Fikcyjna kampania prezydencka w wykonaniu sztabu Jarosława Kaczyńskiego


niedziela, 26 września 2010
Paweł: Ta kampania to była fikcja
Wywiad, który przedstawiam poniżej, chodził mi i Pawłowi  naszemu człowiekowi w
sztabie  po głowach już od dłuższego czasu. I pewnie nigdy by nie został przeprowadzony,
spisany i dziś opublikowany, gdyby nie fakt, że od kilku dobrych tygodni publiczna przestrzeń
wypełnia informacja, że Jarosław Kaczyński, dzięki niezwykle udanej i skutecznej pracy
swojego sztabu, osiągnął znacznie lepszy wynik wyborczy, niż faktycznie na to zasłużył, a jeśli
dziś robi wrażenie osoby z tego niezadowolonej, to może to wyłącznie świadczyć o tym, że z
tej żałoby w jakiej się pogrążył, stracił rozum. To nieznośne kłamstwo jest na dodatek
starannie podsycane przez niektórych prominentnych członków jego sztabu, oczywiście nie
bezpośrednio, ale przez cały szereg niedopowiedzeń i aluzji, których główne przesłanie jest
właśnie takie: Nikt nie wie, co się z tym biednym Jarosławem dzieje.
O swoich powodach, w samym już wywiadzie, mówi sam Paweł. Jeśli idzie o mnie, na
mnie największe wrażenie zrobiła rzecz z pozoru błaha, ale wydaje mi się idealnie
symbolizująca cały ten okropny plan. W rozmowie w TVN24, Joanna Kluzik Rostowska
została spytana przez Monikę Olejnik, czy ona zgadza się, że posłowie Platformy
Obywatelskiej są chamscy wobec kobiet, tak jak to twierdzi Jarosław Kaczyński. Jeśli ktoś
myśli, że Kluzik odpowiedziała wymijająco, że ona akurat nie ma złych doświadczeń, ale
skoro Prezes tak mówi, to może coś tam widział  jest w głębokim błędzie. Ona
jednoznacznie i bez żadnej dyskusji powiedziała, że o jakimkolwiek chamstwie nie ma mowy.
W Sejmie wszyscy są razem, grzeczni dla siebie, uprzejmi, i wręcz zaprzyjaznieni. A więc 
Prezes zwyczajnie bredzi.
To co ona powiedziała już potem, w rozmowie z Mazurkiem dla Rzeczpospolitej,
wyłącznie cały ten plan  lub w najlepszych dla nich razie, bezmyślność  potwierdza. Bo
jeśli na pytanie, co się dzieje z Kaczyńskim, Kluzik uważa za konieczne odpowiedzieć, że ona
naprawdę nie ma pojęcia, to znaczy, ze zarówno ona, jak i całe to towarzystwo, które
prowadziło kampanię prezydencką na rzecz Jarosława Kaczyńskiego na nic lepszego od tego
wywiadu nie zasługuje. No i jeszcze wczoraj wywiad Prezesa dla Rzeczpospolitej, gdzie on
mówi co takiego: Dwa miliony głosów, a oni się zastanawiali przez całe dni, jak ma wyglądać
ulotka wyborcza. I o tym między innymi opowiada nam Paweł
Opowiedz może proszę najpierw, jak to się stało, że w ogóle zostałeś członkiem sztabu
wyborczego Jarosława Kaczyńskiego? Czy to że od początku wspierasz jego projekt i
przywództwo wystarczyło?
Dzięki znajomościom. Jak zresztą każdy. Chciałem pomóc, wiedziałem, że się przydam,
poszukałem kontaktów  no i mnie polecono.
Więc jak to wyglądało? Przychodzisz. Przedstawiają cię i co się dzieje?
Zostałem przedstawiony Pawłowi Poncyliuszowi. Powiedział, żebym chwilę poczekał, i
poszedł. Po dokładnie dwóch godzinach czekania i patrzenia, jak mnie mija na korytarzu, w
końcu znalazł dla mnie chwilę czasu. Wziął mnie do jakiegoś pokoju, rozłożył się na krześle i
zapytał co robię, czym się zajmuje, co umiem? Kiedy zacząłem opowiadać mu o sobie, do
pokoju weszła Joanna Kluzik-Rostkowska z posłem Kamińskim i powiedziała Poncyliuszowi
żeby sobie poszedł gdzie indziej, no więc wyszliśmy&
Chcesz powiedzieć, że weszła i zwyczajnie powiedziała, żebyście sobie poszli?
Właśnie tak. Po prostu  Idzcie gdzieś stąd czy coś w tym stylu i tyle. Resztę naszej i
tak krótkiej rozmowy dokończyliśmy w pustym pokoju, a więc na stojąco. Ustaliliśmy, że w
związku z brakiem planów i dopiero kształtującą się strategią kampanii, skontaktuję się z nim
telefonicznie w poniedziałek. I wówczas spróbuje mnie przydzielić do jakiegoś konkretnego
zadania. To był piątek, więc po 3 dniach zadzwoniłem do posła z pytaniem czy już mogę
wejść i działać. Odpowiedz udzielona telefonicznie przypominała tę z piątku, czyli
ustaliliśmy, żebym zadzwonił w środę rano. Zadzwoniłem. Poseł odebrał, ale poprosił o
telefon o dwunastej. Zadzwoniłem tym razem bez odpowiedzi. Pomyślałem, że widocznie jest
zajęty, więc wysłałem esemesa informując, że będę dzwonił po 14tej. Zadzwoniłem ale i tym
razem nie udało się. Ponieważ trochę żyję na tym świecie, rozumiem, że nie każdy może od
ręki odebrać telefon, i że na pewno ma masę ważniejszych spraw niż odbieranie telefonów,
choćby nawet wcześniej umówionych.
No i co? Czekałeś aż oddzwoni, czy jak?
Obawiając się, że jeśli będę czekał bezczynnie, to mogę się zwyczajnie nie doczekać,
zadzwoniłem do Elżbiety Jakubiak. Ponieważ Poncyliusz podczas piątkowej rozmowy,
głośno rozważał wariant umieszczenia mnie w grupie pani Jakubiak, zadzwoniłem do niej z
pytaniem, czy by mnie przyjęła. Zgodziła się i zaproponowała jakoś dwa dni pózniej
spotkanie w siedzibie sztabu na Nowogrodzkiej. Na spotkanie nie przyszła, coś jej wypadło,
ale poprosiła bym skontaktował się z szefem jej grupy, z człowiekiem którego nazwała swoją
prawą ręką a którego z litości, bo sporo będzie tu o nim złego, z imienia nie wymienię. No
cóż, ten pan, chłopak mniej więcej w moim wieku, a więc niewiele po trzydziestce, stał na
czele czteroosobowej grupy, zajmującej mały pokoik z widokiem na dach sąsiedniego
budynku. Przedstawiłem mu się, powiedziałem po co i na czyje polecenie przyszedłem, po
czym we dwóch udaliśmy się do sąsiedniego pustego pokoju pogadać. Na pytanie od kogo
jestem, odpowiedziałem zgodnie z prawdą, a na moje pytanie co mam robić, dostałem znaną
mi już śpiewkę że nie wiadomo, że jest mały bałagan i że na razie sobie po prostu jesteśmy.
Po tym krótkim badaniu, wróciliśmy do pokoju i tak zaczęła się moja praca w sztabie.
Praca, czyli co?
W skład grupy wchodziło od tej pory 6 osób  owa prawa ręką Jakubiak& a, niech
będzie  Michał, 3 studentów (dwóch z Krakowa, jeden z UW), jedna dziewczyna o imieniu
Marysia, no i ja. Potem pojawiło się jeszcze paru studentów. Przychodziłem tam na parę
godzin dziennie i te godziny, tego pierwszego dnia przesiedziałem. Po prostu. Nie było
absolutnie nic do roboty.
Ale oni coś tam robili, czy nie?
No, nie bardzo. Albo siedzieli przy laptopach i coś tam dłubali, albo się kręcili bez
sensu w kółko. Wiesz jak to jest, byli ludzie, ale nie było decyzji. Nie było pomysłu co z tym
wszystkim dalej.
No a Poncyliusz, albo Kluzik przychodzili tam, żeby się dowiedzieć co się dzieje?
Skąd! Oni byli na wyższym poziomie że tak powiem wtajemniczenia. Przychodzili na
posiedzenia szefów sztabu a potem gdzieś lecieli. Pamiętam nawet jak ci dwaj z Krakowa
narzekali, że z tą  warszawką nic się nie da robić, i takie tam, i że oni tu przyjechali na
własny koszt i szlag ich trafia że nie mogą konkretnie działać& Posiedziałem więc znów te
parę godzin, pogadałem trochę o polityce, ale też nie za wiele, bo jakoś się nie kleiło, i
poszedłem sobie z nadzieją że jutro będzie lepiej. No i faktycznie było lepiej, bo pojechałem z
Michałem do Hotelu Europejskiego zobaczyć salę w której miał być robiony call center i tym
podobne pomysły sztabu&
A co ci się nie podoba z tym call center? Przecież wszyscy byli zachwyceni.
Byli zachwyceni, bo to niby taka nowoczesna koncepcja. Że niby wielki świat, Europa.
A przecież to była czysta fikcja. Jak myślisz, ile osob dziennie tam dzwoniło? I po co?
Wielkie mi call center! Przecież to w ogóle nie miało przełożenia na wynik wyborów. Szkoda
nawet gadać.
No dobra. Pojechaliście do tego call center.
Pojechaliśmy, zobaczyliśmy i wróciliśmy. Kolejnego dnia wreszcie się coś znalazło.
Miałem obdzwonić listę warszawskiego honorowego komitetu poparcia dla Jarosława
Kaczyńskiego, i zaprosić osoby które się na niej znajdowały na wiec inaugurujący kampanię
prezesa PiS  miał się odbyć na Placu Teatralnym. Miałem dzwonić do ludzi, nie wiedząc
nawet, gdzie te autorytety na owym placu mają się spotkać. Więc najpierw dzwoniłem do
nich, pytałem czy przyjdą, a na pytanie gdzie mają się stawić, odpowiadałem że nie wiem, ale
że ktoś zadzwoni jeszcze dziś, albo jutro rano, czyli w dniu wiecu. Na tej liście było około stu
osób. Ja obdzwoniłem połowę, potem miał ktoś poinformować resztę, a wieczorem jeszcze
raz te sto telefonów wykonać żeby poinformować tych ludzi o miejscu spotkania. Paranoja.
Nikt z tych ludzi w grupie Jakubiak nie umiał mi powiedzieć, gdzie będzie to spotkanie, nie
wiedział kogo o to zapytać, nie wiedziała też posłanka Jakubiak. No i dzwoniliśmy do całej
masy poważnych ludzi  profesorów, doktorów, aktorów, piosenkarzy, twórców  kompletnie
bez sensu. W końcu ktoś podjął decyzję, i te telefony rozpoczęły się od nowa - do tych
samych osób, tym razem by podać miejsce spotkania członków komitetu  boczne wejście do
Teatru, od ulicy Wierzbowej.
No ale ja pamiętam, że ten pierwszy wiec, ze względu na powódz, miał się
wyłącznie sprowadzać do koncertu-zbiórki właśnie na powodzian?
No tak. Tyle że najpierw miał być Kaczyński z krótkim wystąpieniem na tle tego
komitetu złożonego ze znanych ludzi, a pózniej ten koncert. No i chodziło o to, żeby zebrać z
jednej strony tych artystów, a z drugiej profesorów i innych. Wszystko po to by pokazać, że
Prezesa wbrew temu co mówią media, popierają ludzie z różnych środowisk, także ci że tak
brzydko powiem  z górnych szczebli drabiny społecznej .
Dobra. Więc dzwonisz.
W trakcie owego obdzwaniania członków tego komitetu, okazało się że nagle część
artystów zrezygnowała z udziału w wiecu. Okazało się, że ktoś, prawdopodobnie ze sztabu,
ich wszystkich zniechęcił.
Skąd wiesz, że ze sztabu? I że w ogóle zniechęcił.
Jakubiak powiedziała, że to ktoś od nas. Padło nawet nazwisko, ale poprzedzone
wyrazem  chyba więc go tu nie powtórzę. I zaraz potem zaczęła dzwonić do kolejnych,
znanych sobie piosenkarzy i kompozytorów z prośbą, czy oni by nie mogli ściągnąć na ten
wiec innych piosenkarzy, w miejsce tych którzy się wycofali.
A więc jest wiec&
To była chyba sobota. I wtedy okazało się, że ktoś wymyślił, że honorowy komitet,
zamiast stać na scenie tuż za Jarosławem Kaczyńskim, zostanie stłoczony tuż przed sceną, za
barierkami, w miejscu gdzie zazwyczaj stawia się młodzieżówkę. Przyszedłem na plac gdy
była już masa ludzi, więc o tym nie wiedziałem ale powiedziano mi o tym na drugi dzień w
sztabie. No więc oni wszyscy  jak mówię, profesorowie, artyści i inni  stali za barierkami,
do których przyciskał ich zebrany na placu tłum. I pamiętam, jak właśnie wtedy sobie
pomyślałem, że gdybym to ja był w takim komitecie, i gdyby mnie w taki sposób
potraktowano, na kolejny już bym zwyczajnie nie przyszedł.
Słyszałem, że tam nic nie było w ogóle słychać.
Zero. Nagłośnienie było tak fatalne, że to co mówił kandydat słyszeli tylko ci co stali 10
metrów przez sceną. Reszta osób które stały albo dalej, albo gdzieś po bokach, kryjąc się
przed upałem, nie słyszała dokładnie nic. Sprawdziłem to osobiście przemieszczając się w
tym celu po placu. Oto jak wyglądała organizacja inaugurującego spotkania Jarosława
Kaczyńskiego z wyborcami, zorganizowana przez ludzi pracujących dla niego w sztabie. Nie
wiem kto to zrobił, ale wiem, że ten ktoś to zwyczajnie spaprał. I nie jestem pewien, czy chcę
nawet wiedzieć, jak wyglądały inne wiece.
Z tego co opowiadasz o sytuacji wewnątrz sztabu, wynika, że inaczej być nie
mogło.
Ogólne wrażenie miałem takie, że nikt tu nie ma żadnego planu. Ciągle widziałem jakiś
ludzi i posłów, którzy łazili po korytarzu i zaglądali do pokoi  jakby wszyscy wszystkich
szukali. Drugie spostrzeżenie to takie, że tam w ogóle nie było osoby która wyróżniałaby się
zdecydowanym działaniem. Brakowało dyrygenta. Stale miałem wrażenie, że oni wszyscy się
tak o siebie ocierają, uważając tylko, żeby nie nadepnąć komuś na nogę - w końcu nikt do
końca nie wiedział kto był pod kogo podwieszony. Poza tym, miałem wrażenie, że każdy
chciał być na tyle  mocno zaangażowany, by w razie sukcesu móc powiedzieć że to w części
dzięki niemu, ale jednocześnie na tyle  powierzchownie , by w razie porażki nikt nie mógł
zwalić na nich choćby części odpowiedzialności. To oczywiście było zródłem owej
bezdecyzyjności, która każde zadanie czyniła nielogicznym, częściowym, i ogólnie trudnym
do wykonania, jeśli już w ogóle jakieś się pojawiło.
Dobra. Lećmy dalej.
Jakoś tak zaraz po tym wiecu, prace grupy do której należałem, zaczęto stopniowo
przenosić do Hotelu Europejskiego. Wynajętą tam na miesiąc salę podzielono na sektory,
które miały pełnić funkcje kawiarenki, biura, sali debat, no i tego call center. Salę tę wynajęto
za kwotę której nie wymienię, ale z nóg zwalała nie tyle kwota wynajmu, bo akurat w
Warszawie to standard, ale sposób w jaki ją wynajęto - o dwa tygodnie za wcześnie. I przez te
dwa tygodnie stała pusta, odwiedzana od czasu do czasu przez różnych ludzi pracujących w
sztabie, lub dla sztabu, którzy mieli z niej zrobić wyżej wspomniane centrum... Po prostu stała
pusta, bo ktoś tam nie umiał podjąć decyzji co, jak i kiedy. Ogólnie ciężka sprawa. Nawet
harmonogram przebudowy tej sali wskazywał na to, że osoba która się tym zajmowała, a była
nią owa prawa ręka pani Jakubiak, nie miała ani wyczucia, ani pojęcia o planowaniu. Ekipa
odpowiedzialna za wystrój, montaż przepierzeń pomiędzy poszczególnymi wspomnianymi
częściami została poproszona o wykonanie tej pracy w czwartek, a już na drugi dzień kazano
jej to rozbierać, bo w sobotę w tej sali miało odbywać się jakieś wesele. Po weselu, znów
wezwano tą ekipę, która ponownie wszystko zmontowała. Gdy zapytałem osobę z mojej
grupy, czy nie można było odłożyć pierwszego montażu na poniedziałek po weselu, tak by
nie robić tego dwa razy, dostałem odpowiedz że nie ma problemu bo najgorzej montuje się
pierwszy raz, potem już idzie szybciej. Dobre!
Salę w końcu wykończono. Powstał kącik dla dzieci. Żadnych dzieci wprawdzie tam nie
widziałem, za to bardzo spodobało się to dziennikarce z TVN, która będąc w stanie
błogosławionym widocznie dostrzegła w tym jakiś urok. Była kawiarenka z mapą II RP i
stylowymi krzesłami, miejsce dla dziennikarzy, sala gdzie odbywać się miały debaty, no i sala
obok, w której miano wyświetlać to co będzie się działo w sali debat, gdyby w pierwszej
zabrakło miejsca.
No ale, jak patrzymy na to wszystko z dzisiejszej perspektywy, to jednak wszystko
jakoś działało, i to nawet nienajgorzej. Sam tam byłem, i pomijając opisywane już
przeze mnie zamieszanie z tą naszą debatą, nie wyglądało to najgorzej.
Tak. Jakoś. Wszystko działało jakoś. Będąc jeszcze na Nowogrodzkiej, zwróciłem
uwagę, że na stronie jarosławkaczynski.info czyli oficjalnej stronie kandydata, godło Polski
nie jest biało czerwone, a biało-niebieskie&
O tak! To też nasz Antek zauważył. Strasznie się wściekał, że to jest kompletna
porażka&
Osoby w mojej grupie odpowiedziały mi, że oni już to zgłaszali, ale nikt nie reaguje.
Nie wiem komu i gdzie zgłaszali. Ja to zgłosiłem poseł Jakubiak, która podenerwowana
odpowiedziała mi, żeby jej nie zawracać głowy... była tuż przed jakimś telewizyjnym
występem. Pewnie jakimś ważnym. Ale zdziwiło mnie, że mniej ważnym okazała się
ewentualna kompromitacja kandydata na którego rzecz pracuje. Że nie ma nagle znaczenia,
jak kampania Jarosława Kaczyńskiego zostanie przez ten błąd odebrana przez internautów,
albo jak on sam zostanie wyszydzony przez media.
Media na to chyba nawet nie zwróciły uwagi&
Nie wiem. Może ich to zwyczajnie nie obchodziło. Wtedy jednak zrozumiałem, skąd się
brały te wszystkie potknięcia Lecha Kaczyńskiego. Nie jego potknięcia, ale ludzi, którzy
organizowali jego prace. To przyznanie orderu Jaruzelskiemu, wieszanie flagi do góry nogami
itd. Kiedy sobie pomyślałem, że on w swej nieświadomości mógł się otaczać właśnie takimi
ludzmi, po raz pierwszy zrobiło mi się smutno. Bo przyszło mi nagle do głowy, że tak
naprawdę mógł być w tym pałacu zupełnie sam.
Przesadzasz.
Nie wiem. Może. Ale tak sobie wtedy pomyślałem.
Naszym głównym zadaniem zapoczątkowanym już na Nowogrodzkiej a potem w hotelu
było tworzenie harmonogramu debat. No i rzecz jasna wymyślanie tych debat i dobieranie do
nich prelegentów. No więc wymyślała nasza grupa temat, np. sprawy zagraniczne, i jako
prelegenta dobierała posła Kowala. Albo debatę na temat wojska, i wpisywała w rubryce
obok, że poprowadzi to ktoś tam równie znany. Tym mniej więcej zajmowała się 6 osobowa
grupa, poza od czasu do czasu przenoszeniem krzeseł z miejsca na miejsce pod dyktando
prawej ręki Jakubiak, który najwyrazniej czuł się dzięki takim pustym zadaniom spełniony.
To naprawdę było wyjątkowe. Tam nie działo się w tych dniach nic, a on ciągle chodził to tu
to tam, gdzieś jezdził, wracał, wydawał nic nieznaczące polecenia... Na moją prośbę, by mi
powierzył adaptację kawiarni Batida&
Co to jest Batida?
No, tam obok jest taka kawiarnia i był plan, żeby ją wykorzystać na rzecz kampanii. No
więc, kiedy mu powiedziałem, że Jakubiak zgodziła się bym się tym zajął, on się normalnie
obraził&
O co?
No nie wiem. Że coś załatwiam z Jakubiak za jego plecami, chyba. No i odpowiedział,
że nie dam sobie rady, bo to duża operacja logistyczna. Wiesz, że ja jestem inżynierem na
budowie. Ogarnięcie budowy, zorganizowanie pracy robotników, podwykonawców,
dostawców materiałów tak by zmieścić się w wyznaczonym czasie, można nazwać operacją
logistyczną. Umówienie się z projektantem wnętrz, który zaprojektuje wystrój kawiarni i go
wykona nie mogło być czymś dużym, a już na pewno żadną tam logistyką. Najwyrazniej dla
prawej ręki posłanki Jakubiak to było coś. Wspominam o tym z dwóch powodów. Od tej
chwili wzrastała we mnie niechęć do pracy w sztabie, do tego ciągłego udawania, robienia
sztucznego tłumu, i wszystkiego tego co nie miało nic wspólnego z pracami sztabu jako
takimi. Cholera, cała para szła w gwizdek. Drugi powód dla którego ci o tym mówię, to ten,
by pokazać jacy ludzie pracowali na rzecz Jarosława Kaczyńskiego także na poziomie
niższym. Nie tym poselskim, ale tu gdzie przekazywane były gdzieś tam wyżej wypracowane,
jeśli już, zadania. I że to wszystko w związku z tym nie mogło się udać. No i jeszcze taka
wstawka.... ta Batida. W końcu z niej nic nie wyszło. Stała pusta, bo kawiarnia przeniosła się
do budynku obok. I każdy kto przechodził obok mógł zobaczyć mizernotę tego co powstało...
na zewnątrz nad witryną wisiały dwa małe głośniczki, osłonięte przed deszczem folią, przez
które w kółko leciały przemówienia Kaczyńskiego. Leciały, ale nikt nic nie rozumiał, nie
mógł zrozumieć, bo hałas przy Krakowskim, przejeżdżające autobusy, gwar uliczny
skutecznie te głośniki zagłuszał. A to były takie najgorsze, beznadziejne pudła. Nawet gdyby
tam była cisza, też pewnie słychać by było wyłącznie jakieś bełkotanie.
Potwierdzam. Byłem, słyszałem.
No i jeszcze ten smutny plakat z Jarosławem, w szybie pustego lokalu. Wtedy
zrozumiałem że przegramy. Bo wiesz, nawet te debaty były tworzone ot tak dla tworzenia. A
potem i tak najczęściej okazywało się, że z jakiś tam powodów debata musi się odbyć w
innym terminie, albo godzinę wcześniej, albo dwie pózniej. Ja dwukrotnie przyszedłem na
koniec, nie wiedząc nawet, że debata została przeniesiona. Wiedzieli tylko ci, co zmiany
wprowadzali, media które były o tym informowane, i nikt więcej. Siłą więc rzeczy najczęściej
była na nich garstka osób.
Co się dziwisz? Miała się zacząć o 15.30, zaczęła się o 16, ale i tak cud, że do niej
doszło.
Szkoda że nie podchodzono do tych debat jako elementu konsolidującego wyborców,
albo ich edukującego. Wystarczyło, że były media. Sala mogła być pusta, byle w pierwszych
rzędach ktoś siedział, byle w kadrze wszystko dobrze wyglądało.
O ile wiem, ich nawet i tak za bardzo w telewizji nie pokazywali.
No bo to wszystko nudne i bezsensowne było... na tyle, że w tym czasie nosiłem się z
zamiarem zrezygnowania z pracy w sztabie. Nie mam w sobie tyle fałszu, by stale chodzić
wśród takich ludzi i udawać, że wszystko gra. I nie ma we mnie zgody na to by uprawiać taką
fikcję, i to z takim zaangażowaniem, że gdyby którąkolwiek z tych osób zapytać w tych
dniach dlaczego nic nie robimy, pewnie by się obraziła. Ja tak nie umiem. Strasznie mnie
wtedy nosiło, i coś się we mnie gotowało. Bo to nie były zwykłe wybory. Najpierw wygrana
PO w wyborach parlamentarnych, a potem ta sprawa ze Smoleńskiem,... to były wybory
wyjątkowe. To była walka o przyczółek w postaci Pałacu Prezydenckiego, reduty która mogła
pomóc w odtworzeniu silnie zranionej prawicy, ale już na bazie młodszego pokolenia. A tu,
dosłownie, takie byle co. Dlatego po raz kolejny zwróciłem się do pani Jakubiak z prośbą o
przydzielenie mi konkretnego zadania. Zaproponowałem jej że zrobię własną debatę, i będzie
to pierwsza debata blogerów w Polsce.
To ta nasza
Tak. Pomysł wydawał mi się ciekawy. Jest tak, że każdy kto wpisze w google hasło
 debata blogerów , na pierwszym miejscu wśród wyników otrzyma link do debaty
Komorowskiego z blogerami, ale to była debata video, poprzez Internet. Moja debata miała
być debatą blogerów z blogerami, na żywo. Po raz pierwszy w Polsce. I to wydarzenie miało
kojarzyć się i być już na zawsze przypisane Jarosławowi Kaczyńskiemu, któremu zarzuca się
wstecznictwo i niezrozumienie tego co nowoczesne. Jakubiak powiedziała, żebym to robił. To
było w biegu. Ona od jakiegoś czasu nie odbierała ode mnie telefonów, więc gdy spotkałem ją
w sztabie po prostu poleciałem za nią, przedstawiałem swój pomysł, a ona wsiadając do auta
powiedziała żeby robić. Tak całkiem bez zgłębiania się w to co mówię, miałem wrażenie że
na odczepnego. Ale to wtedy nie było ważne. Ważne było to, że powiedziała tak, i że miałem
się z tym zgłosić do tego jej Michała. Zgłosiłem się. Wyznaczył mi czwartek tuż przed
wyborczym weekendem I-szej tury. I o godzinie 15.30. Zapytałem jednego z tych studentów z
Krakowa, czy chciałby mi pomóc i się tym zająć. Powiedział, że okay, i od razu przedstawił
mi listę swoich blogerów. W momencie gdy mu powiedziałem, że mam swoje plany, napisał
mi że nie jest zainteresowany, że swoją rolę widział tylko w zaproponowaniu tych blogerów.
Ale skoro wybrałem innych, to jego to przestaje interesować. Poprosiłem go więc
przynajmniej o umieszczenie informacji o tej debacie na stronie www. Powiedział, że to nie z
nim trzeba gadać, ale z Marysią. Miał mi w związku z tym przesłać jej numer, ale na tym się
zakończyło. Zresztą wiedział o niej Michał, i też nic. Informacji o debacie, o tak pionierskiej
debacie, nie umieszczono na stronie www.jaroslawkaczynski.info. I wtedy zrozumiałem, że
oni tej debaty nie chcą.
Wiedziałem, że tam się coś niedobrego dzieje. Ale rozmawiałem z Kluzik i ona
obiecała, że będzie miała na wszystko oko.
Ona nie mogła mieć na nic  oka , bo była wciąż umordowana swoją pracą, i tyle tylko,
że w tamten czwartek pokazała się w sztabie i oni pewnie uznali, że skoro ona się z nami zna,
to lepiej nie robić kłopotów. Zresztą sam widziałeś. Ona była zmęczona i przygnębiona.
Rozmawiała z nami, patrząc od niechcenia w komórkę. Nie bardzo obchodziło mnie co mówi,
miałem co innego na głowie, ale zapamiętałem coś co zrobiło na mnie duże wrażenie. Ona
powiedziała ci na koniec tej rozmowy, że ma już dość, że jest zmęczona, i że już nie może się
doczekać, aż znów wróci do domu o normalnej porze i zrobi dzieciom kolację... zresztą wciąż
teraz o tym gada w telewizji. Zapamiętałem to, bo gdyby padło to z ust  zwykłej kobiety, to
byłaby to bardzo piękna, i zdrowa reakcja. Ale powiedziała to szefowa sztabu! Demonstrując
tak całkowicie psychiczne i motywacyjne rozbicie i to w połowie drogi, bo wciąż jeszcze
przed drugą turą, utwierdziła mnie w przekonaniu, że to nie może się udać. No i jeszcze ten
Poncyliusz. Pamiętasz, jak on do nas podszedł i bez zwykłego  dzień dobry czy
 przepraszam zapytał ją o coś, i bez słowa poszedł. Ty mu nawet powiedziałeś  dzień
dobry i wysunąłeś dłoń, a on nic. Polityk, cholera. Przecież jego pierwszym, i najprostszym
obowiązkiem jest się uśmiechać do nieznanych sobie ludzi i ściskać im te dłonie. Tak po
prostu. Zresztą nie ważne...
Był zajęty. Miał sprawy.
Jasne, że miał sprawy. Tyle że my to rozumiemy, ale ludzie, których on spotyka na co
dzień mogą mieć to w nosie. A skąd wiesz, czy to nie jest jego stały styl? I skąd wiesz, co
sobie o tego typu stylu myślą ci, którzy są mniej wyrozumiali?
Niech ci będzie.
Wyście się rozglądali ciekawie po sali, podczas gdy ja siedziałem wkurzony i napięty.
Pierwszy rzut oka na salę debat uświadomił mi zaraz po wejściu, że ludzie od Jakubiak
zbojkotowali nie tylko umieszczenie debaty na stronie www, ale i sama debatę. Sala nie była
w ogóle przygotowana&
To już kiedyś opowiadałem.
No to ja jeszcze dodam parę obrazków. Nie było foteli dla prowadzących, nie było
nagłośnienia. Zdjąłem z podium mównicę, postawiłem na niej fotele, poprosiłem chłopaków
od nagłośnienia o podłączenie i rozdanie mikrofonów. Wszystko na szybko. Gdy skończyłem
była prawie 16, czyli po czasie. Trzeba było zaczynać. Tuż przed rozpoczynającą debatę
mową prowadzącego, podszedł do mnie jakiś wyraznie zdenerwowany pan z pytaniem co tu
się dzieje. Zdezorientowany twierdził, że pytał kogoś ze sztabu (to był człowiek z grupy w
której pracowałem), co to za debata teraz będzie, i otrzymał odpowiedz że to nic takiego.
Żeby przyszedł o 17.
Obrazili się i tyle.
Niech się obrażają, ale tu chodziło nie o nich. Ja myślę, że im tak naprawdę w ogóle nie
zależało na wyniku tych wyborów. Że on był gdzieś tam daleko na horyzoncie myśli, a
tymczasem ważniejsze na co dzień było to całe łażenie i lansowanie się. Ale Piotr Pałka - ten
który debatę prowadził  chłopak też jakoś w moim wieku był rewelacyjny. Naturalny,
niezepsuty, młody dziennikarz.... no i blogerzy, każdy na swój sposób ciekawy i oryginalny.
Na debatę przyszło około 20 osób&
Było więcej.
Niech będzie, że więcej. Ale i tak, zważywszy na brak informacji na stronie www, na
wczesną godzinę (w Warszawie pracuje się zwyczajowo do 17tej) było świetnie. Po części w
której pytania zadawał Prowadzący...
Dobra. O tym ja już pisałem na blogu. Opowiadaj dalej.
To był mój ostatni raz w sztabie. Więcej tam nie byłem.
Powiedz mi tylko, czemu ci tak zależało, żeby w ogóle dziś zacząć o tym mówić?
Rozmawialiśmy przecież wiele razy wcześniej, i zawsze zgadzaliśmy się, że nie ma co w
tej kampanii więcej grzebać.
Gdy zrezygnowałem z pracy w sztabie, obiecałem sobie że to co tam widziałem nie
ujrzy światła dziennego. Wstyd, więc nie ma o czym opowiadać. I tak było do chwili gdy
Marek Migalski swym otwartym listem rozpoczął jeden z najcięższych ataków medialnych na
osobę Jarosława Kaczyńskiego jakie pamiętam. Na człowieka bez którego PiS nie przetrwa
roku. Atak o tyle wyjątkowy, że już właściwie nie na to co on mówi, ale jak mówi i że w
ogóle mówi. Atak w którym chodzi o pokazanie, że to jest człowiek szalony, opętany
nienawiścią, wynikającą z głębokiej depresji po stracie brata. I gdyby zasadę  o rodzinie tylko
w rodzinie złamał sam Migalski, mimo wszystko, poseł niższej rangi, zdania bym nie
zmienił. Ale nie mogłem zachować się inaczej, gdy pożywki dla mediów swymi
komentarzami dostarczyła i Elżbieta Jakubiak, która przedłużyła atak na Prezesa tekstami o
konieczności debaty wewnętrznej - ciekawe, że prowadzonej na zewnątrz. Na pomoc, niestety
nie Prezesowi, a zawieszonej za nielojalność koleżance, przybyła posłanka Kluzik,
podważając u Olejnik, stanowisko Prezesa w sprawach tak fundamentalnych jak współpraca
rosyjsko-niemiecka. Ich nielojalność każe mi dziś mówić. Po to by pokazać, kim są ludzie,
którzy dali przyzwolenie mediom by uderzyć w ich szefa. Chciałem pokazać, że ci co dziś
błyszczą w mediach, mając się za pokrzywdzonych, są autorami porażki Jarosława
Kaczynskiego, który przez takich ludzi mógł wygrać tylko dzięki bożej pomocy i wbrew
swemu sztabowi.
No ale przecież Jarosław Kaczyński osiągnął wspaniały wynik. Porównaj to z
prognozami z czasów jeszcze sprzed paru miesięcy. Porównaj to z notowaniami samego
PiS-u.
Posłuchaj. On miał wygrać. Popatrz na Komorowskiego i przypomnij sobie, co sam
mówiłeś jeszcze wiosną. Że taką miernotę pokona każdy. A z tą całą siłą, jaką nam dało to, co
powszechnie nazywamy Solidarnymi 2010, on miał być rozniesiony w pierwszej turze.
Przypomnij to sobie. I popatrz dziś, jak oni z tą ohydna satysfakcją pokazują te migawki z
czasu kampanii, te z gibającym się Migalskim, z tym idiotycznym kwiatkiem w zębach. Ty
myślisz, że komu się to spodobało? Ilu ludzi uznało, że to jest to czego oni chcą. Jakieś,
przepraszam dziwadło w kolorowych szmatkach żrące kwiatki!
No ale ty nie narzekałeś na Migalskiego, ale na tych studentów w sztabie w Hotelu.
No ale to wszystko to był sztab. I ci studenci i Jakubiak i Migalski. To właśnie ten sztab
organizował kampanię. To sztab wymyślał strategię. Przecież nie możemy wymagać od
Kaczyńskiego, żeby on sobie to wszystko sam ułożył. Wybory prezydenckie to wielkie
przedsięwzięcie, którego prowadzenie kandydaci na całym świecie zlecają osobom zaufanym,
i które to w razie wygranej kontynuują swoją pracę na wysokich stanowiskach u boku
zwycięzcy. To wszystko działa jak naczynia połączone. Nawet nie chce mi się tego
tłumaczyć.
No ale chyba widział co się dzieje?
Wcale nie musiał widzieć. Każdy ma swoje zadanie. A jeśli idzie o Kaczyńskiego, to
nie zapominajmy, że to że on w ogóle wystartował w tych wyborach, to był gest wręcz
nieludzki. Wygranie tych wyborów to był ich obowiązek. A jeśli chcesz mówić o jego winie,
to ona mogłaby się ewentualnie sprowadzać tylko do tego, że akurat im kazał poprowadzić tę
kampanię. Mówię ci to wszystko, żeby każdy kto to przeczyta, wiedział jak słuszną decyzję
podjął Kaczyński zawieszając Jakubiak i wyrzucając Migalskiego... ale też właśnie jak bardzo
się z tą decyzją spóznił. Mówię ci to, by pokazać że ponad interes partii, i lojalność wobec
lidera, oni wybrali swój interes, swoje ambicje i wzajemną lojalność względem siebie. I że to
kryterium koleżeństwa w przypadku posłanki Kluzik, już teraz doprowadziło do kuriozalnej
sytuacji, że zamiast lojalności względem prezesa własnej partii, wybrała lojalność względem
wiceprezesa partii opozycyjnej, Grzegorza Schetyny! Mówię ci to żeby pokazać, że w
kontaktach z PO podczas prac sztabowych, osoby te najwyrazniej przejęły sposób myślenia i
zachowania tych pierwszych. Poprosiłem cię też wreszcie o tę rozmowę, by ten kto to czyta,
zrozumiał, że względem PiS-u media stosują zasadę kija i marchewki. Bo gdy podczas
kampanii PiS szedł w złą stronę, mówiono o świetnych wynikach Kaczyńskiego... aż w końcu
przegrał wybory. Teraz gdy Kaczyński wrócił na dobrą drogę, i stara się wszystko poukładać i
odbudować dawną pozycję, gdy PiS zwiera szeregi, próbuje się go z tej drogi odwieść,
insynuując załamanie nerwowe depresje, niepoczytalność  tłumacząc tym wszystkim
aktualnie słabe wyniki w sondażach. I oni wiedzą co robią. Bo gdy w PiS pierwsze skrzypce
grał Kurski, Ziobro, czy Macierewicz, partia ta miała i Rząd i Sejm i Prezydenta. Ale wtedy
ktoś wymyślił, że tych ludzi trzeba wysłać do Brukseli, tak by nie było komu pilnować
polskiego podwórka. Wyjechali, a ich miejsce zajęli ludzie, którzy dobrze bawili się w czasie
kampanii... Jasna cholera, popatrz, oni przebrani za dzieci kwiaty grali na gitarach i śpiewali
piosenki podczas gdy pisowscy wyborcy wciąż byli pogrążeni w żałobie i szoku po utracie
swego Prezydenta! Potrafisz to pojąć?! A teraz zbratani tą wspólną dobrą zabawą, uderzyli w
Kaczyńskiego w sposób absolutnie bezpredecedensowy. Dla takich ludzi nie ma miejsca w
pierwszych szeregach tej partii, bo ona przez takich ludzi słabnie, i traci zdezorientowanych
takim zachowaniem wyborców. Nie ma w nich szczególnie miejsca dla polityków, którzy,
choćby jak Joanna Kluzik-Rostkowska, publicznie oznajmiają, że nie widzą wielowiekowej
już przecież współpracy rosyjsko-niemieckiej. I że jeśli Jarosław Kaczyński tak twierdzi to
dlatego, że wpadł w jakieś niedobre psychiczne kłopoty. Bo to jest grozne już nie tylko dla
samego PiS-u, ale jak pokazuje historia jest grozne dla Polski.
Tośmy sobie pogadali.
Owszem. Dziękuję.
To ja ci dziękuję
http://toyah1.blogspot.com/2010/09/pawe-ta-kampania-to-bya-fikcja.html


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
JAROSŁAW KACZYŃSKI
Kim był ojciec Jarosława i Lecha Kaczyńskich (1)(2)
Specyfikacje techniczne wykonania i odbioru robót
Potrzebne mateiały do wykonania modlitewnika
Hofman młodzież nie daje sobie wmówić, że Kaczyński to potwór
Iwaszkiewicz Jarosław
Prezydent Autonomii Palestyńskiej Nie uznam Izraela za państwo żydowskie (27 04 2009)
09 Wykonanie instalacji
kampania
Amerykańscy doradcy Platformy “PiS radzi sobie lepiej Zwalcie wszystko na Kaczyńskiego”
Prezydent RP Andrzej Duda Polska narodziła się z wód chrzcielnych

więcej podobnych podstron