#title=Stara Baśń (fragment) #params=181;1206;4;5 #HTMLInfo=courses\texts\Mt_05003.htm Z dwojga dziewcząt jedna, ta, która najbliżej stała, piękną była tak, że i między najcudniejszymi mogła otrzymać pierwszeństwo. Lice też miała bielsze i mniej opalone, znać może więcej siedząc za tkackimi krosnami, niż po polu biegając. Biała i rumiana, z usty różowymi, wielkie oczy szafirowe wlepiała z kolei w pierścienie, to w cudzoziemca, to nimi wodziła po siostrach i braciach. Lecz wzrok się jej nie palił do tych błyskotek. Ręce trzymała na piersiach złożone, a śmielej rozglądała się niż towarzyszki. Na białej koszuli jej spływał sznur nieforemnych obłamów bursztynu, do których niebieskie i czerwone ziarna się mięszały. Na głowie ruciany wianuszek świeży zieleniał wesoło. Twarze innych śmiały się dziecinnie, jej lice smutno i poważnie patrzało. Między wszystkimi zdawała się panią. Hengo parę razy spojrzał ku niej; dziewczę zarumienione cofnęło się nieco, lecz wnet, odzyskawszy śmiałość, na pierwsze miejsce wróciło. Niemiec wziął nieznacznie z ławy jeden z pierścieni i na palcu go potrzymawszy przeciw oknu, wyciągnął ku dziewczynie. - Niech to będzie mój gościniec za gościnę - rzekł, podając go pięknej córce Wisza, która zmieszana, dumnie spoglądając, cofnęła się i potrząsnęła głową.