namioty posrod zieleni





Namioty pośród zieleni



Namioty pośród zieleni

...z tamtego podnieconego, wzburzonego, rozgadanego tłumu wymknął się młody człowiek. Przeszedł na drugą stronę gaju, pod namiot Miłości. Minął siedzących ludzi; niektórzy nawet nie odwrócili się, by zobaczyć, co się dzieje, inni spojrzeli krótko, raz - po czym zwrócili się w stronę swej bogini.
Młodzieniec dotarł do progu namiotu; było nim podwyższenie ze świeżo ścietego drzewa, przywiezionego gdzieś spoza nierozegłego gaju; Miłość zabroniła naruszać jego spokój.
- Znam odpowiedź - powiedział w głąb namiotu, okrytego czerwienią; otwartego, ale ciemnością kryjącego wnętrze.
Panna wyszła na podwyższenie, niby ganek, niby ołtarz dla dziesiątków wiernych.
- Więc powiedz - rzekła z uśmiechem. - I pamiętaj, co możesz stracić.
Pochylił się w jej stronę.
- Co robisz? - odsunęła się, cofnęła o krok.
- Chcę ci to powiedzieć. Tylko tobie.
Zatrzymała się, już bez niespodzianek pozwoliła mu się zbliżyć.
- Miłość jest... - dalsze słowa wypowiedział cicho, prosto do niej.
Cisza w pobliżu, bezwietrzna; nawet zgiełk u tamtego krańca zelżał nie wiedzieć czemu.
Panna milczała, już bez uśmiechu.
- Czy znał odpowiedź? - padły pytania spomiędzy wiernych. - Jakie to słowa?
- Tak - odpowiedział im młodzieniec. - I wystarczy, że ona je zna.
- Tak - powtórzyła za nim Panna, schodząc ku młodemu człowiekowi. Stanęła blisko niego.
- Skąd wiedziałeś? - zapytała biorąc go za ręce. Jej Piękno, dotyk spływały na młodzieńca, przyprawiały o zawrót głowy.
- Nie jest niczym innym, tym tylko. Byłem u Śmierci przed chwilą. Tam też moje domysły okazały się słuszne. Swoją drogą, to chyba nazbyt proste...
- Więc masz śmierć? - przerwała mu ona. - Po cóż ci miłość i śmierć?
- Na cóż miłość, gdyby spotkał twoją siostrę następnego dnia? Teraz mogę kochać o tym nie myśląc, mając Prawo Śmierci od niej pozyskane.
- Powiedz: dla kogo tu przyjechałeś? Dla Śmierci? Zyskać pewność, spokojne życie... tak?
- Może miałem taki zamiar. Ale widząc ciebie... Zabierz mnie stąd.
- Gdzie? - zdziwiła się.
- Tam dokąd sięga potęga miłości.
Chwyciła mocniej jego ręce, zacisnęła dłonie w swoich - i znaleźli się na wysokiej skale, wśród zimna gór, piękna setek metrów spojrzenia w dół.
- Jakaż by to była przyjemność zepchnąć cię teraz ze skały - usłyszał od nadchodzącej wąską, stromą ścieżką panny w rozwianym czarnym płaszczu, zaczesanych do tyłu kruczych włosach.
- Czy można pocałować śmierć? - zwrócił się do niej młodzieniec.
- Może: ale trzeba by umrzeć choć na chwilę.
- Nie, to zbyt wiele... - roześmiał się.
- Chodźmy - powiedział sam biorąc dłonie panny w czerwieni.
Znaleźli się na stromym brzegu, stopy tonące w piasku, suchym i gorącym. Nie czekali też długo na Pannę w czerni. Szła samym brzegiem, jej ślady ginęły w gwałtownych atakach fal.
- Nie spieracie się nigdy? - spytał patrząc na nie.
- O co mielibyśmy się spierać? - zapytała go Śmierć podchodząc. - Tam, gdzie zaczyna się śmierć, kończy miłość. Popatrz tylko...
Na plaży, wolno wydawałoby się patrząc z oddali, biegli ku sobie chłopiec i dziewczyna. Gdy byli już blisko, on upadł trafiony strzałą, wypuszczoną gdzieś blisko, może z lasu czającego się za wydmami. Ona pochyliła się nad już nieruchomym ciałem.
- Wiesz, chyba warto przeżyć i to - powiedział zbliżając się, dotykając dłońmi jej policzków. Pocałował suche wargi, nieruchome w pierwszej chwili.
Strzała trafiła, ale chłopiec podniósł się, wyrwał ją z ramienia. Uklęknął na piasku, kryjąc głowę w fałdach jej sukni.
- To siła miłości - powiedziała do niego panna w czerwieni. - Masz wiele jej w sobie. Dzięki mnie.
- Tylko kaprys śmierci - zaprzeczyła ta bliżej jego twarzy, o ramionach czujących ciężar jego rąk.
- A prawda? Gdzie Prawda w tym wszystkim?
- Ach, nasza droga Prawda... daleko jest teraz i nieśpieszno jej do tego zakątka - powiedziała Panna w czerwieni. Zresztą, tyle zabawy się przez nią traci...
- Czyżbyś i ją chciał zdobyć? - spytała Śmierć w objęciach młodzieńca.
- Nie, bynajmniej - roześmiał sie. - Tyle straconej przez nią zabawy - powtórzył za Śmiercią.
- Choćmy stąd - zaproponował.
- Gdzie?
- Do Miasta. Dosyć już tych historii - powiedział podajac im dłonie.

Pamiętał jeszcze, jak zniknęły w tłumie Miasta.
- Powiedź tylko - powiedziała Panna w czerwieni, gdy się rozstawali. - Po co ci moje słowo?
- By zakończyć długą wojnę - powiedział. Trzymał w ręku małe plaskie srebrne pudełko. Podał je Miłości ze słowami:
- Czy możesz potrzymać przez chwilę?
Otrzepał spodnie z piasku, przetarł dłonią wysokie buty z czarnej skóry. Na ulicach Miasta należało zachować pewne pozory.
- Dziekuję - powiedział odchodząc ze srebrnym pudełkiem w dłoni.

W pokoju, pełnym drobnych kobiecych szczegółów i aż nazbyt młodzieńczego bałaganu znów trzymał w rękach srebrne pudełko. Otworzył je, rozdzielając na dwie części. W jednej delikatny mechanizm czasomierza, w drugiej - portret młodej damy.
Popatrzył nań z lekkim uśmiechem i zamknął pudełko. Cicho wyszedł z pokoju, do którego miała wrócić po leśnym spacerze. W gościnnym pokoju wsunął pudełko do podróżnej sakwy oficera.
Dotkniecie Panny w czerwieni uzupełniło kosztowną zabawkę o coś więcej, coś pomiędzy zegarem a portretem.
- Mam nadzieję, że nie stracicie tu czasu - powiedział, opuszczając dom swej młodszej siostry. W podróży, którą właśnie rozpoczynał, miał nadzieję spotkać jeszcze Siostry Losów. Musiał przyznać, że zasmakował w zabawie z nimi.

Warszawa, styczeń 1990

Jarosław Zieliński

01.01.90. Zmiany - 29.03.97

Strona Jaroslawa Zielinskiego | Historie | Settlers






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Namiot Spotkania
01 Slowo od Boga powstalo posrod nas Kazimierz Sosulski
Zieleń Puław i jej zagrożenia
VideruntOmnes(Zielenski)
zielenice róznice w klasach2
SST zieleń(1)
9 Przekrycia namiotowe ppt 1

więcej podobnych podstron