v 02 037







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
II.37)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga II -
Pierwszy rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






37. JEZUS W
BETLEJEM.
W DOMU WIEŚNIAKA
I W GROCIE
Napisane 8
stycznia 1944. A, 4117-4131
Równinna droga,
kamienista,
zakurzona, wysuszona letnim słońcem. Zbliżają się pomiędzy okazałymi
drzewami
oliwkowymi, całkowicie okrytymi małymi owocami, zaledwie uformowanymi.
Ziemię, po
której nikt nie chodził, pokrywa jeszcze warstwa maleńkich oliwkowych
kwiatków, które
opadły po wydaniu owocu.
Zbliża się Jezus z
trzema
[uczniami]. Idą jeden za drugim wzdłuż drogi, tam gdzie cień drzew
oliwnych zachował
jeszcze zieleń trawy i gdzie jest mniej kurzu. Droga skręca pod kątem w
prawo i
stamtąd wznosi się lekko w kierunku klina o kształcie wielkiej końskiej
podkowy. Na
niej rozproszone są domy i domki – wystarczająco liczne, by stanowić
wioskę.
Dokładnie w tym miejscu, gdzie droga zakręca, znajduje się regularna
konstrukcja
zakończona małą niską kopułą. Budynek jest zupełnie zamknięty i wydaje
się
opuszczony.
[por. Mt 2,16n]
«Oto w tym miejscu
znajduje się grób Racheli» – mówi Szymon.
«A więc jesteśmy
prawie na
miejscu. Czy od razu wejdziemy do miasta?» [– pyta Judasz]
«Nie, Judaszu.
Najpierw pokażę wam
pewne miejsce... Potem wejdziemy do miasta. Jest jeszcze jasno. Potem
przy świetle
księżyca będziemy mogli przemówić do mieszkańców, jeśli zechcą słuchać.»
«Myślisz, że Cię
nie będą
słuchać?»
Doszli do grobu
starego, lecz dobrze
zachowanego, pobielonego wapnem. Jezus zatrzymuje się, żeby się napić z
pobliskiej
prymitywnej studni. Jakaś kobieta podaje mu wodę, której przyszła
zaczerpnąć. Jezus
pyta: «Jesteś z Betlejem?»
«Tak, ale teraz w
czasie żniw
jestem tu z mężem na wsi, aby zająć się ogrodami i warzywnikiem. Jesteś
Galilejczykiem?»
«Urodziłem się w
Betlejem, ale
mieszkam w Nazarecie w Galilei» [– odpowiada jej Jezus.]
«Prześladowany, Ty
także?» [–
pyta niewiasta]
«Rodzina. Ale
dlaczego mówisz:
“Ty także”? Wielu mieszkańców Betlejem jest prześladowanych?»
«Nie wiesz tego?
Ile masz lat?»
«Trzydzieści» [–
odpowiada
Jezus.]
«Zatem urodziłeś
się właśnie
wtedy, kiedy... O! Co za nieszczęście!... Dlaczego On urodził się
tutaj?»
«Kto?»
«Ten, o którym
mówiono, że jest
Zbawicielem. Biada głupcom, którzy pijani zobaczyli obłoki, aniołów,
usłyszeli
głosy z Nieba pośród beczenia owiec i ryku osłów! W oparach upojenia
wzięli troje
nędzarzy za najświętszych ludzi na ziemi. Przeklęci oni i ci, którzy im
uwierzyli!»
«Nie wyjaśniasz Mi
jednak, przy
wszystkich twoich przekleństwach, co się stało. Skąd te przekleństwa?»
«Bo... Ale,
powiedz mi, dokąd
chcesz iść?»
«Do Betlejem z
przyjaciółmi. Mam
powody. Chcę pokłonić się starym przyjaciołom i zanieść im pozdrowienie
Mojej
Matki. Chciałbym jednak najpierw dowiedzieć się wielu rzeczy, bo nasza
rodzina była
nieobecna przez wiele lat. Opuściliśmy miasto, kiedy byłem całkiem
mały» [– mówi
Jezus.]
«A więc było to w
takim razie
przed tym nieszczęściem. Posłuchaj, jeśli nie gardzisz domem wieśniaka,
przyjdź
podzielić się z nami chlebem i solą. Ty i Twoi towarzysze. Porozmawiamy
podczas
wieczerzy i przenocuję was aż do rana. Dom jest mały, lecz na podłodze
stodoły jest
pokaźna warstwa siana. Noc jest ciepła i spokojna. Jeśli chcesz, możesz
zanocować.»
«Niech Pan Izraela
wynagrodzi cię
za gościnność. Z radością przyjdę do twego domu» [– odpowiada Jezus.]
«Podróżny przynosi
błogosławieństwo. Chodźmy. Muszę jeszcze wylać sześć konwi wody na
jarzyny, które
właśnie wzeszły.»
«Pomogę ci.»
«Nie, Ty jesteś
panem. Twój
sposób mówienia na to wskazuje...» [– sprzeciwia się niewiasta]
«Jestem
rzemieślnikiem, niewiasto,
on jest rybakiem. A ci są Judejczykami, bogaci, i mają pozycję. Ja –
nie.»
[Jezus] bierze
konew stojącą blisko
bardzo niskiego muru studni. Przymocowuje ją i opuszcza. Jan mu pomaga.
Inni także nie
chcą być bezczynni. Mówią do kobiety:
«Pokaż nam, gdzie
jest ogród.
Zaniesiemy tam konwie.»
«Niech was Bóg
błogosławi! Plecy
bolą mnie ze zmęczenia. Chodźcie...»
Podczas gdy Jezus
wyciąga konew,
pozostali schodzą ścieżką w dół... Wracają potem z dwoma pustymi
konwiami,
napełniają je i znowu odchodzą. Robią to nie trzy razy, lecz dobre
dziesięć. A
Judasz śmieje się mówiąc: «Zdziera sobie gardło od błogosławieństw.
Wylaliśmy
tyle wody na sałatę, że przez co najmniej dwa dni ziemia pozostanie
wilgotna i kobieta
nie będzie męczyć krzyży.»
Kiedy powraca po
raz ostatni, mówi:
«Nauczycielu,
sądzę, że jednak
źle trafiliśmy.»
«Dlaczego,
Judaszu?»
«Ona ma pretensje
do Mesjasza.
Powiedziałem jej: “Nie bluźnij. Czyż nie wiesz, że największą łaską dla
ludu
Bożego jest Mesjasz? Jahwe obiecał Go Jakubowi, a po nim wszystkim
Prorokom i
sprawiedliwym Izraela, ty zaś Go nienawidzisz?” Ona mi odpowiedziała:
“Nie Jego,
lecz tego, którego nazwali tak pijani pasterze i przeklęci jasnowidze
ze Wschodu.” A
ponieważ to jesteś Ty...»
«To nie ma
znaczenia. Wiem, że
jestem po to, by dla wielu stać się znakiem próby i sprzeciwu. Czy
powiedziałeś jej,
że to jestem Ja?»
«Nie. Nie jestem
głupi. Chciałem
ratować skórę Twoją i naszą...» [– mówi Judasz]
«Dobrze zrobiłeś.
Nie z powodu
skóry, ale dlatego, że pragnę się ujawniać wtedy, gdy uznam to za
odpowiednie.
Chodźmy.»
Judasz prowadzi Go
do ogrodu. Kobieta
wylewa trzy ostatnie konwie i prowadzi ich do wiejskiego zabudowania
pośrodku warzywnika.
«Wejdźcie – mówi.
– Mój mąż
jest już w domu.»
Wchodzą do niskiej
i zadymionej
kuchni.
«Pokój temu
domowi» – mówi
Jezus.
«Kimkolwiek
jesteś, bądź
błogosławiony – Ty i Twoi [towarzysze]. Wejdź» – odpowiada mężczyzna.
Przynosi najpierw
naczynie
napełnione wodą, aby wszyscy czterej odświeżyli się i umyli. Potem
wchodzą i
zasiadają za wielkim stołem.
«Dziękuję wam w
imieniu żony.
Powiedziała mi. Nigdy nie zbliżałem się do Galilejczyków. Mówiono mi,
że są
grubiańscy i kłótliwi, ale wy jesteście mili i dobrzy. Zmęczeni... a
tyle jeszcze
się napracowaliście! Przybywacie z daleka?»
«Z Jerozolimy. Oni
są Judejczykami.
Ja i on jesteśmy z Galilei. Jednak wierz Mi, człowieku, dobrzy i źli są
wszędzie.»
«To prawda.
Pierwszy raz spotykam
Galilejczyków i są dobrzy, dobrze trafiłem. Niewiasto, przynieś
jedzenie. Mam tylko
chleb, jarzyny, oliwki i ser. Jestem wieśniakiem.»
«Ja także nie
jestem panem. Jestem
cieślą.»
«Ty? Z Twoim
zachowaniem?» [–
dziwi się wieśniak]
Kobieta wtrąca
się: «Mówiłam ci,
że Gość jest z Betlejem, a Jego rodzina była prześladowana. Być może
byliby bogaci
i wykształceni, jak byliby nimi Jozue, syn Uriasza, Mateusz, syn
Izaaka, Lewi, syn
Abrahama... Biedni nieszczęśliwi!...»
«Nikt cię nie
pytał. Wybaczcie
jej. Wieczorem niewiasty mówią zawsze więcej niż wróble.»
«To były rodziny z
Betlejem?»
«Jak to? Nie
wiesz, kto to był, a
jesteś z Betlejem?»
«Uciekliśmy, gdy
byłem całkiem
mały...» [– mówi Jezus]
Kobieta
rzeczywiście jest gadatliwa,
bo odzywa się znowu:
«Wyjechał przed
masakrą.»
«Już rozumiem.
Inaczej nie byłoby
Go na świecie. Nigdy tu nie powróciłeś?»
«Nie» [– odpowiada
Jezus.]
«Co za
nieszczęście! Mało
znajdziesz tych, o których Sara powiedziała mi, że chcesz ich poznać i
im się
pokłonić. Wielu nie żyje, wielu uciekło, wielu... niestety,
rozproszonych! Nigdy nie
dowiedzieliśmy się, czy umarli na pustyni czy zmarnieli w więzieniu, za
karę, z powodu
swego buntu. Lecz czy to był bunt? Któż mógł pozostać nieczuły, widząc
zabijanie
tylu niewinnych? Nie, to nie jest sprawiedliwe, że Lewi i Eliasz
jeszcze żyją, podczas
gdy tylu niewinnych jest martwych!»
«Kim są ci dwaj i
co uczynili?»
[– pyta Jezus]
«A... słyszałeś
przynajmniej o
masakrze Heroda... Więcej niż tysiąc dzieci w mieście, drugi tysiąc w
wioskach... A
wszyscy to chłopcy, prawie wszyscy, bo w swej wściekłości, w nocy, w
zamieszaniu,
mordercy brali, wyrywali z kołysek, z matczynych posłań, z napadniętych
domów nawet
małe dziewczynki i przeszywali je w trakcie ssania jak gazele, wzięte
na cel przez
łucznika. Tak! A dlaczego to wszystko? Bo grupę pasterzy – którzy dla
zwalczenia
nocnego zimna bardzo się upili – ogarnęło pijackie majaczenie. Zaczęli
opowiadać,
że widzieli aniołów, słyszeli śpiewy, otrzymali przesłanie. Powiedzieli
nam w
Betlejem: “Przyjdźcie, oddajcie Mu pokłon. Mesjasz się narodził”.
Pomyśl, Mesjasz
w grocie!
Naprawdę muszę
powiedzieć, że
byliśmy wszyscy jak pijani, nawet ja jako młody chłopak, nawet moja
żona, która
miała wtedy kilka lat... bo wszyscy uwierzyliśmy i w biednej kobiecie z
Galilei
widzieliśmy Dziewicę, która porodziła dziecię... Tę, o której mówili
prorocy. A
przecież Ona była ze zwykłym Galilejczykiem. Z pewnością ze Swym mężem.
Skoro zaś
była małżonką, jakże więc mogła być ‘Dziewicą’? Krótko mówiąc,
uwierzyliśmy. Podarunki, hołdy, otwarte na ich przyjęcie domy... O! Co
najlepszego
zrobiliśmy! Biedna Anna! Ona straciła przez to swoje dobra i życie,
synów swej córki.
Pierworodna – jedyna, która ocalała, poślubiła bowiem kupca z
Jerozolimy –
straciła również dobra, bo dom spłonął, a cała posiadłość została
zrównana z
ziemią na rozkaz Heroda. Teraz jest to nieuprawny teren, po którym
przechodzą stada.»
«Wszystko to z
powodu pasterzy?»
[– pyta Jezus]
«Nie tylko, także
z powodu trzech
czarowników przybyłych z królestwa szatana. Być może byli wspólnikami
tamtych
trojga... A my, głupcy, oddaliśmy im tyle honorów! Biedny
przewodniczący synagogi!
Zabiliśmy go, bo przysięgał, że prorocy naznaczyli pieczęcią Prawdy
słowa pasterzy
i mędrców...»
«Wszystko z winy
pasterzy i
mędrców?» [– pyta dalej Jezus]
«Nie,
Galilejczyku, również z
naszej winy. Z powodu naszej łatwowierności. Tak długo oczekiwaliśmy
Mesjasza! Całe
wieki oczekiwania. Wiele zawodów... w ostatnim czasie – fałszywi
mesjasze. Jeden, jak
Ty, był Galilejczykiem, inny nazywał się Teodasz. Kłamcy! Mesjasze,
oni? To byli
jedynie awanturnicy szukający szczęścia! Powinno to było być dla nas
nauczką.
Przeciwnie...»
«Dlaczego więc
przeklinacie
wszystkich pasterzy i mędrców? Skoro uważacie, że również i wy byliście
głupcami,
powinniście przeklinać także siebie. Przykazanie miłości zakazuje
przeklinać.
Przekleństwo ściąga przekleństwo. Czy macie pewność, że wasz osąd jest
sprawiedliwy? Czy nie jest możliwe, że pasterze i mędrcy powiedzieli
prawdę objawioną
im przez Boga? Dlaczego sądzicie, że oni kłamali?»
«Ponieważ czas
zapowiedziany przez
proroctwa jeszcze się nie dopełnił. Od tamtego czasu zastanawialiśmy
się... odkąd
krew, która zaczerwieniła niecki i strumienie, otwarła oczy naszego
rozumu...» [–
mówi wieśniak]
«Czyż Najwyższy
nie mógł z
wielkiej miłości do Swego ludu przyśpieszyć przyjścia Zbawiciela? Na
czym mędrcy
opierali swe twierdzenie? Powiedziałeś, że przybyli ze Wschodu...»
«Na swoich
obliczeniach dotyczących
nowej gwiazdy.»
«Czyż nie jest
napisane:
“Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”? A czy Jakub
nie jest
wielkim Patriarchą i czyż nie zatrzymał się w tej ziemi betlejemskiej,
która była
dla niego tak droga jak źrenica oka, bo to tu umarła jego umiłowana
Rachela? Poza tym,
czyż nie wyszły z ust proroka słowa: “I wyrośnie różdżka z pnia
Jessego, wypuści
się odrośl z jego korzeni”? Tutaj urodził się Jesse, ojciec Dawida.
Pączkiem na
pniu odciętym od korzenia – z powodu zagarnięcia go przez tyranów –
czyż nie jest
‘Dziewica’? Porodzi Ona Syna nie zrodzonego z mężczyzny – gdyż wtedy
nie byłaby
już Dziewicą – lecz z woli Boga, dzięki czemu stanie się On
‘Emmanuelem’ jako
Syn Boga. Będzie Bogiem i Boga przyniesie ludowi Bożemu, jak na to
wskazuje jego Imię.
I czyż nie zostanie to ogłoszone – jak mówi proroctwo – mieszkańcom
ciemności,
czyli poganom, przez ‘wielką światłość’? A czyż gwiazda, którą ujrzeli
mędrcy, nie mogła być gwiazdą Jakuba, wielkim światłem dwóch proroctw:
Balaama i
Izajasza?
A czy sama masakra
dokonana przez
Heroda nie znajduje się w proroctwach? “Krzyk się wznosi... Rachel
opłakuje swoich
synów...” Powiedziano, że kości Rachel w jej grobie w Efrata będą
jęczeć i
płakać, gdy – dzięki Zbawicielowi – przyjdzie nagroda dla świętego
ludu. Te łzy
miały się wtedy zamienić w niebiański uśmiech tak jak tęcza z ostatnich
kropli wody
po burzy, mówi: “Oto dany wam jest czas spokoju”.»
«Jesteś bardzo
uczony. Czy jesteś
rabbim?»
«Tak, jestem.»
«Zauważyłem to. W
Twoich słowach
jest światło i prawda. Ale mimo wszystko... O! Jak wiele ran krwawi
jeszcze na tej ziemi
betlejemskiej z powodu Mesjasza, prawdziwego czy fałszywego... Nie
radziłbym Mu nigdy tu
wracać. Ta ziemia odrzuciłaby Go, jak odrzuca się potomka z nieprawego
łoża, z powodu
którego umarły prawowite dzieci. A nawet... jeśli to był On... umarł,
ugodzony, razem
z innymi.»
«Gdzie mieszka
teraz Lewi i
Eliasz?» [– pyta Jezus]
«Znasz ich?» –
mężczyzna jest
podejrzliwy.
«Nie znam ich. Nie
znam ich twarzy,
lecz są nieszczęśliwi, a Ja zawsze współczuję nieszczęśliwym. Chcę ich
odnaleźć.»
«Hmm! Będziesz
pierwszym od prawie
trzydziestu lat. Są wciąż pasterzami na służbie jerozolimskiego bogacza
z rodu
Heroda, który przywłaszczył sobie dobra wielu zabitych mieszkańców...
Zawsze są
tacy, którzy korzystają! Znajdziesz ich wraz z ich stadami wysoko,
kierując się ku
Hebronowi. Lecz dam Ci jedną radę. Uważaj, by ludzie z Betlejem nie
widzieli, że z
nimi rozmawiasz. Mógłbyś tego pożałować. Znosimy ich, bo... bo jest ten
z rodu
Heroda. Gdyby nie to...»
«O, nienawiść! Po
co
nienawidzić?» [– pyta Jezus]
«Ponieważ to jest
słuszne: oni
wyrządzili nam zło.»
«Sądzili, że robią
dobrze» [–
mówi Jezus.]
«Wyrządzili nam
jednak zło i za to
powinni otrzymać zło. Mieliśmy ich zabić, tak jak zabijano [nasze
dzieci] przez ich
głupotę. Lecz najpierw byliśmy osłupiali... a potem był ten z rodu
Heroda.»
«Więc gdyby nie
on, to po pierwszym
odruchowym buncie – zresztą zrozumiałym – zabilibyście ich?»
«Jeszcze dziś
byśmy ich zabili,
gdyby nie strach przed ich panem.»
«Człowieku, mówię
ci: wyzbądź
się nienawiści. Nie pragnij zła. Tu nie ma winy, a nawet gdyby była –
wybaczaj.
Wybacz w Imię Boże. Powiedz to innym mieszkańcom Betlejem. Kiedy
nienawiść opadnie z
waszych serc, Mesjasz przyjdzie i rozpoznacie Go, bo On żyje. Mówię to
wam: żył już
wtedy, gdy miała miejsce masakra. To nie z winy pasterzy lub mędrców,
lecz z winy
szatana dokonała się rzeź. Tu urodził się dla was Mesjasz. Przyszedł
przynieść
światło ziemi Swych ojców. On – Syn Matki Dziewicy, z rodu Dawida, w
ruinach domu
Dawida – otwarł dla świata rzekę wiecznych łask. Otwarł dla człowieka
drogę
życia...»
«Odejdź, wynoś
się! Precz stąd,
zwolenniku tego fałszywego Mesjasza! On musiał być fałszywy, bo
przyniósł
nieszczęście nam, mieszkańcom Betlejem. Ty go bronisz, więc...»
«Ucisz się,
człowieku, jestem
Judejczykiem i mam przyjaciół wysoko postawionych. Będziesz żałował tej
zniewagi»
– [woła] Judasz i rzuca się na wieśniaka, chwytając go za ubranie.
Potrząsa nim
gwałtownie, rozpalony gniewem.
«Nie, nie,
odejdźcie stąd! Nie
chcę mieć kłopotów ani z mieszkańcami Betlejem, ani z Rzymem, ani z
Herodem.
Odejdźcie, przeklęci, jeśli nie chcecie mieć po mnie pamiątki. Wynoście
się!...»
«Chodźmy, Judaszu.
Nie reaguj.
Pozostawmy go z jego niechęcią. Bóg nie wchodzi tam, gdzie jest
nienawiść.
Chodźmy.»
«Tak, chodźmy, ale
wy zapłacicie
mi za to» [– krzyczy Judasz.]
«Nie, nie,
Judaszu. Nie można
mówić w ten sposób. Oni są zaślepieni... Będzie ich bardzo wielu na
Mojej
drodze!...»
Wychodzą za
Szymonem i Janem,
którzy są już na zewnątrz i rozmawiają z kobietą w kącie stodoły.
«Panie, przebacz
mojemu mężowi.
Nie sądziłam, że źle zrobię... Masz, weź je. (Podaje im jajka.) Zjesz
je jutro rano.
Są świeże, dzisiejsze. Nie mam nic innego... Przepraszam... Gdzie
będziesz spał?»
«Nie myśl o tym.
Wiem, dokąd
iść. Zostań w pokoju ze względu na twoją dobroć. Żegnaj.»
Robią kilka metrów
w milczeniu,
potem Judasz wybucha:
«Dlaczego nie
spowodowałeś, by
oddał Ci cześć? Dlaczego nie doprowadziłeś do ukorzenia się tego
wstrętnego
bluźniercy? Na ziemię, powalony za to, że nie okazał należnych względów
Tobie,
Mesjaszowi... O! Ja bym to zrobił. Samarytan trzeba cudem zamieniać w
proch. Tylko to
nimi wstrząsa.»
«Och! Ileż jeszcze
razy będę
musiał wysłuchiwać tych słów! Czyż mam zamieniać w proch za każdy
grzech
popełniony przeciwko Mnie!... Nie... Judaszu. Przyszedłem po to, by
budować, a nie po
to, by niszczyć» [– mówi Jezus.]
«Dobrze, ale w
międzyczasie inni
Ciebie niszczą.»
Jezus nie
odpowiada. Szymon pyta:
«Dokąd teraz
idziemy,
Nauczycielu?»
«Chodźcie ze Mną.
Znam pewne
miejsce.»
«Przecież nigdy tu
nie byłeś, od
czasu kiedy uciekłeś, jakże więc możesz je znać?» – pyta Judasz, ciągle
rozgniewany.
«Znam je. Nie jest
piękne. Byłem
tam kiedyś. To nie jest w Betlejem. Nieco poza miastem... Chodźmy w tym
kierunku.»
Jezus [idzie] na
przedzie, następnie
Szymon, potem Judasz, a na końcu – Jan... W ciszy, którą przerywa
jedynie zgrzytanie
sandałów o żwir ścieżki, słychać łkanie.
«Kto płacze?» –
pyta Jezus
odwracając się. Judasz na to:
«To Jan. Boi się.»
«Nie, nie boję
się. Miałem już
rękę na wielkim nożu, który noszę u pasa... ale przypomniałem sobie
Twoje słowa:
“Nie zabijaj, przebacz”. Zawsze to mówisz...»
«Dlaczego więc
płaczesz?» –
pyta Judasz.
«Bo cierpię
widząc, że świat nie
chce Jezusa. Nie rozpoznaje Go i nie chce Go poznać. O, co to za
boleść! Jakby
przeszywano mi serce rozpalonymi cierniami. Jakbym widział deptanie
mojej matki i
opluwanie twarzy mego ojca... Więcej jeszcze... Jakbym widział konie
Rzymian jedzące ze
Świętej Arki i odpoczywające w Świętym Świętych.»
«Nie płacz, Mój
Janie. Powiesz to
teraz i powtórzysz niezliczoną ilość razy: “On był Światłością, która
przyszła zaświecić pośród ciemności, lecz ciemności Go nie pojęły.
Przyszedł na
świat, który przez Niego został stworzony, lecz świat Go nie poznał.
Przyszedł do
Swego miasta, lecz swoi Go nie przyjęli”. Och, nie płacz tak!» [– prosi
Jana Jezus]
«To nie zdarza się
w Galilei!» –
wzdycha Jan.
«W Judei też nie –
odpowiada
Judasz. – Jerozolima jest jej stolicą i przed trzema dniami pozdrawiano
Cię jako
Mesjasza, śpiewając: “Hosanna”. Tu jednak, w kraju prostych pasterzy,
wieśniaków,
ogrodników... Nie trzeba się na nich opierać. Galilejczycy też nie
wszyscy będą
dobrzy. Przecież ten fałszywy Mesjasz, skąd on był, czy z Judei?
Mówiono, że...»
«Dosyć, Judaszu.
Nie trzeba się
niepokoić. Ja jestem spokojny. Bądźcie tacy również i wy. Judaszu,
chodź tu. Muszę
z tobą porozmawiać.»
Judasz podchodzi.
[Jezus mówi mu:]
«Weź sakiewkę.
Zrobisz zakupy na
jutro.»
«A dziś gdzie
będziemy spali?»
Jezus uśmiecha się i milczy.

Zapadła noc.
Księżyc ogarnia
wszystko bielą. Słowiki śpiewają w drzewach oliwnych. Strumyk jest
wdzięczną
srebrną wstęgą. Od zżętych łąk dochodzi zapach siana: ciepłego,
świeżego.
Słychać jakieś wycie, jakieś beczenie. I gwiazdy, gwiazdy, gwiazdy...
Ornament z
gwiazd na zasłonie nieba, baldachim żywych klejnotów na wzgórzach
Betlejem...
«Tutaj!?...
Przecież to są ruiny!
Dokąd nas prowadzisz? To już nie jest miasto» [– mówi Judasz.]
«Wiem. Chodź za
Mną, wzdłuż
strumyka. Jeszcze kilka kroków i potem... ofiaruję ci mieszkanie Króla
Izraela.»
Judasz wzrusza
ramionami i milczy.
Jeszcze kilka kroków, potem wiele domów w ruinach – pozostałości
mieszkań...
Szczelina między dwoma pęknięciami wysokiego muru. Jezus mówi:
«Czy macie hubkę?
Zapalcie.»
Szymon zapala
latarnię, którą
wyciąga z torby i podaje ją Jezusowi.
[por. Łk 2,6n]
«Wejdźcie –
mówi Nauczyciel, podnosząc w górę światło. – Wejdźcie, to pokój
narodzin Króla
Izraela.»
«Mylisz się,
Nauczycielu! To
śmierdząca jaskinia. O! Ja z pewnością tu nie zostanę! Brzydzę się. Ona
jest
wilgotna, zimna, śmierdząca, pełna skorpionów, być może węży...»
«A jednak to tu,
przyjaciele,
dwudziestego piątego dnia tego miesiąca, urodził się z Dziewicy Jezus
Chrystus,
Emmanuel, Słowo Boga, które stało się Ciałem z miłości do człowieka –
Ten,
który do was mówi. Wtedy – tak jak dziś – świat był głuchy na głosy z
Nieba,
przemawiające do serc... Odrzucił Matkę... i tutaj... Nie, Judaszu, nie
odwracaj z
obrzydzeniem spojrzenia od fruwających sów, od zielonych jaszczurek, od
sieci
pajęczych. Nie podnoś ze wstrętem twego pięknego haftowanego ubrania,
aby nie
pobrudzić go o ziemię pokrytą wydzielinami zwierząt. Te sowy są
potomstwem tamtych,
które były pierwszymi zabawkami, za którymi podążały oczy Dziecka, dla
którego
aniołowie śpiewali “Gloria”. Zostało ono usłyszane przez pasterzy
upojonych nie
czym innym, jak tylko ekstatyczną radością – prawdziwą radością. Te
jaszczurki ze
swymi szmaragdami były pierwszymi kolorami, które uderzyły Moje oczy:
pierwszymi po
bieli odzienia i twarzy Matki. Te sieci pajęcze stały się baldachimem
Mojej
królewskiej kołyski. Ta ziemia... och, możesz jej dotknąć bez
pogardy... Jest
wprawdzie pokryta odchodami, lecz została uświęcona stopą Świętej,
Wielkiej
Świętej, Czystej, Niepokalanej – Matki Boga. Ona porodziła, bo miała
porodzić.
Porodziła, jak powiedział Jej nie człowiek, lecz Bóg i sprawił, że z
Niego
poczęła. Ona, Bez Skazy, dotknęła stopami tej ziemi, możesz więc i ty
na niej
stanąć. Niech Bóg sprawi, że przez pięty twych stóp wzniesie się ku
twemu sercu
czystość, jaka z Niej promieniowała...» [– mówi Jezus]
Szymon uklęknął.
Jan idzie prosto
do żłobu i płacze, opierając na nim głowę. Judasz jest przerażony...
Potem,
pokonany przez wzruszenie – nie zważając już na swe piękne szaty –
rzuca się na
ziemię, bierze rąbek szaty Jezusa, całuje ją i uderzając się w piersi
mówi:
«O, miej litość,
dobry
Nauczycielu, nad ślepotą Twego sługi! Opada ze mnie pycha... widzę
Ciebie takim, jakim
jesteś. Nie jako króla – jak myślałem – lecz jako Księcia Wiecznego,
Ojca
przyszłego wieku, Króla Pokoju. Litości, mój Panie i mój Boże! Litości!»
«Tak, masz całą
Moją litość.
Teraz będziemy spać tam, gdzie spało Dziecko i Dziewica; tam gdzie Jan
– w adoracji
– zajął miejsce Matki; tam, gdzie Szymon wygląda jak Mój przybrany
ojciec. Albo...
jeśli wolicie, opowiem wam o tej nocy...»
«O tak,
Nauczycielu, pozwól nam
poznać Twoje pojawienie się na tym świecie...» [ – mówi Judasz.]
«...aby stało się
ono lśniącą
perłą w naszych sercach i abyśmy mogli dać ją światu...» [ – dorzuca
Szymon.]
«...i abyśmy
czcili Twoją Matkę
nie tylko dlatego, że była Twoją Matką, lecz dlatego, że... O, dlatego
że jest
Dziewicą!»
Najpierw mówił
Judasz, następnie
Szymon, potem Jan, z obliczem, na którym łzy mieszają się z uśmiechami
– tam,
całkiem blisko żłobu!...
«Chodźcie tu na
siano.
Posłuchajcie...»
Jezus opowiada o
nocy Swego
narodzenia:
[por. Łk 2,1n]
«...Matka, która właśnie miała
porodzić, przybywa na rozkaz Cezara Augusta, na zawiadomienie
królewskiego
przedstawiciela Publiusza Sulpicjusza Kwiryniusza, kiedy zarządcą
Palestyny był
Sencjusz Saturninus. Zawiadomienie nakazywało spisanie wszystkich
mieszkańców
Cesarstwa. Józef, małżonek Matki, pochodził z rodu Dawida, Matka –
także.
Posłuszni więc temu rozporządzeniu opuścili Nazaret, by pójść do
Betlejem, kolebki
królewskiego rodu. Było zimno...»


Jezus ciągnie
opowiadanie
dalej i wszystko tak się kończy.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka