Action Mag # Opowiadania
::: Paula Sadowska (Evolva_) :::
Miasto Lont, pierwsze poważne zadanie
Podróż nie trwała długo. Zaledwie pół godziny.
Skorupa Jenta się otworzyła. W oczy Kerda uderzyły światła
lamp magicznych dochodzących z Lont. Było to miasto bardzo duże,
a szczególnie - niezwykle piękne. Stację Jentów otaczały
majestatyczne posągi z Platyny.
W oddali można było ujrzeć wspaniały śnieżnobiały pałac,
który wręcz raził w oczy swą bielą.
- Kerd, wiesz gdzie znajduje się siedziba Głosów? - spytał
Harikassi.
- Nie. Trzeba popytać się miejscowych.
- Tylko nie to! - wrzasnął oburzony Hari - Nie chcę znowu
trafić na jakiegoś Dunnera, któremu na pociechę trzeba dawać
Stylle!
- Nie marudź Hari. Przecież to moje pieniądze!
- Ach tak?!
No i zaczęło się. Harikassi i Kerd droczyli się z dobre
dwadzieścia minut, kiedy zaczepił ich bogaty Szlachetny,
odziany w szatę szytą platynowymi nićmi.
- Panowie! - odrzekł dziarskim tonem - proszę się uspokoić!
- A niech się pan wypcha! Ja muszę spuścić tęgie lanie temu...
nie wiadomo czemu! - odpowiedział Kerd niezwykle wojowniczo.
- Czy pan to Kerd, przybysz z Alone?
- Tak to on!!! Ten pędrak jakiś!!! - tym razem odezwał się
Harikassi.
- Och, to pan, panie Kerd! Przepraszam, że od razu pana nie
poznałem. Przecież ma pan tak wojowniczy charakter, że trudno
pana pomylić z kimś innym (ech, co za idiota).
- A co pan do mnie ma? - huknął Kerd.
- No, to ja jestem Naczelnym Głosem.
Kerda aż zatkało. Myślał, że w sprzeczce z Harikassim
przeszkodził mu jakiś bogaty mieszczan. Mag nie wiedział jak
się z zachować.
- Och! Panie, Naczelny Głosie! Gdybym wiedział, że to pan,
zachowałbym się zupełnie inaczej.
- To właśnie był początek testu. Następnym twoim celem,
Kerd, będzie odnalezienie mnie. Pamiętaj, na pewno nie będę
przebywał w siedzibie Głosów. Mogę się nawet ukrywać pod
inną postacią. Jednakowoż, udzielę ci paru wskazówek.
- Wskazówek?
- Tak. Jednak nie będą to podpowiedzi w tradycyjnej formie, ale
zagadki. Jesteś gotów, Kerd?
- No pewnie. A czy ja nie byłbym gotów?
- W to nie wątpię. A więc zaczynam:
<i>Spójrz w me odbicie,
Spójrz trochę na bok,
Wpatruj się w oczy,
Na twarzy wąsatej.</i>
- Tak brzmi pierwsza zagadka. Życzę ci powodzenia! Do
zobaczenia! - zakończył Głos i przeteleportował się.
- Hari, co to może oznaczać? - spytał Kerd.
- Nie mam pojęcia, wyrecytuj tę zagadkę.
- Poczekaj, muszę sobie przypomnieć... A! Już wiem! - i
powiedział wierszyk.
- "Spójrz w me odbicie", hm, odbicie. Tu chyba chodzi o
lustro. Tak, na pewno. - powiedział Harikassi.
- Przecież w tym mieście może być z milion luster! Jak
znajdziemy to właściwe?
- Poczekaj, myślę. Zaraz, zaraz. Ja tu główkuję, a ty
siedzisz! Czy to nie przypadkiem twój test? Ty jesteś magiem!
Pomyśl, logicznie! - krzyknął Towarzysz. - No, pomyśl! Choć
raz, hehe - zarechotał.
- Nie bądź taki sprytny! Ale masz rację, trzeba trochę pomyśleć.
Nie uważam, że mowa tu o lustrze. To by było za proste -
powiedział Kerd, zapatrzony w taflę Księżycowego Stawu.
Spojrzał na wielki zegar, który właśnie wybił godzinę
dwudziestą. Ze wskazówek wytrysnęły magiczne gwiazdki, które
odbiły się od stawu, formując się w wielką, wąsatą twarz,
przedstawiającą zastępcę Imperatora. Kerda olśniło.
- To oczywiste! - wykrzyknął i złapał Harikassi'ego za ogon.
Rzucił na siebie zaklęcie przyspieszające ruch i niezwykle
szybko znalazł się przy brzegu Księżycowego Stawu.
Patrzył to na Harikassi'ego, to na wąsatą twarz. Przyjrzał
się bardzo uważnie oczom postaci. Potem spojrzał na tarczę
zegarową. Na wskazówce stał Naczelny Głos. Kerd, dosłownie
automatycznie, rzucił zaklęcie lewitacji i, razem z Harikassim,
poszybował w stronę zegara.
- Wspaniale Kerd! Przeszedłeś pomyślnie pierwszą próbę.
Zobaczymy jak sobie poradzisz z następną - rzekł dziarsko
Naczelny Głos.
- Na czym ona polega?- spytał mag.
- Zaraz zobaczysz - i to powiedziawszy, Głos przeteleportował
ich w jakieś dziwne miejsce. Wyglądało jak jakaś szklarnia. A
najdziwniejsze było to, że były w niej też dwa kotły z
kwasem, nad którymi wisiały dwie Meribrathen! Zupełnie
identyczne! "Która jest która?" - pomyślał Kerd.
- A więc! Twoja kolejna próba polega na rozpoznaniu prawdziwej
Meribrathen Berth. Możesz zadać najwyżej dwa pytania.
Kerd stanął jak wryty. Los jego ukochanej zależał od jakichś
głupich pytań. Musi wytężyć mózg tak, jak nie wytężał
nigdy w życiu.
- Dobra. Meribrathen, co dałaś mi przed wyjazdem do miasta
Lont?
- Proszek z Ogonowca Kraciastego - odpowiedziały jednocześnie.
- Hm - zastanowił się. - Która z was jest prawdziwą
Meribrathen Berth?
- Ja jestem! - odpowiedziała pierwsza.
- Ona jest prawdziwa! - odpowiedziała druga. Po krótkim namyśle,
Kerd odpowiedział:
- Wiem, która jest prawdziwa! Wybieram drugą!
- Brawo, Kerd! Udało ci się! Jak się domyśliłeś?
- Pierwsze pytanie zadałem ot, tak. Natomiast na drugie, tylko
nieprawdziwa Meri powiedziałaby, że to ona jest tą właściwą.
Więc wybór był oczywisty.
- Ekhm! Przepraszam, że panom przeszkadzam, ale czy ktoś uwolni
mnie z tych magicznych więzów? - zapytała nieśmiało panna
Berth. Wciąż wisiała nad kotłem z kwasem, obwiązana zieloną,
magiczną energią.
- Ależ oczywiście! To potrwa tylko momencik. - rzekł Naczelny
Głos. Machnął ręką i więzy się rozproszyły. Meribrathen
wylądowała lekko, niedaleko wielkiego kotła. Wyjęła z sukni
ogromną, złotą szczotkę i rozczesała włosy, które zaczęły,
jak zwykle, niewinnie błyszczeć. Kerd zaczął wpatrywać się
w Meribrathen. Ona posłała mu "buziak w powietrze", a on
poczuł, że jest mu tak gorąco, jakby ktoś mu przyłożył rozżarzony
węgiel do, hm, czterech liter. I w istocie, elf stanął za
blisko kotła i podpaliła mu się szata. Mag zaczął wrzeszczeć
i tarzać się z bólu.
- Ech, naprawdę z niego wielki idiota - rzekł z ironią Głos,
rzucając na podpalonego Kerda zaklęcie Większego Strumienia
Wody. Mag uśmiechnął się i, jak zwykle, zemdlał.
Kerd myślał, że znajduje się już w Gaju Matki Natury, gdy
nagle przemówiły do niego znajome głosy: "Ten to tylko mdleć
porządnie umie, che, che!" - odezwał się jeden piskliwie. Był
to głos Młokosa. Ale skąd on tutaj, w Lont? A może to Kerd
znajdował się znów w Alone?
- Nie męczmy go zbytnio. On musi odpocząć. Nie każdy wytrzymałby
"atak" magicznego ognia - rzekła Meribrathen. Kerd usłyszał,
że ktoś coś uciera i rozlewa do pojemników. Otworzył jedno
oko i ujrzał Meribrathen siedzącą obok Młokosa. Zaczęli
cicho rozmawiać:
- Jak myślisz Młokosie? Czy Kerd może być nim? - zaczęła
Meribrathen.
- Bardzo możliwe. Spełnia wszystkie wymagania. Jednak pozostali
dwaj kandydaci też są bardzo przekonujący.
- Jednakowoż ten prawdziwy powinien być Elfem Smoczym
Serafinowym. Ten inny mag, Gerard, jest najbardziej podobny do
Elfa Smoczego. Nie wiem, co o tym myśleć. Wszystko się okaże
w swoim czasie.
- Masz rację. Musimy zaczekać do końca testów.
Kerd podniósł się wreszcie. Harikassi podbiegł do niego i
przytulił się mocno. Elf odchrząknął, a Meribrathen i Młokos
odwrócili się.
- Hm, żądam wyjaśnień! O co chodzi z tymi Elfami Smoczymi? I
gdzie się właściwie znajduję? - spytał Kerd wojowniczo.
- Ekhm, znajdujesz się aktualnie na przedmieściach Lont, gdzie
rozpoczną się następne testy. A z tymi Elfami, to jest taka
sprawa... - Młokos urwał i przełknął ślinę. - ...że
poszukujemy rzadkiego rodzaju Elfów Serafinów. I ty, Kerd, spełniasz
pewne wymagania, co świadczy o tym, że możesz być z nimi powiązany.
- Ja? Nie wierzę! Przecież do tej specjalnej odmiany należy
jedynie Imperator! Jeśli ja miałbym nim być, to byłbym...
- Synem Imperatora - dokończyła Meribrathen.- Ale
najprawdopodobniej jest nim mag Gerard. Posiada on niezwykłe
zdolności, przypisane Elfom Serafinowym. Dzisiejszy test
rozstrzygnie wszystko. Przygotuj się do niego, Kerd.
Kerd patrzył to na Młokosa, to na Meribrathen. Jego niewielki
intelekt nie mógł pojąć, że to on mógłby mieć powiązania
z rodziną królewską. Nie, to na pewno nie on. Będzie musiał
to przemyśleć. Zasłabł.
Słońce zachodziło i skąpało całe Lont w czerwonym,
delikatnym świetle. Dunnerzy wracali do swych słomianych
chatek, po ciężkim dniu pracy na roli. Jenty kładły się do
snu. Dało się słyszeć ciche pohukiwania sów. Naczelny Głos
przygotowywał zadania testowe. Siedział w swoim gabinecie,
patrząc obojętnie przez okno. Do głowy nie przychodziły mu żadne
pomysły. Choć dawno już otrzymał od samego Imperatora zadania
obowiązkowe, to sam chciał kilka wymyślić. A jeżeli trafi na
złego kandydata? Czy Imperator każe wygnać go na Deathricks?
Miał, wprawdzie portret syna Imperatora, ale był on na nim w
wieku 42 lat. Głos nie wiedział, co począć.
Nadszedł czas testu. Wybiła równo dziesiąta, kiedy wszyscy
kandydaci zebrali się na przedmieściach Lont.
- Witajcie! Najwyższa pora was sobie przedstawić. Pierwszy z
lewej to Gerard, mag o niespotykanej mocy. - Gerard uśmiechnął
się tak, jakby już wygrał test. Spojrzał głęboko w oczy
Kerda. Wzbudziło to podejrzenia naszego bohatera.
- Następny, także mag, Elf Kerd! - Gerard znów dziwnie na
niego spojrzał - I został ostatni kandydat, to wspaniały
Szlachetny rodzaju Skrzydlatych. Niemien! - Niemien ukłonił się
nisko i zatrzepotał majestatycznymi skrzydłami. - Prezentację
mamy już za sobą, więc przystąpię do przedstawienia zarysu
zadania. Po pierwsze: będziecie musieli spędzić tu noc. To
wydaje się bardzo proste, ale.... no właśnie. Jest jedno "ale".
Głównym zadaniem jest odnalezienie Srebrzystego Smoka i
zdobycie jego serca. Może to się wydawać brutalne, nawet
nieludzkie, jednak jest konieczne, gdyż tylko Elf Smoczy
Serafinowy potrafi odnaleźć ten rodzaj smoka, ba, i pokonać go!
Macie czas do rana. Życzę powodzenia! - i to powiedziawszy
zniknął.
Magowie zaczęli się na siebie patrzeć. Niemien wyglądał na
przerażonego, trzęsły mu się skrzydła. Gerard mówił coś
do siedzącego na jego ramieniu Towarzysza - pomniejszego
Czarnego Smoka Cienia. Kerd, nie wiedzieć czemu, Gerarda nie
lubił od samego początku. Emanowała od niego jakaś dziwna
energia, trochę mroczna. Zdawać by się mogło, że on nie jest
istotą rodzaju Śmiertelnych. Harikassi wskoczył do torby
Kerda, wykonanej z ciepłej skóry niedźwiedziej. Cóż, zaczynało
się robić zimno, czas ruszać na poszukiwanie Smoka
Srebrzystego.
- Ja ju, już i, idę. - wyjąkał Niemien i wsiadł na swojego
Towarzysza - Śnieżną Panterę Bojową. Gerard skinął głową,
zmienił się w kruka i poleciał w kierunku gór. Kerd został
sam, wraz z Harikassim.
- Hari, my też ruszajmy - zagaił niepewnie Kerd.
- Masz rację. Chociaż z tym jednym się z tobą zgodzę - zaśmiał
się.
- Znowu zaczynasz tę swoją głupią gadkę. Po pierwsze, teraz
naprawdę musimy się skupić na zadaniu. To nie są przelewki. A
poza tym, chcę uratować tego smoka. To przecież też
stworzenie. Zdaje mi się, że Głosowi nie chodziło dosłownie
o zdobycie jego serca. Musi być w tym jakiś haczyk...
- Na pewno jest. Zabijanie smoków jest nielegalne. Chyba, że...
zezwolenie na unieszkodliwienie takowego wyda sam Imperator. Nie
rozmyślajmy lepiej zbyt dużo nad tą sprawą. Nadrzędnym celem
jest odnalezienie tego pana Srebrnego. Chodźmy.
I wyruszyli.
Szli i szli. Kerd od czasu do czasu rzucał zaklęcie
przyspieszające ruch. Księżyc był już wysoko. Mogła być
godzina dwudziesta czwarta. Wiatr szeleścił liśćmi drzew.
Czasem coś przebiegało przed Kerdem i Harikassim, ale później
się okazywało, że to Jent lub zdziczałe Kurczę Mantara. Dało
się słyszeć wycie wilków nocnych i trzepot skrzydeł Shnaiperów.
Wszystko wydawało się po prostu straszne.
W końcu dotarli do wielkiej skały i zatrzymali się na
odpoczynek. Kerd wyjął z torby placek i orzeszki, a Harikassi
wykopał sobie z ziemi kilka tłustych robaków. Nagle mag usłyszał
krzyk. Wstał, mając usta wypchane orzeszkami. Ktoś się zbliżał.
Zaczął się nasilać tupot nóg i trzask łamanych gałęzi.
Kerd ułożył ręce w magicznym geście, przygotowany na
najgorsze. Z krzaków wyleciał wrzeszczący Niemien. Skrzydła
miał całe zadrapane. W niektórych miejscach nawet obficie
krwawiły. Gonił go jego Towarzysz!
- Kerd! Ratuuuj! - krzyknął Niemien. - Perełeczka się wściekł!
Ugodziło go jakieś zaklęcie i zwariował. Rzucił się na mnie!
Nie mogłem go powstrzymać! AAA! - w tym momencie urwał, gdyż
Perełeczka naskoczył na niego od tyłu. Zaczął kąsać i
drapać jego skrzydła. Zza kamienia wyskoczył Harikassi i
ugodził Perełeczkę Kwasową Strzałą. Śnieżna Pantera
przestała gryźć Niemiena, odwróciła wzrok w stronę Hari'ego.
W oczach Towarzyszy zabłysnął magiczny Płomień. Było to
zjawisko bardzo rzadkie, zdarzało się tylko przy walkach magów
na śmierć i życie. Kerd nie mógł stać i patrzeć. Podbiegł
do Niemiena i rzucił na niego kilka zaklęć energetyzujących.
Harikassi i Perełeczka kąsali się zawzięcie. Kerd zauważył,
że za każdym zranieniem Śnieżnej Pantery Niemien zwijał się
z bólu. No tak! Przecież mag i Towarzysz byli związani duchowo
i cieleśnie!
- Harikassi! Nie kąsaj Perełeczki! - wrzasnął mag - Kiedy to
robisz, ranisz także Niemiena!
- Dobra! Postaram się unikać ciosów!
- Trzymaj się kolego.
Perełeczka uderzył w Harikassi'ego kulą energii. Mały
Towarzysz pisnął i upadł na ziemię. Kerd także poczuł ten
okropny ból. Nieoczekiwanie zza drzewa wyskoczył Gerard wraz ze
swoim smokiem. Odrzucił Śnieżną Panterę od Hari'ego falą
uderzeniową. Wymamrotał coś i wskazał palcem na Perełeczkę,
który nagle znieruchomiał i zemdlał. Niemien także.
- Gerard! CO IM ZROBIŁEŚ?! Mów! - powiedział z oburzeniem
Kerd.
- Jeśli to tak bardzo cię interesuję do właśnie uratowałem
im życie. Zdjąłem zaklęcie z Towarzysza Niemiena. Mdlenie to
skutek uboczny, przejdzie za pięć minut.
- Nie wierzę ci zbytnio.
- To już twoja sprawa. Ale wiedz, że jakbym nie wkroczył to byście
już leżeli trupem.
Faktycznie, Gerard miał trochę racji. Jednakowoż, Kerd nadal
nie miał do niego zaufania. Patrzył na niego spode łba gdzieś
z pięć minut, kiedy obudził się Niemien.
- Gdzie, gdzie ja jestem? - zapytał niemrawo skrzydlaty mag.
- Nadal w tym okropnym lesie - odpowiedział Gerard i uśmiechnął
się. Wywołało to u Kerda ogromne zdumienie, gdyż nie widział
jeszcze, by Gerard szczerze się uśmiechał. Elf chyba powoli
zaczynał mu ufać.
- Nie siedźmy tu tak bezczynnie. Chyba pamiętacie o zadaniu,
nieprawdaż? - zagaił Kerd. - Musimy znaleźć smoka.
- Zgadzam się z tobą - odpowiedział Niemien. - A więc, w drogę!
Chodź Perełeczka! - wskoczył na panterę i zanurzył się w
ciemnościach.
- Idę - odpowiedzieli jednocześnie Gerard i Kerd. Ten pierwszy
poszedł na wschód, a drugi na północ.
Kerd zawędrował bardzo daleko. Było widać szczyt samotnej Wieży
- Góry, siedliska wstrętnych potworów, także smoków.
Jednak Kerdowi coś podpowiadało, że Srebrzysty Smok nie
znajduje się tutaj. Harikassi upierał się przy innej teorii:
- Och, Kerd! Przecież wszystkie smoki z okolicy tu przylatują!
- Nie byłbym taki pewny, Hari. A jeśli on nie jest z okolicznej
bandy smoków?
- Źle myślisz. Wiesz mi, ja też bym chciał żebyś okazał się
Synem Imperatora. To by było takie piękne! Wykwintne jedzenie,
mnóstwo Stylli, ponętne... - i urwał w tej chwili. - Kerd,
co ci jest?
- Nie mogę złapać oddechu! - powiedział Kerd, trzymając się
za szyję i dysząc.
- Dlaczego sam siebie dusisz? - krzyknął Towarzysz.
- Moje ręce.........aa!......nie chcą się odczepić! To jakby
pod wpływem cudzej woli! Harikassi ratuj!
- Ale co mam robić! - Harikassi wiercił się gorączkowo. - Ja
posiadam tylko kwasowe moce! Nie potrafię ściągać zaklęć!
- Ja....ja....... umieram! - wydusił z siebie Kerd i upadł na
ziemię nadal dysząc.
Jedno drzewo zaczęło palić się czerwonym światłem, które oślepiało.
Zaczęła wychodzić z niego jakaś dziwna postać, jakby dym. Zaświeciła
ponuro brunatnymi oczami i zasyczała. Popatrzyła najpierw na
Hari'ego, a potem na Kerda. Przemówiła:
- Ersi, Kerd ma feliti pour'de woich. Colliat me dux, comes?
- O czym ty gadasz potworze! On umiera! - wykrzyczał Harikassi
przez łzy. Postać machnęła ręką i utworzyła płomienie, które
ułożyły się w napis: "Drogi, Kerd nie na czas zamyka oczy.
Będziesz jego przywódcą Towarzyszu?"
- O co ci chodzi? Lepiej mu pomóż!
- Garshyn, comes collia me dux. - postać dokończyła. Podeszła
do Kerda, przyłożyła mu rękę do szyi i wypowiedziała zaklęcie.
Mag otworzył oczy.
- A, Kerd! Jo'v ert can mekag nawratac? - tajemniczy osobnik znów
przemówił.
- Ja, ja. Neine glivicks a met. - Kerd odezwał się w dziwnym języku.
- Och! Co ja mówię! Co to za język? A! - i spojrzał na "dymową"
zjawę. - Co to za stworzenie!
- Ime neme Shadow. - zaśmiał się. - Ech, Kerd. Zacznę lepiej
mówić waszym językiem. Cóż, jestem Cieniem, kimś rzadko
spotykanym na Cesimp. Zauważyłem, że się dusisz, więc wyszedłem
ci na pomoc. A tak przy okazji, to nazywam się Shadow.
- No dobra Shadow, skąd wiedziałeś jak się nazywam?
- Kerd, Cienie wiedzą więcej niż myślisz, nawet to, gdzie
znajdują się Srebrzyste Smoki - i tu zachichotał.
- Powiesz mi gdzie się znajdują? Proszę! - powiedział Kerd.
- Oj, nie wiem. Będę wredny i ci nie powiem. Cienie słyną z
wredności. A może powiem? Sam nie wiem. Ale lepiej będzie jak
zadam ci zagadkę w moim języku.
- Ale ja go nie znam!
- Jak to nie znasz? A to co powiedziałeś to co było, hm?
- Nie wiem, jakoś tak miałem przebłysk pamięci i wiedziałem
co powiedzieć.
- Trudno. Musisz sobie poradzić. Słuchaj uważnie, recytuję:
<i>Neme Shadow,
Zto meber?
Selvir Draco ter komm,
Ret osvit Shadow neme glik.</i>
- Co to ma być? - spytał Kerd. - Tylko w tym rozumiem Shadow,
nic więcej.
- Och, skoncentruj się! - odezwał się wreszcie Harikassi,
siedzący dotąd cicho. - Musisz pomyśleć, jak pomyślisz to
rozwiążesz zagadkę.
- Więc myślę. "Neme Shadow", to na pewno chodzi o imię
Shadow'a. "Zto", co to może być? Ach! To oczywiste! "Zto"
to to samo co "CO"! "Imię Shadow, co......co......oznacza"!
Tak to jest to!
- Kerd jestem z ciebie dumny. Chociaż raz wykazałeś się
intelektem, choć marnym.
- Nie dekoncentruj mnie Hari. "Selvir Draco", hm, hm, "draco"
to smok, a "selvir"...srebrny! Mam dalszą część zagadki!
"Imię Shadow, co oznacza? Srebrny Smok jest tam..... Ret osvit
neme glik..... Jest tam, gdzie znaczenie imienia Shadow siedzi!
Mam całość! Ale, o co w tym chodzi? Jakie może być znaczenie
imienia "Shadow"?
- Nie mam pojęcia, może chodzi o coś ciemnego....
- Brawo Hari! Jesteś genialny! - krzyknął Kerd z radości i
pobiegł w kierunku starej, ciemnej jaskini.
- Ja genialny? Ach! - zdumiał się Towarzysz.- Ej! Poczekaj
trochę!
- Shadow, jestem twoim dłużnikiem. Nigdy ci tego nie zapomnę!
- Nie ma za co - odpowiedział Cień. - Nie bój się, niedługo
się spotkamy - dodał ciszej.
Kerd pędził co sił w nogach. Harikassi, choć dość szybki,
ledwo nadążał. Dotarli wreszcie do wielkiej, ciemnej jaskini.
Patrzyli się w na nią chwilę.
- "Ret osvit Shadow neme glik" - zacytował Kerd. - "Gdzie
znaczenie imienia Shadow siedzi".
- Dokładnie - potwierdził Harikassi.
- To było proste. "Shadow" oznacza "cień". Więc trzeba
było poszukać miejsca, w którym zawsze jest ciemno. Teraz
trzeba tu tylko wejść i znaleźć Srebrzystego Smoka.
- No, ale ja tam nie wejdę! Jest, je, za, za ciem, ciemno! - wyjąkał
wystraszony Towarzysz.
- Od czego są zaklęcia Światła? Chodź, nie ma się czego bać.
I weszli do jaskini. Harikassi "strzelał" zębami ze strachu.
W tajemniczej grocie było ciemno i zimno. Wiatr świszczał,
krople wody spływały ze zwisających stalaktytów.
- Kerd, rzuć na to trochę światła - powiedział Harikassi.
- Jasne - odpowiedział mag.
Kerd machnął ręką i wokół niego pojawiła się żółta poświata.
Teraz dopiero mogli zobaczyć piękno tej jaskini. Stalaktyty i
stalagmity uformowane w zaskakujące formy, przypominające smoki.
Poza tym, na kremowych ścianach groty widniały wspaniałe
malowidła, na których przedstawione zostało życie
Srebrzystego Smoka. Harikassi oglądał wszystko ze zdumieniem,
kiedy nagle coś go niezwykle zainteresowało...
- Kerd, patrz tutaj! - zawołał. - Na tym obrazku jest mały
Kwasowy Pancernik.- W istocie, na jednym z malowideł był
rzeczywiście narysowany Kwasowy Pancernik, a obok niego dziecko
bawiące się w towarzystwie Srebrzystego Smoka. Bestia woziła
go na swoich lśniących plecach i była najwyraźniej z tego
zadowolona. Kerd wpatrywał się tępo na obrazek i nagle poczuł
w sercu dziwny ból. To jakby ból tęsknoty za domem, bezpieczeństwem,
miłością. Ta chwila dała mu wiele do myślenia, ale na myślenie
teraz nie było czasu.
- Harikassi, ruszajmy dalej - odrzekł Kerd, a łza mu spłynęła
po policzku.
- Masz rację, czuję coraz bardziej zapach siarki, cel jest
blisko.
Wędrowali dalej i usłyszeli krzyk Niemiena. Przyspieszyli kroku
i po pewnym czasie zobaczyli Srebrzystego Smoka, który trzymał
w łapach Skrzydlatego Elfa. Perełeczka piszczał i starał się
odwrócić uwagę smoka, lecz on nie był nim zainteresowany.
Kerd nie czekał długo. Wziął jedną z leżących obok kości
i ugodził bestię w łapę. Smok odwrócił głowę i zaczął
szarżować na maga. Wystraszony Kerd uciekał co sił w nogach,
ale w końcu znalazł się w ślepym zaułku. Potwór przyjrzał
mu się uważnie i obwąchał go. Zawarczał i obnażył kły.
Otworzył paszczę i Kerdowi ukazało się serce Srebrzystego
Smoka!
- Kerd! Już pędzę na ratunek! - to Gerard wbiegł do groty.
Jego Towarzysz powiększył się i rzucił się na Srebrzystego
Smoka. Bestie kąsały się zażarcie. Gerard zauważył, że
Kerd jest ranny. Ale rany pojawiały się dość dziwacznie.
Kiedy Towarzysz Gerarda trafił swojego przeciwnika Kerd krzyczał
i pojawiały się na nim krwawe pręgi. Wyglądało to, jakby był
on związany ze Srebrzystym Smokiem cieleśnie. Gerard był
przerażony. Ugodził srebrnego potwora Błyskawicą i zmienił
się w.... serafina smoczego! Mag w tej nowej postaci atakował
Srebrzystego Smoka. Niemienowi udało się w tym czasie uciec z
jaskini. Walka toczyła się zajadle, gdy do akcji wkroczył
Shadow. Odrzucił Gerarda magiczną energią. Natychmiast podszedł
do Kerda.
- Kerd! Kerd! Zto ert fearow? - spytał się Cień. Kerd
odpowiedział mu mruknięciem i zaczął krzyczeć z bólu.
Shadow spróbował zregenerować Kerda zaklęciami, ale to nie
przynosiło większego skutku. W pewnym momencie czar Implozji
przypadkowo poleciał w stronę obezwładnionego maga. Elf chciał
osłonić się zaklęciem tarczy, lecz nie miał na tyle mocy
magicznej. Shadow, nie zastanawiając się długo osłonił Kerda
własnym ciałem. Czar przebił jego "dymową" powłokę. Cień
wrzeszczał. Rozbłysło oślepiające światło, które odrzuciło
Smoka, Gerarda i Kerda na boki. Kiedy wszystko się uspokoiło i
Cień padł na ziemię. Kerd podbiegł do niego.
- Shadow! Shadow! Wstawaj bracie! - mówił gorączkowo.
- Kerd, belissi. Na mnie już czas, nic nie rób, nie możesz.
- Nie pozwolę ci odejść! Ale, ale dlaczego mnie uratowałeś?
Dlaczego? - zapytał z łzami w oczach.
- Mam swoje prywatne powody. W końcu niedługo się dowiesz
prawdy. Całej prawdy.
- Jakiej prawdy? O czym ty mówisz?
- Kerd, Cienie wiedzą więcej niż myślisz - i tu zaśmiał się.
Płaczący Kerd uśmiechnął się lekko do niego i przytulił.
Poczuł się dobrze. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz się do
kogoś przytulał, jak do... przyjaciela.
- Prawda jest blisko, Belissi - Shadow uśmiechnął się i rozpłynął
w powietrzu, tak po prostu.
- NNNIIIIIIEEEEEEEEEEEEEEEEE!!! - wrzasnął wściekły Kerd. Ciężko
oddychając podniósł się z ziemi i zawołał:
- Widzicie co z niego zostało?! Jakiś dym wiszący w powietrzu.
MORDERCY! - mag wpadł w furię. Nie wiedząc co robi, przywołał
magiczny Miecz Okidaesa i zaczął szarżować na Gerarda i
Srebrzystego Smoka. Ci dwaj patrzyli się na niego jak na szaleńca
i próbowali go uspokoić. Ale on nie słuchał. Śmierć Shadowa
była dla niego wielką stratą. Choć znał go tak krótko, to
czuł, że spotkał go już wcześniej, w dalekiej przeszłości.
Poczuł, że stracił kogoś bardzo bliskiego. Nagle błysło
zielone światło i przed oszalałym Kerdem stanęło widmo,
takie samo jak w Oberży Młokosa. Powiedziało: "Stój!".
Kerd stanął posłusznie, a postać wyrwała mu z ręki miecz i
jednym dotknięciem palca rozkruszyła na miliony kawałeczków.
Zjawa odwróciła się do Gerarda i rzekła: "Ty! Strzeż się!".
Serafin Smoczy stanął jak wryty. Rozpłynęła się w powietrzu.
Przez chwilę trwali tak w ciszy, gdy Gerard ugodził smoka
Tytanową Błyskawicą i on padł jak długi. Kerd także. Podstępny
Serafin znów zmienił się w zwykłą postać i podszedł do zwłok
smoka. Rozciął mu klatkę piersiową i wyjął serce, które
wyglądało jak ogromny, czerwony kryształ. Pojawił się Głos.
- Ach! Mamy zwycięzcę! - powiedział zdumiony. - Kłaniam się
przed tobą... Synu Imperatora. - na te słowa Kerd otworzył
oczy. Ujrzał płaszczący się przed Gerardem Naczelny Głos. A
więc Kerd nie jest Synem Imperatora. Gerard okazał się lepszy,
cóż, Kerd nie wiedział co robić. Przyteleportowała się
Meribrathen i ukłoniła się grzecznie przed Gerardem.
- Panie Naczelny Głosie, muszę z panem porozmawiać.
- Oczywiście! Dziedzicu korony - tu zwrócił się do Gerarda -
przeproszę cię na chwilę. Panno Meribrathen...
- Głosie, nie uważasz, że ktoś tu potrzebuje pomocy
medycznej? - powiedziała Meri i wskazała na Kerda.
- Ach, Kerd - odrzekł z ironią. - Zajmij się nim. Wygląda
gorzej niż ścierwo.
- GŁOSIE! Wcześniej się nim interesowałeś a teraz to co? A
jeśli dokonałeś złego wyboru?
- Zły wybór? On przecież ma serce Srebrzystego Smoka! O pomyłce
nie ma mowy! Niech ten anemik wraca tam skąd przyszedł, do
Alone. Niech tam robi za herosa nie wartego funta kłaków.
- A więc to tak? Dobrze, żegnam pana - powiedziała, wzięła
Kerda i przerażonego Harikassi'ego na ręce. Zanim się
przeteleportowała, Głos dodał:
- Kerd to skończony głupek. Wiedziałem to od samego początku.
Takich jak on powinno się wytępiać!
- Jedyny głupek, który się tu znajduje to pan. A wytępiać się
powinno wytępiać takich, jak ten pański Gerard - i splunęła
Gerardowi pod nogi. - Do widzenia! - wraz z Kerdem i Harikassim
zniknęła.
Paula Sadowska (Evolva_)
bebe_herbatnik@poczta.fm
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
C7 6c7 (2)c7 (4)C7 2C7 3C7 0611?T PLC7 8c7C7 4c7C7 Zadania Powtórzeniowe(1)highwaycode pol c7 widocznosc, alkohol, pasy, foteliki (s 29 33, r 92 102)C7 Niektore choroby cywilizacyjneTestownik C7więcej podobnych podstron