pan tadeusz01 mickiewicz


Pan Tadeusz - Ks I - Gospodarstwo - Adam Mickiewicz Treść Powrót panicza. - Spotkanie siÄ™ najpierwsze w pokoiku, drugie u stoÅ‚u. - Ważna SÄ™dziego nauka o grzecznoÅ›ci. - Podkomorzego uwagi polityczne nad modami. - PoczÄ…tek sporu o Kusego i SokoÅ‚a. - Å»ale Wojskiego. - Ostatni Woźny TrybunaÅ‚u. - Rzut oka na ówczesny stan polityczny Litwy i Europy. Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteÅ› jak zdrowie Ile ciÄ™ trzeba cenić, ten tylko siÄ™ dowie, Kto ciÄ™ straciÅ‚. DziÅ› piÄ™kność twÄ… w caÅ‚ej ozdobie WidzÄ™ i opisujÄ™, bo tÄ™skniÄ™ po tobie. Panno Å›wiÄ™ta, co Jasnej bronisz CzÄ™stochowy I w Ostrej Å›wiecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem! Jak mnie dziecko do zdrowia powróciÅ‚aÅ› cudem, (Gdy od pÅ‚aczÄ…cej matki pod TwojÄ… opiekÄ™ 10 Ofiarowany, martwÄ… podniosÅ‚em powiekÄ™ I zaraz mogÅ‚em pieszo do Twych Å›wiÄ…tyÅ„ progu Iść za wrócone życie podziÄ™kować Bogu), Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny Å‚ono. Tymczasem przenoÅ› mojÄ… duszÄ™ utÄ™sknionÄ… Do tych pagórków leÅ›nych, do tych Å‚Ä…k zielonych, Szeroko nad bÅ‚Ä™kitnym Niemnem rozciÄ…gnionych; Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, WyzÅ‚acanych pszenicÄ…, posrebrzanych żytem; Gdzie bursztynowy Å›wierzop, gryka jak Å›nieg biaÅ‚a, 20 Gdzie panieÅ„skim rumieÅ„cem dziÄ™cielina paÅ‚a, A wszystko przepasane jakby wstÄ™gÄ…, miedzÄ… ZielonÄ…, na niej z rzadka ciche grusze siedzÄ…. Åšród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju, Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju, StaÅ‚ dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany; ÅšwieciÅ‚y siÄ™ z daleka pobielane Å›ciany, Tym bielsze, że odbite od ciemnej zieleni Topoli, co go broniÄ… od wiatrów jesieni. Dom mieszkalny niewielki, lecz zewszÄ…d chÄ™dogi, 30 I stodoÅ‚Ä™ miaÅ‚ wielkÄ…, i przy niej trzy stogi Użątku, co pod strzechÄ… zmieÅ›cić siÄ™ nie może; Widać, że okolica obfita we zboże, I widać z liczby kopic, co wzdÅ‚uż i wszerz smugów ÅšwiecÄ… gÄ™sto jak gwiazdy, widać z liczby pÅ‚ugów OrzÄ…cych wczeÅ›nie Å‚any ogromne ugoru, Czarnoziemne, zapewne należne do dworu, Uprawne dobrze na ksztaÅ‚t ogrodowych grzÄ…dek: Å»e w tym domu dostatek mieszka i porzÄ…dek. Brama na wciąż otwarta przechodniom ogÅ‚asza, 40 Å»e goÅ›cinna, i wszystkich w goÅ›cinÄ™ zaprasza. WÅ‚aÅ›nie dwukonnÄ… brykÄ… wjechaÅ‚ mÅ‚ody panek I obiegÅ‚szy dziedziniec zawróciÅ‚ przed ganek, WysiadÅ‚ z powozu; konie, porzucone same, SzczypiÄ…c trawÄ™ ciÄ…gnęły powoli pod bramÄ™. We dworze pusto: bo drzwi od ganku zamkniÄ™to Zaszczepkami, i koÅ‚kiem zaszczepki przetkniÄ™to. Podróżny do folwarku nie biegÅ‚ sÅ‚ug zapytać, OdemknÄ…Å‚, wbiegÅ‚ do domu, pragnÄ…Å‚ go powitać. Dawno domu nie widziaÅ‚, bo w dalekim mieÅ›cie 50 KoÅ„czyÅ‚ nauki, koÅ„ca doczekaÅ‚ nareszcie. Wbiega i okiem chciwie Å›ciany starodawne OglÄ…da czule, jako swe znajome dawne. Też same widzi sprzÄ™ty, też same obicia, Z którymi siÄ™ zabawiać lubiÅ‚ od powicia; Lecz mniej wielkie, mniej piÄ™kne, niż siÄ™ dawniej zdaÅ‚y I też same portrety na Å›cianach wisiaÅ‚y. Tu KoÅ›ciuszko w czamarce krakowskiej, z oczyma Podniesionymi w niebo, miecz oburÄ…cz trzyma; Takim byÅ‚, gdy przysiÄ™gaÅ‚ na stopniach oÅ‚tarzów, 60 Å»e tym mieczem wypÄ™dzi z Polski trzech mocarzów, Albo sam na nim padnie. Dalej w polskiej szacie Siedzi Rejtan żaÅ‚oÅ›ny po wolnoÅ›ci stracie, W rÄ™ku trzymna nóż, ostrzem zwrócony do Å‚ona, A przed nim leży Fedon i Å»ywot Katona. Dalej JasiÅ„ski, mÅ‚odzian piÄ™kny i posÄ™pny, Obok Korsak, towarzysz jego nieodstÄ™pny, StojÄ… na szaÅ„cach Pragi, na stosach Moskali, SiekÄ…c wrogów, a Praga już siÄ™ wkoÅ‚o pali. Nawet stary stojÄ…cy zegar kurantowy 70 W drewnianej szafie poznaÅ‚, u wniÅ›cia alkowy, I z dziecinnÄ… radoÅ›ciÄ… pociÄ…gnÄ…Å‚ za sznurek, By stary DÄ…browskiego posÅ‚yszeć mazurek. BiegaÅ‚ po caÅ‚ym domu i szukaÅ‚ komnaty, Gdzie mieszkaÅ‚ dzieckiem bÄ™dÄ…c, przed dziesiÄ™ciu laty. Wchodzi, cofnÄ…Å‚ siÄ™, toczyÅ‚ zdumione źrenice Po Å›cianach; w tej komnacie mieszkanie kobiece? Któż by tu mieszkaÅ‚? Stary stryj nie byÅ‚ żonaty, A ciotka w Petersburgu mieszkaÅ‚a przed laty. To nie byÅ‚ ochmistrzyni pokój? Fortepiano? 80 Na nim nuty i książki; wszystko porzucano Niedbale i bezÅ‚adnie; nieporzÄ…dek miÅ‚y! Niestare byÅ‚y rÄ…czki, co je tak rzuciÅ‚y. Tuż i sukienka biaÅ‚a, Å›wieżo z koÅ‚ka zdjÄ™ta Do ubrania, na krzesÅ‚a porÄ™czu rozpiÄ™ta. A na oknach donice z pachnÄ…cymi zioÅ‚ki, Geranium, lewkonija, astry i fijoÅ‚ki. Podróżny stanÄ…Å‚ w jednym z okien - nowe dziwo: W sadzie, na brzegu niegdyÅ› zarosÅ‚ym pokrzywÄ…, ByÅ‚ maleÅ„ki ogródek, Å›cieżkami porzniÄ™ty, 90 PeÅ‚en bukietów trawy angielskiej i miÄ™ty. Drewniany, drobny, w cyfrÄ™ powiÄ…zany pÅ‚otek PoÅ‚yskaÅ‚ siÄ™ wstążkami jaskrawych stokrotek. GrzÄ…dki, widać, że byÅ‚y Å›wieżo polewane; Tuż staÅ‚o wody peÅ‚ne naczynie blaszane, Ale nigdzie nie widać byÅ‚o ogrodniczki; Tylko co wyszÅ‚a; jeszcze koÅ‚yszÄ… siÄ™ drzwiczki Åšwieżo trÄ…cone, blisko drzwi Å›lad widać nóżki Na piasku, bez trzewika byÅ‚a i poÅ„czoszki; Na piasku drobnym, suchym, biaÅ‚ym na ksztaÅ‚t Å›niegu, 100 Åšlad wyraźny, lecz lekki, odgadniesz, że w biegu Chybkim byÅ‚ zostawiony nóżkami drobnemi Od kogoÅ›, co zaledwie dotykaÅ‚ siÄ™ ziemi. Podróżny dÅ‚ugo w oknie staÅ‚ patrzÄ…c, dumajÄ…c, Wonnymi powiewami kwiatów oddychajÄ…c, Oblicze aż na krzaki fijoÅ‚kowe skÅ‚oniÅ‚, Oczyma ciekawymi po drożynach goniÅ‚ I znowu je na drobnych Å›ladach zatrzymywaÅ‚, MyÅ›laÅ‚ o nich i, czyje byÅ‚y, odgadywaÅ‚. Przypadkiem oczy podniósÅ‚, i tuż na parkanie 110 StaÅ‚a mÅ‚oda dziewczyna. - BiaÅ‚e jej ubranie WysmukÅ‚Ä… postać tylko aż do piersi kryje, OdsÅ‚aniajÄ…c ramiona i Å‚abÄ™dziÄ… szyjÄ™. W takim Litwinka tylko chodzić zwykÅ‚a z rana, W takim nigdy nie bywa od mężczyzn widziana; WiÄ™c choć Å›wiadka nie miaÅ‚a, zaÅ‚ożyÅ‚a rÄ™ce Na piersiach, przydawajÄ…c zasÅ‚ony sukience. WÅ‚os w pukle nie rozwity, lecz w wÄ™zeÅ‚ki maÅ‚e PokrÄ™cony, schowany w drobne strÄ…czki biaÅ‚e, Dziwnie ozdabiaÅ‚ gÅ‚owÄ™, bo od sÅ‚oÅ„ca blasku 120 ÅšwieciÅ‚ siÄ™, jak korona na Å›wiÄ™tych obrazku. Twarzy nie byÅ‚o widać, zwrócona na pole SzukaÅ‚a kogoÅ› okiem, daleko, na dole; UjrzaÅ‚a, zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ i klasnęła w dÅ‚onie, Jak biaÅ‚y ptak zleciaÅ‚a z parkanu na bÅ‚onie I wionęła ogrodem, przez pÅ‚otki, przez kwiaty, I po desce opartej o Å›cianÄ™ komnaty, Nim spostrzegÅ‚ siÄ™, wleciaÅ‚a przez okno, Å›wiecÄ…ca, NagÅ‚a, cicha i lekka jak Å›wiatÅ‚ość miesiÄ…ca. NucÄ…c chwyciÅ‚a suknie, biegÅ‚a do zwierciadÅ‚a; 130 Wtem ujrzaÅ‚a mÅ‚odzieÅ„ca i z rÄ…k jej wypadÅ‚a Suknia, a twarz ad strachu i dziwu pobladÅ‚a. Twarz podróżnego barwÄ… spÅ‚onęła rumianÄ…, Jak obÅ‚ok, gdy z jutrzenkÄ… napotka siÄ™ ranÄ…; Skromny mÅ‚odzieniec oczy zmrużyÅ‚ i przysÅ‚oniÅ‚, ChciaÅ‚ coÅ› mówić, przepraszać, tylko siÄ™ ukÅ‚oniÅ‚ I cofnÄ…Å‚; dziewica krzyknęła boleÅ›nie, Niewyraźnie, jak dziecko przestraszone we Å›nie; Podróżny zlÄ…kÅ‚ siÄ™, spójrzaÅ‚, lecz już jej nie byÅ‚o, WyszedÅ‚ zmieszany i czuÅ‚, że serce mu biÅ‚o 140 GÅ‚oÅ›no, i sam nie wiedziaÅ‚, czy go miaÅ‚o Å›mieszyć To dziwaczne spotkanie, czy wstydzić, czy cieszyć. Tymczasem na folwarku nie uszÅ‚o bacznoÅ›ci, Å»e przed ganek zajechaÅ‚ któryÅ› z nowych goÅ›ci. Już konie w stajniÄ™ wziÄ™to, już im hojnie dano, Jako w porzÄ…dnym domu, i obrok, i siano: Bo SÄ™dzia nigdy nie chciaÅ‚, wedÅ‚ug nowej mody, OdsyÅ‚ać konie goÅ›ci Å»ydom do gospody. SÅ‚udzy nie wyszli witać, ale nie myÅ›l wcale, Aby w domu SÄ™dziego sÅ‚użono niedbale; 150 SÅ‚udzy czekajÄ…, nim siÄ™ pan Wojski ubierze, Który teraz za domem urzÄ…dzaÅ‚ wieczerzÄ™. On Pana zastÄ™puje i on, w niebytnoÅ›ci Pana, zwykÅ‚ sam przyjmować i zabawiać goÅ›ci (Daleki krewny paÅ„ski i przyjaciel domu). WidzÄ…c goÅ›cia, na folwark dążyÅ‚ po kryjomu (Bo nie mógÅ‚ wyjść spotykać w tkackim pudermanie), WdziaÅ‚ wiÄ™c, jak mógÅ‚ najprÄ™dzej, niedzielne ubranie, Nagotowane z rana, bo od rana wiedziaÅ‚, Å»e u wieczerzy bÄ™dzie z mnóstwem goÅ›ci siedziaÅ‚. 160 Pan Wojski poznaÅ‚ z dala, rÄ™ce rozkrzyżowaÅ‚ I z krzykiem podróżnego Å›ciskaÅ‚ i caÅ‚owaÅ‚; Zaczęła siÄ™ ta prÄ™dka, zmieszana rozmowa, W której lat kilku dzieje chciano zamknąć w sÅ‚owa Krótkie i poplÄ…tane, w ciÄ…g powieÅ›ci, pytaÅ„, Wykrzykników i westchnieÅ„, i nowych powitaÅ„. Gdy siÄ™ pan Wojski dosyć napytaÅ‚, nabadaÅ‚, Na samym koÅ„cu dzieje tego dnia powiadaÅ‚. <<Dobrze, mój Tadeuszu (bo tak nazywano MÅ‚odzieÅ„ca, który nosiÅ‚ KoÅ›ciuszkowskie miano 170 Na pamiÄ…tkÄ™, że w czasie wojny siÄ™ urodziÅ‚), Dobrze, mój Tadeuszu, żeÅ› siÄ™ dziÅ› nagodziÅ‚ Do domu, wÅ‚aÅ›nie kiedy mamy panien wiele. Stryjaszek myÅ›li wkrótce sprawić ci wesele; Jest z czego wybrać; u nas towarzystwo liczne Od kilku dni zbiera siÄ™ na sÄ…dy graniczne, Dla skoÅ„czenia dawnego z panem HrabiÄ… sporu, I pan Hrabia ma jutro sam zjechać do dworu; Podkomorzy już zjechaÅ‚ z żonÄ… i z córkami. MÅ‚odzież poszÅ‚a do lasu bawić siÄ™ strzelbami, 180 A starzy i kobiety żniwo oglÄ…dajÄ… Pod lasem, i tam pewnie na mÅ‚odzież czekajÄ…. Pójdziemy, jeÅ›li zechcesz, i wkrótce spotkamy Stryjaszka, Podkomorstwo i szanowne damy>>. Pan Wojski z Tadeuszem idÄ… pod las drogÄ… I jeszcze siÄ™ do woli nagadać nie mogÄ…. SÅ‚oÅ„ce ostatnich kresów nieba dochodziÅ‚o, Mniej silnie, ale szerzej niż we dnie Å›wieciÅ‚o, CaÅ‚e zaczerwienione, jak zdrowe oblicze Gospodarza, gdy prace skoÅ„czywszy rolnicze 190 Na spoczynek powraca; już krÄ…g promienisty Spuszcza siÄ™ na wierzch boru i już pomrok mglisty, NapeÅ‚niajÄ…c wierzchoÅ‚ki i gaÅ‚Ä™zie drzewa, CaÅ‚y las wiąże w jedno i jakoby zlewa; I bór czerniÅ‚ siÄ™ na ksztaÅ‚t ogromnego gmachu, SÅ‚oÅ„ce nad nim czerwone jak pożar na dachu; Wtem zapadÅ‚o do gÅ‚Ä™bi; jeszcze przez konary BÅ‚ysnęło, jako Å›wieca przez okienic szpary, I zgasÅ‚o. I wnet sierpy, gromadnie dzwoniÄ…ce We zbożach, i grabliska suwane po Å‚Ä…ce 200 UcichÅ‚y i stanęły: tak pan SÄ™dzia każe, U niego ze dniem koÅ„czÄ… prace gospodarze. <<Pan Å›wiata wie, jak dÅ‚ugo pracować potrzeba; SÅ‚oÅ„ce, Jego robotnik, kiedy znidzie z nieba, Czas i ziemianinowi ustÄ™pować z pola>>. Tak zwykÅ‚ mawiać pan SÄ™dzia; a SÄ™dziego wola ByÅ‚a ekonomowi poczciwemu Å›wiÄ™tÄ…, Bo nawet wozy, w które już skÅ‚adać zaczÄ™to KopÄ™ żyta, niepeÅ‚ne jadÄ… do stodoÅ‚y; CieszÄ… siÄ™ z nadzwyczajnej ich lekkoÅ›ci woÅ‚y. 210 WÅ‚aÅ›nie z lasu wracaÅ‚o towarzystwo caÅ‚e, WesoÅ‚o, lecz w porzÄ…dku; naprzód dzieci maÅ‚e Z dozorcÄ…, potem SÄ™dzia szedÅ‚ z PodkomorzynÄ…, Obok pan Podkomorzy otoczon rodzinÄ…; Panny tuż za starszymi, a mÅ‚odzież na boku; Panny szÅ‚y przed mÅ‚odzieżą o jakie pół kroku (Tak każe przyzwoitość) ; nikt tam nie rozprawiaÅ‚ O porzÄ…dku, nikt mężczyzn i dam nie ustawiaÅ‚, A każdy mimowolnie porzÄ…dku pilnowaÅ‚. Bo SÄ™dzia w domu dawne obyczaje chowaÅ‚ 220 I nigdy nie dozwalaÅ‚, by chybiano wzglÄ™du Dla wieku, urodzenia, rozumu, urzÄ™du; <<Tym Å‚adem, mawiaÅ‚, domy i narody sÅ‚ynÄ…, Z jego upadkiem domy i narody ginÄ…>>. WiÄ™c do porzÄ…dku wykli domowi i sÅ‚udzy; I przyjezdny gość, krewny albo czÅ‚owiek cudzy, Gdy SÄ™dziego nawiedziÅ‚, skoro pobyÅ‚ maÅ‚o, PrzejmowaÅ‚ zwyczaj, którym wszystko oddychaÅ‚o. Krótkie byÅ‚y SÄ™dziego z synowcem witania, DaÅ‚ mu poważnie rÄ™kÄ™ do pocaÅ‚owania 230 I w skroÅ„ ucaÅ‚owawszy, uprzejmie pozdrowiÅ‚; A choć przez wzglÄ…d na goÅ›ci niewiele z nim mówiÅ‚, Widać byÅ‚o z Å‚ez, które wylotem kontusza OtarÅ‚ prÄ™dko, jak kochaÅ‚ pana Tadeusza. W Å›lad gospodarza wszystko ze żniwa i z boru, I z Å‚Ä…k, i z pastwisk razem wracaÅ‚o do dworu. Tu owiec trzoda beczÄ…c w ulice siÄ™ tÅ‚oczy I wznosi chmurÄ™ pyÅ‚u; dalej z wolna kroczy Stado cielic tyrolskich z mosiężnymi dzwonki; Tam konie rżące lecÄ… ze skoszonej Å‚Ä…ki; 240 Wszystko bieży ku studni, której ramiÄ™ z drzewa Raz w raz skrzypi i napój w koryta rozlewa. SÄ™dzia, choć utrudzony, chociaż w gronie goÅ›ci, Nie uchybiÅ‚ gospodarskiej, ważnej powinnoÅ›ci, UdaÅ‚ siÄ™ sam ku studni; najlepiej z wieczora Gospodarz widzi, w jakim stanie jest obora; Dozoru tego nigdy sÅ‚ugom nie poruczy, Bo SÄ™dzia wie, że oko paÅ„skie konia tuczy. Wojski z woźnym Protazym ze Å›wiecami w sieni Stali i rozprawiali, nieco poróżnieni, 250 Bo w niebytność Wojskiego Woźny po kryjomu KazaÅ‚ stoÅ‚y z wieczerzÄ… powynosić z domu I ustawić co prÄ™dzej w poÅ›rodku zamczyska, Którego widne byÅ‚y pod lasem zwaliska. Po cóż te przenosiny? Pan Wojski siÄ™ krzywiÅ‚ I przepraszaÅ‚ SÄ™dziego; SÄ™dzia siÄ™ zadziwiÅ‚, Lecz staÅ‚o siÄ™; już późno i trudno zaradzić, WolaÅ‚ goÅ›ci przeprosić i w pustki prowadzić. Po drodze Woźny ciÄ…gle SÄ™dziemu tÅ‚umaczyÅ‚, Dlaczego urzÄ…dzenie paÅ„skie przeinaczyÅ‚: 260 We dworze żadna izba nie ma obszernoÅ›ci Dostatecznej dla tylu, tak szanownych goÅ›ci, W zamku sieÅ„ wielka, jeszcze dobrze zachowana, Sklepienie caÅ‚e - wprawdzie pÄ™kÅ‚a jedna Å›ciana, Okna bez szyb, lecz latem nic to nie zawadzi; Bliskość piwnic wygodna sÅ‚użącej czeladzi. Tak mówiÄ…c na SÄ™dziego mrugaÅ‚; widać z miny, Å»e miaÅ‚ i taiÅ‚ inne, ważniejsze przyczyny. O dwa tysiÄ…ce kroków zamek staÅ‚ za domem, OkazaÅ‚y budowÄ…, poważny ogromem, 270 Dziedzictwo starożytnej rodziny Horeszków; Dziedzic zginÄ…Å‚ byÅ‚ w czasie krajowych zamieszków. Dobra caÅ‚e zniszczone sekwestrami rzÄ…du, BezÅ‚adnoÅ›ciÄ… opieki, wyrokami sÄ…du, W czÄ…stce spadÅ‚y dalekim krewnym po kÄ…dzieli, A resztÄ™ rozdzielono miÄ™dzy wierzycieli. Zamku żaden wziąść nie chciaÅ‚, bo w szlacheckim stanie Trudno byÅ‚o wyÅ‚ożyć koszt na utrzymanie; Lecz Hrabia, sÄ…siad bliski, gdy wyszedÅ‚ z opieki, Panicz bogaty, krewny Horeszków daleki, 280 Przyjechawszy z wojażu upodobaÅ‚ mury, TÅ‚umaczÄ…c, że gotyckiej sÄ… architektury; Choć SÄ™dzia z dokumentów przekonywaÅ‚ o tem, Å»e architekt byÅ‚ majstrem z Wilna, nie zaÅ› Gotem. Dość, że Hrabia chciaÅ‚ zamku, wÅ‚aÅ›nie i SÄ™dziemu PrzyszÅ‚a nagle taż chÄ™tka, nie wiadomo czemu. ZaczÄ™li proces w ziemstwie, potem w głównym sÄ…dzie, W senacie, znowu w ziemstwie i w guberskim rzÄ…dzie; Wreszcie po wielu kosztach i ukazach licznych Sprawa wróciÅ‚a znowu do sÄ…dów granicznych. 290 SÅ‚usznie Woźny powiadaÅ‚, że w zamkowej sieni ZmieÅ›ci siÄ™ i palestra, i goÅ›cie proszeni. SieÅ„ wielka jak refektarz, z wypukÅ‚ym sklepieniem Na filarach, podÅ‚oga wysÅ‚ana kamieniem, Åšciany bez żadnych ozdób, ale mur chÄ™dogi; SterczaÅ‚y wkoÅ‚o sarnie i jelenie rogi Z napisami: gdzie, kiedy te Å‚upy zdobyte; Tuż myÅ›liwców herbowne klejnoty wyryte I stoi wypisany każdy po imieniu; Herb Horeszków, Półkozic, jaÅ›niaÅ‚ na sklepieniu. 300 GoÅ›cie weszli w porzÄ…dku i stanÄ™li koÅ‚em; Podkomorzy najwyższe braÅ‚ miejsce za stoÅ‚em; Z wieku mu i z urzÄ™du ten zaszczyt należy, IdÄ…c kÅ‚aniaÅ‚ siÄ™ damom, starcom i mÅ‚odzieży. Przy nim staÅ‚ Kwestarz, SÄ™dzia tuż przy Bernardynie, Bernardyn zmówiÅ‚ krótki pacierz po Å‚acinie; Mężczyznom dano wódkÄ™; wtenczas wszyscy siedli I choÅ‚odziec litewski milczÄ…c żwawo jedli. Pan Tadeusz, choć mÅ‚odzik, ale prawem goÅ›cia Wysoko siadÅ‚ przy damach obok JegomoÅ›cia; 310 MiÄ™dzy nim i stryjaszkiem jedno pozostaÅ‚o Puste miejsce, jak gdyby na kogoÅ› czekaÅ‚o. Stryj nieraz na to miejsce i na drzwi poglÄ…daÅ‚, Jakby czyjegoÅ› przyjÅ›cia byÅ‚ pewny i żądaÅ‚. I Tadeusz wzrok stryja ku drzwiom odprowadzaÅ‚, I z nim na miejscu pustym oczy swe osadzaÅ‚. Dziwna rzecz! miejsca wkoÅ‚o sÄ… siedzeniem dziewic, Na które mógÅ‚by spójrzeć bez wstydu królewic, Wszystkie zacnie zrodzone, każda mÅ‚oda, Å‚adna; Tadeusz tam poglÄ…da, gdzie nie siedzi żadna. 320 To miejsce jest zagadkÄ…, młódź lubi zagadki; Roztargniony, do swojej nadobnej sÄ…siadki Ledwie słów kilka wyrzekÅ‚, do Podkomorzanki; Nie zmienia jej talerzów, nie nalewa szklanki, I panien nie zabawia przez rozmowy grzeczne, Z których by wychowanie poznano stoÅ‚eczne; To jedno puste miejsce nÄ™ci go i mami, Już nie puste, bo on je napeÅ‚niÅ‚ myÅ›lami. Po tym miejscu biegaÅ‚o domysłów tysiÄ…ce, Jako po deszczu żabki po samotnej Å‚Ä…ce; 330 Åšród nich jedna króluje postać, jak w pogodÄ™ Lilia jezior skroÅ„ biaÅ‚Ä… wznoszÄ…ca nad wodÄ™. Dano trzeciÄ… potrawÄ™. Wtem pan Podkomorzy, Wlawszy kropelkÄ™ wina w szklankÄ™ panny Róży, A mÅ‚odszej przysunÄ…wszy z talerzem ogórki, RzekÅ‚: <<MuszÄ™ ja wam sÅ‚użyć, moje panny córki, Choć stary i niezgrabny>>. Zatem siÄ™ rzuciÅ‚o Kilku mÅ‚odych od stoÅ‚u i pannom sÅ‚użyÅ‚o. SÄ™dzia, z boku rzuciwszy wzrok na Tadeusza I poprawiwszy nieco wylotów kontusza, 340 NalaÅ‚ wÄ™grzyna i rzekÅ‚: <<DziÅ›, nowym zwyczajem, My na naukÄ™ mÅ‚odzież do stolicy dajem, I nie przeczym, że nasi synowie i wnuki MajÄ… od starych wiÄ™cej książkowej nauki; Ale co dzieÅ„ postrzegam, jak młódź cierpi na tem, Å»e nie ma szkół uczÄ…cych żyć z ludźmi i Å›wiatem. Dawniej na dwory paÅ„skie jachaÅ‚ szlachcic mÅ‚ody, Ja sam lat dziesięć byÅ‚em dworskim Wojewody, Ojca Podkomorzego, MoÅ›ciwego Pana (MówiÄ…c, Podkomorzemu Å›cisnÄ…Å‚ za kolana); 350 On mnie radÄ… do usÅ‚ug publicznych sposobiÅ‚, Z opieki nie wypuÅ›ciÅ‚, aż czÅ‚owiekiem zrobiÅ‚. W mym domu wiecznie bÄ™dzie jego pamięć droga, Co dzieÅ„ za duszÄ™ jego proszÄ™ Pana Boga. JeÅ›lim tyle na jego nie korzystaÅ‚ dworze Jak drudzy, i wróciwszy w domu ziemiÄ™ orzÄ™, Gdy inni, wiÄ™cej godni Wojewody wzglÄ™dów, Doszli potem najwyższych krajowych urzÄ™dów, Przynajmniej tom skorzystaÅ‚, że mi w moim domu Nikt nigdy nie zarzuci, bym uchybiÅ‚ komu 360 W uczciwoÅ›ci, w grzecznoÅ›ci; a ja powiem Å›miaÅ‚o, Grzeczność nie jest naukÄ… Å‚atwÄ… ani maÅ‚Ä…. NieÅ‚atwÄ…, bo nie na tym koÅ„czy siÄ™, jak nogÄ… ZrÄ™cznie wierzgnąć, z uÅ›miechem witać lada kogo; Bo taka grzeczność modna zda mi siÄ™ kupiecka, Ale nie staropolska ani też szlachecka. Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna; Bo nie jest bez grzecznoÅ›ci i miÅ‚ość dziecinna, I wzglÄ…d męża dla żony przy ludziach, i pana Dla sÅ‚ug swoich, a w każdej jest pewna odmiana. 370 Trzeba siÄ™ dÅ‚ugo uczyć, ażeby nie zbÅ‚Ä…dzić I każdemu powinnÄ… uczciwość wyrzÄ…dzić. I starzy siÄ™ uczyli; u panów rozmowa ByÅ‚a to historyja żyjÄ…ca krajowa, A miÄ™dzy szlachtÄ… dzieje domowe powiatu. Dawano przez to poznać szlachcicowi bratu, Å»e wszyscy o nim wiedzÄ…, lekce go nie ważą; WiÄ™c szlachcic obyczaje swe trzymaÅ‚ pod strażą. DziÅ› czÅ‚owieka nie pytaj: co zacz? kto go rodzi? Z kim on żyÅ‚, co porabiaÅ‚? każdy gdzie chce wchodzi, 380 Byle nie szpieg rzÄ…dowy i byle nie w nÄ™dzy. Jak ów Wespazyjanus nie wÄ…chaÅ‚ pieniÄ™dzy I nie chciaÅ‚ wiedzieć, skÄ…d sÄ…, z jakich rÄ…k i krajów, Tak nie chcÄ… znać czÅ‚owieka rodu, obyczajów! Dość, że ważny i że siÄ™ stempel na nim widzi, WiÄ™c szanujÄ… przyjaciół jak pieniÄ…dze Å»ydzi>>. To mówiÄ…c SÄ™dzia goÅ›ci obejrzaÅ‚ porzÄ…dkiem; Bo choć zawsze i pÅ‚ynnie mówiÅ‚, i z rozsÄ…dkiem, WiedziaÅ‚, że niecierpliwa mÅ‚odzież teraźniejsza, Å»e jÄ… nudzi rzecz dÅ‚uga, choć najwymowniejsza. 390 Ale wszyÅ›cy sÅ‚uchali w milczeniu gÅ‚Ä™bokiem; SÄ™dzia Podkomorzego zdaÅ‚ siÄ™ radzić okiem, Podkomorzy pochwaÅ‚Ä… rzeczy nie przerywaÅ‚, Ale czÄ™stym skinieniem gÅ‚owy potakiwaÅ‚. SÄ™dzia milczaÅ‚, on jeszcze skinieniem przyzwalaÅ‚; WiÄ™c SÄ™dzia jego puchar i swój kielich nalaÅ‚ I dalej mówiÅ‚: <<Grzeczność nie jest rzeczÄ… maÅ‚Ä…: Kiedy siÄ™ czÅ‚owiek uczy ważyć, jak przystaÅ‚o, Drugich wiek, urodzenie, cnoty, obyczaje, Wtenczas i swojÄ… ważność zarazem poznaje: 400 Jak na szalach, żebyÅ›my nasz ciężar poznali, Musim kogoÅ› posadzić na przeciwnej szali. ZaÅ› godna jest WaszmoÅ›ciów uwagi osobnej Grzeczność, którÄ… powinna młódź dla pÅ‚ci nadobnej ; ZwÅ‚aszcza gdy zacność domu, fortuny szczodroty ObjaÅ›niajÄ… wrodzone wdziÄ™ki i przymioty. StÄ…d droga do afektów i stÄ…d siÄ™ kojarzy WspaniaÅ‚y domów sojusz - tak myÅ›lili starzy. A zatem...>> Tu pan SÄ™dzia nagÅ‚ym zwrotem gÅ‚owy SkinÄ…Å‚ na Tadeusza, rzuciÅ‚ wzrok surowy, 410 Znać byÅ‚o, że przychodziÅ‚ już do wniosków mowy. Wtem brzÄ…knÄ…Å‚ w tabakierkÄ™ zÅ‚otÄ… Podkomorzy I rzekÅ‚: <<Mój SÄ™dzio, dawniej byÅ‚o jeszcze gorzej! Teraz nie wiem, czy moda i nas starych zmienia, Czy mÅ‚odzież lepsza, ale widzÄ™ mniej zgorszenia. Ach, ja pamiÄ™tam czasy, kiedy do Ojczyzny Pierwszy raz zawitaÅ‚a moda francuszczyzny! Gdy raptem paniczyki mÅ‚ode z cudzych krajów WtargnÄ™li do nas hordÄ… gorszÄ… od Nogajów, PrzeÅ›ladujÄ…c w Ojczyźnie Boga, przodków wiarÄ™, 420 Prawa i obyczaje, nawet suknie stare. Å»aÅ‚oÅ›nie byÅ‚o widzieć wyżółkÅ‚ych mÅ‚okosów, GadajÄ…cych przez nosy, a czÄ™sto bez nosów, Opatrzonych w broszurki i w różne gazety, GÅ‚oszÄ…cych nowe wiary, prawa, toalety. MiaÅ‚a nad umysÅ‚ami wielkÄ… moc ta tÅ‚uszcza; Bo Pan Bóg, kiedy karÄ™ na naród przepuszcza, Odbiera naprzód rozum od obywateli. I tak mÄ™drsi fircykom oprzeć siÄ™ nie Å›mieli, I zlÄ…kÅ‚ ich siÄ™ jak dżumy jakiej caÅ‚y naród, 430 Bo już sam wewnÄ…trz siebie czuÅ‚ choroby zaród; Krzyczano na modnisiów, a brano z nich wzory; Zmieniano wiarÄ™, mowÄ™, prawa i ubiory. ByÅ‚a to maszkarada, zapustna swawola, Po której miaÅ‚ przyjść wkrótce wielki post - niewola! <<PamiÄ™tam, chociaż byÅ‚em wtenczas maÅ‚e dzieciÄ™, Kiedy do ojca mego w oszmiaÅ„skim powiecie PrzyjechaÅ‚ pan Podczaszyc na francuskim wózku, Pierwszy czÅ‚owiek, co w Litwie chodziÅ‚ po francusku. Biegali wszyscy za nim jakby za rarogiem, 440 Zazdroszczono domowi, przed którego progiem Stanęła Podczaszyca dwukolna dryndulka, Która siÄ™ po francusku zwaÅ‚a karyjulka. Zamiast lokajów w kielni siedziaÅ‚y dwa pieski, A na kozÅ‚ach niemczysko chude na ksztaÅ‚t deski; Nogi miaÅ‚ dÅ‚ugie, cienkie, jak od chmielu tyki, W poÅ„czochach, ze srebrnymi klamrami trzewiki, Peruka z harbajtelem zawiÄ…zanym w miechu. Starzy na on ekwipaż parskali ze Å›miechu, A chÅ‚opi żegnali siÄ™ mówiÄ…c: że po Å›wiecie 450 Jeździ wenecki diabeÅ‚ w niemieckiej karecie. Sam Podczaszyc jaki byÅ‚, opisywać dÅ‚ugo, Dosyć, że nam siÄ™ zdawaÅ‚ maÅ‚pÄ… lub papugÄ…, W wielkiej peruce, którÄ… do zÅ‚otego runa On lubiÅ‚ porównywać, a my do koÅ‚tuna. JeÅ›li kto i czuÅ‚ wtenczas, że polskie ubranie PiÄ™kniejsze jest niż obcej mody maÅ‚powanie, MilczaÅ‚; boby krzyczaÅ‚a mÅ‚odzież, że przeszkadza Kulturze, że tamuje progresy, że zdradza! Taka byÅ‚a przesÄ…dów owoczesnych wÅ‚adza! 460 <<Podczaszyc zapowiedziaÅ‚, że nas reformować, Cywilizować bÄ™dzie i konstytuować; OgÅ‚osiÅ‚ nam, że jacyÅ› Francuzi wymowni Zrobili wynalazek: iż ludzie sÄ… rowni; Choć o tym dawno w PaÅ„skim pisano zakonie I każdy ksiÄ…dz toż samo gada na ambonie. Nauka dawnÄ… byÅ‚a, szÅ‚o o jej peÅ‚nienie! Lecz wtenczas panowaÅ‚o takie oÅ›lepienie, Å»e nie wierzono rzeczom najdawniejszym w Å›wiecie, JeÅ›li ich nie czytano w francuskiej gazecie. 470 Podczaszyc, mimo równość, wziÄ…Å‚ tytuÅ‚ markiża; Wiadomo, że tytuÅ‚y przychodzÄ… z Paryża, A natenczas tam w modzie byÅ‚ tytuÅ‚ markiża. Jakoż, kiedy siÄ™ moda odmieniÅ‚a z laty, Tenże sam markiż przybraÅ‚ tytuÅ‚ demokraty; Wreszcie z odmiennÄ… modÄ…, pod Napoleonem, Demokrata przyjechaÅ‚ z Paryża baronem; Gdyby żyÅ‚ dÅ‚użej, może nowÄ… alternatÄ… Z barona przechrzciÅ‚by siÄ™ kiedyÅ› demokratÄ…. Bo Paryż czÄ™stÄ… mody odmianÄ… siÄ™ chlubi, 480 A co Francuz wymyÅ›li, to Polak polubi. <<ChwaÅ‚a Bogu, że teraz jeÅ›li nasza mÅ‚odzież Wyjeżdża za granicÄ™, to już nie po odzież, Nie szukać prawodawstwa w drukarskich kramarniach Lub wymowy uczyć siÄ™ w paryskich kawiarniach. Bo teraz Napoleon, czÅ‚ek mÄ…dry a prÄ™dki, Nie daje czasu szukać mody i gawÄ™dki. Teraz grzmi oręż, a nam starym serca rosnÄ…, Å»e znowu o Polakach tak na Å›wiecie gÅ‚oÅ›no; Jest sÅ‚awa, a wiÄ™c bÄ™dzie i Rzeczpospolita! 490 Zawżdy z wawrzynów drzewo wolnoÅ›ci wykwita. Tylko smutno, że nam, ach! tak siÄ™ lata wlekÄ… W nieczynnoÅ›ci! a oni tak zawsze daleko! Tak dÅ‚ugo czekać! nawet tak rzadka nowina! Ojcze Robaku (ciszej rzekÅ‚ do Bernardyna), SÅ‚yszaÅ‚em, żeÅ› zza Niemna odebraÅ‚ wiadomość; Może też co o naszym wojsku wie Jegomość?>> <<Nic a nic>> odpowiedziaÅ‚ Robak obojÄ™tnie (Widać byÅ‚o, że sÅ‚uchaÅ‚ rozmowy niechÄ™tnie), <<Mnie polityka nudzi; jeżeli z Warszawy 500 Mam list, to rzecz zakonna, to sÄ… nasze sprawy BernardyÅ„skie; cóż o tym gadać u wieczerzy? SÄ… tu Å›wieccy, do których nic to nie należy>>. Tak mówiÄ…c spójrzaÅ‚ zyzem, gdzie Å›ród biesiadników SiedziaÅ‚ gość Moskal; byÅ‚ to pan kapitan Ryków; Stary żoÅ‚nierz, staÅ‚ w bliskiej wiosce na kwaterze, Pan SÄ™dzia go przez grzeczność prosiÅ‚ na wieczerzÄ™. Ryków jadÅ‚ smaczno, maÅ‚o wdawaÅ‚ siÄ™ w rozmowÄ™, Lecz na wzmiankÄ™ Warszawy rzekÅ‚ podniósÅ‚szy gÅ‚owÄ™ <<Pan Podkomorzy! Oj Wy! Pan zawsze ciekawy 510 O Bonaparta, zawsze Wam tam do Warszawy! He! Ojczyzna! Ja nie szpieg, a po polsku umiem,- Ojczyzna! ja to czujÄ™ wszystko, ja rozumiem! Wy Polaki, ja Ruski, teraz siÄ™ nie bijem, Jest armistycjum, to my razem jemy, pijem. CzÄ™sto na awanpostach nasz z Francuzem gada, Pije wódkÄ™; jak krzyknÄ…: ura! - kanonada. Ruskie przysÅ‚owie: z kim siÄ™ bijÄ™, tego lubiÄ™; GÅ‚adź drużkÄ™ jak po duszy, a bij jak po szubie. Ja mówiÄ™, bÄ™dzie wojna u nas. Do majora 520 PÅ‚uta adiutant sztabu przyjechaÅ‚ zawczora: Gotować siÄ™ do marszu! Pójdziem, czy pod Turka, Czy na Francuza. Oj, ten Bonapart figurka! Bez Suworowa to on może nas wytuza. U nas w puÅ‚ku gadano, jak szli na Francuza, Å»e Bonapart czarowaÅ‚, no, tak i Suwarów CzarowaÅ‚; tak i byÅ‚y czary przeciw czarów. Raz w bitwie, gdzie podziaÅ‚ siÄ™? szukać Bonaparta!- A on zmieniÅ‚ siÄ™ w lisa, tak Suwarów w charta; Tak Bonaparte znowu w kota siÄ™ przerzuca, 530 Dalej drzeć pazurami, a Suwarów w kuca. Obaczcież, co siÄ™ staÅ‚o w koÅ„cu z BonapartÄ…...>> Tu Ryków przerwaÅ‚ i jadÅ‚; wtem z potrawÄ… czwartÄ… WszedÅ‚ sÅ‚użący, i raptem boczne drzwi otwarto. WeszÅ‚a nowa osoba, przystojna i mÅ‚oda; Jej zjawienie siÄ™ nagÅ‚e, jej wzrost i uroda, Jej ubiór zwróciÅ‚ oczy; wszyscy jÄ… witali, Prócz Tadeusza, widać, że jÄ… wszyscy znali. Kibić miaÅ‚a wysmukÅ‚Ä…, ksztaÅ‚tnÄ…, pierÅ› powabnÄ…, SukniÄ™ materyjalnÄ…, różowÄ…, jedwabnÄ…, 540 Gors wyciÄ™ty, koÅ‚nierzyk z koronek, rÄ™kawki Krótkie, w rÄ™ku krÄ™ciÅ‚a wachlarz dla zabawki (Bo nie byÅ‚o gorÄ…ca); wachlarz pozÅ‚ocisty PowiewajÄ…c rozlewaÅ‚ deszcz iskier rzÄ™sisty. GÅ‚owa do wÅ‚osów, wÅ‚osy pozwijane w krÄ™gi, W pukle, i przeplatane różowymi wstÄ™gi, PoÅ›ród nich brylant, niby zakryty od oczu, ÅšwieciÅ‚ siÄ™ jako gwiazda w komety warkoczu, SÅ‚owem, ubiór galowy; szeptali niejedni, Å»e zbyt wykwintny na wieÅ› i na dzieÅ„ powszedni. 550 Nóżek, choć suknia krótka, oko nie zobaczy, Bo biegÅ‚a bardzo szybko, suwaÅ‚a siÄ™ raczéj, Jako osóbki, które na trzykrólskie Å›wiÄ™ta PrzesuwajÄ… w jaseÅ‚kach ukryte chÅ‚opiÄ™ta. BiegÅ‚a i wszystkich lekkim witajÄ…c ukÅ‚onem ChciaÅ‚a usieść na miejscu sobie zostawionem. Trudno byÅ‚o; bo krzeseÅ‚ dla goÅ›ci nie staÅ‚o, Na czterech Å‚awach cztery ich rzÄ™dy siedziaÅ‚o, Trzeba byÅ‚o rzÄ™d ruszyć lub Å‚awÄ™ przeskoczyć; ZrÄ™cznie miÄ™dzy dwie Å‚awy umiaÅ‚a siÄ™ wtÅ‚oczyć, 560 A potem miÄ™dzy rzÄ™dem siedzÄ…cych i stoÅ‚em, Jak bilardowa kula toczyÅ‚a siÄ™ koÅ‚em. W biegu dotknęła blisko naszego mÅ‚odziana; Uczepiwszy falbanÄ… o czyjeÅ› kolana PoÅ›liznęła siÄ™ nieco i w tym roztargnieniu Na pana Tadeusza wsparÅ‚a siÄ™ ramieniu. Przeprosiwszy go grzecznie, na miejscu swym siadÅ‚a PomiÄ™dzy nim i stryjem, ale nic nie jadÅ‚a; Tylko siÄ™ wachlowaÅ‚a, to wachlarza trzonek KrÄ™ciÅ‚a, to koÅ‚nierzyk z brabanckich koronek 570 PoprawiaÅ‚a, to lekkim dotknieniem siÄ™ rÄ™ki MuskaÅ‚a wÅ‚osów pukle i wstÄ…g jasnych pÄ™ki. Ta przerwa rozmów trwaÅ‚a już minut ze cztery. Tymczasem w koÅ„cu stoÅ‚a naprzód ciche szmery, A potem siÄ™ zaczęły wpółgÅ‚oÅ›ne rozmowy: Mężczyźni rozsÄ…dzali swe dzisiejsze Å‚owy. Asesora z Rejentem wzmogÅ‚a siÄ™ uparta, Coraz gÅ‚oÅ›niejsza kłótnia o kusego charta, Którego posiadaniem pan Rejent siÄ™ szczyciÅ‚ I utrzymywaÅ‚, że on zajÄ…ca pochwyciÅ‚; 580 Asesor zaÅ› dowodziÅ‚ na zÅ‚ość Rejentowi, Å»e ta chwaÅ‚a należy chartu SokoÅ‚owi. Pytano zdania innych; wiÄ™c wszyscy dokoÅ‚a Brali stronÄ™ Kusego albo też SokoÅ‚a, Ci jak znawcy, ci znowu jak naoczne Å›wiadki. SÄ™dzia na drugim koÅ„cu do nowej sÄ…siadki RzekÅ‚ półgÅ‚osem: <<Przepraszam, musieliÅ›my siadać, Niepodobna wieczerzy na później odkÅ‚adać: GoÅ›cie gÅ‚odni, chodzili daleko na pole; MyÅ›liÅ‚em, że dziÅ› z nami nie bÄ™dziesz przy stole>>. 590 To rzekÅ‚szy, z Podkomorzym przy peÅ‚nym kielichu O politycznych sprawach rozmawiaÅ‚ po cichu. Gdy tak byÅ‚y zajÄ™te stoÅ‚u strony obie, Tadeusz przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ nieznanej osobie; PrzypomniaÅ‚, że za pierwszym na miejsce wejrzeniem OdgadnÄ…Å‚ zaraz, czyim miaÅ‚o być siedzeniem. RumieniÅ‚ siÄ™, serce mu biÅ‚o nadzwyczajnie; WiÄ™c rozwiÄ…zane widziaÅ‚ swych domysłów tajnie! WiÄ™c byÅ‚o przeznaczono, by przy jego boku UsiadÅ‚a owa piÄ™kność widziana w pomroku; 600 Wprawdzie zdaÅ‚a siÄ™ teraz wzrostem dorodniejsza, Bo ubrana, a ubiór powiÄ™ksza i zmniejsza. I wÅ‚os u tamtej widziaÅ‚ krótki, jasnozÅ‚oty, A u tej krucze, dÅ‚ugie zwijaÅ‚y siÄ™ sploty? Kolor musiaÅ‚ pochodzić od sÅ‚oÅ„ca promieni, Którymi przy zachodzie wszystko siÄ™ czerwieni. Twarzy wówczas nie dostrzegÅ‚, nazbyt rychÅ‚o znikÅ‚a, Ale myÅ›l twarz nadobnÄ… odgadywać zwykÅ‚a; MyÅ›liÅ‚, że pewnie miaÅ‚a czarniutkie oczÄ™ta, BiaÅ‚Ä… twarz, usta kraÅ›ne jak wiÅ›nie bliźniÄ™ta; 610 U tej znalazÅ‚ podobne oczy, usta, lica; W wieku może by byÅ‚a najwiÄ™ksza różnica: Ogrodniczka dziewczynkÄ… zdawaÅ‚a siÄ™ maÅ‚Ä…, A pani ta niewiastÄ… już w latach dojrzaÅ‚Ä…; Lecz mÅ‚odzież o piÄ™knoÅ›ci metrykÄ™ nie pyta, Bo mÅ‚odzieÅ„cowi mÅ‚odÄ… jest każda kobiéta, ChÅ‚opcowi każda piÄ™kność zda siÄ™ rówiennicÄ…, A niewinnemu każda kochanka dziewicÄ…. Tadeusz, chociaż liczyÅ‚ lat blisko dwadzieÅ›cie I od dzieciÅ„stwa mieszkaÅ‚ w Wilnie, wielkim mieÅ›cie, 620 MiaÅ‚ za dozorcÄ™ ksiÄ™dza, który go pilnowaÅ‚ I w dawnej surowoÅ›ci prawidÅ‚ach wychowaÅ‚. Tadeusz zatem przywiózÅ‚ w strony swe rodzinne DuszÄ™ czystÄ…, myÅ›l żywÄ… i serce niewinne; Ale razem niemaÅ‚Ä… chÄ™tkÄ™ do swywoli. Z góry już robiÅ‚ projekt, że sobie pozwoli Używać na wsi dÅ‚ugo wzbronionej swobody; WiedziaÅ‚, że byÅ‚ przystojny, czuÅ‚ siÄ™ rzeÅ›ki, mÅ‚ody, A w spadku po rodzicach wziÄ…Å‚ czerstwość i zdrowie. NazywaÅ‚ siÄ™ Soplica; wszyscy Soplicowie 630 SÄ…, jak wiadomo, krzepcy, otyli i silni, Do żoÅ‚nierki jedyni, w naukach mniej pilni. Tadeusz siÄ™ od przodków swoich nie odrodziÅ‚: Dobrze na koniu jeździÅ‚, pieszo dzielnie chodziÅ‚, TÄ™py nie byÅ‚, lecz maÅ‚o w naukach postÄ…piÅ‚, Choć stryj na wychowanie niczego nie skÄ…piÅ‚. On wolaÅ‚ z flinty strzelać albo szablÄ… robić; WiedziaÅ‚, że go myÅ›lano do wojska sposobić, Å»e ojciec w testamencie wyrzekÅ‚ takÄ… wolÄ™; Ustawicznie do bÄ™bna tÄ™skniÅ‚ siedzÄ…c w szkole. 640 Ale stryj nagle pierwsze zamiary odmieniÅ‚, KazaÅ‚, aby przyjechaÅ‚ i aby siÄ™ żeniÅ‚, I objÄ…Å‚ gospodarstwo; przyrzekÅ‚ na poczÄ…tek Dać maÅ‚Ä… wieÅ›, a potem caÅ‚y swój majÄ…tek. Te wszystkie Tadeusza cnoty i zalety ÅšciÄ…gnęły wzrok sÄ…siadki, uważnej kobiety ZmierzyÅ‚a jego postać ksztaÅ‚tnÄ… i wysokÄ…, Jego ramiona silne, jego pierÅ› szerokÄ…, I w twarz spójrzaÅ‚a, z której wytryskaÅ‚ rumieniec, Ilekroć z jej oczyma spotkaÅ‚ siÄ™ mÅ‚odzieniec: 650 Bo z pierwszej lÄ™kliwoÅ›ci caÅ‚kiem już ochÅ‚onÄ…Å‚ I patrzyÅ‚ wzrokiem Å›miaÅ‚ym, w którym ogieÅ„ pÅ‚onÄ…Å‚; Również patrzyÅ‚a ona, i cztery źrenice GorzaÅ‚y przeciw sobie jak roratne Å›wiéce. Pierwsza z nim po francusku zaczęła rozmowÄ™; WracaÅ‚ z miasta, ze szkoÅ‚y; wiÄ™c o książki nowe, O autorów pytaÅ‚a Tadeusza zdania I ze zdaÅ„ wyciÄ…gaÅ‚a na nowo pytania; Cóż, gdy potem zaczęła mówić o malarstwie, O muzyce, o taÅ„cach, nawet o rzeźbiarstwie! 660 DowiodÅ‚a, że zna równie pÄ™dzel, nuty, druki; Aż osÅ‚upiaÅ‚ Tadeusz na tyle nauki, LÄ™kaÅ‚ siÄ™, by nie zostaÅ‚ poÅ›miewiska celem, I jÄ…kaÅ‚ siÄ™ jak żaczek przed nauczycielem. Szczęściem, że nauczyciel Å‚adny i niesrogi; Odgadnęła sÄ…siadka powód jego trwogi, Wszczęła rzecz o mniej trudnych i mÄ…drych przedmiotach: O wiejskiego pożycia nudach i kÅ‚opotach, I jak bawić siÄ™ trzeba, i jak czas podzielić, By życie uprzyjemnić i wieÅ› rozweselić. 670 Tadeusz odpowiadaÅ‚ Å›mielej, szÅ‚a rzecz daléj, W pół godziny już byli z sobÄ… poufali; ZaczÄ™li nawet maÅ‚e żarciki i sprzeczki. W koÅ„cu, stawiÅ‚a przed nim trzy z chleba gaÅ‚eczki, Trzy osoby na wybór; wziÄ…Å‚ najbliższÄ… sobie; Podkomorzanki na to zmarszczyÅ‚y siÄ™ obie, SÄ…siadka zaÅ›miaÅ‚a siÄ™, lecz nie powiedziaÅ‚a, Kogo owa szczęśliwsza gaÅ‚ka oznaczaÅ‚a. Inaczej bawiono siÄ™ w drugim koÅ„cu stoÅ‚a, Bo tam wzmógÅ‚szy siÄ™ nagle stronnicy SokoÅ‚a 680 Na partyjÄ™ Kusego bez litoÅ›ci wsiedli: Spór byÅ‚ wielki, już potraw ostatnich nie jedli. StojÄ…c i pijÄ…c obie kłóciÅ‚y siÄ™ strony, A najstraszniej pan Rejent byÅ‚ zacietrzewiony. Jak raz zaczÄ…Å‚, bez przerwy rzecz swojÄ™ tokowaÅ‚ I gestami jÄ… bardzo dobitnie malowaÅ‚. (ByÅ‚ dawniej adwokatem pan rejent Bolesta, Zwano go kaznodziejÄ…, że zbyt lubiÅ‚ gesta). Teraz rÄ™ce przy boku miaÅ‚, w tyÅ‚ wygiÄ…Å‚ Å‚okcie, Spod ramion wytknÄ…Å‚ palce i dÅ‚ugie paznokcie, 690 PrzedstawiajÄ…c dwa smycze chartów tym obrazem; WÅ‚aÅ›nie rzecz koÅ„czyÅ‚: <<Wyczha! puÅ›ciliÅ›my razem Ja i Asesor, razem, jakoby dwa kurki Jednym palcem spuszczone u jednej dwururki; Wyczha! poszli, a zajÄ…c jak struna smyk w pole, Psy tuż (to mówiÄ…c, rÄ™ce ciÄ…gnÄ…Å‚ wzdÅ‚uż po stole I palcami ruch chartów przedziwnie udawaÅ‚), Psy tuż, i hec od lasu odsadzili kawaÅ‚; SokoÅ‚ smyk naprzód, rÄ…czy pies, lecz zagorzalec, WysadziÅ‚ siÄ™ przed Kusym, o tyle, o palec; 700 WiedziaÅ‚em, że spudÅ‚uje; szarak, gracz nie lada, CzchaÅ‚ niby prosto w pole, za nim psów gromada; Gracz szarak! skoro poczuÅ‚ wszystkie charty w kupie, PstrÄ™k na prawo, kozioÅ‚ka, z nim w prawo psy gÅ‚upie, A on znowu fajt w lewo, jak wytnie dwa susy, Psy za nim fajt na lewo, on w las, a mój Kusy Cap !!>> Tak krzyczÄ…c pan Rejent, na stół pochylony, Z palcami swymi zabiegÅ‚ aż do drugiej strony I <<cap!>> Tadeuszowi wrzasnÄ…Å‚ tuż nad uchem; Tadeusz i sÄ…siadka, tym gÅ‚osu wybuchem 710 Znienacka przestraszeni wÅ‚aÅ›nie w pół rozmowy, OdstrychnÄ™li od siebie mimowolnie gÅ‚owy, Jako wierzchoÅ‚ki drzewa powiÄ…zane spoÅ‚em, Gdy je wicher rozerwie; i rÄ™ce pod stoÅ‚em Blisko siebie leżące wstecz nagle uciekÅ‚y, I dwie twarze w jeden siÄ™ rumieniec oblekÅ‚y. Tadeusz, by nie zdradzić swego roztargnienia: <<Prawda, rzekÅ‚, mój Rejencie, prawda, bez wÄ…tpienia Kusy piÄ™kny chart z ksztaÅ‚tu, jeÅ›li równie chwytny...>> <<Chwytny? krzyknÄ…Å‚ pan Rejent, mój pies faworytny 720 Å»eby nie miaÅ‚ być chwytny?>> WiÄ™c Tadeusz znowu CieszyÅ‚ siÄ™, że tak piÄ™kny pies nie ma narowu, Å»aÅ‚owaÅ‚, że go tylko widziaÅ‚ idÄ…c z lasu I że przymiotów jego poznać nie miaÅ‚ czasu. Na to zadrżaÅ‚ Asesor, puÅ›ciÅ‚ z rÄ…k kieliszek, UtopiÅ‚ w Tadeusza wzrok jak bazyliszek. Asesor mniej krzykliwy i mniej byÅ‚ ruchawy Od Rejenta, szczuplejszy i maÅ‚y z postawy, Lecz straszny na reducie, balu i sejmiku, Bo powiadano o nim: ma żądÅ‚o w jÄ™zyku. 730 Tak dowcipne żarciki umiaÅ‚ komponować, Iżby je w kalendarzu można wydrukować: Wszystkie zÅ‚oÅ›liwe, ostre. Dawniej czÅ‚ek dostatni, SchedÄ™ ojca swojego i majÄ…tek bratni, Wszystko strwoniÅ‚, na wielkim figurujÄ…c Å›wiecie; Teraz wszedÅ‚ w sÅ‚użbÄ™ rzÄ…du, by znaczyć w powiecie LubiÅ‚ bardzo myÅ›listwo, już to dla zabawy, Już to że odgÅ‚os trÄ…bki i widok obÅ‚awy PrzypominaÅ‚ mu jego lata mÅ‚odociane, Kiedy miaÅ‚ strzelców licznych i psy zawoÅ‚ane; 740 Teraz mu z caÅ‚ej psiarni dwa charty zostaÅ‚y, I jeszcze z tych jednemu chciano przeczyć chwaÅ‚y. WiÄ™c zbliżyÅ‚ siÄ™ i z wolna gÅ‚adzÄ…c faworyty, RzekÅ‚ z uÅ›miechem, a byÅ‚ to uÅ›miech jadowity: <<Chart bez ogona jest jak szlachcic bez urzÄ™du, Ogon też znacznie chartom pomaga do pÄ™du, A Pan kusość uważasz za dowód dobroci? ZresztÄ… zdać siÄ™ możemy na sÄ…d PaÅ„skiej cioci. Choć pani Telimena mieszkaÅ‚a w stolicy I bawi siÄ™ niedawno w naszej okolicy, 750 Lepiej zna siÄ™ na Å‚owach niż myÅ›liwi mÅ‚odzi: Tak to nauka sama z latami przychodzi>>. Tadeusz, na którego niespodzianie spadaÅ‚ Grom taki, wstaÅ‚ zmieszany, chwilÄ™ nic nie gadaÅ‚, Lecz patrzyÅ‚ na rywala coraz straszniej, srożéj... Wtem, wielkim szczęściem dwakroć kichnÄ…Å‚ Podkomorzy. <<Wiwat!>> krzyknÄ™li wszyscy; on siÄ™ wszystkim skÅ‚oniÅ‚ I z wolna w tabakierÄ™ palcami zadzwoniÅ‚: Tabakiera ze zÅ‚ota, z brylantów oprawa, A w Å›rodku jej byÅ‚ portret króla StanisÅ‚awa. 760 Ojcu Podkomorzego sam król jÄ… darowaÅ‚, Po ojcu Podkomorzy godnie jÄ… piastowaÅ‚; Gdy w niÄ™ dzwoniÅ‚, znak dawaÅ‚, że miaÅ‚ gÅ‚os zabierać; Umilkli wszyscy i ust nie Å›mieli otwierać. On rzekÅ‚: <<Wielmożni Szlachta, Bracia Dobrodzieje! Forum myÅ›liwskim tylko sÄ… Å‚Ä…ki i knieje, WiÄ™c ja w domu podobnych spraw nie decydujÄ™ I posiedzenie nasze na jutro solwujÄ™. I dalszych replik stronom dzisiaj nie dozwolÄ™; Woźny! odwoÅ‚aj sprawÄ™ na jutro na pole. 770 Jutro i Hrabia z caÅ‚ym myÅ›listwem tu zjedzie, I Waszeć z nami ruszysz, SÄ™dzio, mój sÄ…siedzie, I pani Telimena, i panny, i panie, SÅ‚owem, zrobim na urzÄ…d wielkie polowanie; I Wojski towarzystwa nam też nie odmówi>>. To mówiÄ…c tabakierÄ™ podawaÅ‚ starcowi. Wojski na ostrym koÅ„cu Å›ród myÅ›liwych siedziaÅ‚, SÅ‚uchaÅ‚ zmrużywszy oczy, sÅ‚owa nie powiedziaÅ‚, Choć mÅ‚odzież nieraz jego zasiÄ™gaÅ‚a zdania, Bo nikt lepiej nad niego nie znaÅ‚ polowania. 780 On milczaÅ‚, szczyptÄ™ wziÄ™tÄ… z tabakiery ważyÅ‚ W palcach i dÅ‚ugo dumaÅ‚, nim jÄ… w koÅ„cu zażyÅ‚; KichnÄ…Å‚, aż caÅ‚a izba rozlegÅ‚a siÄ™ echem, I potrzÄ…sajÄ…c gÅ‚owÄ… rzekÅ‚ z gorzkim uÅ›miechem: <<O, jak mnie to starego i smuci, i dziwi! Cóż by to o tym starzy mówili myÅ›liwi, WidzÄ…c, że w tylu szlachty, w tylu panów gronie MajÄ… sÄ…dzić siÄ™ spory o charcim ogonie? Cóż by rzekÅ‚ na to stary Rejtan, gdyby ożyÅ‚? WróciÅ‚by do Lachowicz i w grób siÄ™ poÅ‚ożyÅ‚! 790 Co by rzekÅ‚ wojewoda NiesioÅ‚owski stary, Który ma dotÄ…d pierwsze na Å›wiecie ogary I dwiestu strzelców trzyma obyczajem paÅ„skim, I ma sto wozów sieci w zamku WoroÅ„czaÅ„skim, A od tylu lat siedzi jak mnich na swym dworze? Nikt go na polowanie uprosić nie może; BiaÅ‚opiotrowiczowi samemu odmówiÅ‚! Bo cóż by on na waszych polowaniach Å‚owiÅ‚? PiÄ™kna byÅ‚aby sÅ‚awa, ażeby pan taki Wedle dzisiejszej mody jeździÅ‚ na szaraki! 800 Za moich, panie, czasów, w jÄ™zyku strzeleckim Dzik, niedźwiedź, Å‚oÅ›, wilk, zwany byÅ‚ zwierzem szlacheckim, A zwierzÄ™ nie majÄ…ce kłów, rogów, pazurów Zostawiano dla pÅ‚atnych sÅ‚ug i dworskich ciurów; Å»aden pan nigdy przyjąć nie chciaÅ‚by do rÄ™ki Strzelby, którÄ… zhaÅ„biono sypiÄ…c w niÄ… Å›rut cienki! Trzymano wprawdzie chartów, bo z Å‚owów wracajÄ…c, Trafia siÄ™, że spod konia mknie siÄ™ biedak zajÄ…c; Puszczano wtenczas za nim dla zabawki smycze I na konikach maÅ‚e goniÅ‚y panicze 810 Przed oczami rodziców, którzy te pogonie Ledwie raczyli widzieć, cóż kłócić siÄ™ o nie! WiÄ™c niech JaÅ›nie Wielmożny Podkomorzy raczy OdwoÅ‚ać swe rozkazy, i niech mi wybaczy, Å»e nie mogÄ™ na takie jechać polowanie I nigdy na nim noga moja nie postanie! Nazywam siÄ™ Hreczecha, a od króla Lecha Å»aden za zajÄ…cami nie jeździÅ‚ Hreczecha>>. Tu Å›miech mÅ‚odzieży mowÄ™ Wojskiego zagÅ‚uszyÅ‚, Wstano od stoÅ‚u; pierwszy Podkomorzy ruszyÅ‚, 820 Z wieku mu i z urzÄ™du ten zaszczyt należy, IdÄ…c kÅ‚aniaÅ‚ siÄ™ damom, starcom i mÅ‚odzieży; Za nim szedÅ‚ Kwestarz, SÄ™dzia tuż przy Bernardynie, SÄ™dzia u progu rÄ™kÄ™ daÅ‚ Podkomorzynie, Tadeusz Telimenie, Asesor Krajczance, A pan Rejent na koÅ„cu Wojskiej Hreczeszance. Tadeusz z kilku gośćmi poszedÅ‚ do stodoÅ‚y, A czuÅ‚ siÄ™ pomieszany, zÅ‚y i niewesoÅ‚y, RozbieraÅ‚ myÅ›lÄ… wszystkie dzisiejsze wypadki, Spotkanie siÄ™, wieczerzÄ™ przy boku sÄ…siadki, 830 A szczególniej mu sÅ‚owo <<ciocia>> koÅ‚o ucha BrzÄ™czaÅ‚o ciÄ…gle jako naprzykrzona mucha. PragnÄ…Å‚by u Woźnego lepiej siÄ™ wypytać O pani Telimenie, lecz go nie mógÅ‚ schwytać; Wojskiego też nie widziaÅ‚, bo zaraz z wieczerzy Wszyscy poszli za gośćmi, jak sÅ‚ugom należy, UrzÄ…dzajÄ…c we dworze izby do spoczynku. Starsi i damy spaÅ‚y we dworskim budynku, MÅ‚odzież Tadeuszowi prowadzić kazano, W zastÄ™pstwie gospodarza, w stodoÅ‚Ä™ na siano. 840 W pół godziny tak byÅ‚o gÅ‚ucho w caÅ‚ym dworze Jako po zadzwonieniu na pacierz w klasztorze; CiszÄ™ przerywaÅ‚ tylko gÅ‚os nocnego stróża. UsnÄ™li wszyscy. SÄ™dzia sam oczu nie zmruża: Jako wódz gospodarstwa obmyÅ›la wyprawÄ™ W pole, i w domu przyszÅ‚Ä… urzÄ…dza zabawÄ™. DaÅ‚ rozkaz ekonomom, wójtom i gumiennym, Pisarzom, ochmistrzyni, strzelcom i stajennym, I musiaÅ‚ wszystkie dzienne rachunki przezierać, Nareszcie rzekÅ‚ Woźnemu, że siÄ™ chce rozbierać. 850 Woźny pas mu odwiÄ…zaÅ‚, pas sÅ‚ucki, pas lity, Przy którym Å›wiecÄ… gÄ™ste kutasy jak kity, Z jednej strony zÅ‚otogłów w purpurowe kwiaty, Na wywrót jedwab czarny, posrebrzany w kraty; Pas taki można równie kÅ‚aść na strony obie, ZÅ‚otÄ… na dzieÅ„ galowy, a czarnÄ… w żaÅ‚obie. Sam Woźny umiaÅ‚ pas ten odwiÄ…zywać, skÅ‚adać; WÅ‚aÅ›nie tym siÄ™ zatrudniaÅ‚ i koÅ„czyÅ‚ tak gadać: <<Cóż zÅ‚ego, że przeniosÅ‚em stoÅ‚y do zamczyska? Nikt na tym nic nie straciÅ‚, a Pan może zyska, 860 Bo przecież o ten zamek dziÅ› toczy siÄ™ sprawa. My od dzisiaj do zamku nabyliÅ›my prawa, I mimo caÅ‚Ä… strony przeciwnej zajadÅ‚ość DowiodÄ™, że zamczysko wziÄ™liÅ›my w posiadÅ‚ość Wszakże kto goÅ›ci prosi w zamek na wieczerzÄ™, Dowodzi, że posiadÅ‚ość tam ma albo bierze; Nawet strony przeciwne weźwiemy na Å›wiadki: PamiÄ™tam za mych czasów podobne wypadki>>. Już SÄ™dzia spaÅ‚. WiÄ™c Woźny cicho wszedÅ‚ do sieni, SiadÅ‚ przy Å›wiecy i dobyÅ‚ książeczkÄ™ z kieszeni, 870 Która mu jak OÅ‚tarzyk ZÅ‚oty zawsze sÅ‚uży, Której nigdy nie rzuca w domu i w podróży. ByÅ‚a to trybunalska wokanda: tam rzÄ™dem StaÅ‚y spisane sprawy, które przed urzÄ™dem Woźny sam gÅ‚osem swoim przed laty wywoÅ‚aÅ‚ Albo o których później dowiedzieć siÄ™ zdoÅ‚aÅ‚. Prostym ludziom wokanda zda siÄ™ imion spisem, Woźnemu jest obrazów wspaniaÅ‚ych zarysem. CzytaÅ‚ wiÄ™c i rozmyÅ›laÅ‚: OgiÅ„ski z Wizgirdem, Dominikanie z RymszÄ…, Rymsza z Wysogirdem, 880 RadziwiÅ‚Å‚ z WereszczakÄ…, Giedrojcie z RduÅ‚towskim, Obuchowicz z kahaÅ‚em, Juraha z Piotrowskim, Maleski z Mickiewiczem, a na koniec Hrabia· Z SoplicÄ…: i czytajÄ…c, z tych imion wywabia Pamięć spraw wielkich, wszystkie procesu wypadki, I stajÄ… mu przed oczy sÄ…d, strony i Å›wiadki; I oglÄ…da sam siebie, jak w żupanie biaÅ‚ym, W granatowym kontuszu staÅ‚ przed trybunaÅ‚em, Jedna rÄ™ka na szabli, a drugÄ… do stoÅ‚a PrzywoÅ‚awszy dwie strony: <<Uciszcie siÄ™!>> woÅ‚a. 890 MarzÄ…c i koÅ„czÄ…c pacierz wieczorny, pomaÅ‚u UsnÄ…Å‚ ostatni w Litwie Woźny trybunaÅ‚u. Takie byÅ‚y zabawy, spory w one lata Åšród cichej wsi litewskiej, kiedy reszta Å›wiata We Å‚zach i krwi tonęła, gdy ów mąż, bóg wojny, Otoczon chmurÄ… puÅ‚ków, tysiÄ…cem dziaÅ‚ zbrojny, WprzÄ…gÅ‚szy w swój rydwan orÅ‚y zÅ‚ote obok srebrnych, Od puszcz Libijskich lataÅ‚ do Alpów podniebnych, CiskajÄ…c grom po gromie, w Piramidy, w Tabor, W Marengo, w Ulm, w Austerlitz. ZwyciÄ™stwo i Zabor 900 BiegÅ‚y przed nim i za nim. SÅ‚awa czynów tylu, Brzemienna imionami rycerzy, od Nilu SzÅ‚a huczÄ…c ku północy, aż u Niemna brzegów OdbiÅ‚a,siÄ™, jak od skaÅ‚, od Moskwy szeregów, Które broniÅ‚y LitwÄ™ murami żelaza Przed wieÅ›ciÄ… dla Rosyi strasznÄ… jak zaraza. Przecież nieraz nowina, niby kamieÅ„ z nieba, SpadaÅ‚a w LitwÄ™; nieraz dziad żebrzÄ…cy chleba, Bez rÄ™ki lub bez nogi, przyjÄ…wszy jaÅ‚mużnÄ™, StanÄ…Å‚ i oczy wkoÅ‚o obracaÅ‚ ostróżne. 910 Gdy nie widziaÅ‚ we dworze rosyjskich żoÅ‚nierzy Ani jarmuÅ‚ek, ani czerwonych koÅ‚nierzy, Wtenczas, kim byÅ‚, wyznawaÅ‚: byÅ‚ legijonistÄ…, PrzynosiÅ‚ koÅ›ci stare na ziemiÄ™ ojczystÄ…, Której już bronić nie mógÅ‚. - Jak go wtenczas caÅ‚a Rodzina paÅ„ska, jak go czeladka Å›ciskaÅ‚a ZanoszÄ…c siÄ™ od pÅ‚aczu! On za stoÅ‚em siadaÅ‚ I dziwniejsze od baÅ›ni historyje gadaÅ‚. On opowiadaÅ‚, jako jeneraÅ‚ DÄ…browski Z ziemi wÅ‚oskiej stara siÄ™ przyciÄ…gnąć do Polski, 920 Jak on rodaków zbiera na Lombardzkim polu; Jak Kniaziewicz rozkazy daje z Kapitolu I zwyciÄ™zca, wydartych potomkom Cezarów RzuciÅ‚ w oczy Francuzów sto krwawych sztandarów; Jak JabÅ‚onowski zabiegÅ‚, aż kÄ™dy pieprz roÅ›nie, Gdzie siÄ™ cukier wytapia i gdzie w wiecznej wioÅ›nie PachnÄ…ce kwitnÄ… lasy; z legijÄ… Dunaju Tam wódz Murzyny gromi, a wzdycha do kraju. Mowy starca krążyÅ‚y we wsi po kryjomu; ChÅ‚opiec, co je posÅ‚yszaÅ‚, znikaÅ‚ nagle z domu, 930 Lasami i bagnami skradaÅ‚ siÄ™ tajemnie, Åšcigany od Moskali, skakaÅ‚ kryć siÄ™ w Niemnie I nurkiem pÅ‚ynÄ…Å‚ na brzeg KsiÄ™stwa Warszawskiego, Gdzie usÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚os miÅ‚y: <<Witaj nam, kolego!>> Lecz nim odszedÅ‚, wyskoczyÅ‚ na wzgórek z kamienia I Moskalom przez Niemen rzekÅ‚: <<Do zobaczenia!>> Tak przekradÅ‚ siÄ™ Gorecki, Pac i Obuchowicz, Piotrowski, Obolewski, Rożycki, Janowicz, Mierzejewscy, Brochocki i Bernatowicze, Kupść, Gedymin i inni, których nie policzÄ™; 940 Opuszczali rodziców i ziemiÄ™ kochanÄ…, I dobra, które na skarb carski zabierano. Czasem do Litwy kwestarz z obcego klasztoru PrzyszedÅ‚, i kiedy bliżej poznaÅ‚ panów dworu, GazetÄ™ im pokazaÅ‚ wyprutÄ… z szkaplerza; Tam staÅ‚a wypisana i liczba żoÅ‚nierza, I nazwisko każdego wodza legijonu, I każdego z nich opis zwyciÄ™stwa lub zgonu. Po wielu latach pierwszy raz miaÅ‚a rodzina Wieść o życiu, o chwale i o Å›mierci syna; 950 BraÅ‚ dom żaÅ‚obÄ™, ale powiedzieć nie Å›miano, Po kim byÅ‚a żaÅ‚oba, tylko zgadywano W okolicy; i tylko cichy smutek panów Lub cicha radość byÅ‚a gazetÄ… ziemianów. Takim kwestarzem tajnym byÅ‚ Robak podobno: CzÄ™sto on z panem SÄ™dziÄ… rozmawiaÅ‚ osobno; Po tych rozmowach zawsze jakowaÅ› nowina RozeszÅ‚a siÄ™ w sÄ…siedztwie. Postać Bernardyna WydawaÅ‚a, że mnich ten nie zawsze w kapturze ChodziÅ‚ i nie w klasztornym zestarzaÅ‚ siÄ™ murze. 960 MiaÅ‚ on nad prawym uchem, nieco wyżej skroni, BliznÄ™ wyciÄ™tej skóry na szerokość dÅ‚oni I w brodzie Å›lad niedawny lancy lub postrzaÅ‚u, Ran tych nie dostaÅ‚ pewnie przy czytaniu mszaÅ‚u. Ale nie tylko groźne wejrzenie i blizny, Lecz sam ruch i gÅ‚os jego miaÅ‚ coÅ› żoÅ‚nierszczyzny. Przy mszy, gdy z wzniesionymi zwracaÅ‚ siÄ™ rÄ™kami Od oÅ‚tarza do ludu, by mówić: <<Pan z wami>>, To nieraz tak siÄ™ zrÄ™cznie skrÄ™ciÅ‚ jednym razem, Jakby prawo w tyÅ‚ robiÅ‚ za wodza rozkazem, 970 I sÅ‚owa liturgiji takim wyrzekÅ‚ tonem Do ludu, jak oficer stojÄ…c przed szwadronem. Postrzegali to chÅ‚opcy sÅ‚użący mu do mszy. Spraw także politycznych byÅ‚ Robak Å›wiadomszy Niźli żywotów ÅšwiÄ™tych, a jeżdżąc po kweÅ›cie, CzÄ™sto zastanawiaÅ‚ siÄ™ w powiatowym mieÅ›cie; MiaÅ‚ peÅ‚no interesów: to listy odbieraÅ‚, Których nigdy przy obcych ludziach nie otwieraÅ‚, To wysyÅ‚aÅ‚ posÅ‚aÅ„ców, ale gdzie i po co, Nie powiadaÅ‚; czÄ™stokroć wymykaÅ‚ siÄ™ nocÄ… 980 Do dworów paÅ„skich, z szlachtÄ… ustawicznie szeptaÅ‚ I okoliczne wioski dokoÅ‚a wydeptaÅ‚, I w karczmach z wieÅ›niakami rozprawiaÅ‚ niemaÅ‚o, A zawsze o tym, co siÄ™ w cudzych krajach dziaÅ‚o. Teraz SÄ™dziego, który już spaÅ‚ od godziny, Przychodzi budzić; pewnie ma jakieÅ› nowiny.

Wyszukiwarka