Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga II.37)
Ewangelia według św. Mateusza Ewangelia według św. Marka Ewangelia według św. Łukasza Ewangelia według św. Jana
Maria Valtorta
Księga II - Pierwszy rok życia publicznego
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
37. JEZUS W BETLEJEM. W DOMU WIEŚNIAKA I W GROCIE Napisane 8 stycznia 1944. A, 4117-4131 Równinna droga, kamienista, zakurzona, wysuszona letnim słońcem. Zbliżają się pomiędzy okazałymi drzewami oliwkowymi, całkowicie okrytymi małymi owocami, zaledwie uformowanymi. Ziemię, po której nikt nie chodził, pokrywa jeszcze warstwa maleńkich oliwkowych kwiatków, które opadły po wydaniu owocu. Zbliża się Jezus z trzema [uczniami]. Idą jeden za drugim wzdłuż drogi, tam gdzie cień drzew oliwnych zachował jeszcze zieleń trawy i gdzie jest mniej kurzu. Droga skręca pod kątem w prawo i stamtąd wznosi się lekko w kierunku klina o kształcie wielkiej końskiej podkowy. Na niej rozproszone są domy i domki – wystarczająco liczne, by stanowić wioskę. Dokładnie w tym miejscu, gdzie droga zakręca, znajduje się regularna konstrukcja zakończona małą niską kopułą. Budynek jest zupełnie zamknięty i wydaje się opuszczony. [por. Mt 2,16n] «Oto w tym miejscu znajduje się grób Racheli» – mówi Szymon. «A więc jesteśmy prawie na miejscu. Czy od razu wejdziemy do miasta?» [– pyta Judasz] «Nie, Judaszu. Najpierw pokażę wam pewne miejsce... Potem wejdziemy do miasta. Jest jeszcze jasno. Potem przy świetle księżyca będziemy mogli przemówić do mieszkańców, jeśli zechcą słuchać.» «Myślisz, że Cię nie będą słuchać?» Doszli do grobu starego, lecz dobrze zachowanego, pobielonego wapnem. Jezus zatrzymuje się, żeby się napić z pobliskiej prymitywnej studni. Jakaś kobieta podaje mu wodę, której przyszła zaczerpnąć. Jezus pyta: «Jesteś z Betlejem?» «Tak, ale teraz w czasie żniw jestem tu z mężem na wsi, aby zająć się ogrodami i warzywnikiem. Jesteś Galilejczykiem?» «Urodziłem się w Betlejem, ale mieszkam w Nazarecie w Galilei» [– odpowiada jej Jezus.] «Prześladowany, Ty także?» [– pyta niewiasta] «Rodzina. Ale dlaczego mówisz: “Ty także”? Wielu mieszkańców Betlejem jest prześladowanych?» «Nie wiesz tego? Ile masz lat?» «Trzydzieści» [– odpowiada Jezus.] «Zatem urodziłeś się właśnie wtedy, kiedy... O! Co za nieszczęście!... Dlaczego On urodził się tutaj?» «Kto?» «Ten, o którym mówiono, że jest Zbawicielem. Biada głupcom, którzy pijani zobaczyli obłoki, aniołów, usłyszeli głosy z Nieba pośród beczenia owiec i ryku osłów! W oparach upojenia wzięli troje nędzarzy za najświętszych ludzi na ziemi. Przeklęci oni i ci, którzy im uwierzyli!» «Nie wyjaśniasz Mi jednak, przy wszystkich twoich przekleństwach, co się stało. Skąd te przekleństwa?» «Bo... Ale, powiedz mi, dokąd chcesz iść?» «Do Betlejem z przyjaciółmi. Mam powody. Chcę pokłonić się starym przyjaciołom i zanieść im pozdrowienie Mojej Matki. Chciałbym jednak najpierw dowiedzieć się wielu rzeczy, bo nasza rodzina była nieobecna przez wiele lat. Opuściliśmy miasto, kiedy byłem całkiem mały» [– mówi Jezus.] «A więc było to w takim razie przed tym nieszczęściem. Posłuchaj, jeśli nie gardzisz domem wieśniaka, przyjdź podzielić się z nami chlebem i solą. Ty i Twoi towarzysze. Porozmawiamy podczas wieczerzy i przenocuję was aż do rana. Dom jest mały, lecz na podłodze stodoły jest pokaźna warstwa siana. Noc jest ciepła i spokojna. Jeśli chcesz, możesz zanocować.» «Niech Pan Izraela wynagrodzi cię za gościnność. Z radością przyjdę do twego domu» [– odpowiada Jezus.] «Podróżny przynosi błogosławieństwo. Chodźmy. Muszę jeszcze wylać sześć konwi wody na jarzyny, które właśnie wzeszły.» «Pomogę ci.» «Nie, Ty jesteś panem. Twój sposób mówienia na to wskazuje...» [– sprzeciwia się niewiasta] «Jestem rzemieślnikiem, niewiasto, on jest rybakiem. A ci są Judejczykami, bogaci, i mają pozycję. Ja – nie.» [Jezus] bierze konew stojącą blisko bardzo niskiego muru studni. Przymocowuje ją i opuszcza. Jan mu pomaga. Inni także nie chcą być bezczynni. Mówią do kobiety: «Pokaż nam, gdzie jest ogród. Zaniesiemy tam konwie.» «Niech was Bóg błogosławi! Plecy bolą mnie ze zmęczenia. Chodźcie...» Podczas gdy Jezus wyciąga konew, pozostali schodzą ścieżką w dół... Wracają potem z dwoma pustymi konwiami, napełniają je i znowu odchodzą. Robią to nie trzy razy, lecz dobre dziesięć. A Judasz śmieje się mówiąc: «Zdziera sobie gardło od błogosławieństw. Wylaliśmy tyle wody na sałatę, że przez co najmniej dwa dni ziemia pozostanie wilgotna i kobieta nie będzie męczyć krzyży.» Kiedy powraca po raz ostatni, mówi: «Nauczycielu, sądzę, że jednak źle trafiliśmy.» «Dlaczego, Judaszu?» «Ona ma pretensje do Mesjasza. Powiedziałem jej: “Nie bluźnij. Czyż nie wiesz, że największą łaską dla ludu Bożego jest Mesjasz? Jahwe obiecał Go Jakubowi, a po nim wszystkim Prorokom i sprawiedliwym Izraela, ty zaś Go nienawidzisz?” Ona mi odpowiedziała: “Nie Jego, lecz tego, którego nazwali tak pijani pasterze i przeklęci jasnowidze ze Wschodu.” A ponieważ to jesteś Ty...» «To nie ma znaczenia. Wiem, że jestem po to, by dla wielu stać się znakiem próby i sprzeciwu. Czy powiedziałeś jej, że to jestem Ja?» «Nie. Nie jestem głupi. Chciałem ratować skórę Twoją i naszą...» [– mówi Judasz] «Dobrze zrobiłeś. Nie z powodu skóry, ale dlatego, że pragnę się ujawniać wtedy, gdy uznam to za odpowiednie. Chodźmy.» Judasz prowadzi Go do ogrodu. Kobieta wylewa trzy ostatnie konwie i prowadzi ich do wiejskiego zabudowania pośrodku warzywnika. «Wejdźcie – mówi. – Mój mąż jest już w domu.» Wchodzą do niskiej i zadymionej kuchni. «Pokój temu domowi» – mówi Jezus. «Kimkolwiek jesteś, bądź błogosławiony – Ty i Twoi [towarzysze]. Wejdź» – odpowiada mężczyzna. Przynosi najpierw naczynie napełnione wodą, aby wszyscy czterej odświeżyli się i umyli. Potem wchodzą i zasiadają za wielkim stołem. «Dziękuję wam w imieniu żony. Powiedziała mi. Nigdy nie zbliżałem się do Galilejczyków. Mówiono mi, że są grubiańscy i kłótliwi, ale wy jesteście mili i dobrzy. Zmęczeni... a tyle jeszcze się napracowaliście! Przybywacie z daleka?» «Z Jerozolimy. Oni są Judejczykami. Ja i on jesteśmy z Galilei. Jednak wierz Mi, człowieku, dobrzy i źli są wszędzie.» «To prawda. Pierwszy raz spotykam Galilejczyków i są dobrzy, dobrze trafiłem. Niewiasto, przynieś jedzenie. Mam tylko chleb, jarzyny, oliwki i ser. Jestem wieśniakiem.» «Ja także nie jestem panem. Jestem cieślą.» «Ty? Z Twoim zachowaniem?» [– dziwi się wieśniak] Kobieta wtrąca się: «Mówiłam ci, że Gość jest z Betlejem, a Jego rodzina była prześladowana. Być może byliby bogaci i wykształceni, jak byliby nimi Jozue, syn Uriasza, Mateusz, syn Izaaka, Lewi, syn Abrahama... Biedni nieszczęśliwi!...» «Nikt cię nie pytał. Wybaczcie jej. Wieczorem niewiasty mówią zawsze więcej niż wróble.» «To były rodziny z Betlejem?» «Jak to? Nie wiesz, kto to był, a jesteś z Betlejem?» «Uciekliśmy, gdy byłem całkiem mały...» [– mówi Jezus] Kobieta rzeczywiście jest gadatliwa, bo odzywa się znowu: «Wyjechał przed masakrą.» «Już rozumiem. Inaczej nie byłoby Go na świecie. Nigdy tu nie powróciłeś?» «Nie» [– odpowiada Jezus.] «Co za nieszczęście! Mało znajdziesz tych, o których Sara powiedziała mi, że chcesz ich poznać i im się pokłonić. Wielu nie żyje, wielu uciekło, wielu... niestety, rozproszonych! Nigdy nie dowiedzieliśmy się, czy umarli na pustyni czy zmarnieli w więzieniu, za karę, z powodu swego buntu. Lecz czy to był bunt? Któż mógł pozostać nieczuły, widząc zabijanie tylu niewinnych? Nie, to nie jest sprawiedliwe, że Lewi i Eliasz jeszcze żyją, podczas gdy tylu niewinnych jest martwych!» «Kim są ci dwaj i co uczynili?» [– pyta Jezus] «A... słyszałeś przynajmniej o masakrze Heroda... Więcej niż tysiąc dzieci w mieście, drugi tysiąc w wioskach... A wszyscy to chłopcy, prawie wszyscy, bo w swej wściekłości, w nocy, w zamieszaniu, mordercy brali, wyrywali z kołysek, z matczynych posłań, z napadniętych domów nawet małe dziewczynki i przeszywali je w trakcie ssania jak gazele, wzięte na cel przez łucznika. Tak! A dlaczego to wszystko? Bo grupę pasterzy – którzy dla zwalczenia nocnego zimna bardzo się upili – ogarnęło pijackie majaczenie. Zaczęli opowiadać, że widzieli aniołów, słyszeli śpiewy, otrzymali przesłanie. Powiedzieli nam w Betlejem: “Przyjdźcie, oddajcie Mu pokłon. Mesjasz się narodził”. Pomyśl, Mesjasz w grocie! Naprawdę muszę powiedzieć, że byliśmy wszyscy jak pijani, nawet ja jako młody chłopak, nawet moja żona, która miała wtedy kilka lat... bo wszyscy uwierzyliśmy i w biednej kobiecie z Galilei widzieliśmy Dziewicę, która porodziła dziecię... Tę, o której mówili prorocy. A przecież Ona była ze zwykłym Galilejczykiem. Z pewnością ze Swym mężem. Skoro zaś była małżonką, jakże więc mogła być ‘Dziewicą’? Krótko mówiąc, uwierzyliśmy. Podarunki, hołdy, otwarte na ich przyjęcie domy... O! Co najlepszego zrobiliśmy! Biedna Anna! Ona straciła przez to swoje dobra i życie, synów swej córki. Pierworodna – jedyna, która ocalała, poślubiła bowiem kupca z Jerozolimy – straciła również dobra, bo dom spłonął, a cała posiadłość została zrównana z ziemią na rozkaz Heroda. Teraz jest to nieuprawny teren, po którym przechodzą stada.» «Wszystko to z powodu pasterzy?» [– pyta Jezus] «Nie tylko, także z powodu trzech czarowników przybyłych z królestwa szatana. Być może byli wspólnikami tamtych trojga... A my, głupcy, oddaliśmy im tyle honorów! Biedny przewodniczący synagogi! Zabiliśmy go, bo przysięgał, że prorocy naznaczyli pieczęcią Prawdy słowa pasterzy i mędrców...» «Wszystko z winy pasterzy i mędrców?» [– pyta dalej Jezus] «Nie, Galilejczyku, również z naszej winy. Z powodu naszej łatwowierności. Tak długo oczekiwaliśmy Mesjasza! Całe wieki oczekiwania. Wiele zawodów... w ostatnim czasie – fałszywi mesjasze. Jeden, jak Ty, był Galilejczykiem, inny nazywał się Teodasz. Kłamcy! Mesjasze, oni? To byli jedynie awanturnicy szukający szczęścia! Powinno to było być dla nas nauczką. Przeciwnie...» «Dlaczego więc przeklinacie wszystkich pasterzy i mędrców? Skoro uważacie, że również i wy byliście głupcami, powinniście przeklinać także siebie. Przykazanie miłości zakazuje przeklinać. Przekleństwo ściąga przekleństwo. Czy macie pewność, że wasz osąd jest sprawiedliwy? Czy nie jest możliwe, że pasterze i mędrcy powiedzieli prawdę objawioną im przez Boga? Dlaczego sądzicie, że oni kłamali?» «Ponieważ czas zapowiedziany przez proroctwa jeszcze się nie dopełnił. Od tamtego czasu zastanawialiśmy się... odkąd krew, która zaczerwieniła niecki i strumienie, otwarła oczy naszego rozumu...» [– mówi wieśniak] «Czyż Najwyższy nie mógł z wielkiej miłości do Swego ludu przyśpieszyć przyjścia Zbawiciela? Na czym mędrcy opierali swe twierdzenie? Powiedziałeś, że przybyli ze Wschodu...» «Na swoich obliczeniach dotyczących nowej gwiazdy.» «Czyż nie jest napisane: “Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”? A czy Jakub nie jest wielkim Patriarchą i czyż nie zatrzymał się w tej ziemi betlejemskiej, która była dla niego tak droga jak źrenica oka, bo to tu umarła jego umiłowana Rachela? Poza tym, czyż nie wyszły z ust proroka słowa: “I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni”? Tutaj urodził się Jesse, ojciec Dawida. Pączkiem na pniu odciętym od korzenia – z powodu zagarnięcia go przez tyranów – czyż nie jest ‘Dziewica’? Porodzi Ona Syna nie zrodzonego z mężczyzny – gdyż wtedy nie byłaby już Dziewicą – lecz z woli Boga, dzięki czemu stanie się On ‘Emmanuelem’ jako Syn Boga. Będzie Bogiem i Boga przyniesie ludowi Bożemu, jak na to wskazuje jego Imię. I czyż nie zostanie to ogłoszone – jak mówi proroctwo – mieszkańcom ciemności, czyli poganom, przez ‘wielką światłość’? A czyż gwiazda, którą ujrzeli mędrcy, nie mogła być gwiazdą Jakuba, wielkim światłem dwóch proroctw: Balaama i Izajasza? A czy sama masakra dokonana przez Heroda nie znajduje się w proroctwach? “Krzyk się wznosi... Rachel opłakuje swoich synów...” Powiedziano, że kości Rachel w jej grobie w Efrata będą jęczeć i płakać, gdy – dzięki Zbawicielowi – przyjdzie nagroda dla świętego ludu. Te łzy miały się wtedy zamienić w niebiański uśmiech tak jak tęcza z ostatnich kropli wody po burzy, mówi: “Oto dany wam jest czas spokoju”.» «Jesteś bardzo uczony. Czy jesteś rabbim?» «Tak, jestem.» «Zauważyłem to. W Twoich słowach jest światło i prawda. Ale mimo wszystko... O! Jak wiele ran krwawi jeszcze na tej ziemi betlejemskiej z powodu Mesjasza, prawdziwego czy fałszywego... Nie radziłbym Mu nigdy tu wracać. Ta ziemia odrzuciłaby Go, jak odrzuca się potomka z nieprawego łoża, z powodu którego umarły prawowite dzieci. A nawet... jeśli to był On... umarł, ugodzony, razem z innymi.» «Gdzie mieszka teraz Lewi i Eliasz?» [– pyta Jezus] «Znasz ich?» – mężczyzna jest podejrzliwy. «Nie znam ich. Nie znam ich twarzy, lecz są nieszczęśliwi, a Ja zawsze współczuję nieszczęśliwym. Chcę ich odnaleźć.» «Hmm! Będziesz pierwszym od prawie trzydziestu lat. Są wciąż pasterzami na służbie jerozolimskiego bogacza z rodu Heroda, który przywłaszczył sobie dobra wielu zabitych mieszkańców... Zawsze są tacy, którzy korzystają! Znajdziesz ich wraz z ich stadami wysoko, kierując się ku Hebronowi. Lecz dam Ci jedną radę. Uważaj, by ludzie z Betlejem nie widzieli, że z nimi rozmawiasz. Mógłbyś tego pożałować. Znosimy ich, bo... bo jest ten z rodu Heroda. Gdyby nie to...» «O, nienawiść! Po co nienawidzić?» [– pyta Jezus] «Ponieważ to jest słuszne: oni wyrządzili nam zło.» «Sądzili, że robią dobrze» [– mówi Jezus.] «Wyrządzili nam jednak zło i za to powinni otrzymać zło. Mieliśmy ich zabić, tak jak zabijano [nasze dzieci] przez ich głupotę. Lecz najpierw byliśmy osłupiali... a potem był ten z rodu Heroda.» «Więc gdyby nie on, to po pierwszym odruchowym buncie – zresztą zrozumiałym – zabilibyście ich?» «Jeszcze dziś byśmy ich zabili, gdyby nie strach przed ich panem.» «Człowieku, mówię ci: wyzbądź się nienawiści. Nie pragnij zła. Tu nie ma winy, a nawet gdyby była – wybaczaj. Wybacz w Imię Boże. Powiedz to innym mieszkańcom Betlejem. Kiedy nienawiść opadnie z waszych serc, Mesjasz przyjdzie i rozpoznacie Go, bo On żyje. Mówię to wam: żył już wtedy, gdy miała miejsce masakra. To nie z winy pasterzy lub mędrców, lecz z winy szatana dokonała się rzeź. Tu urodził się dla was Mesjasz. Przyszedł przynieść światło ziemi Swych ojców. On – Syn Matki Dziewicy, z rodu Dawida, w ruinach domu Dawida – otwarł dla świata rzekę wiecznych łask. Otwarł dla człowieka drogę życia...» «Odejdź, wynoś się! Precz stąd, zwolenniku tego fałszywego Mesjasza! On musiał być fałszywy, bo przyniósł nieszczęście nam, mieszkańcom Betlejem. Ty go bronisz, więc...» «Ucisz się, człowieku, jestem Judejczykiem i mam przyjaciół wysoko postawionych. Będziesz żałował tej zniewagi» – [woła] Judasz i rzuca się na wieśniaka, chwytając go za ubranie. Potrząsa nim gwałtownie, rozpalony gniewem. «Nie, nie, odejdźcie stąd! Nie chcę mieć kłopotów ani z mieszkańcami Betlejem, ani z Rzymem, ani z Herodem. Odejdźcie, przeklęci, jeśli nie chcecie mieć po mnie pamiątki. Wynoście się!...» «Chodźmy, Judaszu. Nie reaguj. Pozostawmy go z jego niechęcią. Bóg nie wchodzi tam, gdzie jest nienawiść. Chodźmy.» «Tak, chodźmy, ale wy zapłacicie mi za to» [– krzyczy Judasz.] «Nie, nie, Judaszu. Nie można mówić w ten sposób. Oni są zaślepieni... Będzie ich bardzo wielu na Mojej drodze!...» Wychodzą za Szymonem i Janem, którzy są już na zewnątrz i rozmawiają z kobietą w kącie stodoły. «Panie, przebacz mojemu mężowi. Nie sądziłam, że źle zrobię... Masz, weź je. (Podaje im jajka.) Zjesz je jutro rano. Są świeże, dzisiejsze. Nie mam nic innego... Przepraszam... Gdzie będziesz spał?» «Nie myśl o tym. Wiem, dokąd iść. Zostań w pokoju ze względu na twoją dobroć. Żegnaj.» Robią kilka metrów w milczeniu, potem Judasz wybucha: «Dlaczego nie spowodowałeś, by oddał Ci cześć? Dlaczego nie doprowadziłeś do ukorzenia się tego wstrętnego bluźniercy? Na ziemię, powalony za to, że nie okazał należnych względów Tobie, Mesjaszowi... O! Ja bym to zrobił. Samarytan trzeba cudem zamieniać w proch. Tylko to nimi wstrząsa.» «Och! Ileż jeszcze razy będę musiał wysłuchiwać tych słów! Czyż mam zamieniać w proch za każdy grzech popełniony przeciwko Mnie!... Nie... Judaszu. Przyszedłem po to, by budować, a nie po to, by niszczyć» [– mówi Jezus.] «Dobrze, ale w międzyczasie inni Ciebie niszczą.» Jezus nie odpowiada. Szymon pyta: «Dokąd teraz idziemy, Nauczycielu?» «Chodźcie ze Mną. Znam pewne miejsce.» «Przecież nigdy tu nie byłeś, od czasu kiedy uciekłeś, jakże więc możesz je znać?» – pyta Judasz, ciągle rozgniewany. «Znam je. Nie jest piękne. Byłem tam kiedyś. To nie jest w Betlejem. Nieco poza miastem... Chodźmy w tym kierunku.» Jezus [idzie] na przedzie, następnie Szymon, potem Judasz, a na końcu – Jan... W ciszy, którą przerywa jedynie zgrzytanie sandałów o żwir ścieżki, słychać łkanie. «Kto płacze?» – pyta Jezus odwracając się. Judasz na to: «To Jan. Boi się.» «Nie, nie boję się. Miałem już rękę na wielkim nożu, który noszę u pasa... ale przypomniałem sobie Twoje słowa: “Nie zabijaj, przebacz”. Zawsze to mówisz...» «Dlaczego więc płaczesz?» – pyta Judasz. «Bo cierpię widząc, że świat nie chce Jezusa. Nie rozpoznaje Go i nie chce Go poznać. O, co to za boleść! Jakby przeszywano mi serce rozpalonymi cierniami. Jakbym widział deptanie mojej matki i opluwanie twarzy mego ojca... Więcej jeszcze... Jakbym widział konie Rzymian jedzące ze Świętej Arki i odpoczywające w Świętym Świętych.» «Nie płacz, Mój Janie. Powiesz to teraz i powtórzysz niezliczoną ilość razy: “On był Światłością, która przyszła zaświecić pośród ciemności, lecz ciemności Go nie pojęły. Przyszedł na świat, który przez Niego został stworzony, lecz świat Go nie poznał. Przyszedł do Swego miasta, lecz swoi Go nie przyjęli”. Och, nie płacz tak!» [– prosi Jana Jezus] «To nie zdarza się w Galilei!» – wzdycha Jan. «W Judei też nie – odpowiada Judasz. – Jerozolima jest jej stolicą i przed trzema dniami pozdrawiano Cię jako Mesjasza, śpiewając: “Hosanna”. Tu jednak, w kraju prostych pasterzy, wieśniaków, ogrodników... Nie trzeba się na nich opierać. Galilejczycy też nie wszyscy będą dobrzy. Przecież ten fałszywy Mesjasz, skąd on był, czy z Judei? Mówiono, że...» «Dosyć, Judaszu. Nie trzeba się niepokoić. Ja jestem spokojny. Bądźcie tacy również i wy. Judaszu, chodź tu. Muszę z tobą porozmawiać.» Judasz podchodzi. [Jezus mówi mu:] «Weź sakiewkę. Zrobisz zakupy na jutro.» «A dziś gdzie będziemy spali?» Jezus uśmiecha się i milczy.
Zapadła noc. Księżyc ogarnia wszystko bielą. Słowiki śpiewają w drzewach oliwnych. Strumyk jest wdzięczną srebrną wstęgą. Od zżętych łąk dochodzi zapach siana: ciepłego, świeżego. Słychać jakieś wycie, jakieś beczenie. I gwiazdy, gwiazdy, gwiazdy... Ornament z gwiazd na zasłonie nieba, baldachim żywych klejnotów na wzgórzach Betlejem... «Tutaj!?... Przecież to są ruiny! Dokąd nas prowadzisz? To już nie jest miasto» [– mówi Judasz.] «Wiem. Chodź za Mną, wzdłuż strumyka. Jeszcze kilka kroków i potem... ofiaruję ci mieszkanie Króla Izraela.» Judasz wzrusza ramionami i milczy. Jeszcze kilka kroków, potem wiele domów w ruinach – pozostałości mieszkań... Szczelina między dwoma pęknięciami wysokiego muru. Jezus mówi: «Czy macie hubkę? Zapalcie.» Szymon zapala latarnię, którą wyciąga z torby i podaje ją Jezusowi. [por. Łk 2,6n] «Wejdźcie – mówi Nauczyciel, podnosząc w górę światło. – Wejdźcie, to pokój narodzin Króla Izraela.» «Mylisz się, Nauczycielu! To śmierdząca jaskinia. O! Ja z pewnością tu nie zostanę! Brzydzę się. Ona jest wilgotna, zimna, śmierdząca, pełna skorpionów, być może węży...» «A jednak to tu, przyjaciele, dwudziestego piątego dnia tego miesiąca, urodził się z Dziewicy Jezus Chrystus, Emmanuel, Słowo Boga, które stało się Ciałem z miłości do człowieka – Ten, który do was mówi. Wtedy – tak jak dziś – świat był głuchy na głosy z Nieba, przemawiające do serc... Odrzucił Matkę... i tutaj... Nie, Judaszu, nie odwracaj z obrzydzeniem spojrzenia od fruwających sów, od zielonych jaszczurek, od sieci pajęczych. Nie podnoś ze wstrętem twego pięknego haftowanego ubrania, aby nie pobrudzić go o ziemię pokrytą wydzielinami zwierząt. Te sowy są potomstwem tamtych, które były pierwszymi zabawkami, za którymi podążały oczy Dziecka, dla którego aniołowie śpiewali “Gloria”. Zostało ono usłyszane przez pasterzy upojonych nie czym innym, jak tylko ekstatyczną radością – prawdziwą radością. Te jaszczurki ze swymi szmaragdami były pierwszymi kolorami, które uderzyły Moje oczy: pierwszymi po bieli odzienia i twarzy Matki. Te sieci pajęcze stały się baldachimem Mojej królewskiej kołyski. Ta ziemia... och, możesz jej dotknąć bez pogardy... Jest wprawdzie pokryta odchodami, lecz została uświęcona stopą Świętej, Wielkiej Świętej, Czystej, Niepokalanej – Matki Boga. Ona porodziła, bo miała porodzić. Porodziła, jak powiedział Jej nie człowiek, lecz Bóg i sprawił, że z Niego poczęła. Ona, Bez Skazy, dotknęła stopami tej ziemi, możesz więc i ty na niej stanąć. Niech Bóg sprawi, że przez pięty twych stóp wzniesie się ku twemu sercu czystość, jaka z Niej promieniowała...» [– mówi Jezus] Szymon uklęknął. Jan idzie prosto do żłobu i płacze, opierając na nim głowę. Judasz jest przerażony... Potem, pokonany przez wzruszenie – nie zważając już na swe piękne szaty – rzuca się na ziemię, bierze rąbek szaty Jezusa, całuje ją i uderzając się w piersi mówi: «O, miej litość, dobry Nauczycielu, nad ślepotą Twego sługi! Opada ze mnie pycha... widzę Ciebie takim, jakim jesteś. Nie jako króla – jak myślałem – lecz jako Księcia Wiecznego, Ojca przyszłego wieku, Króla Pokoju. Litości, mój Panie i mój Boże! Litości!» «Tak, masz całą Moją litość. Teraz będziemy spać tam, gdzie spało Dziecko i Dziewica; tam gdzie Jan – w adoracji – zajął miejsce Matki; tam, gdzie Szymon wygląda jak Mój przybrany ojciec. Albo... jeśli wolicie, opowiem wam o tej nocy...» «O tak, Nauczycielu, pozwól nam poznać Twoje pojawienie się na tym świecie...» [ – mówi Judasz.] «...aby stało się ono lśniącą perłą w naszych sercach i abyśmy mogli dać ją światu...» [ – dorzuca Szymon.] «...i abyśmy czcili Twoją Matkę nie tylko dlatego, że była Twoją Matką, lecz dlatego, że... O, dlatego że jest Dziewicą!» Najpierw mówił Judasz, następnie Szymon, potem Jan, z obliczem, na którym łzy mieszają się z uśmiechami – tam, całkiem blisko żłobu!... «Chodźcie tu na siano. Posłuchajcie...» Jezus opowiada o nocy Swego narodzenia: [por. Łk 2,1n] «...Matka, która właśnie miała porodzić, przybywa na rozkaz Cezara Augusta, na zawiadomienie królewskiego przedstawiciela Publiusza Sulpicjusza Kwiryniusza, kiedy zarządcą Palestyny był Sencjusz Saturninus. Zawiadomienie nakazywało spisanie wszystkich mieszkańców Cesarstwa. Józef, małżonek Matki, pochodził z rodu Dawida, Matka – także. Posłuszni więc temu rozporządzeniu opuścili Nazaret, by pójść do Betlejem, kolebki królewskiego rodu. Było zimno...»
Jezus ciągnie opowiadanie dalej i wszystko tak się kończy.