Atlantyda - zaginiony ląd
Paweł Prystupa, Krapkowice.net Kurier Nr 33 (23.01.2004)
Mit zaginionego lądu położonego na zachód od Słupów Heraklesa, czyli Gibraltaru, liczy już ponad 2300 lat, a mimo to nadal toczy się gorące spory na temat Atlantydy. Większość ludzi kojarzy mit o Atlantydzie z greckim filozofem Platonem. Spisał on, na krótko przed swoją śmiercią w 347 r. p.n.e., zasłyszane dawno już opowieści. Nasza wiedza na temat tego tajemniczego Imperium pochodzi właśnie z jego dialogów 'Kritias' oraz 'Timaios'. Możemy tam przeczytać, że był to związek 10 królestw, a stolicą była wyspa na Morzu Atlantyckim - Basileia. Panowanie Atlantów rozciągało się na wiele wysp i część lądu stałego, a także na niektóre obszary nad Morzem Śródziemnym (Afryka Północna, Europa i Italia).
Są tam szczegółowe opisy stolicy Atlantydy obejmującej trzy kręgi wody i dwa kręgi lądu, z centralnym wzgórzem, na którym znajduje się, obok pałacu królewskiego, świątynia Posejdona i Kleje. Mowa jest o zadaszonych kanałach, podziemnych zespołach portowych, pokrytych połyskującym metalem murach (olichrankos
"metal połyskujący ogniem", zapewne miedź), niesamowitych dziełach sztuki i wspaniałych ogrodach. Z centralnego wzgórza biły dwa święte źródła - jedno gorące a drugie zimne. Znajdujemy tu opisy rytuałów ofiarnych i zwyczaju potyczek z bykami, o zebraniach królów i sądownictwie, Platon chwalił także zręczność mieszkańców w żegludze, sporcie i wojskowym fachu. A wojska były doskonale uzbrojone; prócz łuczników w skład armii wchodziło mnóstwo jazdy, 10 000 wozów bojowych i flota 1200 okrętów. Choć mieszkańcy należeli do mądrych i sprawiedliwych, zaczęli upadać - szerzyła się zazdrość i nienawiść, upadały wszelkie morale. I stało się coś straszliwego - "Później przyszły straszne trzęsienia ziemi i potopy i nadszedł jeden dzień i jedna noc okropna () i wyspa Atlantyda zanurzyła się pod powierzchnię morza i zniknęła. I dlatego teraz tamto morze jest dla okrętów niedostępne i niezbadane; bardzo gęsty muł stanowi przeszkodę - dostarczyła go wyspa zapadająca się na dno".
Tak sprawę przedstawił Platon. Możliwe, że upadek moralności mieszkańców Imperium to już jego własny dodatek, służący moralizatorskim celom. Mit o pogrążonej w odmętach wielkiego morza wyspie pochodzi od egipskich kapłanów. Około 600 r. p.n.e. Grek Solon wybrał się do Egiptu, by tam pobierać nauki. Szczególnie rozmowni byli kapłani ze świątyń. Jeden z nich wygłosił przed gościem taką uwagę: "Oj, Solonie, Solonie! Wy, Hellenowie, zawsze jesteście dziećmi. Nie ma starca między Hellenami". Dość współczująca uwaga na temat naiwności wielkiego męża stanu. Ale też niebezpodstawna - Grek myślał przedmiotowo i logicznie, podczas gdy egipscy kapłani obracali się w złożonym systemie mistycznych światów. Wiele twierdzeń, będących ponad wszelką wątpliwość obrazowym nawiązaniem do doświadczeń mistycznych, Solon traktował poważnie. Wszelkie wyjaśnienia, relacje i nauki Egipcjan były po części mistycznej, a po części realistycznej natury. Grek brał wszystko za mitologiczne bajki, albo za rzeczywiste fakty. A więc podszedł do sprawy właściwie jak niedojrzałe dziecko.
Wróciwszy do Grecji, opowiedział przyjacielowi Dropidesowi, czego dowiedział się w kraju nad Nilem. Ten przekazał te wiadomości swojemu synowi, który w wieku 90 lat przekazał wszystko swojemu 9-letniemu podówczas wnukowi Kritiasowi. Jego bratankiem był filozof i pisarz Platon, który z powodu wrodzonej ciekawości wszystkiego, pragnął dowiedzieć się od stryja, co pamięta od zasłyszanych jeszcze z trzeciej ręki opowieści z osobliwego kraju. Nawet jeśli Solon zdołał pojąć mistyczną treść otrzymanych informacji, to przy założeniu, że w łańcuchu przekazów obejmującym niemal 300 lat jednemu tylko ogniwu mogły być obce doświadczenia mistyczne, w końcowym rozrachunku nie sposób było oddzielić realizmu od symboli. Zresztą, kiedy kapłani opowiedzieli Solonowi o Atlantydzie, kraina podobno już od 8000 albo 9000 lat spoczywała na dnie morza. Hmm... Tę datę można, a nawet trzeba podać w wątpliwość - Atlantowie dysponowali bronią i sprzętem z żelaza, a ten metal wszedł w użycie dopiero pod koniec drugiego tysiąclecia przed Chrystusem. Więc jak to wytłumaczyć? Otóż w czasach Solona Egipcjanie liczyli czas według miesięcy, nie zaś lat. Biorąc ten fakt pod uwagę, wydarzenia z opowieści rozgrywałyby się gdzieś w połowie XIII w. p.n.e. Daje to już jakiś punkt oparcia.
Wypada jeszcze wspomnieć, że Atlanci próbowali podbić Helladę i Egipt: "Więc ta cała potęga zjednoczona próbowała raz jednym uderzeniem ujarzmić wasz i nasz kraj (Helladę i Egipt) i całą okolicę Morza Śródziemnego. Wtedy to, Solonie, objawiła się wszystkim ludziom potęga Aten: jego dzielność i siła. Wasze miasto stanęło na czele wszystkich, zachowało równowagę ducha, rozwinęło sztuki wojenne i już to na czele Hellady, już też odosobnione, bo inni je opuścili z konieczności, w skrajne niebezpieczeństwo popadło, jednak pokonało najeźdźców i wzniosło pomnik zwycięstwa ()". Wiele ludów, nie tylko Egipcjanie, relacjonują najazd hord tajemniczych "ludów morza", które zaatakowały m.in. Korsykę. Ich ojczyzny doszukiwano się w Palestynie, na Wyspach Egejskich, na Krecie, w Grecji, Tesalii albo Macedonii. Ale przecież nikt nie atakuje własnej, ojczystej ziemi, więc nie może być to prawda. A wszystkie te tereny zostały napadnięte około 1200 roku p.n.e. Więc skąd przybyli najeźdźcy? Na ścianie egipskiej świątyni w Medinet Habu widać wyraźnie niezwykłe uzbrojenie "ludów morza": długie miecze o charakterystycznych rękojeściach, ozdobione rogami lub piórami hełmy, okrągłe tarcze oraz okręty nasuwające skojarzenia z tymi przedstawianymi na południowoskandynawskich rysunkach naskalnych. Podobieństwo nie może być przypadkowe.
Czyżby mieszkańcy południowej Skandynawii ok. 1200 r. p.n.e. wyruszyli na okrętach, by zdobyć śródziemnomorskie bogate kraje? Inskrypcje ze świątyni w Medinet Habu głosi: "Żaden kraj nie zdołał im się oprzeć: Hatti (państwo Hetytów), Kode (część dzisiejszej Cylicji), Karkemisz (nad Eufratem), Jeret (może chodzi o Kretę?) i Jerez (Cypr) zostały za jednym zamachem zniszczone. Rozbili swój obóz w kraju Amurru (wybrzeże dzisiejszej Syrii) i doprowadzili do zguby kraj i ludzi, jakby nigdy ich nie było (). Z tego tekstu wynika, że nie mogli być w małej liczbie, raczej wywędrowali w wielkiej liczbie ze swej ojczyzny na północy. Ta hipoteza się potwierdza - od połowy XIII w. p.n.e. na wyspach duńskich i stałym skandynawskim lądzie jest bardzo mało znalezisk archeologicznych. Mieszkańcy spakowali manatki i opuścili te tereny. Teraz oczywiste pytanie: dlaczego?
W roku 1911 klimatolog D. Wildvang doniósł o "prehistorycznej katastrofie u niemieckich wybrzeży Morza Północnego": "Z właściwym sobie niepohamowanym impetem Morze Północne wystąpiło z brzegów po raz pierwszy () aż po krawędzie wysokich wybrzeży i swoimi mocno zasolonymi wodami spowodowało wyniszczenie wszelkiej roślinności. Wydaje się, że wspaniałe zasoby lasów padły już przy pierwszym uderzeniu () Wszystkie korony powalonych drzew zwrócone były na wschód, co umacnia przypuszczenie, że katastrofę spowodował idący od zachody wicher". Wildvang podbudowuje swe wywody wynikami licznych wierceń w torfie oraz przy budowie kanałów i śluz w północnych Niemczech. Kataklizm miał miejsce w ciągu ostatnich 300 lat drugiego tysiąclecie przed Chrystusem, a więc wtedy, gdy doszło do gwałtownej i jednoczesnej erupcji wielu wulkanów w Europie - Santoryn wyrzucił ponad 130 km sześciennych rozżarzonych kamieni i gorących popiołów, uaktywniła się Etna, najprawdopodobniej doszło też do wycieku do morza całych rzek lawy z wulkanów na Synaju i Islandii. Podwodne wstrząsy powodowały fale pustoszące całe połacie lądu. Drobny popiół wulkaniczny zaćmił słońce i doszło do spadku temperatury. Zbyt katastrofalne, by mogło być prawdziwe? Podobne zaburzenie klimatu miało miejsce przecież w roku 1883, kiedy wybuch Krakatau i spowodował klęskę nieurodzaju. Morze Północne właśnie takiemu kataklizmowi może zawdzięczać staroceltycką nazwę Marimarusa oraz używane przez Greków określenie thalassa nekron i nekros pontos, tak też nazywali to morze Rzymianie
mare mortuum. Wszystkie te określenie znaczą: "morze umarłych". Pogorszenie się warunków klimatycznych i zalanie dużych obszarów na zachód od dzisiejszej Jutlandii i Szlezwiku-Holsztyna, co w tamtych czasach było wystarczającym powodem do szukania nowych terenów, choćby trzeba byłoby zgarnąć je przemocą.
A więc takie jest tło historyczne mitu o Atlantydzie? Pochodzący z północy Niemiec J. Spanuth, pastor, archeolog i prehistoryk, rozważał długo tę kwestię i w roku 1953 opublikował książkę "Rozwiązana zagadka Atlantydy". Jest to książka kontrowersyjna i po dziś budząca gorące dyskusje, wpierw się nią zachwycano, ale później nazwano Spanutha rozsiewaczem "piramidalnych bzdur". Odnalazł on "ludy morza" w ludach północnej Europy i szukał Basilei na wschód od Helgolandu, gdzie ekspedycje nurków znalazły w płytkiej wodzie pozostało zbudowanych przez ludzi murów, ale czy jest to Atlantyda, bogata stolica niezwykłego imperium? Tego chyba nigdy się nie dowiemy...
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Wilson Ian Zaginiony ląd AtlantydyJokai Mor Oceania Historia świata zaginiongo Opowieść o zagładzie AtlantydyOBE, Atlantydzkie, 23 metody, Ld043 Dolina Zaginionych Kobietuptodate3 lad mag transcriptDZIEWCZYNO ma Atlantis txtwięcej podobnych podstron