Archiwum Gazety Wyborczej; Nasz człowiek w Groznym
WYSZUKIWANIE: PROSTE ZŁOŻONE ZSZYWKA ?
informacja o czasie dostępu
Gazeta Wyborcza nr 300, wydanie waw (Warszawa) z dnia 1997/12/27-1997/12/28, dział ŚWIAT, str. 6 Wacław Radziwinowicz, Moskwa, krzem, PAP, not. ricz Nadal nic nie wiadomo o losie porwanych Polaków Nasz człowiek w Groznym - Lecę do Czeczenii, by się dowiedzieć, kto i dlaczego porwał pięciu Polaków, a nie po to, by prowadzić negocjacje. Taką decyzję może podjąć sztab kryzysowy w MSZ - powiedział wczoraj w Moskwie przedstawiciel polskiego MSZ Zenon Kuchciak. Kuchciak, który do niedawna pracował w przedstawicielstwie OBWE w Czeczenii, ma dobre kontakty z czeczeńskimi władzami. Jego misja jest niezwykle delikatna - podkreślają źródła rządowe w Warszawie. Ułożyć się z Rosją Musi on uzyskać pełne wsparcie Rosji, której służby kontrolują ruch do i z Czeczenii i prawdopodobnie infiltrują większość czeczeńskich ugrupowań. Dlatego do Moskwy wrócił z urlopu ambasador Andrzej Załucki, któremu - jak się wydaje - udało się uzyskać w sferach rządowych zgodę na pomoc dla Kuchciaka. Jednak Rosjanie oczekują, że "na zasadzie wzajemności" nie dojdzie do planowanej wizyty prezydenta Czeczenii Asłana Maschadowa w Polsce albo nie będzie ona miała rangi wizyty oficjalnej. Dogadać z Czeczenią Z drugiej strony, powodzenie Kuchciaka zależy od współpracy z Czeczeńcami, a ci oczekują czegoś przeciwnego: że do wizyty Maschadowa dojdzie i że będzie on w Polsce przyjęty przez oficjeli odpowiedniej rangi. - Kolejny akt terroryzmu w Czeczenii zasługuje na ostre potępienie - napisała w środę w oświadczeniu dla prasy ambasada Rosji w Polsce. - Jest potwierdzeniem, że w tym rejonie Rosji utrzymuje się skrajnie niebezpieczna sytuacja kryminogenna. W związku z tym ambasada wzywa osoby prywatne i organizacje społeczne, aby powstrzymały się od wyjazdów na terytorium "tego podmiotu Federacji Rosyjskiej". Prezydent Maschadow uważa porwanie Polaków za "prowokację obliczoną na pogorszenie stosunków między narodami Polski i Czeczenii". Rzecznik prezydenta Kazbiek Chadżijew zapewnił, że prezydent wydał swoim służbom specjalnym "najbardziej surowe rozkazy zorganizowania skutecznych poszukiwań". Natomiast Magamied Magoładow, dowódca specgrupy do spraw poszukiwania porwanych, uważa, że uprowadzenie Polaków ma podłoże kryminalne. Jego podejrzenia budzi jednak to, że Polacy jadąc z Groznego do Samaszek "wybrali pustą i okrężną drogę, na której już w przeszłości często dochodziło do napadów". Magoładow "nie rozumie" również, dlaczego o uprowadzeniu polskich obywateli władze Czeczenii zostały zawiadomione dopiero po trzech dniach i to za pośrednictwem misji OBWE. Ludzie znikają Grupie Magoładowa w tym tygodniu udało się zatrzymać 19 osób, w tym sześciu porywaczy uprowadzonych półtora miesiąca temu dwóch obywateli Białorusi. Za uwolnionych przez ludzi Magoładowa Białorusinów porywacze domagali się 100 tys. dolarów. Tymczasem pięciu akredytowanych w Groznym dziennikarzy zaginęło w sąsiadującym z Czeczenią Dagestanie. W poniedziałek dziennikarze rosyjskiego Reutersa, telewizji ORT, TV-Centr oraz NTV wyjechali z Chasawiurty do Bujnakska, gdzie zbrojna grupa napadła na jednostkę rosyjskiej piechoty zmotoryzowanej. Od tej pory nikt już ich nie widział. W środę na granicy Dagestanu z Czeczenią porwano 11 Czeczeńców, w tym siedmiu współpracowników MSW. Mahomed Tołbojew, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Dagestanu, twierdzi, że obu porwań dokonały miejscowe oddziały samoobrony. Porywacze chcą wymienić zakładników na Dagestańczyków uprowadzonych w poniedziałek przez bojowników, którzy napadli na Bujnaksk. Porwany opowiada Wład Czerniejew, operator moskiewskiej telewizji WID, powiedział nam: - Do Czeczenii pojechaliśmy z kolegą robić film o ludziach porwanych dla okupu i sami staliśmy się zakładnikami. 12 czerwca robiliśmy zdjęcia w centrum Groznego. Uważaliśmy, że tutaj nic się nam nie stanie. Raptem podjechały do nas dwa żiguli. Z każdego wyskoczyło po pięciu mężczyzn. Chwycili nas, zawiązali nam oczy. Wywieźli gdzieś daleko z miasta. Przez trzy tygodnie siedzieliśmy w jamie szerokiej na dwa i wysokiej na dwa metry. Zimno w niej było i wilgotno. Karmili nas kiepsko i to nawet niecodziennie. Na dwóch dostawaliśmy bochenek chleba i czajnik z herbatą. Załatwialiśmy się do wiadra, które porywacze wyciągali z dołu raz dziennie. Po tych trzech tygodniach zabrali nas do jakiegoś domu. Znowu zawiązali nam oczy. W tym domu okna i drzwi były zasłonięte. 16 lipca jakaś inna grupa przypuściła szturm na dom, w którym byliśmy przetrzymywani. Nasi porywacze chyba uciekli, bo obyło się bez strzelaniny. Nowi rozbili okno, zawiązali nam oczy i zabrali nas. Tydzień trzymali nas w jakimś domu, potem w piwnicy. Wypuścili nas 15 sierpnia. Telewizja nie zapłaciła okupu. Porywacze dostali pieniądze od jakiejś rządowej organizacji. Nie wiem ile - 1,5 albo 2 mln dolarów. Po wypuszczeniu musiałem się uczyć chodzić, jak dziecko. Ale nic dziwnego - ponad dwa miesiące spędziłem prawie bez ruchu. [Hasła: Czeczenia; porwania; terroryzm; Polacy za granicą; Polska - Czeczenia; MSZ; Kuchciak Zenon; Czerniejew Wład]