Bardzo, bardzo niemądre posunięcie. Ja nigdy, przenigdy nie mogłabym być zła na profesor McGonagall.
... No dobra. Przyznaję. Byłam na nią zła parę razy. Ale nigdy nie dałabym tego po sobie poznać! Nie powiedziałabym jej tego w twarz!
Nieważne, ile czasu razem pracujemy nigdy, przenigdy nie będzie dla mnie ęMinerwą" (a przynajmniej nigdy bym się tak do niej nie zwróciła. To by był brak szacunku). To profesor McGonagall. Nadal się jej obawiam kiedy za głośno tupię albo rozmawiam z Victorią Vector (co sobie myśleli jej rodzice? Cieszę się tylko, przez wzgląd na jej dobro, że nie urodziła się chłopcem Victor Vector. Wyobrażacie to sobie?) podczas zebrań w pokoju nauczycielskim. Za każdym razem, kiedy jestem w jej pobliżu czuję się, jakbym była na jednej z jej lekcji. To mnie wytrąca z równowagi.
Ale nie. Nie Snape.
Snape jest wściekły.
Nie wiem, dlaczego wcześniej się o tym nie dowiedział podejrzewam, że nikt z grona pedagogicznego nie chciał mu o tym powiedzieć, biorąc po uwagę fakt, że jego reakcja była dosyć łatwa do przewidzenia. Ale naprawdę na początku tygodnia McGonagall oznajmiła nam, że użyła szkolnych funduszy, żeby kupić Harryłemu Potterowi Nimbusa 2000, co najwyraźniej nie wiązało się ze złamaniem żadnych szkolnych przepisów. (Osobiście uważam, że jest po prostu rozgoryczona zła passą gryfońskiej drużyny Quidditcha. W sumie nie mogę jej za to winić.)
Snapeła przy tym nie było. Całkiem dogodnie.
A potem, kiedy Harry otrzymał miotłę podczas czwartkowego śniadania, Victoria, równie dogodnie, rozkaszlała się jak szalona (to akurat było zaplanowane i, muszę przyznać, genialnie odegrane chciała kiedyś być aktorką teatralną, ale potem zmieniła zdanie i zaczęła uczyć Numerologii. Jakie to nudne.) i Snape był zbyt zajęty szydzeniem z niej, żeby zauważyć, co się stało.
Ale potem ten mały, paplający bachor, Draco Malfoy, najwyraźniej mu o wszystkim doniósł. Och, mogę to sobie wyobrazić.
"Profesorze Snaaaape! A Potter ma Nimbusa 2000!
[Oczy Snapeła stają się czerwone.] "Co?! Dziękuję ci, mój tłustowłosy ślizgoński kolego! Muszę pomścić ten akt czystego zła!"
... Dobra. Może niezupełnie tak to wyglądało.
Ale podobnie.
Kurczę, muszę przyznać, że byłam strasznie szczęśliwa, że mogłam być świadkiem tego porannego incydentu. Siedziałam sobie z Victorią, przeglądając Wiedźmę Cotygodniową i naśmiewając się z przyprawiającego o mdłości, skąpego pseudo-ubioru Celestiny Warbeck, a McGonagall spoglądała na nas z uniesioną brwią i nagle BUM!
Drzwi otwierają się na oścież i-
"Minerwo!" warknął Snape. "Mogłabyś mi wyjaśnić, co to do cholery ma znaczyć?"
A McGonagall odpowiada z kamienną miną "Przepraszam, Severusie, ale po prostu nie mogłam się oprzeć. Powinnam ci to była powiedzieć wcześniej. Z nami koniec."
Może i zazwyczaj jest surową, starą nietoperzycą, ale muszę przyznać, czasami naprawdę ją lubię. Ma dar sarkazmu. (Który ma tendencję do ujawniania się w pobliżu profesor Trelawney.)
Snape po prostu popatrzył na nią wilkiem, jakby właśnie zacytowała ęWłócząc się z Ghoulamił lub coś równie okropnego i wycedził, "Nie potrzebuję twojego sarkazmu, Minerwo, chociaż zapewniam cię, moje serce krwawi na myśl, że z nami..." Szyderczy uśmieszek "... kres."
"Koniec," poprawiła Victoria.
Wtedy Snape zwrócił wściekłe spojrzenie w jej stronę. Naprawdę, naprawdę nie może jej znieść. Nie wiem dlaczego. Ja uważam, że jest cudowna uczy tu dopiero od zeszłego roku i jest super. Ma narzeczonego, który mieszka w Paryżu i zjeździła cały świat i ma niebywałą klasę. (Nie mam pojęcia, dlaczego została nauczycielką Numerologii.) I do tego wygląda jak modelka.
... Gdybym tak desperacko nie potrzebowała przyjaciół, byłabym pewnie zmuszona jej nienawidzić.
O czym to ja mówiłam?
A tak.
O Snapełie.
Jak zawsze.
"Ty," syknął Snape, zbliżając się na niebezpieczną odległość do profesor McGonagall, "kupiłaś Potterowi miotłę."
McGonagall po prostu spokojnie przytaknęła.
"Miotłę!" kontynuował Snape. "Nie byle jaką miotłę, Nimbusa 2000! Najlepszy model, jaki istnieje! I masz czelność oskarżać mnie o faworyzowanie uczniów z mojego domu! Ja moim nie kupuję mioteł!!!"
"Bo jesteś starym, wrednym sknerą," Victoria poczuła się w obowiązku skomentować pod nosem.
Dobra, może i wiem czemu jej nie lubi.
Oczywiście, mnie też nie lubi.
Ale mnie nie lubi inaczej niż nie lubi jej.
Ja jestem... Sinistra. Nie wiem. Rzucamy w siebie kubkami kawy i regularnie się wykłócamy i czasami potrafimy się dogadać, kiedy za dużo wypijemy albo przy okazji tych rzadkich chwil, kiedy wydarza się coś bardzo poważnego i w pobliżu nie ma żadnych świadków naszych prób bycia dla siebie miłymi. (Tak jak wtedy, gdy parę lat temu zmarł mąż McGonagall po pogrzebie odbyliśmy dyskusję na temat naszych bliskich, którzy odeszli i okazało się, że jego narzeczoną zabili Śmierciożercy. Wyobrażacie sobie? Snape z narzeczoną? To było zaaranżowane małżeństwo, ale... zawsze. Ludzie czasami potrafią nas zaskakiwać.)
On po prostu... nie lubi Vector.
Z kolei ja i Snape pozostajemy w bardzo złożonych stosunkach.
A tak.
O czym to ja mówiłam?
Dlaczego zawsze muszę zbaczać z tematu?
Kto to wie?
Wystarczy tych pytań.
"To niezwykle nieprofesjonalne zachowanie, McGonagall!!" wycedził. "Nigdy bym się czegoś takiego po tobie nie spodziewał. A teraz żądam, żebyś zabrała mu tę miotłę, w przeciwnym wypadku będę zmuszony złożyć skargę do Dumbledoreła!"
"Naprawdę?" zapytała McGonagall, jak zawsze opanowana. "Bo tak się składa, że zapytałam Dumbledoreła co sądzi o zakupie tego Nimbusa 2000, który najwyraźniej tak strasznie cię trapi, Severusie, i uznał to za cudowny pomysł."
Snape na chwilę całkiem zamilkł, chociaż powieki mu drgały, żyły pulsowały i takie tam. Był to dość komiczny widok, ale starałam się nie śmiać. W końcu to nie jego wina, że przez większość czasu jest znerwicowanym wrakiem człowieka.
... A może i jego.
Victoria po prostu przewróciła oczami i stwierdziła bardzo nonszalancko, "Severusie, kotku, po prostu pogódź się z tym."
Tak po prostu. Mój Boże. Ja bym nigdy nie nazwała go ękotkiemł tak od niechcenia. Snape to nie jest typ faceta, którego można nazywać ękotkiemł.
Victoria czasami mnie zastanawia.
... W jak najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa, oczywiście.
I w końcu Snape wyszedł z komnaty, trzaskając drzwiami jak nie przymierzając pijaczyna wytaczający się z baru.
... Nie, żeby był naprawdę pijany.
I dobrze.
Bo jak jest pijany, to robi dziwne rzeczy. Na przykład mnie całuje.
A tego bym nie chciała, prawda?
... Potrzebujemy większej ilości alkoholu w tej szkole.
... Erm. Jakkolwiek.
McGonagall pokręciła tylko głową i powróciła do sączenia kawy, a ja po prostu musiałam spisać to niezwykłe wydarzenie, jakie miało przed chwilą miejsce.
Oooo, Victoria właśnie narzeka na Snapeła.
"Nie mogę znieść tego człowieka," mówi do McGonagall. "Nie mam bladego pojęcia, dlaczego Albus go tu zatrudnia. Jest okropnym nauczycielem i wszyscy go nienawidzą jest strasznie niemiły pod każdym względem. Pewnie od lat się z nikim nie przespał, on-"
Ojej, rumienię się.
Rumienię się.
Strasznie.
Czuję, że moja twarz stała się bardzo czerwona.
"... Dlaczego się rumienisz?"
O jejku.
"Wcale się nie rumienię."
"... Ty się z nim nie przespałaś, prawda?!"
"Nie!"
"Cóż, dzięki Bogu. Musiałabym się wtedy nad tobą głęboko zastanowić, Aur."
A teraz dalej coś tam plecie.
McGonagall się na mnie patrzy. Och, świetnie. Wydaje mi się, że widziała mnie ze Snapem podczas tego niefortunnego incydentu z udziałem doprawionego ponczu. Argh. Cała szkoła pewnie myśli, że jesteśmy ze Snapem w sobie zakochani na zabój, a Victoria o tym nie wie tylko dlatego, że jest nowa i-
Och, nieważne.
Idę się schować w moim pokoju.
Komnaty Sypialne
8:49
Ach. Od razu lepiej.
Może popracuję nad zaplanowaniem lekcji.
... Naprawdę nie znoszę planowania lekcji.
Kurczę, nudzę się. Chciałabym mieć coś do roboty w trakcie dnia.
... O mój Boże.
Co to było?
8:50
Aurgio, wydaje ci się.
Nikt się nie kręci po twoim pokoju.
8:51
Może to tylko Słabotek.
Tak, tak, na pewno. To tylko Słabotek. Nie bądź śmieszna.
8:52
Jednak nie sądzę, żeby to był Słabotek. Słabotek zawsze śpiewa i to niezwykle przerażające rzeczy, na przykład ęSexual Healingł i ęLetłs Get it Onł.
Uważam, że skrzatom powinno się zakazać dostępu do mugolskiej muzyki.
Zawsze mam wrażenie jakby... robił do czegoś aluzje.
8:53
Ugh.
8:55
Dobra, to zaczyna mnie przerażać. To brzmi dosyć... oślizgle.
O Boże.
A co, jeśli to Śmierciotula?
OBożeoBożeoBoże. Zabije mnie Śmierciotula. Nienawidzę Śmierciotul. Mojego wujka Janusa jedna zabiła moja ciocia Bee po prostu pewnego poranka znalazła na nocnym stoliku przy łóżku karteczkę z napisem ęoch nie dopadła mnie Śmierciotula duszę się.ł A jego nie było, tak po prostu. Był pogrzeb i takie tam bardzo przykry incydent. Zawsze kochałam wujka Janusa.
... Oczywiście, trzy miesiące później Mama zatrzymała się pod Zielonym Smokiem i kogóż tam spotkała, jak nie wujka Janusa obściskującego gospodynię. Na początku to było jak oszałamiający cud, zanim nie zrozumiała, co się tak naprawdę wydarzyło. Od razu wysłała sowę do cioci Bee, a ciocia pojechała tam z patelnią i zbiła Janusa na kwaśnie jabłko.
... Więc może nie grozi mi aż takie niebezpieczeństwo.
Ale zawsze. Tym razem to może być najprawdziwsza Śmierciotula.
8:57
O mój Boże.
Właśnie dostrzegłam zieloną, pokrytą łuską nogę z mojej kryjówki pod łóżkiem.
O mój Boże o mój Boże o mój Boże. Tak się boję. Co to jest? Na pewno nie był to człowiek. Ani Słabotek. Właściwie to chciałabym go teraz zobaczyć, nawet z mugolską piosenką o seksie na ustach. Sytuacja stałaby się dużo mniej nerwowa.
Cóż, przynajmniej wiem, że to nie Śmierciotula.
9:01
Ach tak. Tak. Chyba jestem tak jakby głupia.
I chyba trochę przesadnie zareagowałam.
To Herman, iguana Quirrella! Jestem tego pewna, bo, cóż, po tej szkole nie pałęta się zbyt wiele iguan, a poza tym ten zwierzak ma na sobie małą, różową obróżkę z płytką w kształcie serca, na której jest napisane ęHermanł.
Ciekawe, jak się z tym czuje.
To musi być potężny cios dla jego męskości.
Biedna iguana.
Naprawdę, Slatero... róż?
I pomyśleć, że próbowałam go uwieść.
Dreszcz.
Ale jedno chciałabym wiedzieć co tu robi Herman? Czy to znaczy, że Quirrell był w mojej sypialni?
... Fuuuuuj.
Herman jest właściwie całkiem milutki, na swój dziwny sposób. Ociera się o moje ramię. Och, jak słodka mała iguana. Jaka urooocza mała iguana.
9:04
Auuurgh! Złaź z mojego ramienia, ty zboczony zwierzaku!
ZŁAŹ!
9:05
Teraz wiem o seksualnych praktykach iguan dużo więcej, niżbym chciała.
9:55
Czy ęOch, złaź ze mnie! Co będzie, jak cię ktoś zobaczy? To chore! Jest mnóstwo... innych rzeczy, które moglibyśmy robić! Naprawdę!ł brzmi aż tak... sugestywnie?
Cóż, sądzę, że to naprawdę brzmi aż tak sugestywnie.
Ale to była iguana.
Severus chyba tego akurat nie załapał.
Bez wątpienia wydawało mu się, że mam tu... mężczyznę.
Chciałabym tylko wiedzieć, dlaczego on zawsze jest w pobliżu moich komnat i och-jak-dogodnie wpada do środka w... najmniej dogodnych momentach.
"Aurigo!" wysyczał, a brzmiał jakby był dość... zbulwersowany. "Jest dziewiąta rano!"
"Wiem" wycedziłam. Nadal byłam dość... zniesmaczona i chciałam za wszelką cenę jak najszybciej pozbyć się mojej bluzki.
Co, oczywiście, było niezwykle głupim posunięciem.
Przysięgam, mam chyba podświadomie zakodowane poniżanie się w każdy możliwy sposób.
Weźmy na przykład taką sytuację: Severus wchodzi i wrzeszczy "Aurigo! Jest dziewiąta rano!" i co ja robię?
Rzucam w niego moją bluzką.
I tak, miałam na sobie stanik.
Nie mam [i]aż tak podświadomie zakodowanego poniżania się.
Mrugnął.
"Wynoś się," rozkazałam ostrym tonem i spojrzałam spode łba na Hermana, który oglądał całe to przedstawienie siedząc w niewinnej pozie na łóżku. "Jestem zajęta."
"Domyśliłem się," odpowiedział z kamienną miną i podążył za moim wzrokiem aż do naszej ulubionej iguany. Wtedy odskoczył ze wstrętem.
"O Boże, Aurigo. Nie mów mi, że Quirrell namówił cię do używania tej iguany do waszych dziwacznych praktyk seksualnych."
"Severusie!" pisnęłam. "Quirrell i ja wcale nie... Herman nie jest... ja nie..."
I dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że on nie patrzy już na moją twarz.
"Och, na Boga, przestań! Nikt ci nigdy nie mówił, jak ważny jest kontakt wzrokowy?"
Tak się szczęśliwie złożyło, że na kocu, który złapałam, żeby się czymś przykryć, siedział Herman kiedy pociągnęłam materiał, spadł na ziemię.
Bwahahaha. Giń, zboczona iguano.
"Nikt ci nigdy nie mówił, jak ważne są ubrania?" odgryzł się Snape. "Ach tak jesteś zbyt zajęta rzucaniem ich we mnie."
Aurgh. Drań.
"Cóż," powiedział z szyderczym uśmieszkiem na ustach. "A gdzie jest nasz drogi przyjaciel w turbanie?"
"Se-ve-rusie! Quirrell wcale nie... ja nie... nigdy bym nie-"
Całym sercem wierzę w to, że ktoś tam na górze mnie nienawidzi.
Strasznie.
Albo przynajmniej sprawia mu przyjemność oglądanie moich cierpień.
Bo dokładnie w tym momencie z tyłu mojego pokoju nadszedł Quirrell (pewnie użył proszku fiuu, bo szukał Hermana, ale spróbujcie to wytłumaczyć Snapełowi). Jego szaty były potargane i poprawiał swój turban.
"A... ach... tu je... jesteś!" zwrócił się do Hermana, podszedł do niego i wziął tą paskudną kreaturę na ręce.
Wtedy zauważył Snapeła i mnie.
Nadal byłam, jakże szczęśliwie, bez bluzki.
Którą Snape nadal, jakże szczęśliwie, trzymał w rękach.
Przysięgam, nie wiedziałam, że ludzkie oczy mogą się rozszerzyć aż tak, jak w tym momencie rozszerzyły się Quirrella. "A... Aurigo... S... s... s... Severusie, nie chcia chciałem wam przeszkodzić."
"W niczym nie przeszkadzasz!" ogłosiłam szybko.
Za to Snape spojrzał na mnie wilkiem i odpowiedział, "To raczej ja nie chciałem przeszkodzić, Quirrell."
"Co tu robisz?" zapytałam Quirrella.
Snape uniósł brew w sposób, który jasno dawał mi do zrozumienia ęoch, jasne, na pewno uda ci się mnie zwieść, ty niedorzeczna idiotkoł.
"Wie... wiedziałem, że znajdę tu Hermana," odpowiedział.
"A wiedziałeś to... bo?"
"Zo... zostawił mi no... notatkę."
Notatkę.
Ha.
Jasne.
Od kiedy iguany umieją pisać?
Ten facet to psychol.
W końcu Quirrell wyszedł, mamrocząc coś do siebie pod nosem (nawet wtedy się jąkał).
Wtedy, oczywiście, zostaliśmy ze Snapem sam na sam. On się na mnie gapił, a ja desperacko pożądałam bluzki.
Powinnam zawsze nosić wyłącznie szaty.
"Och, oddaj mi to," rozkazałam, wyciągając rękę po bluzkę.
A ponieważ po prostu mam takie ogromne szczęście, poleciałam do tyłu, jak tylko zdążyłam złapać za jeden z rękawów. Tym samym pociągnęłam ze sobą Snapeła i oboje opadliśmy na łóżko.
A wtedy, wtedy, wtedy Słabotek akurat zdecydował się objawić w moim pokoju, cały w podskokach i nucący ęPhysicalł.
Zrobił krótki wdech w odruchu przerażenia, a jego wielkie oczy wypełniły się łzami.
"Pani Aurigo, Pani!" wyjęczał. "Słabotek myślał, że jest coś między nami! Słabotek się mylił!"
A ja oczywiście natychmiast krzyknęłam za wycofującym się skrzatem domowym ze złamanym sercem, "Zaczekaj, Słabotku, to nie jest tak jak myślisz!"
Co zabrzmiało źle.
Źle.
Źle.
I wtedy, drugi raz od chwili rozpoczęcia roku szkolnego, Snape wybuchnął histerycznym śmiechem. Kompletnie obłąkanym i szalonym śmiechem.
A w ramach uwieńczenia tortu wisienką, korytarzem przechodzi Victoria i zagląda do pokoju.
I widzi pozbawioną bluzki Aurigę w łóżku z powszechnie znienawidzonym Mistrzem Eliksirów.
"Wcale z nim nie sypiasz, co?" zapytała, mrugając, i poszła dalej.
A teraz siedzę tu sama, mam na sobie bluzkę, dziękujębardzozatroskę, i zastanawiam się dlaczego takie rzeczy zawsze muszą przydarzać się mnie. Dlaczego ja?!
Victoria nie bardzo umie dotrzymywać sekretów.
Do wieczora cała szkoła będzie wiedzieć o tym zajściu.
Jestem naczelną ladacznicą Hogwartu.
10:03
Ciekawe czy dzięki temu wspomną o mnie w nowym wydaniu ęHistorii Hogwartu"