Śmiało mogę powiedzieć, że dziś przez nasz dom przetoczyła się burza z piorunami. Nie wiem, co się stało, ale byliśmy dziwnie rozdrażnieni. Wszystko zaczęło się od powrotu taty z pracy. Był zły - nie wiadomo dlaczego. Najgorsze jest to, że wcale nie chciał się do tego przyznać. No, ale ja już swoje wiem. Zresztą, kto, jak kto, ale dzieci natychmiast wyczuwają humory rodziców. Moje przypuszczenia potwierdziły się podczas obiadu. Tatuś był wyjątkowo nierozmowny. Na niektóre pytania Marty odpowiadał, że jest zmęczony. Całe to zmęczenie - minęło jednak zaraz po wejściu do warsztatu. Już po chwili usłyszałem:
Kto ruszał moje narzędzia?
Nie mam pojęcia - odpowiedziała mama, nie odrywając się od przygotowań do podwieczorku.
- Kubaa... proszę o klucz numer 15! - powiedział tak, że poczułem zimno na plecach.
„Ciekawe, skąd wie, że tam byłem?" - pomyślałem. „Przecież wszystko odłożyłem na swoje miejsce". - Kubaa! - powtórzył nieco głośniej.
- Zaraz, wkładam buty - odpowiedziałem, zastanawiając się, co do licha mogłem z nim zrobić? Z sercem na ramieniu wszedłem do warsztatu, prosząc
Korneliusza, „żeby klucz leżał na swoim miejscu".
- „Piętnastka"? Już podaję... - serce zabiło mi mocniej, kiedy zobaczyłem, że
zostało tylko miejsce po „15". - Tatuś dzisiaj tu coś robił? - naiwnie zapytałem.
- Nie, Kubusiu. Nic tutaj ani dziś, ani wczoraj nie robiłem. A ty?
- Ja? - zająkałem się. Potrzebowałem na chwilkę tylko mały śrubokręt, o ten, z czerwoną rączką - wskazałem na narzędzie leżące po prawej stronie skrzynki. - Pożyczyłem na chwilkę i zaraz zwróciłem.
Ciekaw jestem w takim razie, gdzie podziała się „piętnastka"?
Mnie to też zainteresowało - ożywiłem się.
Kuba, jeśli w ciągu dziesięciu minut klucz nie wróci na swoje miejsce, proszę abyś za karę do końca dnia został w swoim pokoju - zakończył coraz bardziej zdenerwowany.
Nie, tego już było za wiele. Nie brałem żadnego klucza i miałem zamiar zaraz to udowodnić, ale niestety spojrzenie taty miało dzisiaj atomową siłę rażenia. Odwróciłem się i poszedłem do góry. Chciało mi się płakać, ale Marta, jak chyba wszystkie dziewczyny świata, musiała włożyć nos w nie swoje sprawy.
- Mamuś, Kuba będzie zaraz beczał! - popisywała się.
Kuba, buty! Z warsztatu do mieszkania w tych samych butach? - zaczęła mama.
Rzeczywiście z apomniałem zdjąć. Jednak po niesłusznym posądzeniu tatusia, mamusia mogła „odpuścić" nieszczęsne buty...
- Zmówili się albo co? - mruknąłem do siebie. „Co się stało
z tym kluczem?" - zastanawiałem się, idąc do pokoju. „Jak to możliwe, przecież go nie ruszałem. Zabrałem na chwilę śrubokręt i wyszedłem. Później wróciłem, odłożyłem i zamknąłem skrzynkę" - odtwarzałem, chyba po raz setny wczorajsze popołudnie. „A poza tym chyba jednak tatusia coś ugryzło. Nigdy się tak nie denerwował, kiedy brałem to i owo z jego narzędzi. Nie wiem o co chodzi, naprawdę nie ruszałem żadnego klucza".
Kuba, podwieczorek! - zawołała mama.
Dzisiaj Kuba dziękuje za podwieczorek - poinformował tatuś.
Ależ skąd?! - wyprysnąłem z pokoju. - Już siadam do stołu.
Usiądziesz, jak przypomnisz sobie, co zrobiłeś z kluczem - oznajmił.
Nic nie zrobiłem, nawet go nie dotknąłem - odpowiedziałem.
Doskonale wiesz, że nie znoszę kłamstwa - powiedział stanowczo tatuś. - Wracaj do siebie.
Tego już było za wiele. Nie mam jeść podwieczorku tylko dlatego, że tatusiowi wydaje się, że... Chciało mi się płakać i krzyczeć. Ale nie zdążyłem, bo nagle do rozmowy wtrąciła się mamusia.
- Może jesteś trochę niesprawiedliwy. Owszem, Kuba ma na swoim koncie wiele głupstw, ale nie przypominam sobie, żeby kłamał. Skoro mówi, że oprócz śrubokrętu niczego nie ruszał, to na pewno tak było - zakończyła zdecydowanym głosem.
- „Hm, zanosi się na coś poważniejszego" - pomyślałem. „Zmykam do siebie, bo jeszcze nakryją mnie, jak podsłuchuję i będzie jeszcze gorzej".
Z pokoju nie było słychać, o czym rodzice rozmawiają na dole. Tym bardziej że wścibska Marta, którą również odesłano do siebie, co chwilę niby to musiała korzystać z łazienki. Już ja ją znam! Na pewno liczyła, że coś usłyszy. Po jakimś czasie widziałem tatusia spacerującego po sadzie tam i z powrotem. „Coś nie tak" - pomyślałem. „W normalnych okolicznościach mamusia pobiegłaby ze swetrem, bo jest zbyt chłodno, żeby wychodzić w koszuli. Tym razem nic takiego się nie stało". Po chwili Marta oberwała za to, że zapomniała podlać kwiaty. Popłakała się. - Przycisz o kilka decybeli to ryczenie. Nie mogę się skupić! - zawołałem, pukając w ścianę.
- Jesteś niewrażliwym egoistą, do tego krętaczem! - wykrzyczała jednym tchem.
Tego już było za wiele.
Czy widziałaś kiedyś wrażliwego egoistę? Jedno wyklucza drugie, lepiej zastanów się, co mówisz - zawołałem. - A co do krętacza, odwołaj to natychmiast!
Ani mi się śni!
Pożałujesz!
Cisza! Od tej chwili ani słowa! - zakończyła nasz spór mamusia.
To wszystko przez ciebie! -nie dawała za wygraną.
Po kilkunastu minutach tatuś wrócił do domu. Długo siedzieli w salonie i rozmawiali. Chwilę potem usłyszałem:
- Kuba, mogę wejść? - zapytał tatuś, wsuwając nieśmiało głowę między drzwi a framugę. - Widzisz Kubuś - zaczął.
Czasami, tak to jest, że kiedy dorośli nie mają humoru, robią się nieznośni. Chciałem cię bardzo przeprosić. Tak mi wstyd, że z powodu jednego klucza wynikło tyle nieporozumień. Przepraszam, synku - otworzył najszerzej jak umiał ramiona i przytulił mnie mocno.
Wybaczasz mi? - zapytał.
Kiwnąłem głową.
Kubuś, ale dlaczego się nie odzywasz? - zapytał zdziwiony.
Mam zakaz mówienia, to sprawka mamusi - szepnąłem tacie w ucho.
W tym samym momencie usłyszałem wybuch śmiechu w pokoju Marty. Najwyraźniej żeńska część domu również dochodziła do porozumienia. „Uff, jak to dobrze, że znów będzie tak jak dawniej" - pomyślałem.
Po chwili zagwizdał czajnik i wszyscy, jak na komendę, wpadliśmy do kuchni, licząc na podwieczorek.
Nic z tego - zaśmiała się mama, widząc jak siadamy przy stole. - Dzisiaj w salonie - powiedziała, zalewając herbatę.
Marta, co jest, zapomnieliśmy o czymś? - przestraszyłem się widząc stół z najładniejszym serwisem, a na środku, w wazonie, ogromny pęk pomarańczowych róż.
Nie wiem - szepnęła.
Mamy święto - usłyszeliśmy za plecami głos taty, trzymającego za rękę mamę. - Wyrzuciliśmy za drzwi zły humor! Zapamiętajcie na zawsze, że „zgoda buduje, niezgoda rujnuje"... - powiedział tatuś, objął i przytulił wszystkich do siebie.
- Korneliuszu, nie masz pojęcia co się dzisiaj działo - szepnąłem.
Mam, mam - uśmiechnął się, łaskocząc końcem skrzydła. - Z powodu braku humoru tyle nieporozumień... Dobrze, że wszystko szczęśliwie się skończyło.
Korneliuszu, coś mi przyszło do głowy! Powiedz, czy Bóg też się złości?
Tak. Czasami nawet bardzo. Ale tylko na małą chwilę.
I wtedy właśnie jest burza?
Raczej nie. Błyska i grzmi, kiedy chmury, które przesuwają się przed rozgniewanym Obliczeni Pana Boga, przestraszą się i gubią kurs, i wtedy... często się zderzają z innymi, co doskonale słyszycie na ziemi.
- Czy kiedyś Bóg zrobił coś w złości?
Jasne! Potopił ludzi.
Żartujesz?! - podskoczyłem jak oparzony. - Dlaczego?
Kiedyś ludzie mocno grzeszyli. Nie pomagały prośby i przestrogi. Wtedy Pan Bóg zesłał na ziemię wielki deszcz, który zalał ziemię.
Wszystkich?!
- Nie. Bóg uratował Noego i jego rodzinę. Polecił im ukryć się w zbudowanej wcześniej arce.
Kiedy jednak Pan zobaczył, co się stało, rozpłakał się, a z Jego oczu popłynęły dwie wielkie łzy potoczyły się na ziemię. - I co?
Łzy pozostały i są do dziś.
Wiem - wykrzyknąłem - Te wielkie oceany! To są te dwie słone łzy, które spłynęły z oczu Pana Boga, prawda?
To ty powiedziałeś.
- I co dalej?
- Później oznajmił, że nigdy już tak nie ukarze mieszkańców ziemi. Położył na obłokach swój łuk i powiedział, że odtąd ten łuk będzie znakiem zgody między Bogiem i ludźmi.
- To On strzelał z łuku do chmur i tak powstawał deszcz?
Może kiedyś sam Go o to zapytasz... Teraz śpij. Miałeś dziś dość emocji.
Korneliuszu, a co z tą „piętnastką"? - zapytałem ziewając.
Jutro zobaczysz.
s. Ines Krawczyk
MPK 3 (2007) s. 26-28