"Ku nieuchronnemu przeznaczeniu?"
część dziesiąta
- Jeśli zaraz nie przestaniesz się uśmiechać rozwalę ci tę piękną buźkę! - Zelgadis ostatnie słowa wykrzyczał nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- No, nie denerwuj się tak - Gourry poklepał go po ramieniu nie przejmując się jego groźną miną.
Zegadis westchnął. Tego faceta nic nie zrażało.
- Właściwie to czemu idziesz ze mną?
Gourry natychmiast spoważniał.
- Ponieważ obiecałem chronić dziewczynę imieniem Lina.
- Komu?
Zakłopotał się.
- Właściwie to nie wiem - podrapał się po głowie. - Nie zapytałem jak ma na imię.
Zelgadis ponownie westchnął. Przebywając te trzy dni razem zauważył, że jego towarzysz może i jest doskonałym szermierzem, ale nie grzeszy rozumem.
- Dziwny jesteś, wiesz? - zapytał cicho.
- Ty też - Gourry ponownie się uśmiechnął.
- Dobrana z nas para - Zelgadis odwzajemnił uśmiech.
Rezo stał pośrodku pustej sali i koncentrował się.
Sala była ciemna; nie oświetlała jej żadna świeca, a nie było tu okien.
Przyzwyczajony był do ciemności. ONA towarzyszyła mu od urodzenia. Przez całe życie uzdrawiał oczy innym, a swoich nie potrafił. Tyle lat studiów, przewertowanych ksiąg, długich podróży i nic. Jego ostatnia nadzieja w kamieniu filozoficznym, a przez tego głupka Zelgadisa znowu cel mu umknął!
No i co mu po takiej nieudanej chimerze?
Niedobrze, dekoncentruje się.
Uniósł głowę i spróbował ponownie.
Jest!
Uśmiechnął się złośliwie. Jeszcze tkwi w sklepie...
- Już pan sprzedał!?!?!
- Ależ panienko, to na tym polega; ja kupuję, a potem sprzedaję za większą cenę chętnym...
- Aaaaaaaaaa!!!!!! - zaczęła czochrać włosy. - cholera! Od kiedy przyjęłam zadanie od tego grubasa spotykają mnie same niemiłe niespodzianki!
- Mam jeszcze miecz, który od panienki kupiłem. Chce panienka go odkupić?
Gdyby wzrok mógł zabijać...
- Aaaaaaaaaaaaaa!!!!! Wariatkaaaaaaaaaaaa!!!!
- Ja wam dam WARIATKĘ!!!! FIREBALL!!!!!!
Płomienie przybrały barwę zachodzącego właśnie słońca.
- Od razu mi lepiej - Lina otrzepała dłonie i rozejrzała się krytycznie. To była zaledwie garstka rabusiów i pokonałaby ich bez magii, ale musiała się wyżyć.
- Nie dość, że nadal nie mam posążka. To nie mam pojęcia, gdzie szukać tego całego Rezo!
- Potrzebuje może panienka pomocy?
- To tu? - Gourry zadarł głowę wysoko. Osłaniając oczy przed ostatnimi zachodzącymi promieniami słońca przyglądał się monumentalnej wieży, przed którą stali.
- Uhm.
- Wchodzimy?
Zelgadis nie drgnął.
- No? - pogonił go Gourry.
- Muszę ci coś powiedzieć - odezwał się niechętnie.
- Co?
- Ja... - zawahał się. - Ja nie mam planu - wypalił nie podnosząc głowy.
- Wiem - spokojnie odpowiedział Gourry.
- Wiesz?
- Nie martw się! - klepnął go w plecy.
- Jak się mam nie martwić! Mamy po prostu wejść i zażądać jej oddania?!? Przecież to bezsensu!
- Zgadzam się - przytaknął blondas uśmiechając się. - I dlatego wymienimy ją na to - wyciągnął dłoń.
Za nią stała dziewczynka w kucykach.
"Zaraz, zaraz, gdzieś już ją widziałam" Lina podrapała się po czuprynie.
Kucyki dziewczynki zakołysały się, kiedy przekrzywiła główkę.
- Już wiem! W karczmie! Przekazałaś mi wiadomość od tego drania, który jest mi winien za pralnię!
Przytaknęła.
Lina przykucnęła.
- Co tu robisz dziewczynko? - położyła jej dłoń na główce. - Gdzie twoi rodzice?
Dziewczynka przymknęła zielone oczy i uśmiechnęła się słodko.
- Nie mam.
- Nie masz? - Linę zatkało. - Ale...
Dziewczynka otworzyła oczy.
- Jam jest PIERWSZA.
- Pierwsza? - zdziwił się Xellos. - Co to znaczy "pierwsza"?
Nigdy nie słyszał o kimś takim, ale nie wątpił, że to ta mała przeszkadzała mu w jego zadaniu przez cały czas.
- Cholera... Zellas winna mi jest wyjaśnienia.
Zniknął.
- Skąd TY to masz?!?!?
- Dostałem.
Zelgadis wytrzeszczał oczy na trzymany przez Gorry'ego w ręku przedmiot.
- Ale to jest...
- Myślisz?
Chimera wyciągnęła drżącą rękę i wzięła posążek. Czyżby to był... Czyżby to w nim był... Podniósł głowę i napotkał czyste spojrzenie niebieskich oczu.
- Kto ci TO dał!?! I kiedy?!?
Szermierz podrapał się po czuprynie.
- Parę dni temu od pewnej dziewczynki.
- Dziewczynki?
- O, takiego mniej więcej wzrostu - pokazał dłonią.
- Kamień filozoficzny... - nie mógł oderwać od posążku wzroku.
- Pamiętaj, że najważniejsze to uratować Linę - w głosie Gourry'ego Zel usłyszał...
- No proszę, kogo my tu mamy? - przerwał im drwiący głos.
- Pierwsza? - Lina zamrugała oczami. - Co to znaczy?
- Musisz iść - wyciągnęła dłoń.
- Iść? - zapytała bezwiednie wyciągając rękę.
Jeszcze zdążyła pomyśleć, że ta mała ma bardzo ciepłą dłoń, po czym obie zniknęły.
Zellas nerwowo przechadzała się przed swoim tronem.
- Oszukuje...
- Kto?
Zdziwiona zatrzymała się. Zapomniała, że Xellos nadal tu jest.
- Idź.
- A co...
- Nie masz żadnych ograniczeń.
Xellos ukłonił się i zniknął.
- Jak ty grasz nie fer, to ja też...
koniec części dziesiątej...
story wrote by Aurorka (30.5.2004) (titonosek@interia.pl)
3
3