i2









Storytellers








::: Cthulhu the Hutt :::



Opowiadania






Cykle






Empatia2







Inne Teksty






Komentarze






Baza Linków






Regulamin






[Online]





Chomik Bendżi i Okropne Koniowały

Odcinek 6: W poszukiwaniu najwyższego drzewa

Glazura siedział w swoim pokoju i słuchał głośno jakiegoś ogłuszającego techno, gdy weszła do niego starsza.
- Przycisz to dziadostwo! Wołam cię już z pięć minut, a ty jak zwykle nic nie słyszysz!
- Spoko, spoko. Co się takiego stało?
- Obiad już ci stygnie. Idziesz?
- Idę, normalnie. Chwila.
Glazura wyłączył wieżę, a gdy starsza wyszła, łyknął jeszcze dwie tabletki alkaseltzera. Po wczorajszej balandze jego głowa nadawała się tylko do rozbijania płytek glazurowych. Z ogromnym wysiłkiem wstał i poszedł do kuchni.
Na stole już na niego czekał talerz grochówki. Usiadł i zaczął jeść. Starsza stała nad jego głową i liczyła jakieś rachunki.
- Młody, który dzisiaj?
- …sześćdziesiąty dziewiąty… - wymamrotał.
- Co?
- Oj, matka, nie wiem. Skąd ja mam takie rzeczy wiedzieć?
- Dwudziesty siódmy…
- No, to chyba niedługo powinni braciaka puścić, nie? - w tej chwili Glazura przypomniał sobie, że przecież miał rozgłosić na całym osiedlu co Piotrek robi ze swoim chomikiem, jeśli nie zwróci mu uranu w ciągu dwóch dni. Czyli powinien już to dawno temu zrobić. Rzucił łyżkę i wstał gwałtownie ze stołu.
- Co ci się stało?
- Mam ważną sprawę, muszę lecieć.
- Obiad byś chociaż… - mama nie zdążyła dokończyć zdania, bo jej syn już zdążył założyć kurtkę i wyjść.

- Mówię ci, wróćmy do nich i spuśćmy im łomot. Albo idźmy po Ibisza, może tych cweli też przegoni. - rzucał kolejne pomysły wściekły Satuk.
- To nie ma sensu. Najrozsądniej postąpimy, jeśli poszukamy tej twojej wiedźmy. Bez niej nie mamy szans odnalezienia tego głupiego drzewa.
- Tak, tylko że ją też niewiele łatwiej znaleźć. Weź mnie nie macaj, co?
- O czym ty gadasz?
- Złapałeś mnie za tyłek przed chwilą!
- To nie…
Piotrek odwrócił się i zobaczył stojącego tuż za nim na dwóch łapach niedźwiedzia.
- Sat…
- Słyszałem jakieś plotki, że masz "dziwne" skłonności, ale myślałem, że ogranicza się to do zwierząt.
- Satuk! - wrzasnął na całe gardło Piotrek.
- Co się tak obijasz? - Satuk odwrócił się i zobaczył, co tak przeraziło jego kumpla. - WIEJEMY!
Obaj rzucili się błyskawicznie do ucieczki, lecz wyczerpani już poprzednimi gonitwami, nie mieli zbytnio siły by zmniejszyć dystans między nimi a niedźwiedziem. Poza tym skubaniec gnał jak opętany. W końcu dogonił Piotrka i podrapał go w nogę. Chłopak, mimo ogromnego bólu, starał się biec dalej. Nagle rozległ się jakiś nieludzki ryk. Niedźwiedź się zatrzymał, lecz niepewni swego położenia Satuk i Piotrek uciekali dalej. Satuk zaryzykował i spojrzał się za siebie. Ujrzał, że niedźwiedź stoi w miejscu i jakby nasłuchuje. Ryk zabrzmiał jeszcze raz, a bestia uciekła w przeciwną stronę.
- Uff… Chyba mamy spokój. Nic ci nie jest?
- Dziabnęła mnie menda.
- Pokaż.
Satuk usiadł przy kumplu i zerknął na jego ranę. Na łydce widać było trzy długie, czerwone rysy.
- Przydałby się lekarz.
- Skąd tu w środku lasu miałby się wziąć lekarz, co? Zastanów się chwilę.
- Racja. Patrz!
Kilka kroków dalej znajdowała się drewniana chata.
- To jest chata tej wiedźmy, która przepowiedziała ci przyszłość?
- Nie, tamta była inna. Ale może tutaj też znajdziemy pomoc. Dasz radę chodzić?
- Dałem radę uciec przed niedźwiedziem to i przejść kilka kroków powinno mi się udać.
Piotrek, oparty o ramię kolegi, podszedł do drzwi chaty i zastukał. Cisza. Zastukał jeszcze raz.
- Chyba nikogo nie ma.
Satuk zaczął walić z całej siły pięścią w drzwi, ale to też nic nie dało.
- To co robimy? - spytał zdezorientowany.
- Nie wiem, poczekajmy. Może ten ktoś zaraz wróci?
- A jeśli nie? Jeśli to jest tylko jakaś stara, opuszczona chatka? Wrócić to może zaraz niedźwiedź i wtedy dopiero się zaczną kłopoty.
- Racja… Patrz, ktoś tam idzie! - wrzasnął Piotrek wskazując palcem na widoczny zarys człowieka w oddali.
- Jakoś dziwnie wygląda… I ma coś w ręce…
- Chyba łuk.
Nieznajomy wydał się nagle być bliżej, niż to się z początku wydawało. Po kilku chwilach stał już przed dwoma wędrowcami. Miał łagodne, lecz szlachetne rysy, świadczące o jego z pewnością bogatym i ciekawym rodowodzie, oraz długie, spiczaste uszy.
- Czyżbyście się zgubili? - spytał łagodnym tonem, zakładając łuk na ramię.
- Można to i tak ująć. Nazywam się Satuk, a to jest mój przyjaciel Piotrek. Jak widzisz, ucierpiał podczas spotkania z niedźwiedziem.
- Fakt, paskudna rana.
- To do ciebie należy ta chata? - po raz pierwszy odezwał się Piotrek.
- Ta? Nie, no co ty wygadujesz. Ja miałbym mieszkać w czymś tak obskurnym? My, elfy, nie mamy stałego miejsca zamieszkania. Najczęściej wędrujemy po lasach, ja akurat upodobałem sobie ten.
- Jesteś elfem?! - spytał zdumiony Piotrek.
- Nie musicie udawać dobrze wychowanych, sprawiając wrażenie zdziwionych. Przecież na pewno zauważyliście to od razu po moich uszach. Tak, jestem elfem, łowcą siedemnastego poziomu.
- Siedemnastego poziomu?! - spytał nie mniej zdziwiony Satuk. - Musiałeś wyrżnąć chyba wszystkie żyjące w tym lesie istoty. Pomijając jednego, nieszczęsnego niedźwiedzia. - dodał po chwili.
- Fakt, zwierzęta powszechnie znają uczucie towarzyszące wbijaniu się mej strzały w ich nędzne ciało. Mogę pomóc uleczyć twojego kolegę.
- Jak? Przecież jesteś łowcą. - stwierdził Satuk, siląc się na ton osoby, która nie jedne zęby na erpegach zjadła.
- Jestem dwuklasowcem. Mam pewne kapłańskie umiejętności.
- Chwila, coś tu mi nie pasuje. Elf nie może być dwuklasowcem. Dwuklasowcem może zostać jedynie człowiek. Wszelkie rasy nieludzkie mogą zostać najwyżej wieloklasowcami.
- O, rany, specjalista się znalazł. - wymamrotał wyraźnie znudzony już elf - Dobra, nie jestem elfem czystej krwi. Mój ojciec był zwykłem człowiekiem, moja matka zaś przedstawicielką rasy Elfów Wysokich. W ten sposób odziedziczyłem po ojcu możliwość zostania dwuklasowcem. Czy takie wyjaśnienie cię satysfakcjonuje?
- Dobra, niech ci będzie. To mówisz, że możesz uleczyć Piotrka?
- Bez najmniejszych problemów. Chłopcze, pokaż mi swoją nogę.
Elf przykucnął przy chłopaku i przyjrzał się jego ranie. Zamknął na chwilę oczy, wymamrotał coś w niezrozumiałym języku, po czym nałożył ręce na nogę Piotrka. Chłopak czuł przez ten czas dziwne pieczenie, lecz było ono na pewno sto razy przyjemniejsze niż coraz mniej już odczuwalny ból. Po chwili elf odsunął ręce i, ku zdziwieniu wszystkich tu obecnych ludzi, po ranie nie było najmniejszego śladu.
- No, to by chyba było na tyle.
- Dzięki wielkie, panie elfie! - rzucił magicznie ozdrowiały Piotrek.
- Nie ma sprawy, podrosła mi pula ikspeków dzięki tobie. Może mógłbym jeszcze w czymś pomóc?
- W zasadzie, tak. - potwierdził niechętnie Satuk. - Widzi pan…
- Cobilas.
- Słucham?
- Mów mi Cobilas, tak mam na imię.
- Więc, Cobilasie, szukamy najwyższego drzewa w tym lesie.
- Hmmm… Długo go już szukacie?
- No, będzie trochę czasu.
- I nie znaleźliście?
- Jak widać.
- Fakt, to najtrudniejsze do znalezienia drzewo w tym lesie. Jestem pewnie jednym z nielicznych, którzy potrafią je odnaleźć w nie więcej jak minutę i dziewięć sekund.
- Czyli mógłbyś nas do niego zaprowadzić?
- Ależ bez problemu. Chodźcie za mną.
Postacie ludzkie ruszyły za Cobilasem. Po dwóch krokach, elf jednak stanął.
- Co się stało Cobilasie? - spytał Satuk.
- Jesteśmy na miejscu.
- Jak to? Już? Jesteś pewien, że to tu?
- Spójrz tylko.
Przed trójką wędrowców stało rzeczywiście wysokie drzewo, na nim zaś była przybita ogromna, metalowa tabliczka z wielkim, czerwonym napisem "NAJWYŻSZE DRZEWO W LESIE".
- Mógłbym wiedzieć, po co go szukaliście?
- Takich dwóch kazało nam je znaleźć i ściąć za pomocą łososia. W innym wypadku nie wypuszczą nas z tego głupiego lasu. - przejął głos Piotrek.
- Ej! Wyrażasz się o moim domu, uważaj na słowa!
- Sorry.
- Jak zamierzacie je ściąć łososiem?
- Eeeee… W tym problem, że nie wiemy.
- To mam lepszy pomysł. Znam inne wyjście z lasu. Chodźcie, zaprowadzę was.
Wędrowcy ruszyli w drogę. Szli przez niekończące się leśne korytarze, kręte ścieżki prowadzące do ślepych uliczek, aż wreszcie znaleźli się przed dziurą w żywopłocie, do złudzenia przypominającą tę pilnowaną przez Gości z Kraju na Południe od Bułgarii i Beemwicę.
- Żegnajcie, towarzysze. Miło było was poznać. Chętnie bym się przyłączył do waszej drużyny, ale mam jeszcze kilka ważnych spraw do załatwienia tu w okolicy.
- Cześć Cobilasie. Dzięki za wszystko.
- Nie ma sprawy.
Elf odwrócił się i zniknął w oddali, a Satuk i Piotrek, przestąpiwszy próg znienawidzonego już lasu, stanęli przy drodze.
- I co teraz?
- Czekamy na okazję.
- To sobie trochę pewnie postoimy…


Cthulhu the Hutt
cthulhu69@op.pl



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
i2 lab4
i2 lab1
i2 lab8
i2 lab3
I2 Elastyczny system wymiany chwytaków
i2 lab11
4 5 01 2014 arkusz AON I2
i2 lab10
i2 lab2
i2 lab6
i2 lab5
i2 lab7

więcej podobnych podstron