Ale my naprawdę się kochamy...
czyli o złudzeniach miłości
Miłość jest długą wędrówką, na ogół lekko pod górę, tymczasem przedwczesny seks tworzy złudzenie, że już tę drogę błyskawicznie, przebyliśmy. Miłości nie rozpoznaje się po intensywności pragnienia bycia ze sobą, ale po umiejętności rozwiązywania problemów, przebaczania, trwania przy drugim człowieku mimo wszystko...
małżeństwa powinny być zawierane z miłości
Nie ma chyba człowieka (zwłaszcza młodego), który nie podpisałby się pod tym stwierdzeniem. Nie zawsze było ono jednak tak oczywiste, jak to się obecnie może wydawać. Jego gorliwymi obrońcami są niemal wyłącznie ludzie ukształtowani w kręgu cywilizacji chrześcijańskiej czy też europejskiej, i to dopiero w ostatnich dziesięcioleciach. W dziejach ludzkości natomiast małżeństwo było traktowane przede wszystkim jako instytucja społeczna. Sposób jego zawierania i trwania regulowały precyzyjne normy, określające rolę rodziców, wysokość posagu, wzajemne prawa i obowiązki, sposób wychowania dzieci. O miłości w zasadzie się nie mówiło. A jeśli już, to raczej jako konsekwencji małżeństwa, a nie jego zródle. Warto pamiętać, że jeszcze pokolenie naszych dziadków i rodziców tak właśnie traktowało związek mężczyzny i kobiety.
Teraz jest inaczej. Nikt z młodych nie zgodzi się na małżeństwo zaaranżowane przez rodziców, nikt też nie chce zawierać go w wyniku kalkulacji czy z lęku przed samotnym życiem. Wszyscy chcą miłości. I bardzo dobrze. Do miłości jesteśmy przecież przez Boga stworzeni i powołani. Formą jej dawania i doświadczania jest małżeństwo, czyli przyjęcie daru drugiej osoby i wzajemne ofiarowanie jej siebie na całe życie.
mniej miłości, więcej seksu
Jest natomiast pewien problem: wszyscy miłości bardzo pragną, wszyscy jej szukają i za nią tęsknią, nie bardzo wyobrażając sobie bez niej życie, ale czy w dzisiejszych małżeństwach jest tej miłości więcej niż było pięćdziesiąt, sto czy pięćset lat temu? Czy dziś na pewno jest więcej szczęśliwych, kochających się małżeństw niż wówczas, gdy ludzie pobierali się, mając niewielki lub żaden wpływ na wybór współmałżonka? Prawdę powiedziawszy, nie jestem pewien. Nie wiem, czy jest więcej miłości, natomiast jestem pewien, że jest więcej seksu. Dlaczego tak się dzieje? Z dwóch powodów. Pierwszy jest związany z naszą, niestety, grzeszną naturą, zródłem drugiego jest otaczający nas świat, i to co on "głosi".
A więc najpierw natura. Nikogo nie trzeba przekonywać, że płeć przeciwna "przyciąga". Dzieje się tak dlatego, bo Pan Bóg stworzył nas do miłości, a jej istotą jest pragnienie bycia jak najbliżej przedmiotu naszych uczuć. Kiedy więc przychodzi zakochanie, towarzyszy mu nagłe odkrycie, że to właśnie ta, a nie żadna inna, jest najpiękniejsza, najwspanialsza i bez niej nie mogę żyć. Kiedy uczucie to zostaje odwzajemnione, wówczas rodzi się pragnienie bycia razem, jak najczęściej i jak najdłużej, a najlepiej bez przerwy.
Jednakże wszystko, co się z nami dzieje, jest dynamiczne. Oznacza to, że dziś nie jestem taki sam jak wczoraj, a już jutro nie będę identyczny jak dziś.
Człowiek nie jest w stanie zatrzymać się w miejscu, jakby "zamrozić" swego przeżywania rzeczywistości. Wszystko, co robimy, co przeżywamy, jest "coraz bardziej". W relacjach damsko-męskich oznacza to, że pragnienie bliskości jest zawsze coraz intensywniejsze, a odbywa się według schematu: poznanie się i zakochanie - dużo spotykania się, bycia razem - coraz większa potrzeba bliskości - pierwsze gesty bliskości fizycznej. To przeżywanie związku w przestrzeni fizycznej, pieszczoty, pocałunki, przychodzi czasem bardzo szybko.
Tak więc, gdy mężczyzna i kobieta wchodzą we wzajemną emocjonalną relację bliskości, prędzej czy pózniej stają wobec pragnienia przeżywania swojego związku w sferze seksualnej. Z doświadczenia spowiedzi i rozmów z młodymi ludzmi wiem, że im są młodsi i bardziej niedojrzali, tym szybciej dochodzi do zbliżeń fizycznych. Niedojrzałość w miłości ma to do siebie, że pragnieniom nie towarzyszą pytania o to, co jest dobre i co rzeczywiście buduje miłość. Istotny jest też fakt, że w tych związkach nie stawia się na serio pytania o małżeństwo.
nie umiemy czekać
Tyle nasza ludzka natura, zawsze i wszędzie taka sama. Oprócz niej określa nas jednak także konkretna kultura, w której żyjemy, wytwór danego czasu i miejsca. Jedną z najistotniejszych cech współczesnej kultury jest konsumpcjonizm. Zdefiniowałbym go w sposób następujący: "Jeśli masz jakieś pragnienie, to je zrealizuj; więcej: zrealizuj je natychmiast!".
Kiedy byłem dzieckiem, bardzo często słyszałem od moich rodziców o oszczędzaniu, toteż nie wydawałem zarobionych czy otrzymanych pieniędzy, gromadziłem je, aby w przyszłości kupić sobie coś "cennego" (zbierałem na rower). To było bardzo cenne doświadczenie. Ale współczesny człowiek nie musi oszczędzać. Może przecież otrzymać towar natychmiast, i to prawie "za darmo", w promocji, ze zniżką, na raty, w leasing... Oduczamy się czekania na realizację swoich pragnień. Dziś nie trzeba już czekać, można "brać od razu".
To nastawienie nie dotyczy tylko dóbr materialnych, stało się także postawą serca. Dążenie do szybkiej konsumpcji ogarnia nasze największe i najgłębsze pragnienia. Jeżeli poprzez bliskość seksualną natychmiast możemy uczynić przeżywanie naszego związku, naszej miłości intensywniejszym, to na co czekać? Zróbmy to teraz, będziemy szczęśliwsi!
deficyt miłości
Jaki jest skutek takiej postawy? Seksu w nas i wokół nas jest coraz więcej, natomiast cierpimy na deficyt miłości. Dlaczego? Bo chociaż człowiek jest przez Boga powołany i uzdolniony do budowania miłości, to zarazem jest grzesznikiem. Dlatego też nasze oczy bywają ślepe, uszy głuche, umysły głupie a serca skamieniałe. Wszystko to jak najbardziej dotyczy miłości. Jest ona bowiem powolną wędrówką, w której trzeba przestrzegać reguł właściwych każdemu etapowi wzrastania. Zranienie naszej natury przez grzech wyraża się w sferze kochania przez przekonanie, że nie ma reguł, są tylko uczucia i pragnienia.
Ale reguły obowiązują wszędzie, a ich ignorowanie nieuchronnie prowadzi do jakiejś awarii. Prawda ta dotyczy każdego urządzenia, nawet najprostszego. Jeśli będziesz uparcie próbował zainstalować żarówkę, kręcąc nią w lewo i ignorując prawostronny gwint, to ci się to nie uda, choćbyś próbował do końca życia. Jedyne, co osiągniesz, to uszkodzenie oprawki. A człowiek jest o wiele bardziej skomplikowany niż żarówka i bardzo łatwo go "popsuć".
delikatna struktura
Sfera płciowości jest w człowieku najważniejsza. Każdy z nas jest "najpierw" mężczyzną albo kobietą, dopiero "potem" może być kimś jeszcze. Seksualność ogarnia nas całych i bezpośrednio odpowiada za dwie ważne części naszego człowieczeństwa: okazywanie sobie miłości i przekazywanie życia. Jest ważną a zarazem skomplikowaną i delikatną strukturą, dlatego też najbardziej "zainfekowaną" przez zło i grzech. Nigdzie nie szukamy siebie tak mocno, jak właśnie w sferze seksualnej. Wszystko tu (naprawdę wszystko) miało być nastawione "na ty", a tak wiele (każdy chyba tego doświadczył i potwierdzi) jest "na ja".
Dodatkowa trudność polega na tym, że kiedy zakochani mają identyczne pragnienia i szukają ich zaspokojenia w sobie nawzajem, to na pierwszy rzut oka nie widać w tym przejawów egoizmu. Trudno przecież mówić o wzajemnym wykorzystywaniu się, gdy obie strony nie tylko w pełni się na to godzą, ale wręcz całym sercem tego pragną i do tego dążą! Rzeczywiście, trudno tu mówić o czyjejś krzywdzie, tylko że wtedy miłość nie wzrasta. Egoizmplus egoizm nie równa się miłość. Bo miłość nigdy nie karmi się szukaniem siebie, a jej pokarmem jest wyłącznie dawanie siebie.
Bliskość seksualna pozwala błyskawicznie osiągnąć efekt intensywnego przeżywania związku, ale owa intensywność przypomina ogień ze słomy: potężny i gorący, ale krótkotrwały i pozostawiający po sobie jedynie popiół... Jeżeli celem związku między mężczyzną i kobietą jest przeżywanie maksimum doznań, to faktycznie, nie ma lepszego sposobu niż współżycie. Być może żadne inne ludzkie doświadczenie nie jest w stanie dać tyle, ile daje seks.
dojrzały owoc smakuje bardziej
Jeżeli jednak chodzi o budowanie trwałego związku, "w dobrej i złej doli, aż do końca życia", to trzeba uczyć się czekać, nie popadać w ułudę szybkiego budowania miłości, ale krok po kroku wędrować, poznając, kim naprawdę jesteśmy i co naprawdę nas łączy. Aż do momentu, gdy dwoje staje się jednym w sakramencie małżeństwa. Lepiej skosztować naprawdę dojrzałego owocu niż zerwać go przed czasem i wyrzucić po kilku kęsach. W miłości nie ma dróg na skróty. Zresztą wszystko, co przychodzi łatwo, szybko i za darmo jest powierzchowne, a na dłuższą metę okazuje się pozbawione wartości. Za rzeczy cenne trzeba płacić. Czym? Powolnym i żmudnym uczeniem się prawdy o samym sobie i osobie, którą kocham. Prawdy, która opowiada o naszym pięknie, ale też o słabości i grzechu. Ciągłym rozpoznawaniem momentów, w których zwycięża w nas egoizm. Decyzją na zmaganie z tym, co w nas jest złe, co uszkadza naszą miłość. Ale to wszystko wymaga czasu i cierpliwości. Miłość jest długą wędrówką, na ogół lekko pod górę, tymczasem przedwczesny seks tworzy złudzenie, że już tę drogę, błyskawicznie, przebyliśmy. Miłości nie rozpoznaje się jednak po intensywności pragnienia bycia ze sobą, ale po umiejętności rozwiązywania problemów, przebaczania, trwania przy drugim człowieku mimo wszystko...
Nie twierdzę bynajmniej, że niezachowanie czystości przedmałżeńskiej musi skończyć się rozpadem związku czy też małżeństwem byle jakim, a zachowanie jej gwarantuje szczęście i miłość do grobowej deski. To nie jest takie proste. Człowiek jest zbyt skomplikowanym stworzeniem, aby spełnienie jednego tylko warunku mogło rozwiązać wszystkie jego problemy. Uważam jednak, a sąd ten nieustannie potwierdza moja duszpasterska praktyka, że warto miłość budować w czystości - ona jest naprawdę potężnym sprzymierzeńcem miłości.
o trwałości nie decydują uczucia
Kiedy o regułach miłości mówię młodym zakochanym ludziom, czy to przy okazji spowiedzi, czy kursów dla zakochanych, bardzo często widzę w ich oczach sceptycyzm lub sprzeciw. Sprowadza się on mniej więcej do takiego stwierdzenia: "To, co ojciec mówi, jest w zasadzie słuszne, ale nas to nie dotyczy, bo my naprawdę się kochamy. Aącząca nas bliskość seksualna wcale nie jest egoistyczna, to wyraz naszej miłości". Jeśli przeczytałeś powyższy tekst i teraz chodzi Ci po głowie taka refleksja, to pamiętaj, że w zasadzie nie ma zakochanych par, które by o swoim związku myślały inaczej... Niestety, o trwałości związku nie decyduje temperatura uczuć i intensywność pragnienia bycia razem, ale ofiarność. Kochać to znaczy umierać dla miłości w tym wszystkim, co jest w nas związane z egocentryzmem, szukaniem własnej wygody i korzyści. Seks przedmałżeński, to ostatnia rzecz, która uczy umierania dla miłości.
o. Jacek Krzysztofowicz OP
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
[Audi A4 8E ] Zestaw naprawczy do luzujacej sie rolety w Avancie B6 i B7Kocham wiec nie musze sie bacKomisja Majątkowa naprawiła część szkód Ale tylko częśćCzy naprawdę kochamy sercemlatwo sie starzec ale trudniej dojrzewacFederico Moccia Wybacz, ale chcę się z tobą ożenić ebook2 Modlić się, ale po cokocham wiec nie musze sie?c1więcej podobnych podstron