styczeń 2013


Znowu sprawa Leppera, tajemnicze
ślady
seawolf, 3 stycznia, 2013 - 17:22
Nie ma szansy, żebyśmy odpoczęli od sprawy Leppera, co chwila okazuje się, że
wychodzi jakiś nowy szczególik. Kilka miesięcy temu okazało się, że, na sznurze, na
którym się powiesił śp. Andrzej Lepper nie znaleziono żadnego DNA żadnej innej, niż
Andrzej Lepper osoby. Hmmm. Hmmm. To znaczy, że co, nikt tego sznura nie
wyprodukował, pan Józek w fabryce nie obmacał przy pakowaniu, pan Ziutek w
hurtowni nie wrzucił na półkę, nikt nie zapakował, nie odmierzył w sklepie, pani
kasjerka nie obmacała, szukając metki, nikt nie wrzucił do bagażnika, nie położył na
półkę, czy nie rzucił w kąt w garażu?
Nadgorliwość gorsza od faszyzmu, jak to mawiano. Nie dziwiłbym się, gdyby
ogłoszono, że na sznurze jest tyle różnych śladów, że komputer eksplodował, złego
słowa bym nie powiedział, bo to oczywiste. Ale w to, że sznur jest sterylnie czysty i
wszyscy, z którymi się ten nieszczęsny sznur zetknął w swym sznurzym życiu
pracowali w gumowych rękawicach i maseczkach na twarzach, nikt go nie dotknął,
nie kichnął obok niego, ani nie zakasłał, jest dość trudne do przyjęcia na wiarę. Teraz
słyszymy o tajemniczych śladach butów. Oczywiście, wszystkie te wiadomości są z
definicji odrzucane, jako baśnie z mchu i paproci i wymysłu oszołomów, z pewnością
tych samych, co nie wierzą w teorię Pancernej Brzozy. Oczywiście, takie teorie
odrzucamy a priori, nawet bez wgłębiania się w ich treść, czy też brak treści.
Przypomniała mi się reakcja Pawła Smoleńskiego, zbieżność ze Smoleńskiem
przypadkowa. Oto Paweł Smoleński dał swego czasu odpór Ryszardowi
Czarneckiemu w tekście  Tajemnica bredni europosła Czarneckiego . W sumie, nic
do Smoleńskiego nie mam, tak uważa, jego zbójeckie prawo, ale wypada jakoś swoje
poglądy uzasadniać, zamiast pisać, że ktoś jest gupi, bo jest gupi. Napisał jedynie
wstęp do polemiki, postawił tezę, a sama polemika, jej rozwinięcie gdzieś zniknęło,
być może niedobry cenzor wyciął. Zdaniem Smoleńskiego, Czarnecki bredzi, bo
bredzi, z samej definicji Czarneckiego:
 Czarnecki pisze, iż nie wierzy, że Andrzej Lepper popełnił samobójstwo, bo
następnego dnia miał się spotkać ze specjalistą leczącym jego syna.
No, dobrze, co za brednia, wiadomo, muahahaha, Czarnecki, to i bredzi, jak i my
wszyscy, jątrzyciele pisowscy, ale dobrze by było, żeby Smoleński doprecyzował,
dlaczego konkretnie jest to brednia. Rozumiem, że Smoleński ma inne informacje, na
przykład, że Lepper
a/nie miał syna,
b/ miał, ale zdrowego
c/ chorego, ale wszystko było na dobrej drodze i nie musiał sie już o niego martwić
d/ miał sie spotkać z specjalistą, ale nie następnego dnia, tylko za trzy dni, więc
Czarnecki bredzi.
e/ może i chorego, ale to normalne, że ojciec zostawia chore dziecko samemu sobie,
Smoleński by tak zrobił bez mrugnięcia okiem.
f/ Czarnecki był w Samoobronie, a teraz jest w PiS, muahahahaha.
Jakoś wisi w powietrzu zaginiony fragment, który wariant jest prawdziwy, a, b, c, d, e,
f ( raczej f, ten najśmieszniejszy) czy jeszcze jakiś inny. Akurat się okazuje, że
prokuratura sporządza portret psychologiczny Andrzeja Leppera, co sie robi w
wypadku zabójstw, a nie samobójstw. Zatem wychodzi na to, że prokuratura bredzi
również, zamiast po prostu, naturalna rzecz, zapytać Smoleńskiego, czy
Wielowiejską, którzy to takie rzeczy wiedzą z definicji, bo są z górnej półki.
I tu, jak sie zdaje Smoleński doskonale wczuł się sie w sposób myślenia Seryjnego
Samobójcy, przecież kogo obchodzi jakiś trup, a jak kogoś obchodzi, to już
przodujący w wyszkoleniu bojowym i politycznym towarzysze redaktorzy
odpowiednio obśmieją takie dziwactwo. Jak pamiętamy, niemałą zagwozdką dla
rządowych speców od propagandy była owa słynna już stopklatka, która, traf chciał,
zatrzymała na ekranie, jak w kapsule czasu, jak wyrzut sumienia, Pana Premiera
Tuska. Był to problem niemały, bo, jakkolwiek cuda się ponoć zdarzają, to jednak nie
aż tak często, żeby przyjąć to, jak rzecz naturalną.
Zagwozdka była tak kłopotliwa, że bezgranicznie oddani Panu Premierowi
propagandziści, podając tą wiadomość, pokazywali jedynie cześć ekranu i to
zupełnym przypadkiem tą, na której Pana Premiera nie było. Oczywiście, wszystko
się wkrótce wydało i w rezultacie wyszło nie tylko ciekawiej, ale i śmieszniej.
Oczywiście, wszystko to może być zupełnym przypadkiem, podobnie, jak owo dziwne
rusztowanie, otwarte okno, które ponoć nigdy otwarte nie było z racji klimatyzacji, no,
może, ale to już każdy sobie zdecyduje, czy wierzy, czy nie.
Na szczęście jest już wyjaśnienie, podane z całkowitą pewnością w nagłówku
wiadomości, a jak wiadomo, statystyczny czytelnik niewiele poza nagłówkiem czyta,
a już na pewno niewiele poza nim zapamiętuje.
 Tajemnica stopklatki w telewizorze Leppera rozwiązana!
Jak widać tytuł nie pozostawia wątpliwości, choć już sam tekst- owszem.
 Hipotezy na temat przyczyn takiego zatrzymania obrazu były różne, ale okazuje się,
że dekoder po prostu... się zepsuł! - Przyczyna tego zamieszania jest najpewniej
banalna - powiedział "Gazecie Wyborczej" Mirosław Rudowski, najbliższy
współpracownik Andrzeja Leppera. - Szef miał dekoder Polsatu i on się bardzo
często zawieszał. Wiem, bo zawsze mnie prosił, żebym ponownie go uruchomił.
Wystarczyło wyjąć wtyczkę z prądu, włączyć jeszcze raz urządzenie, potwierdzić
pilotem i chodził dalej - opowiada.
"Przewodniczący, powiem szczerze, w nowinkach technicznych był słaby. Nie potrafił
nawet odebrać SMS-a. W piątek najpewniej obraz się zaciął o 13.15, a nie było,
komu popchnąć dekodera, bo szef od kilku godzin był martwy" - domyśla się
Rudowski.
No i czy to nie rozczulające? Prokuratura, hipotezy, śledztwo i po co to wszystko?
Wystarczyło zapytać pana Rudowskiego, który  domyśla się , że dekoder
 najpewniej się zaciął. Ciekawe, jakie jest zdanie pana Rudowskiego na temat
katastrofy smoleńskiej, zamachu na WTC, oraz w Dallas, byłby to nasz, polski, cenny
wkład w światową kryminalistykę.
Już widzę nagłówek:  Tajemnica WTC i 09/11 rozwiązana!
P.S. Zachęcam do czytania felietonów w  Gazecie Polskiej Codziennie ,
 Warszawskiej Gazecie i w Freepl.info. Jest też już nowa książka, właśnie
przeglądam,  Alfabet Seawolfa ! Na razie się pokazała w księgarni MDM na ulicy
Pięknej 31, oraz w wydawnictwie http://www.slowaimysli.pl/ osiągalna dla
dystrybutorów, a potem w sprzedaży ogólnopolskiej i sklepach internetowych. Proszę
zakupić bez ociągania, choć na razie łatwo nie będzie, chyba dopiero po Nowym
Roku ruszy dystrybucja na pełną skalę.
Jak to w końcu jest, Wysoki Sądzie?
seawolf, 6 stycznia, 2013 - 16:03
Doktor G., współczesna odmiana Dreyfusa został w końcu po latach skazany, za
łapownictwo, czyli, jak Pan Bóg przykazał. To było główne zadanie Pańskiego Sądu i
wszystko w właściwie jest na swoim miejscu. Brał wielokrotnie łapówki i dostał za to
wyrok. Nie raz brał, nie dwa razy, ale wielokrotnie i to niemałe. W takim razie, po co
te dodatki i didaskalia? Poczuł Wysoki Sąd nieprzepartą potrzebę uczynienia z tej
sprawy czegoś więcej, sprawy przeciwko CBA, przeciwko Zbigniewowi Ziobrze,
przeciwko tak zwanej dusznej atmosferze IV Rzeczpospolitej, jak się domyślam.
Dokładnie, tym razem Dreyfusem ma być sędzia Tuleya.
Parę spraw rzeczywiście budzi wątpliwości, a nawet mimowolne uniesienie brwi w
zdziwieniu, jak te dokrętki filmowe z kajdankami innej osoby, po co to było komu
potrzebne, nie sposób zgadnąć, ani wytłumaczyć. Albo te nocne przesłuchania, też
nie wiadomo, po co i na co komu. No, ale to już, jakby dodatki do głównej sprawy o
łapownictwo, która to sprawa została rozstrzygnięta.
Sędzia Tuleya zapomniał wszakże o paru drobiazgach. Chyba, ze ja się mylę, co
łatwo może się okazać, bo nie jestem prawnikiem. Zgłaszając te swoje didaskalia,
zgodnie z art. 304 ż2 k.p.k. miał prawny obowiązek uczynić to niezwłocznie, a nie
dopiero po wydaniu orzeczenia. Skoro taki z niego legalista, to warto mu to
wypomnieć. Art. 304. ż 1. Każdy dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa
ściganego z urzędu ma społeczny obowiązek zawiadomić o tym prokuratora lub
Policję. Przepis art. 191 ż 3 stosuje się odpowiednio. ż 2. Instytucje państwowe i
samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu
przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie zawiadomić o tym
prokuratora lub Policję oraz przedsięwziąć niezbędne czynności do czasu przybycia
organu powołanego do ścigania przestępstw lub do czasu wydania przez ten organ
stosownego zarządzenia, aby nie dopuścić do zatarcia śladów i dowodów
przestępstwa. Uwiera mnie tu, że się tak wyrażę, w dwóch miejscach. Po pierwsze,
sędzia Tuleya zgłosił sprawę do prokuratury, a następnie będzie tą sprawę sądził.
Nie ma tu aby konfliktu? Przypomina mi to Sekułę rozprawiającego z pustymi
krzesłami. W dobie rozgrzanych sędziów wszystko jest możliwe.
A, przede wszystkim, główna sprawa, jak można, jak można mieć taki tupet i
oskarżyć prokuraturę o stalinowskie metody? Czy naprawdę nie mamy odrobiny
wstydu, przywołując zbrodniczy system i zbrodnicze metody z jednej strony, mając
po drugiej stronie drobne w sumie uchybienia i naciągania? Przecież od razu wyłazi
stronniczość i zła wola.
Z ustaleń sądu, którego jednoosobowy skład stanowił sędzia Tuleya, nie wynika,
żeby funkcjonariusze CBA, prowadzący postępowanie, torturowali podejrzanego
Mirosława G. Nie wynika, by go bili, polewali wodą, zrywali mu paznokcie, miażdżyli
jadra, trzymali o głodzie i pragnieniu. Nie wynika, by dręczyli w jego obecności
najbliższe mu osoby, by straszyli go pozorowanymi egzekucjami, by kazali mu siadać
na odwróconym nogami do góry taborecie, by trzymali go godzinami z rękami
wzniesionymi w górze, by kazali mu wykonywać setki pompek, podskoków i
przysiadów, by wybijali mu zęby, łamali palce i odbijali nerki. Z ustaleń procesu nie
wynika, by w stosunku do doktora G. stosowane były jakiekolwiek metody, w
najmniejszym stopniu przypominające te praktyki, które w czasach najgorszego
stalinizmu stosowali okrutni oprawcy Urzędu Bezpieczeństwa. Najlepszym dowodem,
że tego rodzaju metody nie były w postępowaniu stosowane, jest fakt skazania
doktora G. na podstawie dowodów zgromadzonych w tym śledztwie, które pan
sędzia Tuleya przyrównał do metod z najgorszych czasów stalinowskich. Gdyby te
dowody rzeczywiście zostały uzyskane w wyniku metod z najgorszego stalinizmu,
pan sędzia Tuleya musiałby te dowody, jako bezprawne, odrzucić i oskarżonego
doktora G. uniewinnić. Tymczasem pan sędzia go skazał. A dowodów stalinowskich
nie miałby prawa uznać. Zwyczajnie, z definicji. Tych, co metody stalinowskie
stosowali powinien zapudłować od razu i na dzień dobry. Skoro nie zapudłowali,
znaczy, i metody nie takie stalinowskie.
P.S. Zachęcam do czytania felietonów w  Gazecie Polskiej Codziennie ,
 Warszawskiej Gazecie i w Freepl.info. Jest już moja nowa książka,  Alfabet
Seawolfa ! Na razie się pokazała w księgarni MDM na ulicy Pięknej 31, oraz w
wydawnictwie http://www.slowaimysli.pl/ osiągalna dla dystrybutorów, a potem w
sprzedaży ogólnopolskiej i sklepach internetowych. Proszę zakupić bez ociągania,
choć na razie łatwo nie będzie, chyba dopiero po Nowym Roku ruszy dystrybucja na
pełną skalę. Właściwie, to powinna już być w coraz większej ilości księgarń, a jak
będę coś wiedział o internetowej dystrybucji, co w mojej blogerskiej sytuacji powinno
nastąpić szybko, zaraz dam znać.
Przegięcie w drugą stronę
seawolf, 11 stycznia, 2013 - 18:12
Szósty rok trwa pościg za zbrodniami IV Rzeczypospolitej i nic, żadna prokuratura,
żadne komisje śledcze ani naciskowe żadnych zbrodni nie znalazły. Krwawy reżim z
lat 2005-2007 wciąż pozostaje nieosądzony.
Aż wreszcie pan sędzia Tuleya, szamotając się zabawnie z opadającym łańcuchem i
uciekającym w bok Orłem, jednak nabrał powietrza do płuc i nazwał te zbrodnie po
imieniu.
Metody przesłuchań były przerażające... starsi ludzie dręczeni wielogodzinnymi
przesłuchaniami...konwejer, skojarzenia z czasami najgorszego stalinizmu... - i to
mówił sędzia znad leżącej przed nim harmonii akt. Wiarygodny autorytet!
Doktor G., został w końcu po latach skazany, za łapownictwo, czyli, jak Pan Bóg
przykazał. To było główne zadanie Pańskiego Sądu i wszystko w właściwie jest na
swoim miejscu. Brał wielokrotnie łapówki i dostał za to wyrok. Nie raz brał, nie dwa
razy, ale wielokrotnie i to niemałe. W takim razie, po co te dodatki i didaskalia?
Poczuł Wysoki Sąd nieprzepartą potrzebę uczynienia z tej sprawy czegoś więcej,
sprawy przeciwko CBA, przeciwko Zbigniewowi Ziobrze, przeciwko tak zwanej
dusznej atmosferze IV Rzeczpospolitej, jak się domyślam.
Parę spraw rzeczywiście budzi wątpliwości, a nawet mimowolne uniesienie brwi w
zdziwieniu, jak te dokrętki filmowe z kajdankami innej osoby, po co to było komu
potrzebne, nie sposób zgadnąć, ani wytłumaczyć. Albo te nocne przesłuchania, też
nie wiadomo, po co i na co komu. No, ale to już, jakby dodatki do głównej sprawy o
łapownictwo, która to sprawa została rozstrzygnięta. Powtarzam, duperele nieważne
wzmianki.
Z ustaleń sądu, którego jednoosobowy skład stanowił sędzia Tuleya, nie wynika,
żeby funkcjonariusze CBA, prowadzący postępowanie, torturowali podejrzanego
Mirosława G. Nie wynika, by go bili, polewali wodą, zrywali mu paznokcie, miażdżyli
jadra, trzymali o głodzie i pragnieniu. Nie wynika, by dręczyli w jego obecności
najbliższe mu osoby, by straszyli go pozorowanymi egzekucjami, by kazali mu siadać
na odwróconym nogami do góry taborecie, by trzymali go godzinami z rękami
wzniesionymi w górze, by kazali mu wykonywać setki pompek, podskoków i
przysiadów, by wybijali mu zęby, łamali palce i odbijali nerki. Z ustaleń procesu nie
wynika, by w stosunku do doktora G. stosowane były jakiekolwiek metody, w
najmniejszym stopniu przypominające te praktyki, które w czasach najgorszego
stalinizmu stosowali okrutni oprawcy Urzędu Bezpieczeństwa. Najlepszym dowodem,
że tego rodzaju metody nie były w postępowaniu stosowane, jest fakt skazania
doktora G. na podstawie dowodów zgromadzonych w tym śledztwie, które pan
sędzia Tuleya przyrównał do metod z najgorszych czasów stalinowskich. Gdyby te
dowody rzeczywiście zostały uzyskane w wyniku metod z najgorszego stalinizmu,
pan sędzia Tuleya musiałby te dowody, jako bezprawne, odrzucić i oskarżonego
doktora G. uniewinnić. Tymczasem pan sędzia go skazał. A dowodów stalinowskich
nie miałby prawa uznać. Zwyczajnie, z definicji. Tych, co metody stalinowskie
stosowali powinien zapudłować od razu i na dzień dobry. Skoro nie zapudłowali,
znaczy, i metody nie takie stalinowskie.
Popatrzmy na działanie policji z innej strony, Sanok, Mężczyzna przetrzymuje
dziewczynę ( wszyscy piszą kobietę, lub młodą kobietę, ale 17 lat, to chyba jednak
dziewczyna). Przywołuję w pamięci innego policjanta, Karola C, tego, co został
bezczelnie zaatakowany przez przechodnia. Konkretnie twarzą. No, a jeszcze
bardziej konkretnie, to skopał przechodnia po twarzy. Mam tu na myśli Karola C. z
Komendy Policji w Mińsku Mazowieckim, który dysponując tylko pojemnikiem z
gazem obezwładniającym, ocieplaną kurtką z kapturem, spodniami typu jeans i
obuwiem sportowym 11.11.2011 roku w Warszawie w 5 sekund wyeliminował
niebezpiecznego przechodnia Daniela Kloca. Ten dzielny i jak widać na filmie
świetnie wyszkolony funkcjonariusz na pewno błyskawicznie rozwiązałby problem
powstały w Sanoku przy ulicy Ceglanej.
W sytuacji zakładnik- terrorysta, albo dwoje terrorystów praktyka policji musi być
inna. Twarda. Cel takiej akcji policji na świecie, to wyeliminować ludzi z bronią. A w
Polsce celem jest, żeby sobie krzywdy nie zrobili. Bo policja nie jest od tego by dbać
o bezpieczeństwo ludzi, tylko o własne. Tak jest w prawie niestety i to się nie zmieni
dopóki nie zmieni się nastawienie- raz do spożytkowania publicznych pieniędzy, dwa
do działań organów ścigania.
Policja to też są ludzie i maja dbać o własne bezpieczeństwo tak samo jak o
bezpieczeństwo ludzi. Parę lat temu nie zadbali w szturmie na willę w Magdalence i
ich kilku zginęło. Jak się będziemy tak bawić z pospolitymi przestępcami, a jeszcze
takimi, którzy doskonale są znani policji ze wcześniejszych swoich poczynań, a ten
był. Gdy pozwolimy na rozpatrywanie takich przykładów przez pryzmat dobra czy
poprawności, to nic tylko zostać przestępcą. :) Ten gość oddał CZTERY STRZAAY z
broni palnej w stronę policjantów! Za coś takiego w normalnym, cywilizowanym kraju
z gościem nikt się nie patyczkuje. Czym jest cywilizacja, w której pospolitego bandytę
i mordercę traktuje się na równo z obywatelami prawymi ? Gdzie Policjant, który
przed chwilą został przez bandziora ostrzelany winien się martwić o tego bandziora
życie w imię jakieś poprawności. Kwestia winy morderstwa nie ma tu znaczenia.
Samo oddanie strzałów do Policji dyskwalifikuje tego człowieka wystarczająco.
Dziewczyna decydując się na zostanie w mieszkaniu stała się przestępcą, pomagała
nie Policji, a przestępcy. Nawet jeśliby przeżyła należałby się jej wyrok.
Aatwo wywlec kogoś z pracy, wpaść do p. Kluski o 6 rano i zakuć go w kajdanki,
skopać demonstranta na marszu niepodległości, wpaść do mieszkania niewinnych
ludzi i wybić im zęby przez pomyłkę, przesłuchiwać do 2 w nocy...
Ale jeśli ktoś się ukrywa to "nie można ustalić jego adresu", jeśli ucieka to "nie można
go złapać' (dopiero jak ktoś doniesie, to może się uda, a i to nie zawsze), jeśli sie
broni to nie bardzo wiemy co robić, jeśli trzeba sprawdzić samolot to nie wykrywa się
w nim niczego (potem okazuje się, że w obu rządowych Tu154 były ślady trotylu!). Za
to wyjechać armatkami wodnymi, strzelić granatami łzawiącymi komuś w okno - w
tym to "służby" są sprawne!
Jest w dobrym tonie krytykować wszystko. Zapewne gdy policja rządzona byłaby
przez PiS to chłopaki po 15 min weszliby przez okno, zakuli w kajdanki draba a
dziewczynę oddaliby rodzicom. I słusznie.
Akcja miała miejsce na osiedlu i psim prawem policji było w pierwszej kolejności
zabezpieczenie terenu na okoliczność poszkodowania osób postronnych. A to, że w
między czasie obydwoje popełnili samobójstwo (lub zabójstwo i samobójstwo) to inna
sprawa. Po to są procedury, żeby ich przestrzegać. No, ale zaraz nadchodzi Jerzy
Owsiak i jego orkiestra, sprawa przycichnie.
Predator III, czyli bandyci w jednym
miejscu
Dodano: 13.01.2013 [08:24]
Wciąż mamy jakieś napięcia na styku policja manifestanci. Nie daje o sobie
zapomnieć reżyser Grzegorz Braun, znany terrorysta, wróg publiczny nr 1,
Predator III, postrach policji, którą rozgania, bije, a po funkcjonariuszach
leżących jak bezradne żuczki gnojniki skacze. Ponoć związek zawodowy
policjantów negocjuje specjalne kontrakty i ubezpieczenia, na wypadek, gdyby Braun
znajdował się w promieniu kilku kilometrów od manifestacji, na wzór dodatku
wojennego czy za pracę w warunkach szkodliwych.
Ileż to już procesów mamy z udziałem tego niesłychanie niebezpiecznego osobnika!
Zaczęło się od procesu o samodzielne pobicie bodajże pięciu policjantów, trwa
to już jakieś trzysta lat, teraz dochodzą nowe napaści, bo Braun, najwyrazniej
rozzuchwalony, nie daruje nawet dzielnicowym i drogówce. Wyciąga
funkcjonariuszy z radiowozów, bije, ubliża. Nie wiadomo, co robić. Na razie
zgromadzono część tych biednych funkcjonariuszy w jednym miejscu, żeby łatwiej im
było się obronić. Jak pamiętamy, w czasie zeszłych (nie tych, tylko poprzednich)
zamieszek w czasie Marszu Niepodległości uaktywniła się specjalna tajna jednostka
policji do tłumienia wystąpień kibiców. Słynne występy niejakiego Andrzeja Cz., który
został sfilmowany w sytuacji, kiedy bezczelny kibic, a właściwie przechodzień,
atakuje swoją twarzą jego służbowe buty i to kilka razy, to już klasyka. Wszyscy
wiemy, jak trudno złapać przestępcę, zwłaszcza takiego naprawdę niebezpiecznego,
sadystę atakującego przechodniów, kopiącego ich po twarzy ni z gruszki, ni z
pietruszki. A tu społeczeństwo się domaga i wez mu wykryj! Pan premier z marsową
miną zapowiada, że będzie ścigał sprawców przemocy z nieubłaganą zawziętością,
że sędziowie tylko czekają w pozycji startowej, by przestępców zapuszkować i
skazać na milion lat ciężkich robót.
No i jest kłopot. A przecież można podpowiedzieć premierowi, opierając się
choćby na tym właśnie, że w czasie Marszu Niepodległości ujawniła się
specjalna jednostka, która miała udany występ, raz udając policję, raz
bandytów. Że złapanie takiego sadystycznego przestępcy i dostarczenie go przed
surowe oblicze sprawiedliwości jest łatwe, po prostu robi się zbiórkę w jednostce,
wydaje komendę:  Bandyci, wystąp!", i już!
Okrutne żarty? Ale w sprawie tamtego Marszu to jak na razie skazany został
przechodzień, a nie policjant. Przechodzień zapłacił już 300 zł kary, a dopiero teraz
opornie biorą się i za policjanta, pana Andrzeja Cz., choć w sprawie występuje też
imię Konrad Cz. Właściwie można by dyskutować nad tym, czy była to agresja
wpisana w charakter tej policyjnej jednostki, czy był to indywidualny problem
tego policjanta. Ale przecież występy zostały powtórzone w zeszłym roku, do dziś
trwają wesołe przekomarzania, kto zaczął i kto nie skończył. Jak zwykle zresztą, taka
tradycja.
Autor: Tomasz  Seawolf Mierzwiński
O co w tym wszystkim chodzi?
Dodano: 29.01.2013 [08:24]
foto: arch.
Jak się okazuje, producent filmu  Śmierć prezydenta zarobił w Rosji ciężkie
pieniądze, brawo! Tylko pozazdrościć. Pozostaje pytanie, po co powstał film tak
jałowy, powtarzający wszystkie rządowe  prawdy i  oczywistości . Odpowiedz jest
niestety dość prosta: a jaki miał powstać? Ni stąd, ni zowąd miał zostać
wyemitowany film z Macierewiczem, Biniendą i Szuladzińskim? Już takich cudów nie
ma co się spodziewać i musimy przeżuwać (i przeżywać) politpoprawne rozważania
o niekompetentnej załodze i rosyjskich naprowadzaczach. Ponieważ tak wielkie
zyski, jakie uzyskał ten film, są raczej rzadko spotykane, powstaje oczywiste
pytanie, o co w tym wszystkim chodzi. Pytanie jest dość niemądre, wiadomo, że
jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi właśnie o pieniądze.
Gowin i Lasek w jednym stali domu.
2013-01-29 15:44
Dawno nie komentowałem, mając świadomość kompletnej jałowości sporów Gowina,
Laska, czy prokuraturę. Z tego nic nie wyrośnie. Lasek wczoraj u Olejnik
zapowiedział że z Biniendą to on może się spotkać bez udziału mediów i potem
wygłosić ewentualnie wspólne oświadczenie. Zadaję sobie też pytanie czy warto w
ogóle z przewodniczącym KBWL rozmawiać skoro ten publicznie twierdzi że do
zbadania przyczyn katastrofy wrak w zasadzie nie jest potrzebny bo mamy czarne
skrzynki. Zapomniał dodać że nie wszystkie ...
Pan Lasek to naprawdę dziwny gość i według mnie podejrzany osobnik. W jego
ostatnim wystąpieniu u Moniki Olejnik nie tyle bronił zawartości filmu National
Geographic co okazał sie osoba niekompetentną, zwyczajnie nie znającą wielu
szczegółów śledztwa które prowadził. Moim skromnym zdaniem pan Lasek nie
sprawia najmniejszego wrażenia osoby która miała kiedyś w swoim życiu do
czynienia z nauką. Jego wypowiedzi są pełne informacji o charakterze
anegdotycznym.
Trudno się dziwić, aktywność pana Laska porównałbym, przynajmniej w sferze
intencji, do ministra Gowina. Robienie hałasu. Przecież śledztwo de facto wciąż trwa
- pracują Rosjanie i pracuje nasza prokuratura. Z drugiej strony, wielu dziennikarzy i
autorytetów zapewnia nas, że "wszystko już wyjaśnione". Sam szef komisji z
dezynwolturą oświadcza, że nie zna całego materiału prac komisji Millera. Na drugim
wdechu oznajmia jeszcze, że nie zamierza dyskutować z posłem Macierewiczem,
choć wiadomo, że nowopowstała komisja ma walczyć głownie z jego tezami.
Po raz kolejny PO zdaje się wykorzystywać instytucje państwa, do prowadzenia
własnej polityki partyjnej. Sądzę jednak, że ten cały marketingowy plan spełznie na
niczym. Może tu bowiem nastąpić efekt, tak zwanego przedobrzenia - całość może
okazać się po prostu przeciwskuteczna. Jeszcze się dobrze nie zaczęło, a już jest
bardzo niepoważnie.
Kto wymyślił więc komisję Laska? Oczywiście, nie sam Lasek? Ktoś z
głównodowodzących Platformy? A może sam Donald Tusk? Tego nie wiadomo, a co
ciekawsze, żadna odpowiedz - nawet gdyby padła - nie będzie tu dobra, bo
zwyczajnie dobrej odpowiedzi na to pytanie nie ma. To tyle o panu Lasku, jeszcze
parę słów o Gowinie. Najbardziej opozycyjnym z ministrów kiedykolwiek istniejących.
Moim skromnym zdaniem ściema i udawanie.
Gazeta Wyborcza prześcignęła nawet św. Tomasza (pięć dowodów na istnienie
Boga) i drukuje sześć dowodów na opozycyjność Gowina. Popełnił bowiem wszystkie
grzechy główne przeciwko postępowi. Jest antygejowski, występuje przeciwko
aborcji, sprzeciwia się mrożeniu zarodków, ma za nic parytety, nie chce Trybunału
Stanu dla liderów opozycji, niekonstytucyjnie zreorganizował sądy(tak!). Niedługo
może się okazać, że ma nieślubne dziecko z lesbijką. Pan minister robi wiele, by w
opinii społecznej jawić się jako osoba konserwatywna, nieskalanie uczciwa i
honorowa, jednocześnie tkwi - i swoim tkwieniem też bierze za to część winy - w
fatalnym rządzie nie poczuwającym się do większej odpowiedzialności za własne
czyny. Te wszystkie posłuszne głosowania nigdy już nie znikną z rejestru pana
ministra, niesłychanie opozycyjnego, że aż strach. Nie wspominając o Smoleńsku. I
nie wspominając o pewnych personaliach, wśród których przyzwoity człowiek czułby
się nie na miejscu. Może i Gowin coś tam sobie marzy i knuć próbuje, ale jest chyba
zbyt cienki i strachliwy. A ci jego "konserwatyści"? Wezmy tego Murzyna dla
przykładu - taki był nieprzejednany światopoglądowo, ale jak go szefostwo wzięło w
obroty, to niewiele brakowało, żeby zadeklarował, że w sumie Ku-Klux-Klan to jego
ziomale i fajne chłopaki. Tacy ludzie mieliby robić rozłamy? Wolne żarty! W PO jak w
każdej organizacji ludzie zapewne mają autentyczne poglądy, ale nigdy ich nie
artykułują w sprawach ważnych a jedynie w sprawach drugorzędnych. Polska
pogrąża się w chaosie i nikt z nich jak do tej pory tego nie wyartykułował publicznie.
Publicznie artykułują jedynie sensacyjki, których oczywistym celem jest
przekierowanie uwagi społeczeństwa na sprawy bez znaczenia, bo jakie znaczenie
mogą mieć rzekome "tarcia frakcji", czy ambicje Tuska, Gowin czy może Kopacz?
Dla społeczeństwa żadnego.
Operacja  Koniec kasy i złudzeń
2013-01-31 16:26
Dzisiejsze upokorzenie i utrata 3.5 mld to już nie jest jakieś przekomarzanie się
opozycji i rządu, po prostu nie ma pieniędzy i już. Na razie do marca, jak się
przekomarzają rządowi oficjele. Można sobie gadać ile się chce, ale fundusze są
ucięte i koniec. Wiadomości TV zdaje się podawały wczoraj, że ABW w sprawie afery
drogowej pierwsze taśmy nagrało już cztery lata temu. Przed wyborami?
Jeśli to prawda, to czy nie jest to skandal?
Wygląda jednak na to, że takie okazje mają przykryć większe afery.
Ubiegłotygodniowe zamieszanie wywołane odrzuceniem projektów o związkach
partnerskich, okazało się doskonałą okazją aby ukryć przed opinią publiczną
informację o sprzedaży 11,75% akcji banku PKO BP S.A. My, biedne żuczki
zwyczajnie się nie znamy na tych zawiłościach.
Transakcji dokonano konstruując w ciągu kilku dni przyśpieszoną księgę popytu.
Skarb Państwa sprzedał 1,5% akcji banku bezpośrednio, a pośrednio także 10,25%
akcji, którymi dysponował Bank Gospodarstwa Krajowego.
Transakcja przyniosła 5 mld zł przychodów, które zasiliły budżet, mający na początku
roku poważne kłopoty z gromadzeniem dochodów podatkowych, szczególnie z
podatku VAT.
W ten sposób Skarb Państwa zmniejszył wyraznie swoje udziały w banku PKO BP
S.A. do 31,89% akcji i tylko dzięki wcześniej umieszczonym w statucie specjalnym
zapisom, zachował pakiet kontrolny.
To ostatni duży bank, będący w rękach Skarbu Państwa, który przetrwał
wcześniejsze szaleństwa prywatyzacyjne w sektorze bankowym ale rząd Tuska
konsekwentnie wyprzedaje kolejne partie jego akcji. Więcej sreber rodowych nie ma.
Takie ekspresowe sprzedaże akcji spółek zaliczanych do kategorii sreber rodowych
mają niestety miejsce co jakiś czas kiedy to minister finansów nagle w związku z
kłopotami budżetowymi żąda od ministra skarbu szybkiego dopływu gotówki.
Ponad rok temu z kolei w ten sam sposób sprzedano 10% akcji PZU za 3 mld zł, a
gdyby resort skarbu poczekał z tym jeszcze kilka tygodni to budżet państwa
otrzymałby 220 mln zł dywidendy z tych akcji za 2010 rok. Nabywcy za dwa miesiące
otrzymali premię za ten zakup, przejmując tę kwotę dywidendy. Nie można
powiedzieć, dobry wujek zadbał, żeby nie było strat, a w każdym razie nie bolesnych.
Bolesnych, zależy dla kogo. Może nie aż takich bolesnych.
Do podobnej wyprzedaży dojdzie zapewne w przypadku będących ciągle w rękach
Skarbu Państwa 53% akcji gdańskiej spółki Lotos. S.A.
Wiadomo od dawna, że wokół tej firmy krążą wielkie rosyjskie koncerny naftowe i
służby specjalne tego kraju i podejmują różne działania, które pozwoliłyby nabyć w
tej firmie pakiet kontrolny. A polski rząd nie ma nic przeciwko temu.
Bogactwo = praca + kapitał. My Polacy nie mamy kapitału. Sprzedaż wszystkich
Banków w obce ręce nie przysporzy nam kapitału - dostaniemy jedynie marną
gotówkę, którą on razu można zdewaluować, tak że nic nie będzie warta. Sprzedaż
banków w latach '90, podczas galopującej inflacji właśnie tego dokonała. Straciliśmy
kapitał nie otrzymując nic w zamian. Teraz dalej jesteśmy biedni, a w dodatku
nabraliśmy gigantycznych kredytów na wysoki procent.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Faktury TOYA (2011, 2012, styczeń 2013)
KLUCZE TEORIA STYCZEN 2013
Styczeń 2013 X
klucz odpowiedzi STYCZEN 2013
Etap praktyczny egzaminu potwierdzającego kwalifikacje zawodowe technik logistyk styczeń 2013
technik rachunkowości styczeń 2013 praktyczny
styczen3 2013
Kolokwium styczeń 2013 ograniczenie
biol prób styczeń 2013
Raporot z przebiegu procesu negocjacj i dokumentów programowych na lata 2007 2013 Warszawa styczeń
test zawodowy PRÓBNY styczeń czerwiec 2013

więcej podobnych podstron