Fox Marta Dotknij Mnie


Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
MARTA FOX
DOTKNIJ MNIE
TAK DAWNO NIE MIAAEM
KOBIETY
 Błogosławieni ci, którzy (...) na wzór salamandry, co
wchodzi do pieca ognistego, im bardziej on płonie, tym
bardziej wpełza do pieca .
(Świadectwo Prawdy 71, 26-29)
 Nie spodziewaj się, że twa nieubłagana droga,
Która uparcie rozwidla się w inne,
Która uparcie rozwidla się w inne,
Będzie mieć kres .
Jorge Luis Borges
MARTA FOX
DOTKNIJ MNIE
TAK DAWNO NIE MIAAEM
KOBIETY
Tę książkę dla Ciebie składam, abyś wiedział,
że jest
i nigdy nie zapytał dlaczego.
2
Marta FOX
Dotknij mnie
- Dotknij mnie tak dawno nie miałem kobiety - powiedziałeś
- Nie jestem kobietą - wyznałam - jestem Zbrodnią Doskonałą
-
zabiłam smoka niestety tylko jednego
i kilku mężczyzn którzy czuli do mnie wstręt
jak do miętowego likieru
Oszczędziłam na razie tylko jednego choć
budził mnie bzami o godzinie której
nie ma na moim zegarze
- Dotknij mnie - poprosiłeś
- Dobrze zrobię to - zgodziłam się rozsądnie -
ale wpierw ty rozepnij moją długą różową suknię
i nie bój się ryby która wyskoczy ze mnie
otwierając swój pyszczek do pocałunku
ani koguta z czerwonym grzebieniem
który odezwie się za wcześnie ani
fontanny w którą zamieni się moja prawa
pierś ani stalowego ostrza wystającego z lewej
Zatrzymaj wzrok na moim łonie i zobacz
dwa motyle które połączyły się nad kwiatem
Czy tak mam cię dotknąć ?
17 maja 1994 roku, w Katowicach
3
Marta Fox
Chciałbym
Chciałbym wejść w ciebie jak w najbogatszą
bibliotekę Pozwolić się uwieść wszystkim
twoim stronom Oswoić się rozgościć
a potem smakować szczegóły każdej linii
wiodącej w plus minus nieskończoność
Chciałbym z grzbietu powracać do miejsc
które mnie urzekały oddaniem lub
zakazem Urzekały mnie ponad miarę i
ponad do tej pory czytaną przyzwoitość
Chciałbym przeżyć sezon w piekle a może
i dwa - zdziczeć złagodnieć zwariować
do reszty i nie wracać nie wracać
No chyba żeby pod prysznic i z powrotem
27 pazdziernika 1996 roku, w Katowicach
4
Marta FOX
Drzewo migdałowe
Nie podchodz tak blisko nie podchodz
moje szerokie ramiona mają zbyt
wiele rąk zagarnę cię nimi wchłonę
w swoje rozkwitające różowością kwiaty
otulę cię płatkami miękko i zaśniesz
w nich do jutra do końca wiosny
a potem zrzucisz ze swojej sukni
to co ucieka albo przemija bo pory
roku są dla moich ramion bardziej
bezlitosne niż dla twoich kształtów
i dla twojej sukni w której teraz słońce
tańczy razem z wiatrem
Nie podchodz tak blisko nie podchodz
jestem tylko drzewem migdałowym i moja
uroda bardziej zwiedzie cię niż spojrzenie
tego chłopca który patrzy na mnie z zazdrością
i na ciebie z nadzieją bo może wreszcie
odwrócisz oczy i zobaczysz w nim nie tylko
jedną porę roku ale życie całe w barwach wielu
6 maja 1994 roku, w Lubinie
5
Marta Fox
Kiedy zamykam oczy
Kiedy zamykam oczy widzę w lustrze
nasze odbicia które przypominają
postaci z greckich amfor
Słyszę jak mówisz bym miała odwagę
spojrzeć w głąb splątanych ciał
bym miała odwagę usłyszeć brzmiącą
w nich muzykę czterech pór roku
prowadzącą nas prosto w najgłębsze
fale na samą granicę ciężkiej słodkości
podobnej kiściom winogron które
kiedyś przełykaliśmy w takim
pośpiechu jak łzy pełne tajemnic
Kiedy otwieram oczy widzę w lustrze
tylko odbicie kobiety siedzącej przy
biurku i piszącej ten wiersz dla ciebie
a może dla siebie by jutro łatwiej
wkraczać w dzień bo co zapisane
mój drogi to spełnione jak
nasza miłość wczoraj
20 grudnia 1996 roku, w Katowicach
6
Marta Fox
Jak we śnie
Zapewniam was to było jak we śnie
choć plaga bezsenności gnębiła nasze
miasto i trwał trzeci rok deszczu
Żółte motyle przytulały się do Mauricio
Babilonii Piękna Remedios opuszczała
świat żuków i dalii szybując pośród
bieli prześcieradeł a Mulatka z różą we
włosach wkładała czarną suknię w tym
samym czasie gdy jej kochanek w drugim
końcu miasta wydawał ostatnie tchnienie
Mój ojciec Marquerito obcinał mi grzywkę
i paznokcie wkładał sportowe buciki
na moje stopy choć byłam tak maleńka
jak kruszynka i mieściłam się
w jednej klatce z ptakami
Nie rozumiem więc dlaczego
dzwięki koncertu fortepianowego
C - dur nr 21 Mozarta brzmiały
tak prawdziwie że kazały
mi otworzyć oczy
20 czerwca - 1 lipca 1994 roku, w Katowicach, niestety
7
Marta FOX
* * *
Właśnie gotowałam kwiaty brokułów jak ongiś
Anne Sexton Pogoda była we mnie i codzienność
która cieszyła zwyczajnie I nagle dzwonek
wyrwał mnie z kuchennej krzątaniny Pobiegłam
do drzwi jak mała dziewczynka niepomna
rodzicielskich zakazów by nie otwierać obcym
Poznałam go choć tym razem próbował wcielić
się w nieznajomego zamawiającego Requiem
Zdarłam czarną opończę a wtedy ten sam
głos bez twarzy zadzwięczał znanym początkiem
Mam tragiczną wiadomość Nie chcę krzyknęłam
jak nieraz trzaskając drzwiami tak głośno
że obudziły mój sen Zimną wodą zmyłam
tylko odrobinę lęku Sprawdziłam Moje dziewczynki
spały spokojnie Resztki brokułów więdły na
talerzyku Zjadłam je szybko z przekonaniem że
w ten sposób połykam koszmar i raz jeszcze
swoimi skrzydłami ocalam mój dom aż
do następnego dzwonka
6 - 8 sierpnia 1994 roku, w Katowicach
8
MARTA FOX
* * *
To była upiorna noc
Słowa wyłaziły z kątów i oblepiały
mnie jak muchy Salvadora D.
Szczerzyły zęby
i odświeżały przeszłość do której
wolałam nie wracać
Walczyłam więc z nimi zatykając
uszy lecz one dzwięczały nadal
Jedyne co mogłam zrobić
to polubić je jak
Salvador muchy
Rano pragnęłam
by ktoś zaopiekował się mną tak tkliwie
bym choć przez godzinę czuła
się lekka i czysta
19 lipca 1996 roku, w Katowicach
9
Marta FOX
GAOSY
Nie bądz we śnie nie bądz jak gwózdz
nie bądz tylko w listach i nie pytaj
co robię Jestem głosem który zamiast
wprowadzić cię do raju i ułożyć zielono
wśród drzew rozdziera szaty na strzępy
i włosy na czworo otwiera wszystkie
szczeliny i czeka aż buchnie z nich
dawno gromadzony żar a ty podniecisz
go głosem tak by pojawił się
płomień i wtedy ochronimy go swoimi
ciałami które nabiorą odwagi
i uwierzą we wszystkie słowa w naszych
tak niepewnych jeszcze wczoraj głosach
25 kwietnia 1995, w Katowicach
10
Marta FOX
* * *
Wpadałeś do mnie po wiatr i po dobrą radę
obdarzałam cię hojnie choć z umiarem
wybiegałeś z płomieniem od którego
zajmował się tylko twój świat
Rozpieszczałeś mnie słowami które
dziobały mój wzrok i oddech
A ja nigdy nie napisałam dla ciebie
wiersza i nigdy nie tańczyłam boso a moja
suknia nie trzepotała przed tobą jak
skrzydła nagle obudzonych nietoperzy
Miałam nadzieję że coś się wydarzy
i zapłoniesz ogniem dzikich rąk
Zmęczyło mnie czekanie
Teraz zbieram ciebie po kawałku
i szukam po omacku
i wiem że nigdy już nie wymyślę
ciała dla twej duszy
2 - 17 kwietnia 1995 roku, Toruń - Katowice
11
Marta FOX
Sieć
W sieci były dwa kraby i węgorz
Kraby wypuściłam od razu pomna
doświadczenia amerykańskiej poetki
której wżarły się w serce i zniewalały
regularnie swoimi mackami
powodując lęk przed nocą
Węgorza chciałam zatrzymać
bo tak bardzo kojarzyłam go
z tobą Uciekł jednak zwinnie
wyprzedziwszy moje myśli co
zbytnio mnie nie zaskoczyło bo
przecież znam takie sztuczki i znam
też inne którymi sprawię że moja
cierpliwość zostanie nagrodzona
25 - 26 kwietnia 1995, w Katowicach
12
Marta FOX
Kiedy Miro`
Kiedy Miro` wielbił moje ciało wielka
woda przepływała po naszych piersiach
- rozbij mnie na części - prosiłam -
- i dodaj czerwieni - prawą nogę przesuń
wyżej i pozwól by dotknął jej
księżyc - o tak teraz jest dobrze -
Kolory przekrzykiwały się plamami
zdobywały kawałki nóg rąk
ślizgały się po wypukłościach rzezbiły
oddech zapamiętywały blask oczu
a wtedy niebo otwierało chmury
aniołowie opuszczali skrzydła a Bóg
porażał nas światłem i dawał spełnienie
Potem mogliśmy już porzucić
kontury Miro` odkładał pędzel
patrzał na nas jak na wyśniony
ból i mówił że oto stworzył
swój najlepszy obraz
24 - 31 lipca 1994 roku, w Katowicach
13
MARTA FOX
* * *
Zedrzyj ze mnie wreszcie ten gorset Miro`
w który wepchnąłeś mnie tak dawno że brokat
zdążył stracić swój blask a czerwień wypłowieć
Uwolnij mnie z ciasnych ram naprężonego
w nich płótna i nie lękaj się nie lękaj mojej
samotności która bynajmniej nie czyha na
Twoją zgubę i Twoją samotność Zrozum
co we mnie zadzwięczało po latach
Kocham tym prawdziwiej im mniej Cię
potrzebuję i nie ma w tym wyznaniu
kokieterii ani żadnej niewieściej sztuczki
Jeżeli teraz przerywam milczenie
i wypełniam ciszę która nas dzieli
a może i łączy w uporze i oczekiwaniu
robię to dla przygody własnej
bo wyznać muszę że
bardzo chciałabym raz jeszcze zanim
ciemność zajrzy mi w oczy rozbłysnąć
pod pędzlem
Twoim
lub kogoś innego
14 lipca 1996 roku, niestety, jeszcze w Katowicach
14
Marta Fox
Moje ręce są
Nie nie Miro` Nie każ mi mówić
ile mam rąk Przecież wiesz że nie
potrafię liczyć (chyba że na siebie)
Moje ręce są
Sam przecież doświadczyłeś kilku
dotknięć bez których Twój pędzel
nie byłby zwinniejszy od jaszczurki
Moje ręce są
Jedna z nich zrodziła moje córki
i od tej pory wiem co znaczy pójść
choćby w ogień a co czuwać z daleka
Inna dała mi miłość niemożliwą
więc oswajam tęsknotę i czuję czym
staje się przestrzeń która wciąż na nowo
rozrasta się we mnie Trzecią dotknęłam
gniewnego Posejdona więc pokazał mi
inną stronę mojej wstęgi Nie morza
Piąta zadała ból będący milczeniem
Siódma ( może siódma) wrzuci mnie
w szczelinę i poczeka na wszystkie inne
które oby pojawiły się z nadzieją
17 sierpnia 1997 roku, w Katowicach, na balkonie, w
bluszczach
15
Marta Fox
Juan Miro`
The Dancer, 1968
Private Collection,
London
O czym myślał Miro` tego ranka
po bezsennej nocy Jakie kolory
prowadziły jego oczy Dlaczego trzasnął
drzwiami odtrącił kota i wyrzucił
czerwoną czapeczkę która straszyła
wróble i służyła mu wiernie
W jego życiu nie było już ptaków
gwiazd i snobistycznych księżniczek
W przydeptanych butach z trudem
niosących ciężkie kroki przycupnęła
starość Spostrzegłam ją wczoraj
kiedy nagle wypuścił mnie z rąk
i powiedział: tańcz sama moja
zwinna tańcz Patrzył na mnie
chciwie a jego prawa ręka wydłużała
się znacznie próbując uchwycić
rąbek mojej rozkloszowanej sukni
Jak dobrze że zostałam wtedy
z nim i że jego historia
nie jest twoją
w sierpniu 1995, Katowice - Borne Sulinowo
16
Marta Fox
Pestka granatu
Bez przesady Miro` Nie fantazjuj
zbyt wiele Nie projektuj rozstania ani
swojej zguby Czasami trzeba spojrzeć obrazowi
prosto w oczy Odłożyć farby Odrzucić co mdłe
i zobaczyć pestkę granatu
Zapewniam że będzie mniejsza od grzechu
jaki ze mną czynisz wytrwale O tyle mniejsza
o ile ze sposobu w jaki mnie krzywdzisz
nic złego dla innych ani dla Ciebie
nie wynika
w sierpniu 1997 roku, w Delfach
17
Marta FOX
Czerwona linia
 Czerwień jest czerwień
czerwień przez czerwień
czerwień daj czerwień
( Z. Waszkielewicz - twórca spektaklu  Uniformy )
mówię ci: nie ma rajów innych niż raj utracony
i uśmiecham się przy tym sekretnie jak Borges
patrzysz na moją czerwoną sukienkę
a we mnie przeszłość znów się dzieje
Spod ręki dotkającej mojej głowy
wyrastają długie jasne włosy oczy czekają
z nadzieją a więc z lękiem
Jestem znów dziewczynką z obrazu Pankiewicza
czerwień sukienki jeszcze nie płonie to
stanie się w kilka lat pózniej gdy magię
dzieciństwa zastąpi magia namiętności
On dotyka moich piersi i czuję że czerwona
róża rozrasta się we mnie zalewa czerwienią świat
pulsuje a czerwień raz jeszcze daje czerwień
dziewczynka staje się kobietą kipi
dojrzałością i wtedy dobrze wie że
tylko cienka czerwona linia odziela ją
od przyszłości że tylko cienka czerwona linia
pozwoli jej zatrzymać się w świecie który jest
lub zamieni sukienkę w czerwony całun
Być może wtedy trawa na jej grobie
wyrośnie czerwona być może Stwórca
zapłacze czerwonym deszczem bo przecież
tak naprawdę tylko jemu udało się
oddzielić światłość od ciemności
i przekroczyć cienką czerwoną linię
która dzieli to co było od tego
co jest
18
w maju 1992 roku, w Katowicach
Marta Fox
Venus z Laussel*
- Śniłem krew Nie wiem co to oznacza -
napisał do mnie Janusz Styczeń
Poczułam jak mój czas przyszły
rozpływa się w czerwonych wstążkach
migających mi przed oczami
Potem oglądałam Balladynę
i było dużo krwi która
wypływała z ust piersi i ciała
Wynurzyłam się z niej czerwona jak księżyc
o wschodzie i przemieniona
w Venus z Laussel
Zapragnęłam ujrzeć w lustrze pełnię swojej krasy
moje obfite kształty gotowe były
przyjąć życie
Uśmiechnęłam się więc tajemnie do czerwonej
plamy zamiast twarzy
- Wiem co to oznacza - szepnęłam bez
trwogi - boskie istoty nie powinny
mieć ludzkiego oblicza
1 stycznia 1994 roku, w Katowicach
*Venus z Laussel - prawdopodobnie bogini księżyca, przechowywana w muzeum w Bordeaux; w
prawej ręce trzyma znak księżyca - róg z wyrzezbionymi na nim 14 karbami, co ma oznaczać
menstruację (dwa takie "półksiężyce"dają 28 dni); lewa ręka wskazuje na podbrzusze; pomalowana
ochrą na czerwono (księżyc jest czerwony tylko o wschodzie); obfita w kształtach; bez twarzy.
19
Marta FOX
* * *
- Co powie żona - wyszeptałeś -
gdy zamiast uderzyć cię pocałunkiem
prosto w usta
zostawiłam ich czerwony
ślad na kołnierzyku
Chciałam raz jeszcze skierować kolor
we właściwe miejsce gdy zobaczyłam
nóż zwykły kuchenny przytępiony
zużyciem i wzięłam go w rękę
Wtedy To rozrosło się we mnie
wszechpotężnie wypełniło cały pokój
jego sufit rozwarł się jak
puszka Pandory i wzbiłam się wraz
z nożem zwykłym kuchennym
w niebo brudne od marzeń
zadałam cios rozpędzając chmury
i czując nareszcie tę nieznośną
lekkość bytu
Potem wróciłam
Moje ręce ociekały krwią i żadne wonie
Arabii nie były w stanie uwolnić
mnie od jej zapachu
8 lutego 1994 roku, w Katowicach
20
Marta FOX
Zamiast snu
Zamiast snu przyszły do mnie drzewa
z gołymi ramionami i ścieżki które
wiodły nas latem
Oplatały mnie na powrót wodorosty
i dotykały meduzy Wkręcałam stopy
w czerwień prześcieradła jak w rozgrzany
piasek nad wodą i czułam że nie ma powrotu
do tego co było bo czas zabił przeszłość
i twoje w niej uniesienia
Jest prześcieradło i noc która nie chce
się skończyć Jest moja głowa na poduszce
a nie na twoim ramieniu I nie pojawi się
żadna siła zdolna cokolwiek zmienić
Po co zabiegać o to czego nie ma
pomyślałam o godzinie 14.47 gdy
mówiłeś  tak innej kobiecie Potem
zrzuciłam z siebie resztki wodorostów
wypiłam łyk kawy która na pewno była
Była gorąca i w chińskiej porcelanie
20 marca 1997 roku, w drodze z Warszawy do Aodzi
21
Marta Fox
Powrót
Wszedł we mnie soplem lodu
uderzył głosem
rozkazał wracać wracać wracać
więc podniosłam powieki
i świat spadł na mnie brudnym deszczem
przestałam być duszą uskrzdloną jaskółkami
i z wściekłością urodziłam się
po raz drugi do wyrzutów sumienia
i kołatania serca zapachu spoconych
ciał i szelestu kości
Czy tak właśnie czuł się Aazarz który na
wezwanie wyszedł z krypty i potykając się
o całun stanął na ziemi oślepiony słońcem
Czy taką samą cenę płacił za powrót
do świata w którym róże pachniały padliną
29 grudnia 1993 roku, w Katowicach
22
MARTA FOX
* * *
Tym razem na umieranie wybiorę kwiecień
choć to okrutny miesiąc jak pisał Eliot
i czego zdecydowanie doświadczył mój ojciec
Okrutny ale przynajmniej ciepły w przeciwieństwie
do stycznia w którym umierałam niedokładnie bo
było zimno więc do tej pory czuję dłonie
pielęgniarza łapczywie obmacującego moje piersi
i swoją bezradność czuję gdy siły nie miałam
zaprotestować nawet jednym mrugnięciem
czy złamanym oddechem
Do umierania włożę czerwoną sukienkę której
jeszcze nie kupiłam twarz wygładzę książką
o pozytywnym myśleniu i nie dam nie dam
się wpędzić w żadne labirynty Przynajmniej raz
pójdę drogą wprost wiodącą do zguby i celu
będącego ciszą
Umierać będę młodo i pięknie
na prześcieradle
pamiętającym niejedną plamę
Nawet znam już metodę dzięki której
suknia będzie krwawiła tym samym
co ja kolorem
10 stycznia 1997 roku, w Katowicach
23
MARTA FOX
TEATROWI KOREZ
w dniu jego piątych urodzin
i Mirosławowi Neinertowi, który
Profesora w Lekcji zagrał tak, że
musiałam napisać ten list.
Tego się Pan nie spodziewał, Profesorze. Tylko
z pozoru wygrana należała do Pana. A teraz
czyta Pan moje zza grobu zwycięstwo, gdyż
nie cała umarłam. Pisanie we mnie pozostało
i umiejętność dzielenia też. Pozbyłam się jedynie
okrutnego bólu zęba, bo moje ciało przestało
trwać. Piszę więc ten list, dzieląc Pana
winę na pół. Przyznaję, weszłam w Śmierć, jak
wchodzi się w ciszę. Na palcach i z palcem na
ustach. Rozgościłam się w niej jak w chmurze
i wodzie będącej metaforą, pieszczotą i pocałunkiem.
Teraz czuję, że jestem uwolniona od ciężaru
bycia kimś i nie muszę potwierdzać swojej
wartości, czego nie mogę powiedzieć o Panu.
Tak, tak, wytrzyj spoconą łysinkę, Profesorze
i nie wołaj nikogo na pomoc. List musisz
przeczytać do końca. Czytać przecież potrafisz,
prawie tak dobrze, jak zabijać świdrującymi
oczkami. Nie obawiaj się, powrócę na pewno
we śnie, w dniu topornym lub w następnym liście.
A póki co - pozostań ze swoim niespełnieniem
tak samo prawie, jak ja z błogością swojego
istnienia. Twoja, Profesorze, już na zawsze,
Uczennica
15 stycznia 1996 roku, w Katowicach
24
Marta Fox
103 list Edith Stein do Romana Ingardena
Drogi Panie Ingarden
mój dobry nielitościwy Pan który wciąż jest mym Bogiem
wysłał mnie do miejsca gdzie śmierć jak kret ryje swe korytarze
On wiedział co czyni więc przyjmuję swój ostatni szaniec
patrząc jak czas porzuca minuty i usycha złotymi liśćmi
On wiedział co czyni nigdy w to nie wątpiłam
i wierzyłam że wszystko może być drzwiami - ta ściana
ta komora ta cela także Myślę że taka wiara była również
w człowieku którego imię poznałam zamiast oczu bo pamięć
o nim błąka się tutaj wszędzie Od tej chwili ten człowiek
Maksymilian jest we mnie oddycha i boi się razem ze mną
Teraz u kresu mojej drogi wiem mniej niż kiedykolwiek
więc piszę do Pana by podzielić się pytaniami jak okruchami chleba
Czym była jego wolność czy wyborem terminu śmierci
Czym była jego szlachetność czy tylko odwagą czy pogardą
czy też godnością która nie ustępuje wielkości bogów
Cz jego życie uzyskało sens którego śmierć
nie może mu odebrać Czy twarz miał jak kamienny ołtarz
gdy żegnał się z tym światem ciemnością celi i miejscem
zbrodni Jak uciekał do światła które stało się Światłością
Wiekuistą gdzie już nie śpiewały ani deszcze ani zegary
a wszystko zaludniło się skrzydłami aniołów i zapachniało
tęczą po burzy i listkami brzeziny
A może wypił swój kielich żywota do dna w pośpiechu
i pobożności jak Jan z Parmy i nagle stał się świetlany
jak śłońce Drogi Panie Ingarden czy piękno które pomaga
żyć pomaga także umierać Jak umierać by umieranie
było życiem w śmierci
3 maja 1994 roku, w Katowicach
25
Marta Fox
We mgle
We mgle czuję się mniej pojedyncza
łatwiej odnajduję sweter którym
mogłabym się otulić gdyby nie
marzenie o twoich rękach
Nie zniechęca mnie to że błądzę
potykając się o cienie innych pojedynczych
i o kota który naiwnie myśli że
zdąży uciec przed znikającym
jak błyszczący punkt samochodem
We mgle czuję się bardziej swoja i lekka
lekkością podrywającą liście na ścieżce
którą wybrałam nie mając pewności czy słusznie
We mgle mogę upaść raniąc kolana
i bynajmniej nie licząc na to że ktoś
mnie zauważy i podniesie Benedykcie
jeszcze w 1996 roku, w drodze, we mgle oczywiście
26
Marta Fox
FRUWAĆ
Lubię słowo "fruwać"
jest lekkie dzwięczne i pełne
nadziei przekonuje mnie że kiedyś
oderwę się od ziemi i pofrunę
w krainę która jest bardziej niż
obecna bardziej niż prawdziwa w której
latawce rządzą światem a wszystkim
niedowiarkom zrzucają tylko kawałki
swoich papierowych ogonów
21 września 1995 roku, w Katowicach
27
Marta FOX
Każdą jaskółkę która wypada ze mnie jak słowo
trzeba zabić w locie Szybko sprawnie jednym ciosem
jak toporem który ścinał głowy kolejnym żonom
Henrka VIII Mówię zabić zabić Niech nie mami świata
śmigłym lotem nie wodzi na pokuszenie
nie daje nadziei strojąc pióra w krągłość liter choćby
te przymierzały się do ułożenia słów dobrych
Nie ma słów dobrych
Każde słowo może rozorać duszę
jak ty moje ciało na co przystawałam
z oddaniem bo rany które krwawią mogą się
zabliznić święcie w przeciwieństwie do dusz
które nie znajdą spokoju między
morzem i niebem między
słowem a słowem między
tobą i mną
17 grudnia 1996, w Katowicach
28
Marta Fox
* * *
Nie pamiętam co nas złączyło które okno jaka
ciemność a może biały kordonek
Z zaciśniętymi pięściami spełniałam Twoje
marzenia oblekałam się w cnotę i oddalałam
grzech Nosiłam granatową spódniczkę twarz
stroiłam w światło tylko oczy odwracałam
w uchylone drzwi Byłam psem i kotem
czarnym co przebiega drogę Zgarniałam pył
z Twoich stóp brzęczałam kajdanami
i straszyłam w snach I nagle zapragnęłam
mieć skrzydła ogromne takie których nie
dotknęłaby Twoja dobroć I nagle zapragnęłam
wzbić się nimi ponad miód i poszybować
w mroczność i poczuć gorycz migdałów
Znalazłam ból i rozkosz odkryłam tylko
swoje wyspy łanie wyskoczyły z mojego
ciała i teraz mogę rozmawiać z Tobą jak
kobietą z kobietą Mamo
19 maja 1994 roku, w Katowicach, po północy
29
Marta Fox
Moja Kora
Żegnam ją przy bramie ogrodu która
jest krzyżem na rozstajach dróg
przytulam jej ciepło i młodość roztrzepaną
Czasami mróz nadaje kształt
naszym słowom czasami słońce
świeci tak czysto jak w Wenecji
tylko drzewa szumią zawsze
tak samo po polsku
Czuję się jak Demeter choć wiem że
moja Kora wróci za tydzień by opowiedzieć
mi swój świat obudzić wszystkie kąty
i rozanielić psa a potem pożegnam
ją znowu na krótko aż do dnia gdy
ona pożegna mnie na zawsze
2 lipca 1994, w Szklarskiej Porębie
30
Marta Fox
Powroty
Janowi Andrzejowi F.
Najbardziej obcy jest mi wtedy gdy wraca
z dalekiego kraju i snuje opowieści ugładzone
jak rzeczne kamienie Pomija jednak tę która
każe mu fajkę zapalić na balkonie
a zroszone czoło przetrzeć naprędce
zerwanym bratkiem
Czy ja też wydaję mu się obca gdy wracam
ze swojej podróży i milczę uparcie bo wiem
że nie odnajdę wśród wspólnych klimatów
i zapachów tamtego który teraz każe mi
skakać po górach omijając
pagórki
Nasza córka powraca radośnie a potem
płacząc w kącie mówi że w domu dobrze
ale nie ma w nim dzikich tańców na
genewskiej ulicy opodal fontanny i zegara
z kwiatów ani oczu tego chłopca którego
może już nigdy nie zobaczy Jest mi wtedy
tak samo bliska jak zawsze
8 sierpnia 1996 roku, w Korbielowie
31
Marta FOX
* * *
Właściwie to wszystko już zostało
powiedziane albo prawie wszystko
Jesteśmy zahartowani w bojach na
codzienność i słowa które nie musiały
ranić gdybyśmy byli mądrzejsi o ten
dystans jaki teraz nas uszlachetnia
i zamienia w posągowe piękno
Wystarczy tylko wyłączyć gaz światło
i automatyczną sekretarkę zamknąć okna
i serca aby nie trzepotały niepotrzebnie
Nie chcę wyczekiwać ciebie jak babiego lata
Nie chcę byś oplatał mnie leniwie
i słonecznie bo wiem że w chwilę potem
zetrę cię z mojej twarzy gwałtownie
i tylko trochę mniej niecierpliwie niż
przypadkowo napotkaną pajęczynę
10 pazdziernika 1995 roku, w Katowicach
32
MARTA FOX
Wiśnie i czeremchy rozkwitły nagością
bieli Anteny telewizorów pysznią się
wśród nich jak słoneczniki Jestem pomiędzy
tym co niewinne a co nie moje ale jestem
Jestem dojrzale zielona i z rękami w górze
którymi wiatr poniewiera umiarkowanie
Vivaldi i Preisner ścigają się z pędzącym
pociągiem słońce rozjaśnia mnie zuchwale i
żaden sen o szpadzie ani nawet o tobie
nie zburzy mojego spokoju Jestem sama
Jak dobrze że sama bez oczekiwań
i kruchych nadziei Sama wśród bieli
i dzwięków które mnie wyciszają i oddają
sobie Nie tobie
10 maja 1997 roku, w pociągu z Warszawy do Katowic
33
Marta Fox
* * *
Moje chciejstwa stają się dotykalne gdy
zabiegam o nie z względną obojętnością
Aż któregoś dnia po dobrze przespanej nocy
wiem że to stanie się jutro Wiem bo dobrnęłam
do miejsca gdzie nie mam już siły czekać
ani wyobrażać sobie a tylko patrzeć i widzieć
Więc sprzątam swoje biurko i siadam przed
podróżą od której niczego nie oczekuję
poza tym tylko by była
W grobie Agamemnona czuję że nigdy
nie napiszę pieśni VIII z Ziemi Śląskiej
do Myken Może jedynie zapamiętam
smak dojrzałej figi zerwanej w ruinach
wielkiej twierdzy albo spojrzenie kota
zamkniętego w brudnej klatce w centrum
Aten albo agawę która właśnie zakwitła
by umrzeć Może jeszcze pewien dreszcz tej
upalnej nocy gdy wcale nie przypadkiem
dotknąłeś mojego naoliwionego ramienia
porażonego także słońcem które rozszalało
się na dobre i złe gdy opuszczałam
Akropol
w Theologos, 3 sierpnia 1997 roku
34
Marta Fox
* * *
Jestem i będę z Tobą cokolwiek
to oznacza Ale teraz nie oglądaj
się za siebie Nie zamykaj oczu
by przywołać plusk wody który
wykrzywił nasze odbite twarze
wpatrzone w siebie od lat Nie
przywołuj zapachu nasyconej
słońcem skóry ani żadnej
części która moja jest
Bądz dzielny Oddychaj
Przecież wiesz że nie chcesz
wrócić do miejsca gdzie wydarzyło
się wszystko co niemożliwe
w drodze z Theologos do Koryntu, 8 sierpnia 1997 roku
35
Marta FOX
Może tak trzeba
Może tak trzeba i tylko tak
teraz dzisiaj w tej chwili
Bez tego co było co będzie
wśród śniegu deszczu magnolii
których kwiaty rozkwitają na
krótko i prędzej niż liście
Może tak trzeba i właśnie tak
być władcą dwóch dni i jednej
nocy Odwrócić się odejść nie
mieć żalu nie myśleć zbyt wiele
nie oczekiwać stać się magnolią
lub drzewem w ostateczności
kamieniem i zacząć od nowa lub
trwać tylko
trwać
w Pszczynie, w słońcu nareszcie, 3 maja 1997 roku
36
Marta Fox
Nie ma we mnie żadnego wiersza
żadnych sensów ani metafor
codzienność rozgościła się na dobre
rozpostarła się tak szeroko
kamiennie i chropawo jak
plaża w Port St. Louis
Wiatr głaszcze moje ciało
i myśli które czasem wzlatują
by zatrzymać się na kiści
winogron lub oszronionym
dzbanie z sangrią
To wszystko
I nie wpadam w przerażenie
I nie czuję się nieszczęśliwa
ani gorsza
Port St. Louis - Marsylia, 15 czerwca 1995 roku
37
Marta Fox
Lustro
W lustrze wiszącym niegdyś w salonie mojej
babki a obecnie nad moim łożem dostrzegłam
swoją dłoń z czterema wyraznymi palcami i
z piątym w zarysie Kiedy ją odbiłam i dlaczego
Czy wtedy gdy sięgałam po lampkę metaxy lub po
papierosa albo po nowy wiersz który napisałam przed
Twoim przyjściem i koniecznie musiałam Ci go przeczytać
A może wtedy gdy z dokładnością do sekundy obliczyłeś
ile lat trwa nasza miłość Prawdopodobne że zdziwiona
ich wielością dotknęłam lustra by uwierzyć w Czas
A może wówczas gdy oliwiłeś moje opalone ramię
No bo chyba nie wtedy jak poczułam
że moje ciało rozpływa się w Twoim
w sierpniu 1997, w Katowicach
38
Marta Fox
Lustro II
 Bóg stworzył noce, co się zbroją snami,
I stworzył kształty luster, żeby człowiek
wiedział,
Że jest tylko odbiciem i marnością,
Dlatego sny i lustra niepokoją .
Jorge Luis Borges
Spraw Panie by nie śniły mi się
lustra by nie zwielokrotniały mojej
twarzy by nie wykrzywiały jej w różnych
kierunkach by nie straszyły drugą
stroną do której coraz częściej chcę
się przedostać Nie z ciekawości czystej
nie dla innych światów ale po to
tylko by nareszcie nie widzieć swojego
oblicza i przekonać się że ja to ja
i że dusza jest nieśmiertelna więc
rozmawiać możemy bez przeszkód
i bez obawy że któraś z twarzy
skrzywi się na dzwięk tego co
mówi
w Katowicach, w sierpniu 1997
39
Marta FOX
Nie zgasnę
Dzisiaj nie zgasnę
wspomnienie twoich rąk będzie
katować moje ciało
Nie zgasnę
poddam się wiatrowi niech hula we
mnie jak szarańcza niech mną rzuci
o mur zabagni każdą myśl
Jeszcze wczoraj
wczoraj
ciepłym sokiem kapiącym na
język powtarzałam trzy kolory
Dzisiaj pozostał we mnie tylko czarny
Ale nie zgasnę i nie umrę
bo pełna jestem kamieni z których
mogłabym zbudować dom
nie nasz
14/15 kwietnia 1997 roku, w drodze do Wiednia
40
MARTA FOX
Jak długo jeszcze jak
Nie jestem która wszystko zniesie
w milczeniu jak w kołnierzyku pod szyję
Zniesie ale w lustrach pokruszone
Stało się
Jak to się stało że ja tutaj na
jakiejś gasse ze słuchawkami na uszach
w których szaleje Philip Glass a ty
tam za górami i rzeką i mokry
cały a ja tutaj wśród fiołków figowców
i kamiennych figur w ogródku cała
Jak bardzo cała a jak pusta jak
bardzo sama a jak z jaskółkami
które oczywiście jak słowa
obijają się o korytarze luster
głucho się obijają
Jak głucho i jak
długo jeszcze
jak
15 kwietnia 1997 roku, w Wiedniu, na Engelsburggasse
41
Marta FOX
Sydonia von Borck
W trzeszczącym wózku z przewiązanymi oczami
w drodze do izby tortur
czesała jasne włosy i wplatała w nie
czarny bez
żeglarze jak zwykle się spozniali
Śmierć jak miłość spadla na nią
znienacka
Wtedy noc rozgorzała płomieniem stosu
jęzory ognia lizały jej stopy
dym wgryzał się w oczy oszalał w jej włosach
poczuła wielkość swojego fizycznego istnienia
Ręce wyfruwały z płomieni i każdy palec
uczestniczył w życiu jak w sakramentach
- Gdzie jest twój kot Chim i pies Jurgen -
pytali oprawcy Sydonię Borck krwi szlacheckiej
- Nie wiem gdzie są teraz - zdążyła wyszeptać -
znajdzcie moją wspólniczkę Martę
na torturach odpowie na pewno
w maju 1993 roku, w Katowicach
42
MARTA FOX
Poetka, autorka powieści nie tylko dla młodzieży, felietonistka
miesięcznika  Śląsk ( Listy spod kapelusza ).
Dwukrotna zdobywczyni Grand Prix w Ogólnopolskim Konkursie
Literatury Miłosnej ( proza - 1989, poezja - 1994). Dwukrotna
zdobywczyni wyróżnienia w konkursie  Książka Roku ,
przyznawanego przez International Board On Books For Young
People (Polish Section IBBY): 1995 rok za powieść Agaton-Gagaton:
jak pięknie być sobą, 2000 rok za serię powieści Pierwsza miłość.
Stypendystka Ministerstwa Kultury i Sztuki. Członek wrocławskiego
oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Mieszka w Katowicach.
Wydała książki:
Kapelusz zawsze zdejmuję ostatni
Batoniki Always miękkie jak deszczówka
Agaton-Gagaton: jak pięknie być sobą
Magda.doc
Paulina.doc
Wielkie ciężarówki wyjeżdżają z morza
Chcę być chłopcem jak mój ojciec
Zdarzyć się mogło, zdarzyć się musiało.
Z Wisławą Szymborską spotkanie w wierszu.
Ogrodnicy Północy. Poetów portret potrójny.
Romeo zjawi się potem
Więc nie wiń mnie za to
Do rana daleko
Zanim nadejdzie rozstanie
Westchnienia jak morskie huragany
Po nitkach babiego lata
Nie jestem która wszystko zniesie
Zrealizowała autorski spektakl poetycko-muzyczny w Teatrze
Śląskim - Zapłakać czerwonym deszczem z muzyką Bogdana
Mizerskiego
43


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Duchu Swiety, przyjdz dotknij mnie
Przyjdz dotknij mnie
duchu swiety przyjdz i dotknij mnie
Fox Marta

więcej podobnych podstron