Nie jest prawdą, że wszystko jest dozwolone - przynajmniej w dziedzinie interpretacji. W tym jednym zdaniu streszcza się przewodnia myœl odczytów Umberto Eco, wygłoszonych w ramach Wykładów Tannera w Cambridge w roku 1990. Właœnie one, wraz z referatami trójki innych uczestników oraz repliką Eco, składają się na zbiór Interpretacja i nadinterpretacja.
1.
W pierwszym wykładzie Eco wskazuje na pewną tendencję do przesadnych interpretacji tekstów. Nie sprzeciwia się idei otwartej interpretacji, w której aktywną rolę pełni interpretator czyli czytelnik. Zauważa jednak, że w wielu przypadkach dochodzi do przesadnego wykorzystywania owej otwartoœci dzieła i czytelnik przyznaje sobie więcej praw niż ich rzeczywiœcie posiada. Eco zauważa tu analogię pomiędzy zwolennikami interpretacji uzależnionej wyłącznie od czytelnika a poglądami œredniowiecznych i póŸniejszych poszukiwaczy wiedzy tajemnej. Wskazuje na wyraŸne podobieństwa w sposobie traktowania tekstów przez te dwie grupy czytelników. W obu przypadkach tekst jest traktowany jako niewyczerpane Ÿródło rozmaitych zależnoœci i wzajemnych odniesień. Jest przy tym wiadome, że odnalezienie takich odniesień jest wyłącznie kwestią pomysłowoœci czytelnika. Zakłada się również, że język nie jest w stanie wyrazić ani prawdy ani jedynie słusznego znaczenia. Zawsze istnieje możliwoœć innej interpretacji. Co więcej autor sugerujący, że jego dzieło ma jedno znaczenie, po prostu się myli. Przy takim podejœciu do tekstu konieczna staje się nieustanna podejrzliwoœć i doszukiwanie się w dosłownie każdym zdaniu ukrytego sensu. Oczywiœcie jeœli ktoœ się bardzo postara, to z wielką radoœcią taki sens odnajdzie i będzie mógł poszukiwać jeszcze głębszych znaczeń. I tak w nieskończonoœć. Eco nie neguje możliwoœci interpretowania dowolnego dzieła w nieskończonoœć. Zauważa jednak, że pewne interpretacje wydają się być nieco naciągane czy wręcz paranoidalne. Temat ten rozwija w drugim wykładzie.
2.
Potrafimy interpretować każde dzieło na wiele różnych sposobów i nie mamy możliwoœci wskazania, która interpretacja jest najwłaœciwsza. Potrafimy jednak wskazać przypadki gdy interpretacja z całą pewnoœcią nie jest prawdziwa. Potrafimy wskazać nadinterpretację, choć nie zawsze wiemy dokładnie na jakiej podstawie to robimy. Eco wymienia tu kilka przykładów takich przesadzonych interpretacji. Szukając Ÿródła umiejętnoœci odróżniania interpretacji od nadinterpretacji Eco wskazuje na coœ, co nazywa intencją dzieła (intentio operis). Jest to pojęcie doœć trudne do zdefiniowania. Eco podkreœla jednak duży związek pomiędzy intencją czytelnika (intentio lectoris) i intencją dzieła w procesie interpretacji dzieła.
O intencji dzieła można zatem mówić tylko jako o rezultacie domysłu czytelnika. Inicjatywa czytelnika polega na postawieniu domysłu co do intencji tekstu. Tekst jest mechanizmem, który ma za zadanie wytworzyć swego modelowego czytelnika. [...] Czytelnik empiryczny jest tylko aktorem stawiającym domysły co do postulowanego przez tekst rodzaju czytelnika modelowego. Ponieważ intencją tekstu jest w gruncie rzeczy wytworzenie Czytelnika Modelowego, który potrafi formułować co do niego domysły, inicjatywa czytelnika modelowego polega na wymyœleniu Autora Modelowego, który nie jest tożsamy z autorem empirycznym, lecz, w ostatecznym obrachunku, z intencją tekstu. Tekst jest zatem czymœ więcej niż parametrem wykorzystywanym do potwierdzenia interpretacji: tekst jest przedmiotem budowanym przez interpretację, która ma postać zamkniętego koła, ponieważ potwierdza się na podstawie tego, co sama zbuduje.
Interpretowanie tekstu polega zatem na tym, aby tworzyć hipotezy dotyczące znaczenia tekstu, a następnie w oparciu o nie próbować zrozumieć dzieło. Interpretacja tym różni się od nadinterpretacji, że niejako pasuje do dzieła. Pozwala zrozumieć całoœć dzieła i nie stoi w jawnej sprzecznoœci z żadnym fragmentem. Interpretacja musi zachować wewnętrzną spójnoœć dzięki czemu harmonijnie współgra z dziełem. Nadinterpretacja z drugiej strony tworzy połączenie, które jest wymuszone i wygląda nienaturalnie. Oczywiœcie to wszystko nie znaczy, że możliwe lub konieczne jest odnalezienie interpretacji, która będzie pasowała do tekstu idealnie, która będzie jedynie słuszną, najlepszą interpretacją. Tekst równie dobrze może prowadzić do wytworzenia czytelnika modelowego, który będzie stawiał wiele różnych hipotez. Przy takim podejœciu do interpretacji maleje jednak znaczenie autora empirycznego. Jego intencje dotyczące dzieła, przestają być istotne dla interpretacji. Stosunkiem autora do działa zajął się Eco w trzecim wykładzie.
3.
Pogląd Eco na stosunek intencji autora (intentio auctoris) do interpretacji nie jest szczególnie rewolucyjny. Zgadza się on z poglądem, że intencja autora nie jest podstawą, na której powinno budować się interpretację tekstu. W momencie ukończenia pracy nad dziełem autor traci do niego wszelkie szczególne prawa. W skrajnych przypadkach może się nawet okazać, że autor tworzy nadinterpretacje własnego dzieła. Osoba autora empirycznego ma dla interpretacji pewne znaczenie tylko w przypadku, gdy chodzi o okreœlenie dostępnego autorowi słownika. Niektóre słowa i frazy zmieniają z czasem swe znaczenie. Tworząc interpretację należy brać pod uwagę to, w jakich znaczeniach mógł ich używać autor.
Eco nie chce jednak pozbawić autora całkowicie praw do interpretacji tekstu, zwłaszcza, że sam jest pisarzem. Dlatego też daje autorowi prawo do poddania każdej interpretacji krytyce. Jednak ta krytyka nie powinna być prowadzona z pozycji autorytetu, lecz z pozycji czytelnika. Autor ma prawo, tak jak każdy inny czytelnik, do własnej interpretacji oraz do krytykowania innych interpretacji. Jako autor dysponuje często nieznanymi szerzej informacjami, które pozwalają mu wskazać błędy w pewnych interpretacjach. Eco wspiera się tu przykładami dotyczącymi znanych mu interpretacji dwóch jego własnych powieœci: Imienia róży i Wahadła Foucaulta.
W trzecim wykładzie Eco wprowadza jeszcze jedno rozróżnienie: pomiędzy interpretacją tekstu a jego użyciem. Przy interpretowaniu tekstu konieczne jest uszanowanie zaplecza kulturowego i językowego tekstu. Użycia tekstu nie dotyczą już praktycznie żadne ograniczenia. Można na przykład użyć tekstów Ewangelii do usprawiedliwienia morderstw, lecz trudno jest nazwać to ich interpretacją. Właœnie przeciw temu rozróżnieniu występuje w swoim referacie Richard Rorty.
4. Rorty
W swoim artykule, Kariera pragmatysty, Rorty podkreœla, że nie jest możliwe rozgraniczenie interpretacji od użycia tekstu, bo cokolwiek robimy z tekstem - używamy go. Interpretacja jego zdaniem jest tylko okreœleniem pewnego specyficznego sposobu używania tekstu. Rorty nie widzi jednak powodu, aby jedne użycia uważać za lepsze i właœciwsze niż inne. Krytykuje też podane przez Eco sposoby odróżniania interpretacji od nadinterpretacji, która jest tylko użyciem tekstu. Zdaniem Rorty'ego spójnoœć tekstu bądŸ jego interpretacji nie może być takim kryterium, ponieważ tekst jako taki nie może być spójny. Spójnoœć tekstu jest czymœ, co jest dopiero stworzone przez interpretację. Zatem interpretacja jest sensowna i spójna wtedy, gdy zdołamy przekonać innych, że tak właœnie jest. Przy odrobinie wysiłku i wyobraŸni możemy uzasadnić nawet najbardziej wydumaną interpretację i co za tym idzie udowodnić jej sensownoœć i spójnoœć. Rorty stawia pytanie:
Skoro jednak mamy już to rozróżnienie między spontanicznym, brutalnym i nieprzekonującym zastosowaniem obsesji konkretnego czytelnika do interpretacji tekstu a rezultatem trzymiesięcznych starań, by zastosowanie to wysubtelnić i uwiarygodnić, czy musimy je opisywać w kategoriach pojęcia "intencji tekstu"?
W ten sposób neguje Rorty istnienie kryterium, które istniałoby w tekœcie, a nie było tylko wytworem czytelnika. W swoim referacie Rorty jak się zdaje krytykuje też samą ideę językowego i semiotycznego badania tekstów. Pisze, że próba odnalezienia ukrytej struktury tekstu, odkrycia działających w nim mechanizmów, jest czymœ bezsensownym. Przypomina to bezsensowne próby odkrycia ukrytej prawdy i zrozumienia "O Co N a p r a w d ę Biega". Zdaniem Rorty'ego jest to podejœcie identyczne z tym, które Eco wykpiwał w Wahadle Foucaulta i w swym pierwszym wykładzie. Tymczasem obcowanie z tekstami nie powinno polegać na poznawaniu o co w nich chodzi. Rorty pisze:
Lektura tekstów polega na tym, że czytamy je w œwietle innych tekstów, ludzi, obsesji, pojedynczych informacji i czegoœ tam jeszcze, po czym sprawdzamy, jaki jest efekt. Efekt może być zbyt dziwaczny lub idiosynkratyczny [...] może być również fascynujący i przekonujący [...] Niekiedy jest tak bardzo fascynujący i przekonujący, że ma się złudzenie, iż teraz rozumie się, o co w danym tekœcie n a p r a w d ę ; chodzi. Tymczasem o tym, co fascynuje i przekonuje, przesądzają potrzeby i cele osób, które dają się zafascynować i przekonać. Wydaje mi się zatem, że proœciej byłoby anulować rozróżnienie między użyciem tekstu i interpretacją tekstu, a rozróżniać jedynie między użytkami, jakie różni ludzie czynią z tekstu do różnych celów.
5. Culler
Kolejny mówca, Jonathan Culler, polemizuje zarówno z Eco jak i z Rortym. W polemice z Eco staje w obronie nadinterpretacji. Twierdzi, że tekst nie powinien ograniczać interpretacji, czyli tego, jakie pytania zadajemy tekstowi. Stawianie pytań, które w żaden sposób nie wynikają z tekstu, może być równie interesujące. Więcej, interpretacje są z reguły mniej interesujące i nie są w stanie pobudzić i zainspirować czytelnika. Nadinterpretacje zaœ, te w negatywnym sensie tego słowa, zwykle są raczej niedointerpretacjami. Przedstawiają niezupełne i tendencyjne spojrzenie na tekst. Aby uniknąć negatywnych skojarzeń wywoływanych przez słowo nadinterpretacja Culler proponuje użycie nieco innego rozróżnienia. Zamiast mówić o interpretacji i nadinterpretacji radzi mówić o rozumieniu i nadrozumieniu. Rozumienie tekstu byłoby wtedy zadawaniem tekstowi tych pytań, które on niejako wymusza. Inaczej mówiąc byłoby to poszukiwanie intencji dzieła z punktu widzenia Modelowego Czytelnika. Natomiast nadrozumienie tekstu to pytanie o to, "co tekst robi i w jaki sposób; jak odnosi się do innych tekstów i innych praktyk; co ukrywa lub tłumi; co prowokuje lub sugeruje." Ograniczanie interpretacji tekstu wyłącznie do poszukiwania intencji tekstu jest szkolnym pójœciem na łatwiznę, w rodzaju grzecznego odgadywania "o czym chciał powiedzieć pisarz". Teksty zaœ należy badać z możliwie wielu stron. Przydatne bywa nie tylko zastanawianie się, "co tekst robi", ale również "jak on to robi". Dlatego też Culler ustosunkowuje się doœć negatywnie do krytyki analitycznego podejœcia do tekstów, którą zaprezentował w swoim odczycie Rorty. Zdaniem Cullera jest to ignorowanie możliwoœci poznania zasady funkcjonowania nie tylko konkretnego dzieła, ale i literatury w ogóle.
6.
Ostatni referat, autorstwa Christine Brooke - Rose, koncentruje się na pewnym typie powieœci, które autorka nazywa historiami palimpsestowymi. Są to powieœci, których akcja (zwykle mniej lub bardziej fikcyjna) jest osadzona w rzeczywistoœci historycznej, lecz często jest to historia nieco zniekształcona bądŸ przekształcona. Powieœci te często na nowo interpretują historię, patrzą od nowa na religijnoœć i duchowoœć człowieka. Tak jest w przypadku Szatańskich wersetów Salmana Rushdiego, czy choćby powieœci Umberto Eco. Zwłaszcza w Wahadle Foucaulta tego ostatniego mamy do czynienia z doœć nowatorską interpretacją historii. Rzeczywistoœć tych powieœci jest przesunięta jakby bliżej fantastyki, historie są często nieortodoksyjnie przedstawiane, co czyni je doœć niezwykłymi. Często zdarza się, że pojawiają się w nich elementy magiczne lub też sprawiające wrażenie magicznych. Dzięki temu powieœci tego typu najlepiej realizują swój cel, którym według autorki jest:
[...] osiągnięcie tego, co tylko powieœć potrafi osiągnąć, a co w adaptacji kinowej, teatralnej czy telewizyjnej uległoby znacznemu spłaszczeniu czy zredukowaniu [...] zadaniem powieœci, w przeciwieństwie do historii, jest rozciągnąć nasze horyzonty intelektualne, duchowe i imaginacyjne do granic wytrzymałoœci.
Trudno odmówić jej racji w tym punkcie. Zagadnienie to, jakkolwiek bardzo interesujące, wymyka się jednak poza główny nurt dyskusji.
7. Eco - Replika
W swojej replice, która zamyka zbiór, Eco podtrzymuje większoœć swoich twierdzeń. Nadal utrzymuje, że tekst zawiera coœ, co pozwala nam rozpoznać jego nadinterpretacje. Nawet jeœli, jak twierdził Rorty, coœ takiego nie jest zawarte w samym tekœcie, lecz w relacji tekst - czytelnik. Wszak nie ma tu znaczenia czy mówimy o czymœ co istnieje samoistnie w tekœcie, czy też mówimy o relacji. To istnieje. Eco broni także, znów przed atakami Rorty'ego, potrzeby poznawania języka. Nie tylko pozwala to pisarzom lepiej pisać, ale również pozwala w całkiem nowy sposób spojrzeć na pewne teksty i poczuć pewien specyficzny rodzaj satysfakcji. Wspominając własną fascynację powieœcią Gerarda de Nervala Sylvie, Eco pisze:
[...] nie zadowoliła mnie przyjemnoœć, której doœwiadczałem jako zauroczony czytelnik: chciałem również doœwiadczyć przyjemnoœci zrozumienia, w jaki sposób tekst wytwarza efekt mgły, który tak mnie cieszył.
Eco krytykuje również twierdzenie Rorty'ego, iż nie ma lepszych i gorszych interpretacji. Po pierwsze, niektóre interpretacje są bardziej zgrabne od innych i jakby więcej wnoszą, co usprawiedliwia nazywanie ich lepszymi. Po drugie, gdyby wszystkie interpretacje były prawdziwe, oznaczałoby to również, że wszystkie są fałszywe. To zaœ prostą drogą prowadzi do stwierdzenia, że interpretacje jako takie nie podlegają ocenie i weryfikacji, bo nie ma powodu, aby słuchać opinii kogokolwiek innego i zmieniać własne zdanie. To zaœ prowadzi do uznania bezcelowoœci wszelkich dyskusji. Zgodzenie się na istnienie lepszych i gorszych interpretacji pozwala zaœ wygłaszać twierdzenia na temat przeróżnych utworów, ale pozwala też takim twierdzeniom się sprzeciwiać. Właœnie dzięki takiemu podejœciu trwać mogą wszelkie dyskusje - również ta.