mircea eliade niewidomy w jassach










ZBIGNIEW MIKOŁEJKO - Niewidomy w Jassach (Mircea Eliade)





Gazeta Wyborcza - 14-16/08/1998

 

 
ZBIGNIEW MIKOŁEJKO

Niewidomy w Jassach

 
 
Nie można dziś właściwie - myśląc i mówiąc o tym,
co święte, i o tym, co profańskie - pominąć go milczeniem. Rumun Mircea
Eliade bowiem to najbardziej wpływowy i fascynujący analityk religii w XX
wieku. To niemal prorok nowej, niekościelnej duchowości. I ktoś, kto z
religijnego symbolizmu uczynił jeden z najważniejszych kluczy do pojmowania
kultury, jedną z podstaw najogólniejszej wiedzy o człowieku. Ktoś więc,
czyja rola w humanistyce da się porównać jedynie z rolą Martina Heideggera w
filozofii. A wreszcie ktoś, kto podzielił z Heideggerem podobną winę,
podobny grzech.



Grzech nazistowskiego uwikłania Martina Heideggera - jego czasowej przynależności
do NSDAP - stał się przedmiotem publicznych debat. Nie chodziło w nich - sądzę
- tylko o indywidualny wymiar odpowiedzialności i winy. Znacznie ważniejsze było
nie wypowiedziane do końca pytanie, czy po tragedii wojny i Holocaustu myśl
nasza, nasza kultura, uznać może za swą duchową osnowę dzieło człowieka
zarażonego kiedyś totalnym Złem. Więcej - czy samo to dzieło nie jest Złem
owym jakoś obciążone, jakoś napiętnowane? I czy poprzez jego przyswajanie
nie pomagamy w trwaniu Zła? Czy nie przyzwalamy też wreszcie, by - z racji wyłącznie
intelektualnych - zostało uznane za niezbywalną wartość coś, co jest
wyzwaniem dla kanonu naszych niezbywalnych wartości, dla naszego dekalogu? Jak
dalece zatem wolno nam rozciągnąć granice królestwa względności, by nie
stargała go do końca obłuda, nie opanował cyniczny faryzeizm?



Problem nie był więc jednostkowy i historyczny. Pytanie "w sprawie
Heideggera" urastało do wymiaru pytania o nas samych, o teraźniejszość,
o jej moralny sens i osąd.



Problem nie był jednostkowy w innym jeszcze znaczeniu. Kryzys duchowy lat 20. i
30. w tym się m.in. objawił, że w budowę autorytarnego ładu wprzęgły się
nierzadko umysły najwybitniejsze: myśliciele, pisarze i artyści. Co ciekawe,
rzecz nie dotyczyła najbardziej Niemiec, gdzie reżim zdołał przyciągnąć
do siebie na czas jakiś tylko kilka z tzw. wielkich nazwisk, np. poetę
Gottfrieda Benna, prozaika Ernsta Juengera czy właśnie Heideggera. We Włoszech
natomiast - gdzie "państwo-partia" nie ingerowało raczej bezpośrednio
ani w procesy twórcze, ani w ideowe wybory - akces do faszyzmu zgłosiło
bardzo wielu znakomitych pisarzy (jak Gabriele d'Annunzio, Luigi Pirandello czy
twórca futuryzmu Filippo Tommaso Marinetti), artystów (jak malarz futurysta
Giacomo Balla), filozofów (jak Giovanni Gentile, najwybitniejszy oprócz
Benedetta Crocego i Antonia Gramsciego myśliciel włoski XX wieku). Chorobliwym
wyznawcą faszyzmu na włoską modłę stał się też jeden z rewelatorów
dwudziestowiecznej poezji - Amerykanin Ezra Pound. W Japonii czcicielem "świętego"
autorytaryzmu pozostał aż do swej szaleńczej samurajskiej śmierci w 1970
roku genialny prozaik Yukio Mishima. W Norwegii nazistowski amok ogarnął
laureata literackiego Nobla, autora "Głodu" Knuta Hamsuna, we Francji
pisarze Louis-Ferdinand Celine (autor "czarnej", metafizycznej
"Podróży do kresu nocy"), Paul Morand, Jean Giono, Robert Brasillach
i Pierre Drieu La Rochelle stali się albo kolaborantami, albo po prostu
hitlerowcami. Na tej liście znalazł się też Mircea Eliade, aktywista
faszyzującej paramilitarnej Żelaznej Gwardii.



Tyle świetnych umysłów, tyle piór znakomitych! To mogło skłaniać do
relatywizmu, do szukania dla tych ludzi jakiejś innej miary moralnej, do
usprawiedliwień i wybaczeń (tym bardziej że do czasu liberalno-demokratyczna
kultura ze zrozumieniem odnosiła się do wyznawców lewicowego totalizmu).
Wielu z nich zapłaciło jednak u schyłku wojny za swe totalitarne sympatie.
Gentile np. poniósł śmierć z rąk partyzantów włoskich, Brasillach - z
wyroku francuskiego sądu. Drieu La Rochelle popełnił samobójstwo, Ezrę
Pounda trzymano w klatce na dziedzińcu amerykańskich koszar, Celine zbiegł do
konających hitlerowskich Niemiec (a później tylko więzienie w Danii uchroniło
go od śmierci), Heidegger zaś musiał stanąć przed "komisją oczyszczającą"
i, odmówiwszy wyjaśnień, został ukarany dziesięcioletnim zakazem druku.



Eliade nie poniósł żadnej odpowiedzialności. Przeciwnie: w nimbie
uciekiniera przed komunistycznym reżimem rozpoczął swoją wielką karierę
(najpierw we Francji, potem w USA). I milczał, milczał aż do śmierci na
temat własnej przeszłości politycznej. Sprzyjał mu w tym niewątpliwy
geniusz naukowy i pisarski. Sprzyjał mu też klimat epoki. Sprzyjał rozdwojony
świat "zimnej wojny" i "żelaznej kurtyny", za którą -
choćby w osławionym Pitesti - byłych "legionistów" z Żelaznej
Gwardii z bezwzględnym okrucieństwem przemieniano w ofiary. W każdym razie
Eliade potrafił wykorzystać ów ideologiczny podział, zwalając niemal
wszystko na działalność komunistycznej ambasady. W jedynym chyba,
zamieszczonym w pamiętnikach, pełnym dwuznaczności i niedomówień komentarzu
do tych oskarżeń napisał: "Einaudi otrzymał [w 1949 r., po wydaniu
przez tę oficynę "Technik jogi" Eliadego - Z.M.] - prawdopodobnie z
poselstwa rumuńskiego - kilka donosów na temat mojej
>>faszystowskiej>Jeśli Niemcy obrażą mnie w ten sposób,
spalę wszystko to, czego dotychczas nie opublikowałem!>pierwotnej tradycjigniciu>tradycji>Legionistów>religijno-mistycznych>Legionistów>fenomenu Legionu Michała Anioła [sic!]Legion>Cuvantul>Cuvantul>Skoro dzieci Syjonu cierpią - pisał Ionescu - to znaczy, że tak
musi byćsierotą>Bóg jest z nami!nieustającą modlitwęzmartwychwstanie narodu>wypełnienie
się miary tortur i krwawych ofiarnowego człowiekatwoje popioły
są najpotężniejszym dynamitem>działalności
legionowej>miary tortur i krwawych ofiarofiarniczy>uduchowiła>ciele
architektonicznym>Mandragorydziwna wojna>kondycję
ludzkąstanystanów>herezjom

Wyszukiwarka