Zyski i straty
Siedział w fotelu, trzymając na kolanach zeszyt w żółtej okładce. Czarny długopis zawisnął kilka milimetrów nad kartką, a z ust mężczyzny wyrwało się ciche westchnienie.
Nie lubił tego. Idiotyczny, niepotrzebny zwyczaj. Marnowanie czasu i gonitwa myśli.
Strona podzielona była pionową linią na dwie duże rubryki. Wykaligrafowane z pietyzmem „zyski” i „straty”, idealnie równe linie i przerwy. Poza tym, kartka była pusta.
Poruszył się niespokojnie, podnosząc dłoń trzymającą długopis do ust i zaczynając go ssać nerwowo.
- Jasna cholera - wyrwało mu się mimowolnie.
- Kaoru, opanuj się - skarcił go natychmiast siedzący naprzeciwko niego Die, podnosząc głowę.
Ich oczy spotkały się i lider pokręcił z westchnieniem głową.
- Ale sam zobacz - zaczął bezradnie, podając mu brulion. - To idiotyczne. Nie mogę przekonać się do robienia czegoś tak irracjonalnego. Po co?
- Uporządkujesz sobie - uciął surowo Die, oddając mu zeszyt. Odruchowo przyjął go z powrotem, po czym spojrzał na niego uważnie i odłożył na stolik.
Die wzruszył ramionami.
- Mama tak robiła - wytknął mu złośliwie. Kaoru pokazał mu język. - Twój ideał cnót.
- Kobiecych - potwierdził z naciskiem.
Die uśmiechnął się krzywo.
- Uporządkujesz. Przypomnisz sobie i zapiszesz, by nie zapomnieć. Nie pomiesza się…
- Nie ma mi się co pomieszać, DaiDai - wtrącił Kaoru miękko, pochylając się do przodu i przesuwając dłonią po jego policzku. - Mój mały, prywatny bilans zysków i strat ubiegłego roku, tak? Ja to wszystko pamiętam, wszystkie straty - zerwany kontrakt, stłuczony słoik majonezu, kłótnia z twoim ojcem. Wszystkie straty są skatalogowane i opatrzone pieczątką cichego przyzwolenia. Tak musiało być.
- A zyski?
- Zyski siedzą tu przede mną i zaraz pójdą podgrzać miso. Tylko pamiętaj - żadnej soli.