lem index








STANISŁAW LEM - subiektywny wybór







 





 
 

STANISŁAW LEM

 
 

No, najsampierw się rozliczę z Lemem za jego "stalinowską przeszłość" a konkretnie za pozycję "Sezam i inne opowiadania" z 1954 roku. Rzecz jasna Lem nie wyrażał zgody na ponowną publikację tych opowiadań po latach 50-tych. O ile chodzi o dzieło "Topolny i Czwartek" to ludzkość nic na tym nie straciła, ale inne opowiadania warte są mimo wszystko przypomnienia.


 
 
 



*** Stanisław Lem - Electronic Subversive Ideas Detector
...Autorem tej innowacji jest mój współpracownik, doktor Leverey. Polega ona na tym, że jeśli pytany wikła się w zeznaniach i sam sobie przeczy wykazując tym samym, że usiłuje wprowadzić maszynę w błąd, dostaje po wstępnym ostrzeżeniu uderzenie elektryczne, przykre, lecz nieszkodliwe dla zdrowia. Jeżeli zaś odpowiada wedle najlepszej woli, logicznie i chętnie, wówczas, po pierwszych 10 minutach dostaje papierosa, po drugich 10 minutach - anyżkową gumę do żucia, a w połowie przesłuchania - szklankę orzeźwiającej limoniady Coca Cola.


Szczególnie obrzydliwe są sceny tortur w opowiadaniu. Nawet nie idzie o to, że w USA żadnych tortur nie stosowano wobec komunistów. Rzecz w tym, że tortury stosowano w stalinowskim PRL dokładnie w tym czasie, kiedy Lem pisał to opowiadanie. Zamiast więc literacko ujmować się w obronie tych, których zdradzono o świcie, Lem bredził o zbrodniach w Ameryce. Musiał to robić, ktoś mu pistolet przystawiał do głowy?



 
 
 



*** Stanisław Lem - Klient Panaboga
...Na koniec przestały mu smakować najwykwintniejsze potrawy, patrzeć już nie mógł na gumę do żucia, a pląsy najpiękniejszych girlsów wprawiały go w melancholię. Dręczyła go wciąż wizja sądu ostatecznego, aż pewnej nocy bezsennej przyszło mu do głowy, że najpewniejsze ze wszystkich są transakcje gotówkowe. Umierając - myślał - i tak zostawię tu cały majątek i nic z niego nie będę miał. Czy nie byłoby więc roztropnie zapisać go kościołowi, który potęgą swych modłów wybłaga dla mnie wiekuiste przebaczenie?


 
 
 



*** Stanisław Lem - Podróż dwudziesta szósta i ostatnia
...Jakiś czas panowało milczenie, potem rozmowa potoczyła się dalej. Pojawiło się w niej nowe słowo: "Ejbom". Z uszanowania, jakie okazywali, wymawiając je, wywnioskowałem, że jest to jakieś ich bóstwo; czczą je pod postacią kolumny ognia i dymu, zstępującej z nieba. Wydało mi się to analogią do Jehowy ze Starego Testamentu i zrobiłem odpowiednią notatkę, potem jednak wspomnieli coś o ofiarach z ludzi, zanotowałem więc, że przedmiotem ich kultu religijnego jest bóstwo krwiożercze i straszne, w rodzaju babilońskiego Baala. Ostatnia ich wzmianka poważnie mnie zaniepokoiła, ale nie dałem tego po sobie poznać. Podróż Ijona Tichego z cyklu "Dzienniki gwiazdowe" która nie jest dzisiaj zbyt znana.



 
 
 
 




A na koniec "Kryształowa kula" i "Hormon agatotropowy". Opowiadania te przeładowane są amerykańskim imperializmem, nieszczęsnymi Murzynami, kultem dolara, okrucieństwami soldateski itd. itp. Oto smaczny fragment:

"Świt ledwo przecierał się w chmurach nad oceanem, gdy od admiralskiego okrętu oddaliła się motorówka, w której znajdował się samotny człowiek. Słynny przewodniczący Komisji do Badania Działalności Antyamerykańskiej, piewca lynchu, przyjaciel znakomitych faszystów stał u steru łodzi wyprostowany spod strzępiastych brwi bez drgnienia powiek obserwował zbliżający się, opustoszały brzeg plaży. Na statkach reporterzy oblegali radiostację, aby przekazać swym gazetom historyczne słowa opatrznościowego męża: 'roztłamszę czarnych bydlaków'." Ale prócz tego żenującego haraczu składanego socrealizmowi są tam fragmenty piękności nieopisanej, które to właśnie zamieściłem.

 



*** Stanisław Lem - Hormon agatotropowy
...Kapitan gallioty, zwany Jonathan Brabizel, w portach okrzykniony ogólnie Drupakiem (nikt dlaczego nie wiedział), był człek postury niemałej, w ogólności cichy, jak płomień rudy i z defektami dwoma. Pierwszy jawny był i kapitan go nie krył, mianowicie za młodu na wyspie ludożernej przebywając, w braku wódki kwas się siarczany pić przyuczył, czego już odzwyklić sposobu nie masz. Druga wada gorsza była, bo się jej sromał, i ukrywana: a to ci miał na czele róg naturalny, długością w palec męża, twardy i niby krowi, który zwyczajnie włosem owijał i czapką zakrywał. Rozsierdziwszy się atoli, alibo po kwasu onego łyknięciu, gdy sobie ducha ogniem siarczanym sparzył, wylatał ze sterowni, na pokład i wielkim głosem rycząc bódł marynarzy, deptał, tłamsił i w ogóle przewracał. Mówiono nawet po cichu, że placki robi jak krowa, czego stwierdzić nie mogę, świadkiem nie będąc.



 
 




*** Stanisław Lem - Kryształowa kula
...Była tam najpierw warstwa włókien, jak gdyby z cienkiego przędziwa niezwykłej gładkości i mocy. We wnętrzu - centralna komora, otoczona grubą warstwą termitów. Czy to w ogóle były termity? Jak żyję takich nie widziałem - olbrzymie, płaskie jak dłoń, pokryte srebrzystymi włoskami, z lejkowatymi główkami, zakończonymi czymś w rodzaju anteny. Anteny te stykały się z szarym przedmiotem, niewiększym od męskiej pięści. Owady były niesłychanie stare. Nieruchome jak drewna, nie próbowały nawet się bronić. Odwłoki pulsowały miarowo. Ale kiedy odrywałem je od tego centralnego przedmiotu, od tej rzeczy krągłej i niezwykłej - natychmiast ginęły. Rozpadały mi się w palcach jak zetlałe szmaty.


 
 
 
 
 
 
 
 



*** Stanisław Lem - Przekładaniec
...RZECZNIK: Pan reprezentuje Jonesa? Nie radzę kierować sprawy do sądu. Przegrana jest pewna. Dlaczego? Dlatego, że obaj bracia Jones ubezpieczyli się nie od wypadku, lecz na życie. A kto żyje? Żyje ten, czyje organy, życiowo niezbędne, żyją. Miejsce, w którym one żyją, nie ma żadnego znaczenia. Tu czy tam - to dla nas żadna różnica. Grunt, że żyją. A skoro żyją, to żyje też sam ubezpieczony - w odpowiednim stosunku procentowym.

Scenariusz ten, opublikowany w roku 1968 niewątpliwie powstał na wieść o pierwszej transplantacji serca z 1967 r. Andrzej Wajda zrobił z tego doskonały film telewizyjny z genialną rolą Bogumiła Kobieli.




 
 
 
 
 





*** Stanisław Lem - Dzienniki gwiazdowe - Podróż ósma
...Oto przychodzą do nas istoty, które nie znają ani ohydy własnej egzystencji, ani też jej przyczyn! Oto pukają do czcigodnych drzwi tego szanownego Zgromadzenia, i cóż my możemy im odpowiedzieć wtedy, wszystkim owym wszetekom, potworniaczkom, ohydkom, matkojadom, trupolubom, tępalom, załamującym swe nibyręce i padającym z nibynóg, kiedy się dowiadują, że należą do pseudotypu "Artefacta", że doskonałym ich stwórcą był jakiś majtek, który wylał na skały planety martwej - sfermentowane pomyje z rakietowego wiadra, dla uciechy przydając owym żałosnym pierwocinom życia własności, które uczynią je potem urągowiskiem całej Galaktyki! Jakże potem obronią się nieszczęśni, kiedy jakiś Katon wytknie im ich haniebną lewoskrętność białeczną!! (Sala wrzała, darmo maszyna waliła bez przerwy młotkiem, w krąg huczało: "Hańba! Precz! Zasankcjonować! O kim on mówi? Patrzcie, Ziemianim rozpuszcza się już, Ohydek cieknie cały!!!")



 




*** Stanisław Lem - Dzienniki gwiazdowe - Podróż jedenasta
...Starzec ów, nad wyraz niechlujny, w samej rzeczy twierdził, iż jest Astrocentym Peapo, był jednak nie tylko niespełna rozumu, ale utracił mowę - i mógł tylko śpiewać. Indagowany cierpliwie przez ludzi Pinkertona, wyśpiewał niewiarygodną historię - jakoby na statku stało się coś strasznego, w związku z czym, wyrzucony za burtę w jednym skafandrze na grzbiecie, musiał wraz z garścią wiernych próżniarzy wracać pieszo z regionu andromedyjskiego zamglenia na Ziemię, co trwało lat dwieście; wędrował - rzekomo - już to na meteorach, zdążających w dobrym kierunku, już to rakietostopem - i tylko małą część drogi przebył na Lumeonie, bezludnej sondzie kosmicznej, która leciała ku Ziemi z szybkością bliską szybkości światła. Tę jazdę okrakiem na grzbiecie Lumeona przypłacił (według własnych słów) utratą mowy, odmłodniał jednak za to o wiele lat, dzięki znanemu zjawisku kurczliwości czasu na ciałach poruszających się podświetlnie.



 


*** Stanisław Lem - Dzienniki gwiazdowe - Podróż trzynasta
...Tak toczyło się moje życie przez pięć miesięcy. Pod koniec tego okresu zaprzyjaźniłem się z pewnym starszym Pintyjczykiem, profesorem uniwersytetu, który rzeźbił swobodnie za to, że na jednym z wykładów oświadczył, iż woda jest wprawdzie niezbędna do życia, ale w innym sensie, niż się to powszechnie praktykuje. W rozmowach, które prowadziliśmy przeważnie nocą, profesor opowiadał mi o dawnych dziejach Pinty. Planetę nękały niegdyś gorące wiatry i uczeni dowiedli, że zagraża jej przemiana w szczerą pustynię. W związku z tym opracowali wielki plan irygacyjny. Aby go wprowadzić w życie, założono odpowiednie instytucje i nadrzędne biura; potem atoli, gdy zbudowano już sieć kanałów i zbiorników, biura nie chciały się rozwiązać i działały dalej, nawadniając Pintę coraz bardziej. Doszło do tego - mówił profesor - że to, co miało być opanowane, opanowało nas. Nikt jednak nie chciał przyznać się do tego, następnym zaś, koniecznym już krokiem było stwierdzenie, że jest właśnie tak, jak być powinno.

 

To cudowne, aluzyjne opowiadanie obecnie może być odbierane jako czysta groteska. A przecież obsesja wykreowania cywilizacji na podobieństwo ryb to metafora urzeczywistniania "ideałów komunizmu". I jak w rzeczywistości stalinizmu tak na Pincie te ideały nijak się mają do ludzkiego konkretu, wprowadzić je w życie (z absurdalnymi skutkami) można jedynie poprzez propagandę i terror. Tichy trafia bowiem do obozu koncentracyjnego!

W opublikowanym w 1957 r. tekście Lem nie tylko zawarł aluzje do stalinizmu, ale też do krótkotrwałej liberalizacji komunizmu w Październiku 1956 r. Świadczą o tym wydarzenia w obozie "swobodnego rzeźbienia", kiedy to przez chwilę wydaje się, że nastąpi odejście od "rybich ideałów". Oczywiście, nic z tego!






 




*** Stanisław Lem - Dzienniki gwiazdowe - Ratujmy kosmos (List otwarty Ijona Tichego)
...Profesor Bruckee z obserwatorium skarżył się mi niedawno na słabnący blask obu gwiazd Centaura. Jak mają nie słabnąć, jeśli cała okolica wypełniona jest śmieciem?! Wokół ciężkiej planety Syriusza, stanowiącej atrakcję tego układu, powstał pierścień, przypominający pierścienie Saturna, lecz utworzony z flaszek po piwie i lemoniadzie. Kosmonauta, lecący tym szlakiem, musi wymijać nie tylko chmury meteorów, ale i puszki po konserwach, skorupki jaj i stare gazety. Są tam miejsca, gdzie nie widać spoza nich gwiazd. Astrofizycy od lat łamią sobie głowę nad przyczyną wywołującą znaczną różnicę w ilościach pyłu kosmicznego w rozmaitych galaktykach. Myślę sobie, że to dość proste - im wyższa w galaktyce cywilizacja, tym więcej tam naśmiecono, stąd cały ten pył, kurz i odpadki.





 






*** Stanisław Lem - Ze wspomnień Ijona Tichego - V - Tragedia pralnicza
...W tym czasie doszło do sprawy Murdersona. Jego pralka notorycznie darta mu koszule, zakłócała gwizdami odbiór radiowy w całej okolicy, czyniła nieprzystojne propozycje starcom i nieletnim, telefonowała do rozmaitych osób i, podszywając się pod swego elektrodawcę, wyłudzała od nich pieniądze, zapraszała pod pozorem oglądania znaczków pocztowych froterki i pralki sąsiadów i dopuszczała się na nich czynów nierządnych, a w chwilach wolnych oddawała się włóczęgostwu i żebraninie. Postawiona przed sądem, złożyła świadectwo dyplomowanego inżyniera elektronika, Eleastra Crammphoussa, orzekające, iż pralka ta podlega okresowym zaburzeniom poczytalności, wskutek czego zaczyna się jej wydawać, że jest człowiekiem.





 
 
 
 
 








*** Stanisław Lem - Dziwny gość profesora Tarantogi
...GOŚĆ: Tam uczą wszystkiego. Jak dzieci śpią, to im się przykłada do uszu prościenie i one wszeptują, wgadują powolutku, utrwalają w pamięci wszystko, co trzeba. A mnie się nie chciało uczyć matematyki ani historii, ani orbitrioniki, ani nic. Chciałem śnić to, co mi się spodoba, jak dorośli. To kręciłem kulki z gliny, zatykałem nimi prościenie i tak sobie żyłem w tym hipnasie! Myśli pan pewno, że byłem głupi? Możliwe, ale za to co ja się naśniłem, panie! Faraonem byłem, królem jakimś, z takim kapeluszem złotym, potem tym... no... carem... car to się nazywało, nie? A jak już byłem trochę większy, to sobie zamówiłem tę planetę, na której jest dziesięć tysięcy pięknych dam dworu królowej Epolisei i ani jednego mężczyzny! No, z tej planety to ledwo wróciłem, nogi się pode mną uginały, ale co się nażyłem, to się nażyłem!


 



*** Stanisław Lem - Wyprawa profesora Tarantogi
...Chybek z nudów manipuluje przy Propsie. Pojawia się urocze dziewczę, przywdziane w strój bardzo wspaniały. Jest ta osoba jakby wcieleniem marzeń gimnazjalisty o seksbombie, o super gwieździe filmowej. Porusza się uwodzicielsko, falując biodrami. Parę razy przechodzi przed Chybkiem. Innych obecnych ignoruje. Z wolna zaczyna kusić go uśmiechami, pokazuje nóżkę, nareszcie zaczyna się powoli rozbierać. Chybek, zrazu osłupialy, potem rozanielony, przekręca fotel, żeby ją lepiej widzieć. Podczas następującej pantomimy Dyrektor i Tarantoga rozmawiają, jakby nigdy nic.


Bohaterem kilku scenariuszy uczynił Lem profesora Tarantogę, drugoplanowego bohatera cyklu o Ijonie Tichym ale w tym przypadku odgrywa on rolę samodzielną. Postać i fabuła osadzone są zdecydowanie w PRL-u
na początku lat 60-tych.











 
 
 
 
 



*** Stanisław Lem - Opowieści o pilocie Pirxie - Terminus
...Zaczynał przypominać sobie, co mówiono o tym w Bazie. To ich statek patrolowy odkrył wrak. Ostrzeżenia meteorytowe przychodziły wtedy zawsze zbyt późno. Ogłoszony protokół komisji był lakoniczny: "Siła wyższa. Niczyjej winy". A załoga? Odnaleziono ślady świadczące o tym, że nie wszyscy zginęli natychmiast - że wśród ocalałych był sam dowódca, który sprawił, że ci ludzie, odcięci od siebie częściami zgniecionych pokładów, mimo braku nadziei na ratunek, nie załamali się i żyli do ostatniej butli tlenu - stanowiąc załogę - do końca. Była tam jeszcze jakaś osobliwa rzecz, jakiś makabryczny szczegół, powtarzany przez całą prasę przez kilka tygodni, aż nowa sensacja zepchnęła wszystko w niepamięć - co to było?
W przypadku tego opowiadania ukazują się niestety w całej okazałości zalety, ale i liczne wady twórczości Lema i gatunku s-f. Mamy tu genialny pomysł tajemniczego przechowania osobowości zmarłych astronautów przez robota, ale też chyba połowa zawartości utworu to śmiertelnie nudne, rozwlekłe opisy "kosmiczno-rakietowe". Na dodatek opisy te, niby realistyczne, są bardzo naiwne - Lem zupełnie serio wyobrażał sobie (w 1961 r.) podróże kosmiczne jako analogiczne do żeglugi morskiej. To wyznaczanie kursu rakiety na papierowych mapach z użyciem cyrkli... Autor przedstawia też nieustanne przecieki radioaktywne z reaktora nuklearnego jako rzecz rutynową, które to przecieki likwidowane są przez nakładanie na ściany jakichś "plomb betonowych". Reaktor atomowy w roli przeciekającego gaźnika? 












 
 
 
 
 



*** Stanisław Lem - Cyberiada - Wyprawa pierwsza A, czyli Elektrybałt Trurla
...Wymodelowane zostało średniowiecze i starożytność, i czasy wielkich rewolucji, tak że maszyna chwilami trzęsła się, a lampy, modelujące co poważniejsze postępy cywilizacji, trzeba było wodą polewać i mokrymi szmatami okładać, by się nie rozleciały; postęp ów bowiem, modelowany zwłaszcza w takim tempie, omal ich nie rozsadził. Pod koniec dwudziestego wieku maszyna dostała najpierw wibracji skośnej, a potem trzęsiączki wzdłużnej, nie wiadomo czemu; Trurl bardzo się tym martwił i nawet przygotował pewną ilość cementu i klamer, gdyby się miała walić.















 
 
 
 
 



*** Stanisław Lem - Przyjaciel
...Pijąc herbatę, rozglądałem się od niechcenia po pokoju. Nie wyobrażałem sobie, że z Hardenem jest aż tak źle. Było tu jednak widać ślady wskazujące, że przedtem powodziło mu się dużo lepiej; na przykład sporo mosiężnych puszek po jednym z droższych tytoni fajkowych. Nad starym, spękanym sekretarzykiem wisiał wytarty dywanik z wyraźnie odciśniętymi wgłębieniami po fajkach, musiała się tam znajdować cała ich kolekcja, ale nic po niej nie zostało. Spytałem Hardena, czy pali fajkę, odparł z pewnym zmieszaniem, że dawniej palił, ale zarzucił ten nałóg jako niezdrowy. Coraz wyraźniej widziałem, że ostatnimi czasy wysprzedał się ze szczętem - świadczyły o tym dobitnie jaśniejsze od reszty ścian kwadraty po obrazach, przysłonięte reprodukcjami, wyciętymi z czasopism, ale ponieważ nie pasowały dokładnie do tych jaśniejszych miejsc, można je było bez trudu odkryć. Naprawdę nie trzeba było aż detektywa, by zrozumieć, skąd się wzięły pieniądze na zakup radiowych części. Pomyślałem, że "przyjaciel" niezgorzej wyżyłował pan Hardena.







 
 
 
 
 

Kilka utworów Lema w formacie .doc


 





*** Stanisław Lem - Szczur w labiryncie, Prawda, Inwazja z Aldebarana, Ananke (142 kb)

*** Stanisław Lem - Sezam - 4 opowiadania (160 kb)

*** Stanisław Lem - Godzina przyjęć profesora Tarantogi - słuchowisko radiowe (32 kb)




 
 



















Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
index
index
index
index
index
index
index
index

więcej podobnych podstron