v 03 039







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
III.39)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga III - Drugi
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






39. PRZYPOWIEŚĆ
O SIEWCY
Napisane
4 czerwca 1945. A, 5241-5253
Jezus
mówi do mnie, pokazując bieg
Jordanu lub raczej miejsce, w którym wpada on do Jeziora
Tyberiadzkiego. Leży tam miasto
Betsaida – na prawym brzegu rzeki, jeśli patrzy się w kierunku
północnym.
«Obecnie
miasto nie leży już nad samym
jeziorem, lecz nieco w głębi lądu, co powoduje zamieszanie wśród
specjalistów.
Wyjaśnienia trzeba szukać w fakcie, iż z tej strony jezioro jest
wypełnione
materiałem, który rzeka naniosła w ciągu dwudziestu wieków. Następowało
też
osuwanie się spadzistych wzgórz Betsaidy. W przeszłości miasto
znajdowało się
dokładnie w miejscu ujścia rzeki do jeziora. Nawet najmniejsze łodzie –
w porach, gdy
wody rzeki były najwyższe – płynęły w górę na dość długim odcinku aż do
wysokości Korozain rzeką, która służyła za port i schronienie dla łodzi
z Betsaidy
w dniach burz na jeziorze. To [wyjaśnienie] nie jest dla ciebie, gdyż
niewiele cię to
obchodzi, lecz dla wymagających uczonych. A teraz dalej....»
Łodzie
apostołów, po przepłynięciu
dość krótkiego odcinka jeziora, dzielącego Kafarnaum od Betsaidy,
cumują w tym
mieście. Inne łodzie podążały za nimi i wysiada z nich wielu ludzi.
Przyłączają
się do przybyłych z Betsaidy na powitanie Nauczyciela. Jezus wchodzi do
domu Piotra, w
którym... znowu jest jego małżonka. Wolała żyć raczej sama, niż słuchać
nieustannych narzekań matki pod adresem swego męża.
Ludzie
na dworze gromkimi okrzykami
dopominają się o Nauczyciela. To denerwuje Piotra. Wychodzi na taras i
przemawia do
ziomków, a przynajmniej mówi im, że powinni [okazać] nieco szacunku i
uprzejmości. On
sam – gdy ma Jezusa w swoim domu – chciałby również nacieszyć
się trochę
spokojniej obecnością Nauczyciela. Tymczasem – choć kazał swojej
małżonce
przynieść wiele rzeczy – ma czas i przyjemność ofiarować Nauczycielowi
jedynie
odrobinę wody z miodem. Piotr gdera. Jezus patrzy na niego z uśmiechem
i potrząsając
głową mówi:
«Można
by sądzić, że nigdy Mnie nie
widujesz i że wyjątkowo jesteśmy razem!»
«Ależ
tak właśnie jest! Czyż
jesteśmy sami, tylko Ty i Ja, kiedy przebywamy pośród ludzi? Nigdy!
Pomiędzy Tobą a
mną są ludzie ze swymi chorymi, zatroskani, słuchacze, ciekawscy,
oszczercy, wrogowie,
ale nigdy nie jesteśmy sami – Ty i ja. Dziś natomiast jesteś ze mną, w
moim domu, i
powinni to zrozumieć.»
Piotr
jest naprawdę nadąsany.
«Ależ Ja
nie widzę różnicy, Szymonie.
Moja miłość jest taka sama. Moje słowo jest takie samo. Czy mówię ci je
prywatnie,
czy kieruję je do wszystkich, czyż to nie to samo?»
Piotr
wyraża swą wielką troskę:
«To
dlatego, że jestem tępy i łatwo
się rozpraszam. Kiedy mówisz na jakimś placu, na górze, pośród bardzo
wielkiego
tłumu, ja – nie wiem dlaczego – rozumiem wszystko, lecz niczego sobie
potem nie
przypominam. Powiedziałem to moim towarzyszom i przyznali mi rację.
Inni – to znaczy
słuchający Ciebie lud – rozumie Cię i pamięta, o czym mówisz. Ileż to
razy
słyszeliśmy czyjeś wyznanie: “Już więcej tego nie robiłem, bo Ty tak
powiedziałeś.” Albo: “Przyszedłem, bo pewnego dnia usłyszałem, jak
mówiłeś to
czy tamto, i poruszyło to mojego ducha.”. My – przeciwnie... Hmmm! To
jak bieg wody,
która przepływa nie zatrzymując się. Na brzegu nie ma już tej samej
wody, bo
przepłynęła. Przychodzi nowa, ciągle nowa i wciąż jej tak wiele. Jednak
przepływa,
przepływa, przepływa... Myślę z przerażeniem, że jeśli stanie się tak,
jak
mówisz, i nadejdzie chwila, kiedy Ciebie już tu nie będzie, aby
spełniać rolę rzeki
i... i ja... Cóż dam tym wszystkim spragnionym, skoro nie zachowuję
nawet jednej kropli
z tego, co mi dajesz?»
Inni
także przyłączają się do skarg
Piotra. Rozpaczają, że nigdy nic nie odnajdują z tego, co słyszeli,
kiedy chcą to
sobie przypomnieć, by odpowiedzieć licznym pytającym. Jezus uśmiecha
się i odpowiada:
«Nie
sądzę, [że tak jest]. Ludzie są
także z was zadowoleni...»
«O, tak!
Z tego, co robimy!... Bo
torujemy innym przejście i w tym celu rozpychamy się łokciami. Nosimy
chorych, zbieramy
jałmużnę i mówimy: “Tak. Nauczyciel to tamten!” Piękne zajęcie,
naprawdę!»
«Nie
poniżaj się zbytnio, Szymonie.»
«Nie
poniżam się, po prostu znam
siebie.»
«To
najtrudniejsza wiedza. Chcę
jednak rozwiać twe obawy. Kiedy mówię, a wy nie możecie wszystkiego
zrozumieć i
zapamiętać, pytajcie bez lęku, że Mnie zanudzacie lub że Mnie
zniechęcacie. Zawsze
mamy chwile szczerości. Wtedy otwórzcie przede Mną serca. Tyle daję tak
wielu ludziom.
Czegóż nie dałbym wam, których Bóg nie może kochać bardziej niż Ja?
Mówiłeś o
biegu [wody w rzece], która płynie i brzegi jej nie zatrzymują.
Nadejdzie dzień, kiedy
zauważysz, że każda fala zostawiła ci ziarno, a z każdego ziarenka
wyrosła roślina.
Znajdziesz w zasięgu ręki kwiaty i rośliny na wszystkie okoliczności i
będziesz sam
zdziwiony mówiąc: “Cóż mi Pan uczynił?”. Wtedy też będziesz wybawiony z
niewoli
grzechu i twe obecne cnoty osiągną wysoką doskonałość.»
«Ty to
mówisz, Panie, więc ufam Twemu
słowu.»
«Teraz
chodźmy odnaleźć tych, którzy
na nas czekają. Chodźcie. Pokój tobie, niewiasto. Będę twoim gościem
dziś
wieczorem.»
Wychodzą.
Jezus kieruje się w stronę
jeziora, aby Go nie potrącał tłum. Piotr dba o to, by oddalić się
łodzią na
odległość kilku metrów od brzegu, tak że wszyscy mogą słyszeć głos
Jezusa, a jest
nieco przestrzeni między Nim a słuchaczami.
«[W
drodze] z Kafarnaum do tego miejsca
zastanawiałem się, co powinienem wam powiedzieć. I znalazłem wskazówkę
w
wydarzeniach tego ranka.
Widzieliście,
że przyszło do Mnie
trzech mężczyzn. Jeden spontanicznie, drugi – ponieważ Go poprosiłem, a
trzeci –
ogarnięty nagłym entuzjazmem. Widzieliście też, że z trzech
pozostawiłem jedynie
dwóch. Dlaczego? Czy może ujrzałem w trzecim zdrajcę? Nie. Naprawdę.
Jednak on nie
był przygotowany. Z pozoru najmniej przygotowanym wydawał się ten,
który jest przy
Mnie, a szedł pogrzebać ojca. Tymczasem najmniej przygotowanym był
trzeci. Drugi był
przygotowany na swój sposób, tak że potrafił dokonać ofiary naprawdę
heroicznej. Heroizm
w podążaniu za Bogiem jest zawsze dowodem mocnego duchowego
przygotowania. To
wyjaśnia niektóre zaskakujące wydarzenia, które mają miejsce wokół
Mnie.
Najbardziej przygotowani do przyjęcia Chrystusa – jakiekolwiek byłoby
ich pochodzenie
czy wykształcenie – są ci, którzy przychodzą do Mnie z gotowością i z
całkowitą
wiarą. Najmniej przygotowani widzą we Mnie człowieka, wybijającego się
ze
zwyczajności, albo też badają Mnie podejrzliwie i z ciekawością, lub
atakują i
poniżają różnorodnymi oskarżeniami. Różne sposoby zachowania zależą od
[stopnia]
braku przygotowania ducha.
W
narodzie wybranym wszędzie powinny
znajdować się dusze gotowe przyjąć tego Mesjasza, na którego z
niepokojem czekali
Patriarchowie i Prorocy; tego Mesjasza, który wreszcie przybył, a
którego poprzedziły
i któremu towarzyszyły wszystkie znaki zapowiedziane przez Proroków;
tego Mesjasza,
którego duchowa sylwetka zarysowuje się coraz wyraźniej poprzez cuda
widzialne,
odnoszące się do ciał i żywiołów, poprzez cuda niewidzialne, w
sumieniach, które
się nawracają, i poprzez cuda dokonane dla pogan, zwracających się ku
Bogu
Prawdziwemu. Tak jednak nie jest. Stawia się silne przeszkody gotowości
podążania za
Mesjaszem właśnie dzieciom tego ludu i – rzecz bolesna do wypowiedzenia
– jest ich
tym więcej, im wyższa jest klasa w społeczeństwie. Nie mówię tego, aby
was
zgorszyć, lecz doprowadzić do modlitwy i zastanowienia. Dlaczego tak
się dzieje?
Dlaczego więcej jest pogan i grzeszników, którzy idą Moją drogą?
Dlaczego ci
przyjmują to, co mówię, a inni – nie? Dlatego że synowie Izraela są
podobni do
perłodajnych ostryg, które zakotwiczone są czy raczej wetknięte w rafę,
na której
się zrodziły. Są nasyceni, przepełnieni, nadęci swą wiedzą i
nie potrafią
zrobić miejsca dla nauki Mojej – odrzucając to, co zbędne, aby przyjąć
to, co
konieczne. Inni nie są tak zniewoleni. To ubodzy poganie lub biedni
grzesznicy –
podobni do dryfujących statków, których żadna kotwica nie utrzymuje na
miejscu. To
biedacy, nie posiadający skarbów – lecz jedynie bagaż błędów i
grzechów.
Pozbywają się tego ciężaru z radością, gdy tylko udaje im się pojąć,
czym jest
Dobra Nowina, i gdy kosztują tego wzmacniającego miodu, tak całkowicie
odmiennego od
odrażającej mikstury ich grzechów.
Posłuchajcie,
a być może lepiej
pojmiecie, jak odmienne mogą być owoce tej samej pracy.


[por. Mt 13,1-9; Mk 4,19;
Łk 8,4-8] Siewca wyszedł siać.
Jego pola były
liczne i różnej wartości. Niektóre otrzymał w spadku po ojcu.
Zaniedbanie sprawiło,
że rozmnożyły się na nich kolczaste rośliny. Inne sam nabył: kupił je
od
niedbałego człowieka i pozostawił. Jeszcze inne poprzecinał drogami, bo
człowiek ten
lubił wygodę i nie chciał nakładać drogi, idąc z jednego miejsca na
drugie. Były
wreszcie takie, najbliższe domu, którym poświęcił całą swą troskę, aby
mieć
przed domem przyjemny widok. Te ostatnie były dobrze uprzątnięte z
kamieni, cierni,
chwastów i innych rzeczy.
Człowiek
ten wziął worek z ziarnem –
najlepszym ziarnem – i zaczął siać. Ziarno padło na pola najbliższe
domu, na dobrą
glebę, pulchną, zaoraną, oczyszczoną, dobrze nawożoną. Upadło też na
pola
poprzecinane ścieżkami i drogami, które urodzajną ziemię okryły brudem
suchego
pyłu. Inna część [ziarna] upadła na pola, na których nieudolność
człowieka
pozwoliła wyrosnąć ciernistym roślinom. Co prawda przeorał je pług i
wydawało się,
że już ich nie ma. Tymczasem chwasty te nadal istniały, gdyż tylko
ogień, który
niszczy je zupełnie, nie pozwala im się odrodzić. Reszta
ziarna padła na
kupione za bezcen pola, które człowiek pozostawił takimi, jakie były:
niezbyt
głęboko zaorane, nie oczyszczone z kamieni, rozrzuconych po ziemi.
Tworzyły one na niej
jakby twardy bruk, w który nie mogły wrosnąć delikatne korzenie.
Po
zasianiu całego ziarna powrócił do
domu i powiedział: “O! Jak dobrze! Teraz trzeba tylko czekać na żniwa.”
Potem
cieszył się, bo z upływem dni widział, jak kiełkuje ziarno na polach
blisko domu i
jak wyrasta... O! Jakie jedwabiste dywany! A potem kłosy... O, co za
morze! Zboże
następnie bielało i uderzając kłosami śpiewało niebu ‘hosanna’.
Człowiek
mówił sobie: “Wszystkie pola będą jak to! Przygotujmy sierpy i
spichlerze. Ileż
chleba! Ile złota!” I zachwycał się...
Zebrał
zboże z pól najbliższych domu,
potem poszedł na te, które odziedziczył po ojcu, lecz pozostawił
zdziczałe. Stanął
z otwartymi ustami. Ziarno wzeszło co prawda obficie, bo pola były
dobre, a ziemia – o
którą dbał ojciec – żyzna i urodzajna, jednak jej żyzność sprawiła, że
wzrosły
również ciernie, poruszone wprawdzie przez pług, lecz wciąż żywe.
Wyrosły one i
stworzyły prawdziwy dach z gałązek tak najeżonych cierniami, że kiełki
nie mogły
się przez nie przedostać. Przebiło się tylko kilka rzadkich kłosów.
Reszta była
prawie całkowicie martwa, zaduszona.
Człowiek
powiedział sobie: “Nie
zadbałem o to miejsce. Gdzie indziej jednak nie było cierni, tam będzie
lepiej”. I
poszedł na pola niedawno nabyte. Zaskoczenie zwiększyło smutek. Cienkie
i wyschłe
listki zbóż leżały wszędzie jak suche siano. Suche siano! “Jak to? Jak
to?” –
pytał człowiek, jęcząc. “Przecież tu nie było cierni! Przecież ziarno
było takie
samo! Przecież zboże wyrosło gęste i piękne! Widać to po listkach
dobrze
uformowanych i licznych. Dlaczego zatem wszystko zmarniało i nie
powstały nawet
kłosy?” Z bólem zaczął ryć w ziemi, aby zobaczyć, czy znajdzie tam
gniazda kretów
lub inne szkodniki. Nie, nie było ani robaków, ani gryzoni. Ale ile
kamieni, ileż
kamieni, rumowisko! Pola były nimi zupełnie pokryte i odrobina ziemi,
która je
okrywała, wprowadzała w błąd. O, gdyby użył pługa w odpowiednim czasie!
O, gdyby
trochę pokopał, zanim nabył te pola, zanim je zakupił jako teren dobry!
O! Gdyby
przynajmniej – popełniwszy błąd ich zakupienia za proponowaną sumę, bez
upewnienia
się co do ich wartości – użyźnił je, nawet za cenę zmęczenia! Teraz
było już za
późno i żale były zbyteczne.
Człowiek
podniósł się, upokorzony, i
udał się na pola, które poprzecinał małymi ścieżkami dla swej wygody...
I rozdarł
z bólu szaty. Nie było tam nic, zupełnie nic... Ciemną ziemię pola
okrywała lekka
warstwa białego pyłu... Człowiek upadł na ziemię, jęcząc: “A tu,
dlaczego? Tu nie
ma cierni ani kamieni. Przecież to są nasze pola. Dziadek, ojciec i ja
zawsze je
posiadaliśmy i przez długie, długie lata użyźnialiśmy je. Zrobiłem na
nich
wprawdzie ścieżki, usunąłem ziemię z pól, lecz to nie mogło ich uczynić
do tego
stopnia nieurodzajnymi...” Płakał jeszcze, kiedy została mu udzielona
odpowiedź na
jego bolesne skargi. Ogromne stada ptaków uporczywie chodziły od
ścieżek do pola, od
pola do ścieżek, aby szukać, szukać, szukać ziaren, ziaren, ziaren...
Pole stało
się siatką dróżek, na których brzegi upadły ziarna i przyciągnęły stada
ptaków.
Zjadły najpierw ziarno, leżące na ścieżkach, a potem to z pola, aż do
ostatniego
ziarenka.
Tak więc
ten sam zasiew na różnych
polach przyniósł odmienny plon: tu stokrotny, tam
sześćdziesięciokrotny, gdzie
indziej trzydziestokrotny, a jeszcze gdzie indziej nie przyniósł go
wcale. Kto ma uszy
do słuchania, niechaj słucha. Zasiew to Słowo, które jest takie samo
dla wszystkich.
Miejsca, na które ono pada, to wasze serca. Niech każdy to pojmie i
zastosuje. Pokój
niech będzie z wami.»
Potem
zwracając się do Piotra, mówi mu:
«Odpłyń
tak daleko, jak możesz, i
zatrzymaj się po drugiej stronie.»
Podczas
gdy dwie łodzie posuwają się
nieco po rzece, aby potem zatrzymać się przy brzegu, Jezus siada i pyta
nowego ucznia:
«Kto
został teraz u ciebie w domu?»
«Moja
matka i starszy brat, od pięciu
lat żonaty. Siostry rozproszyły się po okolicy. Mój ojciec był bardzo
dobry i matka
go opłakuje, zasmucona...»
Młodzieniec
przerywa nagle, bo czuje
szloch podchodzący do serca. Jezus bierze go za rękę i mówi:
«Ja też
poznałem ten ból i widziałem,
jak płakała Moja Matka. Rozumiem cię więc dobrze...»
Tarcie
łodzi o brzeg przerywa rozmowę.
Wysiadają. Tu nie ma już niskich pagórków Betsaidy zanurzających –
jeśli można
tak powiedzieć – swe nosy w jeziorze, lecz równina z bogatymi plonami,
rozciągająca
się na brzegu naprzeciw Betsaidy od strony północnej.
«Idziemy
do Meron?» – pyta Piotr.
«Nie.
Pójdziemy ścieżką przez pola.»
Pola,
piękne i dobrze utrzymane, ukazują
kłosy jeszcze delikatne, lecz już uformowane. Wszystkie są tej samej
wysokości. Z
powodu lekkiego falowania, którym znaczy je chłodny wiatr od północy,
wydają się
tworzyć inne małe jezioro, na którym rolę żagli spełniają drzewa
wznoszące się to
tu, to tam, pełne świergotu ptaków.
«Te pola
nie są jak te z przypowieści»
– zauważa kuzyn Jakub.
«Nie, z
pewnością! Ptaki ich nie
zniszczyły, nie ma cierni ani kamieni. Piękne ziarno! Za miesiąc będzie
już jasne...
a za dwa miesiące gotowe pod sierp i do spichrza.» – mówi Judasz
Iskariota.
«Nauczycielu...
przypominam Ci, co
powiedziałeś w moim domu. Tak pięknie mówiłeś. Jednak zaczynam mieć w
głowie
zamęt, podobny do tych obłoków w górze...» – mówi Piotr.
«Dziś
wieczorem ci to wyjaśnię.
Jesteśmy już niedaleko Korozain. – Patrząc na nowego ucznia Jezus mówi:
– Daje
się temu, kto daje; posiadanie zaś nie odbiera zasługi płynącej z daru.
Zaprowadź Mnie do [rodzinnego] grobu i do domu twojej matki.»
Młody
mężczyzna klęka i zalany łzami
całuje rękę Jezusa.
«Wstań.
Chodźmy. Mój duch odczuł
twój smutek. Moją miłością chcę umocnić twoją odwagę.»
«Izaak,
starzec, opowiadał mi, jak
bardzo jesteś dobry. Izaak, wiesz? Ten, któremu uzdrowiłeś córkę. On
mnie pouczał.
Widzę jednak, że Twoja dobroć jest jeszcze większa, niż mówił.»
«Pójdziemy
też pozdrowić starca, aby
mu podziękować za to, że Mi dał ucznia.»
Przybywają
do Korozain i pierwszym
napotkanym domem jest właśnie dom Izaaka. Starzec akurat wraca do domu.
Na widok grupy
złożonej z Jezusa i [uczniów] – w której jest młodzieniec z Korozain –
podnosi
rękę z laską, wstrzymuje oddech i otwiera usta. Jezus uśmiecha się i
Jego uśmiech
przywraca mu mowę.
«Niech
Bóg Cię błogosławi,
Nauczycielu! Skądże mi ten zaszczyt?»
«Chcę ci
powiedzieć:
“dziękuję”.»
«Ależ za
co, mój Boże! To ja muszę Ci
to powiedzieć. Ale wejdź, wejdź. O! Co za szkoda, że moja córka jest
daleko, u swej
teściowej! Bo wyszła za mąż, wiesz? Wszystkie błogosławieństwa
[spływają], odkąd
Cię spotkałem! Wyzdrowiała, a zaraz potem bogaty krewny powrócił z
daleka, wdowiec z
dziećmi potrzebującymi matki... O! Przecież już Ci to wszystko mówiłem!
Mam starą
głowę! Wybacz mi.»
«Twoja
głowa jest mądra, dlatego
zapomina pochwalić się dobrem, uczynionym dla Nauczyciela. Zapomnieć o
uczynionym przez
siebie dobru to mądrość. Ujawnia pokorę i ufanie Bogu.»
«Ale
ja... nie wiem...»
«A ten
uczeń, to nie dzięki tobie go
mam?»
«O!...
Przecież ja nic nie uczyniłem,
wiesz o tym. Powiedziałem mu tylko prawdę... i cieszę się, że Eliasz
jest z Tobą.»
Starzec
odwraca się do Eliasza ze
słowami:
«Twoja
matka po pierwszym zaskoczeniu
otarła łzy, kiedy się dowiedziała, że zostałeś z Nauczycielem. Twój
ojciec miał
pomimo to godny pogrzeb. Niedawno został złożony w grobie.»
«A mój
brat?»
«Milczy...
wiesz... twoja nieobecność
była dla niego czymś ciężkim... z powodu wioski... On jeszcze tak
myśli...»
Młodzieniec
zwraca się do Jezusa:
«Powiedziałeś
to. Jednak nie
chciałbym, aby on był umarły... Spraw, żeby ożył jak ja i niech Ci
służy.»
Inni nie
rozumieją i patrzą na siebie
pytająco. Jezus odpowiada:
«Nie
trać nadziei i trwaj.»
Potem
błogosławi Izaaka i wychodzi mimo
jego nalegania.
Zatrzymują
się najpierw przy zamkniętym
grobie. Modlą się. Następnie, przez winnicę częściowo uprzątniętą, idą
do domu
Eliasza.
Spotkanie
dwóch braci jest raczej
chłodne. Starszy jest obrażony i chce to okazać. Młodszy czuje się po
ludzku winny i
nie reaguje. Wchodzi jednak matka. Bez słowa rzuca się na twarz i
całuje kraj szaty
Jezusa. Jej przybycie rozpogadza atmosferę i umysły na tyle, że wszyscy
chcą uczcić
Nauczyciela. Jednak Jezus niczego nie przyjmuje i mówi tylko:
«Niech
wasze serca będą sprawiedliwe
wobec siebie nawzajem, jak sprawiedliwym był ten, którego opłakujecie.
Nie nadawajcie
ludzkiego piętna temu, co jest nadludzkie: śmierci i wezwaniu do misji.
Dusza
sprawiedliwego nie jest wstrząśnięta tym, że jego syn nie był przy
wkładaniu do
grobu jego zwłok. Przeciwnie nawet, uspokoiła się, myśląc o bezpiecznej
przyszłości
swego Eliasza. Niech światowy sposób myślenia nie mąci łaski powołania.
Chociaż
świat mógł się dziwić, nie widząc go przy grobie ojca, jednak aniołowie
radowali
się widząc go u boku Mesjasza. Bądźcie sprawiedliwi. Niech syn będzie
pociechą dla
ciebie, matko. Wychowałaś go mądrze i został wezwany przez Mądrość.
Wszystkich was
błogosławię. Pokój niech będzie z wami, teraz i na zawsze.»
Powracają
na drogę, którą szli, aby
udać się do rzeki i do Betsaidy. Eliasz nie zatrzymał się ani na chwilę
na
rodzicielskim progu. Po pożegnalnym pocałunku matki poszedł za
Nauczycielem z prostotą
dziecka, idącego za swoim ojcem.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2010 03, str 035 039
03 0000 039 02 Leczenie choroby Lesniowskiego Crohna u dzieci
863 03
ALL L130310?lass101
Mode 03 Chaos Mode
2009 03 Our 100Th Issue
jezyk ukrainski lekcja 03
DB Movie 03 Mysterious Adventures
Szkol Okres pracodawców 03 ochrona ppoż
Fakty nieznane , bo niebyłe Nasz Dziennik, 2011 03 16
2009 03 BP KGP Niebieska karta sprawozdanie za 2008rid&657
Gigabit Ethernet 03
Kuchnia francuska po prostu (odc 03) Kolorowe budynie

więcej podobnych podstron