Czy żyjemy tylko raz



Projekt okładki: Andizej Łaski
Redakcja: Jacek Kaźmierczak i Michał Uroczyński
Copyright by Wydawnictwo THekster Sosnowiec 1995
Wydanie I 83-86723-55-6
Druk i oprawa: "Zakłady Wydawnictw Kartograficznych ">KEORDIAn w Rudzie Śląskiej)


Wstęp
W Palestynie, na stokach Hermomi, 45 mil na północ od Morza Martwego, możemy dziś jeszcze ujrzeć ruiny
starożytnego miasta, Cezarei Filipowej. Pewnego dnia, przed wiekami, zbliżający się do tego grodu Chrystus, jeśli
mamy wierzyć opowiadaniu Ewangelii, zadał uczniom pytanie doniosłości tak wielkiej, że gdyby następne pokolenia
zrozumiały rzeczywiste jego znaczenie, cała religijna historia cywilizacji zachodniej inną potoczyłaby się koleją:
Kimże mię być powiadają ludzie?
Nam pytanie to wydaje się niezrozumiałe, lecz uczniowie zdawali się dobrze rozumieć słowa Mistrza, gdyż jeden z
nich odpowiada: Janem Chrzcicielem. Jan niedawno został ścięty; inni uczniowie mówią, że widzą w nim
wcielenie Eliasza lub Jeremiasza, którzy zmarli setki lat temu. A jeszcze inni mówią, iż prorok ów zmartwychwstał.
Był więc Jezus według przekonania współczesnych jednym z dawnych proroków, co wskazuje, jak
rozpowszechnione było w owych czasach pojęcie reinkarnacji.
Można by wprawdzie zauważyć słusznie, że Jezus nie potwierdza żadnego z tych przypuszczeń, a zgadza się na
słowa, iż jest Synem Bożym. Musimy jednak przyznać, że nigdy nie zaprzecza istnienia reinkarnacji, raczej
stwierdza jej prawdziwość tymi znanymi, ale jakże mało rozumianymi słowami: Ale powiadam Wam, iż Eliasz
już przyszedł, wszakże nie poznali go, ale uczynili mu co chcieli... Tedy zrozumieli uczniowie, iż o Janie Chrzcicielu
mówił do nich.
Józef Flawiusz w swej Historii Wojny Żydowskiej daje do
zrozumienia, że wiara w powrót duszy była powszechna w tym narodzie. Potwierdzenie tego znajdujemy w
niektórych ustępach Ewangelii, nie tylko tych, które już przytoczyliśmy.
Reinkarnacja dobrze była znana Rzymianom, wielu poetów wspomina o niej. W Grecji wykładana była przez kilku
filozofów, wystarczy wspomnieć Platona. W starożytnych wierzeniach egipskich możemy znaleźć jej ślady, choć w
nieco zmienionej formie; później w Aleksandrii neoplatończycy, a potem gnostycy studiowali poważnie tę ideę.
Opiewały ją sagi pomocy i powtarzały legendy Galii, wiara w reinkarnację stanowiła też część wiedzy mistycznej
druidów i dziś jeszcze można spotkać wśród ludów Irlandii i Bretanii wiarę w wielokrotny powrót dusz na Ziemię.
I rzecz zdawałoby się dziwna idea reinkarnacji dobrze była znana znikającym dziś powoli plemionom Indian
w Ameryce; od Alaski do Peru, u Eskimosów, Siuksów i Zunisów, a przede wszystkim Inków; wszędzie kapłani
uczą o reinkarnacji, wszędzie lud ją przyjmuje. Nawet tubylcom Archipelagu Hawajskiego i Australii oraz wysp
Morza Południowego nie jest ona obca.
Ale najszerzej jest znana i największy wpływ wywarła na Wschodzie. Stanowi podstawę prawie wszystkich
systemów religijnych i filozofii Indii. Również obecnie na kontynencie azjatyckim ok. 650 milionów ludzi uznaje
reinkarnację za rzecz równie pewną, jak my prawo ciążenia za niewzruszone i stwierdzone prawo przyrody, które
podawać w wątpliwość byłpby absurdem.
Czy prawdziwa więc jest, czy też nie, musimy ją uznać za jedną z podstawowych idei religijnych ludzkości. Jest ona
prawie tak powszechna, jak wiara w Boga. Pochodzenie jej jest nieznane, tak daleko cofa się w mrok wieków, tak
głęboko sięga w liczne warstwy myśli ludzkiej, gromadzone powoli w przeciągu tysiącleci, iż niemożliwe jest
dotarcie do źródła, ani odnalezienie początków tej idei.
Możemy przypuszczać, że wiara w reinkarnację istniała na długo przed epoką źródeł pisanych we wszystkich
bowiem w religiach i mitach ludów pierwotnych odnajdujemy jej ślady. Lecz Właśnie dzięki swemu niezmiernie starożytnemu
pochodzeniu dociera ona do nas często spaczona, przekręcona, z dodatkiem różnych przesądów, a myśl zachodnia
odwracając się z niechęcią od tych zabobonów i nielogicznych koncepcji, nie umie oddać sprawiedliwości głębokim
wartościom filozoficznym zasadniczej idei.
Któż z nas pragnąłby odrodzić się pod postacią muchy lub psa? A o takiej możliwości nieraz mówią na Wschodzie
ludzie ciemni i bez wykształcenia.
Jednak jakaś żywa podstawowa prawda musi tkwić na dnie wszystkich legend, krzewiących się bujnie wokół wiary
w powrót dusz; w przeciwnym bowiem razie idea reinkarnacji nie mogłaby się utrzymać przez tysiące wieków, ani
też zdobyć uznania tylu wielkich myślicieli świata.
Jednym z zadań ludzi, którym leży na sercu prawdziwy postęp ludzkości, jest przedstawienie zasadniczej prawdy
reinkarnacji w postaci czystej, wolnej od wszelkich przesądów i fałszywych pojęć. Możemy zaobserwować prawie
ze zdziwieniem, jak prędko oświecone warstwy naszych społeczeństw zainteresowały się głębiej reinkarnacją w
ostatnim półwieczu.
Przed czterdziestu laty może zaledwie setka osób poważnie traktowała tę ideę, a jeszcze mniejsza ilość czyniła z niej
podstawę swej filozofii życiowej. Dziś mamy na Zachodzie więcej niż milion ludzi, którzy w idei reinkarnacji
znaleźli najbardziej logiczną odpowiedź na cały szereg zagadnień, tak religijnych i filozoficznych, jak i społecznych.
Wiara w reinkarnację rozprzestrzenia się dziś coraz bardziej wśród myślących grup wszystkich narodów.
Nie w pragnieniu powrotu na Ziemię należy szukać tego przyczyny, gdyż większość wzdryga się na razie przed tą
myślą. Pojęcie reinkarnacji narzuca się samo dzięki swej jasnej logice, dzięki odpowiedziom, jakie daje na
zagadnienia najbardziej ludzkość niepokojące. Wielu z tych, którzy badają prądy myśli współ-


czesnej, jest przekonanych, że wkrótce idea reinkarnacji zostanie przyjęta przez większość myślicieli, nie z powodu
jej chwilowej popularności, a dlatego że posiada ona moc przekonywania, że rozwiązuje szereg najbardziej
złożonych, a przez religie nie wyjaśnianych zagadnień i zagadek, rozjaśniając przez to życie i dając nową siłę do
walki i postępu.
Będzie ona bez wątpienia "wielką ideą" naszego wieku, podobnie jak ewolucja była twórczą, przewartościowującą
wszystkie pojęcia, ideą wieku ubiegłego.


Niepokój ludzkości
Charakterystyczną cechą naszej epoki jest niepokój intelektualny. Czyż nie dlatego, że większość dręczących ludzi
zagadnień pozostaje bez odpowiedzi? Wprawdzie granica pomiędzy znanym a nieznanym została dziś znacznie
przesunięta, ale zaczynamy zdawać sobie sprawę, że teren zdobyty jest o wiele mniejszy niż przypuszczaliśmy
dotychczas. Zwykłemu widzowi zdawać się może, iż nauka zdoła poznać wszystko ale uczony, badający
starannie i wytrwale różne zjawiska wie dobrze, iż ze wszech stron otaczają go zagadki. Zwykłemu nabożnemu
chrześcijaninowi zdaje się również, że chrześcijaństwo współczesne jest potężną fortecą. Lecz bardziej przenikliwy
wzrok myślicieli dostrzega na jego murach pęknięcia i rysy, może pod wpływem ognia nieubłaganej, a coraz
śmielszej w swych atakach krytyki, albo też kryzysu moralnego ludzkości.
Parę wieków temu rozpoczął się ostry konflikt pomiędzy nauką a teologią. Ślepa wiara, tradycja, a nawet niejeden
dogmat były podważane przez powagę badań naukowych i ścisłego rozumu; chwiały się też pod ciśnieniem
nieustannych pytań i wątpliwości co do wszelkich zagadnień życia. Dawne pojęcia o Bogu i duszy, o przeznaczeniu i
objawieniu, zostały obalone, podobnie jak spe-kulatywne koncepcje o świecie niewidzialnym.
W czasie rewolucji intelektualnej filozofowie wielu narodów zapragnęli zniszczyć na zawsze przesąd i fałsz, jakie
ich dotychczas przytłaczały. Byli w tym jednak zbyt szybcy, za daleko poszli w tym niszczeniu w rezultacie
razem z przesądami odrzucili niejedną prawdę.


Nieuniknionym następstwem takiej reakcji stał się materializm naukowy. Początkowo uważano, iż dać on może
zadowalającą odpowiedź na wszelkie pytania. Ludzie ożywieni tą nadzieją byli przekonani, że wszystko, nawet myśl
ludzka da się wytłumaczyć prosto i logicznie, tak samo jak fakty świata fizycznego. Uważano, iż poza energią,
materią i prawami, które nimi rządzą, nic więcej nie istnieje we wszechświecie. Nie znajdywano miejsca na
świadomość.
Dawne wierzenia, które tak długo zatrzymywały cywilizację w jej zwycięskim pochodzie, umarły. Mówiono
radośnie: Bóg był mitem, dusza wytworem wyobraźni. Przeznaczenie zamieniono $prawnym funkcjonowaniem
machiny świata, a religie zaczęto uważać za stek naiwnych legend i, w mniejszym czy większym stopniu, zdrowej
moralności. Tak oto, na początku tego nowego intelektualnego obudzenia się, ścisły Rozum naukowy obalał swego
zażartego wroga Teologię, i dążył wielkimi krokami ku nowym podbojom.
Nastąpił okres jakby młodzieńczego zapału. Gorączkowe pragnienie zdobywania pchało ludzi od jednego odkrycia
do drugiego. Wydawało się człowiekowi, że za chwilę odgadnie wszystkie tajemnice natury. Doświadczenia fizyki
stwierdzały, iż przyroda i prawo to jedność; chemia dzięki swym genialnym badaniom odkrywała nieznaną budowę
materii. Biologia, ze swą teorią ewolucji, wykazywała ład i celowość w dziedzinach złożonego życia organizmów;
na warstwach i pokładach skorupy ziemskiej odczytywano cudowną historię ubiegłych wieków; wielkie teleskopy
rzucały na fotograficzną kliszę projekcje olbrzymich mgławic i milionów odległych słońc zaś ciało ludzkie,
badane nadzwyczaj uważnie, stało się przedmiotem wielorakich nauk: anatomii, fizjologii, histologii, embriologii i
innych.
Zdawało się, iż za chwilę cały świat podda się władzy człowieka i radosny, młodzieńczy dreszcz zapału dla jego
"wszechwiedzy" wstrząsnął ludzkością.
10


' Postarzeliśmy się nieco od tego ćżasu;'je*śli nie całkiem zniknął flasz zapał, to o ileż jest on dziś spokojniejszy i
bardziej dojrzały. Używane początkowo, nieco pośpiesznie, metody naukowe powoli zastępujemy innymi, coraz
dokładniejszymi i odpowiedniejszymi. Wiele pojęć odrzuconych w przeciągu ostatnich czterech wieków
podejmujemy teraz na nowo i poddajemy szczegółowym badaniom. Jak poszukiwacze drogocennych minerałów
skrzętnie przeglądamy odłamki, które w pierwszej chwili odrzuciliśmy, i znajdujemy wśród nich wiele jeszcze
skarbów. Przekonujemy się również, że wśród najbardziej cenionych przez nas klejnotów było wiele fałszywych i
bez wartości. Nauka musiała odrzucić niejedną ze swych teorii, religia niejeden dogmat, filozofia niejedną końce-
pcję. I ludzie zaniepokojeni rzucają trwożne, choć niejasno formułowane, pytanie: ku czemu idziemy co z
dalszych badań wyniknie? Jest oczywiste, że wielu dawnych teorii i dogmatów nie da się utrzymać ale co je
zastąpi? Żądza poznania stwarza wciąż nowe i bardziej złożone pytania, a wiele z nich pozostaje bez odpowiedzi.
Stąd niepewność, zmieniająca się w męczący, a nieraz bolesny niepokój. Materializm stał się dziś bez wątpienia
przeżytkiem, ale myśl religijna nowej epoki szuka gorączkowo, a może i niepewnie, odpowiedniego wyrażenia się i
prawdziwszych syntez.
Czy Bóg istnieje? Czy istnieje jakieś prawo moralne u podłoża Wszechświata? A jeżeli tak, czemu panują
okrucieństwo i przemoc? Dlaczego silny wyzyskuje i miażdży słabszych, a młodsi padają ofiarą starszych?
Jeżeli Bóg naprawdę istnieje, skąd tyle nędzy i męki na świecie, tyle niezasłużonego cierpienia, okrucieństwa i
potworności; a z drugiej strony tylu niesprawiedliwie uprzywilejowanych? Dlaczego dzieją się niewytłumaczalne
zdarzenia oto mężczyzna w sile wieku traci nagle wzrok; matkę karmiącą niemowlę zabija pijany woźnica; ileż
dzieci męczy się niewinnie w długich, dotkliwych chorobach? Czyż naprawdę należy powiedzieć, że jeśli istnieje
Bóg, to albo się tymi sprawami wcale nie zajmuje, albo nie
11


ma dość mocy, aby zmienić w nich cokolwiek? Mówiąc o niezbadanej Opatrzności, nie rozwiązujemy problemu,
dowodzimy tylko naszej niewiedzy.
Czy czyny dobre pociągają za sobą nagrodę, a złe karę? Doświadczenie nam mówi, że zwykle jest inaczej. Ileż to
razy zdarza się, że zbrodniarz żyje swobodnie na świecie, a ludzie niewinni giną w więzieniach?! Przeciętni i marni
zdobywają dostatki i stanowiska, a ludzie o istotnej wartości uginają się pod brzemieniem niedostatku i troski.
Nienawiść i zazdrość podstępnie podcinają pracę i życie ludzi czynu, a tłum oklaskuje szalbierstwa kuglarzy.
Kościoły, które pragną ludzkości pomagać, tracą sferę wpływów oraz możność działania, a występek zdaje się być z
każdym dniem silniejszy. W interesach handlowych uczciwość nie popłaca, powtarza się dziś na targowiskach,
oszust jest panem, święty by tam miejsca nie znalazł. Cnoty chrześcijańskie nie mogą się oprzeć brutalnej sile, wszak
musimy się zbroić, by nie paść ofiarą silniejszego. Te słowa słyszy się dziś bardzo często.
Niedawno wypuszczono z więzienia skazańca, który tam spędził prawie trzecią część swego życia. Okoliczności tak
się nieszczęśliwie przeciw niemu złożyły, że pomimo jego protestów i zapewnień o swej niewinności, był skazany
na dożywotnie ciężkie roboty. Po dwudziestu latach właściwy zbrodniarz na łożu śmierci przyznał się do winy.
Domniemany a niewinny człowiek odzyskał wolność, ale w jakim stanie!? Jako ruina fizyczna, umysłowa i moralna,
gdyż nasz chwalebny system więzienny łamie i niszczy nie tylko zdrowie ludzkie. W tym stanie spotkał go pewien
ksiądz protestancki, interesujący się opuszczającymi więzienie skazańcami, człowiek o głębokim rozumie i wielkim
sercu. Chciał go pocieszyć i dać mu oparcie. Czując całą niemoc słów, położył mu po prostu rękę na ramieniu,
zaklinając aby był silny i cierpliwy, aby wierzył i ufał w moc Boga i miłość Chrystusa. Lecz słowa te nieoczekiwane
wywarły wrażenie; nagłym ruchem były więzień podniósł głowę i płomień buntu błysnął w oczach przygasłych,
12


nabrzmiałych goryczą 20 lat. Głosem urywanym i głuchym, jednym tchem wyrzucił pytanie: Jak śmiecie mówić
mi, iż to wola Boga wtrąciła mnie do więzienia? Jeśli Bóg jest miłującą sprawiedliwością, dlaczego mnie nie
uratował? Cóż uczyniłem, by zasłużyć na takie cierpienie? Byłem uczciwy i pracowałem dla swojej rodziny, którą
kochałem. Wtrącono mnie na dno piekła za zbrodnię, której nie popełniłem. Czy było wolą Boga, by żona moja i
dzieci umarły z głodu? Od lat nie mam żadnych wiadomości od nich. Zginęły z nędzy, a może spotkał je los od
śmierci straszniejszy. No, a ja? Spójrzcie na mnie! Czyż nie jestem ruiną, odpadkiem, odrzuconym na gnojowisko
waszej cywilizacji? I wy śmiecie twierdzić, że tego Bóg chciał? Idźcie nie chcę takiego Boga zakończył z
gniewem ów człowiek.
I ksiądz oddalił się z żalem w sercu, gdyż nie miał argumentów i nie umiał przekonać tego człowieka, że jednak
istnieje Bóg i Jego miłość.
Religia chciałaby nas przekonać, że w innym świecie cierpienia nasze będą wynagrodzone, grzechy znajdą
przebaczenie, a ciemnotę zastąpi wiedza. Przez wiele wieków ludzie z nadzieją wznosili oczy ku tym obiecanym
zaświatom, cierpiąc na Ziemi, by w innym świecie otrzymać obiecaną nagrodę. Ale dziś coraz natarczywiej cisną się
pytania pełne zwątpienia. Jeśli Bóg stworzył ten nasz świat takim jakim jest, na czymże oprzeć mamy nadzieję, że
inny będzie lepiej zorganizowany? Jeśli tutaj tak mało jest sprawiedliwości, dlaczego tam ma jej być więcej? A jeżeli
przychodząc na świat wszystkie dusze są sobie równe, czemu losy ludzkie są tak uderzająco nierówne? Czyż mamy
dziś przypuścić, że straszna teoria Kalwina o wybranych i z góry skazanych oraz wydziedziczonych może mieć
pewne uzasadnienie? Dlaczego nie wszyscy mają jednakową sposobność i łatwość rozwoju czy jest to rzeczą
przypadku? Czy można sobie wyobrazić, iż w świecie przez Boga wzniesionym życie ludzkie podlega ślepemu
kaprysowi przypadku? A przecież wszystkie inne zjawiska w naszym widzialnym
13


świecie są rządzone niewzruszonymi przyrodniczymi prawami. Skąd ta niezgodność?
W świecie, w którym żyjemy, równość ludzi jest mitem, pomimo głośnych mówi frazesów. Fizycznie, moralnie,
duchowo, umysłowo nie jesteśmy równi. Środki, jakimi rozporządzamy, przeszkody, które nam utrudniają drogę, są
inne dla każdego, a los najczęściej zdaje się kpić z naszych planów.
Jedni posiadają zdrowie i siły fizyczne, drudzy mają ciało wątłe i chore. Jednym wdzięk i ujmująca
powierzchowność ułatwia życie i budzi sympatię otoczenia, u innych szorstka zewnętrz-ność odtrąca od siebie. Jedni
się cieszą żywą inteligencją, a drudzy zaledwie potrafią powoli i z trudem kojarzyć pojęcia. Miejsce zaś, jakie
zajmujemy w świecie jakże bardzo jest zależne od naszych fizycznych i intelektualnych zdolności.
Równość? Ależ sama natura jej zaprzecza!
W jednym z naszych wielkich miast mogliśmy widzieć od szeregu lat kalekę, przesiadującego na skrzyżowaniu ulic
na małym dywaniku. Miał już ze czterdzieści lat, a był wzrostu dziesięcioletniego dziecka, nogi i ręce miał
powykręcane, aż ciężko było nań patrzeć. Od lat, a może od dziecka, siadywał tak sprzedając ołówki na rogu ulicy,
dla utrzymania swego smutnego życia. Cały jego intelektualny świat zamykał się w tym pasie ulicy. Porównajcie
przygniatające ograniczenie tego życia, jego cierpienia fizyczne, głuchą, a może i palącą tęsknotę do miłości,
jednostajność dni, ciasnotę horyzontu, porównajcie jaz bogactwem możliwości przeróżnych, z mnogością wrażeń,
przeżyć i uczuć w życiu któregokolwiek z nas. Jeżeli wierzymy w istnienie mocy Bożej, to ona jest odpowiedzialna
za przeznaczenie tego człowieka, albo bezpośrednio za skierowanie duszy czystej w ciało ułomne, albo też
pośrednio, za stworzenie świata, w którym są możliwe podobne tragedie.
Dlaczego zewnętrzne okoliczności stwarzają tak straszne różnice między ludźmi?
14


Jedno dziecko przychodzi na świat w chacie Eskimosowi przez samo to już jest skazane na życie ciasne, o szczupłej
skali możliwości; drugie znajduje wśród wysokiej cywilizacji wszystkie bogactwa kultury i najszerszego
wykształcenia. Jedno się rodzi w brudnej, nędznej norze, gdzie się tłoczą męty życia ludzkiego, żyje odziane w
łachmany, rozwija się w rynsztoku; drugie w rodzinie kochającej i uczuciowej, wśród piękna i odpowiednich do
życia warunków, znajduje pomoc w rozwijaniu najlepszych cech swego charakteru. Z jednego wyrośnie bezdomny
żebrak lub złoczyńca drugi się stanie jednym z ludzi zarządzających swym narodem, twórcą w swym
społeczeństwie. Jeśli dusze naprawdę istnieją i są równe przy urodzeniu, po cóż to wyraźne faworyzowanie? Jeden
jest z góry skazany na życie w nędzy i biedzie, drugi na życie' szczęśliwe i łatwe. Czyż przeznaczenia nasze są nam z
góry narzucone, bez celu, żadnym nie rządzone prawem? Gdzież więc szukać mamy dowodu sprawiedliwości i
miłości Bożej?
Każdy człowiek inne na swej drodze spotyka sposobności; cóż nimi kieruje? Przypadek? Jeden całe życie pracuje
wytrwale, a zdarzenie nieoczekiwanie zrządza, że wszystko traci i stare lata spędza w nędznym przytułku, na łasce.
Drugi dziedziczy majątki i tytuły, rozbija się na jachtach i w samochodach, nurza się w zbytku i wszelkich
wyrafinowanych cudach współczesnej kultury; może to być pasożyt, próżniak, bezpożyteczny dla kraju, ale ma ręce
pełne złota. Dlaczegóż tak jest, jeśli nam mówią, że ptaszek najmniejszy bez Bożej woli nie ginie?
Nieprawdą jest, że zależy to od pracy i inteligencji. Tylu wielkiej wartości ludziom nie udają się najenergiczniejsze
wysiłki, tylu miernym i niezdolnym powodzi się nieustannie, a fortuna zdaje się sama ich szukać. Chcąc nie chcąc
musimy przyznać, iż świat pełen jest uderzających różnic i niesprawiedliwości, których zwykła religia nie tłumaczy.
Czujemy instynktownie, że musi istnieć jakiś wyższy, boski pierwiastek na dnie każdej rzeczy i wszelkich zjawisk,
lecz dowieść, stwierdzić jego istnienia, opierając się
15


na faktach widzialnych nie jesteśmy w stanie. Odwrotnie, na podstawie obserwacji może się wydać, że chaos
moralny przeważa nad jakimkolwiek ładem i prawem moralnym.
Nie dziwi więc, że z każdym dniem zmniejsza się ilość ludzi szczerze wierzących. Wprawdzie chrześcijaństwo
starało się rozwiązać te wszystkie problemy, podając dwa tłumaczenia: grzech pierworodny i wolę Bożą, lecz żadna
z tych odpowiedzi nie zadowala współczesnego umysłu. Pierwsza nie wystarcza, gdyż nauka mówi o nieistnieniu
takiego Adama, jakiego przedstawia historia świata, uważając go raczej za symbol całej rasy ludzkiej, niż za
indywidualną jednostkę a więc i grzech pierworodny istnieć nie mógł, nauka i jemu daje zgoła inne tłumaczenie.
Druga nie satysfakcjonuje, gdyż wówczas Bóg byłby bezpośrednio odpowiedzialny za cierpienia i mękę ludzkości,
zwłaszcza za warunki, w których jednostka od urodzenia się znajduje.
I wzdragamy się, nie mogąc pogodzić tego pojęcia z wszech-miłością i wszechsprawiedliwością Istoty najwyższej.
Te i tyle innych zagadnień niepokoi nie od dziś współczesną ludzkość, a niejedno serce napełnia rozpaczą.
Rozwiązanie ich wydaje się niemożliwe; a jednak jeśli pozostaną bez odpowiedzi, cała religia traci swą wartość i
nie jest niczym dziwnym, że ludzie nie chcą sięgać poza materialny świat.
Potrzebny jest nam klucz, któryby dał rozwiązanie wszystkich tych zagadnień, przywracając życiu ducha jego istotną
treść, odnawiając wiarę w sprawiedliwość i miłość Boga, w prawo i cel życia.
Kluczem tym jest reinkarnacja.


Co to jest reinkarnacja?
Jakże mało ludzi zadaje sobie trud tworzenia własnego światopoglądu. A przecież gdyby zastanawiali się częściej,
dostrzegliby ze zdziwieniem, że większość pojęć, którymi operują, została przyjęta od innych bez żadnego dowodu,
bez głębszego własnego przemyślenia.
Niejeden uważa, zgodnie z dawnymi naukami religii, że świadomość niemowlęcia zostaje powołana do życia
jednocześnie z jego ciałem. Pojęcie to łatwo się tłumaczy, gdyż zewnętrzne nasze obserwacje wskazują, że
świadomość dziecka rozwija się wraz z ciałem; zaś u starca, gdy ciało więdnie, świadomość słabnie, a ze śmiercią
znika. Te jednoczesne przemiany wywołują w nas wrażenie, że świadomość jest wytwarzana przez mózg. Nie jest to
jednak bynajmniej jedynym możliwym wytłumaczeniem faktów.
Opierając się na tych samych faktach możemy równie dobrze przypuszczać, że mózg nie jest twórcą, lecz
narzędziem świadomości, że umysł w najszerszym tego słowa znaczeniu jest czymś od mózgu odrębnym, a jednak w
wyrażaniu się od niego zależnym, czyli przenikliwość świadomości zależy od subtelności i wrażliwości narzędzia,
którego używa, od wyrobienia i odbiorczości mózgu.
Mózg niemowlęcia jest mało wrażliwy, gdyż jest zanadto plastyczny i nie dość zorganizowany, a istność, która go
używa, może nań wpływać w niewielkim stopniu. W miarę wzrostu dziecka i coraz doskonalszego organizowania się
jego mózgu, inteligencja przejawia się coraz szerzej, nie tyle dlatego, że sama świadomość rozwinęła się i wzrosła
przez ten czas, ile raczej dzięki doskonalszemu działaniu przekazującego narzędzia, którego używa. U
17


ludzi starych mózg słabnie i staje się mniej wrażliwy, dlatego też przejawienie się fizyczne świadomości zmniejsza
się i przyćmiewa. Śmierć niwecząc narzędzie uniemożliwia świadomości dalsze fizyczne wyrażanie się, lecz to nie
dowodzi, że świadomość przestała istnieć. Istnienie świadomości tyle zależy od mózgu, co istnienie muzyka od jego
skrzypiec; jednak zarówno świadomości, jak i muzykowi narzędzia te są niezbędne, by móc wyrazić siebie w
świecie fizycznym.
Od stwierdzenia, że świadomość a mózg to dwie zupełnie różne rzeczy, trzeba zacząć studiowanie teorii
reinkarnacji. Mózg składający się z milionów komórek nerwowych, z ich rozgałęzieniami, i z otaczających je tkanek,
jest delikatnym, złożonym narzędziem, którego zadaniem jest być odbiorcą i przekazującym przewodnikiem.
Zwykła, codzienna świadomość jest tylko małą cząstką całkowitej świadomości człowieka, a tylko ta cząstka
wpływa i wyraża się poprzez mózg. Jesteśmy świadomymi istotami tak w ciele fizycznym, jak i poza nim, tak po
śmierci, jak i przed narodzeniem.
Świadomość ludzka istnieje przed urodzeniem i przed poczęciem jest to pierwsza zasada teorii reinkarnacji.
Tylko ciało niemowlęcia jest młodziutkie i nowe, świadomość zaś może być dojrzałą i wyrobioną w wielu
doświadczeniach zdobytych w przeciągu poprzednich żywotów na Ziemi; biorąc w posiadanie to nowe ciało usiłuje
coraz szerzej i pełniej wyrażać siebie poprzez mózg i system nerwowy.
Drugą podstawą nauki o reinkarnacji jest twierdzenie, że dusza, świadoma jaźń człowieka, wzrasta jak roślina; od
pierwszego zbudzenia się, do pełni wspaniałej dojrzałości; rozwój ten wymaga czasu, dziesiątków tysięcy lat. Dusza
jest "doskonałą" na początku swych ludzkich doświadczeń, jak doskonałe jest ziarno; a pomiędzy duszą "młodą", a
duszą "starą"dziecięcą a dojrzałą jest taka sama różnica, jak między żołędziem a dębem. Możemy uważać ten
miarowy wzrost i budzenie się utajonych potencja-
18


łów duszy za ewolucję świadomości, choć termin ten będzie niezupełnie ścisły jednak utożsamiać jej nie należy z
ewolucją organizmów fizycznych, tak namiętnie studiowaną przez ewolu-cjonistów.
Ewolucja fizyczna odbywa się przez etapy: narodzin, mnożenia się komórek i śmierci; nowe organizmy są
nieustannie stwarzane przez starsze i na tym polega ciągłość fizycznych form. Ewolucja fizyczna wciąż zmierza od
prostego ku złożonemu; na pierwszym szczeblu wielkiej drabiny obejmującej istoty organiczne mamy prostą
pojedynczą komórkę bez organów ani budowy, na ostatnim zaś ciało ludzkie w jego niezmiernej złożoności,
zbudowane z milionów komórek tworzących poszczególne organy i tkanki.
Ewolucja świadomości jej budzenie sięodbywa się przez ożywianie i opanowywanie form fizycznych, które
również postępują nieustannie na drodze rozwoju. To wcielanie się świadomości w coraz to nowe ciała jest zwane
reinkarnacją; dotyczy ono nie tylko człowieka, gdyż jest procesem powszechnym, przejawiającym się w całej
przyrodzie. Wszędzie, gdziekolwiek widzimy żywy organizm, możemy być pewni, że świadomość tego organizmu
rozwija się również, że posługuje się ona fizycznym kształtem w celu poznania fizycznego świata i zdobycia
doświadczeń. Reinkarnacja jest więc procesem ewolucyjnym, w którym niezmierna mnogość świadomości, w
różnych stadiach rozbudzenia, wchodzi w kontakt z fizycznymi formami, które także podlegają prawu ewolucji i
znajdują się na różnych stopniach rozwoju i złożoności.
Dla zdobycia tych doświadczeń budzenie się i rozszerzanie świadomości musi odbywać się jednocześnie i
równolegle z ewolucją form; tak się też zawsze dzieje w przyrodzie. Ciało ludzkie, jako narzędzie doskonałe,
umożliwia przejawianie się świadomości o wysokim poziomie rozwoju, jakiego nie znajdujemy w niższych
królestwach, gdyż ciało to, wraz z jego cudownie złożonym i delikatnym aparatem mózgowym, jest o wiele lepiej
dostosowa-
19


ne do potrzeb świadomości wyższej, aniżeli prostszy i prymityw-niejszy mózg jakiegokolwiek zwierzęcia.
Studiując naturę spostrzegamy, że w wielkim planie powszechnym utrzymanie form nie ma wielkiego znaczenia.
Śmierć działa wszędzie; niezliczona ilość fizycznych form ginie, aby podtrzymać życie innych. Minerały,
rozkładając się, są podstawą życia roślin; życie roślin jest poświęcane dla zwierząt i ludzi. Z punktu fizycznego w
całej przyrodzie zdaje się panować śmierć. Ten niezaprzeczalny fakt do rozpaczy niemal doprowadzał wielu
filozofów; jest również najsilniejszym argumentem nauki przeciw religijnej wierze w miłość Boga.
Teoria reinkarnacji inne rzuca nań światło; jeśli przyroda mało się troszczy o formy fizyczne, to tylko dlatego, że nie
mają one tak istotnego, tak wielkiego znaczenia, jak się nam wydaje. Celem ich jest dostarczenie rozwijającej się
świadomości punktu oparcia w świecie fizycznym, dającym jej możność poznawania tego świata i zdobywania
doświadczeń. Świadomość z jej pamięcią ma zasadniczą wagę, toteż świadomość jest ochraniana pilnie i
zapobiegliwie. Natura niszczy formy z taką beztroską tylko dlatego, że świadomość, która z nich korzysta, jest
niezniszczalna, a że przechowuje ona wszystkie wspomnienia i zdolności również po śmierci fizycznego narzędzia,
więc właściwie nie ginie nic z tego, co ma istotną wartość.
Można więc powiedzieć, że reinkarnacja jest procesem, w którym istoty świadome używają ciał fizycznych, ściśle
odpowiadających ich stadium rozwojowemu, aby z pomocą tych ciał-narzędzi zdobywać wiedzę i poznanie świata
fizycznego.
Z punktu widzenia reinkarnacji Ziemia a zapewne i cały wszechświat jest olbrzymią uczelnią. Przeznaczeniem
ewolucji jest dać niezliczoną ilość doświadczeń o najróżniejszym charakterze, które stają się bodźcem w wielkim,
rozwojowym procesie istot żywych, czyli w budzeniu się i rozszerzaniu ich świadomości, tworzących długi łańcuch
sięgający niemal w nieskończoność, którego
20


niewielką tylko cząstką są małe królestwa przyrody znane na Ziemi.
Jak dziecko codziennie uczęszczające do szkoły uczy się, zdobywa doświadczenia i przyswaja sobie coraz to nową
wiedzę, przechodząc do coraz wyższych klas, tak samo i my, jako dusze, niejednokrotnie przychodząc na Ziemię w,
różne warunki i otoczenia, uczymy się, gromadzimy różne doświadczenia i zdobywamy coraz głębszą mądrość i
szersze poznanie.
W zaraniu naszej ludzkiej ewolucji byliśmy dzikimi, pierwotnymi ludźmi, bo nasze intelektualne i moralne władze
ledwie się budziły; po przejściu paru żyć powtarzających się w tych samych ograniczonych, pierwotnych warunkach,
rozwinęliśmy pierwszy zarys myśli i wrażliwości uczuciowej, co pozwoliło nam urodzić się w cywilizacji nieco
wyższej.
Następne nasze życia były pełne cierpienia i walk, gdyż miotały nami dzikie namiętności i okrucieństwo. Tak
płynęły wieki, a my zbieraliśmy owoce złych czynów, uczuć i myśli, które sami zasialiśmy, i bardzo wolno budził
się w nas tzw. głos sumienia, które nie jest niczym innym jak zsumowaniem wspomnień naszych przeszłych
doświadczeń; rósł on i wzmacniał się, aż wreszcie zaczęliśmy odróżniać dobre od złego i unikać czynów złych. Od
tej chwili mogliśmy się urodzić w kraju o wyższej kulturze, lecz kulturę tę zaczynamy poznawać od najniższego
poziomu. I tak życie za życiem płynie szybko, a w każdym rozwijamy się umysłowo i moralnie, w czym dużą
pomocą są prawa i wskazówki moralne oraz obcowanie ze starszymi od nas w rozwoju, i samo ciśnienie trudnych
warunków życia fizycznego.
Byliśmy w tym okresie jeszcze ciemni, nieoświeceni, ociężali, lecz każde życie przynosiło nam nową naukę:
przyjemności i cierpień, trudności i przeszkód, powodzeń i klęsk, i wśród tych najróżniejszych możliwości
wyrabialiśmy się na sprawnych i coraz zdolniejszych pracowników. Uczyliśmy się myśleć, wyzwalając się powoli
spod tyrani miotających nami pożądań i prymitywnych
21


przesądów. W miarę posuwania się po tej żmudnej, niezmiernie powolnej drodze ewolucji coraz dłuższe stają się
przerwy pomiędzy jednym a drugim życiem na Ziemi, a czas ten spędzamy w zgoła innych warunkach światów
niewidzialnych, gdzie asymiluje-my doświadczenia i wplatamy je w charakter, co przyśpiesza nasz wzrost
intelektualny, pogłębia uczucia etyczne i budzi pierwsze przebłyski duchowości. Większość z nas znajduje się dziś w
tym stadium. Zdobyliśmy w naszej przeszłości tak dużą sumę doświadczeń, że dziś wyrabiamy się na myślących
ludzi i niejeden z nas zaczyna brać na siebie odpowiedzialniejszą pracę w rodzinie ludzkości. Nieliczni są od nas
nieco starsi ci mogą być przewodnikami, mogą się stać budowniczymi cywilizacji i kultury; a jeszcze mniej liczni
wznoszą się i ponad tych "starszych" potęgą rozumu lub nieskalaną rzetelnością charakteru, lub też głębią
duchowego jasnowidztwa i natchnienia.
W tym wszystkim nie ma niesprawiedliwości, ani kapryśnych łask losu, jest to tylko kwestią stopnia rozwoju i
wzrostu. Poziom, na którym znajdują się inni, jest i dla nas dostępny i możliwy do osiągnięcia, jeśli potrafimy
korzystać odpowiednio z przeżyć i doświadczeń. Ci, którzy stoją wyżej od nas, mają więcej mocy, gdyż ewolucja ich
wcześniej się rozpoczęła od naszej. Przecież widząc w szkole jednych uczniów w klasach wyższych, innych zaś
dopiero w początkowych, nie oburzamy się, nie nazywamy tego niesprawiedliwością ani faworyzowaniem. Jest to
jedynie kwestią czasu. Tak się też dzieje w wielkiej uczelni świata: wyprzedzają nas dusze "starsze", dojrzalsze, za
nami zaś idą "młodsze", a na końcu dziecięce i niemowlęce. I tak bez końca; miliony istot wznoszą się z jednego
poziomu na drugi, a za nimi płyną kolejne miliony, krocząc w ich ślady. Różnice więc nie są niesprawiedliwością,
lecz szerokim wychowawczym systemem, o wielkim i jasnym celu.
W świetle nauki o reinkarnacji możemy wyobrazić sobie ludzkość wspinającą się powoli po nieskończenie długiej
drabinie, której pierwsze szczeble wynurzają się z mroku początków Świat-22


ła, zaś szczyt ginie w chwale nadczłowieczeństwa. Wysokość drabiny nie jest nam znana, ale to nie jest ważne;
natomiast ważne jest zrozumienie tego, że w tej chwili znajdujemy się na jednym z jej szczebli, że miejsce, które
zajmujemy w wielkim pochodzie ludzkości, odpowiada ściśle naszemu stadium rozwojowemu. Myśl, że od nas
zależy wolniejsze lub szybsze posuwanie się naprzód, powinna być bodźcem, gdyż wiemy z życia i dzieł wielkich
ludzi, do czego możemy dojść kiedyś, dzięki mocnemu pragnieniu i woli.
Nasza duchowa indywidualność jest wciąż taka sama, choć w jednym życiu możemy używać ciała mężczyzny, w
innym zaś kobiety. Te kolejne zmiany są potrzebne i konieczne dla harmonij^. nego i pełnego rozwoju. Przecież
ludzie doskonali i święci posiadają zarówno męskie cnoty jak i niewieście w pełnej równowadze.
W każdym nowym życiu mamy inne ciało fizyczne, nosimy inne imię, z innymi rodzicami jesteśmy związani, ale te
zmiany zewnętrzne nie przeszkadzają nam w zachowaniu własnej duchowej indywidualności. W chwili narodzin
nasza dusza nie wyłania się z jakiegoś wielkiego oceanu życia, jak sądzą niektórzy filozofowie, a śmierć nie niweczy
w nas świadomości odrębnego istnienia. Gdybyśmy ją zatracili, reinkarnacja nie miałaby żadnego sensu, a ewolucja
byłaby zabawką w okrutnych rękach jakiejś nieznanej istoty.
Dusze są ponad płcią, ale używają wedle planu ewolucyjnego jednej i drugiej co daje początek grupom społecznym,
ogniskom rodzinnym i obowiązkom. Uczymy się ochraniać i dbać o dzieci, rezygnować z egoistycznej
przyjemności, na tle rodziny różnorodne temperamenty wchodzą w kontakt wzajemny i zawiązują się nici głębokich
wewnętrznych stosunków, a wszystko to ma wielkie znaczenie wychowawcze.
Każdy nowy fizyczny organizm potrzebuje pożywienia, odzieży i schronienia; niezliczone wysiłki dla zdobycia tego
dla siebie i dla rodziny stworzyły całą naszą złożoną cywilizację ^rozwijały
23


powoli nasze siły fizyczne, moralne i umysłowe. W klimacie podzwrotnikowym, gdzie przyroda jest bardziej hojna,
a konieczność trudu i walki ze strony człowieka mniejsza, ludność jest powolniejsza, lecz nieraz i mniej rozwinięta.
A gdy warunki zewnętrzne zmuszają do pracy oraz myślowego wysiłku, by podołać walce o byt, rozwój przyśpiesza
się znacznie. Na pewnym poziomie im życie wymaga większego wysiłku, tym lepiej dla człowieka, trudności
spotykane na drodze są dlań użyteczne, bo przezwyciężając je rozwija siłę i sprawność. Rozwiązywanie większości
naszych społecznych, politycznych i religijnych zagadnień należy do człowieka; nieraz służyło to za pretekst, by
udowadniać, że żadna dobroczynna moc duchowa nie czuwa nad nami. Współczesne metody pedagogiczne
wykazały, że najlepszym sposobem obudzenia w dzieciach inicjatywy, inteligencji i zmysłu praktycznego oraz
sprawności czynu jest danie im sposobności do samodzielnego, swobodnego wyrabiania i ćwiczenia tych cech.
Mówiąc, podając i tłumacząc im wszystko można w nich rozwinąć pamięć i instynkt naśladowczy, ale wówczas
reszta władz pozostaje w stanie niedorozwoju lub uśpienia.
To samo dotyczy nas, uczniów w wielkiej Uczelni Świata; gdybyśmy umieli, opierając się na prostym rozumie,
stosować w życiu codziennym zasady tej mądrej strategii, znaleźlibyśmy jasne wytłumaczenie powodu, dla którego
błędy są w naszym rozwoju i postępie konieczne.
Wprawdzie od początku pomagali nam wielcy duchowi Nauczyciele ludzkości (o wiele więcej, niż możemy
przypuszczać wszystkie wielkie religie były przez Nich podawane), jednak ludzkość musiała szukać nowych dróg
sama i sama znajdować rozwiązania różnych zagadnień. Nie było zapewne innego sposobu, by posiadła wiedzę
życia, by narody kulturalne zrozumiały, że trwałą społeczność można budować tylko na podstawach współdziałania i
braterstwa.
Reinkarnacja nie oznacza bynajmniej, że dusza człowieka
24


może się wcielić w ciało zwierzęce. Spotykamy wprawdzie podobne wierzenia w mitach ludów pierwotnych, a
czasem i w popularnym ujęciu buddyzmu czy hinduizmu, ale są to tylko podania, albo przesądy i wypaczenia
poważnych nauk tych religii.
Reinkarnacja nie oznacza również powrotu na Ziemię zaraz po śmierci, zdarza się to wprawdzie, ale jako rzadki
wyjątek. Niedawno dokonano szeregu badań, starannych i ścisłych, nad serią przeszłych żywotów około dwustu
pięćdziesięciu osób; obserwacje te wskazywały, że okres pomiędzy śmiercią a następnym urodzeniem może być
bardzo krótki u człowieka dzikiego, zaś u wyżej rozwiniętego może przedłużać się do paru wieków.
Niektórym ludziom idea reinkarnacji, gdy się z nią po ra? pierwszy spotykają, nie podoba się i przeraża ich, gdyż
wcale nie pragną nowego życia na Ziemi. Ci, wcale nie zastanawiając się, uważają reinkarnację za absurd. Ale
podobna antypatia niczego nie dowodzi, wiemy że nowe idee są zazwyczaj przyjmowane niechętnie; może
pamiętamy, z jakim szyderstwem przyjmowano ideę ewolucji! Nic nie wywołuje tak silnej opozycji, jak właśnie
nowe idee. Uczucie lęku i sprzeciwu wobec nowych pojęć jest bardzo ludzkie; można odrzucić pojęcie reinkarnacji
bez bliższego zbadania, ale to nie będzie dowodem na to, że jesttjno nonsensem. W miarę jak się tę ideę poznaje,
widzi się jej logiczne podstawy; często odstręcza nas nie tyle sama idea, ile jakieś mylne jej ujęcie lub po prostu
niechęć do powtórnego przeżywania trudów i cierpień, które nas obecnie nękają; stąd pochodzi odruchowe cofnięcie
się przed taką możliwością. Nie umiemy jeszcze oceniać życia jako terenu nauki i rozwoju, raczej nadajemy mu
wartość według tego, czy zadowala naszą żądzę władzy, zaszczytów, bogactw, rozkoszy czy ambicję. A ponieważ
życie aż nazbyt często nie spełnia takich marzeń, gdyż te tylko rzadko mogą mieć wychowawcze znaczenie;
natomiast żąda od nas ciężkiej pracy i trudu, przynosi nam troski, cierpienia, klęski, stawia przed nami trudne
zagadnienia, które zmuszają nas do wysiłku i trudu a więc i
25


szybkiego przyswajania nauk życia. Buntujemy się i nie mamy wcale ochoty wchodzić w tę szkołę życia po raz
drugi. Gdyby nas zapewniono, że następne życie spełni wszystkie nasze pragnienia, na pewno chętnie przyjęlibyśmy
ideę reinkarnacji.
Pamiętajmy jednak, że właśnie przeżycia najcięższe i najtrudniejsze uczą nas najwięcej, że każde nasze cierpienie,
każdy ból, upadek czy klęska stwarzają wielkość naszego jutra; oznaczają tym większą moc zdobytą na
przyszłość, im trudniejsze są dziś do zniesienia. Wówczas inaczej spojrzymy na reinkarnację. Jeśli będziemy myśleć
tylko o własnej osobistej przyjemności, to istotnie wciąż powtarzające się wcielenia mogą się wydawać perspektywą
równie nie pociągającą, jak długie lata trudnych studiów szkolnych; lecz jeśli zrozumiemy, że rozwijamy w sobie
różne talenty i zdolności, które nam mogą przynieść wiele szczęścia, że możemy dzięki nim być użyteczni dla całego
świata, że możemy nieść innym radość i szczęście, to myśl o reinkarnacji obudzi zapał i niespożytą wolę ku
działaniu. Pamiętać jeszcze musimy, że przyczyną większości cierpień ludzkich jest postępowanie wbrew pewnym
moralnym prawom i zasadom. Gdy je poznamy i nauczymy się współdziałać z prawem działania i przeciwdziałania
(przyczynowośc^ czyli karmy), rezultaty naszych czynów będą zawsze harmonijne i pomyślne; ale dopóki
przeciwstawiamy się prawu, cierpienie jest nieuniknione.


Cel reinkarnacji
Wielkim celem reinkarnacji jest ewolucja.
Powracamy wielokrotnie na Ziemię nie pod jakimś naciskiem z zewnątrz, ale po prostu dlatego, że Dusza nasze
właściwe Ja pragnie dalej rozwijać się, wzrastać i poznawać, aby stać się kiedyś swobodnym twórcą. Bodźcem,
który na nowo sprowadza nas na Ziemię, jest pragnienie doświadczeń i przeżyć, głód pozna-' nią, żądza pogrążenia
się w tętniący ruch fizycznego ciała. Wprawdzie żądza ta jest trudną do zrozumienia dla ludzi, którzy mieli ciężkie
doświadczenia w poprzednim ziemskim życiu, bo nie mają wcale ochoty ich powtarzać; podobnie pod koniec
jednego żywota nie nęci nas perspektywa powrotu na Ziemię, wolelibyśmy znaleźć odpoczynek w jakimś "raju".
Przy tym nasza zwykła świadomość jest tylko cząstką świadomości całkowitej i nie zdaje sobie sprawy ani z celu,
ani z użyteczności nawet najcięższych przeżyć i doświadczeń; widnokrąg jej jest bardzo ograniczony. Ale Jaźń
głębsza, Dusza świadoma, widzi wielki choć daleki cel i rozumie, jak może się do niego zbliżać.
Pojęcia, jakie ludzie mają o duszy, są bardzo niewyraźne i nieokreślone, toteż nie rozumiemy, że dodatnie cechy
jak siła charakteru, bystrość intelektu, czy głęboka dobroć które cenimy w ludziach, rozwijały się przez długie
wieki wysiłków i pracy, a nie są bynajmniej darami kapryśnego losu. Dusza, podobnie jak ciało, rozwija się i rośnie.
Podczas długiej serii bytowań budzą się, jedna po drugiej, jej cechy i zdolności, podobnie jak u dziecka budzi się i
rozwija umysłowość wraz z fizycznym wzrostem.
życia jest rozwinięcie ukrytych w nas, wrodzonych
27


mocy; nic się nie dodaje do naszej duchowej jaźni, która wszystko w sobie zawiera; budzi się tylko to, co w niej
drzemało, tak jak w ziarnie, które przejawia to, co w nim było w stanie potencjalnym ukryte.
Rozwój duszy jest przechodzeniem władz utajonych ze stanu uśpienia w stan czynny, a celem następujących po
sobie ziemskich wcieleń jest dostarczanie takich bodźców, które najszybciej obudzą i wprowadzą w ruch wszystkie
władze Duszy.
Duch nasz zawiera w sobie nieskończoność, Bóg mieszka w każdym człowieku. Jeśli ktoś posiada jakąś zdolność,
której my nie posiadamy, jakąś cechę, która wzbudza w nas uznanie i zachwyt nie sądźmy, że jest od nas
bogatszy, że więcej mu dano; bynajmniej, on tylko tę stronę swej natury wcześniej od nas rozbudził.
Któż nam przeszkadza skupić wysiłek i wolę i tę samą cechę wydobyć z głębi własnej duszy? Jest to możliwe i nie
nazbyt trudne.
Bogactwo wyobraźni artysty, harmonie natchnień muzyka, jasna i cierpliwa myśl uczonego, szerokość pojęć i syntez
filozofa, a wreszcie olbrzymi rozum mędrca, czy miłość świętego wszystko to drzemie w naszych duszach,
oczekuje chwili przebudzenia, objawienia się.
Myśląc o duchowej stronie wszechrzeczy widzimy, że nie ma spraw wielkich i małych, mądrych i głupich, bo
wszystko jest duchem i Bogiem. Ale badając świat dalej widzimy, iż duch przejawia się mniej lub bardziej wyraźnie,
zależnie od plastyczności form. Jeśli forma jest nieprzenikliwa, niezdolna do szerokiej skali wibracji, jak w
człowieku pierwotnym na przykład, wówczas duch w nim ukryty nie może się prawie wcale przejawić. Jeśli zaś
forma jest przejrzysta, giętka i subtelna, o bardzo wysokim rozwoju, jej wewnętrzny Bóg objawia się w tak
olśniewającej chwale i potędze, że pochylamy przed nim głowę w szczerym zachwycie i czci. Święty Paweł nazywał
takie objawienie "Chrystusem w człowieku".
Ewolucja form jest jednym z zadań wielkiej szkoły świata, ale nie jedynym jest to tylko jedna strona
ewolucyjnego procesu;
Ż8


drugą jest stopniowe rozszerzanie się świadomości. W miarę rozwoju form, życie w nich ukryte coraz szerzej może
się przejawiać. Ewolucja formy to powolna przemiana minerału w roślinę, rośliny w zwierzę, a zwierzęcia we
wspaniale zbudowany organizm człowieka. A gdy ten organizm dosięga najwyższego rozwoju, gdy się w nim budzą
dotąd "uśpione" wyższe zmysły, zaś system nerwowy i mózg dochodzą do doskonałości, może służyć jako narzędzie
dla świadomości nadczłowieka. Ewolucję życia można nazwać coraz większym rozszerzaniem się świadomości i
coraz pełniejszym wyrażaniem się jej poprzez formę, czyli ciało, którego używa; coraz większe jego opanowywanie,
aż staje się podatnym i giętkim instrumentem, jak dobre skrzypce w ręku muzyka.
Dawni Riszi mędrcowie i wieszcze Indii twierdzili, że ludzkość jest "rasą" istot duchowych, które w
niezmiernie odległej przeszłości dobrowolnie opuściły swą górną ojczyznę, aby zdobyć poznanie niższych,
przejawionych światów, a z czasem i posiąść władzę nad wszelką materią słonecznego systemu, aby móc w niej
swobodnie tworzyć, współdziałając świadomie i rozumnie z Wszechstwórcą. Mówią nam, iż rozpoczęły one niegdyś
swą wędrówkę jako duchy doskonałe w swojej sferze we wszechświecie przejawionym, ale przekonały się wkrótce,
że bez odpowiedniego narzędzia nie mogą poznać, a więc i zrozumieć najróżniejszych rodzajów wibracji otaczającej
materię, ani uzyskać w niej oddźwięku na zmiany zachodzące w ich świadomości. A więc posiadały wprawdzie moc
swego Boskiego Ojca, ale w stosunku do niższych sfer przejawionego świata znajdowały się jeszcze w stanie
bezbronnym, nie mając nad nimi władzy.
Płynęły niezliczone wieki, i owe istoty powoli uczyły się czynić materię podległą swej woli. Dziś, znajdując się w
stadium ludzkim, doszły, czyli my doszliśmy, do rozumienia wibracji fizycznych najpowolniejszych spośród
wszystkich we wszechświecie i umiemy, do pewnego stopnia, kierować swym fizycznym ciałem; potrafimy
również, w pewnej, choć nieznacznej jeszcze mierze,
29


pojmować i rządzić wibracjami świata namiętności i wzruszeń; umiemy już biorąc pod uwagę ogólny rozwój
współczesnej ludzkości panować nad najbardziej pierwotnymi żądaniami; choć wojny wykazują, że w
podświadomych złożach psychiki tak jednostek, jak i grup, kryją się jeszcze najdziksze instynkty, żądza
okrucieństwa co jest odmianą żądzy władzy gorsza niż u zwierząt, bo zasilona intelektem; ale chciejmy
przypuszczać, że jednak większość ludzkości stoi już nieco wyżej, ponad tymi psychicznymi wypaczeniami,
osiągnęła stopień rozwoju, w którym umie rządzić, przynajmniej niższymi namiętnościami. Psychologia
podświadomego zajmując się ukrytym i dla nas samych nieznanym światem stłumionych popędów i uczuć, znacznie
w tym pomaga; można więc powiedzieć, że poznawanie i rządzenie tym światem splątanych myślo-uczuć jest
właśnie teraz, aktualnie na warsztacie, dla znacznej części ludzkości. Ale jeszcze o wiele mniej zna ona sferę myśli,
a najmniej duszy.
Pamiętajmy, że według prastarej wiedzy Indii, jak i nauki okultystycznej, nasze fizyczne ciało jest otoczone i
przeniknięte dla zwykłego oka niewidzialną otoczką (aurą) materii świetlistej, należącej do trzech sfer otaczających
kulę ziemską, ale w tej aurze . człowieka już przystosowanej i zorganizowanej w ciało-narzędzie każdej istoty
ludzkiej; jest to tzw. ciało eteryczne, składające się z subtelniejszych cząstek fizycznej materii, a będące
przewodnikiem siły żywotnej, tzw. prany; jest to ciało astralne lub emocjonalne, poprzez które wyrażają się
namiętności, żądze, wzruszenia i uczucia człowieka; także ciało mentalne narzędzie jego myśli, pojęć, pamięci,
koncepcji; wreszcie przyczynowe zbudowane z najsubtelniejszej materii tejże mentalnej sfery, a nazwane tak,
gdyż jest czynnikiem ciągłości doświadczeń wielu żywotów. Wszystkie one stanowią narzędzia Ducha, są formami,
które nieustannie urabia i używa jako swych przewodników. Nawet ciało przyczynowe (u ludzi o wyższym rozwoju)
jest jakby świetlistym promiennym kielichem z przedziwnie subtelnej materii, w którym
30


płonie rzutowana z jeszcze wyższych sfer cząstka życia samego Boga, tzw. Monada lub jednostka świadomości
duchowej. Ten Bóg-duch w człowieku nie podlega ewolucji, gdyż w swojej sferze jest doskonały; on to jest źródłem
wszystkich zdolności, potęg, talentów, które przejawiają się i wypowiadają jedne po drugich, w przeciągu
niezliczonych wieków, poprzez j ego powłoki-narzędzia.
Wszędzie wokół nas widzimy ludzi młodych i starych. Wiek ich organizmów fizycznych liczy się na lataod
kolebki do grobu. W wielkiej szkole świata mamy zarówno dusze młode, jak i stare, z których jedne wcześniej, inne
później rozpoczęły swą odkrywczą wędrówkę w niższe światy; a szerokie pole tej ich wędrówki liczy setki
ziemskich żywotów, choć są one tylko częścią cyklu ich życia, tzn. czasu od wyjścia duszy ze swej ojczyzny ku
Ziemi i z powrotem. Ale Duch jest poza czasem, jest bez początku i bez końca, jest bezgraniczny i nieograniczony.
Czyż można znaleźć silniejszy bodziec do wysiłków, do cierpliwego stawiania czoła wszystkim przeciwnościom i
ciosom życia, jak pewność, że największa moc jakiej możemy pragnąć, najbardziej świetlista wielkość duszy do
jakiej wybiega nasza tęsknota, najwyższy szczyt człowieczeństwa jaki możemy sobie wyobrazić, już teraz istnieją w
nas samych, ukryte, uśpione, jak ruń pod śniegiem, jak ziarna drzemiące w glebie, że zbudzić się muszą, że jest to
nieuniknionym ich przeznaczeniem i nic nie może go powstrzymać? Jest to tylko kwestią dłuższego lub krótszego
czasu, a ten od nas samych w znacznej mierze zależy.
Człowiek wzrasta w miarę jak poznaje przeciwieństwa: rozkosz i ból, życzliwość i niechęć, przyciąganie i
odpychanie, czyli sympatie i antypatie, powodzenia i klęski, zapał i zniechęcenie, aktywność i bierność, spokój i
walkęi to, co nazywamy dobrem, jak i to, co nazywamy złem. Na niskim stopniu rozwoju nawet nienawiść jest
dobra, bo staje się czynnikiem budzącym z tępoty i ociężałości; na tym poziomie każdy ruch jest dla ewolucji
jednostki dobry, bo pomaga jej uczynić następny krok w rozwoju. Tylko to,
31


l
co ewolucji przeszkadza, co wstrzymuje ruch naprzód, zwalnia lub opóźnia, jest z punktu Przyrody złe. A
człowiek tylko przez własne doświadczenie poznać może zarówno fizyczne, jak i moralne prawa.
W naszych wielokrotnych wcieleniach na Ziemi Przyroda dba tylko o nasz rozwój, o budzenie ukrytych cech, o
wyrabianie już obudzonych, o doskonalenie narzędzi oraz zawartości naszej psychiki i rozszerzanie zasobu naszej
wiedzy, o wydobywanie z głębi coraz to nowych warstw naszych potencjalności. Nie troszczy się wcale o nasze
zadowolenie czy szczęście (dlatego nieraz "los" wydaje się nam okrutny), uczy nas drogą cierpliwych doświadczeń i
prób, bowiem każde zdarzenie, niemal każdy krok w naszym życiu przynosi nam jakieś "wyzwanie" i oczekuje od
nas "odpowiedzi", a zawiera zawsze jakąś cenną naukę. Skala jej użyteczności zależy właśnie od naszej
"odpowiedzi", od rodzaju reagowania, innymi słowy od stosunku do otaczających nas zdarzeń i napotykanych ludzi.
Każda rzecz właściwie przyjęta może rozszerzyć nasz widnokrąg, wzbogacić nasze życie i wznieść je na wyższy
poziom; patrząc z tego punktu można powiedzieć, że im cięższe spotykamy próby, im trudniejsze zadania, tym lepiej
dla nas; . powinniśmy być za nie wdzięczni "losowi", bo przyśpieszają nasz rozwój. To, co uważamy za nieszczęście
i udrękę, może się stać najcenniejszą, błogosławioną nauką.
Największym błędem, jaki popełniamy w stosunku do życia, jest niezrozumienie jego wychowawczych celów.
Wciąż oczekujemy od losu czegoś przyjemnego, niemal żądamy powodzenia i szczęścia, a rzadko zastanawiamy się
nad właściwym celem życia, jeszcze rzadziej umiemy spojrzeć w tym świecie na własny los. Metody wychowawcze
Przyrody są inne niż stosowane przeciętnie wśród ludzi. Istnieją dwa rodzaje nauczania, jeden z pomocą pamięci
ta gromadzi niezliczoną ilość faktów, które są mniej lub bardziej klasyfikowane, zależnie od indywidualnych
zdolności i stopnia rozwoju umysłowego ucznia, z faktów tych produkuje się


teorie i uogólnienia, najczęściej oderwane od naszego codziennego jak i głębszego życia; drugi stosowany już
dziś w pedagogice, zwłaszcza w wieku przedszkolnym, czyli w najmłodszych latach dziecka jest wywoływaniem
drogą podsuwanych bodźców reakcji głębszych, budzenie własnych zdolności, zastanowienia i twórczości dziecka,
czyli jego potencjalnych władz. Pierwsza jest dotąd stosowana w przeważającej większości szkół i uniwersytetów
całego świata, druga w niezlicznych szkołach eksperymentalnych i najnowszego typu przedszkolach; właśnie tą
metodą posługuje się Przyroda w wielkiej Uczelni Świata.
Stopniowo zaczynamy zdawać sobie sprawę, że prawdziwe wychowanie nie ogranicza się do studiowania różnych
gałęzi wiedzy, takich jak matematyka, filozofia, biologia, języki co pobudza tylko zdolności intelektualne, że
wychowanie istotne powinno być wszechstronne i harmonijne, że ma urabiać charakter, budzić zmysł moralny oraz
szlachetne uczucia, zasilać inteligencję, by nabrała zdolności do ścisłego, a nade wszystko samodzielnego myślenia,
uczyć sprawności praktycznej i wyrobienia w stosunkach z ludźmi, i wreszcie rozwijać zdolność odczuwania rzeczy
duchowych i boskich.
Takiego wychowania instytucje ludzkie dotychczas dawać nie potrafiły. Ale szkoła życia je daje. Cały świat jest
olbrzymią uczelnią, dostosowaną w najdrobniejszych szczegółach do potrzeb rozwoju i postępu milionów istot,
znajdujących się na różnym poziomie, a zamieszkujących zarówno powierzchnię naszego globu, jak i jego
wewnętrzną oraz otaczającą atmosferę. Każde doświadczenie, jakie nam życie przynosi, wielkie czy drobne, jest
częścią ogólnej nauki.
Nie wszystkie istoty stoją na tym samym poziomie, więc nie mogą uczyć się tego samego. Ale wszystkie czy to
będzie atom, mikrob, roślina, ptak, człowiek, nadczłowiek, czy anioł spotykają takie przeżycia i doświadczenia,
jakie im są potrzebne, by mogły uczynić krok naprzód na drodze ewolucji.
33


Na nieszczęście nie przyswoiliśmy sobie jeszcze tej prawdy. Czasem uznajemy jej słuszność, jeśli chodzi o bliźnich,
ale do siebie zastosować jej nie umiemy. Jakże często się nam wydaje, że gdzieś, w innym środowisku,
rozwijalibyśmy się o wiele szybciej; narzekamy, że nie mamy odpowiednich warunków i nie chcemy zrozumieć, że
te, w których się znajdujemy obecnie, są najlepsze dla naszej nauki.
Jakże niewielu ludzi umie korzystać z nauk dnia powszedniego, chyba że zmusi ich do tego jakiś ból, czy
rozczarowanie. Potrzeba nieraz paru istnień, aby nauczyć się prostej zasady: "nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe" i
zrozumieć, że krzywdzenie innych jest złe, że musi nam przynieść cierpienie, i że ludzie będą nam zawsze odpłacać
tą samą monetą. Tymczasem moglibyśmy to samo zrozumieć w ciągu jednego roku, gdybyśmy każde zdarzenie
traktowali jako problem do rozwiązania; gdybyśmy skupili całą swą uwagę, by pojąć naukę jaką nam niesie, zamiast,
jak to zwykle bywa, czuć się pokrzywdzonym przez los i rozgoryczać się nad jego rzekomą niesprawiedliwością.
Jesteśmy jak dzieci, które gonią za barwnymi motylami, a w rozproszeniu swym dotykamy zaledwie powierzchni
zdarzeń, które mogą zawierać głęboką naukę; każdy dzień może nam takie nauki nasuwać. Toteż ta sama, raz
przeoczona nauka musi powracać wielokrotnie w nieco zmienionej formie, dzień po dniu, rok po roku, a może nawet
w paru istnieniach, dopóki wreszcie nie zrozumiemy jej wewnętrznego znaczenia. Czasem jakaś trudna lekcja
życiowa, której treści nie chcemy zrozumieć, narzuca się nam podkreślona umyślnie cierpieniem i dopiero wówczas
zmusza nas do zastanowienia. A czasem towarzyszy jej radość, aby rozbudzić w nas pragnienie jakiegoś osiągnięcia.
Z nieskończoną cierpliwością Matka Przyroda stosuje naj-różnorodniejsze środki, by otworzyć ludziom oczy i
pomóc przyswajać trudne nauki.
Gdybyśmy byli pojętnymi uczniami, zmniejszylibyśmy znacznie sumę cierpienia, albowiem ból jest skutkiem
nieznajomości
34


lub nie poddawania się prawu, czy też upartej nieuwagi lub niechęci do przyjmowania nauk.
Gdybyśmy naprawdę pragnęli zdobywać wiedzę życia i chętnie przyjmowali każde zdarzenie rozumiejąc, że można
je zamienić na cenny dar, gdybyśmy współdziałali z wielkim prądem ewolucyjnym, który kieruje się ku jedności
Ducha, zamiast uparcie starać się płynąć przeciw prądowi, wzrastalibyśmy szybko i radośnie. Ileż nam czasu
potrzeba, by zrozumieć, że wszechświat porusza się według niezłomnych praw, że otacza go boska miłość, a
nieskończona mądrość kieruje zarówno wibracjami pojedynczego atomu, jak ruchami planet, rządzi życiem
najniepozorniejszego z ludzi, jak i przeznaczeniem całych narodów!
Pamięć przeszłych doświadczeń, dostrzeganie ich związku i wyciąganie wniosków, stanowi wiedzę. Ale mądrość
posiada tylko ten, kto zna głęboki wewnętrzny sens bytu i ogólny cel wszystkich wydarzeń i doświadczeń, kto zna
prawdę jedności wszechżycia i żyje według niej.
Jeśli spojrzymy w siebie i postaramy się sumiennie badać nasze myśli i ukryte pobudki, przekonamy się, iż
większość trudności i cierpień jest spowodowana egoizmem, namiętną chęcią wyłącznego posiadania rzeczy i ludzi.
Zasadniczo w przeciągu bardzo długiego czasu w naszej ewolucji, podczas całego cyklu zwanego w filozofii
hinduskiej cyklem albo "hakiem" zstępnym, który powinien nosić właściwie miano inwolucji (bo jest to zstępowanie
Ducha w światy coraz gęstszej materii, którą ma poznać, opanować i urobić w niej swe odbicie, czyli "osobowość"),
egoizm jest konieczny; jest on prawem rozwoju podczas okresu budowania osobowości; zdobywanie, przyciąganie,
gromadzenie i przyswajanie jest nieodzowne dla rozwoju samodzielnego ośrodka świadomości, działającego poprzez
materię niższych sfer. Więc w tym okresie branie, czyli egoizm, nie jest bynajmniej zły, bo pomaga rozwojowi
jednostki. Staje się czymś złym, przeszkadzającym, a nawet wręcz hamującym dalszy
35


rozwój, gdy ośrodek naszej świadomości jest już zbudowany, "zindywidualizowany" niejako i silny, gdy wchodzimy
na drugi, czyli wstępny "łuk" czyli w ewolucję właściwą, gdzie prawem jest dawanie, dzielenie się, współpraca,
zamiast poprzedniego współzawodnictwa i zaborczości. Jest to moment dość krytyczny, zarówno w rozwoju
jednostki jak i społeczeństw, bo prawem bezwładności ciągnie w dół ku dalszemu różnicowaniu się i wyodrębnieniu,
a to jest już prawem "wczorajszym". Innymi słowy, można by porównać pierwszy okres do robienia zapasów
własnych dóbr, a gdy ten osiąga maksimum, musi nastąpić oddawanie tego, cośmy zgromadzili. Punkt przełomowy
jest trudny. Ludzkość, jako całość, zdaje się do niego zbliżać, a może nawet w nim się znajdować w tej chwili.
Trzeba zawrócić na własnej osi niejako, trzeba poznać nowe prawo i z ochotą mu się poddać. Nie udaje się to
zazwyczaj bez walki, zmagań, buntów i "tragedii". Ciśnienie Przyrody zmusza wreszcie do tego odwrócenia się od
"wczoraj" i do przyswajania nauki "dziś", z projekcją w jutro. Wówczas egoizm zmienia się wolno w altruizm, czyli
nie to nam daje radość i szczęście, co możemy dla siebie zdobyć, a to, czym się możemy z innymi podzielić.
Tendencja do chwytania i zagarniania zmienia , się najpierw w pewną równowagę stwierdzenia, że nic z zewnątrz
nie może być do naszej istoty dodane, że wszystko jest w nas, czyli wzrasta poczucie samowystarczalności, a po
pewnym czasie zmagania się w nas dawnych nałogów z tym nowym odkryciem przychodzi ujawnienie takiego
bogactwa i pełni, że dawanie i dzielenie się z innymi staje się naturalną koniecznością, po prostu nie możemy żyć
inaczej.
Przyroda wolno, bardzo wolno wskazywała nam najpierw potrzebę i obowiązek dbania nie tylko o siebie, dzielenia
się w kole najbliższej rodziny i przyjaciół, a potem szerszej grupy, aż na dużym już stopniu rozwoju czujemy się
odpowiedzialni za nasz naród i jesteśmy gotowi nawet siebie dlań poświęcić; aż w końcu czujemy za całą ludzkość;
ten poziom odpowiada poznaniu naj-
36


wyższego i najważniejszego prawa: jedności życia, czyli jedni w Duchu. Wówczas oddajemy wszystko radośnie,
ofiara jest szczęściem, stajemy na progu nadczłowieczeństwa, bo Duch jest teraz zarządcą, zamiast osobowości
rządzonej wyodrębniającym się egoizmem. A duchowość, czyli życie według praw Ducha, to wszechmiłość i
wszechjedność.
Jesteśmy już dziś na tyle "dojrzali", że w głębokich warstwach naszej podświadomości kryją się wielowiekowe
wspomnienia poprzednich żywotów, spędzanych w rozmaitych krajach, epokach, kulturach, raz jako mężczyzna, raz
jako kobieta, w narodach mniej lub bardziej cywilizowanych, w religiach prymitywnych i najwyższych. Jakim więc
nonsensem jest uważanie wyznawców innych niż obecna nasza religia za mniej od nas cywilizowanych "pogan";"
patrzenie z góry na tych, którzy innym imieniem nazywają Boga i innych niż my używają symboli; przecież tak
"niedawno" mogliśmy właśnie do tej religii należeć, a któż wie, czy nie urodzimy się w niej w przyszłości. Podobnie
rzecz się ma z antagonizmem rasowym; barwa skóry nie ma nic wspólnego z umysłowym i wewnętrznym rozwojem,
mogliśmy sami "tylko co" nosić fizyczną powłokę, która się nam dziś wydaje oznaką "rasy niższej". Są to przesądy
ciasne i niemądre, niezmiernie szkodliwe, bo zaprzeczające podstawowej prawdzie życia; podobnie jak i wynoszenie
się ponad ludzi mniej od nas wykształconych czy zdolnych, mniej rozwiniętych, a nawet wykazujących widoczną
"niedojrzałość" w naszym pojęciu; mogliśmy zaledwie "wczoraj" przyswajać sobie z trudem nauki, nad którymi ci
od nas "młodsi" mozolą się dziś. Serdeczne koleżeństwo, rozumienie i pomoc należy się od nas tym naszym braciom
w wielkiej rodzinie ludzkości. O ileż byłoby to łatwiejsze, gdybyśmy zrozumieli, że w sferze duchowej stanowimy
wszyscy jedność.
Gdybyśmy przyjęli ideę reinkarnacji choćby jako roboczą hipotezę z braku innej, dostatecznie tłumaczącej
zjawiska życia przestalibyśmy biadać nad własnym losem, zazdrościć innym po-
37


wodzenia czy zdolności, twierdzić, iż "nie ma na świecie sprawiedliwości", bo człowiekowi nieetycznemu powodzi
się, a uczciwy potyka się wciąż o trudności; potrafilibyśmy zrozumieć, że każdy może mieć inne nauki do
przyswojenia, bo w innym jest "wieku" i co innego jest prawem jego rozwoju. To tylko tzw. "sprawiedliwość"
ludzka jest ciasna i ślepa na to, że taki sam kodeks prawny stosuje się do prymitywnych psychik, zaledwie
zaczynających sobie przyswajać praktycznie pewne zasadnicze pojęcia, co i do bystrych, intelektualnie rozwiniętych
i już dobrze zdających sobie sprawę z tego co dobre, a co złe. Ale w królestwie Przyrody taka sama sprawiedliwość
niezłomnych praw panuje w fizycznej jak i w moralnej dziedzinie; myśli i uczucia, namiętności i pożądania, czyny i
tęsknoty są wszystkie ważone na takich samych szalach równie logiczne i nieodmienne przynoszą skutki; tylko
"przestrzeń", na której działają i są widoczne, jest inna może to być jedno życie, albo ich dziesiątki.
Ileż to już razy przeżywaliśmy namiętną miłość i żądzę, jak i nienawiść i dziki, mściwy gniew, walkę, zemstę,
okrucieństwo i wszystkie niższe i pierwotne namiętności; mieliśmy już dość czasu, aby je poznać i przekonać się o
ich szkodliwości, aby opanować je i przemienić we wzruszenia wyższe; poddawanie się im dziś jest cofaniem się
wstecz, jest jedynym prawdziwym "grzechem" w ewolucji. Nie jest rzeczą zbyt trudną obserwując starannie swoje
uczucia, pragnienia i wrodzone, a nie narzucone, wewnętrzne pojęcia i reakcje czyli zmysł dobra i zła, egoizmii i
altruizmu zrozumieć na jakim dziś stoimy stopniu i co jest prawem rozwoju, w naszym "dziś", a wtedy nie będzie
też zbyt trudne znalezienie busoli dla indywidualnego postępowania, jak i wyrozumiałości w stosunku do innych.
* * *
Reinkarnację można również nazwać procesem nieustannego umierania i odradzania się, a proces ten jest w
przyrodzie powszechny. Wystarczy zastanowić się przez chwilę, aby przyznać,
38


że umieranie jest naszym dobrym znajomym i nieustannym towarzyszem.
Biologia mówi nam, że tkanki naszego ciała wciąż się zużywają, czyli umierają, i są zastępowane przez nowe;
można powiedzieć, że całe fizyczne ciało tylko dlatego sprawnie funkcjonuje, że proces dostosowywania się do
zmiennych wymagań środowiska i wciąż zmieniających się warunków jest nieustanny, czyli proces odradzania się
jego komórek wciąż się dokonuje. Możemy powiedzieć, że i w naszych uczuciach a więc i narzędziu ich
zachodzą również ciągłe zmiany, są one wciąż w ruchu, jak woda poruszana różnymi uderzeniami wiatru. Inaczej
czujemy jako dziecko, inaczej w wieku młodzieńczym i inaczej jako dojrzali ludzie, a zapewne inaczej też jako
starcy; a zależy to nie tylko od zmian w mózgu i systemie nerwowym. Choć może się nam zdawać, że posiadamy
szereg stałych, niezmiennych uczuciowo-myślowych przekonań, namiętności czy dążeń, przy bliższym badaniu
przekonujemy się, że i te przechodzą wciąż różne przemiany i przeobrażenia; jeśli pogłębiają się i wzbogacają, jeśli
coraz szersze zataczają kręgi, tym lepiej dla nas oznacza to, że ruch odradzania się jest stały, że stare formy uczuć
zwietrzała materia ciała astralnego opadają (umierają), a na ich miejsce powstają nowe. Z konieczności
zmienne warunki, spotkania, zdarzenia wywołują nowe uczuciowe reakcje, a nieoczekiwane i wyjątkowe wstrząsy
mogą wywołać niemal całkowite "zawalenie się" naszej emocjonalnej struktury, jakby wszystkie dotychczasowe
uczucia zmiotła burza, pozostawiając ugór, na którym dopiero po pewnym czasie pojawia się nowa ruń.
Zdolność odradzania się wzruszeniowego stanowi głównie o psychicznej "młodości" człowieka. Krzepnięcie
wrażliwości uczuciowej, obojętność, czyli nieodpowiadanie na bodźce, powolność wibracji, skostniałość i uparte
zatrzymywanie się jakby obiegu żywej "krwi" w uczuciowym organizmie skleroza psychiczna jest w istocie
przewagą śmierci nad odradzaniem się, a zależy to
39



od stopnia wpływu Ducha na to swoje narzędzie astralne. Można twierdzić z całą pewnością, że ten sam proces
umierania i odradzania się "komórek", a nawet całych organów naszego ciała astralnego jest równie nieustanny jak
przemiany zachodzące w ciele fizycznym, a nawet większy, bo materia jest lotniejsza.
Czyż nie to samo można powiedzieć i o umysłowości? Od kształtowania się pojęć, wyrabiania się umiejętności
wyciągania wniosków, uogólnień, jakie tworzą się w wieku młodzieńczym, gdy reakcje myślowe są żywe, a ruch
myśli szybki i gwałtowny, aż po "ustalanie się" przekonań, poglądów, wierzeń (i tu zmiany zachodzą wciąż i ciągle
stare jest odrzucane), zamiera a nowe powstaje lub je zamienia, modyfikuje, przetwarza. Dawne pojęcia wietrzeją
i bledną, nowe powstają wciąż; jeśli się rozszerzają i wznoszą, tym lepiej wszelkie zakrzepnięcie w "ustalonych
zasadach", wszelka niechęć do badania nowych, choćby rewolucyjnych idei jest smutnym dowodem przewagi
elementu śmierci nad odradzaniem się w naszym mentalnym organizmie.
Na szczęście pochód cywilizacji, nowe odkrycia nauk i rewolucyjne techniki zmuszają myśli nawet przeciętnych
ludzi do ciągłych odnowień swych pojęć, a liczne objawy materializmu, przeważającego dziś na świecie, skłaniają
wiele żywszych umysłów do zastanowienia i jakby chęci neutralizowania tych wpływów przez głębsze koncepcje
idealistyczne i rzetelniejsze uczucia religijne. Więc przemiany dokonujące się wokół nas, w tak zdawałoby się
przyspieszonym tempie w ostatnim dziesięcioleciu, wywołują odpowiednio szybkie zmiany w umysłowościach
ludzi.
Streszczając to można powiedzieć, że zarówno nasze fizyczne jak i uczuciowe oraz myślowe organizmy podlegają
nieustannym zmianom, które całkiem ściśle można nazwać procesem umierania i odradzania się. Idąc o krok dalej
można stwierdzić, że śmierć i narodziny są to dwie strony tego samego procesu, gdyż odradzanie się jest niejako
drugą połową śmierci. Każda istota umiera tylko po to, aby się odrodzić.
40


Jeśli chodzi o człowieka, zarówno w pierwszej połowie tego procesu, jak i w drugiej, ciągłość jego świadomości nie
przerywa się. Tożsamość świadomości jest zachowana poprzez niezliczone cykle śmierci i odrodzeń. I znów, idąc o
krok dalej, można stwierdzić, że stosunkowo mała zachodzi różnica, czy tysiące komórek naszego fizycznego ciała
zamierają wciąż, czy też wszystkie, nagle pozbawione siły, która trzymała je razem, w zorganizowanym kształcie,
rozpadają się na poszczególne cząstki, by wieść dalej całkiem inny żywot, gdy świadomość istoty, która ich zespołu
używała, cofa się w inną sferę bytowania, odziana w inny organizm, z o wiele subtelniejszej materii. Czyli tzw.
śmierć fizycznego ciała jakiejkolwiek istoty żyjącej jest o wiele mniej "śmiercią", aniżeli codzienne zanikanie
poszczególnych komórek wchodzących w skład tego ciała; jest ona raczej rozpadnięciem się, rozłożeniem na drobne
czynniki, które odtąd zmieniają rodzaj życia. Świadomość nie tracąc nic ze swej tożsamości pozbywa się tylko, czy
też odrzuca, jeden zorganizowany zespół komórek, aby dalej używać drugiego, z subtelniejszej i bardziej lotnej
materii. Ani nasza natura uczuciowa, ani myślowa nie zmieniają się bynajmniej przez fakt odrzucenia dotąd
używanej materii fizycznej.
Ponieważ jednak istotna, trwała świadomość człowieka jest zarówno od zwykłych uczuć, jak i myśli odrębna, choć
przez pewien ewolucyjny okres z nimi się identyfikuje i w tym jakby samowolnie ogranicza się i "zaślepia"
przychodzi chwila, gdy wycofuje się ze swego uczuciowego i myślowego narzędzia, w bardzo podobny sposób jak z
fizycznego.
Czyli należy raz jeszcze powtórzyć: umieranie i odradzanie się jest ogólnym, powszechnym dwuetapowym
procesem, który zachodzi zarówno podczas naszego życia na Ziemi, w trzech naszych organizmach: fizycznym,
emocjonalnym i mentalnymjak i w okresie następującym po tym, co my nazywamy tu "śmiercią".
Jednym z bardziej optymistycznych wniosków, jaki można wyciągnąć z nauki o reinkarnacji, jest stwierdzenie, że od
nas i
41


tylko od nas zależy poznanie własnej nieśmiertelności, jeszcze tu, za życia na Ziemi; chodzi tylko o skierowanie
uwagi ku temu czynnikowi naszej istoty, który trwa, który jest nieśmiertelny, czyli trzeba sięgnąć w to w nas, co
zachowuje ciągłość świadomości.
Ale najważniejszą nauką hinduizmu, którą trzeba dobrze zrozumieć, jeśli się chce ogarnąć znaczenie reinkarnacji,
jest twierdzenie, które może najlepiej oddają słowa wielkiego współczesnego mędrca Szri Aurobindo. Przytaczam je
w całości:
"Nasze pojęcia o wszechświecie, przyrodzie, istnieniu, nie ograniczają się do sfery fizycznej, ogarniają także
płaszczyzny psychiczną i duchową. Duch, dusza, świadomość, są wedle nas nie tylko potężniejsze od materii, ale są
ich źródłem i twórcą; wszystko inne z nich bierze swój początek. Wszelka siła i energia to wyrazy i władze ukrytego
ducha, a mocą podtrzymującą świat jest świadoma Wola; przyroda jest tylko mechanizmem jej wykonawczych
władz. Materia jest tylko narzędziem lub polem doświadczalnym świadomości, która się w niej ukrywa; fizyczny
wszechświat jest ruchem Ducha, specjalną postacią lub odmianą tego ruchu. Człowiek swą myślą i życiem nie
pochodzi od materii i nie jest jej na zawsze podległy, jest on duchem, który tej materii używa i przez * nią siebie
wyraża".
To ujęcie jest kluczem do zrozumienia hinduskiej filozofii i psychologii. Według niej życie człowieka wypływa z
wewnątrz, z centrum niejako jego istoty (Monady) dążąc do przejawiania się poprzez siedmiostrefowy wszechświat
coraz gęstszej, czy bardziej "materialnej" materii; świat fizyczny jest tego wszechświata najbardziej zewnętrzną,
powierzchniową niejako sferą, a fizyczne ciało człowieka jest najcięższą, najgrubszą, najmniej podatną,
najtrudniejszą do opanowania powłoką jego prawdziwej istności.
Ale trzeba podkreślić, że według tej filozofii materia jest pewną postacią ducha (nazywa się ją często duchmaterią);
nie istnieje nic "martwego"; cała istniejąca materia jest nie tylko przeniknięta duchową energią i z nią nierozerwalnie
złączona, ale
42


może być zamieniana jedna w drugą to, co jest "materią" w jednej sferze, jest "duchem" w niższej, np. lotna
materia świata astralnego może być uważana (i przez wielu jest uważana) za "duchową" w stosunku do materii
fizycznej. Siedem wielkich stref energii, które ogarniają całość przejawionych światów, wszelkie w nich życie i
wszelkie formyto siedem stanów czy postaci ducha, od przenajwyższej Świadomości do tejże, uwięzionej i
zamkniętej (czasowo) aż w najgłębszą fizyczną materię naszej sfery.
W rozpatrywaniu nauki o reinkarnacji mówimy głównie o trzech powłokach, czyli ciałach człowieka fizycznym,
emocjonalnym i mentalnym. W każdej z tych sfer świadomość człowieka przejawia się i wyraża poprzez najbardziej
zewnętrzną powłokę. W życiu na Ziemi uczucia swe i myśli wyraża człowiek poprzez widzialne, konkretne ruchy,
czyny i dzieła. A gdy się od fizycznego ciała uwolni, wyraża się z tą samą swobodą i oczywistością poprzez swe
narzędzie emocjonalne, w świecie tej subtelniejszej astralnej materii, która jest dlań wówczas równie konkretną, jak
była fizyczna za życia na Ziemi. To samo się powtarza w świecie mentalnym, gdy najbardziej zewnętrzną powłoką
świadomości człowieka jest jego organizm mentalny.
Te trzy nasze niższe narzędzia zostały nam przekazane z królestwa zwierzęcego; mają one za sobą miliony wieków
ewolucji, zanim stają się dostatecznie urobione zwłaszcza ciało fizyczne, najdoskonalej ze wszystkich
zorganizowane i przygotowane do wstąpienia w nie iskry najwyższego Płomienia Świadomości, czyli ducha
boskiego.
Prawdą jest bowiem, że człowiek swą niższą naturą "pochodzi" od królestwa zwierzęcego, ale prawdą jest również,
że Duch jego jest boski.
Przedziwne jest zjawisko tzw. "indywidualizacji", czyli złączenia się duszyczki najbardziej rozwiniętego zwierzęcia
(np. psa) w chwili jakiegoś najwyższego wzruszenia do jakiego jest zdolny, ze spływającą z góry "potopem" energią
boskiego Ducha, co tworzy
43


tzw. "duszę ludzką" i jej narzędzie, zwane "ciałem przyczynowym". Odtąd owa dusza ludzka jest oddzielona
"przepaścią" od zwierząt (ogniwo brakujące pomiędzy najwyższym zwierzęcym organizmem a najniższym ludzkim
nie zostało jeszcze przez naukę odkryte) choć dziedziczy od nich swą niższą naturę, którą będzie musiała opanować,
aby się stała jej powolnym sługą; ale jest oddzielona również od Ducha, z którym ma odtąd dążyć przez długie wieki
do całkowitego zjednoczenia, wznosząc niejako według symboliki wschodniej "ziemię w niebo" lub powracając jako
"Syn w Dom Ojca", gotów do współtworzenia razem z Nim.
Nie miejsce podawać tutaj szczegółowy opis tego przedziwnego zjawiska, jakim jest indywidualizacja,wspomnę
tylko, że niejeden badacz uważa, iż zjawisko to odpowiada temu, co zostało nazwane symbolicznie w pismach
hebrajskich "upadkiem Aniołów". Owo zstąpienie Ducha w niższe sfery, aby je "wznieść" i powrócić po wiekach
bogatszym w ich poznanie i władzę, jest sensem i celem całej ewolucji, których drobnym fragmentem jest jeden
"cykl reinkarnacyjny", a tym bardziej jego połowa, tj. jedno nasze życie na Ziemi.
W symbolice wszystkich narodów starożytności istota ludzka jest przedstawiana jako na wpół boska, a na wpół
zwierzęca (Grecja, Egipt etc.). W Indiach mówi się, iż dusza człowieka musi zdobyć swą nieśmiertelność, co
tłumaczy się wyraźnie w świetle tych badań nad procesem "indywidualizacji". Stwierdzają one, iż tzw. "dusza
ludzka" nie jest jakąś mglistą, nieokreśloną istnością, nie wiadomo w jakim pozostającą stosunku do tego, co zwykle
(na nieszczęście) uważamy za siebie, tj. do fizycznego ciała; że jest ona ośrodkiem promiennej energii (trójcy
duchowej mocy, miłości, myśli twórczej) działającym w swej strefie poprzez swe narzędzie, tj. "ciało
przyczynowe", które, jak już wspomnieliśmy, składa się z najsubtelniejszej materii mentalnej strefy wszechświata.
Przeznaczeniem i zadaniem tej "ludzkiej duszy" jest przejawić w niższych sferach opanowując je i zdobywając
pełną nad nimi
44


władzę swe boskie cechy i moce, poprzez pracę wielu ludzkich żywotów na Ziemi. Dusza ludzka, choć ma
początek, bo jest "zrodzona w czasie", nie ma końca, gdyż bierze udział w nieśmiertelności i niezniszczalności
Ducha. Jej powolne opanowywanie niższych narzędzi i przejawianie coraz więcej swych twórczych cech i zdolności
wymaga oczywiście czasu, stąd następujące po sobie cykle inkarnacji; w każdej z nich wyciąga z ziemskich
doświadczeń to, co jest najlepsze, najtrwalsze i w jej ewolucji pomocne; aż w końcu dochodzi do doskonałości, czyli
do pełnego przejawiania trzech postaci Ducha w ich promiennej pełni, przez co osiąga szczyt ludzkiej ewolucji
Wyzwolenie lub może nadczło-wieczeństwo.
To szkicowe podanie tak ciekawej teorii reinkarnacji może zachęci czytelnika do dalszych studiów. Ale chyba
wystarcza, żeby zrozumieć, czym jest w jej świetle to, co zostało nazwane wyżej "świadomą nieśmiertelnością", a co
należałoby raczej nazwać uświadomieniem sobie i w obecnym życiu, własnej nieśmiertelności. Przypomnijmy sobie
słowa św. Pawła, iż człowiek składa się z Ducha, duszy i ciała; różnica pomiędzy Duchem a duszą jest w nich
wyraźnie zaznaczona. Możemy również pomyśleć o słowach Chrystusa, iż mamy się stać doskonali jako Ojciec nasz
niebieski doskonałym jest; i zadać sobie pytanie, czy byłoby to możliwe w przeciągu choćby najdłuższego, ale
jedynego życia na Ziemi? A cóż z tymi, którzy są jeszcze w stanie intelektualnego i moralnego dzieciństwa? Gdy się
nad tym zastanowimy, teoria reinkarnacji wyda się nam może nie tylko logiczną i ciekawą, ale i prawdopodobną i w
najwyższej mierze sprawiedliwą.


Proces reinkarnacji
Wedle tego, co było wyżej naszkicowane, jasne jest, że cykl reinkarnacyjny nie rozpoczyna się od narodzin
niemowlęcia na fizycznym planie, a od wypromieniowania przez duszę ze swej sfery woli do powrotu w
doświadczenia ziemskie po przyswojeniu sobie wszystkiego co się dało z poprzedniego, ziemskiego istnienia
(owa wola życia w świecie przejawionym, zwie się w buddyzmie tanha), ona to działając w materii trzech niższych
sfer przyciąga tyle i taką tej sfery materię, jaka odpowiada rytmowi wibracyjnemu jej własnego życia i skutkom (w
danej sferze) poprzedniego w niej żywota na Ziemi. Czyli na nowo budujące się ciała mentalne i astralne
odpowiadają dokładnie stopniowi rozwoju, jaki te przewodniki osiągnęły w ostatnim życiu na Ziemi. Gdy te dwa
narzędzia duszy wyraźnie się zarysowują, następuje skierowanie się jej ku sferze fizycznej, gdzie ma się dla niej
przygotować fizyczne ciało.
Tylko na bardzo wysokim stopniu rozwoju dusza może sama decydować w jakim narodzie, religii, rodzinie najlepiej
wyrazi się jej karma, czyli wielorakie skutki poprzednich żywotów, gdyż wymaga to znajomości wszystkich jej
poprzednich wcieleń i niezmiernie dokładnego wyboru, wreszcie doboru takich czynników, które w
przygotowującym się życiu mogą się dopełnić; takiego zrównoważenia "dobrych" i "złych" skutków, czyli nie tylko
niosących cierpienie lub radość i pomagających lub przeszkadzających w dalszym rozwoju i pochodzie duszy ku
doskonałości, które byłyby najodpowiedniejsze. Zazwyczaj cały ten nieskończenie złożony dobór jest dokonywany
przez wielkie duchowe Istoty (może-
46


myje nazwać Aniołami z braku innego imienia), których specjalnym zadaniem w kosmicznym procesie
ewolucyjnym jest dobieranie z sumy skutków, jakie dana istota w przeciągu swych licznych żywotów myślą,
czuciem i czynem stworzyła, takich, aby jej były najbardziej w dalszej drodze pomocne. Suma cierpienia
choćby było "zasłużone" (a niezasłużone nie bywa nigdy) nie może być zbyt duża, bo to by zgnębiło i przytłoczyło
człowieka; bodźce ku rozwojowi muszą być najumiejętniej wybrane; długi do spłacenia wobec innych ludzi
najściślej określone; a to wszystko wymaga nieskończenie większej mądrości i dalekowidzenia, niż nawet wysoko
stojący dziś ludzie mogliby posiadać. Jest to więc zadanie "wyspecjalizowanych" w tej pracy we wszechświecie
Aniołów.
Dusza ze swej górnej sfery wywiera wyraźny wpływ na kształtowanie się, jakby w szkicu, swego mentalnego i
astralnego przewodnika, poprzez tzw. "atomy permanentne", czyli "stałe", które sobie od samego początku swej
ewolucji jako duszy ludzkiej-"uchwyciła", i które przez niezmiernie długi okres jej ludzkiej wędrówki aż w
nadczłowieczeństwo niezmiennie jej służą. Połączone z nią jakby strumieniem świetlistej subtelnej materii, wibrują
w rytm nadany im przez duszę oczywiście inny zależnie od stopnia jej rozwoju i przyciągają podobne sobie w
rytmie cząsteczki, tak mentalnego jak i astralnego świata. Podobnie Dusza "trzyma" podstawowy atom fizyczny,
zawierający w stanie potencjalnym, jak ziarno, rezultaty poprzedniego fizycznego życia na Ziemi. Gdy przy pomocy
Aniołów kierowniczych, inaczej zwanych Aniołami czy Dewami Karmy, uwaga duszy zwraca się ku przeznaczonym
rodzicom fizycznego ciała, które jej ma w rozpoczynającym się życiu służyć, i atom fizyczny należący do
eterycznej materii fizycznego planu jest pobudzony do aktywności, zaczyna wibrować i przyciąga strumienie
lotnej materii eterycznej, która układa się w pewien kształt i staje się jakby modelem czy wzorem, według którego, a
właściwie w obrębie którego ciało fizyczne będzie się budowało w łonie matki, kiedy fizyczny atorri
47


permanentny przenika w jej łono; czasem od strony ojca, czasem od strony matki, co, o ile udało się badaczom
stwierdzić, zależy od tego, z którym z rodziców dusza rządząca tym atomem ma silniejszy związek.
Można stwierdzić na podstawie badań jasnowidzeniem a wszystkie podawane tu szczegóły pochodzą z twierdzeń
wielu badaczy, starannie sprawdzanych że chwila poczęcia jest początkiem inkarnacji, a nie dopiero urodzenie
"gotowego" organizmu; już zygoty, wraz z atomem permanentnym, wydają "dźwięk", czyli wibrację, która jest
niejako podstawą do tworzenia się zarówno ciała eterycznego, jak wbudowywanego weń fizycznego embrionu.
Niezmiernie ciekawe badania wykazują, jak wielką rolę w tym okresie odgrywają tzw. "duchy przyrody", inaczej
zwane "budowniczymi form"; są to "młodsze" hierarchie anielskie; z największą starannością kierują każdą fazą
tworzenia się embrionu w łonie matki.
Drugim już wyraźnie zaznaczającym się wpływem jest prąd płynący od duszy, która jakby snopem promieni białego
światła jest połączona zarówno z kształtującym się powoli mentalnym i astralnym ciałem, jak i z sercem tworzącego
się w łonie matki fizycznego organizmu. Ten snop promieni w chwili zapłodnienia spływa od duszy w nasienie,
ożywiając je swymi energiami ku dalszemu rozwojowi. Energie te rozpoczynają swe działanie od chwili połączenia
się pozytywnych i negatywnych, męskich i żeńskich energii nasienia i jaja.
Trzecim czynnikiem oddziałującym silnie na kształtujący się organizm fizyczny, a nawet astralny, są myśli i uczucia
oraz rodzaj życia matki. Ta prawda była dobrze znana w starożytności; w Grecji np. umyślnie otaczano kobietę w
ciąży najpiękniejszą przyrodą, najładniejszymi przedmiotami, dbano o harmonię i spokój w jej środowisku,
opowiadano historie o wielkości bohaterów i starano się natchnąć jej myśli marzeniami, że jej dziecko będzie także
dzielnym i wspaniale pięknym człowiekiem; czyli dbano Q
48


kształtowanie wedle wzorów ludzkiego piękna, dziecię od samego poczęcia. W Indiach starożytnych tradycja
nakazywała rytuały błogosławiące przyszłą matkę na początku dojrzałości dziewczęcia; a potem dwa obrzędy
podczas ciąży, mające dopomagać w kształtowaniu się zarówno fizycznego organizmu, jak i najściślejszego
połączenia z nim duszy, która już od poczęcia wchodzi w kontakt tak z matką, jak i z przyszłym swoim fizycznym
narzędziem. Nasza mądrość ludowa zdaje się także tę tradycję przechowała, bo znane jest powiedzenie, iż dziecko
będzie podobne do tego, o kim matka najsilniej podczas ciąży myśli.
Na nieszczęście narody współczesne całkowicie zatraciły te tradycje, toteż mamy we wszystkich krajach niebywałą
ilość moralnej i fizycznej brzydoty. Dopiero w ostatnich dziesiątkach lat, poprzez sport, powstał pewien kult
fizycznego piękna; a z drugiej strony rozpowszechniające się badania okultystyczne zwracają uwagę coraz szerszych
warstw kulturalnych społeczeństw, na niezmierną doniosłość okresu ciąży dla przyszłości nowego człowieka, który
ma wkrótce ujrzeć światło dzienne, tak dalece, iż najciekawsze teorie pedagogiczne mówią dziś, iż wychowanie
zaczyna się nie od urodzenia, a od poczęcia dziecka; mając na myśli te same zasady, które stosowała starożytność, tj.
konieczność działania odpowiednim otoczeniem, harmonią i pięknem na matkę, jeśli się chce, aby dziecko było
zdrowe, ładne, dobrze zbudowane i możliwie najlepszego charakteru. Bo choć jego natura emocjonalna, działająca w
ciele astralnym, będzie przede wszystkim wyrazem jego własnej wzruszeniowej przeszłości, jednak tak przed
urodzeniem, jak podczas pierwszych lat życia, pewne w niej cechy mogą obudzić się wcześniej lub później; jeśli
dobre i szlachetne budzą się wcześniej, o wiele łatwiej jest potem opanowywać i kierować gorszymi, i odwrotnie;
toteż mają po stokroć rację pedagodzy, którzy twierdzą, że właśnie pierwsze lata są dla nowego człowieka znacznie
ważniejsze, aniżeli szkolne i następne. Nie można dość silnie podkreślić, że przynajmniej inteligentne rodziny
49


powinny zainteresować się tymi nowymi pojęciami, zarówno r przedurodzeniowym okresie, jak i w pierwszych
latach, a nawet miesiącach życia dziecka; i, jeśli im chodzi o dobro swego społeczeństwa i narodu, powinny (o ile to
w naszych trudnych ekonomicznie czasach jest możliwe) stosować te zasady z największą starannością, dbając o
dobro i całe życie swego dziecka, które przecież niemal wszyscy rodzice kochają. Należałoby dawać młodym
dziewczętom, kandydatkom na matki, zawczasu pouczenia jak bardzo ich myśli i uczucia będą podczas ciąży
wpływać na rozwój przyszłego człowieka.
Pierwsze lata dziecka, jak już zaznaczyliśmy, można uważać za najważniejsze dla dalszego rozwoju i niemal całej
inkarnacji; dowiedli tego ostatecznie tzw. psychoanalitycy (Freud, Adler, Young) wykazując, iż wrażenia otrzymane
w dzieciństwie pozostawiają w psychice niezatarte na całe życie ślady; stając się, jakże często, ukrytymi
przyczynami wypaczeń, urazów, deformacji i obciążeń, niełatwo dających się wykryć, a tym bardziej usunąć.
Psychologia okultystyczna daje dwa tego stwierdzonego faktu wyjaśnienia. Przede wszystkim dusza, indywidualna
jaźń, tylko powoli i stopniowo zdobywa wpływ i władzę nad swymi przewodnikami; mówiąc nieco schematycznie i
ogólnie, pierwsze 5-7 lat nad ciałem fizycznym; następne tyleż nad swoim światem wzruszeń i uczuć, a jeszcze nieco
dłużej nieraz także 5-7 lat nad narzędziem myśli; te okresy są trudne, zwłaszcza okres dojrzewania, gdy
zachodzą doniosłe przeobrażenia nie tylko w fizycznym organizmie, ale i w emocjonalno-myślowym; dopiero
pomiędzy 18 a 21 rokiem dusza jest w stanie w pełni opanować i działać poprzez trzy swoje narzędzia; zarówno czas
jak i stopień tego opanowania zmienia się zależnie od typu i rozwoju, jaki dusza sama osiągnęła.
A następnie każde z tych trzech narzędzi jest w tym okresie w stanie plastycznym, wrażliwym na wszelkie
zewnętrzne bodźce, jakby w stosunku do całego zewnętrznego świata "bezbronnym". Zwłaszcza że dzieci w
pierwszych latach życia są jeszcze w
50


bliższym kontakcie ze sferami duszy, aniżeli Ziemi; "pamiętają" atmosferę, życie, a nawet "prawa" wyższego świata;
niejednokrotnie widzą o wiele więcej aniżeli otaczający ich dorośli, i ciągłe zderzenia tego świata, który jest dla nich
równie realny, z otaczającym konkretnym i twardym, są zaskakujące, trudne do pojęcia, a tym bardziej dania sobie z
nimi rady. Znane są częste fakty, iż dziecko rozmawia z kimś dla dorosłych niewidzialnym, że opowiada
"fantastyczne" historie, które dorosłym wydają się zmyślaniem, a nawet kłamstwem, i reagują na to strofowaniem
lub co gorsza śmiechem i kpinami; a biedny, stracony wśród nowego świata mały odkrywca nie może pojąć że to, co
on widzi równie konkretnie jak fizyczne przedmioty, jest niedostępne dla wzroku matki czy najbliższych; powstaje
konflikt, zderzenie, a wkrótce zamykanie się i ukrywanie swych przeżyć czy nawet obserwacji przed dorosłymi. .
Poza tym u iluż to dzieci przejawia się naiwna życzliwość w stosunku do wszystkich napotkanych ludzi, zanim nie
pocznie się je przekonywać, że ten jest "obcy", a tamten "swój", od tego trzeba stronić, a tego "grzecznie
pozdrawiać", itd. Każdy, kto zna nieco psychologię dziecka od strony głębszej, okultystycznej, nie może patrzeć bez
głębszego bólu na stałe, uparte, ślepe wypaczanie zdrowych instynktów, tłumienie najładniejszych odruchów,
niweczenie prostoty i szczerości, na rozwijanie przez systematyczne tresowanie fałszu, obłudy, rozpaczliwych
konwencjonalizmów; zasilanie w naturze dziecka cech gorszych, a jakże niezmiernie rzadko dawanie mu
przynajmniej swobody rośnięcia, bez narzucania złego, jeśli już nie pomocy w budzeniu dobrego; bez
naśladownictwa i wtłaczania w tę podatną, bezbronną, giętką psychikę rzeczy nieraz wręcz szkodliwych, najczęściej
zbędnych, a nieraz na całe życie utrudniających.
Gdy wiedza o reinkarnacji będzie szerzej znana, rodzice i wychowawcy głębiej zrozumieją prawdę, którą tak
genialnie wyczuła Maria Montessori, że to dorośli powinni uczyć się od dziecka, prędzej niż chcieć je urabiać na
własną zazwyczaj ciasną i
51


hit.

stereotypowąmodłę; że obserwowanie, a potem zasilanie własnych instynktów, skłonności, zamiłowań dziecka
dalej może nas zaprowadzić w wyrabianiu nowego typu człowieka, aniżeli tresura według zasady "przystrzygania
płotków", lub usiłowania rodziców, by ich latorośl była do nich podobna, czy też wynagradzała ich własne
niedociągnięcia, klęski i zawody życiowe. Wiedząc, iż dziecko nie jest nową istotą, jak glina podatną do urabiania
według widzimisię starszych, że jest duszą "dość starą", by mieć swą wyraźną indywidualność, o własnym
charakterze, zdolnościach, tendencjach i możliwościach, zrozumie się, że rolą i zadaniem dorosłych jest poznać ją,
zrozumieć i dopomagać ostrożnie i z szacunkiem do ich zdrowego i bezpośredniego przejawiania, nie
hamując, nie przytłaczając, nie pacząc. Przyczynilibyśmy się wówczas bardziej do odnawiania społeczeństw od
podstaw, aniżeli przez późniejsze karcenie, "reformowanie", czy nawracanie na "dobrą drogę" spaczonych
charakterów młodzieży.
Badania nad małoletnimi przestępcami wskazują, że u znacznej ich większości przyczyny "wykolejenia się" tkwiły
we wczesnym dzieciństwie; gdyż, jak to już zaznaczaliśmy, w psychice każdej powracającej w nowe wcielenie istoty
czają się zalążki tak dobrych i społecznie pożądanych, jak i złych, aspołecznych i szkodliwych skłonności, że od
tego, które się najpierw pobudzi do działania, będzie w dużej mierze zależeć charakter człowieka w przyszłości; bo
gdy gorsze zbudzą się najpierw pod wpływem bodźców niepożądanego środowiska, późniejsza przewaga dobrych
staje się utrudniona, i nieraz przejawienie się najlepszych wrodzonych instynktów jest znacznie opóźnione. Jeszcze
raz więc należy podkreślić, jak bardzo moralnie ważne są pierwsze lata życia dziecka, jak bardzo trzeba zwracać
uwagę na otaczanie go odpowiednią atmosferą, przykładem, a nade wszystko dobrocią i niesentymentalną (ta jest
najczęściej odmianą egoizmu rodziców), lecz jędrną i rozumną miłością; jest to najlepszą pomocą w pracy duszy,
która wciąż usiłuje działać na swe narzędzia i uczy się
52


nimi kierować, a dokonanie tego nie jest wcale przecież łatwym zadaniem.
Zanim mózg i system nerwowy nie wyćwiczą się dostatecznie w odbieraniu i przekazywaniu, zarówno wibracji od
strony duszy ku świadomości fizycznej, jak i wrażeń od bodźców zewnętrznych ku duszy, upływają lata.
Ciała astralne i mentalne dziecka są również jeszcze nie zorganizowane, przedstawiają mgławice o paru lekko
zarysowujących się barwach, a mają się stać z biegiem lat poddane tym dwóm wpływom: duszy od wewnątrz i
bodźcom od otaczającego tak fizycznego jak emocjonalnego i myślowego świata, od zewnątrz dobrze
wyrobionymi organizmami, o dużej skali wibracji, i bogatych barwach; te wyrażają w tych sferach namiętności,
emocje, uczucia, pojęcia, myśli... Im bogatsza i subtelniejsza jest natura uczuciowa, a szersza skala myśli, tym barwy
w aurze człowieka są bardziej świetliste, wyraźne, żywe i jasne; zaś namiętności pierwotne, takie jak: egoizm,
zawiść, chciwość tworzą barwy mętne, brudne i jakby "cuchnące".
Dopiero w wieku młodzieńczym następuje ściślejszy związek duszy z jej narzędziami i jej łatwiejsze przez nie
działanie; o ile oczywiście stopień jej ewolucji na to pozwala bo przez długie wieki dusza nie ma bezpośredniego
na swe przewodniki wpływu, a tym mniej władzy nad nimi. Mówimy tu o typie ludzi o dużej kulturze, wykształceniu
i znacznej etyce.
* * *
Wartość każdej inkarnacji, z punktu widzenia duszy, mierzy się nie tyle tym, co się potocznie nazywa "pomyślnym
życiem", ile wielostronnością sposobności do wyrobienia charakteru, rozwinięcia zdolności i stosunku właściwego
do życia i doświadczeń, jakie nam niesie. Nieraz życie, z tzw. punktu zwykłego ludzkiego wartościowania
"nieszczęśliwe", pełne trudu i przeciwności, bo-
53


leśnych zdarzeń, burzliwych starć, tragicznych niepowodzeń, jest w swym wewnętrzym dorobku stokroć dla duszy
cenniejsze, niż inne, łatwe i "szczęśliwe". Bowiem trzeba dobrze zrozumieć, że celem naszej poprzez wiele wcieleń
wędrówki nie jest wcale zadowalanie naszych zachcianek, a nawet marzeń i pragnień (chociaż te, jeśli są wyższe
ponad nasz egoizm i ciasne kółko osobistych pojęć, mogą przyczynić się znacznie do stworzenia "dobrych"
rezultatów dla przyszłego na Ziemi istnienia, bowiem każde bez-osobiste marzenie i szersza wizja wcześniej czy
później spełniają się, i można by, znając prawa działania myślą, własnowolnie tworzyć barwę i ton naszego
przyszłego wcielenia), celem ważnym dla duszy jest zdobycie takiego poznania owych trzech niższych światów,
które wzbogaci jej wiedzę, oraz takich doświadczeń, które dadzą jej możność przejawienia swoich własnych władz i
cech, pomimo sprzeciwu, czy "kradnięcia" jej sił dla zasilania samowoli astro-mentalnej osobowości, co się wciąż
dzieje, gdy wplatamy małe pobudki w dobre czyny, gdy kalamy ładne skądinąd uczucia zazdrością, chęcią
wzajemności czy wyłączności, gdy energie duszy zabarwiają się odrębnymi zachciankami przewodników, gdy te
uzurpują sobie prawa pana, zamiast być powolnym sługą. Wymaga to dłuższego wyjaśnienia, rzucającego światło na
wiele naszych nieustannych walk i rozterek wewnętrznych, na owe stany wyrażone w słynnych słowach św. Pawła,
gdy zastanawia się, jaka jest przyczyna, iż wola jego chce jednego, a ciało i pożądania zgoła czegoś innego, gdy
widzi inne prawo w członkach swych, a inne w myśli.
Studia okultystyczne rzucają na to ciekawe światło. Nasze ciało fizyczne składa się z milionów komórek mających
swe własne życie, a wplecionych w budowę organów, z których każdy ma również swe specjalne zadania, więc i
komórki wchodzące w jego skład muszą specjalizować się, przystosowując się do wyznaczonych im czynności
np. komórka nerwowa będzie nieco inaczej zbudowana od komórki płuc, czy nerek; czyli poza spełnianiem
54


przez ciało fizyczne, jako całość, zadań, do których jest powołane, koniecznych dla używającej go świadomości,
cząstki wchodzące w jego skład mają swe własne życie, swoje zadania i prawa. Podobnie jest z naszym organizmem
astralnym. Cząsteczki materii, które wchodzą w jego skład pozostające zresztą w ciągłym ruchu, więc wciąż
zmieniające się mają własne życie, własny impuls ewolucyjny, należą mianowicie do materii będącej na łuku
zstępnym, dla której rozwoju potrzebne są bardzo silne bodźce, gwałtowne wstrząsy, potężne wibracje. Czyli w
interesie ewolucyjnym cząstek naszego ciała astralnego są silne żądze i namiętności, zaś dla człowieka znajdującego
się już na pewnym wyższym stopniu rozwoju te stanowią przeszłość, uleganie im jest nieraz cofaniem, się, życiem
wedle prawa jego "wczorajszego", a nie "dzisiejszego"; w jego interesie ewolucyjnym jest "uspokajanie" wszelkich
dzikich żądz i gwałtownych wibracji, wprowadzanie w grę subtelniej szych uczuć i wzruszeń, które dają wibracje
szybsze, ale łagodniejsze, o bardziej harmonijnym rytmie. Jest więc pewne zderzenie i nie-współmierność; istotnie
określenie św. Pawła jest najzupełniej ścisłe: inne prawo rządzi cząstkami astralnego organizmu, a inne wyraża się
przez wolę, pragnienie doskonalenia się, czy tęsknotę człowieka.
Na bardzo niskim stopniu rozwoju ta sprzeczność nie istnieje; po prostu człowiek i jego żądze stanowią jedno; nie
ma konfliktu, bo nie ma jeszcze "poznania dobra i zła", czyli tego, co ewolucji jego pomaga, a co przeszkadza;
jeszcze nie kosztował owocu z drzewa "wiadomości dobrego i złego", jest niewinny, naiwny jak dziecko, nie
"grzeszy", bo nie wie, nie zna, nie rozumie; i w swoim utożsamianiu z instynktami swego astralnego organizmu jest
całkowity. W tym stadium dusza nie ma jeszcze żadnej władzy nad narzędziami, nie przejawia się wcale w woli,
można by powiedzieć, że "śpi".
Jednak okres, gdy człowiek już dobrze wie, nie tylko na podstawie zakazów i nakazów mądrzejszych i starszych od
niego, ale
55


i na podstawie własnego, w przeszłych istnieniach zdobytego doświadczenia, co jest "dobre", a co "złe", czyli zdaje
sobie sprawę z moralnych praw, choć może ich jeszcze tak nie nazywa i nie stosuje ściśle do użyteczności, tzn. nie
rozumie jasno, że to, co się nazywa "złe" w jego postępowaniu z innymi, jest w istocie najgorsze dla niego samego,
bo najboleśniejsze przyniesie mu w swoim czasie skutki; ale rozumie i pamięta już, że "tego czynić nie należy", a
tamto "robić jest dobrze". W tym właśnie okresie znacznego obudzenia zmysłu moralnego, bez wyrobienia
jeszcze dostatecznej siły, aby iść według niego zawsze i wbrew oporowi własnej przeszłości, oraz tej głuchej a silnej
tendencji, jakby ciążenia cząstek astralnego organizmu w kierunku przeciwnym, przeżywa największe konflikty,
rozterki i rozdarcia. Do tego okresu stosują się słowa św. Pawła.
Jak już zaznaczyliśmy, wartość każdej ziemskiej inkarnacji dla duszy mierzy się zgoła innymi sprawdzianami, niż
ludzie zwykle oceniają losy różnych jednostek. W przeciągu wielu wieków ewolucja jest niezmiernie powolna,
każde doświadczenie musi być wielokrotnie powtarzane zanim świadomość zrozumie jego właściwe znaczenie, jego
treść i naukę, którą ma z niego wyciągnąć. Cel życia jest zupełnie niezrozumiały; nawet dziś, na naszym obecnym
stopniu rozwoju, stosunek prawie wszystkich ludzi do życia jest "żądający", jakby się nam wszystko "należało",
oczekuje się od niego wciąż czegoś miłego, przyjemnego, zadowalającego zachcianki i pożądania, i rozgorycza się
wobec przeciwności; rzadko, bardzo rzadko przychodzi nam na myśl, że ten los sami tworzymy. Jest to stosunek
dziecka, które instynktownie czuje, że mu się wiele należy, a od niego prawie nic; które nie wie jeszcze, co to
odpowiedzialność i własna twórczość. Dopóki taki stosunek w nas przeważa, rozwój jest niezmiernie powolny,
dorobek każdego życia na Ziemi bardzo mizerny, a więc i skutki w drugiej części łuku życia tj. w innych stanach
świadomości po śmierci fizycznego ciała dla duszy ubogie.
56


Ale od chwili, gdy zaczynamy rozumieć, że życie "czegoś od nas chce", że za każdym zdarzeniem ukrywa się jakaś
głębsza treść, że należy ją zrozumieć i zachować się jak można najgodniej, najsilniej, nie poddając się
przeciwnościom, nie uginając się pod ciosami, lecz odwrotnie trzeba mężnieć i hartować się, i wnosić w nie
własną wolę, wyraźne dążenie, ścisłą i przezorną myśl; że tą samą monetą ludzie będą nam płacić, jaką my im
podajemy; gdy uczymy się wychodzić ze swego ciasnego samolubnego kręgu i widzieć piękno życia i wartość wielu
ludzi, niezależnie od ich użyteczności dla nas samych, czyli zaczynamy pojmować, czym może być
bezinteresowność, widzenie "rzeczy samych w sobie"; gdy potrafimy już przeciwstawić się głuchym pożądaniom
w istocie wcale do naszej jaźni nie należącym czyli gdy bierzemy niejako ster naszego myślowo-uczuciowego
życia, przynajmniej do pewnego stopnia, we własne ręce, ewolucja znacznie się przyśpiesza. Im dalej, tym idzie
szybciej.
* * *
Stan i życie człowieka po zrzuceniu fizycznego ciałaa tylko tym jest śmierć zależy całkowicie od stopnia jego
rozwoju, oraz rodzaju energii, jakie za życia na Ziemi zgromadził.
Sama śmierć, czyli wycofanie się świadomości ze swego fizycznego narzędzia, jest procesem o wiele prostszym
aniżeli ludzie zwykli sobie wyobrażać. Najnowsze badania przeprowadzone w Ameryce wskazują że to, co się
zazwyczaj uważa za bolesną agonię, najczęściej tym nie jest; że są to raczej odruchy czysto fizyczne bez udziału
świadomości (a więc i bez odczuwania bólu), która o wiele wcześniej zaczyna miarowo wycofywać się z ciała i
skupiać się w sobie, niż lekarze mogliby sądzić; a wszelkie sympto-maty, które by można uważać za objawy męki i
cierpienia, dzieją się już niemal bez jej udziału. Czyli pomiędzy początkiem tego wycofywania się a chwilą, gdy
oddech i bicie serca ustają, jest o
57


wiele dłuższy interwał niż się sądzi. Zachodzi wówczas doniosłe dla świadomości zjawisko, stwierdzone przez
wszystkich, którzy te chwile odchodzących ludzi badali; mianowicie krótki i syntetyczny przegląd całego życia, gdy
dusza jakby w nagłym jasnowidzeniu dostrzega cały sens i cel swego istnienia; widzi jasno swe pobudki i ich
rezultaty, błędy i pomyłki, osiągnięcia i zwycięstwa, zazwyczaj inaczej niż je oceniała za życia; widzi treść
najważniejszych przeżyć, ich dla przyszłości cel. Wymaga to niesłychanego skupienia na przesuwających się przed
nią obrazach, toteż cząstka świadomości, która pozostaje jeszcze w przeciągu tych chwil z ciałem fizycznym, jest
bardzo znikoma. Wszystkie religie świata zalecały zawsze modlitwy i spokój przy umierającym, właśnie dlatego,
aby nie zakłócać tych doniosłych chwil przeglądu całego życia, co ma na najbliższą i dalszą przyszłość ogromne dla
człowieka znaczenie.
Gdy świadomość już się całkowicie wycofa z fizycznego ciała, stygnie ono i sztywnieje, tkanki i komórki nie
przestają jednak działać, i ten proces rozprzęgania się "republiki" komórek fizycznych i ich dalsze zachowywanie
się, gdy kierownicza siła, która trzymała je w zorganizowanej i wspaniale uładzonej wspólnocie, odchodzi, jest
niezmiernie ciekawym tematem do dalszych badań, ale nas tutaj nie zajmuje.
Jedno z podstawowych twierdzeń wszystkich badaczy brzmi: świadomość człowieka nie zmienia się po odrzuceniu
fizycznego ciała. Nie staje się on ani gorszy, ani lepszy, nie oczyszcza się nagle ze wszystkich przywar i słabości, i
oczywiście nie "idzie do nieba czy piekła". Są to stany, a nie miejsca; jeśli zaś chodzi o cierpienie, jest ono na Ziemi
najostrzejsze, i właśnie Ziemię można by nieraz uważać za najokrutniejsze piekło. Stany cierpienia oczywiście
nie wiecznego, bo przypuszczenie, że przyczyna skończona może dać nieskończony skutek, jest absurdalne
rzeczywiście istnieją, ale są tylko nieuniknionym skutkiem żywionych fizycznych namiętności (żarłoczność,
pijaństwo, morfina, chuć) bez możności fizycznego ich zaspokojenia; istnieją również w pewnych specjal-
58


nych wypadkach, jak samobójstwo, nagła śmierć w paroksyzmie strachu itp.
Przejście świadomości poza bramę śmierci niewiele zazwyczaj się różni od zapadnięcia w sen, do czego jesteśmy
przyzwyczajeni. Z tą różnicą, że częśćzresztą nieznaczna świadomości pozostaje w ciele fizycznym, do którego
reszta jej rano powraca, a w śmierci wycofanie się jest definitywne, całkowite, bezpowrotne. Człowiek na niskim
poziomie rozwoju, którego ciało astralne jest jeszcze bardzo słabo zorganizowane i nie mogące działać samodzielnie
podczas snu, jak i po śmierci, jest bardzo mało świadom swego otoczenia, jest w stanie półsennym i niewiele może
odczuwać, chyba że nim miotały gwałtowne namiętności za Życia i trwają nadal, szukając wyrażenia się. Ale na
stopniu prze- ciętnie kulturalnego człowieka naszej doby, podczas gdy ciało fizyczne jest pogrążone we śnie,
świadomość jego już może działać w astralnym przewodniku, postrzegać otaczający go świat, poznawać ludzi
również w ich astralnych powłokach; nieraz może spotykać przyjaciół umarłych, albo tych, którzy podobnie jak on
pozostawili swe fizyczne ciało w uśpieniu. Może także, o ile jest nieco bardziej rozwinięty, przenosić się z
niebywałą szybkością z miejsca na miejsce, według własnej woli; zazwyczaj sny o unoszeniu się w powietrzu,
lataniu, przechodzeniu przez fizyczne zapory itd. są odbiciem w mózgu fizycznym wspomnień takich wędrówek.
W ogóle pierwsze chwile po śmierci ciała fizycznego nie są łatwe, bo człowiek się zupełnie nie orientuje, co się z
nim dzieje, nie pojmuje, że "umarł", wszystkie mgliste pojęcia, jakie miał o świecie "po tamtej stronie" nie znajdują
potwierdzenia, jest poza wyjątkami zdezorientowany. Nieraz starając się wejść w kontakt z tymi, którzy
pozostali na Ziemi, a których astralne powłoki widzi wyraźnie, choć nie może postrzegać fizycznych, nie potrafi
pojąć, dlaczego nie rozumieją go i nie odpowiadają, a nawet dlaczego w ogóle nie reagują. Powoli zaczyna
pojmować, że znajduje się w jakimś "innym" świecie i dostosowywać się do tej
"inności
59


Owo dostosowywanie się nie jest pozbawione pewnego cierpienia, zwłaszcza jeśli człowiek trwa w swoim upartym
usiłowaniu wejścia w kontakt z pozostającymi na Ziemi (najniższe "duchy" z seansów spirytystycznych) lub w
wywieraniu jakiegokolwiek wpływu na przedmioty fizycznego świata. Nieraz potrzeba dużych ^wysiłków jednej z
istot, których zastępy zajmują się pomaganiem takim "zdezorientowanym", aby "przekonać" ich, że warunki się
zmieniły, że nie znajdują się już na Ziemi i im prędzej odwrócą od niej swą uwagę, tym lepiej dla nich (dlatego to
seanse spirytystyczne są szkodliwe).
Można tu wspomnieć o ciekawym, lecz smutnym stanie pośmiertnym tych, którzy nie wierzyli w żadne istnienie
poza fizycznym, i byli zupełnie przekonani, że świadomość ich zginie wraz ze śmiercią. Ponieważ myśl i uczucia
wywołują o wiele konkretniej-sze skutki aniżeli nam się zdaje jesteśmy otoczeni tym, o czym myślimy,
wyobraźnia stwarza wokół to, co sobie wyobrażamy ludzie ci samistwarzają własne nieistnienie, czyli trwają w
upartym przekonaniu, że nic z ich świadomości nie przetrwa i nie ożyje, i istotnie ją usypiają; zanim wysiłki takich
pomocników, których jest legion, nie obudzą jakiegoś ruchu w ich zamkniętej (w wyobrażonej otoczce
świadomości) tracą czas; a trwa to nieraz długo.
Bo prawie natychmiast po "wyprowadzeniu się" z ciała fizycznego, po fali uczucia ulgi i radosnej swobody, po
świadomym spojrzeniu na otoczenie, krewnych i przyjaciół o ile ci nie /rozpaczają za bardzo i nie chcą
gwałtownie przywołać świadomości z powrotem w ciało zakłócając tym spokój i jasność, która w niej na chwilę
powstaje następuje zazwyczaj cichy stan jakby snu, zanim człowiek nie zbudzi się w tym nowym świecie. Otóż
ów "materialista", który jest przekonany, że nie ma żadnego istnienia po śmierci fizycznego ciała, po prostu nie
budzi się, a trwa dalej w tym stanie uśpienia; a to się równa zatrzymaniu normalnego rozwoju.
W ogóle niebezpiecznie jest wyobrażać sobie jakieś określone
60


stany, obrazy czy otoczenia, które mamy rzekomo spotkać po śmierci, bo właśnie to się spełnia. Trudno opisać ilość
niepotrzebnego cierpienia, jakie okrutne, przesądne, bezsensowne pojęcia piekła przyczyniły milionom ludzi "po
tamtej stronie". Człowiek nie tylko sam staje się tym, o czym myśli, ale myślą i wyobraźnią stwarza swoje otoczenie,
bo myśli jego stają się wyraźnymi kształtami w materii subtelniejszej, na Ziemi dlań niewidzialnej, ale nie mniej
konkretnej od fizycznej, którą poznaje dopiero po przejściu bramy śmierci.
Wkrótce po zrzuceniu ciała fizycznego zachodzi w astralnym przewodniku pewne przegrupowanie cząstek (o ile
ktoś, na o wiele wyższym stopniu rozwoju, własnowolnie się temu nie przeciwstawi), a mianowicie najgrubsze,
najcięższe, o najpowolniejszych wibracjach układają się w najbardziej zewnętrza powierzchnię jajka, a dalej ku
wnętrzu jego idą kolejno coraz lżejsze i subtelniejsze, aż do najsubtelniejszych w samym centrum. Innymi słowy
świadomość znajduje się teraz jakby zamknięta w siedmio-warstwową powłokę, której każda warstwa tak długo ją
zamyka, aż energia ożywiająca ją a wprowadzona w ruch przez człowieka za życia na Zieminie "wyżyje się",
czyli nie wyczerpie, a więc i warstwa odpowiedniej materii nie rozproszy się. To koncentryczne przegrupowanie
materii ciała astralnego odpowiada z matematyczną dokładnością ilości różnych rodzajów namiętności, pożądań i
wzruszeń, jakie człowiek żywił za życia na Ziemi. Budzi się w tej strefie astralnego świata, do której
powinowactwem swych namiętnościowych wibracji należy; a koncentryczny układ przegrupowanych cząstek
według ich "ciężaru" określa jak długo będzie musiał w każdej z tych stref czy regionów przebywać.
W najniższej, pod wielu względami odpowiadającej pojęciom "piekła", znajdują się tylko ludzie o instynktach
zbrodniczych, pełni nienawiści i okrucieństwa, mordercy, złoczyńcy wszelkiego rodzaju, o najdzikszych i
najbardziej wyrafinowanych namiętnościach i żądzach; pozostają tam w stanie dużego cierpienia, nim
61


się te nagromadzone za życia na Ziemi, straszne, niszczące energie nie wyczerpią.
Nie znaczy to, że się ich na zawsze pozbywa, pozostają one jako wyraźne tendencje i skłonności, które ożyją przy
jego powrocie w następną inkarnację, czyli zostaną wplecione niejako w jego "wrodzoną" naturę i wyrażą się w
budowie przyszłego astralnego narzędzia. Jednak i pamięć przebytych z ich powodu cierpień, w owym czasowym
"piekle", pozostawi swój ślad w psychice i da początek temu, co z czasem rozwinie się w tzw. "głos sumienia". Ale
jakkolwiek cierpienie ich może być ostre nie trwa w nieskończoność, przychodzi i dla nich czas, gdy
najzewnętrzniejsza warstwa zamykającej ich "skorupy" rozprasza się, a wówczas znajdują się w strefie odrobinę
jaśniejszej.
Owa mroczna strefa i stany w niej przeżywane przez owe najniższe jednostki ludzkie może nawet nie zasługujące
na miano człowieka (np. hitlerowcy i wszyscy na takim jak oni poziomie) odpowiada w znacznej mierze opisom
piekła według wizji świętych różnych religii (jak i Dantego); oczywiście bez fizycznego ognia, smoły i diabłów; ale
postacie umęczonych, czy zamordowanych przez okrutników ofiar mogą się im wydawać szatanami zemsty; a
kłębiące się wciąż w nich samych najdziksze żądze mogą być porównane do pożerczych płomieni.
Należy jednak pamiętać, że nawet w najpotworniejszych zbrodniarzach iskra nieśmiertelna trwa, i choćby nawet
dane życie było dla duszy niemal stracone, inne mogą wyrównać tę "stratę czasu" i naprawić błędy, a wyrabiający
się z czasem "głos sumienia" może wziąć górę. Bo przecież i każdy dobry czyn, myśl czy odczucie a któż może
wiedzieć czy nawet najniższy złoczyńca nie miał takich paru w życiu? czy nie kochał żony, dziecka, rodziców?
znajdą także swój skutek i wyrażą się w znacznie wyższej strefie, pozostawiając także ślad w skłonności do tych
uczuć w przyszłości.
W tej samej mrocznej strefie znajdują się też, choć nieraz na krótko, samobójcy; oczywiście zależy to od pobudki,
która pchnę-
62


ła człowieka do tego czynu, czasem jest nią tchórzostwo, chęć ucieczki od spodziewanych ciężkich rezultatów
jakiejś uprzedniej zbrodni, albo lekkomyślności; czasem tęsknota za kimś ukochanym, kto odszedł, a kogo
spodziewa się człowiek spotkać "po tamtej stronie"; albo też znużenie i niechęć do dalszej walki życiowej, chęć
"skończenia ze wszystkim". W każdym z tych wypadków spotyka człowieka zawód, bo w tym samym stanie
psychicznym cierpienia, niepokoju albo rozpaczy, znajduje się w tej drugiej sferze, a spodziewane spotkanie nie
może się spełnić, bo człowiek, który umarł naturalną śmiercią, przebywa w innym, o wiele wyższym stanie, więc i
strefie; a kto liczył, że skończy ze sobą, przekonuje się z przerażeniem, że nie da się siebie zabić, że po prostu nie
można umrzećl Czas danej inkarnacji został wyznaczony według przygotowanego przez Duszę, a dostosowanego do
jej dobra losu, i przeznaczeniu temu nie może się przeciwstawić osobowa samowola; podobne to jest do sytuacji,
jaka wynikłaby, gdyby ręka czy noga zbuntowała się przeciwko całemu organizmowi i nie chcąc mu dłużej służyć
dokonała samo-amputacji; organizm tak okaleczony żyłby dalej, ale o ileż byłoby trudniejsze jego życie, dzięki tej
bezprzykładnej samowoli jednego członka! Tak samo niedopuszczalne jest dla naszej małej fizycznej świadomości
podejmowanie decyzji w tym, co dotyczy Duszy i jej postanowienia, płynącego z głębokiego pojmowania, a
matematycznego obliczenia jej pomocników. Toteż zamiast polepszenia swego stanu samobójca pogarsza go tylko,
cierpienie jego się wzmaga, zwłaszcza że wkrótce poznaje swój błąd, a nie może go już naprawić; poza tym jest
świadom potwornej brzydoty i ohydy otoczenia, wśród którego jest zmuszony przebywać. I w tym wypadku pomoc
istot rozumniejszych, a czasem modlitwy i miłość pozostałych na Ziemi mogą znacznie pomóc. Ale jeśli choćby w
podświadomości danego człowieka tkwiło wspomnienie zasłyszanych chrześcijańskich nauk, że samobójcy idą do
piekła, może to znów ten jego smutny stan przedłużyć.
Niemal równie ciężki jest stan ludzi traconych "legalnie" na
63


podstawie wyroku śmierci. Gdyby rządy różnych narodów znały choć trochę dorobek badań nad skutkami tego
okrutnego prawa, na pewno zniesiono by wszędzie karę śmierci; bowiem pomijając nawet jej całkowitą amoralność
z punktu wszelkiej, religijnej czy świeckiej etyki, jest ona z punktu społeczeństwa karą całkowicie niepraktyczną,
gdyż zamiast zmniejszać przestępczość, powiększa ją, co zostało dowiedzione przez szereg statystyk. Dzieje się tak
dlatego, że człowiek umiera nieraz w straszliwym stanie przerażenia, z nienawiścią i żądzą zemsty, które trwają
nadal, gdy ciało ginie; i automatycznie stara się na pozostałych przy życiu ludziach tej zemsty dokonać, "kusząc"
podatniejsze jednostki, wywierając na nie z całym żarem nienawiści silny wpływ, niemal pchając je także do zbrodni
lub samobójstwa. Toteż warto robić wszelkie możliwe wysiłki, aby karę śmierci zniesiono, a także starać się
kierować myśl skazańców zawczasu, gdy jeszcze są w więzieniu, ku innym sferom, pomagając zrozumieć prawo
przyczyny i skutku (karmy), i wzbudzać uczucia jak najbardziej od nienawiści i zemsty za wyrok odległe.
Oczywiście i "po tamtej stronie" pewna pomoc może być dana, nieraz z dobrym skutkiem.
Wreszcie trzecią kategorią ludzi, których świadome przebywanie w najniższej strefie Kamaloki (piekłoczyśćca)
stanowią ci, którzy giną gwałtowną śmiercią, wjakimś wypadku, zwłaszcza jeśli mu towarzyszy przerażenie, jak np.
wśród płomieni, w powodzi, podczas zderzenia pociągów itp. Ale nawet gdy nagłej śmierci nie towarzyszy straszny
lęk, sama jej nagłość, zastająca zwykle człowieka w pełni zaangażowania w jakąś pracę, stwarza niepożądany stan i
otoczenie, bo skłonny on jest powtarzać dalej automatycznie zaczętą działalność, nie rozumiejąc przez dłuższy czas,
co się stało. Ale w tym wypadku wszystko zależy od sfery, w jakiej myślą i uczuciem dany człowiek podczas życia,
jak i w chwili wypadku, przebywał.
Ciekawą i zastanawiającą pod tym względem jest relacja jednego z filozofów amerykańskich, o swoim prawie
śmiertelnym


wypadku i przeżyciach, jakich doświadczył, oraz wniosku, jaki zeń wyciągnął: jakie jest wewnętrzne życie
człowieka, taką jest jego śmierć, czyli unosi ze sobą na "tamtą stronę" treść swego wewnętrznego życia, zwłaszcza
stan, w którym go śmierć zastaje.
Tak oto opowiada swe doświadczenie: "Szedłem po szerokiej drodze w jasne zimne popołudnie; wiatr był silny,
więc postawiłem kołnierz i wszelkie dochodzące odgłosy zlewały się w moich uszach z szumem wiatru. Szedłem po
stronie drogi naprzeciw pędzących pojazdów, ale w chwili gdy przechodziłem na drugą stronę drogi, aby zawrócić i
wracać, żadnego nie było widać. Byłem pogrążony w głębokich filozoficznych dociekaniach, pochłonięty całkowicie
pewnym zagadnieniem, w nastroju radości i spokoju. Nie zdawałem sobie zupełnie sprawy, że w chwili, gdy miałem
wejść na chodnik, z tyłu zbliżał się szybko samochód. Kierowca usnął przy kierownicy i samochód jechał wzdłuż
nieodpowiedniej strony drogi, gdzie się właśnie znajdowałem, nie mając najmniejszego pojęcia o zbliżającym się
niebezpieczeństwie. Nagle samochód w pełnym biegu uderzył mnie z tyłu, powalił, przejechał przez nogi, uderzając
w głowę i ramiona i odrzucając martwe zdawałoby się ciało na kilkanaście stóp do przodu, na chodnik.
Mogę kategorycznie stwierdzić, że nie odczułem ani bólu, ani najmniejszego przerażenia, w ogóle żadnego
przykrego uczucia. Cała moja uwaga była w chwili wypadku skupiona na zagadnieniu piękna, a świadomość była
pełna radosnego zachwytu; nagle poczułem tylko, iż zdaje się ona niepomiernie rozszerzać i pogrążać w świat
bezgranicznego ogromu, nie tracąc przy tym wcale poczucia swej indywidualności. To pogrążenie dokonało się w
jednym mgnieniu oka, bez chwili poprzedzającego zamroczenia czy ciemni, po prostu jakbym nagle wszedł w
bezbrzeżny ocean pulsującej życiem światłości, żywej i promieniejącej bezgranicznym pięknem i miłością.
Najciekawszym było nieprzerwane poczucie tożsamości mej indywidualnej istoty, oraz najprostsze stwierdzenie, bez
zdumienia ani niepokoju, że przecież śmierci nie ma, że jest ona
65


złudzeniem. Byłem żywy i świadomy w bezgranicznej światłości, widziałem jak spływają z niej jaśniejące promienie
w niższy świat; a w sferze fizycznej każda żywa istota zdawała się skupiać w sobie te promienie; każdy kwiat,
drzewo, zwierzę i człowiek w swym fizycznym organizmie zdawał się być wśród fizycznej materii jakby kotwicą dla
tych promieni lub punktem zestrzelającym tę świetlistą energię, która wciąż spływała i przemieniała wszystko
wokół.
Choć świadomość moja przez cały czas nieprzytomności w szpitalu była wciąż skupiona w tych górnych sferach, od
czasu do czasu mogłem własnowolnie ją skierować w mózg fizyczny; aby dać jakiś znak życia bliskim, i zaraz znów
powrócić świadomością w ten wspaniały, bezgraniczny świat.
Oczywiście ośrodek mojej świadomości znajdował się tam, w "górze" podczas wypadku i cała uwaga tam była
skupiona, nie zaś w fizycznym mózgu na Ziemi, więc trwało to nadal, gdy połamane ciało leżało na łóżku. Wkrótce
jednak zrozumiałem, że nie jest możliwe stałe przebywanie w tej dziedzinie, zanim nie rozszerzy się całej swej
świadomości, łącząc ją z ogromem świadomości kosmicznej; że wszystkie nasze żywoty właśnie to mają na celu; że
cała szkoła życia, a raczej ich długiego szeregu, do tego zmierza - 4 do odkrycia w nas samych tych wyższych
wymiarów i kosmicznej świadomości.
Po pewnym czasie intensywnego życia w tym świecie coś się zmieniło w tajemniczej głębi mej świadomości,
zaistniała jakby chęć ponownych doświadczeń poprzez zmysfy, a w ślad za nią jakby świadomy i dobrowolny
powrót do życia na Ziemi; wraz z tym ośrodek uwagi świadomości powracał w dół, aż znów się skupił w fizycznym
mózgu, choć jednocześnie odczuwałem wyraźnie jego ograniczenie. Przez wiele tygodni byłem przykuty do łóżka,
ale pozostała mi zdolność wznoszenia się do tej sfery dobrowolnie w głębokich skupieniach medytacyjnych, z całą
świadomością jednak, że teraz odwrotnie do tego co przeżywałem przez tamte dni po wypadku *tu", w
fizycznym mózgu, na
66


Ziemi, jest centrum mego życia, a "tam" się wznoszę, by znów "tutaj" powrócić.
Gdy analizowałem potem to swoje niezwykłe przeżycie, zdało mi się, że przedstawiało ono w skrócie cały cykl życia
duszy, swobodnej w swojej własnej sferze, gdy tylko została uwolniona nagle od fizycznego ciała; a potem jej
wyraźną chęć "powrotu", jakby zdając sobie sprawę, że na stałe w tym górnym, własnym świecie jeszcze nie zdoła
przebywać. Zrozumiałem również, że złudzenia nasze pochodzą przeważnie z utożsamiania się z ciałem fizycznym,
ograniczając zdobywanie poznania do fizycznych zmysłów; a przecież wiemy już, że można poznawać przez
wchodzenie w "magnetyczny" kontakt; przez odpowiedni wibracyjny stosu-, nek, czy też jak nieraz się to nazywa,
przez odpowiednie "zharmonizowanie", jednoczenie się, łączenie świadomości, miłość.
Stało się dla mnie zupełnie jasne, że świadomość uwolniona z fizycznego ciała jest przyciągnięta magnetycznie do
tej sfery, w której za życia w fizycznym organizmie przeważnie się skupiała. Było dla mnie również znamienne, że
przy wypadku moim nie odczułem żadnego wstrząsu, ani bólu, jakby świadomość moja ani przez sekundę nie
przebywała przy fizycznym, pogruchotanym ciele. Z całego tego przeżycia pozostało mi przeświadczenie, że nie
jestem wyjątkiem, że świadomość człowieka zawsze skupia się po śmierci tam, gdzie najpierw bywała najczęściej
ześrodkowana".
Autor tej ciekawej relacji wspomina również o głębokim tybetańskim pojęciu filozoficznym, iż można i trzeba
posiąść "wiedzę umierania", i odpowiednio do tego przygotować się do przejścia w następną sferę; takie
przygotowanie jest nadzwyczaj często praktykowane.
Całe to opowiadanie jest dla mnie nie tylko autentyczne, bo znam dobrze autora, jego trzeźwość i wiarygodność, ale
także i dlatego, że wiem, iż pozostała mu po wyzdrowieniu aż do dziś dnia, czyli w kilkanaście lat po wypadku,
zdolność wznoszenia się do tej samej sfery w godzinach głębokich rozmyślań.
67


A jeśli weźmiemy jego relację za wiarygodne świadectwo, nie powinno nas dziwić, że kto żywi nienawiść za życia
tutaj, na Ziemi, ten przez nią i wszelkie jej straszne przejawy będzie otoczony i po "tamtej stronie"; a kto trawi tu
życie na zmysłowych uciechach i materialnych przyjemnościach, ten i dalej będzie ich pożądał i będzie cierpiał z
powodu ich braku; a kto otacza się tu małostkami, pospolitością, egoizmem, ten i tam będzie w nich na długo
zamknięty i uwięziony.
Ludzie przeciętni a trzeba pamiętać, że wielcy zbrodniarze, jak i samobójcy są stosunkowo rzadcy którzy nie
żywili żadnych morderczych i nienawistnych namiętności, ale wszystkie swe zainteresowania skupiali na
najpospolitszych ziemskich sprawach, wyzyskiwali innych, byli chciwi i egoistyczni, i poza drobną ilością dobroci i
rodzinnych przywiązań nie mieli wiele lepszych wzruszeń i niemal żadnych idealistycznych myśli, jednym słowem
przyziemni materialiści, ale dopuszczający, że jakieś życie po śmierci fizycznego ciała może przecież istnieć
znajdą się w następnej, nieco jaśniejszej strefie, która zawiera astralne jakby "sobowtóry" wszystkich fizycznych
istot i przedmiotów, tak iż świat ten wygląda niemal jak odbicie ziemskiego. Znaczna większość naszej ludzkości
"zatrzymuje" się tu dość długo i "wyżywa" swoje pożądanie uciech, przyziemne pragnienia i namiętności. Trzeba
bowiem zrozumieć, że zadanie tego okresu polega na wyplątaniu energii namiętności i wzruszeń z utożsamiania się z
ciałem i przywierania do fizycznych przedmiotów; przekonanie się niejako, że istnieje coś od nich wyższego i
ciekawszego. Czas potrzebny na takie wyplątanie się z niższych namiętności i egoistycznych pożądań zależy od
stopnia rozwoju i indywidualnego charakteru jednostki.
Najczęściej gonią one w tej sferze dość długo za wrażeniami zmysłów i zaspokojeniem pragnień; a że nie mogą tego
osiągnąć, są niespokojne, niezadowolone, nieraz nieszczęśliwe, nim się nie oswobodzą od znacznej części swych
pożądań fizycznych przyje-
68


inności i rozkoszy. Niejedna niepotrzebnie przedłuża swój pobyt w tej strefie, powtarzając komunikowanie się z tzw.
mediami, gdyż znajduje przyjemność w takich "pogawędkach" z ludźmi na Ziemi. Większość przeciętnych
komunikatów spirytystycznych pochodzi z tej strefy; są one na poziomie małostkowych plotek lub najgłupszych
salonowych rozmów, a czasem banalnego moralizowania, gdyż inteligencją te "duchy" nie grzeszą. Z tej strefy
również pochodzą innego rodzaju kontakty z ludźmi na Ziemi, jak na przykład ukazywanie się wrażliwszym
osobom, albo usiłowanie wpłynięcia na kogoś z bliskich, aby dopełnił jakiegoś nie wykonanego zobowiązania, lub
wyrównał jakiś, i tam męczący świadomość człowieka, dług.
Znacznie wyżej w tej sferze znajduje się urzeczywistnienie konkretnych marzeń o raju, na kształt ziemskich
wspaniałych ogrodów, najpiękniejszych gajów, czy klejnotami wysadzanych przybytków, o jakich marzą
prymitywni wierni różnych religii. Strefa ta jest już świetlista i radosna; tu prosty muzułmanin znajduje swój raj z
hurysami, Indianin świetne łowieckie zagajniki i prerie; a nieoświecony chrześcijanin swe wizje świętych i aniołów;
bowiem tu właśnie, może najjaskrawiej konkretyzują się wyobrażenia, jakie sobie ludzie tworzą za życia, o owych
pośmiertnych Szczęśliwościach rajskich. Nie tylko zresztą religijne pojęcia znajdują tutaj swój wyraz, bo i zapalony
a egoistyczny reformator, czy przedstawiciel dobroczynności, który wiele dobrego robił dla własnej sławy i chwały,
znajdują tutaj swój "raj"; oddają się swej ulubionej pracy, rzucają się w różne aktywności, odtwarzając w materii
lotnej tej strefy wszystkie swoje ulubione marzenia i "sny ó potędze". Politycy, mężowie stanu, społecznicy, którzy
nigdy nie zaprzątali sobie głowy wyższymi religijnymi czy duchowymi sprawami, a trwają w zainteresowaniu
pozostawioną na Ziemi działalnością, starają się coś podobnego stworzyć sobie i w tym, dość ciasnym, konkretnym
raju.
Wielu i stąd "odwraca się" jeszcze ku Ziemi, szuka odpowied-
69


nich osób, aby im przekazywać najczęściej bardzo górnolotnym stylem wyrażane "posłania"; a chcąc nadać im
więcej wagi i autorytetu, mienią się różnymi znanymi z historii imionami, a nawet Świętymi i bohaterami. Znam
sama parę wrażliwych, uczuciowych, ale bardzo łatwowiernych osób, które twierdzą z całym przekonaniem, że są w
kontakcie ze św. Cecylią, a nawet Matką Boską, a misją ich jest przekazywanie od nich "instrukcji". Podziwiałam
naprawdę pychę, a zarazem naiwność tych skądinąd inteligentnych ludzi.
Chodzi o zrozumienie zasady, że w tym "raju" każdy przeciętny i w dużej mierze egoistyczny człowiek znajdzie to,
co mu daje, według jego własnego mniemania, zadowolenie i szczęście; to, o czym marzył, co sobie jako najmilsze
wyobrażał. Zapalony badacz wszystkie narzędzia i księgi potrzebne do badań; człowiek nauki w dość ciasnym
intelektualnie zakresiewielkie biblioteki i zbiory; malarz wspaniałe muzea; każdy artysta może tu urzeczywistniać
swe marzenia i nie wypowiedziane za życia, lecz niezbyt wzniosłe idee. Każdy widzi tu również swoich najbliższych
i ukochanych; czy to tych, którzy pozostali na Ziemi, czy tych, którzy przed nim odeszli; ale trzeba to dobrze
zrozumieć: widzi własne o drogich mu osobach pojęcia, jakby "fotografię", jaka się w ich wyobraźni i myśli tworzy;
czyli ta sama osoba zgoła inaczej będzie wyglądała np. w pojęciu jej matki, a inaczej męża, czy kochanka,
przyjaciela czy sąsiada.
Czyli w najwyższym regionie tej astralnej sfery "raju" wyrażają się konkretne myśli, szczere lecz egoistyczne
przywiązania, niezbyt wysokie marzenia, nie widzi się "rzeczy samych w sobie", czyli dusz innych, choćby
najbardziej kochanych ludzi, takimi jakimi w istocie są; to bezpośrednie widzenie w całej prawdzie, w duchowej
jasności, należy do znacznie wyższego "nieba", właściwej ojczyzny duszy, w wyższych strefach następnego planu.
Większość istot przebywających w tym najwyższym regionie sfery astralnej czuje, że są przed nimi jakieś szersze
możliwości; a
70


te, które tak lubią "grać rolę" nauczycieli wobec pozostałych na Ziemi, a obdarzonych zdolnościami
mediumistycznymi i łatwowiernych ludzi, czują instynktownie, że wkrótce wszelki kontakt z Ziemią się przerwie,
więc warto teraz się wysilać, by jak najwięcej z nią "gadać". Ale choć niektórzy mogą w tej sferze przebywać dość
długo, wszakże dla każdego nadchodzi czas, gdy cały zapas ich uczuć i myśli odpowiadających tej sferze wyczerpuje
się i mogą przejść w następną.
Świadomość wycofuj e się wówczas ze swego astralnego narzędzia w nieco podobny sposób, jak to uczyniła
najpierw z fizycznym, opuszczając obłok astralnej materii, którego używała jako swego narzędzia; a szczątki jego
powoli rozpraszają się i łączą z oceanem tejże materii wokół.
A sama popada w cichy, krótki sen, z którego budzi ją uczucie niezmiernej radości, swobody, siły, intensywności
życia i szczęścia, jakiego jeszcze nigdy nie zaznała; gdyż w tej sferze, zwanej Dewa-kan, czyli "światem bogów", nie
ma już ani odrobiny cierpienia, wszelkie jest zapomniane, nie ma do przebywających tu istot żadnego dostępu, jak i
własne ich wady, usterki, słabości czy przewinienia, a nawet o nich pamięć. To wszystko zostało już "wyżyte" w
poprzedniej, astralnej sferze. Jedynie tendencje, jako możliwości wibracyjne, zostały zmagazynowane w utajonym
potencjalnym stanie, w atomie permanentnym, który dusza ze sobą zabiera jako podstawę do zbudowania w
następnym na Ziemi wcieleniu nowego astralnego narzędzia.
Najbardziej znamienną cechą tego "nieba" jest praca przetwarzania dorobku życiowego myśli, uczuć,
doświadczeń w stałe cechy charakteru, w zdolności, cnoty i władze psychiczne. Jest to okres intensywnej pracy
wewnętrznej, wplatania w charakter sumy wszystkich pozytywnych i twórczych myślo-czuć. Jeśli ktoś za życia na
Ziemi kochał muzykę, a miał sam niewiele sposobności do nauki, ale korzystał z każdej, która się nadarzała, wciąż
marząc o talencie i nie przestając doń "tęsknić", tu przetwo-
71


rży te wszystkie marzenia na zdolności i w następnym życiu na Ziemi może istotnie zostać wielkim muzykiem. To
samo stosuje się do wszelkich, choćby przelotnych, albo okresowych dobrych, ładnych impulsów szczodrości,
współczucia, życzliwości oraz wnikliwej głębszej myśli, czy impetu do czynu, do użytecznej, choćby w części nie
egoistycznej działalności.
Niemal każdy człowiek, jakkolwiek mógł mieć liczne upadki, przywary, a nawet złe czyny w swym życiu na Ziemi,
jeśli choć parę razy w życiu uniósł się dobrocią, współczuciem, zapałem dla czegoś pięknego, choćby to była chwila,
małe ziarenko dobra, co kiedyś dopiero ma wydać bogaty plon, dociera do tej sfery radości i właśnie tu ma ono
wzmocnić się i wpleść w jego naturę, już jako wrodzona skłonność dla przyszłego życia; tutaj człowiek o nieco
wyższym typie zbiera plon swoich dobrych czynów, miłosierdzia, życzliwości, serdecznej dobroci a przecież
każdy w swym życiu musiał je mieć, przynajmniej dla nielicznej garstki przyjaciół. Więc choćby króciutki czas
przebywa w tej sferze.
Można więc powiedzieć, że nic z lepszych impulsów, subtel-niejszych wzruszeń, głębszych uczuć nie ginie; każdy
kwiat uczucia ludzkiego, choćby się zrodził w otoczeniu śmietnika małych, niskich, egoistycznych, a nawet
podłych namiętności i żądz, nie jest przez nie zgnieciony, ani nawet w najmniejszej mierze "skalany"; każda energia
działa we własnej sferze; można więc powiedzieć, że każdy człowiek choćby na jedną chwilę do tej dziedziny
szczęścia i harmonii powraca, i pod działaniem jej słonecznej atmosfery nie tylko "odpoczywa" po trudach i
znużeniu niższych form bytowania i nabiera niejako "oddechu" na dalszą drogę wkrótce kierującą się znów w dół
ale wszystko istotne, lepsze, bardziej twórcze w nim jest zasilone, gotowe do zakiełkowania i puszczenia choćby
jeszcze słabych pędów w następnym życiu na Ziemi.
Trzeba zaznaczyć, że życie w stanie szczęścia w Dewakanie jest nieskończenie intensywniejsze, żywsze, bliższe
prawdy rzeczy każdej, aniżeli to, co znamy na Ziemi; twórczość myślowo-uczu-
72


ciowa jest szybsza, nie zna to tych utrudnień w wyrażaniu się, jakie nam nieraz ciążą na Ziemi; jesteśmy tam z tymi,
których kochamy, o ileż bliżej i prawdziwiej, a bez możliwości nieporozumień i oddaleń; widzimy znacznie więcej z
ich prawdziwej natury, ich duszy, a węzły nieprzemijających uczuć zadzierzgają się tam coraz silniej, by
przechodzić z jednego żywota na Ziemi w drugi, wciąż rosnąc w głębię i wielostronność.
Im więcej człowiek za życia nagromadził twórczości myśli, głębi uczuć, zapału dla piękna, subtelnych wzruszeń, im
wyżej sięgał myślą odkrywczą i nieustraszoną, im żywiej czuł związek ze swym narodem, a życzliwość dla każdego
człowieka i dobroć dla wszelkiej żywej istoty, tym owo "niebo" jego będzie bogatsze, bardziej wspaniałe i
porywające. Ale nie ma tam nic z kwietyzmu, z biernego czy sentymentalnego uniesienia, z jednostajności
zadowolenia z siebie.
Ten świat, podobnie jak astralny, ma parę odgałęzień, z różniącymi się znacznie "mieszkańcami"; w pierwszej jego
strefie znajduje się wiele dobrych, szczerych, nieegoistycznych ludzi, o pięknych dążeniach i aspiracjach; w drugiej
wielu głęboko religijnych o czystych uczuciach uwielbienia i czci dla Najwyższego, w jakiejkolwiek postaci, czyli
ludzie wszystkich religii i wyznań, nie pozbawieni jeszcze pewnej ciasnoty pojęć, nie umiejący jeszcze wznieść się
do wzniosłych filozoficznych i metafizycznych koncepcji, ani najszerszego rozumienia, że nie w jednej religii można
znaleźć "zbawienie", lecz w każdej; jednak nie żywiący fanatycznej niechęci do "innowierców" i pełni szczerej,
głębokiej i czystej miłości dla jakiejkolwiek postaci Boga, którą czuli jako najbliższą. Ci mają niebo pełne ekstazy i
strzelistych uniesień, ale rozwijają także i wszelkie inne cechy, których zalążki mogli w życiu na Ziemi przejawiać,
czyli wracają w następne wcielenie nie tylko silniejsi w miłości i samooddaniu, ale i szersi w pojęciach i rozumieniu,
wyrozumialsi i energiczniejsi w dobrych czynach.
Trzeci region to miejsce "pobytu" bezinteresownych pracow-
73


njfców, poświęcających swe życie służeniu ludziom, nie myśląc o sobie, ani o nagrodzie, nawet "w niebie"; nie jest
ważne czy byli "wierzący" czy nie, ważna jest bezinteresowność, czystość intencji, szerokie rozumienie człowieka i
odczuwanie jego potrzeb, tęsknot, nędzy, walki, i wyciąganie doń wszędzie gdzie się da pomocnej ręki, z
serdecznym słowem, dodającym otuchy uśmiechem. Jest rzeczą znamienną, że nie pojęcia ani wyznania wiary
prowadzą do "nieba" tak wysokiego, a właśnie czystość, prostota i bezinteresowne służenie człowiekowi. Ludzi
takich jest dziś na świecie niemało. Zażywają w tej strefie Dewakanu cichej, głębokiej radości, tworzą twórcze
plany, ogarniają myślą szerokie horyzonty i tak samo jak poprzedni wracają w następne wcielenie o wiele silniejsi, z
większą zdolnością realizacji wielkich zamierzeń, z gorętszym sercem i większą szerokością myśli i pojęć.
Ale najbardziej różnorodną i najciekawszą zdaje się być grupa, może nie nazbyt liczna, ale jakże bogata, w
następnym niebie; tu najwięksi artyści, geniusze w muzyce, literaturze, sztukach plastycznych czy architekturze
znajdują swobodny wyraz dla swych natchnień. Materia, w której teraz z najwyższą rozkoszą tworzą, jest giętka i
świetlista, o najbogatszych, niemożliwych nawet do wyobrażenia na Ziemi odcieniach barw, o najsubtelniejszych, a
zarazem najpotężniejszych tonach i dźwiękach; nie ma tu oporu brył marmuru czy kamienia, nie ma trudu we
wznoszeniu strzelistych katedr i posągów.
Tu harmonie największych muzyków, jakich znamy na Ziemi, są po stokroć zwiększone; Beethoven nie
pamiętający już o swej ziemskiej głuchocie, tworzy najwspanialsze dzieła; tu się rozumie, co znaczy "harmonia
sfer", bo słyszy się mowę wibracje ukrytego "Słowa" rzeczy każdej, od atomu do planety. A wielcy uczeni,
którzy wznosili się za życia na Ziemi ponad analityczny intelekt w dziedzinę natchnień i wielkich wizji twórczych
jak Kopernik, Newton czy Einstein poznają dalsze, dotąd ukryte tajniki przyrody, badają roztaczające się przed
ich oczyma
74


systemy światów, M ich ukrytym mechanizmem w całym j ego skomplikowaniu i niezmiernej subtelności; ci
powrócą na Ziemię jako genialni odkrywcy, o nieomylnej intuicji i dalekowzroczności. A wielcy filozofowie i
metafizycy jak twórcy filozofii Indii, czy Grecji lub najtęższej europejskiej, jak Hegel, Kant, Spinoza poznają
teraz własnym doznaniem to, do czego się wznosili w głębokich dociekaniach, znajdują potwierdzenia lub
dopełnienia swoich najszerszych syntez; wnikają poza zasłonę form i pojęć, wchodzą w tę najgłębszą filozofię, która
kiedyś była odsłaniana tylko w wielkich misteriach, po szeregu moralnych prób, a nosiła miano Wiedzy
Ezoterycznej. Ludzie, którzy za życia ukochali któregoś z tych wielkich filozofów, albo nauczycieli religijnych,
wchodzą tutaj w bezpośredni z nimi kontakt, i dalej poznają to, co pragnęli pojąć i do dna zrozumieć za życia na
Ziemi. Będą sami przewodnikami ludzkości, gdy do niej powrócą. Tak więc najgłębsze bezosobiste pragnienia i
tęsknoty znajdują tutaj swój wyraz i swoje wypełnienie.
Czas spędzony w tej wysokiej dziedzinie zależy od ilości zgromadzonego za życia na Ziemi "materiału", który do tej
sfery należy wzniosłej myśli, wielkich uczuć. A gdy wszystek zostanie wyczerpany, gdy do ostatniej kropli
wychylą przygotowaną przez siebie czarę, zamienią w zdolności i talenty cały zgromadzony nieprzemijającej,
wieczystej wartości materiał, czyli to, co należy do nieśmiertelnej duszy w jej własnym świecie i może znaleźć
wyraz tylko w jej narzędziu zwanym ciałem przyczynowym (bo w nim się gromadzą i utrwalają skutki wszystkich
tworzonych w wędrówce poprzez trzy światy przyczyn) świadomość wycofuje się ze swego myślowego,
podobnie jak przedtem z astralnego przewodnika, i choćby na chwilę dotyka, czy też się pogrąża w Świat Ducha,
ojczyznę ludzkiej Duszy, dziedzinę boskiej myśli, wyższo-mentalny świat, zwany wedle ksiąg hinduskich ,^4-rupa",
to znaczy "ponad, poza formą".
Nazwa do zrozumienia dość trudna, wymaga omówienia. W
75


czterech poprzednich regionach świata mentalnego, zwanych Ru-pa, czyli posiadających kształt, o których częściach
tworzących "niebo" mówiliśmy, każda energia wypromieniowana przez świadomość, czy to zamkniętą w narzędziu
fizycznym na Ziemi, czy swobodnie działającą w tej sferze, tworzy w otaczającej ją materii mentalnej wyraziste,
jasno obrysowane formy, zwane myślokształ-tami; są one podobne do "żywych", dłużej lub krócej trwających
"istot". A w trzech regionach wyższych sferze Ducha, ojczyźnie duszy energie świadomości wyrażają się
raczej w falach, prądach, strumieniach barwo-dźwięków, a nie w konkretnych kształtach; jest to świat platońskich
Idei, tzw. archetypów, syntetycznych, podstawowych, abstrakcyjnych idei. Oczywiście w naszym obecnym rozwoju
ludzkości nieliczni są ludzie, którzy za życia wiele odpowiedniego w tej sferze materiału mogli zgromadzić.
Świat ten należy już do sfery ducha, który jest właściwą nieśmiertelną istotą Człowieka; a że jest on "na obraz i
podobieństwo" Wszechducha, a ściślej mówiąc jest Jego żywą cząstką, więc jest również trójcą w jedności; wedle
indyjskiej filozofii Sat Czit-Ananda, czyli: Byt, Świadomość-myśl, Szczęśliwość; i stanowi nieprzemijającą
indywidualność człowieka. Z nim łączy się dusza -ludzka w tej wysokiej sferze, jeśli jest dość "obudzona" dla jej
wibracji, jeśli człowiek już na Ziemi znał dobrze wyższą abstrakcyjną myśl i najszerszą bezosobistą miłość, które
tylko w należą-'Swobodnie działają w tej sferze najwięksi myśliciele, jogowie iich uczniowie, oraz prawdziwi, tj. wszechstronni
święci (wielu jest "kanonizowanych" w różnych kościołach, którzy jeszcze do takiej świętości nie doszli) i ci z
wielkich artystów, którzy poza całą bogatą działalnością uczuciowo-myślową wznosili się do pojęć najszerszych, do
archetypów, pierwowzorów wszystkiego co istnieje; czyli którzy byli już w kontakcie z Myślą najwyższego Twórcy;
wielcy Riszi, jasnowidze, mistrzowie mądrości i współczucia.
76


Ale i o wiele "młodsze" dusze dosięgają tej sfery i choćbyr! krótkich chwilach w niej spędzonych przeżywają
najcenniejszą dla całej przyszłości naukę; oto w błysku jakby jasnowidzącej pamięci widzą swą przeszłość,
przyczyny swych upadków czy błędów i następujące po nich skutki, czyli pojmują do głębi każde zjawisko swego
ubiegłego życia; dlaczego było ono takie a nie inne, widzą jasno i wyraziście co sprowadziło cierpienia, a co
szczęście. Tak częste w życiu "nie pojmowanie" swego losu tu się rozprasza, znajduje się jego wyjaśnienie ponad
wszelką wątpliwość wyraźne. Co więcej, w takim samym błysku jasnowidzenia danym jest duszy ujrzeć i swoją
przyszłość, czyli już nieuniknione w następnym życiu skutki dawno zaistniałych, a teraz dojrzałych do wyrażenia się
przyczyn przez nią samą stworzonych.
Czy pamięć tego widzenia, choćby w formie niejasnego przeczucia czy "głosu duszy", przejawi się i poprzez
fizyczny mózg w tym następnym życiu na Ziemi, zależy zarówno od stopnia rozwoju duszy, jak podatności i
wrażliwości na takie przekazywanie "wieści z góry" jej narzędzi, czyli mentalnego i astralnego przewodnika, oraz
systemów gruczołowego i nerwowego fizycznego organizmu.
Są ludzie, może dziś nawet dość liczni, którzy niczemu w swoim życiu się nie dziwią, którzy przeczuwają zdarzenia,
i jakby czują skąd one płyną, co się poza każdym ukrywa, jakie jest ich wewnętrzne znaczenie; są to właśnie
nieuświadomione wspomnienia owej mapy swego życia widzianej w świecie Ducha. Jeszcze krok, a tacy ludzie
przypominają sobie wyraźnie swoje przeszłe żywoty, choćby na początku częściowo i fragmentarycznie; znam sama
chyba z tuzin takich ludzi; oraz paru, którzy posiadają ciągłość pamięci, czyli pamiętają wiele swoich poprzednich
wcieleń; a znaczy to, że są już w stanie sprowadzić pamięć duszy w świadomość działającą przez fizyczny mózg.
W świecie tym nie istnieje już poczucie rozdzielności, które panuje w poprzednich stanach świadomości; tu, przy
głębokim
77


poczuciu swej prawdziwej indywidualności ("indywidualnej jedy-ności", jak ją zwie jeden ze współczesnych
filozofów Indii) każdy czuje nie tylko łączność z wszystkimi innymi, ale takie zbratanie i zjednoczenie, że nigdy
już nie może przeciwstawić "własnej sprawy" dobru innych. Jeszcze wyżej, w świecie duchowej Anandy
(Szczęśliwości) już nie tylko zjednoczenie jest nieustannie odczuwaną a niezaprzeczalną, najżywszą prawdą, lecz
zupełna jednia; jest to sfera Ducha Chrystusowego wszechmiłości i wszechjedni.
Oto przedstawiony w skrócie zarys sfer i stref, które w różnych religiach noszą nazwy piekła, czyśćca i nieba; ileż w
nich odmian, różnorodności, postaci i form! Można by powiedzieć, że każdy człowiek tworzy sobie nieco odmienne,
własne, tak piekło jak i niebo. Ale ten opis na podstawie badań dawnych jogów i współczesnych badaczy
jasnowidzeniem różni się znacznie od nieokreślonych popularnych, powtarzanych przez różne religie "legend".
Nigdzie bierności, "spoczywania na laurach", kołysania się w rajskich huśtawkach; wszędzie "praca", choć i radosna,
a nieraz pełna szczęścia, praca dla ewolucji, dla nieustannego rozszerzania się Wielkiego Życia, aż... w
nieskończoność.
Ważną rzeczą jest to, aby zrozumieć, że "wszystko w Duchu i z Ducha jest". Jedna potężna Energia Świadomości
duchowej (o jej potędze możemy w przybliżeniu sądzić z siły utajonej w atomie) działa wszędzie; zależnie od
środowiska, od rodzaju materii (która jest także specjalną odmianą energii duchowej) w jednej sferze przejawia się
jako duch, w innej jako to, co my zwiemy namiętnością z wszelkimi jej odmianami, aż do uczuć włącznie; w jeszcze
innej jako myśl, z niezliczonymi jej atrybutami. Tak więc w obrazie, który dość nieudolnie nakreśliliśmy, trzeba
zaznaczyć, że niezniszczalną, nieśmiertelną istotą człowieka, jego prawdziwą indywidualnością jest Duch (troisty).
O jego działaniu w sferze Myśli Kosmicznej (świat Arupa) mówiliśmy; pomijamy w tym szkicu działanie dwóch
wyższych jego postaci Sat \Ananda
78


Bytu i Szczęśliwości, gdyż nie dotyczy to bezpośrednio naszego tematu reinkarnacji.
Gdy chwila, czy okres przebywania w tym duchowym świecie ma się ku końcowi, czyli materiał (rodzaj wibracji)
odpowiadający tej sferze wyczerpuje się, powstaje w duszy pragnienie wznowienia doświadczeń w niższych
światach, analogicznie do tego, o którym wspomina w relacji o swym przeżyciu amerykański filozof cytowany
uprzednio; i jako skutek tego pragnienia (buddyjska tanha) rozpoczyna się nowy cykl życia.
Dzieje się wtedy rzecz następująca: Dusza wysyła cząstkę swej energii, która poczyna działać w świecie mentalnym
niższym, budzi atom permanentny i ukryte w nim, pochodzące z poprzednich żywotów, potencjalności; i wokół
niego zarysowuje się lekko przyszłe ciało mentalne; wibracje te budzą znów odpowiednie w następnej sferze
astralnej, i powtarza się tu ten sam proces atom permanentny zaczyna wibrować, odpowiednia materia tej sfery
zostaje przyciągnięta i powstaje zarys ciała astralnego, które wkrótce połączy się, najpierw bardzo lekko, potem
coraz ściślej, z przygotowującym się w łonie matki organizmem fizycznym.
Od stopnia rozwoju duszy i osiągniętego przez nią opanowania swoich przewodników w poprzednich żywotach
zależy czas dzielący jedną inkarnację od drugiej. Trzy zmienne czynniki grają tu również rolę, mianowicie:
a) długość życia na Ziemi; po długim życiu ziemskim następuje zwykle odpowiednio dłuższy okres pobytu w
światach niewidzialnych;
b) intensywność i napięcie życia psychicznego; jedni mają życie monotonne i spokojne, inni burzliwe, bogate,
różnorodne, obfite w zdarzenia; im więcej tu na Ziemi zbiera się doświadczeń, tym dłuższy będzie okres ich
przyswajania;
c) stopień ewolucji. Im "starszą" jest dusza, im wyżej wzniosła się w rozwoju, tym dłużej przebywa w wysokiej
sferze "nieba". Jest psychologicznym pewnikiem, że każde przeżycie jest tym bogat-
79


, głębsze i większą posiadające wartość, im świadomość człowieka jest silniejsza i szersza, toteż więcej potrzeba
czasu, aby je zrozumieć i w pełni przyswoić.


Dowody reinkarnacji
l
Gdy się mówi o reinkarnacji, pierwszym pytaniem słuchacza jest: "Czym można poprzeć takie stwierdzenie? Czym
udowodnić, że reinkarnacja jest istotnie prawdą?" Trzeba na te pytania dać zadowalającą odpowiedź, inaczej teoria
reinkarnacji nie może zwrócić uwagi ludzi myślących i głębszych. Jeśli reinkarnacja jest faktem, to jest procesem
ewolucyjnym o tak niezmiernej doniosłości, iż nie należy szczędzić wysiłku, by poprzeć ją mocnymi dowodami i
dać podstawę logicznych argumentów.
Zanim przystąpimy do faktów przemawiających za reinkarnacją, odpowiemy najpierw na pewne częste, dość zresztą
błahe zarzuty.
W krajach chrześcijańskich najbardziej rozpowszechnione jest pojęcie, iż jeśli żyliśmy na Ziemi według pewnych
przykazań i praw moralnych, jeśli wierzyliśmy w pewne dogmaty teologiczne nieco odmienne w kościołach
różnych wyznań to po śmierci pójdziemy do nieba i będziemy tam żyć wiecznie. Nie określa się nawet w
przybliżeniu, co mamy robić w przeciągu milionów wieków. Jakiś postęp i doskonalenie się być tam przecież muszą,
czyż bowiem ewolucja może się zatrzymać? Ale w jaki sposób mają się one dokonywać, nikt nam nie tłumaczy. Nie
może to być doskonalenie się moralne, jak je pojmujemy potocznie, gdyż w niebie nie mogą istnieć pokusy, a więc
nie ma wysiłków i sposobności do wyrabiania siły charakteru, woli i rozpoznawania. Nie może to być również
postęp intelektualny, w naszym zwykłym rozumieniu, gdyż nie będzie tam problematów naukowych i artystycznych,
ani zagadnień politycznych, ekonomicznych, społecznych, przemysło-
81


wych, narodowych, międzynarodowych, które mogłyby służyć jako materiał, a zarazem bodziec w rozwoju i
doskonaleniu zdolności umysłowych. Pozostawałaby może metafizyka, ale dla wielu ludzi jest ona nie tylko nie
pociągająca, wręcz całkiem niedostępna! Takie pojęcie o niebie może odpowiadać naturom dewocjonal-nym i
kontemplacyjnym, ale dla reszty jest niezrozumiałe i nieza-chęcające. Gdybyśmy trzy czwarte, a nawet dziewięć
dziesiątych mieszkańców naszego globu przenieśli na stały pobyt do najwznioślejszej sfery, gdzie nie znaleźliby nic
z tego, co obecnie pobudza ich inteligencję: książek, gazet, podróży, nauk, wynalazków, rzemiosł, muzyki,
malarstwa, literatury, pracy ręcznej, działalności politycznej, społecznej itp., to prawdopodobnie ogarnęłaby ich
nieprzezwyciężona apatia i nuda. Może nawet nie zdawaliby sobie sprawy z wielkości i wzniosłej duchowości
nowego otoczenia. Nie przyzwyczajeni do podobnych wibracji, mogliby na nie wcale nie reagować, czyli nie
ogarniać ich świadomością. Życie w podobnym niebie zatrzymałoby raczej postęp przeciętnego człowieka; nie
znalazłby on tam nic odpowiadającego poziomowi swego rozwoju, bo trzeba pamiętać, że co zachwyca i podnosi
człowieka uduchowionego, o wielkiej kulturze umysłowej, jest niezrozumiałe i jałowe dla człowieka przeciętnego i
nie przedstawia dlań żadnego bodźca w rozwoju intelektualnym i moralnym. Zatem logicznym jest twierdzenie teorii
o reinkarnacji, że powracając wielokrotnie na Ziemię, do zajęć i zagadnień pochłaniających naszą uwagę i
zmuszających do wysiłku, postęp nasz ma więcej bodźców aniżeli mógłby mieć podczas przebywania w niebie w
biernej, pustej szczęśliwości.
Reinkarnacja jest pojęciem zimnym i nie religijnym
Wierze w istnienie zaświatów towarzyszy pojęcie bezczynnego trwania w raju, wśród słodkich snów i miękko
kołyszących
82


sentymentalnych ekstaz. Czy to ma być ideałem szczęśliwości? Nieraz trudno powstrzymać się od myśli, iż byłoby
to tylko formą psychicznego egoizmu. Jeśli podobny ideał wynika z żarliwej religijności, to możliwe, iż pojęcia o
reinkarnacji i jej ideały wydałyby się zimne i nie religijne. Gdyż wedle tej teorii zamiast trwać nieskończenie długo
w biernej szczęśliwości nieba, powinno być naszą największa, świadomą radością dobywanie ze swej natury wiedzę
i siłę, aby pomagać bliźnim tu, na Ziemi, dodawać im mocy i mądrości. Czyż nie jest bowiem największym
religijnym przywilejem i szczęściem dopomóc drugiemu człowiekowi w jego rozwoju? W miarę wznoszenia się po
szczeblach ewolucji nasza radość i wiedza wzrastają, lecz zawsze ideałem naszym powinna być raczej myśl o tym,
jak służyć i przyśpieszać rozwój współbraci, aniżeli o tym, co mamy zdobywać dla siebie samych. Reinkarno-wanie
się przywodzi nas wciąż ku tym, którzy nas potrzebują, którym możemy pomóc swym doświadczeniem. Zamiast
szukać osobistego zbawienia, co jest tylko subtelną formą duchowego egoizmu, powinniśmy czuć płomienne
pragnienie pomagania ludziom; nasze siły i zdolności stanowiące najcenniejszy, z trudem zdobyty skarb, powinny
tylko dlatego być nam drogie, że dają nam możność ratowania i pomagania innym. Czy taka teoria jest zimna? Czy
można ją nazwać nie religijną? W takim razie ideał Chrystusowy czynnej miłości, powinno się również nazwać
zimnym. Porównajmy te dwie teorie która z nich jest wyższa, idea raju w biernej szczęśliwości, czy idea
powrotów co pewien czas na Ziemię, aby brać czynny udział w walce o postęp świata, aby wspierać ramieniem
swych młodszych braci, gdy chwieją się i potykają? Reinkarnacja pozwala nam zdobywać coraz większą zdolność
niesienia pomocy; a tym, którzy ją przyjmują za pewnik, daje nadzieję niezrównanej radości dobrowolnej ofiary.


Przyjmując reinkarnację tracimy nadzieję poznania naszych ukochanych w zaświatach
Krytycy głoszący to zdanie sądzą, że wracamy na Ziemię prawie bezpośrednio po śmierci; tak jednak nie jest,
większość ludzi długo przebywa w światach niewidzialnych przed powrotem na Ziemię. A w świecie astralnym
można równie łatwo odnaleźć swych przyjaciół jak na Ziemi. W sferze niebiańskiej sposób porozumiewania się jest
nieco inny, ale i tu jesteśmy w nieustannym kontakcie z tymi, których kochamy. Nie zapominajmy, że dusze ludzi,
których łączy prawdziwa miłość, są zawsze ze sobą w kontakcie, rozłąka ma miejsce tylko wówczas, gdy ludzie nie
spotykają się ze sobą żyjąc na Ziemi. A i to nie jest powszechne, gdyż życie nasze jest najczęściej silnie związane z
życiem prawdziwych przyjaciół z przeszłości, zazwyczaj spotykamy się z nimi na Ziemi, bowiem przyciąganie
miłości i przyjaźni jest głównym czynnikiem łączącym dusze dla stworzenia rodziny, czy innych zewnętrznych lub
wewnętrznych związków. Zazwyczaj nasza obecna miłość stanowi dalszy ciąg dawnej, istniejącej w poprzednich
żywotach. Wiara w reinkarnację, opierając się na nieśmiertelności i nieznisz-czalności świadomości oraz pamięci
człowieka nie tylko nie unicestwia, ale odwrotnie, wzmacnia nadzieję spotkania i poznania naszych prawdziwych
przyjaciół w tzw. zaświatach.
Pojęcie reinkarnacji stwarza zamieszanie we wzajemnych stosunkach ludzi
Wystarczy chwila głębszego zastanowienia, by przyznać, że w stosunkach naszych rzeczą najcenniejszą, posiadającą
niezrównaną wartość, nie jest bynajmniej związek fizyczny, lecz uczuciowy. Przez reinkarnację prawdziwe związki
miłości mogą trwać, wzmacniać się i wzbogacać, dzięki różnorodności wzajemnych
84


Stosunków, w każdym wcieleniu innych. Pojęcie to na pierwszy pzut oka wydaje się dziwne, a jednak gdy
zastanowimy się głębiej, przyznamy, że jest to najlepszy, a może jedyny sposób, by miłość mogła wzmacniać się i
rozszerzać.
Gdy matka w porywie miłości przytula dziecko, wydaje się jej, że ten związek, to cudowne zjednoczenie z
ukochanym jest piękne i doskonałe, a gdyby dziecko umarło, pragnęłaby posiadać je znów takim samym
maleństwem. Ale wszak lata biegną, dziecko rośnie, staje się młodzieńcem, a związek łączący go z matką zmienia
się również. Chętne posłuszeństwo odpowiadające na troskliwą miłość matki zmienia się w inny rodzaj uczucia, jest
ono nieco podobne do gorącej przyjaźni, choć obfitsze we wspomnienia i głębsze. Później jeszcze, gdy matka
starzeje się, a syn jest w pełni męskich sił, stosunek przeobraża się znów i wzbogaca, role się odwracają, teraz syn
ochrania i tkliwą opieką otacza matkę. Czyż więc to uczucie byłoby piękniejsze, gdyby zostało urwane w pierwszych
latach? Czyż nie staje się ono z czasem bogatsze i głębsze? Podobnie jest z duszami. Związki rodzinne i
powinowactwa fizyczne zmieniają się w każdym wcieleniu, wyrażają się w nich dobre i "złe" skutki naszej
przeszłości, toteż są często trudne, choć i drogie. Aż u szczytów człowieczeństwa i zjednoczenia z Duchem, znajdują
one najwyższy wyraz, bo obejmują treść wszystkich ludzkich związków, całą najbogatszą gamę uczuć, wszelkie
odmiany i odcienie miłości, łącząc je we wszechmiłości. /> < >
Mieszkańcy światów niewidzialnych Me znają reinkarnacji i nic o niej nie mówią -
'&'
Ten zarzut nie jest ścisły, bo w ostatnich czasach w wielu tzw. "komunikatach spirytystycznych" jest mowa o
reinkarnacji. Francuska szkoła spirytystyczna od dawna wierzy w powrót dusz, a wiara ta i w innych krajach zaczyna
się wśród spirytystów szerzyć.
85


Ale prawdą jest, że bardzo wielu mieszkańców astralnego świata nic nie wie o reinkarnacji, bo śmierć nie zmienia w
niczym naszej świadomości i nie uwalnia od przesądów; po śmierci, jak za życia^ ciągnie ona do tych, których
pojęcia są podobne do naszych i zbliżamy się tam do pokrewnych nam istot. Jeśli na Ziemi odrzucamy ideę
reinkarnacji, nie chcąc nawet bezstronnie zbadać argumentów przemawiających za nią, to i po śmierci będziemy
prawdopodobnie trwać w tym jej negowaniu, choć wówczas moglibyśmy łatwiej znaleźć jeszcze bardziej
przekonujące dowody. Nie zapominajmy, że w świecie astralnym nie możemy jeszcze pamiętać własnych minionych
wcieleń. Pamięć przeszłości budzi się dopiero przy nawiązaniu kontaktu ze świadomością duszy, a tej w świecie
astralnym nie możemy zdobyć, więc nie posiadamy klucza do przeszłości.
Wszystkie rozumowania logiczne co do powstania świadomości przemawiają za tym, że istnieje onaprzed
początkiem życia na Ziemi, z tego właśnie wynika samo pojęcie reinkarnacji.
Istnieją dwie główne teorie co do świadomości ludzkiej:
a) świadomość jest wytworem lub wynikiem chemicznych lub innych zmian w materii. Jest to teoria
materialistyczna, twierdząca iż świadomość nie może istnieć poza działaniem mózgu i znika w chwili śmierci;
b) świadomość człowieka jest niezniszczalna, działa ona na mózg i przezeń się przejawia, ale jest też przezeń
ograniczona; to wzajemne oddziaływanie nie jest jeszcze dokładnie zrozumiane.
Do niedawna jeszcze odkrycia naukowe zdawały się potwierdzać pierwszą materialistyczna teorię, ale w ostatnich
dziesięcioleciach badania psychologów z Towarzystwa Badań Psychicznych, Towarzystwa Spirytystów oraz
Towarzystwa Teozoficznego od? kryły szereg faktów dowodzących jaskrawo, iż istnienie świadomości ludzkiej nie
kończy się ze śmiercią. Fakty te są stwierdzone i tak oczywiste, że stanowią dziś bardzo mocną podstawę dla drugiej
teorii, a całkowicie obalają pierwszą. Gdy studiuje się sumień-,
86


nie całość zgromadzonych faktów, iiie można nie zdobyć przeświadczenia, że świadomość ludzka nie traci żadnej z
cech umysłowych, moralnych ani duchowych wraz ze śmiercią fizycznego ciała, a więc właściwości te nie mogą być
wytworem dziedziczności, ani też komórkowej budowy mózgu.
Dziś więc tylko tzw. "teoria duszy" może zadowolić tych, którzy liczą się z odkryciami i dowodami najnowszej
wiedzy. Teorię tą można tłumaczyć w dwojaki sposób:
a) jednostka świadoma czyli potocznie mówiąc dusza jest powołana do bytu w chwili narodzin dziecka;
możemy to nazwać oddzielnym jej stworzeniem;
b) świadoma indywidualność, duch ludzki i dusza istniały przed urodzeniem na Ziemi przez nieskończenie długie
wieki, można powiedzieć, iż są one "bez początku i końca". Jest to teoria istnienia odwiecznego.
Interpretacja pierwsza poczęcie świadomości duszy w chwili narodzin jest rozpowszechniona głównie w
środowiskach chrześcijańskich; prowadzi ona jednak do wniosków, z których absurdalności nie zdają sobie sprawy
ci, którzy je przyjmują. Przede wszystkim teza, iż rodzice, to jest ludzie, drogą aktu fizycznego mogliby powoływać
do życia świadomość nieśmiertelną, jest logicznie nie do przyjęcia. Świadomość, która zaczyna swe istnienie dzięki
fizycznemu aktowi rozmnażania się, musiałaby kosekwen-tnie zakończyć się wraz ze śmiercią fizyczną, gdyż to, co
zostało w czasie poczęte, z czasem skończyć się musi. Albo jak mówi filozoficznie Hume: "To, co jest
niezniszczalne, nie może być poczęte". Jeśli zaś przypuszczamy, że moc Boska stwarza duszę w chwili urodzenia
ciała fizycznego, to jak wytłumaczyć, dlaczego uzależnia się to od ludzi i dlaczego jest to związane z funkcją
seksualną? Prócz tego, jeśli każda dusza jest stwarzana oddzielnie przy urodzeniu ciała fizycznego, to dlaczego
właściwości umysłowe i moralne są tak odmienne u poszczególnych jednostek, poczynając od ciemnoty i
amoralności dzikiego, aż do wzniosłych cnót mędrca i
87


świętego? A wreszcie, jeśli każda dusza przychodzi po raz pierwszy na świat pojawiając się tu, razem z ciałem, to
czym można wytłumaczyć różnice losów ludzkich?
Proste rozumowanie prowadzi do wniosku, że jeśli dusza istnieje, to musi istnieć przed poczęciem ciała, a to
prowadzi do reinkarnacji. Reinkarnacja tłumaczy różnice pomiędzy ludźmi jako skutki różnego "wieku" dusz, które
miały mniej lub więcej czasu do obudzenia w sobie wielorakich cech; że "przeznaczenie" człowieka jest rezultatem
jego przeszłości, a akt fizyczny, dający początek istnieniu fizycznego ciała, które ma służyć jako mieszkanie, lub
narzędzie duszy, nie wpływa w najmniejszej mierze na jej istnienie.
Jakże często jedno bytowanie na Ziemi prawie nie daje żadnego pożytecznego rezultatu! Nie zastanawiają się nad
tym ci, którzy wierzą, że tylko jeden raz żyjemy na Ziemi. Jeśli każdy człowiek żyłby 60-70 lat i spotykał na swej
drodze bogate, różnorodne doświadczenia, moglibyśmy logicznie przypuszczać, że to byt ziemski wpłynął na jego
rozwój; nawet gdyby wydawało się nie dość jasne, jak może wystarczać kilkadziesiąt lat dla najwyższego rozwoju
duszy. Tymczasem wiemy, że miliony dzieci umiera po kilkunastu miesiącach lub kilku latach, a nawet po paru
godzinach istnienia. Jaką korzyść może mieć dusza z tej jednej chwili spędzonej na Ziemi w ciele niemowlęcia lub
dopiero rozwijającego się organizmu dziecka? Zwłaszcza jeśli te parę lat spędza w najnędz-niejszych norach
miejskich, gdzie prócz brudu, nędzy i zbrodni nie widzi nic. Jaki jest cel takiego życia, o ile dusza tylko raz jeden
jedyny przychodzi na naszą Ziemię?
A jeśli przyjmiemy, że duszę czeka długi szereg wcieleń, jeśli życie obecne jest tylko dalszym ciągiem
poprzedniego, czyli ogniwem w długim łańcuchu, wówczas nawet najkrótsze może mieć swój ukryty sens i jednak
logiczny cel. Nawet istnienie kilkuletnie, pozbawione wszelkiego uroku nie wyda nam się nonsensem, jeśli wiemy,
że w ciele dziecka może przebywać dusza stosukowo mało
89


obudzona, przyswajająca sobie w doświadczalnej formie pierwsze nauki w rozpoznawaniu dobra i zła. Jedną z
zasadniczych prawd i podstaw tego światopoglądu jest przekonanie, że nic nie ginie, nic nie zostaje zapomniane i
zmarnowane. Choćby życie było najkrótsze, jest w nim zawsze coś nowego, dodaje ono choćby jeden element
potrzebny w ogólnej sumie doświadczeń duszy, albo też jest spłaceniem jakiegoś długu, wyrównaniem rachunku,
który był przeszkodą utrudniającą dalszy postęp.
Czy nie jest dziwnie nielogiczne przypuszczenie, iż po jednym życiu na Ziemi, spędzonym na przykład w ciele
dzikiego Zulusa, dusza nigdy więcej na Ziemię nie wraca, gdzie tyle jeszcze mogłaby znaleźć doświadczeń, takie
bogactwo materiału cennego dla jej rozwoju? Dlaczego miałaby nie wrócić? Dlaczego wszyscy nie mieliby powrócić
na Ziemię? Czy możemy powiedzieć, że nic nam już nie pozostaje tu, w warunkach obecnych do zdobycia? Że
wszystko na Ziemi poznaliśmy? Lessing widział potrzebę reinkarnacji, gdy pisał: "Dlaczego nie miałbym powracać
na Ziemię, dopóki mogę tu jeszcze zdobywać nową wiedzę i rozwijać nowe zdolności? Czy w tym jednym pobycie
na Ziemi zdobyłem aż tak wiele, że nic mi już nie zostaje do zdobycia, że już nie warto tu wracać?"
Jeśli nawet mamy życie długie, bogate w doświadczenia i jeśli jesteśmy bardzo ruchliwi i czynni, możemy poznać
tylko małą cząstkę skarbów świata. A poznanie i rozumienie życia inteligentnego człowieka, o ileż jest od wiedzy o
nim ludzi zwykłych większe! Ci po bardzo powierzchownym elementarnym wykształceniu są zazwyczaj pochłonięci
pracą zarobkową dla utrzymania rodziny, mają zaledwie czas na przeczytanie gazety, czasem jeśli mają
zamiłowanie mogą się dokształcać, ale ogromne pola wiedzy są dla nich zamknięte. Filozofia, historia, sztuka,
literatura, podróże mogą pociągać wielu, ale to wymaga pewnych kwalifikacji umysłowych i środków materialnych,
a obu im brak. Jakże nieznaczną cząstkę twórczości ludzkiej dane im jest poznać! Nie
89


istniał jeszcze człowiek,tktóry by w ciągu jednego żywota poznał więcej niż jedną, lub najwyżej dwie dziedziny
przeogromnego zasobu wiedzy, jaką ludzkość zdobyła; z tą prawdą powinni się liczyć wyznawcy teorii, iż tylko raz
żyjemy na Ziemi.
Przyjąwszy reinkarnację wiemy, że nie ma dziedziny, której wcześniej czy później nie moglibyśmy zbadać, nie ma
cywilizacji, której nie moglibyśmy poznać, nie ma działalności, w której nie moglibyśmy uczestniczyć. W długich
dziejach rozwoju duszy przeszliśmy przez niejedną cywilizację, braliśmy udział w wielkich zdarzeniach historii,
mogliśmy nawet odgrywać znaczną w nich rolę i stykać się z geniuszami różnych epok. A w przyszłych żywotach
czekają nas coraz bogatsze i szersze doświadczenia, coraz pełniejsza twórczość. Trzeba umieć sięgać do dna zdarzeń,
by móc zrozumieć i przyswoić sobie treść każdego okresu własnego życia, jak i danej epoki. Tylko takie wnikanie w
głąb może zaprowadzić nas na wyższy stopień ewolucyjny, gdy w Wielkiej Uczelni tego świata nie pozostanie nam
już wiele do zdobycia, bowiem mądrość synteza wszystkich nauk, stanie się naszym udziałem.
Teoria powyższa wydaje się nam zgodna z logiką i zasadą ogólnej ewolucji świata.
Teraz przystąpimy do zgrupowania materiału przemawiającego za teorią reinkarnacji.
Reinkarnacja umożliwia każdemu osiągnięcie doskonałości
Wezwanie Chrystusa: ,J3qdźcie doskonałymijako Ojciec wasz niebieski..."długo zdawało się brzmieć niemal
tonem ironii, tak mało mamy szans na zdobycie doskonałości w ciągu jednego krótkiego żywota. Nawet czysto
ludzkie powodzenie i pierwszeństwo w jakiejkolwiek dziedzinie myśli i twórczościw sztuce, czy filozofii jest
dostępne dla tak niewielu! Ostro i dojmująco
90


czujemy swą niemoc. Ideał doskonałości Chrystusowej dla człowieka o średniej kulturze jest dziś czymś tak
odległym, że nawet myślą doń nie wybiega. A reinkarnacja daje niezliczone możliwości postępu każdemu. Ideał,
choć powoli, może być osiągnięty przez wszystkich, wszyscy do tego celu dążą, wszyscy więc muszą go osiągnąć.
s>fe
Reinkarnacja wyjaśnia zagadnienie zła
Uważać, iż Bóg jest miłością, dobrocią, sprawiedliwością najwyższą i wszechmocną, pogodzić to z istnieniem
beznadziejnych otchłani nędzy, krzywdy, cierpień na Ziemi -r jest zadaniem tak trudnym, że niejeden filozof i teolog
na nim się załamywał; bo tylko pojęcie reinkarnacji, którego nie uznawał, może rzucić światło na ten zawiły
problem.
Od początku, od chwili rozpoczęcia swej długiej wędrówki poprzez wcielenia na Ziemi, każda dusza posiada w
sobie, w stanie potencjalnym, ukrytym, wszystkie cechy, cnoty, moce i właściwości, zarówno intelektualne jak
moralne i duchowe, które z czasem przejawi, jak z żołędzia wyrasta dąb, niemowlę zamienia się w dorosłego to
jest celem. Dzięki reinkarnacji dusze przychodzą z powrotem na Ziemię, w jej działania i wysiłki, we wciąż od nowa
powtarzanych usiłowaniach rozwiązania problemów i zagadnień. Te wrodzone jej cechy i właściwości powoli budzą
się, przejawiają. Dopóki nie są obudzone, człowiek jest amoralny, nierozumny, pozbawiony dobroci, czyli tak zwane
"złe" cechy człowieka istnieją zawsze, dopóki nie zostaną obudzone odwrotne, odpowiednie zalety. Jeśli jesteśmy
okrutni, to dlatego, że nie obudziło się w nas jeszcze współczucie. Jeśli jesteśmy ciaśni, samolubni, pełni egoizmu, to
znaczy, że dotąd nie obudziliśmy w sobie miłości, nie rozwinęliśmy dość silnie duchowej indywidualności, aby jej
naturalnym prawem było "dawać, nie brać". Gdy "dobra", twórcza cecha się budzi w nas i rozwija, "zła" stopniowo
zanika, gdyż tzw.
91


"zło" nie istnieje samo przez się, jest tylko oznaką braku lub zaniku dobra. Małe dzieci są nieraz okrutne dla
zwierząt, z całą nienawiścią zadają im cierpienia, nie zdają sobie sprawy, że zwierzę cierpi, ale w parę lat później
gdy dusza dziecka lepiej się wypowiada poprzez swe narzędzia uczuciowe okrucieństwo znika. Podobnie rzecz
się ma z ewolucją duszy. Gdzie dobra cecha jeszcze nie działa, tam nieraz pojawia się zła. Jesteśmy ciemni i
ograniczeni, dopóki doświadczenie nie nauczy nas mądrości; jesteśmy bezwolni i słabi, zanim przez ćwiczenie,
wysiłek i walkę nie wydobędziemy z głębi swej istoty siły, odporności i twórczej mocy, czyli nie dojdziemy do
wieku wewnętrznie, moralnie dojrzałego.
Jeśli spojrzymy na świat jako na wielką uczelnię, w której żywe istoty czerpią naukę nie z przepisów i nakazów, lecz
z własnych doświadczeń, wówczas problem zła ukazuje się nam pod innym fcątem.
Jeśli posiadamy dziś zdolność odróżniania dobra od zła, to .tylko dlatego, że wyrobiliśmy ją w sobie w przeszłości
żmudnym doświadczeniem, bo ilekroćwybieraliśmy zło, tylekroć bolesny rezultat przekonywał nas o pomyłce. Jeśli
nam ktoś powie, że pewien czyn jest zły, możemy wprawdzie powstrzymać się na jakiś czas odeń, ale nie jesteśmy
jeszcze do głębi przekonani. Lecz jeśli spotyka nas ból w wyniku tego czynu, wówczas przyswajamy sobie tę
pewność szybko i na zawsze. W wielkiej Uczelni Świata, chcąc nas przy pełnej wolności woli nauczyć tego, co jest z
Prawem zgodne, czyli dobre, pozwala się nam czynić źle; innego sposobu dla zdobycia zdolności rozpoznawczych
{dobrowolnego wyboru niema.
Reinkarnacja jest w zgodzie z ekonomią Przyrody
Jeśli celem bytu ziemskiego jest, jak na to wszystko wskazuje, zdobywanie doświadczeń, w takim razie z zasady
ekonomii wynikałoby, że człowiek wyrobiony w działalnościach tego świata po-
92


winien tu jeszcze kiedyś wrócić, by spożytkować zdobytą wiedzę i umiejętność. Cóż za pożytek przyniosłaby np.
wiedza techniczna w niebie, czyli w zgoła innych warunkach? Lecz ta sama wiedza gromadzona w ciągu szeregu
żywotów, aż do spotęgowania jej w umiejętności twórcze, nieraz genialne, będzie miała nieocenioną wartość tu, w
świecie fizycznym. Jeśli ludzie dochodzą do doskonałości, to właśnie dzięki doświadczeniu zdobytemu w
wielokrotnych wcieleniach. Czyż fakt ten nie jest wspaniałą zapowiedzią przyszłej doskonałości całej ludzkości?
Cywilizacje mogą upadać, wraz z całym swym dorobkiem kulturalnym, lecz ludzie, którzy je tworzyli nie giną, żyją
dalej i pamiętają wszystko, a po pewnym czasie wracają na Ziemię, by rozporządzając coraz wybitniejszymi
zdolnościami twórczymi budować cywilizację doskonalszą.
Reinkarnacja tłumaczy wznoszenie się i upadanie narodów
Każdego, kto studiuje historię, muszą zastanawiać dziwne koleje losów wielu narodów, powolne wznoszenie się ku
potędze, wspaniały rozkwit, a potem chylenie się ku upadkowi. Warunki zewnętrzne nie są bezpośrednią przyczyną
upadku. Gdy wodzowie i przywódcy narodu nie wznoszą się ponad przeciętność, gdy małość pleni się wśród
społeczeństwa, gdy nie działa ono szlachetnie, a liczba ludności zaczyna się zmniejszać, nic nie jest w stanie
powstrzymać zmierzchu danego narodu.
Dlaczego?
Wielkość każdego narodu zależy od możliwości, jakie daje on każdej duszy ludzkiej. Jeśli dziedziczność fizyczna
danego narodu jest względnie wolna od kalectw i chorób społecznych, jeśli naród ma rozumny system wychowania
publicznego, wysoki ideał życia moralnego i religijnego, jeśli rząd kieruje się bardziej ideałem sprawiedliwości niż
celami egoistycznymi, to taki naród przyciąga
<93


najwyższe dusze, które ujmują ster i kierują naród ku potędze. Inaczej mówiąc moc i wielkość danego narodu
zależą od wielkości dusz, które się w nim rodzą, a to znów uzależnia się od warunków i sposobności, jakie mogą w
tym kraju znaleźć dla swego rozwoju. Sprawiedliwość społeczna i uczciwość, wysoki ideał narodowy i mądry
system nauczania znaczą najwięcej.
Naród zaczyna się chylić ku upadkowi, gdy najwybitniejsze, najbardziej mocne i dojrzałe dusze nie znajdując w nim
odpowiednich warunków wcielają się gdzie indziej; wówczas z konieczności bardziej mierne, młodsze, mniej
doświadczone imają się steru, obniżają hasła i ideały. Każdy naród uczy swych obywateli wskazując im cele i idee
społeczne, polityczne, moralne, religijne, a gdy te cele i idee są obniżane, wówczas poziom obywateli obniża się
również. Im wyższy jest ideał narodowy, tym potężniejszy staje się naród. Gdy Rzym zaczęła opanowywać słabość
moralna i zepsucie polityczne, dusze, które stworzyły jego wielkość, musiały gdzie indziej szukać wcielenia, w
narodach nawet mniej kulturalnych, lecz czystszych, co sprowadziło upadek Rzymu, a rozkwit młodych
społeczeństw.
Reinkarnacja tłumaczy dlaczego charakterystyczne cechy dawnych narodów zostają przyswojone przez narody nowe
i młodsze
Obserwując charakterystyczne cechy natur i temperamentów różnych narodów uderza nas podobieństwo tych cech w
głównych liniach do charakteru i ducha niektórych cywilizacji starożytnych. Można np. znaleźć wiele analogii
pomiędzy Wielką Brytanią a dawnym Rzymem. Anglicy mają ten sam pęd, a może i geniusz kolonizacyjny, to samo
poczucie i cześć dla prawa, tę samą wytrwałość w każdym przedsięwzięciu, ten sam ciężki, masywny styl
architektoniczny oraz zamiłowanie do siły i użyteczności o wiele
94


silniejsze niż do piękna, ten sam brak wyobraźni zarówno w sztuce jak w religii i filozofii, oraz w stosunku do
innych narodów (np. Indii).
We Francji odwrotnie: główne cechy rasy przypominają raczej Grecję. Widzimy tu podobną wyobraźnię, cześć dla
formy i ekspresji; to samo zamiłowanie piękna, giętkość, jasność i przeni-> kliwość intelektu. Naturalnie poza tymi
ogólnymi cechami możemy spotkać coś z greckiego charakteru w Anglii, a rzymskiego we Francji, ale w głównych
zarysach powyżej podana charakterystyka będzie dość ścisła. Dlaczego? Czy nie dlatego, że w Anglii mamy
większość dusz, które przyszły z dawnego Rzymu, a we Francji z dawnej Grecji?
Takie wspomnienia czy też odbicia charakterystycznych cech rasy, w której się dawniej żyło, zaznaczają się nieraz
wybitnie w poszczególnych jednostkach. Keats tak uderzająco przypomina poetów starożytnej Grecji, a u
Macaulay'a, Hume'a, Gibbona spostrzegamy wiele cech wspólnych z rutyną starożytnych historyków rzymskich.
Duch pradawnej hinduskiej filozofii Wedanty pojawia się o$ nowa w dziełach Hegla, Fichtego, Kanta, zaś dzieła
Schopenhaue^ ra tchną wybitnie filozofią buddyzmu, który myśliciel ten musiał znać doskonale w poprzednich
wcieleniach. Można słusznie powiedzieć, że "gdziekolwiek ludzka twórczość wyraża się w wybitnych dziełach
filozofii, sztuki czy też wiedzy ścisłej, tam przejawiają się głębokie pokłady psychiczne, tam można dostrzec, iż
źródło tej twórczości bierze początek w dawnych żywotach".
Reinkarnacja wyjaśnia czemu geniusze pojawiają się zazwyczaj grupami
Obserwując okresy historii, gdy pojawiają się ludzie wybitni, którzy stworzyli coś wielkiego i przyczynili się
znacznie do postępu
95


w dziedzinie sztuki, lub wiedzywidzimy, iż przeważnie ukazują się nie pojedynczo, ale jakby grupami o pewnych
wspólnych cechach. Uderza to zwłaszcza w sztuce. Boticelli, Michał Anioł, Tycjan, Rafael, Holbein tworzą jakby
jedną grupę. Bezpośrednio po niej przychodzi druga: Rubens, Welazquez, Rembrandt, Carlo Dolci, Murillo. Po
pewnym znów czasie: Hogarth, Reynolds, Gainsborough, Romney, a za nimi: Watts, Holman Hunt, Rosetti, Millais.
Muzycy pojawiają się również w podobnych grupach. Na początkuHaendel i Bach, potem Mozart i Beethoven,
wreszcie Schubert, Chopin, Schuman, List, Wagner, Brahms i Grieg. A w Polsce romantycy. Pojawienie się
samotnej grupy poetów i filozofów amerykańskich jest także ciekawe, zwłaszcza, że wszyscy żyją w tej samej części
Stanów Zjednoczonych i wielu z nich zostaje przyjaciółmi. Do tej grupy należą: Bryant, Emerson, Longfellow,
Whittier, Poe, Thoreau, Whitman i Lowell, nie wspominam o innych, mniej wybitnych.
Czyż nie jest piękną i głęboko radosną myśl, że serdeczni przyjaciele i współpracownicy przychodzą na świat razem,
by wspólnie prowadzić rozpoczęte dzieło? Czy nie jest pociągająca myśl, że w przyszłości możemy znów pracować
razem z nimi, nad polepszeniem warunków w narodzie, aby uczynić życie wielu ludzi bardziej szczęśliwszym? Czy
nie jest pocieszające przekonanie, że mistrzostwo Beethovena, kunszt Rafaela, filozofa Emersona nie są dla świata
stracone? Że prócz przeszłego dorobku dadzą oni ludzkości w następnych wiekach nieocenione skarby, a nawet
coraz większe, bo dusze ich przez ten czas wzniosły się na jeszcze wyższy szczebel, posiadły jeszcze więcej
mądrości, wzmogły polot i genialność.


Reinkarnacja łączy się fc pojęciem boskiego ładu i prawa moralnego
Najtrudniejszym, najbardziej niepokojącym problemem, nad którym zastanawiali się przez wieki zarówno
filozofowie jak i ludzie głęboko religijni, jest rzucająca się w oczy niesprawiedli* wość warunków, sytuacji
życiowych i losu poszczególnych ludz^. Czy istnieje jakieś moralne prawo, jakaś wyższa moc kierująca
przeznaczeniem człowieka? A jeśli tak, dlaczego dobre czyny nii" zawsze prowadzą do powodzenia i szczęścia, a zło
do cierpieniM klęski? Jakże często bywa wręcz odwrotnie: najniewinniejszy czyn przynosi opłakane rezultaty, a
cierpienia i świadomie wyrządzane? krzywdy nie znajdują zasłużonej kary. Nierzadko nawet zbrodnia nie pociąga za
sobą bezpośredniego, bolesnego skutku.
Zwróćmy uwagę, jak niesprawiedliwe są różnice bytu ludzkiego, jak wielki wpływ mają: rodzina, dziedziczność,
zdolności umysłowe, wychowanie lub stan materialny, zupełnie od nas niezależnie czynniki. Musimy przyjmować
biernie wszystko co nam los wyznacza, a jakże bezsensowny i kapryśny bywa nieraz ten zagadkowy los! Jedni
opływają w dostatki, inni głodują; jednym wolno hulać i używać życia, drudzy muszą pracować w wyniszczającym
zdrowie mozole. Trudno dopatrzyć się w tym wszystkim jakiegoś głębszego moralnego celu, czy kierunku. Tyle
palącej, gorzkiej niesprawiedliwości widzimy wszędzie, iż nie można się dziwić ludziom, którzy zwątpili, iż
Wszechmocny kieruje wszechświatem i opiekuje się człowiekiem.
Sedno tych trudności i paradoksów życia tkwi nie tyle w istocie faktów, co w naszym nieuzasadnionym poglądzie, że
żyjemy tylko faz na Ziemi. Jeśli chcemy tłumaczyć przebieg jednego życia jako przejaw odosobnionej, zamkniętej w
sobie całości, pozbawionej przyczynowego łącznika z przeszłością, napotykamy na nieprzezwyciężoną trudność, na
zagadkę nie dającą się rozwiązać. Równie niemożliwym byłoby zrozumieć skąd np. uczeń klasy trzeciej
97


umie czytać i pisać, gdyby nie brało się pod uwagę poprzednich lat jego nauki w klasach niższych.
Teoria reinkarnacji daje pewność, że prawo moralne we wszechświecie istnieje, że działa ono równo i nieodparcie,
że ludzie sami są twórcami swego losu. Nasz charakter, zdolności umysłowe, poczucie etyczne, jak też zdrowie
fizyczne, warunki bytu, oraz wszystkie ważniejsze zdarzenia naszego życia są skutkami naszych własnych czynów,
pragnień, uczuć, żądz, myśli w poprzednich wcieleniach; więc przeznaczenie nie zostaje nam z góry narzucone przez
jakąś arbitralną władzę, jest ono tylko skutkiem dawniejszych przyczyn. Zasada ta znajduje potwierdzenie w
przykładach codziennego życia. Jeśli dziecko będzie uczyło się źle i wyrośnie na człowieka ograniczonego, nie
będzie to bynajmniej jego przeznaczeniem, a wynikiem własnego lenistwa, opieszałości czy samowoli. Jeśli
młodzieniec prowadząc rozwiązłe życie nabawi się choroby, której dotkliwe skutki ukażą się dopiero po wielu latach
nie będzie to tylko karą za jakiś jego ostatni występek, a skutkiem dawniejszych błędów. Z cierpienia wyciągnie
naukę, co jest właściwym celem każdego cierpienia. Z tego punktu należy patrzeć na przeznaczenia ludzkie. Prawo
moralne możemy pojmować jako prawo akcji i reakcji, na którego podstawie każda przyczyna musi wywołać
odpowiedni skutek; każdy skutek jest zawsze poprzedzony odpowiednią przyczyną. Skutki naszych dawnych
czynów wyrażają się obecnie w formie otoczenia i warunków fizycznych; nasze dawne myśli i uczucia stworzyły
nasz dzisiejszy charakter, a poprzednie pragnienia i dążenia przygotowały nam obecne sposobności rozwoju. Nic nie
dzieje się bez przyczyny i bez skutku zarówno w świecie moralnym jak i fizycznym. Jesteśmy dziś tym, czym
jesteśmy, dzięki czynom, myślom, uczuciom i pragnieniom przeszłości, nie tylko poprzednich istnień, lecz i
ubiegłych lat obecnego życia.
Cokolwiek nas spotyka, powodzenie czy klęska, radość czy ból, jest to, zawsze tylko reakcją sił, które sami niegdyś
puściliśmy
98


w ruch. Człowiek, którego spotykamy, może być pośrednikiem w wyładowaniu pewnej energii, lecz w istocie to my
sami jesteśmy twórcami tej energii, a więc ponosimy za nią pełną odpowiedzialność. Takie ujęcie przeznaczenia
zgadza się całkowicie ze zdrowym rozsądkiem. Jeśli ktoś robi ciągle złośliwe, ironiczne uwagi o znajomych, to po
pewnym czasie staje się ogólnie nielubiany. Antypatia ludzka nie jest karą, lecz tylko wskazówką na konsekwencje,
wyrazem prawa przyczyny i skutku. Zastosujmy analogiczne rozumowanie do każdego zdarzenia, a zrozumiemy
jasno, co to jest przeznaczenie w świetle teorii reinkarnacji.
Jeśli reinkarnacja jest faktem i człowiek sam tworzy swój los, to nie może być mowy o niesprawiedliwości. Gdyby
było przeciwnie, gdyby los był zabawką nieznanej i samowolnej mocy, lub też prostym przypadkiem, w takim razie
panowałby wszędzie zupełny chaos moralny. Natomiast jeśli los jest wynikiem naszych czynów, reinkarnacja jest
logiczną koniecznością. Pojęcie reinkarnacji i prawa ładu moralnego są nierozdzielne i tylko wtedy, gdy
zrozumiemy, że już kiedyś żyliśmy na Ziemi, że każda nowa inkarnacja jest ściśle związana z poprzednimi,
potrafimy dostrzec sprawiedliwość Boga i celowość każdego zdarzenia. Nie są one nigdy karą, tylko skutkiem, który
ma nam wykazać metodą doświadczalną co jest dobre, a co złe, co twórcze, co destrukcyjne, słuszne lub niesłuszne.
Powróćmy na chwilę do wypadku, o którym wspomniałam w jednym z poprzednich rozdziałów, mianowicie do
człowieka niesłusznie wtrąconego do więzienia i wyobraźmy sobie, jak mógłby kapłan przemówić do niego, gdyby
wiedza o reinkarnacji była dotąd ściśle przechowana w chrześcijaństwie. Przypuszczam, że kapłan powiedziałby:
"Bracie, cierpisz tak ciężko w tym życiu, bo w poprzednim skrzywdziłeś okrutnie człowieka niewinnego, pozwalając
z całą świadomością pójść mu do więzienia, by za tę cenę uratować się samemu. Teraz podobnego losu
doświadczasz sam; zapewne czujesz, jak straszny był ten twój czyn? Inaczej nie mó-
99


głbyś poznać brzydoty niesprawiedliwości wyrządzonej kiedyś krzywdy. Uważałeś siebie za sprytnego człowieka,
który potrafi się wykręcić z trudnej sytuacji, byłeś niemal dumny i zadowolony z siebie, nie myśląc o drugim. Teraz,
gdy wycierpiałeś już dużo, wiesz jak to smakuje i może w przyszłości będziesz pamiętał, że na tym świecie,
rządzonym przez prawo Boże, każdy czyn pociąga za sobą odpowiedni skutek i musi być wyrównany. Więc nigdy
chyba już'nie będziesz tak okrutny względem bliźniego, odkąd sam stałeś się ofiarą okrucieństwa. Rozumiesz już
teraz, że jest to naruszenie Prawa Miłości. Wycierpiałeś wiele, lecz teraz możesz podnieść czoło i śmiało stanąć
przed światem, spłaciłeś bowiem na zawsze ciężki dług, jesteś wolny, możesz wejść na nową drogę życia. Pomogę ci
wszystkim, na co mnie stać, a z pomocą miłości Chrystusowej życie twe stanie się wkrótce użyteczne i pogodne.
Jeśli nawet uważasz obecną inkarnację za zmarnowaną dzięki tym nieuniknionym skutkom przeszłego błędu, to w
każdym razie losy przyszłych inkarnacji zależą wyłącznie od ciebie, we własnym ręku trzymasz swój los, możesz go
uczynić takim, jakim zechcesz. Odwróć się więc od przeszłości, patrz w jutro, w nowe i radośniejsze życie".
Skutki czynów nie mogą okazać się niezwłocznie
Jasne jest, że w przeciągu jednego, krótkiego życia na Ziemi nie możemy wyrównać wszystkich długów moralnych i
fizycznych; a jeśli krzywdzimy bliźnich, to jak i gdzie moglibyśmy je wyrównać? W niebie? Trudno zrozumieć, jak
można zadośćuczynić za czyn fizyczny w świecie duchowym. Nieraz człowiek nie rozumie, że źle uczynił, bo jest
ślepy moralnie, gdyż brak mu doświadczenia. Wprawdzie mógłby później, w niebie poczuć żal za swój czyn i
zrozumieć, że postąpił źle, ale jak mógłby to naprawić? A niektórzy sądzą, że ma za ograniczoną ilość złych, choćby
świadomie
100


popełnionych 'czynów doznawać przez nieograniczony czas cierpień w piekle. Trudno doprawdy zrozumieć
logikę takiego rozumowania.
Ale czy taka kara przyniosłaby mu prawdziwą naukę, czy dałaby zadośćuczynienie za popełniony fizyczny czyn? Z
punktu widzenia reinkarnacji każdy dług musi być spłacony na tym samym planie równowartościową "monetą".
Krzywda fizyczna lub materialna musi być wyrównana fizycznie i materialnie, abyśmy nauczyli się unikać takich
błędów w przyszłości; krzywda moralna przyniesie nam jako skutek moralne cierpienie, abyśmy mogli pojąć
działanie prawa. Wyrównywania długów, zadośćuczynienia za krzywdy są możliwe tylko przy reinkarnacji.
Reinkarnacja wyjaśnia zagadnienie dziedziczności
Mówi się czasem, że teoria reinkarnacji nie liczy się z dziedzicznością, tymczasem jest odwrotnie, wyjaśnia jej
działanie. Prawa rządzące dziedzicznością są jeszcze mało znane, uczeni nie są pewni czy cechy charakteru i cnoty
moralne są przekazywane przez rodziców swoim dzieciom. W królestwach niższych potomstwo jest tak bardzo
podobne do rodziców, iż nie jest zbyt trudno odnaleźć i sformułować pewne prawa; lecz u ludzi trudno jest
wytłumaczyć nieraz ogromne różnice, odrębności umysłowe i moralne, choć fizyczne ogólne cechy
charakterystyczne, wyglądu postaci i budowy mogą być podobne.
Odpowiedź, jaką na to daje nauka reinkarnacji, brzmi: ciało fizyczne dostarczają nam rodzice, lecz cechy umysłowe i
moralne są własnością indywidualnej Jaźni. Każdy więc człowiek posiada odziedziczone właściwości fizyczne oraz
ponadfizyczne swe własne, indywidualne, zdobyte własnym przeszłym życiem cechy. Dzieci mało rozwiniętych lub
zbrodniczych rodziców są najczęściej
101


moralnie i umysłowo ubogie, zarówno z powodu słabego rozwoju fizycznego mózgu i systemu nerwowego, jak i
"dziecięctwa", pier-wotności indywidualnej duszy, która wcieliła się w tej rodzinie, czyli każda dusza jest
przyciągana do takiej rodziny, narodu, warunków, gdzie jej cechy znajdą odpowiedni wyraz poprzez organizm
fizyczny odziedziczony po przodkach. Uzupełniając przyjęte prawo dziedziczności teorią reinkarnacji otrzymujemy
jasny i logiczny obraz procesu ewolucyjnego.
Reinkarnacja wyjaśnia różnice moralne i umysłowe
W jaki sposób możemy wytłumaczyć olbrzymie różnice moralne i umysłowe u poszczególnych jednostek bez
przyjęcia pojęcia reinkarnacji?
Weźmy np. cztery typy ludzkie.
Najpierw spójrzmy na dzikiego Buszmena niezdolnego do przyswajania sobie wiedzy wykraczającej poza
prymitywne, ciasne granice, obejmujące zaledwie elementarne kojarzenie pojęć; jego władze umysłowe są wątłe i
niewyrobione. Aby myśleć, nie wystarcza posiadanie mózgu, trzeba mieć jeszcze jakąś specjalną władzę, której nie
udaje się rozwinąć u Buszmenów, nawet przy najstaran-niejszych wysiłkach nauczycieli. j
Następnie weźmy typ profesora matematyki, o umyśle giętkim, bystrym i lotnym jak strzała. Cóż stanowi zasadniczą
pomiędzy nimi różnicę? Według pojęć religijnych dusze obu tych ludzi są jednakowe, Choć różnica umysłowości
jest.oczywista. Czy zależy to jedynie od dziedziczności? Jeśli tak, można by słusznie przypuścić, że po śmierci
wolne dusze, bytując w sferze, gdzie dziedziczność nie ma wpływu, będą sobie równe że potęga intelektu
profesora i słabość umysłowa dzikiego przestaną istnieć. Co w takim razie pozostanie? Jakiś rodzaj świadomości
duszy, nie mający chyba nic wspólnego z myślą, jakże więc mamy go sobie
102


wyobrazić? Wiemy jednak z badań nauk psychicznych, że świadomość umysłowa profesora pozostaje po śmierci
równie odrębna od dzikiego, jak za życia, z czego można by wywnioskować, iż to, co nazywamy władzami
umysłowymi, jest jedną z cech świadomości duszy, a więc jej rozwój u profesora jest znacznie większy niż u
Buszmena. A jeśli uznajemy rozwój duszy i świadomości, będzie logicznym uznanie reinkarnacji, bo tylko dzięki
niej może odbywać się proces ewolucyjny i umysłowość Buszmena rozwinie się z czasem do poziomu profesora.
Jako trzeci typ weźmiemy jednego z arabskich przekupniów portowych. Sprytny, chytry i rzutki, przebiegły i bez
żadnych skrupułów, żądny za wszelką cenę zarobku, nie znający nawet najbardziej elementarnej uczciwości.
Człowiek ten może wzbudzić podziw swą obrotnością i sprytem, ale nie etyką, o której nie ma pojęcia. Porównajmy
go z człowiekiem stojącym na najwyższym stopniu kultury, o subtelnym poczuciu honoru i rzetelności, o jasnym i
wyraźnym odróżnianiu delikatnych odcieni etyki, o wielkiej miłości bliźniego i wzniosłym ideale bezinteresownego
służenia ludzkości. Czy dusze tych ludzi będą jednakowe? Jeśli tak, to materializm byłby najlogiczniejszą teorią,
bowiem wysoka etyka jednego i amoralność drugiego byłyby tylko skutkiem dziedziczności i wychowania. Tak
rozumując, doszlibyśmy do wniosku, że honor, moralność, poświęcenie, ofiarność, oraz wszelkie wartości etyczne,
które posiadają jedni, a których brak innym, muszą zginąć po śmierci, będąc tylko rezultatem fizycznej
dziedziczności. Jest to oczywistą niedorzecznością, bowiem jeśli życie ma jakikolwiek cel i sens, to cechy moralne i
duchowe muszą być własnością naszej świadomości, a jeśli różnice w tym zakresie zaznaczają się wyraźnie już po
urodzeniu, to muszą wynikać z różnic i odrębności indywidualnych dusz.
Zasadniczą podstawą reinkarnacji jest twierdzenie, że różnice pomiędzy ludźmi nie są tworem kapryśnego
przypadku, czy niesprawiedliwego faworyzowania, ani ślepego działania prawa
103


dziedziczności, lecz są skutkiem różnicy wieku i dojrzałości poszczególnych dusz. Każda zdolność umysłowa, każda
wartość moralna, dobroć serca czy umiejętność twórcza nie zostały nam dane jako dar z zewnątrz, lecz były zdobyte
przez nas samych, obudzone i w trudzie wypracowane. Nikt nie może stworzyć dla nas takiego czy innego
charakteru, ani obdarzyć nas taką, czy inną naturą, rozwijamy ją i urabiamy sami, powoli, nieraz żmudnie, w wielkiej
Szkole Życia.


Pamięć minionych wcieleń
Choćby argumenty logiczne przemawiały za reinkarnacją, musimy się zgodzić, iż dopiero możność pamiętania
minionych wcieleń byłaby dla nas dowodem ostatecznym. Wielu ludzi nie może przyjąć teorii reinkarnacji zanim nie
otrzyma odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego nie pamiętamy naszych poprzednich wcieleń, jeśli nieraz już żyliśmy na
Ziemi?" Tym pytaniem kwestionują oni nie tylko reinkarnację, ale i moralne usprawiedliwienie samego procesu
wielokrotnych wcieleń. Dlaczego mamy ponosić dziś konsekwencje czynów popełnionych niegdyś, w innym życiu,
jeśli nie zachowujemy najlżejszej o nich pamięci? Moore zaznacza: "Już w starożytności powstawał Epikur przeciw
filozofii pitagorejskiej o wielokrotnych wcieleniach, mówiąc, iż jeśli dusza nie posiada pamięci poprzednich
wcieleń, to nie ma poczucia tożsamości, a w takim razie skutki spadają jakby na kogoś innego, kto nie zna ich
przyczyny, więc nie może stać się mądrzejszym i lepszym przez ponoszenie za nie odpowiedzialności".
Jeśli nie istnieje pamięć przeszłości, to dusza nie może czerpać wiedzy z długich doświadczeń, nie będąc w stanie
połączyć obecnego skutku z dawniejszą przyczyną; wobec tego reinkarnacja byłaby nonsensem, a cały proces
ewolucji okrutnym i bezcelowym trudem. Nie tylko więc wartość i prawdopodobieństwo teorii reinkarnacji, ale i
uznanie moralnego sensu całego procesu ewolucyjnego zależy od odpowiedzi na pytanie: "Czy istnieje pamięć
przeszłości?" Jeśli tak, to reinkarnacja jest logiczną konsekwencją; jeśli nie, to jest fantastyczną bajką.
Zanim odpowiemy na to pytanie, należy zastanowić się, w
105


jakiej formie zachowujemy pamięć zdarzeń swego obecnego życia. Dopiero zrozumiawszy jasno sposób działania
pamięci w obrębie jednego wcielenia, będziemy mogli zastosować tę samą metodę do wcieleń poprzednich i w ten
sposób udowodnić lub zaprzeczyć ich istnieniu. *
Zastanówmy się, a stwierdzimy z całą pewnością, iż pamięć pierwszych lat życia jest zupełnie niepodobna do
pamięci normalnej, obecnie działającej. Pierwsze trzy lub cztery lata życia są zupełnie zamglone, a wiemy, że
świadomość nasza istniała, ale nie mamy na to żadnego dowodu pamięciowego. Następnie stwierdzimy, że
zasadniczo szczegóły zdarzeń z dawnych lat zatarły się w pamięci, że nie umiemy sobie dobrze przypomnieć wielu
szczegółów z ostatniego roku, miesiąca, nawet tygodnia. Często nie możemy sobie dokładnie przypomnieć co
robiliśmy wczoraj o danej godzinie, a tym bardziej cośmy wówczas mówili czy myśleli. Z tego widać, że mózg
pozwala nam zapominać wielką ilość szczegółów; istotnie jest to jedną z jego ważnych funkcji.
Cóż więc pozostaje ze wszystkich przeżyć i myśli, które przeszły przez mózg? Możemy powiedzieć, że tylko ich
sumaryczne rezultaty.
Dzięki tym sumom rezultatów zdajemy sobie sprawę z ubiegłych doświadczeń. Umiemy dziś doskonale czytać, ale
nie pamiętamy tysięcznych szczegółów związanych z nauką czytania miejsca, ani okoliczności towarzyszących
poznawaniu liter, pisowni i składni. Wiemy, iż musieliśmy się tego uczyć, ale nie dlatego, że pamiętamy sam proces
nauki, lecz po prostu dlatego, że dziś umiemy czytać. Zdobyta umiejętność jest jedynym dowodem, że w przeszłości
musieliśmy podjąć wiele wysiłków i pracy, by ją posiąść.
Inny przykład. Nikt nie włoży ręki do wrzącej wody. Dlaczego? Nie dlatego, że niedawno się sparzył, lecz dlatego,
że we wczesnym dzieciństwie, z którego nic już nie pamięta, musiał mieć
106


jakieś osobiste, zapewne bolesne doświadczenie. Mogliśmy zupełnie zapomnieć o samym fakcie, lecz wspomnienie
zostało w dzisiejszej instynktownej ostrożności. Właśnie ten instynkt, czy od-puch, jest syntetyczną pamięcią
dawnego doświadczenia. Setki takich instynktów i odruchów rządzi naszymi czynnościami.
Ludzie o wysokim pojęciu honoru i uczciwości nie potrafią kłamać, gdyż sprzeciwiałoby się to ich wewnętrznemu
"instynktowi". Być może, iż w dzieciństwie rozmijali się nieraz z prawdą, dopóki wielokrotne nauki nie zasiliły w
nich wewnętrznego przekonania, podobnego do instynktu, że kłamstwo jest niegodne uczciwego człowieka. Pamięć
jak się to przekonanie utrwalało znikła, ale cecha charakteru pozostała.
Z tych przykładów widzimy jasno, w jaki sposób funkcjonuje pamięć. Zapominamy mnóstwo szczegółów, lecz
wyciągamy z nich stale pewne wnioski; tak się wyrabiają pewne skłonności, cechy, talenty i wewnętrzne
"instynkty". Niezliczone szczegóły byłyby niepotrzebnym balastem dla umysłu, stanowiłyby przeszkodę w
szybkości jego działania; natomiast syntetyczne wnioski przeżyć są ważne, bowiem w każdej chwili daje się je
zużytkować praktycznie.
Wróćmy jednak do kwestii reinkarnacji i zastanówmy się czy w takich skrótach pamięci nie można odnaleźć oznak
poprzedniego żywota na Ziemi. Oczywiście należy przede wszystkim badać charakterystyczne wrodzone cechy
dzieci, gdyż właśnie w ich psychice można taką pamięć dostrzec najłatwiej. Prawdopodobnie wielu czytelników zna
sporo podobnych skrótów pamięci, lecz nigdy nie przychodziło im na myśl uważać je za wspomnienia poprzednich
wcieleń, po prostu dlatego, że nie spotykali się z teorią reinkarnacji.
Rozpatrzmy więc różne odmiany tej pamięci przeszłości.
107


Wrodzone zdolności u dzieci
Uderzają nas u dzieci różnice zarówno moralne jak i umysłowe. Nawet w jednej rodzinie, a niekiedy u bliźniąt, które
rozwijały się wszak i przed urodzeniem w takich samych warunkach i podlegały identycznym wpływom.
Jedno dziecko instynktownie zwraca się ku sztuce i spędza czas z największą przyjemnością nad rysunkami, samo
wciąż kreśli coś i maluje, inne natomiast lubuje się w narzędziach, majstruje koło budowy jakichś wież czy
gmachów, a gdy trochę podrośnie, przepada za wszelkimi warsztatami, lubi maszyny, bada ich budowę itp. Inne
wcześnie zdradza spryt kombinatorski, zaniedbuje naukę, jest złym uczniem w szkole, gdyż wciąż zaprzątają jego
uwagę i zajmują czas różne wymiany, sprzedawanie i nabywanie od kolegów rozmaitych przedmiotów. A jeszcze
inne pochłania książki, marzy, żyje jakby więcej w świecie wyobraźni, niż w tym, który je otacza.
Obserwowanie tych różnorodnych, tak odmiennych choć wyraźnie zaznaczających się typów już we wczesnym
dzieciństwie, może nieraz wprawić w głębokie zakłopotanie wyznawców dziedziczności, gdyż często można
zauważyć u dzieci wiele cech nieobecnych zarówno u rodziny jak i dalszych krewnych. Przy tym te wrodzone
skłonności zdradzają się wcześnie, nierzadko wśród najmniej sprzyjających warunków i jakby na przekór otoczeniu.
Czy te wrodzone cechy dziecka nie wykazują jasno zasadniczych linii jego rozwoju w poprzednich wcieleniach i czy
nie są samą przez się syntetyczną pamięcią przeszłości?
Czy nie jest logicznym w takich razach przypuszczenie, że dusza o talencie muzycznym po paru poprzednich
inkarnacjach, w których uprawiała muzykę, będzie jako dziecko zdradzała niezwykłe zdolności i zamiłowanie do
muzyki? Że urodzi się w rodzinie muzykalnej, aby mogła otrzymać odpowiednie wykształcenie, odziedziczyć
świetny słuch, oraz subtelny i wrażliwy system ner-
108


wowy, rozwijany specjalnie w tym kierunku przez kilka pokoleń? Równie logiczne jest przypuszczenie, że jeśli
muzyka nie pociągała danej indywidualności w poprzednich wcieleniach, najusilniej-sza nauka i najcierpliwsze
ćwiczenia nie zdołają obudzić do niej zamiłowania w obecnym życiu. Sądzę, że nauczycielom muzyki
przypuszczenie to trafi do przekonania, bo aż nazbyt często oczekuje się od nich cudownego przekształcenia
przeciętnych i tępych uczniów w artystów.
Gdy powracamy z wyższych, niewidzialnych światów na Ziemię i bierzemy w posiadanie nowe ciało fizyczne, by
zacząć jeszcze jeden dzień nauki w wielkiej Szkole Życia, nie przynosimy ze sobą istotnie pełnej i szczegółowej
pamięci długich wieków ubiegłych wcieleń, jakie mamy za sobą, bo żaden mózg nie byłby tak pojem-" ny, aby
zamknąć w sobie całkowitą wiedzę duszy. Natomiast przejawiamy cały szereg skłonności, cech i upodobań, które są
bezsprzecznie wynikiem naszych przeżyć, wysiłków i prac w odległej przeszłości, przy tym owe zdolności i
zamiłowania wyrażają się w formie odpowiedniej dla bezpośredniego przejawienia ich w obecnym życiu. A więc
wrodzone cechy i tendencje są dalszym ciągiem działalności i upodobań minionych, a wiedza raz zdobyta nie
marnuje się nigdy, nawet w świecie fizycznym, w swym praktycznym zastosowaniu. Chłopiec mający wrodzoną
umiejętność uży^ wania różnych narzędzi oraz zdolność do rzemiosł i robót ręcznych mógł być kiedyś artystą-
rzemieślnikiem. Inny, który przewodzi w szkolnych zabawach, zagrzewając towarzyszy do dzielnej i bohaterskiej
walki, był zapewne w poprzednich wcieleniach wojownikiem lub rycerzem. A dziecko lubiące marzyć, zamyślone,
wsłuchujące się w szmery lasu i szum morza, kochające wszystko co piękne, mogło być poetą, pieśniarzem dawnych
wieków. Inne o zamiłowaniu do wymiany i drobnych transakcji, do handlu mogło być niegdyś zdolnym kupcem;
a dziecko, które pociągają zagadnienia oderwane, obrzędy religijne, ideały dobroci i braterstwa, mogło być kapłanem
lub filozofem.
109


W zabawach dziewcząt można często obserwować subtelne przejawy instynktu macierzyństwa, który może być
wspomnie* niem znanej im z przeszłości, głębokiej miłości macierzyńskiej.
W świetle nauki o reinkarnacji wszelkie instynkty znajdują logiczne uzasadnienie. Dlaczego kurczę, zaledwie
wylęgłe z jaja, ucieka szukając ukrycia na sam widok cienia jastrzębich skrzydeł na Ziemi? To instynkt, mówimy.
Ale samo słowo "instynkt" nic nie tłumaczy. Dopiero gdy w tym instynkcie kurczęcia dopatrzymy się działania
pamięci przeszłości, należącej do całej grupy jego rodzaju, co jest rezultatem niejednokrotnej śmierci wielu kur w
szponach jastrzębia, wówczas sprawa tłumaczy się jasno.
Zdolność przyjmowania nowych idei
Jakieś nowe pojęcie, nową prawdę, przedstawia się dwu słuchaczom o jednakowym wykształceniu i widnokręgu
umysłowym. Jeden chwyta w lot jej znaczenie, a drugi pomimo wysiłku i dobrej woli nie może jej ogarnąć. A gdy po
pewnym czasie poruszymy wobec tych ludzi jakieś nowe pojęcie, zobaczymy, że role się odwróciły. Pierwszy
przyjmuje to obojętnie, drugi jest porwany zapałem. Czy istnieje bardziej logiczne wytłumaczenie tego zjawiska
aniżeli przypuszczenie, że natychmiastowe, żywe odczucie jakiejś prawdy jest skutkiem przypomnienia życia, gdy
była nam znana, a może nawet bliska sercu? Wiele przemawia za tym, że prawdy, która by dla nas była zupełnie
nową, nie moglibyśmy przyjąć od razu. Musimy nieraz poświęcić wiele trudu i czasu, zanim nowe pojęcie utoruje
sobie niejako drogę do naszego umysłu, zanim zdołamy je ogarnąć. Szybkość zrozumienia i oddźwięku polega na
przypomnieniu sobie czegoś, cośmy dobrze znali w poprzednich wcieleniach.
110


Zdolność uogólniania na podstawie jednej tylko obserwacji
Są ludzie o naturze wrażliwej i intuicyjnej, którzy umieją dojrzeć i sformułować jakieś prawo powszechne na
podstawie jednej obserwacji, jednorazowego zapoznania się z pewnym zjawiskiem. Nieraz jedno spostrzeżenie, na
które większość nie reaguje, u wyjątkowych ludzi porusza jakby nagromadzone pokłady dawnych doświadczeń i
prowadzi do syntetycznego wniosku, a nieraz dojrzałego sądu o całym zespole zjawisk, czyli do sformułowania
powszechnego, acz dotychczas nieuchwytnego prawa.
Dlaczego niektórzy ludzie posiadają tak szczególny dar? Skąd np. młoda kobieta, wychowana z dala od brudu i
nędzy życia, w " wysokiej kulturze i czystym otoczeniu, potrafi do głębi rozumieć tragedie swych sióstr z nizin
społecznych, prostytutek, tę całą mroczną i straszną stronę życia, z którą osobiście nigdy się nie zetknęła? Skąd się w
niej jawi ta przenikliwa, rozumiejąca mądrość i żywe odczucie? Skąd ma tak głęboką i wszechstronną znajomość
dobra i zła, niebezpieczeństw i słabości ludzkiej natury? Zwiemy to nieraz intuicją, lecz czymże jest intuicja, jeśli nie
głosem przeszłych doświadczeń?
Głębokie, wszechogarniające współczucie i rozumienie, które budzą się w sercach pewnych ludzi pod wpływem
jakiegoś nagłego Ciosu, czy osobistego bólu, tak iż odtąd niczyje cierpienie czy poniewierka nie mogą już być
obojętne, nie jest również niczym innym, jak nagłym obudzeniem się dawno nagromadzonych wspomnień z własnej
przeszłości.
Zdolność rozumienia przeżyć nie doświadczonych osobiście
Zastanawiającą jest również zdolność wielu mówców i powie-ściopisarzy, którzy odczuwają i rozumieją przeżycia i
stany psychi-
111


czne, których sami w tym życiu nigdy nie doznali. Ciekawym przykładem jest pisarz angielski William Sharp, znany
pod pseudonimem kobiecym Fiony Macleod; mężczyzna o takiej przenikliwości, subtelności i zrozumieniu
psychologii kobiecej, że czytając jego utwory trudno uwierzyć, że mógł to napisać mężczyzna. Wielu dramaturgów
potrafiło odtworzyć z wielką siłą i prawdą wielorakie, skrajnie różne charaktery. Czy nie wypada uznać za
prawdopodobne, że niezwykła zdolność wnikania i rozumienia najbardziej złożonych tajników ludzkiej natury
została zdobyta niegdyś przez własne doświadczenia, że jest wyrazem wiedzy duszy, która budzi się w autorze i
umożliwia mu najgłębsze wczucia się dzięki tej sumarycznej pamięci?
Aspiracje przewyższające zdolności
Nieraz widzimy ludzi, których pragnienia i dążności przewyższają znacznie ich umiejętność i zdolność realizacyjną.
Pomimo największych wysiłków nie udaje im się osiągnąć celu i raz po raz ponoszą klęski; ich myśli i marzenia
przewyższają zdolności móz- gu, tęsknoty wznoszącej się ponad możliwości wykonawcze. Gdybyśmy chcieli w
tym wypadku tłumaczyć sprawę dziedzicznością, nie byłoby to przekonujące, albowiem umysłowość, w której rodzą
się aspiracje, będąca wytworem mózgu, nie mogłaby przewyższać jego dziedzicznych kwalifikacji. Można to raczej
zrozumieć w świetle nauki o reinkarnacji, gdyż aspiracje i tęsknoty mogą być rezultatem przeszłych osiągnięć, to jest
dorobku dawnych wcieleń, a spełnienie ich w tym życiu staje się trudne wskutek ograniczeń, któreśmy niegdyś sami
stworzyli, nie korzystając ze sposobności, zaniedbując lub przeoczając odpowiednią chwilę, dzięki np. niedbalstwu
lub lenistwu. Trzeba więc zrozumieć, że wszelkie uzdolnienia powinny być czynnie ćwiczone i wyrażane choćby z
wysiłkiem, aby nie uległy atrofii.
112


Jeśli podczas jednego istnienia na Ziemi opuszczamy i nie wykorzystujemy sposobności, by rozwijać swe
uzdolnienia, to w następnym napotykamy na przeszkody fizyczne, jeszcze bardziej utrudniające wyrażanie tych
zdolności.
Świadomość dziecka odzwierciedla w skrócie przeszłe wcielenia
Wielokrotnie zwracano uwagę na osobliwe zmiany, przez jakie w swym rozwoju przechodzi świadomość dziecka.
Wiele dzieci w swej wczesnej młodości zachowuje się jak prawdziwi, mali dzikusi, są okrutne, bez serca i
bezwzględnie egoistyczne. W miarę jak podrastają, wchodzą kolejno w okres bohaterskich walk, w nastroje
zdobywcze, a potem w okres bliższy cywilizacji. Niektóre dzieci dojrzewają wcześniej, inne później, a stopień
dojrzałości waha się w szerokich granicach. Niektóre dzieci w dziesiątym roku życia są podobne starym ludziom,
inni po czterdziestce są jak niemądrzy, swawolni chłopcy. Nauka tłumaczy to twierdząc, iż dziecko przeżywa w
pewnym skrócie ewolucję przeszłości; w świetle reinkarnacji zaś wypada, że dziecko powtarza kolejno w
streszczeniu szereg swych indywidualnych przeszłych wcieleń, co wydaje się bardziej logiczne, ponieważ mamy tu
przede wszystkim do czynienia ze zmianami świadomości, a nie tylko wzrostem struktur komórkowych.
Wrodzone skłonności do cnoty lub występku
Wiele dzieci, choć są potomstwem uczciwych rodziców i przodków, i są otoczone od pierwszych lat
pieczołowitością, dobrocią i najlepszym przykładem, przejawia, nie wiadomo skąd powstałe, złe instynkty i
skłonności do występku. A kiedy indziej
m


odwrotnie: dzieci urodzone w atmosferze zbrodni, nędzy i najgorszego otoczenia zdradzają dodatnie, piękne i
szlachetne cechy. Ta wrodzona, indywidualna skłonność do występku lub cnoty nie jest niczym innym jak
zbudzeniem się dawnych cech, posiadanych w ostatnim wcieleniu. Właściwie i głos sumienia jest pamięcią dawnych
decyzji i wyboru pomiędzy dobrem i złem. Im więcej tych doświadczeń mamy za sobą, tym "sumienie" jest
subtelniejsze, bardziej stanowcze, imperatywne, tak iż zmusza całą naszą naturę do posłuszeństwa.
Geniusz
Jedną z najbardziej uderzających form pamięci minionych wcieleń jest geniusz. Jest on tak szczególny, wystrzela tak
niespodzianie i niezależnie od praw dziedziczności, że zwraca specjalną uwagę psychologów. Rodzina, w której
pojawia się dziecko genialne, rzadko wyróżnia się czymś nieprzeciętnym, zarówno w dzisiejszym jak i w
poprzednich pokoleniach. Natomiast potomstwo człowieka genialnego niemal nigdy nie jest wybitne. Genialności
nie dziedziczy się. Z punktu widzenia reinkarnacji, jest ona rezultatem całych wieków doświadczeń, zwycięstw i
osiągnięć duszy; na geniusz w jakiejkolwiek dziedzinie matematyce, muzyce, malarstwie składają się wieki
pracy; a do wypowiedzenia się dusza potrzebuje odpowiedniego ciała fizycznego o specjalnej wrażliwości i
odbiorczości. Dzięki przeszłemu doświadczeniu geniusz z łatwością może uczynić to, co inny człowiek, mimo
posiadania odpowiednich zdolności z trudem, po wielu wysiłkach i niepowodzeniach zdziałać potrafi.
Przejawienie się każdego talentu zależy od dwóch nieodzownych czynników. Pierwszym jest Dusza, Jaźń, czyli
świadomość, która dzięki długim doświadczeniom w szeregu wcieleń obudziła w sobie i rozwinęła w bardzo
wysokim stopniu taką lub inną*
114


zdolność. Drugim czynnikiem jest odpowiednie narzędzie, czyli ciało fizyczne o niezmiernie wrażliwym systemie
nerwowym, umożliwiającym wyrażenie danego talentu.
Cechy kobiece u mężczyzn i męskie u kobiet
\*i Ś L'ś
Dość częstym zjawiskiem są ludzie, których charakter i umy-słowość nie odpowiadają ich płci. Wiele kobiet w
swych poglądach na życie, w sposobie rozumowania i przyjmowania wrażeń, a nawet w czynach, zdradza przewagę
cech męskich nad kobiecymi. I odwrotnie: niektórzy mężczyźni odznaczają się wrażliwością, miękkością oraz
intuicją wybitnie kobiecą. Teoria reinkarnacji twierdzi, że dusza wciela się raz w męskie, to znów w kobiece ciało,
aby łatwiej wyrobić w sobie różnorodne cechy, gdyż dla wszechstronnej pełni człowieczeństwa trzeba rozwinąć
zarówno męskie, jak i kobiece. Gdy po paru inkarnacjach w ciele męskim dusza przechodzi w kształt kobiecy, jest
jakby do niego jeszcze nieprzy-zwyczajona; cechy zdobyte w doświadczeniach ostatnich wcieleń przeważają i
wybitnie zabarwiają charakter. Bowiem psychika nie może się od razu o nowe cechy rozszerzyć, a zdobycie
właściwości dopełniających może zająć parę inkarnacji. Więc natura nasza, temperament i charakter zależą od
doświadczeń poprzednich istnień.
Niewytłumaczalny lęk
Psychologowie zastanawiali się nieraz nad pochodzeniem dziwnych, żywiołowych napadów przerażenia czy strachu,
powstających nagle w podświadomości bez widocznego powodu, wbrew zdrowemu rozsądkowi, a nawet pomimo
największych wysiłków woli, aby je opanować. Podobne ataki lęku usiłowano tłumaczyć
115


bądź wpływem psychicznym matki w okresie brzemienności, bądź niejasnym, niezrozumianym wspomnieniem
stłumionych i zapo* mnianych lęków z pierwszych lat dzieciństwa. Wyjaśnienia te jednak nie wystarczają. Z punktu
widzenia reinkarnacji są to głuche przypomnienia jakichś strasznych przeżyć w poprzednich wcieleniach, wywołane
przez nieoczekiwane skojarzenia, pod wpływem niemal niedostrzegalnych bodźców zewnętrznych. I tak, na
przykład, lęk przed wodą lub ogniem może być spowodowany wspomnieniem śmierci, w którymś tych z żywotów.
Nagła przyjaźń i miłość
Ciekawym, dość często spotykanym przykładem pamięci dawnych istnień i przeżyć są nagłe, od pierwszego
wejrzenia zapalające się uczucia. Dwoje ludzi spotyka się po raz pierwszy i w tej samej chwili pociąga ich ku sobie
nieprzeparta moc, budzi się w nich uczucie miłości tak silne, że nie mogą mu się oprzeć, a trwa lata całe, nieraz do
końca życia. Nie jest to kwestią powinowactwa czy też dopełniania się natur, mogą one być zupełnie odrębne i w
niczym zewnętrznym do siebie nie podobne. Teoria reinkarnacji mówi: znali się oni przed wiekami, łączyła ich już
wówczas więź wielkiego uczucia, a spotykając się w tym życiu "poznają się" od pierwszego wejrzenia. Wzajemne
zaufanie, rozumienie się, miłość, gotowość do poświęcenia wszystkiego, to tylko dalszy ciąg dawniejszego
współżycia w rodzinie czy przyjaźni. Miłość rozwija się, rośnie, potężnieje, staje się coraz głębsza i bogatsza
poprzez wiele żywotów.
i Ludzi, których kiedykolwiek łączyła prawdziwa miłość, nic nie może rozdzielić. Spotykają się oni wciąż w różnych
wcieleniach, a związek ich ciągle się wzbogaca i urasta w wielkość. W każdym nowym życiu, gdy spotykają się po
raz pierwszy, płomień miłości ukryty w duszach wybucha znów, tylko pozornie niespodzianie, a
116


właściwie w prostej i nieprzerwanej ciągłości. Spotkanie takiego prawdziwego związku miłości jest jednym z
najpiękniejszych zjawisk naszego życia, jest najgłębszym szczęściem, które jego zmaganie czyni lekkim i radosnym.
Ai%i 'a^w -v:
Poznawanie miejscowości, której się nigdy wcześniej nie widziało w.
Jednym z najczęstszych doświadczeń przemawiających za reinkarnacją jest uczucie przypomnienia na widok
miejscowości, których się w ciągu obecnego życia nigdy nie widziało. Człowiek przyjeżdża po raz pierwszy do
miasta, chodzi po ulicach, ogląda zabytki z narzucającym się uczuciem, że są mu od dawna dobrze znane. Nieraz
nawet przypomina sobie szczegóły, wie co ujrzy na zakręcie ulicy. Przy tym w starych częściach miasta czuje się jak
u siebie w domu, nowe zaś są mu obce. Podobnie przyjeżdżając dq jakiegoś kraju po raz pierwszy, zdana się nieraz,
że człowiek czuje się jakby wracał do dawno opuszczonej ojczyzny, którą rozumie i kocha. Niektórzy czują to
przyjeżdżając do Anglii, Francji, czy. Włoch, inni w Grecji, Egipcie czy Indiach. Wrażenie to nie zależy od czytania,
czy zebranych wiadomości, gdyż nieraz nie wie się niemal nic o tym kraju, a uczucie swojskości i przypomnienia
jest niezmiernie silne. Czyż wszystko to jest "sprawą intuicji", czy też są to słabe wspomnienia z innych żywotów,
spędzonych w tym lut} innym kraju? W tych wszystkich przykładach mamy do czynienia z tym samym rodzajem
działania pamięci, co w obrębie aktualnego życia. Uważając je za wspomnienia z dawnych żyć nie wprowadzamy
żadnej nowej zasady, gdyż pamięć działa ściśle w ten sam sposób w jednym, jak i w ciągu wielu żywotów.
117


Szczegółowa pamięć minionych wcieleń
Jeśli reinkarnacja jest prawem ewolucji, metodą moralnego rozwoju ludzkości, to należy przypuścić, że musi istnieć
w nas całkowita i szczegółowa pamięć ciągłości i logiki wszelkich zdobytych doświadczeń, gdyż inaczej nie
moglibyśmy pojąć w czym mianowicie nasz obecny los jest skutkiem przeszłych czynów i myśli, nie moglibyśmy
wyciągnąć wniosków i nauk, nie widząc ich bezpośredniego, przyczynowego związku. Gdzież jest w nas siedlisko
tej pamięci?
W ostatnich latach wielu psychologów poczyniło znamienne badania nad pamięcią drzemiącą w nas w stanie
ukrytym. Stwierdzono, że w czasie półsnu lub snu hipnotycznego ludzie z łatwością przypominali sobie zdarzenia z
dawnych lat, zupełnie w stanie normalnym zapomniane. Na jednym posiedzeniu badany opowiedział z największą
dokładnością, gdzie znajdował się pewnego popołudnia dwanaście lat temu, jak był ubrany, co i do kogo mówił, co
jadł, jak wyglądało otoczenie itd. W stanie normalnym nie przypominał sobie nic z tego.
Czyniono wiele doświadczeń wykazujących, iż w naszej świadomości, a raczej w podświadomym, drzemie
niezliczona ilość szczegółowych wspomnień z przeszłości, o których istnieniu nie wiemy zazwyczaj nic.
Wspomnienia te powstają dopiero w specjalnych okolicznościach. Wskazuje to, iż nie jest argumentem przeciw
reinkarnacji niepamiętanie przeszłych wcieleń. Argument ten jest obosieczny, bo gdybyśmy chcieli tą drogą
udowodnić, że nie żyliśmy na Ziemi poprzednio, to równie dobrze można by dowieść, iż wiele zdarzeń z dzieciństwa
nie istniało, ponieważ nie zachowaliśmy o nich pamięci w normalnej świadomości.
Zachodzi więc takie pytanie: jeśli możliwe jest obudzenie w specjalnych warunkach, a raczej wydobycie na
powierzchnię świadomości najbardziej szczegółowych wspomnień i przeżyć z dawnych lat, to czy nie byłoby
możliwe w podobny sposób cofnąć
118


pamięci jeszcze dalej wstecz, sięgając do najgłębszych pokładów wspomnień?
Paru uczonych francuskich, mianowicie słynny de Rochas i prof. Geley, twierdzą na podstawie przeprowadzonych
badań, że jest to zupełnie możliwe, że w szeregu doświadczeń próbowali cofać pamięć swych pacjentów
pogrążonych w śnie hipnotycznym poza obręb obecnego wcielenia. Udawało się im osiągnąć niezmiernie ciekawe
rezultaty. Cofając pamięć tych osóbko kilka inkarnacji wstecz otrzymali liczne szczegółowe informacje z dalekiej
przeszłości, których część mogli sprawdzić. Poza cztery inkar-nacje, oddzielone od siebie okresem przebywania w
świecie niewidzialnym, o którym nie dawano żadnych szczegółów poza wykrzyknikiem: "O, jakie szczęście!", nie
zdołali cofnąć pamięci osób badanych, wskutek nadmiernego ich naprężenia i wysiłku. Jeśli doświadczenia te nie są
ostatecznym dowodem reinkarnacji, to w każdym razie poważnym przyczynkiem i wskaźnikiem, gdzie i jak należy
szukać tych niezbitych dowodów.
Nieraz wspomnienia przeszłych wcieleń pojawiają się w świadomości nagle, lecz są to zazwyczaj fragmenty nie
mogące służyć jako dowody; któż bowiem stwierdzi czy obraz domu, dawno przeżytej sceny, przypomnienie rodzaju
poniesionej śmierci jest prawdziwe, jeśli nie możemy przypomnieć sobie szczegółowych danych, łatwych do
sprawdzenia np.: kraju, miejscowości, daty.
Dzieci pamiętają fragmenty poprzednich inkarnacji o wiele częściej niż dorośli; prawdopodobnie dlatego, że ich
mózg jest o wiele plastyczniejszy i wrażliwszy, mniej dzieli je od tamtych okresów. Na nieszczęście większość
rodziców, nie mając pojęcia o reinkarnacji, strofuje, a nawet karze dzieci, gdy naiwnie opowiadają fragmenty
przeżywanych ongiś wcieleń jako rzeczywiste zdarzenia, w których brały udział. Nazywa się to kłamstwem, fantazją
i usiłuje wypleniać. Gdybyśmy jednak trochę bardziej rozumieli dzieci, moglibyśmy nauczyć się wiele z ich
wspomnień.
Czasem zamiast przebywać długi okres pomiędzy jedną in-
119


karnacją a drugą w światach niewidzialnych, dusza bardzo prędko powraca na Ziemię w nowe fizyczne ciało.
Wówczas używa tego samego narzędzia uczuć jak i myśli, które zbudowała sobie w poprzednim wcieleniu. W tym
wypadku możliwość pamięci wielu szczegółów ostatniego życia jest znacznie większa; są to jednak wypadki bardzo
rzadkie. Tylko wysoko rozwinięte, pod kierunkiem wielkiego guru nauczyciela duchowego pozostające dusze
stać na tak ogromny wysiłek i natężenie paru bezpośrednio po sobie następujących wcieleń, rezygnując dobrowolnie
z dłuż* szego okresu "wypoczynku", jakim jest Dewakan. Jednak w ostatnim ćwierćwieczu liczni badacze
zauważyli, że duża ilość dusz poległych w ostatniej wojnie spośród największych idealistów i bohaterów, którzy szli
świadomie na ofiarną śmierć za ojczyznę, za "wielką sprawę", za ideał, powraca na Ziemię o wiele szybciej. Można
przypuszczać, że tę sposobność przyspieszenia swej ewolucji zdobyli poświęceniem i bohaterstwem, więc zapewne
odegrają ważną rolę w nadchodzącej epoce odbudowy i odrodzenia. Możemy również przypuszczać, iż z dzieci
urodzonych w ostatnich piętnastu latach wiele przyniesie żywe wspomnienie swych doświadczeń.
Jeśli przewidywania niniejsze sprawdzą się, będzie to przekonującym dowodem reinkarnacji, tak że nikt z ludzi
myślących nie zdoła tego definitywnie odrzucić. A^ o,"
Dlaczego nie pamiętamy szczegółów przeszłości
Przede wszystkim dlatego, że ani nasz mózg, ani narzędzie uczuciowe lub myślowe, których dziś używamy, nie
służyły nam jako takie w przeszłości. Przebyły one doświadczenia i bodźce tylko w obecnym życiu, więc tylko te
wrażenia normalnie zachowują w pamięci, zaś wyższą pamięć ducha ujawniają tylko W wyjątkowych chwilach
napięcia lub uniesień. "ti!
120


Szczegółową pamięć wszystkich wcieleń posiada nasz nieśmiertelny Duch; gdy wznosimy się świadomością w jego
sferę co nie jest dziś rzadkością możemy odbijać w mózgu całą skalę wspomnień. Znam osobiście co najmniej
dziesięciu, ze wszech miar wiarygodnych i poważnych ludzi, którzy z największą łatwością widzą swą
wielowiekową przeszłość, a więcej niż drugie tyle pamięta z uderzającą jasnością główną linię wytyczną wielu
wcieleń, najważniejsze przeżycia i doznania, co zaważyły decydująco na całym szeregu ich żywotów na Ziemi, aż do
obecnego włącznie.
Dlatego ta sama treść naszej świadomości, jej niezniszczalny ośrodek, jest w możności zawsze rozumieć znaczenie
każdej nauki, które to znaczenie zwykłej, niższej świadomości nieraz się wymyka. Innymi słowy, dla
nadświadomości Jaźni, czyli Ducha nie ma najmniejszej niesprawiedliwości w przeznaczeniu. Tylko niższej
świadomości, ograniczonej pod względem wiedzy i pamięci do jednego życia, zdawać się może, że światem rządzą
niesprawiedliwość i przypadek.
Potrzeba zapominania
Zastanówmy się nieco, a stwierdzimy, że pamięć przeszłych wcieleń nie jest najbardziej pożyteczna, może nawet
odwrotnie, zbyt szczegółowa pamięć byłaby przeszkodą, a nie pomocą. Możemy np. być pewni, że w przeszłości
popełniliśmy wiele błędów i "grzechów", gdyż tylko własne doświadczenia mogły rozwinąć w nas siłę wewnętrzną,
samodzielność, czujność i zdolności rozpoznawcze. Potem mogliśmy poznać te błędy, rozszerzyć pojmowanie i
urosnąć wewnętrznie tak, iż nasze ostatnie wcielenia były już jaśniejsze; a gdybyśmy wciąż pamiętali zdarzenia i
"grzeszne" czyny dalekiej przeszłości, mielibyśmy do czynienia z nadmiarem przykrych, przygnębiających
wspomnień, co odbierałoby nam wiarę w siebie i siłę. Gdyby podobne wspomnienia osaczały dziec-
121


ko w trudnym wieku przełomowym, jakże smutny byłby rezultat! Wpływ ich mógłby działać wręcz destrukcyjnie, a
nawet przyczynić się do zmarnowania całej inkarnacji. Najlepszym sposobem zabezpieczenia od przygnębiających i
bolesnych wpływów wspomnień jest usunięcie z pamięci dawnych przewinień i błędów, pozostawiając syntetyczną
pamięć przeżyć jako zdobyte doświadczenia i czujność sumienia.
Weźmy inny przykład. Przypuśćmy, że w którejś z przeszłych inkarnacji nienawidziliśmy jakiegoś dobrego,
uczciwego człowieka, czy to przez zazdrość, czy błędne przypuszczenie, że nas skrzywdził. Zaślepieni niechęcią nie
mogliśmy w nim widzieć stron dodatnich, ani prawdziwej wartości. Jakże ogromną przeszkodą byłaby dokładna
pamięć takiej dawnej nienawiści u progu nowej inkarnacji! Uniemożliwiłaby nam zbliżenie się jakby na nowo do
tego człowieka, utrudniłaby bezstronną ocenę i zniweczenie niechęci.
A więc wcale nie pamięć jest najużyteczniejszą dla naszego rozwoju. Rozpoczynanie nowego życia z brzemieniem
wspomnień przeszłych grzechów i błędów, nienawiści religijnych i rasowych, z wyrzutami sumienia,
przygnębieniem i niewiarą, byłoby tak trudne i ciężkie, że zamiast pomagać i przyśpieszać, opóźniałoby znacznie
nasz rozwój.
Nie pamiętając szczegółów przeszłości, nie możemy też przewidywać przyszłości. Jedno i drugie jest bezcelowe i
destrukcyjne: wszak oczekiwanie przykrych zdarzeń i "przeznaczonych" nieszczęść uczyniłoby nam życie nie do
zniesienia.
Możliwość badania przeszłych wcieleń
Na pewnym wysokim stopniu rozwoju, po długim urabianiu i ćwiczeniu władz zarówno fizycznych jak i moralnych
czy umysłowych, istnieje możliwość obudzenia w sobie specjalnych zdolności,
122


które nam umożliwiają bezpośrednie badanie (i to w najdrobniejszych szczegółach) minionych inkarnacji, czy to
własnych, czy innych ludzi.
W sferze Myśli Kosmicznej istnieje dziedzina Pamięci, w której odbija się i utrwala każde zdarzenie fizyczne, każde
pragnienie, myśl, uczucie, zarówno człowieka, jak i wszelkiej istoty żyjącej, z fotograficzną dokładnością. Jest to
niejako "archiwum kosmiczne"; z niego badacz, który wzniósł swą świadomość dość wysoko, może czerpać dane o
całej przeszłości i dawnych istnieniach człowieka. Widzi wówczas przesuwające się przed nim obrazy na
podobieństwo żywych zdjęć filmowych. Dziś mamy zaledwie kilku takich badaczy; dla nich reinkarnacja jest
niezbicie stwierdzonym faktem, ale każdy z nas będzie z czasem w stanie te zdolności w sobie rozwinąć.


Nadzieja ludzkości
Chaos moralny i postępy przyziemnego materializmu sprawiają, że ludzie nie czują dziś obecności ducha we
wszechświecie, ani jakichś moralnych praw. Staje się to coraz bardziej groźne i niebezpieczne dla całej cywilizacji i
kultury ludzkości. Historia uczy nas, że ilekroć blednie i przygasa płomień duchowej wiedzy, ilekroć zanika
zainteresowanie sprawami duszy, obniża się jednocześnie poziom etyki społecznej i pomimo znacznego rozwoju
umysłowego ogółu, dana cywilizacja nieuchronnie chyli się ku upadkowi. Studia historyczne mogą nas o tym
przekonać. Ileż to cywilizacji i kultur zmierzchło i zniknęło, gdy traciły ideały, gdy oddalały się od swych wyższych
celów i zaprzeczały moralnym prawdom.
Ludzkość znajduje się dziś w takim groźnym okresie przełomu. Rozum człowieka dokonał cudów w dziedzinie
nauki, wynalazków technicznych i opanowania przyrody, ale jej zmysł moralny jest tak słaby, iż nie umie tymi
wielkimi zdobyczami kierować w sposób zdrowy, dobroczynny i szlachetny. Nie ma prawie żadnego większego
wynalazku, który nie stałby się niebezpieczny w rękach ludzi egoistycznych i moralnie ślepych; który nie mógłby
być użyty na szkodę ludzkości zamiast dla jej dobra. Wynajdujemy potężne środki wybuchowe, odkrywamy nie
przeczuwane dotąd siły przyrody, lecz nie używamy ich dla wzbogacenia życia, dla ułatwienia warunków pracy
człowiekowi, dla udostępnienia wszystkim wykształcenia, a używamy ich, lub przygotowujemy się do użycia w
celach wojny, mordu, zniszczenia i poddania całych narodów naj-
124


gorszemu wyzyskowi i niewoli. Opanowaliśmy powietrze i atmosferę ziemską, żywimy ambitne zamiary podboju
innych planet, lecz wszystkie ku temu przyrządy i wspaniałe techniczne narzędzia są jednocześnie narzędziami
zniszczenia i śmierci, z potworną możliwością unicestwienia wszelkiego życia i zagłady ludzkości. Wynalazcy i
uczeni jednego narodu obliczają, ile ich ostatnie odkrycia zdołają zburzyć miast, wraz ze wszystkimi pomnikami
wielowiekowej kultury, jak szybko i ile milionów ludności należącej do wrogiego obozu mogą za jednym zamachem
zmiażdżyć, obracając w perzynę tysiące kilometrów uprawnych pól, ogrodów, plantacji...
Gdzież mamy szukać nauki, która mogłaby powstrzymać nas od tego nieludzkiego szaleństwa? Która by nas zdołała
przekonać, że człowiek to nie tylko organizm fizyczny i kłębek dzikich żądz, lecz także i Duch. Potęga najwyższa i
prawo moralne to nie fantazje i nie przesądy, a niezbite fakty przyrody. Prawo to wciąż rządzi światem i jest równie
niezłomne i niezawodne jak prawa fizyki, na których podstawie czynimy tyle zadziwiających odkryć, że wedle niego
każdy zbiera plon własnego siewu i nikt się nie może spod jego działania uchylić, ani choćby największym sprytem
wymigać. Jakaż nauka czy filozofia może nas tego nauczyć?
Ludzie szukają dziś odpowiedzi na te dręczące pytania. Dowodzi tego mnożenie się sekt i pseudo-spirytystycznych
stowarzyszeń, dowodzą tego rzesze inteligentnych i krytycznych ludzi oblegające tzw. "jasnowidzów", którzy biorą
słone pieniądze za swe rzekome, albo i prawdziwie nieco wyżej rozwinięte, szerzej działające zmysły wzroku czy
słuchu, co im pozwala dawać moralne rady swym "pacjentom". Zawrotne wzmaganie się pogoni za użyciem,
bogactwem i upojeniem zmysłów, czyż nie jest nazbyt częstą ucieczką od samego siebie, od pytań, na które nie
znajduje się odpowiedzi, od udręki, która staje się bezsensem? Iluż to ludzi pozwala się umyślnie unosić prądowi
najbardziej powierzchownego życia, byle nie myśleć, bo i tak nigdzie się nie da "zarzucić
125


kotwicy". Żyją z dnia na dzień, a to co słyszą z ust "duszpasterzy", to ogólniki, pozbawione nieraz zdrowego sensu i
praktycznej rady. Nie wystarcza propaganda agnostycyzmu, ludzie zawisają w pustce, albo zasłaniają przed nią oczy
w lęku, lub... chwytają się jak tonący brzytwy pierwszej lepszej teorii, nieraz absurdalnych sekt, czy zrzeszeń
chcących "zbawiać świat", a w rezultacie powstaje w ludzkich umysłach zupełny chaos.
A przecież każdy, choć trochę myślący człowiek chciałby znaleźć odpowiedź na jedno zasadnicze pytanie: Czy życie
ma jakiś celi Czy jego własne istnienie z jego cierpieniem, wysiłkiem, trudem, chwilową radością, a długą, gnębiącą
szarzyzną i udręką do czegoś prowadzi, ma jakąś wartość i sens? "Zrozumieć cel życia!" Czyż nie jest to od wieków
pragnieniem człowieka? Odpowiedź na to pytanie dawały zarówno epoki wiary religijnej, prostej i naiwnej, jak i
okresy w życiu ludzkości, gdy wielkie filozofie (Indie, Grecja, Egipt) podawały wyjaśnienia górne, wzniosłe, trudne,
ale przecież dostępne. A dziś? Któż z ludzi wrażliwych może przejść po najnędzniejszych przedmieściach Nowego
Jorku, Londynu, Paryża bez najgłębszego wstrząsu i tragicznego pytania: "Jak może istota ludzka spaść na takie dno
nędzy?" Sama myśl o "sadyzmie, choćby zgoła patologicznym, ale przeważnie tylko po-złotką cywilizacji przykrytej
dzikości nazistach, może przyprawić człowieka religijnego o zwątpienie, a humanitarnego o beznadziejność.
Więc za wszelką cenę nie myśleć, zapomnieć, odwrócić się. Ale tak się przecież nie da.
Stoimy dziś na rozdrożu. Moc zdobyta przez naukę, władza nad przyrodą, luksusy dostępne licznym rzeszom, czyż
dają szczęście? Mocarz i bogacz w jednych dziedzinach widzialnego świata, jakże dzisiejszy człowiek jest ubogi w
spokój i szczęście w porównaniu do innych epok przeszłości!
Tak, stoimy na rozdrożu. Daleko za nami rozciąga się przebyta droga, ciężka i żmudna, choć rozświetlana
błyskawicami natchnień i zachwytów. Brała początek na czarujących wyżynach
126


wiary prostej i bezkrytycznej, schodziła krętym szlakiem na równiny szarego życia, wiła się przez mokradła życia, to
znów wspinała na stoki spadziste, wiodła przez ugory religijnego i uczuciowego indyferentyzmu, aż oto zeszła w
niziny sceptycznych zwątpień, w jałowy, zimny i beztwórczy cynizm.
A dalej? Czy w miarę dalszych odkryć nauki człowiek wzięci na inne planety, wraz ze swą nędzą i pustką
wewnętrzną? Czy...? Tak, mamy dwie drogi przed sobą. Jedna wiedzie w naukowy agnostycyzm, obojętność dla
walk i zmagań, a nade wszystko tęsknot duszy człowieka i jej żywiołowej potrzeby modlitwy i czci; w negowanie
duchowych czynników, w odrzucanie moralnych prawd. Druga prowadzi do tak wszechstronnego zrozumienia celu i
sensu życia, do tak wszechogarniającego czucia wespół z wszelką żyjącą istotą, że nawet dawne, proste i "naiwne"
odczuwanie bliskości jedynego Ducha i realności niewidzialnych Prawd staje się na tej drodze możliwe.
Niejeden z myślicieli chrześcijańskich wspominał, że chrześcijaństwo odzyska swój potężny wpływ na wykształcone
i światłe umysły, gdy wróci do swej dawnej, przez pewien czas zapomnianej wiary w wielokrotne żywoty człowieka
na Ziemi. Cóż bowiem, jeśli nie nauka o reinkarnacji może nam dać wyjście z obecnego impasu, co może na nowo, a
przekonująco wskazać cel całej ewolucji i rolę, jaką spełnia w niej człowiek?
Przyjęcie teorii reinkarnacji, choćby jako roboczej hipotezy, umożliwia uznanie obecności Ducha a więc i
Wszechducha nawet najbardziej ścisłym, naukowym umysłom, gdyż łączy w skoordynowaną i logiczną całość
zdobycze naukowe i wiedzę o prawie moralnym, tak jednostronnie i ciasno rozumianym przez religie. Jest w stanie
dać człowiekowi nadzieję, przywracając mu ufność w sprawiedliwość praw rządzących wszechświatem, ukazując
wielki cel ewolucji, zarówno rozwoju fizycznych organizmów i gatunków, jak i wspaniałego rozkwitu potęg i władz,
talentów i... cnót, czyli wartości moralnych człowieka, na pięknej, dumnej, acz
127


niełatwej jego drodze ku szczytom swego "gatunku", gdzie wychyla się już ponad siebie samego, w
nadczłowieczeństwo.
Tylko przyjęcie reinkarnacji, choćby jako roboczej hipotezy, póki się nie znajdzie lepszej, wyjaśniającej większą
ilość zaobserwowanych faktów, jest w stanie wytłumaczyć logicznie tzw. "okrucieństwo przyrody" wskazując, że na
niższych od człowieka szczeblach chodzi o rozwój najlepiej przydatnych, najdoskonalej przystosowanych
organizmów; że gdy jedne giną, życie, które je ożywiało nie ginie, a przechodzi w inne, doskonalsze kształty, więc
okrucieństwo jest tylko pozorne. Podobnie wyjaśnia, że w życiu człowieka nie istnieją tzw. "niezasłużone ciosy",
które miażdżą i niesprawiedliwe cierpienia; że każde jest najlogiczniejszym skutkiem naszych własnych czynów, tak
ułożonych, abyśmy najszybciej zrozumieli działanie Prawa, a poznawszy je umieli chętnie i dov browolnie
uzgadniać z nim swe czyny, myśli i pragnienia, a gdy się tego uczymy, cierpienie powoli maleje, albo też siły nasze
tak się wzmagają, iż potrafimy je "witać" niemal z radością, jako krok ku wyzwoleniu z więzów, jako sposobność do
urastania w wielkość i w taką siłę wewnętrzną, niezależność, że nic, dosłownie nic, nie może ani nami zachwiać, ani
do głębi wstrząsnąć.
W ogóle lęk przed cierpieniem jest jednym z najgorszych nieszczęść człowieka, jedną z największych przeszkód do
jego szybkiego, a nawet normalnego rozwoju. Ileż to zbrodni, ile krzywd się popełnia chcąc uniknąć lub
zabezpieczyć się przed fizycznym lub moralnym cierpieniem! Tylko przyjęcie, a potem pewność reinkarnacji mogą
nie tylko ten lęk całkowicie zniweczyć, ale wzbudzić w nas rodzaj dumnego "wyzwania": "Chodźcie, wszystkie
nieszczęścia i ciosy, nie ugnę się, a powitam was jak najlepszych przyjaciół".
Tylko przyjęcie reinkarnacji może nam dać niespożytą wiarę w siebie oraz pewność zwycięstwa, choćbyśmy się
niezliczone razy potykali i nie umieli żyć tym, co jest w nas najważniejsze; tę niezachwianą pewność, że ewolucja
się nie cofa, że każdy upadek
128


może być zamieniony w krok wzwyż, a każda porażka w nową zdobycz; że najciemniejsza noc jest tylko
krótkotrwałym wstępem do wspaniałości świtu; a wraz z tą pewnością rodzi się pogoda, moc i niczym z zewnątrz
nieuwarunkowana Radość, która, jak to wkrótce sami odkrywamy, leży u podstaw istnienia.
Zmienia się również nasz stosunek do ludzi, zaczynamy rozumieć, że ci, którzy nas krzywdzą czy potępiają, starają
się zepchnąć nas w dółlub zadają nam ból. Są tylko "narzędziami" losu, który sami sobie zgotowaliśmy, są jakby
pionkami na wielkiej szachownicy życia, jakże często "bezwinnymi" i nieświadomymi wykonawcami bezosobistego
Prawa. ZniKa gorycz, "rozczarowania", pretensje do losu, niechęć i złość, odwety i zemsty, bo rozumiemy, że muszą
one zgotować nam nową sumę udręki i bólu w następnym życiu.
Rodzi się głębokie rozumienie każdego człowieka tam, gdzie się w swej ewolucji znajduje; wyrozumiałość dla
wszelkich jego słabości, niedociągnięć, czy wręcz występków i "grzechów", ponieważ wiemy, że nie można
wymagać od dziecka opanowania ludzi dorosłych, a od nieuka rozumu i wiedzy. Zdobędą je z czasem; a jeśli my już
je zdobyliśmy, nie jest to podstawą do wyniosłej dumy, do wywyższania się i lekceważenia innych.
Można śmiało powiedzieć, że przyjęcie całą swą istotą choćby możliwości reinkarnacji, starając się patrzeć na
wszelkie zjawiska życia, a przede wszystkim na to, co nas spotyka w jej świetle, jest najkrótszą drogą do zdobycia
optymizmu, pogody, spokoju, energii i nieustającej pracy oraz twórczości, a wreszcie szczęścia; tego stanu
niezmąconej wewnętrznej radości, której tak bardzo wszyscy szukamy.
W nadziei, że te strony mogą pomóc, skompilowałam i ułożyłam tę książkę. Zastanów się nad nią, Czytelniku,
sprawdzaj starannie, czy ta nauka jest w stanie wyjaśnić wszystkie, dotychczas zawiłe i trudne pytania, jakie cię
dotychczas dręczyły; czy rzuca większe niż inne teorie światło na najtrudniejsze problemy istnie-
129


nią, a jeśli po pewnym czasie przekonasz się, że tak jest, przyjmij ją swobodnie jako hipotezę, dopóki lepszej nie
znajdziesz. Tymczasem staraj się żyć według tej nauki, a przekonasz się sam, jakie poczynisz odkrycia, jakie nowe
światy otworzą się przed tobą.


Spis Treści
Wstęp - 5
Niepokój ludzkości 9
Co to jest reinkarnacja? 17
Cel reinkarnacji 27
Proces reinkarnacji 46
Dowody reinkarnacji 81
Pamięć minionych wcieleń 105
Nadzieja ludzkości 124





Wyszukiwarka