MICHALKIEWICZ WODA Z MÓZGU PO EUROPEJSKU


Stanisław Michalkiewicz: Woda z mózgu po europejsku 2005-07-13 (17:34) ASME

Jak wiadomo, podróże kształcą, zwłaszcza, gdy jeździ się koleją. Lot samolotem
po Europie trwa zbyt krótko, by nawiązać jakieś trwalsze kontakty towarzyskie,
a w samochodzie - szkoda mówić. Tzn. nie tyle szkoda, co nie ma czasu na
mówienie w sytuacji, gdy co chwila człowiek unika śmierci lub kalectwa, a jeśli
nawet chwilowo nic z tych rzeczy mu nie grozi, to musi rozglądać się, czy
przypadkiem nie został namierzony przez policjantów, polujących na kierowców
przy drogach z tzw. zasiadki. Zatem - kto ma w głowie olej, ten idzie na kolej,
tzn. na dworzec, np. Dworzec Centralny w Warszawie. A kiedy już tam jest - może
obejrzeć sobie w holu głównym ekspozycję komiksów propagujących dobrodziejstwa
Unii Europejskiej. Komiksy te wykonane zostały przez biedne dzieci, którym
zdeprawowani dorośli agenci wmówili, że Unia jest cudnym rajem, a dzieci - jak
to dzieci - oczywiście uwierzyły w te ohydne kłamstwa bez zastrzeżeń. I oto ze
zderzenia ohydnych kłamstw z ufną wiarą dzieci w prawdomówność dorosłych
powstały owe komiksy jako prace konkursowe, a zwycięzcy konkursu zostali
wyeksponowani w holu głównym Dworca Centralnego w Warszawie.
Praca nagrodzona pierwszą nagrodą opowiada o biednym, ale przedsiębiorczym
wieśniaku, który dzięki swojej pomysłowości dorobił się już największego domu
we wsi. Pomysł jego zasię był taki, że kupił zdezelowaną "Nysę" i tą "Nysą"
zaczął rozwozić chleb, a potem i inne towary po wsiach, w których nie było
sklepu. Co prawda trochę trudno uwierzyć, że na rozwożeniu chleba po wsiach
można się szybko dorobić dużego domu, ale zasada jest prawidłowa:
przedsiębiorczość, pomysłowość i praca przynoszą bogactwo, a przynajmniej
powinny. Wszystko pięknie - tylko co ma z tym wspólnego Unia Europejska? Jeśli
cokolwiek, to tylko tyle, że w Unii Europejskiej, na bazie tutejszego
ustawodawstwa i tutejszych "standardów", ten typ przedsiębiorcy nie może w
ogóle się pojawić, a gdyby jakimś cudem się pojawił, to musi natychmiast
zniknąć. Skoro zajmuje się rozwożeniem chleba, a pewnie i innych towarów
spożywczych, to przecież musi spełnić cały szereg szalenie rygorystycznych
wymagań, żeby np. drogi pieczywa czerstwego nie krzyżowały się w nysce z
drogami pieczywa świeżego, a mięso i jego przetwory były szczelnie odseparowane
od mleka i jego przetworów, niczym w kuchni ortodoksyjnych Żydów. Powiedzmy
sobie szczerze, czy zdezelowana nysa nadaje się do spełnienia chociaż części
tych surowych wymagań? Ale przecież na tym nie koniec. Czy, dajmy na to,
policja dopuściłaby taką nysę do ruchu, skoro jest ona już "zdezelowana"? Takie
rzeczy możliwe były w Europie w XIX-wiecznym "dzikim" kapitalizmie, a dzisiaj
możliwe są w Chinach. Właśnie mój uczony przyjaciel powrócił stamtąd i zapytany
o wrażenia odparł krótko, że w Chinach jest XIX-wieczny kapitalizm. Jak ktoś
nie zamierza politykować na własną rękę, to wszystko mu wolno i nikt mu się do
niczego nie wtrąca. Więc ten ogromny i liczny kraj przeżywa prawdziwą eksplozję
przedsiębiorczości; każdy coś robi, coś sprzedaje, życie wre i widać ogromny
wzrost gospodarczy. Jeszcze chińskie towary ustępują zachodnim, podobnie jak
kiedyś japońskie były symbolem tandety, ale dzisiaj to właśnie japońska toyota
uchodzi za samochód "nie do zdarcia". Jednak i Chińczycy szybko się uczą, więc
jaka przyszłość czeka ten podupadający przytułek dla starców, zwany Unią
Europejską? Wracając do naszego komiksu, to młodociany autor nie odpowiedział
na najbardziej dręczące pytanie: w jaki sposób nasz przedsiębiorczy sprzedawca
chleba zapłacił haracz na ZUS, który przecież musiał zapłacić, zanim jeszcze
kupił zdezelowaną nysę, czy cokolwiek zarobił, no i jak tam u niego z
podatkami?
Ale nie bądźmy drobiazgowi i czepialscy, bo inny komiks, udelektowany niższą
nagrodą, mimowolnie rzuca snop światła na niektóre zagadnienia. Fabuła jest
taka, że oto do zapyziałej wsi polskiej wraca rodak z Kanady, bawiący tam w
charakterze gastarbeitera, którego Kanada zainspirowała pomysłem. Chodzi o
klony, z których soku sporządza się syrop przydatny do słodzenia i w ogóle.
Akurat w zapyziałej wsi polskiej klonów jest pod dostatkiem, ale jest jeden
problem - nasz gastarbeiter jakoś się w tej Kanadzie nie dorobił, a i rodzina -
co tu ukrywać - też ma płótno w kieszeni. Ale est modus in rebus! W powiecie
jest urzędnik ("Hej tam w Warszawie jest pan minister siwy i taki miły, przez
okno rzuca spojrzenia bystre..." i tak dalej), który rozdziela subwencje z Unii
Europejskiej na wspieranie przedsiębiorczości. Jak tylko uzna, że biznes rokuje
nadzieję, to otwiera worek z pieniędzmi i kandydata na biznesmena obsypuje
złotem. Młodociany autor komiksu nie zastanawia się oczywiście, skąd u tego
urzędnika taka znajomość biznesu, że tylko spojrzy, a już wie, czy będą z tego
pieniądze, czy nie, no i dlaczego człowiek obdarzony takim drygiem do interesów
sam żadnych interesów nie robi, tylko marnuje się w starostwie powiatowym na
posadce za jakieś marne grosze. Ale nie wymagajmy zbyt wiele od dzieci, kiedy u
nas i dorośli uważają takie rzeczy za normalne i niczemu się nie dziwią. Więc
nasz Kanadyjczyk przedstawia urzędnikowi biznesplan. Ten z początku nie wierzy
w sukces, ale potem daje się przekonać, obsypuje przyszłego biznesmena złotem i
jest gites tenteges. Mniejsza już o to, czego młodociany autor nie musi
wiedzieć, tzn. jaką łapówkę musiał obiecać Kanadyjczyk z przyznanej mu dotacji,
bo jak inaczej wytłumaczyć zmianę nastawienia naszego urzędnika do biznesplanu,
bo ważniejsza jest rzecz inna - dlaczego pieniądze ma urzędnik, a nie mają ich
mieszkańcy zapyziałej polskiej wsi? Odpowiedź wydaje się prosta: bo wcześniej
inni urzędnicy odebrali wieśniakom pieniądze już to w "inflacji", już to w
"ściąganiu nawisu inflacyjnego", a wreszcie - w podatkach. Właśnie inicjatorzy
akcji bojkotu stacji benzynowych wyliczyli, że gdyby zlikwidować podatki
nałożone na benzynę, to mogłaby ona kosztować 60 gr za litr. Gdyby nie ten
rabunek, wieśniacy mieliby pieniądze i nie potrzebowaliby ani prosić urzędnika,
ani dzielić się z nim dotacją. No tak, tylko że wtedy wyszłoby na jaw, iż te
wszystkie dobrodziejstwa unijne, to po prostu hucpa i blaga! A do tego nasze
pasożytnicze europejsy nie mogą dopuścić, więc robią ludziom wodę z mózgu za
pośrednictwem cudzych dzieci.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2007 04 Rehabilitacja po europejsku
certyfikacja po europejsku
MICHALKIEWICZ POZNAJEMY SIĘ PO PSEUDONIMACH
Zmiany na polskim rynku turystycznym po wejściu do Uni Europejskiej
Neuropsychologiczna ocena dysfunkcji poznawczych w depresji po udarze móżgu
MICHALKIEWICZ MANIFEST EUROPEJSÓW
Edukacje chorego po udarze mozgu
Zespół depresyjny po przebytym udarze mózgu (Post stroke depression – PSD)
27 po wiedzę i pracę do unii europejskiej
chory po udarze mozgu lekarz rodzinny
Pień mózgu widok od tyłu po usunięciu móżdżku (Dół równoległoboczny)

więcej podobnych podstron