Miłość nie wszystko wybaczy / 18 styczeń 2008
Renata Kaczyńska-Maciejowska
Niektórzy uważają, że prawdziwa miłość jest burzliwa - i że to właśnie dowodzi jej siły. Inni mylą miłość i intymność z wchłonięciem "ja", emocjonalnym zagarnięciem partnera. A jak jest naprawdę? - z mitami na temat miłości rozprawia się Renata Kaczyńsk-Maciejowska
Kto się czubi, ten się lubi
Niektórzy sądzą, że prawdziwa miłość jest burzliwa - i że to właśnie dowodzi jej siły. W początkowym okresie zalotów poprzez przekomarzania zakochani próbują upewnić się co do siły zainteresowania ze strony partnera. W następnej fazie - „docierania się”, formowania się ról w związku - też nierzadko zdarzają się konflikty. Ale ich nadmiar i zbyt gwałtowna atmosfera nie wróżą partnerom niczego dobrego... Huśtawka emocji - od namiętności do nienawiści, ciągła rywalizacja, próby sił (kto ma więcej władzy w związku) - utrudniają tworzenie wspólnoty. W takiej atmosferze trudno o prawdziwą bliskość, intymność, o poczucie bezpieczeństwa i stałości, zaufanie, współpracę. Arnold A. Lazarus w książce „Mity na temat małżeństwa. O powszechnych przekonaniach, które niszczą związek” nazywa takie potyczki „turniejami ego”. Autor zwraca uwagę, że wrogość i walka ego przynosi partnerom ogromne zniszczenia - angażuje poczucie własnej wartości, obniża wzajemny szacunek, zwiększa podejrzliwość, zachęca do złośliwości. Nieustępliwość i niezdrowa rywalizacja prowadzą do poważnego kryzysu związku.
Stara miłość nie rdzewieje
Wiele osób jest zazdrosnych o poprzednich partnerów swych małżonków. Nierzadko porównują siebie do nich, zamęczają prośbami o zwierzenia na temat tamtych związków albo starają się ograniczyć możliwość kontaktowania się partnera z eksmiłością. Czy słusznie?
Nieufność i zazdrość stanowią naturalny mechanizm ochronny związku. Niewiele małżeństw wolnych jest zupełnie od tych uczuć. Warto jednak świadomie tamować irracjonalną zazdrość, czyli opartą nie na faktach, a jedynie na fantazjach. Bardziej niszczy ona niż chroni związek. Szczególnie nie ma sensu konfrontowanie się z przeszłością partnera. Nawet jeśli wspomnienia mają ciepły charakter, to trzeba pamiętać, że z upływem czasu idealizują rzeczywistość - i dlatego są piękne. Gdy pojawia się irracjonalna zazdrość o przeszłość (której wszak nie można już zmienić) - warto z szacunkiem uświadomić zazdrośnikowi, że mierzy się z demonami wyobraźni. Racjonalnym działaniem w takiej sytuacji będzie zwiększenie starań o atrakcyjność aktualnego związku.
Kochający się nie powinni mieć przed sobą tajemnic
Nieprawda. Dzielenie się sobą, intymność, wymaga uprzedniego wytyczenia zdrowych granic wewnętrznych, by nie zatracić własnej tożsamości w związku. Granice te dają poczucie bezpieczeństwa - w sferze fizycznej, seksualnej, emocjonalnej i intelektualnej.
Niektórzy mylą miłość i intymność z wchłonięciem „ja”, emocjonalnym zagarnięciem partnera. Są to często osoby, które doświadczyły w dzieciństwie poczucia odrzucenia ze strony rodziców (np. uzależnionych od alkoholu lub pracy). Jako dorośli oczekują od partnerów nieustannego i bezwarunkowego uznania oraz ciągłej uwagi, serdeczności i troski, spełniania wszystkich swych oczekiwań. Takie oczekiwania są nierealistyczne, zaś zbudowany na nich związek ma toksyczny charakter. Zamiast upragnionej intymności i bliskości przynosi obojgu partnerom ból i cierpienie. Jedno czuje się odrzucone, za mało kochane, zaś drugie - usidlone, pozbawione suwerenności - dusi się w nadmiernym zespoleniu. Poufały kontakt i wzajemne wsparcie w dojrzałym związku miłosnym oznaczają akceptację partnera jako odrębnej osoby, szacunek dla jego autonomii, uznanie jego prawa do dokonywania wyborów oraz posiadania spraw poza związkiem (mogą nimi być np. hobby, spotkania z przyjaciółmi, aktywność zawodowa i społeczna).
Przeciwieństwa się przyciągają
Tak, ale na krótki czas. Ludzie różniący się od siebie często wydają się sobie wzajemnie atrakcyjni. Ale codzienne życie pod jednym dachem bałaganiarza i perfekcjonisty okazuje się próbą ponad siły - nieuchronnie przynosi konflikty i wzajemne antagonizmy.
Wiele badań ujawnia, iż ryzyko niedopasowania i - w konsekwencji - rozwodu wzrasta, gdy partnerzy pochodzą z odmiennych środowisk ekonomiczno-społecznych, etnicznych i religijnych. Socjolog Martin Whyte ustalił, że stabilności związku partnerskiego sprzyjają: podobne cechy charakteru, nawyki, pokrewne zainteresowania, wspólnie wyznawane wartości, pokrywające się kręgi przyjaciół. Istnieją pewnie wyjątki od tej zasady, jednak warto pamiętać, że drobne różnice mogą być wzbogacające dla związku, zaś zasadnicze rozbieżności nie pomagają w stworzeniu harmonijnego, zgodnego i szczęśliwego stadła.