Waldemar Łysiak Kawaleria morska na delfinach (1970r )
Waldemar Aysiak Kawaleria morska na delfinach W ostatnich latach obserwujemy duży wzrost zainteresowania delfinami. Zakrojone na szeroką skalę badania obejmują między innymi: testy na inteligencję, próby rozszyfrowania mowy delfinów, a nawet swoiste rozmowy telefoniczne między tymi zwierzętami umieszczonymi w dwóch odległych od siebie basenach morskich. Wojskowym specom zamarzyły się delfiny w roli tresowanych, podwodnych kamikaze, obciążonych ładunkiem wybuchowym i atakujących okręty nieprzyjaciela. Wzbudziło to oczywiście wielkie oburzenie w świecie, ale warto przypomnieć, że była to druga już w historii próba zmilitaryzowania delfinów. Pierwszą zanotowano przed stu sześćdziesięcioma pięcioma laty. Działo się to w roku 1805 w Boulogne nad kanałem La Manche, w olbrzymim obozie wojskowym budowanym od dwóch lat przez Napoleona. Obóz ten miał być centralnym punktem wyjściowym do ataku na Anglię dla skoncentrowanej na wybrzeżu kanału armii francuskiej. W tym celu utworzono w błyskawicznym tempie flotę transportową, składającą się z ponad tysiąca jednostek (w samym Boulogne było ich pięćset trzydzieści dwie). Jednakże moment uderzenia odwlekały: blokada angielska paraliżu- jąca ruchy flot wojennych Cesarstwa, oczekiwanie na właściwą pogodę, zły stan floty przewozowej i świadomość, iż tak wielkiej liczbie jednostek nie uda się wypłynąć z Boulogne w ciągu jednego tylko odpływu, co stanowiło warunek sine qua non zaskoczenia. Kłopoty, jakie miał Napoleon z piętrzącymi się trudnościami, były niczym wobec kłopotów, jakie sprawiali ludzie chcący pomóc Cesarzowi w przedsięwzięciu - ci wszyscy domorośli odkrywcy i pseudonaukowcy ofiarowujący mu swoje genialne pomysły i często wręcz humorystyczne wynalazki. Wśród proponowanych sposobów przerzucenia armii przez kanał znajdowały się między innymi: tunel pod dnem morza, balonowa flota powietrzna, monstrualne tratwy-twierdze, szklane dzwony kesonowe, statek parowy, łódz podwodna i torpeda Fultona (te ostatnie w celu zniszczenia floty wroga), a nawet materace (!) z pakuł chroniące przed pociskami burty barek transportowych. Nic dziwnego, że Napoleon miał wreszcie dosyć tych rewelacji i zakazał dopuszczać do siebie wynalazców. Zakaz ten nieco skomplikował plany autora kolejnego genialnego pomysłu, pana Quatremere-Disjouvala, brata słynnego sekretarza Akademii Nauk i Sztuk Pięknych Quatremere de Quincy ego. Przedsiębiorczy wynalazca próbował ominąć rozporządzenie i szukał protekcji u wyższych oficerów armii. Wszyscy oni jednakże co rychlej odprawiali petenta, śmiejąc się w duchu z jego pomysłu użycia delfinów jako wierzchowców dla oddziałów desantowych. Wreszcie jednak do pana Quatremere uśmiechnęło się szczęście, gdy udał się do Ostendy, do marszałka Davouta. Zastał go odbywającego przegląd dywizji Frianta, zbliżył się i podając papiery zawierające projekt, wygłosił frazes, jakim zdążył już bez powodzenia uraczyć wszystkich pozostałych dowódców: - Panie marszałku - rzekł - rzeczy naprawdę wielkie mogą być zrozumiane tylko przez ludzi pańskiego pokroju, dlatego też tylko do pana zwracam się z tą sprawą. I oto nastąpiła rzecz niesłychana: Davout nie tylko nie wyśmiał zwariowanej koncepcji, lecz następnego dnia, wypytawszy się o uczonego, kazał mu zwrócić papiery z listem polecającym do Cesarza. Rzecz trudna do uwierzenia, gdyż Mikołaj Davout był obok Massny najzdolniejszym z dowódców Napoleona i bezsprzecznie jednym z najinteligentniejszych oficerów Wielkiej Armii. Najprawdopodobniej jednak, przytłoczony nawałem czynności wojskowych, nie zadał sobie nawet trudu przejrzenia nieszczęsnego projektu, a wierząc, że każdy pomysł może mieć znaczenie dla ukochanego przezeń Cesarza, na ślepo zaufał szalonemu wynalazcy. W kilka dni pózniej Napoleon powracający do swego nadmorskiego baraku spostrzegł w drzwiach pana Quatremere. Przeczytawszy list polecający Cesarz spytał: - I cóż więcej masz mi pan do okazania? Z ust wynalazcy wypłynął gładko znany już nam komplement: - Najjaśniejszy panie, rzeczy naprawdę wielkie mogą być zrozumiane tylko... itd. Błagam Waszą Cesarską Mość o dokładne przestudiowanie tego projektu, który ułatwi desant w Anglii i zrewolucjonizuje wojskowość oraz nauki przyrodnicze. Napoleon obiecał spełnić prośbę i chłodno pożegnał uczonego. Wieczorem zaś, po skończeniu codziennej korespondencji, zasiadł nad zwojem papieru o złoconych brzegach i zaczął czytać co następuje: Nadszedł wreszcie czas, by zmusić żywioły morskie do niewolniczej pracy dla narodu francuskiego. Jeśli wół, pies, koń i inne zwierzęta mogą pracować dla człowieka, to czemu ma tego nie czynić pewien gatunek morskich cieląt, zwany delfinem. Delfin nie jest głupszy od wielbłąda, słonia i kanarka, da się go z łatwością oswoić . Napoleon osłupiał, nie przerwał jednak lektury, w której pan Quatremere - po wspartych świadectwami starożytnych wywodach na temat inteligencji delfinów i po przypomnieniu ateńskiego medalu z Pireuszem na grzbiecie delfina - zaproponował realizację swego projektu w kolejnych punktach: - Wielkie połowy delfinów przez specjalnie do tego przystosowaną flotę. - Umieszczenie zwierząt w odpowiednich basenach portowych, pełniących rolę poligonów ćwiczebnych. - Forsowna tresura przy pomocy wykwalifikowanych instruktorów marynarki. - Osadzenie na grzbietach wyszkolonych delfinów tyralierów i strzelców gwardii i zmasowany atak tej kawalerii morskiej na wybrzeża Anglii. Była to wystarczająca ilość bzdur, by wyprowadzić Napoleona z równowagi, a przecież przeczytał dopiero założenia ogólne. Dalsze partie wypełnionego drobnym pismem trzydziestostronicowego opisu zawierały szczegóły wyposażenia (w tym cugle i wędzidła) morskiego rumaka oraz sposoby jego kierowania. Uczony przewidział nawet, że delfin może napotkać starych przyjaciół, z którymi chciałby pogawędzić (sic!) pod wodą, co mogłoby narazić jezdzca na niespodziewaną kąpiel. W tym celu zaprojektował dwa wory wypełnione powietrzem, przymocowane do boków delfina i uniemożliwiające mu nurkowanie. Cesarz skończywszy lekturę wpadł w gniew i chciał surowo ukarać uczonego, lecz po chwili złość mu przeszła, rzekł więc tylko: - Karząc go, okazałbym się takim samym wariatem jak ten nieszczęsny idiota. Natomiast marszałkowi Davoutowi nie uszedł na sucho lekkomyślnie wydany list polecający. W czasie obiadu w gronie elity oficerskiej Wielkiej Armii Napoleon rzekł nagle: - Cóż myślicie, panowie, o świetnie wymusztrowanych delfinach bojowych? Obecni zdębieli. Cesarz zaś kontynuował, patrząc ze złośliwym uśmieszkiem na Davouta: - Byłby to wspaniały oddział kawalerii morskiej, nieprawdaż Davout? Marszałek zagryzł wargi przy ogłuszającym wybuchu śmiechu kolegów. - Autor tego projektu powinien być zamknięty w domu wariatów w Charenton! - krzyknął generał Faultrier. - Tylko dlatego, że brak mu jednej klepki w głowie? - odparł Napoleon, po czym patrząc surowo na marszałka dokończył: - Gdybym miał tam osadzać wszystkich, którzy podsuwają mi takie pomysły, w Charenton zabrakłoby miejsca. Panu Ouatremere poradzcie, by mniej się zajmował moimi sprawami, a więcej swoim zdrowiem! I taki był koniec pomysłu z delfinami bojowymi. Miejmy nadzieję, że dzisiejsze projekty uczynienia z delfinów podwodnych kamikaze spotkają się z identyczną reakcją. Waldemar Aysiak ŻOANIERZ POLSKI , 5 kwietnia 1970