Bezwstyd bezmiłości / 04 luty 2008
Zofia Milska-Wrzosińska
Zażenowanie jest fundamentem intymności, która wymaga i wstydu,
i stopniowego, nieśpiesznego z niego rezygnowania.
Kiedy Igrekowska skarży się psychologowi, że w jej małżeństwie zgrzyta, bo mąż w seksie zmierza do szybkich konkluzji, a ona chciałaby trochę więcej starania - usłyszy przede wszystkim: „A czy rozmawialiście państwo o tym?”. Bo szczerość, otwarte komunikowanie swoich pragnień czy ukrytych fantazji to od jakiegoś czasu medialny nakaz dla par i priorytetowo podsuwana recepta na udany związek. Ten swego rodzaju wytrych dotyczy wszystkich aspektów relacji męsko-damskiej, ale nieodzowny jest zwłaszcza w budowaniu więzi seksualnej. Należy otwarcie mówić partnerowi o swoich pragnieniach, bo tylko wtedy mogą one zostać zaspokojone. Wstyd, zażenowanie to uczucia zbędne, niemodne i szkodliwe. Powiedz jej (jemu) dokładnie, czego chcesz, jak i od której strony, a jeśli masz jakąś - nieuzasadnioną oczywiście - rezerwę, to w ostateczności podrzuć stosowny podręcznik otwarty na właściwej stronie, najlepiej z ilustracją.
Niewątpliwie instrukcja obsługi to rzecz przydatna, ale raczej do nowej pralki niż do kochanego człowieka. Kobieta i mężczyzna, którzy, powściągnięci wstydem, nie wyrecytowali sobie w trakcie pierwszej nocy katalogu seksualnych zamówień, mogą po 10 latach wciąż od nowa budować intymność, dowiadując się w emocjonalnie bezpiecznych warunkach o swoich i partnera coraz ciekawszych słabościach, śmiesznostkach, ukrytych talentach i możliwościach. Jeśli do tego mają poczucie humoru, to ich szanse na dobry i ekscytujący związek są większe niż szanse tych par, które od razu przełamały wszystkie wahania i - uciekając od nudy - szukają nowych atrakcji (A może by na balkonie? Z koleżanką? Przy piesku? Po cracku?), bo w sobie już nic pobudzającego znaleźć nie mogą.
Zażenowanie jest fundamentem intymności, która wymaga i wstydu, i stopniowego, nieśpiesznego z niego rezygnowania. Odkrywanie kolejnych tajemnic partnera, ryzykowne odsłanianie przed nim swoich uważanych za wstydliwe, a nawet kompromitujące, sekretów - to podniecające zadania na wspólne życie. Czasem warto powiedzieć, czego by się chciało. Często lepiej jednak nie mówić, lecz działać. Przecież miłość, zwłaszcza fizyczna, to w dużej części wydarzenie niewerbalne, bo dotyk, spojrzenie czy zapach mają tu znacznie większą wagę niż przemowy i wyjaśnienia. A uzyskiwanie czegoś od drugiej strony na komendę może odebrać połowę przyjemności.
Pacjent powiedział mi kiedyś: „Zależy mi, żeby moja żona w łóżku... (tu nastąpił opis upragnionych zachowań, którego - szanując wstyd czytelników i własny - nie przytoczę), ale jej tego nie powiem, bo liczę, że kiedyś zrobi to sama z siebie, i to dopiero będzie wspaniałe”. A jeśli się nigdy nie domyśli? „Wyznam jej na łożu śmierci, to będzie nasza ostatnia wspólna tajemnica. Tak czy inaczej, i bez tego mamy razem dużo przyjemności”.
Wstyd przed cielesnym kontaktem i seksualnością jest zrozumiały. Zostaliśmy - i słusznie - nauczeni, że nagość jest intymna, a niektóre miejsca na ciele podlegają specjalnej ochronie. Nie pokazujemy i nie dotykamy ich publicznie, nie pozwalamy, by inni ich dotykali. Trzeba je chronić, bo łatwo je urazić lub zakazić. Ciało nie jest dla byle kogo, tylko dla kogoś, kogo kochamy i kto nas kocha. Ale gdy ktoś taki się zjawia, niełatwo natychmiast odrzucić psychiczne zabezpieczenia i bariery. I nie ma powodu - ten proces musi trwać. Bo gdy ktoś staje się ważny, bardziej boimy się odrzucenia czy potępienia, więc wstyd może być większy. Dlatego niektórzy rzucają się w coraz to nowe przypadkowe związki - tam gdzie nie ma zaangażowania, nie ma intymności i lęku przed nią. Bezwstyd to prędzej czy później „bezmiłość”, wstyd zaś pomaga namiętności przekształcić się w ekscytującą zażyłość.