewnątrz, a następnej nocy spalili go przed
ołtarzem "na pył i popiół", co poświadcza nawet chora siostrzenica
Thietmara Brygida (zapewne córka jego wuja, margrabiego Liuthara z saskiej Marchii
Północnej), która ponadto zapewnia: "Gdyby ma słabość mnie nie
powstrzymała, mogłabym Ci opowiedzieć jeszcze wiele z tego wszystkiego".

A biskup Thietmar nam!

Chodzi mu jedynie o to — sam kiedyś posłyszał
"wyraźnie rozmowę zmarłych", jak teraz pewien jego
"towarzysz" mógł zaświadczyć — by "wszystkim
wiernym", i to "wyraźnie" — jak ponownie podkreśla —
głosić "pewność zmartwychwstania i przyszłej zapłaty według ich
zasług"; wpoić wszystkim wiarę, że można być z dumą na wojnie "ozdobą
i pociechą ojczyzny", że w spokoju ducha można "paść" na polu
bitwy, gdyż ponownie się wstaje, powstaje z martwych, jak jego obaj
pradziadowie pod Lenzen... A "niewiernym" rozwiewa całkowicie
wątpliwości słowami proroka: "Panie, Twoi zmarli będą żyć!" Lub:
"A zmarli podniosą się z grobów, usłyszą głos Syna Bożego i uradują się
[...]". To oczywiste, jakiż głupiec mógłby w to jeszcze wątpić!

Ponieważ wszystko jest tak proste, godne wiary i przede
wszystkim prawdziwe, zwłaszcza dla chrześcijańskiego biskupa, Thietmar w swym
historycznym dziele formalnie karmi nas cudami, historiami ze snów,
objawieniami, pojawieniami się diabła, wizjami, znakami i cudami, cudownymi
uzdrowieniami i karami, tajemniczymi zaćmieniami słońca etc. etc. Jest to
przecież dzieło męża, który — jak zapewniają nas badacze —
"wyszedł z jednej z najlepszych szkół", "stał na szczycie
inteligencji", który miał "rozległą wiedzę" (Trillmich). Ergo
powalony udarem magdeburski dziekan Hepo jest w stanie wprawdzie "ledwie
szeptać", lecz przy tym "bardzo pięknie śpiewać psalmy z
braćmi". Ergo odnawia się wypite wino wciąż na nowo, tak że nie tylko
zakonnice jednego z klasztorów piją je "przez długi czas", "lecz
także wielu okolicznych mieszkańców i gości na chwałę Pana". I gdzieś tam
jakieś święte zwłoki nie cuchną, lecz pachną mocno oraz słodko "wedle
świadectwa najbardziej wiarygodnych mężów jeszcze z odległości większej niż
trzy mile".

Oczywiście lepiej jesteśmy w stanie ocenić te wszystkie
szokujące wydarzenia — tak pouczają nas zarówno historycy, jak i teolodzy
— nie z dzisiejszej perspektywy, lecz czasu naznaczonego inną wiarą i
innym sposobem myślenia. Brzmi to mądrze. Jednakże na marginesie, że jeszcze
dzisiaj miliony tak wierzą i myślą — dlaczego wierzono i myślano o takich
nieśmiertelnych bzdurach przez całe epoki z taką zajadłością? Ponieważ tysiące
i setki tysięcy ciemniaków i oszustów w sutannach wbijało je do głowy,
rujnowało klasyczne ideały antyku przez stulecia i uczyniło "mądrość tego
świata głupotą" (1 Kor 1,20), wtrąciło Wschód i Zachód w to całe mroczno-fatalne
bagno niewiedzy i zabobonu, oszustwa relikwii, cudów i pielgrzymek, które wręcz
pogrzebało duchowo narody (por. zwłaszcza III, rozdz. 3 i 4!); ponieważ
przegnali oni powszechną edukację ze szkół, podporządkowali i uczynili całe
wychowanie ofiarą chrystianizacji, a swój teologiczny obłęd duchowy uczynili
najwyższą nauką, tak że jeszcze Tomasz z Akwinu nazywał dążenie do wiedzy
"grzechem", jeśli nie ma ono na celu "poznania Boga"[402].


Można było zatem każde szaleństwo, nawet najbardziej
monstrualne, bez trudu rozpowszechniać i indoktrynować, im wścieklejsze, tym
piękniej! Nie tylko masy: illiterati et
idiotae[403].
"Lud w ekstazie — szydzi Wolter — lecący za paroma oszustami,
wystarcza; wraz z tą zarazą mnożą się cuda — i w końcu cały świat
wariuje".

Głęboko w czasy nowożytne masy chrześcijańskie wegetują
w stanie zupełnego analfabetyzmu. Ale dlaczegóż! Jednakże również arystokracja,
większość książąt: do okresu Staufów niepiśmienna. Jednej tylko rzeczy nauczyła
się ta chrześcijańska szlachta lepiej niż innych, nie miłości bliźniego nie
miłości wroga, nie Dobrej Nowiny, nie, tylko: zabijać, zabijać, zabijać![404]


W roku 931 Henryk wyprawia się na Obodrytów. W
następnym zostaje zdobyta i spalona licząca 10 tysięcy mieszkańców Libusza
(Liubusua), centrum słowiańskiego plemienia Łużyczan (według najnowszych badań
leżąca w powiecie Luckau), osiemdziesiąt lat później obsadzony przez niemiecką
załogę gród zostaje wzięty przez Bolesława Chrobrego. (Zdarzyło się to w
drugiej z trzech wojen prowadzonej przez cesarza Henryka Świętego,
sprzymierzonego z poganami przeciw księciu Polan, opiewanemu swego czasu wkrąg
jako ideał chrześcijańskiego panującego, jako rex Christianissimus i athleta
Christi; sława, której Bolesław jak wielu innych okazał się godny dzięki temu,
że 20 sierpnia 1012 roku przy wzięciu Libuszy urządził "nikczemną krwawą
łaźnię" [biskup Thietmar] i ponownie spalił gród do cna). Henryk I
podporządkował sobie Łużyce trybutarnie, jak również, dzięki wyprawie w roku
934 na kraj Wkrzan (dzisiaj Uckermark). "Nic dziwnego, że takie czyny
wywołały zachwyt Kościoła", pisano euforycznie jeszcze w XX wieku.
"Porwane przez strumień życia, nabrzmiewające z Henrykiem, życie kościelne
popłynęło rzeką [...]" (Schffel)[405].


Dotyczy to nawet też północy kraju. Mianowicie w tym
samym roku 934 Henryk pokonał w krwawej wojnie Duńczyków, uważanych przez
prawie wszystkich za niezwyciężonych, będących postrachem całej zachodniej
Europy, a na ich wicekróla Gnubę, władcę Haithabu (dun. Hedeby), nałożył trybut
i uczynił go swym wasalem. Niemniej ważne, że dzięki temu król również na
północy stworzył nową bazę dla poszerzenia państwa bożego na ziemi. Odwiódł
przecież tym samym pogan "od ich starych zabobonów i nauczył nosić jarzmo
Chrystusa" (Thietmar). Albowiem zgodnie ze starą strategią: najpierw
miecz, potem misje, zaraz po klęsce Duńczyków arcybiskup Unno z Hamburga-Bremy
rozpoczął nawracanie w Danii i Birce. Wkrótce potem Gnuba poległ w walce
przeciwko północnojutlandzkiemu królowi Gormowi, a za panowania jego syna,
króla Haralda Sinozębego, Duńczycy zostali chrześcijanami[406].


Na wschodzie natomiast przeciwnikami były diabły
najdziksze i jeszcze długo nie znające "jarzma Chrystusa".

"[...] Wieloletnia praca wychowawcza"


Węgrzy, "okropni w stroju i budowie ciała —
jak pisze mnich Widukind — lud bardzo dziki i przewyższający
okrucieństwem drapieżne zwierzęta", jak z kolei podaje swego czasu opat
Regino z Prum, mężowie "ohydnie chrząkający” "wyjący jak
psy" — to słowa Ekkeharda IV z St. Gallen, krótko mówiąc,
"dzieci Szatana" (filii Belial, Annales Palidenses), wdarli się po
raz pierwszy do Marchii Panońskiej w roku 894, a anno 900 do Bawarii.
Od tej pory często pustoszyli tereny południowoniemieckie, a Kościół stracił
— oczywiście wcześniej zrabowane — wielkie obszary. Granice
diecezji w Pasawie i Salzburgu już na początku X wieku cofnęły się do rzeki
Anizy i stoków alpejskich — jakkolwiek duszpasterze nie żałowali krwi w
swej obronie: pod Preszburgiem (Bratysława) 4 lipca 907 roku na polu bitwy
polegli z całym bawarskim wojskiem również biskupi Salzburga, Freising i Seben.


Do Saksonii, a zatem i na północ wtargnęli najeźdźcy po
raz pierwszy w 906 roku, gdy młody Henryk na rozkaz ojca poprowadził wyprawę
przeciwko Dalemińcom, okrutnie ich wyrzynając. Węgrzy, przywołani przez
Dalmińców na pomoc, strasznie złupili cały kraj. Zabili wielu Sasów, innych
powlekli w niewolę i za rządów Henryka zjawiali się ponownie w 919 i 924 roku,
na nowo w roku 926, tym razem również po drugiej stronie Renu; watahy ich
jeźdźców zalały całą zachodnią Europę — "[...] et vastaverunt omnia[407]",
typowy zwrot ówczesnych roczników.

Gdy król czekał na rozwój wypadków schroniwszy się w
swym palatium w Werli, przypadkiem wpadł mu w ręce jeden z węgierskich wodzów.
Henryk wykorzystał okazję do zawarcia dziewięcioletniego rozejmu (przy
zapewnieniu corocznego trybutu) i wykorzystał ten czas do stworzenia pasa
obronnego, wzniesienia nowych grodów i naprawy starych, przede wszystkim na
granicy ze Słowianami, przy czym zamieszkujący te tereny lud musiał dzień i noc
je budować i dbać o zaopatrzenie. Grody rozmnożyły się oczywiście od czasów
karolińskich, a w epoce ottońskiej skupiało się w nich całe życie polityczne, a
"z pewnymi ograniczeniami również kościelne" (Schlesinger). Henryk
zbudował "grody dla uzdrowienia kraju, a kościoły Pańskie dla uzdrowienia
swej duszy", notuje biskup Thietmar, redukując mocno realne
chrześcijaństwo do jego (w podwójnym tego słowa znaczeniu) praktycznych
wartości zasadniczych: Kościoła i wojny.

Następnie umocniono potężnie mnóstwo klasztorów, jak
choćby Hersfeld, Nową Korbeę, St. Gallen, i oczywiście niektóre palatia, Werlę
czy Merseburg. Nie bez znaczenia była modernizacja saskiej jazdy, opancerzonej
i "szkolonej" do wojny z Węgrami na wschód od Łaby i Soławy w
ustawicznym nękaniu Słowian; historycy mówią tu również o "próbie
wytrzymałości" (Beumann). Po sześciu latach król czuł się na tyle silny
dzięki "wieloletniej pracy wychowawczej i podniesieniu obronności swego
ludu" (Ldtke), by złamać rozejm przy gorliwym aplauzie Kościoła. W końcu
i on musiał płacić trybut Węgrom; być może był to powód natychmiastowego
wprowadzenia pogłównego na jego rzecz równocześnie z zerwaniem rozejmu w 932
roku na pierwszym poświadczonym synodzie Rzeszy za panowania Henryka I.

W powiązaniu z owym czerwcowym synodem pod
przewodnictwem arcybiskupa mogunckiego Hildeberta i w obecności króla oraz
licznych niemieckich biskupów opowiedziało się jednoczesne zgromadzenie ludu i
wojska również za wojną z Węgrami. Wszyscy bowiem żywili nadzieję, że są
dostatecznie uzbrojeni, by podjąć walkę. Król przemawiał do ludu tymi słowy:
"Od jakich niebezpieczeństw jest teraz wolne wasze państwo, które
wcześniej było w całkowitym zamęcie, to wiecie sami nader dobrze, którzy
musieliście przez wewnętrzne waśnie i zagraniczne walki tak często cierpieć.
Lecz teraz widzicie dzięki łasce Najwyższego, dzięki naszym staraniom, dzięki
waszej odwadze, że wszystko jest uspokojone i pojednane, barbarzyńcy pokonani i
podbici. To, co teraz jeszcze musimy uczynić, to powstać zjednoczeni przeciw
naszym wspólnym wrogom, Awarom".

Jakiś wróg musi zawsze być, przez wszystkie
tysiąclecia. Do czego byśmy doszli bez niego! Bo przecież, wszystko w biedzie,
zdaje się, w upadku, zmarnowane. Oprócz, ma się rozumieć, Matki Kościoła. Jego
bogactwo było wyraźnie nie mniejsze niż łupieżców Węgrów. "Dotychczas, by
napełnić ich skarbce, musiałem grabić was, waszych synów i córki, teraz
musiałbym ograbić kościoły i jego sługi, gdyż nie pozostały nam żadne
pieniądze, jedynie nagie życie. Idźcie więc po radę i zdecydujcie się, co mamy
czynić w tych sprawach. Mam wziąć skarb poświęcony Duchowi Świętemu i oddać
jako wykup za nas wrogom Boga? Czy może mam podnosić pieniędzmi godność służby
bożej, by nas raczej zbawił Bóg, będący zaprawdę naszym stwórcą i zbawcą?"[408]


Pytania retoryczne. Oczywiste, że woleli zachować skarb
kościelny, woleli wszyscy "zupełnie zostać zbawieni przez żywego i
prawdziwego Boga, gdyż jest on wierny i sprawiedliwy we wszystkich swych
drogach i święty we wszystkich swych dziełach". I tak podnieśli —
głodni zbawienia — "prawice do nieba" i zaprzysięgli królowi,
że staną u jego boku.

"Decydująca próba"

Przez całe tysiąc lat średniowiecza chyba nikt
regularniej nie wyciskał trybutów niż Frankowie i Niemcy! Ale sami płacili je
oczywiście niezmiernie niechętnie. I tak odesłano w 932 roku posłów ze wschodu
domagających się rocznego trybutu z pustymi rękami do domu — a w
następnym Węgrzy pojawili się na nowo. W Turyngii podzielili swe zagony. Watahy
nacierające w kierunku zachodnim przeciwko Sasom napotkały zrazu oddziały
saskie i turyńskie: "Wodzowie Węgrów padli — raduje się Widukind
— ich wojsko rozprasza się, ścigane przez cały kraj, część zostaje starta
przez głód i zimno, inni umierają zabici lub pojmani, jak sobie zasłużyli,
wszyscy nędzną śmiercią"[409].


Prawdziwie chrześcijański punkt widzenia sprawy.
Mówiono także o sądzie bożym. A drugi nastąpił 15 marca 933 roku za przyczyną
wojsk Rzeszy, przez zastęp wszystkich plemion pod wodzą Henryka koło Riade
(prawdopodobnie Kalbsrieth u zbiegu rzek Helme i Unstruty). Biskup Liutprand z
Cremony podnosi przy tym "chwalebny i godny naśladowania obyczaj"
Sasów, "że żaden mężczyzna zdolny do noszenia broni, liczący sobie ponad
trzynaście lat, nie może uchylić się od powołania do wojska". Wyruszono
więc z dziećmi do bitwy, grożąc karą śmierci uchylającym się od służby
wojskowej.

"Jeszcze osłabiony chorobą", relacjonuje
biskup następnie, król dosiada "w miarę swych sił rumaka, zbiera swych
wojowników wokół siebie, słowami wzbudza zapał do walki [...]". Przy czym
"ożywiony tchnieniem bożym" dodaje: "Przykład królów dawnych
czasów i pisma ojców świętych (!) nauczają nas, co mamy czynić". I zaraz
pędzą dzieci boże pod znakiem archanioła Michała — w Biblii (Ap 12,7 i
nast.) przywódcy aniołów w walce na koniec świata — z krzepkim i
oczywiście miłym Bogu, a nadto działającym cuda Kyrie eleison! przeciwko
piekielnemu "Hu, ha! [...] dzieci Szatana", sam król "już to na
przedzie, już to w środku, już to w ostatnich szeregach" (Widukind), i
biją wrogów Rzeszy — zarazem jako wrogów Kościoła— zupełnie na
głowę "dzięki łasce miłosierdzia boskiego" (Liutprand). Według
Flodoarda, na pewno mocno (lecz jeszcze nie najmocniej) przesadzającego
kanonika z katedry w Reims, padło 36 tysięcy zabitych, nie licząc rzekomo
niezliczonych potopionych w rzece.

Jednakowoż: za życia Henryka Węgrzy już nie powrócą
— piękny "sprawdzian", świadectwo "historycznej
żywotności" niemieckiej Rzeszy (Fleckenstein). Pierwsze zwycięstwo
niemieckiego króla nad Węgrami, fetowanego później przez swych żołnierzy jako
"ojciec ojczyzny, pan świata i imperator", który każe w Merseburgu
"uwiecznić" swój triumf plastycznie, jednakże wyraża "na
wszelkie sposoby chwałę Bożą, jak się należy" i podziękowanie, to znaczy
ofiarowuje płacony wcześniej wrogowi trybut na rzecz Kościoła, a rzekomo nawet
ubogim[410]
.

Od połowy X wieku następuje wypieranie Węgrów; w tym
czasie Rzesza przechodzi po zwycięstwie w 944 roku pod księciem Bertoldem na
Welser Haide do ofensywy, zwyciężając Węgrów w 948 roku i najeżdżając ich w
następnym — z udziałem między innymi biskupa Michała z Ratyzbony (który,
sam ranny, zdołał pokonać ostro nacierającego Węgra) — aż do zupełnego
triumfu pod Augsburgiem w 955 roku[411]
,[412].

Mniej więcej równocześnie z atakami na Słowian
połabskich Henryk I przedsięwziął wyprawę do Czech, których plemiona zwracają
uwagę frankijskich kronikarzy dopiero od IX wieku.

Św. Wacław, św. Ludmiła — i dwoje pobożnych
chrześcijańskich morderców w rodzinie

Czechy zostały zawojowane przez Karola Wielkiego zaraz
po jego zwycięstwach nad Sasami i Awarami, co ciekawe, zaraz po wizycie papieża
Leona I u niego w roku 804. Już w latach 805 i 806 kazał uderzyć jednocześnie
trzem armiom (IV, s. 299 i nast.) i od tego czasu poddane były chrystianizacji,
przede wszystkim przez misjonarzy z Ratyzbony. Ochrzczono tam w 845 roku także
14 czeskich możnych (duces) wraz z orszakami (cum hominibus)[413].


Po rozpadzie Wielkiej Morawy Czechy stały się znaczącą
potęgą wśród ludów zachodniosłowiańskich. Czesi, zamieszkali wokół Pragi,
jednej z najstarszych "stolic" Europy, zjednoczyli cały kraj
przypuszczalnie do końca IX wieku. "Nawróceni" zostali wówczas książę
Borzywoj I (zm. ok. 894 r.) oraz, w nieznanym miejscu, również jego żona
Ludmiła I, córka jednego z książąt serbskich; książę — według przekazów —
na dworze Świętopełka morawskiego przez biskupa Metodego, nawet jeśli nie znamy
daty jego chrztu.

Od nich rozpoczyna się nowa, i to chrześcijańska
dynastia władców, czeski ród Przemyslidow, rządzących Czechami do 1306 roku.
Również synowie tej pary książęcej, Spitygniew (889-915) i Wracisław
(Vratislav) I (915-921) — od którego bierze swą nazwę Wrocław — są
chrześcijanami. Tak samo synowie tego ostatniego, Wacław I (921-935) i jego
brat Bolesław I (929-967 lub 973) według jednych źródeł Młodszy, według innych
Starszy. Obaj po przedwczesnej śmierci ojca, księcia Wracisława, jako jeszcze
niepełnoletni zostali poddani kurateli matki Drahomiry, córki jednego z książąt
hawelańskich, również chrześcijanki, a zarazem regentki. A obu synów
wychowywała nawet sama święta, ich babka, św. Ludmiła (860-921).

Późniejsze chrześcijańskie "legendy" uczyniły
z Drahomiry i Bolesława pogan, ponieważ ona zamordowała względnie kazała
zamordować swą teściową, św. Ludmiłę, a on swego brata, św. Wacława. I jeszcze
w drugiej połowie XIX wieku katolicka historiografia kieruje się legendami:
kościelne standardowe dzieło Wetzera i Weltego określa Drahomirę jako
"pogankę", która po zamordowaniu Ludmiły władała "jak dusza
zapragnie ze swymi pogańskimi zausznikami".

W XX wieku jednak również w katolickim Leksykonie
teologii i Kościoła (Lexikon fur Theologie und Kirche) Drahomira już nie jest
"poganką", a raczej została "ochrzczona". A także Bolesław
jest "całkowicie chrześcijaninem" i to "zapewne od
młodości" (Naegle). W końcu według Podręcznika historii Kościoła (Handbuch
der Kirchengeschichte) Bolesław I oraz jego syn Bolesław II (zm. 999 r.)
"wytrwali w pełni przy chrześcijaństwie, a nawet przyczynili się do jego
umocnienia".

Jeszcze w dzień mordu na bracie demonstruje morderca
według jednego ze starosłowiańskich przekazów swą wiarę, każąc modlić się
księdzu Pawłowi nad ciałem Wacława. Również Drahomira, która 15 września 921
roku kazała swoim drużynnikom Tunnie i Gommonowi zamordować Św. Ludmiłę i ich
sowicie wynagrodzić, buduje nad jej grobem kościół Sw. Michała (podczas gdy
obaj mordercy są przez nią ścigani, Gommon zostaje zabity, a Tunna ucieka).
Czyż w parę wieków później biskup Wurzburga nie kazał spalić czarownic, i to w
niemałej liczbie, a potem odprawić mszę za ich dusze?! żadne szaleństwo nie jest
wykluczone w tej religii, a szaleństwo podawane za rozsądek, tak jak rozsądek
jako szaleństwo, jako dzieło Szatana[414].


Bolesław pozwolił przenieść ciało swej ofiary ze Starej
Boleslavi, swej rezydencji, do praskiego kościoła Św. Wita. Przeniesienie odbyło
się za jego przyzwoleniem, może i na jego rozkaz. I nakazał ratyzbońskiemu
biskupowi Michałowi konsekrować ów kościół ze szczególnym udziałem ludu,
szlachty i duchowieństwa. Następnie morderca Wacława zadbał o to, by jego drugi
syn Strachkwas, nazywany później "Chrystianem", wzrósł jako
benedyktyn w klasztorze Św. Emmerama w Ratyzbonie, z którym miał ścisłe
powiązania. Bolesławowa córka Milada została pierwszą opatką praskiego
klasztoru żeńskiego Św. Jerzego, a jego córka Dubrawka (Dobrawa) w 965 roku żoną
polskiego księcia Mieszka I z domu Piastów; według polskich źródeł pod
warunkiem, że przejdzie na chrześcijaństwo, co się też stało w następnym roku i
uczyniło z Polski kraj chrześcijański (s. 302)[415].


Oczywiście pozostałe przy pogaństwie resztki możnych
odgrywały pewną rolę w walce o władzę w Czechach, tak samo jak i konflikty
wewnątrzniemieckie, a dokładniej sasko-bawarskie. Henryk I usiłował jednak
wywierać wpływ na Czechy, przy czym — jak się przypuszcza — uzyskał
w Wacławie sprzymierzeńca przeciwko popieranemu przez księcia Arnulfa
Bolesławowi. Gdy obaj niemieccy władcy latem 921 roku niespodziewanie się
pojednali, Drahomira ujrzała w tym nie bez racji zagrożenie dla Czech,
zwłaszcza że św. Ludmiła, wyraźnie sterowana przez działającego w Pradze ratyzbońskiego
archiprezbitera Pawła, stała po stronie Arnulfa. Dlatego Drahomira kazała
udusić w tym samym roku swą teściową na zamku w Tetinie i wygnała bawarskiego
księdza z kraju. Książę Arnulf wkroczył na to w następnym roku do Czech i
podporządkował sobie Drahomirę.

Henryk dopiero pod koniec tego dziesięciolecia, po
pokonaniu Słowian północnych, Hawelanów i Dalemińców, znalazł ponownie czas, by
zająć się Czechami. Wtargnąwszy w walce ze Słowianami nadłabskimi w okolicach
Miśni na obszary Dalemińców nad granicą czeską, przeszedł przez Rudawy w
kierunku Pragi, podczas gdy — rzecz charakterystyczna — książę
Bawarii uderzył jednocześnie od zachodu. Była to ich wspólna wojna przeciwko
Czechom, służąca z pewnością zmuszeniu ich do płacenia trybutu, obligatoryjnego
od czasów Karola I, a poza tym raczej podporządkowaniu Bolesława — może i
zdławieniu spisku chrześcijańskich Czechów z pozostałymi jeszcze resztkami
związku pogańskiego — niż Wacława, który jeszcze w tym samym roku padł
ofiarą swego brata[416].


O Wacławie I, świętym Wacławie, jak go nazywa katolicka
historiografia, krąży niemało legend, nie dających się potraktować jako źródło
historyczne. Pominąć należy również wiele z tego, co kolportowali jeszcze
później teolodzy i historycy — jak na przykład jedna z katolickich
historii Kościoła jeszcze w XX wieku, z odpowiednim imprimatur i w odpowiednim
stylu: "Władca ten miał zwyczaj samemu piec hostie i tłoczyć wino do
użytku przy świętej ofierze mszalnej, by zaświadczyć tym swą cześć dla świętej
tajemnicy" (Aerssen). A jedenastotomowy leksykon kościelny katolickich
nestorów Wetzera i Weltego podaje nawet, że święty książę potrzebną do
pieczenia hostii pszenicę własnoręcznie ścinał nocą na polu w czasie żniw
(gdzie i kiedyż by indziej) i "nosił na własnych barkach do domu";
przyznaje również jednak, że jakkolwiek w piciu "nadzwyczaj
umiarkowany", czasami jednak "pił więcej niż zwykle...",
zamilczawszy już o innych sprawach.

W to, że Wacław wspierał chrześcijaństwo z wszystkich
swych sił, należy wierzyć tym bardziej, że chciał objąć panowanie nad swymi
Czechami nader wyraźnie z chrześcijańską pomocą, to znaczy zachodnich sąsiadów.
Wykształcony przez niemieckich duchownych usiłował zorganizować czeski Kościół
na wzór niemieckiego i w powiązaniu z bawarskim, wszak sam poświęcił się
Świętemu diecezji ratyzbońskiej Emmeramowi i obchodził jego święto. Czechy były
kościelnie całkowicie uzależnione od biskupstwa ratyzbońskiego i należały do
diecezji biskupa Tutona. Do niego zwrócił się też Wacław, gdy zdecydował się
zbudować na praskim grodzie — gdzie już jego poprzednicy Spitygniew i
Wracisław wznieśli kościół Najświętszej Marii Panny i Św. Jerzego — nową
i wspanialszą świątynię chrześcijańską.

Narodowy święty Czechów chciał jednak nie tylko ich
ścisłego związku z kościołem bawarskim, lecz zarazem również "trwałego
politycznego oparcia w Niemieckiej Rzeszy i podległości wobec niej",
ponieważ to "jedynie umożliwiało mu przeprowadzenie swego programu
rządów" (Naegle). Właśnie z tego panowało niezadowolenie w Czechach, gdzie
potężna i najwidoczniej rosnąca jeszcze opozycja arystokratyczna, wyraźnie pod
przewodnictwem Bolesława żywiącego ochotę na tron Wacława, nie życzyła sobie
niczego mniej, niż orientacji bawarsko-niemieckiej i podporządkowania groźnemu
i budzącemu strach sąsiadowi i jego Kościołowi, którego obawiano się już
wielokrotnie z uzasadnionych powodów. W końcu to Arnulf Bawarski już raz
wkroczył w 922 roku ze swymi wojskami do Czech, by osłonić wówczas 15-letniego
Wacława — dla jego przeciwników "władcę chorego umysłowo"
— przed stronnictwem narodowoczeskim, które później go zlikwidowało. Jak
bowiem, jak podaje Martyrologium Germaniens (w języku mocno podniosłym):
"Z powodu swego chrześcijańskiego i proniemieckiego usposobienia padł
ofiarą brata i jego siepaczy"[417].


Wacław, ostrzeżony podobno przed zdradzieckim zamachem
Bolesława w swej rezydencji w Starej Boleslavi, puścił to mimo uszu i pokładał
"wszelką ufność w Panu". Ten jednak opuścił go 28 września 929 roku.
Następnie bratobójca pośpieszył natychmiast do Pragi, zajął tron i nakazał
wielu stronników Wacława — zwłaszcza oddanych mu księży — zabić lub
wygnać z kraju, jeśli tylko pozostali na miejscu. Wprawdzie Bolesław nie chciał
usunąć chrześcijaństwa z Czech — sam był przecież chrześcijaninem —
na pewno jednak popierane przez Wacława zwierzchnictwo niemieckie. Pozostał,
pisze biskup Thietmar, "pełen pychy długi czas na tronie; w końcu jednak
pobił go mężnie król [..,]"[418].


Już wkrótce po zamordowaniu Wacław zaczął być czczony
jako męczennik, chociaż oficjalna kanonizacja została przeprowadzona dopiero w
XVII/XVIII wieku. Sława jego świętości i cudów dzięki jego
"wstawiennictwu" wciąż rosła. Jego kult szerzył się również po
drugiej stronie granicy; relikwie Wacława rozprzestrzeniły się daleko w
niemieckich krajach. Lecz główne relikwie znajdowały się do XX wieku w Pradze,
od początku tłumnie nawiedzanej przez pielgrzymów, jako że stare legendy co
najmniej co do tego się nie mylą. W każdym razie imię "Wacław" stało
się jednym z najczęściej nadawanych u Czechów.

Święty kolaborant i męczennik staje się
antyniemieckim bohaterem wojennym, a Henryk I "założycielem i zbawcą
Rzeszy niemieckiej"

Dla średniowiecznych kronikarzy "męczennik"
Wacław był wielkim bohaterem wojennym. Znany już od XIII wieku Chorał św. Wacława
śpiewano nie tylko przy koronacji czeskich królów, był on też "Pieśnią
bojową wojsk husyckich" (Lexikon fr Theologie und Kirche). A od czasów
rewolty husyckiej służył do propagandy antyniemieckiej. W czysto religijnej pieśni
o Wacławie zamiast wersu "Pociesz strapionych, wypędź wszelkie zło"
śpiewano "I wypędź Niemców, i cudzoziemców". A nawet w śpiewniku z
późnego XV wieku widniały na chorągwi św. Wacława słowa: "Na Niemców, na
zdrajców Boga!" Raz z Niemcami, raz przeciw nim, zależnie od
zapotrzebowania — sztuka (prze)życia tej religii[419].


Wracajmy jednak do Henryka I.

W czasie polowania koło palatium Bodfeld (koło
Quedlinburga) król doznał udaru. Ciężko chory wziął jeszcze udział w ostatnim
zwołanym przez siebie zgromadzeniu Rzeszy w 936 roku w Erfurcie. Następnie w palatium
Memleben nad Unstrutą dopadł go drugi udar, wskutek którego zmarł rankiem 2
lipca w wieku mniej więcej 60 lat — "możny pan i największy wśród
królów Europy, nie ustępujący nikomu we wszelkiej cnocie duszy i ciała, i
pozostawił syna, jeszcze większego niż on sam, a temu synowi wielkie, rozległe
państwo, jakiego nie odziedziczył po swych ojcach, lecz zdobył je własną siłą,
a sam Bóg mu je dał"[420].


Henryk I został pochowany w Quedlinburgu w kościele Św.
Piotra, przed ołtarzem, i rzekomo "wśród żałości i łez wielu ludów"
(Widukind). Jeszcze długo później opiewali go Hans Sachs, Klopstock ("I
oto wróg. Pora na bój. Bywaj, zwyciężaj!") i Ryszard Wagner. I, oczywiście
z naukową podbudową, kupa historyków. Dokładnie po tysiącu lat, "20 kwietnia
1936 roku" wyznaje Franz Ludtke: "W czasie gdy moja książka już jest
w druku i jako ostatnią rzecz piszę do niej przedmowę, wpadł mi w ręce artykuł
w czasopiśmie «Neues Volk, Blatter des Rassenpolitischen Amtes der
NSDAP» z 1 kwietnia (!) 1936 roku: «Henryk I, założyciel i zbawca
Niemieckiej Rzeszy»; w jego osobie rysuje się wyrazistą kreską górująca
nad wszystkimi postać króla jako niemieckiej osobowości wodzowskiej i
«przyznaje chwalebne miejsce, jakie mu się należy zgodnie z naszym
dzisiejszym pojmowaniem konieczności życiowych niemieckiego narodu i zgodnie z
wiedzą o rasach naszych dni»"[421].







ROZDZIAŁ 10.
Otton I Wielki (936-973)



"[...]
pomijając okrucieństwo królewskich kar zawsze łaskawy".





Mnich Widukind z Nowej Korbei[422]





"Nie
ma pasterza nad niego we władaniu królestwem! Nowych biskupstw zdołał wznieść
sześć. Z wielką siłą zatriumfował nad haniebną pychą Berengara. Takoż
zbuntowanym Lombardczykom zgiął karki aż do ziemi [...]. Najdalsze prowincje
płaciły mu trybuty. Zawsze książę pokoju [...]".





Biskup Thietmar z Merseburga[423]





"Otton
Wielki prowadził swe wojny na wschodzie w duchu chrześcijańskiego imperializmu.
Polityka i religia przeniknęły się tak dalece, że stanowiły
«nierozerwalną jedność»".





Bunding-Naujoks[424]





"Papież
Jan XIII postawił go w 967 roku dzięki zasługom dla Kościoła rzymskiego w
jednym rzędzie z Konstantynem Wielkim i Karolem Wielkim".





Helmut Beumann[425]





"[...]
patrząc całościowo od strony dokonań, jakie wynikły z jasno postawionych
koncepcji i w pełni przemyślanych, a następnie przeprowadzonych rozwiązań
konkretnych sytuacji, należy go zaliczyć bez wątpienia do wielkich historii
świata. Kontynuacja i realizacja wytrwałej pracy konstrukcyjnej Henryka I jest
przy tym signum jego działań, innym i ważniejszym jest świadome przejście do
[roli] europejskiego mocarstwa, wynikające z jego własnej nowej idei
państwa". "I jest on jedynym z naszych średniowiecznych niemieckich
władców, któremu historia na trwałe przydała miano «Wielkiego».
Wyniósł swe państwo do rangi europejskiego mocarstwa".





Eduard Hlawitschka[426]


Po pierwsze miecz....

Henryk I, "ojciec swego kraju — największy i
najlepszy z królów" (Widukind), pozostawił ze swego małżeństwa z Matyldą
(s. 252) trzech synów: Ottona, Henryka i Brunona. Jeszcze na wiosnę desygnował
na zgromadzeniu Rzeszy w Erfurcie najstarszego, urodzonego 23 listopada 912
roku, 24-letniego Ottona oficjalnie na swego następcę. Starszy od niego
Tankmar, zrodzony z pierwszego — uznanego za nieważny— związku,
został pominięty, jak i drugi syn z drugiego małżeństwa, Henryk, ukochany syn
królowej Matyldy, którego chętniej widziałaby na tronie. Tak więc—w
rodzącej się tradycji ceremonii koronacyjnej niemieckich królów — Otton I
z saskiej dynastii Liudolfingów, przyszły pierwszy niemiecki cesarz, został
namaszczony i koronowany 7 sierpnia 936 roku w Lotaryngii (odebranej przez jego
ojca królowi Burgundów Rudolfowi), w karolińskim palatium w Akwizgranie. Potem
zakończył dzień rytualną "ucztą królewską", wielką orgią obżarstwa i
pijaństwa ("istotnym elementem wszystkich uroczystości, przy których był
obecny król": Bullough).

Na wstępie pokłócili się jednak trzej nadreńscy
arcybiskupi z Trewiru, Kolonii i Moguncji o pierwszeństwo w dokonaniu
wyświęcenia władcy. Rotbert z Trewiru, wkrótce potem arcykanclerz/arcykapelan,
nim zmarł w 956 roku na zarazę, wskazywał na starszeństwo swego biskupstwa oraz
jego ustanowienie "ponoć przez świętego Piotra" (tamquam a beato
Petro apostolo). Wszakże również Wilfryd z Kolonii chciał dokonać aktu
koronacji. Ostatecznie zgodzono się na Hildeberta z Moguncji w asyście
metropolity kolońskiego. Przy tym arcybiskup moguncki, "mąż cudownej
świętości" (Widukind), przekazał w kaplicy i — żeby tak rzec —
pod zakrzywioną, pasterską laską, jaką nosił, Ottonowi jako pierwsze z
insygniów Rzeszy miecz ze słowami: "Przyjmij ten miecz, którym wypędzisz
wszystkich wrogów Chrystusa, pogan i odstępców, na mocy udzielonego Ci boskiego
pełnomocnictwa i na mocy władzy na całą Rzeszą Franków, dla umacniania pokoju
wszystkich chrześcijan". Zdanie, o którym Pierre Riche pisze, że zawiera
"już cały program panowania Ottona". W każdym razie ten ukoronowany
władca przyniósł obfitość wojen z poganami, natomiast pokoju wśród chrześcijan
wcale, ni po tej, ni po drugiej stronie Alp[427].


Po poświęceniu i namaszczeniu w basilicae "Magni
Caroli" Otton, pojawiwszy się Świadomie w stroju frankijskim, a zatem w
ciasno leżącej szacie, został posadzony w zachodnim chórze klasztoru, na
kamiennym tronie Karola (jeszcze dzisiaj można go podziwiać w emporze kaplicy
palatium); cały, zapewne starannie obmyślony ceremoniał ukazuje młodego
monarchę jako rex Francorum, jako kontynuatora tradycji karolińskich. Kościół
wyniósł go do "rex gratia dei", do króla z Bożej łaski, do
"wybranego przez Boga (a Deo electum) i wywyższył wyraźnie ponad wszelką
arystokrację.

Zarazem widocznie zaznaczyła się już od początku
— w zdecydowanym odróżnieniu od rządów jego ojca i poprzednika —
nowa, kluczowa pozycja kleru w systemie władzy i wyraźne podporządkowanie
książąt. Już nie są równi rangą wyróżnionemu z nich "pierwszemu", jak
za rządów Henryka I, lecz "sługami" pomazańca, pana z Bożej łaski.
Oni, Gizelbert z Lotaryngii, Eberhard z Frankonii, Hermann ze Szwabii i Arnulf
z Bawarii, pełnią podczas królewskiej, uroczystej uczty wobec nowego władcy
służby dworskie jako cześnik, stolnik, podczaszy i marszałek. Były to urzędy
istniejące już na dworze merowińskim, z których wywodzą się późniejsze cztery
arcyurzędy Rzeszy.

Natomiast Akwizgran stał się miejscem koronacji
niemieckich władców średniowiecza. W ciągu sześciuset lat, między 936 a 1531 rokiem, otrzymało
tu koronę 34 królów i 11 królowych[428].


Ochrona kościołowi, wojna poganom

Otton I, który kazał się namaścić przez Kościół zaraz
przy obejmowaniu tronu, udzielić sobie "wyższego" święcenia, był
władcą na skroś pobożnym, a nawet tak przenikniętym sakralnym charakterem swego
panowania i władania, jego podporządkowania klerowi, "że wykonywanie
królewskiej władzy stało się dla niego służbą kapłańską" (Weitlauff).
Jego, żeby tak rzec, wywyższone aktem namaszczenia królestwo głosi od samego
początku "odmienione nastawienie wobec Kościoła" i staje się
"zarazem wzorem chrześcijańskich monarchii średniowiecza" (Struve).
Poddani Ottona, jeśli wierzyć Widukindowi, widzą w jego życiu normę
postępowania miłą Bogu. Król, mówiący zresztą w saskim dialekcie, o czerwonej
twarzy i długiej brodzie, pozostaje pod ustawiczną ochroną Boga, jest podporą i
nadzieją chrześcijaństwa, wielkim bożym władcą, którego panowanie jest podobne
do panowania Pana Wszechświata.

Otton Wielki, podobnie jak Karol "Wielki", postrzega
swe główne zadania w ochronie Kościoła i, mimo paru incydentów, papiestwa.
Wręcz dosłownie ponowił w jednym z zachowanych dokumentów zwyczajowe obietnice
Karolingów wobec papieży, ponownie potwierdził na piśmie stare darowizny i
zagwarantował kanoniczne obsadzanie tronu rzymskiego.

Obok i wraz z "defensio ecclesiae" władca
ten, który nigdy nie wkładał korony uprzednio nie pościwszy, widzi swe kolejne
główne zadanie "w nawracaniu pogan ku Bogu" (Brackmann). Właśnie w
jego przypadku widać "bardzo mocno dość długie powiązanie wojen na
wschodzie z misją" (Bnding-Naujoks). I jeśli Kościół nie był bynajmniej
jednolity pod względem interesów, to mógł się rzecz jasna modlić za Ottona i
jego wojska — w końcu modlitwa w litaniach i laudach[429]
za wojsko już w połowie VIII wieku jest regułą[430].


Podczas wojny królewskim rębajłom powiewa sztandar
Rzeszy z archaniołem Michałem. I oczywiście rusza w pole z nimi również
"Święta Włócznia". W wojennej potrzebie Otton rzuca się przed nią na
ziemię, żarliwie się modląc, jak choćby w marcu 939 roku na południe od Xanten.
Po bitwie 2 października w pobliżu Andernach klęka przed nią do dziękczynnej
modlitwy. Na ważnych spotkaniach kościelnych, synodzie generalnym w Ingelheim w
roku 948, późniejszym synodzie narodowym w Augsburgu, programowo wspiera
chrześcijaństwo i jego szerzenie i uroczyście obiecuje, że w każdym czasie
sercem i ramieniem będzie walczył za Kościół. Burzy świątynie pogańskie i
buduje chrześcijańskie bazy misyjne, dba o misjonarzy i tworzy stabilnie
zorganizowane diecezje. W 967 roku na wielkim zgromadzeniu kościelnym Rzeszy w
Rawennie składa raport papieżowi i członkom synodu na temat swej
"działalności misyjnej" wśród Słowian.

Otton I jeszcze bardziej zacieśnił tradycyjną więź
Karolingów z Kościołem. On i jego następcy rozwijali odziedziczone tradycje.
Otton I, Otton II i Otton III, cesarze z dynastii saskiej, jak nikt wcześniej i
później opanowali Kościoły zachodnie. Otton I wydawał przepisy przeciwko
duchownym, czyniącym polowania na zwierzynę łowną i kobiety, oraz przeciwko
świeckim, odbierającym księżom dochody z dziesięcin. Kierował zgromadzeniami
synodalnymi. W 941 udał się do Wurzburga i Spiry, a w 942 do Ratyzbony, by
uczestniczyć tam w obiorze biskupa. I co oczywiste, Ottonowie rozstrzygali o
objęciu biskupiego stolca — przy czym Duch Święty nadzwyczaj dobrze
pamiętał o królewskich krewnych. Otton ustanowił swego (pozamałżeńskiego) syna
Wilhelma w 954 roku arcybiskupem Moguncji, rok wcześniej brata Brunona
arcybiskupem Kolonii, a w 956 roku kuzyna Henryka arcybiskupem Trewiru. Biskupi
Wurzburga Poppon I i Poppon II, Metzu — Dytryk I, Verdun —
Berengar, Cambrai — inny Berengar, Osnabrck — Liudolf, to kolejni
królewscy krewni. Córka Ottona, Matylda, jako jedenastoletnie dziewczę została
pierwszą opatką Quedlinburga.

Także papieży Ottonowie osadzali i usuwali całkowicie
według własnego widzimisię. Otton I zdetronizował Jana XII i Benedykta V, Otton
III intruza Jana XVI. Bez ich interwencji kościelne układy w Rzymie (s. 310 i
nast.) stałyby się jeszcze potworniejsze. Katolickie majestaty nie miały zbyt
euforycznego wyobrażenia na temat "namiestników Chrystusa". Otton III
jako pierwszy z całą ostrością zakwestionował "dar Konstantyna"[431]
jako fałszerstwo.

Biskupi — przynoszący zyski instrument
panowania

Przede wszystkim Otton I przyciągnął do siebie biskupów
i opatów wielkich klasztorów Rzeszy, by zaprząc ich do "służby
państwowej". Należący zwykle do arystokracji wysocy duchowni pochodzili
często z kaplicy królewskiej, gdzie pierwotnie (również) pełnili zadania
duchowne, później jednakże zostali wdrożeni do interesów władcy. Za panowania
Ottona większość biskupów w Saksonii, Frankonii i Bawarii pochodziła z jego
kancelarii i kaplicy nadwornej. Na początku lat pięćdziesiątych X wieku liczba
kapelanów znacznie wzrosła; od późnych lat sześćdziesiątych podwoiła się wręcz,
a nawet potroiła liczba personelu centralnych placówek Rzeszy. Z czasów rządów
Ottona I znamy co najmniej 45 nadwornych duchownych, wśród nich nieco więcej
duchownych świeckich niż zakonnych. I jak już za Karolingów funkcjonowali jako
doradcy, dyplomaci, administratorzy i dowódcy wojskowi.

Co oczywiste bowiem, większość "wykształconych w
wierności Rzeszy i pogłębionym rozumieniu chrześcijaństwa(!) biskupów i
opatów" (Hlawitschka) wyruszała z królem na wojnę. Na przykład podczas
wyprawy Ottona na Francję jesienią 946 roku, gdy jego armia nawiedziła grabiąc
szeroko cały obszar aż po Loarę i Normandię, byli obecni w armii metropolici
Moguncji, Trewiru, Reims obok wielu innych duszpasterzy. Arcybiskupi trewirscy
działali w roku 946 i 948 jako dowódcy także na południu, uczestnicząc w
wyprawach wojennych również między rokiem 953 a 965. Biskup Dytryk z Metzu —
którego poprzednik Adalbero, biorący wielokrotnie udział w wojnach, operował
przypuszczalnie wcześniej we Włoszech — przebywał tam za czasów Ottona
nieprzerwanie przez pięć lat. Prawie tak samo długo arcybiskup Adaldag z
Hamburga, wywierający wpływ na ottońską politykę Rzeszy i Kościoła, a później
dzięki wojnie Ottona II z Danią (974 r.) szerzący Dobrą Nowinę i swoje
"pogłębione rozumienie chrześcijaństwa" — jakie nabył na pewno
w nadwornej kaplicy, jakiś czas nawet jako kanclerz Ottona — również w
Skandynawii. Szczególnie przez cesarza cenieni Otker ze Spiry i Lantward z Minden
pozostawali na południu w sumie ponad siedem lat. Łącznie da się wykazać za
panowania Ottona I w Italii nie mniej niż 28 niemieckich biskupów i jeśli
przypuszczalnie nie wszyscy walczyli za swego pana orężnie (jak by tego pana
nie rozumieć), to z pewnością większość.

Duchowni zatem działali jako reprezentanci królewskiej
polityki wewnątrz i na zewnątrz kraju. Mieli wpływ na administrowanie Rzeszą,
duchowną i świecką służbę na dworze, sądownictwo, rozbudowę handlu i
komunikacji, decydowali o gospodarczym rozwoju swych terytoriów, o
pańszczyźnie. A ich administracyjna, ekonomiczna i militarna działalność trwała
przez całe średniowiecze, przy czym odgrywali znakomitą rolę przy wszystkich
obiorach królów, a arcybiskupi mogunccy byli wprost uważani za królodawców[432].


Oczywiście uległość państwu opłacała się klerowi. O ile
bowiem król z jego pomocą zwalczał koncentrację władzy i dążenie arystokracji,
a zwłaszcza książąt, do samodzielności, o tyle kler otrzymywał przy coraz
większym podporządkowaniu Rzeszy ogrom praw zwierzchnich i fiskalnych, zyskiwał
jednak przede wszystkim ochronę króla przeciwko zapędom arystokracji wobec jego
wielkich dóbr. Poza tym silna państwowa władza centralna pozwalała na
zdobywanie rozległych dóbr ziemskich dzięki podbojowi sąsiednich ludów
pogańskich.

Biskupi i opaci, od dawna przecież wyćwiczeni w
uzyskiwaniu immunitetów (od łac. munus, "służba, urząd, łaska, dar"),
byli obdarowywani w ten sposób darowiznami ziemskimi i nowymi przywilejami.
Otrzymywali szersze prawa, wyłączane spod dyspozycji hrabiów i książąt. Zostało
im przyznane pełne sądownictwo w tak zwanych causae maiores[433],
miasta biskupie wraz z mieszkańcami wyłączone z hrabstw, a wójtostwa kościelne
zrównane z hrabstwami. A często do owych przywilejów — immunitetu oraz
praw sądowniczych — dochodziło nadanie prawa do targu, bicia monety oraz
ustalania i pobierania ceł — pierwotnie zastrzeżonego dla króla. Gdy
przykładowo Otton w 965 roku zezwolił arcybiskupowi Bremy i Hamburga Adaldagowi
na stworzenie targu w Bremie, to przeniósł nań immunitet, prawo do pobierania
ceł i bicia monet z wszelkimi płynącymi z nich dochodami, za czym arcybiskup
stał się panem tego miasta. Przenoszenie podobnych regaliów hrabiowskich lub
królewskich na biskupów "wykraczało daleko poza to, co było wcześniej w
zwyczaju w Niemczech" (Bullough). Natomiast za panowania Ottonów
"przywilejów immunitetowych udzielanych panom świeckim w zasadzie nie było
[...]" (Schott, Romer)[434].


Tak szerokie włączanie Kościoła w interesy Rzeszy
stabilizowało królestwo, natomiast coraz hojniejsze wyposażanie biskupstw i
klasztorów i ich stale rosnący prestiż stały się zarazem podstawą zachwiania
władzy królewskiej wywołanego reformami kościelnymi w XI wieku. Lecz monarcha
zdecydowanie postawił na episkopat i to na niekorzyść własnych krewnych i wysokiej
arystokracji.

Katolicka banda rodzinna — Bawaria i bunt
królewskich braci

Samowładne przejęcie władzy przez Ottona w Rzeszy
wschodniofrankijsko-niemieckiej oznaczało z jednej strony zerwanie z karolińską
praktyką podziału władzy przy sukcesji tronu na rzecz idei jedności i
niepodzielności Rzeszy. Z drugiej strony usiłował on w oparciu o tradycje
karolińskie wzmocnić pozycję króla wobec magnatów.

I tak początek rządów doprowadził wkrótce do
destabilizacji, pierwszych niepokojów, a nawet gwałtownych walk wewnątrz kraju,
po części z powodu królewskich krewnych, którzy poczuli się pominięci, po
części z powodu książąt, którzy uznali, że ograniczono ich prawa. Bez mała
dwadzieścia lat władca, który nie chciał zawrzeć paktu przyjaźni z arystokracją
Rzeszy, wikłał się w konflikty dziedziczne i na jakiś czas znalazł się na
krawędzi ruiny, przy czym jego przeciwnicy mieli mocne oparcie w arystokracji,
dostatecznie silnej, by jeszcze w chwili śmierci zarówno Ottona I (973 r.), jak
i Ottona II (983 r.) na nowo podnieść głowę. Prawie połowę czasu swych rządów
pierwszy z Ottonów musiał strawić na ustalaniu hierarchii w państwie, musiał
prowadzić walki z frankijskimi chrześcijanami, katolikami, o wojnach poza
granicami nie wspominając.

Nawet w Saksonii i Frankonii, właściwym jądrze
ottońskiego imperium, dochodziło do napięć.

Gdy w roku 936, po podbiciu Słowian połabskich, król
powołał na margrabiego marchii obszarów nadgranicznych nad dolną Łabą Sasa
Hermanna Billunga, a rok później powierzył margrabstwo nad środkową Łabą i
Soławą hrabiemu Geronowi, starszy brat Hermanna Billunga Wichman, szwagier
królowej Matyldy, opuścił armię. Również Ekkehard, kuzyn Ottona, który wkrótce
potem padł w walce ze Słowianami, uznawał się za równie pokrzywdzonego co
Tankmar, brat przyrodni Ottona (z pierwszego małżeństwa Henryka I z Hateburgą),
od początku ograniczony w prawach dziedziczenia do prywatnej spuścizny. A
kłopoty były również z księciem Franków Eberhardem. Jeszcze niedawno przewodził
wyniesieniu Ottona na tron królewski, a później, po sporach lennych na
przygranicznych terenach frankijsko-saskich — przy czym "nigdzie nie
zaprzestano niszczenia i palenia" (Widukind) — i arbitrażu jednego
saskich wasali Ottona, został ukarany za radą dwu arcybiskupów i ośmiu biskupów[435].


Do otwartego konfliktu doszło jednak z Bawarią.

Tam bowiem zmarł 14 lipca 937 roku Arnulf
"Zły" będący postrachem wszystkich (s. 243). Wielokrotny pogromca
Węgrów zachowywał się samowładnie wobec króla i trzymał w ryzach swój kler.
Otton jednakże domagał się od Bawarii większej uległości i nie chciał tolerować
ani jej samodzielnej polityki zagranicznej, ani zwierzchności nad Kościołem
wraz ze związanym z tym przywilejem osadzania biskupów, chciał natomiast
przekształcić ten kraj w "księstwo urzędowe". Najstarszy syn Arnulfa
Eberhard (937-938) nie zgodził się na złożenie hołdu Ottonowi, uznając, że ma
pełnię praw do sukcesji po ojcu — wszak został przez niego desygnowany na
władcę Bawarii już w 935 roku.

Eberhard i jego bracia sprzeciwili się pełniejszemu
włączeniu Bawarii do Rzeszy. Odmówili tzw. comitatus — znanego już
starożytnym Rzymianom pojęcia politycznego o szerokim spektrum znaczeniowym,
interpretowanego tutaj jako obowiązek służby wojskowej. Doszło, podaje biskup
Thietmar, "do prawdziwie poważnych niezgodności wśród naszych rodaków i
towarzyszy broni". Król szukał rozstrzygnięcia zbrojnego i z początkiem
938 roku wkroczył do Bawarii, doznał jednak porażki. Na to hrabia Wichman,
starszy brat Hermanna Billunga (s. 294 i nast.) i starszy brat przyrodni Ottona
Tankmar razem z frankijskim księciem Eberhardem wczesnym latem tego roku
uderzyli na Ottona. Wzięli jego młodszego brata Henryka jako zakładnika, a
podczas gdy Eberhard wiódł go ze sobą w swobodnym areszcie, Tankmar zdobył
Eresburg.

Król ruszył do Eresburga (koło Obermarsberg nad rzeką
Diemel), gdzie buntownicy poddali się, otworzyli bramy, a nadciągający oddział
zapędził Tankmara, "zmęczonego walką młodzieńca do kościoła Św. Piotra"
(Thietmar); Sasi czcili tu niegdyś Irminsul, póki go nie zniszczył "wielki"
Karol (IV, s. 278). I chociaż Tankmar, "akt symbolicznopaństwowy",
złożył swój złoty naszyjnik i broń na ołtarzu, zamordowano go —
opłakiwanego rzekomo później w głos przez Ottona — od tyłu rzucając
włócznię. "Nie wzdragali się — pisze Widukind — wyważyć siłą
drzwi i wtargnęli zbrojnie do świątyni. Tankmar stał obok ołtarza i złożył
tamże broń wraz ze złotym łańcuchem [...]. Lecz jeden z rycerzy, o imieniu
Maincia, przeszył Tankmara od tyłu przez okno obok ołtarza włócznią i zabił go
obok ołtarza". A potem rycerz zrabował jeszcze złoto. Prawo azylu,
zastrzeżone w czasach rzymskich głównie dla świątyń, i nawet w czasach
merowińskich odgrywające dużą rolę, nie było ówcześnie już praktycznie
przestrzegane.

Po nowej wyprawie Ottona na Bawarię jeszcze w tym samym
roku król zdetronizował jej księcia Eberharda i skazał na banicję, po czym
zniknął on z kart historii. Jego miejsce zajął, obdarzony już mniejszą swobodą
i mniejszą władzą, brat zmarłego Arnulfa, Bertold z Karyntii, książę z łaski
Ottona; o sukcesji w Bawarii oraz obsadzaniu diecezji decydował teraz król[436].


Niezadowolony był jednakże również młodszy brat Ottona,
Henryk, w przeciwieństwie do niego urodzony już jako syn króla. Wspierany przez
matkę ich obu i saskich możnych, zażądał nie tylko współregencji, lecz tronu w
ogóle, przejęcia całej władzy i to chyba zaraz po śmierci ojca. Dlatego
usunięto Henryka na czas intronizacji Ottona w Akwizgranie. Zbuntował się więc
w 939 roku, zaraz po uwolnieniu, razem ze swoim szwagrem, księciem Gizelbertem
z Lotaryngii (prawnukiem Lotara I), podczas koronacji Ottona służącym jako
podkomorzy, i z księciem Eberhardem z Frankonii, który tak bardzo skorzystał na
usunięciu wszystkich starszych Babenbergów (s. 238 i nast.). Eberhard poddał
się po śmierci Tankmara, przedtem jednak zawiązał z drugim bratem króla,
Henrykiem, nadzwyczaj groźny spisek, mający na celu doprowadzenie go do władzy.


Oddziałom królewskim udało się wprawdzie w marcu 939
roku pod Birten nad dolnym Renem (na południe od Xanten) rozstrzygnąć na swoją
korzyść pojedynek z przeważającymi siłami Gizelberta i Henryka, lecz było to
szczęśliwe zwycięstwo dzięki oskrzydlającemu uderzeniu na tyły przeciwnika, co
przypisywano oczywiście modłom króla i "Świętej Włóczni", obecnym na
prawym brzegu Renu. "O Boże, wszystkich rzeczy stwórco i władco, wejrzyj
na swój lud [...]". Wszakże z Bożą pomocą "wszyscy zostali albo
zabici lub pojmani, albo co najmniej zmuszeni do ucieczki" (Widukind).
Bunt jednak rozszerzał się coraz bardziej. Powstańcy znaleźli oparcie w
zachodniofrankijskim Karolingu Ludwiku IV, podczas gdy Otton związał się z jego
wewnętrznymi wrogami, potężnym Robertynem, księciem Hugonem z Francji, który w
937 roku poślubił siostrę Ottona Hadwig[437]
(Jadwigę), oraz Heribertem II z Vermandois (który w 925 roku kazał wynieść na
co najmniej dwadzieścia lat do godności arcybiskupiej w Reims swego
pięcioletniego syna, również Hugona).

Otton, chcący przeciwdziałać utracie Lotaryngii, kazał
ją spustoszyć podczas wyprawy na zachód latem tego roku. A gdy jego przeciwnicy
— wśród nich "również kilku przestępczych i znienawidzonych od Boga
mężów Kościoła" (Continuator Reginonis), jak arcybiskup Fryderyk z
Moguncji, wysłany przez Ottona jako pośrednik — usiłowali odciąć mu
odwrót do Saksonii, a wielu z jego ludzi już zdążyło uciec, uratowały go od
katastrofy oddziały szwabskie pod wodzą Konradynów, hrabiów Udona i Konrada
Kurzbolda, bliskich krewnych nie tylko księcia Szwabii, lecz również księcia
Eberharda. Zaatakowali oni 2 października 939 roku znienacka rebeliantów pod
Andernach i pobili ich. Eberhard z Frankonii padł w walce, Gizelbert z
Lotaryngii podczas ucieczki w wodach Renu — "i nigdy nie został
odnaleziony" (Widukind)[438]
.

W ten wielki bunt przeciwko królowi byli uwikłani
również wysocy duchowni. I tak podczas powstania lat 938-939 biskup Ruthard ze
Strasburga, lub biskupi Bernain z Verdun, Gozlin z Toul, święty (jego święto
przypada na 7 września), i Adalbero I z Metzu, gorliwy reformator, oraz opat
klasztoru St. Trond. Metz stał się nawet miejscem zbiórki wszystkich przeciwników
niemieckiego władcy. A podczas gdy zwalczał on rokosz na zachodzie, a na
wschodzie pogańscy Węgrzy najechali Turyngię i Saksonię, Adalbero —
promotor lotaryńskiego ruchu reformatorskiego — zburzył walcząc przeciw
królowi kaplicę Ludwika Pobożnego w Diedenhofen (Thionville), by nie stała się
szańcem wroga.

Na uwagę zasługuje tutaj nowy moguncki książę Kościoła,
wedle współczesnego kronikarza, znanego jako Continuator Reginonis, ujawniający
swą cnotę jedynie w tym, "że zawsze przyłączał się jako drugi tam, gdzie
tylko ktoś dał się poznać jako wróg króla". Przy tym hildesheimski kanonik
Fryderyk ledwie pod koniec czerwca został przez Ottona powołany na arcybiskupa
i, zapewne jeszcze w tym samym roku, przez papieża Leona VII na apostolskiego wikariusza
i papieskiego legata na całe Niemcy, to przy okazji zarazem był szczuty przez
Ojca Świętego, by "wypędzał żydów odmawiających chrztu". (Kronikarz i
ksiądz Flodoard z Reims, w orszaku tamtejszych duszpasterzy biorący udział w
różnych wyprawach wojennych, podczas misji politycznej do Rzymu w 936 roku
spożywał posiłek z nienawidzącym żydów pontifeksem i odniósł "nadzwyczaj
korzystne wrażenie jego [...] serdeczności": Kelly). Jak Leon VII, tak i
jego wikariusz arcybiskup Fryderyk — niekiedy całkowicie bezkrytyczny i
oderwany od życia — przed którym kiedyś właśni diecezjanie zamknęli drzwi
po zdradzie króla, oddany był reformie, surowej dyscyplinie wśród zakonników.
Nie podobało mu się traktowanie dóbr kościelnych we własnej diecezji, jak i
uprzywilejowana pozycja klasztoru w Fuldzie. Król ze swej strony zamknął
mogunckiego arcypasterza i papieskiego legata — trzymającego jak jego
poprzednik od czasu wojny przeciwko Babenbergom z Konradynami — w latach
939 - 940 i 941 w klasztornym areszcie.

Po pokonaniu buntowników Otton podporządkował księstwo
Frankonii sobie samemu — straciło ono samodzielność na zawsze. A
Lotaryngię nadał (jako następcy Gizelberta) swemu ułaskawionemu w 940 roku
bratu Henrykowi, który nie zdołał się w niej utrzymać i już tej samej jesieni został
z niej przepędzony. Wciąż żądny korony, do której miał pewne prawa, usiłował
zamordować króla zawiązując spisek, i to akurat w świętą Wielkanoc (941 r.) w
Quedlinburgu. Rzecz się jednak wydała. Otton kazał ściąć wielu spiskowców,
przeważnie z saskiej arystokracji. Podejrzany również metropolita moguncki,
ledwie rok wcześniej wypuszczony z aresztu klasztornego w Fuldzie,
"oczyścił" się publicznie dzięki "sądowi bożemu", czyli
komunii. A buntujący się ustawicznie braciszek, pojmany i zawleczony do Ingelheim,
padł jeszcze w Boże Narodzenie tego roku do stóp potężniejszego brata, został
znów łaskawie przyjęty i po jak by nie było trzech buntach nie został
potraktowany jako recydywista[439]
.

"Dbałość o krewnych" i jej skutki: bunt
Liudolfa

By nie doznać porażki, jak jego ojciec Henryk, z powodu
aspiracji książąt, Otton prowadził od 940 roku pewną "politykę
rodzinną", oddawał mniej lub bardziej lubianym krewnym księstwa, raczej
peryferyjne, by ich trzymać z dala od centrów władzy — Saksonii i
Frankonii. Lub wydawał krewnych za oddane mu osoby.

I tak dał swemu zbuntowanemu, choć przy podziale
dziedzictwa wyraźnie pokrzywdzonemu bratu Henrykowi najpierw księstwo
Lotaryngii, co było oczywiście złym posunięciem; następnie, po śmierci księcia
Bertolda w 947 roku, księstwo Bawarii, ignorując jednakże wprowadzone tam przez
Luitpoldingów prawo dziedziczenia. Nowy władca zaś, Henryk I (948-955), był
żonaty od dziesięciu lat z Judytą z Luitpoldingów, córką wcześniejszego księcia
Arnulfa. Jednakowoż długi czas nie wszyscy w Bawarii zgadzali się z takową
obsadą książęcego stolca, m.in. salzburski arcybiskup Herold (939-958, zm. ok.
970 r.). Jako stronnik Liudolfa opuścił podczas powstania w 954 roku króla i
otwarcie przeszedł do obozu jego wrogów. Został jednak pojmany i jako (rzekomy)
kolaborant Węgrów po bitwie pod Mhldorf nad rzeką Inn, przypuszczalnie 1 maja
955 roku oślepiony i wygnany przez Henryka bawarskiego, co w owym czasie,
dotyczyło bowiem jednego z książąt Kościoła, bardzo wzburzyło umysły. Lecz
nawet na łożu śmierci książę nie chciał żałować swego czynu, choć żądał tego
biskup Michał z Ratyzbony.

Jak i jego brat Otton
— również Henryk, "jaśnie oświecony książę Bawarii", nie
był nadmiernie wrażliwy "na okropieństwo barbarzyńców i wszystkich ludów
sąsiednich, a nawet Greków" (Vita Brunonis). Gdy na przykład w 951 roku
zdobył Akwileję, by rozszerzyć swe wpływy w Italii, kazał pozbawić męskości
tamtejszego patriarchę Engelfryda (ok. 944-963).

Jednego z hierarchów oślepił, innego wykastrował
— lecz osobiście był dobrym katolikiem. Gdy wkrótce potem zmarł, jego
małżonka Judyta bawarska żyła "w głębokiej żałobie" i "jako
wdowa wstrzemięźliwie", dostała się jednak "zastanawiająco na ludzkie
języki" ze względu na swego doradcę, biskupa Abrahama z Freising
(957-993). Jednakże biskup Abraham okazał się dzięki sądowi bożemu, przyjęciu
komunii, "czysty na duszy i ciele" (biskup Thietmar).

Aby jeszcze bardziej skonsolidować swe panowanie, król
nawiązał dynastyczne więzi z możnymi Rzeszy.

I tak wydał w 947 roku swą szesnastoletnią córkę
Liudgardę za równie młodego Franka nadreńskiego Konrada Czerwonego[440],
posiadającego bogate dobra w regionie Wormacji i Spiry, od trzech lat księcia
Lotaryngii (944-953) i od dłuższego czasu jednego z najbardziej zaufanych
Ottona. Poza tym ożenił swego najstarszego, lecz jeszcze w młodzieńczych
latach, syna Liudolfa, w 946 roku desygnowanego na następcę tronu, w tym samym
947 roku z Itą, córką nie posiadającego synów Hermanna I ze Szwabii (926-949),
głowy frankijskich Konradynów. Po śmierci Hermanna Liudolf został księciem
Szwabii (950-954) — był to "młodzik o osobliwej sławie i
poważaniu", któremu jednak "dochodzenie do władzy nie wydawało się
dostatecznie szybkie" (Vita Brunonis)[441].


Nie udało się konsekwentnie zdążającemu do celu
monarsze powiązać Ściślej z koroną przy pomocy księstw czy korzystnych mariaży
członków swego rodu, pokrzywdzonych jego jedynowładztwem. Uprzywilejowani
cierpieli na jeszcze większy głód władzy i tak doszło — co powtarza się w
chrześcijańskich domach panujących z pokolenia na pokolenie — do nowego
buntu, buntu Liudolfa w 953 roku. Widział on zagrożenie w swym stryju, księciu
Bawarii Henryku, jak również w synu Ottona z jego drugiego małżeństwa z
Adelajdą, Henryku, urodzonym pod koniec roku 952, zmarłym zresztą już dwa lata
później.

Bardzo dla króla groźnemu powstaniu, buntowi wielu
niezadowolonych, przewodził Liudolf, najstarszy syn z małżeństwa z Edgit,
książę Szwabii (ze ścisłymi kontaktami z klasztorami St. Gallen, Reichenau,
Pfafers i Einsiedeln) i Konrad Czerwony, zięć Ottona, od 944 roku książę
Lotaryngii, "do niedawna jeszcze najdzielniejszy książę, teraz jednak
najbezczelniejszy rozbójnik". Obaj książęta buntownicy walczyli
"wszelkimi środkami przemocy i w nie mniejszym stopniu chytrości, nie
spoczywali ni w dzień, ni w nocy, siali nieufność wśród swych przeciwników, nie
zaniedbywali niczego i nie cofali się przed niczym. Ich największym celem było
dostać jakimś sposobem w swe ręce największe i najbogatsze miasta Rzeszy. Stąd,
tak mniemali, mogliby opanować z łatwością wszelkie części Rzeszy".

Otton nazywał insurgentów, mających pustoszyć kraj w
powiązaniu z Węgrami, "wrogami kraju", "zdrajcami
ojczyzny", "dezerterami, którzy w swej obrażającej Boga bezczelności
najchętniej widzieliby mnie samego zamordowanym, jak sądzę z ich ręki, lub inną
najgorszą śmiercią" (Vita Brunonis).

Prawie wszyscy Luitpoldingowie przeszli do obozu
buntowników, jak choćby większość szlachty bawarskiej w ogóle; również palatyn
Arnulf, syn księcia Arnulfa "Złego", już podczas buntu z lat 937-938
wśród rebeliantów, jednakże przez Ottona mianowany na hrabiego, a dopiero w 953
przez Ottonowego brata Henryka (gdy podążył ze swą armią do Moguncji wesprzeć
króla) na swego namiestnika. Po stronie buntowników, których rewolta objęła
wkrótce całe południowe Niemcy, a nawet przeniosła się do Saksonii, stali
również arcybiskup Herold z Salzburga i ponownie arcybiskup Fryderyk z
Moguncji, który potem na zgromadzeniu w Langenzenn w czerwcu 954 roku zapewnił,
że nigdy nie przedsięwziął niczego przeciw należnej królowi wierności, w
istocie natomiast — jak uważał sam władca — w wielu "obudził
chęć szaleństwa wojny domowej" (Vita Brunonis). Pozostawił buntownikom
jako punkt oporu Moguncję, którą Otton oblegał na próżno przez dwa miesiące w
lipcu i sierpniu 953 roku.

Jak już na Wielkanoc 941 roku król uszedł zaplanowanemu
nań zamachowi jego katolickich krewniaków. Następująca po tym wojna domowa,
pełna przemarszów, ataków, oblężeń i szturmów różnych grodów i miast, potyczek
głównie o Moguncję i Ratyzbonę, toczyła się początkowo niekorzystnie dla
Ottona, przyniosła jednak szczególnie ciężkie straty ludowi — w mieniu i
życiu ludzkim, wszak król "pustoszył i palił [...] w kraju"
(Thietmar). Również bawarska stolica Ratyzbona, oblegana bezskutecznie całymi
miesiącami pod koniec 953 roku, poszła przy okazji częściowo z dymem.

Jednakże prawie wszystkie umocnione miejsca w Bawarii
trzymały stronę buntowników, a Otton stał pod zamkniętymi bramami. Do tego
wiosną 954 roku wtargnęli Węgrzy, "ta dawna zaraza ojczyzny" (Vita
Brunonis), niespodziewanym atakiem aż po Ren i Lotaryngię. W końcu akurat
niepokoje, waśnie, wojny domowe jawiły im się jako odpowiednie momenty do ich
łupieżczych wypraw. Im mocniej chrześcijanie się bili ze sobą, tym lepiej.
Również teraz węgierskie zagony wykorzystały zatem wewnątrz katolickie jatki do
pustoszącego najazdu na Niemcy, zwłaszcza na południu. Pewnie również tym
razem, jak to często było, książęta Rzeszy wykorzystali wroga swego kraju jako
mile widzianego sprzymierzeńca. Liudolf, tak twierdzi przynajmniej Thietmar,
wziął "przeciwko swemu ojcu i królowi jako towarzyszy na żołd awarskich
łuczników". Także Konrad Czerwony był obwiniany o współpracę z Węgrami.

Jednakże właśnie z tego powodu nastroje zmieniły się na
korzyść Ottona. A jeśli nawet paru dostojników niemieckiego Kościoła, jak
arcybiskupi Fryderyk i Herold, stało po stronie buntowników, to w decydującym
momencie króla uratował od klęski nikt inny, jak mężny święty, Ulryk z
Augsburga — w Dzień Niewiniątek powołany na biskupa — który przesiadł
się z wozu na konia i przygalopował na pomoc zgnębionemu królowi. I również w
końcowym stadium walki hufiec Ulryka (oraz biskupa z Chur) odegrał decydującą
rolę[442].


Otton stworzył sobie dzięki hojnemu wyposażaniu
episkopatu w dobra i przywileje skuteczną podporę, przeciwwagę dla władzy
książąt, co wyraziło się przede wszystkim w servitium regis, "służbie dla
Rzeszy" pełnionej przez diecezje i opactwa. Przełożyły one oczywiście ten
ciężar na swych poddanych, podczas gdy obowiązek świadczenia wysokiej
arystokracji był niepewny. Personel "służby dla Rzeszy", będącej
często służbą wojenną, brał Otton w coraz większym stopniu ze swej nadwornej
kaplicy, której poświęcał szczególną uwagę[443].


Na temat ottońsko-salijskiego systemu kościelnego
Rzeszy wywiązała się w ostatnim czasie dyskusja: a mianowicie, czy stworzony
przez dawniejszych badaczy (L. Santifaller) typologiczny porządek był
historycznie uzasadniony. Czy zatem Otton I stworzył nowy typ w ramach
"systemu kościelnego Rzeszy", czy — za czym istotnie więcej
przemawia — kontynuował jedynie mocniej tradycje karolińskie, rozwijał z
większym naciskiem i konsekwentniej pewne elementy kontynuacji — w końcu
też w karolińskim kościele Rzeszy decydującą

rolę odgrywały klasztory, a w ottońskim diecezje.
Niejako duchowny urząd biskupa (zasadzający się na zupełnie bezpodstawnych, do
tego całkowicie przejętych z innych religii pojęciach wiary, ukazanych przeze
mnie w ścisłym związku z historyczno-krytyczną teologią w I znowu zapiał kur)
od dawna był przeniknięty zadaniami polityczno-militarnymi, nawet jeśli
"świeckie" władztwo i orientacja "narodowa" hierarchów za
czasów Ottonów stały się jeszcze wyraźniej widoczne. Nie ma tu nic zasadniczo
nowego, raczej od stuleci coraz bardziej rzucający się w oczy instrument panowania,
przy pomocy którego nota bene biskupi i opaci dążyli do własnych celów, na
dłuższą metę z wielką szkodą dla państwa[444].


"Christi bonus odor" (przyjemny zapach
chrześcijanina) albo "królewskie kapłaństwo"

Znamiennym ucieleśnieniem, wręcz prototypem ottońskiego
księcia Kościoła, był rodzony brat Ottona Brunon, urodzony w maju 925 roku
najmłodszy syn króla Henryka I i królowej Matyldy, w latach 953 - 965
arcybiskup koloński.

Od najwcześniejszych lat przeznaczony do stanu
duchownego już jako czterolatek wychowywany był w szkole katedralnej Balderyka
z Utrechtu (918 - 976), hierarchy spokrewnionego z domem królewskim. W wieku
czternastu lat Brunon na życzenie brata znalazł się na dworze, gdzie wkrótce
zdobył decydujące wpływy. Już w 940 roku, jako piętnastolatek, awansował na
kanclerza, a w 951 roku — jeszcze przed mianowaniem na biskupa, rzecz
wielce niezwykła — na arcykapelana i arcykanclerza, mając zarazem nadzór
nad kancelarią dworską. W 953 roku, mając 28 lat, został arcybiskupem
kolońskim; władał ostatecznie większością diecezji i opactw, a w kulminacyjnym
momencie buntu Liudolfa — faktycznie — również księciem Lotaryngii:
"archidux", jak nazywa go jego pierwszy biograf, mnich Rotger,
ściągając słowa archiepiscopus i dux, ujmując podwójną pozycję Brunona jako
księcia Kościoła i Rzeszy. Wszak okryty sławą święty także w Lotaryngii
"usunął militarnymi środkami [...] wszystkie przeciwstawiające się
królestwu opory arystokracji" (Patzold).

Na dworze, gdzie Brunon "pośród swych
służących-purpuratów" pojawiał się "w prostym odzieniu i chłopskim
kożuchu z owczych skór" (Vita Brunonis) nie biorąc przy tym kąpieli
("Christi bonus odor"), kształcono pod jego kierownictwem w kaplicy,
a szczególnie w kancelarii, młodych duchownych na biskupów, opatów, na mężów
obeznanych równie dobrze z ideą nawracania chrześcijan, jak i augustyńską ideą
(I, s. 316 i nast.) "wojny sprawiedliwej", bellum iustum, oraz wojny
napastniczej: przydatne do usprawiedliwiania masowego mordowania
"niewiernych".

Arcybiskup Brunon był zatem z jednej strony szermierzem
"reformy", propagującym monastyczne pryncypia z Gorze, słynnego
lotaryńskiego opactwa benedyktyńskiego (data założenia — 748 —
przyjęta została na podstawie sfałszowanych dokumentów), a z drugiej zaś ruszał
w pole ze swymi żołnierzami — choć nigdy mu nie zależało, by coś
"podobało się jemu samemu, lecz Bogu" (Vita Brunonis) —
najeżdżał krwawo hrabiów i innych możnych, łupił w końcu chrześcijan,
katolików, burzył grody "w domu i na wojnie", jak zdradza jego
biograf, "niestrudzony bojownik Pana". Co najmniej sześć razy święty
biskup walczył na czele swych oddziałów — badacze historii nazywają to
vita activa. Oblegał (w 959 i 960 roku) Dijon i Troyes. Walczył ze swymi
oddziałami w Burgundii i Francji, interweniował zwłaszcza w Lotaryngii,
wielokrotnie powstającej przeciw niemu, i to brutalnie. Całkowicie zniszczył
militamie hrabiego Reginara III. Został on przez króla skazany na banicję, a
jego dobra skonfiskowane; w roku 973 zmarł na wygnaniu w Czechach. (Jego
synowie, Reginar IV i Lambert, wróciwszy do kraju po śmierci Ottona, już w 974
roku na wieść o nadciągającym Ottonie II musieli uciekać do Rzeszy
wschodniofrankijskiej). Natomiast biskupowi Berengarowi z Cambrai (956-962),
którego poddani zbuntowali się podczas jednej z podróży na dwór królewski,
Brunon pomógł wrócić do miasta, po czym Berengar rozpoczął rządy terroru,
napadł przy nadarzającej się okazji na swych diecezjan i wielu kazał zabić, nie
utrzymując się zresztą długo w Cambrai. (A jego następca, biskup Ansbert
[966-971], też rządził jedynie dzięki pomocy z zewnątrz).

Przy tym wszystkim, do czego skłaniała go "nędza
ludu", św. arcybiskup był oczywiście zawsze "mężem bożym Brunem"
(Vita Brunonis), skrycie nastrojony po mniszemu eschatologicznie, ukierunkował
swój umysł na życie w innym świecie. Jednakże w walce po stronie królewskiego
brata, "światła kręgu ziemskiego", "pomazańca pańskiego",
wszyscy przeciwnicy — niezależnie od wiary, a stan taki występuje w
chrześcijaństwie przez wszystkie tysiąclecia! — stają się czystymi diabłami;
"pędzeni przez ducha nienawiści", "płonący dla Szatana",
szerzą "truciznę swej złości w całym ciele Rzeszy": wiarołomcy,
bandyci, "zaraza rodu ludzkiego", "wściekłe wilki pustoszące
Kościół Boży" etc. Natomiast w św. Brunonie "miłość" jednoczy
wszystko, najwyższą szlachetność, wysokie urzędy, godności, mądrość — i
najgłębszą pokorę, łagodność, codzienne postępy w cnocie. Dodaje przecież, jak
miał się wyrazić sam Otto, "do naszego królewskiego panowania królewskie
kapłaństwo". Święty jest zatem "zarazem godny miłości, jak i budzący
strach", jest — to leży w charakterze rodzinnym — zupełnie jak
jego brat: "pomijając okrucieństwo królewskich kar zawsze łaskawy". A
nawet, "wśród łagodnych i pokornych nikt nie był łagodniejszy i bardziej
godny miłości, wobec złych i pysznych nikt nie był surowszy". Arcybiskup
Bruno bowiem, "chrześcijanina dobry zapach", nie dysputował jedynie
ze swym biografem, "on uprawiał politykę i zajmował się niebezpiecznym
rzemiosłem wojennym". Nie, był także "dzień w dzień" ucieczką
uciśnionych i biednych. Wszakże nawet na wojnie czynił rzeczy dobre i
uzdrawiające — "również sprowadził do katedry i innych kościołów
skarby zbawienia, relikwie świętych, w ilości jak chyba żaden z jego
poprzedników" (Oediger); "cudne perły i słodkie fanty", "z
prawie wszystkich krajów i krańców świata" (Vita Brunonis)[445].


"Cudne perły" i trzydziestoletnia walka o
prymat

Za najlepszy, najpiękniejszy i najznakomitszy z
wszystkich skarbów Brunona uchodziły laska i łańcuchy św. Piotra. Relikwie te
(jak i wiele innych), które biskup zdobył z prawdziwą "miłością",
"z zachwytem", laskę z Metzu, a ogniwa łańcucha przypuszczalnie w 955
roku od papieża Agapeta II z Rzymu, były oczywiście ze szczętem fałszywe.
Akurat o laskę Piotrową — pokazywaną jeszcze w XX wieku w kolońskim
skarbcu katedralnym! — rozgorzała prawdziwa trzydziestoletnia walka
między metropolitami Kolonii a Trewiru. Wszak godność stolca biskupiego i jego
— tak ważny w religii nauczającej pokory — prymat wobec innej
diecezji -zależały w istocie od tego, czy jego założenie da się wywieść od
Piotra lub jednego z jego uczniów, co oczywiście należy włożyć między bajki
(por. II, s. 38 i nast.).

Metz i Trewir rościły sobie więc pretensje do
"uczniostwa Piotrowego" (zapisanego dopiero w IX wieku). A przeciwko
przygniatającej przewadze, jaką zdobył Brunon z Kolonii, powoływano się na
rzekomą apostolską sukcesję siedziby trewirskiej i wspierano bajeczką o lasce
Piotrowej, w której wszystko zostało zmyślone; w każdym razie przynajmniej
wskrzeszenie kolońskiego arcypasterza Maternusa — źródła historyczne
odnotowują, że żył on w IV stuleciu, lecz miał zostać wysłany na misje przez
apostoła Piotra! Po jego nagłej śmierci sprowadzono laskę Piotra z Rzymu i przy
jej cudownej pomocy pogrzebany już od czterdziestu dni w Alzacji Maternus miał
zostać ożywiony, a później wybrany na biskupa Trewiru.

Innym razem tak mocno trzymający się życia biskup
— nie można mu tego przecież brać za złe — miał powstać z martwych
na dziewięć lat w czasach Karola Wielkiego. A w ogóle, jak to podają
chrześcijańscy kronikarze, św. Maternus (dobry na infekcje i gorączki, święto
14 września) miał nawet być krewnym Jezusa, a mianowicie znanym z Ewangelii
młodzieńcem z Nain, tak że byłby trzykrotnie zmarł i ponownie zmartwychwstał
— jeśli o jego wskrzeszeniu donosi jedynie Łukasz, a wszyscy pozostali
ewangeliści, wymieniający wiele mniejszych cudów Jezusa, na ten temat jednak
milczą. Na marginesie: w roku 1059 również metropolita Reims uzasadniał swe
prawa do koronacji królewskiej powołując się na laskę Piotra, którą niegdyś
papież Hormizdas miał przekazać Remigiuszowi z Reims!

Brunon z Kolonii zawładnął więc, przypuszczalnie w 953
roku, znajdującą się w katedrze w Metzu złowieszczą laską, by pozbawić podstaw
dążenia Trewiru do prymatu. Jednakże w latach sześćdziesiątych X stulecia
sfałszowano, zapewne wśród duchownych katedry trewirskiej, tak zwany dyplom
Sylwestra, wedle którego papież Sylwester I (314-335) potwierdza kościołowi
trewirskiemu prawa prymatu nad biskupstwami galijskimi i germańskimi, jakich
kiedyś udzielił sam Piotr! A na podstawie tego falsyfikatu papież Jan XIII
przyznał 22 stycznia 969 roku arcybiskupowi Trewiru Teoderykowi (965-977)
upragniony prymat nad Galią i Germanią.

Niestety tak wtedy ważna "laska Piotrowa"
znajdowała się w Kolonii. Jednakże arcybiskupowi trewirskiemu Egbertowi
(977-993), kształconemu w królewskiej kaplicy nadwornej, który w 976 roku
został kanclerzem Ottona II, udało się uzyskać od arcybiskupa Kolonii Warina
(975985), złamanego może ciężarem "historycznych dowodów" Trewiru,
zgodę na podział laski. Z chrześcijańskiego punktu widzenia każda część
relikwii jest równie dobra jak cała, i w podzielonej tkwi bowiem uzdrawiająca
moc całej. Arcybiskup Egbert, w równym stopniu mający na uwadze materialne
bezpieczeństwo swej diecezji, jak i aspiracje do prymatu nad Galią i Germanią,
kazał sporządzić dla swego fragmentu nadzwyczaj kunsztowną gałkę, dzięki czemu
ostatecznie przewyższył koloński "oryginał" i uczynił trewirską laskę
Piotrową jednym z arcydzieł "ottońskiego złotnictwa" (Achter).

Nie dość na tym. Wyczerpujący napis na kunsztownym
dziele opowiada o historii laski, wedle której została ona kiedyś
"przesłana w celu wskrzeszenia Maternusa przez niego (Piotra)" i
wypomina przy tym łagodnie przywłaszczenie sobie trewirskiego dobra kościelnego
przez arcybiskupa Brunona z Kolonii, który zażądał laski. "Źródła pisane
uwidaczniają z całą ostrością prowadzoną od połowy wieku przez Trewir walkę o
prymat i laskę. Im bardziej Trewirowi groziło wypchnięcie z szeregu niemieckich
biskupstw, tym intensywniej dążył do eliminacji rywali poprzez demonstrowanie
własnego wieku i apostolskiego nadania" (Achter)[446].


Po stłumieniu buntu Liudolfa poszczęściło się Ottonowi
I jeszcze dalsze i większe umocnienie jego władzy, zwycięstwo na Lechowym Polu
nad Węgrami. (Porażka z nimi wpędziłaby go zapewne w nowe konflikty
wewnętrzne).

Bitwa na Lechowym Polu (955 rok) — wielki
"dar bożej miłości"

Pod Augsburgiem — jego biskupi są uznawani od IV
do VIII wieku (od Zosimusa/Dionizego po Marcjana) za "legendarnych",
to znaczy wymyślonych (źródłowo pewny jest dopiero biskup Wicterp, zm. przed
772 r.), pod Augsburgiem armia szwabsko-frankijska pod wodzą Ludwika Dziecięcia
została już raz pobita przez Węgrów w roku 913, a w 926 roku najeźdźcy
ponownie spustoszyli okolice miasta. A jak w 954 roku, tak i w rok później
najechali Bawarię, by skorzystać na wojnie domowej w Niemczech, na buncie
Liudolfa. Grasowali między Dunajem a rzeką Iller, rabowali nieumocnione
miejscowości i rozpoczęli oblężenie biskupiego miasta Augsburga.

Tym razem króla nie powstrzymywały już rebelie we
własnym obozie. Raczej szybko zmobilizował własne zastępy z prawie wszystkich
niemieckich plemion, zwłaszcza Franków, Bawarów i Szwabów, a nawet z Czech.
Brakło jedynie wojsk lotaryńskich i większości saskich, gotujących się na
Słowian. Za to po chrześcijańskiej stronie walczył prawdziwy święty, biskup
Ulryk z Augsburga — pewnie walczył również i morderca świętego,
bratobójca Czech Bolesław (s. 266 i nast.), przymuszony przez Ottona w 950 roku
za pomocą wyprawy zbrojnej do hołdu lennego.

Gdy król niemiecki nadciągnął i "ujrzał ogromne
wojsko Węgrów, pomyślał sobie, że nie może zostać pokonane przez ludzi, chyba
że Bóg się zlituje i ich wybije" (Vita Oudalrici)[447].


A Bóg i Otton współpracowali ze sobą; przy czym Otton
nie szczędził obietnic i gróźb, obiecywał jednak swym wojownikom zwłaszcza
"zapłatę i łaskę za ich pomoc", "wieczną zapłatę, gdyby padli, a
radości tego świata, jeśli będą zwycięzcami" (Thietmar). Zatem,
przynajmniej dla niektórych, nie powinno pójść źle.

Podczas gdy Węgrzy swoich do bitwy naganiali biczami
(Vita Oudalrici), katolicki król zastosował całe duchowne instrumentarium,
uczynił wszystko, co się czyni w przypadku chrześcijańskich masowych mordów, by
przekupić niebo i spreparować potencjalne ofiary bitwy metafizycznie. Już na
dzień naprzód nakazał w obozie post, a potem ślubował wśród łez, że za
zwycięstwo w tym dniu ustanowi w Merseburgu biskupstwo, jego świeżo rozpoczęte
palatium każe zaś rozbudować w kościół. "Podniósł się z ziemi, wysłuchał
mszy i przyjął komunię wręczoną przez swego dzielnego spowiednika Ulryka,
następnie bez zwłoki chwycił tarczę i Świętą Włócznię i jako pierwszy przed
swymi wojownikami wdarł się w szeregi stawiających opór wrogów [...]" (Thietmar).


Myli się kronikarz, nie mógł bowiem "spowiednik
Ulryk", zamknięty w oblężonym Augsburgu, udzielać komunii królewskiemu
wodzowi, jednakże widać tutaj, jak "niezwłocznie" msza święta, święta
komunia, święta włócznia zostały przekształcone w — jak to pisze biskup
— "krwawe dzieło". Bardzo dobrze. (A dokładnie tak samo jeszcze
w wielkich chrześcijańskich orgiach zniszczenia XX wieku — a tak na
marginesie, to "święta włócznia" jest teraz w muzeum i nie ma przy
niej też żadnego króla czy — niestety! — Najwyższego Wodza, żeby
dało się za jej przyczyną przegrać dostatecznie dużo)[448].


Mnich Widukind przekazuje jeszcze krótką, naprawdę
godną uwagi mowę Ottona I bezpośrednio przed powszechnymi jatkami: "To, że
w tym ucisku musimy być dobrej myśli, widzicie sami, moi mężowie, którzy wroga
nie z oddala (!), lecz z bliska widzieć musicie. Do tej pory walczyłem ze sławą
przy pomocy waszych zbrojnych ramion i zawsze zwycięskiego oręża i poza (!)
moją ziemią i Rzeszą wszędzie zwyciężałem; czy mam teraz w moim własnym kraju i
państwie pokazać plecy? [...]. Musielibyśmy się wstydzić, panowie prawie całej
Europy, gdybyśmy się teraz poddali wrogom".

Do tej pory, wyznaje niemiecki majestat królewski, jego
mężowie zwalczali wroga (Otton zapomina o wielu wojnach domowych!) oczywiście
"w oddali", "poza moją ziemią i Rzeszą [...]". Jasno i
wyraźnie powiedziane, co wszakże i bez tego jest oczywiste, że Frankowie i
Niemcy postępowali całkiem podobnie do przeklętych od Boga Węgrów; napadali
obce kraje i ludy, pustoszyli, mordowali, uprowadzali zakładników i jeńców, a
nawet anektowali całe połacie kraju. I tylko w ten krwawy i barbarzyński sposób
podobny Węgrom Frankowie i Niemcy, jak pyszni się jego królewski majestat,
stali się "panami prawie całej Europy". Główna różnica jest jedynie
papierowej, historiograficznej natury, polega tylko na kolosalnej hipokryzji,
ładniej powiedziawszy stłumieniu lub, jeśli kto woli, "ojczyźnianemu"
zacietrzewieniu (do dziś "uwarunkowanemu epoką"!), polega jedynie na
tym, że chrześcijańska historiografia swych (pogańskich) antagonistów —
Węgrów tutaj wziąwszy jedynie jako pars pro toto — przyrównuje na okrągło
do diabłów, wręcz hołoty, podczas gdy nie inaczej (w podwójnym tego słowa
znaczeniu) zdychających własnych diabłów przedstawia jako świetlistych zwycięzców,
szlachetnych rycerzy, bohaterów, a wszystko to w eufemistycznej otoczce, nie,
po prostu obrzydliwie gloryfikując, wysławia jako działalność misyjną,
chrystianizację, szerzenie kultury!

Krótko przed przybyciem niemieckiej odsieczy Węgrzy
rozluźnili obręcz wokół Augsburga i 10 sierpnia 955 roku doszło do ogromnej
rzezi na obniżeniach rzeki Lech pod murami miasta. Przy czym węgierskie wojska
podzieliły się w niespodziewanym manewrze. Przekroczyły rzekę, obeszły
przeciwnika i po deszczu wypuszczonych strzał zaatakowały od tyłu, najpierw
dobrze wyszkolone oddziały czeskie, które — "lepiej wyposażone w
oręż niż w szczęście" (Widukind) — szczególnie ucierpiały, potem
szwabskie, które zostały pobite podczas ucieczki.

Z Niemcami było niedobrze, póki karty nie odwrócił atak
dobrze wyszkolonej frankijskiej jazdy pod wodzą Konrada Czerwonego (s. 280)
— który na koniec padł na polu bitwy z gardłem przeszytym strzałą
(rozluźnił bowiem z powodu upału rzemienie swego pancerza) — i główne
siły zgromadzone wokół króla, "wybrańcy z wszystkich tysięcy
wojowników" (Widukind), nie wyrąbały sobie zwycięstwa. Lub jak to powiada
przepełniony bezgraniczną ufnością do Boga żywot św. Ulryka (Vita S.
Oudalrici): "W obustronnej rzezi padali wojownicy po obu stronach, i
umierali, którym od Boga było przeznaczone umrzeć. Potem jednak Bóg, dla
którego nic nie jest niemożliwe, dał chwalebne zwycięstwo królowi Ottonowi.
Wojsko węgierskie zawróciło do ucieczki i nie miało już siły walczyć dalej. A
chociaż pobita została ich niewiarygodnie wielka liczba, pozostało ich jeszcze
tak wielu, że oglądający z wałów Augsburga nadciągających Węgrów myśleli, iż
nie przychodzą jako pokonani, dopóki nie poznali, że przebiegają mimo miasta i
w największym pośpiechu usiłują osiągnąć drugi brzeg Lechu"[449].


Bitwa na Lechowym Polu, rzekomo największa w X wieku, w
dzień św. Wawrzyńca, wielkiego "sprzymierzeńca przeciw Węgrom"
(Weinrich), została rozpoczęta i zakończona z pomocą nieba. Również dzięki
ślubowi Ottona wobec "ognistego zwycięzcy", patrona tego dnia (nowe
wielkie "plany misyjne" na wschodzie) ufundowania biskupstwa w
Merseburgu. A potem nabożeństwa dziękczynne w całej Rzeszy: "najwyższemu
Bogu chwała i należne pieśni pochwalne we wszystkich kościołach"
(Widukind). Walczono pod sztandarem Rzeszy, polnym znakiem św. Michała, przy
wsparciu oddziałów św. Ulryka — "na relikwie Ulryka przez długi czas
był duży popyt" (Zoepfl). Nie należy zapominać o stymulującym znaczeniu
Świętej Włóczni wniesionej do bitwy przez Ottona. Tak więc rzekomo 20 tysięcy
Niemców odniosło zwycięstwo nad 120 tysiącami Węgrów, których pobito już nieraz
ze szczętem — choćby triumf ojca Ottona w 933 roku nad rzeką Unstrutą,
również w 943 roku pod Wels nad rzeką Traun, w 948 pod Floss nad rzeką
Entenbhl i w roku 950 we Włoszech nad Ticino, jednakowoż nawet tam była to
wciąż jedynie walka obronna.

Bitwa na Lechowym Polu jest sławiona często jako
szczególne osiągnięcie "sztuki strategicznej" (Erben), zwłaszcza że
— jak niewinnie pisze mnich Widukind, może potomek księcia saskiego o tym
samym imieniu — "nie była raczej bezkrwawa". Jeszcze tego
samego dnia i następnego ścigał król, upojony krwią i zwycięstwem pozostałych
przy życiu Węgrów i, słowami augsburskiego proboszcza katedry Gerharda,
"zabijał wszystkich, których zdołał doścignąć". Wpędzono uciekających
do Lechu, palono wraz z gospodarstwami gdzie się skryli, czasami nawet całe
wsie w okolicy. Krótko mówiąc, topiono, palono, zabijano i wycinano. "Nie
mogli znaleźć żadnej drogi i żadnych ostępów, gdzie na każdym kroku nie byłoby
nad nimi jawnej pomsty Pana" (Vita Oudalrici).

A Otton, zwycięzca, bohater, którego wojska okrzyknęły
"imperatorem" (budząca wątpliwości notatka Widukinda), myślał po
prostu o wszystkim. Nie tylko kazał "starannie sprawdzić, kto z jego
wojska pozostał", nie tylko pocieszał św. Ulryka z powodu śmierci jego
brata Dietbalda "i z powodu innych krewnych, którzy również znaleźli tam
śmierć", nie tylko przesłał ciało swego zięcia, księcia Konrada,
"troskliwie przygotowane do pochówku do Wormacji", lecz zaraz "po
krwawym dziele" rozesłał posłańców, by "serca wiernych zachęcić do
radosnej pochwały Chrystusa. Tak wielki dar boskiej miłości objął całe, a
zwłaszcza powierzone królowi chrześcijaństwo niewypowiedzianą radością i okazał
Bogu na wysokości jednomyślnie śpiewając chwałę i dziękczynienie".

Co niemniej ważne, Otton rozesłał przez umyślnych
rozkaz obsadzenia w Bawarii wszelkich przejść i brodów rzek, by w ten sposób
zlikwidować możliwie wielu uciekających wrogów, których ostatnie resztki
("Tylko siedmiu Węgrów wróciło na Węgry", utrzymują Wetzer i Welte)
dotarły przez Czechy do swej ojczyzny. Lub jak to w XIX wieku augsburski
fabrykant tytoniu i wierszokleta Philipp Schmid w przedstawieniu o bitwie na
Lechowym Polu wkłada w usta św. Ulryka: "By ojczyznę zacnego chrześcijańskiego
ludu / Oczyścić z pogan groźnej chmary".

.A propos: tak znowuż "dzikimi poganami"
Węgrzy już w końcu nie byli, zwłaszcza ich możni. Ich ostatni dowódca, Bulcsu,
przeciwnik Ottona nad Lechem, był chrześcijaninem ochrzczonym w Konstantynopolu.
Jakkolwiek było: tak jak zwycięstwo Karola Młota nad Arabami pod Poitiers w
roku 732 pozwoliło "ożywić kult św. Hilarego" (Ewig, IV, s. 185), tak
pięknym owocem i skutkiem zwycięstwa nad Węgrami był "rozkwit czci patrona
owego dnia, św. Wawrzyńca" (Buttner) — pewne kręgi naukowe
sprowadzają historię zawsze do jednej miary. (A nie zapominajmy, że dzięki
wojnom "skarby zbawienia, relikwie świętych" trafiały do kościołów:
s. 283!).

Poza tym wzięto schwytanych wodzów węgierskich w
Ratyzbonie "wraz z innymi ich rodakami na tortury" (Vita Oudalrici) i
powieszono. Jeńców uduszono i wrzucono do masowych grobów, odciążając ich
uprzednio od złota i srebra, co przyniosło złote kielichy, krzyże i mnóstwo
srebra kościelnego. Łącznie zamordowano ponoć 100 tysięcy ludzi i umożliwiono
tym sposobem Węgrom "dostęp do kultury zachodniej Europy"
(Holtzmann).

Otton I, przyjmowany w swej saskiej ojczyźnie "z
najwyższym zachwytem" (Thietmar), zyskał od tej pory przydomek
"Wielkiego". A jakkolwiek wszystko, jak piszą, co w swoim życiu
zdobył "z posiadłości ziemskich i innej własności", dał "bez
uszczerbku Bogu i jego wojownikowi Maurycemu na własność" (Thietmar),
wielki brzuch Kościoła, mówiąc za Goethem, nie został nasycony. Jak już po
pierwszych bawarskich zwycięstwach nad Węgrami zostały zgłoszone przez biskupa
Adalberta z Pasawy jego roszczenia, tak teraz natychmiast dążył do uzyskania
kiedyś zagrabionych, lecz podczas najazdów węgierskich utraconych majętności.
Biskupstwa w Pasawie, Ratyzbonie, Freising i Salzburgu i najznaczniejsze
klasztory bawarskie zajęły ponownie swe opuszczone dobra w Marchii Wschodniej,
a nawet, biskup Pilgrim z Pasawy wkroczył z misjami na Węgry, przy czym chciał
dzięki ogromnym fałszerstwom dokumentów zostać arcybiskupem[450].


Biskup Pilgrim z Pasawy (971 — 991), wielki
fałszerz przed Panem, stawia sobie pomnik literacki

Bardzo to charakterystyczne, że (również) nawrócenie
Madziarów na Węgrzech rozpoczęło się od ogromnych fałszerstw — przy czym
"pobożna" nauka chętniej mówi o "kwestii Lorch",
"która od stuleci porusza wiele piór" (Heuwieser).

Sławny i osławiony duszpasterz, wychowany w klasztorze
Niederaltaich i wyniesiony ku godnościom z pomocą arcybiskupa Fryderyka, jego
wuja, uchodzi w historii Kościoła za "męża znaczącego", skoro jego
dwudziestoletnie "rządy" (971-991) "dały podstawę późniejszej
wielkości biskupstwa pasawskiego" (Tomek). Ten wysoce duchowny oszust był
również bliskim przyjacielem św. Wolfganga, który wskutek usiłowań Pilgrima
został biskupem Ratyzbony (później patronem drwali, cieśli, pasterzy, szyprów,
pomocnym przy bólach oczu, stóp i krzyża) — "zażyła przyjaźń
połączyła wkrótce obu mężów aż do śmierci Pilgrima w roku 991" (Janner).

Przede wszystkim jednak biskup Pilgrim utrzymywał
najlepsze stosunki z Ottonami, od których otrzymał liczne przywileje.
Energiczny patron misji na południowym wschodzie, gdzie jeden z jego licznych
misjonarzy nawrócił na chrześcijaństwo nawet wielkiego księcia Gezę (Geycha
972997) w Ostrzyhomiu (węg. Esztergom, niem. Grań), ojca Stefana I, miał
wszakże bardziej dalekosiężne cele: nie tylko zwierzchnictwo nad miastem
(własność gruntów, cła, immunitet), nie tylko rozszerzenie swej diecezji w
"Marchii Wschodniej", lecz również palium oraz Węgry i Morawy pod
władzą metropolii pasawskiej. Dlatego ukazał Pasawę w "Fałszerstwach z
Lorch" jako prawnego spadkobiercę rzymskiego biskupstwa Lorch (Lauriacum)
nad rzeką Anizą (Górna Austria), wynosząc ją następnie do arcybiskupstwa. Miało
ono rozciągać się na całą Panonię, Morawy i Mezję i istnieć do 738 roku.

By udowodnić związek swej diecezji założonej w 739 roku
z arcybiskupstwem Lorch, a samemu zostać arcybiskupem, poszerzyć swą władzę,
pomnożyć dochody i uwolnić się od bawarskiej metropolii w Salzburgu, Pilgrim
sfałszował jako wprawny pisarz kancelarii królewskiej między rokiem 970 a 985 szereg dokumentów:
bullę założycielską na imię papieża Symmacha (498-514), dokumenty paliatywne na
imiona papieży z IX i X wieku, Eugeniusza II, Leona VII, Agapeta II i Benedykta
VI.

Zaprezentował również dalsze, w formie i treści sfałszowane,
lecz zręcznie sporządzone dyplomy cesarskie i królewskie: kilka rzekomych
cesarskich dokumentów Karola Wielkiego, Ludwika Pobożnego i Arnulfa, każąc je
zapewne sfabrykować notariuszowi z kancelarii cesarskiej; doszły do tego
przeróbki i manipulacje prawdziwych dokumentów Ottona I i Ottona II.
Przykładowo jeden sfałszowany przez Pilgrima dokument cesarza Arnulfa z 9
września 898 roku, przyznający sądownictwo w mieście wyłącznie biskupowi,
stanowił podstawę dla wystawionego 3 stycznia 999 roku dyplomu Ottona III,
zastrzegającego pasawskim arcypasterzom targ, prawo bicia monety, pobierania
cła oraz władzę zwierzchnią i publiczną w Pasawie.

W sfałszowanych pismach papieskich obiecuje się
biskupom pasawskim tytuł arcybiskupi, a ich "arcybiskupstwu" ziemie
madziarskie i słowiańskie oraz wikariat apostolski w Panonii, Mezji, kraju
Hunów oraz na Morawach. Całe to ambitne przedsięwzięcie miało odbyć się kosztem
Salzburga, z tego względu tamtejszy arcybiskup Fryderyk, wuj Pilgrima,
natychmiast wystąpił z przeciw falsyfikatem i zapewnił sobie lepsze prawa
dzięki szybko sfingowanemu przywilejowi Benedykta VI. Mimo "zasług"
Pasawy w misjonowaniu Węgier — sam określił je w piśmie towarzyszącym
jako matactwo — papież Benedykt VII zadecydował na korzyść Salzburga i
jego władzy nad całą Panonią.

Jeśli nawet udziałem pobożnych zabiegów biskupa
Pilgrima nie stał się sukces, jego imię jest czczone w Pasawie (jak już od
dawna w "naukach" teologicznych); a nawet, jako wuj Krymhildy i jej
braci wszedł do Pieśni o Nibelungach. W ten sposób, wedle Leksykonu Teologii i
Kościoła, "doczekał się pomnika literackiego". W istocie wielki
fałszerz kazał zapisać legendę o Nibelungach — " Von Pazowe der bischof Pilgerin / durch liebe der neuen sin /
hiez schriben dis ein maere" (Z Pasawy biskup Pilgerin / przez miłość
swych siostrzeńców / tu spisał to raz jeszcze)[451].


Już w roku 1854 Ernst Dummler wykazał w artykule o
Pilgrimie i arcybiskupstwie w Lorch fałszerstwo wszystkich dokumentów
paliatywnych dotyczących Lorch wystawionych dla Pasawy oraz nieautentyczność
dokumentu cesarza Arnulfa dla biskupa Wichinga, sporządzonego przez Pilgrima.
Oczywiście zaprzeczono temu, nie potrafiąc znaleźć dowodów. Gdy o jedno
pokolenie później K. Uhlirz, opierając się na publikacji źródeł karolińskich i
saskich, również zarzucił fałszerstwo dokumentom z Pasawy, ponownie
zaprotestowano. By oczyścić "słynnego biskupa" (Heuwieser),
zdecydowano się nawet na obwinienie mniej "sławnych" hierarchów, jak
Wiching lub żyjący u schyłku XII wieku biskupi Diepold i Wolfker. W 1909 roku
Waldemar Lehr w berlińskiej dysertacji jeszcze raz z najwyższą starannością
wykazał fałszerstwa popełnione przez Pilgrima. Zapowiedziana przez W. Peitza
replika nie ukazała się. A w wydanej w "roku jubileuszowym 1939" na
1200-lecie istnienia historii Pasawy autor był zmuszony przyznać, "że pod
rządami biskupa Pilgrima za pomocą szeregu nieprawdziwych, w tym celu
sporządzonych dokumentów cesarskich i papieskich podjęto próbę udowodnienia
sukcesji arcybiskupstwa w Lorch przez biskupów w Pasawie i podporządkowania im
praw metropolitalnych nad Węgrami"[452].


Właściciel niewolników i wojownik zostaje
uroczyście i formalnie kanonizowany jako pierwszy katolik

Z pewnością nieśmiertelne zasługi zyskał swego czasu
również biskup Ulryk z Augsburga (923-973). Po zwycięstwie na Lechowym Polu
otrzymał przynależną hrabiom władzę sądowniczą, prawo do bicia monety i do
posiadania targu. A już parę dziesięcioleci później został kanonizowany. Nie
każdemu oczywiście, kto żywi zwykłe wyobrażenie o świętości, musi się to dziś
wydawać równie święte.

Ulryk zawdzięczał swój urząd, jak to w przypadku
biskupów jest regułą przecież od stuleci (III, s. 303 i nast), swojej rodzinie,
rodowi późniejszych hrabiów z Dillingen. Już wuj, błogosławiony Adalbero, był
(od 887 roku) biskupem w Augsburgu, do tego doradcą cesarza Arnulfa, wychowawcą
jego syna Ludwika, a podczas rządów jako niepełnoletniego "prawie regentem
Rzeszy" (Lexikon fur Theologie und Kirche). Pod rządami błogosławionego
wuja święty siostrzeniec urzędował jako administrator diecezji, zrezygnował
jednak z tej służby po jego śmierci (909 r.), nowy biskup Hiltin nie był bowiem
dla niego "wystarczająco dystyngowany". Zarządzał potem przez
czternaście lat posiadłościami ziemskimi swego rodu, by samemu stać się dzięki
krewnym w 924 roku biskupem w Augsburgu — gdy tenże z uporem, wbrew
przepisom kościelnym, chciał wyznaczyć na swego następcę kolejnego Adalbero,
swego bratanka. Nie będąc wyświęconym działał onże już jako biskup; z powodu
złego przykładu i naruszenia prawa kanonicznego zostali obaj pociągnięci do
odpowiedzialności przed synodem we wrześniu 972 roku w Ingelheim. Jednakże
wkrótce potem obaj zmarli.

Jako święty biskup, a zarazem dowódca zbrojnych
oddziałów, który otoczył miasto katedralne murami obronnymi, Ulryk trzymał
niewolników, "podróże wizytacyjne" odbywał pod ochroną sług i wiódł
ze sobą cały "tabor" do zbierania danin. Podróżował zawsze też w
towarzystwie "swych najzdolniejszych wasali", by przy jakichkolwiek
kłopotach móc prowadzić "pertraktacje z konieczną pewnością" (Vita
Oudalrici). Święty biskup nieustannie wojował zbrojnie i konno. Tak na przykład
późną jesienią 953 roku z królem Ottonem pod Ratyzboną. A gdy po powrocie nie
mógł zostać we własnym mieście biskupim, obwarował się, całą zimę odpierając
ataki, w grodzie "Mantahinga" (Schwabmimchen). 6 lutego 954 roku
pobito palatyna Arnulfa wraz z "kupą owych nieszczęśników, którzy
wcześniej splądrowali miasto Augsburg". Pobito ich tak, że "większość
z nich zginęła". A gdy biskup Ulryk wrócił ponownie do Augsburga, to jego
biograf proboszcz katedralny Gerhard napisał: "żaden z tych, którzy
zdobyli łupy w Augsburgu jako wrogowie matki Bożej Maryi, nie uszedł karze,
chyba że niezwłocznie wykupił sobie z własnych środków przebaczenie wielebnego
biskupa".

W istocie nastąpiła seria "cudownych kar".

Jeden z plądrujących w Augsburgu stracił rozum i
wyzionął ducha. Inny zginął od uderzenia końskiego kopyta. Syn księcia Bawarii,
palatyn Arnulf, "który się poważył jako wróg wtargnąć do dóbr świętej
Maryi" (chociaż "wielebny biskup" groził karą kościelnej
banicji; nie wolno było "się ośmielić tknąć choćby w najmniejszym stopniu
dóbr świętej Maryi, które leżały w jego diecezji": Vita Oudalrici), padł w
954 roku w zamęcie bitewnym pod Ratyzboną. Czwarty, wziąwszy w Augsburgu
zaledwie sztukę taniego obrusu, natychmiast został "opętany przez diabła i
nie mógł się go nijak pozbyć, ani w kościele, ani poza nim, ani przez
skropienie święconą wodą. Diabeł nigdy nie opuszczał jego boku. W końcu wybrał
się w drogę do Augsburga, zwrócił zabrane dobro i prosił biskupa, by zechciał
go w imię Chrystusa ćwiczyć rózgami i dać odpuszczenie jego winy. I tak został
uwolniony od diabła i wrócił uzdrowiony do domu". Zaprawdę, wiedzieli oni,
jak obchodzić się ze swymi owieczkami.

Gdy dotyczyło to naprawienia szkód, dokonania odbudowy,
wspomagał Ulryk oczywiście "szczególnie", podkreśla proboszcz
katedralny Gerhard, "obrabowanych duchownych katedry",
"wspierając ich każdym sposobem". A w nie mniejszym stopniu wspierał
samego siebie, nakazał bowiem, by jego własne dobra, leżące w zgliszczach i
zaniedbaniu, "podnieść z ruin skrzętną pracą na polach i przy budynkach.
Zacny zastęp jego poddanych ruszył posłusznie do pracy i po odpowiednim czasie
zaradził koniecznym potrzebom, co zawsze było możliwe". Co zawsze było
możliwe — jest nawet napisane w świętym traktaciku! O tak, oni wiedzieli,
jak zatroszczyć się o owieczki, zwłaszcza poddane owieczki.

W szczególności jednak Ulryk kierował w 955 roku obroną
Augsburga, póki nie nadszedł Otto ze swymi siłami i święty biskup mógł rzucić
do walki własne oddziały. Wprawdzie głosił w kazaniach i przestrzegał:
"Złego nie odpłacać złem, lecz błogosławieństwem; prześladowanie dla
sprawiedliwości znosić cierpliwie", to przecież należało do jego zasad, by
kochać wszystkich ludzi, "wszystkich ludzi dobrej woli, o których śpiewa
chór aniołów: «A na ziemi pokój ludziom dobrej woli», złym
natomiast we wszelkich ich złych uczynkach przeciwstawiać się, wedle słów
świętego proroka Dawida: «Niczym stał się zły człowiek przed jego
obliczem [...]»".

Według biografa Ulryka biskup kazał swym żołnierzom
(milites) jedynie "mężnie walczyć pod bramami i siedział tymczasem
"na swoim rumaku {super caballum), odziany w stulę, nie będąc chronionym
przez tarczę, pancerz, czy hełm". Jednakże naukowcy przypuszczają, że
Ulryk nie tylko często przebywający w otoczeniu króla (źródła wymieniają go
piętnaście razy), lecz wręcz całymi miesiącami "współdziałający"
(Weitlauff) w jego armii, wziął w bitwie na Lechowym Polu czynny udział. Nie inaczej
niż jego własny brat Dietbald i jego bratanek Reginbald, którzy obaj padli w
bitwie. Nie inaczej niż biskup Michał z Ratyzbony (zm. w 972 r.), któremu w
bitewnym zamęcie obcięto ucho; najwyraźniej chronił go, co sam zaświadcza, św. Emmeram
— rzecz godna uwagi, również biskup Michał zaliczał się bowiem do tych
ratyzbońskich książąt Kościoła, którzy podnieśli rękę na Emmeramowe skarby![453]


Hagiografia zamierzała ukazać Świętego, który przecież
odegrał "wiodącą rolę w bitwie z Węgrami" (Bosl), zapewne jako mniej
krwiożerczego.

Opisanie żywota "najświętszego wśród wszystkich
ludzi owych czasów" (mnich Ekkehard IV) przez młodszego, należącego do
jego najbliższego otoczenia Gerharda między 983 a 993 rokiem, sporządzone
już "w celu jego kanonizacji" (Lexikon fur Theologie und Kirche) i
dlatego też zawierające już wiele opowieści o cudach, wizjach, proroctwach i z
pewnością fałszywe wiadomości, zostało wkrótce złożone w Rzymie. A 31 stycznia
993 roku na jednym z synodów laterańskich papież Jan XV — sam znienawidzony
wśród ludu i własnego duchowieństwa za nepotyzm "w najgorszej formie"
i "chorobliwą chciwość" (katolik Kuhner) — kanonizował
formalnie i uroczyście jako pierwszego katolika, Ulryka, hołdującego
nepotyzmowi biskupa trzymającego niewolników i wojownika, w swym czasie
trzykrotnie "pielgrzymującego" do Rzymu i w ogóle "klejnot wśród
kapłanów" (Thietmar).

"Patron przeciw szczurom i myszom",
"zagrożenie ze wschodu" i 29 numerów "świętych członków"


Od tej pory jego kult potężnie się rozwinął. Biskup
Gebhard z Augsburga (996-1000) i opat Berno z Reichenau (1008 -1048)
przepracowali ważny co do treści, lecz źle napisany żywot Ulryka, co
charakterystyczne opuścili wszystko, co było związane z historią i naszpikowali
cytatami z Biblii i cudami w napuszonym stylu; późniejsi kopiści jeszcze to na
wiele sposobów interpolowali. Kaplicę grobową Ulryka, gdzie cesarz Henryk II
kazał pochować trzewia Ottona III, odwiedzali nawet cudzoziemscy pątnicy.
Imieniem Ulryka obdarzano masowo kościoły, kaplice i miejscowości. Już w X
wieku szarpano się wzajemnie o jego szczątki; starały się o nie najznamienitsze
klasztory, również katedra w Bambergu. W XII wieku cesarz Barbarossa
własnoręcznie przewiózł skrzynię z relikwiami Ulryka (i wkrótce sam legł
pokawałkowany: z wnętrznościami w Tarsie, "ciałem" w Antiochii, a
członkami w Tyrze).

Oczywiście lud doznawał u grobu Ulryka cudów. Przemiana
kawałka mięsa w rybę została "poświadczona" w literaturze dopiero
później. Jednakże Ulryk pomagał szczególnie przy chorobach oczu; przy gorączce
uzdrawiało napicie się z jego kielicha mszalnego, przy pladze myszy ziemia z
jego grobu, a przy pogryzieniu przez wściekłego psa misa Ulryka, misa
poświęcona w jego imię. Rozdawano "studzienkę Ulryka" i
pielgrzymowano do niej, Ulryk został "patronem od studni", również
patronem rybaków, "patronem podróżnych", "patronem przeciw
szczurom i myszom", w ogóle przeciwko "szkodnikom", patronem we
"wszelkich dolegliwościach cielesnych".

Tym sposobem lud utrzymywano zawsze na duchowych
wyżynach epoki.

Pierwsze i najstarsze stowarzyszenie św. Ulryka
ukonstytuowało się już w XII wieku. Należał do niego ni mniej, ni więcej tylko
cesarz Fryderyk I. Także na początku ery nowożytnej założono "szybko
rozkwitające bractwo św. Ulryka" z biskupami, książętami i cesarzami jako
członkami. A nawet święty staje się — rzecz oczywiście
"fałszywie" pojęta — prekursorem protestanckiej wolności wobec
papieskiej tyranii.

Jeszcze w XIX wieku modlono się w litanii do św. Ulryka:
"Święty Udalryku / żywy wzorze pobożności i świętości / Mężu o Bożym sercu
/ Szczególny miłośniku modlitwy / Przykładzie umartwienia i pokuty / żarliwy
pasterzu swej trzody"[...] itd. Jeszcze w "jubileuszowym roku
1955" rozkwitła jakby cześć dla Ulryka ponownie, m.in. dzięki nowym
kościołom pod jego wezwaniem oraz rosnącej popularności nadawanego na chrzcie
imienia Ulryka i Ulryki, i to jako wyraźna "manifestacja urzędowo
wspieranego sterowania pobożnością" (Hrger) — przecież
"zagrożenie ze Wschodu było główną myślą roku Ulryka 1955" [454].


Gdy na początku XVII wieku twierdzono w Mediolanie, że
tam jest jego ciało, a jego głowa w Rzymie, augsburski biskup Józef landgraf
von Hessen-Darmstadt doprowadził w 1762 roku do ekshumacji świętego. Po pewnych
poszukiwaniach znaleziono go też i liczni medycy, nadworni lekarze biskupa i
inni pobożni chirurdzy i cudowni uzdrawiacze zarejestrowali w 1764 roku pod 29
pozycjami "święte członki świętego Ulryka": a więc górną część głowy,
którą "można uznać za nietkniętą, pomijając kilka zewnętrznych cząstek,
naruszonych zębem czasu". "2. żuchwę z czterema siekaczami i trzema
zębami trzonowymi. 3. W srebrnej szkatułce znaleziono ząb z paliczkiem; na
temat tej cząstki przekazuje historia, co jest warte przeczytania. 4. Osobno
znaleziono jeden siekacz i jeden ząb trzonowy. 5. Kość gnykową. 6. Część
krtani" itd. W roku 1971 wzięła się do "świętych członków świętego
Ulryka" nowa komisja lekarska...[455]


Jest rzeczą oczywistą, że zwycięstwo Ottona nad
Węgrami, wrogami chrześcijaństwa, współcześni uznali za zwycięstwo Królestwa
Bożego, za tryumf Chrystusa. Zakończyło ono na zawsze najazdy Węgrów na Rzeszę
niemiecką, było zatem bogatsze w następstwa niż spotkanie pod Riade w 933 roku
(s. 265 i nast.). Było "w pamięci wszystkich" niemieckich
"plemion wydarzeniem podnoszącym w górę serca" (Schramm), było
"godziną narodzin dzisiejszej Austrii" (ojciec Grill). I dało przede
wszystkim "wolną drogę niemieckiej polityce wschodniej do roku 1945!"
(Fischer). Widać zatem, jak podniosłe wydarzenie, wywołujące mocniejsze bicie
serca, prowadzi do ludobójstwa Hitlera. I gdy na początku Węgrzy najeżdżali
Niemcy, to teraz zaczęło być odwrotnie — "stało się możliwe
zaniesienie misji chrześcijańskiej na Węgry. Imię Ottona zyskało dzięki temu
rozgłos poza granicami jego państwa" (Schramm).

Albowiem oczywiście nie zadowolono się walkami
obronnymi. Około 970 roku młody książę bawarski Henryk II rozpoczął ofensywę. I
podczas gdy oderwał on od Węgier dawne marchie karolińskie na wschodnim
przedpolu Alp, ciągnący z nim Bolesław II odebrał jednocześnie Morawy i
Słowację aż po Wag. Dla "duszpasterstwa" na tak dużym obszarze
przestała wystarczać Ratyzbona. Dlatego w roku 973 sejm Rzeszy zdecydował o
utworzeniu biskupstwa w Pradze i prawdopodobnie również kolejnego dla Moraw[456].


Po spektakularnych sukcesach na Lechowym Polu, a następnie
nad Unstrutą przeciwko Słowianom, Otton — triumfujący eksterminator
Słowian — zintensyfikował swą misję. Na południowym wschodzie stworzył
bawarską "marchię wschodnią", od 976 roku pole akcji i aneksji na
kolejnych trzysta lat dla młodszej linii Babenbergów — może potomków
starszych Babenbergów (s. 238 i nast.) — póki nie zastąpili ich
Habsburgowie. Na wschodzie król pokonał w długiej wojnie Czechy. Na północnym
wschodzie, kontynuując mordercze ataki swego ojca (s. 258 i nast.), prowadził
wzmożoną chrystianizację Słowian połabskich i założył dwie marchie między Łabą
a Odrą[457].

Początek niemieckiej "kolonizacji
wschodniej" lub
"dobre dzieła" margrabiów Hermanna Billunga i Gerona

Krwawą akcję niemieckiej "kolonizacji
wschodniej", która właściwie rozpoczęła się od Ottona I, prowadzili dla
niego dwaj Sasi, zarządzający nowymi marchiami na północnym wschodzie: Hermann
Billung (zm. 973 r.), stojący osobiście blisko Ottona (kancelaria królewska
unikała obdarzania go tytułem książęcym, nazywała go "marchio" lub
"comes"); jego rodzina posiadała hrabstwa i kościoły od Luneburga po
Turyngię. A Geron, również osobisty przyjaciel króla i jeden z jego
"najbardziej niezawodnych pomocników" (Keller), "nadawał się do
tego zadania znakomicie" (Fleckenstein); władał tak zwaną Marchią
Północną. Od powtórnego ujarzmienia buntujących się Redarów (936 r.), głównego
plemienia Luciców, zadania powierzonego Billungowi przez Ottona, obaj
feudałowie podbili w następnych dziesięcioleciach w nieprzerwanych wojnach i
rzeziach Obodrytów, Serbów nadłabskich i Wieletów.

Mnich Widukind widział to jako walkę księcia bożego z
ludem Szatana. W żargonie naukowców historyków król "rozwijał w ten sposób
stosunki ze Słowianami na wschodzie" (Schramm). "W wieloletnich
krwawych walkach obaj wielcy bojownicy wypełnili [...] szczęśliwie (!)
powierzone im zadanie" (Holtzmann). "Zdobyte okręgi grodowe stały się
pojedynczo lub po kilka naraz niemieckimi burgwardami z przedmieściami
obsadzonymi niemiecką drużyną. Niemieccy rycerze otrzymali słowiańskie wsie na
własność lub w lenno, a z nimi przybyli i księża. W 948 roku sytuacja wyglądała
na tak opanowaną, że założono pierwsze biskupstwa" (Hauptmann).

Szczególnym piewcą Billunga, którego klan panował przez
170 lat na obszarze graniczącym z Bałtykiem, był arcybiskup Adalbert z
Magdeburga (968-981). Osobiście wprowadzał wielkiego rzeźnika przy dźwiękach
dzwonów i poprzedzanego świecami do katedry, sadzał przy stole niczym króla
między biskupami, a nawet pozwalał spać w cesarskim łożu. (Te owacje szły zdaniem
Ottona za daleko; nakazał arcybiskupowi wysłanie do Włoch tylu koni, "ilu
dzwonom kazał brzmieć dla księcia i świec zapalić". Jak bowiem twierdzi
biskup Thietmar z Merseburga, "jaki pan, tacy byli i jego książęta.
Nadmiaru w potrawach i innych dobrach nie cenili, cieszyła ich zawsze tylko
złota miara (aurea mediocritas). Wszystkie cnoty, o jakich czytamy, kwitły w
czasach ich życia, z ich śmiercią uwiędły [...], lecz ich nieśmiertelne dusze
żyją nadal i cieszą się z ich dobrych dzieł wieczną szczęśliwością".

Walki, które początkowo przyniosły zależność trybutarną
Słowian połabskich, były długie i zażarte; prowadzone były przez obie strony z
największym okrucieństwem. Także zemsta Wenedów nie znała miłosierdzia. Po
zdobyciu Walsleben w 929 roku wymordowali wszystkich, starców i dzieci,
mężczyzn i kobiety, niezliczoną ilość, tak twierdzi w każdym razie Widukind. A
wiosną 955 roku mieli obiecać swobodne wyjście niemieckiej załodze grodu
Cocarescemiów, potem jednak pozbawionych broni wymordowali.

Ale to oczywiście Niemcy byli agresorami. A wśród nich
brylował szczególnie Geron, "dławiciel słowiańskich plemion"
(Donnert), któremu mnich Widukind przypisuje jednak "wielką gorliwość w
służbie bożej" i oczywiście również "ogromne łupy", i którego
sławi nawet Pieśń o Nibelungach jako silnego i szybkiego Gere. Widział przecież
w pokonaniu Słowian "zadanie swego życia" (Bullough), przy czym
chodziło mu oczywiście zarazem o ich chrystianizację.

Ten zabijaka bowiem, "obrońca naszego kraju"
(biskup Thietmar), który głównie wymusił przesunięcie niemieckiej granicy z
Łaby i Soławy do Odry, przez 27 lat prowadzący łupieżcze wyprawy i podbój
Słowian połabskich, był niestrudzony i systematycznie najeżdżał ich obszary. A
podczas gdy z początkiem lat czterdziestych nawet sascy rycerze sarkali na
trudy ustawicznej wojny, Geron jeden jedyny raz, na początku 950 roku, w środku
zimy, gdy nie było widoków na walkę, wyrwał się znad wyrąbanej po Odrę granicy
do Rzymu, z pielgrzymką do książąt apostołów Piotra i Pawła. Po drodze wstąpił
do bractwa modlitewnego klasztoru St. Gallen i wyniósł stamtąd jako wspaniałą
relikwię ramię Św. Cyriaka —
ufundował mu później klasztor we Frose — by oddawać jej cześć tam, gdzie
szerzył, z równą siłą co nikczemnością, niemieckiego ducha. Przy tym zaraz po
ustanowieniu swych rządów na południu słowiańskiego terytorium kazał zabić
skrytobójczo w nocy około trzydziestu sprzysiężonych przeciwko niemu
słowiańskich książąt, wodzów i możnych (princeps), którzy ufając w nietykalność
gościnności zasnęli przy stołach po wielkiej uczcie połączonej z pijaństwem,
rzekomo by uprzedzić ich mordercze zamiary — "z pewnością jedynie
wymówka" (H.K. Schulze). "Nie miały Niemcy odważniejszego szermierza
na terenach wschodnich niż on [...]. A nie zdziczał na wojnie", sławi go
teolog Albert Hauck, podkreślając przy tej okazji także przekonanie Gerona, że
człowiek odpowiada przed panem niebieskim za swe życie, ale — jednym
tchem — "wobec Wenedów uważał wszystko za dozwolone".

Mnich Widukind opisuje szatańskie zgładzenie trzydziestu
Słowian bez jakiejkolwiek przygany. Chwalił wszak jeszcze potem jako najlepszą
cechę (quod optimum erat) tego zbrodniarza jego "chwalebną gorliwość w
służbie bożej". W 960 roku Geron pielgrzymował nawet po raz drugi do Rzymu
i w drodze powrotnej założył kolejny klasztor, zwany od jego imienia Gernrode[458],
na południe od Quedlinburga. Jako opatkę osadził w nim wdowę po jedynym synu
Zygfrydzie, poległym w 959 roku, bratanicę Hermanna Billunga, i zapisał
klasztorowi — gdzie został też pochowany — "umierając w
Panu" (maj 965 r.) cały swój dobytek. "Skrył się — pisze biskup
Thietmar — z całym swym dziedzictwem u Boga" — ostatnie
dokonanie nie mniej wielkiego mordercy w historii[459]
.

Otto zapoczątkowuje chrystianizację Wenedów i
"zaprowadza porządek"

Również Otton I nie wzdragał się w wojnie przeciwko
Wenedom, jak to ukazuje jego zachowanie wobec zdradzieckiego wodza Wenedów
Tugumira, przed żadnym przekupstwem, żadną zdradą, żadnym mordem, ba —
sam wielokrotnie przyłożył do tego rękę, by wybić Słowian nieomalże ze
szczętem. "Rodzimi słowiańscy książęta byli wypędzani lub likwidowani,
mieli składać daniny i oddawać dzieci w niewolę; podbici również stawali się
niewolnikami" (Fried).

Charakterystyczne, że ówcześnie używano określeń
"Wenedowie" i "poganie" jako synonimy. Wenedowie byli
bowiem jeszcze poganami. Najwyraźniej Henryk I starał się bardziej o odebranie
im ziemi niż o ich nawracanie. Po drugiej stronie Łaby i Soławy prawie nie było
kościołów. Były tylko pogańskie kantyny, święte gaje, wizerunki bóstw (czczono
również bóstwa nie posiadające wizerunków) oraz oczywiście należący do tego
kapłani, czy nawet starszyzna, składająca dawniej ofiary.

W czasach Henryka I najwyraźniej również Kościół nie
był zainteresowany nawracaniem Wschodu. Dopiero gdy Otton zrezygnował z praktyk
swego ojca i za przykładem Karola Wielkiego kazał księżom iść za mieczem, mógł
mieć nadzieję na większe związanie "słowiańskiego łupu" i jego ziemi
ze sobą za pomocą religii. Najwyraźniej dopiero Otton sprowadził duchownych na
wschód, a mianowicie, jakżeby inaczej, duchownych wojskowych: "Niejako
kapelani polowi przybyli jako pierwsi księża na ziemie na prawym brzegu Łaby i
Soławy; kaplice grodowe są pierwocinami naszych kościołów; pierwsze gminy
chrześcijańskie, jakie się tu zbierały, składały się z żołnierzy"[460].


Otton przygotował się oczywiście do takiej pobożnej
służby wojskowej. Uczestniczył zapewne już w słowiańskich jatkach swego ojca w
roku 928 i 929 i na swój sposób prowadził misje: jeszcze jako nastolatek
przyprawił o ciążę jedną z pojmanych możnych Słowianek, która dała mu syna
Wilhelma, późniejszego arcybiskupa Moguncji. (Ten jednakże, wedle zapewnień,
był przepełniony ideałami ascezy. Lecz i innymi. Arcybiskup, brat Ottona
Wielkiego, wyznał kiedyś papieżowi bez ogródek: za pieniądze wszystko!)

Cały obszar, wydarty przez ojca, król nie tylko
"utrzymał", lecz po prostu "wcielił" do Rzeszy, oczywiście
wśród ustawicznych walk, łącznie 50 do 60 tysięcy kilometrów kwadratowych.
Otton bowiem "musiał — jak to formułuje teolog Hauck — skrzyżować
broń z wszystkimi ludami słowiańskimi", a na obu słowiańskich plemionach
Serbów i Dalemińców wręcz postawić krzyżyk. I w ten zapobiegliwy sposób
stanowiły naraz granicę niemieckiej Rzeszy już nie Łaba i Soława, lecz Odra.

Już pierwsze akcje Ottona po koronacji w Akwizgranie w
936 roku dotyczyły Słowian połabskich. Jeszcze w tym samym roku ruszył na nich,
zwłaszcza na Redarów. A w 939 roku nastąpiła kolejna zbrojna wyprawa. Albowiem
ten władca, który jedno ze swych głównych zadań upatrywał w ekspansji na Wschód
i systematycznie uprawiał chrystianizację podbitych, był zdecydowany
"zaprowadzić porządek" (Holtzmann), miał silną wolę "rozszerzyć
panowanie ludu bożego nad niewiernymi" (Lubenow).

Przy tym Otton i jego hrabiowscy kompani, widząc że nie
złamią oporu Słowian nadłabskich w otwartej walce, nie cofali się przed żadną
chytrością. Gdy na przykład zimą 928/929 roku zdobyli wprawdzie Brennę, by
zaraz wkrótce ją stracić, Geron wysłał trzymanego od czasów króla Henryka jako
zakładnika i przez Ottona przekupionego mnóstwem pieniędzy (pecunia multa)
prawowitego księcia Hawelan Tugumira, bez wątpienia chrześcijanina, w 939 roku
na powrót do ich grodu Brenny. Tugumir udał przed nimi ucieczkę, został
przyjęty z radością i stał się na powrót ich władcą. Potem zamordował w grodzie
brenneńskim ostatniego księcia tego plemienia, swego własnego bratanka, oddał
cały południowolucicki obszar aż po Odrę królowi Ottonowi i panował tam z saską
armią okupacyjną jako jego wasal[461].


Otton Wielki każe ściąć 700 słowiańskich jeńców i
nakazuje wymordowanie Redarów

Po tym jak Brenna wpadła przez zdradę i morderstwo w
niemieckie ręce, zbudowano tam kościół i umocniło się panowanie Tugumira, Otton
I ustanowił 1 października 948 roku biskupstwo w Brandenburgu i, zapewne
równocześnie, w Hobolinie (jego dokument fundacyjny z 946 roku jest późniejszym
falsyfikatem, antydatowanym) z burgwardem w Nitzow.

Biskupstwo brandenburskie, obejmujące dziesięć plemion
słowiańskich, podporządkowane najpierw arcybiskupstwu w Moguncji, następnie w
Magdeburgu,

było dużo większe niż większość niemieckich diecezji.
Sięgało od Łaby po Odrę, a na południu obejmowało początkowo także Łużyce.
Biskup Brandenburga otrzymał już w 948 roku połowę grodu wraz z połową
wszystkich należących doń wsi oraz burgwardy Pritzerbe i Ziesar. Burgwardy (od
połowy X wieku zwane burgowarde, burgwardium lub burgwardum) były małymi
grodami, nawiązującymi zapewne do karolińskich wzorów nad Soławą. W trakcie
ottońsko-salijskiej ekspansji wschodniej ubezpieczały militarnie magdeburski
"obszar osadniczy" mniej więcej po Hawelę, tak jak i obszar serbski
po Łabę — były więc systemem strategicznym służącym do opanowania
podbitego kraju. Do jednego burgwardu należało zwykle dziesięć do dwudziestu
wsi, których mieszkańcy — wówczas prawie wyłącznie Słowianie,
bezwzględnie wykorzystywani, zostali zmuszeni do budowy grodów, stróży,
dziesięcin i trybutów. A niektóre burgwardy miały również własne kościoły,
jakkolwiek nie wszystkie, jak to kiedyś uważali historycy.

W roku wielkiej bitwy z Węgrami, 955, Hermann Billung
wyprawił się zaraz przeciwko powstającym Obodrytom. Przy tym synowie jego
starszego brata Wichmana (Starszego), hrabiowie Wichman Młodszy i Ekbert
(Jednooki), krewni królowej Matyldy, podburzyli sprzymierzonych z nimi książąt Obodrytów
Nakona i jego współrządzącego brata Stojgniewa; obaj byli zresztą
chrześcijanami.

Jakkolwiek Słowianie byli w tym czasie gotowi w dalszym
ciągu płacić trybut, byle tylko nie dać się zniewolić zupełnie, Otton wydał im
wojnę, "przedsiębiorąc [wszystko] w swoim stylu" (Thietmar). Ledwie
dwa miesiące po triumfie na Lechowym Polu i wyraźnie nim wzmocniony, pobił ich
ciężko 16 października 955 roku nad rzeczką Raksą, prawdopodobnie Rzeknicą
(dziś. Recknitz) we wschodniej Meklemburgii, przy czym wyrzynanie Słowian
trwało do późna w nocy, a Otton — zwany przez biskupa Liutpranda
"świętym" i "bardzo świętym", a przez teologa Haucka
"obyczajowo dużo bardziej ukształtowaną osobowością niż jego ojciec"
— jeszcze następnego ranka przed zatkniętą na włócznię głową Stojgniewa,
poległego na czele swych wojsk, kazał ściąć 700 jeńców wojennych. Doradcy
Stojgniewa wyłupiono oczy i obcięto język — "potem jako
bezużytecznego pozostawiono go między trupami" (Widukind). A zabójca
Stojgniewa otrzymał jako "wynagrodzenie" w darze od Ottona 20 łanów
ziemi.

Widukind, jak i przy zabiciu 30 wodzów słowiańskich
przez Gerona (s. 296), nie znajduje ani słowa nagany. A już w roku 957, 958 i
960 Otton prowadzi nowe wojny przeciwko Redarom i innym plemionom połabskim.
Nie chodzi o zwycięstwo, nie o narzucenie trybutu, jak w czasach Henryka I,
lecz o wyniszczenie, wcielenie krajów słowiańskich do Rzeszy ottońskiej.
Panowała wojna "totalna". Czego było brak, to technika, jaką
dysponowano tysiąc lat później[462].


W 965 roku zmarł Geron. Dwa lata później książę Hermann
walczył z Redarami i Obodrytami. I wtedy całe państwo Obodrytów zostało
przyłączone do powstającej marchii Billunga, a w miejsce świętych gajów
wzniosły się chrześcijańskie kościoły. Po śmierci Nakona bowiem jego syn
Mściwój z pomocą Hermanna Billunga i odsuwając pogańską opozycję w Wagrii w
latach 968/972 (dokładny rok nie jest znany) umożliwił założenie biskupstwa w
Oldenburgu (Aldinburg, słow. Starigard), obejmującego wszystkie plemiona
obodryckie. Starigard był z dawna istniejącym umocnionym głównym grodem
słowiańskich Wagriów, gdzie źródła poświadczają istnienie pogańskiego posągu w
roku 967. Posąg prawdopodobnie został później własnoręcznie zniszczony przez
księcia. Cały wenedyjski obszar misyjny Hamburga sięgał od Zatoki Kilońskiej po
diecezję w Hobolinie.

W tym czasie, niewiele lat przed śmiercią, cesarz Otton
I w piśmie z 18 stycznia 968 roku zabrania saskim możnym zawierania pokoju z
pobitymi Redarami i żąda zakończenia walki ich wyniszczeniem. "Ponadto
życzymy sobie, żeby Redarowie, skoro, jak sie dowiadujemy, doznali tak wielkiej
klęski, nie uzyskali od was pokoju, wiecie bowiem przecież, jak często łamali
wierność i jakie wyrządzali przykrości. Stąd rozważcie to z księciem Hermannem
i użyjcie wszelkich swych sił, byście przez ich zniszczenie (destructione)
dopełnili waszego dzieła. Jeśli to będzie konieczne, sami przeciwko nim
wyruszymy [,..]"[463].


Niezmierzone dowody łaski dla "stolicy
niemieckiego wschodu [...]"

Po koronacji Ottona na cesarza założono szereg biskupstw,
wśród nich przede wszystkim w 968 roku Magdeburg, któremu papież Jan VIII
udzielił przywilejów, jakby myślano tu o swego rodzaju Rzymie na północy. Co z
tego wyszło, to w każdym razie przynoszące zyski możne miasto handlowe. Jak w
ogóle w ślad za podbiciem Słowian połabskich, Polaków i Czechów postępował
ożywiony handel. Cesarz Otton kazał wysyłać do Magdeburga nie tylko złoto i
szlachetne kamienie, lecz także święte relikwie. Świętości i handel są bowiem
ściśle ze sobą związane. Handel jest święty, a świętość jest również handlem.
Kościół uzyskał rozległe posiadłości ziemskie, ściągał wysokie daniny, budował
wszędzie swe świątynie w podbitym kraju i na stulecia stał się głównym
profitentem i główną podporą niemieckiego panowania na zdobytych ziemiach Słowian
połabskich.

Magdeburg, jako gród i faktoria handlu dalekosiężnego
nad Łabą poświadczony od czasów Karola Wielkiego, równie daleko wysunięty do
przodu — co sygnalizuje kierunek uderzenia — w ziemie słowiańskie,
co chroniony przez rzekę, był ulubionym miastem Ottona. Już wkrótce po
rozpoczęciu swych rządów, rok po założeniu zakonu żeńskiego Św. Serwacego
(St.Servatius) w Quedlinburgu przez swoją matkę Matyldę, ufundował w 937 roku w
Magdeburgu klasztor Św. Maurycego (Moritzkloster) z osadzonymi w nim "mnichami
reformowanymi", a jednocześnie z nim i w jego pobliżu założył osadę
kupiecką, w której zatrzymywali się kupcy przybywający z terenów położonych na
wschód od Łaby.

Podczas zakładania klasztoru obecni byli obaj
arcybiskupi Fryderyk z Moguncji i Adaldag z Hamburga-Bremy, dawniejszy kanclerz
Ottona, oraz ośmiu biskupów (od Augsburga po Utrecht). Król obdarował klasztor
— czyniąc go najpierw forpocztą, a potem centrum misji słowiańskiej i
często i bogato i zawsze od nowa dotując — wieloma wsiami, poddanymi,
pańszczyźnianymi chłopami, prawem do ceł, na przykład od razu całym cłem
przypadającym na Magdeburg, później również władzą zwierzchnią, targiem, prawem
bicia monety, czynszami, czynszem od srebra, od miodu, dziesięcinami etc,
licznymi dworami królewskimi, klasztorami, tak na przykład klasztorem
Hagenmunster koło Moguncji, żeńskim klasztorem Kesselheim w okręgu Mainfeld, a
nawet dobrami w Ostfalii (w 60 miejscowościach!), w Turyngii, Hesji, w regionie
Harzu, Nahe i Spiry i w Niderlandach — zachowało się co najmniej 57
dokumentów Ottona I na rzecz klasztoru, z czego 32 w oryginale.

Na koniec jednak, nie od razu, został wyposażony w
zagrabione ziemie, w grody, dziesięciny (w Schartau, Grabow i Buckau) na
prawobrzeżnych, a więc słowiańskich terenach nad Labą, a nawet w cały
słowiański okręg Nieletyców, do którego należały źródła solne w okolicach
Halle. W sąsiadującym z Magdeburgiem okręgu Moraciani otrzymał 15 grodów i
dworów. Tam i w innych okręgach słowiańskich doszło prawo ścinania drzew,
świniobicia, a na Łużycach także dziesięcina z wszystkich podatków i dochodów
korony i hrabiów. Klasztor otrzymał immunitet, ochronę królewską, a wkrótce i
papieską.

Słusznie mógł Otton w 962 roku oświadczyć, że założył
klasztor "z przyczyny nowego chrześcijaństwa". Patronem domu
zakonnego fundator uczynił swego własnego specialis patronus, świętego
Maurycego, pogromcę pogan; wskazówka tego, "że żołnierze winni torować
drogę misjonarzom" (Fleckenstein). Około 955 roku nakazał budowę katedry
magdeburskiej w miejsce pierwszego kościoła klasztoru Moritzkloster i wypełnił
ją — ściągniętymi z Włoch — marmurami, złotem i szlachetnymi
kamieniami. Oraz, "w należytej, głębokiej czci" (Thietmar), mnóstwem
prawdziwych i przede wszystkim fałszywych relikwii.

Na początek miał Otton dla Magdeburga jedynie szczątki
pewnego Innocentego, jednego z rzekomo 6600 lub nawet 6666 tebańskich
męczenników. Jeden to pewnie było za mało przy tylu bohaterach. Jednakże udało
się Ottonowi uzyskać od króla Burgundii również relikwie wodza legionu tebańskiego,
św. Maurycego, głównego patrona fundacji magdeburskiej, przypuszczalnie ze
względu na ich cenność jedynie ich mniejsze części. (Ale dalsze kości tego
samego Maurycego przekazał kościołowi magdeburskiemu Henryk II. A nawet jeszcze
w 1220 roku miejscowy biskup Albrecht nabył kalotę Świętego od hrabiego Ottona
z Andechs, po tym jak najpierw św. Ulryk sprowadził szczątki Maurycego od opata
Reichenau). Otton otrzymał w tym czasie dalsze członki męczenników dla miasta,
a w końcu kazał napełnić wszystkie kapitele kolumien nowego kościoła szczątkami
świętych. żadnego miejsca Otton I tak często nie odwiedzał — 22 razy
zatrzymał się w Magdeburgu — że wręcz z lekką przesadą nazywano go
"stolicą niemieckiego wschodu we wczesnym średniowieczu" (Brackmann).


Niewiele lat po założeniu arcybiskupstwa magdeburskiego
powstało biskupstwo w Pradze[464].
I również w tym celu przełomowe było działanie Ottona, oczywiście również za
pomocą miecza.

Zaraz po śmierci księcia Wacława i króla Henryka (935 i
936 r.), gdy Bolesław I walczył z (niewymienianym w źródłach) subregulus[465],
Otton zaraz wysłał na pomoc temu ostatniemu oddziały saskie i turyńskie, które
oddzielnie wkraczały do Czech i przez Bolesława po kolei zostały rozbite.
Swojego miejscowego rywala Bolesław również pokonał, zrównał z ziemią jego gród
przy pierwszym szturmie i umocnił swe panowanie, rządząc za pomocą okręgów
grodowych i świadczeń ludności.

Król niemiecki rozpoczął jednak czternastoletnią wojnę,
zakończoną dopiero w 950 roku całkowitą klęską Bolesława. Otton zwyciężył już
wówczas północnych Słowian, zapewnił sobie panowanie z papieskim przyzwoleniem
z 948 roku dzięki założeniu trzech biskupstw słowiańskich w Brennej
(Brandenburgu), Hobolinie (Havelbergu) i Starigardzie (Oldenburgu), zobowiązał
powszechnie ludność do oddawania znienawidzonej dziesięciny. Następnie wtargnął
ze swą armią w sam środek Czech i, tak to formułują na serio historycy,
"odtworzył więź Czech z Rzeszą". Lub nazywają to analogicznie
"włączeniem ziem peryferyjnych w związek Rzeszy": rzecz zasadnicza,
że wszystko to dzieje się jak najbardziej bezkrwawo na papierze — im
brudniejsza historia, tym czystsza musi być praca historiografów opłacanych
przez państwo. Czyj chleb jem... — kooperacja o zasłużonym rodowodzie[466]
.

Zbrojnie Otton I pokonał "barbarzyńców"
czeskich, zbrojnie wyruszył też przeciwko graniczącej z nimi od północnego
wschodu Polsce.

Polska powierza wilkowi swe owieczki

Jak państwo ruskie zostało stworzone przez Wikinga
Ruryka (skand. Hrorikr), Szweda, w Starej Ładodze lub (i) Nowogrodzie, tak
Polskę miał założyć Norman Dago, przypuszczalnie Duńczyk, około roku 960
stolicę w Poznaniu nad Wartą. Nazwa "Polska", "Poloni",
"Polonia" (od pola — tzn. stałej roli w przecinkach leśnych,
płaskiej krainy) zadomowiła się dopiero w okolicach przełomu tysiącleci. A
według polskiej tradycji (z początku XII wieku) Norman Dago nazywał się
Mieszkiem I (ok. 960-992) i był czwartym z kolei potomkiem niejakiego Piasta,
przodka dynastii Piastów, rodu rządzącego w Polsce do 1370, na Mazowszu do 1526, a na Śląsku do 1675
roku. Być może, jak się dzisiaj również mniema, Mieszko miał dwa imiona, jedno
miejscowe i jedno obce. I czy osiedli między Odrą a Wisłą, wojujący ze sobą w
długich pogranicznych walkach Słowianie polscy i pomorscy, niezależnie od
wszelkich przesunięć ludnościowych zamieszkiwali tu od początku tak zwanej
naszej ery, jak chce większość polskich historyków, czy — jak to
zwłaszcza sądzą niemieccy — nie pochodzili z tych ziem, lecz na nie
przywędrowali, jest rzeczą drugorzędną.

W każdym razie ten Dago lub Mieszko (Meszo zwany przez
swych poddanych, w źródłach łacińskich Misaca i Miseco) jest pierwszym
historycznie pewnym księciem Polaków. A wielkość nowego państwa
zachodniosłowiańskiego — z którego różnych polskich plemion dający mu nazwę
"Polacy" (pol. Polanie, łac. Poloni, Poliani) występują w Rocznikach
hildesheimskich najpóźniej, a mianowicie w roku 1015 — była znaczna.
Sięgało ono od Odry aż do ruskiej granicy, na północy do morza. Przyłączono do
niego również kraje przygraniczne (w XI wieku utracone), jak Morawy, Łużyce,
późniejszą Ukrainę nad górnym Bugiem i Sanem[467]
i było energicznie rządzone przez Mieszka.

Książę polski ekspandował z Gniezna, przekroczył na
północy Wartę, na południu Odrę, dostał się jednak pod nacisk margrabiego
Gerona i w końcu popadł w zależność od niemieckich sąsiadów. Już w roku 963 pan
Marchii Serbskiej, tym razem w przymierzu z Redarami, wkroczył dwiema kolumnami
wojsk do Łużyc i dalej przeciwko nowemu państwu. Mieszko I, jak jego poddani
jeszcze poganin, był kuszącym celem dla "misji", zwłaszcza że w
Marchii Północnej Gerona istniały już od 948 roku biskupstwa w Brandenburgu i
Hobolinie. Mieszko został pobity "z wielką siłą" w dwu ciężkich
bitwach między Odrą a prawym brzegiem Warty, jego brat zginął, kraj został ograbiony,
a on sam zmuszony do płacenia trybutu i uznania niemieckiej zwierzchności.
Widukind pisze o "zupełnym poddaństwie" (ultimam servitutem). Wywarło
to wpływ na bieg polskiej historii na całe dziesięciolecia[468].


Bardzo prawdopodobne, że jednocześnie z Geronem uderzył
z Czech Bolesław I na południową flankę Polski i opanował Kraków. W 965 roku
Mieszko poślubił jednak córkę Bolesława, chrześcijankę Dobrawę (Dubrawkę), a w
rok później, 966, data bardzo znacząca, stał się rzymskim katolikiem. Przybyli
czescy misjonarze, szybko okrzepli, a prawdopodobnie w pierwszych latach
chrystianizacji Polski aktywni byli również duchowni bawarscy. Albowiem gdy
tylko Mieszko kazał się ochrzcić, zmusił do tego również swój lud, a ta
"rewolucja od góry" powtarza się dwadzieścia dwa lata później przy
chrystianizacji Rusi (s. 305). Bajeczka o odźwiernym niebieskim (IV, s. 230 i
nast.!!) zachowała swe magiczne oddziaływanie również na Wschodzie. W rok po
śmierci rzeźnika i pielgrzyma do Rzymu Gerona (20 maja 965 roku) Polska została
krajem chrześcijańskim pod patronatem św. Piotra. Mieszko I oddał się pod
"ochronę" papieża, a żadnego kraju papieże nie zdradzali tak bez
zahamowań, jak przez całe tysiąclecie niezłomnie im oddanej Polski.

Już w 968 roku założono biskupstwo w Poznaniu, jego
pierwszym biskupem został Niemiec — biskup Jordan, a następcą też Niemiec
Unger. Również Mieszko, który po śmierci swej pierwszej żony (977 r.) poślubił
wbrew przepisom kościelnym mniszkę Odę z klasztoru w Calbe, córkę margrabiego
Teodoryka z Marchii Północnej, przemienił się teraz w szermierza
chrześcijaństwa na północnym froncie walki z poganami i korzystał podczas
ofensyw przeciwko nim z gorliwej pomocy chrześcijańskich Czechów[469].


Otton I usiłował wciągnąć w swe plany misyjne również
Ruś, jeśli nawet bez rezultatu.

Święta Olga (zm. 969 r.)

Państwo kijowskie (907-1169), od późnego X wieku zwane
stopniowo "Rusią" (nazwa wskazująca na środkowoszwedzką krainę Roden,
dzisiaj Roslag), było pierwszym tworem państwowym między Bałtykiem a Morzem
Czarnym i dziełem szwedzkich wikingów (wtedy nazywanych Waregami), a dokładniej
dziełem wikińskiej dynastii Rurykowiczów (wymarłej dopiero w 1598 roku) wraz z
ich normańską drużyną. Nowe "państwo", pierwsze ruskie, było więc
szwedzkiego pochodzenia i zawdzięczało swój rozwój handlowi z Bizancjum. A
poprzez handel (nie tylko towarami), jak wkrótce zobaczymy, powstawało poczucie
jeszcze większej wspólnoty.

Około roku 945 książę Igor z Kijowa został pokonany
przez Drewlan. Wschodniosłowiańskie plemię od pięćdziesięciu lat zobowiązane
wobec księcia do płacenia daniny po raz kolejny usiłowało zrzucić uciskający je
ciężar i dzięki śmierci Igora uzyskało przejściowo niepodległość. Gdy jednak
wdowa po nim, wielka księżna Olga (skand, i grec. Helga), w Kościele prawosławnym
czczona jako święta (święto 11 lipca) przejęła regencję w imieniu małego syna
Światosława, zemściła się okrutnie za śmierć swego męża.

Według Kroniki Nestora (Powiest wremiennych liet,
Opowieść lat minionych, Powieść doroczna) — słynnego dzieła staroruskiej
annalistyki powstałego na początku XII wieku w Kijowie — Olga rozkazała
dwa poselstwa Drewlan, ich "najlepszych mężów", za pierwszym razem
żywcem pogrzebać, za drugim żywcem spalić, a potem podczas uczty zabić 5
tysięcy pijanych ludzi. Jest to wprawdzie rzecz legendarna i przesadzona,
jednakże księżna — która, jak śpiewano w starym hymnie pochwalnym,
przewodziła chrześcijańskiemu krajowi "jak poranna gwiazda słońca, jak
jutrzenka dziennego światła" — około 950 roku istotnie wygubiła
znaczną część wrogich możnych, spaliła różne grody Drewlan, ostatecznie
zaanektowała ich ziemie, a sama w 955 lub 957 roku w Kijowie lub
Konstantynopolu dała się ochrzcić — akt zgoła lub wcale nie posiadający
motywacji religijnej, lecz mający podnieść jej prestiż w polityce zewnętrznej.

Według Thietmara z Merseburga Kijów już na początku XI
wieku miał "więcej niż 400 kościołów i osiem targów" (mercatus). Było
to najbardziej zaludnione ruskie miasto średniowiecza: przed katastrofalnym,
lecz uważanym za dopust Boży, najazdem Mongołów w XIII wieku liczyło 40 tysięcy
mieszkańców, potem już tylko około 2 tysiące.

Gdy św. Olga w 957 roku udała się do Carogrodu nad
Bosforem, nie miała w swej świcie ani jednego księdza, lecz zdumiewająco wielu
kupców. A dwa lata później wykorzystała zmianę władcy w Bizancjum, śmierć
znaczącego dla historii kultury i ducha cesarza Konstantego VII Porfirogenety,
do bezpośredniego związania się z Zachodem. Wystarała się anno 959 u króla
Ottona I o księży, ale przede wszystkim o nawiązanie stosunków handlowych!
Wyświęcony zaraz potem na biskupa misyjnego mnich moguncki Libutius zmarł nim
ruszył w drogę. A wysłany przez Ottona do Kijowa, wyświęcony na "biskupa
dla Rusinów" Adalbert — przedtem mnich w Trewirze, potem opat w
Weissenburgu, a na koniec w 968 roku arcybiskup Magdeburga — wrócił w
roku 962 nie odniósłszy sukcesu; nie bez szczęścia mimo wszystko, wygnany przez
wrogich mu chrześcijan lub reakcję pogańską; po drodze zostawił poległych
towarzyszy wyprawy. Olgę usunął w swoim czasie jej syn Światosław, zakazany
pogański zabijaka, a następnie poproszono na Ruś nie o zachodnich, lecz
bizantyjskich misjonarzy — była to decyzja o historycznym znaczeniu; za
rządów Włodzimierza dokonał się wraz z jego chrztem w 988/989 roku ostatecznie
zwrot ku kulturze bizantyjskiej, stąd w rezultacie wzięły się aspiracje Moskwy
do bycia "trzecim Rzymem"[470]
.

Św. Włodzimierz, "wielki i apostołom
równy"

Wnuk św. Olgi, Włodzimierz Święty (980-1015) —
jako święty jest czczony w Kościele prawosławnym Rusi od XIII wieku —
wywalczył sobie, jak to przystoi równym sobie, przy pomocy zwerbowanej w
Szwecji wareskiej drużyny przeciwko bratu Jaropełkowi tron i jedynowładztwo.
Przy okazji wymordował w Połocku nad Dźwiną panujący skandynawski ród i siłą
pojął za żonę córkę z tego rodu Rognedę, co zdradza jego wielką subtelność.
Następnie dzięki podstępowi wszedł w posiadanie Kijowa i kazał zabić swego
brata Jaropełka. A gdy jego normańska drużyna zażądała zapłaty, miał ją według
jednego ze starych źródeł wysłać do bogatego Bizancjum, ostrzegając przed nią
cesarza.

Święty prowadził wojnę jedną za drugą i wyciskał z
wszystkich podbitych ludów daniny. W roku 981/982 podbił Wiatyczów, w 984
Radymiczów, a po drodze, w 983, najechał Jaćwingów (lub Sudaów), lud bałtycki
na pruskich terenach osadniczych. Opanował kraj, który w XIII wieku stał się
dzięki zakonowi krzyżackiemu "wielkim odludziem", przy czym sami
Jaćwingowie zniknęli z kart historii.

Kilka lat po ataku na zachodzie, gdzie Włodzimierz
zdobył na Polsce Grody Czerwieńskie między górnym Sanem a górnym Bugiem,
wyratował na południu z wielkiej wewnątrzpolitycznej opresji bizantyjskiego
cesarza Bazylego II (Bulgaroktónos, Bułgarobójcę, 976-1025). W środek ciągnącej
się wiele lat walki rywalizujących ze sobą rodów magnackich Włodzimierz rzucił
najemną drużynę waresko-ruską, która zadecydowała o zwycięstwie Bazylego.

Jednakże działalność świętego miała dalej idące
konsekwencje: owo zwycięstwo pozwoliło cesarzowi pośrednio na kolejny, jego
największy triumf. Po zakończeniu piętnastoletniej nadzwyczaj brutalnej wojny
przeciwko Bułgarom w 1014 roku w dolinie rzeki Strymon jego chrześcijański
majestat kazał oślepić wszystkich jeńców, podobno 14 tysięcy — jedynie
jeden na stu zachował jedno oko, by doprowadzić Ślepców z powrotem do cara Samuela.


Włodzimierz Święty zażądał w każdym razie za pomoc
przeciwko antycesarzowi bizantyjskiemu ręki urodzonej w purpurze księżniczki
Anny, siostry cesarza. Gdy zwlekano z wypełnieniem obietnicy wobec
"barbarzyńskiego księcia", podjął w kwietniu 988 roku wyprawę zbrojną
na Korsuń (Chersonez), najważniejszą kolonię bizantyjską na północnym brzegu
Morza Czarnego (wkrótce po 1500 roku podupadła, a dzisiaj ruina). Zdobył miasto
dzięki zdradzie kapłana Anastasiusa, którego uczynił w zamian głową Kościoła w
Kijowie i zdobył "urodzoną w Porfirze (pałacu cesarskim)" księżniczkę
z Bizancjum, co nie udało się Ottonowi Wielkiemu dla swego syna i współcesarza.


Oczywiście "zrodzona w purpurze" miała swą
cenę. Włodzimierz kijowski "musiał za to — według katolickiego
Podręcznika historii Kościoła — dać się jednak ochrzcić" i zmusił
następnie kijowian, swój opłakujący bogów lud — znów "typowa
«rewolucja od góry»" (Hsch) — przypuszczalnie latem 988
roku, do masowego chrztu w Dnieprze.

Świętym nie zostaje się za darmo — ani w Kościele
rzymskim, ani w prawosławnym!

Jednakże pierwszy katolicki wielki książę Rusi, w jej
historii jaśniejący przydomkiem "Wielkiego i równego apostołom", jest
czczony jako święty także w Kościele grecko-unickim, i to za przyzwoleniem
Stolicy Apostolskiej!

W końcu działalność Włodzimierza miała wiele obliczy:
zdradę i mord, nawet bratobójstwo, ogromną liczbę krwawych wypraw zdobywczych i
podbojów, budowę kościołów, grodów i warowni według najnowszej wiedzy z
techniki wojennej, także zniszczenie wszystkich pogańskich idoli i świątyń w
swym państwie.

Zaraz po powrocie z Korsunia wypowiedział bowiem wojnę
pogaństwu, żarliwie wyznawanemu przezeń jeszcze na początku swych rządów,
rzekomo nawet łącznie z ofiarami z ludzi, jak na przykład z młodego Warega
— chrześcijanina. Cóż, posąg Peruna — najznaczniejszego ruskiego i
polańskiego boga, pojmowanego jako pan całego świata, którego głównym ośrodkiem
kultu był Kijów, gdzie płonął przed nim wieczny ogień — przed kilkoma
laty sprowadzony przez samego Włodzimierza do miasta na większą chwałę —
został teraz przywiązany do końskiego ogona, wybatożony i wrzucony do Dniepru.
Usunięto również pozostałe wizerunki bóstw, stopniowo zniszczono święte miejsca
starowierców w całej Rusi i zastąpiono je kościołami.

Cóż to jeszcze może mieć za znaczenie, że Święty,
Wielki i równy apostołom przez cały czas był rozpustnikiem!

Włodzimierz, rezydujący w pałacu zamieszkiwanym, jak
się przyjmuje, przez co najmniej 700 ludzi, był wprawdzie opętanym przez żądze
lubieżnikiem tylko przed nawróceniem, jednakże jest to wersja nadzwyczaj
tendencyjnej, wielokrotnie przeredagowywanej Kroniki Nestora. "Nienasycony
był w rozpuście — jest tam zapisane — kazał sobie przyprowadzać
kobiety i dziewczęta, by pozbawiać je czci, gdyż był miłośnikiem żeńskiej płci
równym Salomonowi". Obok pięciu legalnych żon miał posiadać w
Wyszegorodzie, Bjełgorodzie i Berestowie liczne haremy z łącznie ośmiuset
nałożnicami z wszystkich krajów sąsiedzkich — masowy koneser, który
oczywiście "kontynuował poligamię także po chrzcie" (Wetzer, Welte);
"rozpustnik", o którym biskup Thietmar z Merseburga utrzymywał:
"By wzmóc jeszcze swą przyrodzoną skłonność do grzechu, król nosił
podniecające podwiązki wokół lędźwi". A gdy już dostatecznie długo żył swym
świętym życiem, został pochowany pośrodku zbudowanego przez siebie kijowskiego
kościoła Matki Bożej, zwanego później "kościołem dziesięcinnym"
(desjatinnaja cerkov'), u boku swej małżonki Anny, urodzonej w purpurze[471].


Po śmierci Włodzimierza 15 lipca 1015 roku wybuchły
walki o sukcesję po nim, przy czym młodsi synowie Borys i Gleb zostali wkrótce
zamordowani (a w 1072 roku kanonizowani). Hagiograficzna tradycja przypisuje
zbrodnię ich najstarszemu bratu, następcy na tronie, Świętopełkowi. Jednakowoż:
"Jako sprawca ich śmierci wchodzi w rachubę również Jarosław I
«Mądry», czerpiący korzyści z konfliktu"

(A. Poppe); Jarosław więc, dzięki dużej aktywności w
polityce kościelnej ulubiony przez duchowieństwo kolejny syn Włodzimierza
Świętego. Udało mu się zdobyć koronę jednakże dopiero w 1036 roku po dwudziestu
latach ciągłych wojen z krewniakami. A po jego abdykacji (1054 r.) jego synowie
i wnuki ponownie rozpoczęli walkę o władzę. Waśnie między braćmi nigdy się nie
urwały. I to mimo przysięgi wiążącej zawierających traktaty książąt, wzmocnionej
jeszcze kościelną ceremonią składania pocałunku na krzyżu. W ciągu 170 lat od
śmierci Jarosława Mądrego naliczono nie mniej niż 83 wojny domowe i 62 wojny z
innymi ludami prowadzone przez państwo kijowskie.

Chrześcijański siew zawsze wschodził wspaniale.

Wszakże, mówiąc za biskupem Thietmarem: Quia nunc
paululum declinavi, redeam [...]: Nieco odbiegłem od tematu, a więc
wracajmy!"[472]


Już przed nieudanym intermezzo Ottona w Kijowie, w
Danii, gdzie tuż obok król Harald Sinozęby był poganinem, działał margrabia
Hermann Billung i często dochodziło do starć granicznych, król poddał
jutlandzkie biskupstwa w Szlezwiku, Ribe i Aarhus władzy arcybiskupa Adaldaga z
Hamburga-Bremy, następcy Unnona. Dzięki temu miały zostać wzmocnione niemieckie
wpływy na północy i energicznie szerzone panowanie Kościoła.

"Misjonarskie" zabiegi o te połacie nieba
sięgają oczywiście daleko w przeszłość.

Polityka skandynawska — wojna i handel w
interesie Pana Boga?

W ramach karolińskiej polityki skandynawskiej bardzo
aktywni byli początkowo dwaj głosiciele zbawienia.

Najpierw pojawił się w 823 roku właściwy inicjator
Dobrej Nowiny wśród Duńczyków i mianowany przez papieża Paschalisa I legatem
północy arcybiskup Ebo z Reims, ów obdarzany łaskami oportunista, w najlepszym
prałackim stylu wielokrotnie zmieniający fronty (s. 77, 79 i nast.), który
zresztą sfałszował na swą korzyść list papieski.

Trzy lata później zjawił się u Ludwika Pobożnego w
palatium w Ingelheim król Duńczyków Harald Klak i dał się ochrzcić dla
uzyskania wsparcia cesarza. W podróży powrotnej zabrał ze sobą zostawionego
niegdyś jako sierotę w klasztorze w Korbei mnicha i misjonarza, zaopatrzonego w
"ołtarz podróżny i relikwie" (Walterscheid), który jednak do Danii
raczej nie dotarł, a osiedlił się zaraz w przewłaszczonym na niego hrabstwie
Rstringen we wschodniej Fryzji. Gdy potem Ludwik w 831 roku na sejmie Rzeszy w
Diedenhofen utworzył biskupstwo w Hamburgu jako diecezję misyjną dla Duńczyków,
Szwedów i Słowian nadbałtyckich i uczynił Ansgara jej biskupem, a papież
Grzegorz IV — jak jego poprzednik Paschalis I Ebonowi — udzielił mu
w 831/832 roku "pełnomocnictwa misyjnego", Ebo wspomagał Ansgara.
Lecz w niewiele lat później arcybiskup Ebo — właśnie jeszcze przez
papieża jako legat obdarzony "zwierzchnością" nad innym legatem, św. Ansgarem,
siedział często w więzieniu, wielokrotnie w klasztorze w Fuldzie, również w
Lisieux i Fleury (s. 81). A Ansgar został wprawdzie arcybiskupem, lecz siła
uderzeniowa Rzeszy frankijskiej pod panowaniem Ludwika wciąż słabła, zwłaszcza
w jej ostatnich latach.

Duńscy wikingowie napadli w 845 roku Hamburg, puścili z
dymem katedrę, klasztor (który w 964 roku służył później jako więzienie dla
papieża Benedykta V), bibliotekę i miasto, a skarby kościelne zrabowali.
Natomiast Ansgar, "apostoł wikingów" (Walterscheid), uszedłszy o mały
włos wraz z relikwiami z życiem, pocieszał się słowami Hioba: "Pan dał,
Pan wziął" i "pobożną matroną Ikią", która przyjęła uciekiniera
w swych dobrach. Został biskupem w od 845 roku wakującej Bremie, ale też
sufraganem Kolonii, co w następstwie przyniosło długoletnie ciężkie spory z
arcybiskupem Gntherem (od 850 r.).

Z Bremy powstało jeszcze kilka, nawet jeśli naprawdę
skromnych kościelnych punktów oparcia. Tak więc w Haithabu (duń. Hedeby),
znaczącym ośrodku eksportu i importu w północnym Szlezwiku-Holsztynie, gdzie św.
Ansgar — wielokrotnie wykorzystywany przez Ludwika Niemieckiego jako
poseł — za przyzwoleniem króla Horika I wybudował kościół, "który
pozwolił stać się temu ośrodkowi handlowemu celem uprzywilejowanym przez
chrześcijańskich kupców" (Radtke), w Ribe (niem. Ripen), najstarszym
mieście duńskim i (już od początku VIII wieku) również prowadzącym ożywioną
działalność handlową, być może również bicie monet, i prawdopodobnie w Birce,
bogatym, relatywnie dużym, zapewne odwiedzanym przez króla ośrodku handlowym o
dalekosiężnych powiązaniach (najczęściej handlował towarami luksusowymi:
zajmującymi niewiele miejsca, a przynoszącymi wiele zysku) przede wszystkim z
zachodnią Europą, lecz również z Rusią, Bizancjum i kalifatem w Bagdadzie.

Zadziwiające, że same centra handlowe; wojna i kapitał
bowiem, zarówno jedno, jak i drugie, tak ściśle są związane z historią
zbawienia — po dzisiejsze czasy. "Dla pozycji Birki jest
charakterystyczne, że misja chrześcijańska — idąc głównymi drogami
handlowymi — osiedliła się w jedynej wczesno miejskiej i stosunkowo
ludnej osadzie Szwecji i odniosła tam pierwsze, choć przejściowe sukcesy"
(H. Erhardt).

I również charakterystyczne: Dunowie, których państwo
powstało około roku 800 i obejmowało Jutlandię, wyspy oraz trzy krainy południowo-szwedzkie,
nie chcieli nic wiedzieć o chrześcijaństwie. Jeszcze dwa dziesięciolecia po
chrzcie króla Haralda Klaka, anno 847, w diecezji Ansgara istniały cztery
kościoły chrzcielne. A duńskich wychowanków do swoich szkół misyjnych św. Ansgar
musiał po prostu kupować! Lecz dlaczego nie. Już dwa i pół wieku temu św. papież
Grzegorz I, "Wielki", doktor Kościoła, kupował angielskich chłopców w
niewoli do rzymskich klasztorów (IV, s. 112 i nast.). Chrześcijańska Europa
jeszcze długo i bez skrupułów dostarczała niewolników do krajów orientalnych.
Obok władzy istotny jest też interes, jako część władzy. A czyż nie jest to
korzystne dla wiary, dla wiernych, a nawet — czyż nie handluje się też i
przede wszystkim — w interesie Pana Boga?[473]


Ostatecznie misja skandynawska załamała się zupełnie.
Przejście na chrześcijaństwo zostało po prostu zabronione. W całej Danii nie
było ani jednego kościoła, w Szwecji, gdzie ludność przepędziła już dużo
wcześniej biskupa, przez całe lata ani jednego chrześcijańskiego duchownego.
(Ale więcej niż jednego kapłana w owym czasie w Szwecji nie było nigdy).
Myślano nawet — nie po raz pierwszy — o likwidacji arcybiskupstwa w
Hamburgu.

Jednakże w X wieku głoszenie wiary chrześcijańskiej
rozpoczęto na północy na nowo, również przez misjonarzy angielskich; co
znamienne jednak dopiero wtedy, gdy ponownie zadźwięczał miecz. Nawet katolicki
Podręcznik historii Kościoła przyznaje: "Zwycięska wyprawa zbrojna Henryka
I przeciwko królowi Gnupie w południowej Jutlandii otworzyła w 934 roku bramę
niemieckim kaznodziejom". Podbity Gnupa, król Wikingów w rejonie Haithabu,
który wkrótce poległ w walce z pogańskim jutlandzkim królem Gormem, musiał
mianowicie teraz "nosić jarzmo Chrystusa" (Thietmar) i oczywiście,
rzecz podstawowa, płacić daniny. A już w następnym roku za zgodą króla
pośpieszył do Danii mianowany jeszcze przez poprzednika Henryka — króla
Konrada — na krótko przed swoją śmiercią i wbrew woli duchowieństwa
arcybiskup Unni z Hamburga, nie udało mu się jednak uczynić chrześcijanina z
Gorma, całe życie walczącego przeciwko Niemcom. Nie odniósł zapewne sukcesów na
wyspach duńskich, zanim udał się dalej do Szwecji, gdzie bezpośrednio przed
powrotem do Hamburga zmarł we wrześniu 936 roku w Birce.

W Danii wrogi chrześcijanom Gorm Stary (Gorm den Gamle)
— od którego zaczyna się datowana duńska dynastia królewska (tak zwana
dynastia Jelling, do której należeli wszyscy królowie do 1375 roku) —
tolerował być może głoszenie chrześcijaństwa. A za panowania jego syna Haralda
Sinozębego (Bltand) Gormsona (poświadczony dla lat 936-ok. 987) rozpoczyna się
oficjalna chrystianizacja Duńczyków nieco po 960 roku, gdy sam Harald dał się
ochrzcić — "wedle wszelkiego prawdopodobieństwa z powodu politycznego
nacisku ze strony Niemców" (Skovgaard-Petersen). O wydarzeniu tym
przypomina kilka lekceważonych znalezisk archeologicznych duńskiego wczesnego
średniowiecza w Jelling (na wschodnim wybrzeżu Danii, niedaleko Vejle), wśród
nich postawiony przez Haralda Sinozębego "wielki" kamień z napisem
runicznym. Poza inskrypcją ku pamięci ojca Gorma i matki Thorwi wymienia samego
Haralda, "który zdobył dla siebie całą Danię i Norwegię i z Duńczyków
uczynił chrześcijan"[474].


Z dużo większymi sukcesami niż Unni poczynał sobie jego
następca w Hamburgu, arcybiskup Adaldag (937-988).

Potomek możnej rodziny saskiej, najpierw działał w
kaplicy Henryka I, potem jako kanclerz Ottona I, był obeznany z życiem
dworskim, jednakże również jako arcybiskup zachował silny wpływ na ottońską
politykę państwową i kościelną. Popierał zwłaszcza jak nikt inny plany Ottona
dotyczące Północy. Jego biskupstwo sięgało wszak w 947/948 roku daleko poza
granice Niemiec na Danię poprzez stworzenie trzech mu podległych, posiadających
wiele królewskich przywilejów diecezji w miastach portowych Haithabu
(Szlezwik), Ribe i Aarhus.

Po raz pierwszy więc arcybiskupi hamburscy mieli swych
sufraganów. W tym przypadku, zadecydował ongiś papież Formozus, Brema miała
wrócić do związku diecezji arcybiskupstwa kolońskiego, do którego wcześniej
należała. Ergo doszło do reklamacji ze strony arcybiskupa Wicfrida z Kolonii;
natychmiast podniósł roszczenia wobec Bremy. Na to natomiast nie chciał
pozwolić arcybiskup Adaldag, niezwykle gorliwy krzewiciel Dobrej Nowiny, wysyłający
na północ księży i budujący kościoły. A ponieważ nie wiedział co to skrupuły
— jak choćby czyniąc opatką córkę hrabiego Henryka von Stade (dziadka
biskupa

Thietmara), dziewczę ledwie dwunastoletnie —
sfabrykował, w końcu kiedyś przez wiele lat sporządzając i pisząc dokumenty
królewskie, szereg fałszywych dyplomów — i Pan mu pobłogosławił. Nie
tylko zostało mu w 968 roku podporządkowane biskupstwo w Starigardzie
(Oldenburgu we wschodnim Holsztynie), za czym rozpoczęły się od dawna planowane
rządy kościelne w kraju Obodrytów, lecz i umocnił swą pozycję, przy czym nie
bez znaczenia było uzyskanie ostatecznej niezależności od konkurencji w
Kolonii. W ten sposób ten fałszerz, ogólnie biorąc, podniósł "znacznie
prestiż arcybiskupstwa podczas swych długich, energicznych rządów"

(Lexikon fur Theologie und Kirche).

Trzy nowe siedziby biskupie leżały wprawdzie na duńskim
terytorium, jednakże niezbyt były oddalone od Rzeszy. I oczywiście zarządzający
nimi sufragani Adaldaga — Hored, Liafdag i Reginbrand — mieli
zadanie poszerzać swe wpływy, przede wszystkim na wyspy — Fionię,
Zelandię i Skanię (długo należącą do Danii, a dopiero od 1658 roku do Szwecji).
Albowiem do nawracania Duńczyków mieszkających na wyspach nowi biskupi misyjni
zostali wyraźnie zobowiązani. Chodziło o ekspansję, zdobycie posiadłości. Ergo
hierarchowie musieli swym diecezjanom "wydawać się wrogimi przyczółkami we
własnym kraju. I tym mieli być bez wątpienia według planu Ottona" (A.
Hauck)[475].

Z powodu chrześcijaństwa Duńczycy podrywali się równie
rzadko do buntu, co Słowianie na wschodzie. Najwyraźniej osiągnięto już wiele,
a niektórzy uważali idola chrześcijan za nie mniejszego niż własne bóstwa. Lecz
nawet takie "sukcesy" kwitły w cieniu niemieckich mieczy. A gdy
Harald Sinozęby wykorzystał okrutne walki o władzę w Norwegii po śmierci
Haralda Pięknowłosego (około roku 930, był on pierwszym władcą całej Norwegii)
do wyprawy zbrojnej i południowa Norwegia dostała się pod kontrolę duńską, do
akcji ruszyli chrześcijańscy "posłańcy wiary" — jak po
zwycięstwie Henryka I nad Duńczykami w Danii (s. 263).

Działalność duchownych feudałów i ich misjonarzy, ich
zagnieżdżanie się najpierw na ziemi, a potem w duszach pokonanych i
zniewolonych, miała dla króla ogromną wartość. Gdzie tylko Otton uderzał, gdzie
wyruszał w pole przeciwko Duńczykom, Słowianom czy Węgrom i militarnie mocno
stawał stopą, tam zakorzeniał się dzięki Kościołowi, tam tworzył "na
wszystkich oderwanych od nich terytoriach biskupstwa i klasztory jako punkty
oparcia swej władzy" (Kosminski).

Tak było w 948 roku na duńskim terytorium biskupstwa w
Szlezwiku, Ribe i Aarhus; w tym samym roku, a nawet jeszcze przed
chrystianizacją tych obszarów — powstały słowiańskie biskupstwa w Brennie
i Hobolinie, które dostał arcybiskup moguncki, oraz, dużo później,
podporządkowany arcybiskupowi Adaldagowi z Hamburga-Bremy Starigard
(Oldenburg). Tworząc arcybiskupstwo w Magdeburgu w 968 roku założono biskupstwa
w Merseburgu, Zeitz i Miśni, w końcu w 973 roku — roku śmierci Ottona
— biskupstwo w Pradze.

Najpierw uderzenie militarne, potem misja, następnie
"przyłączenie" do państwa. Był to wszak wyraźny ostateczny cel Ottona
Wielkiego, by wszystkie zdobyte kraje "najpierw kościelnie, a potem
politycznie wcielić do Rzeszy niemieckiej, jak to już było praktyką
karolińską" (Brackmann). Właśnie ścisła współpraca, zbratanie tronu z
ołtarzem przy tym tak pospolitym, jak i krwawym,

zbójeckim interesie na wielką skalę, dało ottońskiemu
najeżdżaniu i napadaniu polor bojaźni bożej, wyższego święcenia, łaskawości
bożej. Lub, jak pisano ćwiczonym językiem, "misja jako element" tej
polityki, szerzenie wiary wśród pogan, "wzniosły obowiązek cesarza",
mogła "jeszcze w większym stopniu sublimować prestiż Ottona i jego pozycję
zmierzającą ku cesarstwu" (Hlawitschka)[476].


Sublimować. A dążenie Ottona do najwyższego celu w
ziemskim zakresie potrzebowało oczywiście najwyższej wartości w zakresie
duchowym, najwznioślejszej w ogóle, najbardziej wysublimowanej: papiestwa w
Rzymie.

Nadciąga "mroczne stulecie"

Jakby wszystkie po kolei i razem wzięte nie były
mroczne! Przynajmniej też i mroczne. Przede wszystkim mroczne. Jednakże czas od
późnego IX wieku do połowy XI stulecia zwie się szczególnie "saeculum
obscurum". Chociaż inne epoki — nigdy nie dość wbijania sobie do
głowy — w których Rzym był nieporównanie potężniejszy i z tego względu
nieporównanie niebezpieczniejszy, dla wielu innych ludów były dużo
mroczniejsze, zarówno czas wypraw krzyżowych, jak i choćby wiek XX, w którym
papiestwo było zarówno współwinowajcą dwóch wojen światowych, jak i je
intensywnie popierało, w równym stopniu jak faszyzmy wszelkiej maści. (Należy
przypomnieć w tym miejscu o jego asystowaniu wojnie w Wietnamie, o podgrzewaniu
— nie tylko najnowszego — konfliktu na Bałkanach; akurat gdy to
piszę, jeden z niemieckich dzienników ukazał się z nagłówkiem: "Papież
nawołuje do wojny").

Jednak owe mroczne średniowieczne czasy, sugeruje
katolicki historyk Kościoła Franzen, zostały spowodowane jedynie przez
szlachtę! "Jej jedynie dotyka wina za smutne stosunki; papiestwo zostało
bowiem wydane na jej pastwę, odkąd zabrakło cesarza".

Szlachta kozłem ofiarnym, papiestwo po raz kolejny
uratowane — w historii Kościoła wydawnictwa Herdera, "wszędzie
uwzględniającej i opracowującej na nowo najnowsze wyniki badań naukowych, po
części wydatnie zmieniające świadomość historyczną i teologiczną naszych
czasów". Najnowsze badania? To są w istocie rzeczy przecież wciąż te same
stare nędzne wykręty apologetów. Przy tym papiestwo, które — jak skarży
się Franzen — "spadło do roli zwykłego terytorialnego
biskupstwa", z założenia jest dużo niewinniejsze, niż papiestwo o
znaczeniu obejmującym cały świat!

Biedne papiestwo. Niewinne jak zwykle. Jedynie ofiara
"dzikiej i żądnej władzy szlachty" (w końcu stuprocentowo
chrześcijańskiej i rzymsko-katolickiej) — "odkąd zabrakło cesarza
[...]". Wszak czyż nie byli przecież władcy "saeculum obscurum",
Ottonowie i Salijczycy, cesarzami? Czy nie rządził wręcz święty, Henryk II?
(Który prowadził aż trzy wojny przeciwko dobrze już wtedy katolickiej Polsce
— i to mając u boku pogańskich Luciców!) Papiestwo "bezbronne wydane
[...]". A gdy nie było już bezbronne, gdy było silne, coraz silniejsze,
"uniwersalne", światową potęgą? Wtedy współzawodniczyło z cesarstwem
o panowanie nad światem — po stokroć groźniejsze, śmiertelnie groźne.

Przecież nie "śmiertelnie" niebezpieczne, gdy
jego reprezentanci wybijali się nawzajem — za to "śmiertelnie"
niebezpieczne, gdy kazało wyrzynać całe narody! Gdy krzyczano "Bóg tak
chce!" W średniowieczu, w roku 1914 i 1941. I w międzyczasie[477]
.

Lecz jak to było z Rzymem w czasach Karolingów, Ottonów
i wczesnych Salijczyków?

Burzliwe lata, anarchia wewnętrznych waśni między
stronnictwami czyni zrozumiałym braki w źródłach. O wielu papieżach wiadomo
niewiele. Co do niejednego nie wiadomo, czy byli papieżami prawowitymi.
Niektórzy zostawali uznawani przez niektórych za antypapieży, uchodzą jednak
powszechnie za legalnych. Inni zasiadali na Apostolskiej Stolicy tak krótko, że
już tylko z tego powodu nie zostali uznani. Rzymski mnich Filip zrezygnował
jeszcze w dniu obioru, 13 lipca 768 roku, i dobrowolnie wrócił do klasztoru.
Diakon Jan rządził w styczniu 844 roku dokładnie przez godzinę. Leon VIII
rządził od 963 do 965 roku, jednakże od maja do czerwca 964 roku rządził
również Benedykt V — i obu uznaje się za papieży prawowitych. Z drugiej
strony papież Krzysztof, który anno 903 swego legalnego poprzednika na urzędzie
Leona V wtrącił do więzienia po ledwie 30dniowym urzędowaniu i zamęczył, nie
jest uznawany za naprawdę legalnego, choć za takiego uchodził przez całe
średniowiecze. Nawiasem mówiąc, papież Krzysztof sam wkrótce wylądował w
więzieniu i tam zadusił zarówno jego, jak i jego poprzednika, Leona V, ich
następca Sergiusz III[478].


Niemało papieży przejściowo lub na stałe trafiło do
więzienia. Tak na przykład Stefan VI, w 897 roku w więzieniu powieszony, Jan X,
w 929 roku uduszony w Zamku Anioła poduszką; Benedykt VI, którego kazał tam
zadusić w 974 roku księdzu Stefanowi Bonifacy VII; Jan XIV, który w 984 roku w
Zamku Anioła zginął z głodu lub od trucizny, Stefan VIII[479],
który potwornie okaleczony w więzieniu zmarł w 942 roku od ran. Za kraty
dostali się również papieże Benedykt III (zm. 858 r.), Jan XI (zm. 936 r.)[480]
i Benedykt X (zm. po 1073 r.).

W klasztorze zamknięto Konstantyna II, któremu
wyłupiono oczy, Benedykta X, Krzysztofa, Jana XVI Philagathosa, którego również
oślepiono, obcięto brutalnie nos, język, wargi i ręce, a następnie powiedziono
na szyderstwo w procesji przez Rzym.

Wygnani zostali Benedykt V do Hamburga, gdzie wkrótce
zmarł, i Grzegorz VI do Kolonii — z równym skutkiem.

A jak często jeden drugiego ekskomunikował! Jan XII
ekskomunikował w 964 roku zbiegłego Leona VIII, Benedykt VII anno 974 zbiega
Bonifacego VII, episkopat Rzeszy w roku 997 Jana XVI, synod w Sutri w 1059 roku
Benedykta X. Aleksander II i Honoriusz II ekskomunikowali się nawzajem, Leon IX
ekskomunikował Benedykta IX (był on bratankiem dwóch poprzednich papieży i
jedynym papieżem, który święty urząd — w każdym razie de facto —
piastował trzy razy). A Benedykt IX ekskomunikował znowuż Sylwestra III, wypędzając
go wśród przekleństw i hańby z Rzymu, jak sam wcześniej z Rzymu został wygnany.
Z tego wszystkiego należy przypuszczać, że Duch Święty wykazuje się dość
bałaganiarską osobowością[481].


Papież Sergiusz III — morderca dwóch papieży


Benedykt IV zmarł latem 903 roku. Wedle przypuszczeń
nie opartych jednakże na żadnych ówczesnych źródłach kazał go usunąć Berengar
I, król Italii. Jego dwaj następcy przeżyli niewiele miesięcy. Papież Leon V,
rządzący jedynie w sierpniu 903 roku, został wtrącony do więzienia przez swego
następcę kardynała Krzysztofa. Jednakże również Krzysztof (903 - 904) zajmował
tron papieski jedynie do następnego roku. Potem wyparł go z niego Sergiusz III
(904-911), urodzony rzymski arystokrata, wcześniej antypapież wobec Jana IX i
zaraz po wprowadzeniu na urząd na Lateranie przez Jana zdetronizowany,
przeklęty i wygnany. Mając poparcie antyformozjan i księcia Alberyka I ze
Spoleto Sergiusz wtargnął z uzbrojoną kupą do Rzymu, kazał uczynić się
papieżem, Krzysztofa odziać w habit i zamknąć z własną ofiarą, Leonem V; w ten
sposób w ciągu ośmiu lat przewinęło się na świętym tronie ośmiu papieży.

Po wybiciu lub wypędzeniu wrogo nastawionych do siebie
kardynałów Sergiusz osiągnął po siedmiu latach banicji upragniony cel i wkrótce
kazał zamordować obu poprzedników w więzieniu, rzekomo ze współczucia. Jednakże
przy całym współczuciu dla zgasłych kolegów Sergiuszowi nie zbywało na energii
i udało mu się wysiedzieć całe siedem lat na tym naprawdę gorącym stolcu.

Papież ten kochał biurokratyczną dokładność, wszystko
musiało mieć swój porządek. I tak datował swój pontyfikat według pierwszego
— chociaż krótkiego — okresu urzędowania, obejmującego niewiele
więcej poza wprowadzenie na Lateran w grudniu 897 roku, skąd został przepędzony
przez bandy swego następcy, Jana IX. Jako przyjaciel Stefana VI, który
zbezcześcił zwłoki Formozusa, natychmiast potępił tego ostatniego ponownie,
uznał wszystkie jego święcenia — a Formozus wyświęcił wielu biskupów, ci
zaś znowu wielu księży — za nieważne, usunął jego zwolenników z urzędów i
zagroził opornym na gotowych do wypłynięcia okrętach banicją i śmiercią.
Jedynie nieliczni przeciwstawili się jego rządom terroru, zwłaszcza że stała za
nim szlachta. Za to rozdał najlepsze beneficja swym zwolennikom, przywódcom
rzymskiej arystokracji.

Zakonnicom klasztoru Corsarum, którym podarował wiele
gruntów, nakazał ten morderca dwóch papieży śpiewać codziennie sto Kyrie
elejson za swą duszę — jakie zalety ma jednak ta religia! Ten biegły
morderca stworzył sobie pomnik odbudowując w roku 897 leżącą z boskiego wyroku
w gruzach bazylikę laterańską. I dopiero czterysta lat później Pan Bóg pozwolił
nowej budowli, w której długo, zamiast u Św. Piotra, grzebano prawie wszystkich
papieży, sczeznąć w płomieniach.

Skromniej przypominał o sobie papież Sergiusz na
monetach. Chociaż monety bili także inni Święci Ojcowie, to Sergiusz jako
pierwszy od czasów Hadriana I (772 - 795) zaczął wypuszczać monety z własnym
wizerunkiem. Zamordował dwóch papieży, lecz jego kamień nagrobny w Św. Piotrze
chwalił go i jego zaciętą wojnę przeciwko "wilkom", trzymającym go
przez siedem lat na dystans od prawowitego tronu[482]
.

Znamienna jest również ingerencja Sergiusza w tak zwany
spór o tetragamię.

Ów spór, wzbudzający silne emocje, dotyczył czterech
małżeństw bizantyjskiego cesarza Leona VI Mądrego (886-912). Uczeń sławnego
patriarchy Focjusza (którego wskutek osobistej niechęci zastąpił własnym
młodszym bratem Stephanosem zaraz po wstąpieniu na tron) spędził kilka lat w
więzieniu (883-886) z powodu konspiracji przeciwko ojcu, Bazylemu I. (Tego
rodzaju sprawy znamy wystarczająco dobrze z chrześcijańskich domów panujących
Zachodu).

Tymczasem nie był to jedyny problem rządzącego od 886
roku Bizantyjczyka, teścia cesarza Ludwika Ślepego, któremu Berengar kazał
wyłupić oczy w Weronie (s. 228 i nast.). Również i takie rzeczy nie dręczyły
Leona. Natomiast na pewno jego małżeństwa. Trzy żony nie dały mu potomka. Przy
tym bizantyjskie prawo zabraniało już trzykrotnego ożenku, jednakże patriarcha
Antonios Kauleas (893-901) jeszcze raz udzielił dyspensy władcy. Cesarzowa
Eudokia Bajana zmarła wraz z nowonarodzonym synem w połogu w 901 roku.
Następnie monarcha spłodził z metresą Zoe Karbonopsiną syna (Konstantyn VII), a
matkę — wbrew wydanemu przez siebie samego prawu, zabraniającemu już
trzykrotnego małżeństwa — pojął w 906 roku za czwartą żonę.

Tym samym Leon Mądry — sławny dzięki zakończeniu
rozpoczętej przez jego ojca kodyfikacji prawa, ogromnego dzieła w 60 tomach, które
wyparło Kodeks Justyniana — sam stał się autorem praktycznego podręcznika
prawa, poza tym był autorem pieśni kościelnych, kazań i studiów strategicznych,
co wszystko świetnie pasuje do siebie, oraz usiłował zabezpieczyć się, jeśli
już nie od strony prawnej, to przynajmniej kościelnej. Jego własny nowy
patriarcha, dawniejszy "przyjaciel szkolny" i tajny sekretarz
Nikolaos I Mystikos (901-907, 912-925) oczywiście otwarcie protestował, obłożył
cesarza klątwą i odmówił uznania Konstantyna jako legalnego dziedzica. Jednakże
papież Sergiusz, swobodniej obcujący z kobietami, który jako 45-letni mężczyzna
miał syna z 15-letnią Marozją — późniejszego papieża Jana XI (s. 319)
— udzielił wykluczonemu już od uczestnictwa w nabożeństwach cesarzowi
dyspensy małżeńskiej, a patriarcha Nikolaos musiał jako wygnaniec schronić się
na całe lata w swym klasztorze Galakrenai[483].


Początek "rzymskich kurewskich rządów"
— papież Jan X: w łożu i na polu bitwy

Decydujące dla dłuższego czasu niż jedno stulecie stało
się, że dzięki podwójnemu mordercy, Ojcu Świętemu Sergiuszowi III, do władzy w
Rzymie doszedł ród pewnego, prawdopodobnie z nim spokrewnionego Teofilakta, a z
nim para pożądających władzy, przebiegłych i żądnych rozkoszy dam. Etykietkę
"rzymskich kurewskich rządów" lub "pornokracji" przyklejono
temu okresowi namiestnika Chrystusa od czasów protestanckiego teologa Valentina
Ernsta Loeschera (wydawcy teologicznego czasopisma "Unschuldige
Nachrichten von alten und neuen theologischen Sachen: 1701-1720" —
Niewinne wiadomości o dawnych i nowych sprawach teologicznych). Bo przecież
kwitł nierząd, sam w sobie znowuż nie taki zły, jak i w wydaniu katolickiego
kleru w ogóle, również w Rzymie, mieście najświętszym, przez wszystkie czasy.

Teofilakt (zmarł na początku lat dwudziestych X wieku),
pochodzący z rzymskiej arystokracji, konsul, senator, magister militium, stał
nie tylko na czele administracji miejskiej, lecz awansował na szefa papieskich
finansów, na najwyższego urzędnika administracji kościelnej.

Jego żona, ambitna, energiczna i piękna Teodora Starsza
— "bezwstydna dziwka", jak pisze biskup Liutprand z Cremony w
Antapodosis, swym osławionym, często złośliwie ironicznym, bogatym w anegdoty,
ale zarazem najważniejszym dziele historycznym tych czasów — nazywająca
siebie samą "Senatrix", była matką dwóch sióstr, Teodory Młodszej i
Marozji, "nawet jeszcze gorliwszej w służbie Wenus" oraz kochanką
późniejszego papieża, Jana X. (Katolicki historyk papiestwa Franz Xaver Seppelt
nie chce w to wierzyć, pisząc, że mogło tak być, "iż nowy papież nie miał
chrześcijańskiego usposobienia i że jego życie nie odpowiadało wymogom
obyczajności i jego wysokiego urzędu").

Nie mniej uwodzicielska córka Marozja (zdrobnienie od
Marii: Mariuccia, Maryśka), primo voto żona księcia Alberyka I, który po
śmierci cesarza Lamberta zawładnął Spoleto, miała tymczasem stosunek —
jeśli wierzyć biskupowi Liutprandowi i oficjalnej księdze papieży (a nawet
Seppelt uważa to dziś za "wielce prawdopodobne") — z papieżem
Sergiuszem III, jej wujem; owocem ich starań był papież Jan XI (931-935).
Angielski teolog de Rosa podaje: "Po raz pierwszy papież Sergiusz uwiódł
ją w Pałacu Laterańskim". Podobne stosunki, które w Rzymie "trwały
nieprzerwanie prawie półtora stulecia" (Halphen), panowały jednak i w
innych siedzibach biskupich[484].


Na początek późniejszy papież Lando (913-914), syn
bogatego księcia longobardzkiego Tajno i marionetka Teodory Starszej (zm. po
916 r.), której podopieczny Jan z biskupa Bolonii — którym stał się
podobno siłą i w istocie bez święceń — został na dziewięć lat (905-914)
arcybiskupem Rawenny, Jan zaś — "niewątpliwie silna osobowość"
(Handbuch der Kirchengeschichte) — miał przebywać częściej w łożu
Teodory, niż w kościele w Rawennie; być może były to plotki, w końcu nie ostatnie
o klechach. Jednakże biskup Liutprand ukazuje karierę późniejszego papieża Jana
w sposób zapierający dech w piersiach: jak duchowne obowiązki ponownie
przywołały go do Rzymu, jak Teodora, "prawdziwie bezwstydna dziwka,
rozpalona żarem Wenus (Venus calore succensa)", zakochała się w pięknym
kapłanie — "i chciała z nim się nie tylko łajdaczyć, lecz potem go
do tego wciąż zmuszała [...]". Oczywiście czas oczekiwania, jakby go nie
spędzać, był długi i uciążliwy, zwłaszcza dla spragnionej Teodory. I zakrawa
prawdziwie na cud, jak jeden książę Kościoła po drugim szybko gaśnie i zwalnia
swój fotel dla Jana, który dzięki temu pnie się coraz wyżej i bliżej Rzymu.

Najpierw umiera, "podczas tych bezwstydnych
sprawek", biskup Bolonii — i Jan zajmuje jego miejsce. Po krótkim
czasie umiera arcybiskup Rawenny — i Jan zostaje jej arcybiskupem. I
znowu po krótkim czasie także i papież zostaje "powołany przez Boga"
— i jest jasne, co się zdarzy, co musi się zdarzyć, przecież w boskim
planie zbawienia zostało przewidziane wszystko: Teodora więc, "której
zepsuta natura nie mogła ścierpieć, że jej kochanek oddalony o dzielące Rzym od
Rawenny dwieście mil, raczej rzadko był do jej dyspozycji, wymogła na nim, by
opuścił arcybiskupi stolec w Rawennie i — rzecz niesłychana — objął
w Rzymie najwyższą godność pontifexa".

Teodora nie była już wtedy najmłodsza i wkrótce zmarła,
jednakże i tak przechodzony arcybiskup raweński usadowił się mocno w papieskim
siodle jako Jan X (914 - 928), mimo oporu duchowieństwa. A zawdzięczał wszystko
— nawet według Seppelta (zapominającego tu całkowicie o Duchu Świętym),
"jedynie rodzinie Teofilakta". Lecz Jan dziesiąty tego imienia
trzymał się tym dłużej, że dla swych obowiązków duchownych miał mało czasu i
uważania, nawet jeśli kronikarze akurat jego zaliczają do reformatora życia
zakonnego, potwierdził bowiem surową regułę z Cluny. A chyba w łożu wykazał się
tym, za kogo go uważano, w wojnie stał zaś w jednym szeregu ze swymi ludźmi.

Nieustające "zamęty" wśród chrześcijan, ich
trwające całymi dziesięcioleciami wyrzynanie się wzajemne (i innych), wzbudziło
aktywność Arabów i doprowadziło do tego, że zajęli dogodny punkt oparcia dla
swych operacji przy ujściu rzeki Garigliano. Ledwie Jan został papieżem, zawarł
pakt militarny, zebrał duży związek zbrojny środkowo- i południowowłoskich
możnowładców, składający się z oddziałów Spoleto, Benewentu, Neapolu, Gaety i
przede wszystkim Greków. Ich cesarz, "jako mąż pobożny, bojący się
Boga", natychmiast przysłał morzem swych żołnierzy. A papież, bez
wątpienia jeszcze pobożniejszy, zaprzysiągł Rzymian, że nie zawrą z Saracenami
"żadnego pokoju", "zanim nie wytrzebimy ich z całej
Italii".

W istocie udało mu się "ukoronować" swe
wojownicze postępowanie "serią pięknych sukcesów" (Eickhoff). Z
inicjatywy papieskiej "oczyszczona" została z Arabów najpierw dolina
Tybru oraz obszar Salerno. W maju 915 roku Saracenów okrążono i pobito —
z decydującą pomocą Bizantyjczyków — w bitwie pod Carigliano, podczas
której wielu chrześcijanom mieli ukazać się Św. Piotr i Paweł. To chyba
sprawiło, że prawowiernym umknęła jedynie garstka przeciwników, których
wyłapywano jeszcze później w górach. Biskup Liutprand twierdzi wręcz: "W
codziennej walce greków i łacinników dzięki miłosierdziu bożemu nie pozostał
żaden Punijczyk, który by nie zginął od miecza, lub nie został pochwycony
żywcem". Namiestnik Chrystusa jednak, biorący osobiście udział w wojnie,
pysznił się wobec arcybiskupa Hermanna z Kolonii, że sam nadstawiał karku i dwa
razy osobiście prowadził żołnierzy do ataku.

Jako polityk realny Jan X zlekceważył prawa oślepionego
cesarza Ludwika III z Prowansji (s. 228 i nast.) i jeszcze w grudniu 915 roku
koronował u Św. Piotra na cesarza wpływowego i władającego Górną Italią króla
Berengara (888-924), z którym utrzymywał już stosunki jako zapobiegliwy arcybiskup
Rawenny; po Gwidonie i Lambercie był to trzeci i ostatni cesarz pochodzący z
Włoch. Berengar złożył z dawna przyjętą przysięgę i obdarował kler, szlachtę i
naród. Jednakże jego cesarstwo nie było niczym więcej niż grą pozorów[485].


Anarchia w Italii

W tak zwanym niezawisłym królestwie Italii władza
królewska kruszyła się coraz bardziej. Zaznaczył się typowy dla czasów
średniowiecza brak kontynuacji, skomplikowana plątanina instancji klerykalnych,
militarnych i obszarniczych, współdziałanie i konflikty lokalnych struktur
władzy, "za każdym razem powstające przez zbrojne przedsięwzięcia
klasztorów, kościołów i panów świeckich" (Tabacco). Nad całym feudalnym
rozdrobnieniem unosiły się jednak wielkie dzielnicowe państwa zwłaszcza
wiodących rodów pochodzenia frankijskiego, po rozpadzie rzeszy karolińskiej
spierających się i szarpiących o hegemonię w Regnum Italicum.

Pod przywództwem hrabiów Adalberta z Ivrei i Odelryka
oraz przy znaczącym udziale arcybiskupa Lamberta z Mediolanu (921-932) doszło w
roku 920/921 do nowego buntu przeciwko Berengarowi. A Lambert, tak twierdzi
biskup Liutprand, był wręcz "przyczyną ich wystąpienia". Wprawdzie
król Berengar ustanowił go właśnie głową kościoła mediolańskiego, lecz w zamian
za to w sposób niekanoniczny, lecz powszechnie stosowany, "zażądał
niemałej sumy pieniędzy...", a Lambert, co jak co, ale liczyć umiał i
"przeliczył, gnany wielką żądzą arcybiskupiego stolca, również to, czego
żądał król [...]". Wkrótce arcybiskup tego wszystkiego pożałował; nie, że
złamano prawo kościelne, ale "że nie mógł przeboleć takiej sumy
pieniędzy". I tak zaczął "roztrząsać odstępstwo od króla".

Jednakże Berengar przywołał na pomoc przeciwko
zbuntowanym Węgrów, którzy ciężko spustoszyli Toskanię, i wkrótce zdusił
rebelię. Rebelianci jednak sprowadzili zimą 921/922 roku króla Rudolfa II z
Burgundii zajurajskiej, uzbrajając go uprzednio w Świętą Włócznię (s. 254 i
nast.). Berengar musiał wycofać się w kierunku wschodnim i podzielić się Górną
Italią z Rudolfem, rezydującym teraz w Pawii, gdzie natychmiast znaleźli się
dostojnicy Kościoła, zwłaszcza że nowy król pobił wielokrotnie Berengara,
decydująco w bitwie pod Fiorenzuolą (koło Piacenzy), w której miało paść 1500
ludzi. Wszakże zwycięzca wycofał się na mniej więcej rok za Alpy. Natomiast
Berengar został zdradziecko zamordowany 7 kwietnia 924 roku w Rawennie, jedynym
mieście, jakie zostało mu z całego państwa; zginął od miecza swego wasala i
kuma Flamberta — którego syna kiedyś "trzymał do chrztu"
— w dogodnym momencie podczas jutrzni[486].


Już dwa dni później wszakże również Flambert i
uczestnicy mordu na królu znaleźli swój koniec z rąk młodego przyjaciela króla,
jego zaufanego o imieniu Milo; w każdym razie ów młodzieniec, o którym biskup
Liutprand lakonicznie donosi, że "kazał ich powiesić", wyróżniał się
"prawdziwie wieloma i znakomitymi cnotami [...]".

W Górnej Italii zapanowała teraz zupełna anarchia.
Pojawili się Saraceni i Węgrzy; ci ostatni przywołani może jeszcze przez
Berengara, by pomścić porażkę pod Fiorenzuolą. Obiegli Pawię, odrzucili ofertę
okupu i 12 marca 924 roku — kolejna data w tej kronice okrucieństwa
— spalili królewskie miasto wraz z pałacem i 44 kościołami, oczywiście
— "za nasze grzechy" (Liutprand). W razie niepowodzenia bowiem
— jest to karząca ręka Boga, w razie sukcesu — ratująca, nie da się
tego wyrazić bardziej prymitywnie; i tak przez całe stulecia...

Miejscowy biskup Jan i zbiegły do niego arcypasterz z
Vercelli zginęli w płomieniach, do tego rzekomo prawie wszyscy mieszkańcy poza
dwustu bogaczami, którzy zdołali się wykupić (najwyraźniej wolni od grzechów!).
A w latach 926-928 nastąpiły kolejne łupieżcze najazdy Węgrów przez Toskanię po
Rzym i Apulię.

Król Rudolf wrócił wprawdzie latem 924 roku do Pawii,
nie zdołał się jednak w niej utrzymać. Ten sam biskup Lambert bowiem, który
niegdyś był ośrodkiem brzemiennej w skutki rebelii przeciwko Berengarowi i
dzięki Rudolfowi powrócił do kraju, stał się inicjatorem spisku. Spiskowcy
ściągnęli przeciwko królowi jego sąsiada, hrabiego Hugona z Arles i Vienne,
prawdopodobnie gdy Rudolf przebywał akurat w Burgundii. Również papież Jan X
należał otwarcie do jego przeciwników. Zniknęło bowiem wsparcie, jakie
obiecywał sobie po cesarzu Berengarze w walce o władzę w Rzymie. A po jego
zamordowaniu Jan, rywalizujący ze stronnictwem Marozji, zaraz poszukał nowego
partnera i zaprosił do Włoch, razem z lombardzkimi możnymi, hrabiego Hugona z
Prowansji.

Królowi pośpieszył natomiast na pomoc jego teść książę
Burchard ze Szwabii. Krewny i promotor świętego biskupa Ulryka z Augsburga
przekroczył z wojskiem Alpy i spotkał się z mediolańskim arcybiskupem
Lambertem. Tenże jednak, relacjonuje Liutprand, jako "mądry mąż" nie
przyjął Burcharda w żaden sposób lekceważąco, lecz raczej, oczywiście "w
złych zamiarach", z wielkimi honorami. "Między innymi dał mu na znak
swej szczególnej przyjaźni pozwolenie na polowanie na jelenia w swych lasach
— na co zezwalał jedynie swym najulubieńszym i najznamienitszym
przyjaciołom. W tym samym czasie wezwał załogę Pawii i jeszcze paru włoskich
książąt na zgubę Burcharda, zatrzymując go u siebie tak długo, aż upewnił się,
że zebrali się wszyscy, którzy mieli go zabić". I już następnego ranka, 29
kwietnia 926 roku, zamienił książę Burchard z Novary, przekłuty włóczniami
nacierających nań Włochów, "życie na śmierć". Tak samo jego ludzie,
szukający ucieczki w kościele "świętego wyznawcy Chrystusa
Gaudentego", zostali ze szczętem wybici, "nawet przy samym
ołtarzu".

Na to król Rudolf opuścił pole bez walki[487]


Król Hugo robi porządek i wzbogaca swoich

W Italii nie zwyciężyli właściwi rywale, lecz mało
zaangażowany trzeci. Hugo z Arles i Vienne, tymczasem śpieszący okrętem do
Pizy, obszaru pod władaniem swego brata przyrodniego Gwidona — po
wygnaniu Rudolfa został tam uroczyście powitany przez legata Jana X i na początku
lipca 926 roku koronowany przez arcybiskupa Mediolanu Lamberta na króla Italii
(926 - 947). Wkrótce potem znalazł się przy nim w Mantui także papież, gdzie
obaj zawarli formalny pakt. Z jednej strony dotyczący już wtedy perspektywy
korony cesarskiej dla Hugona — z czego nic nie wyszło, z drugiej strony
nabytków terytorialnych na rzecz Stolicy Apostolskiej w Sabinie, księstwie
Spoleto i marchii Camerino, gdzie prawdopodobnie jako margrabia władał Piotr,
brat papieża[488].

Król Hugo usunął wielu podejrzanych dla niego lub
niemiłych mu możnych. Zostali pojmani, torturowani, oślepieni i ścięci,
niektórzy z pomocą miejscowego biskupa Leona z Pawii — "uczynił to
biskup ochoczo", zwłaszcza że wśród nich byli obaj "wszechmocni
sędziowie" Pawii. Iudex Gezo stracił oczy, obcięto mu język i odebrano
majątek. Iudex Walpert stracił głowę, cały dobytek, a jego małżonka została
pochwycona "i na wiele sposobów torturowana, by skłonić ją do wydania
ukrytych skarbów". Liutprand kontynuuje w charakterystyczny sposób: "Wskutek
tego rósł nie tylko w Pawii, lecz i wszędzie w Italii strach przed królem i
zamiast go lekceważyć, jak innych królów, okazywano mu liczne oznaki
czci".

Surowe postępowanie przynosi zaszczyt ścinającym głowy
przez wszystkie czasy, zwłaszcza jeśli dochodzi do tego wielka
niesprawiedliwość, na przykład rozdawanie urzędów faworytom.

Król Hugo opatrzył sowicie swych burgundzkich
stronników, wśród nich wielu potomków swych trzech nałożnic: Pezoli, Rozy i
Stefanii. Do tej ostatniej zresztą koronowany lubieżnik, w ogóle
"ogłupiony urokami licznych konkubin", "szczególnie mocno
rozpalił się w haniebnej miłości", podczas gdy nie tylko zaniedbywał
małżeńsko swą żonę Bertę, lecz ją "przeklinał na wszelkie sposoby"
(Liutprand).

Rozdając urzędy swym drogim krewnym, Hugo dysponował
tak stanowiskami polityczno-militarnymi, jak i kościelnymi. Syn Hubert został
palatynem i margrabią Spoleto, otrzymał również Marchię Toskańską. Syn Tedbald
został archidiakonem Mediolanu z widokami na sukcesję arcybiskupią. Syn Gotfryd
otrzymał bogate opactwo Nonantulę. Spowinowacony z Hugonem, wypędzony z
biskupiego stolca w Leodium Hilduin uzyskał biskupstwo w Weronie, wkrótce potem
również w Mediolanie. Bratanek króla, arcybiskup Manasse, opuścił swą diecezję
w Arles i przeszedł za wsparciem stryja do Włoch, "by trawiony ambicją
ciemiężyć wiele kościołów, a nawet doprowadzić do ich upadku". Otrzymał
"wbrew ludzkim i boskim prawom" biskupstwa w Mantui, Triencie i
Weronie "na pożarcie" (Liutprand). Weronę sprzedał później hrabiemu
Milonowi, faworyzowanemu również przez papieża. Jan X wychodził mu zawsze
naprzeciw, widział w tym swe korzyści, co bywa nazywane "myśleniem
celowym", albo jeszcze ładniej, "pragmatycznym". Ze względu na
króla Rudolfa burgundzkiego papież, o czym donoszą liczne źródła, uczynił
małego syna hrabiego Heriberta II z Vermandois — nie mającego nawet
pięciu lat — głową kościoła w Reims, podczas gdy jego ojca ustanowił
zarządcą świeckich dóbr arcybiskupstwa[489].


Jednakże spodziewana przez papieża pomoc nie nastąpiła.
Wręcz przeciwnie. Było jeszcze gorzej. Marozja, której ojciec Teofilakt i mąż
Alberyk I ze Spoleto zmarli, poślubiła w 926 roku powtórnie margrabiego Gwidona
z Toskanii. Dzięki zjednoczeniu Spoleto z Toskanią jeszcze bardziej wzmocniła
swą władzę i stała się właściwą panią Rzymu.

Papieże z łaski Marozji i noc poślubna króla Hugona


Dwór papieski zawrzał buntem. Jan X nie chciał
najwyraźniej tolerować nowych rządów i przyłączyć się do stronnictwa, któremu
sam zawdzięczał swój tron. Jednakże jego brat Piotr, swego rodzaju "margrabia",
którego papież obdarzał coraz większą władzą, tak że odgrywał kluczową rolę w
Rzymie, został wygnany. Z miejsca, które uczynił twierdzą, zaatakował następnie
miasto. Być może sprowadził również Węgrów, którzy spustoszyli Tuscję jak długa
i szeroka; wiadomość nie jest pewna, a czasy mroczne. Pod koniec 927 roku Piotr
został jednak zabity przez wzburzonych Rzymian przed oczami papieża w Pałacu
Laterańskim, a sam Jan X następnego lata przez oddział Gwidona, rzekomo podczas
sumy w bazylice laterańskiej, napadnięty, uprowadzony i wtrącony następnie do
Zamku Anioła, gdzie przesiedział do połowy 929 roku, gdy zmarł, uduszony prawdopodobnie
poduszką. Dzięki Teodorze zdobył papiestwo, dzięki jej córce Marozji — w
tym czasie władczyni Rzymu — je stracił, a z nim i życie.

A sen króla Hugona o cesarstwie się zaraz
"odeśnił".

Kolejni papieże Leon VI i Stefan VII, obaj rzymianie,
Ojcowie Święci z łaski Marozji, zostali prawdopodobnie również zamordowani. A
mianowała ich kobieta każąca tytułować się senatrix, patricia. Leon VI
(928-929) został papieżem, gdy jego poprzednik siedział w więzieniu, a nawet
zmarł wcześniej niż Jan X, na początku 929 roku. Po Leonie przyszedł Stefan VII
(929 - 931). A być może mieli oni w ogóle przytrzymać miejsce dla następnego. Teraz
Marozja powołała bowiem na papieża Jana XI (931 - 935) własnego syna,
spłodzonego z Ojcem Świętym Sergiuszem III, młodzieńca nieco powyżej dwudziestu
lat. A ponieważ w roku 929, wkrótce po Janie X, zmarł również jej drugi mąż,
margrabia Gwidon z Toskanii — choć nieco nadwerężona przez licznych
kochanków i dwóch mężów — wyszła latem 932 roku po raz trzeci za mąż, za
przyrodniego brata Gwidona, Hugona z Prowansji, wprawdzie już żonatego, ale
przecież króla Italii (926-948), pozostającego u szczytu swej potęgi. I
wreszcie wydawało się, że jego cesarstwo nabiera realnych kształtów.

Zaślubił tę parę wedle wszelkiego prawdopodobieństwa
papież Jan XI, chociaż naruszało to ówczesne prawo kanoniczne, ponieważ król
był szwagrem swej przyszłej żony. Na marginesie: pozbawiony zarówno skrupułów,
jak i hamulców, otoczony konkubinami i metresami, wszakże na skroś dobry
chrześcijańsko-katolicki człowiek władzy, który zrobił karierę w czasach
oślepionego cesarza Ludwika: najpierw hrabia, potem dux i marchio Prowansji, następnie
faktyczny regent królestwa Dolnej Burgundii. "Słabość Hugona do
kobiet" przesłaniała przecież wszystko inne. Nic dziwnego, że sprzedawał
biskupstwa i opactwa włoskie. Tymczasem: również "czciciel Boga" i
przyjaciel "miłośników świętej wiary" (Liutprand). A zatem mądry
władca, obcujący często ze świętymi, podobnie jak Odo z Cluny, który
nieustannie wspierał kościelny "ruch odnowy". Cały czas jego rządów,
wciąż stymulowany ambitnymi tradycjami karolińskimi średniowiecza, koncepcją
Imperium, wypełniły wyprawy zbrojne i ciągłe tłumienie powstań. Cesarskiej
korony nie zdołał jednak zdobyć.

Lecz zapewne i Marozja widziała siebie w cesarskiej
koronie; wyglądało na to, że nic nie jest w stanie przeszkodzić koronacji z rąk
papieskiego syna. Jednakże zaraz po ich ślubie z nocą poślubną w czerwcu 932
roku na Zamku Anioła doszło do nagłego zwrotu. Jej syn Alberyk II (z małżeństwa
z Alberykiem I miała co najmniej czterech synów) podniósł bunt korzystając z
poparcia rzymian i zagarnął władzę w mieście. Król Hugo, którego celem życia
była korona cesarska, uciekł nocą po linie z Zamku Anioła i przez graniczące z
nim mury miejskie. Natomiast Marozja i papież Jan XI, matka i przyrodni brat
Alberyka I, zniknęli w więzieniu i zostali jedno po drugim zgładzeni[490].


W każdym razie Alberyk II (932-954), syn Marozji z rodu
margrabiów Spoleto, rządził potem jako "książę i senator wszystkich
rzymian" prawie ćwierć wieku bez sprzeciwów i mocną ręką w Rzymie oraz
Państwie Kościelnym pozbawiony — nieomalże — jakichkolwiek
ekspansjonistycznych ambicji. Usposobiony religijnie, osobiście pobożny,
obdarowywał wprawdzie klasztory, ale podporządkował sobie zupełnie papieży.
Leon VII (936-939), Stefan VIII (939-942), Marynus II (942946) i Agapet II
(946-955) zawdzięczali swe wyniesienie na tron obok Św. Ducha Alberykowi i byli
mu ulegli. Nic nie działo się bez rozkazu księcia, zresztą też szczególnie
wspierającego reformy idące z klasztoru Cluny — nie na ostatnim miejscu
były tu powody polityczne i egoistyczne, by mianowicie "pozbyć się zamieszkujących
dobra klasztorne baronów i swej własnej żyjącej na klasztornych posiadłościach
klienteli, która mogła stać się niebezpieczna dla niego samego" (Sackur).
Jedynie Stefan VIII wyłamał się najwyraźniej z szeregu i jesienią 942 roku miał
zostać uwięziony po udziale w buncie przeciwko Alberykowi i okaleczony do tego
stopnia, że zmarł[491].


Natomiast usiłowania króla Hugona, by znów
podporządkować sobie Rzym, spełzły na niczym. Już w roku 932/933 i ponownie w
936 stanął z wojskiem pod miastem swych marzeń i jeszcze w 939, 941 i 942 roku
dokonał nieudanych wypadów. "Rok w rok", pisze Liutprand, najeżdżał
Alberyka, "pustoszył wszystko, co tylko zdołał, ogniem i mieczem, i
oderwał od niego wszystkie miasta poza Rzymem".

W międzyczasie bronił się Hugo jeszcze przed dwu
dalszymi zainteresowanymi, obydwoma prawdopodobnie w 933 roku podczas walk o
Rzym: pokojowo, lecz za odstąpieniem praw do Dolnej Burgundii (lecz nie
posiadłości), przeciwko Rudolfowi II z Burgundii zajurajskiej, a zbrojnie
przeciwko księciu Arnulfowi z Bawarii, przywołanemu przez hrabiego Milona oraz
biskupa Rathera z Werony i przez nich "przyjętego z radością"
(Liutprand).

Berengar II zostaje królem Italii

We Włoszech król Hugo musiał najczęściej obawiać się i
walczyć z rodami, które sam równie mocno wspierał, tak że na koniec
niekoniecznie bez dania racji jemu samemu — chronicznie podejrzliwemu, a
czasami okrutnemu — wydały się zbyt niebezpieczne.

Należał do nich również margrabia Berengar II, wnuk
cesarza Berengara I (s. 220 i nast.), stronnik Hugona i mąż jego siostrzenicy
Willi. Jednakże po krwawym usunięciu dynastii toskańskiej Hugo zaczął być
zazdrosny o wpływy domu Ivrei: Berengara II i jego brata przyrodniego Anskara
II z Ivrei, margrabiów Spoleto-Camerino, których władza otaczała od północy i
południa jego własne państwo, sięgające od Alp po pryncypat Rzymu. Z tego
powodu dokonał zamachu, w którym zginął Anskar.

Lecz plan usunięcia Berengara II poprzez pozbawienie go
wzroku zawiódł. Za to udało się skutecznie wyłączyć z gry margrabiego Lamberta
z Toskanii, jego własnego brata przyrodniego, za pomocą prostego wyłupienia
oczu — tak ulubionego i skutecznego oraz zapewne miłego Bogu instrumentu
rządzenia wielu chrześcijańskich władców. Wszakże nowy plan został zdradzony
przez syna Hugona, młodego króla Lotara (nazwanego tak po pradziadku królu
Lotarze II, s. 146 i nast.), od 931 roku współregenta —
"słabego" króla, jak go tymczasem charakteryzują chętnie historycy.
Berengar, który dziesięć lat później Lotarowi "odebrał koronę i
życie", uciekł prawdopodobnie jesienią 941 roku do księcia Hermanna
szwabskiego, który przekazał go dalej Ottonowi I. Z początkiem 945 roku wrócił
jednak i zdobył za przyzwoleniem Ottona część północnej Italii, pozyskując
możnych włoskich obietnicą nadania włości lennych, których jeszcze nie posiadł.


Na jego stronę przeszło natychmiast przede wszystkim
duchowieństwo.

Księdzu Adelhardowi, zawiadującemu górującą nad doliną
rzeki Etsch twierdzą Formicaria (Siegmundskron), przez którą Berengar musiał
przejść, wszystkie inne przełęcze były bowiem w rękach Saracenów, obiecał pod
przysięgą biskupstwo w Como. Biskupowi Adelharda Manassie, krewnemu króla
Hugona i przez tegoż obdarowanemu biskupstwami w Triencie, Weronie i Mantui,
zapewnił sukcesję na biskupstwie mediolańskim, na co Manassa — jak
relacjonuje Liutprand — wezwał wszystkich Włochów, by stanęli po stronie
Berengara. Również biskup Gwidon z Modeny przeszedł do jego obozu, Berengar dał
mu bowiem widoki na bogate opactwo Nonantula; a Gwido "pociągnął ze sobą
wielu innych". Tak samo biskup Arderyk z Mediolanu zdradził króla i
zaprosił jego wroga na swój dwór, gdzie rozpoczęło się wielkie przetasowanie
dóbr[492].


Na marginesie: Berengar nie był łaskawy dla wszystkich
duchownych. Księdza Dominika kazał pozbawić męskości. Nie żeby zadawał się z
córkami Berengara, których był wychowawcą, lecz — chociaż sam nadzwyczaj
nieatrakcyjny, niski, rozczochrany i niedomyty — z ich matką, jego
małżonką Willą, siostrzenicą króla Hugona. Podczas brutalnej procedury wyszło
na jaw, co pociągało szlachetnie urodzoną księżnę w podobno prawdziwie
nieokrzesanym, gburowatym, sprośnym, niekształconym eta, oczywiście również
lubieżnym "klesze". Jego oprawcy zaświadczyli bowiem, "iż pani
słusznie go kochała, gdyż wedle zgodnej oceny wyposażony był niczym Priap"[493].


Król Hugo poddał się jednak. Po wieloletniej wojnie, po
wielokrotnym pustoszeniu okolic Rzymu ogniem i mieczem, postanowił w 946 roku
— jak to już nie raz bywało—złożyć broń. Zdradzony wokoło, co
ważniejsze również przez tych, których faworyzował, zdecydował się po
dwudziestoletnim panowaniu na odwrót. Co prawda przysługiwała mu formalnie
korona królewska, jednak rzeczywistym władcą był Berengar II z Ivrei, dlatego
Hugo — zapewniając o pokojowych zamiarach — usunął się wiosną 947
roku do Prowansji "z wszelkimi pieniędzmi" i przygotowywał tam wojnę
przeciwko Berengarowi. Zbroił się do rozstrzygającej walki, jednak już 10
kwietnia 948 roku nagle zmarł w Arles.

Jego syn Lotar, teraz oficjalnie jedyny król Italii,
wzmocnił wprawdzie nieco swą pozycję dzięki małżeństwu z zaledwie 16-letnią, od
szóstego roku życia zaręczoną z nim Adelajdą z rodu Welfów, córką zmarłego
króla burgundzkiego Rudolfa II, może również dzięki interwencji cesarza
bizantyjskiego, zmarł jednak nagle 22 listopada 950 roku w Turynie, rzekomo
usunięty przez Berengara za pomocą trucizny.

Już 15 grudnia tego samego roku Berengar II (950-961) i
jego syn Adalbert zostali ukoronowani w kościele św. Michała w Pawii na królów
Italii, co Otton I potraktował jako uzurpację. I wygląda na to, że nowi władcy
zrabowali skarb królewski, klejnoty oraz osobiste kosztowności młodej wdowy po
Lotarze. Ona sama została pojmana podczas ucieczki 20 kwietnia 951 roku w Como
i zatrzymana na cztery miesiące w areszcie, prawdopodobnie w miejscowości
Garda. Jednak odzyskała wolność z pomocą Adelharda z Reggio, tego samego
duchownego, który kiedyś otworzył Berengarowi drogę do Italii, za co został
biskupem (s. 321), jednakże teraz — oceniając właściwie sytuację —
uznał, że pora ponownie zmienić front.

Adelajda — jako prawnie uznana królowa —
wezwała na pomoc Ottona I i tenże interweniował. Po raz pierwszy wyprawił się
wówczas do Włoch i 23 września 951 roku zjawił się w Pawii, którą dzień
wcześniej opuścił Berengar z synem. Otton bez wyborów czy koronacji przyjął
tytuł króla Longobardów, a jego brat Bruno i arcybiskup Manasse z Mediolanu
zarządzali krajem jako jego arcykapelani. Jeszcze jesienią pojął za żonę o 18
lat młodszą Adelajdę, zażądał w Rzymie korony cesarskiej, otrzymał odmowę
poprzez Alberyka i w lutym następnego roku powrócił do Niemiec[494].


Berengar wkrótce poddał się dobrowolnie. Złożył w
sierpniu 952 roku w Augsburgu przysięgę lenną Ottonowi i otrzymał w lenno jako
wasal królestwo Italii. Marchie Werony i Akwilei ze względów
"geostrategicznych" zostały włączone do księstwa bawarskiego.
Ponieważ król Niemiec w następnych latach był związany sprawami na północy,
Berengar rządził we Włoszech dość swobodnie. Próbował siłą przywrócić
samodzielność swego królestwa i wykorzystywał każdą okazję do zemsty na tych,
którzy go kiedyś opuścili, zwłaszcza na biskupach. Zwrócili się oni ze skargą
na niego do Ottona, który za radą arcybiskupa Brunona z Kolonii wysłał do Włoch
swego syna Liudolfa.

Anno 956 Liudolf zajął bez użycia broni Pawię i pokonał
na polu bitwy (być może pod Reggio) syna Berengara, króla Adalberta. Gdy jednak
6 września 957 roku Liudolf zmarł nagle w Piombie (na południe od jeziora
Maggiore) od gorączki lub trucizny, Berengar ponownie wystąpił przeciwko
biskupom, którzy tym razem zdradzili go na rzecz Liudolfa. Walpert, wyniesiony
przez samego Berengara na biskupstwo w Mediolanie po wygnaniu wiarołomnego
arcybiskupa Manasse, uciekł "półżywy" — jak zostało zapisane
— przed gniewem Berengara i Adalberta za Alpy, a na stolec arcybiskupi
wrócił ponownie Manasse. Za Alpy zbiegli również biskupi Waldo z Como i Piotr z
Novary. A podczas gdy Adalbert w 959 roku ze zdobytego przez jego brata Spoleto
ponownie najechał Sabinę, do skarg emigrantów dołączyli teraz nowi —
papiescy.

Jan XII stawia miłość w centrum swego pontyfikatu


Jan XII był zagrożony w Państwie Kościelnym nie tylko
najazdami Berengara i Adalberta od północy. W roku 959 doznał porażki "w
lekkomyślnie wywołanej wojnie" (Zimmermann) przeciwko Kapui, Benewentowi i
Salerno. Zwrócił się zatem "rozwiązły młodzieniec", "niedojrzały
młodzian", "chłopiec w ornacie papieża" — jak krytykowano
go chętnie z dużym pobłażaniem — anno 960 o pomoc do króla Ottona.
Zgodnie z dawną tradycją ruszyli przez Alpy dwaj tajni posłowie, kardynał
diakon Jan i protoscriniar (szef kancelarii, notariusz) Azzo, za co obaj
— prawdopodobnie zbyt rozmowni na północy na temat Świętego Miasta i Ojca
Świętego — mieli jeszcze słono zapłacić. Rzymska głowa Kościoła prosił
niemieckiego króla, by go — papieża i powierzony mu Kościół — z miłości
do Boga i apostołów — uwolnił ze szponów Berengara i Adalberta i
zaoferował koronę cesarską — był to zupełny odwrót od polityki jego ojca[495]
.

Lecz pomoc była tym pilniejsza, że również wśród samych
rzymian narastał opór. Książę Alberyk bowiem, surowy potomek Marozji —
jego władzę respektował nawet Otton — od 31 sierpnia 954 roku spoczywał w
Rzymie snem wiecznym. Zgodnie z jego wolą, której wykonanie musieli uroczyście
zaprzysiąc umierającemu możni miasta, jego następcą, a rok później także
papieżem, został ledwie osiemnastoletni syn Oktawian. Przy tym jest zupełnie
wątpliwe, czy Jan XII, bo takie przybrał imię, osiągnął wiek kanoniczny, a
nawet czy w ogóle odebrał duchowne wykształcenie. Na pewno zarządzenie
Alberyka, by po śmierci papieża Agapeta II — który wyraził na to zgodę
— wybrać jego syna Oktawiana na najwyższego kapłana, naruszało zupełnie
prawo. Przecież dekret Symmacha I z 1 marca 499 roku zabraniał wyznaczania
następcy jeszcze za życia urzędującego papieża.

Jan XII (955-963), nieślubny syn Alberyka, był wielkim
miłośnikiem łowów, jeździł konno i grał w kości, przyzywał często bogów, i to
pogańskich, a według informacji jemu współczesnych — rozumie się —
zawarł pakt z diabłem. Dziesięcioletniego chłopca zaordynował w Todi na biskupa.
Święcenia kapłańskie przeprowadził, nieco niekanonicznie, w stajni końskiej i
"nie w przepisowym czasie". Innego księdza kazał wykastrować. Mszę
odprawiał bez komunii, prałatów wyświęcał za pieniądze. Sypiał z wdową po swym
lenniku Rainerze, postawił ją nad wieloma miastami i podarował złote krzyże Św.
Piotra oraz złote kielichy. Spółkował z konkubiną swego ojca, Stefana i jej
siostrą. Sypiał również z własnymi siostrami i to samo uprawiał z wdową Anną i
jej siostrzenicą. Gwałcił pobożne pątniczki przybywające do Rzymu, mężatki,
wdowy, dziewice, pragnące modlić się przy grobach apostołów. Nic dziwnego, że
złe języki obwiniały go o to, że z papieskiego pałacu zrobił burdel,
"wybieg dla nierządnych kobiet" (Liutprand)[496].


Jednakże to nieco niecnotliwe życie, w każdym razie
zdaniem Johna Kelly'ego, oksfordzkiego historyka Kościoła, raczej nie naruszyło
powagi papieża w całym Kościele. Jan XII bowiem, stawiając w taki sposób miłość
w centrum swego pontyfikatu, rządził nie tylko w łożu. Dużo bardziej zwracał
uwagę na utrwalenie papieskiego autorytetu, wręcz na funkcjonowanie
administracji kościelnej. Niektóre klasztory wspierał materialnie, a nawet udał
się w maju 958 roku z pielgrzymką do opactwa Subiaco (80 km na wschód od Rzymu).
Nie sprawiał wrażenia zupełnie nie zainteresowanego, jak jego ojciec, reformą
życia zakonnego, kościelnym "ruchem odnowy". I jeszcze w ostatnim
roku swych rządów sobór rzymski wypowiedział się przeciwko symonii duchownych!
Spotykano go również w pancerzu, hełmie i z mieczem. Swoje zainteresowanie
żywił głównie dla Państwa Kościelnego i jego rozbudowy. Dlatego toczył zaraz po
swej pielgrzymce do Subiaco, wespół z Toskańczykami i Spoletańczykami ową małą
wojnę przeciwko Kapui i Benewentowi, tak żałośnie nieudaną. Król Berengar II
napadł bowiem od tyłu księcia Spoleto — papieskiego sojusznika —
zdobył w 959 roku jego księstwo oraz splądrował Państwo Kościelne i
zdziesiątkował jego ludność[497].


Tak doszło do drugiej wyprawy włoskiej niemieckiego
króla, już podczas pierwszej w 951 roku liczącego na koronę cesarską, lecz
zmuszonego respektować rzymskie układy władzy. Teraz zaś sytuacja była o wiele
korzystniejsza, bo zamiast Alberyka rządził jego syn, Jan XII. Zjawienie się
Ottona — trzymanego przez jego ojca na dystans — nie czyniło go
wcale szczęśliwszym. Lecz mógł się ugiąć pod naciskiem pewnych kręgów
nastawionych reformatorsko i ich niechęci wobec jego skandalicznego życia.

Jan XII koronuje Ottona I na cesarza, a ten
wystawia Privilegium Ottonianum

Otton przyjął w każdym razie ochoczo ofertę papieża. O
szczegóły w Rzymie miał się zatroszczyć opat Hatto z Fuldy (bratanek swego
poprzednika Hadamara, wszędzie bowiem kwitł nepotyzm) — w 968 roku
zostanie arcybiskupem Moguncji. Sam król kazał w maju 961 roku wybrać w
Wormacji na króla swego syna Ottona II, wówczas dopiero sześcioletniego, i
koronować go w Akwizgranie. Następnie oddał syna pod opiekę swego brata
Brunona, arcybiskupa kolońskiego oraz swego syna Wilhelma, arcybiskupa
mogunckiego, a sam wyruszył w sierpniu z Augsburga.

Na próżno król Adalbert usiłował go zatrzymać w wąwozie
pod Weroną; potem przy użyciu silnej armii przepędził z Pawii Berengara,
"ponieważ, jak z pewnością wiadomo, po jego stronie walczyli apostołowie
Piotr i Paweł" (Liutprand). 31 stycznia 962 roku Otton stanął pod Rzymem.
Jednak zanim do niego wkroczył, powiedział — tak opowiadano — do
swego miecznika Ansfrieda von Lwen: "Gdy będę się modlił przy grobach
apostołów, trzymaj swój miecz stale nad mą głową, albowiem rzymska wierność już
dla moich przodków była bardzo podejrzana. Jeśli dotrzemy z powrotem do Monte
Mario, będziesz mógł i ty się modlić, ile zapragniesz"[498].


2 lutego 962 roku Otton wśród wielkiej pompy został
koronowany i namaszczony na cesarza w bazylice Św. Piotra przez o połowę
młodszego Jana XII, któremu uprzednio musiał złożyć obietnicę obrony Kościoła,
być może przysięgając na koronę znajdującą się jeszcze dzisiaj w skarbcu
wiedeńskiego Hofburgu. Tak samo papież ukoronował i namaścił towarzyszącą
Ottonowi małżonkę Adelajdę, "towarzyszkę Rzeszy". I od tej pory cesarstwo
i niemieckie królestwo — aż do upadku "Świętego Cesarstwa
Rzymskiego" w roku 1806 — były trwale związane ze sobą, a papieże
pełnili ważną rolę przy nadawaniu godności cesarskiej. Każdy niemiecki król,
chcący następnie być cesarzem, musiał udać się do Italii i papieża;
wystarczający punkt zapalny dla przyszłych generacji. I nie kończący się
tragizm...

Po koronacji zaprezentowano zaraz władcy dokument
mający na celu potwierdzenie wszystkich papieskich nieruchomości i
"praw". A 13 lutego 962 roku Otton wystawił Priuilegium Ottonianum,
słynny i osławiony dokument, nie zachowany w oryginale i oczywiście budzący
wątpliwości. Ponawia w pierwszej części donacje Pepina (IV, s. 229) i
gwarantuje posiadłości Państwa Kościelnego, zobowiązuje jednak w drugiej części
każdego papieża do złożenia przysięgi wierności w obecności posła lub syna
królewskiego między wyborem a jego konsekracją, przy czym cesarz zyskiwał wpływ
na wybór papieża: w gruncie rzeczy było to nawiązanie do tradycji karolińskich.


To, co Otton w owym czasie podpisał i funkcjonowało
przez wiele stuleci jako podstawa prawna Państwa Kościelnego, było znowuż
dyplomem złożonym ze starych i nowych, autentycznych i sfałszowanych elementów,
dotyczącym stanu posiadania rzekomo wprawdzie zgodnego z dawną tradycją, a w
istocie świeżo sfingowanych nabytków. Pojawiają się przecież miasta i ziemie
nigdy nie należące do Kościoła, na przykład Gaeta i Neapol. Zgłoszono również
roszczenia do Wenecji, Istrii, księstw Spoleto i Benewentu oraz oczywiście do
tego, co obiecali Pepin i Karol Wielki, a czego nigdy nie dotrzymali. Krótko
mówiąc, ujęto w nim nie tylko to, co zgodnie z prawem należało było do
Kościoła, ale i to, co zamierzał jeszcze później zdobyć, co — ogólnie
biorąc — miało rozszerzyć Państwo Kościelne na dwie trzecie Włoch[499]
.

Nic dziwnego, że świętowano w Rzymie cesarza jako
trzeciego Konstantyna i zaczęto go nazywać Ottonem "Wielkim". Wszakże
wielki Otton dotrzymał obietnic w równym stopniu, co niegdyś wielki Karol I.
Zgłosił roszczenia do tych samych terenów, co papież. Na przykład w Pentapolis,
zaliczanym w Rzymie do Patrimonium Petri, wymusił przysięgę mieszkańców,
których uczynił swymi poddanymi. Wygląda na to, że Otton przejrzał kombinacje
papieża, który jeszcze jako kardynał Jan (digitorum mutilus) chciał sobie
ułatwić ich realizację, sporządzając spisany "złotymi literami" odpis
sfałszowanego przed ponad dwustu laty Constitutum Constantini (IV, s. 244 i
nast.), by móc oficjalnie zaprezentować przy okazji koronacji cesarskiej Ottona
"dar Konstantyna".

Krótko po koronacji Jan XII zezwolił — było to
stare życzenie Ottona — na erygowanie arcybiskupstwa w Magdeburgu i
zgodził się na założenie biskupstwa w Merseburgu. Ostatecznie to władca Niemiec
prowadził, jak to nazywa katolicki historyk papiestwa Seppelt, "szeroko
zakrojoną politykę wschodnią wobec Słowiańszczyzny" (por. s. 294 i nast.,
296 i nast.).

Wystawiony 12 lutego 962 roku przywilej papieski mówi o
okresie poprzedzającym te wydarzenia, także o bitwie z Węgrami oraz o dalszych
walkach z pogaństwem "dla obrony świętego Kościoła Bożego" (ad
defensionem sanctae Dei ecclesiae). Albowiem obrona nie oznacza tu nigdy czy
przede wszystkim odpierania ataków, lecz przede wszystkim napaść, agresję,
"rozszerzanie wiary chrześcijańskiej", oznacza na długiej wschodniej
granicy Rzeszy wykorzystanie nęcących możliwości "zdobywania dla
chrześcijaństwa nowych ludów. Zwycięstwo nad poganami, Węgrami i Słowianami,
było materialną przesłanką misji [...]" (Buttner)[500].


Papież konspiruje z wszystkimi wrogami Rzeszy

Jeszcze w połowie lutego 962 roku Otton wrócił do
Górnej Italii, gdzie do końca następnego roku walczył z Berengarem, chroniącym
się ze swymi stronnikami po różnych kasztelach. Już wkrótce udało mu się
przegnać margrabiego

Huberta z Toskanii, sojusznika Berengara i syna króla
Hugona, a około przełomu następnego roku również syna Berengara, Adalberta.
Hubert uciekł do Węgrów do Panonii, a Adalbert do Saracenów, najpierw do
Prowansji, a później na Korsykę.

Jednakże wówczas dotarły do Ottona złe wieści z Rzymu.
Albowiem tak jak pobożny cesarz, tak i mało pobożny papież dotrzymywał swych
obietnic, gdy nie uzyskał spodziewanych korzyści i raczej zaczął się obawiać
potęgi Ottona, tak że obie głowy chrześcijaństwa zaczęły się obwiniać wzajemnie
o złamanie przysiąg.

Papież mianowicie, zaprzysiągłszy uprzednio uroczyście
wierność cesarzowi, w czasie gdy walczył on z Berengarem, przeszedł na stronę
jego wcześniejszych wrogów. Konspirował — ledwie Otton zostawił Rzym za
plecami — z połową Europy, a nawet jeszcze dalej. Swoich agentów rozesłał
we wszystkie strony. Ze zdradzieckimi zamiarami paktował z Bizancjum. Lecz
właśnie przy tej okazji kardynał Jan z biskupem Velletri wraz z tajną pocztą
udający się do Konstantynopola, został pochwycony w drodze przez
(longobardzkiego) księcia Kapui i Benewentu Pandulfa I (zwanego "żelazną
Głową": 961-981) i dostarczony przed Ottona. (Książę był wiernym
zwolennikiem cesarza — a jego brat Jan, by możliwie wszystko zostało w
rodzinie, pierwszym arcybiskupem Kapui). Papież zdystansował się natychmiast
wobec swego kardynała, obwinił swych posłańców o "złamanie wierności"
(infideles), oburzył się sztucznie na cesarza, który ich uwięził, i zemścił się
okrutnie na swoim kardynale w 964 roku.

Jego Świątobliwość konspirował także ze starym wrogiem
chrześcijaństwa, pogańskimi Węgrami. Papiescy legaci udający misjonarzy mieli
podobno podjudzać ich do nowych najazdów na Niemcy. Jednakże również papieskie
listy do Węgrów wpadły w ręce Ottona; były to materiały poważnie obciążające,
które papież przedstawił jako sfałszowane i umyślnie podsunięte cesarzowi.

Jan XII wręcz chował się za plecami włoskich kręgów,
wrogich cesarzowi, chociaż przynajmniej w części trzymających stronę Saracenów.
Prowadził teraz wspólną grę ze swym dawniejszym przeciwnikiem, królem
Adalbertem, najstarszym synem Berengara, przeciw któremu wezwał przecież na
pomoc Ottona i, jak dopiero co zaprzysiągł, na którego stronę nie miał zamiaru
przechodzić. A Adalbert, jesienią 962 roku zbiegły przed Ottonem do Fraxinetum,
znanego gniazda arabskich piratów na prowansalskim wybrzeżu Morza Śródziemnego
— wyjątkowo wówczas piractwa "prywatnego", a nie wspieranego
przez państwo (H.R. Singer) — wszedł z tamtejszymi Saracenami w układ;
dziesięć lat później ich punkt oporu został zlikwidowany przez armię
burgundzko-prowansalską za pomocą blokady floty bizantyjskiej, a pozostali przy
życiu Arabowie sprzedani w niewolę. Teraz natomiast Adalbert przeprawił się via
Korsyka na stały ląd i w czerwcu 963 roku został przywitany z wszelkimi
honorami w Rzymie. Berengar II skapitulował jednak jeszcze pod koniec tego roku
w apenińskiej twierdzy St. Leo (na zachód od San Marino), razem z małżonką
Willą został skazany na wygnanie do Bambergu i zmarł tam 6 sierpnia 966 roku.
Regnum Italiae funkcjonowało od tej pory jako Italia cesarska i było
zjednoczone z Rzeszą niemiecką[501].


"Potwór" zostaje strącony z papieskiego
tronu i umiera na "udar"

Wiosną 963 roku dotarły do Ottona w Pawii wieści o
rozpustnym życiu Ojca Świętego, który zamienił pałac papieski w burdel, a na swoje
dziwki przepuszczał całe miasta, gdy tymczasem przez zapadnięte dachy kościołów
deszcz lał się na ołtarze, a żadna szanowana kobieta nie odważyła się na
pielgrzymkę do Rzymu z obawy, że wpadnie w ręce Jego Świątobliwości. 1
listopada Otton stanął pod Rzymem i podczas gdy po krótkim oblężeniu otwarto mu
bramy miasta, Adalbert i papież — ten drugi w pełnej zbroi z oddziałami
Adalberta i swoimi, również saraceńskimi, stawiwszy wątpliwy opór nad Tybrem, w
pośpiechu podążył z papieskim skarbem do mocno obwarowanego Tivoli. Rzymianie
jednak zaprzysięgli wierność Ottonowi i ślubowali, że nie wybiorą i nie
zaordynują nigdy papieża "bez zgody i potwierdzenia dostojnego pana
cesarza Ottona i jego syna, króla Ottona". Ta "przysięga
rzymska", zaostrzająca jeszcze passus o wyborze papieża w Ottonianum,
przysięga, jakiej nie ważyliby się żądać sami Karolingowie, miała szczególne
znaczenie dla średniowiecznej historii papiestwa.

Trzy dni potem, 6 listopada 963 roku, rozpoczął obrady
pod przewodnictwem cesarza w katedrze Św. Piotra czterotygodniowy synod —
bądź co bądź 17 kardynałów i ponad pięćdziesięciu biskupów, lecz niestety, ku
ubolewaniu monarchy, nie "pan papież Jan", na temat którego
"wspaniałe i święte zgromadzenie" sądzi, że nie należy "wcale do
tych, którzy chadzają w szatach owieczek, lecz wewnątrz są żarłocznymi wilkami,
szaleje on tak jawnie, uprawia tak otwarcie dzieło Szatana, że zaniechał
wszelkich wybiegów".

W jednym z pierwszych uprzejmych, a zarazem
ponaglających zaproszeń pod adresem summus ponifex et universalis papa, które
ten skwitował nadzwyczaj zwięzłą groźbą ekskomuniki zgromadzonych na synodzie,
tytułowano go "Waszą Godnością" (magnitudo vestra). W drugim życzono
wciąż "summo pontifici et universalis papae, panu Janowi" wprawdzie
"chwały w Panu", porównując go jednak z Judaszem, "zdrajcą, a
wręcz sprzedawcą (proditor immo venditor) naszego Pana Jezusa Chrystusa".
Na kolejnym posiedzeniu złorzeczono mu jako "jeszcze niebywałemu
wrzodowi", który trzeba wypalić odpowiednim żelazem i nazwano po prostu
"monstrum". Ale papież zajął się rzeczą ważniejszą, wybrał się na
polowanie koło Tivoli: "wyszedł już był z kołczanem i łukiem na pola"
(Liutprand)[502].

Synod wyliczył starannie długi rejestr grzechów
namiestnika Chrystusa, świętokradztw wszelkiego rodzaju, masę najcięższych
przewin: zaniedbywanie komunii, kanonicznych czasów modlitwy, nieprawidłowości
przy przeprowadzaniu ordynacji, handel urzędami, sprzeniewierzanie dóbr
kościelnych, okazywanie pogardy Ukrzyżowanemu, szydzenie z sakramentów, powrót
do pogaństwa, sojusz z Szatanem, namiętność w polowaniu i hazardzie, różne
przestępstwa przeciw obyczajności, cudzołóstwo, kazirodztwo, stosunki seksualne
z konkubiną ojca, z jej siostrami i in., rękoczyny wobec pątniczek w Św. Piotrze,
krzywoprzysięstwo, grabież kościołów, podpalenie, okaleczenie, kastracja i
zabójstwo kardynała, oślepienie ojca chrzestnego, morderstwo duchownego etc.

Niektóre obciążenia w tym katalogu mogą być
wyolbrzymione, może nawet nieprawdziwie. Oznaczałoby to jednak, że 17
kardynałów i ponad 50 biskupów

kłamało! A bądź co bądź ojcowie synodu pod
przewodnictwem kardynała Benedykta opierali się po części na świadectwie
własnych oczu, częściowo na dokładnej wiedzy. A nawet, zaprzysięgli
jednogłośnie i pod groźbą wiecznego potępienia — w które tak naprawdę
pewnie sami nie wierzyli, a więc pod groźbą wyklęcia samych siebie — że
Jan XII popełnił nie tylko te wymienione, lecz o wiele więcej haniebnych
przestępstw. A także biograf papieża charakteryzuje go w Liber pontificalis w
całkowicie negatywnych barwach.

Podczas trzeciego posiedzenia, 4 grudnia 963 roku,
biskupi nalegali na Ottona — jak oczywiście tego oczekiwał, jeśli wręcz
nie nakazał: "Prosimy stąd Wspaniałość Waszej cesarskiej godności, by
usunąć ze Świętego Rzymskiego Kościoła owego potwora, którego przewin nie
równoważą żadne cnoty [...]". I stało się, wbrew ustaleniom, że papież
— co można było zobaczyć przy procesach Leona III i Paschalisa I —
nie może być przez nikogo sądzony, iż Jan XII, nie wysłuchany, pozbawiony
możliwości obrony, wzywany też jedynie dwa, a nie trzy razy — co jest
wymogiem kanonicznym — który niedawno namaścił i koronował Ottona, na
tegoż życzenie został w ciągu jednego dnia zdetronizowany i — również
wbrew statutowi Kościoła — w ten sam dzień 6 grudnia 963 roku został
wyniesiony w katedrze Św. Piotra una voce do godności nowy papież, oczywiście
kandydat cesarza: Leon VIII (963-965). Ponieważ dotychczasowy zarządca
kancelarii Leon był człowiekiem świeckim, udzielono mu — znowuż
naruszając wszelkie kanony — w przyśpieszonym postępowaniu w jeden dzień
wszystkich święceń, od najniższego ordines minores, ostariusza (furtiana, jakby
kościelnego), poprzez lektora, akolitę, subdiakona i diakona, po kapłana i
tegoż 6 grudnia wyświęcono przez kardynała Sico z Ostii w asyście biskupów
Porto i Albano na papieża[503].


Przewrót wzburzył jednak krew w Rzymie.

Jan/Oktawian był w końcu synem "wielkiego
Alberyka", dla rzymian księciem i głową Kościoła. Tak doszło 3 stycznia
964 roku do przez niego samego uknutego zamachu na cesarza, za co chroniący się
na Korsyce pontifex jako zapłatę miał obiecać "skarbiec świętego Piotra i
wszystkich kościołów" (beati Petri omniumque ecclesiarum pecuniam) —
pierwsze powstanie rzymian przeciwko niemieckiemu cesarzowi, mordercze walki
uliczne, które Otton — ostrzeżony jeszcze tego samego dnia —
oczywiście stłumił, gdyż jego "zaprawieni w boju żołnierze, nieustraszeni
w sercu i używaniu swej broni" rzucili się na zbuntowanych — "i
pędzili ich jak sokoły łowne chmurę ptaków bez jakiegokolwiek oporu. Uciekającym
nie dawały schronienia ani kryjówki, ani kosze, koryta, czy kanały ściekowe.
Byli więc zabijani, a — jako to w zwyczaju mają odważni mężowie —
wszyscy mieli rany na plecach. Kto wówczas z rzymian by przeżył tę krwawą
łaźnię, gdyby święty cesarz z miłosierdzia — jakiego przecież nie był im
winien — nie powstrzymał i odwołał swych łaknących krwi żołnierzy?"

Ach, miłosierny, wielki, święty cesarz, któremu potem
rzymianie nad (rzekomym) grobem św. Piotra ponownie zaprzysięgli wierność i
oddali stu zakładników, zwolnionych wkrótce na prośbę jego papieża. Lecz ledwie
wyjechał z Rzymu, Leon VIII — "owieczka wśród wielu wilków"
— został w lutym 964 roku wypędzony z Wiecznego Miasta, a Jan XII, na
rzecz którego mocno i skutecznie pracowały jego metresy — "ponieważ
były z szacownych rodów i było ich wiele" — powrócił w tym samym
miesiącu. Bez oporu otwarto przed nim bramy.

Papież zemścił się prawdziwie po chrześcijańsku na obu
swych legatach wysłanych niegdyś do Ottona. Zarządcy kancelarii Azzonowi kazał
obciąć prawą rękę, a kardynałowi Janowi nos, język i dwa palce. Niemiecki
przedstawiciel w Rzymie, biskup Otger ze Spiry został skazany przez papieża na
chłostę i uwięziony. Na synodzie w Św. Piotrze pod koniec lutego, uroczyście
zainaugurowanym wniesieniem czterech ewangelii, ci sami kardynałowie, którzy
zdetronizowali go przed trzema miesiącami, tym razem go ponownie uznali. I
prawie ci sami kardynałowie, którzy wynieśli zbiegłego Leona VIII, teraz go
ekskomunikowali. Biskupi Porto i Albano, biorący szczególny udział w ordynacji
papieża Leona, popadli w suspensję, a kardynał Sico z Ostii został wykluczony
ze stanu duchownego.

Lecz Janowi XII nie było dane cieszyć się ze swego
zwycięstwa. Przed nadciągającym cesarzem uciekł do Kampanii. I tam zmarł
"w sprawie honorowej" (Kampf) jeszcze 14 maja 964 roku, kilka dni po
cudzołóstwie, "gdy zabawiał się z żoną pewnego męża" (Liutprand),
prawdopodobnie z ręki zdradzonego małżonka — lub, jak to się ładnie
nazywa, z powodu "udaru mózgu". I to nawet "nie przyjąwszy
świętego wiatyku" (Seppelt)[504]
.

"Poprzez jego przywrócenie Opatrzność obroniła
jego prawa, poprzez nagłą śmierć ukarała jego niegodny żywot". Tak
katolicka historiografia kościelna objaśnia mądre działanie
"Opatrzności". Lecz czyż nie byłaby mądrzejsza, gdyby oszczędziła
Janowi XII obalenia, Kościołowi jego skandalicznego żywota — a nam
papiestwa w ogóle?[505]


Tumulty i okropieństwa w Rzymie i w historiografii


Rzymianie wybrali teraz, szybko zapominając o złożonych
przysięgach, kardynała, który nie tylko brał udział w detronizacji Jana XII,
ale i wyniesieniu własnego poprzednika, Leona: Benedykta V (22.05. —
23.06.964, zm. w 966 r.). Został intronizowany i obiecano mu, że nie zostanie
nigdy opuszczony i że będzie broniony w każdych okolicznościach. Lecz cesarz
chciał mieć swojego papieża. Sprowadził z powrotem Leona VIII, splądrował i
spustoszył okolice Rzymu i obiegł w czerwcu 964 roku miasto, w którym na
przekór pożarom, głodowi, zarazom, papież Benedykt — "na skroś
godny, pobożny mąż" (Seppelt) — nakłaniał rzymian do obrony.
Osobiście w niej uczestniczył, wspinał się na mury, zachęcał swoich i ciskał
klątwy na oblegających. Zmuszeni jednak przez przewagę przeciwnika, głód i
nędzę, oblegani otworzyli 23 czerwca bramy miasta, wydali Benedykta i ponownie
ślubowali nad grobem św. Piotra wierność cesarzowi i Leonowi VIII. Benedykt V,
"intruz" (invasor. Liutprand), został osądzony na synodzie w czerwcu
964 roku publicznie jako uzurpator. Papież Leon odebrał mu insygnia tak zwanej
godności, "zerwał z niego papieski paliusz, który sobie był przywłaszczył,
wyrwał z jego rąk laskę pasterską i połamał ją na oczach wszystkich na
kawałki". Zdetronizowany papież został zdegradowany do pozycji diakona,
wygnany po wieczne czasy i powędrował na banicję do Hamburga, gdzie zmarł już 4
lipca następnego roku[506].


Po śmierci Leona w 965 roku nastąpiły zwykłe w Rzymie
tumulty. Wierni i wrodzy cesarzowi papieże następowali szybko po sobie, jeden
zwalczał drugiego, skazywał na banicję, okaleczał, mordował. Na synodzie
francuskich hierarchów w 991 roku w Reims biskup Arnulf z Orleanu w jednym z
najostrzejszych w średniowieczu ataków na papiestwo postrzegał je wyraźnie w
zupełnym upadku, w zbrodni, hańbie, widział stan obecny przez papieski Rzym
"spowity w tak straszną czarną noc, że będzie osławiona jeszcze w
przyszłości". Wiedziano wówczas, że "Antychryst w Rzymie" już od
stuleci prowadzi swe dzieło — podczas gdy jezuita Hertling jeszcze w
połowie XX wieku pragnął by nas oświecić mówiąc: "Do tych niesłychanych
skandali nie należy przykładać dzisiejszej miary".

Jednakże tak można zawsze powiedzieć. I zawsze się tak
mówi. W ten sposób można zbagatelizować wszystko. I dlatego jest to jedynie do
dzisiaj na wszystkie strony pielęgnowana bzdura ordynariuszy, nie, gorzej
— któż jest bowiem tak głupi! — czysta obłuda. W ten sposób da się
— za pięćdziesiąt czy pięćset lat — usprawiedliwić ugruntowanie i
wspieranie faszyzmu przez papieży. Lub wielokrotne przyzwalanie ze strony
papieża Piusa XII na wojny ABC, zastosowanie broni atomowych, biologicznych i
chemicznych...

Nie przykładać dzisiejszej miary? Rozumieć odpowiednio
do sytuacji i czasów? Pojmować ducha czasów? A któż i cóż to jest? Nie był i
nie jest to zawsze "Pana własny duch", obecny już od stuleci duch
chrześcijański? "My jesteśmy czasami; jacy my jesteśmy, takie są i
czasy". Nikt inny jak Augustyn to napisał (I, s. 40 i nast.!). A Johannes
Haller, wielki historyk papiestwa, konstatuje: "Nie było to przecież
niczym innym: to, co zostało nazwane wówczas świętym apostolskim rzymskim Kościołem,
jawi się obserwatorowi jako budowla bardzo świeckiego panowania, gdzie pod
przykrywką świętego Piotra o tron i urzędy rywalizują ambicja i chciwość, gdzie
jest używana ta sama broń, co wszędzie, i gdzie walka o władzę przyjmuje
jeszcze surowsze, bardziej odpychające formy, niż gdziekolwiek indziej". I
Haller cytuje — mimo owego "czasu prawie pozbawionego
literatury" — współczesnych, odczuwających podobnie jak my. Jak
choćby nieznanego poetę w strofach o Rzymie:

"Podły lud,
zbiegłszy się z krańców ziemi,

«Sługami
sług» zaiste, zowią się teraz Twoi panowie...

Brudnym bękartom
leżysz teraz w pyle u stóp...

Zbyt mocno
przemogła chciwość i żądza twego ducha...

Okrutnie
kaleczyłaś świętych ciała za życia;

Teraz u ciebie są
kości zmarłych w obfitości na sprzedaż,

A jeśli ziemia
łapczywie resztki życia pochłonie,

To i tak jeszcze
wystawisz sprzedajnie fałszywe relikwie".

Są oczywiście chrześcijańskie łby, które w tym
wszystkim doszukują się wiele smaku, które jak zawsze osobliwie gustują w
patynie zgnilizny i dokonują sztuczek, by nawet głowy hydry postawić w innym
świetle. Tak na przykład katolik Daniel-Rops jest zdania odnośnie papieskiego
arsenału horrorów, że "te szczegóły, jak należy przyznać, są równie
romantyczne i fascynujące, co powieść Aleksandra Dumas". Jednakowoż
"skandaliczne afery, czyny gwałtowne, w każdy czas (!) kalające tron
papieski, nie mogą być przypisywane ustanowionemu przez Chrystusa świętemu
urzędowi, lecz uciskowi, jakiego musiał doznawać"[507]
.

że też nie pokręci takiej gęby! Od frazesów, żałośniejszych
chyba niż to, co osłaniają...

Papież Jan XIII (965-972), zapewne syn Teodory
Młodszej, siostry Marozji, był według Liber pontificalis synem biskupa. Podczas
schizmy między swoimi poprzednikami, Leonem VIII i Janem XII, zachowywał się
dwuznacznie, oportunistycznie; oskarżał Jana XII, głosował za wyniesieniem
Leona, następnie podpisał jego detronizację. Jan XIII, żądny władzy germanofil,
współpracował ściśle z cesarzem, odbył z nim wspólnie synody w Rzymie i
Rawennie. Stał się wrogi miejscowej szlachcie i ludowi. Popierał bez
jakichkolwiek względów swych krewnych i już po paru miesiącach, w połowie
grudnia, został przez rzymian pod wodzą prefekta miejskiego Piotra i
kampańskiego hrabiego Rotfreda obalony, wyszydzony i poturbowany, osadzony najpierw
w Zamku Anioła, następnie w Kampanii pod nadzorem Rotfreda. Przy pomocy
krewnych udało mu się jednak na początku 966 roku zbiec i po paru utarczkach ze
swymi przeciwnikami w listopadzie 966 roku na czele armii własnych i cesarskich
żołnierzy wrócić triumfalnie do Rzymu.

Krótko potem Otton — wielki, koronowany przez
Boga, trzeci Konstantyn, jak sławił go w swej bulli papież — kazał
biorącą w buncie szlachtę deportować do Niemiec, a przywódców ludu —
dwunastu komendantów milicji dwunastu dzielnic Rzymu, a ponadto trzynastego z
Trastevere — powiesić. Dla pochwyconego podczas ucieczki prefekta
miejskiego Piotra Jego Świątobliwość — jest to bądź co bądź dowód
twórczej fantazji — wymyśliła osobliwy sposób potraktowania, który w
kręgu papieskim znalazł nawet naśladowców. Najpierw imiennika księcia apostołów
powieszono na rozkaz papieża z ostrzyżoną brodą za włosy. Nadużył do tego
Ojciec Święty konnego posągu Marka Aureliusza, (błędnie) uznawanego za pomnik św.
cesarza Konstantyna I (tzw. Caballus Constantini), z którego to powodu stał na
Lateranie. Następnie rozebrany do naga i przybrany w krowie wymię na głowie i
na biodrach oraz dzwoneczki został posadzony tyłem na ośle i wśród razów
przepędzony przez miasto, przy czym Piotr musiał trzymać twarz przy oślim ogonie
(służącym za cugle). Został wtrącony do więzienia i w końcu skazany na banicję
w Niemczech. Nadzorca więzienny papieża w Kampanii, hrabia Rotfred, już wtedy
nie żyjący, został jednak na rozkaz cesarza wykopany i rzucony pod miastem[508].


Główna podpora i profitenci również we Włoszech:
kler

Od 961 roku do śmierci w 973 Otton jedynie sporadycznie
przebywał w Niemczech. Dziesięć ze swych dwunastu ostatnich lat życia spędził
we Włoszech, prowadząc na południu trzy wojny — przeciwko muzułmańskim
Arabom i chrześcijańskiemu Bizancjum. Na północ od Alp i na zachodzie, gdzie
uzyskał hegemonię nad Francją, a nawet faktyczną "współregencję" i
uzależnił Burgundię, był reprezentowany przez arcybiskupa i arcyksięcia
Brunona. Wychowanie i opieka nad synem Ottonem II spoczywała w rękach
arcybiskupa Wilhelma z Moguncji. Sam władca przebywał, strzegąc swego
panowania, głównie w Rzymie, w 962 roku został koronowany na cesarza przez Ojca
Świętego — i to przez jakiego! — i gdzie na nowo zostało założone
"imperium christianum", a przyszła historia Niemiec została złączona
z przyszłością papiestwa, jak ono samo z systemem niemieckiego Kościoła Rzeszy
(Reichskirche).

Na południu półwyspu Otton i jego następcy, świadomie
nawiązując do tak zwanej tradycji Karola, zgłaszali roszczenia do księstwa
Benewentu, a więc do kontynentalnej Italii, wyłączywszy — od czasów
cesarza Justyniana — bizantyjską południową Apulię, południową Kalabrię i
małe tyrreńskie republiki nadmorskie.

Tak często i dzisiaj jeszcze idealizowane, w
romantycznym duchu tłumaczone, prowadzone zwłaszcza od czasów Ottona I wyprawy
do Italii niemieckich cesarzy — polityka, która poniosła fiasko w XIII
wieku — były przedmiotem długich i gorących sporów historyków. Główni
adwersarze: uczeń Rankego i przeciwnik Bismarcka Heinrich von Sybel (zm. 1895
r.), odrzucający politykę cesarzy w średniowieczu, i Julius Ficker (zm. 1902
r.), broniący jej. Z obiektywizmem, i bez tego w historiografii niemożliwym
(por. 1.1, Wstęp!), ów spór miał niewiele wspólnego. Sybel negował ją ze swego
małoniemieckiego[509]
punktu widzenia, Ficker bronił z pozycji katolicko-wielkoniemieckich[510].
W ten sposób historyczną debatę zdominowały prawie wyłącznie aktualne
odniesienia, z jednej strony poglądy obozu małoniemieckiego, z drugiej
wielkoniemieckiego. Ponieważ jednak obecnie wszystko to nie odgrywa żadnej
roli, dla nauk historycznych jest "ten cały spór zupełnie bezowocny"
(Hlawitschka). Johannes Fried wspomina jednakże "wstrząsającą
relację" Ottona z Freising ledwie dwieście lat później: "Wyprawa
zbrojna do Italii była marszem ofiarnym, w który król się udał, by podtrzymać
chwiejący się Kościół, ledwie go wzmocnił, zwrócił się on przeciwko swemu
wcześniejszemu pomocnikowi, niemieckiemu królowi i cesarzowi", co
pociągnęło za sobą spór o inwestyturę.

Jedno jest pewne: tak jak polityka wschodnia Ottona I,
pomijając wiele różnic w szczegółach, również jego polityka włoska służyła
poszerzeniu własnej władzy i systematycznej grabieży kraju.

Ściśle zaangażowany był znowuż także na ottońskim
południu — co ostatnio próbowano mało przekonująco bagatelizować, a nawet
reinterpretować — kler, "poprzez wspieranie kościołów,
rozbudowywanych do punktów oparcia dla władzy państwowej" (Handbuch der
Europischen Geschichte). "Główną podporą Ottona w Italii byli przy tym
biskupi, umacniający swą pozycję dzięki niemieckiej pomocy. Ich udziałem stały
się wielkie koncesje [...]" (Stern, Bartmuss)[511].


Oczywiście Otton i jego następcy nie pragnęli
episkopatu obdarzonego zbyt dużą władzą. Lecz mocni książęta Kościoła mogli być
przez nich mile widziani, jak w Niemczech, tak i — w oczywisty sposób,
mimo różnic — i po drugiej stronie Alp. W gruncie rzeczy kontynuowali oni
przychylną klerowi politykę Karolingów, jeszcze ją rozwijali, nawet jeśli
przynosiła zdecydowanie gorsze rezultaty. Nie mówiąc już o tym, że i ich
przeciwnicy we Włoszech często sprzyjali wyższemu duchowieństwu.

Otton Iw każdym razie wyposażał określone biskupstwa w
królewszczyzny, prawa cywilne i dochody. I tak na przykład pomnożył w godny
uwagi sposób władzę biskupa Aupalda z Novary, którego poprzednik Piotr II
otwarcie wystąpił przeciwko Berengarowi. Biskup Bruning z Asti, arcykanclerz
Lotara i Berengara został również arcykanclerzem Ottona. Otrzymał ponadto
władzę świecką nad swym miastem biskupim oraz jego okolicą. A jego następca
Rozo uzyskał poza dalszymi przywilejami prawnymi i ekonomicznymi, jak prawo
poboru ceł, zakładania rynków i portów, a nawet budowania umocnień, również
znaczniejsze posiadłości.

Biskup Hubert z Parmy (960-980), jeszcze latem 961 roku
kanclerz lub arcykanclerz Berengara II i Adalberta, w lutym 962 jest już obecny
przy koronacji cesarskiej Ottona i doznaje najwyższych łask w następnym
miesiącu. Otton nie tylko potwierdza parmeńskiemu kościołowi biskupiemu szereg
dawniejszych donacji, immunitet, ochronę królewską i prawo do inkwizycji, lecz
nadaje Hubertowi również prawa palatyna nad miastem i okolicą, co czyni go na
tym terenie "jedynowładcą". A nawet Otton faworyzuje biskupa w
hrabstwach, gdzie jego biskupstwo ma posiadłości — "poza tym jeszcze
strategicznie korzystnie położone dobra kościelne [...]" (Pauler). I
oczywiście Hubert towarzyszy cesarzowi również na wojnie; przejął nawet podczas
trzeciej wyprawy do Włoch urząd arcykanclerski, gdyż dotychczasowy arcykanclerz
Gwido z Modeny właśnie go ponownie porzucił[512].


Biskup Gwido z Modeny (943-968), zmieniający od czasu
do czasu front, poparł najpierw wyniesienie na tron Berengara, wkrótce potem
syna Hugona Lotara, potem Ottona I, zanim przeszedł ponownie do obozu króla
Adalberta, odbierał wszelako dary z wszystkich stron. Od Lotara otrzymał, "dilectus fidelis noster"[513],
dobra w hrabstwie Comacchio, od Berengara II trzy zamki. Całe dziesięć lat, od
952 do 961 roku, był — utrzymując, rozumie się, dobre stosunki ze swoim
panem — arcykanclerzem Berengara. Następnie przeszedłszy do Ottona
prowadził ten sam urząd, za co otrzymał od niego dobra synów Berengara Gwidona
i Konrada, leżące w wielu hrabstwach, nie mogąc być może ciągnąć z nich
wielkich korzyści. Roland Pauler, krok po kroku śledzący zdrady notorycznie
wiarołomnego biskupa, nie był w stanie uniknąć — jak przystało na ucznia
Hlawitschki — pochwał pod adresem najwyższego doradcy Ottona (summus
consiliarius): "Najpierw dążył do poszerzenia własnej władzy i nie
wzdragał się przed zdradą jako środkiem osiągnięcia swego celu; potem jednak
wypełniał wobec każdego z władców swe obowiązki jako biskup Rzeszy, był
arcykanclerzem, missus oraz pomocnikiem na polu bitwy, jak i świeckim
wasalem"[514].

Chwała, komu się ona należy.

Inaczej mówiąc: przestępstwa muszą być popełniane w
odpowiednich ramach personalnych. To znaczy: zawsze wśród najmożniejszych
wspólników.

Poszerzaniu władzy i grabieży (w nieco bardziej
akademickim stylu: niemieckiemu państwu feudalnemu) służyła oczywiście również
ottońska polityka w południowych Włoszech.

Cesarz osiąga "jeden z najważniejszych celów
swego życia w ostatnich latach panowania"

Bastionami Ottona były we Włoszech trzy księstwa
longobardzkie: Kapua ze Spoleto i Camerino oraz Benewent i Salerno,
oddzielające Państwo Kościelne od bizantyjskiego południa, które następnie
— po śmierci Ottona i na krótki czas — zostały zjednoczone unią
personalną przez księcia Pandulfa I żelazną Głowę. Już na początku 967 roku
Pandulf złożył hołd cesarzowi, tak samo Landulf z Benewentu, pierwszy obdarowany
w zamian margrabstwami Spoleto i Camerino, drugi generalnym potwierdzeniem
swego stanu posiadania. Oczywiście i Bizancjum traktowało od dawien dawna
tereny longobardzkie jako swoją sferę wpływów i rościło sobie pretensje do
zwierzchności. Otton jednak kazał w Boże Narodzenie 967 roku koronować w Rzymie
na cesarza swego syna, również Ottona (za przykładem Ludwika Pobożnego, Lotara
I i Ludwika II) — jedyne podwójne cesarstwo w historii Niemiec — z
zamiarem uniknięcia konfliktu dzięki małżeństwu z księżniczką bizantyjską. Nie
doszło ono jednak do skutku z powodu żądania cesarza Nikefora Fokasa,
dotyczącego wydania Benewentu i Kapui[515]
.

Nie przywieziono zatem do domu narzeczonej — lecz
rozpoczęto wojnę. Zaczęła się na południu zaraz po trzeciej wyprawie włoskiej
Ottona (966 r.). W następnym roku bazyleus wyprawił armię przez Bałkany, by
zaatakować południe Włoch, lecz do tego nie doszło. Walkę rozpoczął natomiast
Otton. Przez Kapuę i Benewent wkroczył do Apulii i jesienią 968 roku całymi
miesiącami pustoszył grecką Kalabrię. "Otton był wojowniczy —
zapewnia historyk Kościoła i teolog Albert Hauck — i żądny zdobyczy; nie
mógł się nigdy oprzeć pokusie podjęcia śmiałej wyprawy, zapowiadającej wielką
nagrodę". Wojowniczy — tacy byli ci katolicy panowie prawie wszyscy
i to od co najmniej połowy tysiąclecia! Jednakże nie zdobyto tym razem żadnego
zamku, nie wygrano żadnej bitwy w polu, nie zdobyto Bari. Nie powiodły się też
zupełnie dyplomatyczne zabiegi Liutpranda w Konstantynopolu; po czym napisał
swój pełen anegdot pamflet Poselstwo do cesarza Nikefora Fokasa w
Konstantynopolu (którego nazywa "wypalonym węglem", "starą
babą", "leśnym diabłem", "maciorą", "wołem
rogatym", "szczeciniastym bydłem" i. in., z "oczkami jak
krecik" i "świńską gębą", krótko mówiąc kimś, "kogo nie
byłoby miło spotkać po północy"). Bazyleus zażądał teraz więcej: całej
południowej i środkowej Italii łącznie z Rzymem i odmówił uznania Ottona jako
cesarza.

Władca Zachodu opuścił wkrótce pole bitwy, wysłał
jednak nowy kontyngent wojskowy, Szwabów i Sasów. Po wysłuchaniu mszy w
Benewencie wpadł z błogosławieństwem arcybiskupa Landulfa do Apulii, po
zwycięstwie pod Asculum obciął pojmanym i jakby nie było chrześcijańskim
Bizantyjczykom nosy i odesłał ich "z obciętymi nosami na powrót do nowego Rzymu"
(Widukind) — "oczywiście znaczny sukces niemieckiego oręża" (L.M.
Hartmann).

Na wiosnę 970 roku Otton ponownie wtargnął osobiście na
południe Italii, spustoszył okolice Neapolu, złupił wkrąg Apulię, zabierał
bydło. Chrześcijański władca Bizancjum rzucił przeciwko chrześcijańskiemu
cesarzowi saskiemu saraceńskich najemników. Lecz jeśli nawet Liutprand
prawdziwie po arcypastersku się puszył, że "masa słabeuszy" Nikefora,
"którym jedynie ilość przydaje odwagi, jest miażdżona przez naszych
niewielu, lecz nawykłych do wojny, a wręcz żądnych jej wojowników" —
to ani Otton I, ani Otton II nie zdołali przyłączyć Apulii na trwałe do
północnej części Rzeszy[516].


Zwrot w walce orężnej i dyplomatycznej przyniosła jedna
z wielu bizantyjskich rewolucji pałacowych.

W nocy z 10 na 11 listpada 969 roku cesarz Nikefor padł
ofiarą spisku swej małżonki i kuzyna oraz rywala i generała Jana Tzimiskesa.
Ten krwawy zamach wyszedł na dobre również Kościołowi. Patriarcha Polyeuktos
(956 -970) rozstrzygnął zmianę władcy na swoją korzyść. Tak długo odmawiał
koronacji mordercy, aż ten nie oświadczył gotowości cofnięcia rozporządzeń
Nikefora przeciwko rozrostowi dóbr klasztornych i dopuszczaniu do urzędów
biskupich bez zgody cesarza.

Na Zachodzie przewrót doprowadził do pokoju, pozostawiając
przy Bizancjum Apulię, a Kapuę i Benewent przy cesarzu niemieckim. Nie uzyskano
co prawda ręki upragnionej narzeczonej, Porfirogenetki Anny, natomiast z
wieloma relikwiami księżniczkę Teofanu, siostrzenicę nowego cesarza Jana
Tzimiskesa, wprawdzie nie urodzoną w Porfirze, w cesarskim pałacu, to jednak
piękną i mądrą. 14 kwietnia 972 roku została zaślubiona z równie młodym
szesnastoletnim Ottonem w bazylice Św. Piotra w Rzymie i koronowana przez Jana
XIII na cesarzową[517].


Dzięki temu Otton "Wielki" zdołał w tym
względzie zaspokoić swą niezmienną ambicję, by wschodniorzymski cezarobójca i
cesarz (być może dlatego, że nie czuł się jeszcze pewnie w siodle) uznał i
zachodniorzymską godność cesarską — godność mieszczącą w sobie oczywiście
jak zwykle dużo więcej występków wobec ludzkości, niż dobrodziejstw. Jednakże
uznanie Ottona za drugiego równoprawnego imperatora było dlań "jednym z
najważniejszych celów życiowych w ostatnich latach panowania" (Glocker)[518].


Gdy cesarz zmarł 7 maja 973 roku w swym palatium w
Memleben — nie bez "wzmocnienia świętym wiatykiem" (Thietmar)
— niemiecka Rzesza zajmowała prawie 600 tys. kilometrów kwadratowych, do
czego dochodziło jeszcze 150 do 160 tysięcy na południe od Alp. I lud sławił
pośmiertnie Ottona, według Widukinda, że "zwyciężył orężnie zuchwałych
wrogów, Awarów (Węgrów), Saracenów, Duńczyków, Słowian, podbił Italię, zburzył
świątynie bożków ludów sąsiednich, wyposażał domy boże i stany duchowne",
a nawet opowiadali "jeszcze poza tym wiele innych dobrych rzeczy (!) o nim".
Cesarz Rzymian i król ludów pozostawił przecież, tak kończy mnich trzecią i
ostatnią księgę swej historii Sasów, "potomności wiele pomników godnych
sławy w rzeczach kościelnych i świeckich". A na pokrywie jego sarkofagu
mieni go napis (trybowany w złotej blasze) "najwyższą chwałą
ojczyzny" i "dumą Kościoła"[519].







ROZDZIAŁ 11.
Cesarz Otton II (973-983)



"Pallida
mors Sarracenorum" — blada śmierć Saracenów.





Otto I, biskup Freising[520]





"Szczęśliwa
była jego młodość, lecz przy końcu życia nawiedziło go nieszczęście, my wszyscy
bowiem ciężko zgrzeszyliśmy".





Thielmar z Merseburga[521]





Księża w otoczeniu władcy

Otton II urodził się w roku wielkiej klęski Węgrów na
Lechowym Polu i jeszcze tej samej jesieni wielkiego pogromu Słowian jako
czwarte dziecko Ottona I (i jego drugiej żony Adelajdy), jako sześciolatek
został w 961 roku w Akwizgranie koronowany na króla, a jako dwunastolatek w 967
roku w Rzymie na współcesarza. Wychowywali go kapelan Folkold, od 969 roku
biskup Miśni, oraz mnich klasztoru St. Gallen Ekkehard II. Obok pobożnej matki
wpływ na niego mieli również stryjowie, arcybiskup Bruno z Kolonii oraz
najstarszy pozamałżeński syn cesarza, arcybiskup Wilhelm z Moguncji (ten, który
uważał, że za pieniądze można wszystko!). Zwłaszcza biskupowi Wilhelmowi powierzano
wyraźnie następcę tronu "dla ochrony i wychowania" (Adalberti
continuatio Reginonis) podczas nieobecności Ottona I w 961 i 966 roku.

Nic dziwnego, że współcześni chwalili pobożność Ottona,
że Thietmar nazywa go wręcz "wzorowym w pobożnych dziełach". A więc
obdarował biskupa Gizylera z Merseburga, jednego ze swych faworytów,
"najpierw opactwem Phlde, następnie zamkiem Zwenckau z wszelkimi
przyległościami na służbę św. Janowi Chrzcicielowi; dalej pozostawił mu cały
objęty murami obszar miejski Merseburga wraz z żydami, kupcami i mennicą, poza
tym las między Soławą a Muldą, względnie między okręgami Siusuli i
Pleissnerland; następnie wsie Kohren, Nerchau, Pausitz, Taucha, Portitz i
Gundorf; to wszystko potwierdza własnoręcznie sporządzonymi dokumentami".

Biskup Gizyler, "kramarz zawsze łasy na
awanse" (mercenarius, ad maiora semper tendens), mógł tego oczywiście
potrzebować. Aby zostać arcybiskupem, relacjonuje znów Thietmar,
"przekupywał wszystkich książąt za pomocą pieniędzy, zwłaszcza rzymskich
sędziów, dla których wszystko jest do kupienia [...]".

Rexiunior pozostawał również pod silnym wpływem jego
długoletniego doradcy, biskupa intryganta Dytryka I z Metzu — syna
siostry królowej Matyldy i brata ciotecznego Ottona I oraz arcybiskupa Brunona
I, dzięki którym został arcypasterzem, zarazem członka domu cesarskiego i
(także) cieszącego się opinią ogromnego chciwca. Biskup Thietmar donosi, że
książę Kościoła z Metzu został przekupiony przez arcybiskupa Gizylera za "1000 funtów
złota i srebra [...] w zamian za zaciemnienie prawdy". Sam cesarz miał mu
powiedzieć niekoniecznie "żartobliwie": "Niech Bóg cię nasyci
złotem w niebie, bo my wszyscy nie damy rady!" Oczywiście pomnażał również
obfitość łask swego miasta biskupiego za pomocą imponującego bogactwa relikwii,
ściągając je na własną rękę z Italii, gdzie święte kości należą do
najszlachetniejszych bogactw naturalnych.

Znaczny wpływ na Ottona II wywierał arcybiskup Willigis
z Moguncji (975-1011), urzędujący jako arcykapelan i arcykanclerz Niemiec,
jeszcze dzisiaj czczony jako święty, i to nie tylko tam.

Znaczenie w rządach posiadał także, zwłaszcza od czasu
prawie zupełnego wyeliminowania Luitpoldingów, biskup Hildibald z Wormacji, od
jesieni 977 roku kierujący niemiecką kancelarią królewską; urzędem, który jako
pierwszy kanclerz zachował aż do śmierci również po mianowaniu go na
arcybiskupa. Przy tym zarządził na rzecz swej episkopalnej władzy, dla
zapewnienia i poszerzenia różnych tytułów majątkowych i prawnych swego
biskupstwa, "sprefabrykowanie lub sfałszowanie 18 dokumentów królewskich z
VII - X wieku" (Seibert). A podobnie jak arcybiskup Willigis, także i ten
doświadczony arcypasterz przez wiele lat miał udział w regencji małoletniego
syna i następcy tronu. (A biskup Burchard z Wormacji, jeden "z naj
znaczniej szych kanonistów średniowiecza" [Lexikon fur Theologie und
Kirche], kontynuował następnie tę "działalność fałszerską" [Landau]
swym "pozbawionym skrupułów piórem" [Seckel]).

Pewną rolę na dworze Ottona II odgrywali m.in. biskup
Hugo z Wurzburga (983-990), należący do cesarskiej kaplicy, niekiedy również
wysoko urodzony opat Adso z Montier-en-Der (później stał się znany jako autor
pisma o nadejściu Antychrysta) oraz uczony Gerbert z Aurillac, opat, arcybiskup
i na koniec papież (Sylwester II)[522].


Tak więc syn kontynuował politykę swego ojca, zwłaszcza
politykę kościelną, w nie mniejszym zakresie na wschodzie i północy Niemiec
— jeśli nawet z mniejszą "energią" — a biskupi stali
prawie zwartym szeregiem za nim. We Włoszech jednak wyszedł poza ramy nakreślone
przez Ottona I, od samego początku bowiem zamierzał zdobyć również południe
tego kraju i opanować go zupełnie[523].


Wojny o Bawarię i Czechy

Jeśli początek panowania przeszedł jeszcze bez oporów,
to wkrótce młody władca doświadczył trudów panowania podobnie jak kiedyś jego
ojciec. W każdym razie co najmniej siedem lat musiał Otton II wojować z
początkowo bardzo silnymi oponentami wewnątrz kraju, zwłaszcza na nowo z
kręgiem chrześcijańskich krewnych, przede wszystkim Henrykiem II bawarskim
(955-976, 985-995).

Książę, obdarzony przydomkiem Kłótnika (rixosus)
dopiero w czasach nowożytnych, był bratankiem Ottona I, więc stryjecznym bratem
Ottona II. I tak jak jego ojciec Henryk I bawarski był niegdyś najgroźniejszym
przeciwnikiem Ottona I, swego brata, w okresie jego najwcześniejszych rządów,
tak teraz syn,

Henryk Kłótnik, stał się najgroźniejszym rywalem
wewnętrznym Ottona II. Władza ambitnego księcia Bawarii była rzeczywiście
ogromna. Sięgała od tak zwanej Marchii Północnej, dzisiejszego Górnego Palatynatu,
przez tereny właściwej Bawarii nad Izarą, Innem i Dunajem i przez Marchię
Wschodnią, dzisiejszą Austrię, po włoskie marchie Akwilei i Istrii.

Powody buntu Henryka nie są całkiem jasne; lecz stały
za nim motywy rywalizacji, żądza władzy, rozszerzenia panowania, marzenia o
władzy królewskiej i uczucie zagrożenia. Rebelia (974977) znalazła oparcie
przede wszystkim w pozostałych Luitpoldingach, rozszerzyła się szybko na
Szwabię i Lotaryngię, a nawet na Czechy i Polskę. Przy czym biskupi bawarscy
Abraham z Freising i dwaj ucieleśnieni święci, św. Wolfgang, biskup Ratyzbony,
i św. Albion, biskup Brixen, wystąpili po stronie zbuntowanego. (A z syna
Kłótnika św. Wolfgang, wychowawca książęcych dzieci, uczynił kolejnego,
szczególnie wspaniałego świętego, z którym spotkamy się niestety dopiero w
następnym tomie: św. cesarza Henryka II). Lecz również biskupi Trewiru, Metzu i
Magdeburga znaleźli się po stronie księcia Bawarii. W końcu właśnie biskupi
"w okresie ottońskim zawsze stawali po stronie buntowników", a byli
to "z reguły biskupi [...] z możnych rodów szlacheckich" (Althoff,
Keller).

Ponieważ spisek się wydał, Henryk znalazł się w
areszcie w Ingelheim. Z początkiem roku 976 uciekł do Ratyzbony, którą po
różnych potyczkach Otton II zajął jeszcze tego samego lata, podczas gdy
walczący w jego armii biskupi ekskomunikowali Kłótnika wraz z poplecznikami, on
sam jednak zbiegł do Czech.

Albowiem również na wschodzie katoliccy książęta
wystąpili przeciwko katolickiemu cesarzowi. Tak na przykład książę Polan Mieszko
I, od swego chrztu gorliwie wspierający misje, i który dzięki temu dokonał
"przyłączenia [kraju] do chrześcijańskiej Europy" (Lubke). Z nim
ramię w ramię jego szwagier Bolesław II, w odróżnieniu od swego ojca Bolesława
I "Okrutnego" (s. 267 i nast.) ozdobiony przydomkiem
"Pobożnego" (967 [973?]-999), gorliwy protektor kleru, zbudował i
wyposażył podobno 20 kościołów, wiele klasztorów, także i ów żeński dom
zakonny, w którym opatką została jego siostra Milada pod imieniem Marii.
Dziekan katedry praskiej Kosmas (zm. 1125 r.) widział w swej Chronica Boemorum,
pierwszej kronice czeskiej, w Bolesławie II, buntowniku przeciwko
chrześcijańskiemu cesarzowi, płonącą "prawdziwą i czystą miłość
Chrystusa". "Wszystko, co dotyczyło sprawiedliwości, wiary
katolickiej, religii chrześcijańskiej, przyjmował z płomienną żarliwością"[524]
.

Lecz z podobną żarliwością zaatakował także Otton II w
trzech kampaniach gorejącego miłością Chrystusową księcia Czechów, sojusznika
zbuntowanego Kłótnika. Spustoszył Czechy w 975 i 976 roku, nie dokonał jednak
mimo silnej armii "przeciwko obu niczego". Wręcz przeciwnie, duży
bawarski oddział pomocniczy nadciągający ze wsparciem dla Ottona —
Bawaria była bowiem znowu podzielona — został zniszczony podczas
obozowania koło Pilzna. "Bawarczycy myli się wieczorem, nie wystawiając
straży. Już naskoczyli pancerni wroga, powalili wybiegających im naprzeciwko
nagich w ich namiotach i na łąkach i wrócili do domu z wszelkimi łupami radośni
i bez uszczerbku" (Thietmar).

Podczas gdy cesarz działał w Czechach, Kłótnik
wykorzystał czas w Bawarii i tak doszło do "powstania trzech
Henryków", do którego przyłączyli się nawet możni sascy, jak na przykład
margrabia Gunther z Merseburga i hrabia Dedi z Wettinu. Henryk bawarski
okupował teraz istotną dla połączenia z Czechami biskupią Pasawę. Czynił to
wspólnie z właśnie dopiero co w 976 roku wyniesionym przez Ottona do książęcej
godności, a teraz z nim bezwzględnie wojującym Henrykiem Młodszym, synem
księcia Bertolda z wpływowego rodu Luitpoldingów. A trzeci z Henryków,
pochodzący również z tego rodu biskup Henryk I z Augsburga, ubezpieczał
tymczasem szlak naddunajski, przede wszystkim obsadzając strategicznie ważny
Neuburg.

Dopiero w sierpniu 977 roku Otton zdołał w trzeciej
wyprawie zbrojnej pokonać Czechy, a we wrześniu zdobyć Pasawę. Kazał ją
zburzyć, a na magdeburskim zjeździe wiosną 978 roku skazał trzech Henryków na banicję.
Kłótnik dostał się do Utrechtu do biskupa Folkmara, uprzednio kanclerza Ottona
II, i pozostał tam do śmierci cesarza. Wtedy biskup go uwolnił i przyłączył się
do niego. Również Henryk III Młodszy z Karyntii został zamknięty na pięć lat,
natomiast trzeci z tego związku, biskup Henryk z Augsburga, przesiedział
zaledwie cztery miesiące w Werden. Kłótnika cesarz nie tylko zdetronizował,
lecz również mocno okroił jego księstwo, a mianowicie oddzielił od niego
Karyntię oraz należące od 952 roku do Bawarii obszary położone na południe od
Alp, górnoitalskie marchie we Friulu, Istrii, Akwilei, Weronie i Trydencie,
przyłączone do Karyntii[525].


A poza tym dalej trwała wojna na wschodzie.

Powstałe w połowie X wieku państwo polskie (s. 301 i
nast.) rozszerzyło się i traktowało swe "zobowiązania" równie mało
skrupulatnie, jak Słowianie między Łabą a Odrą. Dlatego Otton przywrócił za
pomocą wyprawy zbrojnej w 979 roku nie tylko ich zależność, lecz zmusił Polaków
do ponownego płacenia trybutu. Gdy katolicki książę Mieszko I po śmierci swej
czeskiej żony Dobrawy (977 r.) poślubił wydobytą z klasztoru mniszkę Odę,
pochodzącą z arystokratycznego rodu saskiego, nie było to jedynie irytujące dla
biskupa Hildiwarda z Halberstadt, lecz bez wątpienia stanowiło również korzyść
dla dalszego szerzenia Dobrej Nowiny w Polsce. W końcu Mieszko, "król
Północy", dysponował drużyną 3 tysięcy pancernych. A podczas gdy teraz strona
polska i niemiecka zbliżały się do siebie, ochłodziły się stosunki z Czechami,
a nawet doszło do ciężkich walk między obydwoma katolickimi krajami, przy czym
Mieszko zdobył większą część Śląska i całą Małopolskę[526].


Konflikty zbrojne toczyły się również na Zachodzie.

Wojna o Lotaryngię

Niegdyś Otton I ustanowił tam jako księcia swego brata
Brunona, arcybiskupa Kolonii, a ten obsadził biskupstwa swymi uczniami i w ten
sposób związał niepewny obszar nadgraniczny z Rzeszą niemiecką.

Kościoły biskupie, również w Lotaryngii od dawna
odznaczające się bogactwem, stały się jeszcze bogatsze i bardziej niezależne
dzięki saskim cesarzom, szukającym oparcia w hierarchii kościelnej przeciwko
możnym świeckim. Prowadziło to do tego, "że powierzali biskupom i opatom niektóre
prawa zastrzeżone dotąd dla hrabiów, lub pozostawiali nadzór nad nimi bez
specjalnego zezwolenia. Nie ma więc prawie żadnych dokładnych danych
dotyczących przeniesienia prawa bicia monety, a przecież warsztaty mennicze
znajdowały się w ostatnich dziesięcioleciach X wieku w rękach biskupów,
umieszczających swe podobizny i imiona na złotych monetach. Pozostawiono im
niektóre podatki z handlu, jak również osadzanie na urzędzie wybranego przez
nich hrabiego [...]. Wreszcie cesarze zarzucali hierarchów dobrami, darowali im
palatia, lasy, prawa łowieckie, a nawet całe hrabstwa. W ciągu jednego
stulecia, od 950 do 1050 roku, biskupstwa przekształcają się w autonomiczne
księstwa, których jedynymi władcami są hierarchowie. W niektórych przypadkach
znaczące terytoria zeszły się granicami i pozwoliły w Lotaryngii na powstanie
czegoś, co historia określa jako «Trois-Eveches» (Trzy
Biskupstwa)" (Parisse).

Po śmierci Brunona w roku 965 jego księstwo pozostało
nieobsadzone, póki Otton II nie nadał go w 977 roku Karolowi, młodszemu bratu
francuskiego króla Lotara (954-986) z zachodniofrankijskiej dynastii
karolińskiej.

Karol, w czysto męskiej linii przedostatni potomek
Karola Wielkiego, po mieczu więc z dynastii Karolingów, po kądzieli zaś z
dynastii ottońskiej, był młodszym synem króla Ludwika IV francuskiego i jego
małżonki Gerbergi, siostry Ottona I i został mocno pokrzywdzony przez brata
Lotara. Ze swej strony ciężko obraził jego żonę Emmę, córkę z pierwszego
małżeństwa cesarzowej Adelajdy, posądzając ją o cudzołóstwo z dawniejszym
kanclerzem Lotara, biskupem Adalbero z Laon (siostrzeńcem arcybiskupa Adalbero
z Reims). A od czasu powołania Karola na księcia Dolnej Lotaryngii (977 - 991)
Lotar obawiał się zawiści o władzę ze strony nieszczęśliwego brata, smutnej ofiary
stałej rywalizacji między królestwem francuskim a niemieckim; tę zawiść musiał
uważać za groźną, zwłaszcza że odsunięty wbrew karolińskiej tradycji od tronu i
poza tym nie wyposażony w żadne posiadłości Karol podnosił pretensje do
francuskiej korony.

Gdy z tego względu Otton dał w 977 roku wakujące
księstwo Dolnej Lotaryngii Karolowi, sprowokował poróżnionego z bratem króla
Lotara, który podjął próbę odzyskania Lotaryngii. Już jego imię miało znaczenie
programowe i już jego ojciec, król Ludwik IV, nie przypadkiem wziąwszy za żonę
wdowę po księciu Lotaryngii Gerbergę, próbował odzyskać księstwo zbrojnie w
roku 939, a
w ogóle królestwo zachodniofrankijskie nigdy nie zrezygnowało z pretensji do
Lotaryngii. Z szybkością błyskawicy Lotar wpadł do niej w czerwcu 978 roku
dużymi siłami i przy wsparciu księcia Hugona Kapeta dotarł aż pod Akwizgran,
przy czym o mały włos, a zaskoczyłby swego szwagra, Ottona II, przebywającego
właśnie w palatium.

Kronikarz i mnich Richer z Reims opisuje jako naoczny
świadek ten najazd w swym dziele, ważnym dla historii Francji u schyłku X wieku
(przekazanym jedynie w manuskrypcie autora i odnalezionym dopiero w XIX wieku w
Bambergu): "Królewskie stoły zostały obalone, zapasy żywności splądrowane
przez ciurów, królewskie insygnia skradzione i wyniesione z wewnętrznych
pomieszczeń. żelaznego orła, sporządzonego na szczycie palatium przez Karola
Wielkiego w lecącej pozie, przekręcili na wschód, Germanie obrócili go bowiem
na zachód, by pokazać w dokładny sposób, że Gallowie mogą kiedyś zostać
pokonani jego lotem".

Tylko dzięki ucieczce uszedł Otton II przed
uwięzieniem. Jednak jesienią 978 roku ruszył do przeciwnatarcia armią, w której
szeregach walczył nie tylko Karol, książę Dolnej Lotaryngii, lecz i znowuż
prawdziwy święty, św. Wolfgang — wykształcony w klasztornej szkole w
Reichenau i katedralnej w Wurzburgu, dzięki bohaterowi spod Augsburga,
Ulrykowi, został księdzem, a za przyczyną głównie wielkiego fałszerza
dokumentów, biskupa Pilgrima, w 973 roku biskupem Ratyzbony; w 1052 roku
kanonizowany, stał się patronem drwali, cieśli, pasterzy, szyprów,
wspomożycielem w chorobach oczu, przy dolegliwościach stóp i bólów krzyża i w
ogóle wspomożycielem w potrzebie. Jako "medale Wolfganga" sprzedawano
później chętnie siekierki noszone przy różańcu, tak zwane motyki Wolfganga,
"stąd wzięły się też bractwa motykowe". Za życia promował
"pobożność i obyczajność ludu", prowadził "nadal surowy żywot
mnicha; swój czas dzielił między modlitwę, urzędowanie i studia" (Lexikon
fur Theologie und Kirche) — a od czasu do czasu małe wojenki, jak choćby
przeciw złym zachodnim Frankom (Francuzom).

Magdeburski kanonik i skrzętny biskup misyjny Bruno z
Querfurtu pod wpływem reform kluniackich oraz osobistych animozji surowo jednak
osądził atak króla na Francję i pisał: "Byłoby lepiej zwalczać pilnie
pogan, zamiast znaczne wojsko zbierać przeciwko chrześcijańskim braciom,
karolińskim Frankom". Katolicki pacyfista i święty, jak to o nim podają
księgi: "Reprezentował zasadę pokojowych misji, polegających na przekonywaniu,
nie odrzucając wprost wojen misyjnych" (Lexikon fr Theologie und Kirche).


Otton II dotarł jesienią 978 roku prawie do Paryża,
"wszystko pustosząc i obracając w perzynę" (Thietmar), oszczędzając
jednak kościoły i klasztory. A nawet je obdarowywał i w nich się modlił;
zniszczył jednakże stare karolińskie palatia Attigny, Soissons i Compiegne
— była to dotkliwa utrata substancji władzy zachodniego królestwa. I
zanim zmusiły go do odwrotu w listopadzie braki żywności, bliska zima i
choroby, zebrał na Montmartrze wszystkich klechów swej armii i kazał im
odśpiewać alleluja ponad miastem.

Także i św. Wolfgang rozdzierał wówczas gardło z
innymi, ów wymowny głosiciel żywej ewangelii: "Patrzcie, to działa wiara,
takie owoce niesie". A gdy podczas sławetnego odwrotu przez wzburzoną
rzekę Aisne wskoczył do wody, poszli za nim jego ludzie przed nadciągającymi
Francuzami. "Nikt nie stracił przy tym życia", donoszą Wetzer i Welte
— prawie cud. W rzeczywistości oczywiście przepadły tu ottońskie tabory,
co we francuskiej historiografii przemieniło się wręcz w triumf, podczas gdy
niemiecka pisała: "Cesarz powrócił okryty sławą [...]". (Thietmar).
Obie strony zwyciężyły — takie rzeczy znamy z innych okazji.

Karol, książę Dolnej Lotaryngii, próbował wykorzystać
swe pięć minut i w 979 roku proklamował się w Laon królem, co jak zawsze
musiało rozbić się przede wszystkim o struktury władzy w Rzeszy
zachodniofrankijskiej i w nie mniejszym stopniu episkopat, wyrzucający mu
wasalstwo wobec obcego władcy oraz "mezalians". Król Lotar
zrezygnował jednak wskutek wewnętrznych trudności podczas osobistego spotkania
z cesarzem Ottonem w maju 980 roku w Margut-sur-Chiers (koło Ivois)
przypuszczalnie całkowicie z Lotaryngii. Jednakże wkrótce po śmierci Ottona
zapewnił sobie ruchomy zastaw. Zajął w 984 roku Verdun, a gdy został
przepędzony, zajął je ponownie w następnym roku[527].


Również walka o tron trwała nadal. Jeszcze wielokrotnie
książę Karol próbował sięgnąć po władzę. Może być, że przy okazji poczynał
sobie nieco ekstrawagancko, jak choćby przy wzięciu Cambrai — rzecz nie
jest pozbawiona wątpliwości — gdy zaraz po wygnaniu hrabiów przywołał swą
lubiącą zbytek małżonkę, by trwonić z nią w oszałamiających orgiach bogactwo
biskupiego dworu i spać w biskupim łożu; lecz takie niezwykłe to w owych
czasach pewnie nie było.

Ostatni akt Karola, który parokrotnie przeganiał
biskupa Adalbero z Laon, miał miejsce właśnie w tej warowni, gdy hierarcha w
swej kleszej chytrości pojednał się z Karolem, coraz bardziej wkradał się w
jego łaski i "najświętszymi przysięgami" (Glocker) zapewniał o swej
wierności. Jednakże w nocy po Niedzieli Palmowej w marcu 991 roku biskup
Adalbero wydał twierdzę wraz z Karolem jego ówczesnemu rywalowi, królowi
francuskiemu Hugonowi Kapetowi, który wtrącił go z rodziną do więzienia w
Orleanie, gdzie Karol zmarł w nieznanym czasie.

Otton II działał również na północy.

Wojna na północy

Frankowie rozszerzali swą Rzeszę we wszystkie strony
świata, również w stronę Skandynawii. Jako szczególnie znaczące miejsce
odgrywało swą rolę w historii wojen Haithabu (Hedeby), ważna faktoria
dalekosiężnego handlu w północnym Szlezwiku. Leżało ono na duńskim terytorium,
niedaleko od granicy z ziemiami saskimi, też przecież wcześniej nie należącymi
do Franków! W 804 roku król Gudfred (Gottrik) z Haithabu pertraktował z Karolem
Wielkim, stojącym po drugiej stronie Łaby i zmuszonym w 808 i 810 roku wbrew
swym przyzwyczajeniom do prowadzenia dwóch wojen obronnych przeciwko agresywnym
Duńczykom.

Jednakże i duński król chciał się zabezpieczyć i
zapewne już wtedy pracował przy wznoszeniu tzw. Danewerk[528]
("Gttrikswall", wymieniany w 808 roku w źródłach pisanych),
potężnych umocnień sięgających Haithabu w formie długich wałów, budowanych
przez Duńczyków od VIII do końca XII wieku, by zagrodzić dostęp do Jutlandii
między Bałtykiem a Morzem Północnym; był to system umocnień skierowany
przeciwko Frankom i Niemcom. Próbowano dotrzeć tam w IX wieku najpierw przy
pomocy misjonarzy, wysyłanych zwłaszcza przez św. Ansgara, pierwszego biskupa
Hamburga-Bremy (s. 306 i nast.), z upodobaniem działającego w Danii i
południowej Szwecji w faktoriach handlowych i założyciela kościoła w Haithabu,
który uczynił "tę faktorię uprzywilejowanym celem chrześcijańskich
kupców" (Riis).

Zwycięstwo Henryka I w 934 roku nad Gnubą pod Haithabu
przesunęło granicę na północ. Następnie Otton I zmusił siłą Duńczyków, u
których nienawiść do Niemców i chrześcijan łączyła się w jedno, do wprowadzenia
Dobrej Nowiny. I jeszcze na Wielkanoc 973 roku Harald Gormsson Sinozęby (s.
308), pierwszy chrześcijański król Duńczyków, kazał odstawić niemieckiemu
cesarzowi "czynsz", na co jednak już w następnym stracił najwyraźniej
ochotę. Doszło do powstania, a Duńczycy sprzymierzeni z norweskim jarlem
Haakonem, poganinem, wpadli wiosną 974 roku do Północnej Albingii. Jesienią
Otton ich odrzucił, przekroczył Danewerk na północnej krawędzi marchii pod
Haithabu i zbudował w Szlezwiku zamek warowny, zdobyty i zniszczony z kolei
przez Duńczyków w 983 roku. Jeśli jednak następstwem porażki Duńczyków w 974
roku było rozszerzenie misji chrześcijańskich na północ, obok — rozumie
się — świadczeń trybutarnych, to po zwycięstwie Duńczyków pogaństwo
odżyło ponownie. Niemieccy księża zostali przepędzeni, a wszystko co niemieckie
i chrześcijańskie zostało natychmiast unicestwione[529].


Gwałtowne powstanie Słowian w roku 983, do którego
podnieśli się Lutycy z Hawelanami, Redarami, Obodrytami, miało wyjść —
rzecz charakterystyczna — od zebrania w grodzie świątynnym Radogoszcz
(niem. Rethra, Riedegost), centralnej świątyni (metropolis Sclavorum)
wszystkich plemion północnosłowiańskich, gdzie szczególnie czczono boga wojny
Swarożyca (względnie Radogosta). Słowianie byli osiedleni między Łabą i Soławą
a Odrą, gdzie cieszyli się przed Ottonami autonomią, póki Otton I i jego margrabia
Gero nie usunęli ich książąt i nie ujarzmili przy pomocy sieci burgwardów i
kościołów. Gwałtownym zrywem wymietli swych niemieckich i chrześcijańskich
ciemięzców na wschodnim brzegu środkowej Łaby, zburzyli siedziby biskupie,
wymordowali lub rozproszyli kler i na półtora stulecia zapewnili sobie
niezależność (dopiero w 1068 roku biskup Burchard z Halberstadt spustoszył kraj
Luciców i uprowadził świętego rumaka czczonego w Radogoszczy).

Margrabia Teodoryk i książę Bernard I saski (973-1011),
który w 973 roku nastąpił po ojcu Hermannie Billungu i całe dziesięciolecia
walczył z Duńczykami i Słowianami, ciemiężył i wyzyskiwał ludność na północnym
wschodzie, zraził do siebie również misjonarzy. Sam biskup Thietmar, piętnujący
"haniebne czyny" "buntowników", "żądnych łupów
psów", otwiera opis wielkiego powstania Słowian następująco: "Ludy
zobowiązane po przyjęciu chrześcijaństwa wobec naszych królów i cesarzy do
trybutu i służb, chwyciły — uciskane butą księcia Dytryka —
jednomyślnie za broń". A wspominając o ataku Obodrytów na gród Kalbe nad
rzeką Mildą, gdzie Słowianie spalili również klasztor Św. Wawrzyńca
(Laurentiuskloster), przyznaje, że "ścigali naszych jak płoche jelenie, z
powodu naszych niecnych czynów {fascinora) żywiliśmy bowiem strach, oni zaś
słuszną odwagę".

O wiele dokładniej pozwala poznać "niecne
czyny", mimo paru błędów dobrze poinformowany, wykorzystujący bogate
źródła i przytaczający również (duchownych) naocznych świadków kanonik Adam z
Bremy. Notuje zatem po wzmiance o wielkiej rzezi pogan i okupie nałożonym na
pokonanych w wysokości 15 tysięcy funtów srebra: "Nasi wrócili triumfując
do domu; o chrześcijaństwie nie było w ogóle mowy. Zwycięzcy myśleli tylko o
łupach".

Zaraz potem relacjonuje rozmowę z "wielce
prawdomównym" królem Duńczyków, zapewne Swenem Estrithsonem, przy którego
konferencjach z biskupem hamburskim Adalbertem był obecny, gdzie słyszał,
"że ludy słowiańskie bez wątpienia już od dawna mogły być nawrócone na
chrześcijaństwo, gdyby nie stała temu na przeszkodzie chciwość Sasów;
«albowiem — powiedział on — chodzi im bardziej o płacenie
podatków niż o nawracanie pogan». I ci nędznicy nie zastanawiają się,
jakim karom są winni przez swoją żądzę, gdyż najpierw z chciwości przeszkadzali
chrześcijaństwu w Sławonii, potem zmusili swym okrucieństwem podbitych do
powstania, a teraz nie zważają na zbawienie dusz tych, którzy by przyszli do
wiary, ponieważ nie żądają od nich niczego poza pieniędzmi".

Adam z Bremy dostrzega w powstaniu wyrok boski, karę za
"naszą nieprawość" i zauważa: "Po prawdzie bowiem, gdy my,
dopóki grzeszymy, widzimy się pokonanymi przez wrogów, tak będziemy, skoro się
nawrócimy, zwycięzcami naszych wrogów, a gdybyśmy żądali od nich jedynie wiary,
to mielibyśmy z pewnością pokój i zarazem dalibyśmy zbawienie owym ludom".


Już w 980 roku biskup brandenburski Dodilo został
uduszony przez swych diecezjan. A później, 29 czerwca 983 roku, Lutycy zburzyli
biskupstwo w Hobolinie (Havelbergu), zabiwszy załogę i obróciwszy kościoły w
ruinę. Co przypominało o chrześcijaństwie, było niszczone. Trzy dni później
przypuścili szturm na Brandenburg, skąd biskup Folkmar I uciekając pozbawił się
możliwości zostania męczennikiem, a po nim w ostatniej minucie uciekł margrabia
Teodoryk z drużyną. Pozostali nieliczni księża zostali ujęci, częściowo zabici,
katedrę spustoszono i ograbiono, a spoczywające od trzech lat w grobie ciało
zaduszonego wcześniej Dodila, szczególnie znienawidzonego z powodu ściąganych
dziesięcin, wywleczone i pozbawione szat — "żądne łupu psy ograbiły
je i wrzuciły bez szacunku z powrotem. Wszystkie kosztowności kościoła zostały
zrabowane, a krew wielu nikczemnie przelana. W miejsce Chrystusa i jego rybaka,
godnego najwyższej czci Piotra, świętowano zaraz różne kulty diabelskiego
zabobonu; i nie tylko poganie, lecz i chrześcijanie pochwalali tę smutną
zmianę!"[530]


W tym czasie na północy Łabę przekroczył książę
Obodrytów Mściwój (Mistui, Mszczuj), chrześcijanin, u którego boku stał podczas
wszystkich wypraw kapłan Avico. Mściwój doszedł pustosząc i grabiąc kraj pod
Hamburg, splądrował go i oddał katedrę wraz z miastem na pastwę płomieni. A
tego rodzaju "działania wojenne", prowadzone przez "ochrzczonych
książąt", w tym czasie nie były "niczym nadzwyczajnym"
(Friedmann).

Wszakże nastąpiło wydarzenie budzące strach, oczywiście
nie bez udziału wszechmocnej ręki i to w sensie dosłownym. A to, fantastyczne
miraculum[531],
relacjonuje nasz biskup, "winni z pełnym nabożeństwem zważyć wszyscy
chrześcijanie. Złota ręka wysunęła się z wyższych regionów w dół i sięgnąwszy
rozpostartymi palcami w środek płomieni, wypełniona cofnęła się na powrót.
Zadziwieni patrzyli na to wojownicy i przestraszony Mściwój". Dla biskupa
Thietmara nie było wątpliwości, że był to niebiański ratunek dla relikwii!
"Bóg w ten sposób pochwycił relikwie świętego i podniósł do nieba, wrogów
natomiast skłonił do ucieczki" — chociaż wówczas uciekali przecież
wyłącznie chrześcijanie,

Niemcy, przed chrześcijaninem Słowianinem, Mściwojem,
któremu to wszystko, rzeczywistość i cuda, fatalnie odbiły się na żołądku lub
na umyśle. Bowiem: "Później Mściwój oszalał i musiał być kładziony w
łańcuchach; gdy skrapiano go święconą wodą, krzyczał:«Św. Wawrzyniec mnie
pali!» i zmarł marnie nie odzyskawszy wolności".

Gdy Słowianie bowiem pieszo i konno oraz bez strat
"prowadzeni z pomocą swych bogów przez dźwięki trąb" srożyli się
nadal, chrześcijanie zebrali siły. Arcybiskup Magdeburga Gizyler, wielki
specjalista od przekupstw (s. 336, 360 i nast.), przez Luciców szczególnie
znienawidzony, i biskup Hildiward z Halberstadt połączyli swych żołdaków z
oddziałami szlachetnie urodzonego margrabiego Teodoryka i innych hrabiowskich
kamratów. "Oni wszyscy — tak pisze Thietmar z Merseburga —
wysłuchali mszy w sobotni poranek, pokrzepili ciało i duszę niebiańskim sakramentem,
rzucili się ufając Bogu na nadciągających wrogów i pokonali ich; tylko niewielu
uszło na wzgórze. Zwycięzcy chwalili Boga, który jest tak cudowny we wszystkich
swych dziełach, i znowu sprawdziło się słowo naszego nauczyciela Pawła:
«Nie ma ani mądrości, ani odwagi, ani rady przeciw Panu»"[532].


Tymczasem, jeśli nawet rzeź nad rzeką Tanger (na
południe od Stendal) w sierpniu 983 roku odrzuciła Słowian za Łabę, to i tak
zwycięzcy nie mieli siły pójść za nimi. Już następnego dnia wrócili "w
pełnej liczbie poza trzema w radosnym nastroju do domu" i wśród owacji
wszystkich jako zawsze triumfujący wojownicy. Zdobycze Ottona Wielkiego (jego
"ochrona granicy i dzieło misyjne": Hlawitschka) na wschód od Łaby
były stracone, a Łaba stała się wschodnią granicą Rzeszy. A Otton II nie podjął
już tam "własnych działań" (Hlawitschka). Także następne
chrześcijańskie wyprawy zbrojne — po roku 983 prawie co roku prowadzono
wojnę z Lucicami — niczego nie przyniosły. Mniej więcej 150 lat Słowianie
połabscy mogli się rozwijać niezależnie, dopiero w połowie XII wieku biskupi
Hobolina i Brenny (Brandenburga) wrócili na swe stolce.

Jedynie nie biorące udziału w powstaniu tereny serbskie
na południu pozostały nadal pod władzą niemiecką. Serbowie nie zabijali
misjonarzy, lecz zadowalali się szydzeniem z nich. Ich przywódcy, czasami
nazywani też królami, nie dawali się też — jak to często było ze
Słowianami północnowschodnimi — ochrzcić razem ze swymi plemionami.
"W oporze przeciwko niemczyźnie i chrześcijaństwu owi książęta słowiańscy
z ziem nad środkową Łabą zostali wyniszczeni; żadne źródło nie donosi o ich
następcach" (Schlesinger)[533].


Capo di Colonne — pierwsza wielka porażka
dynastii ottońskiej

We Włoszech Ottonowi, który zaangażowanie swego ojca
chciał kontynuować w nie mniejszym zakresie, chodziło od samego początku o
zdobycze i ekspansję. Jednakże gdy w sierpniu 980 roku wyprawił się na
południe, to głównie po to, by — jak sam wyznał — zwrócić kościołom
dobra im skradzione oraz sprzeniewierzone przez biskupów. Już po drodze obdarowywał
domy zakonne i biskupstwa, jak choćby St. Gallen czy biskupstwo w Chur. Potem
przyszła kolej na donacje dla biskupstw i klasztorów północnoitalskich, a na
koniec, już z Rzymu, na położone bardziej na południu[534].


Również w Świętym Mieście nie wszystko układało się najlepiej.


Po Janie XIII, który w 967 roku koronował na
współcesarza dwunastoletniego Ottona II, nastąpił Benedykt VI (973 -974).
Wybrało go stronnictwo cesarskie, a Otton I zatwierdził. Próbował on za pomocą
środków kościelnych możliwie korzystnie faworyzować swą rodzinę, jednakże w
czerwcu 974 roku, gdy zmiana na tronie w Niemczech postawiła go w trudnej
sytuacji, został obalony i wtrącony do więzienia w Zamku Anioła. Tam nowy
papież Bonifacy VII (974, 984-985) — zwany przez współczesnych
"potworem" — kazał go udusić księdzu Stefanowi i jego bratu. Ze
Spoleto nadciągnął tymczasem cesarski missus hrabia Sikko, a papież Bonifacy
uciekł przed wzburzonymi rzymianami do Zamku Anioła. Lecz gdy Sikko nakazał
szturm Zamku, Ojcu Świętemu udało się zbiec i dostać przez południowe Włochy do
Konstantynopola — nie bez kościelnego skrabca w bagażu i jeszcze później
dwukrotnie stamtąd wracając.

Tymczasem w październiku za zgodą przedstawiciela
cesarza wybrano papieża Benedykta VII (974-983), rzymskiego arystokratę, spokrewnionego
z księciem Alberykiem II i niesłychanie uległego wobec Ottona, zarówno w
odniesieniu do jego polityki kościelnej we wschodnich Niemczech, jak i jego
antybizantyjskich zakusów na Południu. W zamian za to władca wspierał go,
zwłaszcza gdy Bonifacy VII, którego Benedykt — jedno z jego pierwszych
posunięć — wykluczył z Kościoła, na powrót zainstalował się w 980 roku w
Rzymie, zanim — w następnym roku ponownie wygnany — zbiegł do
Konstantynopola, by znowu wrócić w 984 roku, tym razem dobrze zaopatrzony we
wschodniorzymski oręż i złoto[535].


Młody cesarz przebywał w Rzymie z przerwami od wiosny
do jesieni 981 roku; tam podjął decyzję o wydaniu wojny tak Saracenom, jak i
Bizantyjczykom w Dolnej Italii i zdobyciu całego kraju.

Musiał się więc zatroszczyć o uzupełnienia w swej
armii. Nakazał przysłanie potężnego kontyngentu, przypuszczalnie jak dotąd
największego od początku istnienia cesarstwa niemieckiego. Co
charakterystyczne, składał się on głównie z sił niemieckich biskupów i opatów.
Według listu towarzyszącego oddziałom z 981 roku na przykład opaci z Prum,
Hersfeld, Ellwangen i St. Gallen dostarczyli po 40 pancernych, opaci z Lorsch i
Weissenburga po 50, a
opaci z Fuldy i Reichenau po 60 pancernych. Biskupi Verdun, Leodium i Wurzburga
również po 60, Trewiru, Salzburga i Ratyzbony po 70, a Moguncji, Kolonii,
Strasburga i Augsburga po 100 pancernych jeźdźców. Dwunastu opatów wystawiło
zatem połowę tego co dziewiętnastu biskupów. Łącznie uczniowie Pana Jezusa,
kapłani miłości do wroga, arcybiskupi, biskupi i opaci wystawili 1482
pancernych, a panowie świeccy jedynie 508! Jednakże w tym niedatowanym spisie
mamy najwyraźniej jedynie dodatkowy, późniejszy zaciąg cesarza. [536]

W południowych Włoszech Otton II był szermierzem
roszczeń Kościoła. Antypapież Bonifacy VII uciekł na tereny wschodniorzymskie,
a papież w Rzymie wspierał cesarza, jak choćby podnosząc Salerno do rangi
arcybiskupstwa i przyznając mu obszar sięgający daleko w terytorium
bizantyjskie. Tak samo zachował się przy przekształceniu w arcybiskupstwo diecezji
Trani. A nawet działał przeciwko Bizancjum na terenie Dalmacji i odłączył
Dubrownik jako własne arcybiskupstwo od Kościoła greckiego, poddawszy je
rzymskiej obediencji.

Najwyraźniej Otton podjął najpierw decyzję o wojnie w
Rzymie, a dopiero potem zażądał 2100 pancernych od możnych duchownych i
świeckich. Gdy doszedł do Kalabrii, załogi bizantyjskie zachowały się
neutralnie, ale nie otworzyły przed nim bram. Natomiast emir Sycylii, Abul
Kasim, dokonawszy zdobyczy w Kalabrii i Apulii, wezwał do świętej wojny i w
połowie czerwca 982 roku rzucił przeciw Niemcom na ląd pod Capo di Colonne, na
południe od Cotrone, potężne siły morskie. "Tak po jednej, jak i po
drugiej stronie umysły walczących były skierowane ku niebu" (Uhlirz).

Pancerni cesarscy zmietli w pierwszym ataku szeregi
Saracenów, rozproszyli je, a sam emir padł pod ciosem miecza i później był
czczony jako męczennik. Jednakże gdy chrześcijanie po pierwszych sukcesach i
wierząc, że już osiągnęli zwycięstwo, zamierzali rozłożyć się obozem na miejscu
bitwy i świętować swój tryumf, znienacka spadli na nich z gór muzułmanie,
wzmocnieni oddziałami stojącymi dotąd w rezerwie, zepchnęli Niemców do morza i
wybili, uśmiercając również część ich dowódców, wielu książąt, tuzin hrabiów, a
część innych biorąc do niewoli, wśród nich biskupa Piotra z Vercelli, który
całe lata pozostał w arabskim więzieniu; zdobyli również skrzynie z relikwiami,
pozostawiając na pobojowisku 4 tysiące martwych chrześcijan. Inni zginęli
podczas ucieczki z pragnienia i wyczerpania. "Prawie każda niemiecka
księga zmarłych nosi zapiski strat w tej niesławnej bitwie" (L.M.
Hartmann).

Była to pierwsza wielka porażka dynastii ottońskiej.
Zginęła prawie cała niemiecka armia. "Bóg zna ich imiona" (Thietmar).
Także biskup Augsburga Henryk, na krótko przedtem odbywszy pokutną pielgrzymkę
do Rzymu, przypuszczalnie w orszaku cesarza, padł wśród swych pancernych. Otton
uratował się z tego piekła w ostatniej chwili, rzucając wpław w kierunku
przepływającego bizantyjskiego okrętu, z którego wydostał się znów wpław w
bezpieczne miejsce dzięki podstępowi — a od biskupa Ottona z Freising
otrzymał, żeby było śmieszniej, epitet "Pallida mors Sarracenorum"
(blada śmierć Saracenów), pozostający jego przydomkiem jeszcze długo w czasach
nowożytnych.

Cesarz Otto, używający od 982 roku niekiedy tytułu
imperator Romanorum augustus, przemyśliwał tak czy owak o rychłej zemście.
Jeszcze w drodze powrotnej zapewnił arcybiskupowi Salerno wielkie przywileje
— nie chodziło mu przecież jedynie o nie — a tak samo uprzywilejował
wówczas liczne klasztory południwowłoskie. Oczywiście taka wojna wymagała
gruntownych przygotowań, a niemieccy książęta byli niechętnie nastawieni wobec
cesarskich planów. Tym bardziej, że mocno na nich napierali Duńczycy i
Słowianie.

Jednakże już rok później, wczesną wiosną roku 983, na
sejmie Rzeszy w Weronie — gdzie niemieccy i włoscy magnaci wybrali
trzyletniego syna Ottona II na jego następcę — omawiano również nowe
zaciągi i zdecydowano o kolejnym ataku.

W pełni lata 983 roku cesarz podszedł pod Bari, nie
odniósł jednak godnych uwagi sukcesów. We wrześniu był już z powrotem w Rzymie,
najwyraźniej chory na malarię. I tam nagle zmarł 7 grudnia w ramionach swej
żony — w wieku ledwie 28 lat — po odbyciu spowiedzi i otrzymaniu
ostatniego namaszczenia. Przyczyna jego śmierci nigdy nie została wyjaśniona do
końca. Najwyraźniej uległ gorączce, zapewne malarii. Jedno ze źródeł mówi o
ciągłym krwawieniu z odbytu wskutek przedawkowania medykamentu, być może silnej
kuracji przeciw chorobie.

Jako jedyny cesarz niemiecki Otton II został pochowany
w kruchcie u Św. Piotra, lecz po siedmiu wiekach jego grób zniszczono podczas
budowy nowej bazyliki. Wprawdzie jego szczątki otrzymały nowy sarkofag, lecz
antyczną urnę oddano "profanując ją, kucharzom na Kwirynale do wspólnego
użytku jako pojemnik na wodę" (Gregorovius)[537].







ROZDZIAŁ 12.
Cesarz Otton III (983-1002)



"Praca
misyjna była zbyt uwikłana w cele polityczne, by wzbudzić u Wenedów wielki
oddźwięk. Stąd gdy w 983 roku Lutycy wzniecili wielkie powstanie, całe dzieło
kościelne po drugiej stronie Łaby z diecezjami w Hobolinie, Brennej i
Starigardzie legło w gruzach".





Handbuch der Kirchengeschichte[538]





"Przez
całe lata królewicz jako chłopiec, częściowo noszony jeszcze w dziecięcej
lektyce, wyrusza w pole".





Johannes Fried[539]





"Nieustannie
król nawiedza Słowian gwałtownymi wyprawami".





Thietmar z Merseburga[540]





"Cesarski
obowiązek ochrony wobec Kościoła rzymskiego był dla Ottona III bez wątpienia
nadzwyczaj realnym zadaniem i użył całej siły Imperium z dotychczas nieznaną
konsekwencją do obrony libertas rzymskiego Kościoła przeciwko zakusom świeckich
możnowładców w Rzymie".





Knut Gorich[541]





Już za jego czasów przydano mu chwalebne imię
"Mirabilia mundi", cud świata, bywał jeszcze w XX wieku opromieniony
jako "młodzieniec w gwiaździstym płaszczu" (G. Baumer). W
historiografii wizerunek jego osobowości i czynów jest niejednoznaczny.
Jednakże czy Otton III był zwiedzionym słabeuszem, czy przedwcześnie dojrzałym
geniuszem, fantastycznym marzycielem, czy raczej był zorientowany bardziej
"pragmatycznie", czy wyznawał "koncepcję silnych rządów",
czy nie, czy był "niemiecki", czy też nie, czy gardził saską
brutalnością, a podziwiał ducha bizantyjskiego, czy skłaniał się do oderwanego
od świata ascetyzmu eremity, czy raczej do zmysłowej duchowości jak zawsze
"wzniosłej" wiary, to wszystko mało nas interesuje. Decydujące
natomiast jest — i bynajmniej nie tylko w naszych ramach — że
również cesarz Otton III, przy wszystkich cechach odróżniających go w detalach
od poprzedników, był strażnikiem tradycji, "miłego Bogu porządku",
protektorem biskupów dzięki obfitości przywilejów i donacji, kolejnym cesarzem
pomnażającym władzę Kościoła Rzeszy, propagatorem imperium christianum,
chrześcijańskiej Europy, władcą, który występował w oczywisty sposób jako
"defensor ecclesiae", jako rzecznik państwa bożego na ziemi, przy
czym w niezaprzeczalny sposób kontynuował pewne tradycje zarówno karolińskie,
jak i ottońskie, a jego polityka w Italii, a przede wszystkim polityka
wschodnia ostatecznie działała bardziej na rzecz Kościoła chrześcijańskiego,
niż niemieckiej Rzeszy.

To, że dawna idea "renovatio imperii
Romanorum", ponownego ustanowienia rzymskiego mocarstwa — w
przypadku bogobojnego Ottona III nawiązująca nie tylko do starożytnego Rzymu,
lecz z wyraźnym mocnym chrześcijańskim akcentem, była nastawiona na —
rzec by można — zbawczy horyzont (błękitną — lub czarną
—ułudę), nie powinno budzić właściwie poważniejszych wątpliwości, czy on
sam zamierzał zostać władcą świata, czy świętym, czy obydwoma naraz. Jako rzecz
decydująca pozostało utrzymanie władzy, jej umocnienie i poszerzenie, gdzie
tylko to było możliwe, wszystko jedno jak była zorientowana jej
"koncepcja" — jeśli w ogóle taka była.

Konflikt wokół tronu za sprawą Henryka Kłótnika i
biskupów

Wiadomość o śmierci Ottona II 7 grudnia 983 roku w
Rzymie dotarła do Akwizgranu krótko po koronacji Ottona III w Wielkanoc
(posłańcy przemierzali wówczas przeciętnie 70 kilometrów
dziennie) i "położyła kres radosnemu świętu" (Thietmar). Władza
przechodziła formalnie na w owym czasie ledwie trzyletniego potomka, ostatnie z
czworga dzieci Ottona II i Teofano. Gdy według średniowiecznego prawa stał się
pełnoletni, miał lat czternaście, gdy umierał w 1002 roku nie ukończył jeszcze
dwudziestu dwu.

Natychmiast po śmierci ojca nastał spór o regencję.
Przy czym książę Henryk II Bawarski "Kłótnik", stryjeczny brat Ottona
"Wielkiego" i najbliższy męski krewny, dążył nie tyle do władzy, co
wręcz do korony. A ponieważ ówczesne traktaty były ważne jedynie inter vivos[542]
i ich działanie ustawało po śmierci jednego z partnerów, biskup Folkmar z
Utrechtu wypuścił zaraz na początku 984 roku księcia z więzienia i pośpieszył z
nim do Kolonii. Tam arcybiskup Warin, którego "niezawodnej wierności"
cesarski ojciec powierzył swe dziecko wraz z insygniami królewskiej władzy,
wydał je obu najwyraźniej bez jakiegokolwiek sprzeciwu. Następnie Kłótnik
przeciągnął na swoją stronę obietnicami i przekupstwem — a to
prawdopodobnie dopiero umożliwiło w ogóle jego sukces — wszystkich
niemieckich arcybiskupów — z wyjątkiem Willigisa z Moguncji, który jako
jedyny metropolita Rzeszy nigdy go nie popierał — oraz prawie wszystkich
biskupów bawarskich i saskich, a także wielu następnych.

Właśnie w Saksonii wykorzystywał święta katolickie do
zademonstrowania swej władzy. Najpierw w Magdeburgu, gdzie jego stronnikiem był
arcybiskup Gizyler, obchodził Niedzielę Palmową, a potem 23 marca 984 podczas
Wielkanocy został w Quedlinburgu "publice" wybrany na króla; został,
jak relacjonuje Thietmar, sam zapewne przy tym obecny, "publicznie
powitany jako król i wyróżniony kościelnymi hymnami". Natomiast związało
się z Henrykiem niewielu panów świeckich, a w tym żaden książę. Raczej chyba
pośpieszyło wielu, "którzy z bojaźni Bożej nie chcieli złamać przysięgi
wierności", z Quedlinburga do Asselburga (koło Hohenassel na południe od
Burgdorf, w okręgu hanowerskim) i połączyli się tam — w formie
coniuratio, sprzysiężenia (zakazanego już w kapitularzach karolińskich) —
otwarcie przeciwko Henrykowi.

Władca Obodrytów Mściwój, który jeszcze w poprzednim
roku podczas wielkiego powstania Słowian spalił Hamburg, mając u boku swego
katolickiego kapłana Avico, wystąpił podczas tego konfliktu o tron po stronie
Henryka. Również książęta Słowian, Mieszko i Bolesław II, wspierający Henryka
już w latach siedemdziesiątych (s. 338 i nast.), zapewnili mu pod przysięgą
pomoc. A katolicki książę Bolesław wykorzystał bunt do swoich celów. W drodze
powrotnej zdobył podstępem Miśnię, kazał "zabić z zasadzki"
burgrabiego Rikdaga, osadził w twierdzy załogę, uczyniwszy wkrótce z niej swą
siedzibę i przegnał miejscowego biskupa Folkolda (969 - 992) na przypuszczalnie
dwa lata.

Bunt jednak nie powiódł się z powodu interwencji
metropolitów Willigisa z Moguncji i Adalbero z Reims. A w tym momencie gros
arcypasterzy przyłączyło się do zwycięskiego Ottona III, a w zasadzie do
regentów małoletniego króla. Nawet jeden z najbardziej zagorzałych zwolenników
Henryka, Gizyler z Magdeburga, zawdzięczający przecież arcybiskupstwo ojcu
Ottona, przeszedł do przeciwnego obozu. Prowadzono pertraktacje, potyczki i
zbójeckie napady, przy czym z grodu Ala (zapewne w pobliżu kopalń srebra koło
Goslaru) została uprowadzona — przypuszczalnie przez Henryka Kłótnika
— Adelajda, najstarsza córka Ottona II, późniejsza opatka w Quedlinburgu
(potem jeszcze w Gernrode, Vreden i Gandersheim), a z nią "wiele tam
przechowywanego złota" (Thietmar). W końcu jednak Henryk musiał ulec na
sejmie Rzeszy w miejscowości Rohr w Turyngii 29 czerwca 984 roku, oddać Ottona
Teofano i Adelajdzie, a tym samym zrezygnować z korony[543].


W rękach pobożnych niewiast i kleru

Ponieważ Adelajda, żona Ottona I i rywalka Teofano,
jeszcze w 985 roku przeniosła się do Włoch, regencję sprawowała w imieniu
małoletniego syna przez siedem lat w sposób dotąd niespotykany jego młoda,
urodzona około 955 roku matka, Teofano, mając za głównych doradców dwóch
hierarchów kościelnych: arcybiskupa Willigisa i kanclerza biskupa Hildibalda z
Wormacji, fałszerza (na swą korzyść) 18 dokumentów królewskich (s. 337).

Pochodzenie Teofano nie jest do końca jasne.
Przypuszczalnie była córką bizantyjskiego cesarza Romana II. Na pewno była
jednak utalentowana politycznie, ambitna, nawet wykształcona, a także pobożna.
Odpowiednio do tego poświęciła się też po śmierci Ottona II w 983 roku
wychowaniu syna. Dwie z jej córek zostały zakonnicami, Zofia opatką w
Gandersheim (s. 368 i nast.), Adelajda opatką w Quedlinburgu, a wnuczka Teofano
opatką w Essen. (Później Otton III ustanowił na czas swej obecności w Italii
[od 997 roku] opatkę Matyldę z Quedlinburga, ciotkę, swą namiestniczką w
Saksonii).

Wdowa po Ottonie II nie tylko podpisywała dokumenty
jako "Theophanu z Bożej łaski cesarzowa", a nawet w zmaskulinizowanej
formie "theophanius imperator augustus", "Pan Cesarz
Theophanius" (jeśli nie mamy tu do czynienia z błędem kopisty), lecz
rządziła od początku Rzeszą dosyć surową ręką. Otaczała

się wysokim klerem, w jego rękach pozostawał również
następca tronu. W 987 roku wyznaczyła na nauczyciela swego siedmioletniego syna
Jana Philagatosa, swego faworyta, Greka z Kalabrii, który dzięki Ottonowi II w
980 roku został kanclerzem Italii, a dzięki wdowie po nim w 988 roku
arcybiskupem Piacenzy. Był to bardzo pewny siebie dostojnik Kościoła, który
zaznał później okrutnego losu antypapieża (s. 358 i nast.). W 989 roku
obowiązek wychowywania syna Teofano przeniosła na saskiego kapelana Bernwarda,
późniejszego biskupa Hildesheim — świętego, posługującego się w równym
stopniu krzyżem, co mieczem — który zdobył ponadto znaczne wpływy na dworze.


Po niespodziewanej śmierci młodej cesarzowej 15 czerwca
991 roku w Nijmegen rządziła do uzyskania pełnoletniości przez Ottona w 994
roku jego babka, Adelajda, licząca wówczas ponad sześćdziesiąt lat.
Spokrewniona z połową Europy matka Ottona II, siostra króla Burgundii Konrada i
teściowa króla francuskiego Lotara, "matka królestw", jak nazywał ją
Gerbert z Aurillac, również była bardzo pobożna i skończyła jako święta (dzień
16 grudnia). Nawet Leksykon teologii i Kościoła podaje (w pierwszym wydaniu z
1930 roku): "Pod wpływem Adalberta z Magdeburga Adelajda działała u boku
Ottona na rzecz silnej pozycji Kościoła". (Trzecie wydanie z 1993 roku
mówi już jedynie o jej "politycznym wpływie"). Wspierana przez opatkę
Quedlinburga Matyldę wykazała w istocie dużo więcej umiejętności w
faworyzowaniu kleru, niż w prowadzeniu spraw Rzeszy. Założyła liczne klasztory
i ze wzrostem pobożności coraz bardziej trwoniła dobra Korony na kościoły,
którym już na początku swej nowej władzy nadawała donację jedną po drugiej.

Samo tylko opactwo w Selz (Dolna Alzacja), jej ulubiona
fundacja, gdzie najczęściej mieszkała w ostatnich latach życia, nim w 999 roku
"z radością weszła do wiecznej ojczyzny", otrzymało w ciągu trzech
lat jej zarządzania Rzeszą dziesięć dworów, siedem łanów, trzy lasy, dochody z
wielu kościołów i kaplic oraz immunitet, prawo do wyboru samorządu, do targu,
bicia monety oraz królewskiej i papieskiej ochrony. Więc Pan Bóg nie zaniedbał
dokonania "przy jej grobie licznych cudów" (Thietmar). Mniej więcej
połowa wszystkich zachowanych dokumentów donacyjnych Adelajdy wymienia
klasztory jako adresatów. Także ona sama nie rezydowała w Pawii, starym
longobardzkim mieście królewskim, lecz w żeńskim klasztorze św. św. Zbawiciela
i Julii, być może dlatego, że jego dochody i rozległe posiadłości stanowiły
lepszą podstawę do budowania swej pozycji. Pani Rzeszy pozostawała pod wpływem
reform kluniackich, sama była jedną z ich protektorek i przyjaźniła się z
opatami Majolusem i Odilonem z Cluny (jej biografem).

Nie należy zapominać wśród cesarskich dam Ottona I o
już wspomnianej córce Matyldzie, którą ojciec kazał ustanowić opatką już w
wieku 11 lat. Odgrywała bardzo polityczną rolę szczególnie za czasów swego
brata Ottona II, któremu towarzyszyła w wyprawach do Italii, i pod rządami Ottona
III, zastępując go w Saksonii.

Niezwykły wpływ na owe wszelkie dominae imperiales,
zwłaszcza na Teofano i św. Adelajdę, mieli ich duchowni doradcy, przede
wszystkim arcybiskup i arcykanclerz Rzeszy Willigis z Moguncji, przez całe lata
nie odstępujący boku młodego króla, oraz kanclerz biskup Hildibald z Wormacji.
Jak niewiele na przykład Willigis — wyposażony przez papieża w szerokie
prerogatywy wobec wszystkich arcybiskupów Germanii i Galii — przejmował
się cesarzową Teofano, gdy mu to było na rękę, ukazuje tzw. spór o Gandersheim
(s. 368 i nast.). Były to rządy bardziej kleru niż niewiast; zwłaszcza w
pierwszej połowie 993 roku Willigis i Hildibald zdawali się "zarządzać
Rzeszą samodzielnie" (Bhmer). Ale i nadto "znaczenie obu kościelnych
regentów [...] urosło jeszcze bardziej" (Bhmer). Natomiast ogólne
"poważanie dla króla podczas regencji niepełnoletniego coraz bardziej
malało" (Glocker). Wiemy bowiem wystarczająco wiele o innych dostojnikach
kościelnych, o Hattonie I z Moguncji (s. 232 i nast.) lub w XI wieku o
metropolitach Adalbercie z Hamburga-Bremy i jego rywalu Annonie II z Kolonii,
"jak samowładnie i z jaką pychą zachowywali się biskupi, gdy powierzano im
coś takiego, jak regencja Rzeszy" (Althoff), przy czym czasami zagarniali
kierowanie sprawami Rzeszy faktycznie. Również arcybiskup Gizyler z Magdeburga
utrzymywał w latach 991-994 wyraźnie ścisłe kontakty z dworem.

Nawet w wypadku mniej lub bardziej samodzielnie
rządzących władców ich dalsze i bliższe otoczenie odgrywało w wielu dziedzinach
kluczową rolę, min. już to dlatego, że bez jego pośrednictwa nikt nie miał
dostępu do cesarza; jego zaufani mogli zarówno dopuścić, jak i odmówić
posłuchania.

Gdy Otton uzyskał pełnoletniość w 994 roku, wpływ
zarówno Adelajdy, jak i obu książąt Kościoła, Willigisa i Hildibalda —
jak można wywnioskować na podstawie ich mniejszej ilości interwencji —
znacznie osłabł. W zamian za to młody monarcha wyraźnie preferował innych
duchownych. I tak od razu ustanowił Heriberta, od wczesnych lat dziecięcych
zaprzyjaźnionego z nim kapelana, arcybiskupa Kolonii (999 -1021), kanclerzem
Italii. Cztery lata później Heribert przejął — znak wysokiego poważania w
oczach Ottona — również kancelarię niemiecką, a więc rządził zarazem
całym Imperium. W roku 996 Otton nominował swego kapelana i kuzyna Brunona na
papieża, który zasiadł następnie na papieskim tronie jako Grzegorz V.

Wielkim poważaniem młodego władcy cieszył się również
biskup Leon z Vercelli (998 1026), następca Piotra, zamordowanego przez
margrabiego Arduina z Ivrei. Leon, Włoch, należał od 996 roku do nadwornej
kaplicy i obok Gerberta był może najważniejszym doradcą politycznym Ottona III,
przy czym jako biskup w żadnym wypadku nie zapominał o swoich korzyściach i
swojej władzy, na przykład skonfiskował dobra hrabiego Arduina i jego
stronników.

Duże znaczenie na dworze miał następnie biskup Leodium
Notker, obdarowany przez Ottona kilkoma hrabstwami i w królewskiej służbie
kilkakrotnie powoływany na wyprawy do Włoch (989-990, 996, 998-1002). Często
brał udział w sprawach państwowych i innych przedsięwzięciach regenta dobrze
urodzony Henryk I z Wurzburga — także jako przyjmujący królewskie dary i
podejmujący interwencje — zawdzięczający swe biskupstwo bratu i
kanclerzowi Heribertowi (który je odrzucił), a który w zamian za to został w
999 roku biskupem Kolonii (dalsi krewni, przypuszczalnie bratankowie, to
biskupi Heribert i Gezemann z Eichstatt).

Między dwoma świętymi i przyszłym papieżem

Jak Henryk, tak i już wcześniej wymieniany, pochodzący
z saskiej wyższej szlachty św. Bernward, jest typowym reprezentantem
ottońskiego episkopatu Rzeszy; od 987 roku w kaplicy nadwornej, od 989
wychowawca Ottona, od 993 biskup Hildesheim. (Także i w jego rodzinie namnożyło
się wysokich duchownych stanowisk: wuj Folkmar jest biskupem Utrechtu, dalszy
krewny, Erchanbald, arcybiskupem Moguncji, siostra Judyta opatką rodzinnej
fundacji w Ringelheim, ciotka Rotgarda opatką klasztoru Rzeszy w
Hilwartshausen, a jeszcze dalsza krewna, Frideruna, opatką Steterburga).

Mimo różnych obowiązków wychowawczych i państwowych
Bernward znajduje jednak czas na podnoszenie tak zwanej dyscypliny kościelnej,
znajduje czas — jak by nie było siedem lat (1000-1007) — na
wojowanie i to zwycięskie z arcybiskupem Willigisem o klasztor Gandersheim (s.
368 i nast.), również na wznoszenie umocnień (murów z basztami wokół swej
siedziby biskupiej) oraz zamków (Mundburg i Warenholz). I przy tym wszystkim
nie działa dla Ottona jedynie piórem, lecz i mieczem: w roku 994/995 przeciwko
Słowianom połabskim, 1000/1001 pod Tivoli i przy tłumieniu rewolty rzymskiej, a
nawet — nauka nie poszła w las — wziął udział jeszcze w 1006/1007
roku w wyprawie zbrojnej Henryka II Świętego, a potem wskoczył jeszcze na
koniec życia w mnisi habit — benedyktyna — i też został świętym: 21
grudnia 1192 roku. Był bowiem "wszędzie błogosławiony",
"wszędzie jedynie bojownikiem dla świętego Kościoła" (Wetzer, Welte).


Bardzo wielkie wrażenie wywarł na Ottonie podczas
rzymskiego pobytu uczony Gerbert z Aurillac, jego przyjaciel i wychowawca,
któremu młody cesarz nie mógł odmówić żadnego życzenia. Z powodu swych
wybitnych umiejętności szczególnie na polu nauk przyrodniczych, matematyki i
muzyki, z powodu swej fenomenalnej wiedzy, jaką zawdzięczał kulturze arabskiej
i światu duchowemu, został przedstawiony już Ottonowi I. W 982 roku został
opatem północno włoskiego klasztoru Bobbio (w nagrodę za zwycięstwo w dyspucie
nad saskim scholarchą katedralnym Otrykiem, odniesione rok wcześniej w Rawennie
przed Ottonem II). W 991 roku Gerbert awansował na arcybiskupa Reims, gdzie nie
utrzymał się długo, a nawet musiał się obawiać o swoje życie. W 998 roku został
arcybiskupem Rawenny, a rok później za namową opata Odilona z Cluny papieżem
(Sylwestrem II).

Już przed koronacją cesarską Ottona Gerbert był
widywany w jego orszaku "i, jak już starzejącego się Ottona I umiał
zainteresować sobą, a później dzięki swym dialektycznym kunsztom zaskarbić
korzystne względy Ottona II, tak i teraz wiedział, jak pozyskać całkowicie dla
siebie młodego cesarza" (Bhmer). Dysputy wiedli ze sobą dzień i noc.

Zadziwiający wpływ zdobył w Rzymie na władcę również św.
Wojciech, syn księcia Sławnika z Libic, pochodzący z najznaczniejszego obok
Przemyślidów rodu Czech. Wojciech został w 983 roku biskupem Pragi, zwalczał
bezskutecznie pogańskie obyczaje Czechów i został znienawidzony z powodu swej
surowości. W 988 roku wyjechał do Rzymu, gdzie Teofano obsypywała go darami, by
modlił się za zbawienie duszy jej zmarłego męża. Wprawdzie w 992 roku odzyskał
swój praski stolec, jednak po konflikcie z księciem Bolesławem około 994/995
roku przybył do Akwizgranu do Ottona III, a stamtąd ponownie do Rzymu, gdzie
przebywał już Otton. A po jego powrocie na północ w 996 roku, Wojciech już
wkrótce znalazł się przy nim w Moguncji, jeśli nie przybył razem z cesarzem
przez Alpy, gdzie miał nawet prawo dzielić z nim sypialnię "jak bardzo
ulubiony pokojowy" (dulcissimus cubicularius).

I w ogóle — tak pisze najstarszy biograf
Wojciecha — biskup nieustannie nauczał młodego władcę, zajmował go
"dzień i noc świętymi rozmowami" i kusił "słodkimi słowami do
miłości dla niebieskiej ojczyzny". Niezależnie od tego, w jakim stopniu
takie hagiografie odpowiadają rzeczywistości, to obcowanie obu było niezwykle
zażyłe, a wkrótce władca kazał w Akwizgranie i Rzymie wystawić kościoły
poświęcone późniejszemu misjonarzowi i męczennikowi oraz kanonizować go już w
999 roku[544].

"Nasz jesteś [...]"

Otton III współpracował ściśle i stale z papieskim
Rzymem i prałatami. Być może jeszcze intensywniej niż jego bezpośredni
poprzednicy. Był członkiem licznych kapituł. Za jego panowania znanych jest co
najmniej 35 kapelanów dworskich, a przez nich Kościół ciągle i o każdej porze
mógł się kontaktować z dworem.

Wielokrotnie monarcha przewodniczył wspólnie z papieżem
synodom. I wielokrotnie występował razem z nim o restytucję posiadłości
kościelnych. Umacniał władzę biskupów dzięki nadawanym immunitetom, przyznawał
im duże przychody, nadawał w tym czasie coraz bardziej dochodowe prawa do
targów, bicia monety i poboru ceł, nadał niektórym w samym centrum Niemiec całe
hrabstwa, co po raz pierwszy i sporadycznie działo się za panowania jego ojca.
I tak przekazał biskupstwu w Leodium hrabstwo Huy, biskupstwu w Wurzburgu
hrabstwo obejmujące frankońskie okręgi Waldsazin i Rangau, biskupstwu w Paderbornie
hrabstwo rozciągające się na pięć okręgów. Pod rządami jego następcy Henryka II
Wrzburg i Paderborn uzyskały kolejne hrabstwa. Co oczywiste usuwano z nich
urzędników królewskich. "Biskup piastował całą świecką władzę, we
właściwym sensie tego słowa stawał się księciem", a nawet nie miał
"być poddany żadnej władzy politycznej poza królem" (Hauck). Już za
czasów Ottona III panował wszak "oficjalny pogląd, że duchowni
przewyższają rangą książąt świeckich, nawet należących do rodziny cesarskiej"
(Bhmer).

Otton III, który uprawiał "politykę imperialną o
misjonarskiej tendencji" (Fleckenstein), jak oczywiście wielu jego
poprzedników, był osobiście oddany religii jeszcze bardziej niż inni
chrześcijańscy królowie i cesarze i obmyślał wszystkie swe czyny "ku pożytkowi
Kościoła" (Schramm). Otton III miał piętnaście lat, gdy został cesarzem, a
dwadzieścia jeden, gdy zmarł! Jak wielki wpływ musiało mieć wysokie
duchowieństwo na ten chłonny, rozmarzony i żywy umysł —i pietyzm owego
czasu, asceza, mistyka, kluniacki fanatyzm. "Nasza, nasza jest rzymska
Rzesza!" raduje się papież Gerbert-Sylwester w liście do młodego cesarza.
Noster, noster est Romanum imperium. "Nasz jesteś Cezarze, Imperatorze
Rzymian i Auguście..." Nasz!

Otton dodaje do swego tytułu apostolskie formuły
dewocyjne: "Sługa Jezusa Chrystusa", "Sługa apostołów",
"z woli Jezusa Chrystusa cesarz rzymski, najpobożniejszy i najwierniejszy
szerzyciel Kościoła świętego". Narzuca sobie wielokrotnie ciężkie
ćwiczenia pokutne, pości czasami pięć dni w tygodniu, modli się podobno
niekiedy całe noce. Każe się ćwiczyć rózgami w Gnieźnie u grobu św. Wojciecha.
Zimą i wczesną wiosną 999 roku udaje się pieszo w dalszą pielgrzymkę z Rzymu do
Benewentu, do świątyni Michała Archanioła na Monte Gargano. Jeszcze latem idzie
do Subiaco w Górach Sabińskich, by zatopić się we wspominaniu św. Benedykta. Z
jednym z zaufanych, biskupem Frankiem z Wormacji, zamyka się na czternaście dni
w grocie (spelunca) obok kościoła S. Clemente w Rzymie, by pokutować. Płacze
wielokrotnie z pobożnymi eremitami i wiezie "relikwie" Karola
Wielkiego ze sobą, m.in. ząb, który zabrał spośród szczątków. "Nasz
jesteś..."[545].


Pasowaniem na rycerza we wrześniu 994 roku (jak się
przypuszcza na zjeździe w Sohlingen, którego dokładnej daty nie sposób ustalić)
zakończyła się regencja cesarzowej wdowy Adelajdy. Wycofała się wówczas do
alzackiego klasztoru Selz (s. 352), a Otton III objął rządy faktycznie. Już
latem 995 roku poprowadził niszczącą wyprawę zbrojną na Obodrytów we wschodnim
Holsztynie i Meklemburgii — wspierany tym razem przez oddziały polskie i
czeskie — rozszerzając następnie nadzwyczajnie biskupstwo w Miśni i
zwielokrotniając dochody z dziesięcin — jeśli królewski dokument, jak
często się ocenia i twierdzi, nie został sfałszowany.

Potem młody władca zwrócił się energicznie na południe.
Wśród śpiewu psalmów wyruszył w 995 roku z Ratyzbony. Jeszcze zimą, rzecz
niezwykła, przekroczył przełęcz Brenner, każąc nieść przed wojskiem Świętą
Włócznię, symbol aspiracji do Italii i cesarstwa. W Pawii złożyli mu hołd możni
włoscy i zaprzysięgli wierność. 20 maja Otton zjawił się w Rzymie[546].


Sceny wokół papieskiego tronu

Na papieskim tronie tymczasem, jak zwykle w owym
czasie, wiele się działo.
W zamęcie po śmierci Ottona II powrócił wiosną 984 roku do Świętego Miasta
Bonifacy VII, dobrze zaopatrzony w broń i złoto z Konstantynopola. Kazał
rządzącego papieża, dawniejszego kanclerza Ottona II, biskupa Piotra z Pawii
potem zwanego Janem XIV (983 -984), zamknąć w twierdzy Zamku Anioła, a później
zagłodził lub, według innych relacji, otruł (inskrypcja nagrobna w Św. Piotrze
pomija dyskretnie okoliczności śmierci). I panował jako Bonifacy VII ledwie
jeden rok, nim zlikwidowano jego samego; zerwano z niego szaty pontyfikalne,
podeptano zwłoki, podziurawiono i za nogi wywleczono z pałacu i powleczono
uliczkami miasta.

Po Bonifacym VII, przez lud zwanym później
"Malefatius", a przez Gerberta z Aurillac "monstrum
horrendum", przez Rzym jednak dopiero w 1904 roku zaliczonym w poczet
antypapieży, nastał pod koniec lipca obywatel rzymski Jan XV (985-996).

Zawdzięczał to, obok Ducha Świętego, najwyraźniej
potężnym Krescencjuszom, rodowi nieznanego pochodzenia (używana przez
historyków nazwa wywodzi się od najczęściej występującego w nim imienia).
Krescencjusze posiadali w drugiej połowie X wieku w Rzymie i okolicy wielkie
wpływy, na pewien czas opanowując przy tym tron najwyższego kapłana w tym
mieście, ale i przez niego samego również byli wspierani. Popadali jednak coraz
bardziej w konflikt interesów zarówno z Ottonami, jak i rosnącym w siłę
papiestwem.

Wyniesienie na tron Jana XV, przeprowadzone zapewne
przez patrycjusza Jana Krescencjusza, nastąpiło bez konsultacji z dworem
niemieckim. Papież, syn rzymskiego kapłana Leona, nie był przyjacielem kleru,
raczej faworyzował szlachtę, a przede wszystkim swych krewnych, których
wzbogacał, podczas gdy sam z powodu swej chciwości, przekupności i nepotyzmu
był znienawidzony i to głównie właśnie przez duchownych. Gdy w 988 roku zmarł
Jan Krescencjusz, do władzy nad Państwem Kościelnym doszedł jego brat,
Krescencjusz II Nomentatus; na jego żądanie warunkiem udzielenia audiencji u
Ojca Świętego stały się "bogate dary-łapówki". W Rzymie wszystko jest
do kupienia, oświadczył pewien biskup w 991 roku na synodzie w Reims, a miarą wyroków
była waga złota. Jednakowoż zachłanny pontifex uznał na synodzie laterańskim z
31 stycznia 993 roku Ulryka z Augsburga za świętego. Była to pierwsza formalna
kanonizacja papieska, a jak by nie było kanonizował biskupa biorącego czynny
udział w wyprawach zbrojnych dwóch władców, Henryka I i Ottona I, i który
jeszcze w wieku prawie sześćdziesięciu lat walczył z mieczem w ręku i pewnie
też zabijał[547].

W marcu 995 roku papież uciekł pod naciskiem
Krescencjusza i przed nienawiścią kleru do Sutri, skąd starym rzymskim
zwyczajem poprosił o pomoc zza Alp. Jednak nim Otton je przekroczył, Jan XV
wrócił do Rzymu — nawet z wszelkimi honorami — lecz wkrótce uległ
atakowi gorączki.

Podczas przemarszu króla zamieszki wybuchły już w
Weronie, przy czym zginęła pewna liczba żołnierzy. W Pawii dotarła do króla
wiadomość o śmierci Jana XV. Desygnował więc na papieża, jakby chodziło o
obsadzenie jednego z biskupstw Rzeszy, młodego Brunona, swego kapelana i
kuzyna, syna księcia Ottona z Karyntii, a wnuka Konrada Czerwonego (s. 280) i
Liutgardy, córki Ottona I. Prawnuk cesarza wstąpił więc na tron papieski jako
pierwszy Niemiec na początku maja 996 roku pod imieniem Grzegorza V (996-999),
a 21 maja szesnastoletni Otton III został koronowany przez
dwudziestoczteroletniego papieża na cesarza — można by powiedzieć,
wszystko zostało w rodzinie.

W następnych dniach władca nawiedzał rzymskie kościoły
i wspólnie z Grzegorzem prowadził obrady trzydniowego synodu koronacyjnego w
bazylice Św. Piotra, dotyczącego głównie sporów kościelnych, sporu o Reims,
sporu biskupa Odelryka z Cremony, który nadmiernie łupił stan kupiecki swego
miasta, spór opata Engizo z Brugnato z biskupem Gotfrydem z Luni o klasztor,
podczas którego papież podarł prezentowane synodowi dokumenty. Mimo
okazjonalnych napięć między cesarzem a papieżem podkreślano od początku
zrozumienie, obaj" "zachowywali się w skupieniu" (Althoff). W
końcu Grzegorz zawdzięczał kuzynowi swój tron papieski i jest całkiem
oczywiste, że kazał mnichom z klasztoru Monte Amiata modlić się za stan (stabilitas)
Rzeszy.

Ledwie jednak Otton wyjechał z Rzymu, Krescencjusz
zbuntował się i zagarnął nieograniczoną władzę w mieście. Jeszcze jesienią 996
roku Grzegorz V musiał opuścić Rzym na czternaście miesięcy i mimo dwóch prób
zbrojnych nie udało mu się powrócić. Rezydował najczęściej w Górnej Italii,
wielokrotnie wzywał cesarza przez posłańców na pomoc i w lutym 997 roku na
synodzie w Pawii rzucił klątwę na Krescencjusza. Właśnie wtedy na tron papieski
jako Jana XVI wyniesiono Jana Philagatosa, arcybiskupa Piacenzy, ojca
chrzestnego zarówno Grzegorza, jak i cesarza, nie bez paru przekupstw —
wszakże nawet papież-reformator Grzegorz V podpierał swe decyzje pieniędzmi, co
sam Otton III uznał za prawnie udowodnione[548].


Wygnanie Grzegorza przez rzymian i obranie Jana
Philagatosa, dawniejszego przyjaciela Teofano, jako antypapieża, skłoniło
Ottona do drugiej podróży przez Alpy, podczas gdy w Niemczech rządziła za niego
ciotka Matylda, opatka z Quedlinburga.

Cesarz stanął w połowie lutego pod Rzymem. Jak zawsze w
jego wojsku była obecna pewna liczba prałatów. I tak biskup Notker z Leodium,
stary weteran, co najmniej cztery razy w służbie Ottonów we Włoszech, który
również w pobliżu Leodium w 987 roku zniszczył na zawsze trudny do zdobycia
gród Chevremont. W wyprawie wziął udział strasburski biskup Wilderod, również
cały szereg górnoitalskich arcypasterzy ze swymi orszakami zbrojnymi. Wśród
opatów nawet Odilo z Cluny, prawdziwy święty (dzień 2 stycznia), który nie
bacząc na wszelkie świętości przez wiele lat wadził się z biskupem Macon.

Antypapież Jan XVI, urzędujący już od dziesięciu
miesięcy, na próżno usiłował się schronić w jednej z ufortyfikowanych wież.
Został wyśledzony przez oddział hrabiego Bryzgowii Birichtilo (Bertolda),
stronnika Zahringerów i założyciela klasztoru Sulzburg, pochwycony i rzekomo za
zgodą Grzegorza V oraz Ottona III, swego niegdysiejszego ucznia, potraktowany
nader okrutnie — Bryzgowijczyk wkrótce potem (jeśli nie — co wielce
prawdopodobne — dlatego, to mimo to) uzyskał niezwykłe honory i dary. Tak
na przykład rok później dane mu było jako reprezentantowi cesarza przy pomocy
specjalnie sprowadzonej z Rzymu do Quedlinburga złotej laski opackiej
wprowadzić na urząd jego siostrę Adelajdę. A w tym samym czasie hrabia-kat
otrzymał przywilej targowy, celny i dotyczący bicia monety dla Villingen w
Schwarzwaldzie, by zrównać jego miasto targowe z targami w Konstancji i
Zurychu. Ergo: "Jego czyn nie spowodował popadnięcia w niełaskę, lecz
przysporzył mu cesarskiej życzliwości w najwyższej mierze [...]. Oba
«honory» świadczą wyraźnie o tym, że Birichtilo zasłużył sobie na
wdzięczność cesarza w szczególny sposób [...]" (Althoff).

A cóż takiego uczynił szlachetnie urodzony
Bryzgowijczyk? Poddał pojmanego antypapieża bez litości torturom, kazał
wykręcić ręce, wyrwać oczy, obciąć nos, wargi, język i uszy. Quedlinburskie
kroniki podkreślają wprawdzie, że sprawcy nie byli przyjaciółmi cesarza, lecz
"przyjaciółmi Chrystusa", jednakże jakkolwiek było, postawiono tak
pohańbionego przez żołdaków cesarskich Jana XVI przed sądem papieskim, który go
formalnie zdetronizował i potraktował za pomocą stosowanego zwyczajowo w
Kościele Chrystusowym rytuału dewestury[549].
Grzegorz, reformator, papież przecież wykształcony, którego inskrypcja nagrobna
sławi jego umiejętności, potrafiący wygłaszać kazania po łacinie, francusku i
niemiecku, kazał oślepionego, prawie głuchego i pozbawionego mowy Jana XVI
odziać ponownie w kościele w papieskie szaty i zrywać je potem kawałek po
kawałku.

Tymczasem przechodził rodak nieszczęsnej ofiary, św. Nilo,
88-letni starzec podziwiany w całych Włoszech. Cesarz i papież pełni czci
przywiedli go na Lateran, całowali mu ręce i prosili o zajęcie miejsca między
nimi. Jednakże ten wyraził tylko jedno życzenie, by biednego Philagatosa, który
przecież obu podniósł od chrztu, a teraz przez nich został tak okaleczony i
pozbawiony oczu, mógł zabrać do swego klasztoru, gdzie wspólnie będą opłakiwać
popełnione grzechy. Cesarz, któremu łzy napłynęły do oczu, był podobno gotów
się zgodzić, lecz papież chciał rozkoszować się swą zemstą. Kazał ukoronować
oślepionego Jana miast koroną wymieniem, wyrzucić z kościoła, posadzić tyłem do
przodu na ośle, wręczając ogon jako cugle — makabryczny to plagiat
— i tak przez Rzym powieźć do klasztornego więzienia, gdzie jeszcze miał
wegetować całe lata. Otton, jeśli informacja jest prawdziwa, miał prosić Nilona
o wybaczenie, ten jednakże odparł, że cesarz i papież uczynili to jemu samemu,
a nawet Panu Bogu, dopuszczając się zbrodni na nieszczęsnym Philagatosie, i Bóg
im tego nie odpuści, jak oni nie odpuścili Philagatosowi. I opuścił Rzym tego
samego dnia[550]
.

Buntownik Krescencjusz uciekł jednak do Zamku Anioła.
Uchodził on za niezdobyty, był oblegany przez dwa miesiące nieustannie, to
znaczy szturmowany dzień i noc, i wreszcie 28 kwietnia został wzięty szturmem
przez margrabiego Ekkeharda z Miśni. (Cesarz nagrodził go bogato ziemią jako
bohatersko wojującego ze Słowianami na wschodzie żołnierza. Lecz gdy w 1002
roku chciał przejąć sukcesję po bezdzietnym władcy, został zamordowany w
palatium Phlde przez klikę arystokratów pod przywództwem hrabiów Henryka i
Udona z Katlenburga, przypuszczalnie z zemsty z pobudek osobistych).

Krescencjuszowi zagwarantował życie Tammo, brat biskupa
Bernwarda z Hildesheim i przyjaciel Ottona, na rozkaz tego ostatniego. Wiele
źródeł włoskich mówi o takich zapewnieniach, złożonych pod przysięgą, inne
współczesne przynajmniej je w istocie potwierdzają. Jednakże Krescencjusza
oszukano i "czego nie da się umniejszyć i temu zaprzeczyć [...], stracono
jako zdrajcę stanu na nalegania wrogo doń nastawionego papieża" (Uhlirz).
Został on ścięty na najwyższym, widocznym przez wszystkich miejscu Zamku Anioła
wraz z dwunastoma pomniejszymi przywódcami, jego ciało strącono z blanków,
pociągnięto za krowami zabłoconymi ulicami Rzymu i z dwunastu pozostałymi
straconymi powieszono do góry nogami na krzyżu na Monte Mario ponad Watykanem.
Papież nie był zbyt wrażliwy i myśl o powieszonym przejmowała go radością.
Jednego z hrabiów Sabiny o imieniu Benedykt, pozostającego w sporze z Ojcem
Świętym o zrabowane dobra kościelne, zmusił do uległości groźbami, że pojmanego
syna hrabiego każe powiesić na jego oczach.

Papież Grzegorz V, znienawidzony powszechnie przez
rzymian, zmarł nagle — "po cnotliwym urzędowaniu" (biskup
Thietmar) — wiosną roku 999, jednak raczej nie z powodu trucizny, jak
przebąkiwano, lecz na malarię. Dzięki Vita Nili pokutuje pogłoska o jego
oślepieniu; miano temu papieżowi wyłupić oczy — jest to przypuszczalnie
literacka reakcja na jego okrucieństwo wobec antypapieża w poprzednim roku[551].


Niemieckie źródła mówią o rzymskim
"gnojowniku", jaki cesarz musiał oczyścić. Nazywają Krescencjusza
obelżywie "perversus", "membrum diaboli"[552].
I jeszcze Gerd Althoff, stawiający niektóre zarzuty cesarzowi i papieżowi,
próbuje usprawiedliwiać brutalność obu, tłumacząc ją "mniej indywidualnymi
pobudkami, jak chęć zemsty, rozczarowania i rozgoryczenie", niż
"regułami gry X wieku" i "regułami tego czasu". Pokonanym
miano okazywać łagodność, ale tylko za pierwszym razem, przy recydywie nie
oszczędzano nikogo.

Tylko że, na marginesie, są i przykłady przeciwne, i to
wcale liczne — a owe "reguły" były akurat "regułami"
chrześcijańskimi. Chrześcijanie je wykonywali, chrześcijanie je praktykowali.
To nie "czasy" były winne, to ludzie tych czasów. A dokładnie
wziąwszy nawet nie oni. Winne były obyczaje, prawo, ustawy, sposób myślenia i
wiara tych czasów. Wszystkie one były przecież od stuleci chrześcijańskie!
Winny były, musiały być chrześcijańskie — za wszelką cenę! także i
właśnie za cenę życia. Wciąż nas zatem interesuje, jakie przestępstwa
chrześcijanie popełnili w imieniu chrześcijaństwa, Kościoła, państwa lub na
własną rękę, w końcu również przeciwko przykazaniom własnej religii. Jedynie to
jest naszym tematem. Do głębi antyhumanistyczne, gardzące człowiekiem i
człowieka niszczące zachowanie chrześcijan o każdym czasie i wszędzie.

Na przykład również na wschodzie. Już jako dziecko
Otton III — jak pisze Wolfgang Menzel, jeden z niemieckich podżegaczy XIX
wieku — "zasłużył tam sobie na ostrogi"[553].


Arcybiskup Gizyler przekupuje, fałszuje i zgarnia
forsę

Wojny na wschodzie, wyprawy zbrojne zwłaszcza przeciwko
nadłabskiemu słowiańskiemu Związkowi Wieletów w celu zaprowadzenia niemieckiego
panowania i chrześcijaństwa były kontynuowane po powstaniu z roku 983 (s. 343)
i to z jeszcze większą siłą i jeszcze częściej. Właśnie podczas regencji
Teofano rozpoczęła się agresywna polityka, "której głównymi realizatorami
byli Gizyler z Magdeburga i Ekkehard z Miśni" (Kretschmann).

Arcybiskup Gizyler, wymieniany tu już parokrotnie,
pochodził ze szlachty wschodniosaskiej; "szlachetnej postawy i
szlachetnego pochodzenia", mówi o nim biskup Thietmar, gdzie indziej nie
pozostawiający na nim suchej nitki. Otton I sprowadził go na swój dwór i nadał
w 970 roku biskupstwo w Merseburgu. Wszakże nadzwyczaj ambitny, zaprawiony w
ciemnych interesach książę Kościoła przebywał w przyszłości dużo częściej w
pobliżu królów i cesarzy, niż we własnej diecezji. Wiedział, jak zdobyć
przychylność najmożniejszych, jak zdobyć wielkie i liczne dary, a na koniec jak
zostać arcybiskupem Magdeburga (981 -1004), co zaprzątało jego całą uwagę.
Stało się to oczywiście na mocy ustaleń kościelno-prawnych po likwidacji
biskupstwa w Merseburgu; był to powód, dla którego Thietmar z Merseburga tak go
nienawidził, zwłaszcza że Gizyler przy swych niepohamowanych żądaniach coraz
większego respektu, wyższych godności i większych wpływów nie cofał się przed
niczym.

Miał zatem dążąc do swego celu ograbić nawet Św. Wawrzyńca,
przekupywać ogromnymi łapówkami wszystkich książąt i rzymską kurię, a od
papieża otrzymać wielkie przywileje, wśród nich niezwykłe prawo wyświęcania
kardynałów prezbiterów, diakonów i subdiakonów, jakim dotychczas mogła się
szczycić tylko jedna diecezja (w Trewirze) — nawet jeśli jedynie na
podstawie falsyfikatu. A arcybiskup Magdeburga Gizyler (lub jakiś jego
wspólnik) właśnie dokonywał fałszerstw, sfałszował — gdy uznał się
zagrożony przez założenie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego — przywilej
papieski dla poprzedniego arcybiskupa magdeburskiego Adalberta, nadający mu
prymat w "Germanii", a ponadto przyznający prawo wyświęcenia siedmiu
kardynałów diakonów i 24 subdiakonów — przesadził mocno i od razu wydało
się to podejrzane, stąd całe fałszerstwo nie odniosło żadnego skutku.

Jednakże Gizyler wbrew dyspozycjom synodu papieskiego z
września 981 roku uzyskał inne godne uwagi korzyści, min. prawa biskupie nad
siedmioma burgwardami zamieszkanymi w większości przez pogańskich Słowian,
otrzymując północną część rozwiązanego biskupstwa w Merseburgu. Otrzymał dwa
własne klasztory, klasztor Phlde i merseburskie opactwo Św. Wawrzyńca, oba z
pokaźnymi posiadłościami. Otton II, który podarował biskupowi Gizylerowi w 974
roku ogromne lasy w okręgu Chutizi, jeden z największych kompleksów leśnych
Niemiec, oddał mu także gród Kohren (koło Altenburga) oraz nadany wcześniej
Merseburgowi królewski dwór Priessnitz (koło Borny). Do tego arcybiskup
zagarnął kolejne niegdyś merseburskie nieruchomości, łącznie "bez
wątpienia najwartościowszą część dawnych dóbr stanowiących uposażenie
Merseburga" (Claude).

Aby swoje postępowanie — czasami osłaniane przez
króla — przedstawić w lepszym świetle i zamazać pierwotne stosunki
prawne, Gizyler miał usunąć wszelkie akty prawne. Tak twierdzi przynajmniej
biskup Thietmar: "Dokumenty, zawierające dary królewskie i cesarskie,
spalił w ogniu lub kazał przez zmianę adresata przypisać swemu
kościołowi". Mediewiści zauważają w związku z tym, że większość dokumentów
merseburskich arcybiskup Gizyler zabrał ze sobą do Magdeburga, lecz nie oddał
ich przy restauracji biskupstwa w Merseburgu. "Fałszerstwo i zniszczenie
dalszych dokumentów jest wielce możliwe" (Claude).

Ponieważ Gizyler nie tylko był żądny kariery i dóbr,
lecz granica Rzeszy przebiegała ponadto o dzień drogi od jego rezydencji, to
zrozumiała staje się jego aktywność w nieomalże nie kończących się wojnach na
wschodzie. Z niesłychaną regularnością źródła donoszą, że rok w rok
"ogniem i mieczem" (incendiis et caedibus) był pustoszony cały kraj
Słowian (totam terram), przy czym mordercze najazdy rozpoczynano chętnie
przemyślnie w "zwyczajowym terminie" (Bhmer), w dzień
Wniebowstąpienia Marii Panny[554].


Nieustająca wojna czternastoletnia ze Słowianami
połabskimi

Najwyraźniej powodowana współczesnymi konstelacjami historycznymi
część mediewistów niemieckich umniejsza dyskretnie ów ustawiczny terror na
wschodzie. Tak na przykład Eduard Hlawitschka wspomina w swej Studienbuch
pokrótce przy okazji polityki Teofano, że Sasi "wielokrotnie najeżdżali
Słowian połabskich", za czasów regencji Adelajdy — również w połowie
zdania — "walki przeciwko Lucicom i Obodrytom w latach
991-995", a Otton III we własnej osobie prowadzi przeciwko buntownikom
"latem 997 roku jedynie dwie krótkie ekspedycje".

W rzeczywistości chodzi tu o prawie czternastoletnią
nieustanną wojnę, w której Rzesza — zapoczątkowując nową politykę
wschodnią — związała się z Mieszkową Polską, co dało tę korzyść, że
Luciców wzięto w kleszcze z dwu stron, od wschodu i zachodu, i można było ich
atakować wspólnie. (Nazwa "Lucicy" zastąpiła w trakcie X wieku
starsze określenie "Wieleci".) Przypuszczalnie zaaranżował ten sojusz
arcybiskup Gizyler, w 984 roku stojący wraz z księciem polańskim po stronie
Henryka Kłótnika.

Już w roku 985 armia saska przy udziale Mieszka najeżdża
na kraj Luciców, pustosząc go. Także dwie następne wyprawy zbrojne Niemców, w
roku 986 i 987, skierowane były przeciwko Lucicom i Bolesławowi czeskiemu,
ociągającemu się z wydaniem straconej na jego rzecz w 984 roku (a w następnym
zdobytej ponownie) Marchii Miśnieńskiej. Te ataki również wspierał Mieszko, a
wyprawie w 986 roku towarzyszył nawet sześcioletni król niemiecki, mający za
zadanie "dodanie animuszu" coraz bardziej zmęczonym i krnąbrnym
żołnierzom. Prawdopodobny, choć nie poświadczony bezpośrednio, jest udział
Gizylera w obu ekspedycjach wojskowych. Wszędzie naokoło okrutne spustoszenie,
zniszczono sześćdziesiąt cztery umocnione grody, jednakże co najwyżej wymuszono
płacenie trybutu i nie odzyskano utraconych obszarów.

W 990 roku następuje od razu dwukrotny atak na obszary
Słowian połabskich, postrzegane przez Thietmara z Merseburga jako opanowane
przez Szatana. W narastającym konflikcie między Czechami a Polakami niemieckie
oddziały pod wodzą arcybiskupa Gizylera i margrabiego Ekkeharda z Miśni
przybywają na pomoc Polakom. Jednakże Bolesław przechytrza Niemców,
odprawiających jeszcze mszę o świcie, rozbraja biskupa i hrabiego, każąc im
zaprzysiąc pokój.

W 991 roku podczas Wielkanocy w Quedlinburgu ustalono z
Mieszkiem dalszą wspólną wojnę. Sam Otton z wielkimi siłami saskimi zdobywa i
jeszcze w tym samym roku traci Brennę, o którą toczyło się wiele bojów ze
zmiennym szczęściem, naczelny gród Hawelan, Związku Wieletów, od 983 roku
zaliczanego do Luciców. Arcybiskup Gizyler jest i przy tym. Szczególnie
zasłużył się biskup Milo z Minden ze swymi zachodnimi Sasami, tutaj po raz
pierwszy wymienianymi w walkach z Lucicami.

W 992 roku ponownie zaatakowano dwukrotnie (w czerwcu i
sierpniu) kraj Luciców, przy czym pobożni Polacy pośpieszyli z pomocą we
wszystkich walkach. A do drugiego najazdu przystąpił nie tylko sam Otton III z
wielką armią, lecz po raz pierwszy również chrześcijański Bolesław czeski. W
ten sposób ta okupiona ofiarami wyprawa — w której kler walczy na czele,
a na polu bitwy zostaje chorąży Diethard, diakon kościoła w Verden —
przybiera bez mała "charakter wojny religijnej" (M. Uhlirz).

Jednakże wygląda na to, że nie zdołano wycisnąć nic
więcej niż trybuty, jeśli w ogóle, a we własnych szeregach dało znać o sobie
nawet zniechęcenie wywołane ciągłymi bezowocnymi wyprawami. Oczywiście regenci
usiłowali podnieść gotowość do walki za pomocą darów wobec szlachty i
klasztorów na obszarach przygranicznych, zwłaszcza że po ich stronie stały
teraz również Czechy. (Tak na przykład klasztor w Quedlinburgu otrzymał w 993
roku rozległe posiadłości nad Hawelą, miejscowości Poczdam i Geltow oraz bliżej
nie określoną wyspę).

Już w 993 roku relacje mówią o trzech nowych ofensywach
Sasów przeciwko Słowianom, po czym król nagrodził wielkimi darami za szczególne
zasługi biskupów Hildibalda z Wormacji i Gizylera z Magdeburga. W końcu biskupa
Magdeburga, jak przypuszczają historycy, nie zabrakło chyba przy żadnej z tych
wojen, utrzymywał bowiem we wczesnych latach dziewięćdziesiątych intensywne
stosunki z dworem Ottona III i był uważany za "głównego przedstawiciela
niemieckiej polityki wschodniej" (Claude).

W 995 roku nastąpiła pustosząca szeroko cały kraj
ekspedycja karna Ottona jako kara za wielkie powstanie wszystkich Luciców i
Obodrytów w poprzednim roku. Po stronie cesarza walczyli również i tym razem
chrześcijańscy Polacy i Czesi, a wśród nich najstarszy syn Sławnika, Sobibór,
brat św. Wojciecha, biskupa Pragi. A w wielkim stopniu odznaczyła się ponoć
drużyna biskupstwa w Miśni, doznająca potem szczególnej łaski Ottona.

W 997 roku dalej walczono, grabiono i obracano w
perzynę terytorium Hawelan, najczęściej pod cesarską komendą, przez parę
tygodni również — w pewnym zakresie — pod wodzą Gizylera, który
stracił sporo swych ludzi i zwalił potem winę na swego następcę, sam w każdym
razie natychmiast salwując się ucieczką, nie tracąc przy tym sympatii Ottona.

Cesarz powierzył w owym czasie do obrony arcybiskupowi
Arneburg (na lewym brzegu Łaby koło Stendal). Słowianie wywabili go z warowni
pod pozorem pertraktacji i wciągnęli w zasadzkę. Podczas gdy jego eskorta
leżała już bez życia na ziemi, arcypasterz rzucił się do ucieczki na łeb, na
szyję. "Już nastąpili wojujący z obu stron na siebie", relacjonuje
Thietmar; "siedzący w wozie arcybiskup zdołał wprawdzie uciec na luzaku,
ale z jego ludzi niewielu uszło śmierci. Zwycięscy Słowianie ograbili —
było to 2 lipca — bez przeszkód poległych i żałowali tylko, że wymknął im
się arcybiskup".

Jednakże nie koniec na tym. Nie czekając na swego
zmiennika, margrabiego Liuthara, wuja Thietmara, Gizyler opuścił gród —
albowiem czas jego służby się skończył — natknął się po drodze na
nadciągającego hrabiego, mającego teraz nad nim komendę — "polecił
mu go w potrzebie i odjechał". Tymczasem Słowianie wtargnęli do
niestrzeżonej warowni, podpalili ją, a nadjeżdżający Liuthar zastał ją w dymie
i płomieniach i "usiłował na próżno przy pomocy posłańca skłonić
arcybiskupa do powrotu". Hierarcha odmówił jakiejkolwiek pomocy i zawrócił
do domu. Hrabia nie zdołał ugasić stojącego w płomieniach kasztelu, musiał
"zostawić wrogowi otwartą bramę", a potem został oskarżony przed
cesarzem i musiał się oczyścić przysięgą z zarzucanej mu winy.

Podczas tych najazdów, w których Otton III "ciężko
spustoszył ogniem i grabieżami" kraj Słowian (incendio et magna
depredacione vastavit), towarzyszył mu były arcybiskup Reims, Gerbert z
Aurillac, późniejszy Sylwester II, pierwszy papież z Francji. Następnie
wojowali w owym czasie na wschodzie m.in. arcybiskup Willigis z Moguncji
— mimo swego wieku — oraz biskup Henryk z Wurzburga ze swymi
oddziałami, a szczególnie się odznaczył biskup Ramward z Minden (996-1002),
wyprzedzający wszystkich — nawet chorążych — z krzyżem w ręku i
podżegający mocno przeciwko wrogowi — "piękny przykład wojowniczych
biskupów Rzeszy, równie dobrze posługujących się mieczem, co krzyżem"
(Holtzmann). I tak wówczas padła "bardzo wielka liczba" słowiańskich
diabłów, a żałosnym resztkom odebrano ich łupy[555]
.

Ostatnio jednakże, nie chcąc w najmniejszym stopniu
umniejszać "ogromnych działań militarnych" na wschodzie, historycy
ostrzegają, by nie widzieć w tym zbytnio niezmiennych frontów, systematycznie
przemyślanych akcji państw prowadzących wojnę, strategii odzyskiwania, czy
wręcz bardziej centralnie kierowanych najazdów. "Siłą napędową zdają się
bardziej pęd do zemsty, żądza łupów czy trybutów, które popychały do działania
saskich margrabiów i biskupów, nierzadko również bez udziału króla i nie na
jego zlecenie" (Althoff). W jednym przypadku mogło być tak, w innym
inaczej; dla nas — i dla ofiar — różnice te nie są tak bardzo
istotne. Albowiem czy chrześcijańscy hrabiowie, czy biskupi grabili gdzieś i
zabijali z własnej woli, czy posłuszni centralnie danemu poleceniu — to
jedno i drugie należy bez wątpienia do kryminalnej historii chrześcijaństwa[556].


Jeszcze w 997 roku Otton III walczył przeciwko Lucicom.
Jednakże gdy wyruszył na południe, gdy dał pierwszeństwo polityce włoskiej
— i to najwyraźniej pod wpływem przede wszystkim Gerberta z Aurillac,
przyszłego papieża — zapragnął spokoju na wschodzie i zawarł pokój z
wrogiem. Walczono z nim czternaście lat, prawie co roku ruszano nań zbrojnie, w
niektórych latach nawet wielokrotnie. Nawet Czesi i coraz częściej
chrześcijańscy Polanie byli wzywani przeciwko poganom. A zaledwie parę lat
potem pewien święty, cesarz Henryk II, ramię w ramię z pogańskimi Lucicami
prowadził trzy nadzwyczaj krwawe wojny przeciw chrześcijańskim Polanom, tak
przecież przydatnym jego poprzednikowi na tronie, jak i pewnie on im.

(Zarazem właśnie wówczas, w czasach reform kluniackich,
szerzona była mocno idea jedności chrześcijaństwa, wedle której chrześcijanie
nie mogli walczyć ze sobą. Tak pisał w 994 roku uczony opat Abbo z
reformowanego klasztoru Fleury nad Loarą, zażarcie spierający się z biskupem
swej diecezji Arnulfem z Orleanu, głównym doradcą Hugona Kapeta:
"Prawdziwi rycerze nie zwalczają się wzajemnie w łonie swej matki,
Kościoła, lecz kierują wszelkie swe siły na poddanie przeciwników świętego
kościoła Bożego". Nie "prawowiernych", lecz pogan winni
chrześcijanie atakować, głosił reformator — i został zabity podczas
inspekcji podlegającego mu gaskońskiego prioratu La Reole przez swych krnąbrnych
mnichów).

"[...] zebrać legiony" —
skoncentrowana akcja w Gnieźnie na rzecz Rzymu

Fakt, że w Polsce najpóźniej w 968 roku założono
biskupstwo w Poznaniu, które schrystianizowało kraj w przeciągu ledwie jednego
dziesięciolecia, niezaprzeczalnie przyniósł jego władcy wielkie korzyści.
Mieszko I zdołał wkrótce zdobyć całe Pomorze.

Po śmierci żony, pochodzącej z rodu Przemyślidów
Dobrawy (977 r.) poślubił Odę z Haldensleben, córkę możnego hrabiego Teodoryka
z Marchii Północnej, a po jego śmierci (985 r.) zaczął w porozumieniu z
regentami Rzeszy występować w marchiach jako przedstawiciel interesów swej
małżonki. I tak jak wcześniej małżeństwo z Dobrawą przypieczętowało sojusz z
Czechami, tak teraz rozsypał się on pod koniec lat osiemdziesiątych z powodu
Śląska. Mieszko popadł w konflikt ze swym szwagrem Bolesławem II, bo wspierali
go pogańscy Lucicy, podczas gdy książę Polan dzięki pomocy niemieckiej zdołał
utrzymać Śląsk. A mimo to, że tymczasem związał się z rywalem Ottona II,
Henrykiem Kłótnikiem, złożył mu nawet w 984 roku hołd jako swemu "królowi
i panu", nie doznał żadnego uszczerbku. Ani chybi już w następnym roku
przeszedł na stronę Ottona III i wraz z Sasami wojował przeciw pogańskim
Słowianom.

Prowadząc świadomą politykę u boku Rzeszy niemieckiej,
Mieszko stał się agresywnym krzewicielem chrześcijaństwa na północnym froncie
pogańskim. Misje i wojna zostały połączone ze sobą również w Polsce.
Symboliczne dla ścisłego związku stało się bezpośrednie połączenie poznańskiej
katedry już około roku 1000 z tamtejszym grodem — największym i
najsilniejszym w Polsce, opasanym wałem o wysokości 10 i szerokości 20 metrów.

Podczas ataków przeciwko Lucicom na obszarach marchii
między Łabą a Odrą księciu Polan ideologicznie i militarnie udzielali ochoczo
pomocy chrześcijańscy Czesi, którzy także wysłali do Polski pierwszych
misjonarzy. Wszakże nie udało się Czechom na stałe utrzymać Mieszka z dala od
własnych obszarów wpływów na południu i zachodzie. Najechał je niespodzianie
pod koniec lat osiemdziesiątych X wieku, gdy Czechy wielokrotnie popadały w
konflikt z Rzeszą i Kościołem. Nie tylko opanował ujście Odry, ale i odebrał
chrześcijańskim Czechom Śląsk. A gdy ci usiłowali w 990 roku przy pomocy
pogańskich Luciców go odzyskać, pośpieszyła mu na pomoc sprzymierzona saska
armia pod wodzą arcybiskupa Gizylera i margrabiego Ekkeharda z Miśni; Mieszko
natomiast, ze względów bezpieczeństwa — nie rezygnując ze związków z
Rzeszą — ofiarował swe państwo św. Piotrowi, wspierając zresztą
oczywiście nadal niemiecką ofensywę przeciwko Lucicom[557].


Słynny akt darowizny, w którym ów Dagome iudex, książę
Dagome i jego małżonka, senatrix Ote (Oda), wraz z dwoma synami poddają swój
kraj Gniezno (Schinesghe) papieżowi Janowi XV, przekazuje dokument zwany od
pierwszych słów właśnie Dagome iudex, zawierający również najstarszy opis
granic Polski. Istniejący w sześciu rękopisach regest[558],
któremu towarzyszy ogromna literatura, jest pierwszą darowizną jakiegoś kraju
dla tak zwanej Stolicy Apostolskiej.

Ponadto ów akt państwowy nie jest nigdzie poświadczony
— być może potwierdza go w istocie płacone przez Polskę
"świętopietrze".

Jeśli za jego pomocą Mieszko I chciał, jak się
przypuszcza, zapewnić następstwo tronu swym małoletnim synom, to jego działania
zupełnie się nie powiodły. Ledwie bowiem zmarł i na tron wstąpił jako senior
jego słynny syn z pierwszego małżeństwa, Bolesław I Chrobry (992 -1025),
natychmiast usunął konkurentów. Wygnał macochę Odę wraz z dziećmi do Niemiec, a
dwóch dalszych krewnych kazał oślepić. Tym samym zapewnił sobie jedynowładztwo
i — jeśli nie dlatego, to mimo to — drogę do sławy. Jego mądry
ojciec i poprzednik przygotował dokumentem Dagome iudex ustanowienie własnego
Kościoła, a dzięki temu niezależność Polski od Rzeszy niemieckiej.

Bolesław, uznający się za trybutariusza św. Piotra, był
na skroś pobożnym chrześcijaninem. Popierał misję Wojciecha, którego ciało
odkupił też od pogańskich Prusów i kazał pochować w Kościele Mariackim w
Gnieźnie. Wszakże doskwierał również chrześcijańskiej Rzeszy, zdobył Pomorze,
Wrocław i Kraków i stał się pierwszym królem Wielkiej Polski, sięgającej
wówczas od Bałtyku na północy po łańcuch Sudetów i Karpat na południu i od
ziemi Rusów po Odrę.

Polska szybko rosła w siłę i stawała się pożądanym
sojusznikiem wojujących katolików. "Ręka w rękę z papieżem cesarz mógł się
teraz od nowa spokojnie zająć organizacją misji wschodniej, jaką musiał
przerwać Otton I" (Hauptmann)[559].


Przy tym bardzo na rękę mogła się okazać obu męczeńska
śmierć Wojciecha. Ten syn księcia Sławnika z Libic (zm. 981 r.) — od
niego pochodzi nazwa rodu Sławnikowiców, być może spokrewnionego z
Przemyślidami, ale ostro z nimi rywalizującego i przez nich wytępionego pod
koniec września 995 roku (czterej synowie zginęli, piąty padł niespełna
dziesięć lat później) — nie mógł rzekomo wytrzymać występności swych
diecezjan (lub, jak sądzą inni, tarć między swym władcą Bolesławem II, któremu
Sławnikowice wydawali się zbyt potężni). Biskup wyjechał do Rzymu, został przez
papieża Jana XV nakłoniony do powrotu, znów popadł w konflikt, ponownie
pośpieszył do Rzymu, a Grzegorz V na nowo go odesłał z powrotem. Przebywał
jeszcze w Moguncji u cesarza Ottona III, z którym dzielił komnatę sypialną, a
następnie udał się do pogańskich Prusów.

Dawni Prusowie, których religia — ściśle
spleciona jeszcze z naturą — pełna była świętych gór, drzew, lasów i wód,
bronili się zaciekle przed chrystianizacją. Dopiero po ponad dwusetletnich
walkach, jakie zwłaszcza w XIII wieku prowadzone przez krzyżaków spowodowały
wyludnienie całych połaci kraju, zostali zmuszeni do przyjęcia Dobrej Nowiny i
dopiero w XVII wieku zostali ostatecznie zgermanizowani.

Biskup Wojciech już w tym czasie chciał Prusów
"okiełznać cuglami świętego zwiastowania", jednak rychło stał się
krwawą ofiarą, czego podobno z utęsknieniem wyczekiwał (jakkolwiek przecież
przed własnymi diecezjanami parę razy uciekał — a może bardziej przed
księciem Czech Bolesławem II, zabójcą Sławnikowiców, choć również budowniczym
licznych kościołów, stąd przydomek "Pobożnego"). Potem książę Polan
Bolesław Chrobry "natychmiast wykupił głowę i członki wspaniałego
męczennika" (Thietmar) i zaraz w roku 1000 erygowano nad jego zwłokami
arcybiskupstwo gnieźnieńskie. A nawet cesarz, papież i sam Bolesław zgodnie
chcieli, by ten ostatni został wyniesiony na króla.

Jednakże prawdopodobnie zaprotestowali książęta Rzeszy.
Otton zatem podczas uroczystej uczty nasadził na głowę "przyjacielowi i
sojusznikowi", "bratu i współpracownikowi w Rzeszy" własną
koronę jedynie symbolicznie[560]
.

Lecz jeszcze biskup Thietmar, bynajmniej nie ceniący
"podstępnych" Polaków, pisze, że Otton III w Gnieźnie "swego
trybutariusza uczynił panem" (tributanum faciens dominum); i wzywa
zmiłowania Boskiego na cesarza, gdyż Bolesława "tak wysoko podniósł",
że ten "nieustannie ma czelność stojących wyżej stopniowo wpędzać w
poddaństwo, nęcić ich tanią pokusą przemijających bogactw i chwytać na szkodę
sług i wolnych".

Strona polska widzi to oczywiście inaczej. W
najstarszej kronice tego kraju państwo piastowskie, zwane teraz Polonią, jawi
się w obrębie imperium jako państwo dorównujące Rzeszy. Sam książę Bolesław, ów
"athleta Christi", ten "rex christianissimus", jak sławią
go współcześni, został obsypany zaszczytnymi tytułami rzymskimi. Zostaje
"populi Romani amicus et socius", przyjacielem i sojusznikiem ludu
rzymskiego, a także "frater et cooperator imperii"[561].
Najstarsza kronika Polski opisuje także, że Otton przeniósł na księcia Polan
godności kościelne, "co w państwie Polan należało do Imperium".

Poza tym Gall Anonim, południowofrancuski benedyktyn,
pisał swą Cronica et gesta ducum sive principum Polonorum dopiero na początku
XII wieku. A był ponadto zatrudniony w kaplicy Bolesława III Krzywoustego
(1085-1138), zatem jego dzieło historyczne było nie tylko czytane dostojnikom
na polskim dworze, ale i przez nich cenzurowane.

Jak dalece zatem rozwinęła się dzięki temu rzeczywiście
samodzielność władcy Polski, czy Otton wyniósł go do pozycji patrycjusza lub
króla, a więc czy Polska była krajem zależnym, czy niezależnym, jest do dzisiaj
przedmiotem sporu, zwłaszcza oczywiście między niemieckimi a polskimi,
względnie wschodnioeuropejskimi historykami, z którego nienajpośledniej wyziera
polityczne status quo.

Bezsporne natomiast jest jedno: Bolesław otrzymał kopię
Świętej Włóczni (znajdującą się dzisiaj w krakowskim skarbcu katedralnym),
zobowiązującą otrzymującego do "defensio ecclesiae" (a w zamian
podarował ramię Św. Wojciecha). Również prawa cesarza do zwierzchności nad
polskim Kościołem przeszły na Bolesława. Jego powaga wzrosła szalenie, ambicje
również. A korzyści z tych wszystkich nadań godności i insygniów odniosło nie
Imperium rzymskie, lecz rzymski Kościół —i tak jest do dziś[562].


Nawracanie narodów na wschodzie było od początku
obarczone odium "niemieckiego" Boga. Ukazało to szczególnie
drastycznie niedawne powstanie Wieletów w 983 roku. Dlatego Otton nadał
polskiemu Kościołowi samodzielność. Jako "apostoł w służbie Pana"
(Holtzmann), jako "sługa Jezusa Chrystusa", tytuł pochodzący od św.
Pawła, podnoszący "apostolsko-kościelną rolę cesarza" i będący
wyrazem jego "bardzo ścisłej współpracy" z papieżem (Jedlicki)
— wybrał się z pielgrzymką w roku 1000 do Polski, został przyjęty
"bardzo radośnie" na granicy przez Bolesława Chrobrego i w jego
stolicy Gnieźnie zalawszy się łzami padł na kolana u grobu świętego męczennika.


Zadanie Ottona na wschodzie, wyrażające się w
wymienionym już tytule "servus Iesu Christi" i zgodne z rozumieniem
cesarza oraz papieża, sformułował krótko przedtem Gerbert, przyszły papież:
"Zebrać legiony, wkroczyć do wrogiego kraju, wytrzymać napór wrogów,
wystawić się samemu na największe niebezpieczeństwa dla ojczyzny, dla religii i
dla dobra [...] państwa".

Wszystkie działania w Gnieźnie wynikały ze współpracy
cesarza i papieża. Bez wątpienia wspólnie z nim Otton erygował anno 1000
polskie arcybiskupstwo w Gnieźnie w tamtejszym grodzie — w obecności
papieskiego legata i Bolesława I Chrobrego i wbrew oporowi poznańskiego biskupa
Ungera, Niemca. Otton dał nowemu biskupstwu słowiańskiego świętego, swego
przyjaciela Wojciecha, dał mu słowiańskiego arcybiskupa, a mianowicie
przyrodniego brata Wojciecha — Radzyma-Gaudentego, który towarzyszył
Wojciechowi w misji do Prusów. I podporządkował mu sufraganie we Wrocławiu,
Kołobrzegu i Krakowie, a przypuszczalnie nawet dalsze.

Udzielając tej brzemiennej w skutki koncesji wobec
księcia Polan, cesarz pragnął osiągnąć konkretne cele religijne i polityczne.
Polska miała zostać — podobnie jak Węgry — wzmocniona kościelnie, a
ściślej związana z chrześcijaństwem stać się bastionem wypadowym przeciwko
pogaństwu na północy. Zarazem Otton chciał dzięki temu wzmocnić oczywiście siłę
uderzeniową Rzeszy i powiększać ją, przyłączając do niej także nowe kraje na
wschodzie.

Dlatego dla chrześcijan Polska była bardziej
interesująca niż Czechy. Księciu Bolesławowi, zasypywanemu niemalże zaszczytami
i dowodami łaski, przyznano Selencję[563],
Pomorze i Prusy jako obszary misyjne, przy czym papież obiecywał sobie również
polepszenie kościelnych stosunków własnościowych. W klasztorach środkowych
Włoch i w Polsce kształcono specjalnych misjonarzy na misje wśród Słowian, przy
czym cudzoziemcy upodabniali się do Słowian również co do stroju i fryzury[564].


Także wobec Węgier Otton III i papież współpracowali ze
sobą. W 996 roku ochrzcił się tam Wajek, syn księcia Gejzy, i przyjął imię
Stefana. Cesarz został jego ojcem chrzestnym i wspólnie z papieżem zezwolił w
kwietniu 1001 roku na erygowanie arcybiskupstwa w Ostrzyhomiu (węg. Esztergom,
niem. Grań). Objął je uczeń Wojciecha, Ascherius, i jako papieski legat
koronował koroną przesłaną przez Ottona. Podobnie jak w Polsce, również i na
Węgrzech cesarz i papież wspólnie sięgnęli na wschód. Ale i na dalekiej Północy
oraz na południu, w Dalmacji, zaznaczyły się kolejne sukcesy i triumfy misyjne
Ottona III. "Uznał się za nowego apostoła. W kręgu jego idei na czoło
wysunęły się elementy duchowe" (Schramm)[565].


Już poza omawiany przez nas okres, parę dziesięcioleci
w głąb XI wieku, sięga spór wśród kleru, który zaczął się i osiągnął kulminację
jeszcze za panowania Ottona III i z tego powodu winien tu zostać przedstawiony.


Spór o Gandersheim

Gandersheim, najstarsza rodzinna fundacja Liudolfingów,
została założona przez hrabiego Liudolfa, przodka saskiego domu cesarskiego, w
połowie IX wieku. Początkowo pobożny mąż przeznaczył nań swe dobra rodzinne
Brunshausen, następnie wybrał jednak małe gospodarstwo, otoczone bagnami i
moczarami, kwaterę swoich pasterzy świń. Wówczas Brunshausen należało do
biskupstwa w Hildesheim, a gospodarstwo pasterzy świń — rozrosłe
tymczasem do żeńskiego klasztoru Gandersheim — było przypuszczalnie
obszarem arcybiskupstwa w Moguncji. Wskutek tego pierwsza opatka, pierwotnie
przewidziana dla Brunshausen, została konsekrowana przez biskupa diecezyjnego
Altfryda z Hildesheim, podczas gdy druga, działająca już tylko w Gandersheim,
została wyświęcona jednocześnie przez biskupów Hildesheim i Moguncji.

Spór o bogato uposażony klasztor rozgorzał z powodu
Zofii, najstarszej córki cesarza Ottona II i Teofano. Już w roku 979 przekazana
do klasztoru Gandersheim jako czteroletnie dziecko, miała zostać "sługą
Bożą", wzgardziła jednak dobitnie "świętym welonem z rąk biskupa
Hildesheim, pana Osdaga, i zwróciła się do Willigisa. Uznawała bowiem to za
poniżej jej godności, by odebrać błogosławieństwo od biskupa, który nie nosił
paliusza" (Vita Bernwardi). Chciała mieć możnego metropolitę mogunckiego
(tak jak i później, wybrana na opatkę, ponownie zażyczyła sobie i otrzymała
sakrę z rąk dostojnika noszącego paliusz) i jest to zrozumiałe w przypadku
kornej chrześcijanki. Arcybiskup, pod którego inspirującym wpływem pozostawała
przypuszczalnie i bez tego, przyjął to z tym większym zrozumieniem, że
arcybiskupstwo mogunckie od czasu powołania arcybiskupstwa w Magdeburgu
straciło biskupstwa w Brennie (Brandenburgu) i Hobolinie (Havelbergu) i chciało
uniknąć dalszych strat, a także "mogło najwyraźniej słusznie zgłosić dawne
terytorialne roszczenia do terenów Gandersheim" (Goetting).

I tak Willigis po raz pierwszy anno domini 987 zażądał
praw zwierzchnich nad klasztorem. Gdy 18 października dwunastoletnia córka
cesarska Zofia zyskała tam święcenia zakonne (Willigis walczył krótko przedtem
w wyprawie czeskiej Ottona III), w kościele przed ołtarzem doszło do długiej i
ostrej wymiany słów na temat prawa do posiadania Gandersheim między
arcybiskupem a jego sufraganem, biskupem Osdagiem z Hildesheim, w obecności
siedmioletniego króla, cesarzowej Teofano oraz wielu biskupów i książąt. Obaj
bracia w Chrystusie zaliczali klasztor do swej diecezji, Willigis do
arcybiskupstwa mogunckiego, a Osdag do sufraganii biskupiej w Hildesheim. A
"pan Osdag" — we współczesnym mu piśmie dziękczynnym figurujący
jako "simplicis animi vir" [566]
— nie dał się zastraszyć arcybiskupowi, lecz "za boskim natchnieniem
ustawił swój tron biskupi obok ołtarza, by bronić w ten sposób swego miejsca i
prawa do zwierzchności" (Vita Bernwardi). Spór z trudem załagodzono
wówczas ugodą: Willigis celebrował uroczystą sumę przy głównym ołtarzu i
dokonał sakry Zofii wspólnie z Osdagiem, podczas gdy pozostałe "służebnice
Boże" otrzymały błogosławieństwo już tylko od Osdaga[567].


Podobno rozeszli się potem "w najlepszym pokoju i
porozumieniu" i żyli w zgodzie zarówno pod rządami Osdaga, jak i jego
następcy Gerdaga (990-992). Jednakże w czasach św. biskupa Bernwarda z
Hildesheim (993-1022) spór zapłonął znowu mocniej, wciągając również cesarza i
papieża, i "przyniósł koniec kiełkującej miłości poprzez truciznę
fałszu" (Vita Bernwardi).

Sprawa zaczęła się po raz drugi, gdy zakonnica Zofia w
wieku około dwudziestu lat ku wielkiemu oburzeniu swej opatki (również jako
dziecko umieszczonej w klasztorze Gandersheim) i kuzynki Gerbergi II (949
-1001), siostrzenicy Ottona Wielkiego oraz nauczycielki kanoniczki i sławnej
poetki Hrotsvithy, Roswithy (zm. ok. 975 r.), opuściła klasztor, by przez wiele
lat prowadzić bynajmniej nie kanoniczne życie na dworze swego brata —
"i pozwoliła krążyć rozmaitym plotkom na swój temat" (Vita Bernwardi).
Przebywała zresztą na dworze akurat dotąd, póki urząd arcykanclerza pełnił
Willigis. Dokładnie w momencie jego odejścia księżniczka powróciła do
klasztoru. Pechowo dla mogunckiego arcybiskupa złożyło się, że w roku 993
wysoko ceniony kapelan nadworny i wychowawca Ottona Bernward został biskupem
Hildesheim. A tak jak surowa opatka Gerberga, również nowy biskup
hildesheimski, zarazem hrabia saski, był mocno zgorszony złamaniem reguły przez
Zofię — chociaż jego własna przyjaciółka, opatka Matylda z Quedlinburga,
niegdyś cały rok spędziła poza murami własnego klasztoru, w Italii — z
czego oczywiście nie wynikły nawet najmniejsze aluzje, przewyższał bowiem
Bernward "w obyczajności wręcz mężczyzn w najbardziej podeszłych
latach" (Walterscheid).

Natomiast arcybiskup Willigis, jak rzadko kto
doświadczony w życiu dworskim, nie chciał widzieć w eskapadach zakonnic
pochodzących z domu cesarskiego niczego nadzwyczajnego. A księżniczka Zofia,
wymagająca ochrony (patrocinanda), podburzała arcybiskupa "gorzkimi mowami",
oświadczyła, że "biskup Bernward nie może jej w ogóle nic nakazać, a
klasztor Gandersheim należy do diecezji arcybiskupa", podjudziła go
"bardzo przeciwko panu Bernwardowi" i oczywiście do odnowienia jego
roszczeń wobec Gandersheim. A nawet: "Zofia była stale po jego stronie,
mieszkała u niego, i dzień i noc chodziła wokół swoich spraw". Piękne
zdanko, a w oryginale jeszcze bardziej wymowne, wewnętrznie zamotane:
"Sophia assidue illi cohaerens et cohabitans, haec interdiu noctuque
ambiebat". Co oczywiście nie oznacza, że księżniczka, starsza siostra
Ottona III, mówiąc za Hansem Goettingiem, posiadła coś więcej niż
"przychylne ucho arcybiskupa".

To wszystko wzburzyło kaznodzieję obyczajności
Bernwarda. Wprawdzie zawdzięczał Willigisowi w zasadzie wszystko, on wyświęcił
go przecież na subdiakona, diakona i księdza, przypuszczalnie również za jego
wstawiennictwem dostał się na biskupstwo hildesheimskie; tak w ogóle charakter
i zainteresowania obu nie bardzo się różniły od siebie nawzajem. Tylko że każdy
z nich chciał mieć akurat Gandersheim. Jednakże mniszki, ze względu na ciężko
chorą Gerbergę teraz pod przewodnictwem Zofii, która wróciła do klasztoru,
odmawiały obediencji świętemu z Hildesheim. Tylko dzięki ochronie licznych
rycerzy[568]
zdołał wbrew kupie ludzi, chcących go jakby co (co oczywiste: "cum
iniuria"[569])
przepędzić, wymusić 14 września tysiącznego roku — w święto Podniesienia
Krzyża — dostęp do klasztornego kościoła i odprawić Świętą mszę. Lecz
ledwie dotarł do ofiarowania pobożne zakonnice rzuciły mu pod nogi wśród
dzikich przekleństw swe oblacje, "z niewiarygodnymi wyrazami gniewu",
z "dzikimi obelgami wobec biskupa", w którym wszak jeszcze po tysiącu
lat ucieleśnia się dla diecezji hildesheimskiej "pamięć jej złotego wieku"
(Wetzer, Welte). Zapewne jedynie dzięki swej zbrojnej świcie wyszedł stamtąd
bez szwanku[570]
.

Całkiem inaczej był przyjmowany w Gandersheim sześć dni
potem arcybiskup Willigis z Moguncji, również przybyły z wielkim orszakiem i
zgłaszający na miejscu swe pretensje do klasztoru, podczas gdy Bernward z
Hildesheim odwoływał się bezpośrednio do papieża i cesarza, swego dawniejszego
wychowanka, poznał bowiem jasno, "że przenikniętą truciznę można wygnać
tylko za pomocą odtrutki papieskiej i cesarskiej".

Tymczasem zdarzył się jednak na synodzie w Gandersheim
późną jesienią anno 1000 szalony tumult, albowiem wypędzony przez Duńczyków
biskup Ekkehard ze Szlezwiku, tuba propagandowa przezornie pozostającego na
uboczu Bernwarda, wezwał do zaniechania synodu, na co książę Kościoła z Moguncji
— również i on czczony dzisiaj jako święty, i to nie tylko tam —
wpadł "w niewyobrażalną wściekłość" i zagroził, że każe biskupa
"wyrzucić wśród wyzwisk i hańby". Metropolita, co oczywiste, był
ofiarą "złych ludzi" — "a przede wszystkim naciskała go
mocno Zofia [...]". Tak więc w końcu zostały uznane jego roszczenia
majątkowe do Gandersheim przez członków synodu, a spór ogłoszony przez niego
jako rozstrzygnięty.

Na kolejnym, nakazanym przez papieża synodzie w Phlde
(Harz) 22 czerwca 1001 roku, zjawił się obok papiesko-cesarskiego legata
kardynała Fryderyka, Sasa, i św. biskup Bernward z pokaźną zbrojną świtą.
Albowiem: "Jako biskup przeszedł przemianę dokładnie według wskazań
apostoła" — stosującego miecz już w czasach Chrystusowych.
(Świętością jest "stale zdrowe i pełnokrwiste życie, ciągle największa i
skoncentrowana siła"; zwłaszcza "niemieccy święci są niemieckimi
bohaterami i bohaterkami, więc także wodzowskimi osobowościami niemieckiego
narodu", pisał Johannes Walterscheid oczywiście w 1934 roku i oczywiście z
imprimatur generalnego wikarego kardynała Faulhabera, wielkiego bojownika ruchu
oporu. W roku 1934 wydało się bowiem Panu "szczególnie stosowne,
doprowadzić niemiecki naród do takiego spojrzenia na życie niemieckich
świętych" — wszak niemieccy święci mieli być w 1934 roku
"niezbędnymi pomocnikami przy wewnętrznej budowie naszej ojczyzny [...]
może również wodzami w boju, jak nasi wielcy biskupi średniowiecza
[...]").

Bylibyśmy więc na powrót przy naszych bohaterach, św. Bernwardzie
i papieskim legacie, którym swego czasu "w niewiarygodny sposób"
przeciwni biskupi urągali i grozili. Doszło "do wręcz niewyobrażalnej
kłótni i zamętu. Namiestnikowi papieża nie przydzielono bowiem stosownego
miejsca do siedzenia. Wybuchł okrutny hałas, nie zważano na prawo, znikł
jakikolwiek kanoniczny porządek". Na koniec do kościoła bożych mężów
wtargnęli świeccy. I rzekomo wołali oczywiście "moguncjanie o broń i
rzucali niesłychane groźby wobec papieskiego namiestnika i przeciwko biskupowi
Brenwardowi". "Śmierć zdrajcom Rzeszy!", krzyczeli ludzie
arcybiskupa, św. Willigisa, "Precz z Bernwardem, precz z kardynałem
Fryderykiem!". Jednakże następnego dnia arcybiskup Willigis o świcie
wymknął się po kryjomu ze swą zgrają, a papieski legat suspendował[571]
go uroczyście od wszelkich czynności kapłańskich, czym się arcybiskup
specjalnie nie przejął. Za to jego wasale nawiedzili wkrótce potem w nocy
opactwo Hildwardshausen, dar cesarza dla św. Bernwarda, przez niego samego
"z największą czołobitnością poświęcony, pieczołowicie wyposażony do
służby bożej i przez wiele dobrodziejstw i darów bogato odznaczony". A
oczywiście była tam opatką jego ciotka. Teraz jednakże "ludzie arcybiskupa
w ciemności nocy napadli opactwo, wtargnęli wszędzie i wszystko porozbijali w
drobny mak".

Jak to między chrześcijanami — a nawet nie,
świętymi!

Teraz św. Bernward chciał "poszukać swych
praw" w klasztorze Gandersheim. Jednakże jak tylko się zbliżył,
gandersheimskie mniszki postawiły klasztor w stan obronny. Kasztel, wieże i
szańce tak obstawiły uzbrojonymi ludźmi klasztornymi i arcybiskupimi, że
nadciągający św. biskup natychmiast wycofał się do swego hildesheimskiego
okręgu katedralnego — też przez siebie otoczonego murami i bronionego
wieżami[572]
.

Na kolejnym synodzie we Frankfurcie, latem 1001 roku,
na którym znowu zabrakło biskupa Bernwarda (zasłonił się chorobą), stanęli
znaczniejsi niemieccy prałaci po stronie arcybiskupa Moguncji. A gdy papież 27
grudnia 1001 roku otworzył sobór w Todi, by upokorzyć Willigisa wobec
niemieckich biskupów, przybyło ich jedynie trzech, przy czym dwaj —
Zygfryd z Augsburga i Hugo z Zeitz — od dawna należeli do świty cesarza,
który wkrótce potem, 23 stycznia 1002 roku, zmarł w Paterno.

Bernward z Hildesheim przeszedł dopiero 20 listopada
1022 roku "do lepszej wieczności" i "wkrótce zajaśniał chwałą
dzięki cudom w najdalszych kręgach" (Wetzer, Welte). Został wyniesiony w
całym katolickim chrześcijaństwie do rangi świętego i wspomożyciela, gdy
tymczasem gorliwie forsowana kanonizacja jego rywala utknęła w połowie XII wieku
w zamętach, które doprowadziły do zamordowania arcybiskupa Arnolda. Dopiero w
XVII wieku Willigis urósł do dziś prawie zapomnianego lokalnego mogunckiego
świętego, a to tylko "dlatego, że jakiś zmyślny proboszcz katedralny w
wyniesieniu jego członków dojrzał dobrą reklamę w celu pomnożenia dochodów
klasztoru Św. Stefana" (Bhmer)[573].


Spór o Gandersheim wcale się na tym nie zakończył.
Zofia, zostawszy tymczasem tam opatką (1001-1039) — gdzie opatkami do
1125 roku prawie wyłącznie były cesarzówny — a nadto również opatką w
Vreden i Essen, działała dalej. A arcybiskup wciąż zgłaszał roszczenia do
Gandersheim. Nawet gdy cesarz Henryk II Święty w styczniu 1007 roku
rozstrzygnął spór na korzyść Hildesheim, odżył on za mogunckiego arcybiskupa
Aribona II, krewnego cesarza Henryka, około roku 1021, krótko przed śmiercią
Bernwarda. A chociaż pozycja Aribona w polityce Rzeszy już za czasów cesarza
Henryka była mocna — urosła jeszcze za jego następcy Konrada II, w
którego wyborze Aribon miał decydujący głos i którego koronował w 1024 roku w
Moguncji na króla — to walczył on o klasztor do 1030 roku równie
zawzięcie, co bezskutecznie z przez siebie samego wyświęconym na biskupa
faworytem cesarza Henryka Gotardem z Hildesheim, zresztą kolejnym świętym
(dzień 5 maja)[574].

 




Skróty
dotyczące literatury antycznej, czasopism naukowych, słowników i
encyklopedii częściej cytowanych w przypisach

 

Adalb.
contin. Regin. — Adalbert z Weienburga (Magdeburga), Continuatio
Reginonis

Adam z
Bremy, Gesta Hamm. — Gesta Hammaburgensis ecclesiae
pontificum

Agobard,
Lib. apologet. — Agobard z Lyonu, Liber apologeticus

AKG
— Archiv fr Kulturgeschichte

AmrhKG
— Archiv fr mittelrheinische Kirchengeschichte

Ann.
Alam. — Annales Alamannici

Ann.
Altah. — Annales Altahenses maiores

Ann. Bertin.
— Annales Bertiniani

Ann.
Corb. — Annales Corbeienses

Ann.
Einsidl. — Annales Einsidlenses

Ann.
Farf. — Annales Farfenses

Ann.
Fuld. — Annales Fuldenses

Ann.
Hildesh. — Annales Hildesheimenses

Ann.
Laub. — Annales Laubienses

Ann.
Lob. — Annales Lobienses

Ann.
Magdeb. — Annales Magdeburgenses

Ann.
Mett. — Annales Nfettenses

Ann.
Mett. prior. — Annales Mettenses priores

Ann.
Quedlinb. — Annales Quedlinburgenses

Ann.
reg. Franc. — Annales regni Francorum
(Roczniki Rzeszy)

Ann.
Remens. — Annales Remenses (zob.
tez Flodoard)

Ann. Sangall. — Annales Sangallenses maiores

Ann. Vedast. — Annales Vedastini

Ann. Weissenb. — Annales Weissenburgenses

Ann. Xant. — Annales Xantenses

Arbeo,
Vita Heimhr. — Arbeo z Freising, Vita sancti Haimrhammi

Astron.
— Astronomus, Vita Hludowici imperatoris

AUF
— Archiv fr Urkundenforschung

Bonif.
ep. — Bonifacy, Listy

Chron. Hildesh. — Chronicon Hildesheimense

CIC — Codex juris canonici

DAM
— Deutsches Archiv
fr Geschichte des Mittelalters (1937-1944), od 1951 (t. 8)
— Deutsches Archiv fr Erforschung
des Mittelalters

DOP
— Dumbarton Oaks Papers, wyd.
Harvard University 1941 i nast.

Einh.
— Einhard, Vita Karoli

Ekkeh.
— Ekkehard IV. z St. Gallen, Casus sancti Galli

Erchemp.
— Erchempert z
Montecassino, Ystoriola Langobardorum Beneventi degencium

Ermold.
Nig. — Ermoldus Nigellus, In honorem Hludowici
Christianissimi Caesaris Augusti

Flod.
de Christi triumph. — Flodoard z Reims, DeChristi
triumphis

Flod.
Hist. Remens. — Flodoard z Reims, Historiarum ecclesiae Remensis
libri IV

FMSt
— Frhmittelalterliche Studien, Berlin 1967 i nast.

FrhLG
— Forschungen zur oberrheinischen Landesgeschichte

Greg.
dial. — papież Grzegorz I, Dialogi de vita et miraculis
patrum Italicorum (4 księgi)

HBG
— Handbuch der bayerischen Geschichte. T. 1:
Dos alte Bayern. Das Stammesherzogtum bis zum Ausgang des
12. Jahrhunderts, oprac. Max Spindler, wyd. II poprawione 1981

HEG
— Handbuch der Europischen Geschichte. T. 1. :
Europa im Wandel von der Antike zum Mittelalter, oprac.
Theodor Schieder, wyd. EI 1992

Helm.
Chron. Slav. — Heimoirl z Bosau, Chronica Slavorum

HJb
— Historisches Jahrbuch

HKG
— Handbuch der Kirchengeschichte, oprac.
Hubert Jedin. Tom HI/1: Die mittelalterliche Kirche:
Vom Frhmittelalter bis zur gregorianischen Reform. Wyd.
osobne 1985

HZ
— Historische Zeitschrift, Mnchen 1859 i nast.

JGO
— Jahrbcher fr Geschichte Osteuropas, Mnchen i in. 1936 - 1941. Nowa
Seria 1953 i nast.

JGU — Jahrbuch fr Geschichte der UdSSR

Joh. diac. — Jan Diakon z Wenecji, Chronicon
Venetum

JW
— P. Jaffe, Regesta pontificum Romanorum ab condita ecclesia
ad annum post Christum natum MCXCVDI, wyd. II oprac.
G. Wattenbach 1885 i nast. Nowe wyd. 1956 Liutpr. antapod. — Liutprand z
Cremony, Antapodosis

Liutpr.
hist. Otton — Historia Ottonis

Liutpr.
Legatio — Legatio ad imperatorem Constantinopolitanum
Nicephorum Phocam

LMA
— Lexikon des Mittelalters I - VII 1980 -1995

LP
— Liber Pontificalis 2 tomy,
red. L. Duchesne 1886 i nast. Wyd. II 1955

LThK — Lexikon fr Theologie und
Kirche. Wyd.
I 1930 i nast., wyd. II 1957 i nast., wyd. III w nowym oprac. 1993 i nast.
(dotychczas tomy I-V.)

Mansi — J. D. Mansi
(red.), Sacrorum
Conciliorum nova et amplissima collectio 31 tomów, 1759 i nast. Przedruk i kontynuacja
Petit/Martin, 60 tomów, 1901 i nast.

MG — Monumenta Germaniae historica 1826 i nast.

MG Capit. — Leges. Capitularia

MG Conc. — Leges. Concilia

MG Const. — Leges. Constitutiones

MG Epp. — Epistolae

MG SS — Scriptores

MIG — Mitteilungen
des Instituts fr sterreichische Geschichtsforschung 1880 i nast.

Nith. hist. — Nithardi historiarum libri IV

Notk. Gesta Kar. — Notkeri Gesta Karoli

Pasch. Eadb. — Paschazy Radbert, Vita
Walae

Pasch. Radb. Epit. Ars. — Paschazy Radbert, Epitaphium
Arsenii

Petr. Damin. Vita Rom. — Piotr Damiani, Vita
beati Romualdi

PL — J.-P. Migne — Patrologiae cursus completas.
Series latina

QPIAB — „Quellen
und Forschungen aus italienischen Archiven und Bibliotheken. Zeitschr. des
Preuischen bzw. Deutschen Historischen Instituts in Rom", 1898 i nast.

Regin, chron. — Regino z Prm, Reginonis chronica

Regin.
de synod. caus. — Regino z Prm, De synodalibus causis et
disciplinis ecclesiasticis

Richer
— Richer z Reims, Richen historiarum libri IV

Ruotg.
Vita Brun. — Ruotger z Kolonii, Vita Brunonis

Sett.
cent. it. — Settimane di studio del centro italiano di studi
sull'alto medioevo 1953 i nast.

StM
— Studi medievali 1904 i nast.

Thegan
— Thegani vita Hludowici

Thietm.
— Thietmar z Merseburga, Chronicon

UG
— Unterfrnkische Geschichte I

Vita
Bernw. — Vita Sancii Bernwardi Episcopi Hildesheimensis

Vita
Ouldalr. — Vita Sancti Ouldalrici Episcopi Augustani

Widuk.
— Widukind z Nowej Korbei, Res Gestae Saxonicae

ZBKG
— „Zeitschrift fr bayerische Kirchengeschichte", 1916 i
nast.

ZBLG
— „Zeitschrift fr bayerische Landesgeschichte", 1928 i nast.

ZKG
— „Zeitschrift fr Kirchengeschichte", 1876 i nast.

ZOF
— „Zeitschrift fr Ostforschung", 1952 i nast.

ZSRG GM
— „Zeitschrift der Savignystiftung fr Rechtsgeschichte Germanische
Abteilung", 1880 i nast.

ZSRG KA
— „Zeitschrift der Savignystiftung fr Rechtsgeschichte
Kanonistische Abteilung", 1911 i nast.

 




Przypisy

Pełne tytuły najważniejszych pozycji
starożytnej literatury źródłowej umieszczono w wykazie skrótów na str. 406 i
nast. Jeśli korzystano tylko z jednego dzieła danego autora, to w przypisach
cytowane jest tylko jego nazwisko, w pozostałych wypadkach także (hasłowo)
tytuł dzieła.

 













[1] Nimbus (łac.) —
obłok, chmura, tu: okrąg, koło, lub inna figura geometryczna nad głową
Chrystusa i świętych [przyp. red.].





[2] W wydaniu niemieckim
[przyp. red.].





[3] Łac. significantia —
znaczenie, wyrazistość, doniosłość, siła słów [przyp. tłum.].





[4] Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 217.





[5] Daniel-Rops, s. 554.





[6] Nith. hist. 1,3.





[7] Ann. Xantens, 834.





[8] Ann. reg. Franc. 781, 806;
Thegan 3, 6 (według niego Ludwik koronuje się sam), Astron. 3-4, 20. LMA, V, s. 2171. Simson, I, s. 1 i
nast. Mhlbacher, II, s. 7. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s.
77-78. Reinhardt, s. 29-30. Klebel, Herzogtumer, s. 74. Aubin, s. 144. Classen,
s. 109 i nast. Schramm, Kaiser, Knige und Papste, I, s. 296 i nast. Steinbach,
Das Frankenreich, s. 68-69, 71. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s. 104.
Schlesinger, Kaisertum, s. 116 i nast. Konecny, Eherecht, s. 3. Deschner,
Krzyż, s. 299. Rau, I, s. 213. Riche, Die Welt, s. 21. Schieffer, Die
Karolin-ger, s. 112. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 86 i nast. Na temat
opisanych na wstępie ekscesów seksualnych (wyższego) duchowieństwa por. też:
Mynarek, Eros, s. 29 i nast., 49 i nast. i często Ranke-Heinemann, Eunuchy, s.
106 i nast. Herrmann, H. Książęta, s. 165 i nast. Deschner, Krzyż, s. 144 i
nast., 153 i nast., 205 i nast. Tenże, Opus Diaboli, s. 84 i nast. Na temat
kwestii kobiet w Kościele w historii i obecnie por. np.: Deschner/Herrmann, s. 83
i nast. Moia, Fur die Frauen,
passim. Tychże, Geint dTafen, s. 109 i nast.





[9] Greg. dial. 4,44. Ann. reg. Fr. 809. Astron. 3-4, 6,
10, 13 i nast. Ermold Nig. in honor. Hlud. 1,56. Wetzer/Welte, VI, s. 626 i
nast. LMA, I, s. 1153; III, s. 2160. Handbuch der Europdischen Geschichte, I,
s. 1009-1010. Simson, I, s. 37-38. Mhlbacher, II, 7-8, 13, 148.
Konecny, Eherecht, s. 1 i nast., zwłaszcza 10, 15. Fichtenau, Das karolingische
Imperium, s. 215-216. Schieffer, Ludwig «der Fromme», s. 58 i
nast., zwł. 62 i nast., 70 i nast. Tenże, Die Karołinger, s. 112 i nast. Riche, Karolingowie, s. 133-134.
Tenże, Die Welt, s. 92-93. Wattenbach/Dmmler/Huf, II, s. 239, 261-262.
Hartmann, Die Synoden, s. 153 i nast. 165. Fried, Der Weg, s. 369, por. też
401-402. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 5-6, 27 i nast., 74 i nast. Schmitz,
s. 79.





[10] LMA, II, s. 1948-1949; V, s. 451-452, 903-904,
907-908. Hartmann, Die Synoden, s. 155 i nast. Na temat
„reformy monastycznej" za czasów Ludwika patrz też Oexle, s. 112 i
nast., por. też s. 141-142, przyp. 216. Poza tym Goetz, s. 108, Deschner,
Dornróschen-trdume, s. 169





[11] LThK, wyd.I, III, s.
592-593; wyd. III, ni, s. 527-528. LMA, III, s. 1705 i nast. (Schieffer). Nylander, s. 24. Lassmann, s. 229.
Hartmann, Der rechtliche Zustand, s. 397 i nast. Tenże, Die Synoden, s. 161 i
nast. Ehlers, s. 30. Brunner, s. 37-38.





[12] LMA, I, s. 216-217 (Boshof). Mhlbacher, II, s. 63.
Konecny, Eherecht, s. 14-15. Boshof, Erzbischof Agobard, s. 100. Hartmann,
Die Synoden, s. 166-167, por. też s. 187, 192-193. Deschner, / znowu, II, s.
79. I generalnie dotycząca średniowiecza opinia Gurjewitscha s. 274 i nast.:
„Jedynym przepisem Kościoła, skierowanym na częściową redystrybucję dóbr,
było napominanie do jałmużny."





[13] Ermold. Nig. in honor. Hlud. 2. Astron. 8. Konecny,
Eherecht, s. 2, 12-13, 21. Schieffer, Die Karołinger, s. 114, 119-120. Werner,
Die Nach-kommen, s. 4, 443-444. Riche, Karolingowie, s. 133. Boshof, Ludwig der
Fromme, s. 59-60. Wemple, s. 79-80.





[14] Astron. 40. Ann. reg. Fr. 826-827. Ann. Ful-dens. 828.
LThK, wyd. I, IX, s. 391 i nast. Fichtinger 344. Por. też Deschner, I znowu, I,
s. 346. Prawie niewiarygodna, a jednak prawdziwa jest poniższa relacja, którą
trzeba przytoczyæ nie tylko jako kuriozum związane z patronem bractw
kurkowych, lecz także jako świadectwo, jak długo owa chrześcijańska paranoja
jest traktowana całkiem poważnie. W sobotę, 22 stycznia 1977 roku, „z
nadania królewskiego naczelne bractwo kurkowe w Wiirzburgu" w tamtejszym
kościele augustianów obchodziło stulecie istnienia, świętując „nabożeństwo
Sebastianowe" z „pocztami sztandarowymi" również innych
„braci kurkowych", z „parą królewską" i „honorowymi
mistrzami", a nawet jedną „siostrą kurkową", z „grupą
trębaczy myśliwskich" przy „uroczystej sumie", przy czym
„celebrant (sic) Świętego Urzędu" ujawnił,„że bractwo kurkowe,
zgrupowane wokół tarczy jednoczącej wszystkich strzelców, uosabia ideał
Kościoła", powiedzmy Kościoła istniejącego „dla sportu, wspólnoty i
społeczeństwa" i o ile „w przypadku naczelnego bractwa są
urzeczywistniane miłośæ, wiernośæ i wspólnota, to bractwo kurkowe
pracuje razem przy zleceniu Chrystusa i buduje państwo boże". Czyż nie
jest to wspaniałe, jak „z nadania królewskiego naczelne bractwo
kurkowe" przybliża się, niczym tarcza strzelecka, do „ideału
Kościoła" wraz z „państwem bożym"! Czyż można się dziwiæ,
że ojcowie augustianie „jak zawsze (!) ozdobili stół ołtarza relikwią, a
mianowicie grotem strzały, która miała przeszyæśw. Sebastiana"?!
Szkoda tylko, że gdy naczelnemu bractwu kurkowemu z nadania królewskiego wręczano
po mszy „według starego przywileju napój św. Sebastiana", „w
tym roku Julius Echterberg rocznik 1975 — wino z Iphof' [Julius Echter
(1545-1617) — książę biskup Wurzburga, czołowy antyreformator i członek
Ligi Katolickiej z r. 1609 — przyp. red.], to nie popłynął on w gardła
braci z czerepu czaszki ich świętego. Naczelne bractwo kurkowe z królewskiego
nadania winno się zwróciæ (może to uczyniæ w przyszłości) do braci
z Ebersbergu w Górnej Bawarii, którzy pijali ongiś „poświęcone wino z
rzekomego czerepu czaszki św. Sebastiana" (Lexikon fur Theologie und
Kirche). Wskazówkę na temat wiirzburskiego bractwa kurkowego „ku czci ŚW.
SEBASTIANA" zawdzięczam czytelnikowi, który nadesłał mi 28.02.1977 roku
odpowiednie materiały z dopiskiem końcowym: „Jest tu wszystko tak
oczywiste, że oszczędzę sobie dodatkowych wywodów. Nie ulega wątpliwości, że od
nowego roku przestanę byæ członkiem naczelnego bractwa i to z
uzasadnionych powodów. Nawiasem mówiąc, rzecz prawie nie do uwierzenia
[...]".





[15] Ann. reg. Fr. 823. Astron.
37, 42.





[16] „Polowanie i
arystokracja są nierozłączne, zawsze wierne dworskiemu sygnałowi rogu",
pisze Karl August Groskreutz w swej aluzyjnie utkanej i bardzo często pełnej
gry słów wędrówce poprzez anatomię świń ludzi, jedynym w swym rodzaju dziele
współczesnej niemieckiej literatury. „Dokładnie 116 106 istnień gonił i
schwytał i zastrzelił książę Jan I, elektor saski podczas swych rządów (1611
— 1655), w tym samych dzików 3192, a w spisach łowieckich dworu wyliczono 27
«położonych» przez niego osobiście jeży. Dokładnie 5218 sztuk
dziczyzny, z 330 dzikami, zepsuty do szpiku kości książę wirtemberski Eugeniusz
[więził Schubarta, z którego opowiadania Fryderyk Schiller zaczerpnął wątek dla
swych Zbójców — przyp. red.] kazał na swe urodziny 20 lutego 1763 roku
spędziæ z borów we własnych domenach ku uciesze ich masakrowania i
przywieŹæ je w klatkach, nie zważając na okresy ochronne; dorównał w tym
tyranom Viscontim z Mediolanu. Burckhardt powiada: «Najważniejszym
zadaniem państwowym jest polowanie księcia na dziki; kto mu się w nie miesza,
jest wmęczarniach tracony. Drżący lud musi żywiæ jego pięæ tysięcy
psów myśliwskich, ponosząc najsurowszą odpowiedzialnośæ za ich
zdrowie»". Myśliwym, a poza tym okrutnym wrogiem zwierząt, który sam
zarzynał świnie i osobiście grzebał w ich wnętrznościach, był Karol IX, król
Francji, który dał swej matce Katarzynie Medycejskiej w roku 1572 pozwolenie na
rzeź hugenotów, wskutek czego doszło do tzw. „paryskiego wesela",
„nocy św. Bartłomieja", podczas której katolicy z okrzykiem bojowym
„Niech żyje msza! Zabijajcie, zabijajcie!" na ustach w ciągu paru
godzin wyrżnęli 20, a
może 30 tysięcy hugenotów. Rzym zareagował na to dziękczynnymi nabożeństwami,
uroczystymi procesjami i medalem pamiątkowym papieża Grzegorza XIII z aniołem przebijającym
hugenota i własnym konterfektem namiestnika Chrystusa. Jeszcze cesarz
Franciszek Józef zabił podczas polowania z nagonką w krótkim czasie 50 do 70
zwierząt. A cesarz Wilhelm II kazał ustawiæ w Prusach Wschodnich kamień
pamiątkowy z okazji sto pięædziesięciotysięcznego myśliwskiego mordu.
£owy i wojna ściśle wiążą się ze sobą, a dokładnie ujmując polowanie jest
jeszcze bardziej odrażające niż wojna, gdyż od dawna dotyczy istnień właściwie
zupełnie bezbronnych. — Por. przede wszystkim Groskreutz, Der
Schnauzenkuss, s. 81 - 82. Heer,
Europdische Geisłesgeschichte, s. 384-385. Tenże, Europa, s. 66, 88, 93. Goetz,
s. 199. Rósener, s. 111. Jako rycerza i myśliwego wymienia M. Gilsenan,
s. 113 —114, „dwa klasyczne symbole określonej formy władzy".
Deschner, Polityka papieska, I, s. 572. Tenże, Opus Diaboli, s. 229 i nast.
Nieskończona nędza zwierząt w historii chrześcijaństwa, podczas wojny i pokoju,
jest przez historyków zwykle całkowicie przemilczana. Tym większa zasługa
nielicznych wyjątków wśród naukowców. Np. Singer, Befreiung der Tiere,
niezwykle pożyteczne dzieło, passim. Por. szczególnie aneks 1, s. 275 i nast.
Następnie Singer/Dahl, s. 280 i nast. Herrmann, H., Passion der Grausamkeit, s. 26 i nast. Moia, Geint
d'Pafen, s. 193 i nast. Por. też Deschner, Warum ich Christ, Atheist,
Agnostiker bin, s. 167 i nast. Was ich denke, s. 93 i nast. Argernisse, s. 55 i
nast. Bissige Aphorismen, s. 84 i nast.





[17] Ann. reg. Fr. 820, 825 i
nast. Thegan 19. Astron. 19, 32, 35, 40 i nast., 46, 57. LMA, Ul, s. 2160; V,
s. 270 i nast. (Schwenk). HKG,
m/1, s. 120, 126. Simson, I, 34-35, 344. Wattenbach/Dummler/Huf, II, s. 239.
Mhlbacher, II, s. 48, 133, 143. Briihl, Fodrum, s. 31 i nast. Fichtenau,
Lebensordnungen, s. 196-197. Fried, Die Formierung, s. 12, 14. Voss, s.
161. Szczegóły na temat łowów zawdzięczam przede wszystkim bogatej
merytorycznie, pod wieloma względami wartej przeczytania książce Pierre'a
Riche, Die Welt der Karolinger, s. 41 i nast., 114. Por. zwłaszcza s. 94, tutaj
cytat z Ermoldusa Nigellusa. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 63. Werner, Die
Ursprunge, s. 421 - 422. Na temat całości zagadnienia: Lindner, Geschichte des
deutschen Weidwerks, II, s. 235 i nast. i od strony historii prawa i
społeczeństwa Jarnut, Die friihmittelalterliche Jagd, s. 765 i nast.





[18] Astron. 20. Schieffer, Die Karolinger, s. 117. Fried,
Der Weg, s. 341-342.





[19] Ann. reg. Fr. 814. Astron. 21, 23. Simson, I, 10 i
nast., 33-34. Mhlbacher, II, s. 7 i nast. Fichtenau, Das karolingische
Imperium, s. 220-221. Weinrich, Wala, s. 28 i nast. Semmler, Ludwig der Fromme,
s. 28 i nast. Fried, Der Weg, s. 342-343. Kasten,
s. 100-101.

 





[20] Nithardi hist. 2. Astron. 21, 23. Simson, I, 17 i
nast, 20 i nast. HKG, m/1, s. 120-121. LMA, I, s. 105, 2023; V, s. 162-163.
Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 92-93, 108-109, 144. Mhlbacher,
II, s. 8 i nast. Weinrich, Wala, s. 30-31, 33 i nast. Konecny, Eherecht, s. 11-12. Fichtenau, Dos
karolingische Imperium, s. 221. Hartmann, Die Synoden, s. 153. Schieffer, Die
Karolinger, s. 112 i nast., 120. Riche, Karolingowie, s. 134, 136. Fried, Der
Weg, s. 342-343. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 91 i nast. Na temat Adalharda:
Kasten, passim.





[21] Thegan 8. Na temat
niesłychanych bogactw kościołów dzisiaj i ich metod wyzyskiwania innych por. H. Herrmann, Die Kirche und unser
Geld, passim. Tenże, Caritas-Legende, s. 93 i nast., 255 i nast. Tenże,
Kirchenaustritt, s. 80 i nast. Tenże, Pecunia non olet, s. 226 i nast.
Następnie: Deschner/ Herrmann, s. 69 i nast., 249 i nast., 265 i nast.
Deschner, Dos Kapitał der Kirche, s. 299 i nast.





[22] Thegan 10, 20.





[23] Ann. reg. Fr. 827. LMA, IV, s. 2121; V, s. 806.
Simson, I, s. 23-24.





[24] LThK, wyd. III, II, s.
200-201. LMA, IV, s. 1168-1169
(Schild). Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 202. Riche, Karolingowie,
s. 252. Boshof, Ludwig der Fromme, 46 i nast. Fried, Der Weg, 345-346. Też
Prinz, Askese und Kultur, s. 61 i nast. ocenia przekazywanie kultury
literackiej w klasztorach „raczej negatywnie". Klasztory
charakteryzuje nie zorganizowane przekazywanie wiedzy, lecz „wychowanie
ku powołaniu". Na temat sytuacji w początkach średniowiecza: Illmer,
passim, zwłaszcza s. 65-66, 89 i nast., 153 i nast. również ogólnie z bardzo
negatywnym rezultatem.





[25] Astron. 28. Wita Benedicti 35. LThK, wyd. I,
II, s. 147-148; wyd. III, II, s. 200-201. LMA, I, s. 1864 i nast. Simson, I, s. 24-25. Hartmann, Geschichte
Italiens, III, półtom 1, s. 94. Mhlbacher, II, s. 11 i nast., 19 i
nast., 25 i nast., 40. Cartellieri, I, s. 240. Lówe, Deutschland, s. 171-172. Steinbach, Dos
Frankenreich, s. 71. Mayer, Staatsauffassung, 172 i nast. Zóllner, 232 i
nast. Sprandel, s. 100. Haendler, s. 117-118. Kasten, s. 91 i nast. Fichtenau, Dos karolingische
Imperium, s. 197-198. Schieffer, Die Karolinger, s. 114. Riche, Karolingowie,
s. 251-252. Hartmann, Die Synoden, s. 153 i nast. Tenże, Herrscher der
Karolingerzeit, s. 46. Schneider, Dos Frankenreich, s. 38. Goetz, s. 68-69.
Fried, Der Weg, s. 346 i nast. Staubach, s. 34 pisze 0 dziwacznych
upodobaniach Ludwika do życia zakonnego i kwestiach dyscypliny klasztornej.





[26] Thegan 36. LMA, V, s. 10-11, 20, 625. Simson, I, s.
23-24. Hartmann, Geschichte Italiens, półtom 1, s. 133. Levison, s. 517. Riche,
Karolingowie, s. 277-288. Schieffer, Die Karolinger, s. 121.





[27] Chodzi tu o obszar
południowo-wschodniej Bawarii [przyp. red.].





[28] MG Cap. I, s. 270 i nast.
Ann. reg. Fr. 817. Handbuch
der Kirchengeschichte, m/1, s. 125. LMA, III, s. 1133-1134; VI, s.
1434-1435. Simson, I, s. 100 i nast., 112-113. Mhlbacher, II, s. 22 i nast. Cartellieri, I,
s. 243. Reinhardt, Untersuchungen, s. 31 - 32. Conrad, s. 102. Steinbach, Dos
Frankereich, s. 71. Tellenbach, Die Unłeilbarkeit, s. 113. Fleckenstein,
Grundlagen und Beginn, s. 104 -105. Schieffer, Die Karolinger, s. 117-118.
Hartmann, Die Synoden, s. 160-161. Schneider, Dos Frankenreich, s. 38. Semmler,
Ludwig der Fromme, s. 28 1 nast. Fried, Der Weg, s. 350-351, który (w
cytacie) obejmuje również czołowe grupy arystokracji. Boshof, Ludwig der
Fromme, s. 129 i nast. Werner,
Die Ursprunge, s. 421 i nast.





[29] Einh. vita Karoli, 19.
Ann. reg. Fr., 812 i nast., zwł. 817-818. Thegan, 22-23. Astron. 29-30, 39, 42. Nith. hist. 1,2. Reginon, chroń.,
818. LMA, I, s. 1983; VI, s. 2171. Simson, I, s. 8-9, zwł. 112 i nast., 120 i
nast. Hartmann, Geschichte Italiens,
HI, półtom 1, s. 102 i nast.
Cartellieri, I, s. 244. Mhlbacher, II, s. 30 i nast. Faulhaber, s. 36. Mohr,
s. 80-81. Bund, s. 393 i nast. Sprigade, s. 71 i nast. Schaab, s. 65 i nast.
Fichtenau, Dos karolingische Imperium, s. 241-242. Noble, s. 315 i nast. Riche,
Karolingowie, s. 135-136. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 141 i nast.





[30] Thegan 24. Nith. hist. 1,2. Astron. 35. Chroń. Moiss.
817. Simson, I, 127-128. Mhlbacher II, s. 3233, 62. Schaab, s. 167. Sprigade,
s. 73 i nast. Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 243. Riche, Karolingowie,
s. 135.





[31] Ann. reg. Fr. 822. Astron. 35. Simson, I, s. 177 i
nast. Mhlbacher II, s. 61 i nast. Schieffer, Die Karolinger, s. 121. Riche,
Karolingowie, s. 135-136. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 147.





[32] Ann. reg. Fr. 829 i nast.
Nith. hist. 1,3. LMA, VI 1201,
1754. Simson, I, s. 300 i nast. (z obfitymi świadectwami Źródłowymi).
Mhlbacher II, s. 11, zwł. 64 i nast. Kupisch, s. 14. Riche, Karolingowie, s.
138. Duby, s. 11 i nast. Por. też Schneider, Das Frankenreich, s. 77. Geremek,
s. 7 i nast., 21 i nast. Bentzien, s. 53. Cipolla/Borchardt, s. 30 i nast.





[33] Astron. 25-26,34.





[34] Riche, Die Welt, s. 98 i nast.





[35] Thegan 13, 15. Astron. 25-26. Ann. reg. Fr. 815-816.
Simson, I, s. 52-53, 64-65. Mhlbacher, II, s. 44-45. R. Schneider, Dos
Frankenreich, s. 37. Kretschmann, Die stammesmdssige Zusammensetzung, s. 23.





[36] Ann. reg. Fr. 818. Thegan 25. Astron. 30.
LMA, II, s. 615 i nast. Simson,
I, s. 128 i nast. Mhlbacher, II, s. 42-43. Schieffer, Die Karolinger, s. 124. Boshof,
Ludwig der Fromme, s. 100-101.





[37] Gaskonia to nazwa
francuska (część Baskonii); Waskowie z Baskonii właściwie stanowili ten sam lud
[przyp. red.].





[38] Ann. reg. Fr. 819, 821. Ann. Bertin. 839. Ann. Sith.
819. Astron. 31-32. dtv Lexikon, VII, s. 117. LMA, IV, s.
1126-1127. Simson, I, s. 140-141, 151. Dummler, s. 166 i nast. Schieffer, Die
Karolinger, s. 123-124. Friedmann, s. 193.





[39] Zawsze ten sam (to samo)
— łac. [przyp. tłum.].





[40] Friuli — Wenecja
Julijska (Friuli — Venezia Giulia), kraina we Włoszech ze stolicą w
Trieście [przyp. red.].





[41] Ann. reg. Fr. 819 i nast.
Thegan 27. Astron. 32-33, 36.
Ann. Sith. 820. LMA, II, s. 463; V, s. 1538, 2055. Simson, I, s. 149 i
nast., 158 i nast., 173 i nast. Mhlbacher, II, s. 54 i nast. Hauptmann, Kroaten, Goten, s. 325 i nast.
Tenże, Die Kroaten im Wandel der Jahrhunderte, s. 12. Vernadsky, s. 265,
279. Cartellieri, I, s. 245 i nast. Zatschek, s. 69-70. Pirchegger,
Karantanien, s. 272 i nast. Schulze,
Vom Reich der Franken, s. 379. McKitterick, s. 129.
Babiæ/Belośeviæ, s. 81 i nast.





[42] Ann. reg. Fr. 822.





[43] Branićewo — miasto
w Serbii nad rzeką Morawą niedaleko jej ujścia do Dunaju, w pobliżu ruin
rzymskiego miasta Viminacium — [przyp. tłum.].





[44] Tamże, Astron. 35-36.
Simson, I, s. 187 i nast. Schieffer,
cyt. za Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s. 141.





[45] Astron. 23.





[46] Ann. reg. Fr. 824. Thegan 31, 49. Astron. 30, 37. Tusculum Lexicon s. 90-91.
LMA, III, s. 21602161. Simson, I, s. 216 i nast. Mhlbacher, II, s. 43-44.
Dummler, I, s. 24-25. Ermoldus Nigellus, cyt. za Riche, Die Welt, s. 98. Anton,
Die Iren, s. 606 i nast. Godman, s. 45 i nast., 250 i nast.





[47] Mhlbacher, n,s. 58-59.





[48] Simson, I, s. 311 ze
wskazaniem Źródeł.





[49] Ann. reg. Fr. 826 i nast.
Astron. 40 i nast. LMA, VI, s. 1406. Simson, I, s. 47 i nast., 267 i nast., 273
i nast.





[50] Ann. reg. Fr. 824 i nast.
Ann. Fuldens. 828-829. LMA,
VI, s. 1407-1408. Simson, I, s, 223, 235-236, 253, 277, 297-298. Mhlbacher,
II, s. 57-58. Schieffer, Die Karolinger, s. 123.





[51] Utyka — w
starożytności osada fenicka w Afryce Płn. w pobliżu Kartaginy; założona ok.
1100 r. p.n.e.; po III wojnie punickiej (149-146) stolica rzym. prowincji
Afryka [przyp. red.].





[52] Ann. reg. Fr. 828. Astron. 42. Simson, I, s. 299.





[53] Ann. reg. Fr. 815. Astron. 25. Wetzer/Welte, VI, s.
458. Handbuch der Europdischen Geschichte, 1, s. 580-581. LThK, wyd. I, VI, s.
494. Kelly, s. 113-114. LMA, V, s. 1877-1878. Simson, I, s. 60 i nast., 234.
Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 96. Gregorovius 1/2, s. 478.
Mhlbacher, II, s. 14. Stratmann, Die Heiligen, IV, s. 173. Cartellieri, I, s.
241. Haller, Papstum, II, s. 18, 24. Seppelt/Schwaiger, s. 96-97. Seppelt II,
s. 186-187. Prinz, Grundlagen und Anfange, s. 102. Schieffer, Die Karolinger,
s. 180. Hartmann, Die Synoden, s. 120, 286. Moser, s. 73. Peter
de Rosa przedstawia wyłupione oczy i ucięte języki jako fakt: Gottes Erste
Diener [Pierwsi słudzy Boga — przyp. tłum.], s. 58.





[54] Ann. reg. Fr. 816. Thegan 16 i nast. Astron.
26. Lib. Pont. (wyd. Duchesne) Wita Steph. IV. 2, 49 i nast. Jaffe, Regesta, 1,
316 i nast. LThK, wyd. I, IX, s. 805; wyd. II, IX, s. 1039-1040. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s. 124.
Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s. 584. Kuhner, Lexikon, s. 55. Kelly,
s. 114-115. Simson, I, s. 67 i nast. Mhlbacher, II, s. 14 i nast. Gregorovius,
12, s. 482-483. Cartellieri, I, s. 241. Eichmann, I, s. 15 i nast., 40 i
nast. Na temat korony generalnie: II, s. 57 i nast. Fritze, Papst, s. 43 i nast. Aubin, s. 152.
Haller, II, s. 24. Seppelt, II, s. 200 i nast. UUmann, s. 215 i nast.,
zwł. s. 218. Gontard, s. 177. Dawson, s. 252. Ermoldus Nigellus cyt. za Riche, Die Welt, s.
91. Tenże, Karolingowie, s. 134. Schieffer, Die Karolinger, s. 115. O. Engels,
s. 23-24. Fried, Der Weg, s. 344-345. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 136
i nast., jak często nieco apologetyczny, dlatego interpretacja Frieda jest dla
niego również „nieprzekonująca". Lub na s. 162, przyp. 389,
„nie dając tutaj możliwości zaznajomienia się ze szczegółami, nie
przekonuje".





[55] Ann. reg. Fr. 817. Kelly, s. 115. LMA, VI, s. 1612.
Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s. 585. Mhlbacher, II, s. 18.
Gregorovius, 1/2, s. 484. Seppelt, II, s. 203 i nast. Hahn, s. 15 i nast.
Prinz, Grundlagen und Anfange, s. 108. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 139-140.





[56] Ann. reg. Fr. 823. Astron. 36. Kuhner, Lexikon, s. 56.
Kelly, s. 115. LMA, VI, s. 1752. Mhlbacher, II, s. 34. Cartellieri, I, s. 241,
247. Gregorovius, II/l, s. 487. Schmirer, II, s. 29. Eichmann, I, s. 47 Seppelt,
II, s. 205. Ullman, s. 233 i nast. Aubin, s. 152. Riche, Karolingowie, s. 136. Schieffer,
Die Karolinger, s. 121-122.





[57] Ann. reg. Fr. 823. Thegan 30. Astron. 37-38. An. Sith.
823. Kelly, s. 114-115. LMA, III, s. 1673 i nast., zwł. s. 1681. Handbuch der
Kirchengeschichte, El/1, s. 129. Simson, I, s. 202 i nast. Mhlbacher, II, s.
34-35. Gregorovius, 1/2, s. 488. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1,
s. 111 i nast. Cartellieri, I, s. 246-247. Haller, II, s. 25. Seppelt, H, s.
205-206. Seppelt/Schwaiger, s. 97. Gontard, s. 177. Zimmermann,
Papstbesetzungen, s. 37-38.





[58] Ann. reg. Fr. 824. Thegan 30. LThK, wyd. I,
I, s. 985, relacjonuje, że Baronius musiał zostaæ zmuszony do przyjęcia
godności kardynalskiej groŹbą ekskomuniki. LThK, wyd. III, I, s. 31 przemilcza
ten wstydliwy fakt. Kelly, s. 116. Simson, I, s. 213 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 489. Seppelt, II, s. 206.





[59] Zazwyczaj wyjęcie spod
powszechnej jurysdykcji; w tym przypadku: wyjęcie klasztoru spod władzy miejscowego biskupa [przyp. tłum.].





[60] Constitutio Romana: MG Capit. 1, s. 323-324. Por. też:
De imperatoria potestate in urbe Roma libellus: MG Scriptores III, s. 720. Lib.
Pont., Vita Eugen 2,69-2,70. Jaffe, Regesta, 1,320 i nast. Ann. reg. Fr. 824.
Astron. 38. Kuhner, Lexikon, s. 56. Kelly, s. 116 i nast., 133. LMA, III, s.
176-177; IV, s. 295; VI, s. 1752. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s.
129-130. Simson, I, s. 225 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom
1, s. 113 i nast. Mhlbacher, II, s. 35-36. Cartellieri, I, s. 247.
Gregorovius, 1/2, s. 487-488. Seppelt/Schwaiger, s. 98. Seppelt, II, s. 205,
208-209. Haller, II, s. 25-26. Steinbach, Das Frankenreich, s. 73. Lówe,
Deutschland, s. 174. Fischer, Kónigtum, Adel, s. 81. Prinz, Grundlagen und
Anfange, s. 108. Schieffer, Die Karolinger, s. 121 -122. Hartmann, Die Synoden,
s. 173 i nast.





[61] Delegata [przyp. tłum.].





[62] Dla zbawienia wszystkich
[przyp. tłum.].





[63] MG Cap. 2,4. MG Conc. 2,606 i nast. Astron. 35.
Altaner/Stuiber, s. 225-226. Kraft, s. 448. Simson, I, s. 303, 315 i nast.
Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 96 i nast., 128-129. Dmmler,
I, s. 48 i nast. Cartellieri, I, s. 245. Steinbach, Das Frankenreich, s. 72-73.
Voigt, Staat und Kirche, s. 419-420. Faulhaber, s. 46 i nast., 100 i nast.
Mohr, s. 91-92. Lówe, Deutschland, s. 181-182. Halphen, The Church, s. 444.
Bund, s. 398 i nast. Schieffer, Die Karolinger, s. 121, 127. Riche, Karolingowie, s. 136-137. Por. też na ten temat
Gurjewitsch, s. 196 i nast.

 





[64] Autorytet [przyp. tłum.].





[65] Władza [przyp. tłum.].





[66] Simson, I, s. 300 i nast.
z wieloma wskazówkami źródłowymi. Dmmler, I, s. 46 i nast. Cartellieri, I, s. 252. Dórries, II, s. 217.
Weinrich, Wala, s. 60 i nast. Goetz, s. 27. Duby, s. 12.





[67] Ann. reg. Fr. 819. Nith. hist. 1,2. Thegan 25-26.
Astron. 8, 32. Simson, I, s. 145 i nast. (tu cytat z Ludena).
Mhlbacher, II, s. 39-40. Konecny, Die Frauen, s. 99-100. Fichtenau, Dos karolingische
Imperium, s. 250 i nast. (tu cytat z Agobarda).





[68] Ślub Ludwika i Judyty
odbył się w lutym 819 r.; Gizela urodziła się ok. 820 r. [przyp. tłum.].





[69] Ann. reg. Fr. 828-829. Thegan, 35-36. Astron. 43.
Nith. hist. 1,3. Mhlbacher, II, s. 40-41. Simson, I, s. 325 i nast. Faulhaber,
s. 50-51. Sprigade, s. 80-81. Boshof, Erzbischof Agobar, s. 195 i nast. Weinrich,
Wala, s. 70-71. Fichtenau, Dos karolingische Imperium, s. 252 i nast.





[70] Ann. reg. Fr. 827, 829. Nith. hist. 1,3.
Astron. 43. LMA, I, s. 1985. Simson, I, s. 330 i nast. Mhlbacher, II, s. 74 i nast. Schieffer, Die
Karolinger, s. 127-128. Por. też przypis następny.





[71] Thegan 36. Astron. 44. An. Fuldens. 830. Ann. Bertin.
830. Regin, chroń. 838. Pasch. Radbert. Epitaph. Arsenii 2,8. Agobard, Lib. apologet.
2. LMA, III, s. 934, IV, s. 2121, V, 2123, VI, 2170. Simson, I,
s. 329, 335-336. Mhlbacher, II, s. 74 i nast. Boshof, Erzbischof Agobard, s.
196 i nast., 208. Weinrich, Wala, s. 70 i nast. Fichtenau, Dos karolingische Imperium, s.
167-168. Bund, s. 401 i nast. Riche, Karolingowie, s. 136 i nast. Tenże, Die
Welt, s. 117, 222-223.





[72] Audacter calumniare,
semper aliquid haeret —(łac.) szkalujcie śmiało, zawsze coś przylgnie
[przyp. tłum.].





[73] Za pierwszymi przeciwko
pierwszemu (łac.) [przyp. tłum.].





[74] Nith. hist. 1,3. Ann. Bertin. 830-831. Astron.
44 i nast. Thegan 36. Ann. Mett. 830. Paschal. Radbert. Vita Walae 9-10.
LMA, III, s. 225, 295, 1682. Simson, I, s. 335 i nast., 341 i nast., 351 i
nast.; II, s. 1 i nast., 232 i nast. Mhlbacher, II, s. 82 i nast. Dmmler, I,
s. 56 i nast., 65 i nast. Cartellieri, I, s. 253 i nast., 286 i nast. Sprigade,
s. 80 i nast. Weinrich, Wala,
s. 74 i nast. Konecny, Die Frauen, s. 97-98. Fichtenau, Das karolingische
Imperium, s. 257-258, 267-268. Schieffer, Die Karolinger, s. 128 i nast. Riche,
Karolingowie, s. 139.





[75] Thegan 39. Astron. 47-48. Ann. Fuldens. 832. Ann.
Bertin. 832-833. Nith. hist. 1,3-4. LMA, I, s. 216; VI, s. 2170. Handbuch der
Kirchengschichte, m/1, s. 140. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.263-264.
Simson, II, s. 17 i nast., 32 i nast., 40 i nast. Mhlbacher, II,
s. 88 i nast., 91 i nast. Cartellieri,
I, s. 244, 246-247, 256. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 133 i
nast. Steinbach, Das Frankenreich, s. 73. Haller, II, s. 38. Seppelt/Schwaiger,
s. 98-99. Aubin, s. 153-154. Bund, s. 405 i nast. Fleckenstein, Grundlagen und
Beginn, s. 105-106, 124-125. Schieffer, Die Karolinger, s. 127-128, 130-131.
Riche, Karolingowie, s. 139-140.





[76] Ann. Xantens. 833. Thegan 42. Ann. Fuldens. 833. Ann.
Bertin. 833. Astron. 48. Nith. hist. 1,4. Paschas. Radbert. Epit. Arsen. 2,14 i
nast. LMA, III, s. 1405. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l s. 141. Dmmler,
I, s. 74 i nast. Simson, II, s. 31 i nast., 44 i nast., 61. Mhlbacher, II, s. 98 i nast. Hartmann,
Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 138. Cartellieri, I, s. 256. Voigt,
Staat und Kirche, s. 448 i nast. Boshof, Erzbischof Agobard, s. 216 i nast.
Sprigade, s. 78-79. Grotz, s. 22. Steinbach, Das Frankenreich, s. 74. Weinrich,
Wala, s. 79 i nast. Dawson, s. 254-255 interpretuje taktykę papieża
korzystnie dla niego. Seppelt/ /Schwaiger, s. 99. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s. 125.
Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 278-279. Riche, Karolingowie, s. 140.
Schieffer, Die Karolinger, s. 131-132. Ullmann, s. 246 i nast. Bund, s.
407 i nast.





[77] Astron. 48. Thegan 42 i nast. Ann. Bertin. 833. Ann.
Remens. 833. Ann. Fuldens. 834. Dmmler, I, s. 79 i nast. Simson,
II, s. 52 i nast., 62 i nast., 76. Mhlbacher, II, s. 100 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III,
półtom 1, s. 139. Cartellieri, I, s. 257. Boshof, Erzbischof Agobard, s.
240-241, 253. Voigt, Staat und Kirche, s. 448 i nast. Bund, s. 409 i nast.
Schieffer, Die Karolinger, s. 132-133. Riche, Karolingowie, s. 140.





[78] Cyt. tamże, s. 141. Por.
też LMA, V, s. 144. Handbuch
der bayerischen Geschichte, s. 263-264. Simson, II, s. 54 i nast., 80 i
nast. Na temat twórczości Rabana Maura: Haend-ler, s. 125 i nast.





[79] Za Riche, Karolingowie,
s. 140.





[80] LThK, wyd. I, I, s.
143-144. LMA, I, s. 216-217. Mhlbacher, II, s. 103 i nast. Rahner, s. 181.
Por. też Deschner, I znowu zapiał kur, II, s. 120, 130. Boshof, Erzbischof Agobard, s. 244. Wiegand, s.
221, 232, 247. Oepke, s. 292-293.





[81] Nith. hist. 1,3. Thegan 43. Ann. Bertin. 833. Ann.
Fuldens. 834. Astron. 48-49. LMA, I, s. 216-217; V, 2124. HKG
III/l, s. 141. Simson, II, s. 63 i nast., 66 i nast. Mhlbacher, II, s. 105 i nast. Hartmann,
Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 139-140. Dmmler, I, s. 84 i
nast. Cartellieri, I, s. 257-258. Mohr, s. 98 i nast. Schóffel, I, s. 53.
Zatschek, s. 74. Wiegand, s. 221. Boshof, Erzbischof Agobard, s. 228 i nast.,
241 i nast. Bund, s. 413 i nast. Schieffer, Die Karolinger, s. 133. Riche, Karolingowie, s. 140.
Hartmann, Die Synoden, s. 188.





[82] Sacrilegium —
świętokradztwo, homicidium — mord, periurium — krzywoprzysięstwo
[przyp. tłum.].





[83] Simson, II, s. 72 i nast.
Mhlbacher, II, s. 109-110.
Sommerlad, II, s. 192-193. Schóffel, I, s.





[84] Astron. 51. Mhlbacher,
II, s. 110 i nast. Simson, II, s. 73 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 140. Cartellieri, I, s.
258. Schóffel, I, s. 53.





[85] Astron. 54. Thegan 44-45. Ann. Bertin. 833-834. Flod.
2,20. LMA, III, s. 1527-1528. Dummler, I, s. 86 i nast. Simson, I, s. 207 i nast.; II, s.
75. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 140. Bertram, s. 33.
Boshof, Agobard von Lyon, s. 251. Schóffel, s. 52-53. Haller, II, s. 42. Seppelt/Schwaiger,
s. 100. McKeon, s. 437 i nast.





[86] Nith. hist. 1,4.





[87] Ann. Bertin. 834. Nith. hist. 1,3 i nast. Astron.
50 i nast. Thegan 48 i nast. Simson, II, s. 79 i nast., 84 i nast., 102 i
nast., 113 i nast. Dummler, I, s. 90 i nast., 97 i nast. Mhlbacher, II, s. 110
i nast., 116 i nast., 132. Hartmann,
Geschichte Italiens, El, półtom 1, s. 140-141, 145. Cartellieri, I, s. 259. Steinbach,
Das Frankenreich, s. 74. Hoffmann, s. 11-12. Fichtenau, Das karolingische
Imperium, s. 269, 284. Hlawitschka, Franken, s. 54-55. Riche, Karolingowie, s.
141. Schieffer, Die Karolinger, s. 133-134. Gótting, s. 56 i nast.





[88] Ann. Bertin. 835. Astron. 54. Thegan 56. LMA, I, s.
661. Simson, II, s. 75, 120-121, 126 i nast., 132-133. Mhlbacher, II, s. 121-122.
Hartmann, Die Synoden, s. 188-189.





[89] LMA, III, s. 1527 i nast.
Mhlbacher, II, s. 123,
127-128. Hartmann, Fdlschungsverdacht und Falschungsnachweis, s. 111 i nast.





[90] Syn. Aachen 836 c.5-6, 12, 14. Simson, II, s. 148 i
nast. Mhlbacher, II, s. 126 i nast. Hartmann, Die Synoden, s. 190 i nast.





[91] Mhlbacher, II, s. 126, 128. Geremek, s. 52. Staubach,
s. 30 i nast.





[92] Ann. Bertin. 838-839, 844. Ann. Fuldens. 838,
840. Einh. vita Kar. 3, 5. Ann. reg. Fr. 760 i nast. Astron. 59 i nast.
Nith. hist. 1,6 i nast. LMA,
I, s. 829-830 (Claude); VI, s. 2170. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.
264. Simson, II, s. 148 i nast., 171 i nast., 176 i nast., 195 i nast.,
217 i nast., 222 i nast. Dummler, I, s. 268. Mhlbacher, II, s. 133 i nast.,
137 i nast., 144 i nast. Nov,
Die Anfdnge, s. 162-163. Schieffer, Die Karolinger, s. 136-137. Riche,
Karolingowie, s. 142. Tenże, Die Welt, s. 22.





[93] Chodzi o młodszego brata
Pepina II akwitańskiego; Karol nie występuje w źródłach po roku 848 —
zmarł bądź trafił do klasztoru [przyp. red.].





[94] Astron. 62 i nast. Ann. Bertin. 840. Ann. Fuldens.
840. Ann. Xantens. 840. Nith. hist. 1,8. Dummler, I, s. 135 i
nast. Simson, II, s. 228 i nast. Mhlbacher, II, s. 47, 148. Schieffer, Die
Karolinger, s. 137.





[95] Astron. 42-43, 51-52, 58-59, 62. Nith. hist. 2,10;
3,5; 4,5. LMA, I, s. 634, 2023; VI, s. 1201.





[96] Centulum — opactwo
opodal Crecy-en-Ponthieu [przyp. red.].





[97] Ann. Xantens. 831 i nast.





[98] Ann. Bertin. 837-838. Ann. Xantens. 834-835. Nith.
hist. 1,3. LMA, III, s. 12641265; V, 1999-2000; VI, 1249-1250. Dummler, I, s.
102 i nast., 122, 193-194. Mhlbacher, II, s. 49-50, 131132, 135. Hatmann,
Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 143 i nast. Steinbach, Dos Frankenreich,
s. 73. Aubin, s. 154. Mayr-Harting, s. 94 i nast. Riche, Karolingowie, s.
142-143. Tenże, Die Welt, s. 298 i nast. Schieffer, Die Karolinger, s. 134-135,
138, 144. Hopfner, Wikinger, s. 11 i nast.





[99] Erin, Erie —
celtycka nazwa Irlandii [przyp. red.].





[100] Hopfner tamże, Mhlbacher, II, s. 251. Riche, Die
Welt, s. 299 i nast.





[101] Niech umrze śmiercią
— [przyp. tłum.].





[102] Ann. Bertin. 838. Ann. Xantens. 834.





[103] Regin, chron. 876





[104] Ann. Bertin. 854





[105] Ann. Fuldens. 869





[106] Regin, chron. 880





[107] Fried, Die Formierung, s. 61. Riche, Die Welt, s. 298.





[108] Thegan 13. Riche, Die Welt, s. 302-303. Leyser,
Herrschaft und Konflikt, s. 15. Fried, Der Weg, s. 368 i nast. Schneider, Das
Frankenreich, s. 74 i nast. Werner, Die Ursprunge, s. 450. Por.
na temat rosnącego zniewolenia wolnych chłopów podczas IX do XI wieku: Rósener,
Bauern, s. 18 i nast., zwłaszcza s. 26 i nast., rówież Schneider, Das
Frankenreich, s. 76 i nast. A na temat „ambiwalencji" Kościoła choćby
Bentzien, s. 54-55. Majoros u Umeljiæa, s. 13.





[109] Nith. hist. 2,1. Ann. Bertin. 840. Ann. Xantens. 840.
Ann. Fuldens. 840. Regin, chron. 840. Flod. hist. Remens. 2,20. Mhlbacher, II,
s. 151 i nast. Dummler, I, s. 139 i nast., 148, 168, 253 i nast. Riche, Die
Welt, s. 302-303. Schieffer, Die Karolinger, s. 140. Fried, Die
Formierung, s. 5-6, 60-61.





[110] Nith. hist. 2,1; 4. Ann. Fuldens. 840. LMA, VI, s.
1201. Mhlbacher, II, s. 152 i nast. Werner, Die Ursprunge Frankreichs, s. 430.





[111] Obniżenie między Wyżyną
Szwabską i Wyżyną Frankońską (główna miejscowość Nórdlingen) powstałe wskutek
uderzenia meteorytu [przyp. red.].





[112] Nith. hist. 2,2 i nast. Ann. Fuldens. 841. Ann.
Bertin. 841. LMA, IV, s. 626. Mhlbacher, II, s.157 i nast.





[113] Nath. hist. 2,8 i nast. 3,1. Ann. Fuldens. 841. Ann.
Bertin. 841. Regin, chron. 841. LMA, IV, s. 626-627. Handbuch der Europdischen
Geschichte, I, s. 594. Mhlbacher, II, s. 161 i nast., 178. Pietzcker,
s. 318 i nast. Rau, I, s. 383-384. Daniel-Rops, s. 556. Schieffer, Die Karolinger, s. 140 -141. Riche,
Karolingowie, s. 146-147. Fried, Die Formierung, s. 61. Schulze, Vom Reich der
Franken, s. 326.





[114] Nith. hist. 3,2; 4,2 i nast. Ann. Bertin. 841-842.
Ann. Fuldens. 842. Ann. Xantens. 841-842. LMA, IV, s. 1928. Schulze, Vom Reich
der Franken, s. 326-327. Schieffer, Die Karolinger, s. 141. Leyser,
Herrschaft und Konflikt, s. 14.





[115] Nith. hist. 3,3. Ann. Bertin. 841. Mhlbacher, II, s.
170-171.





[116] Nith. hist. 3,5. Mhlbacher, II, s. 171 i nast.,
195-196. Por. też Baniard, s. 214.





[117] Nith. hist. 3,5; 7. 4,1. Ann. Fuldens. 842. Ann. Bertin.
842. Ann. Xantens. 842. Mhlbacher, II, s. 173 i nast. Riche, Die Welt, s. 23 i
nast. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 327.





[118] Nith. hist. 4,7.





[119] LMA, IV, s. 577. Cyt. za: Mhlbacher,
II, s. 193-194. Por. na temat krytyki Karola bardzo dobrą biografię Kahla, Karl
der Grope, s. 94 i nast., zwłaszcza s. 98 i nast.





[120] Nauczyciel Germanii
[przyp. tłum.].





[121] Nith. hist. 4,3 i nast.,
zwł. 4,7. Ann. Fuldens.
842-843. Ann. Bertin. 843. Ann. Xantens. 843. Tadey, s. 559, 744, 869.
LMA, IV, s. 577; V, s. 971, 2124-2125, 2128-2129; VI, 1289-1290. Na temat
traktatu z Verdun por. choæby literaturę podaną u Reindla w Handbuch der
bayerischen Geschichte, I, s. 264, przyp. 120. Mhlbacher, II, s. 176 i nast., 195 i nast. Riche, Die Welt, s. 21.
Fried, Die Formierung, s. 1 i nast., 16 i nast., 61-62, 65. Schulze, Vom Reich
der Franken, s. 327 i nast.





[122] Ann. reg. Fr. 817. Ann. Fuldens. 849. Chronić.
Hildesh. 851. LMA, III, s. 2176-2177; IV, s. 1-2, 445-446, 1615-1616,
1713-1714; V, s. 71 (Fleckenstein), 910 i nast., 2039-2040. Handbuch der
bayerischen Geschichte, I, s. 223, 260, 373-374, 467, 530 (Glaser). Dummler, I,
s. 26. Lindner, Untersuchungen, s. 227 i nast. Schur, s. 24 i nast., Pothmann,
s. 746 i nast. Werner, Die Ursprunge Frankreichs, s. 425. Strmer, Im
Karolingerreich, Unterfrdnkische Geschichte, I, s. 163-164. Prinz, Die innere
Entwicklung, Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 367-368. Schneider, Das
Frankenreich, s. 56. Schieffer, Die Karolinger, s. 149-150. Według Frieda, Der
Weg, s. 392-393, Ludwik II zachowywał rezerwę wobec duchowieństwa. Voss,
Herrschertreffen, s. 9, nie nazywa w aneksie do C. Brhla Ludwika II
„Niemieckim", lecz „Wschodniofrankijskim". Na ten temat
też Brhl, Deutschland-Frankreich, s. 140-141.





[123] Ann. Fuldens. 847. Ann. Bertin. 844, 853, 855. LMA,
IV, s. 1615; V, s. 2172-2173. Dummler, II, s. 426 i nast.
Mhlbacher, II, s. 200, 206 i nast., 210, 299. Schur, s. 10-11, 13 i nast.
Lugge, s. 59 i nast. Lwe, Gozbald von Niederaltaich, s. 164 i nast. Schieffer, Das Frankenreich, s. 607
i nast. Fried, Die Formierung, s. 16 i nast., 57-58. Tenże, Der Weg, s. 392.
Schulz, Vom Reich der Franken, s. 332. Hartmann, Die Synoden, s. 222 i
nast., 466.





[124] Dalemińcy (Głomacze)
— plemię Słowian połabskich, grupy serbołużyckiej, nad środkowąŁabą; od
805 r. atakowani przez Franków, od ok. 900 r. przez Sasów; w 929 r. Dalemińców
pobił król niem. Henryk I i zbudował na ich ziemi gród Miśnię, która stała się
ośrodkiem marchii [przyp. red.].





[125] Ann. Bertin. 844, 851, 856, 867. Ann. Fuld. 844, 851.
LMA, III, s. 2177; V, s. 2173 (W. Strmer). Handbuch der bayerischen
Geschichte, I, s. 260 (Reindel). Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s.
607 i nast. (Schieffer). Dummler, II, s. 424. Mhlbacher, II, s. 197 i nast.,
229 i nast. Voigt, Staat und Kirche, s. 431. Schur, s. 11 -12. Zatschek, s. 78
i nast., 90 i nast. Epperlein, s. 268 i nast. Prinz, Innere Entwicklung,
Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 368. Por. też s. 371-372. Werner,
Die Ursprunge Frankreichs, s. 437. Riche, Karolingowie, s. 166-167. Tenże, Die
Welt, s. 298. Schieffer, Die Karolinger, s. 150. Fried, Die Formierung, s. 65.
Hartmann, Die Synoden, s. 208. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 378. Tellenbach,
Die westliche Kirche, s. 19.





[126] Nith. hist. 4,6. Ann. Bertin. 842. Ann. Xantens.
843.





[127] Ann. Bertin. 868, 873. Regin, chron. 870. LMA, IV, s.
514. Tusculum Lexikon, s. 267-268. Dummler, II, s. 321 i nast.,
334-335, 356 i nast. Simson,
I, s. 326. Mhlbacher, II, s. 334 i nast. Grotz, s. 268-269. Sprigade, s. 95 i
nast. Riche, Die Karolinger, s. 229-230, 237.





[128] Por. np. Ann. Bertin. 844-845, 850. LMA, V, s. 967.
Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s. 609. Schieffer, Die Karolinger, s.
144-145. Riche, Die Welt, s. 297. Fried, Die Formierung, s. 64.





[129] Od wołu starszego uczy
się orać młodzy (łac.) [przyp. tłum.].





[130] Wierny królowi [przyp.
tłum.].





[131] Ann. Berlin. 851, 856-857. Regin, chron. 860,
866, 874. LMA, II, s. 615 i nast.; III, s. 211212, 2149; IV, s. 433; V, s.
2172; VI, s. 1228-1229. Handbuch der Europaischen Geschichte, I, s. 487 i
nast., 603-604.





[132] Ann. Fuldens. 844. Ann. Berlin. 844. LMA, V, s. 159. Mhlbacher,
II, 219-220. Sprigade, s. 89-90.





[133] Ann. Fuldens. 843-844. An. Berlin. 844. LMA, VI, s. 2170-2171. Handbuch
der Europaischen Geschichte, I, s. 603. Werner, Die Urspriinge Frankreichs, s.
437-438.





[134] Ann. Berlin.
848-849, 852 i nast., 864. Ann. Fuldens. 851. Regin, chron. 853.
LMA, VI, 2170-2171. Dmmler, I, s. 95 i nast., 108 i nast. Simson, II, s. 90 i nast., 126 i nast.
Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom I, s. 141. Mhlbacher, II, s. 224,
227. Bertram, s. 34. Cartellieri, s. 260. Aubin, s. 154-155.





[135] MG Capit. II, s. 263 i nast., 277-278. Ann. Berlin. 852
i nast., 864. Regin, chron. 853. LMA, V, s. 29-30, 159, 967 i nast, 2174; VI,
2170-2171. Martindale, Charles
the Bald, s. 109, 114. Sprigade, s. 92 i nast. Werner, Die Urspriinge, s. 440. Schieffer,
Die Karolinger, s. 146.





[136] Ann. Fuldens. 853-854. Mhlbacher, II, s. 229 i nast.





[137] Ann. Fuldens. 854. Ann. Berlin. 854. Mhlbacher, II,
s. 231 i nast. Werner, Die Urspriinge, s. 440.





[138] Ann. Fuldens. 855. Ann. Bertin. 855. Regin, chron.
855. LMA, II, 1065. Mhlbacher, II, s. 234-235. Werner, Die
Urspriinge, s. 441-442.





[139] Ann. Berlin.
857-858. Ann. Fuldens. 858. LMA, I, s. 440-441. Mhlbacher, II,
s. 235 i nast., 242 i nast., 262. Werner, Die Urspriinge, s. 441.





[140] Chodzi o Konrada, brata
Judyty bawarskiej, drugiej żony Ludwika Pobożnego [przyp. red.].





[141] Ann. Bertin. 860. Ann. Fuldens. 860. Ann. Xantens.
860. Handbuch der Europaischen Geschichte, I, s. 604. Mhlbacher, II, s. 247 i
nast., 254 i nast. Werner, Die Urspriinge, s. 441. Voss, s. 42.





[142] Ann. Xantens. 861-862.
Na temat pyłu jako relikwii i lekarstwa: Triib, s. 108 i nast. —
demaskatorska książka na temat chrześcijańskiego kultu świętych.





[143] Niemieckie określenie
Sklave — niewolnik, poddany (Slawe —Słowianin), wywodzi się wprost
od średniowiecznego łacińskiego sclauus, a to z kolei ze średniowiecznej greki
— scldbos, w tym czasie bowiem niewolnikami w krajach Orientu byli
głównie Słowianie [przyp. tłum.].





[144] Autor stosuje tu obecne nazwy
narodowe i podaje współczesne obszary zamieszkania. W rzeczywistości podziały
plemienne i proces zasiedlenia Europy środkowej, wschodniej i południowej były
dużo bardziej skomplikowane [przyp. red.].





[145] LMA, VII, s. 2000-2001. Handbuch der Europeischen
Geschichte, s. 160 -161, 362 - 363. Vernadsky, s. 252 i nast.
Jirećek, s. 61 i nast., 81 i nast., 100 i nast. Dannenbauer, II, s. 7. Rice, s. 140, zwł. s. 33
i nast. Herrmann, J., Urhei-mat und Herkunft, Einleiłung, s. 12 -13.





[146] Słowian połabskich
— głównie Serbów łużyckich [przyp. red.].





[147] Wiele danych źródłowych
znajduje się u Herrmanna, Slawisch-germanische Beziehungen, s. 21 i nast. LMA,
III, s. 1779; VII, s. 2001. Hauck, II, s. 350 i nast. Stadtmuller, s. 88 i
nast. Ewig, s. 55. Bosi, Europa im Mittelalter, s. 155-156, 175. Strmer, Friiher Adel, s. 202.
Stern/Bartmuss, s. 116-117. Por. też recenzję B. Wachtera w: 10, 1972, s. 539 i
nast. Angelov/Ovarov, s. 58 i nast.





[148] Lutycy (Lucicy, Wieleci,
Wilcy) — grupa Sowian połabskich, zajmująca tereny nad rzekami Hawelą i
Pianą po Bałtyk; dzielili się na cztery główne plemiona: Redarów, Doleńców,
Czrezpienian i Chyżan, które utworzyły tzw. Związek Wielecki, znany już w IX
w.; w X/XII w. ziemie Lutyków weszły w skład księstw Obodrytów i k.
zachodniopomorskiego [przyp. red.].





[149] Pustertal (wł. Val
Pusteria) — dolina górnej Drawy i jej dopływu Rienz, we wschodnich Alpach
na pograniczu Austrii i Włoch [przyp. tłum.].





[150] LMA, III, s. 1779 i
nast. Handbuch der
Europaischen Geschichte, I, s. 364. Waldmuller, s. 111 i nast. Fried, Die
Formierung, s. 16. Babić/Beloević, s. 81 i nast., 88 i nast. Friesinger, s. 109
i nast. Kahl, Zur Rolle der Iren, s. 375-376.





[151] Ann. Fuldens. 845. Taddey, s. 727. LMA, III, s. 1779.
Kaiser, s. 9-10. Por. Huber, Die Met-ropole, s. 24 i nast. Tenże, Das
Verhdltnis, s. 58-59. Schieffer, Dos Frankenreich, w: Handbuch der Europaischen
Geschichte, I, s. 600-601. Hellmann, Die politisch-kirchliche Grundlegung, w:
Handbuch der Europaischen Geschichte, I, s. 862-863. Mhlbacher,
II, s. 202. Naegle, I, s. 43 i nast.; II, s. 226. Hilsch, Die Bischofe von Prag, s. 25. Schulze,
Vom Reich der Franken, s. 378-379.





[152] Ann. Fuldens. 847. Ann. Xantens. 850.





[153] An. Fuldens. 849. Ann. Bertin. 853. Schulze, Vom Reich
der Franken, s. 378.





[154] Sclaui [przyp. tłum.].





[155] Bonifat. ep. 73. Ann. Bertin. 853. Notker, Gęsta
Karoli, 2,12. Hauck, II, s. 351 i nast. Zóller, s. 195, i nast.
Donnert, s. 357. Lubenow, s. 10. Fried, Die Formierung, s. 16. Na temat
sytuacji w czasie przed Bonifacym: M. Werner, Iren und Angelsachsen, s. 239 i
nast. Por. na temat demonizowania innowierców również: Pa-tschovsky, Der Ketzer
als Teufelsdiener, s. 317 i nast. Tellenbach, Die westliche Kirche, F, s. 17 i
nast., 22.





[156] LMA, VI, s. 1557-1558.
Hauck, II, s. 728 (tam na temat Otfrida z WeiBenburga z podaniem źródeł).





[157] Chronica Slavorum (1581
r.; wyd. polskie 1862) - ważne źródło do historii Słowian połabskich i ich
walki z najazdem niem. w XII w. [przyp. red.].





[158] Por. Bonifat. ep. 80. Regin, chron. 866. Hełm. Chron.
Slav. 68. LMA, V, s. 1931-1932. Erd-mann, Heidenkrieg in der Liturgie, s. 57.
H. Hirsch, Der mittelalterliche Kaisergedanke, s. 22-23. Holtzmann, Geschichte,
I, s. 179. Donnert, Studien zur Slawenkunde, s. 329. Schlesinger, Die
mittelalterliche Ostsiedlung, s. 45. Bnding-Naujoks, s. 67 i nast., 113.
Kosminski/Skaskin, s. 158-159. Stern/Bartmuss, s. 123. Epperlein, s. 263 i
nast. Schneider, Dos Frankenreich, s. 65. Leyser, Herrschaft und Konflikt, s.
14 i nast.





[159] Herrmann, Materielle und geistige Kultur, s. 259 i
nast. Dórries, II, s. 182-183. Leyser, Herrschaft und Konflikt, s. 14 i nast.





[160] Ann. Fuldens. 857, 871. Regin, chron. 892. Thietm.
1,4. Schnurer, II, s. 13. Aufhauser, s. 1. Weller, Wurtembergische
Kirchengeschich-te, s. 47 - 48. Bosi, Herzog, Knig und Bischof, s. 270. Tenże,
Bayerische Geschichte, s. 61 i nast. Tenże, Europa, s. 175.





[161] Ann. Fuldens, 874, 877. Dmmler, II, s. 372.





[162] Ann. Fuldens. 873 i nast. Ann. Xantens. 873.
Mhlbacher, II, 333 i nast. Jeggle, s. 109-110.





[163] Dynastia salicka,
częściej zwana frankońską — d. panująca w Niemczech w latach 1024-1125,
kiedy to zaostrzyła się rywalizacja między papiestwem a cesarstwem [przyp.
tłum.].





[164] Civitates
—(łac.) miasta, tu: grody [przyp. tłum.].





[165] LMA, VII, s. 2001-2002. Handbuch der Europeischen
Geschichte, I, s. 360, 364, 890. K. Schiinemann, Deutsche Kriegsfuhrung im
Osten wahrend des Mittelalters, w: DAM, t. 2, 1938, s. 55 i nast. Powołuję
się tutaj na W. Hensla, Die Slawen im friihen Mittelalter, s. 443. Menzel, I, s. 406. Bauer, Der
Livlandkreuzzug, s. 27. Bnding-Naujoks, p. przyp. 43. Fried, Die
Formierung, s. 20.





[166] Ann. reg. Fr. 822.





[167] Hron (niem. Grań)
— lewobrzeżny dopływ Dunaju na terenie Słowacji [przyp. red.].





[168] Ann. Fuldens. 846. LMA, VI, s. 106-107, 720-721; VII,
s. 232. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 261 i nast., 265-266, 443
(Prinz). Na kontekst źródeł dotyczących historii Państwa
Wielkomorawskiego wskazuje Novy, Die Anfdnge, s. 166, przyp. 67. Na temat
granic Państwa Wielkomorawskiego: Klebel, s. 19 i nast. Mhlbacher, II, s.
204-205. Graus, Die Entstehung
der Legenden, s. 161-162. Kosminski/Saskin, s. 151. Schieffer, Die Karolinger,
s. 150. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 381-382. Erdelyi, s. 155 -156.
Chropovsky, s. 161 i nast.





[169] Hilsch, Die Bischofe von Prag, s. 25. Graus, Die
Entwicklung der Legenden, s. 161 -162.





[170] Ann. Bertin. 846, 848-849, 850. Ann. Fuldens. 844 i
nast., 849. Ann. Xantens. 844 i nast., 849. Handbuch der
bayerischen Geschichte, s. 265-266. Por. na temat Wielkiej Morawy przede
wszystkim Magnae Moraviae Fontes Historici, 5 tomów, 1966/1977. Hauck, II, s. 713 i nast. Aufhauser,
s. 1. Hilsch, Die Bischofe von Prag, s. 25. A. v. Miiller, Geschichte unter uns, przyp.
125 i tabl. 25. Hellmann, Grund-fragen slavischer Verfassungsgeschichte, s. 387
i nast. Novy, Die Anfdnge, s. 173. Bosi, Herzog, Knig und Bischof, s. 271,
278-279. Schieffer, Die Karolinger, s. 150. Hartmann, Die Synoden, s. 228 i
nast.





[171] Ann. Fuldens. 850-851. Rau, III, s. 2-3. Por.
Geremek, s. 51-52.





[172] Ann. Fuldens. 852, 855. Ann. Bertin. 855. Handbuch der
bayerischen Geschichte, I, s. 266. Hartmann, Die Synoden, s. 228
i nast.





[173] Ann. Fuldens. 855 i nast. Ann. Bertin. 856-857,862.





[174] Ann. Fuldens. 864, 869. Ann. Bertin. 869.





[175] Ann. Fuldens. 857, 871-872. Handbuch der bayerischen
Geschichte, I, s. 265-266. Mitterauer, s. 91 i nast.





[176] Ann. Fuldens. 861 i nast. Ann. Bertin. 861-862, 864 i
nast., 870. Ann. Xantens. 871. Regin, chron. 880. LMA, III, s. 2176-2177; V, s.
996. Handbuch der bayerischen Geschichte, s. 265 i nast. Mhlbacher, II, s. 321
i nast., zwł. 323-324. Bund, s. 469.





[177] Ann. Fuldens. 866, 883, 885, 887, 889. Ann. Bertin.
862, 866. LMA, V, s. 996. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 277.
Schur, s. 24 i nast.





[178] Ann. Fuldens. 858, 866, 871 i nast. Ann. Bertin. 862,
866. Ann. Xantens. 873. LMA, V, s. 2174. Mhlbacher, II, s.
325-326, 333-334. Triib, s. 73 i nast.





[179] Ann. Fuldens. 874.





[180] Patrz przyp. 187.





[181] Patrz przyp. 188.





[182] Patrz przyp. 190-191, 193.





[183] Regin, chron. 868.





[184] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne) 2,52 i nast. Jaffe,
Regesta, 1,318 i nast. Ann. reg. Fr. 824. LMA, IV, s. 78; VI, s. 1752. Khner,
Lexikon, s. 56-57. Kelly, s. 116-117. Seppelt, II, s. 207, 214. Haller, II, s.
27. Kolmer, s. 5.





[185] Lib. Pont. 2,86 i nast.
Jaffe, Regesta, 1,327 i nast. Ann.
Bertin. 844. Ann. Xantens. 844, 846. Ann. Fuldens. 843. Khner, Lexikon, s. 57.
Kelly, s. 118-119. LThK, wyd. I, IX, s. 492. LMA, III, s. 1404. Mhlbacher, II,
s. 213 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, pół-tom 1, s. 221-222.
Haller, II, s. 27 i nast. Seppelt, II, s. 220 i nast. Seppelt/Schwaiger, s. 100.
Grotz, s. 30. Riche, Karolingowie, s. 153. Schieffer, Die Karolinger, s. 148.





[186] Lib. Pont. 2,106 i nast.
Jaffe, Regesta, 1,329 i nast. Wetzer/Welte, VI, s. 458 i nast. LThK, wyd. I, VI, s.494. Dmmler, I, s.
305-306, 393. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 216-217.
Gregorovius/I, 2, s. 510 i nast. Cartellieri, I, s. 284. Haller, II, s. 29.
Seppelt, II, s. 224-225. Grotz, s. 31-32. Hlawitschka, Franken, s. 60.
Zimmermann, Das Papstum, s. 80.





[187] Ann. Bertin. 847. LMA, V, 1878. Gregorovius, 1/2, s.
509 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 224 i nast.
Cartellieri, I, s. 284. Hóffner, s. 54. Grotz, s. 32 i nast. Hal-ler, I, s. 52
i nast., 71. Gontard, s. 178. Seppelt/Schwaiger, s. 101. Ahlheim, s. 172.
Biin-ding-Naujoks, s. 85. Riche, Karolingowie, s. 157. Schieffer, Die
Karołinger, s. 148.





[188] Ann. Bertin. 850. Wetzer/Welte, VI, s. 460. Pierer,
IV, s. 181. LThK, VI, wyd. I,
s. 494. Kelly, s. 119-120. dtv Lexikon, II, s. 36. LMA, I, s. 145, 634; V, s.
1878, 2177; VI, s. 1752. Mhl-bacher, II, s. 218-219. Grne, I, s. 351 i
nast., zwłaszcza s. 358. Gregorovius,
1/2, s. 492 i nast, 505 i nast. Haller, II, s. 28-29, 51-52. Seppelt, n, s. 221
i nast., 234-235. Khner, Dos Imperium der Papste, s. 95. Gibson/Ward.
-Perkins, I/II, s. 30 i nast., 222 i nast., Deschner, Opus diaboli, s. 20.
Schieffer, Die Karołinger, s. 148-149.





[189] Centuriatores
magdeburgenses — twórcy dzieła opublikowanego w Magdeburgu w XVI w.,
podzielonego na stulecia i odnoszącego się wrogo do Kościoła katolickiego
[przyp. red.].





[190] Wetzer/Welte, VIII, s.
849 i nast. (Tam wymienieni Mast, Rosshirt i Luden). Pierer, II, i s. 900; III,
817; XIII, 662-663. Taddey, s. 536, 968. dtv Lexikon, 12, s. 36; 14, s. 295
(tutaj cytowany Seckel). LMA, V, s. 29 - 30 (Schieffer), ł 1710. Również
Dmmler, I, s. 231 mówi o „gigantycznych oszustwach". Cartellieri, s. 302-303. Seckel,
Pseudoisidor, s. 267. Schu-bert, II, s. 416, 537. Haller, II, s. 45.
Seppelt/Schwaiger, s. 103. Khner, Das Imperium der Papste, s. 96 i nast. Grotz,
s. 46, 48. Neuss, s. 76. Dawson, s. 256-257, który jak zawsze argumentuje
apologetycznie. Wiele dowodów u Fuhrmanna, Einflufl und Werbreitung, s. 8,
61-62, 95-96., 112 i nast, 122, 232 . i tenżew LMA, VII, s. 308-309. Tenże, Zur Uberlieferung des
Pittaciolus, s. 518. Por. również Brunner, s. 94. Haendler, s. 123-124.
Poza tym na temat fałszerstw w t III, rozdz. I (187 stron!) i IV, s. 393 i
nast., por. choćby Landau, s. 11 i nast., Hartmann, Fdlschungs-verdacht und
Fdlschungsnachweis, s. 111 i nast., 118 i nast., Schneider, Ademar von
Chabannes, s. 129 i nast., Pitz, Erschleichung und Anfechtung, passim.
Ranke-Heinemann, Nie i amen, s. 212 i nast.





[191] Pierer, XIII, s.
662-663. dtv Lexikon, 4,149. LThK, wyd. I, VIII, s. 549 i nast.; wyd. II, VIII,
s. 864 i nast. LMA, I, s. 635, 677, 1857. Bardenhewer, II, s. 637 i nast. Dmmler, I, s. 231-232. Gregorovius,
1/2, s. 538. Hauck, II, s. 546 i nast. Cartellieri, I, s. 303. Fuchs/Raab, s.
650-651. Neuss,
s. 76-77. Grupp, II, s. 176-177. Schubert, II, s. 415-416, 536-537. Haller, II,
s. 45 i nast. Seppelt, II, s. 236 i nast. Khner, Das Imperium der Papste, s.
95-96. Ullmann, s. 261 i nast. Fuhrmann, Die Fdlschungen im Mittelalter, s.
531. Tenże, Einfluf! und Verbreitung, I, s. 4, 8, 67, 137 i nast, 194 i nast,
232-233. Schieffer, Kreta, Rom und Laon, s. 15.





[192] Dmmler, I, s. 232 i
nast. Gregorovius 1/2, s. 538.
Hauck, II, s. 547 i nast. Schubert, II, s. 415-416. Haller, II, s. 45 i nast.
Voigt, Staat und Kirche, s. 431-432. Kantzenbach, s. 62, 85-86. Seppelt, II, s.
237-238. Seppelt/Schwaiger, s. 102. Grotz, s. 47. Ullmann, s. 270. Fuhrmann,
Einflufl und Ver-breitung, I, s. 4, 145 i nast.





[193] Mikołaj I broni
Dekretaliów Pseudoizydoriańskich w swym liście ze stycznia roku 865 do biskupów
galijskich: Mansi, Coli. conc., XV, s. 693 i nast. MG Epp., VI, s. 393-394. CIC can., s. 222, ż 1.
Taddey, s. 968. Kelly, s. 328. Schubert, II, s. 416. Grupp, II, s. 176-177.
Wiihr, s. 106-107, 116. Seppelt/Schwaiger, s. 103. Ullmann cyt. u
Kuhnera, Imperium der Papste, s. 95 i nast. Fuhrmann, Die Fdlschungen im Mittelalter, s. 531. Tenże, EinfluP und
Verbreitung, s. 4, 167 i nast., 194 i nast. O dyskusji na temat historii
recepcji Dekretaliów Pseudoizydoriańskich por. również Fuhrmann, Pdpstlicher
Primat, s. 313 i nast. Hell-mann,
Die Synode von Hohenaltheim, s. 298.





[194] Pierer, XIII, s. 662-663. Dummler, I, s. 232-233.
Gregorovius, 1/2, s. 538. Haller, II, s. 46 i nast. Ullmann, s. 273-274.





[195] Lib. Pont. II, s. 140 i
nast. Jaffe, Regesta,
1,235-1,236. Ann. Bertin. 855. Khner, Lexikon, s. 59-60. Kelly, s. 121-122.
LThK, wyd. III, IV, s. 1090. LMA, I, s. 573-574. Wattenbach/Dmmler/Huf, II, s.
349. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s. 193. Gregorovius, 1/2, s. 519 i
nast., 540. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 237 i nast.,
245-246. Grne, I, s. 361. Haller, II, s. 52 i nast. Seppelt, II, s. 230 i
nast. Seppelt/Schwaiger, s. 102. Grotz, s. 33 i nast.





[196] Lib. Pont. 2,151 i nast.
Jaffe, Regesta, 1,341 i nast. Ann.
Bertin. 858. Kelly, s. 123. Grego-rovius, 1/2, s. 522. Seppelt, II, s. 241.
Seppelt/Schwaiger, s. 103. Haller, II, s. 54--55. Grotz, s. 18, 40.





[197] Strator — łac.
koniuszy [przyp. tłum.].





[198] Ann. Mett. prior. 753. Kelly, s. 123. Haller, II, s.
54 i nast. Seppelt, II, s. 241.





[199] por. t. II, s. 153 i nast.





[200] por. t. II, s. 201 i
nast.





[201] por. t. IV, s. 99, 115





[202] Epist. swe Praef. MG
Epp., VII, s. 395 i nast. Kelly,
s. 123-124. LMA, I, s. 573; VI, s. 1168-1169. Handbuch der Kirchengeschichte,
m/1, s. 164. Gregorovius, 1/2, s. 536 i nast. Haller, II, , s. 69 i nast.
Seppelt II, s. 243 i nast. Khner, Das Imperium, s. 101-102. Riche,
Karolingowie, s. 158.





[203] Regin chron. 868. Kelly, s. 124. Wattenbach/
/Dummler/Huf, 2,349. Handbuch der Kirchengeschichte, m/l, s. 165. Haller, II,
s. 55, 69-70. Seppelt, II, s. 242.





[204] Autokefalia — tu:
autonomiczność organizacji kościelnej, niezależnej od hierarchii rzymskiej
[przyp. red.].





[205] Suspensio [lat.] —
złożenie z urzędu [przyp. tłum.].





[206] Kelly, s. 123. Handbuch der Kirchengeschich-te, m/l,
s. 164 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 522-523. Seppelt, II, s. 249 i nast. Riche,
Karolingowie, s. 158-159.





[207] Ann. Bertin. 861-862. Kelly, s. 123. Handbuch der
Kirchengeschichte, m/l, s. 166. Haller, II, s. 71. Seppelt, II, s. 252 i nast.
Rau, II, s. 2-3.





[208] Ann. Bertin. 855; 863. Regin, chron. 855. Ann.
Fuldens. 855. LMA, II, s. 428-429; V, s. 971, 21242125, 2177. Dummler, I, s.
391-392, 397, 399; II, s. 4. Mhlbacher, II, s. 233-234. Hauck, II, s. 530. Zllner,
s. 245 i nast. Schlesinger, Karolingische Konigswahlen, s. 234-235. Kienast,
Deutschland und Frankreich, I, s. 51-52. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn,
s. 126-127. Fried, Der Weg, s. 397-398.





[209] LMA, III, s. 1629.
Mhlbacher, U, s. 259. Hauck,
II, s. 560-561. Hartmann, Die Syno-den, s. 274.





[210] Ann. Bertin. 860; 862; 864. Regin, chron. 864; 866.
Ann. Xantens. 865. MG Cap. II, s. 463 i nast. LThK, wyd. III, IV,
s. 942-943. LMA, IV, s.
1594-1595. Dummler, II, s. 5 i nast., Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1
półtom, s. 262. Mhlbacher, II, s. 260 i nast., 270-271, 284. Cartellieri, I,
s. 295 i nast. Bruhl, Hinkmariana, s. 58-59. Schrórs, s. 184 i nast. Ehr-hard,
Kirche der Mdrtyrer, s. 103. Neuss/Oediger, s. 154 i nast. Haller, II, s. 63 i
nast. Des-chner, I znowu, s. 343 i nast., a zwł. s. 347. Konecny, Die Frauen, s. 97. Seppelt,
II, s. 260. Grotz, s. 43 - 44. Hartmann, Die Synoden, s. 274 i nast. Fried, Der
Weg, s. 398. Staubach, s. 119.





[211] Ann. Bertin. 863. Ann. Fuldens. 863. Ann. Xantens.
864. Regin, chron. 864. Dummler, II, s.61 i nast. Mhlbacher, II, s. 278-279.
Gregorovius, 1/2, s. 527. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s.
255-256. Neuss/Oediger, s. 154 i nast. Haller, II, s. 65-66, 87. Seppelt, II,
s. 261-262. Grotz, s. 88 i nast. Konecny, Die Frauen, s. 109. Hartmann, Die
Synoden, s. 280 i nast.





[212] Aren. Bertin. 863. Ann. Xantens. 864-865. Dummler, II,
s. 68-69, 71. Mhlbacher, II, s. 279-280. Gregorovius, 1/2, s. 527-528.
Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 256-257. Steinbach, Die
Ezzonen, s. 851. Haller, II, s. 65, 67. Neuss/Oediger, s. 156-157. Seppelt, II,
s. 262. Grotz, s. 9192. Konecny, Die Frauen, s. 109. Hartmann, Die Synoden, s.
282-283.





[213] Cause celebrę (franc.)
— słynny proces, głośna sprawa [przyp. tłum.].





[214] Ann. Xantens. 866. Hinkm. De divortio Lotha-rii reg.
et Tetb. regin. (Mignę PL, 125,623 i nast.). Dummler, II, s. 13 i
nast., 38. Mhlbacher, II, s. 283. Cartellieri, I, s. 296, 312. Mayer, Mittelalterliche Studien, s. 22. Lwe,
Deutschland, s. 186. Bruhl, Hinkmariana, s. 56 i nast. Haller, II, s. 63 i
nast. Neuss/Oediger, s. 158159. Steinbach, Das Frankenreich, s. 77. Grotz,
s. 44 i nast., 88-89. Konecny, Die Frauen, s. 105-106, 114 i nast. Anton, Furst-enspiegel, s. 282, 329,
425. Penndorf, s. 54 i nast. Staubach, s. 150 i nast.





[215] Ann. Bertin. 864. Dummler, II, s. 69 i nast. Mhlbacher,
II, s. 280-281. Gregorovius, 1/2, s. 528-529. Hartmann, Geschichte Italiens,
III, 1 półtom, s. 258 i nast. Cartellieri, I, s. 301-302. Neuss/Oediger, s.
158. Haller, II, s. 73-74. Perels, Papst
Nikolaus I.,
s. 217 i nast. Tenże, Propagandatechnik, s. 423 i nast. Hartmann, Die Synoden,
s. 283 - 284.





[216] O posłuszeństwie wobec
władzy świeckiej [przyp. red.].





[217] Regin, chron. 865, 868. Ann. Bertin. mi, 869. Ann.
Fuldens. 864, 867. Ann. Xantens. 871. Mhlbacher, II, s. 294 i nast., 305.
Seppelt, II, s. 265. Grotz, s. 97. Stratmann, Dos Recht der Erzbischofsweihe, s.
60. Zapperi, s. 15.





[218] Dummler, II, s. 237 i
nast., 243-244. Mhlbacher, II, s. 289 i nast., 299. Gregorovius, 1/2, s. 541-542. Hartmann,
Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 278-279. Cartellieri, I, s. 301, 304,
309. Grupp, II, s. 177-178. Pothmann, s. 759. Haller, H, s. 68, 76-77, 91, 96.
Seppelt/Schwai-ger, s. 109-110. Grotz, s. 97, s. 192-193.





[219] Haring, III, s. 322.
Por. na ten temat Desch-ner, Krzyż, s. 265 i nast., a zwł. 268 i nast.
Hartmann, Die Synoden, s. 167 (z odesłaniem do MG Cap. I, s. 304-305) i 275.





[220] Lib. Pont. 2,173 i nast.
Jaffe, Regesta, 1,368 i nast. Ann.
Bertin. 867-868. Kelly, s. 124. LMA, IV, s. 1822. Dummler, II, s. 222-223,
232-233. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 270-271. Haller, II,
s. 89 i nast. Cartellieri, I, s. 308-309. Seppelt, II, s. 285- 286.
Jezuita Grotz wysuwa na s. 16 wniosek na podstawie niczym nie popartego
założenia, że w momencie narodzin Hadriana jego ojciec Talarus miał
„mniej więcej dwadzieścia lat". Z tego wynika, że Talarus był
wprawdzie duchownym, ale „z pewnością jeszcze nie księdzem". Tak
jakby nie było i jeszcze młodszych biskupów! Por. również Grotz tamże s. 24 i
nast, 34, 126 i nast, 168 i nast, Gontard, s. 186., Hartmann, Die Synoden, s.
296-297, Riche, Karolingowie, s. 161.





[221] por. str. 135 i nast.





[222] Ann. Bertin. 869. Regin, chron. 869. Kelly, s. 125.
Mhlbacher, II, s. 301-302. Seppelt, II, s. 287. Zimmermann, Dos
Papsttum, s. 86. Riche, Karolingowie, s. 158 i nast.





[223] Ann. Bertin. 869. Regin, chron. 869. Dmmler, III, s.
57. Mhlbacher, II, s. 305 i nast. Rein-hardt, s. 38-39. Grotz, s. 198-199. Riche,
Karolingowie, s. 175 i nast.





[224] Regin, chron. 869-870,
974. Taddey, s. 1020, 1235. LMA, VI, s. 466 (tamże dalsza starsza i najnowsza
literatura). Mhlbacher, II, s. 310 i nast. Seppelt, II, s. 301-302. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.115. Werner,
Die Ursprnge, s. 441-442. Na temat zjazdów monarchów w owym czasie por.
Voss, Herrscher-treffen, s. 11.





[225] Ann.
Bertin, 871. Kelly, s. 125. LMA, V, s. 2177. Mhlbacher, H, s. 316 i nast. Dmmler, II,

s. 226
i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 275 i nast. Haller,
II, s. 98 i nast. Seppelt, II, s. 289290, 300-301. Seppelt/Schwaiger, s. 110. Schieffer,
Die Karolinger, s. 164. Brhl, Deutschland-Frankreich, s. 362-363. Na temat
konfliktów Hinkmara dotyczących polityki kościelnej przykładowo Boshof, Odo von
Beauuais, s. 39 i nast. Por. również przyp. 189.





[226] Regin, chron. 874. Kelly, s. 125. LMA, V, s.
2177. Hartmann, Geschichte Italiens, 1 pół tom, s. 298. Sepelt, II, s. 300 i
nast. Riche, Karolingowie, s. 177-178, 195-196. Schieffer, Die Karolinger, s.
147-148. Kupisch 33.





[227] staroruski varjag = wiking





[228] Ann. Fuldens. 866. Ann. Xantens. 868. Regin, chron. 868.
LThK, wyd. III, II, s. 594-595, 774-775. LMA, I, s. 571-572, 1456; II, s. 369,
458, 914 i nast., zwł. 916 i nast.; V, s. 1552. Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s.
924-925. Gregorovius, 1/2, s. 524 i nast. Hauptmann, Die Fruhzeit, s. 307-308.
Haller, II, s. 61. Erben, s. 3. Ostrogorski, s. 161. Dol-linger, s. 127. Novy,
s. 175. Grotz, s. 80. Rice, s. 150. Maier, Die Verwandlung, s. 348. Fine, s. 94
i nast. Herrmann, J., Wegbereiter einer neuen Welt, s. 53 i nast.
Angelov/Ovarov, s. 77.





[229] Kelly, s. 123-124. LMA, I, s. 1456, 1521-1522; IV, s.
449-450; VI, s. 597-598, 2109 2110. Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s.
625-626. Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s. 207 i nast, 214-215.
Gregorovius, 1/2, s. 523-524. Cartellieri, I, s. 300-301, 306. Haller, II, s.
56 i nast., 83 i nast., 92 i nast. Seppelt, II, s. 272. Seppelt/Schwaiger,
s. 108. Hunger, s. 181-182.





[230] Handbuch der Europischen Geschichte





[231] Ann Fuldens. 867-868. LThK, wyd. I, II, s. 419; wyd.
III, II, s. 594-595. LMA, II, s. 458; VI, s. 2109-2110. Kelly, s. 123-124.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s. 626-627. Handbuch der
Kirchengeschichte, m/1, s. 202 i nast., 209 i nast. Haller, II, s. 95. Seppelt,
II, s. 293-294. Schreiner, Byzanz, s. 16-17, por. też s. 73-74.





[232] LThK, wyd. I, III, s.
112-113. LMA, V, s. 1244,
1382-1383; VI, s. 597. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s. 601, 609,
627-628, 878-879. Liczne wskazówki źródłowe: Handbuch der bayerischen
Geschichte, I, s. 267, przyp. 148.
Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s. 169 i nast. Hauck, II, s. 718 i nast.
Stadtmiiller, s. 139, 141. Hauptmann, Die Fruhzeit, s. 312. Mass, Das Bistum
Frei-sing, s. 119 i nast. Heuwieser, I, s. 152-153. Graus, Die Entwicklung der
Legenden, s. 161. Zóllner, s. 202. Prinz, Grundlegung und Anfdnge, s. 118.
Schulze, Vom Reich der Franken, s. 382 i nast. Schreiner, Byzanz, s. 76, 143.





[233] Ann. Fuldens. 870. Ann. Bertin. 870. LMA, III, s.
2157; VI, s. 1201-1202. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 588.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s. 879. Dmmler, II, s. 301 - 302.
Mhlbacher, II, s. 321-322. Hauck, II, s. 722 i nast. Schwarz-maier, s. 60-61.
Mass, Das Bistum Freising, s. 123. Burr, s. 50 i nast. Bosi, Herzog, Knig und
Bischof, s. 271. Lwe, Deutschland, s. 188. Prinz, Grundlegung und Anfdnge, s.
118. Fried, Der Weg, s. 405. Schieffer, Die Karolinger, s. 157. Por. też
przypis następny.





[234] Ann. Fuldens. 871-872, 874, 884. Ann. Xantens.
871-872. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s. 608-609, 879. Handbuch der
bayerischen Geschichte, I, s. 270. Dmmler, III, s. 390-391. Mass, Das Bistum
Freising, s. 62-63. Lindner, Untersuchungen, s. 150, 232. Dhondt, s. 25.
Schieffer, Die Karolinger, s. 157. Prinz, Grundlegung und Anfdnge, s. 118.





[235] LThK, wyd. I, III, s.
112-112. Kelly, s. 127 i nast.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s. 41-42, 628, 879-880. Haller,
II, s. 136-137. Schwarzmaier, s. 60 i nast. Deschner/Petrović passim. Deschner,
Polityka papieska, II, s. 155-156, 162. Na temat późniejszego rozwoju legend
wyczerpująco Graus, Die Entwicklung der Legenden, s. 161 i nast. Tenże, St.
Adalbert und St. Wenzel, s. 205 i nast. Na temat uczniów Konstantyna i Metodego
i rozwoju edukacji por. Zagiba, s. 15 i nast.





[236] Patrz przyp. 244.





[237] Haller, II, s. 132.





[238] Ann. Fuldens. (Altaich) 883





[239] Kupisch, n, s. 38.





[240] Określenie użyte przez
Autora jest niejasne i nieprecyzyjne — w IX w. Galicja była uzależniona
od królestwa Leonu; w czasach Jana VIII królem Leonu był Alfons III Wielki
(866-910). Królestwo rozpadło się na Leon i Galicję po śmierci Alfonsa [przyp.
red.].





[241] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne), II, 221 i nast. Jaffe,
Regesta, 1,376 i nast. Ann. Bertin. 871. Regin, chron. 871-872. Khner,
Lexikon, s. 61. Kelly, s. 126. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.
6. Gregorovius, 1/2, s. 550-551, 561. Cartellieri, I, s. 316. Haller, II, s.
106. Seppelt, II, s. 300 i nast. Eichmann, II, s. 243. Seppelt/Schwaiger, s.
112. Daniel-Rops, s. 600.





[242] Jugurta (po 160 -104
p.n.e.) — król Numidii, po porażkach uduszony w Rzymie [przyp. red.].





[243] Ann. Fuldens. 875. Ann. Bertin. 875. Ann. Vedast. 875.
Mansi, XVII, s. 72-73, 77, 79. LMA, V, s. 2177. Mhlbacher, II,
s. 338 i nast. Dummler, II, s. 351; III, s. 73 i nast. Gregoro-vius, 1/2, s. 546-547, 554. Haller, II,
s. 107 i nast. Seppelt/Schwaiger, s. 113. Seppelt, II, s. 304-305. Eichmann, I,
s. 51-52. Steinbach, Dos Frankenreich, s. 78. Na temat przychylności
okazywanej wobec duchowieństwa przez Karola II zob. chociażby również
Falkenstein, s. 35 i nast.





[244] MG Capit. II, s. 98 i nast. Haller, H, s. 116 i nast.,
130. Seidlmeyer, s. 77. Seppelt, II, s. 306. Hlawitschka, Franken, s. 67 i
nast. Riche, Karolingowie, s. 178.





[245] Ann. Bertin. 876. Mhlbacher, II, s. 345 i nast. Riche,
Karolingowie, s. 178. Na temat synodu w Ponthion w roku 876 por. również
Hartmann, Die Synoden, s. 333 i nast.





[246] Ann. Fuldens. 876. Ann. Bertin. 876. Regin, chron.
876. Ann. Vedast. 876. Rau, III, s. 8. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s. 83.





[247] Ann. Fuldens. 876. Ann. Bertin. 876. Ann. Hildesheim.
876. Ann. Aąuiens. 876. Regin, chron. 876. Mhlbacher, II, s. 349
i nast. Dummler, II, s. 35 i nast. Steinbach, Das Frankenreich, s. 78.





[248] Ann. Fuldens. 876. Regin, chron. 876. LMA, V, s.
968-969, 996, 2174. Mhlbacher, II, s. 352-353.





[249] Mansi, XVII, s. 21. Kelly, s. 126. LMA,
V, s. 154 i nast. Dummler,
III, s. 39. Mhlbacher, II, s. 353 i nast. Riche, Karolingowie, s. 179.





[250] Ann. Bertin. 877. Mhlbacher, II, 354 i nast. Seppelt,
II, s. 306-307. Riche, Karolingowie s. 179 i nast. Hartmann, Die Synoden, s.
347 i nast.





[251] Mansi, XVII, s. 337 i
nast. Ann. Bertin. 877. Ann.
Fuldens. 877. Ann. Vedast. 877. Mhlbacher, II, s. 354 i nast. Dummler,
III, s. 44, 47 ii nast., 58. Hartmann,
Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 29 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 55-56.
Haller, II, s. 114-115. Steinbach, Dos Frankenreich, s. 78. Cartellieri, I, s.
322. Seppelt, II, s. 307. Riche, Karolingowie, s. 180.





[252] Ann. Fuldens. 877-878. Ann. Bertin. 877-878. LMA, V,
s. 996, 2174-2175. Mhlbacher, II, s. 357-358. Na temat palatium w ótting: W. Strmer,
Die Anfdnge des karolingischen Pfalzstifts Alttting, s. 61 i nast.





[253] Ann. Fuldens. 878 i nast. Ann. Bertin. 878. Ann.
Vedast. 878. LMA, I, s. 96; V, s. 21752176. (Schneidmuller). Gregorovius, 1/2,
s. 556 i nast. Haler, II, s. 111, 115 i nast. Fried, Boso von Vienne, s. 193 i
nast. Riche, Karolingowie, s. 188 i nast. Hartmann, Die Synoden, s. 336 i nast.





[254] Ann. Fuldens. 878-879. Ann. Bertin. 876. Regin. Chron.
877. Ann. Vedast. 878. LMA, II, s. 477 i nast. Mhlbacher, II, s. 361-362, 368-369. Hartmann,
Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 30, 56, 60 i nast. Dummler, III,
s. 78 i nast., 87 i nast., 113 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 558. Cartellieri, I, s. 317-318, 324 i
nast. Haller, II, s. 117-118. Hirsch, Die Erhebung, s. 131 i nast. Zóllner, s.
120. Fried, Boso von Vienne, s. 193 i nast. Konecny, Die Frauen, s. 126 i nast.
Odegaard, s. 76 i nast. Schramm, Kaiser, Knige und Papste, II, s.251 i nast.
Hlawitschka, Franken, s. 70-71. Tenże, Nach-folgeprojekte, s. 32.
Hartmann, Die Synoden, s. 340.





[255] Ann. Bertin. 879-880. Ann. Fuldens. 880. Regin, chron.
879. MG Capit. II, s. 365 i nast. LMA, II, s. 477 i nast.
Dummler, III, s. 122 i nast., 145 i nast. Eichmann, II, s. 59. Fried, Boso von Vienne, s. 193 i
nast. Schramm, Kaiser, Knige und Papste, II, s. 257 i nast. Bund, s. 499 i
nast. Riche, Karolingowie, s. 189. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s. 84 - 85.





[256] t. II, s. 157 i nast.





[257] Ann. Fuldens. 878. Mhlbacher, II, s. 362 i nast. Haller,
II, s. 118. Por. Gregorovius, 1/2, s. 559. Hartmann, Geschichte Italiens, III,2
półtom, s. 66-67. Hartmann, Die Synoden, s. 349 i nast. z wieloma wskazówkami
źródłowymi.





[258] Ann. Fuldens. 879 i nast. Ann. Bertin. 879. Regin,
chron. 880, 882. Ann. Vedast. 879. LMA, IV, s. 1146; V, s. 159, 970, 2175-2176.
Dmmler, III, s. 100. Mhlbacher, II, s. 369 i nast. Hlawitschka, Vom
Frankenreich, s. 84-85. Werner, Die Ursprunge, s. 443 i nast.





[259] LMA, I, s. 1461, 1521;
V, s. 1396; VI, s. 597. Dmmler, III, s. 174 i nast. Hartmann, Geschichte ltaliens, III, s. 5-6,
79-80. Gregoro-vius, 1/2, s. 554, 559. Haller, II, s. 119 i nast.





[260] Gra słów — wódz to
po niemiecku Fhrer [przyp. tłum.].





[261] Daniel-Rops, s. 602,
606.





[262] Ann. Berlin.
880. Mansi, XVII, s. 161. Dmmler, III, s. 105 i nast., 176 i
nast. Mhlbacher, II, s.
378-379. Gregorovius, 1/2, s. 560. Hartmann, Geschichte ltaliens, III, 2
półtom, s. 71 i nast. Cartellieri, I, s. 326-327. Haller, II, s. 128-129. Lwe,
Deutschland, s. 196. Steinbach, Das Frankenreich, s. 79. Ullmann, s. 244.
Reinhardt, s. 61 i nast. Riche, Karolingowie, s. 191.





[263] Dmmler, III, s. 187-188. Hartmann, Geschichte
ltaliens, III, 2 półtom, s. 75 i nast.





[264] LMA, III, s. 1175 (Ferjanćić); V, s. 1538. Hartmann,
Geschichte ltaliens, III, 2 półtom, s. 83 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 549 i
nast. Cartellieri, I, s. 280 i nast. Eickhoff, s. 225 i nast. Haller, II, s.
106-107. Daniel-Rops, s. 593. Seppelt/Schwaiger, s. 112.





[265] Erchempert, Ystoriola Langob. Benev. deg., 31; 40. LMA,
I, s. 506 i nast.; II, s. 1490. Mhlbacher,
II, s. 378 - 379. Hartmann, Geschichte ltaliens, III, 1 półtom, s. 246 i nast.,
301; 2 półtom, s. 6, 22, 83-84. Haller, II, s.107.





[266] Erchempert, Ystor. Langob. Benev., 39; 44. Ann.
Farfens. 891. Mansi, XVII, s. 156-157. LMA, IV, s. 1075-1076. Dmmler, III, s.
72-73, 172 i nast, 189-190. Hartmann, Geschichte ltaliens, III, 2 półtom, s.
49-50, 86 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 550 i nast., 584-585.
Eickhoff, s. 229 i nast., 297 i nast. Haller, II, s. 113 i nast, 123, 127 i nast, 132, 145. Schubert, II, s.
433. Ahlheim, s. 173.





[267] Apokryzjariusz (od grec.
apokryzeios "pieczęć") — początkowo na dworze bizantyjskim
zastępca patriarchy lub cesarza w sprawach religijnych, w państwach
karolińskich doradca od tych spraw, w papiestwie w randze nuncjusza [przyp.
red.].





[268] Ann. Bertin. 876, 878. LMA, IV, s. 655. Dmmler, III,
s. 28-29. Gregorovius, 1/2, s. 548. Hartmann, Geschichte
ltaliens, III, 2 półtom, s. 22 i nast. uznaje te zarzuty za mniej lub bardziej
nie uzasadnione lub raczej przesadzone. Haller, II, s. 105, 109. Zimmer-mann, Papstabsetzungen, s. 49-50.





[269] Ann. Bertin. 878. Ann. Fuldens. (Altaich) 883. Ann.
Alam. 883. Khner, Lexikon, s. 61. Gregorovius, 1/2, s. 548-549, 560. Haller,
II, s. 109,129-130. Gontard, s. 187-188. Zimmer-mann, Papstabsetzungen, s. 50 -
51.





[270] Cyt. za Riche, Die Welt, s. 301.





[271] Ann. Bertin. 882.





[272] Regin, chron. 885.





[273] Morynowie — lud
celtycki w Galii Belgijskiej, zamieszkujący wybrzeże kanału La Manche, dziś Pas-de-Calais
[przyp. tłum.].





[274] Menapiowie —
plemię celtyckie w Galii Belgijskiej zamieszkujące wybrzeże Morza Północnego na
terenie Flandrii; główne miasto Castellum Menapiorum, dziś. Cassel [przyp.
tłum.].





[275] Ann. Fuldens. 880. Ann. Bertin. 880. Ann. Ve-dast.
879-880. Ann. Fuldens. (Wiedeń) 884. LMA, I, s. 409; V, s. 2174; VI, s. 1249.
Hand-buch der Europischen Geschichte, I, s. 619, 941. Bertram, s. 46-47.
Riche, Karolingowie, s. 190. Ehlers, s. 18.





[276] Ann. Bertin. 881. Ann. Vedast. 880-881. Mhl-bacher,
II, s. 377-378.





[277] Ann. Fuldens. 881. Ann. Bertin. 878-879. Frenzel, s.
9. Kindlers Literatur Lexikon, IV, s. 16951696. von Wilpert, El, s. 834.





[278] Ann. Fuldens. 881-882, 883 (Wiedeń). Ann. Bertin. 881-882.
Ann Vedast. 882, 884. Regin, chron. 881 i nast, 884. LMA, V, s. 997, 2177.
Mhlbacher, II, s. 379 i nast, 388 i nast. Riche, Karolingowie, s. 190.





[279] LMA, V, s. 968-969,2176.
Mhlbacher, II, s. 381 i nast. Riche,
Karolingowie, s. 190-191. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 76-77, 79.
Brhl, Deutschland-Frankreich, s. 366 i nast.





[280] Ann. Fuldens. (Wiedeń) 882. Ann. Bertin. 882. Ann.
Vedast. 882. Regin, chron. 882. LMA, V. s. 2042. Mhlbacher, II,
s.385 i nast. Riche,
Karolingowie, s.191 i nast. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 77-78.





[281] Ann. Vedast. 879-880, 884.





[282] Tamże, 882 i nast.





[283] Tamże, 885-886. Regin, chron. 887. LMA, IV, s.
1146. Mhlbacher, II, s. 403 i nast. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s.
78. Riche, Karolingowie, s. 191 -192.





[284] Ann. Vedast. 880, 882-883, 885. Por. też 886:
"nil utile...". Ann. Bertin. 882. Regin, chron. 882. Mhlbacher, II,
s. 401.





[285] Ann. Vedast. 886-887. Regin, chron. 887. Ann. Fuldens.
(Wiedeń) 886, (Altaich) 886.





[286] Ann. Fuldens. 882-883, 885. Regin, chron. 885.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s. 620. Mhlbacher, II, s. 398 i nast.
Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 78.





[287] Ann. Fuldens. (Wiedeń) 885. LMA, IV, s. 1597 (Blok).





[288] Montgomery, I, s. 164 i
nast, 170 i nast, 182-183. Tellenbach, Europa, 445-446.





[289] Ann. Fuldens. 880, 882-883,
892. Patrz też przyp. następny.





[290] Ann. Fuldens. 884 (Altaich), 887 (Altaich). Regin, chron.
887. LMA, I, 929; V, 2042. Mhlbacher, II, s. 393 i nast, 397. Mitterauer, s. 188 i nast. Strmer,
Fruher Adel, s. 192-193,227-228.





[291] Ann. Fuldens. (Wiedeń) 887. LMA, V, 2042; VII, s.
612-613 Mhlbacher, II, s. 408-409. Schur, s. 31 i nast. Hartmann, Herrscher
der Karolingerzeit, s. 77.





[292] Ann. Fuldens. (Altaich) 886. Ann. Fuldens. (Wiedeń)
887. Regin, chron. 887. Mhlbacher, II, s.409.Konecny, s. 147-148. Oesterle, s.
445 i nast. Riche, Karolingowie, s. 192.





[293] Regin, chron. 887. LThK, wyd. I, VIII, s. 878.





[294] LThK, wyd. I, VIII, s.
878. Keller, Reclams Lexikon,
s. 436-437. Mhlbacher, II, s. 410. Thrasolt, s. 522-523. Auer,
Heiligen-Legende, s. 523. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 78-79.





[295] Handbuch der Europischen Geschichte, s. 621.





[296] Ann. Fuldens. 883, 885, 887 (Wiedeń), 887 (Altaich).
Ann. Vedast. 887-888. Regin, chron. 887, 889. LMA, V, s. 2039.
Dummler, ni, s. 300 i nast., 306-307. MaSS, s. 77-78, 80-81. Riche, Karolingowie, s. 192. Hartmann, Die
Synoden, s. 361 i nast. Tenże, Herrscher der Karolingerzeit, s. 84. Fried, Der
Weg, s. 429 i nast.





[297] Ann. Fuldens. 887-888 (Altaich). Ann. Ve-dast. 887.
Regin, chron. 887-888. LMA, V, s. 2177. Riche, Karolingowie, s.
193 i nast.





[298] Strmer w LMA, I, s.
1013-1014.





[299] Mhlbacher, II, s. 427. Dummler, III, s. 397.





[300] Ann. Fuldens. 892-893.





[301] Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 182 i
nast. Riche, Karolingowie, s. 198. Fried, Die Formierung, s. 69-70.





[302] LMA, I, s. 1013.
Dummler, III, s. 476-477, 479-480. Mhlbacher, II, s. 426 i nast., 445. Schur,
s. 41 i nast. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 83-84, który wszakże
nie chce widzieć w Arnulfie władcy, „opierającego się głównie na
Kościele", czego jednak nie dowodzi wystarczająco; raczej widać coś
przeciwnego. Por. na ten temat rówmież Fried, Der Weg, s. 434-435.





[303] Taddey, s. 494, 1060.
LMA, I, s. 93; IV, s. 1957-1958. Dummler, III, s. 303, 401-402, 480 i nast.,
497, 590. Schur, s. 48 i nast. Kehr, s. 2, 8 i nast. Tellenbach, Zur Geschichte
Kai-ser Arnulfs, s. 149.





[304] MG Capitul. II, s. 196 i nast. Ann. Fuldens. 895.
Regin, chron. 895. Mhlbacher, II, s. 426 i nast. Hartmann, Die Synoden, s. 367
i nast. Tenże, Herrscher der Karolingerzeit, s. 84.





[305] Mhlbacher, II, s. 427. Dummler, III, s. 397.





[306] Babi, s. 99.





[307] Arbeo, Vita Haimhrammi, s. 16 i nast. LThK,
wyd. I, III, s. 658. W tomie III wyd. III tekst o Emmeramie został skrócony o
dwie trzecie. Por. także
Handbuch der Kirchengeschichte, 11/2, s. 125. LMA, I, s. 888; V, s. 229. Wetzer/Welte,
III, s. 556. Babi, s. 74, 80-81. Jak zwykle pompatyczne zadęcie u Vogla, II, s.
324 i nast.





[308] LMA, III, s. 1888.
Dummler, III, s. 477 i nast. Babi, s. 99, 138 i nast., 150 i nast., 188 i nast.





[309] Ann. Fuldens. (Altaich) 882. Ann. Fuldens. 891. Regin,
chron. 891. LMA, I, s. 1013. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 272. Hartmann,
Herrscher der Karolingerzeit, s. 86.





[310] Ann. Fuldens. (Altaich) 891. Regin, chron. 891.
Handbuch der europdischen Geschichte, I, s. 636. Mulert, s.42, 60. Por.
Deschner, Agnostiker, s.160 i nast., zwł. 165-166. Prinz, Grundlagen und
Anfdnge, s.120-121. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s.86.





[311] Ann. Fuldens. (Altaich) 889. Ann. Alamann. 890.
LMA, I, s. 1014 (Strmer), 1983; V, s. 969. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 274. Dummler, III, s.
341-342. Bosi, Bayerische Geschichte, s. 60 i nast. Bund, s. 489-490. Hartmann,
Herrscher der Karolingerzeit, s. 83-84.





[312] Ann. Fuldens. (Altaich) 892-893. Regin, chron. 890.
Handbuch der bayerischen Geschichte, I (Reindel), s. 274. Mhlbacher, II, s.
423-424. Stadtmller, s. 142. Aufhauser, s. 2. Lwe, Deutschland, s. 198. Prinz,
Grundlagen und Anfdnge, s. 121 -122.





[313] Ann. Fuldens. 871; 893 (Altaich). Regin, chron. 892.
LMA, I, s. 1014. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 272-273, 369.
Dummler, III, s. 360-361. Mhlbacher, II, s. 424. Strmer, Im Karolingerreich,
s. 164. Wendehorst, cyt. tamże. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 85,
87.





[314] Ann. Fuldens. (Altaich) 894. Liutpr. antapod. 1,13.
Bosi, Handbuch der Geschichte der bhmischen Ldnder, I, s. 197 -198.





[315] Ann. Fuldens. (Altaich) 889, 893, 895, 897.





[316] Ann. Fuldens. (Altaich)894, 898. LMA, VI, s.
721. Dummlerr: III, s. 460 i nast. Mhlbacher, II, s. 425,
444.





[317] Ann. Fuldens. 899-900. Mhlbacher, II, s. 444, 453. Dmmler,
III, s. 462 i nast.





[318] t. IV, s. 168 i nast.





[319] s. 99 i nast.





[320] s. 182 i nast.





[321] Ann. Vedast. 883, 888, 895-896. Regin, chron.
888. LMA, III, s. 2047; IV, s. 1018-1019; VI, s. 1353 -1354. Handbuch
der Europischen Geschichte, I, s. 634-635. Wszystkie świadectwa żródłowe w
Schneider, Erzbischof Fulco von Reims, s. 39 i nast., p. też 43 i nast. Według
Zatschek, s. 223, Arnulf i Fulco spotkali się we Frankfurcie, według
Hlawitschki, Lotha-ringien, s. 70, przyp. 23 w Wormacji. Patrz też s. 73-74
oraz 116. Dummler, III, s. 316-317, 320. Hiestand, s. 48-49. Penndorf, s. 138 i
nast. Mohr, s. 172 i nast. Schneidmuller, s. 105 i nast. Werner, Die Urspriinge, s. 446 i nast. Rau, II,
s. 6-7. Prinz, Grundlagen und Anfdnge,
s. 121. Riche, Karolingowie, s. 201-202, 215. Hartmann, Herrscher der
Karolingerzeit, s. 85.





[322] Ann. Vedast. 888, 893 i
nast. Regin, chron. 888, 893 i nast. LMA, IV, s. 1018. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s. 635. Wszystkie
świadectwa źródłowe w Schneider, Erzbischof Fulco, s. 47 i nast., 54 i nast.,
68 i nast., 93 i nast., 105 i nast., 113 i nast. Mhlbacher, II, s. 432. Dumler, III, s. 320 i
nast. Hlawitschka, Lotha-ringien, s. 65 i nast., 76-77,115 i nast. Werner, Die
Urspriinge, s. 447-448. Bund, s. 504-505. Hartmann, Herrscher der
Karolingerzeit, s. 85.





[323] Ann. Vedast. 893 i
nast., 900. Regin, chron. 893, 895, 898, 903. Wszystkie świadectwa źródłowe u
Hlawitschki, Lotharingien, s. 117 i nast., 132 i nast., 141 i nast., 161 i
nast. oraz Schneider, Erzbischof Fulco, s. 121 i nast., 130 i nast. LMA, IV, s.
1018 i nast.; VI, s. 1354. Berr, s. 43 i nast., 50 i nast., 64-65. Riche,
Karolingowie, s. 207. Werner, Die Urspriinge, s. 448.





[324] Ann. Fuldens. 895. Ann. Vedast. 895. Regin, chron.
894-895. Taddey, s. 1351. LMA, V, s. 2129. Mhlbacher, II, s.435-436. Boshof,
Lotharingien-Lothringen, s. 141 -142, 144. Werner, Die Urspriinge, s.476. Lwe,
Deutschland, s.202-203. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.122. Hlawitschka, Vom
Frankenreich, s.90-91.





[325] Mhlbacher, II, s. 435 i
nast., 442-443. Lwe,
Deutschland, s. 202-203. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s. 91. Parisse,
s. 119. Boshof, Lotharingien-Lothringen, s. 142-143.





[326] Regin, chron. 892, 896, 901. LMA, I, s. 1014. Boshof,
Lotharingien-Lothringen, s. 142 i nast.





[327] Regin, chron. 897. Riche, Karolingowie, s. 200
i nast. Boshof, Lotharingien-Lothringen, s.143. Parisse, s. 119, 132.





[328] Ann. Fuldens. 900. Regin, chron. 898-899. Ann. Vedast.
898. Taddey, s. 992, 1351. Dummler, III, s. 466 i nast., 471 i
nast., 501 i nast. Mhlbacher,
II, s. 443. Bund, s. 494 i nast. Lwe, Deutschland, s. 203. Boshof,
Lotharingien-Lothringen, s. 143. Werner, Die Urspriinge, s. 476-477. Riche,
Karolingowie, s. 200-201, 217. Hlawitschka, Lotharingien, s. 172 i nast. Tenże,
Vom Frankenreich, s. 91.





[329] Gregorovius, 1/2, s. 563.





[330] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne) 2,224-2,225. Jaffe, Regesta, 1,425 i nast. Ann. Fuldens. 883, 885 (Altaich). Khner,
Lexikon, s. 62. Kelly, s. 127-128. LMA, VI, s. 294. Mhlbacher, II, s.392.
Gregorovius, 1/2, s. 561-562. Haller, II, s. 133, 140. Seppelt, II, s.322. Zimmermann,
Papstabsetzungen, s.51-52. Tenże, Das Papstum, s.94





[331] Ann. Fuldens. 883-884 (Altaich), 888. Regin, chron.
888. Ann. Vedast. 888. Liutpr. antapod. 1,181,19. Khner, Lexikon, s. 62. LMA,
I, s. 1933; V, s. 1623-1624; VI, s. 1232; VII, s. 2128. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s. 651 i nast. Mhlbacher, II, s. 392, 417,
428-429. Dummler, III, s. 313 i nast., 365 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom,
s. 105 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 562, 564 i nast. Cartellieri, I, s.
334 i nast., 346 i nast. Steinbach, Dos Frankenreich, s. 79-80. Haller, II, s. 128, 139 i nast.
Seppelt, II, s. 325-326. Seppelt/Schwaiger, s. 116. Werner, Die Unruochinger,
s. 133 i nast. Riche, Karolingowie, s. 195-196, 198.





[332] Jaffe, Regesta, 1,435 i nast. Ann. Fuldens. 893.
LMA, IV, s. 655-656. Dummler, III, s. 372-373. Mhlbacher, II, s. 429. Hartmann, Geschichte
Italiens, III, 2 półtom, s. 113. Haller, II, s. 109, 112. Seppelt, II, s. 328.
Ullmann, s. 245. Bund, s. 490 i nast. Zimmermann, Papstabsetzungen, s. 53 i
nast., zwł. 68-69. Hartmann, Die Synoden, s. 388.





[333] Ann Fuldens. 893-894. Regin, chron. 894. Liutpr.
antapod. 1,20 i nast., 1,33. Dummler, III, s. 373 i nast. Mhlbacher, II, s. 429 i nast.
Seppelt, II, s. 329. MaSS, Das Bistum Freising, s. 86.





[334] Ann. Fuldens. 894-895. Liutpr. antapod. 1,28; 1,37.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s. 654. Dummler, III, s.
379 i nast., 414-415. Zimmermann, Das Papsttum im Mittelalter, s. 96.





[335] Ann. Fuldens. 895-896. Regin, chron. 896. Liutpr.
antapod. 1,27-1,28. Khner, Lexikon, s. 63. LMA, V, s. 1623-1624; VII, s. 613.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s. 655. Dmmler, III, s. 414 i nast.,
420 i nast., 473-474. Hartmann, Geschichte Haliens, III, 2 półtom, s. 111 i
nast. Gregorovius, 1/2, s. 566. Cartellieri, I, s. 350 i nast., 358-359.
Haller, II, s. 141-142. Seppelt/Schwaiger, s. 116. Steinbach, Dos Frankenreich,
s. 80, 82. Schramm, Kaiser, Knige und Papste, II, s. 267. Jarnut, Die
Eroberung Bergamos, s. 208 i nast. Hlawitschka, Franken, s. 123 -124. Tenże,
Lotharingien, s. 122 i nast. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s. 24. Riche,
Karolingowie, s. 196. Por. też Deschner, / znowu, I, s. 455.





[336] Ann. Fuldens. 899.





[337] Ann. Fuldens. 896. Liutpr. antapod. 1,38. Kelly, s.
131. Duden, s. 958. LMA, II, s. 414. Hand-buch der Europischen Geschichte, I,
s. 655. Dmmler, III, s. 423 i nast. Seppelt, II, s. 330-331. Haller, II, s. 142.





[338] Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,229. Jaffe, Rege-sta,
1,439-1,440. Ann. Fuldens. 896. Ann. Laubac. 896. Liutpr.
antapod. 1,30 (który jednak przypisuje sąd nad trupem papieżowi Sergiuszowi
III). Flodoard z Reims, De Christi triumphis, 12,6. Kelly, s. 131-132.
Dmmler, III, s. 426 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 570 i nast., 579. Hartmann,
Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 123-124. Schubert, II, s. 444. Haller,
II, s. 142. Fischer, Strafen und sichernde Manahmen, s. 41-42. Seidlmeyer, s.
79-80. Seppelt, II, s. 331-332. Seppelt/Schwaiger, s. 116-117. Dhondt, s.
86-87. Gontard, s. 189. Hartmann, Die Synoden, s. 388 i nast. Zimmermann,
Papstabsetzungen, s. 56 i nast. Tenże, Das dunkle Jahrhundert, s. 25 - 26. Tenże,
Das Papsttum,s.96-91.





[339] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne) 2,230 i nast. Jaffe,
Regesta, 1,441. Liutpr. antapod. 1,31. Khner, Lexikon, s. 64. Kelly, s. 132.
Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 125-126. Gregorovius, 1/2, s.
572-573. Seppelt/Schwaiger, s. 117. Zimmermann, Papstabsetzungen, s. 59.
Hartmann, Die Synoden, s. 390 i nast.





[340] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne) 2,232. Jaffe, Regesta, 1,442-1,443; 2,705. Flodoard, De Christi thriumphis 12,7. Khner,
Lexikon, s. 65-66. Kelly, s. 132-133. Gregorovius, 1/2, s. 573. Haller, II, s.
142. Seppelt, II, s. 334. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s. 27. Tenże,
Papstabsetzungen, s. 60 i nast. Hartmann, Die Synoden, s. 390 i nast. Deschner,
I znowu, s. 80-81, 96-97, 125, 418, 450-451, 453, 465-466.





[341] Kelly, s. 133. Seppelt, II, s. 333-334. Bund, s.
492-493. Hartmann, Die Synoden, s. 392393, 394-395.





[342] Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,233. Ann. Fuldens. 900.
Ann. Alamann. 899. Regin, chron. 901, 905. Liutpr. antapod. 2,7 i nast., 2,32 i
nast. LMA, V, s. 2177-2178. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s. 637,
643-644, 656-657. Mhlbacher, II, s. 456-457, 460-461. Dummler, III, s. 429 i
nast., 507508, 536-537. Gregorovius, 1/2, s. 573 i nast., 580 i nast. Hartmann,
Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 128 i nast., 176 i nast., 186.
Cartellieri, I, s. 360 i nast. Haller, II, s. 143. Steinbach, Das Frankenreich,
s. 80. Seppelt/Schwaiger, s. 117. Seppelt, II, s. 336. Zimmermann, Dos dunkle
Jahrhundert, s. 30 i nast. Tenże, Dos Papsttum, s. 97. Hlawitschka, Vom
Frankenreich, s. 93. Riche, Karolingowie, s. 197.





[343] Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 182 i
nast. Riche, Karolingowie, s. 198. Fried, Die Formierung, s. 69-70.





[344] A. Schmid w LMA, V, s.
2175.





[345] Patrz przyp. 348.





[346] Regino, De synod, caus., Praefatio.





[347] Ann. Fuldens. 900. Regin, chron. 900. LMA, V, s. 2175.
Mhlbacher, II, s. 449. Kehr, s. 16. Heumann, Die Einheit des ostfrdnkischen Reichs,
s. 142 i nast. Schramm, Kaiser, Knige und Papste, II, s. 299-300. Hlawitschka,
Vom Frankenreich, s. 92-93. Fleckenstein/Bulst, s. 15. Riche, Karolingowie, s.
202. Schieffer, Die Karolinger, s. 195. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit,
s. 92.





[348] LMA, V, s. 2175. Handbuch der bayerischen Geschichte,
I, s. 275. (K. Reindel jest zdania, jak i inni, że i bawarska
arystokracją była „reprezentowana" w rządach Rzeszy, podkreśla
jednak wiodącą rolę Hattona). Handbuch
der Europischen Geschichte, I, s. 638. Dummler, III, s. 560-561. Mhlbacher,
II, s. 449 i nast. Schur, s. 56-57. Nitzsch, Geschichte des Deutschen Volkes,
s. 272. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s. 94. Schieffer, Die Karolinger, s. 195
i nast. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 92. Eibl, s. 23.





[349] Ann. Fuldens. 893. Widukind, 1,22. Meyers
Taschenlexikon Geschichte, s. 41. LMA, IV, s. 1957; V, s. 2117. Dummler, III,
s. 497-498. Menzel, I, s. 263. Mhlbacher, II, s. 450-451. Herrmann,
Thuringische Kirchengeschichte, I, s. 46. Schur, s. 56. Schiefer, Die
Karolinger, s. 196. Hartmann, Die Synoden, s. 367. Tenże, Herrscher der
Karolingerzeit, s. 92. Beumann, Die Ottonen, s. 15.





[350] Mhlbacher, II, s. 451.





[351] Ann. Fuldens. 893. LMA, I, s. 93; ni, s. 2121; VI, s.
2158. Dmmler, III, s. 497 i nast. Hand-buch der bayerischen Geschichte, I, s.
422, 469, 504. Kehr, s. 3. Cartellieri, I, s. 363-364. Schur, s. 55 i nast.
Holtzmann, Geschichte der sdchsischen Kaiserzeit, I, s. 43-44, 46-47. Stutz, s.
59 i nast. Mass, Das Bistum Freising, s. 92. Erdmann, Der ungesalbte Knig, s.
311 i nast. Fleckenstein, Die Hofkapelle, II, s. 4 i nast. Tenże, Grundlagen
und Beginn, s. 134. Reindel, Herzog Arnulf, s. 238. Lintzel, Mis-zellen zur
Geschichte, s. 313 - 314. Angenendt, Taufe, s. 145-146. Bullough, Nach Kań, s.
317. Schieffer, Die Karolinger, s. 196.





[352] Liutpr. antapod. 2,1.
Widukind, 2,36. LMA, I, s. 2025. Hauck, III, s. 152-153 z wieloma wskazówkami źródłowymi.





[353] Ann. Fuldens.900 i nast. Ann. Augiens.907.
Ann. Alamann. 907. Regin, chron. 900. Adalb. cont. Regin, chron. 907 i nast.
Liutprand, An-tapodosis, 2,2; 2,7. Widukind 1,17; 1,20. Ann. Corbeiens.907.
Ann. Laubac. 908. Ann. Hil-desh. 908. LMA, VI, s.1845 i nast. Handbuch
der bayerischen Geschichte, I, s.275 z dalszymi licznymi odsyłaczami do
literatury. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.636 i nast. Dummler, III, s.530, 551-552. Mhlbacher,
II, s.457 i nast. Hauck, III, s.150. Meichelbeck za Fischerem, Bischof Uto, s.63
por. też s.57 i nast. Hóman,
I, s.100. Biittner, Die Ungarn, das Reich, s.433 i nast. Heuwieser, s.184.
Tomek, s.109 i nast. Bosi, Bayerische Geschichte, s.64. Brackmann, Gesammelte
Aufsdtze, s.192. Fleckenstein/Bulst, s.15. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.94.
Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s.93. Schieffer, Die Karolinger, s.196-197.
Strmer, Im Karolin-gerreich, [w:] Kolb/Krenig, Unterfrdnkische Geschichte, I, s.165.





[354] s. 243 i nast.





[355] Adalb. cont. Regin. 909 i nast. LMA, I, s.1015.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.639. Dummler, III, s.556 i nast.
Tomek, s.109 i nast. Fleckenstein/Bulst, s.20. Fischer, Dos Zeitalter des
heiligen Ulrich, s.82. Heuwieser, I, s.189. Tellenbach, Europa, s.447-448.





[356] s. 244 i nast.





[357] I, rozdz. 3





[358] Regin, chron. 889, 901. Widukind 1,18. Liudpr.
antapod. 2,2-2,3. Dummler, III, s.509. Hauck, III, s.149. Weinrich, Tradition
und Indiuidua-litdt, s.294.





[359] Hauck, III, s.69, 147 i
nast.





[360] Regin, chron. 892, 897. LMA, I, s.1321. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.638. Dummler, III, s.522. Mhlbacher, II, s.453.
Fleckenstein/Bulst, s.16. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.122. Hlawitschka,
Der Knig einer Ubergangsperiode, s.105. Hartmann, Herrscher der
Karolingerzeit, s.92-93. Strmer, Im Karolingerreich, [w:] Kolb/Krenig,
Unterfrdnkische Geschichte, s.182-183.





[361] Looshorn, s.25. Por. też
przypis następny.





[362] Regin, chron. 902-903, 906. Widukind 1,22.
Liutpr. antapod. 2,6. LMA, IV, s.1957. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.279
(Reindel). Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.638. Mhlbacher, II, s.454
i nast. Menzel, I, s.260-261. Fries, s.72 i nast, 114-115. Schniirer, II, s.42.
Holtzmann, Geschichte, I, s.39 i nast., 62. Ldtke, Knig Heinrich I, s.53.
Schieffer, Die Karolinger, s.196-197. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.122-123.
Hartmann, Herrscher im Karolingerreich, s.93. Hlawitschka, Der Knig einer
Ubergangsphase, s.105. Strmer, Im Karolingerreich, [w:] Kolb/Krenig,
Unterfrdnkische Geschichte, I, s.196 -197. Beumann, Die Ottonen, s.25.





[363] Widukind 1,16. Adalb. contin. Reginon. 911. Liutpr.
antapod. 2,3-2,4. LMA, VI, s.1579. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.640.
Handbuch der bayerischen Geschichte, II, s.282-283. Fleckenstein/Bulst, s.15,
17. Schieffer, Die Karolinger, s.200. Riche, Karolingowie, s.202. Hartmann,
Herrscher der Karolingerzeit, s.93. Hlawitschka, Der Knig einer
Ubergangsphase, s.104, 106. Boshof, Knigtum, s.3.





[364] Goetz, w LMA, V, s.1337-1338.





[365] Hlawitschka, Vom
Frankenreich, s.98.





[366] LMA, IV, s.2163; V, s.970,
2175 i nast. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.740. Dummler, III, s.580-581. Schieffer, Die Karolinger, s.201-202.
Werner, Die Urspriinge, s.476-477. Boshof, Knigtum, s.3. Ehlers, s.20.





[367] Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.640, 738 i nast, zwłaszcza 740-741. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.124.
Fleckenstein/Bulst, s.19-20. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.98. Tenże, Der Knig
einer Obergangsphase, s.107. Ehlers s.20-21. Brhl, Deutschland-Frankreich, s.404-405.





[368] Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.282.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.639-640. Barraclough, s.18. Prinz, Grundlagen
und Anfdnge, s.124 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.98. Tenże, Der
Knig einer Ubergangsphase, s.107. Boshof, Knigtum, s.4. Fried, Der Weg, s.451.





[369] Pierer, I, s.754. LMA,
I, s.1015. Handbuch der
bayerischen Geschichte, I, s.280 i nast. (z wieloma wskazówkami
dotyczącymi literatury). Schur, s.65. Eeindel, Herzog Arnulf, s.214 i nast. Bullough, Nach Karl, s.317. Prinz,
Grundlagen und Anfdnge, s.123. Hlawitschka, Der Knig einer Ubergangsphase, s.103104,
106, 109. Beumann, Die Ottonen, s.28-29. Eibl, Heinrich I., s.24. Brunner, s.54.





[370] Fragment, de Arnulfo (MG Scriptores 17,570). Adalb.
contin. Regin. 919. LThK, wyd. I, X, s.341. LMA, I, s.1015; V, s.1337-1338;
VII, s.569. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.280 i nast., 467-468.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.641. Dummler, III, s.598. Ldtke, Knig
Heinrich, s.64, 69. Bullough, Nach Karl, s.319. Reindel, Herzog Arnulf, s.214,
247-248, 257 i nast., 287. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.123. Strmer, Im
Karolingerreich, s.198. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.99. Tenże, Der Knig
einer Obergangsphase, s.108. Eibl, s.23 i nast. Beumann, Die Ottonen, s.27, 29,
45. Hellmann, Die Synoden, s.295. Brunner, s.54 i nast. Według
Schneidera, Eine Freisinger Synodalpredigt, s.98-99, urządzano w Bawarii wręcz
publiczne modły za księcia Arnulfa, jego żonę i dzieci.





[371] Taddey, s.1060. LMA, VI, s.1093-1094. (Schwaiger);
VII, s.1314. Dummler, III, s.617. Tiichle, I, s.139 i nast. Mass, Das Bistum
Freising, s.30. Brhl, Fodrum, s.37. Ange-nendt, Taufe und
Politik, s.162.





[372] Ann. Alamann. 911, 913. Ann. Laubac. 911. Adalb.
contin. Regin. 913. Ekkeh. Casus s.Galii. 1 i nast., 29. Taddey, s.1060. LMA,
I, s.1015; II, s.940; III, s.2123-2124; V, s.82; VII, s.1314. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.638, 641. Waitz, Jahrbucher, s.29 i nast. Dummler, III, s.569-570,
577 i nast., 590 i nast., 597, 605 i nast. Weller, Wurttem-bergische
Kirchengeschichte, s.91. Tenże, Geschichte des schwdbischen Stammes, s.148 i
nast. Tiichle, s.141 i nast. Biittner, Geschichte des Elsass, s.169-170.
Holtzmann, Geschichte, s.62 i nast. Ldtke, Knig Heinrich, s.68-69, 71 i nast.
Schur, s.64, 73-74. Reindel, Herzog Arnulf, s.257 i nast. Flecken-stein/Bulst, s.16-17,
20 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.98 i nast. Tenże, Der Knig einer
Obergangsphase, s.107 i nast. Fuhrmann, Die Synode von Hohenaltheim, s.440 i
nast. Hellmann, Die Synoden, s.287 i nast., 300 i nast., 309-310. Brhl,
Deutschland-Frankreich, s.408-409. Fried, Der Weg, s.457.





[373] Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.640-641.
Fleckenstein/Bulst, s.22. Hlawitschka, Der Knig einer Ubergangsphase, s.109. Fried,
Der Weg, s.458.





[374] Widukind 1,25. Adalb. contin. Regin. 919 i nast.
Liudpr. antapod. 2,20. Ekkeh. Cassus sancti Galii, s.49. Taddey, s.1294. LMA,
I, s.1015; VI; s.1588. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.641642,
669-670. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.284. Fleckenstein/Bulst, s.24-25.
Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.125-126. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.100.
Beumann, Die Ottonen, s.30. Brhl, Deutschland-Frankreich, s.411-412 (podkreśla
szczególnie złą podstawę źródłową). Althoff/Keller, Heinrich I. und Otto
der Grosse, I, s.56 i nast. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.135. Por.
również Deschner, Argernisse, s.39.





[375] Goody, Warum die Macht recht haben mufj, s.69.





[376] Eible, s.31.





[377] Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, I, s.18.





[378] Fried, Die Formierung, s.77. Tenże, Der Weg, s.464,
473.





[379] Adalb. contin. Regin. 936.





[380] Thietm. 1.8. Widukind 1,25-1.26. Kelly, s.119. Khner,
Lexikon, s.57. LMA, III, s.1670; IV, s.11021103; VI, s.1579, 1588 (Struve);
VII, s.1227. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.1670. Hlawitschka, Der Knig
einer Ubergangszeit, s.112-113. Althoff/Keller, I, s.31 i nast,
51-52. Eibl, s.21. Na temat „społecznego" znaczenia licznych
fundacji saskich klasztorów żeńskich: Leyser, Herrschaft und Konflikt, s.105 i
nast. Por. również przypis następny.





[381] Od łacińskiego bene
dictum — pochwała [przyp.tłum.].





[382] Thietm. 1,8. Widukind 1,26. Thaddey, s.1195,
1294. LMA, I, s.98-99; IV, s.981; V, s.20412042. Ldtke, Knig Heinrich, s.78-79.
Heimpel, s.36-37. Bullogh, Nach Karl, s.318. Schramm, Knig, Kaiser und Papste,
II, s.302. Althoff/Keller, I, s.60 i nast., 66-67, 68-69. Hlawitschka, Der Knig
einer Ubergangsphase, s.112 i nast. Eibl, s.24 i nast. Beumann, Die Ottonen, s.14,
22 i nast., 28, 32 i nast. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.141 i nast.
Fried, Der Weg, s.462. Beumann, Otto der Grofie, s.53, mówi o
„podwójnych wyborach". Schlesinger, cyt. za Bruhlem, Deutschland-Frankreich,
s.411 1 nast.





[383] Thietm. 1,5; 1,9. Widukind 1,31; 2,11. LMA, IV, s.2036;
VI, s.1579. Waitz, s.15 i nast., 113. Dmmler, III, s.584-585. Hauck, III,
s.21. Ldtke, Knig Heinrich, s.51, 55 i nast., 164. Eibl, s.21-22. Beumann,
Die Ottonen, s.26. Fried, Der Weg, s.454 - 455. Schulze, Hegemoniales
Kaisertum, s.137 i nast. Na temat Widukinda i jego niejasnego
losu por. choćby Althoff, Der Sachsenherzog Widukind, s.251 i nast.





[384] Thietm. 1,16; 1,28. Eibl, s.20-21. Schulze,
Hegemoniales Kaisertum, s.134 -135. Romantyczny przydomek
„Ptasznik" jest poświadczony po raz pierwszy dopiero w trzysta lat
po jego śmierci: Bruhl, Deutschland-Frankreich, s.141.





[385] Thietm. 1,8. Widukind 1,26-1,27. Ruotg. Vita Brunon. 4.
Vita Oudalr. 3. LThK, wyd. I, II, s.407; VI, s.637. LMA, III, s.1076; IV,
s.1161, 2020-2021; V, s.2107; VI, s.412; VII, s.623-624. Waitz, s.66-67, 106 i
nast. Hauck, III, s.17. Ldtke,
Knig Heinrich, s.78-79, 97-98, 166-167. Reinhardt, s.152 i nast. Lippelt, s.148.
Erdmann, Der ungesal-bte Knig, s.334 i nast. Lintzel, Zu den deu-tschen
Knigswahlen, s.199 i nast. Heimpel, s.16 i nast., 35 i nast. Holtzmann, Geschichte, s.69 i nast. Haller, Das
altdeutsche Kaisertum, s.10 i nast. Wattenbach-Holtzmann, Geschichte, I, s.100-101.
Ehrhard, Die Kirche der Mdrtyrer, s.103. Por. na temat
„chrześcijańskiej sagi o bohaterach" Deschner, I znowu, I, s.453 i
nast. Biittner, Heinrichs I. Sudwest-und Westpolitik, s.49 i nast. Schlesinger, Die Knigserhebung, s.538-539.
Claude, Geschichte, I, s.23 i nast., 27 i nast. Kallfelz,
Lebens-beschreibungen, s.12. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.137, 139.
Fleckenstein/ /Bulst, s.26. Stern/Bartmuss, s.152 i nast., 169-170. Beumann,
Die sakrale Legitimie-rung, s.150 i nast. Tenże, Die Ottonen, s.40-41, 48.
Schneider, Das Frankenreich, s.72. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.103, 108.
Tenże, Der Knig einer Ubergangsphase, s.117-118. K. Schmid, Bemerkungen iiber
Sy-nodalverbruderungen, s.693 i nast. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.170.
Zufferey, s.42 i nast. Giese, s.486 i nast. Fried, Die Formie-rung, s.76-77. Tenże,
Der Weg, s.462 i nast., 472. Althoff/Keller, I, s.33, 63 i nast., 92-93,
122-123. Wyczerpująco na temat stabilizacji panowania dzięki sojuszom i
pojednaniu: Althoff, Amicitiae und Pacta, passim, zwłaszcza s.16 i nast., 52 i
nast., 69 i nast.





[386] Civitas celestis (łac.)
— państwo niebieskie [przyp. tłum.].





[387] Iustitia (łac.) —
sprawiedliwość [przyp. tłum.].





[388] Widukind 1,26, por. 1,41. Ldtke, Knig Heinrich, s.123.
Bnding-Naujoks, Imperium Christi, s.70. Ahlheim, s.178.
Bullough, Nach Karl, s.318. Lubenow, s.12-13, 19-20. Por. też Deschner,
Polityka, II, s.306 i nast.





[389] Czyli słowiańskiego
— Wenedami nazywano kiedyś Słowian [przyp. red.].





[390] por. na ten temat
zwłaszcza s. 122 i nast.





[391] Hauck, III, s.73-74, 76-77.





[392] Eskamotowane —
zręcznie ukrywane kuglarską sztuczką [przyp. tłum.].





[393] Hlawitschka, Vom
Frankenreich, s.109-110. Tenże, Knig einer Ubergangsphase, s.111 i nast.,
zwłaszcza 118. Bruhl,
Deutschland-Frankreich, s.413 - 414.





[394] Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.677, przyp.
32. K. Schiinemann, Deutsche Kriegsfiihrung im Osten wdhrend des Mittel-alters,
DA, 2, 1938.





[395] Althoff/Keller, s.7, 88.





[396] Thietm. 1,3; 1,10. Widukind 2,3. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.674 (Reindel). Dmmler, III, s.584. Hauck, II, s.87 i nast. Ldtke,
Knig Heinrich I.,
s.3. Holtzmann, Geschichte, I, s.88-89. Bauer, Der Lwland-kreuzzug, s.306,
przyp. dolny 12. Bruske, Untersuchungen zur Geschichte des Liutizen-bundes, s.16.
Donnert, s.289 i nast. Stern/ Bartmuss, s.174, 190. Schlesinger,
Kirchenge-schichte Sachsens, I, s.7. Claude, Geschichte des Erzbistums, I, s.18.
Fleckenstein, Grund-lagen und Beginn, s.159. Tellenbach, Vom Zusammenleben, s.15.
Eibl, s.22. Fried, Der Weg, s.473-474. Brunner, s.35. Schulze, Hegemoniales
Kaisertum, s.157 i nast.





[397] Widukind; por s. 374, przyp. 13!





[398] Thietm. 1, 10; 1,16; 1,24. Widukind 1,35 i nast. Ann.
Corb. 929. LMA, II, s.550-551, 554555; III, s.439-440; IV, s.2198-2199;
V, s.1875, 2038. Waitz, s.123 i nast., 130, 144. Kótzschke/Ebert, s.30. Ldtke,
Knig Heinrich I., s.3 i nast., 15, 124 i nast., 128, 134 i nast. Holtzmann, Geschichte, s.89 i nast.
Donnert, s.332-333. Ahlheim, s.178. Briiske, s.17 i nast. Biittner, Die
christliche Kirche ostwarts, s.149-150. Claude, Geschichte, I, s.18.
Schlesinger, Kirchengeschichte Sach-sens, s.35-36. Tenże, Die mittelalterliche
Ostsiedlung, s.45. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.159-160.
Fleckenstein/Bulst, s.34 - 35. Epperlein, s.274. Lippert, s.9 i nast.
Stern/Bartmuss, s.190-191. Beumann, Die Ottonen, s.44-45. Eibl, s.28-29, 31.
Cram, s.155-156. Lubenow, s.16-17. Ludat, An Elbę und Oder, s.9 i nast. Por.
na ten sam temat w drugim wydaniu posłowie Lothara Dralle, s.213. Boshof,
Knigtum, s.8. Schulze, Hege-moniales Kaisertum, s.159 i nast.





[399] wystarczy porównać
Politykę papieską w XX wieku, t. I, s. 124 i nast.; t. II, s. 77 i nast.





[400] Semper idem (łac.)
— wciążto samo [przyp. tłum.].





[401] Viribus unitis (łac.)
— wspólnymi siłami [przyp. tłum.].





[402] por. też I, s. 23 i
nast.





[403] Illiterati et idiotae
(łac.) — niepiśmienni i prostacy [przyp. tłum.].





[404] Thietm. 1,10 i nast.;
3,2; 4,33; 4,37; 4,65 i dalej. Widukind
1,36. Tusculum
Lexicon, s.269. Voltaire, s.88. Por. na ten temat pouczającą rozprawę
J.-C. Schmitt, Macht der Toten, s.143 i nast. A generalnie na temat strategii
ogłupiania, zwłaszcza pod koniec XX wieku: Buggle, s.3 i nast., 289 i nast.,
369 i nast., 398 i nast., warte przeczytania. Por. także Gelhausen, s.162 i
nast., Kliemt, s.170 i nast. oraz demaskatorską rozprawę Mynarka, Wie
„prograssive" Theologen das Christentum „retten" (Jak
„progresywni" teologowie „ratują" chrześcijaństwo), s.193
i nast. Następnie tegoż Zakaz myślenia, s.48 i nast., 56 i nast.





[405] Thietm. 1,16-1,17. Por.
także 6,59; 6,80. LMA, II, s.359 i nast; IV, s.2038. Schffel, I, s.107-108. Hlawitschka, Der Knig
einer Ubergangsphase, s.119.





[406] Thietm. 1,17. Widukind 1,40. Adam z
Bremy 1,55 i nast.





[407] Et vastaverunt omnia
—(łac.) i spustoszyli wszystko [przyp. tłum.].





[408] Thietm. 1,18. Widukind 1,38. Regin, chron. 889. Ekkeh.
Casus s.Galii 54, 64. Holtzmann, Geschichte, I, s.39, 83 i nast., 92-93. Ldtke,
Knig Heinrich I.,
s.168 i nast. Aufhauser, s.2-3. Haller, Das altdeutsche Kaisertum, s.11, 13-14.
Stern/Bartmuss, s.169, 173-174. Schlesinger, Archaologie des Mittelalters, s.19.
Fleckenstein/Bulst, s.20. Beumann, Die Ottonen, s.39-40, 44. Na temat grodów
por. przede wszystkim Dannenbauer, Adel, Burg, s.121 i nast., 140 i nast., 150
i nast., w: Grundlagen der mittelalterlichen Welt.





[409] Widukind 1,38. Ldtke, Knig Heinrich L, s.170-171. Eibl,
s.29.





[410] Widukind 1,38-1,39.
Liudpr. antapod. 2,25 i nast. Flodoard.
Ann. 933. LMA, VI, s.593. Waitz, s.150 i nast. Ldtke, Knig Heinrich
/., s.171 i nast. Fleckenstein,
Grundlagen und Beginn, s.160.





[411] Ldtke, Knig Heinrich I., s.176. Beumann,
Die Ottonen, s.46-47.





[412] W historiografii
polskiej oraz niemieckiej decydującą bitwę z Węgrami w 955 r. określa się bądź
"nad rzeką Lech" bądź znacznie częściej "na Lechowym Polu"
[przyp. red.].





[413] Ann. Fuldens.845. LMA, II, s.335-336. Bosi, Der
Eintritt Bóhmens und Mdhrens, s.43 i nast. Tenże, Probleme der Missionierung,
s.1 i nast.





[414] Thietm. 1,2. LThK, wyd.
I, VI, s.682; X, s.882-883; wyd. 111, II, s.557. LMA, II, s.357-358, 461; III, s.1350-1351; V, s.2166;
VII, s.159. Wetzer/Welte, XI, s.864. Hand-buch der Kirchengeschichte, m/1, 272.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.872-873. Naegle, II, s.258, 354 i
nast. Hauptmann, Die Friihzeit, s.321. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.159.





[415] LThK, wyd. I, II, s.429;
wyd. III, s.557. LMA, II, s.358;
VI, s.616. Naegle, II, s.288, 354 i nast., 360 i nast.





[416] LMA, V, s.2166. Handbuch
der bayerischen Geschichte, I, s.287 (z odsyłaczami do literatury). Naegle, II, s.247, 328 i nast.
Hauptmann, Die Friihzeit, s.321. Ldtke, Knig Heinrich L, s.137 i nast. Holtzmann,
Geschichte, I, s.90. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.126.





[417] Wetzer/Welte, XI, s.864-865. Fichtinger, s.386. Aerssen,
Kirchengeschichte, s.120. Naegle, II, s.33 i nast., 62 i nast., 73, 139-140,
177-178, 188 i nast., 226, 252 i nast., 262. Stadtmller, s.150. Thrasolt, s.Dzieło
to z imprimatur z 6 maja 1939 roku ukazało się w odpowiednim czasie przed
początkiem męczeństwa milionów Niemców (i innych narodów). Wprowadzenie aż roi
się od zapożyczeń zjęzyka nazistów, oferuje „obrazy wielkich osobowości,
bojowników i pogromców", „obrazy z wszelkich aktów
chrześcijańsko-germańskiej, chrześcijańsko-narodowej historii i kultury".
„Ta i taka chrześcijańsko-niemiecka historia, o którą się codziennie
modlimy oznacza ponowne obudzenie naszej wielkiej wspaniałej (!)
chrześcijańsko-germańskiej historii, oznacza przypomnienie naszego
chrześcijańsko-germańskiego ducha, oznacza zapłodnienie naszym
chrześcijańsko-germańskim duchem, oznacza tradycję i jej odnowienie, to znaczy
historyczną więź i łączność, a z niej nową chrześcijańsko--niemieckąświadomość
siebie i naszego posłania, oznacza po takim wielkim wykorzenieniu i
zwyrodnieniu w wyniku jednostronnego antynarodowego zalewu obcych i w wyniku
jednostronnego zepchnięcia narodu ponowne chrześcijańsko-niemieckie odrodzenie
ducha, pogłębienie i poszerzenie, oznacza nowe życie ze starej czcigodnej
świętej chrześcijańsko-niemieckiej ziemi i krwi" (krew i ziemia! —
niem. Blut und Boden), „oznacza «Mementote patrum uestrorum —
Pomnijcie ojców i przodków waszych» w ogóle chrześcijańskich, a
specjalnie chrześcijańsko-germań-skich przodków, oznacza: Bądźcie ich godnymi
wnukami i potomkami".





[418] Thietm. 2,2. LMA, II, s.358.
Naegle, II, s.264 i nast., 275, 328.





[419] LThK, wyd. I, X, s.823.
Naegle, II, s.283 i nast., 300 i nast., 312, 319 i nast.





[420] Thietm. 1,18; 1,21. Widukind 1,41. Eibl, s.29-30.





[421] Ldtke, Knig
Heinrich I.,
s.5, 189-190, 198-199, 205. Na temat krytyki „błazna"
Ldtke'go: Brhl, Deutschland-Frankreich, s.413-414.





[422] Widukind 2,36.





[423] Thietm. Prol. II.





[424] Bunding-Naujoks,
s.71.





[425] Beumann, Otto der Grosse, s.51.





[426] Hlawitschka, Kaiser Otto L, s.126, 141.





[427] Thietm. 2,1. Widukind 2,1-2,2. LMA, VI, s.1563-1564;
VII, s.1104. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.679-680. Buttner, Der
Weg Ottos, s.45 - 46. Holtzmann, Geschichte, I, s.111-112. Lintzel, Miszellen, s.381
i nast. Schmid, Die Thronfolge Ottos des Grossen, s.422 i nast. Grundmann,
Betrachtungen, s.207. Schlesinger, Kirchengeschichte, I, s.15. Tenże, Die
Anfdnge der deutschen Knigswahl, s.344 i nast. Erdmann, For-schungen, s.25 i
nast. Bullough, Nach Karl, s.318. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.140 i
nast. Fleckenstein/Bulst, s.42-43. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.113-114. Schramm,
Kaiser, Knige und Papste, III, s.39 i nast., 47 i nast., 54 i nast., 157 i
nast. Reinhardt, s.155 i nast. Beumann, Die Be-deutung Lotharingiens, s.25.
Tenże, Otto der Grofie, s.56. Riche, Karolingowie, s.225. Patz-old, s.33-34.
Hehl, Iuxta canones, s.117-118. Na temat średniowiecznych sporów
dotyczących pierwszeństwa: Fichtenau, Lebensordnungen, s.18 i nast., 25.





[428] Widukind 2,1. LMA, V, s.67-68; VI, s.1564.
Schlesinger, Beobachtungen zur Geschichte, s.419. Fleckenstein, Die Struktur
des Hofes, s.5 i nast. Hlawitschka, Kaiser Otto L, s.127. Beumann, Otto der
Grofie, s.26. Patzold, s.34-35. Riche, Karolingowie, s.225. Por. też przypis
poprzedni.





[429] Od łac. laudes —
poranne modły w brewiarzu [przyp. red.].





[430] LMA, VI (Struve), s.1566. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.680. Weitlauff, s.7. Brackmann, Der rómische Erneuerungsgedan-ke,
s.7. Fried, Die Formierung, s.5. Beumann, Otto der Grope, s.50. Lubenow, s.13 i
nast. Boshof, Knigtum, s.13.





[431] t. IV, rozdz. 14





[432] Flodoard. 946. LMA, I, s.104.
Schniirer, II, s.119 i nast. Holtzmann,
Geschichte, I, s.130131, 205, 245-246. Auer, Kriegsdienst des Klerus, I, s.342-343
(w: MlOG: s.370). Schramm, Kaiser, Knige und Papste, III, s.135. Hlawitschka,
Vom Frankenreich, s.129. Tenże, Kaiser Otto I., s.138-139. Riche, Karolingowie,
s.227. Fried, Die Formierung, s.58. Patzold, s.44.





[433] Causae maiores (łac.)
— sprawy większe [przyp. tłum.].





[434] LMA, V, s.390-391 (Schott/Romer). Dauch, s.241.
Steinbach, Die Ezzonen, s.855. Bullough, Nach Karl, s.322. Stern/Bartmuss,
s.185. Hlawitschka, Kaiser Otto L, s.139. Tenże, Vom Frankenreich, s.129-130.
Fried, Die Formierung, s.58. Patzold, s.44.





[435] Widukind 2,6; 2,10. LMA, III, s.1512-1513; VI, s.1564.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.681. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.114-115.
Tenże, Kaiser Otto I., s.127-128.
Krah, Absetzungsuerfahren, s.261 i nast. Riche, Karolingowie, s.Tli. Beumann,
Otto der Grofie, s.56-57. Fried, Die Formierung, s.76-77. Właściwą
„bazą terytorialną" Ottona, politycznym „centrum władzy
królewskiej" był obszar wokół gór Harzu, Miiller--Mertens/Huschner, s.13-14.





[436] Thietm. 1,26; 2,2; 2,34. Widukind 2,8; 2,11. Adalb.
contin. Regin. 938. LMA, I, s.1015-1016, 1156 i nast.; III, s.78,
1512-1513; VI, s.1564. Handbuch der bayeri-schen Geschichte, I, s.288 i nast.
(z wieloma odsyłaczami do literatury). Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.681-682. Schramm, Kaiser,
Knige und Papste, III, s.156. Riche, Karolingowie, s.226 i nast. Fried, Die
Formierung, s.78. Patzold, s.38. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.115-116.
Tenże, Kaiser Otto I.,
s.128. Krah, Absetzungs-wrfahren, s.258 i nast. Wieś, s.95-96. O. Meyer, In der
Harmonie von Kirche und Reich, s.212. I. Schróder, Zur Rezeption
mero-wingischer Konzilkanones, s.244-245. Na temat rozwoju prawa azylu por.
Lotter, Heiliger und Gehenkter, s.9-10.





[437] W źródłach zwaną również
Hathui [przyp. red.].





[438] Thietm. 2,34. Widukind 2,12; 2,15; 2,17; 2,24; 2,26.
Adalb. contin. Regin. 939. LMA, II, s.226; III, s.1512-1513; IV, s.1466, 2154;
VI, s.1564. Handbuch der Europischen Geschich-te, s.682. Hlawitschka, Vom
Frankenreich, s.116-117. Tenże, Kaiser Otto /., s.128-129. Patzold, s.38-39. Wieś,
s.98 i nast, zaczyna przy opisywaniu „cudu pod Birten" sam dygotać z
„religijnej" egzaltacji czy ekscytacji.





[439] Thietm. 2,21. Adalb. contin. Regin. 939-940, 954.
Kelly, s.140. LMA, I, s.93-94; IV, s.549550, 964-965, 1146. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.682. Biittner, Ge-schichte des Elsafi, s.179 i nast.
Holtzmann, I, s.121 i nast., 148 i nast. Auer, Der Kriegs-dienst, s.327 i nast.
Lippelt, s.60. Steinbach, Die Ezzonen, s.853. Schmid, Die Thronfolge Ottos des
GrofSen, s.490 i nast. Bullough, Nach
Kań, s.319-320. Fleckenstein,
Grund-lagen und Beginn, s.144. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.117 i
nast. Patzold, s.39-40. Karpf, s.94 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.117.
Tenże, Kaiser Otto I., s.129.





[440] Zwanego również Rudym
[przyp. red.]





[441] Thietm. 2,4; 2,39 i nast. Vita Brunon. 17-18. LMA, IV,
s.2063. Holtzmann, Geschichte, I, s.153, 156. Hirsch, Der mittelalterliche
Kaiser-gedanke, s.33-34. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.117-118. Tenże, Kaiser Otto
I., s.129. Fried, Die Formierung, s.78.
Riche, Karolingowie, s.226. Pitz, Wirtschafts- und
Sozialgeschichte, s.52 mówi o „kształtowaniu niemieckiej granicy
wschodniej", „zapewnia-nu niemieckiego obszaru osadniczego".





[442] Thietm. 2,6 i nast. Adalb. contin. Regin. 953-954.
Ruitg. Vita Brunon., s.16 i nast. Vita Oudalrici, s.10. LMA, I, s.1016; IV, s.964-965;
V, s.1344, 2039; VI, s.1564-1565. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.682,
685-686. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.293-294. (tamże dalsza
obszerna litertura). Buttner, Geschichte des Elsafi, s.188. Fischer, Das
Zeitalter des heiligen Ulrich, s.84, 88-89. Falck, s.60. Weitlauff, s.37-38.
Bullough, Nach Karl, s.320. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.145.
Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.119, 122. Patzold, s.40.
Wieś, s.139 i nast., 143 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.121. Na temat
opozycji w Bawarii zob. zwłaszcza Ley-ser, Herrschaft und Politik, s.20 i nast.





[443] LMA, VI, s.1565; VI, s.1796.





[444] Fried, Die Formierung, s.165
i nast. z licznymi odsyłaczami do literatury.





[445] Thietm. 2,23. Vita Brunon, passim, zwł. 8, 12, 14, 20,
25, 30-31. LMA, H, s.753 i nast.; VI, s.15651566; VII, s.578, 1104-1105.
Keller, Reclams Lexikon, s.82 - 83. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.748,
751. Holtzmann, Geschichte, 1, s.151-152, 171 i nast., 200-201, 233. Auer, Der
Kriegsdienst, s.336, 340-341. Prinz, Klerus und Krieg, s.175 i nast. W
apologetyczno-eufemistycznym stylu: Kóhler, s.180. Steinbach, Die Ezzonen,
s.854. Hallinger, s.48. Neuss/Oedinger,
s.166 i nast. Fischer, Politiker um Otto den Grofien, s.98 i nast. Kallfelz, s.171
i nast. Lotter, Die Vita Brunonis, s.75. Tenże, Dos Bild Brunos I., s.19 i
nast. Bloch, s.41 i nast., 48. Wat-tenbach/Holtzmann, I, s.8. Fleckenstein,
Grundlagen und Beginn, s.147. Bullough, Nach Karl, s.320-321. Patzold, s.45.





[446] LThK, wyd. I, VI, s.1019.
LMA, III, s.1600.
Wetzer/Welte, II, s.673-674. Achter, Die Kólner Petrusreliąuien, s.955,
977 i nast., 982 i nast. Na temat znaczenia trewirskiego związku metropolitalnego
por. też Haverkamp, Einfiihrung, passim, zwłaszcza s.123 i nast. Na temat
Trewiru we wczesnym średniowieczu: Anton, s.135 i nast., 163 i nast. Następnie:
H.-J. Schmidt, Religióse Mittelpunkte und Verbindungen, s.182 i nast.
Ranke--Heinemann, Nie i Amen, s.189 i nast.





[447] Thietm. 2,9. Widukind 3,44. Flodoard. 955.
Vita Oudalr. s.12. LMA, I, s.1212-1213; V, s.1786. LThK, wyd. I, I, s.804. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.686. Patzold, s.45.





[448] Thietm. 2,9-2,10. Vita Oudalrici, s.12.





[449] Widukind 3,46-3,47. Vita Oudalr. s.12. Vita Brunon,
s.35.





[450] Thietm. 2,10-2,11. Widukind 3,46 i nast. Vita Oudalr.
s.12. LMA, V, s.1786. Wetzer/Welte, XI, s.377. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.665-666, 686 i nast. Weitlauff, s.39-40. Erben, s.70. Holtzmann,
Geschichte, s.136, 157-158, 177, 217. Zoepfl, Der heilige Bischof, s.9 i nast.
Buttner, Der Weg Ottos, s.50. Leyser, The Battle, s.15 i nast. Fischer, Das
Zeitalter des heiligen Ulrich, s.85. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.133.
Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.145. Wattenbach/Dmmler/Huf, II, s.469.
Fried, Der Weg, s.513 i nast.





[451] LThK, wyd. I, VI, s.642;
VIII, s.280-281; X, s.960-961. dtv Lexikon, s.14,155-156. Kelly, s.147. LMA, IV, s.1434; V, s.1761-1762,
2112; VI, s.2157. Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s.280. Handbuch der
bayerischen Geschichte, I, s.224, 305. Uhlirz, I, s.96 i nast. Hauck,
III, s.163 i nast., zwł. 177 i nast. Zibermayr, s.120. Pfeiffer, Die Bam-berg
Urkunde, s.16 i nast. Wattenbach/Holtz-mann, I, s.285 i nast. Holtzmann,
Geschichte, I, s.252 i nast. Janner, I, s.354. Heuwieser, Geschichte, I, s.63 i
nast.Tomek, s.15 i nast. Dauch, s.11. Bosi, Probleme der Missionierung, s.6. Hóman, I, s.155 -156. Fuhrmann, Der
angebliche Brief, s.51 i nast. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.211 i
nast. . Fichtenau, Zu den
Urkundenfdlschungen Pil-grims, s.96 i nast. Reindel, Bayern im
Karolingerreich, s.242. Brunner, s.85 i nast., zwł. s.90 i nast.





[452] Heuwieser, I, s.63 i
nast.





[453] Vita Oudalr. passim,
zwł. 1, 3, 5, 9 i nast., 21 i nast. Arnold z St. Emmeram, Libri duo de S.Emmerammo 1,17 (PL 141, 1016). Wetzer/Wel-te,
XI, s.372, 376, 386 i nast. LThK, wyd. I, I, s.78; X, s.365 i nast.; wyd. III,
I, s.126. LMA, I, s.1213. Babi, s.167. Zoepfl, Das Bistum Augsburg, s.66.
Weitlauff, s.8 i nast., 35, 38 i nast. Bosi, Bayerische Geschichte, s.75.
Kall-felz, s.12, 37, 53, przyp. 5. Plótzl, s.83-84, 90 i nast.





[454] Thietm. 3,8. Ekkeh. Casi s.Galii 51, 57. Wet-zer/Welte,
XI, s.376, 382. LThK, wyd. I,
II, s.219; X, s.366-367. Keller, Reclams Lexikon, s.74. Fichtinger, s.370.
Khner, Lexikon, s.74. Kelly, s.150. LMA, IV, s.931, 1315.
Wattenbach/Holtzmann, Geschichtsquellen, I, s.257 i nast.
Wattenbach/Dmmler/Huf s.463. Zoepfl, Das Bistum Augsburg im Mittelalter, s.74-75.
Dorn, s.116 i nast., 126 i nast. Kall-felz, s.12, 37 i nast. Khner, Das Imperium, s.124. Rummel,
Ulrichslitaneien, s.351-352. Hórger, Die „Ulrichsjubilden", s.309. Por.
też przyp. poprzedni.





[455] Thummerer, Urkundlicher
Bericht, s.231 i nast.





[456] Thietm. 2,9-2,10. Ruotg. Wita Brunon. 35. LMA, V,
s.1786. Hauptmann, Die Fruhzeit, s.324. Keller, Dos Kaisertum, s.247. Fischer,
Das Zeitalter des heiligen Ulrich, s.85. Schramm, Kaiser, Knige und Papste,
III, s.162.





[457] LMA, I, s.1321-1322. Fried, Die Formierung, s.79.
Riche, Karolingowie, s.233-234. Patzold, s.45-46.





[458] Rodung des Gero (niem.)
— karczunek Gerona [przyp. tłum.].





[459] Thietm. 2,12; 2,14; 2,19; 2,28. Widukind 2,9; 2,20;
3,54. Taddey, s.522. LMA, IV, s.2160. Hauck, III, s.107. Hauptmann, Die
Fruhzeit, s.321. Keller, Das Kaisertum Ottos, s.374. Holtzmann, Geschichte, I,
s.126, 134-135. Tenże, Aufsdtze, s.3. Kossmann, s.452-453. Bullough, Nach Kań,
s.321. Haller, Das alt-deutsche Kaisertum, s.17, 29. Stern/Bartmuss, s.192.
Donnert, s.333-334. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.161-162. Schramm,
Kaiser, Knige und Papste, III, s.160. H.K. Schulze, Hegemoniales Kaisertum,
s.230. Lubenow, s.18 i nast. Althoff, Das Bett des Knigs, s.141 i nast. Fried,
Der Weg, s.500-501.





[460] Hauck, III, s.84 i
nast., 96. Boshof, Knigtum,
s.13. Fried, Der Weg, s.500-501.





[461] Widukind 2,4; 2,20-2,21. Adalb. cont. Regin. 928.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.679. Hauck, III, s.21-22, 77 i
nast., 90-91. Holtzmann, Geschichte, I, s.108, 133-134. Tenże, Aufsdtze, s.3.
Bruske, Untersuchun-gen, s.21-22. Stern/Bartmuss, s.192. Ludat, An Elbę und Oder, s.10 i nast. Fleckenstein/Bulst, s.41, 44, 59-60,
70-71. Haller, II, s.182. Lubenow, s.24. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.77.





[462] Thietm. 2,12. Widukind 3,53 i nast. Liutpr. hist.
Otton. 10,17. Taddey, s.522. LMA, II, s.551, 1101-1102; III, s.1762; IV, s.1980;
VI, s.1009. Hauck, III, s.88 i nast., 102 i nast. Holtzmann,
Geschichte, I, s.134, 160 i nast., 179-180. Hampe, Kań der Grofie, s.70. Ahl-heim, s.179, 181. Stern/Bartmuss, s.193.
Patzold, s.45-46. Fichtenau, Lebensordnungen, s.220.





[463] Widukind 3,70. LMA, I,
s.48; VI, s.1009, 1390-1391. Hauck, III, s.105 i nast. Na temat głoszenia wojny
totalnej, ludobójstwa i w ogóle propagowania ogromnej nietolerancji już i
akurat w Biblii: Buggle, s.36 i nast., 56 i nast., 68 i nast., 95 i nast. Przy
tym bardzo pouczające jest, według Stremingera, Die Jesuanische Ethik, s.126-127,
że „pałający gniewem Jahwe jest względnie niewinny w porównaniu z
kochającym ojcem z Nowego Testamentu". Por. też tegoż Gottes Giite, s.215
i nast., Baeger, s.206-207, Mynarek, Zakaz myślenia, s.65 i nast., Deschner,
Die unheiluollen Auswirkungen, s.182 i nast. Biblia zresztą może być przydatna
do każdego celu. Skoro bowiem „zawiera ona nie tylko Kazanie na Górze z
wezwaniem do miłości wrogów, lecz również księgi Samuela nawołujące do mordów
na całych narodach, to nie jest niczym dziwnym, że daje się równie łatwo cytować
podczas pacyfistycznych demonstracji, jak i mszy polowych w trakcie
eksterminacyjnych wypraw", pisze Birnbacher, s.148. Nie wolno zapominać o
H. Herrmannie, Passion, s.38: „Prawdziwym sprawcą jest nie torturujący
pachołek, nie zawodowy kat, lecz anonimowa masa obserwatorów".





[464] Biskupstwo w Pradze
powstało ok. 973 r. [przyp. red.].





[465] Wicekrólem [przyp.
tłum.].





[466] Thietm. 2,7; 2,16-2,17. Widukind 3,8. Flodoard Ann.
950. Adalb. contin. Regin. 950. Naegle, II, s.330 i nast. Holtzmann,
Geschichte, I, s.173-174, 210, 219, 235-236. Tenże, Aufsdtze, s.5-6.
Stern/Bartmuss, s.194. Claude, Geschichte des Erzbisłums
Magdeburg, I, s.17 i nast., 25 i nast., zwł. s.34 i nast., 45 i nast. Wentz/Schwinekóper, s.17-18, 42, 81
i nast. Brackmann, Magdeburg
als Hauptstadt, s.18, 29. Lippelt, s.151-152. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.127.
Riche, Karolingowie, s.225, 262. Patzold, s.46.





[467] Chodzi o Grody
Czerwieńskie [przyp. red.].





[468] Thietm. 2,14; 2,29. Widukind 3,66-3,67. LMA, I, s.476;
VI, s.616, 2125; VII, s.52 - 53, 880-881. Handbuch der Europischen Geschichte,
I, s.905 i nast. Handbuch der Kirchenge-schichte, III/l, s.262-263. Hauptmann,
Die Fruhzeit, s.322-323. Holtzmann, Geschichte, I, s.180 i nast. Kętrzyński,
The Introduction, s.16. Halecki, s.19-20. Hensel, s.236 i nast.





[469] Thietm. 4,55. Hauptmann, Die Fruhzeit, s.323-324.
Holtzmann, Geschichte, I, s.198-199. Kossmann, s.452-453. Mayer, Mittelalterliche
Studien, s.66. Bosi, Europa, s.236. Rice, s.155. Rhode, s.11.





[470] Thietm. 8,32. Według
Thietmara, tamże, ludność Kijowa składała się przede wszystkim z
„walecznych Duńczyków" (Danis). Adalb. contin. Regin. 959, 961. dtv,
Lexikon, t. 15, s.296. LMA, I, s.98-99.; III, s.1121 i nast, 1130-1131.,
1398-1399; V, s.1121 i nast., zwł. s.1123-1124; VI, s.756-757, 1395-1396; VII,
s.137-138, 880-881, 1112-1113. Handbuch
der Europischen Geschichte, I, s.694, 842, 925 i nast., 989 i nast. Handbuch
der Kirchenge-schichte, III/l, s.275 i nast. Benz, s.12-13. Ammann, s.12.
Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.163-164. Riche, Karolingowie, s.233-234.
Beumann, Otto der Gro/k, s.68-69. Schreiner, Byzanz, s.143. Poppe, s.271 i
nast. Blum, s.15-16. Janin/Sedov/Toloko, s.203 i nast.





[471] Thietm. 7,43-7,44.
Wetzer/Welte, IX, s.457 i nast. LMA, I, s.1522; II, s.459-4602 1794 i nast.
(rok 989 jest wymieniany jako rok wyprawy do Korsunia; III, s.768 i nast., zwł.
771 i nast.; V, s.267, 306, 1124 (Hósch); VII, s.137-138. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.841
i nast., 929 i nast., 992. Rice, s.155. Vernadsky, s.286-287. Jirećek, I, s.141.
Ammann, s.15, 21. Hellmann, Slawi-sches, insbesondere ostslawisches, s.264-265.
Blum, s.21-22.





[472] Thietm. 7,75. LMA, II, s.459-460; V, s.306 (A. Poppe).
Hellmann, Slawisches, insbesondere ostslawisches, s.266 - 267. Ammann,
s.23.





[473] Wetzer/Welte, I, s.270-271. LThK, wyd. I,
I, s.471-472; wyd. III, I, s.715-716. Kelly, s.115, 118. LMA, I, s.690; II, s.220
i nast. (H. Ehrhardt); III, s.499, 1527; IV, s.1865 i nast. (Ch. Radtke), 1883
i nast., 1928 i nast.; VII, s.804. Handbuch der Europdichen Geschichte, I, s.953.
Hauck, II, s.698 i nast. Walterscheid, s.87 i nast. Stratmann, Dos Recht der Erzbi-schofsweihe, s.67-68.
Haendler, s.119 i nast. Friedmann, s.194-195, 198.





[474] Thietm. 1,17. Adam z
Bremy, Gęsta Hammaburgens.eccl. pontif. 1,56; 1, 59. O przyjęciu
chrześcijaństwa przez króla Duńczyków Haralda wyczerująco: Ermoldus Nigellus,
Carmen IV ze s.606 i nast. {Poet.
lat. aevi Carol. II, s.75). LMA, III, s.502 (Skovgaard-Petersen); IV, s.1561,
1929; V, s.348. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s.264. Handbuch der
Europaischen Geschichte, I, s.675, 953 - 954. Hauck, II, s.706 i nast.; III,
s.80 i nast.





[475] Thietm. 2,42. Adam z
Bremy 2,4. LThK, wyd. I, I, s.82; wyd. III, I, s.131. dtv Lexikon, t. 16, s.191.
LMA, I, s.104; IV, s.1929; VI,
s.1257, 1391. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s.264. Hauck, H, s.708
i nast.; III, s.93-94, 99 i nast. (tutaj dalsza literatura źródłowa).





[476] LMA, IV, s.1930. Kosminski/Skaskin, I, s.127.
Brackmann, Gesammelte Aufsdtze, s.31. Hlawitschka, Kaiser Otto I., s.134-135.
Na temat erygowania biskupstwa w Miśni por. Pfeifer, Die Bistumer Prag und Meissen, s.77 i nast.,
zwł. s.81 i nast. Na temat „sakralnego" charakteru królestwa również
w czasach nowożytnych por. pouczającą rozprawę G. Feeley-Harnik,
Herrscherkunst, s.195 i nast.





[477] Franzen, Kleine Kirchengeschichte, s.165. Abendzeitung
Miinchen, 24 lipca 1995. Por. do XX wieku: Deschner, Polityka
papieska, t. I i II, passim oraz Deschner/Petrović, Weltkrieg der Religionen, s.261
i nast, Umeljić, passim, Dokumentation, s.281 i nast.





[478] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne), 1,470 i nast. Jaffe, Regesta, 1, 284. Lib. Pont. (wyd. Duchesne),
2,86 i nast. Jaffe, Regesta, 1,327. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,246 i nast.
Jaffe, Regesta ,466. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,251. Jaffe, Regesta, 1,469.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,234. Jaffe, Regesta, 1,444 i nast. Zimmermann,
Papstabsetzungen, s.158 i nast.





[479] Chodzi o papieża w
latach 939-942. Kłopoty z numeracją papieży o imieniu Stefan spowodował Stefan
II, który został legalnie wybrany w 752 r., jednak zmarł po trzech dniach,
zanim przyjął sakrę biskupią. Deschner zalicza go w poczet papieży [przyp.
red.].





[480] Lub w 935 r. —
zginął podczas zamieszek w Rzymie [przyp. red.].





[481] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne), 2,251. Jaffe, Regesta, 1, 469 i nast. Lib. Pont. (wyd. Duchesne),
2,229. Jaffe, Regesta, 1,449 i nast., 2,706. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,255
i nast. Jaffe, Regesta, 1,477 i nast., 2,707. Lib. Pont. (wyd. Duchesne),
2,259. Jaffe, Regesta, 1,484 i nast.. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,243. Jaffe,
Regesta, 1,454 i nast. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,244. Jaffe, Regesta, 1,457
i nast. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,140 i nast. Jaffe, Regesta, 1,235 i nast.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,279. Jaffe, Regesta, 1,556 i nast. Lib. Pont.
(wyd. Duchesne), 2,261. Jaffe, Regesta, 1,495 i nast. Zimmermann,
Papstabsetzungen, s.198-199. Nitschke, s.40 i nast. Por. następnie odnośne
teksty u Khnera, Kelly'ego w LMA.





[482] Lib. pont. (wyd.
Duchesne) 2,236 i nast. Jaffe, Regesta, 1,445 i nast. Khner, Lexikon, s.65-66.
Kelly, s.132 i nast. LMA, VII,
s.1787. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 2, s.208-209. Dummler, III, s.601.
Gregorovius, 1/2, s.576 i nast. Cartellieri, I, s.368 i nast. Haller, II, s.143.
Seppelt, II, s.336-337. Seppelt/Schwaiger, s.118-119. Zimmermann, Dos dunkle
Jahrhundert, s.27. Tenże, Papstabsetzungen, s.63.





[483] Kelly, s.136. LMA, V, s.1891, 2178; VI, s.1165, 2110.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.833 i nast. Seppelt, II, s.339-340.
Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.35. Beck, s.120 i nast. de Rosa, s.63.





[484] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne) 2,240-2,241. Jaffe, Regesta, 1,449-1,450. Lib. Pont. (wyd. Duchesne)
2,243. Jaffe, Regesta, 1,454-1,455. Liutpr. antapod. 2,47-2,48. Pierer, X, s.524.
Kuhner, Lexikon, s.66. LThK, wyd.
I, V, s.470. Kelly, s.139. LMA, VI, s.321. Gregorovius, 1/2, s.578 i nast.,
583-584. Holtzmann, Geschichte, I, s.98-99. Haller, II, s.143-144. Port-mann, s.111-112.
Seppelt, II, s.337-338, 341, 346. Seppelt/Schwaiger, s.118. Neuss, s.102.
de Rosa, s.63. Karpf, s.5 i nast.





[485] Liutpr. antapod. 2,48. Kelly, s.137. Handbuch der
Kirchengeschichte, m/1, s.226. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.796.
Dummler, III, s.602-603. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom,
s.166-167. Gregorovius, 1/2, s.580-581, 587-588. Haller, II, s.147. Seppelt,
II, s.341-342. Seppelt/Schwaiger, s.118. Eickhoff, s.298-299. Falco, s.167.
Erben, s.53. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.44 i nast., 54-55, 71.





[486] Liutpr. antapod. 2,57 i
nast., 2,68 i nast. Flo-doard
Ann. 922 i nast. LMA, V, s.397 i nast., 710-711. (Tobacco). Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.657-658. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.188 i
nast. Hlawitschka, Franken, s.102-103. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.72.





[487] Liutpr. 3,2 i nast.;
3,11 i nast. Flodoard Ann.
923-924, 926. Ann. Alamann. 926. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.658.
LMA, II, s.940-941. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.193 i nast.
Hlawitschka, Franken, s.104. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.73.





[488] Flodoard Ann. 926. LMA, V, s.158. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.658. Gregorovius 1/2, s.592. Hertmann, Geschichte Italiens,
ni, 2 półtom, s.197. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.73-74.





[489] Liutpr. antapod. 3,39 i nast.; 4,14. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.660-661. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.198 i
nast., 248. Seppelt, II, s.344.





[490] Flodoard 946. De triumph. Christi 12,7. Liutpr.
antapod. 3,18; 3,43 i nast.; 4,14. Kelly, s.139. Kuhner, Lexikon,
s.68 i nast. Handbuch der
Kirchengeschichte, m/l, s.226-227. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.650
i nast., 659. LMA, I, s.280-281; V, s.158; VI, s.321. Dummler, III, s.603.
Gregorovius 1/2, s.592 i nast.
Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.215 i nast. Haller, II, s.148 i
nast. Seppelt, II, s.345 i nast. Seppelt/Schwaiger, s.118-119. Holtzmann,
Geschichte, I, s.99. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.74, 76 i nast., 93,
96-97. Tenże, Papstabsetzungen, s.78. Gontard, s.191. de Rosa, s.64.





[491] Liutpr. antapod. 5,3.
LMA, I, s.280-281. Kuhner,
Lexikon, s.69-70. Kelly, s.140-141. Seppelt, II, s.348-349. (tu cytat z
E. Sackura).





[492] Liutpr. antapod. 3,49;
5,3 i nast.; 5,12; 5,26 i nast. LMA,
I, s.1933-1934; V, s.158. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.660-661.
Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.232 i nast. Zimmermann, Dos
dunkle Jahrhundert, s.99.





[493] Liutpr. antapod. 5,32.





[494] Thietm. 2,5. Liutpr. antapod. 5,31. Widukind 3,7;
3,9-4,0. Flodoard 950 i nast. Vita Mathild. poster. 15. LMA, I, s.95, 145,
1933-1934; V, s.2128. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.236-237,
243 i nast. H. Keller, Zur Struktur der Knigsherrschaft, s.177 i nast.
Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.170-171. Zimmermann, Das dunkle
Jahr-hundert, s.100.





[495] Thietm. 2,5. Widukind 3,10. Flodoard 952. Liutpr.
Liber de Ottone rege 1; 15. Kelly 143. LMA, I, s.95, 1934; V, s.2039. Hartmann,
Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.250 i nast. Holtzmann, Geschichte, I, s.188
i nast. Sep-pelt, II, s.353 i nast. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.134,
137. Tenże, Papstabsetzungen, s.235 i nast. Bernhart, s.93. Fleckenstein,
Grundlagen und Beginn, s.171. Fleckenstein/Bulst, s.65.





[496] Liutpr. de Ottone rege 3; 10. Flodoard Ann. 954.
Kelly, s.142 i nast. Sickel, Alberich II., s.104-105. Kpke/Rmmler, s.350 i
nast. Dresdner, s.62. Haller, II, s.151. Seppelt, II, s.352-353. Klauser, s.187.
Zimmermann, Papstabsetzungen, s.78, 257. Zimmermann, Parteiungen, s.365 i nast.





[497] Liutpr. de Ottone rege 10. Kelly, s.142-143. Haller,
II, s.151. Fleckenstein/Bulst, s.65. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert,
s.135-136.





[498] Liutpr. de Ottone rege 2. LThK, wyd. I,
IV, s.841; wyd. III, IV, s.1210. LMA, I, s.95; IV, s.1958. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.690.
Sommerlad, II, s.239-240. Holtzmann, Geschichte, I, s.16 i nast., 174-175, 201.
Vehse, I, s.10. Bullough, Nach Kań, s.322. Sepelt, II, s.355, 358. Bernhart, s.93.
Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.139. Tenże, Papstabsetzungen, s.183, 186.
Fleckenstein/Bulst, s.60. Heer, Mittelalter, s.532-533. Schulze, Hegemoniales
Kaisertum, s.198-199.





[499] Liutpr. de Ottone rege 3. MG Const. I,
nr 10 i nast. Tract. cum Joh. XII. s.20 i nast. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.690-691.
Kelly, s.143. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.2-3. Hampe, Die
Berufung Ottos, s.153 i nast. Grundmann, s.200 i nast. Haller, II, s.152 i
nast. Bullough, Nach Kań, s.322. Seppelt, II, s.356-357. Fleckenstein,
Grundlagen und Beginn, s.173-174. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.199
i nast. Na temat rozdźwięku w ówczesnych źródłach dotyczących koronacji
cesarskiej Ottona I por. Keller,
Das Kaisertum, s.218 i nast.





[500] Holtzmann, Geschichte, I, s.192. Biittner, Der Weg
Ottos, s.58 i nast. Haller, II, s.155. Seppelt, II, s.355, 357.
Seppelt/Schwaiger, s.122. Fuhrmann, Konstantinische Schenkung, s.128 i nast.
Beumann, Otto der Grofie, s.69.





[501] Thietm. 2,13. Adalb. cont. Regin., 963-964. Liutp. de
Ottone rege, 3-4, 6-7. Otto z Frei-sing Chr. 6,23. LMA, II, s.1490; IV, s.882
(Singer); VI, s.1652. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.664, 691.
Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.4 i nast. Gregorovius, 1/1, s.619
i nast. Hampe, Die Berufung Ottos, s.163 i nast. Haller, II, s.155 -156. Tenże,
Dos altdeutsche Kaisertum, s.26. Seppelt, II, s.358-359. Schffel, I, s.15.
Fleckenstein/Bulst, s.67. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.148-149. Fuhrmann,
Konstantinische Schenkung, s.128 i nast. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.81 i
nast., 254 i nast. Tenże, Das dunkle Jahrhundert, s.144 i nast., 154. Graf, s.53-54.
Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.126-127. Beumann, Otto der Grosse, s.68.





[502] Adalb. cont. Regin. 963. Liutpr. de Ottone rege, 8 i
nast. Ann. Hildesheim. 963. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.6 i
nast. Gregorovius, 1/2, s.620-621. Holtzmann, Geschichte, I, s.194. Seppelt,
II, s.359. Haler, II, s.156. Boye, s.55-56. Tangl, s.107 i nast. Zimmermann,
Das dunkle Jahrhundert, s.148. Tenże, Papstabsetzungen, s.255 i nast. Prinz,
Grundlagen und Anfdnge, s.149. Gontard, s.195.





[503] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne) 2,246 i nast. Jaffe,
Regesta 1,466 i nast. Adalb. cont. Regin. 963. Liutpr. de Ottone rege, 10 i
nast., 15-16. Kelly, s.144. LThK, wyd. I, VII, s.763, 823-824. Hartmann,
Geschichte Italiens, IV, 1 półtom,s.8 i nast. Gregorovius, 1/2, s.622. Haller,
II, s.155-156. Tenże, Das altdeutsche Kaisertum, s.26. Seppelt, II, s.360.
Fleckenstein/Bulst, s.67. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.85 i nast., 243-244, 248,
255. Tenże, Dos dunkle Jahrhundert, s.149.





[504] Adalb. cont. Regin. 964. Liutpr. de Ottone rege, 17 i
nast. Khner, Lexikon, s.70-71. Kelly, s.143-144. Hartmann, Geschichte
Italiens, IV, 1 półtom, s.10 i nast. Gregorovius, 1/2, s.624 i nast. Holtzmann,
Geschichte, I, s.196. Haller, II, s.156-157. Seppelt, II, s.360-361.
Seppelt/Schwaiger, s.123. Kampf, Das Reich, s.52. Bernhart, s.93. Gontard, s.195.
Graf, s.54 i nast. Boye, s.56. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.258. Tenże, Dos
dunkle Jahrhundert, s.150-151. Hlawitschka, Kaiser Otto I., s.137.





[505] 73. Hergenrther, II, s.211-212.





[506] Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,251.
Jaffe, Rege-sta 1,469 i nast. Liutp.
de Ottom rege, 21-22. Adalb. cont. Regin. 964-965. Kelly, s.145. Hartmann,
Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.14-15. Gregorovius, 1/2, s.626-627.
Haller, II, s.157. Gontard, s.195. Boye, s.56. Seppelt, II, s.362. Zimmermann,
Papstabsetzungen, s.92 i nast., 247. Tenże, Das dunkle Jahrhun-dert, s.152. Schreiner,
Gregor VIII., nackt auf einem Esel reitend, s.171 -172.





[507] Holtzmann, Geschichte, II, s.303. Haller, II, s.145-146.
Hertling, s.131. Gontard, s.199-200. Daniel-Rops, s.686, 689. Por.
też Buggle, s.7-8. Deschner, Polityka papieska, passim, zwł. t. II, s.307 i
nast.





[508] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne) 2,253-2,254. Jaffe, Regesta, 1,470 i nast. Adalb. contin. Regin. 965-966. Kelly, s.145-146.
LMA, V, s.542. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.17-18.
Gregorovius, 1/2, s.629-630. Holtzmann, Geschichte, I, s.203. Haller, II, s.158-159.
Seppelt, II, s.363 i nast. Graf, s.57-58. Gontard, s.196. Zimmermann,
Papstabsetzungen, s.95 i nast. Tenże, Das dunkle Jahrhundert, s.153-154. Tenże,
Dos Papsttum im Mittelalter, s.101. Beumann, Die Ottonen, s.101. Schreiner,
Gregor VIII., nackt auf einem Esel reitend, s.72. Althoff/Keller, II,
s.198.





[509] Małe Niemcy — w
połowie XIX wieku program zjednoczenia Niemiec pod przewodnictwem Prus i przy
pominięciu Austrii [przyp. red.].





[510] Wielkie Niemcy —
koncepcja niemieckiego państwa związkowego pod przywództwem Austrii, wysuwana
przez południowoniemieckich konserwatystów, arystokrację i demokratów głównie
Bawarii i Szwabii, próbujących uratować suwerenność swych krajów, przeciwników
państwa narodowego, opartego na hegemonii Prus, wrogów Bismarcka [przyp. red.].





[511] Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.692.
Holtzmann, Geschichte, I, s.204. Bttner, Der Weg Ottos, s.54. Hay, s.339.
Stein-bach, Die Ezzonen, s.855. Kempf, Das mittelalterliche Kaisertum, s.228
Kosminski/Skaskin, s.133. Stern/Bartmuss, s.188. Zimmermann, Das Papsttum im Mittelalter,
s.100 i nast. Bul-lough, Nach
Kań, s.322. Prinz, Grundlagen und
Anfdnge, s.149. Hlawitschka, Vom Fran-kenreich, s.118-119, 124,
131. Na temat tradycji karolińskich: Deer, s.38 i nast. Beumann, Grab und
Thron, s.9 i nast. — „Nową interpretację" usiłuje dać, idąc
wiernie w ślady swego promotora, uczeń Hlawitschki R. Pauler, Das Regnum
Italiae, passim, zwł. s.164 i nast. Na temat dyskusji historyków dotyczącej
polityki włoskiej Niemiec w średniowieczu por. przede wszystkim bardzo
pouczające wywody w Althoff/Keller, 2 tomy, passim oraz Fried, Der Weg, s.529 i
nast.





[512] Pauler, Das Regnum
Italiae, s.9 i nast., 21-22, 102 i nast.





[513] Dilectus fidelis noster
(łac.) — drogi wierny nasz [przyp. tłum.].





[514] Pauler, Das Regnum
Italiae, s.64 i nast. Hojny był cesarz również wobec włoskich klasztorów, por.
choćby Zotz, s.172 i nast.





[515] LMA, I, s.1908; VI, s.1652;
VII, s.1295. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.695. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.130. Tenże, Kaiser Otto
I., s.140. Beumann, Die Ottonen, s.101-102,
108. Patzold, s.48. Glocker, Die Verwandten der Ottonen, s.156 -157.





[516] Widukind 3,72. Liutpr. Legatio, passim, zwł. 3; 9;
cytat 44. LMA, I, s.821. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.695. Hauck,
III, s.217. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom. Bauer/Rau, s.239.
Beumann, Die Ottonen, s.108-109. Glocker, Die Verwandten der Ottonen, s.155 i
nast. Rentschler, passim, zwł. s.9 i nast.





[517] LMA, V, s.532; VII, s.74.
Uhlirz, Jahrbucher, I, s.20 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.27 i nast. Fleckenstein,
Grundlagen und Beginn, s.125-126. Beumann, Die Ottonen, s.109. Glocker, Die
Verwandten der Ottonen, s.154 i nast. Hlawitschka, Kaiser Otto I., s.140. Patzold, s.48.





[518] Glocker, Die Verwandten der Ottonen, s.154.





[519] Thietm. 2,43. Widukind
3,75-3,76. Adam z Bremy, Gęsta Hammaburg. eccl. 2,21 nazywa Ottona
„pogromcą wszystkich ludów Północy". Holtzmann, Geschichte, I, s.216.
Schul-ze, Hegemoniales Kaisertum, s.77.





[520] Otto z Freising 6,26





[521] Thietm. III Prol.





[522] Thietm. 2,44; 3,1; 3,13-3,14; 3,16; 4,6. Adalb. cont.
Regin. 955, 961, 967. Widukind 3,76. LThK, wyd. I, X, s.920-921;
wyd. III, II, s.799-800. Ekkeh. Casus
s.Galii s.98. LMA, I, s.169-170; III, s.1030, 1766; IV, s.1468; V, s.19
(Seibert); VI, s.1567. Taddey, s.263-264, 1308, 1310-1311. Uhlirz, Jahrbucher,
I, passim i s.212. Wattenbach/Holtzmann, Geschichte, I, s.239 i nast.
Brackmann, Gesammelte Aufsdtze, s.200. O. Meyer, In der Harmonie, s.218.
Beyreuther, Otto II, s.67-68. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.163. Landau, s.29
i nast., tu również cytowany Seckel.





[523] LMA, VI, s.1567. Stern/Bartmuss, s.196-197.





[524] LMA, II, s.358-359; III, 300; IV, s.2063-2064; VI, s.616-617
(Liibke), 1567. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.696-697. Handbuch
der bayerischen Geschichte, I, s.297-298. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1
półtom, s.70 i nast. Naegle, II, s.353-354, 366 i nast, 373-373. Staber, s.26.
Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.190-191. Glocker, Die Verwandten, s.167
i nast., 175 i nast. Hlawitschka, Vom Fran-kenreich, s.132. Prinz, Grundlagen
und Anfange, s.161 -162. A.
Kraus, Geschichte Bay-erns, s.61 i nast. Fried, Der Weg, s.552 i nast.
Beyreuther, Otto II., s.68. Althoff/Keller, s.150. Według
Beumanna, Die Ottonen, s.113, przydomek Kłótnika znali „już
współcześni".





[525] Thietm. 3,7; 3,24. Ann. Weissenb. 975. Ann. Hildesh.
976. Ann. Magdeb. 976. LMA, II, s.358; IV, s.613, 2063-2064. Handbuch der
bayerischen Geschichte, I, s.224-225, 298 i nast. Handbuch der Europischen
Geschichte, I, s.697. Uhlirz, I, s.92 i nast. Holtzmann,
Geschichte, I, s.247 i nast. Hellmann,
Die Ostpolitik Kaiser Ottos., s.49 i nast. Prinz, Grundlagen und Anfange, s.162.
Fleckenstein/Bulst, s.82-83. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.132-133. Tenże,
Otto II., s.147. Beumann, Die Ottonen, s.115. Fried, Der Weg, s.554.





[526] LMA, V, s.1204; VI, s.616-617; VII, s.1481. Handbuch
der Europischen Geschichte, I, s.907. Holtzmann, Geschichte, I, s.251-252.
Rhode, s.3 i nast., 7. Fleckenstein/Bulst, s.85.





[527] Thietm. 3,8. Widukind
2,39. Richer z Reims 3,69 i nast., zwł. 3,71. LThK, wyd. I, X, s.960-961; wyd.
III, II, s.724. Wetzer/Welte, IX, s.97 i nast. Taddey, s.162, 1323. LMA, I, s.93; II, s.755-756;
V, s.993, 2127. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.697-698; VI, s.1567;
VII, s.830-831. Uhlirz, Jahrbu-cher, I, s.105 i nast., zwł. s.116.
Janner, I, s.385. Staber,
s.26. Walterscheid, s.167 i nast. Bullough, Nach Kań, s.323. Hlawitschka, Vom
Frankenreich, s.133, 137. Tenże, Kaiser Otto II., s.148, 151. Glocker, Die
Verwandten, s.187 i nast., 191, 198. Beyreuther, Otto II., s.69. Fichtenau,
Lebensordnungen, s.50. Sprandel, s.101.





[528] Danevirke: Wału
duńskiego, istniejącego fragmentarycznie do dziś [przyp. tłum.].





[529] Thietm. 2,14. Taddey, s.46. LMA, III, s.534-535; IV, s.1762-1763,
1865 (Riis); VI, s.1567. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.953-954.
Uhlirz, I, s.134-135. Holtzmann, Geschichte, I, s.245-246, 275 i nast.; II, s.279.
Haller, Dos altdeutsche Kaisertum, s.35. Schffel, I, s.118. Bauer, Der
Liulandkreuzzug, s,. 306, przyp. 12. Fleckenstein/ Bulst, s.83.





[530] Thietm. 3,17 i nast. Ann. Hildesh. 983.
Adam z Bremy, Gęsta Hammburg. 3,21-3,22, LMA, I, s.107, 1986; II, s.193; VI, s.23-24.
Uhlirz, Jahrbiicher, I, s.203-204. Holtzmann, Geschichte, I, s.275-276. Tenże, Laurentius--Kloster, s.167.
Abb/Wentz, s.21. Fleckenstein/Bulst, s.88. Stern/Bartmuss, s.194-195. Haller,
Das altdeutsche Kaisertum, s.35. R. Schmidt, Rethra, s.368. Bullough, Nach
Karl, s.323. Fritze, Beobachtungen, s.1. i nast. Bndig-Naujoks, s.71-72. A. Heine (red.), Adam von
Bremen, s.7 i nast. Beyreuther, Otto II., s.71. Lubenow, s.24 i nast. Lau-dat,
An Elbę und Oder, wyd. II, s.38 i nast., 41 -
42. Herrmann, Die Nordwestslawen, s.276 i nast. Friedmann, s.259 i nast.





[531] Łac. cud — [przyp.
tłum.].





[532] Thietm. 3,18-3,19.
Uhlirz, Jahrbiicher, I, s.203 i nast. Fleckenstein/Bulst, s.88. Stera/ Bartmuss, s.195. Schffel, I, s.118.
Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, s.157 -158. Beumann, Laurentius
und Mauritius,
s.241. Lautemann, s.198. Friedmann, s.259 i nast., zwł. s.266.





[533] Schlesinger, Kirchengeschichte, I, s.146. Claude,
Geschichte des Erzbistums Magdeburg, s.156. Hlawitschka, Otto II., s.150, 152.
Beyreuther, Otto II., s.71.





[534] Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.71 i
nast. Seppelt, II, s.371. Fried, Der Weg, s.557-558.





[535] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne) 2,255 i nast. Jaffe, Regesta, 1,477 i nast., 2,707. Khner, Lexikon, s.72-73.
Kelly, s.146 i nast. Uhlirz,
Jahrbu-cher, II, s.58-59. Gregorovius, 1/2, s.639 i nast. Hartmann, Geschichte
Italiens, IV, 1 półtom, s.68, 97. Według Hallera, II, s.160 morderstwo
„nie jest wyjaśnione". Podobnie Zimermann, Papstabsetzungen, s.100 i
nast., tenże, Das dunkle Jahrhundert, s.202-203, 224. Holtzmann, Geschichte, II, s.290. Sepelt, II, s.369
i nast. Seppelt/Schwaiger, s.124-125. Gontard, s.197-198. Beyreuther, Otto II.,
s.69 i nast.





[536] MG Constit. I, s.436. Sommerlad, II, s.254. Schulte,
Der Adel, s.211. Beyreuther, Otto II., s.71. Hlawitschka, Kaiser Otto II.,
s.149.





[537] Thietm. 3,20 i nast. Ann. Sangall. 982.
Wyczerpująco na ten temat: Uhlirz, Jahrbiicher, s.177 i nast., 254 i nast, 262
i nast. Gregorovius, 1/2, s.643-644.
Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.74 i nast., 85 i nast. Eykhoff, s.365
i nast. Haller, Dos altdeutsche Kaisertum, s.33-34. Zoepfl, Dos Bistum Augsburg
im Mittelalter, s.79. Holtzmann, Geschichte, I, s.267 i nast. Bullough, Nach Kań,
s.323. Stern/Bartmuss, s.197. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.191 -192.
Weller, Wurttemburgische Kirchengesckichte, s.95. Zimmermann, Das dunke
Jahrhundert, s.222 i nast. Hlawitschka, Kaiser Otto II., s.71-72. Fried, Der
Weg, s.560





[538] Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s.271.





[539] Fried, Die Formierung, s.82.





[540] Thietm. 4,9.





[541] Grich, Otto III.,
s.277.





[542] Łac. za życia [przyp.
tłum.].





[543] Thietm. 3,18; 3,25-3,26; 4,1 i nast.; 4,7-4,8. Richer
3,96. Ann. Quedlinb. 984-985. LMA, III, s.135136; IV, s.1468,
2063. Uhlirz, Jahr-bucher, I, s.206 i nast.; II, s.12 i nast., 31 i nast. Holtzmann, Geschichte, II, s.281 i
nast. Haller, Dos altdeutsche Kaisertum, s.36. Bullough, Nach Kań, s.323-324.
Auer, Der Reichskriegsdienst, s.142. Claude, Geschichte des Erzbistums
Magdeburg, s.158 i nast. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.166-167. Hlawitschka,
Vom Frankenreich, s.135-136. Glocker, Die Verwandten, s.160-161, 294 i nast.
Beumann, Die Ottonen, s.127 i nast. Tenże, Otto UL, s.73. Althoff, Otto III., s.39-40,
43 i nast., 124-125. Erkens, Die Frau als Herrscherin, s.275-276. Ludat, An
Elbę und Oder, wyd. II, s.23 i nast. Górich,
Otto III., s.187 i nast., zwł. 203 i nast., patrz też s.278. Na temat Kronik
kwedlinburskich wyczerpująco tamże, s.52 i nast., na temat „skrępowania
godności cesarskiej Rzymem" i pozycji „północnej części Rzeszy lub
Sasów" por. tamże, s.113 i nast.





[544] Thietm. 4,15; 4,43. Vita
Bernw. 2,2 i nast. Wetzer/Welte, I, s.848 i nast. Por. LThK, wyd. I, I, s.96 z
LThK, wyd. III, I, s.129-130, 152. LThK, wyd. III, U, s.286-287; wyd. I, VI, s.502;
wyd. I, X, s.81. Taddey, s.118, 1194. Kelly, s.151 i nast. LMA, I, s.101,
145-146, 915-916, 2012-2013; IV, s.1300 i nast, 2087, 21552156; V, s.542-543,
1881-1882; VI, s.136, 391, 1288-1289. Uhlirz, Jahrbucher, I, s.188; II, s.8, 266-267. Hartmann, Geschichte
Italiens, IV, 1 półtom, s.104 i nast. Bóhmer, Willigis, s.53 i nast., 71
i nast., 80 i nast. Wattenbach/Holtzmann, Geschichte, I, s.11, 46-47, 61,
294-295, 323. Holtzmann, I, s.240, 273; II, s.279, 285 i nast., 301 i nast.,
320 i nast. Falck, s.64. Bullough, Nach Kań, s.323-324. Wollasch, s.135 i nast.
Haller, Das altdeutsche
Kaisertum, s.35 i nast. Voigt, Adalbert, s.34 i nast., 46 i nast. Bosi, Herzog,
s.292-293. Stern/Bartmuss, s.198. Flecken-stein, Grundlagen und Beginn, s.192-193,
195. Tenże, Hofkapelle und Kanzlei, s.305 i nast., zwł. 307-308.
Fleckenstein/Bulst, s.90 i nast., 96 i nast., 105. H. Miiller, Heribert, Kanzler Ottos III.,
passim, zwł. s.88 i nast. Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, I, s.122-123.
Brackmann, Gesammelte Aufsdtze, s.246-247. O. Meyer, In der Harmonie, s.219-220.
Zimmermann, Das Papst-um im Mittelalter, s.104-105. Tenże, Gerbert als
kaiserlicher Rat, s.235 i nast. Schramm, Kaiser, Knige und Papste, s.216 i
nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.135-136. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.166-167.
Fried, Die Formierung, s.82. Beumann, Die Ottonen, s.131, 133, 135, 137. Tenże,
Otto III., s.76-77. Glocker, Die Verwandten, s.93 i nast., 98. Althoff,
Otto III., s.57-58, 68 i nast., 78 i nast., 91 i nast., 96 i nast., 154.
Górich, Otto III., s.211 i nast.





[545] Vita S.Nili, 92-93.
Petr. Damiani, Vita S.Romualdi, 25. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1. półtom, s.110, 121 i nast., 133. Looshorn,
I, s.52. Według Uhlirza II, s.275, Otto obdarował (we Włoszech) jeszcze więcej
klasztorów i kapituł. Założył nawet nowe, „bez wątpienia jedynie w tym
celu [...], by pomnożyć punkty oparcia dla władzy cesarskiej". — Na
temat politycznych i militarnych aspektów pielgrzymki do Monte Gargano: tamże, s.290.
Hauck, III, s.62 i nast. Bhmer,
Willigis, s.73-74. Haller, Das altdeutsche Kaisertum, s.38 i nast. Holtzmann,
Geschichte, s.175-176. Khler, Die Ottonische Reichskirche, s.182. Schramm,
Kaiser, Knige und Papste, III, s.137. Fried, Die Formierung, s.82. Althoff,
Otto III., s.25, 122-123, 130.





[546] Thietm. 4,19. Ann. Quedlinb. 995. Uhlirz, I, s.197.
Seppelt, II, s.374. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.168-169. Hlawitschka, Vom
Frankenreich, s.139. Fried, Otto III. und Bolesław Chrobry, s.13 i nast. Althoff,
Otto III., s.73 i nast., 82 i nast.





[547] Lib. Pont. (wyd.
Duchesne) 2,259-2,260. Jaffe, Regesta, 1,484 i nast. Kelly, s.149-150. LMA, V, s.542. Hartmann,
Geschichte Italiens, IV, 1. półtom, s.97-98. Zimmermann,
Papstabsetzungen, . 104-105. Tenże, Dos dunkle Jahrhundert, s.227 i nast. Por.
też rozdz. XI, przyp. 14.





[548] Thietm. 4,30. Ann. Quedlinb. 997-998. Ann. Hildesh. 996-997.
Johannes diac. Chronić. Venet. 152-153. Marcin z Opawy, Chron. (MG Scriptores XXII, s.432). Kuhner,
Leiikon, s.74. Kelly, s.150-151. LMA, IV, s.1668; V, s.542, 569-570; VI, s.347-348,
1577. Hart-mann, Geschichte Italiens, IV, 1. półtom, s.100 i nast., 110-111.
Holtzmann, Geschichte, II, s.290. Haller, II, s.162. Gontard, s.200-201. Zimmermann,
Das dunkle Jahrhundert, s.256 i nast. Tenże, Papstabsetzungen, s.104 i nast.
Tenże, Dos Papsttum, s.103 -104. Schramm, Kaiser, Knige und Papste, s.220 i
nast. Moehs, Gregorius V., s.59 i nast. Wolter, Die Synoden, s.144 i nast.
Górich, Otto III., s.222. Althoff, Otto III., s.82 i nast.





[549] Dewestura —
odebranie lenna lub godności kapłańskiej [przyp. red.].





[550] Thietm. 4,30; 4,43. Ann.
Cuedlinb. 998. Vita S.Nili, s.89 i nast. Joh. diac. Chron. Venet. s.154. Kuhner, Lexikon, s.74. Kelly, s.151 i
nast. LMA, II, s.1805; VI, s.1288,1351 -1352. Uhlirz, Jahrbiicher, II, s.258
i nast. Hart-mann, Geschichte
Italiens, IV, 1. półtom, s.112 i nast. Haller, II, s.162, Gontard, s.201.
Schramm, Kaiser, Knige und Papste, s.232 i nast. Bullough, Nach Karl, s.324.
Flecken-stein, Grundlagen und Beginn, s.197-198. Tenże, Rex Canonicus, s.66 i
nast. Nitschke, s.40 i nast. Althoff, Otto III., s.100 i nast.





[551] Chron. Monast. Casin. (MG Scriptores 34, s.202).
Thietm. 4,30; 4,43. Ann. Cuedlinb. 998. Petr. Damiani, Vita S.Romualdi, s.25. Taddey,
s.304. LMA, III, s.1764-1765. Uhlirz, Jahrbucher, II, s.261-262, 526 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, IV,
1. półtom, s.114. Haller, II, s.162. Gontard, s.201. Althoff, Otto III.,
s.103, 105 i nast. (tutaj źródła włoskie m.in.), 122, 130.





[552] Perversus (łac.) —
przewrotny, zły, fałszywy, membrum diaboli (łac.) — członek szatana
[przyp. tłum.].





[553] Menzel, I, s.302.
Althoff, Otto III., s.110 i nast. Na temat chrześcijańskich „reguł"
od czasów Starego i Nowego Testamentu patrz ostatnio zwłaszcza Buggle, s.36 i
nast., 68 i nast., 95 i nast.





[554] Thietm. 2,37; 3,13 i nast. Ann. Hildesh. 985, 987,
990. Ann. Quedlinb. 985-986, 995. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.863.
Uhlirz, Jahrbucher, II, s.70-71. Hauck, III, s.97, 142 i nast. Bóhmer,
Willigis, s.79. Schlesinger, Kirchengeschichte Sachsens, I, s.305. Claude,
Geschichte des Erzbistums Magdeburg, s.136 i nast., 149 i nast., 157, 161 i
nast., 171, 196 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.137 i nast., 141.
Wolter, Die Synoden, s.123 i nast. Ludat, An Elbę und Oder,
s.4 i nast.





[555] Thietm. 4,11; 4,21-4,22; 4,29; 4,38. Ann. Hildesh. 985
i nast., 990 i nast. Ann. Quedlinb. 986. Adam z Bremy 2,41; 2,44.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.702, 864-865, 907. M. Uhlirz, s.156. Uhlirz,
Jahrbucher, II, s.125-126, 145-146, 156, 168 i nast., 188-189, 240 i nast., 468
i nast. Bóhmer, Willigis, s.176.
Holtzmann, Geschichte, II, s.293-294, 309-310, 325-326. Ahlheim, s.181-182.
Fleckenstein/Bulst, s.96, 100. Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, I, s.161
i nast., 167 i nast., Lubenow, s.26 i nast. Ludat, An Elbę und Oder, wyd. II, s.43 i nast. Friedmann, s.165:
Biskupi Minden wielokrotnie byli „dowódcami w zaciągu saskim".





[556] Althoff, Otto III., s.64-65.





[557] PL 139,464 B (cyt. za
Sprandlem). Thietm. 4,11. LMA, I, s.15,1019; II, s.359 i nast., 2172; VI, s.616-617;
VII, s.82-83, 124. LThK, wyd.
III, I, s.14-15; II, s.1235. Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.907.
Haupt-mann, Die Fruhzeit, s.325. Ehode, s.7 i nast., 11 i nast. Holtzmann, Aufsdtze,
s.191-192. Kossmann, s.453, por. 444. Claude, Geschichte des Erzbistums
Magdeburg, I, s.163 i nast., 171-172. Hensel, s.237 i nast. Sprandel, s.101.





[558] Regest (hist.) —
chronologiczny spis dokumentów z podaniem treści i miejsca ich przechowywania lub
krótkie streszczenie dokumentu lub listu, zwykle z określeniem wystawcy i
odbiorcy [przyp. red.].





[559] LMA, II, s.359-360; III, s.430-431; VI, s.617.
Handbuch der Europischen Geschichte, I, s.907. Holtzmann, Geschichte, II, s.308-309,
322-323. Maschke, s.304 i nast. Kossmann, s.449-450. Hauptmann, Die Fruhzeit, s.326.
Bosi, Europa im Mittelalter, s.236. Althoff, Otto III., s.127-128. Hensel, s.239.
Warnke, s.127 i nast.





[560] Thietm. 4,28. LMA, II,
s.358-359; VII, s.292 i nast., 2004. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1. półtom, s.106 i nast. Hauptmann,
Die Fruhzeit, s.326. Por. też u Uhlirza, II tom, dyskurs XVIII:
„Przygotowania przed podróżą do Gniezna", s.538 i nast.





[561] Łac. brat i
współpracownik Imperium — [przyp. tłum.].





[562] Thietm. 5,10. LMA, II, s.365-366; IV, s.1099. Handbuch
der Europischen Geschichte, I, s.908. Uhlirz, Jahrbucher, II, s.320-321.
Holtzmann, Geschichte, II, s.344-345. Kossmann, s.460. David, s.64. Dyornik,
The Making, s.147. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.199. Erdmann,
Forschungen zur politischen Ideenwelt, s.99 i nast. Schramm,
Herrschafts-zeichen, s.502. Zeissberg, s.3 i nast. Ludat,
Piasten, s.330 i nast. Tenże, An Elbę und Oder, s.71 i nast., 92. Wyczerpująco
na temat Świętej Włóczni: Brackmann, Gesammelte Aufsdtze, s.211 i nast, zwł.
226 i nast., por. też 249 i nast., 257. Na temat Świętej Włóczni por. także H.
Malissy: Vorldufiger Bericht zur Hei-ligen Lanze, jako aneks do K. Haucka,
Erzbi-schof Adalbert, s.345 i nast. Ludat, An Elbę, wyd. II, s.67 i nast., zwł.
71 i nast. Na temat wpływu bieżącej polityki por. choćby ostatnio: Althoff,
Otto III., s.126 i nast. Górich,
Otto III., s.80 i nast.





[563] Nazwy
"Selencja" używa tylko Gali Anonim — nie wiadomo, o jaką krainę
chodzi [przyp. red.].





[564] Ann. Hildesh. 1000. LMA, IV, s.1142, 1523. «
Uhlirz, II, s.323-324. Holtzmann, Geschichte, II, s.342 i nast. Kossmann, I, s.420
i nast., zwł. 437 i nast. Hilsch,
Die Stellung des Bischofs von Prag, 1,432. David, s.62-63. Dvornik, The Making,
s.142 i nast. Jedlicki, s.524 i nast. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.n
198-199. Brackmann, Die Anfdnge des polnischen Staates, s.24. Tenże, Der
„Rmische Erneuerungsgedanke", s.15 i nast. Claude, Geschichte des
Erzbistums Magdeburg, I, s.194-195. Ludat, Piasten, s.338. Beumann, Otto III, s.94.





[565] Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.199-200.
Schramm, Kaiser, Knige und Papste, III, s.279.





[566] Mąż prostego ducha
(lac.) — [przyp. tłum.].





[567] Wita Bernw. s.13, 39.
LMA, IV, s.1102-1103; V, s.148-149. Uhlirz, Jahrbucher, II, s.115116, 346 i
nast. Hauck, III, s.268-269. Bóhmer, Willigis, s.87 i nast. (tutaj dalsze
wskazówki źródłowe), 173. Goetting,
Das Bis-tum Hildesheim,
s.159 i nast., 180 i nast. Glo-cker, Die Verwandten, s.206 i nast.
Górich, Otto III., s.123 i nast. Na temat Vita Bernwardi wyczerpująco Górich
tamże, s.92 i nast. Następnie Górich, Der Gandersheimer Streit, s.56 i nast.
Wolter, Die Synoden, s.182 i nast. (tam dalsza literatura). Althoff, Otto III, s.57-58,
160 i nast. Goetting, s.159 i nast., 174 i nast. Buntujące się księżniczki
zdarzały się już w czasach merowińskich, por. choćby Ennen, s.53 i nast.
Scheibelreiter passim. Patrz na ten temat również tom IV, s.271 i nast.





[568] Autor używa tu
historycznego pojęcia Ministeriale oznaczającego wasala powoływanego do zawodu
wojennego, zrównanego później z rycerzem; nie wiadomo, czy Deschner tę właśnie
funkcję ma na myśli [przyp. red.].





[569] Z naruszeniem prawa
(lac) — [przyp. tłum.].





[570] Vita Bernw., s.16 i
nast. Wetzer/Welte, I, s.851.
LMA, V, s.148-149. Uhlirz, Jahrbucher, II, s.348-349. Bóhmer, Willigis, s.91 i
nast., 176. Walterscheid, s.269. Leyser, Herr-schaft und Konflikt, s.93, przyp.
47. Wolter, Die Synoden, s.184 i nast. Glocker, Die Verwandten, s.207 i nast. Goetting,
s.160, 171, 174.





[571] Suspendować (rei.)
— w Kościele katolickim: pozbawić osobę duchowną prawa spełniania funkcji
wynikających z otrzymanych święceń i sprawowanego urzędu [przyp. tłum.].





[572] Vita Bernw. 19 i nast.;
28 i nast. Wetzer/Welte, XI,
s.1106-1107. LMA, I, s.2012. Uhlirz, Jahrbucher, U, s.349. Hauck, I, s.270.
Bóhmer, Willigis, s.93 i nast., 100-101, 176. Walterscheid, Vorwort i s.269. Górich,
Otto III., s.162 i nast. Goetting, s.183 i nast., 190 i nast.





[573] Wetzer/Welte, XI, s.1107. Bhmer, Willigis, s.101 i
nast., 167-168.





[574] LThK, wyd. III, IV, s.286-287,
814-815. LMA, I, s.927, 2013; IV, s.1102-1103, 1531; V, s.1338. Wolter, Die Synoden, s.227 i nast.
Glocker, Die Verwandten, s.208-209. Grich, Otto III., s.130. Goetting, s.197
i nast., 246-247.










Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Deschner Karlheinz Krzyż Pański z Kościołem skróty
Deschner Karlheinz Krzyż Pański z Kościołem indeks osób
Deschner Karlheinz Polityka papieska w XX wieku t 2 3 indeks osobowy

więcej podobnych podstron