Na podstawie: Andersen, Hans Christian (1805-1875), BaÅ›nie, tÅ‚um. Cecylia Niewiadomska, Gebethner i Wolff, wyd. 7, Kraków, 1925 Wersja lektury on-line dostÄ™pna jest na stronie wolnelektury.pl. Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje siÄ™ w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wy- korzystywać, publikować i rozpowszechniać. HANS CHRISTIAN ANDERSEN òiewczynka z zapaÅ‚kami Zimno byÅ‚o, Å›nieg padaÅ‚, Å›ciemniaÅ‚o siÄ™ coraz baróiej, wieczór siÄ™ zbliżaÅ‚. Ostatni óieÅ„ roku skoÅ„czy siÄ™ niedÅ‚ugo. Zima. Przez ulice zasypane Å›niegiem, w zmroku ióie óiewczynka bosa, z goÅ‚Ä… gÅ‚owÄ… i coÅ› niesie w fartuszku. Dlaczego bosa? To caÅ‚a historia. Rano miaÅ‚a pantofle, stare i zniszczone, za duże na niÄ…, stare pantofle matki, ale je pogubiÅ‚a. Dwa powozy nadjeżdżaÅ‚y wÅ‚aÅ›nie z stron przeciwnych, a ona chciaÅ‚a prÄ™dko przebiec przez ulicÄ™; biegÅ‚a co siÅ‚, sÅ‚yszaÅ‚a straszny tÄ™tent kopyt, turkot kół, tuż za niÄ… ach, uciekÅ‚a przecież, ale boso. Jeden pantofel tak zginÄ…Å‚, że go nie mogÅ‚a znalezć wÅ›ród ciemnoÅ›ci, a drugi porwaÅ‚ jakiÅ› chÅ‚opiec i ze Å›miechem uciekÅ‚ daleko. WiÄ™c szÅ‚a boso biedna óiewczynka po Å›niegu, a nogi jej zsiniaÅ‚y i poczerwieniaÅ‚y. JednÄ… rÄ™kÄ… Å›ciskaÅ‚a czerwony fartuszek, w którym niosÅ‚a kilkanaÅ›cie paczek zapaÅ‚ek na sprzedaż, a w drugiej rÄ™ce miaÅ‚a jednÄ… paczkÄ™ i tÄ™ podsuwaÅ‚a nieÅ›miaÅ‚o przechodniom, aby zwrócić na siebie ich uwagÄ™. Ale nikt po niÄ… nie siÄ™gnÄ…Å‚, nikt óisiaj nic nie kupiÅ‚ jeszcze od óiewczynki, nie miaÅ‚a ani grosika zarobku. DrżaÅ‚a z zimna i gÅ‚odu, idÄ…c z wolna przez ulice, podobniejsza do cienia, niż do żywego óiecka. BiaÅ‚e pÅ‚atki Å›niegu osiadaÅ‚y jej na dÅ‚ugich, jasnych wÅ‚osach, które ciepÅ‚ym pÅ‚aszczem osÅ‚aniaÅ‚y plecy i szyjÄ™ óiewczynki. Aadnie jej byÅ‚o w tym zÅ‚oci- stym pÅ‚aszczu ze srebrzystymi gwiazdami nad czoÅ‚em, lecz nie myÅ›laÅ‚a o tym. WiÄ™- cej zajmowaÅ‚ jÄ… przyjemny zapach pieczonej gÄ™si, który co chwila uderzaÅ‚ jej gÅ‚odem zaostrzone powonienie. Luóie żegnali stary rok wesoÅ‚o, a ona taka gÅ‚odna i zziÄ™b- niÄ™ta& . UsiadÅ‚a wreszcie. Tak byÅ‚a zmÄ™czona, że nie mogÅ‚a iść dalej. OsiadÅ‚a w kÄ…ciku mięóy dwoma domami, z których jeden wiÄ™cej wystÄ™powaÅ‚ na Å›rodek ulicy. Ciem- no tu byÅ‚o, wiÄ™c nikt jej nie wióiaÅ‚. ZresztÄ… tak siÄ™ skuliÅ‚a, skryÅ‚a pod spódniczkÄ™ zziÄ™bniÄ™te nogi, ażeby je rozgrzać& Ale jakże siÄ™ rozgrzać na Å›niegu i mrozie? A do domu wrócić nie miaÅ‚a odwagi: nie sprzedaÅ‚a ani jednego pudeÅ‚ka, jakże wracać bez pienięóy? Ojciec czy ojczym obiÅ‚by jÄ… pewno& A zresztÄ… czyż tam cieplej? Wiatr mrozny Å›wiszcze przez otwory w dachu, choć zatkali najwiÄ™ksze sÅ‚omÄ… i gaÅ‚ganami. Nie ma po co wracać do domu. ZziÄ™bniÄ™te rÄ™ce skostniaÅ‚y jej prawie, nie ma siÅ‚y utrzymać w nich paczki zapaÅ‚ek. A gdyby zapaliÅ‚a jednÄ… dla rozgrzania? Tylko jednÄ… zapaÅ‚kÄ™. Na wspomnienie ciepÅ‚a już nie ma siÅ‚y oprzeć siÄ™ pokusie. Jedna zapaÅ‚ka tylko. Wyjmuje ostrożnie, trzask& i pÅ‚onie! Cóż za wesoÅ‚e Å›wiatÅ‚o, jasne i ciepÅ‚e, ach, jak grzeje w rÄ™ce! Cudowny pÅ‚omyk! WydaÅ‚o jej siÄ™ nagle, że sieói przed ciepÅ‚ym, żelaznym piecem na Å›wiecÄ…cych nóżkach, z mosiężnymi drzwiczkami. Ach, jak ciepÅ‚o! Jak grzeje duży, jasny pÅ‚omieÅ„, jak wesoÅ‚o siÄ™ pali! WyciÄ…gnęła nóżki spod cienkiej sukienki, aby je ogrzać także, lecz w tej samej chwili zapaÅ‚ka zgasÅ‚a; zniknÄ…Å‚ piec żelazny i wesoÅ‚e ognisko, a w rÄ™ce óieciny pozostaÅ‚ tylko maleÅ„ki kawaÅ‚ek spalonego drewienka. òiewczynka zapaliÅ‚a drugÄ… bez namysÅ‚u. Jasne Å›wiateÅ‚ko padÅ‚o na mur szary, który w tym miejscu staÅ‚ siÄ™ przezroczysty, niby muÅ›lin cieniutki. I ujrzaÅ‚a w gÅ‚Ä™bi duży, jasny pokój, stół nakryty czystym, bielutkim obrusem, na nim talerze, szklan- ki, a na samym Å›rodku ogromna gęś pieczona na półmisku, pachnÄ…ca, naóiewana jabÅ‚kami, Å›liwkami. Gęś poruszyÅ‚a siÄ™ nagle, zeskoczyÅ‚a na ziemiÄ™ z nożem i widelcem w zarumienionej piersi i zaczęła posuwać siÄ™ w stronÄ™ óiewczynki& Wtem zapaÅ‚ka znów zgasÅ‚a i zamiast ciepÅ‚ego pokoju, óiecko miaÅ‚o przed sobÄ… mur szary, wilgotny i ciemny. Åšpiesznie zapaliÅ‚a trzeciÄ…. PÅ‚omyk strzeliÅ‚ w górÄ™, zamigotaÅ‚ i rozprysnÄ…Å‚ siÄ™ na wszystkie strony, iskrzÄ…c siÄ™ w powietrzu niby Å›wieczki na choince. Ach, choinka! Tuż przed niÄ… stoi wspaniaÅ‚a, wielka, jaÅ›niejÄ…ca Å›wiatÅ‚ami, piÄ™kniejsza i strojniejsza od tej, którÄ… wióiaÅ‚a przez szklane podwoje w mieszkaniu bogatego kupca. Ileż Å›wieczek! TysiÄ…ce! Takie ciepÅ‚e, jasne. òiewczynka wyciÄ…gnęła ku nim obie rÄ…czki& a wtem zapaÅ‚ka zgasÅ‚a. Ale maleÅ„kie iskierki unosiÅ‚y siÄ™ w górÄ™, coraz wyżej, wyżej i zajaÅ›niaÅ‚y mięóy gwiazdami na niebie. Och, jedna spadÅ‚a, i smuga ognista zagasÅ‚a za niÄ…. KtoÅ› umarÅ‚ cicho szepnęła óiewczynka, bo sÅ‚yszaÅ‚a od babki, którÄ… kochaÅ‚a baróo, że kiedy gwiazda spada, to dusza czÅ‚owieka odlatuje z ziemi do nieba. Znów zapÅ‚onęła zapaÅ‚ka i w Å›wietle, które zajaÅ›niaÅ‚o, óiewczynka ujrzaÅ‚a tÄ™ naj- droższÄ… babuniÄ™, caÅ‚Ä… jaÅ›niejÄ…cÄ… ciepÅ‚ym, Å‚agodnym blaskiem. Staruszka z miÅ‚oÅ›ciÄ… patrzaÅ‚a na wnuczkÄ™, uÅ›miechaÅ‚a siÄ™ do niej. O, babciu, wez mnie z sobÄ…! zawoÅ‚aÅ‚o óiecko. O, wez mnie, babciu! Ja wiem, że ty znikniesz, skoro zapaÅ‚ka zgaÅ›nie, jak zniknÄ…Å‚ piec ciepÅ‚y, gęś i choinka. O, nie znikaj, babciu! DrżącÄ… z poÅ›piechu i mrozu rÄ…czynÄ… zapaliÅ‚a óiewczynka caÅ‚e pudeÅ‚ko od razu, tak baróo chciaÅ‚a zatrzymać babuniÄ™. I buchnÄ…Å‚ jasny pÅ‚omieÅ„, jaÅ›niejszy od sÅ‚oÅ„ca, i babka nigdy tak piÄ™kna nie byÅ‚a, tak pÅ‚omienna i jaÅ›niejÄ…ca. UÅ›miechnęła siÄ™ znowu do maÅ‚ej óiewczynki i wzięła jÄ… na rÄ™ce. Teraz podniosÅ‚y siÄ™ obie wysoko, coraz wyżej, ku gwiazdom, ku Å›wiatÅ‚om wspaniaÅ‚ym, góie nie ma gÅ‚odu, chÅ‚odu ani trwogi, aż przed tron Boga. Nazajutrz w kÄ…ciku pod murem, ujrzano zmarzniÄ™te ciaÅ‚o óiewczynki. Na twa- rzy miaÅ‚a uÅ›miech na ustach, w dÅ‚oni spalone pudeÅ‚ko zapaÅ‚ek. òieÅ„ noworoczny powitaÅ‚ jÄ… blaskiem jasnego sÅ‚oÅ„ca, luóie ze współczuciem patrzyli na drobne bie- dactwo. ChciaÅ‚a siÄ™ ogrzać rzekÅ‚ ktoÅ›, pokazujÄ…c na spalone zapaÅ‚ki. Nikt siÄ™ nie domyÅ›liÅ‚, co wióiaÅ‚a przed Å›mierciÄ… w Å›wietle tych kilku drewienek i w jakim blasku wstÄ…piÅ‚a do nieba w objÄ™ciach zmarÅ‚ej babki. òiewczynka z zapaÅ‚kami 2