NIE-BOSKA KOMEDIA Zygmunt Krasiński
Wstęp (Maria Janion)
W wieku XIX Krasiński zajmował pozycję czołowego reprezentanta romantyzmu polskiego, nazywany był „trzecim wieszczem”. Wraz z wiekiem XX sytuacja ta zaczęła się zmieniać, ranga poety w kanonie wieszczów została bezlitośnie zakwestionowana w dwudziestoleciu międzywojennym. Przez odzyskanie niepodległości w nauce o literaturze pojawiały się coraz częściej zdania, iż dzieła sztuki powinny być oceniane wyłącznie z artystycznego punktu widzenia. Jedynie Ignacy Chrzanowski bronił poety jako przedstawiciela „bezcennych wartości narodowych”.
Romantyzm został podzielony na postępowy i konserwatywny, co sprawiło, że zatracił się obraz romantyzmu jako całości, w której wiele rzeczy jest sprzecznych i krzyżuje się ze sobą. W efekcie Krasiński został usunięty z rozważań o romantyzmie polskim.
W roku 1959 tygodnik „Życie Literackie” rozpisał ankietę na temat stosunku współczesnych do twórczości Krasińskiego. Okazało się, że budzi on słabe zainteresowanie. Listy Krasińskiego ocenione zostały jako jedyny utwór do czytania. Zarazem jednak zdaniem większości Nie-boska komedia (1835) i Irydion (1836) utrzymały swą wysoką rangę w dorobku polskiego dramatu romantycznego.
Liryka Krasińskiego na ogół była przebrzmiała, jego młodzieńczymi powieściami historycznymi interesowali się tylko specjaliści. Historyczne jedynie znaczenie mają jego późniejsze poematy religijno-filozoficzne.
Ankieta rozpisana w setną rocznicę śmierci oraz refleksje w sto pięćdziesiątą rocznicę urodzin stały się okazją do nowego spojrzenia na poetę, który na nowo zaczął budzić zainteresowanie. Pojawiły się edycje listów poety - Listy do ojca, 1963; Listy do Jerzego Lubomirskiego, 1965; Sto listów do Delfiny, 1966 - które wywołały „renesans Krasińskiego”.
Nie-Boska komedia, jej inscenizacje zawsze budziły spory, czy być za czy przeciw Krasińskiemu. Mówiąc o tym utworze nie można mówić jedynie o historii, ale również należy o współczesności, stąd może się on stać przedmiotem ostrego sporu ideowego. Punktem kulminacyjnym „renesansu” Krasińskiego stanowiła inscenizacja Konrada Swinarskiego w krakowskim Teatrze Starym w 1905 r. Julian Przyboś nazwał owy utwór „genialnym kiczem”, a Andrzej Kijowski stwierdził, że nie ma w nim nic, co warto by zapamiętać. Mickiewicz natomiast podziwiał dramat, a zwłaszcza jego zakończenie, a cały utwór nazwał „jękiem rozpaczy człowieka genialnego”.
Zygmunt Krasiński należał do charakterystycznej dla literatury europejskiej formacji poetów silnie związanych z ideologią arystokracji - jak Chateaubriand czy de Figny - którzy niezmiernie żywo reagowali na epokę wielkich wstrząsów społecznych i kryzys tradycyjnych wartości moralno-obyczajowych z przełomu XVIII i XIX w. Byli oni świadomi tego, iż na własne oczy ujrzą schyłek starego i początek nowego świata. U wszystkich tych twórców ogromną rolę odegrała Wielka Rewolucja francuska, która stanowiła początek wszystkich wątków myślowych, określała charakter świata oraz nienawistne lub miłosne zafascynowanie Napoleonem. Narodziła się świadomość „właściwa arystokracji, której ostatnia wybiła godzina”, istotne jest tu poczucie zagrożenia dawnych wartości, świadomość przejściowości epoki, ale i poszukiwanie dróg odrodzenia w przyszłości.
Sprzeczne wątki ideowe twórczości Krasińskiego to: Tęsknota za pięknem wyidealizowanej epoki feudalnej i świadomość nieodwracalności biegu historii; niechęć do cywilizacji burżuazji, nowoczesny buntowniczy indywidualizm, chęć powrotu do tradycji chrześcijańskiej i urzeczenie nowatorskimi koncepcjami filozoficznymi XIX wieku.
Konserwatywne poglądy różniły go od większości postępowych romantyków polskich, którzy nadzieję widzieli w demokracji. Łączył ich jednak patriotyzm. Z najżywotniejszym i najciekawszym nurtem romansu europejskiego łączy Krasińskiego zainteresowanie filozofią historii. Historiozofia Krasińskiego czerpała stale swa dynamikę intelektualną ze zjawiska, które do dziś pozostało najważniejszym problemem życia społ. - z rewolucji. Jarosław Iwaszkiewicz pisał : „przenikliwy umysł Krasińskiego widział doskonale, że rewolucja jest konieczności dziejową. Ale, że nie może ona być stanem permanentnym.”
Nie-Boska komedia została napisana przez 21 - letniego poetę, który już nigdy więcej nie napisał utworu takiej miary. W ramach interpretacji historycznej utworu nasuwa się możliwość wyodrębnienia ciągów o charakterze genetycznym bądź strukturalnym. Pierwszy zawiera elementy biografii i twórczości sprzed Nie-Boskiej komedii. Dwa nastepne to: historiozofia francuska i niemieckie teorie tragizmu. W pierwszym z ciągów odnajdujemy konkrety znane z autopsji, rzeczywistość znana autorowi lub tworzona przez niego. W dalszych wywodach znajdziemy rozważania nad cechami filozoficznego i estetycznego myślenia epoki.
Tradycyjnym problemem biografistyki Krasińskiego jest wielka sprawa jego życia, którą ujmuje się zazwyczaj w formule „ojciec i syn”. Generał Wincenty Krasiński wywierał ogromny wpływ na poetę, dla którego był wielkim autorytetem. Tadeusz Pini zależność tę badał pod kątem freudowskich teorii i uznał, iż w Nie-Boskiej Krasiński jest zarówno Orciem jak i hr. Henrykiem, podobnie jak jego ojciec. Największe znaczenie ma wpływ ideologiczny generała na Zygmunta Krasińskiego. Narzucił mu określoną ocenę powstania listopadowego, co z kolei miało wpływ na ideologię w Nie-Boskiej. Generał był wierny polityce caratu, żywił feudalne pojęcia o honorze, ojczyźnie i obowiązkach wobec panującego. W swym rozumieniu był on wielkim patriotą i syna chciał wychować również na patriotę. Patriotyzm feudalny, który wyznawał polegał na monopolizowaniu cnót obywatelskich w obrębie stanu szlacheckiego, utożsamiał ojczyznę z interesami wielkich rodów, głosił zasadę bezwzględnej wierności suwerenowi, mającemu reprezentować interesy kraju. Generał był przeciwny ogólnej opinii społecznej i trzymał się twardo swoich poglądów. Taka postawa ojca była dla syna źródłem stałych konfliktów sumienia, ciągłych męczarni i cierpień. Często musiał wybierać między ojcem a ojczyzną, jednak zawsze w końcu wybierał ojca. Decydującym momentem było powstanie listopadowe, któremu generał był przeciwny i przed którym uciekł do Petersburga. Uznano go za jawnego zdrajcę narodowego. Krasiński bardzo chciał wziąć udział w tym powstaniu, ale w końcu uległ woli ojca. Zygmunt był zagubiony, odrzucał racje ojca na poczet nowoczesnych poglądów, ale nie potrafił mu się całkowicie sprzeciwić. Dla niego ojczyzna była niekiedy tylko miejscem spoczynku przodków, którzy zasłynęli w walce i tak też zginęli. „Orlę rodu Krasińskich” miało się za wybitna jednostkę rycerską, gardzącą głęboko masami i ich demokratycznymi, patriotycznymi przywódcami. Indywidualizm romantyczny splatał się tu z wyobrażeniami feudalnymi.
Z czasem stosunek Krasińskiego do powstania uległ zmianie - przede wszystkim pod wpływem opinii ojca, a także informacji ludzi z określonego kręgu społecznego. Wincenty uważał powstanie za krwawe i bezmyślne rebelie dążące do anarchii, a Zygmunt polemizował z nim. Uważał, że jest to walka „słabych przeciwko olbrzymom, poświęconych śmierci przeciw danym krzywdzicielom”. Naród polski wg niego musi cierpieć dla odkupienia grzechów z woli bożej. Krasiński dla wytłumaczenia faktu, iż nie wziął udziału w powstaniu zaczął dopasowywać swe poglądy do swoich postępków. Oceniając powstanie jako jakobińską rewolucję skierowana przeciw arystokracji, przeczuwając siłę klasowej nienawiści plebsu, mając świadomość ogromu sprzeczności klasowych, w centrum swoich rozważań stawiał konflikty społeczne współczesnego świata.
W październiku 1831 roku spotkał Krasiński swego dawnego kolegę ze studiów - Leona Łubińskiego. Wiązały się z nim przykre wspomnienia, a mianowicie odrzucenie przez rówieśników Krasińskiego, który odmówił udziału w manifestacji patriotycznej organizowanej na studiach. Leona uważał za głównego sprawce swego poniżenia i obwiniał go za to, że musiał opuścić kraj. Prowadził z nim dyskusje oblewane licznymi emocjami - w tym wybuchami złości. Traktował go jako człowieka wybitnie zdolnego, ale pozbawionego skrupułów moralnych. Nazywał go Mirabeau, bo dostrzegał w nim postać cynicznego arystokraty; nazywał go również szatanem, przez to, że był piekielnie silny, zręczny i przenikliwy. Przede wszystkim w jego oczach był on zaprzeczeniem wszystkiego co reprezentował sobą Krasiński. Właśnie na bazie relacji z tym człowiekiem stworzył negatywną postać Pankracego.
Zygmunt Krasiński debiutował bardzo wcześnie. Już jako siedemnastolatek miał na swym koncie utwory tj.: Grób rodziny Reichstalów, Sen Elżbiety Pileckiej, Władysław Herman i dwór jego. Z romantyzmem zapoznawał się głównie ze źródeł francuskich, gdzie typowe były powieści frenetyczne ( Frenetiqve z fr.: gwałtowny, szalony; kontynuacja romantyczna powieści grozy) oraz różne odmiany powieści historycznej. Modna była wtedy literatura grozy, powieści gotyckie. Krasiński często usiłował upoetyzować swe rodzinne strony opinogórskie, snując romantyczne legendy o okolicach Ciechanowa, można tu mówić o swoistym „opinogórskim gotyku”.
Tradycyjnie wyróżnia się w Nie-Boskiej komedii partię związaną z „prywatnymi” dziejami hr. Henryka (część I i II) oraz partię przedstawiającą jego udział w życiu „świata historycznego” (część III i IV).Związek i ustosunkowanie wzajemne tych partii dramatu odsłania jego wewnętrzną strukturę.
Pierwotnie Krasiński dla swego dramatu wybrał tytuł „Mąż”. Podkreślał w ten sposób kluczowy charakter głównego bohatera oraz wskazywał na ograniczone powiązanie czterech części utworu. Wieloznaczność słowa „mąż” pozwala bowiem tak samo określić bohatera Części I i II - złego ojca rodziny, małżonka zgubionej przezeń kobiety - jak i protagonistę walki kontrrewolucyjnej z Części III i IV, jedynego „męża wśród ludzi”, jakiego znaleźć można w obozie ginącego feudalizmu. Mąż jest tu zarazem poetą, pojawiają się więc problemy: poeta a życie domowe; poeta a uporządkowane i zorganizowane życie społeczeństwa. Poeta musiał wypełnić swą misje wobec narodu, więc Krasiński potępia wszystkich tych, którzy tego nie robią. Pojawia się rozróżnienie na poetę fałszywego i prawdziwego. Potepienie poety fałszywego dotyczy nie tylko faktu, ze jego własna postawa moralna nie dorównuje pięknu dzieła. Obniżona zostaje również i wartość samego dzieła: jest ono stworzone na „marną rozkosz ludziom”. Poeta fałszywy nie może pretendować do rangi wysłannika bożego i przewodnika, dzieło jego ma wartość przemijającą. Wcieleniem owego fałszywego poety jest hr. Henryk. Demaskacja poety fałszywego odbywa się na podstawie konfrontacji swego wysokiego powołania ze sposobem, w jaki wywiązuje się z obowiązków płynących z pozycji jaką powinien zajmować w społeczeństwie - z prostych, codziennych obowiązków męża i ojca.
Chór Złych Duchów nasyła na Męża trzy pokusy: „Dziewicę”, „sławę” i „Eden”. Są to wszystko majaki zbuntowanego romantyzmu, potępione przez fakt, że stały się treścią szatańskiej pokusy.
Dziewica - romantyzm absolutyzował miłość, natomiast dziewica to wcielenie mitu miłości. Okazuje się jednak być kłamliwym tworem Złych duchów, jej piękność to maska.
Sława - główny motor działań męża, pokusa bycia poważanym, uznanym. Nie doczekała się całkowitego potępienia w utworze.
Eden - natura, stan naturalnej szczęśliwości, który przeciwstawiony jest męce życia. Jednak oznacza także oświeceniowy „stan naturalny” człowieka, filozoficzną utopię osiemnastowiecznych racjonalistów - przyszłe szczęście wolnej ludzkości, ale wyzwolenie to niesie cierpienie i ocieka krwią. Krasiński uważał rewolucję za akt konieczności dziejowej i własną klasę oskarżył o grzechy wobec ludu, nie zwalał tego na moce zła. Ludzie sprawili, że obraz Edenu „spróchniał”, przez to nie ma już powrotu do raju. Wielofunkcyjność obrazu Edenu jest wyrazem głębokiego poczucia tragizmu u Krasińskiego. Podważa on wszystkie romantyczne mity: miłości, poezji i natury.
Potępienie i przekreślenie moralnych wartości bohatera bajronicznego - bohatera zbuntowanego - rzuca istotne światło na źródła nagłej apoteozy „cnót domowych”. Nowy, choć nie uznawany przez poetę ideał męża i ojca ma być właśnie duchowym zaprzeczeniem bohatera zbuntowanego.
Bóg i świat historyczny to centralny problem interpretacyjny w Nie-Boskiej Komedii. Człowiek powinien przede wszystkim dbać o to, żeby poprzestawać w bliskim kontakcie z Bogiem - to założenie z I i II cz. dramatu, ideał „świata prywatnego”. Krasiński opierał się na tradycji nowożytnego historyzmu, którego zasady kształtowały się już w ciągu wieku XVIII. Głosiły one, że niezmienna natura jednostki jest podstawą rozwoju człowieka w ciągu wieków historii świata. Pojawiło się pytanie czy natura ludzka jest dobra czy zła. Takie ujęcie historii doprowadziło do sporu, który nie ma końca. Trzeba więc było spojrzeć na rzeczywistość ze stanowiska historycznego, ukazać zmienności człowieka i świata oraz ścisłą zalezność istoty ludzkiej od otaczających warunków geograficznych, społecznych, kulturalnych.
G. B. Vico - twórca „Nauki nowej”, reprezentował prowidencjalizm stworzył koncepcję Opatrzności. Uważał, że Bóg stworzywszy pewne ramy świata i obdarzywszy ludzi wolna wolą, pozostawił również szerokie możliwości swobodnemu działaniu człowieka - pozwolił mu względnie samodzielnie tworzyć historię. Uznał Opatrzność, ale wcielił ja w historię - w ten sposób z Opatrzności uczynił immanentne, naturalne prawo historii. Utrzymywał, że człowiek może poznać tylko to, co sam stworzył.
Herder - jego idea wynikania wyższych stopni rozwoju z niższych uchyla stałą, systematyczną ingerencję Boga w dzieje świata. Pozostaje Bóg stwórcą, jednak niektóre rzeczy dzieją się bez jego udziału. Prawo kierując rozwojem ludzkości to „Prawo postępu”, które popycha ludzkość, która ciągle kroczy naprzód. Postęp się nie zatrzymuje i nie cofa, nawet śmierć stanowi przejście do lepszego świata.
U Krasińskiego inspirowane przez Vico pojęcie „Opatrzności historycznej” łączy się z herderowską koncepcją dziejów, których rozwój został uwarunkowany prawami wytyczonymi przez Opatrzność. Przyjął taką ideę prowidencjalizmu, która umożliwiła nowożytne rozumienie historii, legło ono też u podstaw Nie-Boskiej Komedii. Jako prowidencjalista zachował zasadę transcendencji boskiej i ingerencji Opatrzności w świat stworzony; był jednak na tyle nowożytnym historykiem, że nie chciał tą zasadą tłumaczyć wszystkich procesów świata współczesnego. Uznał więc, że Bóg obdarzył „świat historyczny” swoista autonomią, a w jej ramach dokonują się prawidłowe przebiegi historyczne, tkwiące w logice świata ludzkiego. Mówi się, że wówczas Krasiński umieścił ludzkie działanie w boskim planie, ale jako rzecz nie-boską, negację.
U młodego Krasińskiego wystąpiła charakterystyczna oscylacja między postępem a zagładą, połączenie optymizmu i katastrofizmu. To rozbicie widoczne jest w Nie-Boskiej, a zwłaszcza jej zakończeniu. Krasiński chciał podkreślić, że świat historyczny kreowany jest przez człowieka - rewolucja jako naturalne zjawisko; jednak człowiek nie może mu nadać trwałości. Najważniejsza sprawa to człowiek indywidualnie połączony z Bogiem. Epitet nie-boska w tytule ma podwójne znaczenie - symbolizuje ludzi, którzy kierują historią zamiast Boga i jest negacją boskiego planu. Co oznaczają ostatnie słowa Pankracego „Galilee, vicisti”? Są 3 warianty:
1) po klęsce świata następuje nowe życie, negacja zostaje odrzucona, ale była ona potrzebna, aby utworzyć nowy świat;
2) koniec świata, kara za grzechy, Bóg na zawsze niszczy świat historyczny;
3) po każdej katastrofie nadchodzi nowy świat i nadzieja na lepsze.
Wszystkie te propozycje mieszczą się w idei Nie-Boskiej, ale żadnej z nich Krasiński do końca nie potwierdza.
Rewolucja u Krasińskiego jest antyfeudalna, ale i antykapitalistyczna. Powodem tego jest przynależność duchowa Krasińskiego do Polski i obecność w innych krajach. Ukazuje nam się tu zupełnie nowożytny punkt widzenia rewolucji. Chodzi o rewolucję, która odrzuca każdą część starej rzeczywistości, nawet religię. Widać oczywiście wpływ Wielkiej Rewolucji Francuskiej, która nazywano „totalną rewolucją”. Krasiński przede wszystkim podkreśla destrukcyjność rewolucji, pomija jej konstrukcyjny charakter. W utworze czarne charaktery to Żydzi. Antysemityzm był obecny w całym życiu poety, poprzez ojca i nauczyciela, którzy wpajali go młodemu poecie.
O zakończeniu mówi się, że jest organiczne - Mickiewicz, który bardzo chwalił zakończenie, które pokazuje, że żadna ze stron nie miała racji; lub, że jest nieorganiczne - Leon Zienkowicz, który uważał, że hrabia po śmierci wyrównuje rachunki z pomocą Boga. Kleinert powoływał się na psychologię i uznał, że zakończenie nie jest organiczne, bo konsekwentny jest tu jedynie pesymizm, a ostatnie wnioski związane są z przemyśleniami, których w utworze nie ma.
Nie-Boska jest genetycznie dwugatunkowa. Wynika to z tego, że Krasiński znalazł możliwość połączenie motywacji naturalnej z nadnaturalną. Zgodność tę odnalazł na płaszczyźnie romantycznego dramatu metafizycznego.
Nie-Boska Komedia ma cechy formy otwartej. Mianowicie jest to: konstrukcja akcji, która jest rozproszona, wielowątkowa i luźna, operuje samoistnymi scenami jako „całości w wycinkach”. Zależności przyczynowo-skutkowe tracą na swej randze, wyeksponowany zostaje bohater. Takim bohaterem jest hrabia Henryk, który nie walczy z kimś konkretnym, lecz całym światem. S. Traugutt powiedział o Henryku: „rysy boleśnie doświadczonego męża wieku sprzęgnięte zostały z faustowskimi cechami poszukiwacza i sceptyka oraz z koncepcją tytana-Prometeusza”. Jest jednak konkretny przeciwnik Henryka - Pankracy. Jednak jego rola - tak istotna w dramacie klasycznym - traci na swej randze.
Stylizacja językowa jest dość niejednolita, co odpowiadałoby przekonaniu badaczy o wielowarstwowym zróżnicowaniu ekspresji językowej w dramacie o formie otwartej. Obserwujemy w dialogach obecność prozy konwersacyjnej, która sprzyja lakoniczności stylu dramatycznego. Wiersz zbytnio rozwlekałby i zaokrąglał sceny. Wyraźna jest chęć kondensacji i lakonizmu - wypowiedzi są często jednozdaniowe, a dłuższe wypowiedzi traktowane ironicznie, demaskują pozerstwo mówiącego. Osiągnięciem Krasińskiego jest brak zasadniczej różnicy między narratorem a bohaterami. Jednolitość systemu prozy poetyckiej potwierdzają wstępy epickie, poprzedzające poszczególne części, które są wzorem stylizacyjnym dla wypowiedzi postaci.
NIE-BOSKA KOMEDIA
„Do błędów nagromadzonych
przez przodków, dodali to, czego nie
znali ich przodkowie - wahanie
się i bojaźń - i stało się zatem,
że zniknęli z powierzchni ziemi
i wielkie milczenie jest po nich”.
Bezimienny
„To be or not to be, that is
the question”.
Hamlet
Poświęcone Marii
CZĘŚ PIERWSZA
Rozprawa o poezji i poecie. Niby nic nie dorównuje ich potędze. Poeta napełnia cudze uszy rozkoszą, którą rozporządza, ale sam tak naprawdę nic nie ma. Porównuje poetę (albo poezję) do kobiety - stworzenie zupełnie ziemskie, jednak w każdej chwili gotowe stać się aniołem. Nieszczęśliwy jest poeta, który poezję traktuje materialnie, szczęśliwy ten, którego życie to poezja.
(tutaj pojawia się podział na role) Anioł stróż przelatuje głosząc pokój, wzywa dla poety żonę dobrą i skromną i żeby się im dziecko powiło. Odzywa się Chór złych duchów, który każe widmom lecieć do poety, a na przedzie leci duch dziewicy, kochanki poety. Wysyłają też sławę-orła, aby roztoczył skrzydła nad głową poety. Akcja dzieje się na wsi, Anioł stróż zawisł nad kościołem i zwraca się do poety, że jeśli przysięgi dotrzyma na wieki to będą braćmi przed Bogiem i znika. Akcja przenosi się do wnętrza kościoła, gdzie właśnie się odbywa ślub. Ksiądz każe pamiętać „na to”, mąż ściska rękę żony i oddaje krewnemu, wychodzą wszyscy oprócz męża. Złożył śluby, bo znalazł kobietę marzeń, przeklina siebie jeśli kiedykolwiek przestanie ja kochać. Wesele - bal, kwiaty itp., Panna młoda tańczy walca, nagle w tłumie gości napotyka męża. Wyznają sobie miłość i wierność, po czym on prosi ją, żeby jeszcze sobie potańczyła, a on popatrzy, ona nie ma już sił, ale idzie. Międzyczasie leci zły duch pod postacią dziewicy. Przyobleka się w kwiaty z ogrodu i wdzięki zmarłych dziewic z cmentarza, który po drodze mija. Mąż śpi obok żony w sypialni, nagle zaczyna mówić przez sen. Śni o kobiecie z marzeń, budzi się i stwierdza, że żona jego nie spełnia wszystkich jego wyobrażeń, aż nagle zjawia się duch dziewicy. Oskarża go o zdradę, on przeklina chwilę, w której wziął żonę i porzucił swą kochankę-marzenie z lat młodzieńczych. Wtem budzi się żona i pyta czy to już dzień, mąż, że noc, więc może spać. Ona od razu co mu jest, chce mu eteru przynieść, ale on się nie zgadza, stwierdza, że potrzebuje świeżego powietrza, a żonę goni do wyra spać. Sam wychodzi do ogrodu zalanego światłem księżyca. Biada nad sobą, że spał odrętwiały przez ten cały czas, wybija 2 na zegarze, wzywa dziewice i prosi, żeby zabrała go ze sobą. Dziewica pyta go, czy pójdzie za nią kiedykolwiek ona przyjdzie, on się zgadza, a ona każe mu pamiętać. Jeszcze za nią woła, ale otwiera się okno w przyległym domu i wzywa go głos kobiecy. Mówi, że zaraz. Myśli, że choć duch zniknął, to się pojawi i go zabierze, ponowne wołanie. Przypomina mu się, że spodziewa się dziecka i komentuje to „O Boże!”.
Mąż z żoną siedzą w salonie, dziecko śpi w kolebce. Żona oznajmia mu, iż umówiła się z Ojcem Benjaminem na pojutrze. Mąż dziękuje. Ona wspomina jeszcze, że rozmawiała z cukiernikiem o tortach, bo podobno dużo gości zaprosił na chrzciny. Ten ponownie jej dziękuje. Żona cieszy się na chrzest, bo mimo, że Orcio był już oblany wodą, to jej wydaje się, że czegoś mu brak. Teraz stanie się prawdziwym chrześcijaninem. Podchodzi do kolebki i przemawia uspokajająco do śpiącego dziecka. Mąż na stronie narzeka na objawy nadchodzącej burzy. Przypuszcza, że gdy piorun uderzy, jemu serce pęknie. Żona siada ponownie do fortepianu, gra, przerywa. W końcu żali się, że mąż od dłuższego czasu się do niej nie odzywa. Mało tego wszyscy mówią jej, że źle wygląda (!). Mąż na stronie stwierdza, że oto nadeszła godzina, a do żony mówi, że wg niego wygląda dobrze. Żona wyrzuca mu, że jemu to obojętne, bo przecież nie patrzy na nią, odwraca wzrok. Była wczoraj u spowiedzi i wyznała wszystkie grzechy, ale nie znalazła wśród nich niczego, co mogłoby go obrazić. Mąż stwierdza, że niczym go nie obraziła i że powinien ją kochać. To ją dobiło, powiedziała, że lepiej by już było gdyby przyznał, że jej nie kocha. Zabiera dziecko z kolebki i prosi go, żeby choć ich dziecko kochał. On prosi ją, żeby nie zważała na jego słowa, których źródła upatruje w nudzie, złych dniach. Żona prosi go, żeby obiecał, że zawsze będzie kochał ich dziecko. On obiecuje miłość dziecku i jej. Wtem słychać uderzenie grzmotu, zaczyna grać muzyka, dziecko się tuli do matki i nagle do pokoju wchodzi Dziewica. Żona krzyczy z przerażenia, wzywa Najświętszą Pannę, porosi męża o obronę. Jednak Henryk słucha już tylko obietnic Dziewicy. Henryk ogłasza, iż opuszcza dom i odchodzi ze swą lubą. Żona prosi, aby ich nie opuszczał, powtarza mu, że to trup, a nie prawdziwa kobieta. Kolejny grzmot - żona mdleje z dzieckiem na rękach.
Chrzest. Goście rozprawiają o tym, że Henryk gdzieś przepadł, że pewnie „zabałamucił”, obgadują jego żonę, stwierdzają, że przybyli na wesołe chrzciny, a zastali „płacz i zgrzytanie zębów”. Międzyczasie odbywa się ceremonia chrztu, którą przerywa matka Orcia i zaklina go, żeby został poetą, bo wtedy ojciec go nie odrzuci. Po tym mdleje zostaje wyniesiona przez sługi. Goście się przestraszyli, stwierdzili, że dzieje się tu coś dziwnego i wyszli. Ojciec chrzestny zwraca się do Orcia ochrzczonego jako Jerzy Stanisław i mówi mu, że stał się właśnie chrześcijaninem, potem będzie obywatelem, a potem urzędnikiem. Mówi, że ojczyznę trzeba kochać i można z dumą za nią umrzeć.
Mąż znajduje się w malowniczej okolicy i stwierdza, że właśnie do tego przez całe życie dążył. Cieszy się, że porzucił świat materialny i podąża za głosem Dziewicy. Nagle pogoda się zepsuła, zrobiło się ciemno i ponuro, Dziewica zniknęła mu z oczu. Woła go teraz znad przepaści, której on nie potrafi przebyć. Jakiś głos pyta go gdzie podziały się jego skrzydła. Mąż odpędza go od siebie, pogardza nim. Odzywa się drogi głos, który też z niego szydzi. Dziewica woła go, każe chwycić jej rękę. Nagle Henryk przejrzał na oczy i widzi, jak piękna Dziewica zamienia się w trupa. Ona dalej go woła, pyta czemu się ociąga i przypomina jego przysięgę. Odzywa się chór złych duchów, który odwołuje Dziewicę. Henryk żałuje swoich czynów, wzywa Boga, prosi o wybaczenie. Złe duchy się cieszą, że osiągnęły swój cel. Henryk traci nadzieje, gdy nagle pojawia się Anioł stróż i każe mu wracać do domu, kochać swe dziecko i nie grzeszyć więcej.
Mąż wchodzi do pokoju z fortepianem i spotyka sługę. Pyta gdzie jest Pani, bo nie ma jej w pokoju. Dowiaduje się, że była słaba …. i odwieźli ją do wariatkowa. Po tych słowach sługa ucieka. Henryk nie wierzy woła żonę po imieniu - Mario!. Jednak bez efektu, woła Jana i Katarzynę, ale jak stwierdza - cały dom ogłuchł. Wyobraża sobie co Marysia musi przechodzić w tym domu wariatów, gdy jakiś głos podszepnął mu, iż dramat układa. Uznał to za kolejny szatański podszept, kazał osiodłać konia - Tatara i podać sobie pistolety.
Dom obłąkanych. Henryk rozmawia z żoną doktora. Przedstawia się jako przyjaciel męża Marii. Dowiaduje się, że z jego żona jest niedobrze - to najgorszy przypadek w szpitalu. Żona siedzi na kanapie w pokoju z okratowanymi oknami. Henryk zaznacza, że chce być z Marią sam, doktorowa się sprzeciwia, ale na próżno. Henryk pyta żonę czy go poznaje, ona stwierdza, że przysięgała mu wierność. Jednak nie może wstać i z nim pójść jak prosi, bo jej dusza weszła do głowy. Zapewnia, że jeśli poczeka to stanie się jego godna. Modliła się bowiem przez trzy noce i Bóg ją wysłuchał. Słychać głosy spod podłogi, zza obu ścian i znad sufitu. Henryk nie rozumie żony. Ona wyjaśnia mu, że stała się poetą, więc teraz nie może nią pogardzić, ani zostawić. Zaczyna -wpół-poetycką mowę, wspomina o bitwie, którą chciałaby opisać. Henryk stwierdza, że to przekleństwo, ale ona go zapewnia, iż jest szczęśliwa. Głos spod podłogi mówi o zabijaniu - zabił 3 króli, zostało jeszcze 10 i 100 księży. Zza lewej ściany głos narzeka na gasnące słońce. Henryk stwierdza, że nadszedł dzień jego sądu. Maria stwierdza, że nie ma on nad czym rozpaczać, bo stała mu się równa. W dodatku zadbała o to, żeby ich syn również został poetą. Z góry odzywa się głos: „Daruj im Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią.”. Stwierdzają wspólnie, że ten z góry jest najbardziej obłąkany. Maria postanawia Henrykowi opowiedzieć co by było, gdyby Bóg oszalał - wszyscy nazywali by się Bogiem, świat spadałby w dół i w górę, słońce i kome=ty zaczęły by gasnąć, Jezus porzuciłby swój krzyż i nie mógłby już nas zbawić, tylko Bogurodzica pozostałaby przy modlitwie, ale i ona odeszłąby. Henryk pyta czy nie chce ona zobaczyć syna. Ale ona stwierdza, że przypięła mu skrzydła, aby poznał świat jako poeta i kiedyś wróci. Nagle jej gorzej, stwierdza, że ktoś jej w głowie lampę zawiesił i ona się strasznie kołysze. Henryk wzywa pomocy, przybiega doktorowa z kobietami i próbują ratować Marię. Doktorowa stwierdza, że to wszystko wina przybysza, gdy nagle Maria żegna się z mężem nazywając go po imieniu. Wydało się, że hrabia Henryk powrócił. Maria stwierdza, że jest jej dobrze, bo umiera przy nim. Mdleje, Henryk dopytuje się czy nic jej nie będzie. Wchodzi doktor i stwierdza, że już jej nic nie jest, bo umarła.
CZĘŚĆ DRUGA
Apostrofa do dziecka. Czemu nie bawisz się jak inne dzieci? Czemu nie psocisz? Czemu mały czarcie wyglądasz jak aniołek? Czemu wiecznie jesteś taki zamyślony, jakbyś marzył? Czemu w twych oczach widać tyle wspomnień skoro jestes taki młody? Gdy się czerwienisz wyglądasz jak róża. Powiedz z kim rozmawiasz kiedy jesteś taki nieobecny? Przez to twoja mamka płacze, bo myśli, że jej nie kochasz, znajomi myślą, że ich nie poznajesz, a twój ojciec patrzy ponuro i czasem mu się łza w oku zakręci. Lekarz po zbadaniu cie uznał, że chorujesz na nerwy, chrzestny przepowiedział ci, że będziesz obywatelem wielkiego narodu, profesor powiedział, że będziesz miał dryg do nauk ścisłych, żebrak, któremu dałeś grosz, przepowiedział cipiękną żonę i koronę w niebie, wojskowy widzi w tobie pułkownika, cyganka nie dała rady nic odczytać z twych dłoni, magnetyzer sam przy tobie zasypiał, ksiądz ukląkł przed tobą jak przed świętym obrazkiem, a malarz namalował cię jako małego szatanka i umieścił na obrazie wśród dusz potępionych (to się nazywa uzdolnienie wszechstronne =)). Mimo to rośniesz i piękniejesz. Wszyscy podziwiają twą urodę. Jednak brak ci tej dziecinności, której miejsce zajęła zaduma.
Orcio i Henryk są na cmentarzu, odwiedzają grób Marii. Henryk każe synowi się pomodlić, Orcio zaczyna „Zdrowaśkę”, jednak zmienia słowa. Ojciec go upomina, ale Orcio twierdzi, że nad tym nie panuje. Henryk stwierdza, że przecież syn nie znał matki, więc nie może jej kochać, a taka modlitwa nie idzie do Boga. Jednak Orcio mówi, iż widuje matkę przed zaśnięciem, ostatnio „zawczoraj” ją widział. Była blada i wychudła. Ojca to zaskoczyła, ale pyta czy syn rozmawia z matką. Orcio opowiada, że widział ją spacerującą wśród ciemności, była całkiem biała i deklamowała wiersz, który powtarza dosłownie. W wierszu Maria mówi, że wszędzie wędruje i zbiera natchnienie dla niego, aby ojciec go zawsze kochał. Henrykiem wstrząsnęło, pyta się Marii czy chce zgubić własne dziecko. Jednak opanowuje się i wmawia sobie, iż dziecko sobie tylko tak marzy. Jednak Orcio stwierdza, że nawet teraz słyszy głos matki, ale jej nie widzi. Zapytany skąd głos dochodzi wskazuje dwa modrzewie, matka deklamuje wiersz podobny do poprzedniego. Henryk nie rozumie, jest przestraszony, prosi Boga o łaskę, aby oszczędził im postradania zmysłów. Orcio zwierza się, iż głos matki cichnie. Henryk każe mu się przeżegnać i opuszczają cmentarz.
Rozmowa podczas spaceru męża (Henryka) i filozofa. Filozof stwierdza, że niedługo murzyni i kobiety upomną się o swe prawa, z czym Heniu się zgadza. Następnie filozof mówi o zbliżającej się rewolucji, czemu Henio trochę niedowierza. Wskazuje na spróchniałe drzewo, które niedługo zostanie ścięte i spalone, mimo, iż wypuściło kilka nowych listków. Henryk stwierdza, że to drzewo symbolizuje wszystkich ludzi, wiek i wszystkie teorie. Henryk poświęcił Zycie na szukaniu odpowiedzi, a znalazł jedynie „próżnię grobową”. Zna uczucia jedynie z nazwy, nie potrafi czuć. Jedyne co mu zostało to cierpienie na myśl o tym, że jego syn oślepnie, a towarzystwo jego „rozprzęgnie się”. Rozlega się głos Anioła stróża, który mówi, aby kochać swych bliźnich, bo prowadzi to do zbawienia. Henryk pyta kto mówi i pojawia się Mefisto, który stwierdza, że jest brzuchomówcą. Henrykowi wydaje się, że widział już tę twarz na jakimś miedziorycie. Pożegnali się i Henryk dalej myśli o Orciu, który przez szaleństwo matki i winy ojca zostanie wiecznie ślepy. Zauważył, że wielki orzeł wzbił się w powietrze z miejsca, gdzie odszedł nieznajomy (Mefisto). Czarny orzeł wita Henryka i walczyć o honor przodków. Każe nie ustępować wrogom, bo tylko tak można ich zwyciężyć. Henryk zafascynowany jest tym wydarzeniem. Żegna orła i postanawia go posłuchać. Chce walczyć, zrzuca żmiję i zapowiada wrogom taki sam upadek.
Wizyta lekarza u Orcia. Henryk prosi o diagnozę i pomoc, bo wszyscy inni nic nie pomogli. Orcio poproszony o wyjawienie dolegliwości opowiada o dziwnych wizjach. Różne nici i kształty przesuwają mu się przed oczyma i nie może już rozpoznać ani ojca, ani lekarza. Pyta o wiek chłopca (ma 14 lat), stawia go najpierw w cieniu, a potem w świetle. Mówi mu, żeby się tym nie przejmował, jednak ojcu na stronie mówi, iż nie ma żadnych szans na odzyskanie wzroku. Jego źrenice są nieczułe na światło, to myśl zepsuła mu ciało, a może się to skończyć katalepsją. Henryk oferuje pieniądze, ale lekarz powtarza, że nic się nie da zrobić i mimo nalegań wychodzi. Podchodzi do syna i pyta czy widzi coś jeszcze, jednak Orcio jest ślepy, widzi jedynie oczyma duszy. Henryk rozpacza, pyta kto jest tego winien, po czym dochodzi do wniosku, że lepiej milczeć, bo szatan cieszy się z przekleństw, a Bóg jedynie z modlitwy. Odzywa się głos, który pyta Henryka, czego chce więcej, przecież jego syn jest poetą.
Chrzestny rozmawia z lekarzem. Stwierdza, że bycie ślepym to nieszczęście, lekarz dodaje, że to niezwykle rzadkie zjawisko w tak młodym wieku. Chrzestny wspomina coś o szaleństwie matki chłopca, ale wtedy właśnie wchodzi Henryk. Wyjaśnia, że wezwał lekarza tak późno, bo Orcio ostatnio wstaje o północy przez sen i mówi. W pokoju zebrali się krewni, służąca, mamka, chrzestny, lekarz i Henryk. Obserwują Orcia, który wstaje, nie zauważa ich, wzywa Boga, przepędza od siebie złe duchy i wzywa matkę, aby wysłała mu obrazy, które umożliwią stworzenia własnego świata. Wśród zgromadzonych pojawiają się różne dygresje i uwagi. Lekarz zastrzega, że jego powinnością jest mówienie prawdy. Zachęcony przez Henryka wyznaje, iż Orcio ma „pomieszanie zmysłów z drażliwością nerwów”. Henryk wszystkich wyprasza, oni mówią dobranoc. Orcio się przebudza i prosi, żeby nigdy nie mówić mu o dobrej nocy, ale długiej wiecznej. Ojciec odprowadza go do łóżka, a chłopiec jest zdezorientowany, mówi, że jakieś głosy przerwały mu sen. Zasypia, a Henryk mu błogosławi, bo tylko tyle może mu dać. Nie wie co się z dzieckiem stanie kiedy on pójdzie walczyć. Zostaje wezwany do konsyliarza (lekarza).
CZĘŚĆ TRZECIA
„Do pieśni - do pieśni”
Kto zacznie pieśń, a kto ją skończy? Podmiot chce przeszłości, którą maluje w zbrojach. Ale tego nie będzie. Kimkolwiek jesteś powiedz w co wierzysz? Prędzej byś życie postradał niż wymyślił wiarę. Wstydźcie się wszyscy, bez wyjątków. Podmiot maluje obraz wojny, wszędzie jest ślisko od krwi. Wskazuje na obóz jakichś ludzi, prawdopodobnie gotujących się do walki, a wśród nich „kielich pijaństwa i pociechy”. Wskazuje też na chłopca jedzącego wiśnię, trzymającego w ręce szydło. Przybyły też kobiety - bardzo mizernie przedstawione; z podartymi ciuchami, wychudzone, z pustką w oczach. Zaczyna się poruszenie, na stół wchodzi człowiek, którego wszyscy znają. Następuje jego opis - podziw mieszany z grozą. Nagle wszyscy wiwatują „Niech żyje Pankracy!”, który obiecał nam chleb. O stół opiera się towarzysz mówcy, którego widok jest co najmniej posępny. Również wiwatuje ochrypłym głosem. Pankracy zwraca się do niego „Przechrzto” (jest to żyd „przechrzczony” na chrześcijanina) i prosi o podanie chustki. Trwają wiwaty i oklaski.
Szałas, rozmowa Przechrzty i chóru przechrztów. Przechrzta zwraca się do zgromadzonych bracia - podli, mściwi, kochani. Zachęca do czytania Talmudu (jedna z najważniejszych żydowskich ksiąg religijnych). Ogólnie rzecz biorąc - chwalą Jehowę, a krytykują „krzyż”, który upada, co ich cieszy. Chcą zdobyć świat, przeklinają ludzi. Wchodzi Leonard i chwali zgromadzonych za czuwanie. Pyta jednego z nich, co tam w kącie robi, a ten na to, że stryczki. Leonard pochwalił jego zaradność… Leonard mówi Przechrzcie, że Pankracy go wzywa. Przechrzta każe Jankielowi pilnować ludzi, którzy szykują się do wojny i wychodzą.
Namiot Pankracego. Pankracy zastanawia się czy ludzie, którzy mu wiwatują naprawdę go rozumieją. Wchodzi Leonard z Przechrztą, ten drugi otrzymuje misję. Ma udać się do Henryka i powiedzieć, że Pankracy chce z nim porozmawiać i przyjdzie pojutrze o północy. Przechrzta się boi, prosi o eskortę, ale zostaje odesłany z kwitkiem pt. „za Wolność Ludu”. Pankracy rozmawia z Leonardem. Leonard chce walki, pyta po co rozmowy, skoro wszyscy są gotowi walczyć. Pankracy każe mu się uspokoić, zapanować nad młodzieńczym zapałem. Arystokracja zwarła się w Św. Trójcy (Okopy Świętej Trójcy, warownia obronna na Podolu, założona na polecenie Jana III Sobieskiego w związku z walkami z Turcją) i czeka na atak, jak na skazanie, a Pankracy nie chce atakować. Pyta kogo się Pankracy boi, kto go powstrzymuje - on sam. Leonard oskarża przywódcę o zdradę, dostaje ostrą reprymendę, przeprasza i chce wyjść, ale Pankracy przypomina mu jeszcze, że pojutrze razem udadzą się do Henryka. Chce go bowiem przeciągnąć na swoją stronę, bo jest poetą, a poza tym zbiera ludzi, żeby pomóc Świętej Trójcy. Leonard wychodzi, a Pankracy rozmyśla, dlaczego tak przejmuje się Henrykiem, który nie może teoretycznie stanowić dla niego zagrożenia. Jednak przypuszcza, iż może trafił na równą sobie duszę. Dalej filozofuje o myśli, którą nazywa „Panią ludów”, „wielką”.
Przenosimy się do boru, na drzewach wokół są porozwieszane płótna, stoi szubienica, ogniska, obóz i pełno ludzi. Mąż z Przechrztą przechadzają się przed obóz. Przechrzta ma dopilnować, aby nikt Męża nie poznał. Mijają ludzi tańczących wokół szubienicy - taniec wolności. Chór śpiewa o tym, że ludzie chcą mieć lżejsze życie, a za dawne trudy odwdzięczą się królom i panom. Mąż pyta Dziewczyny, którą spotkali, co ona taka rumiana. Otóż to ze szczęścia, że w końcu nadchodzą dni wolności. Dochodzą do obozu Lokai. Przekomarzają się kto już zabił swego pana, a kto dopiero zamierza, ślubują zemstę. Następny jest obóz Rzeźników. Ci opowiadają, że skoro zabijali woły dla panów, to mogą zabijać równie dobrze panów dla ludu. Ci podobają się Mężowi, bo nie tłumaczą się przynajmniej żadną filozofią. Napotykają Kobietę, Mąż o mało się nie zdradził, nazywając ją panią, zamiast obywatelko, czy wolna kobieto, ale jakoś z tego wybrnął. Spotykają generała Bianchetti. Duma on nad zdobyciem zamku, ale gdy Mąż pyta go o plany nie chce powiedzieć, obiecuje, że dopiero po zwycięstwie o tym opowie. Mąż radzi go zabić, widząc w nim zaczątki arystokraty. Napotykają kolejno Rzemieślnika, który ubolewa nad straconym życiem w warsztacie jedwabniczym, umiera. Przechrzta się wyrywa, żeby zdać sprawę ze swojego poselstwa. Mąż chce odejść, ale nadchodzi chór chłopów, którzy ciągną ze sobą swego pana. Śpiewają wesoło o przyszłej wolności i bogactwie, a ich pan prosi o litość. Chłopi zapowiadają mu śmierć, nazywają go upiorem, który krew z nich wysysał. Mąż i Przechrzta za krzakami ich obserwują. Mąż stwierdza, że pogardza owym panem, ich nienawidzi, ale poezja kiedyś to wszystko ozłoci. Oddalają się do innej części boru. Wszędzie palą się pochodnie, myślą, że się zgubili. Przechrzta nie chce się ujawniać, ale Mąż śmiało wychodzi naprzód. Przechrzta tłumaczy, że mijają właśnie cmentarz po rozbitym kościele. Mijają wiele ciemnych postaci, ale Męża zainteresowała postać stojąca ponad trzema ogniskami. Był to Leonard - „prorok natchnięty wolności”. Mąż nazywa go „waszą” arystokracją i każe wskazać sobie człowieka, który wysłał Przechrztę do niego, jednak ten go nie widzi. Leonard zaczyna swoje przemówienie. Wzywa do siebie „córę wolności”, pchają się do niego trzy panienki, on wybiera jedną z nich, a chór niewiast zazdrości wybrance. Leonard zapowiada, że będzie prorokował. Opowiada o porażce starego porządku i starej religii, o tym, że oni będą czcić nowego boga. Wzywa wszystkich, aby poszli razem z nim deptać poległy kościół. Budzi swą oblubienice z amoku, a ona wyznaje mu miłość, a przede wszystkim pożądanie. Mąż obserwuje to wszystko i komentuje. Do Leonarda podbiega Herman i prosi o święcenie zbójeckie. Zostaje namaszczony olejem, na wzór namaszczenia królewskiego, dostaje broń do zabijania, a tam gdzie ona nie da rady, pomóc ma amulet z trucizną. Mąż wspina się na występ zburzonego muru, żeby lepiej widzieć, a Przechrzta boi się demaskacji. Obserwują szaleńcze pląsy zebranych, aż ktoś ich zauważa. Mąż przedstawia się jako zabójca Hiszpan, a Przechrztę mianuje swoim bratem, który chowa się z płaszczem, bo ślubował, że nie pokaże nikomu swej twarzy dopóki nie zabije przynajmniej barona. Interesuje się nimi również Leonard, który każe im stawić się jutro w namiocie wodza. Ludzie im wiwatują. Wszyscy podążają za Leonardem, nie zważają już na Męża. Przechrzta chce opuścić Męża, ale ten każe się odprowadzić do jaru św. Ignacego. Prosi Boga i siłę, aby mógł to wszystko opisać i stworzyć poezję przyszłości. Przechrzta się broni, ale nadaremnie. Duchy lasu wołają gdzie ich Jezus, Bóg, Kościół, a Mąż obiecuje im pomóc i każe podążać za sobą. Jednak one mówią, że całe ich życie to był kościół i nie mają się gdzie podziać, rozpływają się w nadchodzącym świcie. Mąż wzywa wiarę, Boga i nawołuje do walki. Oddaje czapkę wolności Przechrzcie i daje do niej pieniądze. Odchodzi.
Noc w lesie. Pankracy każe wszystkim swoim ludziom położyć się twarzami do ziemi i czekać na strzał, wtedy mają mu ruszyć na pomoc, jeżeli strzału nie będzie, to mają leżeć do rana. Leonard prosi, żeby wziął chociaż jego ze sobą, w końcu idzie do arystokraty, kłamcy. Ale Pankracy każe mu zostać, bo stara szlachta czasem dotrzymuje słowa.
Mąż siedzi przy stoliku i rozmyśla o tym jak Cezar objawił się Brutusowi. Jego czeka podobne widzenie - stanie przed nim człowiek bez nazwiska i przodków, który zapoczątkuje nowy świat, jeżeli Mąż go nie powstrzyma. Prosi przodków, aby dali mu siłę, dzięki której panowali nad światem, prosi o wiarę, nazywa się ostatnim dziedzicem, który musi podjąć walkę. Wybija dwunasta i sługa zapowiada przybycie gościa. Pankracy zostaje zaproszony do środka. Henryk pozdrawia go, pije jego zdrowie i podaje mu puchar z winem. Pankracy wpatruje się w herb i zauważa, że jest to już martwy symbol i że nie ma już prawie takich przedmiotów. Henryk zauważa, że z Bożą pomocą będzie ich coraz więcej. Pankracy mówi, że stara szlachta zawsze jest dumna, ale bez pieniędzy i oręża. Mąż każe mu się śmiać z własnych słów. Nazywa go ateistą i zauważa, że jest to stara wiara, a po nim spodziewał się raczej czegoś nowego. Pankracy z kolei każe jemu śmiać się z siebie, bo on włada najsilniejszą wiarą - jękami głodnych i ciemiężonych, poniżonych kobiet, a jego Bogiem jest jego własna myśl. Mąż wyznaję, iż ufa Bogu swych przodków. Pankracy stwierdza, że Henryk przez całe życie był igrzyskiem diabła. Przybył tu po to, aby Henryka poznać i ocalić. Jednak Mąż ocalenie bierze na siebie i swą szablę. Pankracy mówi, że szabla Henryka jest ze szkła, Bóg jego jest marą, nie dadzą rady bronić się choćby przez 20 dni. Jednak wie co zrobiłby na miejscu Henryka. Porzuciłby myśli o walce, porozumiałby się z przeciwnikami i został hrabią do końca życia - ostatnim hrabią. Henryk czuje się obrażony. Pankracy drwi, że oto odezwał się honor szlachecki. Uważa, że nadszedł czas nowego porządku, chce, aby Henryk zrozumiał, że ludzie dotąd syci powinni ustąpić miejsca głodującym. Jednak jego jednego postanowił ocalić. Henryk przeklina jego litość, mówi, że widział jak ludzie Pankracego urzędują po nocach i przepowiada, że wszystko to skończy się tak samo jak każdy bunt - krwią i złotem. Stwierdza, że Pankracego nie było wśród jego ludu, więc nim gardzi, a niedługo zacznie gardzić sam sobą. Pankracy opowiada swoją wizję - jego ludzie zwyciężą i choć teraz jedynie pragną wygód, nadejdzie dzień, kiedy powiedzą „jestem” i nie znajdzie się nikt inny, kto też by mógł tak powiedzieć. Świat będzie wielkim miastem szczęścia. Henryk zarzuca mu, że mimo, iż jego twarz jest blada, to nie umie on udawać natchnienia. Pankracy zapowiada nadejście boga, a Henryk przypomina mu, że Bóg już się objawił i zbawił świat. Pankracy kpi z takiego zbawienia, które przyniosło nędzę. Henryk się oburza, mówi, że widział krzyż, na którym Jezus umarł, a u jego stóp leżeli bożkowie potężniejsi od Pankracego. Ten przypomina Henrykowi jaki był on kiedyś i że jeśli dalej jest w nim ta sama natura - niech się do nich przyłączy. Henryk wspomina czasy, kiedy myślał, że szczęście dla wszystkich jest możliwe, ale dzisiaj wie, że jedyna droga to mordowanie się, bo na zgodę za późno. Pankracy myśli, że uda mu się go przekabacić, wspomina mu o synu, aby choć jego ratował. Henryk stwierdza, że syn jego ma zapewniony spokój w niebie i każe iść precz Pankracemu. Pokazuje mu obraz ze swoimi przodkami i mówi, że myśl, która towarzyszyła im jest teraz w nim, a gdzie jest ojczyzna i przodkowie Pankracego? Nie znajdzie on domu nigdy, dopóki będą na świecie tacy ludzie jak Henryk. Pankracy wymienia ich wszystkich po kolei i przypisuje im ich zbrodnie. Obiecuje, że nie zapomni o żadnym ich uczynku w dniu sądu. Henryk uświadamia go, że gdyby nie jego przodkowie to ojcowie Pankracego nigdy by nie przetrwali. Oni im przecież pomagali w biedzie i dawali przedmioty kultury i kościoły, aby nie stali się zwierzętami. Wyprasza go z domu. Pankracy stwierdza, że są oni jak orły, tyle że Henrykowi piorun strzelił w gniazdo. Henryk każe Jakubowi odprowadzić gościa do ostatnich czat.
CZĘŚĆ CZWARTA
Opis warowni Świętej Trójcy. Mgła, nadchodzi świt, a wraz z nim nadchodzą ludzie. Narada Kapłanów i szlachty wewnątrz zamku. Wchodzi Henryk i klęka przed arcybiskupem. Dostaje miecz pobłogosławiony przez św. Floriana i przywództwo nad ludźmi. Wszyscy mu wiwatują, a ci, którzy nie chcą go za przywódcę zostają wygonieni za drzwi. Mąż prosi o wystąpienie wszystkich, którzy mają mu coś do zarzucenia, następuje więc cisza. Henryk każe wszystkim przysięgnąć, że nigdy nie zdradzą swej wiary i ojczyzny - wszyscy przysięgają. Henryk obiecuje zgromadzonym sławę, a o zwycięstwo mają się modlić. Na dziedzińcu zaczepia Męża Hrabia i pyta czy wszystko stracone. Oczywiście nie jeżeli nie stracą wiary przed śmiercią - odpowiada Henryk. Następnie przychodzi Książę, który stwierdza, że nie ma się co łudzić wygraną, trzeba pójść na układ. Henryk go uciszył i ogłosił, że każdy, kto wspomni o poddaniu się zostanie zabity. Na szczycie wieży rozmawia Henryk z Jakubem. Na pytanie Henryka Jakub stwierdza, że jego syn siedzi na wieży więziennej i śpiewa proroctwa. Henryk każe Jakubowi osadzić się na baszcie Eleonory, czekać i obserwować. Jakub mówi, że dobrze by było polać ludziom wódki na zachętę, więc Henryk zezwala na otworzenie piwnic arystokracji. Jakub odchodzi, a Henryk wspina się pod sam sztandar. Obserwuje swoich wrogów i przypomina im, że teraz nie będzie z nimi walczył jedynie głosem i natchnieniem, ale orężem. Będzie panował i walczył do śmierci. Czerwony zachód słońca odczytuje jako zapowiedź swej śmierci. Nie pracą, ale nagle i znienacka doszedł w końcu do tego, co chciał. Teraz jest wodzem ludzi, którzy byli mu równi.
Mąż wchodzi do komnaty, w której Orcio siedzi na łóżku. Henryk wydaje rozkazy, aby 100 ludzi zostało na szańcach, a reszta niech odpocznie. Mąż tłumaczy swemu dziecku, że wszystkie odgłosy bitwy, jakie zapewne słyszał nie świadczą o tym, że zginą dzisiaj, albo jutro. Orcio wie, bo czuje, że nie nadeszła ich godzina, a huki bitwy nie poruszają go. Henryk prosi, aby syn opowiedział mu wszystkie swoje myśli. Orcio każe mu iść za nim, otwiera tajemne przejście w ścianie. Henryk prosi go, aby tam nie wchodził, bo to przejście prowadzi do lochów. Orcio przegania ciemność słowami „Ciemności, idźcie do ciemności!”. Lochy są ponure, a wokół walają się stare narzędzia tortur. Orcio wspiął się na głaz i mówi, że już się ciemne postacie zbliżają, idą na sąd. Henryk błaga go, aby zszedł, mówi, że dziecko mu oszalało, a on sam sobie nie może poradzić. Orcio mówi, że widzi oskarżonego. Chór duchów się odzywa i zapowiada ukaranie wszystkich tych, którzy ich tu torturowali. Henryk chce wiedzieć kim jest oskarżony. Odzywają się głosy, które wypominają oskarżonemu, że jest ostatnim z panów, że będzie potępiony za to, że czcił tylko siebie i zginie tak jak oni - bez pogrzebu i bliskich. Orcio mówi, że oskarżony zachowuje się zupełnie jak Henryk. Mąż dziwi się, że nic nie widzi, a słyszy głosy, woła, że zna te podłe duchy i rusza w ich stronę. Orcio zaklina go, aby tego nie robił. Mąż wraca i pyta syna co widzi. Orcio stwierdza, że oskarżonym jest drugi Henryk, spętany i męczony. Henryk stwierdza, że syn zaprowadził go do bram piekieł, wzywa swą żoną i Maryję. Henryk stwierdza, że czas teraz na ziemską bitwę, a tę wieczną zostawia na potem, zabiera syna i wychodzą. W sali zamkowej wszyscy nalegają, aby Henryk się poddał. Kobiety płaczą, a Ojciec Chrzestny powołuje się swą wiedzę i zachęca do układu z Pankracym. Mąż każe Jakubowi przyprowadzić swoich ludzi i przeklina wszystkich, którzy chcą się poddać. Ludzie wymawiają posłuszeństwo Henrykowi, oskarżają go o ich zgubę. Mąż przypomina im wszystkie ich występki i pyta po co spieszą się do hańby. On obiecał zginąć w ich obronie i zginą razem z nim. Niektórzy zaczęli wołać za Henrykiem „Za bagnet!”, ale niektórzy dalej prosili o pokój. Ojciec Chrzestny wciąż przypominał, że przysyła go Pankracy, który gwarantuje ocalić wszystkich, którzy przejdą na jego stronę. Henryk podchodzi do niego, chwyta i każe mu się wynosić do wrogów i tam ginąć, tłum powtarza za nim. Henryk najpierw przygląda się zbrojnym, którzy właśnie nadeszli i przypomina im co razem przeszli, co on dla nich zrobił i pyta czy oni też go opuszczą. Jednak oni wiwatują mu i są gotowi do walki. Henryk każe im rozdać mięsa i wódki, a potem pójdą na mury. Jakuba wysyła razem z nimi. Kobiety przeklinają Henryka za niewiniątka, inni za ojców, jeszcze inni za żony, a Henryk przeklina ich za podłość. Henryk i Jakub przy szańcu. Henryk dochodzi do wniosku, że dobrze się wygrywa, a jak się przegrywa to tylko raz. Po upewnieniu się, że już zużyli całą amunicję, prosi Jakuba o przyprowadzenie syna, aby mógł go po raz ostatni uściskać. Henryk widzi dolinę jak przez mgłę, krajobraz nabiera dziwnych kształtów. Mąż uważa, że nie warto być ani człowiekiem, ani aniołem, warto być albo Bogiem, albo nicością. Po powrocie służącego z synem, każe Jakubowi ściągnąć wszystkich ludzi pod mury. Orcia prosi, aby położył rękę na jego czole, czuje nadchodzącą śmierć. Orcio mówi, że rozmawiał dziś z matką, która zapowiedziała mu, że dziś usiądą obok siebie, jednak nie wspomniała o Henryku. Mąż więc dochodzi do wniosku, iż czeka go piekło, więc rozstają się z synem. Orcio jednak każe mu się trzymać mocno jego, to pociągnie go za sobą. Słyszą krzyki, Orcio się boi. Ludzie gnani przez Jakuba nie chcą walczyć, Henryk zapowiada im, że idą razem na śmierć. Orcio zostaje trafiony kulą i głos Marii (matki) z nieba woła jego duszę. Henryk woła ludzi do walki, następuje bitwa. Później Henryk znajduje Jakuba rozciągniętego na murze. Podchodzi do niego i pyta co mu jest, Jakub przeklinając jego upór i swoją mękę - umiera. Henryk widzi nadciągających ludzi, którzy wspinają się na wieżę północną i wie, że wypatrują jego. Stwierdza bezsens śmierci tylu ludzi i wstyd mu za tych, którzy błagają wrogów o litość. Staje na krawędzi przepaści i mówi, że nie chce sądu ludzi, idzie na sąd boży. Robi krok do przodu i skacze, gdy widzi, że ludzie już po niego idą. W zamku Pankracy, Leonard i Bianchetti przesłuchują jeńców. Pyta kolejno 3 osoby o ich imienia - Krzysztof na Volsagunie, Władysław, pan Czarnolasu i Aleksander z Godalberg - i każe im zapomnieć o swej tożsamości i pochodzeniu. W końcu pyta o Henryka, nikt nic nie wie, ktoś się odzywa, że Henryk zniknął przy końcu. Ojciec Chrzestny przedstawia się jako pośrednik, ale Pankracy nie uznaje pośredników tam gdzie siłą zwyciężył. Nakazuje mu nadzór nad zabijaniem szlachty, ale ten się nie zgadza. On i reszta niewolników zostają otoczeni. Mają powiedzieć gdzie jest Henryk żywy lub martwy, Pankracy proponuje nawet złoto. Nadciągają zbrojni. Naczelnik oddziału zdał relacje z tego jak obserwowali samobójstwo pewnego człowieka, po którym została tylko szabla. Pankracy poznał po herbie, że to szabla Henryka, który wg niego jako jedyny dotrzymał słowa i za to mu chwała, a niewolnikom śmierć. Generał ma się zająć burzeniem warowni. Leonard zostaje wezwany i proponuje, żeby wódz odpoczął. Lecz on nie chce odpoczywać, bo nawet połowa pracy nie została wykonana, trzeba zabić wszystkich panów i na nowo zaludnić świat. Leonard stwierdza,, że w tym dziele pomoże im bóg wolności. Pankracy pyta co on mówi o bogu, nagle zauważa, że wszędzie pełno krwi, czyja to krew? Pankracy czuje czyjąś obecność, blednie i nagle na chmurze, przez którą przebija się słońce widzi kogoś. Pyta gdzie są jego ludzie, Leonard zapewnia go, że czekają na niego. Widzi Go z krzyżem i koroną cierniową, Jego wzrok potrafi zabijać, prosi Leonarda, żeby zasłonił mu oczy. Jednak okazuje się, że to nic nie pomaga, wizja nie mija. Pankracy błaga o ciemność. Leonard wzywa pomocy. Pankracy mówi: „Galilee, vicisti” (- Galilejczyku wygrałeś) i umiera.
PIERWOTNE ZAKOŃCZENIE
(rękopis i pierwodruk wydany w 1837)
Kiedy Pankracy opisuje postać którą widzi, mówi, że ma ona trzy gwoździe i trzy gwiazdy na sobie, a ramiona jak dwie błyskawice. Dalej tak samo jak powyżej.
WARIANT RĘKOPIŚMIENNY NA II WYDANIU
Pankracy wskazuje postać i opisuje ja tak: to ten sam, ale jednak inny. Krzyż, krew - wszystko takie same, ale inne. Blask jest nie do zniesienia. Rozkazuje Leonardowi, aby też to widział, jednak ten i tak nic nie widzi. Pankracy krzyczy, że to on, teraz ma miecz złoty i idzie ku nim. Każe się schować Leonardowi za sobą. Ten prosi swego mistrza, aby się uspokoił. Pankracy wypowiada „Galilee, vicisti” i umiera.
4