Zamiast profesjonalizacji - prowizorka
Tomasz Szatkowski
poniedziałek, 29 sierpnia 2011
Rozwiązanie 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego to kolejny przejaw przedkładania
przez rząd Donalda Tuska doraznych korzyści politycznych nad strategiczne interesy państwa.
To także przykład na to, że ta władza nie rozumie i nie szanuje wojska.
Dorobek rządu Donalda Tuska w kwestii polityki bezpieczeństwa świadczy o niepoważnym podejściu do
najistotniejszych zadań państwa. Sztandarowym "osiągnięciem" PO w Ministerstwie Obrony Narodowej
jest rzekoma profesjonalizacja Sił Zbrojnych. Jest to decyzja o najcięższym kalibrze dla polityki
obronnej. Dotyczy bowiem istoty Sił Zbrojnych, a zwłaszcza wyboru paradygmatu "ilość" czy "jakość".
Państwa położone w bezpiecznym otoczeniu geopolitycznym, zabezpieczone przed obcą agresją
morzem lub też posiadające potencjał nuklearny mogą skoncentrować się na zamorskich zadaniach
ekspedycyjnych. Przejście większości z tych państw na zawodowy model sił zbrojnych wynika z wyboru
opartego na racjonalnych przesłankach. W tego typu działaniach z reguły większe znaczenie ma jakość
niż liczba wojsk. Jednak nawet w misjach ekspedycyjnych działania okupacyjno-stabilizacyjne, takie jak
w Iraku czy ostatnio w Afganistanie, wymagają znacznie większej liczby wojska. Dla odmiany, takie
państwa jak Turcja, Izrael, Korea Południowa, Tajwan czy Finlandia, aby móc stawić czoła ewentualnym
klasycznym zagrożeniom militarnym, utrzymują pobór oraz duże rezerwy.
W Polsce pobór zniesiono
Położenie strategiczne Polski jest bardziej zbliżone do sytuacji Finlandii czy Turcji niż np. Belgii. Od
polskich decydentów, a także ich doradców, należałoby zatem oczekiwać przyjęcia podobnej do tych
państw strategii obronnej. Tymczasem polski rząd podjął decyzję o drastycznym zmniejszeniu rezerw
obronnych poprzez pochopną rezygnację z poboru. Nie tak dawno szef Klubu Parlamentarnego
Platformy Obywatelskiej przyznał, że głównym motywem decyzji było zapewnienie odpowiedniej liczby
głosów młodych wyborców. Motywację tę potwierdzają hasła rozpoczynającej się kampanii wyborczej, w
której wśród rzekomych sukcesów PO jej spin doktorzy, licząc zapewne na głosy kolejnego młodego
pokolenia Polaków, wymieniają zniesienie poboru.
Nie zadbano jednak o budowę przynajmniej namiastki taniej, choćby ochotniczej formacji terytorialnej,
która wypełniłaby lukę powstałą po zmniejszeniu rezerw osobowych wyszkolonych w systemie
zasadniczej służby wojskowej. Szumnie reklamowane Narodowe Siły Rezerwy bynajmniej nie są nawet
substytutem, gdyż stanowi je niewielka grupa osób, która ma uzupełnić szeregi sił zbrojnych, głównie na
pomocniczych stanowiskach, od kierowców po kucharzy.
Skalę problemu pokazują prowizoryczne środki zaradcze. Dopóki istnieją rezerwy wyszkolone w starym
systemie, przez kilka najbliższych lat nie odczujemy konsekwencji tego stanu rzeczy, ale co będzie
potem? Jak powiedział mi jeden z generałów wdrażających decyzję o "profesjonalizacji" w Sztabie
Generalnym, żeby podtrzymać fikcję o samowystarczalności nowego systemu, nie będzie się żołnierzy
powoływać na ćwiczenia, ale można ich zaprosić do jednostki na gwiazdkę i pozwolić postrzelać przy tej
okazji na strzelnicy. Dzięki temu będą "w razie czego" pamiętali, gdzie jest ich jednostka oraz jak się
trzyma karabin.
Konformizm kadry generalskiej
Kolejny przykład na to, jak bieżące zapotrzebowanie polityczne władzy jest przedkładane nad istotne
sprawy państwa, to zaskakująco skorelowane z drganiami sondaży zmiany polityki rządu w odniesieniu
do tarczy antyrakietowej. Początkowo, gdy społeczeństwo dawało posłuch naiwnej nadziei na spokój za
"niedrażnienie Rosji", konsekwentnie opózniano negocjacje, a premier Donald Tusk zdobył się nawet na
1
gest, jakim było podanie Amerykanom czarnej polewki w dniu ich narodowego święta. Wywołany wojną
w Gruzji wzrost niepokoju u ankietowanych znacząco wpłynął z kolei na nagłą decyzję o akceptacji
amerykańskiej propozycji. Opinia publiczna w naszym kraju ma jednak krótką pamięć i po paru
miesiącach ważniejsze było, żeby nie drażnić Rosji, niż narzucać się Barackowi Obamie z ratyfikacją
porozumienia.
Beztroska rządzących byłaby oczywiście niemożliwa bez konformizmu i spolegliwości cechujących
część kadry generalskiej. Jest to moim zdaniem rezultat procesu selekcji sięgającego do czasów
schyłku Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Po odwilży gomułkowskiej, w latach 60., byli tacy
generałowie, którzy próbowali nadać strategii militarnej Ludowego Wojska Polskiego cechy przystające
do rzeczywistych potrzeb państwa, a nie wymagań Moskwy. Przykładem jest choćby wyhamowana
pózniej koncepcja Obrony Terytorialnej Kraju generała Bolesława Chochy albo reforma Wojsk
Lotniczych, na wzór RAF, generała Freya Bieleckiego. Jednak już w wyniku resowietyzacji dokonanej w
końcu lat 70. i degrengolady ideowej lat 80. zanikały elementy samodzielności myślenia w kadrach, z
których wywodzi się większość obecnego korpusu generalskiego. Przykręcenie "ideowej" śruby za
czasów Wojciecha Jaruzelskiego dobitnie obrazuje fakt, że jeśli na początku lat 70. tolerowano jeszcze
fakt, że niespełna połowa podchorążych w Szkole Orląt w Dęblinie należała do Polskiej Zjednoczonej
Partii Robotniczej, to na przełomie lat 70. i 80. dopracowano się już 100 procent upartyjnienia. Początek
lat 90., a zwłaszcza prezydentura Lecha Wałęsy, to czas zmarnowanej szansy na rewolucję kadrową.
Wielu generałów, którzy pięli się po szczeblach kariery schyłkowej PRL, skutecznie wkupiło się w łaski
nowej "postsolidarnościowej" elity, blokując rozwój średniej fachowej kadry i konserwując wzorce
konformizmu. Tak się złożyło, że przełom lat 90. i zeszłej dekady to czas, gdy grupa czołowych
generałów składała się z ludzi o zdumiewająco podobnych życiorysach: tylko absolwenci dwóch
wyższych szkół w ZSRS (łącznie z Woroszyłówką) otrzymywali szansę na "konwersję" w National
Defense University w USA.
Szukanie kozła ofiarnego
Chociaż przynajmniej część ze zdymisjonowanej kadry generalskiej poniosła zasłużoną
odpowiedzialność, to jednak uderza ucieczka od nazwania wprost politycznej odpowiedzialności
Bogdana Klicha oraz pominięcie organizatorów lotu do Smoleńska, tj. przede wszystkim szefa kancelarii
premiera. W tym kontekście karanie służących w pułku żołnierzy upokarzającą decyzją o rozwiązaniu
ich jednostki wygląda na efektowne szukanie kozła ofiarnego. Ceną jest jednak dalszy upadek już i tak
nadszarpniętego prestiżu i morale żołnierzy, którzy wiedzą, że ich służba nie będzie ani szanowana, ani
obiektywnie traktowana przez decydentów. Jeśli bowiem nie wchodzą w grę nadzwyczajne względy
zewnętrzne, takie jak choćby restrukturyzacja Sił Zbrojnych, jednostki wojskowe się rozwiązuje, jeśli
doszło do splamienia honoru żołnierskiego, np. w wyniku zdrady i tchórzostwa czy dezercji. Ktoś mógłby
podnieść, że dzisiejsza opozycja również dokonywała takich samych decyzji, rozwiązując Wojskowe
Służby Informacyjne. Tamto rozstrzygnięcie, zaaprobowane w Sejmie wspólnie przez PiS i PO, miało
jednak inne podstawy. Na pewno wielu, może nawet większość żołnierzy WSI, służyło państwu zgodnie
z sumieniem. Wymogi bezpieczeństwa państwa nie mogły jednak pozwolić na "zwykłą" reformę
jednostki, w której przez lata nie robiono nic, choćby z wiedzą o wysokim prawdopodobieństwie infiltracji
dokonanej znacznie wcześniej przez służby obcego państwa. Bezpieczeństwo kraju wymusza w
służbach specjalnych surową zasadę, tzn. w razie wątpliwości rozstrzygać na niekorzyść podsądnego,
odwrotną niż ta stosowana w prawie karnym. W miejsce rozwiązanych formacji zaprojektowano jednak
nowe, wprowadzając je jednocześnie wzorem zachodnich służb w obieg informacyjny i zadaniowania na
najwyższym szczeblu państwa. Chociaż zamiary ustawodawcy co do tempa i procedury samej operacji
były nie do końca realistyczne, to w efekcie w nowych służbach zatrudniono jednak większość żołnierzy
WSI. O tym, że był to w swoim zasadniczym rysie słuszny projekt, przesądza fakt, iż pozostał w swym
kształcie po zmianie władzy w 2007 roku. Zarówno więc przesłanki obydwu decyzji, jak i proponowane
środki zaradcze są zupełnie inne. Co więcej, stan 36. spec pułku w ostatnich latach jest, inaczej niż w
przypadku WSI, w głównej mierze efektem beztroski części klasy politycznej w odniesieniu do stanu
2
bezpieczeństwa państwa. To w wyniku działań polityków jednostka straciła na przełomie wieku
większość fachowej kadry. Mało kto pamięta, że rząd Jerzego Buzka i Leszka Balcerowicza postanowił
naprawić finanse państwa, odbierając żołnierzom zawodowym część nabytych praw emerytalnych. Ta
próba się nie powiodła, gdyż została uznana za niekonstytucyjną przez Trybunał Konstytucyjny, ale
wojsku, a szczególnie siłom powietrznym, nic to już nie pomogło. Z wojska nie odchodzili wówczas
generałowie. W obawie o pogorszenie warunków emerytalnych w trybie nagłym odeszło wielu
doświadczonych oficerów, w tym zwłaszcza z 36. specpułku. Inny przykład odpowiedzialności polityków
takich jak choćby Bogdan Klich, to pozwolenie lobby Sztabu Generalnego na prowadzenie ostatniej
restrukturyzacji w taki sposób, że jej ofiarami stawali się ludzie służący w linii, a nie za biurkami w
Warszawie. To politycy są również odpowiedzialni za brak nowoczesnych samolotów do przewozu
specjalnego. Przez lata bardziej obawiano się populistycznej reakcji mediów niż sparaliżowania
transportu specjalnego. Największa odpowiedzialność w tych kwestiach spada na polityków będących
obecnie przy władzy, którzy zastali sytuację w najpoważniejszym stadium. Mieli znacznie więcej czasu i
pieniędzy niż poprzednicy, aby rozwiązać te kwestie, w tym szczególnie nabrzmiałe problemy 36. pułku,
które przecież często były podnoszone nawet przez media. Nie zrobili jednak nic konkretnego, aby
naprawić sytuację w specpułku, oprócz prób prywatyzacji wykonywanych przez niego funkcji. Katastrofa
smoleńska tylko przyspieszyła, jak widać, te starania. Obecnie stajemy się więc jednym z nielicznych
państw na świecie, którego rząd będzie zdany w tym prestiżowym i wrażliwym zadaniu na pilotów
cywilnych. Pozornie lecząc sytuację w Siłach Zbrojnych, rząd maskuje swoje błędy, nie baczy na
konsekwencje dla bezpieczeństwa państwa. Funduje nam jednocześnie jako "remedium" podobną
prowizorkę jak szkolenie żołnierzy na spotkaniach "gwiazdkowych". Obyśmy nie musieli smakować
kolejnych gorzkich owoców takiej beztroski.
Artykuł odzwierciedla osobiste poglądy autora.
Autor jest doradcą ds. bezpieczeństwa i obronności Grupy Politycznej EKR w Parlamencie Europejskim.
W latach 2005-2006 był doradcą ministra koordynatora ds. Służb Specjalnych Zbigniewa Wassermanna
oraz członkiem Komisji Weryfikacyjnej WSI. W latach 2006-2007 pełnił funkcję dyrektora Sekretariatu
Wiceprezesa Rady Ministrów Przemysława Gosiewskiego.
www.naszdziennik.pl
3
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
h professionalprofesje2Wylej wlasnego szefa Jak rzucic prace i zmienic pasje w profesje wylejC Vademecum profesjonalisty ksiazka Podziękowania, O autorachFlash MX Vademecum profesjonalisty flmxvp04 PROFESSORSHenry Kuttner Exit the Professor UCTYTAN Professional Silikon uniwersalny msdsklucze windows xp professional sp3(1)Autodesk Inventor Professional 2008 [34 strony] WiM GRUPA PROFESJONALNA CHEMIA BUDOWLANAwięcej podobnych podstron