Cook Glen Woda Spi


GLEN COOK

WODA PI

ÓSMA KRONIKA CZARNEJ KOMPANII TRZECIA KSIGA LNICEGO KAMIENIA

Przeoy Jan Karowski

0x01 graphic

DOM WYDAWNICZY REBIS POZNA 2000

1

W owym czasie Czarna Kompania nie istniaa. Tak przynaj­mniej naleao wnosi z treci publikowanych praw i dekretów. Ja jednak nie mogam si z tym pogodzi.

Sztandar Kompanii, jej Kapitan i Porucznik, jej Chory oraz wszyscy onierze, którzy uczynili j tak straszn w oczach wrogów, odeszli, zostali pogrzebani ywcem w sercu rozlegej kamiennej pustyni.

— Lnicy kamie — szeptano na ulicach i w zaukach Tag­lios. Natomiast komunikaty najwyszych wadz gosiy:

— Odeszli do Khatovaru — ale dopiero wówczas, kiedy zde­cydowano wreszcie przerwa zmow milczenia i nada wiado­mym wydarzeniom znami rzekomego triumfu. Bowiem Radisha, albo Protektorka, albo jeszcze kto inny, wpada na pomys, i lepiej bdzie, gdy ludzie uwierz, e Czarna Kompania podya ku swemu przeznaczeniu.

Jednak wszyscy na tyle starzy, aby pamita Kompani, wie­dzieli lepiej. Tylko pidziesiciu ludzi udao si na t równin lnicego kamienia. Poowa z nich nie naleaa do Kompanii. Jedynie dwoje z tych pidziesiciu powrócio, aby szerzy kamstwa o tym, co si stao. A trzeci, który móg zawiadczy o prawdzie, zosta zabity w Wojnach Kiaulunaskich, daleko od stolicy. Jednak kamstwa Duszoap i Wierzby abdzia nie zdo­ay zwie nikogo. Ludzie zwyczajnie udaj, e w nie wierz, poniewa tak jest bezpieczniej.

A mogliby przecie zapyta, dlaczego Mogaba potrzebowa a piciu lat na pokonanie nieistniejcego wroga i czemu tysi­cami modych ywotów zapaci musiano za podporzdkowanie terytoriów Kiaulune wadzy Radishy i rzdom wypaczonych prawd Protektoratu. Mogliby zauway, e ludzie mienicy si onierzami Czarnej Kompanii przez cae lata po fakcie bronili

si jeszcze w fortecy Przeoczenia, póki wreszcie Protektorki, Duszoap, do tego stopnia nie rozdranio ich nieprzejednanie, e zaangaowaa swe najlepsze czary w trwajc dwa lata opera­cj, po której z potnej warowni zosta tylko biay py, biay gruz i stosy biaych koci. Kady mógby zada te pytania. Zamiast tego jednak ludzie woleli milcze. Bali si. Nie bez powodu si bali.

Imperium Tagliaskie pod wadz Protektoratu jest pastwem strachu.

W trakcie tych lat niewzruszonego oporu pewien bezimienny bohater zasuy sobie na wieczyst nienawi Duszoap, doko­nujc aktu sabotau Bramy Cienia, jedynej drogi wiodcej na lnic równin. Duszoap bya najpotniejszym z yjcych magów. Moga sta si Wadczyni Cienia, której potga przymi monstra pokonane przez Kompani podczas pierwszych wojen w subie Taglios. Skoro jednak Brama Cienia zostaa zapiecz­towana, nie bya w stanie wezwa zabójczych cieni bardziej potnych od tych kilku, jakie podporzdkowaa sobie jeszcze wówczas, gdy samotnie knua zagad Kompanii.

W rzeczywistoci Duszoap umiaaby otworzy Bram Cienia, jednak nie miaa pojcia, w jaki sposób zamkn j na powrót. Za przez raz otwart wszystkie yjce istoty przelizgnyby si na zewntrz i zaczy rozszarpywa wiat.

Oznaczao to, e Duszoap, nie znajc wielu tajemnic, stoi przed wyborem: wszystko albo bardzo niewiele. Koniec wiata albo poprzestanie na tym, co ma.

Jak dotd poprzestaje na tym, co ma. Lecz nie ustaje w ba­daniach i poszukiwaniach. Jest Protektork. Imperium trzsie si ze strachu przed ni. Nikt nie way si zaprotestowa przeciwko terrorowi, jaki zaprowadzia. Wszelako nawet ona wie, e ta epoka mrocznej jednoci nie moe trwa wiecznie.

Woda pi.

W swoich domach, w cienistych uliczkach, w dziesitkach tysicy wity miasta nawet na chwil nie zamieraj nerwowe szepty. „Rok Czaszek. Rok Czaszek". Jest to bowiem epoka, w której adni bogowie nie umieraj, a ci, którzy pi, wierc si nerwowo w swych snach.

W domach, w ciemnych zaukach, na uprawnych polach i ryowych poletkach, na pastwiskach, w lasach i wasalnych mias­tach, kiedy tylko kometa rozbynie na niebie albo niezwyka o tej porze roku burza zniszczy zasiewy, w szczególnoci za, gdy ziemia si zatrzsie, ludzie szepcz:

— Woda pi.

I przepenia ich lk.

2

Mówi na mnie pioszka. Jako dziecko odsuwaam si od wiata, uciekajc przed przeraajc rzeczywistoci mego dzie­cistwa w marzenia na jawie oraz senne koszmary. Kiedy tylko nie zmuszano mnie do pracy, tam wanie si chowaam. Tam znajdowaam pociech i poczucie bezpieczestwa. Tam nie mog­o dosign mnie adne zo. Nie znaam bezpieczniejszego miejsca, póki do Jaicur nie przybya Czarna Kompania.

Moi bracia zarzucali mi, e przez cay czas pi. W istocie zazdrocili mi umiejtnoci izolacji. Nic nie rozumieli. Umarli, nie zrozumiawszy. Ja przespaam wszystko. Nie obudziam si w peni, póki nie mino kilka lat spdzonych w Kompanii.

Teraz ja prowadz te Kroniki. Kto musi to robi, cho nigdy oficjalnie nie przekazano mi obowizków Kronikarza, a oprócz mnie nikt tego nie potrafi.

Jest to precedens.

Kroniki naley kontynuowa za wszelk cen. Prawda musi zosta utrwalona, nawet jeli los postanowi, e aden czowiek nigdy nie przeczyta sowa z tego, co napisz. Te ksigi stanowi dusz Czarnej Kompanii. Z nich mona si dowiedzie, kim jestemy. To znaczy, kim bylimy. e trwamy i e adna zdrada nigdy nie dobdzie z nas ostatniej krwi.

Nie ma nas ju. Tak nam mówi Protektorka. Radisha przysi­ga, e to prawda. Mogaba, wielki genera o tysicu mrocznych zasug, krzywi si na sam myl o nas i plugawi nasz pami. W oczach ludzi na ulicach jestemy jedynie mczcym kosz­marem przeszoci. Tylko Duszoap nie oglda si wci przez rami, aby zobaczy, czy przypadkiem którego z nas nie ma za plecami.

Jestemy upartymi duchami. Nie spoczniemy. Nie przestanie­my ich nawiedza. Od dawna ju nie przedsiwzilimy adnych dziaa, oni jednak wci nie przestaj si ba. Poczucie winy kae im wci nas wspomina.

Zaiste, powinni si ba.

Kadego dnia na jakim murze w Taglios pojawia si wiado­mo, wypisana kred, farb albo nawet i zwierzc krwi. Nic wicej, tylko delikatne napomnienie: „Woda pi".

Kade z nich wie, co to oznacza. Powtarzaj sobie szeptem przesanie, wiadomi, e gdzie tam jest wróg, który bardziej jeszcze nie zna spokoju nili rwcy strumie. Wróg, który któ­rego dnia wynurzy si z otchani swego grobu i przyjdzie po tych, co przyoyli rk do zdrady. Nie ma adnej mocy, która mogaby ich przed tym uchroni. Ostrzegano ich tysice razy, a jednak w kocu ulegli pokusie. Teraz ju aden diabe ich nie ocali.

Mogaba si boi.

Radisha si boi.

Wierzba abd boi si tak bardzo, e ledwie potrafi normal­nie funkcjonowa, podobnie jak wczeniej czarodziej Kope, którego zreszt sam wci oskara o tchórzostwo i z którego si wymiewa. abd zna Kompani jeszcze z dawnych cza­sów, z pónocy, zanim dla kogokolwiek tutaj staa si czym innym nili odlegym wspomnieniem minionej trwogi. Lata, które upyny, nijak nie pomogy abdziowi oswoi si ze swym strachem.

Purohita Drupada si boi.

Gówny Inspektor Gokhale si boi.

Tylko Protektorka si nie boi. Duszoap nie lka si niczego. Duszoap nic to nie obchodzi. Szydzi i drwi z demona. Ona jest kompletnie szalona. Bdzie si jeszcze miaa i taczya, nawet gdy jej ciao zaczn ju trawi pomienie.

Ten brak strachu wywouje jeszcze wikszy niepokój u jej pomocników. Dobrze wiedz, e ich pierwszych pogna w mia­dce szczki losu.

Od czasu do czasu na murach pojawia si inna, bardziej osobista informacja: „Wszystkie ich dni s policzone".

Kadego dnia jestem na ulicy, id do pracy, udaj si na

przeszpiegi, sucham, podchwytuj plotki i rozpuszczam nowe, korzystajc z anonimowoci, jak zapewnia mi Chór Bagan, Ogród Zodziei, którego nawet Szarzy nie zdoali jeszcze spacyfikowa. Niegdy przebieraam si za prostytutk, ale w kocu okazao si to zbyt niebezpieczne. W miecie yj ludzie, przy których Protektorka mogaby si zdawa uosobieniem normalno­ci. wiat zaiste moe mówi o szczciu, e los poskpi im wadzy, pozwalajcej w peni odkry gbi i ogrom wasnych psychoz.

Zazwyczaj jednak wcielam si w posta modzieca, jak to ju dawniej robiam. Od zakoczenia wojny wokó peno jest pozbawionych rodzin, obowizków i pracy modych mczyzn. Im bardziej dziwaczna okazuje si kolejna plotka, tym szybciej opuszcza granice Chór Bagan i dotkliwiej niszczy spokój sumie­nia naszych wrogów. Zawsze to samo Taglios — gotowe nurza si w rozkoszach ponurych przepowiedni. A my musimy dostar­czy mu odpowiedni porcj znaków, wrób i omenów.

Protektorka ciga nas, kiedy jej to przyjdzie do gowy, jednak zainteresowania nigdy nie starcza jej na duej. W ogóle na niczym nie potrafi si skoncentrowa przez duszy czas. Zreszt, dlaczego miaaby si nami przejmowa? Jestemy martwi. Ju nas nie ma. Sama ogosia, e tak si stao. A jako Protektorka jest przecie najwyszym sdzi dla caego imperium taglias­kiego.

Jednake: „Woda pi".

3

W owym czasie fundamentem, na którym wspieraa si caa Kompania, bya kobieta, która nawet nigdy oficjalnie si do niej nie zacigna, czarownica Ky Sahra, ona Chorego Czarnej Kompanii i mojego poprzednika na stanowisku Kronikarza, Mur­gena. Kobieta bystra, o niezomnej woli. Nawet Goblin i Jednooki schodzili jej z drogi. Nikt nie móg jej nic powiedzie, nawet paskudny stary Wujek Doj. Protektorki, Radishy i Szarych baa si tyle, co zwykych mieci. A i najgorsze zo porównywalne bodaj ze miertelnym kultem Kamców, ich mesjaszem, Córk

Nocy oraz bogini Kin bynajmniej nie odbierao jej ducha. Spogldaa w samo jdro ciemnoci, której sekrety nie wzbudzay w niej ladu trwogi. Tylko jedna rzecz przenikaa j dreszczem.

Jej matka, Ky Gota, stanowia uosobienie niezadowolenia i swarliwoci. Jej zrzdzenie i poajania miay tak zdumiewajc si, e ona sama musiaa by najpewniej wcieleniem jakiego kap­rynego, zbzikowanego bóstwa, nieznanego jak dotd czowie­kowi.

Ky Goty nie lubi nikt prócz Jednookiego. A nawet on za plecami nazywa j Trollic.

Sahra zadraa na widok matki kutykajcej powoli przez zdjte nag cisz pomieszczenie. Dzisiaj bylimy nikim, nie dysponowalimy waciwie adnymi dobrami. Musielimy oby si tymi kilkoma pokojami. Par chwil temu toczyli si tutaj rozmaici wakonie, paru z Kompanii, w wikszoci jednak pra­cownicy Banh Do Tranga. Teraz wszyscy patrzylimy na star, pragnc, by jak najszybciej wysza. By nie przyszo jej do gowy poby w naszym towarzystwie.

Stary Do Trang — ju tak saby, e porusza si na wózku inwalidzkim — podjecha ku Ky Gocie, najwyraniej w nadziei, e okazujc cho odrobin troski, skoni j do wyjcia.

Wszyscy zawsze chcieli jak najszybciej si jej pozby.

Tym razem jego powicenie okazao si skuteczne. Z pew­noci Ky Gota musiaa nie czu si najlepiej, skoro nie po­wicia nawet chwili na obsztorcowanie wszystkich, którzy tylko byli modsi od niej.

Milczenie przecigao si do czasu, gdy wróci stary kupiec. By wacicielem tego miejsca i pozwala nam korzysta z niego jako kwatery gównej. Niczego nam nie zawdzicza, mimo to, z czystej mioci do Sahry, dzieli z nami niebezpieczestwa. We wszystkich omawianych kwestiach musielimy wysuchiwa jego opinii i honorowa jego yczenia.

Do Trang wróci po krótkiej chwili, ciko toczc swój wózek. Przypomina szkielet obcignity poznaczon plamami wtrobo­wymi skór. By tak kruchy, e wydawao si, i cudem potrafi o wasnych siach poruszy swój pojazd.

Stary by zaiste, jednak w jego oczach igray nie dajce si przegna wesoe iskierki. Skin gow. Rzadko mia wiele do powiedzenia, chyba e komu zdarzyo si paln nieprawdopo­dobne gupstwo. By dobrym czowiekiem. Sahra zabraa gos jako pierwsza:

— Wszystko gotowe. Kada faza i kada ewentualno zo­stay po dwakro sprawdzone. Goblin i Jednooki trzewi. Czas, by Kompania daa zna o swym istnieniu. — Rozejrzaa si dookoa, czekajc na nasze komentarze.

Nie wydawao mi si, aby rzeczywicie nadszed ju czas. Jednak wyraziam swoj opini wczeniej, kiedy zajmowaam si planowaniem operacji. I zostaam przegosowana. Teraz ograni­czyam si wic do rozpaczliwego wzruszenia ramionami.

Pozostali nie mieli adnych zastrzee. Sahra powiedziaa:

— Rozpoczynamy faz pierwsz. — Skina na swego syna. Tobo kiwn gow i wylizgn si z pokoju.

Przyczajony modzieniec by chudy, obdarty i brudny. Nazywa si Nyueng Bao, co oznaczao, e po prostu musia by przygar­bionym brudasem i zodziejem. Naleao mie si przed nim na bacznoci. Nikogo waciwie nie interesowao, co dokadnie robi, póki jego rce nie skraday si w kierunku koyszcej si u pasa sakiewki lub jakiego towaru na straganie sprzedawcy. Jak zwyk­le, ludzie nie widzieli tego, czego zobaczy si nie spodziewali.

Póki chopak trzyma donie schowane za plecami, nikt nie widzia w nim zagroenia. Tak nie sposób czegokolwiek ukra. Nikt jednak nie zauway maych bezbarwnych pcherzy na cianie, o któr si opiera.

Dzieci Gunni patrzyy. Chopak wyglda tak dziwnie w swym czarnym kimonie. Gunni s pokojowo nastawionym ludem i wy­chowuj swe dzieci na bardzo grzeczne. Jednak dzieci Shadar ulepione s z duo twardszej gliny. S znacznie mielsze. Ko­rzenie ich religii wyrastaj przecie ze wiatopogldu wojow­ników. Kilku modzieców Shadar postanowio da nauczk zodziejowi.

Oczywicie, e by zodziejem! Przecie to Nyueng Bao. Wszyscy wiedzieli, e kady Nyueng Bao to zodziej.

Starszy Shadar odpdzi modzieców. Zodziejem zajm si ci, do których obowizków to naley.

W religii Shadar krya si równie odrobina biurokratycznej praworzdnoci.

Nawet tak drobne zamieszanie przycigno uwag wadz. Trzech wysokich, brodatych stróów porzdku Shadar w szarych ubraniach i biaych turbanach przepychao si przez cib. Bez­ustannie podejrzliwie ogldali si wokó, jakby niewiadomi, e cay czas otacza ich krg pustej przestrzeni. Na ulicach Taglios zawsze panuje tok, czy to dzie, czy noc, a jednak ludzie zawsze znajd sposób, by usun si z drogi Szarym. Wszyscy Szarzy maj twarde spojrzenia, a podstawowe kryterium doboru do suby stanowi najwyraniej brak cierpliwoci i wspóczucia.

Tobo tymczasem zdy ju oddali si z miejsca zamieszania, przelizgujc si zrcznie przez tum niczym czarny w wród bagiennych traw. Kiedy Szarzy przesuchiwali zgromadzonych, dociekajc przyczyn zamieszania, nikt ju nie potrafi opisa go dokadnie, a wszyscy podawali rysopis zgodny z ywionymi przesdami. Zodziej Nyueng Bao. A ci stanowili w Taglios prawdziw plag. W owych czasach stolica moga si poszczyci mnóstwem najrozmaitszych cudzoziemców. Jak imperium dugie i szerokie, do miasta przybywa kady próniak, gupek i roz­rabiaka. W cigu ycia jednego pokolenia populacja potroia si. Gdyby nie okrutna skuteczno Szarych, Taglios zamienioby si w chaotyczny, morderczy rynsztok, piekieln otcha pen ndzy i rozpaczy.

Paac nie pozwala jednak, by niead zapuci w nim korzenie. Znakomicie dawa sobie rad z wykrywaniem wszelkich mo­liwych tajemnic. Kariery kryminalistów zazwyczaj nie trway dugo. Podobnie jak ywoty tych wszystkich, którym zachciewao si spiskowa przeciwko Radishy lub Protektorce. Zwaszcza przeciwko tej ostatniej, która za nic miaa pojcie nietykalnoci cielesnej.

W minionych czasach intrygi i spiski stanowiy miazmatyczn plag dotykajc ywota kadego Taglianina. Teraz si to sko­czyo. Protektorce si to nie podobao. Wikszo Taglian za chciwie akna aprobaty Protektorki. A nawet kapani woleli unika niebezpiecznego spojrzenia Duszoap.

W pewnym momencie czarne ubranie chopca gdzie znikno, a jego miejsce zaja biodrowa przepaska na mod Gunni, któr nosi pod spodem. Teraz nie róni si ju niczym od pozostaym dzieci, wyjwszy lekko ótawy odcie skóry. By bezpieczny. Dorasta w Taglios. Mówi bez obcego akcentu, który mógby go zdradzi.

4

Teraz naleao czeka, przyczai si w bezruchu, w bezczynnoci poprzedzajcej zawsze kad powaniejsz akcj. Wyszam ju z wprawy. Nie potrafiam po prostu rozsi si wygodnie i albo sama zagra w tonka, albo zwyczajnie patrze, jak Jednooki i Goblin próbuj si nawzajem oszukiwa. Od cigego pisania miaam skurcze palców, tak e nie mogam dalej pracowa nad Kronikami.

— Tobo! — zawoaam. — Chcesz i zobaczy, co si dzieje?

Tobo mia czternacie lat. By najmodszy z nas. Dorasta w Czarnej Kompanii. Natura nie poskpia mu modzieczego entuzjazmu, niecierpliwoci i wiary we wasn niemiertelno oraz bosk dyspens od kary ostatecznej. Bawiy go zadania, które wykonywa dla Kompanii. Nie do koca chyba wierzy w istnienie swego ojca. Nigdy nie mia okazji go pozna. My z kolei próbowalimy nie dopuci, by kto szczególnie go rozpieszcza. Tylko Goblin upiera si, by traktowa go jak ukochanego syna. Próbowa nawet uczy chopaka.

Tagliaski w pimie Goblin mia znacznie gorzej opanowany, nili gotów byby przyzna. Alfabet na co dzie uywanej wulgaty liczy sto liter, nastpnych czterdzieci zarezerwowane byo dla kapanów piszcych Stylem Wzniosym, który stanowi nie­mal drugi, niewymowny i ceremonialny jzyk. Dla potrzeb tych Kronik posuguj si mieszanin obu stylów.

Kiedy tylko Tobo nauczy si czyta, „wujek" Goblin kaza mu czyta dla siebie, na gos.

— Mog wzi jeszcze kilka pczków, pioszka? Mama mówi, e im wicej ich bdzie, tym skuteczniej zwróc uwag w Paacu.

Byam zaskoczona, e rozmawia z ni do dugo, by tyle cho usysze. Chopcy w jego wieku potrafi bywa co najmniej niemili. On przez cay czas by jawnie niegrzeczny wobec matki. A byoby jeszcze gorzej, gdyby nie jego „wujkowie", którzy nie tolerowali takiego zachowania. Naturalnie, w oczach Tobo by to po prostu kolejny przykad spisku dorosych. Tak przynajmniej twierdzi oficjalnie. Prywatnie mona byo go przekona, by posucha gosu rozsdku. Przynajmniej od czasu do czasu. I oczy­wicie kiedy zwraca si do niego kto, kto nie by jego matk.

— Moe kilka. Ale wkrótce zrobi si ciemno. A potem za­cznie si przedstawienie.

— Jak pójdziemy? Nie lubi, kiedy jeste kurw.

— Bdziemy bezdomnymi sierotami. — Chocia to przebra­nie równie pocigao za sob ryzyko. Moglimy wpa w rce werbowników, którzy wciel nas do armii Mogaby. W tych czasach jego onierze nie s niczym wicej jak niewolnikami poddanymi okrutnej dyscyplinie. Wielu to drobni kryminalici, którym zaproponowano wybór midzy surow kar a sub. Pozostali to dzieci ndzy, nie majce dokd pój. Co zreszt stanowio norm powszechnie obowizujc w armiach zawodo­wych, które Murgen i jego dawni towarzysze widzieli na dalekiej pónocy, na dugo przedtem, zanim przystaam do Kompanii.

— Dlaczego tak si martwisz przebraniami?

— Jeli nigdy powtórnie nie ukaemy tej samej twarzy, nasi wrogowie nie bd mieli pojcia, kogo waciwie szukaj. Nigdy nie próbuj ich nie docenia. Zwaszcza Protektorki. Ju nie raz udao jej si oszuka sam mier.

Tobo nie by skonny uwierzy ani w to, ani w niewiele wicej z naszej niezwykej historii. Chocia znacznie lej ni wikszo ludzi przechodzi wanie okres, w którym wiedzia wszystko, co wiedzie warto, a nic, co powiedzieli starsi — zwaszcza jeli zawierao choby najbledszy lad morau — nie byo warte suchania. Nic na to nie móg poradzi. Musia po prostu z tego wyrosn.

Ja za miaam tyle lat, ile miaam, i nic nie mogam poradzi na to, e mówiam rzeczy, o których wiedziaam, i na nic si nie przydadz.

— Wszystko jest w Kronikach. Twój ojciec i Kapitan nie wymylali bajeczek.

W to równie nie chcia wierzy. Nie upieraam si. Kady z nas na wasny sposób, we swoim czasie musi nauczy si szacunku dla Kronik. Marny los, jaki przypad teraz w udziale Kompanii, uniemoliwia pene uczestnictwo w tradycji. Tylko dwaj towarzysze ze Starej Gwardii wyszli cao z puapki za­stawionej przez Duszoap na kamiennej równinie i z póniejszych Wojen Kiaulunaskich. Goblin i Jednooki — obaj s cakowicie niezdolni do przekazania mistyki Kompanii. Jednooki jest zbyt leniwy, natomiast Goblin ma zbyt due trudnoci z wysawianiem si. Ja natomiast byam waciwie dopiero uczennic, kiedy Stara Gwardia wesza na równin w lad za Kapitanem cigajcym ide Khatovaru. Którego zreszt nie znalaz. A przynajmniej nie znalaz takiego Khatovaru, jakiego szuka.

To zadziwiajce. Niedugo bd weteranem z dwudziestoletni sub. Miaam ledwie czternacie lat, gdy Kube wzi mnie pod swoje skrzyda... Jednak nigdy nie byam podobna do Tobo. W wieku czternastu lat od dawien dawna wiedziaam ju, co to ból. W cigu tych lat, które miny od czasu, gdy Kube mnie uratowa, w istocie stawaam si coraz modsza...

— Co?

— Pytaem, dlaczego nagle zrobia si taka wcieka?

— Przypominaam sobie, jak to byo, kiedy miaam czterna­cie lat.

— Dziewczynom jest tak atwo... — Ugryz si w jzyk. Twarz mu poblada. Wyranie rzucao si w oczy jego pomocne pochodzenie. By aroganckim i zepsutym maym gnojkiem, ale mia do rozumu, by zdawa sobie spraw, kiedy wkracza prosto w gniazdo jadowitych wy.

Powiedziaam mu o tym, co wiedzia, przemilczaam za to, o czym nie mia pojcia.

— Kiedy miaam czternacie lat, Kompania i Nyueng Bao zostali zamknici w puapce Jaicur. Dejagore, jak je tutaj nazy­waj. — Reszta nie miaa ju adnego znaczenia. Reszta spo­czywaa bezpiecznie pogrzebana w przeszoci. — Teraz ju prawie nie mam koszmarów.

Tobo ju wczeniej do znudzenia nasucha si o Jaicur. Jego matka, babka i Wujek Doj te tam byli.

— Goblin twierdzi, e te pczki naprawd bd nieze — wyszepta Tobo. — I nie chodzi tylko o wielki bysk, o to, e przemówi do sumienia.

— To doprawdy niezwyke. — Sumienie byo towarem rzad­kim po obu stronach barykady.

— Naprawd znaa mojego ojca? — Tobo sysza przez cae ycie rozmaite opowieci, ostatnio jednak najwyraniej nabra ochoty, by dowiedzie si wicej. Imi Murgena zaczo dla niego znaczy co wicej nili tylko pusty dwik.

Powiedziaam to, co mówiam ju wczeniej.

— By moim szefem. Nauczy mnie czyta i pisa. By dobrym czowiekiem. — Rozemiaam si sabo. — Na tyle dobrym, na ile mona takim by, suc w Czarnej Kompanii.

Tobo a przystan. Wcign gboko powietrza. Zbdzi spojrzeniem gdzie w mrok ponad moim lewym ramieniem.

— Bylicie kochankami?

— Nie, Tobo. Nie. Przyjaciómi. Prawie. Z pewnoci jednak nie tamto. Nie mia pojcia, e jestem kobiet, a do chwili poprzedzajcej wymarsz na Lnic Równin. A ja nie wiedziaam, e on wie, póki nie przeczytaam jego Kronik. Nikt nie wiedzia. Myleli, e jestem adnym karzekiem, który nigdy nie uronie. Pozwoliam im tak myle. Czuam si bezpieczniej, gdy uwaali mnie za jednego z chopaków.

— Aha.

Ton jego gosu by tak pozbawiony wyrazu, e nie mogam si nie zacz zastanawia, o co mu waciwie chodzio.

— Dlaczego w ogóle pytasz? — Z pewnoci nie mia ad­nych powodów, by podejrzewa, e zanim si spotkalimy, zachowywaam si inaczej ni teraz.

Wzruszy ramionami.

— Tak tylko.

Co musiao go sprowokowa. Zapewne jakie: „Ciekawe, czy...", które pado przypadkowo z ust Goblina czy Jednookiego podczas degustacji jednej z ich trucizn na sonie.

— Umiecie pczki za teatrem cieni?

— Tak mi kazano.

W teatrze cieni wykorzystuje si sylwetki kukieek osadzone na patykach. Niektóre maj ruchome koczyny. wieca ustawiona w tle za lalkami rzuca ich cienie na ekran z biaego pótna. Operujcy kukiekami opowiada rónymi gosami histori. Jeli okae si dostatecznie zabawny, publiczno moe rzuci kilka monet.

Ten kukiekarz wystpowa na tym samym miejscu ju od ponad pokolenia. Spa za kulisami swej rozkadanej sceny. Dziki temu y znacznie lepiej nili wikszo zalewajcej Taglios ludzkiej tuszczy.

Ale by donosicielem. I nie lubilimy go w Czarnej Kompanii.

Opowiadan histori, jak to zazwyczaj bywa, wzi z mitologii. A konkretnie z cyklu Khadi. Wystpowaa tam bogini o zbyt wielu ramionach, która wci poeraa demony.

Oczywicie cay czas chodzio o t sam kukiek demona. Troch jak w prawdziwym yciu, gdzie ten sam demon zawsze niezmordowanie powraca.

Ponad dachami od zachodu majaczya jeszcze smuka koloru.

Nagle rozleg si rozdzierajcy skowyt. Ludzie przystanli i zapatrzyli si na jaskrawopomaraczowe wiato. Janiejcy dym chwiejnie wypez spoza stanowiska kukiekarza. Jego pas­ma splatay si w dobrze znany symbol Czarnej Kompanii — zbat czaszk pozbawion dolnej szczki, ziejc pomieniami. Szkaratny pomie byszczcy w jej lewym oku zdawa si renic, która przeszywa na wylot, poszukujc tego, czego oba­wiasz si najbardziej.

Symbol z dymu istnia tylko przez kilka sekund. Uniós si nie wicej ni dziesi stóp w gór, po czym rozwia bez ladu. Pozostaa po nim pena lku cisza. Powietrze zdawao si szepta:

— Woda pi.

Zawodzenie i rozbysk. W powietrze uniosa si druga czaszka, tym razem srebrna z lekk nut bkitu. Wytrzymaa duej i uniosa si kilkanacie stóp wyej ni poprzednia, zanim wresz­cie znikna. Szeptaa:

— Braciom nie pomszczonym.

— Id Szarzy! — wykrzykn kto na tyle wysoki, by patrze ponad ludzkimi gowami. Dziki temu, e jestem niska, atwiej mi schowa si w tumie, równoczenie jednak znacznie trudniej zorientowa si, co si dzieje poza nim.

Szarzy zawsze s gdzie blisko. Jednak wobec tego typu zaj pozostaj bezradni. Takie zjawiska mog zdarzy si wszdzie, w kadej waciwie chwili i zazwyczaj trwaj one zbyt krótko, by Szarzy byli w stanie zareagowa. Przyjlimy elazn zasad, w myl której sprawców nigdy nie powinno by w pobliu, gdy przemawiaj pczki. Szarzy doskonale zdawali sobie z tego spraw. Wic po prostu przespaceruj si przez tum. Protektork naley zadowoli. Maych Shadar trzeba nakarmi.

— Teraz! — mrukn Tobo, gdy przybyli czterej Szarzy. Kukiekarz z wrzaskiem wybieg zza sceny, zakrci si jak fryga, spojrza w kierunku swego teatrzyku i zamar z szeroko otwar­tymi ustami. Tym razem rozbysk nie by tak jaskrawy, ale trwa duej ni poprzednie. W lad za nim dym zwin swe sploty w bardziej skomplikowany wizerunek. Pojawi si potwór, który popatrzy na Shadar. Jeden z Szarych bezdwicznie wypowie­dzia imi: „Niassi".

Niassi by jednym z waniejszych demonów z mitologii Sha­dar. Podobny, pod inn nazw, istnia te w wierzeniach Gunni.

Niassi by wodzem wewntrznego krgu najpotniejszych demonów. W religii Shadar, która stanowi herezj Yehdna, jest miejsce na pieko, w którym po mierci odbywa si kary za grzechy, jednake dopuszcza ona równie istnienie Pieka na ziemi w stylu Gunni, zarzdzanego przez demony dziaajce z ramienia Niassi i nasyane na szczególnych otrów. Mimo i doskonale zdawali sobie spraw, e kto z nich sobie szydzi, Szarzy stali niczym wronici w ziemi. To byo co nowego, szczególnie dotkliwy atak z zupenie niespodziewanej strony. A nastpi w chwili, gdy jeszcze bardziej zjadliwe plotki kojarzyy Szarych z ohydnymi rytuaami odprawianymi rzekomo przez Protektork.

Dzieci znikaj. Rozum podpowiada, e w miecie tak rozlegym i zatoczonym jest to rzecz nieuchronn, nawet jeli nie przyoy do tego rki aden zy czowiek. Dzieci znikaj w ten sposób, e po prostu odchodz gdzie i gubi si. A potworne rzeczy przydarza si mog nawet najlepszym ludziom. Chytre, obrzydliwe plotki potrafi zmieni lepe zo przypadku w dokonane z premedytacj zbrodnie ludzi, którym i tak nikt przecie nie ufa.

Pami potrafi by wybiórcza.

Có zego w tym, e kamiemy troch na temat naszych wrogów.

Tobo wykrzykn co obraliwego. Zaczam go wic od­ciga, wlokc w stron naszej siedziby. Pozostali przyczyli si do niego i wkrótce ju pod adresem Szarych posypay si przeklestwa i szyderstwa. Tobo zdy jeszcze rzuci kamie, który trafi w turban jednego z Szarych.

Byo zbyt ciemno, aby mogli dostrzec nasze twarze. Zaczli siga po bambusowe paki. Nastrój w tumie powoli robi si naprawd nieprzyjemny. Trudno byo nie pomyle, e moe naprawd w naszym diabelskim pokazie kryo si znacznie wicej, nili mogo zobaczy goe oko. Znaam naszych domowych czarodziei. I wiedziaam, e Taglianie nie trac atwo panowania nad sob. Wiele przecie potrzeba cierpliwoci i samokontroli, aby tak wielu ludzi mogo razem y tak nienaturalnie blisko siebie.

Rozejrzaam si dookoa w poszukiwaniu wron, przemykaj­cych po niebie nietoperzy czy jakichkolwiek innych stworze, które mona by uzna za szpiegów Protektorki. Po zapadniciu zmroku ryzyko staje si jeszcze wiksze. Nie jestemy w stanie dostrzec tego, co moe obserwowa nas. Wziam Tobo pod rami.

— Nie powiniene tego robi. Jest ju wystarczajco ciemno, aby cienie wyszy na ów.

Nie wywaro to na nim adnego wraenia.

— Goblin bdzie zadowolony. Duo czasu nad tym przesie­dzia. I wszystko tak wietnie si udao.

Szarzy dmuchnli w gwizdki, wzywajc posiki.

Czwarty pczek odda dymnego ducha. Ale nas ju to przed­stawienie omino. Poprowadziam Tobo przez puapki na cienie, jakie tylko dao si znale midzy miejscem akcji a naszymi kwaterami. Ju wkrótce bdzie musia si zdrowo tumaczy przed kilkoma wujkami. Tylko ci, dla których paranoja stanowi sposób na ycie, dotrwaj, aby zakosztowa sodkiego smaku zemsty Kompanii. Tobo naprawd potrzebowa nauczki. Jego zachowanie z atwoci mógby wykorzysta bystrzejszy wróg.

5

Natychmiast po naszym przybyciu Sahra wezwaa mnie do siebie, ale nie by zruga za to, e pozwoliam Tobo podejmowa gupie ryzyko, ale bym bya wiadkiem realizacji kolejnego posunicia. By moe faktycznie nadszed czas, aby Tobo znalaz si w sytuacji, która go przestraszy i zmusi, aby poszed po rozum do gowy. ycie w podziemiu jest bezlitosne. Rzadko si zdarza, by dao ci wicej ni jedn szans. Tobo musi wreszcie w peni poj t prawd.

Sahra wypytaa mnie o wydarzenia w miecie, a potem zadbaa równie o to, by Jednooki i Goblin zaznali skutków jej nieza­dowolenia. Tobo nie byo i nie móg si broni.

Goblin i Jednooki bynajmniej si nie przejli. adna czterdziestoparolatka — ot, taka dziewczynka w ich oczach — nie bya w stanie oniemieli tych ywych skamielin. Poza tym w poowie sami ponosili odpowiedzialno za psoty Tobo.

— Teraz przywoam Murgena — powiedziaa Sahra. Wyda­wao si, e nagle zabrako jej pewnoci siebie. Ostatnimi czasy rzadko z nim rozprawiaa. Wszyscy zastanawialimy si dlacze­go. Zwizek jej i Murgena by prawdziwym przykadem roman­tycznej mioci, jakby wyjtej ywcem z legendy, wraz ze wszyst­kimi charakterystycznymi motywami, wczywszy w to sprzeciw wobec woli bogów, rozczarowanych rodziców, rozpaczliw roz­k i poczenie, intrygi wrogów i tak dalej. Pozostawaa jeszcze chyba tylko wyprawa jednego na ratunek drugiemu do krainy umarych. A w chwili obecnej Murgen, dziki uprzejmoci sza­lonej czarownicy Duszoap, tkwi w cakiem niezym lodowatym piekle. On i wszyscy Uwizieni yli wci, pogreni w magicz­nej stazie, pod powierzchni równiny lnicego kamienia, w miejscu i warunkach znanych nam wycznie dziki temu, e Sahra bya zdolna przywoywa ducha Murgena.

Moe sama staza bya ródem problemu? Z kadym dniem Sahra stawaa si coraz starsza. Dla Murgena czas nie pyn. Moe zacza si obawia, e zanim uwolnimy Uwizionych, bdzie ju starsza od jego matki?

To smutne, ale po latach studiów zrozumiaam, e wikszo wydarze historycznych tak naprawd sprowadza si do kwestii osobistych, takich jak ta, nie za pocigu za wzniosymi ideami.

Dawno temu Murgen nauczy si opuszcza swe ciao podczas snu. Do teraz zachowa poniekd t zdolno, lecz niestety, zostaa ona ograniczona uwarunkowaniami jego puapki. By cakowicie pozbawiony moliwoci dokonania czegokolwiek po­za obszarem groty staroytnych, o ile nie zosta wezwany przez Sahr albo — taka moliwo te istniaa i sama myl o niej wywoywaa w nas dreszcz — przez jakiegokolwiek innego nek­romant, który wiedziaby, jak do dotrze.

Duch Murgena by idealnym szpiegiem. Poza naszym krgiem nikt prócz jednej chyba tylko Duszoap nie byby w stanie wykry jego obecnoci. Murgen donosi nam o kadej intrydze naszych wrogów — a przynajmniej o tych, których istnienie jawio nam si w sposób dostatecznie przekonujcy, aby poprosi Sahr o zbadanie sprawy. Caa procedura bya kopotliwa i miaa swoje ograniczenia, jednak mimo to Murgen stanowi nasz najsilniej­sz bro. Nie przeylibymy bez niego.

A Sahra wzywaa go z coraz wiksz niechci.

Bogowie jedni wiedz, jak trudno jest zachowa wiar. Wielu z naszych braci utracio j, a potem z kadym dniem odsuwali si od nas, ginc gdzie w chaosie imperium. Niektórzy moe odzyskaj dawny zapa, jeli odniesiemy jeden czy dwa wyrane sukcesy.

Minione lata okazay si bolesne dla Sahry. Stracia trójk dzieci — ból, którego aden kochajcy rodzic nie powinien znosi. Ich ojca stracia równie, ale nie przysporzyo jej to zbyt wielkiego cierpienia. aden z tych, którzy go pamitali, nie potrafi powiedzie o nim dobrego sowa. Cierpiaa z nami wszystkimi podczas oblenia Jaicur.

Moe Sahra — i cay lud Nyueng Bao — rozgniewali Ghanghesh. A moe ten bóg o soniowych gowach po prostu bawi si kosztem swych wiernych? Wiadomo, e Kina lubowaa si w takich wanie rzeczach.

Goblin i Jednooki zazwyczaj nie uczestniczyli w obrzdzie wywoywania Murgena przez Sahr. Nie potrzebowaa ich po­mocy. Zakres magicznych zdolnoci, jakimi dysponowaa, by wski, ale nie brakowao im mocy, ci dwaj za potrafili narobi kopotów, nawet wówczas gdy starali si zachowywa waciwie.

Obecno tych ywych skamielin akurat teraz, tutaj, upewnia mnie, e szykuje si co niezwykego. Obaj byli tak starzy, e przy yciu utrzymyway ich jedynie czarodziejskie umiejtnoci. Jednooki, jeli Kroniki nie kamay, dawno skoczy dwiecie lat. Jego nieodczny towarzysz modszy by o niecay wiek.

aden nie jest szczególnie rosy. I bardzo dobrze. Obaj s nisi ode mnie. I nigdy nie byli wysi, nawet zanim zmienili si w wyschnite stare trucha. Co nastpio zapewne, kiedy mieli mniej wicej koo pitnastu lat. Nie potrafiam sobie wyobrazi Jednookiego inaczej jak starego. Musia si ju stary urodzi. I nosi najwstrtniejszy i najbardziej parszywy czarny kapelusz, jaki kiedykolwiek widzia wiat.

Moe Jednooki nie jest w stanie umrze, poniewa ciy na nim przeklestwo tego kapelusza? Moe kapelusz uywa go jako nosiciela i ycie Jednookiego jest tylko kwesti przetrwania jego nakrycia gowy.

Ten popkany, mierdzcy kawa zachmanionego filcu trafi do najbliszego ognia, zanim zwoki Jednookiego skocz po­drygiwa. Wszyscy nienawidzili tego kapelusza.

W szczególnoci za nie znosi go Goblin. Wspomina o nim za kadym razem, gdy wda si w sprzeczk z Jednookim, co przydarzao si mniej wicej tak czsto, jak si spotykali.

Jednooki jest may, czarnoskóry i pomarszczony. Goblin jest may, biay i pomarszczony. Ma twarz jak zaschnity pysk ropuchy.

Jednooki wspomina o tym w kadej kótni zdarzajcej si zawsze, gdy tylko maj widowni, z której nikt nie ma tyle odwagi, by si wtrci.

Jednak gdy Sahra jest w pobliu, ze wszystkich si staraj si zachowywa przyzwoicie. Ta kobieta ma jaki dar. Potrafi z ludzi wydoby ich najlepsze cechy. Wyjtkiem jest jej matka. Chocia prawd mówic, to Trollica bywa znacznie gorsza, kiedy córki nie ma w pobliu.

Naprawd jestemy szczliwi, nie muszc nazbyt czsto wi­dywa Ky Gothy. Okrutnie dokuczaj jej stawy. Angaujemy Tobo do opieki nad ni, cynicznie wykorzystujc szczególn niewraliwo, jak okazuje wobec jej jadu. Chopak jest zreszt jej oczkiem w gowie — co z tego, e jego ojciec by jak obc gnid.

Sahra zwrócia si do mnie:

— Oni twierdz, e znaleli skuteczniejszy sposób materiali­zacji Murgena. Tak e bdziemy mogli z nim bezporednio rozmawia. — Zazwyczaj Sahra musiaa sama si z nim komu­nikowa, kiedy ju go przyzwaa. Mnie zupenie brakowao spirytystycznego ucha.

Odrzekam:

— Jeli bdziecie w stanie dokona przywoania w wystar­czajcym stopniu, eby pozostali mogli go zobaczy i usysze, to Tobo równie powinien przy tym by. Ostatnio zacz zadawa mi mnóstwo pyta na temat ojca.

Sahra spojrzaa na mnie dziwnie. Najwyraniej próbowaam co przekaza, ale ona nie pojmowaa, o co mi chodzi.

— Chopak powinien pozna swego starego — wycharcza Jednooki. Spojrza na Goblina, czekajc tylko, by jego sowom zaprzeczy czowiek, który swojego w ogóle nie zna. Byo to dla nich typowe. Zacz sprzeczk, nie dbajc o takie drobiazgi, jak fakty albo zdrowy rozsdek. Spór o to, czy warci s kopotów, jakie sprawiaj, cign si od pokole.

Tym razem Goblin pohamowa si. Swoj replik zachowa na czas, kiedy Sahry nie bdzie w pobliu i nie bdzie moga zawstydzi go apelem do rozumu.

Sahra skina na Jednookiego.

— Ale najpierw musz si przekona, czy wasz gambit na­prawd zadziaa.

Jednooki od razu zacz si nadyma. Kto omieli si za­proponowa test polowy jego magii? Dajcie spokój! Zapomnijcie o tym, co byo. Tym razem...

— Nie zaczynaj — ostrzegam.

Czas wywar na Jednookim swe pitno. Staruch nie do koca móg ju polega na wasnej pamici. A ostatnio zdradza skon­no do cakowitej dekoncentracji w samym rodku wykonywa­nej czynnoci. Albo zapominania powodów, dla których wanie na kogo si wydziera. Tym sposobem niekiedy cakiem bez­nadziejnie przeczy sam sobie.

By ju tylko bladym cieniem tego wyschnitego starego antyku, jakim go poznaam, cho dziki wasnej mocy wci jeszcze jako funkcjonowa. Jednak w poowie kadej wyprawy zapomina, dokd waciwie zmierza. Co prawda niekiedy wy­chodzio mu to na dobre, zazwyczaj wszake powodowao ko­poty. Kiedy byo trzeba, Tobo dba o to, by Jednooki dotar do celu. On te przepada za dzieciakiem.

Rosnca sabo maego czarodzieja sprawiaa, e atwiej byo go utrzyma w domu, z dala od pokus miasta. Jedna chwila nieuwagi moga przecie zgubi nas wszystkich. A Jednooki nigdy waciwie do koca nie poj, na czym polega dyskrecja. Goblin zachichota, gdy zobaczy, e Jednooki ustpuje. Za­proponowaam:

— Czy wy dwaj moglibycie si wreszcie skoncentrowa na tym, co macie zrobi? — Przeladowa mnie strach, e pewnego dnia Jednooki zanie w rodku jakiego miertelnie gronego zaklcia, a nas zaleje horda demonów albo lawina krwioerczego robactwa, wciekego, e wyrwano je z jakiego bagna odlegego o tysice mil. — To naprawd wane.

— To zawsze jest wane — warkn Goblin. — Nawet kiedy to tylko: „Goblin, nie mógby mi pomóc, bo jestem zbyt leniwa, eby sama wypolerowa srebra?", brzmi to tak, jakby wiat si koczy. Wszystko jest niby zawsze takie wane? Hmm!

— Widz, e jeste dzi wieczorem w dobrym nastroju.

— Miau!

Jednooki zwlók si z zajmowanego krzesa. Wspar si na lasce, wymrucza jak niepochlebn uwag pod moim adresem i powóczc nogami, poczapa do miejsca, gdzie staa Sahra. Zapomnia, e jestem kobiet. Kiedy o tym pamita, bywa znacznie mniej nieprzyjemny, chocia nigdy przecie nie ocze­kiwaam wyjtkowego traktowania wycznie dlatego, e miaam nieszczcie si ni urodzi.

Od dnia, kiedy zacz chodzi o lasce, Jednooki sta si grony w zupenie nowy sposób. Zwyk ni bi ludzi. Albo ich ga. Bez przerwy zasypia to tu, to tam, ale nigdy nie mona byo by pewnym, czy drzemka nie jest udawana. Jeli tylko symu­lowa, koniec laski w kadej chwili móg zaplta si midzy czyje nogi.

Ale tak naprawd balimy si tego, e Jednooki dugo ju nie pocignie. Bez niego nasze szans na uniknicie wykrycia zmniejszay si dramatycznie. Goblin z pewnoci staraby si jak tylko potrafi, ale sam byby po prostu niewiele znaczcym czarodziejem. Nasza sytuacja wymagaa za pracy co najmniej dwóch takich jak oni i to w szczytowej formie.

— Zaczynaj, kobieto — zgrzytn zbami Jednooki. — Gob­lin, ty bezwartociowy worku robalich smarków, dasz wreszcie te rzeczy tutaj? Nie mam zamiaru stercze tak przez ca noc.

Sahra ju rozstawia dla nich stó. Sama nie uywaa adnych pomocniczych instrumentów. W okrelonym momencie po prostu koncentrowaa swe myli na osobie Murgena. Zazwyczaj szybko nawizywaa kontakt. W czasie gdy trapiy j miesiczne doleg­liwoci i kiedy obniaa si jej wraliwo, zwyka piewa w Nyueng Bao. W przeciwiestwie do niektórych braci z Kom­panii, mam kiepski such jzykowy. Z Nyueng Bao prawie nic nie rozumiem. Jej piosenki z pozoru brzmiay jak koysanki. Niewykluczone jednak, e ich sowa niosy jakie gbsze zna­czenie. Wujek Doj przez cay czas mówi zagadkami, upierajc si równoczenie, e sens jego sów byby dla nas cakowicie jasny, gdybymy tylko zechcieli nadstawi ucha.

Wujek Doj zazwyczaj przebywa gdzie indziej. Dziki Bogu. Ma jakie wasne plany — aczkolwiek nawet on chyba nie wie do koca, o co mu chodzi. Jego wiat powoli odchodzi w prze­szo i zmienia si w sposób, którego on chyba nie akceptuje.

Goblinowi udao si jako przytarga do stou worek peen rónych przedmiotów, nie powodujc wybuchu gniewu u Jedno­okiego. Ostatnimi czasy coraz odwaniej wystpowa przeciwko niemu, choby tylko w imi skutecznoci dziaania. Jednak gdy w gr wchodzia praca, nie marnowa czasu na wypowiadanie swych opinii.

Nawet kiedy pracowali razem, jak teraz, rozkadajc narzdzia, zaraz zaczynali si sprzecza o waciwe pooenie praktycznie kadego instrumentu. Miaam ochot da im klapsa, jakby byli rozdokazywanymi czterolatkami.

Sahra zacza piewa. Miaa pikny gos. Nie powinna go tak zaniedbywa i uywa wycznie w tego rodzaju celach. Chocia w cisym tego sowa znaczeniu, bynajmniej nie upra­wiaa nekromancji. Nie nakazywaa Murgenowi absolutnego po­suszestwa, nie wywoywaa te jego ducha — Murgen wci gdzie tam y. Tylko jego duch, zwabiony inwokacj, opuszcza grób.

aowaam, e pozostaych Uwizionych równie nie da si przywoa. Zwaszcza Kapitana. Potrzebowalimy odrobiny na­tchnienia.

W przestrzeni midzy Goblinem a stojcym po przeciwnej stronie stou Jednookim zacz si formowa oboczek jakby drobniutkiego pyu. Nie, to nie by py. Ani dym. Dotknam palcem, posmakowaam. To bya delikatna, chodna, wodna mgieka. Goblin rzek do Sahry:

— Jestemy gotowi.

Ton jej gosu zmieni si. Zabrzmiay w nim niemale czue tony. Ale sens sów umyka mi jeszcze bardziej ni poprzednio.

W powietrzu midzy dwoma czarodziejami zmaterializowaa si twarz Murgena, drc niczym odbicie na wzburzonej powierzchni stawu. Byam zaskoczona, nie zaangaowan magi, ale samym widokiem. Wyglda identycznie, jak go zapamitaam, na jego obliczu nie byo ani jednej nowej zmarszczki. A przecie adne z nas nie wygldao ju tak jak dawniej.

Sahra zaczynaa powoli przypomina swoj matk z czasów Jaicur. Oczywicie, nie bya tak masywnie zbudowana. No i nie koysaa si, chodzc, co u tamtej stanowio efekt dokuczajcych stawów. Ale jej pikno przemijao szybko. Doprawdy cud, e ta zazwyczaj szybko zanikajca cecha kobiet Nyueng Bao u niej utrzymaa si tak dugo. Sowem o tym nie wspomniaa, aczkol­wiek wyranie takie myli nieraz przychodziy jej do gowy. Bya przecie po swojemu próna. Jednak miaa po temu wszelkie podstawy.

Czas zaiste jest najbardziej niegodziwym ze wszystkich otrów.

Murgen nie by zadowolony, e si go wzywa. Obawiaam si, e cierpi, czujc niepokój drczcy Sahr. Przemówi. A ja nie miaam najmniejszych kopotów ze zrozumieniem go, cho jego gos by tylko eterycznym szeptem.

— niem. Jest takie miejsce... — Jego irytacja powoli roz­wiewaa si. Zastpio j najczystsze przeraenie. A ja wiedzia­am, e ni o miejscu szkieletów, które pojawia si w Kronikach spisanych jego rk. — Biaa wrona... — Rzeczywicie chyba mielimy problem, skoro wola snu si po sennych pejzaach Kiny, nili zakosztowa bodaj cienia prawdziwego ycia.

Sahra poinformowaa go:

— Jestemy gotowi do dziaania. Radisha zwoaa niedawno zebranie Tajnej Rady. Zobacz, czym si zajmuj. Upewnij si, czy abd jest obecny. — Oblicze Murgena rozwiao si w mgle. Sahra popatrzya za nim smutno. Goblin i Jednooki zaczli pomstowa na Chorego, e tak szybko odszed.

— Widziaam go — powiedziaam. — wietnie. Syszaam go równie. Dokadnie w taki sposób, jak zawsze sobie wyob­raaam, e duch bdzie mówi.

Goblin wyszczerzy si i odpar:

— To dlatego, e syszaa to, co spodziewaa si usysze. Wiesz dobrze, e tak naprawd aden dwik nie dociera do twoich uszu.

Jednooki skrzywi si. Nigdy nic nikomu nie wyjania. Chyba e tumaczy si przed Ky Got, kiedy przyapaa go na wliz­giwaniu si do domu poród nocy. Wówczas potrafi stworzy opowie tak zawi jak sama historia Kompanii.

Sahra przemówia gosem wyranie zdradzajcym wysiek ukrycia przepeniajcej j goryczy:

— Moe wpuci Tobo do rodka? Wiemy ju, e nie bdzie adnych wybuchów ani ognia, a wam udao si wypali tylko dwie dziury w blacie stou.

— Bezpodstawne zarzuty! — oznajmi Jednooki. — Stao si tak tylko dlatego, e ten oto abi Pysk... Cakowicie zignorowaa jego sowa.

— Tobo moe zapisywa, co Murgen ma nam do powiedze­nia. eby pioszka wykorzystaa to póniej. Ju czas, bymy stali si kim innym. Wylij posaca, jeli Murgen odkryje jakie zagroenie.

Taki by plan. Wówczas odnosiam si do z jeszcze mniej­szym entuzjazmem ni teraz. Chciaam zosta i porozmawia ze starym przyjacielem. Ale caa rzecz bya znacznie powaniejsza nili jakiekolwiek spotkanie po latach. Waniejsza ni wiedza o losach Kuba.

6

Murgen przemyka po Paacu niczym duch. Porównanie to wzbudzio w nim niejakie rozbawienie, ale tak naprawd nic ju nie potrafio go rozmieszy. Pótorej dekady spdzone w grobie moe doszcztnie pozbawi poczucia humoru.

Paac, który zawsze przypomina spitrzon stert kamieni, w niczym nie zmieni swego charakteru. Có, moe na koryta­rzach byo jeszcze wicej kurzu. A budynek coraz rozpaczliwiej potrzebowa remontu. Wszystko przez Duszoap, która nie lubia patajcych si pod nogami tumów ludzi. Wikszo wczeniej zatrudnionej, etatowej suby paacowej zostaa odprawiona, a na jej miejsce przyjmowano od czasu do czasu przypadkowych pracowników, którym pacono dniówki.

Gmach Paacu wznosi si na szczycie sporego wzgórza. Kady kolejny wadca Taglios — pokolenie za pokoleniem — rozbudowywa go, nie dlatego, by zyska wicej przestrzeni, ale by pozosta w pamici potomnych i podtrzymywa tradycj. Taglianie artowali, e za kolejne tysic lat nie bdzie ju miasta, tylko bezkresne mile kwadratowe Paacu. W wikszoci zruj­nowanego.

Radisha Drah, oswoiwszy si z faktem, e jej brat Prahbrindrah Drah zagin podczas wojen z Wadcami Cienia, dodatkowo za zmobilizowana grob wzbudzenia gniewu Protektorki, ogosia si gow Pastwa. Tradycjonalici wspólnot wyznaniowych nie chcieli kobiety u wadzy, jednake dla nikogo nie byo tajemnic, i ta wanie kobieta od lat ju faktycznie piastowaa swoj funkcj. Zarzucane jej wady daway si zasadniczo wytumaczy ambicjami jej krytyków. W zalenoci od tego, kto wygasza negatywn opini, miaa popeni jeden z dwu wielkich bdów. Tudzie oba naraz. Pierwszym bya zdrada Czarnej Kompanii, skoro przecie powszechnie byo wiadomo, e nikt nigdy na takiej zdradzie nie zyska. Drugim — szczególnie chtnie wy­pominanym przez wyszych kapanów — sam fakt najcia Czar­nej Kompanii na sub. W chwili obecnej zagroenie, jakie stanowili niegdy Wadcy Cienia, ze szcztem wykorzenione przez Czarn Kompani, nie stanowio kontrargumentu meryto­rycznie atrakcyjnego.

Wraz z Radish w komnacie spotka Rady znajdowao si kilka z oczywistych wzgldów niezadowolonych osób. Spojrze­nie obserwatora automatycznie wdrowao najpierw ku Protek­torce. Duszoap wygldaa dokadnie tak samo jak zawsze: szczu­pa, androgyniczna, a jednak zmysowa, w czarnej skórze, czarnej masce, czarnym hemie i czarnych skórzanych rkawicach. Sie­dziaa za Radish, nieco wysunita w lewo, spowita kurtyn cienia. Cho nie podkrelaa w aden szczególny sposób swej obecnoci, jasne byo, kto podejmuje ostateczne decyzje. Z kad kolejn godzin, kadego dnia Radisha znajdowaa nowe powo­dy, by aowa, e pozwolia akurat temu konkretnemu wiel­bdowi wsadzi pysk do swego namiotu. Koszty uchylenia si od wywizania si z nieszczsnej obietnicy zoonej Czarnej Kompanii byy ju nie do zniesienia. Z pewnoci dotrzymanie danego sowa nie byoby tak bolesne. Có gorszego mogoby si bowiem zdarzy od cierpie, jakie musiaa obecnie znosi, gdyby razem z bratem pomoga jednak Kapitanowi znale drog do Khatovaru?

Po obu jej stronach, przy pulpitach, zwróceni do siebie twa­rzami, w odlegoci pitnastu stóp stali skrybowie usiujcy dzielnie notowa wszystko, co zostao powiedziane. Jedna grupa suya Radishy. Drug zatrudniaa Duszoap. Od czasu do czasu, ju po fakcie, wybuchay spory w kwestii treci decyzji podjtych podczas posiedzenia Tajnej Rady.

Obie kobiety miay naprzeciw siebie stó z blatem dugim na dwanacie stóp i szerokim na cztery. Za tym ze wszech miar niedostatecznym szacem zasiadali czterej mczyni. Wierzba abd zajmowa pozycj u lewego kraca. Jego wspaniae niegdy blond loki posiwiay i straciy poysk. Wyej na gowie wyranie ju si przerzedzay. abd by obcokrajowcem. a­bd by jednym kbkiem nerwów. abd mia robot, której wcale nie chcia, ale z której nie potrafi zrezygnowa. abd jecha na grzbiecie tygrysa.

Wierzba abd dowodzi Szarymi. W oczach opinii publicz­nej. W rzeczywistoci ledwie mona go byo okreli mianem figuranta. Jeli ju zdarzao mu si otworzy usta, wychodziy z nich sowa Duszoap. Jednak nienawi ludu, której przed­miotem zasuenie winna by Protektorka, skupiaa si na Wierz­bie abdziu.

Obok abdzia zasiadali za stoem trzej poganiacze niewol­ników — wysi kapani, którzy sw pozycj zawdziczali asce Protektorki. Wszystko to byli mali ludzie do wielkich zada. Ich obecno na zebraniach Rady bya spraw czysto formaln. Nie brali udziau w adnych dyskusjach, chocia mogli wysuchiwa polece. Ich funkcja sprowadzaa si do wyraania zgody i poparcia dla Duszoap, jeli tej zdarzyo si przemówi. Co wane, wszyscy trzej wywodzili si z kultów Gunni. Chocia Protektorka wykorzystywaa Szarych jako narzdzie swej woli, Shadar nie mieli gosu w Radzie. Podobnie jak Yehdna. Wierni wywodzcy si sporód tej ostatniej mniejszoci burzyli si nieomal bezustan­nie, poniewa Duszoap uzurpowaa sobie wikszo cech przy­nalenych jedynie ich bogu, Yehdna za byli beznadziejnie mo­noteistyczni i uparcie nie chcieli zrezygnowa z adnego sporód swych dogmatów.

W gruncie rzeczy, rozdygotany i nerwowy abd by dobrym czowiekiem. Kiedy tylko móg, ujmowa si za Shadar.

W pomieszczeniu znajdowali si jeszcze dwaj mczyni, waniejsi zdecydowanie od trzech wspomnianych. Siedzieli na wysokich stokach za wysokimi pulpitami umieszczonymi z tyu stou i spogldali na wszystkich z góry niczym dwa wychudzone stare spy. Swoje stanowiska piastowali jeszcze przed nastaniem Duszoap, która jak dotd nie znalaza odpowiedniego pretekstu, by si którego pozby, cho nierzadko j irytowali.

Biurko po prawej stronie naleao do Gównego Inspektora Archiwów, Chandry Gokhale. Trudno o bardziej mylcy tytu. Nie by on adnym syncym z sumiennoci urzdnikiem. Pod jego kontrol pozostaway finanse i wikszo robót publicznych. By stary, ysy, chudy jak w i dwakro od niego bardziej podstpny. Sw pozycj zawdzicza ojcu Radishy. Jego urzd nalea do mniej wanych, póki nie nadeszy wojny z Wadcami Cienia. Wówczas wpywy jego biura i posiadana wadza rozrosy si niepomiernie. A Chandra Gokhale nie waha si ani chwili przed pokniciem nowego ksa biurokratycznej wadzy, jaki trafi mu w rce. By lojalnym zwolennikiem Radishy i zago­rzaym wrogiem Czarnej Kompanii. Nalea jednak do tego typu postaci, które w jednej chwili jak kameleon zmieniaj pogldy, gdy tylko dostrzeg przed sob nowe korzyci.

Czowiek zajmujcy miejsce za biurkiem stojcym po lewej stronie wydawa si duo bardziej zowrogi. Arjana Drupada by kapanem kultu Rhavi-Lemna, ale próno byoby szuka w nim cho kropli braterskiej mioci. Nazwa jego oficjalnego tytuu brzmiaa Purohita, co oznaczao, e w mniejszym lub wikszym stopniu peni funkcj Królewskiego Kapelana. W rzeczywistoci reprezentowa na dworze prawdziwy gos kapastwa. Kapani wymusili na Radishy jego obecno w czasach, gdy czynia rozpaczliwie koncesje, aby zdoby wszelkie moliwe poparcie. Podobnie jak Gokhale, Drupada bardziej by zainteresowany posiadaniem wadzy nili dziaaniami majcymi na celu dobro Taglios. Chocia trudno byo uwaa go jedynie za cynicznego manipulatora. Jego czste filipiki daway si we znaki Protektorce bardziej ni bezustanne, a niejasne, protesty finansowe Gównego Inspektora. W jego wygldzie od razu zwracaa uwag synna, przypominajca zwichrowany stos siana, szopa siwych wosów, którym nigdy nie dane byo zapozna si z zaletami grzebienia.

Jedynie Gokhale i Drupada zdawali si nie zdawa sobie sprawy z tego, e ich dni s policzone. Protektorka Wszystkich Taglian bynajmniej ich nie kochaa.

Ostatni czonek Rady by akurat nieobecny, co wcale nie byo rzecz niezwyk. Wielki Genera Mogaba wola przebywa w polu, nkajc tych, w których kazano mu upatrywa wrogów. Obrzydzeniem napaway go wewntrzne walki w Paacu.

jednak teraz uwag wszystkich zaprztao co innego. Zaszy pewne incydenty. Naleao przesucha wiadków. Protektorka bya niezadowolona.

Wierzba abd podniós si z miejsca. Skinieniem doni przywoa sieranta Szarych, który dotd kry si w mroku za plecami dwóch starców.

- Oto Ghopal Singh. — Nikt nie zwróci uwagi na niezwyke imi. Zapewne jaki konwertyta. Dziwniejsze rzeczy si zdarza-ty- — Jego oddzia patroluje teren ssiadujcy z Paacem od strony pónocnej. Dzisiejszego popoudnia kto z ludzi Singha odkry mynek modlitewny na jednym z pomników pamici obok pónocnego wejcia. Do ramion mynka przyczepionych byo dwanacie kopii tej oto sutry.

abd zrobi prawdziwe przedstawienie, tak obracajc w doniach ma karteczk, aby wiato padao na pokrywajce j Pismo. Krój liter z pozoru przypomina styl eklezjalny. Jednak ostatecznie i tak nie udao mu si zamaskowa wasnej indolencji. Trzyma kartk do góry nogami. Wszelako, referujc tre tekstu, nie popeni bdu. — "Rajadharma. Powinno Królów. Abycie to wiedzieli:

Wadza królewska na zaufaniu polega. Król jest najwyej wy­niesionym, ale i najbardziej pokornym sug ludu".

abd nie rozpozna cytatu. Tekst by tak stary, e niektórzy uczeni przypisywali jego autorstwo temu lub innemu Panu wiat­a, a czas powstania datowali na epok, gdy bogowie nadawali prawa ojcom ludzkoci. Jednak Radisha Drah znaa go. Purohita równie. Za murami Paacu kto wanie wzniós strofujcy palec.

Duszoap poja przesanie. Jak równie to, do kogo byo adresowane.

— Tylko mnich Bhodi móg wpa na pomys nkania tego domu. — Ten pacyfistyczny, moralistyczny kult by mody i wci mia niewielu wyznawców. Nadto ucierpia w latach wojny niemale równie dotkliwie, co zwolennicy Kiny. Adepci Bhodi wyrzekali si nawet samoobrony. — Chc dosta czo­wieka, który to zrobi. — Wypowiedziaa te sowa gosem swarliwego starca.

— Hm... — odpar abd. Spieranie si z Protektork nie byo rzecz rozsdn, jednak zadanie wykraczao poza kompeten­cje Szarych.

Jedn z najbardziej niepokojcych cech Duszoap bya jej pozorna umiejtno czytania w mylach. Tak naprawd, rzecz jasna, nie potrafia tego robi, nigdy jednak zbyt zdecydowanie nie dementowaa podejrze. Znacznie wygodniej byo pozwoli ludziom wierzy w to, co zechc. Zwrócia si do abdzia:

— Skoro jest Bhodi, doprowadzimy do tego, e sam si odda w nasze rce. Nie trzeba bdzie adnego ledztwa.

— H?

— Jest takie drzewo, bardzo stare i szacowne, czasami nazy­wane Drzewem Bhodi. Ronie w wiosce Semchi. Owiecony Bhodi zdoby saw, prónujc w jego cieniu i dlatego wyznawcy Bhodi uwaaj je za swoj najcenniejsz relikwi. Powiedz im, e zrobi z ich witoci stos drewna na podpak, jeli czowiek, który wyskroba t modlitw, nie stawi si przede mn. I to zaraz. — Tym razem Duszoap uya gosu drobiazgowej, mci­wej staruchy.

Murgen odnotowa sobie w pamici sugesti dla Sahry — naley zrobi wszystko, by winny nie dotar do Protektorki.

Profanacja miejsca czci przysporzy Duszoap tysice dalszych wrogów.

Wierzba abd chcia co powiedzie, ale Duszoap wesza mu w sowo.

— Nie dbam o to, czy oni mnie nienawidz, abd. Inte­resuje mnie tylko, eby robili, co im ka robi i kiedy im ka. W kadym razie Bhodi i tak nie bd podnosili przeciwko mnie doni. To mogoby powanie zepsu ich karm.

Protektorka bya bardzo cyniczna.

— Zajmij si tym, abd. abd westchn.

— Dzi wieczorem znowu odbyy si te imprezy z dymem. Jedna z nich bya znacznie okazalsza ni którakolwiek z dotd widzianych. I znowu za kadym razem ukazywao si godo Czarnej Kompanii. — Przedstawi kolejnego wiadka Shadar, który opowiedzia o tym, jak tum próbowa go ukamienowa, ale sowem nie wspomnia o demonie Niassi.

Wieci nikogo specjalnie nie zaskoczyy. Przecie to by jeden z gównych powodów zwoania Rady. Nie umiejc nawet uda­wa, e j to obchodzi, Radisha poprowadzia dalej przesucha­nie:

— Jak to si stao? Dlaczego nie mona byo pooy kresu zajciu? Masz przecie ludzi na kadym rogu ulicy. Chandra? — Szukaa poparcia u czowieka, który wiedzia dokadnie, ile kosztuje utrzymanie sub porzdkowych.

Gokhale icie cesarskim gestem skoni gow.

Póki Radisha prowadzia przesuchanie, abd z atwoci utrzymywa nerwy na wodzy. Ona nie potrafia zada mu bólu w sposób, którego nie zaznaby dotd. Nie potrafia go skrzyw­dzi jak Protektorka. W pewnym momencie zapyta:

— Bya tam, na zewntrz? Moesz przecie przebra si i wyj. Niczym Saragoz z bajki. Na kadej ulicy s tumy ludzi. Tysice tam pi. Pasae i zauki zasane s ludzkimi nieczys­tociami. Czasami ciba bywa tak gsta, e mogaby zamor­dowa kogo w odlegoci dziesiciu stóp od moich straników i nikt by niczego nie zauway. Ci, którzy bawi si w te rzeczy, nie s przecie gupi. Jeli rzeczywicie mamy do czynienia z niedobitkami Czarnej Kompanii, to o gupot posdza ich nie mona. Przetrwali wszystko, co im zgotowalimy. Uywaj tu­mów w charakterze osony, dokadnie w taki sam sposób, w jaki w polu uywaliby ska, drzew i krzaków. Nie nosz mundurów. Nie wyróniaj si sporód innych. Nie s ju obcy. Jeli rze­czywicie chcesz ich przygwodzi, to najlepiej od razu ogo, e od dzisiaj wszyscy maj nosi mieszne czerwone kapelu­sze. — Nerwy abdzia powoli zaczynay puszcza. Ale powo­dem jego zdenerwowania nie byy uwagi Radishy. Duszoap, przemawiajc wczeniej jej ustami, ogosia wiele podobnie ab­surdalnych proklamacji. — Jeli zaoy, e przyswoili sobie doktryn wojskow Kompanii, to w momencie gdy formoway si goda z dymu, z pewnoci nie byoby ich w pobliu. Przypominam zreszt, e do koca nie znamy ich autorów.

Z garda Duszoap wydoby si gboki jk. W ten sposób wyrazia swe powane powtpiewanie, czy abd w ogóle ma o czymkolwiek pojcie. Jego nerwy zafaloway niczym pomie gasncej wiecy. Zacz si poci. Doskonale zdawa sobie spra­w, e jest to spacer nad przepaci w towarzystwie zupenej wariatki. Tolerowano go niczym rozpieszczone zwierztko do­mowe, tylko z powodów znanych samej czarownicy, która cza­sami kierowaa si w swych dziaaniach racj zwykego kaprysu, który chwil póniej móg przybra zupenie inn form.

Nie by niezastpiony. Wielu ju oddalono. Duszoap nie dbaa o fakty, nieprzezwycialne przeszkody czy te przypadkowe zbiegi okolicznoci. Interesoway j tylko rezultaty.

abd zaproponowa:

— Na plus odnotowa naley, e nie ma doniesie, nawet od naszych najbardziej gorliwych informatorów, z których wynika­oby, i ta dziaalno stanowi co wicej ni tylko szereg drobnych narusze porzdku. Nawet jeli miayby sta za tym niedobitki Czarnej Kompanii... i nawet uwzgldniajc eskalacj dziaa z dzisiejszego wieczoru...

Duszoap powiedziaa:

— I nigdy z niczym wicej nie bdziemy mieli do czynie­nia. — Mówia gosem miaej nastolatki. — Nie sta ich na nic wicej prócz gestów. Stracili ducha, kiedy pogrzebaam ich przywódców. — Wypowiedziaa to wszystko wadczym, mskim gosem, najwyraniej nalecym do kogo, kto przywyk do bezdyskusyjnego posuszestwa. Ale ze sów tych mona byo wycign wniosek, e ostatecznie nie sposób wykluczy, i onierze Kompanii mimo wszystko wci yj, co zreszt zna­lazo odbicie w szczególnej intonacji kocowych partii zdania. W kwestii wydarze na równinie lnicego kamienia istniay wtpliwoci, których sama Duszoap nie potrafia rozproszy. — Zaczn si martwi, kiedy tamci zmartwychwstan.

Nie wiedziaa.

Prawd mówic, przebiegu wydarze na równinie nikt wówczas nie kontrolowa. Ucieczka jej i abdzia bya kwesti czystego przypadku. Jednak Duszoap naleaa do tych, którzy wierz, e askawa yczliwo Fortuny naley im si z mocy urodzenia.

— Zapewne masz racj. Za caa sprawa posiada wycznie marginalne znaczenie, jeli dobrze pojem, co sugerujesz.

— Dziaaj tu inne siy — powiedziaa Duszoap. Ten gos nalea do sybilli, pobrzmieway w nim zowieszcze przeczucia.

— Pojawiy si doniesienia o Kamcach — oznajmia Radisha, zaskakujc tym wszystkich, take bezcielesnego szpiega. — Otrzymaam ostatnio raporty z Dejagore, Meldermhai, z Ghoji i Danjil o ludziach zamordowanych wedle sposobu Dusicieli.

Najszybciej doszed do siebie abd.

— W typowej robocie Dusicieli tylko zabójcy wiedz, co si stao. To nie s mordercy. Ciaa powinny zosta pogrzebane w jakim witym miejscu, zgodnie z religijnym rytuaem.

Radisha zignorowaa jego uwag.

— Dzisiaj uduszono czowieka. Tutaj, w Taglios. Ofiar by Perhule Khoji. Zgin w domu uciech specjalizujcym si w mo­dych dziewcztach. Takie miejsca wci istniej, cho rzekomo miao ich ju nie by. — To byo oskarenie. Szarzy otrzymali zadanie wykorzenienia wszystkich przejawów tego rodzaju wy­zysku. Ale Szarzy pracowali dla Protektorki, a jej caa sprawa nie obchodzia. — Wnosz std, e za pienidze dalej mona mie wszystko, co si komu przyni.

Win za ogólnonarodow zapa moraln niektórzy obciali Czarn Kompani. Inni rodzin rzdzc. Kilku omielio si nawet oskary Protektork. Ale osoba winnego w istocie nie miaa nic do rzeczy, podobnie jak fakt, e najpaskudniejsze zo istniao tu niemale od chwili, gdy na brzegu rzeki kto wzniós pierwsz chatk z gliny — Taglios rzeczywicie si zmienio. A zrozpaczeni ludzie zrobi wszystko, by przey. W takiej sytuacji tylko gupiec oczekuje adnych efektów. abd zapyta:

— Kim by ten Perhule Khoji? — Z wciekoci obejrza si przez rami. Mia wasnego skryb, który zapisywa przebieg posiedzenia, siedzc gdzie tam skryty w ciemnociach. Naj­wyraniej zastanawia si, dlaczego Radisha wiedziaa o morder­stwie, skoro on nie mia o niczym pojcia. — Wychodzi na to, e facet dosta tylko to, czego si doprasza? Jeste pewna, e nie chodzi tylko o przygod z ma dziewczynk, która przybraa niepomylny obrót?

— Bardzo moliwe, e Khoji zasuy na to, co mu si przytrafio — przyznaa Radisha z gorzkim sarkazmem. — By wyznania Yehdna, tak wic obecnie, jak przypuszczam, moe ca spraw omówi ze swoim bogiem. Jego moralno nas nie interesuje, Wierzba. Natomiast jego pozycja tak. By jednym z waniejszych asystentów Gównego Inspektora. Zbiera podatki w Checca i na wschodnim brzegu rzeki. Jego mier spowodo­waa problemy, których rozwizanie zajmie kilka miesicy. Pod­lege mu obszary dostarczay nam najwikszych dochodów.

— Moe to kto, kto zalega...

— Dziewczynka przeya. A ponadto zdya zawoa pomoc. Natychmiast pojawili si ludzie, którzy zazwyczaj dbaj o spokój w takich miejscach. Zrobili to Dusiciele. To byo morderstwo inicjacyjne. Kandydat Dusicieli okaza si nieudolny. Niemniej, z pomoc zbrojnych, udao mu si skrci kark Khoji.

— A wic ich schwytano.

— Nie. Bya z nimi ta, któr nazywaj Córk Nocy. Dogldaa inicjacji.

A chopcy o uminionych karkach na jej widok potracili zmysy ze strachu. aden Gunni ani Shadar nie uwierzyby, e Córka Nocy jest zwyczajn, paskudn mod kobiet, nie za postaci mityczn. Niewielu Taglian wyznajcych któr z tych dwu religii znalazoby w sobie do odwagi, aby jej przeszkodzi.

— W porzdku — ustpi abd. — To oznacza prawdzi­wych Dusicieli. Ale jak rozpoznali Córk Nocy?

Duszoap najwyraniej stracia wreszcie cierpliwo i warkna:

— Powiedziaa im wprost, kim jest, guptasku, Jam jest Córka Nocy. Jam jest Dzieci Nadchodzcej Ciemnoci. Pójdcie pod ochron mej matki albo staniecie si straw dla bestii zniszczenia w Roku Czaszek". Typowe pompatyczne bzdury okultystów. — Gos Duszoap sta si monotonn, bezbarwn mow wyksztaco­nego sceptyka. — Nie wspominajc ju o tym, e bya blad niczym wampirzyca, adniejsz kopi mojej siostry w jej wieku.

Córka Nocy nie baa si nikogo i niczego. Wiedziaa dosko­nale, e jej duchowa rodzicielka, Kina Niszczycielka, Mroczna Matka, ochroni j — nawet jeli od ponad dziesiciu lat bogini ani drgna w swoim nie. Plotki na temat Córki Nocy kryy potajemnie wród spoeczestwa od lat. Wielu ludzi wierzyo, e jest ona t, za któr si podaje. To z kolei przyczyniao si do umocnienia jej wadzy nad zbiorow wyobrani ludu.

Kolejna plotka, która zreszt w miar upywu czasu coraz bardziej tracia na wartoci, przypisywaa Czarnej Kompanii zdawienie w zarodku projektu sprowadzenia na ziemi Roku Czaszek Kiny i odsunicie dnia jego nadejcia do momentu, gdy pastwo tagliaskie postanowio zdradzi wynajtych obroców.

Zarówno Kamcy jak Kompania dysponowali si psychicz­nego oddziaywania, dalece przekraczajc ich liczebno. Przez to, e funkcjonowali jako co w rodzaju spoecznych duchów, byli jeszcze bardziej przeraajcy.

Najbardziej istotne w tej informacji byo to, e Córka Nocy zdecydowaa si przyby we wasnej osobie do Taglios. I e odwaya si ukaza publicznie. A gdzie sza Córka Nocy, tam z pewnoci poda niczym wierny szakal wódz wszystkich Kamców, wcielona legenda, yjcy wity Dusicieli, Narayan Singh — a wraz z nim wdrowao jego niegodziwe dzieo.

Murgen zacz zastanawia si nad przerwaniem misji i ostrze­eniem Sahry, by odwoa wszystko do czasu, póki wieci nie zostan potwierdzone. Cokolwiek jednak miao nastpi, byo ju za póno.

Narayan Singh by najbardziej znienawidzonym wrogiem Czarnej Kompanii sporód tych, którzy wci jeszcze cieszyli si zdro­wiem. Ani Mogaby, ani nawet Duszoap, która bya dawnym, pradawnym przeciwnikiem, nie cigano z tak zaciekoci jak Narayana Singha. On ze swej strony równie nie darzy Kompanii mioci. Raz udao si go zapa. Wówczas spdzi dugi czas w wyjtkowo nieprzyjemnej gocinie u ludzi, którzy swobodnie dawali upust swej zoci. Mia dugi, które z radoci byby spaci, gdyby tylko uzyska askaw aprobat swej bogini.

Posiedzenie Tajnej Rady, jak to zazwyczaj bywao, zmienio si wkrótce w powód wzajemnych oskare, w której zarówno Purohita, jak i Gówny Inspektor próbowali chytrymi posuni­ciami oczerni si nawzajem, a by moe równie osabi pozy­cj abdzia. Purohita móg liczy na pewne poparcie trzech zaufanych kapanów — chyba e Duszoap miaa akurat inne plany. Gównego Inspektora popieraa Radisha.

Sprzeczki te zazwyczaj cigny si w nieskoczono, acz­kolwiek dotyczyy spraw trywialnych, o symbolicznym raczej nili merytorycznym charakterze. Protektorka nigdy by nie po­zwolia, aby wynikno z nich co, czego nie aprobowaa.

Kiedy Murgen zacz ju zbiera si do odejcia —jak zwykle z jego obecnoci nikt nie zdawa sobie sprawy — do komnaty wpado dwóch królewskich gwardzistów. Natychmiast ruszyli w stron Wierzby abdzia, chocia to nie on dowodzi ich formacj. Zapewne przyniesione przez nich wieci miay takie znaczenie, e nie chcieli ich przekaza nieprzewidywalnej Pro­tektorce, oficjalnie penicej funkcj ich kapitana. abd sucha przez chwil, potem uderzy pici w stó.

— Cholera! Wiedziaem, e to co wicej ni drobne za­kócenia porzdku. — Przemkn obok Purohity, rzucajc mu w przelocie pogardliwe spojrzenia. W ich wzajemnych stosun­kach nie byo ju ladu przyjani.

„Zaczo si" — pomyla Murgen. Trzeba wraca do maga­zynu Do Tranga. I tak nic ju nie zmieni, moe jednak powia­domi tych, którzy znajdowali si na kwaterze, eby jak najszyb­ciej zajli si Narayanem i Córk Nocy.

7

Sahra potrafia zmienia oblicze z równ atwoci, z jak aktor nakada maski. Czasami bya okrutn, chytr, kalkulujc wszystko na zimno nekromantk, która spiskowaa z Uwizionymi. Czasami bywaa wdow po Chorym i oficjalnym Kro­nikarzu Kompanii, czasami za czu matk Tobo. Natomiast zawsze gdy udawaa si na miasto, zmieniaa si w Minh Subredil, jeszcze inn istot.

Minh Subredil bya wyrzutkiem spoecznym, nielubn córk kapana Khusy i nierzdnicy Nyueng Bao. A i tak Minh Subredil znaa swoich przodków lepiej ni poowa ludzi yjcych na ulicach Taglios. Nieustannie mamrotaa ich imiona. Gotowa bya opowiada o nich kademu, kogo potrafia zmusi do suchania.

Owdowiaa Minh Subredil wychowywaa swoje jedyne dziec­ko, posugujc przez cay dzie w Paacu. Kadego ranka, dobrze przed witem doczaa do zgromadzenia nieszczników tocz­cych si przy tylnim wejciu na pomocnej cianie Paacu w na­dziei znalezienia pracy. Czasami towarzyszya jej opóniona w rozwoju siostra ma, Sawa. Niekiedy Minh Subredil przy­prowadzaa te swoj córk, chocia ostatnio coraz rzadziej. Dziewczyna bya ju w takim wieku, e moga komu wpa w oko.

Jaul Barundandi, pokojowiec w randze modszego pomocnika, wychodzi codziennie przed furtk dla suby i oznajmia, ile stanowisk pracy jest do obsadzenia tego dnia, a potem wybiera na nie ludzi. Barundandi zawsze bra Minh Subredil, poniewa, mimo e bya zbyt szpetna, aby da od niej usug seksualnych, mona byo liczy, i za otrzyman pensj dobrze wykona sw prac. Minh Subredil bya bardzo zdesperowana.

Barundandi lubi wszechobecn posta Subredil. Zdeklarowa­ny wyznawca Gunni, zgodnie z doktryn goszon przez kult Khusy, czsto docza do swych modlitw prob, by oszczdzo­no mu takiego szczcia, jakiego zaznawaa w yciu Subredil. Nigdy nie przyznaby si do tego przed swoimi kolekami, ale po czci faworyzowa Subredil ze wzgldu na to, e miaa tak kiepskiego ojca. Jak wikszo otrów, niegodziwo sw okazy­wa tylko przez wikszo czasu, gównie w maostkowy sposób.

Subredil, podobnie jak Ky Sahra, nigdy si nie modlia. Ky Sahrze bogowie nie byli do niczego potrzebni. Niewiadoma zupenie jego prawdziwych uczu, w swych mylach zgotowaa ju odpowiedni los Jaulowi Barundandiemu. Kiedy nadejdzie czas, bdzie mia sposobno, by poaowa swych szykan.

Dugo, dugo bdzie aowa, a jego udrka bdzie wielka jak cae imperium Taglios. Kiedy tylko nadejdzie czas...

Przeszlimy przez labirynt mylcych i odwracajcych uwag zakl. Przez wiele lat Goblin i Jednooki otaczali cae ssiedztwo mistern sieci zakl ochronnych tak subtelnych, e wycznie Protektorka mogaby je zobaczy. Gdyby szukaa. Ale Duszoap nie wycieraa bruków w poszukiwaniu kryjówek wroga. Miaa Szarych i swoje cienie, i nietoperze, i wrony, które wykonyway za ni brudn robot. One jednak byy zbyt gupie, aby dostrzec, e s kierowane w inn stron albo dyskretnie prowadzone przez dany obszar w sposób, który bynajmniej nie róni si dla nich od swobodnej wdrówki. Dwaj mali czarodzieje wikszo czasu spdzili, oporzdzajc i poszerzajc labirynt mylcych zakl. Ludzie, którym nie ufalimy, nie byli w stanie dosta si bliej nili na dwiecie jardów od naszych kwater. Przynajmniej o was­nych siach.

My nie mielimy takich kopotów. Na lewym nadgarstku kady nosi bransolet z yka. Zaczarowana, osabiaa wpyw zakl mylcych. Pozwalaa dostrzec prawd.

Takim te sposobem czsto wiedzielimy, co zamierza uczy­ni Paac, zanim plany te zostay zrealizowane. Minh Subredil, a niekiedy i Sawa, podsuchiway autorów planów.

Wymruczaam:

— Czy nie wyszlimy przypadkiem za wczenie?

— Tak. Ale inni bd ju na miejscu, gdy zajmiemy nasz posterunek. — W Taglios byy niezliczone rzesze zdesperowa­nych ludzi. Niektórzy bd czatowa tak blisko Paacu, jak tylko Szarzy ich dopuszcz.

Faktycznie, dotarymy do Paacu kilka godzin wczeniej ni zwykle. Ale trzeba byo wykona kilka rund w ciemnociach, odwiedzi braci Kompanii w ich kryjówkach. W kadym przy­padku z ust Minh Subredil dobywa si gos wiedmy. Sawa wloka si za ni, a lina ciekaa z kcika jej wykrzywionych ust.

Wikszo mczyzn nas nie rozpoznaa. Zreszt wcale nie musieli. Oczekiwali tylko wypowiedzenia hasa od tych, którzy dowodzili ca akcj. Odpowiednie sowa ujawniy w nas posaców. Najprawdopodobniej zreszt czonkowie Kompanii sa­mi równie byli zamaskowani. Kady musia stworzy dla siebie kilka tosamoci, którymi posugiwa si publicznie. Jedne at­wiej mu byo przybiera, inne trudniej. Z najgorszych wic zrezygnowano, aby moliwie ograniczy ryzyko.

Subredil zerkna na fragment tarczy ksiyca przewitujcy przez chmury.

— Za kilka minut ruszamy.

Odmruknam co niewyranie, zdenerwowana. Mino ju troch czasu, odkd ostatnio angaowaam si w sytuacj groc bezporednim niebezpieczestwem. Powaniejszym ni to, które wizao si z wóczeniem po Paacu albo zagldaniem do biblio­teki. Tam jednak nikt mi nie grozi ostrymi przedmiotami.

— Te chmury wygldaj, jakby zbliaa si pora deszczo­wa. — Gdyby rzeczywicie tak byo, przyszaby w tym roku wyjtkowo wczenie. Nie bya to przyjemna perspektywa. Pod­czas pory deszczowej leje niemale kadego dnia. Pogoda potrafi by naprawd zoliwa; zdarzaj si nage skoki temperatury, gradobicia i grzmoty, jakby wszyscy bogowie panteonu Gunni popili si i urzdzali awantury. Mnie jednak gównie przeszkadza upa.

Taglianie znaj sze pór roku. Tylko podczas jednej z nich, któr nazywaj zim, upa bywa nieco lejszy.

Subredil zapytaa:

— Czy Sawa kiedykolwiek zwraca uwag na chmury? — Zawsze bya zdecydowanie przeciwna wychodzeniu z roli. W miecie, w którym rzdzi mrok, nigdy nie wiesz, czyje oczy obserwuj ci sporód cieni i jacy niewidzialni suchacze strzyg uszami.

— Mhm. — Bya to mniej wicej równie inteligentna od­powied, jakich Sawa zazwyczaj udzielaa.

— Idziemy. — Subredil wzia mnie pod rami i poprowa­dzia, jak zawsze, kiedy szymy do pracy w Paacu. Tak zbli­yymy si do gównego pónocnego wejcia, pooonego jakie czterdzieci jardów od furtki suby. Pona przy nim pojedyncza pochodnia, która miaa owietla stojcych przed bram, by stranicy mogli ich dojrze. Jednak umiejscowiono j tak nie­zrcznie, e w jej blasku mona byo zobaczy tylko ludzi, którzy wcale nie mieli zych zamiarów. W chwili gdy podeszymy bliej, ten, który przez cay czas skrada si wzdu murów, podskoczy i zarzuci na pochodni worek z niewyprawnej skóry.

W nocnej ciszy wyranie zabrzmiaa wulgarna uwaga za­skoczonego stranika. Czy jednak okae si na tyle nieostrony, by wyj i zobaczy, co si stao?

Byo prawie pewne, e tak postpi. Niemale od pokolenia Gwardzici Królewscy nie mieli adnych kopotów.

Srebrny pieniek ksiyca znikn za chmurami. W tej samej chwili co si poruszyo w wejciu do Paacu.

Teraz czekaa nas najtrudniejsza cz zadania, cho na razie mogo wyglda, e zepsuymy wszystko ju na pocztku, pojawiajc si akurat w czasie zmiany wart.

Odgosy przepychanki. Zaskoczony krzyk. Kto dopytywa si, o co chodzi. Stukoty i trzaskanie, jakby kto bieg do bramy. Szczk metalu. Krzyk, moe dwa. Gwizdki. A potem, po jakich pitnastu sekundach, odpowiadajce im gwizdki z rónych stron. Wszystko zgodnie z planem. W cigu kilku chwil odgosy gwizd­ków dobiegajce od wejcia do Paacu nabray rozpaczliwych tonów.

Kiedy po raz pierwszy rozwaalimy ten plan, rozgorzaa powana dyskusja, kwestionujca pierwotnie zakadane cele ata­ku. Skoro zdobycie wejcia mogo okaza si tak proste, grupa ludzi zmczonych czekaniem zaproponowaa od razu wpa do rodka i wszystkich pozabija. O ile ten pomys rzeczywicie móg da odrobin satysfakcji, mae byy szans, e w ten sposób wyrzdzimy powaniejsz krzywd Duszoap, a nadto taka po­wszechna rze w niczym nie przyczyniaby si do uwolnienia Uwizionych, co przecie winno stanowi gówny cel kadej operacji.

Udao mi si wic wszystkich przekona, e powinnimy sprokurowa staromodny, oparty na Kronikach, gambit mylcy. Niech wróg pomyli, e chodzi nam o jedn rzecz, podczas gdy w rzeczywistoci chcemy osign co zupenie innego. Niech biegn w jedn stron, aby powstrzyma nasze natarcie, kiedy my poprowadzimy je zupenie inn drog.

Manewry mylce naleao dokadnie przemyle. Jednak Gob­lin i Jednooki nie mieli ju do si i nerwów, aby tworzy rozbudowane iluzje bojowe. A cho naprawd gotowi byli po­dzieli si swymi sekretami, ostatecznie nie potrafili przygotowa Sahry do udziau w bitwie. Jej talent po prostu nie obejmowa tych obszarów.

Pierwsi Szarzy wypadli na nas z ciemnoci, natychmiast pa­kujc si w zasadzk. Przez chwil trwaa okropna rze. Jednak, jakim cudem, kilku udao si przedosta i wspomóc straników ledwie utrzymujcych si przy wejciu do Paacu.

Subredil i ja zajymy stanowiska u stóp murów, midzy gównym wejciem i furtk dla suby. Subredil uciskaa swego Ghanghesh i zakaa. Sawa wczepia si w Subredil, wydajc ciche, pene przeraenia jki. Z ust cieka jej lina.

Chocia atakujcy pooyli rzesze Szarych, ani razu nie udao im si przebi przez szeregi obroców wejcia. Potem od rodka nadesza pomoc. Wierzba abd z plutonem Gwardzistów Kró­lewskich wypad z bramy. Napastnicy natychmiast poszli w roz­sypk. Tak szybko, e abd ochryple zawoa:

— Sta! Co jest nie tak!

Noc pojaniaa. Powietrze wypeniy rozpdzone kule ognia. Zapewne widziano je po raz pierwszy od cikich walk toczo­nych pod koniec wojen z Wadcami Cienia. Bro t stworzya w wielkich ilociach Pani, cz udao si ocali i troskliwie przechowa. Ludzie, którzy ni operowali, nie brali udziau w ataku na bram. Zajmowali si tylko ostrzaem, do którego wybrano wszystkich zdolnych wyowi sylwetk abdzia spo­ród Szarych i Gwardzistów.

Od tego zaleao jego ycie.

Ogie run na t flank oddziau, która znajdowaa si po przeciwnej stronie nili miejsce, gdzie Sahra i ja przykucnymy pod murem. Wierzba wyranie si wystraszy. Teraz, w miar jak ogie bdzie powoli przesuwa si w stron wejcia, odcinajc go, powinien wycofa si w kierunku wejcia dla suby, by znale si obok nas.

Dobry stary abd. Chyba musia wczeniej czyta mój scenariusz. Kiedy oddzia jego ludzi rozszarpyway kule ogniste, on ulotni si i z doni przy cianie pobieg przed siebie, o kilka kroków wyprzedzajc zabójcz nawanic. Kiedy nad jego i na­szymi gowami zaczy lata zy stopionego kamienia oraz fragmenty poncych cia, zdaam sobie spraw, e niestety, nie doceniam siy wasnej broni. Trzeba byo uy mniejszej liczby miotaczy.

abd potkn si o wycignit nog Minh Subredil. Jako tak si stao, e kiedy pad na kamienie bruku, jego twarz znalaza si na wprost oblicza linicej si idiotki. A czubek ostrza jej sztyletu ulokowa si dokadnie pod jego brod.

— Nie próbuj nawet oddycha — wyszeptaa.

Kule ogniste topiy mur paacu, w który uderzay. Drewniana brama staa w pomieniach. Byo do jasno, by towarzysze mogli zobaczy, e mamy ju naszego czowieka. Zaczli ka ogie znacznie celniej. Opór Szarych, którzy przybiegli na pomoc, sta si mniej bezadny. Naprzód ruszy kolejny atak. Kilku braci przejo abdzia. Przy okazji skopali nas i sklli. A odchodzc, zabrali ze sob nasz bro — stanowio to element manewru powszechnego odwrotu, po tym jak pozorowany atak zaama si, cho nie napotyka adnego powaniejszego oporu.

Kiedy zniknli w ciemnociach, stao si to, czego obawiali­my si najbardziej.

Na blankach ponad nami pojawia si Duszoap, najwyraniej chcc osobicie sprawdzi, co si dzieje. Subredil i ja domy­liymy si jej obecnoci, poniewa walki natychmiast ustay. A potem w jej stron pomkna ulewa ognistych kul.

Mielimy szczcie. Bya tak cakowicie zaskoczona, e moga si tylko uchyla. Wówczas nasi bracia zrobili to, czego naleao si po nich spodziewa. Zwyczajnie zwiali. Umknli poza zasig jej spojrzenia i wtopili si w tum Taglian, zanim Protektorka zdya spuci swe nietoperze i wrony.

Wiedziaam, e w cigu kilku najbliszych minut w efekcie naszych poczyna okolic ogarnie nieze zamieszanie. Gdyby tum okaza si nazbyt spokojny, ludzie mieli jeszcze podgrzewa atmosfer, rozpuszczajc najbardziej niewiarygodne plotki.

Subredil i Sawa podeszy kolejne dwadziecia jardów w stron furtki dla suby. Wanie osunymy si na ziemi, aby udajc rozpacz, lini si, obejmowa i zawodzi, równoczenie obser­wujc ponce trupy, kiedy czyj peen przeraenia gos zapyta:

— Minh Subredil. Co ty tu robisz?

Jaul Barundandi. Nasz szef. Nawet nie spojrzaam w gór.

A Subredil nie odpowiedziaa, póki Barundandi nie szturchn jej czubkiem buta i nie zada powtórnie swego pytania, nawet cakiem miym gosem. Wtedy odrzeka:

— Chciaymy dzisiaj przyj wczeniej. Sawa bardzo po­trzebuje pracy. — Rozejrzaa si dookoa. — Gdzie s pozostali?

A wic byli jeszcze inni, czworo lub picioro jeszcze bardziej chtnych zaj pierwsze miejsca w kolejce. Uciekli. Mogli ozna­cza kopoty. Nie mówic ju o tym, co byli w stanie zobaczy, zanim uciekli. Pierwsza salwa ognistych kul miaa ich miertelnie przerazi i rozproszy, jeszcze zanim abd dotrze do miejsca, gdzie byymy — jednak nie przypominaam sobie, by co ta­kiego miao miejsce.

Subredil skonia si w stron Barundandiego. Wpiam si w ni jeszcze mocniej i zawyam. Poklepaa mnie po ramieniu i wydaa kilka nieartykuowanych dwików. Barundandi naj­wyraniej da si nabra — zwaszcza kiedy Subredil, odkryw­szy, e jeden z ków jej Ghangheshy zama si, zacza paka i szuka go po omacku na ziemi.

Kilku kolegów Jaula równie wyszo na zewntrz, teraz roz­gldali si dookoa, pytajc si nawzajem, co si stao. Podobnie rzecz miaa si przy gównym wejciu, gdzie ogupiali Gwardzi­ci i przecierajcy ze snu oczy funkcjonariusze policji nie po­trafili poj, o co w tym wszystkim chodzio i co powinni zrobi. Który krzykn: — Jasna cholera! Te ognie przepaliy mur na wylot, a on ma osiem stóp gruboci! — Wci przybywali kolejni Shadar z jednostek stacjonujcych w promieniu chyba caej mili, zbierajc martwych i rannych Szarych, równie próbujc zro­zumie, co si stao.

W gosie Jaula Barundandiego zabrzmiay jeszcze agodniejsze tony. Krzykn na swych pomocników:

— Pomócie tym kobietom wej do rodka. Tylko delikatnie. Wielcy i potni by moe zechc z nimi porozmawia.

Moje mimowolne wzdrygnicie chyba nie byo na tyle widocz­ne, by nas zdradzi. Liczyam na to, e dostan si do rodka, ale nie przyszo mi do gowy, e kogo moe zainteresowa, co maj do powiedzenia dwie pariaski.

8

Niepotrzebnie si przejmowaam. Zostaymy przepytane przez kilku mocno wytrconych z równowagi sierantów Sza­rych, którzy najwyraniej zajli si nami, aby tylko zatka usta Jaulowi Barundandiemu. Pokojowiec chyba liczy na zbyt wiele, sdzc, e zdoa zapewni sobie aski przeoonych dziki do­starczeniu naocznych wiadków tragedii.

Kiedy zrozumia, e niczego w ten sposób nie zyska, jego troska natychmiast zacza sabn. Kilka godzin po tym, jak zostaymy zabrane do rodka, kiedy Paac wci jeszcze trzs si z podniecenia i kiedy kryo ju po nim tysic zupenie niestworzonych plotek, a dowódcy Gwardzistów i Szarych wci sprowadzali wicej i wicej godnych zaufania onierzy oraz sali kolejnych szpiegów, by obserwowali zachowanie regularnej ar­mii w koszarach — tak na wszelki wypadek, gdyby jakim sposobem atak stanowi jej dzieo — Minh Subredil i jej zidio­ciaa szwagierka ju ciko pracoway. Barundandi kaza im sprztn komnat, w której obradowaa Tajna Rada. Po posie­dzeniu zosta nieopisany baagan. Kto najwyraniej straci pa­nowanie nad sob i wywróci wszystko do góry nogami.

Barundandi poinformowa nas:

— Dzisiaj czeka ci naprawd cika praca, Minh Subredil. Niewielu ludzi zgosio si od rana. — W jego gosie brzmiaa gorycz. Przez ten atak nie zdoa zebra zbyt wielu popychade. Nie przyszo mu nawet do gowy, by wyrazi wdziczno bogom, e wci jeszcze yje. — Z ni wszystko dobrze? — Mia na myli mnie, Saw. Dalej cakiem wiarygodnie udawaam osob cakowicie roztrzsion.

— Nic jej si nie stanie, póki bd blisko. Dzisiaj lepiej nie przydziela jej pracy, podczas której nie bdzie mnie miaa w zasigu wzroku.

Barundandi chrzkn.

— Wic nich tak bdzie. Tu jest do roboty. Tylko nie wchodcie nikomu w drog.

Minh Subredil skonia si lekko. wietnie potrafia si usuwa wszystkim z drogi. Usadzia mnie za szerokim stoem dugoci ponad dwunastu stóp, ustawia przede mn lampy, lichtarze i wszystko, co zostao rozrzucone po sali. Przybraam niewidzce spojrzenie Sawy i zabraam si do ich pucowania. Subredil zacza czyci posadzki i meble.

Ludzie wchodzili i wychodzili, poród nich take wiele wa­nych osobistoci. Nikt jednak nie zwróci na nas uwagi. Jedynie Gówny Inspektor Archiwów z irytacj kopn Subredil, ponie­wa akurat szorowaa posadzk w miejscu, w którym chcia przej.

Subredil uniosa si nieco na kolanach, kaniajc si i proszc o wybaczenie. Gokhale zignorowa j. Wrócia wic do cierania rozlanej wody, maskujc swe prawdziwe uczucia. Minh Subredil potrafia sobie z tym doskonale radzi. Podejrzewam jednak, e Ky Sahra wanie w tym momencie zdecydowaa, który z naszych wrogów powinien w pierwszej kolejnoci pody za Wierzb abdziem w niewol.

Pojawia si Radisha. Obok niej sza Protektorka. Zajy swoje miejsca. Jaul Barundandi wszed do komnaty niedugo po nich, chcc nas z niej zabra. Sawa zdawaa si niczego nie dostrzega. Jej uwag cakowicie pochania wiecznik.

Do komnaty wpad wysoki kapitan Shadar. Z progu oznajmi:

— Wasza Wysoko, ze wstpnych szacunków wynika, e mamy dziewidziesiciu omiu zabitych i stu dwudziestu sze­ciu rannych. Niektórzy zapewne umr od poniesionych obrae. Ministra abdzia nie odnaleziono, jednak wiele cia jest do tego stopnia spalonych, e uniemoliwia to identyfikacj. Wielu zo­stao bezporednio trafionych, w wyniku czego ich ciaa pony niczym ojowe pochodnie. — Kapitan najwyraniej mia kopoty z zachowaniem spokoju. By mody. Moliwe, e jeszcze nigdy dotd nie widzia na wasne oczy skutków bitwy.

Z caych si staraam si jak najbardziej utosami z rol. Nie byam tak blisko Duszoap, odkd pitnacie lat temu trzymaa mnie w niewoli pod Kiaulune. Nie byy to przyjemne wspo­mnienia. Modliam si, by mnie nie zapamitaa.

Wycofaam si do mej wewntrznej kryjówki. Od czasu tamtej niewoli nigdy jeszcze tego nie robiam. Zawiasy zardzewiay. Ale dziki temu, e mylaam o Sawie, udao mi si jako wpezn do rodka i umoci wygodnie. Ze wiatem czyo mnie tylko tyle, e wiedziaam mniej wicej, co si wokó dzieje.

Nagle Protektorka zapytaa:

— Kim s te kobiety? Barundandi zacz si paszczy.

— Wybacz mi, Wasza askawo. Wybacz. Moja wina. Nie wiedziaem, e komnata bdzie potrzebna.

— Odpowiedz na pytanie, pokojowcu — rozkazaa Radisha.

— Oczywicie, Wasza askawo. — Barundandi omale nie dotkn czoem posadzki. — Ta kobieta, która szoruje posadzk, to Minh Subredil, wdowa. Ta druga to jej zidiociaa szwagierka, Sawa. Nale do siy roboczej spoza Paacu, zatrudnianej w ra­mach filantropijnego programu Protektorki.

Duszoap powiedziaa:

— Mam wraenie, e j... albo nawet obie... ju gdzie wi­dziaam.

Barundandi znowu pokoni si gboko. Skupiona na nim uwaga przeraaa go.

— Minh Subredil pracuje tu ju od wielu lat, Protektorko. Sawa towarzyszy jej zawsze, gdy ma do jasnoci umysu, aby da sobie rad z prostymi zadaniami.

Niemale czuam, jak Jaul si zastanawia, czy powiedzie, e byymy wiadkami porannego ataku. Wcisnam si w swoje wewntrzne schronienie tak cile, e póniej nie miaam pojcia, co si w cigu najbliszych kilku minut stao.

Barundandi najwyraniej nie zdecydowa si nas wyda. By moe wykombinowa sobie, e podczas przesuchania mogoby wyj na jaw, i przywaszcza sobie poow naszych mizernych pensji w zamian za prawo cierania sobie doni do krwi.

Na koniec Radisha powiedziaa mu:

— Odejd, pokojowcu. Niech pracuj. Nikt tu dzi nie bdzie decydowa o losach imperium.

Duszoap równie machna doni w rkawiczce, odsyajc Barundandiego, ale zaraz znowu kazaa mu si zatrzyma i spy­taa:

— Co to jest, co ley na posadzce obok tej kobiety? — Miaa oczywicie na myli Subredil, poniewa ja siedziaam za stoem.

— Hm? Ach. Ghanghesha, Wasza askawo. Ta kobieta nigdzie si bez niego nie rusza. To jest jaka obsesja. To...

— Moesz ju odej.

Stao si wiec tak, e Sahra — przynajmniej ona — przez prawie dwie godziny bya naocznym wiadkiem reakcji wadz na nasz atak.

Po jakim czasie znowu doszam do siebie, przynajmniej na tyle, eby ledzi wikszo otaczajcych mnie zdarze. Kurierzy przybywali i odchodzili. Wida byo, jak zgodnie z przypusz­czeniem ksztatuj si odpowiednie postawy armii i ludu. adna z tych dwu si nie miaa obecnie najmniejszych powodów do buntu. Dla Radishy oznaczao to tylko dobre wieci.

Jednak Protektorka wobec jednoznacznie pozytywnych danych wywiadu nabraa podejrze. Stara cyniczka.

— Nie wzito adnych jeców — powiedziaa. — Nie zostay po nich adne ciaa. Cakiem moliwe, e w ogóle nie ponieli powaniejszych strat. Jeli si gbiej nad tym zastanowicie, to zrozumiecie, e waciwie unikali ryzyka. Uciekli, gdy tylko zaistniaa sytuacja umoliwiajca nasz kontratak. O co im cho­dzio? Jaki by ich prawdziwy cel?

Chandra Gokhale susznie zauway:

— Atak najwyraniej rozwija si z nadzwyczajn gwatow­noci do chwili, gdy ty pojawia si na blankach. Dopiero wówczas uciekli.

Kapitan Shadar zasugerowa:

— Wielu ocalaych onierzy i wiadków donosi, e bandytów wzburzya twoja obecno, Protektorko. Wyglda na to, e ocze­kiwali, i bdziesz przebywa poza Paacem. Najwyraniej do ataku by nie doszo, gdyby wiedzieli, e tu jeste.

Jedna z wymylonych przeze mnie zwodniczych plotek. Mia­am nadziej, e na co si przyda.

— To nie ma sensu. Skd mieliby to wiedzie? — Jednak nie spodziewaa si odpowiedzi, tote nie poczekaa, a kto jej udzieli. — Czy zidentyfikowalicie wszystkie spalone ciaa?

— Tylko trzy, Protektorko. W wikszoci cia trudno si w ogóle dopatrze ludzkich szcztków. Radisha zapytaa:

— Chandra, jakie s straty materialne? Macie ju szacunki?

— Tak, Radisha. Straty s bardzo powane. Ucierpiaa sama konstrukcja murów obronnych. Cakowity rozmiar szkód jest wanie okrelany. Z pewnoci jednak przez jaki czas to bdzie nasz saby punkt. By moe powinna wzi pod uwag wznie­sienie drewnianego ogrodzenia osaniajcego miejsce prac in­ynieryjnych. Powanie zastanawiam si nad sprowadzeniem wojska.

— Wojska? — zapytaa Protektorka. — Po co wojsko? — W jej gosie, od duej chwili pozbawionym ju adunku emo­cjonalnego, znowu zaczy pobrzmiewa podejrzliwe tony. Kiedy nie masz adnych przyjació, paranoja staje si jeszcze bardziej naturalnym punktem widzenia, nili jest to w Czarnej Kompanii.

— Poniewa Paac jest zbyt wielki, by broni go wycznie siami, które w nim stacjonuj. Nawet jeli si uzbroi sub. Wróg nie musi korzysta przecie z adnych zwykych wej. Mona wspi si na mury, kiedy nikt nie bdzie patrzy, i za­atakowa od wewntrz.

Radisha wtrcia:

— Jeli tego spróbuj, bd potrzebowali planów, aby si nie zgubi. W yciu nie znaam nikogo prócz Kopcia, naszego nadwornego czarodzieja z dawnych czasów, kto potrafiby po­rusza si po Paacu bez planu. Do tego potrzebna jest intuicja.

Gówny Inspektor zauway:

— Jeli atak rzeczywicie by dzieem czynników sukcesorskich wzgldem Czarnej Kompanii — a zastosowanie broni og­nistej mogoby sugerowa istnienie pewnego zwizku, nawet jeli wszyscy wiemy, i Kompania zostaa wybita do nogi przez Protektork — wówczas mog mie one dostp do planów spo­rzdzonych w czasach, gdy Wyzwoliciel i jego sztab kwaterowali na terenie Paacu.

Radisha upieraa si jednak przy swoim:

— Nie da si sporzdzi planów tego miejsca. Wiem o tym. Sama próbowaam.

Za to podzikuj Goblinowi i Jednookiemu, Ksiniczko. Daw­no, dawno temu Kapitan kaza tym dwóm staruszkom rozoy wszdzie, bez adnego planu, zaklcia mylce. Nie chcia, aby niektóre rzeczy znajdujce si w Paacu i po dzi dzie pozo­stajce w ukryciu wpady w rce Radishy. Chodzio midzy innymi o staroytne tomy Kronik, mogce rzekomo rzuci wiat­o na tajemnicze pocztki Kompanii, cho jak dotd nie przynios­y nic prócz kompletnego rozczarowania. Minh Subredil wiedziaa, jak si do nich dosta. Kiedy tylko miaa szans, wyrywaa z nich po kilka stronic i przemycaa na zewntrz. Potem ja przemycaam je do biblioteki i kiedy nikt nie patrzy, tumaczy­am kadorazowo po kilka wersów, szukajc tej jednej frazy, która zdradzi nam, jak uwolni Uwizionych.

Sawa czycia mosidz i srebro. Minh Subredil szorowaa posadzki i doprowadzaa do porzdku meble. Czonkowie Tajnej Rady oraz ich wspópracownicy wchodzili i wychodzili. Nate­nie przepeniajcego ich strachu powoli sabo, gdy pomimo upywu czasu kolejny atak nie nastpowa. Wielka szkoda, e nie mielimy do ludzi, aby co kilka godzin dawa si im we znaki.

Duszoap bya niezwykle cicha. Znaa Kompani duej nili ktokolwiek prócz Kapitana, Goblina i Jednookiego, chocia bya to wiedza niejako z zewntrz. Jednak niczego nie zaakceptuje, sdzc wycznie po pozorach. Nie tak od razu.

Miaam nadziej, e od prób rozwikania zagadki pkn jej w mózgu pasy transmisyjne, aczkolwiek mona si byo obawia, i stao si to ju wczeniej, poniewa najwyraniej ani na chwil nie moga przesta myle o spalonych ciaach i Wierzbie a­bdziu. Czy zaplanowaam wszystko w tak przejrzysty sposób, e w pomieszanie wprawiaa j wycznie próba odkrycia, co kryje si za samym porwaniem?

Skoczyam czyci ostatni lichtarz. Nie podniosam oczu, nie powiedziaam nic, tylko siedziaam bez ruchu. Kiedy miaam wolne rce, nieatwo byo nie zwraca uwagi na zagroenie, jakie stanowia siedzca po drugiej stronie pomieszczenia kobieta. Zaczam si modli do Boga, w milczeniu. Cae szczcie, nauczono mnie tego, kiedy byam malutka, jako rzeczy przy­stajcej kobiecie. Równie wdziczna byam Sahrze za to, e upieraa si, by nigdy nie wychodzi z roli.

Obie te rzeczy przyday mi si teraz.

W pewnej chwili Jaul Barundandi wróci. Na oczach Ich askawoci nie zachowywa si niczym wredny szef. Powiedzia Subredil, e czas ju odej. Subredil trcia Saw w rami. Wstajc, wydaam z siebie strachliwy jk.

— Co jest? — zapyta Barundandi.

— Jest godna. Nie jadymy przez cay dzie. — Zazwyczaj suba rzucaa nam jakie ochapy. Jedna z janiejszych stron caej sytuacji. Subredil i Sawie czasami udawao si zaoszczdzi co nieco i zabra do domu. To pomagao utrwali wizerunek kobiet wynoszcych co z Paacu i oswoi z nim Gwardzistów.

Protektorka pochylia si w nasz stron. Patrzya uwanie. Có zrobiymy, e bya tak czujna? A moe po prostu jej paranoja bya ju tak wiekowa, e nie potrzebowaa nic prócz przebysku intuicji? A moe ona naprawd potrafia czyta w my­lach?

Barundandi powiedzia:

— Wobec tego zabior was do kuchni. Kucharze przygotowali dzisiaj a nadto.

Powlokymy si za nim, a kady krok by niby kolejna mila dzielca zim od lata, ciemno od wiata. Tu za drzwiami komnaty Barundandi zaskoczy nas, przeczesujc palcami wosy i jczc cicho. Potem zwróci si do Subredil:

— Och, jak dobrze, e ju stamtd wyszlimy. Ta kobieta przyprawia mnie o dreszcze.

Ta kobieta mnie równie przyprawiaa o dreszcze. I nie zdra­dziam si tylko dziki temu, e wystarczajco gboko weszam w rol. Ale któ by si spodziewa tyle czowieczestwa po Jaulu Barundandim? Zacisnam mocno donie na ramieniu Subredil i zadraam.

Subredil cicho odpowiedziaa Barundandiemu, e zaiste, Pro­tektorka moe wzbudzi wielki strach w czowieku.

Kuchnie, którym zazwyczaj brakowao jada dla najemnych pracowników, dzi wydaway si smoczym skarbcem penym jadalnych delicji. Skarbcem, z którego wczeniej wyrzucono smoka. Subredil i Sawa jady, a prawie nie byy w stanie si rusza. Nadto obadoway si tym, co ich zdaniem wolno byo zabra. Odebray swoje miedziaki i skieroway si w stron furtki dla suby, zanim ktokolwiek zdy wymyli im kolejn robot i zanim który z zauszników Barundandiego zda sobie spraw, e ich popychada gdzie si zapodziay.

Furtki strzegli uzbrojeni stranicy. Nowo. I to nie Szarzy, ale onierze. Nie wydawali si szczególnie zainteresowani wy­chodzcymi. I nie zadbali o zwyczajowe przeszukanie, by spraw­dzi, czy kobiety nie wynosz przypadkiem królewskich sreber.

aowaam, e nasze role nie przewiduj okazywania wikszej ciekawoci. Mogabym z bliska przyjrze si zniszczeniom, jakie spowodowalimy. Robotnicy ju wznosili rusztowania i drew­nian kurtyn. Jednak na widok tego, co zdoaam podejrze, poczuam groz. Dotd tylko czytaam o efektach ostrzau naj­nowszych wersji miotaczy kul ognistych. Paacowe mury wy­glday tak, jakby kto systematycznie nakuwa elaznym prtem wykonany z ciemnego wosku model. Kamie stopi si i spyn, a po czci równie wyparowa.

Zwolniono nas duo prdzej ni zazwyczaj. Byo dopiero wczesne popoudnie. Próbowaam i zbyt szybko, tak bardzo chciaam si ju oddali. Subredil jednak nie pozwolia si popdza. Przed sob miaymy milczcy tum, który zgromadzi si, aby przyjrze Paacowi. Subredil mamrotaa co o:

— ...dziesiciu tysicach oczu.

9

Myliam si. Ta masa ludzi nie przysza tu tylko po to, by podziwia efekty naszej nocnej roboty i oglda martwych ludzi Protektorki. Interesowali ich gównie czterej adepci kultu Bhodi stojcy przy pomnikach pamici, kilkanacie jardów od znisz­czonego wejcia, na zewntrz nieprzerwanie rosncej drewnianej kurtyny. Jeden z nich montowa wanie mynek modlitewny. Pozostali dwaj rozpocierali piknie haftowan ciemn, pomaraczowo-czerwon materi na kamieniach bruku. Czwarty, z gow gadko wygolon i lnic bardziej nili wypolerowane jabko, sta przed Szarym, który móg mie najwyej szesnacie lat. Adept Bhodi mia rce zaplecione na piersiach. Przeszywa wzrokiem modzika, który najwyraniej nie potrafi wytumaczy mu, by jego ludzie przestali robi to, co robi. e Protektorka zabronia.

To byo co, co zainteresowaoby nawet Minh Subredil. Przy­stana. Sawa zawisa na jej ramieniu, trzymajc si jedn doni, i przekrzywia gow, eby te popatrze.

Czuam si strasznie na widoku, stojc tak kilkanacie jardów przed milczcymi gapiami.

Mody Szary otrzyma posiki w postaci posiwiaego sieranta, który najwyraniej osdzi, e problemem Bhodi jest guchota.

— Rozej si! — wrzasn. — Albo was rozpdzimy. Bhodi z zaplecionymi ramionami odrzek:

— Protektorka po mnie posaa.

Poniewa nie znaymy jeszcze treci raportu Murgena, Sahra i ja nie miaymy pojcia, o co chodzi.

—H?

Adept mocujcy mynek modlitewny oznajmi, e jest gotów. Sierant warkn i wierzchem doni strci mynek z postumentu. Odpowiedzialny modzieniec pochyli si, podniós go i zacz montowa znowu. Wyznawcy Bhodi nie byli gwatowni, nie protestowali przeciwko niczemu, co z nimi wyprawiono, ale nie sposób byo odmówi im uporu.

Ci dwaj, którzy rozkadali dywanik modlitewny, skoczyli swoj prac. Przemówili do czowieka, który wci sta z za­plecionymi ramionami. Ten lekko skoni gow, a potem uniós wzrok i spojrza starszemu Shadarowi w oczy. Gosem dono­nym, ale tak spokojnym, e byo to a przeraajce, oznajmi:

— „Rajadharma. Powinno Królów. Abycie to wiedzieli: Wadza królewska na zaufaniu polega. Król jest najwyej wy­niesionym, ale i najbardziej pokornym sug ludu".

aden ze wiadków nie mia najmniejszych problemów z usy­szeniem i zrozumieniem tych sów.

Mówca usiad na dywaniku modlitewnym. Jego szaty miay niemale identyczn barw. Wygldao to tak, jakby zla si z nim w cao.

Jeden z pomniejszych adeptów poda mu wielki dzban. Mówca uniós go w gór, jakby ofiarowujc niebu, potem wyla na siebie zawarto. Sierant Shadar nieco wstrznity popatrzy na mod­szego. Rozejrza si w poszukiwaniu pomocy.

Mynek modlitewny by z powrotem na miejscu. Odpowie­dzialny za wyznawca zakrci nim, potem cofn si razem z dwoma, którzy rozpocierali wczeniej dywanik.

Adept na dywaniku modlitewnym uderzy stal w krzesiwo i w tej samej chwili, gdy do moich nozdrzy dotar zapach nafty, otoczy go kb pomieni. Gwatowna fala aru uderzya mnie w twarz niczym mocny cios. Nie wypadam jednak z roli, tylko zajczaam i schwyciam obiema domi rami Subredil. Ona ruszya przed siebie, z rozszerzonymi oczyma, zupenie oguszona.

Pogrony w pomieniach czowiek nawet nie krzykn, nawet nie drgn, póki ycie cakiem go nie opucio, pozostawiajc po sobie sczerniay kadub, przewrócony na bok.

Ponad gowami kryy wrony, przeklinajc we wasnym j­zyku. A wic Duszoap wiedziaa. Albo dowie si wkrótce.

Nie zatrzymywaymy si ju ani na chwil, przemierzajc wzburzony teraz tum i zdajc do domu. Wyznawcy Bhodi, którzy pomagali w przygotowaniach do rytualnego samospalenia, dawno ju zniknli, a wszystkie oczy dalej utkwione byy w po­ncym czowieku.

10

— Nie mog uwierzy, e naprawd to zrobi! — powtarza­am wci, zrzucajc z siebie mierdzce achy Sawy i jej okaleczon osobowo. Wieci wyprzedziy nas po drodze. Wszyscy chcieli mówi tylko o samobójstwie. Nasze nocne dzieo zeszo na dalszy plan. Dokonao si, nikt nie zgin.

Jedynie do Tobo caa sprawa zupenie nie dotara. Wspomnia tylko o niej w przelocie; zamiast tego upiera si, by nam opowiedzie, co jego ojciec widzia w Paacu zeszej nocy. Wspomina o notatkach, które sporzdzi z pomoc Goblina. By bez reszty dumny z wykonanej roboty i chcia si ni wszystkim chwali.

— Ale tak naprawd nie umiaem go nakoni, eby ze mn porozmawia, mamo. Wszystko, o co zapytaem, tylko go iryto­wao. Wygldao tak, jakby wola mie to ju za sob, eby spokojnie odej.

— Wiem, kochanie — odrzeka Sahra. — Wiem. Przy mnie si te tak zachowuje. Masz, to jest dobry chleb, który pozwolili nam zabra do domu. Zjedz troch. Goblin, co oni zrobili z abdziem? Nic mu si nie stao?

Jednooki zachichota. Powiedzia:

— Nic, jeli nie liczy poamanych eber. Ze strachu nasra w gacie. — Znowu zachichota.

— Ma poamane ebra? Jak to? Goblin odpowiedzia:

— Ponioso kogo, kto mia uraz do Szarych. Ale nic si nie martw. Facet jeszcze nie raz poauje, e pozwoli swym ludziom zapanowa nad sob.

— Jestem kompletnie wykoczona — powiedziaa Sahra. — Spdziymy cay dzie w jednym pomieszczeniu z Duszoap. Mylaam, e wyjd z siebie.

— Ty mylaa? Wszystko, na co mnie byo sta, to stara si nie zerwa z miejsca i nie uciec z wrzaskiem. Tak bardzo si koncentrowaam na byciu Saw, e umkna mi poowa tego, co mówili.

— To, o czym nie mówili, moe si okaza znacznie wa­niejsze. Duszoap naprawd nabraa podejrze w zwizku z ata­kiem.

— Mówiem wam, od razu rzuci si do garda! — warkn Jednooki. — Póki jeszcze nie do koca wierz w nasze istnienie. Zabi ich wszystkich i nie trzeba bdzie si skrada, zastana­wiajc si, jak wydosta Starego. Moglibycie zmusi tych goci z biblioteki, aby przeprowadzili dla was kwerend.

— Wszyscy bymy zginli — powiedziaa Sahra. — Duszo­ap ju rozgldaa si, komu spuci lanie. Sprawiy to wieci o Córce Nocy. Jeli ju o tym mowa, to chc ebycie równie jej poszukali, jak i Narayama.

— Równie? — zapyta Goblin.

— Spodziewam si, e Duszoap bdzie ich cigaa z niema­ym entuzjazmem. Zauwayam:

— Kina pewnie znowu wierci si przez sen. Narayan i dziew­czyna nie przybyliby do Taglios, gdyby nie ufali w jej ochron. Co oznacza, e dziewczyna zapewne wkrótce znowu zajmie si kopiowaniem Ksigi Umarych. Sahra, powiedz Murgenowi, e­by mia ich na oku. — Te przeraajce, staroytne tomy zostay pogrzebane w tej samej jaskini, co Uwizieni. — Zastanawiaam si troch, kiedy tak siedziaymy... gdy ju skoczyam czyci wieczniki i nie miaam nic do roboty. Mino duo czasu, odkd czytaam Kroniki Murgena. Wydawao mi si, e niewiele maj wspólnego z tym, co próbujemy zrobi. e s nazbyt wspóczesne. Ale kiedy tam byam, nie dalej jak kilka stóp od Duszoap, miaam naprawd nieprzyjemne przeczucie, e co mi umkno. Po raz ostatni zagldaam do nich tak dawno, e nie mam pojcia, co to moe by.

— Bdziesz miaa do czasu. Na kilka dni powinnimy si przyczai.

— Ale ty przecie pójdziesz do pracy, nieprawda?

— Byoby podejrzane, gdybym nie posza.

— Ja pójd do biblioteki. Znalazam kilka historii, które sigaj do pocztków Taglios.

— Tak? — wyskrzecza Jednooki, budzc si z pytkiej drzem­ki. — A wic dowiedz si dla mnie, dlaczego rzdzi tu tylko banda ksit. Terytorium, którym wadaj, jest wiksze ni wszystkie ssiednie królestwa.

— Ta kwestia nigdy nie przysza mi do gowy — odparam grzecznie. — Jak te zapewne adnemu z tubylców. Ale zapy­tam — jeli nie zapomn.

Z ciemnoci zalegajcych na tyach magazynu dolecia ner­wowy miech. To Wierzba abd. Goblin powiedzia:

— Gra w tonka z kilkoma chopakami, których zna jeszcze w dawnych czasach.

— Musimy go wydosta z miasta — powiedziaa Sahra. — Gdzie mielibymy go trzyma?

— Ja go tutaj potrzebuj — wtrciam. — I musz wypyta o równin. Wanie dlatego schwytalimy go w pierwszej kolej­noci. I nie zamierzam wyjeda na adn wie, skoro wreszcie trafiam na co w bibliotece.

— Duszoap moga go jako naznaczy.

— Mamy dwóch wasnych nieudolnych czarodziei. Niech go dokadnie sprawdz. Razem dadz moe jednego kompetentnego...

— Uwaaj, co mówisz, Dziewczynko.

— Zapomniaam si, Jednooki. Wy dwaj po zsumowaniu znaczycie mniej ni którykolwiek z was pojedynczo.

— pioszka ma racj. Jeli Duszoap go naznaczya, powin­nicie by zdolni to stwierdzi. Jednooki warkn:

— Pomyl najpierw! Gdyby go naznaczya, ju by tu bya. Nie pytaaby swych lokajów, czy nie znaleli jego koci. — Malutki czowieczek, jczc i skrzeczc, wygramoli si ze swego fotela. Skierowa si w ciemno na tyle magazynu, ale nie w stron, z której dobiega gos abdzia.

Powiedziaam:

— Ma racj. — I poszam za nim. abdzia nie widziaam mniej wicej od pitnastu lat. Za moimi plecami Tobo znów zacz naprzykrza si matce pytaniami o Murgena. Strasznie zdenerwowaa go obojtno ojca.

Przyszo mi na myl, e Murgen móg zwyczajnie nie zro­zumie, kim jest Tobo. Mia kopoty z percepcj upywu czasu. Zreszt ten problem trapi go od oblenia Jaicur. Moe zdawao mu si, e wci znajduje si w tym miejscu, co pitnacie lat temu, i dalej ucieka w moliwe przyszoci.

Kiedy weszam w wiato lampy wiszcej nad blatem stou, przy którym Wierzba gra w karty z brami Gupta i kapralem, na którego mówilimy Poroniony, abd patrzy na mnie przez kilka sekund, a wreszcie oznajmi:

— pioch, prawda? Nic si nie zmienie. Goblin i Jednooki pooyli na tobie jakie zaklcie?

— Bóg jest askawy dla tych, którzy s czystego serca. Jak twoje ebra?

abd przeczesa palcami pozostaoci bujnej czupryny.

— A wic to taka historia. — Przesun domi po bokach. — Jako przeyj.

— Lekko to wszystko znosisz.

— Potrzebowaem wakacji. Teraz nic ju ode mnie nie zaley. Mog sobie wypoczywa, póki ona mnie znowu nie znajdzie.

— Potrafi to zrobi?

— Ty jeste teraz Kapitanem?

— Kapitan jest Kapitanem. Ja zajmuj si projektowaniem puapek. Czy ona jest w stanie ci znale?

— Có, synu, na dwoje babka wróya. Nie mam pojcia, na kogo postawi. Z jednej strony mamy Czarn Kompani z cztery-stuletni histori za i podstpu. Z drugiej Duszoap z czterema wiekami podoci i szalestwa. Przypuszczam, e równie dobrze mógbym losowa.

— Nie naznaczya ci w aden sposób?

— Tylko bliznami.

Powiedzia to tak, e chyba dokadnie zrozumiaam, co chcia przekaza.

— Chcesz przej na nasz stron?

— Chyba artujesz. Cae to przedstawienie dzisiejszego ranka byo tylko po to, eby mnie prosi o zacignicie si do Czarnej Kompanii?

— Nie. Chcielimy pokaza wiatu, e wci jeszcze ist­niejemy, e moemy zrobi, co chcemy i kiedy tylko chcemy, a adna Protektorka w niczym nam nie przeszkodzi. A ty bye nam potrzebny po to, aby wypyta o równin lnicego kamienia.

Patrzy na mnie przez kilka sekund, potem zajrza w karty.

— Jest to kwestia, o której szczególnie duo ostatnio nie mówiono.

— Wolisz by uparty?

— artujesz? Mog gada tak dugo, a ci uszy nie pkn. Ale zao si, e nie dowiesz si adnej rzeczy, której by dotd nie wiedzia. — Zagra czarnym waletem.

Poroniony przebi lew, rozoy par dziewitka-dama, wy­rzuci czerwon dam i wyszczerzy si. Z tymi zbiskami powinien pój do Jednookiego.

— Cholera! — jkn abd. — Przegraem. Jak wy si ludzie tego nauczylicie? Jest to najprostsza gra na wiecie, ale nigdy nie spotkaem Taglianina, który by umia w ni gra.

Zauwayam:

— Uczysz si szybko, gdy grasz z Jednookim. Opu par rozda, Poroniony. Pozwól mi troch pogra i wydoby z niego co nieco. — Zasiadam za stoem, ani na moment nie spuszczajc oka z abdzia. Facet wiedzia, jak wej w rol. To nie by ten Wierzba abd, o którym pisa Murgen, ani ten Wierzba a­bd, którego widywaa Sahra, kiedy bywaa w Paacu. Wziam ze stou pi kart otrzymanych w nastpnym rozdaniu. — To nie jest rka, to jest stopa. Jak to jest, e jeste taki spokojny, abd?

— Nie mam si czym przejmowa. Nie moesz mie gorszych ode mnie. Nie mam dwu kart, które by do siebie pasoway.

— Uwaasz, e nie masz si czym przejmowa?

— W tej chwili nie mam nic innego do roboty, jak lee do góry brzuchem i wypoczywa. Zwyczajnie gra w tonka, póki moja ukochana nie przyjdzie i nie zabierze mnie do domu.

Nie boisz si? Raporty, które dostajemy, mówi, e trz­siesz si bardziej ni kiedy Kope.

Rysy jego twarzy stwardniay. Nie byo to porównanie, które mu odpowiadao.

— Najgorsze ju si zdarzyo, no nie? Jestem w rkach swoich wrogów. Ale wci nic mi si nie stao.

— Nie ma adnej gwarancji, e to potrwa wiecznie. Chyba e bdziesz wspópracowa. — Cholera! Trzeba bdzie obrabo­wa skrzynk z ofiarami na biednych, jeli nic si nie zmieni. Nie bardzo potrafiam zwraca uwag na przebieg gry, póki nie wyrzuciam ostatniej karty. Nie wygraam.

— Bd piewa niczym wiczona krowa — obieca a­bd. — Jak cay chór. Ale nie na wiele si przydam. Nie byem tak blisko centrum wydarze, jak wam si moe wydawa.

— Moe i nie. — Uwanie obserwowaam jego donie, gdy tasowa. Wydawao mi si, e najpewniej wanie wtedy, gdy zrcznie przekada karty, móg niewiadomie pokaza swe ego cwanego manipulatora. Jeli jednak zrobi jaki przekrt, to nie zauwayam. A ja te uczyam si gra od Jednookiego. — Dowied tego. Opowiedz mi najpierw, jak udao si Duszoap utrzyma was przy yciu podczas jazdy przez równin.

— To jest prosta sprawa. — Skoczy atwe rozdanie. — Uciekalimy szybciej, ni potrafiy biec gonice nas cienie. Jechalimy na tych czarnych koniach, które Kompania przywioz­a ze sob z pomocy.

Sama kilka razy jechaam na tych zaczarowanych bestiach. To moga by odpowied. Potrafiy przecign kadego normal­nego konia, a na dodatek biec niemale bez przerwy i nie mczy si.

— Moe... Moe... Nie miaa adnego specjalnego talizmanu?

— Przynajmniej mnie o niczym nie wspomniaa.

Zerknam na nastpn kiepciutk rk. Wymuszanie zezna z abdzia mogo okaza si kosztowne. Bynajmniej nie jestem jednym z lepszych graczy sporód caej bandy.

— Co si stao z komi?

— O ile wiem, wszystkie pomary. Czas, moe magia, moe rany wreszcie im dojady. A Duszoap równie nie bya z tego powodu zadowolona. Nie lubi chodzi i nie przepada za lataniem.

— Lataniem? — Zaskoczona pokazaam kart, któr powin­nam schowa. To pozwolio jednemu z Guptów si wyoy i obedrze mnie z kolejnych kilku miedziaków.

abd powiedzia:

— Myl, e polubi gr z tob. No. Latanie. Ma kilka tych dywanów, które Wyj zrobi. Ale naprawd nie idzie jej naj­lepiej. Sam mog zawiadczy, wiem jak to jest. Ty dajesz. Nic nie moe si równa ze spadniciem z takiego wirusa, kiedy nagle poderwie si w gór, nawet jeli jeste tylko pi stóp nad ziemi.

Zmaterializowa si Jednooki. Wyglda tak promiennie i czuj­nie, jak to mu si rzadko ostatnio zdarzao.

— Znajdzie si miejsce dla jeszcze jednego? — Jego oddech zion alkoholem.

abd zacz sarka.

— Znam ten gos. Nie. Sdziem, e odpade jakie dwadzie­cia pi lat temu. Mylaem, e dostalimy twój tyek pod Khadighat. Albo moe to bya Bhoroda czy Nalanda.

— Szybko biegam.

— Moesz wej pod warunkiem, e pokaesz pienidze i nie bdziesz rozdawa — powiedzia Poroniony.

— I przez cay czas trzyma rce na stole — dodaam.

— Uboda mnie w samo serce, Dziewczynko. Ludzie mog sobie pomyle, e nie wierzysz w moj uczciwo.

— I dobrze. To im zaoszczdzi mnóstwo czasu i bólu.

— Dziewczynko? — zdziwi si abd. I nagle w jego oczach pojawio si zupenie inne spojrzenie.

— Jednooki tyle gada. Siadaj, stary. abd wanie opowia­da nam o magicznych dywanach Duszoap i o tym, jak ona nie lubi lata. A ja zastanawiam si, czy nie moglibymy tego jako wykorzysta.

abd patrzy to na mnie, to na Jednookiego. Ja obser­wowaam rce Jednookiego, kiedy bra ze stou pierwsze karty. Tak na wypadek, gdyby mia ochot pomajstrowa co przy swoim rozdaniu.

— Dziewczynko?

— Gada tu jakie echo? — zapyta Poroniony.

— Nage masz z tym jaki problem? — zapytaam.

— Nie! Nie. — abd uniós woln rk w pojednawczym gecie. — Po prostu mnóstwo niespodzianek na mnie tu czeka. Duszoap mylaa, e wie wszystko o niedobitkach Kompanii. Ale ju zdyem tu trafi na czworo ludzi, których uznaje si z ca pewnoci za martwych, wczywszy w to najpaskudniejszego czarodzieja na wiecie i t kobiet Nyueng Bao, która zachowuje si, jakby dowodzia.

Jednooki warkn:

— Nie próbuj mówi w ten sposób o Goblinie. To jest mój kumpel. Bd musia si za nim uj. Którego dnia. — Prychn. abd nie zwróci uwagi na jego sowa.

— I ty. Bralimy ci za mczyzn. Wzruszyam ramionami.

— Niewielu wiedziao. Poza tym, to niewane. Pijaczyna z przepask na oku, w mierdzcym kapeluszu powinien mie na tyle rozumu, by nie wspomina o tym w obecnoci obcego. — Spojrzaam gronie.

Jednooki wyszczerzy si, wycign kart z kupki, odrzuci j.

— Ona jest ostra, abd. Bystra te. Opracowaa ten plan, przez który tu jeste. Zabraa si ju za nastpny, Dziewczynko?

— Mam kilka. Chocia przypuszczam, e w nastpnej kolej­noci Sahra bdzie chciaa Gównego Inspektora.

— Gokhale? On nam nic nie powie.

— Powiedzmy, e to sprawa osobista. abd, wiesz co o Gokhale? Te zabawia si z maymi dziewczynkami, jak to zwyk robi Perhule Khoji?

Jednooki popatrzy na mnie zym okiem. abd te si zagapi. Tym razem ja sknociam spraw. Co zdradziam.

Byo za póno, eby nad tym rozpacza.

— Co?

— W rzeczy samej, tak. — abd by blady. Skupi si na swoich kartach, ale mia kopoty z opanowaniem drenia rk. — Ci dwaj i jeszcze kilku w tym biurze. Przycigny ich do siebie wspólne zainteresowania. Radisha o niczym nie wie. Nie chce wiedzie. — Wyrzuci kart, mimo i nie bya to jego kolej. Z miejsca straci serce do gry.

Zrozumiaam, na czym polega jego problem. Doszed do wniosku, e skoro mówi z nim otwarcie, to spodziewam si, e niedugo przeniesie si na wysz paszczyzn egzystencji.

— Wszystko bdzie dobrze, abd. Póki bdziesz si grzecz­nie zachowywa. Póki bdziesz odpowiada na zadane pytania. Do diaba, musz ci zostawi przy yciu. Pod równin lnicego kamienia spoczywa garstka chopców, którzy na pewno bd chcieli z tob pogada, gdy wróc. — To moe by ciekawe, popatrze, jak bdzie omawia ca spraw z Murgenem.

— Oni wci yj? — Wydawa si oguszony tym stwier­dzeniem.

— I to jeszcze jak. Po prostu czas si dla nich zatrzyma. I z kad minut staj si coraz bardziej wciekli.

— Mylaem... Wielki Boe... Cholera!

— Nie uywaj takich sów, kiedy wzywasz imienia boskie­go! — warkn Poroniony.

Poroniony równie by wyznawc Yehdna z Jaicur. I znacznie gorliwiej praktykujcym ni ja. Jakim sposobem udawao mu si modli przynajmniej raz w cigu dnia, a wityni odwiedza kilka razy w miesicu. W oczach tutejszych Yehdna by ucieki­nierem z Dejagore, zatrudnionym przez Banh Do Tranga ze wzgldu na pomoc, jak mia okaza Nyueng Bao podczas oblenia. Wikszo braci pracowaa na peny etat, i to ciko, aby jak najmocniej wtopi si w lokalne spoecznoci.

abd przekn lin i rzek:

— Wy ludzie w ogóle jadacie? Nie miaem nic w ustach od wczoraj.

— Jadamy — odpowiedziaam. — Ale nie tak, jak do tego przywyke. Prawd jest to, co mówi o Nyueng Bao. Nie jedz niczego prócz rybich bów i ryu przez osiem dni w tygodniu.

— W tej chwili ryba mi cakowicie wystarczy. Kl bd, gdy ju napeni odek.

— Poroniony — powiedziaam. — Musimy wysa oddzia zabójców do Semchi, eby pilnowali Drzewa Bhodi. Protektorka prawdopodobnie bdzie próbowaa je ci. Moemy sobie zdo­by troch zwolenników, jeli je uratujemy. — Opowiedziaam im o adepcie Bhodi, który si spali, i o tym, e Duszoap grozi porbaniem drzewa na podpak. — Chtnie sama bym pojechaa, choby po to, by si przekona, czy etyka unikania gwatu Bhodi jest naprawd na tyle silna, by stali bezczynnie, kiedy kto na ich oczach bdzie niszczy najwitsz z ich relikwi. Ale mam zbyt duo roboty na miejscu. — Rzuciam karty. — W rzeczy samej, mam robot ju teraz.

Byam zmczona, sdziam jednak, e mog jeszcze przez kilka godzin studiowa Kroniki Murgena, zanim ogarnie mnie sen.

Kiedy odchodziam od stou, abd szepta:

— Skd ona, do cholery, to wszystko wie? I czy naprawd ona to ona?

— Osobicie nigdy nie sprawdzaem — powiedzia Poronio­ny. — Mam on. Ale zdecydowanie ma pewne kobiece nawyki.

Co ten diabe chcia powiedzie? Jestem po prostu jedn z chopaków.

11

To byy naprawd ekscytujce czasy. Przepeniao mnie prag­nienie, by cay czas krci si po miecie, w którym tyle si dziao. Echa naszego miaego czynu dotary ju do wszystkich kraców Taglios. Popiesznie przeykaam zimny ry, wysuchu­jc skarg Tobo, e ojciec znowu nie zwraca na uwagi.

— Mog co zrobi w tej sprawie, Tobo?

— H?

— Jeli sdzisz, e pójd pod ten aparat, ka mu si zma­terializowa i poprosz, by porozmawia ze swoim dzieciakiem, to wciekajc si, marnujesz tylko swój i mój czas. Gdzie jest twoja matka?

— Wysza do pracy. Dawno temu. Powiedziaa, e jeli si dzisiaj nie pokae, mog zacz co podejrzewa.

— Prawdopodobnie by zaczli. Przez jaki czas bd nerwowi i bd zwraca na wszystko uwag. A moe tak zamiast roz­wodzi si nad tym, co byo, pomylisz troch nad tym, co zrobisz nastpnym razem, gdy spotkasz ojca? A w midzyczasie bdziesz trzyma si z dala od kopotów, robic dla mnie notatki za kadym razem, gdy bd przesuchiwaa winia?

Wciekle spojrzenie, jakim mnie zmierzy, jasno mówio, e jest t perspektyw równie ucieszony, jak byby kady chopak w jego wieku.

— Te wychodzisz?

— Musz i do pracy. — Najlepsza chwila na wczeniejsz wizyt w bibliotece. Uczonych miao przez wikszo dnia nie by. Dzisiaj odbywao si wielkie spotkanie bhadrhalok, grupy luno zwizanych ze sob, wyksztaconych mczyzn, którzy nie przepadali za Protektork i kwestionowali zasadno samej in­stytucji Protektoratu. Zwykli artem nazywa si terrorystami intelektualnymi. W istocie „bhadrhalok" znaczy mniej wicej „ludzie zacni" i dokadnie w taki sposób o sobie myleli. Wszys­cy byli wyksztaconymi Gunni, wywodzcymi si z wyszej kasty, co oznaczao, e przytaczajca wikszo populacji tag­liaskiej nie ywia do nich ladu sympatii. Najwikszym zmar­twieniem bhadrhalok byo to, e ich dumne, wrcz aroganckie poczucie wasnej wyszoci Protektorka traktowaa z cakowit pogard. Jako rewolucjonici i terroryci byli znacznie mniej arliwi ni czonkowie dowolnego klubu spoecznego klas ni­szych, funkcjonujcego niemale w kadej dzielnicy miasta. Wtpi, by Duszoap chciao si bodaj dwóch szpiegów marno­wa na ich obserwacj. Oni sami jednak bawili si wietnie, wygaszajc filipiki i licytujc si wizjami pieka, do którego to wiat rzekomo zmierza prost drog w zaprzonym w kozy wozie, którym kieruje demon w czerni. Dziki temu co najmniej raz w tygodniu wikszo pracowników biblioteki znikaa mi z oczu.

Robiam oczywicie co mogam, aby podjudza ten buntow­niczy zapa.

Wystartowaam le. Nie dalej jak trzydzieci jardów od wyj­cia z magazynu wpadam na dwóch braci wykonujcych jak idiotyczn robot dla Do Tranga, a równoczenie penicych wart. Jeden z nich wykona gest oznaczajcy, e maj co pilnego do zameldowania. Westchnam i zwolniam kroku.

— O co chodzi, Rzeka? — Ludzie woali na niego Rzekoaz. Nie miaam pojcia, czy posiada jeszcze jakie inne imi.

— Zatrzasno si par puapek na cienie. Zapalimy kilka nowych zwierzaczków.

— O, nie. Jasna cholera. — Pokrciam gow.

— Niedobrze?

— Niedobrze. Biegnij, powiedz to Goblinowi. Zostan z Pochem, póki nie wrócisz. Tylko szybko. Ju jestem spóniona do roboty. — Nie byo to prawd, ale Taglianie naprawd adnej sprawy nie traktowali jako nie cierpicej zwoki, a pojcie pun­ktualnoci byo im zupenie obce.

Cienie w puapkach. Niezbyt pomylny obrót spraw. Z tego co bylimy w stanie ustali, Duszoap miaa w swojej mocy nie wicej ni dwadziecia par cieni. Przypuszczalnie drugie tyle zdziczao na dalekim poudniu i zdobyo sobie saw rakszasów, czyli odpowiedników demonów lub diabów, jednak nie do koca przypominajcych te, które znali moi bracia z pónocy. Z ich opowieci wynikao, e pónocne demony byy samotnymi is­totami o znacznej potdze. Rakszasowie natomiast w swej eg­zystencji uzalenieni byli od spoecznoci i indywidualnie dys­ponowali niewielk si. Ale byli miertelnie groni. Sprowadzali prawdziw mier.

W staroytnych mitycznych opowieciach s rzecz jasna zna­cznie potniejsi. Podczas walki potrafili ciska si wzajem ponad górskimi grzbietami, odrastay im dwie gowy na miejsce jednej ucitej przez herosa, porywali pikne ony królów, którzy chocia tak naprawd byli wcielonymi bogami, jako o tym zapominali. W pradawnych czasach wszystko musiao by znacz­nie bardziej ekscytujce — nawet jeli ycie codzienne mogo wydawa si nieco bez sensu.

Duszoap z pewnoci troskliwie doglda swoich cieni, które stanowiy jej najbardziej wartociowe narzdzia. Jeli wic zo­stay wysane na przeszpiegi, powinna dokadnie pamita, który dokd si uda. Przynajmniej ja bym ca rzecz w ten sposób zorganizowaa, gdybym musiaa korzysta z nieodnawialnych zasobów. I tak zreszt postpowaam z kadym czowiekiem biorcym udzia w operacji pojmania Wierzby abdzia. Wie­dziaam dokadnie, jak kady z nich dostanie si na wyznaczone stanowisko i którdy bdzie wraca do domu, znaam wszelkie czynnoci podejmowane przez niego midzy jednym a drugim. I osobicie poszabym ich poszuka, gdyby nie udao im si wróci do domu, czego spodziewaam si równie po Duszoap.

Goblin, klnc na czym wiat stoi, wykutyka na wiato dzienne wczesnego poranka. Mia na sobie okrywajce go od stóp do gów brzowe weny derwisza veyedeen. Nienawidzi tego przebrania, ale byo ono koniecznie, gdy wychodzi na zewntrz. Nie miaam do pretensji. Musiao mu by bardzo gorco. Pierwotnym religijnym przeznaczeniem tego stroju byo bezustanne przypominanie witym mom o piekle, którego unikaj, kroczc ciek moralnej czystoci, ascezy i dobroczyn­noci.

— O co, do diaba, chodzi z tym gównem? — warkn. — Jest ju tak gorco, e mona by na powietrzu gotowa jajka.

— Chopcy mówi, e co si zapao w nasze puapki cienia. Przyszo mi do gowy, e moe ci to zainteresuje i zrobisz co w tej sprawie, zanim Mamusia przyjdzie tu szuka swoich dzie­citek.

— Cholera. Znowu wicej gównianej roboty...

— Staruszku, w twoich ustach wanie zagocio co, czego ja nie wziabym nawet do rki.

— witoszkowato Yehdna. Zabieraj si std, zanim udziel ci prawdziwej lekcji jzyka. A kiedy bdziesz wraca, przynie do domu jakie naprawd przyzwoite arcie. Na przykad kawa woowiny.

Niejeden raz on i Jednooki spiskowali nad sposobem schwy­tania jednej ze witych krów wóczcych si po miecie. Po dzi dzie ich wysiki spezay na niczym, poniewa aden z ludzi nie chcia w tym uczestniczy. Wikszo wywodzia si z tra­dycji Gunni.

Niemal natychmiast okazao si, e schwytane przez nas cienie nie byy jedynymi, które wasay si po miecie przed witem. Plotki dotary prawie równoczenie. Pogoski o naszym ataku na Paac i samospaleniu adepta Bhodi zostay wyparte przez powie­ci o zabitych przez cienie. Te zdarzenia nastpiy znacznie bliej domu i wraenie przez nie wywierane byo duo wiesze. Ponadto w jaki tragiczny sposób wydaway si groteskowe. Z czowieka, którego poary cienie, pozostaje jedynie skurczone trucho, ndzna resztka istoty, jak by wczeniej.

Wlizgnam si w tum skupiony przy drzwiach wejciowych do domu rodziny, któr porazia wielokrotna mier. Kiedy jeste may, zwinny i umiesz rozpycha si okciami, nie sprawia ci to wikszych trudnoci. Przybyam akurat na czas, by zobaczy, jak wynosz ciaa. Miaam nadziej, e wystawi je na widok pub­liczny. Nie dlatego, bym chciaa nasyci oczy koszmarnym widokiem. Podczas wojen z Wadcami Cienia widywaam mnós­two tego rodzaju ofiar. Po prostu doszam do wniosku, e dobrze, gdy ludzie zobacz, na co sta Duszoap. Im wicej ma wrogów, tym dla nas lepiej.

Ciaa zostay ju wczeniej zawinite w cauny. Ale ludzie gadali.

Powdrowaam dalej, dowiadujc si po drodze, e wikszo zabitych stanowili ludzie yjcy na ulicy. A tych byo naprawd mnóstwo. Co wicej, nie sposób byo w rozkadzie tych zgonów wyledzi adnego planu; wygldao to tak, jakby Duszoap zwyczajnie spucia cienie ze smyczy tylko po to, aby pokaza wszystkim, e ma wadz nad ich yciem i mierci.

mierci te nie wzbudziy adnej wszechogarniajcej trwogi. Ludzie uznali, e caa sprawa na tym si skoczya. Wikszo nie znaa adnej z ofiar, a wic ich zgony równie nie wzbudziy w nich gniewu. Przewaay raczej ciekawo i obrzydzenie.

Przez chwil zastanawiaam si nawet, czy nie zawróci i ka­za Goblinowi tak zaprogramowa schwytane cienie, by zaczy znowu zabija dzisiejszej nocy wszystkich kolejnych, póki Du­szoap nie wyledzi ich na powrót. Nie bdzie przecie szuka tych, co zastawili puapki, jeli stwierdzi, e jej zwierzaczki znarowiy si same. A zanim terror dobiegnie koca, cienie przysporz jej mnóstwo dalszych wrogów.

Z pocztku wydawao mi si, e Szarych zupenie wymioto z ulic. Ale tylko znacznie mniej ni zazwyczaj rzucali si w oczy. Kiedy minam Chór Bagan, wszystko si wyjanio. Otoczyli blokad dzielnic, najwyraniej kierujc si przekonaniem, e wszystkie niedobitki Czarnej Kompanii, przez Protektork wyjte spod prawa jako zwykli bandyci, z pewnoci poszukaj schro­nienia wród rodzimych zodziei i otrów Taglios. Doprawdy zabawne.

I Sahra, i ja upieraymy si, aby jak najmniej mie do czynienia ze rodowiskami kryminalnymi — wbrew sprzeciwom Jednookiego. I nie zwracaymy uwagi na okazjonalne odstpstwa od ustalonej przez nas zasady, jakich dopuszcza si Banh Do Trang. Kryminalici stanowili niezdyscyplinowan zbieranin ludzi o co najmniej wtpliwych zasadach moralnych, którzy mogli wyda nas za cen kilku dzbanów nielegalnie pdzonego wina. Miaam nadziej, e tak oni, jak Szarzy wietnie si teraz bawi. Liczyam, e kto zapomni o obowizujcych reguach i dzie skoczy si krwawo. To mogo znacznie uatwi moje ycie i ycie moich ludzi.

Podczas kadej podróy przez miasto stajesz oko w oko z okrutn prawd o Taglios. Nigdzie na wiecie nie ma tylu ebraków. Gdyby kto oczyci miasto i zorganizowa z tych ludzi regimenty, uzyskaby armi znacznie liczniejsz nili wszyst­ko, co Kapitan zdoa wystawi przeciwko Wadcom Cienia. Jeli cho w najmniejszym stopniu wygldasz na czowieka obcego lub takiego, któremu lepiej si powodzi, cign do ciebie caymi stadami. Próbuj wszystkich sposobów, aby wykorzysta twoj lito. Niedaleko od magazynu Do Tranga grasuje chopiec pozbawiony rk i dolnych czci nóg. Jakim sposobem w ich miejsce przymocowano mu drewniane klocki. Czoga si po okolicy, niosc miseczk w zbach. Kady kaleka, który skoczy pitnacie lat, twierdzi, e jest kontuzjowanym bohaterem wojen­nym. Dzieci s najgorsze. Czsto z caym rozmysem okaleczane, o niegodziwie znieksztaconych koczynach. Potem sprzedawane s ludziom, którzy traktuj je jak swoj wasno, najwyraniej przekonani, e daje im do tego prawo miska pieczonego ziarna rzucana co kilka dni.

Ostatnimi czasy miasto ma now zagadk — otó tego rodzaju ludzi najwyraniej nic nie chroni przed grob okrutnych tortur i póniejszej „kariery" w roli zdeformowanych, wykorzystywa­nych ebraków. Jeli tylko bardzo, bardzo uwanie nie strzeg swych pleców.

Przechodziam wanie w pobliu jednego z takich ludzi. Mia jedn rk, dziki której jako móg peza. Reszta poskrcanych koczyn stanowia obraz ndzy i rozpaczy. Jego koci zostay zgruchotane na drzazgi, jednak dooono wszelkich stara, aby utrzyma go przy yciu. Twarz i widoczne partie skóry po­kryway blizny po oparzeniach. Zatrzymaam si, aby wrzuci miedziaka do jego miseczki.

Zawy i próbowa odczoga si na bok. Jednym okiem wci jeszcze widzia.

Gdziekolwiek spojrze, ycie toczyo si w wyjtkowy dla Taglios sposób. Kadego poruszajcego si pojazdu uczepieni byli ludzie wykorzystujcy okazj darmowej przejadki. Nie dotyczyo to jedynie riksz prawdziwych bogaczy, na przykad bankiera z ulicy Kowlhri, który móg sobie pozwoli na wyna­jcie forysiów z bambusowymi kijami, odpdzajcych tuszcz. Handlarze czstokro siedzieli wprost na swych skromniutkich ladach, poniewa nie byo dla nich wicej miejsca. Robotnicy truchtali w t i we w t, gnc karki pod przygniatajcym do ziemi ciarem i wulgarnie przeklinajc wszystkich na drodze. Ludzie krzyczeli na siebie, gwatownie wymachujc rkami, a kiedy nasza ich potrzeba, zwyczajnie schodzili na skrawek ulicy, gdzie nikt akurat nie lea, by tam si wypróni. Myli si w wodzie pyncej rynsztokiem, zupenie nie zwracajc uwagi na fakt, e kto inny wanie oddawa mocz do tego samego potoku jakie pitnacie stóp dalej.

Taglios dostarcza wielu rozmaitych wrae, jednak adnego ze zmysów nie angauje tak mocno jak wchu. Nienawidz pory deszczowej, jednak gdyby nie przynoszona przez z ni olbrzymia powód, miasto z pewnoci okazaoby si nie do wytrzymania nawet dla szczurów. Bez opadów wystpujce lokalnie epidemie cholery i ospy z pewnoci miayby znacznie gwatowniejszy przebieg — cho z kolei duej trwajce opady prowadziy do wybuchów ognisk chorobowych ótej febry i malarii. Wszel­kiego rodzaju plagi stanowiy tu zwyk codzienno i traktowane byy przez mieszkaców miasta z cakowitym spokojem.

No i jeszcze trdowaci, których cierpienie nadawao dodat­kowej gbi wszechobecnemu okropiestwu i desperacji. Nigdy moja wiara w Boga nie bya poddana tak cikiej próbie, jak wówczas gdy próbowaam w jej wietle spojrze na trdowatych. Boj si ich tak samo jak wszyscy pozostali, ale na tyle znam kilku z nich, by wiedzie, e naprawd niewielu zasuyo na takie przeklestwo. Chyba e Gunni maj racj i ci nieszcznicy pac w ten sposób za zo, jakiego dopucili si w poprzednim yciu.

A nad tym wszystkim kruki i wrony, padlinoercy i drapiecy.

Dla zwierzt ywicych si padlin ycie w miecie jest dobre. Póki nie pojawi si grabarze i nie wpakuj na wozy tych, którzy si ju nigdy nie podnios.

Aby spróbowa szczcia, ludzie przybywaj do miasta ze­wszd, nawet z miejsc odlegych o piset mil. Ale Fortuna jest pod, dwulicow bogini.

Jeli jednak przez pó pokolenia zdarzyo ci si y w wiecie przez ni rzdzonym, ledwie ju j zauwaasz. Zapominasz, e nie jest to sposób, w jaki winno toczy si ycie. Przestajesz zdumiewa si iloci za, które czowiek powouje na ten wiat samym swym istnieniem.

12

Biblioteka, zaoona i przekazana nastpnie miastu przez ja­kiego handlowego barona poprzedniej epoki, który wielce ceni sobie wyksztacenie, w moich oczach urastaa niemale do sym­bolu wiedzy, wznoszcego si ponad miastem i rozwietlajcego otaczajce ze wszech stron mroki ignorancji. Najgorsze slumsy w miecie graniczyy dokadnie z murem otaczajcym jej tereny. U bram prowadzcych na zewntrz ebracy naprzykrzali si wyjtkowo natarczywie, co w gruncie rzeczy byo do dziwne. Nie widziaam, by kiedykolwiek kto rzuci im cho jedn monet.

Przy bramie stoi wony, ale nie peni funkcji stranika. Bra­kuje mu bodaj bambusowej paki. On jednak wcale jej nie potrzebuje. witoci miejsca wiedzy przestrzegaj wszyscy. Wszyscy prócz mnie, moglibycie rzec.

— Dzie dobry, Chaas — przywitaam wonego, gdy uchyla dla mnie furtk z kutego elaza. Chocia w miejscu tym wy­stpowaam jako mczyzna zajmujcy si sprztaniem i roz­noszeniem przesyek, jednak miaam pewn pozycj. Najwyra­niej cieszyam si ask paru czonków bhadrhalok.

Status spoeczny i przynaleno kastowa staway si coraz waniejsze, w miar jak Taglios przeludniao si i uboao w zasoby. W cigu ostatnich dziesiciu lat kasty zostay jeszcze sztywniej oddzielone od siebie, a rozgraniczenia tego niezwykle cile przestrzegano. Ludzie rozpaczliwie chronili to, co ju posiadali. Na podobnej zasadzie rosy w si gildie kupieckie. Niektóre wystawiay nawet niewielkie prywatne siy zbrojne, majce zadba o to, aby imigranci i inni obcy nie rozwóczyli ich bogactw; siy te niekiedy wypoyczano wityniom lub in­nym instytucjom, które chciay na wasn rk dochodzi spra­wiedliwoci. Kilku naszych towarzyszy równie w nich suyo. Dochody byy przyzwoite, nadto pozwalao to nawiza kontakty i choby przelotnie zerkn, co dzieje si wewntrz pod kadym innym wzgldem cakowicie dla nas niedostpnych spoecznoci.

Od zewntrz biblioteka przypomina bardziej zdobn wityni Gunni. Jej kolumny i ciany pokrywaj paskorzeby upamit­niajce sceny tak mitologiczne, jak historyczne. Budynek nie jest szczególnie wielki, jego duszy bok ma jakie trzydzieci jar­dów, krótszy — szedziesit stóp. Gówne pitro wyniesiono dziesi stóp ponad otaczajce ogrody i pomniki, pooone zreszt na niewielkim wzgórzu. Budowla jest dostatecznie wysoka, aby pomieci penowymiarow wiszc galeri, otaczajc j do­okoa na wysokoci, na której normalnie winno znajdowa si pierwsze pitro, a nad ni jeszcze rodzaj strychu, poniej za porzdnie osuszon suteren. Dla mnie jednak jest tu zbyt prze­stronnie, bym si moga dobrze czu. Jeli nie przyczaj si gdzie albo nie ukryj wyej, wszyscy mog widzie, co robi.

Gówne pitro stanowi rozlega przestrze posadzki ze spro­wadzonego z dalekich stron marmuru. Na niej w równych rz­dach stoj biurka i stoy, przy których pracuj uczeni, prowadzc wasne badania lub zajmujc si kopiowaniem rozpadajcych si ze staroci manuskryptów. Klimat tych okolic niespecjalnie sprzyja trwaoci ksig. Biblioteka ma w sobie jaki niewyrany smutek, otacza j gstniejca powoli atmosfera zaniedbania. Z kadym rokiem odwiedza j coraz mniej uczonych. Protektorki nie interesuje biblioteka, która nie moe si pochwali staroyt­nymi dzieami penymi mierciononych zakl. Nie sposób znale w niej choby jednego podrcznika mrocznej nekromancji. Niemniej ciekawego materiau jest pod dostatkiem — gdyby tylko zechciao si jej poszuka. Ale ten rodzaj bezinteresownej ciekawoci z pewnoci nie ley w jej charakterze.

aden z budynków, jakie widziaam w yciu, nie ma tylu okien co biblioteka. Kopici potrzebuj duo wiata. Dzisiaj wikszo z nich jest ju stara i wzrok nie dopisuje im jak dawniej. Santaraksita czsto narzeka, e nie widzi przed biblio­tek adnej przyszoci. Nikt ju nie chce tu przychodzi. Podej­rzewa, e ma to zwizek z histerycznym strachem przed prze­szoci, który ogarn ludzi wkrótce po ufundowaniu królestw Wadców Cienia, jeszcze w czasach jego modoci. Nastroje te póniej umocni lk przed Czarn Kompani, nawiedzajcy ludz­kie umysy na dugo przedtem, nim jej onierze dotarli do Taglios.

Weszam do biblioteki i rozejrzaam si. Uwielbiaam to miej­sce. W innych czasach z radoci zostaabym jedn z asystentek Santaraksity. Oczywicie, gdyby udao mi si zda skompliko­wany egzamin, jakiemu poddawani byli kandydaci na uczonych.

Nie byam wyznawczyni Gunni. Nie wywodziam si z wy­szej kasty. Pierwsz przeszkod potrafiabym pokona. Cae ycie waciwie spdziam wród Gunni. Jednak system kastowy znaam wycznie od zewntrz. A tylko czonkom kasty kap­anów i troskliwie dobieranym przedstawicielom kasty merkan­tylnej pozwalano na pobieranie nauk. Chocia obznajomiona byam zarówno z wulgat, jak Wzniosym Stylem, ostatecznie nie potrafiabym z pewnoci konsekwentnie udawa, e wzras­taam w domu kapaskim, który podupad w cikich czasach. W istocie przecie nie miaam nigdy adnego domu.

Teraz miaam bibliotek w caoci dla siebie. A ponadto najwyraniej nie byo nic, co wymagaoby natychmiast posprz­tania.

Zawsze zdumiewao mnie, e w bibliotece nikt nie mieszka. e w oczach wszystkich bya najwyraniej miejscem bardziej uwiconym czy te bardziej przeraajcym ni witynia. Dla Kangali — osieroconych i bezdomnych, nie bojcych si niczego chopców ulicy, którzy wóczyli si po miecie w szecio- omioosobowych grupach — witynie byy tylko kolejnym miejscem, w którym mona zdoby pienidze. Ale nigdy nie naprzykrzali si bibliotece.

Analfabetom zawarta w ksikach wiedza wydawaa si nie­omal tak przeraajca, jak wiedza mieszczca si w mózgu istoty równie niegodziwej co Duszoap.

Wykonywaam jedn z najlepszych prac, jakie dostpne byy w Taglios. Byam gównym dozorc najwikszego zbioru ksiek i najwikszego skryptorium w caym imperium tagliaskim. Zdobycie stanowiska, z którym wizao si obecnie dla mnie zdecydowanie zbyt duo przyjemnoci, kosztowao mnie trzy lata knowa i kilka starannie zaaranowanych zabójstw. Nieustannie musiaam walczy z pokus zapomnienia o Kompanii. Gdybym dysponowaa cenzusem spoecznym pozwalajcym na awans ze stanowiska dozorcy, który zaglda do ksiek, kiedy nikt go nie obserwuje, z pewnoci ulegabym pokusie.

Szybko wydobyam narzdzia mojej oficjalnej pracy, a potem zaraz popieszyam do jednego z opuszczonych pulpitów. Znaj­dowa si nieco na uboczu, jednak mona byo std widzie oraz sysze wszystko, co si dookoa dzieje. Nikt wic nie móg mnie zaskoczy i zapa na robieniu tego, co w jego oczach z pewno­ci musiao stanowi czynno tak zakazan, jak i cakowicie niepojt.

Wczeniej dwukrotnie mnie nakryto, na szczcie kadorazo­wo z tantryczn ksik, bogato iluminowan. Pomyleli z pew­noci, e ogldaam nieprzyzwoite obrazki. Santaraksita sam zasugerowa, e powinnam przyjrze si dokadniej cianom wityni, jeli takie rzeczy budz moj ciekawo. Ale odkd przyapa mnie po raz drugi, nie mog si pozby przeczucia, e gdzie w gbi serca piastuje niejasne podejrzenia.

Nigdy nikt nie zagrozi mi zwolnieniem ani choby jakkol­wiek kar, jednak poinformowano mnie w sposób cakowicie niedwuznaczny, e posuwam si za daleko oraz e bogowie karz tych, którzy nie pamitaj o swej pozycji i przynalenoci ka­stowej. Rzecz jasna, nie mieli pojcia o moim prawdziwym pochodzeniu czy powizaniach, o mojej niechci do religii Gunni wraz z jej bawochwalstwem i tolerancj dla grzechu.

Wygrzebaam ksik, w której zostaa pono opisana naj­wczeniejsza historia Taglios. Nie miaabym pojcia, e takie dzieo w ogóle istnieje, gdybym nie zauwaya, jak kto kopiowa je z rkopisu tak starego, i od razu rzucaa si w oczy odmien­no kaligrafii, do zudzenia zreszt przypominajcej stare Kro­niki, których odczytanie tyle nastrczao mi kopotów. Baladitya, kopista, najwyraniej nie mia najmniejszych kopotów z przekadem tekstu na wspóczesny tagliaski. Udao mi si ocali zbutwiay, rozsypujcy si orygina. Ukryam go. Przyszo mi do gowy bowiem, e porównujc go z wersj wspóczesn, bd w stanie opanowa dialekt tych staroytnych Kronik.

Jeli mi si nie uda, moemy Girishowi zoy ofert tuma­czenia dla Czarnej Kompanii, któr z pewnoci uzna za propozy­cj nie do odrzucenia, jeli tylko wemie pod uwag jej alter­natyw.

Od jakiego czasu zdawaam ju sobie spraw, e ksiki, które chciaam przetumaczy, same byy kopiami jeszcze wcze­niejszych rkopisów, z których przynajmniej dwa stanowiy transkrypcje tekstów spisanych w zupenie innym jzyku — zapewne w ojczystej mowie naszych pierwotnych braci, któr posugiwali si, schodzc z równiny lnicego kamienia.

Zaczam wic czyta od pocztku.

Opowie bya zaiste zajmujca.

Pocztki Taglios to zbiorowisko glinianych lepianek na brzegu rzeki. Mieszkacy tej wioski yli albo z ryboówstwa — zajcia ryzykownego ze wzgldu na wszechobecno krokodyli — albo zajmowali si upraw roli. Miasto powoli roso, bodaj tylko z tego powodu, e stanowio ostatnie nadajce si do zamiesz­kania miejsce na brzegu rzeki, która zaraz za nim rozpywaa si w zabójczych bagnach swej delty, w owych czasach jeszcze nie zamieszkanej przez Nyueng Bao. Spywajce z góry rzeki towary poday std nastpnie drog ldow ku „wszystkim wielkim królestwom poudnia". adnego z nich nie wymieniano z nazwy.

Najpierw Taglios stanowio protektorat Baladiltyli, miasta zna­nego z ustnych poda, które wszake czas star z powierzchni ziemi. Niekiedy jego pooenie kojarzy si ze staroytnymi ruinami znajdujcymi si nieopodal wioski Yideha, któr równie dziejopisarstwo kojarzy z intelektualnymi osigniciami „impe­rium Kuras" i która rozpociera si poród zbiorowiska ruin zupenie innego rodzaju. Baladiltyla bya miejscem narodzin Rhaydreynaka, wojowniczego króla. W staroytnoci nieomal udao mu si wytpi wyznawców kultu Kamców; jedynych ocalaych pogrzeba wraz z ich witymi pismami, Ksig Umar­ych, w tej samej jaskini, w której obecnie spoczywa Murgen wraz ze wszystkim starcami oplatanymi pajczynami lodowych sieci.

Nie wszystkie te informacje pochodziy z czytanej wanie ksigi. W miar postpów lektury przypominay mi si i koja­rzyy rzeczy, które czytaam lub syszaam w innych miejscach. To byy dla mnie naprawd niezwykle zajmujce kwestie.

Znalazam tu te odpowied na pytanie Goblina. Ksita Taglios nie mogli roci sobie praw do tytuu królewskiego, poniewa wci honorowali hod lenny wobec królów Nhanda, swych pierwotnych suwerenów. Oczywicie dynastia Nhanda ju dawno wygasa, tote Goblin z pewnoci zapytaby, dlaczego w takim razie ksita tagliascy sami si nie koronowali. Nie­trudno byoby im znale precedensy usprawiedliwiajce takie postpowanie. Wnioskujc z wydarze historycznych wieków poprzedzajcych przybycie Czarnej Kompanii, stanowio to ulu­bion rozrywk kadego, komu udao si zebra choby trzech lub czterech popleczników.

Jako udao mi si zdawi przemon ochot, aby przeskoczy dalej, od razu do epoki, gdy Wolne Kompanie Khatovaru runy na wiat. Jednak to, co si zdarzyo przed ich nastaniem, z pew­noci pomoe wyjani wszystko, co przyniosa epoka inwazji.

13

Nagle poczuam przeszywajcy, gwatowny dreszcz. Nie by­am ju sama w bibliotece. Niepostrzeenie mino naprawd duo czasu. Soce odmierzyo dobrych kilka godzin w swej drodze przez nieboskon. wiato w bibliotece zmienio si — stao si znacznie bledsze ni rano. Zapewne niebo musiao si zachmurzy.

Nie podskoczyam jak oparzona, nawet nie drgnam. Ale musiaam w jaki widoczny sposób zdradzi, e zdaj sobie spraw, i kto za mn stoi. By moe zaalarmowaa mnie wo jego oddechu. Curry i czosnek pachn bardzo intensywnie. Z pe­wnoci jednak nie syszaam wczeniej najlejszego odgosu.

Opanowaam jako przyspieszone ttno, przybraam obojtny wyraz twarzy, odwróciam si.

I spojrzaam prosto w oczy Kustosza Biblioteki, mojego szefa, Mistrza Surendranatha Santaraksity.

— Dorabee. Jak mniemam, zajmowae si czytaniem. — W bibliotece znali mnie jako Dorabee Dey Banerjae. Niezwykle szacowne nazwisko. Czowiek, który je nosi, zmar tu obok mnie w potyczce pod Lasem Daka, bardzo dawno temu. Nie potrzebowa ju duej adnego nazwiska, nie mogam wiec wyrzdzi mu krzywdy, posugujc si nim.

Nie odezwaam si. Jeli Kustosz obserwowa mnie przez dusz chwil, kada próba zaprzeczenia byaby kamstwem w ywe oczy. Zdyam przeczyta ju poow oprawionego w grzbiet tomu bez jakiejkolwiek ilustracji czy jednego ustpu powiconego tantrze.

— Obserwowaem ci od jakiego czasu, Dorabee. Nie udaje ci si ukry twoich zainteresowa i zdolnoci. Jest rzecz oczy­wist, e potrafisz czyta znacznie lepiej od niektórych moich kopistów. Jasne jest te, e nie wywodzisz si z kasty kapaskiej.

Twarz wci miaam sta niczym stary ser. Wewntrz zastanawiaam si jednak gorczkowo, czy powinnam go zabi, a jeli tak, to w jaki sposób pozby si ciaa. Moe daoby si win obciy Kamców... Nie. Kustosz Santaraksita by stary, wci jednak na tyle krzepki, by nie da zadusi si bez walki. Czasami niski wzrost stanowi cech bardzo niekorzystn. On by ode mnie wyszy o osiem cali, w tej chwili jednak wydawao mi si, e to co najmniej kilka stóp. Poza tym w odlegym kocu biblioteki równie kto by. Syszaam dobiegajce stamtd gosy.

Nie spuciam jednak wzroku tak, jak powinien postpi su­cy. Kustosz Santaraksita wiedzia ju przecie, e jestem kim wicej ni tylko ciekawskim sprztaczem, nawet jeli ze swoich obowizków wywizywaam si bardzo dobrze. W caej biblio­tece nie sposób byo znale choby drobinki kurzu. Taka bya regua rzdzca w Kompanii. Postacie, którymi stawalimy si publicznie, musiay by moralnie bez zarzutu i doskonale wyko­nywa sw prac. Z czego niektórzy bynajmniej nie byli zado­woleni.

Czekaam. Kustosz Santaraksita sam zdecyduje o swym losie. Sam zdecyduje o losie biblioteki, któr tak ukocha.

— Có wic. Nasz Dorabee jest czowiekiem o wikszych talentach, nili podejrzewalimy. Co jeszcze potrafisz robi, o czym nie mamy pojcia, Dorabee? Czy pisa take umiesz? — Rzecz jasna, nie odpowiedziaam. — Gdzie si tego nauczye? Od dawna ju wród niektórych bhadrhalok za dogmat uchodzi przekonanie, i ludzie nie wywodzcy si z kasty kapaskiej nie dysponuj wadzami umysowymi pozwalajcymi im opanowa Styl Wzniosy.

Wci nie mówiam nic. On w kocu bdzie musia powzi jak decyzj. Zareaguj odpowiednio do tego, co postanowi. Miaam nadziej, e uda mi si unikn koniecznoci zabicia jego oraz jego towarzyszy, a nastpnie obrabowania biblioteki ze wszystkiego, co moe okaza si przydatne. Ten plan za­proponowa Jednooki ju wiele lat temu. Kwestia subtelnoci nawet nie przysza mu do gowy. Fakt, e zaalarmowaoby to Duszoap, i co dzieje si tu pod jej nosem, równie jako umkn jego uwagi.

— Nie masz nic do powiedzenia? Nie próbujesz si uspra­wiedliwi?

— Denie do wiedzy nie potrzebuje usprawiedliwienia. Son-dhel Ghosh „Janaka" pisa, e w Ogrodzie Wiedzy nie istnieje podzia na kasty. — Aczkolwiek napisa to w epoce, gdy podzia kastowy mia znacznie mniejsze znaczenie.

— Sondhel Ghosh mia na myli Uniwersytet Yikramaski, w którym wszyscy studenci musieli najpierw przej mordercze egzaminy, zanim pozwalano im wstpi w jego mury.

— Czy mamy std wnosi, e naleaoby przyjmowa na uniwersytet studentów, niezalenie od ich kasty, którzy nie po­trafi przeczyta Panas i Pashidsl Sondhela Ghosha nie bez powodów nazywano „Janaka". Yikramas stanowio orodek Janaistycznej teologii.

— Dozorca zorientowany w kwestiach dawno wygasej reli­gii... Zaiste, chyba wkraczamy w Epok Khadi, kiedy to wszystko zostanie wywrócone do góry nogami. — Khadi to imi Kiny, najpopularniejsze wród Taglian, którym nazywaj jeden z jej mniej nienawistnych awatarów. Samo imi „Kina" wymawia si rzadko, w obawie, by Mroczna Matka nie usyszaa i nie zarea­gowaa na wezwanie. Tylko Kamcy chc nastania jej wadzy. — Skd zdobye t wiedz? Kto ci uczy?

— Najpierw mój przyjaciel, bardzo dawno temu. Po jego mierci, uczyem si sam. — Ani na moment nie spuszczaam wzroku z jego twarzy. Jak na zdziwaczaego starego jajogowego, którego konserwatyzm stanowi przedmiot szyderstw modszych kopistów, wykazywa zadziwiajc elastyczno umysu. Ale dlaczego miaabym sdzi po pozorach? By moe zreszt zro­zumia, e jedno niewaciwe sowo równoznaczne jest z podró w dó rzeki. Podró, z której nie ma powrotu.

Nie. Mistrz Surendranath Santaraksita nawet nie wyobraa sobie wiata, w którym czowiek potraficy czyta i kocha staroytne teksty zdolny jest równie do podrzynania garde, prowadzania si z czarownikami, umarymi i rakszasami. Mistrz Surendranath Santaraksita nie myla o sobie w ten sposób, ale by w istocie rodzajem witego pustelnika, który sam si konsek­rowa, by chroni wszystko, co dobre w wiedzy i kulturze. To udao mi si dostrzec w nim znacznie wczeniej, drog wnikliwej obserwacji. Udao mi si take zrozumie, e nasze pogldy w kwestii tego, co waciwie jest dobre, nieczsto s zgodne.

— A wic po prostu zapragne si uczy.

— akn wiedzy w taki sposób, jak niektórzy mczyni akn uciech ciaa. Zawsze tak to czuem. Nie potrafi nic na to poradzi. To jest jak optanie.

Santaraksita przechyli gow na bok, przypatrujc mi si krótkowzrocznymi oczami.

— Jeste starszy, ni wygldasz. Przyznaam si:

— Ludzie sdz, e jestem modszy, ze wzgldu na moj drobn budow ciaa.

— Opowiedz mi o sobie, Dorabee Dey Banerjae. Kim by twój ojciec? Z jakiej rodziny pochodzia twoja matka?

— Z pewnoci nie moge o nich sysze. — Przez chwil zastanawiaam si, czy na tym nie poprzesta. Ale Dorabee Dey Banerjae mia przecie prawdziw histori. Przez wiele lat wpra­wiaam si w jej szczegóach. Jeli tylko nie wypadn z roli, reszta bdzie najczystsz prawd.

Utrzyma si w roli. By Dorabee przyapanym na czytaniu. Niech pioszka martwi si, co robi, kiedy przyjdzie czas, aby pioszka wrócia na scen.

— Nazbyt niskiego jeste mniemania o sobie — wtrci w pe­wnym momencie Santaraksita. — Mogem nawet zna twego ojca... jeli by nim ten sam Dollal Dey Banerjae, który nie potrafi si oprze wezwaniu do broni, kiedy Wyzwoliciel for­mowa pierwotny legion, który nastpnie odniós zwycistwo pod Brodem Ghoja.

Zdyam ju wymieni imi ojca zabitego Dorabee. Teraz nie sposób byo ju si wycofa. A tak w ogóle, to skd on móg zna Dollala? Banerjae to jedno z najstarszych i najczciej spotykanych tagliaskich nazwisk. Banerjaeowie wspominani by­li w tekcie, który czytaam kilka chwil temu.

— To móg by on. Nigdy nie poznaem go dobrze. Aczkol­wiek pamitam, jak szczyci si tym, e by jednym z pierwszych, którzy si zacignli. Poszed z Wyzwolicielem na wojn z Wad­cami Cienia. Nigdy nie wróci spod Brodu Ghoja. — Niewiele wicej wiedziaam o rodzinie Dorabeeego. Nie znaam nawet imienia jego matki. Jak to moliwe, ebym w caym Taglios spotkaa akurat kogo, kto pamita jego ojca? Fortuna zaiste jest bogini niezgbionych kaprysów. — Znae go dobrze? — Jeli okae si, e tak, wówczas by moe bibliotekarz bdzie jednak musia poegna si z yciem, nie potrafiam sobie bowiem wyobrazi innego sposobu uniknicia demaskacji.

— Nie. Niezbyt dobrze. Waciwie prawie go nie znaem. — Teraz z kolei Kustosz Santaraksita najwyraniej straci ochot na dalsze wgbianie si w szczegóy. Jakby znienacka naszy go jakie niepokojce myli. Po chwili rzek: — Chod ze mn, Dorabee.

— Sucham?

— Wspomniae w rozmowie o uniwersytecie w Yikramas. Akurat posiadam list pyta, które odwierni przy bramach zadaj kandydatom pragncym studiowa. Czysta ciekawo pcha mnie do poddania ci temu samemu egzaminowi.

— Niewiele wiem o Janai, Mistrzu. — Prawd powiedziaw­szy, nie do koca pewnie czuam si na terenie dogmatów wasnej religii, poniewa zawsze obawiaam si przyjrze im dokadniej. Przy rygorystycznym zastosowania rozumu wszelka teologia ob­racaa si w proch, niezalenie ju od tego, e naprawd na wiecie yy takie postulowane przez ni istoty jak Kina, zawsze jednak baam si rozbi gow o jaki gaz absurdu sterczcy z podoa mojej wasnej wiary.

— Pytania egzaminacyjne bynajmniej nie maj religijnego charakteru, Dorabee. Sprawdzaj moralno ewentualnego studen­ta, jego zmys etyczny i umiejtno mylenia. Mnisi Janaka chcieli za wszelk cen zapobiec wychowywaniu przyszych przywódców, którzy zachowali choby cie mroku w swoich duszach.

Jeli taka bya prawda, to doprawdy musiaam bardzo gboko utosami si z przyjt rol. pioszka, dziewczyna-onierz Yehdna z Jaicur, miaa na swej duszy plamy mroku ciemniejsze nili cie wszystkich nocy.

14

— I co wtedy zrobia? — zapyta Tobo. Z ustami penymi mocno przyprawionego na mod tagliask ryu, odrzekam:

— Potem wyszam z pokoju i zadbaam o czysto w biblio­tece. — A Surendranath Santaraksita zosta tam, gdzie siedzia, kompletnie oguszony, obezwadniony wrcz odpowiedziami, ja­kich udzieli mu prosty sprztacz. Mogam mu wprawdzie po­wiedzie, e kady, kto sucha ulicznych bajarzy i kaza eb­rzcych mnichów, a take nietrudnych do uzyskania bezpatnych porad pustelników oraz joginów, nie miaby kopotów z od­powiedzi na wikszo pyta z Yikramas. Do licha, kobieta Yehdna z Jaicur potrafiaby na nie odpowiedzie.

— Musimy go zabi — powiedzia Jednooki. — Jak chcesz to zrobi?

— Ostatnimi czasy na kady problem masz to samo roz­wizanie, nie? — zapytaam.

— Im wicej ich teraz usun, tym mniej zostanie, eby mi dokucza na staro.

Nie potrafiam ostatecznie rozpozna, czy naprawd artuje.

— Kiedy zaczniesz si starze, wtedy bdziemy si martwi.

— Z takim facetem pójdzie atwo, Dziewczynko. Nie bdzie si niczego spodziewa. Bach! I ju go nie ma. I nikogo to nie obchodzi. Zadusi jego dup. Zostawi rumel. Niech caa wina spadnie na naszego starego kumpla, Narayana. Jak ju jest w miecie, postarajmy si, by cae gówno szo na jego konto.

— Pilnuj swego jzyka, staruszku. — Jednooki papla dalej, odmieniajc w setce jzyków sowo oznaczajce zwierzce od­chody. Odwróciam si do plecami. — Sahra? Nic nie mówisz.

— Próbuj jako przetrawi to, czego si dzisiaj dowiedzia­am. Tak na marginesie, Jaul Barundandi by troch zdziwiony tym, e zostaa w domu. Próbowa odj opat za twoj prac z mojej pensji. I tym chyba wreszcie doprowadzi Minh Subredil do kresu wytrzymaoci. Zagroziam mu, e zaczn krzycze. Pewnie by si nawet nie przej, gdyby gdzie w pobliu nie krcia si jego ona. Pewna jeste, e bezpiecznie bdzie zo­stawi przy yciu tego bibliotekarza? Gdyby ca rzecz zaaran­owa naturalnie, nikt by nie podejrzewa...

— Pewnie to nie jest do koca bezpieczne wyjcie, ale moe si opaci. Kustosz Santaraksita chce spróbowa ze mn swego rodzaju eksperymentu. Pragnie zobaczy, czy sobacze nasienie z najniszej kasty naprawd moe si nauczy nadstawia brzu­szek i robi „zdech pies". A co z Duszoap? Co z cieniami? Dowiedziaa si czego?

— Spucia wszystkie, jakie miaa. Tak zwyczajnie, dla kap­rysu. Bez adnego konkretnego celu, wyjwszy ch przypo­mnienia miastu o swej wadzy. Spodziewaa si, e ofiarami przede wszystkim padn imigranci, którzy yj na ulicach. Ni­kogo za bardzo nie obchodz. Tylko garstka cieni wrócia przed witem. Nieobecno tych, które schwytalimy, nie zostanie do­strzeona przed upywem jutrzejszej nocy.

— Moglibymy zapa jeszcze kilka...

— Nietoperze — zauway Goblin, dosiadajc si do nas bez pytania. Jednooki zdawa si drzema. Wci jednak trzyma w doni swoj lask. — Nietoperze. Dzisiejszej nocy byo ich mnóstwo na dworze.

Sahra przytakna.

Goblin cign dalej:

— Dawno temu, zanim wyruszylimy przeciwko Wadcom Cienia, pozabijalimy wszystkie nietoperze. Za kadego pacili­my tyle, by polujcy na nie myliwi mogli z tego wygodnie y. Ale Wadcy Cienia wykorzystywali je do szpiegowania.

Pamitaam czasy, gdy niezmordowanie zabijano wrony, po­niewa podejrzewano, e su Duszoap jako jej oczy.

— Chcesz powiedzie, e dzisiejszego wieczoru nie powin­nimy wychodzi?

— Nasza staruszka ma umys ostry niczym kamienny topór. Zapytaam Sahr:

— Co Duszoap sdzi o naszym ataku?

— Nie syszaam, by ktokolwiek o tym wspomina. — Prze­biega wzrokiem kilka kart starych Kronik. — Znacznie bardziej martwi j samobójstwo tego Bhodi. Obawia si, e to moe by pocztek szerszego trendu.

— Szerszego trendu? Czy to moliwe, e jest wicej mnichów na tyle szalonych, eby dokona samospalenia?

— Ona tak uwaa. Tobo zapyta:

— Mamo, czy dzi wieczorem bdziemy wywoywa ducha ojca?

— Jeszcze nie wiem, kochanie.

— Chciabym z nim troch duej porozmawia.

— Porozmawiasz. Pewna jestem, e on równie bdzie zain­teresowany rozmow z tob. — Jej gos brzmia tak, jakby przede wszystkim sam siebie próbowaa przekona.

Zapytaam Goblina:

— Gdybycie t mg potrafili utrzyma stale, mona by si skontaktowa z Murgenem za kadym razem, gdy bdziemy chcieli czego si dowiedzie i wysa go, aby sprawdzi rzecz na miejscu.

— Pracujemy nad tym. — Zacz perorowa co technicznym argonem. Nie rozumiaam ani sowa, pozwoliam mu jednak cign dalej. Nie zaszkodzi, jeli kto go czasem doceni.

Jednooki zacz chrapa. Jednak kady sprytny czowiek mimo to nie podchodziby bliej, w zasig jego laski.

Powiedziaam:

— Tobo moe przez cay czas robi notatki... — Porazia mnie naga jak piorun wizja syna Kronikarza przejmujcego obowizki ojca, jak to si dziao w tagliaskich gildiach, w któ­rych interesy i narzdzia przechodziy z pokolenia na pokolenie.

— W rzeczy samej — oznajmi Jednooki, jakby nawet mo­ment nie dzieli tej uwagi od ostatnio wypowiedzianych przeze sów i jakby jeszcze przed chwileczk nie udawa, e pi — teraz wanie nadszed najwyszy czas, aby przegraa swój naprawd wielki gambit, najstarsz, brudn sztuczk Kompanii, Dziew­czynko. Wylij kogo na dó, do kupca jedwabnego. Niech ci przynios troch jedwabiu w rónych kolorach. Tylko eby pachty byy do due na kopie tych chust uywanych przez Dusicieli. Tych rumel. A potem zaczniemy wyskubywa goci, których i tak nie lubimy. Od czasu do czasu przy trupie zo­stawimy szarf. Jak z tym bibliotekarzem.

Podoba mi si ten pomys — powiedziaam. — Wyjwszy t cz z Kustoszem Santaraksit. To jest ju zamknita kwestia, staruszku.

Jednooki zachichota skrzekliwie.

— Czowiek musi wiadczy temu, w co wierzy.

— Byoby z tego za duo gadania i wytykania palcami — powiedzia Goblin.

Jednooki zachichota znowu.

— Wytyka bd, ale nie nas, Dziewczynko. A ja myl, e w obecnej chwili nie musimy ciga na siebie wicej uwagi. Niewykluczone, e jestemy bliej zrozumienia wszystkiego, nili któremukolwiek z nas przyszoby do gowy.

— Woda pi. Musz nas traktowa powanie.

— To wanie próbuj powiedzie. Wykorzystamy te szarfy, eby usun konfidentów i facetów, którzy wiedz za duo. Na przykad paru bibliotekarzy.

— Nie pomyl si chyba zanadto, jeli wyra przypusz­czenie, e mylisz o tym ju od jakiego czasu i przypadkowo masz nawet pod rk list wszystkich, którzy dojrzeli, by opuci ten wiat? — Najprawdopodobniej kada taka lista obejmowaa­by wszystkich ludzi odpowiedzialnych za jego kolejne poraki w próbach zdobycia pozycji na tagliaskim czarnym rynku.

Zachichota. Skin lask w stron Goblina.

— A ty powiadasz, e ona ma mózg tpy jak kamienny motek.

— Przynie t list. Przy nastpnym spotkaniu omówi j z Murgenem.

— Z duchem? Duchy nie maj waciwego wyczucia perspek­tywy, sama wiesz.

— Chcesz powiedzie, e on za duo widzia i doskonale wie, o co ci naprawd chodzi? Wedug mnie jest to jak najlepsze wyczucie perspektywy. Zastanawiam si, jak daleko mogaby zaj Kompania, gdyby nasi dawni bracia zaangaowali jakiego ducha, który by ciebie nie spuszcza z oka.

Jednooki warkn co o tym, jaki to wiat jest bezmylny i niegodziwy. Odkd go znaam, piewa t sam piosenk. I dalej tak bdzie, nawet kiedy sam ju stanie si duchem.

Zaczam zastanawia si na gos:

— Sdzicie, e da si nakoni Murgena, aby zbada ródo smrodu, który dochodzi z miejsca, gdzie Do Trang chowa swoje krokodyle skóry? Wiem na pewno, e to nie o nie chodzi. Krokodyle skóry mierdz na swój wasny sposób.

Jednooki popatrzy wilkiem. By ju gotów zmieni temat. Smród, o którym napomknam, pochodzi z ukrytej w piwnicy jego domowej destylarni, w której wytwarza i piwo, i mocniejszy alkohol. W przekonaniu jego i Do Tranga nikt o tym nie wiedzia. Banh Do Trang, niegdy dobroczyca Sahry, teraz praktycznie sta si jednym z czonków bandy ze wzgldu na gbokie upodobanie w produktach Jednookiego, nieposkromiony apetyt na nielegalne i podejrzane dochody oraz ch posiadania na licie pac rozmaitych twardych goci skonnych pracowa ciko za niewielk pensj. Myla, e jego naóg stanowi tajemnic dla wszystkich prócz Jednookiego i Ky Gothy. Caa trójka przynaj­mniej dwa razy w tygodniu upijaa si razem do nieprzytomnoci.

Alkohol stanowi zdecydowanie jedn z gównych saboci Nyueng Bao.

— Z pewnoci caa sprawa niewarta jest zachodu, Dziew­czynko. To musz by zdeche szczury. Cae miasto ma cholerne problemy ze szczurami. Do Trang przez cay czas wykada wszdzie trutk, w ilociach hurtowych. Nie ma potrzeby marno­wa czasu Murgena i zaprzga go do polowania na t zaraz. Oboje macie lepsze rzeczy do roboty.

Faktycznie mogabym z Murgenem omówi wiele spraw, gdy­by tylko udao mi si porozmawia z nim na osobnoci. Gdyby udao mi si przycign jego uwag. Na pewno chciaabym bezporednio dowiedzie si o wszystkim, czego zazwyczaj mu­siaam wysuchiwa od osób trzecich. Nie podejrzewaam nikogo o rozmyln ch wprowadzenia mnie w bd, zwaszcza nie podejrzewaam Sahry, ale ludzie skonni s przeinacza tre informacji stosownie do swych antypatii. Zapewne o mnie rów­nie mona to powiedzie, chocia w moim pojciu, moja obiek­tywno raczej nie miaa sobie równych. Jednak wszyscy moi poprzednicy... có, ich przekazy trzeba byo czyta naprawd krytycznym okiem.

Rzecz jasna, wikszo z nich wygaszaa podobne uwagi pod adresem wasnych poprzedników. W tej kwestii wszyscy zga­dzalimy si ze sob. Kady jest kamc, prócz nas samych. Jedynie Pani posuwaa si jeszcze dalej, zdradzajc niekiedy zupenie bezwstydne zadowolenie z samej siebie. Niewiele zmar­nowaa okazji, by przypomnie tym, co mieli j odwiedzi, jak si okazaa byskotliwa, zdeterminowana i skuteczna, gdy przy­szo jej odwróci los wojen z Wadcami Cienia, chocia nie dysponowaa pocztkowo niczym prócz wasnych zdolnoci. Z tekstu Murgena natomiast — delikatnie mówic — wyania si obraz czowieka, któremu nie zawsze dostaje zdrowych zmys­ów. Poniewa sama yam w czasach, które opisywa, i uczest­niczyam w wikszoci wydarze, jakie przedstawiaj jego Kro­niki, musz stwierdzi, e i tak poradzi sobie zupenie niele. Wikszo z jego wpisów mogaby uchodzi za prawd. Nie byam w stanie znale w jego relacjach adnych sprzecznoci. Ale spora cz z tego, co u niego wyczytaam, zdaje si nazbyt fantastyczna, by moga naprawd mie miejsce.

Fantastyczna? A przecie ostatniej nocy sama odbyam dusz pogawdk z jego duchem. Czy te jego zbkan dusz. Albo ka. Cokolwiek to byo. Jeli naprawd by to Murgen, a nie ostatecz­ny efekt jakiej sztuczki stanowicej dzieo Duszoap bd Kiny.

Nigdy nie bdziemy mieli stuprocentowej pewnoci, czy co jest dokadnie tym, czym si zdaje. Kina jest Matk Kamstwa. A Duszoap — by zacytowa czowieka znacznie mdrzejszego i dosadniej wyraajcego si ni ja — jest popieprzon wariatk.

15

— To jest niesamowite — zachwycaam si po raz kolejny, gdy Sahra znowu wezwaa Murgena. Ona sama nie zdradzaa choby odrobiony entuzjazmu. Rado i podniecenie Tobo w ni­czym nie przyczyniy si do poprawy jej nastroju. — Zanim zajmie si czym innym, chciaabym najpierw, eby sprawdzi Surendranatha Santaraksit.

— A wic mimo wszystko nie ufasz bibliotekarzowi — stwier­dzi Jednooki. Potem zachichota.

— Sdz, e jest w porzdku, jednak dlaczego ryzykowa, e zamie mi serce, jeli mona tego unikn, nie spuszczajc go z oka?

— Jak to si stao, e musi to by moje oko?

— Nie ma adnego bystrzejszego pod rk, nieprawda? A poza tym raz ju odrzucie szans napisania swoich Kronik. Dzisiaj w nocy bd musiaa wgbi si w kilka tomów. Chyba wpadam na trop czego.

May czarodziej odmrukn co niezrozumiale.

— Wydaje mi si, e dzisiaj w bibliotece co znalazam. Jeli Santaraksita mnie nie wyda, moe przed kocem tygodnia upo­ram si z lektur dotyczc pocztków obecnoci Kompanii na tych ziemiach, napisan przez kogo z zewntrz. — Odkrycie niezalenego róda historycznego stanowio cel naszych po­szukiwa, nieomal tak zadawnionych jak pragnienie spojrzenia na nieskaone wydania najwczeniejszych trzech tomów Kronik.

Sahrze jednak co innego chodzio po gowie.

— pioszka, Barundandi chce, ebym przyprowadzia Saw do pracy.

— Nie. Sawa jest na urlopie. Jest chora. Niech ma choler, jeli tego bdzie trzeba. Wreszcie zaczam robi jakie prawdziwe postpy. Nie mam zamiaru dopuci, by teraz si wszystko zmarnowao.

— Pyta równie o Shiki. — Dawno temu, kiedy jeszcze Tobo czasami towarzyszy swej matce w drodze do Paacu, woaa na niego Shikhandini, co byo artobliw aluzj do pewnej opowieci, której Jaul Barundandi nigdy nie poj, poniewa nie nalea do osób powicajcych cho odrobin uwagi historii mitów. Najstar­sza ona króla legendarnego Hastinapur zdawaa si bezpodna. Jako dobry Gunni, wadca modli si i sumiennie skada ofiary, a w kocu jeden z bogów zstpi z niebios i oznajmi mu, e moe otrzyma syna, którego pragnie, ale caa sprawa rozstrzygnie si w najbardziej skomplikowany z moliwych sposobów, poniewa syn ten urodzi si córk. I jak zostao obiecane, ona powia dziewczynk, której król nada imi Shikhandin, stanowice msk pochodn eskiej formy Shikhandini. Dalej opowie jest duga i nieszczególnie interesujca; ostatecznie jednak dziewczyna wyrosa na dzielnego wojownika.

Kopoty zaczy si w chwili, gdy ksi musia poszuka sobie narzeczonej.

Wiele z ról, w które wcielamy si publicznie, zawiera w sobie zawoalowane aluzje albo arty. Dziki temu s one mniej nudne dla braci zmuszonych si z nimi utosamia.

Zapytaam wic:

— Czy mamy jakie powody, aby porwa Barundandiego? Inne nili jego wrodzona podo? — Sdziam, e najbardziej uyteczny jest na swoim dawnym miejscu. Kady, kto go zastpi, z pewnoci okae si bez reszty skorumpowany i najpewniej nie bdzie równie miy dla Minh Subredil. — I czy w ogóle jestemy w stanie dopa go w odpowiednim miejscu?

Nikt nie mia najmniejszego nawet strategicznego argumentu potwierdzajcego konieczno porwania czowieka. Sahra chciaa tylko wiedzie:

— Czemu pytasz?

— Poniewa sdz, e moemy go zwabi w puapk. Jeli adnie ubierzemy Tobo, a potem odmówimy wspópracy, póki Barundandi nie spotka si z nim na zewntrz...

Sahra nie obrazia si. Podstp jest koniecznym elementem wojennej sztuki. I co najwyraniej zaczo jej chodzi po gowie.

— A moe zamiast niego Gokhale?

— Czemu nie. Chocia on pewnie wolaby kogo modszego. Moemy zapyta abdzia. Mylaam o porwaniu Gokhale w tym samym miejscu, w którym Kamcy zabili tamtego drugiego. — Najwaniejsze postacie z obozu wroga rzadko opuszczay Paac. Stanowio to jeden z powodów, dla których wybralimy Wierzb abdzia.

Sahra zacza nuci. Dzisiejszej nocy Murgen znowu ociga si z przyjciem. Powiedziaam:

— Murgen powinien zajrze równie do tego domu rozkoszy. Jemu najatwiej bdzie wszystko sprawdzi. — Chocia, bez wtpienia, w tym przypadku nietrudno byoby znale kilku braci chtnych zaryzykowa.

Sahra skina gow, nie gubic nawet na moment rytmu swej koysanki.

— Moglibymy nawet... — Nie. Nie moglibymy po prostu spali tego miejsca, gdy tylko Gokhale rozgoci si w rodku, by odnie powaniejsze obraenia. Nikt nie potrafiby zrozu­mie, dlaczego chciaabym zniszczy wietny burdel, aczkolwiek dla kilku z nas miertelny stos mógby okaza si do zabawny.

Jednooki sprawia wraenie, jakby znowu zasn, co jednak nie byo prawd. Nie otwierajc oczu, zapyta:

— Ty w ogóle wiesz, dokd zmierzasz, Dziewczynko? Masz jaki plan strategiczny?

— Tak. — Z zaskoczeniem przekonaam si, e sama wierz w swoje sowa. Intuicyjnie, gdzie tam w gbi, jeszcze nie zdajc sobie z tego wiadomie sprawy, skonstruowaam mistrzowski plan uwolnienia Uwizionych i wskrzeszenia Kompanii. I plan ten powoli zaczyna si urzeczywistnia. Po tak wielu latach.

Murgen zjawi si wreszcie, mamroczc co o biaej wronie. By kompletnie ogupiay. Zapytaam czarodziejów:

— Doszlicie do tego, jak go tu zakotwiczy na stae?

— Zawsze czego nowego od ciebie chc — zdenerwowa si Jednooki. — Cokolwiek zrobisz, nigdy im nie wystarcza.

— To si da zrobi — oznajmi Goblin. — Ale dalej nie pojmuj, po co miaoby to by potrzebne.

— Ostatnimi czasy nie bardzo by chtny do wspópracy. Nie ma najmniejszej ochoty tu by. Powoli traci kontakt z rzeczywis­toci. Wolaby raczej spa wci i wdrowa po tych jas­kiniach. — Zaryzykowaam strza w ciemno. — I macha swo­imi biaymi skrzydami. Jako posaniec Khadi.

— Biae skrzyda? Nie czytali Kronik.

— Chodzi o t wron-albinosa, która si tu i ówdzie pojawia. Czasami Murgen jest w jej gowie. Poniewa Kina go tak inkarnowaa. Kiedy tak si zdarzyo, a teraz on nie potrafi ju rozerwa tych wizów, jak nie potrafi opanowa wdrówek w przeszo, od kiedy Duszoap zainicjowaa ten proces.

— Skd ty to wszystko wiesz?

— Od czasu do czasu co czytam. A niekiedy s to nawet Kroniki, z których próbuj zrozumie to, czego Murgen nie przekaza. Bowiem w istocie sam pewnie nie wiedzia. By moe ycie biaej wrony wydaje mu si atrakcyjne, poniewa w ten sposób wciela si w istot z krwi i koci, zdoln do ycia poza jaskiniami. Ale niewykluczone te, e znowu znalaz si w za­sigu wpywów Kiny, aktywniejszej w pytszym nie. Jednak adna z tych moliwoci nie powinna wpywa na decyzje, jakie podejmiemy. Mamy robot dla szpiega i chcemy, by j dla nas wykona. I zmusz go do tego, nawet jeli nie dysponuj sposo­bem, by wzi go za kark.

Misja jest najwaniejsza. Murgen sam mnie tego uczy.

Sahra powiedziaa:

— pioszka ma racj. A wic spróbuj jednak zmusi go do skupienia na mnie uwagi, chobym nawet miaa skopa mu zadek. — Znienacka w jej gosie zabrzmiay niemale optymis­tyczne tony, jakby takie bezpretensjonalne podejcie do ma byo dla niej cakowicie nowym odkryciem, brzemiennym zupe­nie nieoczekiwan nadziej.

Rzucia si prosto w bezporedni konfrontacj, biorc ze sob Tobo dla dodania ducha.

By moe naprawd uda si jej odbudowa wizi Murgena ze wiatem rzeczywistym.

Odwróciam si do pozostaych.

— Tego ranka natrafiam na kolejn wersj legendy Kiny. W tej opowieci to nie ojciec skoni j podstpem do zanicia. Ona umara. Potem jednak jej m tak si zdenerwowa...

— M? — pisn Goblin. — Jaki m?

— Nie mam pojcia, Goblin. Ksika nie wymienia imion. Zostaa napisana dla ludzi wychowanych w wierze Gunni. Zakada wic, e czytelnik wie, o kim mowa. Kiedy Kina umara, jej ma zdja taka ao, e pochwyci jej ciao i zacz wykonywa ten taniec z przytupywaniem, o którym Murgen wspomina w sprawo­zdaniach ze swych wizji. Wpad w trans tak niepohamowany, e inni bogowie obawiali si, i zniszczy wiat. Wic jej ojciec rzuci zaczarowanym noem, który poci j na jakie pidziesit kawaków, a kade miejsce, w które upad urnity kawaek ciaa Kiny, stao si miejscem witego karnawau dla jej wyznawców. Czytajc midzy wierszami i zgadujc, gotowa byabym zaryzy­kowa hipotez, e Khatovar jest miejscem, na które spada gowa.

— Powoli zaczynam odnosi wraenie, e Jednooki mia cakowit racj, kiedy postanowi zdezerterowa i wycofa si.

Jednooki zamar z rozdziawionymi ustami. Goblin wyrazi si pozytywnie o tym, co on kiedy zrobi?

A od razu tam racj. Po prostu przeywaem atak mo­dzieczej pochliwoci. Potem przezwyciyem go jednak i od­td znów jestem odpowiedzialny.

— Pojawia si cakowicie nowa koncepcja — zauway­am. — Odpowiedzialno Jednookiego.

— Najpewniej odpowiedzialno za wszelkie katastrofy i nie­dole — doda Goblin.

Jednooki natomiast powiedzia:

— Nie api tej historii z Kin. Jeeli umara gdzie na pocztku wiata, jakim sposobem sprawiaa nam tyle kopotów przez ostatnie dwadziecia czy trzydzieci lat?

To jest religia, tpaku — warkn Goblin. — Nie musi mie sensu.

— Kina jest bogini — powiedziaam. — Przypuszczam, e bogowie nie mog tak do koca umrze. Ale ostatecznie nie wiem, Jednooki. Nie wymyliam tego, po prostu mówi wam o tym, co przeczytaam. Posuchaj, Gunni nie wierz, eby ktokolwiek mia tak naprawd umrze. Dusze yj dalej.

— Cha, cha, cha — zamia si Goblin. — Jeeli ci Gunni maj racj, to wdepne w nieze gówno, karzeku. Bdziesz si krci w Kole ywotów, póki wszystkiego waciwie nie zro­zumiesz. A masz duo karmy do wyczyszczenia.

— Przesta. Zaraz — warknam. — Mamy pracowa. „Praca". Nie byo to ulubione przeklestwo adnego z nich. Cignam dalej:

— Musicie przygwodzi Murgena. Albo zaku w acuchy. Zrobi cokolwiek, co pozwoli zdoby nad nim kontrol. Potem pomoecie Sahrze jako do niego dotrze. Mam dziwne prze­czucie, e nie minie duo czasu, a zacznie si naprawd duo dzia. Wtedy Murgen bdzie nam potrzebny, w peni wadz umysowych i chtny do wspópracy.

Jednooki zajcza:

— Brzmi to tak, jakby nie zamierzaa stercze nad nami i zaglda nam przez rami.

Ju byam na nogach.

— Bystry staruszek. Musz troch poczyta i przetumaczy par rzeczy. Dacie sobie rad beze mnie. Jeli tylko si przyo­ycie.

Jednooki zwróci si do Goblina:

— Musimy wsadzi t malutk pod kodr z jakim gociem, który wypdzi z niej troch tej przemdrzaoci. — Jego lekars­two na wszelkie choroby... i to w tym wieku!

Zatrzymaam si jeszcze tylko, by powiedzie:

— Kiedy wszystkiemu przyjrzy si przelotnie, kacie mu poszuka Narayana i Córki Nocy. — Nie musiaam wyjania, jak wane byo, by nie dopuci tych dwojga do realizacji ich celów.

16

— Mam! — krzyknam, biegnc w stron kta, gdzie przy­jaciele i czonkowie rodziny Murgena próbowali przemoc wy­musi na nim odrobin prawdziwego zainteresowania wiatem ywych. — Mam to!

— Mam nadziej, e nie bdziesz próbowaa mnie zarazijkn Jednooki.

Moje podniecenie najwyraniej objawiao si tak gwatownie i intensywnie, e nawet Murgen, którego na stae ju pochwycili we mgle i któremu sytuacja ta przysparzaa autentycznych cier­pie, przesta si na chwil wierci i spojrza na mnie.

— Miaam wczoraj przebysk intuicji, przeczucie, e odpo­wied jest w Kronikach. W Kronikach Murgena. A ja po prostu j przeoczyam. Moe dlatego, e tyle ju mino czasu, odkd ostatni raz je czytaam, a potem nigdy nie byo ju okazji do nich sign.

— I oto jest! — wykrzywi si Jednooki. — Prosz bardzo. Zotym atramentem na obsypanym mirr papierze, opatrzony ma szkaratn strzak, na której widniej sowa: „To tutaj, Dziewczynko. Sekret..."

— Wypchaj si, stary worze — odwarkn Goblin. — Ja chc usysze, co pioszka znalaza. — Chocia z pewnoci sam uraczyby mnie porcj sarkazmu, gdyby Jednooki go nie ubieg.

— To wszystko zwizane jest z Nyueng Bao. No có, moe nie wszystko — dodaam, gdy Sahra spojrzaa na mnie chmurnie. — Ale ta cz z Wujkiem Dojem i Matk Got, i dlaczego wyleli ze swoich bagien, skoro nie mieli dugu honorowego jak twój brat, Sahro. — Brat Sahry, Thai Dei spoczywa wraz z Murgenem pod powierzchni równiny lnicego kamienia. Wczeniej suy jako jego osobisty stranik; w ten sposób próbowa spaci dug za to, co Murgen i Kompania zrobili, by pomóc Nyueng Bao podczas oblenia Jaicur. — Sahra, musisz co o tym wiedzie.

— Moe to i prawda, pioszka. Ale najpierw musisz nam powiedzie, o co ci waciwie chodzi.

— Chodzi mi o t rzecz, cokolwiek to byo, któr Tysic Gosów ukrada ze wityni Ghangheshy w okresie dzielcym koniec oblenia od czasów, gdy twoja matka wprosia si wraz z tob na pobyt w Taglios. Murgen nieustannie czyni aluzje do tej kwestii, ale nie wydaje mi si, by ostatecznie poj, o co chodzi. Cokolwiek ukrada Tysic Gosów, Wujek Doj mówi na to „Klucz". Wnioskujc z innych, niezalenych wiadectw, przy­puszczam, e musi to by drugi klucz do Bramy Cienia, taki jak Lanca Namitnoci. — Tysic Gosów byo imieniem, którym Nyueng Bao okrelali Duszoap. — Sdz, e gdybymy zdobyli ten klucz, bylibymy w stanie wypuci Uwizionych.

Jeli zgadywaam prawidowo, prowadzio to do cakowicie nowych wniosków i podstawowego pytania: Dlaczego wanie Nyueng Bao?

Sahra powoli pokrcia gow.

— Myl si? Wobec tego czym jest Klucz?

— Nie twierdz, e si mylisz, pioszka. Chc powiedzie tylko, e wolaabym, aby si mylia. Lepiej, eby niektóre rzeczy nie byy prawd.

— Co? Dlaczego?

— Mity i legendy, pioszka. Wstrtne mity i legendy. Takie, o których waciwie nie powinnam niczego wiedzie. Nawet nie znam ich w caoci. Przypuszczalnie o najgorszych nawet nie syszaam. Doj by ich powiernikiem i stranikiem. Peni tak funkcj, jak ty w Czarnej Kompanii. Ale Doj nigdy z nikim nie dzieli si tajemnicami. Tobo, id poszuka swojej babki. Przy­prowad j tutaj. Do Tranga równie, jeli gdzie go znajdziesz.

Nieco ogupiay, chopak wyszed, szurajc stopami. Od strony magicznego instrumentu, w którym czeka pochwy­cony duch Murgena, dobieg nieziemski szept:

— pioszka moe mie racj. Przypominam sobie, e podej­rzewaem co w tym rodzaju i zastanawiaem si nawet, gdzie mog znale jak dobr histori Nyueng Bao, abym móg skonsultowa rzecz u róde. Wierzb abdzia równie powin­na przepyta.

— Póniej si tym zajm — odpowiedziaam. — Przy innej okazji. abd nie powinien wiedzie, co si dzieje. Rozumiesz ju, co si do ciebie mówi, Chory? Dociera do ciebie, czym si zajmujemy i o co nam chodzi?

— Dociera. — Jednak ton gosu przepeniaa rezygnacja. Dobrze znaam to uczucie, kiedy wczesnym rankiem trzeba wsta, czy si tego chce, czy nie.

— Opowiedz mi wic o tej wityni Ghangheshy. Dlaczego Klucz tam wanie trzymano?

Sahra nie chciaa o tym mówi. Z caej jej postawy wynikao jasno, e przeywa powane zmagania wewntrzne.

— Dlaczego to jest dla ciebie takie trudne? — zapytaam.

— W przeszoci mego ludu mieszka pradawne zo. Mam tylko bardzo blade pojcie o jego naturze. Doj zna ca prawd. Pozostali sporód nas wiedz tylko, e nasi przodkowie popenili wielki grzech, a póki nie uda nam si go odkupi, cae nasze plemi skazane bdzie na ycie w ostatecznej ndzy bagien. witynia bya miejscem uczczonym na dugo przedtem, zanim pierwsi Nyueng Bao przyjli religi Gunni. Zbudowano j po to, by strzega czego. Najprawdopodobniej tego Klucza, o którym wspominaa. Tej rzeczy, której cay czas szuka Wujek Doj.

— Sahra, skd przyszli Nyueng Bao? — To pytanie trapio mnie od dziecistwa. Co kilka lat setki tych dziwnych ludzi przemierzay Jaicur, pielgrzymujc dokd. Byli spokojni, dosko­nale zorganizowani i trzymali si na uboczu. A dokadnie w rok po tym jak przybyli z pónocy, wracali znowu, t sam drog przemierzajc w drug stron. Nawet gdy Wadcy Cienia znajdo­wali si u szczytu wadzy, cykl ten nie uleg zakóceniu. Nikt nie mia pojcia, dokd zmierzaj. Nikogo to zreszt nie obchodzio.

— Gdzie z poudnia, bardzo dawno temu.

— Zza Dandha Presh? — Nie potrafiam wyobrazi sobie, by w tak wyczerpujc podró wyruszyli wraz z dziemi i starcami. Pielgrzymka rzeczywicie musiaa by dla nich wana.

— Tak.

— Ale epoka pielgrzymek dobiega kresu. — Ta, której zwieczeniem stay si setki Nyueng Bao pomarych podczas oblenia Jaicur, bya ostatni, o której wiedziaam.

— Wojny z Wadcami Cienia i Wojny Kiaulunaskie ostatecznie uniemoliwiy kilka nastpnych wdrówek. A jedna przypada raz na cztery lata. Kady Nyueng Bao De Duang powinien odby w swym dorosym yciu przynajmniej jedn pielgrzymk. Przez jaki czas wic nie stanowio to problemu. W obecnej sytuacji jednak Protektorka z pewnoci nie pozwoli ludziom wypenia ich religijnych obowizków. — Banh Do Trang zacharcza co ze swego fotela; przyby akurat w odpowiedniej chwili, by poj, dokd zmierzaj moje pytania:

— To s rzeczy, o których Nyueng Bao nie rozmawiaj z obcymi.

Miaam wraenie, e w tym jednym stwierdzeniu zawar dwie kwestie: informacj skierowan pod moim adresem i przestrog dla Sahry. Przypuszczalnie wic ca spraw naley zaatwi najdelikatniej jak tylko mona. Nie omielalimy si obrazi Banh Do Tranga, którego przyjani tak bardzo potrzebowalimy. Jeli on nas opuci, ryzykujemy równie, e i Sahra odejdzie, a jej warto dla Kompanii bya wrcz nieoceniona.

Nic nigdy nie jest atwe.

Opowiedziaam wic staremu o wszystkim, co odkryam. Aku­rat gdy zaczam, do rodka wkutykaa Ky Gota. Z szeroko otwartymi oczyma obserwowaam, jak Jednooki ustpi jej miej­sca. yjemy w wiecie penym nadzwyczajnych cudów. May czarodziej wsta i przyniós sobie inny stoek, który ustawi tu obok miejsca zajmowanego wczeniej. Oboje siedzieli teraz, wsparci na swoich laskach, niczym para witynnych gargulców. Zza szerokiego grymasu, który u Ky Goty raz na zawsze chyba zastpi twarz, wyjrza na moment cie dawnego pikna.

Wyjaniam, jaka jest sytuacja.

— Ale w caej tej sprawie tkwi jedna tajemnica. Gdzie dzisiaj jest Klucz?

Nikt nawet nie spróbowa odpowiedzie na pytanie.

— Zakadam, e gdyby Tysic Gosów wci go posiadaa, co miesic jedziaby do Kiaulune, aby zgromadzi nowe stadko cieni morderców. Oczywicie, jeli prawd jest, e dziki jego pomocy moga bezpiecznie otworzy Bram Cienia. Natomiast gdyby mia go Wujek Doj, nie wóczyby si wszdzie, wci go szukajc. Zapadby gdzie na bagnach, radonie przygldajc si, jak wszyscy bryczuszk jedziemy do al-Sheil. Moe si myl? Matko Gota? Znasz go przecie. Powinna wiedzie, o co tu chodzi.

Moe i powinna. Z pewnoci jednak nie chciaa. Gównym czynnikiem okrelajcym atmosfer towarzyszc peregrynacjom Kompanii po ziemiach poudnia jest, w mojej opinii, uparta zmowa milczenia, obejmujca praktycznie rzecz biorc cao ycia i historii tych ludzi. Jakbymy ewentualnie zwieczone sukcesem poszukiwania miejsca naszych narodzin natychmiast mogli jakim sposobem wykorzysta przeciwko nim. Nie pomog­o to, e obecnie Kompania skadaa si waciwie wycznie z tubylczych onierzy. Nic nie zmieniao, e ycie, jakie wied­limy, byo zupenie wyzute z atrakcyjnoci dla wyksztaconych i uwiadomionych czonków spoeczestwa. Przecie gdyby jaki kapan chcia si zacign, z pewnoci natychmiast popynby w dó rzeki drog bez powrotu, poniewa nie mógby by nikim innym jak szpiegiem.

— Ty masz t cholern zabawk? — zapyta Jednooki.

— Kto?

— Ty, Dziewczynko. Ty, paskudna kobietko. Nie zapom­niaem przecie, e przez czas jaki bya w gocinie u Duszoap, która zapaa ci, gdy wracaa po przekazaniu tej wiadomoci od Murgena. Nie zapomniaem, e kiedy nasz sodki Wujek Doj ci uwolni, nie stao si to przez przypadek. On przecie szuka tej swojej byskotki, tego Klucza. No nie?

— Wszystko prawda. Ale mi nic nie pozostao po tym spot­kaniu. Oprócz kilku nowych blizn i achmanów na grzbiecie.

— A wic musimy si przede wszystkim dowiedzie, czy Duszoap szukaa naprawd wanie Klucza?

— Tego z ca pewnoci nie dowiemy si nigdy. Niemniej pamitajmy, e ona faktycznie czsto lata na poudnie i przemierz te dawne tereny, jakby czego szukaa. — Wiedzielimy to dziki Murgenowi, chocia a do teraz nie potrafilimy domy­le si celu tych wypraw.

— A wic kto jeszcze móg zgarn gówn wygran? — Jednooki nie naciska Goty. Sposobem na wydobycie od niej informacji byo jej cakowite ignorowanie. Po upywie okre­lonego czasu sama bdzie próbowaa zwróci na siebie uwag.

Przypomniaam sobie blad, obszarpan dziewczynk, która cho miaa dopiero cztery lata, ju wydawaa si jakby ponadczaso­wa; milczca i cierpliwa, z gbok wiar znoszc niewygody swej niewoli. Córka Nocy. Ani razu sama si do mnie nie odezwaa. Dopuszczaa do swej wiadomoci fakt mego istnienia tylko wtedy, gdy musiaa, poniewa jeli zdenerwowaa mnie za bardzo, mogam zabra jej t odrobin poywienia, któr dawaa nam Duszoap. Powinnam j wówczas udusi. Ale nie miaam pojcia, kim jest.

W owym czasie miaam kopoty z przypomnieniem sobie, kim sama jestem. Duszoap podaa mi narkotyki, wesza w gb mojego umysu i wygrzebaa przynajmniej poow tych rzeczy, które mnie czyniy mn, a potem spróbowaa sta si mn i dosta si w szeregi Kompanii. Do dzi nie mogam si przesta zastanawia, ile naprawd o mnie wie. Z pewnoci nie chciaabym, aby odkrya, e ocalaam z Wojen Kiaulunaskich. Niewykluczone, e bya w po­siadaniu rodków, które mogy bez trudu zama mnie emocjonal­nie.

— Narayan przyszed, aby uratowa Córk Nocy — my­laam gono. — Ale widziaam go tylko przelotnie. Potwornie wychudzony may czowiek, w brudnej przepasce na biodrach, który w niczym nie przypomina straszliwego potwora, jakim rzekomo mia by. Nie przyszo mi nawet do gowy, e to on, póki nie zrozumiaam, e nie zostan uwolniona. Poniewa jed­nak nie widziaam co robili, nie mam pojcia, czy wzili co ze sob. Murgen, ty ich wtedy widziae. Mam zapisane czarno na biaym. Czy wzili ze sob co, co mogoby okaza si kluczem?

— Nie wiem. Wierz mi albo nie, przebywajc tutaj naprawd zapominasz o wielu rzeczach. — W jego gosie brzmiao zdener­wowanie.

Zrozumiaam, e zapomniaam najpierw spyta o to, co ma nam do przekazania. Zaraz naprawiam swój bd.

— Nic szczególnie wanego — poinformowaa mnie Sahra, wchodzc Murgenów! w sowo, nim zdy przedstawi wszystko od pocztku.

— Moesz ich teraz poszuka? — Przewidywaam kopoty. W gr wchodzi jego mimowolny zwizek z Kin. Jeli sen mrocznej bogini znowu staje si pytszy, bdzie musia bardzo uwaa, by nie cign na siebie boskiej uwagi. — W kwestii Córki Nocy nasze priorytety s nastpujce: zabi j. Jeli si nie uda: zabi jej adiutanta. Jeli to si nie powiedzie: zadba o to, by nie zdoaa sporzdzi nastpnej kopii Ksigi Umarych, czym (jestem gotowa si o to zaoy) zajmie si natychmiast, gdy tylko nawie dostatecznie trway kontakt z Kin. I na koniec: odzyska wszystko, co ona i Singh mogli zabra ze sob, kiedy Narayan j uwolni.

Jednooki przerwa sw drzemk, by leniwie zaklaska w donie.

— Rozedrzyj ich na strzpy, Dziewczynko. Rozedrzyj na strzpy.

— Sarkastyczny stary zboczeniec. Jednooki zamia si szyderczo. Goblin rzek:

— Jeli chcesz mie jeszcze jeden lad, id do swoich kumpli z biblioteki, którzy zajmuj si wytwarzaniem pustych opraw­nych tomów. Dowiedz si, kto ostatnio takie zamawia. Albo przekup ich jako, by donieli ci, kiedy to nastpi.

— Cholera — powiedziaam. — Nareszcie kto, kto napraw­d uywa mózgu do mylenia. Szczciem wiata jest to, e temu cudowi nigdy nie ma koca. Dokd, u diaba, poszed Murgen?

Sahra odpowiedziaa:

— Przed chwil wanie kazaa mu znale Narayana Singha i Córk Nocy.

— Przecie nie miaam na myli dokadnie tej sekundy. Chciaam jeszcze si dowiedzie, czy nie znalaz czego na temat Chandry Gokhale, co by si nam jako przydao.

— Powoli zaczynaj ci bra nerwy, co Dziewczynko? — Ton gosu Jednookiego by tak przepeniony sodycz, e niemal byam gotowa go poliza. — Uspokój si. Teraz nie wolno niczego robi na si.

Kilku ludzi z aktualnej warty, Popoch Singh i czowiek z Ziem Cienia, którego kumple z oddziau nazwali Kendo Rzenik, sami wprosili si na narad. Kendo doniós:

— Dzi w nocy wszdzie bdzie pacz i zgrzytanie zbów. Puciem sowo, by kady zamkn si w jakim miejscu, gdzie jest duo wiata.

Sahra powiedziaa:

— Cienie poluj.

— My wszyscy zostajemy tutaj — zarzdziam. — Ale tak na wszelki wypadek, Goblin, moe by wzi warte razem z Kendo i Popochem? Nie chcemy adnych niespodzianek. Sahra, czy Duszoap pozwoli cieniom na cakowit swobod?

— Aby do wszystkich dotaro bez najmniejszych wtpliwo­ci? Ty jeste Kronikarzem. Co mówi o niej ksigi?

— Mówi, e jest zdolna do wszystkiego. Nie poczuwa si do adnych zwizków z czowieczestwem innych ludzi. Musi by bardzo samotna.

— Co?

— Zgodzilimy si, e naszym nastpnym celem bdzie Chan­dra Gokhale?

Sahra zmierzya mnie osobliwym spojrzeniem. To ju wcze­niej zostao postanowione. Jeli przypadkowo nie trafi nam si lepsza sposobno, wyeliminujemy Gównego Inspektora, bez którego machina cigania podatków i biurokratycznego zaplecza rzdu z pewnoci zacznie zacina si i zgrzyta. Ponadto wy­dawa si najbardziej bezbronny z wszystkich naszych wrogów. Kiedy zniknie, Radisha bdzie jeszcze bardziej osamotniona ni dotd, z jednej strony osaczona przez Protektork, z drugiej przez kapanów, i niezdolna zwróci si dokdkolwiek wanie dlatego, e bya Radish, niedotykaln Ksiniczk, pod pewnymi wzgl­dami — póbogini.

Ona równie bdzie bardzo samotna.

Subtelno i finezja.

Zapytaam:

— Có uczynilimy dzisiaj, aby przerazi wiat? — Potem zdaam sobie spraw, e przecie kto jak kto, ale ja powinnam zna odpowied. Stanowia cz planu schwytania abdzia. Cae bractwo unikno wszelkiego ryzyka. Dzi w nocy odbdzie si wic przedstawienie z udziaem wczeniej rozmieszczonych pczków. A jutro w nocy kolejne. Widowiska z rodzaju „wiato i dym", proklamacje goszce: „Woda pi" lub „Braciom nie pomszczonym" czy „Wszystkie ich dni s policzone". Bdzie tego wicej, za kadym razem w innym miejscu, kadego wie­czoru, poczwszy od dzi. Sahra zamylia si:

— Kto, ale nikt z nas, przyniós kolejny mynek modlitewny i osadzi go na pomniku pamici przy pónocnym wejciu. Kiedy opuszczaam Paac, nikt jeszcze nic nie zauway.

— Ta sama wiadomo?

— Tak zakadam.

— To przeraajce. Moe okaza si mocne. Rajadharma.

Radisha ju nie potrafi przesta o tym myle. Samo-spalenie mnicha z pewnoci nie uszo jej uwagi.

Historia mojego ycia. Oto spdzam miesice, dopracowujc najdrobniejsze szczegóy wspaniaego planu, a na scenie zakasuje mnie jaki szaleniec z piromask smykak.

— A wic ci ksiulkowie Bhodi znaleli wietny sposób na przekazanie swej wiadomoci. Mylicie, e moemy si jako przyczy do lawiny, jak wywoaa?

Jednooki zoliwie zachichota.

— Co jest? — zapytaam.

— Czasami sam siebie potrafi rozbawi. Goblin, który zbiera si do wyjcia z Popochem i Kendo, zauway:

— Przez dwiecie lat bezustannie rozbawiae sam siebie. Gównie dlatego, e adnego z pozostaych braci robactwo szcze­gólnie nie bawi.

— Lepiej, eby si za szybko nie kad spa, abi Pysku...

— Panowie? — wtrcia Sahra delikatnie. A jednak natych­miast obaj czarodzieje zamilkli. — Czy moemy przystpi do dziea? Naprawd potrzebuj snu.

— Oczywicie! — powiedzia Goblin. — Ale oczywicie! Jeli stary pierdziel wpad na jaki pomys, niech go wykrztusi z siebie, zanim ten umrze z samotnoci.

— Ty moesz zaj si swoimi zadaniami.

Goblin pokaza jej jzyk, niemniej posusznie wyszed.

— Rozbaw wic równie i nas, Jednooki — zaproponowaam. Nie chciaam, by zasn, nim podzieli si z nami swoj mdroci.

— Nastpnym razem, gdy jeden z tych gupoli Bhodi zamieni si w yw pochodni, powinnimy zrobi to tak, by dym i pomienie uoyy si w wiadomo: „Woda pi". I jeszcze jedn, now, któr wanie wymyliem: „Nawet mier nie zniszczy". Musicie przyzna, e ma w sobie przyjemnie religijny ton.

— Zaiste — zgodziam si. — A co, u diaba, ma znaczy?

— Dziewczynko, nie zaczynaj ze mn... Duch za, które przemino, wyszepta:

— Znalazem ich. Murgen wróci. Nie pytaam, kogo.

— Gdzie?

— Ogród Zodziei.

— Chór Bagan? Szarzy go oblegaj.

I jak poinformowa nas Murgen, dalej cakiem na powanie staraj si go oczyci.

17

Sahra obudzia mnie dobrze przed witem. To absolutnie nie jest moja ulubiona pora dnia. Kiedy zdecydowaam si na karier w wojsku, bylimy oblegani w moim rodzinnym miecie. Wów­czas wyobraaam sobie, e gdy si ze wydostaniemy, bdziemy sypia do poudnia, je zawsze wiee jedzenie, którego zawsze bdzie po dostatkiem, i nigdy, przenigdy, nie bdziemy musieli wychodzi na deszcz. A tymczasem dokonam najlepszego wy­boru ze wszystkich, jakie przede mn staj, czyli przystan do Czarnej Kompanii, obleganej w miecie zalanym na pidziesit stóp wod. W owych czasach jedyn rzecz, przypominajc choby z dala wiee poywienie bya dziwnie chuda wiep­rzowina, któr raczyli si Mogaba i jego Nar. Jeli nie liczy okazjonalnego wychudzonego szczura lub przygupiej wrony.

— Co? — poskaryam si. Podejrzewam, e nawet od kap­anów beztroskiego i szczliwego starego Ghangheshy nie wy­maga si okazywania zadowolenia o godzinie tak odlegej od poudnia jak ta, która wanie wybia.

— Musz i do Paacu. Ty powinna pojawi si w bibliotece. Jeli chcemy zgarn Narayana i dziewczyn tu sprzed nosa Szarym, musimy od razu zacz planowa, jak to zrobi.

Miaa racj. Co nie oznaczao, e musi mi si to podoba.

Wszyscy onierze Kompanii znajdujcy si w posiadoci Do Tranga, jak równie sam Banh, zebrali si przy lichym niadaniu. Nie byo tylko Tobo i Matki Goty. Ale oni nie bd brali udziau w akcji. Tak przynajmniej mylaam.

Teraz nie sposób byo wczy w ni nikogo z zewntrz, poniewa cienie wci poloway.

— Mamy przygotowany dokadny plan — z dum oznajmi Jednooki.

— Pewna jestem, e skada si wycznie z samych przebys­ków geniuszu — odparam, próbujc naoy sobie na talerz zimny ry, mango i nala miseczk herbaty.

— Pierwszy ruch, Goblin idzie tam w przebraniu derwisza. Potem docza do niego Tobo...

— Dzie dobry, Chaas — wymamrotaam, kompletnie nie zwracajc uwagi, co mówi, gdy odwierny wpuci mnie na teren biblioteki. Zamartwiaam si tym, e musz pozwoli Jednookiemu i Goblinowi dziaa na wasn rk. Instynkt ma­cierzyski, powiedzieli, i szczerzc poczerniae zby, dodali, e pewnego dnia kada kwoka musi pozwoli swym kurcztkom pój wasn drog. Celny strza. Aczkolwiek niewiele kwok musi si martwi, by ich kurczta nie upiy si do nieprzytom­noci, zapomniay, co maj zrobi i powdroway na poszuki­wanie przygód w miasto, w którym nie yje choby jeden chudy may czarny czowieczek ani wstrtny may biay typ.

Chaas skin gow na powitanie. Nigdy nic nie mówi.

W pomieszczeniu biblioteki natychmiast zabraam si do pra­cy, chocia jedynie paru kopistów zdyo przede mn przyby na miejsce. Czasami Dorabee potrafi zapamita si w sobie równie mocno jak Sawa. To pomagao odpdzi zmartwienia.

— Dorabee? Dorabee Dey Banerjae!

Drgnam, budzc si i równoczenie zdumiewajc, e zasnam. Przysiadam w kcie na pitach, na sposób powszechny wród Gunni i Nyueng Bao, ale nieczsto spotykany u Yehdna, Shadar lub wielu jeszcze innych mniejszoci etnicznych. My, Yehdna, preferu­jemy siadanie na poduszce, ze skrzyowanymi nogami. Shadar wol niskie krzesa lub stoki. Brak choby najbardziej nieporzdnego stoka stanowi wród Shadar widomy znak ubóstwa. Potrafiam utosami si z rol nawet we nie.

— Mistrz Santaraksita?

— Jeste chory? — W jego gosie zabrzmiaa troska.

— Zmczony. Nie spaem dobrze. Ostatniej nocy skildirsha poloway. — Uyam sowa okrelajcego cienie z jzyka miesz­kaców Ziem Cienia. Santaraksita nie mia jednak kopotów ze zrozumieniem. Pod panowaniem Protektoratu sowo weszo do jzyka potocznego. — Nie mogem zasn, syszc krzyki.

— Rozumiem. Ja równie nie spaem dobrze, chocia z in­nego powodu. Nie zdawaem sobie sprawy z grozy, póki dzi rankiem nie zobaczyem ladów.

Skildirsha okazuj wic stosowny szacunek kacie kapanów. Leciutkie wygicie warg powiedziao mi, e doskonale poj ironi.

— Naprawd jestem przeraony, Dorabee. To zo w niczym nie przypomina adnego, z jakim przedtem mielimy do czynie­nia. lepy los, który przynosi powód, zaraz czy inn katastrof, musimy znie ze spokojem. A przeciwko ciemnoci niekiedy nawet sami bogowie walcz na próno. Jednak wysyanie tego stada cieni, aby na lepo mordoway ludzi, tak wielu ludzi, i to z powodów, których nawet szaleniec poj nie jest w stanie, to jest zo z rodzaju tych, do których mody wznosz ludzie z pomocy.

Dorabee udao si przekonujco odegra bezmierne zdziwienie.

— Przepraszam. Jestem naprawd zmczony. Ty zapewne nigdy w yciu nie widziae nikogo z obcych. — Na sowo „obcy" pooy taki akcent, jakim zazwyczaj posugiwali si Taglianie, gdy mieli na myli zwaszcza Czarn Kompani.

— Widziaem. Kiedy byem may, widziaem raz samego Wyzwoliciela. I widziaem te t, któr nazywali Porucznikiem, gdy wrócia spod Dejagore. Staem bardzo daleko, jednak pa­mitam wszystko, poniewa byo to tego samego dnia, gdy zabia wszystkich kapanów. I Protektork równie. Widziaem j kilka razy. — Wszystko wymylaam, w miar jak sowa wyleway mi si z ust, jednak o takich wanie rzeczach mówiby kady rodowity Taglianin. Kompania wchodzia i wychodzia z miasta przez cae lata, zanim wreszcie przystpia do ostatecznej kam­panii przeciwko Dugiemu Cieniowi i fortecy Przeoczenia. Pod­niosam si. — Musz ju wraca do pracy.

— Dobrze wykonujesz swoj prac, Dorabee.

— Dzikuj, Mistrzu Santaraksita. Staram si.

— W rzeczy samej. — Najwyraniej chcia mi co powie­dzie i nie wiedzia, jak to zrobi. — Zdecydowaem, e bdziesz mia dostp do wszystkich ksiek poza tymi, które znajduj si w dziale specjalnym. — W dziale zastrzeonym znajdoway si ksiki dostpne tylko w pojedynczych egzemplarzach. Tylko najbardziej uprzywilejowani uczeni byli dopuszczani do tej cz­ci zbiorów. Jak dotd, udao mi si zidentyfikowa tylko kilka tytuów sporód tych ksiek. — Oczywicie, kiedy nie bdziesz mia innych obowizków. — Cz kadego dnia upywaa mi zwyczajnie na oczekiwaniu, a kto powie, co trzeba zrobi.

— Dzikuj, Mistrzu Santaraksita!

— Spodziewam si, e bdziemy mogli o nich porozmawia.

— Tak, Mistrzu Santaraksita.

— Uczynilimy wanie pierwszy krok zupenie nieznan dro­g, Dorabee. Przed nami ekscytujca i nieco przeraajca po­dró. — Przesdy do tego stopnia wrosy w jego dusz, e widziaam, i naprawd myla to, co wynikao z jego sów. Fakt, e potrafiam czyta, znieksztaci mu wypieszczony obraz wszechwiata i teraz pragn konspirowa ze mn poród zau­ków jego wypaczonych form.

Wziam do rki szczotk. W moim wiecie szykoway si ekscytujce i nieco przeraajce rzeczy. I nienawidziam kadej sekundy, w której musiaam trzyma si od nich z dala.

18

May derwisz w brunatnych wenach zdawa si cakowicie zajty samym sob. Nieustannie mamrota co pod nosem, nie zwracajc najmniejszej uwagi na otaczajcy go wiat. Najprawdopodobniej powtarza frazy witych pism Yehdna, tak jak pojmowaa je jego heretycka sekta. Chocia zmczeni ju i po­irytowani, Szarzy nie od razu zabronili mu wstpu na strzeony teren. Nauczono ich, by szanowali wszystkich witych mów, nie tylko tych, którzy bezpiecznie trwali za murami prawd Shadar. Ostatecznie kady wytrway poszukiwacz mdroci znaj­dzie ciek wiodc ku owieceniu.

Tolerancja dla takich ludzi stanowia rzecz powszechn wród mieszkaców Taglios. Dobro duszy stanowio przedmiot naj­powaniejszych zabiegów wikszoci z nich. Gunni uznawali poszukiwanie owiecenia za jeden z czterech kluczowych ele­mentów ycia idealnego. Kiedy mczynie udao si ju wy­chowa i wyposay swoje dzieci, powinien odrzuci wszystkie dobra materialne, wszystkie ambicje i przyjemnoci. Powinien uda si do lasu, aby w nim y jak pustelnik bd zosta wdrownym ebrakiem, wreszcie w inny jeszcze sposób przey ostanie lata swego ycia na poszukiwaniu prawdy i oczyszczaniu duszy. Wiele synnych w tagliaskiej i poudniowej historii imion naleao do królów i bogaczy, którzy poszli wanie tak drog.

Jednak natura ludzka pozostaje natur ludzk...

Szarzy nie mogli przecie pozwoli derwiszowi poszukiwa prawdy w Chór Bagan. Sierant zatrzyma go w kocu. Jego podwadni otoczyli witobliwego czowieka. Sierant rzek:

— Ojcze, nie moesz uda si w t stron. Ulica zostaa zamknita dla ruchu z rozkazu Ministra abdzia. — Nawet zmary, abd wci musia bra na siebie odpowiedzialno za uprawian przez Duszoap polityk.

Wydawao si, e derwisz w ogóle nie dostrzeg Szarych, póki nie wpad bezporednio na sieranta.

— H?

Modsi Szarzy zamiali si. Ludzi zazwyczaj cieszy, kiedy na wasne oczy mog zobaczy, jak sprawdzaj si ich przesdy. Sierant powtórzy, co rzek wczeniej. Doda jeszcze:

— Musisz skrci w prawo lub w lewo. My tutaj wykorze­niamy zo, które skazio obszary lece na wprost. — Posiada jednak odrobin oleju w gowie.

Derwisz spojrza najpierw w prawo, potem w lewo. Zadra, wreszcie zgrzytliwym cichym gosem oznajmi:

— Wszelkie zo jest tylko wynikiem metafizycznego zbka­nia — i ruszy ulic wiodc w prawo. To bya bardzo dziwna ulica. Niemal zupenie bezludna. W Taglios rzadko widywano co takiego.

Chwil póniej sierant Shadar nieoczekiwanie zacz kwicze z bólu. Wciekle klepa si po boku.

— O co chodzi? — zapyta który z Szarych.

— Co mnie ugryzo... — Kwikn znowu, co oznaczao, e ból rzeczywicie musi by dokuczliwy, Shadar chlubili si bo­wiem sw zdolnoci znoszenia cierpie bez jednego choby jku czy te skrzywienia.

Dwaj ludzie sieranta próbowali unie poy jego koszuli, podczas gdy trzeci schwyci go za rk, aby sta spokojnie. Ten znowu krzykn.

Z jego boku zacz kbami wydobywa si dym.

Szarych ten widok tak zaskoczy, e a si cofnli. Sierant osun si na ziemi. Dosta drgawek. Dym wci si kbi. Zacz wreszcie przybiera form, której aden z Szarych wola­by nie oglda.

— Niassi!

Demon Niassi zacz szeptem objawia tajemnice, których aden Shadar nie chciaby zna.

Umiechajc si pod nosem, Goblin wlizgn si do Chór Bagan. Znikn na dugo przedtem, zanim ktokolwiek zacz si zastanawia, czy przypadkiem nie istnieje jaki zwizek midzy dolegliwoci sieranta a derwiszem veyedeen.

Szarzy zbiegli si ze wszystkich stron naraz. Oficerowie wy­krzykiwali rozkazy, przeklinali i gnali ich z powrotem na pos­terunki, zanim mieszkacy Chór Bagan skorzystaj z okazji do ucieczki. W oczach oficerów musiao to wyglda na wiadomie podjte dziaanie mylce, obliczone na to, by da ich zwierzynie szans wydostania si z dzielnicy.

W pobliu zacz gromadzi si tum. W cibie by chopak Nyueng Bao, który wykorzystujc zaistnia sytuacj, odci komu sakiewk i przemkn obok Szarych — a wtedy jeden z nich przypomnia sobie jego twarz z tamtego wieczoru, gdy omal nie zostali ukamienowani. Dyscyplina zacza pka.

Oficerowie Szarych próbowali j przywróci. Szo im nawet niele, jeli wzi pod uwag wszystkie okolicznoci. Tylko kilku ludziom udao si uciec z Chór Bagan. Ale przynajmniej pó tuzina przelizgno si do wntrza, wród nich wychudzony, may czowieczek, od stóp do gów okryty óciami zdradzaj­cymi trdowatego.

Jednooki bynajmniej nie by uszczliwiony tym przebraniem. Do koca upiera si, e strategia ogólna bynajmniej nie wymaga, aby udawa jednego z osobników, którym nakazywano przy­wdziewa óte szaty. To by pewnie kolejny paskudny art Goblina.

Niezorganizowanymi grupkami po trzech z tyu i z przodu, szeciu napastników zbliyo si do wyznaczonego celu, którym bya ponura rudera. Jednooki szed na przedzie. Ludzie szybko ustpowali mu z drogi, gdy tylko dostrzegali ó. Trdowaci przejmowali wszystkich ogromnym przeraeniem.

aden z mczyzn nie chcia atakowa przy dziennym wietle. To nie miecio si w stylu walki Kompanii. Jednak cakowite ciemnoci take nie byy dla nas, póki Duszoap nie odwoa cieni z ulic. Nadto Kronikarze i czarodzieje doszli zgodnie do wniosku, i jest znacznie mniej prawdopodobne, by Córka Nocy zdoaa za dnia uzyska pomoc Kiny. wiato dnia dawao take wiksz szans wzicia jej z zaskoczenia.

Oddziay zatrzymay si na chwil, by sprawdzi, czy wszyscy maj na rkach bransolety z yka, a potem wpady do wntrza. Obaj czarodzieje natychmiast uwolnili szereg wczeniej przygo­towanych zakl mylcych niskiej mocy, które teraz rozpierzchy si po walcej si budowli niczym rój pijanych komarów. Napast­nicy wdarli si do rodka, przeskakujc i omijajc przeraone, drce rodziny, które dotd uwaay si raczej za wybraców losu, skoro miay zapewniony dach nad gow, nawet jeli by to jedynie skrawek podogi w korytarzu. Kady z oddziaów postawi na warcie jednego czowieka, który mia zadba, by nikt nie wyszed na zewntrz. Kolejnych dwu ludzi spotkao si u góry rozklekotanych schodów. Od tej chwili nikt po nich nie wejdzie ani nie zejdzie. Goblin i Jednooki za zeszli na dó, do piwnicy, chwil ponarzekali na karygodne braki w stanie osobowym, a potem wymienili kilka przesadzonych komplementów, gdy kady ustpowa drugiemu pierwszestwa wejcia do nory wroga.

Goblin zgodzi si, e ostatecznie moe to by on, choby dlatego, e jest znacznie modszy, szybszy i inteligentniejszy. Wrzuci kilka bdnych ogników w szczelin, za któr panoway ciemnoci gstsze nili w samym sercu Kiny.

— Tutaj! — powiedzia Goblin. — Ha! Mamy...

Jakby znikd wyskoczy na nich poncy tygrys. Rzuci si na Goblina. Z boku podpyn cie. Machn czym dugim i cien­kim, co owin wokó szyi czarodzieja.

Jednooki opuci koniec swej laski na nadgarstek Narayana dostatecznie mocno, by strzaska mu ko. Chodzcej legendzie Dusicieli rumel wypad z rki i przelecia skro piwnicy.

Potem Jednooki wzi zamach z caej siy i cisn czym ponad gow Goblina w kierunku miejsca, skd wyskoczy tygrys. Widmowe wiato popyno w gór obokiem luminescencyjnego bagiennego gazu. Drgno raptownie, ogarniajc sylwetk modej kobiety. Ta zacza rozpaczliwie otrzepywa si, próbujc strzsn z siebie drobinki powiaty.

Wykorzystujc to, e jej uwaga bya zajta, Goblin wykona szybki gest. Pada bez zmysów na ziemi.

— Cholera! Jasna cholera! To dziaa. Jestem geniuszem. Przy­znaj to. Jestem pierdolonym geniuszem.

— Kto tu jest geniuszem? Kto wymyli ten plan?

— Plan? Jaki plan? Sukces zaley od szczegóów, karzeku. A kto wymyli szczegóy? Kady gupiec mógby powiedzie: chodmy zapa t dwójk.

Obaj zapletli donie na piersiach i zaczli sprzecza si w naj­lepsze.

Wreszcie Jednooki powiedzia:

— To prosz bardzo, teraz zaplanuj wszystkie szczegóy. Musimy jako si std wydosta z tymi ludmi. I przej przez wszystkich chyba Szarych, jacy a po wiecie.

— Sprawa ju zaatwiona. Maj teraz tyle kopotów, e nie bd si przejmowa adnymi przekltymi trdowatymi. — Je­dnooki zabra si do niezdarnych prób wcignicia ótego ubioru przez gow Córki Nocy. — Przypomnij mi, abym im w maga­zynie powiedzia, e ta akurat umie stworzy jedn czy dwie iluzje.

— Wiem, e w taki sposób wanie mamy si std wydosta. — Jednooki zacz ubiera Narayana Singha w nastpny kostium. Za kilka chwil Goblin równie zmieni swe brzy na ócie. Na górze schodów czterej towarzysze z Kompanii, wszys­cy wywodzcy si z Shadar, przebierali si za Szarych. — Mówi tylko, e nie trzeba byo si modli, aby zadziaao.

— Dlatego, e ja wszystko zaplanowaem?

— Oczywicie. Zaczynasz powoli apa. Witamy w rzeczy­wistym wiecie.

— Jeli z tej sprawy wyjdziemy z gównem na rkach, to moesz sobie wini pioszk, a nie mnie. To by jej pomys.

— Musimy co zrobi z t dziewczyn. Zbyt duo, cholera, myli. Moe przestaniesz si obija? Ci cholerni Szarzy, co tam stoj, maj do czasu, by pój na obiad do domów i wróci.

— Nie bij go tak mocno. Chcemy, eby szed o wasnych siach.

— Do mnie mówisz? Co ty, u diaba, robisz z... zabierz std swoje apy, stary zbokolu.

— Kad jej na sercu amulet, który j bdzie kontrolowa, ty zaschnity bobku. eby nie narobia nam wstydu, zanim j doprowadzimy do domu.

— Ach, tak. Prosta sprawa. W sumie, dlaczego nie spojrze na janiejsz stron caej sprawy? Przynajmniej znowu zaczy ci interesowa dziewczyny. Zbudowana jest tak adnie jak mamusia?

— Lepiej.

— Uwaaj, co mówisz. To miejsce moe by nawiedzone. A ja podejrzewam, e niektóre z tych duchów lubi pogada sobie z innymi, niewane co tam Murgen twierdzi. — Jednooki zacz pogania oszoomionego Narayana Singha po schodach w gór.

— Powoli zaczynam wierzy, e si uda — kraka Jednooki. Oddzia Szarych i grupa trdowatych stanowiy najwyraniej znakomit kombinacj dla wydostania si z Ogrodu Zodziei, zwaszcza gdy prawdziwi Szarzy, potraciwszy gowy, biegali bezadnie we wszystkie strony.

— Nie chciabym ci zama serca, staruszku — oznajmi

Goblin. — Ale chyba kto nas przyuway. — Wci oglda si przez rami.

Jednooki te si obejrza.

— Cholera!

W ich stron zmierza niewielki latajcy dywan, któremu towarzyszyy wrony nie wydajce bodaj pojedynczego odgosu. Duszoap. Ju sama jej postawa mówia o psotnej radoci, jaka j rozsadza.

Cisna czym w ich stron.

— Rozproszy si! — krzykn Goblin. — Nie pozwólcie tym dwóm uciec. — Sam stawi czoo opadajcemu dywanowi, czujc, jak serce podchodzi mu do garda. W bezporednim starciu nie zostaaby z niego nawet mokra plama, Duszoap rozdeptaaby go równie atwo jak robaka. Wycign przed siebie chronion rkawic do, schwyci opadajc czarn kul, zama­chn si i odesa pocisk z powrotem w niebo.

Duszoap wrzasna, wcieka si. Ludzie z Taglios zazwyczaj nie dysponowali takim opanowaniem. Skrcia dywanem w bok, omijajc tor lotu pocisku. I dobrze zrobia.

Znowu dopisao jej szczcie. Wyjca kula ognista rozdara przestrze, któr przed chwil opucia. Pocisk by tego samego rodzaju jak te, co wyary dziury w murach Paacu i stopiy ciaa tylu ludzi niczym kiepskie ojowe wieczki. I po chwili nie moga ju robi nic innego, jak tylko wci si uchyla. Omale nie trafiy jej dwie kolejne kule ogniste. Schowaa si za dachem jakiej szopy, która dopiero oddzielia j od snajperów. Do­prowadzili j do skrajnej wciekoci, nie pozwolia jednak, by gniew przytumi jasno umysu.

Nad jej gow wrony eksplodoway jak bezgone fajerwerki. Krew, ciao i lotki leciay w dó niczym deszcz.

W cigu kilku sekund zrozumiaa, co si dzieje, i ju zacza naradza si sama ze sob sabatem gosów.

Mimo wszystko nie ukrywali si w granicach Chór Bagan. Nie natknaby si na nic w takiej sytuacji, gdyby tylko chcieli si wylizgn z dzielnicy. A wic przyszli tu po co, co nie miao wpa w jej rce.

— S gdzie w miecie. Ale nie udao si ich znale. Nie natrafilimy na najlejszy lad, nie usyszelimy bodaj jednej plotki, która — zgodnie z tym, co chcieli — nie miaa dotrze do naszych uszu. A do teraz. To wymaga magii. Ten odwany maluch. To by ten ich czowiek-ropucha. Goblin. Chocia Wielki Genera Armii Mogaba zapewnia nas, e osobicie widzia jego ciao. Kto jeszcze przey? Czy to moliwe, e sam Wielki Genera jest znacznie mniej wiarygodny, nili kae nam o sobie myle?

To nie byo moliwe. Mogaba nie mia adnych innych przyja­ció. Odda tej sprawie wszystko.

Duszoap wyldowaa, zesza z dywanu, zoya lekk bam­busow ram, potem owina wokó niej materi i rozejrzaa si po ulicy. Poszli w tamt stron. Przyszli std. Czego tak bardzo chcieli, eby si cakiem odsoni? Wszystko, co uznawali za tak wane, j sam z pewnoci równie powinno zainteresowa.

Wystarczyo wyszepta tylko jedno sowo mocy, aby piwnica rozbysa wiatem. Brud i ndza, jakie w niej panoway, byy doprawdy zatrwaajce. Duszoap powoli rozejrzaa si dookoa. Najwyraniej mczyzna i jego córka. Jedna lampa. Rozrzucone ubrania. Kilka garci ryu. Jaki rybny gulasz. Po co przybory do pisania i inkaust? Co to jest? Ksiga. Kto wanie zacz j spisywa, nadto w zupenie nieznanym alfabecie. Ktem oka pochwycia plam poruszajcej si czerni. Odwrócia si, przy­kucna, obawiajc si ataku zdziczaego cienia. Skildirsha y­wiy szczególnie zapalczyw nienawi do tych, którzy omielali si im rozkazywa.

Szczur uciek, porzucajc to, co wczeniej go zainteresowao. Duszoap uklka, podniosa z klepiska dugi pas czarnego jed­wabiu z zaszyt w jednym rogu antyczn srebrn monet.

— Ach. Rozumiem. — Zacza mia si niczym moda dzie­wczyna, która dopiero po pewnym czasie zrozumiaa sens artu wtpliwej przyzwoitoci. Zabraa ksik i zanim wysza, jeszcze raz obejrzaa sobie wszystko. — Powicenie z pewnoci si nie opaca.

Kiedy znalaza si z powrotem na ulicy, znowu zmontowaa dywan, nie dbajc ju o snajperów. Ci ludzie dawno ju sobie poszli i teraz s daleko std. Znali si na swojej robocie. Ale wrony powinny ich wyledzi.

Zamara, patrzc w gór, ale tak naprawd wcale nie widziaa biaej wrony, która przycupna na szczycie dachu rudery. — Skd wiedzieli, gdzie tamci si kryj?

19

— Co si stao? — zapytaa Sahra, gdy tylko wesza do rodka, zanim zdja z siebie achy Minh Subredil.

Sama wci jeszcze pozostawaam Dorabee Dey Banerjae.

— Jakim sposobem stracilimy Murgena. Goblin sdzi, e przytrzymali go mocno w miejscu, ale kiedy adnego z nas nie byo, jako si wymkn i nie mam pojcia, jak go teraz spro­wadzi z powrotem.

— Musz wiedzie, co si stao w Ogrodzie Zodziei. Duszo­ap tam bya. Cokolwiek próbowaa osign, nie powiodo jej si, ale wrócia zupenie odmieniona. Nie udao mi si podsucha wszystkiego, co mówia do Radishy, jednak wiem, e co znalaz­a albo co zrozumiaa, co, co zupenie odmienio jej nastawie­nie. Jakby znienacka wszystko przestao by zabawne.

Odrzekam:

— Och, nie mam pojcia. Moe Murgen rzeczywicie po­trafiby nam powiedzie. Jeli bdziemy w stanie cign go z powrotem.

Doczy do nas Goblin. Popycha przed sob Jednookiego, drzemicego w zapasowym fotelu na kókach Banh Do Tranga. Oznajmi:

— Spoczywaj w pokoju. Zapani. Narayan troch si szarpa. Dziewczyna przyja wszystko z lodowatym spokojem. Ale to ni przede wszystkim trzeba si przejmowa.

— Co z nim jest? — zapytaam, wskazujc Jednookiego.

— Zmczy si. To ju jest stary czowiek. Chtnie zobaczy­bym, czy kiedy bdziesz miaa choby poow jego lat, uda ci si znale w sobie bodaj cz jego energii.

Sahra zapytaa:

— Dlaczego powinnimy si przejmowa dziewczyn?

— Poniewa jest córk swej matki. Nie dysponuje szczegól­nymi umiejtnociami, gdy nie miaa nikogo, kto by j porzdnie wyuczy, jednak ma naturalne predyspozycje do zostania wielk wiedm. Pewnie nawet jest równie potna jak matka, jednak brakuje jej choby szcztków zmysu moralnego, jaki miaa Pani. To a z niej zieje...

— I nie jest to jedyna rzecz, która a z niej zieje — zawiergota Jednooki. — Pierwsze, co powinnicie zrobi z nasz sodziutk, to wsadzi j do balii z gorc wod. Potem wrzuci do rodka kilka, co najmniej cztery, kostki myda i pozwoli przez tydzie si moczy.

Sahra i ja wymieniymy spojrzenia. Jeli z ma byo a tak le, e Jednookiego to poruszyo, to musiao by to naprawd co.

Goblin wyszczerzy si od ucha do ucha, ale zdawi w sobie pokus.

Powiedziaam:

— Syszaam, e wpadlicie na Protektork.

— Siedziaa na jakim dachu, czy gdzie, czekajc tylko, co si wydarzy. Nie dostaa tego, czego chciaa. Kilka kul ognistych i musiaa si schowa, a potem nie wyciubiaa nosa z ukrycia.

— Dotarlicie do domu i nikt was nie ledzi? — znaam odpowied, poniewa wiedziaam, e zdaj sobie spraw z ry­zyka. Nie zbliyliby si nawet do tego miejsca, gdyby istniaa najmniejsza szansa, e nie jest bezpieczne.

Jednak musiaam zapyta, nawet wiedzc, e gdyby im si nie udao, w tej chwili dom peen ju byby Szarych.

— Z góry bylimy przygotowani na rozpraw z wronami.

— Ze wszystkimi prócz jednej — warkn Jednooki.

— Co?

— Widziaem tam t bia. Jednak nie poleciaa za nami. Znowu Sahra i ja popatrzyymy na siebie. Sahra powiedziaa:

— Mam zamiar teraz przebra si, odpocz troch i zje co. Spotkajmy si za godzin. Jeli znajdziesz siy, Goblin, moesz spróbowa sprowadzi Murgena z powrotem.

— Ty jeste nekromantk.

— Ty jeste tym, który twierdzi, e udao si go osadzi na stae.

Goblin zacz co mrucze pod nosem. Jednooki zachichota, ale bynajmniej nie zaofiarowa si z pomoc. Zwróci si do mnie:

— Jeste ju gotowa zabi swojego bibliotekarza?

Nie powiedziaam mu tego, jednak dzi wieczorem ta propozy­cja zdawaa mi si ju nieco bardziej przekonujca. Surendranath Santaraksita najwyraniej podejrzewa, e Dorabee Dey Banerjae by kim wicej ni ten, którego udawa. Albo moe mn trzsa taka paranoja, e syszaam rzeczy, jakich Santaraksita nawet nie zamierza powiedzie.

— Nie martw si Kustoszem Santaraksita. Jest dla mnie bardzo dobry. Dzisiaj pozwoli mi zajrze do kadej ksiki, do jakiej tylko zechc. Wyjwszy zbiory zastrzeone.

— Oho! — Jednookiemu zaparo dech. — W kocu komu udao si znale drog do jej serca. I któby pomyla, e wystarczy do tego tylko ksika? Pierwszemu daj imi po mnie, Dziewczynko.

Pomachaam mu pici przed nosem.

— Wybiabym ci ostatniego zba i nazwaa sentymentalnym pierdzielem, gdyby nie wychowano mnie w szacunku dla star­szych... nawet upierdliwych, odmódonych i stetryczaych. — Mimo i skonstruowana wokó dogmatu Jedynego Prawdziwego Boga, moja religia zawiera silny element kultu przodków. Kady Yehdna wierzy, e jego ojcowie sysz wznoszone do nich mody i mog ordowa za nim u witych oraz samego Boga. Jeli uznaj, e waciwie czci si ich pami. — Mam zamiar pój za przykadem Sahry.

— Zawoaj, jeli bdziesz potrzebowaa troch praktyki przed karesami z nowym chopakiem. — Jego chichot zamar jak ucity noem, gdy obok mnie przekutykaa Gota. Kiedy obejrzaa si, Jednooki z pozoru ju znowu spa. Z pewnoci to jaki inny gupiec podszywa si pod niego, naladujc jego specyficzn wymowno.

Podczas oblenia Jaicur ogosiam wszem i wobec, e ju nigdy w yciu nie bd wybrzydza na to, co jem. e na wszystko, czym zostan poczstowana, reagowa bd umie­chem penym wdzicznoci i wyranym, gonym: „dzikuj". Ale czas ma swoje sposoby, by obezwadni si takich przysig. Miaam ju niemale tak dosy ryu i wdzonej ryby, jak Goblin i Jednooki. Przeamanie tej rutyny kolacj zoon z ryu i wie­ej ryby w niczym nie pomagao. Pewna jestem, e to wanie przez t diet Nyueng Bao s ludem bardzo wyzutym z poczucia humoru.

Wpadam na Sahr, która wykpana i wypoczta, z rozpusz­czonymi wosami wygldaa o dziesi lat modziej. Nietrudno byo dostrzec, jakim sposobem dziesi lat temu naprawd moga stanowi ucielenienie snów modego mczyzny.

— Wci mam jeszcze troch pienidzy, które zabraam ko­mu, kto na poudniu stan po niewaciwej stronie — powie­dziaam, wymachujc kawakiem ryby trzymanym w bambuso­wych paeczkach. Nyueng Bao z uporem odmawiali posugiwania si bardziej nowoczesnymi sztucami, które ju od wieków byy w powszechnym uyciu poród niemale wszystkich narodów tej czci wiata. A w posiadoci Do Tranga gotowaniem zajmowali si wycznie Nyueng Bao.

— Co? — Sahra nie potrafia poj, o co mi chodzi.

— Wydam je. Jeli da si za nie kupi wieprzowin. — Religia Yehdna zakazuje spoywania wieprzowiny. Ale ja ju wczeniej popeniam t pomyk, e urodziam si kobiet, a wic przypuszczalnie i tak nie czeka mnie miejsce zarezer­wowane w Raju. — Tudzie cokolwiek, co tylko nie yje w wo­dzie i nie porusza si w taki sposób. — Jedn rk zaczam naladowa falujce ruchy.

Sahra nie potrafia mnie zrozumie. Dla niej jedzenie byo rzecz cakowicie obojtn — póki miaa co je. Ryba i ry przez ca wieczno, to brzmiao dla niej zupenie niele. I praw­dopodobnie miaa racj. Wszdzie dookoa byo mnóstwo ludzi, którzy musieli je chhatu, poniewa nie sta ich byo na ry. I jeszcze inni, których w ogóle nie sta byo na jedzenie. Chocia ostatnio Duszoap postaraa si nieco przerzedzi ich szeregi.

Sahra zacza mi opowiada o plotkach, wedle których wkrót­ce kolejny adept Bhodi mia stan przed wejciem do Paacu i domaga si audiencji u Radishy. Ale zbliaymy si wanie do lepiej owietlonego terenu magazynów, gdzie zazwyczaj sta­raymy si zrzuci z siebie niegodziwo naszych wieczorów i wtedy ona zobaczya co, co kazao jej przystan.

Zaczam ju mówi:

— A wic bdziemy potrzeboway kogo, kto stanie obok... Sahra warkna:

— A co on, u diaba, tutaj robi?

Teraz te zobaczyam. Wujek Doj wróci, przypuszczalnie zdecydowany znowu wtargn w nasze ywoty. Jego wyczucie czasu wydawao si ze wszech miar interesujce i co najmniej podejrzane.

Ciekawe wydao mi si równie, e Sahra mówi po tagliasku, kiedy jest zdenerwowana. Zdecydowanie miaa powody do pre­tensji wobec wasnego ludu, nadto w magazynie nikt nie uywa Nyueng Bao, oprócz Matki Goty, powodowanej zreszt wycz­nie czyst zoliwoci.

Wujek Doj by barczystym niskim mczyzn i chocia zblia si do siedemdziesitki, w jego ciele dalej trudno byoby znale cokolwiek prócz mini i cigien, w duszy za — szczególnie ostatnio — paskudnych nastrojów. Zawsze nosi przy sobie dugi, lekko zakrzywiony miecz, któremu nada imi Ródka Popiou. Ródka Popiou bya jego dusz. Tak mi kiedy powiedzia. Wujek Doj by swego rodzaju kapanem, ale nigdy nie zatrosz­czy si, aby dokadniej wyjani, na czym polega jego posuga. Najwyraniej jednak wyznawana przeze religia obejmowaa sztuki walki i wite miecze. W rzeczywistoci nie by niczyim wujkiem. Wujek to wród Nyueng Bao tytu wyraajcy szacu­nek, a najwyraniej wszyscy uwaali Doja za czowieka godnego najwyszego szacunku.

Od czasu oblenia Jaicur los Wujka Doja splót si z naszymi, zawsze wprowadzajc w nie wicej zamieszania ni korzyci. Wujek móg przez lata cae pta si nam pod nogami, a potem znikn na tygodnie, miesice czy cae lata. Ostatnio nie byo go przez ponad rok. Kiedy si pokaza, nawet przez myl mu nie przeszo, aby opowiedzie, co przez ten cay czas robi albo gdzie by; sdzc jednak tak z obserwacji Murgena, jak wasnych, wci pilnie poszukiwa swego Klucza.

Doprawdy interesujce, e zmaterializowa si tak szybko po tym, jak mnie owiecio. Zapytaam Sahr:

— Czy twoja matka opuszczaa moe dzisiaj magazyn?

— Mnie równie przyszo na myl to pytanie. By moe warto bdzie to sprawdzi.

Niewiele ciepa zachowao si we wzajemnych stosunkach matki i córki. Murgen z pewnoci nie by przyczyn tego stanu, jednak sta si jego symbolem.

Wujek Doj mia by rzekomo pomniejszym czarodziejem. Nigdy nie natrafiam na przekonujce wiadectwa tej hipotezy, wyjwszy moe tylko jego prawie nadnaturalne umiejtnoci szermiercze. By stary i jego stawy powoli sztywniay. Odruchów nie mia ju tak szybkich. Wci jednak nie potrafiam sobie wyobrazi nikogo, kto choby zblia si do jego poziomu. Ani te nie syszaam nigdy o nikim, kto powiciby swe ycie kawakowi stali w ten sposób, jak to on uczyni.

Po krótkim namyle doszam do wniosku, e by moe jednak dysponuj dowodami jego czarodziejskich zdolnoci. Nigdy nie mia najmniejszych kopotów z przedostaniem si przez labiryn­ty, jakie tworzyli Jednooki i Goblin, aby ustrzec nas przed wizytami niespodziewanych goci i mogcym wynikn z tego zamieszaniem. Ci dwaj powinni go zwiza, póki nie wyjani im, jak tego dokona.

Zapytaam Sahr:

— Jak chcesz to zaatwi?

Jej gos pobrzmiewa tonami ostrymi niczym odgos odamków krzemienia ocierajcych si o siebie:

— Jeli o mnie chodzi, to wrzucie go do ciemnicy, razem z Singhiem i Córk Nocy.

— Wróg mojego wroga jest moim wrogiem, co?

— Nigdy za bardzo nie lubiam Doja. Wedle zasad Nyueng Bao jest on wielkim i honorowym czowiekiem, bohaterem, któremu naley odda wszelki szacunek. I równoczenie jest wcieleniem wszystkiego, co w moim ludzie przepeniao mnie niesmakiem.

— Tajemniczo, co?

Na jej ustach zaigra nieznaczny umiech. Pod tym wzgldem bya taka sama jak pozostali Nyueng Bao.

— To mamy we krwi.

Tobo zauway, e patrzymy i rozmawiamy. Podskoczy w na­sz stron. By na tyle podekscytowany, e zapomnia ju o tym, i jest zawiedzionym modym czowiekiem.

— Mamo, Wujek Doj wróci.

— Te go widziaam. Powiedzia, czego tym razem chce?

Ostrzegawczym gestem delikatnie przykryam doni jej do. Nie warto wszczyna sporów.

Doj, rzecz jasna, wietnie zdawa sobie spraw z naszej obec­noci. Nigdy dotd nie spotkaam czowieka tak doskonale wia­domego tego, co dzieje si w caym otoczeniu. Niewykluczone, e sysza równie kade sowo, jakie wyszeptaymy. Nie po­stawiabym zamanego grosza na to, e czas osabi jego such. u ry i nie zwraca na nas adnej uwagi.

Zwróciam si do Sahry:

— Id i powiedz mu cze. Ja potrzebuj chwili, aby zrobi sobie twarz.

— Powinnam posa po Szarych. Niech zrobi najazd na to miejsce. Jestem ju tym wszystkim zbyt zmczona. — Nawet nie zatroszczya si, aby mówi ciszej.

— Mamo!

20

Bez mrugnicia wytrzymaam spojrzenie Doja. Moja twarz pozostaa chodna i opanowana. W gosie nie pobrzmiewa nawet odlegy ton emocji, gdy zapytaam:

— Co to jest Klucz? — Narayan Singh oraz Córka Nocy zwizani i zakneblowani, patrzyli, czekajc na swoj kolej.

W oczach Doja zaigraa ledwie widoczna iskierka zaskoczenia. Nie byam t, po której spodziewaby si inkwizytorskich zap­dów.

Znowu weszam wic w rol, tym razem egzekutora z gangu, który obrazi nas kilka lat temu, Yajry Wa. Gang wypad z interesu, za Vajra W przeniós si do lepszego wiata, jednak spadek, jaki mi zostawi, niekiedy okazywa si uyteczny.

Doj móg czerpa pociech z uzasadnionego przypuszczenia, e nie bdzie torturowany. Nie miaam zamiaru posun si a tak daleko. Przynajmniej w jego przypadku. Losy Kompanii i Nyueng Bao do tego stopnia sploty si z sob, e nie mogabym Doja potraktowa naprawd brutalnie, nie czynic sobie równo­czenie wrogów z naszych najlepszych sprzymierzeców.

Doj nic nie odpowiedzia. Nie oczekiwaam zreszt po nim cho odrobin wikszej wymownoci, ni mona si spodziewa po kamieniu. Cignam wic dalej:

— Musimy otworzy przejcie na równin lnicego kamie­nia. Wiemy, e ty nie posiadasz Klucza. Wiemy te, gdzie naley zacz poszukiwania. Z najwiksz radoci zwrócimy ci go, kiedy ju uwolnimy naszych braci. — Przerwaam, dajc mu czas, aby zaskoczy mnie odpowiedzi. Nie zrobi tego. — Ty zapewne masz swoje filozoficzne racje przemawiajce za tym, by nie otwiera drogi. W tej kwestii musimy ci rozczarowa. Droga zostanie otwarta. Tak czy inaczej. Przed tob stoi tylko wybór, czy wemiesz w tym udzia, czy nie.

Wzrok Doja umkn w bok dokadnie na uamek sekundy. Chcia co wyczyta z postawy Sahry.

Stanowisko Sahry byo cakowicie jasne. Jej m spoczywa pogrzebany pod równin lnicego kamienia. yczenia samotne­go kapana, tudzie jakie niejasne, nigdy do koca nie wyjanio­ne kwestie okultystyczne nie miay dla niej adnego znaczenia.

Nawet Banh Do Trang czy Ky Gota nie oferowali mu wyra­nego poparcia, aczkolwiek ostatecznie z pewnoci zdecyduj si opowiedzie za nim, choby moc inercji dziesitków lat.

— Jeli nie bdziesz z nami wspópracowa, wówczas nawet kiedy ju zrobimy co trzeba, nie zwrócimy ci Klucza. Poza tym to my decydujemy, jaki jest charakter wspópracy. Pierwszym jej krokiem jest pooenie kresu wieloznacznoci cechujcej zazwyczaj rozmow z Nyueng Bao, wymijajcym odpowiedziom i selektywnej guchocie.

Vajra W nie by postaci, któr bym szczególnie lubia. Imi wzi od mitycznych istot wowych, zwanych tutaj nagami, yjcych pod ziemi i drwicych z umiowania, jakim czowiek darzy swe dziea. Problem z t postaci polega na tym, e potrafiam wlizgn si w ni tak atwo, jakby zostaa na mnie skrojona. Aby sta si Vajr Wem, musiaam jedynie troch znieksztaci wasne emocje.

— Masz co, czego potrzebujemy. Ksig. — Teraz ju po­ruszaam si po omacku, majc nadziej, e poprawnie wydedukowaam lub wrcz intuicyjnie wyczuam tok rozmaitych niejas­nych wydarze, opierajc si na tym, co wydobyam z Murgena i lektury jego Kronik. — Ma mniej wicej tyle na tyle i jest gdzie taka gruba, oprawiona w garbowan skór. W rodku nie-wywiczonym charakterem pisma zapeniono karty w jzyku, którym nie mówi nikt od siedmiu stuleci. Jednym sowem, mowa o pierwszym tomie Ksigi Umarych, zagubionego witego tekstu Dzieci Kiny. By moe nie zdajesz sobie z tego sprawy.

Natomiast Narayan i nawet Córka Nocy wyranie zareagowali na moje sowa.

Cignam dalej:

— Ksiga zostaa wykradziona z fortecy Przeoczenia przez czarownika o imieniu Wyj. Ukry j, poniewa nie chcia, aby wpada w rce Duszoap, nie chcia te, eby dzieciak j za­trzyma. Ty albo widziae, gdzie on j schowa, albo natkne si na ni zaraz po tym, gdy to zrobi. Póniej tako ukrye j w miejscu tylko tobie wiadomym, niepomny faktu, e nic nie moe na zawsze pozosta w ukryciu. W kocu czyj wzrok spocznie na kadej rzeczy.

Ponownie daam Dojowi czas, by powiedzia co od siebie. Znowu nie skorzysta z tego.

— Moesz wic wybiera. Powiadam ci wszak, e stajesz si coraz starszy, e nastpca, którego sobie wybrae, pogrzebany jest pod równin wraz z moimi brami i e nie masz sprzymie­rzeców bardziej ci oddanych ni Gota, której entuzjazm wsze­lako budzi ostatnimi czasy pewne podejrzenia. Moesz zdecy­dowa, e nic nigdy nie powiesz, wówczas prawda powdruje za tob w mrok. Klucz jednak zostanie tutaj. W cudzych do­niach. Dano ci je? Czy Do Trang okaza si dobrym gos­podarzem? Czy kto nie zechciaby naszemu gociowi poda czego do picia? Nie chcielibymy przecie, aby nam zarzucono brak gocinnoci.

— Nie wydobdziesz z niego ani sowa — poskary si Jednooki, gdy tylko znalaz si tam, gdzie Doj nie móg ju go sysze.

— Nie oczekiwaam tego. Chciaam tylko, eby mia o czym myle przez jaki czas. Porozmawiajmy wic z t dwójk. Daj tu Singha, wyjmij mu knebel i odwró tak, aby nie móg odbiera znaków od dziewczyny. — Bya naprawd przeraajca. Nawet zwizana i zakneblowana, wrcz promieniowaa niepokojc si osobowoci. Umie j wród ludzi gotowych uwierzy, e zo­staa munita doni mrocznej boskoci, a zrozumiesz, dlaczego kult Kamców przeywa tak gwatowne odrodzenie. Ciekawe jednak, e byo to zjawisko ostatnich lat. e przez ponad dekad ona i Narayan byli uciekinierami rozpaczliwie próbujcymi za­chowa kontrol nad nielicznymi ocalaymi Dusicielami i uni­kajcymi agentów Protektorki, a teraz, dokadnie w chwili gdy m y mamy zamiar poszarpa kilka bród, o n i równie oznaj­miaj wszem i wobec, e przetrwali.

Nie miaam najmniejszych kopotów z wyobraeniem sobie, jak umys Gunni skojarzy te zjawiska, dopatrujc si w nich omenów i zowróbnych znaków zwiastujcych nadejcie Roku Czaszek.

— Narayan Singh — powiedziaam gosem wzitym od Vajry Wa. — Jeste naprawd upartym starcem. Dawno ju powi­niene umrze. By moe yjesz wci tylko z aski Kiny. Ale moe i z jej porki trafie w moje rce. — My, Yehdna, jestemy dobrzy w zrzucaniu wszelkiej winy na Boga. Nic nie moe si wydarzy, co pozostanie w niezgodzie z wol bosk. Wiadomo wic, e to nikt inny jak On zmierzy gboko brunatnej materii i z góry postanowi ci w ni cisn. — A eby nie mia wtpliwoci, s to donie splamione krwi.

Singh spojrza na mnie. Nieszczególnie si ba. Nie rozpozna mnie. Jeli nawet nasze cieki kiedy si skrzyoway, byam dla niego zbyt mao wana, aby mnie zapamita.

Córka Nocy jednak pamitaa. Mylaa, e jestem pomyk, której ju wicej nie popeni. Ja sdziam z kolei, e ona jest pomyk, której my nie powinnimy pod raz drugi popenia, jakkolwiek moe si okaza uytecznym narzdziem. Omale nie napdzia stracha Vajrze Wowi, który by przecie zbyt tpy, by pojmowa lk w kategoriach osobistych.

— Czujesz si zakopotany wydarzeniami, a jednak si nie boisz. Pokadasz wiar w swej bogini. Dobrze. Oto moje gwaran­cje. Jeli bdziesz wspópracowa, nie wyrzdzimy ci krzywdy. Niezalenie od tego, jakie s rachunki krzywd.

Nie uwierzy w ani jedno moje sowo i nie mogam go za to wini. To bya zwyka gadanina z rodzaju: „da komu iskierk nadziei", do której uciekali si ledczy, aby wymusi na skaza­nych kolaboracj.

— W takim razie ból dotknie kogo innego. Próbowa odwróci si, by spojrze na dziewczyn.

— Nie tylko j, Narayanie Singhu. Nie tylko j. Chocia od niej zaczniemy. Narayan, masz co, czego chcemy. My z kolei mamy wiele rzeczy, które mog okaza si dla ciebie cenne. Jestem upowaniona dokona wymiany, w obliczu przysigi zoonej wszystkim naszym bogom.

Narayan nie mia nic do powiedzenia. Na razie. Ale zaczyna­am wyczuwa, e moe nadstawi uszu na waciwie dobrane sowa.

Córka Nocy równie to wyczua. Zacza si nerwowo wierci w wizach. Próbowaa wydoby z siebie jaki odgos. Bdzie równie uparta jak jej matka i ciotka. To musi by co we krwi.

— Narayanie Singhu. W innym yciu bye sprzedawc wa­rzyw w miecie zwanym Gondowar. Kadego kolejnego lata wyruszae w drog, by prowadzi oddzia swoich tooga. — Singh wydawa si zmieszany i zbity z tropu. Czego takiego si nie spodziewa. — Miae on, imieniem Yashodara, któr na osobnoci nazywae Lili. Miae córk, Khadity — imi troch nazbyt szczliwie dobrane. Miae trzech synów: Val-miki, Sugriv i Aridath. Aridathy nigdy nie zobaczye na oczy, poniewa urodzi si dopiero po tym, jak Wadcy Cienia pognali w niewol wszystkich mczyzn Gondowaru zdolnych do nosze­nia broni.

Narayan z kad chwil wydawa si coraz bardziej zakopo­tany i zmieszany. Swoje ycie przed najazdem Wadców Cienia uwaa za zamknity rozdzia. Od czasu nieoczekiwanego wy­bawienia powici si bez reszty swej bogini i jej córce.

— Czasy, w których przyszo ci y, s tak niespokojne, e póniej zacze kierowa si cakowicie zrozumiaym zaoe­niem, i z twego poprzedniego ycia nic nie przetrwao nadejcia Wadców Cienia. Ale jest to faszywe zaoenie, Narayanie Singhu. Yashodara powia ci trzeciego syna, Aridath, i ya dostatecznie dugo, by widzie, jak zmieni si w dorosego mczyzn. Cho musiaa znosi wielk ndz i niedol, twoja Lilia zmara dopiero dwa lata temu. — W rzeczy samej, dokad­nie wtedy, gdy j odnalelimy. Wci nie wiedziaam na pewno, czy niektórzy z moich braci w swej gorliwoci zlokalizowania Narayana nie posunli si przypadkiem za daleko. — Dwaj twoi synowie, Aridatha i Sugriva, wci yj, podobnie jak twoja córka, Khaditya, chocia uywa obecnie imienia Amba, poniewa ku swemu przeraeniu dowiedziaa si, i jej wasny ojciec jest tym Narayanem Singhiem, którego otacza tak wielka niesawa.

Kradnc dziecko Pani, Narayan sam zadba o to, by jego imi trafio w poczet najwikszych otrów. Kady, kto skoczy swe lata, zna to imi i liczne ze opowieci, jakie si z nim wiza­y — wikszo z nich stanowia zreszt transpozycje lub hiper­bole historii wczeniej przypisywanych jakim innym ludzkim diabom, których haba zatara si powoli wraz z upywem lat.

Udao mi si przycign jego zainteresowanie, cho stara si demonstrowa obojtno. Rodzina jest najwaniejsza dla wszystkich z nas, moe tylko z wyjtkiem garstki.

— Sugriva wci pracuje w interesie warzywnym, aczkolwiek jego pragnienie ucieczki przed twoj reputacj zaprowadzio go najpierw do Ayodahk, a potem do Jaicur, kiedy Protektorka zdecydowaa, e chce na powrót zasiedli miasto. Uzna, e tam wszyscy bd obcy, wic bdzie móg stworzy dla siebie bar­dziej dogodn przeszo.

adnemu ze schwytanych nie umkno moje nieszczsne uy­cie sowa „Jaicur". Nie przyda im si to wprawdzie na nic, jednak bd ju wiedzieli, e nie pochodz z Taglios. aden Taglianin nie powie inaczej ni: Dejagore.

Cignam dalej:

— Aridatha wyrós na wspaniaego modego mczyzn, sil­nego i przystojnego. Teraz jest onierzem, sierantem w jednym z Miejskich Batalionów. Awansowa szybko. Poznano si na jego talentach. Istniej szans, e zosta desygnowany jako kandydat do stopnia oficerskiego, których Wielki Genera kaza wybra z caej armii.

Umilkam. Nikt inny nie odezwa si ani sowem. Niektórzy syszeli to wszystko po raz pierwszy, chocia Sahra i ja zaczy­my szuka tych ludzi ju dawno temu.

Podniosam si i wyszam z pomieszczenia, by nala sobie filiank herbaty. Nie potrafiam kadorazowo przestrzega regu herbacianych ceremonii Nyueng Bao. Oczywicie w ich oczach jestem barbarzynk. Nie lubi równie tych ich malekich filianek. Kiedy ju postanowi napi si herbaty, chc to zrobi na caego. Sparzy j mocn i wrzuci do rodka mnóstwo miodu. Znowu zajam miejsce przed Narayanem. Podczas mej nie­obecnoci nikt nie powiedzia ani sowa.

— A wic, ywy wity Dusicieli, czy naprawd wyzwolie si ze wszelkich okowów ziemskiego ycia? Czy moe chciaby znowu zobaczy sw Khadity? Bya taka maa, gdy odszede. Czy chciaby zobaczy swoje wnuki? Jest ich picioro. Wystar­czy, e powiem sowo, a w cigu tygodnia ju tu bd. — Upiam yk herbaty, spojrzaam Singhowi gboko w oczy i pozwoliam, by jego wyobrania zacza pracowa. — Ale z tob bdzie wszystko dobrze, Narayan. Mam zamiar osobicie tego dopil­nowa. — Uraczyam go umiechem Vajry Wa. — Czy kto zechce zaprowadzi tych dwoje do pokojów gocinnych?

— Nic wicej nie masz zamiaru zrobi? — zapyta Goblin, kiedy ju zostali wyprowadzeni.

— Mam zamiar pozwoli Singhowi pomyle o yciu, którym nie dane mu byo y. Niech rozway utrat tego, co jeszcze ze pozostao. Niech zdejmie go strach o los jego mesjasza. A prze­cie moe unikn tego wszystkiego, mówic nam po prostu, gdzie znale upominek, który zabra ze sob z kryjówki Du­szoap przy Kiaulune.

— Bez pozwolenia dziewczyny on nawet gbiej nie ode­tchnie.

— Zobaczymy, jak sobie radzi z podejmowaniem decyzji na wasn rk. Jeli bdzie si zbyt dugo upiera, a nas zacznie goni czas, moesz pooy na mnie zaklcie, aby myla, e ja to ona.

— A co z ni? — zapyta Jednooki. — Te chcesz apelowa do jej ycia osobistego?

— Tak. I zaczn od razu. Naó jej kilka tych zakl dawi­cych. Po jednym na kady nadgarstek i kostk. I podwójne wokó szyi. — Róne rzeczy robilimy, midzy innymi wypasalimy stada, a Jednooki i Goblin, z natury niewiarygodnie leniwi, opracowali dawice zaklcia, które zaciskay si, w miar jak zwierz odchodzio coraz dalej od zaznaczonego punktu. — To jest niezwykle zdolna kobieta, na dodatek ma po swojej stronie bogini. Wolaabym j zabi i mie z tym spokój, jednak jeli to zrobi, nic nie uzyskamy od Singha. Gdyby jednak ucieka, wolaabym, aby nie przeya próby. Chciaabym, by chocia pada bez zmysów z braku powietrza. Nie chc, aby miaa regularne kontakty z kimkolwiek z naszych ludzi. Pamitaj, co jej ciotka, Duszoap, zrobia z Wierzb abdziem. Tobo, czy abd powiedzia co, co moe by dla nas interesujce?

— On tylko gra w karty, pioszka. Przez cay czas gada, ale nic nie mówi. Troch tak jak Wujek Jednooki. Szept:

— Ty go nakonie, aby tak powiedzia, nieprawda, abi Pysku?

— Cay abd — powiedziaam. Przymknam oczy i rozmasowaam czoo kciukami i palcami wskazujcymi, próbujc odpdzi od siebie Vajr Wa. Jego gadzi brak empatii by naprawd peen pokus. — Jestem taka zmczona...

— Wobec tego, czemu, do diaba, wszyscy nie odejdziemy na emerytur? — zaskrzecza Jednooki. — Najpierw, przez okres caego cholernego pokolenia, by Kapitan i to jego gówno z nastp­nym rokiem w Khatovarze, od którego wrastalimy w gleb. Teraz wy, dwie kobiety i wasza wita krucjata wyzwolenia Uwizio­nych. Znajd sobie faceta, Dziewczynko. Spd rok na pieprzeniu si z nim do utraty zmysów. Nie uda nam si wycign tych ludzi. Zrozum wreszcie. Zacznij ich uwaa za nieywych.

Jego sowa brzmiay dokadnie jak gos zdrajcy, którego sysz w moich mylach kadej nocy przed pójciem spa. W kadym razie ta cz mnie, która wie, e Uwizieni nigdy ju nie wróc. Zapytaam Sahr:

— Czy moemy wywoa naszego ulubionego umarlaka? Je­dnooki, zapytaj go, co myli o naszym planie.

— Ba! abi Pysk si nim zajmie. Ja potrzebuj troch lekar­stwa na poprawienie kondycji.

Umiechajc si nieomal, mimo bolcych stawów, Gota wykutykaa z pomieszczenia w lad za Jednookim. Przez jaki czas nie bdziemy oglda tych dwojga. Jeli dopisze nam szczcie, Jednooki upije si szybko i straci wiadomo. Jeli nie, zataczajc si, bdzie chodzi wszdzie, szukajc zwady z Goblinem, i bdzie­my musieli go uspokaja. Co moe zmieni si w niez przygod.

— No dobrze. Oto nasz skarb. — Sahrze ostatecznie udao si sprowadzi Murgena z powrotem do szkatuki wypenionej mgiek.

— Opowiedz mi o biaej wronie — zaczam bez dalszych wstpów. Zmiesza si:

— Czasami si w ni wcielam. To nie zaley ode mnie.

— Dzisiaj wycignlimy Narayana Singha i Córk Nocy z Chór Bagan. Bya tam biaa wrona. Ciebie za nie byo tutaj.

— Nie byo mnie te tam. — Jeszcze wiksze zakopota­nie. — Nie pamitam, abym tam by.

— Sdz, e Duszoap to spostrzega. A ona zna swoje wrony. Murgen cign dalej:

— Nie byo mnie tam, ale pamitam, co si wydarzyo. To przecie nie moe mi si znowu dzia.

— Tylko si nie denerwuj. Opowiedz nam, co wiesz.

Murgen przystpi do opowiadania wszystkiego, co Duszoap powiedziaa i zrobia, od momentu gdy znikna z oczu naszym snajperom. Nie chcia nam wyzna, skd to wie. Nie przypusz­czam, by potrafi.

Sahra powiedziaa:

— Ona wie, e mamy Singha i dziewczyn.

— Ale czy wie, po co nam oni? Kompania ma zadawnione porachunki z t dwójk.

— Bdzie musiaa zobaczy ciaa, eby uzyska pewno, i nie chodzio o nic innego. Wci nie potrafi do koca uwierzy, e abd nie yje. Bardzo podejrzliwa kobieta, ta Protektorka.

— Z trupem Narayana rzecz bdzie atwa... jeli potrafimy tak zrobi, by wszystko wygldao wiarygodnie. Wszdzie do­okoa s miliony chudych, brudnych, maych staruchów ze sple­niaymi zbami. Ale z pewnoci brakuje nam dwudziestoletnich piknoci z bkitnymi oczami i skór bledsz ni ko soniowa.

— Szarzy zdecydowanie zaktywizowali si ostatnio — po­wiedziaa Sahra. — Cokolwiek podejrzewa i czegokolwiek si domyla, Protektorka nie chce, eby w jej miecie kto bawi si w jakie sztuczki.

— To kwestia, z któr Radisha mogaby polemizowa. Co przypomina mi o sprawie, która ju od dawna koacze si gdzie w gbi mej pamici. Posuchaj i powiedz mi, co o tym mylisz.

21

W miar jak adepci Bhodi przeciskali si przez tum, gapie — z pocztku jeden, dwóch, potem coraz wicej — sigali, by dotkn ich pleców. Wierni znosili to z wyran niechci. Wiedzieli, e wielu ludzi cigna tu nadzieja pochej rozrywki.

Cay rytua przebiega jak przedtem, jednak w zdecydowanie szybszym tempie; jasne równie byo, e Szarzy spodziewali si kopotów i z góry opracowali plan dziaania.

Klczcy kapan w pomaraczowych szatach wybuchn po­mieniem dokadnie w tej samej chwili, gdy Szarzy zaczli usu­wa pomocników zagradzajcych do drog.

Kb dymu wystrzeli w gór. Wewntrz uformowaa si czaszka Czarnej Kompanii, uroczne oko zdawao si spoglda gboko w dusze wszystkich wiadków. Powietrze poranka wy­peni gos:

— Wszystkie ich dni s policzone.

A drewniana kurtyna osaniajca prace nad odbudow jakby oya. Ponce cytrynow óci litery wielkoci czowieka go­siy: „Woda pi" i „Braciom nie pomszczonym". Pezay powoli w ty i w przód.

Ponad gowami, na parapecie murów zmaterializowaa si sama Duszoap. Jej sylwetka a zastyga z gniewu.

Nie mina sekunda i od poncego adepta uniosa si jeszcze wiksza chmura dymu. Rozbysa w niej twarz — najlepsze przedstawienie oblicza Kapitana, na jakie byo sta Goblina i Jednookiego — i oznajmia zdjtym trwog i pogronym w milczeniu tysicom:

,Rajadharma! Powinno Królów. Abycie to wiedzieli: Wadza królewska na zaufaniu polega. Król jest najwyej wy­niesionym, ale i najbardziej pokornym sug ludu".

Zdecydowaam si wymkn z tumu. Protektork z pewnoci rozgniewa to do tego stopnia, e moe zareagowa jakim im­pulsywnym i niszczycielskim czynem.

A moe i nie. Nie sposób byo przewidzie, co ona zrobi. Chwil póniej poczuam jednak nagy powiew wiatru. Rozgoni chmur dymu. Roznieci jednak równoczenie pomienie trawice adepta Bhodi. Dookoa rozszed si zapach spalonego misa.

22

Kiedy Mistrz Santaraksita chcia wiedzie, dlaczego si spó­niam, powiedziaam mu prawd.

— Nastpny adept Bhodi dokona samospalenia przed bram Paacu. Poszedem to zobaczy. Nie potrafiem si powstrzyma. W caej sprawie byy te jakie czary. — Opisaam to, co widziaam. Podobnie jak wczeniej wielu naocznych wiadków, Santaraksita zdawa si jednoczenie zaintrygowany i peen awersji.

— Dorabee, jak ci si wydaje, dlaczego ci wyznawcy to robi?

Doskonae wiedziaam, dlaczego to robi. Nie trzeba byo geniusza, by przedstawi sobie ich motywacje. Jedynie ich deter­minacja moga stanowi zagadk.

— Próbuj przekaza Radishy, e nie wywizuje si ze swych zobowiza wobec ludu Taglios. Uznali sytuacj za tak rozpacz­liw, e postanowili uciec si do rodków, których nie sposób zignorowa.

— Ja równie sdz, e tak wanie rzecz wyglda. Pozostaje jednak pytanie: Co moe zrobi Radisha? Protektorka nie ustpi tylko dlatego, e kilku ludzi uwaa, i jej rzdy stanowi za­groenie dla Taglios.

Mam dzisiaj duo do zrobienia, Sri, a czasu zostao niewiele.

— Id, id. Ja musz zwoa zebranie bhadrhalok. By moe uda nam si dostarczy Radishy rodków, które pozwol zago­dzi nacisk twardego buta, pod którym trzyma nas Protektorka.

— Powodzenia, Sri. — Bdzie mu potrzebne. Tylko najbar­dziej okropny umiech losu ze wszystkich, jakie zdarzyy si od pocztku czasu, moe dostarczy jemu i jego przyjacioom na­rzdzi do zaatwienia Duszoap. Poza tym istniay spore szans, e bhadrhalok nie maj zielonego pojcia, jak niebezpiecznego przeciwnika sobie wybrali.

Zamiotam, wytaram wszystko na mokro, sprawdziam puap­ki na szczury i dopiero po duszej chwili zdaam sobie spraw, e niemale wszyscy opucili bibliotek. Zapytaam wic starego kopist, Baladity, dokd poszli. Poinformowa mnie, e pozo­stali kopici umknli, gdy tylko starsi bibliotekarze udali si na swoje spotkanie bhadrhalok. Wiedzieli, e tamci do niczego nie dojd, lecz jedynie spdz cae godziny na narzekaniach, bezsensownym gadaniu i kótniach, postanowili wiec zrobi sobie wakacje.

Nie bya to sposobno, któr mona przegapi. Zaczam przeglda ksigi, posunam si nawet do tego, by zajrze do zastrzeonego dziau. Baladitya nie mia o niczym pojcia. Nie potrafiby dostrzec nic, co znajdowao si dalej ni trzy stopy od jego nosa.

23

Jaul Barundandi przyda Minh Subredil do pomocy dziew­czyn o imieniu Rabini, a potem posa je, by posprztay prywatne apartamenty Radishy pod kierunkiem kobiety o imieniu Narita, tustej, wstrtnej jdzy owadnitej przesadnym przeko­naniem o wasnej wanoci. Narita skarya si Barundandiemu:

— Potrzebuj jeszcze co najmniej szeciu kobiet. Gdy skocz z pokojami królewskimi, musz jeszcze posprzta komnat rady.

— A wic proponuj, by sama chwycia za miot. Wróc za kilka godzin. Spodziewam si zobaczy znaczny postp robót. Daem ci najlepsze pracownice, jakie miaem pod rk. — I Ba­rundandi poszed sobie, aby dokucza komu innemu.

Gruba baba ruszya na Subredil i Rahini. Subredil nie miaa pojcia, kim bya Narita. Nie pracowaa ona nigdy przedtem w komnatach królewskich. Kiedy Subredil krya dookoa ze cierk, wyszeptaa:

— Kim jest ta kobieta, taka zoliwa? — Musna palcami swojego Ghanghesh.

Rahini zerkna w prawo i w lewo, ale nie odwaya si unie spojrzenia.

— Z pewnoci nietrudno byoby ci j zrozumie. Ona jest on Barundandiego.

— Wy dwie tam! Nie paci si wam za plotkowanie.

— Wybacz, pani — powiedziaa Sahra. — Nie wiedziaam, co mam teraz robi, a nie chciaam ci kopota.

Tusta kobieta nachmurzya si na moment, ale potem swoje niezadowolenie skierowaa w inn stron. Rahini umiechna si nieznacznie i wyszeptaa:

— Jest dzisiaj w dobrym nastroju.

W miar jak mijay godziny, a kolana, donie i wszystkie minie zaczynay coraz bardziej bole, Sahra powoli pojmowaa, e ona i Rabini zostay przydzielone onie Barundandiego bar­dziej z powodu tego, kim byy, nili dla pracy, któr potrafiy wykonywa. Nie byy nazbyt bystre i nie naleay te do szcze­gólnie atrakcyjnych pracownic. Barundandi chcia, aby Narita uwierzya, e takie wanie kobiety zawsze zatrudnia. We wszyst­kich innych przypadkach, niewtpliwie on i jego pomocnicy bez skrupuów skorzystaliby z przewagi, jak daje im posiadana czstka wadzy nad skrzywdzonymi i ponionymi.

Nie by to dzie szczególnie sprzyjajcy poszukiwaniom. Pra­cy byo wicej, nili trzy kobiety potrafiy wykona. Sahra nie miaa wic adnych szans na to, by zgromadzi kilka dodat­kowych stronic ukrytych Kronik. A potem w jednej chwili, ledwie kilka godzin po wicie, atmosfera w Paacu nagle zrobia si swobodniejsza. Tu i ówdzie mona byo dostrzec wielkich i potnych, jak przemieszczaj si z miejsca na miejsce. Powoli zaczynay te dociera plotki, jakby cudem przenikajc przez kamienne ciany. Kolejny adept Bhodi znalaz mier w ogniu u bram Paacu, co Radish kompletnie wytrcio z równowagi. Sama Narita doniosa im:

— Jest bardzo przestraszona. Dziej si rzeczy, nad którymi nie ma adnej kontroli. Udaa si do Komnaty Gniewu. Ostatnio czyni to nieomal codziennie.

— Do Komnaty Gniewu? — wymruczaa Sahra. Nigdy przed­tem o niej nie syszaa, ale nieczsto przecie zdarzao jej si pracowa w komnatach pooonych tak blisko serca Paacu. — Co to jest, prosz pani?

Pooone na uboczu pomieszczenie, w którym moe wy­rywa sobie wosy i rozdziera szaty, wcieka si i paka, a jej uczucia nie zatruwaj otoczenia. Nie wyjdzie stamtd, póki nie bdzie w stanie ukaza wiatu cakowicie spokojnego oblicza.

Subredil zrozumiaa: To bya rzecz Gunni. Tylko Gunni po­trafiliby wpa na taki pomys. Religia Gunni personifikowaa wszystkie elementy ludzkiego otoczenia. Miaa boga, bogini, demona czy dew, rakszas, wreszcie jaksz, czy kogo tam jeszcze, dla kadego przedmiotu i czynnoci, ci zazwyczaj byli nadto wyposaeni w kilka aspektów i awatarów oraz rozmaite imiona. W takiej sytuacji wielu sporód nich stracio ostatnio na znaczeniu, co nie zmienia faktu, e od dawna naprawd rzdzili wiatem.

Jedynie skrajnie bogaci Gunni mogli sobie pozwoli na kaprys w rodzaju Komnaty Gniewu — Gunni skazani na posiadanie tysica pomieszcze, z których nie byo adnego poytku.

Póniej tego samego dnia Subredil znalaza sposób, by j przydzielono do suby w wieo opustoszaej Komnacie Gnie­wu. Pomieszczenie byo niewielkie i nie zawierao nic prócz maty lecej bezporednio na wypolerowanej drewnianej po­dodze i malekiej kapliczki powiconej przodkom. Peno w niej byo dymu, a zapach kadzide wrcz odbiera oddech.

24

— Dobrze si stao, e nie miaam przy sobie ani jednej stronicy z Kronik — powiedziaa mi póniej Sahra. — Szarzy przeszukiwali nas, kiedy wychodziymy. Jedna kobieta o imieniu Yancha próbowaa ukra maleki srebrny kaganek. Cay jutrzej­szy ranek spdzi na odbywaniu „kary" wymierzanej jej przez Barundandiego.

— Czy szef Barundandiego wie, co on robi?

— Nie przypuszczam. Czemu?

— Mogybymy go tak zmanipulowa, aby si zdradzi. A po­tem go wyda.

— Nie. Barundandi jest diabem, którego znamy. Uczciwym czowiekiem trudniej byoby manipulowa.

— Gardz nim.

— Dlatego e jest godny pogardy. Czym nie róni si szcze­gólnie od innych mczyzn na stanowiskach zapewniajcych im t drobn porcj wadzy. Ale nie jestemy tu po to, aby refor­mowa Taglios, pioszka. Naszym celem jest znalezienie spo­sobu na uwolnienie Uwizionych. I nkanie naszych wrogów, kiedy nie stoi to w sprzecznoci z celami pierwotnej misji. A dzi udao nam si odwali porzdny kawa roboty. Radish zupenie zdruzgota nasz przekaz.

Sahra powiedziaa mi, co odkrya. Potem ja opowiedziaam jej o wasnym drobnym zwycistwie.

— Dzisiaj dostaam si midzy regay zbiorów zastrzeonych. I znalazam co, co moe by oryginaem jednego z tomów Kronik, których kopie ukrylimy w Paacu. Znajduje si w opakanym stanie, ale w sumie jest tam i wci nadaje si do czytania. Ponadto by moe gdzie s pozostae tomy. Zdoaam przejrze tylko cz prohibitów, bo potem musiaam pomóc Baladityi w szukaniu pantofli, eby jego wnuk móg odprowadzi go do domu.

Ksika leaa na blacie stou, poklepaam j z dum. Sahra zapytaa:

— Czy nikt si nie zorientuje w braku?

— Mam nadziej, e nie. Zastpiam j jednym ze sple­niaych odrzutów, które ocaliam przed mietnikiem. Sahra ucisna moj do.

— Dobrze. Dobrze. Ostatnio wszystko zaczyna i coraz le­piej. Tobo, moe by poszed poszuka Goblina? Mam pewien pomys, o którym chciaabym z nim porozmawia.

Powiedziaam:

— Sprawdz, jak si miewaj nasi gocie. By moe który gotów jest wyszepta mi prosto do ucha sodkie wyznanie.

Ale tylko abdziowi potrzebne byy moje uszy, na dodatek bynajmniej nie dlatego, e chcia mi szepta jakiekolwiek wy­znania. Na swój sposób by równie niepoprawny jak Jednooki, chocia w jego stylu bycia trudno byo znale co jednoznacznie obraliwego. Nie sdziam, aby abd by czowiekiem z gruntu zepsutym. Podobnie jak wielu innych pad ofiar zbiegu okolicz­noci, a potem ju tylko ze wszystkich si stara si trzyma gow ponad wirami nurtu wydarze.

Wujek Doj najwyraniej nie by zadowolony z warunków, jakie mu zapewnilimy, chocia nikt nie uwaa go za winia.

— Z pewnoci damy sobie rad równie bez tej ksiki — poinformowaam go. — W kadym razie i tak wtpi, abym bya w staniej przeczyta. Gównie chodzi mi o to, eby si upewni, e nie trafi z powrotem w rce Kamców. Tym, czego naprawd potrzebujemy, jest twoja wiedza.

Doj by upartym staruchem. Nie odkry w sobie jeszcze ladu gotowoci na adne ukady czy szukanie sprzymierzeców.

Zanim poegnaam si z nim, zapytaam jeszcze:

— Czy wszystko musi umrze wraz z tob? Czy bdziesz ostatnim Nyueng Bao, który przestrzega zasad Drogi? Thai Dei nie zostanie twoim nastpc, jeli na zawsze utkwi pogrzebany pod lnic równin. — Mrugnam do. Rozumiaam Doja lepiej, ni mu si wydawao. Jego problem nie polega na wewntrznym konflikcie wyznawanych zasad moralnych, lecz stanowi kwesti kontroli. On chcia po prostu robi wszystko na swój sposób i zwyczajnie nie da sob manipulowa.

Sam do mnie w kocu przyjdzie, jeli nieustannie bd mu przypominaa o jego moralnoci, o braku syna czy choby ucznia. Nyueng Bao syn ze swego uporu, jednak nawet oni nie postawi wasnej niechci do przystosowania si ponad wszelkie swe nadzieje i marzenia.

U Narayana byam do dugo, by przypomnie mu, i wy­rzdzenie mu krzywdy nie ley w naszym interesie, ale e jedynym powodem, dla którego wci jeszcze Córce Nocy nic si nie stao, jest nadzieja zapewnienia sobie jego wspópracy.

— Przez jaki czas moesz trwa jeszcze w swym uporze. Zanim zajmiemy si tylko tob, musimy jeszcze zaatwi kilka spraw, ale potem skupimy si na zniszczeniu wszystkich twoich snów.

Do tego mniej wicej sprowadzaa si moja praca z kadym z winiów. Zmusi ich, by pooyli na szali wszystkie swoje sny i nadzieje. Tym sposobem by moe znajd nawet jak boczn furtk do historii, zyskujc tak saw czy niesaw, jak Duszoap i Stwórca Wdów, jak Cie Burzy i Dugi Cie — zostan zapamitana na zawsze jako Morderca Snów.

Oczyma wyobrani zobaczyam siebie sam dryfujc poprzez noc jak Murgen; bez ciaa, wlokam za sob bezdenny worek ciemnej nocy, do którego upchaam wszystkie sny, jakie udao mi si skra niespokojnym picym. W wizji tej byam praw­dziwym staroytnym rakszas.

Córka Nocy nawet nie podniosa wzroku, kiedy przyszam zobaczy, co porabia. Siedziaa zamknita w klatce, której Banh Do Trang uywa do trzymania najbardziej niebezpiecznych dzikich zwierzt. Czasami byy to pantery, zazwyczaj jednak tygrysy; w peni wyronity samiec tygrysa wart by fortun na rynku rodków farmakologicznych. Ona zostaa zakuta w a­cuchy. Kotom nigdy ich nie zakadano. Poza tym, jak podej­rzewam, w jej yach kryo sporo opium i wilczej jagody, którymi przyprawiano jedzenie. Nikt nie chcia potem aowa, e nie doceniono jej moliwoci. Historia jej rodziny stanowia jeden wielki katalog potwornoci. Poza tym przy jej boku staa bogini.

Rozum podpowiada, abym zabia j od razu, zanim Kina znów po czci otrznie si ze snu. Dziki temu przez reszt mego ycia mogabym chodzi po ziemi, nie obawiajc si koca wiata. Spodzenie Córki Nocy zajoby mrocznej bogini poko­lenia.

Rozum jednake konstatowa równoczenie chodno, e gdy dziewczyna umrze, Uwizieni spdz reszt ycia w jaskiniach pod lnic równin.

Po duszej obserwacji dziewczyny pojam, e bynajmniej nie jestem zwyczajnie ignorowana. W ogóle miaa pojcie o mo­jej obecnoci. Jej umys bka si jednak gdzie indziej. Co bynajmniej, nie rodzio miych przeczu. Jeli Kina potrafia oddzieli jej dusz od ciaa, podobnie jak zrobia z Mur­genem...

25

Mistrz Santaraksita zatrzyma si, eby mi powiedzie: — To bardzo adnie z twojej strony, e zatroszczye si wczoraj o Baladity, Dorabee. Zupenie o nim zapomniaem, tak bardzo spieszyo mi si na zebranie bhadrhalok. Jednak powi­niene w tej sprawie zachowa pewien umiar, inaczej jego wnuk bdzie oczekiwa, e zamiast niego odprowadzisz starego do domu. Ze mn tego te próbowa.

Nie spojrzaam mu w oczy, chocia duo bym daa, eby widzie, co w nich byo. W jego gosie wyczuwaam pewne napicie, zdradzajce, e co chodzi mu po gowie. Jednak ju i tak zbyt swobodnie traktowaam reguy konstrukcyjne postaci Dorabee. On z pewnoci nie potrafiby spokojnie spojrze w oczy przedstawicielowi kasty kapaskiej.

— Zrobiem tylko to, co naleao, Mistrzu. Czy nie uczy si nas, bymy okazywali szacunek i pomagali starszym? Jeli nie bdziemy tak postpowa za modu, kto nas bdzie szanowa i nam pomaga, gdy stracimy siy?

— W rzeczy samej. Niemniej, wci zdumiewasz mnie i in­trygujesz, Dorabee.

Chciaam uciec od niewygodnego dla mnie tematu, wic zapytaam:

— Czy spotkanie bhadrhalok okazao si konstruktywne, Mis­trzu?

Santaraksita zmarszczy czoo, po chwili jednak si umiechn.

— Jeste bardzo subtelny, Dorabee. Nie. Oczywicie, e nie. Jestemy bhadrhalok. Rozmawiamy. Nie dziaamy. — Przez chwil w jego tonie pobrzmiao szyderstwo skierowane pod adresem wasnej klasy. — Wci jeszcze bdziemy debatowa nad form, jak winien przybra opór, kiedy Protektorka umrze ju ze staroci.

— Czy to prawda, co mówi, Mistrzu? e ona liczy sobie ju czterysta lat, a wci wiea jest niczym panna moda? — Nie musiaam tego wiedzie, po prostu chciaam t konwersacj podtrzyma zaskakujce zainteresowanie Santaraksity moj osob.

— Tak chyba gosi wiedza potoczna, której ródem s pomo­cni najemnicy i ci podróni, których Radisha przyja do siebie.

— Zapewne wic musi by wielk czarownic.

— Czy sysz w twoim gosie nutk zazdroci?

— Czy nie wszyscy bdziemy y wiecznie? Spojrza na mnie dziwnym wzrokiem.

— Zaiste bdziemy, Dorabee. To ycie jest jedynie przej­ciowym etapem.

Niewaciwie si wyrazie, Dorabee Dey.

— Chodzio mi o ycie na tym wiecie. Ja jestem zasadniczo zadowolony z bycia Dorabee Dey Banerjae.

Santaraksita zmarszczy lekko czoo, ale puci me sowa mimo uszu.

— Jak postpuj twoje studia?

— Wspaniale, Mistrzu. Szczególnie podobaj mi si teksty historyczne. Odkrywam w nich tak wiele interesujcych opowie­ci o przeszych wydarzeniach.

— Cudownie. Cudownie. Jeli mog ci w jaki sposób po­móc...

Zapytaam wic:

— Czy istnieje pisany jzyk Nyueng Bao? Albo czy moe kiedy istnia?

Tym pytaniem zabiam mu chyba wieka.

— Nyueng Bao? Nie mam pojcia. Dlaczegó na wszystkie nieba, miaby...

— Chodzi o co, co widziaem kilkakrotnie w pobliu miej­sca, gdzie mieszkam. Nikt nie ma pojcia, co to oznacza. Nyueng Bao, którzy tam yj, nie chc nic powiedzie. Ale nigdy nie syszaem, eby posugiwali si pismem.

Na chwil opar do na moim ramieniu.

— Dowiem si dla ciebie. — Czuam, jak jego palce dr. Wymrucza co niezrozumiaego i szybko odszed.

26

Doszy nas plotki, e wyznawcy Bhodi nie byli szczególnie uradowani, i wtrcilimy si w ich przedstawienie pod bram Paacu. Zastanawiaam si, co sobie pomyl, gdy do ich uszu dotr wieci o naszym przedsiwziciu w Semchi. Wszystko razem ukadao si jak najlepiej. Chyba e Duszoap mylaa znacznie dalej w przód, nili ktokolwiek z nas w najmielszych snach podejrzewa.

Murgen odnalaz oddzia Poronionego ju daleko na drodze do wioski. Jechali znacznie szybciej ni grupa, któr Protektorka wysaa dla zrbania Drzewa Bhodi. Tamci byli liczniejsi od naszych towarzyszy, jednak nie spodziewali si oporu. Za kilka dni przekonaj si, jaki wiat potrafi by paskudny.

Paskudna bya te pogoda w miecie. Nadesza pora burz. Nie zdyam na czas do domu, poniewa zatrzymaa mnie rozszalaa nawanica z piorunami, która zalaa nadto par ulic, inne za pokrya warstw gradu o ziarnach rednicy cala. Kangali i inne dzieciaki wylegy na zewntrz, próbujc zbiera lód i piszczc z bólu za kadym razem, gdy gradowa kula uderzaa w nieoso­nit skór. Przez krótk chwil powietrze byo tak chodne, e ledwo dawao si wytrzyma. Potem jednak burza posza dalej i powróci upa gorszy ni wczeniej. Odór miasta jeszcze si wzmóg. Jedna burza nie wystarczy, eby je oczyci, powoduje tylko, e wszystko zaczyna wypywa na wierzch. Przez nastp­nych kilka dni owady bd si naprzykrza jeszcze bardziej ni kiedykolwiek dotd.

Przycisnam do piersi swój ciar i powiedziaam sobie, e przecie nie musz ani chwili duej tkwi w tym szambie.

— Znajd jeszcze jedn i bd miaa ju wszystko, co moe mi ofiarowa biblioteka. — Moja nowa zdobycz leaa otwarta wprost na widoku. Rzecz jasna, nikt nie potrafi jej przeczyta. Nawet ja. Byam jednak przekonana, e posiadam wanie kolej­ny oryginalny tom z trzech pierwotnie zaginionych Kronik. By moe nawet pierwszy, tak zia obcoci. Drugi, który znalazam, najwyraniej zapisany zosta tym samym alfabetem, aczkolwiek znacznie zmodyfikowanym i nieco przypominajcym uywany w przeznaczonym do wyrzucenia wolumenie, który udao mi si ocali. Jeli jzyk by ten sam, ostatecznie bd w stanie go rozszyfrowa.

Jednooki zachichota.

— No. Masz wic wszystko oprócz kogo, kto by to dla ciebie przetumaczy. Wszystko oprócz nowego chopaka. — Upiera si przy tym, e Kustosz Santaraksita z pewnoci chce mnie uwie. I e zami mu serce, kiedy mu si w kocu uda i odkryje, e jestem kobiet.

— Dosy ju tego gadania, ty obleny staruchu.

— Powicenie dla sprawy, Dziewczynko. — I gestami pró­bowa mi zasugerowa, co mam zrobi. Znowu pi. A moe wci.

Pojawia si Sahra. Cisna w moim kierunku gruby zwitek stronic.

— Moesz, Jednooki? Znajd Goblina. Jest robota do wyko­nania. — Mnie za zapytaa: — Dlaczego sobie na co takiego pozwalasz?

— On jest niegrony. I z pewnoci jest ju zbyt stary, eby si zmieni. A jeeli akurat mi dokucza, wiadomo przynajmniej, e nie pakuje si w co, co moe sprowadzi mier na nas wszystkich.

— A wic jednak powicasz si dla sprawy.

— Co w tym rodzaju. To akurat byo atwe. — Pojawi si Goblin. — Co si stao Jednookiemu?

— Podczy si do szlaucha. Co mam teraz zrobi? Sahra powiedziaa:

— Mog si dosta do Komnaty Gniewu. Reszta zaley od ciebie.

— Zrób to, a nigdy nie bdziesz ju moga wróci do Paacu. Zdajesz sobie z tego spraw, co?

— O czym wy mówicie? — zapytaam. Odpowiedziaa Sahra:

— Przyszo mi do gowy, e moglibymy uprowadzi Radis­h. Przy odrobinie szczcia i sporej pomocy ze strony Goblina oraz Jednookiego.

— Goblin ma racj. Jeli to zrobisz, wszystko wyjdzie na jaw, i wtedy lepiej, ebymy znajdowali si setki mil std. Mam lepszy pomys. Jeli ju musimy zdradzi to, e potrafimy wedle woli wchodzi i wychodzi z Paacu, zróbmy to w jakim akcie terrorystycznym skierowanym przeciwko Duszoap. Znajdziemy jeden z jej dywanów i zrobimy co takiego, by rozlecia si pod ni, kiedy bdzie pdzia dwiecie stóp ponad ziemi.

— Dobrze mylisz, pioszka. Wpisz to na swoj list, Sahra. Naprawd chciabym przy tym by. Widok pewnie byby taki, jak wówczas gdy Wyj wpakowa si prosto w cian Wiey w Uroku. Czowieku, bieg chyba co najmniej trzy razy szybciej, ni potrafi ko, no i uderzy w cian. up! Wosy, zby i gaki oczne rozsmarowane po caej...

— Przecie wyszed z tego, ty idioto. — Wróci Jednooki. — W tej chwili spoczywa pod równin razem z naszymi chop­cami. — Charakterystyczny smród jednoznacznie zdradza, e Jednooki skorzysta z chwili przerwy, by zaaplikowa sobie lecznicz dawk.

— Przestacie. Ju. — Dzisiejszego wieczoru Sahra bya bar­dzo draliwa. — Naszym nastpnym krokiem bdzie neutraliza­cja Chandry Gokhale. Ju zdecydowalimy. Innymi rzeczami moemy si martwi potem. Zauwayam:

— Bdziemy musieli odwiey nasze procedury ewakuacyj­ne, na wypadek gdyby trzeba byo szybko wynosi si z Taglios. Im wiksza aktywno, tym wiksze szans, e co pójdzie le. A w takim wypadku Duszoap natychmiast wsidzie nam na karki.

Goblin zauway:

— Ona nie jest gupia, jest tylko zwyczajnie leniwa. Zapytaam Sahr:

— Odwoaa ju swoje cienie?

— Nie mam pojcia. Nic nie syszaam. Goblin zacz narzeka.

— Tym, czego naprawd potrzebujemy, jest recepta na oby­wanie si bez snu. Przez jaki rok. Pozwól mi obejrze Ghanghesh Minh Subredil.

Sahra posaa Tobo, by przyniós posek. Chopak potrafi by znacznie mniej nieprzyjemny, jeli znajdowa si wród ludzi.

Gdy do rodka wjecha Banh Do Trang, popychany przez jednego ze swoich ludzi, zapado milczenie. Przybysz umiechn si, jakby z prywatnego artu. Uwielbia nas zaskakiwa.

— Jeden z moich ludzi doniós mi, e paru obcych schwytao si w mylce sieci. Z pozoru s zupenie niegroni. Starzec i niemowa. Kto powinien w jaki nie budzcy podejrze sposób wyprowadzi ich i skierowa na waciw drog.

Syszc te wieci, poczuam przeszywajcy mnie lekki dreszcz, jednak moja wiadomo nie chciaa dopuci do siebie prawdy, póki biedni, przepracowani Tobo i Goblin — ten drugi te poszed, ale trzyma si z dala, kiedy chopiec odprowadza intruzów w bezpieczne miejsce — nie wrócili i Goblin nie doniós:

— Wydaje mi si, e twój chopak poszed za tob do domu, Spioszka.

— Co?

— Otó by to przeraony stary czowiek, który próbowa wywrze na Tobo wraenie faktem, i jest bibliotekarzem. — Wielu Taglian zaiste byoby pod wraeniem. Umiejtno czy­tania sama w sobie stanowia tutaj rodzaj czarów — Na swego pomagiera mówi Chaas. A wczeniej powiedziaa...

Jednookiego niemale skrcio ze miechu.

— Dziewczynka jest prawdziwym poeraczem mskich serc! Cholera, oddabym wszystko, eby tam by, kiedy stary gupiec wsunie swoje apy w jej spodnie i nie znajdzie tam tego, czego szuka.

Poczuam, e rumieni si ze wstydu. Nie sdz, aby przyda­rzyo mi si to kiedykolwiek od czasu, jak mój wujek Rafi po raz pierwszy wsun rk pod moje sari i znalaz tam to, czego szuka. Ten cholerny gupiec, Santaraksita! Dlaczego w ten sposób musia wszystko skomplikowa?

— Do ju tego! — warkna Sahra. — Jutro ma si odby posiedzenie Tajnej Rady. Myl, e moemy z niego skorzysta, aby dopa Gokhale. Ale bd musiaa zabra ze sob Saw i Shikhandini.

— Dlaczego? — zapytaam. Nie miaam najmniejszej ochoty wraca do Paacu.

— To wietnie — uradowa si Jednooki. — Nie pokaesz si jutro w bibliotece, a stary kozio gotów jest jcze i skowyta, i zastanawia si, co si stao, czy to wszystko przypadkiem nie jest jego wina, nawet jeli doskonale bdzie wiedzia, e nie ma sposobu, by moga si dowiedzie, e ledzi ci do domu. On ju pokn haczyk, Dziewczynko. Wszystko, co musisz teraz zrobi, to wycign go na brzeg.

Sahra warkna po raz wtóry:

— Powiedziaam...

— Poczekaj chwil. By moe on ma racj. Zaómy, e zagram w gr Santaraksity? A do chwili gdy zrobi dla mnie moje tumaczenia? Moemy nawet doczy go do naszej kolek­cji. Nie przypuszczam, by mia liczn rodzin. Dlaczego nie przyjrzymy si z bliska caej sprawie, nie stwierdzimy, ile czasu musi min, by ludzie zaczli si zastanawia, gdzie znikn?

— Och, ale ty jeste paskudna, Dziewczynko — powiedzia Jednooki. — Naprawd jeste poda.

— Moesz si sam o tym przekona którego dnia, jeli dalej bdzie na mnie wazi.

— A co z Gokhale? — zapytaa Sahra.

— W porzdku. Dlaczego zabierasz i mnie, i Tobo?

— Tobo po to, by w pewnym momencie zaczo go swdzie i poczu, e musi si podrapa. Ty nas bdziesz osania. Tak na wszelki wypadek. Niech Tobo zabierze flet. — Flet Tobo stanowi zminiaturyzowany model miotajcych ogniste kule bam­busów. — Moe przekaza go tobie, gdy tylko wejdziemy do rodka. — Tobo bra ten instrument za kadym razem, gdy towarzyszy matce do Paacu. Próbowalimy zawsze uprzedza ewentualne kopoty. — I chc te, eby wspomnienia o tobie byy wiee w pamici Jaula Barundandi. A na pewno ju bd musiaa ci mie ze sob, kiedy porw Radish. Goblin, co moesz zrobi z moim Ghanghesh?

Nikt inny na caym wiecie nie odwayby si w tak bezpo­redni sposób kierowa maym czarodziejem. Ale Sahra to bya Sahra. Nie musiaa niczego si ba.

Zacza zbiera si do wyjcia. Miaam jeszcze inne rzeczy do zaatwienia. Tobo zapyta:

— Czy mog pokaza twoje Kroniki Murgenowi? Powiedzia, e chce je przeczyta.

— Midzy wami zaczo si jako ukada?

— Tak myl.

— Dobrze. Niech je obejrzy. Powiedz mu tylko, eby nie patrzy na nie zbyt krytycznym okiem. Jeli mu si nie spodobaj, na pewno nigdzie nie pójd i nie wykopi go spod ziemi.

27

Narayan wydawa si cokolwiek zbity z tropu moim nieusta­jcym zainteresowaniem. Nie wydawao mi si, aby by sobie w stanie mnie przypomnie. Teraz jednak wiedzia ju, e byam kobiet udajc mczyzn zwanego piochem, którego spoty­ka, cho raczej rzadko, cae wieki temu.

— Miae ju czas, aby si zastanowi. Zdecydowae si nam pomóc?

Spojrza na mnie z nieskrywan wciekoci, aczkolwiek nie byo w tym adnej osobistej nienawici. Byam przecie tylko szczególnie nieprzyjemn przeszkod dzielc go od nieuchron­nego triumfu bogini. Jego myli z powrotem powróciy w utarte koleiny.

— W porzdku. Przyjd do ciebie jutro w nocy. Zblia si czas przepustki twojego syna, Aridathy. Przyprowadzimy go z wizyt.

Córki Nocy strzeg stranik.

— Co ty tu robisz, Kendo?

— Nie spuszczam oka z...

— Odejd. I nie wracaj. I przeka innym sowo. Nikt nie pilnuje Córki Nocy. Jest zbyt niebezpieczna. Nikt nawet si do niej nie zblia, o ile ja lub Sahra mu nie kaemy. A wtedy na pewno nie robi tego sam jeden.

— Nie wyglda...

— Wcale nie musi, nieprawda? Zmykaj. — Podeszam do klatki. — Jak duo czasu bdzie musiao upyn, zanim bogini znowu stworzy odpowiednie warunki dla narodzin nastpnej takiej jak ty? Jeli zdecyduj si ciebie zabi?

Dziewczyna powoli uniosa wzrok. W jej oczach lnia taka moc, e miaam ochot skuli si pod jej wejrzeniem, jako si jednak opanowaam. By moe powinnimy podawa jej nawet wicej opium, ni w tej chwili dostaje.

— Zastanów si nad tym, ile jeste warta. I nad moj wadz zniszczenia tego. — Czuam si naprawd dowartociowana. To byy wanie takie sowa, jakie ciskali sobie w twarz dewowie lub pomniejsi bogowie egzystujcy na marginesach epickich opowieci snutych przez zawodowych bajarzy.

Spojrzaa na mnie z wciekoci. W oczach znowu miaa tyle siy, e postanowiam, i Kendo bdzie musia spdzi troch czasu na osobnoci z Goblinem i Jednookim, którzy upewni si, czy ju przypadkiem nie zosta optany.

— Myl, e bez ciebie Rok Czaszek nigdy nie nadejdzie. I wiedz, e yjesz wci tylko dlatego, e chc czego od Narayana, który kocha ci niczym ojciec. — Singh naprawd by jej ojcem, pod kadym praktycznie wzgldem. Konowaowi okrutny Los odmówi tej szansy. Albo, by by bardziej precyzyjnym, nie Los, lecz wola Kiny. — Trzymaj si ciepo, kochana.

Odeszam. Miaam mnóstwo do przeczytania. I trzeba byo równie co napisa, jeli dam rad. Moje dni byy wypenione po brzegi zajciami i zbyt wiele wkradao si w nie zamieszania.

Postanawiaam co zrobi, a potem o tym zapominaam. Kazaam innym co zrobi, a potem te o tym nie pamitaam. Naprawd z utsknieniem zaczynaam ju wyglda czasów, kiedy suk­ces — lub odpowiednio spektakularna poraka — zmusi nas do wyjazdu z miasta. Najchtniej wyniosabym si dokd, gdzie nikt mnie nie zna, i nie robia nic przez par miesicy.

Albo przez reszt ycia, gdyby przysza mi na to ochota.

Tak dobrze rozumiaam, dlaczego wraz z kadym mijajcym rokiem coraz wicej naszych braci poddawao si i znikao. Miaam jednak nadziej, e odrobina sawy sprowadzi ich z powrotem.

Próbowaam czyta stronice, które Sahra wyniosa dla mnie z Paacu, jednak tumaczenie nastrczao mi tyle trudnoci, te­matyka za bya tak mao interesujca, a ja zmczona, e miaam kopoty ze skupieniem uwagi. Zaczam ni z tego, ni z owego myle o Mistrzu Santaraksicie. Mylaam o tym, e powinnam si uzbroi, kiedy wróc do Paacu. Zastanawiaam si, co Du­szoap zrobi teraz, gdy ju wie, e nie odcia nas w Ogrodzie Zodziei. Wreszcie wybiegaam myl w przyszo, do czasów, gdy bd ju stara i nie bd miaa nikogo, zaczynajc nabiera podejrze, e niektórzy bracia trzymaj si Kompanii niezalenie od tego, co by si dziao, ze wzgldu na strach przed samotnoci. Nie mieli po prostu adnej innej rodziny.

Ja te nie miaam adnej innej rodziny.

Nie bd ogldaa si za siebie. Nie jestem taka saba. Nie rozluni nawet na chwil wizów samokontroli. Wytrwam. Zwyci sam siebie i zatriumfuj nad wszystkimi przeszkodami.

Zasnam, czytajc po raz kolejny wasne zapiski z relacji Mur­gena o przygodach Kompanii na lnicej równinie. niam o is­totach, które tam spotka. Gdzie byli mityczni rakszasowie i nagowie? Czy mieli cokolwiek wspólnego z cieniami albo z ludmi, którzy stworzyli je z ofiar nieszczsnych jeców wojennych?

28

— Mam w zwizku z tym ze przeczucia — powiedziaam Sahrze, kiedy ona, Tobo i ja wyruszalimy na swój daleki spacer. — Pewna jeste, e na ulicach nie ma cieni?

— Przesta tyle gada, pioszka. Powoli zamieniasz si w sta­r bab. Ulice s bezpieczne. Jedyne potwory, jakie po nich chodz, to ludzie. A z nimi potrafimy sobie poradzi. Bdziesz bezpieczna w Paacu, jeli tylko nie wypadniesz ze swojej roli. Tobo te nic si nie stanie, póki bdzie pamita, e tak naprawd wcale nie jest Shikhandini i e zaley mu ogromnie, by jego matka utrzymaa prac. W naturze mczyzn takich jak Jaul Barundandi ley to, i zastraszaj ci, wac ci do gowy, nie za czysto fizycznie. „Nie" stanowi dla nich odpowied. A ja przez to nie strac pracy. Moje starania docenili równie inni. Szczególnie za ona Barundandiego. Teraz ju czas wej w ro­l. Tobo, ty równie. Ty zwaszcza. Wiem, e pioszka potrafi to zrobi, kiedy si dostatecznie skoncentruje.

Tobo by odziany jak przystao rozkwitajcej modej dziew­czynie, córce Minh Subredil — miaam nadziej, e uda nam si z powrotem przemyci go do magazynu niepostrzeenie, w prze­ciwnym razie bowiem Goblin i Jednooki bezlitonie go bd potem wyszydza. Przy odrobinie matczynej pomocy z Tobo zrobia si bardzo atrakcyjna moda kobieta.

Jaul Barundandi równie tak pomyla. Minh Subredil bya dzisiejszego dnia pierwsz, któr wezwano, a sam Barundandi tym razem zrezygnowa ze zwyczajowego narzekania na fakt, i Sawa stanowi cz transakcji wizanej.

Sawa póniej miaa problemy z zachowaniem niewzruszonego wyrazu twarzy, kiedy zobaczya on Barundandiego, Narit, czekajc na kobiety, które miay dla niej pracowa. Jednego spojrzenia na Shiki wystarczyo. Rodzina Minh Subredil zdecy­dowanie winna pozostawa w zasigu jej spojrzenia.

Minh Subredil wykonaa kawa dobrej roboty, wkupujc si w aski Narity. Kierowaa si zreszt cakowicie zrozumia przesank, Narita bowiem zarzdzaa sprztaniem w tych cz­ciach Paacu, które najbardziej nas interesoway.

W przeszoci Sawa nie pracowaa zbyt wiele dla Narity. Subredil wyjania wic przeoonej, jak to z ni jest. Tym razem Narita najwyraniej potrafia okaza biednej kobiecie wicej cierpliwoci, nili zdarzao jej si wczeniej, gdy j spotykaa. Powiedziaa:

— Rozumiem. Jest mnóstwo prostych rzeczy, które take trzeba zrobi. Ostatniej nocy Radisha bya szczególnie niespokojna. Kiedy ma kopoty z zaniciem, czsto niszczy przedmioty i robi duo baaganu.

W gosie kobiety brzmiao prawdziwe wspóczucie. Ale lud Taglios kocha wadajc nim rodzin i najwyraniej uznawa, e potrzeba jej wicej przestrzeni nili ludziom z ulicy. By moe ze wzgldu na ciar, jaki musieli dwiga, stosujc si, przynaj­mniej dotychczas, do ustale Rajadharmy.

Subredil usadowia mnie w miejscu, z którego mogam wszyst­ko widzie, sama nie bdc zauwaana. Ona i Narita przyniosy mi kilka mosinych precjozów, które wymagay wyczyszczenia. Rzdzca rodzina najwyraniej przepadaa za mosidzem. Sawa wyczycia go ju chyba cae tony. Ale byo wiadomo, e niczego nie zniszczy.

Shiki podesza do mnie i zapytaa:

— Zaopiekujesz si moim fletem, Ciociu Sawo? — Wziam wic od niej instrument, obejrzaam nieuwanie, wykrzywiam twarz w umiechu idiotki i wydobyam par kakofonicznych tonów. Tak, aby kady widzia, e jest to prawdziwy flet, a nie bynajmniej miniaturowy miotacz ognistych kul, zdolnych uczy­ni ycie pierwszej pitki ludzi, którzy zanadto zbli si do zdenerwowanej flecistki, równoczenie krótkim i bolesnym.

ona Barundandiego zapytaa Shiki:

— Grasz na flecie?

— Tak, prosz pani. Ale niezbyt dobrze.

— W modoci uwaano mnie nawet za utalentowan flecist­k... — Dostrzega ma, który ju po raz drugi tego ranka zaglda do sali, i najwyraniej nabraa podejrze, i nie interesuj go wycznie postpy dziennej pracy. — Subredil, nie sdz, aby mdre byo przyprowadzanie tu twej córki. — A chwil póniej warkna: — Za chwileczk wracam. Musz porozmawia z tym mczyzn. Naley mu wyjani kilka rzeczy.

W momencie gdy znikna za drzwiami, Minh Subredil za­cza porusza si z zaskakujc szybkoci. Znikna w Kom­nacie Gniewu Radishy. Nie mogam jej nie podziwia. Nigdy nie mylaa janiej ni wówczas, gdy znajdowaa si w niebez­pieczestwie. Podejrzewaam, e naprawd lubia swoj rol najpodlejszej sucej w Paacu. A im bardziej ryzykowne wy­konywaa zadanie, tym bardziej efektywnie potrafia dziaa.

Mimo ogromnej iloci pracy i czstych wycieczek Narity, ze wszystkich si próbujcej przeszkodzi wysikom ma prag­ncego si znale w pobliu Shikhandini albo przenie j do innej grupy pracowników, wczesnym popoudniem opuciymy prywatne apartamenty Radishy i zaczymy prac w ponurej komnacie, w której obradowaa Tajna Rada. Wedug krcych po miecie plotek, adepci Bhodi mieli wysa kolejnego samobój­czego naiwniaka pod bram Paacu. Radisha zdecydowana bya za wszelk cen do tego nie dopuci.

Miaymy przygotowa miejsce na posiedzenie Rady.

Plotka na temat Bhodi zrodzia si w umyle Ky Sahry. Celem jej rozpowszechnienia byo sprokurowanie spotkania twarz w twarz Shikhandini z Chandr Gokhale.

Miny co najmniej dwie godziny, nim pojawili si urzdnicy, mali, cisi ludzie, którzy wszystko notowali. Potem przyby Purohita w towarzystwie eklezjalnych czonków Tajnej Rady. Purohita nie raczy si zniy do zauwaenia naszego istnienia, nawet mimo tego, i Shiki pocztkowo pomylia go z Gokhale i zatrzepotaa rzsami, a Sahra daa jej znak, e ma przesta. Ju syszaam nawet wymówk, któr bdzie si póniej tuma­czy: Wszyscy starzy ludzie wygldaj tak samo.

Ani Arjuna Drupada, ani Chandra Gokhale nie uwaali si za starych.

Pracowaymy dalej wytrwale, cakowicie ignorowane przez wszystkich. Ludzie zamieszkujcy Paac, zwaszcza za jego wewntrzny krg, mieli szczcie, e byo wiele innych rzeczy, które chcielimy zrobi z wasnym yciem. Gdyby nie chodzio o nie, moglibymy naprawd rzeza ich masami. Ale pozbycie si Purohity niewiele by znaczyo w ogólnym planie strategicznym. Starsi kapani zastpiliby go nastpnym mczyzn, równie pas­kudnym i ograniczonym, zanim jeszcze ostygoby ciao Drupady.

Chandra Gokhale wszed do rodka i oczywicie nie przeoczy pomocnicy sprztaczek. Sahra musiaa wycign z Wierzby abdzia kilka sugestii dotyczcych upodoba starego zbocze­ca, poniewa zatrzyma si jak wryty, patrzc na Shikhandini, jakby go kto zdzieli pak midzy oczy. Shiki znakomicie odegraa swoj rol. Bya równoczenie i niemia dziewic, i zalotn dziewczyn, jakby jej panieskie serce omal nie chciao wyskoczy z piersi. Bóg najwyraniej tak uksztatowa m­czyzn, e w dziewidziesiciu dziewiciu razach na sto nie potrafili nie pokn takiej przynty.

Barundandi najwyraniej mia wietne wyczucie czasu. Przy­szed, aby zabra nas z komnaty, dokadnie w chwili gdy Protek­torka zstpia do niej niczym ciemny, rozzoszczony orze. Gokhale obserwowa nasze odejcie oczyma okrgymi jak dwa ksiyce. Zanim zdyymy na dobre opuci komnat, ju co szepta do jednego ze swych skrybów.

Jaul Barundandi niestety mia oko do pewnych spraw.

— Minh Subredil, wydaje mi si, e twoja córka oczarowaa Gównego Inspektora Archiwów. Subredil wydawaa si zaskoczona.

— Panie? Nie. Tak nie moe by. Nie pozwol, by moja córka wpada w t sam puapk, która zniszczya ycie mej matki i skazaa mnie na ten okrutny wiat.

Sawa zapaa Subredil za rk. Najwyraniej przerazi j ten gwatowny wybuch, ale w rzeczywistoci uciskiem ostrzegaa j tylko, by nie powiedziaa niczego, co Barundandi mógby przypomnie sobie, gdy rozejdzie si wie o znikniciu Chandry Gokhale.

By moe powinnymy rozway zmian planów. Nie chcia­ymy, by ktokolwiek mia choby najmniejsze powody do sko­jarzenia zdarze, jakie bd miay miejsce w miecie, z którkol­wiek z nas.

Subredil powoli si uspokajaa. Teraz ju, zawstydzona i za­lkniona, chciaa tylko jak najszybciej wyj.

— Shiki. Idziemy.

Gotowa byam sama skopa tyek Shikhandini. Zmieniaa si w prawdziw dziwk. Ale zareagowaa na polecenie matki.

Sawa zasiada przedtem z boku z ostatnim brudnym mosi­dzem, w nadziei, e nikt nie zwróci na ni uwagi podczas posiedzenia Tajnej Rady, ale Jaul Barundandi by czujny.

— Minh Subredil. Przyprowad swoj szwagierk. — Tym­czasem próbowa flirtowa z Shikhandini. W zamian za swe starania otrzyma spojrzenie pene niesmaku.

Minh Subredil nadaa mi pocztkowego pdu, potem ruszya za sw córk.

— Jak ci si wydaje, co niby tutaj robisz?

— Po prostu si bawi. Ten czowiek jest odraajcym starym zboczecem.

Cicho, jakby wcale nie przeznaczaa tych sów dla uszu Barundandiego, podczas gdy byo inaczej, Subredil powiedziaa:

— Nigdy wicej nie baw si w taki sposób. Ci mczyni zrobi z tob, co im si bdzie podobao, i nikt w tej sprawie nie bdzie móg nic poradzi.

To ostrzeenie bynajmniej nie byo cakiem zmylone. Ostatni rzecz, jakiej nam byo trzeba, byo to, aby jeden z wadców tego miejsca zacign Shikhandini do ciemnego kta na mae macanki.

Co takiego nie ma prawa si wydarzy. Zreszt, w ogóle nie powinno by moliwe do pomylenia. W przypadku zwyczajnych ludzi raczej nawet tak jest. Ale problemy zaczynaj si wówczas, gdy ludzie wierz, e nie stosuj si do nich zwyke zasady.

— Narita! — zawoa Barundandi. — Gdzie ty si podziewasz? Ta przeklta kobieta. Znowu wymkna si do kuchni. Albo gdzie si zawieruszya i teraz drzemie.

Syszaam za naszymi plecami gos Radishy rozbrzmiewajcy w komnacie posiedze, ale nie potrafiam wyróni adnego pojedynczego sowa. Odpowiedzia jej kto gniewnie. To musiaa by Duszoap. Wolaam by nieco dalej od niej. Ruszyam wic do wyjcia.

Sawa, rzecz jasna, robia róne rzeczy, których inni ludzie nie potrafili poj. Subredil schwycia j i zacza sztorcowa. Ba­rundandi zwróci si do niej:

— Zabierz to swoje stadko do kuchni, dostaniecie co do zjedze­nia Jeli Narita tam bdzie, powiedz jej, e chc si z ni zobaczy. W chwili gdy znikn nam z oczu, oznajmiam:

— Sawa ma zamiar si przej. — Sawa wcale nie bya zadowolona z tych kartek, które Subredil przynosia pioszce. Subredil nie potrafia ich przeczyta, nadto spieszya si i naj­wyraniej nie potrafia znale nic interesujcego.

Miaam nadziej, e zapamitaam drog. Nawet kiedy nosisz bransolet z yka, Paac jest niezwykle skomplikowanym miejs­cem, a nie wdrowaam po nim od dni, w których kapitan by Wyzwolicielem i wielkim bohaterem tagliaskiego ludu. A nawet wówczas bywaam tu wycznie przypadkowym gociem.

Gdy tylko traciam pewno wobec wybranej drogi, wyciga­am may kawaek kredy i zostawiaam za sob drobne znaki w alfabecie Sangel. Chocia z ogromnym trudem, jednak udao mi si troch opanowa ten jzyk podczas lat spdzonych na dalekim poudniu. Miaam nadziej, e ktokolwiek odkryje te znaki, nie bdzie mia pojcia, czym s.

Znalazam wreszcie pomieszczenie, w którym spoczyway ukryte stare ksigi. Od razu byo wida, e kto tu czsto przychodzi. W kurzu zalegajcym wszystko mona byo wyra­nie zauway lady ludzkiej obecnoci, co ju samo przez si mogo wywoa mnóstwo pyta, gdyby pomieszczenie zostao odkryte. Spróbowaam wycign ze stosu ksig, która wy­gldaa na najstarsz. Cholera, ale bya cika. Kiedy j otworzy­am, przekonaam si, e nieatwo wyrwa z niej stronice. To w ogóle nie by papier, którego zreszt nigdy zbyt czsto nie uywano w tej czci wiata. Potrafiam wydziera tylko po jednej. Co by moe wyjaniao, dlaczego Subredil chwytaa za te, z którymi atwo byo sobie poradzi. Nie miaa czasu, by wybiera i potem si mordowa.

Martwiam si, e by moe ja te zniknam na zbyt dugo, przekonana, i Barundandi albo jego ona zdaj sobie spraw z mojej nieobecnoci. Miaam nadziej, e nie przyjdzie im do gowy zastanawia si, dlaczego, straciwszy mnie z oczu, Sub­redil nie wpada w histeri.

Mimo to wci wyrywaam stronice, póki nie miaam tylu, ile moim zdaniem nasza trójka bya w stanie wynie.

Schowaam wszystko w nieuywanym pomieszczeniu, niezbyt odlegym od furtki dla suby, nie majc pojcia, jak je odzys­kamy, wychodzc z Paacu, a potem przycupnam gboko wewntrz Sawy, omale nie ocierajc si o kompletny autyzm i zagubienie.

Inni sucy pracujcy na dniówki znaleli mnie brudn i za­lan zami, wci próbujc znale drog z powrotem do kom­naty posiedze. Chwyciam si mojej szwagierki jak toncy brzytwy, rozpaczliwie próbujc wyrwa si z obj szalejcej powodzi.

Jaul Barundandi bynajmniej nie by zadowolony.

— Minh Subredil, pozwalaem tutaj na obecno tej kobiety tylko przez wzgld na ciebie, kierowany uprzejmoci i miosier­dziem. Ale tego rodzaju zaniedbania s niedopuszczalne. My szukamy jej wszdzie, a praca nie jest wykonana... — Gos powoli zamiera mu w gardle. W nasz stron zmierzay Radisha i Protektorka, wybierajc dzisiaj niezwyk dla siebie drog. To by przecie obszar nalecy do tylnich schodów. Co oczywicie nic nie znaczyo, jeli bra pod uwag Duszoap. Ta kobieta nie miaa choby ladu wyczucia klasy bd kasty. Na szczycie bya Protektorka, a pod Protektork wszyscy pozostali.

Sawa skulia si pod cian i przykucna, chowajc twarz w kolana. Subredil, Shikhandini i Jaul Barundandi po czci próbowali zej tamtym z drogi, po czci za bezwstydnie si gapili. Shiki adnej z tych kobiet nie widziaa wczeniej.

Sawa zacisna pici, tak eby nikt tego nie widzia. Subredil szeptaa modlitw do Ghangheshy. Jaul Barundandi trzs si zdjty trwog. Shikhandini patrzya, zdradzajc typowo mo­dziecz niezdolno do odczuwania stosownego lku.

Radisha nie zwrócia na nas uwagi. Przesza obok, mówic równoczenie o wypruwaniu flaków adeptom Bhodi. W jej gosie jednak nie byo zna cho ladu uczuciowego zdecydowania. Protektorka wszake zwolnia kroku i uwanie si nam przyjrzaa. Przez chwil omal nie zwyciy we mnie lk, e naprawd potrafi czyta w mylach. Potem posza dalej, a Jaul Barundandi potruchta za ni, zapominajc w jednej chwili zarówno o nas, jak i Naricie, poniewa Radisha warkna mu przez rami jakie polecenie.

Sawa podniosa si i zakaa:

— Chc do domu.

Subredil zgodzia si, e na dzisiaj wystarczy.

Ani Szarzy, ani Gwardzici Królewscy nie przeszukiwali ni­kogo. Tu równie los nam sprzyja. Miaam bielizn do tego stopnia wypchan papierem, e potrafiam symulowa normalny chód tylko na przestrzeni jakich kilkunastu jardów.

29

Na wieczornym spotkaniu szybko przedstawiam swoje spra­wy, a potem zaszyam si we wasnym kciku, chcc porówna wieo zdobyte stronice z odpowiadajcymi im w ksice, któr ukradam z biblioteki i o której sdziam, e stanowi dokadn kopi — jeli nie wrcz ródowy orygina — pierwszego tomu Kronik Czarnej Kompanii. Byam tak radosna, e Jednooki za­pewne musia si niele bawi, przygadujc mi za plecami.

Nawet nie przyszo mi do gowy, by rozpyla si, jak te wyszo nam kuszenie Chandry Gokhale.

Historia, która dotara do mnie póniej, brzmiaa nastpujco: Gokhale posa czowieka, by ledzi Shiki do domu. Kiedy tamten nie wróci o w miar stosownej porze — z tego wzgldu, e wpad na Popocha i Iqbala Singha w miejscu, w którym absolutnie nie powinien przebywa; skoczy tak, e popyn w dó rzeki — Gokhale wybra si do domu uciech specjalizuj­cego si w dostarczaniu usug jemu, jego kolegom i tym wszyst­kim, których cechoway szczególne, ale bynajmniej wcale nie tak rzadkie gusty. Rzekoaz i kilku innych braci przejo go, gdy opuci Paac; wraz z nim ujto jeszcze dwóch ludzi, którzy mieli poaowa, e zapragnli wkra si w aski Gównego Inspekto­ra, towarzyszc mu podczas wieczoru zmysowych rozkoszy.

Murgen z bliska obserwowa wydarzenia. Wiedzc, e tak bdzie, spokojnie mogam odda si studiowaniu nowych zdobyczy.

Ponad godzin zabrao mi dojcie do wniosku, e to, co dzisiaj przyniosam do domu, rzeczywicie stanowi póniejsz wersj pierwszego ze wszystkich napisanych tomów Kronik, a wiksz cz nastpnej godziny zrozumienie, e nic nie pojm z sek­retów ksigi bez sprawnego pomocnika. Albo przynajmniej, e zabraoby mi to znacznie wicej czasu, nili miaam.

Chandra Gokhale z pozoru zmar w domu rozpusty. Podobnie jak jego dwaj towarzysze. Byli wiadkowie zajcia. Ludzie wi­dzieli, jak ich zaduszono. Zabójcy w trakcie popiesznej ucieczki zgubili jeden czerwony rumel.

Szarzy nieomal natychmiast przybyli na miejsce. Zaadowali trupy na wóz, mówic, e Protektorka chce mie ciao Gokhale natychmiast z powrotem w Paacu. Ale w kilka chwil po opusz­czeniu domu rozkoszy Szarzy natychmiast przestali by sob. Ruszyli w stron rzeki, zamiast do Paacu. Nadprogramowe zwoki zabraa fala powodzi.

Biaa wrona drzemica na dachu pobliskiego domu otworzya oczy, kiedy ruszyli w dó wzgórza. Zatrzepotaa skrzydami i poleciaa za nimi.

30

Murgen by na miejscu, kiedy do Duszoap dotary pierwsze wieci. Raport potrzebowa niewiarygodnie krótkiego czasu na pokonanie drogi do Paacu i by zdumiewajco dokadny. Szarzy wiele si natrudzili, aby zadowoli sw pani.

Oddzia nioscy Gokhale do magazynu nie zdy nawet jeszcze dotrze na miejsce.

Murgena poproszono, aby rozejrza si troch po apartamen­tach Protektorki. Pojcia nie mielimy, jak ona mieszka. Nikt nigdy nie zosta zaproszony do jej komnat. Przynajmniej od czasu gdy Wierzba abd otrzyma sw nagrod.

Murgena naleao potem dokadnie wypyta, jak ona yje na co dzie.

Duszoap jednak nie wycofaa si do swoich komnat. Natych­miast udaa si na poszukiwanie Radishy.

Radisha wiedziaa, e co si przydarzyo Gokhale, ale nie otrzymaa dokadnego raportu. Kobiety zasiady w komnacie audiencyjnej dosy surowych apartamentów Radishy. Duszoap opowiedziaa o wszystkim, co jej doniesiono. Mówia gosem trzewym i rzeczowym. Powiadano niekiedy, e Protektorka bya najbardziej niebezpieczna i najatwiej dawaa si wyprowadzi z równowagi, kiedy porzucaa swoje kaprysy i zdawaa si najspokojniejsza oraz najbardziej powana.

— Wychodzi na to, e Gówny Inspektor praktykowa nie­które obyczaje Perhule Khoji. W rzeczy samej, zapewniono mnie przed chwil, e ta specyficzna sabo jest bardzo rozpowszech­niona wród wyszych urzdników jego ministerstwa.

— Kryy róne plotki.

— I nic nie zrobia?

— Prywatne przyjemnoci Chandry Gokhale, jakkolwiek god­ne pogardy s w moich oczach, nie przeszkadzay mu doskonale wypenia obowizków Gównego Inspektora Archiwów. Szcze­gólnie dobrze radzi sobie z tworzeniem nowych róde dochodów.

— Rzeczywicie. — Gos Duszoap, który przed chwil jesz­cze by chodny i rzeczowy, jakby si troch zawaha. Murgen mia potem donie o rozbawieniu, jakie go ogarno, kiedy pomyla, e by moe ona naprawd miaa jakie moralne zastrzeenia. — Napadnito go w ten sam sposób jak Khojiego.

— Sugerujesz wic, e by moe kto ywi uraz do minister­stwa jako caoci? Albo e Kamcy za swój cel wybieraj ludzi cechujcych si t akurat saboci?

— Gokhale nie zamordowali Kamcy. Tego akurat jestem pewna. To zostao zrobione przez tych samych ludzi, którzy wywabili abdzia na zewntrz i tam go zabili. Jeli naprawd go zabili.

— Jeli? — Radish najwyraniej zaskoczyo to podejrzenie.

— Nie znalelimy ciaa. Zwró uwag, e tym razem równie nie ma ciaa. Ludzie przebrani za naszych onierzy natychmiast pojawili si na miejscu i zabrali trupy. Dwóch czonków Tajnej Rady zagino na przestrzeni mniej ni tygodnia. Biorc pod uwag kwestie organizacyjne, naleeli do najwaniejszych. Dziki nim caa maszyneria dziaaa. Gdyby Wielki Genera znajdowa si gdzie tutaj, mona by bez wikszych obaw pomyki przewidywa, e on staby si nastpnym celem. Ta banda kapanów nic nie znaczy. Nic nie robi. Nie panuj nad niczym. Moja siostra dowioda, e jeli si ich pozabija, w cigu kilku chwil mog zosta zastpieni innymi nierobami. A nikt nie zastpi ani abdzia, ani Gokhale. W szeregi Szarych ju zaczyna wkrada si rozprzenie.

Murgen odnotowa sobie w pamici, aby wspomnie, e Wierzba abd wcale nie musia by takim figurantem, za jakiego chcia uchodzi w oczach wiata.

— Dlaczego nie mieliby to by Dusiciele? — zapytaa Radisha.

— Poniewa temu akurat wowi ci sami ludzie ju wczeniej ucili eb. — Przedstawia jej relacj z wydarze w Ogrodzie Zodziei. Najwyraniej nie zadaa sobie trudu, by wczeniej o czymkolwiek poinformowa Ksiniczk. Jasne byo, e Pro­tektorka uwaa j za konieczn, lecz modsz wspólniczk w swym przedsiwziciu. — W cigu kilku dni ci ludzie, o któ­rych mylaymy, e zostali na dobre zniszczeni, odcili eb jednemu wrogowi, a drugiego powanie okaleczyli. Stoi za tym wszystkim jaki naprawd niebezpieczny intelekt. Wcale nie by niebezpieczny. Jego posiadaczka nawet nie miaa tyle szczcia, o ile j posdzano. Ale umys owadnity stosown dawk szalestwa odkryje wzory i powizania tam, gdzie tak naprawd tylko los spiskowa. A Duszoap zawsze czujnie rozgl­daa si w poszukiwaniu za równie wielkiego jak ona sama.

— Wiedziaymy przecie, e nie pozostan na zawsze w cie­niu — powiedziaa Radisha. I szybko si poprawia: — Przynaj­mniej ja wiedziaam. Kapitan dostatecznie czsto mi o tym przypomina. — Nie powinna ekshumowa przeszoci i otwarcie aowa bdów, jakie popenia. Diabe zosta gboko pogrzeba­ny, setki mil std. Kobieta uosabiajca znacznie bardziej bezpo­rednie zagroenie siedziaa tu i teraz, tu obok niej.

Protektorka to by bd, na którego naprawienie, jak to od dawna ju podejrzewaa, nie starczy jej ycia. Nie dbajc o konsekwencje, zdecydowaa si w swoim czasie na olep dosi tygrysa. Teraz moga jedynie mocno si trzyma, póki nie nastpi koniec jazdy.

Duszoap powiedziaa:

— Musimy wezwa Wielkiego Generaa. Jeli uda nam si obsadzi miasto jego onierzami, zanim wróg wykona nastpne posunicie, bdziemy dysponowa si ludzk, która pozwoli nam ich wyledzi. Powinna natychmiast wysa rozkazy. I gdy tylko kurier bezpiecznie opuci miasto, obwiecimy, e Wielki Genera wraca. Wyjtkowa nienawi, jak ywi wobec Mogaby, kae im odroczy wykonanie wszystkich innych planów, póki nie uda im si i jego porwa.

— Wydaje ci si, e potrafisz przewidzie, co zrobi?

— Wiem, co ja bym zrobia, gdyby znienacka opanowa mnie ten rodzaj gwatownego przypywu wybujaej ambicji, któr si najwyraniej zarazili. Zastawiam si, czy to przypadkiem nie jest wstp do jakiego zamachu stanu albo czego takiego.

Radisha, zniecierpliwiona tymi rozwaaniami, wtrcia pytanie:

— Co zrobi w nastpnej kolejnoci?

— Na razie informacj o tym zatrzymam dla siebie. Nie chodzi o to, e ci nie ufam. — Duszoap prawdopodobnie siebie sam te bezustannie podejrzewaa. — Po prostu chc si upew­ni, e zdoaam waciwie poj wzorzec dziaa i jestem zdolna przewidzie, jak funkcjonuje ten nowy intelekt. Sama wiesz, e dysponuj pewnymi talentami w tym kierunku.

Niestety, Radisha doskonale wiedziaa. Nie powiedziaa nic. Duszoap równie siedziaa w milczeniu, jakby czekajc, a Ksiniczka odezwie si pierwsza. Radisha jednak nie miaa nic do powiedzenia.

Wreszcie Protektorka zacza myle na gos:

— Zastanawiam si, kto to moe by? Czarodziejów znam jeszcze z dawnych czasów. aden nie mia do ambicji, wyob­rani czy woli, aczkolwiek twardzi byli obaj wystarczajco.

Radisha wydaa z siebie saby pisk.

— Czarodzieje?

— Ci dwaj mali ludkowie. Ta para z cyklu „dzie i noc". Niewiele maj mocy, ale szczcia nie sposób im odmówi.

Oni przeyli?

— Powiedziaam, e mieli szczcie. Czy przypominasz sobie kogo, kto nie poszed na równin, a zdradzaby zadatki na potencjalnego przywódc? Bo ja nie.

— Mylaam, e wszyscy ci ludzie nie yj.

— Ja sdziam podobnie, przynajmniej w wikszoci przypad­ków. Nasz Wielki Genera twierdzi, e wikszo cia widzia na wasne oczy. Ale Wielki Genera dokona identyfikacji, opie­rajc si na zoeniu, e czarodzieje zostali zabici najpierw. Hm. A ju zaczynaam go podejrzewa. By moe jedyn jego zbrod­ni jest zwyka gupota. Czy przychodzi ci do gowy jeszcze kto inny?

— Nikogo takiego nie byo w Kompanii, któr znaam. Ale by jeden taki Nyueng Bao, który mia co wspólnego z on Chorego. Rodzaj kapana. Wydawa si cakowicie ogarnity obsesj na punkcie broni i sztuk walki. Kilka razy zdarzyo mi si go spotka. I nigdy nie uwzgldnia go aden raport.

— Mistrz Drogi Miecza? To by wiele wyjaniao. Ale prze­cie wszystkich ich pozabijaam, kiedy... Zauwaya, e wci si okazuje, e yj wanie ci ludzie, którzy wedle wszelkich przesanek powinni byli zgin?

Usta Radishy jakby mimowolnie wygiy si w umiechu. Kobieta, która mówia te sowa, moga by uwaana za patronk wszystkich tych, których mier celebrowano za wczenie.

— W gr wchodz tu jakie czary. A wic nie powinno by to dla nas szczególnym zaskoczeniem.

— Masz racj. Masz cakowit racj. I zaangaowany jest w to miecz, który moe mie wicej ni jedno ostrze. — Du­szoap podniosa si, najwyraniej zamierzajc wyj. Jej gos zmieni si, nabra okrutnych tonów. — Wicej ni jedno ostrze. Mistrz Drogi Miecza. Mino ju duo czasu, odkd zoyam wizyt tym ludziom. By moe bd w stanie powiedzie mi co, co okae si pomocne. — Energicznym krokiem wysza z pomieszczenia.

Przez nastpnych kilka minut Radisha siedziaa zupenie bez ruchu, powanie strapiona. Potem wstaa i posza do swej Kom­naty Gniewu. Najwyraniej wizyta miaa potrwa duej. Niewi­dzialny szpieg pody wic za Protektork. Ona za, jak si wkrótce przekona, zmierzaa prosto na mury obronne. Po drodze wzia jeden ze swoich maych jednoosobowych latajcych dy­wanów, przez cay czas kócc si ze sob kilkunastoma swarliwymi gosami.

Murgen ledwie tego sucha. By zbyt zaskoczony i wstrz­nity. W górze mona byo dostrzec bia wron. Obserwowaa Protektork, która pozostawaa cakowicie niewiadoma obecno­ci Murgena, chocia bya na ni bardziej wraliwa ni ktokol­wiek z yjcych, wyjwszy jej siostr. Jednak ptak bez prob­lemów go zauway. Przyjrza mu si najpierw jednym okiem, potem przekrzywi ebek i spojrza drugim. Wreszcie, po namy­le, mrugn. A potem wzlecia w noc, w chwili gdy stado Protektorki poderwao si, by towarzyszy jej podczas nastpnej podróy.

„Ale przecie ja jestem bia wron!"

Utrata orientacji trwaa jedynie moment, ale okazaa si równie przeraajca, jak to bywao wiele lat temu, kiedy Murgen po raz pierwszy opuci wasne ciao.

31

— Tobo, lepiej sprowad Wujka Doja, zanim zaczniemy dalej o tym rozmawia — powiedziaam. Potem zobaczyam Kendo i Popocha. — Wreszcie wrócilicie, chopcy. Jak poszo?

— Doskonale. Dokadnie tak, jak zaplanowaa.

Sahra zapytaa:

— Otrzymaa moj przesyk?

— Wanie go wlok do rodka. Wci jeszcze jest nieprzy­tomny.

— Rzucie go gdzie niedaleko, jak dojdzie do siebie, zaraz chciaabym z nim porozmawia. — W oczach Sahry rozbysy ze ogniki.

Zachichotaam.

— Duszoap sdzi, e postpujemy dokadnie wedug jakiego wspaniaego, dopracowanego we wszystkich szczegóach planu, uoonego z najwysz subtelnoci przez jakiego mdrca stra­tegii. Gdyby tylko wiedziaa, e zwyczajnie bkamy si w ciem­nociach, majc nadziej, e szczcie bdzie nam dopisywa do czasu, a uda si uwolni Uwizionych...

Jednooki obruszy si, warkn:

Chcesz mi powiedzie, e nasi geniusze strategii nie maj opracowanego nastpnego kroku, Dziewczynko?

— Mamy kilka moliwoci. — Ja miaam. — I pewna jestem, e adna z nich nie przysza do gowy Duszoap, jako najbardziej nawet odlega hipoteza. Teraz zamierzam zaprosi Kustosza Santaraksit na kolacj do domu i zaproponowa mu uczestnic­two w przygodzie jego ycia.

— Hej-hej! Od pocztku wiedziaem.

Doczy do nas Wujek Doj. By nie na arty zirytowany sposobem, w jaki go ostatnio traktowano. Od razu poinformowaam go:

— Jeden z naszych przyjació doniós nam wanie o treci rozmowy, któr odbya Tysic Gosów z Radish. Nie potrafi sobie wyobrazi, jak dosza do tego wniosku, ale Tysic Gosów uznaa, e za wszystkie kopoty, jakie jej si ostatnimi czasy przytrafiaj, odpowiada jeden z Mistrzów Drogi Miecza, których rzekomo miaa zabi ju dawno temu. Kiedy j po raz ostatni widziano, wybieraa si wanie do wityni Vinh Gao Ghang, aby tam wypyta o tego czowieka. By moe nie jest ci obca ta witynia.

Twarz Doja zmienia si w mask mierci. Do od miecza na moment zadraa. Tik szarpn praw powiek. Odwróci si do Sahry.

Sahra potwierdzia moje sowa:

— To prawda. Czego moe si dowiedzie na miejscu?

— Mów Mow Ludu.

— Nie.

Mistrz Drogi Miecza akceptowa to, czego nie by w stanie kontrolowa. Jeli jednak chciaoby si powiedzie ca prawd, naleaoby stwierdzi, e wyraz jego twarzy wiadczy co naj­mniej o niezadowoleniu.

Powiedziaam:

— Wci masz t ksig, której potrzebujemy. Ponadto sdz, e moesz nam powiedzie wiele rzeczy, które mog si przyda.

By upartym starcem. Ju postanowi, e nie pozwoli, abym go zapdzia w kozi róg.

Cignam dalej:

— Tysic Gosów posaa po Mogab. Chodzi jej o to, by armia pomoga nas wykurzy z kryjówki. Jeli mam by szczera, wolaabym wyjecha z Taglios, zanim to si zacznie. Najpierw jednak trzeba jeszcze duo zrobi i wiele rónych rzeczy od­nale. Twoja pomoc mogaby si okaza nieoceniona. Przypo­minam ci po raz kolejny, e twoi ludzie równie spoczywaj pod równin... H?

— Co? pioszka? — zapytaa Sahra. — Goblin! Zobacz, czy jej si nic nie stao!

— Ze mn wszystko dobrze. Czuj si wietnie. Po prostu wydaje mi si, e miaam to, co nazywacie objawieniem. Posu­chajcie. Wszystko wskazuje na to, e Duszoap myli, i Uwizie­ni pomarli. Co z kolei oznacza, e Dugiego Cienia równie uwaa za martwego. My wiemy, e jest inaczej, dlatego wanie teraz niczym si nie martwimy. Ale jeli ona nie wie, dlaczego nie zastanawia si wci, co chroni wiat przed nawa cieni?

Nagrod za moje wysiki byy zupenie puste spojrzenia, nawet ze strony czarodziejów.

Powiedziaam wic:

— Posuchajcie, to oznacza, e mimo wszystko nie ma zna­czenia, czy Dugi Cie yje, czy nie. Póki pozostaje za Bram Cienia. Nad wiatem nie wisi miecz zagady, który opadnie, gdy tylko szaleniec wyskrzeczy haso. Oprócz najbystrzejszych czarodziei przeyje jeszcze kto.

Dopiero wtedy mniej bystrzy czarodzieje zaapali, o co chodzi. Oblicza pojaniay im raptownie. Oczywicie, wcale nie chodzio o to, e który dba szczególnie o losy wiata po tym, jak ju go opuszcz chwiejnym krokiem.

Pytanie, co mamy zrobi z Wadc Cienia, nigdy nie stanowio dla nas istotnego problemu, bowiem zanim on móg sta si gównym przedmiotem naszego zainteresowania, zawsze mieli­my do pokonania znacznie waniejsze przeszkody.

Sahra tyle wanie powiedziaa:

— Jeli nie jestemy w stanie otworzy bramy, nie ma sensu martwi si, w jaki sposób mamy j zamkn przed tymi, których nie lubimy.

— Zastanawiam si po prostu, w jaki sposób dokonywali tego Wadcy Cienia? Przy pomocy brutalnej siy? Czarna Kompania bya wówczas wci daleko na pónocy, a Lanca Namitnoci razem z ni. — Popatrzyam na Wujka Doja. Pozostali równie kolejno przenosili na swe spojrzenia. Zaczam si zastanawia na gos: — Czy to moliwe, e wielka haba, która ciy na Nyueng Bao, bynajmniej nie jest tak pradawna, jak pocztkowo sdziam? Czy moe by, e siga dopiero kilka pokole wstecz? Czasów, kiedy po raz pierwszy, praktycznie rzecz biorc z dnia na dzie, pojawili si Wadcy Cienia?

Wujek Doj zamkn oczy. Przez jaki czas trwa w ten sposób. Kiedy na powrót otworzy powieki, wyjrzaa spod nich wciek­o.

— Chod, przejdziemy si, Kamienny onierzu.

Chandra Gokhale, Gówny Inspektor Archiwów i koneser bardzo modych dziewczynek w jednej osobie, wanie w tej chwili zajcza. Zwróciam si do Doja:

— Daj mi jeszcze kilka chwil, Wujku. Musz zabawi gocia. Obiecuj, e nie potrwa to dugo.

Goblin klcza ju obok ministra, teraz poklepa go delikatnie po twarzy i pomóg usi.

Gówny Inspektor wcign powietrze w puca, najwyraniej chcc bluzgn stekiem przeklestw. Ju, ju otwiera usta, kiedy pochyliam si nad nim i wyszeptaam:

— Woda pi.

Gowa Gokhale odwrócia si jakby szarpnita. W jednej chwili przypomnia sobie, gdzie mnie wczeniej widzia. Goblin powiedzia:

— Wszystkie ich dni s policzone, chopie. I wyglda na to, e niektórym z was policzono ich nieco mniej ni innym. — Jego równie Gokhale rozpozna, cho przecie mia rzekomo by martwy. A kiedy przypomnia sobie wreszcie, gdzie przed­tem widzia Sahr, zacz si trz.

Sahra zapytaa:

— Przypominasz sobie, jak przy rozmaitych okazjach wyrzdzae krzywd Minh Subredil? Subredil z pewnoci pamita. Myl wic, odpaci ci si po piciokro. Za chwil bracia umieszcz ci w klatce na tygrysy. Poza tym zostaniesz dobrze potraktowany. A za kilka dni by moe sprowadzimy Purohit, eby dotrzymywa ci towarzystwa.

— Zamiaa si tak wrednie, e mnie sam przeszy dreszcz. — Przez reszt swoich dni, wzywajc Niebiosa, wzywajc Ziemi, Dzie i Noc, jak bracia, Chandra Gokhale i Arjuna Drupada.

Cz tego przeklestwa stanowi zwrot Nyueng Bao, którego nie zrozumiaam. Ale ogólny przekaz by jasny. Gokhale te nie mia kopotów ze zrozumieniem. Bdzie zamknity przez reszt swoich dni w jednej klatce z czowiekiem, którego nienawidzi najbardziej ze wszystkich.

Sahra zachichotaa znowu.

Potrafia nastraszy kadego, kiedy robia si tak wredna.

32

Kiedy przelizgiwalimy si przez sie zakl otaczajcych magazyn, uwanie obserwowaam starego kapana. Nie mia adnego amuletu z yka. Ale cigle krci gow w lewo i prawo, a niekiedy szarpniciem odchyla j do tyu. Jego stopy wyranie chciay i w inn stron, jednak wola przepychaa go przez iluzje. Najprawdopodobniej by to rezultat wicze na Drodze Miecza. Pamitaam jednak, e Pani twierdzia, i jest on po­mniejszym czarodziejem.

— Dokd idziemy, Wujku? I po co mnie tam zabierasz?

— Idziemy tam, gdzie adne ucho Nyueng Bao nie usyszy, co mam ci do powiedzenia. Po tym wszystkim starzy, dobrzy Nyueng Bao przyczepiliby mi etykiet zdrajcy. Modzi Nyueng Bao nazwaliby mnie kamliwym gupcem. Albo jeszcze gorzej. A ja? Zasadniczo opowiadaam si po stronie tego ostatniego pogldu, kiedy tylko syszaam, jak wygasza kazania o swej ciece do wewntrznego spokoju poprzez obsesyjnie ponawiane przygotowania do walki. Jego filozofia trafiaa tylko do bardzo nielicznych pracowników Banh Do Tranga, z których wszyscy byli Nyueng Bao i wszyscy byli zbyt modzi, by wzi udzia w prawdziwej wojnie. Ja pojmowaam, e Droga Miecza nie jest ewokacj militarystycznego wiatopogldu, inni jednak mieli kopoty ze zrozumieniem tego faktu.

— Chcesz za wszelk cen zachowa swój wizerunek starego upartego skurczybyka, który nigdy nie da si przyapa na go­rcym uczynku, gdy pomaga podludzkiemu jengali upa i roz­trzaska sobie nos.

Byo zbyt ciemno, eby stwierdzi z ca pewnoci, ale zdawao mi si, e si umiechn.

— Jest to z pewnoci dosadne stwierdzenie faktu, ale niezbyt dalekie od prawdy. — Jego tagliaski, zawsze dosy pynny, teraz, kiedy nie mia innej publicznoci, sta si jeszcze lepszy.

— Nie zapominasz chyba o tym, e w kadej czstce otacza­jcej nas ciemnoci moe kry si nietoperz, wrona, szczur lub nawet jeden z cieni Protektorki?

— Nie ma czego si obawia ze strony tych istot. Tysic Gosów wie ju o wszystkim, co mam zamiar ci opowiedzie.

Ale by moe nie chciaaby, abym ja równie wiedziaa.

Przez czas jaki szlimy w milczeniu.

Taglios nieustannie mnie zadziwia. Doj przeszed przez bogat dzielnic, gdzie cae rodziny pozamykay si w posiadociach otoczonych przez straników na murach. Modzi z tych domów przebywali wanie na Drodze Salara, która ju od wieków dostarczaa im rozrywki. Rozum podpowiada, e tam, gdzie skupiao si bogactwo, winno by równie mnóstwo ebraków, ale okazao si inaczej. Ndzarzom nie pozwalano swoj obec­noci kala widoku, jaki mieli przed sob moni tego wiata.

Tutaj, jak wszdzie indziej, w nozdrza wciskay si ostre wonie, ale tym razem byy to zapachy drzewa sandaowego, godzików i perfum.

Nastpnie Doj zaprowadzi mnie w pltanin ciemnych, za­toczonych uliczek dzielnicy wity. W pewnej chwili musieli­my usun si na bok, aby przepuci gang akolitów Gunni. Chopcy nkali ludzi yjcych na ulicach. Przyszo mi do gowy, e mog nam narobi kopotów, które skocz si dla nich bardzo bolenie, jednak ich niewaciwe zachowanie nie byo zupenie pozbawione hamulców, co oszczdzio im rzeczonych konsek­wencji. Hamulcem tym okazaa si obecno trzech Szarych.

Shadar nie negowali systemu kastowego jako takiego, jednak uwaali, e najwysza kasta powinna obejmowa nie tylko kap­anów i ludzi moc urodzenia predestynowanych do zostania nimi, lecz równie kadego wyznawc wiary Shadar. A wiara ta, która jest skrajnie heretyckim i przesiknitym wpywami Gunni odamem mojej wasnej Jedynie Prawdziwej Wiary, wy­ranie nakazuje okazywa miosierdzie sabym i nieszczliwym.

Szarzy zrobili wic uytek ze swoich bambusowych paek i poinformowali modzieców, e jeli chc si poskary, to mog si uda bezporednio do Protektorki. Akolici okazali si sprytniejsi, nili mona byo przypuszcza. Zmykali, a si za nimi kurzyo, zanim Szarzy zdoali uy gwizdków, by wezwa swoich przyjació do wzicia udziau w paowaniu.

Zwyka historia nocnego ycia w wielkim miecie. Doj i ja powdrowalimy dalej.

W kocu przyprowadzi mnie do miejsca zwanego Parkiem Jelenia — dziczy pooonej tu obok centrum miasta. Zaoony zosta przez jakiego despot z minionych wieków.

Zwróciam si do Doja:

— Naprawd do niczego nie byy mi potrzebne te wiczenia fizyczne. — Przyszo mi nawet do gowy, czy przypadkiem nie powzi jakiego szataskiego planu zamordowania mnie i po­rzucenia mego ciaa pod drzewami. Ale jaki byby w tym sens?

Doj by Dojem. Z nim nigdy nic nie wiadomo.

— Tutaj czuj si znacznie lepiej — powiedzia. — Ale nigdy na dugo nie zostaj. Teren patroluje kompania straników wy­najtych, by trzyma z dala dzikich lokatorów. A dzikim loka­torem jest w ich oczach kady, kto nie pochodzi z Taglios i nie naley do najwyszej kasty. To dobrze. Na tym pniu drzewa odcisn si ju chyba ksztat moich poladków.

O wspomniany pie wanie si potknam. Powstaam i rzekam:

— Sucham ci.

— Siadaj. To zajmie jaki czas.

— Omi wszystkie wstpy. — By to kolokwializm Yehdna z Jaicur na okrelenie kopotów z zapamitaniem treci witych pism, do którego to zajcia zmuszano wszystkie dzieciaki. Chcia­am powiedzie: „Nie kopocz si opowiadaniem mi, czyj to byo win i dlaczego zrobiwszy to, okazali si takimi krwioer­czymi niegodziwcami. Po prostu opowiedz mi, co si zdarzyo".

— Próba nakonienia bajarza, by unika upikszania opowie­ci, to jak proszenie ryby, aby ya bez wody.

— Naprawd musz jutro rano wsta do pracy.

— Jak chcesz. Zdajesz sobie spraw, nieprawda, e Wolne Kompanie Khatovaru i wóczce si po kraju bandy Dusicieli, mordujcych w imi chway Kiny, wywodz si od wspólnych przodków?

— W ostatnio pozyskanych Kronikach jest wystarczajco du­o sugestii pozwalajcych przyj t interpretacj — przyznaam. Ostrono wydawaa mi si wskazana.

— Moja pozycja wród Nyueng Bao mniej wicej odpowiada twojej, jako Kronikarza Czarnej Kompanii. Obejmuje jednak równie rol, jak peni kapan w oddziale Dusicieli, którego zreszt wtórnym obowizkiem jest troska o przekazywanie ustnej historii oddziau. Przez wieki toogowie zatracili swój szacunek dla wyksztacenia.

Ze studiów, jakie prowadziam, wynikao, e podczas tych samych wieków moja Kompania równie znacznie si zmienia. Zapewne w duo wikszym stopniu, nili to miao miejsce w przypadku oddziaów Kamców. Oni pozostali w rodzimej kulturze, która na dodatek miaa charakter raczej statyczny. Tymczasem Czarna Kompania nieustannie trafiaa do coraz bar­dziej obcych krain, starych onierzy zastpowali modzi re­krutowani sporód tubylczych ludów, którzy nie mieli adnych zwizków z przeszoci ani nawet pojcia o istnieniu Khatovaru.

Myli Doja najwyraniej biegy tym samym torem.

— Oddziay Dusicieli stanowi kiepsk imitacj pierwotnych Wolnych Kompanii. Czarna Kompania zachowaa nazw i gar wspomnie, jednak jeli chodzi o filozofi, znacznie bardziej odbieglicie od pierwowzoru nili Dusiciele. Wasz oddzia jest cakowicie niewiadom swych prawdziwych pocztków i celowo w tej niewiedzy bylicie utrzymywani, gównie przez dziaania bogini Kiny, lecz równie — w mniejszym stopniu — innych, którzy nie chcieli, aby Kompania staa si tym, czym bya za dawnych czasów.

Czekaam w milczeniu. On jednak najwyraniej nie mia zamiaru nic wicej wyjania. W takich sprawach z Dojem postpowao si nadzwyczaj trudno.

Zamiast tego zrobi co, co jak przypuszczam byo dla jeszcze trudniejsze. Opowiedzia mi prawd o swym ludzie.

— Nyueng Bao s praktycznie czystej krwi potomkami o­nierzy jednej z Wolnych Kompanii. Jednej z tych, które po­stanowiy nie wraca.

— Ale to Czarna Kompania miaa by rzekomo jedyn, która nie powrócia. Kroniki mówi...

— Mówi ci tylko tyle, ile wiedzieli ci, którzy je spisywali. Moi przodkowie przybyli tutaj ju po tym, jak Czarna Kompania skoczya zamienia kraj w bezludne pustkowie i ruszya na pónoc, zatraciwszy pami o swym boskim posannictwie. Zde­zerterowaa, porzuciwszy przeznaczon jej drog, powodowana gównie ignorancj w kwestii tego, na czym miaaby ona polega. Ale w owym czasie walczyo w niej ju trzecie pokolenie wojowników nie dbajcych o czysto krwi. Po prostu walczya na wojnie, która bya pierwsz, jak zapamita wasz kronikarz, i w trakcie której omale nie zostaa wycita w pie. Taki chyba los zosta przypisany Czarnej Kompanii. Na przemian to zredu­kowana do garstki ludzi, to odtwarzajca si znowu. I tak wci. Za kadym razem oczywicie musiaa traci cz swej pierwo­tnej tosamoci.

— A los twojej Kompanii? — Zauwayam, e nie wymieni jej nazwy. Po prawdzie, nie miao to znaczenia. adna z nazw nic by dla mnie nie znaczya.

— Równie pograa si w coraz gbszej ignorancji. Ja znam prawd. Ja znam tajemnice i dawne rytuay. Ale jestem ostatni. W przeciwiestwie do reszty Kompanii, mymy przy­prowadzili ze sob rodziny. Bylimy póno pocztym ekspery­mentem. Mielimy zbyt wiele do stracenia. Zdezerterowalimy.

Ucieklimy i ukrylimy si na bagnach. Ale nasze dziedzictwo zachowywalimy w czystoci. Prawie.

— A pielgrzymki? Starzy ludzie umierajcy w Jaicur? Hong Tray? I ten wielki, mroczny, przeraajcy sekret Nyueng Bao, którym tak si przejmuje Sahra?

— Nyueng Bao maj wiele mrocznych sekretów. Wszystkie Wolne Kompanie miay mroczne sekrety. Bylimy narzdziami mroku. onierzami Ciemnoci. onierzami Koci, na których spoczywa obowizek przetarcia Kinie drogi na wiat. Kamien­nymi onierzami walczcymi o zaszczyt upamitnienia na wie­czno, które z imion zostan zotymi literami wypisane na lnicym kamieniu. Zawiedlimy, poniewa wiara naszych przod­ków okazaa si niedoskonaa. We wszystkich Kompaniach byli tacy, którzy okazali si zbyt sabi, aby sprowadzi na ziemi Rok Czaszek.

— Starzy ludzie?

— Ky Dam i Hong Tray. Ky Dam by ostatnim pochodzcym z wyboru kapitanem Nyueng Bao. Nie byo nikogo, kto chciaby zaj jego miejsce. Hong Tray bya wiedm dotknit przekle­stwem widzenia przyszoci. Bya ostatnim prawdziwym kap­anem. Kapank.

— Przeklestwo widzenia przyszoci?

— Nigdy nie przewidziaa nic dobrego.

Wyczuam, e nie ma ochoty zagbia si bardziej w te kwestie. Przypomniaam sobie, e ostatnie proroctwo Hong Tray dotyczce Murgena i Sahry z pewnoci musiao stanowi obelg dla prawomylnych Nyueng Bao — a jeszcze najprawdopodob­niej nie wypenio si do koca.

— Wielki grzech Nyueng Bao?

— Oczywicie zaczerpna ten pomys od Sahry. A ona, jak wszyscy ci, którzy urodzili si ju po nastaniu Wadców Cienia, wierzy, e „grzech" by tym, co skonio Nyueng Bao do ucieczki na bagna. Ale jej wiara jest bdna. Ucieczka nie bya spowo­dowana grzechem, lecz miaa na celu przetrwanie. Prawdziwy najczarniejszy grzech nastpi za mojego ycia. — W jego gosie pojawio si wyrane napicie. W gbi duszy zapewne szalay mu emocje.

Czekaam.

— Byem maym chopcem, który stawia wanie pierwsze kroki na Drodze Miecza, kiedy obcy przyby do naszego ludu. Okaza si bardzo miym mczyzn w rednim wieku. Nazywa si Ashutosh Yaksha. W starszym dialekcie naszego jzyka Ashutosh znaczy co w rodzaju Rozpaczy Niegodziwych. Yaksha znaczy za mniej wicej to samo, co we wspóczesnym taglia­skim. — Czyli „dobrego ducha". — Ludzie ju prawie gotowi byli uwierzy, e jest on istot nadprzyrodzon, poniewa mia bia skór. Bardzo blad, bia skór, janiejsz ni Goblin czy Wierzba abd, który czasami jednak troch si opala. Jednak nie by przecie albinosem. Mia normalne oczy. Jego wosy za byy równie jasne jak u abdzia. Jednym sowem, w oczach wikszoci Nyueng Bao by postaci magiczn. Mówi naszym jzykiem, z dziwnym akcentem, ale do pynnie. Powiedzia, e chciaby studiowa w wityni Vinh Gao Ghang, której sawa dotara a w jego dalekie strony.

Kiedy dopytywano si o jego pochodzenie, twierdzi, e na­rodzi si w „Krainie Nieznanych Cieni", otaczanej blaskiem gwiazdozbioru Ptli.

— Twierdzi, e przyby z równiny lnicego kamienia?

— Nie cakiem. Nigdy nie byo to do koca jasne. Stamtd lub z jeszcze dalszych krajów. Nikt bardzo go nie naciska. Nawet Ky Dam ani Hong Tray, chocia jego obecno martwia ich. Bardzo szybko przekonalimy si, e Ashutosh jest potnym czarownikiem. A w owych czasach wielu starszych ludzi wci pamitao o pocztkach Nyueng Bao. Obawiano si, e by moe zosta przysany, aby nas wezwa do ojczyzny. Jednak przypusz­czenie to okazao si bdne. Przez dugi czas Ashutosh naj­wyraniej nie robi nic wicej ponad to, po co rzekomo przyby, mianowicie studiowa, chcc przyswoi sobie wszelk wiedz zgromadzon w wityni Ghangheshy, która bya witym miej­scem od czasu, gdy Nyueng Bao po raz pierwszy osiedli na bagnach.

— Ale zawsze jest jakie „ale", prawda? Ten czowiek mimo wszystko okaza si otrem?

— Zaiste, okaza si. Ashutosh by tym czowiekiem, którego póniej znalicie pod imieniem Wirujcego Cienia. Przyby do nas, aby odnale Klucz, a wysany zosta przez swego nauczyciela i mentora, którego wy poznalicie jako Dugiego Cienia. W modoci czowiek ten usysza przypadkowo, e nie wszystkie Wolne Kompanie wróciy do Khatovaru. Z wiadomoci tej wy­cign wniosek, który nikomu innemu do gowy nie przyszed, mianowicie, e kada Kompania, która dotd nie wrócia, musi posiada talizman zdolny do otwierania i zamykania Bramy Cienia. Przepeniony ambicjami czowiek mógby uy tego talizmanu, aby zawezwa rakszasów, a potem wysa ich, by dla niego czynili zo. Wadza zabijania staje si wadz ostateczn w rkach czowieka, który nie ma adnych zahamowa, aby jej uywa.

— A wic ten Ashutosh Yaksha znalaz Klucz?

— Upewni si tylko, e on istnieje. Chytrze zdoby sobie zaufanie starszych kapanów. Pewnego dnia kto si z czym zdradzi. Wkrótce potem Ashutosh oznajmi nam, e otrzyma wiadomo, i jego nauczyciel, mentor i duchowy ojciec, Maricha Manthara Dhumraksha, przejty jego doniesieniami na temat wityni, zdecydowa si sam zoy w niej wizyt. Dhumraksha okaza si wysokim, niewiarygodnie chudym czowiekiem, który zawsze nosi na twarzy mask, najwyraniej z powodu defor­macji.

— Usyszae imi w rodzaju Maricha Manthara Dhumraksha i niczego nie podejrzewae?

W ciemnociach nie potrafiam dojrze twarzy Doja, jednak wyczuwaam nieomal nieszczliwy mars tncy czoo. Powiedzia:

— Byem maym chopcem.

— A Nyueng Bao nie interesowali si niczym, tylko swoimi wasnymi sprawami. Tak. Ja jestem Yehdna, Wujku, ale rozpo­znaj w imionach Manthara i Dhumraksha legendarne demony Gunni. Nawet jeli yjesz wród pomniejszych istnie, moesz uywa uszu do suchania. W ten sposób, kiedy paskudny cza­rownik jengali podoy ci nog, bdziesz przynajmniej mia jak wskazówk.

Doj chrzkn zmieszany.

— Ten Dhumraksha to by zotousty czowiek. Kiedy si przekona, e co kade dziesi lat, jak to byo wówczas w zwy­czaju, grupa przewodzcych naszemu ludowi podejmowaa piel­grzymk na poudnie...

— Przyczy si do niej, a potem jako nabra kogo, by ten pozwoli mu obejrze Klucz.

— Prawie. Ale nie do koca. Tak. Odgada prawidowo. Pielgrzymki dochodziy do samej Bramy Cienia. Ptnicy spdzali tam dziesi dni, czekajc na znak. Nie wydaje mi si, aby ktokolwiek wiedzia jeszcze, co to miaoby by. Jednak tradycji trzeba przestrzega. Pielgrzymi wszelako nigdy nie brali ze sob prawdziwego Klucza. Nieli tylko jego dokadn replik, ob­oon kilkoma prostymi zaklciami, aby oszuka ewentualnego zodzieja. Prawdziwy Klucz zostawa w domu. Starzy ludzie tak naprawd wcale nie chcieli otrzyma znaku z tamtej strony.

— Dugi Cie ukrad go wic w popiechu.

Tak wanie si stao. Kiedy pielgrzymi przybyli do Bramy Cienia, zastali tam czekajcego ju na nich Ashutosha Yaksha wraz z szecioma innymi czarownikami. Kilku z nich byo uciekinierami z pomocnej domeny mroku, której suya w owym czasie Czarna Kompania. Kiedy Dhumraksha uy faszywego klucza, nastpi nagy atak z drugiej strony Bramy Cienia. Zanim bram dao si zalepi, do czego zreszt Dugi Cie wykorzysta moc swego prawdziwego imienia, zginli trzej niedoszli Wadcy Cienia. Ten, na którego wiono Wyj, cho srodze poraniony, zdoa uciec. Ci, którzy przeyli, wkrótce przemienili si w skó­cone, walczce ze sob potwory, które zastali twoi bracia, przy­bywszy tutaj. Efektem tej samej katastrofy byo ponowne prze­budzenie Matki Nocy, która zacza snu plany sprowadzenia na ziemi nastpnego Roku Czaszek.

— I na tym polega wielki grzech Nyueng Bao? e pozwolili­cie, aby czarownicy was nabrali?

— W owych czasach nie mielimy szczególnie licznych kon­taktów ze wiatem zewntrznym. Rodzina Banh Do Tranga zajmowaa si caoci handlu z innymi krajami. Raz na dziesi lat garstka starych ludzi pielgrzymowaa do Bramy Cienia. Nie­male równie czsto asceci Gunni wkraczali na bagna w nadziei oczyszczenia swych dusz. Ci pustelnicy Gunni byli w oczywisty sposób szaleni, inaczej nie wybieraliby przecie bagien. Zawsze traktowano ich z daleko idc tolerancj. A Ghanghesha znalaz dom.

— Jakie miejsce w tej opowieci przypada Tysic Gosów?

— Ca histori poznaa z ust Wyjca mniej wicej w tym czasie, gdy zostalimy odcici w Dejagore. Albo niedugo po tym. Zaraz jak wrócilimy, przybya do wityni; najlepsi z nas byli wówczas zupenie wycieczeni, wszyscy starzy pomarli, równie nasz Kapitan i Mówca, take wiedma Hong Tray. Prócz mnie nie zosta ju nikt, kto by o wszystkim wiedzia — acz­kolwiek Gota i Thai Dei znali cz prawdy, Sahra troszeczk, jako e wszyscy troje pochodzili z rodziny Ky Dama i Hong Tray. Tysic Gosów przysza do wityni pod moj nieobecno. Uya swych mocy, aby zastraszy i torturowa kapanów, póki nie wydali jej tajemniczego przedmiotu, powierzonego im na przechowanie cae wieki temu. Nawet nie pamitali ju, co to waciwie jest. Naprawd nie sposób ich wini, ja jednak nie potrafi im wybaczy. No i na tym waciwie koniec. Oto wszystkie sekrety Nyueng Bao.

Co do tej ostatniej kwestii, to miaam powane wtpliwoci.

— Wtpi. Niemniej jest to ju jaka paszczyzna, na której moemy budowa dalsze porozumienie. Zamierzasz z nami wspópracowa? Jeli skonimy Narayana Singha do wyznania, co zrobi z Kluczem?

— Jeli zoysz obietnic nigdy nikomu nie mówi tego, co powiedziaem ci dzi w nocy.

— Przysigam na Kroniki. — To byo zbyt atwe. — Nie powiem sowa adnemu stworzeniu. — Ale nie nadmieniaam nic o tym, e nie napisz.

Od niego nie udao mi si wydoby adnej przysigi.

Którego dnia w kocu i tak bdzie musia zmierzy si z dylematem moralnym, z którym nie poradzia sobie Radisha, kiedy wydawao si, e oto Kompania wypenia swoje zobowi­zania wobec niej i nadchodzi czas, gdy ona miaa wywiza si ze swoich. Kiedy Wujek Doj wydobdzie swych wasnych ludzi spod równiny lnicego kamienia, jego wiarygodno rozwieje si niczym dym.

Uznaam, e bd si nad tym zastanawia dopiero, gdy przyjdzie czas. Zwróciam si do Doja:

— Wci musz wsta rano do pracy. A jest ju znacznie póniej, ni byo godzin temu.

Podniós si, najwyraniej zadowolony, e nie zadawaam mu zbyt wielu pyta. Miaam wprawdzie ochot poruszy par spraw, jak choby to, dlaczego Nyueng Bao ryzykowali czstsze pielg­rzymki do Bramy Cienia, odkd Wadcy Cienia zdobyli panowa­nie nad tymi terenami, zabierajc nadto do towarzystwa kobiety, dzieci i starców. A wic i tak zapytaam, kiedy wracalimy. Odrzek wówczas:

— Wadcy Cienia udzielili na nie zgody. Przyczyniao si to dodatkowo do wzmocnienia ich poczucia wyszoci. I dziki temu moglimy utrzymywa ich w przekonaniu, e nie posiada­my prawdziwego Klucza, e wci go poszukujemy. Nasz wasny lud wierzy, e to wanie robimy. Tylko Ky Dam i Hong Tray znali ca prawd. Wadcy Cienia mieli moe te nadziej, e w kocu go dla nich znajdziemy.

— Tysic Gosów was rozszyfrowaa.

— Tak. Jej wrony byy wszdzie i wszystko syszay.

— I w owych czasach miaa bardzo sprytnego demona, go­towego suy jej na kade skinienie. — Nie przestawaam go drczy przez ca drog do magazynu, próbujc chytrymi py­taniami wycign z niego reszt tajemnic, krc wokó kwestii otaczajcych biae plamy na mapie mojej wiedzy.

W najmniejszym stopniu nie udao mi si go nabra.

Zanim powlokam si do óka, zoyam jeszcze ostatni wizyt Sahrze, Murgenowi i Goblinowi.

— Syszelicie wszystko?

— Wikszo — powiedzia Murgen. — Zagoniony, stary niewolnik musia zaj si równie innymi obowizkami.

— Mylisz, e mówi prawd?

— Zasadniczo — przyznaa Sahra. — Nie powiedzia ad­nych kamstw, na których bym go przyapaa, ale nie wydaje mi si, eby to bya caa prawda.

— Có, oczywicie, e nie jest. On jest przecie Nyueng Bao od czubka gowy a do swych poskrcanych palców u stóp. I poza tym jest czarodziejem.

Zanim Sahra zdya si obrazi, Goblin poinformowa mnie:

— Razem z wami bya tam biaa wrona.

— Widziaam j — odrzekam. — Jak rozumiem, to by Mur­gen.

Murgen powiedzia:

— To nie by Murgen. Ja byem tam bezcielenie. Tak samo jak teraz.

— A wiec co to byo? Kto to by?

— Nie mam pojcia — odpar Murgen. Nie do koca mu wierzyam. Moe to bya faszywa intuicja, niemniej czuam przez skór, e kogo mocno podejrzewa.

33

Kustosz Santaraksita czeka tylko, aby nikt nie móg nas usysze, a potem podszed do mnie:

— Dorabee, twoja karta spónie zaczyna ju wyglda nie­dobrze. Dwa dni temu si spónie. Wczoraj nie pokazae si wcale. Tego ranka równie nie wygldasz na zwartego i goto­wego do pracy.

Faktycznie nie byam. Kadego innego potraktowaabym ostro. W tym jednak wypadku ledwie zwróciam uwag, e jego sowa wypowiedziane zostay tonem zupenie nie licujcym z ich tre­ci. Wyczuam ulg, któr zareagowa na mój powrót, w jej tle za tchnienie strachu na myl, e nigdy ju nie przyjd. Skama­am wic:

— Miaem gorczk. Nie potrafiem utrzyma si na nogach duej ni po kilka minut za kadym razem. Próbowaem przyj, ale byem tak saby, e w pewnym momencie zgubiem si, a gdy w kocu oprzytomniaem, okazao si, e i tak id do domu.

— Czy wobec tego powiniene dzisiaj przychodzi do pra­cy? — Zmieni temat, w jego gosie rozbrzmiaa niespodziewana troska.

— Dzisiaj czuem si ju znacznie silniejszy. Poza tym na­zbierao si mnóstwo zalegoci. Naprawd bardzo mi zaley na tej pracy, Sri. Nigdzie indziej nie bd tak blisko takiej iloci wiedzy.

— Gdzie jest twój dom, Dorabee? — Podniosam miot. ledzi mnie wczeniej. A teraz wdroway za nami spojrzenia, niektóre miay ten wszystkowiedzcy charakter, z którego wnios­kowaam, e Santaraksita by moe w przeszoci ugania si za innymi modymi mczyznami.

Na to pytanie byam jednak przygotowana, poniewa wiedzia­em przecie, e za mn szed.

— Z kilkoma przyjaciómi z armii dziel niewielki pokój na nabrzeu w dzielnicy Sirada. — Sytuacja powszechnie spotykana w caym Taglios, gdzie mczyni przewyszali liczebnie kobie­ty w stosunku niemale dwa do jednego, gdy wielu zwabionych nadziej odmiany losu, przybywao tutaj z dalszych czci Te­rytoriów.

— Dlaczego kiedy wrócie, nie zamieszkae w domu, Do-rabee? Ho-ho.

— Sri?

— Twoja matka, twój brat, twoje siostry, ich mowie, ony i dzieci, wszyscy wci mieszkaj w tym samym miejscu, w któ­rym wychowywae si jako dziecko. Sdzili, e nie yjesz.

Jasna cholera! Poszed, aby si z nimi zobaczy? Co za wcibski facet.

— Nie ukadao mi si z tymi ludmi, Sri. — Byo to kams­two w ywe oczy, jeli chodzi o Dorabee Dey Banerjaego. Czowiek, którego znaam, by bardzo blisko ze swoj rodzi­n. — Kiedy wróciem z Wojen Kiaulunaskich, zmieniem si tak strasznie, e nawet by mnie nie rozpoznali. Gdybym wróci do domu, wkrótce dowiedzieliby si o mnie takich rzeczy, które kazayby im mnie wydziedziczy. Wol, aby myleli, e Dorabee zgin. Tak czy siak, chopaka, jakiego pamitaj, ju nie ma.

Miaam nadziej, e moje sowa zinterpretuje zgodnie z was­nymi pobonymi yczeniami.

Wszed w to.

— Rozumiem.

— Wdziczny ci jestem za twoj trosk, Sri. Pozwolisz teraz, e ci zostawi? — Zabraam si do roboty.

Pracowaam energicznie, gboko zatopiona w mylach. To, co zamierzaam zrobi, wymagao, abym pozwolia si uwie. Ale w tych kwestiach nie miaam adnego dowiadczenia, jak­kolwiek nie patrze na ca sytuacj. Jednak starzy ludzie wci mi powtarzaj, e jestem bystra, tote po jakim czasie doszam do wniosku, e chyba widz sposób, dziki któremu wydarzenia potocz si podanym torem, a równoczenie Surendranath Santaraksita nie bdzie wystawiony na wiksze emocjonalne czy moralne ryzyko nili wówczas, gdy poda za mn do domu i musiaam wysa Tobo mu na ratunek. O czym, rzecz jasna, nie mia pojcia.

Pónym rankiem miaam saby atak w miejscu, które po­zwalao staremu Baladityi spaci swój dug przez okazanie nalenej troski. Zanim jednak Kustosz Santaraksita zdoa znale odpowiedni wymówk, aby zbliy si do mnie, doszam do siebie i wróciam do pracy.

Kilka godzin póniej wsadziam sobie palec do garda, aby zwymiotowa obiad, a potem zrobiam wielkie przedstawienie ze sprztania. Odtd bezustannie ju miaam lekkie napady za­wrotów gowy. Ostatni przytrafi mi si ju po tym, jak wikszo bibliotekarzy i kopistów posza do domów, nie przejmujc si zupenie grob dalszych opadów. Popoudniowa burza nie bya tak straszna jak wiele wczeniejszych. W oczach Taglian stano­wio to zy znak.

Santaraksita doskonale odegra swoj rol. Zanim jeszcze miny zawroty gowy, ju by przy mnie. Nerwowo zaproponowa:

— Lepiej by moe da ju sobie spokój, Dorabee. Zrobie dzisiaj wicej, ni wynosi twoja dniówka. Reszta poczeka na ciebie do jutra. Odprowadz ci, eby ci si nic nie stao.

Caa sprawa moga si zawali, gdybym zacza protestowa, e nie jest to konieczne. Powiedziaam wic tylko:

— Dzikuj, Sri. Twoje dobro nie zna granic. A co z Baladity? — Wnuk starego kopisty znowu si nie pokaza.

— Waciwie mieszka po drodze. Po prostu najpierw odprowa­dzimy jego. — Próbowaam wymyli jaki gest, jaki fragment roli, który rozbudziby fantazj Santaraksity, ale nie potrafiam. I tak okazao si to niepotrzebne. Ten czowiek by zdecydowany pokn haczyk. A wszystko dlatego, e umiaam pisa.

Osobliwe.

Rzekoaz znalaz si w pobliu biblioteki, kiedy Mistrz San­taraksita, Baladitya i ja opucilimy jej tereny. Wykonaam nieznaczny gest, aby go upewni, e zrobimy, jak zostao po­stanowione. Nastpne znaki, które przekazaam mu, gdy szlimy dalej, mówiy, e starego te trzeba zgarn, kiedy tylko San­taraksita i ja zostawimy go. By wiadkiem, z którego nietrudno bdzie wycign zeznanie, e Kustosz Biblioteki ostatni raz widziany by w moim towarzystwie. Poza tym on te moe si przyda.

Gdy znajdowalimy si ju niedaleko magazynu, dostaam nastpnego lekkiego ataku. Santaraksita otoczy mnie ramieniem, abym nie upada. Odpynam w moje wewntrzne schronienie i pozwoliam si nie nurtowi wydarze. W tej chwili bylimy ju otoczeni, z oddali, przez towarzyszy broni z Kompanii.

— Cay czas prosto — zwróciam si do Santaraksity, na którego powoli zaczynay dziaa zewntrzne zaklcia myl­ce. — Chwy mnie za rk.

Kilka chwil póniej delikatne uderzenie w podstaw czaszki Mistrza Santaraksity umoliwio mi porzucenie tej niemiej roli.

— Mówi na mnie pioszka. Jestem Kronikarzem Czarnej Kompanii. Zostae tutaj sprowadzony, aby pomóc w tumaczeniu materiaów napisanych przez kilku z moich najwczeniejszych poprzedników.

Santaraksita zacz co gniewnie mamrota. Rzenik Kendo zakry mu doni usta oraz nos tak, e nie móg oddycha. Sytuacja ta powtórzya si kilka razy, póki do czonka kasty kapaskiej nie dotaro, e istnieje jaki zwizek midzy mil­czeniem a brakiem trudnoci z oddychaniem.

Wreszcie mogam powiedzie:

— Otacza nas naprawd paskudna sawa, Sri. I cakowicie sobie na ni zasuylimy. Nie, nie jestem Dorabee Dey Banerjae. Dorabee rzeczywicie zgin podczas Wojen Kiaulunaskich. Walczc po naszej stronie.

— Ho, ho! — krzykn Jednooki, pojawiwszy si kilka chwil wczeniej. — Zdarzyo ci si niucha pod niewaciwym drzewem. Moja sodziutka tutaj jest dziewczynk i mówimy na ni pioszka.

Umiechnam si krzywo.

— Cholera! No i musimy znowu zacz od pocztku, Sri. Teraz jako bdziesz si musia pogodzi z faktem, e kobieta potrafi czyta. Aha. Oto i Baladitya. Bdziecie pracowa razem. Dziki, Rzeka. Miae jakie kopoty?

Czego chcesz? — Pado drcym gosem.

— Jak ju powiedziaam, potrzebujemy tumacza starych ksig. Tobo, przynie ksiki z mojego biurka.

Chopak poszed, mamroczc co pod nosem na temat tego, kto tu zawsze musi przynosi i podawa.

Mistrz Santaraksita wykaza si daleko idcym opanowaniem, gdy odkry, e tomy, na których tumaczeniu mi zaleao, zostay podprowadzone z jego wasnych zbiorów zastrzeonych. Tak naprawd, to kiedy powiedziaam:

— Chc, eby zacz od tego — i pokazaam mu to, co uwaaam za pierwszy tom Kronik, wyranie poblad.

— Koniec ze mn, Dorabee... Przepraszam, moda panno. pioszka, tak to byo?

Ale chwil póniej znowu zacz protestowa:

— Nie...

I Kendo ponownie go uciszy.

— Bdziesz tumaczy i bdziesz przykada si do pracy, Sri. W przeciwnym razie nie bdziemy ci karmi. My nie jestemy bhadrhalok. Ju dawno temu przestalimy gada. Robimy co trzeba bez gadania. Miae po prostu pecha, e przypadkiem trafio na ciebie.

Pojawia si Sahra. Zupenie przemoczona.

— Znowu pada. Widz, e ryba ju w saku. — Opada na krzeso, przyjrzaa si uwanie Surendranathowi Santaraksicie. — Jestem wykoczona. Przez cay dzie w nerwowym napiciu. W poudnie Protektorka wrócia z bagien. Bya w na­prawd podym nastroju. W obecnoci nas wszystkich potwornie pokócia si z Radish.

— Radisha si jej postawia?

— No wanie. Powoli dochodzi do granic wytrzymaoci. Tego ranka pojawi si kolejny adept Bhodi, jednak Szarzy nie pozwolili na samospalenie. Potem Protektorka ogosia, e ma zamiar zabra nam nasze noce, od zaraz szczujc na nas cienie. Wtedy wanie Radisha zacza krzycze.

Santaraksita zdawa si tak bezmiernie zdumiony wnioskami wynikajcymi z rewelacji Sahry, e wrcz nie potrafiam po­wstrzyma miechu.

— Nie — upiera si. — To nie jest mieszne. — Ale w chwi­l póniej przekonaymy si, e wcale nie chodzi mu o cienie. — Protektorka obetnie mi uszy. Co najmniej. Tych ksiek w ogóle nie powinno by w bibliotece. Miaem zniszczy je ju cae wieki temu, ale nie potrafiem si zdoby na zrobienie czego takiego z jakkolwiek ksik. A potem o nich zapomniaem. Powinie­nem je gdzie zamkn.

— Dlaczego? — warkna Sahra. Nie uzyskaa odpowiedzi. Zamiast tego zapytaam j:

— Dokonaa jakich postpów?

— Nie miaam moliwoci zabrania cho jednej stronicy. Za to dostaam si do apartamentów Radishy. Podsuchiwaam j i Duszoap. I zdobyam nieco informacji innego rodzaju.

— Na przykad?

— Na przykad, e Purohita i wszyscy pozostali namaszczeni czonkowie Tajnej Rady opuszczaj jutro Paac, aby uczestniczy w synodzie starszych kapanów poprzedzajcym przygotowania do tegorocznego Druga Pavi.

Druga Pavi stanowi najwiksze wito Gunni w caym taglia­skim roku. Taglios, wraz ze wszystkimi swoimi rozmaitymi kultami i niezliczonymi mniejszociami religijnymi, kadego dnia niemale moe poszczyci si obchodzonym wanie wi­tem, jednak Druga Pavi przymiewa wszystkie pozostae.

— Ale przecie nie obchodzi si go, zanim pora deszczowa nie dobiegnie koca. — Zaczynaam mie w tej kwestii mieszne przeczucia.

— Ja równie mam w tej sprawie swoje przeczucia — przy­znaa Sahra.

— Rzeka, we Mistrza i kopist, a potem zadbaj, eby mieli tyle wygód, ile tylko moemy im tu zapewni. Niech Goblin naoy im dawice, a potem upewni si, e zrozumieli ich dziaanie. — Zapytaam Sahr: — Czy zdarzyo ci si sysze o tym wczeniej, zanim Duszoap wrócia z bagien, czy po tym?

— Oczywicie e po.

— Oczywicie. Ona co podejrzewa. Kendo. Kiedy tylko jutro bdzie do wiata, chc eby natychmiast poszed do Kernmi What. Spróbuj co znale na temat tego spotkania, nie zdradza­jc równoczenie, jak bardzo jeste nim zainteresowany. Jeli dokoa zauwaysz wicej Szarych albo Shadar, nie zajmuj si spraw. Po prostu wró tu i powiedz, jak jest.

— Zakadasz, e okazja moe by prawdziwa? — zapytaa Sahra.

—r Bdzie prawdziwa, jeli rzeczywicie wyjad z Paacu. No nie?

— Moe najlepiej byoby ich zwyczajnie pozabija? Przy­czepi troch rozbyskowych pczków do cia. Wtedy Duszoap naprawd si wcieknie.

— Czekaj. Mam myl. By moe zreszt przysza mi do gowy wprost z al-Shiel. — Pomachaam palcem w powietrzu, jakbym odmierzaa muzyczny takt. — Tak. Wanie tak. Byoby naprawd po naszej myli, gdyby Protektorka rzeczywicie za­stawia puapk z Purohit w roli przynty. — Wyjaniam do­kadnie, o co mi chodzi.

— To jest naprawd nieze — skomentowaa Sahra. — Ale jeli ma dziaa, ty i Tobo bdziecie musieli razem ze mn pój do rodka.

— A ja nie mog. Niemoliwe, bym nie przysza do pracy nazajutrz po znikniciu Mistrza Santaraksity. Wezwij Murgena. Zobacz, czy dzisiaj nie krci si po Paacu. Niech sprawdzi, czy jest puapka, a jeli tak, niech znajdzie, gdzie. Gdyby Duszoap miaa by nieobecna, moe ty i Tobo poradzicie sobie we dwójk.

— Nie chc pomniejsza twojego geniuszu, pioszka, ale to jest co, o czym od dawna duo mylaam. Waciwie przez cae lata. Moliwo, e co takiego nastpi, stanowia zasadniczy motyw, dla którego ryam korytarze coraz bliej centrum wszyst­kich rzeczy. Prawda jest taka, e nie uda si z mniejsz liczb ludzi nili troje. Potrzebuj Shiki i potrzebuj Sawy.

— Pozwól mi pomyle. — Sahra zaja si Murgenem, ja natomiast mylaam. Murgen zdawa si znacznie bardziej oy­wiony i zainteresowany sprawami tego wiata, zwaszcza e w gr wchodzili ona i syn. Najpewniej zaczyna ju powoli rozumie, o co chodzi. — Wymyliam, Sahra! Moemy Goblina przebra za Saw.

— Nie ma, kurwa, mowy — powiedzia Goblin. Potem po­wtórzy te sowa cztery czy pi razy i w tylu jzykach, na wypadek gdyby kto jednak nie zrozumia. — Co si z tob, kurwa, dzieje kobieto?

— Jeste tak may jak ja. Rozsmarujemy troch soku z orze­cha betelu na twojej twarzy i doniach, przebierzemy ci w mój strój Sawy, potem Sahra zaszyje ci usta, eby nie kl za kadym razem, gdy najdzie ci ochota, a wtedy nikt nie zauway rónicy. Póki bdziesz trzyma wzrok wbity w ziemi, jak to Sawa przez wikszo czasu czyni.

— By moe jest to jaki pomys — powiedziaa Sahra, nie zwracajc uwagi na niemilknce protesty Goblina. — Szczerze mówic, im duej si nad tym zastanawiam, tym bardziej mi si podoba. Bez urazy, ale podczas wielkiego skoku Goblin z pewnoci przyda si bardziej ni ty.

— Wiem. A wic idziecie we trójk. A ja mog zaj si swoimi sprawami i prócz tego by jeszcze Dorabee Dey. Czy to nie cudowne?

— Kobiety — narzeka Goblin. — Nie potrafi z nimi wy­trzyma, a one jednak nie chc odej. Sahra powiedziaa:

— Lepiej zacznij si od razu uczy od pioszki idiosynkrazji Sawy. — Do mnie za rzeka: — Dla Sawy bdzie mnóstwo roboty. Zadbam o to. Narita te chtnie zobaczyaby j z po­wrotem. Tobo, bdziesz musia si troch przespa. Nikt ci nie czy z Gokhale, wci jednak musisz by czujny.

— Naprawd nie mam ochoty tam i, mamo.

— A mylisz, e ja mam? Wszyscy musimy...

— Tak. Myl, e ty masz. Myl, e dlatego wci tam chodzisz, poniewa lubisz niebezpieczestwo. Myl, e moe si to dla ciebie okaza naprawd trudne, kiedy trzeba bdzie zrezygnowa z ryzyka. Myl, e gdy si to stanie, bdziemy musieli ci wszyscy uwanie obserwowa, aby nie zrobia cze­go, w wyniku czego pozabijaj nas razem z tob.

Oto by dzieciak, który duo myla. By moe z odrobin pomocy ze strony tego czy tamtego wujka. Jednak dla mnie brzmiao to tak, jakby najczystsza prawda przemawiaa przez jego usta.

34

Usadowiam si na krzele przed klatk, gdzie trzymano Na­rayana Singha. Nie spa ju, ale nie zwraca te na mnie uwagi. Zaczam wic:

— Córka Nocy wci yje.

— Wiem o tym.

— Naprawd? Skd?

— Wiedziabym, gdybycie zrobili jej co zego.

— Wobec tego powiniene i to wiedzie. Niedugo ju po­trwa, zanim co zego jej si stanie. Jedynym powodem, dla którego jeszcze to nie nastpio, jest fakt, e zaley nam na twojej wspópracy. Jeli nie uda nam si jej uzyska, wówczas nie ma powodu dalej jej karmi. Ani ciebie. Chocia wci zamierzam dotrzyma sowa i zadba o ciebie. Poniewa chc, aby, nim bdzie ci dane umrze, zobaczy, jak wszystko, co cenisz, obraca si w proch. No wanie. Aridatha nie móg by dzi wieczorem z nami. Jego dowódca obawia si niepokojów na miecie. Kolej­ny adept Bhodi postanowi si spali. A wic bdziemy musieli poczeka do jutrzejszego wieczoru.

Narayan wydoby z siebie co poredniego midzy szeptem a jkiem. Nie chcia dopuci do siebie wiadomoci mego istnienia, poniewa istnienie, a moje w szczególnoci, przyprawiao go o gbokie poczucie nieszczcia. Co z kolei sprawiao, i ja czuam si szczliwa, chocia nie miaam do niego adnej osobistej urazy. Moja wrogo wobec niego bya zaiste bardzo aseptyczna, bardzo instytucjonalna i bardzo zaoczna, wystpowaam tu bowiem w imieniu moich braci, którym bezporednio zaszkodzi. W imieniu moich braci, którzy spoczywali uwizieni pod ziemi.

Zaproponowaam:

— Moe powiniene poprosi Kin o przewodnictwo.

Ale te obrzuci mnie spojrzeniem. Narayan Singh nie mia ladu poczucia humoru i nie potrafi rozpozna sarkazmu, nawet wówczas, gdy ten wyskakiwa z trawy pod jego nogami, zata­piajc zby w ydce.

Cignam wic dalej:

— Pozwól, e streszcz wszystko po raz ostatni: Nie zostao mi wiele cierpliwoci. Nie zostao mi duo czasu. Ju wskoczyli­my na grzbiet tygrysa. Zblia, si wielka awantura.

Awantura. Uniwersalne okrelenie w mskim slangu na sprze­czk midzy kobietami.

Czy rzeczywicie?

Wanie przyszo mi to do gowy. W tej walce wszystkie byymy kobietami. Sahra i ja. Radisha i Duszoap. Kina i Córka Nocy. Wujek Doj by równie daleko od patriarchalnej wadzy, co którykolwiek z mczyzn obecnie. Podobnie Narayan, który by gównie cieniem Córki Nocy. Dziwne. Dziwne.

— Narayan, kiedy zaczn si sypa pióra, nie bd ju duej zainteresowana opiek nad twoj przyjaciók. Ale moesz by pewien, znajd czas, aby zaj si tob.

Podniosam si, chcc odej.

— Nie mog tego zrobi. — Gos Singha by nieomal nie­syszalny.

— Popracuj nad tym, Narayan. Jeli kochasz dziewczyn. Jeli nie chcesz, aby twoja bogini musiaa zaczyna znowu wszystko od zera. — Naprawd sdziam, e dysponuj tak wadz. Jeli pozabijam odpowiednich ludzi, uo Kin do snu na nastpny wiek. I tak te ostatecznie zrobi, jeli nie bd w stanie wycign moich braci spod ziemi.

Banh Do Trang czeka na mnie w niewielkim kantorku, gdzie pracowa i spa. Nie wyglda dobrze, co wcale nie byo dziwne. Nie by wiele lat modszy od Goblina i nie dysponowa te cudownymi mocami czarodzieja.

— Czym mog suy, Wujku?

— Jak rozumiem, Doj opowiedzia ci histori naszego lu­du. — Byo go ju sta tylko na ochrypy szept.

— Jak histori mi faktycznie opowiedzia. Za kadym ra­zem, gdy jaki Nyueng Bao dzieli si ze mn swoimi tajem­nicami, zawsze pozostaj pewne wtpliwoci.

— H, h, h. Jeste bystra, pioszka. Kilka zudze i adnych widocznych obsesji. Sdz, e Doj by z tob na tyle szczery, na ile potrafi si zmusi. Zakadajc oczywicie, e ze mn równie by szczery, gdy przyszed si póniej naradzi. Ale przynajmniej usysza wreszcie, jak mówiem mu, e to jest ju nowy wiek. To wanie chciaa pokaza nam wszystkim Hong Tray, kiedy zdecydowaa, e jengal ma by mem Sahry. Wszyscy jestemy jak zagubione dzieci. Musimy poda sobie rce. Hong Tray chciaa, abymy to te zrozumieli.

— Moga powiedzie.

— To bya Hong Tray. Prorokini. Prorokini Nyueng Bao.

Chciaaby, eby wydawaa gupie proklamacje jak Radisha albo Protektorka?

— Wanie tak.

Do Trang zachichota. A potem wygldao, jakby zasn.

O co tu chodzio? Mylaam.

— Wujku?

— Och? Co? Przepraszam, moda damo. Posuchaj. Nie wy­daje mi si, aby kto jeszcze o tym wspomina. By moe nie widzia tego nikt prócz Goty i mnie. Ale miejsce to nawiedza duch. Widzielimy go kilka razy w cigu ostatnich dwu nocy.

— Duch? — Czy Murgen zaczyna si powoli stawa tak silny, e widywali go równie inni ludzie?

— To jest zimna i za istota, pioszka. Przypomina co, co jest najszczliwsze, gdy moe czai si w wejciach do grobow­ców albo lizga po kopcach czaszek. Jak ten dzieciak wampir w klatce na tygrysa. Powinna bardzo z ni uwaa. A chyba powinienem pooy si do óka. Zanim zasn tutaj i twoi przyjaciele bd gada.

— Jeli maj o mnie plotkowa, nie potrafi wymyli nikogo lepszego, w czyim towarzystwie chciaabym si znale.

— Którego dnia, kiedy znowu bd mody. Podczas nastp­nego obrotu Koa.

— Dobranoc, Wujku

Pomylaam sobie, e mogabym mu troch poczyta, ale niemale natychmiast zasnam. W pewnej chwili, otworzywszy oczy poród nocy, przekonaam si, e duch Do Tranga naprawd istnieje. Obudziam si, od razu cakiem przytomna, i zobaczyam stojc w pobliu drc sylwetk przypominajc mniej wicej ludzk. Najwyraniej obserwowaa mnie. Stary wykona dobr robot, opisujc j. Przez chwil zastanawiaam si, czy to przypadkiem nie mier we wasnej osobie.

Znikna, gdy tylko wyczua, e nie pi.

Leaam przez jaki czas, starajc si wszystko zebra w jedn cao. Murgen? Duszoap na przeszpiegach? Kto zupenie nie­znany? Albo, co wydawao si najbardziej prawdopodobne, dzie­wczyna w tygrysiej klatce na ektoplazmatycznej przechadzce?

Próbowaam si nad tym zastanowi, byam jednak zbyt zm­czona i sen ogarn mnie natychmiast.

35

Z miastem byo co nie tak. I nie chodzio tu tylko o unoszc si nad nim zupenie niezwyk wo czystoci. Deszcz pada przez wiksz cz nocy. Ani nie o ogupiae spojrzenia yj­cych na ulicach ludzi, którzy wanie mieli za sob najgorsz noc w yciu. Chodzio o co jeszcze. Czuo si, jakby miasto powstrzymywao dech, i wraenie to nasilao si w miar zbli­ania do biblioteki. Moe chodzio o jaki rodzaj czysto psychicz­nej reakcji.

Przystanam. Kapitan mawia, e powinno si ufa swoim instynktom. Jeli z pozoru co jest nie tak, wówczas naley zastanowi si nad genez tego wraenia. Powoli obróciam si dookoa.

Wokó nie byo adnego z ulicznych ndzarzy. To jednak mona byo jeszcze zrozumie. mier zebraa wród nich swoje niwo, a ci, co przeyli, z pewnoci kurczowo trzymali si wszelkiego schronienia, jakie mogli znale, obawiajc si, e za dnia Szarzy przejm robot cieni. Ale Szarych równie nie byo nigdzie w zasigu wzroku. I ruch uliczny by zdecydowanie mniej intensywny, ni powinien. A sporód wikszoci male­kich, jednoosobowych straganów, gdzie wystawiano wszelkie moliwe towary, tylko nieliczne podjy dzi rano prac.

W powietrzu czuo si wo strachu. Ludzie czekali, a co si wydarzy. Jakby wczeniej widzieli co, co nie wróyo naj­lepiej nadchodzcemu dniowi. Nie sposób jednak byo domyle si, o co waciwie chodzi. Kiedy zapytaam o to jednego z handlarzy, na tyle odwanego, by w ogóle znale si na ulicy, on zignorowa moje pytanie i zamiast odpowiedzie, próbowa przekona mnie, e adn miar nie przeyj nastpnego dnia bez grzebienia z kutego mosidzu.

Co mnie tkno; przyszo mi do gowy, e by moe przynaj­mniej po czci ma racj. Zatrzymaam si, by wypyta kolejnego handlujcego mosidzem, którego stragan znajdowa si w miej­scu, skd byo ju wida bibliotek.

— Gdzie si wszyscy dzisiaj podziali? — zapytaam, oglda­jc równoczenie co w rodzaju yeczki do herbaty o wyduonej rczce, rzecz waciwie cakowicie bezuyteczn.

Gdy spojrzenie handlarza na moment umkno w stron bi­blioteki, zaczam si domyla, e moje podejrzenia nie s bezpodstawne. I cokolwiek go tak nastraszyo, musiao to mie miejsce zupenie niedawno, adna bowiem dzielnica Taglios nie pozostanie na duej cicha i spokojna.

Rzadko nosz przy sobie pienidze, tego ranka jednak miaam par monet. Kupiam wic bezuyteczn yeczk.

— Podarunek dla ony. Za to, e w kocu daa mi syna.

— Nie pochodzisz z tych okolic, nieprawda? — zapyta mosiny jubiler.

— Nie. Jestem z... Dejagore.

Tamten pokiwa w milczeniu gow, jakby to wszystko wyja­niao. Kiedy zbieraam si ju do odejcia, wymamrota:

— Nie spodoba ci si droga w tamt stron, Dejagoraninie.

— Aha?

— Nie spiesz si. Spróbuj omin ten paac.

Zerknam w kierunku biblioteki. Nie zobaczyam nic nie­zwykego. Tereny wokó wyglday cakiem normalnie, chocia w ogrodzie pracowali jacy mczyni.

— Aha. — Poszam dalej naprzód, póki nie natrafiam na wejcie w boczny zauek.

Skd tutaj ogrodnicy? Przecie zatrudni mógby ich tylko Kustosz Biblioteki.

Ponad dachem budynku dostrzegam jakie regularne porusze­nia. Koujcy wczeniej nad nim ptak sfrun w dó i przysiad na kutym elazie bramy, ponad gow Chaasa. Z pocztku wziam go za samotnego gobia, kiedy jednak zwin skrzyda, zobaczyam bia wron, patrzc znacznie bystrzejszymi oczy­ma, nili kiedykolwiek si Chaasowi zdarzyo. Ale Chaas kom­pletnie ju otpia od cigego wystawania w bramie.

Kolejny znak ostrzegawczy.

Biaa wrona spojrzaa prosto na mnie. I mrugna. Albo moe tylko przymruya oczy, jednak bardziej mi si podobaa inter­pretacja sugerujca jej inteligencj i wspóudzia w spisku.

Wrona sfruna na rami Chaasa. Zaskoczony odwierny omale nie wyskoczy z sandaów. Ptak najwyraniej musia co powiedzie. Chaas podskoczy znowu, tym razem próbujc j zapa. Nie udao mu si, wbieg do biblioteki. Kilka chwil póniej banda Shadar przebranych za bibliotekarzy wypada z budynku, zaczli rzuca kamieniami we wron. W kocu ptak susznie zauway, e nic tu po nim.

Poszam za jego przykadem, obierajc wszelako inny kieru­nek. Miaam si znacznie bardziej na bacznoci, ni mi si to od lat zdarzao. Co si dziao? Dlaczego tu byli? Najwyraniej przyczaili si w zasadzce. Na mnie? A na kogo innego? Ale dlaczego? Co zrobiam takiego, e si zdradziam?

Moe nic. Chocia jeli si nie poka w pracy i w ten sposób unikn przesuchania, moe to stanowi bardzo powany dowód wiadczcy przeciwko mnie. Ale nie byam do tego stopnia szalona, by liczc na czysty blef, pakowa si prosto do kota Szarych.

Co si stao, ju si nie odstanie. Nie ma powrotu. aowa mona tylko tego ostatniego tomu staroytnych Kronik, którego nie udao mi si zlokalizowa i wynie.

Przez ca drog do domu próbowaam zrozumie, co te wzbudzio podejrzenia Szarych. Nieobecno Surendranatha Santaraksity nie trwaa przecie dostatecznie dugo, by spowodowa zainteresowanie czynników oficjalnych. Byway poranki, gdy Kustosz Biblioteki pojawia si znacznie póniej. W kocu prze­staam si nad tym zastanawia w obawie, e wywichn sobie umys. Murgen bdzie móg tutaj troch powszy. Podsuchujc ich, na pewno znajdzie odpowied.

36

Murgen zajty by szpiegowaniem, mimo e na wiecie by rodek dnia. Martwi si o Sahr i Tobo. A moe nawet troch i o Goblina. Wróciwszy do domu, zastaam Jednookiego, skaco­wanego, ale czujnego, przy stole, na którym staa machina wytwarzajca mg. Matka Gota i Wujek Doj byli z nim, oboje skupieni i spici. Bez trudu wywnioskowaam z tego, e Sahra zdecydowaa si przeprowadzi najmielsz z naszych dotych­czasowych operacji. Ku memu zdumieniu, Jednooki popieszy w moj stron — jeli takim sowem mona okreli ociae szuranie stopami — i poklepa mnie po plecach.

— Syszelimy, jak wchodzisz, Dziewczynko. Balimy si jak cholera, e moga wpa.

— Co?

— Murgen ostrzeg nas, e zastawiono puapk. Kiedy po­szed sprawdzi, w co Sahra si pakuje, usysza, jak kilku szefów Szarych rozmawiao o tym. Ta stara suka Duszoap bya na miejscu i czekaa na ciebie. Có, moe nie konkretnie na ciebie, ale po prostu na kogo, kto si tam krci i kradnie ksiki, których zreszt w ogóle nie powinno tam by.

— Zgubiam si, kochany staruszku. Jeszcze raz powoli, od pocztku, ebym co zrozumiaa.

— Kto szed wczoraj za tob i twoim chopakiem. Przypusz­czalnie podejrzewa raczej jego ni ciebie. Pewnie jaki szpieg--amator na usugach Protektorki.

Doskonale wiedzielimy, e miasto pene jest konfidentów, którym pacono zalenie od jakoci dostarczonego towaru. Pró­bowalimy jako z nimi walczy.

— Najwyraniej jemu równie musia stawa na widok twego chopaka.

— Jednooki!

— Dobrze, ju dobrze. Na widok twojego szefa. W mniej lub bardziej dosownym sensie. Poszed wic i powiedzia Szarym, e ten wstrtny, brudny staruch zamierza zmusza do perwersji jednego z modzieców, którzy dla pracuj. Kilku Szarych udao si wic do biblioteki, zaczo wszy, zadawa pytania i szybko odkryli, e brakuje zaksigowanych pienidzy, ale równie Santa-raksity, o czym jednak dowiedzieli si dopiero, gdy zaczli ludzi wyciga z óek i aresztowa. Potem przekonali si te, e i kilku ksiek brakuje, wczywszy w to wielkie rarytasy i nawet par takich, które ju cae lata temu miay zosta usunite z ksigo­zbioru, ale nie zostay. Wtedy caa sprawa dotara wreszcie do Duszoap. W cigu dziesiciu sekund zatargaa swój liczny may tyeczek na miejsce, gdzie zacza grozi ludziom, e pore ich ywcem, i mczy kadego, czyj wygld jej si nie podoba.

— A ja omale nie weszam w sam rodek tego wszystkie­go. — Zadumaam si: — Skd oni wiedzieli, e ksigi znikny? Zastpiam je odrzutami. — Ale moe Mistrz Santaraksita, majc takiego bzika na ich punkcie, robi to samo?

Jeli by do tego stopnia nieuczciwy, to udao mu si mnie oszuka.

Bdziemy musieli powanie porozmawia.

— Z tego co Murgen by w stanie si dowiedzie, Dorabee Dey Banerjae nie jest podejrzewany o nic gorszego prócz naiw­noci. Surendranath Santaraksita wszelako tkwi gboko w gów­nie. Duszoap pewnie zabije go, odrywajc mu po kolei wszystkie czonki i kac mu patrze, jak wrony poeraj je, w miar gdy odchodz od ciaa. A potem z pewnoci zrobi si jeszcze bardziej niemia. — Jednooki wyszczerzy si w umiechu, w którym majaczy pojedynczy zb. Nie stanowio to szczególnie dobrej rekomendacji usug dentysty Kompanii. — Mów sobie, co chcesz o Duszoap, ale ona nie toleruje adnej korupcji.

Co stanowio zreszt, przynajmniej w oczach Jednookiego, kolejn plam w jej aktach.

— Uszam cao. — powiedziaam. — A oto kolejny temat do rozwaa. Biaa wrona czekaa przy bramie zapewne po to, aby mnie ostrzec. W kadym razie podja wyran prób porozu­mienia. Wic o co chodzi z Sahr?

— Wszystko idzie, jak zaplanowaa. Ten Jaul Barundandi to prawdziwy przygup. Kupi kiepsk imitacj twojej Sawy wyko­nan przez Goblina. Potem próbowa odcign Tobo od Sahry. Ta zagrozia, e powie jego onie.

Minh Subredil z pewnoci moe mie coraz wiksze kopoty ze znalezieniem pracy, jeli bdzie dalej trwa w tak niewa­ciwym nastawieniu.

— Odwody na miejscu?

— Dziewczynko, kto si tym gównem zajmuje od czasów poprzedzajcych jeszcze narodziny twojej babki?

— Nie zaszkodzi dwa razy sprawdzi. I cigle sprawdza. Poniewa prdzej czy póniej bdziesz musia ratowa kogo, kto co przeoczy. Oddzia ewakuacyjny gotów do dziaania? — Byo cakiem prawdopodobne, e trzeba bdzie opuci Taglios znacznie wczeniej, ni tego chciaam. Duszoap wkrótce ju zacznie ciga nas bez litoci.

Jednooki powiedzia:

— Zapytaj Do Tranga. Powiedzia, e si wszystkim zajmie.

By moe ci zainteresuje, e Duszoap przestaa obserwowa Arjan Drupad, kiedy biblioteka staa si dla niej najwaniejsza i potrzebowaa na miejscu godnych zaufania ludzi.

— Brakuje jej ludzi nawet do tych kilku spraw?

— Brakuje jej takich, którym ufa. Wikszo tych, których miaa, obserwuje teraz adeptów Bhodi, aby moga uprzedzi ich za kadym razem, gdy zechc pokaza wiatu nowego czowieka-pochodni.

— A wic musimy uderzy w Drupad...

— Id uczy babci wysysa jaja, Dziewczynko. Jak powie­dziaem, gram ju w t gr od czasu, gdy mama twojej babci wci jeszcze moczya pieluchy!

— A wic kto bdzie pilnowa magazynu? — Uruchamianie tylu operacji naraz oznaczao, e kady z braci bdzie mia jakie zajcie. Nie tylko Duszoap cierpiaa na braki si ludzkich.

— Ty i ja, Dziewczynko. Poza tym Kejter i liczny gdzie si tu krc, udajc wartowników i kurierów.

— Pewien jeste, e Drupada jest czysty?

— Murgen sprawdza go co pó godziny. I tak czsto, skoro pewnie wolaby pilnowa swojej kochanej. Przyjaciel Arjana jest czysty. Na razie. Ale jak dugo to potrwa? Poza tym Murgen równie nie spuszcza z oka Poronionego w Semchi. Sprawdza go co kilka godzin. Wychodzi na to, e tamto równie dzisiaj si zdarzy. Duszoap chyba si posra. Kamieniami bdzie sraa. Brakuje chyba tylko tego jeszcze, eby który z nas podszed i ugryz j w cycek.

— Pilnuj swego jzyka. Jzyk.

Wujek Doj wymrucza co niezrozumiale.

Jednooki pochyli si nad projektorem mgy.

37

Mimo i jeszcze wczoraj wieczorem myl ta napenia j takim entuzjazmem, dzisiaj Sahra nie przestawaa zamartwia si Gob­linem w roli Sawy. Na tym maym czowieczku nie mona byo polega. Zawsze gotów by z czym wyskoczy...

Nie doceniaa go. Nie przeyby tak dugo, gdyby w powanych sytuacjach wygupia si. Od pocztku by bardziej zdecy­dowany sta si Saw, nili ja kiedykolwiek potrafiam wej w t rol. Nie robi nic na wasn rk. Minh Subredil musiaa go naprawd prowadzi. Ostronie odgrywan rol Sawy wypo­say dodatkowo w urok niepozornoci, tak e w ogóle nie rzucaa si w oczy. Jaul Barundandi i wszyscy pozostali obrzucali tylko idiotk przelotnym spojrzeniem i skupiali si na Shiki, która tego ranka zdawaa si szczególnie atrakcyjna. Na rzemyku okalajcym jej szyj koysa si flet. Jednak kadego, kto chcia­by si uszczkn jej wdzików, czekaa przykra niespodzianka. Flet nie by nowy, natomiast posek Ghangheshy, który niosa Shiki, jak najbardziej. Dzisiaj nawet Sawa miaa przy sobie statuetk boga. Zwrócio to uwag Jaul Barundandiego, który drwi z Subredil:

— Kiedy zaczniesz nosi po jednym Ghangheshy w kadym rku? — Podczas poprzedniej wizyty mia nieprzyjemnoci przez Shiki i teraz chcia si za to przynajmniej czciowo odegra.

Subredil pochylia si i wyszeptaa co do swego Ghangheshy, co o wybaczeniu grzesznikowi, który w gbi serca jest przecie dobrym czowiekiem i któremu potrzeba tylko, aby znalaz przy­sta w wiatoci. Barundandi zdoa po czci podsucha jej sowa. Na jaki czas rozbroia go.

Przekaza wic kobiet niespena rozumu i jej dwie towarzy­szki swej onie, która ostatnimi czasy traktowaa je niemal jak swoj wasno. Rozpromieniaa si zwaszcza na widok Sub­redil, miaa bowiem mnóstwo roboty do wykonania.

Narita równie dostrzega Ghanghesh.

— Jeli sia wiary jest zdolna zapewni ci lepsze ycie pod­czas nastpnego obrotu Koa, Subredil, z pewnoci czeka ci odrodzenie w kacie kapaskiej. — Potem grubaska zmarszczya brwi. — Ale nie zostawia tu przypadkiem wczoraj swojego Ghangheshy?

— Co? Ach! Aha! Naprawd zostawiam? Mylaam, e zgu­biam go ju na zawsze. Nie miaam pojcia, co si z nim stao. Gdzie jest? Gdzie on jest?— Dokadnie przygotowaa sobie sposób odegrania tego epizodu, chocia wczeniej rzecz jasna Ghanghesh zostawia umylnie.

— Spokojnie. Spokojnie. — Miosny zwizek Subredil z jej

Ghanghesh stanowi przedmiot artów niemale wszystkich w Paacu. — Dobrze si nim zaopiekowalimy.

Na ten dzie zaplanowano mnóstwo pracy, co pod pewnym wzgldem byo korzystne. Pomagao jako zabi czas. Przez adnych par godzin bowiem i tak nic nie bdzie mona zrobi, a czy w ogóle cokolwiek si uda, w sporej mierze zaleao od szczcia. A tam, gdzie wszystko zaleao od szczcia, pewnie nie od rzeczy byoby dalszych kilkunastu Ghangheshów.

Podczas przerwy obiadowej do grupy, w której resztki z kuchni jada te Subredil, dotary plotki o gniewie Protektorki wywoa­nym kradzie jakich ksiek z królewskiej biblioteki. W tej chwili Protektorka bya na miejscu zbrodni, osobicie prowadzc ledztwo.

Subredil rzucia ostrzegawcze spojrzenie w stron towarzy­szek. adnych pyta. adnego martwienia si o ludzi, którym zapewne i tak nie mona nijak pomóc.

Póniej tego samego dnia dotary do Paacu kolejne wieci. Purohita i kilku innych czonków Tajnej Rady, wraz ze swoimi osobistymi stranikami i garci pochlebców, zostali zarnici na samych stopniach Kernmi What podczas akcji, która wy­gldaa jak w peni zaplanowana operacja militarna wspomagana cikimi czarami. Raporty z miejsca zajcia byy niejasne i czsto sprzeczne ze sob, poniewa sporód wszystkich jego uczest­ników bodaj tylko napastnikom nie zaleao na natychmiastowym znalezieniu bezpiecznej kryjówki.

Subredil próbowaa wzi to pod uwag, jednak nie udao jej si cakowicie skry gniewu. Kendo Rzenik by naprawd zbyt gwatownym czowiekiem, by powierza mu dowodzenie. A poza tym by zaprzysigym wyznawc Yehdna. Gunni z pewnoci nie bd uszczliwieni rozlewem krwi na stopniach swej gów­nej wityni.

Wiele byo gadania o znakach i omenach, które wykorzystano jako oson dla operacji, oraz o puapkach, które wycofujcy si zastawili za sob. Nie byo najmniejszych wtpliwoci, ani kto jest odpowiedzialny za atak, ani kto zajmuje nastpne miejsce na licie proskrypcyjnej napastników. Kad chmur dymu, która nie gosia: „Woda pi", znaczyo przesanie: „Braciom nie po­mszczonym".

Dopiero od wczoraj kryy plotki o wezwaniu Wielkiego Generaa do Taglios, aby rozprawi si z umarymi, którzy nie chcieli spokojnie spoczywa w grobach. W oczach ulicy wszyst­ko wskazywao na to, e Kompania czeka na niego w peni gotowa.

Sahra zaczynaa si martwi. W takiej sytuacji Duszoap, gdy tylko usyszy o ataku, z pewnoci natychmiast opuci bibliotek. Gdyby wrócia do Paacu w stanie skrajnego podniecenia, nale­ao chyba zrezygnowa z caej operacji — czarodziejka bdzie z pewnoci nazbyt czujna, by rozsdnie byo czegokolwiek próbowa tu pod jej nosem.

Niedugo po tym, jak wieci zaczy kry po Paacu, do pomieszczenia wpada Radisha. Bya zupenie wytrcona z rów­nowagi. Skierowaa si prosto do Komnaty Gniewu. Sawa na moment uniosa spojrzenie znad czyszczonego wanie mosidzu, najwyraniej nie na arty zdenerwowana. Subredil odoya na bok cierk i posza zobaczy, jak wyglda sytuacja. Nikt nie zwróci na ni nawet najmniejszej uwagi.

Niedugo po pojawieniu si Radishy — kiedy do pomiesz­czenia zerkn Jaul Barundandi, aby zobaczy, jak idzie praca, i jakim sposobem wda si w sprzeczk z Narit — gdy nikt na ni nie patrzy, Sawa odesza na bok. Nikt zrazu nie zauway tego, co zrobia, poniewa Sawa waciwie nigdy nie postpowaa w sposób rzucajcy si w oczy, a dzisiaj t jej cech wzmacnia nadto drobny czar.

Shiki zbliya si do matki. Twarz miaa blad i cit zmar­twieniem, nieustannie muskaa palcami flet. Wreszcie wyszep­taa:

— Czy nie powinnimy ju pój poszuka?

— Jeszcze nie czas. Zostaw swego Ghanghesh. — Shiki miaa zrobi to ju par godzin temu.

Byskawicznie przemierzajca Paac plotka dotara do ich uszu, chwil póniej druga, jeszcze bardziej niemia. Wrócia Protektorka, cakowicie wyprowadzona z równowagi. Teraz ska­daa wizyt swoim cieniom. Szykowaa si kolejna noc terroru na ulicach Taglios.

Kobiety zaczy si naradza, czy aby przypadkiem nie nale­aoby skoczy pracy, zanim Protektorka zdecyduje, e musi zoy wizyt Radishy. Duszoap z pewnoci nie uszanuje prywatnoci Ksiniczki. Nie robia nigdy tajemnicy ze swej pogardy dla tagliaskich obyczajów. Nawet Narita zdawaa si gotowa przyzna, e kiedy Protektorka miaa swoje nastroje, najlepiej byo zej jej z oczu.

W tej chwili Shiki odkrya, e jej ciocia znikna.

— Cholera jasna, Subredil — wcieka si Narita. — Obieca­a, e po ostatnim razie bdziesz na ni jeszcze bardziej uwaa.

— Strasznie przepraszam, pani. Tak si wystraszyam. Przy­puszczalnie postanowia tylko pój do kuchni. Kiedy zgubia si ostatnim razem, tam wanie sza.

Shiki ju biega na poszukiwania. Nie trwao nawet minut, kiedy rozleg si jej gos:

— Znalazam j, mamo.

Kiedy obie kobiety przybyy na miejsce, zobaczyy Saw siedzc bez zmysów na posadzce i wspart plecami o cian — na jej podoku spoczywaa mosina lampa, a wszystko dookoa byo brudne od wymiotów.

— Och, nie! — wykrzykna Subredil. — Tylko nie to! — I wród bekotu i bezskutecznych usiowa doprowadzenia Sawy do przytomnoci jako zdoaa zdradzi swe obawy, e by moe jest ona ciarna, gdy zostaa wykorzystana przez mczyzn na stae zatrudnionego w Paacu.

W cigu kilku sekund Narity ju nie byo, rozwcieczona pobiega szuka ma. Subredil i Shiki poszy zaraz za ni, podtrzymujc midzy sob Saw. Kieroway si w stron furtki dla suby. Nikt nie zwróci uwagi, e kobiety nie zabray swoich Ghangheshów, e nie maj nawet tego, którego Subredil zapom­niaa wczoraj.

Przez wzgld na stan, w jakim znajdowaa si Sawa, oraz emocje targajce Narita, wreszcie spodziewany wybuch nieza­dowolenia Protektorki kobiety odebray zarobione pienidze, a potem odeszy, bez koniecznoci spotkania twarz w twarz z którym pomocników Barundandiego. Znowu si udao.

Gdy zagbiy si w krte ulice otaczajce Paac, niemal natychmiast zoyy Saw do krytego wozu cignionego przez woy. Subredil musiaa wci napomina Shiki, by nazbyt ot­warcie nie witowaa zwycistwa.

38

— Wszystko, co zrobilimy, pewnie i tak kto widzia — zwróciam si do zgromadzonych onierzy. — Kiedy rozejdzie si wie, e Radisha znikna, kady z tych ludzi co sobie przypomni i bdzie próbowa pomóc. A Duszoap synie z tego, e potrafi oddzieli ziarno od plew.

— Jak równie z tego, e ma na posyki nadprzyrodzone moce, zdolne wyowi ten jeden konkretny lad sporód tysica bdnych tropów — zgosi si na ochotnika Wierzba abd. By obecny podczas narady, poniewa zgodzi si zaopiekowa Radish. Kiedy si obudzi i odkryje, e na koniec jednak wpada w rce przeladujcego j demona, z pewnoci przyda jej si znajoma twarz.

Banh Do Trang chcia si dowiedzie:

— Macie zamiar si ewakuowa czy nie? — Stary znajdowa si na skraju zaamania. Pracowa cay czas, a wsta dobrze przed witem.

— A moemy? — zapytaam.

— Moecie ucieka w kadej chwili, gdy sytuacja stanie si beznadziejna. Jednak minie jeszcze adnych par godzin, zanim barki zostan w peni wyposaone.

Nikt jednak nie mia ochoty ucieka. Przynajmniej nie od razu. Ludzie zyli si z ssiadami, poenili z ich córkami. Kady mia jakie niedokoczone sprawy. Na tym polega ycie. Ta sama sytuacja nieustannie trapia Kompani na caej przestrzeni jej dziejów.

Sahra powiedziaa:

— Wci nie udao ci si zmusi Narayana do wydania Klucza.

— Porozmawiam z nim. Rzeka ju wróci? Nie? A co z Kendo? Gdzie Kejter i liczny? — Wszyscy nasi ludzie zajmowali si jakimi specjalnymi zadaniami. Dobry stary Jednooki wysa ostatnich dwu, ledwie zreszt kompetentnych Kejtra i licznego, aby zabili odwiernego Chaasa, bowiem Murgenów! udao si ustali, e to przez niego wybucho cae zamieszanie w biblio­tece. Co wicej, Chaas z grubsza wiedzia, gdzie mieszkam.

Jednooki poinformowa mnie:

— Kendo Rzenik wanie przechodzi przez sie. Arjana Drupada wyglda cakiem niele, jak na czowieka, który dosta kilkanacie razy noem. Cicho.

Murgen próbowa co wyszepta. Na zewntrz grzmiao, z nie­ba sypa si grad. Nie byam w stanie usysze ani sowa.

— Murgen mówi, e zaczo si w Semchi. Poroniony uderzy na nich w chwili, gdy zaczli rozbija obóz. Dopad ich bez­bronnych.

— Cholera! — zaklam. — Cholera, cholera, cholera!

— O co chodzi, Dziewczynko?

— Powinien poczeka, a tamci zabior si do Drzewa Bhodi. W ten sposób nikt nie bdzie wiedzia, po co ich zaatwilimy.

— Wanie dlatego nie masz jeszcze mczyzny.

— Co?

— Za duo wymagasz. Wysaa Poronionego aby zabi paru ludzi. Jeeli nie powiedziaa mu na wstpie, e ma to by przedstawienie, e wszyscy nasi chopcy maj walczy tylko lew rk albo co tam, on zrobi wszystko oczywicie tak szybko, w sposób tak brudny i przy jak najmniejszym ryzyku dla naszych ludzi, jak to tylko bdzie moliwe.

— Mylaam, e si domyli...

— Mylaa, Dziewczynko? Na tym, niewczesnym przecie, etapie swej kariery? Ty, gotowa w kadej chwili ogosi zapisy na list oczekujcych, by móc zawiza ci buty?

Rozgryz mnie. I trafi w dziesitk. Spróbowaam zmieni temat.

— Jeli zdecydujemy si ewakuowa, bdziemy musieli wy­sa kogo, aby ostrzeg Poronionego i ustali miejsce spotkania.

— Nie zmieniaj tematu. Odwróciam si.

— Kendo. Potrzebuje pomocy medycznej?

— Drupada? Ju tak bardzo nie krwawi.

— To wecie go i przedstawcie nowemu wspólokatorowi. — Fakt, e akurat Jednooki mnie zaatwi, wprawi mnie w szcze­gólnie paskudny nastrój. Chwila wydawaa si najlepsza, aby wróg zazna go na wasnej skórze. — Reszta niech si godnie zajmie Radish. Nie chcemy, by ludzie mogli nas oskary, e choby zamalimy jej paznokie.

Rzenik pokiwa gow i wymamrota co po nosem.

— Hej, zboczecu! — zawoaam do Gównego Inspektora Archiwów. — Nawet nie chc sysze, jak mówisz, e Czarna Kompania nie dba o swoich goci, przygotowalimy ci wic prywatn ludzk zabawk. Moe ma nieco dusze zbki, ni lubisz, ale potrwa to tylko do czasu, a przyjdzie Protektorka i was wypuci.

Kendo wspar but na plecach Drupady i kopn go. Purohita wtoczy si do klatki. On i Gokhale skoczyli jak oparzeni w prze­ciwlege jej krace i popatrzyli na siebie z wciekoci. Ponie­wa ludzka natura jest, jaka jest, kady z nich pewnie wini drugiego za swoj sytuacj.

Zwróciam si do Kendo:

— Teraz moesz si wyluzowa. Zjedz co. Przepij si. Ale nie podchod do dziewczyny.

— Hej, zrozumiaem od razu, pioszka. A potem jak zacza lunatykowa, straciem reszt wtpliwoci. A wic nie przejmuj si.

— Daj mi powód, ebym nie musiaa si przejmowa.

— Dlaczego jej zwyczajnie nie ukrcimy ba?

— Poniewa potrzebujemy Singha, aby otworzy drog przez Bram Cienia. A on nam nie pomoe, jeli nie bdzie mia pewnoci, e dobrze traktujemy Córk Nocy.

— Waciwie nigdy dobrze nie znaem adnego z Uwizio­nych. Jeli o mnie chodzi, nie musisz ich wyciga.

— Musimy ich wydosta ze wzgldu na Kompani, Kendo. Tak samo bymy zrobili, gdyby to ty tam zosta.

— Jasne. Racja. — Kendo Rzenik by jednym z tych ludzi, którzy niezalenie od wszystkiego widzieli tylko ciemniejsz stron kadej sprawy.

— Odpocznij troch. — W oczekiwaniu na raport Murgena o aktualnej sytuacji w Paacu, poszam porozmawia z Narayanem.

Nie miaam najmniejszej ochoty ucieka, ale wiedziaam, e czas najwyszy, by Kompania ruszya si z miejsca. Musielimy jednak wiedzie, jak Duszoap zareagowaa na porwanie. No i trzeba byo wycign Goblina z Paacu.

Jeeli Duszoap nie ruszy za nami w pocig niczym wyjca tropikalna burza, zaczn naprawd si martwi o jej zamiary.

— Dzie upyn naprawd mio, dzikuj, panie Singh. Niezliczone godziny planowania i odrobina natchnienia zoyy si na naprawd przyjemne dzieo. Jeszcze tylko jedna rzecz i ten dzie bdzie mona uzna za skoczenie doskonay. — Wcig­nam powietrze w nozdrza. Pachniao jakby Jednooki i przyja­ciele znowu co pdzili. Przypuszczalnie po to, by móc zabra troch z sob, gdy przyjdzie ucieka.

Kopniakiem zebraam do kupy kilka skór z jakiego zwierza lecych obok prtów klatki Singha i usiadam. Nakarmiam go odrobin ostatnich plotek. Powiedziaam te:

— aden z waszych ludzi chyba nie przejmuje si wami dwojgiem. By moe okazalicie si odrobin zbyt tajemniczy. aosne, jeli cay kult zginie tylko dlatego, e wszyscy bd po prostu siedzie i czeka, aby kto im powiedzia, co dalej robi.

— Powiedziano mi, e mog ukada si z tob wedle wasnej woli. — Dzi wieczór nie byo ladu paszczenia si i lku. Otrzyma skd wsparcie. — Jestem gotów, by omówi z tob kwesti posiadanego przedmiotu, jeli otrzymam bezwzgldne gwarancje, e Czarna Kompania nigdy nie wyrzdzi adnej krzywdy Córce Nocy.

— Nigdy to jest strasznie duo czasu. Nie miae szcz­cia. — Wstaam. — Goblin waciwie od zawsze chcia nad ni troch popracowa. Pozwol mu chyba odci jej par palców, choby po to, eby ci pokaza, i wobec dawnych wrogów nie mamy nawet ladu wyrzutów sumienia czy litoci.

— Zaproponowaem ci to, o co prosia.

— Zaproponowae mi wyrok mierci z opónieniem. Jeli zgodz si na tak bzdur, za dziesi lat ta wiedma o czarnym sercu zacznie nas po kolei tru i staniemy przed tragicznym wyborem, czy dotrzyma sowa i zaakceptowa mier, czy te zama sowo i patrze jak nasza sawa wali si w gruzy. Pewna jestem, e nie znasz zbyt dobrze pónocnej mitologii. W jednej z ich starszych religii pewien gówny bóg da si zabi, aby uwolni rodzin od obietnicy, któr pochopnie uczyni wrogowi, noszcemu j póniej niczym ów skorup.

Narayan patrzy na mnie, zimny niczym kobra, czekajc, a zaczn pka. I faktycznie zaczynaam, choby przez to, e próbowaam wszystko wyjania. Jednooki po sto razy mi po­wtarza, e nie trzeba za duo gada.

— Po prostu nie zaley mi na adnym wytworze do tego stopnia, by stawia moich ludzi w sytuacji, jak proponujesz. Szczególnie za nie chc podejmowa adnych zobowiza w imieniu tych, którzy zostali pogrzebani. Z drugiej jednak strony, moe ty zechcesz wzi na siebie jakie zobowizanie — zakadajc oczywicie, e wyjdziesz ywy z caej sytuacji — na przykad, e nigdy odtd nie bdziesz si naprzykrza Kompanii. e zgodzisz si pój do Kapitana i Porucznik i baga o prze­baczenie za porwanie ich dziecka.

Sama sugestia przeja groz yw legend Kamców.

— Ona jest Dzieciciem Kiny. Córk Nocy. Tamci dwoje s niewani.

— Najwyraniej nie mamy jeszcze o czym rozmawia. Do niadania dostaniesz kilka paluszków.

Poszam sprawdzi, czy Surendranath Santaraksita okaza si dobrym chopcem i przyoy do zada, których realizacja — jak daam mu do zrozumienia — mogaby przyczyni si znacznie do zagodzenia niewygód niewoli. Ku memu zaskoczeniu za­staam go pogronego w pracy — z pomoc starego Baladityi tumaczy zawzicie to, co uwaaam za pierwszy tom zagubio­nych Kronik. We dwójk zapenili ju porzdny stosik kartek.

— Dorabee! — powiedzia Mistrz Santaraksita. — Cudow­nie. Twój przyjaciel z obcych krain wci nam powtarza, e kiedy zapenimy tych kilka stronic, nie dostaniemy wicej we-linu. Chce, ebymy uywali tego obrzydliwego zrobionego z ko­ry materiau, jakim wci posuguj si na bagnach.

Zanim na wiecie pojawi si papier we wspóczesnym tego sowa znaczeniu, a take welin i pergamin, najpierw bya kora. Nie mam pojcia, z jakiego rodzaju drzewa pochodzi, tylko e delikatnie zdejmowano z niej wewntrzne warstwy, potem su­szono je i prasowano, a otrzymywano materia, na którym mona byo pisa. Aby powstaa ksika, skadao si puste stronice, wiercio dziur w górnym lewym rogu stosu, a potem wizao wszystko razem rzemykiem albo wstk, tudzie kawa­kiem lekkiego acuszka. Banh Do Trang rzecz jasna preferowa kor, poniewa bya zarówno tasza, jak i bardziej tradycyjna i twardsza ni produkty zwierzce.

— Porozmawiam z nim.

— A tak bardzo nam si nie spieszy, Dorabee.

— Na imi mam pioszka.

pioszka to nie jest imi. To jest znami choroby albo nieszczcia. Wol Dorabee. I bd mówi Dorabee.

— Mów, jak chcesz. Bd wiedziaa, do kogo si zwra­casz. — Przeczytaam par stron. Mia racj. — To s jakie nudne bzdury. Wyglda jak ksiga rachunkowa.

— Poniewa gównie tym wanie jest. Rzeczy, których chcia­aby si dowiedzie, piszcy te sowa uznawa za wiadome kademu wspóczesnemu czytelnikowi. Autor nie pisa dla przy­szych pokole ani nawet dla tego, co miao przyj po nim. Zapisywa zuyte hufnale, groty lanc i sioda. Wszystko, co mia do powiedzenia o stoczonej bitwie, to tyle e modsi oficerowie oraz podoficerowie nie odnieli si z oczekiwanym entuzjazmem do pomysu zbierania broni zgubionej bd porzuconej przez pokonanego wroga, wolc z t robot poczeka do nastpnego witu. W efekcie maruderzy i okoliczni chopi zdoali rozgrabi najlepsze czci uzbrojenia.

— Zwró uwag, e autor nie zadba nawet o to, by wymieni choby jedno imi, osob albo miejsce. — Zaczam czyta, nie czekajc, a Mistrz przerwie. Potrafiam sucha i czyta równo­czenie, mimo i byam tylko kobiet.

— Podaje przebyt marszrut i daty. Kontekst jednoznacznie sugeruje przyjty system miar. Nietrudno go zrekonstruowa. Ale co mnie najbardziej zadziwia, Dorabee, to kwestia, dlaczego przez cae nasze ycie kazano nam si miertelnie ba tych ludzi. Nie znalazem adnego powodu do obaw. Ksiga jest kronik oddziau rozdranionych maych ludzi, którym kazano wymasze-rowa skd, skd wcale nie chcieli si rusza, dla powodów, jakich nie potrafili poj, w peni przekonani, e ich nieoficjalna misja potrwa kilka tygodni, najwyej kilka miesicy. A potem bd mogli wróci do domu. Jednak miesice pitrzyy si w lata, a lata w pokolenia. I nigdy tak naprawd nie zrozumieli, dlaczego.

Z przetumaczonego materiau wynikao równie, e powin­nimy zrewidowa nasze utrwalone przekonanie, w myl którego Wolne Kompanie równoczenie runy na wiat w przemonej orgii ognia i krwi. Jedyna inna kompania, o której wspomina tekst, zdya wróci cae lata przed wyruszeniem Czarnej Kompanii, a po prawdzie, to wielu starszych podoficerów Kompanii suyo w stopniu szeregowego w tamtym bezimiennym oddziale.

— Powoli do mnie dociera — jknam. — Przetumaczymy to wszystko, przeczytamy wszystko, co zostao tam zapisane, i dalej nie bdziemy nic rozumieli.

Santaraksita odpar:

— Niemniej, to jest znacznie bardziej ekscytujce nili po­siedzenie bhadrhalok, Dorabee.

Wówczas Baladitya odezwa si po raz pierwszy:

— Czy bdziemy tu musieli umrze z godu, Dorabee?

— Nikt wam nie przyniós nic do jedzenia?

— Nie.

— Zadbam o to. Nie przestraszcie si, jeli usyszycie, jak krzycz. Mam nadziej, e zasmakuje wam ry z ryb.

Zadbaam, by ich nakarmiono, potem zaszyam si w swoim kcie na jaki czas. Zapoznawszy si z treci pracy Mistrza Santaraksity, poczuam, jak ogarnia mnie przygnbienie. Niestety, niekiedy zbyt wiele emocji angauj w swoje cele, a potem cierpi potworne rozczarowanie, kiedy nic nie ukada si po mojej myli.

39

Obudzi mnie Tobo.

— Jak moesz spa, pioszka?

— Chyba musiaam by zmczona. Czego chcesz?

— Protektorka zacza wreszcie si wkurza z powodu Radis­hy. Ojciec chce, eby przysza i zobaczya, co si dzieje. Wtedy nie bdziesz musiaa si dowiadywa wszystkiego z trzeciej rki.

W tej chwili moje imi wydawao mi si szczególnie stosownie dobrane. Chciaam tylko lee na sienniku i ni o jakim innym yciu.

Kopot ze mn by taki, e niczym innym nie zajmowaam si od ukoczenia czternastego roku ycia. Nie potrafiam nic innego. Chyba e Mistrz Santaraksita gotów byby zapomnie urazy i z powrotem przyj mnie do biblioteki. Zaraz po tym, jak uda si pogrzeba Duszoap w dole gbokoci pidziesiciu stóp, wypenionym wrzcym oowiem.

Przycignam sobie stoek, usiadam midzy Sahr i Jedno­okim, wsparam okcie na stole i wpatrzyam si w mg, z której Murgen najwyraniej odzywa si tylko wtedy, kiedy mia na to ochot. Jednooki wcieka si nawet mimo tego, e tamten nie móg go usysze. Powiedziaam wic:

— Z tego zamieszania kto mógby sobie pomyle, e si martwicie o Goblina.

— Oczywicie, e si martwi o Goblina, Dziewczynko. Za­nim poszed tam rano, karzeek poyczy ode mnie lokalizator transejdetyczny. Nie wspominajc, e wci jest mi winien kilka tysicy pai za... no niewane, w kadym razie wisi mi mnóstwo pienidzy.

Wedle mojej wiedzy byo raczej na odwrót. Jednooki zawsze by komu co winien, nawet wtedy, gdy wiodo mu si dobrze. A kilka tysicy pai nie stanowio bynajmniej adnej fortuny, skoro pai by malekim uomkiem tej jednolitej miary, której uywa si do wyceniania klejnotów i metali szlachetnych. Po­trzeba ich co najmniej dwa tysice, aby da równowarto pónocnej uncji. Poniewa Jednooki nie wyszczególni, czy cho­dzi o zoto, czy srebro, prawdopodobnie myla raczej o nisko cenionej miedzi. Innymi sowy, nie byo tego wiele.

Tak naprawd, martwi si o swego najlepszego przyjaciela, ale nie móg tego powiedzie na gos, poniewa mia za sob stuletni histori obraania go publicznie.

Gdyby za nawet istnia taki magiczny instrument jak transej­detyczny lokalizator, to Jednooki wynalaz go na godzin przed poyczeniem Goblinowi.

Wymamrota:

— Jeli ten may, brzydki gówniarz pozwoli si zabi, to go chyba udusz. Nie moe mnie zostawi samego, ebym targa ten tobó... — W tym momencie zda sobie spraw, e myli na gos.

Sahra i ja odnotowaymy w pamici t uwag, by sprawdzi, o co chodzi z t metafor toboa. Brzmiao to jak plan znakomite­go interesu wanie w toku. Tajemnicze plany. Niespodzianka, niespodzianka...

Oblicze Murgena zmaterializowao si niemale tu przed moj twarz.

— Duszoap stracia cierpliwo. Stado wron wanie przynioso wieci z Semchi. Wcieka si. Mówi, e wywlecze Radis­h z Komnaty Gniewu, jeli tamta nie wyjdzie za dwie minuty.

— Co z Goblinem? — warkn Jednooki.

— Ukrywa si — odpar Murgen. — Czeka na wschód so­ca. — Nie chcia w nocy opuci Paacu, jak to zaplanowalimy pierwotnie. Duszoap spucia cienie, tylko po to, by da posma­kowa Taglios swego gniewu. Wystawilimy ju kilka puapek, przypadkowo rozsianych po prawdopodobnych dzielnicach, jed­nak nie oczekiwaam, e co si zapie. Nabrzmiewao we mnie coraz silniejsze przeczucie, e szczcie wanie nas opucio.

Goblin mia wprawdzie przy sobie amulet odstraszajcy cienie, który jako uchowa si z czasów wojen z Wadcami Cienia, ale nie mia pojcia, czy w ogóle jeszcze dziaa. Jako e jestemy tak bardzo byskotliwi i przewidujcy, nawet do gowy nam nie przyszo, eby go wypróbowa na prawdziwych cieniach, których skromnym zapasem przez czas jaki dysponowalimy.

Nie mona myle o wszystkim.

Ale trzeba si stara.

Kiedy cierpliwo Protektorki si wyczerpaa i wcieka ko­bieta ruszya, by wywlec Radish z jej kryjówki, jeden z Gwar­dzistów Królewskich spróbowa j powstrzyma. Pad bez zmys­ów pod lekkim dotkniciem. W kocu dojdzie do siebie. Protektorka nie bya szczególnie mciwa. Przynajmniej dotd.

Rozbia drzwi wiodce do Komnaty Gniewu. I zawya z roz­paczy, zanim jeszcze kawaki drzwi spady na posadzk.

— Gdzie ona jest? — Sia jej gniewu zdja trwog przy­gldajcych si tej scenie.

Szambelan w randze modszego pomocnika, kaniajc si w pas i kiwajc ywo gow, jkn:

— Bya tam, Wasza askawo! Jeszcze kto inny upiera si:

— Nie widzielimy, eby wychodzia. Musi tam by.

Odbijajc si echem, skd, jakby z oddali zarówno w czasie, jak w przestrzeni, dobieg czyj krótki miech.

Duszoap odwrócia si powoli, jej wzrok by niczym okrutna wócznia.

— Podejdcie bliej. Powtórzcie mi to. — Jej gos by roz­kazujcy, lodowaty, straszny. Zagldaa w jedn par oczu po drugiej, wykorzystywaa lk, jaki wielu ywio, mylc, i potrafi wyczyta najgbsze tajemnice ludzkich myli.

aden z ludzi Radishy nie zmieni swojej opowieci.

— Jazda std. Wynocha z apartamentów. Co si tu stao. Nie chc, eby mi który przeszkadza. Musz si skoncentrowa. — Odwrócia si znowu, powoli, wyostrzajc zmysy czarownicy, aby dostrzec ksztat rzeczy minionych. Okazao si to znacznie trudniejsze, nili oczekiwaa. Zbyt dugo leniuchowaa, nie dbaa o trening i stracia form.

Odlegy miech znowu rozbrzmia na krótk chwil, zdajc si tym razem odrobin bliszy.

— Ty! — warkna Duszoap na grub kobiet, jedn ze sprztaczek. — Czym si zajmujesz?

— Pani? — Narita ledwie bya w stanie wyskrzecze od­powied. Jeszcze chwila, a straci panowanie nad pcherzem.

— Wanie wsuna co do lewego rkawa. Co z otarza. — Pojedyncza biaa wieca, niemale ju ogarek, wci pona w maej kapliczce powiconej przodkom. — Chod tutaj. — Duszoap wycigna urkawicznion praw do.

Narita nie potrafia si oprze. Podesza do mrocznej kobiety, tak ksztatnej i zowrogo kobiecej w swych czarnych skórach. Przyapaa si na tym, e gupio zazdroci jej tak szczupej figury.

— Daj mi to.

Narita niechtnie wyja Ghanghesh z rkawa. Zacza co bekota o tym, jak to nie chciaa, eby jej przyjacióka miaa kopoty; plota zupenie bez sensu, nie rozumiejc, e gdyby nie próbowaa schowa Ghangheshy, Protektorka niczego by nie zauwaya.

Duszoap popatrzya na malek glinian figurk.

— Sprztaczka. To naley do sprztaczki. Gdzie ona jest? Odlegy, szyderczy miech.

— Ona jest najmowana na dniówki, pani. Mieszka w miecie.

— Gdzie?

— Nie wiem, pani. Nie wydaje mi si, aby kto wiedzia. Nikt nigdy nie pyta. Nigdy nie miao to znaczenia. Jeden z pozostaych sucych odway si powiedzie:

— Dobrze wykonywaa swoj prac.

Duszoap nie przestawaa przyglda si Ghangheshy.

— Co tu jest dziwnego... Teraz to ju ma znaczenie. Dla mnie. Dowiedzcie si.

— Jak?

— Nie obchodzi mnie to! Wymylcie co oryginalnego! Ale znajdcie j. — Duszoap cisna glinian figurk o posadzk. Odamki posypay si na wszystkie strony.

Ponad podog zwino si pasemko widmowego dymu, skr­cio niczym atakujca znienacka kobra, wysoka na stop. Potem uderzyo Protektork.

Sucy zawyli i zaczli tratowa si wzajem, próbujc uciec. Wczeniej nigdy nie widzieli cienia, ale doskonale wiedzieli, do czego jest zdolny.

miech by ju bliszy, goniejszy, trwa duej.

Duszoap sama zadziwia wszystkich gwatownym piskiem zaskoczenia i przeraenia, niczym moda kobieta, która niespo­dzianie nastpia na wa. Tylko jej ubiór, a przede wszystkim zawsze otaczajca j gar zakl ochronnych sprawiy, e nie pada ofiar wasnej najokrutniejszej broni.

Ale nawet w takiej sytuacji, przez jak minut, niby dziecko odganiajce si od komarów, odpdzaa cie, z entuzjazmem starajcym si pooy kres czcemu ich zwizkowi. Kiedy nie udao jej si odzyska nad nim kontroli, Duszoap w kocu go zniszczya. Sdzc z koniecznoci zastosowania tak radykalnego rodka, ca spraw przygotowa zaiste bystry umys, przypusz­czalnie w nadziei, e bdzie zbyt rozzoszczona, by zwraca uwag przez ten uamek sekundy potrzebny...

— Kobieto! Wracaj tu zaraz! — Protektorka wycigna do w kierunku, w którym uciekaa Narita. Jakim sposobem poje­dyncze pasmo wosów kobiety przeploto si przez palce Duszo­ap. W jednej chwili palce zalniy. Powietrze zaskwierczao od elektrostatyki. Pozostali sucy zajczeli i poaowali, e nie starczyo im nerwów choby na prób ucieczki.

Narita pojawia si ponownie, drobic krótkimi kroczkami zombie.

— Tutaj! — powiedziaa Duszoap. Wskazaa punkt na posadzce Komnaty Gniewu. — Pozostali... Wynocha. Szybko. — Nie musiaa ich dodatkowo zachca. — Grubasko. Opowiedz mi wszy­stko o istocie, która zawsze nosia ze sob Ghanghesh.

— Powiedziaam ci wszystko, co wiem — zapiszczaa Narita.

— Nie. Nie powiedziaa. Zacznij wic mówi. By moe to ona porwaa Radish.

Duszoap poaowaa tego, co powiedziaa, w momencie gdy sowa opuciy otwór w jej hemie.

miech zabrzmia jak diabelski rechot, dochodzcy ju wprost z korytarza. Gowa Protektorki, jakby szarpnita, zwrócia si w tym kierunku. Nie wyczua adnego zagroenia. Wic caa sprawa moga chwil poczeka.

— Nazywa si Minh Subredil. — Jedyne trzydzieci sekund zajo nastpnie Naricie opowiedzenie wszystkiego, co wiedziaa na temat Minh Subredil, jej córki Shikhandini i jej szwagierki Sawy.

— Dziki — warkna Duszoap. — Nie bardzo mi pomoga. I za to wynagrodz ci w odpowiedni sposób. — Praw doni schwycia grubask za gardo, cisna.

Kiedy ciao Narity obwiso w jej ucisku, miech zabrzmia jeszcze raz. Towarzyszyo mu te jakie sowo. Ardath? A moe to byo Silath? A moe mogo to by...? Niewane. Duszoap nie miaa zamiaru tego sucha, nie pozwoli z siebie szydzi. Pomkna w kierunku róda dwiku, ale kiedy wypada na korytarz, w zasigu wzroku nie byo nikogo.

Zacza wzywa strae, Szarych, ale przypomniaa sobie, e wanie zabia jedyn osob, która prócz niej wiedziaa na pewno, i Radisha znikna.

Radisha zamkna si na gucho przed wiatem. Tyle tylko wszyscy powinni wiedzie. Ksiniczka moga sobie y na zawsze tu obok, w Komnacie Gniewu. Nie musiaa przecie wtrca si w sprawy wiata. Miaa przecie swoj dobr przyjaciók, Protek­tork, która zajmie si dla niej zarzdzaniem sprawami imperium.

Kolejny wybuch miechu, docierajcego najwyraniej zewszd i znikd. Duszoap energicznie wysza z komnaty. To jeszcze nie koniec.

Biaa wrona sfruna z mroku zalegajcego pod sufitem ko­rytarza i ciko opoczc skrzydami, wyldowaa obok ciaa grubej kobiety. Na chwil podsuna swój dziób pod jej nozdrza, jakby szukajc oddechu. Potem znienacka odfruna na bok, gdy jej wraliwe uszy pochwyciy odgos skradajcych si kroków. Do komnaty wsun si Jaul Barundandi, trzs si widocznie. Uklk obok kobiety. Schwyci j za rk. I tak zastyg, ze strumieniami ez spywajcymi po policzkach, póki nie usysza, e Protektorka wraca, kócc si ze sob chórem gosów.

40

— I co o tym powiesz? — zapytaam Sahr. — Narita pró­bowaa ci kry. A potem Barundandi prawie si zaama, gdy zobaczy, co si z ni stao.

Sahra uniosa palec. Mylaa.

— Murgen. Co wiesz o tej biaej wronie?

Murgen waha si przez moment, nim odpowiedzia.

— Nic. — Co zapewne byo prawd, aczkolwiek powinno by rozumiane równie tak, e ma okrelone podejrzenia. Sahra i ja znaymy go dostatecznie dobrze, by to wiedzie.

Sahra cigna dalej:

— Przypumy wic, e powiesz mi, co twoim zdaniem si dzieje.

Murgen znikn.

— O co tu, do diaska, chodzi? — warknam na Jednookie­go. — Miae tak nastawi t rzecz, eby robi, co mu si powie.

— Tak te jest. Przez wikszo czasu. By moe po prostu zaj si realizacj wczeniejszych polece.

Ale w gosie starego gupca brzmiao co, co kazao podej­rzewa, i nie ma pojcia, co Murgen waciwie robi.

Duszoap pracowaa szybko, potem wezwaa wszystkich su­cych obecnych przy tym, jak wtargna do Komnaty Gniewu.

— Nieustanne zdenerwowanie okazao si ponad siy tej nie­szczsnej kobiety. Próbowaam j wskrzesi, ale jej dusza nie chce wróci. Z pewnoci jest bardzo szczliwa tam, gdzie teraz przebywa. — Nie byo wiadków mogcych zarzuci jej kamstwo, niemniej drwicy miech urga tym sowom. — Znalazam te Radish. pi. Wycofaa si do Komnaty Gniewu i nie chce, eby jej znowu przeszkadzano. Przez duszy czas woli pozosta w samotnoci. Powinnam wczeniej uszanowa jej yczenia. Uniknlibymy katastrofy. — Wskazaa na ciao grubej kobiety.

Nawet sucy, którzy wczeniej zagldali do Komnaty Gnie­wu i nikogo nie widzieli, teraz musieli przyzna, e najwyraniej w rodku kto jest, kto, kto gniewnie chodzi w kóko, mruczc pod nosem w charakterystyczny. dla Radishy sposób, i poprzez szczeliny nieporzdnie odrestaurowanych drzwi wygldajcy zu­penie tak samo jak ona.

Protektorka zaproponowaa:

— Niech wszyscy w nocy odpoczn. Jutro zaczniemy na­prawia zamieszanie, jakie wywoaam. — Uwanie obserwowa­a swoich suchaczy, próbujc wyczu, który z nich moe narobi kopotów.

Suba rozesza si. Nie czuli nic prócz ulgi, e mog znale si jak najdalej od niej.

Duszoap usiada i pogrya si w mylach. Nie byo sposobu, aby stwierdzi, co si dzieje w jej gowie, póki nie zacza mamrota szmerem mnogich gosów. Wówczas stao si jasne, e próbowaa zrozumie anatomi porwania. Jedn z ciekaw­szych jej zdaniem hipotez bya ta, zgodnie z któr Radisha zaaranowaa wszystko sama.

Protektorka bya bardzo podejrzliwa.

Po kolei odszukaa i wypytaa wszystkich ludzi, którzy mieli do czynienia z Minh Subredil, Saw i Shikhandini, poczynajc od Jaula Barundandiego, a koczc na Deiu Mukharjee, czo­wieku, któremu Barundandi zazwyczaj zleca wybieranie popychade sporód najmowanych na dniówki pracowników.

— Koniec z tym — poinformowaa Mukharje'ego Protektor­ka. — Odnosi si to do ciebie i do wszystkich pozostaych, którzy si tym parali. Jeli si dowiem, wsadz ci do szklanej kuli i powiesz nad furtk dla suby, najpierw wywróciwszy ciao na nice. Dodam te kilka impów, które poywi si na twoich wntrznociach przez sze miesicy, bo tyle czasu zajmie ci umieranie. Zrozumiae?

Del Mukharjee znakomicie zrozumia grob. Ale dalej nie pojmowa, dlaczego Protektorka chce si wtrca w zakres jego obowizków.

Protektorka szczerze nienawidzia korupcji.

Po jakim czasie dosza wreszcie do tego, e trzy kobiety weszy do Paacu i e trzy kobiety ze wyszy. Wydawao si nadzwyczaj prawdopodobne, e te trzy, które weszy, nie byy tymi trzema, które wyszy. Jednak nikt wzrostu Radishy od tego czasu nie wychodzi na zewntrz.

Co oznaczao, e czowiek znajcy par odpowiedzi wci znajduje si w rodku.

Chichoczc zoliwie, Duszoap zacza rozglda si w po­szukiwaniu wiadectw obecnoci dzikiego lokatora w niezamieszkanej dziczy Paacu.

Goblin spa na starym zakurzonym óku. Od czasu do czasu jego chrapanie zamieniao si w parskanie i kasanie, kiedy nozdrza zasysay porcj kurzu.

Ptasi skrzek zbudzi go tak gwatownie, e a podskoczy i omal nie straci przytomnoci, tak mu si zakrcio w gowie. Rozejrza si dookoa. Nic nie zobaczy. Usysza cichy miech, a potem dziwaczny, kraczcy gos, który brzmia nieomal zna­jomo.

— Obud si. Obud. Ona nadchodzi.

— Kto nadchodzi? Kto mówi?

Nie byo odpowiedzi. Nie wyczu te obecnoci dziaania adnej silnej magii. Ot, zagadka.

Goblin jednak doskonale zdawa sobie spraw, któ moe nadchodzi. Niewiele kobiet znalazoby do odwagi, by ciga go tutaj poród nocy.

By gotów. W niewielkim plecaku mia dwie ksiki, które pioszka najbardziej chciaa ocali. Zabranie wszystkich trzech byo fizyczn niemoliwoci. Puapki byy ju zastawione. Wszystko, co musia zrobi, to przej do pustej obecnie czci Paacu, któr dawno temu zajmowaa Czarna Kompania, kiedy kwaterowa tutaj jej sztab i kadra oficerska. Byy sposoby nie­zauwaonego wydostania si z budowli. On i Jednooki wykryli je jeszcze w dawnych czasach. Kopot polega na tym, e nieszczególnie umiechao mu si przebywanie po zmroku na uli­cach, niewane, czy z amuletem, czy bez.

Decydujc si zaku swe ciao w skór i hem, Duszoap zrezygnowaa z wikszoci wrae dotykowych. Nigdy nie za­znaa dotknicia czy te oporu, jaki stawia ni pajcza rozpita w poprzek korytarza. Dysponowaa natomiast cudownie rozwi­nitym zmysem wyczuwania grocego niebezpieczestwa. Za­nim Ghanghesha uderzy o posadzk, ju wykonywaa pierwsze defensywne gesty. To wanie tak czue odruchy pozwoliy is­totom takim jak ona, jej siostra Pani oraz Wyj, przey tak dugo. Tym razem miaa ju na podordziu zaklcia kontrolujce, wiszce wokó niej i byszczce niczym zestaw narzdzi prosto spod igy.

Cie zamknity wewntrz figurki ledwie zdoa poj, co si dzieje, kiedy sam zosta zaatakowany, schwytany i poskromiony, a potem zwinity i stamszony w piszczc, rozedrgan kulk, zamknit w jednej z okrytych rkawiczkami doni Protektorki. Wesoy, mody gosik zawoa:

— Musisz si lepiej postara.

Duszoap dalej sza przed siebie, rozbawiona pomysem cinicia cienia komu w twarz. lad powoli zaczyna traci wyra­zisto, potem sta si mylcy. Kolejne eksperymenty zdradziy, e przyczyn naley szuka w otoczeniu.

Korytarz oboony zosta pajczymi sieciami zakl tak sub­telnych, e nawet ona moga nic nie spostrzec, gdyby bardziej si spieszya.

— Och, wy sprytne diaby. Od jak dawna to tu ju jest? Aha. Widz, e od bardzo dawna. Wci jeszcze bylicie w askach. Przez cay czas si tutaj ukrywalicie? Z pewnoci nie mogam znale was w miecie, jeli nigdy std nie wyszlicie.

I cakowicie innym gosem zapytaa:

— Co my tu mamy? Pachnie, jakby za tymi drzwiami ukrywa si kto naprawd bardzo przeraony. I nawet nie kopota si ich zamkn. Myli, e ja niby jestem gupia?

Czubkiem stopy pchna drzwi.

Gliniany Ghanghesha spad w dó z miejsca midzy skrzydem drzwi a ocienic. Duszoap zachichotaa. Ten cie zapaa jeszcze szybciej i wcisna w drug do. Potem pchna drzwi do pomieszczenia.

W rodku oczywicie nie byo ju nikogo. Co atwo dawao si wyczu. Niemniej panowaa w nim osobliwa atmosfera. Domagajca si zbadania.

Stworzya niewielki ognik, zawiesia go nieruchomo, a potem odwracaa si powoli, odczytujc przeszo pokoiku z subtel­nych wskazówek. Wiele si tu dziao. Wikszo najnowszej historii Czarnej Kompanii uksztatowaa si w tym pomiesz­czeniu. Dalej dominowa w nim silny zapach zastarzaego stra­chu, którego ródo zidentyfikowaa ostatecznie jako dawno zmarego tagliaskiego czarodzieja nadwornego, Kopcia.

Wszystkie te kwestie omówia sama ze sob grup kótliwych gosów. Pod koniec debaty wydawaa si rozbawiona. ycie zazwyczaj dostarczao Duszoap wielkiej rozrywki.

— A co my tutaj mamy? — Spod zakurzonego, starego óka, na którym kto lea jeszcze kilka minut temu, wystawao co z wypisanymi atramentem na okadce literami. Bezmylnie sig­na po przedmiot, otwierajc do, by go pochwyci. — Cho­lera! Ale gupota! — Zmarnowaa kilka minut, aby odzyska kontrol nad cieniem. Tym razem by ju bardzo ywotny. Wepchna go do wntrza doni, w którym siedzia ju drugi. Oba byy tam niesychanie nieszczliwe. Jedyn rzecz, której cienie zdaway si nienawidzi bardziej ni ywych, byy inne cienie.

Ostatecznie Duszoap znalaza ksig z poow wydartych stronic. Tylko jedn.

— A wic tutaj wyldoway. Nigdy nie dowiedziaam si, kto je zabra. Ciekawe, po co im one?

Kiedy ju miaa odej, jeszcze raz rzucia okiem na znisz­czon ksik.

— Zabierali te stronice po kilka za kadym razem. To musiao zaj mnóstwo czasu. Co oznacza, i od bardzo dawna wchodz i wychodz swobodnie z Paacu. Skd dalej wynika, e Radisha jednak nie stoi za wasnym znikniciem. No, dobrze. Nie ma jej.

Wychodzi na jedno. Zapmy szczurka i pozwólmy mu poigra z naszymi maymi przyjaciómi.

W przeciwiestwie do Duszoap, Goblin nie widzia w ciem­nociach. Ale mia nad ni t przewag, e wiedzia, dokd idzie. Udawao mu si wic jako umyka przed pocigiem, póki nie wylizgn si na zewntrz przez jedno z ukrytych wyj. Nieco wiata dawa fragment ksiycowej tarczy przewitujcej to tu, to tam midzy spieszcymi po niebie chmurami, próbujcymi dogoni Matk Burz. Goblin pooy ostatniego Ghanghesh na widoku, na kamieniach bruku, potem pobieg. Ksiki w plecaku bolenie obijay si o plecy, pozbawiajc go tchu. Wymrucza co o dobrej wiadomoci, e teraz ju tylko z górki. Ze wiadomo­ci natomiast byy takie, e wokó panoway kompletne ciemno­ci, cienie poloway swobodnie, a on nie by pewien skutecznoci pitnastoletniego amuletu. Musia trwa w nadziei, e miasto jest ogromne i garstka nocnych myliwych wcale nie musi si na niego natkn — tymczasem za dysza ciko, próbujc za­chowa przewag, jak mia nad Duszoap.

Nie przyszo mu do gowy, e moga odzyska cienie, które zasadzi na ni w glinianych figurkach, i e one równie mog go ciga.

Duszoap wysza na spowite noc miasto dostatecznie szybko, by pochwyci jeszcze lad swej zwierzyny, zmykajcej wród cieni zalegajcych midzy budynkami pooonymi po drugiej stronie otwartego terenu otaczajcego Paac. Dostrzega Ghang­hesh i inne drobne przedmioty, które wyglday jak porzucone w popiechu. Wyrzucia dwa swoje cienie w powietrze, a rów­noczenie rozgniota obcasem glinian figurk. May czowieczek bdzie mia na karku stadko drobnej mierci.

Teraz bya ju prawie pewna, e ciga czarodzieja zwanego Goblinem.

Wrzasna. Ból w stopie przekracza wszystko, czego dotd zaznaa. Kiedy osuna si na bruk, próbujc ca si woli zmusi gardo do milczenia, zobaczya trzy wciekle ponce kule wiata, które smugami pomkny w noc, cigajc cienie, jakie posaa za Goblinem. Wci zmagajc si z niewiarygodnym bólem, wydobya sztylet i czubkiem ostrza wyja z obcasa kolejn ognist kul. Mina zdoaa tymczasem przegry ciao a do koci i uszkodzi je prawie na wysoko kostki — mimo nor­malnej ochrony, jak miaa na sobie.

— Bd kalek — warkna. — Oszuka mnie. Tak wszystko przygotowa, ebym mylaa, e bdzie to kolejna atwa puapka z cieniem. — Teraz ju w adnym z gosów, którymi mówia, nie byo ladu rozbawienia. — Jeszcze mi za to zapaci, may chytry bkart.

Odrzucona na bok ognista kula przepalaa si przez kamienie bruku. Dalej nie zwracajc uwagi na ból, Duszoap spróbowaa wsta. Przekonaa si, e nie bdzie w stanie i normalnie. Mimo to jednak zupenie nie krwawia. Kula ognista wypalia ran.

— Moja ukochana siostro, jeli nie jeste jeszcze martwa, zabij ci za wynalezienie tych przekltych rzeczy.

Odpowiedzia jej miech, odbijajcy si echem wród umoc­nie Paacu.

Biaa smuga podya w lad za Goblinem.

— Myl, e tak czy siak kogo zabij. — Duszoap na czworakach ruszya w stron wejcia do Paacu, nie przestajc mamrota. Targajcy ni ból zamkna w odlegym zaktku umysu, a teraz koncentrowaa si ju tylko na jtrzcej wciek­oci, któr spowodoway uszkodzenia jej spodni i rkawiczek powstae w wyniku tej nieszczsnej odysei.

41

— Potrafisz w to uwierzy? — zapytaam. — Równie wku­rzyo j to, e niszczy sobie swój strój, jak to, e zgubia Goblina i odniosa powan ran.

Jednooki zachichota; odkd Goblinowi udao si uciec, czu ogromn ulg.

— Potrafi.

— Co? Ty te?

— To s rzeczy z pomocy. Wszystko, co ma na sobie, to skóra. Wy ludzie jestecie kompletnie gupi, jeli chodzi o takie rzeczy. Musi przypuszczalnie lecie pi tysicy mil, gdy tylko zachce jej si nowej pary spodni. Co oznacza, e naprawd musi uwaa na tali i tyeczek. Nie jak niektórzy... hej! Tylko bez bicia! Jestemy po tej samej stronie.

— Syszysz, co ten may zboczeniec mówi? — zapytaam Sahr.

— Id, zapytaj abdzia. — Jednooki wyszczerzy zb. Ten, który wkrótce mia mu wypa. — On ci powie, e ta baba ma równie zalety.

Sahra bya skrajnie rzeczowa.

— Co zrobimy, jeli ona bdzie zwyczajnie udawa, e z Ra­dish jest wszystko dobrze? Jak wielu ludzi normalnie oglda na wasne oczy Ksiniczk? Niewielu, jak wiadomo. I nie ma ju Tajnej Rady. O to zadbalimy, mamy wszystkich prócz Mogaby.

— Nim równie bdziemy musieli si zaj — warkn Jed­nooki.

— ebymy nie przesadzili. Wielkiego Generaa bdzie trud­niej dopa ni które z pozostaych. Zamyliam si na gos:

— Tak naprawd wcale nie bdzie musiaa Radishy dugo trzyma w ukryciu. Moe ze dwa tygodnie, zanim nie zwoa nowej Rady, dobranej wedug tego, kto goniej potrafi krzycze: „Tak, pani!" oraz „Jak wysoko?", kiedy kae im skaka.

Jednooki westchn gboko.

— Ona ma racj. Moe wczeniej powinnimy wzi to pod uwag.

Powiedziaam:

— Wziam to pod uwag. Uwizienie Radishy wydawao mi si najlepszym wyjciem. Moemy j wypuci na miasto w ka­dej chwili, gdy Duszoap zacznie za bardzo szale. I ona musi sobie z tego zdawa spraw. Nie pozwoli, by pokusa zaprowa­dzia j za daleko. Przynajmniej dopóki nie wymyli, jak sobie z nami poradzi.

— Zrobi wszystko, co bdzie moga, aby odnale i odzyska Radish — powiedziaa Sahra. — Tego akurat jestem pewna. Co oznacza, e naprawd musimy si pospieszy i wydosta z miasta.

Odparowaam:

— Mam jeszcze jedn drobnostk do zaatwienia, zanim wy­jedziemy. Niech nikt na mnie nie czeka. Murgen. Bd koleg i postaraj si wyjani, jak to jest z t drug bia wron.

Nie czekaam na reakcj. Teraz, kiedy Goblin by ju bezpieczny, miaam wielk ochot porozmawia z naszym nowym winiem.

Kto zaiste przyoy si i zadba o wygody Radishy. Nie zmuszono jej, aby wesza do klatki. Niemniej Jednooki z pew­noci wyposay j w próbki dawicych zakl.

Przypatrywaam si jej przez czas jaki, nie zdradzajc wasnej obecnoci. Kiedy Kompania przybya za pierwszym razem do Taglios, Radisha ju cieszya si w nim znaczn reputacj. Walczya równie dobrze, jednak lata wywary na niej swe pitno. Teraz wygldaa na star, zmczon i pokonan.

Zrobiam krok naprzód.

— Traktowali ci dobrze, Radisha?

Obdarzya mnie sabym umiechem. W jej oczach rozbysy iskierki znamionujce równoczenie gniew i sarkazm.

— Wiem. To nie jest Paac. Ale bywao gorzej. Wczywszy w to acuchy i w ogóle brak dachu nad gow.

— I skóry zwierzt?

— yam tu przez ostatnie sze lat. Mona si przyzwycza­i. — Trwao to duej, jednak musiaam by cakowicie precy­zyjna.

— Dlaczego?

— Woda pi, Radisha. Woda pi. Spodziewaa si nas. Mu­sielimy wróci.

W tej chwili wszystko stao si dla niej cakowicie rzeczywis­te. Oczy rozszerzyy si.

— Widziaam ci ju przedtem.

— Wiele razy. Ostatnio na terenie Paacu. A pewnego razu, dawno temu, równie na terenie Paacu, z Chorym.

— Jeste idiotk.

— Naprawd? Moemy si przekona, która z nas... Wtedy rozzocia si nie na arty. Poinformowaam j:

— To w niczym nie pomoe. Ale jeli musisz si wcieka, aby poczu si lepiej, zastanów si nad jednym. Protektorka ju zdoaa zatai fakt twego zniknicia. Jedyna osoba, która wie­dziaa o nim z ca pewnoci... nie liczc oczywicie nas, bandytów... ju nie yje. Nastpi dalsze mierci. A ty bdziesz wydawa coraz bardziej niesychane proklamacje, schowana w anonimowoci twojej Komnaty Gniewu. A za sze miesicy wadza Protektorki, oparta na Szarych i tych, którym si bdzie wydawao, e mog skorzysta na przymierzu z ni, okrzepnie dostatecznie, by twoja osoba przestaa si ju liczy. — Przynaj­mniej dopóki Duszoap bdzie si jako godzi z Mogab.

Nie wspomniaam o tym.

Radisha zacza mówi bardzo nieprzyjemne rzeczy o swej sojuszniczce.

Pozwoliam jej tak cign przez chwil, potem zaoferowaam inny slogan:

— Wszystkie ich dni s policzone.

— Co u diaba ma to znaczy?

— Wczeniej czy póniej dopadniemy kadego, kto nam co zrobi. Masz racj. To nie jest do koca normalne. Ale tacy wanie jestemy. Wiesz, co si ostatnio dziao. Tylko Protektor­ka i Wielki Genera pozostaj jeszcze na wolnoci. Jednak wszystkie ich dni s policzone.

Coraz lepiej zdawaa sobie spraw z otaczajcej rzeczywisto­ci. Bya jecem. Nie miaa pojcia, gdzie si znajduje. Nie wiedziaa, jaki czeka j los. Wiedziaa tylko, e ci, którzy j schwytali, bd z szalecz zaciekoci mci doznane urazy, dokadnie tak jak obiecali, zanim popenia pomyk i daa si uwie miertelnym obietnicom Duszoap.

— Nie posiadasz oficjalnie uznanego potomka, nieprawda? Zaskoczya j ta zmiana tematu rozmowy.

— Co?

— Nie istnieje adna niekwestionowana linia dziedziczenia. I znowu:

— Co?

— Obecnie nie tylko ciebie trzymam w niewoli, mam tu w doni ca przyszo Taglios oraz tagliaskich terytoriów. Nie masz dziecka. Twój brat równie pozostawa bezpotomny.

— Jestem ju na to zbyt stara.

— Twój brat nie jest. A on wci yje. I tak j zostawiam, z otwartymi ze zdumienia ustami, eby miaa czas pomyle.

Zastanawiaam si, czy nie odwiedzi Narayana Singha, w ten sposób zdradziabym jednak, e mi nazbyt zaley. Poza tym te byam zmczona. Nie paktuje si z Kamc, nie dysponujc peni wadz umysowych. Sen by jedynym kochankiem, w któ­rego ramionach tak bardzo chciaam spocz.

42

Graam w tonka ze licznym, JoJo i Kendo Rzenikiem — bardzo ciekawa gromadka. Przynajmniej troje z nas brao swoj religi cokolwiek na powanie. JoJo naprawd nazywa si Cho Dai Cho. By Nyueng Bao i przynajmniej teoretycznie, osobistym stranikiem Jednookiego. Jednooki nie chcia stranika. JoJo nie chcia by stranikiem. A wic szczególnie czsto nie wchodzili sobie w drog, a reszta z nas widywaa JoJo równie czsto co Wujka Doja. JoJo skary si:

— Cay czas kombinujecie razem, jak wyrolowa biednego, gupiego chopaka z bagien. Wiem o tym. Odrzekam:

— Mylisz, e rka w rk id z heretykiem i niewierzcym?

— Na nich te si zasadzisz, gdy ju skoczysz ogryza moje koci.

Miaam wanie niesychanie dobr pass.

Wszyscy si wciekaj, gdy ich ulubiona ofiara nagle ma szczcie.

Powiedziaam:

— Pewnie si przyzwyczaj do tego, e nie bd musiaa chodzi do roboty. — JoJo wyoy szóstk, której potrzebowa­am do uzupenienia rodka piciokartowego sekwensu. — Moe to jest mój dzie.

— Najlepszy czas wic wyj na miasto i poszuka ci m­czyzny.

— Goblin. Wci yjesz. Duszoap bya tak wcieka ostatniej nocy, e pomylaam, i to efekt pónej kolacji, jak zrobia sobie z ciebie w poowie drogi do domu.

Goblin poczstowa mnie swoim szerokim, abim umiechem.

— Przez jaki czas bdzie miesznie chodzi. Do teraz nie potrafi uwierzy, e naprawd na to wlaza. — Jego umiech znikn. — Mylaem troch. By moe zaatwienie jej w ten sposób byo bdem. Mogem j zaprowadzi w miejsce, gdzie trafiaby pod krzyowy ogie...

— Nie daaby si na to nabra. Prawd mówic, to nie cigaa ci dalej przypuszczalnie dlatego, e co takiego podejrzewaa. Chcesz si przysi?

Wszyscy trzej moi partnerzy popatrzyli zowrogo. Goblin to nie by Jednooki, ale i tak za grosz mu nie ufali. Wiedzieli, z penym przekonaniem, jakie rodzi ignorancja, e Goblin po prostu sprytniej oszukuje. A to, e — co atwo byo stwierdzi — przegrywa wicej, ni wygrywa, stanowio tylko cze zmyki.

By moe ju udao wam si tyle z ycia zrozumie, e czowiek uwielbia tworzy sobie przesdy, których potem si trzyma i które stanowi dla najbardziej niewzruszony autorytet w obliczu wszelkich refutacji i sprzecznoci.

— Nie tym razem. — Goblin potrafi zrozumie, co si dzieje. Ale on równie pewnego dnia ich dopadnie, miejc si jak gupek do swojej rki. I dobrze im tak. — Mam robot. Wszyscy mi si skar na ducha, który zeszej nocy wóczy si po magazynie. Trzeba go bdzie wyrwa z korzeniami.

Dostaam z góry przegran rk. Albo stop. Rzuciam karty.

— On sprawia, e czuj si gupio, nic nie robic. — Ze­braam ze stou wygran.

— Teraz mogem ci skasowa — zacz narzeka Kendo.

— Dowiode swej tezy. Kobiety nie potrafi gra w karty. Gdybym zostaa duej przy stole, nie miaabym nawet miedzia­ka. A wtedy wy bycie nie dostali w tym roku prezentów urodzinowych.

— W zeszym roku te nie dostalimy.

— Pewnie dlatego, e musiaam gra z wami w tonka. Tak wam to rano idzie, e naprawd nie potrafi spamita, którzy z was, chopcy, cigle mi spuszczaj baty.

Teraz wszyscy zaczli narzeka. Goblin powiedzia:

— Moe mógbym usi, rozegra partyjk lub dwie.

— Dobra, dobra. Lepiej pomó pioszce. Albo niech pioszka tobie pomoe. — Przestali narzeka do czasu, a wyszlimy poza zasig ich gosów.

Goblin zachichota. Ja równie. Powiedzia:

— Powinnimy wzi lub.

— Jestem dla ciebie za stara. Moe Chandra Gokhale ci si spodoba.

— Czy oni doprawdy nie przypominaj ci pary wygodniaych szczurów? — Gokhale i Drupada nie przestawali si wadzi. Ich sprzeczki nie przeszy jeszcze w adne powaniejsze fizyczne starcia, ale tylko dlatego e zostali ostrzeeni w sposób jasno okrelajcy, i zwycizca takiego starcia poniesie straszliw kar.

— Moe jeden zabije i zje drugiego — powiedziaam. — Jeli bdziemy mieli szczcie.

— Próne marzenia.

— Co sdzisz o tym duchu? Wzruszy ramionami.

— Wiesz, e to dziewczyna, nie?

— Raczej nie mam wtpliwoci.

— Mylisz, e ona przechodzi przez to samo co Murgen, kiedy zaczyna? Obsuwanie si w gb czasu i te rzeczy?

— Nie mam pojcia. Jest midzy nimi rónica. Nikt nigdy nie widzia, co si dziao z Murgenem.

— Moesz j powstrzyma?

Przestraszya ci?

— Boj si, e wyjdzie na zewntrz i przyprowadzi pomoc — wic tak.

— Oho. O tym nie pomylaem.

— A wic pomyl, Goblin. Co z bia wron? Czy ona moe by bia wron?

— Sdziem, e Murgen jest bia wron. Wiedzia lepiej.

— Murgen jest tutaj, jest niewolniczym wywiadowc Sahry.

— Nie byby to pierwszy raz, kiedy Murgen by w tym samym miejscu i oglda rzeczy z dwu odmiennych punktów widzenia.

— Mówi mi, e nie przypomina sobie, jak by wron.

— Moe dlatego, e jeszcze tego nie robi. Moe to Murgen z przyszego roku, albo skd tam jeszcze.

Nie miaam pojcia, co na to odpowiedzie. Taka ewentual­no nie przysza mi do gowy. A Murgen robi ju wczeniej takie rzeczy.

Z drugiej strony, osobicie nie sdz, by to by Murgen albo ten bachor. — Wyszczerzy si w swym szerokim, abim umiechu. Wiedzia, e tym mnie trafi.

I tak te si stao.

— Co? Ty may szczurze. A wic kto to jest? Wzruszy ramionami.

— Mam par pomysów, ale jeszcze nie jestem gotów o nich mówi. Masz Kroniki. W nich si znajduje wszystko, czego trzeba, aby odtworzy moje rozumowanie. — Zacz zanosi si niepowstrzymanym chichotem, zadowolony, e — mona tak powiedzie — udao mu si pobi Kronikarza na jego wasnym polu. — Ha, ha! — zawirowa dookoa, puci si w taniec. — Chod, pozncamy si troch nad Narayanem Singhiem. Ojoj! Popatrz kogo tu mamy. abd, jeste ju cholera za stary, eby nosi takie dugie wosy. Chyba e masz zamiar je zaczesywa wysoko, a przykryj ysin na ciemieniu.

Trzymaam palec nad gow Goblina, wskazujc nim w dó. Przez cae swe ycie nie widziaam na niej jednego woska.

abd powiedzia:

— Mio widzie, e twoje zakola równie troch si po­gbiaj. Przypuszczalnie zbyt czsto bijesz gow w blat od spodu. — abd popatrzy na mnie, uniós brwi. — Wzi gandzi, czy co?

— Nic. Wanie w kocu dotaro do niego, e wyszed na ring z twoj dziewczyn i zwyciy na punkty. — Jednak abd zasugerowa niezy pomys, chocia niebezporednio. Skoro ko­nopie byy zielskiem tak popularnym w tej czci wiata, dziwne byoby, gdyby Goblin i Jednooki nie skorzystali z tej rozrywki.

Goblin zrozumia, o czym myl, mimo i nie wymówiam ani sowa. Poinformowa mnie:

— Nie mamy z tym nic wspólnego, poniewa od tego chrzani ci si w gowie.

— A od moczu rzecznego bawou, który pdzicie tam z tyu, si nie chrzani?

— To jest tylko lekarstwo, pioszka. Sama powinna spróbo­wa. Na pewno ci posuy.

— Moja dieta mi akurat wystarczy, Goblin. Gdyby tylko nie byo w niej ryu i ryby.

— To wanie próbuj powiedzie. Zrobimy zbiórk, kupimy sobie wini... mniejsza co Sahra powie. Nie ma nic wspanial­szego nili boczek z odrobin fasoli...

abd sam zaprosi si do towarzystwa na nasz siedemdziesiciodwustopow wycieczk do klatki Narayana. Powie­dzia:

— Ja bym si te chtnie przyczy. Nie jadem boczku od ponad dwudziestu lat.

— Cholera — powiedzia Goblin. — Ty si chcesz przy­czy? Czowieku, ty ju nawet imienia nie masz. Jeste trupem.

— Mog pobiec do Paacu i pogrzeba pod materacem. Ostat­nimi czasy nie powodzio mi si znowu a tak le.

— Nie chcesz za mnie wyj, pioszka — powiedzia Gob­lin. — Wobec tego powinna wzi lub z abdziem. Pod materacem ma schowany skarb i jest, cholera, ju zbyt stary, eby ci mczy tymi mskimi sprawami. Narayan Singh. Podnie sw kocist, mierdzc gównem dup z ziemi i gadaj ze mn.

abd szepn:

— Ucieczka z ap mierci musi by naprawd mocnym dr­giem.

— Spodziewam si, e z tob nie bdzie inaczej, gdy znaj­dziesz si w wieku Goblina — zgodziam si.

— Sdziem, e tak jest w kadym wieku.

— To znaczy? — zapytaam.

— To znaczy, jak mniemam, e ju dawno temu powinienem wyruszy na pónoc. Nic tu ju dla mnie nie zostao. Powinienem by odej, kiedy Klinga i Cordy zginli. Ale nie umiaem. I to nie tylko dlatego, e Duszoap trzymaa mnie za kark.

— Hm?

— Jestem przegrany. Wszyscy bylimy. Wszyscy trzej. Nie sprawdzilimy si nawet jako onierze w starym imperium. Zdezerterowalimy. Dup Klingi rzucili na poarcie krokodylom, kiedy w rodzinnym kraju odszczekiwa si kapanom. Nigdy nie udao nam si zrealizowa adnego projektu, adnemu z nas. Ja i Cordy przybylimy tutaj, poniewa kiedy zaczlimy ucieka, trzeba byo duo czasu, nim si zatrzymalimy. Teraz nie mam ju adnych przyjació ani nikogo, kto by mnie zachci do robienia rónych rzeczy.

Nie owieciam go w kwestii stanu zdrowia Klingi i Mathera, którzy znaleli si poród Uwizionych, ale z okazji nie zrezyg­nowaam:

— Nie moesz si zupenie nie nadawa. Praktycznie rzecz biorc, od czasu jak tu przybye, cigle masz jakie zlecenia od tagliaskich wadców.

— Jestem outsiderem. Wielki, niezgrabny facet. Kady wie, kim jestem, i kady mnie pozna. Dlatego Protektorka czy Radisha wypychaj mnie naprzód tam, gdzie mog zbiera baty za wszyst­kie ich niepopularne decyzje.

— Teraz bd musiay znale sobie kogo innego.

— Nie patrz tak na mnie. Nie zacign si do Czarnej Kompa­nii, nawet jeli obiecasz, e wyjdziesz za mnie i zrobisz mnie Kapitanem. Wy chopcy macie przeznaczenie wypisane na czoach.

— To czego chcesz?

— Ja? Poniewa nie mam jaj albo chocia tyle modoci, by wraca do domu... a poza tym, kiedy tam trafi, domu i tak ju nie bdzie... A chciabym robi to, do czego si zabralimy po raz pierwszy, przybywszy na miejsce. Daj mi may browar, abym móg spdzi reszt czasu na uatwianiu nieco ludziom ycia.

— Pewna jestem, e Goblin i Jednooki byliby szczliwi, majc wspólnika.

— Ci dwaj? Nie ma mowy. Wypijaj poow produktu. Upij si, posprzeczaj, a potem zaczn rzuca w siebie barykami... Mia racj.

— Masz racj. Chocia ostatnimi czasy wykazuj znaczny wzrost samokontroli.

— Akurat co pomoe, jeli przez takiego pierdolca zostaniesz zabita. Zawsze mnie zaskakiwa ten facet. — Mia na myli Narayana Singha. — Wyglda jak niewany, may wypierdek. Na ulicach s tysice takich samych i aden z nich nigdy nie zrobi nic waniejszego oprócz skonania mierci godow.

— Gdybym uznaa, e co z tego bdzie, jego te bym zagodzia na mier. Narayan. Jestem. Bdziesz dzisiaj ze mn rozmawia?

Singh uniós wzrok. Wydawa si spokojny, nieomal pogodny. To trzeba byo Dusicielom odda — nie miewali problemów z sumieniem.

— Dzie dobry, moda damo. Tak. Moemy porozmawia. Postanowiem wzi sobie do serca twoj rad. Uciekem si do mej bogini. I ona wyrazia zgod na twoj suplikacj. Mówic szczerze, zaskoczyo mnie to. Nie domagaa si adnej specjalnej klauzuli naszej umowy. W kadym razie innej ni ycie i pomyl­no jej gównych ordowników.

abd by jeszcze bardziej zdumiony ni ja.

— Jeste pewna, e masz tu waciwego faceta, pioszka?

— Pojcia nie mam. Mylaam, e dalej bd si wykrca, nawet gdy nie da si ju nic duej odwleka. — To wymagao odrobiny namysu. Albo mnóstwa namysu. I zapewne wcale niekoniecznie pozwalao ufnie spoglda w przyszo. — Jes­tem cakowicie zadowolona, abd. Cakowicie. Gdzie jest Klucz?

Narayan umiechn si nieomal równie paskudnie, jak cza­sami potrafi Jednooki.

— Zaprowadz ci.

— Aha — mruknam. — Rozumiem. Komu w drog, temu czas. wietnie, kiedy bdziesz gotów?

— Kiedy tylko dziewczyna dojdzie do siebie. Zapewne za­uwaya, e jest chora.

— Tak, zaiste. Sdz, e to musi by czas jej miesicznej dolegliwoci. — Do gowy przysza mi straszna, naprawd po­tworna myl. — Ona nie jest w ciy, co?

Z wyrazu twarzy Singha zrozumiaam, e co takiego w ogóle nie mieci mu si w gowie.

— To dobrze. Jednak ostatecznie nic si nie zmienia, Narayan. Póki Kamcy i Czarna Kompania spiskuj razem, wy dwoje nie spotkacie si. Smutna prawda, Narayanie Singh, ale zwyczajnie ci nie ufam. A jej zaufam, gdy spocznie w grobie.

Umiechn si w taki sposób, jakby posiad jak tajemnic.

— Ale spodziewasz si, e my zaufamy tobie.

— Opierajc si na powszechnie znanym fakcie, e Kompania zawsze dotrzymywaa sowa. No, tak. Oczywicie to bya lekka przesada.

Narayan zerkn przelotnie na Wierzb abdzia. Umiechn si znowu.

— Przypuszczam, e to bdzie musiao mi wystarczy. Rozcignam usta w ywym, aczkolwiek zupenie sztucznym umiechu.

— Cudownie. Razem w to wchodzimy. Ka si ludziom przygotowa do drogi. Daleko pojedziemy? Umiech.

— Niedaleko. Kilka dni na poudnie od miasta.

— Ha! Gaj Przeznaczenia. Powinnam si domyle. Odprowadziam abdzia na bok. Przysiadam si do chopa­ków przy stole karcianym.

— Chc, eby syn Singha trafi tu jak najszybciej. — Nie zaszkodzi odrobina dodatkowej amunicji.

43

— Od kiedy nie ma nic do roboty, nie wiem, co z sob pocz — powiedziaa do mnie Sahra. Wraz z Tobo zasiada przed szkatuk pen mgy, wymieniajc z Murgenem posiadane informacje. Byam zadowolona, widzc, e midzy matk a sy­nem wreszcie zaczyna si ukada.

Zaproponowaam:

— Zawsze jest robota dla tych, co chc zaj si pczkami, które przypomn wszystkim o naszym istnieniu, gdy ju odej­dziemy. Zawsze naley co spawi z prdem rzeki.

— Parafrazujc Goblina: a tak bardzo nie tskni za robot, eby naprawd zgasza si na ochotnika. Co si stao?

— Chopcy wanie przyprowadzili syna Singha. Facet niele wyglda. Przynieli te kilka pisemnych obwieszcze, które zna­leli na oficjalnych supach ogoszeniowych. Wywieszone ju po odsuniciu si Radishy.

— Co mówi?

— Gównie proponuj naprawd wysokie nagrody za kad informacj prowadzc do ustalenia tosamoci dowolnego czonka bandy wandali podszywajcych si pod onierzy dawno ju nieistnie­jcej Czarnej Kompanii i wywoujcych publiczne zamieszki.

— Czy ktokolwiek w to uwierzy?

— Jeli ona bdzie to dostatecznie czsto powtarza. Niewa­ne, e opowiada bajki. Istotna jest tylko wysoko proponowa­nych nagród. Dookoa przecie peno ludzi, którzy z chci sprzedaliby wasne matki. Rozstawi na ulicy paru gnojków roz­rzucajcych pienidze i chwalcych si, jak je zarobili, i kto, kto rzeczywicie co wie, moe si zdecydowa na obstawienie wygrywajcego numeru.

— A wic dlaczego po prostu nie wyjedziemy? Tak czy siak, tutaj ju nie jestemy w stanie wiele dokona, nieprawda?

— Moemy dosta Mogab.

— Niech wiat tak myli. Rozpu plotk, rozpu seri plotek na temat Wielkiego Generaa i Radishy. Gdy bdziemy si ewakuowa. Kiedy wyruszasz po Klucz?

— Nie mam pojcia. Teraz staram si zyska na czasie. eby zdy zawiadomi Poronionego. Sahra pokiwaa gow.

— Dobrze mylisz. Singh na pewno bdzie mia co w zanadrzu. Wierzba abd znienacka przyczy si do nas.

— Dziewczyna ma jaki problem.

Spojrzaam na niego ponuro. Sahra równie, jednak miaa do grzecznoci, by zapyta:

— Córka Nocy? Jaki problem?

— Myl, e ma napad. Znaczy si co w rodzaju ataku.

— wietne wyczucie czasu — warknam. Równoczenie Sa­hra krzykna na Tobo i Goblina. Skrzywiam si: — A co ty robisz koo niej, abd?

Zarumieni si troch i powiedzia:

— Hm...

— Aha, ty debilny popapracu! Pani zniszczye. Wzdychae do niej przez cae lata. Potem pozwolie, by maa siostrzyczka Pani nagadaa ci spronoci do uszka, przez co wyruchae kilkanacie milionów ludzi. A teraz najwyraniej masz zamiar pozwoli, by to szczeni Pani wsadzio ci kóko do nosa, robic z ciebie jeszcze wikszego idiot? abd, jeste naprawd gupi i aosny!

— Ja tylko...

— Ty tylko próbowae myle za pomoc czego, co na pewno nie nosi szlachetnej nazwy „mózgu". Jakby by jakim odmódonym pitnastolatkiem. Ta kobieta nie jest jak tam milutk dziewic, abd! Ona jest gorsza ni twoje najgorsze koszmary. Chod tu.

Podszed. Skoczyam znienacka, gwatownie, tak, jak zawsze chciaam zaskoczy moich wujków. Czubek ostrza sztyletu wbi si odrobin w skór pod jego brod.

— Naprawd chcesz umrze cakiem gupi, poniajc i bez­sensown mierci? To daj mi zna. Wszystkim si zajm. Tak eby pozostali nie musieli tym razem za to paci.

Chichot Jednookiego wypeni przestrze.

— Czy ona nie jest cudowna, abd? Naprawd powiniene wzi j pod uwag i zapomnie o tych wszystkich swoich czarnych wdowach. — Znowu przywaszczy sobie zapasowy wózek na kókach Do Tranga, tym razem jednak napdza go o wasnych siach.

— Dla ciebie równie mog zorganizowa co bezsensow­nego i poniajcego, starcze. Rozemia mi si tylko w twarz.

— Zaprosia tutaj tego onierza, Aridath, aby spotka si z dawno utraconym ojcem, pioszka. Wic si nim zajmij, zamiast sta i flirtowa z abdziem.

Czasami potrafi by naprawd wkurzajcy. I uwielbia siebie samego w tej roli. Wystarczyo da mu punkt zaczepienia... Zwróciam si do abdzia:

— Wyjanisz Jednookiemu, o co ci chodzio z dziewczyn. Jednooki, zajmij si wszystkim. Rozwi problem. Dowoln metod oprócz zabijania jej. Singh nigdy nie da mi klucza, jeli zabijemy t chud ma... wiedm.

44

Niech to diabli. Na widok Aridathy Singha omal nie po­rzuciam niezomnego zamiaru odstraszania wszystkich m­czyzn. By wspaniay. Wysoki, proporcjonalnie zbudowany, z piknym umiechem ukazujcym cudowne zby, chocia wyra­nie penym napicia. Mia doskonae maniery. By dentelme­nem w kadym calu; zarzuci mu byo mona jedynie urodzenie. Powiedziaam do:

— Twoja matka musiaa by cudowna.

— Sucham?

— Nic. Nic. Tutaj mówi na mnie Spioszka. Ty jeste Aridat-ha. Tyle powinno wystarczy nam tytuem zawarcia znajomoci.

— Kim wy jestecie, ludzie? Dlaczego mnie tu przyprowadzili­cie? — Nie wcieka si ani nie grozi. Zabawne. Niewielu Taglian rozumiao, e w naszym przypadku jest to marnowanie czasu.

— Nie musisz wiedzie, kim jestemy. Trafie tutaj, aby spotka si z czowiekiem, który równie jest naszym winiem. Rónica polega na tym, e ciebie wypucimy po tym spotkaniu. Jego nie. Chodmy.

Kilka chwil póniej, Aridatha Singh zauway:

— Jeste kobiet, nieprawda?

— Byam, kiedy ostatni raz sprawdzaam. Jestemy na miej­scu. To jest Narayan. Narayan! Wstawaj! Masz gocia. Narayan, to jest Aridatha. Zgodnie z obietnic.

Aridatha spojrza na mnie, próbujc zrozumie. Narayan gapi si na syna, którego w yciu nie widzia na oczy, i dostrzeg w nim co, co sprawio, e nagle zmik, cho tylko na moment. Ale odtd ju wiedziaam, e mam na niego haka, póki tylko bd umiaa postpowa tak, by rzecz nie wygldaa na prób namawiania do zdrady Kiny.

Cofnam si kilka kroków i czekaam, co si stanie. Nic si nie stao. Aridatha nie przestawa oglda si na mnie. Narayan tylko patrzy. W kocu straciam cierpliwo i zapytaam:

— Mam wysa ludzi, eby tu przyprowadzili równie Kha-dity i Sugriv? Oraz ich dzieci?

Narayan troch si wystraszy, Aridatha natomiast zrozumia, dlaczego go porwano. Chodzio o rodzin. Myla jeszcze przez chwil, a wreszcie do niego dotaro. Kiedy znowu na mnie spojrza, w jego oczach pojawiy si zupenie inne byski.

Powiedziaam wic:

— Niewane, jak by si chciao, duo dobrego nie da si powiedzie o tym czowieku, ale nie moesz nazwa go zym ojcem. Los nigdy nie da mu szansy na bycie ani dobrym, ani zym. — Wyjwszy jego postpowanie wzgldem dziewczyny, dla której zrobi wszystko, co moliwe, a która odpacia mu kompletn obojtnoci. — Jest bardzo lojalny.

Aridatha zda sobie spraw, e w ogóle nie chodzio o niego. e by tylko przynt na Narayana Singha. Tego Narayana Singha, niesawnego przywódc kultu Dusicieli.

Aridatha wyprostowa si, podszed naprzód i przywita ojca w oficjalny sposób — czym cakowicie zawojowa moje serce. Nie byo w tym odrobiny uczucia, ale te niczego nie mona byo mu zarzuci

Obserwowaam ich, jak próbuj znale wspólny jzyk, miej­sce, od którego mogliby zacz. I udao im si nadspodziewanie atwo. Nigdy nie natrafilimy na adne wiadectwa przeczce uczuciom, jakimi Narayan Singh obdarza swoj Lili. Aridatha równie bardzo powaa matk.

— Ten facet jest naprawd niezy, co?

Drgnam zaskoczona. Nie usyszaam adnego odgosu. Ale tu za mn sta Rzekoaz. Rzeka nie mia szczególnego talentu do cichego skradania si. Co upewnio mnie w alarmujcym przeczuciu, e Aridatha Singh naprawd wywar na mnie wra­enie.

— Tak. Zaiste. Ale nie do koca api czemu.

— Có, ja ci powiem. Przypomina mi Wierzb abdzia. Facet z gruntu przyzwoity. Tylko bystrzejszy. I wci na tyle mody, eby ycie nie zdyo go zbruka.

— Rzeka! Powiniene sam siebie posucha. Mówisz prawie inteligentnie.

— Nie wspominaj o tym w obecnoci chopaków. Jednooki zrozumie, dlaczego nie udaje mu si oszuka mnie w tonka czciej ni raz na dwa razy. — Znowu przyjrza si Aridath-cie. — I przystojny jest równie. Lepiej nie dopuszczaj go w poblie twojego bibliotekarza. Zdradzi ci.

Kolejne zamane serce.

— Mylisz? Skd...

— Nie mam pojcia. Mog si myli.

— Kiedy bdzie musia wraca? Moemy go zatrzyma na ca noc?

— Przyszo ci do gowy, eby samej sprawdzi? Rzeka zazwyczaj nie czepia si mnie szczególnie, wiedziaam wiec, e sama musiaam si prosi.

— Nie. Nie w ten sposób. To tylko jdza we mnie wpada na pewien pomys. Zanim wyjdzie na wolno, przedstawimy go Radishy.

— Teraz próbujesz si zemci?

— Nie. Teraz pokazuj wiernemu poddanemu, e jego wad­czyni bynajmniej nie przebywa w Paacu. On moe potwierdzi plotki. Poniewa umie powiedzie prawd.

— Nie zaszkodzi spróbowa.

— Ty bdziesz mia na oku tych dwóch. Ja pójd pogada z Kobiet.

Rzekoaz zmarszczy czoo. Oprócz abdzia nikt ju od dawna nie okrela Radishy tym mianem.

— atwo podchwytujesz niedobre nawyki.

— Moe.

45

Zastaam Radish gboko pogron w mylach. Nie spaa, nie medytowaa nawet, zwyczajnie chodzia w kóko, najprawdopo­dobniej drczona bezmiern win wyzwolon przez bezczynno, na jak skazana bya ostatnio. Poczuam lekkie drgnienie wspó­czucia. Ona i jej brat mogli by naszymi wrogami, jednak w gbi serca byli porzdnymi ludmi. Rajadharm mieli we krwi.

— Prosz pani? — Rzeczywicie godna bya szacunku, jed­nak nie potrafiam si zmusi do uywania tytuów ksi­cych. — Musz z pani porozmawia.

Powoli uniosa wzrok. Jej oczy, nawet gdy trwaa pogrona w rozpaczy, pene byy wiedzy i zainteresowania.

— Czy wszyscy czonkowie mego dworu s moimi wrogami?

— Nie chcielimy widzie w tobie wroga. A nawet dzisiaj honorujemy i respektujemy wadz królewsk.

— Z pewnoci, nie inaczej. Aby wci przypomina mi o moim szalestwie. Jak ci Bhodi i ich samospalenia.

— Spór midzy tob a nami nie osignie takiego stopnia natenia jak wa midzy nami a Protektork. Z ni nigdy nie dojdziemy do zgody. Przecie nie spuciaby na miasto skildir­sha. Ona gotowa jest zrobi to w kadej chwili. A gbia trawicego j za jest olbrzymia, ona nawet nie dostrzega nie­godziwoci swych czynów.

— Nie mylisz si. Masz jakie imi? Gdyby ya dawno temu, oddzielona od nas kilkoma setkami lat, dzi pewnie uwaaliby­my j za bogini. Ona posiada potg zdoln dla kaprysu niszczy królestwa z atwoci dziecka rozrzucajcego mrowisko po to tylko, by zobaczy panik owadów.

Na imi mam pioszka. Jestem Kronikarzem Czarnej Kompanii. Jestem te tym otrem, który stoi za wikszoci waszych kopotów. To, e si tu spotykamy, nie stanowi czci adnego wikszego planu, lecz jest rezultatem wykorzystania nadarzajcej si sposobnoci. Chyba jednak wyszo na to, e przechytrzylimy samych siebie.

Radisha zacza uwaniej wsuchiwa si w to, co mówiam.

— Mów dalej.

— Protektorka postanowia, e nikt nie dowie si o twoim znikniciu. Oficjalnie wci jeste w swojej Komnacie Gniewu, gdzie oczyszczasz dusz i bagasz przodków o spokój serca oraz mdro na nadchodzce trudne lata. Od czasu do czasu jednak robisz sobie przerw, by ogosi jak naprawd kopotliw proklamacj. Moi towarzysze przynieli kilka takich. Nie potrafi czyta, wic nie kierowali si treci. Przykady s jednak jak najbardziej reprezentacyjne. Postaram si o wicej, jeli ci zaley.

Radisha przeczytaa najpierw proklamacj o nagrodach. Bya prosta i sensowna.

— Z pewnoci musiaa was zaniepokoi.

— Jasne.

— Ona nie ma pienidzy. Co to jest? Dziesicioprocentowa redukcja przydziau ryu? Przecie nie racjonujemy ryu. Nie musimy racjonowa ryu.

— Nie, wy nie musicie. Ale nie kady, kto ma ochot na ry, moe sobie na pozwoli. A inni, którzy chtnie przestaliby go ju je, nie maj widoków na nic innego.

— Wiesz, o co chodzi? — Radisha uderzya w proklamacj palcem wskazujcym prawej rki, jakby chciaa przedziurawi j na wylot. — Gotowa jestem si zaoy. Wszystkie te obce osobowoci. Przecie to tylko gosy. Moliwe te, e dyktujc obwieszczenie, bya w szczególnym nastroju. Te jej ataki. Wów­czas gosy bez reszty chyba przejmuj nad ni panowanie. Ale nigdy nie trwa to dugo.

„Aha", powiedziaam do siebie w duchu. Ciekawy trop, godny tego, by póniej za nim pój.

— Masz ochot jako na nie zareagowa? Nie dysponuj ludmi, którzy obeszliby cae miasto, ale potrafi zadba, by nowe proklamacje rozwieszone zostay w najwaniejszych punk­tach miasta.

— Jak dowiedziesz, e s prawdziwe? Kady moe wzi kawaek wygniecionego naada i co na nim napisa.

— Pracuj nad tym. Mamy obecnie gocia, wysoce szanowa­nego onierza z Batalionów Miejskich. Sprowadzilimy go tutaj, eby si spotka z innym winiem. Myl, e moe rozpuci informacj o tym, i równie pozostajesz u nas w niewoli.

— Interesujce. Dobrze wiesz, co ona zrobi, nieprawda? Dowiedzie, e blefujesz. Stworzy kopi lub iluzoryczn imitacj i kae ci pokaza prawdziw Radish. Czego nie zrobisz, ponie­wa wcale nie chcesz zosta zabita. Zgadza si?

— Poradzimy sobie z tym. Protektorka jest w gorszej sytuacji. Nikt nie wierzy w ani jedno jej sowo. O tobie zaczynali powoli równie w ten sposób myle, w miar jak stawaa si zwyk figurantk w jej rkach. Skd u ciebie taka nienawistna i zdra­dziecka postawa wobec Czarnej Kompanii?

— Nie byam figurantk w jej rkach. Nie masz w ogóle pojcia, ile jej zupenie szaleczych pomysów zdoaam zniweczy.

Nie powiedziaam jej, e doskonale wiem. Ju rozdraniam j do tego stopnia, by zacza mówi, ale postanowiam jeszcze par razy gn.

— Czemu nienawidzia moich braci, zanim w ogóle jeszcze przypynli rzek?

— Nie nienawidziam...

— Moe wybraam ze sowo. Niemniej, podobn rzecz mam na myli. Wszyscy Kronikarze przede mn doskonale to wy­czuwali i zdawali sobie spraw, e zwrócisz si przeciwko Kompanii, gdy tylko poczujesz, i znikno zagroenie ze strony

Wadców Cienia. Nie miaa na naszym punkcie takiej obsesji jak Kope, ale zarazia si t sam chorob.

— Nie wiem. Przez ostatnie dziesi lat duo si nad tym zastanawiaam. Wszystko zaczo si, kiedy wydaam rozkaz, aby was zaangaowa. Ale Kope i ja nie bylimy jedyni. Lud caego ksistwa czu w ten sam sposób. Te wspomnienia z dawnej epoki, kiedy Kompania...

— Nie byo takiej epoki. Problem nawet w tym, e nikt nie postara si zapisa prawdziwej historii i ocali dokumentów z tamtych czasów. Z naszych wasnych Kronik z owych czasów udao mi si odszyfrowa tylko gupie zapiski subowe. Jedyna bardziej przeraajca bitwa, na jakiej opis natrafiam, miaa miejsce, gdy Kompania liczya sobie ju trzy pokolenia. Stoczono j nie tak znowu daleko std i na dodatek Kompania poniosa klsk. Omale zostaa wycita w pie. Trzy pierwsze tomy Kronik wpady w rce wroga. Od tego czasu pokryway si kurzem na pókach w bibliote­kach Taglios. Kiedy Kompania powrócia do Taglios, uniemoli­wiono nam dostp do nich. Popeniano wszelkiego rodzaju szale­cze wrcz czyny, aby ksigi te nie wpady w nasze rce. Przez te ksiki ginli ludzie. A z tego, co dotd wiem, jedynym sekretem, jaki kry si w tej caej sprawie i którego najwyraniej trzeba byo za wszelk cen dochowa, by fakt, e podczas tych pierwszych lat nie wydarzyo si nic szczególnego. e adn miar nie by to wiek gwatu i niekoczcego si rozlewu krwi.

— Jak to moliwe wic, e wszyscy ludzie zamieszkujcy kilkanacie ksistw pamitali co, co nigdy nie miao miejsca, i bali si, aby nie wydarzyo si znowu?

Wzruszyam ramionami.

— Nie mam pojcia. Zapytamy Kin, jak jej si udao tego dokona. Na chwil przedtem, nim j zabijemy.

Z wyrazu twarzy Radishy wywnioskowaam, e uwaa ten pomys za mrzonk, podobn do tych, którymi sama si ywia.

Cignam wic dalej:

— Chcesz moe pozby si swej optanej przyjacióki? Chcesz razem z nami zej z haczyka? Chcesz doprowadzi do tego, by wróci twój brat? — Prawdopodobnie moliwo, e Prahbrindrah Drah wci yje, powoli zaczynaa dociera do jej umysu.

Radisha kilkakrotnie otworzya i zamkna usta, nie wydajc adnego dwiku. Nigdy nie bya szczególnie atrakcyjna, a teraz wiek i obecne pooenie uczyniy j wrcz odraajc.

Ale czy powinnam j ocenia? Czas dla mnie równie nie by szczególnie askawy.

Zapewniam j:

— Da si to zrobi. Wszystkie te rzeczy.

Mój brat nie yje.

— Nie, nieprawda. O tym nie wie nikt spoza Kompanii. Nawet Duszoap. Ale ludzie pochwyceni w puapk pod powierz­chni równiny lnicego kamienia trwaj zastygli w czasie. Przynajmniej jako tak to wyglda. Nie rozumiem nawet podstaw zaangaowanej w to teorii mistycznej. Caa rzecz sprowadza si wszake do tego, e wci tam s, e yj, e mona ich wydosta. Wanie dobiam targu, który zapewni posiadanie Klucza potrzebnego do otwarcia drogi.

— Moesz sprowadzi z powrotem mojego brata.

— Cordy'ego Mathera równie.

wiato byo sabe, niemniej dostrzegam, jak nieznacznie pokraniaa jej szyja.

— adne tajemnice si przed wami, ludzie, nie uchowaj?

— Niewiele.

— Czego chcesz ode mnie?

Nigdy nie oczekiwaam, e w rozmowie z Kobiet zajd tak daleko. Mimo reputacji, jak si cieszya — osoby rozsdnej, rzeczowej i nie powicajcej uwagi mrzonkom. Tak wiec, cho­cia nie miaam z góry przygotowanej odpowiedzi, udao mi si szybko zaimprowizowa list ycze.

— Moesz pokaza si w jakim miejscu publicznym, gdzie zobaczy ci i rozpozna mnóstwo ludzi i gdzie bdziesz moga zaprze si Protektorki. Moesz amnestionowa Czarn Kom­pani. Moesz wyrzuci Wielkiego Generaa. Moesz ogosi, e przez pitnacie lat pozostawaa we wadzy zego czaru Duszoap, a teraz w kocu udao ci si uciec. Moesz znowu zrobi z nas dobrych facetów.

— Nie mam pojcia, czy mnie na to sta. Zbyt dugo baam si Czarnej Kompanii. Wci si boj.

— Woda pi — zacytowaam. — Co Protektorka dla ciebie zrobia?

Na to Radisha nie znalaza odpowiedzi.

— Moemy sprowadzi z powrotem twojego brata. Pomyl, jak si dziki temu poczujesz. Rajadharma.

Ledwie panujc nad swoim gosem, Radisha warkna przez cinite gardo:

— Nie wspominaj o tym! Czuj si tak, jakby wywlekano mi ywcem wntrznoci i duszono mnie nimi.

Czyli dokadnie w taki sposób, jak jej yczyam nie raz, nie dwa razy, gdy znajdowaam si w mniej askawym nastroju.

Aridatha Singh spojrza na mnie dziwnym wzrokiem.

— W ogóle nie przypomina Narayana Singha, jakiego sobie wyobraaem. — Wizyta u jego wadczyni nie wywara na nim nawet w poowie takiego wraenia, jak spotkanie z ojcem.

— Zazwyczaj tak jest, kiedy si kogo bliej pozna. Rzeka, odprowadzisz go do miejsca, gdzie go znalaze? — Bya noc, to prawda, ale wci dysponowalimy dwoma ochronnymi amu­letami, które pozostay z wojen z Wadcami Cienia. Ich wygld nie budzi najmniejszych zastrzee. aowaam, e nie dys­ponujemy kolejn setk, ale Goblin i Jednooki nie potrafili ich ju duej wytwarza. Nie wiedziaam dlaczego. Nigdy nie do­puszczali mnie do swych zawodowych tajemnic. Przypuszczam, e si po prostu za bardzo zestarzeli.

Nie potrafi si nie martwi, gdy myl o przyszoci, w której ich ju nie bdzie. A przyszo bez Jednookiego nie jest bynaj­mniej tak odlega.

O Panie Zastpów, zachowaj go, póki Uwizieni nie wyjd na wolno, a wszystkie nasze boje nie skocz si.

46

Ludzie biegali w t i we w t po caym magazynie. Jedni wci zajmowali si szaleczymi przygotowaniami do ewakuacji Kompanii. Inni szykowali si, by towarzyszy mi oraz Narayanowi do Gaju Przeznaczenia, skd mielimy zabra Klucz Nyu­eng Bao. Sami Nyueng Bao — wspólnicy Do Tranga oraz garstka ludzi jako tam powizanych z Kompani — zdenerwowani, zajmowali si przerónymi rzeczami, ale najwyraniej tylko po to, by czym zaj rce. Byli przeraeni i skonsternowani.

Banh Do Trang przeszed w nocy zawa. Prognozy Jedno­okiego nie rokoway szczególnie pomylnie.

Zwróciam si do Goblina:

— Nie twierdz, e ona miaa cokolwiek z tym wspólnego, niemniej Do Trang by pierwszym, który zrozumia, e to dziew­czyna wóczy si po nocy jako duch.

— Po prostu by stary, pioszka. Nikt mu nic nie zrobi. Jeli chcesz zna moje zdanie, to i tak trwa to ju za dugo. Wci nie chce odej, poniewa martwi si o Sahr. Ale z ni ju jest wszystko dobrze. Wyglda na to, e jej m naprawd wróci wreszcie na wiat. Z drugiej strony, jest zbyt stary, eby ucieka. Duszoap w kocu znajdzie to miejsce, z pewnoci niedugo po tym, jak Mogaba wróci, i naprawd zacznie szuka. Nie bybym zaskoczony, gdyby si okazao, e Do Trang zwyczajnie po­stanowi, i mier jest najlepsz rzecz, jak w zaistniaej sytuacji moe dla wszystkich zrobi.

Gbokim smutkiem przejmowaa mnie myl o odejciu Do Tranga, przede wszystkim z tego powodu, e nie lubimy przecie patrze, gdy umieraj ci, którzy s nam bliscy, ale równie dlatego, e na swój cichy sposób by najlepszym przyjacielem, jakiego Kompania miaa ju od wielu pokole.

Jak wszyscy pozostali, próbowaam zatraci si w pracy. Dalej wiec przekonywaam:

— Goblin, nawet jeli dziewczyna jest cakowicie bez winy, chc, eby uniemoliwi jej wóczenie si po nocy. Zrób wszyst­ko, co bdziesz musia, oprócz czego, co j okaleczy na trwae albo zabije.

Goblin westchn. Ostatnio tak wanie reagowa, gdy kto próbowa obciy go dodatkow prac. Przypuszczam, e by ju zbyt zmczony, eby narzeka.

— Gdzie Jednooki?

— Hmm... — Ukradkowe spojrzenie dookoa. Szept: — Ni­komu nic nie mów. Myl, e próbuje wykombinowa, jak zabra ze sob sprzt.

Pokrciam gow i odeszam na bok.

Zaraz zawoali mnie Santaraksita i Baladitya. Pogodzili si ju ze swoj sytuacj i chtnie oddawali wyznaczonej pracy. Kustosz zdawa si by szczególnie podekscytowany prawdzi­wym akademickim wyzwaniem, jakie nie przydarzyo mu si od lat. Powiedzia:

— Dorabee, w caym tym zamieszaniu zapomniaem powie­dzie, e znalazem odpowied na twoje pytanie o pisany jzyk Nyueng Bao. By kiedy takowy. Najstarsza z tych ksig napisana jest antycznym dialektem tego jzyka. Pozostae to ju tylko przykady wczesnych narzeczy tagliaskich, aczkolwiek orygina trzeciego tomu napisany zosta przy uyciu obcego alfabetu, w miejsce istniejcego naonczas rodzimego liternictwa.

— Std wniosek, e alfabet najedców mia cile przypo­rzdkowane jednostki fonetyczne, które w owym czasie musiay by znacznie bardziej precyzyjne od pisma tubylców. Racja?

Santaraksita zagapi si na mnie. Po chwili rzek:

— Dorabee, nawet na moment nie przestajesz mnie zaskaki­wa. Masz cakowit racj.

— A wic, odkrye co ciekawego?

— Czarna Kompania przysza z miejsca, które ju w owych czasach nosio miano równiny lnicego kamienia, a potem przez jaki czas bkaa si po okolicznych ksistwach, pogrona w wewntrznych sporach na temat tego, czy konieczne jest zoenie ywotów jej onierzy na otarzu przyszego Roku Cza­szek. Wród kapanów towarzyszcych Kompanii nastroje byy niemal entuzjastyczne, wród onierzy bya to opinia niespecjal­nie popularna. Wielu z nich najwyraniej zacigno si tylko po to, by uciec z ziem zwanych Krain Nieznanych Cieni, a nie dlatego, e zaleao im na bliskim kocu wiata.

— Kraina Nieznanych Cieni, tak? Co jeszcze?

— Udao mi si zdoby duo wiarygodnych informacji na temat ceny hufnali do koskich podków cztery wieki temu oraz skpego wystpowania kilku gatunków rolin o znaczeniu me­dycznym, które obecnie mona znale w kadym ogródku zielnym.

— Zaiste wstrzsajcy materia. Próbuj dalej, Sri. Z pocztku chciaam mu powiedzie, e zostanie ewakuowany razem z nami, ale potem postanowiam go nie denerwowa.

Najwyraniej wietnie si bawi. Po co uwiadamia mu koniecz­no wyboru midzy uprowadzeniem a natychmiastow mierci. Pojawi si Wujek Doj.

— Do Trang chce si z tob widzie.

Poszam za nim do malekiego kantorku, który stary stworzy dla siebie, odgradzajc odlegy kt magazynu. Po drodze Doj ostrzeg mnie, e Do Trang nie jest ju w stanie mówi.

— Sahra i Tobo ju go odwiedzili. Do ciebie chyba te czuje sympati.

— W nastpnym yciu chcemy si pobra. Jeli Gunni maj racj.

— Jestem ju gotów do podróy. Przystanam.

— Co?

— Jad z tob do Gaju Przeznaczenia.

— Ale lepiej od razu zapomnij o jakichkolwiek pomysach porwania Klucza.

— Zgodziem si pomóc. Pomog. Chc tam by i zadba, eby Kamca równie dotrzyma sowa. Kamca, droga pani pioszko. Kamca. Zgodziem si te odda posiadany tom Ksig Umarych. Jest ukryty po drodze na tamto miejsce.

— Bardzo dobrze. Obecno Ródki Popiou stanowi b­dzie rkojmi dla mnie i utrapienie dla wrogów. Doj zachichota.

— Zaiste bdzie.

— Nie wrócimy ju tutaj.

— Zdaj sobie z tego spraw. Kiedy odjedziemy, zabior ze sob wszystko, co chciabym zachowa. Nie musisz udawa wobec Do Tranga. Zna sw ciek. Uszanuj go i uhonoruj uczciwym poegnaniem.

Zrobiam co wicej. Po raz pierwszy w moim dorosym yciu rozpakaam si. Przez ca minut trwaam z twarz wtulon w pier starego i szeptaam podzikowania za jego przyja, potem zoyam mu zupenie szczer obietnic spotkania w na­stpnym yciu. Oczywicie w oczach mego Boga bya to lekka herezja, nie sdz jednak, by On cay czas patrzy mi na rce.

Banh sabym gestem uniós do i gadzi mnie po wosach. A potem wstaam i poszukaam miejsca, gdzie mogabym by cakiem sama ze swoim smutkiem i alem po czowieku, z któ­rym — jak si wydawao — nigdy nie byam szczególnie blisko, a który jednak mia wywrze zdecydowany wpyw na reszt mojego ycia. Wtedy te pojam, e kiedy me zy przestan pyn, nigdy ju nie bd na powrót t sam pioszk. I e w istocie by to jedyny testament, jaki Do Trang chcia po sobie zostawi.

47

Najwikszy problem towarzyszcy ewakuacji trapi Kompani kadorazowo, kiedy po duszym pobycie na jednym z miejsc trzeba byo zebra manatki i rusza w drog. Naleao wyrwa korzenie. Rozerwa wizi. Ludzie musieli porzuci ywoty, które dla siebie stworzyli.

Niektórzy zwyczajnie nie odejd.

Inni, którzy pójd, powiedz komu, dokd si udaj.

Nominalna sia Kompanii wynosia obecnie nieco ponad dwie setki ludzi, z których jedna trzecia w ogóle nie mieszkaa w Tag­lios, ale stworzya dla siebie tosamoci na terenach je otacza­jcych, aby w razie czego wspiera braci realizujcych jak misj poza murami miasta. Z grubsza rzecz biorc, struktur organizacyjn przypominalimy konspiracj Kamców. Po czci byo to zamierzone, poniewa ludzie ci dosownie wieki spdzili na uczeniu si najbezpieczniejszych sposobów przetrwania.

Kurierzy wyruszyli wczeniej, niosc zakodowane hasa do wszystkich naszych najdalej mieszkajcych towarzyszy, aby ostrzec ich, e zbliaj si kopoty. Nikt si nie dowie, co si dokadnie dzieje, lecz tylko e co si szykuje i e jest to wiksza sprawa. Kiedy hasa dotr do waciwych uszu, bdzie ju za póno, by wszystko odkrci.

W lad za kurierami rusz w kocu pozostali, grupkami na tyle maymi, by nie zwracay uwagi, rozmaicie przebrani, opusz­czajc Taglios w porzdku, który uznaam za dopuszczalnie ryzykowny. Ostatni wyjd z miasta ci, których w nim najlepiej znano. Wszyscy ludzie mija bd szereg punktów kontrolnych, trafiajc na kolejne miejsca zbiórki, gdzie poinformuje si ich tylko o najbliszym celu marszruty. Zasadniczo jednak liczylimy gównie na to, e Duszoap nie rzuci si w pocig, zanim ci, którzy postanowili odej, nie znajd si dostatecznie daleko.

Ci, którzy postanowili nie odchodzi, otrzymali na to po­zwolenie — pod warunkiem e dalej bd dbali o interesy Kompanii w danym miejscu. Niele jest posiada kilku agentów w miecie, które Kompania, wedle wszelkich wskaza, opucia.

To równie bya taktyka stosowana przez Kamców od poko­le.

Dalej bd si odbywa przedstawienia z cyklu wiato i dym. Dziaalno demona Niassi wzmoe si nawet, skupiajc na sobie aktywno Szarych. Od ludzi, którzy zostawali — nie dowiem si, którzy to, poniewa wyrusz jako jedna z pierwszych — oczekiwano, e dopilnuj, aby wszystko wygldao jak szereg przypadkowych akcji, wama i aktów wandalizmu, które dopiero potem nabior charakteru przemylanej kampanii terroru, majcej osign swój szczyt na Druga Pavi. Jeli Duszoap poknie przynt, zajmie si zastawianiem puapki na ten wanie dzie.

Jeli nie, kada zyskana godzina, zanim Protektorka zorientuje si, e znowu postpilimy w sposób cakowicie nieoczekiwany, bdzie oznaczaa dla mych braci kolejne mile przewagi nad pocigiem. Pocigiem, który jak ufaam, z pocztku przynajmniej pójdzie w zupenie niewaciw stron.

48

Mój oddzia opuszcza Taglios jako pierwszy. Wyruszylimy tego ranka, którego umar Banh Do Trang. Towarzyszyli mi: Narayan Singh, Wierzba abd, Radisha Drah, Matka Gota i Wujek Doj, Rzekoaz, Iqbal Singh ze sw on Suruvhij, dwójk starszych dzieci i niemowlciem, wreszcie jego brat Popoch. Nadto wzilimy ze sob kilka lekko objuczonych kóz oraz kury przytroczone do ich grzbietów, dwa osy, by Gota moga na jednym lub drugim przejecha wikszo drogi, oraz wóz, cignity przez woy, którym ze wszystkich si staralimy si nada, przeczcy ich kondycji, znacznie smutniejszy i bardziej zachmaniony wygld. Niemale wszyscy jako si przebrali.

Shadar przystrzygli wosy i brody, a caa rodzina woya ubiory Yehdna. Ja pozostaam Yehdna, ale staam si kobiet. Radisha natomiast zamienia si w mczyzn. Wujek Doj i Wierzba abd ogolili gowy i ustroili w piórka adeptów Bhodi. abd przyciemni skór farb, nic jednak nie dao si zrobi z jego niebieskimi oczyma. Gota musiaa si obej bez ozdób Nyueng Bao.

Narayan Singh w niczym nie zmieni wygldu, upodabniaj­cego go bez reszty do tysicy takich jak on.

Wygldalimy na dziwn gromadk, ale przecie jeszcze dziw­niejsze grupy zbieray si, aby razem stawi czoo trudom po­dróy. Zreszt razem czas spdza bdziemy tylko wtedy, gdy przyjdzie pora na nocny spoczynek. Po drodze poruszalimy si rozcignici na przestrzeni ponad pó mili, jeden z braci Singh prowadzi, drugi trzyma si z tyu, podczas gdy Rzeka jecha najbliej mnie. Bracia nieli ze sob instrumenty otrzymane od Goblina i Jednookiego. Jeli Narayan, Radisha lub abd oddal si zanadto od niewidzialnej linii czcej jednego z drugim, na ich gardach zaczn zaciska si zaklcia dawice.

Oczywicie nikogo z tej trójki o niczym nie poinformowano. Rzekomo teraz wszyscy bylimy ju tylko sprzymierzecami i przyjaciómi. Jednak niektórym z moich przyjació ufam bar­dziej ni innym.

Na Kamiennej Drodze, któr jeszcze Kapitan pooy midzy Taglios i Jaicur, nikt na nas nie zwróci uwagi. Jednak taka gromadka, z niemowlciem, wozem zaprzonym w woy, regu­larnymi kapanami Yehdny i czym tam jeszcze, to nie szpilka. Pora roku te bya niezbyt waciwa. Deszcz sprawia, e czuam si chora.

Ostatnim razem, gdy przemierzaam Kamienn Drog, dosia­daam ogromnego czarnego ogiera, który bez popiechu potrafi pokona dystans dzielcy Taglios i Ghoja w cigu jednego dnia i jednej nocy.

Cztery dni po opuszczeniu miasta od brodu Ghoja, stanowi­cego pierwsze wskie gardo naszej ucieczki, wci dzielia nas odlego nie pozwalajca na spokojny sen. Po poudniu Wujek Doj oznajmi, e gówna droga nie zaprowadzi nas ju bliej miejsca, w którym ukry egzemplarz Ksigi Umarych.

— O, cholera — taka bya moja reakcja. — Miaam nadziej, e to bdzie chocia troch dalej. Jeli kto nas zatrzyma, jak wyjanimy posiadanie ksiki?

Doj podniós rce do góry w uspokajajcym gecie i umiech­n si.

— Jestem kapanem. Misjonarzem. Wszystko zrzu na mnie. — Mimo trudów podróy najwyraniej by szczliwy. — Chod, pomoesz mi j wykopa.

— Co to jest? — zapytaam jakie dwie godziny póniej. Dotarlimy do miejsca, które znakomicie nadawao si na sceno­grafi dawnych koszmarów Murgena na temat Kiny. Wokó niego wznosia si dwudziestojardowa drewniana palisada.

— To jest cmentarz. Podczas chaosu, który towarzyszy pierw­szej inwazji z Ziem Cienia, zanim jeszcze przybya Czarna Kompania, by moe take zanim jeszcze przysza na wiat, jedna z Armii Cienia wykorzystywaa go jako obóz, a potem miejsce na nekropoli. Posadzili drzewa, aby skry groby i po­mniki przed oczyma wrogów. — Zauwaywszy peen przerae­nia wyraz mojej twarzy, doda jeszcze: — Na poudniu maj zupenie inne obyczaje grzebania zmarych.

Wiedziaam o tym. Byam tam przecie. Widziaam wszystko na wasne oczy. Nigdy jednak w takim nateniu, promieniuj­cym wrcz atmosfer przygnbienia.

— To jest tak ponure...

— Dziki zaklciu, jakim zostao oboone. Uznali, e jak ju wygraj wojn, wróc tu i zmieni to miejsce w mauzoleum. A tymczasem chcieli trzyma ludzi z daleka.

— Mam ochot zastosowa si do ich pragnie. Dla mnie jest tu zbyt strasznie.

— Nie jest tak le. Chod. Nie powinno nam to zabra wicej ni kilka minut.

Zabrao troch wicej, ale w istocie niewiele. Trzeba byo tylko wyway drzwi jednego z bardziej cudacznych grobowców i wykopa toboek zawinity w kilka warstw natuszczonej skóry.

— To jest miejsce warte zapamitania — powiedzia Doj, kiedy ju wydostalimy si stamtd. — Okoliczni mieszkacy za nic si tu nie zbli. Ludzie z dalszych rejonów o nim nie wiedz. Znakomita kryjówka.

— Wrcz nie mog si doczeka okazji.

— W Gaju Przeznaczenia równie ci si spodoba.

— Byam tam ju. Te mi si nie podobao, ale wtedy za bardzo przejmowaam si Dusicielami, eby si ba duchów czy staroytnych bogi.

— Kolejne dobre miejsce na kryjówk.

Nie jestem chorobliwie podejrzliwa jak Duszoap, czasami mi si to jednak zdarza. A szczególn podejrzliwo budzi we mnie maomówny stary Nyueng Bao, któremu znienacka zbiera si na pogaduszki i okazywanie yczliwoci.

— Kapitan kiedy spdzi tam troch czasu — powiedzia­am. — I równie nie czu si najlepiej. O co ci waciwie chodzi?

— O co mi chodzi? Nie rozumiem.

— Doskonale rozumiesz, staruszku. Wczoraj byam tylko ko­lejn jengali, cho tak, któr musisz tolerowa. Dzisiaj, zupenie znienacka, nie proszony dajesz mi rady. Oto dopuszczasz mnie do skarbca zgromadzonej przez siebie wiedzy, jakbym bya jakim adeptem. Chcesz, ebym ci zastpia w twym dziele? — Mimo wszystko by starym czowiekiem.

— W miar jak tempo i napicie wydarze zaczy narasta, za same wydarzenia toczy si w niespodziewanym... aczkol­wiek zasadniczo korzystnym... kierunku, coraz czciej i gbiej zastanawiaem si nad mdroci Hong Tray, nad zdolnoci przewidywania przyszoci, jak zdradzaa, a nawet nad jej dia­belskim poczuciem humoru i wierz, e ostatecznie dotaro do mnie pene znaczenie jej proroctw.

— Które równie dobrze mog si okaza mas bzdur. Powiedz to Sahrze i Murgenowi, kiedy nastpnym razem ich zobaczysz. I postaraj si woy nieco szczeroci w swe przeprosiny.

Moja próba bycia niemi bynajmniej nie zbia go z tropu. Trzeba byo dopiero nadejcia popoudniowego deszczu, nieco wczeniejszego nili zwykle, bardziej ulewnego, któremu towa­rzyszya naprawd wcieka burza gradowa. Niektórzy z po­dróujcych drog próbowali zbiera gradowe kulki, nim zd stopnie, wyskakujc sporód drzew, pod którymi zostawilimy reszt naszej gromady, Taglianie nigdy nie widywali niegu, a burze pory deszczowej stanowiy jedyn okazj, przy której mogli podziwia lód — wyjwszy tych, którzy podróowali znacznie dalej na poudnie, w gb ziem stanowicych niegdy Krainy Cienia, na wyej pooone obszary Dandha Presh.

Zabawa kulkami gradu stanowia zajcie stosowne dla mo­dziey. Starsi, okutani w ubiory przeciwdeszczowe, chowali si pod drzewami tak gboko, jak tylko mogli si wcisn. Niemow­l pakao bezustannie. Przeraay je odgosy grzmotów. Popoch i Iqbal próbowali równoczenie nie spuszcza dzieciaków z oczu i obserwowa obcych. Byli przekonani, e kady spotkany na drodze moe by szpiegiem wroga. Co uwaaam za jak najbar­dziej sensowne nastawienie.

Rzekoaz przechadza si czujnie w t i we w t, przeklinajc deszcz. Równie zdawao mi si to cakiem sensowne.

Wujek Doj wykona wspania robot, zrcznie przemycajc swój baga. Usiad obok Goty. Od razu zacza zrzdzi, ale bez zwykego entuzjazmu.

Usiadam obok Radishy. Teraz miaa na imi Tadjik. Powie­dziaam:

— Zaczynasz powoli rozumie, dlaczego twojemu bratu ycie w drodze wydao si tak atrakcyjne?

— Zakadam, e artujesz?

— Nie do koca. Jakie byy najgorsze przejcia dzisiejszego dnia? To, e zamoczya stopy?

Mrukna co potakujco. Zrozumiaa, o co mi chodzi.

— Przypuszczam, e to polityki najbardziej nie znosi. Tego, e niezalenie co sobie zamierzy, zawsze znalazo si stu egois­tów chtnych podporzdkowa jego wizj osobistym korzyciom.

— Znaa go? — zapytaa Radisha.

— Niezbyt dobrze. Nie na tyle, by w rozmowie porusza podstawowe kwestie. Ale nie by czowiekiem ukrywajcym swoje pogldy.

— Mój brat? Pobyt z dala od miasta musia zmieni go w wikszym stopniu, ni sdziam. Kiedy mieszka w Paacu, nigdy nie obnaa przed nikim swego wntrza. Byoby to zbyt ryzykowne.

— W polu jego wadza bya znacznie bardziej jednoznaczna. Nie musia stara si o zadowolenie nikogo prócz Wyzwoliciela. Ludzie powoli zaczynali go naprawd kocha. Poszliby za nim wszdzie. I dlatego te, gdy zwrócia si przeciwko Kompanii, wikszo z nich zgina.

— On naprawd yje? Nie manipulujesz mn dla jakich wasnych celów?

— Oczywicie, e tak. To znaczy, manipuluj tob. Ale rów­noczenie prawd jest, e on yje. Wszyscy Uwizieni yj. Wanie dlatego opucilimy Taglios, mimo e zdoalimy wam ju zdrowo zale za skór. Chcielimy uwolni naszych braci, zanim przedsiwemiemy co wicej.

Usyszaam szept:

— Siostro. Siostro.

— Co?

Radisha nie odezwaa si. Spojrzaa na mnie badawczo.

— Ja tego nie powiedziaam.

Rozejrzaam si bacznie dookoa, niczego nie zauwayam.

— Pewnie to szelest deszczu wród lici.

— Mhm. — Radisha równie nie bya przekonana. Trudno uwierzy, ale naprawd zatskniam za Goblinem i Jednookim.

Znowu poszukaam Wujka Doja.

— Pani twierdzia, e jeste pomniejszym czarodziejem. Je­eli dysponujesz choby iskr talentu, prosz wykorzystaj go do sprawdzenia, czy nikt nas nie ledzi albo za nami nie jedzie. — Gdy tylko Duszoap zacznie nas szuka poza Taglios, cieniom i wronom odnalezienie nas nie zabierze duo czasu.

Wujek Doj mrukn co niezobowizujco.

49

Nie na arty przestraszylimy si dopiero rankiem kolejnego dnia, czyli dokadnie w chwili gdy mogoby si zdawa, e mamy wszelkie powody, by bardziej optymistycznie patrze w przy­szo. Poprzedniego dnia udao nam si pokona znaczny kawa drogi, wokó nie dostrzeglimy dotd adnych wron, a wszystko wskazywao na to, e dotrzemy do Gaju Przeznaczenia, zanim spadn popoudniowe ulewy, co oznaczao z kolei, i przed zmrokiem uda nam si zakoczy nasze sprawy i wydosta stamtd. Czuam ju przepeniajce mnie zadowolenie.

W perspektywie wiodcej na poudnie drogi pojawia si grupa jedców kierujcych si prosto na nas. Kiedy znaleli si bliej, wyranie mona byo dostrzec jednakowe mundury.

— Co mamy robi? — zapyta Rzeka.

— Mie nadziej, e to nie nas szukaj. Nie przystawa. — onierze w ogóle nie interesowali si podrónymi jadcymi przed nami, aczkolwiek zmuszali wszystkich do ustpienia im z drogi. Nie poruszali si galopem, ale te si nie ocigali.

Wujek Doj podszed do osa, który akurat nie niós nikogo na grzbiecie. Ródka Popiou spoczywaa ukryta wród gmatwa­niny pótna i namiotowych kijków, skadajcych si na baga zwierzcia. Wród bambusowych tyczek mona by odnale równie kilka bezcennych miotaczy kul ognistych.

Naprawd niewiele nam ich ju zostao. I nigdzie nie zdob­dziemy nastpnych, póki nie ekshumujemy Pani spod ziemi. Goblin i Jednooki sami nie potrafili ich wytwarza — aczkolwiek Goblin przyznawa si, e jeszcze choby dziesi lat temu nie mieliby z tym kopotu.

Byli ju zbyt starzy na wszystko, co wymagao elastycznoci mylenia oraz — przede wszystkim — fizycznej sprawnoci. Wedle wszelkiego prawdopodobiestwa, projektor mgy stanowi ich ostatni powany wkad w nasz spraw. A i tak wikszo niemagicznej pracy przy jego budowie wykonay mode donie Tobo.

Od strony oddziau jedców wypatrzyam bysk polerowanej stali.

— Lewa strona drogi — powiedziaam do Rzeki. — Wszyscy maj by po lewej stronie, kiedy trzeba bdzie usun si im z drogi.

Ale zdecydowaam si zbyt póno. Idcy w szpicy Iqbal ju zdy odskoczy na prawo.

— Mam nadziej, e starczy mu pomylunku, by przeskoczy, kiedy go min.

— On nie jest gupi, Spioszka.

— No nie wiem, przecie poszed z nami.

— Fakt.

Oddzia jedców okaza si tym, czego oczekiwaam: stra przedni znacznie wikszej jednostki, która z kolei bya awan­gard Trzeciej Ochotniczej Dywizji Armii Tagliaskiej.

Trzecia Ochotnicza Dywizja stanowia formacj dowodzon osobicie przez Wielkiego Generaa. Co oznaczao, e Bóg zde­cydowa si postawi nas twarz w twarz z Mogab.

Próbowaam odpdzi myli krce wokó kolejnego paskud­nego artu, jaki wyci nam Bóg. Tylko On jeden zna wasne zamiary. Ja ze swej strony mogam zadba tylko, aby cao mego oddziau znalaza si po lewej stronie drogi. Rozluniam jeszcze bardziej szyk. Potem pozostao ju tylko martwi si, kto z nas moe zosta rozpoznany przez Mogab bd innych we­teranów sucych dostatecznie dugo, by pamita Kiaulune albo Wojny z Cieniem.

adne z nas nie byo szczególnie atwe do zapamitania. Kilkoro tylko suyo dostatecznie dugo, by przeciy si cieki ich i Wielkiego Generaa. To znaczy oprócz Wujka Doja, Matki Goty, Wierzby abdzia... racja! I Narayana Singha! Narayan by bliskim sprzymierzecem Wielkiego Generaa w czasach poprzedzajcych wojn z ostatnim Wadc Cienia. Ci dwaj nie­zliczon ilo razy nachylali ku sobie gowy, by knu swe niegodziwe plany.

— Musz zmieni swój wygld.

— Co? — Chudy, may Kamca zmaterializowa si tu obok, zaskakujc mnie cakowicie. Jeli potrafi tak si skrada...

— To bdzie Wielki Genera Mogaba. Nieprawda? A on moe mnie rozpozna, mimo i miny lata, odkd po raz ostatni stalimy twarz w twarz.

— Zdumiewasz mnie — przyznaam.

— Robi to, czego da bogini.

— Oczywicie. — Nie ma Boga oprócz Boga. A jednak codziennie mam do czynienia z bogini, która wywiera na moje ycie wpyw znacznie bardziej namacalny. Byway chwile, gdy musiaam wyta wszystkie siy, aby nie myle za wiele. A w przebaczeniu swym bezmierny jest niczym ziemia. — Za­ómy, e zdobdziesz skd jakie inne rzeczy i zrezygnujesz z turbana? — Chocia w jego przypadku brak jakichkolwiek zmian wydawa si rozwizaniem idealnym. Jak ju wczeniej wspominaam, Narayan Singh do zudzenia przypomina prze­citnego przedstawiciela wikszoci mczyzn Gunni. Przypusz­czaam, e Mogaba miaby kopoty z rozpoznaniem go, nawet gdyby wczeniej byli kochankami. Chyba e Narayan czym si zdradzi. Ale jak by to miao si sta? By Mistrzem Kamców, yw legend kultu.

— To moe wystarczy.

Singh wycofa si. Obserwowaam go, nagle pena podejrze. Nie móg by niewiadom przynalenej mu z natury anonimowo­ci. A wic moe próbowa zmusi me myli, aby kryy po wyznaczonych przez niego torach.

aowaam, e nie mog po prostu podern mu garda. Wcale mi si nie podobao to, co robi z moimi mylami. atwo mogam nabawi si obsesji na punkcie tego, co naprawd zamierza. Niemniej potrzebowalimy go. Bez niego nie zdob­dziemy Klucza. Nawet Wujek Doj nie wiedzia do koca, czego waciwie szukamy. Nigdy nie widzia go na oczy ani te nie sysza o Kluczu, nim ten zosta skradziony. Miaam nadziej, e kiedy ju go zobaczy, bdzie w stanie go rozpozna.

Przez chwil zastanawiaam si, jak to si stao, e wystarczyy mu moje gwarancje, by zdecydowa si pojecha z nami, ufajc, i nie zamordujemy Córki Nocy, kiedy bd rozdzieleni.

Oddzia kawalerii min nas. Poniewa nie wchodzilimy im w drog, nie zwrócili na nas najmniejszej uwagi. Za nimi w od­legoci kilkuset jardów maszerowa pierwszy batalion piechoty, wygldajcy tak czysto, schludnie i imponujco, jak tylko Mo­gaba potrafi zmusi swych onierzy podczas marszu. Usysza­am kilka propozycji tymczasowego maestwa, poza tym jed­nak onierze obojtnie potraktowali nasz obecno. Trzecia Ochotnicza bya zdyscyplinowan, zawodow dywizj, niejako przedueniem woli i osobowoci Mogaby — w niczym nie przypominaa bandy obszarpanych otrzyków, z których skadaa si Kompania.

Bylimy militarnym zerem. Nie potrafilibymy dzi si zebra do kupy i pokona równorzdnej siy kalek, a co dopiero stawi czoo formacjom takim jak Trzecia Ochotnicza. Kiedy wycig­niemy Konowaa spod ziemi, chyba pknie mu serce.

Mój optymizm powoli zaczyna si rozwiewa. Podróowali­my teraz znacznie wolniej, poniewa drog tarasowali onierze. Mona ju byo dostrzec znaki przydrone wskazujce drog do Gaju Przeznaczenia, wci jednak dzieliy nas od niego cae godziny marszu. Wóz i zwierzta nie bd w stanie porusza si szybko po botnistym terenie.

Zaczam rozglda si ju za miejscem, w którym mogliby­my przeczeka deszcz, chocia z wczeniejszych wizyt tutaj nie potrafiam sobie takiego przypomnie. Kiedy zapytaam Wujka Doja, ten w niczym nie okaza si pomocny. Powiedzia tylko:

— adnego powaniejszego schronienia nie ma przez ca drog do Gaju.

— Kto powinien to sprawdzi.

— Masz jakie powody, aby si martwi?

— Mamy do czynienia z Kamcami. — Nie wspomniaam, e tutaj wanie wyznaczyam miejsce spotkania Poronionemu i oddziaowi wysanemu do Semchi. Doj nie musia o tym wiedzie. Poroniony zreszt by moe wcale jeszcze nie dotar, jeli musia kry si przed armi i patrolami Mogaby.

— Ja pójd. Kiedy bdzie to moliwe bez wzbudzania podej­rze.

— We abdzia. Jeli wpadniemy, to najpewniej przez nie­go. — Osoba Radishy równie stanowia ryzyko, chocia jak dotd nie zachowywaa si, jakby miaa zaraz zacz wzywa pomocy. Jednak Rzekoaz cay czas by dostatecznie blisko niej, aby cisn j za gardo, gdyby cho pomylaa o gbszym oddechu.

Nie bya gupia. Jeli postanowia nas zdradzi, z pewnoci zaczeka do chwili, gdy bdzie miaa jak szans przeycia tej próby.

Wujek Doj i Wierzba abd jako oddzielili si od kolumny na drodze, nie zwracajc niczyjej uwagi, chocia Wujek musia zostawi Ródk Popiou. Przyczyam si do Rzeki i Radishy. Zauwayam:

— Te ziemie porzdnie zagospodarowano od czasu, gdy je ostatnio widziaam. — Kiedy byam moda, wikszo ziem pomidzy Taglios a Ghoja bya zupenie opuszczona. Wioski mae i biedne, ludzie yli dosownie na skrawkach ziemi. W owych czasach nie byo adnych samodzielnych farm. Teraz dostrzec je mona byo wszdzie, zakadali je pewni siebie i zaradni weterani albo uciekinierzy z umczonych krain, które ongi jczay pod butem Wadców Cienia. Wiele nowych gospodarstw skupiao si zaraz przy drodze i dlatego zejcie z niej stawao si niekiedy niemoliwe.

Siy maszerujce na pónoc liczyy ponad dziesi tysicy onierzy, rozcignitych na wielu milach drogi, nie liczc dekowników i markietanek, którzy musieli poda jeszcze dalej za nimi. Wkrótce stao si jasne, e nie dotrzemy do Gaju Przeznaczenia przed deszczem, a by moe nie zdymy nawet przed zmrokiem.

Jeli mogabym wybiera, wolaabym nie znajdowa si w po­bliu tego miejsca po zmroku. Wiele lat temu, raz jeden dotaram tam noc, wraz z oddziaem komandosów Kompanii, wysanych aby schwyta Narayana Singha i Córk Nocy. Udao si nam wówczas pozabija wielu ich przyjació, ta dwójka jednak ucieka. Pamitam tylko strach i zimno, wraenia wywoywane przez gaj —jakby mia wasn dusze, bardziej jeszcze obc nili dusza pajka. Murgen powiedzia kiedy, e znalezienie si w tym miejscu po zmroku byo równie nieprzyjemne jak wdrowanie po snach Kiny. Chocia Gaj nalea do tego wiata, mia w sobie co niesamowitego.

Próbowaam wypyta Narayana, dlaczego jego poprzednicy wybrali wanie ten gaj na swoje najwitsze miejsce? Czym si róni od innych gajów w czasach, gdy ziemia nie poddawaa si tak atwo ludzkim wpywom?

— Dlaczego chcesz wiedzie, Kronikarzu? — Singh podej­rzliwie odniós si do mojego zainteresowania.

— Poniewa jestem z natury ciekawa. Czy nigdy nie inte­resowao ci, skd bior si rozmaite rzeczy i dlaczego ludzie robi to, co robi?

— Su bogini.

Czekaam w milczeniu. Najwyraniej uzna, e w ten sposób zamyka spraw. Poniewa sama poniekd równie jestem religij­na, potrafiam zrozumie, co przywiecao jego odpowiedzi, chocia nie uznawaam jej za satysfakcjonujc.

Parsknam z niesmakiem. Narayan odpowiedzia chytrym umiechem.

— Ona naprawd istnieje — powiedzia.

— A imi jej — ciemno.

— Kadego dnia moesz wokó siebie dostrzega skutki jej dziaa.

Nieprawda.

— garstwo, may czowieczku. Ale jeli kiedykolwiek wy­rwie si na wolno, myl, e twoje sowa oka si praw­dziwe. — Nagle ta dyskusja zdaa mi si nieznona. Stanowisko, jakie w niej zajmowaam, zmuszao mnie do zgody na istnienie innego boga nili mój, co zgodnie z dogmatami mojej religii miao by niemoliwe. — Nie ma Boga oprócz Boga.

Narayan znowu umiechn si paskudnie.

I wtedy Mogaba zrobi jedyn dobr rzecz, za jak kiedykol­wiek miaam mu by wdziczna. Pojawiwszy si we wasnej osobie, oszczdzi mi ekwilibrystycznej i kopotliwej gimnastyki mylowej, któr musiaabym uskutecznia, aby w jaki sposób nada Kinie status upadego anioa strconego w otcha. Wie­dziaam, e da si to zrobi. Konstytutywne elementy mitologii Kiny mona byo na si uzgodni z dogmatami jedynie susznej wiary, nawet jeli tylko wtórnie i nieco kosmetycznie, a ja skoczyam przecie kurs akrobatyki religijnej na tyle elegancki, by wzbudzi ukucie dumy w sercach moich nauczycieli z lat dziecistwa.

Mogaba i jego sztab znajdowali si mniej wicej w trzech czwartych dugoci kolumny. Wielki Genera jecha wierzchem, co byo niespodziank. Nigdy przedtem nie widziaam go na grzbiecie zwierzcia. Jeszcze wiksze zaskoczenie wzbudza jego wierzchowiec.

By to jeden z czarnych ogierów czarodziejskiego chowu, które Kompania przywioza ze sob z pónocy. Do niedawna sdziam, e wszystkie dawno pomary. A przynajmniej nie widziaam adnego od czasów wojen o Kiaulune. A ten nie tylko nie by martwy, ale najwyraniej cieszy si nadzwyczajnym zdrowiem. Mimo swego wieku. Wydawa si te najwyraniej znudzony sposobem podróowania.

— Nie gap si — zwróci mi uwag Rzeka. — Ludzie inte­resuj si tymi, którzy nimi si interesuj.

— Myl, e moemy sobie pozwoli na kilka spojrze. Mogaba z pewnoci uwaa, e na nie zasuy. — Mogaba w kadym calu wyglda jak Wielki Genera i potny wojownik. By wysoki i idealnie proporcjonalnie zbudowany, dobrze umi­niony, piknie odziany, na bysk wyczesany. Ale przyprószone siwizn wosy nadaway mu starszy wygld ni wówczas, gdy go pierwszy raz ujrzaam, zaraz po tym, jak Kompania wyzwolia Jaicur spod okupacji Cienia Burzy. W owym czasie w ogóle nie mia wosów na gowie, któr wola goli tu przy samej skórze. Obecnie wydawa si w dobrym humorze, co w przeszoci raczej rzadko si zdarzao, skoro wszystkie jego plany bray w eb, poniewa Kapitan — z pozoru najzupeniej przypadkowo i cha­otycznie — robi zawsze t jedn jedyn rzecz, która zdolna bya pokrzyowa mu szyki.

Kiedy Wielki Genera zrówna si z nami, jego wierzchowiec znienacka parskn i szarpn gow, a potem lekko przysiad na zadzie, jakby wanie spod kopyt wyposzy wa. Mogaba za­kl, mimo i nawet na moment nie straci równowagi w siodle.

Z nieba rozleg si miech. A zaraz za nim sfruna biaa wrona i przysiada dokadnie na szczycie drzewca niesionego przez osobistego chorego Wielkiego Generaa.

Wci przeklinajc, Mogaba nie zauway, e jego wierz­chowiec, mijajc mnie, odwróci gow, by mi si przyjrze.

Ten cholerny zwierzak mrugn do mnie.

Zostaam rozpoznana. Bestia musiaa by t wanie, na której jechaam tak dawno temu, przez tyle setek mil.

Zaczynaam powoli robi si nerwowa.

Kto ze stray przybocznej Mogaby posa ptakowi strza. Nie trafi. Strzaa spada niedaleko Popocha, który krzykn gniewnie, zanim zdy pomyle. A Wielki Genera zwróci swe niezadowolenie na ucznika.

Ko nie przestawa na mnie patrze. Zdawiam w sobie pragnienie natychmiastowego rzucenia si do ucieczki. By moe jeszcze uda mi si jako wykaraska...

Biaa wrona wyskrzeczaa co, co mogo by szeregiem sów, niemniej w moich uszach brzmiao niczym zwyky jazgot. Wierz­chowiec Mogaby podskoczy, próbujc strzsn z siebie do­znan obraz. Spojrza przed siebie i ruszy truchtem. Dziki temu przestali zwraca na nas uwag — wdrujcych na poudnie ndzników.

Wszyscy oprócz Suruvhii Iqbala wbili wzrok w ziemi i starali si maszerowa nieco szybciej. Wkrótce najgorsze niebezpie­czestwo mielimy za sob. Zajam miejsce obok abdzia.

Wci by tak zdenerwowany, e jka si, próbujc mi opowie­dzie dowcip o gobiach, które przybyy obsi Wielkiego Generaa, mimo i ten wci y.

Ponad naszymi gowami rozleg si miech. Wrona, wysoko na niebie, bya niemal niedostrzegalna na tle zbierajcych si chmur. aowaam, e nie mam obok siebie kogo, kto wyjani­by mi jej poczynania.

Od lat wrony nie byy dla Kompanii znakiem pomylnym. Ale ta najwyraniej wywiadczya nam przysug.

Czy to moe by Murgen z jakiego innego czasu?

Murgen z pewnoci nas obserwowa, ale z t wron nie sposób byo si porozumie. A wic moe tak...

Jeli tak, to spotkanie, które wanie si zdarzyo, zapewne dla niego równie byo przygod i musia zdawa sobie spraw, e gdyby nas schwytano, jego szans na wydostanie si malay do zera.

50

Ta krótka przygoda z Wielkim Generaem spowodowaa, e nie udao si nam niepostrzeenie zej z drogi, póki deszcz nie zacz pada tak ulewnie, e skry nas przed wszystkimi prócz znajdujcych si cakiem blisko. I dopiero dziki temu moglimy robi, co chcielimy. Nasz zorganizowany marsz zmieni si w aosn, nieskadn ucieczk. Tylko Narayan Singh zdradza pragnienie dotarcia do gaju. Ale i on si nie spieszy. Mimo i nieczsto zdarzao mi si poszczyci empatyczn wraliwoci, ju zaczynaam aowa dzieci Iqbala.

abd zauway rzecz oczywist:

— Singh bdzie mia przewag, jeli doprowadzi nas na miejsce wkrótce po nastaniu nocy.

— Ciemno zawsze nadchodzi.

— H?

— Aforyzm Kamców. Ciemno to ich czas. A ciemno zawsze zapada.

— Nie wydajesz si tym specjalnie zmartwiona. — Trudno byo dosysze, co mówi. Deszcz la jak z cebra.

— Martwi si, chopie. Byam tu ju przedtem. Nie jest to miejsce, które okreliby jako mie. — Nie potrafiam przekaza mu tego w sposób dostatecznie dobitny. Gaj Przeznaczenia by jdrem ciemnoci, lgowiskiem wszelkiej beznadziei i rozpaczy. Wpija si w dusz. Chyba e byo si wierzcym. Ci, dla których stanowi wite miejsce, nie miewali takich kopotów.

— Miejsca to tylko materialne konfiguracje przedmiotów, Spioszka. To ludzie bywaj dobrzy lub li.

— Zmienisz zdanie, kiedy dotrzemy na miejsce.

— Powoli zaczynam podejrzewa, e najpierw chyba uton. Musimy to znosi?

— Jeli znajdziesz gdzie jaki dach, bd szczliwa, mogc si pod nim schroni. — Potna nawanica zacza wanie szermowa grotami byskawic. Nie minie duo czasu, a spadnie grad. aowaam, e nie mam porzdniejszego nakrycia gowy. Choby jednego z tych szerokich bambusowych kapeluszy, które rolnicy Nyueng Bao nosz podczas pracy na poletkach ryowych.

Nie potrafiam dostrzec ju nikogo prócz Rzekoaza i Radishy. Jechaam wic za nimi w nadziei, e oni z kolei podaj za kim innym. W nadziei, e nikt nie straci gowy i si nie zgubi. Przynajmniej nie dzi w nocy. Pozostawao ufa, e chopcy z Semchi znajdowali si tam, gdzie si ich spodziewaam.

Kiedy zacz pada grad, z mroku wyoni si Iqbal. Pochyli si, próbujc unika de pocisków. Ja zrobiam to samo. Nie­wiele pomogo.

Iqbal krzykn:

— Na lewo, w dó zbocza. Jest tam zagajnik jakich rolin wiecznie zielonych. Lepsze to ni nic.

abd i ja rzucilimy si w t stron. Kule gradu zaczynay staway si coraz wiksze i biy gciej, w miar jak grzmiao goniej, a byskawice byy bliej. Przynajmniej jednak tem­peratura powietrza spadaa.

We wszystkim istnieje janiejsza strona.

lizgaam si, przewracaam, toczyam, w kocu wpadam z impetem midzy drzewa. Wujek Doj i Gota oraz Rzeka i Radis­ha ju byli na miejscu. Iqbal okaza si optymist. Nie nazwaa­bym tych przekltych ogigli drzewami. Zwyke krzaczki cier­pice na przerost ambicji. aden nie mia nawet dziesiciu stóp wysokoci; aby schroni si pod nimi, trzeba byo pooy si w kauach i mokrej kujcej cióce. Jednak ich gazie osabiay najgorsze uderzenia gradowej burzy, które z trzaskaniem i wy­ciem przedzieray si przez igy. Otworzyam ju usta, aby spyta o zwierzta, ale wtedy usyszaam meczenie kóz.

Poczuam si winna. Nie przepadam za zwierztami. Jak tylko mogam, unikaam wywizywania si z przypadajcej na mnie kolejnoci opieki nad nimi. Grad wpada pod gazie i zacina z boku. abd schwyci jedn szczególnie pokan kulk, otrze­pa z ziemi, pokaza mi, umiechn si i wsadzi do ust.

— To jest ycie — powiedziaam. — Kiedy jeste z Czarn Kompani, kady dzie zamienia si w raj na ziemi. abd odpar:

— To mogoby by znakomite haso werbujce.

Jak zwykle bywa, burza w kocu posza dalej. Wypezlimy z kryjówki, policzylimy obecnych i okazao si, e nawet Narayana Singha nie brakuje. ywy wity Dusicieli naprawd nie chcia nas opuci. Ksiga musiaa by dla niego rzeczywicie wana.

Deszcz przeszed w lekk mawk. Wygramolilimy si z bo­ta. Kiedy formowalimy szyk, wielu miao par rzeczy do zako­munikowania swoim ulubionym bogom. Teraz nie rozcigalimy si ju zanadto, wyjwszy Wujka Doja, któremu udao si znik­n w terenie pozbawionym prawie osony.

Przez nastpn godzin natrafialimy na kolejne znaki, które rozpoznawaam z opisu w Kronikach Konowaa i Murgena. Nie przestawaam wypatrywa Poronionego oraz jego towarzyszy. Ani ladu. Miaam nadziej, e to raczej dobry znak.

Najwyraniej im póniej si robio, tym otoczenie byo coraz milsze w oczach Narayana Singha. Obawiaam si ju, e umiech­nie si naprawd i tym sposobem cignie na nas kltw. Za­stanawiaam si nawet nad wspomnieniem imion jego dzieci, aby wiedzia, e nie przestaj o nim myle.

Moje umiejtnoci wróebne okazay si niezawodne. Do Gaju dotarlimy o zmierzchu. Wszyscy bylimy w aosnym stanie. Niemowl nie przestawao paka. Ja nabawiam si pcherzy od chodzenia w przemoczonych butach. Z wyjtkiem Narayana nikt nie mia zamiaru ju nic robi. Kady chcia tylko pa gdzie na ziemi, podczas gdy kto inny rozpali ogie, przy którym bdzie mona si wysuszy i przygotowa ciepy posiek.

Narayan nalega, abymy dotarli do wityni Kamców poo­onej porodku gaju.

— Tam bdzie sucho — namawia.

Jego propozycja nie wzbudzia szczególnego entuzjazmu. Cho­cia ledwie przekroczylimy granice Gaju, ju otaczaa nas jego wo. Nie by to miy zapach. Zastanawiaam si, o ile musia by gorszy w czasach najwikszego rozkwitu kultu Kamców, kiedy czsto i licznie mordowali tu ludzi.

Miejsce miao swój niepowtarzalny charakter; byo niesamo­wite, przeraliwe. Gunni win za to z pewnoci obciyliby Kin, poniewa wedle ich legend tu spad jeden z fragmentów jej rozczonkowanego ciaa, czy co w tym stylu. A równoczenie rzekomo pozostawaa uwiziona w zaczarowanym nie, w jakim miejscu równiny lnicego kamienia na lub pod jej powierzchni. W religii Gunni duchy nie istniay. Inaczej ni w naszej, Yehdna. Albo u Nyueng Bao. Dla mnie ten las nawiedzay dusze wszyst­kich ofiar, które pomary tutaj dla uciechy Kiny, dla jej chway, czy te dla jakiego tam powodu, z którego Kamcy zabijali.

Gdybym tylko o tym wspomniaa, Narayan albo jeden z gbiej wierzcych Gunni z pewnoci poruszyby kwesti rakszasów, tych zoliwych demonów, tych paskudnych jedców nocy, zazdroszczcych i bogom, i ludziom. Rakszasowie mogli udawa, e s duchami tych, którzy odeszli, choby tylko po to, by przysporzy wicej udrki yjcym.

Wujek Doj powiedzia:

— Niezalenie, czy nam si to podoba, czy nie, Narayan ma racj. Powinnimy zaj najlepsze dostpne schronienie. Tam nie bdziemy mniej bezpieczni ni tutaj. A przynajmniej nie bdzie nam dokucza ta wstrtna mawka. — Deszcz po prostu nie chcia przesta pada.

Spojrzaam na niego uwanie. By stary, zmczony i z pew­noci mia mniej powodów, by namawia do dalszej drogi, nili który z modszych. A wic musia mie jakie inne racje. Musia co wiedzie.

Z Dojem zawsze tak byo. Skoni go, eby si t wiedz podzieli — oto sztuka!

Ja jednak dowodziam. Nadszed czas, by podj niepopularn decyzj.

— Ruszamy dalej.

Narzekania, narzekania, narzekania.

Blisko wityni jeszcze bardziej dawaa si we znaki nili atmosfera panujca w Gaju. Nie miaam najmniejszych kopotów ze zlokalizowaniem jej, mimo i w ciemnociach nie mona byo nic dostrzec. abd podszed bliej i zapyta:

— Jak to si stao, e nigdy nie zniszczylicie tego miejsca, póki bylicie na górze?

Nie zrozumiaam pytania. Jednak Narayan, który szed tu przede mn, usysza i zrozumia.

— Próbowali. Nie raz. Odbudowywalimy je, kiedy nikt nie patrzy. — I zacz deklamowa bekotliwie jak pochwa swej bogini, która zawsze strzega budowniczych. Brzmiao to niczym przemówienie werbownika. Nie potrafi przesta, póki Popoch nie trzepn go bambusowym kijem.

To by jeden z tych kijów, chocia Narayan nie móg o tym wiedzie. Gaj stanowi miejsce niezwykle mroczne, doskonae na zasadzk cieni. Popoch postanowi zadba o cisz w naszych szeregach.

Cigle zastanawiaam si, jakie te niegodziwoci obmyla obecnie Duszoap, majc Taglios zupenie bezbronne u swych stóp.

Miaam nadziej, e ludzie, którzy zdecydowali si pozosta, zrealizowali wyznaczone im zadania, zwaszcza to polegajce na ponownym przenikniciu do Paacu. Naleao zjedna sobie Jaula Barundandiego i wcign w ca spraw dostatecznie gboko, by nie móg si wycofa, gdy gniew ustpi miejsca rozsdkowi.

51

Niemowl nie przestawao paka, wtulajc twarzyczk w pier­si matki i to nie po to, aby si naje. Ten gos denerwowa wszystkich. Kady, kto yczy nam le, nie miaby najmniejszych kopotów ze znalezieniem nas. My z kolei nic bymy nie usyszeli poprzez odgosy paczu i szum wody ciekajcej z obcionych gazi drzew. Rzeka i Singhowie z Kompanii nie wypuszczali broni z rk. Wujek Doj wydoby Ródk Popiou i obnay stal, nie dbajc o to, e moe zardzewie.

Zwierzta byy równie przeraone jak dziecko. Kozy meczay i nie chciay i dalej. Osy robiy si coraz bardziej uparte, jednak Matka Gota znaa kilka sztuczek skaniajcych oporne juczne bydlta do marszu. Sztuczki te gównie opieray si na zadawaniu bólu.

Deszcz nie przestawa pada nawet na chwil.

Narayan Singh obj prowadzenie. Zna drog. To by jego dom.

Czuam obecn przed nami wityni grozy, chocia nawet nie potrafiam jej zobaczy. Sanday Narayana powistyway na nasczonych wod liciach. Z uwag wsuchiwaam si w ota­czajce odgosy, ale nie usyszaam adnych obcych dwików, póki Wierzba abd nie zacz mamrota pod nosem, ajajc siebie samego za pójcie za jedynym oryginalnym pomysem, jaki kiedykolwiek wpad mu do gowy. Gdyby go zlekceway, siedziaby teraz przy kominku w swoim domu, suchajc paczu rodzonych wnuków, zamiast znosi trudy cechujce wszystkie tajemnicze wyprawy, podczas których najlepsz rzecz, jakiej mona si spodziewa, jest utrzymanie si przy yciu duej ni pozostali. Potem zwróci si do mnie z pytaniem:

— pioszka, braa kiedy pod uwag przyczenie si do tego maego gówniarza?

Gdzie w oddali zahukaa sowa.

— Którego? I dlaczego?

— Narayana. Po to, by sprowadzi Rok Czaszek. Wtedy moglibymy w kocu si wygodnie i odpocz, zamiast wó­czy si po deszczu i wród caego tego gówna.

— Nie. Nie braam.

Sowa zahukaa znowu. W jej gosie brzmia zawód. Odpowiedzia jej szyderczo gos przypominajcy wroni miech.

— Ale po to przecie Kompania w ogóle przysza tutaj, no nie? Aby sprowadzi koniec wiata?

— Najwyraniej dotyczyo to tylko starszych rang oficerów.

Ale nie facetów, którzy musieli wykona ca robot. By moe nawet nie mieli zielonego pojcia, o co w tym wszystkim chodzi. A wymaszerowali z wojskiem, poniewa pozostanie w domu stanowio wybór zdecydowanie mniej przyjemny.

— Niektóre rzeczy nigdy si nie zmieniaj. Na wasnej skórze si tego nauczyem. Ostronie. Te schody s bardziej liskie ni natuszczone sowie gówno.

On równie sysza naradzajce si ptaki. To byo przysowie z pónocy, które gubio nieco sensu w tumaczeniu.

Padao czy nie, kozy i osy jednoznacznie odmówiy podejcia cho odrobin bliej do wityni Kamców, przynajmniej do czasu a w jej wejciu nie rozbyso wiato. Pochodzio od pojedynczej starej lampy oliwnej, wszake w tych ciemnociach zdawao si nieomal jaskrawe.

abd zauway:

— Narayan wiedzia od razu, gdzie szuka, no nie?

— Obserwuj go. Ani na chwil nie spuszczam z niego oka. — Cokolwiek dobrego mogo przyj z obserwowania Kamcy.

Szczerze mówic, najbardziej liczyam na Wujka Doja. Bdzie go znacznie trudniej oszuka. Sam by starym oszustem. Ja w swej roli sztukmistrza musiaam tylko trzyma si tego, co umiem, a wic wymylania paskudnych podstpów i pisania o tym, jak przebiegaa ich realizacja.

Kiedy wchodziam do wityni, co zatrzepotao ponad moj gow. Sowa albo wrona, nie spojrzaam do szybko, by si przekona. Zwróciam si do Popocha i Iqbala:

— Rozgldajcie si uwanie dookoa, póki wszystkiego nie sprawdz. Doj. abd. Chodcie ze mn. I tak wicej wiecie o tym miejscu ni reszta.

Nieco z boku Rzeka i Gota przeklinali na czym wiat stoi, próbujc odzyska panowanie nad kozami. Synowie Iqbala za­snli jak stali, obojtni na sipicy wci deszcz.

Narayan zagrodzi mi drog, zanim zdyam da wicej ni kilka kroków do wntrza.

— Najpierw musz dopeni rytuau konsekracji. W przeciw­nym razie sprofanujesz wite miejsce.

To nie byo moje wite miejsce. Nie dbaam wic o jego profanacj. W istocie sam pomys wydawa mi si interesujc rozrywk — zanim znowu zburz to miejsce, tym razem zrów­nujc je z powierzchni ziemi. Jednak musiaam przecie ustpi przed jego yczeniami. Przynajmniej na jaki czas.

— Doj. Nie spuszczaj z niego oka. Popoch. Ty te. — Gdyby ywy wity Kamców zdecydowa si co kombinowa, móg go w kadej chwili odpowiednio potraktowa swoim bambusem.

— Zawarlimy porozumienie — przypomnia mi Narayan. Wydawa si lekko zbity z tropu. I to bynajmniej nie moim zachowaniem. Wci wszdzie wtyka nos, jakby szuka czego, co powinno tu by, a jednak nie potrafi tego znale.

Ty zajmij si wypenieniem swojej czci umowy, czo­wieczku. — Wyszam na zewntrz w mawk, która zmienia si w co w rodzaju gstej, osiadajcej grubymi kroplami mgy.

— pioszka — wyszepta Iqbal ze swego miejsca u podstawy schodów. — Zobacz, co znalazem.

Ledwie go usyszaam. Dziecko nie przestawao zawodzi. Cierpliwa Suruvhija tulia je i nucia koysank. Sama ledwie wysza z wieku dziewczcego i podejrzewaam, e nie bya zbyt bystra. Nie potrafiam sobie wyobrazi szczcia kobiety yjcej takim yciem, jednak Suruvhija zdawaa si by zadowolona, mogc i tam, dokd uda si Iqbal. Lekki wiatr porusza ga­ziami drzew gaju.

— Co? — Oczywicie nie potrafiam niczego dostrzec. Ze­szam po stopniach wityni w wilgotn, mokr ciemno.

— Tutaj. — Wepchn co w moje rce.

Fragmenty materii. wietnej materii, niczym jedwab, sze czy siedem skrawków, kady obciony na jednym z rogów.

Umiechnam si prosto w oblicze nocy. Prychnam cicho. Moja wiara w Boga odzyskaa sw moc. Demonica znowu zdradzia swe dzieci. Poroniony dotar na czas do gaju. Teraz znajdowa si gdzie tam poród ciemnoci, kryjc nas, gotów sprawi Narayanowi kolejn okropn niespodziank. Czuam si znacznie bardziej pewna siebie, kiedy wróciam do rodka i krzyk­nam na Narayana:

— Dawaj tu swoj kocist dup, Singh. Kobiety i dzieci marzn na zewntrz.

Narayana trudno byoby okreli jako szczliwego witego. Czegokolwiek szuka, ukrywajc to pod pozorami chronienia

wityni przed bezczeszczc obecnoci niewiernych, najzwy­czajniej nie potrafi znale.

Kusio mnie, by cisn mu zdobyte rumel. Powstrzymaam si. Tylko by si rozzoci i moe nawet zechcia wycofa z umowy. Powiedziaam tylko:

— Miae do czasu, aby konsekrowa cay ten przeklty las na wypadek obecnoci niewiernych, nie uwaasz? Zapominasz, jak okropnie jest tu na zewntrz?

— Powinna wiczy si w cnocie cierpliwoci, Kronikarzu. Jest to cecha niezwykle przydatna zarówno w twoim, jak i moim zawodzie. — Powstrzymaam si przed poinformowaniem go, e bylimy do cierpliwi, by nabra go znowu. Wtedy na moment zdradzi swoje rozdranienie. Rzuci co na posadzk. Trudno powiedzie, eby naprawd straci panowanie nad sob, jednak po raz pierwszy widziaam go w innym stanie nili cakowitego spokoju, w chwili gdy przecie powinien by panem sytuacji. Skin na mnie i wyszepta co pod nosem. I wierz, e wzywa imienia bogini swej nadaremno.

Obecna witynia stanowia ledwie cie tego miejsca, które niegdy odwiedzili Konowa i Pani. Posg bóstwa by drewniany, nie wyszy ni pi stóp i nadto niedokoczony. Lece przed nim dary wotywne stare i ndzne. Budynek nie roztacza ju wokó siebie tej zowieszczej, ponurej atmosfery miejsca, w któ­rym powicono wiele ywotów ludzkich. Dla Kamców nastay obecnie cikie czasy.

Narayan nie ustawa w swych poszukiwaniach. Nie potrafiam si zmusi, by zama mu serce i powiedzie, e przyjaciele, których oczekiwa, pewnie trafili na przyjació, których ja si spodziewaam. W kadym zwizku naley zadba o odrobin tajemnicy.

Powiedziaam:

— Powiedz mi, gdzie moemy si swobodnie ulokowa, a gdzie wolaby, ebymy nie wchodzili, a ja zadbam, by inni honorowali twoje yczenia.

Narayan spojrza na mnie tak, jakby wanie wyrosa mi dodatkowa gowa. Wyjaniam wic:

— Ostatnimi czasy duo mylaam. Przez jaki czas najpraw­dopodobniej bdziemy wspópracowa. Bdzie wic dla wszystkich lepiej, jeli wzajemnie podejmiemy wysiek szanowania obyczajów i filozofii drugiego.

Narayan zmy si jak niepyszny. Zabra si do rozpalania ognia i wskazywania ludziom, gdzie mog si rozoy. Wntrze wi­tyni nie byo wcale a takie obszerne. Niewiele miejsca zostanie dla nas.

Singh ani na moment nie odwraca si do mnie plecami.

— Przestraszya go na dobre — poinformowa mnie Rzekoaz. — Teraz reszt nocy spdzi plecami do ciany, starajc si nie spa.

— Mam nadziej, e pomoe mu w tym moje chrapanie. Iqbal, nie rób tego. — Gupiec naprawd zacz pomaga Matce Gocie zabierajcej si do gotowania. Stara przy garnkach to bya prawdziwa katastrofa. Ju miaa zakaz gotowania dla kogokol­wiek z Kompanii. Potrafia zagotowa wod i nada jej taki smak, e mogo zemdli.

Iqbal umiechn si umiechem, z którego cay wiat móg wyczyta, e powinien rycho zwróci si do Jednookiego w spra­wie bolcego zba.

— Ogie bdzie dla mnie.

— W porzdku. —Znacznie lepiej. Znacznie, znacznie lepiej.

Stara pomoga Iqbalowi, a potem zabraa si do dojenia kóz. Zaczynaam powoli rozumie Narayana. Moe ja równie powin­nam spa plecami do ciany i stara si nie chrapa.

Gota nawet nie zrzdzia.

A Wujek Doj pozosta na zewntrz, najpewniej po to, by radowa si odwieajc pogod i miym lenym otoczeniem.

52

W tej paskudnej wityni byo sucho, ale jej wntrze nie dawao si nagrza. Wtpiam, by cokolwiek prócz poaru lasu zdolne byo wygna chód panujcy w tym miejscu; chód, który wpija si w koci i dusz niczym staroytny i okropny duchowy reumatyzm. Nawet Narayan Singh to czu. Przykucn przy ogniu, napity, jakby w kadej chwili oczekiwa ciosu w plecy. Mrucza co o zmczeniu próbami, na jakie wystawiano jego wiar.

Nie nale do wspóczujcych i penych empatii braciszków. Ci, którzy nas obrazili, powinni spodziewa si nadejcia chwil bardzo niemiych, jeli tylko Bóg w swej wielkodusznoci po­zwoli nam o to zadba. Nasza antypatia dla Narayana Singha miaa ju do lat, eby nabra wrcz rytualnego charakteru. Dlatego te bynajmniej nie z sympatii powiedziaam:

— Jestemy przygotowani do przeprowadzenia wymiany. Po­siadana przez nas Pierwsza Ksiga Umarych za Klucz.

Uniós gow. Spojrza mi prosto w oczy — prawdziwy Na­rayan, za Narayanem stanowicym tylko mask, na zimno roz­waa me sowa. W kcikach jego oczu obudzia si czujno.

— W jaki sposób...

— Niewane. Mamy j. Umowa dotyczy wymiany. I jestemy gotowi wymiany dokona.

Miejsce ostronoci zaczynao powoli zastpowa wyracho­wanie. Gotowa byabym si zaoy o przyzwoit sumk, e ocenia szans na wymordowanie nas wszystkich we nie — dziki temu nie musiaby wywizywa si ze swojej czci umowy.

— By moe w twoich oczach, Narayan, rozwizanie to bdzie znacznie mniej eleganckie od zbiorowego morderstwa, ale czy nie moglibymy zaatwi wszystkiego, jak pierwotnie ustalilimy? — zadraam. W wityni zrobio si jeszcze zim­niej, jeli to w ogóle byo moliwe. — W istocie, gotowa jestem przyzna ci premi. Gdy tylko oddasz nam Klucz, moesz odej. Dokd chcesz. Wolny. Jeli przysigniesz, e wicej nie bdziesz si wpieprza w sprawy Czarnej Kompanii. — Przysiga, któr wedle mnie powinien zoy bez namysu, poniewa w ustach Kamcy byaby ona nie wicej warta od kory, na której j spisano. Kina przecie nie bdzie oczekiwaa, by dochowa sowa danego niewiernej.

— Zaiste szczodra to propozycja, Kronikarzu — odpar Singh. Co samo w sobie ju byo podejrzane. — Pozwól, niech si z ni przepi.

— Nie ma sprawy. — Strzeliam palcami. Iqbal i Popoch przygotowywali ju pta. — Jemu te przyczepcie dzwonek do obróki na dzisiejsz noc. — Mielimy ich kilka, dla kóz. Przy­mocowane do pt Narayana, podnios wcieky haas, gdy tylko si poruszy. By wprawdzie mistrzem zrcznego skradania si, ale nie dosy doskonaym, by zwierzce dzwonki go nie zdra­dziy. — Ale nie zdziw si, kiedy wraz z powrotem wiata i ciepa na wiat, moja szczodrobliwo rozwieje si bez ladu. Ciemno zawsze zapada, jednak soce te wschodzi.

Zdyam ju owin si w koc. Otuliam si nim cilej, pooyam na posadzce i wierciam przez chwil w prónej nadziei znalezienia wygodniejszej pozycji, a potem zapadam w jeden z tych znkanych zem koszmarów, jakich moe nie­chybnie spodziewa si kady, kto spdza noc w Gaju Prze­znaczenia.

Doskonale zdawaam sobie spraw, e ni. I znaam odwie­dzane pejzae snu, mimo i nigdy dotd nie widziaam ich na wasne oczy. Pisaa o nich Pani, pisa Murgen. Wizualny wymiar koszmarów nie mczy mnie zbytnio. Nic jednak nie przygotowa­o mnie na tak obrzydliwy smród; smród, który pochodzi móg tylko z tysica bitewnych pól, gdzie przed tygodniem skoczy si bój, smród gorszy nili cokolwiek, co zapamitaam z oble­nia Jaicur. Niezliczone wrony musiay ucztowa na tym miejscu.

Po jakim czasie zaczam te odczuwa czyj obecno, jeszcze odleg, ale coraz blisz, i wtedy zdj mnie strach, bowiem wcale nie chciaam stan twarz w twarz z przeraajc bogini Narayana. Pragnam uciec, ale nie wiedziaam jak. Murgen, wymykajc si Kinie, mia za sob cae lata dowiad­cze.

Wtedy zrozumiaam jednak, e nic mnie nie ciga. Wraz z wiadomoci tamtej obecnoci nie nadcigno odczucie wro­goci. Tak naprawd tamten kto znacznie lepiej zdawa sobie spraw z tego, e ja tu jestem, nili rzecz si miaa na odwrót. I by wyranie rozbawiony moim niepokojem.

„Murgen?"

To ja, moja uczennico. Przyszo mi do gowy, e dzisiaj zanocujecie tutaj wanie. Miaem racj. Lubi mie racj. Jest to jedna z radoci stanu kawalerskiego, o których zupenie nie pamitaem, do czasu a zostaem duchem".

„Nie wydaje mi si, aby Sahra docenia..."

„Oczywicie, e nie. Zapomnij o tym. Nie mam czasu. S rzeczy, o których powinna wiedzie, a ja nie bd w stanie skontaktowa si z tob bezporednio, zanim nie wjedziesz na mroczne drogi równiny lnicego kamienia. Suchaj".

Suchaam.

ycie w Taglios biego naprzód bez wikszych niespodzianek. Skandal w królewskiej bibliotece oraz zniknicie jej kustosza zostay przez Protektork wykorzystane dla odwrócenia uwagi od innych kopotów. Duszoap najwyraniej bardziej zaintereso­wana bya obecnie umocnieniem swej pozycji nili ciganiem niedobitków Czarnej Kompanii. Po wszystkich tych latach dalej nie traktowaa nas z powag, na jak zasugiwalimy. Albo te bya cakowicie przekonana, e moe nas znale i ekstermino-wa w kadej chwili, gdy tylko zaczniemy si jej naprzykrza.

Poniewa nie sposób byo wykluczy takiej moliwoci, rada Murgena wydawaa si oczywista. Ucieka jak najszybciej, póki mamy szans.

Dobre wieci brzmiay nastpujco: Jaul Barundandi z praw­dziw radoci zdecydowa si przyczy do naszej sprawy, w nadziei pomszczenia ony. Zadanie, jakie mu wstpnie przy­dzielono — i które zrealizowa mia tylko wówczas, gdy przeko­nany bdzie, e go nie zapi i e nie zostawi adnych ladów — polegao na przedostaniu si do apartamentów Protektorki, a na­stpnie ukradniciu, zniszczeniu bd uszkodzeniu magicznych dywanów, które ukrada ona Wyjcowi. Jeli uda nam si pozba­wi j rodka lokomocji, nasze szans gwatownie wzrosn. Mia take werbowa sprzymierzeców — nie informujc ich o tym, e w istocie pracuj dla Czarnej Kompanii. Staroytne przesdy wci byy ywe i narzucay si z ogromn si.

Brzmiao to wietnie, niemniej wolaam zachowa ostrono. Ludzie pchani wycznie pragnieniem zemsty stanowili — w naj­lepszym przypadku — wadliwe narzdzia. Jeli Jaul pozwoli, aby obsesja cakowicie go pochona, stracimy go, zanim wy­kona dla nas choby jedno z tych cichych, dugoterminowych zada czynicych czowieka w szeregach wroga takim skarbem.

Ze wieci naprawd byy ze.

Gówny oddzia, podajcy drog wodn, min wanie delt i obecnie porusza si pod prd rzeki Naghir, co oznaczao, e zacznie nas wyprzedza wówczas, gdy bdziemy docierali do Bramy Cienia.

Dwa dni wczeniej, podczas sesji pijackiego spotkania ze swym najlepszym przyjacielem Goblinem, Jednooki mia wylew.

Przey dziki temu, e Goblin naprawd szybko zareagowa. Teraz cierpia na lekki parali oraz zaburzenia mowy, jakie czsto towarzysz powikaniom poudarowym. I nawet nie potrafi prze­kaza Goblinowi tego, co tamten powinien wiedzie, aby upora si z problemem. Obecnie sowa, które Jednooki mówi bd pisa, nie miay wielkiego zwizku z intencj wypowiedzi.

To kwestia, która potrafi doprowadzi do szau Kronikarza zmagajcego si wszak wycznie z barier czasu i wrodzon gupot.

Nigdy nie jeste w stanie przygotowa si na wszystkie ewen­tualnoci. Nieuniknione, kiedy wreszcie munie ci jego ze skrzydo, zawsze stanowi szok.

Jakby w odpowiedzi na wietny dowcip, koujce nad nami wrony wybuchny pospnym, szyderczym miechem. Czaszki na polu szkieletów wyszczerzyy si, najwyraniej równie roz­bawione.

Wysuchaam jeszcze troch pomniejszych wieci. Kiedy Mur­gen powiedzia wszystko, co mia do przekazania, zapytaam:

„Czy moesz skontaktowa si z Poronionym, jeli jest w po­bliu? I wsun myl do jego pustej epetyny?"

„Moe".

„Spróbuj. To".

Mój pomys najwyraniej Murgena rozbawi. Popieszy zaraz, by nawiedza niezwyke z pewnoci sny Poronionego. Stado wron rozproszyo si, jakby ju nic ciekawego nie trzymao ich na miejscu.

Dalej wic korzystaam z przywilejów, jakie daje obywatels­two tej krainy koszmarów, majc równoczenie nadziej, e tytu ten nie zostanie mi przyznany na stae, jak to si przydarzyo Pani i Murgenowi. Zastanawiaam si, czy Pani wci tdy gdzie wdruje, i czy wdrówki te czyni jej pobyt w grobie mczarni w piekle.

Wysoko na zupenie nagim drzewie wyldowaa wrona, mach­na dziobem w kierunku tego, co tutaj uchodzio za soce. Nie potrafiam od razu zrozumie, o co chodzi, wydawaa si jednak inna ni wszystkie wrony.

„Siostro, siostro, zawsze bd z tob".

Poczuam, jak do wntrza mej istoty wdziera si przeraenie, ciskajc serce elazn pici. Usiadam wyprostowana jak struna. Chwyciam za bro i w tej chwili poczuam przypyw trwogi oraz cakowitego ogupienia.

Doj popatrzy na mnie z drugiej strony ogniska.

— Koszmary?

Zadraam od przeszywajcego zimna.

— Tak.

— To jest za strona nocowania w tym miejscu. Ale mona si nauczy nie dopuszcza ich do siebie.

— Wiem, jak sobie z nimi poradzi. Jak najszybciej wynie si z tego zapomnianego przez boga miejsca. Jutro. Wczenie rano. Zaraz po tym, jak Kamca przekae nam Klucz, a ty potwierdzisz jego autentyczno.

Wydao mi si, e poród nocy sysz saby wroni miech.

53

Kiedy przysza na mnie kolej, by obj wart, przekonaam si, e nie tylko ja miaam dziwaczne sny. Wszyscy spali le, z Narayanem wcznie. Niemowl Iqbala nawet na chwil nie przestao pojkiwa. Kozy i woy, chocia nie pozwolono im wej do rodka, równie meczay, parskay i posapyway przez ca noc.

Gaj Przeznaczenia by po prostu Zym Miejscem. I nic nie da si na to poradzi. Niektóre rzeczy po prostu takie s — czarne albo biae.

Ranek nie okaza si wiele przyjemniejszy od nocy. A ju przed niadaniem Narayan spróbowa si wymkn. Rzekoaz wykaza si niemaym opanowaniem, sprowadzajc go do nas w stanie wci pozwalajcym mu chodzi o wasnych siach.

— A teraz chcesz mnie jeszcze wykiwa? — zapytaam. Dob­rze wic odgadam, co mu chodzi po gowie, nie chciaam jednak, aby domyli si, e wiem, co si stao z przyjaciómi, od których oczekiwa ratunku. — Mylaam, e chcesz dosta z powrotem t ksik.

Wzruszy ramionami.

— Ostatniej nocy miaam sen. I nie by to dobry sen. Odwiedza­am w nim miejsca, do których bynajmniej nie miaam ochoty si uda, i spotykaam istoty, których nie chciaam widzie. Ale to by prawdziwy sen. Obudziam si pewna, e adne z nas nie bdzie miao szansy zdobycia tego, czego chce, jeli nie wywiemy si ze swoich czci naszej umowy. A wic przyszam, eby powiedzie ci, i mam zamiar postpi uczciwie: Ksiga Umarych za Klucz.

Kiedy wspomniaam o nie, w oczach Narayana zamigotaa iskierka rozdranienia. Bez wtpienia on sam ostatniej nocy liczy na boskie owiecenie i zawiód si.

— Chciaem tylko poszuka czego, co zostawiem tu ostat­nim razem.

— Klucza?

— Nie. Chodzi o osobisty drobiazg. — Przykucn przy og­nisku, na którym gotowao si niadanie zoone z ryu przygo­towanego przez Matk Got i Suruvhij. Ku kompletnemu zdu­mieniu wszystkich, Radisha równie próbowaa pomaga. Albo, eby rzecz uj bardziej precyzyjnie, próbowaa si nauczy, co trzeba w takiej sytuacji robi, aby pomóc nastpnym razem. adna z kobiet nie darzya pozycji Ksiniczki szczególnym respektem. Gota krzywia si i mamrotaa co pod adresem Radishy, zupenie tak samo, jakby postpowaa z którym z nas.

Obserwowaam, jak Narayan si posila. Uywa paeczek. Wczeniej tego nie zauwayam. Chcc zadouczyni paranoi, która mn rzdzia, zaczam gorczkowo sobie przypomina, czy przypadkiem w przeszoci nie jad drewnian yk. Wujek Doj, jak wszyscy Nyueng Bao, uywa paeczek. Twierdzc równoczenie, e mog suy jako jedna z najbardziej miercio­nonych broni.

Oszalej, jeli cho na chwil nie wypdz Narayana ze swoich myli.

Umiechn si, jakby doskonale wiedzia, co mi chodzi po gowie. Chyba troch za bardzo wierzy w moje przyrzeczenia zoone w imieniu Kompanii.

— Poka mi ksig, Kronikarzu. Rozejrzaam si dookoa.

— Doj?

Tamten pojawi si w drzwiach wityni. Czegó znowu tam szuka?

— Tak?

— Pan Kamca chce zobaczy Ksig Umarych.

— Wedle yczenia. — Wyszed na zacielone opadymi li­mi zewntrzne schody wityni, pogrzeba troch w jednym z toboów przytroczonych do olich grzbietów i wycign pacz­k zawinit w naoliwione pótno, któr wydobylimy z grobu onierza Cienia. Z ukonem poda j Kamcy afektownym ges­tem, cofn si kilka kroków, stan z zaplecionymi na piersiach rkoma. Zauwayam, e ramiona splót w mistyczny nieco sposób. Ródka Popiou trafia ju na swoje miejsce na jego plecach. Przypomniaam sobie, e rodzina, która przyja Doja jako czonka, ywia wobec Narayana Singha i kultu Kamców niegasnc nienawi. Kamcy zamordowali To Tana, syna brata Sahry, Thai Deia. Thai Dei lea pogrzebany pod powierzchni równiny wraz z reszt Uwizionych.

Wujek Doj niczego nie obiecywa Narayanowi Singhowi.

Zastanawiaam si, czy tamtemu w ogóle przyszo to do gowy. Zapewne tak, mimo i temat ten nigdy nie pojawi si w jego obecnoci.

Zauwayam równie, e bez adnego planu czy cho jednego znaku moi towarzysze rozstawili si tak, i ze wszystkich stron otaczali nas uzbrojeni mczyni. Jedynie abd nie bardzo potrafi zrozumie, gdzie jest jego miejsce.

— Usid i zjedz troch ryu — zachciam go.

— Nienawidz ryu, pioszka.

— Zmierzamy do miejsca, gdzie, obawiam si, nic innego do jedzenia raczej nie dostaniesz. Mnie te on ju wychodzi uszami.

Narayan z szacunkiem rozwin naoliwione skóry, odoy uwanie na bok, gotowe do ponownego wykorzystania. Ksiga, któr z nich wydoby, okazaa si ogromna i brzydka. Jednak niczym waciwie nie rónia si od tomów, które ogldaam kadego dnia, gdy byam Dorabee Dey Banerjae. adne zewntrz­ne oznaki nie zdradzay, e oto mamy przed sob najwitsz i najcenniejsz liturgicznie ksig najmroczniejszego kultu wiata.

Narayan otworzy tom. Pismo zapeniajce stronice byo nieró­wne, nieporzdne i rozchwiane. Córka Nocy przystpia do wypeniania kart ksigi, gdy miaa zaledwie cztery lata. W miar jednak jak Narayan przewraca stronice, przekonywaam si, e naj­wyraniej potrafia si szybko uczy. Jej charakter pisma stawa si coraz adniejszy. Zobaczyam równie, e posugiwaa si tym samym alfabetem, którego uyto do spisania pierwszego tomu Kronik. Czy obie ksigi napisano w tym samym jzyku?

Gdzie by Mistrz Santaraksita, kiedy go potrzebowaam?

Gdzie tam na rzece Naghir, wraz z Sahr i Jednookim. Bez wtpienia narzeka na przydzia i brak dobrych kolacji. Naprawd kiepska sprawa, stary. Ja miaam tutaj podobne zmartwienia.

— Potwierdzasz autentyczno? — zapytaam. Narayan nie potrafi zaprzeczy.

— A wic udao mi si wywiza z mojej czci umowy. Dooyam wszelkich stara, by doszo do jej realizacji. Teraz twoja kolej.

— Nie masz niczego do stracenia, Kronikarzu. Wci nie mog si przesta zastanawia, jak niby mam wynie std cao moj gow.

— Nie zrobi nic, eby ci powstrzyma przed odejciem. Jeli zemsta okae si konieczna, bdzie znacznie sodsza, gdy jej smaku przyjdzie zazna póniej. — Narayan próbowa od­czyta moje prawdziwe zamiary. Zwyczajnie nie potrafi przyj niczego na wiar. — Z drugiej jednak strony, nie ma sposobu, eby dokdkolwiek odszed, nie majc Klucza. Bdziemy wie­dzie, jeli spróbujesz nam wcisn kopi. — Zerknam na Doja.

Narayan postpi tak samo. Potem zdecydowa si pogry w modlitwie i zamkn oczy.

Moe Kina zareaguje. W gaju robio si powoli zimno jak w lodowni. Nagy poryw wiatru przyniós cie zapachu z miejsca szkieletów.

Singh zadra, odemkn powieki.

— Musz uda si natychmiast do wityni. Sam.

— Nie ma z niej przypadkiem tylnego wyjcia, co? Singh umiechn si nieznacznie.

— A nawet gdyby byo, przydaoby si na co?

— Nie tym razem. Twoja jedyna droga wyjcia z tej sytuacji polega na zapomnieniu o tym, e jeste Kamc.

— Niech wic tak si stanie. Nie bdzie Roku Czaszek, jeli nie wykorzystam tej szansy.

— Pozwólcie mu i — zwróciam si do Doja stojcego midzy Narayanem a wityni oraz do Rzeki i Popocha, którzy czekali z bambusami w doniach, na wypadek gdyby maemu czowieczkowi udao si jako wyrwa.

— Co dugo go nie ma — poskary si Rzeka.

— Ale wci jest w rodku — zapewni nas Doj. — Klucz z pewnoci zosta dobrze ukryty.

Albo go nie byo. Nie potrafiam zachowa spokoju.

— Czego my waciwie tutaj szukamy? — zapytaam Do­ja. — Nie mam nawet pojcia, czym ten Klucz jest. Kolejnym grotem lancy? — Lanca Namitnoci otworzya przed Konowa­em równin, a potem powioda wszystkich Uwizionych ku ich przeznaczeniu.

— Znam tylko jego opis. Jest to mot o dziwnym ksztacie. Narayan z pewnoci zaraz wyjdzie.

Pojawi si. Wydawa si odmieniony, oywiony, nieco prze­straszony. Rzekoaz da znak swoim bambusem. Popoch powoli uniós swój. Singh doskonale wiedzia, do czego zdolne s te tuby. Gdyby spróbowa teraz ucieka, nie miaby adnych szans.

W doni niós co, co wygldao niczym wykuty w elazie mot bojowy, stary, zardzewiay i paskudny, z gowic pokryt odpryskami i pkniciami. Narayan niós go w taki sposób, e musia chyba by ciszy, ni si zdawa.

— Doj? — zapytaam. — Co mylisz?

— Pasuje do opisu, Kronikarzu. Wyjwszy popkan gowni. Singh powiedzia:

— Upuciem go. Popka, kiedy uderzy w posadzk wityni.

— Spróbuj co poczu, Doj. Jeli jest w nim jaka moc, powiniene j dostrzec.

Doj zrobi, jak go prosiam. Kiedy Singh podawa mu mot, Nyueng Bao wyda si zaskoczony jego ciarem.

— To musi by to, Kronikarzu.

— Bierz swoj ksig i uciekaj, Kamco. Zanim pokusa kae mi zapomnie o obietnicach.

Narayan schwyci ksig, ale nawet nie drgn. Patrzy na Suruvhij i na dziecko.

Suruvhija rogiem jedwabnej czerwonej chusty ocieraa lin z ust dziecka.

Gupcy! Idioci!

54

Kiedy przygotowywalimy si do drogi, jeden z dzieciaków Iqbala — starszy chopak — zauway szczególnie gbokie pknicie w gowicy mota. Reszta z nas zbyt bya zajta gratulowaniem sobie nawzajem i gonym zastanawianiem si, co zrobi Kompania, gdy tylko wydobdziemy Uwizionych spod równiny. Chopak powiedzia o swym odkryciu ojcu. Iqbal zaraz wezwa Popocha i mnie.

Poniewa jestemy ju starszawi, dopiero po chwili zrozumieli­my, o co mu chodzi. Osabiony wzrok i inne takie.

— Wyglda jakby w rodku bya ze zota.

— To by wyjaniao ciar. Doj. Chod tu. Czy syszae kiedykolwiek, aby mot by w rodku zoty?

Iqbal zacz skroba czubkiem noa. Kawaek elaza odpad.

— Nie rób — powiedzia Doj. — Moesz zniszczy.

— Niech si wszyscy uspokoj. To wci jest Klucz. Doj, przyjrzyj mu si uwaniej. Ostronie. Nie chc, aby te wszystkie lata i cae gówno, przez które przeszlimy, teraz okazao si zupenie na nic. I co? — Powoli zaczynaa byska bro.

— Zobaczcie, kogo tu mamy? — powiedzia abd. — Skd si wzilicie, chopaki?

Pojawi si Poroniony ze swoim oddziaem. Wymienilimy spojrzenia. Wzruszy ramionami.

— Wylizgn si nam.

— Nie jestem zaskoczona. Spieprzylimy spraw. On wie­dzia, e kto tu jest. — Suruvhija wci miaa jedwabn szarf udrapowan na ramionach. — Dobra, ludzie. Ruszamy w drog. Przecie chcemy przejecha przez most w Ghoja, zanim Protek­torka zacznie nas szuka. — Od pocztku usiowaam ich prze­kona, e pokonanie mostu da nam znaczn przewag.

Zwróciam si do Poronionego:

— Zrobilicie dobr robot w Semchi, chopcy.

— Mogo by lepiej. Gdybym si nad tym zastanowi, po­czekabym, a zaczn niszczy Drzewo Bhodi. Wtedy bylibymy bohaterami, a nie zwykymi mordercami.

Wzruszyam ramionami.

— Moe nastpnym razem. abd, powiedz tym kozom, e zostan zjedzone, jeli nie bd wspópracowa.

— Obiecujesz?

— Obiecuj, e si porzdnie najemy, kiedy dotrzemy do Jaicur.

55

Dla tych, którzy spodziewali si nie wiadomo czego, prze­prawa przez Bród Ghoja bya nastpnym wielkim rozczarowaniem.

Zanim znalelimy si w tym kolejnym wskim gardle, wszys­cy zdoali osign stan lekkiego roztrzsienia. Wysaam Poro­nionego na zwiady, a kiedy wróci i doniós, e uwag zwracaj tam jedynie na tych nielicznych podrónych, którzy nie chc zapaci dwóch miedziaków myta za przejechanie mostu, tak naprawd nie uwierzyam w ani jedno jego sowo. Tych oszczd­nych zreszt kierowano do starego brodu znajdujcego si poni­ej mostu. Ze wzgldu na por deszczow bród by obecnie nieprzechodni. A ruch na drodze gsty. onierze przydzieleni do stray na mocie byli za zbyt zajci upieniem podrónych i gr w karty, by nka kogokolwiek innego.

Co kazao mi jednak spodziewa si najgorszego.

Ghoja rozroso si do rozmiarów maego miasteczka, sucego za przystanek tym, którzy podróowali po Kamiennej Drodze, stanowicej kolejny trway legat Czarnej Kompanii. W ramach przygotowa do inwazji na Ziemie Cienia Kapitan kaza poprowa­dzi brukowany trakt od Taglios do Jaicur. Cao robót wykonali jecy wojenni. Ostatnimi czasy Mogaba wykorzystywa skaza­ców oraz zmuszonych do wiadczenia paszczyzny w robocinie, chcc wyduy trakt na poudniowy zachód, a do miasta i teryto­riów niedawno przyczonych do tagliaskiego protektoratu.

Kiedy ju bezpiecznie przekroczylimy Main, zaczam za­stanawia si nad nastpnymi krokami. Zwoaam narad.

— Czy istnieje sposób, aby sfaszowa nakaz aresztowania, który sprawi, e zatrzymaj Narayana podczas pokonywania mostu? Odpowiedzia Doj:

— To jest zbyt optymistyczny pomys. Jeli wyruszy na poudnie, ju dawno nas wyprzedzi. abd doda:

— Nie wspominajc ju o tym, e jeli wpadnie w rce Protektorki, ta dowie si wszystkiego, co on o was wie.

— Odezwa si specjalista.

— Nie zgaszaem si na ochotnika do tej roboty.

— Dobrze ju. Dowie si, prawda. On za wie, dokd zmie­rzamy. I po co. A take, e mamy Klucz. Ale co wie o drugim oddziale? Jeli nie zostanie zapany, moe próbowa ich dogoni i jakim sposobem wyrwa im Córk Nocy?

Nikt nie znalaz argumentu pozwalajcego podway to rozu­mowanie.

— Proponuj wic, abymy od czasu do czasu poruszali t kwesti w rozmowach, na wypadek gdyby Murgen by kiedy w pobliu i móg usysze. — Sahra nigdy nie obiecywaa, e oszczdzi star, pomarszczon skór Narayana. Moe uda jej si zwabi go w zasadz­k i odzyska ten niedokoczony pierwszy tom Ksigi Umarych.

abd wskaza doni.

— Ta wrona wci za nami leci.

Od poudniowego brzegu mostu i brodu strzeg may, lecz wysoki fort. Ptak siedzia na szczycie jego murów i obserwowa nas. Od kiedy rozpoczlimy przepraw, nawet nie drgn. By moe on równie zapragn rozprostowa koci.

Rzeka wyszepta:

— Wci mamy jedn tub bambusow z ognistymi kulami przeznaczonymi na wrony.

— Zostaw j w spokoju. Nie wyglda jakby knua co zego. Przynajmniej na razie. — Pewna byam, e ju kilkakrotnie wczeniej usiowaa si z nami porozumie. — Zawsze moemy j zdj, kiedy to si zmieni.

Na mocie Ghoja nie usyszelimy nic nowego, prócz tradycyj­nych narzeka na wadz. Plotki dotyczce wydarze w Taglios wydaway si wszystkim tak przesadzone, e nikt nie wierzy nawet w jedn dziesit tego, co sysza. Póniej, kiedy ju dotarlimy do Jaicur i na jaki czas zatrzymalimy si w miecie, nastrój towarzyszcy plotkom zacz przybiera inny charakter. Teraz dawao si w nim wyczu delikatne napicie, zdradzajce, e wielki pajk siedzcy w rodku sieci zacz si porusza. Miao min jeszcze wiele czasu, zanim dotary do nas jakie konkretne wieci, ale to, co syszelimy, nasuwao kademu jeden wniosek — rusza natychmiast i nie ociga si po drodze.

Popoch odkry, e widziano czowieka odpowiadajcego ry­sopisowi Narayana, jak czai si w pobliu sklepu prowadzonego przez jego syna Sugriv, posugujcego si obecnie innym na­zwiskiem.

— Ten czowiek jednak ma swoje saboci. Czy powinnimy zabi Sugriv, skoro ju tu jestemy?

— Nigdy nic nam nie zrobi.

— Ale jego ojciec zrobi. W ten sposób przypomnimy mu o nas.

— On nie potrzebuje przypomnienia. Jeeli Narayan jest na tyle gupi, by uwaa, e ju z nim skoczylimy, prosz bardzo. Ale w takiej sytuacji naprawd chciaabym zobaczy wyraz jego twarzy, kiedy go zapiemy.

Narayan wyrónia si w tumie mieszkaców Jaicur, ponie­wa miasto wci zachowao cz swego charakteru warownej twierdzy. Przez nastpnych kilka tygodni nas równie ludzie dobrze bd pamita.

Kilka razy wybraam si na wóczg po ulicach w poszuki­waniu ladów dziecistwa, ale nie zostao z niego nic — ani ludzie, ani miejsca, ani dobre, ani ze rzeczy. Przeszo istniaa ju tylko w mojej pamici. Czyli tam, gdzie najbardziej chciaam j pogrzeba.

56

Reguy rzdzce polowymi operacjami Kompanii przypomi­naj zasady, jakimi kieruje si w swej pracy prestidigitator. Rzecz jasna, wolelibymy, aby nasza publiczno w ogóle niczego nie widziaa, jednak zdawalimy sobie spraw, i niewidzialno jest niepraktyczna. A wic próbowalimy pokazywa widzom co zupenie innego nili widok oczekiwany. Std kozy i osy. Na poudnie za od Jaicur — cakowicie nowy wygld i tosamo dla kadego; rozbicie powikszonego oddziau na dwie niezale­nie podróujce „rodziny" oraz grupk zawiedzionych poszuki­waczy szczcia z poudnia, wracajcych do domu w rozpaczy i poczuciu poraki po tym, jak ich duch zosta zamany przez dowiadczenia w Taglios. Cakiem sporo takich ludzi podróo­wao ostatnio drog. Naleao ich obserwowa. Wielu zapewne chtnie skorzystaoby z przewagi nad sabszymi, gdy tylko po­jawiaby si szansa. Na drogach nie byo ju waciwie adnych patroli. Protektorki nie obchodzio ich bezpieczestwo.

Doj, abd, Gota i ja tworzylimy oddzia awangardy. Wy­gldalimy na niezbyt silnych, ale ten starzec wart by czterech czy piciu zwykych miertelników. Ostatecznie zmuszono nas tylko do jednej walki. Trwaa dosownie sekundy. Zostao po niej kilka ladów krwi wiodcych w krzaki. Doj zdecydowa, e zwoki mog przycign uwag.

Teren wznosi si powoli, stajc si coraz mniej gocinny. Czyste powietrze zapewniao dobr widoczno, pozwalajc do­strzec nawet odlege byski szczytów Dandha Presh, wci wiele dni drogi na poudnie przed nami. Brukowana droga koczya si porzuconym obozem pracy.

— Musieli skoczy si im winiowie — zauway abd. Obóz ogoocony zosta ze wszystkiego, co mona byo zabra ze sob.

— To, co im si skoczyo, to wrogowie, których Duszoap uwaaa za wartych zainwestowania w drog. Zawsze moe przecie znale ludzi, którzy jej si nie spodobaj, i wykorzysta ich w jakim projekcie budowlanym. — A tak wanie zrobia na zachodniej trasie, po której podaa reszta Kompanii. Wy­brukowaliby nawierzchni a do samego Charandaprash. Ich droga oraz wspomagajce j kanay kilka lat temu wci jeszcze byy w budowie, a Protektorka ostatecznie zdecydowaa, i skoro Wojny Kiaulunaskie naprawd dobiegy koca, nie ma sensu uatwia ycia Wielkiemu Generaowi oraz jego onie­rzom, i wymusia na Radishy zablokowanie funduszy.

Zastanawiaam si te nad perspektywami stajcymi przed Radish. Podejrzewaam, e do chwili, gdy spowodowalimy jej zniknicie, wierzya, i naprawd rzdzi. Dopiero przebywajc wród swych wiernych poddanych, zacza si uczy.

Dotarlimy nad Jezioro Tanji, do miejsca, które naprawd kocham. Jezioro to wielka tafla lodowatobkitnego pikna. Kie­dy byam znacznie modsza, stoczylimy tutaj jedn z najgro­niejszych potyczek z istotami, którym Wadcy Cienia zawdzi­czali swe miano. Ponad dziesi lat póniej wci atwo byo rozpozna miejsca, gdzie stopia si skaa. W wskich parowach przecinajcych zbocza wzgórz bez trudu za mona byo znale stosy ludzkich koci, które czas wypchn na powierzchni ziemi.

— Jest to miejsce, z którym wi si mroczne wspomnie­nia — zauway Doj. On równie by tu podczas bitwy. Gota zreszt take, co chyba kazao si jej zatrzyma i pohamowa narzekania, póki nie dojdzie do adu z wasnymi wspomnieniami.

W owych czasach przeya do bólu.

Wrona przemkna bia smug nad naszymi gowami. Opada na powierzchni zbocza przed nami, po czym znikna z oczu wród postrzpionych koron wysokich górskich sosen. Bez naj­mniejszych wtpliwoci podaa za nami. abd przysiga, e pewnego razu próbowaa wda si z nim w rozmow, akurat gdy odszed na bok w krzaki, by sobie uly.

Kiedy zapytaam, czego chciaa, odpar:

— Hej, i tak ju dosy dostaj w ko, pioszka. Mam dosy problemów. Nie chc, eby na dodatek wszyscy uwaali mnie za faceta plotkujcego z ptakami.

— Moga mie co ciekawego do powiedzenia.

— Bez wtpienia. Ale jeli naprawd tak cholernie bdzie chciaa co komu powiedzie, to przyjdzie do ciebie. Popatrzy w dó stoku i rzek:

— Chowa si przed kim.

— Ale nie przed nami. — Zerknam za siebie, w gór zbocza. Ziemia wydawaa si tam nietknita. adnych ladów po innych podrónych. Poniej miejsca, gdzie staam, trakt wi si to brzegiem jeziora, to górskim zboczem, ale wszdzie, jak okiem sign, byo zupenie pusto. Nikt najwyraniej nie prze­pada za t tras. — Chtnie spdziabym emerytur na brzegu tego jeziora — zwróciam si do abdzia.

— Miejsce z pewnoci nie jest ku temu najlepsze, inaczej dawno kto by ci uprzedzi.

Mia racj. Teraz te tereny byy znacznie bardziej opustoszae nili dwadziecia lat temu. Wówczas jezioro otaczay wioski.

— Oto i mamy — oznajmi abd, ogldajc si za siebie.

— Co? — Te spojrzaam. Chwil trwao, zanim zrozumia­am, na co patrzy. — Aha. Ptak?

— To nie jest zwyky ptak. Wrona. Czarna wrona.

— Masz lepsze oczy ode mnie. Nie zwracaj na ni uwagi. Jeli nie bdziemy jej zauwaa, nie powinna mie powodów, by si nami zajmowa. — A jednak poczuam, jak puls mi przyspiesza.

To moga by zwyczajna zdziczaa wrona, która nie ma nic wspólnego z Duszoap. Wrony nie s szczególnie wybredne, jeli chodzi o posiek.

Ale mogo by te i tak, e Protektorka zacza wreszcie szuka nas poza Taglios.

Biaa wrona si chowa, czarna wrona lata w powietrzu i szuka. Co to oznacza?

Niezalenie co oznacza, i tak nie moglimy w tej sprawie nic zrobi. Aczkolwiek Wujek Doj ilekro patrzy na czarn wron, mia ten swój wyrachowany bysk w oku.

Po jakim czasie ptak straci zainteresowanie nami. Odfrun. Powiedziaam do pozostaych:

— To nie powinno stanowi powaniejszego problemu. Wro­ny s bystre jak na ptaki, ale samotna wrona zwyczajnie nie potrafi zapamita bardziej skomplikowanych polece ani te zanie swej pani wielu informacji. Jeli w ogóle naleaa do niej. — Powinnimy jednak zakada, e tak wanie jest. Wrony ostatnimi czasy wystpoway znacznie rzadziej ni dawniej. Osta­tnio widywane byy bodaj zawsze pod kontrol Duszoap. Praw­dopodobnie taka bya wanie przyczyna ich wymierania.

Jeli ta bya szpiegiem Protektorki i tak minie wiele dni, zanim dostarczy swój raport.

Doj zauway:

— Jeli powemie jakie podejrzenia, za kilka dni moemy spodziewa si cieni w okolicy.

Duszoap nie dysponowaa lepszymi szpiegami zdolnymi nas wyledzi. Cienie podróoway szybciej ni wrony, mona byo przekazywa im bardziej zoone polecenia, przynosiy z po­wrotem znacznie wicej informacji. Ale czy Duszoap bya zdol­na kontrolowa je na tak odlego? Pierwotni Wadcy Cienia mieli wielkie problemy z panowaniem nad swoimi zwierztkami, w miar jak rosa dzielca ich odlego.

Ominlimy Jezioro Tanji. Nikt nie zrezygnowa z okazji wykpania si w lodowatej wodzie. Stara droga zawioda nas nastpnie na Równin Charandaprash, gdzie Czarna Kompania odniosa jedno ze swych najwikszych zwycistw, a Wielki Genera poniós jedn ze swych najbardziej sromotnych klsk — chocia nie z wasnej winy. Niemniej kapryna historia nie przypisywaa winy jego tchórzliwemu panu, Dugiemu Cieniowi. Pozostaoci po bitwie wci walay si na zboczach. Niewielki garnizon pilnowa podejcia na przecz od strony Dandha Presh. Jego onierze najwyraniej w ogóle nie byli zainteresowani uprztaniem czegokolwiek albo choby przygldaniem si po­drónym. Nikt nie skontrolowa czonków mego oddziau. Nikt nie zadawa adnych pyta. Pobrano od nas cakowicie nieofic­jaln opat za przejcie przeczy i ostrzeono, e w wysokich jej partiach teren moe okaza si zdradliwy dla osów, poniewa na skaach wci jeszcze zalega nieg. Dowiedzielimy si take, e ostatnimi czasy ruch na drodze jest wzmoony. Wynikao std, e grupa Sahry równie nie napotkaa istotnych przeszkód i zgodnie z planem znajdowaa si przed nami, mimo i towa­rzyszyli jej starcy i niezbyt chtni do wspópracy kompani.

Góry okazay si znacznie chodniejsze i bardziej pozbawione ycia nili wyyny, które pokonalimy wczeniej. Zastanawiaam si, jak te radzi sobie Radisha, co myli o Imperium, które dla siebie wywalczya, gównie rkoma Czarnej Kompanii. Zapewne cho odrobin powinna si zdziwi.

I bardzo dobrze. Wikszo swego ycia spdzia zamknita w zotej klatce Paacu.

Biaa wrona pokazaa si po kilku dniach, natomiast jej czarna krewniaczka ju nie. Moe Protektorka bya zajta gdzie indziej.

aowaam, e nie dysponuj talentem Murgena, pozwalaj­cym na opuszczanie ciaa. Od wyjazdu z gaju Przeznaczenia nie przyni mi si aden sen, który bodaj w najbardziej odlegy sposób mona by uzna za proroczy. Wiedziaam równie mao jak wszyscy pozostali. Byo to bardzo denerwujce — niemia odmiana po dugim czasie nieskrpowanego dostpu do tylu informacji.

Noce w górach bywaj naprawd chodne. Powiedziaam a­bdziowi, e zaczyna mnie kusi, aby na powanie wzi jego propozycj odczenia si od pozostaych i uwicia gdzie tutaj razem gniazdka wraz z tawern oraz browarem. Kiedy stawao si naprawd zimno, kilka pomniejszych grzechów naprawd nie miao znaczenia.

57

Chronologia kolejnych wydarze w Taglios nie jest do koca pewna, poniewa nasz gówny agent, Murgen, przez ostanie pótorej dekady mia do swobodny stosunek do pojcia nastp­stwa czasowego. Jednak jego szkicowe raporty na temat zdarze, jakie miay miejsce w miecie po naszym wyjedzie, domagaj si czego wicej nili tylko przelotnej uwagi.

Z pocztku Protektorka niczego nie podejrzewaa. Nasi towa­rzysze pozostali w Taglios rozmiecili swoje dymne pczki i rozpuszczali plotki, jednak z wyranie malejcym entuzjazmem, co ludzie natychmiast wyczuli. Równoczenie wszake wród mieszkaców szerzyy si podejrzenia, i Protektorka pozbya si rzdzcej Ksiniczki. Natychmiast zaczy si pitrzy trudnoci przed Duszoap.

Przybycie Wielkiego Generaa wraz z jego siami okazao si gwarancj spokoju. Ponadto uwolnio Protektork od konieczno­ci oniemielania przyjació i dao jej czas na ciganie praw­dziwych wrogów. W cigu kilku dni odkrya magazyn Nyueng Bao na nabrzeu, teraz ju zupenie pusty, nie liczc kilku klatek zajmowanych przez zaginionych czonków Tajnej Rady, z któ­rych aden wszak nie by w stanie na powrót podj swych obowizków. Na miejscu znajdowa si oczywicie równie cay arsena puapek na gupców, aczkolwiek adna z nich nie bya na tyle chytra, by stanowi dla Duszoap choby drobn prze­szkod. Wielu Szarych nie miao jednak tyle szczcia. Protektorka bez odrobiny miosierdzia traktowaa tych, którzy sami nie umieli o siebie zadba.

— Lepiej pozby si tpaków teraz, kiedy zasadnicze ryzyko jest niewielkie — powiedziaa Mogabie. Nastawienie Wielkiego Generaa pasowao idealnie do jej sów.

ledztwo prowadzone w ssiedztwie nie przynioso adnych istotnych informacji, niezalenie do jak brutalnych uciekano si rodków. Kupców Nyueng Bao oraz ich interesy skutecznie skrywaa zasona tajemnicy. Aby pozosta cakowicie anonimowi uywali nawet magii. A do teraz przetrwaa garstka mylcych zakl.

— Czuj w tym rk tych dwóch czarodziejów — mruczaa Duszoap. — A przysigae mi, e obaj nie yj, nieprawda, Wielki Generale?

— Na wasne oczy widziaem ich mier.

— A wic lepiej módl si, ebym nie zdenerwowaa si, do tego stopnia, iby móg przey i widzie, jak umieraj znowu, tym razem na dobre. — Przemawiaa gosem rozpieszczonego dziecka.

Wielki Genera nie zareagowa. Nawet jeli sowa Duszoap przestraszyy go, nie pokaza nic po sobie. Nie zdradzi te nawet ladu gniewu. Czeka, cakiem susznie ufajc, i jest zbyt war­tociowy, aby powici go dla zoliwego kaprysu. By moe w gbi serca uwaa nawet, e sama Protektorka nie jest tyle warta.

— Ani ladu po nich — mamrotaa pod nosem par chwil póniej Duszoap gosem chodnego akademika. — Zniknli. Jednak wraenie ich obecnoci pozostao, równie wyrane jak kube krwi cinity na bia cian.

— Zudzenie — powiedzia Mogaba. — Jestem pewien, e w Kronikach Czarnej Kompanii znajdziesz setki przypadków, kiedy to udao im si skierowa spojrzenie wroga w jedn stron, podczas gdy prawdziwy ruch nastpi w zupenie innym kierun­ku. Albo skonili kogo, by wierzy, e ich liczebno jest znacznie wysza, nili naprawd bya.

— Równie wiele przykadów mógby znale w moich dzien­nikach. Gdyby mi si chciao jakie prowadzi. A nie chce mi si, poniewa ksiki nie s niczym innym jak zbieranin kamstw, które autor chciaby wmówi czytelnikowi. — Gos, jakiego obecnie uywaa, by zupenym przeciwiestwem gosu akademika sprzed chwili. To by gos czowieka, który z boles­nego dowiadczenia wiedzia, e wyksztacenie stanowi tylko zestaw sposobów, do jakich ludzie uciekaj si, by ci obrabowa ze wszystkiego. — Nie ma ich, ale mogli zostawi szpiegów.

— Oczywicie, e zostawili. Taka jest podstawowa zasada doktryny wojennej. Ale bdziesz miaa naprawd sporo kopotów z ich znalezieniem. To zapewne ludzie, których nikt, ale to nikt, przenigdy by nie podejrzewa.

Gdy Protektorka rozmawiaa ze swym mistrzem, Jaul Barun-dandi oraz dwaj jego asystenci podawali wanie obiad. Ich obecno nie zwrócia uwagi adnego z tej dwójki. Niezalenie od targajcej ni paranoi, Duszoap niewiele uwagi zwracaa na otoczenie. Kady z czonków paacowej suby zosta poddany dokadnemu przesuchaniu ju w kilka godzin po znikniciu Radishy, ale w wyniku tych dziaa nie odkryto adnych wspól­ników porywaczy w murach Paacu.

Protektorka doskonale zdawaa sobie spraw, e suba bynaj­mniej nie darzy jej choby w poowie takim uczuciem jak Radish. Ale nie martwia si tym. aden posugujcy si wycz­nie naturalnymi rodkami skrytobójca nie móg nawet marzy o przenikniciu jej osobistych magicznych szaców. A w owych czasach pod tym wzgldem nie miaa sobie równych na wiecie. Czysta perwersja i uporczywa zdolno wymykania si cudzym zakusom zapewniy jej pozycj pozwalajc koronowa si na królow wiata. Gdyby jej si tylko chciao.

Którego dnia, kiedy wreszcie zaprowadzi porzdek w swojej gowie, z pewnoci bdzie musiaa si nad tym zastanowi.

W poowie jednego z nieczsto jadanych posików Duszoap zastyga nieruchomo z nieprzeutym ksem w ustach. Powie­dziaa do Mogaby:

— Znajd mi Nyueng Bao. Jakiegokolwiek Nyueng Bao. Zaraz. Natychmiast.

Szczupy, czarny olbrzym wsta, nie okazujc nawet ladu emocji.

— Mog zapyta po co?

— Ich gówna kwatera znajdowaa si w magazynie Nyueng Bao. Ci zwizani byli z Kompani od czasu oblenia Dejagore. Ostatni Kronikarz oeni si z jedn z nich. Mia z ni dziecko. Ten zwizek moe by czym wicej nili tylko historycznym zbiegiem okolicznoci. — Oczywicie wiedziaa znacznie wicej o Nyueng Bao, nili bya skonna zdradzi.

Mogaba zamarkowa jedynie cie ukonu. Zasadniczo by zadowolony, mogc pracowa z Duszoap. Aprobowa jej sposób mylenia. Poszed wic poszuka kogo, kto moe dla zapa kilka bagiennych map.

Sucy kryli wokó Protektorki, nadstawiajc uszu na jej najcichsze sowo. Przemkna jej przez gow leniwa myl, e ta trójka naley do nielicznej grupki starajcych si uprzyjemni jej ycie, gdy tylko gocia w Paacu. Na wypadek gdyby czego potrzebowaa, jeden lub kilkoro sug towarzyszyo jej zawsze podczas wyprawy w labirynt opuszczonych korytarzy, które ska­day si po wikszej czci na masyw Paacu. Wprowadzali te odrobin ycia do jej osobistych apartamentów, które od dawna ju byy równie zimne, opustoszae i zakurzone co puste kwar­tay.

Taka bya ich natura. Mieli to we krwi. Musieli suy. Bez Radishy, która zaspokajaa ich potrzeb posiadania pana, zwrócili si ku niej.

Mogabie, jak zawsze, wszystko zajo znacznie wicej czasu nili powinno. Nie spodobao si jej to. Kiedy wreszcie askawie si zjawi, jej wypowied bya skarg rozpieszczonego bachora.

— Gdzie bye? Dlaczego zabrao ci to tak duo czasu?

— Przekonaem si, jak trudno schwyta wiatr. Nigdzie w miecie nie ma adnego Nyueng Bao. Ostatnim razem widzia­no którego przedwczoraj rano. Wsiadali na pokad barki, która kierowaa si w dó rzeki, na bagna. Najwyraniej ludzie z bagien zaczli opuszcza Taglios, jeszcze zanim Radisha znikna, a ty skaleczya si w pit.

Duszoap warkna co nieartykuowanego. Nie lubia, gdy jej przypominano, e daa si podej. Sama pita stanowia wystar­czajce przypomnienie.

— Nyueng Bao to uparty ludek.

— Syn z tego — zgodzi si Mogaba.

— Dwukrotnie dotd skadaam im wizyt. Za kadym razem najwyraniej nie potrafili zrozumie, co im chciaam przekaza. Przypuszczam, e bd musiaa przemówi do nich znowu. I zabra im wszystkich uciekinierów, jakim udzielili schronie­nia. — Dosza do oczywistego wniosku, e ocaleli z Kompanii wycofali si na bagna. Nyueng Bao ju wczeniej przyjmowali uciekinierów. Gdyby tylko Protektorce zechciao si pogrzeba w bibliotece, znalazaby wiadectwa tej praktyki. Barki wiozce wiksz cz stanu Kompanii popyny w dó rzeki. Tam wanie trzeba si uda, eby dosta si do delty, a poprzez ni na Rzek Naghir, która stanowia gówny eglowny szlak wodny wiodcy na poudnie.

Duszoap poderwaa si z krzesa. Wybiega z komnaty, zdra­dzajc oywienie i entuzjazm nastolatki. Mogaba rozsiad si i wbi wzrok w resztki swego posiku, którego jeszcze nikt nie usun ze stou. Jeden ze sucych wyszepta:

— Mylelimy, e moe zechcesz dalej je, panie. Jeli zdecydowae inaczej, natychmiast wszystko zostanie posprztane.

Mogaba spojrza prosto w pust twarz, na której jak maska zastyga ch suenia. Niemniej odniós przelotne wraenie, e czowiek ten przypatruje si jego plecom, zastanawiajc si, jak te wygldayby z wbitym sztyletem.

— Zabierz. Nie jestem ju godny.

— Jak pan sobie yczy. Girish, zanie resztki do furtki, gdzie gromadz si ebracy. Dopilnuj, by ich poinformowano, e Protektorka o nich dba.

Mogaba obserwowa wychodzcych sucych. Zastanawia si, skd wraenie nieszczeroci u tego czowieka. ródem musiao by zapewne jego postpowanie, ale nie potrafi zanuci mu zachowania niegodnego w peni oddanemu sucemu.

Duszoap wesza w amfilad swych prywatnych pokoi. Im duej zastanawiaa si nad Nyueng Bao, tym bardziej rozpieraa j zo. Czego trzeba, aby ci ludzie wreszcie pojli? Dosza do wniosku, e na to pytanie da si znale odpowied jeszcze przed wschodem soca. Noc terroru cieni powinna w kocu skoni do zwracania uwagi.

Duszoap rozumiaa sam siebie znacznie lepiej, nili podejrzewali j o to inni ludzie. Zastanawiaa si wic, skd bierze si jej paskudny nastrój, dalece wykraczajcy poza zwyczajow kapryno i atwe uleganie irytacji. Odbio jej si, uderzya pici w piersi i bekna po raz drugi. Moe to przyprawione jedzenie... Poczua, jak zaczyna j znowu piec w odku. Miaa te lekkie zawroty gowy.

Wspia si na parapet, gdzie trzymaa ostatnie dwa latajce dywany, jakie jeszcze zostay na wiecie. Mona byo si do nich dosta tylko drog, któr wanie obraa. Poleci na poudnie i zadba o to, by te bagienne mapy zapaciy równie za jej zgag. Obiad by bowiem narodow specjalnoci Nyueng Bao i ska­day si na wielkie ohydne grzyby, jeszcze paskudniejsze w­gorze i nieokrelone zupenie warzywa w palco-ostrym przy­prawowym sosie, podawane na ryowym talerzu. Byo to ulubione danie Radishy, dlatego tak czsto je serwowano. Kuch­nie nie miay zamiaru rezygnowa z rutyny, tylko dlatego e Protektorka nie dbaa o jadospis.

Protektorce tymczasem znowu si odbio. Coraz silniejsze pieczenie w odku wypalao jej wntrznoci.

Wskoczya na wikszy dywan. Zaskrzypia pod jej ciarem. Rozkazaa podró w dó rzeki. Szybk.

Kilka mil poza Paacem, czterysta stóp ponad dachami, kiedy pdzia szybciej nili gob wycigowy, uszkodzone czci ramy podtrzymujcej dywan zaczy pka. Gdy pierwsza pucia, naprenia stay si natychmiast zbyt wielkie dla pozostaych. Dywan rozpad si w cigu kilku sekund.

Rozbysk wiata by tak jaskrawy, e z pewnoci mona byo go zobaczy na obszarze poowy miasta. Ostatni rzecz, któr lecc w kierunku powierzchni rzeki, zobaczya Duszoap, by wielki krg liter goszcych: „Woda pi".

Na chwil przedtem, zanim przez okno da si dojrze roz­bysk, zamylony Mogaba odkry na swym spartaskim posaniu zwinity, zapiecztowany list. Odbio mu si, pomyla, e dob­rze, i nie zjad wicej tego mocno przyprawionego jedzenia, a potem zerwa woskow piecz i przeczyta: „Braciom nie pomszczonym". Póniej jego uwag przycigna nieoczekiwana byskawica. On równie ujrza slogan wypisany na niebie. I caa praca, jak woy ostatnimi laty w nauk czytania, miaa tylko do tego si przydawa?

Co teraz? Jeli nie ma ju Protektorki? Udawa, e równie wycofaa si w odosobnienie i tym samym skry kamstwo podwójn zason?

Znowu mu si odbio, usiad na swym posaniu. Wcale nie czu si dobrze. To byo dla niego zupenie nowe, denerwujce odczucie. Nigdy wczeniej nie chorowa.

58

W punkcie wojskowej kontroli granicznej, na który trafilimy przy poudniowym kracu przeczy, przesuchiwa nas gadat­liwy, niesychanie ambitny modzik wywodzcy si z lokalnych plemion. Nie by jeszcze do stary, by traktowa nas z nadt oficjalnoci, niemniej wczeniej czy póniej na pewno si tego nauczy. Poza tym jednak wydawa si znacznie bardziej zainte­resowany wieciami z pónocy nili ewentualn kontraband czy rozpoznawaniem twarzy z listów goczych.

— Co si dzieje na pónocy? — koniecznie chcia wie­dzie. — Ostatnimi czasy widujemy tu mnóstwo uchodców. — Obejrza nasz lichy dobytek, nawet nie próbujc zaglda do rodka.

Gota i Doj zatrajkotali do siebie w jzyku Nyueng Bao, udajc e nie rozumiej silnie akcentowanego tagliaskiego modego onierza. Ja wzruszyam ramionami i odpowiedziaam z poczt­ku w jaicuriaskim, który w dostatecznym stopniu przypomina tagliaski, aby dwoje ludzi nie miao zasadniczych kopotów z porozumiewaniem si, tym sposobem jednak tylko rozdra­niam modego urzdasa. Nie miaam najmniejszej ochoty sta tu duej i plotkowa z funkcjonariuszem.

— Nic nie wiem o pozostaych. My zostawiamy za sob tylko dziesiciolecia nieszcz i cierpienia. Syszelimy, e na pou­dniu s wiksze moliwoci, dlatego te porzucilimy Ziemi Zgryzoty i przyszlimy tutaj.

Urzdnik zakada, e mam na myli cile okrelony kraj, na co te miaam nadziej, a przecie Ziemia Zgryzoty jest wedle okrelenia Yehdna miejscem, w którym y nawrócony, zanim zwróci si ku Bogu.

— Powiadasz, e wielu wpado na ten sam pomys, co my? — zmusiam si, aby w mym gosie zabrzmiao zmartwienie.

— Ostatnio zaiste. Dlatego wanie boj si, e co si dzieje. Obawia si o stabilno imperium, z którym zwiza swój los. Nie potrafiam si powstrzyma przed zoliwym artem:

— Syszaam plotki, e w Taglios Czarna Kompania wysza z podziemia i teraz prowadzi otwart wojn z Protektork. Ale o Czarnej Kompanii waciwie zawsze kryy jakie zwariowane opowieci. I nigdy nic z nich nie wynikao. I nie wpyny w adnym stopniu na nasz decyzj.

Wyraz twarzy modzieca sta si jeszcze bardziej nieszcz­liwy. Przepuci nas ju bez dalszych pyta. Nie wspominaabym o nim wcale, ale by jedynym urzdnikiem pastwowym, jakiego spotkalimy od czasu wyjazdu z Taglios, który dokada realnych stara, by wykonywa swe obowizki. I czyni to tylko w nadziei przyspieszenia awansu.

Waciwie ani razu nie pojawia si potrzeba przywoywania skomplikowanej opowieci, któr wymyliam na uytek naszej czwórki, a wedle której abd by moim drugim mem, Gota matk mego witej pamici pierwszego maonka, Doj za jej kuzynem, a wszyscy bylimy uchodcami wojennymi. Historia ta mogaby si sprawdzi na kadym obszarze, który wczeniej zazna powaniejszych walk. Taka zupenie nieprawdopodobna rodzina, poczona dla celów przetrwania, nie stanowia bynaj­mniej zjawiska odosobnionego.

Poskaryam si:

— Przez ca drog tutaj pracowaam nad konsekwentn his­tori dla kadego z nas, a nigdy jeszcze nie musiaam si do niej odwoywa. Ani razu. Nikt tu nie wywizuje si ze swoich obowizków.

Doj umiechn si i mrugn do mnie, a potem znikn na nierównym terenie obok drogi, aby odzyska bro, któr wcze­niej ukry, gdy zblialimy si do punktu kontrolnego.

— Kto powinien w tej sprawie co zrobi — oznajmi a­bd. — Kiedy zobacz nastpnego podoficera wicekróla, podejd wprost do niego i poka mu, gdzie raki zimuj. Wszyscy pacimy podatki. Mamy prawo oczekiwa wicej wysiku od naszych urzdników.

Gota przebudzia si na tyle, by wyzwa abdzia od idiotów, po tagliasku i w Nyueng Bao. Powiedziaa mu jeszcze, e powinien si zamkn, zanim nawet Bogu Gupców znudzi si opieka nad nim. Potem zamkna oczy i znowu zacza chrapa. Gota zaczynaa mnie martwi. Przez ostatnich kilka miesicy z kadym dniem byo w niej jakby mniej ycia. Doj sdzi, e chyba uznaa, i nie ma po co duej y.

Moe dziki Sahrze odzyska dawny animusz. Niedugo ju powinnimy doczy do pozostaych. Moe Sahra jako oywi j pragnieniem uratowania Tai Deia oraz Uwizionych.

Zamartwiaam si ewentualnymi konsekwencjami. Przez wszystkie te lata dokadaam wszelkich stara, by zapewni powodzenie przedsiwziciu, które rycho rozpoczniemy, a teraz po raz pierwszy zaczam si zastanawia, co tak naprawd moe dla mnie oznacza ten sukces. Ludzie, których tam pogrzebano, nigdy nie byli wzorami prawoci i zdrowego rozsdku. Od niemal dwu dziesicioleci krew powoli wrzaa im w yach. Istniay mae szans, e kiedy wyjd na wiat, bd chcieli przede wszystkim okaza mu bratersk mio.

By jeszcze przecie demon — stranik Shivetya, a take, gdzie indziej, zaczarowana i skowana istota, któr czcili Nara­yan i Córka Nocy. Nie wspominajc o niebezpieczestwach i tajemnicach samej równiny lnicego kamienia. A nawet nie znalimy jeszcze wszystkich zagroe.

Jedynie abd mia niejakie dowiadczenia. Jednak nie po­trafi mi przekaza adnej istotnej informacji. Podobnie zreszt jak Murgen przez te wszystkie lata, aczkolwiek jego przeycia w dramatyczny sposób róniy si od dowiadcze abdzia. Murgen oglda lnic równin równoczenie w dwu wiatach. abd chyba postrzega jedn z wersji naszego wiata w znacz­nie ostrzejszych konturach. Nawet po tak wielu latach potrafi z zadziwiajc dokadnoci opisa poszczególne znaki.

— Jak to si stao, e nigdy wczeniej o tym nie mówie?

— Nigdy niczego nie ukrywaem, Spioszka. Ale ten wiat najwyraniej jest tak skonstruowany, e ze zgaszania si na ochotnika adne korzyci nie wynikaj. Gdybym przyzna si, e cokolwiek wiem o tym miejscu, ju w nastpnej chwili stary dobry Wierzba abd wracaby tam jako przewodnik oddziau najedców pewnych, e uda im si napdzi miertelnego stra­cha wszystkim duchom, jakie nawiedzaj to miejsce. Nie mam racji? Czy moe wanie mam?

— Nie jeste taki gupi, jak kaesz wszystkim o sobie myle. Sdz, e nie widziae tam adnych duchów.

— Nie takich, jakie Murgen mia widzie, ale to nie oznacza, e nie czuem, jak czaj si wszdzie wokó. Sama si przeko­nasz. Jak bdziesz próbowaa zasn w nocy, syszc równocze­nie godne cienie wzywajce ci z odlegoci kilku stóp. To jak wizyta w zoo, gdzie od wszystkich drapieników wiata dzieli ci tylko grubo krat. Krat, których nie widzisz, a nawet nie wyczuwasz ich obecnoci, a wic nie masz jak sprawdzi, czy w ogóle s godne zaufania. A cay ten diabelski bekot równie w niczym nie przyczyni si do uspokojenia moich nerwów, pioszka.

— By moe okae si, e w ogóle nie bdziemy musieli i w góry, abd... jeli klucz, który posiadamy, zosta podrobiony albo na przykad straci swoj uyteczno. Wówczas nie pozo­stanie nam nic innego do zrobienia, jak moe tylko zaoy browar i udawa, e w yciu nie syszelimy o Protektorce, Radishy ani Czarnej Kompanii.

— Uspokój si, moje dziecko. Wiesz przecie doskonale, e ta rzecz okae si na pewno prawdziwym Kluczem. Twój bóg, moi bogowie, czyi bogowie maj sabo do Wierzby abdzia i ju zadbaj o to, aby ostatecznie przydarzyo mi si najgorsze z moliwych. Powinienem teraz ucieka jak najdalej od ciebie. Powinienem wyda ci w rce najbliszego urzdnika królews­kiego. Tylko e dziki temu Duszoap dowiedziaaby si, e wci yj. A wtedy zrobiaby si naprawd niemia i chciaaby wiedzie, dlaczego nie wydaem ci trzy, cztery miesice temu.

— Nie wspominajc ju o tym, e prawdopodobnie posiwia­by, szukajc urzdnika na tyle zainteresowanego, e chciaby ci wysucha.

— I to te.

Pojawi si Doj z broni. Kady wzi swoj i ruszylimy dalej. abd nadal elokwentnie przedstawia siebie w roli pier­worodnego syna Zego Losu.

Od czasu do czasu zdarzay mu si napady wielkiego talentu dramatycznego.

Pó mili dalej trafilimy na niewielki wiejski rynek. Kilku starych i modych, którzy nie na wiele mogli si przyda na farmie, wyczekiwao z nadziej podrónych wci jeszcze roz­trzsionych przejciem przez góry. Na sprzeda mieli gównie wiee pody, jakie aktualnie rodzia ziemia, ale plotkami dzielili si za darmo, zwaszcza jeli sta ci byo na dorzucenie paru kawaków od siebie. W ich oczach dziaania wokó Dandha Presh wydaway si szczególnie intrygujce.

Zapytaam mod dziewczyn, która wygldaa, jakby bya modsz siostr celnika stojcego na drodze.

— Pamitasz dobrze ludzi, którzy ostatnio tdy przechodzili? Mój ojciec mia poda przed nami, aby znale miejsce na osiedlenie si. — Zaczam szczegóowo opisywa Narayana Singha.

Dzieciak okaza si poch istot, której nic nie obchodzio i która o nic nie dbaa. By moe nie pamitaa nawet, co jada na niadanie. Nie przypominaa sobie Narayana, ale posza po­szuka kogo, kto móg go pamita.

— Gdzie ona bya, kiedy miaem jeszcze tyle lat, by powanie myle o maestwie? — jkn abd. — Kiedy si troch zestarzeje, bdzie jeszcze pikniejsza, a nie ma do bystroci, by wszystko skomplikowa.

— Kup j. We ze sob. Wychowaj sobie.

— Nie jestem ju taki adny jak kiedy.

Próbowaam wymyli kogo, do kogo ta uwaga nie miaaby zastosowania. Nawet Sahra nie pasowaa.

Czekaam. abd mrucza co pod nosem. Doj i Gota chodzili w kóko, Wujek podchwytywa plotki, a Matka przygldaa si towarom. Oprócz rosncych na tych ziemiach warzyw i owoców niewiele tego byo. Jakim sposobem zdobya jednak wyndz­nia kur. Jedn z zalet naszej caej podróujcej gromadki by fakt, e ani Gunni, ani Shadar nie komplikowali sobie posików.

Dotyczyo to tylko Goty, która próbowaa nam gotowa. Moe jednak, gdy Gota bdzie spaa, uda mi si zamordowa kur i potem upiec, zanim Matka si obudzi.

Dziewczyna przyprowadzia bardzo starego czowieka. Ale on równie nie potrafi w niczym nam pomóc. Próbowa najwyra­niej tylko powiedzie mi to, co jego zdaniem chciaam usysze. Jednak nie sposób byo wykluczy, e Narayan rzeczywicie jaki czas temu przechodzi przecz.

Miaam nadziej, e Murgen trwa na posterunku i uczuliam innych na wynikajce std moliwoci.

Doj i Gota ruszyli ju w dalsz drog, zanim ja zdyam skoczy z tubylcami. Zaskoczyo ich, e wadam jzykiem na tyle biegle, eby poradzi sobie z komunikacj. Gota wyranie bya ju zmczona jazd. Osiokowi z pewnoci te przyda si wytchnienie.

— To twoje zwierztko? — zapytaa dziewczyna.

— To jest osio — odpowiedziaam, naprawd zdziwiona, e nastrcza mi to tak niewielu problemów komunikacyjnych. Mieli tu przecie osy, nieprawda?

— To wiem. Chodzio mi o ptaka.

— Hm. No, có... — Na szczycie olich juków przycupna biaa wrona. Mrugna do mnie. Rozemiaa si. Powiedziaa: — Siostro, siostro — i trzepoczc skrzydami, poderwaa si w po­wietrze, by po chwili sfrun w dó górskiego zbocza.

abd zauway:

— A wanie sobie mylaem, e odkryem janiejsz stron tej podróy. Tutaj nie pada.

— By moe zorientuj si, czy nie pozwol mi zatrzyma dzieciaka. W zamian za twój silny grzbiet.

— Za bardzo si tu zadomawiamy, moja dobra ono... pioszka? Miaa kiedy prawdziwe imi?

— Anyanyadir, Zaginiona Ksiniczka Jaicur. Ale wanie teraz moja za macocha odkrya, e wci yj, i wezwaa wszystkich ksit rakszasów, aby z nimi targowa si o zamor­dowanie mnie. Hej! artowaam. Jestem pioszka. A ty znasz mnie praktycznie rzecz biorc od momentu, kiedy si ni staam, koniec i kropka. A wic niech tak zostanie.

59

Od pokonania gór przestaa by to podró do miejsca, gdzie niegdy byo Kiaulune. Podczas wojen z Wadcami Cienia, jak i póniej podczas Wojen Kiaulunaskich midzy Radish a tymi, którzy postanowili dochowa wiernoci Czarnej Kompanii, kra­ina ta zaznaa niewiarygodnych wrcz zniszcze. Nieszczliwie si zoyo, e wikszo szcztków zostaa usunita, zanim nawet Duszoap uznaa, e moe ju ogosi zwycistwo i uda si na pónoc z roszczeniami do tytuu Protektorki Wielkiego Taglios. Radisha powinna zobaczy, jak ziemie te wyglday w najgorszym dla nich czasie, moe wtedy zrozumiaaby, do czego doprowadzia, nie dotrzymujc umowy z Kompani. Ale najgorsze istniao teraz ju tylko w pamici tych, co przeyli. Haaliwa niegdy dolina obecnie poszczyci si moga do duym miastem i szachownic nowych farm, zaludnionych przez mieszank narodowoci, byych jeców wojennych i dezerterów z kadej moliwej frakcji. Pokój zupenie niespodzianie spad na t haastr, która z entuzjazmem rzucia si, by go wykorzysta, pewna, i nie potrwa dugo.

Przeobraenie starego Kiaulune, nazywanego niegdy Puapk Cienia, w nowe, noszce zwyczajne miano Nowego Miasta, nie objo jednej rzeczy. W górze, na przeciwnym stoku doliny, w odlegoci wielu mil, za spitrzonymi, poronitymi zielskiem ruinami potnej niegdy twierdzy Przeoczenia, gdzie ziemia szybko przechodzia od yznych zieleni w niemale cakowit nago brzów, znajdowaa si przeraajca konstrukcja zwana Bram Cienia. Z miejsca, gdzie staam, nie byo jej wida, czuam wszelako jej zew. Zwróciam si do moich towarzyszy:

— Teraz musimy uwaa, by w popiechu wszystkiego nie zniszczy. Moe si on okaza naszym najgorszym wrogiem.

Brama Cienia bya nie tylko jedyn drog, któr moglimy dosta si na równin, by wyzwoli Uwizionych. Stanowia take jedyne miejsce, przez które zamknite na niej cienie mogy si wydosta, aby potraktowa cay wiat w taki sposób, jak ich kuzyni ndzarzy w Taglios. A sama brama znajdowaa si w kiep­skim stanie. Wadcy Cienia osabili i naruszyli powanie jej konstrukcj, kiedy sigali po cienie, które potem wizili.

— W tej kwestii cakowicie si zgadzamy — odpar Wujek Doj. — Caa tradycja kadzie nacisk na potrzeb ostronoci.

Ostatnimi czasy przestalimy si zgadza. On zacz na powrót flirtowa z pomysem, e Kronikarz Kompanii stanie si jego osobistym uczniem i w kocu przyjmie na siebie t osobliw rol, jak odgrywa wród Nyueng Bao. Kronikarza Kompanii bynajmniej ta praca nie interesowaa, ale Doj by jednym z tych ludzi, którzy natrafiaj na potworne wrcz trudnoci, kiedy pró­buj zmusi swój umys do zrozumienia sowa: „Nie!".

— To co nowego — powiedziaam, wskazujc niewielk budowl pooon wier mili poniej Bramy Cienia, nieco z boku drogi. — I nie podoba mi si jej wygld. — Z tak daleka trudno byo jednoznacznie stwierdzi, ale budowla wygldaa jak niewielka forteca wzniesiona z kamienia wyszabrowanego z ruin Przeoczenia.

Doj chrzkn.

— Potencjalne komplikacje. abd zauway:

— Jeli dalej bdziemy tak sta i si gapi, kto moe si na nas zdenerwowa.

Uwaga nie cakiem pozbawiona susznoci, aczkolwiek wyda­wao si, e wadza znajdowaa si w stanie potwornego roz­prenia. Byo oczywiste, e ju od duszego czasu miasto nie miao adnych kopotów. Najprawdopodobniej od momentu gdy opucia je Czarna Kompania.

— Kto... prawdopodobnie ja, poniewa jestem tu jedyn, której wygld zgadza si z tym, za kogo si podaje... bdzie musia dokadnie si tu rozejrze. — Wedle pierwotnego planu wszyscy mieli rozbi obóz niedaleko miejsca, gdzie obecnie staa nowa budowla.

Nie bardzo wiedziaam, co teraz zrobi. Kto powinien czeka, a zejdziemy z gór. Miaam nadziej, e chodzi tu tylko o nie­dopatrzenie Sahry. Od wieków bya ju polubiona Kompanii, nigdy jednak nie nauczya si myle jak onierz. Albo nikt nie pospieszy jej z dobr rad, albo postanowia zignorowa otrzy­man rad, poniewa, jak wielu cywilów, nie potrafia zrozumie, dlaczego nawet najmniejszych drobiazgów naley dopatrze — w efekcie by moe nie uznaa za stosowne wystawi wart oczekujcych na nasze przybycie.

Modliam si, aby tylko o to chodzio.

Nikt jako na ochotnika nie zgasza si do roli zwiadowcy. Byam biedna. Kolejne pcherze na stopach, podczas gdy oni bd sobie leniuchowa w cieniu modych pinii.

Biaa wrona zmaterializowaa si w kilka chwil po tym, jak pokonaam zaom górskiego grzbietu i straciam z oczu towa­rzyszy. Zanurkowaa w moj stron i zakrakaa. Potem zrobia to znowu. Próbowaam si od niej odgania, jakby bya jakim wielkim, naprawd dokuczliwym owadem. Zamiaa si i po chwili bya z powrotem; w jej krakaniu mona byo ju wyróni sowa.

Zrozumiaam. Nareszcie. Ptak chcia, ebym za nim posza.

— Prowad, zwiastunie zagady, ale pamitaj, e nie jestem Gunni i nie powstrzymuj mnie adne wite tabu zabraniajce jedzenia misa. Kilkakrotnie podczas najgorszych okresów mojej suby wojskowej zdarzao mi si kosztowa, jeli to jest wa­ciwe sowo, wroniego gulaszu.

Ale ta konkretna wrona dbaa tylko o to, by mi dogodzi. Zaprowadzia mnie prosto do istnego miasteczka namiotów, pooonego na zboczu wzgórza tu za przedmieciami Nowego Miasta. Nasi ludzie musieli tutaj udawa tylko zwykych uchod­ców, niemniej we wszystkim zna byo rk Sahry. Obóz by schludny, uporzdkowany i czysty. Dokadnie zgodnie z wymo­gami Kapitana, chocia pod jego nieobecno stosowano si do nich wycznie nominalnie.

Poczuam rodzcy si w duszy wewntrzny konflikt. Natych­miast pobiec przed siebie, aby spotka wszystkich, których nie widziaam ju od miesicy? Czy wróci po moich towarzyszy podróy? Kiedy zaczn si ze wszystkimi ciska, mog min godziny, zanim...

Oszczdzono mi tego wyboru. Tobo mnie zobaczy.

Pierwszym ostrzeeniem by okrzyk:

— pioszka! — A potem z lewej strony wpad na mnie kb rozedrganych ramion i nóg, ogarniajc mnie zupenie nieoczeki­wan mas ucisków.

Jako si wywinam.

— Ale urose. — Faktycznie sporo. By ju wyszy ode mnie. I jego gos nabra gbszych tonów. -— Nie mógby ju by Shiki. Wielkim mom tagliaskiej polityki chyba popkaj serca.

— Goblin mówi, e ju nasta czas, abym zama kilka dziew­czcych serc. — Nie naleao ywi szczególnych wtpliwoci, e dysponuje takimi moliwociami. Zapowiada si na przystoj­nego mczyzn, któremu nie brakowao pewnoci siebie.

Co zupenie niezwyke, otoczyam ramieniem jego biodra i razem poszlimy do miejsca, gdzie ju zaczynay si pokazywa znajome twarze.

— Jak mina podró?

— Gównie byo mnóstwo zabawy, wyjwszy chwile, gdy zmuszali mnie do nauki, co dziao si przez mniej wicej cay czas. Sri Surendranath jest jeszcze gorszy ni Goblin, ale mówi, e kiedy zostan uczonym. A Matka zawsze si zgadza, kiedy tylko kto chce mnie zagna do nauki. Ale udao nam si zobaczy par niezych rzeczy. Ta witynia w Praiphurbed, caa pokryta rzebami ludzi robicych to na wszystkie moliwe sposo­by... och, przepraszam. — Zaczerwieni si.

Tobo mia w gowie zakodowany obraz mnie jako swego rodzaju cnotliwej mniszki. I wikszo mego dorosego ycia moga tylko utwierdzi go w tym przekonaniu. Ale bynajmniej nie mam nic przeciwko midzyludzkim przygodom, cho po prostu sama nie jestem tym zainteresowana. Przypuszczalnie dlatego e, jak upiera si abd, nigdy nie natrafiam na czowieka, którego zwierzcy magnetyzm potrafiby cakowicie zdominowa moje intelektualne zastrzeenia. W swym wasnym mniemaniu, abd by gównym autorytetem w tych sprawach.

W kadym razie nie ustawa w propozycjach. Kto wie? Moe kiedy z ciekawoci spróbuj, choby tylko po to, eby si przekona, czy to moliwe, aby mnie kto dotkn, nie wywoujc we mnie ochoty na natychmiastowe ukrycie si w mojej wewn­trznej kryjówce.

Teraz ju inni wyszli mnie powita, ze szczeroci, która rozgrzaa inne miejsce w moim wntrzu — ciepe, malekie, rozjarzone teraz arem. Moi towarzysze. Moi bracia. Utonam w powodzi znajomych gosów. Teraz z pewnoci uda nam si co osign. Teraz musimy dokd doj. Teraz naprawd mo­emy skopa komu dup, gdy bdzie trzeba. pioszka bya ju na miejscu, zaraz wszystko ogarnie, a potem powie kademu, gdzie i kiedy ma dgn noem.

— Bóg jeden zna wszystkie tajemnice i wszystkie arty — powiedziaam — a ja mog tylko pragn, by podzieli si ze mn tajemnic artu, który by wyjania, dlaczego postanowi stworzy niemi gromadk najemnych morderców. — Maym palcem otaram z, zanim ktokolwiek zdy zauway, e przecie nie pada. — Wy chopcy wygldacie raczej tustawo, jak na kogo, kto od dawna jest w drodze.

Kto odrzek:

— Cholera, czekamy tu na was przez cay pieprzony miesic. Przynajmniej niektórzy z nas. Najwolniejsi dotarli w zeszym tygodniu.

— Co z Jednookim? — zapytaam, widzc Sahr, przecis­kajc si przez cib.

— Wyjebany — powiedzia kto. — Skd moga wiedzie...? Uciskaymy si z Sahr. Powiedziaa:

— Zaczynalimy si ju martwi. — W jej stwierdzeniu po­brzmiewa odlegy akcent pytania.

— Tobo, twoja babcia i Wujek Doj czekaj w lesie przy drodze do miasta. Pobiegnij do nich i powiedz, e mog zej na dó.

— Gdzie pozostali? — zapyta kto.

— abd jest z nimi. S troch z tyu. Po dotarciu na wyyny podzielilimy si na trzy grupy. Wszdzie byo peno wron. Nie chcielimy robi dla nich zbyt oczywistego widowiska.

— Postpilimy tak samo po zejciu z barki — poinformowaa mnie Sahra. — Widzielicie duo wron? My tylko kilka. Nie musiay wcale nalee do Protektorki.

— Cay czas towarzyszy nam ta biaa.

— My j równie widzielimy. Jeste godna?

— Bez artów. Od opuszczenia Jaicur jadam jedzenie twojej matki. — Rozejrzaam si dokoa. Przygldali si nam ludzie wcale nie nalecy do Czarnej Kompanii. Mogli by równie uciekinierami, ale entuzjazm towarzyszcy mojemu pojawieniu si z pewnoci wywoa duo gadania.

Sahra rozemiaa si. Brzmiao to jak wyraz ulgi, nie za dobrego humoru.

— Jak si czuje matka?

— Wydaje mi si, e nie jest z ni najlepiej, Sahra. Znikna gdzie wstrtna, zgorzkniaa, stara Ky Gota. Wikszo czasu spdza pogrona we wasnych mylach, a kiedy odzyskuje wiadomo, zachowuje si, jakby prawie wiedziaa, na czym polega grzeczno.

— Chod tutaj. — Sahra uniosa klap namiotu. By to naj­wikszy namiot w caym obozowisku. — A Wujek Doj?

— Odrobin bardziej powolny, ale to wci on. Chce, ebym zmienia si w Nyueng Bao i staa jego uczennic. Jakbym miaa do czasu, bdc aktualnie uczennic Murgena. Powiada, e to dlatego, poniewa nie ma nikogo, komu mógby przekaza swoje obowizki. Na czymkolwiek miayby polega. Najwyraniej s­dzi, e najpierw powinnam si zdecydowa, a moe potem on mi askawie cokolwiek wyjani.

— Macie Klucz?

— Mamy. Jedzie w jukach Wujka Doja. Ale Singh uciek. Czego zreszt naleao si spodziewa. Nie pokaza si tutaj? Przez ca drog towarzyszyy nam plotki, z których mona byo wywnioskowa, e wyprzedza nas i powoli was dogania. Wci masz dziewczyn?

Sahra pokiwaa gow.

— Ale ona jest zupenie grzeczna. Myl, e powrotna podró na poudnie przyblia j tylko do Kiny. Rozsdek mi podpowia­da, e powinnimy zama obietnic i zabi j. — Rozmocia si na poduszkach. — Dobrze, e wreszcie dotara. Jestem zupenie wykoczona. Ueranie si z tymi wszystkimi ludmi, kiedy nie ma nic do roboty... to cud, e nie wydarzyo si nic naprawd powanego... Kupiam farm.

— Co zrobia?

— Kupiam farm. Niedaleko od Bramy Cienia. Powiedzieli mi, e gleba jest luna, niemniej jest to miejsce, gdzie wikszo ludzi moe trzyma si z dala od widoku, od kopotów, a nawet mie jakie zajcie przy budowie domu czy te uprawianiu ziemi, dziki czemu w kocu by moe nawet staniemy si samowy­starczalni. Poowa oddziau tam obecnie przebywa. Wikszo tych, którzy s tutaj, równie pracowaaby na miejscu, jednak Murgen powiedzia, e dzisiaj dotrzecie na miejsce. liczny czas. Nie spodziewalimy si was przez najbliszych kilka godzin.

— Chcesz powiedzie, e dokadnie wiecie, co si dzieje w dalekim wiecie?

— Mam szczególnie utalentowanego ma, który jednak nie zawsze dzieli si ze mn wszystkimi informacjami. Z drugiej strony, ja nie zawsze dziel si tym, co wiem, z pozostaymi. Ale licz na to, e z tob bdzie to wyglda inaczej. S tysice rzeczy, o których musimy porozmawia, pioszka. Nawet nie wiem, od czego zacz. Dlaczego wic nie od: jak si masz?

60

Bractwo powinno rusza w drog.

Goblin nie zaproszony wpad do namiotu i wydysza, e, zgodnie ze sowami Murgena, witeczny nastrój wywoany moim przybyciem przycign uwag policyjnych informatorów i wzbudzi podejrzenia lokalnych wadz. Dotd przed dokadnym zbadaniem spraw obozu dla uchodców powstrzymywa je ca­kowity brak jakichkolwiek ambicji. Wysaam Kendo oraz tuzin innych ludzi, aby zabezpieczyli poudniowe wyjcie z przeczy przez Dandha Presh, zarówno po to, by zagwarantowa mie powitanie dla tych, co mieli przyj po mnie, jak i po to, by nikt nie pobieg natychmiast na pónoc z wieci o tym, gdzie nas mona znale. Kilka nielicznych druyn posaam z zadaniem aresztowania starszych oficerów oraz urzdników, zanim uda im si cokolwiek zorganizowa. Na miejscu nie byo adnej praw­dziwej, ustalonej, solidnej struktury wadzy, poniewa Protektor­ka sprzyjaa rzdom ograniczonej anarchii.

Od razu stao si oczywiste, e tym niegdysiejszym Krainom Cienia, mimo bliskoci równiny lnicego kamienia, centralna wadzy w Taglios powica jedynie marginaln uwag. Kopoty w tym regionie raz na zawsze utopiono w powodzi krwi. Wielki Genera cieszy si tu reputacj, na któr jak najbardziej za­sugiwa. W miecie stacjonowaa garstka onierzy i waciwie nie byo adnych urzdników cieszcych si jakimkolwiek auto­rytetem poza cianami swych biur. Przypominao to wic do zudzenia cich prowincj, idealn dla zsyki ludzi, którzy mog sprawia kopoty, a których nie chce si likwidowa. Mimo to na caym obszarze byo ich znacznie wicej nili nas, a my wyszlimy z onierskiej wprawy. Bdziemy musieli opiera si na naszej inteligencji, szybkoci, zajadoci, póki cay klan nie zbierze si razem i nie dobiegn koca przygotowania do podróy drog na poudnie, ku kracowi doliny.

— Dobra, a teraz, kiedy ju ustanowia na powrót sw wadz i masz chwil czasu, by pogada, jak si, u diaba, miewasz, pioszka? — zapyta Goblin. Wyglda na wyczerpanego.

— miertelnie zmczona podró, ale wci pena ducha. Mio pogada z kim, przy kim nie trzeba wci przechyla si do tyu, aby spojrze mu w oczy.

— Wchodzc w te cholerne drzwi, takie wanie gówno sobie pomylaem. Wiedziaem, e musia istnie jaki powód, dla którego za tob tskniem.

— Sodszych rzeczy ju chyba nie sposób powiedzie. Co z Jednookim?

— Coraz lepiej. Skoro Gota ju tu jest, pewnie bdzie jeszcze lepiej. Ale cakiem dobrze ju nigdy nie bdzie. Bdzie coraz wolniejszy, bdzie si trzs i mia ataki, podczas których bdzie zapomina, co wanie robi. I na zawsze ju zostan mu kopoty z mówieniem, zwaszcza gdy si zdenerwuje.

Pokiwaam gow, wziam gboki oddech, powiedziaam:

— I to si znowu powtórzy, nieprawda?

— Moe. Czsto tak si dzieje. Jednakowo nie musi. — Potar doni czoo. — Ból gowy. Potrzebuj troch snu. Mona si doprowadzi do szalestwa, próbujc da rad z czym takim.

— Jeli potrzebujesz snu, spróbuj teraz si wyspa. Wszystko zaczyna powoli rusza z miejsca. Kiedy zacznie si na dobre, bdziesz nam potrzebny.

— Wiedziaem, e musi by jeszcze jaki powód, dla którego za tob tskniem. Nie jeste na miejscu jeszcze do dugo, by wysmarka nosek, a ju ludzie lataj dookoa, gotowi wali si wzajem po gowach.

— Taki ju mam wesoy charakter. Mylisz, e powinnam odwiedzi Jednookiego?

— Jak chcesz. Ale pknie mu serce, jeli o nim zapomnisz. Prawdopodobnie ju wychodzi z siebie, poniewa ze mn zoba­czya si najpierw.

Zapytaam, gdzie znajd Jednookiego, i wyszam z namiotu. Zauwayam, e uciekinierzy niezwizani z Kompani zaczynaj si powoli wylizgiwa z obozu. Teraz ju nawet w Nowym Miecie daway si dostrzec znaki ogarniajcego je podniecenia.

Gota, Doj i abd zmierzali do obozu, schodzc z górskiego zbocza. Tobo kry wokó nich jak podekscytowany psiak. Zastanawiaam si przez moment, po której stronie stanie abd, kiedy zacznie si prawdziwa zabawa. Najpewniej, tak dugo jak to tylko moliwe, bdzie si stara zachowa neutralno.

— Wygldasz lepiej, ni oczekiwaam — poinformowaam Jednookiego, który naprawd co robi, gdy wsadziam gow do namiotu. — To ta wócznia? Mylaam, e zgubie j ju cae wieki temu. — Rzeczona bro bya piknie zdobionym mier­ciononym narzdziem potnej mocy magicznej, które zacz rzebi jeszcze podczas oblenia Jaicur. Pierwotnie zamierza uy jej przeciwko Wadcy Cienia, Wirujcemu Cieniowi. Pó­niej wci j ulepsza, aby zmierzy si z Dugim Cieniem. Wócznia promieniowaa takim mrocznym piknem, e wyda­wao si grzechem wykorzystanie jej do zabicia kogo.

Chwil trwao, zanim Jednooki powróci do rzeczywistoci. Wreszcie spojrza na mnie. Skurczy si jeszcze bardziej, od czasu gdy go po raz ostatni widziaam, a przecie nawet wówczas by ju tylko szcztkiem Jednookiego, którego pamitaam z cza­sów mej modoci.

— Nie zgubiem.

Tylko dwa lakoniczne sowa. adnych zwyczajowych kreaty­wnych inwektyw, oskare, obraania si. Nie chcia zawstydza samego siebie. Konsekwencje ataku musiay by znacznie bar­dziej dotkliwe emocjonalnie nili cielenie. Przez dwiecie lat cakowicie panowa nad swym otoczeniem — wiek dalece prze­kraczajcy marzenia wikszoci ludzi — a teraz nie móg ju sobie ufa, e uda mu si wypowiedzie jedno poprawne, pene zdanie.

— Wróciam. Mam Klucz. Wszystko ju ruszyo z miejsca.

Jednooki powoli pokiwa gow. Mam nadziej, e zrozumia. W Jaicur ya kiedy pewna kobieta, powiadali, e miaa sto dziewitnacie lat, kiedy umara. Przez cae moje ycie nie widziaam, by robia co innego, jak tylko siedziaa w fotelu i linia si. Nie rozumiaa niczego, co do niej mówiono. Trzeba byo jej zmienia pieluszki jak niemowlciu. Trzeba byo j karmi jak dziecko. Nie chciaam, eby co takiego stao si z Jednookim. Przez wikszo swego czasu by stary, kóci si ze wszystkimi, dokucza wszystkim, ale stanowi fundament mego wiata. By moim bratem.

— Ta druga kobieta. Ta zamna. Nie ma w sobie do ognia. — Jego sowa stanowiy cie normalnej mowy. Kiedy mówi, rce trzsy si zbyt mocno, aby utrzyma narzdzia.

— Ona si boi zwycistwa.

— I ba si go nie odnie. Jeste zajta, Dziewczynko. — Caa twarz mu si rozjania, poniewa zdoa bez wikszych kopotów a tyle powiedzie. — Robisz, co trzeba. Ale bd musia z tob niedugo znowu porozmawia. Wkrótce. Poniewa znowu mi si to dzieje. — Mówi powoli i z ogromn ostronoci dobiera sowa. — Ty jeste jedyna. — Jego wysiek umysowy by tak wielki, e caa rzecz sprawiaa przykre wraenie. Skin doni, bym podesza bliej. — onierze yj. I zastanawiaj si dlaczego.

Kto odrzuci gwatownie klap namiotu. Do wntrza wlay si potoki jaskrawego wiata. Wiedziaam, e to Gota, nawet jeli nie mogam jej zobaczy. Mona to byo wyczu po zapachu.

— Spróbuj nie zmusza go zbytnio do mówienia. Jest bardzo saby.

— Ju wczeniej zetknam si z takim przypadkiem. — Chodna, aczkolwiek uprzejma. Znacznie bardziej oywiona, nili jej si to zdarzao od dawna, wci jednak nie ta kostyczna, czsto cakiem irracjonalna Gota z ostatniego roku. — Bardziej przydam si tutaj. — Jej akcent by znacznie atwiej syszalny ni zazwyczaj. — Id, zabij kogo, Kamienny onierzu.

— Mino ju troch czasu, odkd kto mnie tak nazywa. Gota ukonia mi si szyderczo, kiedy przechodziam koo niej.

— Wojowniku Koci. onierzu Ciemnoci, id naprzód i we­zwij Dzieci Umarych z Krainy Nieznanych Cieni. Gdzie wszel­kie zo umiera niekoczc si mierci.

Wyszam na zewntrz, cakiem zbita z tropu. A z tym o co znów chodzio?

I usyszaam za sob:

— Wzywajc Niebiosa i Ziemi, i Dzie, i Noc. Wydawao mi si, e zaklcie to syszaam ju gdzie wczeniej, ale nie potrafiam sobie przypomnie ani gdzie, ani w jakim kontekcie. Z pewnoci musiao nastpi to w sytuacji, w której jaka osoba wyznania Nyueng Bao próbowaa by szczególnie tajemnicza.

Podniecenie powoli roso. Kto ju zdy ukra jakie ko­nie... zaatwi konie. Nie wycigajmy pochopnych wnios­ków. Liczni jedcy pdzili dookoa, nie kierujc si adnym racjonalnym planem. Przecie dla potrzeb takiej sytuacji co powinno by ju z góry przygotowane. Zaczam narzeka:

— Tak si wanie dzieje, gdy nikt nie chce obj dowództwa. Wy trzej, tam! Zaraz do mnie! W imi Boe, co wy robicie?

Po wysuchaniu ich wymijajcych odpowiedzi wydaam wre­szcie pierwsze rozkazy. Pogalopowali, roznoszc je do innych. Wymruczaam do siebie:

— Nie ma Boga prócz Boga. Bóg jest Wszechmogcy, Nie­zmierzona aska Jego. Zmiuj si nade mn, o Panie Pór. Spraw, by wród moich wrogów zapanowao wiksze zamieszanie nili wród mych przyjació. — Czuam si jak w oku cyklonu nie­kompetencji.

Moja wina? Przecie tylko dotaram na miejsce zbiórki. Skoro naleao si tego spodziewa, kto powinien spotka mnie w miejscu, gdzie nie byo adnych wiadków, i w tajemnicy zaprowadzi na farm Sahry. Dziki temu zyskalibymy czas, aby jako doj do siebie, i nikt by si nie wymdrza.

Tak naprawd nie moglimy si poszczyci adn formaln organizacj, nie istniaa ustalona struktura dowodzenia, nie do­konano podziau obszarów odpowiedzialnoci. Nie mielimy in­nych celów politycznych prócz zadawnionych wani i gboko zakorzenionego przekonania, e powinnimy uwolni Uwizio­nych. Stalimy si czym niewiele wicej ponad osawion band otrów i to mnie martwio. Po czci bya to bowiem moja wina.

Rozmasowaam kark. Nie potrafiam odpdzi natrtnego przeczucia, e Kapitan bdzie musia nadrobi cae lata ochrza-niania nas. Niezalenie od wymówek, jakie mi przychodziy do gowy — byam tylko zastpczyni Murgena, podczas gdy on spoczywa pogrzebany — to przecie oficjalnie zostaam na­znaczona na jego uczennic. Kronikarz czsto bywa Chorym, a Chory ma przed sob otwart drog awansu, poniewa dowodzcy uznaj go za zasadniczo zdolnego do wykonywania obowizków Porucznika, a w kocu zapewne równie Kapitana. Co oznaczao, e Murgen musia co we mnie dostrzec ju dawno temu, a Stary nie znalaz powodu, by zaprotestowa. A ja nic nie zrobiam, tylko bawiam si wietnie, wymylajc kolejne stadia udrki dla naszych wrogów, podczas gdy kobieta, która wcale nie bya zaprzysionym onierzem Kompanii, zaocznie niejako przeja wikszo obowizków dowódcy. Inteligencja, odwaga i determinacja Sahry nie pozostawiay nic do yczenia, jednak jej umiejtnoci jako onierza i dowódcy to ju bya nieco inna sprawa. Chciaa dobrze, ale nie rozumiaa strategii, które nie zostay utkane wokó jej osobistych celów i pragnie. Oczywicie zamierzaa doprowadzi do wskrzeszenia Uwizio­nych, ale kierowaa si nie tylko dobrem Czarnej Kompanii. Chciaa odzyska ma. Dla Sahry Kompania bya tylko rod­kiem do realizacji wasnych celów.

Teraz mielimy zapaci cen mojej niechci, aby uczyni ten ostatni krok i w caoci powici si realizacji celów Kompanii.

Tak naprawd rzeczywicie stanowilimy niewiele wicej nili band rzezimieszków, którymi bylimy wedle Protektorki. Go­towa byam si zaoy, e jakikolwiek zdecydowany opór, na który natrafilibymy tutaj, zniszczyby resztk swoistego ducha Kompanii, jaka jeszcze w nas pozostaa. Mielimy jeszcze za­paci za zapomnienie kim i czym bylimy. A mój gniew, skierowany zreszt gównie przeciw sobie samej, sprawi, e musiaam wszystkim naprawd wydawa si jakim nadnatural­nym zjawiskiem. Biegaam dookoa, wrzeszczc i toczc pian z ust, nie mino wic duo czasu, a ju zagnaam kadego do jakiej poytecznej roboty.

A wtedy aosna garstka achmaniarzy wynurzya si z No­wego Miasta w stron obozu dla uchodców niczym stado upar­tych gsi, ggajc i koyszc si na boki. Byo ich mniej wicej pidziesiciu. Nieli bro. Stal bya w zdecydowanie lepszym stanie nili wymachujcy ni onierze. Lokalny zbrojmistrz najwyraniej zna si na swej pracy. Ktokolwiek jednak wy­wiczy rekrutów, nie mia o swojej pojcia. Byli jeszcze bardziej aosni ni moja banda. Poza tym moi chopcy mieli t przewag, e ju wczeniej rozwalali innym by, a przez to mieli niewielkie opory przed zrobieniem tego znowu. Zwaszcza jeli kto im zagraa.

— Tobo. Id znajd Goblina.

Chopak zerkn na zbliajcy si motoch.

— Potrafi sobie poradzi z t aosn zbieranin, Spioszka. Jednooki i Goblin nauczyli mnie swoich sztuczek.

Troch przeraajcy pomys: histeryczny nastolatek z ich umiejtnociami i wariackim brakiem odpowiedzialnoci.

— Niewykluczone. Moliwe te, e jeste bogiem udajcym miertelnika. Ale nie rozkazuj ci, eby sobie z nimi poradzi. Rozkazaam ci, eby poszed poszuka Goblina. Ruszaj,

Jego twarz pokrya si rumiecem gniewu, ale poszed. Gdy­bym bya jego matk, kóciby si ze mn, póki banda poudniow­ców nie zalaaby nas dokadnie.

Ruszyam w kierunku nadcigajcych onierzy, bolenie wiadoma, e wci mam na sobie te achmany, które przy­wdziaam w dniu, gdy skrycie opuszczalimy Taglios. Jeli cho­dzi o bro, to równie nie nosiam przy sobie nic, o czym w ogóle warto by wspomina. Do pasa miaam przytroczony krótki, szeroki miecz, którego nigdy nie wykorzystywaam do niczego prócz rbania drewna. Zreszt nawet w swoim najlepszym okre­sie naleaam do onierzy, którzy stojc w oddali, strzaami powalaj niespodziewajcego si ataku wroga.

Znalazam sobie odpowiednie miejsce, stanam z rkami zaplecionymi na piersiach i czekaam.

61

Na pierwszy rzut oka byo wida, e nikt nie woy szcze­gólnego wysiku w wywiczenie tych onierzy, lub bodaj przy­zwoite ich umundurowanie. Co idealnie odzwierciedlao pogard Protektorki dla drobnych szczegóów. Zreszt, co niby mogoby grozi tagliaskiemu imperium tutaj, na najdalszych jego kre­sach? Nad granic, której nie przekroczy ju nikt.

Oficer dowodzcy t band mia powan nadwag, z czego mogam wycign okrelone wnioski odnonie do caej lokalnej milicji. Pokój trwa ju od ponad dziesiciu lat, jednak czasy nie byy przecie wcale tak pomylne, aby wyywi licznych gru­basów.

Oficer zadysza si tak ciko, e z pocztku nie potrafi wykrztusi sowa. Postanowiam wic zacz:

— Dzikuj za wasze przybycie. Zdradza ono decyzj umysu zdolnego przewidzie nieuchronny tok wydarze i wykaza ini­cjatyw. Niech twoi ludzie zo bro na tym miejscu. Za­kadajc, e wszystko potoczy si przewidzianym torem, zapew­ne w cigu dwóch, trzech dni pozwolimy im wróci do domów.

Oficer apczywie nabra powietrza w puca, równoczenie próbujc zrozumie to, co wanie usysza. Najwyraniej ta maa istotka ywi jakie szalecze przekonania odnonie do swego panowania nad sytuacj.

Pozwoliam, by moje achmany rozchyliy si na tyle, aby zobaczy medalion Czarnej Kompanii, który niczym wisiorek nosiam na szyi na srebrnym acuszku.

— Woda pi — oznajmiam mu, pewna, e plotki miay do czasu, by roznie nasz slogan a do najdalszych kraców im­perium.

Chocia nie udao mi si oniemieli jego ludzi do tego stopnia, by natychmiast sami zoyli bro, zyskaam kilka chwil, by zebraa si reszta mojej grupy. A zaiste przypominali nad­zwyczaj ponur band rzeników. Goblin i Tobo podeszli bliej i stanli obok mnie. Sahra krzykna na swego syna, gdzie z tyu, ale nie zwróci na ni uwagi. Zdecydowa, e odtd jest ju jednym z duych chopców, a ten mierdziel, Goblin, tylko umacnia go w jego fantazjach.

Powtórzyam wic:

— Proponuj, abycie zoyli bro. Jak si nazywasz? Jak masz szar? Jeli nie oddacie broni, wielu osobom moe sta si krzywda, a wikszo z nich to bd twoi ludzie. Ale to si nie musi tak skoczy. Jeli bdziecie wspópracowa.

Mody grubas dysza w milczeniu. Nie miaam pojcia, czego waciwie oczekiwa. W kadym razie miao to wyglda inaczej. Przypuszczam, e przyzwyczai si do skutecznego zastraszania uciekinierów, zbyt wyczerpanych, by protestowa przeciwko kolejnemu ponieniu.

Goblin zachichota.

— To twoja szansa, chopcze. Poka, co potrafisz.

— wiczyem, kiedy nikt nie patrzy. — I Tobo zacz co szepta, ale gosem zbyt cichym, ebym moga wyróni sowa. Zreszt nie mino par sekund, a nie miaam ju gowy do wsuchiwania si w adne sowa. Tobo zacz zmienia si w co, co bynajmniej nie przypominao chudego nastoletniego chopca. Tobo zacz zmienia si w co, obok czego z pewnoci nie chciaam blisko sta.

Dzieciak by zmiennoksztatnym? Niemoliwe. Tej sztuki uczysz si przez cae wieki.

Pocztkowo uznaam, e zaraz stanie si jakim mitycznym stworzeniem, trollem, ogrem czy te inn zdeformowan i ob­darzon dugimi kami istot, dalej z grubsza przypominajc czowieka — on jednak nie ustawa w wysiku przemiany, uzys­kujc efekt owadopodobny, modliszkowaty, ale równoczenie wielki i naprawd paskudny, a nadto mierdzcy. Rós coraz bardziej i z kad chwil stawa si coraz bardziej wstrtny, coraz bardziej mierdzcy.

W tym momencie zdaam sobie spraw, e sama te nie pachn najpikniej. Tego zazwyczaj dowiadujemy si porednio, po wyranej reakcji otoczenia, poniewa sami nie czujemy.

Zgodnie z tym, czego si nauczy od swoich mentorów, Tobo wanie rozwija przed naszymi oczami iluzj, nie przechodzc do jej rzeczywistego przeksztacenia. Jednak poudniowcy nie mogli o tym wiedzie.

Sama równie byam jej czci. Z szerokiego umiechu Gob­lina atwo mogam wywnioskowa, kto sta za tym szczególnym artem. Jego wpyw zreszt by z pewnoci tak subtelny, e mogam niczego nie zauway, gdyby nie zaalarmowao mnie to, co dziao si z Tobo.

Najwyraniej byam istot wzit z jakiego bardziej tradycyj­nego koszmaru. Czym, co spodziewasz si ujrze, jeli ci od pokole powtarzaj, e Czarna Kompania skada si z facetów, którzy jedz swoje wasne dzieci, kiedy z rónych wzgldów nie mog ju upiec twoich.

— Niech twoi ludzie zo bro. Zanim on wyrwie mi si spod kontroli.

Tobo zaszczeka narzdami aparatu gbowego. Posuwistym ruchem da krok naprzód, krcc dziwnie owadzim bem, jakby si zastanawia, od kogo zacz uczt. Oficer chyba natychmiast instynktownie wyczu, e drapieniki zawsze zaczynaj od naj­grubszych osobników. Tak jak sta, rzuci bro na ziemi, bojc si podej choby na krok w stron Tobo. Powiedziaam:

—- onierze, moe pomoecie tych chopcom pozby si ich zabawek. — Moi ludzie patrzyli równie ogupiaym wzrokiem jak tubylcy. Ja sama byam lekko oszoomiona, ale wci jeszcze skonna do konfrontacji, by skorzysta z okazji, póki mielimy psychologiczn przewag. Przeszam i stanam po drugiej stro­nie grupki onierzy, by poczuli si osaczeni z obu stron przez potwory, o których nie mogli przecie do koca wiedzie, i stanowi wycznie iluzje. Sztuka czarowników potrafi niekiedy przywoa na wiat naprawd paskudne istoty. Przynajmniej tak syszaam.

Musiaa by to prawda. Moi bracia opowiadali mi o tych, które sami widzieli. Z Kronik dowiedziaam si o innych.

Poudniowcy zaczli skada bro. liczny, Pryszcz, czy kto tam, pamitali, by pooy ich na ziemi. W miar jak kolejni robili, co im kazalimy, pozostali znajdowali w sobie coraz mniej ochoty, by si nam przeciwstawia.

Sahra nie potrafia duej trzyma si z boku. Wczepia si w Goblina.

— Co zrobie z moim synem, ty szalony staruchu! Mówiam ci, e nie chc, aby igra z...

Z otworu gbowego Tobo wydoby si syk, zaraz potem zaszczeka. W kierunku twarzy Sahry powdrowao bardzo du­gie odnóe zakoczone szponem.

Chopak poauje póniej tych zabaw.

Wujek Doj wtrci si w sam por.

— Nie teraz, Sahra. Nie tutaj. — Odcign j do tyu. Jego ucisk z pewnoci nie by szczególnie delikatny. Gniew Sahry nie osab, jednak gos zmieni brzmienie. Ostatni rzecz, jak usyszaam, nim odesza do daleko, byo zorzeczenie pamici babki, Hong Tray.

Powiedziaam:

— Goblin, dosy ju tego przedstawienia. Nie dogadam si z tym facetem, jeli bd wyglda jak matka wszystkich rakszasów.

— To nie ja, pioszka. Ja tu jestem tylko po to, by si przyglda. Zaatw to z Tobo. — Sdzc z gosu, by niewinny niczym dzieci.

Tobo jednak by nie do gadania, najwyraniej zbyt wiele radoci przysparzao mu odgrywanie strasznego potwora. Znowu wiec powiedziaam do Goblina:

— Jeli ju zamierzasz uczy go takich rzeczy, spróbuj po­wici troch czasu na lekcje samodyscypliny. Nie wspominajc ju o tym, e musisz go nauczy, aby nie oszukiwa ludzi. Doskonale wiem, kto tu komu co robi, Goblin. Zaraz przesta.

Bynajmniej nie zdziwio mnie, e Tobo ma talent. Waciwie byo to w pewnym stopniu nieuniknione. Mia to we krwi. Martwio mnie natomiast, e Goblin oraz najprawdopodobniej równie Jednooki postanowili zdradzi mu sekrety swej sztuki. Moim zdaniem Tobo by akurat w wieku jak najbardziej nie­stosownym, by wkracza na ciek wszechmocy. Jeli nikt nie bdzie kontrolowa go w okresie, gdy naley si uczy panowania nad sob, zmieni si moe w kolejne dorose dziecko, równie chaotyczne wewntrznie jak Duszoap.

— Wszystko jest przewidziane w programie nauczania, piosz­ka. Ale musisz te zda sobie spraw, e on jest znacznie bardziej dojrzay i odpowiedzialny, nili ty lub jego matka gotowe byy­bycie przyzna. Nie jest ju dzieckiem. Musisz pamita, e wikszo tego, co w nim dostrzegacie, to rzeczy, które wam pokazuje, poniewa myli, e tego wanie po nim oczekujecie. To jest dobry dzieciak, pioszka. Wszystko bdzie dobrze, jeli ty albo Sahra nie zamatkujecie go na mier. On jest w takim wieku, e powinnicie wycofa si i pozwoli, by sam si potyka, albo póniej wszystkiego poaujecie.

— Rady odnonie do wychowywania dzieci w ustach kawalera?

— Nawet kawaler moe by do bystry, by wiedzie, kiedy wychowanie dziecka dobiega koca. pioszka, ten chopak ma wielki hybrydalny talent. Bd dla niego dobra. On jest przy­szoci Czarnej Kompanii. I to wanie przewidziaa ta babcia Nyueng Bao, kiedy po raz pierwszy zobaczya Sahr i Murgena razem, jeszcze podczas oblenia.

— Cudowna dedukcja, staruszku. A ty akurat wybrae sobie t niewaciw chwil, eby mi o tym powiedzie, co zreszt jest dla ciebie typowe. Mam tu wanie pidziesiciu jeców, z któ­rymi musz co zrobi. Mam tu pulchnego i malutkiego nowego chopaka i musz go przekona, e w jego wasnym interesie jest skonienie kolegów dowódców, by z nami wspópracowali. Nie mam natomiast czasu na zajmowanie si kopotami zwizanymi z dojrzewaniem Tobo. Chciaabym, eby co zrozumia. Gdyby to jeszcze do ciebie nie dotaro, nasza obecno tutaj przestaa by tajemnic. Oto na nowo rozpoczy si Wojny Kiauluna-skie. Bd doprawdy zaskoczona, jeli pewnego dnia nie pojawi si tutaj Duszoap we wasnej osobie. A teraz zdejmij ze mnie to odraajce przebranie, abym moga zrobi to, co trzeba.

— Ach, ale ty jeste uparta! — Goblin sprawi, e iluzja znikna. Aura otaczajca chopca równie si rozwiaa. Tobo wydawa si zaskoczony, e tak atwo mona sobie z nim poradzi, ale may czarodziej zagodzi nieco cios, jakim musiao to by dla niego, natychmiast rozpoczynajc fachow krytyk tego, co osign.

Byam pod gbokim wraeniem tego, co przed chwil wi­dziaam. Ale Tobo jako przyszo Kompanii? To naprawd budzio we mnie niepokój, nawet jeli zgodzi si z nie do koca niekwestionowany m zaoeniem, e Kompania ma przed sob w ogóle jak przyszo.

62

Kopnam grubego oficera czubkiem buta.

— Chod. Wstawaj. Musimy pogada. liczny, kiedy ju sprztniesz ich bro, pozostali te mog usi. Niedugo i tak pewnie puszcz ich do domów. Goblin, masz ochot poroz­mawia z Sahr? Raz na zawsze zaatwi t spraw, eby potem nie wybucha nam w twarz w najgorszym momencie?

Gruby oficer jako si podniós. Wyglda bardzo, ale to bardzo nieszczliwie, co akurat potrafiam poj. Nie by to z pewnoci najlepszy dzie w jego yciu. Wziam go pod rami.

— Chod, pójdziemy sobie na spacer.

— Jeste kobiet.

— Nie zaprztaj sobie tym gowy. Masz jakie imi? Albo rang czy tytu?

Uraczy mnie swym regionalnym imieniem, dugim na kilka­nacie wersów, penym niemoliwych do opanowania mlani i gardowych akcentów, które dodatkowo zanieczyszczay jzyk i tak z góry ju zupenie niedostosowany do normalnego ludz­kiego aparatu mowy. Na dowód przypomn, e sama nie byam w stanie opanowa go na poziomie wyszym nili zupenie amany, mimo i cae lata spdziam na tym obszarze.

Wybraam wic z drugiej listy sowo, które wydawao si okrela jego miejsce w genealogii narodu.

— A wic bd mówi na ciebie Suvrin, dobrze? — Za­mruga. Po chwili zrozumiaam, o co chodzi. „Suvrin" to byo zdrobnienie. Zapewne od dwudziestu lat nikt oprócz wasnej matki si do niego tak nie zwraca.

No có. Ja miaam miecz. On nie.

— Suvrin, zapewne syszae plotki, wedle których nie jestemy szczególnie miymi ludmi. Chciaabym ci uspokoi. Wszystko, co kiedykolwiek syszae, to czysta prawda. Ale tym razem nie przyszlimy tu po to, aby pldrowa, rabowa i gwaci wszys­tkich, na których si natkniemy, jak to byo ostatnim razem. Po prostu zdarzyo si nam tdy przechodzi i mamy nadziej wywoa najmniejsze z moliwych zakócenie normalnego toku ycia, zarówno waszego, jak i naszego. Czego chc od ciebie... zakadajc, e zdecydujesz si wspópracowa, wolc to ni grób i zastpstwo kogo, kto myli inaczej... to tylko odrobina ofic­jalnej pomocy, dziki której bdziemy mogli nieco szybciej powdrowa dalej. Za szybko mówi jak dla ciebie?

— Nie. Dobrze opanowaem twój jzyk.

— Nie to miaam... niewane. O co chodzi. Zamierzamy pój wyej, na równin lnicego kamienia...

— Po co? — W jego gosie zabrzmiao najczystsze przerae­nie. Od czasu nastania Wadców Cienia zarówno on, jak i jego przodkowie yli w nieustannym strachu przed równin.

Przecie nie bd mu tumaczy.

— Z tego samego powodu, dla którego kurczak przeszed przez drog. Aby dosta si na drug stron.

Dla Suvrina to wyjanienie najwyraniej byo na tyle nowe, e nie potrafi wymyli adnej odpowiedzi. Cignam wic dalej:

— Przygotowania zajm nam troch czasu. Musimy zgroma­dzi zapasy i ekwipunek. Musimy najpierw wyjani kilka rze­czy. Poza tym jeszcze nie wszyscy nasi ludzie przybyli na miejsce. Zajmujc si tym wszystkim, nie mam ochoty toczy wojny. Chc, aby powiedzia mi, jak jej unikn.

Suvrina sta byo tylko na nieartykuowany jk.

— Jak mam to rozumie?

— Nigdy nie chciaem i do wojska. To wszystko przez ojca. Pragn mnie oddali od rodziny, wysa gdzie, gdzie nie przy­nosibym mu wstydu, ale równoczenie chcia, ebym robi co, co w jego opinii nie naruszao godnoci rodziny. Uzna, e jeli zostan onierzem, niczego nie zepsuj. Nie mam przecie adnych wrogów, przed którymi mógbym naje si wstydu.

— Róne rzeczy si zdarzaj. Z tego twój ojciec powinien zdawa sobie spraw. yje na tym wiecie do dugo, by dochowa si dorosego syna.

— Nie znasz mojego ojca.

— Byby zaskoczony. Spotkaam w yciu mnóstwo takich jak on. Przypuszczalnie wielu byo znacznie gorszych. To nic nowego, Suvrin. I odnosi si to do rozmaitych ludzi. Ilu onierzy tu macie? Jak wielu, dajmy na to, po tej stronie gór? Czy kto z nich darzy Taglios szczególn lojalnoci? Czy porzuc sub dla Taglios, jeli teraz okae si, e przecz jest zamknita? — Terytoria pooone na poudnie od Dandha Presh byy rozlege, ale osabione. Dugi Cie eksploatowa je bezlitonie przez czas duszy ni ywot pokolenia, a póniejsze wojny z Wadcami Cienia i Wojny Kiaulunaskie doszcztnie je zniszczyy.

— Hm... — Wykrca si, ale niezbyt mocno. Tylko na tyle, by nie ponie szczególnej ujmy we wasnych oczach.

Reszt dnia spdzilimy razem. Suvrin przeszed stosown drog — od niechtnego jeca poprzez nerwowego pomocnika a do pomocnego sprzymierzeca. Nietrudno byo sobie z nim radzi, a nazbyt chtnie reagowa na skromne pochway i wy­razy wdzicznoci. Doszam do wniosku, e przez cae jego modziecze ycie wszyscy musieli szczdzi mu dobrego sowa.

I umiera ze strachu, e zniszcz go w chwili, gdy tylko odmówi wspópracy.

Reszt onierzy pucilimy do domów zaraz po tym, jak nasi oprónili zbrojowni Nowego Miasta. Wikszo broni w niej zgromadzona wygldaa, jakby zostaa zebrana ze starych pól bitewnych i traktowana póniej z cakowit pogard przez tego samego zbrojmistrza, którego robot podziwiaam nie tak dawno temu.

Znalazam zreszt tego czowieka i powoaam w nasze sze­regi. By kim w rodzaju primadonny, mistrzem o kaprynym, artystycznym nastawieniu. Pomylaam, e to co akurat dla Jednookiego, ten da sobie z nim rad.

Suvrin towarzyszy mi, kiedy poszam odwiedzi zakupion przez Sahr farm. Jakkolwiek by kiepskim dowódc, jednak sta na czele wszystkich si zbrojnych stacjonujcych w regionie Kiaulune. Nie wiadczyo to dobrze o wartoci jego onierzy albo o mdroci czy oddaniu jego przeoonych. Postanowiam jednak mie go pod rk. By uyteczny jako symbol, jeli ju nie w innej roli.

Zanim wyruszylimy, zadbaam, by pozostali mieli równie co do roboty. Kademu przydzieliam posterunek albo sub w pat­rolu, niemniej nie rozrodkowaam naszych si, abymy na kade zagroenie mogli zareagowa natychmiast, ca dostpn si.

Zwróciam si do Suvrina:

— Zneutralizowaam ca prowincj, wyjwszy ten may fort pod Bram Cienia. Co? — Warownia zamkna przed nami swe bramy. Ludzie wewntrz nie zareagowali na wiadomo, jak im wysaam.

Suvrin pokiwa gow. Jemu równie przychodziy do gowy rozmaite myli. Za póno.

— Wyjd, jeli ty im rozkaesz?

— Nie. Nie s z tych stron. Zostawi ich Wielki Genera, aby strzegli dostpu do Bramy Cienia.

— Ilu ich jest?

— Czternastu.

— Dobrzy onierze? Odrzek zakopotany:

— Znacznie lepsi od moich. — Co mogo jednak znaczy tylko tyle, e potrafili równo maszerowa.

— Opowiedz mi o tym forcie. W jaki sposób gromadz wod i zapasy?

Suvrin zacz co wymijajco mamrota.

— Suvrin, Suvrin. Trzeba byo si wczeniej zastanowi.

— Hm...

— Gbiej ju nie ugrzniesz. Nie pozostao ci teraz nic innego, jak znale sposób wyjcia z caej sytuacji. Zbyt wielu ludzi byo dotd wiadkami twojej kolaboracji. Przykro mi, chopie. Wpade. — Walczyam, jak mogam, aby nie osun si w rol Vajry Wa, z ca jej uwodzicielsk si. Bya naprawd tak bardzo uyteczna.

— Odwagi, kuzynie Suvrin. Wszyscy jako musimy z tym y. Nie moemy zrobi nic, jak tylko przywdzia umiech trupiej czaszki i szarpa ich za brody, i wyrywa im pióra z ogona. Jestemy na miejscu. Wychodzi na to, e to tutaj. — W ciemnociach zamajaczya kiepsko skonstruowana buda. wiato przesczao si przez szczeliny w dachu i cianach. Zastanawiaam si, po co tyle kopotów. Moe budowa jeszcze nie dobiega koca. Za ni widziaam zarysy namiotów.

Kiedy szarpnam za klamk, eby wpuci Suvrina do rodka, na kalenicy dachu co si poruszyo. Biaa wrona. Usyszaam cichy chichot.

— Siostro, siostro. Taglios si budzi. — Potem rozpostara skrzyda. Obserwowaam, jak znika w powiacie skrawka ksi­yca. Sowa byy cakowicie zrozumiae.

Wzruszyam ramionami i weszam do rodka. Bia wron bd si przejmowa moe w przyszym tygodniu, gdy znajd wreszcie chwil, by przytuli gow do poduszki.

— Czy kto z was, chopcy, zdaje sobie spraw, e prowa­dzimy wojn? e w takich okolicznociach kada armia, jak wiat zna od pocztku dziejów, wystawia warty wypatrujce tych, którzy moe zechc si podkra?

Kilkadziesit twarzy bez wyrazu wpatrzyo si we mnie. Gob­lin zapyta:

— Nikogo nie widziaa?

— Nikogo tam nie ma, wic jak mogam kogo zobaczy, staruszku?

— Doprawdy. A jednak dotara tutaj ywa. — Wynikao z tego jednoznacznie, e tam na zewntrz byy naprawd pas­kudne puapki, zdezaktywowane wycznie moc szybkich de­cyzji wartowników, których nie tylko nie widziaam, ale których obecnoci nawet nie podejrzewaam.

— Pragn jeszcze doda, e przynajmniej par razy na kade stulecie trzeba wzi kpiel. — Nie mona byo tego powiedzie o wikszoci przedstawicieli tumu wbitego w ciasne wntrze kryjówki. Pewnie dlatego zostawili tyle szczelin w dachu i cia­nach. — To jest mój nowy przyjaciel, Suvrin. Byy kapitan lokalnego garnizonu. Poszeptaam mu chwil do uszka i zdecy­dowa, e nam pomoe, poniewa zaley mu, abymy odeszli std, zanim Protektorka zechce si pokaza i wszystkim uprzyk­rzy ycie.

Kto w tyle powiedzia:

— W moje te moesz troch poszepta... aa! Za co mnie, kurwa, walne, abd? Vajra W powiedzia:

— Koniec z tym. abd, trzymaj apy przy sobie. Vigan, nie chc sysze, jak po raz drugi otwierasz paszcz. Powiniene wiedzie lepiej. A wic, co wy, chopcy, zrobilicie w celu obalenia tej wiey przy Bramie Cienia?

Nikt nie powiedzia sowa.

— Z pewnoci musielicie co zrobi, kiedy tak sobie sie­dzielicie. — Gestem objam otoczenie. — Udao si wam zbu­dowa dom. Kiepsko. Moe powinnam raczej uy sowa: barak. I na nic wicej nie byo was sta? Nie ma adnych zwiadowców? Nikt nie wymyli adnego planu? Nie przedsiwzi adnych przygotowa? Moe co si dziao takiego, o czym nie mam pojcia?

Goblin niepostrzeenie stan obok mnie. Cakowicie niezwyk­ym dla siebie tonem wyszepta:

— Nie poruszaj tych kwestii. To nie jest waciwa chwila. Po prostu powiedz ludziom, co maj robi i niech to robi.

Od czasu do czasu potrafi jednak zaufa mdroci maego czarodzieja.

— Siadaj. Oto co zrobimy. Zgromadcie wszystkie miotacze kul ognistych, jakie uda si znale. Vigan, wybierz dziesiciu ludzi. Sam bdziesz niós najciszy miotacz. Pozostali niech

wezm lejsze. Jeli nie znajdzie si do dla was, wecie uki. Od razu zajmiemy si t spraw. Vigan, zrób zbiórk swojej druyny.

Wsta czowiek, który wczeniej popeni ten bd, e mnie zdenerwowa. Kwanym tonem wymieni swoich ludzi. Najpraw­dopodobniej tych, którzy ostatnimi czasy zdenerwowali jego. I tak si to wszystko toczy.

W cigu kilku minut, podczas których Vigan zebra ludzi, skoniam pozostaych, by powiedzieli mi wszystko, co powin­nam wiedzie.

63

Kazaam ludziom otoczy fort. Nielimy zapalone pochodnie i nie czynilimy adnych wysików, aby ukry sw obecno. Zgodnie z rozkazem Vigan niós najcisz bambusow tub o wewntrznej rednicy trzech cali. Zwróci si do mnie:

— Nie ma ich ju wicej jak par sztuk, w tej zostay trzy kule.

— Powinno wystarczy. O, tutaj bdzie dobrze. — Dobry snajper z mocnym ukiem móg nam sprawi kopoty, ale takowi we wspóczesnej armii tagliaskiej byli bardzo nieliczni. Mogaba by wojownikiem. Wierzy, e prawdziwi mczyni walcz pier w pier, zbryzgani przelewan krwi wroga. By to jego saby punkt, który wykorzystywalimy par razy podczas Wojen Kiaulunaskich i wykorzystamy jeszcze nieraz, póki si nie poapie.

Goblin podczoga si i zaj pozycj za nami. Tobo by z nim. Nie odezwali si sowem, co dla chopaka musiao stanowi prawdziw prób. Potrafi gada nawet przez sen.

— Co mam zrobi? — zapyta Vigan.

— Poczstuj ich jednym. Skro kamiennego ornamentu nad bram. — Goniej za powiedziaam: — Zosta na miejscach. Nikt nic nie robi, póki nie powiem.

Vigan dwukrotnie próbowa zwolni kurek, ale nic si nie stao.

— Jest pusta? — zapytaam.

— Podobno wcale nie.

Goblin poradzi:

— A wic spróbuj jeszcze raz. Mino ponad dziesi lat, odkd jej ostatnio uywano. Moe potrzebuje troch dotarcia? Zamyliam si:

— Zao si, e nikt nie dba o czyszczenie mechanizmu. A wy, chopcy, deliberowalicie, czemu chc wynaj zbrojmistrza. Ruszaj. Zakr znowu. Ostronie, eby nie straci celu z oczu.

„up! Psst-Psst-Psst-ziuu!" — w dal. Kula ognista przebia si równo przez dwa zewntrzne mury niezbyt okazaych umocnie oraz to, czym wypeniono przestrze midzy nimi. Kamie zacz parowa i rozpywa si. Szkaratna kula w powietrzu mkna jeszcze przez kilka mil, póki pchaa j do przodu bezwadno, a potem ciemniaa, dryfujc ku ziemi gdzie za ruinami Przeocze­nia.

— Przesu si kilka jardów w lewo, obni celownik o pi stóp, a potem zrób to znowu.

Vigan zaczyna si powoli niele bawi. Kiedy wdrowa na nowe stanowisko, w jego ruchach bya jaka skoczno. Tym razem potrzebny by tylko jeden dodatkowy obrót kurka, eby wypuci ognisty pocisk.

Palca kula w kolorze cytryny przebia umocnienia na wylot. Musiaa co wanego zahaczy po drodze. Kiedy pojawia si po drugiej stronie, nie miaa ju prawie wcale energii.

Ponad szczytem wiey wykwit pióropusz pary.

— Musielimy chyba trafi w beczk z wod — powiedzia­am. Woda z kulami ognistymi tworzya naprawd nieprzyjemn kombinacj, rodzc istne eksplozje przegrzanej pary. — Suvrin, gdzie jeste? — Dwie kule ogniste powinny przycign uwag tych w rodku, powinny zmusi do mylenia tych, co przeyli. Teraz naleao si skupi na celnoci ognia. — Suvrin! Czy kiedykolwiek bye w rodku tej sterty kamienia?

Grubas ruszy niechtnie. Gdy znajdowa si ju niedaleko, blask pad na jego twarz. onierze bronicego si garnizonu z pewnoci go zapamitaj. Wyranie dostrzegaam, e mnie te miaby ochot okama. Ale zabrako mu odwagi.

— Tak.

— Jaki jest ukad wntrza? Z pewnoci nie moe by szcze­gólnie skomplikowany...

— Nie jest. Zwierzta i magazyny na parterze. Bram mona wesprze wszystkim, co bdzie pod rk, eby nie daa si wbi do rodka. Mieszkaj na pierwszym pitrze. Jest tam po prostu jedna wielka sala. Palenisko, na którym przyrzdza si posiki, sienniki i stojaki z broni, to wszystko.

— A dach stanowi zasadniczo teren przeznaczony do walki, prawda? Poczekaj chwile, Vigan. Nie marnujmy wicej kul ognistych, ni to konieczne. Niech teraz pomyl chwil nad tym, co si stao. Moe postanowi skapitulowa. Wiedz, e nie zrobiam nic zego ludziom Suvrina. Tobo, przejd si dookoa i powiedz wszystkim, e jeli ju chc wystrzeli kul ognist, niech tak celuj, aby przesza przez drugie pitro. Najlepiej jak najniej. Prawdopodobnie padn na podog, kiedy poczuj nad­chodzc mier.

— Mog strzeli z jednej z tych rzeczy, pioszka?

— Najpierw zanie wiadomo. — Obserwowaam, jak od­chodzi. Zrcznie mu to szo, nie naraa si niepotrzebnie. Przez szczeliny ucznicze przewityway twarze ukrytych za nimi obroców. Kilka strza poleciao w nasz stron i nie trafiwszy w nic, spado na ziemi. — Gdyby kto pyta, to mamy dokadne mapy tego miejsca a do ostatniego siennika i stou, wiemy te dokadnie, gdzie wycelowa kad kul ognist, aby uzyska najlepszy efekt.

— Znowu masz cakowit racj. Jak zawsze zreszt. Nic nie mów przez moment. Co si tu dzieje. Ci ludzie wcale nie s tak wystraszeni, jak powinni.

Jeszcze mówiam, kiedy zobaczyam twarz wychylajc si ponad parapetem. A sporód nocy wyfruna biaa wrona. Strcia onierzowi skórzany hem z gowy.

Zawoaam:

— Wszyscy wstawa! Co kombinuj!

Goblin ju zacz mrucze pod nosem. Palcami wyczynia jakie dziwne rzeczy.

Na dachu maego fortu pojawili si onierze. Kady trzyma co w doni, gotowe do rzutu. Bez mojego przyzwolenia kilka kul ognistych pomkno w ich stron. Jeden grenadier pad, ale wczeniej zdy jeszcze cisn w powietrze swój granat.

Zobaczyam bysk szka. Takiego samego, jakiego wiele lat temu Jednooki uywa do budowania bomb ognistych. Kilka jeszcze wci mielimy. Ale rzucanie przeciwko nam bomb ognistych mijao si z celem. Bylimy poza zasigiem rzutu.

— Celuj nisko! — krzyknam. — Id cienie! — By to okrzyk, którego nikt od wieku nie sysza, ale weterani pamitali i zareagowali bez wahania.

Goblin ju bieg koyszcym si krokiem skro zbocza, tak szybko jak tylko pozwalay mu stare koci, wci mruczc i krcc mynki palcami, midzy którymi przeskakiway róowe iskry, obsypujc resztki wosów. Wyrwa z rk jednego z ludzi cienk, ma tub bambusow. Oznakowana czarnymi pasami, bya przeznaczona wanie przeciw cieniom.

Pofruny kule ogniste. Kilka przedziurawio forteczk. Inne pomkny za cieniami wylewajcymi si z pknitych szklanych pojemników. Za moimi plecami Suvrin zacz jcze. Zwróciam si do:

— Nie uciekaj. Wtedy na pewno ci dopadn. Uwielbiaj goni ofiar.

Z wntrza fortecy dobiegay teraz liczne wrzaski. Ogniste kule przebijajce si przez jej mury trafiay w ludzi. Na swój sposób kule ogniste byy równie paskudne jak mordercze cienie.

Jeden z moich ludzi zacz wrzeszcze, kiedy dopad go cie. Ale tylko on mia pecha. Zaklcie Goblina równie troch po­mogo. Szybka reakcja strzelców z miotaczami okazaa si naj­skuteczniejsza.

Goblin strzela ognistymi kulami z tuby, któr przed chwil porwa, ale celowa na pónoc zamiast w stron upartego maego fortu. Przesta po kilku zaledwie próbach. Wróci do mnie.

— Wykonali swoj robot, ci dzielni chopcy, tam w forcie. Przekazali ostrzeenie. — Mówi tonem kwanym jak plasterek cytryny pod jzykiem.

— Wic, jak rozumiem, Duszoap nie zgina, wpadajc do wody. — Wydarzenia w Taglios poznaam do momentu, gdy dywan Protektorki rozpad si w powietrzu, a ona spada z im­petem czterysta stóp w dó do rzeki. Relacj przerwano w tym momencie, nie dlatego, eby cae wydarzenie uczyni szczegól­nie dramatycznym, ale poniewa zbyt wiele si dziao, aby starczyo czasu na opowiedzenie reszty. Zwaszcza e w gr wchodzia osoba Murgena. Murgen najwyraniej pracowa przez cay czas, kojc lki i troski Sahry.

— Ona jest jedn z Dziesiciu, Których Schwytano, pioszka. Tym ludziom nieatwo zrobi krzywd. Do diaba, ona przeya, kiedy obcito jej gow. Przez jakie pitnacie lat nosia j ze sob w skrzynce.

Jknam. Czasami naprawd atwo byo zapomnie, e Du­szoap bya kim wicej nili tylko niemi, odleg, podstarza wadczyni.

— Maj tam jeszcze jakie niespodzianki? — pytanie skiero­wane byo do Suvrina, ale odpowiedzia Goblin:

— Gdyby mieli, ju by ich uyli. Masz zamiar i tam po nich?

— O, do diaska, nie! Komu moe sta si krzywda. Oprócz nich, oczywicie. Suvrin, id tam i powiedz im, e jeli si poddadz w cigu najbliszej pógodziny, pozwol im odej. Jeli nie, pozabijam wszystkich, nim minie godzina.

Grubas zacz ju protestowa. Vigan dgn go czubkiem sztyletu w zadek. Zapewniam Suvrina:

— Jeli co ci zrobi, pomszcz ci.

— Zdja mi wielki ciar z serca. Goblin zapyta:

— Jak masz zamiar kogokolwiek pomci? Biorc pod uwag, e nie zamierzasz wchodzi po nich do rodka?

— Wanie po to ma si czarodziei. Wyglda to na wspania sposobno udzielenia Tobo lekcji w warunkach polowych.

— Czy jestem zaskoczony? Nie bardzo. Od czterystu lat zawsze to samo: „Co teraz zrobimy? Nie mam pojcia. Niech Goblin si tym zajmie". Powinienem pój na spacer, a ty sama sobie wymylaj, co robi.

— Jestem zmczona. Mam zamiar siedzie tutaj i da od­pocz moim oczom, póki Suvrin nie wróci.

Syszaam, jak Goblin mówi do Vigana, eby wystrzeli jesz­cze jedn ognist kul cikiego kalibru w róg umocnie, celujc wzdu ciany tak, aby ca energi zuya na przearcie si przez wapie, z którego j zbudowano. Potem byo solidne „up!", po którym dosza mnie zaraz wo przegrzanego wapienia. Kiedy odpywaam w sen, syszaam, jak Goblin mówi co o wykurzeniu ich stamtd.

64

Powierzchnia rzeki, w któr uderzya Duszoap bynajmniej nie zapewniaa mikkiego ldowania, jednak oczywicie nie byo to równoznaczne z upadkiem z tej samej wysokoci na kamie. Lot zreszt trwa dostatecznie dugo, by Protektorka zdya si przygotowa na ldowanie.

Jednak nawet wówczas zderzenie okazao si na tyle gwatow­ne, by na jaki czas pozbawi j przytomnoci. W przerwach midzy przeklestwami zdoaa rzuci odpowiednie czary. Kiedy odzyskaa wiadomo, dryfowaa w dó rzeki z fal powodzi, z gow ponad powierzchni wody. Trwaa deszczowa pora roku, poziom wody by wysoki, a nurt bystry. Duo wysiku kosz­towao j dopynicie do poudniowego brzegu. Kiedy wreszcie wygramolia si z odmtu, znajdowaa si dobre pi mil w dó rzeki od miejsca, gdzie do niej wpada, czyli ju poza granicami waciwego miasta, w regionie syncym z szakali, zarówno z cztero-, jak i dwunonej odmiany. Powiadano równie, e w nocy mona tu spotka polujc panter, przy brzegu od czasu do czasu krokodyla, i nie mino znów tak wiele lat, od kiedy po raz ostatni zawita tu tygrys z dolnego biegu rzeki.

Oczywicie adna ogarnita szaem bd dz krwi istota nie moga sprawi Protektorce najmniejszych kopotów. Wokó niej skupio si stado wron liczce setk osobników; trzymay stra. Pozostae fruway w ciemnociach, póki nie zebray si szeregi nietoperzy. Ptaki i nietoperze razem potrafiy odstraszy wszyst­kich padlinoerców i drapieców, póki Duszoap nie obudzia si i w napadzie nagego rozdranienia nie odpdzia krcego wokó stada szakali.

Chwiejnie posza w stron pobliskiego domu, mruczc co o sta­rzeniu si i braku odpornoci. Powoli odzyskiwaa siy. W gosie, którym obrzucia inwektywami okrutny czas, pojawio si drenie.

W kocu dotara do domku lichwiarza, gdzie zadaa trans­portu z powrotem do Paacu. Na miejscu znalaza si tu przed niadaniem, w nastroju tak paskudnym, e caa suba natych­miast za punkt honoru przyja stanie si niewidzialn. Tylko Wielki Genera przyszed zapyta o jej samopoczucie. I natych­miast odszed, gdy zacza plu lin i warcze na niego.

Cho tak chtnie lubia nurza si w paranoi, Duszoap nie podejrzewaa, e jej wypadek by czym wicej nili wynikiem zbiegu okolicznoci, póki podczas przygotowa do kolejnego lotu, majcego na celu zabawienie Nyueng Bao, nie zbadaa dokadnie swego drugiego dywanu. Wtedy odkrya, e czci lekkiej drewnianej ramy, na której by rozpity, zostay osabione przez podpiowanie w najwaniejszych miejscach.

W cigu kilku sekund poja kto i dlaczego to zrobi. Natych­miast posaa po Jaula Barundandiego i jego wspópracowników.

Niespodzianka. Barundandiego nigdzie nie mona byo zna­le. Odwoaa go z Paacu trudna sytuacja rodzinna, jak powie­dzia, dokadnie na kilka chwil przed jej powrotem. Tyle donieli jej Szarzy, gdy kazaa im ca rzecz zbada.

— Có za zdumiewajcy zbieg okolicznoci. Znajdcie go. Znajdcie ludzi, z którymi zazwyczaj pracowa. Mam z nimi wiele rzeczy do omówienia.

Szarzy rozproszyli si. Wszake jeden szczególnie miay kapitan zosta z ni, by zoy raport dotyczcy innej sprawy:

— Plotki w miecie gosz, e Bhodi maj zamiar podj na nowo próby samospalenia. Chc, by Radisha wysza do nich i osobicie zaja si skargami.

Te wieci w aden sposób nie wpyny na popraw nastroju Duszoap.

— Zapytaj ich, czy chc, abym im dostarczya potrzebnej do tego nafty. Dzisiaj czuj szczególny przypyw miosierdzia. Zapy­taj ich te, czy mog si powstrzyma do czasu, a ciele wznios trybuny, aby wicej wiernych poddanych Radishy mogo cieszy si tym widowiskiem. Nie dbam o czyny szaleców. Wyno si std! Znajd tego robaka, Barundandiego! — Gos, którym mó­wia te sowa, znamionowa potn dawk szalestwa.

Jaul Barundandi mia szczcie w nieszczciu. Udao mu si unikn zwracania uwagi nietoperzy, wron i cieni, które Protek­torka spucia ze smyczy, gdy tylko Szarzy donieli o niepowo­dzeniu poszukiwa, ostatecznie jednak, gdy kara za jego zapanie dostatecznie wzrosa, pad ofiar donosiciela. Oficjalne kamstwo gosio, e zaatakowa i powanie porani Radish oraz e jedynie szybka interwencja Protektorki i udzia jej najpotniejszych zakl uratoway ycie Ksiniczki. Wedle doniesie stan Radishy by bardzo powany.

Lud Taglios kocha swoj Radish. Jaul Barundandi przekona si wkrótce, e nie ma adnych przyjació oprócz swych wspól­ników, i to wanie jeden z nich zdradzi go w zamian za czciowy udzia w nagrodzie (wikszo przywaszczyli sobie oficerowie Szarych) oraz chwilow nietykalno.

Jaul Barundandi cierpia straszliwie na mkach i chcc jak najszybciej pozby si bólu, ze wszystkich si stara si wspó­pracowa —jednak po prostu nie potrafi powiedzie Protektorce nic z tego, co chciaa wiedzie. Ostatecznie wic kazaa go zamkn w klatce zawieszonej dokadnie pitnacie stóp ponad miejscem, które adepci Bhodi zazwyczaj wybierali dla powi­cenia swych ywotów, i wydaa obwieszczenie zachcajce prze­chodniów do rzucania we kamieniami. Mia tak wisie w nie­skoczono, nkany nieustajc udrk, jednak ju podczas pierwszej nocy kto zdoa podrzuci mu zatruty kawaek owocu, równoczenie kadc poniej trupy zdrajcy i jednego z Szarych, kademu wsadzajc w usta papier, który gosi: „Woda pi". Zanim ich odnaleziono, wrony zdyy ju mocno poszarpa ciaa.

Wtedy te po raz ostatni widziano goda Czarnej Kompanii, jednak ich pojawienie si wystarczyo, aby doprowadzi Protek­tork nieomal do utraty zmysów. Przez wiele dni wci do­chowujce jej lojalnoci resztki Szarych byy nadzwyczaj zajte aresztowaniami, przy czym wikszo z ujtych stanowili ludzie, którzy naprawd nie mieli zielonego pojcia, czym mogli zdener­wowa Duszoap.

Ostatecznie nigdy wic nie dotara na bagna Nyueng Bao, mimo i oczywicie dokonaa niezbdnych napraw ostatniego dywanu. Z kad godzin Taglios stawao si coraz bardziej podzielone. Ca uwag musiaa powica tumieniu niepokojów nabrzmiewajcych w miecie.

Potem dotar do niej wierny, zszargany, may cie, który przeby ca drog przez góry i lasy, rzeki i jeziora oraz równiny, aby przynie jej wieci o tym, co stao si na dalekim poudniu.

Duszoap wrzasna krzykiem tak straszliwym, e cae miasto natychmiast dowiedziao si o aktualnym stanie jej uczu. Imig­ranci zaczli powtórnie zastanawia si, czy przypadkiem nie wraca do domów.

Wielki Genera i dwaj oficerowie jego sztabu wyamali drzwi do apartamentów Protektorki, pewni, e potrzebna jej bdzie pomoc. Zastali j jednak wciekle przechadzajc si po kom­nacie i debatujc ze sob co najmniej szecioma gosami.

— Maj Klucz. Musz mie Klucz. Musieli zamordowa Kamc. By moe zawarli sojusz z Kin. Dlaczego mieliby tam pój? Dlaczego mieliby pój na równin po tym, co si stao poprzednim razem? Co ich tam wci cignie? Czytaam ich Kroniki. Nic w nich nie ma. Co mog wiedzie? O Krainie Nieznanych Cieni? Nie mogli przecie stworzy cakowicie no­wej i niezalenej tradycji ustnej od czasu, kiedy suyli mi na pónocy. Gdyby byo to co wanego, jeden z nich zapisaby wszystko. Po co? Po co? Co oni wiedz, a czego nie wiem ja?

Duszoap zdaa sobie spraw z obecnoci Mogaby i jego ludzi. Ci ostatni nerwowo rozgldali si dookoa, próbujc poj, skd dobiegaj gosy. Kiedy Duszoap bya porzdnie zdenerwowana, gosy dochodziy jakby ze wszystkich stron naraz.

— Ty. Zapae ju dla mnie moich terrorystów?

— Nie. I nie zapi, póki nie zgosi si jaki obraony czonek rodziny, który uzna to za znakomity sposób wyrównania rachun­ków. Zapewne i tak nie zostao ich wicej ni garstka i praw­dopodobnie nie znaj si nawzajem. Z tego, co udao mi si usysze, wnosz, e wrócili do Puapki Cienia. — On sam pracowa kiedy dla Wadcy Cienia o imieniu Dugi Cie. Nie potrafi si pozby nawyku okrelania Kiaulune mianem, jakie nada mu byy pracodawca.

— Dokadnie. Wracamy do miejsca, w którym bylimy pit­nacie lat temu. Tylko e teraz maj Radish i Klucz. — Ton jej gosu nie pozostawia wtpliwoci, e cakowit win obarcza wanie jego.

Mogaba nie przej si tym szczególnie. Przynajmniej nie od razu. By przyzwyczajony, e obwinia si go o bdy innych, nadto nie wierzy, by niedobitki Czarnej Kompanii mogy sta­nowi jakie realne zagroenie w najbliszym czasie. Zostali pobici nazbyt druzgocco i zbyt dugo nie byo ich na scenie.

Tylko we wasnych fantazjach bardziej przypominali onierzy nili Kamcy. Nawet ci czonkowie si porzdkowych z poudnia, którzy przypominali w istocie postacie z opery komicznej, po­winni ostatecznie by zdolni do pokonania ich i pogrzebania. W Krainach Cienia nie znajd choby odrobiny sympatii dla siebie. Tamci ludzie naprawd dobrze zapamitali ostatni wizyt Czarnej Kompanii.

— Ten Klucz? Co to takiego?

— rodek umoliwiajcy pokonanie bez uszczerbku Bramy Cienia. Talizman, dziki któremu moliwe jest podróowanie przez równin. — Jej gos przedtem brzmia pedantycznie. Teraz zabarwi go gniew. — Kiedy by w moim posiadaniu. Dawno temu. Dziki niemu mogam pój tam w gór i przyjrze si wszystkiemu. Dugi Cie, gdyby wówczas o tym wiedzia, chyba wyszedby z siebie. W jeszcze wikszym stopniu, nili to si temu eunuchowi zdarzao. Ale przedmiot zgin podczas pierw­szych zamieszek wokó Kiaulune. Podejrzewam, e Kina zasnua mój umys sieci zudze, podczas gdy Kamca Singh ukrad zarówno Klucz, jak drog córeczk mojej siostry. Nie potrafi sobie wyobrazi, dlaczego ta haastra miaaby ochot pój na pustyni po ostatniej katastrofie, ale jeli oni czego chc, jest to dostateczny powód, abym im w tym przeszkodzia. Przygotuj si do podróy.

— Nie moemy zostawi Taglios bez nadzoru na czas wy­starczajcy, by dotrze do Puapki Cienia. Nie mamy ju ogiera, a gdyby nawet, nie byby zdolny ponie dwóch jedców.

Duszoap poczua si zupenie zbita z tropu.

— Co?

— Czarny ogier z pomocy. Ten, na którym jedziem przez te wszystkie lata. Znikn. Rozbi swój boks w stajni i uciek. Mówiem ci w zeszym miesicu. — Najwyraniej nie potrafia sobie przypomnie.

— Polecimy.

— Ale... — Mogaba nienawidzi latania. W czasach, kiedy by generaem Dugiego Cienia, niemale codziennie musia lata razem z Wyjcem. Wci le wspomina te czasy. — Sdziem, e wikszy dywan zosta wanie zniszczony.

— May te uniesie nas dwoje. Ale to bdzie cika przeprawa. Bd musiaa czsto odpoczywa. Mimo to jestemy w stanie dosta si na miejsce i wróci, zanim ci ludzie zorientuj si, e nas nie ma, i spróbuj wykorzysta sytuacj. Tydzie na podró w obie strony. Dziesi dni na miejscu.

Wielki Genera mógby od rki przedstawi kilkanacie za­strzee, jednak ugryz si w jzyk. Gdy w gr wchodziy opinie, których nie miaa zamiaru wysuchiwa, Protektorka bya jeszcze gorsza ni Dugi Cie.

Duszoap cigna dalej:

— Kiedy ju bdziemy na miejscu, przebierzemy si i prze­nikniemy w ich szeregi. Chc, eby zwraca uwag na mot, mniej wicej taki i taki, zrobiony z kutego elaza, ale znacznie ciszy, nili powinien by.

Mogaba skoni si lekko. Nie wyrazia swoich obaw, jak trudne moe okaza si dla obydwojga zmieszanie z tumem, który cigali.

Duszoap rozkazaa:

— Przygotuj swoich ludzi. Przez kilka tygodni bd musieli utrzyma miasto pod kontrol.

Mogaba wyszed, nie wspominajc, e proponowany czas nieobecnoci ju si wyduy. Na zajmowanym przeze stano­wisku czsto trzeba byo przemilcza wasne odczucia.

Rozbawiona Protektorka obserwowaa, jak odchodzi. Nawet w poowie nie udao mu si ukry swych uczu tak dobrze, jak sdzi. Ale ona od tylu ju wieków zaprawiaa si w swej niegodziwoci i zbadaa wewntrzne sanktuaria ludzkich dusz tak dokadnie, e naprawd potrafia niemal czyta w mylach.

65

Maa forteca przechylaa si powoli jak lekko podgrzany woskowy model. Gdy tylko zasnam i nie mogam si wtrca, Goblin przekaza magiczne roboty oblnicze w rce Tobo, który wykona zupenie niez robot, wykurzajc wroga z kryjówek. May paskud najwyraniej bra lekcje od znacznie duszego czasu, nili on lub jego mentorzy skonni byli przyzna.

onierze garnizonu wynosili wanie swych zabitych i rannych, kiedy obudzi mnie krzyk. Usiadam wyprostowana. Powoli wstawa wit. I cay wiat si zmieni.

— Jaki problem, liczny? — zapytaam.

Jeden z moich weteranów rozpozna jednego z tamtych.

Diabe sam przyszed, eby wszystko wyjani.

— Ten facet, który dowodzi. To jest Khusavir Pete, pioszka. Pamitasz, mylelimy, e zgin, kiedy Batalion Bahrata zosta wycity w pie w zasadzce pod Kushkhoshi.

— Pamitam. — I przypomniaam sobie równie co, o czym liczny nie wiedzia; fakt, którego znajomo dzieliam wycz­nie z Murgenem, przechodzcym wówczas jako duch obok miej­sca rzezi. Khusavir Pete, w owym czasie zaprzysiony brat z Kompanii, poprowadzi najwiksz si, jak jeszcze wtedy dysponowalimy, prosto w puapk, która na dobre odebraa nam szans odegrania wikszej roli podczas Wojen Kiaulunaskich. Khusavir Pete dobi targu. Khusavir Pete zdradzi swoich braci. Khusavir Pete zajmowa wysok pozycj na mojej licie ludzi, których chciaam cho raz jeszcze w yciu spotka, aczkolwiek do tej pory byam jedyn, która wiedziaa, e on sam przey i e za zdrad nagrodzony zosta wysokim stanowiskiem, pienidzmi i nowym nazwiskiem. Widzc go jednak, niektórzy ludzie szybko skojarzyli fakty.

— Trzeba byo j poprosi, eby twarz ci równie zmienia — powiedziaam, kiedy zakrwawionego cisnli mi pod nogi. — Chocia i tak pewnie lepiej ci si udao, nili si spodziewae, gdy ona nakonia ci do zdrady. — Popatrzyam mu w oczy. To, co zobaczy w moich, przekonao go, e nie ma sensu czemukolwiek zaprzecza. Vajra W wyszed ze mnie, by si zabawi.

Coraz wicej ludzi zbierao si wokó nas, wikszo nie wiedziaa, o co chodzi, póki im nie wyjaniam, jak Duszoap skusia Khusavira Pete'a, aby zdradzi i pomóg zgadzi ponad piciuset naszych braci i sprzymierzeców. Sowa powitania, z którymi przyszli, szybko zmieniy si w wyszukane sugestie sposobów zredukowania oczekiwanej dugoci ycia zdrajcy. Pozwoliam mu sucha, póki rce naprawd nie poszy w ruch. Potem rozkazaam Goblinowi:

— Schowaj go gdzie. Moe si jeszcze przyda.

Podniecenie powoli zamierao. Pozwoliam sobie na przyzwo­ity posiek. Mój nastrój poprawi si znacznie, skorzystaam wic z okazji, aby spdzi troch czasu w towarzystwie Mistrza Surendranatha Santaraksity.

— ycie, jakie prowadzisz, najwyraniej ci suy — powie­dziaam mu na wstpie. — Wygldasz teraz znacznie lepiej, ni wtedy gdy opuszczalimy miasto. — I bya to szczera prawda.

— Dorabee? Chopcze, mylaem, e nie yjesz. Mimo wszyst­kich nie koczcych si zapewnie. — Pochyli si nieco w moj stron i wyzna: — Nie wszyscy twoi towarzysze s cakiem uczciwi.

— Moe jakim cudem Goblin i Jednooki zaproponowali, e naucz ci gra w tonka?

Bibliotekarzowi udao si przybra niewinny wyraz twarzy.

— Nie gra z nimi, to lekcja, któr kady musi sobie przy­swoi.

Niewinno przemienia si w diabelski bysk.

— Myl, e mi te udao si czego ich nauczy. Kiedy byem modszy, jednym z moich hobby byy sztuczki karciane.

Nie potrafiam si nie rozemia na myl, e te otry dostay to, na co zasuyy.

— Odkrye moe co, co bdzie dla mnie uyteczne?

— Przeczytaem kade sowo w kadej ksice, któr zabrali­my ze sob, wczywszy w to cao wspóczesnych kronik twojej kompanii spisanych w znanych mi jzykach. Nie znalaz­em nic godnego uwagi. Próbowaem nawet wydedukowa treci kronik, których nie umiaem odczyta, porównujc materia prze­pisany w wicej ni jednym jzyku.

Murgen te powici temu mnóstwo pracy. Mia naprawd bzika, jeli chodzi o cige przepisywanie materiau w janiejszy sposób, a jednym z jego wielkich projektów byo przejrzenie Kronik Pani i Kapitana w celu znalezienia niecisoci i skon­frontowania ich ze wiadectwami dostarczonymi przez innych uczestników zdarze oraz równoczesna transkrypcja ich na wspóczesny tagliaski. Wszyscy robilimy to naszym poprzed­nikom, do pewnego stopnia przynajmniej, tak e kady ostatni tom Kronik w rzeczywistoci stanowi wynik niezamierzonego wspóautorstwa wielu.

Powiedziaam wic:

— Wleczemy ze sob mnóstwo ksiek, nieprawda?

— Jak limaki niosce histori wasnego ycia na grzbietach.

— Tym wanie jestemy. W kadym razie, adna metafora. Czy te wszystkie studia nie staj si po jakim czasie ogupiajce?

— Chopak nie pozwala mi na otpienie.

— Chopak?

— Tobo. Jest naprawd bystrym studentem. Bardziej jeszcze nawet zdumiewajcym nili ty swego czasu.

— Tobo?

— Wiem. Któ by si tego spodziewa po Nyueng Bao? Niszczycie wszystkie tradycyjnie utrwalone pojcia, Dorabee.

— Moje równie trzs si w posadach. — Tobo? Albo Santaraksita mia ukryty talent wzbudzania w uczniach inspiracji, albo Tobo przeszed objawienie i zrzdzenie boskie wyposayo go w nowe motywacje. — Pewien jeste, e to Tobo, a nie jaki podrzutek?

Demon we wasnej osobie wsadzi gow do rodka.

pioszka. Popoch, Rzekoaz i reszta ju tu id. Dzie dobry, Mistrzu Santaraksita. — Tobo naprawd wydawa si uszczli­wiony, e moe tu przebywa. — Akurat nie mam adnych innych obowizków. Aha, pioszka, ojciec chce z tob rozmawia.

— Gdzie? — Wszystko dziao si troch zbyt szybko. Nie byo nawet chwili, aby porozmawia z Murgenem o najwaniej­szych wydarzeniach.

— W namiocie Goblina. Wszyscy prócz matki uznali, e to bdzie dla niego najbezpieczniejsze miejsce.

Nie miaam kopotu z wyobraeniem sobie irytacji Sahry, której odebrano w ten sposób nawet nieliczne chwile sam na sam z mem.

Kiedy wychodziam z namiotu, modzieniec i stary mczyzna siedzieli ju nad ksik. Ostrzegam Santaraksit znaczcym spojrzeniem, które jednak byo niepotrzebne.

Goblina nie byo w domu. To jasne. Wykonywa wanie kolejne zadanie z dugiej listy wrczonej mu przeze mnie. Zachichotaam.

Nie bardzo byam w stanie uwierzy, e jedna istota ludzka potrafi narobi tyle baaganu w tak ograniczonej przestrzeni.

Wntrze namiotu Goblina nie byo wiele szersze, ni wynosi wzrost którego z nas, a dugoci miao dwa razy tyle. W naj­wyszym miejscu od dachu dzieliy mnie dwa cale wolnej prze­strzeni. Umeblowanie skadao si waciwie wycznie z czego, co wygldao jak stoek mleczarki. Góra zachmanionych koców zdradzaa miejsce, w którym spa. Reszt wolnego miejsca zaj­mowa cakowity chaos wszelkich przedmiotów, zasadniczo wy­gldajcych na mietnik wielu poprzednich lokatorów. Znalezie­nie wiodcego motywu w tym zbiorze byo niemoliwe.

Wszystko to musiay by towary zgromadzone ju po przy­byciu na miejsce. Sahra nigdy nie pozwoliaby zabra na bark takich mieci.

Projektor mgielny sta u wezgowia woniejcego posania Goblina. Z nieporzdnie przekrzywionego instrumentu wyciekaa woda.

— Jeli to jest najbezpieczniejsze miejsce na trzymanie tej cholernej rzeczy, to wynika std, e caa Kompania cierpi na iluzje wasnej wielkoci.

Z mgielnego projektora dobieg mnie szept. Usiadam nisko, tu przy nim, dziki czemu mogam dokadniej zapozna si z zapachami na trwae otaczajcymi óko Goblina. Kilka z nich musiao zapewne wywodzi si jeszcze z czasów, gdy nosi pieluszki.

— Co?

Nawet wtedy, kiedy Murgen najbardziej si wysila, by ledwie syszalny.

— Wicej wody. Musisz dola wicej wody do urzdzenia, w przeciwnym razie za chwil nie bdzie ju adnej mgy.

Zaczam wyciga aparat z namiotu.

Murgen tak si rozzoci, e przez chwil nawet mówi goniej:

— Cholera, nie! Przynie do mnie wod, a nie zano mnie do wody. Jeli musisz wlec mnie dookoa, to przynajmniej poczekaj do czasu, a uzupenisz we mnie wod. I nie tra czasu. Za kilka chwil strac zakotwiczenie w tym wiecie.

Znalezienie galona wody zmienio si w prawdziwe wyzwanie.

— Co ci zabrao tyle czasu?

— Szukanie wody zamienio si w drobn przygod. Wy­chodzi na to, e adnemu z tych idiotów nie przyszo do gowy, e naleaoby mie jej troch pod rk. Gdyby na przykad armia królewska zdecydowaa si rozbi obóz midzy nami a strumie­niem, z którego j czerpiemy, a który znajduje si w odlegoci mili. Jak mam j wla do rodka?

— Z tyu jest korek. Jeli chcesz, eby si poprawio, spróbuj poczyta im troch z Kronik. Jak to robi w wityniach. I jak to czasami ja robiem. Wybierz co stosownego dla sytuacji, w jakiej si znajdujecie. „W owych czasach Kompania pozo­stawaa w subie..." i tak dalej, aby mieli przed oczyma przy­kady, dlaczego naniesienie na wzgórze wicej wody, nili bez­porednio potrzeba, moe si okaza przydatne i tak dalej. To s doroli ludzie. Nie moesz po prostu wydzieraniem si zmu­sza ich do robienia waciwych rzeczy. Ale kiedy zaczniesz im czyta, usysz opowieci o czym, co jaki Kronikarz zrobi kiedy indziej, i sami zrozumiej, e zawsze naley uprzedza uderzenie fali gówna. W ten sposób przycigniesz ich uwag.

— Tobo mówi, e chciae ze mn porozmawia.

— Musz ci poinformowa, co si dzieje gdzie indziej. I chc ci poda kilka sugestii odnonie do przygotowa do wejcia na równin. Pierwsz jest postulat uwanego wysuchania Wierzby abdzia, najwaniejsz wszak konieczno zdecydowanego po­prawienia dyscypliny. Równina jest miejscem miertelnie niebez­piecznym. Gorszym nawet ni Równina Strachu, której nie mo­esz pamita. Tam nie da si zignorowa regu i pozosta przy yciu. Jedna z sugestii, które mog pomóc, to ta, aby nie pali ani nie grzeba czowieka zabitego wczoraj przez cie. Niech ci, którzy uniknli tego losu, patrz na niego i myl o tym, co si stanie z wami wszystkimi, jeli cho jeden spieprzy spraw tam w górze. Przeczytaj im ustpy zawierajce opis naszych przej. Niech abd powiadczy.

— Mog wzi tylko kilka godnych zaufania osób i z nimi was wydoby.

— Moesz. Ale reszta wiata nie okae szczególnej sympatii ludziom, których zostawisz. Obecnie cie zmierza na pónoc, aby powiadomi Duszoap, gdzie ma was szuka. By moe ona ju wie dosy, aby domyle si, co próbujecie zrobi. Bynajmniej nie zaley jej, aby spotka si znowu z Konowaem i siostr, majcymi na dodatek wszelkie powody do ywienia powanych pretensji. Przybdzie tutaj najszybciej, jak si da. A oprócz Duszoap jest jeszcze Narayan Singh. Wspiera go Kina, a wic niesamowicie trudno go wyledzi, od czasu do czasu potrafi jednak na mgnienie dostrzec jego obecno. Przebywa po tej stronie Dandha Presh, przypuszczalnie gdzie niedaleko. Chce odbi Córk Nocy i udostpni jej ksig, któr przehandlowaa za Klucz. Który, tak na marginesie, powinna odebra Wujkowi Dojowi, zanim skusi go pomys przedsiwzicia czego na was­n rk. I nich Goblin go zbada.

— Hm? — Tego ranka by prawdziw skarbnic wiedzy; najwyraniej wszystko mia z góry poukadane.

— W tym Kluczu jest co wicej, nili da si dostrzec na pierwszy rzut oka. Mam przeczucie, e Kamca czego nie zauway. Doj nieustannie skrobie go, próbujc odkry, co si kryje wewntrz elaza. Musimy wicej si o nim dowiedzie, zanim mu zaufamy. A dowiedzie si musimy szybko. Nie minie wiele czasu, nim cie dotrze do Taglios.

— Rzeka i Popoch ju przybyli. To s ludzie, którym przy­najmniej w poowie mona zaufa. Gdy tylko wypoczn, prze­ka im cz roboty. Potem bd si martwi...

— Martw si ju teraz. Niech abd zostanie twoim sieran­tem. Jest dowiadczony i nie ma ju wyboru, jak tylko i za nami. Duszka nigdy nie uwierzy, e jej nie zdradzi.

— O tym nie pomylaam.

— Nie musisz wszystkiego robi sama, pioszka. Jeli chcesz zosta dowódc, bdziesz si musiaa nauczy, jak mówi lu­dziom, co ma by zrobione, a potem usuwa si im z drogi i pozwala to robi. Jeli bdziesz cay czas patrze im przez rami, jak nie przymierzajc matka, nigdy nie uzyskasz wiele. Uwioda ju tego grubasa?

— Co?

— Tego lokalnego buraka i onierzyka. Tego, który nie potrafiby maszerowa krok w krok, nawet gdyby mu pomalowa stopy na róne kolory. Pogrya go ju?

— Ty o jednym, kiedy ja o drugim. Zupenie si ju zgubiam.

— Pozwól, e ci nakrel, jak wyglda sytuacja. Zapomniaa mu powiedzie, e Duszka z pewnoci tu wpadnie. Musisz go nakoni do zawarcia umowy. On zachowuje swoj robot. Po­maga nam std odej, aby jak najprdzej si nas pozby. Kiedy nie patrzy, ty ustawiasz go w taki sposób, e kiedy uderza fala gówna, nie ma wyboru, jak tylko uda si na poszukiwanie szczcia w naszym towarzystwie.

— W takim sensie go pogryam. Na siedemdziesit procent.

— Hej. Poszepcz mu troch do uszka. We do buzi jego miosny misie. Zrób wszystko, co musisz. Jeli Duszka go straci, nikomu innemu w tych okolicach nigdy ju nie zaufa.

Kiedy wpadam odwiedzi ich znowu, Goblin uywa niemale tego samego jzyka co Murgen. Rad tamtego najwyraniej uzna za idealn.

— Zap grubaska za jego fujark i nie puszczaj nawet na moment. Od czasu do czasu cinij go troch, eby nie przesta si umiecha.

— Zapewne ju ci to mówiam, ale jeste zwykym cynicznym botojadem.

— To przez wszystkie te lata czekania a Jednooki znowu zacznie. Byem sodk niewinn istot, zanim przystaem do tego oddziau. Co si do ciebie równie odnosi.

— Urodzie si ju cyniczny i zepsuty. Goblin zachichota.

— Jak sdzisz, co jeszcze trzeba zaatwi, zanim pójdziemy w góry? Ile, twoim zdaniem, zajmie to czasu?

— Jeli Suvrin bdzie wspópracowa, z pewnoci nie potrwa to wieczno.

— Nigdy, nawet na chwil nie zapominaj, e nie masz duo czasu. Ile jeszcze mam o tym gada. Duszoap nadchodzi. Nie widziaa, jak to wyglda, gdy ona skoncentruje si na czym bez reszty.

— Wojny Kiaulunaskie si nie licz? — Chyba rzeczywicie musia zobaczy co zupenie przeraajcego. By zdecydowany postawi na swoim.

Wojny Kiaulunaskie si nie licz. Dla niej to bya tylko rozrywka.

Zmusiam si do zoenia wizyty, której dotd unikaam.

Córka Nocy miaa sptane kostki. Zamknito j w elaznej klatce, której prty pokrywaa gruba warstwa zakl, powoduj­cych tym wikszy ból, im dalej od nich znalaza si nieszczsna ofiara. Moga oczywicie uciec, ale to j bdzie bolao. Jeli przesadzi i posunie si za daleko, umrze.

Wygldao na to, e dooono wszelkich moliwych stara, aby j zneutralizowa. Wyjwszy rozwizanie ostateczne, do którego nakania mnie rozum. Nie miaam adnych powodów, by zachowa j przy yciu — oprócz tego, e daam sowo.

Podczas posików i temu podobnych ludzie zmieniali si po kolei przy jej klatce, penic sub parami. Sahra nie zanie­dbywaa swych obowizków. Doskonale zdawaa sobie spraw z zagroenia, jakie stanowi dziewczyna.

Od pierwszego spojrzenia omale nie skrcio mnie z zazdro­ci. Mimo niekorzystnej sytuacji, w jakiej si znalaza, wci bya pikna, przypominaa swoj matk, której kto ofiarowa nowsze ciao. Lecz zza licznych bkitnych oczu wygldao co nie­skoczenie starszego i bardziej mrocznego. Przez chwil czuam si nie jak w obecnoci Córki Nocy, ale ciemnoci wcielonej.

Miaa mnóstwo czasu na nawizanie najbardziej intymnego kontaktu ze sw duchow matk.

Umiechna si, jakby doskonale wiadoma wy mrocznej pokusy, pezajcych po czarnych korytarzach mej duszy. Miaam ochot wzi j do óka. Miaam ochot j zamordowa. Miaam ochot ucieka, bagajc o lito. Sporego wysiku woli i gim­nastyki umysu wymagao przypomnienie sobie, e Kina oraz jej córka nie byy zem w sensie, jaki ludzie z pónocy, albo chocia moi wspówyznawcy Vehdna, nadawali temu pojciu.

Aczkolwiek... imi jej ciemno.

Cofnam si par kroków, odrzuciam jak szeroko klap namiotu, aby mój sprzymierzeniec, blask dnia, móg przenikn do wntrza. Umiech znikn z twarzy dziewczyny. Cofna si pod najdalsz cian klatki. Nie potrafiam wymyli, co mam powiedzie. Tak naprawd to nie miaymy sobie nic do powie­dzenia. Niby po co miaam z ni plotkowa i przekazywa mniej istotne wieci z zewntrznego wiata — chyba tylko po to, by skoni j do zrobienia czego innego prócz czekania.

Bez wtpienia natomiast dysponowaa cierpliwoci swej du­chowej matki.

Co mnie uderzyo w plecy. Schwyciam za rkoje krótkiego mieczyka.

Trzepot biaych skrzyde zniszczy moj starannie uoon fryzur. Szpony wczepiy si w moje rami. Córka Nocy patrzya na bia wron i po raz pierwszy od dugiego czasu na jej twarzy odbiy si prawdziwe emocje. Pewno siebie jakby nieco osab­a. Przez szczeliny w masce sczy si strach. Wcisna si w kraty za plecami.

— Spotkalicie si wczeniej? — zapytaam. Wrona wyskrzeczaa co, co brzmiao jak:

— Kra! Wiranda!

Dziewczyna zacza dre w widoczny sposób. Gdyby to byo moliwe, zapewne zbladaby jeszcze bardziej. Szczki zaciskaa tak mocno, e na zbach chyba popkao jej szkliwo. Zanoto­waam sobie w pamici, eby omówi t spraw z Murgenem. On wiedzia co o tej wronie.

Co mogo tak dogbnie wstrzsn dziewczyn?

Wrona zamiaa si. Wyszeptaa:

— Siostro, siostro — i wyfruna z powrotem na wiato dnia, gdzie przestraszya jednego z onierzy, za co obrzuci j stekiem wyzwisk.

Patrzyam na dziewczyn, obserwujc, jak z powrotem chowa si w gbi stalowego kokonu otaczajcego jej wntrze. Wreszcie odpowiedziaa mi spojrzeniem. Czuam, jak strach obecny w niej jeszcze chwil temu, ulatnia si. W jej oczach byam niczym, mniej ni robakiem, z pewnoci czym znacznie mniej istotnym ni naderwany paznokie na pocztku dugiej drogi przez wieki.

Zadraam i uciekam spojrzeniem.

To by naprawd przeraajcy dzieciak.

66

Wstawalimy przed witem. Kadlimy si po zachodzie so­ca. W cigu dnia wykonywalimy mnóstwo wicze, z rodzaju tych, które ju od zbyt dawna zaniedbywano. Tobo z fanatycz­nym niemale powieceniem pracowa nad usprawnieniem swych zdolnoci iluzjonisty. W ramach wysików zmierzajcych do pogbienia i wzmocnienia poczucia wspólnoty naszego bractwa, odgrywajcego tak wielk rol w tym, czym bya Kompania, wprowadziam zwyczaj codziennego czytania Kronik. Z pocztku natrafiam rzecz jasna na opór, jednak sama idea chwycia, zyskujc z czasem coraz wiksz popularno, w miar jak narastao przekonanie, e — naprawd! — wyruszymy na lnic równin albo zginiemy tutaj przed Bram Cienia, kiedy Duszoap przybdzie napisa ostatni rozdzia naszej historii.

Odnowiony rygor wicze natychmiast zacz si odpaca z nawizk. Osiem dni po tym, jak zdobylimy fort pod Bram Cienia, kolejna haastra, do zudzenia przypominajca t, któr wczeniej przyprowadzi Suvrin, tyle e liczniejsza, wypada z terenów otaczajcych Nowe Miasto od zachodu. Dziki Mur-genowi zostalimy dostatecznie wczenie uprzedzeni. Z pomoc Tobo oraz asystujcego mu Goblina zaoylimy klasyczn za­sadzk Kompanii, wykorzystujc iluzje i zaklcia nkajce, które wprowadziy zamieszanie i zdezorganizoway szeregi czonków oddziau, majcych zreszt ju wczeniej kopoty ze zrozumieniem, o co waciwie w tym wszystkim chodzi. Ude­rzylimy szybko, z caej siy, bezlitonie, i w cigu kilku minut zagroenie przestao istnie. W rzeczywistoci królewskie od­wody rozpady si tak szybko, e nie udao nam si wzi tylu jeców, ilu bym chciaa, chocia zmusilimy do zoenia broni wikszo oficerów. Suvrin bez wahania zidentyfikowa tych, których zna.

Suvrin obecnie by ju praktycznie rzecz biorc rekrutem Kompanii, tak wielkie byo jego pragnienie przynalenoci do wikszej caoci i zasuenia sobie na akceptacj tych, którzy go otaczali. Odczuwaam co na ksztat poczucia winy, wykorzys­tujc go w ten sposób.

Jecy, których wzilimy, zostali wykorzystani jako przymusowa sia robocza, kadca podwaliny naszej przyszoci. Wik­szo z radoci si temu poddaa, poniewa obiecaam, e tych, którzy bd ciko pracowa, uwolni przed naszym wymarszem na pustyni. Ci natomiast, którzy pracowa nie bd, posu nam za tragarzy. Swoj rol odegray te plotki rozpuszczane wród naszych winiów, e po drugiej stronie Bramy Cienia przewidujemy konieczno skadania ofiar z ludzi.

Goblina znalazam w towarzystwie Jednookiego, który jak si zdawao, znacznie szybciej dochodzi do siebie pod obecno Goty. Pewnie dlatego, e wicej si potrzebowa, aby zmyka przed ni i potrawami, jakie we wpychaa. Nie wiem. Klucz lea na maym stoliczku midzy nimi. Doj, Tobo i Gota przy­gldali si z boku. Nawet Gota zamkna usta na kódk.

Rzecz dziwna, ale Sahry wród nich nie byo.

Za daleko si posuwaa w okazywanym Tobo niezadowoleniu. Podejrzewaam wszake, i chodzi tu o co wicej, nili gotowa bya przyzna. W znacznej czci jej nastroje warunkoway obawy przed najblisz przyszoci.

— Dokadnie tutaj — powiedzia Jednooki, kiedy pochyliam si naprzód, aby zobaczy, co robi Goblin. May ysy czowie­czek mia w doniach lekki moteczek i duto. Delikatnie uderzy jednym w drugie. Od Klucza odpad kawaek elaza. I tak to najwyraniej trwao ju od jakiego czasu, poniewa mniej wicej poowa elaza ju zostaa usunita, obnaajc przedmiot wyko­nany ze zota. Tak byam zaskoczona brakiem choby ladu chciwoci u czarodzieja, e omal nie zapomniaam si zaniepo­koi, co te wyprawiaj z Kluczem.

Otworzyam ju usta, by co powiedzie. Jednooki, nie pod­noszc wzroku, poinformowa mnie:

— Nie nasraj w gacie, Dziewczynko. Niczego nie zepsujemy. Klucz to ta rzecz w rodku. Ten zoty mot. Zechcesz nachyli si troch bliej? By moe ty potrafisz odczyta, co na nim napisano.

Pochyliam si. Objam wzrokiem litery odsonite przez usunite elazo.

— Wyglda jak ten sam alfabet, którym napisano pierwszy tom Kronik. — Nie wspominajc ju o pierwszej Ksidze Umar­ych. O której nie powiedziaam.

Goblin kocem duta wskaza wyrany symbol widoczny w kilku miejscach.

— Doj mówi, e widzia ten znak w wityni Gaju Prze­znaczenia.

— I tam te jest jego miejsce. — Nie by mi obcy. Mistrz Santaraksita zapozna mnie z jego znaczeniem. — To jest osobis­te godo bogini. Jej wasnorczny podpis, jeli wolicie takie okrelenie. — Nie wspomniaam o imieniu. Zaproponowaam: — Nie wymawiajcie imienia. W adnej z jego form. W obecnoci tego przedmiotu z absolutn pewnoci przycignie to jej uwa­g. — Wszyscy zagapili si na mnie. Zapytaam: — Nie zrobili­cie tego dotd, nieprawda? Nie? Wujku, nie wiedziae, czym moe tak naprawd okaza si ta rzecz, co? — Miaam wraenie, i Narayan Singh nigdy by nam go nie odda, gdyby tylko wiedzia, co posiada. Podejrzewaam nawet, e przedmiot ten istnia wycznie po to, aby opiekujcy si nim kapan móg w kadej chwili zwróci uwag swej bogini. Nawet w mojej religii w dawnych czasach ludzie nawizywali znacznie bardziej bezporednie i przeraajce zwizki z boskoci. Tak przynaj­mniej utrzymyway pisma. Ale nigdzie w mitologii Kiny nie pojawia si aden zoty mot, przynajmniej na ile potrafiam sobie przypomnie. Moe Mistrz Santaraksita bdzie w stanie powiedzie mi co wicej.

Goblin dalej skroba talizman. Ja patrzyam. W miar jak odpaday kolejne fragmenty, wszystko szo coraz szybciej.

— To nie jest aden mot — powiedziaam. — To jest rodzaj kilofa. Przedmiot kultu Kamców. Kady Kamca ma taki kilof jak ten. Oczywicie nie s wykonane ze zota. Uywaj ich podczas pochówku po dokonanym morderstwie. Aby skruszy koci swych ofiar, które dziki temu zajm mniej miejsca w gro­bie. Czasami wykorzystuje si go take do kopania grobów. Wszystko z towarzyszeniem odpowiednich ceremonii, rzecz jas­na, majcych uradowa Kin. Naprawd uwaam, e kto powi­nien pokaza to Córce Nocy i zobaczy, jak ona zareaguje.

Poczuam si nagle wystawiona na tysice par oczu, które tylko czekay, a zgosz si na ochotnika. Poinformowaam ich:

— Nie mam zamiaru. Id si pooy.

Ale tamci nie przestawali patrze. Sama sobie przyznaam dowództwo. A takim czym nie powinien zajmowa si nikt inny prócz dowódcy.

— W porzdku. Wujku. Tobo. Goblin. Bdziecie mnie ubez­piecza. Ten dzieciak dysponuje talentami, których zasigu jesz­cze nawet nie podejrzewamy. — Ostrzeono mnie, e noc wci próbuje opuszcza swe ciao, mimo ogranicze, jakie na ni naoono. Bya przecie nieodrodn córk swej matki, jak wic mielimy stwierdzi, co moe si wydarzy, jeli zostanie ska­zana na zbyt dotkliwe niewygody.

Tobo zaprotestowa.

— Nie lubi si do niej zblia. Od tego dostaj gsiej skórki. Goblin jednak popar mnie w tej sprawie.

— Chopcze, kademu na jej widok ciarki chodz po plecach. Ona jest najbardziej przeraajc istot, na jak natrafiem pod­czas stu pidziesiciu lat ycia. Musisz si do tego przyzwycza­i. Jako sobie z tym poradzi. To jest cz tej roboty. Do której, jak mówi, zostae stworzony i o któr zreszt sam prosie.

Ciekawe. Goblin jako mentor i nauczyciel wydawa si znacznie bardziej racjonalny i przekonujcy nili Goblin leser i dekownik.

May czarodziej zaproponowa:

— Poniesiesz Klucz. Jeste mody i silny.

Kiedy weszlimy do namiotu, Córka Nocy nawet nie uniosa wzroku. By moe nie zdawaa sobie sprawy z naszej obecnoci. Na pozór pogrona bya w medytacji. By moe komunikowaa si z Mroczn Matk. Goblin kopn prty jej klatki, które mio zagrzechotay, ronic deszcze rdzy.

— No có, tylko spójrzcie. Czy nie chytra?

— Co jest? — zapytaam.

— Opracowaa jakie zaklcie, które rzucia na krat. Rdze­wieje w tempie sto razy szybszym, ni powinna. Bystra dziew­czynka. Tylko e...

Bystra dziewczynka popatrzya na nas. Znowu spojrzaymy sobie w oczy. To, co si w nich kryo, zdjo mnie mrozem a do koci.

— Tylko co? — zapytaam.

— Tylko e wszystkie niewolce i kontrolujce j zaklcia zakotwiczone s w klatce. Wszystko, co si stanie z klatk, stanie si te i z ni. Spójrz na jej skór.

Natychmiast zrozumiaam, co ma na myli. Córka Nocy w ci­sym sensie sowa oczywicie nie zardzewiaa, jednak jej skóra wydawaa si równie zniszczona i pokryta plamami jak powierzch­nia elaza.

Powoli przeniosa wzrok na Wujka, Goblina, Tobo... i a dech jej zaparo, jakby widziaa chopaka po raz pierwszy w yciu. Podniosa si powoli, przysuna bliej krat, wci patrzc mu w oczy. Potem nieznaczny mars przeci jej czoo. Spojrzenie przeskoczyo na przedmiot, który chopak trzyma w doniach.

Otworzya usta, z których, gotowam przysic, wydoby si odgos przypominajcy ryk rozzoszczonego sonia. Oczy powik­szyy si. Pochylia si naprzód. Pta spady z nóg. Prty klatki zatrzeszczay i uroniy kolejny deszcz rdzy. Ugiy si, ale nie pky. Wyrzucia rce przed siebie w rozpaczliwym wysiku dosignicia Klucza. Drobne patki skóry poczerniay i opady z jej doni. Ale wci bya pikna.

Zauwayam:

— Sdz, e spokojnie moemy uzna, i ten przedmiot posiada wielkie znaczenie dla Kamców.

— Moesz spokojnie uzna — zgodzi si Goblin. Cae rami dziewczyny powoli zaczynao wyglda jak porzdnie poparzone.

— A wic zabierzmy go std i zobaczmy, co jeszcze odkryje­my. I niech klatka zostanie wzmocniona, jej pta za zmienione. Tobo! — Chopak patrzy na dziewczyn, jakby po raz pierwszy dostrzeg w niej kobiet. — Nie mów mi tylko, e wanie si zakocha. Zaami si, jeli na dodatek trzeba bdzie tym si jeszcze przejmowa.

— Nie — zapewni mnie Wujek Doj. — To nie jest mio, jak sdz. Ale to moe by mgnienie przyszoci.

Chocia próbowaam naciska, nie powiedzia ju nic wicej. Wci by przecie Wujkiem Dojem, tajemniczym kapanem Nyueng Bao.

67

Zaraz po porace kolumny odwodów wszystko zaczo si piknie ukada. Murgen powiedzia, e nikt ju nie jest w stanie nam si przeciwstawi, przynajmniej bez pomocy zza gór. Nie­stety, pomoc ta bya ju w drodze. Duszoap przemieszczaa si na poudnie drog powietrzn, krótkimi, nierównymi skokami, które jednak przybliay j do celu znacznie szybciej, ni byoby do tego zdolne jakiekolwiek zwierz — nawet jeden z magicz­nych ogierów, pochodzcych z Wiey w Uroku — jednak dalej zdecydowanie wolniej, nili naleao oczekiwa po magicznym dywanie. Dawno, dawno temu Wyj potrafi w cigu jednej nocy pokona odlego midzy Przeoczeniem a Taglios.

Duszoap musiaa odpoczywa przez kilka godzin na kad godzin spdzon w powietrzu. Mimo to uparcie dya naprzód. A wpyw, jakie te wieci wywary na onierzy, okaza si icie elektryzujcy. Skoro zostay tylko dni, albo moe wrcz godziny, wszyscy zakasali rkawy i wzili si do roboty. Prawie nikt si nie obija, nikt nie marnowa si na darmo, lecz wszyscy napraw­d porzdnie przykadali si do szlifowania wojskowych umiejt­noci.

Suvrin by na miejscu wraz z onierzami i musztrowa ich, a biy na siódme poty. Chocia by z nami od niedawna, zacz ju traci wag i wyranie byo wida, e apie form. Wkrótce po tym, jak Murgen i Goblin zaczli do spóki wydawa regularne raporty o postpach Duszoap, podszed do mnie.

— Chciabym zosta z wami, prosz pani — poprosi.

— Czego chciaby? — byam zaskoczona.

— Nie jestem do koca pewien, czy chciabym zosta o­nierzem Czarnej Kompanii, ale wiem na pewno, e nie chc tu by, kiedy przybdzie Protektorka. Otacza j sawa osoby rzadko zwracajcej uwag na wymow faktów. To, e i tak próny byby mój opór wobec was, nie wywrze na niej wraenia.

— Co do tego z pewnoci si nie mylisz. Skoro zdezer­terowae — poniewa, wykonujc zlecon ci przez ni prac, zostaby zabity — ona uoy wszystko tak, e czego by nie zrobi, mierci i tak nie unikniesz. A jeli si da, bdzie to znacznie mniej przyjemna mier. W porzdku, Suvrin. Do­trzymae sowa i dobrze pracowae.

Zamruga.

— Wiesz, co faktycznie znaczy sowo „Suvrin"?

— Mniej wicej tyle co: „modszy". Ale teraz jeste ju z nim zwizany. Wikszo onierzy Kompanii nie posuguje si imio­nami nadanymi im po urodzeniu. A nawet jeli uywaj imion, to i tak nie posuguj si wasnymi. W ten sposób odrzucaj swoj przeszo. I z tob bdzie tak samo. Skrzywi si.

— Zamelduj si u Mistrza Santaraksity. Póki nie znajd ci czego do roboty, twoim zadaniem bdzie asystowanie mu. Ze starego Baladityi nie ma ju wielkiego poytku. Jest jeszcze gorszy ni Santaraksita, który ju spónia si z pakowaniem, poniewa ksiki wci odwracaj jego uwag. — Santaraksita zdoby na miejscu kilka antycznych woluminów, które cudow­nym sposobem przetrway niezliczone katastrofy nawiedzajce te obszary w cigu ostatnich paru dziesicioleci.

Suvrin skoni si.

— Dzikuj. — Kiedy odchodzi, jego kroki zdradzay przy­pyw wieej energii.

Podejrzewaam, e on i Mistrz Santaraksita maj wiele ze sob wspólnego. Cholera, Suvrin nawet potrafi czyta.

Przede mn zmaterializowa si Tobo.

— Ojciec kaza ci powiedzie, e Duszoap dotara ju do Charandaprash. I postanowia tam chwil odpocz przed poko­naniem Dandha Presh.

— Kolejnych kilka godzin aski. wietnie. Znaczy, e s szans, i nie znajdzie tu ju nic prócz naszych ladów. Jak ci si ukada z matk? Zrobie cokolwiek w tej sprawie?

— Ojciec mówi te, e masz ustawi kogo z rogiem alar­mowym, kto zadmie w momencie, gdy Protektorka znajdzie si niebezpiecznie blisko. I e powinna ju odwoa patrole obser­wujce przecz, na wypadek gdyby Duszoap odechciao si jednak odpoczywa.

To by faktycznie dobry pomys.

Popoch i Rzekoaz mieli pecha, e znaleli si blisko, kiedy akurat spojrzaam w t stron. Wysaam ich, eby cignli wartowników.

— Tobo, nie moesz ignorowa swej matki. Skoczy si na tym, e bdzie midzy wami gorzej, ni byo midzy ni a twoj babk.

— pioszka... dlaczego mi po prostu nie pozwolisz dorosn?

— Poniewa jeste jej dzieckiem, ty idioto! Nie rozumiesz tego? Nawet kiedy bdziesz mia dwa razy tyle lat co Jednooki, wci bdziesz jej dzieckiem. Jedynym dzieckiem, którego nie zabra okrutny los. Pamitasz przecie, e twoja matka miaa jeszcze inne dzieci i stracia je?

— No... tak.

— Nigdy nie miaam dzieci. Nigdy nie chciaam ich mie. Po czci dlatego, e potrafi sobie wyobrazi, jak potwornoci moe by obserwowanie mierci wasnego ciaa i krwi i niemoc zaradzenia temu. Dla was, Nyueng Bao, rodzina jest rzekomo nadzwyczaj wana. Chc, eby odoy na bok to, co teraz robisz. Ju. A teraz id i usid na tamtym gazie. I przez najblisze dwie godziny spróbuj nie myle o niczym innym, jak tylko o tym, ile dla twojej matki znaczyo przygldanie si, jak umieraj twój brat i siostra. Pomyl o tym, jak bardzo musiao jej zalee, eby nigdy wicej nie przechodzi przez to samo. Pomyl o tym, jak to jest by ni, po tym wszystkim, przez co przesza. Jeste bystry dzieciak. Potrafisz to sobie wyobrazi.

Kiedy dostatecznie dugo przebywasz z pewnymi ludmi, potrafisz intuicyjnie wyczu ich reakcj. Nie miaam wic ko­potów z wyobraeniem sobie, jak pocztkowo obrusza si, chcc mi przypomnie, e byam modsza, ni on jest teraz, gdy przystaam do Kuba i Kompanii — co rzecz jasna niewiele miaoby wspólnego z meritum argumentacji, ale co stanowi narzdzie, za jakie czsto chwyta si w jego wieku.

— Jeli chcesz co powiedzie, najpierw zastanów si, czy ma to sens. Poniewa jeli nie potrafisz myle logicznie i logicz­nie argumentowa, wówczas próne nadzieje, aby odniós po­waniejszy sukces na polu magii, niezalenie od twoich talentów. Wiem. Wiem. Wszystko, co dotd zobaczye, utwierdza ci w przekonaniu, e im wikszy czarodziej, tym bardziej zwario­wany. Ale w granicach zakrelonych przez ich szalestwo kady z nich pozostaje rygorystycznie, wrcz matematycznie racjonal­ny. Caa potga ich umysów suy ich szalestwu. Kiedy pope­niaj bd, dzieje si tak dlatego, e pozwalaj emocjom lub pragnieniom zastpi miejsce rozumu.

— W porzdku. Wygraa. Bd siedzia na tej cholernej skale, póki nie urodz. Och, ojciec kaza jeszcze powiedzie, e Narayan Singh jest gdzie niedaleko. Moe wyczu Kamc, ale nie potrafi odkry dokadnego miejsca jego pobytu. Kina chroni go w swych snach. Ojciec mówi, e powinna poprosi bia wron, aby go poszukaa. Jeli dasz rad j znale i zmusi do suchania przez wystarczajco dugi czas.

— owczyni Wron. Moe taki powinnam przyj pseudonim. Brzmi znacznie chwalebniej ni Spioszka.

— Tobo te brzmi znacznie chwalebniej ni Spioszka. — Tobo podszed do gazu i usiad na nim w sztywnej pozycji. Miaam nadziej, e zasiaam ziarna, które wzejd, nawet kiedy bdzie stara si ze wszystkich si myle o czym innym.

— Przynajmniej ty moesz zmieni imi, kiedy doro­niesz... — Gupia. Za kadym razem, kiedy mi si tylko spodoba, mog przecie kaza wszystkim, eby nazywali mnie stosownie do tego, co sobie wydumam.

owczyni Wron musiaa zrezygnowa ze swego imienia. Oka­zaa si kompletn niezgu. Biay potwór gdzie znikn i nie sposób byo go znale. A wic poszam posiedzie troch z Sahr, aczkolwiek przyjcie, jakie mi zgotowaa, trudno nazwa entuzjastycznym. Wspominaymy dawne dni — cikie czasy, niedostatki jej ma — póki nie uznaam, e na tyle dosza do siebie, aby wysucha tego, co mam do powiedzenia o Tobo.

On za sam, otr, zarobi kilka punktów, pokazujc si o wa­ciwiej porze z gazk oliwn. Zdecydowaam si opuci towa­rzystwo, póki rzeczy szy ku dobremu. Miaam nadziej, e zapanuje pokój, cho nie wierzyam, by przetrwa wieki.

Dusz bym oddaa za jeden spokojny tydzie. Przez tydzie mona by si dowiedzie, czy uda si wskrzesi Uwizionych. Za tydzie albo bdziemy martwi na lnicej równinie, albo powrócimy niczym potga ostatecznej zagady. Albo moe...

68

Ciemn noc, kiedy nawet wartownicy prawie spali, roz­brzmia róg alarmowy. Ale czowiek, któremu powierzono t funkcj, chyba zakocha si w swej robocie. D i d. W cigu kilku chwil w obozie zawrzao. I ja te staam pod nocnym niebem, z sercem w gardle, wci upewniajc si, e chaos jest tylko pozorny, a nie rzeczywisty. Wszyscy byli spokojni i skon­centrowani. Nie dostrzegam ladów paniki. Trudno byo nie odczuwa zadowolenia. Nawet odrobina wicze i dyscypliny to lepiej ni nic.

Zajrzaam do namiotu Goblina. Sahra i Tobo ju w nim byli, bynajmniej nie skóceni. Chyba jako udao mi si dotrze do dzieciaka. Powinnam wiksz uwag zwraca na oboje. W wol­nym czasie, którego jak wiadomo mam nadmiar. Pochyliam si nisko nad projektorem mgy.

— Jakie wieci? Murgen wyszepta:

— Duszoap jest w powietrzu i leci na poudnie. Planuje przyby tu wkrótce po wschodzie soca. Doskonale wie, gdzie jestecie. Podczas ostatniego wypoczynku wysaa cie, aby roz­pozna wasze pozycje. Wiele si jednak nie dowiedziaa. Cie nie omieli si podej na tyle blisko, by podsucha, o czym mówicie. Jej plan polega na tym, by przywdzia jedno ze swoich przebra i przenikn do waszego obozu, gdzie dowie si, co naprawd zamierzacie. Od pocztku dziaa w oparciu o zaoenie, e my wszyscy jestemy martwi. Mimo i przecie nie pozabijaa nas wasnorcznie po tym, jak wpadlimy w jej puapk. Ucieka, wierzc, e za kilka dni bdziemy martwi. Przypuszczam, i wiedza o tym, e Konowa i Pani wci yj, bdzie dla niej wstrzsem, który zrujnuje jej plany na najbliszy wiek.

— Jak szybko leci? Przepraszam. Powiedziae, e bdzie tu o wicie. Mogaba jest z ni? — To bya rónica; jeli tak, moga dotrze na miejsce mniej gotowa do natychmiastowej walki. Co z kolei kae nam uruchomi inne plany.

— Nie. Jeli uda jej si dosta midzy was, znale od­powiedzi na drczce j pytania, wtedy dopiero uderzy, zmiady jednym ciosem, zdobdzie Klucz i dopiero potem wróci po Wielkiego Generaa. — Murgen wykrzywi si, wypowiadajc ten tytu. Fakt, e ostatecznie ani razu nie pobilimy go w ot­wartym starciu podczas Wojen Kiaulunaskich, nie umniejsza naszej dla pogardy, jako dezertera i zdrajcy.

— Ostrze nas, jeli zrobi co nieoczekiwanego. Sahra, spraw­dzaa co u twojej matki?

— Przelotnie. Doj i JoJo pomagaj jej oraz Jednookiemu. Sdz, e powoli zaczyna popada w delirium. Wci mamrocze co pod nosem o krainie nieznanych cieni, wzywa niebiosa i ziemi, dzie i noc.

— Wszelkie zo umiera tam niekoczc si mierci.

— To te. O co chodzi?

— Nie mam pojcia. Gdzie usyszaam ten wers. Ma co wspólnego z równin, ale dokadnie nie wiem, o co chodzi. Moe Doj bdzie w stanie ci powiedzie. Obieca wspóprac i wiksz otwarto, ale gdy odrzuciam propozycj zostania jego uczen­nic, nic z tego nie wyszo. Przypuszczalnie wina ley w takim samym stopniu po jego, jak po mojej stronie. Nie znalazam czasu, eby go troch cho nacisn. Miaam robot do wyko­nania. — Wyszam z namiotu.

Cay chaos zaczyna powoli przybiera coraz bardziej zor­ganizowane formy. Przygotowalimy pochodnie i latarnie wzdu caej drogi do Bramy Cienia. Oddzia naszych najodwaniejszych ludzi ju czeka w pobliu bramy, owietlajc j jeszcze wyra­niej i rozsypujc kolorow kred, która miaa nam posuy do oznaczenia przejcia. Juczne zwierzta stay w szyku. Podobnie tabor wozów. Niemowlta pakay, dzieci zawodziy, a psy szcze­kay bez wytchnienia. Zewszd, spoza zasigu wiata dochodziy odgosy, jakie zazwyczaj wydaj ludzie bdzcy w nieprzenik­nionych ciemnociach. Winiów, którzy byli ju cakowicie przekonani, e wemiemy ich ze sob na równin, by tam zoy w ofierze, wygnano z obozu w stron Nowego Miasta. Niektórzy twardsi towarzysze chcieli wykorzysta ich jako tragarzy, a kiedy przestan by uyteczni, pozby si ich. Zgosiam sprzeciw. Po zabiciu kilku pierwszych zaczliby opiera si i buntowa, poza tym nie moglibymy ich zje po skonsumowaniu adunku. Nie chodzio nawet o to, by wikszo z nas w ogóle braa miso do ust. Ale ci, którzy wybrali tak diet, nie zrezygnuj z niej na pocztku.

Wypatrzyam przeciskajcego si przez tum Wierzb ab­dzia. Wydawa na prawo i lewo rozkazy, jak urodzony instruktor musztry. Podeszam bliej.

— Ogarna ci nostalgia za dawnymi dobrymi czasami, kiedy bye gównym Szarym?

— Prawdziwy geniusz taktyki, którego imienia nie bdziemy wymienia w obecnym towarzystwie, odesa wszystkich star­szych sierantów pod Bram Cienia. A nie wyznaczy nikogo, kto zajmowaby si sprawami tutaj na dole.

Nie wymieniony z imienia geniusz musia przyzna mu racj. Rzeka, Popoch, liczny, wszyscy ludzie, których znaam duej, i którym ufaam najbardziej, byli na górze lub gdzie indziej w ciemnociach. Myl, e po prostu uznaam, i Sahra i ja same sobie poradzimy. Zapominajc, e w istocie bd biegaa wsz­dzie, podejmujc decyzje za wszystkich, którzy nie potrafi sami zdecydowa, co pocz.

— Dziki. Jeli nie otrzymam lepszej propozycji do dnia czterdziestych urodzin, moe jeszcze za ciebie wyjd. abd zamarkowa stuknicie obcasami.

— Tak. A ile masz dzisiaj?

— Siedemnacie.

— Tak jak sdziem. Oraz moe dwadziecia lat dowiadcze plus zmczenie materiau.

— Nieatwo jest dzisiaj by nastolatk. Po prostu zapytaj Tobo. Nikt nigdy nie mia tak ciko jak on. Zachichota.

— Jeli ju o dzieciach mowa, kto si opiekuje Córk Nocy? Zastrzegam, e tym kim nie chc by ja.

— O rany! Mylaam, e Goblin i Doj wezm to na siebie. Ale Goblin jest zajty, pomaga ledzi Duszoap, a Doj musi si martwi Got i Jednookim. Dziki, e mi przypomniae. — Ruszyam z powrotem ku namiotowi Goblina. — Hej, May Pryszczu! Zostaw wszystko Sahrze i Tobo. Musimy zaadowa Córk Nocy.

Goblin wyoni si z namiotu, mruczc co pod nosem, ogarn wzrokiem zamieszanie, jkn.

— W porzdku. Wemy si do tego. Tylko, jak to si, kurwa, stao, e nigdy nie nadalimy jej imienia? Co z tego, e adnego nie chce. W klatce te y nie chce. Nawet Oj Boli byoby atwiejsze ni nazywanie jej przez cay czas Córk Nocy. O, esz! A co to, kurwa, jest? — Spojrza ponad moim ramieniem, w dó zbocza.

Odwróciam si, zobaczyam wiecc poród ciemnoci par szkaratnych oczu, które zbliay si coraz szybciej. Schwyciam za miecz. Potem, usyszawszy ttent kopyt, zamaram ze zmar­szczonym czoem. Wreszcie powiedziaam:

— Hej, chopie! To ty? Co, do diaska, tutaj robisz? Mylaam, e znalaze sobie robot u zdrajcy.

Wielki czarny ogier podszed bliej, skoni gow, aby prych-n w moje wosy za lewym uchem. Objam jego kark. Kiedy, dawno temu bylimy przyjaciómi, ale nie sdziam, e zwizek by na tyle bliski, by ogier zechcia opuci Mogab i poda za mn przez setki mil, gdy tylko zrozumia, e wci yj. Stworzenia te wyhodowano magicznym sposobem, aby suyy Pani z Wiey, zasadniczo jednak nie powinny mie nic przeciwko przechodzeniu z rk jednego pana w drugie. Ten nalea do Murgena, zanim trafi si mnie; potem go straciam.

— Powiniene jak najszybciej std zmyka — powiedziaam mu. — Naprawd nie najlepszy wybierasz sobie czas. W cigu kilku godzin Duszoap na nas tu wsidzie. Jeli nie bdziemy ju wszyscy na równinie.

Ko przyjrza si moim towarzyszom oraz tej czci Kom­panii, któr móg dostrzec, i zadra. Potem, przeniósszy spoj­rzenie na abdzia, wyda z siebie a nazbyt ludzkie prychnicie.

Poklepaam go po karku.

— Nie jestem pewna, czy przypadkiem nie masz racji, ale Wierzba umie odpokutowa za grzechy. Wraliwo moraln chowa tylko za mask cynizmu. Jak chcesz, moesz rusza z nami. Ja nie jad. Przynajmniej bez sioda.

abd zachichota.

— Tyle jeli chodzi o triumfalnych jedców Vehdna, gar­dzcych siodem i strzemieniem.

— Nie obraajc siebie samej, musz zauway, e wikszo z tych dumnych jedców miaa ponad sze stóp wzrostu.

— Poszukam ci drabiny. I obiecuj, wicej ani sowa na temat tego, jak powiodo si tym jedcom, kiedy spotkali si z kawa­leri znajc i sioda, i strzemiona.

— Ugry go, chopie.

Ku memu zdumieniu ogier pochyli eb i skubn rk Wierz­by. abd a odskoczy.

— Zawsze miae paskudny charakter i ze maniery, dupku.

— Akurat odpowiednie dla ciebie towarzystwo.

— Nie chciabym przerywa miosnych pogaduszek, owczyni Wron — wtrci Goblin — ale wydawao mi si, e mieli­my co zrobi z Oj Boli.

— Sarkastyczny, podsuchujcy botojad. To ja miaam, nie­prawda? I przeoczyam jeszcze naszego starego kumpla Khu-savira Pete'a, co? Ostatnimi czasy jako nie miaam okazji do niego zajrze. Wci yje? — Ko dmuchn mi znowu we wosy. Moe on znacznie bardziej tskni za dawnymi dobrymi czasami ni ja.

— Mog sprawdzi. Zupenie zapomniaa o nim, ukadajc ramowy plan.

— Och, nie zapomniaam. Wcale a wcale. Dla Khusavira Pete'a mam misj specjaln. A jeli mu si powiedzie, to nie tylko zostan przy yciu, ale zapomn mu wszystko, co zrobi pod Kushkoshi.

Kto krzykn. Szkaratna kula ognista przeszya mroki nocy. Nie trafia w cel. Uderzya natomiast w namiot. Potem w na­stpny, a wreszcie wpada do nieporzdnie postawionego bara­ku, który ludzie zbudowali, czekajc na mój przyjazd. We wszyst­kich miejscach zaprószya ogie.

— To by Narayan Singh — powiedzia Wierzba abd, streszczajc w jednym zdaniu to, co kilkudziesiciu ludzi wi­dziao w chwili karminowego rozbysku. — I mia Oj Boli...

— Moesz si tym zaj, abd. — Zaczam krzycze na tych, którzy byli najbliej, próbujc zorganizowa pocig. Goblin zauway:

— Uspokój si, pioszka. Wszystko, co naley zrobi, to czeka, a zacznie krzycze, a potem pój i wzi j z tego miejsca.

Zapomniaam o niewiarygodnej zupenie sieci nadzorujcych zakl, którymi zwizano Córk Nocy. Im dalej bdzie od klatki, tym bardziej wzronie jej ból. W postpie geometrycznym. A po­tem, w odlegoci znanej tylko Goblinowi i Jednookiemu, da­wice zaklcia zareaguj gwatownie i zacisn si od razu do koca. Narayan moe j uprowadzi, ale wycznie kosztem jej mierci. Chyba e...

Zapytaam.

— Zaklcia mona zdj tylko z zewntrz. Mogaby sobie by swoj matk i siostr naraz, wszystkimi Wadcami Cienia oraz Dziesicioma, Których Schwytano w jednej osobie i dalej kto musiaby jej pomóc si uwolni.

— W porzdku. A wic poczekamy na krzyki.

Nie byo adnych krzyków. Ani wtedy, ani póniej.

Murgen szuka, jak potrafi. Nie znalaz po nich ladu. Kina nia potny sen, chronic swoich wybranych. Goblin upiera si, e musz by gdzie w pobliu, e nie ma sposobu, aby Córka Nocy rozerwaa wi ze swoj klatk.

Zwróciam si do abdzia:

— Wobec tego we kilku ludzi i zatargaj t klatk do Bramy Cienia. Zmusimy j, aby za nami podaa.

Ostrzegawczy róg odezwa si znowu. Duszoap pokonaa przecz. Bya ju po naszej stronie Dandha Presh. Na wschodzie mona ju byo dostrzec pierwszy brzask.

Czas rusza.

69

W miar jak Duszoap zbliaa si do celu, zrcznie omijajc skay, na jej dywanie gorza coraz bardziej gwatowny spór. Soce pono olepiajcym ogniem za jej plecami. Jaka jej cz chciaa zapomnie o przyjtym wczeniej planie przebrania si i przeniknicia do obozu wroga. Ta cz chciaa pojawi si niczym mordercza burza niszczca wszystko i wszystkich, którzy nie byli Duszoap. Ale takim czynem wystawi si na kontratak ludzi, którzy w przeszoci nie raz dowiedli swych umiejtnoci bojowych. Kreatywno bya jednym z najbardziej dranicych wymiarów tradycji Czarnej Kompanii.

Osadzia dywan na ziemi i zesza ze, a potem ukrya si pod drobnym zaklciem. Zacza si skrada w kierunku obozu Kom­panii, ostronie za kadym razem przemierzajc po kilka jardów, póki nie znalaza dobrego miejsca na kryjówk, która da jej moliwo spokojnego stworzenia iluzji i przeprowadzenia drob­nych zmian ksztatu, zapewniajcych nierozpoznawalno. Praca wymagaa cakowitego skupienia.

Z tyu, przez krzaki, niedaleko od miejsca, gdzie wyldowaa, pez naprzód Wujek Doj — odwoa si do swych niewielkich magicznych mocy, aby upewni si, e nigdzie nie ma zastawio­nych side, a potem za pomoc toporka, nie wykonujc adnych zbdnych ruchów, zniszczy latajcy dywan Duszoap. Moe by ju stary i nie potrafi szybko maszerowa, ale wci by szybki i zrczny. Zdy wróci ju niemal pod sam Bram Cienia, kiedy Duszoap pojawia si, wygldajc nieomal jak wcielenie baaganiarskiej mskiej modoci.

Biaa wrona, usadowiona niepewnie na akncym deszczu krzaku, obserwowaa jej przejcie. W chwili gdy nie moga ju nic zobaczy, nawet gdyby si akurat obejrzaa, ptak z trzepotem skrzyde polecia do miejsca, gdzie zmienia sw posta, i zacz przetrzsa ubranie oraz wszystko, co po sobie zostawia. Nie przestawa równoczenie wydawa takich odgosów, jakby na­prawd mówi do siebie.

Duszoap wesza na teren obozu, gdzie spodziewaa si zasta niedobitki Czarnej Kompanii. Obóz by pusty. Unoszc gow, dostrzega dug kolumn, która zdya ju pokona Bram Cienia. Tylko jeden mczyzna z mieczem na plecach wci jeszcze by po tej stronie, ale i on porusza si szybko; kilku ludzi czekao na po drugiej stronie.

Zdobyli jednak Klucz! I wykorzystali go! Powinna bya przy­by szybciej na miejsce! Powinna zaatakowa! Cholera, kady dobrze wiedzia, e subtelnoci nic si z tymi ludmi nie zdziaa. Hej! Musieli skd wiedzie, e ona si zblia. Trudno to inaczej wyjani. Wiedzieli, e tu leci, i wiedzieli, gdzie si znajduje w danej chwili, i...

Pierwsza kula ognista bya tak precyzyjnie wymierzona, e urwaaby jej gow, gdyby Duszoap wanie nie przysiada na ziemi. W nastpnej chwili poleciay nastpne, z wielu rónych miejsc. Zapaliy krzaki i rozbiy skay. Protektorka pada na brzuch i zacza pezn. Zanim zatroszczy si o uraon god­no, trzeba wydosta si spod zerodkowanego ognia. Niestety, cokolwiek zrobia, nie zdawao si na nic. Zabójcy najwyraniej dokadnie znali miejsce jej pobytu, a jej przebranie nie zmylio ich nawet na moment.

Kiedy zapora kul ognistych zacza powoli ogarnia j ze wszystkich stron, udao jej si schowa w gbok dziur, która jeszcze do niedawna najwyraniej suya jako dó na odpadki. Niewane. Obecnie kade schronienie byo bezcenne. Teraz snaj­perzy ju jej nie dostan, chyba e wyjd z ukrycia i sami po ni przyjd.

Skorzystaa z tej chwili zwoki, by wymyli, przygotowa i przeprowadzi kontratak. Obejmowa on mnóstwo barw, ognia i wrzcych oleistych eksplozji, które wszak niewielki odniosy skutek, bowiem ocaleli napastnicy uciekli poza Bram Cienia w momencie, gdy skrya si w dziurze.

Wysza na powierzchni. Nic si nie stao. Spojrzaa wciek­ym wzrokiem w gór stoku. Wic tak. Ju nawet snajperzy znaleli si po drugiej stronie Bramy Cienia. Stao tam mniej wicej dziesiciu ludzi, czekajc, aby zobaczy, co ona pocznie. Próbowaa odzyska spokój. Tylko nie da si sprowokowa i nie zrobi nic gupiego. Ponadto Brama Cienia bya ju naprawd w kiepskim stanie. Jeden wcieky, bezmylny ruch i mona j zniszczy tak, e nie da si ju tego naprawi.

Zdusia w sobie dawic j wcieko. Bya tak stara w swej niegodziwoci. Czas by jej najbliszym sprzymierzecem. Wie­dziaa co to cierpliwo.

Kutykajc, udaa si w gór, zmuszajc gniew, by wykrwawi si w ruchu, ze spokojem, którego adna normalna istota ludzka zachowa by nie potrafia.

Stok tu pod Bram Cienia pokryty by atami i paskami rónobarwnej kredy. rodkiem biega wyranie zaznaczona bez­pieczna cieka. Duszoap nie ulega pokusie, by po niej pój. By moe zapomnieli, e ju raz przesza t drog. A moe nie przyjmowali do wiadomoci, e potrafi sobie przypomnie, i w owych czasach bezpieczna cieka wchodzia pod Bram Cienia osiem stóp dalej na zachód, dokadnie obok zardzewiaej, poskrcanej elaznej klatki, która leaa przewrócona na bok, jakby bya cakiem wyzut z si umierajc istot. Pogrozia palcem.

— Nieadnie, nieadnie.

Wierzba abd — niech diabli wezm jego zdradzieckie gnaty, co dawno ju winny ziemi gry! — i rodzina Nyueng Bao ogldali si obojtnie za siebie. Biay czarodziej, Goblin, umiecha si pod nosem, najwyraniej pamitajc, komu Du­szoap zawdzicza to, i nie moe obecnie normalnie chodzi. A paskudna maa kobieta miaa si miechem penym nie­skrywanego za. Powiedziaa jeszcze:

— Nie chodzi o to, e próbowaam ci zwabi, Sodziutka. Zwabiam ci. — Uniosa do i wystawia rodkowy palec w gecie najwyraniej wyuczonym od ludzi z pónocy. — Woda pi, Protektorko.

A co, u diaba, to miao znaczy?

70

adna istota ludzka nie potrafi skaka tak wysoko, jak udao si to Duszoap. Poderwaa stopy dziesi stóp nad powierzchni ziemi, dosownie uamek sekundy wczeniej, nim kula ognista rozerwaa powietrze w miejscu, gdzie przed momentem staa. Zaiste, nie powinnam mle swoim przekltym ozorem. Pobaa­nie sobie zawsze tak si koczy. Ile istnieje opowieci i sag, w których bohaterowi udaje si ocale, poniewa jego wróg marnuje czas na przechwaki i pobaanie sobie przed ostatecz­nym zabiciem go? A wic dodajcie do tej listy kolejn pozycj, kiedy to Kronikarz Kompanii pioszka dopucia si wanie takiego nieprawdopodobnie gupiego czynu i wzbudzia niepo­trzebn czujno u swej niedoszej ofiary.

Oczywicie nie sposób zaprzeczy, e bya szybka. Legendar­nie szybka. Biedny stary Khusavir Pete zdoa wystrzeli jeszcze tylko dwie ogniste kule, zanim Duszoap dorwaa go tam, gdzie trwa przykuty acuchami.

Wszystko nie potoczyo si w sposób, na jaki liczyam. Teraz Khusavir Pete mia przed sob par cikich chwil, którymi spaci zacignity u nas dug.

Ktem oka pochwyciam jaki ruch — biaa wrona sfruna z nieba niczym pikujcy jastrzb. Skrcia jednak w ostatniej chwili i odleciaa na bok. Wymruczaam pod nosem:

— Siostro, siostro. — Powoli uczyam si chyba odczytywa takie wiadomoci.

— Chod tu, Tobo. — W tej chwili on niós Klucz. Mia maszerowa z przodu, na czele kolumny, zmarnowa jednak troch czasu, chcc zobaczy fajerwerki. By jedynym sporód nas, któremu nie dostawao na tyle rozsdku, aby si ba. Po­niewa jednak nie szed na czele kolumny, gdzie by powinien, procesja stana. Gdy do mnie podchodzi, na jego twarzy ma­lowao si poczucie winy. Spodziewa si porzdnego zajania. Które te go nie ominie, ale póniej.

— Unie Klucz w gór.

— Ale czy to nie...

— Kompania to nie jest klub dyskusyjny, Tobo. Poka jej Klucz. Zaraz.

Gniewnym gestem wzniós Klucz do góry. wiato poranka rozjarzyo jego zoty kie.

Duszoap nie zareagowaa w sposób widoczny. Ale tak na­prawd ten pokaz nie by zamierzony dla niej. Chciaam, eby Narayan Singh dowiedzia si, co wypuci z rk.

Rzecz jasna, by to Klucz, ale prócz tego bya to równie jaka staroytna i wita relikwia kultu Kiny, Dusicieli. W czasach jego wietnoci kady kapan oddziau Dusicieli nosi jego re­plik. Wymamrotaam:

— Raz si wygrywa, raz si przegrywa, Narayan. W zamie­szaniu udao ci si odbi dziewczyn. Ale ja zachowaam to. I nosz go bez przeszkód. Ty masz Córk Nocy i moesz j zabra, dokd chcesz. Jeli bdziesz w stanie nie i j, i jej klatk. — Goblin i Jednooki zmajstrowali arcydzieo paskudnej magii. Nie byaby w stanie uciec, nawet gdyby zniszczya klatk. Cokolwiek stanie si z jej wizieniem, stanie si równie z ni.

Bynajmniej nie byam zadowolona, e musz klatk zostawi, jednak po prostu nie chciaa przej przez Bram Cienia. Mona by temu zaradzi, uywajc dostatecznie duo fizycznej siy, jednak zanim zaczy lata ogniste kule, nie zgromadziam przy sobie do ludzi.

ycz ci szczcia, Dziecko Ciemnoci, kiedy bdziesz mu­siaa podczas swych niegodziwych knowa wszdzie wlec za sob cae to elastwo.

Miaam nadziej, e Singh zostawi Ksig Umarych scho­wan gdzie po drugiej stronie Dandha Presh, tak e minie duo czasu, zanim dziewczyna bdzie moga dosta j w swe rce.

Wystarczajco duo, abym dotara tam, gdzie chciaam dotrze i osign, com sobie zamierzya.

— Ju dobrze, Tobo. Teraz wracaj na czoo i ka rusza tej haastrze. abd. Opowiedz mi o tych krgach, gdzie mona si zrobi obozem. I postaraj si najdokadniej, jak tylko po­trafisz, oceni, kiedy moemy spodziewa si kopotów spowo­dowanych uszkodzeniem ochrony drogi.

— Najblisze znajduj si w odlegoci kilku godzin drogi. I chocia my wykorzystywalimy je jako miejsce na obozowisko, przypuszczam, e tak naprawd stanowiy skrzyowania dróg. W nocy atwiej zobaczy, co mam na myli. — I zowieszczo doda: — Sama zobaczysz. Wtedy wszystko si zmienia.

Nie podobao mi si brzmienie tych sów.

Wci trzymaam si tylnej stray, która znajdowaa si w po­owie drogi na grzbiet, kiedy Duszoap odkrya najwyraniej, co si stao z jej latajcym dywanem. Odgosy jej gniewu dotary do nas mimo wyguszajcej bariery, jaka oddzielaa równin od reszty wiata. Równoczenie zadraa ziemia.

Wujek Doj sta akurat niedaleko, na samym skraju drogi, czekajc na jaki znak odniesionego sukcesu. Powiedziaam:

— Najwyraniej nie podoba si jej perspektywa pieszego powrotu do domu. — Mój przyjaciel ko sta za mn, spog­ldajc mi przez rami. Wyda z siebie odgos, który swobodnie mona by uzna za stumiony miech, gdyby nie dobywa si z pyska konia.

Doj pozwoli sobie na rzadko pojawiajcy si u niego umiech. Najwyraniej by bez reszty zadowolony z siebie.

Wierzba abd zapyta:

— Co znowu zrobia?

— To nie ja. To Doj. Zniszczy jej ostatni rodek transportu. Teraz musi na wasnych nókach odby ca drog. A znajduje si w odlegoci setek mil od swego przyjaciela. Prócz tego Goblin ju wczeniej zaj si jedn z jej stóp, tak e nie moe ani biega, ani taczy.

— Chcesz mi powiedzie, e stworzylicie nastpnego Kula­wca?

By dosy stary, aby pamita t nemezis Kompanii. Nie potrafiam zaprzeczy jego sowom. miech zamar na moich ustach. Czsto czytaam te Kroniki, poniewa napisa je sam Kapitan, gdy by modszy.

— Nie, nie przypuszczam. Duszoap nie ma w sobie tyle zapiekego jadu i boskiej niemale zoliwoci, jakie targay Kulawcem. Nie popada w takie obsesje jak on. Ona przypomina bardziej chaos wcielony, podczas gdy on by czyst podoci.

Pokazaam abdziowi zacinite kciuki.

— Lepiej zajm miejsce na przedzie i bd udawaa, e wiem, co dalej robi. Tobo?

— Poszed naprzód, nie czekajc na ciebie — powiedzia Doj. — Obrazi si.

Zdaam sobie spraw, e kolumna znów ruszya, co oznaczao, i Tobo dotar ju na równin, niosc przed sob Klucz niczym ochronny talizman.

Naprawd trzeba byo si powanie zastanowi nad tym, e ten twór, najwyraniej uznawany przez Dusicieli za wito nad witociami, dotar z równiny do mojego wiata za spraw przodków Nyueng Bao. Powinnam pomyle, ile te moe znaczy Klucz obecnie dla ich ostatniego w peni inicjowanego kapana.

71

Co przycigno moj uwag chwil przedtem, zanim dotar­am na grzbiet wzniesienia, skd mogam po raz pierwszy obj spojrzeniem lnic równin. Maa abka, umaszczona na czarno, lecz paskowana i poznaczona skrtami ciemnej zieleni na grzbie­cie. Jej oczy miay barw wieej krwi. Przywara do blado nakrapianej paszczyzny szaro-czarnej skay. Rozpaczliwie pró­bowaa uciec, odskoczy, jednak miaa uszkodzon praw tyln nog, przez co tylko krcia si bezradnie w miejscu.

— A skd, do diaska, ona si tu wzia? Przecie tutaj nie moe nic y. — Spodziewaam si, e ju niedugo chmary much podajce za zwierztami zaczn si coraz bardziej prze­rzedza, w miar jak przypadkowe ruchy roju wynosi je bd poza stref ochronn, gdzie czyhay zabójcze cienie.

abd powiedzia:

— Nie przetrwa dugo. Upucia j biaa wrona. Przypusz­czam, e miaa jej posuy jako przekska. — Wskaza doni.

Na bia wron. mielszy ni kiedykolwiek dotd, ptak wi sobie gniazdko na grzbiecie mojego przyjaciela, mistycznego ogiera. Ko zdawa si cakowicie ukontentowany. Moe tylko patrzc na mnie, nieco ironicznie si umiecha.

— Wanie sobie przypomniaem — zacz abd. — Nie­zalenie, jaki std poytek. Ostatnim razem, kiedy tdy wd­rowalimy, Konowa kaza wszystkim onierzom Kompanii do­tkn odznakami i amuletami czarnego pasa biegncego rodkiem drogi. Zaraz po tym, jak przytkn do niego grot lancy bdcej drzewcem sztandaru. By moe to tylko próny gest. Jednak ja jestem przesdnym facetem i czubym si znacznie spokojniejszy...

— Masz racj. A wic nie wywouj wilka z lasu. Ostatnimi czasy przeczytaam na nowo wszystko, co Murgen mia do powiedzenia o tej podróy, i on równie uzna to za dobry pomys. Tobo! Stój! — Chopak raczej nie by w stanie usysze mnie przez haas, jaki powodowaa maszerujca kolumna, mia­am jednak nadziej, e ludzie przeka mu moje sowa. Jeszcze raz obrzuciam wzrokiem nieszczsn ab i zdumiaam si, e wrona bya na tyle bystra, aby z niej zrezygnowa. Potem przyspieszyam kroku, by dogoni naszego nieopierzonego cza­rodzieja.

Kolumna przystana. Tobo otrzyma moj wiadomo. Zdecy­dowa si do niej zastosowa. Moe usysza co od biaej wrony.

Jego matka i babka byy razem z nim w miejscu, gdzie na mnie czeka, dbajc, by nie popeni adnych gupstw. By rozdraniony zwok. Ju zdy wyprzedzi wszystkich prócz Sahry i Goty...

Ach! Przypomniaam sobie, e Murgen mia identyczne ko­poty z Lanc Namitnoci.

Gdy po raz pierwszy ogarnam wzrokiem równin, zdja mnie groza. Jej bezmiar by nieopisany. A do linii horyzontu bya paska niczym stó. Trudno byo mie wtpliwoci, i oto patrzy si na twór gigantyczny, niemniej cakowicie sztucznego pochodzenia.

— Opanuj si, Tobo. Ani kroku dalej — zawoaam. — Prawie o czym zapomnielimy. Musimy wzi Klucz i dotkn nim czarnego pasa, który biegnie rodkiem drogi.

— Jakiego czarnego pasa? Odpowiedzia abd:

— Tym razem nawet w poowie tak dobrze go nie wida. Ale jak si przyjrzysz, z pewnoci zobaczysz. By. Znalazam.

— Chod tutaj. Z tego miejsca na pewno go zobaczysz.

Tobo cofn si niechtnie. Moe powinnam Gocie kaza nie Klucz. Z czysto fizycznych powodów — nie potrafiaby porusza si tak szybko, aby wyprzedzi reszt z nas.

Zagapiam si w przestrze za jego plecami, czujc lekkie municie tej pasji, kacej i przed siebie, coraz szybciej. Teraz z kad chwil znajdowaam si bliej mych braci... Ciemnoszare chmury zaczy zbiera si nad naszymi gowami. Murgen wspo­mina w którym miejscu o permanentnej powoce chmur, któ­rych jednak próno byoby szuka w nocy. Nie potrafiam wypat-rze nawet najlejszego ladu zrujnowanej fortecy, znajdujcej si rzekomo kilka dni drogi przed nami. Widziaam natomiast liczne kamienne kolumny, jedyne struktury zakócajce idealn gad równiny.

— Widz go! — krzykn Tobo, wskazujc palcem w dó. May idiota zamachn si kilofem, wbijajc jego czubek w po­wierzchni drogi.

Ziemia zadraa.

Nie byo to wprawdzie adne potne trzsienie ziemi, jak te, pamitane przez wielu z nas sprzed lat, które obróciy w zgliszcza poow Ziem Cienia. Wstrzs by jednak na tyle silny, e ludzie zaczli gada, a zwierzta zaprotestoway.

Promienie wschodzcego soca musiay jakim sposobem cho musn równin, wszystkie bowiem kamienne kolumny roziskrzyy si znienacka. Ludzie zaczli si gono zachwyca. Powiedziaam:

— Przypuszczalnie dlatego wanie nazywaj j równin lnicego kamienia. abd zaprotestowa.

— Nie wydaje mi si. Ale mog si myli. Pamitaj, co powiedziaem o odznakach Kompanii.

— Nie zapomniaam.

Tobo wydoby kilof z powierzchni drogi. Ziemia poruszya si znowu, równie delikatnie jak poprzednio. Kiedy podeszam bliej, sta z oczyma wbitymi w powierzchni drogi, zupenie skonfundowany.

— Sama si zaleczya, pioszka.

— Co?

— Kiedy uderzyem, ostrze weszo tak, jakby powierzchnia bya zupenie mikka. A kiedy wycignem go, droga sarna zaleczya swoje skaleczenie.

abd zauway:

— Teraz znacznie atwiej mona zauway rodkowy pas.

Mia racj. Moe to przez blask soca.

Ziemia zadraa znowu. W gosy rozprawiajcych za moimi plecami wkrad si inny ton, dawao si wyczu gównie prze­raenie i odrobin prawie mistycznej zgrozy. Obejrzaam si.

Przed moimi oczyma, na miejscu, z którego przyszlimy, kbi si ku niebu wielki grzyb ciemnoczerwonego dymu, nakrapiany delikatnymi czarnymi rozbyskami. Górna powierzchnia zdawaa si na pozór cakiem zestalona, jednak w miar jak wznosi si i koysa, odpaday ode fragmenty jakich mieci.

Goblin wybuchn miechem tak dononym i penym zoliwo­ci, e musia by chyba syszalny w promieniu wielu mil.

— Kto znalaz mój ukryty skarb. Miaem nadziej, e wresz­cie kiedy udziel jej naprawd bolesnej lekcji. — Znajdowaam si na tyle blisko, by sysze, jak doda szeptem: — Naprawd chciabym, eby ten wypadek okaza si miertelny, jednak to pewnie próne nadzieje.

— Zapewne masz racj.

— Wystarczyoby, gdyby okulaa na drug nog. Powiedziaam:

— Sahra, jest co, co mogaby dla mnie zrobi. Pamitasz, jak Murgen opowiada, e wci gnao go naprzód, kiedy tu naonczas przyszli? Z Tobo dzieje si to samo. Spróbuj nieco go kontrolowa.

Sahra wydaa z siebie zmczone westchnienie. Pokiwaa gow.

— Zatrzymam go, kiedy bdzie trzeba. — Wydawaa si jednak dziwnie apatyczna.

— Nie chc, eby go zatrzymywaa. Chc tylko, eby szed dostatecznie powoli, aby inni mogli za nim nady. Póniej moe si to okaza wane. — Zdecydowaam, e my dwie bdziemy chyba musiay troch porozmawia na osobnoci. Tak, jak to kiedy miaymy w zwyczaju, zanim nagle okazao si, e tyle jest spraw do zaatwienia. Goym okiem mona byo dostrzec, e Sahra najwyraniej musi wyrzuci z siebie par rzeczy, i e kto powinien pomóc jej w uporzdkowaniu ich, przewietrzeniu, ewentualnie odoeniu na bok, póki jej serce nie zdoa samo si uleczy.

Naprawd tego potrzebowaa. Ale za zaistnia sytuacj nikogo nie moga wini prócz samej siebie. Nie chciaa zaakceptowa wiata takim, jakim by. I wydawaa si ju skrajnie zmczona nieustann z nim walk. Przez to wszystko zaczynaa coraz bardziej przypomina swoj matk.

— Zaó mu smycz, jeli bdzie to konieczne — podpowie­dziaam jej.

Tobo spojrza na mnie wciekym wzrokiem. Zignorowaam jego reakcj. Wygosiam krótk mow, podczas której zasuge­rowaam, by kady, kto ma przy sobie odznak Czarnej Kom­panii, przycisn j do powierzchni drogi dokadnie w tym miejscu, w którym Tobo j skaleczy. Potem odbyo si gone czytanie dla zgromadzonych, w którym przedstawiam przygody Murgena na równinie. Nikt nie podway moich sugestii ani nie protestowa, gdy kazaam si do nich stosowa. Kolumna ruszya znowu, powoli, w tempie naprdce improwizowanych sposobów poredniej choby konsekracji zwierzt i tych, którzy nie dys­ponowali odznakami Kompanii. Pozostaam na swoim miejscu i dla kadego, kto przechodzi obok mnie, miaam par krzepi­cych sów. Ostatecznie zdumiaa mnie liczba kobiet i dzieci, i ogólnie rzecz biorc wszystkich tych, którzy nie brali udziau w walce, a którzy znaleli jaki sposób zabrania si z oddziaem. Kapitan byby nie na arty przeraony.

Ostatni min mnie Wujek Doj. Co byo nieco niepokojce. Jeden Nyueng Bao z tyu, kolejni Nyueng Bao z przodu, pro­wadzcy kolumn za pókrwi... Ale przecie caa Kompania stanowia rodzaj mieszanego maestwa. W caym tumie znaj­dowali si tylko dwaj ludzie, którzy wchodzili w jej skad, kiedy przybya z pónocy. Goblin i Jednooki. Z Jednookim by ju niemale koniec, a Goblin robi, co tylko móg, aby niepo­strzeenie przekaza Tobo ile si tylko da magicznych umiejt­noci, zanim i jego dosignie nieunikniony los.

Ruszyam wzdu wolno pezncej pojedynczej kolumny ludzi i zwierzt, wci patrzc w przód, ku jej szpicy, abym, gdyby wydarzyo si co nowego, moga natychmiast znale si na miejscu. W twarzach ludzi, których mijaam, nie dostrzegaam adnego uniesienia wywoanego poczuciem misji. Wyglday raczej, jakby porazia je cicha rozpacz. Nie byy to dobre objawy. Oznaczay tyle, e euforia naszych pomniejszych zwycistw zupenie gdzie si rozwiaa. Wikszo zdaa sobie spraw, e teraz s tylko zwyczajnymi uchodcami.

Zagadn mnie abd:

— Na pónocy mamy takie wyraenie: „Z deszczu pod rynn". Wyglda na to, e wanie co takiego tutaj zrobilimy.

— Naprawd?

— Ucieklimy przed Duszoap. Ale co teraz?

— Teraz pomaszerujemy przed siebie, póki nie znajdziemy naszych pogrzebanych braci. A potem ich wyzwolimy z uwi­zienia.

— Nie jeste tak idiotk, jak udajesz, nieprawda?

— Nie, nie jestem. Ale lubi udowadnia ludziom, e rzeczy nie zawsze s takie trudne, jakimi chc je widzie. — Przelotnie rozejrzaam si dookoa, aby sprawdzi, czy kto nie podsuchu­je. — Mam te same wtpliwoci, które ywi pozostali, abd. Wstpiam na t drog gównie dlatego, e podobnie jak pozo­stali, nie wiedziaam, co z sob pocz; wzniose ideay byy mniej wane. Czasami spogldam na swoje ycie i wydaje mi si ono naprawd aosne. Straciam ponad dziesi lat na konspirowanie i dopuszczanie si zbrodni, wszystko po to, bym moga wykopa spod ziemi czyje stare koci i by ten kto z kolei powiedzia mi, co mam robi dalej.

— Poddaj si Woli Nocy.

— Co?

— Brzmi jak co, co mógby powiedzie Narayan Singh, nieprawda? W czasach mego pradziadka by to slogan zwolen­ników Pani. Wierzyli, e gdy tylko caa wadza skupiona zostanie w rku waciwej osoby o dostatecznie silnej woli, zrodzi to pokój, dobrobyt i bezpieczestwo. I w mniejszym lub wikszym stopniu tak si rzeczywicie stao. Ksistwa, które „Podday si Woli Nocy", zwaszcza te pooone bliej centrum imperium, przez cae pokolenia byy pene pokoju i dobrobytu. Zarazy, epidemie i gód odeszy w przeszo. Wojna staa si ciekawost­k z dalekich, bardzo dalekich stron. Przestpców cigano z za­ciekoci, która odstraszaa praktycznie rzecz biorc wszystkich, prócz zupenych szaleców. Ale na granicach imperium zawsze dziao si niedobrze. Sudzy Pani, Dziesiciu, Których Schwy­tano, wszyscy dyli do budowania odpryskowych imperiów wasnych, którym nigdy nie brakowao zewntrznych wrogów. Poza tym wci byy ywe dzielce ich staroytne wanie. Do diaba, nawet pokój i dobrobyt tworz swoich wrogów. Jeli wiedzie ci si dobrze, zawsze znajdzie si kto, kto bdzie chcia odebra ci wszystko.

— Nigdy dotd nie widziaam w tobie filozofa, abd.

— Có, okazuj si zupenie niesamowity, jeli tylko woy troch trudu w blisze poznanie mnie.

— Nie wtpi. Ale co chcesz waciwie powiedzie?

— Sam nie wiem. Zabijam czas, kapic szczk. Moe dziki temu podró szybciej zleci. A moe po prostu chciaem ci przypomnie, eby zanadto nie przejmowaa si wybrykami natury ludzkiej. Od niepamitnych czasów co chwil moje ycie zostaje wywrócone na nice, a los bezwzgldnie wyrywa korzenie, gdziekolwiek je zapuszcz, ciskajc mnie na lepo w nieznan przyszo, i na dodatek nic wicej nie mog si od niego spodziewa, jak tylko kopa w dup... a wic naprawd nie mog do tego podchodzi inaczej jak z filozoficznym spokojem. Ciesz si chwil. W zupenie innym kontekcie, jednak naprawd Poddaj si Woli Nocy.

Religia, w jakiej mnie wychowano, nigdy jako nie potrafia skazi mnie fatalistycznym stosunkiem do wiata. Poddaj si Woli Nocy? Zó swój ywot w Boskie donie? Bóg jest Wielki, Bóg jest Dobrem. Bóg jest Litociwy, nie ma Boga prócz Boga. Tego nas uczono. Ale filozofowie Bhodi mog mie racj, kiedy mówi nam, e najlepiej suy bogom, suc po prostu swoim blinim.

— Niedugo zapadnie noc — przypomnia mi abd.

— To jest jedna z tych rzeczy, o których staram si nie myle — wyznaam. — Ale Narayan Singh mia racj. Ciem­no zawsze nadchodzi.

I kiedy nadesza, przekonalimy si, jakim niesamowitym talizmanem jest Klucz.

— Zauwaya, e kolumny lni nawet wówczas, gdy niebo wyglda, jakby zaraz miao zacz pada?

— Zauwayam. — Murgen ani razu nie wspomina tego zja­wiska. Zastanawiaam si, czy nie zrobilimy przypadkiem cze­go, czego nikt przed nami nie dokona. — Czy ostatnim razem, jak tu bye, te si tak dziao?

— Nie. Kiedy na równin bezporednio paday promienie soca, wówczas wszystko byszczao, ale ani razu nie byo tak, jakby wiecia wasnym wiatem.

— Mhm. A zimno byo tak samo? — W miar przemijania dnia robio si coraz chodniej.

— Pamitam co jakby górski chód. Ale nic niemoliwego do zniesienia. Sta. Brzmi jak odgosy niezej zabawy.

U czoa kolumny podniosy si krzyk i wrzawa. Z miejsca, gdzie si znajdowaam, nie potrafiam nawet odkry przyczyny zamieszania, a co dopiero odpowiednio zareagowa.

— Co jest?

— Dzieciak si zatrzyma. Wyglda na to, e co znalaz.

72

Otó Tobo znalaz szcztki jednego z Nar, Sindawe, niegdy wybitnego oficera Kompanii, a niewykluczone, e równie brata otra Mogaby. Pewne byo tylko, e ci dwaj a do oblenia Jaicur — kiedy to Mogaba zdecydowa si uzurpowa sobie dowództwo Kompanii — byli ze sob blisko niczym bracia.

— Ludzie, odsucie si — warknam. — Pozwólcie spec­jalistom rzuci okiem na sytuacj. — Specjalist by Goblin, który opad na kolana i powoli zbada miejsce wokó zwok, kiwajc gow w gór i w dó, mamroczc pod nosem jakie zaklcia, starajc si niczego nie dotyka, póki nie zdoby pewnoci, e nie istnieje adne niebezpieczestwo. Ja przyklknam obok.

— Dotar znacznie dalej, ni naleaoby oczekiwa — powie­dzia Goblin.

— By twardszy ni niewyprawiona skóra. To cienie? — Ciao tak wanie wygldao.

— Tak. — Goblin delikatnie je popchn. Potoczyo si odro­bin. — W rodku nic ju nie zostao. To jest tylko mumia wyschnita na ko.

Kto za moimi plecami zasugerowa:

— Przeszukaj go, ty imbecylu. Moe niós jak wiadomo.

Obejrzaam si za siebie. Tu za mn sta Jednooki, opierajc si na wstrtnej czarnej lasce. Z wysiku a cay si trzs. Chocia moe to tylko wpyw panujcego chodu. Przedtem jecha na jednym z osioków, przywizany do sioda, eby nie spad, gdyby zdarzyo mu si zdrzemn, co ostatnimi czasy byo niemale regu.

Zaproponowaam:

— Przesumy go na skraj drogi. Nie moemy zatrzymywa na duej tego tumu. Nim dotrzemy do miejsca, gdzie bdzie mona zanocowa, mamy jeszcze do przejcia osiem mil. — Te osiem mil wziam zupenie z kapelusza, faktem jednak pozo­stawao, e musimy bez zwoki rusza. Bylimy lepiej przygo­towani na ten marsz nili nasi poprzednicy, jednak nawet nasze zapasy byy ograniczone. — abd, kiedy bdzie przechodzi obok ciebie mu z namiotem, odetnij go z szeregu.

— H?

— Bdzie nam potrzebny tobogan. Aby zabra ciao. Twarze tych, którzy byli w stanie dosysze moje sowa, poblady jak na komend.

— Wci jestemy Czarn Kompani. Nie zostawiamy na­szych polegych. — Co nie byo cile mówic prawd, ale trzeba przecie ze wszystkich si dy do realizacji ideau, w przeciw­nym razie nic nie uchroni go przed deprecjacj. Prawo równie stare jak sam wynalazek waluty gosi, e gorszy pienidz wypiera z rynku lepszy. To samo odnosi si do zasad etycznych, moral­noci i regu rzdzcych postpowaniem. Jeli zawsze wybierasz atwiejsz rzecz, wówczas zapewne zabraknie ci zdecydowania, kiedy konieczne okae si zajcie trudniejszego stanowiska. Naley zawsze robi to, co uznaje si za suszne. A zazwyczaj doskonale wiadomo, co to jest. Dziewidziesit dziewi razy na sto kwestia nie pozostawia wikszych wtpliwoci, a jednak wszyscy zajmuj si gównie wynajdywaniem wymówek pozwala­jcych unikn zrobienia tego, co trudne, albo bodaj niewygodne.

— Tu jest jego odznaka — powiedzia Goblin, pokazujc wszystkim zrcznie odrobion srebrn czaszk, w której oczodole osadzony by szkaratny rubin zdajcy si wieci wasnym wiatem. Sindawe sam j sobie zrobi. To byo wspaniae dzieo jubilerskiej roboty, pochodzce spod niewtpliwie utalentowanej rki. — Chcesz j wzi?

Taki by obyczaj, który utrwala si stopniowo od momentu przyjcia odznak, jeszcze w czasach gdy Kompania pozostawaa w subie Duszoap, a Kapitan by po prostu modym onierzem bez wasnego zdania, z gsim piórem w rku. Odznaki polegych przekazywane byy nowym ochotnikom, od których nastpnie oczekiwano, e dowiedz si wszystkiego o tym, który j nosi, co miao zapewni cigo imiennej tradycji.

„Jest to szczególny rodzaj niemiertelnoci".

Podskoczyam. Z ust Sahry wydoby si odgos znamionujcy zaskoczenie. Przypomniaam sobie, e co podobnego zdarzyo si równie ostatnim razem Murgenowi. Chocia wówczas tylko on cokolwiek zauway. Naleao si zastanowi. Moe powin­nam si z nim skonsultowa. Caa druyna dbaa o tak ostrony transport projektora mgy, jak to tylko byo w ludzkiej mocy. Nawet Tobo musia akceptowa rozkazy dostosowujce tempo marszu do szybkoci, na jak byo sta obsug naszego najcen­niejszego z instrumentów.

Tobo jednak nieszczególnie dobrze radzi sobie z wypenia­niem rozkazów.

Ze skrzypieniem osi przejechay obok wozy. Juczne zwierzta wzdragay si przed szcztkami Sindawe, ale nigdy na tyle ywo, by ryzykowa opuszczenie bezpiecznej przestrzeni drogi. Za­czynaam ju podejrzewa, e lepiej ode mnie potrafi wyczu niebezpieczestwo, poniewa ja w kwestii ocalenia ycia musia­am polega bez reszty na samym intelekcie. Jedynie czarny ogier zdawa si nieporuszony losem Sindawe.

Biaa wrona zdradzaa natomiast nadzwyczajne zainteresowa­nie zwokami. Odnosiam wraenie, e musiaa zna wczeniej Sindawe i teraz go opakiwaa. Bez sensu. Chyba e, jak to kto kiedy zasugerowa, Murgen by tam w rodku, wyrzucony poza obrb wasnego czasu.

Pojawi si Mistrz Santaraksita, prowadzc za sob osioka. Na grzbiecie zwierzcia siedzia okrakiem kopista Baladitya. Jadc, nie odrywa wzroku od kart ksigi, cakiem nieobecny duchem. By moe dlatego, e sabymi oczyma nie potrafi zobaczy nawet najbliszego otoczenia. Albo nie wierzy w ist­nienie wiata poza swymi ksigami. Lin, na której szed na­stpny osio, uwizan mia do nadgarstka. Biedne zwierz chwiao si wrcz pod ciarem adunku, obejmujcego gównie opase tomy i narzdzia bibliotekarskiego fachu. Wród ksig znajdoway si równie wypoyczone mu Kroniki, w tym rów­nie te, które wczeniej wyszabrowaam z biblioteki.

Santaraksita wyama si z szeregu.

— To jest tak absolutnie podniecajce, Dorabee. W moim wieku mie jeszcze takie przygody. Ucieczka przed przeraajc czarownic i nieziemskimi potgami drog wiodc przez staro­ytny, magiczny twór. To jak wejcie midzy karty starych Wed.

Ciesz si, e ci si podoba. Ten czowiek by jednym z naszych braci. Przygoda dogonia go mniej wicej czternacie lat temu.

— I wci jest w jednym kawaku?

— Na równinie nie yje nic, co nie ma prawa tu y. Uwzgl­dniajc nawet muchy czy zwierzta padlinoerne, które w ka­dym innym miejscu zajyby si ciaem.

— Ale s tu wrony. — Wskaza ptaki koujce w oddali. Wczeniej ich nie zauwayam, poniewa nie wydaway adnych odgosów, a nadto byo ich tylko kilka. Kolejnych kilkanacie przysiado na kapitelach kamiennych kolumn. Najblisze — kil­kaset jardów przed nami.

— One nie przybyy tutaj na uczt — powiedziaam. — S oczami Protektorki. Potem wracaj do niej i opowiadaj o wszyst­kim, co robimy. Jeli jednak po zmroku dotkn powierzchni kamienia, skocz jak Sindawe. Hej, abd. Przeka sowo na przód i ty kolumny, natychmiast. Niech nikt nie niepokoi tych ptaków. Cokolwiek bymy zrobili, moemy wyrwa dziury w osonie, jak daje przeciw cieniom droga.

— Zdecydowanie chcesz, abym jednak trafi na list proskryp­cyjn naszej Duszki, nie tak?

— Co?

— Ona jeszcze nie wie, e przeyem, tak? Te wrony wska jej mnie palcem. Rozemiaam si.

— Akurat w tej chwili niezadowolenie Duszoap nie powinno ci martwi. Nie dostanie ci, choby nie wiem co.

— Nigdy nie wiadomo. — Odszed, by powiedzie pozo­staym, e chc, aby te obserwujce nas wrony traktowano niczym ulubione zwierztka.

— Dziwny i intrygujcy czowiek — zauway Santaraksita.

— Dziwny na pewno. Ale on jest obcy.

— W tym miejscu wszyscy jestemy obcy, Dorabee.

Trudno zaprzeczy. Rzeczywicie. Mogam zamkn oczy, a i tak nie potrafiam zapomnie o przeraajcym wraeniu, jakie wywoywaa otaczajca mnie równina. W istocie im bardziej próbowaam je od siebie odegna, tym silniej je odczuwaam. Kiedy na ni nie patrzyam, równina zdawaa si tak samo wiadoma mojej obecnoci, jak ja zdawaam sobie spraw z jej istnienia.

Kiedy ju zadbaam o zwoki Sindawe, podjam dalsz wd­rówk u boku Mistrza Santaraksity. Bibliotekarz naprawd by tak podniecony, jak twierdzi. Wszystko zdawao mu si cudow­ne. Z wyjtkiem pogody.

— Zawsze jest tu tak zimno, Dorabee?

— To jeszcze nawet nie jest zima. — nieg zna jedynie z opowieci. O lodzie wiedzia, e jest to co, co spada z nieba podczas gwatownych burz pory deszczowej. — Z pewnoci moe by jeszcze zimniej. Nie wiem. abd mówi, e nie pamita, aby poprzednim razem byo tak zimno, ale pora roku bya wówczas inna i okolicznoci wejcia na wyyn równie. — Gotowa byam si zaoy, i nieczsto nad równin rozlega si uporczywy pacz niemowlcia albo szczekanie psa. Jeden z dzie­ciaków jako przemyci ze sob zwierz i teraz byo ju za póno, aby cokolwiek z tym zrobi.

— Jak dugo potrwa caa wyprawa?

— Ach. Jest to pytanie, którego jak dotd nikt nie odway si zada. Obecnie i tak lepiej ode mnie znasz wczesne Kroniki. Miae cae miesice na ich studiowanie, podczas gdy mnie nie starczyo nawet czasu, aby wasn zaktualizowa. Co mówi o równinie?

— Nic.

— Ani sowa o tym, kto j zbudowa? Ani dlaczego? Mona domniemywa, e Kina miaa jaki zwizek z jej tworzeniem. Podobnie jak Wolne Kompanie Khatovaru oraz demon Shivetya. Sdzimy, e istota uwiziona w fortecy, ku której zmierzamy, jest wanie tym demonem, pilnujcym miejsca spoczynku Kiny. Z mizernym skutkiem, jak wida, poniewa staroytnemu kró­lowi Rhaydreynakowi udao si zapdzi Kamców jego epoki do tych samych jaski, w których Duszoap zamkna Uwizio­nych. Ponadto doskonale wiemy, e gdzie tam pogrzebane s Ksigi Umarych. Wujek Doj twierdzi — nie przedstawiajc wszake adnych przekonujcych dowodów — i Nyueng Bao s potomkami kolejnej Wolnej Kompanii, ale równoczenie Wu­jek i Matka Gota niekiedy wspominaj o rzeczach, które bynaj­mniej nie stanowi fragmentów zwyczajowej wiedzy.

— Dorabee?

Na twarzy Mistrza Santaraksity pojawi si tymczasem gry­mas, który widziaam zawsze, gdy udawao mi si go zaskoczy. Umiechnam si i poinformowaam go:

— Powtarzam to sobie kadego dnia, dwadziecia razy dzien­nie. Tylko zazwyczaj nie robi tego na gos. Chyba miaam nadziej, e moesz co do tego doda. Potrafisz? Z dowiad­czenia wiemy, e dotarcie do fortecy zajmuje trzy dni. Zakadam, e warownia usytuowana jest porodku równiny. Ca jej prze­strze pokrywa sie chronionych dróg i krgów, w których te drogi si przecinaj. A tam, gdzie istniej drogi, musi równie by miejsce, do którego prowadz. Std wniosek, e gdzie musi istnie przynajmniej jeszcze jedna Brama Cienia. — Uniosam wzrok. — Co o tym sdzisz?

— Ca kwesti naszego przetrwania uzalenia od spekulacji na temat istnienia innego wyjcia z równiny?

— No. Tam, skd przyszlimy, nie mona ju wróci.

Znowu to spojrzenie.

Idcy obok mnie w cakowitym milczeniu, przysuchujcy si tylko, Suvrin te patrzy podobnym wzrokiem. Powiedziaam:

— Chocia wikszo ycia spdziam wród Gunni, wci nie do koca oswoiam si z bardziej ezoterycznymi fragmentami ich legend. A jeszcze mniej wiem na temat starszych, mniej znanych kultów, nie nastawionych na dziaalno ewangeliczn. Wiecie co moe o Krainie Nieznanych Cieni? Która najwyra­niej przywoywana jest w takich aforyzmach: „Wszelkie Zo Umiera Tam Niekoczc si mierci" oraz „Wzywanie Niebios i Ziemi, Dnia i Nocy".

— Ta ostatnie kwestia jest atwa, Dorabee. Jest to inwokacja Najwyszej Istoty. Moesz równie usysze j jako: „Wzywanie Ziemi i Wiatru, Morza i Niebios" albo nawet: „Wzywanie Wczo­raj i Dzisiaj, Jutra i Dzisiejszej Nocy". Okrelenia te nie s skomplikowane, a skoro kadego dnia trzeba odmówi okrelon liczb modlitw, nietrudno cakiem bez namysu do nich si odwoywa. Pewien jestem, e ci Yehdna, którzy naprawd powanie traktuj swe obowizki religijne, znaj podobne skróty.

Poczuam ukucie winy. W cigu ostatnich szeciu miesicy moje obowizki religijne ucierpiay wrcz makabrycznie.

— Jeste pewien?

— Nie. Ale brzmi to przekonujco, nieprawda? Spokojnie! Pytaa o Gunni. W kontekcie innej religii mog si cakowicie myli.

— Oczywicie. A co z Wojownikiem Koci, Kamiennym onierzem albo onierzem Ciemnoci?

— Przepraszam? Dorabee?

— Niewane. Chyba e co ci przyjdzie do gowy. Lepiej pobiegn na czoo kolumny i troch przyhamuj Tobo.

Kiedy mijaam czarnego ogiera i bia wron, ta ostatnia zachichotaa i wyszeptaa znowu swoje:

— Siostro, siostro. — Ptak najwyraniej sysza ca rozmo­w. Wcale nie musia to by Murgen ani te jaki stwór Duszoap, wci jednak nie sposób byo odmówi jej nadzwyczajnego wprost zainteresowania sprawami Czarnej Kompanii, skaniaj­cego do angaowania si w jej kopoty. Ptak wydawa si ukontentowany tym, e zmierzamy wci na poudnie i najwyra­niej nie mamy moliwoci powrotu.

Idca za mn grupa, w której maszerowa Mistrz Santaraksita, zatrzymaa si. On i Baladitya wbili spojrzenia w lico pierwszej kamiennej kolumny, na którym wci gdzieniegdzie rozbys­kiway zote litery.

„Jest to niemiertelno szczególnego rodzaju".

73

Mieszkacy niegdysiejszych Ziem Cienia kryli si gdzie po­pado, kiedy przez ich kraj wdrowaa Nemezis, wolno, lecz niepowstrzymanie zmierzajc ku przeczy w górach Dandha Presh. W niejednym miejscu pojawienie si Duszoap dao po­cztek plotce o odrodzeniu Khadi, która znowu przysza poigra ze wiatem.

Przepadaa wrcz za dobrym artem sytuacyjnym.

wiadkowie na wasne oczy widzieli bogini w jednym z jej najbardziej przeraajcych wciele. Bya cakowicie naga, wy­jwszy pasek z wysuszonych penisów i naszyjnik z dziecicych czaszek. Jej skóra bya czarna niczym wypolerowany maho. Nie miaa na ciele choby jednego woska. Z jej ust szczerzyy si wampirze ky, a z ramion wyrastaa dodatkowa para rk. Wyda­waa si wysoka na dziesi stóp. Jeli kogo nie dostrzega, móg mówi o szczciu. Ludzie uciekali przed ni gdzie pieprz ronie.

Nie bya sama. Za ni sza równie naga kobieta o skórze biaej tak jaskraw biel, jak gboka bya czer karnacji iluzo­rycznej postaci Duszoap. Miaa pi i pó stopy wzrostu. Nawet unurzana w brudzie, pokryta siniakami i skaleczeniami, wci zdawaa si atrakcyjna. Jej oblicze byo cakowicie pozbawione wyrazu, jednak w oczach nie gasa nienawi. Jeli chodzi o ozdoby, moga poszczyci si tylko jednym elementem — jarzmem na ramionach, do którego przymocowano dziesiciostopowy acuch. czy j z zardzewia elazn klatk, uno­szc si za ni w powietrzu. W klatce siedzia zamknity kocisty stary mczyzna, który najwyraniej niedawno odniós powane obraenia, wczywszy w to zaman nog i kilka kiepsko wygldajcych oparzelin. Dziewczyna wloka klatk za sob. Od pocztku mczarni nie odezwaa si ani sowem, nawet wówczas, gdy potwór pogania j smagniciami. By moe w ogóle zatracia zdolno mówienia.

Narayan Singh mia to nieszczcie, e wszed na zaoon przez Goblina min, co z pewnoci nie bardzo zgadzao si z pieczoowicie opracowanym planem tamtego.

Kamca mia w klatce wielk oprawn ksig. By zbyt saby, aby wci j zamyka. Wiatr igra z jej kartami. Od czasu do czasu kolejny podmuch, dajc upust psotnej naturze, wyrywa któr ze stronic, akurat sabiej trzyman przez nadwerone szwy grzbietu.

Zapadajc si od czasu do czasu w stan cakowitego delirium, Narayan roi, i oto wreszcie wpad w rce swej bogini, która albo karaa go wanie za jakie zapomniane wykroczenia, albo przeniosa wprost do Raju. I niewykluczone, e mia racj. Duszoap nie mylaa jeszcze o tym, jaki poytek moe mie z ywego Narayana Singha. A wic nie troszczya si szczegól­nie, by go w tym stanie utrzyma. Córk Nocy te niespecjalnie obchodzio, co z nim bdzie.

74

Udao mi si dogoni Tobo, zanim w rozpdzie min krg na skrzyowaniu dróg.

— Tu si zatrzymamy — powiedziaam, uwiesiwszy si na jego ramieniu.

Spojrza na mnie takim wzrokiem, jakby sobie próbowa przypomnie, kim jestem.

— Cofnij si do krgu.

— W porzdku. Nie musisz zaraz si tak rzdzi.

— Dobrze. Nareszcie znowu jeste sob. Tak. Wanie e musz. Najwyraniej nikt inny nie potrafi ci powstrzyma — Kiedy weszlimy z powrotem na obszar krgu, powiedziaam jeszcze: — Tutaj powinien by... tak. Dokadnie w tym miejs­cu. — W powierzchni drogi znajdowa si otwór, gboki na cztery cale i szeroki jak rednica mego nadgarstka. — Wó tutaj rkoje kilofa.

— Po co?

— eby dosta si w chroniony obszar, cienie musz nadej wanie z tej strony. No ju. Zrób to. Czeka nas jeszcze duo pracy, jeli mamy rozbi w miar bezpieczny obóz. — Zbyt wielu nas byo, aby wszyscy zmiecili si wewntrz krgu. Oznaczao to, e niektórzy bd musieli spdzi noc na drodze, co Murgen zdecydowanie odradza.

W kadym razie chciaam, aby znaleli si tam tylko naj­spokojniejsi. Murgen gwarantowa, e kada noc na równinie stanowi przygod jedyn w swoim rodzaju.

Suvrin odnalaz mnie, kiedy próbowaam zmusi Iqbala i jego rodzin, aby przemiecili si bliej rodka krgu. Zwierzta ju zostay tam zagnane. Ja za nie potrafiam pozby si wraenia, e równina naprawd nie lubi, gdy depcz po niej tak twarde kopyta.

— Co jest, Suvrin?

— Mistrz Santaraksita chtnie si z tob zobaczy, gdy tylko bdziesz miaa czas. — Wyszczerzy zby, jakby nigdy w yciu jeszcze tak dobrze si nie bawi.

— Suvrin, wrzucasz gandzi, czy co?

— Po prostu jestem szczliwy. Udao mi si unikn koniecz­noci wzicia udziau w uroczystociach pastwowych na cze odwiedzin Protektorki. Dziki temu nic mi si nie stao i pewnie, póki co, nie stanie. Przeywam wanie najwiksz przygod mojego ycia, odwiedzam miejsca, których istnienie jeszcze kilka tygodni temu nikomu w moim pokoleniu nie przyszoby do gowy. To nie potrwa dugo. To po prostu nie moe duej potrwa. Ciga passa nieustajcego szczcia. Ale teraz bawi si wietnie. Oprócz tego, e bol mnie stopy.

— Witamy w Czarnej Kompanii. Przyzwyczaisz si do tego. Naszym godem powinny by pcherze, a nie czaszka ziejca pomieniem. Czy co istotnego si dzisiaj zdarzyo?

— Wydaje mi si, e moe Mistrz Santaraksita na co wpad. W przeciwnym razie dlaczego by si kopota wysyaniem po ciebie?

— Im duej z nami przebywasz, robisz si coraz bardziej miay i sarkastyczny.

— Zawsze mi si wydawao, e kiedy si nie boj, jestem znacznie zabawniejszy.

Rozejrzaam si dookoa. Zastanawiaam si, czy dla tego gupca równie nie znale miejsca gdzie w rodku.

— Zaprowad mnie do staruszka.

Nie móg przesta kapa dziobem. Mogo si to skoczy tylko w jeden sposób.

— On jest niesamowity, nieprawda?

— Santaraksita? Nic o tym nie wiem. Ale normalny z pew­noci nie jest. Nie zdziw si, jeli nagle poczujesz jego rk w swoich spodniach.

Suvrin umiejscowi siebie i starego dokadnie na skraju krgu, od wschodu. Z pewnoci sam Santaraksita musia wybra to miejsce. Znajdowao si akurat naprzeciw najbliszej ze stoj­cych kamiennych kolumn. Bibliotekarz siedzia na mod Gunni ze skrzyowanymi nogami, tak blisko krawdzi, jak si tylko odway, obserwujc obelisk.

— To ty, Dorabee? Chod i posied ze mn.

Zdawiam nagy przypyw niecierpliwoci, usiadam. Nie po­trafiam duej wytrzyma w tej pozycji. W Kompanii, mimo i ze Starej Gwardii zostao nas ju tylko dwóch, dalej stosowalimy si do pónocnych obyczajów — uywalimy krzese, stoków i tak dalej. Có znaczy inercja.

— Na co patrzymy, Mistrzu? — Oczywiste byo, e obser­wuje pionowy kamie.

— Przekonajmy si, czy jeste tak bystry, za jakiego siebie uwaasz.

To byo wyzwanie, którego nie mogam zignorowa. Wbiam wzrok w kolumn i czekaam, a prawda sama si objawi.

Zestaw liter na chwil si rozjarzy. Bez zwizku z promie­niami zachodzcego soca, które wanie wpezo za oson chmur i czerwieni malowao otoczenie. Po chwili powiedziaam do Santaraksity:

— Wyglda na to, e grupy liter wywietlane s wedle jakie­go porzdku.

— Sdz, e zasadniczo chodzi tu o porzdek, w jakim naley je czyta.

— Z góry na dó? I z prawa w lewo?

— Czytanie z góry na dó w kolumnach nie jest niczym niezwykym w staroytnej literaturze witynnej. Niektóre at­ramenty schy naprawd wolno. Jeli pisae w liniach pozio­mych, czasami zdarzao si, e rozmazywae wczeniejsz prac. Pisanie z góry na dó w kolumnach z prawej do lewej wedug mnie sugeruje leworczno. By moe ci, którzy umiecili te stele, byli w przewaajcej czci makutami.

Uderzyo mnie, e pisanie w dowolny sposób, jaki tylko okae si najwygodniejszy, moe prowadzi do sporego zamieszania. Wyraziam swoj opini.

— Absolutnie, Dorabee. Odszyfrowanie staroytnego pisma zawsze stanowi wyzwanie. Szczególnie, jeli kopista mia mnós­two czasu i nadto skonno do artów. Widziaem rkopisy tak sporzdzone, e mona je byo czyta zarówno poziomo, jak pionowo, a za kadym razem opowiaday inn histori. Bez wtpienia robota kogo, kto nie musia si troszczy o swój nastpny posiek. Dzisiejsze reguy zapisu upowszechniy si nie dalej jak kilka pokole temu. Powszechna zgoda na nie wynikaa po prostu z pragnienia zagwarantowania, by zawsze dawao si odczyta cudze dzieo. A mimo to zasady te waciwie w ogóle nie przenikny do wieckiej populacji.

Wikszo tego wiedziaam ju wczeniej. Ale nie protes­towaam, poniewa jemu potrzebne byy te chwile intelektualnej pedanterii. Bez nich czu si chyba niekompletny. Poza tym, nic mnie to nie kosztowao.

— A co tu mamy?

— Nie jestem do koca pewien. Moje oczy nie s tak dobre, aby wszystko wyapa. Jednak litery na kamieniu bardzo przy­pominaj te, którymi zostaa napisana najstarsza z twoich ksig; nawet udao mi si odczyta kilka sów. — Pokaza mi swoje zapiski. Nie byo tego do, aby stworzy sensowny przekaz.

— Wydaje mi si, e zasadniczo mamy tu imiona. Zapewne uoone w sposób stosowany w witych pismach. Moe to co w rodzaju apelu przodków.

— Jest to szczególny rodzaj niemiertelnoci.

— Z pewnoci. W kadym wielkim miecie znajdziesz po­dobne pomniki. Ci, którzy uznawali siebie za prawdziwie boga­tych i nie wtpili we wasn historyczn donioso, zawsze mogli pozwoli sobie na elazo. Zazwyczaj jednak wznoszono je, aby uczci wybitnych królów i zdobywców, którzy chcieli aby nadchodzce pokolenia o nich nie zapomniay.

— I kady z tych, jakie kiedykolwiek widziaam, stanowi cakowit zagadk dla ludzi yjcych wanie wokó niego. Tym samym jest to chyba szczególnie kiepski rodzaj niemiertelnoci.

— I o to wanie chodzi. Wszyscy osigamy nalen nam niemiertelno na tamtym wiecie, niezalenie jak bymy j pojmowali, ale wszyscy chcemy by pamitani na tym. Przypusz­czam wic, e kiedy kolejny zmary przybywa do nieba, z góry ju wszystko o nim wiedz. Mimo i jestem praktykujcym Gunni, nie potrafi pozby si cynizmu, kiedy myl o tym, co ludzko wniosa do dowiadczenia religijnego.

— Zawsze intrygowa mnie twój sposób mylenia, Mistrzu Santaraksito, ale w obecnych okolicznociach zwyczajnie nie mam czasu, by siedzie tutaj i duma o niezliczonych sabociach ludzkiej natury. Ani bodaj natury Boga. Czy te bogów, jak wolisz.

Santaraksita zachichota.

— Czy nie wydaje ci si zabawne, jak odwróciy si nasze role? — Kilka miesicy spdzonych w prawdziwym wiecie uczynio dla niego prawdziwe cuda. Zaakceptowa sytuacj, w której si znalaz, i próbowa czego si z niej nauczy. Braam nawet pod uwag to, i sta si sympatykiem kultu Bhodi.

— Obawiam si, e znacznie mniej we mnie z myliciela, nili ci si wydaje, Mistrzu. Nigdy nie starcza mi na to czasu. Najpewniej po prostu tylko powtarzam, czego nauczyam si od innych.

— Ja za podejrzewam, e zdolno przetrwania w twoim fachu kadego ostatecznie nastraja znacznie bardziej filozoficz­nie, nili gotowy byby przyzna, Dorabee.

— Albo czyni ze jeszcze wikszego brutala. aden z tych ludzi nie by nigdy wzorowym poddanym. Santaraksita wzruszy ramionami.

— Zaiste, jeste niesamowity, niezalenie, czy tego chcesz, czy nie. — Wykona gest w kierunku stojcego kamienia. — Có, oto stoi. By moe chce nam co przekaza. A by moe stanowi tylko ostatni lad po nieznanych, których prochy dawno uyniy gleb. Niewykluczone wrcz, e próbuje si z nami porozumie, poniewa niektóre litery chyba si zmieniaj. — Koniec ostatniego zdania wypowiedzia z jakim szczególnym napiciem. — Dorabee, te napisy nie pozostaj przez cay czas identyczne. Musz przyjrze si z bliska jednej z tych steli.

— Nawet o tym nie myl. Prawdopodobnie bdziesz martwy, zanim dojdziesz na miejsce. A przez ciebie mog zgin te pozostali.

Wyd wargi.

— To jest najniebezpieczniejsza cz caej przygody — cig­nam dalej. — W tej partii nie ma miejsca na adne innowacje i odchylenia od ustalonego toku spraw, czy te ekspresj wasnej osobowoci. Widziae ciao Sindawe. Po ziemi nigdy dotd nie chodzi lepszy czy silniejszy czowiek. A nie zasuy sobie na taki los. Kiedy tylko poczujesz napyw twórczych pomysów, zwyczajnie popatrz na ten tobogan. A potem popatrz po raz drugi. Pfe! Ju pachnie jak wntrze stajni. Odrobina wiatru z pewnoci by nie zaszkodzia. — Póki nie bdzie wia w moj stron.

Zwierzta stay stoczone razem i otoczone przez ludzi, eby nie mogy zrobi nic gupiego, na przykad wyj poza obszar ochronny krgu. A rolinoercy maj skonnoci do wytwarzania znacznych iloci produktów ubocznych.

— W porzdku. W porzdku. Postaram si, by robienie gupstw nie weszo mi w nawyk, Dorabee. — Umiechn si.

— Naprawd? A co sdzisz o sposobie, w jaki tu trafie?

— Moe to jest tylko hobby. — Potrafi si mia z samego siebie. — Jest gupota i gupota. Widok adnego z tych gazów nie zmieni mego kamyczka w menhir.

— Nie jestem pewna, czy to komplement, czy obraza. Ob­serwuj wic lepiej ska i daj mi zna, kiedy powie cokolwiek interesujcego. — Przyszo mi do gowy, e by moe te kolum­ny s w jaki sposób powizane z menhirami, na jakie Kompania natrafia w miejscu zwanym Równin Strachu, na dugo zanim zacignam si w jej szeregi. Tamte kamienie nawet chodziy i mówiy... chyba e Kapitan przesadza znacznie bardziej, nili go o to podejrzewaam. — Sta! Popatrzcie tam. Dokadnie na samej krawdzi drogi. To jest cie, wic zachowajcie ostrono. Noc ju do póna, eby zaczy wypeza z kryjówek.

Nadszed czas, abym obesza wszystko dookoa, upewniajc si, e wszdzie panuje spokój. Cienie nie dostan nas, jeli nikt nie zrobi nic gupiego. Mog jednak spróbowa wywoa panik w tym samym celu, w którym myliwi nagonk posz zwierzyn.

75

Mimo naszej liczebnoci, iloci zwierzt, jakie ze sob za­bralimy, oraz moich pesymistycznych rokowa, wszystko szo dobrze. Goblin i ja na zmian robilimy obchód krgu oraz korzystajcej z osony drogi, wysunitej na pónoc reduty na­szych stanowisk. Ludzi przepeniay wrcz dobre chci. Przypu­szczam, e sporo wspólnego miay z tym cienie przylegajce do powierzchni naszej niewidzialnej osony i kbice si przy niej niczym ze pijawki. Nic tak dobrze nie wpywa na ludzkie nastawienie, jak blisko paskudnej mierci.

— Z tego krgu wychodz i wchodz do jeszcze inne drogi prócz tej, któr przyszlimy, i tej, któr jutro wyruszymy — poinformowaam Goblina. — Dlaczego nie moemy ich zoba­czy?

— Nie mam pojcia. Moe chodzi o magi. Moe powinna zapyta Jednookiego.

— Czemu jego?

— Bya z nami do dugo, by pozna prawd. On wie wszystko. Po prostu zapytaj. A on ci powie. — Najwyraniej mniej ju si martwi o przyjaciela. Wróci czas zwykych docinków.

— Wiesz, chyba masz racj. Ostatnio nie nadarzao si zbyt wiele okazji porozmawiania z nim, ale zauwayam, e dokada wszelkich stara, by znowu zmieni si w zrzdliwego starucha. Dlaczego wic nie pójdziemy go obudzi, by przekaza mu dowodzenie, a sami przyoymy na chwil gowy do podusz­ki? — Tak te uczynilimy, z drobnymi zmianami planu, naj­pierw upewniwszy si, e rozdzielono kolejno wart przy ka­dym ewentualnym wejciu na obszar krgu, niezalenie od tego, czy dawao si je dostrzec, czy nie. Z pomoc Goty i Wujka Doja Jednooki wci by zdolny wzmocni nieco wasn oson. Tylko e nie bardzo chcia si do tego przyzna.

Przypuszczam, e gdy rozeszlimy si kade w swoj stron, Goblin równie poszed i wyszepta do Tobo par sów.

Uoyam si wanie wygodnie na moim wspaniaym kamien­nym ou, kiedy Sahra wprosia si na pogawdk. Byam na­prawd zmczona i nie potrafiam okaza cho odrobiny ycz­liwoci. Od samego pocztku pragnam tylko, eby sobie posza. Tote nie zostaa dugo.

Powiedziaa tylko:

— Murgen chcia z tob porozmawia, ale powiedziaam mu, e jeste wyczerpana i musisz odpocz. Kaza mi ci ostrzec, e dzi w nocy moesz mie szczególnie ywe, niepokojce sny. Ale nie przejmuj si, nigdzie si nie ruszaj i nie panikuj. Musz i, przekaza Goblinowi, Jednookiemu, Wujkowi i innym, eby ostrzegli pozostaych. Spróbuj odpocz. — Poklepaa grzbiet mojej doni, dajc do zrozumienia, e wci jestemy przyjació­kami. Mruknam co i zamknam oczy.

Murgen mia racj. Noc na lnicej równinie stanowia przy­god nieporównywaln z innymi. Wszystkie znaki orientacyjne zostay na swych miejscach, jednak zdaway si widmowymi obiciami tego, czym byy za dnia. I nie naleao ufa niebu.

Równina wci bya gstw wszystkich odcieni szaroci, teraz jednak wygldaa jak rozjarzona ukrytym ródem wiata, które powodowao, e kty i krawdzie zaznaczay si ostrzej. Raz uniosam wzrok i zobaczyam ksiyc w peni na niebie usanym gwiazdami, a dosownie kilka chwil póniej chmury z powrotem zacigny je nieprzeniknion powok. Sowa wypisane na sto­jcych kamieniach wydaway si nie zna spoczynku, o czym Murgen ani razu nie wspomina w relacji ze swej wizyty. Ob­serwowaam je przez moment, rozpoznajc poszczególne litery, ale adnych sów. Niemniej, zobaczyam co, o czym bd musiaa nastpnego ranka powiedzie Mistrzowi Santaraksicie. Inskrypcje na kolumnach rzeczywicie zaczynay si w górnym prawym rogu i naleao je czyta w dó. Ale tylko w pierwszej kolumnie. W drugiej kolumnie trzeba ju byo czyta z dou do góry. A potem w trzeciej znowu na dó. I tak dalej.

Moj uwag przykuway jednak gównie istoty przemykajce midzy supami. Widziaam naprawd wielkie cienie, stwory, których obecno wywieraa dostateczne wraenie, by przestra­szy i sposzy mniejsze, tchnce godem na powierzchni naszej osony. Te wielkie nie miay zamiaru podchodzi bliej. Otaczaa je aura nieskoczonej, niegodziwej cierpliwoci, z której promie­niowaa pewno, e gotowe s czeka nawet tysic lat, póki które z nas nie spieprzy sprawy, otwierajc szczelin w murze naszej tarczy.

We nie wszystkie drogi wiodce do naszego krgu byy jednakowo widoczne. Lnice linie kartograficznej siatki biegy ku rozjarzonym kopuom w oddali. Jedynie nasza trasa pónoc--poudnie wygldaa na w peni nadajc si do uytku. Jakby droga wiedziaa, o co nam chodzi, albo wiedziaa, czego od nas chce.

W jednej chwili ogarno mnie uczucie przemonego zdumie­nia, zadziwienia, trwogi, uniesienia — zrozumiaam, e aby zo­baczy to, co wanie widz, musz znajdowa si przynajmniej kilkanacie stóp ponad poziomem, na którym normalnie znajduj si oczy. Skd dalej wniosek, e musiaam opuci wasne ciao w taki sam sposób, w jaki zdarzao si to Murgenów!, a chocia wczeniej po tysickro aowaam, e nie dysponuj t umiejt­noci, nadto aktualny widok by zupenie poraajcy, kiedy zaoferowano mi tak sposobno, ryzyko zdao mi si zbyt wielkie, by mu ulec. Wzniosam mody do nieba. Bogu trzeba przypomina o wasnym istnieniu. Wyraziam cakowite i eksta­tyczne, najzupeniej szczere zadowolenie z bycia pioszk po­zbawion choby iskry mistycznego talentu. Jeli kto w mojej bandzie musi zajmowa si takimi rzeczami, niech przeklestwo magicznego talentu przypadnie Goblinowi, Jednookiemu czy Wujkowi Dojowi, komukolwiek innemu, wyczywszy moe Tobo, chocia to on wanie by przepowiedzian przyszoci Kompanii. Tobo wci zbyt kiepsko radzi sobie z samodyscy-plin, aby obdarza go kolejnymi zdolnociami.

Mae cienie trzepotay w pobliu niby stadko gobi. Na tym szczeblu bytu, na którym yy duchy, bynajmniej nie byy mil­czce, jednak nie próboway si komunikowa, czyniy to jedynie midzy sob. Kilka chwil zabrao mi zamknicie uszu na ich gosy.

Znacznie bardziej niepokojce byy niebiosa ponad moj go­w. Kiedykolwiek spogldaam w gór, wzrok mój napotyka zachodzce tam dramatyczne odmiany. Raz widziaam nieprze­niknion warstw chmur, innym razem rozjarzone dziko pole gwiazd i ksiyc w peni. Potem gwiazd byo znacznie mniej, za to wieci dodatkowy ksiyc. Jeszcze innym razem ponad wiodc na poudnie drog lniy gwiazdy wyranie ukadajce si w jak konstelacj. Jej ksztat zgadza si dokadnie z opisem gwiazdozbioru nazywanego przez Murgena Ptl. Jak dotd za­wsze podejrzewaam, e Ptla stanowia wymys Matki Goty.

A potem, tu przed zotym kilofem, dostrzegam skupion trójk szkarad, o których spotkaniu Murgen donosi w relacji ze swej pierwszej nocy na równinie. Byli jakszasami? Rakszasami? Próbowaam znale dla nich miejsce w mitologii Gunni lub choby nawet Kiny, ale najzwyczajniej w wiecie nie pasowali do adnej. Aczkolwiek bez wtpienia nie potrafiam wyczerpa wszystkich moliwoci. Gunni s znacznie bardziej elastyczni w kwestiach doktrynalnych nili moi rodzimi Yehdna. Uczy si nas, e nietolerancja stanowi przywilej naszej wiary. Swoboda teologii Gunni natomiast ma by jednym z powodów, dla których wszyscy oni cierpie bd pomiertne mki wiecznego ognia. Jako bawochwalcy.

Bóg jest Wielki. Bóg jest Miosierny. W askawoci Swej jest Niczym Ziemia. Ale dla niewierzcych moe si sta jak kapry­ne, zoliwe dziecko.

Rozpaczliwie próbowaam przypomnie sobie szczegóy do­niesienia Murgena o spotkaniu z tymi widmowymi istotami. Nic nie przychodzio mi do gowy, mimo i wasnorcznie spisywa­am jego wspomnienia. Nie umiaam nawet z ca pewnoci okreli, czy jego nocni gocie byli identyczni jak ci, których miaam wanie przed sob. Oni z wygldu przypominali ludzi, z pewnoci jednak brakowao im ludzkich cech. By moe ich twarze to byy maski, odrobione w pyski bestii. Sdzc z szale­czych gestów, chcieli, abym dokd za nimi posza. Co podob­nego — tak mi si zdawao — wydarzyo si chyba podczas wyprawy, w której uczestniczy Murgen. On nie pozwoli si nigdzie odcign. Ja równie, aczkolwiek zbliyam si do nich i próbowaam nawiza rozmow.

Oczywicie w obecnym stanie, bez ciaa i zdolnoci operowania materialnymi przedmiotami, nie potrafiam tworzy dwików. A oni nie znali adnego z jzyków, jakimi mówiam, ca spraw naleao wic uzna za przedsiwzicie z góry skazane na porak.

Najwyraniej zdenerwowao ich to strasznie. Sdzili chyba, e sobie z nich szydz. W kocu odwrócili si i odeszli, pogreni w wielkim gniewie.

— Murgen, nie mam pojcia, gdzie jeste. Ale bdziesz mu­sia spdzi troch czasu na instruowaniu mnie w paru sprawach.

Paskudne sylwetki znikny. Kopot z gowy. Moe teraz uda mi si troch przespa. Naprawd przespa, bez tych wszystkich nazbyt rzeczywistych snów i straszliwych, niesamowitych zna­ków na niebie.

Zaczo pada, z czego domyliam si w kocu, które niebo jest prawdziwe i pod którego oson spoczywam ja, wiercca si niespokojnie od dotyku pierwszych zimnych kropli na twarzy. Nic na to nie mona byo poradzi. Na równinie nie da si wznie namiotów ani zbudowa schronienia. W istocie, kwestia pogody w ogóle si nie pojawia podczas narad, na których ukadalimy plany ekspedycji. Nie mam pojcia dlaczego, przy­puszczalnie zawsze bya do omówienia jaka wiksza, waniejsza sprawa, która wanie si przypomniaa, a która wczeniej umkna strategom mego zespou. I jak zawsze, dopiero stajc oko w oko z katastrof lub porak, rodzi si zdumienie, e mona byo przeoczy rzecz oczywist.

Jakim sposobem musielimy doj do wniosku, e na rów­ninie kwestia pogody w ogóle si nie pojawia. Moe dlatego, e Kroniki Murgena nie mówiy o niej. Niemniej, kto przecie musia zdawa sobie spraw, e zaistnieje taki problem. Kto najpewniej nawet o tym wspomnia.

Ju wczeniej byo chodno, zanim jeszcze zacz pada deszcz. Teraz z kad chwil robio si coraz zimniej. Wstaam wcieka i zaczam pomaga w rozpakowywaniu rzeczy, pod którymi mona bdzie si schroni, oraz zbiorników do gromadzenia wody. Wreszcie skonfiskowaam kawaek namiotowej pachty i dodatko­wy koc, zawinam si w nie i pooyam znowu, postanowiwszy ignorowa deszcz, padajcy obecnie z nieba pod postaci uporczy­wej mawki. Kiedy jest si zmczonym, nie liczy si nic oprócz snu.

76

Gdy trafiam z powrotem do krainy snów, Murgen ju tam na mnie czeka.

— Wydajesz si zaskoczona. Mówiem, e spotkamy si na równinie.

— Mówie. Ale ja nie mam teraz na to najmniejszej ochoty. Teraz powinnam tylko spa.

— Spisz. Obudzisz si równie wiea, jakby w ogóle nie nia.

— Nie podoba mi si równie to bezcielesne snucie si dookoa.

— Nie rób tego.

— Nie potrafi nad tym zapanowa.

— Potrafisz. Po prostu musisz chcie. To jest kwestia zupenie podstawowa. Wikszo osób instynktownie daje sobie z ni rad. Popytaj jutro wród ludzi, przekonasz si, jak wielu sporód nich potrafi bodaj przypomnie sobie, e wyzwolili si z ciaa.

— Kady to potrafi zrobi?

— Tutaj. W tym miejscu kady potrafi. Musi tylko tego pragn. Wikszo nie chce tego w sposób tak zdecydowany, e nawet nie zdaje sobie sprawy z istnienia samej moliwoci. Co zreszt nie ma znaczenia. I nie po to tu jestem.

— Dla mnie raczej ma znaczenie. To jest troch przeraajce. Jestem tylko zwykym dzieciakiem z miejskich marginesów...

— Podaruj sobie zwyczajowe narzekania, pioszka. Marnu­jesz czas. Przypuszczalnie wiem o tobie tyle, ile sama o sobie wiesz. Ale s inne rzeczy, o których powinna si dowiedzie.

— Sucham.

— Jak dotd niele sobie radzia z równin, stosujc si do zalece Kronik. Trzymaj si zasad, które wypracowalimy, a nie czekaj was adne powaniejsze kopoty. Nie ocigajcie si. Nie wystarczy wam wody... nawet jeli zarniecie zwierzta, jak zaplanowalicie. Tu, gdzie jestem, bdziecie mogli stopi lód, ale jeli podró potrwa zbyt dugo, skoczy si na zabiciu wikszej liczby zwierzt, ni trzeba. I dbajcie o nie, póki jeszcze yj. Nie dopucie, by z pragnienia zaczy szale, bo wtedy zniszcz tarcz ochronn. Potrafi sama si odnowi, ale na to potrzeba czasu. Cienie nie dadz wam czasu.

— Wic uszkodzenie tarczy, które zabio Sindawe i pozo­staych, nie stanowi zagroenia?

— Nie. Jutro znajdziecie Kuba. Ostrzegam ci teraz, eby miaa czas si przygotowa.

Byam przygotowana. Byam przygotowana ju od dawna. Widok ciaa zmarego Kuba bdzie dla mnie z pewnoci trudny, ale jako sobie z tym poradz.

— Skoro ju tu jestem, powiedz mi, co powinnam zrobi.

— Wszystko robisz dobrze. Tylko si nie ocigaj.

— Powinnam podzieli oddzia? Wysa stra przedni?

— To nie byoby szczególnie roztropne. Nie byaby w stanie nadzorowa poczyna oddziau, z którym nie miaaby kontaktu. A to wanie kto sporód nich z pewnoci schrzaniby wszystko i spowodowa nasz mier.

— Wasz równie?

— Jeli ty zawiedziesz, nikt inny ju nas nie wydobdzie. Poza wami nikt nie wie, e jeszcze yjemy.

— Córka Nocy i Narayan Singh wiedz. Najprawdopodob­niej. — Z pewnoci podsuchali do, aby si domyli.

— Co oznacza, e teraz Duszoap równie wie. Ale sama rozumiesz, nie bardzo potrafi sobie wyobrazi, aby które z nich miao szczególn ochot wskrzesza umarych z grobu. Nie wspominajc ju o tym, e obecnie Bram Cienia da si otworzy tylko od tej strony. To jest ostatnie rozdanie, pioszka. A stawk jest wszystko.

Nie przypomniaam Murgenowi, e Narayanowi Singhowi i jego podopiecznej jak najbardziej zaley na wskrzeszeniu kogo, kogo mona by praktycznie rzecz biorc uzna za wspómieszkaca ich grobu. Mia jednak racj w kwestii Bramy Cienia, oczywicie przy zaoeniu, e na zewntrz naprawd nie zosta ju aden Klucz.

— No i jak to si stao, e wiedziaam z góry, co bdziesz mia mi do powiedzenia?

Obdarzy mnie umiechem, jakim przypuszczalnie zdoby on­gi serce Sahry.

Powiedziaam wic:

— Powiniene zobaczy si z Sahr.

— Ju si z ni widziaem. Dlatego wanie tyle czasu mino, zanim si wreszcie spotkalimy.

— Có mog jeszcze rzec? Och. Widziaam te istoty... te... — Nie miaam pojcia, jak si nazywaj, wic spróbowaam je opisa.

— Washane, Washene i Washone, zbiorowo okrelani mia­nem Nef. Oni równie spaceruj po snach.

— Równie?

— Ja spaceruj po snach. Moesz mnie dostrzec tylko oczyma swojej duszy. I tylko dlatego, e w pewien sposób jeste taka sama. Nef s tutaj przez cay czas. Albo zostali uwizieni, albo nie maj ju cia, do których mogliby wróci. Nie byem w stanie si dowiedzie. Tak strasznie chc si porozumie... poniewa najwyraniej na czym bardzo im zaley... ale nie potrafi si nauczy, jak to robi. Pochodz z innego wiata. Jeli jednak nie maj ju wasnych cia, by moe potrafi opanowa cudze, wic uwaaj z nimi.

— Te... hm... o czym ty waciwie mówisz?

— Och. Jeszcze o tym nie rozmawialimy, nieprawda?

— O czym?

— Naprawd sdziem, e wikszoci si domylia, e po­trafisz czyta midzy wierszami. Kompanie musiay skd przy­by, a chyba nie sdzisz, e naprawd mona wyy na gadkim blacie nagiego kamienia. A wic przyszy tutaj skd ind. Z ja­kiego zupenie innego miejsca, poniewa równina jest na tyle maa, e mona j bez trudu obej i przekona si, e nigdzie na niej nie mogyby powsta armie. Za ni ziemia po prostu staje si coraz mniej gocinna i robi si coraz zimniej.

— Jestem naprawd cika w pomylunku, szefie. Powiniene chyba narysowa mi to na obrazku.

— Niespecjalnie zaleao mi, by inni wiedzieli o moich od­kryciach. Nie chciaem, ebycie przestraszyli si do tego stopnia, by w ogóle zrezygnowa z akcji ratunkowej.

— Jeste moim bratem. Zignorowa moje zapewnienie.

— W ogóle tu nie pi, wic miaem do czasu, aby sobie wszystko obejrze. Przeprowadziem dokadne eksploracje. Jest szesnacie Bram Cienia, pioszka. I pitnacie z nich prowadzi w miejsca nie nalece do naszego wiata. A przynajmniej kiedy tak byo. Obecnie wikszo jest nieczynna, a w takim stanie istnienia, jaki mi przypad w udziale, nie potrafi dostrzec, co znajduje si po drugiej stronie, jeli faktycznie si tam nie znajd. A nie mam na tyle nerwów, aby spróbowa, poniewa raczej podoba mi si mój wiat i nie chc ryzykowa, e gdzie ugrzzn, jeszcze dalej ode ni obecnie.

— Tylko cztery bramy s jeszcze wci aktywne. Prowadzca na nasz wiat jest tak bardzo uszkodzona, e przypuszczalnie nie przetrwa ju duej ni kilka pokole.

Zgubiam si. Zupenie. Na co takiego nie byam przygoto­wana. A jednak przecie mia racj, wspominajc o czytaniu midzy wierszami.

— Co to wszystko ma wspólnego z Kin? Próno szuka w jej legendzie cho sowa na ten temat. Tak waciwie co to ma w ogóle wspólnego z nami? W naszej legendzie te tego nie ma.

— Niestety jest, pioszka. Prawda jest po prostu tak archaicz­na, e z czasem ulega cakowitemu wypaczeniu. Przyjrzyj si uwaniej mitologii Gunni. Mnóstwo w niej wzmianek o innych paszczyznach bytu, innych domenach rzeczywistoci, rozmai­tych niebiosach i tak dalej. róda tych opowieci datuj si na czasy sprzed przyjcia Czarnych Kompanii, tysic lat wstecz albo i wicej. Udao mi si odkry, e kiedy pierwsza Wolna Kom­pania zesza z równiny, mniej wicej szeset lat temu, uyto naszej Bramy Cienia po raz pierwszy od co najmniej omiu wieków. To do czasu, eby odmieni ksztat prawdy.

— Czekaj, czekaj. Z tego, co mówisz, wynikaj rzeczy, z któ­rymi nie do koca chyba potrafi si pogodzi.

— A wic lepiej otwórz oczy i nadstaw uszu, pioszka, poniewa to nie wszystko. A wtpi, bym odkry bodaj dziesit cz prawdy.

Moja dusza ma swoj ciemn, cyniczn, nieufn stron, ska­niajc mnie niekiedy do kwestionowania motywacji najlepszych nawet przyjació.

- Jak to si stao, e a do teraz nikt o tym nie wspomnia? Przecie dla ciebie to nie s adne nowoci?

— Nie. Nie s. Ale powiadam ci, chciaem si std wydosta. Jak cholera. Zdecydowaem si wic nie przekazywa wam adnej informacji, która mogaby was zniechci.

— Zniechci? O czym ty, do diaska, mówisz?

Kina i Uwizieni nie s jedynymi istotami picymi pod równin. Mona si tam dogrzeba wielu prawd, które wstrzs­nyby podstawami naszego wiata. Prawd, którym, jak sobie wyobraam, nie pozwolono by wyj na jaw, nawet gdyby trzeba w tym celu wznieca wite wojny i dopuszcza si masowych rzezi. Prawd, które tak s przeraajce, e z atwoci mogyby doprowadzi do zagady i mojej rodziny, i Kompanii.

— Próbuj otworzy oczy i nadstawi uszu, ale mam z tym kopoty. Czuj si, jakby mi kazano zaglda w otcha.

— Staraj si dalej. Od wieków ju chyba przebywam w tym miejscu i wci nie potrafi do koca si z tym oswoi. Najlepiej bdzie, jeli nakrel ci zarys dziejów równiny.

— Zaiste. Czemu by nie? To moe okaza si nawet inte­resujce.

— Wci nie potrafisz wyzby si tej zoliwoci, có? Moe abd ma racj i naprawd wszystkim, czego ci trzeba jest... niewane. Niewane. Suchaj uwanie. Równina zostaa stwo­rzona tak dawno temu, e nikt, z adnego wiata, nie ma pojcia, kto j zbudowa, jak ani po co, chocia naley sdzi, e zostaa pomylana jako droga midzy wiatami.

— Skd wic cienie, kamienne kolumny i...

— Nie dam rady wyjani wszystkiego, jeli mi bdziesz wci przerywa.

— Przepraszam.

— Na pocztku bya wic równina. Tylko równina, z sieci dróg, które naleao przemierza w okrelonym porzdku, aby dosta si do innych wiatów. Ogólnie rzecz biorc, aby móc znowu j opuci, kady podrónik musia przej przez wielki krg porodku równiny. W owych czasach nie byo adnych cieni ani Bram Cienia, adnych wyniosych kolumn, potnej fortecy w wielkim krgu, jaski pod powierzchni kamienia, picych bogów, Uwizionych, adnej Ksigi Umarych. Nie byo nic prócz równiny. Rozstajów dróg rónych wiatów. Albo moe czasów. Jedna z nieortodoksyjnych szkó mylenia twierdzi, e wszystkie bramy otwieraj si na ten sam wiat, ale w odstpach niekiedy dziesitków tysicy lat.

Pewnego razu, ale wci gboko w niewyobraalnej staroyt­noci, natura ludzka daa zna o sobie i kandydaci na zdobywców zaczli hula w t i we w t po równinie. W okresie zawieszenia walk spowodowanego wyczerpaniem wojujcych stron mdrcy kilkunastu wiatów poczyli swe siy, aby dokona pierwszych modyfikacji równiny. Zbudowali fortec porodku wielkiego kr­gu i obsadzili j garnizonem wywodzcym si z rasy stworzonych do tego celu niemiertelnych straników, których zadaniem miao by uniemoliwienie przemarszu armii z jednego wiata do drugiego.

I teraz dopiero powoli dochodzimy do okresu, który mona okreli mianem protohistorii równiny i który stanowi epok znajdujc swe kiepskie i znieksztacone odbicie w mitologii Gunni.

Niezalenie od przeszkód na swej drodze, ludzie gnani pasj podboju nie dadz si atwo zniechci. Kina pocztkowo bya najwyraniej jednym z tych przecitnych, mrocznych i okrutnych wadców, jacy pojawiaj si co kilka stuleci, jak na przykad pierwszy m Pani, tyle e w odrónieniu od niego, bya kolejn w szeregu tych, których obecnie wspomina si jako bogów ze wzgldu na wpyw, jaki wywarli na swoje czasy. Cay ten sabat postanowi wzmocni troch Kin, by potrafia pokona „demo­ny" na równinie. Podtuczona moc zmienia si w istot, któr z braku lepszego okrelenia naleaoby nazwa bogini. I za­chowywaa si tak brzydko, jak winni oczekiwa jej sprzymie­rzecy, czego skutki w mniejszym lub wikszym stopniu znamy z mitologii. Kiedy jednak Kina zasna, jej alianci otworzyli pod równin labirynt jaski i pogrzebali j gdzie w jego otchani. Potem stworzyli Shivety, Niezomnego Stranika, aby jej strzeg. Niewykluczone zreszt, e powoali do suby demona o tym imieniu, ocalaego z rzezi dokonanej przez Kin, wzmoc­nili go troch i kazali wykonywa t robot — jeli wolisz rzadziej spotykan wersj legendy. Potem, najwyraniej zbyt wyczerpani, by odzyska dawn wielko, rozpynli si we mgle. A Kina ostatecznie i tak skoczya na pierwszym miejscu, pomimo tego e uwiziona.

Dlaczego jej po prostu nie zabili? Jest to co, czego nigdy nie rozumiaem, czytajc opowieci o tych waniach bogów. Istnieje tylko jedna wersja mitu Kiny, w której jej wrogowie omielaj

si zrobi co wicej, ni wycznie uoy j do snu. Wedug tej opowieci, rozrzucone po wiecie kawaki porbanego ciaa bogini dalej yy, próbujc same zoy si w jedn cao.

Przypuszczam, e zapewne dysponowaa jakim rodzajem za­klcia uruchamianego w momencie jej mierci, które splatao losy innych bogów z jej losem. aden z tych ludzi nawet na moment nie zaufaby drugiemu. Wszyscy zapewne mieli przy­gotowane z góry rozmaite systemy chronice ich, podobnie jak Dugi Cie, który zwiza swój los ze stanem Bramy Cienia.

— Ale Brama Cienia nie zaley ju od tego, co si z nim stanie. Przynajmniej póki on pozostaje wewntrz.

— To by tylko przykad, pioszka. Trzymajmy si historii równiny. O tym, co nastpio po upadku Kiny, dokumenty milcz, najwyraniej jednak przybyli i przeminli kolejni zdobywcy. Zrodzio to dalsze wysiki, majce na celu ich zniechcenie, przy równoczesnym utrzymaniu funkcji komunikacyjnej równiny. Stworzono wówczas bramy i Klucze. Na jednym ze wiatów zebrali si czarownicy i wydarli dusze milionom jeców wojen­nych, tworzc cienie szalejce od nienawici wobec wszystkiego, co yje. Byo to równoznaczne z cakowitym zamkniciem rów­niny jako takiej. To oczywicie skonio inn jeszcze ras do stworzenia tarczy chronicych krgi i drogi. Nikt nie wie na pewno jak ani kiedy pojawiy si kamienne kolumny. S one najnowszym uzupenieniem wygldu równiny, przypuszczalnym dzieem prekursorów obejmujcego wiele wiatów ruchu religij­nego, który zrodzi Wolne Kompanie. Jak rozumiem, kamieni tych nie kopie si w kamienioomach, pod tym wzgldem przy­pominaj raczej sztuczne wytwory. Niewraliwe na dziaalno cieni i obojtne wobec tarcz ochronnych, równoczenie potrafi dostroi si do rozmaitych Kluczy, jakich uywano w wieku Wolnych Kompanii.

— To ju jest dla mnie zbyt wiele. Duo czasu zabierze mi przetrawienie tego wszystkiego. Kina jest jednak zupenie realna?

— Cakowicie. Ley pogrzebana gdzie pode mn. Nigdy jako mnie nie kusio, eby jej poszuka. Nic chciabym przypad­kiem jej uwolni. Nie wyobraam sobie wprawdzie, jak miabym tego dokona, jednak wol nie przekonywa si w najbardziej nieprzyjemny sposób.

— Co z Rhaydreynakiem i Ksig Umarych? Jak oni pasuj do caej amigówki? — Wojny Rhaydreynaka z wiernymi Kiny miay o kilka wieków poprzedza pojawienie si Wolnych Kom­panii, jednak osobliwe podobiestwa midzy jednymi a drugimi zdaway si sugerowa istnienie wspólnych korzeni.

— Okolicznoci powstania Czarnych Kompanii nale w is­tocie do wydarze raczej kiepsko poznanych, mimo i miay miejsce stosunkowo niedawno. Na przestrzeni kilkuset lat stwo­rzono wiele Kompanii. Wymaszeroway z kilku rozmaitych wia­tów, kierujc si w rozmaite miejsca, nadto w ich skad wchodzili przedstawiciele rónych sekt wyznawców Kiny. Celem wikszo­ci najwyraniej bya misja o charakterze raczej badawczym, nie za podbój albo suba najemna w obcych krainach czy wreszcie Rok Czaszek. Z rozmaitych przesanek wnioskuj, e ostatecznie chodzio przede wszystkim o to, by znale wiat godny za­szczytu powicenia go jako ofiary na otarzu Roku Czaszek.

— A wic banda wiatów zdecydowaa si sprzymierzy przeciwko nam?

— Wadza Kiny obejmowaa wiele wiatów. Jej diabelstwo stanowi najwyraniej cech niemal powszechn.

— A my wycignlimy krótsz zapak i tym sposobem pogrzebana zostaa w naszym wiecie?

— Nie jeste ju w naszym wiecie, pioszka. Obecnie znaj­dujesz si pomidzy. To, gdzie trafisz, zaley od bramy, przez któr wyjdziesz. A obecnie masz przed sob tylko jedno wyjcie. Brama Cienia do tego wiata ley na wprost, po drugiej stronie równiny. Wyglda to troch tak, jakby sama równina zawaa liczb dostpnych moliwoci.

— Nie api tego. Dlaczego miaoby tak by?

— Czasami wydaje si, jakby równina sama bya ywa, pio­szka. Albo przynajmniej jakby potrafia myle.

— Stamtd pochodzimy? Tam Kapitan próbowa wróci przez wikszo swego ycia?

— Nie. Ta Kompania nie moe wróci do Khatovaru. Kono­wa nie dotrze nigdy do ziemi obiecanej. Wiodca do Brama Cienia jest nieczynna. wiat, do którego zmierzacie, w znacznej mierze przypomina nasz wasny. Inne wiaty znaj go pod nazw, któr na tagliaski mona przetumaczy mniej wicej jako: Krain Nieznanych Cieni.

Nie namylajc si wiele, dopowiedziaam:

— Wszelkie Zo Umiera Tam Niekoczc si mierci.

— Co? — Najwyraniej go zaskoczyam. — Tak. Skd wie­dziaa? Tam yli ludzie, którzy dokonali tych wszystkich mor­derstw, dajcych pocztek cieniom.

Syszaam to gdzie. Od Nyueng Bao.

— Tak. Nyueng Bao De Duang. We wspóczesnym Nyueng Bao zwrot oznaczajcy kolokwialnie co w rodzaju: „Synowie Wybrani", waciwie niezrozumiay w literalnym sensie. W dniach, kiedy ich przodkowie zostali wysani z Krainy Niezna­nych Cieni, wykada si z grubsza jako: „Synowie Umarych".

— Niemao si dowiedziae — zauwayam.

— Nie ma si czym chwali, biorc pod uwag to, od jak dawna tu tkwi. Spróbuj chocia przez dziesi lat, pioszka. Nic nie rozprasza twojej uwagi, nie ma na kogo zwali winy za kadym razem, gdy wszystko idzie nie po twojej myli.

— Nie artuj. Teraz zanosi si na to, e bd musiaa praco­wa nawet przez sen.

— Ju niedugo. Ktokolwiek siedzi teraz przy instrumencie wytwarzajcym mg, najwyraniej próbuje mnie zmusi, ebym si z nim skontaktowa. Dlaczego nie zakradniesz si tam i nie przyoysz gnojowi, eby mnie nie cigali za kadym razem, gdy kto nie wie, jak rozupa orzeszek, czy te jeszcze co tam innego.

— Mowy nie ma, byy szefie. Sama targam peny worek orzeszków.

— Powinna... — Murgen znikn jak zdmuchnity. Mogabym przysic, e sysz miech podsuchujcej wszystko biaej wrony.

77

— Jak to si stao, e jeste taka draliwa? — zapyta Wierzba abd, kiedy warknam na niego waciwie bez powodu. — Jakie babskie dolegliwoci?

Zarumieniam si. Ja, po dwudziestu latach spdzonych wród najbardziej nieokrzesanych mczyzn, jacy kiedykolwiek chodzili na dwóch apach. — Nie, gupku. Po prostu nie spaam szcze­gólnie dobrze ostatniej nocy.

— Co?

Sowo wyrwao mu si z garda, jak ostatni wrzask z piersi umierajcego szczura.

— Nie spaam dobrze ostatniej nocy.

— Ach, tak. Nie spaa nasza maa pioszka. Chopaki, ludzie, Ro, Rzeka, kto jeszcze... moe kto zechce otworzy gb i przy­pomnie nam o zeszonocnym Ryku poród Deszczu?

Dopiero Rzekoaz mnie owieci:

— Szefowa, ostatniej nocy twoje chrapanie byo niczym od­gosy tygrysa w rui. Ludzie wstawali i przenosili si na drog, aby by jak najdalej od tych haasów. Inni chcieli ci zadusi albo przynajmniej wsadzi ci worek na gow. Zao si, e gdyby kto prócz ciebie wiedzia, co, u diaba, robimy i dokd zmierzamy, wyldowaaby na tym toboganie obok generaa Sindawe.

— Przecie jestem takim sodkim, delikatnym kwiatuszkiem. W ogóle nie robi takich rzeczy jak chrapanie. — Ju wczeniej oskarano mnie o t zbrodni, ale tylko artem, nigdy z tak pasj.

Rzeka parskn.

— abd postanowi si z tob nie eni.

— Jestem przeraona. Pogadam z Jednookim, moe znajdzie jakie lekarstwo.

— Lekarstwo? Ten facet nie potrafi nawet samego siebie wyleczy.

Powdrowaam poszuka czego do zjedzenia. To, co znalaz­am, ledwie warte byo woonego wysiku i zdecydowanie nie gwarantowao uczucia sytoci. Przez dugi jeszcze czas przyjdzie nam si ogranicza do skpych racji. Nim ukoczyam poranne obrzdki, czoo kolumny ju zdyo ruszy. Humory byy nieco lepsze ni wieczorem. Przeylimy noc. A wczoraj naprawd niele dokopalimy Protektorce.

Nastroje zmieniy si, kiedy natrafilimy na szcztki Kuba.

Wielki Kube, waciwe nazwisko Cato Dahlia, niegdy zo­dziej, póniej oficer Czarnej Kompanii, by dla mnie kim w ro­dzaju ojca. Nigdy nic nie mówi, ja za nie pytaam, podejrzewam jednak, e przez cay czas wiedzia, i jestem kobiet. W swoim czasie zdarzao mu si by bardzo niemiym dla moich mskich krewnych.

Nie naleao do szczególnej przyjemnoci sta si przedmio­tem gniewu Kuba.

Udao mi si jednak nie zaama. W kocu miaam do czasu, aby przyzwyczai si do myli, e ju go nie ma, chocia w moim sercu zawsze tlia si iskierka irracjonalnej nadziei, e Murgen si myli, e mier przeoczya Kuba i teraz ley zagrzebany razem z Uwizionymi.

Ludzie sami, bez rozkazu pooyli jego ciao na toboganie obok Sindawe.

Powlokam si dalej w kolumnie, zagubiona w jednym z tych niewytumaczalnie bezadnych cigów mylowych, które czsto nawiedzaj gow w takich chwilach.

W miejscu, gdzie spdzilimy noc, zosta po nas okropny baagan, zwaszcza mnóstwo zwierzcych odchodów. Uwizieni te chyba nie sprztali po sobie, wdrujc po tej samej drodze. Jednake oprócz osobliwie wypreparowanych zwok nie byo nawet ladu po tych, co znaleli si tu wczeniej. adnych stosów odchodów, adnych ogryzionych i odrzuconych koci, adnych odpadków rolinnych, adnych wgli z piecyków, nic. Przetrway tylko ludzkie ciaa — wyschnite trucha.

Trzeba bdzie poruszy t kwesti w rozmowie z Murgenem. Tymczasem uczyniam sobie z niej przedmiot umysowego wicze­nia, majcy odwróci moj uwag od rozpamitywania losu Kuba.

Wleklimy si na poudnie. Chmury przyniosy deszcz, potem poszy dalej, zreszt deszcz okaza si tylko mawk, a i wiatr z rzadka zawiewa. Draam na caym ciele i powoli zaczynaam si martwi, by chód nie przyniós niegu z deszczem bd nawet wrcz niegu. Nie spotkao nas nic zego. Na koniec w oddali wypatrzyam nasz cel — rozmyt sylwetk tajemniczej fortecy porodku równiny.

Od pewnego czasu wiatr wia ju nieprzerwanie.

Ludzie zaczynali uskara si na zimno. Inni narzekali na wilgo. Prawie wszyscy na jedzenie, a byli te tacy, którzy narzekali na narzekajcych. Czuam, e niewielu ju widzi przed nami jasn przyszo.

Przez cay dzie, mimo wysików abdzia, Sahry i jeszcze kilku osób, czuam straszliw samotno, graniczc omale z poczuciem beznadziejnego opuszczenia. Tylko Wujek Doj okazywa mi obojtno, poniewa wci jeszcze gniewa si, ze nie chciaam zosta jego uczennic. Nie ustawa w swych ma­nipulacjach emocjonalnych. Kilka razy zapaam si na tym, ze próbuj wycofa si do sekretnego miejsca we wasnym wntrzu i musiaam sobie powtarza, e przecie teraz nie ma po temu potrzeby. aden z tamtych ludzi nie móg obecnie wyrzdzi mi krzywdy. Zreszt i tak bym na to nie pozwolia. Cakowicie panowaam nad nimi. Przetrwali tylko w mej pamici...

„Nawet to jest szczególnym rodzajem niemiertelnoci".

My, Yehdna, wierzymy w duchy. I wierzymy w zo. Za­stanawiaam si czasami, czy Gunni przypadkiem nie maj cho­by po czci racji. Dla nich ból wywoany odejciem ukochanych osób ma charakter znacznie mniej osobisty, bardziej fatalistyczny, a nadto akceptowany jest jako konieczna faza ycia, które wszak nie koczy si na tej jednej przemianie.

Jeli Gunni, moc jakiego dziwacznego i niezrozumiaego boskiego artu, rzeczywicie weszli w posiadanie najbardziej trafnej teologii, w poprzednim yciu musiaam by z, naprawd niedobr dziewczynk. Pozostawao mie nadziej, e przynaj­mniej zabawiam si... Wybacz mi, O Panie Godzin, Który Jest Litociwy i Miosierny. Zgrzeszyam w mym sercu. Ty Jest Jedynym Bogiem. Nie Ma adnych Innych Przed Tob.

78

Za kadym razem, gdy wiatr postanawia nieco zele, w po­wietrzu wiroway patki niegu. Gdy za odkrywa w sobie nowe pokady ambicji, ciska w nas drobiny lodu kujce skór twarzy i doni. Narzekania ludzi, chocia czasami brzmiay doprawdy niepokojco, nigdy nie osigny poziomu nawet cienia buntu. Wierzba abd biega bezustannie wzdu kolumny, gadajc ze wszystkimi i przypominajc, e i tak nie mamy dokd i, jak tylko dalej naprzód. Aura najwyraniej nie miaa wpywu na jego usposobienie. Chyba tylko dodawaa mu wigoru. Wci wszystkim powtarza, jak to bdzie cudownie, gdy spadnie prawdziwy nieg i przykuje wiat powok, powiedzmy, piciu-szeciu stóp. Wówczas doprawdy wszystko nareszcie zacznie lepiej wyglda, tak jest! Gwarantowane! Sam wychowywa si w takich warun­kach i tylko one potrafiy z czowieka zrobi prawdziwego mczyzn.

Równie czsto docieray do moich uszu okrelone sugestie — fizycznie niemoliwe do wykonania dla wszystkich, prócz cile okrelonego gatunku robaków — wraz z krzykami ludzi kieru­jcymi bagalne jki pod adresem Jednookiego, Goblina czy nawet Tobo, aby zatkali abdziowi usta kneblem murarskiej zaprawy.

— Dobrze si bawisz? — zapytaam go.

— O, tak. A ciebie przynajmniej nikt za nic nie obwinia.

Z jego chopicego umiechu atwo wywnioskowaam, e bynajmniej nie bawi si w adnego niepodanego bohatera. Ze mn równie gra w swoje gierki.

Wszyscy ludzie z pónocy dysponowali chyba t umiejtno­ci. Nawet kapitan i Pani czasami si tak wobec siebie za­chowywali. A Jednooki i Goblin... moe rzeczywicie atak, jaki porazi maego czarnego czarodzieja, zosta zesany przez bogów. Nie potrafiam sobie wrcz wyobrazi, eby który z tych dwóch w peni si zrezygnowa z okazji równie wspaniaej jak ta.

Kiedy zasugerowaam co w tym stylu abdziowi, poczt­kowo nie potrafi zrozumie, o co mi chodzi. Gdy wyjaniam, zauway:

— Nie o to chodzi, pioszka. Wyjwszy chwile, gdy s zalani w trupa, ci dwaj nie robi nic, co by zagraao komukolwiek prócz nich samych. Ja patrz na to z zewntrz, ale ju dwadzie­cia lat temu zrozumiaem w czym rzecz. Jak ty moga nie poj?

— Masz racj. Ja te o tym wiem. Po prostu na si szukam spraw, które mog pój le. A kiedy przygotowuj si na najgorsze, opadaj mnie ponure nastroje. Jak to moliwe, e ty jeste tak wesoy?

— Przyczyna ley przed nami. Jeszcze dzie, najwyej dwa. Powiem „cze" moim starym kumplom, Cordy'emu i Klindze.

Zerknam na niego z ukosa. Czy to moliwe, e jako jedyny z nas bardziej cieszy si, nili obawia ewentualnoci wynikajcych z uwolnienia Uwizionych? Wszyscy ci ludzie prócz jednego spdzili ostatnich pitnacie lat zamknici w puapkach wasnych umysów. A bynajmniej nie miaam pewnoci, czy Murgen przypadkiem nie dokada wszelkich stara, aby wmówi nam pozory swej normalnoci. Pozostali za... pewna sprawa, e co najmniej kilku z nich wyjdzie na wiat w stanie kompletnej, rozszalaej furii. Reszta mych towarzyszy równie nie miaa w tej kwestii szczególnych wtpliwoci.

Nikomu obawy te nie daway si bardziej we znaki nili Radishy.

„Tadjik" by nieomal cakowicie niewidzialny po tej stronie Dandha Presh. Chocia Rzekoaz i Popoch trzymali si blisko, Radisha, nie potrzebowaa straników, niewielkie miaa te da­nia. Skupiona na sobie, schowana za wasnymi mylami. Im dalej znajdowalimy si od Taglios, im bliej bya swego brata, tym bardziej zatapiaa si w sobie. W drodze, po opuszczeniu Gaju Przeznaczenia, byymy dla siebie nieomal jak siostry. Jednak po Jaicur wahado zaczo si wychyla w drug stron, a w cigu tygodnia spdzonego po tej stronie gór nie zamieniymy nawet stu sów. Nie byam z tego powodu zadowolona. Lubiam jej towarzystwo, konwersacyjn zrczno i ostry dowcip.

Nawet Mistrzowi Santaraksicie ostatnimi czasy nie udawao si nawiza z ni kontaktu, chocia wczeniej naprawd bawia j jego uczona afektacja. W ich rozmowach gupota jakiego ar­gumentu potrafia si szybciej obnay, nili zrczny rzenik patroszy kur.

Rozmawiajc z Wierzb abdziem, wspomniaam o prob­lemie.

— Zao si, e to nie myli o bracie napawaj j lkiem. W kadym razie nie moe chodzi gównie o niego. Przypusz­czam, e martwi si brakiem moliwoci powrotu. Gdy zdaa sobie spraw, e prawdopodobnie jest to wycieczka w jedn stron, wówczas ogarna j czarna rozpacz.

— Hm?

— To chodzi o Rajadharm. Dla niej to nie jest tylko porcz­ny slogan propagandowy, pioszka. Ona bierze rzdzenie Taglios cakiem na powanie. A ty kazaa jej przez cae miesice przemierza kraj i oglda, co Protektorka zrobia z nim w jej imieniu. Musisz zrozumie, e zdenerwowao j, jak zostaa wykorzystana. A jeszcze musi pogodzi si z tym, e przypusz­czalnie nigdy nie bdzie miaa szansy nic w tej sprawie zmieni. To wcale nie tak trudno zrozumie.

Ale on trzydzieci lat przebywa blisko niej.

— Wrócimy przecie.

— Och, jasne. Nawet jeli speni si ta jedna szansa na milion i naprawd wrócimy, jak sdzisz, czyja armia bdzie na nas czeka? Moe wojska Duszoap?

— Jasne. Ale mówi ci, e zapomni o nas w cigu szeciu miesicy. Znajdzie sobie jak bardziej interesujc rozgrywk.

— I ty powiadasz: „Woda pi"? Czemu nie zastosowa tego powiedzenia do Duszoap, pioszka? Nie znasz jej. Nikt jej nie zna... moe Pani, cho i ona tylko odrobin. Ale ja byem z ni bliej nili ktokolwiek inny... przez jaki czas. Nie by to w cis­ym sowa znaczeniu mój wybór, niemniej tak si stao. Próbo­waem przyglda si jej uwanie, mniejsza ju co z tego miaem. Ona nie jest do koca nieludzka i nie jest równie tak próna ani beztroska, jak chciaaby, aby o niej mylano. Ostatecznie, kiedy mylisz o Duszoap, nie wolno ci zapomina o jednej istotnej kwestii. A mianowicie, e przetrwaa w wiecie, w któ­rym najgroniejszym jej wrogiem bya Pani z Wiey. Pamitaj, e przy Pani Wadcy Cienia wygldaliby w swoim czasie na niedouczonych rozrabiaków.

— Jeste dzisiaj naprawd mczcy, co?

— Stwierdzam tylko fakty.

— Prosz bardzo, oto jeden z faktów. Woda pi. Za kilka dni bdzie miaa przeciwko sobie kobiet, która kiedy bya Pani z Wiey.

— Lepiej wypytaj Murgena, czy w ogóle bdzie jej si chciao wstawa. Zao si, e tam, gdzie ley, nie jest nawet w poowie tak zimno. — Wiejcy nad równin wicher zaczyna ju ksa przeszywajco i nieustpliwie.

Nie powiedziaam, e przecie musi zna prawd. Nawet jeli nic nie pamita, to wszak wasnorcznie pomaga Duszoap zatarga Uwizionych do jaski, w których spoczywali.

Na pónocnym niebie pojawiy si umczone wrony, walczce z podmuchami wiatru. Niewiele ju miay sobie do powiedzenia.

Okryy nas kilkakrotnie, potem z wysikiem nabray wysokoci i na skrzydach wichury pofruny do Mamy. Niewiele bd jej mogy przekaza.

Natrafialimy na kolejne ciaa, czasem po dwa, po trzy razem Okazuje si, e spora liczba Uwizionych w ogóle nie zostaa pochwycona. Przypomniaam sobie doniesienia Murgena, zgod­nie z którymi po ucieczce Duszoap prawie poowie oddziau udao si wydosta na wiat. I oto byli. Wikszoci nie potrafiam sobie przypomnie. Pochodzili przede wszystkim z Taglios lub Jaicur, nie za ze Starej Gwardii, co oznaczao, e zacignli si, kiedy na pónocy zaatwiaam spraw zlecon mi przez Murgena.

Dotarlimy do miejsca, gdzie spocz Suyen Dinh Duc, stranik przyboczny Nyueng Bao przydzielony Kubowi. Ciao Duca zostao starannie przygotowane do ceremonialnego poegnania. To, e Kube przystan porodku tej caej grozy, aby uczci jednego z najcichszych i najbardziej niepozornych towarzyszy Nyueng Bao, wiele mówio na temat charakteru mego przybranego ojca — oraz samego Duca. Kube zrezygnowa z ochrony. Nie chcia osobistego stranika. A Suyen Dinh Duc nie chcia go opuci. Czu, e zmusza go do pozostania sia potniejsza od woli Kuba. Przypuszczam, e kiedy nikt nie patrzy, zachowywali si wobec siebie jak przyjaciele.

Do oczu napyny mi zy, których nie musiaam ociera, kiedy znalelimy samego Kuba.

Wierzba abd i Suvrin próbowali mnie pociesza. Obaj nie bardzo sobie z tym radzili, nie wiedzc do koca, czy wolno im mnie przytuli. Z pewnoci nie zareagowaabym, ale nie miaam pojcia, jak im to przekaza bez sów. Sowa wprawiyby mnie w zbyt wielkie zmieszanie.

W kocu, kiedy wszyscy Nyueng Bao zebrali si, oddajc cze jednemu ze swoich, Sahra podesza, by mnie pocieszy.

abd zacz co burcze. Biaa wrona wyldowaa mu na lewym ramieniu i zacza skuba jego ucho. Jednym okiem mierzya ciao zmarego, drugim reszt z nas.

Wujek Doj zauway:

— Twój przyjaciel by wida cakowicie przekonany, e kto kiedy jeszcze pójdzie t drog, Kronikarzu. Zostawi ciao Duca uoone w sposób, który nazywamy: „Z Szacunkiem dla Cierp­liwego Spoczynku", tak czynimy zawsze, kiedy waciwy pogrzeb z rónych wzgldów musi si odwlec. Ani bogowie, ani diaby nie nkaj zmarego, który spoczywa w takiej postawie. Siknam nosem.

— Woda pi, Wujku. Kube wierzy. Wiedzia, e wrócimy.

Wiara Kuba z pewnoci bya silniejsza od mojej. Moja ledwie wysza obronn rk z Wojen Kiaulunaskich. Bez nie-gasncego pragnienia Sahry, aby wskrzesi Murgena, nie prze­trwaabym czasów rozpaczy. Nie staabym si na tyle silna, by wytrwa, kiedy Sahr z kolei opaday wtpliwoci.

A teraz bylimy ju tutaj, nie mogc pój ju nigdzie indziej, jak tylko przed siebie. Otaram oczy.

— Nie mamy czasu, eby tak sta tutaj i gada. Nasze zapasy s na wyczerpaniu. Zaadujmy go wic... Doj wszed mi w sowo.

— Wolelibymy zostawi go tak jak jest, w miejscu, gdzie spoczywa, póki nie bdzie czasu na odprawienie stosownych ceremonii.

— A te miayby polega...

— Co?

— Od czasu oblenia Jaicur nieczsto bywaam wiadkiem zgonów Nyueng Bao. Twój lud dobrze sobie radzi z omijaniem mierci. Niemniej widziaam pogrzeby kilku ludzi z twego ple­mienia i ich odejciu nie towarzyszy aden szczególny rytua. Jednych palono na stosach, jakby naleeli do Gunni. Innych grzebano w ziemi, podle obyczaju Yehdna. Widziaam nawet zwoki namaszczone paskudnie pachncymi olejkami, a potem zawinite niczym mumia i zawieszone gow w dó na gazi.

Doj powiedzia:

— Kady pogrzeb z pewnoci by dostosowany do osoby i sytuacji. To, co czyni si z ciaem, nie jest najwaniejsze. Ceremonie s po to, aby uatwi przejcie duszy do jej nowego stadium istnienia. I to one s decydujce. Jeli si ich zaniedba, dusza zmarego moe w nieskoczono bka si po wiecie.

— Jako duch? Czy spacerujcy po snach? Doj zdawa si zaskoczony.

— H? Duch? Jako nie znajca ukojenia dusza, która chce dokoczy dziea przerwanego przez mier. A poniewa jest to niemoliwe, po prostu wdruje przed siebie.

Chocia duchy Yehdna to niegodziwe dusze skazane na b­kanie si po wiecie przez Boga We Wasnej Osobie, nie miaam kopotów ze zrozumieniem, o co chodzi Dojowi.

— A wic zostawimy go tutaj. Chcesz posta obok niego? Aby upewni si, e nic mu si nie stanie podczas przemarszu kolumny? — Kube umiejscowi Duca na samym skraju drogi, aby jego spokoju nie zakócili przeraeni uciekinierzy idcy za nim.

— W jaki sposób zgin? — zapyta abd. Potem jkn, zaskoczony. Biaa wrona znowu uszczypna go w ucho. Wszyscy odwrócili si, aby na spojrze.

— Co masz na myli? — zapytaam.

— Pomyl. Skoro cie dosta Duca, warstwa ochronna mu­siaa by w tym miejscu zdezaktywowana, jak wic kto móg uoy jego ciao w stosownej pozycji? Racja? A wic umar w jaki inny sposób, nim... — W jego gowie jakby otwieray si kolejne klapki.

— Duszka to zrobia! — zakrakaa wrona. Gos by Skrzek­liwy, ale sowa wyranie zrozumiae. — Kra! Kra! Duszka to zrobia!

Nyueng Bao zaczli napiera na abdzia.

— Duszoap to zrobia — przypomniaam im. — Prawdopo­dobnie za pomoc magicznej miny puapki. Zanim Duc dotar do tego miejsca, ona bya ju dziesi mil dalej. Pamitajcie, e jechaa na koniu. Z tego, co pamitam o Ducu, przypuszczalnie zobaczy, jak Kube wchodzi w puapk i zagrodzi mu drog.

Gota wskazaa oczywisty fakt:

— Protektorka nie byaby w stanie zastawi adnej magicznej miny puapki, gdyby nie zostaa uwolniona. — Jej tagliaski znienacka zrobi si najlepszy, jaki kiedykolwiek w jej ustach syszaam. Ogie poncy w oczach jednoznacznie wiadczy, e chciaa by dobrze zrozumiana.

Sahra wyszeptaa:

— Suyen Dinh Duc i mój ojciec byli kuzynami w drugim stopniu.

Powiedziaam:

— Ju raz przez to przechodzilimy, ludzie. Nie moemy oczyci z winy Wierzby abdzia, ale moemy mu wybaczy, uwzgldniajc okolicznoci jego zbrodni. Czy ktokolwiek z was naprawd myli, e poradziby sobie, stajc twarz w twarz z Protektork? Nikt? Ale niektórzy z was w gbi serc tak uwaaj. — Kilku Nyueng Bao stracio gdzie sw arogancj. — Macie moliwo si sprawdzi. Wracajcie i spróbujcie dowie wasnej wartoci. Brama Cienia was wypuci. Duszoap z pew­noci nie moga odej daleko. Utyka. Szybko j dogonicie. O có wicej mona prosi? — Urwaam. — Co? Nie ma cht­nych? Wobec tego zejdcie z abdzia.

Biaa wrona zakrakaa szyderczo.

Zobaczyam kilka penych namysu, pozbawionych wyrazu twarzy, jednak Goty wród nich nie byo. Gota w caym swoim yciu ani razu si nie pomylia — wyjwszy ten jeden, kiedy sdzia, e si myli.

abd postanowi zostawi spraw wasnemu biegowi. Jak to robi ju od wielu lat. Uczy si u najsurowszej nauczycielki. Zaproponowa:

— Powiedziaa, e musimy rusza, pioszka. Aczkolwiek sdz, e kiedy skocz im si opowieci, my, misoercy, powoli zaczniemy dobiera si do wegetarian.

— We Klucz, Tobo. Dziki, Sahra. Sahra odwrócia si.

— Matko, zosta z Tobo. Nie pozwól mu i szybciej, ni sama jeste w stanie.

Ky Gota, odwracajc si od nas, co jeszcze mruczaa pod nosem. Posza jednak w lad za Tobo. Kiedy si spieszya, jej koyszcy si chód potrafi wprowadzi w bd. Dogonia cho­paka, schwycia za koszul. I tak poszli razem, a jej usta nawet na chwil si nie zamykay. Chocia z natury nie jestem hazardzistk, zaoyabym si, e wciekaa si na aosnych mier­telników, jakimi wszyscy bylimy w jej oczach.

Zauwayam:

— Ky Gota najwyraniej dosza ju do siebie.

aden z Nyueng Bao nie znalaz powodów, aby witowa t okoliczno.

Mil dalej dotarlimy do jedynych zwierzcych szcztków, jakie pozostay po wczeniejszej ekspedycji. Koci i pasma wyschnitego misa zwalone na stos, tak spltane, e nie sposób byo orzec, od ilu zwierzt pochodziy i czy zostay zebrane razem jeszcze za ich ycia, czy dopiero po mierci. Cae to ponure kbowisko zdawao si powoli zapada pod powierzchnie równiny. Za nastpne dziesi lat nie zostanie po nim ladu.

79

Ohydni wdrowcy snów powrócili po zmroku. Dzisiaj znacz­nie wicej przekonania wkadali w swoje wysiki. Deszcz rów­nie znów zacz pada. Te jakby z wikszym przekonaniem, a nadto towarzyszyy mu byskawice i grzmoty, utrudniajce zanicie. Sytuacji nie poprawiaa zimna woda lejca si z nieba i z jakiego powodu gromadzca w krgu, w którym obozowali­my. Jego powierzchnia wcale nie bya nachylona, jednak wyda­wao si, e woda wpada do niecki. Zwierzta napiy si do woli. onierze z mego oddziau równie. Popoch i Rzekoaz kademu mówili, aby zadba o napenienie worków na wod i manierek. Kiedy wreszcie kto na gos pocz bogosawi nasz szczliwy los, zacz pada nieg.

Udao mi si troch przespa, ale nie miaam miych snów. W wiecie duchów panowao niesamowite zamieszanie i cz z niego przesczaa si w moje sny. Potem córka Iqbala dosza do wniosku, e wietnym pomysem moe si okaza przepakanie caej nocy. Przez jej pacz pies zacz wy. A moe byo na odwrót.

Cienie roiy si na tarczy naszej osony. Wywoywalimy w nich znacznie wiksze zainteresowanie nili intruzi z wyprawy Murgena. Sam mnie o tym powiadomi.

Cienie pamitay wieki dawno ju minione. Docieray do mnie strzpki ich snów.

Lub raczej koszmarów. Wszystko, co potrafiy sobie przypo­mnie, to okropnoci z czasów, gdy ludzie podobni jak dwie krople wody do Nyueng Bao caymi grupami zamczali je na mier, podczas gdy wielcy i mali czarownicy nkali oszalae dusze, które kiedy nadchodzi czas porzucenia ciaa, byy ju tak przepenione nienawici wobec wszystkich istot ywych, e nawet stworzenia tyle nieznaczne co karaluch wzbudzay w nich natychmiastow zaciek dz mordu. Niektóre cienie, majce ju wczeniej we krwi drapieno i zo, stay si tak niegodziwe, e atakoway i poeray nawet inne cienie.

Ofiary tego procederu szy w miliony. A jedynym usprawied­liwieniem odpowiedzialnych za niego by fakt, e stworzyli te potwory, posugujc si jecami najedców, niekoczcymi si falami napywajcych ze wiata, w którym szalony król-czarownik osign pozycj niemale bosk, a potem postanowi pod­porzdkowa sobie bez reszty wszystkich szesnacie wiatów.

Zanim cienie pooyy kres temu napywowi, równin zasay dziesitki tysicy cia. Liczne monstra ucieky do ssiednich wiatów. Wszdzie, gdzie si znalazy, szerzyy terror i znisz­czenie, póki bram nie zmodyfikowano w taki sposób, aby unie­moliwi ich przejcie. Równina opustoszaa na wieki. Potem przysza epoka, gdy bez wikszego entuzjazmu wznowiono wy­mian handlow, póki jaki geniusz nie opracowa barier ochron­nych, osaniajcych obecnie drogi i krgi.

Cienie widziay wszystko. Nic nie zapominay. Widziay i pa­mitay misjonarzy Kiny, którzy uciekli z mojego wiata w mo­mencie najwikszej furii Rhaydreynaka. W kadym ze wiatów, do którego zdoali dotrze, zawsze znalazo si paru gotowych nadstawi ucha na mroczn pie bogini, byli wród nich nawet synowie twórców cieni.

Trudno przypuszcza, by w obliczu takich ogranicze i niebez­pieczestw handel by szczególnie prny. Trzeba byo naprawd stanowczych ludzi, aby bra na siebie ryzyko pokonania równiny. Szczyt wymiany przypada na czasy, gdy ze wiata, który my znalimy pod nazw Khatovaru, wyruszyy kolejne ekspedycje, aby zdecydowa, który ze wiatów najlepiej nadaje si na gos­podarza kosmicznego obrzdku, nazwanego Rokiem Czaszek.

Wyznawcy Kiny z innych wiatów przyczyli si do tych poszukiwa. Kompanie maszeroway i wracay. Nie sposób byo zaprowadzi zgody w szeregach wiernych. Osignito w istocie bardzo niewiele. Na koniec jednak wypracowano ugod. Po­wicony powinien zosta przede wszystkim wiat, który w tak odraajcy sposób potraktowa Dzieci Kiny. Potomkowie Rhayd­reynaka zbior plony tego, co on zasia.

Wysane kompanie bynajmniej nie skaday si z rzesz fana­tyków. Równina bya niebezpieczna. Niewielu ludzi miao ochot na podró przez ni. Wikszo onierzy rekrutowaa si wic z przymusowego poboru albo z szeregów drobnych przestpców pod dowództwem nielicznych fanatycznych kapanów. Nie ocze­kiwano ich powrotu. Rodziny wyruszajcych odprawiay cere­monie pogrzebowe, zanim ich synowie, zwani Wojownikami Koci albo Kamiennymi onierzami, dali cho jeden krok na równinie — mimo i kapani obiecywali kadorazowo, e ich nieobecno nie potrwa duej ni kilka miesicy.

Nieliczni, którzy powrócili, zazwyczaj docierali do domów w stanie cakowitego wyczerpania, tak odmienieni, zgorzkniali i nieprzystpni, e otrzymywali miano onierzy Ciemnoci.

Nigdzie tam, gdzie zapucia korzenie, religia Kiny nie zdo­bya sobie ogromnych rzesz wyznawców. Zawsze liczona w po­czet mniejszoci, w kocu stracia nawet t si, jak si cieszya, w miar jak mijay pokolenia, za pocztkowy zapa ustpowa miejsca nieuchronnej, nudnej i tpej wadzy funkcjonariuszy. Jeden wiat po drugim odwraca si od Kiny i od ambicji zwizanych z równin. Nastaa Epoka Mroku. Jedna brama po drugiej rozpadaa si i nikt ich nie naprawia. Z tych, które spotka inny los, i tak nikt nie korzysta. wiaty starzay si, wyczerpane, zmczone, rozpaczliwie poszukiway dróg do od­rodzenia. Niewykluczone, e przodkowie Nyueng Bao byli ostat­nim wielkim oddziaem, który przeszed z jednego wiata do drugiego. Nadto w jego skad weszli czciciele Kiny uciekajcy przed przeladowaniami, jakie nastpiy w czasach, gdy wik­szo ludów ich wiata opanowaa szalecza wrcz ksenofobia i z determinacj wziy si do eksterminacji wszelkich obcych wpywów. Przodkowie Nyueng Bao, Synowie Umarych, przy­sigali powróci do swej Krainy Nieznanych Cieni w glorii zwycistwa. Ale, rzecz jasna, poniewa po drugiej stronie rów­niny znaleli bezpieczn przysta, ich potomkowie szybko za­pomnieli, kim i czym wczeniej byli. Tylko garstka kapanów pamitaa — i to w nie do koca poprawnej wersji — histori wasnego ludu.

Cichy gos ledwo przedosta si do mojej wiadomoci.

„Siostro, siostro", powiedzia. Nie zobaczyam nic, poczuam tylko pierzasty dotyk. Ale to wystarczyo, aby dusza ma skrcia si, sprya i przeskoczya w zupenie inne miejsce, w którym, kiedy nabraam wreszcie widmowego oddechu, nozdrza me zaraz wypeni smród rozkadajcych si cia. Staam porodku morza koci. Jego powierzchnia poruszaa si w rytm jakich niezna­nych przypywów.

Co si stao z moimi oczami. Pole widzenia byo zniekszta­cone, a obecne w nim przedmioty — rozdwojone. Uniosam do, by przetrze powieki... i zobaczyam biae lotki.

Nie! Niemoliwe! Przecie nie mog za Murgenem poda jego ciek. Nie mog pozwoli, by zerway si wizi kotwiczce mnie w moim czasie. Wcale tego nie chciaam! Chciaam tylko...

„Kra!" Ale nie dochodzio to z mojego dzioba.

Przed moimi oczami przemkna czarna sylwetka, rozoya skrzyda, zacza zwalnia. Szpony signy w moj stron.

Odwróciam si gwatownie, sfrunam z martwej gazi, na której przed momentem siedziaam. I natychmiast tego poao­waam.

Znalazam si w odlegoci paru jardów od oblicza szerokiego na pi stóp. Miaa wicej ków nili rekin zbów. Bya bardziej mroczna ni rodek nocy. Jej oddech niós ze sob smród roz­kadajcego si ciaa.

Udao mi si jako umkn przed machniciem gigantycznej szponiastej doni, a triumfalny umiech zamar na potwornych hebanowych wargach. I wtedy ja, pioszka, znalazam si na skraju przeraenia, od którego naprawd mona zmoczy si w spodnie — jednak prócz mnie i mojego strachu we wronie byo co jeszcze. I to co wietnie si bawio.

„Siostro, siostro, tym razem byo blisko. Ta suka robi si coraz bardziej chytra. Ale mnie nie zaskoczy. Nie jest w stanie. Ani nigdy nie zrozumie, dlaczego nie jest".

Do kogo odnosi si „mnie"?

wiczenie dobiego koca. Znowu znajdowaam si we was­nym ciele na równinie, deszcz pada mi na gow, wstrzsay mn dreszcze. Równoczenie oczyma duszy obserwowaam ig­raszki spacerujcych po snach. Przez chwil ukadaam sobie w gowie to, czego dowiadczyam, dochodzc ostatecznie do wniosku, e jego celem byo przekazanie mi wiadomoci: Kina wiedziaa, e nadchodzimy. nica bogini przez ostatnie dzie­siciolecia markowaa tylko spokój. Cierpliwo znaa przecie od podszewki. Poza tym, by moe, przekazano mi te inna wiadomo.

Kina dalej jest Matk Kamstwa. Niewykluczone, e nic z tego czego dowiedziaam si ostatnio, nie byo w caoci lub choby po czci prawd. Jeli tylko Kina znalaza sposób na wniknicie w ocienione cieki moich myli. Nie wtpiam, e potrafi. Przed nastaniem Starej Gwardii udao si jej zainfekowa cae poko­lenia i cae kraje histerycznym strachem przed Czarn Kompani.

Gotowam przysic, e wyczuam jej rozbawienie, gdy zdaa sobie spraw, e zasiaa we mnie ziarno gbszej i bardziej trwaej nieufnoci wobec tego, co mnie otacza.

80

Suvrin obudzi mnie wczenie. Gos mia ponury. W ciemno­ciach nie potrafiam dojrze jego twarzy.

— Kopoty, pioszka — wyszepta. I musiaam przyzna mu racj. Pierwszy zda sobie spraw z konsekwencji, jakie mog pocign za sob opady niegu. Z drugiej jednak strony, widzia znacznie wicej tego biaego wistwa nili którekolwiek z nas prócz abdzia. A i Wierzba przebywa z dala od stron, gdzie pada nieg dostatecznie dugo, aby si zdy postarze.

Chciao mi si jcze i zawodzi, ale na nic by si to przecie zdao, a sytuacj trzeba byo opanowa natychmiast.

— Dobrze kombinujesz — pochwaliam go. — Dziki. Obejd wszystkich w t stron i obud sierantów. Ja pójd w drug. — Mimo drczcych koszmarów czuam si wypoczta.

Obecno tarczy chronicej obozowisko nie miaa najmniej­szego wpywu na padajcy nieg. Co znaczyo, e granice bez­piecznego obszaru przestay by widoczne. Wród cieni wy­czuwaam narastajc dz mordu. Ju wczeniej miay okazj by wiadkami czego takiego. Jeli wszyscy zaczn nerwowo biega dookoa, znaczy, e czas przekski si zblia.

Po naszej stronie mielimy Goblina i Jednookiego. I jeszcze Tobo. Powinni by w stanie wyznaczy, którdy przebiega granica.

Ale do wykonania swej roboty potrzebowali cho promyka wiata.

Osobicie upewniaam si, e wszyscy zostali obudzeni, e zdawali sobie spraw z groby sytuacji, zwaszcza matki. Za­dbaam, by do wszystkich dotaro, e przed nadejciem witu nikomu nie wolno ruszy si z miejsca.

Dziw nad dziwy, nikt nie zrobi nic gupiego. Kiedy wiata byo ju do, czarodzieje zaczli kreli linie na niegu.

Wyznaczyam druyny, które miay dodatkowo oznaczy gra­nice bezpiecznej przestrzeni.

Wszystko szo tak dobrze, e ju czuam przepeniajc mnie pych, kiedy nadszed czas rusza. Wtedy przekonaam si, e dzie zapowiada si na dugi — z czego oczywicie powinnam wczeniej, choby tylko instynktownie, zdawa sobie spraw.

Nastpny etap podróy Uwizionym zabra tylko kilka godzin. Nam zabierze znacznie wicej. Zniszczona forteca znikna w tu­manach padajcego niegu. Ci bardzo starzy ludzie bd musieli dokadnie oznacza kierunek kadego nastpnego kroku, wd­rujc po obu stronach nioscego Klucz Tobo i uwaajc, aby nie wysforowa si przed niego. Na wszelki wypadek.

Pierwsze wier mili przebylimy w tempie, które niezbyt dobrze rokowao. Mielimy zbyt wiele gb do wykarmienia i zbyt skpe zapasy. ywno ju bya surowo racjonowana. Ludzi naleao jak najszybciej przeprowadzi na drug stron równiny, wyznaczywszy pierwej mniej liczny oddzia, który zajmie si uwolnieniem Uwizionych.

— Sytuacja powoli wymyka si spod kontroli! — krzykn Goblin. —Jeli zrobi si gorzej, to wyldowalimy dup w Gównianym Strumyku.

Mia racj. Jeli nieg przejdzie w zadymk, moliwe, e niczym ju nie bdziemy musieli si martwi. Jeli pogoda pogorszy si znacznie, pomrzemy tu wszyscy, czynic Duszoap najszczliwsz dziewczynk na wiecie.

Któr i tak zapewne ju bya, miaa bowiem do czasu, by poj, e w tej chwili nikt jej nie przeszkodzi i moe ulega wszystkim zachciankom, jakie jej przyjd do gowy. Woda pi? Co z tego. Te dni miny.

Nie miny, przynajmniej dopóki jeszcze mam si utrzyma si na nogach.

abd przyczy si do mnie przy niadaniu.

— Jak samopoczucie mojej onki dzi rano?

— Dominuje w nim ozibo. — Cholera! Ledwie otworz usta, a ju wychodz ze mnie stajenne maniery. abd umiechn si.

— Od lat podejrzewaem. Ale czy to nie co? Ma ju wicej ni cal.

— To faktycznie nie byle co, w porzdku. Niestety, nie pozwalam sobie na uywanie jzyka, którym powinno si go opisa. Wikszo tych ludzi nigdy nie widziaa niegu. Patrz, czy nikt nie robi nic gupiego. Rzu okiem na Radish. Nie chc, eby jej si co stao, poniewa kto nie potrafi zrobi uytku z wasnej gowy.

— Dobra. nia ostatniej nocy?

— Oczywicie, e tak. Udao mi si te spotka z Kin, praktycznie rzecz biorc twarz w twarz.

— Na wschód od nas widziaem wiata na drodze. Udao mu si mnie zainteresowa.

— Naprawd?

— We nie. To byy tylko zwyke bdne ogniki. Moe jakie wspomnienia równiny, albo co. Kiedy poszedem zobaczy, nic nie znalazem.

— Z wiekiem robisz si coraz odwaniejszy, nie?

— Wszystko si jako tak samo stao. Gdybym si zastanowi, nigdy bym tego nie zrobi.

— Chrapaam ostatniej nocy?

— Umocnia si na pozycji kobiecego mistrza wszech cza­sów. Jeste ju gotowa do konkurencji na wyszym poziomie.

— To musi mie co wspólnego ze snami.

Pojawia si Sahra. Wygldaa skrajnie ponuro. To, co si dziao, nie podobao jej si w najmniejszym stopniu — ani nieg, ani sposób, w jaki próbowalimy z nim sobie poradzi. Jednak nie powiedziaa sowa na ten temat. Rozumiaa, e jest ju troch za póno, by robi z siebie zatroskan mamusi. Niezalenie od tego, czy si to jej podoba, czy nie, to dziki jej chopakowi jako dawalimy sobie dotd rad.

Jednooki przekutyka obok, posikujc si lask, któr kto dla niego zrobi z bambusowej tuby pomniejszego miotacza. Nie miaam pojcia, czy przypadkiem nie jest dalej uzbrojony. Poniewa miao si do czynienia z Jednookim, podejrzenia byy jak najbardziej na miejscu. Poinformowa mnie:

— Przez cay czas nie dam rady, Dziewczynko. Ale póki bd móg, nie zrezygnuj.

— Poka Tobo, co naley robi, i niech zajmie twoje miejsce, kiedy si tylko nauczy. Gota poniesie kilof, a ty siadaj na konia. Z grzbietu bdziesz im doradza, co robi.

Stary pokiwa tylko gow, nawet nie chciao mu si wynaj­dywa powodu do kótni, co wiele mówio o jego osabieniu. Goblin jednak spojrza na mnie wilkiem, zakadajc z góry, e na niego spadnie wikszo roboty. Ale tylko wzruszy ramio­nami, tumic pokus dyskusji.

— Tobo. Stój. Zdajesz sobie spraw, co nas dzisiaj czeka?

— Tak, pioszka.

— A wic oddaj swojej babce Klucz. Gdzie jest ten mój koski kumpel? Dawa go tutaj. Podsadcie Jednookiego. — Zauwayam, e biaa wrona zrezygnowaa ze swego miejsca na grzbiecie rumaka. W istocie, ptaka nigdzie nie byo wida. — Hop, staruszku.

— Kogo nazywasz starym, Dziewczynko? — Jednooki zna­laz si równie wysoko jak przedtem jego gowa.

— Ciebie, bo zestarzae si tak, e jeste ju niszy ode mnie. Dawaj tu swój zadek. Naprawd chc jeszcze dzisiaj dotrze na miejsce. — Skarciam Goblina twardym spojrzeniem, na wypadek gdyby jednak przyszo mu do gowy wkadanie kija w szprychy. Odpowiedzia pozbawionym wyrazu spojrzeniem. A moe tylko przepenionym arogancj?

Zepsuty ze mnie dzieciak. Wszystko musi i po mojej myli. Mniej wicej koo poudnia w lekko sypicym niegu zamajaczy przed nami niewyrany zarys fortecy. Kiedy tylko Tobo zaapa sposób wyznaczania granic drogi dostatecznie biegle, by nada za Goblinem, oddzia ruszy naprzód w tempie ograniczanym wycznie krokami Matki Goty. A j najwyraniej gna niepo­hamowany pd, kacy mkn ku przeznaczeniu, jakie zawsze odnajdywa w sobie ten, który akurat niós Klucz.

Mój wrodzony pesymizm nie potrafi znale dla siebie poywki. Gdyby chopcy Iqbala nie odkryli przyjemnoci zabawy w nie­ki, w ogóle nie miaabym, na co si skary. A i to tylko by mnie rozbawio, gdyby kilka chybionych pocisków nie pomkno w moj stron.

Dotarlimy wreszcie do wspominanej przez Murgena rozpadli­ny — rozdarcia w powierzchni równiny, za które odpowiedzialna musiaa by niewyobraalna potga. Skutki trzsienia ziemi, które to sprawio, odczuwano w samym Taglios. Po tej stronie Dandha Presh zrównao z ziemi cae miasta. Zastanawiaam si, czy podobne zniszczenia przynioso innym wiatom poczonym z równin.

Zastanawiaam si te, czy trzsienie wywoay przyczyny naturalne. A moe zostao spowodowane przedwczesnymi próbami Kiny otworzenia oczu i obudzenia si ze snu?

— abd! Wierzba abd! Dawaj tutaj.

Matka Gota zatrzymaa si na krawdzi rozpadliny tylko dlatego, e nie potrafia i dalej. Reszta haastry toczya si ciasno za plecami idcych w szpicy, bowiem kady chcia popat­rze. Warknam:

— Rozstpcie si, ludzie! Rozstpcie. Dacie przej czowie­kowi. — Zapatrzyam si na zrujnowan fortec. Ruina to zapew­ne zbyt mocne sowo, niemniej budowla znajdowaa si w stanie postpujcego rozpadu, którego ju nie sposób okreli pojciem zaniedbania. Podejrzewaam, e gdyby pierwotnie stacjonujcy w niej garnizon golemów wci gdzie przebywa w pobliu, stan budowli byby doskonay i nawet w tej chwili mona by dostrzec ca zaog na zewntrz, pilnie otrzepujc aty niegu przyware do wszystkich nierównoci murów.

abd zacz narzeka:

— Musisz si w kocu zdecydowa, kochanie. Albo chcesz, ebym opiekowa si Radish, albo...

— Dobra, przesta. Nie mam czasu. Jest mi zimno, jestem wcieka i chc, eby to si wreszcie skoczyo. Przyjrzyj si tej szczelinie. Jest taka sama jak wczeniej? Mimo i wci wywiera spore wraenie, nawet w poowie nie jest tak szeroka, jak wywnioskowaam z opowieci Murgena. Kady, prócz moe tylko niemowlcia Iqbala, jest w stanie j przekroczy.

abd przyjrza si rozpadlinie.

Ju na pierwszy rzut oka mona byo stwierdzi, e jej kra­wdzie s nieostre. Kamie wydawa si w tych miejscach zmikczony i pópynny niczym toffi.

— Nie. Bya zupenie inna. Wychodzi na to, e powoli si goi. Nawet w wierci nie jest tak szeroka, jak bya. Zao si, e nastpne pokolenia nie zauwa nawet blizny.

— A wic równina jednak potrafi sama leczy swoje uszkodzenia. Ale nie dziaa na rzeczy, które póniej jej przydano. — Gestem wskazaam fortec. — Wyjtkiem znowu s zaklcia chronice drogi.

— Najwyraniej.

— Zacznijmy wic przechodzi. abd, trzymaj si z Tobo i Got. Nikt inny nie wie, dokd dalej pój. A, tutaj jeste — zareagowaam na niecierpliwe „kra!" ponad gowami. Jeli prze­krzywiam nieco gow i przymruyam oczy, mogam dostrzec bia wron przycupnit na blankach. Patrzya w nasz stron.

Wci nie przestajc mamrota pod nosem, aczkolwiek teraz ju raczej dobrodusznie, abd przeszed przez szczelin, po­lizgn si, upad, podpar doni i powsta, wyrzucajc z siebie stek zupenie nieprawdopodobnych pónocnych inwektyw. Lu­dzie zamiali si jak jeden m.

Wezwaam Popocha i Rzekoaza.

— Chc ebycie wymylili, jak przeprowadzi zwierzta i wozy. Jeli trzeba, zapdcie te Suvrina do roboty. Twierdzi, e ma troch saperskiego dowiadczenia. I nie przestawajcie wszystkim powtarza, e jeli dalej zachowaj spokój i bd ze sob wspópracowa, dzisiejsz noc przepimy w ciepym i su­chym miejscu. — Dobra, moe tylko suchym. Ciepo to ju byoby chyba zbyt wiele szczcia.

Wujek Doj i Tobo pomogli Matce Gocie przekroczy szcze­lin. Sahra posza w lad za nimi. A potem kilku nastpnych Nyueng Bao. Znienacka w jednym miejscu zebrao si strasznie duo Nyueng Bao. Moja paranoja zacza si niespokojnie wier­ci i mruy podejrzliwie oczy.

Powiedziaam:

— Goblin. Jednooki. Chodcie tu. Poroniony? Gdzie jeste? Chod z nami. — Na Poronionego mogam liczy. Kiedy wska doni i powiem: „zabij!", okae si równie szybki i pozbawiony moralnych rozterek co trzymana w doni wócznia.

Wujek Doj nie przegapi moich dziaa, a musia zdawa sobie spraw, e nawet teraz ufam mu jedynie czciowo. Wydawa si równoczenie zirytowany i rozbawiony. Powiedzia:

— Nie ma tu nic, co mogoby zainteresowa moich ludzi, Kronikarzu. Wszystko, eby uatwi robot Tobo.

— To piknie. To piknie. Nie chciaabym wystawia przy­szoci Kompanii na najmniejsze nawet ryzyko.

Doj zmarszczy czoo, rozczarowany moim sarkazmem.

— Nie zdobyem jeszcze twego serca, Kamienny onierzu?

— A starae si? Wci zwracasz si do mnie dziwnymi imionami, a ani razu nie wyjanie ich znaczenia.

— Wszystko wkrótce si wyjani. Obawiam si.

— Oczywicie. Kiedy tylko dotrzemy do Krainy Nieznanych Cieni. Prawda? Lepiej módl si, eby w twojej doktrynie nie byo adnych póprawd tudzie jawnych podstpów. „Wszelkie Zo Umiera Tam Niekoczc si mierci". To wci moe okaza si prawd.

Doj odpowiedzia mi zym spojrzeniem, ale poza tym nie wyglda jakby mia si zoci czy co knu.

Powiedziaam:

— abd. Poka drog.

81

— Sdz, e dalej ju nie potrafi was zaprowadzi — oznaj­mi abd. Mówi, powoli cedzc sowa, jakby nie potrafi doj do adu z wasnymi mylami. — Nie do koca to api. Rzeczy wypadaj mi z pamici. Wiem, e poprzednim razem dotarlimy dalej ni tylko do tego miejsca. Pamitam wszystko, co wówczas robilimy. Kiedy jednak próbuj sobie przypomnie co konkret­nego, natychmiast zapominam o wszystkim, co dzielio pobyt tutaj a ucieczk galopem przez równin. Jakbym mia to w go­wie, ale tylko do chwili, gdy nie spróbuj sobie przypomnie. Tyle pamitam. Moe Duszoap namieszaa mi w gowie.

— To jest dopiero eufemizm wszech czasów — wymamrota Goblin.

abd nie zwróci na niego uwagi. Skary si dalej:

— Tak naprawd zjechalimy ju z równiny i wtedy dopiero zrozumiaem, e inni za nami nie jad.

Nie byam pewna, czy chc mu wierzy, teraz jednak nie miao to wikszego znaczenia. Odkaszlnam, zasugerowaam:

— A moe by spróbowa na lepo zgadn? Moe twoja dusza pamita to, czego nie przypomina sobie umys?

— Najpierw musicie mi tu powieci.

— I po co mam czarodziejów? — rzuciam pytanie w mrok. — Z pewnoci nie po to, by zniali si do tak przyziemnych czynnoci jak owietlenie drogi. Im to nie jest potrzebne. Widz w ciemnociach.

Goblin mrukn co niepochlebnego o kobietach, które po­zwalaj sobie na sarkazm. Gono za rzek do abdzia:

— Siadaj tutaj i niech si przyjrz twojej gowie.

— Mi pozwól! — rozdar si w tej samej chwili Tobo. — Pozwól mi zrobi wiato! To akurat potrafi. — Nawet nie czeka na pozwolenie. óte i srebrne iskierki biegay po jego uniesionych doniach, ywe i rcze. Jednak otaczajca nas ciem­no cofna si o krok, co skonstatowaam z niechci.

— No, no! — powiedziaam. — Popatrzcie tylko na niego.

— Dysponuje si i entuzjazmem modoci — zgodzi si Jednooki. Zerknam przez rami. Wci siedzia na grzbiecie czarnego ogiera, z szyderczym umiechem, jednak wyranie wyczerpany. Biaa wrona przycupna przed nim. Patrzya jed­nym okiem na Tobo, drugim przygldaa si naszemu otoczeniu. Wygldaa na rozbawion. Potem Jednooki te zacz chichota.

Tobo a pisn z zaskoczenia.

— Czekaj! Stój! Goblin! Co si dzieje?

Robaczki wiata wspinay si po jego rkach. Nie reagoway na coraz bardziej natarczywe rozkazy do odwrotu. Tobo nie wytrzyma i zaczaj si otrzepywa. Jednooki i Goblin wybuchnli gromkim miechem.

Tymczasem obu udao si zrobi co, co przywrócio ab­dziowi jasno myli. Wyglda teraz jak czowiek, który wanie przekn wielki zimny kufel przywracajcych wiar w siebie wspomnie.

Sahra nie widziaa nic miesznego w sytuacji, w której znalaz si Tobo. Wrzasna na czarodziejów, aby co zrobili. Omale nie wysza z siebie, co wyranie zdradzao napicie, w jakim ya ostatnimi czasy.

Doj poinformowa j:

— Nic mu nie grozi, Sahra. Po prostu na chwil pozwoli sobie na utrat koncentracji. To si zdarza. To stanowi cz nauki — musia te lub podobne sowa powtarza kilkakrotnie, zanim Sahra wreszcie uspokoia si, a na jej twarz wypez grymas wyzywajcy i wstydliwy równoczenie. Goblin zwróci si do Tobo:

— Minie troch czasu, zanim z powrotem odzyskasz koniecz­ny poziom koncentracji. — Za chwil byo ju dosy wiata, eby zobaczy ciany ogromnej komnaty. Czowiek zrczny w jakiej dziedzinie zawsze sprawia wraenie, e wszystko przy­chodzi mu atwo. May ysy czarodziej nie by wyjtkiem od tej reguy. Zwróci si do Jednookiego: — Pomó abdziowi za­chowa jasno myli.

Uznaam, e wntrze zapowiada przyjemn odmian po noc­legu w miejscu zdanym na kaprysy aury. aowaam tylko, e brak nam paliwa, by je porzdnie ogrza.

— Teraz gdzie? — zapytaam abdzia. Od jakiego czasu w mylach aowaam, e nie udao mi si podczas snu znale Murgena i wydoby od niego wskazówek topograficznych.

Biaa wrona zakrakaa i poderwaa si w powietrze, siedzcy na grzbiecie konia Jednooki kl, poniewa oberwa skrzydami po twarzy.

Zaczynaam powoli rozumie tego stwora.

— Niech kto zaobserwuje, dokd ona poleci. Czy który z czarowników-geniuszy nie mógby posa za ni wiata? — Tobo odzyska ju kontrol nad swoimi ognikami i teraz dziaay jak naley, jednak pochaniay ca jego uwag. Miaam nadziej, e wyronie z fazy „wicej-wiary-we-wasne-siy-ni-rozumu", zanim spowoduje jak naprawd powan katastrof.

Wujek Doj penym godnoci krokiem poszed za wron. Uzna­am, e powinnam przyoy si do sprawy inaczej ni tylko poprzez wykrzykiwanie rozkazów, wic ruszyam za nim. Kula zielonego wiata, którego barwa z jakich powodów kojarzya mi si z trdem, nadpyna z tyu nad moj gow i rozgocia si w spltanej czuprynie. Skóra na gowie zacza mnie swdzi. Niewykluczone, e Jednooki w ten sposób wyrazi swoj opini na temat poziomu mojej higieny, któr faktycznie, przyznaj, ostatnimi czasy nieco zaniedbaam.

— To mnie nauczy zdejmowa mój cholerny hem — jknam, Ale nie chcc mu dawa satysfakcji i patrze na peen samozadowolenia bezzbny umieszek, nie obejrzaam si za siebie.

Tak naprawd nigdy nie nosiam hemu. Niech Bóg broni, dopiero byoby mi zimno. Na gowie miaam tylko skórzan wyciók pod hem, która ledwie ratowaa moje uszy przed ukszeniami mrozu. Zima bya jedn z tych rzeczy, których grupa planowania nie przewidziaa.

Przeszam szybko obok Doja, którego cakowicie zaskoczy widok moich wosów. Ale ju po krótkiej chwili wyszczerzy si w umiechu tak szerokim, jakiego jeszcze u niego nie widziaam. Rzuciam mu krwioercze spojrzenie. Na nieszczcie, aby to zrobi, musiaam si odwróci; wówczas przyapaam Jedno­okiego oraz Goblina jak wymieniali ukradkowe umiechy i przyklepywali donie. Nawet Sahra nieznacznie odwrócia gow, by skry swe rozbawienie. W porzdku. A wic zupenie niespo­dziewanie staam si ksiniczk baznów Kompanii, co? Zoba­czymy. Ci dwaj jeszcze...

Nagle zdaam sobie spraw, e w ten sposób zmusili mnie do zaakceptowania ich sposobu mylenia. Niedugo zaczn zasta­wia na nich puapki, eby z góry uprzedzi wyrównanie rachun­ków.

Wrona zakrakaa ochryple. Siedziaa ju na zimnej kamiennej posadzce. Przechadzaa si w t i we w t, nagle bez reszty zniecierpliwiona. Szpony cicho zgrzytay na kamieniach. Opad­am na kolana. Pozwolia mi podej tak blisko, e niemal mogam j dotkn, a potem w podskokach oddalia si w ciemno.

Kiedy ludzie i zwierzta weszli w lad za nami do rodka, wnieli dodatkowe wiata i mnóstwo haasu. Kady z nowo przybyych chcia wiedzie, co si dzieje.

Przykucnam i przytuliam policzek do posadzki, a wtedy odlega powiata wydobya z mroku sylwetk wrony.

Zwróciam si do Doja:

— Skd tam dochodzi wiato. Tdy Uwizieni przedostali si do wewntrznej fortecy. — Pooyam si na brzuchu. W cia­nie kamienia atwo mona byo dostrzec szczelin tak ciemn, e zdawaa si niewidzialna nawet przy tym wietle, którym dyspo­nowalimy. Nie potrafiam dostrzec, co jest po drugiej stronie.

Doj podszed bliej i te przytuli policzek do posadzki.

— Rzeczywicie. Zawoaam:

— Potrzebujemy tutaj wicej wiata. I moe jakie narzdzia. Rzeka. Popoch. Niech ci ludzie zaczn tu rozbija co w rodzaju obozu. I zastanówcie si, co mona zrobi dla ochrony przed zimnem. — To bdzie trudne. W zewntrznych murach ziay liczne szczeliny.

Goblin i Jednooki przestali wreszcie mia si jak gupi do sera i ruszyli w moj stron, przybierajc miny zawodowców. Wzili równie ze sob Tobo, trzymajc si postanowienia, by uczy go fachu bezporednio w dziaaniu i z pierwszej rki.

Dysponujc wiksz iloci wiata, atwiej mogam dostrzec to, na co próbowa zwróci moj uwag ptak — szczelin, któr Duszoap zapiecztowaa zaraz po rzuceniu na Uwizionych swego podego zaklcia.

— S tu jakie zaklcia albo magiczne miny-puapki? — zapytaam.

— Dziewczynka jest geniuszem — warkn Jednooki. Jego mowa stawaa si powoli coraz bardziej bekotliwa. Rozpaczliwie potrzebowa odpoczynku. — Ptaszek przecie przelecia przez ni i nie zmieni si w oboczek dymu. Prawda? Co std wynika?

— adnych zakl — powiedzia Goblin. — Nie zwracaj na niego uwagi. Po prostu jest wcieky, bo od tygodnia nie mieli z Got dla siebie ani odrobiny prywatnoci.

— Mam zamiar zaatwi ci ca prywatno, jakiej bdziesz potrzebowa przez kilka eonów, Karzeku. Mam zamiar wsadzi twoj pomarszczon star dup...

— Dosy! Zobaczmy, czy nie uda nam si powikszy troch tej dziury.

Po drugiej stronie wrona wydawaa zniecierpliwione odgosy. Szczelina musiaa by powizana z Uwizionymi, nawet jeli nie siedzia w niej Murgen, dziaajcy z jakiego zapadego kta czasu. Na pewno wolaabym, eby nie by to Murgen z przy­szoci. atwy std bowiem wniosek, e rezultatu naszych obec­nych wysików raczej nie sposób nazwa pomylnym.

Narzekaam i warczaam. Przechadzaam si w t i we w t, podczas gdy pó tuzina ludzi poszerzao dziur, a kady z nich narzeka na brak wiata. W niewielkim stopniu przyczyniaam si do wsparcia ich wysików. By moe ta rzecz w moich wosach stanowia powód komentarzy Goblina i Jednookiego na temat mojej byskotliwoci. Chocia wtpiam, by po ledwie dwustu latach potrafili rozwin u siebie dosy bystroci i sub­telnoci uzasadniajcej takie komentarze.

Wokó mnie gromadzi si coraz wikszy tum.

— Rzeka — warknam — mówiam przecie, eby znalaz tym ludziom jakie zajcie. Tobo, gdzie si pchasz. Chcesz, eby gaz spad ci na eb?

Czyj gos za moimi plecami zaproponowa:

— Trzeba bdzie lepiej powieci i wtedy dopiero zdecydu­jemy, czy potrzebuje stemplowania. Odwróciam si.

— Poroniony?

— Miaem górników w rodzinie.

— A wiec jeste kim najbardziej zblionym do zawodowca z caej gromadki.

Jednooki wskaza kciukiem Goblina.

— Ten tu karzeek te ma dowiadczenie sapera. Pomaga podkopywa mury obronne Temberu. — Twarz przeci mu paskudny umiech.

Goblin pisn, jednoznacznie dajc do zrozumienia, e „Tem-ber" nie jest epizodem jego ycia, który wspominaby mio. Nie potrafiam sobie przypomnie, abym natrafia na wzmiank o nim w Kronikach. Rozum podpowiada wic, e wydarzenia te mu­siay mie miejsce na dugo przedtem, nim Konowa zosta Kronikarzem, a to nastpio, kiedy by bardzo mody.

Dwaj bezporedni poprzednicy Konowaa, Mynarz Ladora i Kanwas Blizna, ywili tak niech do swych obowizków, e o ich czasach niewiele wiadomo — prócz tego, co ich nastpcy zrekonstruowali na podstawie tradycji ustnej oraz ocalaych wspomnie. Wanie podczas tej epoki Konowa, Otto i Hagop zacignli si do oddziau. Konowa sam niewiele ma do powie­dzenia na temat tych czasów.

— Mam wic std wnosi, e nie powinnam wierzy wicie w zdolnoci inynieryjne Goblina? Jednooki zakraka niczym wrona.

— W roli inyniera nasz may kolega zachowuje si niczym drwal. Gdzie on idzie, wszystko pada pokotem.

Warknicie Goblina byo niczym ostrzegawczy odgos wydany przez gardo brytana.

— Rozumiesz, ten tutaj chudy, may, ysogowy geniusz sprze­da Staremu pomys, e mona wlizgn si do fortecy Temberu tunelem wydronym pod jego murami. Gbokim tunelem. Po­niewa ziemia jest mikka. To miao by atwe. — Jednooki krztusi si; mówic te sowa, nie potrafi opanowa miechu. — I mia racj. Caa sprawa rzeczywicie bya atwa. Kiedy jego tunel dotar do murów, fragment ciany si zapad. A pozostali wtargnli do rodka przez szczelin i wycili Temberinosów w pie.

Goblin warkn:

— A jakie pi dni póniej kto sobie wreszcie przypomnia o górnikach.

— A innemu ktosiowi dopisao cholerne szczcie, e mia tak dobrego przyjaciela jak ja, któremu chciao si kopa. Stary chcia zwyczajnie postawi nagrobek.

Goblin jeszcze bardziej si rozzoci.

— Wcale tak nie byo. A prawda jest taka, e tunel nigdy by si nie zawali, gdyby ten dwunogi przejrzay psi rzyg nie gra w jedn ze swoich gupich gierek. Widzisz, prawie zapomniaem. Nigdy nie odpaciem ci za tamto. Nigdy nie powiniene wyci­ga tej sprawy, ty ludzka suszona liwko. Cholera! Prawie ci si udao uciec i umrze, zanim ci si odpaciem. Wiedziaem, e o nic dobrego ci nie chodzi. Ten atak miae celowo, co?

— Oczywicie e tak, pomylecu. Korzystam z kadej szansy, jaka si trafi, by umrze. Po to tylko, eby mnie wicej nie ga w plecy. Chcesz spróbowa tego samego? Uratowaem twoj dup, a ty do mnie w ten sposób? Nie masz gupca nad starego gupca. Prosz bardzo, zaczynaj, ty ysa maa ropucho. Moe w cigu ostatnich paru lat zrobiem si troch wolniejszy, ale wci jestem o trzy kroki szybszy i dziesi wiate pochodni bardziej byskotliwy ni jaki biay jak robak...

— Chopcy! — warknam. — Dzieci! Mamy robot do wy­konania. — Kiedy byli modzi i mieli do energii, eby kóci si przez cay czas, musieli ca Kompani doprowadza do szalestwa. — Od tej chwili wymazaniu ulegaj rejestry wszystkiego, co wydarzyo si przed moimi narodzinami. Chodzi tylko o to, ebycie otworzyli mi t dziur, a ja potem przejd na drug stron i zobacz, co mamy dalej robi.

Dwaj czarodzieje nie przestali warcze na siebie, mrucze pod nosem, grozi sobie nawzajem i podejmowa drobnych prób sabotowania pracy drugiego, jednak ostatecznie zaprzgli swe olbrzymie dowiadczenie do poszerzania szczeliny.

82

Kiedy szczelina zostaa poszerzona do, aby mona byo przez ni przej, rozpta si krótki spór, kto ma z niej skorzys­ta pierwszy. Zapanowaa powszechna zgoda: „nie ja". Ale kiedy wreszcie przykucnam, aby ruszy pomidzy cienie w nadziei, e chocia zdoam zobaczy, co mnie poera, na kilka sekund przedtem, zanim zatrzasn si szczki, kilku panów wykazao si nagle szlachetnoci i rycerskoci. Podejrzewam, e nie bez znaczenia by fakt, i dwu sporód nich, mianowicie abd i Suvrin, nie pochodzio z szeregów Kompanii.

Goblin jkn:

— Dobrze. Dobrze. Teraz sprawiacie, e wychodzimy na jakie winie. Zejdcie mi z drogi, wszyscy. — Ruszy naprzód.

W sumie przecie nawet nie musia si schyla.

Ja natomiast odrobin pochyliam gow, kiedy podyam w lad za nim.

Nie potrzebowaam nikogo, kto byby szlachetny i rycerski i kto poszedby tam przede mn.

— Nie ma Boga ponad Boga — wymruczaam. — Ogromne i Tajemne s Jego Dziea. — Weszam ju na pi stóp w gb i wpadam na Goblina, który te zatrzyma si, aby popatrze. — Zakadam, e to jest ten golem-demon Shivetya.

— Albo jego wstrtny modszy braciszek.

Murgen nie informowa mnie na bieco o stanie golema. Z ostatniego raportu na jego temat wynikao, e znajdowa si dokadnie o jedno trzsienie ziemi od obsunicia w bezdenn otcha, wci przyszpilony do wielkiego drewnianego tronu licznymi srebrnymi sztyletami. Zauwayam:

— Wychodzi na to, e tu równie równina potrafi sama leczy swe rany. — Pochyliam si.

Zawrotna otcha wci bya na swoim miejscu. apic rów­nowag, musiaam na chwil przymkn oczy. Shivetya wci trwa ponad ni, jednak rednica szczeliny nie dorównywaa opisom Murgena. Zabliniajce si krawdzie zdoay nawet nieco wyprostowa drewniany tron. Shivetyi nie grozio ju bezporednie niebezpieczestwo obsunicia. Teraz jego pozycja pozwalaa domniemywa, e za kilka dziesicioleci zaryje nosem w kamienie posadzki, a drewniany tron przygniecie go od góry.

Wierzba abd przyczy si do mnie. Od razu powiedzia:

— Ta rzecz nie poruszya si nawet na odrobin od ostatniego razu.

Sprzeciwiam si:

— Mylaam, e nic sobie nie potrafisz przypomnie.

— Cokolwiek zrobili ci mali pierdziele, najwyraniej dziaa. Potrafi rozpozna rzeczy, kiedy na nie patrz. Goblin zwróci si do abdzia:

— Biorc pod uwag, co mogoby si wydarzy, gdyby Shivetya zacz hasa sobie swobodnie, jego bezruch wydaje si cakiem niezym rozwizaniem. Nie uwaasz?

— Potrafiby trwa bez ruchu przez pitnacie lat? Wtrciam si:

— On trwa w bezruchu znacznie duej, abd. Jest przykuty do tego tronu na setki lat. Albo nawet na tysice. Musia zosta przyszpilony, zanim jeszcze uciekajcy przed Rhaydreynakiem Kamcy przybyli tu po drodze do innych wiatów i ukryli gdzie Ksigi Umarych. — T uwag cignam na siebie kilka spoj­rze; szczególnie uwanym obdarzy mnie Mistrz Santaraksita. Nie podzieliam si jeszcze z nimi opowieciami, którymi uraczy mnie Murgen. — W przeciwnym razie zaatwiby si z nimi na dobre. Wszystko bowiem wskazuje na to, e usadzono go tutaj, aby pilnowa stworze z tego samego rodzaju co oni. Tak myl.

— Kto go przyszpili? — zapyta Goblin.

— Nie mam pojcia.

— Taka informacja mogaby si przyda. Nie wolno spusz­cza oka z faceta, który potrafi czego takiego dokona.

— Zapewne — zgodzi si abd. Umiecha si nerwowo.

On sucha — powiedziaam. Przeszam kilka kroków wzdu krawdzi otchani, przykucnam. Z tego miejsca mogam dojrze oczy demona. W powiekach ziaa wska szczelina. Zo­rientowaam si take, e zamiast dwojga oczu ma troje, to trzecie osadzone byo ponad normaln par, porodku czoa. Tej kwestii nigdy wczeniej nikt nie porusza, chocia dokadnie czego takiego naleaoby oczekiwa po demonie stworzonym na mod Gunni.

Przeoczenie wyjanio si samo, gdy tylko demon zda sobie spraw z mego zainteresowania. Trzecie oko zamkno si i znik­no.

Zwróciam si do abdzia:

— Ten tron wyglda na solidnie zrobiony?

— No, tak. Czemu?

— Po prostu zastanawiam si, czy nie mona by go nieco przesun, nie wpychajc równoczenie do tej dziury.

— Nie jestem inynierem, ale wyglda mi na to, e trzeba cholernie duo roboty, aby go postawi. Oczywicie, e da si przesun. Ale jeden gupi ruch... to jest diabelnie gboka dziura. Jednak...

Ciekawscy wci si gromadzili za naszymi plecami. Gwar ich pogaduszek zaczyna powoli dziaa mi na nerwy. Kady pojedynczy nawet szept zmienia si tu w bekot licznych ech, nadajcych caemu miejscu jeszcze bardziej przeraajcy charak­ter.

— Prosz wszystkich o cisz. Nie sysz wasnych myli. — Mój gos musia zabrzmie bardziej nieprzyjemnie, ni to zamie­rzyam. Ludzie uspokoili si. I zagapili na mnie. Zapytaam: — Czy kto ma koncepcj, jak odwróci t rzecz we waciw stron i odsun j od szczeliny?

— Skd w ogóle ten pomys? — zapyta Jednooki. — Duo byoby z tym szarpaniny, Dziecko. Suvrin zapyta:

— Przy wykorzystaniu sprztu, jaki mamy pod rk?

— Tak. I trzeba to zrobi dzisiaj. Chc, by wraz z pierwszym brzaskiem wikszo ludzi bya ju w drodze na poudnie.

— To oznacza zastosowanie brutalnej siy. Cz z nas powin­na stan po drugiej stronie szczeliny i zrównoway szczyt tronu, tak by ludzie i zwierzta po tej stronie mogli wykorzysta dwigni do przywrócenia mu pozycji pionowej. Z zastosowa­niem lin.

abd powiedzia:

— Jeeli bdziesz chciaa wyprostowa go w taki sposób jak stoi, tylni koniec zelizgnie si przez krawd. A do wntrza ziemi daleka droga.

— Skd w ogóle ten pomys? — dalej dopytywa si Jedno­oki. I znowu zignorowaam jego sowa.

Skupiam uwag na dyskusji, jaka rozgorzaa midzy ab­dziem a Suvrinem. Pozwoliam jej toczy si swobodnie przez kilka minut. Potem oznajmiam:

— Wyglda na to, e Suvrin jest tu jedynym pozytywnie mylcym. A wic on dowodzi. Suvrin, we kogo tylko chcesz. Wykorzystaj wszystko, co ci przyjdzie do gowy. Usad dla mnie Shivety z powrotem. Syszae, Niezomny Straniku? Panowie, jeli macie jakie pomysy, podzielcie si nimi z panem Suvrinem.

Suvrin powiedzia:

— Nie mog... Nie chciaem... Nie powinienem... Sdz, e najpierw powinnimy porzdnie oszacowa ciar, z jakim bdzie­my mieli do czynienia. I musimy zrobi jaki pomost nad szczelin. Panie abd, pan si tym zajmie. Mody pan Tobo natomiast, jak rozumiem, jest wyksztacony matematycznie. Zakadam, e mo­esz mi pomóc obliczy, z jak mas mamy si boryka?

Tobo umiechn si i ruszy w kierunku tronu, wcale nie zdradzajc oniemielenia obecnoci demona.

— Jedna poprawka — wtrciam. — abd bdzie mi po­trzebny. By tu ju wczeniej. Popoch, ty i Iqbal wymylicie, jak przechodzi na drug stron. Wierzba. Chod ze mn.

Gdy znalelimy si w miejscu, z którego pozostali nie mogli nas usysze, abd zapyta:

— Co jest grane?

— Nie chciaam nikomu przypomina, e Kompania ju wczeniej dosza tutaj. Kto mógby ywi uraz do czowieka, który uniemoliwi naszym poprzednikom dostanie si dalej.

— Och, dziki. Pewnie. — Zerkn za siebie na grupk Nyu­eng Bao. Matka Gota wci ywia uraz. Gdzie pod tym kamieniem spoczywa jej syn.

— By moe patrz na wiat pod dziwnym ktem. Wierz, e kady z nas winien ponosi odpowiedzialno za swoje czyny, ale nie do koca jestem pewna, czy zawsze rozumiemy, dlaczego co robimy. Czy ty waciwie wiesz, dlaczego uwolnie Duszo­ap? Zao si, e niejedn chwil, tu czy tam, zajo ci za­stanawianie si nad t kwesti.

— Wygraaby. Z tym, e nie o chwil chodzio, lecz raczej niejeden rok. I wci nie potrafi tego wyjani. Zrobia mi co, zupenie nie wiem, jakim sposobem. Posugiwaa si tylko oczy-, ma. To trwao przez ca drog po równinie. Przypuszczalnie manipulowaa uczuciami, jakie ywiem wobec jej siostry. Kiedy nadszed wreszcie czas, wydawao mi si, e robi rzecz cakiem waciw. Nie miaem najmniejszych wtpliwoci, póki nie byo ju za póno i nie pdzilimy na wycigi z cieniem.

— I dotrzymaa sowa. Zrozumia, o co mi chodzio.

— Daa mi wszystko, co obiecyway jej oczy. Wszystko, czego nigdy nie mogem dosta od jej siostry, której naprawd pragnem. Mona jej wiele zarzuci, ale Duszoap zawsze do­trzymuje danego sowa.

— Czasami dostajemy to, czego chcemy, i przekonujemy si, e na nic nam to byo.

— Jasna sprawa. Historia mojego ycia, pioszka.

— Na równin weszo mniej wicej pidziesiciu ludzi. Wam dwojgu udao si wydosta. Trzynastu zgino po drodze. Reszta wci gdzie tu jest. A znaleli si tam midzy innymi przez ciebie. A wic bdziesz potrzebny, eby mi pokaza, gdzie s. Wci masz luki w pamici czy zacze ju sobie przypomina?

— Och, te zaklcia dziaaj. Wszystko do mnie wraca. Ale wcale niekoniecznie zorganizowane w ten sam sposób, jak wów­czas, gdy si dziao. A wic oka cierpliwo, gdy mi si czasem pomiesza.

— Rozumiem. — Gdy rozmawialimy, nie spuszczaam oka z pozostaych. Sahra wygldaa, jakby sama fundowaa sobie zupenie niepotrzebne konflikty wewntrzne. Doj zdawa si bardzo chtny skorzysta z okazji, gdy tylko takowa si pojawi. Gota ajaa za co Jednookiego, równoczenie ponurym okiem zerkajc w stron abdzia. Goblin próbowa wród kbicego si tumu ustawi projektor mgy. — Wyglda na to, e jest tu wicej wiata, niby wynikao z doniesie Murgena.

— Znacznie wicej. I jest równie cieplej. Gdybym mia zgadywa, powiedziabym, e ma to zwizek z procesem zdro­wienia, który cay czas trwa.

Poczuam, e jak na panujc we wntrzu temperatur, mam na sobie za duo rzeczy. Nie byo ciepo, ale z pewnoci znacznie cieplej ni na równinie, a nadto wiatr nie dawa si we znaki.

— Gdzie s Uwizieni?

— Tam s schody. Musimy zej na mil w gb ziemi.

— Zniose po nich trzydziestu piciu nieprzytomnych ludzi i zdye wróci na czas, aby zdy przed cieniami wycho­dzcymi o zmroku?

— Duszoap wykonaa wikszo roboty. Miaa na podordziu zaklcie, które sprawia, e wszystko unosi si w powietrzu. Zwizalimy ich razem lin, a potem cignlimy jak sznur serdelków. Waciwie to ona cigna. Ja byem z drugiego koca. Mielimy kopoty z przepchaniem ich przez zakrty. Ale znacznie atwiej poszo, ni gdybymy musieli targa ich po jednym.

Pokiwaam gow. Znaam inne przypadki, gdy Duszoap uy­waa tego samego zaklcia. Wygldao na bardzo przydatne. Moglibymy na przykad uy go tu i teraz, aby wyprostowa tron mego przyszego kumpla, Shivetyi.

Ciekawe. Pewnego razu Murgen wspomnia, e imi to ozna­cza „Niemiertelny", aczkolwiek ostatnio podano mi znaczenie: „Niezomny Stranik". Wraz z cakowicie nowym zestawem mitów stworzenia i czego tam jeszcze.

Poczuam w sobie potrzeb rzucenia si naprzód i natychmiasto­wego ruszenia w dó, po schodach. Wróciam jednak, eby porozmawia z pozostaymi. Wikszo bandy zajta bya próbami odwrócenia tronu Shivetyi na praw stron moc samych sów, uytych do rozmowy o przedsiwziciu. Suvrin poinformowa mnie:

— To sposób, eby nie marzn. — Oraz nieco rozadowa napicie. Syszaam liczne narzekania kwestionujce inteligencj dowódcy, któremu zachciao si zabawia z czym takim jak ta wielka potworna istota na tym obrzydliwym tronie.

Zebraam wszystkich zainteresowanych.

— abd zna drog na dó, do jaski. Jego pami z kad chwil jest coraz lepsza. — Goblin i Jednooki omal nie popkali z dumy. Nie daam im szansy, eby mogli sobie przy wszystkich zoy gratulacje. — Idziemy na zwiady. Chc, eby pozostali rozbili tu obóz. Przede wszystkim jednak macie ustali, jak si jutro podzielimy, by wikszo moga ruszy przez równin w bezpieczne miejsce. — Spraw t wakowalimy bezustannie: jak mamy podzieli oddzia, zostawiajc minimaln liczb ludzi z maksymaln iloci zapasów, by wydobyli Uwizionych, pod­czas gdy reszta powdruje dalej, ku — miaam nadziej — bardziej sprzyjajcym klimatom.

W myl opinii Doja, cakiem zreszt racjonalnej, powinnimy zupenie zignorowa Uwizionych, póki nie przekroczymy rów­niny, nie zdobdziemy przyczóka w Krainie Nieznanych Cieni i nie bdziemy w stanie zorganizowa lepiej przygotowanej i wyposaonej ekspedycji. Jednak adne z nas nie miao pojcia, co te napotkamy po drugiej stronie przejcia, nazbyt wielu za zwyczajnie nie potrafio porzuci naszych braci wanie teraz, gdy bylimy ju tak blisko.

Powinnam wydoby z Murgena wicej informacji, kiedy jesz­cze dysponowalimy jak swobod dziaania. Pozostay czas bezwzgldnie ogranicza moliwoci wyboru.

Kiedy Doj powtórzy sw propozycj, Sahra zareagowaa tak gorco, e oów gotów byby si stopi. Pomys wskrzeszenia ma móg napawa j niepokojem, nigdy jednak nie pozwoli odsuwa go na póniejszy okres rozwizania kryzysu.

abd pochyli si nad moim ramieniem i wyszepta:

— Jeli chcesz sta tu i czeka, a ci wszyscy ludzie dojd ze sob do adu w jakiejkolwiek kwestii, to wiedz, e zanim to nastpi, bdziemy ju bardzo starzy i wygodniali.

Mia racj. Zdecydowan.

83

Nim jeszcze dotarlimy do schodów, uznaam, e codzienn porcj gimnastyki mam ju za sob. Powoli zaczynay do mnie dociera rozmiary tej komnaty w sercu fortecy. Sylwetki moich ludzi zmalay w oddali. Zauwayam:

— Musi mie przynajmniej mil rednicy.

— Dokadnie prawie tyle. Kilka jardów mniej, wedle Duszo­ap. Nie mam pojcia dlaczego. auj, e nie wzilimy pocho­dni. Ostatnim razem, gdy tu byem i nie byo tyle pyu, widziaem na posadzce jakie wzory, ale Protektorka nie pozwolia mi marnowa czasu na przygldanie si im.

Py faktycznie zalega wszystko grub warstw. Na zewntrz nie byo go prawie wcale. Najwyraniej równina nie tolerowaa nic obcego, prócz cia najedców. Nawet tutaj nie znalelimy jeszcze cho ladu po zwierztach lub ekwipunku, który Uwi­zieni zabrali na poudnie.

— Jak daleko jeszcze?

— Ju prawie dotarlimy. Rozgldaj si za uskokiem.

— Uskokiem?

— Schodkiem wiodcym na dó. Ma tylko osiemnacie cali, jednak moesz zama nog, jeli nieuwanie na niego wejdziesz. Ostatnim razem skrciem kostk.

Znalelimy uskok. Zanim zeszam na dó, zatrzymaam si jeszcze, by obejrze si za siebie. Wszyscy geniusze zajmowali si zadaniami, jakie im przydzieliam. Nieco bliej zobaczyam Sahr, Radish oraz kilkoro pozostaych, którzy nie otrzymali adnych konkretnych polece i którzy najwyraniej zdecydowali si pój za mn. Przyznaam:

— Masz racj. To wyglda jak jaka intarsja. Jeli starczy czasu, moe uda nam si bliej temu przyjrze. — Obejrzaam krawd kamienia. — Jest agodnie zaokrglona i wypolerowana.

— Ta cz posadzki ma ksztat koa. I wymiary równe nieomal dokadnie jednej osiemdziesitej rednicy równiny. We­dle Duszoap. Wyniesiony fragment, na którym stoi tron demona, jest z kolei pomniejszonym osiemdziesiciokrotnie odpowied­nikiem tej czci posadzki.

— Przypuszczalnie musi by w tym jaki sens. Czy ma to co wspólnego z Uwizionymi?

— O niczym takim nie wiem.

— Wobec tego bdziemy si nad tym zastanawia póniej.

— Schody zaczynaj si tutaj.

Zaczynay si tu pod cian. Pknicie posadzki naruszyo jej konstrukcj. ciana, zawaliwszy si, czciowo zasypaa szczelin, potem, w miar jak rozpadlina zasklepiaa si, gruz powoli by z niej wypychany.

Pocztek schodów wyznacza po prostu prostoktny otwór ziejcy w posadzce. Potem stopnie wiody w dó, mniej wicej równolegle do zewntrznej ciany, z dala od szczeliny w pod­odze, która w tym miejscu zablinia si zreszt nieomal ca­kowicie. Nie byo porczy.

Po dwudziestu schodkach dotarlimy na podest liczcy osiem stóp na osiem. Po prawej stronie dalsze zejcie prowadzio w dó. Wygldao jak niekoczca si droga do wntrza ziemi. Sabe wiato jako docierao do rodka, wystarczajco, by widzie, gdzie si stawia stopy.

Sahra i Radisha zbliyy si do nas na tyle, bym moga sysze, jak rozmawiaj, nie potrafiam jednak odróni po­szczególnych sów. Obie kobiety najwyraniej przeraaa najbli­sza przyszo.

Rozumiaam, co czuj. U zarania realizacji wasnych ambicji sama byam nerwowa. Przynajmniej odrobin.

— Chcesz i pierwsza? — zapyta abd. Gosowi, jakim zoy sw propozycj, wyranie brakowao entuzjazmu.

— S tu jakie magiczne miny-puapki, albo co?

— Nie. Prawdopodobnie chciaa co zaoy, tak na wszelki wypadek, gdyby kto którego dnia szed t drog, albo zwyczaj­nie dla zoliwej uciechy, ale nie starczyo jej czasu. Zbyt duo i zbyt dugo si ocigaa, tak naprawd, to nie wierzyem, e w ogóle uda nam si uciec. Pewien jestem, e by si nie udao, gdyby nie bya tym, kim jest. Rzucia czar, który odpdzi cienie. Zreszt bya tu ju wczeniej. Miaa praktyk.

— No przecie!

— Co?

— Nic. Wanie sobie co przypomniaam. — O ja gupia. Przez te wszystkie lata zastanawiaam si, jak abd i Duszoap znaleli czas, eby pogrzeba Uwizionych, unikajc równocze­nie poarcia przez cienie, i przeoczyam rzecz oczywist, mia­nowicie fakt, e Duszoap bya wielk czarownic i ju wczeniej nabya dowiadczenia w manipulowaniu cieniami. Moesz prze­gapi rzeczy oczywiste, jeli nie zdajesz sobie sprawy, e nie otworzye dostatecznie szeroko oczu swego umysu.

Wybacz mi, o Panie Godzin. Bd Litociwy. Oka ask. Zamkn granice mojej duszy, gdy tylko uwolni mych braci.

W tej chwili abd z pewnoci nie mia zamiaru naraa mnie na niebezpieczestwo. Ruszyam w dó.

Odpowiedzialni za wykonanie roboty architekci, inynierowie i kamieniarze bynajmniej nie dyli do osignicia geometrycz­nej perfekcji. Chocia ta cz klatki schodowej mniej wicej cay czas biega równo w dó, to tu, to tam miaa skonno do odchylania si odrobin od linii prostej. Stopnie nie miay rów­nie identycznej wysokoci. Budowniczowie okazali si przynaj­mniej na tyle przewidujcy, aby co kawaek umieci podest. Miaam wraenie, e kiedy znowu zaczniemy si wspina, od­legoci midzy nimi bd mierzy w milach.

— Jeli obecno Jednookiego okae si konieczna, bdziemy musieli go nie z powrotem. Inaczej nie przeyje wspinaczki.

— Lepiej zacznij si zastanawia, co zrobisz, kiedy dotrzemy na dó.

— Nie potrafi zdecydowa, co zrobi, zanim nie zobacz, z czym mamy do czynienia.

— Trzeba byo wezwa waszego dinna z lampy. On by ci powiedzia.

— Nigdy nie mówi wiele o miejscu, w którym si teraz znajduje. Przynajmniej od czasu, kiedy sam tam trafi. Jakby co mu nie pozwalao. Sama niam o nim kilka razy, ale nie mam pojcia, jak precyzyjne s moje sny.

abd jkn.

— Naprawd nie prosiem si na t wóczg.

— Bdzie a tak le?

— Nie chodzi o schodzenie. Ale kiedy pójdziemy w drug stron, z pewnoci zmienisz nastawienie.

— Nie wiem. Ju si troch zadyszaam.

— Wobec tego zwolnij. Kilka minut nie zrobi rónicy. Po tych wszystkich latach.

Mia racj, lecz równoczenie nie mia. Jeli patrze ze sta­nowiska Uwizionych, nie byo popiechu. Ale z naszego punktu widzenia, przy kurczcych si zapasach, czas móg odegra rol decydujc.

abd cign dalej:

— Musisz zwolni, pioszka. Naprawd. Za chwil zrobi si ostro.

Susznie. Lecz równoczenie dramatycznie umniejszy ca spraw.

Klatka schodowa skrcia lekko w prawo. Powoli zbliaa si do przepaci szczeliny, otwartej przez trzsienie ziemi, które miao miejsce jeszcze za czasów Wadców Cienia.

W tym miejscu ocalaa jedynie poowa przestrzeni schodów. Wisiay w cianie urwiska. A po mojej prawej rce ziaa prze­pa. Gbia a nazbyt dobrze owietlona czerwonopomaraczowym wiatem, którego ródem musia by sam kamie, poniewa najwyraniej dobiegao zewszd równoczenie. Dos­konale zdawaam sobie z tego spraw, chocia miaam problemy z odemkniciem powiek dostatecznie szeroko, by co przez nie zobaczy. Skd pezy w gór smugi oparów. Powietrze zdawao si jeszcze cieplejsze. Zapytaam:

— Nie zmierzamy przypadkiem wprost do Pieka, co? — Niektórzy Yehdna wierzyli, e al-Shiel jest miejscem, gdzie dusze otrów bd pon przez wieczno.

abd zrozumia.

— Nie do twojego Pieka. Ale przypuszczam, e dla za­mknitych w dole jest to Pieko nie gorsze od innych.

Zatrzymaam si na resztkach podestu. Tu pode mn stopnie miay dwie stopy szerokoci. Wychylajc si nieznacznie, mog­am atwo zauway, e klatka schodowa zostaa skonstruowana wewntrz wikszego szybu, o przekroju przynajmniej dwudziestu stóp. Wypeniono go nastpnie kamieniem ciemniejszym od tego, w którym go wydrono. Moe musia by tak wielki, eby dao si zacign na dó ciao Kiny. Zapytaam:

— Potrafisz sobie wyobrazi rozmiary tego projektu?

— Ludzi dysponujcych rzeszami niewolników nie oniemie­laj wielkie projekty. O co chodzi?

— Mam lk wysokoci. Dalej bd potrzebowaa mnóstwa modlitw i nieco otuchy. Chciaabym, eby poszed pierwszy. I eby szed wolno. I chc, eby trzyma si blisko, bym moga ci dotkn. Wyznaj zasad, e swoim lkom naley patrze prosto w oczy, ale jeli zrobi mi si niedobrze i strach mnie zupenie sparaliuje, chc móc i dalej z zamknitymi oczyma. — Byam zdumiona spokojnym i racjonalnym brzmieniem wasnego gosu.

— Rozumiem. Prawdziwy problem polega na tym, kto bdzie patrzy zamiast mnie? Och! Nie panikuj, pioszka. artowaem! Dam sobie rad. Naprawd.

Z pewnoci nie bya to najgorsza rzecz, z jak miaam w yciu do czynienia. Ani razu nie ogarna mnie panika. Ale byo to trudne. Nawet kiedy abd przysig mi, e przepa zabezpie­czona jest niewidzialn barier ochronn, a potem zademonstro­wa jej istnienie, zwierz wewntrz mnie chciao tylko wydosta si do miejsca, gdzie ziemia jest paska i zielona, nad gow rozpociera si niebo i gdzie moe nawet ronie kilka drzew.

abd zapewnia, e trac niesamowite widoki, zwaszcza z najniszego poziomu otwartej klatki, z którego wci jeszcze mona byo dostrzec otcha — gdzie wiato byo janiejsze, a spienione mgy lizay stopy, skrywajc prawdziw gbi. Ani razu nie otworzyam oczu, póki znowu nie znalelimy si w przestrzeni ograniczonej cianami.

Na samej górze zaczam liczy schody, aby uzyska pewne pojcie, jak gboko zejdziemy, niemniej straciam rachub, uda­jc much pezajc po cianie. Moj uwag w caoci pochon wasny strach. Ale wygldao, e pokonalimy spory kawaek drogi zarówno w pionie, jak i w poziomie.

Niemale natychmiast po tym, jak ta myl przysza mi do gowy, schody skrciy w lewo, a potem jeszcze raz w lewo. Pomaraczowo-czerwone wiato znikno. Kilka ostrych zakrtów, a póniej cakowi­ta ciemno, która schwycia mnie za gardo zupenie nowym rodzajem lku. Ale nic mnie nie uksio i nic nie przyszo zabra mi duszy.

Wreszcie wiato zapegao znowu, rozjaniajc mrok tak powoli, e nie sposób byo stwierdzi, kiedy pojawio si po raz pierwszy. Przesycaa je jaka zota powiata, byo jednak strasznie zimne. A wkrótce po tym, jak zdaam sobie spraw z jego istnienia, zrozumiaam, e niedugo dojdziemy do celu.

Klatka schodowa wychodzia wprost na naturaln jaskini. W swoim czasie bya zamknita, jednak trzsienia ziemi zwaliy ciany, którymi j odgrodzono.

— Jestemy prawie na miejscu. Uwaaj, jak stawiasz stop. Kamienie nie s tu szczególnie stabilne.

— Co to jest?

— Co?

— Ten dwik.

Nasuchiwalimy. Po chwili abd powiedzia:

— Sdz, e to wiatr. Kiedy bylimy tu w dole, czasami mona byo wyczu podmuch wiatru.

— Wiatr? Mil pod ziemi?

— Nie pro mnie, ebym ci to wyjani. Po prostu jest. Chcesz dla odmiany i pierwsza?

— Tak.

— Tak sobie wanie pomylaem, e bdziesz chciaa.

84

...zote jaskinie, gdzie obok drogi siedzieli starcy, zesztywniali w czasie, ywi, lecz niezdolni poruszy choby powiek. Ich obd ci powietrze milionem pojedynkujcych si brzytew. Niektórych pokryway lnice sieci lodu, jakby milion bajecznych jedwab­ników osnu ich kokonami delikatnych niteczek zamarzajcej wody. Zaczarowany las sopli zwisa ze stropu jaskini.

W taki wanie sposób Murgen opisa je kilkadziesit lat temu. Opis zachowa aktualno, chocia obecnie wiato nie byo tak zote, jak oczekiwaam, a delikatne koronki lodu wydaway si drobniejsze i bardziej skomplikowane. Starcy siedzcy pod cia­nami, pochwyceni w sieci, nie mieli jednak w sobie nic z szale­ców o szeroko rozwartych oczach, którzy wystpowali w wizjach Murgena. Nie yli. Lub spali. Nie dostrzegam cho jednej odemknitej powieki. Ani twarzy, któr bym rozpoznaa.

— Wierzba, kim s ci wszyscy ludzie? — Ostry wiatr wci d pod stropem jaskini wzniesionym na wysoko kilkunastu stóp, przez niemal tak samo szeroki jej tunel, ponad wzgldnie paskim podoem, nachylajcym si jednak w oddali. Faktura dna przypominaa starodawn, zamarznit glin, pokryt skór delikatnego oszronionego futra.

— Ci? Nie mam pojcia. Byli ju tutaj, kiedy zeszlimy na dó. Nachyliam si, uwaajc jednak, by niczego nie dotkn.

— Te nie s naturalnego pochodzenia.

— Tak przynajmniej wygldaj.

— A wic byy tutaj przez cay czas. Byy tutaj, zanim zbudowano równin.

— Moe. Prawdopodobnie.

— I ktokolwiek pogrzeba Kin, wiedzia o nich. Wiedzieli Kamcy, cigani a tutaj przez Rhaydreynaka. Hm. Ten na przykad jest zdecydowanie martwy. Zmumifikowany, niemniej ycia nie ma w nim ani iskierki. — Ciao byo zupenie wy­schnite. W zagiciu kolana i rozdartej materii na okciu prze­wityway obnaone koci. — Tamci? Kto wie? Moe odpowie­dni czar byby zdolny postawi ich na nogi i w jednej chwili zaczliby biega dookoa niczym dzieci Iqbala?

— Dlaczego mielibymy ich budzi? Musimy wydosta na­szych chopców, których pogrzebaem wraz z Duszka. S tam. — Wskaza w stron, gdzie podoga unosia si agodnie, gdzie docierao wiato jeszcze bardziej wyzute z pozoty, nabierajc odcienia lodowego niemal bkitu.

wiata w ogóle nie byo duo. Nawet w poowie nie tyle, ile w widzeniu, jakiego dowiadczyam. By moe wtedy chodzio raczej o zakorzeniony w psychice bdny ognik, bardziej od­powiedni dla oczu spacerujcego po snach, nie za czysto prze­strzenne wiato. Zadumaam si:

— Moe potrafiliby powiedzie nam co interesujcego.

— Ju ja ci powiem co interesujcego — wymamrota pod nosem abd. A potem normalnym ju gosem doda: — Nie sdz. A przynajmniej nie wierz, aby byo to co, co które z nas chciaoby usysze. Duszoap robia wszystko, aby ich nawet nie dotkn. Przeniesienie naszych jeców obok, bez dotykania którego, stanowio najtrudniejsz cz zadania.

Pochyliam si, aby przyjrze si kolejnemu sporód starców. Nie przypomina przedstawiciela adnej ze znanych mi ras.

— Musz pochodzi z którego sporód tych innych wiatów.

— Moe. Tam, gdzie si wychowaem, jest takie powiedzenie: „Nie budcie picego licha". Brzmi jak rada idealnie dostoso­wana do naszej sytuacji. Nie dowiemy si, jak tu trafili.

— Nie mam zamiaru wypuszcza std na wiat adnego diabelstwa, prócz wasnego. Ci tutaj róni si od tamtych.

— Ostatnim razem widziaem tu ludzi rónych ras. Wtpi, aby co si od tego czasu zmienio. Mam wraenie, e wrzucono ich tutaj w zupenie rónych epokach. Widzisz, jak wiele lodu nagromadzio si wokó tych facetów? A najwyraniej potrzeba na to wieków.

— Au!

— Co?

— Uderzyam gow w ten cholerny sopel.

— Hmm. Ciekawe, jak mi si udao go omin...

— Bd dalej taki mdry, a kopn ci w kolano, Dryblasie. Nie wydaje ci si, e tu jest zimniej, ni by powinno? — Nie by to wytwór mojej wyobrani ani take efekt uksze lodowa­tego wiatru.

— Jak zawsze. — Umiech znikn z jego twarzy. — To oni. Tak myl. Zaczynaj sobie zdawa spraw, e kto tu jest. To si z kad chwil robi coraz bardziej wyczuwalne. Jeli za bardzo bdziesz zwraca na to uwag, moe ci si niele da we znaki.

Potrafiam wyczu powolne narastanie tego... cokolwiek to byo. Szalestwo zdolne do materializacji, jak mniemam. Przy­najmniej takie sprawiao wraenie.

— Jak to si dzieje, e moemy sobie tak tutaj chodzi? — zapytaam. — Dlaczego my nie zamarzniemy?

Gdybymy zostali tu do dugo, aby zasn, prawdopo­dobnie tak by si wszystko skoczyo. Ci ludzie musieli straci przytomno, zanim ich tutaj zniesiono.

— Naprawd? — Dotarlimy do miejsca, gdzie lodu byo znacznie mniej. W zamarznitej warstewce na posadzce wci mona byo dostrzec lady zostawione wiele lat temu przez Duszoap i Wierzb abdzia. Twarze siedzcych tu starców byy inne. Przypominali Nyueng Bao, wyjwszy jednego, który by wysoki, chudy i blady jak mier. — Ale nie pi przecie? — Kilka par otwartych oczu zdawao si mnie ledzi. Wolaam wierzy, e to tylko moja wyobrania, pobudzona przeraajc atmosfer jaskini. Ani razu nie udao mi si dostrzec nawet drgnienia.

Odgos kroków.

Podskoczyam bardzo wysoko, pewnie gdzie na wysoko wzrostu niskiego sonia, zanim zrozumiaam, e to musz by Sahra, Radisha i ktokolwiek, kto tam jeszcze zdecydowa si nie bra udziau w podniecajcych przedsiwziciach trwajcych wanie na górze.

— Id, powstrzymaj tych ludzi, eby tu nie wchodzili i nie wywracali wszystkiego do góry nogami. Zorientuj si w roz­kadzie tego miejsca i spróbuj wykombinowa, co powinnimy zrobi.

abd zmarszczy czoo, jkn par razy, warkn co niear­tykuowanego, potem jednak, uwanie dajc mae kroczki, wróci po lekko pochyym podou jaskini do miejsca, w którym czya si z klatk schodow. Przez ca drog mamrota do siebie pod nosem. I nie mogam go za to wini. Nawet ja widziaam, e waciwie nic nigdy nie szo po jego myli.

Daam krok w stron, w któr wiody stare lady. I poczuam, jakby kto wyrwa ziemi spod mych stóp. Twardo uderzyam w podoe, a potem zelizgiwaam si po nim, póki nie za­trzymaam si tam, gdzie sta abd. Przynajmniej w przeko­nujcy sposób potrafi udawa, e go to bawi.

— Nic ci si nie stao?

— Uderzyam si w bok. I jeszcze boli mnie nadgarstek.

— Powinienem ci uprzedzi. W oszronionych miejscach ta podoga moe si okaza bardzo zdradziecka.

— Masz szczcie, e nie przeklinam.

— H?

— Specjalnie zapomniae. Jeste równie paskudny jak Jedno­oki czy Goblin.

— Czy kto tu wanie nie wzywa imienia mego nadarem­no? — Z miejsca, gdzie schody uchodziy do jaskini, dobiega gos Jednookiego, przerywany rozpaczliwym rzeniem charak­terystycznym dla grulików.

— Bóg jest Wielki, Bóg jest Dobrem, Bóg jest Wszech­wiedzcy i Wszechaskawy. Ukryte s Jego Zamiary, ale Czyny Sprawiedliwe. — I niech oszczdzi mi Misterium Swych Zamia­rów, albowiem i tak zawsze trapi mnie Mizeria Jego Zamia­rów. — Co on tu robi? — zapytaam abdzia. — Wszystko jedno. Ju wiem. Zostawi go tutaj. Na pewno nie bd wynosia go std na wasnych plecach, tylko po to, by od wysiku nie dosta nastpnego ataku. Walnij go w gow, kiedy nie bdzie patrzy. — Na nowo podjam wdrówk w gb jaskini. — Spróbuj jeszcze raz. — Gosem niesyszalnym dla nikogo in­nego wiodam dalej moj rozmow z Bogiem. Jak zwykle On ani razu nie podj trudu obrony przede mn Swoich Dzie. Moja wina, e jestem kobiet.

Omal nie przegapiam przejcia od staroytnych typów an­tropologicznych Nyueng Bao do ludzi Kompanii, poniewa pier­wsze ciaa z czasów najnowszych naleay do osobistej stray Nyueng Bao. Zatrzymaam si dopiero wówczas, gdy rozpo­znaam czowieka o imieniu Pham Quang. Przez chwil przy­gldaam mu si uwanie.

Potem wycofaam si ostronie.

Jeli si uwanie patrzyo, granica bya nietrudna do zobacze­nia. Moi bracia i ich sprzymierzecy mieli na sobie tyle mniej lodu, ile potrafi zebra si w cigu wieków. Wokó nich za­czynay dopiero ksztatowa si kokony delikatnych pajczyn, spowijajcych starsze ciaa. Narastay one strasznie szybko, bio­rc pod uwag od jak dawna niektóre z tych cia musiay pozostawa pogrzebane. By moe podczas swej wizyty Duszo­ap pofolgowaa swemu poczuciu estetyki.

Midzy moimi brami dostrzegam te kilka cia tak starodaw­nych, e nie byo ich wida spod lodowych kokonów. Obecnoci cia w ich wntrzu domyliam si po nieco przygitych ku ziemi pozycjach, identycznych jak w przypadku Uwizionych.

Nagle olnio mnie. By moe obecno Jednookiego mimo wszystko na co si przyda. Tutaj, na dole, Duszoap moga powici odrobin czasu, aby zastawi jedn czy dwie puapki, ot tak, powodowana kaprysem.

Generaowie Nar, Isi i Ochiba, siedzieli oparci o cian jaskini po przeciwnej stronie ni Pham Quang. Oczy Ochiby pozo­staway otwarte. Gaki nie poruszay si, lecz równie nie byy skupione na mnie. Przykucnam, uwaajc jednak, eby go nie dotkn.

Brzowe tczówki jego oczu pokrywaa wilgo. Na ich po­wierzchni nie zna byo najdrobniejszego pyku, nawet krysztaka lodu. Otworzy je par chwil temu.

Dreszcz przebieg mi po plecach. Nawiedzio mnie bardzo dziwne przeczucie. Oto poczuam, jakbym spacerowaa poród umarych. Wedug niektórych religii dalekiej pónocy, skd przy­by abd, przywoc ze sob podrónicze opowieci, Pieko byo krain lodu. Moja fantazja, karmiona przeraeniem, jakie wzbudzio we mnie pooenie mych braci, bez wikszego trudu potrafia dostrzec w tym miejscu krucht Pieka.

Podniosam si ostronie i odsunam od Ochiby. W tym miejscu podoe jaskini byo nieomal zupenie paskie. Moi bracia nie siedzieli stoczeni razem. Najwyraniej rozproszono ich na przestrzeni nastpnych kilkuset stóp, a ze wzgldu na zakrt jaskini nie byam w stanie zobaczy ich z miejsca, w któ­rym si znajdowaam. Wród nich majaczyy kolejne kokony przedwiecznych starców.

— Widz Lanc! — oznajmiam. Naprawd cudownie. Teraz bdziemy mogli podzieli si na dwa pododdziay, a kady z nich zachowa moliwo wejcia na równin.

Mój gos odbi si echem i zabrzmia, jakby byo nas wiele, a wszystkie mówiybymy w tym samym czasie. Jak dotd i abd, i ja staralimy si mówi cicho. Echa wzniecane naszymi gosami nie byy goniejsze nili widmowe szepty, aczkolwiek mamrotay waciwie bez ustanku.

— Nie dotykaj jej — powiedzia Jednooki. — Co ty wy­prawiasz, Dziewczynko? Nie masz pojcia, z czym tu mamy do czynienia? — Jakim sposobem udao mu si wymin abdzia i teraz zmierza prosto w moj stron. By, cholera jasna, strasz­nie ywy jak na dwustuletni ofiar ataku. Ta sprawa najwyra­niej bardzo go podniecia.

Wzbudzio to we mnie pewne podejrzenia. Ale nie miaam teraz czasu, by si domyla, o co te moe mu chodzi.

Zajrzaam w oczy nastpnego sporód tych, których powieki byy odemknite — wysoki, kocisty, blady mczyzna, który musia by czarownikiem o imieniu Dugi Cie. By jecem Kompanii. Z ekspedycj wybra si dlatego, e ani Konowa, ani Pani nie ufali wystarczajco adnemu z jego ewentualnych stra­ników, a zabi go nie byo mona ze wzgldu na kondycj Bramy Cienia, której trwanie — z czego zdawali sobie spraw — zale­ao od jego ycia. I dobrze, e okazali si tak nieufni. Gdyby zostawili Wadc Cienia, tym samym dajc mu swobod knucia wszelakich niegodziwoci, jakie moga zrodzi jego wyobrania, wiat nasz byby zupenie innym, znacznie straszniejszym miej­scem. Zo Duszoap byo kapryne i zmienne. Zoliwo oraz szalestwo Dugiego Cienia — gbokie i nie znajce wytchnie­nia.

I teraz wanie owo szalestwo wygldao mu z oczu. Na licie w mej pamici pojawi si haczyk przy jego imieniu, oznacza­jcy, e jego waciciel z pewnoci pozostanie tam, gdzie jest. Inni mogli mie jakie plany wzgldem niego, ale teraz nie oni dowodzili. Jeli uda nam si wymyle sposób wzmocnienia Bramy Cienia wiodcej do naszego wiata, pewnie nawet stra­cimy go na miejscu.

Wdrowaam dalej, w milczeniu sortujc ofiary, co chwil zadziwiona tym, e tak wielu twarzy nie potrafi rozpozna. Wielu ludzi zacigno si w okresie, gdy pozostawaam z dala od gównego nurtu wydarze.

— O, cholera!

— Co? — Jednooki znajdowa si ju tylko par kroków za mn i by coraz bliej. Jego gos odbija si dziwnie zgrzytliwym echem.

— To Astmatyk. Staza go nie obja.

Jednooki chrzkn, najwyraniej nie zrobio to na nim ad­nego wraenia. Stary Astmatyk pochodzi z tego samego plemie­nia co Jednooki, aczkolwiek by przynajmniej sto lat modszy od niego. Nigdy za sob nie przepadali.

— I tak y duej, ni powinien. — Astmatyk, kiedy wiele lat temu przyczy si do Kompanii podczas jej marszu na poudnie, by ju stary i umiera na suchoty. Ale jako dotar do tego miejsca, mimo saboci i trudów, jakie musia znosi.

— Tu s wieca i Cite. Oni równie nie yj. Oraz kilku Nyueng Bao i dwaj Shadar, których nie znam. Co si stao. Razem czyni to siedmiu martwych ludzi, wszyscy na jednej kupie.

— Nic nie ruszaj, Dziewczynko! Nie dotykaj niczego, na co pierwej nie spojrz.

Zamaram bez ruchu. Nadszed czas, by zda si na jego umiejtnoci.

85

Jeszcze ich nie znalazam! — odwarknam Radishy i Sah­rze. — Nie mam zamiaru da ani kroku dalej, póki Jednooki powie, e sam swoj obecnoci kogo nie zabij. — Wbrew wszelkim radom, bd pcha si tak daleko, jak im tylko na to pozwoli. Potrafiam zrozumie, e chc zobaczy swych mów, braci i chopaków, ale powinny mie do rozumu, by si powstrzyma, póki nie dowiemy si, co mona, a czego nie mona zrobi, nie ryzykujc wyrzdzenia adnej krzywdy rze­czonym mom, braciom i chopakom.

Sahra obrzucia mnie ostrym spojrzeniem, penym poczucia krzywdy.

— Przepraszam — oznajmiam nieszczerze. — Daj spokój. Pomyl. Sama widzisz, e w tym miejscu staza nie obja wszystkich. abd, jak daleko jeszcze trzeba zapuci si tym tunelem? — Z miejsca, gdzie staam, mona byo dostrzec osiem nieruchomych ksztatów, aden jednak nie nasuwa skojarze z Kapitanem, Pani, Murgenem, Thai Dejem, Cordym Matherem czy Kling; dalsza cz jaskini nikna za zakrtem. — Jak dotd nie mog si jeszcze doliczy mniej wicej jedenastu ludzi.

— Nie pamitam — poskary si abd. Basowe echa jego gosu zaczy ciga si po jaskini. Mój gos, operujcy w gór­nych rejestrach, wywoywa znacznie gorsze efekty.

— Zaklcie pamici przestaje dziaa?

Nie sdz. Wydaje mi si po prostu, jakbym w tej sytuacji nigdy nie uczestniczy. Wci nie bardzo umiem zrekonstruowa, co si tu na dole w ogóle zdarzyo.

Jeden z gównych problemów polega na tym, e nikt z nas tak naprawd nie wiedzia, ilu dokadnie byo Uwizionych. abd móg si okaza najlepszym wiadkiem, poniewa jecha z nimi ca drog, z drugiej wszake strony nie zwraca na to uwagi, a rozmawia tylko z kluczowymi osobami. Po Murgenie nigdy nie mona byo si spodziewa znaczniejszej pomocy, poniewa po tym, jak sam sta si jednym z Uwizionych, najwyraniej nie by w stanie dokonywa eksploracji bezpored­niego otoczenia miejsca swego zamknicia.

— Najpierw powinnimy obudzi Murgena. Nikt inny nie bdzie zna wszystkich imion i twarzy. — Nieznane mi twarze mogy w ogóle nie nalee do onierzy Kompanii. — Jednooki. Spróbuj wymyli, jak mona obudzi tych ludzi. Gdy tylko znajd Murgena, chc, aby jak najszybciej doprowadzono go do stanu pozwalajcego na rozmow. Mog rusza dalej? — Kót­liwe echa zaraz przypomniay mi, e musz mówi cicho. Jednooki zirytowany odpowiedzia:

— Tak. Tylko nikogo nie dotykaj. I niczego, czego nie znasz. I przesta mnie popdza.

— Potrafisz ich wycign z tej stay?

— Jeszcze nie wiem, dobra? Byem zbyt zajty odpowiada­niem na gupie pytania. Jednak jak mnie zostawisz w spokoju cho na chwil, by moe bd w stanie si dowiedzie.

Wszyscy robili si coraz bardziej draliwi i prawie nikt ju nie zwraca uwagi na maniery. Westchnam, potaram czoo i skronie, poniewa zaczynaam powoli odczuwa narastajcy ból gowy, i wsuchaam si w odgosy wydawane przez kolej­nych ludzi schodzcych po schodach.

— Wierzba, postaraj si trzyma tych gupców z dala, póki Jednooki nie bdzie gotów. — Spojrzaam przed siebie bez szczególnego entuzjazmu. Jaskinia nie tylko zakrcaa w prawo, lecz jej podoe robio si coraz bardziej strome. Wypolerowane w cigu wieków wodn erozj, byo pokryte cienk warstw lodu. Kady krok móg okaza si zdradziecki.

— Kra!

Gdzie tu musiaa by biaa wrona. Bez przerwy waciwie dawaa zna o swym istnieniu, a za kadym razem w jej krakaniu byo wicej niecierpliwoci.

Ostronie ruszyam naprzód. Kiedy dotaram do bardziej stro­mego miejsca, uklkam i odgarnam na bok szron, aby atwiej mi byo i na czworakach. Zwróciam si do Sahry i Radishy:

— Jeli ju naprawd musicie za mn i, bdcie jeszcze ostroniejsze ni ja.

Upary si. Byy ostrone. adna z nas nie polizgna si i nie zjechaa z caej dugoci stromizny.

— To Dugi Cie i Skierka — powiedziaam. — A ten kbek achmanów to z pewnoci Wyj.

W istocie, ten kbek bez najmniejszych wtpliwoci by kalekim Mistrzem Czarów. Daleko na pónocy by kiedy jednym z popleczników Pani, a potem naszym wrogiem tu, na poudniu. W niewol dosta si w tym samym czasie co jego sprzymierzeniec Dugi Cie, a Pani musiaa mie w gowie jaki pomys na wykorzy­stanie go, w przeciwnym razie nie zostawiaby go przecie przy yciu. Z pewnoci jednak, póki ja dowodz, nie wyjdzie na wolno. Na swój sposób by jeszcze bardziej szalony ni Dugi Cie.

Wrona zajaa mnie, e si ocigam.

Wyj nie spa. Dysponowa wol tak potn, e potrafi porusza gakami ocznymi, aczkolwiek na nic wicej sta go nie byo. Jedno spojrzenie na szalestwo w tych ciemnych oczach i wiedziaam od razu, e temu czowiekowi nie wolno pozwoli powróci na wiat.

— Zachowajcie przy nim skrajn ostrono — przestrzeg­am. — Albo was zaatwi z równ atwoci, jak Duszoap zaatwia abdzia. Wyj nie pi. Moe rusza oczami.

Jednooki powtórzy moje ostrzeenie, nie bardzo zwracajc uwag na jego tre.

— Nie zbliajcie si do niego.

Wrona zacza si skary w gos. Po jaskini od razu rozbieg si wyjtkowo nieprzyjemny pogos.

— Ach. Radisha. Tu jest twój brat. I wyglda na to, e w cakiem niezym stanie. Nie! Nie dotykaj! Przypuszczalnie wanie przypadkowy dotyk zanieczyci zaklcia stay chronice tych, którzy teraz s martwi. Musisz zachowa cierpliwo, tak samo jak wszyscy pozostali.

Wydaa z siebie odgos przypominajcy gbokie warknicie.

Pokryty lodem strop jaskini nad naszymi gowami wyda z siebie szereg trzasków, które wploty si w kolejne salwy ech.

Cignam dalej:

— To trudne. Wiem. Ale obecnie cierpliwo jest najlepsz drog, aby wydosta ich std bez wikszego ryzyka. — Kiedy ju byam pewna, e zdoa si powstrzyma, ruszyam dalej, cal za calem. Biaa wrona krakaa zniecierpliwiona. Pomylaam na gos: — Ufam, e kiedy dane mi bdzie skrci kark temu stworzeniu.

Radisha przypomniaa mi:

Doprowadzisz do tego, e bdziesz miaa z karm. W na­stpnym yciu moesz si wcieli we wron albo w papug.

— Jednym z uroków bycia Yehdna jest to, e nie musisz martwi si nastpnym yciem. A Bóg, Wszechpotny, Miosierny, w ogóle nie dba o wrony. Chyba e chce zesa plag na nieprawych. Kto wie moe, czy Mistrz Santaraksita wybiera si na dó? — Moje zdolnoci organizacyjne jakby gdzie znikny, zdawione pragnie­niem znalezienia jak najszybciej wszystkich Uwizionych. Dopiero teraz przyszo mi do gowy, e wiedza uczonego, zwaszcza tutaj, moe okaza si uyteczna, jeli uda mu si skojarzy cokolwiek z otoczenia z jakim fragmentem znanej -mitologii.

Nikt nie odpowiedzia.

— Jeli bdzie trzeba, pol po niego. Aha. Sahra, to twój ukochany. Nie dotykaj! — Powiedziaam to odrobin zbyt go­no. Nad naszymi gowami zaomotay echa. Kilka drobniejszych stalaktytów odpado od stropu. Uderzajc w podoe, roztrzaskay si z niemal metalicznym odgosem.

Wrona przemówia bardzo wyranie:

— Chodcie tutaj!

Ja natomiast, dostrzegajc j wreszcie, powiedziaam:

— Jeli twoje maniery nie zmieni si natychmiast, moesz w ogóle si std nie wydosta.

Ptak przechadza si nerwowo w t i z powrotem przed miejscem, gdzie siedzieli Konowa i Pani. Duszoap zostawia ich przytulonych do siebie, w taki sposób uoywszy ich ciaa, e Kapitan jednym ramieniem otacza kibi Pani, ona za drug jego rk tulia obiema domi na podoku. Kilka innych delikat­nych sugestii zawartych w ich postawach pozwalao domniemy­wa, e w tej martwej naturze Duszoap wspia si na szczyty swego zoliwego poczucia humoru.

Jeli Duszoap zastawia jakie puapki, z pewnoci bd wanie tutaj.

— Jednooki. Potrzebuj pomocy. — Natura wszelkich pua­pek, jakie mogy tu by, znajdowaa si poza obszarem moich kompetencji.

Oczy Pani byy otwarte. Jej wzrok zupenie czysty. Bya wcieka. A biaa wrona chciaa mi wszystko na ten temat opowiedzie.

— Cierpliwoci — doradziam, sama omale nie tracc jej ze szcztem. — abd. Jednooki. Chodcie tutaj. — abd pojawi si pierwszy, mimo e mia dalej. Zapytaam: — Przypo­minasz sobie co takiego specjalnego z nimi robia? Moe jakie drobne, chytre sztuczki?

— Nie. Nie przejmowabym si tym. Kiedy si nimi zajmowaa, ju mylaa o tym, co zrobi w nastpnej kolejnoci. Ona taka wanie jest. Gdy co zaczyna, to jest to jej cay wiat i robi wszystko bez namysu. Ale im bliej koca, tym bardziej traci przekonanie.

— Mio usysze, e ma jakie ludzkie cechy. — W ogóle tak nie mylaam. — Jednooki. Rozejrzyj si, czy nie ma tu jakich magicznych min-puapek. I w kocu si zdecyduj. Powiedz mi, czy jeste w stanie wydosta tych ludzi z powrotem, do cholery! — Ból gowy nie chcia jako przej. Ale, dziki Bogu, nie sta si te bardziej dokuczliwy.

Spad kolejny sopel.

— Wiem. Wiem. Syszaem za pierwszym razem, jak pyta­a. — A potem warkn, e ju wie, jak mi wyczarowa lepsze ycie erotyczne.

Spojrzaam w dal za Konowaem i Pani. Jaskinia cigna si jak okiem sign. Blade wiato ledwie rozpraszao jej mrok. W tym miejscu powiata tracia ju reszt zotego blasku. Muni­cie srebra, dotyk szaroci, troch lodowatego bkitu. Przed nami skaa osadowa chyba ustpowaa prawdziwym pokadom lodu.

— Wierzba, czy Duszoap w ogóle tam posza, gdy tu bylicie? Pody spojrzeniem za moim wzrokiem.

— Nie. Ale moga to zrobi podczas jednej ze swoich wcze­niejszych wizyt.

Wida byo, e kto niedawno, w skali czasu waciwej tym jaskiniom, szed w tamt stron. W szronie pozostay wyrane lady. Podejrzewaam jednak, e gdybym zechciaa pój za nimi, bynajmniej nie spodobaaby mi si ta wycieczka. Ale nie inaczej postpi. Nie mam wyboru. Zawiodam ju raz, pozwalajc na ucieczk Narayanowi i Córce Nocy. I próno mi byo szuka usprawiedliwie w fakcie — có z tego, i zapewne prawdzi­wym, e Kina musiaa przecie suy im swoj pomoc. Powin­nam bya si lepiej przygotowa.

— Jednooki. Porozmawiaj ze mn. Moesz wskrzesi tych ludzi czy nie?

— Zajmij si swoimi sprawami, sodziutka. Minie jeszcze troch czasu, zanim zaczniemy godowa. — To ten lód musia mie abd na myli, gdy wspomina o nim na równinie.

— Zmarnowae ju dosy czasu, wicej nie bdziesz mia — poinformowaam Jednookiego. — Potrafisz to zrobi? Tak czy nie. Mów zaraz.

— Nie jestem w najlepszej formie, potrzebuj wicej od­poczynku. — Mówi powoli, sowa zleway si, niewyrane, ukadajc si w dziwny rytm utrudniajcy nadanie za ich znaczeniem. Rzecz jasna, mia racj. Wszyscy potrzebowalimy odpoczynku. Ale musielimy równie zaatwi nasze sprawy i wydosta si z równiny. Widmo godu powoli stawao si rzeczywistoci. I nie zamierzao odej. Obawiaam si, e ostatecznie zmieni si w towarzysza tak bliskiego i przeraaj­cego, jak to si stao podczas oblenia Jaicur.

Z góry postanowiam, e przyjm strategi zaproponowan przez Wujka Doja. Teraz wydobdziemy jedynie kilku ludzi. Póniej wrócimy po reszt. Oznaczao to jednak dokonanie paru okrutnych wyborów. Niezalenie od tego, co zrobi, i tak kto mnie znienawidzi. Gdybym bya naprawd sprytna, wymylia­bym jaki dobry, staromodnie-goblinowy sposób na obarczenie win wszystkich wokoo. Przecie ci, którym kazano czeka, nie mogliby znienawidzi wszystkich.

I oto jestem — dobra, staromodna, pena pobonych ycze pioszka. Mówimy przecie o istotach ludzkich. Jeli istnieje jaki sposób na to, aby okaza si niewdzicznym, niemiym czy wyzbytym ze zdrowego rozsdku, to istoty ludzkie na pewno go znajd i zastosuj w praktyce. Z werw i entuzjazmem, jak równie w chwili, która z pewnoci bdzie najmniej stosowna.

86

— Czy w ogóle kto zosta na górze? — zapytaam. Jaki czas temu, kiedy oczy mi si ju zupenie kleiy, postanowiam uci sobie krótk drzemk, która trwaa nieco duej, ni za­mierzyam, i która z kolei mogaby si zmieni w prawdziwy sen, gdyby nie ci wszyscy ludzie krccy si wokó i nie po­zwalajcy tak naprawd zasn. Pamitaam, e niam, ale nie potrafiam sobie przypomnie o czym. W nozdrzach czuam jeszcze silny odór Kiny, nietrudno si wic domyli, dokd powdrowaa moja dusza.

Jednooki siedzia obok, najwyraniej dotrzymujc mi towa­rzystwa w chrapaniu. Pojawi si zmartwiony Goblin, by spraw­dzi, czy jego najlepszy przyjaciel przypadkiem nie obsun si zbyt gboko w sen, który móg dla sta si snem wiecznym. Za moimi plecami Matka Gota prowadzia przewleky spór z bia­ wron. Klasyczny dialog dwojga nie zainteresowanych su­chaczy.

Goblin mrukn:

— Od tej chwili nie rób nic na si, pioszka. Zawsze sprawd najpierw, czy przypadkiem nie zrobisz krzywdy któremu ze swych przyjació.

Syszaam, jak Tobo mówi co popiesznie, cicho, tonem cakowicie rzeczowym. W innym miejscu Wujek Doj mocno haasowa.

— Co si dzieje?

— Zaczlimy ich budzi. Nie jest to tak skomplikowane, jak si obawialimy, ale wymaga troch czasu i ostronoci, a ludzie, których wydostaniemy ze stay, po przebudzeniu nie bd si do niczego nadawali... mówi ci to na wypadek, gdyby prze­widywaa dla nich jakie miejsce w swoich planach. Jednooki wszystko opracowa, zanim straci przytomno. — May czaro­dziej zrobi si nagle jakby bardziej ponury.

— Straci przytomno? Jednooki straci przytomno? Z wy­czerpania? — Tak miaam nadziej.

— Nie mam pojcia. Nie chc wiedzie. Przynajmniej na razie. Pozwol mu troch odpocz. Najlepiej tutaj, na krawdzi stay. Moe nawet nieco gbiej w polu, jeli okae si to konieczne. Gdy odzyska troch si, wycign go i zbadam. — W jego gosie trudno byoby doszuka si optymistycznych tonów.

Powiedziaam:

— Jeli bdzie trzeba, moemy go zostawi w stazie, póki nie bdziemy w stanie zapewni mu waciwej kuracji. — Co z kolei przypomniao mi o innej kwestii — Nie chcesz chyba obudzi wszystkich naraz, prawda? Nie damy rady niaczy i wykarmi tego caego tumu. — Po pitnastu latach spdzonych nieruchomo w pozycji siedzcej, Uwizieni z pewnoci nie bd w stanie sami zadba o siebie, niezalenie od ewentualnych wasnoci stay. Niewykluczone, e wyjd z niej sabi i bezradni jak dzieci, zmuszeni uczy si wszystkiego od pocztku.

— Nie, pioszka. Obudzimy picioro. To wszystko.

— Hm. Dobrze. Hej! A co si, do diaska, stao ze sztandarem? By tutaj obok. Jestem Chorym. Musz wiedzie, gdzie...

— Wyniosem go na schody. Kto moe go zabra przy okazji, w drodze na gór. Przestaniesz si wreszcie wcieka? To jest przecie specjalno Sahry.

— Mówic o Sahrze... Tobo! A ty dokd si wybierasz? — Gdy rozmawiaam z Goblinem, chopak przeszed obok nas i ruszy ku dalszej czci jaskini.

— Chc tylko zobaczy, co tam jest.

— Nie. Zostaniesz tutaj i pomoesz swojemu wujkowi oraz Goblinowi zadba o twego ojca, Kapitana i Porucznika.

Obrzuci mnie wciekym spojrzeniem. Od czasu do czasu dalej wychodzi z niego zwyky chopiec. Na widok jego wyd­tych ust zachciao mi si mia.

Wierzba abd podszed do nas i stan obok.

— Mam problem, pioszka.

— Mianowicie?

— Nie mog znale Cordy'ego. Cordy'ego Mathera. Nigdzie go nie ma.

Ktem oka dostrzegam, e klczca obok ciaa brata Radisha sucha, co mówimy. Wstaa powoli i spojrzaa w nasz stron. Nie powiedziaa ani nie zrobia niczego, co mogoby zdradzi choby lad zainteresowania. Intymny charakter jej zwizków z Matherem nie by bynajmniej tajemnic poliszynela.

— Jeste pewien?

— Jestem pewien.

— A cigne go na dó?

— Oczywicie.

Odkaszlnam. Zdawaam sobie spraw z jeszcze jednej nie­obecnoci, któr wszak postanowiam ignorowa, póki nie znajdzie si dla niej jakie racjonalne wyjanienie. Zaklta pod postaci czarnej pantery, zmiennoksztatna Liza Bowalk równie pojechaa na równin jako jeniec Kompanii, teraz wszake nie byo jej ani wród martwych na górze, ani wród Uwizionych na dole.

Liza Bowalk darzya Czarn Kompani nie dajc si wrcz opisa nienawici, zwaszcza Jednookiego, którego winia za uwizienie w ciele kota. Musiaam wic zapyta:

— A co z panter? Wierzba? Jej równie nigdzie nie ma.

— Z jak panter? Ach. Pamitam. Nie wiem. —Rozglda si dookoa, jakby sdzi, e zaraz gdzie wypatrzy swego przyjaciela Mathera, ukrytego za stalagmitem. — Pamitam, e musielimy j zostawi na górze, poniewa klatka nie chciaa przej przez pierwszy zakrt schodów. To znaczy, przeszaby, gdybymy z Duszoap nie mieli pozostaych na gowie, ale równoczenie nie moglimy zajmowa si i jednym, i drugim. A wic Duszoap zdecydowaa zostawi klatk na póniej. Nie mam jednak pojcia, co si z ni póniej stao. Niewiele pamitam z tego, co si dziao od momentu, gdy zeszlimy tu na dó. Moe Jednooki mógby mnie poczstowa kolejn dawk zaklcia przywracajcego pami. — Spogldajc w kierunku wejcia do jaskini, gadzi pasma swoich wosów i nawija na palce, zupenie jak dziewczyna. — Pamitam, e zostawiem Cordy'ego dokadnie tutaj, odrobin wyej ni Kling, gdzie, jak mi si wydawao, moe by nieco wygodniej.

„Dokadnie tutaj" oznaczao miejsce na skraju grupy siedmiu zmarych. Musia by jaki zwizek.

— Goblin, co jest grane? Budzimy tych ludzi czy nie? — Jakbym nie syszaa ani sowa z tego, co powiedzia wczeniej.

Goblin zareagowa grymasem, który zaraz zmieni si w jeden z jego szerokich, abich umiechów.

— Ju wycignem Murgena.

— Wycigne na gór? Potrzebny mi tutaj, eby odpowiada na pytania.

— Mówi, e wydobyem go ze stay, kretynko. Nigdzie dalej go nie ruszaem. Teraz pracuj nad Pani i Kapitanem. Tobo i Doj zaczli si przymierza do Thai Deja i Prahbrindranaha Draha.

Sama bym lepiej tego nie zrobia. Obudzenie dwu ostatnich miao posuy wycznie celom politycznym. Mao prawdopodobne, by któremu zaleao szczególnie na chwale czy przetrwa­niu Kompanii.

Poszam do miejsca, gdzie lea Murgen i chrapa. Jedyne zmiany, jakie zauwayam we wntrzu jaskini, sprowadzay si do panujce­go zamieszania i topniejcych lodowych sieci. Przykucnam.

— Czy kto pomyla, aby zabra na dó koce? — Ja nie pomylaam. Z pewnoci zasuyam na miano osoby cakowicie niezorganizowanej, przynajmniej jeli chodzi o planowanie ope­racji w czasie rzeczywistym. Nie pamitaam ani o zapasowych ubraniach, ani kocach, ani adnym innym sprzcie. Tylko rozlew krwi i ogólny chaos potrafi zaplanowa naprawd wietnie.

Jednak gdzie tu na dole powinny znajdowa si komnaty pene skarbów. Widziaam kilka przelotnie w moich snach. By moe da si w nich co poytecznego znale — jeli w ogóle do nich dotrzemy.

Zaburczao mi w brzuchu. Powoli robiam si godna. To mi przypomniao, e zapewne niedugo sytuacja stanie si rozpaczliwa.

Murgen otworzy oczy. Wyranie próbowa zdoby si na co wicej, choby nieznaczny grymas czy umiech dla Sahry, jednak okazao si to ponad siy. Spojrza na mnie. Wyszepta:

— Ksigi. Wecie... Córka... — Znowu zamkn powieki.

Goblin mia racj. Uwizieni raczej nie bd wawo pod­skakiwa i nie rusz w tany.

Wiadomo od Murgena bya jasna. Gdzie tutaj byy Ksigi Umarych. Naleao si nimi zaopiekowa, nim Córka Nocy otrzyma nastpn szans ich skopiowania. A ja nie miaam najmniejszych wtpliwoci, e tak bdzie, mimo e dziewczyna pozostawaa w rkach Duszoap. Kina jej przecie nie opuci.

— Zajm si nimi. — Nie miaam wszake zielonego pojcia, jak niby to zrobi.

87

Operacja ratunkowa toczya si gadko niczym dobrze naoli­wiona machina oblnicza, której brakuje tylko kilku mniej wanych czci. Goblin wysa ju Murgena i Konowaa na powierzchni w zrobionych naprdce noszach.

Konowa nie odezwa si nawet sowem, nie podj te ad­nych innych wysików w celu porozumienia si, mimo i by obudzony i wiadomy. Patrzy na mnie przez dusz chwil. Nie miaam pojcia, co moe si dzia w jego gowie. Pozostawao wierzy, e jednak zachowa zdrowe zmysy.

Zanim go wynieli, Murgen zdoa jeszcze delikatnie ucisn moj do. Potraktowaam to jako wyraz wdzicznoci i prób dodania otuchy.

Wcale mi si nie podobao, e jego stan uniemoliwia wspo­moenie nas informacjami albo rad. Dotd niewiele mylaam, co zrobi, gdy Uwizieni ju si zbudz. Dziaaam, opierajc si na zaoeniu, e chyba wolno mi bdzie wróci do moich Kronik — a gdyby Murgen sam chcia zosta Kronikarzem, moe zatrzymam funkcj Chorego.

Mimo i próbowaam wysa na gór ostrzeenie, e wspinacz­ka w drug stron jest okropna, coraz wicej ludzi schodzio na dó.

Przeklestwa biaej wrony chwilami zamieniay si w na poy zrozumiay bekot, póki cakiem nie stracia gosu. Mylaam o Pani. Od dawna przebywaa w ciele tego pierzastego szpiega i ani na moment nie zdradzia swojej tosamoci, nawet kiedy razem znalazymy si w jednym mózgu, jednak teraz najwyra­niej tracia kontrol. Samokontrol. Zapewniaam j nieustannie, e trafi na gór zaraz, gdy tylko znajd si tragarze zdolni j tam zanie. Doj, Sahra i Gota przygotowywali do transportu Thai Deja. Pozwoliam im wyruszy. Potem przyjdzie kolej na Jednookiego, nastpnie Pani. Prahbrindranah Drah tym razem bdzie ostatni.

Tobo zdawa si gboko zafascynowany spotkaniem twarz w twarz z ojcem, dotd najwyraniej chyba nie bardzo potrafi uwierzy w jego namacalne istnienie. Okolicznoci rozczyy rodziców waciwie prawie zaraz po jego poczciu.

Chopak ruszy za reszt swojej rodziny. Zawoaam:

— Tobo, zosta tutaj. Masz robot. Z ojcem zobaczysz si, kiedy ju wylemy na gór Pani i Ksicia. Cze, Suvrin. Co ci tu sprowadza?

— Ciekawo. Ciekawo Sri Santaraksity. Upiera si, e musi zobaczy jaskinie. Doprowadza mnie do szalestwa, wci

wynajdujc nowe odwoania do nich w legendach rónych religii. Nie wybaczyby sobie, gdyby znalaz si tak blisko i nie zobaczy ich na wasne oczy.

— Rozumiem. — Teraz zauwayam ju starego biblioteka­rza. Szed powoli wzdu szeregów starców, przygldajc si kademu i mruczc co pod nosem. Prawie podskakiwa z pod­niecenia. abd szed za nim, uwaajc na kady jego ruch. Bibliotekarz a rwa si, by dotkn, wrcz powcha, kady kawaek staroytnego metalu czy ubrania. Najwyraniej nie po­trafi poj, e ci starcy wci yj, chocia ich ciaa tak atwo mog ulec zniszczeniu.

— abd. Dawaj go tutaj. — Nie tak dawno przecie prag­nam skorzysta z jego ekspertyzy. Cichszym gosem powie­dziaam Suvrinowi: — Jeli nie da rady sam i, poniesiesz go na wasnym grzbiecie. A ja bd sza zaraz za tob, dodajc ci energii ostrym grotem wóczni.

Suvrin najwyraniej ju wczeniej si nad tym zastanawia. I bynajmniej go ta perspektywa nie pocigaa.

— Ten czowiek nie ma pojcia... Przerwaam.

— Co z Shivety?

— Tron stoi prosto, z dala od szczeliny. Jednak nie mog powiedzie, aby Shivetya by szczególnie wdziczny.

— Powiedzia co albo zrobi?

— Nie. Wnioskuj to z jego wyrazu twarzy. Raz go upucili­my. Sam pewnie równie nie bybym nikomu wdziczny, gdyby tak mnie traktowano.

Santaraksita dysza ciko, kiedy do nas dotar. By pod­ekscytowany.

— Wdrujemy prawdziwymi ladami mitu, Dorabee! Zacz­em ju baga Pana wiatoci, aby pozwoli mi y do dugo na zdanie sprawy z moich przygód przed bhadrhalok!

— Którzy nazw ci kamc, zanim zdysz powiedzie wi­cej ni kilka zda. Sri, doskonale wiesz, e Zacnych Ludzi nie interesuj prawdziwe przygody. A teraz chodcie wszyscy ze mn. Czeka na nas kolejna przygoda w podróy do krainy mitu. — Skierowaam si w gb jaskini.

Wkrótce okazao si, e kto szed przede mn t drog.

Z pocztku podejrzewaam, e Tobo dotar dalej, nili mi si pierwotnie zdawao. Potem zrozumiaam, i lady w warstwie szronu s znacznie starsze, co przypuszczalnie oznaczao, e musiaa si tutaj w swoich poszukiwaniach zapuci Duszoap. A tam otwieray si przejcia do maych bocznych jaski, niektóre tylko do szerokie, aby móg si nimi przecisn dorosy. Przestwór gównej jaskini stawa si coraz wszy. Najpierw musielimy si pochyli, potem zaczlimy i na czworakach. Ktokolwiek szed tdy wczeniej, najwyraniej po­stpowa tak samo.

— Wiesz, co robisz? — zapyta abd. — Wiesz, dokd waciwie idziemy?

— Oczywicie e wiem. — Jedna z zasad dowodzenia: Za­wsze sprawia wraenie, e panuje si nad sytuacj, nawet jeli w istocie jest zupenie inaczej. Naley tylko uwaa, eby nie weszo to w nawyk. W kocu ludzie zawsze si zorientuj.

Byam tu ju w moich snach. Ale najwyraniej nie tak do koca, poniewa co kilka stóp odkrywaam szczegóy, których nie zapamitaam z koszmarów. A potem natrafilimy na co, czego ju nie sposób byo okreli mianem szczegóu ze snu.

Omal nie nadziaam si nosem na podeszw buta, gdy uwag moj cakowicie pochono odczytywanie ladów utrwalonych w powoce szronu pokrywajcego podoe jaskini. Opowiaday histori kogo, kto zdjty panik, próbowa za wszelk cen si std wydosta. Nie tylko powoka lodu bya zdarta, w niektórych miejscach równie kamie by zarysowany bd odupany.

— Sdz, e znalelimy Mathera, Wierzba. — To by jeden z tych dziwnych momentów, kiedy zwraca si uwag na zupenie trywialne szczegóy. Pomylaam tylko, e Cordy Mather dawno powinien odda buty do naprawy. Nie przyszo mi od razu do gowy zastanawia si, jak noga lecego na brzuchu czowieka moe wykrci si palcami ku górze. — Lepiej przystamy na moment i dokadnie wszystko sprawdmy. Nie przypuszczam, by kto sam móg sobie co takiego zrobi.

abd powiedzia:

— cign Goblina. Zaczekajcie, póki nie wrócimy.

— Spokojna gowa. Jeszcze nie przestao mi zalee na mojej skórze. Gdybym j stracia, miaabym czego aowa podczas naszego miodowego miesica. — Wycignam miecz, a potem podniosam si powoli, póki nie dotknam gow stropu.

Cordy Mather wczoga si na wybrzuszenie w podou. I miertelna przygoda spotkaa go, zanim zdy przej na drug stron.

Suvrin przysun si bliej. W cakowicie nie wyjaniony dla mnie sposób nagle zdaam sobie bolenie wrcz spraw z obec­noci mczyzny. Na szczcie on wykazywa jeszcze wiksz indolencj w sprawach damsko-mskich ni ja. Przypuszczalnie wic zupenie nie zauway mojej nerwowej, krpujcej reakcji.

Dziwne. Poczuam napyw emocji, które jednak z pewnoci nie stanowiy zachty do czynu. Od czasu do czasu odczuwaam takie nage, przypadkowe z pozoru podniety, niektóre naprawd skrajnie trudne do opanowania. Przez dziewidziesit dziewi procent czasu jednak nawet nie myl o moliwoci przygody w óku z mczyzn.

By moe nie powinnam droczy si z abdziem.

Suvrin powiedzia:

— Z pewnoci nie wyglda to dobrze. Jak mylisz, co si stao?

— Nie zamierzam nawet zgadywa. Mam zamiar siedzie tu i zaczeka na specjalist.

— Mog zerkn? — zapyta Santaraksita.

Suvrin ruszy wstecz. Ale przekona si zaraz, e staruszek jest zbyt gruby, aby mona si byo obok niego przepchn. Tak wic musielimy wszyscy cofn si o dwadziecia jardów, aby Santaraksita móg z kolei nas wymin. Nieustannie napomina­am go, aby nie posuwa si dalej ni ja przed chwil.

— Nie mam najmniejszej ochoty ci stamtd wyciga. — Jednak nie sposób nie przyzna, e znaczne wyszczupla od czasu, gdy dla niego pracowaam. — Poza tym przecie chcesz wróci do domu i opowiedzie o wszystkim bhadrhalok.

— Jeli o nich chodzi, to niestety zapewne masz racj, Dorabee. Nie uwierz w ani jedno sowo. I nie tylko dlatego, e s Ludmi Zacnymi, ale take ze wzgldu na to, e Surendranath Santaraksita nigdy w yciu nie przey choby jednej przygody. I nigdy nie czu takiej potrzeby, póki przygoda nie przysza do niego.

— Bogaci mog sobie pozwoli na marzenia. Biedni umieraj, aby mogy si spenia.

— Nie przestajesz mnie zdumiewa, Dorabee. Kogo cyto­waa?

— V. T. C. Ghosh. By asystentem B. B. Mukerjee'ego, jed­nego z szeciu Bhomparaskich uczniów Sondhela Ghose „Janaki".

Oblicze Santaraksity a pojaniao.

— Dorabee! Jeste doprawdy cudowny. Dziw nad dziwy. Ucze zaczyna przeciga mistrza. Z jakiego róda korzystae? Nie przypominam sobie, abym wród dzie ze szkoy janakaskiej czyta co o Ghoshu albo Mukarjee'm.

Umiechnam si jak dzieciak, któremu udaa si psota.

— To dlatego, e ci nabraam. Wymyliam ten cytat, Sri. — Ale teraz zdumia si chyba jeszcze bardziej.

Nasz rozmow przerwao pojawienie si Goblina.

— abd mówi, e macie truposza.

— Tak. Z tej strony wyglda jak Cordy Mather. Jednak nie widziaam twarzy. Postanowiam niczego rusza, póki nie do­wiemy si, co si stao. Nie chc, aby to samo przydarzyo si mnie.

Goblin chrzkn.

— Tucioszku, moe cofniesz si troch, ebym móg tam przej? Ten tunel robi si strasznie ciasny, no nie? Uwaaj, eby twój pulchny tyeczek gdzie go nie zakorkowa. A w ogóle, jak wpada na pomys, eby si tu wczoga, pioszka?

— Gdzie na kocu tej drogi Kamcy ukryli swoje Ksigi Umarych.

Goblin obrzuci mnie osobliwym spojrzeniem, jednak naj­wyraniej postanowi na tym poprzesta. Rozmawiaam z ducha­mi w maszynach mgy. Ptaki do mnie mówiy. Nawet teraz, w pewnej odlegoci, poda za mn mówicy ptak. Obecnie nie mia wprawdzie wiele do powiedzenia, poniewa cakowicie ochryp, jednak od czasu do czasu potrafi wydusi z siebie jeszcze jedno czy dwa przeklestwa, uchylajc si przed czyim kopniakiem.

— To ciekawe.

— Tak te sobie pomylaam.

— Aha. No. A jednak to nie czary. Czysto mechaniczna puapka. Uruchamiana spryn. Ukucie zatrut ig. Przypusz­czalnie czeka ci jeszcze dwadziecia takich, zanim dotrzesz na miejsce. Jak mylisz, po co Mather tu polaz?

— Moe si obudzi, zobaczy, e trafi tu na dó, i nie wiedzia, gdzie jest ani co si stao. Spanikowa i próbowa uciec, tyle tylko, e wybra zy kierunek. Zao si, e to przez niego ci gocie tam nie yj. Pewnie próbowa ich obudzi.

Goblin chrzkn znowu.

— Dobra. T rozbroiem. Lepiej bdzie, jak pójd przodem i zobacz, czego tu jeszcze nie ma. Ale najpierw musimy wycig­n Mathera, eby szo si obok niego przecisn.

— Jeli ty potrafisz si przecisn obok niego, ja te dam rad.

— Tak, dasz rad. Ale co z twoim narzeczonym i twoim gachem? Troch za bardzo obroli w tuszcz. — Mrukn co i zakl cicho, próbujc przecign szcztki Mathera ponad wybrzuszeniem w podou. Po raz pierwszy zauwayam, e w tej znacznie bardziej ograniczonej i zatoczonej przestrzeni echa s zupenie inne. Prawie cakiem umilky.

88

Wcale nie sdz, bymy naprawd caymi milami wdrowali do miejsca, gdzie staroytni Kamcy ukryli swe skarby i relikwie, jednak kiedy tam dotarlimy, moje ciao byo innego zdania. Goblin rozbroi nastpnych kilkanacie puapek, co najmniej drugie tyle nie przeszo próby czasu. Podziemny wiatr jcza i zawodzi obok nas w ciasnych przejciach. Pozbawia resztek ciepa. Ale nie potrafi mnie zniechci. Doszam w kocu tam, dokd doj chciaam. A kiedy ju si tam znalazam, z godu byam gotowa schrupa wielbda.

Od niadania mino naprawd sporo czasu. Miaam przera­ajce przeczucie, e jeszcze wicej dzieli mnie od kolacji.

— Atmosfera niczym w wityni, nieprawda? — zapyta Suvrin. Wydawa si znacznie bardziej opanowany ni nasza trójka. Chocia wychowa si bliej tego miejsca nili którekol­wiek z nas, znacznie gorzej zna mitologi Mrocznej Matki.

Zatrzyma si, obj wzrokiem trzy pulpity i trzy spoczywajce na nich wielkie ksigi, potem odwróci si do mnie i wyszep­ta: — Prosz. — Z worka na plecach wycign kawaek kru­chego ciasta z nasion lnu i poda mi.

— Musisz chyba czyta w moich mylach.

— Mówisz do siebie. Nie sdz, aby do koca zdawaa sobie z tego spraw. — Mia racj. To by kiepski nawyk, którego winnam zaraz si pozby. — Syszaem, co mówia, kiedy czogalimy si tunelem.

To byy prywatne rozmowy z moim Bogiem. Sdziam, e wszystko ogranicza si do wewntrznego dialogu. Ale oto poja­wia si kwestia jedzenia. I prosz bardzo, jest jedzenie. A wic moe jednak Wszechmogcy wywizuje si ze swych obowiz­ków?

— Dziki, Goblin. Wyczuwasz tu jak magi albo puap­ki? — Echa powróciy, aczkolwiek miay ju inny tembr. Znaj­dowalimy si wewntrz wielkiej komnaty. Podoga i ciany byy z litego lodu, wypukanego i wypolerowanego przez strumie zimnej wody. Zakadam, e niewidzialny sufit powsta w ten sam sposób. Faktycznie panowaa tu atmosfera witoci, có z tego, e mrocznej.

— Nie ma tu adnych puapek, które bybym w stanie wyczu. Ale takie rzeczy znajdowayby si chyba tylko na zewntrz, co mylicie? — Mówi takim gosem, jakby próbowa samego siebie przekona.

— Prosisz mnie, abym ci nakrelia portret psychologiczny czcicieli diabów i rakszasów? Kapani Yehdna gwarantuj, e nie ma takiego za lub haby, do którego nie byliby zdolni ci najbardziej potpieni z niewiernych. — Przynajmniej sdziam, e takie byoby ich zdanie, gdyby usyszeli o Dusicielach. Ja sama nie wiedziaam o ich istnieniu, póki nie przystaam do Kompanii.

Suvrin powiedzia:

— Sri, nie sdz, aby powinien...

Mistrzowi Santaraksicie od razu wpady w oko niezwyke, staroytne ksigi i po prostu nie móg si powstrzyma, by nie podej bliej i dokadniej si im przyjrze. Zgadzaam si cakowicie z Suvrinem.

— Mistrzu! Nie szaruj...

Przez pierwsze pó sekundy odgos przypomina rozrywanie pótna namiotu, skoczy si czym w rodzaju trzanicia z bata. Mistrza Santaraksit podrzucio ponad posadzk grzesznej kap­licy, skrcio wpó, a potem cisno w nasz stron, po torze tylko w niewielkiej mierze podlegajcym wpywom grawitacji. Suvrin próbowa go jeszcze zapa. Goblin próbowa si uchyli. Santaraksita bokiem odbi si od Suvrina i rykoszetem polecia w moj stron. Ostatecznie wszyscy leelimy razem, zbici w jed­n pltanin rk i nóg.

Biaa wrona miaa nam do powiedzenia par bardzo obraliwych rzeczy.

— Ty i ja, i garnek do gulaszu, zwierzaczku — wyszeptaam, kiedy byam w stanie zaczerpn tchu. Szarpnam Goblina za nog. — adnych wicej puapek, co? Takie rzeczy zostawiliby poza jaskini, co? A wic co to, u diaba, byo?

— To bya magiczna mina-puapka, kobieto. I na dodatek cholernie subtelna, jeli ju przy tym jestemy. Nie do wykrycia, póki Santaraksita w ni nie wszed.

— Sri? Stao si co? — zapytaam.

— Tylko moja duma ucierpiaa, Dorabee — wydysza. — Tylko moja duma. I jeszcze... chyba tydzie minie, zanim od­zyskam oddech. — Stoczy si z Suvrina, podniós odrobin, stajc na czworakach. Jego skóra przybraa zdecydowanie zielon­kawy odcie.

— Czyli lekcja nic nas nie kosztowaa — pocieszyam go. — Nie pakuj si w nic, póki nie wiesz, co to jest.

— Pomylaby kto, e przeywszy ostatni rok, powinienem o tym pamita, nieprawda.

— Zaiste, mona by tak pomyle.

— I niech nikt nie pyta przypadkiem, jak si czuje Mody — jkn Suvrin. — Jemu na pewno nic si sta nie mogo.

— Oczywicie, e nic ci si nie mogo sta — poinformowa go Goblin. — Skoro to on wyldowa na twojej gowie. — May czarodziej pokutyka przed siebie. Kiedy dotar do miejsca, w którym Santaraksit poderwao z ziemi, jego ruchy stay si nagle bardzo ostrone. Wystawi pojedynczy palec, powoli, w ó­wim tempie, jeden cal na sekund.

Odgos rozrywania znacznie mniejszego kawaka pótna. Goblin zakrci si wokó wasnej osi, ramiona odrzuci do tyu. Chwiejnie przeszed kilka kroków, zanim osun si na kolana tu obok mnie.

— Po caym tym czasie zrozumia w kocu, na czym polega naturalny porzdek rzeczy.

Goblin potrzsa doni w taki sposób, jak to si robi, oparzyw­szy palec.

— Jasna cholera, ci spryciarze. To jest naprawd dobre za­klcie. Niele strzela. Nie rób tego!

Suvrin rzuci kawakiem lodu.

Odbity pocisk, lecc w nasz stron dosownie o wos min jego gow. A potem uderzy w cian jaskini, obsypujc bia wron okruchami lodu. Ptak mia na ten temat sporo do powiedzenia. A potem jeszcze puci par wizanek. Zaczynaam si zastana­wia, czy Pani przypadkiem nie zapomniaa, e przecie sama nie jest bia wron, a jedynie pasaerk korzystajc z oczu albinosa.

Goblin wsadzi kontuzjowany palec do ust, przykucn i przez dusz chwil rozglda si po komnacie. Ja przycupnam obok niego, ale dopiero po duszej chwili, któr powiciam na upewnienie si, e Mistrz Santaraksita i Suvrin nie zrobi czego jeszcze gorszego.

Do komnaty wlizgn si abd, poszc wron. Tym razem ptak zmilcza. Usadowi si na stronie, wygldajc jak król wszelkiego stworzenia. abd usadowi si obok mnie.

— No, no. Mimo zamierzonej prostoty wywiera spore wra­enie.

— To s oryginay Ksig Umarych. Pono równie wiekowe jak sama Kina.

— A wic dlaczego siedzicie, nic nie robic?

— Goblin próbuje wykombinowa, jak si do nich dosta. — Opowiedziaam, co si wydarzyo.

— Cholera. Najlepsze zawsze mnie omija. Hej, Mody! Id tam i poka nam jeszcze raz t sztuczk z lataniem.

— To Mistrz Santaraksita lata, panie abd. — Suvrin najwy­raniej musia jeszcze popracowa nad swoim poczuciem humoru. Brakowao mu waciwego Czarnej Kompanii nastawienia.

Zapytaam:

— Dlaczego sam nie spróbujesz, Wierzba? Id po ksik.

— Obiecujesz, e pozwolisz mi na sobie wyldowa?

— Nie. Ale przel ci buziaka, gdy bdziesz przelatywa obok.

— Nie zaszkodzioby, gdybycie si zamknli na chwil — powiedzia Goblin. Wsta. — Ale dziki temu, e jestem osza­amiajco, niewiarygodnie wrcz byskotliwy, i tak ca rzecz rozpracowaem, mimo waszego gadania. Dostaniemy si do pul­pitów, uywajc jako wytrycha zotego kilofa. Pewnie dlatego Narayan Singh by tak zdenerwowany, kiedy zobaczy, co do­stalimy.

— Tobo wci ma ten kilof — powiedziaam. Chwil póniej dodaam: — Tylko si nie podepczcie, targajc go na wycigi.

— Wobec tego chodmy razem i wtedy kady bdzie po równo cierpia — zaproponowa Goblin. — O to przecie chodzi w tej caej Czarnej Kompanii. Dzielimy razem i dobre, i ze chwile.

— Próbujesz mnie podstpem skoni do uwierzenia, e to jest jedna z tych dobrych? — zapytaam, wypezajc z jaskini w lad za nim.

— Nikt nie chcia nas dzisiaj zabi. Nikt nawet nie próbowa. To brzmi dla mnie jak definicja dobrej chwili.

Mia racj. Zdecydowanie.

By moe moje nastawienie jako onierza Kompanii równie domaga si nieco uwagi.

Za mn Suvrin jcza, e powoli czuje si jak suse. Obej­rzaam si za siebie. abdzia najwyraniej porazi atak zdrowe­go rozsdku, kac mu zaj miejsce z tyu, co gwarantowao, e Mistrz Santaraksita nie bdzie si ociga i zabawia z rze­czami mogcymi jeszcze zmieni opini Goblina na temat dzi­siejszego dnia.

— Dokd on polaz? — zastanawiaam si w gos. Ludzie wci jeszcze pracowali w jaskini staroytnych, przygotowujc Pani i Prahbrindraha Draha do transportu po schodach. Ale Tobo wród nich nie byo. — Nie pobieg przypadkiem na gór, nieprawda? — Wprawdzie dysponowa energi modoci, nikt jej jednak nie posiada a tyle, aby kierujc si przypadkowym impulsem, biega po tych schodach.

Kiedy spacerowaam wokó, mruczc do siebie i szukajc dzieciaka, Goblin zrobi rzecz oczywist — przepyta wiadków. Zanim jeszcze zdyam doprowadzi si do porzdnej wciek­oci, uzyska odpowied.

— pioszka. Poszed sobie.

— Niespodzianka, niespodzianka... co? — Ale to nie koniec. May czarodziej by wyranie zdenerwowany.

— Poszed w prawo, pioszka.

— On... och. — Teraz dopiero poczuam wzbierajc we mnie pasj. Krew mnie zalaa, trzeszczao mi w gowie, w uszach rozbrzmiewao jednostajne: kto-za-to-zapaci. — Ten idiota! Ten kretyn! Ten przeklty gupiec! Obetn mu nogi! Zobaczymy, moe uda si go dogoni.

W prawo oznaczao: w dó. W prawo oznaczao: gbiej do wntrznoci ziemi i wstecz czasu, jeszcze niej w rozpacz i mrok. W prawo moga wie tylko droga do miejsca spoczynku Matki Kamstw.

A kiedy wyszam z jaskini z zamiarem pójcia w prawo, wziam ze sob sztandar. Z ust biaej wrony dobyo si pene aprobaty krakanie. Goblin warkn:

— Poaujesz, zanim przejdziesz sto stopni, pioszka.

Nim jeszcze dotarlimy tak daleko, ju mnie kusio, by po­rzuci to cholerstwo. By zbyt dugi, aby targa go w ograniczo­nej przestrzeni klatki schodowej.

89

— Te schody chyba nie maj koca — zwróciam si do Goblina. Dyszelimy ciko, mimo i droga wioda przecie w dó. Mijalimy wyloty innych jaski, otwierajce si na klatk schodow. Wszdzie napotykalimy lady wizyt istot ludzkich, które miay miejsce w odlegej przeszoci. Skarbce i cmentarzys­ka. Podejrzewaam, e Sri Santaraksicie, Baladityi i mnie nie starczyoby ycia, aby chocia skatalogowa wszystkie tajemnice pogrzebane pod powierzchni równiny. A kada cholerna staro­ytna rzecz, któr mijalimy, woaa do mnie syrenim gosem-

Tobo jednak wci by przed nami i wydawa si guchy na nasze woanie. By moe po prostu nie chcia marnowa czasu i oddechu, odpowiadajc, podobnie jak my nie reagowalimy na dochodzce z coraz wikszej dali okrzyki Suvrina i Santaraksity. Miaam naprawd wielk nadziej, e porazi ich przebysk zdro­wego rozsdku i zrezygnuj.

Goblin ignorowa moje uwagi. Nie mia siy mówi.

Zapytaam:

— Nie masz jakiego zaklcia, przez które bdzie szed wol­niej albo które pozbawi go przytomnoci? Martwi si. Nie móg zaj tak daleko, by nas nie sysze. Cholera! — Zapltaam si w drzewce sztandaru. Znowu.

Goblin tylko pokrci gow i nie ustawa w marszu.

— Nie syszy nas. — „Puf". „Puf". — Ale nie zdaje sobie z tego sprawy.

Dostatecznie jasno powiedziane. Schody miay gdzie swój koniec. A tam drzemaa Królowa Kamstwa, przytomna wszak na tyle, by zwie pewnego siebie, przekonanego o wasnej nieomylnoci chopaka, który dysponowa ladem talentu i który wszed w posiadanie narzdzia mogcego stanowi paskudn bro w doniach ludzi pragncych obezwadni j i zagwaran­towa, by jej sen trwa wiecznie.

Po chwili musielimy zwolni. Nienaturalne wiato osabo na tyle, e nie mona byo dostrzec podoa pod stopami. Chwi­lowe podmuchy wiatru gaszczcego nasze policzki nie byy ju zimne. Niosy lad znanego, wstrtnego odoru.

Kiedy Goblin to poczu, zwolni i rozpaczliwie próbowa odzyska oddech, wreszcie jednak musia wcign smród pen piersi.

— Mino ju troch czasu, odkd ostatni raz stawaem twarz w twarz z bogiem — powiedzia. — Nie mam pojcia, czy dysponuj jeszcze tym, czego trzeba, eby wszczyna z nim awantur.

— Czego ja si dowiaduj? Nigdy nie zdawaam sobie spra­wy, e mam za towarzysza dowiadczonego adwersarza bogów.

— Do tego trzeba modoci. Do tego trzeba wiary we wasne siy. Trzeba zuchwaoci. A przede wszystkim trzeba mnóstwa gupoty i sporo szczcia.

— Wobec tego dlaczego po prostu nie usidziemy i nie zaczekamy, a wszystkie cechy, których Tobo ma a w nadmiarze, pozwol mu wykaraska si z opaów? Cho musz wyzna, e obawiaabym si, czy wystarczy mu szczcia.

— Te mi to przyszo do gowy, pioszka. Uroczycie i szcze­rze ci zapewniam. On musi dosta swoj lekcj. — Zakopota­ny, moe nawet odrobin przestraszony, cign dalej: — Ale on ma kilof. Kompania go potrzebuje. On jest przyszoci. Ja i Jednooki to dzisiaj i wczoraj. — Znowu zacz i szybciej, co oznaczao natychmiastowe nasilenie intensywnoci moich zma­ga ze sztandarem.

— Co to znaczy, e on jest przyszoci?

— Nikt nie yje wiecznie, pioszka.

Nie zwolni ani na moment. Weszlimy we mg, która dodat­kowo utrudniaa i tak ju ryzykowny marsz w pómroku. Widocz­no spada do zera, a kolejne kroki stay si tym bardziej zdradzieckie dla niskiej osoby próbujcej targa dug tyczk w dó ciasnych i nieprzewidywalnych schodów. Wilgotne powiet­rze byo a cikie od smrodu. Z niczym nie dawao si go porówna, prócz chyba tylko mgie gromadzcych si nad nio­sc trupy fal powodzi, która zalaa Jaicur podczas oblenia.

Wysoko na schodach rozleg si przeszywajcy wrzask. Przed oczyma przemkny mi obrazy rozmaitych monstrów radonie rozszarpujcych Suvrina i Mistrza Santaraksit.

Wrzask nie chcia cichn, zbliajc si szybciej nili istota ludzka byaby w stanie schodzi po tych stopniach.

— Co to jest, do diaba? — warkn Goblin.

— Nie... — Wrzask ucich. Równoczenie spróbowaam da kolejny krok w dó i zorientowaam si, e jest to niemoliwe. Zachwiaam si, oszukana przez ciemno. Lanca uderzya w strop nad gow, potem w cian. Pocztkowo pomylaam, e dotarlimy do nastpnego podestu, póki nie zmacaam wokoo gruntu czubkiem stopy i nie znalazam adnej krawdzi. — Co tam masz? — zapytaam.

— Za mn s schody. ciana po prawej biegnie naprzód jakie sze stóp, potem si koczy. Wszystko na poziomie parteru.

— U mnie jest ciana po lewej stronie, która si cignie nie wiadomo jak daleko i te parter. Ba! — Co mnie uderzyo w plecy. Chwil przedtem, zanim si to stao, ostrzeg mnie opot ptasich skrzyde, bijcych rozpaczliwie, by unikn zderzenia.

Biaa wrona zakla szpetnie, ldujc na pododze. Przez chwil azia tu i tam, potem zacza si wspina na mnie. Widok musia by niezy, zapewne, gdyby tylko byo wiato, dziki któremu moglibymy go podziwia.

Zwalczyam w sobie pokus kac oderwa stwora i cisn nim w ciemno. Naleao zakada, e przyby tu na pomoc.

— Tobo!

Mój gos poniosa przestrze, potem wróci szeregiem ech. W ci­kim od oparów powietrzu sowa pobrzmieway tonem rozpaczy.

Chopak nie odpowiedzia, ale chyba si poruszy. W kadym razie co si poruszyo. Syszaam szelest w odlegoci nie wikszej nili dwadziecia stóp.

— Goblin. Wytumacz mi.

— Zostalimy olepieni. Przez czary. Tak naprawd tutaj jest wiato. Pracuj nad odzyskaniem wzroku. Podaj mi rk. Nie rozczajmy si.

Wrona wymamrotaa:

— Siostro, siostro. Id prosto przed siebie. Patrz miao. Przejdziesz przez ciemno. — W cigu ostatniego roku jej dykcja poprawia si znacznie. By moe zreszt wpyw na to miaa blisko si powodujcych ptakiem.

Zaczam maca wokó siebie, znalazam Goblina, chwyciam kurczowo, upuciam sztandar, podniosam go i znowu kurczowo wpiam si w maego czarodzieja.

— W porzdku, jestem gotowa.

Wrona wiedziaa, o czym mówi. Po kilkunastu krokach dotar­limy do owietlonej jaskini w lodzie. To znaczy, w miar owietlonej. Przymione, szarobkitne wiato sczyo si do wntrza przez przejrzyste ciany, jakby tu za kilkoma stopami lodu wanie byo samo poudnie. Znacznie wicej blasku roz­taczaa wokó siebie kobieta pica na katafalku porodku wiel­kiej komnaty, jakie siedemdziesit stóp od nas. Tobo sta w pó drogi midzy nami a ni i oglda si za siebie, cakowicie zaskoczony naszym widokiem, nie potrafic równoczenie poj, ani co tu robi, ani gdzie waciwie jest.

— Ani kroku, chopcze — warkn Goblin. — Nie wa si

nawet gbiej odetchn, póki ci nie powiem, e jest to bezpieczne.

Sylwetka postaci na katafalku pozostawaa nieco rozmyta, jakby spowijao j drce od gorca powietrze. A mimo to wiedziaam, e mam przed sob najpikniejsz na caym wiecie istot. Wiedziaam, e kocham j nad ycie, e pragn tylko podbiec do niej i pi bez tchu z jej cudownych ust.

Biaa wrona kichna mi w ucho.

Cay nastrój prys.

— No i gdzie my to ju wczeniej widzielimy? — zapyta Goblin gosem wrcz ociekajcym sarkazmem. — Ona musi by straszliwie saba, w przeciwnym razie wydobyaby z naszych umysów co znacznie lepszego ni t star bajk o picej Królewnie. Na poudnie od Morza Udrk nie ma cho jednego takiego zamku.

— Zamku? Co? Jakiego zamku? — Sowo oznaczajce za­mek w ogóle nie wystpuje w tagliaskim czy jaicuriaskim. Tylko dziki temu, e spdziam mnóstwo czasu, wertujc stare Kroniki, wiedziaam, i chodzi mu o co w rodzaju fortecy.

— Wedle tego, co widz, znajdujemy si w wiey opusz­czonego zamku. Wszdzie dookoa wij si bezlistne pncza dzikiej róy. Zalegaj cae tony chyba pajczych sieci. W rodku za pikna blondynka, spoczywajca w otwartej trumnie. A si prosi, by j kto pocaowa i obudzi do ycia. Jednak drugie dno tej historii, o którym zazwyczaj si nie wspomina i z istnienia którego nasza niewdziczna gospodyni najwyraniej nie zdaje sobie sprawy, stanowi fakt, i jdza z opowieci niemale na pewno bya wampirzyc.

— Ja widz co zupenie innego. — Pieczoowicie, szczegó za szczegóem opisaam lodow komnat i spoczywajc porodku na katafalku kobiet, która na pewno nie bya blondynk. Podczas gdy mówiam, Goblin rzuci wreszcie na Tobo subtelne zaklcie, które zupenie oszoomio chopaka tak, e nie by w stanie si poruszy.

Goblin zapyta:

— Pamitasz swoj matk, Spioszka?

— Niejasno przypominam sobie kobiet, która moga ni by. Umara, kiedy byam maa. Nikt mi o niej nigdy nie mówi. — Nie musielimy tego przerabia. Tu i teraz bya robota do wykonania. Miaam nadziej, e ton mego gosu i wyraz twarzy jednoznacznie daj do zrozumienia, co myl.

— O co chcesz si zaoy, e to, co widzisz, jest wyidealizowanym obrazem twojej matki, naadowanym dodatkowo mnós­twem prowokujcej seksualnoci?

Nie kóciam si z nim. Mogo i tak by. On zna si na dzieach ciemnoci. Wci jednak powoli szam naprzód, póki nie zrównaam si z Tobo.

— Skd wniosek, e jeli dostatecznie szybko i zrcznie j podej, okae si, i wcale nie ma dobrego kontaktu ze wiatem zewntrznym. — Dwadziecia lat temu okazao si ju, e Kinie ani mylenie, ani dziaanie nie wychodz najlepiej, gdy trzeba porusza si w czasie rzeczywistym, a najwiksze sukcesy odnosi, rozcigajc swe dziaania na cae lata. — Ja jestem ju zbyt stary na takie kuszenie, ty za masz w sobie za mao erotyzmu i nazbyt niejasn tosamo seksualn. — Umiechn si sabo. — Nato­miast dzieciak jest akurat we waciwym wieku. Oddabym palec u stopy albo dwa, eby zobaczy to, co on widzi. Ju! — Machn doni. Tobo osun si na posadzk bezwadnie jak szmaciana lalka. — ap motek. Chwy go mocno. Nie zbliaj si do niej bardziej nili to konieczne. We Tobo z powrotem do drzwi. — W jego gosie wyranie byo sycha wiadomo staroci i pustki oraz rozpacz, której nie chcia z nikim dzieli.

— Co si dzieje, Goblin? Powiedz mi. — Bya to sytuacja, w której nikt nie powinien bra na siebie caego niebezpieczestwa.

— Oto stoimy twarz w twarz z wielk manipulatork, która od dwudziestu piciu lat wtrca si w nasze sprawy. Jest bardzo powolna, ale równoczenie znacznie bardziej niebezpieczna ni wszystko, co napotkalimy dotd.

— Wiem o tym. — Jednak czuam tylko uniesienie. Duch we mnie gorza. Wszystkie moje ukryte wtpliwoci, od tak dawna ju tumione, teraz wydaway si trywialne, wrcz gupie. Ta liczna istotka nie bya bogiem. Nie w taki sposób jak mój Bóg jest Bogiem. Wybacz mi moj sabo i me wtpliwoci, O Panie Zastpów. Ciemno jest wszdzie i mieszka w nas wszystkich. Odpu mi wic teraz, gdy bije godzina mej mierci.

W askawoci Swej jest On Niby Ziemia.

Schwyciam Tobo za rami i si podniosam. Trzymaam go równie mocno jak sztandar. Nie mia ochoty atwo ulec. Zdezo­rientowany, nie walczy jednak, kiedy odcignam go od picej postaci.

Odwróciam oczy. Bya zaiste piknem wcielonym. Spojrze na ni, znaczyo j pokocha. A pokocha, znaczyo podda si bez reszty jej woli, zatraci w niej. O Panie Godzin, wejrzyj na mnie i ustrze w obecnoci pomiotu Al-Shiel.

Tobo, daj mi kilof. — Próbowaam nie myle o tym, do czego mog wykorzysta to diabelskie narzdzie. Z tak bliska Kina moga wyrwa mi t myl z gowy.

Poruszajc si wolno, Tobo wyj kilof spod koszuli i poda mi.

— Mam! — powiedziaam Goblinowi.

— A wic idcie ju!

Kiedy ju zaczam si wycofywa, na owietlon przestrze wypadli Suvrin i Santaraksita, ciko dyszc. Obaj zamarli, patrzc na Kin. Zdjty nieco trwog, Suvrin oznajmi:

— Cholera! Ona jest wspaniaa!

W oczach Mistrza Santaraksity wyranie odbijay si wewntrzne zmagania.

Suvrin ruszy naprzód. lini si. Tpym kocem kilofa ude­rzyam go w to czue miejsce na okciu. Nie tylko przycignam jego uwag, ale równie wytrciam go z zauroczenia Kin.

— Matka Kamców — powiedziaam mu. — Pani Zudze. Odwró si. Wyprowad std chopaka. Zaprowad go do matki. Sri, nie zmuszaj mnie, ebym tobie równie zrobia krzywd.

Z ust picej kobiety wydobyo si co jakby pasmo mgy i zawiso ponad nami. Na chwil przybrao ksztat z grubsza przypominajcy czowieka, przywodzc mi na myl efryty, nie­szczsne duchy pomordowanych. Miliony takich diabów mogy czeka na jeden tylko gest Kiny.

— Uciekajcie, do cholery! — powiedzia Goblin.

— Uciekajcie — powtórzya biaa wrona.

Nie uciekam. Schwyciam Santaraksit i zaczam go wlec.

Goblin mówi co do siebie o tym, e auje, i nie mia na tyle zdrowego rozsdku, by ukra wóczni Jednookiego, jeli ju musia si pakowa w takie co.

— Goblin! — Rzuciam w jego stron drzewcem sztandaru. Zupenie niezamierzenie kij upad, odbi si od posadzki, pod­skoczy kilkakrotnie, a potem pochyli i wsun prosto w wycig­nit do maego czarodzieja. Odwróci si, a iluzje otaczajce Kin znikny.

90

Nawet jeli Kina kiedy bya czowiekiem, jeli która z nie­zliczonych odmian jej mitu rzeczywicie zawieraa w sobie cho ziarno prawdy, to mnóstwo pracy woono póniej w uczynienie jej paskudn.

Ona jest Matk Kamców, pioszka. Matk Kamców. Ta wielka, odraajca posta z krostami, z których niczym ropa wypywaj niemowlce czaszki, w równym stopniu moe by prawdziwym wcieleniem Kiny co pica pikno.

Odór zastarzaej mierci sta si nie do zniesienia.

Patrzyam na ciao, spoczywajce teraz na lodowej pododze. Miaa ciemn, purpurowo-czarn skór tancerki mierci z moich snów, ale Shivetya przy niej wydawa si may. Jej ciao byo nagie. Wraeniu wywieranemu przez idealne kobiece proporcje przeczyy tysice blizn znaczcych skór. Nie poruszaa si, nawet nie oddychaa.

Kolejna smuka mgy uniosa si z wielkiego nozdrza.

— Zwiewajcie std! — wrzasn Goblin. Znienacka skoczy gdzie w praw stron, Lanca Namitnoci uderzya w cel, którego nie byam w stanie dostrzec. Grot Lancy zapon, pokryy go niebieskie pomyki jak od zapalonego alkoholu.

Przeraajcy, niesamowity krzyk wdar si w mój umys. Suvrin i Mistrz Santaraksita jknli jak jeden m. Tobo pisn. A z dzioba biaej wrony wydoby si stek zupenie nie powi­zanych ze sob obscenicznych sów. Pewna jestem, e te mu­siaam mie swój udzia w tym chórze. Kiedy, ponaglajc, kopaam i popychaam pozostaych, zdaam sobie spraw, e gardo mam cae obolae.

Goblin zakrci si w lew stron, pchn grotem Lancy w pasmo mgy, które dokadnie przed momentem opucio noz­drze Kiny.

I znowu bladoniebieskie wiato spowio grot Lancy. Tym razem, zanim znikno, objo równie dobr stop drzewca. A na ostrych krawdziach grotu zalniy manicia ciemnorubinowej powiaty.

Kolejne pasmo esencji wydostao si z nosa Kiny.

Wejcia do komnaty ju nie skrywaa mga ani mrok. Kina ca sw uwag musiaa skupi w innym miejscu. Suvrin i San-taraksita ruszyli po schodach, marnujc oddech na paplanin o tym, co wanie przeyli. Uderzyam gow w Tobo z ca si, na jak byo mnie jeszcze sta.

— Wynosimy si std!

Kiedy otworzy usta, aby zaprotestowa, uderzyam go znowu. Nie chciaam sucha jego wyjanie. Niczego nie chciaam sucha. Nawet boskiego objawienia. To mogo poczeka.

— Goblin! Zabieraj stamtd swoj smutn dup. Ju nas tu nie ma.

Trzecie pasmo przebi grot Lancy. Tym razem ogie wspi si dwa jardy po drzewcu, chocia z pozoru nie wyrzdzi drewnu adnych szkód. Jednake tym razem grot tak si rozgrza, e na styku trzonu zaczo dymi.

Goblin zacz si wycofywa, ale kolejne pasmo dymu unioso si w powietrze i podryfowao szybciej, nili on si porusza, blokujc wejcie na schody. Kilkakrotnie próbowa je przebi, jednak za kadym razem odsuwao si poza zasig broni. Wci odcinao jedyn drog ucieczki.

Nie jestem adn czarownic. I cho cae ycie spdziam w bezporedniej bliskoci czarodziejów, wiedm i kogo tam jeszcze, nie mam pojcia, jak funkcjonuje ich umys, kiedy oddaj si swej profesji. Tak wic, nigdy dowiem si na pewno, jaki proces mylowy doprowadzi Goblina do jego decyzji. Ale poniewa znaam go przez wikszo mojego ycia, musiaam wycign wniosek, e zrobi to, co zrobi, poniewa wierzy, e jest to najlepsza rzecz, jak zrobi mona.

Poniewa nie potrafi da sobie rady z nawleczeniem mglistej istoty na Lanc, a równoczenie zauway, e pojawia si nastpna, oskrzydlajc go z drugiej strony, may czowieczek o abiej twarzy­czce po prostu odwróci si, opuci grot Lancy i ruszy w kierun­ku Kiny. Wyda z siebie gromki, peen wciekoci okrzyk i wbi bro przez misie ramienia prosto w klatk piersiow poniej jej prawej piersi. Na moment przedtem, nim grot wszed w ciao, jedna ze smuek dymu ustawia si tak, by zablokowa cios. Grot Lancy pon, wbijajc si w demoniczne cielsko.

Atak drugiej widmowej istoty zmieni Goblina w yw po­chodni.

Ale przez wrzask bólu wci mona byo sysze sowa na­kazujce si nam wynosi. Goblin dalej napiera na Lanc, zagbiajc j coraz bardziej w ciao Kiny, zapewne kierowany jak szalecz, dzik nadziej przebicia jej czarnego serca.

Bkitne pomienie poeray ciao Goblina. Puci Lanc, rzu­ci si na lodowat podog. Tarza si, próbowa zgasi pomie­nie uderzeniami doni. Na nic. W pewnej chwili jego ciao zaczo si topi niczym wieca cinita w ogie.

Krzycza i krzycza.

Na tym psychicznym poziomie egzystencji, na którym wy­czuam jej obecno par chwil wczeniej, Kina równie krzy­czaa i nie moga przesta. Tobo wrzasn. Ja te wrzasnam i chwiejnie ruszyam po schodach, rejterujc, mimo i jaka szalona cz mej duszy chciaa wraca i pomóc Goblinowi. A nie byoby wikszego szalestwa. Niszczycielka wadaa jas­kini wedle swej woli.

Goblin zada jej cios ze wszystkich si, jednak tak naprawd nie móg on wywrze powaniejszych skutków nili skubnicie ucha picego tygrysa, na jakie sta wilcze szczeni. Doskonale zdawaam sobie z tego spraw. I wiedziaam, e przyapany wilczek próbowa tylko zyska na czasie, by reszta stada moga uciec.

Wydyszaam:

— Tobo, id naprzód tak szybko, jak tylko potrafisz. Powiedz pozostaym. — By modszy, szybszy, dojdzie na gór znacznie prdzej, nibym ja potrafia.

By przyszoci.

Postaram si zatrzyma wszystko, co bdzie próbowao i za nim po schodach.

Na dole nie ustaway krzyki wyrywajce si z obu garde. Goblin wykaza si znacznie wikszym uporem nili podczas któregokolwiek sporu z Jednookim.

Wspinalimy si tak szybko, jak tylko potrafi poradzi Mistrz Santaraksita. Trzymaam si z tyu, w kadej chwili gotowa odwróci si i zasoni tym plugawym kilofem. Wierzyam, e moc talizmanu osoni nas.

Schody nie tony ju w mroku. Widzialno bya znacznie lepsza ni wówczas, gdy schodzilimy na dó. Bya w istocie tak dobra, e gdyby nie podesty przeamujce cig, moglibymy widzie na mil w gór.

Zanim jeszcze wrzaski ucichy, ju ledwie chwytaam oddech i musiaam walczy z kurczami w nogach. Suvrin ju zdy raz upa, wymiotujc te aosne resztki, które zawiera jego odek. Mistrz Santaraksita musia wydawa si obecnie chyba najtwardszy z nas, trzeba przyzna, e ani razu si nie poskary, chocia by tak blady, i naleao powanie si obawia, czyjego serce wytrzyma.

Kiedy wszyscy razem zatrzymalimy si, by zapa oddech, spojrzaam w dó, wsuchujc si w zowieszcz cisz.

— Bóg jest Wielki. — Rozpaczliwy wdech. — Nie ma Boga ponad Boga. — Wdech. — W askawoci Swej jest Niczym Ziemia. — Wdech. — On Nie Opuci Nas w Najgorszej Godzi­nie. — Wdech. — O Panie Stworzenia, Zaiste Jestem Twym Dzieckiem.

Mistrz Santaraksita najwyraniej mia jeszcze do tchu w pu­cach, by mnie zaja:

— Znudzi si i znajdzie sobie co innego do roboty, Dorabee, jeli nie przejdziesz do rzeczy.

— Jak to idzie? — Wdech. — Pomocy!

— Lepiej. Znacznie lepiej. Suvrin! Wstawaj.

Biaa wrona niczym strzaa przemkna w tunelu klatki scho­dowej i omale mnie nie przewrócia, ldujc na mym ramieniu. Sama utrudniam jeszcze wszystko, próbujc si uchyli przed nadlatujcym ptaszyskiem. Za co dostaam po twarzy roztrzepo-tanymi skrzydami.

— Wspinajcie si — powiedziaa. — Powoli, bez paniki. Ró­wnym tempem. Ja bd strzec tyów.

Wspinalimy si wic przez nastpne pi lub dziesi dni. Czuam, jak doskwiera mi gód. Przeraenie i brak snu sprawiay, e widziaam rzeczy, których tak naprawd wcale nie byo. Nie ogldaam si za siebie w obawie, e zobacz jakiego cigaj­cego nas potwora. Szlimy coraz wolniej, w miar jak wysiek wyczerpywa nasz energi i wol oraz zdolno regeneracji. Przejcie z jednego podestu na drugi zmieniao si w powan wypraw, wymagajc skrajnego zupenie natenia siy woli. Potem zaczlimy robi odpoczynki midzy podestami, chocia ani Suvrin, ani Santaraksita nigdy tego nie zaproponowali.

Wrona poradzia mi:

— Zatrzymajcie si i przepijcie.

Nikt si z ni nie sprzecza. S granice tego, jak daleko moe kogo zaprowadzi przeraenie i jak wiele mona ze zaczerp­n. My wanie osignlimy nasze granice. Przytomno stra­ciam tak szybko, e póniej twierdziam, i usyszaam pierwsze swoje chrapnicie, zanim jeszcze gowa moja dotkna kamieni podestu. Zasypiajc, zdaam sobie spraw, e wrona poderwaa si w ciemno, znowu poleciaa na dó.

91

— pioszka?

Moja dusza chciaa podskakiwa i miota si w przeraeniu. Moje ciao byo do tego niezdolne i cakiem moliwe, e z zupe­n obojtnoci przyjoby najgorszy nawet los. Byam tak ze­sztywniaa i obolaa, e zwyczajnie nie potrafiam si ruszy.

Mój umys wci jednak pracowa niele. Myli biegy rczo niczym górski strumie.

— H? — Wci próbowaam w jaki sposób zmusi do ruchu choby jeden misie.

— Spokojnie. To ja, Wierzba. Otwórz oczy. Jeste bezpieczna.

— Co ty robisz tu na dole?

— Gdzie na dole?

— Hmm...

— Znajdujecie si na podecie poprzedzajcym wejcie do jaskini starców.

Wci próbowaam si podnie. Powoli, misie za mi­niem, ciao stopniowo podporzdkowao si woli. Rozejrzaam si dookoa, ale obraz wiata dociera do mnie niby przez mg. Suvrin i Mistrz Santaraksita wci jeszcze spali.

abd powiedzia:

— S zmczeni i nie ma co si dziwi. Twoje chrapanie usyszaem a w jaskini na górze. Ukucie strachu.

— Gdzie jest Tobo?

— Poszed na sam gór. Wszyscy poszli. Kazaem im i.

Zostaem na wypadek... Wrona zabronia mi schodzi w dó. Ale co znaczy jeden podest. Mylisz, e dasz rad i? Nie ponios wszystkich. Ledwie sam podoam wej na gór.

— Uda mi si przej jedno pitro. Do jaskini. Na razie powinno wystarczy.

— Do jaskini?

— Mam tam jeszcze co do zrobienia.

— Jeste pewna, e nie chcesz od razu pój na gór?

— Jestem pewna, Wierzba. — O ile wiedziaam, moga to by sprawa ycia lub mierci. Caego wiata. Wielu wiatów. Ale po co dramatyzowa? — Moesz przywróci tych dwu do stanu uywalnoci? I skierowa na gór? — Nie wydawao mi si, aby Mistrz Santaraksita zniós widok tego, co zamierzaam w nastpnej kolejnoci zrobi.

— Wyprawi ich na gór. Ale sam zostan z tob.

— To nie bdzie konieczne.

— Mylisz si, bdzie. Ledwie trzymasz si na nogach.

— Dam sobie rad.

— Ty pójdziesz naprzód i bdziesz gada. Ja bd za ciebie nadstawia policzek. Ale zostaj.

Przez dusz chwil patrzyam na niego twardym wzrokiem. Nie umkn spojrzeniem. Nie zdradzi te adnej pobudki stojcej za jego decyzj, prócz troski o towarzysza broni, którego podej­rzewa o wyrane oznaki saboci na umyle. Przymknam powieki, a potem, po jakiej póminucie, otworzyam i spojrzaam w gb schodów.

— Bóg wysucha.

abd wanie mczy si z Suvrinem. Oficer z Ziem Cienia mia otwarte oczy, ale wydawa si niezdolny do ruszenia rk czy te nog.

Wymamrota:

— Musz by ywy. W przeciwnym razie tak by nie bolao. — W jego oczach rozbyso przeraenie. — Wydostalimy si? Odpowiedziaam:

— Wydostajemy. Wci jeszcze mamy dug drog do przejcia.

— Goblin nie yje — powiedzia abd. — Usyszaem od wrony, kiedy przyleciaa na gór si posili.

— Gdzie jest ten stwór?

— Na dole. Pilnuje.

Poczuam przeszywajcy dreszcz. Znowu municie paranoi. Midzy Pani a Kin istnia zwizek ju od czasu, gdy Narayan Singh i Kina wykorzystali j w roli naczynia, w którym poczta zostaa Córka Nocy. Tym samym stworzyli poczenie, które Pani dodatkowo chytrze ugruntowaa i uczynia nierozrywalnym, aby tym sposobem w nieskoczono czerpa moc bogini.

— Wybacz mi, o Panie. Przegnaj te bezbone myli z mego serca.

abd zapyta:

— H?

— Nic, to cz niekoczcego si dialogu miedzy mn a mo­im Bogiem. Suvrin! Kochanie. Jeste gotów wykona dla mnie kilka wymachów i podskoków?

Suvrin odpowiedzia mi ponurym jak burza marsem na czole, do którego zdyam si ju jednak przyzwyczai.

— Walnij j, abd. W chwilach takich jak ta wesoo powinna by uznana za zbrodni przeciwko prawom ziemi i niebios.

— Za chwil tobie równie zrobi si wesoo. Gdy tylko zrozumiesz, e wci jeszcze yjesz.

— Uff! — Zabraam si wraz z abdziem do budzenia Mistrza Santaraksity.

Skoro ju udao mi si wsta, postanowiam zrobi kilka prostych wicze na rozlunienie.

— Ach. Dorabee — cicho oznajmi Santaraksita. — Przey­limy razem kolejn przygod.

— Bóg nam sprzyja.

— Wspaniale. Nie zniechcaj go. Nie przypuszczam, aby bez boskiej pomocy udao mi si przey nastpn.

— Przeyjesz mnie, Sri.

— Niewykluczone. Zwaszcza kiedy uda mi si ocali ycie z tej przygody i ju nigdy wicej nie kusi losu.

— Sri?

— Postanowiem. Ju wicej nie chc by poszukiwaczem przygód, Dorabee. Jestem na to zbyt stary. Nasta czas, aby znowu zamkn si w bezpiecznym schronieniu biblioteki. To po prostu jest zbyt bolesne. Aa! Mody czowieku...

abd wyszczerzy si.

Wcale nie by duo modszy od bibliotekarza.

— Wstawaj i ruszamy, staruszku. Jeeli bdziesz tak tu lea, to ta przygoda, co j znalaze w dole, zapie ci i zrobi ci krzywd.

Ta moliwo wszystkim nam dostarczaa bodca.

Kiedy w kocu udao si nam wyruszy, zajam miejsce na tyach. abd pogania moich towarzyszy. Schwyciam zoty kilof tak mocno, e a kykcie mnie rozbolay.

Goblin nie y.

To wydawao si zupenie niemoliwe.

Goblin by staym elementem mego ycia. By niezniszczalny. Jak kamie wgielny. Bez Goblina nie bdzie Czarnej Kom­panii... Chyba oszalaa, pioszka. Rodzina nie przestaje istnie tylko dlatego, e jednego z jej czonków, zupenie niespodzianie, spotka zy los. ycie nie skoczy si pod nieobecno Goblina. Po prostu stanie si nieco cisze. W tym momencie wydao mi si, e sysz znowu szept Goblina: — „On jest przyszoci".

— pioszka. Obud si.

— Co?

abd odpowiedzia:

— Jestemy w jaskini. Wy dwaj wspinacie si dalej. Póniej was dogonimy.

Suvrin ju chcia o co spyta. Pokrciam gow, wskazaam palcem w gór.

— Idcie. Ju. I nie ogldajcie si za siebie. — Czekaam, póki nie zobaczyam, e Suvrin naprawd prowadzi Mistrza Santarak-sit wokó spitrzonych gazów, ku schodom. — Dogonimy was.

— Co to jest? — zapyta abd. Przyoy do ucha zwinit do.

— Nic nie sysz. Wzruszy ramionami.

— Teraz przestao. Gdzie w górze schodów.

Weszlimy do jaskini staroytnych. Jej cudowno cakowicie zadeptay hordy ciekawskich onierzy Kompanii. Byam zdu­miona, jak im si to udao, bez wyrzdzenia powaniejszej krzywdy picym. A wszystko wygldao, jakby wspaniae, de­likatne sieci i kokony lodowe zostay porozrywane. Kilka stalak­tytów spado ze stropu.

— Jak to si stao? abd zmarszczy brwi.

— Podczas trzsienia ziemi.

— Trzsienia ziemi? Jakiego trzsienia ziemi?

— Ty nic nie... byo trzsienie, jak cholera. Nie powiem ci dokadnie, jak dawno. Pewnie jak wszyscy bylicie na dole. Tutaj trudno wyczu upyw czasu.

— artujesz. A, fe. — Odkryam, skd biaa wrona czerpie ca swoj energi. Zrobia sobie uczt na ciele jednego z moich martwych braci.

Jaka najbardziej niegodziwa cz mnie samej zacza igra z myl, eby pój za jej przykadem. Inna cz zastanawiaa si, co bdzie, jeli Konowa si dowie. Ten facet mia prawdziw obsesj na punkcie witoci Kompanijnego braterstwa.

— Nigdy si nie dowiesz, do czego jeste zdolna, póki nie staniesz oko w oko z bykiem na arenie, co?

— Co?

— Przysowie z rodzinnych stron. Oznacza, e kiedy napraw­d trzeba stawi czoo rzeczywistoci, wszystko wyglda inaczej nili podczas przygotowa. Tak naprawd nigdy nie wiesz, co zrobisz, póki nie znajdziesz si w danej sytuacji.

Minam pozostaych Uwizionych i ani razu nie musiaam patrze w niczyje otwarte oczy. Zastanawiaam si przez mo­ment, czy mog mnie usysze. Na wszelki wypadek powiedzia­am im par sów pocieszenia, które wszake nawet w moich uszach brzmiay sabo. Tymczasem jaskinia zacza si kurczy. Kiedy nadszed czas, zaczam si czoga. Powiedziaam do abdzia:

— Chyba jednak lepiej, e mimo wszystko poszede ze mn. Zaczynam mie lekkie ataki nudnoci.

— Syszaa?

Nasuchiwaam. Tym razem rzeczywicie co usyszaam.

— Brzmi, jakby kto piewa. Piosenk marszow? Co pe­nego rónych „jo-ho-ho". Co za diabe?

— Tutaj na dole? Krasnoludy te tu s?

— Krasnoludy?

— Istoty mityczne. Przypominajce niewysokich ludzi z du­gimi brodami, waciwie stale w zym humorze. yj pod ziemi,

jak nagowie, tylko maj rzekomo by wietne w górnictwie i metalurgii. Jeli kiedykolwiek istniay, wymary dawno temu.

piew stawa si coraz goniejszy

— Zróbmy, co mamy do zrobienia, póki nam kto nie prze­szkodzi.

92

Pesymistka we mnie bya pewna, e nie uda si nam zaatwi tej sprawy. Jeli ju nic innego nie stanie na przeszkodzie, to z pewnoci trzsienie, o którym abd napomyka, w jaki sposób odcio komnat bezbonych ksig od reszty wiata. A jeli wejcie do komnaty jednak nie zostao odcite, wówczas z pewnoci wpakuj si prosto w jedyn puapk, któr Goblin przeoczy. A jeli Goblin nie przeoczy adnych puapek, wów­czas okae si, e kilof wcale nie jest kluczem wyposaonym w moc ochronn, ale zapalnikiem wyzwalajcym tysic ukrytych czarów chronicych ksigi.

— pioszka, wiesz, e mówisz do siebie, kiedy zaczynasz si czym martwi?

— Co?

— Pezniesz tu i nie przestajesz mamrota pod nosem, wy­mieniajc wszystkie najgorsze rzeczy, które mog si wydarzy. Rób tak dalej, a w kocu mnie przekonasz.

To ju drugi raz. Powinnam naprawd jako si opanowa. Nie przywykam, by mi na to zwracano uwag.

Komnata, w której ukryto Ksigi Umarych, z pozoru wcale si nie zmienia. Pesymistka we mnie jednak staraa si ze wszelkich si wypatrzy jak zowieszcz rónic.

Na koniec abd zapyta:

— Masz zamiar wpatrywa si w to miejsce, póki nie po­mrzemy z godu? Czy moe ruszysz si wreszcie i co zrobisz?

— Zawsze lepiej mi szo z planowaniem ni z dziaaniem, Wierzba. — Wcignam w puca yk lodowatego powietrza, wydobyam kilof zza pasa, zaintonowaam: — O Panie Niebios i Ziemi, spraw, aby nie byo hasa, które trzeba zna, nawet majc kilof.

— Panie przodem, szefowa — powiedzia artobliwie a­bd, równoczenie popychajc mnie naprzód. — Nie am si teraz.

Oczywicie, e si nie zaami. To byaby obraza dla ofiary i pamici Goblina.

Kiedy doszam do miejsca, w którym Mistrz Santaraksita nauczy si lata, zdaam sobie spraw, e oddycham gwatownie i pytko. Obiema domi trzymaam przed sob kilof, a zesztyw­niae minie zaprotestoway bólem, i ciskaam tak mocno, e mona byo si obawia, i na trwae przywrze do skóra z pal­ców.

Mrowienie zaczam odczuwa najpierw w doniach. W miar jak szam naprzód, ogarno równie przedramiona. Po mojej skórze zaczy wdrowa armie mrówek. Powiedziaam:

— Lepiej trzymaj si mnie blisko, Wierzba. — Na wypadek, gdyby kto musia mnie odcign do tyu. — Na wypadek, gdyby musia mie bezporedni kontakt z kilofem. — Tarcza nie od­rzucia mnie. Jak na razie.

abd pooy obie donie na moich ramionach na moment przedtem, nim mrowienie objo reszt ciaa. Zaczam niepo­wstrzymanie si trz. Nagle schwyciy mnie dreszcze, jak w ataku jesiennej niedyspozycji.

— Och! — powiedzia abd. — To jest niesamowite.

— I stanie si jeszcze niesamowitsze — obiecaam. — Mam wanie jeden z tych ataków malarycznych, kiedy dreszcze prze­szywaj a do szpiku koci.

— Hm... no tak. Ja równie to czuj. Oprócz tego jeszcze strasznie upie w stawach. Chodmy. Jak rozpalimy ogie, zrobi si cieplej.

Czy ogie wystarczy?

Kiedy pokonalimy kolejne dziesi stóp, dolegliwoci prze­stay narasta. Gsia skórka znikna. Powiedziaam do abdzia:

— Myl, e mona go ju bezpiecznie odoy.

— Powinna zobaczy swoje wosy. Gdzie w poowie drogi kady chyba postanowi pój w swoj stron. Trwao to tylko par kroków, ale widok by przedni.

— Zapewne. — Tak czy siak, moje wosy zazwyczaj stano­wiy przedni widok. Nie powicaam im nawet w czci tyle uwagi, ile powinnam, i potrafiam nie czesa si miesicami. —. Masz co do skrzesania ognia?

— A ty nie? Nie przygotowaa si na to? Wiedziaa, e trzeba bdzie to zrobi, i nie wzia...

— W porzdku, uyjemy mojego krzesiwa. Po prostu nie zostao mi zbyt duo hubki. Nie chciaam uywa mojej, skoro mogam najpierw skorzysta z twojej.

— Wielkie dziki. Stajesz si równie paskudna jak tych dwóch odraajcych starców. — Skonsternowany, umilk nagle, przypomniawszy sobie, e jeden z tych dwóch odraajcych starców wanie zakoczy sw sub w Kompanii.

— Uczyam si od najlepszych. Posuchaj. Mylaam nad tym troch. Nawet jeli przeszlimy przez wszystkie puapki, moe si okaza, e ksigi same w sobie s niebezpieczne. Wnioskujc ze sposobu, w jaki dziaaj umysy czarodziejów, najprawdopo­dobniej nie byoby rzecz szczególnie bezpieczn zaglda w karty ksig. Jedno spojrzenie na tekst moe si skoczy tak, e przez reszt ycia bdziesz tu stercza i czyta... nie potrafic sowa choby zrozumie... na gos. Pamitam, e kiedy czytaam o zaklciu, które w ten sposób dziaao.

— A wic co zrobimy?

— Zauwaye, e wszystkie trzy ksigi s otwarte? Musimy podej do nich i spróbowa zamkn je od dou. W ten sposób pierwsza okadka znajdzie si na spodzie. A nawet wtedy, gdy bdziemy je pali, powinnimy trzyma powieki zupenie za­mknite. Czytaam o tajemnych ksigach, do których okadek przykuci byli rakszasowie. — Aczkolwiek w bibliotece, w której pracowaam, nie znalazam nigdy nic równie ekscytujcego.

— Mówica ksika, która sama si dla mnie przeczyta. Oto czego mi trzeba.

— Sdziam, e Duszoap zmusia ci do nauki czytania, kiedy bye królem Szarych.

— Zrobia to. Ale to nie znaczy wcale, e lubi czyta. Czytanie to cholernie cika praca.

— Sdziam, e prowadzenie browaru to cika praca. A tej nigdy jako nie unikae. — Poniewa byam nisza, sama sobie przydzieliam zadanie wlizgnicia si pod kady z trzech pul­pitów. Zachowywaam skrajn ostrono. By moe z ksig byy wielkie aktorki, wkrótce jednak zdobyam pewno, e nie wi­dziay, jak si zbliam.

— Lubi warzy piwo. Nie lubi czyta.

Wobec tego nie powinien mie zasadniczych oporów przed spaleniem ksiek. Ja natomiast cierpiaam na kryzys sumienia równie dogbny jak kady z moich kryzysów wiary. Kochaam ksiki. Wierzyam im. Wyznawaam elazn zasad, e nie wolno niszczy ksiek tylko dlatego, i si nie zgadza z ich treci. Jednak te ksiki zawieray mroczne, tajemne recepty na sprowadzenie koca wiata. A tak naprawd, koca wielu wia­tów, gdyby bowiem podczas Roku Czaszek mój wiat zosta z powodzeniem zoony w ofierze, pozostae uniwersa przy­czone do lnicej równiny musiayby podzieli jego los.

Nie by to jednak kryzys domagajcy si natychmiastowego rozwizania. Wczeniej ju podjam decyzj, dlatego wanie na czworakach sterczaam pod pulpitami, znoszc werbalne mal­tretowanie ze strony niewiernego, któremu na nic zda si mój bóg ani tym bardziej bezlitosna Niszczycielka Kamców. Zatrzas­nam okadki ksiek, nie przestajc si równoczenie zastana­wia, czy istnieje sposób, w jaki Synowie Nocy mogliby mnie jeszcze dopa.

— Okadki s chyba zupenie puste — zauway abd.

— Patrzysz na tylne okadki ksiek. Zamknam je tak, e le licem w dó. Pamitasz?

— Przesta na chwil. — Uniós palec w gór, przekrzywi gow, nasuchiwa.

— Echa.

— Mhm. Kto tam jest.

Wytyam such, jak tylko potrafiam.

— Znowu piewaj. Wolaabym, eby nie piewali. Nikt w ca­ej bandzie, oprócz Sahry, nie potrafiby utrzyma si w tonacji. Moesz teraz tu podej. Myl, e jest ju bezpiecznie.

— Mylisz?

— Wci jeszcze yj.

— Nie jestem przekonany, czy to waciwa rekomendacja. Jeste zbyt zgorzkniaa i pena óci, aby jaki potwór zechcia ci schrupa. Ja natomiast...

— Ty natomiast po prostu masz szczcie, e mój bóg zabrania wyjawia, i jedyn istot zainteresowan zjedzeniem ciebie byby jeden z tych uków, które karmi si produktami ubocznymi powstajcymi w procesie hodowli trzody chlewnej. To chyba najlepsze miejsce do rozpalenia ognia.

abd sta ju obok mnie. „To" natomiast byo rzecz przypo­minajc z grubsza piecyk, w którym nawet zostao nieco popiou. Zosta wykonany z kutego mosidzu w stylu powszechnie spoty­kanym w wikszoci kultur zamieszkujcych ten kraniec wiata.

— Chcesz, ebym wydar kilka kart na podpak?

— Nie, nie chc eby cokolwiek wydziera. Nie suchae, jak ci mówiam, e te ksiki mog ci zmusi, eby je czyta?

— Suchaem. Czasami jednak nie sysz zbyt dobrze.

— Jak wikszo ludzkiej rasy. — Ja natomiast byam przy­gotowana. Po kilku chwilach ju pon niewielki ogie. Ostro­nie uniosam jedn z ksig, dbajc, by ani abdziowi, ani mnie okadka nie rzucia si w oczy. Lekko rozoyam jej stronice i pooyam na pomieniach, grzbietem ku górze. Najpierw spa­liam ostatni tom. Tak na wszelki wypadek.

Mogo nam jeszcze co przeszkodzi. Chciaam w pierwszej kolejnoci zniszczy tom, którego nie widziaa Córka Nocy. Pierwsz ksig, której partie skopiowaa przynajmniej kilkakrot­nie i której fragmenty z pewnoci moga zapamita, spal na kocu.

Ostatecznie ksik udao si podpali, ale nie pona dobrze. Wydzielaa z siebie paskudnie mierdzcy czarny dym, który natychmiast wypeni jaskini, zmuszajc abdzia i mnie do pooenia si wprost na lodowym podou.

Podziemny wiatr w kocu czciowo rozegna dym. To, co zostao, nie byo ju tak przytaczajce, kiedy powierzyam drug ksig pomieniom.

Czekajc na chwil, gdy bd moga woy ostatni tom do ognia, dumaam, dlaczego Kina nic nie robi, by odeprze ten cios zadany jej nadziejom na wskrzeszenie. Mogam jednak tylko si modli, by wynikiem ofiary Goblina bya tak powana rana, e uniemoliwi jej zrozumienie od razu, co si wokó dzieje. Mogam si tylko modli, e oto nie padam ofiar jakiego wikszego oszustwa. Moe te ksigi byy tylko przynt? Moe postpowaam dokadnie tak, jak Kina chciaa?

Nigdy nie mona mie pewnoci. Nigdy.

— Znowu mruczysz co do siebie.

— Mhm. — ywiam najsabsz nadziej, e mier Goblina przyczynia si do usunicia na trwae Kiny poza obszar trosk tego wiata.

— Powoli zaczyna si tu robi przyjemnie — powiedzia­am. — Mogabym pooy si tu i zasn. — I natychmiast tak wanie uczyniam.

Dobry stary Wierzba — jego poczucie obowizku, instynkt samozachowawczy, czy te co tam jeszcze, pozwalay mu dalej funkcjonowa. Zdoa jeszcze spali za mnie ostatni Ksig Umarych, zanim równie zmorzy go sen.

93

piewajcymi onierzami okazali si Popoch, Iqbal i Rzekoaz. Kiedy tylko Tobo dotar do nich z wieciami o katastrofie, która wydarzya si na samym dnie jaski, natychmiast ruszyli nam na ratunek. Znaleli nas, szukajc róda dymu.

— Ryzykujc, i skoczy si na tym, e bd musiaa uy zupenie niesychanego jzyka, zapytam jednak, dlaczego w ogó­le ktokolwiek tu piewa? Jak to si stao, e bynajmniej nie jestecie w drodze do Krainy Nieznanych Cieni? Wydaje mi si, e wyranie poinformowaam was o koniecznoci natychmias­towego wyruszenia.

Popoch i Iqbal zachichotali, jakby znienacka zrobili si modsi ni Tobo, a kto opowiedzia im nieprzyzwoity dowcip. Rzekoaz jako zachowa wicej trzewoci. Wóda.

— Jeste zmczona i godna, pioszka, nic dziwnego, e si wciekasz. Zaradzimy jako na to. Usidziemy i zrobimy sobie piknik. — Nie potrafic opanowa szerokiego, gupawego umie­chu, równoczenie grzeba w worku.

Wymieniam spojrzenia z abdziem. Zapytaam:

— Masz jakie pomysy, o co tu chodzi?

— By moe istnieje takie stadium wygodzenia, którego objawami s zawroty gowy i gupota.

— W takim razie Jaicur naley potraktowa jako wyjtek.

Rzekoaz wydoby z worka rodzaj grzyba, ksztatem i barw przypominajcego purchawk, ale o rednicy dobrych omiu cali. Wyglda, jakby way znacznie wicej, ni powinien grzyb tych rozmiarów.

— Co to jest, u diaba? — zapyta abd. Podejrzaam, e Rzeka mia jeszcze kilka takich w worku. A jego przyboczni równie nie przyszli bez bagau.

Rzekoaz wydoby nó i zacz odkrawa paty grzyba.

— Prezent od naszego demonicznego przyjaciela, Shivetyi. Najwyraniej po caym dniu namysu zdecydowa, e zasuyli­my sobie na rekompensat za uratowanie jego wielkiego, wstrt­nego tyka. Jedz. — Poda mi pitk gruboci mniej wicej cala. — Zasmakuje ci.

abd zacz je, zanim ja posmakowaam choby ks. We mnie zostaa jeszcze kropla paranoi. Pochyli si w moj stron.

— Smakuje jak wieprzowina. He-he-he. — Ale ju chwil póniej odechciao mu si artowa. Z icie wilczym apetytem paaszowa z pozoru zupenie homogeniczn surowizn.

W ustach bya lepka, niemal jak ser. Kiedy postanowiam ugi si przed nieuniknionym losem i wgryzam si w grzyb, moje linianki natychmiast zareagoway powodzi. Przeycie smaku byo tak ostre, e nieomal bolesne. Nieporównywalne z niczym, czego zdarzyo mi si dotd w yciu kosztowa. Odrobina imbiru, odrobina cynamonu, cytryny, sodyczy, wo kandyzowanych fioków... Po pierwszym szoku, jakim uraczyam swój zmys smaku, powoli zaczyna mnie ogarnia bogostan, rozpoczynajcy si wokó ust, a potem schodzcy do odka, w miar jak pierwsze ksy znajdoway do drog.

— Jeszcze — powiedzia abd. Rzekoaz poczstowa go nastpnym patem.

— Jeszcze — powtórzyam za nim, i w chwil póniej wgryz­am si w kolejny kawaek. Moe to jest trucizna, ale w takim wypadku jest to najsodsza trucizna na caym boym wiecie. — Naprawd Shivetya wam to da?

— Mniej wicej ton. Dosownie. Wystarczy dla ludzi i zwie­rzt. Nawet dziecku smakuje.

Iqbal i Popoch znaleli w tych sowach co miesznego. abd równie lekko si wyszczerzy, aczkolwiek przecie nie móg wiedzie, na czym polega dowcip. W rzeczy samej, mnie stwierdzenie to równie wydao si zabawne. Do diaska, wszyst­ko byo cakiem mieszne. Zaczam odczuwa przepeniajcy mnie spokój i swobod. Wszystkie bóle i dolegliwoci straciy swój dojmujcy charakter. Stay si zwykymi niedogodnociami, które atwo zepchn na skraj wiadomoci.

— Mówcie.

Iqbal poinformowa mnie:

— On je wyhodowa. Wszdzie wokó niego wyrosy takie wstrtne kluchy, niczym ogromniaste wrzody, ale kiedy pky, pojawiy si te rzeczy.

W nieco bardziej normalnych okolicznociach obraz ten z pe­wnoci wywoaby u mnie mdoci. Teraz tylko mruknam co, ugryzam kolejny cudowny ks, pomylaam chwil o procesie jego wytwarzania, a potem zorientowaam si, e niepowstrzy­manie chichocz. Opanowaam si jako, chocia kosztowao mnie to sporo wysiku.

— A wic w kocu postanowi si dogada?

— Co w tym stylu. Kiedy odchodzilimy, próbowa jako doj do porozumienia z Dojem. Chocia trzeba przyzna, e nieszczególnie im to wychodzio.

abd westchn.

— Nie czuem si tak rozluniony i pozytywnie nastrojony wobec wiata od czasów, kiedy jako dzieciaki chodzilimy z Cor­dym na ryby. Tak nam wanie byo, gdy leelimy w cieniu nad strumieniem, w istocie nie troszczc si wcale, czy ryba bierze, dzielilimy marzenia albo zwyczajnie obserwowalimy chmury peznce po niebie.

Nawet wspomnienie losu, jaki spotka jego przyjaciela, nie rozproszyo do koca dobrego nastroju.

Zrozumiaam, co próbowa przekaza, mimo i sama nie miaam nigdy jedynego przyjaciela, z którym mogabym dzieli rzadkie wietliste chwile dziecistwa. W ogóle nie miaam dzie­cistwa. Teraz jednak równie czuam si wietnie. Zapytaam:

— To... co-to-tam-jest... to naprawd niezy towar. S jakie efekty uboczne?

— miechawki prawie nie mona opanowa, kiedy ju ci schwyci.

— Wobec tego nie zaczynajmy. Ho-ho! Czuj si tak, jakbym bya w stanie spuci baty dwakro ciszemu ode mnie wil­czemu stadu. Dlaczego nie ruszamy?

Nikt nie skorzysta z okazji, aby zauway, e gdybym chciaa stuc wilki dwakro tyle w sumie wace co ja, mogoby si to skoczy na walce z tyln poow jednego z potworów. Iqbal i Popoch wci miali si z jakiego aru, który usyszeli dawno temu.

— Chopcy — powiedziaam, wskazujc. — Tdy. Niczego nie dotykajcie. Ruszamy. Wracamy na gór.

Niech mnie licho, zaczynay mi si plta po gowie jakie gupie pomysy. I kady sprawia, e chciao mi si niepo­wstrzymanie chichota. Rzekoaz zwróci si do mnie:

— Przekonalimy si, e gdy piewamy, atwiej jest skupi uwag na wykonywanym zadaniu. — Szeroki umiech przeci jego twarz. Zacz nuci jedn z bardziej nieprzyzwoitych pio­senek marszowych. Dotyczya spraw, wokó których przez wik­szo czasu najwyraniej kryy myli wielu mczyzn.

Zanuciam z nimi i zmusiam wszystkich do wymarszu.

Paskudnie mierdzcy dym zwglonych ksiek wypenia jaskini. Na schodach wydawa si nawet gstszy. Cz dryfo­waa w dó.

Byam pewna, e Kina nie moe sobie jeszcze z niczego zdawa sprawy. Gdyby wiedziaa, na pewno by co przedsi­wzia. Ale przecie jej niewiadomo nie potrwa wiecznie.

Miaam nadziej, e pokonamy ju spor cz drogi, zanim dojdzie do siebie na tyle, by przyswoi sobie prawd. Jej sny same w sobie byy do straszne.

94

Usadowiam si wygodnie na wzniesieniu podogi niedaleko klatki schodowej. Siedziaam przez jaki czas, tpo zastanawiajc si, dlaczego tunel pod klatk schodow zaczto kopa tak daleko od rodka komnaty, waciwie na jej brzegu. Jednak nie bardzo potrafiam skupi myli na tej kwestii. Pojadam znowu.

— Od tego arcia mona si uzaleni. — I to nie dlatego, e wywoywao gupkowate zadowolenie, ale poniewa likwido­wao ból i poczucie niewygody oraz tumio senno. Mogam tak sobie siedzie, wiedzc, e moje ciao osigno granic swych fizycznych moliwoci, nie zmuszone równoczenie do znoszenia caego cierpienia zwizanego z tyme stanem. A mój umys by szczególnie czujny i gotowy do pracy, poniewa uwagi nie odwracay niedole ciaa.

abd przytakn mrukniciem. Najwyraniej jemu nie udzie­la si w takim stopniu wesoy nastrój, który opanowa nas wszystkich. Aczkolwiek, kiedy si nad tym zastanowiam, do­szam do wniosku, e sama równie specjalnie nie mam ochoty gwizda i piewa.

Niemniej mój humor poprawi si, kiedy znowu troch zjadam.

Podczas jednego z przebysków przytomnoci Rzekoaz za­proponowa:

— Nie powinnimy marnowa czasu, pioszka. Reszta ju pewnie w tej chwili pokonaa kawaek drogi, ale spodziewaj si, e wkrótce ich dogonisz ze sztandarem.

— Jeli Tobo nic jeszcze nie powiedzia, to mam do przeka­zania kilka zych wieci.

— Chopak nic nie mówi o sztandarze. By moe po prostu nie dopucili go do gosu. Wszyscy byli tak wstrznici wiado­moci o Goblinie i wymylaniem sposobów, aby Jednooki si nie dowiedzia...

— Goblin wbi Lanc w ciao Kiny. Wci tam jest. Znacie mnie. Wierz bez reszty w mit Kompanii. Wierz, e oprócz Kronik, by najwaniejszym symbolem, jaki posiadalimy. Po­chodzi w kocu z Khatovaru. Stanowi cznik midzy kolejnymi pokoleniami. Zrozumiem, jeli kto bdzie chcia po niego wró­ci. Ale tym kim nie bd ja. Przynajmniej nie w najbliszym dziesicioleciu.

Znowu poczuam, jak przepenia mnie pozytywne nastawienie. Wstaam. abd pomóg mi przej na wyszy poziom posadzki.

— Cze!

Rzekoaz zachichota.

— Zastanawiaem si, po jakim czasie to zauwaysz.

Szczelina w posadzce nieomal znikna.

Podeszam i przyjrzaam si bliej. Wydawaa si równie gboka jak przedtem, ale teraz w najszerszym miejscu nie miaa wicej jak stop.

— Jak to si stao, e zaleczya si tak szybko? — Musiaam przyj, e katalizatorem okazaa si nasza obecno. Zerknam ponad szczelin ku tronowi demona i zauwayam spieszcych w nasz stron Tobo i Doja. Oczy Shivetyi byy otwarte. Pat­rzy. — Wydawao mi si, e powiedziae, i wszyscy odeszli.

— Sprawio to trzsienie. — Rzeka zignorowa obecno Do­ja i Tobo.

abd powiedzia:

— To jest ostatnia nowo w dziedzinie remontu domów. Idcie tam na dó jeszcze raz i dgnijcie tego stwora, a moe równina ozdrowieje cakowicie.

— Moe maszyneria znowu zacznie funkcjonowa — doda Doj, który przyby akurat na czas, by sysze nasz rozmow.

— Maszyneria?

Doj lekko podskoczy.

— Ta posadzka ma ksztat wielkiego krgu. Stanowi reprezen­tacj caej równiny w skali jeden do osiemdziesiciu, z inkrus­towan pen map dróg. Przemieszczaa si na kamiennych oyskach i bya zdolna do obracania si, zanim ciekawo Tysica Gosów nie uszkodzia mechanizmu.

— Ciekawe. Jak rozumiem, twoja pogawdka z demonem okazuje si owocna.

Doj mrukn co twierdzco.

— Ale idzie nieznonie powoli. Na tym polega najwikszy problem. Na zrozumieniu, e proces komunikowania si musi przebiega niezwykle wolno. Sdz, e do procesów fizycznych równie si to odnosi. To znaczy, e gdyby postanowi wsta — oczywicie pod warunkiem, e byby w stanie — trwaoby to pewnie cae godziny. Wszelako rola Niezomnego Stranika nie wymaga szczególnej rczoci. Z tego miejsca kontrolowa ca równin, wykorzystujc mapy na posadzce i maszyneri.

Nigdy w yciu jeszcze nie widziaam Doja tak otwartego i oywionego. Najwyraniej pokn bakcyla wiedzy razem z jego najbliszym kuzynem, który kae neofitom natychmiast owieca innych. W ogóle nie przypomina dawnego Doja. Ani te adnego z Nyueng Bao, jakich zdarzyo mi si w yciu spotka. Tylko Matk Got i Tobo udao mi si kiedykolwiek zapa na poga-duszkach — a midzy sob rozmawiali mniej ni Doj w szcze­gólnie milczcym dniu. Ten za cign dalej:

— Powiedzia, e pierwotnie stworzono go, aby kierowa maszyneri umoliwiajc podrónym dotarcie na miejsce. W czasach, gdy równina staa si polem bitewnym wojen wia­tów, pobudowano wokó niego fortec, a kada epoka dziejów przynosia mu nowe obowizki. pioszka, ta istota jest prawie tak stara jak sam czas. Bya naocznym wiadkiem walki midzy Kin a demonami, kiedy Panowie wiata starli si z Panami Ciemnoci. A nastpio to za czasów pierwszej wielkiej wojny wiatów, miao to miejsce na tej wanie równinie, a aden mit nawet w przyblieniu nie relacjonuje tego, co si wówczas zdarzyo.

Brzmiao to nadzwyczaj interesujco, co te mu oznajmiam. Ale nie mogam sobie pozwoli, by wcigny mnie teraz legendy przeszoci.

— Musz wyzna, e kusi mnie, aby rozbi tu stay obóz — zachwyca si Doj. — Caego ludzkiego ycia by trzeba, aby wydoby od niego i zapisa wszystko. Widzia tak wiele! Pamita Synów Umarych, pioszka. Dla niego przemarsz Nyueng Bao De Duang nastpi ledwie wczoraj. Musimy go tylko przekona, e zasugujemy na jego pomoc.

Po kolei przyjrzaam si pytajco kademu z moich towarzy­szy. Na koniec Rzekoaz zgosi si na ochotnika:

— On równie napycha si poywieniem demona. — Nale­ao std wnioskowa, i sdzi, e Doj te nie do koca jest sob. — Kilku innych równie zaczo zdradza spore zmiany w zachowaniu. Kiedy przedawkowali.

— Tyle zdoaam ju zauway. Tobo. Po tobie te mam oczekiwa cakowitej przemiany osobowoci? — Nie odrzek ani sowa. Co byo nadzwyczaj godne uwagi. Wczeniej na kady waciwie temat mia wasne zdanie.

— On mi napdzi takiego stracha, e omal nie zrobiem w gacie.

— On? Kto?

— Demon. Potwór. Shivetya. Zajrza do mojej gowy. I tam mówi do mnie. Sdz, e mojemu ojcu te co takiego robi. Moe przez cae lata. Czy jest o tym w Kronikach? Moe tam, gdzie ojciec sdzi, e jest manipulowany przez Kin lub Protek­tork? Zao si, e przez wikszo czasu tak naprawd by to Shivetya.

— Niewykluczone. Cakiem moliwe.

wiat jest wrcz zaraony nadludzkimi istotami, które igraj losami jednostek i narodów. Od setek pokole twierdz tak kapani Gunni. Bogowie bij si wzajemnie po gowach i dole­waj oliwy do ognia. Ale aden z tych bogów nie jest moim Bogiem, Prawdziwym Bogiem, Wszechmogcym, który najwy­raniej postanowi wznie si ponad te kótnie.

Potrzebowaam pocieszenia od kapana wyznajcego moj wiar. A w promieniu piciuset mil nie sposób byo takowego znale.

— W jak wielu opowieciach wystpuje to miejsce? — za­pytaam Doja. — I jak wiele z nich jest prawdziwych?

— Podejrzewam, e jak dotd nie usyszelimy nawet jednej na dziesi — odpar stary szermierz. Umiechn si. Najwyra­niej bawi si przednio. — I nie bybym zaskoczony, gdyby wikszo okazaa si prawd. Nie potrafisz tego wyczu? Ta forteca, ta równina, wystpuj równoczenie pod wieloma po­staciami. A do niedawna wierzyem, e to musi by Kraina Nieznanych Cieni. A twój Kapitan widzia w niej Khatovar. A to jest tylko przejcie do innych wiatów. A Shivetya, Niezomny Stranik, take niejedno ma imi. I zapewne jest ju niesko­czenie zmczony wszystkim, co mu si przypisuje.

Tobo tak bardzo chcia wtrci swoje dwa sowa, e taczy wokó niczym may chopiec, któremu strasznie chce si siusiu. Wreszcie oznajmi:

— Shivetya chce umrze, pioszka. Ale nie moe. Przynaj­mniej dopóki Kina wci yje. A ona jest niemiertelna.

— Ma wic powany problem, nieprawda? abd wpad na pomys.

— Mógby wzi to swoje ycie i podzieli midzy nas. Podsun mu t myl. Przydaoby mi si dodatkowych kilka tysicy lat. Pod warunkiem e bdzie to inne ycie ni to, które aktualnie prowadz.

Kiedy rozmawialimy, podeszam bliej do miejsca, gdzie siedzia demon. Mój wrodzony pesymizm i ponure usposobienie najwyraniej w kocu wziy gór, aczkolwiek cay czas czuam si modsza, szczliwsza i bardziej energiczna, nili mi si to zdarzyo od wieków. Wanie przestaam chichota do wtóru pozostaym. Zapytaam:

— Gdzie jest twoja matka, Tobo?

Jego dobry humor ulotni si jak zdmuchnity.

— Posza gdzie z Babci Got.

Szybkie spojrzenie na Doja upewnio mnie, e doszo do ostrego starcia midzy Sahr w roli matki a ludmi chccymi zaakceptowa jej syna jako jednego ze swoich. Znowu doszed do gosu upór Nyueng Bao, i to po obu stronach sporu. Po tej z pewnoci musiaa opowiedzie si Trollica razem ze swoim wnukiem i Dojem.

Zmieniam temat.

— W porzdku. Wy dwaj twierdzicie, e bylicie w jego gowie. Czy te, e on by w waszych gowach. Niewane. Powiedzcie mi, czego chcia. — Nie potrafiam uwierzy, e demon stara si nam pomóc, kierowany czyst dobroci swego sdziwego serca. To po prostu nie miecio si w gowie. By przecie demonem, przekltym przez Boga, niezalenie, czy jako stwór wiata, czy ciemnoci. Dla tego demona my wszyscy, awanturnicy jakich wielu widzia w yciu, musielimy by rów­nie ulotni i przemijajcy, co pojedyncze pszczoy w naszych oczach. Aczkolwiek, podobnie jak pszczoy, moglimy te oka­za si dokuczliwi.

Odpowiedzia Doj:

— On chce tego, czego by chcia kady na jego miejscu. To jest oczywiste.

Tobo zaprotestowa:

— Chce te wyrwa si na wolno, pioszka. Od nie wia­domo jak dawna siedzi tu przyszpilony. Równina coraz bardziej obraca si w ruin, poniewa on nie moe nawet drgn, by powstrzyma niszczycieli.

— Co on by zrobi, gdybymy wycignli te sztylety z jego koczyn? Dalej byby naszym kumplem? Czy zaczby zaraz rozbija nam by?

Doj i Tobo wymienili niepewne spojrzenia. A wic tak. Nie­wiele czasu powicili rozwaaniom nad tym problemem. Powiedziaam:

— Rozumiem. Có, by moe okazaby si najsodszym fa­cetem na boych pastwiskach ziemi, ale na razie zostanie, gdzie jest. Kilka tygodni czy miesicy duej nie powinno mu zrobi adnej rónicy. Jakim sposobem, do diaska, pozwoli, aby go przygwodono do tego krzesa?

— Kto go zwabi w puapk — powiedzia Tobo. Co za niespodzianka.

— Tak mylisz?

Wokó zrobio si chyba nieco janiej nili wówczas, gdy szam z abdziem w drug stron. A moe tylko moje oczy przyzwyczajay si do natenia wiata wypeniajcego wntrze fortecy. Wyranie widziaam wzory na posadzce. Przedstawiono na niej wszystkie cechy równiny, wyjwszy tylko kamienne obeliski z lnicymi zotem czcionkami. Zreszt ich odzwiercied­leniem mogy by cieniste odbarwienia, których nie byam w sta­nie dokadniej zobaczy. Widziaam nawet drobne kropki, które z pozoru si poruszay, i na pewno miay jaki odpowiednik w rzeczywistoci, jeli si tylko wiedziao, jak je odczyta.

Tron Shivetyi sta na szczycie okrgego podium, usytuowa­nego w samym rodku wyniesionego krgu o rednicy nieco ponad dwudziestu jardów. Doj zapewnia mnie, e liczy on mniej wicej jedn osiemdziesit rednicy najwikszego koa, które z kolei odpowiadao samej równinie w tej samej proporcji. Najmniejsze koo, jak zauwayam, równie mogo si poszczy­ci tym, e byo odbiciem równiny — aczkolwiek jeszcze ubo­szym w szczegóy. Najpewniej wic Shivetya móg siedzie na swym tronie i obracajc si, obejmowa wzrokiem cao swego królestwa. Jeli potrzebne mu byo wicej informacji, móg zej niej na nastpny poziom, gdzie wszystko odwzorowane byo w skali osiemdziesit razy dokadniejszej.

Powoli zaczynay do mnie dociera wnioski, jakie mona byo wycign z doskonaoci magicznej inynierii zaangaowanej w stworzenie tego wszystkiego. Czuam narastajce oniemiele­nie. Budowniczowie musieli dysponowa niemal bosk moc. I o tyle z pewnoci wyprzedzali najwikszych znanych mi czarodziejów, ile dzielio tyche od podobnych mnie takich beztalenci. Pewna byam, e Pani, Dugi Cie, Duszoap czy Wyj dysponowali niewiele wikszym pojciem o siach i pra­wach, na których oparta bya ta konstrukcja, nili ja.

Stanam przed Shivety. Oczy demona pozostaway otwarte. Czuam, jak we wntrzu mej gowy delikatnie muska mnie jego myl. Z jakiego powodu przed oczyma stany mi górskie wyyny i szczyty, na których nieg nigdy nie topnieje. Stare rzeczy, rzeczy zmieniajce si powoli. Cisza i kamie. Mój mózg nie dysponowa lepszym sposobem interpretacji natury tego, czym by Shivetya.

Powtarzaam sobie wci, e demon jest starszy nili najstarsze zapiski dziejów mego wiata. I czuam te to, o czym wspomina Tobo: ciche, niewzruszone pragnienie, aby nie postarze si wicej ani troch. Odnajdywaam w umyle Shivetyi dno bardzo przypominajc poryw religijny Gunni — odnalezienia drogi do nirwany, która jako jedyna stanowi moe lekarstwo na zmczenie i udrk istnienia.

Próbowaam przemówi do demona. Próbowaam wymieni z nim myli. Byo to dosy przeraajce dowiadczenie, mimo i jego efekty w znacznej mierze agodzia wiara we wasne siy i dobre samopoczucie, biorce si z darów kulinarnych, jakimi obsypa nas Shivetya. Jednak tak naprawd nie miaam ochoty na wspólnot myli nawet z niemiertelnym golemem, który przecie i tak nie pojmie ich treci i zmartwie, jakich mi przysparzay.

— pioszka?

— H? — A podskoczyam. Czuam si dosy dobrze, aby w najzupeniej dosownym sensie byo mnie na to sta. Czuam si tak dobrze, jak powinnam czu si dawno temu w nastoletniej wionie mego ycia, gdybym nie miaa wówczas do powodów, aby aowa, e przyszam na wiat. Uzdrawiajce wasnoci darów demona wci nie ustaway w swej magii.

abd powiedzia:

— Wszystkich zmorzy sen. Nie mam pojcia, jak dugo spalimy. Nawet nie wiem, jak si to stao.

Spojrzaam na demona. Ani drgn. Nic dziwnego zreszt. Ale na jego ramieniu siedziaa biaa wrona. Gdy tylko zdaa sobie spraw, e odzyskaam wiadomo, pomkna zaraz w moj stron. Wycignam przed siebie rami. Ptak wyldowa na moim nadgarstku, jakbym bya sokolniczk. Gosem niemal zbyt wolnym, by za nim poda, powiedzia:

— Odtd bdzie to mój gos. Gardo tego ptaka jest wy­wiczone, umysu za nie zamiecaj myli i przekonania, utrud­niajce komunikacj.

Zdumiewajce. Zastanawiaam si, co na to Pani. Jeli Shivetya przej panowanie nad umysem ptaka, bdzie odtd cakowi­cie lepa i gucha, póki nie obudzimy jej z zaczarowanego snu.

— Odtd bdzie to mój gos.

Pojam, e sowa powtórzone zostay w odpowiedzi na wzbu­dzon we mnie, cho niewypowiedzian ciekawo.

— Rozumiem.

— Pomog wam w waszych poszukiwaniach. W zamian wy zniszczycie Drin, czyli Kin. Wówczas uwolnicie mnie.

Z podtekstu zrozumiaam, e chodzi mu o uwolnienie od ycia i ciaru obowizku, nie za tylko od niewygody jego tronu.

— Uczyni tak, jeli to tylko w mojej mocy.

— Jest to w twojej mocy. Zawsze byo.

— A co to ma znaczy? — Potrafiam rozpozna tak typow dla czarowników, tajemn wyroczni, kiedy ju si na ni natknam.

— Zrozumiesz, kiedy nadejdzie czas, by zrozumie. Teraz wszake nadszed czas, abycie std odeszli, Kamienny o­nierzu. Id. Sta si Wdrowcem mierci.

— A có to niby, u diaba, ma znaczy? —jknam. Podob­ne odgosy dobyy si z ust kilku moich towarzyszy, którzy w wikszoci równie ju nie spali i poerali teraz demoniczne poywienie, równoczenie nadstawiajc uszu.

Posadzka zacza si porusza, z pocztku zupenie niepo­strzeenie. Szybko jednak zdaam sobie spraw, e ruch obejmuje jedynie te partie najbliej tronu, które objo cakowite uzdro­wienie. Teraz wiedziaam, e wszelkie uszkodzenia, wczywszy w to trzsienie ziemi tak potne, by jego skutki tkny równie Taglios, zostay spowodowane w caoci przez Duszoap, podczas jej cakiem bdnie wykoncypowanego eksperymentu. Odkrya „maszyneri" i tknita charakterystycznym dla siebie impulsem, kacym lekceway konsekwencje czynu, zacza majstrowa przy mechanizmie tylko po to, by zobaczy, co si stanie. Potrafiam sobie to wyobrazi z tak jaskrawoci, jakbym bya naocznym wiadkiem caego wydarzenia, a to dlatego, e praw­dziwy wiadek podzieli si ze mn swoimi wspomnieniami.

Dowiedziaam si o wszystkim, co Duszoap robia podczas swoich kilku wizyt w fortecy, w czasach gdy Dugi Cie wierzy, e jest wycznym panem Bramy Cienia i nie dopuszcza w ogóle moliwoci, by pozostali próbowali si w ogóle do niej zbliy, nawet gdyby dysponowali dziaajcym kluczem.

Dowiedziaam si teraz wielu rzeczy w taki sposób, jakbym uczestniczya w tych wydarzeniach. Niektórych bynajmniej nie chciaam pozna. Kilka obejmowao odpowiedzi na pytania dr­czce mnie od lat, odpowiedzi, którymi bd moga podzieli si póniej z Mistrzem Santaraksit. Gównie byy to kwestie, które z pewnoci mi si przydadz, jeli postanowi zosta tym, kim Shivetya chcia, abym zostaa.

Ul zaskoczonych myli rozbrzcza si w mojej gowie. Na­chyliam si nad nim na chwil, aby stwierdzi, czy znam odpowied na to jedno pytanie. Ale adne wspomnienia nie pozwalay stwierdzi, co mogo sta si z kluczem, koniecznym, jeli rzeczywicie Dugi Cie, alias Maricha Manthara Dhumrak-sha, wraz ze swym uczniem Ashotushem Yaksh przybyli do naszego wiata z Krainy Nieznanych Cieni.

A z pewnoci nie pozbyam si nawet odrobiny lku przestrzeni.

Chwil po tym, jak posadzka przestaa si obraca, biaa wrona poderwaa si w gór. I niech mnie cholera, jeli sama nie podyam w lad za ni — aczkolwiek bynajmniej tego nie chciaam.

Moich towarzyszy unioso w powietrze zaraz po mnie. Wielu zaskoczonych upucio bro i swój dobytek, przypuszczalnie równie oprónio odki. Tylko w oczach Tobo ten niespodzie­wany lot stanowi dowiadczenie najwyraniej przyjemne.

Popoch i Iqbal zacisnli mocno powieki i gwatownie wy­krzykiwali mody bagalne, wznoszone do faszywych wizerun­ków Boga, w które wierzyli. Ja wzniosam swe myli do Boga, Który Jest Bogiem, proszc Go, by okaza miosierdzie. Rzekoaz beznamitnie modli si do swoich pogaskich bóstw. Doj i a­bd nie odezwali si ani sowem. abd dlatego, e zemdla.

Tobo papla co w zachwycie, informujc kadego, kto chcia go sucha, jak to cudownie jest lata; patrzcie tutaj, patrzcie tam — a pod nami rozlega przestrze komnaty rozcigaa si niczym powierzchnia samej równiny...

Potem wylecielimy przez dziur w stropie, w twarze uderzy powiew chodnego powietrza prawdziwej równiny. Zapada zmierzch, na zachodnim horyzoncie niebo wci jeszcze pono szkaratem, jednak nad gowami ju dominowa granat. Gwiazdy Ptli lniy blado na wprost naszych oczu. Kiedy opadalimy ku powierzchni, znalazam w sobie do odwagi, by spojrze za siebie. Sylwetka fortecy majaczya na tle pónocnego nieba, jej stan wydawa si znacznie gorszy nili wówczas, gdy przybyli­my. Wszystkie nasze rzeczy — to, co upucilimy, albo czego nie mielimy czasu zapa podczas wznoszenia si — leciay w lad za nami.

Przez chwil czekaam, czy sztandar te doczy do strumienia przedmiotów. Moje nadzieje spezy na niczym. Nie pojawi si.

Kiedy si póniej nad tym zastanawiaam, nie bardzo po­trafiam poj, skd bray si te próne oczekiwania.

Tobo zacz udawa, e jest ptakiem. Eksperymentujc, od­kry, e dziki ruchom ramion moe wpywa nieco na tor swego lotu, wznosi si lub opada, przyspiesza lub troch zwalnia. Nawet na moment nie zamykaa mu si buzia, kolejne chwile przynosiy nastpujce po sobie wybuchy zachwytu i ponaglenia, abymy my równie dzielili z nim t rado, poniewa z pew­noci adne z nas ju nigdy nie bdzie miao drugiej szansy na przeycie podobnej przygody.

— Mdro pynca z ust dzieci — oznajmi Doj. Potem zwymiotowa.

Obaj mieli racj.

95

Nasz lot dobieg koca w miejscu, gdzie pozostaa cz oddziau rozbia obóz, a wic w ostatnim krgu przed stanowic nasz cel bram na wiodcej ku poudniowemu zachodowi drodze. Lot zdecydowanie pozwala na rozwinicie lepszego tempa. Wyprzedzilimy bia wron i przybylimy na miejsce po dwóch godzinach od chwili, gdy nasze stopy utraciy kontakt z solidnym kamieniem posadzki. Warto byo mie takiego przyjaciela jak ten demoniczny facet.

Próbowaam dostrzec, co znajduje si za krawdzi równiny, ale byo zbyt ciemno. W oddali zauwayam sabo migoczce wiateko, moe byo ich kilka. Trudno jednoznacznie stwierdzi.

Na ziemi opadlimy stopami do przodu, najwyraniej nie­wraliwi na zakusy cieni. Wyczuam, jak kilka z nich mija nas, aden jednak nie zdradzi ochoty podejcia bliej. Co sprawio, e jeszcze bardziej podziwiaam moc Shivetyi, poniewa te istoty naprawd nie byy niczym wicej, jak tylko kbkami nienawici i dzy mordu.

Przelecielimy przez górn cz osony chronicej naszych braci, nie powodujc w niej adnych szkód. Cay oddzia z kom­pletnym niedowierzaniem obserwowa nasz przylot. Tobo jakim sposobem nada swojemu torowi lotu taki kierunek, e zmierza wprost w stron swojej matki, a zanim dotkn stopami ziemi, zdoa jeszcze wykona salto. Nie mog powiedzie, abym do­sownie pada na ziemi i ucaowaa j, jednak byam zadowolona z zakoczenia próby, na jak mnie wystawiono. Bracia Singh zaraz ruszyli na poszukiwanie swej rodziny. Podobnie uczyni Doj, który nie zwracajc uwagi na Sahr, podbieg do Goty. Ta nie bya w szczególnie dobrym nastroju — prawdopodobnie dokucza jej reumatyzm. O stanie pozostaych nie potrafiam nic powiedzie w sabym wietle odmieniajcego si ksiyca. Gota po prostu ani nie skarya si, ani niczego nie krytykowaa.

abd doczy do mnie.

Rzekoaz, gdy tylko zdoa si przekona, e moe bezpiecznie otworzy oczy, zacz miota si dookoa, wtrcajc we wszys­tko, co robili inni, zdecydowany kademu czowiekowi i ka­demu dziaaniu narzuci zasady, jakie akurat wpady mu do gowy. Zmarszczyam brwi, pokrciam gow, ale postanowiam nie ingerowa. Wszyscy potrzebowalimy jakich rytuaów, aby doj do siebie.

— Sahra — zapytaam. — Co z nimi? — Miaam na myli tych, których wydobylimy z jaski, poniewa przyszo mi do gowy, e zachowanie Goty pozwala podejrzewa najgorsze, ale nie sprecyzowaam swych obaw, poniewa nie chciaam sysze ich potwierdzenia.

Sahra nie bya nastrojona szczególnie przyjanie. Widzc swoje dziecko krce po niebie, postanowia mnie obciy ca win. Mniejsza ju o to, e Tobo wyldowa bezpiecznie i nie przestawa zachwyca si niedawnymi przeyciami.

Nawet nie przyszo mu do gowy, jakie konsekwencje dla ciaa moe mie upadek z duej wysokoci. Z pewnoci jednak Sahra o tym pomylaa.

— W stanie Uwizionych nie nastpiy adne zmiany. Jedno­oki popad w najczarniejsz rozpacz, kiedy usysza o Goblinie, i od tego czasu nie odezwa si ani sowem. Matka nie jest do koca pewna, czy to s objawy wycofania emocjonalnego, czy te kolejnego ataku. Najbardziej martwi j, e s to symptomy utraty chci do ycia.

— Z kim bdzie si kóci? — Nie chciaam bagatelizowa sprawy, chocia tak wanie to zabrzmiao.

Sahra na moment najeya si, jednak nic nie powiedziaa.

— Matka moe okaza si pomocna.

— Oraz to, co zblia ich do siebie. — Nie wspomniaam, e obawiam si, i Gota równie moe wkrótce nas opuci. Trollica musiaa mie obecnie koo osiemdziesitki. — Pójd z nim pogada.

— pi. To moe zaczeka.

— A wic rano. Wci mamy kontakt z Murgenem?

wiata byo dosy, abym moga zobaczy gniew malujcy si na obliczu Sahry. By moe miaa racj. Ledwie od dwóch minut dotykaam pewnie stopami ziemi, a ju chciaam wyko­rzysta jej ma. Jednak znowu udao jej si opanowa. Przecie od tak dawna ju pracowaymy razem i z pocztku ona bya znacznie silniejsza, a ja tylko czasami przejmowaam dowodze­nie. I zawsze udawao nam si unikn ostrych sów, poniewa wiedziaymy, dokd zmierzamy, oraz e musimy wspópraco­wa, aby nasz cel osign. Ostatnio wszake ja zdecydowanie wydawaam rozkazy, chocia nic nie stao na przeszkodzie, by i ona to robia, kiedy tylko okolicznoci bd stosowne.

Tylko e ona wanie zrealizowaa swój cel, nieprawda? Wydobya Murgena spod ziemi. Gdy on dojdzie do siebie i przejmie dawne obowizki, Sahra nie bdzie musiaa odgrywa na­rzuconej sobie roli. Chyba e Murgen nie okae si takim mczyzn, jakiego w nim widziaa. Wówczas dalej jako bdzie musiaa sobie radzi z byciem now Sahr.

Nie miaam wtpliwoci, e teraz ta kwestia mczy j bardziej nili kiedykolwiek dotd. Ani ona, ani Murgen nie byli ju tacy sami jak niegdy. adne z nas nie byo takie samo. Czekay nas wic trudnoci, jakie zawsze towarzysz adaptacji, moe nawet bardzo powane trudnoci.

Przewidywaam wielkie problemy z Pani i Kapitanem.

Sahra powiedziaa:

— Zrobiam wszystko, co mogam, aby projektor mgy dalej dziaa, jednak od czasu opuszczenia fortecy nie potrafi nawi­za kontaktu z Murgenem. Najwyraniej nie ma ju ochoty wicej opuszcza ciaa. A ja nie potrafi zmieni tego stanu rzeczy. — Zatem baa si te, e operacja ratunkowa moe okaza si pomyk, e wyrzdzilimy Murgenów! krzywd, zamiast go ratowa. Z nadziej, troch weselszym tonem, doda­a: — Moe Tobo bdzie potrafi pomóc.

Ciekawe, gdzie si podziaa twarda, skoncentrowana, pena powicenia Sahra, która niegdy bya Minh Subredil. Spróbo­waam do niej wanie przemówi:

— Z Murgenem bdzie wszystko dobrze. — Shivetya prze­kaza mi wiedz potrzebn do reanimowania Uwizionych. — Ale zanim go obudzimy, musimy wydosta go z równiny. Podob­nie ma si rzecz z pozostaymi.

Rzekoaz wróci ze swego obchodu.

— Demoniczne jedzenie koczy si, pioszka. Wystarczy na wydostanie si z równiny i moe jeszcze kilka posików, ale potem bdziemy zdani na siebie. Albo szybko zdobdziemy co od tubylców, albo bdziemy musieli je psy i konie.

— Aha, dobra. Wiedzielimy, e tak bdzie. I tak poszo lepiej, ni oczekiwalimy. Czy kto pomyla, eby ukra co cennego z miejsca, w którym bylimy?

Ta uwaga cigna na mnie szereg pozbawionych wyrazu spojrze. Wtedy zrozumiaam, e zapewne nikt inny nie zdawa sobie sprawy z istnienia skarbów, jakie odkryam, cigajc Tobo a do gbin ziemi. Chopak pewnie rozgadaby wszystkim, gdyby to zapamita. Usta i tak nie zamykay mu si nawet na chwil.

— Kiedy dotrzemy na miejsce, bdzie akurat pora niw — poinformowa mnie abd.

— Co?

Wzruszy ramionami.

— Po prostu wiem. Niewykluczone, e mia racj.

— Niech wszyscy posuchaj. Odpocznijcie w nocy najlepiej, jak si da. Chc, ebymy wyruszyli w drog wczenie rano. A nie wiadomo, co nas czeka na kracu drogi.

Kto warkn, e jeli chc, aby spa, dlaczego nie zamkn si i nie pozwol mu zabra si do roboty.

Sama ledwie potrafiam stumi ziewanie, chocia nie mino wcale duo czasu, odkd obudziam si przy tronie Shivetyi. Czuam, jak myli wymykaj mi si spod kontroli. Powiedziaam:

— Zapomnijcie o wszystkim innym. Zamierzam pierwsza skorzysta z wasnej rady. Gdzie jest miejsce, w którym mog owin si kocami i lec, zanim strac przytomno?

Jedyne wolne miejsce znajdowao si na samym kocu obozu Kompanii. Wszyscy towarzysze mojej podniebnej przygody, oprócz Tobo, musieli przenocowa wanie tam. Wczeniej postanowiam, e zjem jeszcze co przed snem, jednak wyczerpanie wzio gór, zanim przeknam cho trzy ksy demonicznego jedzenia. Ostatnia moja myl krya wokó kwestii, jak te Bóg móg przeoczy, e oto jedna z Wiernych przyja dar od jednego z Przekltych.

Interesujce wiczenie. Bóg wie wszystko. Std te, Bóg z góry musia wiedzie, co zrobi Shivetya, i pozwoli mu na to. Musiao zatem by zgodne z wol Boga, bymy skorzystali ze szczodrobli­woci demona. A grzechem byoby sprzeciwia si Boskiej woli.

96

Miaam dziwne sny.

Jake mogoby by inaczej. Czy Shivetya nie goci w mojej gowie? Czy nie znajdowaam si na nawiedzonej lnicej rów­ninie?

Kamie pamita. I kamie zechcia, abym si dowiedziaa.

Przebywaam naonczas w innym miejscu, w czasie, który nie by moim czasem. Byam Shivety, a przynajmniej miaam udzia w jego sposobie postrzegania wiata, ze wszystkich stron naraz, blad imitacj Boskiego Widzenia. Mogam przebywa we wszyst­kich miejscach równoczenie, gdy spojrzenie na posadzk ota­czajc tron zapewniao kontakt z caoci mej domeny. Tak wic stawalimy si jednoci w naszej wiedzy, pieniarz i pie.

Liczny oddzia wdrowa skro mego oblicza. Postrzegaam czas inaczej ni miertelnicy, ale rozumiaam, e miny wieki od czasu, kiedy miao to miejsce po raz ostatni. W pewnej chwili miertelnicy przestali przychodzi. A przynajmniej nie dziao si to tak czsto jak ongi. I nigdy nie byo ich ju tak wielu.

We nie zostao ze mnie do pioszki, bym zidentyfikowaa wspomnienia Shivetyi z nadejcia Uwizionych, zanim jeszcze wpadli w puapk zastawion przez Duszoap. Dlaczego demon chcia, abym te wanie sceny ogldaa? Znaam t histori. Murgen kilkakrotnie mi j opowiada, chcc koniecznie, aby trafia do Kronik dokadnie w takiej formie, jakiej sobie zayczy.

Nie potrafiam w wyrany sposób wyczu osobowoci, w któ­rej zostaam zanurzona, jednak zdawaam sobie spraw z delikat­nej sugestii kacej mi porzuci ciekawo, zrezygnowa z pyta, przesta identyfikowa si z jednym punktem widzenia, pozwo­li, by z pka rozwin si kwiat. Powinnam wiksz uwag zwraca na zdolnoci Wujka Doja. W czasach takich jak te umiejtno odrzucenia wasnego ja moga okaza si uyteczna.

Czas zdecydowanie inaczej pyn dla demona. Ale próbowa dostosowa sw wizj do umysowoci efemerycznego miertel­nika, aby przekaza to, o co mu chodzi, aby dostarczy infor­macji, która okae si dla mnie uyteczna.

Obserwowaam wic ca przygod a po wielk i rozpaczliw ucieczk, w której ycie straci Kube, Wierzba za otrzyma szans przejcia do historii jako pionek w rkach za. Ale nie potrafiam tego zrazu poj, poniewa wszystko to byy wycz­nie blisze szczegóy wydarze znanych mi wczeniej w ogólnym zarysie.

Nie byam jednak kompletnie gupia. Wreszcie zaapaam. Pytanie to przyszo mi do gowy ju wczeniej, nie sdziam jednak, e ma warto decydujc. Teraz musz tylko doj troch do siebie, a przypomn sobie, e ju wczeniej je zada­waam.

Pytanie brzmiao nastpujco: co si stao z jedynym czon­kiem wyprawy, o którego losach nie mielimy pojcia? Niewia­rygodnie niebezpieczn zmiennoksztatn czeladniczk, Liz Deale Bowalk, zaklt w postaci czarnej pantery, któr na równi­n wwieziono w klatce, podobnie jak winiów Dugiego Cienia i Wyjca. W caym zamieszaniu gdzie si rozpyna. Murgen nigdy nie odkry, co si z ni stao. O czym zreszt wspomina.

Poznaam prawd. Prawd wedle Shivetyi.

Nie wszystkie mniej znaczce szczegóy stay si dla mnie cakowicie jasne. Shivetya mia kopoty z koncentracj na kon­kretnych momentach. Ale wychodzio na to, e klatka Bowalk zostaa uszkodzona podczas panicznej ucieczki braci Kompanii, którzy nie mieli do szczcia, by trafi do pola stay wraz z Uwizionymi.

Strach rodzi strach. Wielkiego paskudnego kota równie ogar­na panika. Siy i gwatownoci jej starczyo, by do koca zniszczy klatk. Wyrwaa si na wolno, równoczenie jednak mocno kaleczc ciao. Ucieka na trzech apach, z podkurczon lew przedni, któr opuszczaa na kamienie jedynie w wypadku najwyszej koniecznoci. Wtedy przeraliwie wya. Niemniej i tak potrafia biec szybko. Przed zmrokiem pokonaa prawie trzydzieci mil — wszake kierunek wybraa raczej przypad­kowo, najwyraniej nie zdajc sobie sprawy, i nie zmierza w stron domu, póki nie byo ju za póno.

Wówczas po prostu wybraa jedn z dróg i pobiega ni. A noc pewien niewielki bystry cie dogoni j tu przed kocem drogi. I zrobi to, co zazwyczaj robi nieoswojone cienie. Zaata­kowa. Kiedy zobaczyam, co si wówczas stao, prawie nie potrafiam uwierzy. Cie zrani panter, ale nie zabi jej. Wal­czya i zwyciya. Pokutykaa dalej. A zanim potniejsze cienie zdecydoway si dogoni j i dobi, przesza chwiejnie przez zrujnowan Bram Cienia, znikajc z oczu Shivetyi. Co oznaczao, e ostatni raz yw widziano j, kiedy wchodzia do wiata nie bdcego ani naszym wiatem, ani Krain Nieznanych Cieni. Pozostawao mie nadziej, e ta uszkodzona brama wydara z niej resztki ycia albo przynajmniej porania do tego stopnia, by nie moga w peni odzyska si, pona w niej nienawi bowiem równie mroczna jak ta, która z cieni czynia to, czym byy, jednak znacznie bardziej precyzyjnie ukierun­kowana. I wanie Kompania stanowia jej przedmiot.

Ten fragment „ja" pioszki, który nigdy ostatecznie nie zla si z polem percepcyjnym Shivetyi, zastanawia si, co te pomyli Kapitan, kiedy mu powiem, e Bowalk dotara przez przypadek tam, gdzie zamierzaa, a gdzie najwyraniej nie bya w stanie doj Kompania, mianowicie do Khatovaru.

„Ja" pioszki nie potrafio poj, dlaczego wieci te miayby by na tyle wane dla Shivetyi, by musia nawiedza moje sny, jednak sam fakt nie budzi wtpliwoci.

Znaczce musiay by take postacie Nef, owych wdrowców snów, których Murgen nazwa imionami: Washene, Washane i Washone.

Zanurzyam si wic gbiej w umys Shivetyi, odsuwajc na bok przeycia, jakie wzbudzio we mnie podanie za zmienno-ksztatn. W wikszym stopniu zjednoczyam si z demonem, ten za w gbszej jeszcze identyfikacji pogry si w równinie, sta si jeszcze bardziej czyst manifestacj woli wielkiej maszyny. Przed oczyma przemykay mi mgnienia obrazów, wspomnie zotych wieków pokoju, pomylnoci i owiecenia, które skro milczcego kamienia dotary do wielu wiatów. Byam wiadkiem przemijania dziesitków zdobywców. Widziaam odsony najbar­dziej staroytnych wojen, obecnie pamitanych tylko w mitolo­giach religii Gunni i Kamców czy nawet mojej wasnej — poniewa, bdc Shivety i w jednej chwili majc przed oczyma wszystkie czasy, nie potrafiam zamkn oczu na fakt, e wojna w Niebiosach — która wedle mej religii rzekomo miaa nastpi wkrótce po tym, jak Bóg stworzy ziemi i niebo, i która skoczya si strceniem Przeciwnika do otchani — zapewne stanowi echo tego samego boskiego boju, który inne mitologie zapamitay zgodnie z wasnymi upodobaniami wiatopogldowymi.

Przed wojn bogów bya równina. A przed równin byli Nef. Równina, wielka maszyneria, której wyobrania w kocu wydaa na wiat Shivety, Niezomnego Stranika i sug. Demon z kolei wyobrazi sobie Washene, Washane i Washone, podobnych do Nef. Te wdrujce po snach duchy budowniczych byy dla Shivetyi bogami. Istniay niezalenie od jego umysu, ale zalene byy od jego istnienia. Rozpyn si w nico, gdy on zniknie. A przecie nigdy nie chciay, by powoywano je do istnienia.

Dziwne. Znalazam si midzy ywymi wcieleniami rozmai­tych figur religii, w które przecie nie wierzyam. Oto miaam przed oczyma fakty, których fasz nakazywaa mi uzna moja wiara. Jeli zgodz si na nie, czeka mnie wieczne potpienie.

Jake okrutne sztuczki potrafi pata nam Przeciwnik. Ob­darzona zostaam inteligencj skonn do poszukiwa, do od­krywania wiata, zdobywania wiedzy. I obdarzona zostaam wia­r. A teraz weszam w posiadanie informacji, które nie pozwalay pogodzi faktów z wiar. Nie dysponowaam natomiast wtpliw moralnie zrcznoci kapanów, pozwalajc im jedna ze sob filozoficznie nieprzywiedlne kwestie.

By moe jednak nie okae si to konieczne. Prawda i rzeczywis­to na równinie zdaway si nabiera icie proteuszowego charak­teru. Zbyt wiele byo rozmaitych opowieci, w których wystpowali Kina, Shivetya oraz forteca w centrum równiny kamienia. By moe kada z opowieci bya prawdziwa, kada jednak w innym czasie.

Przemylenie te kwestii stanowio zadanie na miar kadzenia fundamentów teologii. A co, jeli moje przekonania byy ca­kowicie prawdziwe — ale jedynie w okrelonym czasie i tylko tam, gdzie sama si znajdowaam? Co wtedy? Jak to moliwe? Co std miaoby wynika?

Mogyby std wynika doprawdy przykre chwile w yciu przyszym — kara za osabienie czujnoci strzegcej przed herez­j. Kobieta moe mie wielkie trudnoci w dotarciu do Raju, ale z najwiksz atwoci moe zgotowa sobie miejsce w Al-Shiel.

97

— To musia by niele dajcy w tyek koszmar — powie­dzia Wierzba abd, który klcza obok mnie i potrzsa za rami, mimo i ju si obudziam. — Nie tylko chrapaa, ale jeszcze warczaa, jczaa i próbowaa rozmawia ze sob w trzech rónych jzykach.

— Jestem kobiet rozlicznych talentów. Kady ci to po­wie. — W otpieniu pokrciam gow. — Która godzina? Wci jest ciemno.

— Oto pokaz kolejnego talentu. Niczego nie da si ukry przed nasz staruszk. Warknam:

— Kapani i wite ksigi mówi nam, e Bóg stworzy czowieka na swój obraz, ja jednak czytaam wiele witych ksig... wczywszy dziea bawochwalców... i ani razu nie zna­lazam w nich wiadectwa, by posiada On poczucie humoru, a co dopiero by chtny artowa sobie, zanim na niebie roz-bynie cho rbek tarczy soca. Jeste zupenie chorym facetem, Wierzba abd. Co si dzieje?

— Ostatniego wieczoru powiedziaa, e powinnimy wcze­nie wyruszy. Sahra dosza wic do wniosku, e przygotowania najlepiej rozpocz, gdy tylko bdzie do wiata, by cokolwiek zobaczy. Abymy zeszli z równiny, majc przed sob jeszcze sporo dnia.

— Sahra jest mdr kobiet. Obud mnie, kiedy przyjdzie pora rusza.

— Wobec tego jest wanie najlepszy moment, by wstawa. Uniosam donie do oczu. wiata byo akurat tyle, abym moga je dostrzec.

— Zbiera si, ludzie. — Kiedy ju spora cz mego od­dziau bya na nogach, zebraam wszystkich, aby im wyjani, e kademu, który zosta w fortecy, ofiarowano wiedz przydatn w nadchodzcych czasach. — Shivetya wydawa si bardzo za­interesowany naszym sukcesem. Próbowa da nam to, co jego zdaniem moe si nam przyda. Niemniej, on myli strasznie wolno, a nadto tkwi w swym demonicznym wiatopogldzie i nie bardzo pojmuje, co znaczy jasne tumaczenie. Najprawdopodob­niej przekaza nam wiele takich rzeczy, z których zdamy sobie spraw dopiero wówczas, gdy trzeba bdzie o nich pomyle. Bdcie wic dla nas cierpliwi. Przez jaki czas moemy za­chowywa si nieco dziwnie. Ja ju mam problemy z przy­zwyczajeniem si do mojej nowej osobowoci. Gdziekolwiek spojrz, widz zupenie nowe rzeczy. W tej chwili jednak naj­waniejsze, to wydosta si z równiny. Naszych zapasów dalej nie sposób okreli innym sowem jak: ograniczone. Jak najszyb­ciej musimy sta si samowystarczalni.

Twarze, które potrafiam dostrzec w bladym wietle, zdradzay obaw o przyszo. Pies gdzie zawy. Niemowl Iqbala zakao na chwil, gdy Suruvhija odsuna je od jednej piersi, by przystawi do drugiej. Moim zdaniem dziecko trzeba byo przewin, ale przecie ja nie miaam adnych podstaw do wygaszania tego rodzaju opinii. adne z moich dzieci jak dotd jeszcze nie przyszo na wiat. A poza tym zrobio si ju troch za póno, by o to zadba.

Ludzie czekali, abym im powiedziaa co konkretnego. Bardziej skonni do rozmyla zastanawiali si z pewnoci, jakich te nowych kopotów naley si spodziewa po tym, jak dotarlimy tak daleko. abd móg mie racj. By moe w Krainie Nieznanych Cieni przypada wanie pora niw. A by moe pora skalpowania obcych.

Sama te nie potrafiam uporzdkowa myli. Tak czsto musiaam stawia czoo nieznanemu, e dostaam ju odcisków od dawionego w sercu strachu. Wiedziaam a za dobrze, e nic mi nie przyjdzie z niewczesnego zamartwiania si i uskarania, skoro i tak nie miaam zielonego pojcia, co nas czeka. Ale i tak si martwiam. Mimo i wedle nabytej podczas snu wiedzy zejcie z równiny bynajmniej nie musi oznacza natychmiastowej katastrofy.

Z pocztku chciaam wygosi mow podnoszc na duchu, potem jednak zrezygnowaam z tego pomysu. Nikomu na tym nie zaleao. Nawet mnie samej.

— Wszyscy gotowi? A wic ruszamy.

Wymarsz zabra mniej czasu, ni sdziam. Wikszo moich braci w ogóle nie zatrzymaa si, aby mnie wysucha do koca, przewidujc, e oprócz starej bajeczki nie bd miaa nic wicej do powiedzenia. Odeszli, by zaj si przygotowaniami do wy­marszu. Zwróciam si do abdzia:

— Sdz, e opowieci zaczynajce si od sów: „W owym czasie Kompania..." sprawdzaj si znacznie lepiej po kolacji i caym dniu cikiej pracy.

— W moim wypadku na pewno. Jeszcze lepiej, kiedy mam pod rk co do picia. A ju zupenie potrafi mnie poruszy, gdy mog si pooy do óka.

Przez czas jaki wdrowaam razem z Sahr, próbujc od­wiey nasz przyja i zagodzi narastajce midzy nami napicie. Ona jednak nie pozwolia sobie nawet na odrobin swobody. Nie minie przecie wiele czasu, nim bdzie musiaa po raz pierwszy od pitnastu lat spojrze w oczy swego ma. Nie miaam pojcia, jak ca rzecz uczyni dla niej atwiejsz.

Potem przez godzin maszerowaam z Radish. J równie trawia niepewno. Upyno jeszcze wicej czasu, od kiedy jej stosunki z bratem pozbawione zostay resztek osobistego charak­teru. Jednakowo zachowaa poczucie rzeczywistoci.

— Nie mam nic, co mógby mi odebra, nieprawda? Wszyst­ko ju straciam. Najpierw na rzecz Protektorki, przez moj wasn lepot. Potem ty porwaa mnie z Taglios i ograbia nawet z nadziei na odzyskanie nalenego mi miejsca.

Zao si z tob o co, Ksiniczko. Zao si, e ju wspominana jeste jako matka zotego wieku. — To z pewnoci rozsdne proroctwo. Przeszo zawsze wyglda dobrze tam, gdzie teraniejszo jest sta niedol. — Nawet jeli Protek­torka nie dotara jeszcze do stolicy. Kiedy ju osiedlimy si, zadaniem pierwszej misji, jak wyprawi z powrotem, bdzie zaniesienie Taglios wiadomoci, e ty i twój brat yjecie, jeste­cie naprawd wciekli i wracacie.

— Wszyscy chyba nicie — odrzeka Radisha.

— Nie chcesz wróci?

— Czy pamitasz obelgi, jakimi drczya mnie kadego dnia? Rajadharma?

Jasne.

— To, czego ja chc, nie ma znaczenia. To, czego mógby zechcie mój brat, jest równie niewane. On mia swoje przy­gody. Teraz ja bd miaa moje. Rajadharma ogranicza nas mocniej, nili zdolne byyby najcisze okowy. Rajadharma bdzie wzywa nas z powrotem przez niezliczone mile, póki wci jeszcze bdziemy oddycha, przez wszystkie niemoliwe miejsca, przez wszystkie miertelne niebezpieczestwa i niepraw­dopodobne byty. Ty nieustannie przypominaa mi o moich zobowizaniach. By moe dziki temu udao ci si stworzy potwora zdolnego do walki z t, która mnie pozbawia wadzy. Rajadharma staa si moj wad, pioszka. Staa si moim irracjonalnym przymusem. Dalej id za tob tylko dlatego, e rozum nalega, a mimo i w ten sposób z kad chwil oddalam si od Taglios, wiem, e jest to wszak najkrótsza droga ku memu przeznaczeniu.

— Pomog ci, jak tylko bd moga. — Jednak nie powic Kompanii. Wci musiaam obudzi Kapitana i Porucznika, i mu­siaam spojrze im w oczy. Ruszyam dalej ku przodowi kolum­ny. Pragnam jeszcze raz zobaczy si z Mistrzem Santaraksit, na jak chwil zatraci si w grze intelektualnych spekulacji. Ostatnimi czasy horyzonty mylowe bibliotekarza znacznie si poszerzyy.

— Spioszka...

— Radisha?

— Czy Czarna Kompania uznaje sw zemst za dostateczn? Zabralimy jej wszystko prócz mioci ludu. A nie bya z kobiet.

— W moich oczach do odkupienia brakuje jeszcze jednego drobnego gestu. Chc, eby przeprosia Kapitana, gdy tylko dojdzie do siebie na tyle, by wiedzie, co si dzieje.

Zobaczyam, jak jej usta si zacisny. Ona i jej brat nie uwaali si za niewolników wymogów wasnej pozycji bd kasty, dalej jednak... przeprosi obcego najemnika?

— Jeli to konieczne, niech tak bdzie. Mam ograniczone moliwoci wyboru.

— Woda pi, Radisha. — Przyczyam si do Suvrina i Mist­rza Santaraksity, po drodze powicajc kilka minut czarnemu ogierowi. Niós Jednookiego, który wprawdzie oddycha, ale poza tym nie bardzo przypomina ywego czowieka. Miaam nadziej, e to tylko starczy sen nadaje mu ten wygld. Ko wydawa si miertelnie znudzony. Przypuszczam, e te mia ju do przygód.

— Mistrzu. Suvrin. Moe przypadkiem odnalelicie w swych gowach jakie wspomnienia, których nie mielicie, wkraczajc na równin?

Zaiste odnaleli. Santaraksit wicej ni Suvrin. Dary Shivetyi zdaway si dostosowane do indywidualnych potrzeb. Mistrz Santaraksit zacz opowiada mi kolejn wersj mitu Kiny oraz tumaczy zwizki czce Shivety z Królow mierci i Znisz­czenia. Ta legenda przedstawiona bya z punktu widzenia demona. Niewiele z niej mona byo si dowiedzie nowego, po prostu proponowaa odmienn interpretacj wpywu, jaki róne postaci miay na znane wydarzenia, ostatecznie obciajc Kin win za mier ostatnich kilku budowniczych.

W tej wersji Kinie przypada rola otra o czarnym sercu, podczas gdy Shivetya mieni si jednym z wielkich nieznanych bohaterów, zasugujcych w mitycznej hierarchii na miejsce znacznie bardziej poczesne, nili mu przypado. Co oczywicie mogo by prawd. Poniewa w adnych innych mitologiach nie zostawiono dla waciwie adnego miejsca. Nikt poza równin nigdy o nim nawet nie sysza. Zaproponowaam wic:

— Kiedy ju wrócisz do Taglios, Mistrzu, moesz zdoby sobie niema saw, interpretujc mity sowami istoty, która ya w czasach, kiedy je tworzono.

Santaraksita umiechn si ponuro.

— Przecie sam wiesz lepiej, Dorabee. Mitologia jest jedyn dziedzin, w której nikt nie dy do poznania prawdy absolutnej, poniewa jej wielkie symbole dopiero czas musia uku z pier­wotnych surowców staroytnych wydarze. Trzeba czasu, by prozaiczne znieksztacenia faktów zdyy si przeksztaci w prawdy dostpne oczom duszy.

Mia racj. W religii literalna prawda jest nieomal pozbawiona wartoci. Prawdziwi wierzcy bd zabija i niszczy, byle tylko uchroni swe faszywe wierzenia.

I taka bya prawda, na której mona zawsze polega.

98

Powoli uniosam gow, aby spojrze przez krawd równiny na Krain Nieznanych Cieni. Wierzba abd podpez od mojej prawej strony. Te patrzy. Po lewej Rzekoaz. Rzeka powiedzia:

— Niech mnie diabli wezm. Przytaknam.

— Moesz na to liczy. Doj. Gota. Chodcie i popatrzcie. Moe kto sprowadzi Jednookiego? — May czowieczek po raz pierwszy odezwa si mniej wicej godzin temu. Odzyska chyba czciowy przynajmniej kontakt ze wiatem rzeczywistym.

Skinam na bia wron. Ten cholerny stwór wyda nas, jeli bdzie sobie tak beztrosko kry nad naszymi gowami.

— Komu wyda? — zapyta abd. — Nie widz tu niko­go. — Najwyraniej znowu mylaam na gos. abd odsun si, eby Doj móg popatrze z miejsca obok mnie.

Doj uniós gow. Zamar. Po jakich pitnastu sekundach odchrzkn znaczco.

Dopiero Gota powiedziaa na gos:

— To jest to samo miejsce, z którego wyszlimy. Poprowa­dzia nas dookoa, ty gupi Kamienny onierzu.

Na pierwszy rzut oka faktycznie wydawao si, e ma racj. Tylko:

— Spójrzcie na prawo. Nie zobaczycie ladu Przeoczenia. Bo nigdy go tu nie byo. A Kiaulune niczym nie przypomina Nowego Miasta. — Nigdy nie widziaam Kiaulune, zanim stao si Puap­k Cienia, wtpiam jednak, by te ruiny przypominay bodaj stare miasto. — Dajcie tu Suvrina. On moe wiedzie.

Nie przestawaam si rozglda. Im duej patrzyam, tym wicej rónic rzucao si w oczy. Doj wreszcie powiedzia:

— Tutaj wida znacznie mniej ladów ludzkiej rki. I ludzie odeszli std dawno temu. — Tylko uksztatowanie terenu byo identyczne.

— Jakby sprzed wszystkich trzsie ziemi, co sdzisz? — To, co w moim wiecie byo krain rolników z trudem wyrywajcych ziemi plony, tutaj zdawao si znacznie lepsz gleb, jednak opuszczon od co najmniej dwudziestu lat. Porastay j krzaki, dzikie jeyny i cedry, jednak w zasigu wzroku nie sposób byo znale wikszych drzew, wyjwszy te, które rosy w równych rzdach, oraz te, które byy na tyle oddalone, e maloway podnóa Dandha Presh ciemn, niemal czarn zieleni.

Przyby Suvrin. Zadaam mu kilka pyta. Odpowiedzia:

— Naprawd wyglda tak samo, jak wedle ludzkiego gadania wygldao Kiaulune przed przybyciem Wadców Cienia. Gdy moi dziadkowie byli jeszcze dziemi. Miasto zaczo si rozras­ta dopiero wówczas, gdy Dugi Cie postanowi wznie Prze­oczenie. Tylko e tutaj w dole nie ma nic prócz ruin.

— Spójrz na Bram Cienia. Jest w lepszym stanie ni na­sza. — Aczkolwiek wcale nie wygldaa, jakby kto o ni szczególnie dba. Trzsienia ziemi na ni te wywary swój wpyw. — Nietrudno ustali jej pooenie. A ju si baam, e zanim za pomoc sznurów i kolorowej kredy wyznaczymy tras bezpiecz­nie pozwalajc przez ni przej, zaczniemy godowa.

Kilku ludzi przynioso Jednookiego i usadzio midzy nami. Sylwetki odcinay si na tle nieba. Moje narzekania na nic si nie zday. Z drugiej jednak strony, pod Bram Cienia nie zma­terializoway si adne chciwe krwi hordy, a wic by moe ostatecznie przed nikim nie zdradzili naszej obecnoci.

— Jednooki. Wyczuwasz co tam w dole?

Nie miaam pojcia, czy w ogóle zechce odpowiedzie. Wy­glda, jakby znowu spa. Policzek skoni na pier. Ludzie ustpili mu miejsca, poniewa w takich wanie chwilach zwyk dokazywa w nieprzyjemny sposób sw lask. Jednak po kilku sekundach uniós gow, otworzy oczy i wymamrota:

— Miejsce, gdzie bd móg spocz w spokoju. — Wiatr, który nieprzerwanie towarzyszy nam na równinie, omal nie porwa jego sów. — Miejsce, gdzie wszelkie zo umiera nie koczc si mierci. adne paskudztwo nie krci si tam w dole, Dziewczynko.

Uwaga Jednookiego podekscytowaa wszystkich, którzy towa­rzyszyli mu podczas jednego z ostatnich wystpów. Dalsi ludzie swobodnie pokazywali si wszystkim, którzy chcieliby ich z dou zobaczy. Inni jeszcze wyranie uznali, e nic nie stoi na prze­szkodzie, bymy od razu popdzili na dó wielk nieuporzd­kowan haastr.

— Kendo! — zawoaam. — Poroniony! Niech kady wemie szeciu ludzi. Przejdcie przez bram. W penym rynsztunku, bambusy równie. Poroniony, ty po prawej stronie drogi. Kendo, wemiesz lew. Bdziecie nas osania, kiedy wszyscy prze­kroczymy bram. Rzeka, zostajesz w odwodzie. Wybierz dzie­siciu ludzi i zaczekaj na obszarze Bramy Cienia. Jeli nic si nie stanie, pozostaniesz tam jako tylna stra.

Wyszkolenie i wpojona dyscyplina wziy gór. Najwysze ich normy stanowi najsilniejsz bro Kompanii. Waciwie uyte, staj si równie najbardziej miercionon. Dyscyplin próbujemy zaszczepia rekrutom od pierwszych dni po zacig­niciu, wraz ze zdrowym brakiem zaufania do caej reszty wiata.

Po to, aby instynktownie wiedzieli, jak postpowa w takiej sytuacji.

Zbocze dzielce skraj powierzchni równiny od Bramy Cienia wydawao si cign caymi milami. Schodzc po nim bez sztandaru, czuam si, jakbym bya zupenie naga. Musia za­stpi mnie Tobo, który niós zoty kilof. Powiedziaam jednak:

— Nie przyzwyczajaj si za bardzo do tej roboty, chopcze. By moe, kiedy ju obudzimy Kapitana i Porucznika, tylko to dla mnie zostanie. Albo nawet i nie, jeli twój ojciec zechce obj z powrotem wszystkie swe funkcje.

Kolejne próby dowiody szybko, e aby zej z równiny, niepotrzebny jest aden klucz. Jednak podczas pokonywania bramy czuo si askotanie i mrowienie.

Pierwsz rzecz, która uderzya mnie na zewntrz, bya ostra mieszanina woni sosny i szawi. Na równinie prawie nie czuo si zapachów. Potem zdaam sobie spraw, jak bardzo jest ciepo. wiat by znacznie gortszy nili równina. Tutaj bya wczesna jesie... jak obiecano, Wierzba. Jak obiecano.

Kendo i Poroniony dalej szli na czele swych pododdziaów, osaniajc nasz pochód. Kolejni ludzie przechodzili przez bram. Kazaam si usadzi na grzbiecie czarnego ogiera, aby mie lepszy widok. Co oznaczao z kolei, e kto musia nie Jedno­okiego. Powiedziaam do Sahry:

— Obejrzyjmy te ruiny. — Chciaam doda co jeszcze na temat tego, e dostarcz pewniejszego schronienia, kiedy Kendo Rzenik co krzykn.

Spojrzaam w stron, któr wskazywa. Trzeba byo ostrego wzroku, by ich zobaczy. Starcy powoli wspinajcy si pod gór mieli na sobie szaty niemal dokadnie tej samej barwy co po­wierzchnia drogi i ziemia za nimi. Byo ich piciu. Przygici do ziemi, poruszali si niezwykle mozolnie.

— A jednak zdradzilimy swoj obecno. I kto patrzy. Doj!

Marnowanie sów. Mistrz Miecza ju kierowa si w dó stoku. Tobo i Gota szli tu za nim, co nieszczególnie poprawio stan nerwów Sahry. Pobiegam za nimi, schwyciam chopaka.

— Ty zostajesz.

— Ale, pioszka!

— Chcesz si kóci z Popochem i Iqbalem?

Nie mia ochoty na kótni z potnie zbudowanymi Shadar.

A ja nie chciaam si kóci z Trollic. Pozwoliam jej pój. Tak czy siak, jej obecno moe wywrze wiksze wraenie ni Doja. On by tylko zwykym staruszkiem z mieczem. Ona za paskudn staruch o jadowitym jzorze.

Poprawiam przy pasie poszczerbiony, stary miecz. Z pewno­ci bdzie musia dokona prawdziwych cudów, jeli tamtym uda si pobi Wujka Doja. Potem sama ruszyam w dó zbocza. Sahra sza obok mnie.

Starcy w brzach patrzyli na Doja i Got. Doj i Gota patrzyli na nich. Tych piciu wygldao jak ulepionych z tej samej gliny: przysadzici, krpi i niesamowicie wiekowi.

Jeden z tubylców powiedzia wreszcie co bardzo szybko, jego sowa zleway si ze sob. Rytm by dosy niezwyky, jednak niektóre wyrazy brzmiay w odlegy sposób znajomo. Podchwy­ciam fraz: „Synowie Umarych". Doj odpowiedzia dug prze­mow w Nyueng Bao, wczajc do niej wyraenia: „Kraina Nieznanych Cieni" oraz „Wszelkie Zo Umiera Tam Nie ko­czc si mierci". Starcy wydawali si niezwykle skonster­nowani jego wymow, najwyraniej jednak potrafili bez trudu rozpozna te wyraenia, bowiem natychmiast zapanowao wród nich wyrane wzburzenie. Nie potrafiam jednak powiedzie, czy naley je rozumie jako objaw dla nas korzystny, czy te prze­ciwnie.

Matka Gota zacza mamrota jak inkanatacj, która obej­mowaa midzy innymi „Wzywanie Ziemi i Niebios, Dnia i No­cy", co jeszcze bardziej podekscytowao tamtych.

Sahra powiedziaa:

— Najwyraniej jzyk bardzo si zmieni od czasu, kiedy Synowie Umarych opucili te strony.

Starcy zaczli teraz bezadnie gada jeden przez drugiego, wszyscy chyba zadawali kolejne pytania, na które Doj jednak nie umia odpowiedzie.

Sahra cigna dalej:

— Najwyraniej martwi si bardzo o kogo, kogo okrelaj mianem „ten diabelski pies Merika Montera". Jak równie o ucznia potwora, domniemanego przyszego Wielkiego Mistrza. Najwyraniej ich dwóch równoczenie wypdzono na wygnanie.

— Merika Montera to moe by Dugi Cie. Wiemy, e by czas, kiedy posugiwa si imieniem Maricha Manthara Dhum-raksha. To on wysa emisariusza, Ashutosha Yaksh, aby ten y wród Nyueng Bao, co ostatecznie miao zaowocowa zdo­byciem tego Klucza, który przynielimy ze sob. Tego zotego kilofa.

Wujek Doj zaja mnie.

— pioszka, ci starzy ludzie nie mówi ani po tagliasku, ani po dejagorasku, niemniej mog rozpozna nasze wersje imion, których boj si i nienawidz jak cholera. W tej chwili próbuj wydusi ze mnie, co wiem na temat niejakiego Achoesa Tosiak--shaha. Brzmi to troch, jakby chodzio o Dugiego Cienia i Wirujcego Cienia. Przed wygnaniem byli chyba ostatnimi z rasy obcych czarowników, którzy niewolili przodków tych tutaj ludzi... dziki swym zdolnociom wzywania morderczych cieni z równiny.

— Dziwisz si? Wzili swoje kramiki ze sob. Powiedz tym facetom wszystko, co chc wiedzie. Powiedz im prawd. Po­wiedz im, kim jestemy i o co nam chodzi. I co ju zdylimy zrobi ich kumplom, Dugiemu oraz Wirujcemu Cieniowi.

— Lepiej zdoby troch wicej informacji na ich temat, zanim staniemy si zupenie sodziutcy. Mdrzej.

— Nie oczekuj od ciebie, by ama nawyki caego ycia.

Doj lekko skin gow, równoczenie umiechajc si nie­znacznie. Odwróci si do starych ludzi i zacz mówi. W trakcie przekonaam si, e mój Nyueng Bao znacznie si poprawi. Nie miaam adnych kopotów z wyowieniem w tym monologu ani „Kamiennego onierza", ani „onierza Ciemnoci". Twarze tubylców co raz zwracay si w moj stron, zdradzajc rosnce zaskoczenie.

Sahra powiedziaa:

— Oni s czym w rodzaju mnichów. Czekaj na przybycie Synów Umarych. Na oczekiwaniu opiera si regua ich zakonu. Nasi przodkowie mieli wróci cae wieki temu, prowadzc ze sob pomoc. Dawno ju stracili nadziej, e kto wreszcie przyj­dzie.

— A zwaszcza nie spodziewali si kobiet, co?

— To ich zdumiewa. A widok abdzia zadziwia ich jeszcze bardziej. Ich dowiadczenia z biaymi diabami nie okazay si szczególnie budujce.

Dokadnie w tej samej chwili biaa wrona musiaa oczywicie zacz koowa nad gowami, a po chwili wyldowaa na mym ramieniu. A wielki czarny ogier z pomarszczonym i skurczonym jedcem na grzbiecie te podszed, chcc we wszystko wsadzi swój nos. W miar jak pogaduszki, w których wci przewijay si sowa: „Kamienny onierz", „onierz Ciemnoci" i „Nie­zomny Stranik", nabieray rozpdu, reszta oddziau gnana cie­kawoci podchodzia coraz bliej. Zanim si zorientowaam, ju zobaczyam Tobo, Popocha, Iqbala i Suruvhij oraz ich przy­chówek, psa... i nagle w uszach rozbrzmieway mi ju tylko pytania, gdzie rozbijemy obóz i co mamy zrobi z Uwizionymi...

— Syszysz te pytania? — zapytaam Doja.

— Sysz. Wydaje mi si, e moemy zaj ca dolin. Przynajmniej na jaki czas. Póki nie wyprawi posaców do wadz tego wiata. W kocu i tak musz do nas przyby waniejsi gocie. Do tego czasu, przynajmniej na ile ich rozumiem, mo­emy sobie rozbi obóz, gdziekolwiek zechcemy. Ten dialekt jest nieco zwodniczy, lepiej wic uwaa.

Kilkanacie par oczu nalecych do weteranów ledzio dolin, poszukujc stanowisk najlepiej nadajcych si do obrony. Nie trzeba byo wielkiego wysiku, aby je zidentyfikowa. Byy takie same jak te, które zapamitalimy z Wojen Kiaulunaskich.

Nie mogam si nie zastanawia, czy wszystkie poczone ze sob wiaty bd tak samo znajome jeli chodzi o rzeb terenu.

Wskazaam wybrane miejsce. Nikt nie protestowa. Popoch i Singhowie popieszyli je obejrze z bliska, towarzyszyo im kilkunastu ludzi uzbrojonych po zby. aden z piciu starych mnichów nie zaprotestowa. Wydawali si tylko zamyleni i zdu­mieni.

Takim to sposobem Czarna Kompania, zamiast do legendar­nego Khatovaru, dotara do Krainy Nieznanych Cieni. Tam osiada i zacza odzyskiwa siy. Tam te sowami zapeniaam karty kolejnych ksig, kiedy tylko nie dowodziam ekspedycj wysan, by uwolni reszt moich uwizionych braci — a nawet diabelskiego psa, Merik Monter, którego naleao powtórnie doprowadzi przed oblicze sprawiedliwoci, tym razem znacznie mniej askawej nili tamta, co zaowocowaa jego wygnaniem. Prawnuki jego byych niewolników w ogóle si go nie obawiay.

Na wyrane danie Pani uzyskaam dla niego odroczenie wykonania kary, aby pomóg w szkoleniu Tobo. Zawieszenie miao trwa tak dugo, póki zadowalajco wywizuje si ze swoich obowizków i ani chwili duej. Starzy mnisi, równie maomówni jak ich kuzyn Doj, zgodzili si, e Tobo powinien otrzyma stosowne nauki, jednak nigdy mi nie zdradzili racji kierujcych ich decyzj.

W której z minionych epok Krain Nieznanych Cieni nawie­dzia istna plaga wychudzonych, bladych indywiduów z rasy Dugiego Cienia. Byli to najedcy z innego wiata. Nie przy­prowadzili ze sob swoich on. Czas nie okaza si dla nich askawy.

I tak to byo. Tak to byo.

onierze yj. I zastanawiaj si, dlaczego.

Jednooki przey jeszcze trzy lata, nkany kolejnymi atakami, po kadym powoli dochodzc do siebie. Rzadko kiedy jednak opuszcza dom, który wznielimy dla niego i Goty. Zazwyczaj pracowa uporczywie nad swoj czarn wóczni, podczas gdy Gota krztaa si po domostwie i zrzdzia. On jej odszczekiwa. Nawet na moment nie przesta si troszczy o wyksztacenie Tobo.

Po raz kolejny Tobo mia a nadto rodziców wokó siebie, zarówno prawdziwych, jak i przybranych.

Uczy si u Jednookiego, uczy si u Pani, uczy si u Dugiego Cienia i Mistrza Santaraksity, u Radishy i Prahbrindranaha Draha, a take u mistrzów przybranego wiata. Studiowa ciko, dobrze i wytrwale, znacznie wicej, nili miaby na to ochot. Okaza si jednak bardzo utalentowany. Mia w sobie to, co zobaczya w wizji jego prababka Hong Tray.

Wszyscy uwizieni powrócili do nas, wyjwszy tych, którzy stracili ycie pod równin, jednak nawet najlepsi z nich — Murgen, Pani, Kapitan — byli jacy dziwni, gboko odmienieni.

Naznaczeni. Ale nas równie ycie zmienio nie na arty. Tote nawet ci z nas, których tamci zapamitali, zdawali si w ich oczach prawie obcy.

Do gosu doszy nowe porzdki.

Tak by musi.

Którego dnia znowu pokonamy równin.

Woda pi.

Jak na razie po prostu odpoczywam. I folguj potrzebie pisa­nia, wspominajc tych, co polegli, zastanawiajc si, jakimi te dziwnymi drogami toczy si wiat, próbujc wydedukowa, we­dle jakich te osobliwych zamysów Boga dobrzy musz umiera modo, podczas gdy niegodziwcom wiedzie si wietnie; prawi ludzie potrafi dopuszcza si najwikszego za, li za ukazuj niekiedy zupenie niespodzianie oblicze pene czowieczestwa.

onierze yj. I zastanawiaj si, dlaczego.

99

Wielki Genera wyruszy na poudnie przez Dandha Presh w kilka chwil po tym, jak Protektorka zostawia go, by samej porusza si szybciej. W konsekwencji dokadnie tydzie póniej spotka Duszoap na poudniowym stoku przeczy. Nieustannie mówia do siebie rozgwarem gosów, przynajmniej kiedy bya przytomna, natomiast bekotaa niewyranie wieloma jzykami podczas snu. Mogabie wydawao si, e na obliczu Córki Nocy pojawio si podszyte ironi zadowolenie, na moment przedtem nim stracia przytomno z wyczerpania.

— Zabij ich — nalega Mogaba w chwilach, kiedy udawao mu si porozmawia z Duszoap na osobnoci i mia wraenie, e ona go sucha. — Nic ci z nich nie przyjdzie, prócz kopotów, i nic nie zyskasz, trzymajc ich przy yciu.

— Moe masz racj. — Gos Protektorki by teraz chytry. — Ale jeli bd dostatecznie bystra, moe uda mi si dziki dziewczynie podczy do mocy Kiny w taki sposób, jak to zrobia moja siostra.

— Jeli istnieje cho jedna rzecz, jakiej nauczyem si w y­ciu, rzecz warta przynoszonych przez ni niedoli i rozczarowa, to fakt, i nie naley polega na wasnej bystroci. Teraz jeste u szczytu potgi. Zabij ich, póki jeszcze moesz. Zabij ich, nim znajd sposób, by przechyli szal wagi. Niepotrzebna ci adna dodatkowa moc. Nie ma nikogo na tym wiecie, kto mógby rzuci ci wyzwanie.

— Zawsze jest kto taki, Mogaba.

— Zabij ich. Z pewnoci nie wahaliby si ani sekundy, gdyby chodzio o ciebie.

Duszoap podesza bliej do Córki Nocy, która nawet nie drgna od czasu, gdy stracia wiadomo.

— Moja kochana, sodziutka siostrzenica na pewno nie zrobi mi nic zego. — Gos, który teraz wybraa, mógby nalee do naiwnej czternastolatki, odpowiadajcej na zarzut, e jej dwu­dziestopicioletniego kochanka interesuje w niej tylko jedna rzecz. Potem rozemiaa si z okruciestwem i zoliwie kopna Córk Nocy. — Pomyl tylko o tym, suko, a upiek ci i zjem, po kawaku. A mimo to zadbam, by ya dostatecznie dugo, aby obserwowa najpierw mier twojej matki.

Wielki Genera ani drgn, nie poczyni te adnej uwagi. Z jego twarzy nie sposób byo nic wyczyta, nie byo w stanie dokona tego nawet bystre spojrzenie Duszoap. Jednak w gbi serca, które powoli ogarniaa rozpacz, poj, e znowu sprzymie­rzy si z istot ostatecznie i nieprzewidywalnie szalon. I znowu nie mia przed sob adnej innej moliwoci, jak tylko trzyma si grzbietu tygrysa. Zauway wic tylko:

— By moe powinnimy jako zabezpieczy nasze umysy przed wizyt Królowej Przeraenia i Mroku.

— Nie martw si tym, Generale. Jestem przecie profesjona­listk. — Tym razem mówia tonem penej poczucia wasnej wartoci maej myszki na urzdzie. Zmieni si on szybko w konwersacyjny gos modej kobiety wiadomej wasnej wartoci, gos, który — jak podejrzewa Mogaba — móg by przyrodzo­nym gosem Duszoap. Przypomina bowiem do zudzenia gos jej siostry, Pani. — Przez ostatni tydzie nie robiam nic innego, jak tylko opatrywaam moje pcherze i mylaam. Wymyliam cudowne nowe udrki, jakie mogam zada Czarnej Kompanii... ale teraz jest ju zbyt póno, by ucieszyy me oczy. Czy nie zawsze wszystko tak si wanie dzieje? Zawsze udaje ci si wymyli najcelniejsz ripost mniej wicej godzin po tym, kiedy mogaby jeszcze czemu posuy. Jak przypuszczam, znajd sobie innych wrogów, tak wic moje pomysy nie zmar­nuj si. Jednak wikszo czasu powiciam na zastanawianie si, jak ukra cz mocy Kiny. — Nie czua ladu strachu przed otwartym wzywaniem imienia bogini. — To si da zrobi.

Córka Nocy poruszya si lekko. Minie jej ramion napiy si. Na krótk chwil uniosa wzrok. Na jej twarzy odmalowa si wyraz niepewnoci, wrcz zmartwienia.

Po raz pierwszy w yciu pozbawiono j kontaktu z duchow matk. Trwao to ju od kilku dni. Co zego si dziao. Dziao si co nieopisanie zego.

Duszoap zmierzya wzrokiem Narayana Singha. Z tego starca nie bdzie ju wicej poytku. Dostarczywszy go do Taglios, bdzie tam moga na nim wypróbowa nowe mczarnie przed stosownie dobran publicznoci.

— Generale, jeli wdam si w jedn z tych niekoczcych si dygresji mylowych, które tak czsto mnie trapi, chc eby przywoa mnie do rzeczywistoci i uwiadomi stan spraw nie-cierpicych zwoki. Najwaniejsza jest budowa imperium. W wo­lnym czasie za — nowe dywany latajce. Wiem do o se­kretach Wyjca, eby sobie z tym poradzi. W cigu ostatniego tygodnia uwiadomiam sobie, e nie potrafi odnale w sobie choby odrobiny upodobania do wicze fizycznych.

Duszoap znowu szturchna Córk Nocy, potem usiada na spróchniaej kodzie i zzua buty.

— Mogaba, nie mów nigdy nikomu, e widziae, jak naj­wiksza czarownica wiata przez czas jaki kulaa, bo nie umiaa poradzi sobie z czym równie banalnym co pcherze na stopach.

Narayan Singh, który chrapa dotd nieregularnymi spazmami, wsta nagle, wpi si w prty swej klatki i z twarz wykrzywion przeraeniem, cakiem niemale poblad, krzykn:

— Woda pi! — wydar si. — Thi Kim! Thi Kim nad­chodzi! — A potem znowu niewiadomy zapad w odrtwienie, chocia jego ciaem wci targay niekontrolowane drgawki.

Duszoap warkna cicho:

— Woda pi? Jeszcze zobaczymy, na co sta umarych. — Przecie wszyscy ju odeszli. Teraz ten wiat nalea ju tylko do niej. — Co jeszcze powiedzia?

— Co, co brzmiao niczym imi Nyueng Bao.

— Mhm. Ale to nie byo imi. To byo co o mierci. Albo o morderstwie. Thi Kim. Nadchodzi. Hm. Moe to jaki pseudo­nim? Wdrowny morderca? Powinnam lepiej pozna ten jzyk.

Zauwaya jeszcze, e Córk Nocy wstrzsaj dreszcze bar­dziej jeszcze przemone ni drgawki Narayana Singha.

Wiatr zawodzi i wyje, szarpic szponami lodu. Tucze si z wciekoci o mury bezimiennej fortecy, do której jednak tej nocy ani gromy, ani burza nie maj wstpu. Istota siedzca na drewnianym tronie jest odprona. I bdzie tak wygodnie od­poczywa przez noc trwajc lata cae, noc pierwsz w dugim tysicleciu. Srebrne sztylety nie stanowi ju powodów do nie­pokoju.

Shivetya pi i ni sny o kocu niemiertelnoci.

Wcieko zgrzyta poród kamiennych kolumn. Cienie umy­kaj. Cienie kryj si. Cienie tul si do siebie w przeraeniu.

Niemiertelno jest zagroona.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Glen Cook Woda Spi
8 Glen Cook Woda Spi
Cook Glen Garret Ponure mosiężne cienie
1 Cook Glen Czarna Kompania
Cook Glen Gorzkie ZĹ‚ote Serca
Cook Glen Zolnierze zyja
Cook Glen Garret Stare cynowe smutki
Cook Glen ?tektyw Garret 2 Gorzkie Zlote Serca
Cook Glen Garret Gorzkie złote serca
Cook Glen ?tektyw Garret 4 Stare Cynowe Smutki
Cook Glen ?tektyw Garret 6 Czerwone Zelazne Noce
Cook Glen A Imie Jej Ciemnosc
Cook Glen Gorzkie zlote serca
Cook Glen Gry Cienia
Cook Glen Cien w ukryciu
Cook Glen IG06 Dojrzewa wschodni wiatr
Cook Glen DG Slodki srebrny blues

więcej podobnych podstron