oręż w walce z nerwami alkohol, który wypijali „dla odwagi” przed roz­poczęciem konkurencji. Nie muszę się chyba rozwodzić nad rezultatami takiego „leczenia nerwów”. Zwolennicy tej metody z bronią w jednej ręce i z butelczyną w drugiej musieli się znaleźć za burtą.

Inni, na szczęście nieliczni zawodnicy, zauważyli, że dwukrotnie w krót­kim czasie nie można jednakowo silnie się zdenerwować. Starali się przeto przed zawodami wywoływać kłótnie i awantury z konkurentami, sędziami lub nawet ze swoimi kibicami. Czynili - to w przekonaniu, że będą mogli podczas zawodów spokojnie strzelać. Jednak i ta metoda walki ze zdener­wowaniem egzaminu nie zdała. Takich strzelców, naruszających ustalony porządek, dyscyplinę i startową etykę także wyproszono ze strzelnic.

W walce z nerwami próbowano też stosować metodę niedosypiania, ma­jącą na zasadzie przytępionej reakcji neutralizować niepotrzebne prze­życia przed i podczas zawodów. Jednak w praktyce metoda ta nie zdała egzaminu. Inni wybitni strzelcy w latach między woj enny ch systematycznie stosowali codzienne kilkukilometrowe biegi bez względu na porę roku i warunki atmosferyczne. Podczas biegu podnosili oni częstotliwość tętna do 120—130 uderzeń na minutę, stosując jednocześnie wolniejsze oddy­chanie zbliżone do tego, jakie występuje przy tętnie 80—90 uderzeń. Chcie­li w ten sposób przyzwyczaić organizm do normalnego tempa oddychania przy podniesionym tętnie. System ten powodujący zadłużenie tlenowe wy­wierał pewien dodatni wpływ na zmniejszenie napięć mięśniowych, ale nie prowadził w efekcie do całkowitego uodpornienia psychicznego.

Na podstawie przedstawionych wyżej „odkryć” można wywnioskować, że ich autorzy próbowali' ułatwić sobie życie, unikając rzeczywiście sku­tecznych metod możliwych do osiągnięcia wyłącznie dzięki ciężkiej i lo­gicznie zaplanowanej pracy treningowej.

Z myślą o młodych strzelcach, nie posiadających jeszcze doświadczenia, dla ich dobra, pozwoliłem sobie opisać różne przeżycia psychiczne zawod­ników. Opisałem je po to, aby po dokładnym rozpoznaniu zła skutecznie umieli z nim walczyć.

Osobiście przeżywałem także różne emocje. W latach pięćdziesiątych na zawodach strzeleckich w Bydgoszczy startowałem w konkurencji kbkl będąc jej faworytem. Strzelałem w odwrotnym porządku, zostawiając na koniec postawę leżącą. Byłem spokojny i pewny zwycięstwa. Gdy zostały mi do ukończenia strzelania cztery strzały i pół godziny czasu (a więc bardzo dużo) podszedł do mego stanowiska ogniowego jeden z moich serdecznych przyjaciół i bez złej woli powiedział mi, że nagrodą za pierw­sze miejsce będzie motocykl. Od tej chwili na tarczy — zamiast równych przyrządów celowniczych pod celem — widziałem tylko motocykl. Nie po­trafiłem oddać celnego strzału i myślałem o przyszłych przepięknych eska­padach motocyklowych. Kilkakrotnie usiłowałem „spędzić” motocykl z tar­czy, lecz nie udawało mi się to. A do oddania tych czterech nieszczęs­nych strzałów pozostało mi tylko dwie minuty. W rezultacie przegra­łem zawody o jeden punkt. Motocykla natomiast w ogóle nie było w ze­stawie nagród...