Slayers Shimpai, Slayers Shimpai 1


Ten fick to dalsze losy bohaterów Sorai. Jeśli więc Sorai wam nie leżała, nie czytajcie tego- dzieje się w tym samym świecie, tyle, że zamiast przestrzeni kosmicznej- na Ziemi. Dopiero zaczynam- ale wiem, że na pewno będzie kilka wątków odwołujących do SS. Jeśli więc chcecie- benevele lector- to lepiej zrozumieć, przeczytajcie Soraia (jeśli macie siłę _-_).

Jak pamietacie- Ci, co przeczytali pierwszego SS- nasi znajomi są spisani na straty przez Gangrela... Teraz wracaja na Ziemię- mimo wszystko...

Slayers Shimpai

part one

Biuro- białe ściany, wielkie okno... Za szybą wznoslły się monumentalne wieżowce- wierze Babel w wyścigu do nieba. Pojedyńczy obrazek na ścianie przedstawiał łąkę z pasącą się łanią... Gdzie jeszcze na tej planecie znajdzie się takie widoki? Na środku pomieszczenia stół- za nim siedem osób. Przed stołem stoi również siedem- wszyscy w szarych mundurach GTSZ, z insygniami swojego stopnia. Tylko jedna miała na sobie luźną koszulę i krutką spódniczkę... Spod spódniczki owej wystawał ogon.

Komandor Lina Inwerse stała na baczność pierwsza- to ona mówiła i odpowiadała na pytania- była przecież kapitanem Emperii One, potem KO- 324 Missouri...

-A więc... Pani Kapitan... Zdaje pani sobie oczywiście sprawę, jak wiele kosztowała nas Emperia... A pani ją po prostu... Porzuciła?

-Generale Simmow- chcę zaznaczyć, że Emperia nie nadawała się do dalszego lotu. My mósieliśmy wrócić na ziemię- zdecydowaliśmy się więc zapieczętować i zabezpieczyć statek na Chikyu- gdzie odnaleźliśmy Missouri... Nie mieliśmy wyjścia.

-A właśnie...- Przerzucił od niechcenia raporty. Pewnie nawet ich nie czytał- nie zadawałby takich pytań... Nie dała po sobie poznać, że jest znudzona monotonnymi pytaniami ciągle o to samo. Po prostu stała i czekałą co powie.- ...KO-324... Znaleźliście załągę martwą, prawda?

-Oczywiście.

-Statek okazał się jednak sprawny?

-Oczywiście.

-Ale wrócił z wami ktoś jeszcze... Kto bynajmniej nie należał ani do waszej ani do załogi Missouri...

-Tak jest generale. Neko zabraliśmy z planety, ponieważ groziło jej niebezpieczeństwo i pewna śmierć. Jeszcze na orbicie podpisała zgodę, iż chce wyrószyć z nami na Ziemię. Została przebadana przez lekarz Ul Copt- wyniki są w raportach.- Uśmiechnęła się w duchu. Teraz ten pryk będzie musiałprzekopać stos kartek. On jednak tylko przeleciał wzrokiem po kolumnie liczb po czym odłożył arkusz na blat.

-Kapitan Inwerse... W związku z tym co pani zrobiła, i z jakich pobudek to uczyniła nie mogę pani otwarcie skrytykować... Jednak sama pan rozumie, że takiego postępowania tolerować nie mogę.- Nie rozumiała ale w milczeniu skinęła głową. Teraz po tłumaczeniach przyszedł czas na jej wyrok.- Być może nie ponosi pani żadnej winy za to co się stało. Ale muszę jednak przedsięwziąć pewne środki. Mianowicie...- Zawiesił dramatycznie głos. Nie lubiła dramatów.- Mianowicie, pani Inwerse, przez rok nie będzie pani uczestniczyć w żadnej z misji GTSZ. Nie będzie pani na pokładzie żadnego lotu aż do... Jedenastego marca 2577 roku czasu bezwzględnego... Czy zgadza się pani i akceptuje taki wynik?

-Tak jest.- Nie zgadzała się do cholery! Nie akceptowała nawet jednego słowa z tego co powiedział! To nie jej wina! Tylko Gangrela i jego popychów! Ale nie mogła się sprzeciwić- nie w jej sytuacji... A z czego ona będzie żyć?! Ciekawe ile kasy zostało na kącie... Trzeba będzie zaraz sprawdzić... Nie zdziwiła by się, gdyby ktoś gwizdnął jej wszystko... Na szczęście miała jeszcze kasę w Zurichu i w Wielkiej Moskiwie...

-Dobrze... Teraz przejdźmy może do...- Wyrwał ją z rozmyślań- popatrzył wymownie na małą Wittali. Kotka przecierała właśnie oczy ziewając rozdzierająco- zmieszała się pod spojrzeniem generała i rady...

-Zabraliście ją z jej planety- zgodziła się- dobrze.- Odezwała się kobieta z głębokim głosem siedząca po prawej ręce Simmowa.- Ale czy otrzymaliście zgodę na zabranie jej na Ziemię?

-Nie.- Odpowiedziała po chwili milczenia. A jak niby mieli tą zgodę otrzymać?! Dwa dni zajęło jej samo wyypełnianie raportów, a zasięgu tam jeszcze nie było na zwykłą rozmowę! I jak niby miała by się skontaktoważ z radą?!!!

-Ale mimo to zabraliście ją...

-Zrobiliśmy wszystkie testy- była zdrowa, przyjazna, nie agresywna- przeciwnie- polubiła nas in zaufała. Nie mieliśmy paliwa, żeby zostawić ją na Chikyu, mósieliśmy ją zabrać. Czy...- Odchrząknęła.- Czy może zostać na Ziemi?

-Taak...-Odpowiedzieli po chwili wachania.- Zostało wiele formalności- służba zdrowia, ubezpieczenie... Ale pomożecie jej się z tym uporać. Wy teraz za nią odpowiadacie- przez pół roku macie zapewnić jej mieszkanie, pracę, wyzywienie... Nie ma żadnego wykształcenia- możecie posłać ją do jakiejś szkoły...- Zamilkł znudzony. Może wreszcie pozwoli im sobie pójść. I tak była już wystarczająco wkużona.

-Odmaszerować.- Wreszcie! Zaczekała aż wyjdzie reszta jej załogi, skłoniła się i odeszła. Drzwi zamknęły się za nią cicho.

Powiodła spojrzeniem po ich tważach. Cóż mogła powiedzieć?

-No i po herbacie... Możecie się rozejść.

-Lina...- Spojrzała zdziwiona na panią doktor... No tak- nie była juz kapitanem- i przez rok pewnie nie będzie. Cholera!

-Co tam?

-A... No wiesz... Gangrel?

-Ach...- Nie mówiła im? Chyba zapomniała z tego wszystkiego...- Wy już jesteście bezpieczni. Do was nic nie ma. Mnie widzicie jak urządził.- Udawała wesołość, by nie zauważyli niepokoju. Trochę się bała... Ale w jej życiu nie było miejsca na strach...- Ja muszę teraz zniknąć... Na jakiś czas... Przynajmniej do wyborów. Tak... Potem się z nim spotkam- chyba... Ale muszę zniknąć- niebezpiecznie teraz ze mną przebywać...

Patrzyli na nią. Wiedzieli- cholera- że się bała. Że za każdym zakrętem może oczekiwać sztyletu... Z logo GTSZ- dodała w myślach kwaśno. Ale nie pozwoli im iść ze sobą. O nie! Może i byli jej załogą, najlepszymi przyjaciółmi- ale właśnie dlatego nie mogła ich narażać!

-Idźcie już.- Powiedziała cicho. W milczeniu podała im ręce. Odeszli- oglądając się co chwile przez ramię. Bez niepotrzebnych łez. Został tylko Xell i Gourry.

-Lina...- Chemik spojrzał jaj w oczy- głęboko, do samego dna duszy... Kiedyś często tak patrzył... Westchnęła.- Lina... Będziesz na siebie uważać?

-Jesne Xell. Jasne...- Już myślała, że zacznie męczyć o starych czasach. Troche smutno jej sie zrobiło... Było im przecież pięknie... Nie wiedziała czy to ona wszystko zepsuła, czy on... Po prostu przestali nagle do siebie pasować... Może nie nagle, ale... A z resztą- było, minęło. Uśmiechnęła się smutno i uścisnęła jego dłoń w niebieskiej rękawicy. Odszedł bez słowa, spojrzał jeszcze na nią jeden raz... I w tym spojrzeniu było dokładnie to czego szukała- nie umarła miłośc i żal o przeszłość... Tylko zmartwienie przyjaciela. Przyjaciela. Dobrze, że wreszcie się z tym pogodził. Tak jak ona sie pogodziła.

Odwróciła sie do Gabrieva. Był trochę zdezorientowany...

-Lina, czy wy...

-Nie Gourry... To nic... Już nic...- Przytuliła się do niego. Zaraz wróci do domu, zabierze walizkę i odjedzie... Zaszyje się gdzieś, gdzie nie znajdzie jej ani Gangrel, ani jego psy... Ale teraz chciała jeszcze sie z nim pożegnać...

-Może mógłbym ci...

-Nie pomożesz mi.- Znów milczenie. Stali tak splecieni, na środku korytarza. Przed drzwiami do rady GTSZ... Ciekawe, co by było, gdyby nagle ktoś wyszedł? Uśmiechnęła się lekko.

Odsunęla się od niego na odległość ramienia.

-Wrócisz?- Zapytał. właściwie to nie znała odpowiedzi na to pytanie... Ale co mogła mu powiedzieć?

-Wrócę.- Poczóła, że w oczach wzbierają jej łzy. Nie płakała odkąd była małą dziewczynką. I nie zamieżała jeszcze długo płakać, o nie! Trzeba się czymś zająć, czymś przyziemnym...- Zajmiecie się Wi?

-Zamieszka u Amelii. Wyślemy ją do jakiejś uczelni- może nadawałaby się na nawigatora? Przydałby się ktoś taki na statku...

Uśmiechnął się. Ruszyli powoli w stronę wyjścia. Znów rozmowa urwała sie. Odetchnął głęboko.

-Zabiorę cię na stację.

Pociąg przyjedzie za kilka minut. Stał z nia przy filarze. Jej walizka była lekka- ciekawe, co zabrała? Pewnie mało- resztę kupi sobie na miejscu. nie wiedział nawet gdzie pojedzie... Wiatr szarpnął ich płaszczami. Mleczne niebo zasłaniały chmury- pewnie zaraz zacznie padać... Objął ją ramieniem- niewielu ludzi było na peronie, ale nawet oni nie zwracali na nich uwagi.

-Li...

-Nie Gourry.

-Wrócisz?

-Nie wiem...

Popatrzył w jej oczy. W duże, brązowe oczy. Ujął jej tważ w swoje dłonie... Słyszał już szum nadjeżdrzającego pociągu... Jej oczy błyszczały- może od łez, może tylkomy się wydawało... Pociąg zaczął hamować- za chwilę zatrzyma się i drzwi się otworzą...

-Li... Wróć...

-Tak...

I ich usta połączyły sie... Oddechy zmieszały a jezyki splotły... Przez chwilę był w niebie... W rajskim ogrodzie pod drzewem jabłoni... Objął ją mocniej, przyciągnął do siebie...

-Nie...

Szept- wiatru? Wyrwała mu sie, odbiegła z walizką w dłoni. Do pociągu wskoczyła niemal w ostatniej chwili... Obejrzała się jeszcze nim drzwi się zamknęły- nie wiedział co oznaczało to spojrzenie. A potem pociąg ruszył, odjechał... A on patrzył jak znika za zakrętem... I nie mógł nic zrobić! Przecież mógł jej powiedzieć, że z nim będzie najbezpieczniejsza, że... A co by odpowiedziała? Że on z nią wcale nie byłby bezpieczny. Tak... Była taką właśnie kobietą... Silną i delikatną jednocześnie... Za to ja kochał.

Przez chwilę był w niebie. Przez chwilę tulił do piersi anioła... A potem spadł do samego piekła. A raczej ktoś go tam zepchnął...

Pierwsze krople deszczu spadły z stalowego nieba.

Jeszcze długo stał na pustej stacji... Jeszcze długo...

This ain't a song for the broken-hearted

No silent prayer for the faith-departed

I ain't gonna be just a face in the crowd

You're gonna hear my voice

When I shout it out loud

It's my life

It's now or never

I ain't gonna live forever

I just want to live while I'm alive

(it's my life)

My heart is like an open highway

Like Frankie said

I did it my way

I just wanna live while I'm alive

It's my life

This is for the ones who stood their ground

For Tommy and Gina who never backed down

Tomorrow's getting harder make no mistake

Luck ain't even lucky

Got to make your own breaks

It's my life

And it's now or never

I ain't gonna live forever

I just want to live while I'm alive

(it's my life)

My heart is like an open highway

Like Frankie said

I did it my way

I just want to live while I'm alive

'cause it's my life

Better stand tall when they're calling you out

Don't bend, don't break, baby, don't back down

It's my life

And it's now or never

'cause I ain't gonna live forever

I just want to live while I'm alive

(it's my life)

My heart is like an open highway

Like Frankie said

I did it my way

I just want to live while I'm alive

It's my life

And it's now or never

'cause I ain't gonna live forever

I just want to live while I'm alive

(it's my life)

My heart is like an open highway

Like Frankie said

I did it my way

I just want to live while I'm alive

'cause it's my life!

miju7@o2.pl



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Slayers Shimpai ~$ayers Shimpai
Slayers Shimpai, Slayers Shimpai 9
Slayers Shimpai, Slayers Shimpai 2
Slayers Shimpai, Slayers Shimpai 3
Slayers Sorai SS1
Slayers Sorai SS7
Domek z kart, Slayers fanfiction, Oneshot
Kiblowe perypetie, Slayers fanfiction, Oneshot
Szkarłat, Slayers fanfiction, Oneshot
Bajka bez tytułu, Slayers fanfiction, Oneshot
Przeznaczenie, Slayers fanfiction, Oneshot
Familiada, Slayers fanfiction, Oneshot
1+1+1=2, Slayers fanfiction, Oneshot
W domu Xella, Slayers fanfiction, Oneshot
Bajarz, Slayers fanfiction, Oneshot
Reakcja, Slayers fanfiction, Oneshot
Pałerkahers 1, Slayers fanfiction, Prace niedokończone
Droga, Slayers fanfiction, Oneshot

więcej podobnych podstron