Nie wystarczy zamknąć drzwi
NASZE DOŚWIADCZENIA
Anna M. Nowakowska
Kiedy ktoś wyraża zdziwienie, że grupę dla ofiar przemocy prowadzą zawsze
dwie osoby, to ja się dziwię, że on wyraża zdziwienie.
NIE WYSTARCZY ZAMKNĄĆ DRZWI
Rodzaj problemów, z którymi spotykamy się w pracy z ofiarami przemocy, to
nie tylko "picie i bicie". Ich historie zawierają nieprawdopodobny ładunek okrucieństwa,
pogardy, nienawiści, poniżenia i cierpienia. Każda opowieść może stać się dla
ofiary częścią procesu uwalniania się. Każdą opowieść można zmienić w śmiertelną
broń odbierającą nadzieję innym kobietom. Dlatego trudna sesja wymaga komentarza
z meta poziomu, wyjaśnienia i odczarowania "nieuniknionego". Zwłaszcza wtedy,
kiedy któraś z uczestniczek opowiada o wielu nieudanych próbach wyjścia z kryzysu.
Bardzo łatwo wtedy o klimat beznadziejności, rozpaczy i wspólnego narzekania.
Dzisiejsza grupa była trudna. Runda przebiegała dość spokojnie, później jakieś
drobne sprawy; któraś dziewczyna była na policji, inna ma kłopot z teściową.
Mąż Jolki znowu zapił esperal normalna "drobnica" ale w powietrzu gęstniało
napięcie. Co się dzieje, skąd ta atmosfera grozy i nerwowa gadatliwość zachodziłam
w głowę. Gośka widać miała podobne odczucia, bo zapytała wprost, o co chodzi.
Przez pewien czas panowała cisza przerywana westchnieniami. Wreszcie Jula, która
źle znosi takie napięcie wypaliła:
Sławka mów! I Sławka powiedziała. Jest jedną z najstarszych stażem uczestniczek
grupy. Jej własne problemy znalazły już rozwiązanie, chociaż od pewnego czasu
zmartwień przysparzał jej syn. Kilka miesięcy temu ożenił się i na pozór wszystko
wygląda normalnie, ale... Młodej żony kilka razy nie udało się namówić do zdjęcia
ciemnych okularów. Sławka próbowała odsunąć od siebie podejrzenia, ale stała
się uważna. Sama przez lata ukrywała podbite oczy za ciemnymi okularami, skarżąc
się na zapalenie spojówek. Planowała rozmowę z synową, nie chciała ryzykować.
Nie zdążyła. Przedwczoraj synowa z poważnymi urazami, pobita i zgwałcona wylądowała
w szpitalu. Syn w areszcie.
To wszystko powiedziała Sławka z twarzą nieruchomą jak maska. Jej oczy wyrażały
nieme błaganie nie pytajcie mnie o nic więcej bo się rozpadnę.
To wszystko! Grupa milczała. Dziewczyny nie wyrywały się z informacjami zwrotnymi,
dobre rady niejednej utknęły w gardle. Ciężar nieopisany i przygnębienie ogarnęło
nas jak dym. Każda z uczestniczek zapadła się w siebie, spotykając własne lęki
i wątpliwości. Przecież wciąż zadają sobie i nam pytanie: czy dla ich dzieci
nie jest za późno? Czy zdążą przed przemocą czy też raz wyuczone wzory zachowań
uczynią z nich kolejne ofiary i sprawców? A teraz to... Dowód, że ich strach
nie jest bezpodstawny.
Patrzą na nas terapeutki i oczekują odpowiedzi na pytanie "co zrobić, żeby
nasze dzieci nie niosły tego przekleństwa"?
Kto zna jakąś dobrą odpowiedź? Ale taką jasną, dającą gwarancje, których żądają
nasze klientki! Ja nie znam i Gośka też chyba nie, bo siedzi w milczeniu. Obie
wiemy, że do godziny 20.00 trzeba pomóc grupie "strawić" ten głaz, wyrazić uczucia,
przejść na poziom refleksji, zamknąć, domknąć, zadbać o Sławkę i jej stan, może
zorganizować jakąś pomoc. Przechodzi mnie dreszcz na myśl o tym, że taka sytuacja
mogłaby zdarzyć się w czasie, kiedy jedna z nas ma urlop lub jest chora.
Po takiej grupie wychodzimy do domu dużo później. Kiedy już kończymy ostatnią
rundę, gdy pozamykamy wszystkie bieżące sprawy naszych klientek przychodzi ogromne
znużenie i wątpliwości.
Czy zareagowałyśmy na wszystkie sygnały? Na ile optymalnie prowadziłyśmy prace?
Może można było zrobić coś jeszcze...
* * *
Trudne grupy w pracy z ofiarami domowej przemocy to codzienność, nie wyjątek.
Praca w tandemie stała się więc jednym ze standardów w naszej praktyce. Także
ze względów bezpieczeństwa. Jak wtedy, gdy w czasie sesji do drzwi zaczął dobijać
się mąż jednej z klientek. Śledził ją i jakiś czas sterczał pod bramą, czekając
aż wyjdzie. A czekając tworzył sobie w wyobraźni obrazy tego, co ona robi. I
z kim. Kiedy wpadł z impetem na korytarz minęło trochę czasu, zanim zdał sobie
sprawę gdzie jest, a jeszcze musiał sprawdzić czy na pewno w żadnej z szaf nie
kryje się kochanek jego żony. Był pijany, agresywny ale ktoś musiał opanować
ten cały bałagan. Druga prowadząca, prawa ręka, człowiek na niepogodę wzięła
na siebie pacyfikację osobnika, wezwanie policji. A ja dalej prowadziłam grupę,
chociaż z niepokojem. Jak poradziłabym sobie sama?
Kiedy ktoś wyraża zdziwienie, że grupę dla ofiar przemocy prowadzą zawsze dwie
osoby, to ja się dziwię, że on wyraża zdziwienie. Zyski z takiego układu przewyższają
straty, a argumenty merytoryczne są konkurencyjne wobec ewentualnych ekonomicznych
zastrzeżeń. Korzyści jest wiele, pisać by można długo, moje refleksje dotyczą
zatem tych, do których sama przywiązuję największą wagę.
Ofiary przemocy domowej wnoszą do kontaktu z terapeutami specyficzny sposób
wyrażania oczekiwań: można go nazwać (niesprawiedliwie, ale dosadnie) postawą
roszczeniową. Ja sama tego określenia unikam, bo zawiera w sobie negatywną ocenę.
Tymczasem takie oczekiwania są po prostu odwrotną stroną syndromu wyuczonej
bezradności ("skoro ja na nic w moim życiu nie mam wpływu, to niech ktoś inny
natychmiast coś zrobi").
Większość pomagaczy to wie, ale i tak nie jest im łatwo uniknąć gry w "tak,
ale..." Grupa wprost uwielbia tę grę: sypią się dziesiątki rad, rozwiązania
pojawiają się jak w kalejdoskopie, a bohaterka utwierdza się w przekonaniu,
że nikt nie umie jej pomóc. Kiedy grupę prowadzą dwie osoby, ryzyko nieprzytomnego
włączenia się do gry maleje prawie do zera.
Podwójna obsada w grupach dla ofiar przemocy daje możliwość szybkiej wymiany
spostrzeżeń, mini-superwizji choćby w przerwie, jeśli trzeba. Kilka razy czujne
oko i nieznaczny gest współprowadzącej uchronił mnie przed błędem. Po jakimś
czasie wspólnej pracy niemal czyta się w myślach tej drugiej osoby. To bez wątpienia
zwiększa poczucie kompetencji i bezpieczeństwa.
Nieoceniona jest możliwość "odgadania" trudnych uczuć. W przeciwnym razie pewnie
zawleczemy je do domu i poczęstujemy stęsknioną rodzinę własnym napięciem, irytacją
i smutkiem.
Dbamy o to, aby w czasie grupy zachowywać niezbędny dystans, ale słuchając
relacji z przedsionka piekła nie sposób nie reagować. Miotają nami uczucia:
wobec sprawcy, wobec ofiary, często wobec nieskutecznej policji. Aż chce się
wrzeszczeć lub wyć. Wyrażenie tego w trakcie grupy w zrównoważony sposób, słowami,
to zabieg raczej kosmetyczny.
Kiedy zamkną się drzwi za ostatnią klientką, zostajemy z naszym rozedrganiem
i napięciem, praca jeszcze się nie skończyła, "czująca część terapeuty" dalej
tkwi w sali terapeutycznej. Możliwość odreagowania tych uczuć natychmiast po
grupie jest elementarnym prawem każdego prowadzącego.
Kilka razy brałam udział w dyskusji ze zwolennikami trybu oszczędnego: wystarczy
jeden terapeuta plus ewentualnie stażujący "kot". Moim zdaniem obecność stażysty
jeszcze bardziej podkreśla znaczenie tandemu prowadzących: stażystą też trzeba
się zająć, jego obecność na grupie z niczego terapeuty nie odciąża, a dodaje
mu obowiązków, jeśli poważnie traktuje swoją rolę nauczyciela. Opcja oszczędna
utrudnia pracę, zmniejsza skuteczność i możliwości prowadzącego, nie wspominając
o higienie pracy.
* * *
Kiedy w grudniu została zamordowana w odwecie przez męża znęcacza Irena R.,
wiele kobiet zatrzymało się w swoich poczynaniach. Zdały sobie sprawę z ryzyka,
jakie podejmują i w swoim przerażeniu były gotowe "dać spokój", a to dla ofiary
przemocy oznacza wycofanie zeznań, powrót do sprawcy, rezygnację z terapii,
zapadnięcie się w swój lęk i bezsilność. Dla terapeutów była to godzina próby.
Na dwa głosy, choć każda na swój własny sposób, przywracałyśmy kobietom i sobie
wiarę w sens podejmowania działań. My też potrzebowałyśmy wzajemnego wsparcia.
Z ulgą przeczytałam w bardzo profesjonalnej i wyczerpującej publikacji Judith
Lewis Herman "Przemoc uraz psychiczny i powrót do równowagi" jasno sformułowany
postulat prowadzenia grup "przemocowych" przez dwóch terapeutów. Z przekonaniem
płynącym z własnych doświadczeń przyłączam się do niego.
Anna M. Nowakowska
Autorka jest terapeutką, pracuje w Pogotowiu dla Ofiar
Przemocy w Rodzinie. Prowadzi grupy dla ofiar oraz terapię dla kobiet uzależnionych.
początek |
strona główna | spis
treści |
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Same marzenia nie wystarczą!same marzenia nie wystarczaGdy szkolne prawo nie wystarczasame marzenia nie wystarczaSame marzenia nie wystarcza fragmentWystarczy być, wystarczy, że nikt nie ukradł żyrandolaKraj SEJM NIE ROZWIĄZANYDlaczego kobiety nie osiągają orgazmuwięcej podobnych podstron