ciemna strona mocy










Ciemna strona mocy - Polacy w Wehrmachcie







 
Focus Historia - 04/02/2010



 
 
Andrzej FedorowiczCiemna
strona mocy


 

 

W
hitlerowskiej armii walczyło więcej Polaków niż w Armii Krajowej, Armii
Czerwonej i jej formacjach sojuszniczych czy w Polskich Siłach Zbrojnych na
Zachodzie. Mundur feldgrau założyło ponad pół miliona dawnych obywateli II
RP



 

Kiedy tylko skończył 18
lat, natychmiast został powołany do hufca pracy, tzw. RAD-u, który miał być
przygotowaniem do służby w niemieckiej armii. Wiosną 1942 r. tacy jak on
poborowi zostali zebrani w Piszu (wówczas Johannesburg) i wysłani na front
wschodni do służby pomocniczej. Wesołowski trafił na Kaukaz, gdzie w
Mineralnych Wodach pracował na wojskowym lotnisku, a w Budionowsku pilnował
wziętych do niewoli radzieckich żołnierzy. Wkrótce jemu i chłopakom z
oddziału zaproponowano dwumiesięczne urlopy pod warunkiem wstąpienia do
Waffen SS. Odmówili. Wcielono ich więc do Wehrmachtu.


Część swoich racji żywnościowych
z Wehrmachtu Łucjan wysyłał bratu, oficerowi WP, nadal zamkniętemu w obozie
jenieckim w Niemczech, co nieustannie dziwiło urzędników pocztowych. Równie
szokujące było pierwsze zadanie żołnierzy z jego oddziału - mieli strzelać
do sprzymierzonych z Hitlerem oddziałów rumuńskich, gdyby te opuściły
pozycje na linii frontu pod Soczi. Rumuni nie pozostali dłużni - wystrzelony
z ich pozycji pocisk przeciwpancerny zabił dowódcę oddziału Łucjana. Frontu
nie udało się utrzymać.


Po ataku wojsk radzieckich
Wesołowski, ewakuując z pola walki rannego kolegę, wpadł na pomysł, który
uratował mu życie. Rozmazał na twarzy krew z wybitego zęba i zasymulował ciężki
uraz. Lekarze dali się nabrać. Z diagnozą zgniecenia klatki piersiowej Łucjan
trafił do szpitala w Odessie, a następnie w Krakowie. W końcu lekarze wysłali
go do sanatorium w Bernkastel nad Mozelą, niedaleko Trewiru, a potem na urlop
do domu.


Wkrótce jednak Wehrmacht
upomniał się o niego i obergefreiter Wesolowski został wysłany do Konstancy
w Rumunii, skąd jego oddział miał płynąć na Krym. Tuż przed załadunkiem
na statek dopadł go nagły atak rwy kulszowej. Znów miał szczęście. Statek
został storpedowany na morzu przez radziecką łódź podwodną. Nikt się nie
uratował.


Łucjan trafił do kliniki
w Wiedniu, a następnie na terapię do Królewca. Tam już nie było tak miło.
Lodowate kąpiele i elektrowstrząsy, którymi leczono żołnierzy, sprawiały,
że wkrótce większość pacjentów sama prosiła o powrót na front. Wesołowski
trafił na Łotwę, gdzie na tzw. przyczółku kurlandzkim przy temperaturze
-40 st. C. odmroził sobie palce u nóg. Po ewakuacji trafił więc do
sanatorium w Passau nad Dunajem. Stamtąd pojechał odwiedzić jednego z braci,
zwolnionego z obozu jenieckiego i pracującego w Niemczech jako robotnik
przymusowy.


Szczęście go nie opuszczało
- w czasie amerykańskiego bombardowania, w ogólnym zamieszaniu, zdobył
cywilne ubranie, a później także nowe dokumenty. Tak doczekał wkroczenia
wojsk alianckich. Gdy zakończyła się wojna, razem z bratem wrócił do
Sierpca.


WOJNA POLSKO-POLSKA


Nawet 500 tys. Polaków mogło
służyć w czasie II wojny światowej w Wehrmachcie. To więcej niż w Polskich
Siłach Zbrojnych na Zachodzie (240 tys.) i polskiej armii w Związku Radzieckim
(107 tys.) razem wziętych. Najwięcej mężczyzn wcielono do niemieckiej armii
ze Śląska - 350-400 tys. oraz Pomorza - ponad 80 tys. Polacy strzelali
do siebie m.in. pod Stalingradem, w Afryce, na Monte Cassino i w Normandii. A
kiedy nadarzyła się okazja, ci w Wehrmachtu poddawali się alianckim wojskom
lub dezerterowali do rodaków. Jak do tego doszło?


Kiedy w październiku 1939
r. wojska III Rzeszy zajęły połowę terytorium Polski - 188 tys. km kw.
(drugą połowę zajęło ZSRR), zdobyte ziemie podzielono na dwie części. Na
94 tysiącach kilometrów kwadratowych została utworzona Generalna Gubernia,
zamieszkana przez ponad 11 mln ludzi. GG miała być niemiecką kolonią,
dostarczającą taniej siły roboczej, surowców i żywności. Pozostałe 94
tys. km kw. zostały wcielone bezpośrednio do III Rzeszy i podzielone na 3 okręgi
- Górny Śląsk (który objął też część województwa krakowskiego),
Kraj Warty (Wielkopolska, ziemia łódzka, część Kielecczyzny) i Gdańsk-Prusy
Zachodnie (Pomorze). Północne Mazowsze i Suwalszczyzna zostały włączone do
Prus Wschodnich.


Wcielone do III Rzeszy
tereny zamieszkiwało 10 mln polskich obywateli. Z dniem 26 października 1939
r. zostali uznani przez władze niemieckie za bezpaństwowców. Milion Polaków
wysiedlono do Generalnej Guberni, rozstrzelano lub wysłano do obozów. Ich domy
i gospodarstwa zostały zajęte przez pół miliona Niemców repatriowanych z
ZSRR i krajów bałtyckich na podstawie umowy Hitlera ze Stalinem. Ci, którzy
zostali, stanęli przed szatańską alternatywą. Gdyby nie podpisali
volkslisty, ich rodziny mogły zostać deportowane bądź skazane na śmierć głodową.
Jeśli ją podpisali, młodzi Polacy jako obywatele III Rzeszy, podlegali służbie
wojskowej w niemieckiej armii.


WEHRMACHT ŚPIEWA
"JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA"


Bolesław Dobrski był
jednym z ostatnich młodych ludzi z Gniewu na Pomorzu, którzy zostali wcieleni
do Wehrmachtu w lipcu 1942 r. Jego koledzy służyli już w Rosji i Afrika Korps,
kilku udało się zdezerterować we Francji do tamtejszego ruchu oporu.
Dobrskiego chroniła dotąd praca w gdyńskiej stoczni, produkującej okręty
wojenne dla niemieckiej marynarki. Jednak po utracie ponad miliona żołnierzy
pod Stalingradem Wehrmachtowi potrzebne było świeże "mięso armatnie".


Gdy 1000 mężczyzn z
Kaszub i Kociewia wsiadło do pociągu na stacji w Starogardzie, który miał
ich zawieźć do koszar, jeden z poborowych zaintonował piosenkę "Ułani, ułani".
Po chwili śpiewali już wszyscy. Potem było jeszcze "Boże coś Polskę" i
"Nie rzucim ziemi", a gdy pociąg minął przedwojenną granicę
polsko-niemiecką - "Jeszcze Polska nie zginęła". Przydzieleni do
pilnowania poborowych podoficerowie Wehrmachtu nie reagowali.


Dobrski i jego koledzy
trafili do dywizji artylerii górskiej w Rendsburgu. W koszarach Pomorzacy
rozmawiali wyłącznie po polsku. Gdy grupa niemieckich poborowych z Gdańska próbowała
protestować, szybko zostali przepędzeni. Dla utrzymania spokoju dowództwo
postanowiło przeprowadzić Niemców do innego pomieszczenia.


Po kilkumiesięcznym
przeszkoleniu i złożeniu przysięgi Dobrski razem z oddziałem został
przetransportowany do Norwegii do małej osady za kołem podbiegunowym. Tam
spotkał Ślązaków z Opolszczyzny. Artylerzyści mieli trafić pod Leningrad,
by zluzować walczące oddziały Wehrmachtu, jednak niemiecki front się załamał.
Siedzieli więc w Norwegii do połowy 1944 r., a morale żołnierzy coraz
bardziej upadało. Niektórzy - mimo grożących za to surowych kar - słuchali
radia BBC i wiadomości z frontu. W ten sposób Bolesław Dobrski dowiedział się
o walkach polskiego korpusu o Monte Cassino i inwazji aliantów w Normandii.
Postanowił zdezerterować. Z Norwegii nie było jednak dokąd uciekać.


Okazja nadarzyła się, gdy
dywizja została przewieziona w Wogezy na pogranicze niemiecko-francuskie. Z
mieszkańcami tamtejszych terenów, Alzatczykami, Pomorzacy i Ślązacy szybko
znaleźli wspólny język. Francuska Alzacja była w tej samej sytuacji, co
polskie ziemie przyłączone do III Rzeszy. Z jej terenu wcielono do Wehrmachtu
prawie 130 tys. mężczyzn. Nic dziwnego, że alzaccy chłopi próbowali ułatwić
dezercję Polakom. Jednak do ucieczki nie doszło, gdyż dywizja została
wycofana w głąb Niemiec, w góry Schwarzwaldu.


Bolesław Dobrski postanowił
jednak nie czekać, aż front sam nadejdzie i razem z kolegą uciekł do lasu.
Po kilku dniach poddali się amerykańskiej jednostce transportowej. Dezerterzy
zostali przekazani żandarmerii i przewiezieni do obozu w Worms. To była
prawdziwa wieża Babel - za drutami siedzieli już Węgrzy, Ukraińcy, Włosi,
Holendrzy, Tatarzy, a także ok. stu Polaków. Po kilku dniach odwiedził ich
oficer Polskich Sił Zbrojnych i złożył propozycję wstąpienia do armii.
Dobrski trafił do koszar w Grenoble, gdzie zastał go koniec wojny.


JEDNA WOJNA - CZTERY
MUNDURY


Wśród ludzi, których
Bolesław Dobrski poznał w nowej jednostce, był Władek z Polesia, prawdziwy
rekordzista, jeśli chodzi o ilość mundurów noszonych w czasie wojny. W 1939
r. jako żołnierz Wojska Polskiego wraz z oddziałem gen. Kleeberga dostał się
do niewoli radzieckiej. Gdy w czerwcu 1941 r. Niemcy zaatakowały Związek
Radziecki, wcielono go do Armii Czerwonej, gdyż jego rodzinna miejscowość
znajdowała się na terenach przyłączonych do ZSRR. Ich mieszkańcom narzucono
sowieckie obywatelstwo i Władek podobnie jak 240 tys. kresowian został powołany
do armii, by bronić swojego nowego państwa.


Po półtora roku walk jego
pułk dostał się do niemieckiej niewoli pod Stalingradem i stamtąd Władek
trafił do obozu jenieckiego w Niemczech. Aby przeżyć, skorzystał z oferty
wstąpienia do formacji tworzonej przez generała Własowa, Rosjanina, który
walczył przeciw komunistom u boku III Rzeszy. W czerwcu 1944 r. z całym oddziałem
został wzięty do niewoli przez Amerykanów w czasie ich lądowania w
Normandii. Trafił do obozu jenieckiego, w którym przyłączył się do grupki
Ślązaków, wcześniej żołnierzy Wehrmachtu. Wszyscy przyjęli propozycję
wstąpienia do Polskich Sił Zbrojnych i po krótkim przeszkoleniu Władek - w
czwartym już mundurze - trafił do polskiego pułku w północnych Włoszech.


ŻOŁNIERZE ZNIKĄD


II Korpus gen. Władysława
Andersa był jedną z nielicznych formacji alianckich, która mimo ciężkich
strat i braku uzupełnień z kraju cały czas zwiększała stan osobowy. 1 października
1943 r. Korpus liczył zaledwie 52,7 tys. żołnierzy, by po zakończeniu wojny
dojść do 105 tys. Skąd brali się ci ludzie? Zaciąg ochotniczy na
wyzwolonych terenach Europy w latach 1942-1945 dał zaledwie 11 710 żołnierzy.
Polskie władze przekonały więc aliantów do przeprowadzenia tzw. ewakuacji
specjalnej. Pod nazwą tą krył się zaciąg do Polskich Sił Zbrojnych byłych
żołnierzy Wehrmachtu, którzy po poddaniu się lub dezercji trafili do obozów.
To była dobra decyzja. W samych Włoszech w 1944 r. do II Korpusu wcielono 16
500 byłych wehrmachtowców, a do maja 1945 r. - kolejnych 18 000. Jednocześnie
2000 Polaków służących wcześniej w Afrika Korps zasiliło dywizję pancerną
gen. Stanisława Maczka, wyzwalającą Belgię i Holandię. W sumie ewakuacja
specjalna objęła 85 tys. Polaków. Wśród nich najwięcej było Ślązaków,
często zaledwie 18-letnich, jak Szczepan Wesoły z Katowic, obecnie arcybiskup
i członek Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżnych. Powołany
do Wehrmachtu w styczniu 1944 r. i wysłany na front zachodni, uciekł na stronę
aliancką, a potem służył jako telegrafista w polskiej armii. Inaczej było
jednak na froncie wschodnim. Nikt dokładnie nie policzył, ilu Ślązaków,
Pomorzan czy Mazurów wcielonych do Wehrmachtu trafiło do sowieckiej niewoli.
Armia Czerwona czasem w ogóle nie brała pojedynczych jeńców, tylko duże
grupy po 100-1000 żołnierzy. Z jeńców, którzy trafili do obozów, udało
się wydobyć tylko ok. 60-70 tys. Polaków. Co stało się z resztą - nie
wiadomo. Do dziś nie wiadomo, ilu Polaków zginęło, służąc w Wehrmachcie.
Według szacunków jest to grubo ponad 100 tys. Są pochowani na niemieckich
cmentarzach wojennych od północnej Afryki po Kaukaz.












Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
PSYCHOTROPY Tylko Ciemna Strony Mocy
Wolfe Gene Ksiega dlugiego slonca 1 Ciemna strona dlugiego slonca(z txt)
ciemna strona ksiezyca swiat ks Nieznany
ciemna strona komputera
Ciemna strona banana
199912 ciemna strona azotu
ciemna strona milosci zysk i s Nieznany
07 Ciemna strona Google
Ciemna strona grilla
Ciemna strona słońca
NF 2005 05 ciemna strona miasta

więcej podobnych podstron