Kawabata Yasunari
Tysiąc żurawi
Śpiące piękności
Przełożył Mikołaj Melanowicz
Tysiąc żurawi
1
Nawet wtedy, gdy wszedł na teren świątyni Engakuji w Kamakurze, Kikuji nie wiedział, czy weźmie udział w ceremonii herbacianej czy nie. Przyszedł i tak za późno. Zawsze otrzymywał zaproszenie, gdy Kurimoto Chikako podawała herbatę w wewnętrznym pawilonie świątyni Engakuji, ale od śmierci ojca jeszcze tam nie był. W ogóle nie przywiązywał wagi do jej zaproszeń, gdyż sądził, że są one jedynie wyrazem poczucia obowiązku wobec jego nieżyjącego ojca.
Tym razem jej zaproszeniu towarzyszył dopisek, że chciałaby mu pokazać jedną ze swych uczennic.
Kiedy Kikuji go przeczytał, przypomniał sobie znamię Chikako.
Miał wówczas chyba z osiem czy dziewięć lat. Ojciec zaprowadził go do domu Chikako: siedziała w saloniku, w rozchylonym na piersi kimonie i małymi nożyczkami obcinała włosy rosnące na znamieniu. Pokrywało ono lewą pierś od połowy po dołek pod piersiami. Było wielkości dłoni. Na ciemnofioletowym tle rosły włosy, które właśnie obcinała nożyczkami.
- Przyprowadziłeś chłopca?
Zaskoczona Chikako zaczęła poprawiać kimono, ale w pośpiechu jeszcze bardziej je rozchyliła; obróciła się więc nieco w bok i wepchnęła brzegi kimona pod pas obi.
Bardziej zaskoczyła ją obecność Kikujiego niż jego ojca. Musiała jednak wcześniej wiedzieć, kto przyszedł, ponieważ służąca wychodziła do drzwi na spotkanie gości.
Ojciec Kikujiego nie wszedł do saloniku. Usiadł w sąsiednim pokoju, w którym Chikako zwykle dawała lekcje.
- Czy mógłbym dostać herbaty? - spytał z roztargnieniem, patrząc na wiszący w alkowie obraz.
- Tak - odpowiedziała, ale nie ruszyła się z miejsca. Na gazecie leżącej na jej kolanach Kikuji dostrzegł włosy przypominające męski zarost.
Chociaż był jasny dzień, na strychu chrobotały myszy. W pobliżu werandy kwitła brzoskwinia.
Chikako usiadła wreszcie obok kominka, aby przygotować herbatę, ale pozostała nadal roztargniona i jakby nieobecna.
Dziesięć dni później Kikuji słyszał, jak matka mówiła ojcu takim tonem, jakby odkrywała przed nim wielką tajemnicę, że Chikako nie wyszła za mąż z powodu znamienia na piersi. Na pewno myślała, że ojciec nic o tym nie wie. Wyraźnie współczuła Chikako, bo na jej twarzy pojawił się smutek.
- Hm, hm - Ojciec przytakiwał w taki sposób, jakby wiadomość ta była dla niego nowiną.
- Gdyby miał je oglądać tylko jej mąż, nie byłoby chyba żadnego problemu. Zwłaszcza, gdyby wiedział o tym przed ślubem, prawda?
- To właśnie jej powiedziałam. Lecz w końcu kobieta jest kobietą. Ja bym też nie umiała przyznać się mężczyźnie, że mam wielkie znamię na piersi.
- Nie jest już młodą dziewczyną.
- I teraz niełatwo jej o tym mówić. Gdyby to był mężczyzna, odkrycie znamienia nawet po ślubie skończyłoby się zapewne tylko na śmiechu.
- Pokazała ci je?
- Coś podobnego! Nie pleć głupstw!
- Tylko rozmawiałyście o tym?
- Kiedy przyszła dzisiaj na lekcję, zaczęła mówić o różnych rzeczach... W końcu zebrało jej się na zwierzenia.
Ojciec milczał.
- Przypuśćmy, że wyszłaby za mąż. Co by czuł mężczyzna? Byłoby mu chyba nieprzyjemnie. Z drugiej strony taka tajemnica mogłaby go również bawić i pociągać. Wada miałaby wtedy swoje dobre strony. W końcu to nie tak wielkie nieszczęście.
- Pocieszałam ją, mówiłam, że to żadne nieszczęście... Podobno sięga aż do brodawki?
- O?
- Najbardziej przykra jest chyba myśl, że gdy urodzi się dziecko, trzeba będzie je karmić. Z mężem mogłoby być wszystko w porządku, ale z dzieckiem?
- Myślisz, że z tego powodu nie miałaby pokarmu?
- Nie o to chodzi. Po prostu nie potrafi pogodzić się z myślą, że dziecko musiałoby patrzeć na znamię w czasie karmienia. Nie pomyślałam o tym, ale jeśli na to spojrzymy z punktu widzenia osoby, która ma znamię, różne myśli przychodzą do głowy. Od dnia narodzin dziecko bowiem nie tylko dostawałoby z tej piersi pokarm, lecz także oglądałoby brzydotę. Pierwsze wrażenie z tego świata, pierwsze wrażenie związane z matką kojarzyłoby się z tym brzydkim znamieniem, a wrażenie to pozostałoby w jego pamięci i przynosiło mu nieszczęście przez całe życie.
- Hm, to jest szukanie dziury w całym.
- Prawda, dziecko można karmić własną piersią albo wynająć mamkę.
- Myślę, że ważne jest tylko to, czy jest pokarm, czy go nie ma, a nie obecność znamienia.
- Niestety, chyba nie. Ja naprawdę płakałam, gdy usłyszałam o tym. Rzeczywiście, ona ma chyba rację. Nie chciałabym karmić naszego Kikujiego piersią z takim znamieniem.
- Tak?
Kikuji był oburzony na ojca udającego niewiniątko. Czuł nienawiść, że tak się go lekceważy, mimo że również widział znamię Chikako.
Teraz jednak, blisko dwadzieścia lat później, na twarzy Kikujiego pojawił się grymas uśmiechu na myśl o zakłopotaniu ojca tamtego dnia. A przecież kiedy Kikuji ukończył dziesięć lat, często przypominał sobie słowa matki, z niepokojem myśląc, że mógłby mieć przyrodnią siostrę lub brata, którzy ssali pierś naznaczoną piętnem.
Nie był to lęk przed posiadaniem brata czy siostry urodzonej z innego łoża. Po prostu związany ze znamieniem brat czy siostra napawaliby go lękiem. Prześladowała go dręcząca myśl, że dziecko, które wykarmiłaby pierś z wielkim znamieniem porośniętymi włosami, musiałoby być straszne jak sam diabeł.
Okazało się, na szczęście, że Chikako nie miała dzieci. Można przypuszczać, że ojciec się na to nie zgodził. Skojarzenie znamienia i dziecka, które tak zasmuciło i przyprawiło o łzy matkę, posłużyło zapewne ojcu jako dobre uzasadnienie, by przekonać Chikako o tym, że ona sama nie chce mieć dziecka: w każdym razie ani za życia ojca, ani po jego śmierci nie wyszło na jaw, żeby miała dziecko.
Być może obawiając się, że Kikuji opowie matce o tym, co widział będąc u niej z ojcem, przyszła zaraz do niej i zwierzyła się tylko dlatego, aby Kikujiego uprzedzić.
Chikako nie wyszła za mąż. Czyżby znamię zawładnęło całym jej życiem? Kikuji również nie zapomniał wrażenia, jakie wywarło na nim to znamię, a więc nie mógł powiedzieć, że nie miało ono wpływu na jego własny los.
Gdy Chikako zawiadomiła go o tym, że pod pretekstem ceremonii herbacianej chce mu pokazać dziewczynę, przed jego oczyma pojawiło się znamię. A ponieważ prezentacji dokonać miała właśnie Chikako, nie mógł się oprzeć wątpliwościom i wciąż się zastanawiał, czy naprawdę będzie to osoba o nieskazitelnej skórze, bez najmniejszej nawet skazy.
Kto wie, czy jego ojciec od czasu do czasu nie przyciskał palcami znamienia Chikako? Czy czasem nie wpijał się w nie ustami? Takie były myśli Kikujiego. Nawet teraz, gdy przechodził przez podwórzec świątyni i słuchał świergotu ptaków, nie mógł się oprzeć tym rojeniom naznaczonej piętnem wyobraźni.
Kilka lat po tym wydarzeniu Chikako stała się jeszcze mniej kobieca, a teraz jest już zapewne osobą rodzaju nijakiego. Jej piersi chyba już zupełnie zwiotczały. Podczas dzisiejszej ceremonii na pewno będzie się poruszała energicznie, raczej po męsku. Gdy pomyślał o tym, na jego ustach pojawił się uśmiech wyrażający ulgę. W tym samym momencie od tyłu zbliżyły się do niego dwie dziewczyny.
Kikuji zatrzymał się i przepuścił je.
- Czy panie nie wiedzą, gdzie jest pawilon pani Kurimoto? Dalej w tym kierunku? - zapytał.
- Tak - odpowiedziały obie naraz.
Bez pytania wiedział, dokąd idą - mówiły mu to ich kimona. Spytał tylko dlatego, aby utwierdzić samego siebie w przekonaniu, że również on idzie na ceremonię herbacianą.
Dziewczyna, niosąca chustę furoshiki z białym wzorem tysiąca żurawi na brzoskwiniowym jedwabnym tle, była piękna.
2
Kikuji nadszedł, gdy dwie młode kobiety zmieniały skarpetki tabi przed wejściem do salonu specjalnie przeznaczonego na ceremonię herbacianą.
Stanął za nimi i zajrzał do wnętrza - główny salon miał chyba powierzchnię wielkości ośmiu mat. Mimo to goście siedzieli w ciasnych, równych szeregach - dosłownie kolano przy kolanie. Wszyscy ubrani byli w przepiękne barwne kimona.
Chikako dostrzegła go natychmiast i wstała z miejsca.
- Proszę, proszę bardzo. Co za niespodzianka! Długo oczekiwany gość! Jak to dobrze, że pan przyszedł. Może pan wejść bezpośrednio, tędy. - Wskazała na drzwi shoji obok alkowy.
Kikuji się zaczerwienił; wyczuwał, że wzrok wszystkich kobiet spoczął na nim.
- Same panie?
- Mieliśmy mężczyznę, ale już wyszedł. Pan jest jedyną ozdobą tego towarzystwa!
- Jaką tam ozdobą.
- Och, z pewnością tak. Ma pan wszelkie dane ku temu, nie ma obawy.
Kikuji potrząsnął ręką dając znak, że woli wejście mniej rzucające się w oczy.
Młoda kobieta schowała zdjęte przed chwilą ze stóp skarpetki tabi do chusty we wzór tysiąca żurawi i czekała - bo tak nakazywały dobre maniery - aby go przepuścić przodem.
Kikuji wszedł do sąsiedniego pokoju. Ujrzał tu bezładnie leżące pudełka ze słodyczami czy przedmiotami używanymi w czasie ceremonii herbacianej oraz pakunki i torby przybyłych gości. W głębi służąca zajęta była zmywaniem.
Weszła Chikako i usiadła przed nim na macie.
- Co pan myśli o niej? Ładna dziewczyna, prawda?
- Mówi pani o tej z chustą we wzór tysiąca żurawi?
- Z chustą? Skąd ja mogę wiedzieć, jaką ma chustę? To ta, która tutaj stała. Córka pana Inamury.
Kikuji skinął głową.
- Chusta? Dziwne rzeczy pan spostrzega, bystry z pana człowiek. Myślałam, że przyszedł pan razem z nią, byłam nawet zadowolona, że tak pięknie się złożyło.
- O czym pani mówi?
- Spotkał ją pan na drodze. To dobry znak. Pański ojciec znał pana Inamurę.
- Tak?
- Rodzina jej handlowała jedwabiem w Jokohamie. Ona nic nie wie o dzisiejszym dniu, a więc może pan przyglądać się jej do woli.
Chikako mówiła dosyć głośno: Kikuji obawiał się, że usłyszą ją w salonie oddzielonym tylko cienką papierową ścianką. Nagle przybliżyła twarz do niego.
- Mam pewien kłopot. - Przyciszyła głos. - Pani Ota też przyszła! Razem z córką. - Śledziła uważnie wyraz twarzy Kikujiego - Wcale jej na dziś nie zaprosiłam... Co prawda z takiej okazji może każdy skorzystać, gdy mu po drodze. Były tu przed chwilą nawet dwie pary Amerykanów. Bardzo przepraszam. Nic nie mogłam poradzić na to, po prostu pani Ota się dowiedziała i przyszła.
- Ja również dzisiaj...
Chciał jej powiedzieć, że nie ma zamiaru brać udziału w spotkaniu o charakterze matrymonialnym, lecz nie mógł się zdobyć na te słowa, miał takie uczucie, jakby mu w gardle uwięzły.
- Niezręcznie powinna czuć się pani Ota, lecz Kikuji może być tak spokojny, jakby nic się nie stało.
Drażnił go sposób mówienia Chikako.
Zażyłość Kurimoto Chikako z jego ojcem była chyba niezbyt głęboka i dość krótkotrwała. Do śmierci ojca odwiedzała ich i dała się poznać jako osoba użyteczna. Nie tylko podczas ceremonii herbacianej, lecz również wtedy, gdy przychodzili zwykli goście, zamykała się w kuchni i pracowała.
Myśl o tym, że matka mogłaby odczuwać zazdrość o podobną do mężczyzny Chikako, wydawała się wręcz śmieszna. Niewątpliwie, matka musiała podejrzewać, że ojciec widział znamię na jej piersi, ale burza minęła, a Chikako także jakby zapomniała o całej tej sprawie i w końcu stała się przyjaciółką matki.
Z biegiem czasu również Kikuji przestał się obawiać Chikako i często płatał jej figle, i w ten sposób stopniała niechęć do tej kobiety, datująca się od dzieciństwa. Możliwe, że zarówno upodobnienie się do mężczyzny, jak i wykonywanie różnych pożytecznych prac w domu Kikujego było najwłaściwszym dla Chikako sposobem życia. Mając oparcie w domu Kikujiego odniosła nawet pewien sukces jako nauczycielka zasad ceremonii herbacianej.
Kikuji współczuł jej, gdy po śmierci ojca zrozumiał, że stłumiła w sobie kobiece uczucia po tym jedynym, nietrwałym związku - z jego ojcem.
Matka Kikujiego nie żywiła do niej szczególnej wrogości głównie dlatego, że pojawiła się sprawa pani Oty.
Po śmierci pana Oty, towarzysza wspólnych zainteresowań ceremonią herbacianą, ojciec Kikujiego zajął się należącymi do zmarłego utensyliami do herbaty i wtedy poznał bliżej wdowę po nim. Chikako pośpieszyła, by poinformować o tym jego matkę. Oczywiście, Chikako stanęła po stronie matki. Stała się bardzo gorliwą jej sojuszniczką. Śledziła ojca, groziła wdowie - wydawało się, że jej zazdrość, skrywana dotąd na dnie serca, wybuchła teraz jak wulkan.
Matka, spokojna i raczej zamknięta, cofała się przed podsycającym niezgodę, wścibskim zachowaniem Chikako i obawiała się tylko tego, co ludzie sobie pomyślą. Chikako nawet w obecności Kikujiego wykpiwała Otę. Mimo niezadowolenia i sprzeciwu matki, Chikako dodawała jeszcze, że można i należy o wszystkim powiedzieć synowi.
- Kiedy odwiedziłam ją ostatnio, jej dziecko słuchało wszystkiego, co mówiłam. Sama przecież słyszałam, jak nagle zaczęło płakać w sąsiednim pokoju.
- Dziewczynka?
- Tak. Ma prawie dwanaście lat. Coś jest nie w porządku z tą kobietą. Myślałam, że zgani córkę za podsłuchiwanie starszych, a ona wstała, objęła dziewczynkę i usiadła trzymając ją na kolanach. Myślę, że chciała popłakać wraz z dzieckiem w mojej obecności.
- Biedne dziecko.
- My również powinnyśmy wykorzystać to dziecko przeciwko niej. Dzieci wszystko wiedzą o swoich matkach. Muszę jednak powiedzieć, że jest to ładna i miła dziewczynka. Ma taką okrągłą buzię. - Spojrzawszy na Kikujiego ciągnęła dalej: - Myślę, że również nasz Kikuji mógłby coś ojcu powiedzieć.
- Proszę nie sączyć tu trucizny, bardzo proszę. - Matka Kikujiego musiała zaprotestować.
- To w pani jest trucizna, w tym całe zło. Raz należy zdobyć się na wysiłek i wyrzucić ją z siebie. Proszę się przyjrzeć sobie, jak pani zeszczuplała, a ona pulchna i kwitnąca. To nie w porządku, gdy ona sobie myśli, że kogoś wzruszy łzami... A przede wszystkim, w tym pokoju, w którym spotyka się z pani mężem, stoi ostentacyjnie zdjęcie jej zmarłego męża. Dziwię się, że pani tak długo milczy.
Po śmierci ojca Kikujiego tak obmawiana kobieta przyszła na ceremonię herbacianą do Chikako, i to nawet z córką.
Kikuji poczuł przejmujący chłód.
Co prawda Chikako powiedziała, że nie zapraszała Oty na dzisiejsze spotkanie, ale i tak było dość zaskakujące, że obie kobiety utrzymywały ze sobą kontakt po śmierci ojca. Ponadto jej córka brała chyba u Chikako lekcje ceremonii herbacianej.
- Jeśli pan chce, mogę poprosić, aby pani Ota opuściła ten salon - Chikako spojrzała w oczy Kikujiemu.
- Nie, nie przeszkadza mi. Jeśli sama ma ochotę pójść, proszę...
- Gdyby ta osoba miała sumienie, ani pana ojciec, ani matka nie byliby tacy nieszczęśliwi.
- Córka też przyszła?
Kikuji jeszcze nie widział córki wdowy.
To niedobrze - myślał Kikuji - że jednocześnie w tym samym miejscu spotyka dziewczynę „tysiąca żurawi” i panią Otę. Tym bardziej że po raz pierwszy zobaczył tutaj również jej córkę. Głos Chikako wwiercał mu się w uszy i drażnił go.
- W każdym razie ona się dowie, że tu jestem. Nie mogę teraz stąd uciec. - Wstał.
Wszedł do salonu przez drzwi obok alkowy. Usiadł tuż przy wejściu na lekkim podwyższeniu. Chikako podążała za nim.
- To pan Mitani. Syn Mitaniego seniora - przedstawiła go tonem nazbyt oficjalnym.
Jeszcze raz się ukłonił, a gdy podniósł wzrok, zobaczył owe młode kobiety.
Czuł się lekko podekscytowany. W oczach migały mu wzorzyste kimona; początkowo nie mógł odróżnić jednej od drugiej. Przyjrzał się uważniej i spostrzegł, że siedzi na wprost pani Oty.
- Ach.
Tylko tyle powiedziała Ota. Zebrani usłyszeli jej szczerze i głęboko wzruszony głos.
- Nie odwiedzałam pana ani nie pisałam. Nie widzieliśmy się tak długo!
Pociągnęła córkę za rękaw, aby bez ociągania przywitała się z Kikujim. Córka zaczerwieniła się i opuściła głowę, zakłopotana.
Zdumiewające! W postawie tej kobiety nie ma odrobiny wrogości ani złości. Jakże jest wzruszona! Nieoczekiwane spotkanie sprawiło jej widocznie dużą przyjemność. Wydawało się, że zapomniała, gdzie się znajduje.
Córka siedziała sztywno, ze spuszczoną głową. Matka się zaczerwieniła, gdy spostrzegła, że zachowała się niewłaściwie, a mimo to patrzyła w dalszym ciągu na Kikujiego takim wzrokiem, jakby chciała podbiec do, niego i coś mu powiedzieć.
- Pan także interesuje się ceremonią herbacianą?
- Nie, zupełnie nie.
- Naprawdę? Ale ma pan to we krwi. - Serce jej przepełniało wzruszenie, oczy zwilgotniały.
Kikuji nie widział jej od pogrzebu ojca.
Nie zmieniła się zupełnie przez te cztery lata. Biała, długa szyja i nie pasujące do niej krągłe ramiona pozostały te same - wyglądała młodo jak na swoje lata. Nos i usta miała chyba za małe w stosunku do oczu. Mały nos, jeśli mu się dobrze przyjrzeć, był zgrabny i ujmujący. Dolna warga w czasie mówienia trochę wystawała i sprawiała wrażenie nadąsanej.
Córka odziedziczyła po matce długą szyję i pełne ramiona. Usta zaś miała od niej większe, lecz mocno zaciśnięte. Było coś zabawnego w tym zestawieniu małych ust matki i dużych córki. Ciemniejsze niż u matki oczy wypełniał smutek.
Chikako spojrzała na węgle w palenisku i powiedziała:
- Inamura-san, może pani zechce zaprezentować swoje umiejętności i przyrządzić herbatę panu Mitaniemu? Teraz chyba pani kolej?
- Dobrze. - Dziewczyna „tysiąca żurawi” wstała z miejsca.
Kikuji zauważył, że siedziała obok Oty. Unikał jednak spojrzenia w jej stronę, ponieważ znajdowała się tutaj Ota z córką. Oczywiście, w ten sposób Chikako pokazywała mu dziewczynę.
Inamura zajęła miejsce obok kominka i zwróciła się do Chikako:
- Której czarki mam użyć?
- Prawda... ta w stylu oribe powinna być odpowiednia. Należała do ojca pana Mitaniego, który bardzo ją lubił. Otrzymałam ją w prezencie.
Kikuji pamiętał czarkę, którą teraz dziewczyna postawiła przed sobą. Niewątpliwie, używał jej ojciec, a otrzymał ją od wdowy Oty. Z jakim uczuciem patrzy na nią teraz pani Ota?
Zdumiał go brak taktu Chikako.
Nie mógł też nie pomyśleć, że Ota jest delikatniejsza.
Na tle starszych kobiet dziewczyna z wdziękiem przygotowująca herbatę wydawała się Kikujiemu piękna.
3
Dziewczyna „tysiąca żurawi” nie wiedziała chyba o tym, że Chikako zamierzała w ten sposób pokazać ją Kikujiemu. Wykonała więc swoje zadanie przyrządzania herbaty w skupieniu i bez wahania, po czym postawiła czarkę przed Kikujim.
Kikuji wypił herbatę i przez chwilę oglądał naczynie. Była to czarna oribe, z jednej strony oblana bielą, na której wymalowano pędy górskiej paproci.
- Musi pan to naczynie pamiętać - powiedziała Chikako z przeciwnej strony pokoju.
Odpowiedział wymijająco i postawił czarkę.
- Młoda paproć dobrze oddaje nastrój gór. A tego rodzaju czarki używa się zwykle wczesną wiosną. Posługiwał się nią pański ojciec. Co prawda jest już trochę za późno, ale pomyślałam, że akurat podając herbatę panu Kikujemu…
- Jakie to ma znaczenie, że mój ojciec używał tej czarki przez jakiś czas. Liczy ona sobie czterysta lat, pochodzi pewnie z czasów Momoyama i Rikyu. Wielu miłośników i znawców ceremonii herbacianej przez wieki przechowywało ją i przekazywało następnym pokoleniom. Cóż znaczy tu mój ojciec?! - Chciał zapomnieć o tym, co kojarzyło mu się z czarką.
Przeszła ona z rąk Oty do wdowy po nim, od wdowy do ojca, a od jego ojca do Chikako. Dwie osoby, Ota i jego ojciec, już nie żyją; pozostały obecne tutaj kobiety. Choćby tylko dlatego czarka przypominała mu o nieubłaganym biegu czasu.
Teraz znów wdowa ta i jej córka, i Chikako, i dziewczyna Inamura, jak również inne młode damy podnosiły ją do ust: pieściły i gładziły tę starą ceramikę.
- Ja także chciałabym się napić z tej czarki. Poprzednio dostałam w jakiejś innej - powiedziała nagle Ota.
Kikuji nie posiadał się ze zdumienia. Głupia czy bezwstydna?
Ogarnął go żal i litość dla jej córki, która siedziała ciągle nieruchomo, ze spuszczoną głową.
Inamura przygotowała jeszcze raz herbatę - dla Oty. Oczy wszystkich zwróciły się w jej stronę. Nie znała chyba historii tej czarnej oribe. Wszystkie czynności wykonywała według wyuczonego schematu.
Był to pokaz bezbłędny i pełen wdzięku. W jej ruchach i postawie - od piersi po kolana - znać było ogładę i elegancję.
Cień młodych liści padł na papier w shoji, do której dziewczyna odwrócona była plecami. Mogło się wydawać, iż na jej ramionach i długich rękawach barwnego kimona pozostało jego odbicie. Jej włosy lśniły czystością.
Zbyt silne światło jak na pawilon ceremonii herbacianej opromieniło młodość dziewczyny. Mała ściereczka z czerwonej krepy również podkreślała wrażenie młodzieńczej świeżości, a nie tylko łagodnej słodyczy. Zdawało się, że ręka dziewczyny ożywia czerwony kwiat.
Wydawało się również, że tysiąc maleńkich i białych żurawi zaczyna tańczyć dokoła niej.
Wdowa Ota wzięła do ręki czarkę w stylu oribe i powiedziała:
- Zielona herbata na tle czerni przypomina zieleń wiosennych pąków. - Na szczęście nie wspomniała, że czarka należała do jej nieżyjącego męża. Następnie, zgodnie ze zwyczajem, rozpoczęło się oglądanie przedmiotów służących do parzenia i picia herbaty podczas ceremonii. Dziewczęta nie znały się na tym, więc słuchały tylko wyjaśnień Chikako.
Zarówno dzbanuszek na wodę, jak i łyżeczka bambusowa do czerpania sproszkowanej herbaty należały dawniej do ojca Kikujiego, lecz Chikako i Kikuji milczeli, nie wspominając o tym słowem.
Kiedy Kikuji siedział i patrzył na dziewczęta wstające z miejsc i wychodzące z pawilonu, podeszła do niego pani Ota.
- Bardzo pana przepraszam za to wszystko. Na pewno jest pan na mnie zły, lecz kiedy pana widzę, powracają od razu drogie mi wspomnienia...
- Tak...
- Jak bardzo pan zmężniał. - Zdawało się, że z oczu kobiety popłyną zaraz łzy. - Tak, tak, pana matka... Bardzo chciałam być na pogrzebie, po prostu nie ośmieliłam się. - Kikuji skrzywił się i nic nie powiedział. - Jakie to smutne. Pańska matka również odeszła za ojcem...
- Tak...
- Jeszcze pan zostaje?
- Tak.
- Chciałabym kiedyś dłużej porozmawiać z panem o różnych sprawach.
- Kikuji-san! - zawołała z sąsiedniego pokoju Chikako.
Pani Ota wstała z wyraźnym żalem. Córka czekała na nią w ogrodzie.
Ukłoniły się obie Kikujiemu i odeszły. W oczach córki dostrzegł jakby cień wyrzutu.
W sąsiednim pokoju Chikako wraz ze swymi stałymi uczennicami i służącą robiły ostatnie porządki.
- Co mówiła pani Ota?
- Nic, nic specjalnego...
- Proszę się jej strzec. Udaje łagodną i dobrą istotę, robi miny, jakby była niewiniątkiem, więc nie wiadomo, co ma naprawdę na myśli.
- Często bywa jednak na przyjęciach urządzanych przez panią. Od dawna? - zapytał nie bez złośliwości Kikuji.
Wyszedł na dwór, jakby uciekał z zatrutego pomieszczenia.
Chikako poszła za nim.
- No, jak się podobała? Prawda, że to ładna dziewczyna?
- Tak, ładna dziewczyna. Byłaby jeszcze ładniejsza, gdybym ją spotkał tam, gdzie nie straszy duch ojca, z dala od ciebie czy Oty.
- Tak się tym przejmujesz? Przecież wdowa Ota nie ma żadnego związku z tą dziewczyną.
- Po prostu przykro mi było ze względu na tę dziewczynę.
- Dlaczego przykro? Jeśli cię uraziła obecność pani Oty, to bardzo przepraszam. Dzisiaj wcale jej nie zapraszałam. Córka Inamury nie ma z nią nic wspólnego, nie łącz więc tych spraw ze sobą.
Mimo że rozmawiał z nią idąc, to jednak nie zamierzała się z nim rozstać. Dlatego zatrzymał się i powiedział:
- A teraz żegnam...
Kiedy został sam, spostrzegł, że tuż przed nim na rosnących u stóp wzgórza azaliach pojawiły się pąki. Westchnął głęboko.
Czuł do siebie niechęć, że uległ listownemu zaproszeniu Chikako i przyszedł tutaj, z drugiej strony nie opuszczało go wspomnienie dziewczyny z chustą we wzór tysiąca żurawi.
Możliwe, że to dzięki niej nie pozostał mu dłużej w sercu niemiły osad wywołany spotkaniem w tym samym miejscu dwu kobiet ojca.
Lecz kiedy pomyślał, że obie kobiety żyją i rozmawiają o ojcu, natomiast jego matka umarła, z trudem opanował gniew. I znów przed oczami stanęło mu brzydkie znamię na piersi Chikako.
Zdjął kapelusz i szedł wolno pod wiatr wieczorny, szeleszczący w młodych liściach.
Z daleka ujrzał Otę stojącą w bramie świątyni.
Natychmiast się obejrzał chcąc zmienić kierunek. Gdyby wszedł na wzgórze z prawej lub z lewej strony drogi, mógłby chyba ominąć bramę świątyni.
Szedł jednak w stronę bramy. Poczuł, jak twarz mu tężeje.
Pani Ota ujrzawszy Kikujiego podeszła do niego. Na jej policzkach pojawiły się wypieki.
- Czekałam na pana, bo chciałam jeszcze raz się zobaczyć. Na pewno pan myśli, że jestem bezczelna, lecz nie mogłam się tak rozstać. Poza tym nie wiedziałam, czy kiedykolwiek pana jeszcze zobaczę.
- A gdzie jest pani córka?
- Fumiko poszła naprzód. Była z koleżanką.
- A więc wie, że jej matka czeka na mnie? - zapytał Kikuji.
- Tak - odpowiedziała i spojrzała mu w twarz.
- Na pewno nie jest to dla niej przyjemne, prawda? Było mi jej żal, bo widziałem w pawilonie herbacianym, że nie chciała się ze mną spotkać.
Kikuji pragnął, żeby jego słowa, zabrzmiały szczerze, a jednocześnie dyskretnie, lecz Ota odrzekła wprost.
- Na pewno ciężko jej było na sercu, gdy pana zobaczyła.
- Bo niemało się nacierpiała z powodu mojego ojca. Kikuji zamierzał jeszcze dodać: „Tak jak ja cierpiałem z twego powodu.”
- Nic podobnego. Pana ojciec był bardzo dobry dla Fumiko. Chciałabym kiedyś opowiedzieć o tym spokojnie. To prawda, że początkowo córka nie mogła się jakoś przyzwyczaić do pańskiego ojca. Lecz pod koniec wojny, gdy nasiliły się naloty, nastąpiła w niej całkowita zmiana. Gotowa była uczynić dla niego, co tylko mogła. Powiedziałam „uczynić, co tylko mogła”, a przecież była małą dziewczynką. Chcąc na przykład poczęstować ojca kurczakiem czy rybą, jeździła po zakupy narażając się na różne niebezpieczeństwa. W okresie nalotów nosiła ryż z daleka... Pańskiego ojca zaskoczyła ta nagła poprawa stosunku Fumiko do niego. Ja też zwróciłam uwagę na zmianę w jej zachowaniu, jednocześnie zauważyłam w jej oczach tak wielki żal, że zabolało mnie serce. Po prostu czułam się przez nią skarcona.
Kikujiemu po raz pierwszy przyszło do głowy, że może korzystał kiedyś wraz z matką ze szczególnych względów córki Oty. To prawda, że w owym czasie ojciec czasem przynosił zaskakujące podarki, ale czy naprawdę pochodziły one z jej zakupów?
- Nie wiem dokładnie, dlaczego tak nagle się zmieniła, może po prostu dlatego, że zaczęła myśleć o śmierci, pod wpływem wojny. Poza tym na pewno bardzo mi współczuła. I z rozpaczy poświęciła się również pańskiemu ojcu.
Pod koniec wojny Fumiko dobrze wiedziała o tym, jak rozpaczliwie jej matka trzyma się miłości do ojca Kikujiego. W strasznych warunkach tamtych dni musiała oderwać się od przeszłości, którą był dla niej nieżyjący ojciec, i widzieć tylko teraźniejszość swojej matki.
- Dostrzegł pan pierścionek na palcu Fumiko?
- Nie.
- Otrzymała go od pańskiego ojca. Zwykle wracał natychmiast do domu, gdy ogłaszano alarm. Fumiko odprowadzała go. Mówiła, że jeśli pójdzie sam, to może mu się coś przydarzyć po drodze, i nikt jej nie mógł powstrzymać. Kiedyś nie wróciła na noc, więc się zaniepokoiłam, bo nie wiedziałam, czy zatrzymała się u was w domu, czy też gdzieś oboje leżą nieżywi. Kiedy następnego dnia ją zapytałam, okazało się, że odprowadziła ojca do waszej bramy, a resztę nocy spędziła w schronie. Później przyszedł do nas i powiedział: „Fumi-san, bardzo ci dziękuję za odprowadzenie” i dał jej pierścionek. Na pewno Fumiko czułaby się zawstydzona, gdyby pan zobaczył go u niej.
Słuchając jej Kikuji czuł, jak narasta w nim gniew. Najdziwniejsze, że ona spodziewa się jego współczucia.
Mimo to nie czuł zdecydowanej nienawiści do niej ani potrzeby zachowania szczególnej ostrożności - było bowiem w tej kobiecie coś ciepłego, usypiającego jego czujność.
Prawdopodobnie jej córka postępowała niemądrze, ponieważ nie mogła spokojnie patrzeć na zachowanie matki.
Opowiadała mu o córce, lecz Kikujiemu się wydawało, że naprawdę mówi o swojej miłości.
Widocznie, pragnąc z całego serca wyżalić się przed kimś, zapomniała, że ma przed sobą Kikujiego, a nie jego ojca. Bardzo ją cieszyło to spotkanie, więc rozmawiała z nim tak, jakby rozmawiała z jego ojcem.
Wrogość, jaką Kikuji dawniej żywił do Oty, jeszcze co prawda nie zniknęła, straciła jednak na sile. Gdyby Kikuji nie był tak czujny, mógłby ulec urokowi tej kobiety jak jego ojciec. Niewiele brakowało, by poddał się złudzeniu, że łączą go z nią od dawna zażyłe stosunki.
Zrozumiał teraz, dlaczego ojciec rozstał się szybko z Chikako, a następnie do śmierci pozostał z Ota. Zrozumiał też, dlaczego Chikako gardzi Ota. Nie mógł jednak się oprzeć odruchowi okrucieństwa, nie potrafił odrzucić pokusy zadania jej bólu, zresztą nie bez pewnej przyjemności.
- Czy często chodzi pani na ceremonię herbacianą do Kurimoto? Przecież dawniej miała pani z jej powodu niemałe przykrości?
- Tak, to prawda. Po śmierci pańskiego ojca otrzymałam list od tej pani. Tęskniłam za ojcem, było mi bardzo smutno, więc... - Kobieta spuściła głowę.
- Córka zawsze pani towarzyszy?
- Niechętnie, ale prawie zawsze chodzi ze mną. Przeszli przez tory, minęli dworzec w Północnej Kamakurze i ruszyli w stronę góry znajdującej się naprzeciw Engakuji.
4
Wdowa Ota ma co najmniej czterdzieści pięć lat, jest chyba ponad dwadzieścia lat starsza od Kikujiego, lecz mimo to nie sprawia na nim wrażenia o tyle starszej. Wydawało mu się, że obejmuje kobietę młodszą od siebie.
Niewątpliwie Kikujiemu sprawiało przyjemność jej doświadczenie, bo nie czuł przy niej, że jest nieśmiałym i niedoświadczonym młodzieńcem..
Wydawało mu się, że teraz naprawdę rozumie, czym jest kobieta, a czym mężczyzna. Zdumiało go tak nagłe przebudzenie się w nim męskości. Dotąd nie wiedział, że kobieta może być tak delikatna i bezbronna, uległa i kusząca, odurzająca ciepłem i zapachem.
Będąc kawalerem często czuł potem niepojętą odrazę, ale teraz, kiedy znalazł się w naprawdę odrażającej sytuacji, czuł tylko słodki spokój.
W takich chwilach pragnął odejść jak najszybciej, lecz tym razem rozkoszował się ciepłem przytulonej do niego kobiety zapominając o całym świecie. Nie wiedział jeszcze, że fale kobiecej słodyczy mogą wciąż powracać i przynosić ulgę, wypoczynek jego ciału. Przeżywał rozkosz zwycięzcy zasypiającego w chwili, gdy niewolnik myje mu stopy.
Odczuł w niej coś macierzyńskiego. Wcisnął głowę w swoje ramiona i zapytał:
- Czy wiesz, że Kurimoto ma tutaj wielkie znamię? - Nagle spostrzegł, że przez nieuwagę powiedział coś niestosownego, lecz nie sądził, by w ten sposób wyrządzał krzywdę Chikako. - Dochodzi do piersi, o, dotąd, w ten sposób... - Wyciągnął rękę i pokazał.
Coś się budziło w Kikujim i kazało mu mówić takie rzeczy. Było to uczucie łechtania, jakby chęć przeciwstawienia się sobie samemu lub zranienia partnerki. Może po prostu w ten sposób chciał ukryć zawstydzenie wywołane pragnieniem zobaczenia tego miejsca, w którym mogło być takie znamię.
- Nie chcę o tym słyszeć, to obrzydliwe. - Kobieta nieznacznie poprawiła kołnierz kimona, lecz przez zaskoczenie widocznie czegoś nie zrozumiała, gdyż zapytała naiwnie: - Pierwszy raz o tym słyszę, ale pod kimonem chyba nie widać.
- A jednak widać.
- O?
- Po prostu, jeśli znajduje się tutaj, to musi być widoczne.
- Jak to? Dlaczego?
- Przecież można zobaczyć.
- O? Jesteś okropny! Masz zamiar sprawdzić, czy nie mam takiego znamienia?
- Nie o to chodzi. Lecz gdybyś miała, co byś czuła na przykład teraz?
- Tutaj? - - I spojrzała na własne piersi. - Ale dlaczego o tym mówisz? Czy to ma jakieś znaczenie? - spytała bez szczególnego zainteresowania.
Trucizna, jaką podawał Kikuji, widocznie na nią nie działała. Działała raczej na niego.
- Ma znaczenie. Tylko raz widziałem to znamię, gdy miałem osiem czy dziewięć lat, lecz jeszcze dziś powraca ono w pamięci i stoi mi przed oczyma.
- Dlaczego?
- Myślę, że również nad tobą zawisło jak przekleństwo. Pamiętam, że Kurimoto Chikako chodziła do ciebie z wymówkami dając do zrozumienia, że czyni to w imieniu mamy i moim.
Kiwnęła głową potakująco i lekko się odsunęła. Kikuji przycisnął ją do siebie.
- Chyba wciąż martwiła się piętnem i dlatego stała się tak złośliwa.
- Straszne rzeczy mówisz!
- A przy tym chciała się zemścić na ojcu.
- Za co się zemścić?
- Miała chyba kompleks niższości, bo jej się wydawało, że to z powodu piętna jej nie docenił, a następnie rzucił.
- Nie mów już o tym piętnie, bo niedobrze mi się robi. Wcale chyba jednak nie myślała o znamieniu.
- Myślę, że pani Kurimoto żyje sobie teraz spokojnie, nie przejmując się czymś takim jak znamię. Cierpienia z tego powodu już minęły.
- Czy cierpienie nie pozostawia po sobie śladu?
- Gdy minie, może stać się nawet przyjemnym wspomnieniem - odpowiedziała nieco rozmarzonym tonem.
- Obok ciebie w pawilonie herbacianym siedziała dziewczyna...
Kikuji powiedział coś, o czym nie chciał mówić.
- Tak. Yukiko. Córka Inamury.
- Kurimoto zaprosiła mnie, chcąc pokazać mi tę dziewczynę.
- Coś podobnego! - Szeroko otworzyła oczy. Patrzyła na niego uważnie, pytająco. - Czy to były wasze „oględziny”, miai? Zupełnie tego nie spostrzegłam.
- Żadne „oględziny”.
- No tak, a teraz w powrotnej drodze... - Po jej policzku potoczyła się łza i spadła na poduszkę. Ramiona zadrżały. - Niedobry jesteś. Niedobry. Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?
Zakryła twarz i zaczęła płakać.
Takiej reakcji Kikuji się nie spodziewał.
- Co złe, to złe, nieważne, czy stało się w drodze powrotnej z „oględzin”, czy nie. Te sprawy nie mają związku - powiedział. I tak naprawdę myślał.
Przed jego oczyma ukazał się obraz córki Inamury podającej mu czarkę podczas ceremonii herbacianej. Pojawiła się również brzoskwiniowa chusta z wzorem tysiąca żurawi. I nagle ciało płaczącej kobiety wydało mu się brzydkie.
- Ach, to straszne! Grzeszna kobieta, jak mogłam tak postąpić. - Jej krągłe ramiona drżały.
Gdyby Kikuji miał wyrzuty sumienia, to na pewno cała ta sytuacja wydałaby mu się wstrętna. Nie z powodu spotkania nieznajomej dziewczyny, lecz byłej kochanki ojca.
Do tej chwili jednak ani niczego nie żałował, ani nie czuł w tym niczego złego.
Dlaczego doszło do tego między nim a Ota? Nie wiedział. Stało się to tak naturalnie. Teraz jej słowa może wyrażały żal z powodu uwiedzenia go, lecz Ota przypuszczalnie nie miała zamiaru tego robić. Zresztą on nie pamięta, żeby go jakoś specjalnie kusiła. Nie była mu niemiłą, ale także się nie opierała. Można by powiedzieć, że oboje zupełnie zapomnieli o moralności.
Ota wciąż opowiadała o ojcu Kikujiego. Weszli więc do hoteliku na wzgórzu położonym po przeciwnej stronie Engakuji, następnie zjedli kolację. Kikuji nie musiał koniecznie jej słuchać, więc powinno ją to zdziwić, że słucha tak spokojnie, lecz nie zwróciła na to uwagi, po prostu z rozczuleniem wspominała i uskarżała się na swój los. Kikuji zaczął myśleć o niej z sympatią, przynoszącą mu ukojenie. Poczuł się jakby otulony czulą miłością. Ojciec musiał być z nią szczęśliwy - pomyślał.
To prawda, nie powinien był tak postąpić. Po prostu poddał się słodkiemu upojeniu i przegapił chwilę, w której mógł jeszcze tę kobietę odrzucić.
Mimo wszystko w głębi duszy pozostał mroczny cień i być może dlatego Kikuji mówił o Chikako czy też o córce Inamury, jakby wypluwał truciznę.
Działanie tej trucizny było jednak zbyt silne. Gdyby pożałował swego czynu, odczułby wtedy całą jego brzydotę, lecz mimo to rosła odraza do samego siebie, toteż skłonny był mówić kobiecie rzeczy okrutne.
- Zapomnijmy o tym, dobrze? To nic takiego - powiedziała. - Po prostu nic między nami nie zaszło.
- Oczywiście, po prostu wspominałaś mego ojca.
- Ach, co ty mówisz? - zdumiona uniosła głowę.
Od łez i przyciskania twarzy do poduszki zaczerwieniły jej się powieki. Zaszły mgłą również białka oczu. W szeroko otwartych źrenicach Kikuji dostrzegł jakby zabłąkany cień znużenia.
- Nic nie mam na swoją obronę, skoro tak mówisz. Jestem bardzo nieszczęśliwa.
- To kłamstwo - rzekł Kikuji i brutalnie odkrył jej piersi. - Nie zapomniałabyś, gdybyś miała piętno, to wywiera wrażenie... - Zdumiały go własne słowa.
- Nie można tak. Nie przypatruj mi się, nie jestem już młoda.
Kikuji rozchylił wargi i zbliżył się do niej.
I znów powróciła fala.
Potem spokojnie usnął.
We śnie usłyszał szczebiot ptaszków. Wydało mu się, że po raz pierwszy w życiu budzi się od świergotu ptaków.
Wydało mu się też, że poranna mgła zmoczyła zielone drzewa i umyła go nawet w środku głowy. Nie pozostała w niej ani jedna myśl.
Kobieta spała obrócona tyłem do Kikujiego. Kiedy się od niego odwróciła? Wydało mu się to dziwne, więc podniósł się na łokciu i spojrzał w jej twarz ukrytą jeszcze w półmroku.
5
Mniej więcej dwa tygodnie po ceremonii herbacianej. odwiedziła Kikujiego córka Oty.
Wprowadził ją do salonu, a następnie otworzył kredens, nałożył ciasteczka na talerzyki, chcąc podczas tych czynności opanować bicie serca - z zachowania dziewczyny nie mógł wywnioskować, czy przyszła sama, czy też przed domem czeka jej matka, nie mając odwagi wejść.
Gdy Kikuji otworzył drzwi salonu, dziewczyna wstała z krzesła. Spostrzegł jej opuszczoną głowę i mocno zaciśnięte wargi.
- Przepraszam, że kazałem na siebie czekać. Przeszedł za plecami dziewczyny i otworzył oszklone drzwi do ogrodu.
Kiedy przechodził obok niej, poczuł delikatny zapach białej peonii z wazonu. Dziewczyna pochyliła nieco ku przodowi krągłe ramiona.
- Proszę... - Kikuji siadając na krześle poczuł się dziwnie spokojny. Ujrzał w córce obraz matki.
- Przepraszam za te nagłe odwiedziny - powiedziała nie podnosząc głowy.
- Nie ma za co. Dobrze pani trafiła.
- Tak.
Coś sobie przypomniał. Ta dziewczyna w czasie nalotu odprowadzała ojca do bramy ich domu. Dowiedział się o tym w Engakuji od jej matki.
Miał ochotę powiedzieć jej teraz o tym. Ale tylko uważniej na nią popatrzył.
Odżyło ciepło, jakby wody w kąpieli, jakie biło wtedy od Oty. Przypomniał sobie chwile, w których poddała mu się ulegle, bez reszty. I spokój, jaki go wtedy ogarnął.
Dzięki temu poczuł spokój również w obecności dziewczyny, jej córki, jakby rozluźnił swą czujność. Mimo to nie mógł jej spojrzeć w oczy.
- Przyszłam... - zaczęła i zaraz przerwała, a następnie uniosła nieco twarz w górę - przyszłam w sprawie mamy.
Kikuji wstrzymał oddech.
- Proszę o wybaczenie mojej mamie.
- O wybaczenie? - Przeczuwał, że matka zwierzyła się córce. - To raczej ja powinienem prosić o wybaczenie.
- Nie, proszę jej wybaczyć również w imieniu pańskiego ojca.
- Skoro o tym mówimy, to raczej ojciec winien panią prosić o wybaczenie. Matki teraz nie ma, więc kto ma wybaczać?
- Myślę, że to z winy mojej mamy pański ojciec umarł tak wcześnie. Matka również... O tym też powiedziałam mamie.
- To przesada. Nie można sprawiać jej takiej przykrości.
- Byłoby lepiej, gdyby moja mama umarła wcześniej. Dziewczyna nie wiedziała, co ze sobą zrobić ze wstydu. Kikuji pojął, że mówi o nim. Jak głęboko musiało ją zranić to zdarzenie.
- Proszę wybaczyć mamie - błagała ze skargą w głosie.
- Tu nie ma nic do wybaczenia. Jestem po prostu wdzięczny - zdecydowanym tonem powiedział Kikuji.
- To wina mamy. Ona jest naprawdę niedobra, proszę ją zostawić w spokoju. Proszę się nią nie zajmować - mówiła to szybko, drżącym głosem. - Bardzo proszę.
Kikuji zrozumiał, co znaczy w jej ustach słowo „wybaczyć”. Znaczy również „zostawić ją w spokoju”.
- Proszę już do niej nie dzwonić.
Mówiąc to poczerwieniała na twarzy. I jakby chcąc to zawstydzenie przezwyciężyć, podniosła głowę i spojrzała na Kikujiego. Płakała. W jej szeroko otwartych czarnych oczach nie było w ogóle złości, jedynie błagalna prośba.
- Rozumiem. Proszę mi wybaczyć - rzekł Kikuji.
- Błagam...
Z zażenowania poczerwieniała również jej długa biała szyja. Fumiko miała na sobie europejską suknię i białą broszkę, podkreślającą piękno tej długiej szyi.
- Obiecała przez telefon, ale nie przyszła, bo ja jej nie pozwoliłam. Mama chciała koniecznie wyjść, lecz objęłam ją wpół i nie puściłam. - Trochę się uspokoiła i mówiła z mniejszym napięciem.
Kikuji zadzwonił do wdowy na trzeci dzień od ich spotkania. Bardzo się ucieszyła, lecz mimo to nie przyszła do kawiarni, w której się umówili.
Oprócz tego jednego telefonu Kikuji więcej nie rozmawiał z Ota.
- Potem zrobiło mi się bardzo żal mamy, lecz w tamtej chwili trzymałam ją jak szalona, bo mi było wstyd. „Wobec tego zadzwoń i uprzedź, że nie przyjdę” - powiedziała do mnie. Podeszłam nawet do telefonu, lecz nie mogłam wykrztusić słowa. Mama patrzyła na telefon i zalewała się łzami. Myślała, że pan siedzi przy telefonie. Taka już jest.
Oboje chwilę milczeli, po czym Kikuji zapytał:
- Dlaczego pani poszła wcześniej do domu, kiedy mama na mnie czekała po ceremonii herbacianej?
- Bo chciałam, żeby pan się dowiedział, że moja mama nie jest zła.
- Jest za dobra.
Dziewczyna zamknęła oczy. Trochę zbyt wydatne wargi pod małym kształtnym noskiem i okrągła dobroduszna twarz przypominały mu jej matkę.
- Od dawna wiedziałem o pani, nawet marzyłem o tym, żeby z panią porozmawiać o moim ojcu.
Dziewczyna kiwnęła głową potakująco.
- Ja też o tym kiedyś myślałam.
Jak dobrze byłoby rozmawiać z nią bez skrępowania o ojcu, gdyby między nim a jej matką nic nie zaszło - myślał Kikuji.
Ale właśnie dlatego, że się stało to, co się stało, mógł wybaczyć wdowie i mógł w końcu zapomnieć o tym, co było między nią a jego ojcem. Czy to wszystko nie jest dziwne?
Dziewczyna jakby się spostrzegła, że zrobiło się późno. Wstała i szybko zaczęła się zbierać do wyjścia.
- Dobrze by było, gdybyśmy kiedyś mogli spokojnie porozmawiać o dobroci pani matki, a także o moim ojcu - powiedział Kikuji odprowadzając ą do drzwi. Czuł tak naprawdę, choć wiedział, że przemawia przez niego egoizm.
- Tak, pan jednak wkrótce się chyba ożeni.
- Ja się ożenię?
- Tak. Mama mi mówiła. Wspomniała o spotkaniu z Inamurą Yukiko.
- To nieprawda.
Tuż za bramą droga prowadziła w dół. W połowie zbocza zaczynała się wić, więc z tego miejsca ujrzeć można było jedynie tylko wierzchołki drzew przy domu Kikujiego.
Słowa córki Oty przypomniały mu nagle sylwetkę dziewczyny z chustą o wzorze tysiąca żurawi, lecz w tym momencie Fumiko zatrzymała się i pożegnała odprowadzającego.
Kikuji ruszył zboczem pod górę w stronę przeciwną niż dziewczyna.
Zachód słońca nad lasem
Chikako zadzwoniła do biura.
- Czy wracasz prosto do domu?
Miał wracać, lecz teraz zawahał się z grymasem niezadowolenia na twarzy.
- Jeszcze nie wiem.
- Dzisiaj koniecznie wróć po pracy do domu ze względu na pamięć ojca. W tym dniu co roku twój ojciec urządzał spotkanie miłośników ceremonii herbacianej. Kiedy o tym sobie przypomniałam, nie mogłam usiedzieć spokojnie na miejscu.
Kikuji milczał.
- Gdy sprzątałam pawilon herbaciany... halo, halo... zachciało mi się przygotować coś do jedzenia...
- A gdzie teraz jesteś?
- W twoim domu. Przepraszam, że od razu o tym nie powiedziałam.
Kikuji zaniemówił ze zdumienia.
- Kiedy o tym sobie przypomniałam, nie mogłam usiedzieć na miejscu. Dlatego pomyślałam, że może uspokoję się, kiedy posprzątam twój pawilon herbaciany. Powinnam była może wcześniej zadzwonić, lecz bałam się, że mi na to nie pozwolisz.
Po śmierci ojca pawilon herbaciany stał nie używany.
Dopóki żyła matka, to przynajmniej przesiadywała w nim od czasu do czasu. Lecz nigdy nie rozpaliła ognia w piecyku, po prostu zabierała ze sobą czajnik gorącej wody. Kikuji nie lubił, gdy matka wchodziła do pawilonu. Czekając na nią, bardzo się martwił, wyobrażając sobie, o czym matka myśli w samotności. Nieraz pragnął popatrzeć na matkę, kiedy tak siedzi w pawilonie, lecz nigdy tego nie zrobił.
Za życia ojca w pawilonie herbacianym rządziła Chikako. Matka prawie tam nie wchodziła. Po śmierci matki pawilon zamknięto na stałe. Przedtem wietrzyła go stara służąca.
- Jak długo w nim nie sprzątałeś? Maty wycierałam i wycierałam, lecz na nic się to nie zdało, bo już się pokryły pleśnią. - Ton Chikako stawał się coraz bardziej zuchwały. - Kiedy sprzątałam, zachciało mi się coś ugotować. Przyszło mi to dopiero teraz na myśl, więc nie mam właściwie nic, mimo to postaram się coś przygotować. Dlatego chcę, żebyś wrócił prosto do domu.
- Zdumiewasz mnie.
- Samemu może ci być smutno, więc przyprowadź kilku kolegów.
- Nic z tego. Tu nie ma miłośników ceremonii herbacianej.
- Tym lepiej że nie będą to znawcy, bo wszystko będzie bardzo skromne. Mogą przyjść bez skrępowania.
- Nie, nic z tego - powtórzył gniewnie.
- Naprawdę? Sprawiasz mi zawód. Co ja wobec tego zrobię? Może zaproszę kogoś z przyjaciół, którzy uczestniczyli w spotkaniach urządzanych przez twego ojca... Nie, nikogo z nich zaprosić nie można. Więc może zaprosimy córkę Inamury?
- Nie żartuj. Proszę cię nie rób tego.
- Dlaczego? Byłoby wspaniale. Jej rodzina zainteresowała się wiadomą sprawą, więc przyjrzałbyś się dobrze dziewczynie i porozmawiał z nią. Zaproś ją dzisiaj. Jeśli przyjdzie, będziemy wiedzieli, że z jej strony nie ma przeszkód.
- Nie chcę. - Kikujiemu zrobiło się ciężko na sercu. - Nic dla mnie nie przygotowuj, bo ja nie wrócę. - Co? No nie, o tym nie mogę mówić przez telefon. Porozmawiamy później. Właśnie o to chodzi, tylko szybko wracaj do domu.
- A o co chodzi? Nic nie chcę o tym wiedzieć.
- No dobrze. Zachowałam się po prostu egoistycznie. - Mimo to dochodził do Kikujiego głos natarczywy, jadowity.
Przypomniało mu się znamię sięgające do połowy piersi Chikako.
I wydało mu się, że odgłos zamiatania pawilonu dochodzi do jego świadomości z wnętrza jego głowy; miał wrażenie, że ścierka, którą czyściła werandę, dotyka mózgu.
I znów odżyło w nim uczucie odrazy do Chikako, więc nie mógł się jakoś pogodzić z myślą o tym, że weszła do domu podczas jego nieobecności i bez pytania coś tam gotuje.
Mógłby jeszcze jej wybaczyć, gdyby przez szacunek dla ojca sprzątnęła pawilon herbaciany i na przykład ułożyła bukiet ikebany, i poszła do domu.
Lecz w irytującym go uczuciu odrazy zabłysła sylwetka córki Inamury, niby promyk światła.
Po śmierci ojca Chikako oddaliła się od Kikujiego w sposób naturalny, ale teraz miał wrażenie, że zamierza znów się do niego zbliżyć wykorzystując córkę Inamury jako przynętę.
Dzisiaj słowa Chikako, jak zwykle dość interesujące, a przy tym wywołujące gorzki uśmiech i obezwładniający nastrój beztroski, zabrzmiały bardziej niż kiedykolwiek natarczywie i jednocześnie jakby groźnie.
Zabrzmiały jak groźba, ponieważ w nim samym tkwiła słabość - pomyślał Kikuji. Drżał ze słabości i nawet nie potrafił rozłościć się z powodu nie proszonego telefonu Chikako.
Chikako znała słabe punkty Kikujiego, więc nie chcąc stracić okazji po prostu wtargnęła do jego domu bez pytania.
Po skończeniu pracy Kikuji poszedł na Ginzę i wstąpił do małej knajpki.
Jednak Chikako miała rację, Kikuji nie mógł nie wrócić do domu. ponieważ słabość ciążyła mu teraz jak nigdy przedtem.
Chikako chyba nie mogła wiedzieć, że Kikuji wracając z ceremonii herbacianej w Engakuji niespodziewanie zatrzymał się z wdową Ota w hoteliku w Północnej Kamakurze. Jednak niepokoiła go myśl, że kobiety mogły później ze sobą rozmawiać. Natarczywy ton w rozmowie telefonicznej wyrażał coś więcej niż normalną zuchwałość.
Prawdopodobnie chodziło o to, by pomówić o małżeństwie z córką Inamury w typowy dla niej sposób.
Kikuji nie znalazł spokoju również w barze, więc wsiadł do pociągu. Kiedy jadąc w stronę Dworca Tokijskiego minął stację Yurakucho, ujrzał przez okno w dole ulicę wysadzaną wielkimi drzewami. Biegła prawie prostopadle do kolei, ze wschodu na zachód, odbijając promienie zachodzącego słońca. Błyszczała oślepiająco jak metalowa płyta. Natomiast podświetlona promieniami słońca zieleń alei wydawała się niemal czarna. W cieniu drzew panował chłód. Rozrośnięte gałęzie pokryte były gęsto liśćmi. Po obu stronach ulicy stały solidne europejskie domy.
Dziwne, że na tej alei nie ma ludzi. Nic więc nie zasłania widoku na pobrzeże fosy przy Pałacu Cesarskim. Oślepiająco połyskuje również pusta jezdnia.
Gdy patrzył z okna bardzo zatłoczonego pociągu elektrycznego, wydawało mu się, że tylko ta ulica jest pogrążona w osobliwym czasie zmierzchu i przypomina obrazek z zagranicznej ryciny.
Wydało mu się również, że tą aleją idzie córka Inamury, niosąc coś w chuście z brzoskwiniowej krepy o wzorze tysiąca żurawi. Miał wrażenie, że widzi wyraźnie chustę ze wzorem tysiąca żurawi. Poczuł się odświeżony.
I gdy pomyślał, że dziewczyna już może weszła do jego domu, serce zabiło mu mocniej. Chikako jednak powiedziała przez telefon, żeby przyprowadził kolegów, a dopiero potem, gdy się nie zgodził, wspomniała o zaproszeniu córki Inamury. Nie wiedział, od początku miała zamiar ją zaprosić, czy nie. Gdy wrócił do domu, Chikako z pośpiechem wyszła mu na spotkanie.
- Jesteś sam?
Kikuji kiwnął głową potakująco.
- To nawet lepiej. Ona już na ciebie czeka. - Chikako podeszła i biorąc od niego kapelusz i teczkę, zapytała: - Trochę zboczyłeś z drogi, prawda?
Może widać, że trochę wypiłem - pomyślał Kikuji.
- Gdzie byłeś? Zadzwoniłam znowu do biura i powiedzieli mi, że wyszedłeś, więc obliczyłam, kiedy powinieneś wrócić.
- To zdumiewające.
Chikako nawet nie przeprosiła, że wtargnęła do domu nieproszona i robi tu, co chce.
Poszła za nim do jego pokoju, chcąc mu chyba pomóc w przebieraniu się w kimono, które przygotowała wcześniej służąca.
- Nie trzeba. Przepraszam, sam się przebiorę. Zdjął marynarkę i uciekając od Chikako wszedł po prostu do komory.
Po chwili wyszedł w kimonie.
- Podziwiam samotnych mężczyzn - powiedziała Chikako nie ruszając się z jego pokoju.
Odburknął coś niezrozumiale.
- Skończymy już z tym niewygodnym życiem kawalerskim, prawda?
- Dlaczego niewygodnym? Po prostu wyciągnąłem odpowiednie nauki z życia ojca.
Chikako spojrzała na niego.
Miała na sobie kuchenny fartuch, który pożyczyła od służącej. Dawniej należał do matki Kikujiego. Rękawy pozostawiła wysoko podwinięte.
Jej dziwnie białe ręce nie pasowały do dłoni; były dość tłuste i nawet przyjemnie zaokrąglone, pod łokciem tylko nieco pomarszczone, jakby okręcone sznurkiem. „Bardzo dziwne” - pomyślał Kikuji. Miała chyba twarde i grube mięśnie.
- Chyba najlepiej będzie w pawilonie. Na razie wprowadziłam ją do salonu - powiedziała Chikako nieco zmienionym, bardziej oficjalnym tonem.
- Nie wiem, poza tym, czy w pawilonie jest światło elektryczne? Nigdy nie widziałem tam zapalonego światła.
- Można by zapalić świece, byłoby nawet przyjemniej.
- Nie podoba mi się ten pomysł. Chikako zmieniła temat, jakby o czymś sobie przypomniała.
- Wiesz, kiedy dzwoniłam do pani Inamury, jej córka zapytała, czy ma przyjść z matką, więc odpowiedziałam, że byłoby świetnie, gdyby przyszły razem, lecz okazało się, że jej matka nie może, więc zdecydowałyśmy, że przyjdzie sama.
- Zdecydowałyśmy? Kto zdecydował? Sama to zrobiłaś, bez porozumienia. Na pewno pomyślała, że to bardzo niegrzecznie tak nagle wzywać ją tutaj.
- Możliwe, lecz panienka już jest tutaj. A skoro przyszła, to oznacza, że moja wina uległa zmyciu.
- Dlaczego?
- Na pewno tak. Skoro przyszła, to znaczy, że interesuje ją propozycja, o której mówiłam. Cóż z tego, że postępowanie jest trochę oryginalne. Kiedy nastąpi między wami ostateczne porozumienie, będziecie się mogli ze mnie śmiać mówiąc, że Kurimoto dziwacznie się zachowuje. Kiedy ludzie porozumieją się ze sobą, nieważne jest, jak do tego doszli. Takie jest moje doświadczenie.
W ten sposób Chikako zlekceważyła sprawę swego zachowania i powiedziała tak, jakby przejrzała Kikujiego na wylot.
- Czy już o tym z nią rozmawiałaś?
- Tak. Rozmawiałam.
Chikako zdawała się mówić: „No, decyduj się, chłopie, póki czas.”
Kikuji wstał i skierował się przez galerię do salonu, lecz zatrzymał się przed wielkim drzewem granatu w ogrodzie, żeby mieć trochę czasu na zmianę wyrazu twarzy. Nie mógł pokazać córce Inamury niezadowolonej miny.
Gdy spojrzał w mrok pod granatem, znów przyszło mu na myśl znamię Chikako. Potrząsnął głową. Na kamieniu w ogrodzie przed salonem pozostało trochę promieni zachodzącego słońca. Przesuwane ścianki były otwarte na oścież. Dziewczyna siedziała tuż przy galerii. Kikujiemu wydało się, że światło bijące od dziewczyny rozjaśnia mrok w głębi dużego salonu.
W alkowie tokonoma stały irysy w płaskim wazonie.
Dziewczyna w kimonie miała pas również o wzorach irysów. To pewnie przypadek.
W alkowie stały irysy innej odmiany - kwiaty i liście tworzyły wysoką kompozycję. Ich świeżość świadczyła o tym, że Chikako przed chwilą je tu przyniosła.
Następnego dnia w niedzielę padał deszcz.
Po południu Kikuji poszedł do pawilonu herbacianego. Chciał uporządkować utensylia używane poprzedniego wieczoru podczas ceremonii herbacianej.
Zatęsknił też do zapachu perfum Yukiko, który unosił się nadal w pawilonie.
Kazał służącej otworzyć parasol i kiedy miał zejść z galerii przy salonie do ogrodu, spostrzegł, że z uszkodzonej rynny przy okapie woda leje się strumieniami na ziemię tuż przed drzewem granatu.
- Trzeba rynnę naprawić - powiedział Kikuji do służącej.
- Tak, proszę pana.
Przypomniał sobie, że od dawna niepokoił go szum wody, gdy leżał w pościeli w deszczową noc.
- A zresztą kiedy zacznie się reperować, nie będzie końca. Lepiej dom sprzedać, zanim wszystko się tu popsuje.
- Ostatnio wszyscy, którzy mają duże domy, tak mówią. Panienka, która wczoraj tutaj była, nadziwić się nie mogła, że dom jest taki ogromny. Na pewno będzie tu kiedyś mieszkać.
„Służąca daje mi do zrozumienia, żebym domu nie sprzedawał.”
- Czy pani Kurimoto coś takiego mówiła?
- Tak. Kiedy panienka przyszła, pani Kurimoto oprowadziła ją po całym domu.
- Coś podobnego!
Dziewczyna nic mu o tym nie powiedziała.
Kikuji myślał, że Yukiko widziała tylko salon i pawilon herbaciany, dlatego postanowił dzisiaj przejść tą samą drogą prosto do pawilonu.
Wczoraj długo nie mógł zasnąć.
Wydawało mu się, że w pawilonie pozostał jeszcze zapach perfum dziewczyny, dlatego chciał wstać w środku nocy i tam pójść.
„To kobieta nieosiągalna dla mnie” - myślał Kikuji o córce Inamury, starając się zasnąć.
Yukiko jednak, oprowadzona przez Chikako, obejrzała jego cały dom.
Kikuji polecił służącej zanieść piecyk na węgiel drzewny do pawilonu i stąpając po kamieniach wyszedł do ogrodu. Wczoraj wieczorem Chikako jechała do Północnej Kamakury i wyszła razem z córką Inamury, więc sprzątaniem po gościach zajęła się służąca.
Utensylia stojące w kącie pokoju należało po prostu schować, lecz Kikuji nie wiedział, gdzie jest ich miejsce.
„Kurimoto pewnie wie lepiej” - mruknął do siebie i spojrzał na obraz przedstawiający mistrza poezji. Mały obraz Hokkyo Sotatsu: ledwie zaznaczone barwą tło, na nim linie rozwodnionym tuszem. - Czyj to portret? - zapytała wczoraj córka Inamury, lecz Kikuji nie potrafił udzielić odpowiedzi. - Nie wiem. Nie ma na nim wiersza, więc trudno rozpoznać. Poza tym na takich obrazkach wiersze na pewno są do siebie podobne. - To jest Muneyuki - wtrąciła Chikako. - Obraz stanowi ilustrację do wiersza brzmiącego następująco: „nawet zieleń sosny wiecznie zielonej jest bardziej intensywna na wiosnę”. Już trochę za późno na ekspozycję tego rodzaju obrazu, lecz ojciec bardzo go lubił i wiosną zawsze wieszał w alkowie. - Nie wiem, czy to Muneyuki czy Tsurayuki, rysunku rozpoznać nie mogę - raz jeszcze powiedział Kikuji. Tak jak dawniej, dzisiaj również spoglądała na niego spokojna twarz kogoś, kogo nie potrafił rozpoznać. Z tego niewielkiego portretu, namalowanego cienkimi pociągnięciami pędzla, wyczuwało się wielkość przedstawionego człowieka. Kikuji przyglądał mu się, a po chwili poczuł słabiutki zapach, zapach czystości - jak mu się wydało.
Obraz przedstawiający poetę i bukiet ikebany z irysów, ułożony wczoraj w salonie, przypomniał Kikujiemu córkę Inamury.
- Grzałam wodę, dlatego to tak długo trwało. Myślałam, że lepiej przynieść wodę podgrzaną w kuchni. - Służąca przyniosła piecyk na węgiel drzewny i czajnik. W pawilonie było wilgotno, dlatego Kikuji prosił o ogień, o nic więcej. Nie miał zamiaru pić herbaty w pawilonie.
Służąca dysząc o piecyku przyniosła również ciepłą wodę, ponieważ widziała między jednym a drugim naturalny związek.
Towarzysząc ojcu od dzieciństwa Kikuji przyzwyczaił się do reguł ceremonii herbacianej, lecz nigdy nimi się nie interesował. Ojciec zresztą nie nakłaniał go do tego.
Gdy woda się zagotowała, Kikuji odsunął lekko pokrywkę i nadal siedział w roztargnieniu.
Czuć tu trochę pleśnią. Maty również zwilgotniały.
Pokryte patyną czasu ściany, które wczoraj uwydatniały sylwetkę Inamury, dzisiaj wydały się po prostu brudne.
Kikuji miał wrażenie, że przyszła do niego w stroju japońskim kobieta, która na co dzień mieszka w domu europejskim.
- Na pewno Kurimoto sprawiła pani kłopot, gdy tak niespodziewanie zaprosiła panią do mnie. Pawilon również jest jej pomysłem - powiedział wczoraj dziewczynie.
- To dzień ceremonii herbacianej urządzanej przez pana ojca, prawda? Powiedziała mi o tym nauczycielka.
- Podobno tak. Ja o tych sprawach zupełnie zapomniałem, w ogóle nawet nie myślałem.
- Na tak ważny dzień pani Kurimoto zaprosiła również mnie, a przecież niewiele jeszcze rozumiem z ceremonii herbacianej. Może zrobiła tak dlatego, żeby mnie ośmieszyć? Ostatnio zaniedbuję nawet lekcje.
- Nic podobnego, Kurimoto również przypomniała sobie o tym dopiero dziś rano i przyszła posprzątać pawilon. Dlatego chyba czuć tu jeszcze pleśń. - Kikuji zamilkł na chwilę. - Jeśli mamy zostać znajomymi, to wolałbym jednak, żeby poznawała nas ze sobą nie Kurimoto, ale ktoś inny. Bardzo mi przykro, że tak się stało. Dziewczyna spojrzała podejrzliwie na Kikujiego.
- Dlaczego? Przecież gdyby nie pani nauczycielka, nikt by nas sobie nie przedstawił.
Rzeczywiście, trafny argument.
To prawda, gdyby nie Chikako, chyba nigdy nie spotkaliby się na tym świecie.
Kikuji odniósł wrażenie, że ktoś go znienacka zdzielił biczem po twarzy.
Jednocześnie słowa dziewczyny zabrzmiały w jego uszach jak zgoda na zawarcie z nim związku małżeńskiego. A jej podejrzliwe spojrzenia odbierał niczym jasne promienie słońca.
Nie wiedział jednak, co Yukiko myśli o jego braku szacunku dla Chikako. Czy wie o tym, że Chikako była kochanką jego ojca?
- Z Kurimoto wiążą się w naszym domu niezbyt przyjemne wspomnienia - powiedział Kikuji i głos mu zadrżał. - Nie chciałbym, żeby ta kobieta decydowała o moim losie. Trudno mi się pogodzić z tym, że to ona właśnie przedstawiła mi panią. Chikako weszła z tacą. Rozmowa się urwała. - Pozwólcie, że posiedzę razem z wami. - Usiadła i jakby chcąc uspokoić oddech po pracy na stojąco, pochyliła się do przodu i próbowała czytać z wyrazu twarzy dziewczyny.
- Tylko jeden gość u pana dzisiaj, jednak ojciec na pewno się ucieszy. Yukiko skromnie spuściła wzrok. - Nie jestem tego godna, lecz niewątpliwie czuję się zaszczycona, że mogę przebywać w pawilonie herbacianym pańskiego ojca.
Chikako zignorowała jej słowa i zaczęła snuć wspomnienia o tym, jak to pawilon wykorzystywano za życia ojca Kikujiego. Chikako widocznie uważała, że małżeństwo między Yukiko i Kikujim to tylko sprawa czasu.
Potem na galerii, kiedy obie kobiety już odchodziły, Chikako powiedziała:
- Kikuji, ty też powinieneś odwiedzić panią lnamurę. Tym razem należałoby się umówić wcześniej.
Dziewczyna kiwnęła potakująco głową. Chyba chciała coś dodać, lecz zrezygnowała. W całej jej sylwetce pojawiły się oznaki wrodzonej wstydliwości.
Kikujiego zaskoczyło jej zachowanie. Jednocześnie poczuł ciepło jej ciała.
Nie mógł się jednak oprzeć myśli, że jest pokryty ciemną i brzydką zasłoną.
Dziś też owa myśl go nie opuszczała.
Nie tylko Chikako, która przedstawiła mu Inamurę, była nieczysta. Kikuji również czuł się wewnętrznie skalany.
W szalonej wyobraźni ujrzał swego ojca gryzącego brudnymi zębami pierś naznaczoną znamieniem. Nigdy przedtem nie myślał w ten sposób o ojcu.
Dziewczyna nie przywiązywała wagi do zachowania Chikako. Kikuji natomiast przywiązywał. Chyba nie tylko dlatego, że był po prostu człowiekiem niezdecydowanym, lecz widocznie dlatego, że mogło ono mieć wpływ na jego życie. Choć dawał do zrozumienia, że bardzo nie lubi Chikako, to jednak ona popychała go do małżeństwa z Inamurą. Niewątpliwie, Chikako jest wygodną osobą, można ją wykorzystać do tego rodzaju celów.
Dlatego Kikuji odniósł nawet wrażenie, że dziewczyna go rozszyfrowała - wrażenie było tak bolesne jak uderzenie po twarzy. Pozwoliło mu to odkryć w sobie innego człowieka. To odkrycie wstrząsnęło nim.
Gdy skończyli jeść i Chikako wyszła, żeby przygotować ceremonię herbacianą, Kikuji powrócił do tej sprawy, jakby z czegoś się tłumacząc:
- Tak więc Kurimoto jest kierującym nami losem, lecz wydaie mi się, że pani inaczej ocenia ten los niż ja, prawda?
Po śmierci ojca Kikuji nie lubił, gdy matka sama wchodziła do pawilonu herbacianego.
Kiedy nad tym się teraz zastanawiał, odnosił wrażenie, że zarówno ojciec, jak matka i on sam myśleli o czym innym, gdy samotnie przebywali w tym pawilonie.
Krople deszczu uderzały o liście drzew. Rozległ się też plusk kropli bijących o parasol. - Przyszła pani Ota. - Spoza papierowej ścianki doszedł głos służącej.
- Pani Ota? Córka?
- Nie, pani starsza. Nie wiem dlaczego, lecz jest tak wychudzona, jakby była chora...
Kikuji mimo woli wstał, lecz nie mógł się ruszyć z miejsca.
- Gdzie mam wprowadzić?
- Można tutaj.
- Słucham pana.
Wdowa Ota przyszła bez parasola. Może zostawiła przy wejściu. Na jej twarzy pozostały krople deszczu - pomyślał Kikuji. Były to jednak łzy.
Zrozumiał, że to łzy spływały bez ustanku po jej policzkach.
Początkowo Kikuji odniósł się do wchodzącej bez należytej uwagi, skoro pomyślał, że to krople deszczu.
- Co się stało? - prawie krzyknął, gdy zrozumiał, że to nie deszcz, i podszedł do niej.
Kobieta usiadła na podłodze galerii i pochyliła się nisko.
Zwróciła się w stronę Kikujiego i wtedy wydało mu się, że upadnie.
W tym miejscu podłogę zmoczył deszcz.
Płakała nadal, więc Kikuji znów pomyślał, że to spadają krople deszczu.
Nie odrywała od niego oczu, co zdawało się powstrzymywać ją przed upadkiem. Kikuji się zaniepokoił na myśl, co by się stało, gdyby poruszył głową.
Jej oczy były zapadnięte, dokoła nich rysowały się zmarszczki i sińce. Opuchnięte, jakby podwójne powieki, nie przesłaniały jednak wilgotnych, błyszczących oczu, które przesyłały mu bolesną skargę. Kryła się w nich również niewysłowiona czułość.
- Przepraszam. Chciałam cię koniecznie zobaczyć, więc nie mogłam usiedzieć w domu - powiedziała z uczuciem. Jej cała postać tchnęła czułością. Gdyby nie jej tkliwość, Kikuji bałby się na nią spojrzeć, ponieważ była tak bardzo wychudzona, wynędzniała.
Zrobiło mu się bardzo przykro. I choć wiedział, że ona cierpi z jego powodu, to jednak łudził się zwiedziony jej czułością, że to ona złagodzi jego ból.
- Zmokniesz, wejdź szybko.
Nagle chwycił ją mocno pod ręce i niemal siłą wciągnął do pokoju. Potraktował ją może trochę zbyt brutalnie. Kobieta próbowała stanąć o własnych siłach.
- Proszę mnie puścić, puść mnie. Jestem lekka, prawda?
- Tak.
- Jestem lekka. Schudłam ostatnio.
Kikuji sam się sobie dziwił, że tak nagle chwycił ją w objęcia i podniósł.
- Czy córka się nie martwi?
- Fumiko?
Usłyszawszy to imię Kikuji odniósł wrażenie, że Fumiko jest gdzieś niedaleko.
- Czy córka też przyszła?
- W ogóle nie wie, że jestem tutaj... - Zaczęła szlochać. - Nie spuszcza ze mnie oka. Nawet w środku nocy się budzi, gdy tylko się poruszę... Wydaje mi się, że zrobiła się jakaś dziwna, i to z mojej winy. Zadaje mi straszne pytania. Na przykład: „Mamo, dlaczego poza mną nie miałaś więcej dzieci? Przecież mogłaś mieć nawet z panem Mitanim.” - Mówiąc to wyprostowała się.
W tych słowach Kikuji wyczuł smutek jej córki.
Był to ból dziecka, które nie może patrzeć na cierpienie matki.
Mimo to ukłuły Kikujiego słowa Fumiko przypominające o tym, że jej matka mogła mieć dziecko z jego ojcem.
Pani Ota wciąż wpatrywała się w Kikujiego.
- Może przybiegnie za mną. Uciekłam, kiedy jej nie było w domu. Padał deszcz, chyba myślała, że nie wyjdę.
- Dlaczego?
- Myśli, że jestem już tak słaba, że nie będę miała siły wyjść w deszczowy dzień.
Kikuji bezwiednie kiwnął głową.
- Fumiko niedawno była tutaj, prawda?
- Tak, prosiła, żebym ci wybaczył. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć.
- Dobrze wiem, co ona czuje. Dlaczego jednak tutaj przyszła? Ach, to straszne!
- A ja ci dziękowałem.
- Jesteś bardzo miły. To mi wystarczy, żebym była zadowolona. Potem cały czas cierpiałam, dręczyłam się. Wybacz mi.
- Lecz nic cię chyba nie powinno krępować. Może tylko duch mojego ojca?
Twarz jej nawet nie drgnęła na dźwięk słów Kikujiego.
- Zapomnijmy o wszystkim - powiedziała. - Wstyd mi, że tak straciłam głowę, gdy zatelefonowała do mnie Kurimoto.
- Kurimoto dzwoniła?
- Tak, dziś rano. Powiedziała, że już wszystko zdecydowane między tobą a Inamurą Yukiko... Dlaczego mnie o tym zawiadomiła?
Znowu zwilgotniały jej oczy, ale po chwili się uśmiechnęła. Nie był to uśmiech przez łzy, lecz najprawdziwszy, szczery uśmiech.
- Nic jeszcze nie jest zdecydowane - zaprzeczył iKikuji. - Czy może Kurimoto o coś cię podejrzewa? Czy spotkałaś się z nią od tamtego czasu?
- Nie. To straszna kobieta, ona wszystko wie. Nawet gdy ze mną rozmawiała dziś rano przez telefon, na pewno o coś mnie podejrzewała. To ja jestem winna. O mało nie upadłam, chyba coś krzyknęłam. Przez telefon mogła usłyszeć, że coś się stało. Powiedziała na koniec, żebym ci nie stawała na drodze.
Kikuji zmarszczył brwi. Nie mógł wyrzec słowa.
- Ja miałabym ci przeszkadzać? Czuję się po prostu winna wobec Yukiko. Od dzisiejszego ranka tak się boję Kurimoto, że jest mi niedobrze, więc nie mogę usiedzieć w domu. - Zaczęła drżeć jakby coś ją opętało. Wargi jej się wykrzywiły, usta otwarły. Teraz widać było, że nie jest już piękna.
Kikuji wstał i wyciągnął rękę, żeby dotknąć jej ramienia.
Chwyciła go za rękę i powiedziała:
- Boję się, boję się. - Rozejrzała się dokoła, drżąc ze strachu, z trudem panując nad sobą. - Czy to ten pawilon herbaciany?
Kikuji nie wiedział, co miały znaczyć te słowa, lecz odpowiedział niepewnie:
- Tak.
- To ładny pawilon, prawda?
Czy wspomina swego męża, który często był tu zapraszany? Czy też ojca Kikujiego?
- Czy jesteś tu po raz pierwszy? - zapytał.
- Tak.
- Dlaczego się tak przyglądasz?
- Nie przyglądam...
- To obraz Sotatsu przedstawiający poetę. Kiwnęła potakująco i zwiesiła bezsilnie głowę.
- Czy dawniej nie bywałaś u nas w domu?
- Nie, nie byłam tu ani razu.
- Naprawdę?
- Nie, raz tylko, na pogrzebie twojego ojca - głos jej zgasł.
- Woda się gotuje, może się napijesz herbaty. Odejdzie ci zmęczenie. Ja też się napiję.
- Chętnie, ale czy można? - Próbowała wstać, zachwiała się.
Z pudełek stojących w kącie wyjął czarki i inne przybory.
Kobieta sięgnęła po pokrywkę czajnika, ale ręka jej zadrżała, pokrywka uderzyła o garnek i rozległ się cichy brzęk.
- Ten czajnik również kupił twój ojciec.
- Naprawdę? Nie wiedziałem - rzekł Kikuji.
Po prostu powiedziała, że tego czajnika używał przedtem jej zmarły mąż, lecz Kikuji nie poczuł złości. Nie wydało mu się dziwne, że szczerze o tym mówi.
Gdy skończyła przyrządzać herbatę, rzekła:
- Nie mam siły wstać, proszę podejść do mnie. Kikuji zbliżył się, wziął od niej czarkę i nie wracając na poprzednie miejsce wypił herbatę.
Ota pochyliła się i opadła mu na kolana, jakby zemdlała. Gdy wziął ją w ramiona, wydało mu się, że oddycha coraz słabiej, tylko lekko drżące plecy świadczyły o tym, że żyje. Była tak miękka - Kikujiemu wydawało się, że trzyma w objęciach małe dziecko.
- Co się stało? Kikuji szorstko nią potrząsnął. Trzymał ją obiema rękami za szyję i piersi, jakby chciał udusić. Już wcześniej wyczuł, że kości ma bardziej wystające niż dawniej.
- Powiedz, czy jest dla ciebie jakaś różnica między ojcem a mną? - Pytanie to skierował do siebie, do swego niepokoju, kryjącego się w głębi serca, a nie do niej.
- Okrutny! Tak nie można! - odpowiedziała z zamkniętymi oczyma słodkim głosem.
Chyba nie chciała szybko wracać z innego świata, w jakim się teraz znajdowała?
I on również dał się posłusznie poprowadzić w ten świat. Nie mógł tego stanu inaczej nazwać jak innym światem. Tam już chyba nie było rozróżnienia między nim a jego ojcem. Niepokój pojawił się później.
Wydało mu się, że nie jest ona człowiekiem, lecz istotą, która nie stała się jeszcze człowiekiem albo też, że jest kobietą końca epoki człowieczeństwa.
Podejrzewał, że kiedy weszła do innego świata, nie odczuwała już różnicy między swoim zmarłym mężem, ojcem Kikujiego i Kikujim.
- W twojej świadomości mój ojciec i ja stanowimy już jedno, prawda?
- Wybacz. Ach, to straszne! Jakże grzeszną jestem kobietą!
Z kącików jej oczu potoczyły się strużki łez. - Chcę umrzeć, chcę umrzeć. Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła teraz umrzeć. Kikuji, o mało mnie nie udusiłeś. Dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Nie żartuj. Choć to prawda, że trochę cię przydusiłem.
- Prawda? Jestem wdzięczna. - Odchyliła głowę ukazując swą długą szyję. - Wychudłam, więc łatwo mi umrzeć.
- Nie możesz umierać, masz przecież córkę.
- To prawda, lecz i tak umrę ze zmęczenia prowadząc taki tryb życia. O opiekę nad Fumiko poproszę ciebie, Kikuji.
- Jeśli jest taka jak jej matka... Otworzyła oczy.
Kikuji wzdrygnął się zdawszy sobie sprawę z tego, co powiedział. Wcale nie zamierzał tego mówić. Co naprawdę usłyszała Ota?
- O, jak nierytmicznie bije... Już nie potrwa to długo. - Wzięła jego rękę i położyła sobie pod piersią.
Nierytmiczne bicie serca jest może wyrazem zaskoczenia słowami Kikujiego.
- Kikuji, ile ty masz lat? Nie odpowiedział.
- Chyba nie masz trzydziestu? To ja jestem winna. Głupia ze mnie kobieta. Sama tego nie rozumiem.
Oparła się na ręce i podniosła do połowy na zgiętych nogach.
Kikuji usiadł.
- Nie przyszłam po to, Kikuji-san, żeby popsuć twoje małżeństwo z Yukiko. Lecz dla mnie to już koniec wszystkiego.
- Jeszcze nie postanowiłem, że się z nią ożenię. Skoro już o tym mowa, muszę ci wyznać, że oczyściłaś moją przeszłość.
- Tak?
- Kurimoto, która zajmuje się swataniem, była kobietą mojego ojca. Ona rozsiewa dokoła truciznę, truciznę przeszłości. Ojciec miał szczęście, że to ty byłaś jego ostatnią kobietą.
- Ożeń się szybko z Yukiko.
- To moja sprawa.
Patrzyła na Kikujiego jakby w roztargnieniu. Dłoń przycisnęła sobie do czoła, gdy nagle krew odpłynęła z jej policzków.
- Pociemniało mi w oczach, zakręciło się w głowie. Koniecznie chciała wracać do domu, więc Kikuji wezwał taksówkę i pojechał razem z nią. Zamknęła oczy i wcisnęła się w kąt samochodu. Wyglądała słabo, bezradnie, jej życiu chyba zagrażało niebezpieczeństwo. Kiedy wysiadała z samochodu, jej zimne palce wysunęły się z jego dłoni i jakby rozpłynęły. Kikuji nie wszedł do jej domu. Tej nocy o drugiej zadzwoniła Fumiko.
- Czy pan Mitani? Mama przed chwilą... - Tu urwała, lecz po chwili dodała wyraźnie - ...umarła.
- Co?! Co się stało z pani mamą?
- Umarła. Na atak serca. Bo ostatnio zażywała dużo środków nasennych.
Kikuji nie mógł wymówić słowa.
- Mam w związku z tym do pana prośbę.
- Tak?
- Gdyby pan miał zaufanego lekarza, czy nie byłby pan tak dobry i przyprowadził go do mnie do domu?
- Lekarza? Lekarza? To pilne, prawda? Kikuji zdziwił się, że nie wezwała lekarza do chorej, lecz nagle wszystko zrozumiał. Jej matka popełniła samobójstwo. Córka chce to ukryć i dlatego prosi go o pomoc.
- Dobrze.
- Bardzo będę wdzięczna. Fumiko na pewno wszystko dokładnie przemyślała, potem dopiero zadzwoniła. Przedstawiła tylko sprawę nie wdając się w żadną rozmowę.
Usiadł koło telefonu i zamknął oczy.
Wyobraził sobie nagle zachód słońca, który oglądał w pociągu wracając z Północnej Kamakury po spędzeniu nocy z Ota w hotelu. Słońce zachodziło nad lasem przy świątyni Honmonji w Ikegami.
Czerwone słońce dotykało właśnie wierzchołków i wydawało się płynąć nad lasem. Na tle wieczornej zorzy las również był czerwony.
Gdy słońce toczące się po wierzchołkach drzew wtargnęło do zmęczonych oczu, źrenice zamknęły się same.
I wtedy nagle wydało mu się, że po niebie rozjarzonym zorzą wieczorną i utrwalonym pod zamkniętymi powiekami leciało tysiące białych żurawi z chusty córki Inamury.
Cień na shino
1
Gdy skończył się tydzień żałoby po śmierci Oty, następnego dnia Kikuji poszedł z wizytą do jej domu.
Zamierzał wyjść wcześniej z pracy, zanim zapadnie wieczór. Siedział jednak w biurze do końca nie mogąc się uspokoić i zdecydować, wciąż mówiąc sobie, że wyjdzie za chwilę.
W drzwiach powitała go Fumiko.
- Ach, to pan! Fumiko patrzyła na niego nie odrywając obu dłoni od podłogi we wzorowej pozycji pokłonu. Chyba w ten sposób chciała opanować drżenie palców.
- Dziękuję za kwiaty, które pan wczoraj przysłał.
- Nie ma za co.
- Otrzymawszy kwiaty myślałam, że pan nie będzie mógł przyjść.
- Dlaczego? Bywa też i tak, że ktoś najpierw posyła kwiaty, a potem dopiero przychodzi.
- O tym nie pomyślałam.
- Byłem wczoraj w pobliskiej kwiaciarni. Fumiko twierdząco kiwnęła głową i powiedziała:
- Przy bukiecie nie było nazwiska, lecz ja od razu wiedziałam od kogo. Kikuji przypomniał sobie, jak to stojąc w kwiaciarni myślał o jej matce. Przypomniał sobie również, że zapach kwiatów złagodził lęk przed grzechem.
Fumiko powitała go uprzejmie.
Miała na sobie białą bawełnianą suknię. Twarzy nie upudrowała. Tylko nieco spękane wargi pokryła cienką warstwą szminki.
- Wczoraj uważałem, że lepiej będzie jeszcze poczekać i nie przychodzić.
Fumiko przesunęła się w bok dając jednocześnie znak, aby Kikuji wszedł do pokoju.
Z trudem wstrzymywała łzy, witając tak przy wejściu gościa. Wiedziała, że na pewno się rozpłacze, jeśli pozostanie trochę dłużej w tej samej pozycji i będzie coś mówić.
- Tak bardzo się ucieszyłam, gdy otrzymałam kwiaty. Byłoby mi też miło, gdyby pan przyszedł wczoraj - rzekła Fumiko stojąc za Kikujim.
- Wczoraj mógłbym sprawić przykrość krewnym. - Starał się powiedzieć to tak, by zabrzmiało lekko. - Nie chciałem dodawać pani zmartwień.
- Nie zwracam już na takie rzeczy uwagi - odpowiedziała Fumiko dobitnie.
W salonie przed urną z prochami stało zdjęcie jej matki.
Stały też tylko kwiaty, które przysłał jej wczoraj Kikuji.
Czuł się zaskoczony. Czyżby Fumiko zostawiła tylko jego kwiaty, a wszystkie inne gdzieś wyrzuciła lub schowała?
Tydzień żałoby spędziła chyba w samotności. Tak przynajmniej wydało się Kikujiemu.
- Czy to jest dzbanek mizusashi?
Fumiko zrozumiała, że Kikuji mówi o naczyniu, w którym znajdują się kwiaty.
- Tak. Pomyślałam, że akurat pasuje.
- To chyba bardzo dobry gatunek shino. Jak na dzbanek do wody był trochę za mały.
Lecz kwiaty - białe róże i blade goździki - doskonale pasowały do tego dzbanuszka o wydłużonym kształcie.
- Mama również kiedyś stawiała w nim kwiaty i dlatego go nie sprzedała.
Kikuji usiadł przed urną i zapalił trociczki. Złożył ręce i zamknął oczy.
Kajał się za swoje winy. Jednocześnie owładnęło nim uczucie wdzięczności za miłość tej kobiety, której pieszczotom tak chętnie się poddał.
Dlaczego popełniła samobójstwo?
Czy umarła dlatego, że zapędzona przez grzech w ślepy zaułek, nie potrafiła już z niego wyjść? Czy dlatego umarła, że w ślepy zaułek zagnała ją miłość, której nie mogła opanować? Co popchnęło ją do śmierci: miłość czy grzech? Kikuji myślał o tym nadaremnie cały tydzień.
Teraz gdy siedział z zamkniętymi oczyma przed prochami tej kobiety, nie mógł wyobrazić sobie jej ciała, lecz mimo to ciepło jej dotyku spowiło go niby upajająca woń. Było to dziwne, jednak zupełnie naturalne wrażenie, którego doświadczał dzięki tej kobiecie. Nie mógł tego wytłumaczyć wspomnieniem jej dotyku, bo słyszał teraz raczej muzykę, a nie czuł kształtów jej ciała.
Po śmierci Oty źle sypiał, więc szukał lekarstwa w alkoholu. Ale i tak miał wiele snów i łatwo się budził.
Nie męczyły go jednak koszmary, bo gdy się budził podczas widzenia sennego, czuł jedynie słodkie odurzenie. Pewien czas leżał w tóżku oszołomiony.
Dziwił się jednak, że we śnie czuł uściski zmarłej już kobiety. Nie miał wiele doświadczenia, więc tym bardziej go to zdumiewało.
- Jakże jestem grzeszna - powiedziała Ota Kikujiemu nocą w hotelu w Północnej Kamakurze, jak również w pawilonie herbacianym, gdy przyszła do jego domu. Wtedy po tych słowach zaczynała drżeć i szlochać. Teraz, kiedy siedział przed jej prochami, powracał głos kobiety mówiącej o swej grzeszności i tłumił myśl o własnej grzesznej odpowiedzialności za jej śmierć.
Kikuji otworzył oczy.
Z tyłu załkała Fumiko. Widocznie starała się ukryć przed nim płacz, w końcu nie wytrzymała i rozpłakała się na głos, lecz szybko się opanowała.
Kikuji nie ruszając się z miejsca zapytał:
- Kiedy zrobiono to zdjęcie?
- Przed pięciu lub sześciu laty. To powiększenie z małej fotografii.
- Ach tak? To chyba zdjęcie zrobione w czasie ceremonii herbacianej?
- O? Jak pan to zgadł?
Było to duże powiększenie twarzy, wycięte z większego zdjęcia, nie obejmującego nawet całych ramion.
- Po czym pan poznał, że jest to fotografia zrobiona w czasie ceremonii herbacianej? - zapytała Fumiko.
- Takie odniosłem wrażenie. Wyraz jej twarzy sugeruje, że coś robi z lekko przymkniętymi oczyma. Czuje się napięcie w jej ciele, mimo że nie widać nawet ramion.
- Zastanawiałam się, czy to dobre zdjęcie na taką okazję, ponieważ przedstawia twarz lekko z boku, ale mama je bardzo lubiła.
- To dobre zdjęcie.
- Jednak nie powinna być zwrócona w bok. Bo to wygląda tak, jakby odwracała się od ludzi zapalających przed nią trociczki.
- Co? A, możliwe.
- Po prostu odwraca się od nas, a przy tym ma spuszczoną głowę.
- Możliwe.
Kikuji przypomniał sobie sposób, w jaki wykonywała ceremoniał herbaciany w przeddzień śmierci.
Łzy Oty trzymającej czerpaczek z wodą zmoczyły bok czajnika. To on musiał podejść i wziąć czarkę z jej rąk. Nim wypił herbatę, łzy na czajniku wyschły. Kiedy odstawił czarkę, Ota upadła przed nim.
- W czasie, kiedy robiono to zdjęcie, mama nie była taka chuda - powiedziała Fumiko i od razu zamilkła. - A poza tym wstydziłam się pokazywać tu fotografię, na której mama jest zbyt podobna do mnie.
Kikuji nagle się odwrócił.
Fumiko szybko spuściła głowę. Dotąd cały czas wpatrywała się w jego plecy.
Powinien wstać sprzed urny z prochami zmarłej i zwrócić się w stronę Fumiko.
Czy są jednak takie słowa, które mógłby skierować do Fumiko, i prosić ją o wybaczenie?
Na szczęście spostrzegł dzbanuszek w stylu shino, w którym stały kwiaty, więc zwrócił się w stronę bukietu. Jedną rękę oparł o matę i zaczął uważnie oglądać to naczynie, przedtem używane w ceremonii herbacianej.
Pod białą glazurą rysował się wątły cień czerwieni. feikuji wyciągnął rękę i dotknął lśniącej powierzchni, zarazem chłodnej i tchnącej ciepłem. - Łagodny jak sen. To bardzo cenny okaz. Ja też go lubię.
Chciał powiedzieć „łagodny, jak kobieta ze snu”, lecz z „kobiety” zrezygnował.
- Jeśli panu się podoba, chętnie podaruję panu dzbanuszek na pamiątkę po mamie.
- Nie mogę przyjąć. Kikuji szybko podniósł głowę.
- Naprawdę proszę wziąć, jeśli panu się podoba. Mama też będzie się cieszyć. Podobno to niezła rzecz.
- Oczywiście, to cenna ceramika.
- Mama mi nieraz o tym mówiła, dlatego wstawiłam w nie kwiaty, które pan przysłał.
Niespodziewanie w jego oczach zebrały się gorące łzy.
- Wobec tego nie odmówię.
- Mama się ucieszy.
- Prawdopodobnie nie będę go używał jako dzbanka na wodę w ceremonii herbacianej, tylko po prostu jako wazonik na kwiaty.
- To bardzo dobrze, mama również stawiała w nim kwiaty.
- U mnie nie będą to kwiaty z okazji ceremonii herbacianej. Jakie to smutne, że naczynia i przybory używane w ceremonii herbacianej utraciły swój związek z herbatą.
- Ja też nie będę już zajmować się ceremonią herbacianą.
Kikuji obejrzał się i wykorzystując okazję wstał z miejsca.
Leżącą przed ozdobną alkową poduszkę do siedzenia przesunął w stronę galerii i tam na niej usiadł. Ponieważ Kikuji przeniósł się w inne miejsce, Fumiko pozostała sama na środku pokoju. Siedziała na gołej macie, z dala od niego, jakby cierpliwie na coś czekając.
Jej ręce o na wpół zgiętych palcach, leżąc na kolanach, zadrżały i zacisnęły się mocniej.
- Panie Mitani, proszę wybaczyć mojej mamie - powiedziała i pochyliła głowę w dół.
Przestraszył się, gdyż wydało mu się, że Fumiko za chwilę upadnie.
- Co pani mówi? To ja powinienem prosić o wybaczenie. A ja nawet tego nie próbuję. Nie wiem, jak mam przepraszać, wstyd mi wobec pani, Fumiko, nie wiem, jak śmiałem przyjść tutaj.
- To ja muszę się wstydzić. - Jej twarz rzeczywiście zmieniła się z zażenowania. - Tak bardzo, że chciałabym się zapaść pod ziemię.
Gdy jej blada nie upudrowana twarz zarumieniła się aż po bladą szyję, Kikuji zrozumiał, jak bardzo dziewczynę wyczerpały zmartwienia.
Bladość twarzy świadczyła też o jej anemii.
Serce Kikujiego ścisnęło się z bólu.
- Myślałem o tym, że pani musi mnie bardzo nienawidzić.
- Nienawidzić? Jak pan może... Czy mama pana nienawidziła?
- Nie, ale umarła chyba przeze mnie?
- Mama umarła sama z siebie. Tak myślę. Cały tydzień od jej śmierci o tym myślałam.
- Cały ten czas była pani sama w domu?
- Tak, od dawna zresztą mieszkałam tylko z mamą.
- A matka umarła przeze mnie.
- Nie, umarła z własnej woli. Jeśli pan twierdzi, że umarła przez pana, to ja musiałabym powiedzieć, że umarła przeze mnie. Jeśli powinnam kogoś nienawidzić za śmierć mamy, to jedynie samą siebie. Jeśli ktokolwiek inny czuje się również za to odpowiedzialny, to tylko rzuca cień na śmierć zmarłej, kala jej pamięć. Myślę, że przyznawanie się do winy i ubolewanie tych, którzy pozostali, powiększa brzemię grzechu zmarłej.
- Wszystko, co pani mówi, jest chyba słuszne, ale gdybym nie spotkał się z pani matką...
Nie mógł skończyć myśli.
- Myślę, że zmarłym nie potrzeba nic poza naszym przebaczeniem. Być może mama umarła dlatego, że chciała, żeby jej wybaczono. Czy może pan wybaczyć mojej mamie?
Fumiko wstała i wyszła z pokoju.
Kikuji miał wrażenie, że dzięki jej słowom ujrzał wszystko w nowym świetle.
Może rzeczywiście powinniśmy zmniejszyć ciężar umarłym.
Ale czy zadręczanie się winą z powodu czyjejś śmierci naprawdę oznacza naigrywanie się ze zmarłego i świadczy tylko o naszej głupocie? To prawda, zmarli nie decydują o moralności tych, którzy pozostają przy życiu. Kikuji znów spojrzał na fotografię zmarłej.
Fumiko weszła do pokoju z tacą: stały na niej dwie okrągłe filiżanki, jedria pokryta czerwoną, a druga czarną glazurą.
Czarną postawiła przed Kikujim. Była w niej zwykła zielona herbata. Kikuji podniósł filiżankę i próbował odczytać znaki wytwórcy.
- Czyjej to roboty? - zapytał obcesowo.
- Chyba Ryonyu.
- Czerwona też?
- Tak.
- Tworzą komplet, prawda? - zapytał patrząc na czerwoną.
Czerwona filiżanka stała nadal przed kolanami Fumiko. Tak, to bardzo dobre naczynia - pomyślał i nagle wyobraził sobie coś nieprzyjemnego. Przyszło mu na myśl, że te dwie filiżanki mogły służyć do picia herbaty jego ojcu i matce Fumiko, gdy po śmierci pana Oty ojciec zaczął chodzić do domu wdowy. Czy przypadkiem - zastanawiał się Kikuji - nie były to dla nich „czarki małżeńskie”: czarną zapewne dostawał jego ojciec, a czerwoną brała jej matka.
Filiżanki w stylu Ryonyu mogli zabierać ze sobą w czasie wspólnych podróży.
Jeśli tak rzeczywiście było, a Fumiko o tym wiedziała, to podanie herbaty w tej samej filiżance mogło być rozumiane jedynie jako niesmaczny żart.
Lecz Kikuji nie wyczuł w tym zamierzonej ironii ani intrygi.
Przyjął to jako zwykły sentymentalizm ze strony dziewczyny.
I to sentymentalne uczucie zaczęło zajmować coraz więcej miejsca w jego sercu.
Wstrząśnięci śmiercią, nie mogli się oprzeć takim niezwykłym nastrojom. Para filiżanek do herbaty pogłębiła tylko cierpienia obojga.
Związek ojca Kikujiego z matką Fumiko, i jej matki z Kikujim, następnie śmierć matki - o wszystkim tym przecież Fumiko wiedziała.
Zatajenie samobójstwa matki to także ich wspólne przestępstwo.
Fumiko na pewno płakała nalewając zieloną herbatę, bo miała zaczerwienione oczy.
- Chyba dobrze zrobiłem, że przyszedłem dzisiaj - powiedział Kikuji. - To, co pani przed chwilą mówiła, mogłoby również znaczyć, że zmarli nie mają możliwości wybaczania, lecz mimo wszystko od dziś chcę myśleć, że pani mama mi wybaczyła.
Fumiko kiwnęła głową.
- Tak, bo inaczej nie mógłby pan wybaczyć mamie. Mama nie potrafiła wybaczyć chyba tylko sobie.
- Nie wiem. Najstraszniejsze jest może to, że przyszedłem tutaj i tak siedzę naprzeciwko pani.
- Dlaczego? - Fumiko spojrzała na Kikujiego. - Czy zmarła jest winna temu wszystkiemu? Na początku, po śmierci mamy bardzo rozpaczałam, bo uważałam, że śmierć nie jest żadnym wytłumaczeniem, nawet gdyby nikt jej za życia właściwie nie rozumiał. Bo przecież śmierć przekracza wszelkie rozumienie. W tym wypadku nie ma żadnego sensu.
Kikuji milczał. Myślał o tym, że Fumiko też spotkała się z tajemnicą śmierci.
„Śmierć przekracza wszelkie rozumienie” - te słowa Fumiko bardzo zaskoczyły Kikujiego.
Rzeczywiście, kobieta, którą znał Kikuji, i matka, jaką znała Fumiko, to zapewne dwie różne osoby.
Fumiko nie mogła poznać swej matki jako kobiety.
Dla Kikujiego wybaczenie ściśle się wiązało z unoszeniem się na fali sennego marzenia o ciele tej kobiety.
Kikujiemu wydawało się również, że nawet od pary filiżanek płyną ku niemu podobne fale marzeń.
Fumiko takiej matki nie zna.
Jest coś niewysłowienie tajemniczego w tym, że zrodzona z ciała matki nie rozumie tego ciała, lecz kształty fizyczne matki wspaniale przechodzą na córkę.
Od chwili gdy Fumiko powitała go przy wejściu, odnosił wrażenie, że jest ona wobec niego szczególnie czuła, być może dlatego, że w jej okrągłej subtelnej twarzy ujrzał obraz jej matki.
. Ota zobaczyła w Kikujim wizerunek jego ojca i popełniła błąd, wobec tego widzenie w Fumiko obrazu jej matki może dla Kikujiego okazać się strasznym przekleństwem. Mimo to naprawdę Fumiko go pociągała.
Patrząc na jej pełne spierzchnięte wargi Kikuji czuł, że trudno mu będzie jej się oprzeć. Co należy zrobić, żeby ona sama przejawiła opór?
Bojąc się, że popełni coś nierozważnego, przerwał milczenie.
- Pani mama była wrażliwa i dlatego nie mogła żyć. A ja postąpiłem zbyt okrutnie wobec niej. Teraz mi się wydaje, że po prostu ujawniłem przed nią własny niepokój moralny, bez osłonek, brutalnie. Jestem podłym tchórzem.
- Nie, to mama była winna. Źle postępowała. Przecież w stosunkach z pana ojcem i ostatnio z panem było coś, co,w żaden sposób nie pasowało do jej charakteru.
Fumiko zawahała się i poczerwieniała. Jej rumieniec był teraz mocniejszy niż przedtem.
Odwróciła nieco twarz i pochyliła ją, jakby unikała wzroku Kikujiego.
- Lecz w dzień po jej śmierci stopniowo zaczęłam myśleć o matce jako o kimś pięknym. Albo po prostu mama rzeczywiście stała się piękna?
- To na jedno wychodzi, prawda, w wypadku zmarłego człowieka.
- Wciąż myślę, że mama umarła dlatego, że nie mogła znieść swojej brzydoty...
- Chyba nie o to chodziło.
- W takim razie nie potrafiła przezwyciężyć bólu, jaki przeżywała...
W oczach Fumiko pojawiły się łzy. Na pewno chciała powiedzieć: „z powodu miłości do Kikujiego”.
- Zmarli są tacy, jakimi ich w naszych sercach zachowujemy, czcijmy więc ich pamięć - powiedział Kikuji.
- Tak szybko pomarli - Fumiko chyba zrozumiała, że Kikuji ma na myśli jej matkę i swego ojca.
- Pani jest jedynaczką, a ja jedynakiem - dodał Kikuji.
Przy tych słowach zrozumiał, że gdyby Ota nie miała córki, jego stosunki z nią stałyby się znacznie bardziej mroczne i powikłane.
- Fumiko, pani była bardzo dobra dla mojego ojca. Słyszałem o tym od pani mamy - wyrwało się w końcu Kikujiemu. Powiedział to, jak sądził, zupełnie naturalnie.
Doszedł do wniosku, że można już z Fumiko mówić o czasach, w których do tego domu przychodził jego ojciec jako kochanek jej matki.
Fumiko jednak nagle pochyliła się w ukłonie i powiedziała:
- Proszę mi wybaczyć. Bardzo żal mi było mamy... Wtedy też gotowa była na śmierć w każdej chwili. - Znieruchomiała pochylona do przodu i zaczęła płakać, a plecy jej opadły bezsilnie.
Kikuji przyszedł niespodziewanie, więc Fumiko nie miała kiedy włożyć pończoch. Dlatego siedziała w niewygodnej, nieco skulonej pozycji, starając się zakryć przed nim nagie stopy.
Tuż przy jej włosach opadających na matę stała ta sama walcowata filiżanka.
Fumiko wyszła z pokoju ukrywając w dłoniach zapłakaną twarz. Ponieważ przez dłuższy czas nie wracała, Kikuji powiedział: - Przepraszam, muszę już iść. Fumiko wróciła z zawiniątkiem w chuście furoshiki.
- Przykro mi, że obarczam tym pana, proszę jednak to przyjąć.
- Słucham?
- To jest shino.
Kikuji czuł się zaskoczony szybkością działania Fumiko, która zdążyła wyjąć z dzbanka kwiaty, wylać wodę, wytrzeć, włożyć do pudełka i zawinąć w chustę.
- Mam to wziąć od razu, dzisiaj? Przecież w tym były kwiaty.
- Bardzo proszę zabrać dzisiaj. Kikuji myśląc, że tak szybko zapakowała naczynie powodowana wielkim smutkiem, odpowiedział:
- Wobec tego wezmę dzisiaj. Dziękuję.
- Powinnam może sama zanieść, lecz nie mogę pana teraz odwiedzać.
- Dlaczego? Fumiko nie odpowiedziała.
- Zatem do widzenia.
Gdy Kikuji skierował się do drzwi, Fumiko powiedziała:
- Bardzo dziękuję. Proszę zapomnieć o mojej mamie i szybko się ożenić.
- Co takiego? Kikuji się odwrócił, lecz Fumiko nie podniosła głowy.
Do dzbanka shino, który otrzymał w darze od Fumiko, Kikuji wstawił również białe róże i bladoróżowe goździki.
Ogarnęła go tęsknota, jakby pokochał Otę dopiero po jej śmierci.
Wydało mu się, że dopiero dzięki jej córce, Fumiko, dowiedział się o swej miłości.
W niedzielę Kikuji próbował porozumieć się z Fumiko telefonicznie.
- Czy w dalszym ciągu siedzi pani sama w domu?
- Tak. Czuję się samotna.
- Nie można cały czas siedzieć samotnie w domu.
- Wiem.
- Wydaje mi się, że słyszę w słuchawce pustkę domu. Fumiko zaśmiała się cicho.
- Dlaczego nie zaprosi pani kogoś z przyjaciół?
- Bo wydaje mi się, że jeśli ktoś przyjdzie, to może dowiedzieć się prawdy o mojej mamie...
Kikuji nic nie mógł na to odpowiedzieć.
- Samej to nawet na ulicę trudno wyjść.
- Nie. Zamykam dom i wychodzę.
- W takim razie proszę mnie odwiedzić.
- Dziękuję, kiedyś przyjdę.
- A jak zdrowie?
- Schudłam.
- A jak ze spaniem?
- Nie śpię przez całą noc.
- To niedobrze.
- Wkrótce uporządkuję sprawy związane z domem i wynajmę pokój u znajomych.
- Wkrótce, to znaczy kiedy?
- Zastanawiam się, czy nie sprzedać tego domu.
- Domu?
- Tak.
- Czy naprawdę chce pani sprzedać?
- Tak. Nie uważa pan, że powinnam go sprzedać?
- Hm, nie wiem. Ja też mam zamiar sprzedać swój dom. Fumiko milczała.
- Halo, halo! Trudno o tym mówić przez telefon. Proszę przyjść.
- Tak.
- Do dzbanka, który mi pani podarowała, wstawiłem europejski bukiet. Gdyby pani przyszła, ułożyłaby mi pani ikebanę.
- Będzie ceremonia?
- Nie, chyba nie będzie prawdziwej ceremonii herbacianej, ale wydaje mi się, że wypadałoby dzbanek choć raz użyć zgodnie z przeznaczeniem. Prawdziwe piękno przyborów do ceremonii herbacianej ujawnia się dopiero w zestawieniu z innymi przedmiotami służącymi ceremonii.
- Dziś wyglądam jeszcze brzydziej niż ostatnio, kiedy mnie pan widział, więc nie mogę do pana przyjść.
- Nikogo nie będzie.
- Mimo wszystko...
- Więc nie?
- Nie. Do widzenia.
- Wszystkiego dobrego. O, chyba ktoś do mnie przyszedł.
Gościem była Kurimoto Chikako. Czy nie podsłuchała rozmowy telefonicznej? Kikuji nachmurzył się.
- Taka brzydka pogoda. Teraz się przejaśniło, więc wyszłam cię odwiedzić.
Nie zdążyła się jeszcze przywitać, a już spostrzegła dzbanek shino.
- Zbliża się lato, nie będę miała zbyt wiele lekcji, więc pozostanie mi wiele wolnego czasu. Dlatego chciałam cię poprosić, żebyś mi pozwolił posiedzieć czasami w pawilonie herbacianym.
Chikako podała mu ciastka i wachlarz przyniesione w podarunku.
- W pawilonie znów chyba czuć pleśnią.
- Możliwe.
- To shino pani Oty, prawda? Pozwól, że obejrzę. - Powiedziała to obojętnie i przesunęła się na klęczkach w stronę kwiatów.
Gdy oparła się oburącz o matę i zniżyła głowę, Kiku-jiemu wydało się, że z jej grubych kościstych ramion tryśnie z gniewu trucizna.
- Odkupiłeś to?
- Nie, dostałem.
- Taką rzecz? Dostałeś wspaniały prezent. To znaczy, na pamiątkę? - Chikako podniosła głowę i zwróciła się w stronę Kikujiego. - To bardzo cenny przedmiot, czy nie należało go raczej kupić? To straszne, żeby przyjmować tak cenny podarek, zwłaszcza od jej córki.
- Pomyślę o tym.
- Proszę cię, zrób, jak mówię. Masz w domu dużo przyborów do ceremonii herbacianej, które dawniej należały do pana Oty, a które kupił twój ojciec. Potem, kiedy twój ojciec został opiekunem pani Oty...
- Nie chcę o tym od ciebie słyszeć.
- Tak, tak.
Nagle Chikako wstała z dużą lekkością i wyszła z pokoju. Rozległ się odgłos jej rozmowy ze służącą. Po chwili Chikako wróciła w fartuchu kuchennym.
- Pani Ota chyba popełniła samobójstwo. - Był to atak przez zaskoczenie.
- To nieprawda.
- Tak? Ja od razu o tym wiedziałam. - Wokół niej unosiło się coś złowieszczego. Spojrzała na Kikujiego. - Twój ojciec również mówił, że nie rozumie tej kobiety. Co prawda my, kobiety, inaczej patrzymy na te sprawy. W każdym razie cały czas wyglądała tak naiwnie czy niewinnie jak dziecko. Bardzo nie lubię takich jak ona. Są jakieś takie lepkie.
- Proszę nie mówić źle o zmarłej.
- Tak, oczywiście. Ale chociaż umarła, staje teraz na drodze do twojego małżeństwa, prawda? Nawet twój ojciec bardzo cierpiał z powodu tej kobiety.
„Cierpiała tylko Chikako” - pomyślał Kikuji.
Chikako była tylko przelotną miłostką ojca, który rzucił ją chyba nie z powodu Oty, lecz wcześniej. Jednak trudno sobie wyobrazić, jak Chikako cierpiała z powodu Oty utrzymującej bliskie stosunki z ojcem do końca jego życia.
- Osobie tak młodej jak ty, Kikuji, trudno pojąć, jaką była kobietą. Szczęście, że umarła. To ciebie uratowało. Naprawdę.
Kikuji odwrócił wzrok.
- Czy mogę dopuścić do tego, by ktokolwiek przeszkadzał w twoim małżeństwie, Kikuji? Może ona nawet czuła, że jest winna, lecz nie mogła poskromić w sobie diabła, i dlatego umarła. A poza tym myślała, że spotka się z twoim ojcem. Taka to była kobieta.
Dreszcz przebiegł po całym ciele Kikujiego.
Chikako zeszła do ogrodu i powiedziała:
- Pójdę do pawilonu, żeby się trochę uspokoić. Kikuji chwilę siedział w miejscu i patrzył na kwiaty. Wydawało się, że barwa kwiatów, biel i blada czerwień snuje się jak mgła wiosenna, stapia się z barwą dzbanka shino.
Nagle ujrzał oczyma duszy płaczącą w samotności Fumiko.
Szminka matki
1
Kiedy Kikuji wyczyścił zęby i wrócił do sypialni, zobaczył służącą wkładającą kwiaty powoju do wiszącego wazonika z tykwy.
- Dzisiaj już wstanę - powiedział wracając pod kołdrę.
Leżał na plecach, z głową zwróconą na poduszce w bok i patrzył na kwiaty wiszące w kącie ozdobnej alkowy.
- Jeden zakwitł. - Służąca wyszła już do sąsiedniego pokoju. - Czy dzisiaj nie idzie pan jeszcze do pracy?
- Nie, jeszcze dzień pozostanę w domu. Ale nie będę leżał.
Kikuji przeziębił się, bolała go głowa, więc przez cztery czy pięć dni nie chodził do pracy.
- Gdzie rósł ten powój?
- Przy płocie w ogrodzie owinął się wokół imbiru i zakwitł.
Chyba ten dziki powój zasiał się sam. Na cienkiej łodyżce rosły drobne niebieskie kwiatki i małe listki. Zielone listki i niebieskie kwiatki opadające z tykwy, na której poczerniała stara czerwona laka, sprawiały na Kikujim wrażenie odświeżającego chłodu.
Służąca jest u nich w domu od czasów ojca, dlatego miewa takie pomysły jak ten z powojem.
Na wytartej cienkiej warstwie laki wiszącego wazonika widać jeszcze pieczęć mistrza, a na staroświeckim pudełku zachowało się nazwisko twórcy. Sotan. Jeśli to prawda, to jest to tykwa sprzed trzystu lat.
Kikuji nie znał się na kompozycjach kwiatowych towarzyszących ceremonii herbacianej, służąca chyba też nie miała wielkiego o tym pojęcia, lecz wydało mu się, że powój rzeczywiście byłby odpowiednią ozdobą porannej ceremonii.
Kikuji patrzył na kwiat i myślał o tym, że w trzechsetletniej tykwie znajduje się kompozycja z powoju, który zwiędnie w ciągu jednego poranka. Może nawet ta kompozycja bardziej harmonizuje z otoczeniem niż europejski bukiet kwiatów w dzbanku shino liczącym również trzysta lat? Jednak ogarnął go niepokój o to, ile godzin przeżyje powój w tej tykwie.
- Wydawało mi się, że zwiędnie w oczach, a jednak nie - powiedział do służącej, gdy podawała mu śniadanie.
- Naprawdę? Kikuji przypomniał sobie, że miał zamiar ułożyć peonie w dzbanuszku shino otrzymanym od Fumiko.
Kiedy przyniósł do domu podarowane naczynie, sezon peonii już się skończył, mogły jeszcze gdzieś kwitnąć tylko pojedyncze okazy.
- Nie pamiętałem, że ta tykwa jest jeszcze u nas w domu. Dobrze, że ją znalazłaś.
- Tak.
- Czy kiedykolwiek widziałaś, jak mój ojciec układał bukiet z powoju?
- Nie, lecz pomyślałam, że i powój, i tykwa to pnącza i mogą do siebie pasować.
- Co? To pnącza?
Kikuji roześmiał się i stracił zainteresowanie rozmową. Gdy czytał gazetę, zaczęła mu ciążyć głowa, więc położył się w pokoju śniadaniowym. - Czy sprzątnęłaś moją pościel? - Kikuji zapytał, a służąca podeszła bliżej, nadal wycierając naczynie. - Nie, ałe chciałabym trochę sprzątnąć. Później Kikuji poszedł do sypialni i zobaczył, że we wnęce już nie ma powoju. Nie wisiał też wazonik z tykwy.
„Hm. Na pewno służąca zabrała, żebym nie oglądał zwiędłego kwiatu.”
Słysząc, że powój i tykwa są pnączami, wybuchnął śmiechem i pomyślał, że w ten sposób przetrwały u służącej nawyki estetyczne ojca.
Na samym środku alkowy stał dzbanuszek shino, choć powinien znajdować się w pudełku. Gdyby zobaczyła go Fumiko, na pewno by jej było nieprzyjemnie, że nie szanuje jej podarunku. Kiedy po raz pierwszy przyniósł go do domu, od razu ułożył w nim białe róże i bladoróżowe goździki. Uczynił to dlatego, że podobnie postąpiła Fumiko stawiając kwiaty przed urną z prochami matki. Białe róże i blade goździki Kikuji ofiarował zmarłej na zakończenie pierwszego tygodnia żałoby.
W drodze powrotnej do domu kupił w tej samej kwiaciarni takie kwiaty, jakie dzień wcześniej przesłał Fumiko.
Potem nie używał już dzbanuszka, ponieważ nawet od dotknięcia zaczynało mu mocniej bić serce.
Niekiedy na ulicy zwracał uwagę na plecy kobiet w średnim wieku, a zdawszy sobie sprawę z tego, że zaczynają go one pociągać, szeptał do siebie „zupełnie jak przestępca” i pochmurniał. Po chwili spostrzegał, że kobieta wcale nie jest podobna do pani Oty.
Przypominały mu ją jedynie zaokrąglenia bioder.
Ogarniało go przelotne drżenie pożądania i słodki zawrót głowy, a jednocześnie - przerażające zdumienie, budzące go tuż przed popełnieniem przestępstwa.
- Co właściwie czyni ze mnie przestępcę? - Kikuji wypowiedział to na głos, jakby chcąc się z czegoś otrząsnąć, lecz zamiast szukać odpowiedzi zapragnął spotkania z tą kobietą.
Nie uratuje się - myślał - dopóki się nie otrząśnie ze złudzenia, że dotyk zmarłej kobiety jest tak podniecający jak żywej.
Pomyślał też, że to moralne udręki tak chorobliwie targają jego zmysłami. Kikuji zapakował dzbanuszek shino do pudełka i położył się. Kiedy patrzył na ogród, usłyszał grzmoty. Dalekie lecz potężne dudnienie przybliżało się po każdym rozbłysku. Błyskawice zaczęły rozjaśniać drzewa w ogrodzie.
Ulewa nadeszła jeszcze szybciej. Grzmoty jakby się oddaliły.
Woda rozpryskiwała się po ziemi w ogrodzie. Kikuji wstał i zadzwonił do Fumiko.
- Przykro mi, lecz pani Ota wyprowadziła się - odpowiedział głos z tamtej strony.
- Słucham? - Zaskoczenie Kikujiego było ogromne. - Wobec tego przepraszam...
Kikuji pomyślał, że Fumiko sprzedała dom.
- A nie wie pani, dokąd się wyprowadziła?
- Przepraszam, za chwileczkę - była to chyba służąca.
Wkrótce wróciła do telefonu i podała adres, jakby czytając z kartki. „U państwa Tozaki” - zapisał Kikuji. Był też telefon. Kikuji zadzwonił pod wskazany adres.
- Tak, tu Fumiko. - Odpowiedziała niespodzianie wesoło. - Przepraszam, że kazałam czekać.
- Fumiko-san? Tu Mitani. Dzwoniłem do domu.
- Przepraszam - teraz ściszyła głos, który upodobnił się do głosu jej matki.
- Kiedy się pani przeprowadziła? Ja... właściwie... - Nie zawiadomiła mnie pani.
- Od pewnego czasu jestem u przyjaciółki. Dom sprzedałam.
- Tak?
- Nie wiedziałam, co zrobić, zawiadomić czy nie. Początkowo zamierzałam nie zawiadamiać, uważałam też, że nie wolno mi zawiadamiać o przeprowadzce, lecz ostatnio robiłam sobie wyrzuty, że pana nie zawiadomiłam.
- No, oczywiście.
- O? Na pewno? W czasie rozmowy poczuł się lekko, jakby odświeżony, jak po umyciu się. I zdziwił się, że takiego uczucia można doznać rozmawiając przez telefon.
- Kiedy patrzę na dzbanek shino, który mi pani podarowała, zawsze mam ochotę panią spotkać.
- Tak? W domu mam jeszcze jedno naczynie w stylu shino. Jest to mała czarka. Zamierzałam podarować panu razem z dzbanuszkiem, lecz ponieważ używała jej mama na co dzień do picia herbaty, na krawędzi czarki pozostała plamka od szminki...
- Co?
- Tak mówiła mama.
- Czy to ma znaczyć, że szminka mamy dotychczas pozostała na powierzchni ceramiki?
- No nie. Ta czarka shino od początku miała zaczerwienienie, więc mama mówiła, że na czarce zawsze pozostaje trochę szminki, mimo wycierania. Kiedy przyjrzałam się jej brzegom po śmierci mamy, dostrzegłam rzeczywiście nieznaczne zaczerwienienie.
Czy Fumiko mówi o tym zupełnie przypadkowo, bez żadnego celu?
- Tu straszna ulewa. A tam? - Kikuji zmienił temat, jak gdyby nie mógł słuchać tego, co mówi Fumiko. - Po takim deszczu będzie przyjemnje, orzeźwiająco. Cztery dni nie chodziłem do pracy, dziś również jestem w domu. Proszę mnie odwiedzić.
- Dziękuję bardzo. Myślałam o tym wcześniej, ale najpierw postanowiłam znaleźć pracę. Chcę pracować. - Nim Kikuji odpowiedział, Fumiko dodała: - Bardzo się cieszę, że pan zadzwonił, na pewno przyjdę. Chociaż nie wolno mi chyba z panem się spotykać...
Kikuji poczekał, aż przestanie padać, a następnie kazał służącej sprzątnąć pościel.
Sam się sobie dziwił, że zaprosił Fumiko do domu.
Nie spodziewał się, że mrok grzechu popełnionego z Ota zniknie, gdy tylko usłyszy głos jej córki.
A może głos córki sprawia na nim wrażenie, że jej matka powróciła do życia?
W czasie golenia Kikuji strząsał mydliny na liście drzewa w ogrodzie i moczył pędzel w kroplach deszczu.
Po południu ktoś przyszedł. Kikuji myślał, że to Fumiko, lecz w sieni stała Kurimoto Chikako.
- Ach, to ty?
- Zrobiło się gorąco, więc przyszłam zobaczyć, jak sobie radzisz.
- Nie najlepiej.
- To niedobrze. Na twarzy też nie wyglądasz najlepiej.
Chikako zmarszczyła czoło i patrzyła na niego.
Kikuji myśląc, że Fumiko przyszłaby na pewno w stroju europejskim, nie wiadomo dlaczego z nią skojarzył stukot drewniaków geta.
- Wstawiłaś sobie zęby? Odmłodniałaś.
- W porze deszczowej miałam więcej czasu. Są trochę za białe. Ale to nic nie szkodzi, bo wkrótce się zabrudzą Chikako przeszła do pokoju, w którym spał Kikuji, i spojrzała na alkowę.
- Nic tu nie ma, jest jednak czysto i przyjemnie - powiedział Kikuji.
- Tak, bo to przecież pora deszczowa. Mimo to jeden kwiatek by się przydał... - Chikako zwróciła się w jego stronę. - Co zrobiłeś z dzbankiem od Oty?
Kikuji milczał.
- Czy nie byłoby lepiej go zwrócić?
- To moja sprawa.
- Niezupełnie twoja.
- W każdym razie nie masz prawa udzielać mi rad w tej sprawie.
- Niezupełnie tak jest. Chikako śmiała się białymi sztucznymi zębami.
- Przyszłam dzisiaj, żeby udzielić ci rady. - Nagle wyciągnęła obie ręce, rozszerzyła je, jakby odrzucając coś od siebie. - Dopóki z tego domu nie wygoni się demonów...
- Nie strasz mnie!
- Jako swatka muszę przedstawić ci dzisiaj pewne warunki.
- Jeśli ci chodzi o córkę Inamury, to, przykro mi, ale rezygnuję z niej.
- Ależ... odrzucenie propozycji małżeństwa z dziewczyną, która ci się podoba, tylko z tego powodu, że nie lubisz swatki, to chyba tchórzostwo. Swat to tylko pomost, możesz potem po nim deptać. Twój ojciec zawsze chętnie korzystał z moich usług.
Na twarzy Kikujiego odzwierciedliło się niezadowolenie.
Kiedy Chikako zaczyna przekonywać, zwykle unoszą się jej gniewnie ramiona.
- Naprawdę tak było. Nie jestem taka jak żona Oty. Ze mną znacznie lżej. W tych sprawach byłoby lepiej kiedyś porozmawiać szczerze, niczego nie ukrywając, lecz, niestety, nie można mnie zaliczyć do przygód miłosnych twego ojca. To było tak krótko, że nawet westchnąć nie zdążyłam - powiedziała i spuściła oczy. - Mimo to wcale nie czuję z tego powodu złości. Od tego czasu zawsze bez ceregieli korzystał z mojej pomocy, gdy tylko byłam mu potrzebna... Mężczyźni chętnie posługują się w różnych sprawach kobietami, z którymi ich coś łączyło. A ja z kolei dzięki twojemu ojcu rozwinęłam w sobie zdrowy rozsądek, tak potrzebny w życiu.
- Hm.
- Dlatego korzystaj z mojego zdrowego rozsądku. Rzeczywiście, może ma rację - pomyślał poddając się beztroskiemu nastrojowi.
Chikako wyciągnęła wachlarz zza pasa obi.
- Wiesz, Kikuji, człowiek nie wykształci w sobie zdrowego rozsądku, jeśli nie opanuje zbyt wybujałej męskości lub kobiecości.
- Tak? To znaczy, że zdrowy rozsądek to rodzaj nijaki?
- To ironia? Kiedy ktoś jest rodzaju nijakiego, to dobrze widzi psychikę mężczyzny i kobiety. Czy nie zastanawiasz się, jak pani Ota mogła umrzeć i zostawić jedyną córkę bez żadnej opieki? Kto wie, czy ona nie miała już kogoś upatrzonego dla córki, myślała na pewno, że po jej śmierci córką zajmiesz się ty, Kikuji.
- Co ty mówisz?
- Wiele myślałam o tym i doszłam nagle do takiego wniosku. To oznacza, że Ota swoją śmiercią przeszkodziła w twoim małżeństwie. To nie była zwykła śmierć. Ta śmierć miała jakiś cel.
- To są dziwaczne i szalone fantazje - odparł Kikuji, choć czuł się porażony tą szaloną fantazją Chikako. Chyba błysnęło.
- Kikuji-san, mówiłeś chyba córce Oty o panience Inamura?
Kikuji zrozumiał, o co jej chodzi, lecz udawał zdziwienie.
- To przecież nikt inny jak ty zadzwoniłaś do Oty i powiedziałaś jej, że już postanowiono w sprawie mojego małżeństwa.
- Tak, zawiadomiłam ją i powiedziałam, żeby nie przeszkadzała. I Ota umarła tego właśnie wieczoru.
Nastąpiło milczenie.
- Ale skąd wiesz, że telefonowałam do pani Oty? Czy przybiegła tu z płaczem?
Kikuji udawał zaskoczenie. - Na pewno płakała ci do słuchawki.
- Można by więc powiedzieć, że to ty ją zabiłaś.
- Lżej by ci było, gdybyś mógł tak myśleć. Jestem przyzwyczajona do roli czarnego charakteru. Twój ojciec cenił mnie za to, że w zależności od potrzeby wykorzystywał mnie jako kobietę nawykłą do okrutnych czarnych ról. Może niekoniecznie w celu odpłacenia za łaski twego ojca, przyszłam jednak do ciebie w takiej samej roli czarnego charakteru.
Kikuji usłyszał w jej słowach również głęboką zawiść i złość, lecz Chikako mówiła dalej ze wzrokiem utkwionym w koniec swego nosa.
- Nie musisz wiedzieć o tym, co się dzieje w garderobie. Jeśli uważasz, że jestem nieprzyjemna i wtykam nos w cudze sprawy, możesz po prostu zmarszczyć brwi i skrzywić twarz z niezadowolenia, lecz ja tymczasem wypędzę stąd złą diabelską kobietę i doprowadzę do zawarcia dobrego dla ciebie związku małżeńskiego.
- Czy nie mogłabyś przestać mówić na temat tego „dobrego związku małżeńskiego”?
- Tak, tak. Ja też nie chcę o tym mówić, nie chcę mówić też o sprawie pani Oty. - Głos Chikako zmiękł. - Nie twierdzę, że pani Ota była złym człowiekiem... Umarła bez słowa, lecz na pewno modliła się tylko o to, byś zajął się jej córką.
- Znów mówisz głupstwa.
- Jednak mam rację. Czy sądzisz, że nigdy nie myślała o tym, żeby córkę wydać za ciebie? Wobec tego w ogóle nie rozumiesz, co się dokoła ciebie dzieje. We śnie i na jawie nie myślała o nikim innym, tylko o twoim ojcu, jakby ją opętał zły duch. Oczywiście, można to nazwać czystością uczuć, nie przeczę. Wplątała w to również swą córkę, w końcu postawiła życie na jedną kartę... Miałam wrażenie, że zawisło nad nią przekleństwo lub opętał ją zły duch. I dlatego zastawiała diabelskie sieci.
Kikuji patrzył jej w oczy.
Chikako uniosła głowę ku górze. Przez wąskie szparki powiek wciąż się w niego wpatrywała, Kikuji odwrócił więc głowę w bok.
Pod nawałą elokwencji zaczął się wahać, ponieważ od początku znalazł się na słabszej pozycji, zaskoczony atakiem Chikako.
Czy rzeczywiście nieżyjąca Ota pragnęła związku między swoją córką a nim? Nawet o tym nie pomyślał. I nie wierzył. To zazdrość Chikako rozsiewała truciznę. Jej bezpodstawne przypuszczenie przypomniało mu szkaradne piętno rozlane na jej piersi.
Te dziwaczne słowa podziałały jednak na Kikujiego jak błyskawica.
Poczuł lęk.
A może właśnie pragnął tego w duchu?
Zdarza się niekiedy na świecie, że mężczyzna kochając matkę później miłuje również jej córkę. Czy jednak to możliwe, by odczuwać upojenie na myśl o objęciach matki i niepostrzeżenie skłaniać się ku jej córce, i nawet tej zmiany nie zauważyć? Może rzeczywiście znajdował się w diabelskich sieciach?
Teraz wydało mu się, że od spotkania Oty zdecydowanie się zmienił jego charakter. Coś go oszołomiło.
- Przyszła panienka Ota, lecz usłyszawszy, że są goście, powiedziała, że przyjdzie innym razem - zawiadomiła służąca.
- O? Już jej nie ma? Kikuji wstał i wyszedł.
- Przepraszam, przedtem...
Fumiko wyciągnęła smukłą białą szyję i spojrzała na niego.
We wgłębieniu między jej szyją a piersiami leżał żółtawy cień.
Czy to sprawa światła, czy po prostu wyczerpania? Ten wątły cień raczej uspokoił Kikujiego.
- Jest tu Kurimoto.
Powiedział to spokojnie, bez żadnego wysiłku, a gdy spojrzał na Fumiko, zrobiło mu się mimo wszystko lżej na duszy. Fumiko kiwnęła potwierdzająco głową.
- Widziałam parasol nauczycielki...
- Ach, ten duży. Parasol od słońca, z długą rączką i w mysim kolorze, stał w sieni, oparty o ścianę.
- Proszę poczekać w pawilonie herbacianym obok domu. Ciocia Kurimoto zaraz sobie pójdzie.
Mówiąc to zdziwił się samemu sobie, że nie odprawił Chikako, choć wiedział, że przyjdzie Funlko.
- Mnie ona nie przeszkadza.
- Naprawdę? Wobec tego proszę. Fumiko weszła do salonu i przywitała się z Chikako, jakby nie wiedziała o jej wrogości.
Nastąpiła wymiana kondolencji i podziękowań za wyrazy współczucia.
Chikako siedziała z nieco uniesionym lewym ramieniem, odchylona do tyłu, jak podczas doglądania uczennic.
- Dobra kobieta była z pani mamy. Wydaje mi się, że opadł ostatni kwiat na tym świecie, na którym nie mogą żyć istoty wrażliwe.
- Mama nie była tak wrażliwa, jak pani mówi.
- Fumiko-san, zostałaś sama, na pewno matce było bardzo trudno się z tobą rozstawać.
Fumiko zamknęła oczy.
Mocno zacisnęła zgrubiałe wargi.
- Myślę, że panience smutno, należałoby więc jak najszybciej zająć się ćwiczeniami ceremonii herbacianej.
- Hm, wie pani, ja już...
- To odwraca uwagę...
- Tak, ale moja sytuacja jest teraz inna, nie dla mnie są dziś ceremonie herbaciane.
- Dlaczego tak mówisz?
Chikako uniosła w górę ręce leżące dotąd na kolanach.
- Przyszłam tu dzisiaj po to, żeby przewietrzyć trochę pawilon herbaciany, bo pora deszczowa już minęła. - Spojrzała przelotnie na Kikujiego.
- Wobec tego może pójdziemy razem?
- Słucham?
- Pozwól, że wykorzystamy w ceremonii również pamiątkę po zmarłej.
Fumiko spojrzała na Chikako.
- Przy okazji porozmawiamy też o twojej matce.
- Ja nie mogę, bo nie wypada płakać w pawilonie herbacianym.
- Trudno, będziemy płakać. Nic nie szkodzi. Kiedy wkrótce przybędzie tu żona Kikujiego, wtedy nie będę mogła bez uprzedzenia wchodzić do tego pawilonu. Jest to miejsce wypełnione wspomnieniami.
Chikako roześmiała się cicho, lecz zaraz dodała:
- Oczywiście, jeśli dojdzie do małżeństwa Kikujiego z Yukiko, córką Inamury.
Fumiko kiwnęła głową potwierdzająco. Niczego nie dała po sobie poznać. Lecz na jej okrągłej jak u matki twarzy pojawiły się oznaki znużenia.
- Niedobrze mówić w obecności osób trzecich o tym, gdy nic jeszcze nie postanowiono - zwrócił jej uwagę Kikuji.
- Powiedziałam przecież „jeśli dojdzie do małżeństwa” - odparła. - Jak to mówią „w dobrej sprawie diabli nie śpią”... dlatego, Fumiko-san, proszę uznać, że nic nie słyszałaś, do czasu decyzji, oczywiście.
- Dobrze - Fumiko znów kiwnęła głową. Chikako zawołała służącą i poszła sprzątać w pawilonie.
- W cieniu pozostały na listkach krople wody. Proszę uważać.
Z ogrodu dobiegi glos Chikako.
3
- Kiedy rano dzwoniłem, na pewno słyszała pani w słuchawce szum deszczu - powiedział Kikuji.
- Czy można usłyszeć deszcz przez telefon? Nie wiem, nie zwróciłam uwagi. Czy naprawdę słychać było szum deszczu padającego w tym ogrodzie?
Fumiko skierowała wzrok na ogród.
Za żywopłotem rozlegał się odgłos szorowania w pawilonie.
Kikuji patrząc na ogród powiedział:
- Ja też nie słyszałem deszczu rozmawiając przez telefon, lecz dopiero potem wydało mi się, że słyszałem, bo była wtedy straszna ulewa.
- Tak, i przerażające grzmoty.
- Tak, tak, mówiła pani o tym przez telefon.
- Nawet w drobiazgach człowiek bywa podobny do matki. Kiedy grzmiało, mama przykrywała moją główkę rękawem kimona. Gdy wychodziłyśmy na dwór, często patrzyła na niebo mówiąc: „Ciekawe, czy dzisiaj nie będzie grzmiało?” Teraz też mam ochotę zakryć twarz rękawem od kimona, kiedy grzmi.
Z zawstydzenia Fumiko wcisnęła głowę między ramiona.
- Przyniosłam tę czarkę shino. - Wstała i wyszła.
Wróciła do salonu i położyła paczkę przed kolanami Kikujiego. Kikuji zawahał się, więc Fumiko przysunęła zawiniątko do siebie i wyjęła czarkę z pudełka.
- Myślę, że pani mama lubiła pić herbatę z okrągłych czarek tworzących pary, chyba w stylu Ryonyu, prawda? - zapytał Kikuji.
- Tak, lecz najczęściej używała tej czarki, twierdząc, że w czarnej lub czerwonej filiżance, o których pan wspomina, zatraca się kolor herbaty.
- To prawda, w czarnej filiżance nie widać barwy zwykłej zielonej herbaty...
Sądząc, że Kikuji nie ma zamiaru wziąć do rąk stojącej przed nim czarki, Fumiko powiedziała:
- Nie jest to specjalnie cenna ceramika.
- Ależ to wyjątkowy okaz.
Tak jak Fumiko wspomniała rano, pod białą glazurą krył się blady odcień czerwieni. Patrząc chwile na czarkę Kikuji odniósł wrażenie, że przez biel przebija czerwień.
Na górnej krawędzi leciutko rysował się jasnobrązowy ślad. W jednym tylko miejscu był trochę mocniejszy.
Czy w tym miejscu dotykały go jej wargi?
Może to ślad herbaty. A może zanieczyszczenie od dotyku warg.
Gdy wpatrywał się w ten bladobrązowy cień. zaczął dostrzegać również czerwień.
Kto wie, może rzeczywiście w tym miejscu przylgnęła szminka, tak jak Fumiko powiedziała dziś przez telefon.
W rysach na glazurze dostrzegł brąz zmieszany z czerwienią.
Serce Kikujiego zabiło mocniej, ponieważ barwa spłowiałej szminki przypominała mu zwiędłą czerwoną różę albo plamę zakrzepłej krwi.
Poczuł mdłości na myśl o tym, a jednocześnie po ciele przebiegło podniecające drżenie.
Na zewnętrznych ściankach czarki rysował się pęk grubej trawy o kolorze ciemnoniebieskim. Na niektórych liściach widniały rdzawe plamy.
Prosty, jakby tchnący zdrowiem rysunek ochłodził wzburzone chorobliwie zmysły Kikujiego.
Również z kształtu czarki emanował chłód.
- Niezwykły okaz - powiedział Kikuji i wziął do ręki.
- Nie znam się na tym, ale mama lubiła tę czarkę i stale z niej piła herbatę.
- Tak, to odpowiednia czarka dla kobiety.
Wypowiadając te słowa poczuł jeszcze raz z całą mocą, że matka Fumiko była prawdziwą kobietą.
Dlaczego jednak dziewczyna przyniosła mu to naczynie, na którym pozostał ślad szminki?
Czy jest tak naiwna czy gruboskórna? - Kikuji nie wiedział. Wyglądała jak istota bezbronna i uległa.
Kikuji obracał czarkę w rękach nad kolanami, lecz unikał dotknięcia do jej krawędzi.
- Proszę ją schować. Bo ciotka Kurimoto zacznie mi znowu dokuczać.
- Dobrze.
Fumiko włożyła czarkę do pudełka i zawinęła ją.
Przyniosła ją chyba po to, żeby podarować Kikujiemu, lecz straciła okazję, aby to powiedzieć. Być może uznała, że nie podoba mu się.
Wyszła z paczką do sieni.
Od strony ogrodu weszła Chikako pochylona do przodu.
- Czy można cię prosić o przyniesienie dzbanka pani Oty?
- Proszę użyć moich przyborów, bo przyszła pani Ota Fumiko, a poza tym...
- Dlaczego tak mówisz? Czy nie można go użyć właśnie dlatego, że jest też obecna panienka Fumiko? Jest to przecież pamiątka po jej matce, możemy więc przy okazji powspominać.
- Przecież nienawidzisz Oty - powiedział Kikuji.
- Ja? Jakże mogłabym nienawidzić? Różniłyśmy się tylko charakterami. Nie można przecież nienawidzić człowieka, który już nie żyje. Nie zgadzałyśmy się charakterami, ja jej nie rozumiałam, a ponadto po prostu przejrzałam ją na wylot.
- Znać kogoś na wylot to widocznie twoja specjalność.
- Pilnuj się, żebym ciebie nie przejrzała na wylot.
Fumiko pojawiła się na galerii i usiadła na progu. Chikako zwróciła się do niej unosząc nieco lewe ramię.
- Fumiko-san, kochana, pozwól skorzystać z dzbanka shino, który należał do twojej mamy.
- Proszę - odpowiedziała Fumiko.
Kikuji wyjął dzbanek, który niedawno zapakował i schował do szafy.
Chikako wsunęła wachlarz za pas obi i z pudełkiem zawierającym naczynie wyszła z pawilonu.
Kikuji podszedł do Fumiko.
- Dzisiaj rano, kiedy usłyszałem, że się pani przeprowadziła, bardzo się zaniepokoiłem. Kto załatwił formalności związane ze sprzedażą domu i wszelkie inne sprawy?
- Sama, to było proste, bo dom sprzedałam znajomemu. Mieszka tymczasowo w Oiso, ma podobno bardzo małe mieszkanie. Mówił, że mogłabym z nim się zamienić, lecz teraz nie potrafię mieszkać sama nawet w małym domu. Chodząc do pracy wygodniej mieszkać w wynajętym pokoju. W każdym razie przygarnęli mnie do siebie przyjaciele.
- Ma pani już pracę?
- Nie, kiedy musiałam coś postanowić, to się okazało, że nic nie potrafię robić... Miałam zamiar odwiedzić pana dopiero wtedy, gdy znajdę pracę. Teraz nie mam domu, nie mam zawodu, przykro jest składać wizytę, gdy człowiek unosi się bezwolnie na fali.
Kikuji chciał powiedzieć, że właśnie w takim okresie najlepiej jest chodzić w gości, lecz pomyślał o samotności Fumiko. Dziewczyna jednak nie wyglądała na smutną.
- Ja też chcę sprzedać ten dom, lecz jakoś nie mogę się zdecydować. Ponieważ mam zamiar sprzedać, nie reperuję okiennic, maty też są takie, jak pani widzi, i wymienić ich jakoś nie mogę.
- Chyba w tym domu pan się ożeni. Wtedy... - zaczęła mówić otwarcie.
Kikuji spojrzał na Fumiko.
- Bierze pani poważnie słowa Kurimoto? Czy sądzi pani, że mogę się teraz ożenić?
- Z powodu mamy...? Tyle wycierpiał pan z jej powodu, teraz powinien pan uznać to wszystko za sprawy minione...
Chikako dzięki swojemu doświadczeniu szybko przygotowała pawilon do ceremonii herbacianej.
- Czy dobrze dobrałam do tego dzbanuszka inne naczynia? - zapytała, lecz Kikuji nie potrafił odpowiedzieć.
Ponieważ nie odpowiedział, milczała również Fumiko. Oboje patrzyli na dzbanuszek shino.
Stał jako wazonik przed urną z prochami Oty, a dziś występuje w swej pierwotnej funkcji dzbanka na wodę.
Przedtem był w rękach Oty, a teraz posługuje się nim Chikako. Po śmierci pani Oty przeszedł w ręce jej córki, Fumiko, a od Fumiko do Kikujiego.
Dziwne koleje losu przeszedł ten dzbanek, a może takie jest przeznaczenie wszystkich przyborów używanych w ceremonii herbacianej?
Jaki los spotkał ludzi, w których rękach było to naczynie w ciągu trzystu lub czterystu lat od jego powstania, zanim Ota została jego właścicielką?
- Ceramika shino pięknieje, gdy ją stawiamy obok przenośnego piecyka na węgiel drzewny, używanego w ceremonii herbacianej, lub obok żeliwnego kociołka - powiedział Kikuji i dodał zwracając się do Fumiko: - Jaka jest mocna, nie ustępuje żelazu.
Glazura shino lśniła białym światłem wydobywającym się spod powierzchni.
Kikuji powiedział Fumiko przez telefon, że kiedy patrzy na to naczynie, to myśli o niej i chce się z nią spotkać. Czy jednak pod jej białą skórą kryje się równie głęboko jak u matki światło kobiecości?
Było gorąco, więc Kikuji otworzył shoji w pawilonie.
W oknie za Fumiko zieleniły się klony, gęste liście rzucały cień na jej włosy.
Długa szyja i głowa tonęły w świetle padającym od okna, ręce natomiast, chyba od niedawna obnażone powyżej łokcia, były tak blade, że prawie sine. Jej krągłe ramiona, przy raczej szczupłej sylwetce, delikatne, pulchne ręce pogłębiały wrażenie kobiecego wdzięku.
Chikako również patrzyła na dzbanuszek.
- To naczynie ożywa i pięknieje dopiero wtedy, gdy jest używane w ceremonii herbacianej. Grzech wkładać do niego zachodnie bukiety.
- Mama jednak stawiała w nim kwiaty - powiedziała Fumiko.
- Aż trudno uwierzyć, że ten pamiątkowy dzbanuszek po matce jest w tym pawilonie. Twoja matka również na pewno się cieszy.
Chikako mówiła to chyba z ironią.
Lecz Fumiko jakby tego nie dostrzegła.
- Mama często posługiwała się tym dzbanuszkiem jako wazonem. Poza tym nie zamierzam zajmować się nadal ceremonią herbacianą.
- Proszę tak nie mówić. Chikako rozejrzała się po pawilonie. - Zawsze kiedy mam okazję tu siedzieć, odczuwam większy spokój niż gdziekolwiek indziej. Widziałam przecież niemało w życiu. - Spojrzała na Kikujiego. - W przyszłym roku minie pięć lat od śmierci twojego ojca, prawda? Powinieneś na tę rocznicę urządzić ceremonię herbacianą i zaprosić gości.
- Tak. Byłoby to całkiem zabawne przyjęcie: zgromadzić wszelkie możliwe przybory i naczynia, fałszywe oczywiście również, i zaprosić gości.
- Co ty mówisz? Wśród przyborów należących dawniej do twojego ojca nie było ani jednego falsyfikatu.
- Czyżby? Mimo to byłaby to interesująca ceremonia, gdyby posłużyć się w czasie niej samymi falsyfikatami. - Kikuji zwrócił się do Fumiko. - Wydaje mi się, że ten pawilon wypełniony jest trującym gazem, cuchnącym pleśnią, wobec tego przyjęcie, podczas którego użyto by wyłącznie falsyfikatów, mogłoby służyć oczyszczeniu atmosfery z trucizny. Byłoby to zarazem przyjęcie dla pocieszenia i ukojenia duszy ojca, a dla mnie pożegnanie z ceremonią herbacianą. Zresztą od dawna już nie mam z tym do czynienia...
- Chcesz powiedzieć, że mimo wszystko nie daję ci spokoju, przychodzę i psuję powietrze w tym pawilonie? - Chikako starannie rozmieszała herbatę bambusowym pędzlem.
- Właśnie to miałem na myśli.
- Nie, to nieprawda. Oczywiście, zawierając nowy związek stare stosunki można zerwać.
Chikako z gestem „proszę” postawiła czarkę herbaty przed Kikujim.
- Fumiko-san, słuchając żartów Kikujiego można by pomyśleć, że pamiątka po twojej matce dostała się w niewłaściwe ręce. Gdy patrzę na to naczynie w stylu shino mam wrażenie, że odbija się w nim twarz twojej mamy.
Kikuji wypił herbatę, postawił czarkę i spojrzał na dzbanek shino.
W czarnej lakierowanej pokrywce odbijała się postać Chikako. Fumiko wyglądała na roztargnioną.
Kikuji nie wiedział, czy Fumiko zaprotestuje, czy zignoruje Chikako.
Zdziwił się, że Fumiko nie dała poznać po sobie niezadowolenia, a po prostu weszła razem z Chikako do pawilonu i usiadła.
Z obojętnością przyjmowała również słowa Chikako mówiącej o małżeństwie Kikujiego.
Fumiko nie przejawiała wrogości wobec Chikako, która od dawna nienawidziła Oty i jej córki, a teraz każdym słowem ją obrażała.
Może pogrążona jest w tak głębokim smutku, że nic do niej nie dociera?
A może po prostu wstrząśnięta śmiercią matki wzniosła się ponad ziemskie sprawy?
Kto wie, czy odziedziczywszy charakter po matce nie jest tajemniczą, czystą dziewicą, która nigdy nie przeciwstawia się ani sobie, ani obcym?
Kikuji nie próbował jej bronić przed nienawiścią i obraźliwymi słowami Chikako.
Teraz zrozumiał, że to właśnie on zachowuje się dziwacznie.
Mimo to uważał, że Chikako nie jest normalna, choćby dla tego, że piła herbatę przez siebie przyrządzoną podczas ceremonii.
Chikako wyjęła zegarek zza pasa obi i powiedziała: - Mały zegarek niewygodny dla starych oczu... Nie chciałbyś mi podarować kieszonkowego zegarka twojego ojca. Kikuji?
- Nie ma takiego zegarka - - odmówił zdecydowanie.
- Na pewno jest. Twój ojciec często go nosił. Również, kiedy chodził do domu Fumiko, miał na pewno zegarek kieszonkowy. Chikako zrobiła głupią minę.
Fumiko zamknęła oczy.
- Czy teraz jest dziesięć po drugiej? Wskazówki zlewają się, widzę jak przez mgłę.
Chikako zaczęła mówić tonem człowieka zapracowanego.
- Córka pana Inamury zorganizowała grupę. Dzisiaj od trzeciej mam u niej lekcję. Pomyślałam, że najpierw wpadnę tutaj i otrzymam odpowiedź od ciebie.
- Proszę przekazać panu Inamurze, że ja zdecydowanie odmawiam. - Mimo że Kikuji powiedział wyraźnie, Chikako starała się obrócić to w żart.
- Tak, tak, zdecydowanie, powiem. Chciałabym jednak jak najszybciej dawać lekcje tej grupie w twoim pawilonie herbacianym.
- Wobec tego powiedz, żeby pan Inamura kupił ten dom. I tak mam zamiar go sprzedać.
Chikako nie zwracając uwagi na Kikujiego zapytała:
- Fumiko-san, może wyjdziemy razem?
- Dobrze.
- Tylko tu posprzątam.
- Pomogę pani.
- Naprawdę?
Nie czekała jednak na Fumiko, szybko udała się do umywalki.
Rozległ się plusk wody.
- Fumiko-san, jeszcze proszę zostać. Proszę z nią nie wychodzić - powiedział cicho.
Fumiko potrząsnęła głową.
- Boję się.
- Nie ma powodu się bać.
- Ja się boję.
- Wobec tego proszę ją odprowadzić i wrócić tutaj.
Fumiko znowu potrząsnęła głową i wstała z miejsca robiąc taki ruch rękami, jakby rozprostowywała fałdy na letniej sukni z tyłu pod kolanami.
Wydało mu się, że Fumiko zachwiała się, lecz dostrzegł tylko rumieńce na jej twarzy.
Kiedy Chikako zapytała go o zegarek kieszonkowy ojca, Fumiko lekko się zaczerwieniła, a teraz jej zawstydzenie rozkwitło na całej twarzy.
Fumiko wzięła dzbanek shino i poszła do umywalki.
- O? Jednak przyniosłaś własność twojej matki? - zabrzmiał chrypliwy głos Chikako.
Podwójna gwiazda
1
- Fumiko i córka Inamury wyszły za mąż - powiedziała Chikako odwiedziwszy Kikujiego w domu.
Latem wpół do dziewiątej wieczorem jeszcze jest widno, więc po kolacji Kikuji położył się na galerii i przyglądał świetlikom w klateczce, które kupiła służąca. Bielejące światełka niepostrzeżenie zmieniały się w żółte - zapadał już zmrok, lecz Kikuji nie wstał, żeby zapalić światło.
Niedawno wrócił po czterech dniach spędzonych w willi przyjaciela nad jeziorem Nojiri.
Przyjaciel był żonaty i miał małe dziecko. Nie przyzwyczajony do dzieci Kikuji nie znał się na niemowlętach, nie wiedział więc, jak się zachować witając się z gospodarzami.
- Dobrze się chowa, prawda? - powiedział.
- Wcale nie. Urodził się taki mały, że żal było patrzeć. Teraz wygląda trochę lepiej - wyjaśniła matka.
Kikuji lekko pomachał ręką.
- Ono nie mruga..
- Widzi, ale mrugać zacznie później.
Kikuji myślał, że niemowlę ma już wiele miesięcy, a tymczasem miało ledwie sto dni. Dlatego młoda żona wyglądała nie najlepiej, włosy jej zszarzały, twarz wybladla, jakby zmęczenie porodem jeszcze nie minęło.
Ośrodkiem domu stało się niemowlę, całą uwagę rodziców skupiało na sobie, dlatego Kikuji czuł się wśród nich intruzem, lecz gdy wsiadał do powrotnego pociągu, nadal towarzyszył mu obraz szczupłej kobiety trzymającej niemowlę w objęciach z całkowitym oddaniem, na pierwszy rzut oka bardzo spokojnej, lecz jednocześnie wychudłej, jakby zupełnie pozbawionej życia. Przyjaciel początkowo mieszkał razem z rodzicami i rodzeństwem, dlatego żona, która wkrótce po porodzie znalazła się w końcu tylko z mężem i własnym pierwszym dzieckiem, na pewno poczuła się taka spokojna, że zapomniała o całym świecie.
Teraz Kikuji leżał na podłodze galerii i przypominał sobie sylwetkę żony przyjaciela ze wzruszeniem, niemal w nastroju świętego uniesienia. Wtedy przyszła Chikako.
Weszła do pokoju bez uprzedzenia.
- O? Tak po ciemku? Następnie usiadła obok stóp Kikujiego. - Tylko współczuć kawalerowi. Kiedy się położy, to nawet nie ma kto zapalić światła.
Kikuji podkulił nogi. Przez chwilę się nie ruszał, następnie wstał, chociaż niechętnie. - Proszę leżeć.
Chikako prawą ręką zrobiła taki gest, jakby chciała nakłonić Kikujiego do leżenia, lecz następnie cofnęła rękę i pokłoniła się na powitanie. Powiedziała, że była w Kioto, a w drodze powrotnej zatrzymała się w Hakone. W Kioto, w siedzibie głównego rodu pielęgnującego jedną ze szkół ceremonii herbacianej, do której właśnie należała, spotkała się ze znajomymi Oizumi, zajmującymi się sprzedażą i kupnem przyborów służących do ceremonii herbacianej.
- Dawno już nie rozmawiałam tak długo o twoim ojcu jak wtedy, w czasie tego spotkania. Oizumi chcąc pokazać mi miejsce, w którym zatrzymywał się potajemnie pan Mitani, zaprowadził mnie do maleńkiego hoteliku w Kiyamachi. Twój ojciec mieszkał tam z panią Ota.
Znajomy radził mi zamieszkać właśnie w tym hotelu. Rozumiesz, mnie to proponuje, co za grubianin! Kiedy pomyślę, że zarówno twój ojciec, jak i pani Ota nie żyją, to nawet ja, kobieta nie taka znowu bojaźliwa, w środku nocy poczułabym się w tym hoteliku nieswojo.
Kikuji milczał myśląc, że grubianką jest właśnie Chikako, skoro takie rzeczy opowiada.
- Kikuji-san, ty też wyjeżdżałeś, prawda? Byłeś nad jeziorem Nojiri? - zapytała tonem osoby wszystko wiedzącej.
To w jej stylu, przychodzi do domu, wypytuje służącą, a następnie nie czekając na uprzedzenie gospodarza przez służącą, wchodzi do salonu.
- Dopiero co wróciłem - z niezadowoleniem odrzekł Kikuji.
- A ja wróciłam przed kilku dniami - odparła ostro i uniosła wysoko lewy bark. - Słuchaj, wiesz, co się stało? Wróciłam do domu, a tu spotkała mnie przykra niespodzianka. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Takie niedopatrzenie, aż wstyd mi pokazywać się przed tobą, Kikuji. Córka Inamury wyszła za mąż - oświadczyła Chikako.
Na szczęście na galerii było ciemno, więc Kikuji mógł ukryć zdziwienie. Zapytał obojętnie:
- Tak? Kiedy?
- Jesteś tak spokojny, jakby dotyczyło to kogoś innego - powiedziała Chikako ironicznie.
- Przecież mówiłem nieraz, że nie ożenię się z Yukiko.
- To tylko słowa. Po prostu byłeś przeciwko mnie, a nie przeciw Yukiko. Tak, tak, mówisz, że cię nie interesuje, a mimo to ta wscibska baba wtrąca się nie proszona w cudze sprawy, i jeszcze z takim uporem. To oburzające, co? Rozumiem ciebie, lecz dziewczyna jest niezła.
- Co ty opowiadasz? - Kikuji wybuchnął śmiechem.
- Podoba ci się, prawda?
- To ładna dziewczyna.
- Od razu cię przejrzałam.
- Nie muszę się żenić dlatego, że jest ładna.
Słysząc, że córka Inamury wyszła za mąż, poczuł ukłucie w piersi, a następnie pragnął ujrzeć obraz tej dziewczyny oczyma wyobraźni.
Kikuji spotkał Yukiko tylko dwa razy.
Pierwszy raz, podczas ceremonii herbacianej w Engakuji, Chikako kazała Yukiko przygotować i podać herbatę Kikujiemu, żeby mógł się dziewczynie przyjrzeć. Czynności ceremonii wykonała czysto i z wdziękiem. W sercu Kikujiego pozostało wrażenie sylwetki Yukiko, której plecy, długie rękawy kimona, a także włosy rozjaśniało światło wpadające przez papier w shoji, na którym rysował się cień młodych liści, lecz twarzy Yukiko nie mógł sobie przypomnieć. Za to żywo ukazała mu się przed oczyma czerwona ściereczka, to znów zawiniątko w brzoskwiniowej chuście o wzorze białych żurawi, które niosła wchodząc do pawilonu herbacianego przy świątyni.
Za drugim razem, kiedy Yukiko przyszła do domu Kikujiego, Chikako przygotowała herbatę. Następnego dnia Kikuji czuł - jak mu się zdawało - przyjemny zapach dziewczyny utrzymujący się w pawilonie herbacianym, a dziś jeszcze widzi przed oczyma wzory irysów.na jej pasie obi, lecz całej sylwetki odtworzyć nie potrafi.
Nawet twarzy matki i ojca, zmarłych przed trzema czy czterema laty, nie może zobaczyć w wyobraźni. Przypomina ich sobie, gdy patrzy na zdjęcia. Po prostu im ktoś bliższy i bardziej kochany, tym chyba trudniej odtworzyć w pamięci jego wygląd. Natomiast im obraz brzydszy, tym:;mocniej się utrwala.
Oczy i policzki Yukiko pozostały w pamięci Kikujiego przezroczyste, jak światło, natomiast znamię na piersi: Chikako utrwaliło się tak konkretnie jak żywa ropucha.
Chikako chyba ma na sobie bieliznę z białego krepdeszynu z Ojiya, Kikuji o tym wie, więc nawet przy jasnym świetle nie mógłby zobaczyć znamienia na jej piersi przez ubranie, lecz teraz widzi je oczyma wyobraźni w ciemności.
- Jeśli sam twierdzisz, że to ładna dziewczyna, nie powinieneś był z niej rezygnować. Jest tylko jedna Inamura Yukiko na świecie. Choćbyś szukał całe życie, drugiej takiej nie znajdziesz. Kikuji-san, czy ty nie rozumiesz jeszcze tak prostej rzeczy? - ganiła go. - Nie masz doświadczenia i zachowujesz się nierozważnie. - I z tego powodu zmienia się nieodwracajnie życie dwojga ludzi, panienki Yukiko i twoje. Yukiko liczyła na ciebie, a teraz poszła do obcych ludzi, więc na pewno jest nieszczęśliwa, dlatego w pewnym sensie ponosisz za to odpowiedzialność.
Kikuji milczał.
- Panienka była ci przychylna. I po wielu latach na pewno zacznie żałować, że nie wyszła za ciebie, i wspominać cię z tęsknotą. Myślę, że przykro ci na samą myśl o tym.
Uwagi Chikako wydawały się wyjątkowo jadowite. Skoro Yukiko wyszła za mąż, to w jakim celu Chikako strzępi sobie język?
- Świetliki? O tej porze? - Chikako wyciągnęła szyję. - Przecież nadeszła już pora jesiennych owadów. Czy świetliki jeszcze żyją o tej porze? To pewnie jakieś zjawy!
- Służąca je kupiła.
- Wiadomo, czego można się spodziewać po służącej. Gdybyś zajmował się ceremonią herbacianą, nigdy byś nie dopuścił do tego. Są jeszcze przecież pory roku w Japonii.
Po tych słowach Kikujiemu wydało się, że rzeczywiście świetliki przypominają zjawy. Odżył mu w pamięci głos cykad na brzegu jeziora Nojiri. Niewątpliwie, to dziwne świetliki, które żyją do dziś..
- Gdybyś miał żonę, ona by nie dopuściła do tak smętnych i przykrych symboli, niezgodnych zresztą z porą roku. - Chikako nagle stała się sentymentalna. - Po prostu chciałam spłacić dług wobec twojego ojca swatając ci córkę Inamury.
- Dług?
- Tak. Leżysz w ciemności i przyglądasz się świetlikom, a tymczasem nawet Ota Fumiko wychodzi za mąż.
- Kiedy?
Tym razem jej słowa wstrząsnęły Kikujim mocniej niż przedtem, kiedy usłyszał o zamążpójściu Yukiko, zresztą nie był przygotowany na to i nie zdołał ukryć swojego zdumienia. Chikako na pewno spostrzegła jego zaskoczenie.
- Ja też nie mogę dojść do siebie po powrocie z Kioto. Tak szybko się z tym uwinęły, jakby się zmówiły. Młodzi ludzie są niecierpliwi - powiedziała Chikako. - Dowiedziałam się o małżeństwie Fumiko i pomyślałam, że już teraz nikt nie będzie przeszkadzał, ale okazało się, że Yukiko również nie czekała. Pani Inamura obniżyła swój prestiż. A wszystko to przez twój brak zdecydowania.
Kikuji nie mógł uwierzyć w małżeństwo Fumiko.
- Pani Ota nawet swoją śmiercią przeszkodziła w twoich planach małżeńskich. Myślę jednak, że wraz z wyjściem Fumiko za mąż, złe duchy pani Oty odejdą z tego domu. - Wzrok skierowała na ogród. - Jesteś teraz oczyszczony, uporządkuj przynajmniej drzewa w ogrodzie. Nawet w ciemności widać, jak gałęzie się frozrosły. Duszno tu i ciemno.
Przez cztery lata od śmierci ojca Kikuji ani razu nie zamówił ogrodnika. I rzeczywiście, gałęzie porozrastały się na wszystkie strony, co można poznać choćby po zapachu przypominającym upalne popołudnie, które pod gęstwą gałęzi przetrwało do nocy.
- Twoja służąca drzew nawet chyba nie podlewa. Tyle przynajmniej mógłbyś kazać jej zrobić, prawda?
- To nie twoja sprawa.
Po każdym słowie Chikako pogłębiał się grymas na twarzy Kikujiego, a mimo to pozwalał jej mówić to, na co miała ochotę. Tak było zawsze, kiedy spotykał się z tą kobietą.
Chikako mówiła przykre rzeczy, starała się jednak wkraść w łaskę Kikujiego i poznać jego myśli. Do tego rodzaju zabiegów Kikuji już się przyzwyczaił. Otwarcie je odrzucał i usilnie jej się strzegł. Chikako o tym wiedziała, lecz najczęściej udawała, że nie wie.
Chikako nigdy nie mówiła nic takiego, co byłoby dla Kikujiego całkowitym zaskoczeniem. Po prostu wyłuskiwała z niego to, co odkrywał w sobie jako nieprzyjemne.
Również dzisiejszej nocy mówiąc, że Yukiko i Fumiko wyszły za mąż, chciała poznać jego prawdziwe zamiary. W jakim celu to robiła? - zastanawiał się Kikuji i miał się na baczności. Swatała mu Yukiko, starając się odsunąć od niego Fumiko: nie powinno ją więc obchodzić, co Kikuji o nich myśli, kiedy obie wyszły za mąż.
Czuł, że należałoby wstać i zapalić światło w salonie i na galerii. To śmieszne rozmawiać z Chikako po ciemku - dotarło do jego świadomości - bo przecież nie są sobie tak bliscy. Wtrącanie się do sposobu pielęgnacji drzew w ogrodzie Kikuji potraktował jako przejaw typowego dla niej sposobu bycia i mógł jej uwagi puścić mimo uszu. Nie chciało mu się jednak wstać.
Chikako wspomniała o świetle, kiedy weszła do pokoju, lecz także nie poszła go zapalić. A przecież zajmowanie się takimi drobnymi sprawami stało się swego rodzaju dobrowolnie przyjętym jej obowiązkiem. Teraz jednak nie spieszyła się, żeby usłużyć w ten sposób Kikujiemu. Może się postarzała albo też zaczęła zachowywać się z godnością właściwą nauczycielce ceremonii herbacianej.
- Oizumi prosił mnie o przekazanie tej wiadomości, choć to nie moja sprawa. Mówił, że gdybyś chciał się pozbyć przyborów i naczyń do ceremonii herbacianej, chętnie by się zajął ich sprzedażą - powiedziała Chikako spokojnie. - Skoro utraciłeś już córkę Inamury, na pewno rozpoczniesz przygotowania do nowego życia, więc chyba nie będziesz miał czasu myśleć o ceremonii. A ja jestem niepotrzebna w tym domu, w którym za życia twojego ojca brałam udział w ceremoniach herbacianych, więc jest mi smutno. Pawilon wciąż pozostaje zamknięty, wietrzę go tylko ja, kiedy tu przychodzę.
Kikuji zrozumiał, o co jej chodzi. Cel Chikako był przejrzysty. Nie udało się jej ożenić go z Yukiko, dlatego rezygnuje z utrzymywania stosunków z jego domem, w końcu decyduje się wspólnie z handlarzem wyciągnąć od niego przybory i ceramikę. To wszystko omówiła z Oizumim w Kioto.
Kikuji zamiast się rozgniewać, poczuł raczej ulgę.
- Ponieważ zamierzam sprzedać dom, więc,w odpowiednim czasie poproszę o pomoc.
- Pewnie, lepiej mieć do czynienia z bliskim człowiekiem, który bywał w tym domu od czasów twojego ojca - dodała Chikako.
Znajdujące się tutaj przybory zna lepiej Chikako niż on sam - pomyślał Kikuji. - Wszystko już chyba dobrze obliczyła.
Kikuji spojrzał w stronę pawilonu herbacianego. Rósł przed nim wielki oleander, o tej porze całkowicie pokryty białymi kwiatami. Wyróżniał się tylko białą plamą na tle nocy tak ciemnej, że trudno było rozróżnić, gdzie kończy się wierzchołek drzewa, a gdzie zaczyna niebo.
2
Kończono już pracę i Kikuji zamierzał wyjść z biura firmy, gdy zadzwonił telefon.
- Tu mówi Fumiko - usłyszał cichy głos. - Tu Mitani.
- Tu Fumiko.
- Tak, zrozumiałem.
- Przepraszam, że przez telefon, lecz jeśli nie przeproszę choćby przez telefon, to potem mogę nie zdążyć.
- Co?
- Prawdę mówiąc wczoraj wysłałam list i chyba zapomniałam nakleić znaczek.
- Co? Jeszcze nie otrzymałem.
- Kupiłam na poczcie dziesięć znaczków, wysłałam list, wróciłam do domu i stwierdziłam, że nadal mam dziesięć znaczków. Musiałam być bardzo roztargniona. Zastanawiałam się, jak mam przeprosić za to, zanim list dojdzie.
- Taką sprawą mogłaby pani się nie przejmować. - Kikuji odpowiadając zastanawiał się, czy wspomniany list jest zawiadomieniem o ślubie.
- Czy to uroczysty list z jakiejś okazji?
- Co? Zwykle rozmawialiśmy przez telefon, list napisałam po raz pierwszy, więc wahałam się, czy mam go wysłać czy nie, i dlatego zapomniałam nakleić znaczek.
- Gdzie teraz pani jest?
- W budce telefonicznej na Dworcu Tokijskim... Następna osoba już czeka w kolejce.
- Przy telefonie publicznym? - Kikuji czegoś tu nie mógł pojąć, ale dodał: - Wszystkiego najlepszego!
- Co takiego? Dzięki Bogu, wreszcie... Jednak skąd pan o tym wie?
- Od Kurimoto, ona mnie zawiadomiła.
- Pani Kurimoto? Skąd wiedziała? Straszny z niej człowiek.
- Już chyba nie spotkam się z nią. Wtedy słyszała pani w słuchawce szum deszczu, prawda?
- Tak. Wtedy przeniosłam się do przyjaciół i wahałam się, bo nie wiedziałam, czy mam zawiadomić czy nie zawiadamiać, mówiłam panu o tym, tym razem jest podobnie.
- Wolałbym, żeby mnie pani zawiadomiła. Kiedy usłyszałem o tym od Kurimoto, wahałem się długo nie wiedząc, czy mam wysłać życzenia, czy nie wysłać.
- To smutne tak zginąć bez wieści - zanikający głos przypominał mu jej matkę. Kikuji milczał. - Powinnam chyba raczej zginąć bez wieści... - zamilkła na chwilę. - Mam teraz maleńki pokoik, dość schludny, znalazłam go razem z miejscem pracy.
- Co?
- Zaczęłam pracować w upały, to męczące.
- To prawda. A poza tym świeżo po ślubie...
- O? Ślub? Powiedział pan o ślubie?
- Wszystkiego najlepszego.
- Co, dla mnie? Jest pan okropny.
- Przecież wyszła pani za mąż.
- Co, ja?
- Nie wyszła więc pani za mąż?
- Oczywiście, że nie! Czy mogłabym w tych warunkach zdecydować się na ślub? Niedawno umarła mama, i to w ten sposób...
- Tak, ale...
- Czy powiedziała to panu Kurimoto?
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
- Usłyszał pan i naprawdę uwierzył?
Fumiko mówiła jakby do siebie.
- Nie można o tym mówić przez telefon, czy nie chciałaby się pani ze mną spotkać? - Kikuji zapytał zdecydowanym głosem.
- Dobrze.
- Jadę na Dworzec Tokijski, proszę zaczekać tam na mnie.
- Ale...
- Może spotkamy się gdzie indziej?
- Nie chcę czekać na ulicy, odwiedzę pana w domu.
- Może więc razem wrócimy?
- Żeby razem wrócić, musielibyśmy się jednak umówić na ulicy.
- Można w moim biurze.
- Nie. Przyjadę prosto do domu.
- Tak. Więc już wracam. Gdyby pani dojechała przede mną, proszę nie czekać, lecz wejść do mieszkania.
Jeśli Fumiko z Dworca Tokijskiego będzie jechać pociągiem, to zajedzie szybciej niż Kikuji. Lecz wydało mu się, że może wsiądzie do tego samego pociągu, więc rozglądał się szukając jej w tłumie... Rzeczywiście, Fumiko dojechała szybciej. Od służącej dowiedział się, że jest ona w ogrodzie, więc z ganku poszedł prosto do ogrodu. Fumiko siedziała na kamieniu w cieniu bielejącego oleandra.
Od wizyty Chikako minęły trzy a może cztery dni. Służąca przed powrotem Kikujiego podlała sad. Stary hydrant w ogrodzie nadawał się jeszcze do użytku.
Kamień, na którym siedziała Fumiko, również został zmoczony u dołu. Wśród grubych zielonych liści kryły się czerwone kwiaty - oleander w pełnym rozkwicie wyglądał jak „kwiat rozpalonego słońca”, natomiast od białych kwiatów aż tchnęło chłodem. Kępy kwiatów miękko się kołysały otulając sylwetkę dziewczyny. Fumiko również odznaczała się bielą bawełnianej sukni ze złożonym kołnierzykiem i cienkimi obszyciami z granatowego płótna wokół kieszeni i kołnierzyka.
Promienie zachodzącego słońca padały ponad oleandrem i kładły się u stóp Kikujiego.
- Witam - Kikuji podszedł do niej szczerze uradowany.
Fumiko chciała coś powiedzieć, zanim Kikuji się do niej odezwie, lecz teraz rzekła po prostu: - Przepraszam za telefon...
Wstała zginając plecy, jakby chcąc się odwrócić. Kikuji podszedł do niej i zdawało się, że weźmie ją za ręce.
- Mówił pan przez telefon takie straszne rzeczy, dlatego przyszłam. Żeby to wszystko wyjaśnić.
- Chodzi o małżeństwo? Ja też byłem tym zaskoczony.
- Czym? - Fumiko przymknęła oczy.
- Czym? Po prostu tym, co usłyszałem o zamążpójściu i tym, co usłyszałem dziś, że nie wyszła pani za mąż. Dwa razy zostałem zaskoczony.
- Dwa razy?
- Oczywiście.
Kikuji stąpał po kamieniach.
- Wejdźmy tędy. Mogła pani sama wejść do pokoju i tam poczekać - powiedział i usiadł na galerii. - Ostatnio wróciłem z podróży i kiedy odpoczywałem w tym miejscu, przyszła Kurimoto. Był wieczór.
Służąca zawołała Kikujiego od strony mieszkania. Chodziło o kolację, którą zamówił telefonicznie przed wyjściem z firmy. Kikuji wstał i poszedł do mieszkania. Przy okazji przebrał się w białe płócienne kimono.
Fumiko chyba poprawiła makijaż.
- Co mówiła pani Kurimoto?
- Powiedziała tylko, że słyszała o tym, że również Fumiko wyszła za mąż...
- Czy uwierzył pan?
- Jakże miałem nie uwierzyć, nawet nie mogłem podejrzewać, że było to kłamstwo.
- Nawet nie wątpił pan?
Czarne duże oczy Fumiko nagle zwilgotniały.
- Czy mogę teraz wyjść za mąż? Czy naprawdę myśli pan, że mogłabym to zrobić? Mama i ja cierpiałyśmy, przeżywałyśmy smutki, to nie zanika...
Zabrzmiało to tak, jakby matka żyła.
- Obie lubiłyśmy być rozpieszczane, lecz zawsze chętnie wierzyłyśmy, że ludzie nas zrozumieją. Czy było to tylko złudzenie senne? Czy tylko odbicie w wodnym zwierciadle własnej duszy?
Wydawało się, że Fumiko się rozpłacze. Kikuji chwilę milczał.
- Fumiko-san, pamiętam, pytałem panią w ten deszczowy dzień również o to, czy ja mogę się teraz ożenić.
- Gdy grzmiało?
- Tak. Teraz pani mnie pyta o to samo?
- Nie, tu chodzi o...
- Przecież mówiła pani nieraz, że ja się ożenię.
- Tak, lecz między panem a mną jest wielka różnica. - Fumiko patrzyła na Kikujiego ze łzami w oczach. - Tak, duża różnica.
- Na czym ona polega?
- Pozycja społeczna jest inna.
- Pozycja?
- Tak. W pozycji społecznej też się różnimy. I nie tylko, chodzi o coś, co nazywają chyba mrokiem w życiu osobistym.
- Chodzi o głębię grzechu...? To chyba mnie ma pani na myśli?
- Nie.
Fumiko zdecydowanie pokręciła głową. Łzy pokazały się w oczach. Wypłynęła tylko jedna kropla, oderwała się nagle od kącika lewego oka. przepłynęła blisko ucha i spadła.
- Jeśli chodzi o grzech, to wzięła go mama na siebie i umarła. Nie sądzę, że był to grzech. Myślę, że było to cierpienie.
Kikuji schylił głowę.
- Grzech może nigdy nie zniknąć, lecz cierpienie przemija.
- Fumiko, dlaczego pani mówi o mroku życia osobistego? To może rzucać cień na śmierć matki.
- Należało raczej nazwać to głębią cierpienia.
- Głębia cierpienia... - Kikuji powiedziałby, że chodzi tu po prostu o głębię miłości.
- Najważniejsze jest to, że pan, Kikuji, ma się ożenić z Yukiko. I to jest ta różnica. - Fumiko rozmowę skierowała na aktualny temat. - Kurimoto-san uważa, że to moja mama przeszkadza w doprowadzeniu do tego małżeństwa. Mnie też uważa za przeszkodę, skoro mówi, że wyszłam za mąż. Tego nie można inaczej zrozumieć.
- Powiedziała, że Inamura również wyszła za mąż. Na twarzy Fumiko pojawiło się zdziwienie.
- To kłamstwo... Prawda, że to kłamstwo? Na pewno kłamstwo - znów silnie potrząsnęła głową. - Kiedy to się stało?
- Ślub córki Inamury? Na pewno w ostatnich dniach. Niewątpliwie to kłamstwo. Ponieważ powiedziała, że również Yukiko wyszła za mąż, to łatwiej było mi uwierzyć w pani ślub, Fumiko. - A następnie cicho dodał: - Lecz ślub Yukiko może być prawdą...
- To też kłamstwo. W takie upały nikt nie zawiera związków małżeńskich. Trzeba by się ubrać w ciężki strój ślubny, więc panna młoda bardzo by się spociła.
- Możliwe. Czy to oznacza, że w lecie nie ma ślubów?
- No tak, prawie nie ma, oczywiście, nie twierdzę, że nie ma wyjątków. Przecież uroczystości ślubne można przenieść na przykład na jesień...
Nie wiedział dlaczego, lecz wilgotne oczy Fumiko znów się wypełniły łzami: łzy spadały na kolana, Fumiko przyglądała się mokrym plamom.
- Dlaczego pani Kurimoto powiedziała takie kłamstwo?
- I jak łatwo mnie oszukała - dodał Kikuji. Lecz dlaczego wywołuje to łzy u Fumiko? Przynajmniej jedno jest pewne, że ślub Fumiko to kłamstwo.
Natomiast Yukiko może naprawdę wyszła za mąż, a Chikako powiedziała, że uczyniła to również Fumiko, żeby ją od niego oddalić - podejrzewał Kikuji.
Takie wyjaśnienie nie zadowoliło Kikujiego całkowicie. Zaczął więc myśleć, że ślub Yukiko jest też kłamstwem.
- W każdym razie dopóki się nie dowiem, czy Yukiko wyszła za mąż, nie zrozumiem żartu Kurimoto.
- Żartu...
- Przyjmuję, że to żart.
- Lecz gdybym dzisiaj nie zadzwoniła, uważałby pan mnie ze mężatkę. To straszny żart.
Służąca znów zawołała Kikujiego. Kikuji wrócił z listem w ręku.
- Przyszedł list. Bez znaczka. - Uśmiechnął się i zaczął otwierać.
- Nie, proszę nie czytać.
- Dlaczego?
- Bo nie. Proszę mi zwrócić - Fumiko przysunęła się bliżej i chciała wyrwać mu list z ręki. - Zwróć mi, Kikuji.
Kikuji błyskawicznie ukrył list za plecami.
Fumiko machinalnie oparła się lewą ręką o kolano Kikujiego. Prawą chciała odebrać list. Wykonała rękami przeciwne sobie ruchy i straciła równowagę. Padając na Kikujiego, lewą ręką, wyciągniętą do tyłu, uchwyciła równowagę, natomiast prawą nadal trzymała za jego plecami i próbowała odebrać list. Zrobiła obrót w prawo, pochyliła się do przodu i omal nie upadła na brzuch Kikujiego. Jednak zwinnie odwróciła głowę. Niemal nie dotykała go już lewą ręką, opartą dotąd na kolanie. Jak Fumiko, pochylona do przodu i zwrócona w prawo mogła za pomocą lekkiego dotknięcia ręki utrzymać równowagę? Kikuji omal nie krzyknął z podziwu dla niezwykłej zwinności i giętkości Fumiko. Nagle ujrzał w niej kobietę. Poczuł taki sam urok kobiecości jak u jej matki.
W którym momencie Fumiko uniknęła upadku? Skąd znalazła tyle siły? Kikuji podziwiał jej zwinność. Fumiko sprawiała wrażenie, jakby znała jakąś tajemną sztukę lub kierowała się kobiecym instynktem. Kikuji myślał, że przytłoczy go swoim ciężarem, lecz Fumiko zbliżyła się do go jedynie na tyle, by poczuł jej ciepły zapach. Zapach był silny. Zapach ciała kobiety pracującej latem od rana do wieczora jest szczególnie intensywny. Kikuji poczuł woń Fumiko, a jednak miał wrażenie, że był to zapach jej matki. Zapach Oty trzymanej przez niego w objęciach.
- Och, zwróć mi.
Kikuji się nie sprzeciwiał. - Proszę.
Fumiko obróciła się w bok i porwała własny list na drobne kawałki. Jej szyja i odsłonięte ręce zwilgotniały od potu.
Kiedy Fumiko o mało co się nie przewróciła, najpierw bardzo zbladła, a następnie, kiedy już siedziała, poczerwieniała i chyba w tym momencie się spociła.
Kolacja przyniesiona z pobliskiej restauracji była jak zwykle bez smaku.
Przed Kikujim stała prosta filiżanka shino. Przyniosła ją i postawiła przed nim służąca.
Kikuji nagle zwrócił na to naczynie uwagę. Fumiko również je dostrzegła.
- O! Jak się cieszę, że używasz tej filiżanki!
- Tak.
- Jestem zażenowana - powiedziała, lecz wyglądała mniej zawstydzona od Kikujiego, gdyż zaraz dodała. - Bardzo żałowałam, że ją podarowałam. Pisałam o tym w liście.
- O czym?
- Jak to o czym? Że podarowałam takie głupstwo i prosiłam o wybaczenie.
- To nie jest głupstwo.
- Nie jest to chyba zbyt cenny okaz shino. Bo mama używała go na codzień do picia herbaty.
- Nie znam się na tym, lecz myślę, że to cenna filiżanka - Kikuji wziął filiżankę do ręki i przyjrzał się jej uważnie.
- Wiele jest lepszych shino. Pijąc z niej będziesz sobie przypominał inne doskonalsze filiżanki...
- W domu nie ma żadnej małej filiżanki w stylu shino.
- Nawet jeśli nie ma w domu, to są gdzie indziej. Wyobrażając sobie inne filiżanki w tym stylu będziesz myślał, że są one lepsze, a wtedy byłoby mamie i mnie bardzo smutno.
Kikuji wstrzymał oddech.
- Zrywam już związki z ceremonią herbacianą, więc nie będę oglądał tego rodzaju naczyń. Na pewno widziałem wiele cenniejszych okazów shino. A poza tym jeśli w ten sposób będziemy rozumować, to może się okazać, że w prezencie można dawać tylko najcenniejsze przedmioty.
- No tak - Fumiko zdecydowanie podniosła głowę i spojrzała prosto w oczy Kikujiemu.
- Tyle o tym myślałam. Nawet napisałam, że należy ją stłuc i wyrzucić.
- Stłuc? To? - Kikuji jakby chcąc nieco uspokoić atakującą go Fumiko, mówił dalej: - Jest to stara filiżanka, sprzed trzystu, a może czterystu lat. Kto wie, może na początku posługiwano się tym naczyniem inaczej, na przykład do podawania tylko jednej specjalnej potrawy, może nie była to czarka do herbaty, lecz od czasu jej pierwszego użycia jako filiżanki minęło wiele długich lat; ludzie dawnych czasów chronili ją pieczołowicie i przekazywali z pokolenia na pokolenie. Jedni zabierali ją ze sobą w podróż udając się na wędrówkę nawet w najdalsze strony. Nie może więc ulec stłuczeniu z powodu twojego kaprysu.
Na brzegu czarki zachował się ślad szminki. Matka jej mówiła, że często nie może zetrzeć szmmki, która przylgnęła do krawędzi. Rzeczywiście, Kikuji wiele razy mył brzeg czarki, lecz ciemny cień nie zniknął. Oczywiście, nie jest to kolor szminki, bo przypomina jasny pbrąz, spod którego przebija słabiutka czerwień, można jednak odnieść wrażenie, że jest to barwa wyblakłej, zestarzałej szminki. Najprawdopodobniej było to zaczerwienienie naturalne, powstałe podczas wypalania. Poza tym ślad mógł pozostać po innych użytkownikach, niekoniecznie po matce Fumiko. Oczywiście, matka Fumiko, która uczyniła z tej czarki codzienną filiżankę do herbaty, posługiwała się nią chyba najczęściej.
Ciekawe, czy Ota sama wpadła na pomysł, żeby pić codziennie z tej czarki herbatę? Czy może ten zwyczaj zapoczątkował ojciec Kikujiego - zastanawiał się Kikuji.
Można też podejrzewać, że jego ojciec i matka Fumiko często używali tych filiżanek Ryony, czarnej i czerwonej, tworzących komplet małżeński.
A może ojciec zachwycony urodą wdowy poprosił ją, żeby do dzbanuszka shino wstawiła kwiaty, róże i goździki, i wtedy podarował jej czarkę jako filiżankę do herbaty? Po śmierci obojga zarówno dzbanek, jak i owe filiżanki przeszły do Kikujiego, a teraz gości u niego również Fumiko.
- Nie jest to kaprys. Naprawdę, chciałabym, żebyś zrozumiał - powiedziała Fumiko. - Kiedy podarowałam dzbanuszek, bardzo się ucieszyłeś, więc pomyślałam, że mam jeszcze jeden przedmiot w tym samym stylu shino, postanowiłam dołączyć do podarunku również tę czarkę, a potem wstyd mi się zrobiło.
- Nie jest to chyba ceramika, której można używać codziennie, naprawdę szkoda jej na co dzień.
- Lepszych od tej nie brakuje. Byłoby mi przykro, gdybyś posługując się tą filiżanką przypominał sobie znacznie lepsze okazy.
- Chcesz naprawdę powiedzieć, że w prezencie można dawać tylko rzeczy najlepsze?
- To zależy od tego, komu i co dajemy. Jej słowa mocno poruszyły Kikujiego.
Czy Fumiko pragnie, by pamiątki po jej matce, przypominające mu obie kobiety, zwłaszcza przedmioty bardziej osobiste, traktował jako najcenniejsze?
Kikuji nie miał nic przeciwko temu, żeby pamiątki po jej matce stały się dla niego przedmiotami najwyższej wartości.
Na pewno tego gorąco pragnęła Fumiko. Dowodem na to jest dzbanuszek mizusashi, używany podczas ceremonii herbacianej.
Chłodna, a jednocześnie pełna wewnętrznego ciepła, połyskująca powierzchnia shino przypomina Kikujemu Otę. Przedmiot ten jest tak doskonały, że skojarzeniu z Ota nie towarzyszy mrok grzechu, ani poczucie brzydoty moralnej.
Patrząc na tak cenną pamiątkę po zmarłej Kikuji pomyślał, że Ota była arcydziełem kobiecości. Arcydzieła, jak wiadomo, nie mają skaz.
W dzień ulewy Kikuji powiedział przez telefon, że patrząc na otrzymany dzbanuszek pragnie spotkać się z Fumiko. Mógł to powiedzieć tylko przez telefon. Fumiko wtedy odpowiedziała, że ma jeszcze jedną czarkę shino, którą teraz przyniosła mu do domu.
Rzeczywiście, prosta filiżanka nie była tak cenna jak dzbanuszek.
- Mój ojciec miał chyba równia podróżne pudełko na przybory do parzenia i picia herbaty - przypomniał sobie Kikuji. - Na pewno wkładał do niego mniej cenną filiżankę.
- Jaka to była filiżanka?
- Nie wiem, nie widziałem.
- Chciałabym zobaczyć. Na pewno twój ojciec miał lepszą - powiedziała Fumiko. - Gdyby moja była gorsza, nie byłoby przeszkód, żeby ją stłuc, prawda?
- Niebezpiecznie jest tobie pokazywać.
Wyjmując zręcznie pestki z poobiedniego arbuza Fumiko znów zaczęła nalegać, by pokazał jej tę filiżankę.
Kikuji kazał służącej otworzyć pawilon herbaciany i wyszedł do ogrodu. Chciał tam znaleźć pudełko na przybory do ceremonii herbacianej, lecz Fumiko poszła za nim.
- Nie wiem, gdzie to może być. Kurimoto wie lepiej ode mnie... - Kikuji się odwrócił. Koło białego oleandra w pełnym rozkwicie, w cieniu jego kwiatów tuż pod pniem ujrzał nogi Fumiko w pończochach i ogrodowych drewniakach.
Pudełko z przyborami do herbaty stało na półce obok umywalki.
Kikuji wyszedł z umywalni i postawił pudełko przed Fumiko siedzącą już w pawilonie herbacianym. Fumiko myślała, że Kikuji rozpakuje przybory sam, i dlatego grzecznie czekała, po chwili jednak wyciągnęła ręce przed jsiebie.
- Mogę zobaczyć?
- Jest zakurzone.
Fumiko rozpakowała pudełko, a Kikuji wyszedł odkurzyć je w ogrodzie.
- Na półce w umywalni leżał też odwłok martwej cykady, zaczęły ją jeść robaki...
- Lecz tutaj jest czysto.
- Tak, niedawno Kurimoto sprzątała, kiedy przyszła powiedzieć, że Fumiko i Yukiko wyszły za mąż. Było już ciemno, więc chyba zamknęła wewnątrz cykady.
Kiedy Fumiko wyjęła ze skrzynki zawiniątko zawierające prawdopodobnie czarkę, pochyliła się nisko i rozwijała ozdobne tasiemki woreczka nie mogąc opanować drżenia palców.
Zaokrąglone ramiona Fumiko były pochylone ku przodowi, więc patrzący z boku i z góry mógł ujrzeć tym wyraźniej jej długą szyję.
Fumiko zdecydowanie zacisnęła usta wysuwając dolną wargę nieco do przodu: warga i zgrubienie małżowiny usznej sprawiały bardzo mile wrażenie.
- To styl karatsu - Fumiko spojrzała na Kikujiego. Kikuji usiadł blisko niej.
Czarkę karatsu Fumiko postawiła na macie.
- Cenna rzecz.
Kształt miała walcowaty, mogła być używana na co dzień, tym bardziej, że miała niemałą pojemność.
- Mocne surowe linie. Doskonalsza niż tamta czarka shino.
- Jej nie można porównywać do ceramiki shino, bo to jest karatsu...
- Lecz wystarczy zestawić je razem, wtedy widać. Kikuji oczarowany mocą bijącą od czarki karatsu, wziął ją obiema rękami, podniósł ponad kolana i przyglądał się jej.
- Przyniosę czarkę shino.
- Ja przyniosę - Fumiko wstała i wyszła.
Kiedy czarki stały jedna przy drugiej, Kikuji i Fumiko nagle spojrzeli na siebie.
Następnie wzrok przenieśli na czarki.
- Jedna męska, druga żeńska. Kiedy tak stoją obok siebie...
Fumiko widocznie nie mogła nic mówić ze wzruszenia, tylko kiwnęła potakująco głową.
Kikujiemu własne słowa zabrzmiały osobliwie.
Czarka karatsu była gładka, bez rysowanych wzorów. Jednak poprzez niebieskość z nalotem pomarańczowym przebijała jasna czerwień.
- Na pewno jest to ulubiona czarka twojego ojca, zabierał ją ze sobą w podróże. Jest w jego guście.
Fumiko jakby nie spostrzegła niebezpieczeństwa, jakie kryło się w jej słowach.
Kikuji bał się powiedzieć, że czarka shino jest w guście jej mamy. Teraz obie stały obok siebie, niby bliskie sobie serca obojga, ojca Kikujiego i matki Fumiko.
Z tych trzysto- lub czterechsetletnich czarek emanowało zdrowie, nie wywoływały one chorobliwych urojeń. Przeciwnie, tchnęły pełnią życia, nawet zmysłowością.
Kikuji, który w obu czarkach widział własnego ojca i matkę Fumiko, miał wrażenie, że stoją obok siebie sylwetki ich pięknych dusz.
Lecz czarki są rzeczywistością, tak jak siedzący po obu stronach Kikuji i Fumiko, których sylwetki również wydawały się piękne i niepokalane.
Siedzieli naprzeciw siebie.
„Kto wie, może to jest właśnie straszne, to, że tak siedzą naprzeciw siebie” - powiedział Kikuji do Fumiko w następny dzień po zakończeniu pierwszego tygodnia żałoby. Czy jednak piękno powierzchni obu czarek zdołało zmyć grozę grzechu?
- Piękne, prawda? - Kikuji pytał, jakby sam siebie.
- Ojciec, zajmując się z upodobaniem, jak mało kto, czarkami i innymi przedmiotami służącymi do ceremonii herbacianej, poskramiał chyba w ten sposób rozmaite grzeszne stany swego serca?
- Słucham?
- Patrząc na te czarki nie pamiętamy o złych cechach ich poprzednich właścicieli. Życie ojca było wielokrotnie krótsze od żywota tych czarek przekazanych przez poprzednie pokolenia...
- Śmierć czyha u naszych stóp. To straszne! Chociaż śmierć jest u moich stóp, to jednak często myślę o tym, że nie wolno mi wciąż pozostawać w sidłach śmierci mamy, robiłam więc, co mogłam, żeby się z nich wyrwać.
- To prawda. Gdy wciąż myślimy o zmarłych, to wydaje się nam, że sami jesteśmy martwi - powiedział Kikuji.
Służąca przyniosła czajnik i inne naczynia.
Na pewno pomyślała, że potrzebuje wrzątku do ceremonii herbacianej, ponieważ tak długo pozostaje w pawilonie.
Aby posłużyć się obu czarkami. Kikuji zaproponował Fumiko, żeby przygotowała skromną ceremonię herbacianą, taką, jaką się robi w podróży.
Chętnie się zgodziła.
- Czy chciałbyś napić się z filiżanki mamy, zanim ją rozbiję?- zapytała, a następnie z pudełka wyjęła bambusowy pędzel do mieszania sproszkowanej herbaty i poszła, go umyć.
Letnie słońce jeszcze nie zaszło.
- Tak, jakbyśmy byli w podróży... - powiedział mieszając herbatę w małej czarce.
- W podróży, to znaczy gdzieś w hotelu?
- Niekoniecznie w hotelu. Może gdzieś nad rzeką, a może na wierzchołku góry. Bierzemy wodę z górskiej rzeki, może więc powinnam wziąć raczej zimną...
Wyjmując pędzel z czarki podniosła też w górę czarne oczy i spojrzała przez ułamek sekundy na Kikujiego, i bez zwłoki zaczęła obracać w dłoniach czarkę w stylu karatsu, zgodnie z regułami ceremonii.
Następnie spojrzała w stronę kolan Kikujiego i postawiła przed nim czarkę.
Kikuji odniósł wrażenie, jakby Fumiko nadpłynęła ku niemu na powierzchni fali.
Następnie postawiła przed sobą czarkę w stylu shino należącą dawniej do matki - przez nieuwagę uderzyła pędzelkiem o krawędź naczyńka, więc na moment zatrzymała rękę w bezruchu.
- Jakie to trudne.
- Po prostu za mała czarka, trudno w niej mieszać - powiedział Kikuji, lecz w rzeczywistości jej ręka zadrżała, Fumiko nie potrafiła poruszać równomiernie pędzlem w tym małym naczyniu.
Patrzyła na znieruchomiały przegub ręki i siedziała ze zwieszoną głową.
- Mama nie pozwala na przygotowanie herbaty.
- Co?
Kikuji nagle wstał, wziął Fumiko za ramiona, jakby pomagał powstać osobie przekleństwem przykutej do miejsca.
Fumiko nie opierała się.
4
Kikuji nie spał, poczekał, aż pierwsze promienie rozjaśnią szpary w okiennicach, a następnie wstał i poszedł do pawilonu.
Na kamiennej płycie przed stągwią z wodą leżały nadal skorupy czarki shino.
Kiedy podniósł i połączył na dłoni cztery duże kawałki, wtedy zarysował się kształt czarki, brakowało jednak części górnej krawędzi. Brakowało kawałka wielkości dużego palca u ręki.
Zaczął szukać między kamieniami mając nadzieję, że odnajdzie brakującą część, lecz wkrótce zrezygnował.
Podniósł wzrok i pomiędzy drzewami na wschodzie ujrzał wielką świecącą gwiazdę.
Gwiazdy Porannej Kikuji nie oglądał już od wielu lat - kiedy z tą myślą popatrzył w dal, zobaczył również chmury.
Świeci spoza obłoków, chyba dlatego wygląda tak duża. Gwiazdę otaczała mglista aureola. Żałosne zajęcie, to szukanie skorup, podczas gdy nad głową świeci taka orzeźwiająca gwiazda.
Skorupy, które trzymał w ręku, rzucił przed siebie.
Wczoraj wieczorem Fumiko rzuciła czarkę uderzając o płytę przy umywalce i stłukła, nim Kikuji zdążył ją powstrzymać.
Wyszła wtedy z pawilonu tak szybko, jakby się rozpłynęła w jednej chwili, więc Kikuji nawet nie spostrzegł, że zabrała ze sobą czarkę.
- Ach? - krzyknął. I zamiast zacząć zbierać w ciemności kawałki rozbitej ceramiki, musiał podtrzymać Fumiko, żeby nie upadła. Zdawało się, że rzucając czarkę upadnie jednocześnie na sągiew z wodą.
- Na pewno są cenniejsze czarki shino - wyszeptała.
Czy naprawdę tak bardzo cierpiała z tego powodu, obawiając się, że Kikuji mógłby porównywać tę czarkę z innymi, cenniejszymi okazami?
Potem kiedy Kikuji nie mógł zasnąć, słowa Fumiko pobrzmiewały coraz głębiej w jego duszy tonem patetycznym i czystym.
Poczekał aż rozjaśni się w ogrodzie, następnie wyszedł poszukać rozbitej czarki.
Lecz znalezione skorupy wyrzucił, kiedy zobaczył Gwiazdę Poranną. Podniósł wzrok i krzyknął.
Gwiazdy już nie było. Zniknęła w mgnieniu oka, podczas gdy przyglądał się skorupom, które wyrzucił; poranna zorza również się skryła za chmurami.
Kikuji przez chwilę patrzył w niebo z uczuciem, jakby stracił coś cennego.
Przecież chmury nie były tak gęste. A mimo to gwiazdy po raz drugi nie zobaczył. Nad horyzontem chmury się urwały, a nad dachami gęstniała biało-czerwona łuna.
- Nie mogę ich tutaj zostawić.
Kikuji powiedział do siebie, podniósł skorupy i włożył do kieszeni szlafroka.
Przykro by mu było pozostawiać je rozrzucone w ogrodzie. Zresztą obawiał się, że mogłaby skorupy zobaczyć Kurimoto i potępić go za to.
Kikuji zamierzał zakopać rozbitą czarkę obok kamienia przy stągwi, nie chciał jej przechowywać, ponieważ Fumiko rzuciła ją z taką zaciekłością, lecz mimo wszystko skorupy zawinął w papier i włożył do szafy w ścianie, i znów położył się do łóżka.
Dlaczego Fumiko bała się porównania tej czarki z innymi Kiedy i z czym miałby ją porównywać? Skąd przyszły te obawy? - zastanawiał się Kikuji.
Co więcej, od wczorajszego wieczoru Fumiko stała się dla niego kimś nieporównywalnym.
Stała się absolutem nie mającym sobie równego. Stała się jego niewzruszonym przeznaczeniem.
Dotąd zawsze myślał o Fumiko jako o córce Oty, teraz jakby o tym zapomniał.
To osobliwe kuszące złudzenie, że ciało matki w tajemny sposób przeistoczyło się w ciało córki, również zniknęło bez śladu.
Kikuji mógł wyjść poza kurtynę mroku i brzydoty, która go tak długo zakrywała.
A może Kikujiego uratował ból czystej Fumiko?
Fumiko, która niczemu się nie sprzeciwiała, a której czystość była wyrazem sprzeciwu.
Wydawałoby się, że właśnie dlatego Kikuji musiał spaść na dno przekleństwa i ulec paraliżowi, jednak czuł się tak, jakby mimo wszystko dzięki temu wyzwolił się z przekleństwa i paraliżu. Był to dosłownie cud: po małych dawkach przyjął w końcu maksymalną dawkę trucizny, lecz się okazało, że było to antidotum.
Kikuji z biura zadzwonił do miejsca pracy Fumiko. Mówiła, że pracuje w hurtowni sukna.
W pracy jej nie było. Kikuji nie spał w nocy, a mimo to przyszedł do pracy, a Fumiko może właśnie teraz śpi snem głębokim w domu? Kikuji pomyślał, że może ze wstydu nie pokazuje się ludziom na oczy.
Zadzwonił po południu, lecz w dalszym ciągu jej nie było, więc zapytał w sklepie o jej adres.
We wczorajszym liście na pewno podała swój najnowszy adres, lecz ten list zniszczyła nie otwierając go i włożyła do kieszeni. W czasie kolacji wspomniała o swej pracy i stąd zapamiętał nazwę hurtownika sukna. O adres jednak nie zapytał. Bo po co pytać, skoro czuł, że Fumiko zamieszkała wewnątrz niego.
Wracając z biura odnalazł dom, w którym Fumiko wynajmowała pokój.
Fumiko nie było.
Ponad dwunastoletnia dziewczynka jeszcze nie zdjęła z siebie mundurka po powrocie ze szkoły. Wyszła do drzwi i znów cofnęła się w głąb mieszkania, następnie przyniosła odpowiedź:
- Pani Ota dziś rano powiedziała, że z przyjaciółką jedzie w podróż i teraz jej nie ma w domu.
- W podróż? - zapytał. - Wyjechała w podróż? O której godzinie? Czy mówiła, dokąd jedzie?
Dziewczynka znów weszła do mieszkania, lecz tym razem odpowiedziała z daleka:
- Nie wiem dokładnie. Bo mama wyszła z domu... - odpowiedziała, jakby bojąc się Kikujiego.
Dziewczynka miała rzadkie brwi.
Kikuji wyszedł z bramy, obejrzał się, lecz nie miał pojęcia, gdzie znajdował się pokój Fumiko. Dom był piętrowy, zupełnie niezły, a przy nim mały ogródek.
Słowa Fumiko o śmierci czyhającej u naszych stóp wywołały skurcz w nogach Kikujiego.
Wyjął chusteczkę i otarł twarz. Wycierając czuł, że blednie, więc wycierał nadal. Chusteczka zwilgotniała i poszarzała. Zimny pot oblał mu plecy.
- Nie może umrzeć - powiedział sam do siebie. Przecież Fumiko przywróciła mu życie, więc ta sama Fumiko nie może umierać.
Czy jednak wczorajsza Fumiko nie kierowała się szczerością śmierci?
Może Fumiko się przestraszyła tej szczerości, podobnie jak jej matka przeraziła się szczerości grzesznej kobiety?
- Została przy życiu jedna Kurimoto. - Kikuji, zwracając się ku hipotetycznemu wrogowi, wyrzucił te słowa z siebie, jakby wypluwał truciznę, i odszedł w cień drzew w ogrodzie.
Siewki na falach
1
Samochód, którym jechali z dworca Atami w dół ku morzu zataczając koła, minął górę Izu i wkrótce zatrzymał się przed hotelem. Przez okno przechylonego samochodu można było dostrzec światło nad drzwiami wejściowymi.
Portier otworzył drzwi samochodu i zapytał:
- Państwo Mitani, prawda?
- Tak - cicho odpowiedziała Yukiko, siedząca od strony hotelu. Dzisiaj wyszła za mąż i chyba po raz pierwszy zwrócono się do niej po nazwisku męża.
Trochę się zawahała, jednak wysiadła pierwsza. Stanęła bokiem do samochodu i czekała na Kikujiego.
- Wynajęto dla państwa pawilon herbaciany. Dzwoniła do nas w tej sprawie pani Kurimoto - powiedział portier w chwili gdy Kikuji zaczął zdejmować buty. - Co? Nagle Kikuji przysiadł na progu podwyższonej podłogi w przedsionku. Służąca podała mu poduszkę do siedzenia.
Przed oczyma Kukujiego ukazało się znamię na piersi niby ślad diablej łapy.
W ubiegłym roku sprzedał dom, pozbył się również przyborów do ceremonii herbacianej i odtąd nie spotykał się z Kurimoto Chikako, stosunki z nią się oziębiły, a mimo to miała ona pewien wpływ na poślubienie Yukiko. Zamówiła im nawet pokój w hotelu, całkiem go tym zaskakując.
Kikuji spojrzał na twarz Yukiko, która chyba nie zmartwiła się specjalnie słowami portiera.
Poprowadzono ich długim korytarzem w stronę pokoi położonych bliżej morza. Jak długo będą tak schodzić tym ciasnym korytarzem przypominającym tunel - zastanawiał się Kikuji; chwilami szli po schodach, mijali też pokoje wysunięte na obie strony niby rękawy. Na końcu tej drogi znajdowało się tylne wejście do pawilonu.
Weszli do pokoju wielkości ośmiu mat. Kiedy Kikuji zaczął się rozbierać, poczuł, że Yukiko bierze od niego płaszcz. Zaskoczony tym, obejrzał się i zrozumiał, że był to jej pierwszy odruch jako żony.
Przy stoliku mata zakrywała palenisko.
- Obok jest główny salon przystosowany do ceremonii herbacianej, zawiesiłem więc kociołek z wodą nad ogniem... - powiedział portier kładąc ich bagaże. - Co prawda nie mamy szczególnie cennych przyborów...
- Są tutaj również pokoje do ceremonii herbacianej? - Kikuji czuł się zaskoczony.
- Tak, mamy tutaj łącznie z salonem cztery pokoje przystosowane do ceremonii herbacianej. Po prostu skopiowaliśmy rozkład pokoi z Sankeien w Jokohamie.
- Tak? - Kikuji nie wiedział, po co tamten o tym mówi.
- Proszę pani, w sąsiednim pokoju wszystko przygotowano, możecie państwo już w każdej chwili... - zwrócił się portier do Yukiko.
Yukiko składała swój płaszcz.
- Potem pójdę zobaczyć - odpow iedziała wstając. - Piękne morze. Palą się światła na statkach.
- To amerykańskie okręty.
- Czy amerykańskie okręty są w Atami? - Kikuji zapytał i wstał. - To małe okręty.
- Jest ich aż pięć.
Na każdym okręcie paliło się czerwone światło.
Łuna nad miastem kryła się za przylądkiem. Widać było tylko okolice zatoki Nishiki-ura.
Portier wyszedł razem ze służącą, która przyniosła herbatę.
- Biedactwo.
Yukiko przysunęła do siebie torebkę, wyjęła z niej różę i rozprostowała pogniecione płatki.
Gdy wyjeżdżali z Dworca Tokijskiego, Yukiko wstydziła się trzymać przed sobą wiązankę kwiatów, oddała więc ją odprowadzającym i zostawiła sobie tylko jedną różę.
Teraz położyła różę na stole. Zobaczyła kopertę na kosztowności i zapytała:
- Co zrobimy z naszymi drogocennościami?
- Z różą? - zapytał Kikuji, ponieważ trzymał ją właśnie w ręku. Yukiko spojrzała na niego.
- Nie, mój klejnot jest zbyt duży, nie wejdzie do koperty, a poza tym nie mógłbym go powierzyć innym ludziom.
- Dlaczego? - zapytała, lecz zaraz chyba zrozumiała, o co chodzi i dodała: - Ja też swojego nie mogłabym nikomu powierzyć.
- A gdzie on jest?
Yukiko jakby nie mogąc wskazać na Kikujiego, spojrzała na własną pierś i nie podnosząc oczu odpowiedziała:
- Tutaj...
Z sąsiedniego pokoju dobiegł szum gotującej się w czajniku wody.
- Zobaczymy pokój ceremonii herbacianej? Yukiko skinęła potwierdzająco głową.
- Tak, tam specjalnie dla nas przygotowano...
Przeszli korytarzykiem prowadzącym do pokoiku ceremonii herbacianej, gdzie Yukiko zgodnie z etykietą obejrzała z nabożeństwem ozdobną wnękę. Kikuji jednak pozostał na macie przy wejściu. Powiedział ze złością, jakby wypluwając truciznę:
- Mówisz, że specjalnie dla nas przygotowano, a przecież zrobiono to chyba również z polecenia Kurimoto.
Yukiko odwróciła się bez słowa i usiadła przed piecykiem. Zajęła więc miejsce osoby przygotowującej herbatę podczas ceremonii herbacianej; kolana zwróciła do piecyka i pozostała w tej pozycji bez ruchu. Czekała widocznie na jakiś znak Kikujiego.
Kikuji przysunął się do piecyka i usiadł.
- Nie chciałbym o tym mówić, lecz zdenerwowałem się, kiedy przy wejściu do hotelu wymieniono nazwisko Kurimoto. Z tą kobietą wiąże się niemal wszystko, i moja wina i mój żal za grzechy... - Wydało mu się, że Yukiko kiwnęła na potwierdzenie głową. - Czy Kurimoto odwiedza was do tej pory?
- Długo nie przychodziła, odkąd w ubiegłym roku rozgniewał się na nią mój ojciec...
- Latem w ubiegłym roku? Właśnie wtedy mi powiedziała, że wyszłaś za mąż.
- Coś takiego! - I jakby czegoś się domyślając: - Na pewno to było wtedy. Nauczycielka przyszła z nową propozycją... Ojciec bardzo się rozgniewał i powiedział, że od jednej swatki nie chce słyszeć więcej niż jednej propozycji małżeńskiej dla swojej córki. Nie chce nowych kandydatów, gdy nic nie wychodzi z pierwszym. „Nie kpij z nas” - powiedział. Później byłam ojcu wdzięczna za te słowa. Pomogły mi one zostać twoją żoną.
Kikuji milczał.
- Pani Kurimoto nie dawała za wygraną. Powiedziała, że pan Mitani został omamiony. I wspomniała o starszej pani Ota. Było to bardzo nieprzyjemne. Wtedy zaczęłam drżeć. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam opanować drżenia, chociaż usłyszałam coś bardzo niemiłego. Myślałam nad tym i zrozumiałam, że wciąż pragnęłam wyjść za ciebie, Kikuji. Wtedy czułam się bardzo źle, drżałam nawet w obecności ojca i nauczycieli. Może ojciec wyczytał coś z mojej twarzy, gdyż powiedział jej tak: „Smaczna jest woda zimna lub gorąca, nie ma smaku natomiast woda chłodna lub po prostu ciepła. Przecież córka spotkała się z panem Mitanim, którego sama pani przedstawiła, musi więc mieć własne zdanie na ten temat.” Po tych słowach swatka zrezygnowała z wysuwania innych propozycji.
Widocznie ktoś przyszedł przygotować kąpiel, bo rozległ się szum napuszczanej do basenu wody.
- Ciężko mi było, lecz sama podjęłam decyzję. Dlatego można zupełnie nie przejmować się panią Kurimoto. Ceremonię herbacianą również potrafię sama przygotować. - Yukiko podniosła głowę do góry. Kikuji widząc, że w jej oczach odbijają się pomniejszone żarówki elektryczne, podobnie jak światło igrało na jej rozpalonych policzkach i wargach, nagle poczuł miłość w jej rozpromienionej twarzy. Wszystko to takie dziwne, bo wydało mu się, że zetknięcie się z jej pięknym płomieniem napełniło ciepłem całe jego ciało.
- Było to na pewno w maju ubiegłego roku, ponieważ miałaś, Yukiko, pas we wzory irysów. Przyszłaś do mojego pawilonu i wtedy pomyślałem, że jesteś dla mnie dziewczyną niedostępną.
- Byłeś wtedy jakiś dumny i jednocześnie jakby cierpiący - Yukiko uśmiechnęła się. - Pamiętasz mój pas z irysami? Włożyłam go do kufra, będzie więc w naszym domu.
Yukiko użyła słowa „cierpiący” myśląc także o sobie. Kiedy cierpiała Yukiko, cierpiał również Kikuji szukając Fumiko. Niespodziewanie otrzymał długi list od Fumiko z Takedy na Kyushu, potem tam pojechał. Lecz przez półtora roku do dnia dzisiejszego nie dowiedział się, gdzie Fumiko mieszka.
Listy, w których ustawicznie nalegała, żeby zapomniał o jej matce i o niej i ożenił się z Inamurą Yukiko, były również formą pożegnania z Kikujim. W ten sposób Fumiko zajęła miejsce „niedostępnej Yukiko”.
Kikuji myślał teraz o tym, że nie można używać tak przesadnych słów jak „niedostępna”, bo może na tym świecie nie ma takich kobiet.
2
Gdy wrócili do dużego pokoju, zastali na stole album.
- O? To są zdjęcia tego pawilonu? A ja myślałem, że nowożeńców, którzy tu mieszkali, więc byłem trochę zdziwiony. Następnie odwrócił się w stronę Yukiko. Na początku alburnu zobaczył wklejoną kartkę przedstawiającą historię pawilonu herbacianego.
- Pawilon o nazwie Kangetsuan, czyli Sala Chłodnego Księżyca, należał do Kawamury Uso, piastującego wysokie stanowisko rządowe w okresie Edo. Pawilon przeniesiono do Sankeien w Jokohamie, gdzie ulegt zniszczeniu od bomby; zawalił się dach, rozpadły się ściany, podłoga została podziurawiona, urządzenia i przybory uległy rozproszeniu, a resztki zniszczonej konstrukcji przewieziono do ogrodu tego hotelu. Tryskało tu ciepłe źródło, zbudowano więc kąpielisko i pawilon wykorzystując stare elementy. Trzeba tu wspomnieć, że w powojennym okresie braku opału część drewna z angetsuan okoliczni mieszkańcy po prostu spalili, więc na zachowanych słupach pozostały jeszcze ślady siekiery. Podobno do tego pawilonu przychodzili kiedyś Oishi Kuranosuke - przeczytała Yukiko.
Po prostu Kawamura Uso utrzymywał stosunki z klanem Ako. Przy okazji warto wspomnieć, że zachował się jeszcze „makaron gryczany Kawamury”, jak określano miskę do makaronu, którą on nazwał „Zangetsu”, czyli Księżycem przed Świtem. Jest to nazwa stosowana dla oznaczenia widoku księżyca o wschodzie słońca na ceramice, której bladozielona glazura przechodzi stopniowo w żółtą.
W albumie znajdowało się kilka zdjęć przedstawiających pawilon po zbombardowaniu w Sankeien oraz zdjęcia późniejsze pokazujące go po przeniesieniu i przygotowaniu do pierwszej uroczystej ceremonii herbacianej w nowo odbudowanej postaci.
Jeśli przychodził tu Oishi Kuranosuke, to znaczy, że pawilon musiał powstać najpóźniej w okresie Genroku.
Kikuji rozejrzał się po pokoju, lecz dostrzegł tylko nowe drewno.
- Słup w alkowie w tamtym pokoju pochodzi chyba z dawnego pawilonu.
Podczas gdy oboje siedzieli w maleńkim pokoiku, służąca zamykała okiennice. I wtedy też chyba położyła tu ten album ze zdjęciami. Yukiko obejrzała zdjęcia już kilka razy, w końcu zapytała:
- Nie przebierzesz się?
- A ty?
- Jestem w kimonie, więc mogę w nim zostać. Kiedy będziesz się kąpać, wyjmę i przygotuję ciastka i inne rzeczy, które otrzymaliśmy w prezencie.
W łaźni pachniało świeżym drewnem. Deski drewnianej wanny, zlewu, sufitu i ścian miały kolor spokojny, sprawiający wrażenie miękkości, pięknie rysowały się też słoje drewna.
Rozległy się kroki służącej, która szła w ich stronę długim korytarzem.
Gdy Kikuji wrócił z kąpieli, nie zastał Yukiko.
Kiedy służąca przygotowywała pokój do spania, Yukiko siedziała chyba w pokoiku obok, w którym przedtem przebywali we dwoje. Na sypialnię wybrała bowiem duży pokój, dlatego stolik został przesunięty pod ścianę.
- Czy można zostawić żarzące się węgle w tym piecyku? - zapytała.
- Chyba można - odpowiedział Kikuji. Yukiko weszła do pokoju i patrzyła na Kikujiego bez specjalnego wyrazu.
- Teraz wygodniej?
- W tym? - Kikuji spojrzał na hotelowe pikowane kimono i na narzutkę. - Idź się wykąpać, bardzo przyjemna woda.
- Dobrze.
Yukiko weszła do sąsiedniego pokoiku i wyjęła coś z torby podróżnej, po chwili znów przesunęła shoji, weszła do pokoju i usiadła kładąc torebkę z przyborami toaletowymi za sobą w korytarzu, pochyliła się w niskim pokłonie i się zaczerwieniła. Następnie zdjęła obrączkę, położyła ją przed lustrem i wyszła.
Naprawdę zaskakujący ukłon. Yukiko miała w sobie tyle wdzięku, że Kikuji omal nie krzyknął z zachwytu.
Kikuji wstał i popatrzył na pierścionki Yukiko. Obrączkę ślubną zostawił na miejscu, wziął tylko opal meksykański i usiadł przy piecyku. Przyjrzał się pierścionkowi pod światło: wewnątrz klejnotu zajarzyły się małe ogniki, czerwone, żółte, to znów zielone, pojawiające się i znikające, i znów zapalające. W tym przezroczystym klejnocie zapalające się i gasnące ogniki przykuły uwagę Kikujiego.
Yukiko wróciła z łazienki i znów weszła do pokoiku po prawej stronie ich sypialni.
Z lewej strony dużego pokoju za korytarzem były jeszcze dwa pokoiki przystosowane do ceremonii herbacianej: jeden wielkości trzech mat, drugi czterech i pół maty. Z prawej strony sąsiadował pokoik wielkości trzech mat. Właśnie tutaj służąca umieściła ich podróżne torby i inne przedmioty.
Tutaj też Yukiko zajęła się teraz składaniem kimona.
- Pozwól, że rozsunę to przepierzenie, bo sama tu się boję. - Wstała i nieco rozsunęła shoji na obie strony otwierając sobie widok na duży pokój, w którym siedział Kikuji. W tej chwili zdał sobie sprawę z tego, że w czterech czy pięciu pokojach, oddalonych od głównego budynku hotelowego, są zupełnie sami. Popatrzył na Yukiko, która teraz miała trochę światła w pokoiku, i zapytał:
- Tam też można urządzić ceremonię herbacianą?
- Tak. W otwór w podłodze wpuszczony jest okrągły żeliwny piecyk. - Wraz z odpowiedzią spoza papierowej ścianki wychylił się brzeżek dolnej części bielizny noszonej pod kimonem.
- Siewka...
- Tak. Siewka jest ptakiem zimowym, dlatego wybrałam ten deseń.
- To są siewki na fali.
- Siewki na fali? Tak, to są siewki i fale.
- Nazywają to chyba „siewkami na wieczornych falach”. Jest wiersz na ten temat, pamiętasz? „Gdy siewki wieczorne nad falami śpiewają...”
- Siewki wieczorne...? Wzór z siewkami na tle fal nazywa się po prostu „siewki na fali”, prawda? - powiedziała powoli Yukiko i złożyła połę kimona z deseniem siewek.
Czy to odgłos pociągu przejeżdżającego przez góry za hotelem obudził Kikujiego?
Dudnienie kół było znacznie bliższe, gwizd rozbrzmiewał ostrzej niż wieczorem, dlatego Kikuji zrozumiał, że jest jeszcze głęboka noc. Nie powinien był go rozbudzić ten odgłos, mimo to się przebudził, lecz Kikuji bardziej się zdziwił, że w ogóle spał.
Zasnął wcześniej od Yukiko.
Spokojny oddech śpiącej nieco go uspokoił.
Była chyba zmęczona uroczystościami ślubnymi, miała też powody do bezsenności, podobnie jak Kikuji, który nie mógł spać przed ślubem, ponieważ wciąż się wahał.
Wydało mu się, że to niemożliwe, żeby Yukiko spała obok niego, lecz jednocześnie czuł znany mu zapach.
Co to za perfumy? Zapach i oddech śpiącej Yukiko, a ponadto jej pierścionki, a nawet wzór siewek na fali - wszystko to wydało mu się jego własnością, a poczucie bliskiego sąsiedztwa nie znikało nawet w środku nocy podczas niespokojnego przebudzenia się.
Kikuji nie miał odwagi zapalić światła i popatrzeć na Yukiko. Wziął zegarek leżący u wezgłowia i wyszedł do toalety.
- To już po piątej?
Dlaczego to, co było naturalne i nie wzbudzało w nim sprzeciwu z wdową Ota i z jej córką Fumiko, wydaje mu się czymś tak bardzo niezwykłym z Yukiko? - zastanawiał się Kikuji. Czy to sprzeciw sumienia, czy poczucie niższości, czy też może Ota i jej córka obezwładniają go tak bardzo?
Ota była kobietą diabelską - jak mawiała Kurimoto - lecz dla Kikujiego złowieszczymi się wydały działania Kurimoto, jak na przykład wybór tego pokoju na dzisiejszą noc.
Myślał nawet, że Yukiko wzięła na drogę to kimono, do którego się jeszcze nie przyzwyczaił, również na polecenie Kurimoto.
- Dlaczego na podróż nie włożyłaś europejskiego ubrania? - zapytał o to przed snem, ponieważ tak bardzo się tą sprawą przejmował.
- To tylko na dzisiaj. Na ten jeden dzień postanowiłam włożyć kimono, ponieważ kostium europejski nie dodaje kobiecie uroku, tym bardziej że poznałeś mnie w kimonie, po raz drugi w twoim pawilonie herbacianym również byłam w kimonie.
Nie zapytał, kto jej powiedział to wszystko na temat kimona. Chciał wierzyć, że na podróż poślubną Yukiko samodzielnie zamówiła materiał na kimono ze wzorem siewek.
- Bardzo lubię wiersz o siewkach na falach wieczornych, o którym już wspomniałem - Kikuji zmienił temat.
- Jaki to wiersz?
Kikuji wyrecytował jednym tchem wiersz Hitomaro. Lekko dotknął pleców młodej mężatki i rzekł ku jej zaskoczeniu:
- Ach, jestem ci wdzięczny. - Wprawił w ten sposób Yukiko w zakłopotanie, lecz poza słownymi wyrazami czułości nic nie zrobił.
I teraz również budząc się o piątej rano z niepokojem poczuł mimo wszystko wdzięczność dla Yukiko. Czuł też słodycz i ciepło przebaczenia w cichym oddechu i delikatnym zapachu śpiącej żony. Może jest to chwilowe oczarowanie, lecz mimo wszystko to tylko kobieta ma dar wybaczania nawet największym grzesznikom. A może jest to tylko sentymentalizm lub apatia, w każdym razie na pewno w ten czy inny sposób kobieta zbawia mężczyznę.
Nawet jeśli jutro przyjdzie mu się rozstać z Yukiko, Kikuji pozostanie jej wdzięczny całe życie.
Gdy następnie osłabł niepokój i zdenerwowanie, Kikujiego ogarnął smutek. Również Yukiko chyba się wahała między niepewnością a zdecydowaniem, lecz Kikuji nie potrafił nią wstrząsnąć, obudzić jej ze snu i wziąć w objęcia.
Od czasu do czasu słyszał szum fal i myślał, że do świtu nie uśnie, mimo to sen przyszedł znowu, a kiedy się obudził, ujrzał jasne promienie słońca wpadające przez biały papier shoji. Yukiko w pokoju już nie było.
„Może uciekła” - Kikuji przestraszył się. Minęła już dziewiąta.
Otworzył shoji i zobaczył siedzącą na trawie Yukiko. Objęła rękami kolana i patrzyła na morze.
- Zaspałem. Kiedy wstałaś?
- O siódmej. Przyszedł służący przygotować nam ciepłą wodę i chyba wtedy się zbudziłam.
Yukiko obróciła się w jego stronę i zaczerwieniła na twarzy. Dziś miała na sobie europejską suknię z wpiętą na piersi wczorajszą czerwoną różą. Kikuji odetchnął z ulgą.
- Ta róża jeszcze nie zwiędła.
- Wczoraj idąc do kąpieli wstawiłam ją do szklanki z wodą. Nie zauważyłeś?
- Nie - odpowiedział Kikuji. - Już się wykąpałaś!
- Tak. Wstałam wcześniej, nie miałam co robić i gdzie się podziać. Trudno, pomyślałam, otworzyłam po cichu okiennice, a kiedy wyszłam na dwór, zobaczyłam odpływający amerykański okręt. Podobno przypływają wieczorem „pobawić się”, a rano odpływają.
- To zabawne mówić, że okręty wojenne przypływają tu się pobawić.
- Tak powiedział człowiek, którego spotkałam w ogrodzie.
Kikuji zawiadomił telefonicznie recepcję, że już wstał, następnie wykąpał się i wyszedł na trawnik. Było bardzo ciepło, aż trudno uwierzyć, że to już połowa grudnia. Dlatego również po śniadaniu oboje usiedli na skąpanej w słońcu galerii.
Morze srebrzyło się. Kikuji spostrzegł, że z biegiem czasu zmieniają się błyszczące plamy na wodzie. Również nad bardzo urozmaiconym brzegiem, od góry Izu po Atami, gdzie występy skalne nakładają się na siebie tworząc cyple, błyszczące plamki przesuwają się w coraz to inne miejsce na falach.
- Zaczęło błyszczeć, jak gdyby gwiazdy się pojawiły. Spójrz na morze pod nami, o, tam - Yukiko pokazała palcem. - Jak gwiazdy w gwiezdnym szafirze.
Niedaleko na powierzchni morza roiło się od światełek podobnych do mrugających gwiazd. Powoli, to tu, to tam pojawiały się nowe błyski na falach. Z bliska widać je oddzielnie, z daleka natomiast morze lśni jak lustro. Przyglądając się uważnie można dostrzec również w oddali tańczące roje światełek.
Trawnik przed pawilonem był wąski, nad jego krawędzią pochylały się gałęzie pomarańczy, rosnących nieco niżej. Łagodny spadek prowadził do morza, gdzie nad brzegiem rosły rzędem sosny.
- Wczoraj wieczorem obejrzałem kamienie w twoim pierścionku, są naprawdę bardzo piękne...
- To są ognie. Światła na falach przypominają ognie szafiru lub rubinu. Najbardziej przypominają błyski w brylantach.
Yukiko popatrzyła na swój pierścionek, a następnie skierowała wzrok na światła na morzu.
Rzeczywiście, krajobraz jak najbardziej sprzyjający rozmowom o klejnotach, a przy tym i pora dla obojga właściwa po temu, lecz Kikujiemu coś przeszkadzało i nie pozwalało upajać się tym szczęściem.
Sprzedał dom ojca, więc po podróży będzie musiał zawieźć Yukiko do nowego skromnego mieszkania, lecz z tym można będzie się pogodzić, najbardziej niepokoiło go natomiast nowe życie rodzinne i gospodarowanie, nie wiedział nawet, jak ma o tym rozmawiać z Yukiko, bo nie wszedł jeszcze w swą rolę żonatego mężczyzny.
Poza tym Kikuji będzie musiał kłamać, kiedy zaczną rozmawiać ze sobą o przeszłości, pomijając stosunki z Ota, z jej córką Fumiko czy z Kurimoto. Dlatego nie ma żadnej możliwości - jak mu się teraz wydawało - rozmawiać z Yukiko ani o przeszłości, ani o przyszłości. Co więcej, Kikuji nawet się waha, kiedy ma zaczynać z nią rozmowę o dniach najbliższych.
Ciekawe, o czym myśli Yukiko? Na jej twarzy, rozjaśnionej słońcem, nie dostrzega zniechęcenia, ale może po prostu ona kontroluje siebie, żeby nie sprawiać mu przykrości? A może myśli, że to właśnie Kikuji nie chciał sprawić jej przykrości i dlatego nie dotknął jej w tę pierwszą noc poślubną.
Kikuji nie mógł się uspokoić. Ani usiedzieć na miejscu. Pokój mieli tu zamówiony na dwie noce. Obiad zaś poszli zjeść do hotelu „Atami”. W sali, w której podawano mięso z rusztu, w pobliżu okna rósł bananowiec o pofalowanych liściach, a nieco dalej po przeciwnej stronie stało kilka palm sagowych.
- Dawniej kiedy byłam mała, witałam tu Nowy Rok z ojcem, a teraz widzę, że palmy sagowe w ogóle się nie zmieniły od tamtych lat - powiedziała Yukiko patrząc na ogród wychodzący na morze.
- Mój ojciec również często lutaj bywał, gdybym mu towarzyszył, musiałbym spotkać małą Yukiko.
- No, nie mów tak.
- Dlaczego? Przecież byłoby to bardzo miłe, gdybyśmy się spotkali w dzieciństwie.
- Gdybyśmy się spotkali w dzieciństwie, to pewnie byśmy się nie pobrali.
- Dlaczego?
- Bo w dzieciństwie byłam strasznie mądra! Kikuji roześmiał się.
- Ojciec często o tym mówił: „Byłaś bardzo mądra w dzieciństwie, a potem stopniowo głupiałaś.”
Kikuji mógł z tych słów wywnioskować, jak bardzo ojciec ją kochał i cieszył się Yukiko mającą przecież jeszcze troje rodzeństwa. Dziś pozostał w niej obraz tej małej dziewczynki o błyszczących mądrych oczach.
Gdy wrócili z hotelu „Atami”, Yukiko zadzwoniła do matki.
- Mama jest niespokojna, może z nią porozmawiasz?
- Nie, pozdrów ją ode mnie - odmówił Kikuji.
- Tak? - Yukiko obróciła się w stronę Kikujiego. - Mama również ciebie pozdrawia i życzy wszystkiego dobrego...
Yukiko dzwoniła z aparatu znajdującego się w pokoju, to znaczy, że nie miała zamiaru uskarżać się matce, zrozumiał to od razu.
Czy mimo to swą kobiecą intuicją matka Yukiko nie wyczuła, że jest coś między młodymi, co ją mogło martwić? Czy młoda żona następnego dnia po wyjeździe w podróż poślubną powinna dzwonić do swoich rodziców? Czy to sam fakt zatelefonowania tak matkę przestraszył? Kikuji nie wiedział, mógł tylko przypuszczać, że młoda żona, która oddała się mężowi, nie dzwoniłaby do rodziców po prostu ze wstydu.
Po czwartej do zatoki weszły trzy małe okręty amerykańskie. Chmurki w dali nad Ajiro zamieniły się w lekką mgiełkę, która toczyła się powoli ponad morzem, sennym i leniwym, jak zawsze wiosną o zmierzchu. Okręty przypominały stojące bez ruchu modele.
- Widzisz? Również okręty przypływają tutaj się pobawić.
- Kiedy dzisiaj wstałam, odpływały właśnie wczorajsze - powiedziała Yukiko. - Nie miałam nic do roboty, więc patrzyłam na nie, aż się oddaliły.
- Czekałaś dwie godziny, nim się obudziłem?
- Wydawało mi się, że dłużej. Dziwiłam się sama sobie, że tu jestem, a jednocześnie byłam bardzo zadowolona. I myślałam, że będziemy rozmawiać o różnych rzeczach, kiedy się obudzisz...
- O czym rozmawiać?
- O niczym szczególnym.
Okręty wpływały z zapalonymi światłami, mimo że było jeszcze widno.
- Na przykład myślałam, że będę bardzo zadowolona, gdy opowiesz mi o tym, dlaczego twoim zdaniem za ciebie wyszłam.
- Hm, moim zdaniem? Dziwnie o tym mówisz.
- Oczywiście, że dziwnie, lecz byłoby to interesujące, gdybyś spróbował prześledzić, jak to się stało, że taka dziewczyna jak ja wyszła za ciebie. Dla mnie byłoby to bardzo interesujące. Przecież mówiłeś o mnie jako o osobie niedostępnej. Ciekawe, dlaczego tak myślałeś?
- Używasz tych samych perfum co w ubiegłym roku, kiedy byłaś w pawilonie ceremonii herbacianej?
- Tak.
- Tamtego dnia myślałem, że nigdy nie będziesz moja.
- Ach! Nie spodobały ci się te perfumy?
- Nie o to chodzi. Następnego dnia wydawało mi się, że w pawilonie pozostał twój zapach, nawet poszedłem sprawdzić.
Yukiko spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Po prostu myślałem, że muszę z ciebie zrezygnować, Yukiko, dlatego powiedziałem sobie, że jesteś dla mnie niedostępna.
- Nie mów mi tego, bo mi przykro. O tym mógłbyś z kim innym... Rozumiem, lecz teraz chcę słuchać o tym, co wyłącznie przeznaczone jest dla mnie.
- Byłaś moim marzeniem.
- Marzeniem?
- Chyba tak. Marzeniem i rezygnacją, jednym i drugim jednocześnie.
- Zaskoczyłeś mnie mówiąc, że byłam twoim marzeniem, a przecież ja też starałam się zrezygnować i jednocześnie marzyłam o tobie. Jednak nie przyszły mi na myśl słowa „rezygnacja” i „marzenie”.
- To dlatego, że są to słowa grzeszników.
- Znowu mówisz o kimś innym.
- Nie, nic podobnego.
- Nie, nie mów tak. Zresztą myślałam, że mogłabym pokochać nawet żonatego - powiedziała Yukiko z błyskiem w oczach. - Lecz marzenie, gdy pozostaje tylko marzeniem, jest rzeczą straszną. Nie mówmy o tym, dobrze?
- Dobrze. W nocy miałem dziwne wrażenie, że nawet twój zapach stał się moją własnością...
Yukiko milczała.
- Mimo to jesteś nadal moim marzeniem.
- Wkrótce się rozczarujesz.
- Nigdy się nie rozczaruję.
Kikuji powiedział to z przekonaniem, ponieważ odczuwał wobec Yukiko głęboką wdzięczność.
Yukiko, jakby nagle sprowokowana, odpowiedziała z dużym naciskiem:
- Ja też się nigdy nie rozczaruję. Przysięgam.
Lecz faktycznie, ile godzin pozostało, pięć, a może sześć, do chwili rozczarowania Yukiko? A nawet jeśli się nie rozczaruje, lecz tylko podda się zwątpieniu, to czy będzie mieć pewność, że nie owładnie nią kiedyś chłód rozczarowania? Nie tylko z obawy o to Kikuji starał się jak najdłużej nie spać wczorajszej nocy, aby móc porozmawiać. Yukiko również od wczoraj zachowywała się wobec niego swobodniej i czulej niż przedtem. Z nie wymuszoną naturalnością podawała mu herbatę.
Kikuji ogolił się w łazience i rozcierał krem po twarzy. Yukiko podeszła do lustra, dotknęła palcem kremu i powiedziała:
- Dla taty ja zawsze kupuję...
- To może zmienię na taki sam.
- Lepiej, żeby nie był taki sam.
Dziś wieczorem trzymając piżamę na kolanach, również ukłoniła się przed wyjściem do łazienki.
Później mówiąc „dobranoc” ukłoniła się jeszcze raz lekko dotykając palcami maty, a następnie zwinnie weszła pod kołdrę. Kikujiemu serce biło mocniej, gdy patrzył na jej ruchy pełne dziewczęcej czystości.
Zamykając drżące powieki usiłował wydobyć z dna mroku i przypomnieć sobie tamten czas, gdy Fumiko nie opierała mu się, a jedynie jej dziewicza czystość broniła się przed nim. Była to walka ze złem, z podłością, z brudem. A teraz Kikuji chciałby skalać czystość Yukiko posługując się siłą szalonych rojeń o pogwałconym dziewictwie Fumiko. Groźna to trucizna, lecz nie może się jej przeciwstawić, ponieważ gesty czystej Yukiko, może z powodu jego bólu i rozpaczy, przywołują w nim obraz Fumiko.
Kikuji nie mógł się oprzeć powracającej w nim fali kobiecości wdowy Oty, fali napływającej wraz ze wspomnieniem Fumiko. Co to właściwie jest? Przekleństwo szatana czy po prostu ludzka natura każe mu tak żałośnie drżeć ze strachu, choć przecież Ota już nie żyje, a Fumiko zniknęła? Tym bardziej że obie go kochały, a nie żywiły do niego nienawiści?
Kiedyś Kikuji żałował tego, że uległ fali zmysłów takiej kobiety jak Ota, lecz teraz był przerażony tym, że jego działanie jest paraliżowane przez coś, co jest w nim samym.
Nagle usłyszał, jak włosy Yukiko ocierają się o poduszkę.
- Opowiedz mi o czymś - powiedziała, lecz Kikuji przeląkł się.
Nagle poczuł w oczach gorące łzy, gdyż wydało mu się, że ręce grzesznika objęły skrycie świętą dziewicę.
Yukiko lekko oparła głowę o pierś Kikujiego i po chwili zaczęła szlochać.
- Co ci się stało? Jest ci smutno? - Kikuji ściszył drżący głos.
- Nie. Yukiko potrząsnęła głową. - Ja tak kochałam ciebie, że nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, a od wczoraj pokochałam cię jeszcze bardziej i dlatego się rozpłakałam.
Kikuji dotknął ręką podbródka Yukiko i przybliżył do niej swe usta. Już nie musiał ukrywać łez. Zjawy wdowy i jej córki Fumiko w jednej chwili zniknęły.
Dlaczego nie można spędzić choćby kilku dni w czystości z dziewiczą młodą żoną?
5
Trzeciego dnia nad morzem również było ciepło, i znów Yukiko wstała i ubrała się wcześniej od Kikujiego. Dowiedziała się dziś rano, że wczoraj wieczorem do hotelu przybyło sześć par nowożeńców, i wiadomością tą podzieliła się z Kikujim, lecz nadal było cicho: głosy ludzi nie dochodziły do nich z pawilonu herbacianego położonego bliżej morza. Nie słyszeli również śpiewu wędrownego skrzypka.
Nie wiadomo, czy to z nadmiaru, czy niedostatku promieni słonecznych dzisiaj do późnego popołudnia nie pokazały się na falach gwiazdki. Na dole blisko hotelu, w tym miejscu, w którym wczoraj błyszczały, płynęło teraz siedem łodzi rybackich. Pierwsza łódź parowa ciągnęła za sobą pozostałe sześć, ustawione w jednym rzędzie od największej do najmniejszej.
- Wyglądają jak rodzina - Kikuji roześmiał się.
W podarunku od hotelu otrzymali „małżeńskie pałeczki”. Były one owinięte w różowy japoński papier o wzorze żurawi układanych z papieru.
- Czy przywiozłaś chustę tysiąca żurawi? - przypomniał sobie Kikuji.
- Nie, wszystko mam zupełnie nowe. Wstyd mi. Yukiko zaczerwieniła się aż po powieki, podkreślone piękną linią biegnącą do kącików oczu. - I uczesanie mam inne. Lecz wśród otrzymanych prezentów są rzeczy z wzorami żurawia.
Przed trzecią wyjechali samochodem w stronę Kawany. W porcie Ajiro ujrzeli dużo łodzi rybackich. Niektóre były białe.
Yukiko odwróciła się w stronę Atami i powiedziała:
- Kolor nieba przypomina różową perłę. Jest bardzo do niej podobny.
- Różową perłę?
- Tak, kolczyki i naszyjnik mam różowy. Mogę ci pokazać.
- Jak dojdziemy do hotelu.
Zmarszczki gór nad Atami zaczęły ciemnieć.
Po drodze spotkali mężczyznę, który pchał wózek z drewnem na opał i siedzącą na nim żoną; wtedy Yukiko powiedziała:
- Tak chciałabym żyć. - Na myśl o tym, że Yukiko gotowa jest żyć z nim nawet w tak skromnych warunkach, zrobiło mu się lżej na duszy.
Poprzez sosnową aleję nad brzegiem morza ujrzeli gromadę ptaków. Leciały prawie z taką samą szybkością jak samochód, chociaż może samochód jechał trochę szybciej.
Siedem łodzi rybackich, które dziś rano wypłynęły z podnóża góry Izu, dotarły już tutaj. To Yukiko je zauważyła. Płynęły przy brzegu w takim samym porządku jak przedtem, na przodzie duża, a za nią coraz mniejsze, przypominając zgodną rodzinę.
- Tak jakby przybyły na spotkanie z nami.
Radość odczuwania więzi nawet ze znajomymi łodziami, radość, jaką w tej chwili odczuwała, przynosiła Kikujiemu uspokojenie. Będzie to chyba najszczęśliwszy dzień w jego życiu.
W ubiegłym roku od lata do jesieni Kikuji poszukiwał Yukiko i kiedy poczuł się szukaniem zmęczony czy może oszołomiony, niespodziewanie Yukiko przyszła do niego sama. Wtedy wydało mu się, że w mroku ujrzał nagle promienie słońca. Oślepiony i zawstydzony, zachowywał się wobec niej powściągliwie, lecz Yukiko od czasu do czasu przychodziła do niego w odwiedziny.
W końcu Kikuji otrzymał list od jej ojca. „Jak sądzę - pisał - córka ma przyjemność spotykać się z Panem, chciałbym więc wiedzieć, czy ma Pan zamiar wziąć ją za żonę. Swego czasu propozycję małżeńską przekazywała nam pani Kurimoto Chikako, a co się tyczy mnie i mojej żony, to pragnęlibyśmy, aby nasza córka wyszła za tego mężczyznę, który jej się na początku spodobał...” List ten wyrażał zaniepokojenie rodziców stosunkami utrzymywanymi przez oboje młodych, mógł być też ostrzeżeniem dla Kikujiego, w konsekwencji jednak rodzice przekazali w ten sposób wolę córki wyręczając Yukiko.
Od tamtego czasu upłynął cały rok. Był to okres wahań. Kikuji nie mógł się zdecydować, nie wiedział, czy ma czekać na Fumiko, czy ulec pragnieniu i poślubić Yukiko. Kiedy przypominał sobie Otę i poszukiwał jej córki, z żalu spuszczał głowę i ulegał złudzeniu, że widzi tysiące tańczących białych żurawi na porannym lub wieczornym niebie. To była Yukiko.
To właśnie Yukiko podeszła teraz do Kikujiego, żeby popatrzeć na łodzie rybackie i tak przy nim pozostała, nie wróciła na poprzednie miejsce.
W hotelu „Kawana” wprowadzono ich do pokoju narożnego na drugim piętrze. Z dwu stron zamiast ścian były wielkie okna z widokiem na okolicę.
- Morze jest okrągłe - powiedziała wesoło Yukiko.
Rzeczywiście, horyzont zataczał łagodny łuk.
Z jednej strony za basenem kąpielowym, położonym w środku murawy, pięć czy sześć dziewcząt w mundurkach koloru niebieskiego i z workami golfowymi na ramionach usługiwało grającym w golfa.
Za oknem od strony zachodniej rozciągał się widok na szlak prowadzący na Górę Fuji.
- Jaki ostry wiatr - powiedział Kikuji i odwrócił się od zachodniego wiatru plecami.
- Mnie wiatr nie przeszkadza. Chodźmy.
Yukiko mocno pociągnęła Kikujiego za rękę.
Wrócili do pokoju, następnie Kikuji poszedł wykąpać się do łazienki. Yukiko zaś w tym czasie poprawiła fryzurę, zmieniła bluzkę i przygotowała się do wyjścia na kolację.
- Może to włożyć? - zapytała pokazując Kikujiemu perłowe kolczyki i naszyjnik.
Po kolacji posiedzieli trochę w pokoju słonecznym, wychodzącym na ogród. Był to półokrągły duży salon, w którym ze względu na dzień powszedni nie było nikogo prócz ich dwojga. Siedzieli za kurtyną. W owalnym zagłębieniu kwitła para dziewiczych kamelii w donicy.
Przeszli do salonu i usiedli na ławce przed kominkiem. Paliły się w nim duże polana. Na kominku w donicach rosła para afrykańskich lilii o wielkich kwiatach. Wspaniale też wyglądało drzewko wcześnie zakwitającej czerwonej śliwy, rosnące w wielkim wazonie za ławą. Spokojem napawała drewniana kratownica w angielskim stylu, zawieszona wysoko pod sufitem.
Kikuji oparł się o skórzane obicie ławy i długo wpatrywał się w płomień pod kominkiem. Również Yukiko siedziała w bezruchu z rozgrzanymi policzkami.
Gdy wrócili do pokoju, ciężkie kurtyny zasłaniały już okna. Yukiko poszła się przebrać w łazience, gdyż tym razem otrzymali duży, lecz pojedynczy pokój.
Kikuji siedział na krześle w hotelowej jukacie. Po chwili stanęła przed nim Yukiko. Wyglądała niewinnie w tym kimonie w białe ładne wzorki na tle lekko rdzawego cynobru, z rękawami w stylu Genroku, choć bez wątpienia ten nowy deseń nadawał się również na suknię europejską.
Yukiko przepasana zielonym i miękkim pasem atłasowym, przypominała zachodnioeuropejską lalkę. Spod czerwieni kimona wystawały brzegi białej jukaty.
- Bardzo ładne kimono. Sama je wybrałaś? Rękawy w stylu Genroku, prawda?
- Trochę się różnią od stylu Genroku. Sama je wymyśliłam.
Yukiko podeszła do toaletki. Następnie zgasiła światło, pozostawiając tylko oświetlenie toaletki, i położyła się spać w półmroku.
Gdy Kikuji nagle otworzył oczy, usłyszał potężny łomot. To chyba wiatr tak huczał. Na końcu ogrodu zaczyna się urwisko, więc może wysokie fale z takim hukiem uderzają o brzeg - pomyślał. Spojrzał w stronę Yukiko i zobaczył pustą pościel - Yukiko stała przy oknie.
- Co się stało? - zapytał wstając.
- Grzmi tak nieprzyjemnie. Nad morzem pojawiają się różowe ognie. Zobacz...
- To na pewno latarnia morska.
- Przebudziłam się i ze strachu nie mogłam zasnąć, już od dłuższego czasu nie śpię i przyglądam się...
- To odgłos fal.
Kikuji położył rękę na ramieniu Yukiko.
- Mogłaś mnie obudzić. Yukiko stała jakby oczarowana morzem.
- O, tam, zaświeciło różowym blaskiem.
- To latarnia.
- Jest i latarnia, lecz tamto jest większe od latarni morskiej, bardzo szeroko się rozchodzi.
- To odgłos fal.
- Wcale nie.
Wydawało się, że to odgłos fal bijących o skały urwiska zbudził Kikujiego, lecz morze było spokojne - słabo oświetlone zimnym światłem sierpa księżyca czerniło się w dole, zupełnie nieruchome.
Kikuji patrzył przez chwilę i zrozumiał, że różowe błyski nie pochodziły od migającego światła latarni morskiej. Różowe błyski pojawiały się rzadko i w nieregularnych odstępach.
- To armaty. Pomyślałam, że to bitwa morska.
- Ach, na pewno okręty amerykańskie odbywają ćwiczenia w strzelaniu.
- Na pewno - Yukiko zgodziła się z tym wyjaśnieniem. - To straszne, bardzo się bałam - Yukiko opadły ramiona ze znużenia. Kikuji wziął ją w objęcia.
Wiatr szumiał nad morzem oświetlonym wątłym światłem skrawka księżyca, a w dali po różowym błysku rozlegał się huk. Kikujiemu również zrobiło się nieswojo.
- W taką noc nie można samotnie stać i patrzeć. Kikuji wytężył ręce i podniósł Yukiko do góry. Żona lękliwie objęła go za szyję.
Kikujiego paraliżował boleśnie smutek, dlatego powiedział rwącym się głosem:
- Nie, nie... nie jestem kaleką. Lecz pamięć o własnej nieczystości i zepsuciu, to właśnie mi nie pozwala!
Yukiko nagle zawisła całym ciężarem na piersiach Kikujiego, jakby straciła przytomność.
Rozstanie w podróży
1
Kikuji wrócił z podróży poślubnej i przeczytał jeszcze raz ubiegłoroczne listy od Fumiko.
„Pisany na statku «Kogane-maru» kursującym do Beppu, 19 października.
Czy mnie jeszcze poszukujesz? Wybacz mi, proszę, że znikłam tak nagle. Postanowiłam już więcej nie spotykać się z Tobą, dlatego może nie wyślę tego listu. Nawet jeśli zdecyduję się go wysłać, to jeszcze nie wiem, kiedy to nastąpi. Jadę teraz do miasteczka Takeda, w strony rodzinne mojego ojca, lecz jeśli nawet ten list dotrze do Twoich rąk, to wtedy na pewno mnie już tam nie będzie.
Nie znam Takedy, ponieważ mój ojciec opuścił rodzinne strony przed dwudziestu laty.
Są tam skaliste góry, a między nimi miasto Takeda, i plusk rzeki jesienią.
Skaliste góry okalają ze wszech stron ukryte w środku Takedę i rzeczułkę pluskającą jesienią.
Miasto Takeda w górach jest niedostępne jak warowny zamek. Tylko jeden tunel łączy je ze światem.
U wrót tunelu, co do Takedy wiedzie, rosną miskanty, bielą się również w mieście, bielą wszędzie miskanty.
Przypominam sobie to miasto jedynie z cytowanych wierszy ze zbioru Pieśni o górach Kuju Yosano Hiroshi i Yosano Akiko oraz z opowiadań ojca.
Wracam do rodzinnych stron, których nigdy naprawdę nie widziałam. Mój ojciec znał chyba w dzieciństwie poetów cenionych w Kuju. Ich wiersze również kusiły mnie i zachęcały, abym tam pojechała.
Jak szmer wody spływającej po stoku, tak czułość serca napływa z gór odległych mojej rodzinnej ziemi.
W bezgraniczną dal sięga aż po skłon nieba barwa tamtych pól, co w czasach dzieciństwa przylgnęła do mnie na zawsze.
Czy to tylko ja cierpiałam w samotności? A może góra podobnie ciężar dźwiga, chmur brzemię na sobie?
Niechęć do niego z mojego serca dawno znikła na zawsze. Teraz proszę niebiosa tylko o jego szczęście.
Zapraszają mnie również do gur Kuju następujące wiersze Yosano Hiroshi:
Wydaje mi się, że jest to mój mądry mistrz czuwający nade mną, gdy spoglądam na Kuju jakby zaczarowany.
Kto wciąż poznaje ubóstwa niewygody, ten zwraca duszę ku górom wyniosłym, by oświeciły mądrością.
Tak niespodzianie jak wędrowiec, co zniknął bez żadnej wieści, skryła się góra Kuju za chmur gęstą zasłoną.
Choć przytoczyłam wiersz o «niechęci do niego», moje serce jednak nie jest Ci nieprzychylne, jeśli - to raczej tylko mnie samej czy też mojemu losowi. To właściwie nie jest niechęć, lecz coś znacznie smutniejszego.
Minęły już trzy miesiące, a ja wciąż proszę niebiosa tylko o szczęście dla Ciebie. Nie powinnam pisać do Ciebie takiego listu. Adresuję do Ciebie chyba to, co właściwie piszę dla siebie. Po napisaniu może wyrzucę go do morza. Jest to pewnie list, którego nie powinnam kończyć.
Przyszedł boy i zaciągnął zasłonki w salonie. Prócz mnie są tu tylko siedzące po przeciwnej stronie dwie pary młodych obcokrajowców.
Podróżuję statkiem sama, dlatego wzięłam pierwszą klasę. Nie chciałam być razem w jednej kajucie z wielu podróżnymi. W pierwszej klasie kajuty są dwuosobowe, jest ze mną jeszcze gospodyni z hoteliku u ciepłych źródeł Kankaiji w Beppu. Wraca podobno od zamężnej córki, która niedawno urodziła dziecko, jeździła po prostu jej pomóc. Powiedziała mi, że w Osace nie mogła spać, więc na drogę powrotną wybrała statek, żeby dobrze się wyspać. I rzeczywiście, ledwie wróciła z messy, od razu położyła się do łóżka.
Kiedy nasz «Kogane-maru» wyszedł z Kobe, wpływał akurat do portu irański parowiec o nazwie «Gwiazda Suezu». Dziwny miał kształt ten statek. To chyba na wpół pasażerski, na wpół frachtowy statek - powiedziała mi ta kobieta. A ja pomyślałam, w jakich to czasach żyjemy, że nawet irańskie statki tu przychodzą.
Gdy nasz statek oddalił się od portu, nad miastem Kobe i nad górami w dali zaczął zapadać zmrok. Teraz jest jesień i dni są krótkie. Kiedy zapadła noc, przez głośnik podano ostrzeżenie Morskiej Służby Bezpieczeństwa: «Nikt nie wygra z hazardzistą na statku. Poszkodowany w grze również zostanie przez władze ukarany.»
- Dziś będą grali o dużą stawkę.
Podobno w trzeciej klasie jadą zawodowi hazardziści.
Żona właściciela hoteliku usnęła, więc wyszłam do sali ogólnej. Zastałam tu dwie pary obcokrajowców, jedna z kobiet była Japonką. Wyglądała na zamężną. Obcokrajowcy byli chyba Europejczykami, a nie Amerykanami.
Nagle wydało mi się, że dobrze by było, gdybym wyszła za obcokrajowca i wyjechała za granicę.
- O czym myślisz? - zapytałam sama siebie ze zdumieniem. Przyszło mi to na myśl tylko dlatego, że jestem na statku, lecz mimo to myśl o małżeństwie jest dla mnie niespodzianką.
Kobieta pochodziła chyba z dobrego domu, lecz mimo to bardzo starała się minami i ruchami naśladować Europejczyka. Nie wyglądało to co prawda zbyt wulgarnie, a jednak wydawało mi się jakieś sztuczne. A może poruszała się w ten sposób, ponieważ myślała z dumą o tym, że wyszła za Europejczyka?
Sama nie wiem, co mną kierowało przez te trzy miesiące. Jest mi tak bardzo wstyd, że chciała bym się zapaść pod ziemię z powodu tej czarki shino, którą rozbiłam o kamienną umywalkę przed Twoim pawilonem herbacianym.
- Są jeszcze lepsze czarki od tej - powiedziałam wtedy. Wówczas naprawdę tak myślałam.
Ucieszyłeś się, kiedy podarowałam Ci ten dzbanuszek w stylu shino jako pamiątkę po matce, więc zdecydowałam się bez zastanowienia podarować Ci również czarkę w tym samym stylu, lecz kiedy potem pomyślałam, że możesz mieć bardziej wartościową czarkę od podarowanej przeze mnie, nie mogłam zaznać spokoju.
- W takim razie oznaczałoby to, że można w prezencie dawać komuś tylko przedmioty o najwyższej wartości? - zareagowałeś wtedy. Wierzyłam, że tym «kimś» jesteś Ty, Kikuji. Chciałam też, żeby moja mama na zawsze pozostała piękna.
Nie widziałam już ratunku ani dla mamy, która odeszła na wieki, ani dla siebie, porzuconej, postanowiłam przynajmniej myśleć o niej jako o pięknej istocie. Żyłam w tym stanie serca, w napięciu i jakby nawiedzeniu przez złego ducha, nie mogąc sobie darować, że dałam Ci na pamiątkę po mamie tę czarkę, w istocie rzecz bardzo wartościową.
Teraz kiedy już upłynęły trzy miesiące, trochę zmieniło się moje samopoczucie. Nie wiem, czy przerwano mi piękny sen, czy też przebudziłam się z koszmaru sennego, lecz myślę, że kiedy zbiłam tę czarkę shino, zarówno mama, jak i ja rozstałyśmy się z Tobą na zawsze. Chociaż wstyd mi, że rozbiłam tę czarkę, to, kto wie, czy jednak nie uczyniłam słusznie.
- Na krawędzi czarki pozostała plama od szminki mamy. - Słowa te i inne mówiłam dlatego, że byłam na pewno szalona.
W związku z tym przypomniałam sobie coś, co napawa mnie odrazą. Żył wtedy jeszcze ojciec. Przyszła do nas Kurimoto, wtedy pokazali jej czarkę o czarnej glazurze, może roboty Chójiró, może nie, nie jestem tego pewna, i wtedy Kurimoto z grymasem na twarzy powiedziała: «O?! Strasznie zapleśniala... Źle się z nią obchodzicie. Czy nie wymyliście jej po herbacie jak należy?» Rzeczywiście, całą czarkę pokrywały plamy koloru zgniłego irysa.
- Umyłam wodą, lecz nie zeszło.
Trzymała na kolanach mokrą czarkę i przyglądała jej się uważnie, aż nagle wbiła palce we włosy na głowie i tymi zatłuszczonymi palcami potarła czarkę - i wtedy pleśń zeszła.
- Ach, jak to dobrze. Proszę zobaczyć - nauczycielka dumna była ze swego dzieła, lecz ojciec nie wyciągnął ręki po czarkę.
- Wysmarowałaś ją brudem. Nie znoszę tego. To obrzydliwe.
- Pójdę i dobrze umyję.
- Nieważne, ile będziesz myła, i tak nie chcę tej czarki. Nie mam ochoty na herbatę. Jeśli chcesz, mogę ci ją dać.
Byłam wtedy mała, siedziałam obok ojca i pamiętam dobrze, jakie to było nieprzyjemne.
Słyszałam, że nauczycielka kupiła tę czarkę.
Teraz myślę, że mówienie o szmince na krawędzi czarki jest czymś równie skandalicznym.
Proszę, zapomnij o matce i o mnie, i weź sobie za żonę Inamurę Yukiko...”
„U ciepłych źródeł Kankaiji w Beppu, 20 października...
Z Beppu przez Oitę można by szybciej dostać się do Takedy pociągiem, a ponieważ chciałam się przybliżyć do gór Kuju, wybrałam trasę prowadzącą wzdłuż podnóża szczytu Yufu-dake położonego za Beppu, z Yufuin pociągiem do Bungo-Nakamury, stąd na wyżynę Handa, a następnie przez góry na południe do miasteczka Kuju-machi i stamtąd dopiero do Takedy.
Chociaż Takeda jest miastem rodzinnym ojca, dla mnie jest ziemią nieznaną. Teraz nie mam ojca ani matki i nie wiem, czy ktokolwiek i jakkolwiek mnie tam powita.
- Sprawia takie wrażenie, jakby było domem rodzinnym dla mojego serca. - Tak mawiał ojciec. Może odczuwał tak dlatego, że z czterech stron otaczają je ściany skalne, a wejść tam można tylko przez tunel, jak pisali Yosano Akiko i Yosano Hiroshi.
Matka opowiedziałaby mi dokładniej, lecz tylko raz była w tym mieście, gdy zabrał ją tam ojciec przed moim urodzeniem.
Wydaje mi się, że kiedy wybaczyłam Twojemu ojcu i własnej matce, to jednocześnie wystąpiłam przeciw mojemu ojcu. Dlaczego więc mnie ciągnie tutaj, do tych stron rodzinnych ojca, lecz obcych dla mnie? Czy rzeczywiście to miasto, zarazem bliskie mi i obce, jest dla mnie tak drogie? Czy sądzę, że to właśnie w stronach rodzinnych ojca znajduje się źródło oczyszczające matkę i mnie z popełnionych grzechów? Jest nawet wiersz w zbiorze Pieśni o górach Kujii, który się z tym wiąże.
Po powrocie do domu przed obliczem ojca padam na kolana następnie podnoszę wzrok i widzę rodzinne góry.
Myślę, że to właśnie wtedy, kiedy przebaczyłam Twojemu ojcu i mojej mamie, narodziły się w nas późniejsze błędy, moje i mamy. Może one pochwyciły również Ciebie jak jakieś przekleństwo i stały się źródłem Twojej udręki? Każdy grzech i przekleństwo mają jednak swoje granice, i nawet myślę, że skończyły się one w dniu, w którym rozbiłam czarkę shino.
Kochałam tylko dwie osoby, mamę i Ciebie. Na pewno będziesz zaskoczony czytając, że Ciebie kochałam, zresztą to mnie również zdumiewa, lecz myślę, że ujawnienie tej miłości będzie tą modlitwą «o szczęście», o czym Ci wcześniej wspomniałam. Ani Cię nie obwiniam, ani nie czuję do Ciebie żalu o to, co mi zrobiłeś, Kikuji. Po prostu, moja miłość otrzymała największą zapłatę, a jednocześnie najsurowszą karę. Obie moje miłości wypełniły się do kresu: pierwsza w śmierci, druga w grzechu. Może takie właśnie było moje przeznaczenie jako kobiety? Mama oczyściła się w śmierci, a ja wzięłam wszystko na swoje barki i uciekłam.
- Ach, chciałabym umrzeć - mówiła kiedyś mama, jakby z przyzwyczajenia, a kiedy ją powstrzymywałam i nie pozwalałam spotkać się z Tobą, straszyła mnie słowami: «Chcesz mnie zabić?» Lecz naprawdę mama od spotkania z Tobą podczas ceremonii herbacianej w Engakuji żyła z myślą o samobójstwie - zrozumiałam to dobrze wtedy, kiedy rozbiłam czarkę shino. Spotkanie z Tobą stało się źródłem myśli samobójczych mamy, a mimo to mama o niczym innym odtąd nie myślała, lecz tylko o Tobie, bo Ty byłeś jedynym powodem jej kruchego życia. Nie pozwalałam jej i dlatego przyczyniłam się do jej śmierci. Po rozbiciu czarki shino ja również byłam bliska samobójstwa, więc tym lepiej zrozumiałam mamę. Myślę, że gdyby nie umarła mama, to ja bym umarła. To śmierć mamy nie pozwoliła mi umrzeć.
Kiedy roztrzaskałam czarkę o kamienną stągiew, straciłam przytomność i o mało nie upadłam na kamienie, lecz Ty mnie podtrzymałeś.
«Mamo!» - Czy usłyszałeś, jak wtedy zawołałam mamę? A może wołanie nie stało się głosem?
Mówiłeś, żebym nie wróciła do domu, to znów mówiłeś, że mnie odprowadzisz, lecz ja potrząsałam tylko głową.
- Już się nie spotkamy - powiedziałam, a w drodze powrotnej do domu, jak podczas ucieczki byłam zlana zimnym potem, myślałam naprawdę o własnej śmierci. Nie miałam żalu do Ciebie Kikuji, po prostu czułam, że doszłam własnego kresu i nie ma przede mną drogi. Wydawało mi się to naturalne, że moja śmierć wiązałaby się ze śmiercią mamy. Skoro mama nie mogła znieść własnej brzydoty i umarła, ja też chciałam tak postąpić. Lecz czułam, że w tym żalu palącym jak ogień zakwitał kwiat z zaczarowanej krainy. Przecież ja Ciebie kochałam, niezależnie więc od tego, co byś mi zrobił, nie mogłam przecież Cię nienawidzić. Lgnęłam do ognia jak ćma latem do światła. Matka umarła myśląc, że jest brzydka, dlatego ja starałam się siebie przekonać, że mama jest piękna. Czy naprawdę w tym marzeniu zatraciłam siebie całkowicie? Jednak różniłam się od mamy. Moja mama od spotkania z Tobą nie mogła zaznać spokoju, dopóki się znów z Tobą nie zobaczyła, ja natomiast nagle się przebudziłam na dobre, gdy sen mój został po raz pierwszy przerwany. W mojej miłości początek był końcem. Nie zdeptałam swoich uczuć, ja je raczej odepchnęłam od siebie.
- Ach, nie wolno mi tego robić - pomyślałam. Mama umarła, moja sprawa również się skończyła, możesz więc ożenić się z Yukiko. To dla mnie również będzie ratunkiem - myślałam.
- Mogłam Ci powiedzieć, że jeśli będziesz mnie szukał, że jeśli będziesz tropił mnie, to ja też popełnię samobójstwo, lecz byłoby to zbyt egoistyczne, więc starałam się zapomnieć o sobie i myśleć tylko o tym, że matka była piękna, lecz aby temu sprostać - myślałam - muszę po prostu wyrwać się z Twojego otoczenia.
Kiedy przejrzałam na oczy, dobrze wtedy zrozumiałam to, co powiedziała mi nauczycielka Kurimoto o tym, że mama i ja przeszkadzamy w Twoim małżeństwie. Odkąd spotkałeś się z mamą - mówiła nauczycielka - Twój charakter zmienił się całkowicie.
Tej nocy, kiedy rozbiłam czarkę shino, płakałam do rana, a następnie poszłam do przyjaciółki i poprosiłam ją, żeby wyjechała ze mną w podróż.
- Co się z tobą dzieje? Oczy zapłakane... Przecież tak nie płakałaś nawet po śmierci matki - zdziwiła się przyjaciółka. I pojechała ze mną do Hakone.
Oczywiście, było mi wtedy bardzo smutno, lecz większy smutek niż po śmierci mamy przeżywałam w dzieciństwie. Było to wtedy, kiedy do naszego domu przyszła nauczycielka Kurimoto i zaczęła kpić z mojej mamy mówiąc, że powinna rozstać się z Twoim ojcem. Usłyszałam to i rozpłakałam się, dlatego mama wzięła mnie w objęcia i usiadła przed nauczycielką, a kiedy chciałam jej się wyrwać, powiedziała:
- Nie widzisz, że twoją mamę krzywdzą? Nie mogę wytrzymać, kiedy płaczesz za moimi plecami. Proszę, obejmij mamę.
Nie patrzyłam w stronę nauczycielki, siedziałam na kolanach mamy i przytulałam głowę do jej piersi.
- Hm, nawet dziecko się pojawiło - pokpiwała nauczycielka. Jesteś mądrą dziewczynką, więc powinnaś wiedzieć, po co przychodzi do was wujek Mitani.
- Nie wiem, nie wiem - potrząsnęłam głową.
- A ja myślę, że ty dobrze wiesz. Ten wujek ma też swoją żonę. Niedobrze robi twoja mama, prawda? U wujka jest też chłopczyk, trochę większy od ciebie. Ten chłopczyk na pewno nie lubi twojej mamy. A jeśli dowiedzą się nauczyciele i koleżanki w szkole o twojej mamie, będzie ci chyba wstyd.
- Dziecko niczemu nie jest winne - powiedziała mama.
- Skoro nie jest winne, to może by pani wychowywała je tak, żeby było wolne od winy... Niewinne, pani mówi, a przecież dobrze płacze na zawołanie.
Miałam wtedy jedenaście albo dwanaście lat.
- To nic dobrego dla dziecka, biedna dziewczynka... Chce pani, żeby się wychowywała w cieniu tego wszystkiego...?
Myślę, że smutek, który wówczas rozszarpywał moje małe serce, był znacznie większy niż rozpacz po śmierci matki czy smutek rozstania z Tobą.
Do Beppu dopłynęłam w południe, dlatego potem pojechałam na wycieczkę autobusem szlakiem gorących źródeł, zwanych tutaj «piekiełkami». Dzięki współtowarzyszce z kajuty zatrzymałam się w hotelu u źródeł Kankaiji.
Dziś rano przepłynęliśmy przesmyk Iyo-nada - morze było spokojne, do kajuty zaglądało przez okienko słońce, zdjęłam więc żakiet, lecz nawet w bluzce pociłam się z gorąca. Kiedy wpłynęliśmy do portu w Beppu, ujrzałam góry ciągnące się z lewa od Takasakiyama na prawo i jakby chwytające w objęcia całe miasto - przypominały one wielkie zaokrąglone fale. Myślę, że takie fale widziałam tylko na dekoracyjnych obrazkach. Ciepłe źródła Kankaiji znajdowały się dość głęboko w górach - z kąpieliska rozciągał się widok na miasto i port. To zdumiewające - pomyślałam wtedy - że są takie przestronne i jasne kąpieliska. «Objazd piekieł» kosztował mnie kilkaset jenów, sto za autobus, sto za zwiedzanie, ponieważ większość piętnastu czy szesnastu «piekieł» jest własnością prywatną. Powstał nawet «związek zawodowy pracowników piekieł». Przejazd autobusem trwał dwie i pół godziny.
Pośród «piekieł» właśnie Piekło Stawu Krwi i Piekło Morskie wyróżniały się trudną do opisania barwą, czarującą i napawającą tajemniczością. Piekło Stawu Krwi przypominało kolorem tryskającą z dna krew, rozpuszczającą się w przezroczystej wodzie, jakby świeżo wypływającą z rany, na powierzchni natomiast unosiły się kłęby pary. Piekło Morskie nazwę swą otrzymało stąd, że woda w nim przypomina kolorem morze. Nigdy jeszcze nie widziałam tak przejrzystego i spokojnego morza o jasnoniebieskiej barwie. W środku nocy w hotelu położonym w górach, z dala od miasta, wspominałam ten dziwny kolor «piekieł» Stawu Krwi i Morskiego, i wydało mi się, że jest to kolor źródła w krainie czarów. Czy ujrzałabym tak piękne źródło, gdybym z mamą błąkała się po piekle miłości? Oczarował mnie kolor wody piekielnych stawów. Wybacz mi, proszę.”
„W gorących źródłach Sujiyu na wyżynie Handa, 21 października.
Jestem w hoteliku u ciepłych źródeł w głębi płaskowyżu. W nocy jest tu zimno, marznę nawet w swetrze i pikowanym kimonie hotelowym, dlatego grzeję plecy nad grzejnikiem hibachi. Hotelik odbudowano z dużym pośpiechem po pożarze, dlatego nie jest szczelny. Sujiyu leży na wysokości tysiąca metrów, jutro natomiast po przejściu przełęczy na wysokości 1500 metrów zatrzymam się u ciepłych źródeł tryskających na wysokości 1300 metrów nad poziomem morza. Na chłody przygotowałam się co prawda już w Tokio, lecz zaskoczyła mnie różnica w porównaniu z dość wysoką temperaturą w Beppu, które opuściłam dopiero dziś rano.
Jutro będę w górach Kuju, a pojutrze wreszcie w Takeda. Myślę, że w jutrzejszym hotelu, jak i w miasteczku Takeda będę nadal pisała list do Ciebie. Dlaczego? O czym tak bardzo pragnę Ci opowiedzieć? Nie jest to chyba dziennik z podróży. Zobaczymy, co mi podpowiedzą góry Kuje i rodzinne strony ojca.
Może chcę się w ten sposób z Tobą pożegnać? Lecz dobrze wiem, że dla mnie najlepsze jest pożegnanie bez słów. Wydaje mi się, że zbyt wiele nie rozmawiałam z Tobą, lecz jednocześnie mam wrażenie, że rozmawialiśmy ze sobą bardzo często.
- Bardzo proszę o wybaczenie mojej mamie. - Kiedy się spotykaliśmy, zawsze Cię przepraszałam za mamę.
Kiedy po raz pierwszy odwiedziłam Cię w domu szukając tego przebaczenia, Ty od dawna wiedziałeś, że mama ma córkę. Wtedy powiedziałeś:
- Marzyłem o tym, żeby z panią porozmawiać o moim ojcu. - Tak, o moim ojcu, lecz cieszyłbym się, gdyby nadszedł taki czas, kiedy mógłbym porozmawiać również o pani matce.
Jednak nie nadszedł. I został utracony na zawsze. A gdybym teraz spotkała się z Tobą i zaczęła rozmawiać o Twoim ojcu i mojej mamie, na pewno cała bym drżała z żalu i poniżenia. Nie wolno nam rozmawiać o rodzicach. Czy ich dzieci mogą się naprawdę kochać? Kiedy to piszę, do oczu napływają mi łzy.
Kiedy nauczycielka Kurimoto zganiła mnie w jedenastym roku życia, głęboko zapadły w moje serce słowa mówiące o tym, że «wujek» Mitani ma syna. Lecz z «wujkiem» Mitanim nigdy nie rozmawiałam o tym chłopcu. Wydawało mi się, że byłoby niedobrze o tym mówić. Małej uczennicy nie było łatwo zapytać o to, czy ten chłopiec poszedł na wojnę, czy jeszcze nie idzie do wojska.
Nawet kiedy nasiliły się naloty, Twój ojciec często nas odwiedzał, dlatego się niepokoiłam o to, że chłopiec zostanie sierotą tak jak ja, więc odprowadzałam Twojego ojca, żeby mu się nic nie stało. Gdybym się zastanowiła, to bym zrozumiała, że ten chłopiec musiał już być tak duży, że prawie mógł iść do wojska, lecz ja wciąż myślałam, że jest malutki. Pewnie dlatego miałam takie wrażenie, bo nosiłam w sercu ból, jaki przeżyłam, gdy po raz pierwszy dowiedziałam się od nauczycielki Kurimoto o istnieniu tego chłopca.
Mama była człowiekiem bezradnym, dlatego ja wyjeżdżałam za miasto na zakupy. Kiedyś wśród ludzi przepychających się brutalnie w pociągu do przodu, ujrzałam piękną kobietę i przylgnęłam do niej. Od słowa do słowa, mówiąc o tym skąd i po co jedzie, zaczęła opowiadać o sprawach bardziej osobistych.
- Jestem kochanką.
- A ja córką kochanki - odpowiedziałam jej może dlatego, że piękna kobieta mówiła tak szczerze o sobie.
- Co takiego? Ach, to dobrze, że jesteś już duża - nie kryła zaskoczenia.
Chyba kobieta źle zrozumiała moje wyrażenie „córka kochanki”. Poczerwieniałam i nie wyprowadzałam jej z błędu.
Kobieta współczuła mi, dlatego często umawiała się ze mną, więc na zakupy jechałyśmy razem. Kiedyś przywiozłyśmy nawet ryż z jej rodzinnych stron, z Niigaty. Nie mogę jej dotąd zapomnieć.
Dlaczego miało być tak dobrze, że jestem duża? Już nie mogę rozmawiać z Tobą ani o Twoim ojcu, ani o mojej matce.
Słyszę szum wodospadu w ciepłym źródle. To bicze wodne - kąpiący się stają pod spadającymi strumieniami gorącej wody, bijącymi o ich ciała. Dobrze działa na skurcze i drętwienie mięśni, dlatego źródła nazywa się po prostu Sujiya, czyli Wody Mięśniowe. W samym hotelu nie ma wody źródlanej, więc trzeba chodzić do dużego kąpieliska. Znajduje się ono w dolinie między Waitayama i Kuroiwayama. Wydaje mi się, że nocą napływa w dół górskie powietrze. Dzisiaj widziałam w górach pięknie czerwieniejące liście drzew, barwiące się inną czerwienią niż woda w Stawie Krwi i w Piekle Morskim. To prawda, że Góra Yufu, na którą patrzyłam z wyżyny Kijima za Beppu jest piękna, lecz widziałam również czerwieniejące liście drzew w jarze Kusui, w drodze z dworca Bungo-Nakamura na wyżynę Handa. Minęliśmy właśnie wszystkie trzynaście zakrętów i wówczas moim oczom ukazał się cudowny widok rozbarwionych liści, których piękno pogłębiały promienie słońca paciające zza gór przez zasJony skalne. Promienie zachodzącego słońca, wyzierające zza gór, nadawały jesiennym żółtym i czerwonym liściom szczególne dostojeństwo.
Mam nadzieję, że jutro na wyżynie również będzie piękna pogoda. Życzę Ci dobrej nocy z tego hoteliku w dalekiej od Ciebie dolinie.
Trzy noce od wyjazdu w podróż nie mam żadnych snów.
Przez ostatnie trzy miesiące od rozbicia czarki shino spędziłam wiele bezsennych nocy. Dlatego tak wiele kłopotu sprawiłam przyjaciółce. To ona zabrała moje rzeczy, które zostawiła w wynajętym pokoju za Parkiem Ueno.
Również od przyjaciółki dowiedziałam się, że następnego dnia byłeś w tym domu i pytałeś o mnie. Lecz nawet przyjaciółce nie mogłam powiedzieć, dlaczego się ukrywam przed Tobą.
- Nie mam prawa kochać tego mężczyzny - tylko tyle jej powiedziałam.
- Przecież on ciebie kocha. Kiedy kobieta mówi, że nie ma prawa kochać mężczyzny, który ją kocha, po prostu kłamie, wiem coś o tym. Kobieta lubi mówić tego rodzaju kłamstwa. No, dobrze, wierzę, że mówisz prawdę... - Możliwe, że słowa przyjaciółki oznaczały, iż nie ma na świecie takich, których nie wolno kochać. Kto wie, może ona ma rację. Zwłaszcza gdy kobieta zamierza umrzeć, tak jak moja matka...
Myślę, że Ty wiesz o tym najlepiej, dokąd mnie doprowadziło to pragnienie, żeby moja mama na zawsze pozostała piękna. Może nie tyle doprowadziło, co sama siebie doprowadziłam, lecz jeszcze nie potrafię ocenić, czy był to przypadek czy nie. Czy można samemu ocenić to, co się samemu zrobiło? Nawet patrząc z boku na to, co ktoś inny robi, trudno jest zdecydować, czy dzieje się to przez przypadek czy nie. Czy Bóg albo los wybacza ludziom też przez przypadek?
Wydaje mi się, że źle robię pisząc do Ciebie, lecz przyjaciółka, która mi pomagała, popełniła przedtem błąd w stosunkach z mężczyzną. Dlatego mogłam liczyć na jej pomoc. I dlatego chyba domyśliła się wszystkiego. Nie mogła jednak zrozumieć żalu, który porwał mnie i targał mną jak wir.
Jestem podobna do mamy, może więc dlatego, że mam w sobie coś nieodpowiedzialnego, powoli odzyskiwałam dobre samopoczucie i stałam się nieco weselsza, w końcu przyjaciółka zgodziła się, żebym sama wyjechała w podróż.
Sądziłam, że to nic szczególnego, kiedy samotna kobieta zatrzymuje się w hotelu, tym bardziej że mieszkałyśmy we dwie z mamą, a po jej śmierci pozostałam sama, jednak gdy w podróży nadchodziła noc, ogarniał mnie niepokój, więc w smutku samotności zaczęłam pisać listy, których nie mam dokąd wysłać. Milczałam już trzy miesiące, o czym jeszcze mam Ci opowiedzieć?”
4
„U ciepłych źródeł Hokkein, 22 października.
Dziś przekroczyłam Przełęcz Sugamorigoe na wysokości 1510 metrów i zatrzymałam się w Hokkein. Podobno jest to na Kyushu najwyżej położone ciepłe źródło. Przekraczając przełęcz zostawiłam za sobą połowę górskiego szlaku prowadzącego mnie do Takedy. Jutro zejdę w dół do miasteczka Kuju, a następnie do Takedy.
Może dlatego że szłam przez wyżynę w słoneczną pogodę, czy też z powodu powietrza nasyconego zbyt silnie siarką poczułam się wieczorem trochę zmęczona. Miejscowe źródło zawiera dużo siarki, a ponadto w zależności od kierunku wiatru napływają tu również opary z Góry Siarkowej, znajdującej się obok Sugamorigoe. Podobno srebrny zegarek czernieje tu w ciągu jednego dnia.
- Wczorajszego ranka było pięć stopni, dziś rano jest cztery. W nocy będzie jeszcze chłodniej - powiedziano mi w hotelu. Nie wiem, o której rano sprawdzają temperaturę, lecz przed świtem spadnie chyba prawie do zera.
Na szczęście otrzymałam przytulny pokoik na piętrze w sąsiednim pawilonie - podwójne okna dobrze chroniły przed chłodem. Dostałam też ciepłe grubo watowane kimono, w grzejniku hibachi znajdowało się dużo żarzących się węgli. Dzisiaj lżej mi na sercu niż wczorajszej nocy w Sujiyu. Teraz czuję tylko, jak ochładza się górskie fpowietrze.
Hotelik «Hokkein» jest pojedynczym domem stojącym w głębi gór. Nie docierają tu ani listy, ani gazety. Do najbliższej wioski są trzy mile, najbliższy dom natomiast jest oddalony o jakieś półtorej mili. Do szkoły podstawowej również trzy mile, dlatego dzieci w wieku szkolnym muszą pozostawać pod opieką w niżej położonej sąsiedniej wiosce.
Gospodarze hoteliku mieli dwoje dzieci - starszy syn liczył sześć lat, córka natomiast cztery lata. Może dlatego, że przyjechałam tu sama, przyszła do mnie babcia, żeby porozmawiać. Za nią weszły dzieci, które wojowały ze sobą o babcine kolana. Najpierw na kolanach usiadło młodsze i przytuliło się do niej, a gdy chłopiec próbował dziewczynkę zepchnąć, siostra rzuciła się na niego i rozpoczęła się walka. Jej brat miał piękne oczy, natomiast jego młodsza siostra o zdecydowanym wyrazie twarzy miała oczy większe i spojrzenie bystrzejsze. I równie zdecydowaną, wspaniałą postawę. Kto wie, może to dzięki intensywnemu światłu słonecznemu w górach jej wzrok stał się tak silny.
- To znaczy, że nie mają ani jednej koleżanki czy choćby jednego kolegi w sąsiedztwie? - zapytałam.
- Trzeba przejść trzy mile, żeby spotkać dzieci. Kiedy urodziła się dziewczynka, chłopczyk podobno powiedział: «Dotąd spałem razem z mamą, a teraz ona mamę mi zabrała.» A przed urodzeniem mawiał: «Kiedy urodzi się dziecko, będę spał obok niego.» Lecz chłopiec zaczął spać z babcią. W zimie hotel chyba zamykają i schodzą na dół do wioski. Tak, duże wrażenie zrobił na mnie blask bijący z oczu dzieci, wychowujących się w samotnym domu w górach. Dzieci są ładne, o okrągłych buziach.
Nagle pomyślałam o tym, że jestem jedynaczką. Od urodzenia zawsze byłam sama, więc się przyzwyczaiłam, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego. Może to nieprawda, że nie zdawałam sobie sprawy, lecz głębiej nad tym się nie zastanawiałam. Szybko chyba też utraciłam sentymentalne pragnienie uczennicy, która chciałaby mieć brata lub siostrę. Nawet kiedy umarła mama, nie pomyślałam o tym z żalem, że nie mam rodzeństwa, tylko od razu zadzwoniłam do Ciebie. Byłeś taki dobry i zostałeś moim wspólnikiem, kiedy chciałam ukryć przyczynę śmierci matki. Gdy później nad tym się zastanawiałam, wydało mi się, że to Ty jesteś odpowiedzialny za śmierć mamy... Gdybym miała starszego brata, nie postąpiłabym tak. Gdybym miała brata, może mama też by nie umarła, a przynajmniej chyba nie popełniłabym tak bolesnego grzechu. Kiedy teraz o tym myślę, ogarnia mnie zdumienie, jakbym przejrzała na oczy. Jako jedynaczka bardzo pragnęłam ciepła przyjaciela i dlatego tak lgnęłam do Ciebie, choć tego czynić nie powinnam.
Wychowana jako jedynaczka, teraz nocuję w tym samotnym domu w górach i ogarnia mnie pragnienie przywołania starszego brata, którego przecież nie mam. Niekoniecznie starszego brata, wystarczyłaby mi młodsza siostra czy młodszy brat, ktokolwiek z rodzeństwa. Czy to takie dziwne, że zapragnęłam przywołać kogoś z rodzeństwa, którego nie mam na świecie?
Dotąd nie pomyślałam o tym, że nie tylko ja jestem jedynaczką, lecz Ty również jesteś jedynakiem. Chociaż Twój ojciec przychodził do nas, o Twoim domu nie wolno było rozmawiać, dlatego nie powiedział, że jesteś jedynakiem, lecz któregoś dnia zauważył:
- Nie masz rodzeństwa, jest ci chyba smutno. Gdybyś miała brata lub siostrę, byłoby ci lepiej.
Zbladłam i zadrżałam na całym ciele.
- Naprawdę... ojciec przed śmiercią również bardzo się martwił, że dziewczynka nie ma rodzeństwa. Dobroduszna moja mama, która powiedziała to kiwając głową, nagle wstrzymała oddech spostrzegłszy zmianę na mojej twarzy.
Czułam oburzenie i strach. Miałam wtedy czternaście lat, może piętnaście. Wszystko już wiedziałam o swojej matce. Myślałam, że Twój ojciec mówi o tym dlatego, że mama. będzie miała dziecko z innego niż ja ojca. Teraz wiem, że byłam wtedy bardzo podejrzliwa. A Twój ojciec po prostu pomyślał o Tobie. Może współczuł nam myśląc, że smutno mi samej mieszkać z mamą. Lecz ja byłam przerażona. Jeśli mama urodzi dziecko - myślałam - to je zabiję. Byłam zdecydowana. Nigdy przedtem, ani potem nie myślałam o zabiciu człowieka, lecz wtedy mogłam chyba naprawdę zabić. Z powodu odrazy, zazdrości, może gniewu albo wstrząsu, jaki przeżyła czysta naiwna dziewczynka. Mama chyba coś wyczuła, bo powiedziała: - Wywróżyli mi z ręki tylko jedno dziecko. A następnie dodała: - Jesteś taka dobra, że wystarczysz mi ty jedna.
- Na pewno tak, lecz jedynacy mają skłonność do życia w samotności, nie chcą potem z nikim współdziałać.
Zamykają się sami w sobie i chyba mają trudności w utrzymywaniu stosunków z innymi ludźmi, prawda?
Twój ojciec powiedział to chyba dlatego, że zobaczył mnie nachmurzoną i milczącą. Starałam się nie patrzeć na twarz Twojego ojca, ani nic nie mówić. Jestem podobna do mamy, więc nie byłam dzieckiem ponurym. Potrafiłam wesoło się bawić, lecz milkłam od razu, kiedy przychodził Twój ojciec. Myślę, że dla mamy przykry był ten mój dziecinny bunt. Twój ojciec miał chyba na myśli przede wszystkim Ciebie, a nie mnie.
Co by się jednak stało z dzieckiem, które chciałam zabić, gdyby się urodziło? Miałabym młodszego brata lub siosfrę. Ty również miałbyś młodszą siostrę lub brata...
- Ach, to straszne. Minęłam płaskowyż, przekroczyłam przełęcz, więc powinnam już zmyć z siebie te chorobliwe myśli. Była piękna pogoda. Nagle usłyszałam: - Jest wspaniała pogoda. - Tak, jest wspaniała pogoda. Tę wymianę zdań usłyszałam dziś rano zaraz po wyjściu z Sujiyu.
Tak pozdrawiali się wieśniacy. W tych okolicach zamiast «ładna pogoda» mówią «wspaniała pogoda». A słowo «jest» wymawiają szczególnie dobitnie. Takie pozdrowienie podnosi mnie na duchu.
Naprawdę pogoda była wspaniała. Kłosy miskantów i trzciny rosnącej przy drodze srebrzyły się w porannym słońcu. Błyszczały też czerwieniejące liście dębów. Pomiędzy cedrami u stóp góry po lewej stronie pogłębiał się cień. Na słomianej macie, na miedzy wśród pól ryżowych siedziało dziecko w czerwonym kimonie. Obok niego w białej torbie leżało pożywienie, a obok również zabawki. Jego rodzice żeli ryż. W tej okolicy wcześnie robi się zimno, więc wcześniej się ryż sadzi i zbiera, często przy rozpalonym ognisku. Lecz dzisiaj dziecko po prostu wygrzewa się na słońcu, ja też zmieniłam buty na tenisówki, nie musiałam ubierać się cieplej z powodu zimna.
Z Sujiyu jest chyba wiele dróg krótszych, prowadzących do przełęczy, lecz ja udałam się najpierw do miejscowości, w której jest poczta i szkoła podstawowa Handa, i stąd dopiero postanowiłam iść środkiem płaskowyżu i patrzeć na góry Kuju. Nie wspinałam się na góry, lecz poszłam przez przełęcz Sugamorigoe prosto do Hokkein, nie była to więc trudna droga.
Nazwa Kuju obejmuje kilka szczytów górskich, wyliczając od wschodu są to: Kurogatake, Taisenzan, Kujusan, Mimatayama, Kuroiwayama, Hosshozan, Ryoshigatake, Waitayama, Ichimokusan, Seishizan. Na północ od tych gór znajduje się płaskowyż Ianda.
Powiedziałam «na północ od gór», ale przecież Waitayama sięga też na zachód, Kuenhirayama i inne znajdują się na wschodzie, otaczają one wyżynę podnosząc ją jakby coraz wyżej, jakby podtrzymując w górze ze wszystkich stron... Wyżyna wydała mi się tak piękna, jak jakaś kraina ze snu. Czerwieniejące liście pokrywają góry, bieleją też fale kłosów miskantów, a mnie się wydawało, że nad wyżyną unosi się miękka barwa fioletu. Płaskowyż leży na wysokości tysiąca metrów nad poziomem morza i rozciąga się na przestrzeni ośmiu kilometrów ze wschodu na zachód i z południa na północ.
Idę równiną z północy na południe. Za płaskowyżem na wprost wyłania się Mimatayama i Seishozan, między którymi widnieje w dali dym Jozan. czyli Góry Siarkowej. Widoczność jest bardzo dobra. Na niebie z prawej strony nad Waitayama unosi się jedynie mały obłoczek. Jestem szczęśliwa, bo od wyjazdu z Tokio marzyłam o wspaniałej pogodzie na wyżynie.
Znałam przedtem tylko płaskowyż Shinano, lecz bywalcy twierdzą, że płaskowyż Handa jest naprawdę romantyczny i napawający widza wzruszeniem. Jest miękki, jasny i sprawia wrażenie cichej przestrzeni wciągającej cię do środka w objęcia. Góry na południu również są łagodne i nie pozbawione wdzięku. Kiedy wpływałam do portu w Beppu, już czułam, że zaokrąglone fale gór ciągną moje serce ku sobie - góry otaczają miasto, jakby trzymały je w objęciach. Również Góry Kuju, na które patrzyłam z wyżyny Handa, sprawiały wrażenie intymności i harmonii, niespodziewanej na tej wysokości. Może dzięki zachowaniu równowagi między poszczególnymi szczytami? Kujusan ma ponad 1787 metrów nad poziomem morza i jest najwyższą górą na Kyushu, Taisenzan natomiast ma od 1740 do 1760 metrów. W sumie jest tu ponoć dziesięć szczytów przekraczających tysiąc siedemset metrów. Jednak góry wystające nad wyżyną, położoną ponad tysiąc metrów nad poziomem morza, nie są wysokie i może dlatego wyglądają tak łagodnie. Jasno jest tu chyba dlatego, że kraina leży na południu, niedaleko morza.
Mniej więcej w połowie drogi w Chojabara zatrzymałam się na odpoczynek i usiadłam w cieniu sosny. Zaprosiła mnie do siebie sosna stojąca pośrodku porośniętej trawą równiny. Potem przeszłam się trochę i pod kolejną sosną zjadłam spóźniony posiłek. Była już chyba godzina druga. Rozejrzałam się po rozległej złocącej się trawie i spostrzegłam, że trawa tutaj ma inny, dziwny kolor, gdy patrzę na nią pod światło, a inaczej wygląda oglądana z przeciwnej strony. Barwa gór też się zmienia. Dzięki soczystej czerwieni liści na drzewach, góry wyglądają jak witraże. Wydało mi się, że znajduję się w wielkiej świątyni przyrody.
- Ach, jak to dobrze, że tu przyjechałam - wypowiedziałam na głos. Popłynęły łzy, w srebrzystym świetle rozpłynęły się źdźbła miskantów, łzy jednak nie kalały mnie smutkiem, lecz smutek zmywały.
Myślałam o Tobie - to właśnie po to, żeby się z Tobą rozstać, przybyłam na tę wyżynę i podążam do rodzinnych stron ojca. Gdy myślę o Tobie, towarzyszy temu żal i poczucie grzechu, więc nie mogę się z Tobą rozstać. Nie mogę rozpocząć stąd swej drogi od nowa. Uciekłam na daleką wyżynę, jednak nadal myślę o Tobie, wybacz mi, proszę. Myślę o Tobie po to, żeby się z Tobą rozstać. Chodząc po łące, patrząc na góry będę wciąż myślała o Tobie.
Siedziałam pod sosną i myślałam cały czas o Tobie - skoro tu jest świątynia bez dachu, to ja pozostanę tutaj tak długo bez ruchu, aż wzniosę się do nieba. Jak zaczarowana modliłam się o szczęście dla Ciebie.
- Proszę Cię, ożeń się z Yukiko.
Powiedziałam to w duszy i rozstałam się z Tobą.
Choć Cię na pewno nigdy nie zapomnę, i niezależnie od tego, czy będę Cię potem wspominać w swym brzydkim, zepsutym sercu, czy nie, to jednak kiedy myślałam o Tobie na tej wyżynie, uważałam, że udało mi się z Tobą pożegnać na zawsze. I mama, i ja zniknęłyśmy odtąd całkowicie z Twojego życia. Na koniec jeszcze raz zwracam się z prośbą do Ciebie:
- Wybacz mojej mamie.
Żeby przejść Sugamorigoe od strony Handa, należy podobno wybrać drogę prowadzącą od podnóża Mimatayama, ja jednak wybrałam drogę, którą przewozi się siarkę. Im bliżej, tym groźniej wyglądała Góra Siarkowa. Nawet z daleka widać było opary przypominające wybuch wulkanu. Na całej powierzchni rozległego zbocza tryskała siarka - więc od grzbietu do podnóża nie rosło tu ani jedno źdźbło trawy, cała góra była wypalona, skały i ziemia zmieniły się w przeżartą i sczerniałą masę. Szarość bez połysku i brąz przypominają wielkie pogorzelisko. Po lewej stronie na wzgórzu robotnicy zbierają siarkę. W otwory, skąd tryska siarka, wkładają rurki, którymi płynne sople wpadają do naczyń. Po gołych skałach przeszłam przez opary w tym miejscu, w którym pracowano, i dotarłam do przełęczy.
Z przełęczy zeszłam do Kita-Senrigahama i spojrzałam za siebie: słońce kryjące się w oparach siarki za przełęczą przypominało bielejącą zjawę księżycową. Natomiast przede mną na górze Taisenzan wspaniałe czerwonawe; liście były po prostu brokatem w promieniach zachodu.
Gdy zeszłam po stromym zboczu, ukazały się przede mną ciepłe źródła w Hokkein.
Dziś wieczór pisałam długo. Chciałam po prostu opowiedzieć Ci o dniu na wyżynie, nie zakłóconym żadnym smutkiem po rozstaniu z Tobą. Śpij spokojnie i nie martw się o mnie.”
5
„W Takeda, 23 października.
Przybyłam do rodzinnych stron mojego ojca.
Dziś wieczorem wjechałam do Takedy przez tunel przecinający góry. Z ciepłych źródeł w Hokkein zeszłam na wyżynę Kuju, następnie z miasteczka Kuju pozostało tylko piętnaście minut do Takedy.
Zatrzymałam się w domu wujka. To dom, w którym urodził się mój ojciec. Dziwnie się czułam oglądając pierwszy raz dom, w którym się urodził ojciec. Dotąd myślałam o Takedzie jako o rodzinnych stronach, a jednocześnie jak o ziemi obcej, lecz kiedy spojrzałam na wujka podobnego do mojego ojca, po dziesięciu latach ukazało się przed moimi oczyma żywe ojcowskie oblicze i wydało mi się, że ja, bezdomna, mam własny dom. Kiedy powiedziałam, że z Beppu pojechałam przez Kuju, wujek i jego rodzina bardzo się zdziwili. Na pewno pomyśleli, że jestem bardzo dzielną dziewczyną, skoro sama chodzę po górach i zatrzymuję się na noc w hotelikach u ciepłych źródeł. Chciałam zobaczyć góry, lecz do końca nie byłam pewna, czy odwiedzę dom rodzinny ojca. Od jego śmierci matka żyła z dala od tych okolic, w ogóle nie utrzymywała stosunków z krewnymi ze strony ojca.
- Szkoda, że nie wysłałaś telegramu przynajmniej ze statku, wyjechałby ktoś po ciebie do Beppu... z Beppu nie jest daleko - powiedział wuj. Wysłałam list, że przyjadę do nich, lecz sądziłam, że moje stosunki z wujostwem nie są dostatecznie bliskie, żeby zawiadamiać o godzinie przyjazdu.
- Ile miałaś, kiedy umarł mój brat?
- Dziesięć lat.
- Mówisz, dziesięć lat... - powtarzając spojrzał na mnie. - Jesteś zupełnie podobna do mamy. Rzadko ją widywałem, lecz wystarczy spojrzeć na ciebie, żeby sobie ją przypomnieć. Trochę podobna jesteś do mojego młodszego brata, na przykład kształt uszu, to są jednak uszy rodziny Ota.
- Gdy patrzę na wuja, przypominam sobie tatę.
- Naprawdę?
- Kiedy podejmę pracę, nie będę mogła podróżować, dlatego postanowiłam przynajmniej was przedtem odwiedzić.
Nie chciałam im powiedzieć, że przyjechałam do nich, żeby po śmierci mamy poradzić się w sprawach osobistych. Niczego od wuja nie oczekiwałam. Wuj nie przyjechał nawet na pogrzeb mamy. Zresztą z Kyushu by nie zdążył, a poza tym pogrzeb był prawie tajny. Do stron rodzinnych ojca chciałam przyjechać po to, żeby rozstać się z Tobą, który byłeś związany z moją mamą. Chciałam wrócić do czystych zdrowych wspomnień ojca, by wyrwać się z wirów szalonej miłości mamy. Lecz wejściu do miasteczka, otoczonego skalistymi górami, towarzyszył smutek uciekiniera kryjącego się w nie znanej nikomu wiosce.
Dziś rano w Hokkein spałam do późna.
- Dzień dobry - pozdrowiła mnie gospodyni hoteliku i powiedziała, że na pewno nie mogłam spać, bo dzieci od rana na dole szalały, lecz ja nic o tym nie wiedziałam.
Dziewczynka o bystrych oczach przyszła również do mojego pokoju usługiwać wraz z babcią przy śniadaniu i usiadła blisko niej; okazuje się, że dziś rano spadła z pomostu łączącego główny budynek z oddzielonym pawilonem hoteliku. Wysokość niemała, około piętnaście stóp, dziewczynka spadła na szczęście między trzy kamienie leżące na środku i w ten sposób uratowała się od śmierci. Kiedy ją wyciągnięto, krzyknęła:
- Moje drewniaki popłynęły! Moje geta popłynęły! - gdy zażartowano z niej, mówiąc, żeby spróbowała jeszcze raz spaść, odpowiedziała: - Nie, nie będę więcej, bo nie mam ubranka.
Na skale nad rzeczką schło ubranie dziewczynki: granatowe tandetne kimono w drobne jaśniejsze cętki i czerwona, watowana narzutka ze wzorami motyli i peonii. Widząc poranne słońce na czerwieni wdzianka, poczułam ciepło daru życia. To niebywałe, żeby spaść akurat pomiędzy trzy kamienie. Miejsca między nimi było tak mało, że ledwie mieściło się ciało małego dziecka. Jeśliby spadła trochę dalej czy bliżej, uderzyłaby głową o skałę i mogła stracić życie lub co najmniej zostać kaleką.
Dzieci nie czują niebezpieczeństwa tak jak dorośli, więc dziewczynka, którą nic widocznie nie bolało, zachowywała się jakby nic jej się nie przydarzyło. A mnie się wydawało, że to spadło z mostu inne dziecko, nie to, które przede mną siedzi. Ja jednak nie uratowałam mamy od śmierci. Myśląc o tym, co mnie zachowało przy życiu, tym goręcej życzyłam Ci szczęścia. Myślę, że w duszy człowieka pośród skał poniżenia i grzechu jest również miejsce na zbawienie, podobne do tego, w które spadła dziewczynka.
Jak gdyby chcąc dzielić szczęście uratowanej, pogłaskałam ją po krótko ostrzyżonych gęstych włosach i opuściłam Hokkein.
Szłam przez kotlinę Bogatsuru, by podziwiać niewysłowione piękno czerwieniejących liści na górze Taisenzan. Kotlinę otaczały Mimatayama, Taisenzan, Heijigatake i inne. Mimatayamę oglądam dziś z przeciwnej strony niż wczoraj. Dochodzę do szałasu, należącego do Towarzystwa Wysokogórskiego Tsukushi, ukrytego pośród krzewów andromedy, rosły tu również przepiękne widłaki, trochę podobne do mchu włosistego, wznoszące się na kilka cali nad ziemię. Spostrzegłam również borówki i dzwoneczki pierzaste. Na zboczu Taisenzan, pośród czerwieniejących liści, dostrzegłam czarne plamy - to podobno krzewy azalii. Niektóre ścielą się nisko na kilkumetrowej przestrzeni. W dolinie Bogatsuru rosną też rododendrony odmiany Kirishima; miejscowe miskanty są cienkie i niskie, o kłosach nie przekraczających jednego cala.
Dowiedziałam się, że na szczycie góry temperatura spadła do zera, kotlinę zaś wypełnia po brzegi światło słoneczne, dodatkowo ją ogrzewają czerwieniejące liście.
Wróciłam w stronę hoteliku i znalazłam się w kotlinie Sadokubomi w Przełęczy Stojącej Włóczni, między górami Shirakuchidake i Tatchuzan. Porośnięta więdnącymi ostami kotlinka kształtem przypominała wyspę Sado. Następnie zeszłam zboczem Nabewarizaka do Kutamiwakare, gdzie otworzył się przede mną widok na Wyżynę Kuju. Przecięłam kosodrzewinę na zboczu Nabewarizaka i trafiłam na kamienistą dróżkę. Słyszałam tylko szelest liści pod stopami.
Ponieważ nikogo nie spotkałam, miałam wrażenie, że słyszę tylko własne kroki idąc samotnie poprzez ogrom przyrody. Wyszłam na Kutamiwakare i tu ujrzałam Górę Shimizu, ozdobioną barwnymi liśćmi jesieni, które nigdy nie mogły być tak piękne jak tego dnia. Stąd powinnam ujrzeć pięć szczytów wulkanu Aso, lecz dziś przesłaniały je chmury. Niewyraźnie rysowały się w dole grzbiety Sobo i Katamuki. Wyżyna Kuju, rozciągająca się na dwadzieścia kilometrów, przypomina prerię przechodzącą w pola u północnych stóp wulkanu Aso i Naminogahara. Odwracam się i patrzę na południowe stoki góry Kuju, lecz jej szczyt również kryje się w chmurach. Przebiłam się przez miskanty o wysokości wzrostu człowieka i pastwiskiem dotarłam do miasteczka Kuju.
Na początku południowego szlaku na górę Kuju stała kiedyś świątynia o dziwnej nazwie Ikaraji, czyli Świątynia Dzika, Jelenia i Wilka. Ikaraji i Hokkein to święte przybytki o wielosetletniej historii. Do takich świętych przybytków należą również góry Kuju. Wydaje mi się, że ja też przeszłam przez takie uświęcone miejsca. Dlatego jestem szczęśliwa.
W domu wuja wszyscy już usnęli, więc nie mogę siedzieć i pisać tak długo jak w hotelu.
Życzę Ci dobrej nocy.”
6
„W mieście Takeda, 24 października.
Kiedy pociąg linii Hohisen wjeżdża na dworzec Takeda, rozlega się melodia Księżyca nad minami zamku. Taki Rentaro myśląc z tęsknotą o ruinach tutejszego zamku Oka skomponował tę pieśń - tak przynajmniej mówią w tym mieście. Ojciec Rentaro przyjechał tutaj w 1887 roku jako naczelnik powiatu, dlatego Rentaro uczęszczał do starszych klas miejscowej szkoły podstawowej. Na pewno zwiedzał wtedy ruiny zamku.
Taki Rentaro zmarł w 1903 roku mając dwadzieścia pięć lat. Był starszy ode mnie zaledwie o trzy lata.
- Chciałabym umrzeć w dwudziestym piątym roku życia. Pamiętam, że mówiłam o tym z koleżankami w żeńskiej szkole. Może to nawet mówiła koleżanka, a może to były moje słowa, nie pamiętam.
Autor słów Księżyca nad ruinami zamku, Tsuchii Ban-sui, umarł w tym roku, dlatego w mieście Takeda, na terenie dawnego zamku Oka, tuż przed moim przyjazdem odbył się wieczór literacki, poświęcony jego pamięci. Podobno kompozytor Taki Rentaro i poeta Tsuchii Bansui spotkali się jeden raz, w Londynie. Było to dawno, jeszcze w dzieciństwie mojego ojca. Nie wiem, czy to spotkanie młodego poety i muzyka w obcym kraju ma jakiś związek z kompozycją tej pieśni. W każdym razie pozostawili po sobie piękną piosenkę. - Tak utalentowane dziecko jak Taki Rentaro... - Przestraszyłam się, kiedy nagle o tym pomyślałam. To chyba dlatego, że dziś przyjechałam do rodzinnych stron ojca, mogłam o czymś takim pomyśleć i mieć odwagę napisać o tym do Ciebie. Czy jednak kiedykolwiek - myślałeś o tym, co kobieta czuje w takich chwilach, jakieś drżenie w sercu, nie wiadomo, czy lęk, czy radość? Czy kiedykolwiek przeżyłeś taki niepokój? To niespodziewane drżenie powiedziało mi, że jestem kobietą. Marzyłam o tym, by ukryć to przed Tobą i wychować je samodzielnie. Czuję się już zdecydowana - nieodrodna córka swojej matki - jakby było mi przeznaczone, że dojść do tego muszę. Dziwi Cię to? Jestem kobietą i tylko dlatego tak schudłam. Lecz mój niepokój nie trwał zbyt długo.
Przypomniałam sobie to drżenie z tamtych dni z pewnością dlatego, że na dworcu usłyszałam Księżyc nad ruinami zamku...
Skaliste góry okalają ze wszech stron ukryte w środku Takedę i rzeczułkę pluskającą jesienią.
Kiedy wyszłam pospacerować po miasteczku i minęłam most, pod którym «pluska rzeczułka jesienią», usłyszałam tę pieśń o księżycu i postanowiłam pójść na dworzec, bo stamtąd dochodziła muzyka. Rzeczywiście, to tutaj puszczali płytę z tą piosenką. Wczoraj jej nie słyszałam, ponieważ z miasta Kuju przyjechałam autobusem, a nie pociągiem.
Rzeka przepływa przed dworcem i choć z dworca wróciłam na most, nadal słyszałam tę piosenkę, zatrzymałam się na chwilę, oparłam o balustradę i patrzyłam na płynącą wodę. Patrząc w górę rzeki na lewym brzegu widziałam domki przypominające szopy wsparte na palach opierających się o wielkie głazy na dnie. Ujrzałam też kobiety piorące na skraju głazów. Za dworcem wznosiła się skalna ściana. Po jej zboczu spływały strużki wodospadu. Rosnące wyżej ponad nimi drzewa również zabarwiły się żółcią i czerwienią, choć tu i ówdzie pozostały jeszcze zielone liście.
Chodziłam po mieście mojego ojca z myślą o Tobie. Jego rodzinna ziemia przestała być dla mnie nie znana. Gdy wczoraj wieczorem tutaj przyjechałam, wcale nie wiedziałam o tym, że jest to naprawdę małe miasteczko. Gdziekolwiek się ruszę, od razu natrafiam na skalne ściany. I wydaje mi się, że jestem w samym środku okolonym skalistymi górami.
Wczoraj wieczorem na pudełku zapałek, których używał wujek, spostrzegłam napis: «Góry fioletowe, wody czyste i piękne kobiety w Takeda.»
- Zupełnie jak w Kioto - powiedziałam i roześmiałam się.
- Naprawdę masz rację. Mówiliśmy dawniej «piękności z Takedy». Od najdawniejszych czasów uprawiały różne sztuki, grały na instrumencie koto, to znów zajmowały się ceremonią herbacianą. Woda jest tu naprawdę czysta, a płynący koło domu strumyk nazywa się Ide, właśnie w tym Ide ojciec Fumiko w dzieciństwie płukał rano usta i mył czarki do herbaty.
W tym miasteczku liczącym koło dziesięciu tysięcy ludzi jest kilkanaście świątyń buddyjskich i blisko dziesięć sintoistycznych, więc może rzeczywiście nie darmo nazywa się je małym Kioto.
- Zniknęły również piękności Takedy - powiedział wuj i wyliczył najpiękniejsze kobiety dawnych czasów, które wyjechały stąd do Tokio, lecz kiedy chodziłam po mieście, miałam wrażenie, że rzeczywiście kobiety tutejsze są bardzo ładne. Gdy podeszłam do tunelu na krańcu miasta, ujrzałam wysoko na skale klony o poczerwieniałych liściach, po drugiej stronie tunelu skalistą górę pokrywał zielony mech - na tym tle ujrzałam idącą w moim kierunku piękną dziewczynę w białym swetrze.
Przez środek miasta biegnie asfaltowa ulica handlowa, ozdobiona z rzadka smętnymi dekoracyjnymi lampionami, lecz wystarczy skręcić w bok, by ujrzeć ciche stare miasto i zderzyć się zaraz ze skalną ścianą. Urwisko, bielejące magazyny i czarne parkany sprawiły na mnie wrażenie starego miasta, chociaż podobno Takeda spłonęła całkowicie w roku 1877 w czasie wojny Seinan. Starych domów pozostało tu niewiele, i to tylko wyżej w górach. Wróciłam do domu wujka i zaczęłam dzielić się wrażeniami ze spaceru.
- Fumiko, naprawdę obeszłaś całe miasto, wszystkie jego zakątki? - zapytał wuj.
W niespełna pół dnia zwiedziłam dawne mieszkanie Tanomury Chikudena, tajną kaplicę chrześcijańską w dawnym dworze Tabuse, Dzwon Santiago w świątyni Nakagawa, świątynię Hirosę, ruiny zamku Oka, wodospad Uozumino taki, świątynię Hekiunji i inne zabytki.
Do dziś w tym mieście są ludzie, którzy o Chikudenie wyrażają się z wielkim szacunkiem mówiąc Chikuden-sensei. Tą samą drogą, którą przyjechałam wczoraj z Kuju, przechodziły orszaki książęce udające się do stolicy, a także wielu twórców kultury z prowincji Bungo, między innymi Chikuden i Hirose Tanso. Tą drogą chodził do Takedy również Rai San'yo, odwiedzając Chikudena. W dawnym domu Chikudena pozostał pawilon, w którym rozkoszowali się herbatą podczas ceremonii Chikuden i Rai San'yo. W ogrodzie między pawilonem a głównym budynkiem promienie słońca oświetlały pożółkłe, zwiędłe i połamane liście bananowca. Pożółkły również liście paulowni. Jest też przed domem kawałek poletka, gdzie dawniej rosły warzywa, które Chikuden podawał na stół goszcząc Rai San'yo. Galeria Malarstwa obok tego domu jest nową budowlą, w której również kilka pokoi przeznaczono na ceremonię herbacianą. Słyszałam, że podczas takich spotkań przy herbacie w alkowach wieszają obrazy Chikudena w stylu nanga.
Blisko dawnej willi Chikudena znajduje się również tajna kaplica chrześcijańska. Jest tu dość obszerna jaskinia w ścianie skalnej, porośnięta na zewnątrz gęstym gajem bambusowym. Na Dzwonie Santiago jest napis «1612 Santiago Hospital».
W dawnych czasach pan na zamku w Takeda był chrześcijaninem.
W ogrodzie willi Chikudena stoi latarnia ceramiczna w stylu oribe, a dalej, jeśli poszlibyśmy ścieżką pod górę i skręcili w prawo, doszlibyśmy do urwiska, lecz tym razem idę w lewo, by spojrzeć na dom, w którym mieszka potomek Furuta Oribe. Kiedy przechodziłam przed tym domem, mocniej zabiło mi serce. Podobno dawno temu syn Furuty Oribe przyjechał do Takedy i zamieszkał tutaj, prawdopodobnie w Kamidono-machi, w dawnej dzielnicy samurajskiej.
Dotąd pamiętam dobrze ten szczegół. W czasie ceremonii herbacianej w Engakuji, gdy po raz pierwszy Ciebie spotkałam, herbatę miała Ci przygotować i podać Inamura Yukiko, która przedtem zapytała:
- W której czarce?
- Rzeczywiście, w której? Może w tej oribe.
Pani Kurimoto dodała, że była to ulubiona czarka Twojego ojca, którą on jej podarował, lecz przecież wcześniej należała ona do mojego, wtedy już nieżyjącego ojca. To mama odstąpiła ją Twojemu ojcu. W tej samej oribe Yukiko przygotowała herbatę, którą Ty wypiłeś. Wtedy nie mogłam podnieść głowy i spojrzeć na Ciebie, zwłaszcza że mama powiedziała ku mojemu zdumieniu:
- Ja też chciałabym się napić z tej czarki.
Może właśnie tego dnia mama wypiła truciznę swego losu?
Nie sądziłam, że po przyjeździe do rodzinnego miasta będę tak żywo sobie przypominać to przyjęcie. Jeśli czarka w stylu czarnej oribe jest nadal u nauczycielki ceremonii herbacianej, proszę ją odzyskać i sprawić, żeby zaginęła bez wieści. Proszę również uznać, że ja też zaginęłam bez wieści.
Miasteczko mojego ojca traktowałam jako krótki przystanek, dlatego je opuszczam. Właśnie z tego powodu tak szczegółowo pisałam o tym mieście, bo nie zamierzałam tutaj nigdy wracać. Słowa pożegnania z Tobą chciałam wypowiedzieć na rodzinnej ziemi ojca. Nie mam zamiaru wysyłać tego listu, lecz jeślibym wysłała, będzie to ostatni list ode mnie.
Z zamku Oka nic nie pozostało prócz kamiennej ściany fundamentów. Ze wzgórza, na którym stał zamek, jest dobry widok na okolice, mogłam więc popatrzeć na góry w pogodny dzień jesienny. Nad Sobo i Katamuki, a z drugiej strony nad Kuju i nad szczytem Taisenzan wisiały tylko lekkie obłoki. Tam właśnie znajduje się wyżyna i przełęcz, którą przechodziłam. To tam chyba pożegnałam się z Tobą na zawsze, tam, w cieniu sosen czy pośród miskantów na wyżynie. A teraz znowu mówię o pożegnaniu, co może świadczyć o tym, jak bardzo tego jeszcze żałuję, bo kobiecie nie przychodzi to łatwo, nawet kiedy musi odejść od mężczyzny. Proszę mi wybaczyć. Życzę Ci dobrej nocy.
W liście z podróży napisałam, żebyś się ożenił z Yukiko, lecz naprawdę zrób, jak uważasz za słuszne. Ani ja, ani mama nie jesteśmy już przeszkodą krępującą Twoją swobodę. Nigdy już mnie nie szukaj.
Przez sześć dni w podróży pisałam wciąż o samych głupstwach, teraz wiesz jakie kobiety są nudne. Chciałam, żebyś mnie zrozumiał, zanim się z Tobą pożegnam, lecz słowa są puste, ponieważ kobietę trzeba mieć blisko przy sobie, aby ją zrozumieć, więc moje pragnienie jest dziś zupełnie czym innym. Z miasta mojego ojca wyruszam w nową drogę. Żegnaj.”
7
Po powrocie z podróży poślubnej Kikuji inaczej odebrał sens listów Fumiko niż prawie półtora roku wcześniej.
Na czym polegała różnica, nie wiedział. Czy rzeczywiście słowa są „puste”?
Kikuji wyszedł do ogrodu przy nowym domu i podpalił paczkę listów. Właściwie nie było tu żadnego ogrodu. Po prostu kawałek pustego placu ograniczał drewniany lichy parkan.
Listy zwilgotniały i nie chciały się palić.
Kikuji rozkładał kartki i wciąż je podpalał. Atrament zmienił już kolor, lecz, choć papier spłonął, na popiele pozostały znaki pisma.
- Palcie się, palcie, słowa.
Teraz Kikuji rzucał w płomień i palił po jednej kartce.
Co się stanie ze słowami Fumiko - zastanawiał się teraz, gdy próbował spalić jej listy. Uciekając od dymu odwrócił głowę w bok. W kącie pod płotem padały ukośnie zimowe promienie słońca.
- Jak się udała podróż?
Kikuji poczuł nagle dreszcz, gdy na galerii rozległ się głos Kurimoto Chikako.
- Co to znaczy, tak bez słowa...?
- Bo nie było odpowiedzi. Podobno złodzieje często wybierają mieszkania nowożeńców. Jeszcze nie macie służącej? Może rzeczywiście przez pewien czas lepiej tylko we dwoje. Yukiko na pewno dobrze sobie radzi.
- Gdzie się dowiedziałaś?
- Że tutaj mieszkacie? Diabeł diabła zawsze znajdzie.
- To ty jesteś diabłem.
Również po śmierci ojca Chikako wpadała do domu bez uprzedzenia, nie czekając na wprowadzenie jej przez służącą, lecz jej pojawienie się w ten sam sposób w tym nowym domu odnowiło jego urazy.
- Jednak zmywanie w te chłody nie jest najodpowiedniejszym zajęciem dla Yukiko. Może pomogę jej w gospodarstwie?
Kikuji nie odwrócił się do niej.
- Co ty palisz? Czy to listy Fumiko? Część listów leżała jeszcze na kolanach Kikujiego, więc Chikako z daleka nie mogła ich dostrzec. - Skoro listy od Fumiko, to na pewno jest ci ciepło. Dobre zajęcie.
- Podupadłem i muszę mieszkać w takim domu. I nie liczę na twoje czy czyjeś usługi. Nie potrzebuję.
- Wcale nie będę przeszkadzać. To ja was na samym początku połączyłam i choćby tylko z tego powodu jestem szczęśliwa. Jestem spokojna. Mogę pragnąć tylko jednego, żeby wam służyć...
Kikuji pozostałe listy włożył za pazuchę i wstał. Chikako spojrzała na Kikujiego nie ruszając się z galerii, a następnie jakby cofając się o krok rzekła:
- Coś takiego? Dlaczego robisz taką groźną minę? Jeszcze nawet rzeczy Yukiko nie zostały wyjęte z paczek i uporządkowane, dlatego chcę wam pomóc...
- Wielka mi przysługa.
- Nie chodzi o przysługę. Czy nie możesz zrozumieć mojego serca, które z dobroci chce wam pomagać?
Chikako bezsilnie pochyliła się i usiadła na podłodze w tym miejscu, w którym stała, uniosła lewe ramię i ciężko dyszała, jakby wystraszona.
- Twoja żona na pewno pojechała do rodziców. Martwili się na pewno, że żonę zostawiłeś, a sam z takim pośpiechem wróciłeś.
- Czy byłaś już w domu Yukiko?
- Byłam, żeby złożyć życzenia. Przepraszam, jeśli źle postąpiłam. - Chikako patrzyła na Kikujiego chcąc wyczytać z jego miny coś więcej, więc Kikuji powściągnął gniew.
- Słuchaj, tę czarkę w stylu czarnej oribe masz chyba jeszcze u siebie?
- Tę, którą otrzymałam od twojego ojca? Tak, mam.
- Jeśli masz, to odstąp mi ją.
- Dobrze.
Podejrzliwe i niespokojne oczy Chikako nagle znieruchomiały ze złości.
- Nie chcę rozstawać się z rzeczami twojego ojca, ale skoro nalegasz, mogę przynieść nawet dziś albo jutro... Będziesz zajmować się ceremonią herbacianą?
- Chcę, żebyś zaraz mi przyniosła.
- Rozumiem. Po spaleniu listów Fumiko napijesz się herbaty z czarnej czarki oribe.
Chikako opuściła głowę i wyszła pochylona, jakby torowała sobie drogę pośród zarośli.
Kikuji nie zszedł do ogrodu, lecz ręce zadrżały i trudno mu było zapalić zapałkę.
Nowa rodzina
1
Kikuji spostrzegł, że Yukiko - kobieta o żywym usposobieniu - od czasu do czasu siedzi przy pianinie w roztargnieniu.
W tym domu pianino zajmowało dużą część pokoju. Pochodziło ono z wytwórni, z którą od niedawna Kikuji utrzymywał pewne stosunki. Ojciec Kikujiego miał udziały w firmie instrumentów muzycznych. Zakłady tej firmy okresowo zostały zamienione na fabrykę broni. Po wojnie jeden z inżynierów firmy muzycznej postanowił produkować pianina według własnego projektu, a ze względu na dawne więzi z ojcem odwiedził Kikujiego, żeby się poradzić. Stąd też Kikuji zainwestował w to przedsięwzięcie pieniądze pochodzące ze sprzedaży domu.
W ten sposób do nowego domu przybył próbny egzemplarz nowej wytwórni. Swoje pianino Yukiko podarowała młodszej siostrze i zostawiła w domu rodziców. Oczywiście, rodzice mogli kupić młodszej siostrze nowe pianino, dlatego Kikuji mówił żonie wielokrotnie:
- Jeśli nowe ci nie odpowiada, możesz zabrać z domu to, na którym grałaś. Mną nie potrzebujesz się krępować.
Kikuji widząc siedzącą bezmyślnie Yukiko przypuszczał, że po prostu nie odpowiada jej nowe pianino.
- To dobre pianino - Yukiko odpowiedziała z takim przekonaniem, jakby czuła się zaskoczona tym, co mówił jej mąż.
- Dobrze się na tym nie znam, lecz stroiciel je pochwalił, prawda?
Właściwie to Kikuji wiedział, że nie pianino jest powodem jej zadumy. Zresztą Yukiko nie była ani gorącą miłośniczką muzyki, ani tak świetną pianistką, żeby grymasić z powodu marki pianina.
- Często siadasz przy pianinie i nie grasz - powiedział Kikuji. - To wygląda tak, jakby ci się nie podobał ten instrument.
- To co innego, nie chodzi mi o pianino.
Yukiko odpowiedziała szczerze i, jakby chciała o czymś jeszcze mówić, nagle zmieniła temat.
- Zauważyłeś, że siedzę zamyślona i nic nie robię? Kiedy to spostrzegłeś?
Pianino stało w pokoju urządzonym w stylu europejskim obok drzwi wejściowych do domu, nie było więc go widać ani z bawialni, ani z pokoju Kikujiego.
- U moich rodziców zawsze coś się działo, nigdy nie mogłam siedzieć bezczynnie. Rzadko miałam okazję do zadumy.
Kikujiemu przypomniał się jej pełen gwaru rodzinny dom, w którym mieszkali jej rodzice i rodzeństwo, a poza tym często przychodzili goście.
- Jednak kiedy cię spotkałem po raz pierwszy, sprawiłaś na mnie wrażenie małomównej.
- Tak? A przecież lubię dużo mówić. Gdy byłam z mamą i siostrą, nigdy nie milczałam. Z naszej trójki zawsze ktoś mówił. Możliwe, że ja mówiłam najmniej. Zresztą milkłam od razu, kiedy wydawało mi się, że mama mówi za dużo w obecności gości. Słyszałeś, jak mama potrafi w towarzystwie rozmawiać, nawet ty nie mógłbyś tego znieść. Zresztą przy takiej matce córka łatwo zamyka się w sobie i staje się całkowitym milczkiem. Siostra natomiast starała się dorównać mamie.
- Mama wolałaby chyba wydać ciebie za kogoś bardziej atrakcyjnego?
- No pewnie - szczerze potwierdziła Yukiko. - Teraz w tym domu mówię dziesięć razy mniej niż u rodziców.
- Bo w ciągu dnia jesteś sama.
- Tak, lecz nawet kiedy wracasz do domu, też nie palę się do rozmowy.
- To prawda. Natomiast dużo mówisz na spacerach. Kikuji przypomniał sobie o tym, że kiedy wieczorem idą przez miasto we dwoje, Yukiko jakby zapomina o chłodzie, wciąż o czymś mówi z zapałem i zadowoleniem, przytula się do niego, często bierze go za rękę. Czy po wyjściu z domu czuje się po prostu swobodniejsza?
- Oczywiście, przecież spacerujemy we dwoje, sama prawie nie wychodzę, a przedtem po powrocie skądkolwiek opowiadałam mamie szczegółowo o tym, co widziałam lub robiłam na dworze. O tym samym opowiadałam później ojcu.
- Na pewno sprawiało mu to przyjemność. - Yukiko chwilę patrzyła na Kikujiego, a następnie kiwnęła głową potakująco.
- Kiedy opowiadałam ojcu, często mama słuchała po raz drugi i śmiała się ze mnie.
Yukiko, oderwana od kochającej ją rodziny i siedząca w tym ubogim jego mieszkaniu, nadal wydawała się Kikujiemu czymś zagadkowym.
Odkąd zaczęli razem mieszkać, Kikuji odkrył po raz pierwszy, że Yukiko ma zaledwie widoczny pieprzyk między rzęsami. Dopiero we wspólnym domu zwrócił uwagę na piękno jej połyskujących zębów. Wzruszała go ich czystość, kiedy ją całował. Może dlatego, że poprzestawał na pocałunkach.
Obejmując przyzwyczajoną do pocałunków Yukiko, czuł wzbierające w oczach łzy. Yukiko wydawała mu się kimś nad wyraz cennym i wzruszającym chyba właśnie dlatego, że jego pieszczoty kończyły się tylko na pocałunkach. Yukiko nie cierpiała z tego powodu ani nie czuła się tak rozdrażniona jak Kikuji. Nie była co prawda całkowicie nieświadoma spraw związanych ze współżyciem małżeńskim, lecz pocałunki i uściski okazały się dla niej dostatecznie nowym zdumieniem, spełniającym jej oczekiwania w miłości.
Również Kikuji teraz zmieniał swoje poglądy i nieraz myślał, że tego rodzaju życie małżeńskie nie jest na tyle nienaturalne czy niezdrowe, żeby cierpieć z tego powodu.
Kikuji dostrzegał teraz świeżość rzeczy, nawet biel i zieleń warzyw - rzodkwi czy chińskiej kapusty, które Yukiko kupowała w sklepie. Czy to nie wystarczy do szczęścia? Gdy w starym domu mieszkał ze starą służącą, nigdy nie zwrócił uwagi na warzywa w kuchni.
- Czy nie było ci smutno, kiedy sam siedziałeś w tak dużym domu? - zapytała Yukiko, kiedy tutaj zamieszkali. To szczere pytanie było wyrazem troski o niego, interesowała ją jego przeszłość.
Kiedy Kikuji rano się budził i nie zastawał Yukiko obok siebie, robiło mu się nagle smutno. Zrozumiałe, że wstawała wcześniej, gdyż przygotowywała śniadanie, lecz widząc Yukiko obok czuł jej ciepło, dlatego starał się przebudzić i wstać wcześniej od niej. Kiedy nie dostrzegał Yukiko obok siebie, był nawet trochę niespokojny.
Pewnego dnia wieczorem, gdy Kikuji wrócił do domu, od razu zapytał:
- Yukiko, Yukiko, czy używasz perfum o nazwie „Prince Machiavelli”?
- O? Co się stało?
- Nic takiego, po prostu kobieta, z którą się spotkałem w fabryce w sprawie pianina, powiedziała, jak one się nazywają. Są ludzie, którzy mają taki dobry węch.
- Ciekawe, jak mógł przejść zapach na twoje rzeczy? - Yukiko zaczęła wąchać marynarkę, którą wzięła od Kikujiego, i wtedy widocznie coś sobie przypomniała.
- Ach, zostawiłam buteleczkę z perfumami w szafie na ubrania europejskie.
2
Pod koniec lutego padał deszcz, a kiedy trzeciego dnia w niedzielę pod wieczór przestał padać, na tle zachmurzonego nieba, z którego jakby zwisały lekkie chmury, rozlała się lekka, ledwie widoczna różowa łuna - właśnie w ten dzień Kurimoto Chikako przyniosła czarkę z czarnej oribe.
- Proszę, przyniosłam ci niezapomnianą czarkę - powiedziała i wyjęła ją z podwójnego pudełka i przez chwilę trzymała w obu dłoniach i przyglądała się jej. Następnie postawiła przed kolanami Kikujiego. - Teraz najlepsza pora, żeby napić się z niej herbaty. Proszę, zwróć uwagę na rysunek, na młode pędy paproci. Kikuji nawet nie wziął czarki do rąk, żeby obejrzeć.
- Przynosisz, kiedy o tym zapomniałem. Prosiłem, żebyś przyniosła ją tego samego dnia, a ponieważ nie zrobiłaś tego, sądziłem, że już nie przyniesiesz.
- Czarka przeznaczona jest ną wczesną wiosnę, dlaczego miałabym przynosić zimą? A skoro musiałam się z nią pożegnać, nic dziwnego, że żal mi było tak szybko przynosić, po prostu trudno mi się z nią rozstawać... Yukiko przyniosła zwykłą zieloną herbatę.
- Ach, proszę pani, przykro mi, że sprawiam kłopot - powiedziała przesadnie Chikako. - Czy pani przeżyła zimę bez służącej? Aż dziw, że pani wytrzymała.
- Przez pewien czas chcieliśmy być sami - zdecydowanie odpowiedziała Yukiko, co zaskoczyło Kikujiego.
- Ach, przepraszam was - Chikako kiwnęła głową wyrozumiale. - Czy pani pamięta tę czarkę oribe? Na pewno wiąże się z nią wiele wspomnień. Nie mogłam chyba wymyślić nic lepszego na podarek z okazji waszego ślubu...
Yukiko pytająco spojrzała na Kikujiego.
- Proszę pani, proszę również podejść bliżej hibachi - powiedziała Chikako: - Dobrze.
Yukiko podsunęła się bliżej Kikujiego i usiadła niemal dotykając go łokciem. Kikuji powstrzymał się od śmiechu i powiedział do Chikako.
- Nie, nie chcę otrzymać w prezencie, ja chcę ją kupić.
- To niemożliwe. Dostałam ją od twojego ojca, więc nie mogłabym tobie sprzedać, nawet gdybym popadła w nędzę, pomyśl o tym... - prosto w twarz rzuciła mu Chikako. - Proszę pani, od dawna nie widziałam, jak Pani przygotowuje i podaje herbatę podczas ceremonii. Nie ma drugiej młodej kobiety, która by robiła to promieniując taką czystością i wdziękiem. Teraz przypominam sobie spotkanie w świątyni Engakuji, kiedy podawała pani w tej czarce herbatę Kikujiemu. Yukiko milczała.
- Proszę w tej oribe podać dziś herbatę Kikujiemu, żebym czuła, że nie na darmo ją tutaj przyniosłam.
- W domu nie ma w ogóle przyborów do ceremonii herbacianej - odpowiedziała Yukiko nie podnosząc oczu.
- O? Proszę tak nie mówić! Wystarczyłby tylko pędzel do rozmieszania sproszkowanej herbaty.
- Tak.
- Proszę uważnie posługiwać się tą czarką.
- Dobrze.
Chikako badawczo popatrzyła w twarz Kikujiego.
- Pani mówi, że nic nie macie, lecz jest chyba u was dzbanuszek na wodę w stylu shino?
- Służy jako wazon do ikebany.
Dzbanuszka jako pamiątki po matce Fumiko Kikuji, oczywiście, nie sprzedał, lecz zabrał ze sobą do nowego domu, schował do szafy i zapomniał o nim. Teraz serce mu zadrżało, gdy Chikako o nim przypomniała.
Nienawiść Chikako do Oty - jak z tego widać - jeszcze chyba nie wygasła.
Odprowadzając Chikako, Yukiko weszła do sieni.
Chikako przy bramie spojrzała na niebo i powiedziała:
- Jak to dobrze, że na całym tokijskim niebie jakby odbiły się światła miasta i zrobiło się cieplej - uniosła jedno ramię i kiwając się odeszła.
Yukiko nadal siedziała przy drzwiach wyjściowych domu.
- „Proszę pani”, „proszę pani”, jakoś tak sztucznie to wymawiała, że nie mogłam słuchać.
- Ona jest okropna. Już chyba nie będzie przychodzić. Kikuji również zatrzymał się przy wejściu.
- Jednak zręcznie to powiedziała: „na całym tokijskim niebie jakby odbiły się światła miasta”.
Yukiko zeszła na dół do sieni, otworzyła drzwi frontowe i popatrzyła na niebo, po chwili chciała je zamknąć, lecz odwróciła się za siebie, zobaczyła Kikujiego wpatrzonego w niebo, więc się zawahała:
- Czy można zamknąć?
- Tak.
- Naprawdę się ociepliło.
Gdy wrócili do pokoju śniadaniowego, spostrzegli stojącą nie zapakowaną czarkę oribe. Kikuji poczekał, aż Yukiko ją zapakuje, a następnie powiedział, że chciałby wyjść do miasta.
Poszli w stronę dzielnicy willowej na wzgórzu. Nikt tędy nie chodził, więc Yukiko wzięła go za rękę. Na pewno oszczędzała dłonie w czasie pracy, lecz mimo to zrobiły się szorstkie od zimnej wody i stwardniały.
- Tę czarkę ma zamiar sprzedać, prawda? Nie przyjmiesz jej w podarunku? - nagle zapytała Yukiko.
- Tak, sprzedać.
- Tak myślałam. Przyszła, żeby nam sprzedać.
- Nie, ja sprzedam w sklepie. A pieniądze za nią mogę dać Kurimoto.
- Co, zamierzasz ją sprzedać?
- Słyszałaś o tym, jak to było, kiedy ta czarka pojawiła się podczas ceremonii herbacianej w Engakuji? Przed chwilą również Kurimoto o tym mówiła. Tę czarkę mój ojciec podarował Kurimoto. A przedtem należała ona do... do rodu... Ota. Taka historia wiąże się z tą czarką...
- Lecz mnie to nie przeszkadza. Jeśli jest wartościowa, to ją zostaw w domu.
- Nie ma wątpliwości, że jest wartościowa, ale właśnie dlatego, że jest tak cenna, trzeba ją sprzedać odpowiedniemu nabywcy i sprawić, żeby już na zawsze zniknęła nam z oczu.
Niestety, wyrwały się Kikujiemu słowa, których użyła Fumiko w swoim liście. Zgodnie zresztą z jej życzeniem przejął czarkę z rąk Kurimoto.
- Ta czarna oribe ma własne wspaniałe życie, dlatego chcę, żeby mogła nadal żyć niezależnie od nas. Co prawda, nie chodzi tu o niezależność od Yukiko. Rozumiesz, ta czarka sama w sobie jest przepiękna i nie może wywoływać niezdrowych i szalonych myśli, lecz nasza pamięć o niej jest godna potępienia, bo widzi tę czarkę złymi, nieczystymi oczyma. Chociaż mówię „my”, „nasza”, to jednak mam na myśli najwyżej pięć albo sześć osób, a przecież kilkaset osób mogło pielęgnować tę czarkę od jej powstania. Od jej początków minęło chyba ze czterysta lat, więc bardzo krótko - jak na cały żywot - mieli ją Ota, mój ojciec i Kurimoto. To tylko cień przelotnej chmury. Niech więc znowu przejdzie do nowego zdrowego właściciela. I niech po naszej śmierci żyje nadal gdziekolwiek indziej niezmiennie piękna.
- Naprawdę? Jeśli tak myślisz, to może byłoby lepiej nie sprzedawać? Mnie ona nie przeszkadza.
- Nie żal mi rozstawać się z tą czarką. Wcale nie jestem do niej przywiązany. Chciałbym po prostu z tej czarki zmyć nasz brud. Niedobrze mi się robi na myśl, że mogłaby ona pozostać u Kurimoto. Na przykład podawałaby w niej herbatę w takich chwilach i sytuacjach jak w Engakuji. Nie można roli czarki ograniczać brzydotą człowieka.
- Brzmi to tak, jakby czarka ważniejsza była od człowieka.
- Możliwe, że tak jest. Nie znam się na czarkach do herbaty, nie mogę jej teraz po prostu rozbić choćby dlatego, że tyle wieków przekazywali ją sobie ludzie, którzy się na niej znali. Wolę, żeby przepadła gdzieś bez wieści.
- Wolałabym, żebyś ją zostawił w domu, ponieważ jest naszą wspólną pamiątką - Yukiko powtórzyła to czystym dźwięcznym głosem. - Teraz nie znam się na jej wartości, lecz z czasem może coś w niej dostrzegę i będę się cieszyć... Mnie nie przeszkadza jej przeszłość. Czy nie będzie ci smutno, kiedy ją sobie przypomnisz?
- Nic podobnego. Taki już los tej czarki, odejść od nas i zaginąć bez wieści.
Kiedy powiedział o „losie” czarki, wspomnienie Fumiko zakłuło go w sercu.
Spacerowali około półtorej godziny, a następnie wrócili do domu.
Gdy zamierzali przenieść żar węgielny z piecyka hibachi do wpuszczonego w podłogę kotatsu, Yukiko chwyciła mocno Kikujiego za rękę. Chciała chyba pokazać mu, że prawa dłoń jest tak samo ciepła jak lewa.
- Czy zjemy ciastka, które przyniosła Kurimoto?
- Nie chcę.
- Naprawdę? Z ciastkami dostaliśmy również herbatę. Powiedziała, że otrzymała ją z Kioto... - Yukiko nie miała do niej cienia uprzedzenia.
Kikuji wstał, żeby schować do szafy pudełko z czarną oribe zawinięte w chustę i wtedy przyszło mu na myśl, że powinien też sprzedać dzbanuszek shino, który w tym momencie spostrzegł w głębi pokoju.
Yukiko wytarła twarz kremem, wyjęła szpilki z włosów i przygotowała pościel do spania. Rozpuściła włosy i czesząc się powiedziała:
- Może ja też skrócę włosy? Czy mogę? Trochę wstydzę się pokazać kark - uniosła włosy i pokazała go.
Potem przybliżyła twarz do lustra, rozchyliła przyjemnie wargi i wycierała je gazą - widocznie trudno jej było zmyć szminkę.
Leżeli w mroku ogrzewając się ciepłem swoich ciał. Kikuji znów pogrążył się w zadumie zastanawiając się nad tym, jak długo będzie jeszcze w ten sposób profanować święte tęsknoty. Nie można jednak chyba skalać prawdziwej czystości. Dlatego wszystko można wybaczyć. Czy naprawdę jest to nieosiągalne? - szukał w myśli dogodnego dla siebie ratunku.
Gdy Yukiko usnęła, Kikuji cofnął rękę, lecz było mu bardzo smutno oddalać się od ciepłej Yukiko. Jednak nie powinien był się żenić - gryzący żal czekał na niego: w sąsiedniej zimnej pościeli.
Przez dwa kolejne wieczory po całym niebie rozlewała się bladoróżowa łuna.
Kikuji wracał pociągiem do domu i patrzył na światła okien nowych budynków. I wydawało mu się, że są to robaczki świętojańskie. Jak gdyby wszyscy jednocześnie zapalili światła ciesząc się nowymi domami. Nad budynkami ukazał się księżyc bliski pełni. Gdy Kikuji zbliżał się do domu, spostrzegł, że różową lunę coś jakby wessało na zachodzie, a jednocześnie pojawiła się zorza wieczorna.
Skręcając za róg w uliczkę prowadzącą do domu poczuł niepokój, ręką dotknął wewnętrznej kieszeni marynarki i sprawdził, czy ma w niej czek. Yukiko wyszła z sąsiedniej bramy i pobiegła do domu, potem jeszcze raz ukazała się jej sylwetka. Yukiko nie spostrzegła Kikujiego.
- Yukiko! Yukiko!
Yukiko wyszła z bramy i powitała go:
- Witam cię. Widziałeś mnie teraz? - poczerwieniała na twarzy. - Sąsiedzi przyjęli telefon od mojej siostry...
- Co?
Była to dla niego niespodzianka. Od kiedy sąsiedzi przyjmują do niej telefony?
- Dziś również wieczorne niebo przypominało wczorajsze. Dzisiaj było pogodniej, dlatego jest cieplej niż wczoraj.
Yukiko spojrzała na niebo.
Kiedy Kikuji się przebierał, wyjął z kieszeni czek i położył na kredensie. Yukiko spuściła wzrok składając jego ubranie.
- Siostra powiedziała, że wczoraj w niedzielę chciała z ojcem przyjść do nas...
- Do domu?
- Tak.
- Mogli przyjść - powiedział obojętnie bez przekonania.
Nagle Yukiko zatrzymała rękę, którą czyściła spodnie Kikujiego.
- Powiedziałeś po prostu „mogli przyjść”? - zapytała jakby odpychając go od siebie. - Przecież nie tak dawno wysłałam list z prośbą, żeby na razie nie przychodzili.
Kikuji niezupełnie zrozumiał, o mało co nie zapytał, dlaczego tak zrobiła, lecz spostrzegł się w porę. Yukiko po prostti boi się wizyty ojca, ponieważ wciąż jeszcze nie jest naprawdę jego żoną.
Yukiko po chwili spojrzała na Kikujiego.
- Tata chce przyjść do nas. Mógłbyś go zaprosić. Kikuji oślepiony spojrzeniem Yukiko odpowiedział:
- Przecież mógłby do nas przyjść bez zaproszenia.
- Do zamężnej córki... Nie takie to wszystko proste - odpowiedziała Yukiko spokojnie, prawie wesoło.
Może to Kikuji bardziej niż Yukiko boi się wizyty ojca? Nie zwrócił na to uwagi, dopóki Yukiko o tym mu nie powiedziała. Kikuji od ślubu nie zaprosił do domu ani rodziców, ani rodzeństwa Yukiko. Jakby zapomniał o istnieniu jej rodziny. Do tego stopnia pochłonęły go sprawy związane z nienormalnymi stosunkami między nim a Yukiko. Albo też nie mógł myśleć o nikim innym poza Yukiko.
Tylko wspomnienia Oty i Fumiko, które Kikujiego czyniły impotentem, trzymały się jego głowy jak urojone ćmy światła. Na mrocznym dnie w głowie Kikujiego tańczyły motylki - wydało mu się, że naprawdę je widzi. To nie był duch zmarłej Oty, lecz personifikacja żalu Kikujiego.
Lecz dzięki temu, że Yukiko poprosiła listownie ojca o to, aby do nich nie przyjeżdżał i powstrzymała go od odwiedzin, Kikuji zrozumiał, że Yukiko jest w duchu zakłopotana i cierpiąca. Kurimoto Chikako również dziwiła się, że Yukiko spędziła zimę bez służącej, jakby się bała, że służąca wyczuje jej tajemnicę małżeńską. Mimo to Kikuji nie sądził, że to jedynie dla oszczędzenia mu zmartwień Yukiko jest wobec niego promienna i wesoła i kryje w ten sposób rzeczywiste uczucia.
- Kiedy ten list wysłałaś? Ten, w którym prosiłaś ojca, żeby do nas nie przychodził? - zapytał Kikuji.
- Hm, może w styczniu, po siódmym? Pamiętasz, byliśmy razem na Nowy Rok u rodziców.
- Tak, trzeciego stycznia.
- Potem minęło jeszcze cztery albo pięć dni. Drugiego stycznia rodzice są zajęci przyjmowaniem gości, więc tylko młodsza siostra przyszła do nas z wizytą noworoczną, pamiętasz?
- Tak. Przyszła powiedzieć, żebyśmy następnego dnia przyjechali do Jokohamy - mówił Kikuji przypominając sobie. - A jednak list ze słowami „proszę nie przyjeżdżać” nie jest zbyt łagodny. Może powiem, żeby przyjechali do nas w przyszłą niedzielę?
- Dobrze. Tata bardzo się ucieszy. Na pewno przyprowadzi moją siostrę. Krępuje się przychodzić tutaj sam, może po prostu czuje się zażenowany? Dla mnie też byłoby lepiej, gdyby przyszedł z siostrą. To takie dziwne.
No tak, chyba lżej byłoby Yukiko, gdyby przyszła również siostra. Niewątpliwie, Yukiko nie chce, żeby ojciec zobaczył, że jej związek małżeński z Kikujim nie jest normalny.
Yukiko napaliła w piecu pod wanną i poszła do małej łazienki, rozległ się bowiem szum wody, na pewno sprawdzała, czy woda ma odpowiednią temperaturę.
- Czy wykąpiesz się przed kolacją?
- Tak.
Kiedy siedział w wodzie, Yukiko przez szybę zapytała:
- Co to za czek leży na kredensie?
- Ach, to pieniądze ze sprzedanej czarki oribe. Muszę go przekazać Kurimoto.
- To była taka droga czarka?
- Nie, jest tu część za nasz dzbanuszek.
- Ile dla nas przypada?
- Chyba z połowę.
- Nawet połowa to wielkie pieniądze.
- Tak, trzeba się zastanowić, na co je wydać. Czarkę oribe Yukiko znała, o niej zresztą rozmawiali w czasie spaceru. Lecz historii dzbanuszka shino nie znała. Yukiko nadal stała za szybą drzwi do łazienki.
- Może nie wydawać ich, lecz kupić za nie udziały?
- Udziały? Zaskoczyło to Kikujiego.
- Przepraszam - Yukiko otworzyła drzwi. - Tata mnie i siostrze przekazał sumę pieniędzy wynoszącą może połowę z tej połowy i powiedział, żebym je rozmnożyła. Więc powierzyłam je maklerowi giełdowemu, który do nas przychodził. Na zakup udziałów. Kiedy spadają ceny, nie sprzedaje ich. Czeka na wzrost ceny i wtedy zamienia na inne. Trochę mi już przybyło.
- Hm - Kikujiemu wydało się, że widzi jak na dłoni zwyczaje rodziny Yukiko.
- Z siostrą czytałyśmy codziennie kolumnę z wiadomościami giełdowymi.
- Teraz też masz jeszcze te udziały?
- Mam. One są wciąż u maklera, nigdy ich jeszcze nie widziałam... Nie sprzedaje, gdy ich cena spada, dlatego nie tracę - powiedziała naiwnie Yukiko.
- To może te pieniądze przekażemy twojemu maklerowi?
Kikuji śmieje się i spogląda na Yukiko. Stała przed nim w białym fartuszku i czerwonych wełnianych skarpetkach.
- Yukiko, wejdź i ogrzej się. Zawstydziła się i spuściła swoje piękne oczy.
- Teraz przygotuję kolację - i wyszła lekkim krokiem z łazienki.
W sobotę w tym tygodniu rozpoczął się marzec.
Jutro przyjdzie do nich ojciec i siostra, więc Yukiko po kolacji robiła zakupy. Przyniosła owoce, a także kwiaty. Do późnej nocy sprzątała kuchnię i długo układała włosy.
- Dzisiaj chciałam porządnie skrócić włosy. Powiedziałeś, że mogę obciąć. Ale pomyślałam, że tata się zdziwi, więc zrezygnowałam. Kazałam się uczesać, lecz fryzura mi się nie podoba. Jakaś taka śmieszna - powiedziała jakby sama do siebie.
Jeszcze w łóżku Yukiko nie mogła się uspokoić. Czyżby tak się cieszyła, że przyjdzie ojciec i przybędą jej nowe udziały? Kikuji poczuł jakby zazdrość, a jednocześnie nie mógł powstrzymać się od przypuszczenia, że jest jej po prostu smutno. Objął ją łagodnie i przytulił do siebie.
- Masz zimne ręce. Kikuji przytulił jej ręce do swojej piersi i objął ją za szyję. Drugą ręką poszukał jej ramienia przez rękaw jukaty.
- Opowiedz mi o czymś, Yukiko. Yukiko rozchyliła wargi i poruszyła głową. - Łachoczesz. Kikuji odrzucił jej włosy i próbował założyć je za ucho. - Pamiętasz? Prosiłaś mnie w Izu, żebym ci coś opowiedział.
- Nie pamiętam.
Kikuji nie może tego zapomnieć. Wtedy w ciemności zamykając drżące powieki przypomniał sobie Fumiko, przypomniał wdowę Otę, myśląc, że w ten sposób zyska siły, żeby sprostać Yukiko - tak prowadził bezużyteczną walkę, chcąc zdobyć siły...
Jutro przyjdzie jej ojciec, może ta noc stanie się granicą, lecz znów przypomniała mu się kobiecość wdowy Oty, a jednocześnie wzrosło poczucie czystości płynące od Yukiko.
- Powiedz mi coś, Yukiko.
- Nie mam co mówić.
- O czym będziesz opowiadać jutro, gdy spotkasz się z ojcem...
- Opowiadać? Pomyślę. Tata chyba chce tylko obejrzeć nasze mieszkanie. Wystarczy mu, jeśli zobaczy, że szczęśliwie tu żyjemy.
Kikuji nie poruszył się, wtedy Yukiko przytuliła swą twarz do jego piersi i również zastygła w bezruchu.
Następnego dnia rano po dziesiątej przyjechał ojciec z drugą córką. Yukiko ruszała się żywo i wesoło, często śmiała się razem z siostrą. Ledwo rozpoczęli wczesny obiad, kiedy przyszła Kurimoto.
- Widzę, że są goście u was. Ja tylko na chwilę chcę się zobaczyć z Kikujim - rozległ się głos w sieni skierowany do Yukiko. Kikuji wstał i wyszedł.
- Czy sprzedałeś tę czarkę oribe? Czy po to odebrałeś ode mnie, żeby ją sprzedać? Więc dlaczego przysłałeś mi pieniądze? - zaatakowała Chikako. - Od razu chciałam tu przyjechać, lecz przypomniałam sobie, że jesteś w domu tylko w niedzielę, czekałam niecierpliwie na ten dzień. Co prawda mogłam przyjść nocą...
Chikako wyjęła z torebki list od Kikujiego.
- Zwracam twój list. Wewnątrz są pieniądze, tyle ile było, proszę sprawdzić...
- Nie, chcę jednak, żebyś je przyjęła - powiedział Kikuji.
- Dlaczego mam przyjmować? Chcesz powiedzieć, że ma być to rodzaj odstępnego?
- Nie żartuj. Przecież teraz nie mam żadnego powodu, żeby dawać ci pieniądze za utrzymywanie ze mną stosunków.
- No, rzeczywiście. Tym dziwniejsze dawać mi pieniądze ze sprzedaży czarki jako odstępne.
- To twoja czarka, dlatego posłałem ci pieniądze.
- Przecież wam podarowałam, zgodnie z twoim życzeniem, Kikuji. Myślałam, że będzie to dobra pamiątka z okazji ślubu. Dla mnie również była to pamiątka po twoim ojcu...
- Czy nie mogłabyś po prostu pomyśleć, że sprzedałaś mi ją za pieniądze?
- Oczywiście, że nie. Nawet gdybym była całkowicie zrujnowana, nie sprzedałabym rzeczy podarowanej przez twojego ojca, i to w dodatku tobie, powiedziałam ci przecież o tym. Mimo to sprzedałeś ją jakiemuś handlarzowi, prawda? Skoro upierasz się, żebym wzięła te pieniądze, to je wezmę i pójdę odkupić czarkę.
Kikuji teraz żałował, że szczerze napisał o tym posyłając jej pieniądze.
- Proszę, proszę wejść... To nie szkodzi, że są u nas ojciec i moja siostra z Jokohamy - powiedziała spokojnie Yukiko.
- Pani ojciec? Ach, naprawdę? Jak się cieszę, że mogę się z nim zobaczyć.
Chikako rozluźniła się, opuściła ramiona i pokiwała ze zrozumieniem głową.
Śpiące piękności
Rozdział pierwszy
- Proszę nie robić niczego w złym guście. Nie wolno na przykład wkładać palców do ust śpiącej dziewczyny! - ostrzega starego Eguchiego kobieta z hotelu.
Trudno ten dom nazwać hotelem, gdyż prócz pokoju wielkości ośmiu mat, w którym Eguchi rozmawiał z kobietą, na piętrze mogły znajdować się najwyżej dwie sypialnie, dół zaś wydaje się jeszcze mniejszy, i chyba tam nie ma pokoi dla gości. Nie ma też hotelowego szyldu. Zresztą ze względu na tajemnicę tego domu, szyldu chyba wywiesić nie mogą. Wewnątrz panuje absolutna cisza. Starzec Eguchi nie spotkał tu nikogo prócz tej kobiety, która wprowadziła go przez bramę zamykaną na klucz i teraz z nim rozmawia, nie wiedział zresztą, czy jest tu gospodynią, czy po prostu osobą zatrudnioną. Przyszedł dziś po raz pierwszy. I lepiej, żeby nie zadawał zbytecznych pytań.
Kobieta była drobna i choć liczyła sobie ponad czterdzieści lat, jej głos brzmiał raczej młodzieńczo, gdy mówiła jakby celowo spokojnie i beznamiętnie. Poruszała cienkimi wargami prawie nie otwierając ust, nie patrzyła też w twarz rozmówcy. Lecz w jej czarnych źrenicach kryło się coś, co rozpraszało jego podejrzliwość, co więcej, ona również nie przejawiała szczególnej ostrożności, zachowywała spokój osoby przyzwyczajonej do warunków, w których się znajduje. Gdy w żeliwnym kociołku, zawieszonym nad grzejnikiem hibachi zrobionym z drzewa pawlowni, zagotowała się woda, kobieta zaparzyła herbatę; jakość tej zielonej herbaty, sposób jej przygotowania były - jak na miejsce i sytuację - zdumiewająco dobre, co jeszcze bardziej rozbroiło i uspokoiło Eguchiego. We wnęce wisiał obraz Kawai Gyokudo - przypuszczalnie reprodukcja - przedstawiający wioskę w górach, emanujący ciepłem czerwieniejących liści klonów. Nic nie wskazywało na to, że pokój ten kryje jakieś tajemnice.
- I proszę również bardzo uprzejmie, żeby pan nie próbował budzić dziewczyny. Ponieważ na pewno nie otworzy oczu, choćby pan nie wiem jak się starał... Śpi snem głębokim i o niczym nie wie - powiedziała z naciskiem kobieta. - Będzie spała cały czas, niczego nieświadoma od początku do końca. Nawet tego, w czyim towarzystwie spędziła tę noc... Ale proszę się tym nie przejmować.
Eguchi nie powiedział nic o rodzących się w nim najrozmaitszych wątpliwościach.
- To piękna dziewczyna! Przy tym przyjmuję tylko takich gości, którym mogę spokojnie zaufać.
- Która godzina?
- Za piętnaście jedenasta.
- To już pewnie pora. Wszyscy starsi ludzie wcześnie chodzą na spoczynek, rano wcześnie wstają, może pan w każdej chwili...
Kobieta wstała i otworzyła kluczem drzwi do sąsiedniego pokoju. Była mańkutem, zresztą nie wiedział, czy na pewno, ale tym razem posłużyła się lewą ręką. Nic szczególnego w tym nie było, lecz Eguchi wstrzymał oddech śledząc ruchy kobiety otwierającej drzwi. Kobieta wsunęła tylko głowę do środka i popatrzyła. Niewątpliwie nawykła również do tej czynności, a jej plecy zwrócone w tę stronę wyglądały normalnie, lecz Eguchi dostrzegł w tej sylwetce coś osobliwego. Na pasie obi ujrzał dziwnego dużego ptaka na tle deseniu skomponowanego z bębnów. Nie znał takiego ptaka. Zastanawiał się, dlaczego temu stylizowanemu ptakowi przydano tak fotograficznie wierne oczy i łapki. Oczywiście, nie o to chodzi, że ptak wywarł na nim jakieś niesamowite wrażenie, po prostu wzór sam w sobie był nieudany i gdyby chcieć zawrzeć w jednym szczególe nieprzyjemne cechy sylwetki kobiety odwróconej plecami, należałoby po prostu przywołać na myśl tego ptaka. Tło dla deseniu stanowił bladożółty, prawie biały materiał. W sąsiednim pokoju panował chyba półmrok. Kobieta zamknęła drzwi nie przekręcając klucza w zamku, klucz zaś położyła na stoliku przed Eguchim. Ani wyraz jej twarzy, ani ton głosu nie wskazywały, że przeprowadza po prostu inspekcję pokoju.
- Tu jest klucz. Życzę panu dobrej nocy. Gdyby trudno było panu zasnąć, znajdzie pan środek nasenny pod poduszką.
- Czy nie ma tu jakiegoś europejskiego trunku?
- Nie ma. Nie podajemy alkoholu.
- Wystarczyłaby choćby kropla na sen.
- Niestety.
- Czy dziewczyna jest w sąsiednim pokoju?
- Już mocno śpi i czeka tam na pana.
- Tak? - Eguchi poczuł się trochę zaskoczony. Kiedy dziewczyna mogła wejść do tego pokoju? Jak długo tam śpi? Czy kobieta zajrzała do pokoju po prostu po to, żeby sprawdzić, czy dziewczyna śpi? Eguchi słyszał o tym od starszego znajomego, który już bywał w tym domu, ale kiedy tu przyszedł, nie mógł jakoś w to wszystko uwierzyć.
- Tutaj się pan przebierze? Widocznie miała mu pomagać. Eguchi milczał.
- Słychać szum fal. I wiatr...
- Szum fal?
- Dobranoc panu - powiedziała kobieta i wyszła. Gdy starzec Eguchi został sam, rozejrzał się po pokoju wielkości ośmiu mat i nie dostrzegł w nim żadnych niespodzianek ani tajemnic, następnie wzrok zatrzymał na drzwiach prowadzących do sąsiedniego pokoju. Były to drzwi cedrowe, szerokości około jednego metra. Wstawiono je chyba później, na pewno nie pochodziły z czasów, w których ten dom budowano. Po zastanowieniu się uświadomił sobie, że również ścianę postawiono tu w miejsce przesuwanego przepierzenia po to, aby powstał ten tajemniczy pokój „śpiących piękności”. Kolor tej ściany dostosowano do pozostałych, ale na pewno był świeższy.
Eguchi wziął do ręki klucz pozostawiony przez kobietę. Był to bardzo prosty klucz. Skoro wziął go do ręki, mogłoby to znaczyć, że jest już gotów wejść do sąsiedniego pokoju, lecz pozostał na miejscu. Kobieta mówiła prawdę: fale huczały coraz donośniej. Chyba uderzały o stromą skałę. Wydało mu się, że dom stoi na jej krawędzi. Wiatr głośnym szumem zwiastował zbliżającą się zimę. Może to tylko ten dom wywoływał nastrój nadchodzącej zimy, a być może sprzyjał temu stan ducha starego Eguchiego, bo przecież wcale jeszcze nie było tu zimno nawet przy jednym grzejniku hibachi. Zresztą klimat w tej okolicy jest też dosyć ciepły. Wiatr nawet nie strąca wszystkich zeschłych liści. Ponieważ Eguchi przyszedł tu nocą, nie mógł zobaczyć, co jest dokoła domu, ale zapach morza czuł wyraźnie. Minął bramę i wszedł do rozległego ogrodu, w którym rosły głównie wielkie sosny i klony. Na tle mrocznego nieba rysowały się ostro igły. Dom był chyba kiedyś czyjąś willą letniskową.
Eguchi nie odkładając klucza zapalił papierosa, pociągnął kilka razy i zgasił go w popielniczce, drugi natomiast dopalił do końca. Zawładnęła nim raczej ostra świadomość nieprzyjemnej pustki niż chęć zakpienia z własnego niepokoju. Eguchi zazwyczaj zasypiał po wypiciu paru łyków whisky, ale sen miał raczej płytki, często miewał nieprzyjemne, złe widzenia. Poetka, która młodo umarła na raka, napisała w jednym z wierszy, że w bezsenności „noc ma jej do zaofiarowania same ropuchy, czarne psy, topielców”. Słowa te zrobiły na nim takie wrażenie, że raz je przeczytawszy nie mógł ich już nigdy zapomnieć. Teraz też przypomniał sobie ten wiersz. Przyszło mu nawet na myśl, że śpiąca - czy raczej uśpiona - w sąsiednim pokoju dziewczyna należy może do rodzaju owych „topielców”, zawahał się więc, czy ma tam wejść czy nie. Nie zapytał, czym dziewczynę uśpiono, ale nie miał wątpliwości, że sztucznie została wprowadzona w stan omdlenia, straciła świadomość i nie wie, co się dzieje dokoła niej; chyba dlatego ma szarą ołowianą skórę jak u narkomanów, podkrążone oczy, wystające żebra, widoczne pod wychudłym zwiędłym ciałem. Może jest zimna, wzdęta i opuchnięta. Może cicho pochrapuje, pokazując przez otwarte usta zaczerwienione dziąsła. W sześćdziesięciosiedmioletnim życiu starca Eguchiego były, oczywiście, również szkaradne noce z kobietami. I właśnie te noce najtrudniej jest zapomnieć. Nie chodzi tu o szkaradny wygląd fizyczny, lecz o to, co rodzi się z nieszczęsnych wypaczeń życia kobiety. Dożywszy tych lat Eguchi nie chciałby do tego rodzaju szpetnych spotkań z kobietami dołączyć jeszcze jednego. Tak to Eguchi myślał, kiedy był już w tym domu o krok od nowego spotkania. Lecz z drugiej strony, co może być bardziej szkaradnego od starego mężczyzny, który zamierza spędzić noc leżąc obok uśpionej dziewczyny nie mogącej się rozbudzić? Czyż Eguchi nie przyszedł jednak do tego domu w poszukiwaniu kwintesencji starczej szpetoty?
Kobieta mówiła o gościach, którym może zaufać, wydaje się więc, że wszyscy, którzy tu przychodzą, są godni zaufania. Takim też był starzec, który poinformował Eguchiego o tym domu. Stary człowiek, który już przestał być mężczyzną. Pewnie myślał, że również Eguchi jest w tym samym stanie starczej słabości. Prawdopodobnie kobieta w tym domu przyzwyczaiła się do obsługiwania jedynie takich staruszków i dlatego ani nie patrzyła na Eguchiego ze współczuciem, ani nie przejawiała chęci do wypytywania go o cokolwiek. Lecz stary Eguchi dzięki temu, że mógł w dalszym ciągu zażywać rozkoszy życia, nie należał jeszcze do tych, których kobieta nazywa „gośćmi godnymi zaufania”; mógł się jednak z własnej woli przystosować do warunków. Zwykle zależało to od nastroju, miejsca i partnerki. Jednak szpetota starości dokuczała mu coraz mocniej. Czuł, że nędzny żywot starych ludzi, odwiedzających ten dom, wkrótce stanie się jego udziałem. O tym świadczą chociażby jego dzisiejsze odwiedziny. Eguchi nie miał więc najmniejszego zamiaru łamania brzydkich zakazów, żałosnych zakazów narzucanych tu starym mężczyznom. Skoro nie zamierza ich łamać, więc nie złamie.
Można by chyba ten dom nazwać tajnym klubem starych mężczyzn, niemniej liczba członków jest chyba niewielka, Eguchi natomiast nie przyszedł tu w tym celu, żeby potem ogłosić światu grzechy tego klubu, ani burzyć jego obyczaje. Ciekawość zresztą też nie działała tak mocno na jego wyobraźnię jak dawniej, co zresztą jest już objawem niedoli starości.
- Są również tacy goście, którzy mówią, że mają przyjemniejsze sny, kiedy śpią tutaj. Niektórzy mówią, że wspominają tu młodzieńcze lata.
Starzec Eguchi przypominał sobie te słowa kobiety, ale mimo to, gdy otworzył cedrowe drzwi prowadzące do sąsiedniego pokoju, na jego twarzy nie pojawił się żaden grymas, nawet gorzkiego śmiechu.
- Aa!
To karmazynowe zasłony z welwetu tak go zaskoczyły. Ich głęboką czerwień podkreślał półmrok pokoju. Miał wrażenie, że przed zasłoną unosi się warstwa białego światła, że stawia teraz krok prowadzący w krainę złudzeń. Zasłony wisiały na wszystkich czterech ścianach. Cedrowe drzwi również osłaniała kotara, której brzeg tylko nieco zebrano i przewiązano. Eguchi zamknął drzwi na klucz i zaciągając za sobą kotarę spojrzał na śpiącą. Nie udawała, oddychała głęboko, pogrążona we śnie. Niespodziewane piękno tej dziewczyny oszołomiło starca. Zaskakująca była nie tylko jej uroda. Zdumiała go również jej młodość. Leżała na lewym boku, zwrócona twarzą do niego, rysowała się przed nim tylko jej głowa, reszty ciała nie mógł teraz zobaczyć, ale sądził, że liczy sobie nie więcej niż dwadzieścia lat. W piersi Eguchiego zabiło jakby jeszcze jedno serce.
Dziewczyna prawą dłoń trzymała na krawędzi kołdry, lewą rękę natomiast wyciągała chyba ukośnie od siebie, duży palec prawej ręki krył się pod jej policzkiem, czubki pozostałych palców leżały na poduszce wzdłuż policzka, złagodzone snem, przyjemnie zaginały się do wewnątrz, nie były jednak zgięte na tyle, by nie dostrzec czarujących dołeczków u ich nasady. Ciepła czerwień lekko barwiła opuszki. Ręka była jednak gładka i biała.
- Śpisz? Nie wstajesz? - zapytał starzec Eguchi jakby tylko po to, żeby dotknąć jej ręki, którą ujął w dłoń i lekko potrząsnął.
Wiedział, że dziewczyna się nie obudzi. Trzymając jej rękę patrzył na twarz, zadając sobie pytanie, co to za dziewczyna. Brwi chyba nigdy jeszcze nie malowała, rzęsy były równe i harmonijne. Uderzył go nagle zapach dziewczęcych włosów.
Po chwili usłyszał głos fal bijących o brzeg mocniej niż przedtem - dziewczyna poruszyła jego serce. Zdecydował się od razu i przebrał. Dopiero teraz spostrzegł, że światło wpada do pokoju z góry, podniósł więc wzrok: światło elektryczne prześwitywało przez japoński papier w dwu okienkach pod sufitem. „Czy światło jest korzystne dla karmazynu welwetowych zasłon, czy kolor welwetu zabarwia cerę dziewczyny i upodabnia ją do pięknej zjawy?” - zastanawiał się Eguchi z niepokojem serca, choć zachowywał się nadzwyczaj spokojnie. Ale kolor nie był dostatecznie silny, by pokryć lica dziewczyny. Gdy oczy przywykły do tego światła, okazało się, że w pokoju jest za jasno, przyzwyczaił się bowiem spać w ciemności, lecz górnych świateł widocznie nie można tu wygasić. Spostrzegł, że kołdra jest w dobrym gatunku.
Eguchi wsunął się cicho pod kołdrę, bojąc się, żeby nie obudzić dziewczyny, która zresztą nie powinna się obudzić. Dziewczyna była chyba zupełnie naga. Nie zareagowała, nie zrobiła najmniejszego nawet ruchu, nie zakryła piersi, ani nie zacisnęła ud w chwili, gdy wchodził pod wspólną kołdrę. Młode kobiety reagują szybko podświadomie, mimo głębokiego snu, lecz tym razem nie był to zwykły sen, Eguchi o tym wiedział, a mimo to położył się tak, żeby nie dotknąć jej ciała i jej nie obudzić. Kolana miała wysunięte nieco do przodu, więc Eguchi nie mógł położyć się wygodnie. Nie patrząc na nią wiedział, że we śnie nie zajmuje pozycji obronnej, nie opiera prawego kolana o lewe, przeciwnie, prawe kolano trzyma cofnięte do tyłu, lewą nogę zaś wyprostowaną. Ramiona i biodra tworzyły różne kąty w stosunku do zgiętego tułowia śpiącej na boku. Dziewczyna nie była zbyt wysoka.
Dłoń, którą poprzednio starzec Eguchi ujął palcami i przez chwilę trzymał, spała snem głębokim - opadła bezwładnie, kiedy ją wypuścił. Gdy podciągnął poduszkę, ręka osunęła się na materac. Eguchi oparł się o poduszkę łokciami i przypatrując się dziewczęcej ręce wymamrotał: - Całkiem jak zwierzątko. - Od początku nie miał wątpliwości, że żyje, że jego słowa oznaczają po prostu zachwyt nad czarującym wyglądem tej ręki, ale kiedy już to wypowiedział, po słowach pozostał jakiś złowieszczy pogłos. Uśpiona i niczego nieświadoma dziewczyna, choć nie zakończyła życia, utraciła je na jakiś czas, pogrążona w bezdennej głębi. Nie ma takich rzeczy, jak żywe lalki, więc nie zamieniła się ona w żywą lalkę, ale żeby nie zawstydzać starego człowieka, który przestał być mężczyzną, została przeistoczona w żywą zabawkę, gdyż dla tego rodzaju starych mężczyzn jest ona mimo wszystko samym życiem. Żywą istotą, której mogą dotykać z ufnością W starczych oczach dalekowidza ręka dziewczyny, leżąca tuż przed jego obliczem, była jeszcze subtelniejsza i piękniejsza. Wyczuł jej gładkość w dotyku, ale nie mógł zobaczyć delikatnej skóry.
Oczy starca dostrzegały tę samą ciepłą czerwień w małżowinie uszu, co w koniuszkach palców. Widział poprzez włosy. Czerwień oskarżała starca świeżością aż do bólu w piersi. Eguchi początkowo podrażniony zwykłą ciekawością przybłąkał się do tego tajemniczego domu i wydało mu się, że starsi od niego mężczyźni przychodzą tutaj z większą radością i większym niż on smutkiem. Dziewczyna miała długie włosy. Kto wie, może zachowała ich naturalną długość po to, by starzy mężczyźni mogli się nimi bawić. Eguchi położył głowę na poduszce i uniósł nieco włosy odkrywając jej ucho. Przed oczyma zamajaczył biały kosmyk. Jej szyja i kark tchnęły niewinną świeżością. Nie miały one jeszcze krągłości ciała dojrzałej kobiety. Starzec przeniósł wzrok i rozejrzał się po pokoju. Tylko jego ubranie leżało tu w nieładzie na tacy, nigdzie nie dostrzegł garderoby, którą zdjęła z siebie dziewczyna. Może kobieta je zabrała, lub - co było równie prawdopodobne - dziewczyna weszła do tego pokoju całkowicie naga - na samą myśl o tym Eguchi zadrżał. Ktoś mógł ją dokładnie obejrzeć. Zresztą nie ma teraz powodu do obaw, przecież już wie o tym, że dziewczyna została w tym celu uśpiona, lecz Eguchi przykrył jej obnażone ramię kołdrą i zamknął oczy. W unoszącym się zapachu poczuł nagle zapach dziecka. Była to mleczna woń niemowlęcia ssącego pokarm z piersi. Słodkawa i mocniejsza od zapachu dziewczyny.
- To niemożliwe. - Trudno mu było nawet sobie wyobrazić, że dziewczyna już urodziła dziecko, a z nabrzmiałych piersi sączy się teraz mleko. Eguchi jeszcze raz się jej przyjrzał, poczynając od czoła i policzków po dziewczęcą linię podbródka i szyję. Mimo że po tym mógł już poznać i nie mieć wątpliwości, uniósł następnie kołdrę zakrywającą jej ramiona. Oczywiście, te piersi nie miały jeszcze pokarmu. Dotknął lekko palcami - nawet nie były wilgotne. Poza tym jeśli wobec tej nie mającej jeszcze dwudziestu lat dziewczyny określenie „pachnąca mlekiem matki” nie byłoby błędne, to jednak skąd jej ciało mogło wydzielać woń charakterystyczną dla niemowlęcia? W rzeczywistości był to zapach kobiety. Lecz mimo tego Eguchi w tym momencie poczuł woń niemowlęcia ssącego jeszcze piersi matki, to pewne. Czy było to tylko chwilowe złudzenie? Skąd takie złudzenie? - zadawał sobie wciąż pytania, ale odpowiedzi nie znajdował: prawdopodobnie zapach niemowlęcia wypływał ze szczeliny jego własnego pustego w tej chwili serca. Zastanawiając się nad tym, pogrążył się w nastroju osamotnienia przeplecionym nutką żalu. Choć raczej mroziła go posępność starości niż samotność i żal. Po chwili zmieniła się ona w poczucie żalu, następnie w czułość wobec dziewczyny, która emanowała ciepłym zapachem młodości. I oto nagle od ciała dziewczyny zaczęła napływać ku niemu muzyka rozpraszająca dręczące go dotąd poczucie winy. Była to muzyka przepełniona miłością: Eguchi rozejrzał się po otaczających go ścianach, jakby chcąc stąd uciec, lecz spowity dokoła welwetowymi zasłonami nie dostrzegł chyba nigdzie wyjścia. Karmazynowy welwet, wchłaniając światło z sufitu, był miękki i absolutnie nieruchomy. Szczelnie zamykał w sobie uśpioną dziewczynę i starca.
- Nie zbudzisz się? Nie wstaniesz? - starzec potrząsnął ją za ramię, następnie uniósł głowę i znów pytał: - Nie wstaniesz? Nie wstaniesz?
Pchnęło go do tego uczucie do dziewczyny, wzbierające w jego sercu. Nadeszła nieoczekiwanie chwila, gdy starzec nie mógł już znieść tej sytuacji, w której dziewczyna śpi, nic nie mówi, nie zna jego twarzy ni głosu, nie zna niczego, co się tu dzieje, i nie wie, iż mężczyzna Eguchi jest razem z nią. Nawet najmniejsza cząstka jego istnienia nie dociera do niej. Dziewczyna nie obudzi się, jej uśpiona głowa ciąży na dłoni starca nieruchomo, tylko jej lekko przymrużone brwi mógł przyjąć jako jedyną oznakę życia. Nagle Eguchi przestał ruszać ręką. Lecz jeśli dziewczyna miałaby się obudzić od lekkiego poruszenia, wówczas tajemnica tego domu, którą Kiga, przedstawiając Eguchiemu to miejsce, opisał jako „spanie z tajemnym Buddą”, uległaby szybko ujawnieniu. Właśnie dla starych mężczyzn, „którym można zaufać”, spanie z dziewczyną absolutnie nie mogącą się obudzić, było taką pokusą, przygodą i radością, jakiej mogli zaufać. Kiga powiedział Eguchiemu, że tylko wtedy czuje, że żyje, kiedy znajduje się obok uśpionej dziewczyny. Dostrzegłszy coś czerwonego na więdnącym mchu w jesiennym ogrodzie przy domu Eguchiego, zapytał:
- Co to jest?- I poszedł sprawdzić. Były to czerwone owoce aoki. Wiele z nich leżało na ziemi. Kiga podniósł tylko jeden i obracając go w palcach opowiadał o tajemnicy tego domu. Dodał, że odwiedza go, gdy nie może już wytrzymać smutków starości.
- Wydaje mi się, że to już daleka przeszłość, gdy ostatni raz rozczarowałem się kobietą. Wiesz, ktoś wymyślił dom, w którym usypia się kobiety tak, że nie mogą się obudzić. Może właśnie te śpiące, nie mówiące i nie pytające o nic dziewczęta mówią o wszystkim i chętnie wysłuchują wszystkiego tego, co mają na duszy starzy ludzie, którzy - jako mężczyźni - nie mogą już być partnerami dla kobiet?
Eguchi teraz po raz pierwszy spotyka się z taką kobietą. Dziewczyna na pewno już wiele razy towarzyszyła tu starym mężczyznom. Wszystko im powierzyła, nieświadoma niczego, w stanie tak silnego zamroczenia, jakby śmierci tymczasowej, leżała na boku z miną niewinnego dziecka, oddychając spokojnie. Jedni zapewne pieścili każdą cząstkę jej ciała, inni natomiast szlochali nad swoim losem. Ani o jednych, ani o drugich dziewczyna nic nie wiedziała. Lecz z tą myślą Eguchi nie mógł się pogodzić. Nawet wyjmując rękę spod jej głowy starał się czynić to tak ostrożnie, jakby miał do czynienia z łatwo tłukącym się przedmiotem - z drugiej strony nie opuszczała go chęć rozbudzenia jej gwałtem.
Gdy ręka Eguchiego wysunęła się spod głowy, dziewczyna odwróciła lekko twarz, jednocześnie poruszyło się jej ramię - teraz leżała płasko na plecach zwrócona twarzą do góry. Eguchi cofnął się, myśląc, że dziewczyna się obudzi. Nos i usta dziewczyny w świetle padającym z sufitu zajaśniały młodością. Poruszyła lewą ręką i przeniosła ją ku twarzy. Wydawało się, że zamierza wskazujący palec włożyć do ust, więc Eguchiemu przyszło na myśl, że może zwykle śpi w ten sposób, z paluszkiem w buzi, ale okazało się, że tylko dotknęła lekko warg. Jednak wargi rozluźniły się ukazując zęby przez wąską szparkę. Dotąd oddychała przez nos, teraz zaczęła oddychać ustami, oddech jakby uległ trochę przyspieszeniu. Eguchi myślał, że może dziewczyna cierpi. Zdecydował, że jednak nie, lecz ponieważ miała wargi lekko rozchylone, zdawało mu się, że na usta zabłąkał się uśmiech. Odgłos fal bijących w wysoki brzeg znowu przybliżył się do uszu Eguchiego. Szum cofającej się wody świadczył, iż u podnóża urwiska były wysokie skały. Uwięziona w głazach woda odpływała z pewnym opóźnieniem. Oddech z ust dziewczyny był mocniejszy niż z nosa. Nie miał jednak zapachu mleka. Gdy starzec zaczął się zastanawiać i dziwić, skąd tak nieoczekiwanie pojawił się ten zapach, doszedł do wniosku, że mógł on po prostu świadczyć o tym, iż poczuł w tej dziewczynie kobietę.
Starzec Eguchi ma wnuków pachnących mlekiem matki. Nagle w wyobraźni zamajaczyły ich sylwetki. Faktycznie, jego córki powychodziły za mąż i mają teraz dzieci, więc nie tylko nie zapomniał czasu, gdy jego wnuczęta pachniały mlekiem, lecz także nie zapomniał i o tym, jak pieścił je w ramionach. A może to ich zapach odżył dziś nagle jako upomnienie? Nie, był to raczej zapach jego serca, współczującego śpiącej dziewczynie.
Eguchi również położył się na plecach tak, żeby nie dotknąć dziewczyny, i zamknął oczy. Może powinien połknąć środek nasenny znajdujący się pod poduszką. Na pewno proszek nie jest taki silny, jak dostała dziewczyna, musi się więc obudzić wcześniej od niej. W przeciwnym razie tajemnice i uroki tego domu nie przetrwałyby długo. Eguchi rozwinął paczuszkę wyjętą spod poduszki i znalazł w niej dwie białe tabletki. Jeśli zażyje jedną, zapadnie w półsen, po dwóch zaśnie snem twardym jak śmierć. Może tak byłoby najlepiej - gdy przyglądał się tabletkom, nieprzyjemne wspomnienia związane z mlekiem z piersi, szalone wspomnienia powróciły do świadomości.
- O? czuć mlekiem. Czy to zapach piersi matki? Zapach niemowlęcia! - Kobieta składająca marynarkę, którą zdjął Eguchi, zmieniła się na twarzy i wpatrywała się w niego z wyrzutem. - To twoje dziecko, prawda? Przed wyjściem z domu miałeś dziecko na rękach, prawda? Nie mam racji?
Kobieta zawołała: „To okropne! Jesteś okropny!” Wstała, jej ręce zadrżały nerwowo i rzuciła w niego ubraniem. „Nienawidzę cię! Żeby pieścić dziecko tuż przed spotkaniem ze mną!” Jej głos, donośny i ostry, jeszcze groźniejszy wyraz twarzy. Była gejszą, z którą od pewnego czasu utrzymywał zażyłe stosunki. Choć wszystko o nim wiedziała, i o żonie i dzieciach, zapach niemowlęcia wywołał u niej gwałtowny wybuch nienawiści, rozpalił w niej zazdrość. Stosunki między nim a gejszą od tego incydentu znacznie się pogorszyły.
Woń, której nie lubiła gejsza, przeniosła się na jego ubranie z najmłodszego jego dziecka, jeszcze niemowlęcia. Eguchi miał dziewczynę przed ślubem. Jej rodzice zaczęli patrzeć na nich coraz surowiej, więc ich spotkania - nawet tak rzadkie - przebiegały burzliwie. Pewnego razu gdy wypuścił dziewczynę z objęć, dokoła jej brodawki sączyła się krew. Eguchi przestraszył się, lecz jakby nic się nie zdarzyło, przytulił się do niej znowu i delikatnie zlizał krew. Odurzona pieszczotami dziewczyna nic o tym nie wiedziała. Gdy minęło szaleństwo i gdy Eguchi jej o tym powiedział, okazało się, że nie czuła bólu.
Tak daleko były te dwa zdarzenia, aż dziwne, że teraz wróciły. Czy naprawdę dlatego poczuł nagle zapach pokarmu niemowlęcia na widok śpiącej dziewczyny, że drzemały w nim tego rodzaju wspomnienia? To prawda,. że były bardzo odległe od chwili obecnej, ale - jeśli się tak zastanowić - wspomnienia może nie dadzą się podzielić na dalekie i bliskie tylko w zależności od tego, czy są dawne, czy nowsze. Sprawy z dzieciństwa sprzed sześćdziesięciu lat, mogą być barwniejsze i świeższe w pamięci i wspomnieniu od zdarzeń wczorajszych. Czyż tak się nie dzieje wraz z pogłębiającą się starością? Wobec tego właśnie zdarzenia z dzieciństwa kształtują charakter człowieka i kierują nim przez całe życie. Może zabrzmi to banalnie, ale ta właśnie dziewczyna, z której piersi spijał krew, nauczyła go, że wargi mężczyzny mogą krew wycisnąć z każdej cząstki ciała kobiety, ale chociaż Eguchi od tamtego zdarzenia raczej tego unikał, to jednak do dziś, do sześćdziesiątego siódmego roku życia nie opuszczała go pamięć o podarunku od tej dziewczyny, który stał się źródłem siły życia mężczyzny.
Być może następne zdarzenie jest jeszcze mniej interesujące, w każdym razie kiedyś w młodości żona pewnego dyrektora dużej firmy, dama w średnim wieku, ciesząca się opinią kobiety mądrej i ustosunkowanej, powiedziała Eguchiemu:
- Przed snem zamykam oczy i próbuję policzyć mężczyzn, którym nie opierałabym się, gdyby chcieli mnie całować. Kiedy nie dochodzę do dziesięciu, jest mi bardzo smutno. - Gdy mówiła te słowa, tańczyła właśnie walca z Eguchim. Młody Eguchi rozluźnił palce, którymi trzymał ją za rękę, i zapytał, czy uczyniła to wyznanie, ponieważ zalicza go do tych, których by nie odepchnęła, gdyby chcieli ją pocałować.
- Ja po prostu tylko liczę... - odpowiedziała obojętnie. - Jesteś młody, dlatego jeszcze chyba nie zdarza ci się odczuwać samotności podczas zasypiania, a jeśli nawet, to możesz mieć przy sobie żonę, ale proszę spróbować. Dla mnie czasem jest to dobre lekarstwo! - głos był raczej suchy, więc Eguchi milczał. Kobieta powiedziała „tylko liczę”, ale można by podejrzewać, że licząc maluje przed oczyma wyobraźni twarze czy nawet całe ciała mężczyzn; dla policzenia dziesięciu potrzebuje więc dużo czasu, bo poddaje się szalonym złudzeniom. Na samą myśl o tym nagle poczuł jeszcze mocniej woń perfum, jakby środka pobudzającego popęd płciowy tej kobiety, która już nieco przekroczyła lata rozkwitu. Jeśli wyobrażała sobie przed snem Eguchiego jako mężczyznę, który mógłby ją całować, to oczywiście jej sprawa, to jej kobieca tajemnica, która nie ma związku z Eguchim, on zresztą nie ma na to żadnego wpływu, ani nie może powstrzymać biegu jej wyobraźni, ani się nań uskarżać; odczuwał jednak niesmak na myśl o tym, że o niczym nie wiedząc staje się przedmiotem przyjemności w sercu kobiety w średnim wieku. Lecz słów tej kobiety dotąd nie zapomniał. Później nie mógł się jednak oprzeć podejrzeniom, że kobieta ta dla zwykłej zabawy chciała wówczas podniecić młodego Eguchiego, po prostu żeby trochę z niego pożartować, wymyśliła tę historyjkę z liczeniem, lecz po upływie czasu pozostały tylko te słowa. Dziś już dawno nie ma jej wśród żywych. Ale starzec Eguchi nie przestał wątpić w prawdziwość tych słów. Ta mądra kobieta umarła dopiero wtedy, gdy wyobraziła sobie pocałunki wielu setek mężczyzn.
Wraz ze zbliżaniem się starości również Eguchi w bezsenne noce przypomniał sobie czasem jej słowa, zdarzało się, że liczył na palcach swoje kobiety, ale nie poprzestawał na tych, które chętnie by całował, najczęściej snuł wspomnienia o kobietach, z którymi sypiał. Również dzisiejszej nocy wraz z iluzorycznym zapachem mleka z piersi, przywołanym przez śpiącą dziewczynę, przyszła mu na myśl kochanka dawnych czasów. A może to przypomnienie krwi z sutki dawnej kochanki wywołało zapach, jakiego nie miała ta dziewczyna. Być może igranie z pięknościami nie budzącymi się z głębokiego snu daje właśnie tę smutną pociechę starym mężczyznom, że pogrążają się we wspomnieniach dawnych kobiet, które już nigdy nie wrócą. Eguchi natomiast odczuwa raczej spokój serca napiętnowany jednak smutną nutą. Dotknął jej lekko po to, żeby sprawdzić, czy pierś nie jest mokra: nie przyszła mu szalona myśl do głowy, nie zamierzał przestraszyć dziewczyny, w przeciwnym razie zbudziłaby się rano trochę później niż Eguchi i ze zdumieniem spostrzegłaby sączącą się z piersi krew. Piersi dziewczyny były chyba pięknie zaokrąglone, gdyż przyszło mu na myśl to dziwaczne pytanie: dlaczego wśród wielu rozmaitych stworzeń ziemskich tylko piersi kobiety, przedstawicielki rodzaju ludzkiego, w ciągu długiej historii otrzymały tak piękny kształt? Czyż piękno piersi kobiecej nie mogłoby być powodem opromienienia blaskiem chwały dziejów ludzkości?
To samo można chyba powiedzieć o wargach kobiety. Starzec Eguchi przypomniał sobie kobiety w toalecie, to znów kobiety ścierające makijaż przed snem; były wśród nich i takie, których wargi zupełnie bladły po starciu szminki, i kobiety, które wyglądały potem starzej. Twarz śpiącej obok niego dziewczyny tonęła w miękkim świetle z sufitu i w odblasku otaczającego ze wszystkich stron welwetu, trudno więc było stwierdzić, czy dziewczyna malowała się czy nie, ale na pewno nie skubała brwi. Wargi i zęby lśniły świeżością. Jeszcze nie zaczęła stosować tych sztucznych zabiegów, takich jak na przykład perfumowanie ust, więc Eguchi czuł tylko naturalny zapach oddychającej przez usta młodej dziewczyny. Eguchi nie lubił ciemnych i szeroko rozlanych brodawek piersi, a jak się zorientował unosząc kołdrę okrywającą ją po ramiona, ta dziewczyna miała małe brodawki barwy brzoskwini. Spała na wznak, mógł więc je pocałować. Na pewno nie należała do tych kobiet, które by nie chciały być całowane w piersi. Skoro stary mężczyzna w wieku Eguchiego potrafi to zrobić, to można sobie wyobrazić, jaką radość muszą przeżywać znacznie starsi, przychodzący do tego domu i gotowi zapłacić najwyższą cenę, postawić wszystko na jedną kartę - myślał Eguchi. Wśród starców bywają chyba też osoby zachłanne - ich sylwetki również pojawiły się w wyobraźni Eguchiego. A tymczasem dziewczyna śpi i o niczym nie wie, czy jednak jej twarz, jej całe ciało pozostaną takie, jakie są teraz, czy nie ulegną zbrukaniu, rozkładowi? Eguchi nie dał się wciągnąć w tę diabelską i brzydką zabawę tylko dlatego, że dziewczyna była tak piękna we śnie. Czy różnica między Eguchim a innymi starcami nie polega na tym, że Eguchi ma jeszcze w sobie coś, co pozwala mu postępować jak mężczyzna? Dla innych starców dziewczyna musi przespać całą noc snem tak głębokim, że bezdennym. Eguchi natomiast już kilkakrotnie próbował ją zbudzić, lekko, co prawda. Sam zresztą nie wiedział, co by zrobił, gdyby przez omyłkę dziewczyna otworzyła oczy; w każdym razie to chyba z miłości do niej chciał ją obudzić. Nie, może raczej z poczucia własnej pustki i lęku.
- Może już pójdę spać - usłyszał swoje własne zbyteczne tu słowa, wypowiedziane szeptem, i zaraz dodał: - Nie będzie to sen wieczny. Ani dla niej, ani dla mnie... - Zamknął oczy z myślą, że po tej osobliwej nocy, jak po każdej innej dotąd, obudzi się żywy. Przeszkadzała mu zgięta w łokciu ręka dziewczyny z palcem wskazującym przytkniętym do buzi, Eguchi wziął ją za nadgarstek, rozprostował i przysunął do jej boku. Wyczuł puls, więc przytrzymał rękę wskazującym i środkowym palcem. Puls bił przyjemnie i regularnie. Spokojny oddech był trochę wolniejszy od oddechu Eguchiego. Wiatr uderzał od czasu do czasu o dach, ale już nie niósł ze sobą odgłosu zbliżającej się zimy, jak poprzednio. Huk fal wznoszących się i bijących o urwisko nieco złagodniał. Pogłos zdawał się nadlatywać od morza jako muzyka rozbrzmiewająca w ciele dziewczyny i zlewająca się z biciem jej serca, przechodząca w puls nadgarstka. Przed powiekami starca, wraz z muzyką, zabłąkał się i roztańczył bielusieńki motyl. Eguchi wypuścił rękę, teraz w ogóle nie dotykał dziewczyny. Zapach z ust, zapach ciała, zapach jej włosów był raczej ledwie wyczuwalny.
Eguchi wspominał tych kilka dni, w których potajemnie wyjechał do Kioto drogą okrężną przez Hokuriku z tą kobietą, której krwawiła pierś. To wspomnienie było tak żywe przypuszczalnie dlatego, że działało na niego ciepło młodego ciała. W drodze z Hokuriku do Kioto pociąg przyjeżdżał przez wiele krótkich tuneli. Za każdym razem gdy pociąg wjeżdżał w tunel, dziewczyna ze strachu przyciskała kolana do Eguchiego i chwytała go za rękę. Gdy wyjeżdżali z tunelu, zwykle ukazywały się wzgórza lub zatoczki z łukiem tęczy nad nimi.
- Ach, jak ładnie! Jak ślicznie! - wołała dziewczyna na widok małej tęczy. Gdy wyjeżdżali z tunelu, rozglądała się na prawo i lewo i odkrywała tęczę czasem o tak nikłych kolorach, że trudno było stwierdzić, czy jest, czy jej nie ma, w końcu w tych zaskakująco licznych tęczach zaczęła dostrzegać jakiś niedobry znak.
- Myślisz, że nas nie ścigają? Wydaje mi się, że schwytają nas, gdy zajedziemy do Kioto. Kiedy zabiorą mnie z powrotem, już nigdy nie wypuszczą z domu. - Eguchi ledwie skończył uniwersytet i zaczął pracować, nie przypuszczał, że będzie mógł jakoś wyżyć w Kioto, wiedział, że jeśli nie popełni razem z dziewczyną samobójstwa, będzie musiał wrócić do Tokio, ale oglądając tęcze, nie mógł jednocześnie odpędzić sprzed oczu nadzwyczaj czystego i pięknego obrazu intymnego miejsca dziewczyny. Widział je Eguchi w hoteliku nad rzeką w Kanazawie. W tę noc padał śnieg. Młody Eguchi na widok czystości wstrzymał oddech, był tak wzburzony, że aż łzy pojawiły się w kącikach oczu. Potem przez następnych kilkadziesiąt lat nie widział tego u żadnej kobiety w takiej czystości. Sądził, że tym głębiej zrozumiał, co to jest czystość, i to, że czystość intymnego miejsca dziewczyny jest jednocześnie czystością jej serca. „Co za głupota” - próbował wyśmiać sam siebie, lecz stało się to faktem w potoku jego tęsknot, mocnym niewzruszonym wspomnieniem po dzisiejsze dni starości. W Kioto zjawił się wysłannik rodziny, zabrał mu dziewczynę i odwiózł rodzicom, którzy wkrótce wydali ją za mąż.
Kiedy przypadkowo spotkali się na brzegu stawu Shinobazu w Jeno, dziewczyna niosła na plecach niemowlę. Dziecko miało białą wełnianą czapeczkę na głowie. Była to akurat pora, kiedy lotosy w stawie Shinobazu już zwiędły. Możliwe - myślał - że biały motyl tańczący pod powieką Eguchiego, leżącego obok śpiącej dziewczyny, powstał ze wspomnienia owej dziecięcej białej czapeczki. Kiedy spotkali się nad brzegiem stawu Shinobazu, Eguchi nie potrafił nic jej powiedzieć poza pytaniem: „Czy jesteś szczęśliwa?” Dziewczyna bez namysłu odpowiedziała: „Tak, jestem szczęśliwa.” Chyba byłoby trudno odpowiedzieć inaczej. „Dlaczego chodzisz tutaj sama z dzieckiem na plecach?” - Na to dziwne pytanie dziewczyna nie odpowiedziała, milczała i patrzyła w twarz Eguchiemu.
- Czy to chłopiec, czy dziewczynka?
- Co za pytanie! Dziewczynka! Czy sam nie potrafisz rozróżnić?
- Czy nie jest to moje dziecko?
- Też! Oczywiście, że nie. Na pewno nie. - Dziewczyna z wyrazem złości w oczach potrząsnęła głową.
- Tak? Jeśli jest moje, nie musisz mi tego teraz powiedzieć, możesz to zrobić kiedy będziesz chciała, nawet za kilkadziesiąt lat.
- Nie jest twoje. Naprawdę nie. Pamiętam, że cię kochałam, ale proszę, nie podejrzewaj, że to twoje dziecko. Przysporzyłbyś mu wiele zmartwień.
- Tak? - Eguchi nie starał się spojrzeć na twarz dziecka, lecz jeszcze długo patrzył na sylwetkę odchodzącej kobiety. Obejrzała się dopiero wtedy, gdy odeszła dość daleko. Spostrzegłszy, że Eguchi odprowadza ją wzrokiem, nagle przyspieszyła kroku. Odtąd już nigdy się nie widzieli. Eguchi słyszał, że umarła jakieś dziesięć lat temu. Ma już sześćdziesiąt siedem lat, więc umiera wielu jego krewnych i znajomych, ale pamięć o tej dziewczynie wciąż jest jeszcze świeża. Zredukowane do białej czapeczki dziecko i czystość jej intymnego miejsca oraz krew na piersi jeszcze dziś zachowały świeżość i barwę. Zaczął myśleć nawet tak: być może nikt na świecie poza Eguchim nie poznał jej czystości, której z niczym porównać nie można, a wraz z jego śmiercią, już tak niedaleką, zniknie ona na zawsze z tego świata. Dziewczyna, choć wstydliwie, posłusznie pozwalała mu popatrzeć - być może takie są dziewczęta, ale ona niewątpliwie nic nie wiedziała o tej czystości. Nie mogła jej zobaczyć.
Wczesnym rankiem po przyjeździe do Kioto Eguchi i dziewczyna szli dróżką przez gaj bambusowy. Liście bambusu błyszczały srebrzyście w porannym słońcu i lekko drgały. Kiedy wspominał to na starość, liście bambusu były cienkie i miękkie, zupełnie jakby ze srebra, pień bambusu również wydawał się ze srebra. Po jednej stronie dróżki na skraju gaju bambusowego kwitły osty i „kwiaty rosy”. Może pory roku mu się pomyliły, ale taka dróżka wróciła we wspomnieniu. Przeszli gaj bambusowy, potem idąc wzdłuż przejrzystego strumienia trafili na wodospad, rozpryskający iskrzące się w słońcu strugi. Wśród bryzgów wody stała naga dziewczyna. Oczywiście, nic podobnego się nie zdarzyło, ale wydawało mu się od pewnego czasu, że coś takiego było w jego życiu. Później się postarzał, ale kiedy patrzył na kępy sosen na łagodnych wzgórzach okolicy, wracało żywe wspomnienie dziewczyny. Lecz nigdy przedtem jeszcze mu się nie zdarzyło, by wspomnienie było tak świeże i wyraziste jak dzisiejszej nocy. Czy to młodość śpiącej dziewczyny je wywołała?
Starzec Eguchi rozbudził się na dobre i nie mógł zasnąć. Nie miał już ochoty wspominać innych dziewcząt poza tą jedyną, z którą oglądał tęcze. Nie chciał też dotykać śpiącej obok, ani oglądać jej nagiego ciała. Położył się na brzuchu i znów otworzył zawiniątko wyjęte spod poduszki. Kobieta z tego domu powiedziała, że jest to środek nasenny, ale jaki to środek, czy taki sam, jaki dostała śpiąca dziewczyna? Eguchi zawahał się, ale gdy już włożył do ust jedną tabletkę, popił dużą ilością wody. Choć pijał alkohol przed snem, środków nasennych nie używał i być może dlatego teraz szybko pochłonęła go senność. Miał sen. Śniło mu się, że obejmuje go kobieta, ale kobieta ta ma cztery nogi; przylgnęła do niego, objęła go również wszystkimi czterema nogami. Miała też ręce. Eguchi przebudził się, i w półśnie myślał, że cztery nogi to rzecz osobliwa, ale nie czuł wstrętu, przeciwnie, wydało mu się, że jest bardziej podniecony, niż gdyby to były tylko dwie nogi. Ach, to środek wywołujący takie sny - pomyślał. Dziewczyna odwróciła się tyłem, przysunęła się do niego i przycisnęła do biodra. Zrobiło mu się żal, że dziewczyna odsunęła głowę nieco dalej, w słodyczy półsnu wziął w ręce długie włosy rozsypane obok niego i bawił się nimi przeczesując palcami, i tak zapadł w sen.
Drugi sen był wyjątkowo nieprzyjemny. W sali porodowej w szpitalu córka Eguchiego urodziła kalekie dziecko. Na czym polegało to kalectwo, starzec dobrze nie pamiętał po przebudzeniu. Tego, czego nie chciał, po prostu nie pamiętał. W każdym razie była to jakaś straszna deformacja. Noworodek został od razu ukryty przez położną. Stanęła ona w cieniu białej zasłony sali porodowej i cięła niemowlę na kawałki. Po to, żeby wyrzucić. Znajomy lekarz w białym kitlu stał obok. Eguchi też stal i patrzył. W tym momencie jęknął ze zgrozy i rozbudził się na dobre. Przeraziły go wiszące dokoła aksamitne karmazynowe kotary. Chwycił się więc obiema rękami za głowę i potarł po czole. Co za potworny sen! To niemożliwe, by w środkach nasennych krył się jakiś demon. Przyszedł tu szukać nienormalnych rozkoszy, znalazł sen wątpliwej przyjemności. Nie wiedział, którą z trzech córek widział we śnie, zresztą nie starał się nawet zastanawiać nad tym. Wszystkie trzy urodziły normalne, zdrowe dzieci.
Eguchi opuściłby ten dom w tej chwili, gdyby mógł. Lecz połknął ostatnią tabletkę, by zasnąć głębokim snem. Zimna woda spłynęła w dół przez gardło. Śpiąca dziewczyna leżała jak przedtem tyłem do niego. Myśląc, że mogłaby ona - nie było to niemożliwe - urodzić takie głupie, najbrzydsze dziecko, położył rękę na jej zaokrąglonym ramieniu.
- Odwróć się do mnie! - Dziewczyna jakby to usłyszała. Obróciła się nieco i położyła rękę na piersi Eguchiego, przysunęła też nogę drżącą jakby z zimna. Tej gorącej dziewczynie nie mogło być zimno. Z jej ust czy może nosa - nie wiedział dokładnie - wydobył się cichy głos.
- Ty też masz złe sny, malutka?
Starzec Eguchi zapadł w głęboki sen tym razem bardzo szybko.
Rozdział drugi
Starzec Eguchi nigdy nie myślał, że przyjdzie znowu do „śpiących piękności”. Przynajmniej nie miał takiego zamiaru po pierwszych odwiedzinach. Kiedy obudził się i wracał do domu następnego dnia rano, był o tym przeświadczony.
Dopiero pół miesiąca później zatelefonował i zapytał, czy może przyjść tam wieczorem. Odpowiadający mu głos należał chyba do tej samej kobiety po czterdziestce, przez telefon zabrzmiał jak zimny szept dochodzący z jeszcze bardziej opustoszałego miejsca.
- Jeśli pan teraz wyjdzie, jak pan mówił, to o której mniej więcej będzie pan tutaj?
- Hm, może trochę po dziewiątej.
- To byłoby za wcześnie. Jeszcze nie przyszła partnerka, a nawet gdyby była, nie zdołałaby usnąć... Zaskoczony Eguchi milczał.
- Do jedenastej będzie już spała, więc czekam na pana około tej właśnie godziny. - Kobieta mówiła wolno i spokojnie, mimo to serce Eguchiego biło mocniej.
- Wobec tego przyjdę o jedenastej - odpowiedział czując suchość w gardle.
A przecież, jeśli o niego idzie, to dziewczyna mogłaby nie spać, chciałby zresztą ją poznać przed snem - powinien był to powiedzieć, niekoniecznie poważnie, choćby pół żartem, ale słowa uwięzły mu w gardle. Godziły w tajne zasady tego domu. Ponieważ były to zasady podejrzane, musiał się im podporządkować tym surowiej. Jeśliby je kto złamał choćby jeden raz, dom ten zmieniłby się w pospolity przybytek nierządnic. A wtedy smutne tęsknoty starych mężczyzn, ich zwodnicze sny rozpadłyby się bezpowrotnie. Nawet sam Eguchi był całkowicie zaskoczony, gdy poczuł drżenie serca poruszonego nadzieją spełnienia, usłyszawszy przez telefon, że o dziewiątej wieczorem byłoby za wcześnie, gdyż dziewczyna jeszcze nie śpi, i że uśpią ją do jedenastej. Czy można to uczucie człowieka nazwać zdumieniem towarzyszącym niespodziewanemu wyprowadzeniu go poza obręb życia codziennej rzeczywistości? Dziewczyna bowiem będzie spać i absolutnie się nie obudzi.
Po dwóch tygodniach zdecydował się pójść do tego domu, do którego nie zamierzał już nigdy iść po raz drugi. Trudno orzec, czy uczynił to za wcześnie czy może za późno, w każdym razie nie próbował stłumić siłą tej pokusy. Raczej nie chciał powtarzać brzydkiej zabawy starych mężczyzn, zresztą Eguchi nie był jeszcze tak stary i bezradny jak ci, którzy szukali tego rodzaju rozrywek. Lecz pierwsza noc w tym domu nie pozostawiła brzydkich wspomnień. Że był to występek, to jasne, ale przecież czuł jednocześnie, że nigdy w przeszłości nie spędził z kobietą tak czystej nocy jak tam. To wrażenie odniósł też zaraz po przebudzeniu się rano. Zbudził się o ósmej, później niż zwykle, przypuszczalnie na skutek działania środka nasennego. Jego ciało w ogóle nie dotykało partnerki. Było to słodkie przebudzenie, jak w dzieciństwie, w cieple młodej dziewczyny i jej lekkim zapachu.
Dziewczyna spała, zwrócona do niego. Głowę nieco wysunęła do przodu, piersi cofnęła, więc pod brodą na długiej szyi, dziewczęcej i świeżej, powstała ledwie dostrzegalna linia. Jej długie włosy leżały rozsypane poza poduszką. Eguchi odwrócił wzrok od ładnych zamkniętych ust i przyjrzał się brwiom i rzęsom - nie miał wątpliwości, że jest dziewicą. Leżała nie dość blisko, by starcze oczy Eguchiego dostrzegły poszczególne rzęsy czy brwi. Nie widział również puszku na skórze, więc jej ciało jaśniało łagodnym blaskiem. Nie miała pieprzyków, ani na twarzy, ani na szyi. Kiedy starca przepełniło uczucie głębokiej tkliwości, a w sercu zawitało też dziecinne złudzenie, że dziewczyna go pieści, zapomniał nawet o sennych koszmarach. Przesunął rękę i delikatnie ujął w dłoń jej pierś. We wrażeniu dotyku migotało coś tajemniczego, wydawało mu się, że dotknął piersi własnej matki, gdy jeszcze znajdował się w jej łonie.
Cofnął rękę, lecz doznanie przeszło z dłoni również na ramiona.
Usłyszał szmer otwieranych drzwi w sąsiednim pokoju.
- Czy pan się obudził? - zapytała kobieta. - Śniadanie jest już przygotowane.
- O? - zaskoczony, od razu zareagował. Przez szpary w okiennicach poranne słońce podświetlało aksamitne kotary. Lecz światło poranka nie połączyło się jeszcze z łagodną poświatą padającą od sufitu.
- Mogę już panu przynieść? - przynaglała kobieta.
- Tak.
Eguchi podparł się na łokciu i wstając z pościeli, drugą ręką lekko pogładził dziewczynę po włosach.
Starzec wiedział o tym, że kobieta budzi zwykle gości, nim wstanie dziewczyna, ale śniadanie podała z całkowitym spokojem. Do której może spać dziewczyna? Nie powinien zadawać zbytecznych pytań, Eguchi o tym wiedział, więc rzekł bez specjalnego entuzjazmu. - Miłe dziecko.
- Tak. Czy miał pan też ładne sny?
- Ofiarowała mi bardzo przyjemne sny.
- Wiatr i fale dziś rano się uspokoiły, tę porę roku nazywają babim latem - zmieniła temat.
I tak w dwa tygodnie później po raz drugi przychodzi tu starzec Eguchi z mniejszą ciekawością niż za pierwszym razem, choć z równą powściągliwością i zawstydzeniem, wzrosło w nim natomiast wzruszenie. Spowodowane czekaniem od dziewiątej do jedenastej zniecierpliwienie przyspieszało bicie jego serca.
Zamek w drzwiach otworzyła i powitała Eguchiego ta sama kobieta. We wnęce wisiała również ta sama kopia obrazu. Smak herbaty pozostał równie dobry jak za pierwszym razem. Eguchi czuł się jednak bardziej zdenerwowany niż za pierwszą wizytą, ale swoje miejsce zajął jak doświadczony stary bywalec. Obejrzał się za siebie i popatrzył na obraz górskiej wioski zabarwionej jesiennymi kolorami.
- Tu jest ciepło, więc liście klonów więdną, zanim się pięknie zaczerwienią, prawda? W ogrodzie było ciemno i dobrze nie widziałem... - powiedział bez związku.
- Naprawdę? - zareagowała obojętnie kobieta. - Już zrobiło się zimno. Położyłam koc elektryczny dla dwojga, z dwoma wyłącznikami, może pan regulować wedle uznania.
- Nigdy nie używałem koców elektrycznych.
- Jeśli pan nie lubi, można z pana strony wyłączyć, ale proszę pozostawić włączony po stronie dziewczyny... - To dlatego, że była naga, starzec o tym wiedział.
- To interesujące urządzenie, że temperaturę można dopasować dla każdej osoby oddzielnie.
- Amerykańskie. Ale proszę nie robić sobie żartów i nie wyłączać po stronie dziewczyny. Chyba pan rozumie, że ona się nie obudzi, nawet jeśli będzie bardzo zimno.
- Ta jest bardziej doświadczona niż poprzednia.
- Co?
- Jest też piękna. Pan nie zrobi jej nic złego, jestem pewna, ale gdyby się panu nie podobała...
- Czy to nie ta sama?
- Nie... a czy nie woli pan mieć dzisiaj nowej dziewczyny?
- Nie jestem znowu taki niestały.
- Niestały? A co to ma wspólnego z niestałością? - W swobodnym sposobie mówienia kobiety wyczuwało się jakby lekką nutę drwiny. - Nikt z tutejszych gości nic takiego nie robi, żeby tu można było mówić o niestałości. To sami panowie godni zaufania. - Kobieta o drobnych ustach nie patrzyła na starca. Eguchi zadrżał, chyba ze wstydu, ale nie wiedział, jak zareagować. Czyż jego rozmówczyni nie jest po prostu zimną, ale jakże doświadczoną stręczycielką?
- Pan myśli, że to niestałość, a przecież kobieta śpi i nie wie, z kim spędza tę noc. Ta poprzednia i ta dzisiejsza nic nie będą wiedzieć o panu, więc mówić tu o niestałości to trochę...
- Rzeczywiście. To nie są stosunki międzyludzkie.
- Co pan przez to rozumie?
Brzmi to zabawnie, gdy starzec, który przestał być, mężczyzną, nieludzkimi nazywa stosunki z uśpioną dziewczyną przychodząc do niej z własnej woli.
- A dlaczego musi pan być wierny jednej dziewczynie? - To dziwne pytanie kobieta zadała głosem młodzieńczym i zaśmiała się, żeby trochę ugłaskać starca. - Jeśli panu tak bardzo spodobała się poprzednia dziewczyna, mogą ją dla pana uśpić, kiedy pan przyjdzie następnym razem, ale jestem pewna, że dzisiejsza jeszcze bardziej się panu spodoba.
- Tak? A co pani ma na myśli mówiąc, że jest doświadczona, w końcu i tak śpi cały czas.
- No tak.
Kobieta wstała, kluczem otworzyła drzwi sąsiedniego pokoju, zajrzała do wnętrza, klucz położyła przed Eguchim:
- Życzę panu dobrej nocy.
Pozostawiony w samotności Eguchi dolał gorącej wody do czajniczka i popijał herbatę. Chciał pić powoli, bez pośpiechu, ale drżała mu ręka. Przecież to nie ze starości, wymamrotał. Cóż, nie jest jeszcze gościem, któremu można zaufać. Gdyby tak zemścił się, gdyby pogwałcił zakazy tego domu? Za wszystkich pogardzonych i obrażonych tu starców? Czy nie byłby to wobec tej dziewczyny wyraz stosunku bardziej ludzkiego niż „grzeczne” dotrzymywanie towarzystwa? Nie wiedział, jak silny środek nasenny dostała, ale miał w sobie jeszcze tyle męskiej brutalności, że mógłby ją obudzić. Tak myślał, ale serce Eguchiego nie podjęło tego wyzwania.
Brzydota starości tych biednych ludzi, którzy przychodzą do tego domu, w końcu nie ominie za parę lat Eguchiego. Obraz seksu jest niewymierny, głębia seksu jest bezdenna - jaką z tego cząstkę poznał Eguchi w swej sześćdziesięciosiedmioletniej przeszłości? Dokoła starych mężczyzn rodzą się nadal, rodzą bezustannie nowe ciała kobiet, młode ciała pięknych dziewcząt. Czyż w tym tajemniczym domu nie skupiały się właśnie tęsknoty i niespełnione sny żałosnej starości, żale za dniami, które utracili bezpowrotnie? Śpiące i nie budzące się dziewczęta są właśnie dla starców ucieleśnieniem wolności poza czasem - myślał Eguchi już nie po raz pierwszy. Śpiąca i milcząca dziewczyna jednak mówi, mówi właśnie to, czego oczekują od niej starzy mężczyźni. Eguchi wstał, otworzył drzwi sąsiedniego pokoju i od razu poczuł ciepły zapach. Uśmiechnął się. Dlaczego tak się wahał? Dziewczyna miała obie ręce wyciągnięte na macie. Paznokcie przypominały kolor brzoskwini. Róż na wargach był znacznie bardziej intensywny. Leżała na plecach.
- Doświadczona? - powiedział cicho do siebie i podszedł bliżej, jej policzki różowiły się nie tylko od pudru, po prostu ciepła krew podeszła do twarzy. Wokół niej unosił się mocny zapach ciała. Miała jakby opuchnięte powieki i obfite policzki. Szyję tak białą, że odbijał się na niej karmazyn aksamitnych zasłon. Zamknięte oczy zdawały się mówić Eguchiemu, że przed nim śpi młoda czarownica. Kiedy się przebierał, zwrócony do niej tyłem, spowijała go woń dziewczyny. Teraz przepełniała już cały pokój.
Starzec Eguchi tym razem chyba nie będzie mógł zachować się tak powściągliwie jak w stosunku do poprzedniej dziewczyny. Dzisiejsza, śpiąca czy rozbudzona, kusiła mężczyzn bezwiednie. Do tego stopnia, że gdyby Eguchi złamał zakaz tego domu, mógłby za to winić jedynie dziewczynę. Leżał nieruchomo z zamkniętymi oczyma, jakby chciał odłożyć smakowanie rozkoszy na później, czuł napływające z głębi swego ciała ciepło młodości. Kobieta powiedziała, że dzisiejsza dziewczyna jest lepsza, to prawda, aż dziwne, gdzie taką znaleźli - zastanawiał się, ten dom zaś wydał mu się tym bardziej podejrzany. Żal mu było dotknąć dziewczyny, więc poddawał się działaniu jej zapachu. Eguchi nie znał się zbyt dobrze na perfumach, ale tym razem prawie był pewien, że ten zapach wydziela po prostu jej ciało. Gdyby teraz mógł zasnąć snem słodkim, byłby niezmiernie szczęśliwy. Pragnął tylko jednego: przytulić się do niej - i cicho przysunął się bliżej. Dziewczyna, jakby w odpowiedzi, obróciła się lekko ku niemu, ręce włożyła pod kołdrę i wyciągnęła tak, jakby chciała go objąć.
- Co? Ty nie śpisz? Nie śpisz? - odsuwając się zapytał Eguchi i potrząsnął ją za brodę. Czy potrząsnął zbyt mocno, czy też po prostu dziewczyna chcąc mu wyrwać swą brodę przycisnęła głowę do poduszki, w każdym bądź razie koniec wskazującego palca Eguchiego dotknął kilku zębów dziewczyny. Eguchi nie cofnął palca, lecz zamarł w bezruchu. Dziewczyna nie poruszyła wargami. Oczywiście nie udawała, spała nadal głębokim snem.
Eguchi nie spodziewał się, że dzisiejsza dziewczyna będzie inna od poprzedniej. Więc mimo woli wyraził niezadowolenie wobec kobiety, ale musiał przecież wiedzieć, że ciągłe zażywanie środków nasennych szkodzi zdrowiu. Można więc sądzić, że to dla zdrowia dziewcząt Eguchi i inni starcy muszą być niestali i „flirtować” wciąż z nowymi. Ale czyż na piętrze mogli przyjmować więcej niż jednego gościa? Co było na dole, Eguchi nie wiedział, ale mógł znajdować się najwyżej jeden pokój dla gości, jeśli tam w ogóle przyjmowano. Więc nie mieli chyba tak wiele dziewcząt, które usypiali dla starych mężczyzn. Czy tylko kilka jest tak pięknych jak te, które poznał Eguchi, czy też wszystkie?
Zęby dziewczyny były lekko zwilżone, gdyż lepiły się do palca Eguchiego. Starzec poruszał wskazującym palcem między wargami i dotknął kolejno wszystkich zębów. Przesunął tak kilkakrotnie w jedną i w drugą stronę. Po zewnętrznej wydawały mu się suche, lecz teraz, gdy napłynęła ślina, stały się gładkie i śliskie. Jeden ząb po prawej stronie był skrzywiony. Eguchi ścisnął go między dużym i wskazującym palcem. Następnie próbował włożyć palec głębiej za zęby, lecz mocno zaciśnięte, nie dały się rozchylić. Gdy uniósł palce ku górze, ujrzał na nich czerwony ślad. O co miał teraz wytrzeć szminkę? Gdyby wytarł o poszewkę poduszki, wyglądałoby to może tak, jakby dziewczyna leżąc na brzuchu dotknęła jej wargami, lecz szminka nie zejdzie, jeśli palca nie poślini. Dziwna rzecz, ale dotykanie językiem zaczerwienienia wydało mu się czymś bardzo nieprzyjemnym. Potarł więc palec o włosy nad czołem. Gdy wycierał dwa palce, duży i wskazujący, pozostałe zanurzały się we włosach, wsunął je więc głębiej i zaczął czesać, stopniowo ruchy stawały się gwałtowniejsze. Koniuszki palców elektryzowały się, prąd z trzaskaniem przeskakiwał na palce Eguchiego. Włosy zaczęły pachnieć coraz mocniej. Również zapach ciała wydał się intensywniejszy, może wskutek przegrzania pod kocem elektrycznym. Eguchi igrając z włosami dziewczyny spostrzegł, że jej szyja od karku po linię włosów jest tak jasna i piękna, jakby namalowana. Z tyłu włosy były krótkie i podczesane ku górze. Nad czołem dłuższe i krótsze kosmyki opadły w naturalny sposób ku dołowi. Uniósł je ku górze i przyjrzał się brwiom i rzęsom dziewczyny. Jedną rękę wsunął między włosy tak głęboko, że dotykał skóry.
- Jednak nie obudziła się - powiedział do siebie i ścisnąwszy włosy w dłoni poruszył jej głową. Wtedy wydało mu się, że dziewczyna zamrugała z bólu powiekami i przewróciła się twarzą do dołu. Dzięki temu leżała teraz bliżej Eguchiego. Wyciągnęła obie ręce, prawą położyła na poduszce, prawy policzek wsparła o dłoń. Eguchi widział tylko jej palce. Były rozstawione dość szeroko, mały znajdował się pod powieką, wskazujący zaś pod wargami. Duży natomiast krył się pod podbródkiem. Na tle białej poduszki róż na wargach i czerwień lakieru na czterech poznokciach zlały się w jedno. Lewa ręka była zgięta w łokciu, dłoń leżała prawie przed samymi oczyma Eguchiego. Przy wydatnych pełnych policzkach palce wyglądały tym cieńsze i przywiodły mu na myśl wyciągnięte nogi dziewczyny. Starzec dotknął ich stopą.
Palce lewej ręki również były lekko rozchylone. Eguchi przytulił do nich policzek. Dziewczyna drgnęła pod ciężarem, ale nie miała siły wyciągnąć ręki. Starzec leżał chwilę bez ruchu. Przed jego oczyma jej nieco uniesione ramiona okrągliły się jeszcze dziewczęcymi kształtami. Eguchi naciągnął na nie koc i ujął je w dłonie. Przysunął twarz do ręki i dotknął ramienia wargami. Pociągnął go zapach, zapach ramienia i karku dziewczyny. Poczuł drżenie przebiegające po jej plecach i ramionach, gdy drżenie po chwili ustało, starzec przywarł do jej ciała wargami.
Teraz na tej uśpionej kobiecie-niewolnicy Eguchi dopełni zemsty za starych mężczyzn, którzy przychodząc do tego domu spotykają się z pogardą i szyderstwem. Złamie zakazy tego domu. Wie, że nie będzie mógł przyjść tutaj znowu. Postanowił ją zbudzić ze snu gwałtem. Lecz nagle cofnął się, stwierdziwszy niewątpliwą oznakę jej dziewictwa.
- Aa! - krzyknął i odsunął się od niej. Oddychał nierówno, serce waliło mu jak młotem. Bardziej chyba ze zdumienia niż z powodu nagłego przerwania tej zabawy. Zamknął oczy i starał się uspokoić. Teraz nie było to tak trudne jak w latach młodości. Delikatnie głaszcząc dziewczynę po włosach otworzył oczy. Pozostała w tej samej pozycji, twarzą do poduszki. Co to znaczy? Żeby w tym wieku była nierządnicą i dziewicą jednocześnie? Bo kim właściwie jest, jeśli nie prostytutką? - myślał starzec, a gdy burza minęła, zmieniły się jego uczucia do dziewczyny i do siebie samego i nie wróciły już do poprzedniego stanu. Nie żałował. Jeśliby cokolwiek zrobił tej śpiącej i nieznajomej dziewczynie, byłoby to tylko zwykłą głupotą. Co jednak oznaczało jego zdumienie?
Zwiedziony wyglądem rozpustnej twarzy, Eguchi uczynił fałszywy krok, teraz tym bardziej zdał sobie sprawę z tego, wiedział, że starzy mężczyźni, goście tego domu, przychodzą tutaj z większą żałosną radością, mocniejszym pragnieniem i ze znacznie większym smutkiem, niż sądził Eguchi. Mimo że była to na starość łatwo osiągalna igraszka, prosty sposób powrotu do młodości, to jednak na samym dnie kryło się coś, co mimo najgłębszego żalu już nigdy nie mogło powrócić; nie dałoby się wyleczyć, mimo walki o nie na śmierć i życie. To, że ta „doświadczona”, a przecież nierządnica, pozostała do dzisiejszej nocy dziewicą, jest bez wątpienia bardziej dowodem okrutnego upadku starych mężczyzn niż ich czci dla niej i dotrzymywania obietnicy. Przeciwnie, czystość dziewczyny jest wyrazem brzydoty tych mężczyzn.
Dziewczynie musiała zdrętwieć prawa ręka, bo wyjęła ją spod policzka i kilkakrotnie poruszyła palcami nad głową. Następnie dotknęła jego dłoni zanurzonej we włosach. Eguchi przytrzymał rękę. Jej delikatne palce były nieco chłodne. Zacisnął mocniej, jakby chciał je zdruzgotać. Dziewczyna uniosła lewą dłoń, jakby chciała objąć Eguchiego za szyję. Lecz bezsilna ręka pozostała bezwładna i nie sięgała szyi. Śpiąca twarz, zwrócona do Eguchiego, znajdowała się zbyt blisko i dlatego w oczach dalekowidza rozpływała się w białej mgle, lecz zgrubione brwi, jej rzęsy rzucające zbyt ciemny cień, jakby nabrzmiałe powieki i policzki, wydłużona szyja - wszystko to potwierdzało jego pierwsze wrażenie zalotnicy. Jej lekko obwisające piersi były naprawdę pełne, brodawki natomiast - jak na Japonkę - zbyt duże i nabrzmiałe. Starzec przesuwał rękę wzdłuż pleców i siągnął aż do nóg, wyprostowanych i naprężonych. Górna część ciała - zdawało się - nie harmonizuje z dolną, być może dlatego, że dziewczyna pozostawała nadal dziewicą.
Starzec Eguchi teraz już ze spokojem w sercu przyglądał się policzkom i szyi. Jej skóra dobrze przyjmowała słabe refleksy karmazynu welwetowych zasłon. Ciało dziewczyny, o której powiedziała kobieta, iż jest doświadczona, było przedmiotem igraszek starych mężczyzn, a mimo to pozostało dziewicze. Po części zapewne dlatego, że jej klienci byli niczym więcej jak tylko ruiną męskości, również i dlatego, że dziewczyna spała snem głębokim, jednakże, co się stanie później, po wielu latach, jakie zmienne koleje życia na nią czekają - pytał sam siebie, jak zatroskany ojciec. To dowód, że się postarzał. Nie ma wątpliwości, dziewczyna śpi tylko dlatego, że chce pieniędzy. Lecz leżenie obok takiej dziewczyny daje na pewno radość płacącym starcom, radość nieosiągalną w inny sposób na tym świecie. Ponieważ wykluczone, żeby dziewczyna się obudziła, jej goście nie muszą się wstydzić swej starczej niedołężności, wolno im swobodnie, bez ograniczenia snuć szalone marzenia i wspominać. Może właśnie dlatego nie żałują, płacą więcej niż za kobiety czuwające przy nich? Czują się bezpieczni, ponieważ dziewczyna się nie obudzi i nie będzie w ogóle wiedziała, jacy oni są. Starcy również nic nie wiedzą o dziewczynie, ani w jakich warunkach żyje, ani jaki ma charakter. Tak jest to zorganizowane, że nie mogą nawet wiedzieć, w co się ubiera, i ocenić jej po strojach. Chyba nie chodzi tu tylko o tak prostą sprawę, jak nienarażanie gości na późniejsze komplikacje. Są one tajemnym światłem na dnie głębokiego mroku.
Starzec Eguchi nie przyzwyczaił się jeszcze do towarzystwa milczącej dziewczyny, nie widzącej mimo otwartych czasem oczu; to znaczy takiej, która nie widziała w Eguchim człowieka. Nie potrafił jeszcze wygasić w sobie próżnego poczucia braku. Wciąż jeszcze pragnie oglądać oczy tej zalotnej dziewczyny. Chce słyszeć jej głos i porozmawiać z nią. Nie ma zbyt silnej pokusy dotykania śpiącej dziewczyny, gdyż nie opuszcza go poczucie nikczemności tego czynu. Wszelako Eguchi, zdumiony jej dziewictwem, zrezygnował z łamania zakazów tego domu, postanowił postępować zgodnie ze zwyczajami przyjętymi przez innych starych mężczyzn. Dzisiejsza dziewczyna, mimo uśpienia była z pewnością bardziej żywa niż poprzednia. Potwierdzało się to w jej zapachu i dotyku, we wszystkich ruchach ciała.
Tak jak za pierwszym razem, tak też dzisiaj pod poduszką leżały dwie tabletki środka nasennego. Lecz dzisiaj nie zażyje ich zbyt wcześnie - pomyślał - trochę dłużej popatrzy na dziewczynę, która mimo uśpienia dość często się poruszała. W ciągu nocy obróciła się może ze dwadzieścia-trzydzieści razy. Odwracała się od Eguchiego, to znów zwracała się w jego stronę. Jednocześnie dotykała go ręką. Eguchi chwycił ją za kolano i przysunął do siebie.
- Ilhm, nieee - wydało mu się, że powiedziała to głosem, który nie stał się jeszcze słowem.
- Nie śpisz? - Starzec pomyślał, że dziewczyna się obudzi, więc mocniej pociągnął. Kolano przestało się opierać i noga zgięła się w jego stronę. Eguchi włożył rękę pod jej szyję, uniósł w górę i poruszył.
- Aa, dokąd ja idę? - zapytała dziewczyna.
- Obudziłaś się jednak? Zbudź się!
- Nie, nie. - Jej głowa ześlizgnęła się w stronę ramienia Eguchiego. Chciała chyba uniknąć potrząsania. Czoło dotknęło szyi starca, kosmyk włosów trafił w nos. Włosy były sztywne. Aż zabolało. Wydzielały mocną woń, więc Eguchi odwrócił twarz.
- Co robisz! Przestań! - powiedziała dziewczyna.
- Nic przecież ci nie robię - odpowiedział, choć dziewczyna mówiła przez sen. Widocznie źle zrozumiała zamiary Eguchiego lub może przyśniły jej się brzydkie igraszki starca jednej z poprzednich nocy? Serce zabiło mu szybciej na myśl, że może odbyć coś w rodzaju rozmowy z dziewczyną, nawet jeśli usłyszy urywane słowa bez związku, wypowiadane przez sen. Poza tym nad ranem być może uda mu się ją rozbudzić. Ale czy ona naprawdę słyszała, co on mówił do niej? Kto wie, może po prostu zareagowała instynktownie raczej na podniety ciała niż słowa? Myślał, że może powinien ją mocno uderzyć lub uszczypnąć, ale zamiast tego wziął ją mocno w ramiona i przytulił do siebie. Dziewczyna się nie broniła, nie powiedziała też słowa. Oddychała z trudem. Jej słodki oddech padł na twarz starca. Aż sam nie mógł złapać tchu. Ta bezwolna dziewczyna znów go uwodziła. Jakże wielki smutek ogarnąłby ją rankiem, gdyby odebrał jej dziewictwo. Jak zmieniłyby się wtedy koleje jej życia? W każdym razie dziewczyna nie wiedziałaby o niczym do samego rana.
- Mamo! - jej wołanie zabrzmiało jak cichy jęk. - Och, odchodzisz? Wybacz mi, wybacz...
- Co ci się przyśniło? To sen! To tylko sen! - Po tych słowach Eguchi wziął ją jeszcze mocniej w objęcia, chcąc odpędzić przywidzenia. Smutek kryjący się w głosie dziewczyny wołającej matkę wtargnął do serca Eguchiego. Mocno przyciśnięte jej piersi rozpłaszczyły się i skryły piersi Eguchiego. Dziewczyna poruszyła ręką. Czy chciała Eguchiego objąć, myląc go z matką? Nie, chociaż jest uśpiona i jest dziewicą, nie brak jej zalotności. Wydało mu się, że w ciągu swego sześćdziesięciosiedmioletniego życia nigdy jeszcze nie dotykał całym ciałem do skóry tak młodej i tak czarującej uwodzicielki. Jeśli są gdzieś baśnie tak erotyczne, to dziewczyna ta jest bohaterką jednej z nich.
Nagle wydało mu się, że nie jest ona czarującą nierządnicą, lecz po prostu dziewczyną zaczarowaną. „Jednak żyje, chociaż śpi”, to znaczy: serce jest pogrążone w głębokim śnie, ale kobiece ciało pozostaje wciąż rozbudzone. Dziewczyna przeistoczyła się w ciało bez ludzkiego serca. Czy dlatego nazwała ją doświadczoną, że tak dobrze przystosowała się do roli towarzyszki starych mężczyzn?
Eguchi rozluźnił uścisk, ale gdy nagą rękę dziewczyny ułożył tak, jakby go obejmowała, wtedy rzeczywiście go objęła. Starzec leżał spokojnie. Zamknął oczy. Zrobiło mu się ciepło i sennie. Poddał się jakby ekstazie, zapomniawszy o całym świecie. I zrozumiał zapewne, na czym polega szczęście tych starych mężczyzn przychodzących do tego domu. Tutaj kończy się dla nich smutek brzydoty i upodlenia starości, natomiast przepełnia błogosławieństwo młodego życia. Dla mężczyzny wyniszczonego do ostateczności starością nie ma chyba lepszego czasu zapomnienia niż w ciągu tych nocy, kiedy leży otulony szczelnie ciałem dziewczyny. Czy sądzicie jednak, że starzy kupują te uśpione dziewczęta bez poczucia winy? Czy też, przeciwnie, skrywane poczucie winy dodaje im radości? Starzec Eguchi, który zapomniał o sobie samym, palcami u nogi dotknął stopy dziewczyny, jakby zapomniał o tym, że dziewczyna jest ofiarą. Nie dotykał jej jeszcze tylko w tym jednym miejscu. Palce u jej nogi były długie i ruchliwe. Zginały się i kurczyły, to znów prostowały przypominając ruchy palców u rąk, działały one na Eguchiego jak nieodparta pokusa tej kobietki, wielce podejrzanej. Dziewczyna może przekazywać słowa miłości podczas snu czubkami palców. Starzec słyszał w ruchach jej palców muzykę jeszcze dziecięcą i niewprawną, ale zmysłową - przez chwilę słuchał jej brzmienia.
Dziewczynie coś się śniło - czy sen już się skończył? A może jednak nie był to sen, może to szorstkie dotknięcia starych mężczyzn zrodziły w niej nawyk rozmowy z nimi przez sen, nauczyły ją sprzeciwu? - zastanawiał się Eguchi. Bez słów, ta dziewczyna przepełniona zmysłowością, nawet bez słów i w czasie snu potrafi rozmawiać ze starymi mężczyznami za pomocą ciała, ale być może Eguchi jeszcze nie oswoił się dostatecznie z tajemnicami tego domu, wciąż trzymał się kurczowo pragnienia posłuchania jej mowy, nawet urywanej, przez sen. Eguchi nie wiedział, gdzie ma nacisnąć, żeby zaczęła mówić.
- Już się nie śni? Śniło ci się, że mama gdzieś poszła? - zapytał dotykając wgłębień wzdłuż jej palców. Dziewczyna potrząsnęła ramieniem i znów położyła się twarzą na poduszce. Widocznie tak sypiała najchętniej. Twarz zwróciła nieco ku Eguchiemu, prawą ręką objęła lekko brzeg poduszki, lewą położyła na policzku starca. Nic nie powiedziała. Słaby oddech śpiącej musnął go ciepłem. Poruszyła się ręka na twarzy Eguchiego, poszukująca widocznie wygodniejszego miejsca, więc Eguchi ujął ją w obie dłonie i położył sobie na oczach. Czubki długich paznokci kłuły go w ucho. Nadgarstek zginał się nad prawym okiem, czubki palców zakrywały powiekę. Chcąc, by tak nadal pozostały, przytrzymał jej rękę. Zapach ciała przenikający do oczu znów okazał się dla Eguchiego czymś tak nowym, że wywołał nowe złudzenie. O tej porze roku kilka zimowych peonii kwitło w słońcu babiego lata pod wysokim murem starej świątyni w Yamato, to znów białe sasanki pokrywały kwieciem ogród pod galerią w Shisendo, wiosną z kolei rododendrony i wistarie w Nara, natomiast w Świątyni Kameliowej w Kioto - kwiaty kamelii opadających płatków...
To właśnie to. W tych kwiatach kryją się wspomnienia trzech córek, które Eguchi wydał za mąż. To są kwiaty, które oglądał podróżując z córkami, a może tylko z jedną z nich. Teraz są już żonami i matkami, i prawdopodobnie tak dobrze tego nie pamiętają, Eguchi jednak dokładnie pamiętał, czasem nawet o tych kwiatach opowiadał swej żonie. Matka po wydaniu córek za mąż chyba nie odczuwała tak bardzo jak ojciec, że się z nimi rozstała, i rzeczywiście, dotąd utrzymywała z nimi bliskie stosunki, więc nie chowała w sercu tak pieczołowicie wspomnień o wspólnej podróży przed ich ślubem, i o tych kwiatach, które czasem oglądali. I były jeszcze kwiaty z podróży, w której matka im nie towarzyszyła.
W głębi oczu, zakrytych ręką dziewczyny, pojawiły się zjawy kwiatów, pojawiały się, to znów znikały, jednocześnie wracały odczucia dni, kiedy po wydaniu córek za mąż po pewnym czasie zaczęły mu coraz bardziej się podobać czyjeś córki. I ta dzisiejsza wydała mu się teraz jedną z tych obcych cór. Starzec puścił jej rękę, lecz dziewczyna pozostwiła ją na poprzednim miejscu. Spośród trzech córek Eguchiego tylko najmłodsza oglądała z nim kwiaty kamelii w Świątyni Kameliowej, była to podróż pożegnalna na dwa tygodnie przed oddaniem jej z domu, więc obrazy tych kwiatów były najmocniejsze. Wydanie najmłodszej za mąż sprawiło mu ból najdotkliwszy. Rywalizowało o nią dwóch chłopców, co więcej, w okresie rywalizacji córka straciła dziewictwo. Eguchi zabrał najmłodszą w podróż dla zmiany jej nastroju. Uważa się, że kamelie wróżą nieszczęście, ponieważ opadają całe kwiaty, a nie pojedyncze płatki, lecz z liczącej już czterysta lat kamelii, pokrywającej się pięciobarwnym kwieciem w Kameliowej Świątyni, nie opadały całe korony o podwójnych płatkach, ale sypały się po prostu płatki, tak jak to się dzieje w wypadku innych kwiatów, dlatego też to drzewo nazwano „kamelią opadających płatków”.
- Kiedy sypią się najobficiej, spada kilka koszy dziennie - powiedziała Eguchiemu młoda żona kapłana tej świątyni.
- Kwiaty wielkiej kamelii są piękniejsze - mówiła - kiedy się na nie patrzy pod słońce, a nie tak, jak padają promienie.
Eguchi siedział z najmłodszą córką na zachodniej galerii, słońce chyliło się właśnie ku zachodowi. Patrzyli pod słońce, to znaczy naprzeciw źródła światła, bo gruba warstwa gęstych liści i kwiatów wielkiej kamelii nie przepuszczała promieni wiosennego słońca. Promienie utonęły w koronie drzewa, nad galerią natomiast, znajdującą się w jego cieniu, unosiła się jakby zorza wieczorna. Kameliowa Świątynia znajdowała się w hałaśliwej i pospolitej dzielnicy, w jej ogrodzie nie było nic godnego uwagi poza tym jednym wielkim drzewem kameliowym, którego kwiaty tak bardzo porywały serce Eguchiego, że nawet nie słyszał odgłosów miasta.
- Jak pięknie zakwitły, prawda? - zwrócił się do córki.
- Kiedy budzę się rano, często leży tyle kwiatów, że ziemi nie widać - powiedziała młoda żona kapłana i odeszła zostawiając Eguchiego z córką.
Czy rzeczywiście na jednym drzewie kwitły kwiaty pięciobarwne, nie wiedział tego, ale mógł dojrzeć tu zarówno kwiaty czerwone, jak i białe, kwiaty o płatkach marszczonych i inne, Eguchi nie zamierzał specjalnie tego sprawdzać, gdyż pochłonęła go całkowicie ta kamelia. Czterechsetletnie drzewo, mimo to zakwitło tak wspaniale i tak obficie. Całkowicie wessało w siebie promienie zachodzącego słońca, więc w ukwieconym drzewie było chyba ciepło i przytulnie. Nie czuł wiatru, lecz mimo to ukwiecone końce gałązek poruszały się nieznacznie od czasu do czasu.
Jednak najmłodsza córka nie była tak bardzo zachwycona jak Eguchi tą słynną, sypiącą płatkami kamelią. W jej oczach nie dostrzegł siły, może zamiast przyglądać się kamelii wpatrywała się we wnętrze własnej duszy. Eguchi kochał ją najbardziej spośród trzech córek. Chętnie dawała się też rozpieszczać, jak większość najmłodszych dzieci. Tym chętniej po wyjściu za mąż dwu starszych sióstr. Starsze nieraz pytały z zazdrością matkę, czy Eguchi nie zamierza czasem zostawić jej w domu i przyjąć zięcia do siebie - żona niejednokrotnie mówiła o tym Eguchiemu. Najmłodsza córka wyrosła na promienną dziewczynkę. Miała wielu kolegów, co w oczach rodziców wydawało się trochę nierozważne, ale córka była bardziej ożywiona w otoczeniu chłopców. Rodzice, a zwłaszcza matka przyjmująca ich w domu, dobrze wiedziała, że dwóch chłopców podoba się córce. To właśnie jeden z nich odebrał najmłodszej dziewictwo. Córka przez pewien czas siedziała w domu milcząca, jej ruchy, na przykład podczas przebierania się, stały się nerwowe. Matka szybko spostrzegła, że coś się córce przydarzyło. Gdy zdawkowo ją zapytała, bez wahania wyznała wszystko. Młodzieniec pracował w domu towarowym, mieszkał w wynajętym pokoju. Dziewczyna po prostu poszła chyba do niego, gdy ją zaprosił.
- Wyjdziesz za niego za mąż, prawda? - zapytała matka.
- Nie, nigdy - odpowiedziała wprawiając matkę w zdumienie. Matka więc sądziła, że chłopiec wziął córkę siłą. Podzieliła się tajemnicą z Eguchim, żeby się naradzić. Eguchi poczuł się tak, jakby uszkodzono mu najdroższy klejnot, który trzymał w dłoni. Był jeszcze bardziej zdumiony, gdy się dowiedział, że dziewczyna zdecydowała się zaręczyć z tym drugim chłopcem.
- Co o tym myślisz? Czy tak można postępować? - zapytała żona, pochylając się w jego stronę.
- Czy już powiedziała mężczyźnie, z którym postanowiła się zaręczyć? Czy wyznała mu? - zapytał ostro i Eguchi.
- Ciekawe. O tym nie słyszałam. Ja też się zdziwiłam... Może zapytamy o to córkę?
- Nie.
- Większość ludzi uważa, że lepiej nie mówić o takich pomyłkach swemu partnerowi w małżeństwie, bezpieczniej po prostu milczeć. Zresztą to też zależy od charakteru i nastroju dziewczyny, zdarza się przecież, że może cierpieć całe życie tylko dlatego, że to zataiła.
- Lecz jeszcze nie zdecydowaliśmy, czy otrzyma naszą zgodę na zaręczyny.
Oczywiście. Eguchi nie mógł uważać tego za naturalne, że córka traci dziewictwo z jednym, a zaręcza się z drugim. Rodzice wiedzieli o tym, że obaj się w niej kochają. Obu zresztą Eguchi znał i uważał, że córka równie dobrze może wyjść za jednego jak drugiego. Czy jednak te nagłe zaręczyny nie były tylko reakcją na wstrząs, jaki przeżyła? Czy gniew i nienawiść, uraza i żal wobec jednego nie odebrały jej rozumu i nie skierowały w objęcia drugiego? A może po prostu rozczarowała się jednym i chciała ugasić swój niepokój w ramionach drugiego? Taka dziewczyna jak jego najmłodsza córka mogła zwrócić się do drugiego chłopca tym chętniej, że została przez pierwszego zniewolona i straciła całkowite zainteresowanie jego osobą. Dlatego też nie można posądzić jej o nieuczciwość za ten akt zemsty i na wpół upokorzenia siebie samej. Ale Eguchiemu nigdy nie przyszło nawet na myśl, że coś takiego przydarzy się właśnie najmłodszej córce. Może tak już jest ze wszystkimi rodzicami. Zresztą Eguchi zbyt mocno może zaufał tej pełnej werwy dziewczynie, zachowującej się zresztą tak pogodnie w obecności otaczających ją mężczyzn. Kiedy się to wydarzyło, nawet specjalnie się nie zdziwił. Przecież również najmłodsza córka nie różni się w budowie ciała niczym od innych kobiet. Może się więc spotkać z gwałtem ze strony mężczyzny. Kiedy nagle oczyma wyobraźni ujrzał ją w sytuacji nieprzyzwoitej, poczuł się głęboko zawstydzony i poniżony. Niczego takiego nie przeżywał, kiedy starsze wyprawiał w podróż poślubną. Dziewczyna mogła ulec płomieniom miłości owego mężczyzny, lecz dopiero kiedy Eguchi o tym się dowiedział, uprzytomnił sobie, jak własna córka jest zbudowana - nie mogła się oprzeć namiętności. Czy takie myśli są czymś nienormalnym u ojca?
Eguchi ani nie uznał od razu zaręczyn córki, ani nie przestał o nich myśleć. Że dwaj chłopcy wiedli dość zacięty bój o dziewczynę, rodzice dowiedzieli się znacznie później. Kiedy Eguchi zabrał ją do Kioto i oglądał z nią kamelie w pełnym rozkwicie, termin ślubu był już bliski. W koronie wielkiej kamelii coś zaczęło buczeć. Były to pewnie pszczoły.
Najmłodsza córka w dwa lata po ślubie urodziła syna. Jej mąż podobno wariował na punkcie tego dziecka. Gdy w niedziele czy inne dni tygodnia młode małżeństwo przychodziło do domu Eguchiego, żona szła do kuchni pomóc matce, mąż zaś karmił dziecko z dużą wprawą. Widząc to Eguchi myślał, że w małżeństwie wszystko ułożyło się dobrze. Choć córka mieszkała w tym samym Tokio, rzadko pokazywała się u nich, ale kiedyś przyszła sama, więc Eguchi zapytał, jak jej się wiedzie.
- Jak? Pewnie jestem szczęśliwa - odpowiedziała.
Być może młodzi małżonkowie niewiele mówią rodzicom o swych osobistych sprawach, ale przecież kobieta z takim charakterem jak ich córka, zdawało się, mogła powiedzieć rodzicom coś więcej o mężu, myślał Eguchi jakoś niezbyt zadowolony, a nawet trochę zaniepokojony. Lecz córka wypiękniała, jakby na nowo rozkwitła jako młoda żona. Jedynie zmiany fizjologiczne, towarzyszące przejściu od wieku dziewczęcego do dojrzałości młodej mężatki, nie dałyby tej barwnej jasności, gdyby mroczny cień był w jej sercu. Po urodzeniu dziecka jej cera stała się tak czysta, jakby ciało umyła od wewnątrz, poza tym była spokojna i opanowana.
Czy to właśnie było to? Czy to właśnie dlatego w domu „śpiących piękności” Eguchi, trzymając na obu powiekach dłonie dziewczyny, ujrzał w złudnym wyobrażeniu kwiat kamelii w pełnym rozkwicie? Oczywiście, ani najmłodsza córka, ani śpiąca tu dziewczyna nie przypominały zapachu tamtej kamelii. Lecz przepychu ciała dziewczyny nie można poznać przez oglądanie i grzeczne wylegiwanie się obok niej. Jednak nie można ich porównać z kwiatem kamelii. To, co przepływało od dłoni dziewczyny na powieki Eguchiego, było strumieniem życia, melodią życia. Eguchi wziął do ręki jej dłoń, dość długo leżącą na jego powiekach, i zdjął z oczu, ponieważ zaczęła mu ciążyć.
Dziewczyna nie miała gdzie położyć lewej ręki, wyciągniętej dotąd niewygodnie na piersiach Eguchiego, poruszyła się znów i zwróciła w jego stronę. Obie dłonie ułożyła przed nim i złączyła palce. Dotknęły jego piersi. Nie były złączone jak do modlitwy, ale mimo to wyglądały tak, jakby zastygły w błagalnym geście. Jakby w cichej modlitwie. Eguchi ujął obie złączone ręce i zamknął w swych dłoniach. Zamyślił się, jakby się modlił, i zamknął oczy. Prawdopodobnie przejął go smutek starego człowieka, który dotyka rąk młodej śpiącej dziewczyny.
Starzec Eguchi usłyszał plusk pierwszych kropli nocnego deszczu, spadających na ciche morze. Odgłos z oddali wydał się raczej echem zimowego grzmotu niż warkotem samochodu, lecz dokładnie nie mógł tego rozróżnić. Rozłączył splot palców dziewczyny i prostując je przyglądał się im po kolei, pominął tylko duży. Zapragnął włożyć sobie do ust te cienkie i długie paluszki. Co też pomyśli dziewczyna, kiedy się rano obudzi i dostrzeże na małym palcu ślady zębów i sączącą się krew? Eguchi wyprostował rękę dziewczyny wzdłuż jej ciała. Spojrzał na duże, nabrzmiałe i ostro zarysowane brodawki, na jej obfite piersi. Lekko obwisały, więc spróbował unieść je ku górze. Nie były tak ciepłe jak jej ciało rozgrzane pod elektrycznym kocem. Chciał we wgłębienie między nimi położyć czoło, ale tylko przybliżył twarz, gdyż powstrzymał go zapach dziewczyny. Przewrócił się na brzuch i zażył obie tabletki na raz. W pierwszą noc w tym domu na początku połknął tylko jedną, drugą wykorzystał dopiero wtedy, gdy go obudził zły sen. Wówczas przekonał się, że były to zwykłe proszki. Szybko zasnął.
Obudził go płacz dziewczyny, jej gwałtowny szloch. To, co rozbrzmiewało jak płacz, zmieniło się w śmiech. Nieprzerwany i długotrwały śmiech. Eguchi położył dłoń na jej piersi i potrząsnął nią.
- To sen! To sen! Coś ci się przyśniło! - Złowieszcza cisza nastąpiła po długotrwałym śmiechu dziewczyny. Lecz środek nasenny już podziałał, ledwie Eguchi zdążył wziąć zegarek leżący obok poduszki i zobaczyć, która godzina. Było wpół do czwartej. Przytulił się do piersi dziewczyny, przyciągnął jej biodra do siebie i usnął ciepłym snem.
Rano znowu zbudziła go kobieta.
- Czy pan już nie śpi?
Eguchi nie odpowiedział. Czy może kobieta podeszła bliżej i przyłożyła ucho do drzwi tajemnego pokoju? Eguchi wzdrygnął się na myśl o tym. Może to od gorąca pod kocem elektrycznym dziewczyna odkryła nagle plecy, jedną rękę wyciągnęła nad głowę. Eguchi zdjął z niej okrycie.
- Czy pan już nie śpi?
Tym razem też nie odpowiedział. Schował głowę pod kołdrę. Pierś dziewczyny dotknęła jego warg. Eguchi nagle poczuł żar, przycisnął ją do siebie, dopomagając sobie stopami.
Kobieta zastukała trzy lub cztery razy w cedrowe drzwi.
- Proszę pana! Proszę pana!
- Już wstaję. Teraz się ubieram. - Wydawało mu się, że wejdzie do pokoju, jeśli jej nie odpowie.
W sąsiednim pokoju czekały na niego miednica i pasta do zębów. Kobieta usługując przy śniadaniu zapytała:
- Jak się podobała? Nie sądzi pan, że świetna dziewczyna?
- Bardzo dobra, naprawdę... - kiwnął twierdząco Eguchi. - O której się zbudzi?
- Ciekawe, o której - odpowiedziała kobieta wymijająco.
- Nie mógłbym pozostać do obudzenia się dziewczyny?
- To nie jest u nas dozwolone. - Następnie szybko dodała: - Nie mogę na to pozwolić nawet najbliższym naszym gościom.
- Ale ona jest taka miła.
- Najlepiej po prostu dotrzymać towarzystwa śpiącej dziewczynie i nie poddawać się nierozsądnym namiętnościom. Ponieważ ona w ogóle nie wie, że śpi z panem, nie sprawi panu potem żadnych kłopotów.
- Ale ja ją pamiętam. Jeślibym spotkał ją kiedyś na ulicy.
- Ach, wtedy by pan z nią rozmawiał? Proszę tego nigdy nie robić. To byłoby przestępstwo, nie sądzi pan?
- Przestępstwo? - Eguchi powtórzył słowa kobiety.
- Tak jest.
- Przestępstwo?
- Proszę zrezygnować z tak buntowniczych zamiarów, śpiącą dziewczynę proszę jako śpiącą miłować i otaczać opieką.
Chciał jej powiedzieć, że jeszcze nie jest do tego stopnia godnym politowania starcem, ale się powstrzymał.
- Chyba w nocy padał deszcz.
- Naprawdę? Zupełnie tego nie zauważyłam.
- Na pewno słyszałem plusk wody. Na morzu roztaczającym się za oknem drobne zmarszczki fal przy brzegu błyszczały w porannym słońcu.
Rozdział trzeci
Starzec Eguchi po raz trzeci odwiedził „śpiące piękności” ósmego dnia od drugiej wizyty. Między pierwszą a drugą upłynęło pół miesiąca, tym razem okres skrócił się do połowy.
Czyżby coraz bardziej urzekały go uśpione dziewczęta?
- Dziś jest dziewczyna, która dopiero się uczy i być może nie spodoba się panu - powiedziała kobieta przygotowując herbatę.
- Znowu inna?
- Zadzwonił pan na krótko przed przybyciem, muszę więc zaproponować panu taką, jaką mam pod ręką... Gdyby pan chciał wybrać którąś z dziewcząt, proszę mnie uprzedzić na kilka dni wcześniej.
- Rozumiem. Ale co to znaczy: „dziewczyna, która dopiero się uczy”?
- Po prostu nowa i młodziutka. Zaskoczyło to Eguchiego.
- Nie jest przyzwyczajona, więc trochę się boi, zapytała nawet, czy mogłyby spać razem, we dwie, ale nie chciałam tego czynić bez pana zgody.
- We dwie? To niezły pomysł. Ale skoro śpi jak zabita, nie będzie przecież wiedziała, czy się boi, czy nie.
- To prawda, jednak nie jest jeszcze przyzwyczajona, dlatego proszę traktować ją delikatnie.
- Przecież nic im nie robię.
- To oczywiste.
- Dopiero się uczy? - szepnął do siebie Eguchi. Dziwne rzeczy zdarzają się na tym świecie.
Kobieta jak zwykle uchyliła cedrowe drzwi i zajrzała do środka.
- Już śpi, proszę więc pana bardzo... - i wyszła.
Starzec nalał sobie jeszcze jedną filiżankę herbaty i położył się na boku, opierając głowę na dłoni. Ogarnęła go chłodna pustka. Wstał, z trudem opanowując rozleniwienie, otworzył cicho drzwi i zajrzał do aksamitnego pokoju tajemnic.
„Mała dziewczynka” miała małą twarz. Jej nieuczesane włosy wyglądały tak, jakby dopiero co rozplotła warkocz; zakrywały jeden policzek, na drugim natomiast trzymała rękę dotykając palcami warg, być może dlatego jej twarz wyglądała tym mniejsza. Dziewczyna spała jak dziecko. Jej ręka czy raczej brzeg dłoni i czubki rozluźnionych, wyciągniętych palców dotykały oczu, policzka przy nosie i zakrywały wargi. Długi środkowy palec trochę wystawał, sięgając pod brodę. Była to lewa ręka. Prawa natomiast leżała na kołdrze, przytrzymując ej brzeg palcami. Dziewczyna nie używała na noc kosmetyków. Nie widać też było, żeby zmywała makijaż przed snem. Stary Eguchi położył się obok niej. Starał się jej nie dotknąć. Dziewczyna nie poruszyła się. Ciepło jej ciała, ciepło inne niż z elektrycznego koca, otuliło starca. Miał wrażenie, że smakuje gorycz niedojrzałego życia. Był to zapach włosów i skóry, ale chyba nie tylko to.
- Ma może z szesnaście lat - wymamrotał Eguchi. Starcy, którzy przychodzą do tego domu, już nie traktują kobiety jako kobiety, więc sypianie z taką małą dziewczynką jest po prostu pogonią za radością życia, które odeszło, jest zwodniczą pociechą - to już Eguchi zrozumiał odwiedzając ten dom po raz trzeci. Obok uśpionej dziewczyny zasnąć na wieki - czy byli również starcy, którzy tego pragnęli? Ciało młodej dziewczyny skrywało w sobie cień smutku, rozbudzający u starca myśl o śmierci. Nie, po prostu Eguchi jest może najbardziej wrażliwy: spośród mężczyzn przychodzących do tego domu, większość z nich pragnęła tylko spijać młodość z uśpionej i cieszyć się jej obecnością, z dziewczyny, która się nie budzi.
Pod poduszką znowu znalazł tabletki nasenne. Ujął je palcami i podniósł do góry, nie dostrzegł na nich żadnych znaków, nie wiedział więc, jak się nazywają. Na pewno był to środek inny od podanego do ust lub w zastrzyku dziewczynie. Następnym razem Eguchi poprosi kobietę o taki sam. Na pewno go nie otrzyma, ale gdyby jednak dostał, mógłby może zasnąć jak zabity. Czuł nieodpartą pokusę, chciał zasnąć jak zabity razem z dziewczyną śpiącą snem umarłej.
„Spać jak zabity” - te słowa przypomniały mu pewną kobietę. Wiosną przed trzema laty starzec przyprowadził kobietę do hotelu w Kobe. Zabrał ją z nocnego klubu, gdy minęła już północ. Pił wtedy whisky znajdującą się w pokoju hotelowym, częstował również kobietę. Wypiła tyle co Eguchi. Starzec przebrał się w yukatę do snu, ale nie miał dodatkowej dla kobiety, wziął ją więc w ramiona w bieliźnie. Objął za szyję i delikatnie pieścił. Wtedy na wpół się podniosła i powiedziała:
- Nie potrafię zasnąć w bieliźnie. - Następnie zdjęła wszystko, co miała na sobie i rzuciła na taboret przed lustrem. Starzec trochę się zdziwił i pomyślał, że tak pewnie zachowują się amatorki. Kobieta, ku jego zdziwieniu, była potulna i nieśmiała.
Eguchi odsunął ją od siebie i zapytał:
- Jeszcze nigdy?
- Kpisz sobie ze mnie, panie Eguchi, kpisz sobie ze mnie - powtórzyła dwukrotnie, lecz nadal zachowywała się bardzo spokojnie. Alkohol uderzył trochę Eguchiemu do głowy, więc wkrótce usnął. Rankiem obudziła go krzątanina. Kobieta siedziała przed lustrem i poprawiała włosy.
- Bardzo wcześnie wstajesz.
- Bo mam dzieci.
- Dzieci?
- Tak, dwoje. Małych.
Kobieta spieszyła się, wyszła, nim Eguchi zdążył podnieść się z pościeli.
Eguchi był bardzo zaskoczony słysząc, że urodziła już dwoje dzieci, ta kobieta tak szczupła i jędrna. Żaden szczegół jej ciała tego nie zdradzał. Piersi wyglądały tak, jakby nigdy nie karmiła dziecka.
Gdy Eguchi otworzył walizkę podróżną, żeby zmienić koszulę na świeżą, stwierdził, że wszystko jest starannie poukładane. Podczas dziesięciu dni pobytu zwijał bieliznę w kłębek i wpychał do środka; kiedy chciał coś wyjąć, musiał przewracać wszystko do dna. Wrzucał też do niej różne przedmioty, które dostawał lub kupował w Kobe, więc walizka tak się wybrzuszyła, że nie mógł jej zamknąć. Kobieta mogła zobaczyć, co w niej jest, gdyż wieko się nie zamykało, poza tym mogła spostrzec ten bałagan, kiedy wyjmował papierosy. Co ją jednak nakłoniło do zrobienia porządku? Nawet brudną bieliznę poskładała wzorowo, musiało to jej zająć sporo czasu, nawet jeśli miała dużą wprawę. A może wczoraj, kiedy Eguchi spał, nie mogła usnąć, wstała i zrobiła porządek w walizce?
- Hm? - Starzec przyglądał się zgrabnie poukładanym rzeczom. - W jakim celu to zrobiła?
Następnego dnia wieczorem przyszła do umówionej restauracji w kimonie.
- Czy zdarza ci się chodzić w kimonie?
- Tak, czasami... Ale chyba do mnie nie pasuje - roześmiała się wstydliwie. - W południe zadzwoniła do mnie przyjaciółka i powiedziała, że strasznie się zdziwiła, że jest wprost zaskoczona. Wiesz, powiedziała, że mogę.
- Powiedziałaś jej o wszystkim?
- Tak, nie ukryłam niczego.
Chodzili razem po mieście, Eguchi kupił jej materiał na kimono i pas obi i wrócili do hotelu. Przez okno widzieli światła statków w porcie. Kiedy stali przy oknie i całowali się, Eguchi zasunął rolety i firanki. Pokazał butelkę po wczorajszej whisky, ale kobieta potrząsnęła głową. Nie chciała stracić panowania nad sobą. Wkrótce zasnęła snem głębokim. Następnego dnia rano obudziła się, gdy Eguchi już wstawał.
- Ach, spałam jak zabita. Naprawdę, spałam jak zabita.
Otworzyła oczy i nadal leżała bez ruchu. Oczy były czyste i wilgotne.
Kobieta wiedziała, że Eguchi dzisiaj wraca do Tokio. Wyszła za mąż, gdy mąż pracował w Kobe w biurze zagranicznej firmy handlowej, teraz przez dwa lata przebywał w Singapurze. Wracał w przyszłym miesiącu do żony i dzieci. Opowiadała o tym Eguchiemu wczorajszej nocy. Do tego momentu nie wiedział, że ta młoda kobieta jest mężatką, i to żoną obcokrajowca. Przecież bez trudu wyprowadził ją z klubu nocnego. Po prostu wszedł do nocnego lokalu powodowany kaprysem chwili, przy sąsiednim stoliku siedzieli dwaj Europejczycy i cztery Japonki. Ponieważ wśród nich była kobieta w średnim wieku, którą Eguchi znał z widzenia, więc się ukłonił. Najprawdopodobniej pełniła tu funkcję przewodniczki mężczyzn. Obaj obcokrajowcy wstali do tańca, znajoma zapytała Eguchiego, czy nie chciałby zatańczyć z dziewczyną. W połowie drugiego tańca zaproponował wspólną ucieczkę z klubu. Młoda kobieta chyba lubiła żarty. Więc bez oporu poszła z nim do hotelu i kiedy znaleźli się już w pokoju, to raczej Eguchi poczuł się trochę skrępowany.
I w taki sposób Eguchi popełnił czyn nieetyczny z mężatką, z Japonką - żoną obcokrajowca. Zostawiała małe dzieci z niańką czy opiekunką i mogła dłużej pozostawać poza domem, nie przejawiała też powściągliwości mężatek, więc Eguchi nie miał zbyt silnych wyrzutów sumienia, że postąpił nieetycznie, choć nie był całkowicie spokojny. Lecz kiedy kobieta powiedziała mu, że spała jak zabita, radość, jaką wtedy przeżył, pozostała w nim jako muzyka młodości. Wtedy miał sześćdziesiąt cztery lata, kobieta mogła mieć dwadzieścia cztery lub pięć, czy dwadzieścia siedem lub osiem. Myślał wówczas, że jest to ostatnia przygoda z młodą kobietą. Zaledwie dwie noce - tak naprawdę to tylko jedna - a przecież kobieta, która „spała jak zabita” stała się dla Eguchiego niezapomniana. Przysłała mu list pisząc, że gdyby kiedyś przyjechał do Kansai, to chciałaby z nim znowu się spotkać. Po miesiącu w kolejnym liście zawiadomiła, że mąż wrócił do Kobe, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się zobaczyć. Znów minął ponad miesiąc i znów przyszedł list podobnej treści. Potem już nie miał od niej wiadomości.
- Tak, ta kobieta znów zaszła w ciążę, po raz trzeci... Nie wątpię, że tak jest. - Eguchi powiedział do siebie szeptem trzy lata później, gdy ją sobie przypomniał, leżąc obok tej małej dziewczynki śpiącej jak nieżywa. Dotąd o tym w ogóle nie myślał. Dlaczego teraz tak nagle przyszło mu to do głowy, sam sobie się dziwił, ale kiedy już zaczął o tym myśleć, był prawie pewien, że tak właśnie z nią było. Czy dlatego przestała do niego pisać, że zaszła w ciążę? Czy na pewno tak? Niewiele brakowało, a byłby się roześmiał. Tak jakby powitanie męża wracającego z Singapuru i następnie zajście w ciążę zmyło nieczystość czynu popełnionego z Eguchim i uspokoiło starego człowieka. Jednocześnie Eguchi ujrzał przed oczyma jej niezapomniane ciało. Nie budziło w nim pożądania. Jędrne, gładkie, smukłe było dla niego symbolem młodej kobiety. Jej ciąża okazała się może tylko zaskakującym rezultatem gry wyobraźni Eguchiego, który jednak nie wątpił w prawdziwość złudzenia.
- Czy pan mnie kocha? - zapytała go w hotelu kobieta.
- Bardzo - odpowiedział Eguchi. - To są pytania, jakie zawsze zadają kobiety.
- Lecz... jednak... - zacisnęła usta i nie skończyła zdania.
- Nie zapytasz, co mi się w tobie podoba? - zażartował.
- Już dobrze, poddaję się.
Ale kiedy go zapytała, czyją kocha, nie miał wątpliwości, że mu się podoba. Tego pytania nie zapomniał nawet po trzech latach do chwili obecnej. Kobieta urodziła trzecie dziecko, czy więc jej ciało nadal wygląda tak, jakby nigdy nie rodziła? Zatęsknił do niej.
Eguchi prawie całkowicie zapomniał o śpiącej obok dziewczynie, a przecież to ona mu przypomniała kobietę z Kobe. Ponieważ przeszkadzał mu wystający łokieć, starzec ujął za nadgarstek i schował jej rękę pod kołdrę. Było jej chyba gorąco pod kocem elektrycznym, gdyż zepchnęła go nieco w dół i obnażyła się do łopatki. Niewinne zaokrąglenia drobnych ramion były teraz tak blisko, że prawie dotykały oczu Eguchiego. Zapragnął sprawdzić, czy jej ramię zmieści się w dłoni, ale zaniechał tego. Widział wyraźnie łopatki. Chciał je pogłaskać, ale również zrezygnował. Odsunął ostrożnie długie włosy spadające na prawy policzek. Śpiąca twarz miała rysy łagodne w słabym świetle padającym od sufitu, odbijającym się od otaczających ich karmazynowych zasłon. Brwi nie malowała. Jej rzęsy były równiutkie i tak długie, że mógł je chwycić palcami. Dolna warga miała niewielkie zgrubienie w środku. Zębów nie dostrzegł.
Nie ma nic piękniejszego od niewinnej twarzy śpiącej młodej kobiety - myślał Eguchi odkąd przyszedł do tego domu. Może jest to najsłodsza pociecha, jaką znaleźć można na tym świecie? Żadna kobieta, nawet najpiękniejsza, nie ukryje swych lat w czasie snu. Twarz młodej kobiety, nawet niezbyt pięknej, najlepiej wygląda w czasie snu. Albo też w tym domu dobierają takie dziewczęta, których uśpione twarze są piękne. Kiedy Eguchi patrzył z bliska na tę drobną twarz śpiącej dziewczyny, wydało mu się, że łagodnie odpływa całe jego życie, trudy jego długich lat. Byłaby to na pewno noc szczęśliwa, błogosławiona noc, gdyby teraz zażył środek nasenny i mocno zasnął, ale starzec leżał spokojnie z zamkniętymi oczyma. Ponieważ dziewczyna przypominała mu kobietę z Kobe, więc może coś jeszcze mu przypomni - myślał - i żal mu było zasypiać.
Młoda żona w Kobe powitała w domu męża wracającego po dwóch latach i wkrótce prawdopodobnie zaszła w ciążę - to zaskakujące przeczucie jakby czegoś nieuniknionego wydało mu się niewątpliwą prawdą i nie opuszczało go nadal. Przygoda przeżyta z Eguchim - jak sądził - ani nie przyniosła kobiecie wstydu, ani nie rzuciła cienia na dziecko, które urodziła. Starzec uważa, że ciąża i narodziny dziecka są rzeczywistością i błogosławieństwem. Młode życie poczyna się w łonie kobiety i wykonuje pierwsze ruchy. Tym mocniej uświadamia Eguchiemu jego własną starość.
Lecz dlaczego ta kobieta tak ulegle powierzyła mu swoje ciało, nie ukazując ani niechęci ani powściągliwości?
Wydało mu się, że nie spotkało go to nigdy w ciągu blisko siedemdziesięcioletniego życia. Nie dostrzegł w niej nic z ladacznicy ani kobiety zalotnej. Nie czuł się winny w większym stopniu niż dziś, gdy leży obok dziewczyny dziwnie uśpionej w tym domu. Leżąc w pościeli odprowadzał ją wzrokiem z przyjemnością, gdy rankiem odprężona spieszyła się do swych małych dzieci. Eguchi myślał, że jest jego ostatnią młodą kobietą i dlatego stała się niezapomniana; również ona chyba go nie zapomniała. Przygoda nie pozostawiła głębokich ran, mimo to stała się chyba tajemnicą zapamiętaną przez nich na całe życie.
To dziwne, że ta młoda dziewczyna, rozpoczynająca dopiero praktykę w roli „śpiącej piękności”, wywołała w starcu tak żywe wspomnienie kobiety z Kobe. Eguchi otworzył oczy. Delikatnie dotknął jej rzęs. Dziewczyna ściągnęła brwi, odwróciła głowę i otworzyła usta. Cofnęła język. Na środku jej dziecięcego języka pojawił się ujmujący roweczek. Kusił. Eguchi zajrzał w otwarte usta. Ciekawe, czy zaczęłaby drgać konwułsyjnie, gdyby ścisnął jej szyję. Przypomniało mu się z dawnych lat spotkanie z nieletnią prostytutką, młodszą nawet od tej dziewczyny. Nie gustował w takich, ale tym razem podsunął mu ją pewien znajomy, u którego gościł. Właśnie tamta dziewczyna posługiwała się wtedy swym cieniutkim i długim językiem. Język miał smak wody. Nie sprawiał Eguchiemu przyjemności. Od centrum miasta napłynęły odgłosy bębna i fletu, serce zabiło żywiej. Była to widocznie jakaś świąteczna noc. Dziewczynka miała wydłużoną linię oczu, twarz bardzo żywą, spieszyła się też ze swymi czynnościami, mimo że Eguchi wcale jej nie interesował.
- Dziś festiwal - powiedział Eguchi. - Pewnie się spieszysz, żeby zdążyć.
- Och, skąd wiesz? No pewnie. Umówiłam się z kolegą i wtedy zostałam tu wezwana.
- Nie szkodzi - odrzekł unikając jej chłodnego wodnistego języka. - Nie szkodzi, idź już, żebyś zdążyła... Bębny dochodzą od świątyni, prawda?
- Ale pani gospodyni mnie skrzyczy.
- Nie martw się, postaram się to jakoś załatwić.
- Tak? Naprawdę?
- Ile masz lat?
- Czternaście.
Dziewczynka wcale się nie wstydziła mężczyzn. Nie wyczuwało się w niej ani wstydu, ani strachu. Myślami była gdzie indziej. Nawet nie traciła wiele czasu na toaletę, szybko wyszła do miasta na festiwal. Eguchi paląc papierosa przysłuchiwał się chwilę odgłosom bębnów i fletów, nawoływaniom sprzedawców.
Ile lat miał wtedy Eguchi? Dokładnie nie pamiętał, lecz jeśli nawet był w takim wieku, że bez żalu pozwolił dziewczynie odejść, na pewno nie czuł się taki stary jak dzisiaj.
Dzisiejsza dziewczyna ma kilka lat więcej od tamtej, jej ciało również wygląda bardziej kobieco.
Została uśpiona i w żadnym wypadku nie obudzi się, a to wielka różnica. Gdyby dudniły dziś bębny świąteczne, też by nie słyszała.
Natężył słuch - wydało mu się, że nad górami za domem słyszy słaby podmuch jesiennego wiatru. Ciepły oddech z rozchylonych ust dziewczyny dotknął twarzy Eguchiego. Wątłe światło odbite od karmazynowego aksamitu zajrzało nawet do ust dziewczyny. I wydało się, że język jej nie jest tak chłodny i wodnisty jak u tamtej. Pokusa dla starca była tym silniejsza. Żadna z poprzednich „śpiących piękności” nie pokazała mu dotąd języka. W piersi zamigotało pragnienie zła, znacznie mocniej burzące krew w jego żyłach niż włożenie palca do ust i dotknięcie języka.
Lecz zła pokusa nie przekształciła się w duszy Eguchiego w okrucieństwo i towarzyszący mu lęk. Co jest największym złem, jakie popełnić może mężczyzna wobec kobiety? Oto na przykład przygody z pewną mężatką z Kobe czy czternastoletnią dziewczyną okazały się tylko krótką chwilą w długim życiu człowieka i przeminęły w jednej chwili. Poślubienie kobiety, wychowywanie córek uchodzi za coś dobrego, a przecież przez ten długi okres ich życia Eguchi sprawował nad nimi kontrolę, wiązał ich swobodę, a może nawet przyczynił się do skrzywienia charakterów. Może to właśnie jest największym złem. Niewykluczone, że kryteria zła, zatarte przez zwyczaje i porządek społeczny, uległy stępieniu.
Leżenie obok uśpionej dziewczyny jest z pewnością złem. Tym bardziej złem byłoby jej zamordowanie. Powieszenie, zatkanie ust i nosa i powstrzymanie oddechu nie byłoby trudne. Mała kobieta śpi z otwartymi ustami. Jej język sprawia wrażenie, że mógłby z łatwością owinąć się wokół palca Eguchiego, gdyby go dotknął, podobnie jak języczek niemowlęcia pijącego mleko z piersi. Położył rękę na brodzie, tuż pod nosem i zamknął dziewczynie usta. Gdy cofnął rękę, usta znów się otworzyły. Rozchylone wargi w czasie snu również mają swój urok, starzec dostrzegł w nich młodość dziewczyny.
Może właśnie dlatego, że dziewczyna jest zbyt młoda, w sercu Eguchiego zamigotały ogniki zła, natomiast starcy odwiedzający po kryjomu dom „śpiących piękności” nie tylko smucili się i ubolewali nad młodością, która minęła, lecz także niektórzy z nich przychodzili po to, by zapomnieć zło, jakie popełnili w ciągu całego życia. Starzec Kiga, który powiedział Eguchiemu o tym domu, oczywiście nie wyjawił tajemnic innych gości. Zresztą przychodziło ich tu chyba niewielu. Z potocznego punktu widzenia byli to zapewne ludzie sukcesu, a nie przegrani. Lecz wśród nich musieli być tacy, którzy zdobyli powodzenie czyniąc zło, i ze swoich złych uczynków ustawicznie ciągnęli zyski. Targani niepokojem jednak stali się raczej rozbitkami żyjącymi w ustawicznym lęku. Kiedy leżeli tu dotykając nagiego ciała młodej dziewczyny, serca ich ogarniał nie tylko lęk przed zbliżającą się śmiercią, lecz także bolesny żal za utraconą młodością. Być może ukrywali głęboko niepowodzenia rodzinne, tak częste dla tych, którzy odnieśli sukces, ukrywali żal z powodu popełnionych przez siebie nikczemności.
Ci starzy mężczyźni nie mają swego Buddy, przed którym mogliby ugiąć kolana i pomodlić się. Nagie piękności o niczym nie będą wiedzieć, oczu w żadnym wypadku nie otworzą, nawet jeśli mężczyźni będą trzymać je mocno w objęciach, oblewać zimnymi łzami albo łkać i szlochać. Starzy nie czują wstydu i nie ranią swej godności osobistej. Mogą do woli żałować, do woli się smucić. Czyż, więc „śpiące piękności” nie są dla nich czymś w rodzaju Buddy? Są przy tym żywe. Młode ciało dziewczyny, jego zapach, jest pewnie wybawieniem i pocieszeniem dla tych nieszczęśliwych starych ludzi.
Kiedy Eguchiego opadły tego rodzaju wątpliwości, zamknął oczy. Spośród dotychczasowych trzech „śpiących piękności” ta najmłodsza, najmniejsza i niedoświadczona rozbudziła w nim dzisiaj takie myśli. Wziął ją w ramiona i przytulił mocno. Dotąd unikał dotykania tej dziewczyny. Teraz wydawało mu się, że wchłonie w siebie jej ciało. Bezsilna dziewczyna nie stawiała oporu. Była przejmująco szczupła. Pogrążona w głębokim śnie, poczuła chyba Eguchiego, gdyż zamknęła otwarte dotąd usta. Jej wystające kości biodrowe dotkliwie wpijały się w jego ciało.
- Jakie będzie życie tej młodziutkiej dziewczyny? Czy przynajmniej spokojne i pogodne, jeśli nawet nie odniesie sukcesu, jeśli nawet nie zrobi kariery? - zastanawiał się Eguchi. Pragnął jej szczęścia, choćby w nagrodę za pociechy, jakie będzie nieść w tym domu starym mężczyznom, przyszło mu nawet na myśl, że dziewczyna - podobnie jak to bywa w niektórych baśniach - jest inkarnacją jakiegoś Buddy. Czyż nie ma takich starych opowieści, w których kobiety lekkich obyczajów, kurtyzany bywały wcieleniem Buddy?
Starzec Eguchi uspokajał siebie trzymając delikatnie w ręku kosmyk opadających włosów, chciał w duchu wyznać własne minione grzechy i nikczemność. Lecz przypomniały mu się tylko sylwetki kobiet z przeszłości. Miłe wspomnienia nie miały nic wspólnego z czasem trwania wzajemnych stosunków, z pięknem czy brzydotą twarzy, z mądrością czy głupotą, wdziękiem lub jej brakiem.
Wiązały się raczej z takimi szczegółami jak słowa mężatki z Kobe: „Ach, spałam jak zabita. Naprawdę spałam jak zabita.” Pojawiały się przed oczyma kobiety, które zatraciły się w jego pieszczotach, żywo reagowały, oszalałe z nieświadomej rozkoszy. Czy rozkosz nie płynęła w większym stopniu z naturalnych predyspozycji ciała niż z siły uczuć? Jaką też będzie ta mała dziewczynka, kiedy dojrzeje? - Starzec obejmując jej plecy przesunął ręką pieszczotliwie w dół. Nie mógł teraz tego wiedzieć. Przedtem leżąc obok dziewczyny wyglądającej na rozwiązłą uwodzicielkę Eguchi zastanawiał się nad tym w jakim stopniu w ciągu swego sześćdziesięciosiedmioletniego życia poznał rozmiary i głębię zmysłów, ale wtedy uznał tę myśl za oznakę własnej starości; to dziwne, że ta mała dziewczynka dzisiejszej nocy ożywiła przeszłość erotyczną starego Eguchiego. Starzec lekko dotknął wargami jej zamkniętych ust. Nie miały żadnego smaku.
Eguchi być może po raz drugi nie spotka tej dziewczyny.
Kiedy wargi tej kobietki będą się poruszały zwilżone smakiem płci, Eguchiego nie będzie chyba wśród żywych.
Myśl ta nie zasmuciła go. Odsuwając się od jej ust dotknął wargami brwi i rzęs. Poruszyła nieznacznie głową, jakby poczuła łaskotanie, i wtedy czoło przysunęła do oczu starego. Eguchi zacisnął je jeszcze mocniej.
Pod powiekami bez ustanku pojawiały się i znikały różne zjawy. Stopniowo nabierały kształtów. W tej chwili całe mnóstwo złotych strzał przelatuje obok i odchodzi.
Do grotów strzał przyczepione są purpurowe kwiaty hiacyntu. A na końcu - różnokolorowe katleje. Pięknie wyglądają. Strzały lecą tak szybko, lecz kwiaty nie opadają? To dziwne, że nie opadają - pomyślał zaskoczony Eguchi i otworzył oczy. Zaczynał zasypiać.
Nie zażył jeszcze środka nasennego. Spojrzał na zegarek leżący obok proszków - minęła już dwunasta trzydzieści. Położył na dłoni dwie tabletki, lecz żal mu było usypiać od razu, gdyż dzisiejszej nocy nie poddał się melancholii ani poczuciu samotności. Dziewczyna oddychała spokojnie. Nie wiadomo, co dano jej do wypicia, czy może wstrzyknięto, w każdym razie chyba nie cierpiała.
Może dostała dużą dawkę środka nasennego albo też lekką truciznę. Eguchi zapragnął choć raz zapaść w tak głęboki sen. Wywlókł się cicho z pościeli, wstał i wyszedł z karmazynowego otoczenia aksamitu do sąsiedniego pokoju. Nacisnął guzik dzwonka chcąc przywołać kobietę i poprosić o taki sam środek nasenny, jaki dostała dziewczyna, ale nieprzerwane dzwonienie uświadomiło mu tym mocniej chłód panujący wewnątrz i na zewnątrz budynku. Eguchi nie miał odwagi dzwonić zbyt długo w środku nocy w tym tajemniczym domu. Okolice były ciepłe, nawet liście, gdzie indziej opadające zimą, pozostały nadal na gałęziach - jednak w powiewie ledwie wyczuwalnego wiatru niósł się po ogrodzie szelest zwiędłych liści leżących na ziemi. Również fale nadpływające pod urwisko były łagodne. W ciszy jakby bezludnej okolicy dom ten wydał się dworem upiorów - starzec zadrżał z zimna. Miał na sobie tylko bawełnianą yukatę.
Gdy wrócił do tajemnego pokoju, ujrzał zaczerwienione policzki młodziutkiej dziewczyny. Koc elektryczny ustawiony był na niską temperaturę, grzała ją widocznie młodość. Starzec przytulił się do niej i ogrzał zziębnięte ciało. Jej gorące piersi uniosły się ku górze, nogi wysunięte spod koca leżały na macie.
- Przeziębisz się - powiedział starzec uświadamiając sobie jednocześnie wielką różnicę wieku. I zapragnął wziąć tę ciepłą dziewczynkę i ukryć wewnątrz siebie.
Następnego dnia rano zwrócił się do podającej mu śniadanie kobiety:
- Słyszałaś, że dzwoniłem w nocy? Zamierzałem poprosić o to samo lekarstwo, jakie dostała dziewczyna. Chciałbym zasnąć tak mocno jak ona.
- Nie wolno. Przede wszystkim jest niebezpieczne dla starych ludzi.
- Mam silne serce, więc nie ma zmartwienia. Nie żałowałbym, gdybym nawet już nigdy się nie obudził.
- Pan jest taki kapryśny, a przecież dopiero trzeci raz jest u nas.
- A co jest największym kaprysem, na który można sobie pozwolić w tym domu?
Kobieta spojrzała na starca potępiającym wzrokiem i uśmiechnęła się wątło.
Rozdział czwarty
Z zimowego nieba, mrocznego od rana, pod wieczór zaczął padać chłodny deszczyk. Później przyszedł deszcz ze śniegiem - starzec Eguchi spostrzegł to dopiero wtedy, gdy minął już bramę domu „śpiących piękności”. Ta sama co zwykle kobieta zamknęła cicho drzwi i przekręciła klucz w zamku. Wtedy w nikłym świetle latarki ręcznej, którą kobieta oświetlała drogę, zobaczył coś białego pośród kropli deszczu. To białe tworzyło zaledwie plamki, miękkie i wątłe. Topniały od razu, gdy spadały na kamienie ścieżki prowadzącej do drzwi domu.
- Kamienie są mokre, proszę uważać - powiedziała rozstawiając nad nim parasol i chcąc chwycić starca za rękę. Wydało mu się, że nawet przez rękawiczki czuje nieprzyjemne ciepło kobiety w średnim wieku.
- Dam sobie radę - odepchnął ją Eguchi. - Nie jestem jeszcze tak stary, żeby trzeba mnie było prowadzić za rękę.
- Kamienie są śliskie - powiedziała kobieta. Opadłe liście klonów leżały obok kamieni nie sprzątane. Niektóre wyschły, poskręcały się i spłowiały, lecz połyskiwały zmoczone deszczem.
- Czy przychodzą tu również tak starzy, na wpół niedołężni, że musisz ich prowadzić za rękę czy podtrzymywać, aby nie upadli?
- Nie powinien pan pytać o innych gości.
- Dla takich zima jest chyba niebezpieczna. Co zrobisz, jeśli któryś dostanie wylewu krwi do mózgu czy ataku serca?
- Gdyby coś takiego się wydarzyło, oznaczałoby to koniec tego domu. Dla gościa natomiast spokojną śmierć - odpowiedziała z chłodnym uśmiechem.
- Dla ciebie też nie skończyłoby się bezboleśnie!
- Nie. - Jaką miała przeszłość ta kobieta, nie wiedział, w każdym razie nie dostrzegł teraz żadnej zmiany na jej twarzy.
Pokój na piętrze wyglądał jak dawniej. Zdjęto jedynie jesienny pejzaż z czerwieniejącymi liśćmi i powieszono obraz przedstawiający zimę. To też była niewątpliwie reprodukcja.
Kobieta podając smaczną herbatę powiedziała:
- Pan zawsze przychodzi nagle, zaraz po telefonie. Czy żadna z trzech poprzednich dziewcząt panu się nie spodobała?
- Nie o to chodzi, wszystkie podobały się aż za bardzo. Naprawdę.
- Wobec tego mógłby pan na kilka dni wcześniej zawiadomić, którą chciałby mieć. Pan jest bardzo niestały w uczuciach.
- Czy można to nazwać niestałością? Nawet w stosunku do śpiącej dziewczyny? Przecież ona nic nie wie o mnie, prawda? Więc chyba jej wszystko jedno, z kim śpi.
- Chociaż śpi, jest przecież żywą dziewczyną z krwi i kości.
- Niektóre pytają, z kim spędziły noc?
- Nie wolno im absolutnie tego robić. Tej zasady przestrzega się w tym domu surowo, niech pan będzie spokojny.
- Przecież sama mówiłaś, że byłoby to kłopotliwe, gdyby ktoś upodobał sobie jedną, prawda? O niestałości i zdradzie w tym domu powiedziałem kiedyś to samo, co mówisz mi dzisiaj, pamiętasz chyba o tym? Dziś wygląda tak, jakbyśmy się zamienili rolami. To dziwne. Czy w tobie również przebudziła się kobieta? - Na brzeżkach jej cienkich warg pojawił się cyniczny uśmieszek.
- Myślę, że pan od czasu młodości doprowadził już wiele kobiet do łez.
- Coś podobnego! Nie żartuj! - powiedział Eguchi zdziwiony niespodziewanym atakiem kobiety.
- Dopiero zaczyna być podejrzane, kiedy pan traktuje te słowa z taką powagą.
- Gdybym był mężczyzną, za jakiego mnie bierzesz, nie przychodziłbym do tego domu. Przychodzą tu tylko ci starzy mężczyźni, którzy, powiedzmy, o kobietach wciąż myślą z najgłębszym uczuciem. Starzy, którzy mimo żalu, mimo rozpaczliwych wysiłków, niczego już nie odzyskają ze swej młodości.
- Ciekawe, jak to jest naprawdę. - Kobiecie nie drgnął nawet jeden mięsień na twarzy.
- Kiedy byłem tu poprzednio, próbowałem mówić na ten temat, powtarzam jeszcze raz: który z kaprysów jest tu dozwolony?
- Hm. Śpiąca dziewczyna.
- Czy nie można otrzymać tego samego środka co dziewczyna?
- Myślę, że to już panu wcześniej wyjaśniłam.
- Wobec tego, co jest największym złem, które starzec może wyrządzić?
- W tym domu nie ma zła - powiedziała obniżając młodzieńczy głos, jakby chciała narzucić mu swoją władzę.
- Nie ma zła? - wyszeptał starzec. Czarne źrenice kobiety jaśniały spokojnym blaskiem.
- Jeśliby pan próbował udusić dziewczynę, czyn ten byłby równy wykręcaniu rąk niemowlęciu...
Eguchi poczuł się nieswojo.
- Nawet wtedy się nie przebudzi?
- Tak myślę.
- Znakomita okazja do wymuszonego samobójstwa we dwoje.
- Proszę, jeśli czuje się pan zbyt samotny, żeby popełnić to samemu.
- A kiedy człowiek czuje się zbyt samotny, żeby mógł popełnić samobójstwo?
- Pewnie są takie chwile u starych ludzi - kobieta nadal mówiła spokojnie. - Czy pan dzisiaj pił? Mówi pan takie dziwne rzeczy.
- Piłem coś gorszego od alkoholu.
Jak należało się spodziewać, kobieta spojrzała ukradkiem w twarz Eguchiego, ale sprawę jakby zbagatelizowała.
- Dzisiaj dziewczyna jest gorąca. Taki zimny wieczór, dobrze się składa. Proszę się wygrzać - i zeszła na dół.
Gdy Eguchi otworzył drzwi tajemnego pokoju, słodkawa woń kobiety była tym razem mocniejsza niż kiedykolwiek przedtem. Dziewczyna śpi odwrócona tyłem. Nie chrapie, ale oddycha ciężko. Wygląda na rosłą. Nie był tego pewien w odbiciu światła od karmazynowego aksamitu, ale jej obfite włosy mają chyba odcień brązowy. Natomiast skóra, od mięsistych uszu po szyję, jest naprawdę biała. Tak jak powiedziała kobieta, dziewczyna była gorąca. A mimo to twarz jej nawet się nie zaróżowiła.
- Aa! - wyrwało mu się z ust, gdy wśliznął się pod koc za jej plecami. Naprawdę gorąca, przy tym skórę miała tak gładką, że - zdawało się - przyklejała się i wsysała w jego ciało. Pokrywała ją jakby warstewką wilgoci, wydzielającej zapach. Eguchi zamknął oczy i leżał chwilę nieruchomo. Dziewczyna też się nie poruszyła. Miała obfite biodra i uda. Jej ciepło raczej spowijało Eguchiego niż przenikało do środka. Piersi miała pełne i szeroko rozlane, brodawki jednak dziwnie małe. Kobieta mówiła o „duszeniu”, Eguchi przypomniawszy sobie o tym zadrżał na samą myśl o pokusie, jaką stanowiła dla niego ta skóra. Gdyby jednak zaczął dusić dziewczynę, jaką woń wydzielałoby jej ciało? Żeby odpędzić od siebie kuszące zło, starał się zmusić do wyobrażenia sobie jej niezgrabnej postaci, jak chodzi w ciągu dnia. Trochę się uspokoił. Ale... ale co takiego niezgrabnego było w sylwetce chodzącej dziewczyny? Czy zgrabna sylwetka oznacza po prostu ładne nogi? Czym jest - tym bardziej dla sześćdziesięcio-siedmioletniego starca - mądrość czy głupota, wysoki czy niski poziom wykształcenia kobiety, którą spotyka jedynie tej nocy i już nigdy więcej? Czyż nie pozostaje mu tylko to jedno - dotknięcie dziewczyny w niepowtarzalnej chwili obecnej? Przecież dziewczyna jest uśpiona i nic nie wie o tym, że jej dotyka brzydki starzec Eguchi. Jutro też się nie dowie. Czy jest ona zwykłą zabawką czy ofiarą?
Eguchi przebywa w tym domu dopiero po raz czwarty, lecz zwłaszcza tej ostatniej nocy wydało mu się, że z każdą wizytą paraliż obejmuje coraz większe obszary jego serca.
Czy również dzisiejsza dziewczyna jest w swej roli dobrze wyszkolona? Czy już przestali ją całkowicie obchodzić żałosni starcy i dlatego nawet się nie poruszy, mimo że Eguchi będzie jej dotykać? Każdy nieludzki świat dzięki przyzwyczajeniu przekształca się w świat ludzki. Wszelkie zło pozostaje ukryte w jego mrokach. Eguchi jednak nieco się różni od pozostałych starych mężczyzn przychodzących do tego domu. Można by nawet powiedzieć, że różni się krańcowo. Starzec Kiga, który powiedział mu o tym domu, nie miał racji, gdy myślał o starym Eguchim tak samo jak o innych. Eguchi jeszcze nie przestał być mężczyzną. I dlatego można by uważać, że nie rozumie tak dogłębnie prawdziwego smutku ani radości czy też żalu i osamotnienia przychodzących tutaj starych mężczyzn. Nie żąda koniecznie usypiania dziewcząt tak, żeby nie mogły się obudzić.
Na przykład podczas drugiej wizyty Eguchi zamierzał pogwałcić surowe zasady domu w stosunku do dziewczyny wyglądającej na prostytutkę, powstrzymał się jednak spostrzegłszy ze zdumieniem, że jest dziewicą. Od tego czasu postanowił strzec regulaminu tego domu, a może też strzec bezpieczeństwa „śpiących piękności”. Poprzysiągł nigdy nie zburzyć tajemnicy starych ludzi. Czym jednak można tłumaczyć tę troskliwość domu o to, by sprowadzać - jak się zdaje - tylko dziewice? Czy również próbą spełnienia pragnień, które można by nazwać aktem rozpaczy starych ludzi? Eguchiemu wydało się, że wszystko w końcu pojmuje, ale jednocześnie nie może się oprzeć wrażeniu, iż jest to jakieś głupie.
Lecz dzisiejsza dziewczyna wydała mu się podejrzana. Stary Eguchi nie mógł uwierzyć, że jest dziewicą. Uniósł się do połowy, dotknął piersią pleców dziewczyny i popatrzył na jej twarz. Podobnie jak reszta jej ciała również twarz nie była uformowana proporcjonalnie. Wyglądała jednak bardziej dziecinnie niż się spodziewał. Nozdrza miała nieco rozszerzone, nos u nasady przypłaszczony. Policzki zaś - okrągłe i szerokie. Włosy opadały na boki, dzięki czemu czoło przypominało stożek góry Fuji. Krótkie brwi były gęste i regularne.
- Ładna - szepnął starzec i przytulił policzek do jej policzka. Też był gładki. Nagle dziewczyna odwróciła twarz ku górze, może poczuła ciężar ramienia. Eguchi odsunął się od niej.
Leżał chwilę z zamkniętymi oczyma. A to dlatego, że zapach dziewczyny był wyjątkowo mocny. Podobno nic na tym świecie nie wywołuje wspomnień rzeczy minionych w takim stopniu jak zapach, ale czy tym razem nie był zbyt słodki i intensywny? Eguchiemu przypomniał tylko mleczną woń niemowlęcia. Chociaż te dwa zapachy były całkowicie różne, ale, kto wie, czy nie podstawowe dla człowieka? Od dawien dawna spotykało się starych mężczyzn, którzy w zapachu wydzielanym przez dziewczęta poszukiwali eliksiru młodości. Zapach tej dziewczyny jednak trudno chyba nazwać przyjemnym. Gdyby starzec Eguchi pogwałcił dzisiaj zakazy tego domu, poczułby jeszcze bardziej nieznośną woń ciała. Czyż jednak myśli te nie są oznaką starzenia się? Z drugiej strony, czy zapach tak mocny jak woń tej dziewczyny, zapach żywego stworzenia, nie jest jednak źródłem życia człowieka? Jest to bowiem dziewczyna, która chyba łatwo zaszłaby w ciążę. Mimo że śpi snem głębokim, procesy fizjologiczne nie zostały w niej zahamowane, zresztą ma się obudzić następnego dnia. Jeśliby zaszła w ciążę, stałoby się to całkowicie bez udziału jej świadomości. Starzec Eguchi miał już sześćdziesiąt siedem lat, a gdyby tak spróbował zostawić po sobie jeszcze jedno dziecko? Ciało kobiety wiedzie mężczyznę ku najdalszym regionom piekieł.
Lecz dziewczyna została pozbawiona wszelkich możliwości obrony. Dla dobra jej gości, dla godnych politowania starych mężczyzn. Nawet jednej nitki nie ma na sobie, jest bezbronna, gdyż nie może się obudzić. Eguchi poczuł litość dla niej, przejmującą go bólem do głębi serca, i powiedział w duchu ku własnemu zaskoczeniu: dla starych - śmierć, dla młodych - miłość, śmierć zdarza się tylko jeden raz, miłość po wielokroć się powtórzy. Myśl ta zrodziła się niespodziewanie i przyniosła mu uspokojenie. Zresztą nie był tak bardzo podniecony. Z zewnątrz dochodził słaby plusk deszczu ze śniegiem. Ustał chyba szum morza. Starzec ujrzał przed sobą mroczną, rozległą wodę i spadające na nią topniejące płatki śniegu. Dziki ptak, jakby wielki orzeł, dotykając czarnych fal krążył niosąc w dziobie coś ociekającego krwią. A może to niemowlę? Nie, to niemożliwe. Kto wie, czy nie mogła to być zjawa ludzkiej nikczemności. Potrząsnął lekko głową i zjawa się rozpłynęła.
- Ach, jak gorąco! - powiedział Eguchi. Nie tylko z powodu elektrycznego koca. Dziewczyna odrzuciła okrycie i pokazała do połowy piersi, szeroko rozstawione i obfite, choć nieco obwisłe. Na białej skórze delikatnie odbiła się barwa karmazynowego aksamitu. Starzec przyglądając się pięknym wzniesieniom przesunął palec wzdłuż linii dzielącej włosy od spiczastego czoła. Dziewczyna od chwili zwrócenia głowy ku górze oddychała cicho i powoli. Jakie są jej zęby, ukryte za tymi drobnymi wargami? Eguchi ujął palcami środek dolnej wargi i nieco odchylił. Zęby były małe i regularne, choć nie tak małe, żeby idealnie harmonizowały z drobnymi wargami. Eguchi cofnął palce, lecz usta nie zamknęły się dokładnie. I nie zakryły zębów. Czubkami palców czerwonymi od szminki Eguchi uchwycił zgrubiałą nieco małżowinę i potarł o nią palce, resztę wytarł o grubą szyję dziewczyny. Na białej skórze pozostała przyjemnie czerwieniejąca linia, zresztą ledwie widoczna.
Ta również jest chyba dziewicą? - pomyślał Eguchi. W stosunku do dziewczyny drugiej nocy zaczął żywić podejrzenie, potem zdumiała go własna podłość i pożałował nieufności, dlatego teraz nie miał nawet ochoty sprawdzać. Tak czy owak, jakież to ma dla niego znaczenie? Ale kiedy przyszło mu na myśl, że jednak może ma, usłyszał w duszy szydzący z niego głos.
- To ty diable śmiejesz się ze mnie?
- Diable? To nie takie proste, niestety. Przecież ty tylko myślisz o swoich uczuciach i nostalgii człowieka, któremu nie udało się dotąd umrzeć.
- Nic podobnego, chcę po prostu myśleć o sobie jako o sojuszniku tych starych mężczyzn, bardziej ode mnie godnych politowania.
- Hm. Co? Ty nikczemniku! Od tych, którzy winy spychają na innych, nawet łotr jest lepszy.
- Powiedziałeś: „łotr”? Bardzo dobrze. Ale dlaczego dziewice są czyste, a inne kobiety nie? Ja na przykład wcale nie proszę o dziewice.
- Bo nie masz jeszcze tęsknot mężczyzn naprawdę starych. Nie przychodź tu nigdy więcej. Gdyby tak jedna dziewczyna ze stu tysięcy, mówię: jedna na sto tysięcy, w nocy się przebudziła, czy sądzisz, że stary mężczyzna naprawdę nie miałby powodu do wstydu? - Przesuwały się w duchu Eguchiego własne pytania i własne odpowiedzi, ale, oczywiście, nic nie wskazywało na to, że usypia się tutaj tylko dziewice. Eguchi jest tu dopiero czwarty raz i nie może pojąć, dlaczego wszystkie jego dziewczęta były dziewicami. Czy naprawdę tego pragną, czy naprawdę tego oczekują starzy mężczyźni?
„Gdyby się przebudziła” - ta myśl mocno pociągała Eguchiego. Jak silna musiałaby być podnieta, a przy tym jakiego rodzaju podnieta, żeby uśpiona dziewczyna odzyskała przytomność i spojrzała choćby tylko przez mgłę? Na pewno nie mogłaby spać, gdyby na przykład ucięto jej rękę, przekłuto pierś albo brzuch.
- Jesteś już bardzo zepsuty! - wyszeptał Eguchi do siebie. Bezradność starców przychodzących do tego domu nie jest już odległą przyszłością. Zburzyć ten dom, zniszczyć też własne życie. Może tylko dlatego, że uśpiona dzisiaj dziewczyna nie jest doskonałą pięknością, czuł intymne z nią powinowactwo, z tą miłą kobietką pokazującą białe szeroko rozstawione piersi. A może jest to negatywny przejaw jego skruchy? Bo skrucha zdarza się również w życiu zmierzającym ku tchórzliwemu zakończeniu. On chyba nie ma nawet tyle odwagi, co jego najmłodsza córka, z którą oglądał spadające płatki kamelii w Kameliowej Świątyni. Eguchi zamknął oczy.
...Dwa motyle igrały w nisko przystrzyżonych krzewach wzdłuż kamiennej ścieżki w ogrodzie. Kryły się w krzewach, opierały się o nie w radosnym zapamiętaniu. Wzleciały trochę wyżej nad zieleń i zatańczyły zwinnie; wtedy spośród gałęzi ukazał się jeszcze jeden motyl, a potem jeszcze jeden. Dwie pary - pomyślał - a już piąty skądś wtargnął. Czy to walka? Gdy patrzył chwilę, z krzewów uniosły się jeden za drugim następne owady, a ogród stał się tańczącą bielą motyli. Motyle nie wzbijają się wysoko. Czubki zwisających rozłożystych gałęzi klonu drgają na ledwie wyczuwalnym wietrze. Choć końce gałązek są wiotkie, dźwigają wielkie listki i dlatego są tak czułe na powiew. Gromada białych motyli powiększyła się i przypominała teraz pole białych kwiatów. Patrząc na klon, zastanawiał się, czy ta zjawa ma jakiś związek z domem „śpiących piękności”? Liście klonu-zjawy pożółkły, poczerwieniały tym bardziej podkreślając biel chmary motyli. A przecież liście klonów obok domu już opadły, co prawda trochę zwiędłych i skurczonych pozostało na gałęziach, ale dziś padał deszcz ze śniegiem.
Eguchi całkowicie zapomniał o chłodzie deszczu ze śniegiem. Może to biel obfitych piersi dziewczyny wywołała tę zjawę tańczącego roju białych motyli? Może jest coś w tej dziewczynie, co ukoiło złe myśli Eguchiego? Starzec otworzył oczy. Patrzył na małe brzoskwiniowe brodawki na rozlanych piersiach. Wydały mu się symbolem dobroci.
Położył na piersi policzek. Pod powiekami poczuł narastające ciepło. Zapragnął zostawić swój znak na ciele tej dziewczyny. Gdyby złamał zakaz tego domu, dziewczyna bardzo by się martwiła po obudzeniu. Starzec zrobił na jej piersi kilka znaków koloru krwi i zadrżał.
- Zmarzniesz! - podciągnął koc. Połknął na raz obie tabletki środka nasennego, leżące dotąd jak zwykle pod poduszką - Ale ciężka u dołu. - Uniósł ją i obrócił ku sobie.
Następnego dnia rano starca Eguchiego dwukrotnie zbudziła kobieta. Za pierwszym razem zastukała do drzwi i powiedziała:
- Proszę pana, już jest dziewiąta.
- Aha, już nie śpię. Wstaję. Na pewno jest zimno w tamtym pokoju.
- Od rana pali się w piecyku.
- A deszcz ze śniegiem?
- Przestał padać. Ale jest pochmurno.
- Tak?
- Już wcześniej przygotowałam śniadanie.
- Aha - zareagował obojętnie, poczuł senność i znowu zamknął oczy. Przytulił się do niezwykłej skóry dziewczyny i powiedział: - Niech nawet sam diabeł przyjdzie mnie obudzić.
W przeciągu niecałych dziesięciu minut kobieta przyszła znowu.
- Proszę pana! - Mocno zastukała w drzwi. - Pan znowu usnął? - Jej głos stał się ostrzejszy.
- Drzwi nie są zamknięte na klucz - odpowiedział Eguchi. Kobieta weszła do pokoju. Starzec posępnie podniósł się z pościeli. Był jeszcze zaspany. Kobieta pomogła mu się ubrać, włożyła mu nawet skarpetki, jej dotyk był nieprzyjemny. Gdy wyszedł do sąsiedniego pokoju, podała mu jak zwykle smacznie zaparzoną herbatę. Kiedy wolno pił, smakując, zwróciła w jego stronę chłodne, podejrzliwe oczy.
- Czy ta dziewczyna też się panu spodobała?
- Aha, myślę, że tak.
- Na pewno była dobra. Czy miał pan przyjemne sny?
- Sny? Nie, żadnych snów. Po prostu spałem. Dawno już nie spałem tak dobrze. - Eguchi ziewnął obojętnie. - Jeszcze się nie przebudziłem na dobre.
- Był pan na pewno wczoraj zmęczony, prawda?
- To z jej winy. Czy często tu przychodzi? Kobieta spuściła wzrok, jej twarz stężała.
- Mam do ciebie specjalną prośbę - zaczął znów Eguchi. - Czy możesz mi dać po śniadaniu jeszcze tych proszków nasennych? Bardzo mi na tym zależy. Zapłacę oddzielnie. Nie wiem, co prawda, kiedy ta dziewczyna się obudzi...
- To jest absolutnie niemożliwe. - Śniada twarz kobiety stała się ziemista, nawet w napiętych ramionach wyczuwało się niechęć. - Jak pan może coś takiego mówić. Są przecież pewne granice.
- Granice? - Starzec chciał się uśmiechnąć, ale uśmiech się nie zjawił.
Może podejrzewając, że Eguchi zrobił coś dziewczynie, kobieta wstała z pośpiechem i weszła do sąsiedniego pokoju.
Rozdział piąty
Minął Nowy Rok. Wzburzone morze obwieszczało środek zimy. Na lądzie natomiast wiatr nie wiał zbyt silny.
- Ach, jak mi przyjemnie powitać pana, zwłaszcza w taką zimną noc... - Kobieta z domu „śpiących piękności” otworzyła mu bramę i powitała.
- Właśnie dlatego przyszedłem, że zimno - odpowiedział starzec Eguchi. - Umrzeć w taką noc, czując ciepło młodego ciała, to byłby raj dla starego mężczyzny.
- Mówi pan takie nieprzyjemne rzeczy.
- Stary człowiek to sąsiad śmierci. W tym samym co zawsze pokoju na piętrze palono w piecyku. Kobieta podała dobrą herbatę - to też się nie zmieniło.
- Cóż to, czuję przeciąg - powiedział Eguchi.
- Słucham? - Kobieta rozejrzała się dokoła: - Tu nie ma szpar.
- A może mamy w pokoju ducha.
Kobieta drgnęła i spojrzała na starca. Zbladła na twarzy.
- Proszę o jeszcze jedną filiżankę, pełną. Proszę nie studzić. Proszę zalać wrzątkiem - powiedział.
Robiąc, jak jej kazał, zapytała chłodno: - Pan coś słyszał?
- No, może.
- Naprawdę? Pan o tym słyszał, a mimo to przyszedł pan do nas? - Wyczuwając, że Eguchi wie, widocznie postanowiła nie ukrywać tego przed nim za wszelką cenę ale minę miała naprawdę niezadowoloną.
- Przykro mi, że muszę to powiedzieć, kiedy już pan raczył nas odwiedzić, ale wolałabym, żeby pan od razu wrócił do domu.
- Wiedziałem, nim tu przyszedłem, więc czy ma to teraz jakieś znaczenie?
- Ha-ha-ha... - zabrzmiało jak śmiech diabła.
- Przecież takie rzeczy się zdarzają, zima jest niebezpieczna dla starych... Może przynajmniej w czasie chłodów należałoby zamknąć ten dom.
- Nie wiem, jacy starcy tu przychodzą, ale jeśli umrze tu jeszcze jeden czy dwóch, będziesz miała poważne kłopoty.
- Proszę powiedzieć to właścicielowi domu. Co ja tu jestem winna? - Twarz kobiety powlekła się szarością.
- Oczywiście, że winna! Czy nie wyniesiono trupa w ciemności nocy, potajemnie do pobliskiego hoteliku?... Na pewno w tym pomagałaś.
Kobieta zacisnęła dłonie na kolanach i odpowiedziała oschle:
- To dla dobra jego imienia.
- Dla dobrego imienia? Czy zmarły też ma dobre imię? No tak, tak się mówi. Być może w większym stopniu dla rodziny niż nieboszczyka. Choć to wszystko nie ma większego sensu... Czy sąsiedni hotelik też należy do tego samego właściciela?
Kobieta nie odpowiedziała.
- Myślę, że dziennikarze specjalnie by nie rozgłaszali, że starzec umarł tutaj leżąc obok nagiej dziewczyny. Gdybym ja był na jego miejscu, wolałbym, żeby mnie stąd nie wynoszono, byłbym szczęśliwy, gdyby zostawiono mnie na miejscu.
- Prowadzono by kłopotliwe dochodzenia, poza tym ten pokój jest trochę ekscentryczny, ponadto spowodowałoby to pewne nieprzyjemności dla panów, którzy są tak dobrzy i tutaj przychodzą. Nie mówiąc o dziewczętach...
- Przecież dziewczyna spała całą noc i nic o tym nie wiedziała, że starzec umarł. Chyba nie zbudziła się, nawet jeśli jęczał przed śmiercią.
- Tak myślę... Jednak, kiedy okazało się, że starszy pan umarł, trzeba było również zabrać stąd i ukryć dziewczynę. Mimo to jakoś się dowiedzieli, że była z nim kobieta.
- Co? Zabraliście ją stąd?
- Przecież byłoby to nazbyt oczywiste przestępstwo, nie sądzi pan?
- Nie sądzę, żeby dziewczyna obudziła się tylko dlatego, że starzec umarł i jego ciało wystygło.
- Na pewno.
- Nawet nie wiedziała, że obok niej leżał martwy człowiek. - Eguchi powiedział to samo jeszcze raz. Nie wiadomo jak długo po śmierci starca dziewczyna leżała przy nim i ogrzewała jego martwe ciało. Nawet nie wiedziała, kiedy go zabrano z pokoju.
- Mam dobre ciśnienie, serce również zdrowe, więc nie ma obawy, ale gdyby coś się ze mną stało, czy nie moglibyście jednak mnie zostawić obok dziewczyny, zamiast wynosić do hotelu lub gdziekolwiek indziej?
- To w ogóle nie wchodzi w rachubę - powiedziała z pośpiechem kobieta. - Proszę wobec tego opuścić ten dom. Skoro pan mówi takie rzeczy.
- Przecież tylko żartuję! - Eguchi roześmiał się. Zresztą, tak jak powiedział kobiecie, nawet na myśl mu nie przyszło, że jego nagła śmierć może być blisko.
Mimo wszystko w ogłoszeniu prasowym o pogrzebie starca, który zmarł w tym domu, podano tylko „nagła śmierć”. O szczegółach powiedział Eguchiemu szeptem Kiga podczas pogrzebu. Starzec umarł na atak serca.
- Ale nie był to hotelik, który wybrałby na nocleg taki człowiek! Zatrzymywał się zwykle w innym - dodał Kiga. - Dlatego też ludzie szeptali, że dyrektor Fukura musiał jednak umrzeć szczęśliwą śmiercią. Oczywiście, nie wiedzieli, co się naprawdę stało.
- Tak?
- Było to może coś w rodzaju eutanazji, ale trudno to nazwać szczęśliwą śmiercią, gdyż na pewno musiał cierpieć. Byliśmy z dyrektorem Fukurą zażyłymi przyjaciółmi, więc od razu zrozumiałem, co się wydarzyło i natychmiast poszedłem sprawdzić. Nikomu jednak o tym nie mówiłem. Nawet jego rodzina nie wie. Interesujące te nekrologi w prasie, prawda?
Ukazały się dwa nekrologi obok siebie. Pierwszy podpisała jego żona i syn. Drugi podała do prasy firma.
- Fukura był taki - i Kiga pokazał gestami sugerując grubą szyję, wielkie piersi i wyjątkowo nadęty brzuch. - Ty też musisz uważać!
- Nie martw się o mnie.
- W każdym razie to ogromne ciało Fukury w środku nocy przetransportowano do hoteliku u ciepłych źródeł.
Kto go przeniósł? Oczywiście, ktoś z samochodem. Obraz, jaki ujrzał Eguchi przed oczyma, nie był specjalnie przyjemny.
- Udało im się jakoś całą sprawę zatuszować, ale kiedy coś podobnego zdarzy się znowu, wątpię czy ten dom utrzyma się dłużej - wyszeptał Kiga podczas pogrzebu.
- Prawdopodobnie nie - odpowiedział Eguchi. Dzisiejszego wieczoru, wyczuwając, iż Eguchi wie o śmierci Fukury, kobieta nie próbowała jej nawet ukrywać, lecz miała się na baczności.
- Ta dziewczyna naprawdę nic nie wiedziała? - Eguchi znowu skierował do kobiety złośliwe pytanie.
- Nie mogła nic wiedzieć, ale widocznie trochę cierpiał, gdyż pozostały ślady zadrapań na szyi i piersiach dziewczyny. Ona nie wiedziała, co się zdarzyło, więc kiedy rankiem się obudziła, powiedziała tylko jedno: „Co za nieznośny staruszek!”
- Nieznośny staruszek? Nawet podczas agonii w swej ostatniej godzinie?
- Tak naprawdę to jej nie poranił. Po prostu miejscami skóra była przekrwiona, pozostały czerwone ślady...
Teraz kobieta gotowa była opowiedzieć Eguchiemu wszystko. Lecz on już stracił ochotę na wysłuchanie jej. Tak czy owak chodzi tu o starca, który mógł umrzeć gdziekolwiek w każdej chwili. Kto wie, może miał szczęśliwą śmierć. Tylko obraz przenoszenia do hoteliku jego ogromnego ciała, o którym mówił Kiga, rozbudzał wyobraźnię Eguchiego.
- Śmierć starego człowieka to okropny widok. Pewnie, można myśleć, że odrodzi się szczęśliwie w raju... Ale ten starzec spadł na pewno do piekła.
- Czy ja znam tę dziewczynę, która z nim była?
- Tego nie mogę powiedzieć.
- Aha.
- Na szyi i piersi pozostało czerwone zadrapanie, więc dostała urlop do całkowitego zagojenia.
- Chciałbym jeszcze jedną filiżankę herbaty. Chce mi się pić.
- Słucham pana. Zaparzę świeżej.
- Jak myślisz, czy jednak nie będziecie musieli zamknąć tego domu, gdy zdarzy się znowu taki wypadek, nawet jeśli wszystko uda się wam zatuszować?
- Tak pan sądzi? - Zapytała spokojnie kobieta i, nie unosząc głowy, dolała mu herbaty. - Na pewno, może już dzisiaj w nocy ukaże się duch zmarłego.
- Chciałbym z nim szczerze porozmawiać.
- O czym?
- O żałosnych dniach starego człowieka.
- Żartowałam!
Starzec pociągnął łyk herbaty.
- Wiem, że żartowałaś. Ale widmo siedzi również we mnie. W tobie też. - Eguchi wyciągnął prawą rękę i wskazał na kobietę.
- Ale jak się dowiedziałaś, że umarł? - zapytał Eguchi.
- Wydało mi się, że słyszę jakieś jęki, więc weszłam na piętro i sprawdziłam. Oddech i tętno ustały.
- Dziewczyna nie wiedziała o tym? - znów zapytał o to samo Eguchi.
- Tak je przygotowujemy, żeby nie obudziły się z byle powodu.
- Z byle powodu? Nawet nie wiedziała, że wynosili trupa?
- Nie wiedziała.
- Straszna kobieta!
- Wcale nie jest straszna. Proszę już przerwać tę niepotrzebną rozmowę i szybko przejść do sąsiedniego pokoju. Czy któraś z poprzednich dziewcząt wydała się panu straszna?
- Być może dla starego człowieka straszna jest młodość dziewczyny.
- Co pan chce powiedzieć? - uśmiechnęła się blado, wstała i uchyliła drzwi do pokoju. - Dobrze śpią i czekają na pana, proszę... oto klucz. - Wyjęła go zza pasa obi i podała mu. - Aha, nie powiedziałam jeszcze panu, dzisiaj są dwie.
- Dwie?
Eguchi nie krył zdziwienia. Być może dziewczęta wiedziały o śmierci starego Fukury.
- Proszę. - Kobieta wstała i wyszła. Ciekawość i zawstydzenie, jakie przeżywał podczas pierwszej wizyty, już prawie minęły, mimo to poczuł się onieśmielony, kiedy otworzył drzwi.
- Czy dzisiaj również jest „uczennica”?
Lecz w odróżnieniu od „małej dziewczynki”, jaką poznał przedtem, dzisiejsza wyglądała na dzikuskę. Jej dzikość sprawiła, że Eguchi całkowicie zapomniał o śmierci starego Fukury. Dziewczyna leżała blisko drzwi wejściowych. Nie była chyba przyzwyczajona do koca elektrycznego, przeznaczonego raczej dla starych lub może w jej ciele kryło się tyle ciepła, że chłód zimowy nie robił na niej żadnego wrażenia, w każdym bądź razie leżała obnażona po dołeczek na brzuchu. Spała z szeroko rozchylonymi nogami na kształt chińskiego znaku „duży”, twarzą zwróconą do góry, obie zaś ręce rozłożyła szeroko na bokach. Brodawki miała duże i ciemne o fioletowym odcieniu. Kolor szyi i piersi, w świetle odbitym od aksamitnych karmazynowych kurtyn, nie był piękny. Miał jednak czarny połysk. Pachy wydzielały słabą woń potu.
- Prawdziwe życie - mruknął do siebie Eguchi.
Taka dziewczyna tchnie życie w sześćdziesięciosiedmioletniego starca. Czy jest Japonką? Eguchi wątpił. Nie ma chyba dwudziestu lat, gdyż brodawki jeszcze się nie zaokrągliły, mimo dość szerokich piersi. Otyła nie jest, ale jej ciało wydaje się mocne i pełne energii.
- Hm - starzec uniósł jej rękę i popatrzył: palce długie, długie ma również paznokcie. Na pewno jest wysoka, w zgodzie z dzisiejszą modą. Jaki ma głos, czym się wyróżnia jej sposób mówienia? Eguchi lubił głosy wielu kobiet z radia czy telewizji; gdy występowały, zamykał oczy i słuchał tylko głosu. Doznał nagle silnej pokusy: zapragnął usłyszeć głos uśpionej dziewczyny. Rozmowa ze śpiącą jest niemożliwa. Jak jednak zrobić, żeby dziewczyna zechciała przemówić przez sen! Zresztą głos śpiącej różni się od normalnego. Poza tym większość kobiet ma kilka odmian głosu, lecz ta dziewczyna mówi chyba tylko jednym. Nawet po sposobie spania mógł poznać, że nie była zbyt wytworna w zachowaniu, ani też wrażliwa.
Starzec Eguchi usiadł i zaczął zabawiać się długimi poznokciami dziewczyny. Czy zawsze są takie twarde? Czy to dlatego, że są zdrowe i młode? Kolor krwi pod paznokciami był żywy. Dotąd nie zwrócił na to uwagi, dopiero teraz spostrzegł, że dziewczyna ma na szyi złoty łańcuszek, cienki jak nitka. Chciało mu się śmiać. Mimo zimnej nocy dziewczyna zepchnęła koc z piersi, a przecież na czole przy linii włosów pojawiły się krople potu. Eguchi wyjął chusteczkę i otarł pot z czoła. Na chusteczce pozostał silny zapach. Wytarł również pod pachami. Tej chusteczki nie mógłby już zabrać do domu, więc zwinął ją i rzucił w kąt pokoju.
- O? Szminka na wargach - mruknął Eguchi. Nic w tym chyba dziwnego, ale nawet szminka u tej dziewczyny budziła wesołość Eguchiego, popatrzył więc i powiedział do siebie:
- Może operowała zajęczą wargę?
Eguchi podniósł chusteczkę i spróbował wytrzeć jej usta. Nie był to ślad po operacji. Środek górnej wargi unosił się ku górze na kształt stożka - ta spiczasta linia wydała się jednak bardzo ładna. A przy tym - ku jego zaskoczeniu - pociągająca.
Starzec Eguchi nagle przypomniał sobie pocałunek sprzed czterdziestu lat. Stojąc wtedy przed dziewczyną dotknął lekko jej ramienia i nagle zbliżył do niej usta. Dziewczyna poruszyła głową w prawo, potem w lewo.
- Nie, nie, ja tego nie zrobię - powiedziała.
- Nieprawda, zrobiłaś.
- Na pewno nie.
Eguchi otarł własne wargi i pokazał jej chusteczkę ze śladami bladej czerwieni.
- Przecież pocałowałaś. Zobacz.
Dziewczyna wzięła chusteczkę, przyglądała jej się chwilę, potem bez słowa włożyła do torebki..
- Ja tego nie robię - spuściła oczy nieco załzawione i milczała. Odtąd już nigdy się nie spotkali. Co zrobiła z tą chusteczką? Zresztą, czy w ogóle ta dziewczyna żyje dzisiaj po czterdziestu latach?
Po ilu to latach przypomniał ją sobie, gdy ujrzał tę stożkowato uniesioną górną wargę uśpionej piękności. Na chusteczce pozostała szminka. Gdyby tę chusteczkę położył pod jej poduszką, czy pomyślałaby po przebudzeniu, że ukradł jej pocałunek? Całować chyba można w tym domu. Pocałunków chyba nie zakazano. Nawet bardzo starzy to potrafią. Tutaj dziewczęta się nie bronią, co więcej, nic o tym nie wiedzą, jeśli nawet ktoś je całuje. Śpiące wargi są chłodne, mają zapewne smak wody. Czy jednak wargi zmarłej kochanej kobiety nie wywołują większego drżenia uczuć? Zwłaszcza, że Eguchi nie czuł pożądania, gdy myślał o godnym pożałowania stanie przychodzących tu starych mężczyzn.
Pociągał go niezwykły kształt ust dziewczyny. Czy takie wargi w ogóle się spotyka? - Lekko dotknął ich czubkiem małego palca. Były suche. Skóra wydała się gruba. Nagle dziewczyna zaczęła lizać wargi - nie przerwała tej czynności, dopóki ich dobrze nie zwilżyła. Eguchi cofnął palce.
- Czy dziewczyna potrafi całować się nawet przez sen? - Starzec pogładził ją lekko po włosach za uchem. Były grube i twarde. Wstał i przebrał się.
- Nawet najzdrowsza może się przeziębić w ten sposób. - Eguchi schował ręce dziewczyny, a koc podciągnął na piersi. Przytulił się do niej. Dziewczyna się odwróciła i z jękiem wyciągnęła ręce. Starzec został zdecydowanie odepchnięty. To go znowu rozbawiło, tym razem nie mógł opanować śmiechu.
- Rzeczywiście, jaka z niej dzielna uczennica! Dziewczynę uśpiono tak, żeby nie mogła się obudzić, straciła władzę nad swoim ciałem, więc mógł z nią robić, co chciał, ale Eguchi nie miał już sił ani ochoty brać jej siłą. Albo też dawno zapomniał, jak to się robi. Zbliżył się do niej z łagodną zmysłowością, ze spokojną akceptacją. Szedł ku niej wiedziony poczuciem bliskich więzi z kobietą. Chęć przygody, pożądanie przyspieszające oddech już go opuściły. Odrzucony niespodziewanie, śmiał się myśląc o tego rodzaju sprawach.
- Jestem stary - wymamrotał.
Jednak jeszcze nie postarzał się do tego stopnia, żeby tutaj nie przychodzić. Przypuszczalnie to ta dziewczyna o połyskującej czernią skórze sprawiła, że zaczął jaśniej dostrzegać, iż jemu również chyba nie pozostało wiele z życia mężczyzny.
Wydało mu się, że pogwałcenie spokoju tej dziewczyny mogłoby rozbudzić w nim młodość. Eguchi czuł się zniechęcony nawet tym domem „śpiących piękności”. Mimo to przychodził tu coraz częściej. Nagle wzburzyło go silne pulsowanie krwi: zapragnął użyć siły, złamać nakazy tego domu, zniszczyć szpetne tajemnicze lekarstwo starych mężczyzn i pożegnać się z tym miejscem na zawsze. Lecz gwałt przecież nie jest tutaj konieczny. Przypuszczalnie uśpione ciało dziewczyny nie będzie się opierać. Nawet nie byłoby trudno ją udusić. Ale napięcie mija, ogarnia go pustka mrocznej głębi. Szum wysokich fal z pobliskiej plaży dochodził jakby z daleka. Pewnie dlatego, że na lądzie nie było wiatru. Starzec myślał o mrocznym dnie ciemnego morza w nocy. Podparł się na łokciu i przybliżył policzek do twarzy dziewczyny. Oddychała ciężko. Zrezygnował nawet z pocałunku i oparł głowę na poduszce.
Eguchi leżał tak, jak go odepchnęły ręce ciemnoskórej dziewczyny z odkrytą piersią. Zbliżył się do drugiej. Zwrócona dotąd plecami, obróciła się w jego stronę. Powitała go łagodnością ledwie wyczuwalnej zmysłowości. Jedną rękę położyła na biodrze starca.
- Nieźle dobrane. - Zabawiając się palcami dziewczyny starzec zamknął oczy. Palce o drobnych kosteczkach były giętkie, tak giętkie, iż - zdawało się - mogły wyginać się swobodnie bez obawy złamania. Zapragnął włożyć je sobie do ust. Piersi również były małe, ale okrągłe i wysokie, mieściły się w dłoni Eguchiego. Podobna była krągłość jej bioder. Kobieta jest nieskończonością - Eguchi trochę posmutniał i otworzył oczy. Dziewczyna miała długą szyję. Smukłą i piękną. Lecz jej smukłość nie sprawiała wrażenia typowo japońskiej szyi z dawnych obrazów. Zamknięte oczy podkreślała podwójna linia, tak delikatna, że po otwarciu powiek mogła zniknąć. Może bywa czasem podwójna, a czasem pojedyncza. Może tylko jedno oko miało podwójną, drugie pojedynczą linię. W świetle odbitym od aksamitnej kotary trudno było rozpoznać kolor skóry, w każdym razie policzki nieznacznie się brązowiły, biała szyja przy barkach również przechodziła w brąz, tylko piersi wyróżniały się czystą bielą.
Ciemnoskóra dziewczyna, o ile dobrze zobaczył, jest wysoka, ta druga również tak bardzo od tamtej się nie różni. Eguchi wyciągnął nogi, chcąc się o tym przekonać. Najpierw dotknął stopy czarnej dziewczyny o twardej grubej skórze. Była przetłuszczona. Starzec szybko cofnął nogę, ale jej stopa zaczęła go kusić. Starzec Fukura dostał podobno ataku serca i umarł, kto wie, czy nie spał wtedy obok tej czarnoskórej, która być może z tego powodu dostała na dzisiejszą noc koleżankę - przemknęło mu przez myśl.
Nie, to byłoby niemożliwe. Dziewczyna, która spała z Fukurą w jego ostatniej godzinie, miała zadrapanie na szyi i piersi, dlatego teraz odpoczywa do czasu wygojenia się rany - czyż nie mówiła o tym kobieta? Starzec Eguchi jeszcze raz dotknął nogi i następnie przejechał stopą po czarnej skórze w górę. Po jego ciele przebiegł dreszcz i wydało mu się, że słyszy własne pragnienie: „Wprowadź mnie w świat czarodziejskiej nocy życia.” Dziewczyna odepchnęła kołdrę... czy raczej znajdujący się pod kołdrą koc elektryczny. Jedną nogę wysunęła na zewnątrz i wyprostowała. Kiedy patrzył na jej piersi i brzuch, miał ochotę wywlec ją spod kołdry i w środku zimowej nocy położyć nagą na macie. Przyłożył ucho do piersi i słuchał bicia serca. Jest na pewno duże i silne - pomyślał - ale okazało się zaskakująco małe i przyjemne. Ale bije trochę nierówno, czyżby się mylił? Może wszystkiemu winien niepewny słuch Eguchiego?
- Przeziębisz się! - Eguchi przykrył ciało dziewczyny i włączył koc elektryczny po jej stronie. Wydało mu się, że magiczna siła życia kobiety nie jest tak znowu potężna.
A gdyby tak ścisnął ją za gardło? Na pewno jest kruche. Nawet starzec potrafi to zrobić. Wytarł chusteczką policzek, którym dotykał piersi. Przetłuszczona skóra zostawiła widocznie ślad. Odgłos bicia jej serca donośnym echem dudni w uszach Eguchiego. Starzec kładzie swoją rękę na sercu. Wydaje mu się - może po prostu dlatego, że sam dotyka siebie - że jego własne bije zdrowiej.
Odwrócił się plecami do czarnej dziewczyny, patrzył teraz na jasnoskórą. Kształtny i piękny nosek w oczach dalekowidza wydaje się jeszcze bardziej wdzięczny i elegancki. Cienka i długa szyja jest tak piękna, że trudno się powstrzymać od włożenia pod nią dłoni i uniesienia w górę. Jest delikatna. Wraz z jej ruchem idzie ku niemu słodki zapach. I miesza się z ostrą wonią dzikiego stworzenia, czarnej dziewczyny, leżącej po drugiej stronie. Starzec przytulił się do białej. Jej oddech przyspieszył się i skrócił. Lecz nic nie wskazywało, że się obudzi. Eguchi leżał chwilę spokojnie.
- Czy mi wybaczy? Jako ostatnia kobieta mego życia... - Czarna dziewczyna za jego plecami poruszyła się nerwowo. Starzec wyciągnął rękę i sprawdził. Dotknął chyba piersi.
- Uspokój się. Posłuchaj fal zimowych i uspokój się. - Starzec Eguchi starał się uspokoić samego siebie.
Dziewczyna jest uśpiona tak mocno, jakby była sparaliżowana. Dostała pewnie jakąś truciznę lub bardzo silny środek usypiający. Ale w jakim celu to wszystko?” „W jakimże innym, jeśli nie dla pieniędzy” - pomyślał i zawahał się. Wprawdzie dobrze wiedział, że każda kobieta jest inna, lecz zastanawiał się, czy rzeczywiście ta jest taka inna, żeby mógł śmiało zadać jej nieuleczalną ranę, i sprawić ból na całe życie? Można by sądzić, że dla sześćdziesięciosiedmioletniego Eguchiego ciała wszystkich kobiet są już jednakowe. A więc i w tej dziewczynie nie ma ani poddania się, ani negacji, ani nawet odpowiedzi.
Od trupa różni się tylko tym, że krąży w niej ciepła krew, i tym, że oddycha. Nie, kiedy dziewczyna obudzi się żywa, gdy nastanie ranek, czy mimo to będzie tak bardzo różniła się od trupa? Nie ma w niej teraz ani miłości, ani wstydu, ani lęku. Po przebudzeniu może w niej pozostać tylko gorycz i żal. Nawet nie dowie się, który mężczyzna odebrał jej czystość. Będzie tylko przypuszczać, że to jeden ze starców. Nawet chyba nie powie o tym kobiecie. Postara się ukryć, że złamano zakazy tego domu, nie dowie się o tym również żadna z pozostałych dziewcząt. Delikatna skóra przylgnęła szczelnie do ciała Eguchiego. Ciemna dziewczyna, zapewne z powodu zimna odczuwanego po wyłączeniu koca elektrycznego po jej stronie, przyciskała się do starca swoim nagim ciałem. Jedna z jej stóp weszła między nogi białej dziewczyny. Eguchiemu znowu zachciało się śmiać, czuł, jak opuszczają go siły. Szukał lekarstwa pod poduszką. Był tak ściśnięty między dziewczynami, że nie mógł poruszyć ręką. Położył dłoń na czole jasnej dziewczyny i przyglądał się - jak zwykle to czynił - białym tabletkom.
- A może dziś zostawię proszki tam, gdzie leżały? - wymamrotał. Był to na pewno silny środek. Na pewno usnąłby od razu. Ale czy wszyscy przychodzący do tego domu - Eguchi po raz pierwszy zaczął się zastanawiać - połykają tak grzecznie ten środek, jak im zaleca kobieta? Lecz gdyby pożałowali godzin snu, rezygnując ze środka nasennego, na pewno by tylko obnażyli swą starczą brzydotę. Eguchi myślał, że jeszcze nie wstąpił do tego rodzaju towarzystwa starości. Dziś również zażył proszki. I przypomniał sobie o tym, jak mówił, że chce tego samego lekarstwa, którym uśpiono dziewczynę. „Dla starszych jest niebezpieczne” - odpowiedziała wtedy kobieta. Z tego tylko powodu nie nalegał więcej.
Lecz czy „niebezpieczne” oznacza po prostu śmierć w czasie snu? Stał się już starym człowiekiem, któremu jest przeznaczony los wszystkich śmiertelników, a przecież jest bez wątpienia człowiekiem, od czasu do czasu przeżywa pustkę samotności, przygnębienie i rozpacz. Czy więc ten dom nie byłby najbardziej dla niego upragnionym miejscem śmierci? Wzbudzić ludzką ciekawość, okryć się pogardą ludzi - czyż to właśnie nie przyniosłoby mu pośmiertnej sławy? Wszyscy znajomi byliby zdumieni. Nie mógł przewidzieć, ile zmartwień przysporzyłby swojej rodzinie, ale gdyby na przykład umarł dzisiejszej nocy między dwiema dziewczętami, czyż nie spełniłyby się największe pragnienia ostatnich lat życia mężczyzny? Nie, to chyba nie jest tak. Ciało wyniosą do nędznego zajazdu, podobnie jak starego Fukurę, i ogłoszą, że popełnił samobójstwo zażywając środek nasenny. Nie będzie testamentu, przyczyny zgonu też nikt nie rozpozna, więc zakończą całą sprawę stwierdzeniem, że po prostu nie wytrzymał smutków ostatnich dni starości. Eguchi już widzi uśmieszek na twarzy kobiety z tego domu.
- Cóż za szalone fantazje! Jeszcze sprowadzą nieszczęście! - Starzec Eguchi zaśmiał się, ale nie był to chyba śmiech promienny. Środek nasenny zaczął powoli działać.
- Dobrze, zbudzę tę kobietę i poproszę o taki sam, jaki dostały dziewczęta - wymamrotał. Lecz nie miał większej nadziei, że go dostanie. Poza tym wstawanie wydało mu się bardzo kłopotliwe, zresztą nie miał już na to ochoty. Położył się na plecach i oburącz objął dziewczęta za szyję. Jedną: łagodną, delikatną i pachnącą, i drugą: szorstką i przetłuszczoną. Coś przepełniło jego serce i szukało ujścia. Popatrzył na karmazynowe zasłony z prawej i lewej.
- Aa!
- Aa? - rozległo się jakby w odpowiedzi od strony ciemnej dziewczyny. Jej ręka upadła na pierś starego. Może cierpi? Eguchi cofnął swoją rękę i odwrócił się plecami. Wolną rękę wyciągnął teraz w stronę jasnoskórej dziewczyny i objął jej biodra ściskając w miejscu wgłębienia. Zamknął powieki.
- Ostatnia kobieta w moim życiu? Dlaczego ostatnia kobieta, dlaczego w ten sposób myślę choćby przez ułamek sekundy? - zastanawiał się Eguchi. - Wobec tego kim była moja pierwsza kobieta? - Poczuł ociężałość w głowie czy po prostu roztargnienie.
Pierwszą kobietą była „matka” - błysnęło w świadomości Eguchiego. - Oczywiście, czy mógłby to być kto inny? - Zamajaczyła niespodziewanie odpowiedź. - Ale czy mogę powiedzieć, że to matka była moją pierwszą kobietą? - I dopiero teraz, dożywszy sześćdziesięciu siedmiu lat, leżąc między dwiema dziewczynami, gdzieś w głębi piersi, nieoczekiwanie, dostrzegł tę nową prawdę. Czy to bluźnierstwo, czy po prostu tęsknota? Otworzył oczy i zamrugał powiekami, jakby odpędzał nocną marę. Ale proszek już działał i trudno było całkowicie się rozbudzić, zresztą zaczął dolegać mu tępy ból głowy. Pogrążony w senności gonił wspomnienia matki, po chwili westchnął i położył dłonie na piersiach dziewcząt z prawej i lewej. Jedna gładka, druga przetłuszczona - starzec zamknął oczy.
Matka umarła w noc zimową, gdy Eguchi miał siedemnaście lat, obaj z ojcem trzymali matkę za ręce z obu stron; z rąk wymęczonych długim cierpieniem chorej na gruźlicę pozostały same kości, ale matka ściskała tak mocno, aż Eguchiego bolały palce. Pielęgniarka masująca jej stopy wstała i cicho odeszła. Chyba zatelefonować po doktora.
- Yoshio, Yoshio... - zawołała rwącym się głosem. Eguchi zrozumiał i pogładził leciutko po udręczonym łonie, w tym samym momencie z ust matki trysnęła krew, dużo krwi. Bulgocąc płynęła też z nosa. Matka przestała oddychać. Krwi nie można było zebrać nawet gazą ani ręcznikiem leżącym obok poduszki.
- Yoshio, wytrzyj rękawem koszuli - powiedział ojciec. - Siostro, siostro, miednicę z wodą... Tak, tak, świeżą poduszkę, koszulę nocną i prześcieradło...
Gdy starzec Eguchi pomyślał: „Pierwszą kobietą była matka”, w naturalny sposób zaczął sobie przypominać jej umieranie.
- Aa! - Karmazynowe zasłony na ścianach tajemniczego pokoju zamajaczyły kolorem krwi. Choć mocno zamykał powieki, czerwień nie znikała. Pod wpływem proszka ciemność zasnuła głowę. Dłonie leżały na młodych piersiach dziewcząt. Świadomość została na wpół sparaliżowana, w kącikach oczu pojawiły się jednak łzy.
- Dlaczego w takim miejscu pomyślałem, że pierwszą moją kobietą była matka? - zastanawiał się zdziwiony. Lecz myśl o matce jako pierwszej kobiecie nie wywołała wspomnienia późniejszych kobiet jego zabaw. Naprawdę pierwszą jego kobietą była chyba jednak żona. To dobrze, lecz jego stara żona, która wydała już trzy córki za mąż, tej nocy zimowej śpi samotnie. Nie, może jednak nie śpi? Tam nie ma fal jak tutaj, ale chłód zimowy jest pewnie ostrzejszy. Starzec nagle zapytał sam siebie, czym właściwie są te piersi, które teraz przykrywa dłońmi. Będą nadal żyły pulsując ciepłą krwią jeszcze wtedy, gdy jego nie będzie na tym świecie. Ale co to znaczy? Ścisnął je mocniej, choć nie mógł przezwyciężyć paraliżującej senności. Dziewczęta nie odpowiedziały, spały również ich piersi. Kiedy w ostatniej godzinie głaskał ciało matki, musiał oczywiście, dotknąć jej zwiotczałych piersi. Nie czuł jednak, że dotyka piersi. Teraz nie mógł ich sobie przypomnieć. Pamiętał tylko jak w dzieciństwie dotykał piersi rączkami i usypiał przy nich.
Starca Eguchiego chyba wreszcie zmorzyła senność, gdyż dla własnej wygody zdjął obie dłonie z piersi dziewcząt. Zwrócił się ku ciemnoskórej. Przyciągnął go widocznie jej mocniejszy zapach. Nierówny oddech uderzył go w twarz. Usta miała nieco otwarte.
- O, jak ładnie zakrzywiony ząb! - Starzec ujął go między palce. Ząb był mały, znacznie mniejszy od pozostałych. Gdyby nie oddech dziewczyny, Eguchi na pewno by go pocałował. Lecz nieznośny zapach przeszkadzał mu nawet w zasypianiu, dlatego obrócił się na drugi bok. Tym razem oddychała mu prosto w szyję. Nie chrapała, ale oddech miała ciężki i głośny. Eguchi wyciągnął szyję i zbliżył czoło do policzków jasnoskórej. Biała dziewczyna być może skrzywiła nieco twarz i dlatego wyglądała tak jak gdyby się uśmiechała. Eguchiego bardziej niepokoiła tłusta skóra czarnej dziewczyny, dotykającej jego pleców. Była zimna i śliska. Starzec Eguchi zapadł w sen.
Spał niezbyt dobrze, może było mu ciasno między dwiema dziewczynami, może po prostu miał zły sen. Kolejne jego epizody nie wiązały się ze sobą, drażniły go nieprzyjemną erotyką. Pod koniec snu, gdy z podróży poślubnej wrócił do domu, zastał rozkwitłe czerwone. dalie, kołyszące się i zakrywające niemal cały dom. Eguchi zawahał się, nie mając pewności czy dobrze trafił.
- Ach, witamy! Dlaczego stoisz w tym miejscu? - Zapytała go matka, która właściwie wtedy już nie żyła. - Czy twoja żona się wstydzi?
- Mamo, co jest z tymi kwiatami?
- Rzeczywiście. - Matka była spokojna. - Wchodź szybciej.
- Dobrze, myślałem, że nie trafiłem do domu. Choć przecież nie mógłbym się pomylić, ale tyle tych kwiatów...
Na powitanie nowożeńców w pokoju czekały odświętne potrawy. Po słowach powitalnych synowej, matka wyszła do kuchni, aby podgrzać zupę. Dochodził go zapach smażonych leszczy morskich. Eguchi wyszedł na korytarz i patrzył na kwiaty. Młoda żona stanęła za nim.
- Ach, jakie piękne kwiaty! - powiedziała.
- Hm - nie chcąc jej przestraszyć przemilczał słowa: „W domu przedtem nie było takich kwiatów.” Wpatrywał się w największy kwiat i spostrzegł, że z jednego płatka spadła czerwona kropla.
- O?
Starzec Eguchi przebudził się. Potrząsnął dziewczyną za szyję, lecz nadal czuł się zamroczony. Leżał zwrócony w stronę ciemnoskórej. Jej ciało było zimne. Drgnął ze strachu. Położył rękę na sercu, lecz nie wyczuł bicia. Zerwał się z pościeli. Nogi ugięły się pod nim i upadł. Drżący wyszedł z pokoju. Rozejrzał się i odkrył dzwonek obok ozdobnej wnęki. Naciskał długo i ze wszystkich sił w palcach. Na schodach rozległ się głos kroków.
- Czy udusiłem ją w czasie snu, nic o tym nie wiedząc? - Starzec, niemal na czworakach, wrócił do pokoju i popatrzył na szyję dziewczyny.
- Czy coś się panu stało? - weszła kobieta.
- Ona umarła. - Eguchiemu drżały usta, zębem na ząb nie mógł trafić. Kobieta spokojnie przetarła oczy.
- Umarła?! To niemożliwe.
- Nie żyje! Nie oddycha! Tętno ustało! Tym razem zbladła i uklękła u wezgłowia.
- Chyba nie żyje.
Kobieta odwinęła kołderkę i obejrzała dziewczynę.
- Czy coś pan jej zrobił?
- Nic nie zrobiłem.
- Nie umarła. Nie ma się pan czym martwić... - powiedziała chłodno starając się zachować spokój.
- Umarła! Szybko zawołaj lekarza.
- Co dałaś jej do wypicia? Może miała alergię.
- Proszę pana, proszę się nie denerwować. Nie będzie pan miał nieprzyjemności... Nie ujawnię pana nazwiska...
- Ona przecież nie żyje!
- Nie sądzę, żeby umarła.
- Która teraz?
- Minęła czwarta.
Kobieta chwiała się podnosząc w ramionach nagą czarną dziewczynę.
- Pomogę.
- Nie potrzebuję. Na dole jest pomocnik...
- Chyba jest ciężka.
- Proszę się tym nie przejmować, proszę wrócić do pokoju i dobrze wypocząć. Zresztą jest tam jeszcze jedna dziewczyna.
„Jest tam jeszcze jedna”... - chyba nigdy nic tak nie ukłuło Eguchiego, jak ta uwaga. Oczywiście, w pokoju pozostała jeszcze jasnoskóra dziewczyna.
- Sądzisz, że mógłbym spać! - W głosie starca był nie tylko gniew, lecz także niepokój i strach. - Wracam do domu.
- Proszę tego nie robić. Nie byłoby dobrze, gdyby o tej porze zauważono pana wychodzącego od nas, mogliby zacząć coś podejrzewać...
- Czy będę mógł zasnąć?
- Przyniosę panu jeszcze jedną tabletkę.
Usłyszał, jak ciągnięto ciało w dół po schodach. Dopiero teraz Eguchi, mający na sobie tylko jedną bawełnianą yukatę, poczuł przejmujący chłód. Kobieta wróciła z białym proszkiem. - Proszę, w ten sposób może pan spać do rana spokojnie.
- O? - Starzec otworzył drzwi do sąsiedniego pokoju: kołdra, odrzucona przedtem w pośpiechu, pozostała w nieładzie, naga biała dziewczyna leżała olśniewająco piękna.
- Aa! - Eguchi nie mógł od niej oderwać wzroku.
Usłyszał warkot samochodu odjeżdżającego prawdopodobnie z ciałem czarnej dziewczyny. Czy ją też powieziono do tego podejrzanego zajazdu, do którego niedawno zabrano ciało starca Fukury?