Frid Ingulstad
Lalka z Ameryki
Saga Wiatr Nadziei
część 27
1
Kristiania, lato 1909 roku
Elise rzuciła się do biegu. Peder zniknął w odmętach rzeki, a jakiś mały chłopiec utonął! Z Jensine na ramieniu popędziła w kierunku kładki. Jedyne, o czym teraz myślała, to jak najszybciej dotrzeć do chłopców i dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło.
Tym razem to ona biegła na przedzie, podczas gdy pan Wang-Olafsen, z trudem łapiąc oddech, podążał za nią wraz z Hugo. Nie był ani młody, ani tak szybki jak ona, poza tym nie był przyzwyczajony do trzymania dziecka na ramieniu.
Jeśli rzeczywiście jest tak, że Peder znajduje się pod wodą i nie jest w stanie wydostać się na powierzchnię, ona rzuci się do rzeki i nie podda dopóty, dopóki go nie odnajdzie!
Kiedy biegła, myśli kłębiły jej się w głowie. Nie powinna była im pozwolić iść aż do tamy Brekkedammen. Wiedziała, że znajdują się tam kłody drewna i że już wcześniej zdarzały się w tym miejscu wypadki.
Lepiej by było, gdyby pojechali do Stilla. Wprawdzie prąd rzeki jest tam szybszy, ale kłody są bardziej niebezpieczne i bardziej kuszące dla dzieciaków.
Chłopcy zachowywali się tak cicho, że robiło się nieprzyjemnie. Krzyki ucichły, wszyscy wpatrywali się z przerażeniem w jeden punkt.
Kłody leżały ciasno jedna przy drugiej. Jeśli chłopcy balansowali na nich, a jedna z kłód obróciła się, wciągając jednego z nich do wody, małe były szanse na to, że się wydostanie.
Gwałtownie posadziła Jensine na ziemi, posyłając grupce chłopców zdesperowane spojrzenie.
- Gdzie oni są? - Jej głos zmącił ciszę.
Jeden z chłopców wskazał dłonią. Trząsł się i miał sine usta, widocznie bardzo długo przebywał w tej zimnej wodzie.
W następnej chwili Elise biegła jak oszalała w dół zbocza, zdecydowana rzucić się do wody. Słyszała, że Jensine zaczęła krzyczeć wniebogłosy, ale nie była w stanie się tym przejąć. Pan Wang-Olafsen z pewnością się nią zajmie, jak tylko tam dotrze.
Woda sięgała jej tylko do kolan, ale dno w tym miejscu było muliste. Stopy zaczęły jej się zapadać. Spódnica unosiła się na wodzie, przeszkadzając. Nie umiała pływać, miała tylko nadzieję, że w miejscu, w którym zniknęli chłopcy, nie było aż tak głęboko, żeby nie mogła dotknąć dna. Zanurkowała, kiedy woda sięgnęła jej do pasa.
Nic nie widziała, woda była mętna. Po chwili musiała wynurzyć głowę ponad powierzchnię, żeby złapać oddech. Jak tylko zaczerpnęła powietrze, ponownie zanurkowała, ale i tym razem nikogo nie zauważyła.
Kiedy się wynurzyła, by złapać kolejny oddech, usłyszała podekscytowane wrzaski i rozentuzjazmowane głosy. Ktoś krzyknął do niej, wskazując palcem.
- To oni. Tam w oddali! Elise spojrzała w kierunku, który wskazał chłopiec, i zauważyła dwie głowy wystające ponad powierzchnią wody. Wpatrując się w nich, zauważyła, że jeden z nich próbuje ciągnąć drugiego, płynąc na plecach w stronę lądu. Prąd był silniejszy, niż jej się wydawało, widziała, jak mu było ciężko.
Grupka chłopców tłoczyła się za jej plecami, krzyczeli i nawoływali, jednocześnie przerażeni i rozradowani.
Teraz już widziała wyraźnie tych, którzy się zbliżali. To Peder płynął, podczas gdy ten drugi chłopiec leżał w bezruchu. Poczuła, jak ogarnia ją lęk i drżenie, którego nie jest w stanie opanować.
Podpłynęła jeszcze kawałek dalej. Peder znajdował się teraz już tak blisko, że była w stanie mu pomóc. Zaczęła do niego spokojnie przemawiać i wyciągnęła ręce, żeby chwycić drugiego chłopca. Wkrótce pewnym ruchem złapała małe chłopięce ciało i wyciągnęła je na brzeg.
Wang-Olafsen pospiesznie zszedł w dół zbocza, uniósł chłopca i położył go na brzuchu. Potem złapał go w talii i podniósł tak, by woda wypłynęła mu z płuc.
Wokół nich stali przemoczeni, wychudzeni chłopcy, z przerażeniem patrząc na to, co się dzieje. Żaden z nich nie odważył się odezwać słowem. Nikt nie zadał tego palącego pytania: Czy on nie żyje?
Powyżej, na ścieżce, stali Hugo i Jensine. Teraz biegiem przybiegli do Elise. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby się nimi zająć. Teraz oboje zrozumieli, że coś jest nie tak.
Kiedy tylko pan Wang-Olafsen pozbył się wody z płuc chłopca, przewrócił go na bok i przyłożył mu ucho do piersi, by sprawdzić czy oddycha. Potem zdjął z siebie kurtkę i nakrył nią chłopca. Spojrzał na Elise i pokiwał głową.
- Myślę, że przeżył. Hugo pociągnął ją za spódnicę.
- Peder jest chory! - powiedział. Elise dopiero wtedy zwróciła uwagę na to, co się działo z Pederem. Leżał zwinięty na trawie, a całe jego ciało się trzęsło.
Rozejrzała się wokół.
- Czy któryś z was ma ubranie, którym mogłabym okryć Pedera? Większość z nich zaprzeczyła ruchem głowy, ale jeden z chłopców wyciągnął podartą koszulę, a dwóch innych krótkie spodnie. Podczas letnich upałów nikt nie nosił na sobie zbyt wielu ubrań. Spojrzała na drugą stronę tamy.
- Pobiegnę do wózka i przyniosę koc.
- Ja mogę to zrobić - powiedział od razu najstarszy z chłopców. Chwilę później rzucił się do biegu.
Elise zauważyła, że powoli zaczyna marznąć. Stali w cieniu wysokich, liściastych drzew, a jej przemoczone ubrania, które przywarły do ciała sprawiły, że powoli traciła ciepło. Nie mogła zdjąć z siebie tych wszystkich mokrych rzeczy, nie miała nic innego, w co mogłaby się przebrać. Kok jej się poluzował, przemoczone włosy opadały jej na plecy. Jak ma wrócić do domu?
Kiedy jej spojrzenie padło na Pedera, poczuła, że wypełnia ją niewypowiedziana wdzięczność. Niewiele brakowało, żeby to wszystko skończyło się tragedią. Teraz wyglądało na to, że zarówno Peder, jak i ten mały chłopczyk najedli się strachu, ale wyjdą z tego cało.
Ukucnęła obok brata i pogłaskała go po przemoczonej czuprynie.
- Uratowałeś mu życie, Pederze. Jesteś bohaterem! Pan Wang-Olafsen był zajęty okrywaniem małego chłopca w kurtkę i rozmasowywaniem go. Kristian zajął się Hugo i Jensine, którzy na szczęście przestali już płakać. Po chwili z kocem przybiegł najstarszy z chłopców.
- Nadchodzi kierownik tartaku! - powiedział nagle przerażonym głosem jeden z małych plażowiczów. - A nam nie wolno balansować na kłodach.
Spojrzenia wszystkich skierowały się w jedną stronę. Drewno aż skrzypiało, kiedy ten pokaźnych rozmiarów mężczyzna szybko przechodził przez kładkę. Pan Wang-Olafsen pospieszył w górę zbocza, by wyjść kierownikowi tartaku na spotkanie.
Elise miała nadzieję, że do nich nie zejdą. Była zawstydzona swoim wyglądem. Cienka, przemoczona letnia bluzka przylegała do ciała. Czuła się prawie tak, jakby była naga. Kiedy zauważyła, że kierują się w stronę rzeki, wzięła spodnie jednego z chłopców i zasłoniła nimi piersi.
- Czy nie mówiłem wam, że nie wolno wam balansować na kłodach?! - ryknął kierownik tartaku.
Chłopcy stali z pochylonymi głowami i przygarbionymi ramionami. Przedstawiali żałosny widok. Byli przerażeni i bladzi, trzęśli się z zimna, w mokrych majtkach przyklejonych do wychudzonych ciał. Elise było przykro, kiedy tak na nich patrzyła. Nie mieli zbyt wielu rozrywek. Większość po szkole szła do pracy, niedziele mieli wolne, ale nawet wtedy musieli pomagać w domu. Teraz, po długiej zimie, podczas której musieli marznąć, nareszcie nadeszło lato. Kąpiel w Brekkedammen to dla nich jak kawałek raju. Niżej woda w rzece była zmieszana z odpadami ze wszystkich fabryk, była brudna i cuchnęła tak okropnie, że w niektórych miejscach ludzie przechodzący obok rzeki, trzymali się za nos.
Kierownik tartaku pochylił się nad Pederem i drugim chłopcem. Podniósł koc i przez chwilę im się przyglądał. Potem znów się wyprostował.
- Tym razem mieli szczęście. Zwrócił się w stronę przerażonej grupki chłopców.
- Chyba wiecie, co się tutaj wydarzyło latem zeszłego roku? Niektórzy z nich pokiwali twierdząco głowami.
- Jeśli zobaczę chociaż jednego, który znów odważy się balansować na kłodach, wezwę policję i wylądujecie w poprawczaku!
Zwrócił się do pana Wang-Olafsena.
- Przykro mi, że musiał pan wziąć na siebie ten kłopot, panie Wang-Olafsen. Widzę, że pana kurtka się pomoczyła. Przyniosę panu jedną z moich, żeby nie musiał pan iść w samej koszuli aż do Brekke.
Wyglądało na to, że jeszcze nie zauważył Elise. Ona zaś starała się jak najmniej rzucać w oczy.
- Moja kurtka nie jest na tyle przemoczona, żebym nie mógł jej na siebie założyć. Poza tym szybko wyschnie na słońcu. Byłbym jednak wdzięczny, gdyby mógł pan znaleźć jakiś suchy przyodziewek dla pani Ringstad. Jej rodzina należy do grona moich najlepszych przyjaciół. To jej najmłodszy brat przeprowadził całą akcję ratunkową. To dzięki niemu wszyscy możemy cieszyć się tym cudownym letnim dniem, niezmąconym smutkiem.
Kierownik tartaku zwrócił się do Elise.
- Ależ szanowna pani, przecież pani jest przemoczona do suchej nitki! - wykrzyknął przerażony.
- Rzuciła się do wody, żeby pomóc chłopcom wydostać się na ląd. - Głos pana Wang-Olafsena zabrzmiał prawie dumnie. - Więc ona nie jest byle kim. Z pewnością słyszał pan o pisarce z Sagene. To ona napisała Dym na rzece, gdzie opisuje ciężkie losy ludzi znad rzeki Aker.
Kierownik tartaku wpatrywał się w nią ze zdumieniem.
- To pani? Przepraszam, pani Ringstad, byłem tak przerażony tym, co się wydarzyło, że nie od razu skojarzyłem nazwisko. Jeśli jest pani w stanie podejść do mnie do domu, poproszę moją żonę, żeby znalazła dla pani jakieś suche ubranie. To było straszne! - dorzucił, kręcąc głową.
Elise zwróciła się do Kristiana.
- Czy mógłbyś pobiec i przyprowadzić wózek i wszystkie nasze rzeczy?
Oddała chłopcom ich koszulę i spodnie. Chwilę potem cała grupka dzieciaków była już w drodze do domu. Ulżyło im, że dostali jedynie reprymendę.
Kiedy Kristian wrócił, Elise posadziła Jensine do wózka, natomiast Hugo szedł obok.
Kierownik tartaku wziął na ręce małego chłopca, który ledwo uszedł z życiem, a pan Wang-Olafsen pomógł Pederowi.
Peder doszedł już do siebie, ale niedużo mówił, wydawał się blady i wycieńczony. Elise trzymała przed sobą siatkę na zakupy, żeby nie czuć się tak bardzo naga. Butelkę z sokiem i kanapki włożyła do wózka.
- Pańska żona będzie z pewnością przerażona kiedy zobaczy ten pochód włóczęgów - powiedział wesoło pan Wang-Olafsen.
Kierownik tartaku roześmiał się.
- Ona już niejedno widziała. Wkrótce dotarli do podłużnego, parterowego domku, pomalowanego na czerwono, i przynależących do niego szop. Elise naliczyła sześć okien w głównym budynku. Kawałek dalej zauważyła dwa zupełnie podobne domy z piętrem.
- Tam znajdują się mieszkania pracowników, które przynależą do tartaku Brekke - wyjaśnił kierownik, kiedy zauważył, że Elise patrzy w kierunku mieszkań.
- Mamy takie cztery duże budynki dla pracowników, w każdym z nich jest miejsce dla czterech rodzin. Żadna inna robotnicza rodzina znad rzeki Aker nie ma tak dobrze, jak rodziny u nas. Czas pracy trwa od siódmej do piątej, w soboty do pierwszej, w ciągu dnia mają dwie przerwy na papierosa, każda trwa kwadrans.
Elise wydawało się, że mężczyzna się przechwala, ale rozumiała, że próbuje się przed nią usprawiedliwić. Z pewnością wiedział, że pisze o ludziach znad rzeki, którym jest ciężko.
Na ławce przed domem siedział starszy mężczyzna i palił fajkę. Posłał im zdumione spojrzenie, ale nic nie powiedział. Nie tłumaczył się też przed kierownikiem tartaku.
W tej samej chwili drzwi się otworzyły i ukazała się w nich kobieta w średnim wieku.
Z przerażeniem zakryła usta dłonią, kiedy zauważyła, że jej mąż niesie na ręku małe dziecko okryte kocem.
- Chłopiec żyje - powiedział pospiesznie, żeby ją uspokoić. - Ale jest zimny jak lód i nie odezwał się jeszcze ani słowem.
Żona kierownika tartaku pospiesznie zaprosiła ich do środka. Chłopca położono na łóżku w pokoju, Peder ułożył się obok niego i obydwaj zostali nakryci wełnianymi kocami. Potem żona kierownika gdzieś zniknęła. Wróciła, niosąc spódnicę, koszulę, pończochy i bieliznę dla Elise.
- Proszę przyjść do salonu, kiedy będzie pani już gotowa, to dostanie pani coś ciepłego do picia - przyjaźnie powiedziała żona kierownika.
Elise szybko ściągnęła z siebie przemoczone ubrania i ze zdziwieniem zauważyła, że ubrania pasowały na nią jak ulał. Żona kierownika fabryki była niska i krępa, ubrania z pewnością nie należały do niej. Może mieli dorosłą córkę.
W pokoju nie było lustra, a jej włosy wciąż były mokre. Upięła je na tyle, na ile się dało za pomocą tych kilku szpilek, których udało jej się nie zgubić, kiedy była pod wodą.
- Elise? - Peder wciąż jeszcze szczękał zębami. - Myślisz, że kiedyś w końcu się rozgrzeję?
- Usiądę obok ciebie i trochę cię rozmasuję, a ty możesz trochę rozetrzeć ciało tego chłopczyka.
Malec był przytomny, ale trząsł się co najmniej tak samo jak Peder i jeszcze się nie odezwał.
- Znasz go? - Elise kiwnęła głową w jego stronę. Peder po raz pierwszy się uśmiechnął. - Nie widzisz, kto to jest? Przecież to Aslak. Młodszy brat Pingelena. Najmłodszy.
- Czy Pingelen też tam był?
- Spotkał jakąś dziewczynę i zwiał. Elise od razu poczuła, że ogarnia ją niepokój.
- Mam nadzieję, że nie będą cię obwiniać, że jego młodszy brat wpadł pod kłody. Peder pokręcił głową.
- Wszyscy wiedzą, jak było. Mówiliśmy Pingelenowi, że Aslak jest za mały, ale on nas nie słuchał.
Aslak odwrócił głowę i spojrzał na nią. Uśmiechnęła się do niego.
- Witaj, Aslak. Wkrótce się rozgrzejesz. Jak tylko zrobi wam się ciepło, wrócicie do siebie. Może dostaniecie coś ciepłego do picia od żony kierownika tartaku.
Ledwo zdążyła to powiedzieć, kiedy drzwi się otworzyły i ukazała się w nich służąca z tacą, na której znajdowały się dwie duże filiżanki i półmisek z pszenicznymi bułeczkami. Z filiżanek parowało.
- Pani prosiła, żebym gotowała kakao z dużą ilością cukru.
- Dziękujemy bardzo. Dobrze im to zrobi, jak wypiją coś ciepłego.
- Powiedziała też, że ja mam tu zostać, a pani ma dołączyć do reszty w salonie. Elise się zawahała. Obiecała Pederowi, że go rozetrze, żeby zrobiło mu się ciepło. Peder najwyraźniej się domyślił, o czym pomyślała.
- Nie szkodzi. Ja mogę dalej rozcierać Aslaka, a poza tym rozgrzeje nas kakao. Uśmiechnęła się i spojrzała na służącą.
- Może temu małemu trzeba pomóc, żeby nie ubrudził koca. Dziewczyna pokiwała głową.
- Pani powiedziała to samo. Elise szła w kierunku, z którego dochodziły głosy, zapukała i weszła do środka. Przy małym okrągłym stole siedzieli pan Wang-Olafsen i kierownik tartaku. Każdy miał przed sobą kieliszek. Dzieci nie było.
- Wyszli do stajni, żeby zobaczyć kociaki, które niedawno się urodziły - wyjaśnił pan Wang-Olafsen, kiedy zauważył jej pytające spojrzenie.
- Doprawdy zmieściła się pani w ubrania córki kierownika tartaku, chociaż ona ma dopiero siedemnaście lat! - dodał z uśmiechem.
Kierownik wstał i podsunął jej krzesło.
- Chyba napije się pani z nami kieliszek sherry, pani Ringstad? Elise poczuła się nieswojo. Kierownik traktował ją, jakby była jednym z kolegów pana Wang-Olafsena.
Usiadła i uśmiechnęła się do niego.
- Bardzo dziękuję za pomoc. Nie wiem, co by się stało, gdybym nie spotkała pana Wang-Olafsena, a potem pana. Chciałabym bardzo przeprosić, że moi bracia złamali zakaz balansowania na kłodach.
Machnął ręką.
- Dzieci to dzieci. Robiłem to samo, kiedy byłem chłopcem. Teraz, gdy rzeka jest zanieczyszczona przez odpady z fabryk, to jest jedyne miejsce oprócz Stilla, w którym mogą się kąpać. A w Stilla prąd rzeki jest jeszcze szybszy.
Zaśmiał się.
- Z pewnością pomyślała pani, że byłem surowy i wściekły, ale to konieczne, żeby zrozumieli jak bardzo to niebezpieczne. Poza tym żal mi ich, tych ubogich chłopaczków. Większość z nich jest uboga - szybko dorzucił.
Elise przytaknęła.
- Tak właśnie pomyślałam. Przedstawiali żałosny widok, kiedy tak stali. Bladzi, przemoczeni, wychudzeni i przestraszeni. Chłopiec, który o mało się nie utopił, ma nie więcej niż cztery, pięć lat. Jego starszy brat spotkał dziewczynę, która mu się podoba, i porzucił swoje obowiązki. Ich matka z pewnością nie będzie zadowolona, kiedy usłyszy, co się stało.
Spojrzała na pana Wang-Olafsena.
- To młodszy brat Pingelena, chłopca, który dokuczał Pederowi przez wszystkie lata w szkole. Mam nadzieję, że nie obarczą Pedera winą za całe to zajście.
- Obarczą Pedera winą? - zdziwił się Pan Wang-Olafsen. - Przecież to on go uratował!
- Wiem, ale ludzie potrafią wszystko przekręcić, żeby tylko komuś zaszkodzić.
- Wtedy będą mieli do czynienia ze mną. Byłem tam i wiem, co się działo.
Nagle ktoś zapukał, drzwi ostrożnie się otworzyły i ukazała się w nich chłopięca głowa. Cała trójka się odwróciła.
- Peder? - Elise spojrzała na niego zdumiona. - Czy nie powinieneś leżeć, dopóki się nie rozgrzejesz?
- Już się rozgrzałem.
- Tu jest nasz bohater! - pan Wang-Olafsen uśmiechnął się z dumą, jakby Peder był jego synem. - Musisz teraz nam dokładnie wszystko opowiedzieć, Peder. Jak to jest, uratować komuś życie?
Peder podszedł do nich powoli, rzucając przerażone spojrzenia w stronę kierownika tartaku. Miał na sobie suche ubrania, które pożyczyła mu żona kierownika. Najwyraźniej miała niewyczerpany zapas niepotrzebnych ubrań.
- Nic nie mówisz, Pederze. Nie bój się, kierownik tartaku nie jest na ciebie zły. Pytałem, jak to jest uratować życie innego człowieka? O czym myślałeś?
- O niczym nie myślałem. Tylko tyle, że muszę go wyciągnąć na powierzchnię i że jest tak krótko ostrzyżony, że musiałem go ciągnąć za uszy.
Pan Wang-Olafsen i kierownik tartaku zaczęli się śmiać.
- A jak się ma ten mały chłopczyk? Dochodzi do siebie?
- Zasnął.
- Odwiozę was do domu - powiedział kierownik tartaku. - I tak mam do załatwienia sprawę na mieście.
Elise już miała zaprotestować, ale pan Wang-Olafsen ją powstrzymał.
- Proszę skorzystać z zaproszenia, pani Ringstad. Nie da sobie pani rady ze swoimi dzieciakami i małym wyczerpanym chłopczykiem. Ja też się do was przyłączę. Sprawę, którą mam do załatwienia w gospodarstwie Brekke, przełożę na jakiś inny dzień. Będę mógł pomóc pani wytłumaczyć rodzicom chłopca, jak wyglądała cała sprawa.
Elise uśmiechnęła się z wdzięcznością. Obawiała się spotkania z rodzicami Pingelena. Jednocześnie była zmuszona odprowadzić Aslaka do domu.
2
Pan Wang-Olafsen usiadł na miejscu stangreta, obok kierownika tartaku, podczas gdy reszta siedziała ściśnięta w powozie. Kierownikowi udało się przymocować wózek z tyłu powozu.
Łagodna bryza sprawiała, że powietrze było przyjemne i chłodne. Hugo i Jensine mówili jedno przez drugie o małych kociętach, które jeszcze nie miały otwartych oczu, Evertowi udawało się tylko od czasu do czasu wtrącić jakieś słowo.
Kristian był milczący, zresztą przez cały dzień taki był. Elise spojrzała na niego ukradkiem i zauważyła smutek w jego oczach. Być może przeżywał zawód miłosny. Była zdziwiona, że zadawał się dzisiaj z tymi chłopcami. Większość z nich była młodsza od niego.
Mały Aslak siedział wciśnięty między nią i Pedera. Rozgrzał się już, ale był bardzo milczący. Wydawało się, że jest trochę przestraszony. Być może obawiał się, że kiedy wróci do domu rodzice zmyją mu głowę, pomimo że to Pingelen na to zasługiwał. To on miał pilnować młodszego brata.
Uśmiechnęła się do niego.
- Teraz przynajmniej dostałeś nauczkę, że nie można balansować na kłodach, Aslak. - Starała się, żeby jej głos zabrzmiał wesoło. Chciała złagodzić jego niepokój.
Aslak pokiwał głową i spojrzał na nią dużymi, pełnymi powagi oczyma. Z pewnością nie tylko to nieprzyjemne zdarzenie sprawiło, że był taki przybity. Wyglądało na to, że jest bardzo poważnym małym chłopcem.
- To wina Pingelena - powiedział Peder ze złością w głosie. - Mówiliśmy, że Aslak jest za mały, ale Pingelen nas nie słuchał.
Kristian się nie odzywał. Dlaczego był taki milczący? I dlaczego poszedł razem z nimi do kierownika tartaku, zamiast iść do domu razem z resztą chłopców? Najwyraźniej coś go dręczyło, ale nie chciał powiedzieć co.
Peder wytłumaczył im, gdzie mieszka Pingelen i jego rodzina. Elise nigdy tam nie była, nie znała też jego rodziców. Słyszała plotki, że obydwoje pili, poza tym mieli spore stadko dzieci, nic więc dziwnego, że w tej rodzinie wiele rzeczy było nie tak. Ponieważ Pingelen dręczył Pedera od czasu, kiedy ten zaczął naukę w szkole, tym bardziej nie miała ochoty ich poznawać.
Zatrzymali się przed jedną z tych smutnych, robotniczych kamienic na Feddersena. Elise i pan Wang-Olafsen odprowadzali Aslaka na drugie piętro. Kierownik tartaku nalegał, żeby to właśnie jego najpierw odwieźć do domu. Elise z dziećmi mieli zostać odwiezieni w następnej kolejności.
Kiedy weszli w bramę, z podwórka dobiegał hałas. Tynk na budynku łuszczył się ze ścian. Grupka brudnych, obdartych dzieci biła się o domowej roboty piłkę nożną. Na chybotliwej ławce siedziały cztery dorosłe osoby, dwie kobiety i dwóch mężczyzn, między nimi krążył antałek bimbru. Wyglądali tak, jakby wypili więcej, niż byli w stanie.
Elise spojrzała na Aslaka.
- Czy to twoi rodzice tam siedzą? Pokiwał głową.
- Moja babcia jest na górze. - Pierwszy raz usłyszała, jak coś powiedział. Odwrócił się i podszedł w stronę drzwi, najwyraźniej nie miał ochoty podchodzić do rodziców. Widocznie zrozumiał, że nie będą w stanie z nim rozmawiać.
O dziwo, wyglądało na to, że nikt na podwórzu nie zwrócił na nich uwagi, mimo że widok możnego pana, jakim niewątpliwie był Wang-Olafsen, był rzadkością w tej części miasta.
Elise spojrzała na niego, zastanawiając się, jaka była jego reakcja na tę całą niedolę. Mężczyzna wydawał się jednak dziwnie niewzruszony.
Nic nie mówili po drodze na piętro. Elise prowadziła Aslaka, który wydawał się zmęczony i bezsilny, jak gdyby schody prowadzące na drugie piętro były dla niego zbyt trudne do pokonania. Chłopiec z pewnością nie jadał dobrze, był wątły i wychudzony.
Na klatce schodowej śmierdziało nie tylko z wychodków. Wszędzie było brudno i czuć było śledziem smażonym na tłuszczu. Wolałaby, żeby pan Wang-Olafsen został w powozie, było jej wstyd za robotników.
W końcu znaleźli się na drugim piętrze. Elise zapukała, cały czas trzymając Aslaka za rękę. Nie wyglądało na to, żeby chciał się wyswobodzić.
Zza drzwi dobiegł ich odgłos szurania.
- Kto tam? - rozległ się zdziwiony głos, zanim drzwi się otworzyły. Najwyraźniej babcia nie była przyzwyczajona, żeby ktoś pukał, nim wejdzie.
Przez szparę w drzwiach spoglądała na nich pomarszczona twarz. Małe oczka rozszerzyły się, kiedy zobaczyła, kto stoi przed drzwiami.
Elise zaczęła mówić. Pan Wang-Olafsen stał obok niej. Wiedziała, że w razie potrzeby udzieli jej potrzebnego wsparcie.
- Przyszliśmy z małym Aslakiem. Wpadł pod kłody w Brekkedammen i o mały włos się nie utopił. Peder Løvlien uratował mu życie.
Babcia Aslaka nieco bardziej uchyliła drzwi i spojrzała na małego. Pokręciła głową i powiedziała: - Lepiej by było, gdyby tego uniknął! - Chwyciła go za ucho i wciągnęła do środka, zatrzaskując im drzwi przed nosem.
Spojrzeli po sobie, równie przerażeni.
- Co ona chciała przez to powiedzieć? - pan Wang-Olafsen zapytał z podejrzeniem w głosie.
- Że byłoby lepiej, gdyby się utopił. Rozumiała, że był zszokowany. Na niej te słowa też wywarły wrażenie, choć niejedno już widziała. Nie powtórzy Pederowi komentarza babci Aslaka, ale z pewnością wykorzysta go w jednej ze swoich książek! Być może to sprawi, że ludzie zrozumieją, jak ciężko musi być niektórym ludziom, skoro ich własna babcia jest zdolna powiedzieć coś takiego.
Pożegnała się z panem Wang-Olafsenem i kierownikiem tartaku. Jeszcze raz podziękowała im za pomoc i obiecała, że przyjdzie do Brekke, by zwrócić pożyczone ubrania, jak tylko nadarzy się okazja.
Peder i Evert od razu zaczęli bawić się z Hugo i Jensine w ogródku na tyłach domu, żadne z nich nie miało ochoty siedzieć w domu, kiedy na zewnątrz było tak pięknie i przyjemnie. Żadne poza Kristianem.
Elise weszła za nim do środka.
- Co się z tobą dzieje, Kristianie? Wzruszył ramionami.
- Dlaczego o to pytasz?
- Widzę po tobie, że coś jest nie tak. Przez cały dzień byłeś nie w sosie. Od czasu, kiedy opowiedziałam ci o mieszkaniu w majątku Vøienvolden i o tym, że Johan też musi mieć swój głos w tej sprawie.
Zamilkła na chwilę, szukając właściwego słowa.
- Nie rozumiem cię. Lubiłeś Johana i wiesz, że nie przestało mi na nim zależeć, nawet po ślubie z Emanuelem. Możesz mnie krytykować za to, co zrobiłam, ale wytłumaczę ci, dlaczego tak się wszystko potoczyło, kiedy będziesz starszy. Niezależnie od tego, co się wydarzyło, nadal kocham Johana, a on kocha mnie. Myślałam, że pozwolisz mi się cieszyć tym, że w końcu będziemy mogli być razem.
Kristian nic nie powiedział, wciąż wyglądał na zniechęconego i rozdrażnionego.
- Zdecydowaliśmy się z Johanem opowiedzieć ludziom, jak ciężki jest los pracowników fabryk. Johan będzie to robił za pomocą swoich rzeźb, ja - pisząc. Dlatego nie chcemy się stąd wyprowadzać.
Posłał jej pochmurne spojrzenie.
- Rozumiem, że wszystko już zaplanowaliście. Zrobiliście to, kiedy on był u nas w domu, w zeszłe święta Bożego Narodzenia?
Elise nie odpowiedziała od razu. Czy to miało być podziękowanie za wszystko, co dla nich zrobiła? Nie może mu pozwolić, żeby jej zepsuł całą radość. Był młody i bezmyślny. Pewnego dnia to zrozumie.
- Nie. Zaplanowaliśmy to dopiero po śmierci Emanuela. Kristian skierował się w stronę schodów.
- Wszystko jedno. Hilda pytała, czy nie chciałbym u niej zamieszkać. Powiedziałem, że chcę.
Elise oniemiała.
- Hilda pytała, czy chciałbyś u niej zamieszkać?
- Czy coś w tym złego? Ona też jest moją siostrą. Elise otworzyła usta, żeby zapytać, co o tym myśli kierownik fabryki, ale na szczęście w porę ugryzła się w język. Jednocześnie zrobiło jej się przykro. Pomyśleć, że Kristian nie chce już dłużej z nimi mieszkać! O tym nie pomyślała. Czy aż tak ciężko było mu zaakceptować fakt, że ona kocha Johana?
Uważał to za zdradę wobec Emanuela? On, który był tak rozsierdzony na Emanuela, że chciał jechać do Ameryki po tym, jak się z nim pokłócił?
Następnego dnia, kiedy chłopcy mieli iść do szkoły, ku swojemu zdziwieniu zobaczyła panią Jonsen biegnącą przez trawnik. To był ostatni tydzień przed wakacjami.
Drzwi kuchenne były otwarte na oścież, żeby letnie ciepło wpadało do środka. Elise siedziała na schodach razem z Hugo i Jensine.
- Zobaczcie na panią Jonsen! - wykrzyknął Peder. - Dyszy i sapie jak lokomotywa! Elise uniosła głowę.
- Mam nadzieję, że nie wydarzyło się nic złego. W tej samej chwili zauważyli, że pani Jonsen trzyma w górze gazetę.
- Zaczekajcie! - krzyknęła. - Peder, nie idź!
- Na litość boską. Co jej się stało? Czy ona zwariowała? - Peder zrobił kilka kroków naprzód. Kristian i Evert byli równie zdziwieni i zaciekawieni jak on.
- Spójrzcie, co jest w gazecie! - Pani Jonsen była tak zdyszana, że prawie nie mogła mówić. Teraz rozłożyła gazetę i pokazała im całą pierwszą stronę. - Piszą o tobie, Peder! Na całą stronę!
Elise gwałtownie wstała ze schodów i razem z chłopcami podbiegła do pani Jonsen. Już z daleka widziała tytuł napisany tłustym drukiem: Bohaterski czyn nad Brekkedammen. Kristian chwycił gazetę i zaczął czytać na glos:
Wczoraj przed południem prawie doszło do nieszczęśliwego wypadku. Grupka chłopców złamała zakaz balansowania na kłodach drewna, co mogło doprowadzić do tego, że kolejna osoba utraciłaby życie w odmętach rzeki Aker. Mały chłopiec, w wieku pięciu lat przyszedł się kąpać nad tamę wraz ze swoim bratem.
Podczas zabawy wpadł do wody i znalazł się pod kłodami ułożonymi ciasno obok siebie. Nie potrafił pływać, a nawet gdyby potrafił, nie byłby w stanie wynurzyć się na powierzchnię. Niezwykle odważny młody chłopiec, uczeń szkoły na Sagene, Peder Løvlien, który na dniach ukończy trzynaście lat, od razu rzucił się do rwącej rzeki i wpłynął pod kłody w nadziei, że uda mu się uratować chłopca. W czasie kilku pełnych napięcia chwil przerażona grupka chłopców oglądała całą akcję ratunkową z brzegu. Prawdopodobnie myśleli, że ani Peder, ani Aslak - ten wątły chłopiec, nie ujdą z życiem. Wielkie było zaskoczenie i radość wszystkich tam zgromadzonych, kiedy spod powierzchni wody wynurzyły się dwie głowy! Pederowi, dzięki podziwu godnej sile woli i chęci niesienia pomocy, udało się wyciągnąć małego Aslaka na ląd. W tym czasie nadbiegli dorośli, by pomóc w akcji ratowniczej. Po kilku sekundach nerwowego napięcia w płucach małego Aslaka nie było już wody - mógł znów normalnie oddychać.
Kiedy zapytano Pedera Løvliena, jak to jest, uratować czyjeś życie, i o czym wtedy myślał, odpowiedział: - O niczym nie myślałem. Tylko tyle, że muszego wyciągnąć na powierzchnię i że jest tak krótko ostrzyżony, że musiałem go ciągnąć za uszy.
- Jesteśmy dumni z tego, że do naszej szkoły uczęszcza tak wspaniała młodzież - powiedział nauczyciel Knudsen, który jest wychowawcą Pedera. Dodaje, że nie dziwi go, że to właśnie Peder dokonał tego bohaterskiego czynu. Jest on bowiem chłopcem niezwykle uprzejmy i gotowym do poświęceń.
Elise poczuła, że płacz ściska jej gardło, a łzy napływają jej do oczu. Pospiesznie je otarła, tak żeby chłopcy nie zauważyli. Kristian złożył gazetę i oddał ją pani Jonsen.
- Muszę już lecieć, w przeciwnym razie spóźnię się do szkoły. Elise patrzyła za nim, kiedy biegł. Czy to o to chodziło? Czy to możliwe, że był zazdrosny o Pedera? Czyżby uważał, że poświęcano Pederowi zbyt dużo uwagi?
Peder odwrócił się w jej stronę, oczy mu błyszczały.
- Słyszałaś, Elise? Ludzie z gazety nazwali to bohaterskim czynem? Ale skąd oni mogli wiedzieć, że to ja uratowałem Aslaka? Ja im przecież nic nie mówiłem. A może ty im powiedziałaś?
Pokręciła głową.
- Może to pan Wang-Olafsen pojechał do redakcji i im o tym opowiedział. Albo on, albo kierownik tartaku.
- Nie wydaje mi się, żeby to był kierownik tartaku. On był rozzłoszczony i powiedział, że wyśle nas do poprawczaka.
Chwycił Everta za ramię.
- Chodź, Evert! Musimy pędzić do szkoły, żeby się dowiedzieć, czy ktoś z naszych kolegów też czytał gazetę!
Chwilę później wybiegli przez furtkę.
Pani Jonsen usiadła razem z Elise na kuchennych schodach.
- Czy to prawda, Elise? Czy to Peder uratował tego chłopaczka? Elise kiwnęła potakująco głową.
- Myślałam, że chłopcy opowiedzieli pani o tym wczoraj wieczorem.
- No tak, ale to takie dziwne, kiedy się o tym czyta w gazecie. Elise znów przytaknęła.
- Peder naprawdę na to zasłużył! To będzie jego wielki dzień w szkole. Pani Jonsen roześmiała się.
- Może wciągną flagę na jego cześć. - Pokręciła głową. - I pomyśleć, że ja będę świadkiem tego wszystkiego!
3
Kiedy pani Jonsen poszła do siebie, Elise na nowo zaczęła rozmyślać o reakcji Kristiana. Może on zawsze uważał, że Elise poświęca więcej uwagi Pederowi niż jemu?
Może nawet tak właśnie było, ale Peder jej potrzebował. Kristian zawsze sam sobie radził, nigdy nie potrzebował pomocy przy odrabianiu lekcji, wszystko szło mu jak z płatka. Nigdy też nie chciał, żeby mu pomagać. Nie prosił o pomoc. Pomimo że pomiędzy nim a Pederem był tylko rok różnicy, wydawało się jakby Kristian był dużo starszy. Peder był impulsywny, otwarty, brał wszystko do siebie, był też wrażliwy. Kristian nie pokazywał swoich uczuć ani nie wyrażał chęci podzielenia się z nią swoimi myślami. Dlatego zostawiała go w spokoju.
Może mimo wszystko jej potrzebował? Na swój sposób. Było mu przykro, że matka ich opuściła i że ich ojciec umarł, ale o tym nie chciał nigdy rozmawiać.
Cofnęła się myślami w przeszłość, przypomniała sobie wydarzenie z czasów, kiedy jeszcze mieszkali w Andersengården. Wszystko zawsze kręciło się wokół osoby Pedera - jego radości i smutków. Śmiała się ubawiona różnymi dziwnymi rzeczami, które mówił. Martwiła się, gdy Pingelen i inni koledzy go prześladowali, obawiała się, jak to będzie z jego szkołą, kiedy miał takie duże problemy z czytaniem, i była szczęśliwa za każdym razem, gdy zauważała, że robił postępy.
Być może przeceniała Kristiana. Przypisała mu rolę ojca rodziny i myślała, że razem z nią dzieli radości i smutki Pedera. Zapomniała, że on też był tylko dzieckiem.
Teraz już nie chciał z nimi mieszkać. Musiało się w nim nagromadzić wiele smutku, goryczy i złości, skoro podjął taką decyzję. Kiedy wróci ze szkoły, spróbuje z nim o tym porozmawiać.
Ale czy to właściwie było takie dziwne, że zdecydował się przyjąć propozycję Hildy i chciał zamieszkać u niej i jej męża, w tym pięknym domu kierownika fabryki? Ile dzieci uczęszczających do szkoły na Sagene mogło przeżyć coś takiego? Nie rozumiała tylko, dlaczego Hilda wcześniej o tym z nią nie rozmawiała.
Tego dnia do domu wróciło ze szkoły dwóch zadowolonych chłopców. Kristian wróci później, bo dzisiaj był jego ostatni dzień w pracy u woźnicy. Podczas letnich wakacji będzie pracował u kupca Iversena i będzie zarabiał o jedną koronę tygodniowo więcej.
- Wiesz co, Elise? - Peder był szczęśliwy i podekscytowany.
- Myślę, że stałem się sławny prawie na całym świecie, zupełnie jak ty! Na szkolnym podwórku wszyscy tłoczyli się wokół mnie. Hjalmar Julius miał przy sobie gazetę, a nauczyciel Knudsen przeczytał głośno artykuł całej klasie. Nikt nie mówił o niczym innym, tylko o bohaterskim czynie nad Brekkedammen.
Evert spojrzał na Elise z przejęciem.
- To prawda! Nauczyciel powiedział, że Peder jest bohaterem! Nawet najstarsi chłopcy z siódmej klasy podchodzili do niego, żeby się dowiedzieć, jak mu się udało płynąć pod wodą, trzymając Aslaka za uszy, a dyrektor szkoły przyszedł do klasy, żeby mu pogratulować! Peder zaczerwienił się na gębie i tak się spocił, że aż miał mokre włosy. Nie wiedział, jak się zachować, musiałem mu pomóc i ja też prawie stałem się bohaterem. Chyba jest tak, jak mówisz Elise, że kiedy pada na księdza kropi, też na organistę!
- Znów się roześmiał. Elise patrzyła to na jednego, to na drugiego i czuła, że ogarnia ją radość. Nigdy wcześniej nie widziała, żeby byli tak rozpromienieni i szczęśliwi, i chyba po raz pierwszy w życiu Evertowi udało się tyle powiedzieć za jednym razem, bez wtrąceń ze strony Pedera.
- Co powiedział Pingelen? Teraz chyba już zostawi Pedera w spokoju, skoro ocalił życie jego młodszemu bratu.
- Pingelena nie było dziś w szkole. Może dostał lanie za to, że nie przypilnował Aslaka. Elise zobaczyła oczyma wyobraźni tych zapijaczonych rodziców, siedzących na rozklekotanej ławce, stojącej na smutnym podwórzu. Przypomniały jej się słowa babki Aslaka: Lepiej by było, gdyby tego uniknął! Przeszył ją lodowaty dreszcz.
- Kim jest ten Hjalmar Julius? Nigdy wcześniej o nim nie wspominaliście, a ostatnio ciągle o nim mówicie. Pozwolono mu zabrać gazetę do szkoły?
Evert spojrzał na nią z powagą.
- Oni są inni niż reszta ludzi. Mają tylko trójkę dzieci. Elise spojrzała na niego, nic nie rozumiejąc.
- Co przez to rozumiesz?
- Ty o tym nie wiesz? Przecież jesteś dorosła? Kiedy nie rodzi im się co roku dziecko, to znaczy, że byli u tej starej babki z Maridalsveien - u tej, co sprawia, że dziecko, które jest w brzuchu, umiera.
Elise wpatrywała się w niego z przerażeniem.
- To nieładnie podejrzewać ludzi o takie rzeczy. Peder się wtrącił.
- Ale wszyscy tak mówią. Ci, co mają tylko dwójkę albo trójkę dzieci, albo może tylko jedno, na pewno to zrobili.
- A co ze mną w takim razie? Ja mam tylko dwójkę! Czy o mnie też tak się po cichu mówi?
Peder wyglądał na przerażonego i posłał Evertowi bezradne spojrzenie. Najwyraźniej o tym nie pomyślał. Evert pokręcił głową.
- Nie masz teraz męża, a Emanuel miał sparaliżowane nogi, więc nie był w stanie robić dzieci.
W tej samej chwili wszyscy gwałtownie się odwrócili i spojrzeli w stronę drzwi, które były otwarte. Peder skoczył na równe nogi.
- Johan? Przyjechałeś? Czy ty też już słyszałeś, że stałem się sławny na całym świecie? Johan się roześmiał i spojrzał błyszczącymi oczyma na Elise.
- Czy coś się wydarzyło w czasie, gdy mnie nie było? Elise nie była w stanie się ruszyć. Miała ochotę podbiec do niego i rzucić mu się na szyję, ale nie była w stanie. Wiedziała, że Johan przyjedzie w ciągu najbliższych dni, ale teraz zupełnie się go nie spodziewała. Ogarnęła ją niepohamowana radość, miała ochotę głośno krzyczeć ze szczęścia, ale zamiast tego tylko się promiennie uśmiechnęła, napawając się widokiem człowieka, którego kochała nad życie.
- Nic o tym nie wiesz? - W głosie Pedera dało się niemal wyczuć irytację. - Przecież napisali o mnie w gazecie! Nie czytałeś?
Johan się roześmiał.
- Ledwo co wstąpiłem do Anny, żeby zostawić bagaż, ale zostałem przepędzony przez panią Evertsen, bo Anna akurat karmiła. Co się wydarzyło? Co napisano w gazecie?
Elise otworzyła usta, żeby mu wytłumaczyć, ale Peder z Evertem ją ubiegli. Mówili szybko, przekrzykując się nawzajem. Dobrze, że Johanowi udawało się za nimi nadążyć.
- Możesz podejść do pani Jonsen i pożyczyć gazetę, wtedy zobaczysz na własne oczy - podsumował Peder, kiedy w końcu skończyli mu opowiadać.
- Tak właśnie zrobię. Gratulacje, Peder. Jestem z ciebie dumny. Sam pamiętam, jak ekscytujące było balansowanie na kłodach przy Brekkedammen. W jednej chwili, któraś z kłód mogła się obrócić i jeśli nie byliśmy wystarczająco szybcy, zdarzało się, że wpadaliśmy pod nią. Ale to bardzo niebezpieczny sport. Jeden z moich szkolnych kolegów się utopił.
Taki był piękny i przystojny. Taki męski. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby te francuskie dziewczyny się o niego zabijały. Poczuła nagły niepokój.
- Czy teraz już na dobre przyjechałeś do domu, Johan? Szeroko się uśmiechnął.
- Tak, na pewno. Chyba nie sądzisz, że znowu chciałbym jechać do Paryża? Odwzajemniła jego uśmiech, poczuła, że serce zaczyna jej szybciej bić.
- Co teraz zamierzasz robić?
- Myślałem, że wiesz. - W jego niebieskich oczach pojawiły się wesołe iskierki.
- Ale poza tym cieszę się, że zacznę pracować. Spróbuję wynająć ten sam warsztat co poprzednio, mam też nadzieję, że będę mógł mieszkać u Anny, dopóki nie będzie mnie stać, żeby samemu coś wynająć. W Paryżu ulepiłem z gliny głowę, która została sprzedana za wysoką kwotę. Gdyby udało mi się znaleźć podobne zlecenie, to może... - Znów się uśmiechnął.
Peder i Evert słuchali go, stojąc w milczeniu. Peder wyglądał na zdziwionego.
- Ulepiłeś głowę? Ale dlaczego nie miała rąk ani nóg? Johan się roześmiał.
- Ponieważ głowa wyszła tak piękna, że już niczego więcej nie potrzebowałem.
- A czy to była głowa mężczyzny, czy kobiety?
- Ślicznej młodej damy, która miała dołeczki, kiedy się uśmiecha. Peder się zaśmiał.
- Brzmi prawie jak Elise. - Odwrócił się i spojrzał na nią. - Ale ona nie jest już taka najmłodsza, a poza tym nie jest ciągle taka ładna. W każdym razie nie wtedy, kiedy jest wściekła.
Evert zasłonił mu usta dłonią.
- Elise jest ładna. Poza tym jest miła.
- Ja tylko powiedziałem, że nie jest ciągle taka ładna. Widziałeś ją wczoraj, jak wyglądała po kąpieli? Wyglądała jak troll z czytanki. Jak topielec.
- Masz chyba na myśli nimfę.
- Na jedno wychodzi. Elise nie mogła się nie uśmiechnąć, słysząc wymianę zdań między chłopcami.
- Może wejdziesz do środka, Johan? Albo może miałbyś ochotę na filiżankę kawy przy kamiennym stoliku pod jabłonią? Wtedy będziemy mogli pilnować Hugo i Jensine.
Johan odwrócił się w stronę najmłodszych, którzy byli zajęci zabawą w piaskownicy.
- Tutaj, na powietrzu jest przyjemnie - odpowiedział szybko. - Nie miałem nic w ustach od wczoraj wieczora. Nie odmówiłbym, gdybyś poczęstowała mnie kawałkiem chleba.
- Chłopcy, pobiegnijcie do sklepu i kupcie dla każdego po bułce. Pospiesznie podeszła do puszki, która znajdowała się na półce z talerzami, i wyjęła z niej pieniądze.
Evert spojrzał na nie ze zdumieniem.
- Ale nas jest tylko sześcioro.
- Musimy też mieć jedną dla Kristiana. I jedną dla pani Jonsen, jeśli się tu zjawi. Evert nagle się przeraził.
- Jak pani Jonsen sobie poradzi, kiedy się przeprowadzimy do Vøienvolden?
- Do Vøienvolden? - Johan spojrzał pytająco na Elise. Poczuła, że się czerwieni.
- Jeszcze się nie zdecydowałam. Na razie dostałam tylko kuszącą propozycję.
- Będziemy mieszkać w mieszkaniu dawnych właścicieli - powiedział szybko Peder. W jego głosie pobrzmiewała duma.
- Kiedy się tam przeprowadzimy, Elise nie będzie musiała już wysłuchiwać odgłosów powozów jeżdżących po Maridalsveien ani dzieciaków, które krzyczą i hałasują na Hammergate.
Evert posłał mu poirytowane spojrzenie.
- Na Hammergate nie ma żadnych hałasujących dzieciaków. Żadnych poza nami.
- Będziemy też mogli korzystać z ogrodu - dodał Peder, nie przejmując się tym, co powiedział Evert. - A Hugo nauczy się doić krowy, Jensine będzie karmić świnie, a ja razem z Evertem będziemy skakać na sianie w szopie. Możesz się do nas przyłączyć. Jeśli masz chęć. Możesz dostać pokój przy kuchni, a my będziemy spać razem z Elise na tyłach domu.
- Teraz musisz trochę przystopować, Peder! - Elise posłała Johanowi przepraszający uśmiech. - Póki co, to tylko oferta ze strony pana Berge'a. Jeszcze nie dałam mu żadnej odpowiedzi.
Znów zwróciła się w stronę Pedera.
- Johan właśnie wrócił do domu po długiej podróży morskiej i nie może dojść do słowa, bo ty cały czas paplasz jak najęty. A teraz szybko chłopcy, biegnijcie! Jeśli chcecie bułki, musicie je sobie sami kupić.
Ledwo chłopcy zniknęli za furtką, Johan zamknął za sobą drzwi. Chwilę później trzymał ją w ramionach.
- Nareszcie! - westchnął głęboko. - Tak strasznie za tobą tęskniłem, Elise! Myślałem, że nie dam rady wytrzymać do lata, ale w końcu tutaj jestem i nigdzie się stąd nie ruszę!
Zasypała go pocałunkami.
- Ten rok ciągnął się w nieskończoność. Napawała się byciem w jego ramionach, chciała, żeby mogli tak stać przez cały dzień. Jego usta żarliwie dotykały jej ust, jego oddech był urywany. Tęsknota już prawie wzięła nad nią górę. Jednocześnie gdzieś w jej wnętrzu, pojawił się głos, który próbował być słyszalny: Jensine i Hugo byli sami na dworze. A co jeśli przyjdzie Asle Diriks? Albo pani Jonsen! Albo Kristian!
Próbowała wyłączyć ten irytujący glos, nie chciała, nie była w stanie myśleć teraz o innych. W końcu nadeszła kolej na nią i Johana! Przez te wszystkie lata była zmuszona poświęcać się dla dobra wszystkich innych, teraz miała prawo przez kilka drogocennych chwil żyć tylko dla siebie i Johana.
Jego pocałunki i pieszczoty stały się bardziej intensywne, nie mógł opanować pożądania.
- Może wymkniemy się na małą chwilę? - wyszeptał jej do ucha, delikatnie łaskocząc je oddechem.
- Nie wiem. Może. - Ostrożnie wsunął jej dłoń pod bluzkę, żeby pieścić jej piersi.
- Ukochana! - powiedział z westchnieniem. - Nie mogę już wytrzymać, Elise! - Uniósł jej długą spódnicę, wsuwając tam swoją dłoń. - Ty chyba też tego pragniesz, prawda?
- Tak, Johanie! Tęskniłam i marzyłam o tym każdej nocy po tym, jak wyjechałeś.
- Czy nie moglibyśmy wejść na chwile do salonu? Usłyszymy, kiedy chłopcy przyjdą. Elise wyrwała się z jego objęć, uchyliła kuchenne drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Hugo i Jensine nadal spokojnie bawili się w piasku. Potem zamknęła drzwi najciszej jak umiała, chwyciła Johana za rękę i skierowała się w stronę drzwi do salonu. Przez głowę przeszła jej myśl, że byli jak dwoje podekscytowanych dzieci.
Przycisnął ją do ściany, uniósł jej spódnicę i rozpiął spodnie. Chwilę potem poczuła go w sobie.
Był gwałtowny i nienasycony, ona była równie niecierpliwa. Tłumiąc jęki rozkoszy, podążała za jego rytmem - nigdy wcześniej nie doznała czegoś tak wspaniałego. Razem wspięli się na szczyt, obejmując się, śmiejąc i płacząc z radości. On całował ją, a ona odwzajemniała te pocałunki. Silne uczucia, które ich napełniały po brzegi, były jak wiosenny powiew.
Nieco zawstydzona doprowadziła swoje ubranie do porządku. Uśmiechnął się i wyszeptał jej do ucha: - Czułem, jakbym znalazł się w niebie, ukochana!
Pokiwała głową, odwzajemniając uśmiech.
- Kocham cię, Johan.
4
Marszand Georges Briand wpatrywał się w profesora. Potem jego wzrok osunął się na rzeźbę, którą trzymał w dłoniach. Czuł, jak ogarnia go podejrzliwość i bunt, które sprawiają, że musi gwałtownie łapać oddech.
Zarówno na zewnątrz, jak i w budynku panowała zapierająca dech w piersiach spiekota. Pot sprawiał, że koszula kleiła się do ciała jednak gorąco, które narastało w jego wnętrzu było o wiele gorsze.
- I pan twierdzi, że to pańska rzeźba, profesorze?
- Oczywiście! Zadaje pan przedziwne pytania.
- I to pan ją wyrzeźbił? I w pana imieniu sprzedałem tę piękną kobiecą głowę kilka miesięcy temu?
Profesor posłał mu zirytowane spojrzenie.
- Dlaczego zadaje pan takie dziwaczne pytania? Kiedy dostarczam panu jedną z moich wielu prac i proszę, by je pan sprzedał w moim imieniu, chyba nie ma wątpliwości co do tego, kto jest autorem?
Georges Briand nie odpowiedział od razu. Obracał popiersie, studiując je ze wszystkich stron.
- Ale ta osoba, która to wyrzeźbiła, to nie ten sam artysta, który jest autorem portretu tej młodej kobiety.
Posłał profesorowi srogie spojrzenie i zobaczył, że tamten się zaczerwienił.
- Czy jest pan świadom, co może się wydarzyć, kiedy wyjdzie na jaw, że sprzedaję prace wykonane nie przez tego artystę, którego nazwisko podałem kupującemu?
Profesor próbował się roześmiać.
- To zaczyna przypominać antyczną farsę. Nie wiem, czy powinienem to nazwać komedią, czy tragedią.
- Nie zawahałbym się nazwać tego tragedią. Czy to pan wyrzeźbił tę kobiecą głowę, którą sprzedałem w pana imieniu wczesną wiosną?
- Mogę przysiąc, że to ja jestem autorem, monsieur Briand. Jeśli nie ma pan ochoty tego dla mnie sprzedać, poszukam innego handlarza sztuką. Jest ich tu, w Paryżu, pełno. - Wziął od niego popiersie i odwrócił się na pięcie.
- Niech mi pan powie, panie profesorze. Myślałem, że dostaje pan jakiś procent, kiedy pomaga pan swoim uczniom sprzedać ich prace, ale ten norweski rzeźbiarz nawet nie wie, za jaką sumę sprzedałem jego dzieło. Chyba nie zapomniał się pan z nim rozliczyć?
Profesor odwrócił się, purpurowy na twarzy.
- To nie jest pańska sprawa, w jaki sposób rozliczam się z moimi uczniami, monsieur Briand. Mamy swoje własne... hmm... umowy, kiedy zaczyna się rok akademicki.
- To dziwne. Ten młody człowiek, który tutaj przyszedł, był wyraźnie zaskoczony, kiedy zobaczył ten portret na witrynie sklepowej. Potem przyszedł jeszcze raz, by zapytać, gdzie on się podział. Powiedziałem mu, zgodnie z prawdą, że go sprzedałem i że dostałem za niego dużą kwotę. Na dodatek znalazło się kilku chętnych do nabycia tej rzeźby. Myślałem, że to pańskie dzieło, ale teraz widzę, że się myliłem. Ci, którzy uczą, powinni rozumieć, że widzę różnicę. Jestem handlarzem dzieł sztuki, to nie jest jakiś pchli targ! Myślę, że to ten młody student jest autorem rzeźby i że pan go oszukał.
- Nie rozumiem, o czym pan mówi! - Profesor znów się odwrócił i skierował w stronę drzwi.
- Może przypomni pan sobie więcej szczegółów, kiedy zjawi się u pana policja i zacznie zadawać pytania.
- Nie ma pan żadnych dowodów. I jeśli myśli pan, że zjawię się w pańskim zakładzie, żeby sprzedać więcej swoich prac, to bardzo się pan zdziwi. - Głos profesora przeszedł w falset.
- Dziękuję, ale nie jestem zainteresowany pracami pana autorstwa. To, co pan teraz trzyma w dłoniach, trudno nazwać sztuką. Nawet dziecko mogłoby zrobić coś takiego. A jeśli chodzi o dowody, to na pana miejscu nie byłbym taki pewny siebie.
Wyciągnął kawałek papieru z kieszeni.
- Mam nazwiska kilku uczniów, których pan miał w ciągu ostatniego półrocza. Zgodzili się potwierdzić, że ten norweski uczeń... niech no zobaczę... Johan Thoresen z Kristianii - przesylabizował norweskie nazwy, dziwacznie je wymawiając - był przejęty, kiedy zobaczył, że jego portret został usunięty ze szkolnego atelier i pojawił się tutaj, w oknie wystawowym. Rozumie pan, że zrobiłem się podejrzliwy po wizycie tego młodego człowieka. Obawiam się, że go odprawiłem z kwitkiem. Teraz tego żałuję. Jego krzywda powinna zostać wynagrodzona. W związku z tym podjąłem pewne kroki. To może być dla pana bardzo kosztowne, profesorze. Policja i sądy nie patrzą łaskawie na tego typu rzeczy. To się kwalifikuje jako kradzież, która zostanie ukarana grzywną.
Twarz profesora zrobiła się szara jak popiół.
- Nie zrobi pan czegoś tak niskiego, monsieur Briand!
- Nie wiem, co jest bardziej niskie: zagrozić profesorowi policją czy to, że profesor okrada swoich uczniów.
Profesor powoli wrócił.
- Czego pan żąda w zamian za puszczenie tej sprawy w niepamięć, monsieur Briand?
- Niczego, panie profesorze. Niczego, poza potwierdzeniem, że przesłał pan temu norweskiemu artyście to, co jest mu pan winien. Ma talent i pewnego pięknego dnia może stać się sławny. Dlatego nie chcę, żeby mnie zapamiętał jako nieuczciwego handlarza.
Profesor odłożył swoją rzeźbę i otarł pot z czoła. Potem wyciągnął z wewnętrznej kieszeni portfel, otworzył go i odliczył plik banknotów.
- W takim razie, niech pan sam to załatwi! - Rzucił pieniądze na stół. - A tak poza tym, to skąd będę wiedział, że przesłał pan pieniądze monsieur Thoresenowi? - dodał gwałtownie, z jego oczu wyzierała podejrzliwość.
- Dostanie pan potwierdzenie z poczty, panie profesorze. Monsieur Briand ponownie wyciągnął kartkę z nazwiskami uczniów i zaczął ją wnikliwie studiować, po czym pokazał ją profesorowi.
- To chyba się zgadza, że monsieur Thoresen mieszka pod tym adresem w Kristianii, nieprawdaż?
Profesor spojrzał na kartkę potakując z niechęcią. Spojrzenie, które posłał marszandowi, było pełne nienawiści.
Dorobiłem się wroga, pomyślał Georges Briand, ale nie zamierzam się przejmować. Najważniejsze, że mogę naprawić niesprawiedliwość, którą wyrządzono temu utalentowanemu rzeźbiarzowi. Kto wie, może któregoś pięknego dnia, ktoś mi się za to zrewanżuje?
5
- Zaproponował ci mieszkanie dla dawnych właścicieli, ponieważ wiedział, że jesteś samotną wdową. Nie wiadomo, czy będzie równie chętny, kiedy się dowie, że wychodzisz za mnie za mąż - zastanawiał się Johan.
- A ja myślę, że będzie. Słyszałam, że bardzo interesuje się sztuką. Czy to nie był jeden ze znajomych pana Paulsena, którzy widzieli twoje prace, kiedy byłeś w domu na święta Bożego Narodzenia półtora roku temu?
Twarz Johana pojaśniała.
- A tak, masz rację. Jeden z nich miał na nazwisko Berge. Możliwe, że to on. Poza tym słyszałem, że Vøienvolden było miejscem spotkań haugian, po tym jak kierownik gorzelni Gabriel Berge kupił majątek osiemdziesiąt lat temu.
Elise spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Haugianie? - Roześmiała się. - Mam nadzieję, że nie będą chcieli, abyśmy się do nich przyłączyli?
- Nie mamy na to czasu, Elise. Musimy poświęcić nasze życie czemu innemu.
Na podwórzu nie było widać żywej duszy. Prawdopodobnie wszyscy parobkowie byli w polu, a członkowie rodziny Berge przebywali w budynku, chroniąc się przed nieznośną spiekotą. Z pewnością nie siedzieli bezczynnie, w końcu byli potomkami haugian, pomyślała Elise. Słyszała, że to zazwyczaj rolnicy należeli do tego ruchu i że wielu z nich szybko się dorobiło, dzięki swej pracowitości, sumienności i przedsiębiorczości. To dzięki nim powstało wiele młynów i fabryk.
Nie było w tym niczego złego, że tak zamożny człowiek jak pan Berge żył skromnie. Mieszkał wśród ubogich pracowników fabryk. Gdyby prowadził hulaszczy tryb życia, pogłębiłoby to tylko podziały i wywołałoby zazdrość i niezdrową atmosferę. Elise do tej pory nigdy nie słyszała, żeby ktoś źle wypowiadał się o mieszkańcach majątku Vøienvolden.
Johan się rozglądał. Zastanawiała się, o czym myśli, czy nie przyszedł tutaj tylko ze względu na nią. Może wolałby wynająć jedną z tych małych szop na drewno wzdłuż Maridalsveien albo Sandakerveien? A może wybrałby dom przy Hammergaten mimo tego, że był to wspólny dom jej i Emanuela.
Szli w kierunku głównego budynku, ale nie zdążyli zapukać, bo drzwi same się otworzyły. W progu ukazał się sam pan Berge, najwyraźniej szykował się do wyjścia. Był ubrany w jasny, lniany garnitur, a na głowie miał słomkowy kapelusz. Dopiero teraz zauważyła, że miał kozią bródkę. Nie zauważyła tego ostatnim razem, gdy tu była, wtedy zwróciła tylko uwagę na wąsy i gęste włosy.
- Pani Ringstad? - Jego twarz pojaśniała. - Przyszła pani, żeby powiedzieć, że przyjmuje pani moją ofertę?
Elise się uśmiechnęła.
- Chciałam panu najpierw przedstawić mojego przyszłego męża. Z pewnością myślał pan, że wprowadzę się tu tylko z dziećmi.
Właściciel fabryki Berge wyglądał na zakłopotanego. Posłał Johanowi zdziwione spojrzenie, po chwili zmarszczył czoło i spojrzał na niego, mrużąc oczy. - Czy ja już pana kiedyś spotkałem?
Johan podał mu dłoń.
- Nazywam się Johan Thoresen. Jestem rzeźbiarzem i wydaje mi się, że kupił pan mój szkic półtora roku temu. Przyszedł pan razem z kierownikiem Paulsenem z przędzalni Nedre Vøien.
Właściciel fabryki uniósł brwi.
- Rzeczywiście, to pan! - Potem spojrzał na Elise. - Czy mam rozumieć, że pisarka bierze ślub z rzeźbiarzem? Cóż za zbieg okoliczności! Jak wiele jest osób, które za towarzysza życia mają kogoś, kto ma taką samą naturę?
Elise i Johan roześmiali się.
- Dorastaliśmy w jednej kamienicy i w dzieciństwie byliśmy towarzyszami zabaw - wyjaśniła Elise. - Kiedy staliśmy się dorośli, nasze drogi się rozeszły, ale teraz znowu się zeszliśmy. - Spojrzała na Johana zakochanym wzrokiem.
- Cóż za wspaniała historia! A teraz chcielibyście spędzić swój miesiąc miodowy tu, u nas? W naszym słonecznym raju, wzniesionym wysoko ponad hałasem ulic i kominami fabryk, z dala od młyńskich kół i szumu wodospadu?
Spojrzała na niego z powagą.
- Dorastaliśmy z tym, co pan opisuje i nie mamy nic przeciwko wodospadom, kołom młyńskim czy fabrykom. Wszystko to stanowi ważną część naszego życia.
Uśmiechnął się.
- Doskonale to rozumiem, pani Ringstad, i zupełnie się z panią zgadzam. Bez tego nowego przemysłu sytuacja gospodarcza Norwegii wyglądałaby zupełnie inaczej. Pozostalibyśmy jednym z najuboższych państw Europy. Teraz nadchodzą dla nas lepsze czasy, ale wszystko wymaga ciężkiej pracy. Nie tylko od robotników w fabrykach, którzy wiernie trwają przy swoich maszynach od rana do wieczora, ale też od nas, tych którzy nimi kierują. Praca jest błogosławieństwem, które otrzymaliśmy od Boga.
- Roześmiał się. - No tak, teraz się rozgadałem. Z pewnością chciałaby pani pokazać swojemu narzeczonemu to mieszkanie, które pani zaoferowałem. Budynek jest posprzątany i wywietrzony po tym, jak nasza wierna, stara Maren odeszła. Moja żona wstawiła tam kilka mebli, żeby panią skusić, zawiesiła też czyste firanki, a na łóżkach położyła świeżą pościel.
- Znowu się uśmiechnął. - Rozumie pani, czekaliśmy na panią, mając nadzieję, że pani przyjdzie. Już pani mówiłem, że czytam pasjami i będę dumny, kiedy w moim gospodarstwie zamieszka pisarka. Moja stara matka również uważa, że byłoby miło mieć panią tutaj.
Zwrócił się do Johana.
- A teraz na dodatek będziemy tu jeszcze mieli rzeźbiarza. Czy ma pan jakieś atelier, panie Thoresen?
Johan pokręcił głową.
- Niedawno wróciłem z Paryża i nie miałem jeszcze czasu, żeby się rozejrzeć, ale mam nadzieję, że uda mi się wynająć to samo miejsce, które miałem przed wyjazdem.
- Ale my mamy wystarczająco dużo budynków tu, w gospodarstwie. Może mógłby pan wykorzystać dawną kuźnię?
Spojrzenia Elise i Johana spotkały się. To było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
- Byłoby wspaniale - powiedziała, zanim Johan zdążył się odezwać. Przyznał, że po powrocie do domu nie zostały mu żadne pieniądze i że nie będzie w stanie wynająć atelier, zanim czegoś nie sprzeda. Miejmy nadzieję, że pan Berge oferował Johanowi korzystanie ze starej kuźni za darmo.
Weszli do domu dla dawnych właścicieli. Pan Berge odwrócił się w ich stronę.
- Niestety muszę was opuścić. Właśnie szykowałem się do wyjścia, kiedy przyszliście. Dobrze się rozejrzyjcie, nie zapomnijcie też iść na przechadzkę po ogrodzie. Wtedy zrozumie pani, co miałem na myśli, mówiąc, że będzie pani mogła pisać w spokoju, pani Ringstad.
Elise i Johan podziękowali mu, odprowadzając go wzrokiem, gdy skierował się ku drzwiom.
- Cóż za gościnny i przyjemny człowiek! - Johan wyglądał na zadowolonego i podekscytowanego. - Pomyśl! Mógłbym pracować w dawnej kuźni! Chyba nie myślisz, że chciałby, żebym mu za to płacił? - dorzucił z namysłem.
Z uśmiechem pokręciła głową.
- Nie, jestem przekonana, że nie miał tego na myśli. - Rozejrzała się. - Czyż to nie przyjemny salon? I taki przestronny. Na dodatek wstawili meble, których nie było, kiedy byłam tu ostatnim razem. Chodź, Johan, pokażę ci kuchnię i przyległy do niej pokój.
- Czy to czasem nie jest to miejsce, w którym nocleg proponował mi Peder? A ty i dzieci moglibyście spać w pomieszczeniu obok salonu?
Obydwoje się roześmiali.
- Nie sądzę, żeby Peder się rozczarował, gdy się dowie, że będzie trochę inaczej. Najprawdopodobniej chłopcom nie przyszło do głowy, że zamierzamy się pobrać.
Johan otoczył ja ramionami.
- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi - westchnął, dotykając ustami jej szyi.
Johan miał się jeszcze spotkać z norweskim profesorem, który pomógł mu załatwić pobyt w Kopenhadze i Paryżu. Elise pospieszyła do domu. Peder zajmował się teraz Hugo i Jensine, ale niedługo miał przejąć dawną posadę Kristiana i zacząć pracę jako pomocnik woźnicy. O dwunastej miał się spotkać z woźnicą Karlsenem.
- Długo ci to zajęło! - Peder spojrzał na nią z wyrzutem. - Jeśli nie zdążę na dwunastą, Karlsen znajdzie sobie kogoś innego!
Elise spojrzała na zegar i z przerażeniem zobaczyła, że była za dziesięć dwunasta.
- Zdążysz na czas, jeśli pobiegniesz. Ledwo zdążyła zrobić dzieciom drugie śniadanie, gdy zauważyła, że Kristian powoli wszedł do kuchni. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Nie jesteś w pracy?
- Na dzisiaj skończyłem. - Nic więcej nie powiedział, nawet na nią nie spojrzał.
- Chodź, zjesz coś. Hugo i Jensine już zjedli, a ja właśnie miałam gotować kawę. Stał bez ruchu, trzymając w ręku czapkę.
- Jesteś na mnie zła?
- Zła na ciebie? Dlaczego miałabym być zła?
- Bo się przeprowadzam do Hildy. Pokręciła głową.
- Nie, nie jestem zła, Kristianie. Doskonale rozumiem, jak przyjemnie musi być mieszkać w zamożnym domu kierownika fabryki.
Prychnął i spojrzał na nią.
- Myślałaś, że to dlatego?
- Nie, właściwie to nie. - Spojrzała mu w oczy. - Myślę, że przez te wszystkie lata byłam niesprawiedliwa w stosunku do ciebie. Za bardzo zajmowałam się Pederem, zostawiając cię samemu sobie. Zawsze wydawałeś mi się taki dorosły w stosunku do niego. Dobrze ci idzie w szkole, zawsze sam radziłeś sobie z lekcjami i rzadko potrzebowałeś pomocy. Tak bardzo się od niego różnisz. Mało mówisz i nie dzielisz się z nikim swoimi myślami. Sądziłam, że mnie nie potrzebujesz i że nie chcesz, żebym ci w czymkolwiek pomagała. Dopiero gdy powiedziałeś, że przeprowadzasz się do Hildy, zaczęłam myśleć, że może czułeś się zaniedbywany. Zazwyczaj jest tak, że ten zostanie wysłuchany, kto najgłośniej krzyczy. Pokręcił głową.
- Nie. Po prostu chcę żyć na własną rękę.
- Wiem. Pytanie tylko, czy nie uważasz, że byłam niesprawiedliwa. Wzruszył ramionami.
- Raczej nie, chociaż uważam, że traktujesz Pedera jak małe dziecko. Jak on ma sobie radzić w życiu, skoro jest przyzwyczajony, że we wszystkim mu pomagasz?
Elise powoli kiwała głową, myśląc nad tym, co powiedział.
- Masz rację. Za dwa lata będzie musiał stanąć na własnych nogach. Muszę zacząć go na to przygotowywać. Ale jeśli ma sobie zacząć radzić, musi się porządnie nauczyć czytać i pisać. - Spojrzała na niego. - Ale nie możesz myśleć, że nie kocham cię tak samo jak Pedera, Kristianie. Kiedyś będziesz miał swoje dzieci, które być może będą zupełnie różne, wtedy zrozumiesz, jak trudno jest traktować je na równi. Nawet nie wiem, czy to byłoby dobre. Niektórzy potrzebują więcej pomocy niż inni. Każdy z nas urodził się inny.
Kristian pokiwał głową. Potem się uśmiechnął.
- Ty nawet nie jesteś moją matką. Elise się roześmiała.
- Czasami o tym zapominam. Traktowałam was jak swoje dzieci od czasu, kiedy matka zapadła na suchoty. - Ponownie spoważniała. - Ale to chyba nie przez Pedera chcesz się przenieść do Hildy.
Pokręcił głową.
- To z powodu Johana, prawda? Przestąpił z nogi na nogę. Wzrok miał utkwiony w podłogę.
- Nie mam nic przeciw Johanowi. Cztery lata temu był więźniem w Akershus, teraz jest rzeźbiarzem. Studiował w Paryżu i Kopenhadze. Torkild opowiadał, że Johan był jednym z najzdolniejszych w szkole i że wyrzeźbił figurę, która została sprzedana za dużą sumę. Nie znam tu nikogo innego, komu udałoby się coś osiągnąć. Nikogo poza tobą - dodał i spojrzał na nią.
Uśmiechnęła się.
- Cieszy mnie, że nadal podziwiasz Johana. Podziwiałeś go zanim wylądował w Akershus. Nie podoba ci się natomiast, że zamierzamy się pobrać, prawda?
Pokiwał głową i spuścił wzrok.
- To jest nie w porządku. Byłaś już raz zamężna. Ponowne zamążpójście to cudzołóstwo.
Elise poczuła, że pieką ją policzki. To prawda, że to, co robili z Johanem każdego dnia, od momentu kiedy wrócił, było grzeszne, nie byli przecież małżeństwem, ale Kristian nie miał o tym pojęcia.
- Jestem wdową, Kristianie. Nie rozwódką.
- Wiem. To mimo wszystko grzech.
- Nie wiedziałam, że tak bardzo przejmujesz się chrześcijańskim spojrzeniem na moralność.
- To dlatego, że niewiele o mnie wiesz. - W jego głosie pobrzmiewała teraz gorycz. Spojrzała na niego, zdumiona.
- Co przez to rozumiesz?
- Nigdy mnie o nic nie dopytywałaś, kiedy po skończeniu lekcji wymykałem się do Benjamina.
- Nie dopytywałam o co? Benjamin jest twoim kolegą z klasy, kilka razy razem odrabialiście lekcje. Zwłaszcza rachunki.
Kristian pokręcił głową.
- Kłamałem. Byłem z nim w domu modlitwy.
- W domu modlitwy? - Elise wpatrywała się w niego, nic nie rozumiejąc.
- W domu misyjnym na Calmeyergata i w domu misyjnym na Hausmannsgata.
- Ale dlaczego... to znaczy... Nie mogłeś mi o tym powiedzieć?
- Nie spodobałoby ci się to. Oni czytają tylko religijne książki. Myślę, że spaliliby książki, które ty napisałaś. Oni nie chodzą do kina, uważają też, że taniec i gra w karty to coś złego. Tak samo, gdy dziewczyna i chłopiec razem się bawią. To może prowadzić do grzechu.
Wyprostował się.
- Ty też powinnaś się nawrócić, Elise! Nie wychodziłabyś wtedy powtórnie za mąż i nie żyła w cudzołóstwie. Jeśli mi się to udało, tobie też może się udać. Myślałem, że nie dam rady się przemóc, pomimo że wiedziałem, że tysiącom innych osób się to udało. Po spotkaniu w ruchu odnowy religijnej emisariusz odprowadził mnie do domu. Zazdrościłem wszystkim, którzy żyli w zgodzie z Bogiem, ja sam czułem się jak grzeszny Adam, ale potem on przytoczył pewien fragment z Biblii i kiedy go rozważyłem, nagle się nawróciłem! Teraz już wiem, że tak właśnie powinno być. Kiedy skończę szkołę, być może wcale nie pojadę do Ameryki, tylko będę jeździł po kraju jako kaznodzieja.
Elise nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie chciała go ranić krytyką, cieszyła się, że nareszcie coś powiedział, ale zmartwiła się. Niedawno czytała artykuł w gazecie o tym nowym ruchu odnowy religijnej. Wiele osób należących do tej grupy przeżywało załamanie nerwowe. Podobno ludzie dostawali ataku płaczu albo tracili przytomność. Niektórzy trafili do zakładu dla obłąkanych, inni odbierali sobie życie. W Kristianii pojawił się jakiś kaznodzieja, który nawrócił się w Chicago, ale który kilka lat temu powrócił do Norwegii. Wciąż organizował tu spotkania i zyskał wielu zwolenników. Na tych spotkaniach niektórzy ludzie mówili różnymi językami, podnosili lament i krzyk, twierdząc, że spotkali Boga. Członkowie tego ruchu wierzyli, że Bóg używał cierpienia jako narzędzia, by pysznych zmusić do podporządkowania się i skruszyć tych zatwardziałych. Twierdzili, że cierpienie jest swego rodzaju pomocą duchową.
I Kristian w to wierzył?
Poczuła, że ogarnia ją nieufność. Czy ci kaznodzieje albo emisariusze żerowali na ludzkiej nędzy, smutku i cierpieniu, aby pozyskać nowych zwolenników? Porwali za sobą wielu, nie tylko w Kristianii, ale na terenie całego kraju, zwłaszcza w małych wioskach, gdzie bieda była co najmniej tak duża jak wśród pracowników fabryk.
Ale przecież oni nie robią niczego złego?, próbowała uspokoić samą siebie. Kristian mógł wylądować w o wiele gorszym towarzystwie niż wśród ludzi, którzy zajmowali się śpiewaniem psalmów, modlitwą i wyznawaniem wiary.
Uśmiechnęła się do niego.
- Nie sądzę, żeby to było coś dla mnie, ale jeśli to sprawia, że masz spokój duszy i daje ci to odpowiedź na wiele trudnych pytań, cieszę się ze względu na ciebie.
- Mogłabyś tam teraz ze mną pójść! - W jego oczach nagle pojawił się żar. - Mogłabyś pójść ze mną i posłuchać, co mówi mężczyzna imieniem Ole Hallesby. Przez cały rok, codziennie prowadzi spotkania odnowy religijnej. Opowiada o tym, jak straszne jest piekło i jak surowo Bóg każe tych, którzy źle postępują. Poza tym musisz mnie nauczyć mówić w taki sam sposób jak ty i Hilda, bo im się nie podoba, że wyrażam się jak chłopak z ulicy. Hilda powiedziała, że mi pomoże, ale byłoby miło, gdybyś mnie poprawiała, kiedy z tobą rozmawiam.
- Powiedziałeś Hildzie o swoim nawróceniu? Zaczął błądzić wzrokiem i poczerwieniał.
- Nie, ale zrobię to.
- Nie jestem pewna, czy jej się to spodoba. Kierownik fabryki chodzi do kościoła, tak jak większość tych, którzy mieszkają po drugiej stronie rzeki.
Zamilkła, po czym nagle coś jej przyszło go głowy.
- Hilda też była wcześniej zamężna. Na dodatek ma nieślubne dziecko. Pokiwał twierdząco głową.
- Wiem, ale rozmawiałem o tym z emisariuszem. Powiedział, że Bóg z pewnością wybaczy szesnastoletniej dziewczynie, która została pozostawiona sama sobie. Ale ty jesteś dorosła, Elise. Wiesz, co robisz.
Pokiwała głową.
- Tak. Wiem, co robię, i jestem pewna, że Bóg pozwoli mi być z Johanem. Poza tym mogę cię pocieszyć, że majątek Vøienvolden był miejscem spotkań haugian i że ich potomkowie do dzisiaj się tam gromadzą. Chyba słyszałam, że rodzice Olego Hallesby'ego byli haugianami?
Wyglądało na to, że Kristian się trochę uspokoił. Pokiwał głową.
- W takim razie z pewnością po jakimś czasie się do nich przyłączysz. I z pewnością zaczniesz pisać religijne książki.
Elise nic nie powiedziała. Mylił się, ale nie ma potrzeby się z nim o to kłócić. Kristian był w takim wieku, że łatwo ulegał wpływom. Niedługo z pewnością inaczej na to spojrzy. Pewnego pięknego dnia znów się zakocha i wtedy nie będzie mu tak łatwo żyć w zgodzie z zasadami i prawami ustalonymi przez kaznodzieję.
Uśmiechnęła się do niego.
- Cieszę się, że mi o tym opowiedziałeś Kristianie. Teraz już rozumiem, dlaczego byłeś taki poważny i zdystansowany. To musiał być dla ciebie trudny okres. Powinieneś żyć tak, jak uważasz, że jest dla ciebie najlepiej, ale musisz też pogodzić się z tym, że ja żyję według swoich zasad. Pomimo tego, że nie piszę książek o tematyce religijnej, myślę, że Bóg jest zadowolony, że opisuję, jak trudno się żyje tym ubogim ludziom.
6
Zaczęli przeprowadzkę w sobotnie popołudnie, kiedy Peder z Evertem wrócili z pracy. Elise poprosiła handlarza drewnem, żeby przyjechał swoją furmanką. Podejmował się takich dodatkowych zleceń latem, kiedy nie miał tak dużo pracy.
Najpierw odwiózł łóżko Emanuela z powrotem do Carlsenów. Nie przyda im się w nowym mieszkaniu, było tam wystarczająco dużo łóżek. Oscar Carlsen, powiedział, że aksamitne meble Emanuela mogą stać u niego na strychu tak długo, jak tylko Elise sobie tego życzyła. Zaproponowała, że mogliby je odesłać do majątku Ringstad, ale Oscar Carlsen powiedział, że Hugo Ringstad ich nie chce. Teść powiedział, że to należy do niej. Wcześniej czy później, meble jej się przydadzą. Hugo przysłał też fotel bujany. Dowiedział się, gdzie teraz Elise będzie mieszkać, i uważał, że będzie pasował do takiego wnętrza.
Kiedy łóżko zniknęło, salon nagle wydał się dziwnie pusty.
Stojak na fajki i bufet Emanuela nie pasowały do ich nowego domu, ale chłopcy chcieli je zatrzymać. Byli dumni zarówno z nich, jak i z pięknej wiszącej lampy z białym szklanym abażurem i ozdobnymi sznurami z kryształków.
Kiedy wyniesione zostały również stół, krzesło, maszyna do pisania, zasłony i kwiaty doniczkowe, zostały tylko trzy obrazy wiszące na ścianie. Jeden z nich to akwaforta, zabrana z domu przez Emanuela, przedstawiająca piękną brzozę, dwa pozostałe to rysunki o tematyce religijnej, które wisiały u nich na ścianie kiedy mieszkali jeszcze w Andersengården.
Po tym jak wyniesiono pościel i ubrania, dom był prawie pusty, została tylko kuchnia. Serwis do kawy Emanuela, słoiczki z przyprawami, miecznik i cukiernicę ostrożnie zapakowała w gazety i umieściła w skrzyni. Na górze położyła trzy białe, wyszywane obrusy. Uważała, że nic z tych rzeczy nie pasuje do nowego domu, ale przecież musiała wszystko zachować. Kiedy Hugo i Jensine będą dorośli - odziedziczą to.
Torkild przyszedł im pomóc, razem z Johanem wynosili ciężkie rzeczy i ładowali je na wóz. Wszystko się nie zmieściło za pierwszym razem, więc handlarz węglem musiał zrobić dwie rundy.
Przeprowadzka zakończyła się wieczorem i dopiero wtedy mogli się wybrać się na spacer do Vølenvolden.
Dziwnie się czuła, kiedy zamykała za sobą furtkę. Przez chwilę stała zupełnie cicho, rozpamiętując dobre i złe chwile tu spędzone. Kolejny rozdział w jej życiu był zamknięty. Mieścił w sobie wiele smutku, ale było w nim też dużo jasnych momentów. Teraz zacznie nowe życie, pełne wielu niezapisanych kart i nowych możliwości.
Hugo pociągnął ją za spódnicę.
- Mamo, chodź! Peder i Evert już pobiegli! Uśmiechnęła się do niego, wzięła go za rękę i zaczęła pchać wózek. Jensine siedziała na samej górze sterty ubrań, pościeli i ręczników, na przedzie przymocowane było wiadro wypełnione po brzegi kuchennymi sprzętami. Elise miała na plecach stary wór wypełniony różnymi produktami spożywczymi, a Peder i Evert w każdej ręce dzierżyli ciężkie toboły. Wyglądali jak banda włóczęgów.
Wieczór był jasny i przyjemny, na szczęście nie zanosiło się na deszcz.
Johan i Torkild szli na przedzie z taczką wypełnioną sprzętami kuchennym i różnymi innymi rzeczami. Musieli się spieszyć, żeby dogonić handlarza drewnem i pomóc mu w rozładunku.
Nie powiedziała Kristianowi, że będą się dziś przeprowadzać. Nie chciała, żeby miał wyrzuty sumienia, że im nie pomagał, poza tym skoro był taki przeciwny jej ponownemu zamążpójściu, nie chciała, żeby brał udział w przeprowadzce.
- Pomyśl, Hugo, będziemy mieszkać w gospodarstwie. Będziecie razem z Jensine mogli oglądać zwierzęta, pomagać w karmieniu kur i z pewnością bawić się z kociętami.
- Peder i Evert też - dodał Hugo swoim cienkim głosikiem. Dziwne, że nie wspomniał o Kristianie. Czyżby rozumiał, że Kristiana z nimi nie będzie?
Kiedy doszli do podjazdu, ogarnęło ją dziwne, radosne uczucie. W następną sobotę wezmą ślub, nareszcie zostanie żoną Johana. To wydawało się takie nierzeczywiste, chociaż przecież tak miało być od początku. Gdyby nie złota broszka, którą znalazła w śniegu przed Andersengården, ona i Johan pobraliby się już cztery lata temu.
Furmanka handlarza drewnem stała przed ich nowym domem. Była prawie pusta. Jeden z parobków pomagał nosić, zauważyła teraz, że pan Berge wychodzi z głównego budynku i kieruje się w stronę osób pomagających przy przeprowadzce. Kiedy ją zobaczył, zmienił kierunek i pospieszył w jej stronę.
- Witam, pani Ringstad! Cieszyliśmy się na ten moment. Oby przyszłość was wszystkich była szczęśliwa i świetlana, tu w Vøienvolden!
- Dziękuję bardzo, panie Berge. - Roześmiała się i jednocześnie poczuła się zawstydzona. - Do pana majątku zawitała banda włóczęgów.
Jego wzrok spoczął na przepełnionym dziecięcym wózku z przymocowanym wiadrem i wybuchnął śmiechem. - Jak tak na was patrzę, to muszę przyznać, że się z panią zgadzam, ale to sympatyczna banda. Właśnie szykuję się do wyjścia, ale poprosiłem jednego z parobków o pomoc w noszeniu. Moja żona przyjdzie się z wami przywitać, kiedy już się urządzicie.
Elise była zdumiona, gdy ujrzała, jak wiele rzeczy udało im się poustawiać. Fotel bujany dobrze pasował do tego starego wnętrza, w przeciwieństwie do stojaka na fajki, bufetu i żyrandola. Była pewna, że Hilda to skomentuje, jak tylko tu przyjdzie, ale nie zamierzała się tym przejmować. Była szczęśliwa, że mieli tyle rzeczy, o wiele więcej niż inni ludzie z tych okolic, a pani Berge z pewnością będzie pod wrażeniem, kiedy zobaczy te wszystkie eleganckie przedmioty. Nie była przekonana co do tego, że pani Berge podzielała zdanie swojego męża, który stwierdził, że powinni wynająć to miejsce byłej pracownicy fabryki, na dodatek nie pobierając za to wysokiej opłaty.
Stół stał przy jednym z okien. Johan z pewnością pomyślał, że będzie mogła przy nim siedzieć i pisać. Skrzynia z porcelanowym serwisem Emanuela stała przed bufetem, Elise cieszyła się na myśl o wypakowaniu go. Na podłodze w niewielkiej kuchni stały skrzynie z garnkami, dzbankiem do kawy i innymi tego typu rzeczami. Miała nadzieję, że zegar z kukułką też jest cały. Wiele rzeczy pozostało im do wypakowania, ale nie mogła oczekiwać, że dadzą radę się z tym uporać w ciągu jednego popołudnia i jednego wieczoru.
Johan właśnie wszedł do salonu.
- Pokoje są większe, niż mi się wydawało. Jest dużo miejsca na twoją komodę, Elise. Uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Mamy tu więcej miejsca niż na Hammergaten, pomimo tego, że nie ma tu piętra. Salon jest o wiele większy, a dwa pozostałe pokoje są bardziej przestrzenne niż pokoje na facjatce na Hammergaten.
Zatrzymał się i stojąc bez ruchu spojrzał na nią.
- Chwilami muszę się uszczypnąć w ramię, żeby się upewnić, że nie śnię. Pomyśl - będziemy tutaj razem mieszkać!
Już-już miała go otoczyć ramionami, kiedy do środka wszedł parobek.
Peder i Evert zabrali Hugo i Jensine do stajni. Teraz przyszli z powrotem, żeby podzielić się wrażeniami. Hugo biegł na przedzie.
- Mamo, mamo, musisz pójść z nami! Tam jest taka wielka świnia, która mówi dziwne rzeczy, jest tam też koń, który ma bandaż na jednej nodze!
Elise się uśmiechnęła.
- Jutro z wami tam pójdę, teraz jest już późno i musicie iść spać. Hugo nagle się zatrzymał i rozejrzał wokół.
- Mamy spać tutaj, w obcym domu? Pokiwała głową.
- Tak, teraz to my tu będziemy mieszkać. Peder i Evert będą spali w tym małym pomieszczeniu obok kuchni, a ty i Jensine będziecie spać ze mną tam! - wyjaśniła, wskazując otwarte drzwi prowadzące do pokoju położonego obok salonu.
- A gdzie będzie pani Jonsen?
- Głuptasku. Dobrze wiesz, że ona ma swój własny dom.
- A ciotka Ulrikke?
- Ciotka Ulrikke nie była u nas od ostatniej zimy i wcale nie jest pewnie, że niedługo do nas przyjedzie.
- Ale gdzie będzie mieszkać, jak przyjedzie?
- Może w pomieszczeniu obok nas. Hugo zdecydowanie pokręcił głową.
- Nie, tam będzie spał Kristian. W drzwiach pojawił się Torkild.
- Chyba uporaliśmy się z większością. Myślę, że najlepiej będzie, jak wrócę do domu, do Anny.
- Pozdrów ją od nas, Torkildzie. Mam nadzieję, że da radę nas tu kiedyś odwiedzić, żeby zobaczyć, jak mieszkamy.
Torkild pokiwał głową i się uśmiechnął, ale Elise widziała po nim, że nie wierzył, żeby to było możliwe. W każdym razie, dopóki jej się nie polepszy.
Parobek poszedł, a handlarz drewnem dostał zapłatę i odjechał.
- Chyba zostaniesz jeszcze przez chwilę, Johan? Spojrzał na nią.
- Myślisz, że jest sens?
- Możesz w każdym razie zjeść razem z nami. Spróbuję odnaleźć chleb i kankę z mlekiem. W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi. W progu stanęła ładna, młoda kobieta. Nie mogła być dużo starsza od Elise. Była ubrana w niebieską obcisłą suknię z dużym, białym kołnierzem. Miała wąską talię, jej twarz była przyjazna, ale było w niej coś smutnego. Elise się zawahała. Czy pani Berge była tak młoda? Kobieta uśmiechnęła się.
- Nazywam się Josefine Berge. Witamy w Vøienvolden! Elise uścisnęła jej wyciągniętą dłoń.
- Dziękujemy. Proszę wejść. Nazywam się Elise Ringstad, a to mój narzeczony - Johan Thoresen.
Żona właściciela fabryki grzecznie się z nimi przywitała.
- Widzę, że już się rozpakowaliście. Szybko poszło.
- Mieliśmy szczęście do dobrych pomocników. Handlarza drewnem, Torkilda Abrahamsena, który jest szwagrem mojego narzeczonego, a także państwa parobka. Jesteśmy wdzięczni za całą państwa pomoc. Tak wiele dla nas państwo zrobili. Posłane łóżka, zasłony i urocze, stare meble do salonu. Cieszymy się, że możemy tu zamieszkać.
- Pomyśleć, że pani - pisarka, jest z zadowolona z takiego mieszkania. Słyszałam, że na Hammergaten mieliście swój własny dom?
- Tylko połowę domu. Pokoje były małe, dużo mniejsze niż tu. Poza tym wydaje mi się, że to będzie duże przeżycie dla dzieci - móc mieszkać w gospodarstwie. Już byli w oborze i przywitali się z niektórymi zwierzętami.
- Świnia pierdnęła - powiedział Hugo. Cala czwórka stała, nic nie mówiąc, i wpatrywała się w elegancką panią.
Elise roześmiała się, zawstydzona.
- Chodźcie i przywitajcie się z panią Berge, dzieci. Potem możecie przyjść do kuchni i pomóc mi znaleźć chleb i kankę na mleko.
Peder i Evert podeszli i po kolei grzecznie się ukłonili, podając pani Berge dłoń.
- Ma pani dobrze wychowanych chłopców. Cieszy mnie ten widok. W dzisiejszych czasach tak wiele dzieci jest niewychowanych.
Hugo podszedł i też się ukłonił.
- Ja też jestem wychowany. Pani Berge się roześmiała.
- Tak, ty też jesteś dobrze wychowany. I masz piękne, rude loki. Po kim je odziedziczyłeś?
- Po moim ojcu. Mam brata w niebie - dodał. Elise poczuła, że robi jej się na przemian ciepło i zimno. Już dawno nie słyszała, żeby o tym mówił. Miała nadzieję, że już o tym zapomniał.
Jak tylko pani Berge wyszła, Johan zwrócił się do niej ze zdziwionym wyrazem twarzy.
- Co miał na myśli Hugo, mówiąc, że ma brata w niebie? Elise pokręciła głową.
- Kiedyś ci to wytłumaczę.
- Ja wiem dlaczego - powiedział szybko Peder. - Przyszedł tu jakiś mężczyzna i rozmawiał z nim przez furtkę do ogrodu.
Johan wyglądał na jeszcze bardziej zdumionego.
- Jaki mężczyzna?
- No ten, co był u Elise i pokazywał jej, jak się robi w teatrze. Elise pospiesznie mu przerwała.
- Teraz będziemy jeść. Jesteście z pewnością równie głodni jak ja. Pani Berge wydaje się uroczą i przyjazną osobą, nie sądzisz?
Johan pokiwał głową.
- Nie wiedziałem, że ona jest taka młoda. To jego matka, wdowa Anne Lovise Berge jest właścicielką gospodarstwa - tak mówił mi Torkild. Ma ponad siedemdziesiąt lat. Właściciel fabryki ma coś pomiędzy trzydzieści a czterdzieści lat. Jego wielkim zmartwieniem jest brak potomstwa.
- To może dlatego ona wygląda na taką zasmuconą. Zauważyłam, że jej oczy nabrały dziwnego wyrazu, kiedy zobaczyła naszą czwórkę.
Kiedy Hugo i Jensine już spali, Elise odprowadziła Pedera i Everta do łóżek Dużo czasu upłynęło, zanim cała czwórka usnęła, wszystko było nowe i takie inne, ale w końcu w domu zapadła cisza.
Johan usiadł w bujanym fotelu i wziął ją na kolana. Na zewnątrz zaczęło zmierzchać. Całe gospodarstwo od dawna było pogrążone w ciszy.
- Nie będziemy palić świateł. Zawsze lubiłem zmierzch. Pokiwała głową.
- Ja też. Kiedy byłam mała, mama opowiadała nam baśnie, gdy robiło się ciemno i nie mogła już dłużej szyć ani cerować.
Johan uśmiechnął się do niej.
- Pamiętam te czasy. Mnie też pozwalano się przysłuchiwać. Twoja mama umiała opowiadać.
Przez chwilę milczeli.
- Czy jest ci przykro, że nie będzie mogła pojawić się w sobotę? Elise pokręciła głową.
- Przez ostatni rok nie była w dobrym stanie. Myślę, że pobyt na wsi dobrze jej robi.
- Nie było z nią chyba dobrze, od czasu kiedy zapadła na suchoty.
- Nie. Nie powinna była ponownie zachodzić w ciążę. Uśmiechnął się.
- Nie jest łatwo decydować o takich rzeczach. Ty może też nie powinnaś mieć już więcej dzieci.
Roześmiała się.
- Mam tylko dwójkę, jestem młoda i silna.
- Ale opiekujesz się dodatkową trójką, a ponadto masz pracę na pełny etat.
- Nie mam więcej pracy niż inne kobiety. Wręcz przeciwnie.
- Chciałabyś? - Jego głos był pełen napięcia - Oczywiście, że chcę mieć z tobą dzieci. Jak możesz zadawać takie głupie pytania? Szukał jej ust.
- Spróbujemy? Może uda nam się dzisiejszego wieczoru? Znów cicho się roześmiała.
- Może już jestem w ciąży. To by wcale nie było takie dziwne.
- Ale przecież możemy spróbować, tak dla pewności? Na przykład w sypialni ciotki Ulrikke? - dodał zaczepnym tonem. - Czy nie chciałaś jej czasem umieścić w pokoju przyległym do naszego? Mam nadzieję, że ściany nie są cienkie.
Musiała zakryć usta dłonią, żeby się głośno nie roześmiać. Potem wstała.
- Chodź, przemkniemy się tam! Jestem pewna, że Hugo i Jensine śpią.
- Wiesz, nigdy nie widziałem cię zupełnie nagiej - wyszeptał, kiedy położyli się na łóżku.
- Jeszcze tylko tydzień.
- Tydzień to cała wieczność. Poczuła, że serce zaczyna jej mocniej uderzać i że pożądanie ogarnia jej ciało niczym ciepły płomień.
- Jeśli zobaczysz mnie nago teraz, nie będziemy mieć żadnej niespodzianki w czasie nocy poślubnej - My już mieliśmy swoją noc poślubną dawno temu, Elise. Jesienią zeszłego roku. W twoim pokoju na Hammergaten.
- Myślisz, że zapomniałam? Przeżywałam to wciąż na nowo w swoich myślach, marząc, żeby się powtórzyło.
- Ale po moim powrocie, mieliśmy tylko kilka krótkich chwil, w pośpiechu i strachu, że ktoś nas nakryje.
- To się niedługo skończy. Od następnej soboty będę każdej nocy spać w twoich ramionach. Podciągnął jej spódnicę.
- Skoro nie mogę cię zobaczyć bez ubrania, to chyba pozwolisz, że zobaczę chociaż kawałek? Niedługo się ściemni i wtedy nic nie będę widział.
Cicho się roześmiała i obdarzyła go pocałunkiem.
Wsparł się na łokciu i zaczął ją delikatnie pieścić. Rozpiął jej bluzkę i obnażył piersi. - Pamiętam, jak miałaś dwanaście, trzynaście lat i zaczynały ci rosnąć piersi. Na początku były bardzo malutkie - jak pączki kwiatu, ale z każdym miesiącem stawały się coraz większe. Pamiętam, że było to dla mnie ekscytujące, ale bardzo się bałem, że zauważysz, że się przyglądam twojemu ciału.
- Chyba nie byłeś w stanie dużo zobaczyć przez ubranie.
- A właśnie że byłem. Poza tym obserwowałem cię przez dziurkę od klucza, kiedy w kuchni brałaś sobotnią kąpiel w balii.
Elise się roześmiała.
- Naprawdę? Naprawdę to robiłeś?
- Tak, często. Pewnego razu zaskoczył mnie twój ojciec. Zdążyłem wstać, zanim dotarł na drugie piętro, ale nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. Nie mogłem udawać, że byłem u ciebie, bo przecież siedziałaś naga w balii, nie mogłem też udawać, że właśnie zamierzam wejść, bo wtedy ty byś się przeraziła.
Elise znów się roześmiała.
- To co w takim razie zrobiłeś?
- Wymamrotałem, że czegoś zapomniałem, po czym przebiegłem koło niego i zbiegłem na dół, do siebie. Ale sądzę, że się domyślił. Patrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem.
Wyciągnęła do niego ramiona.
- Chodź tu! Nie mogę już dłużej czekać. Nie dał się prosić, chwilę później był już w niej. Ogarnęło ją przedziwne uczucie ciepła, błogości i rozkoszy.
7
Pobrali się po cichu, w urzędzie stanu.
Hilda zaproponowała, że urządzi im duże przyjęcie weselne u siebie w domu, ale Elise uważała, że to było nie na miejscu. Zauważyła, że ludzie źle patrzyli na to, że niecały rok po tym, jak owdowiała, ponownie wychodzi za mąż. Pani Jonsen była poirytowana, tak samo jak pani Evertsen, pani Albertsen i wszyscy inni z Andersengården. Ponieważ Elise i Johan byli zaręczeni, zanim Johan wylądował w Akershus, sądziły, że żyli oni w grzechu przez te wszystkie łata. Może to właśnie dlatego Emanuel Ringstad wrócił do domu swoich rodziców? Może to dlatego miał sparaliżowane nogi, nieszczęśnik! I czy Johan nie uzyskał rozwodu sądowego, bo to nie Agnes go zdradzała, ale on ją?
Od plotek aż huczało. Nagle współczucie wszystkich było po stronie Emanuela, nawet u osób, które głośno go potępiały, kiedy słyszały o Signe i Sebastianie.
Gdy Elise dowiedziała się, dlaczego Kristian był przeciwny jej małżeństwu z Johanem, rozumiała też, że wiele osób było podobnego zdania. Stwierdziła, że najlepiej będzie, jeśli całe to wydarzenie przejdzie bez echa. Na dodatek Johan był rozwiedziony, ponowny ożenek był prawie jednoznaczny z cudzołóstwem. To było jeszcze gorsze, niż ponownie wziąć ślub, po śmierci pierwszego małżonka.
Hilda i Torkild byli świadkami, po zaślubinach wszyscy zgromadzili się w domu pana Paulsena. Wszyscy, czyli Hilda z mężem, Anna i Torkild, Peder z Evertem i Elise z Johanem. Thoresen pojechał do Toten, matka z Asbjørnem i Anne Sofie byli na wsi, Kristian wymówił się pracą. Pytał ją, czy będzie miała mu to za złe. Pogłaskała go wtedy po policzku i powiedziała, że jest jej przykro, ale że go rozumie i cieszy się, że mogą ze sobą otwarcie rozmawiać. Wyraziła jednak nadzieję, że Kristian z czasem oswoi się z myślą, że ona i Johan są małżeństwem, i będzie ich odwiedzał tak często, jak tylko będzie miał ochotę.
Opiekunka do dzieci Hildy zajmowała się wszystkimi maluchami, Isakiem i małym Gabrielem, Jensine, Hugo, oraz malutką Aslaug - córką Torkilda i Anny.
Była sobota, we wszystkich fabrykach praca szła pełną parą, pozostało jeszcze wiele godzin do końca. Na moście Beiera nie można było uświadczyć nawet żywej duszy. Niebo było czyste, a powietrze chłodne i przyjemne. Najgorsza spiekota już ustąpiła, ale było na tyle ciepło, że można było siedzieć na zewnątrz. Hilda posłała dwie służące, żeby nakryły do stołu i usługiwały gościom. Potrawy, które przyszykowano w dużej kuchni w domu na wzgórzu Akersbakken, zostały teraz przywiezione przez Hildę i jej męża, którzy przyjechali powozem zaprzężonym w konia.
Anna na szczęście czuła się teraz lepiej, ale musiała chodzić o kulach. Pani Evertsen wciąż jeszcze pomagała jej każdego przedpołudnia, ale, jak się wyraziła, nie zamierzała uczestniczyć w zaślubinach dwójki grzeszników. Według Kristiana, można ją było często spotkać w domu modlitwy na Hausmannsgaten, jak i w domu misyjnym na Calmayergaten - najwyraźniej była pod wpływem nauk Olego Hallesby'ego.
Elise westchnęła. Dobrze wiedziała, że zgrzeszyli z Johanem, zarówno jesienią zeszłego roku, jak i po jego powrocie tego lata, ale nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ludzie byli tak krytyczni i uprzedzeni w stosunku do ich zaślubin. Miała wrażenie, że pogardzano nimi bardziej niż niezamężnymi matkami pracującymi w fabrykach. Pani Evertsen nigdy nie wyrażała się o nich z taką pogardą, nawet je usprawiedliwiała, mówiąc: Biedaczki, to jest przecież jedyna radość, jaką mają w życiu.
Teraz jednak Elise chciała zapomnieć o krytyce. Słońce świeciło ponad dachem przędzalni, a promienie mieniły się w rzece. Słyszała, że wodospad szumi i huczy - brakowało jej tego dźwięku, tęskniła za nim. Obok niej siedział Johan i ściskał jej dłoń, odurzony radością, nad którą nie był w stanie zapanować. Wokół nich zgromadzili się prawie wszyscy ci, na których jej zależało i którzy chcieli dzielić jej radość. Na stole stały gliniane wazony wypełnione polnymi kwiatami we wszystkich kolorach tęczy, a naprzeciw niej siedzieli Peder z Evertem i patrzyli na nich z mieszaniną ciekawości i radości. Nareszcie bohater Pedera stał się jego szwagrem!
Johan wstał, by wygłosić przemowę. Był wzruszony i głos zaczął mu się łamać zaraz po tym, jak powiedział Najdroższa Elise. Musiał chwilę odczekać, zanim zaczął ponownie swoją przemowę.
- Gdyby cztery lata temu powiedziano mi, że dane mi będzie przeżyć tę chwilę, ominęłoby mnie wiele złego. Myślę, że wyższe moce miały w tym swój udział. Dobro zwyciężyło nad złem. Kiedy siedziałem w więzieniu Akershus, słudzy diabła próbowali wmieszać się pomiędzy ciebie i mnie, i udało im się zasnuć nasze niebo ciemnymi chmurami na cztery lata, ale dziś chmury zostały rozproszone, słońce świeci z czystego, jasnego i bezchmurnego nieba, a nasze największe życzenie dziś właśnie się spełniło.
Znów załamał mu się głos, zamilkł, wziął łyk piwa. Elise musiała pochylić głowę, tak aby nikt nie zauważył łez w jej oczach.
- Kiedy byłem w Paryżu, zrobiłem coś, czego nie wolno mi było zrobić. Zostałem w szkolnym atelier całą noc, ponieważ chciałem wyrzeźbić głowę najpiękniejszej kobiety, jaką znam. Ta rzeźba była tak udana, że mój profesor uległ pokusie i sprzedał ją pod swoim nazwiskiem. Dowiedziałem się, że dostał za nią dużą sumę pieniędzy.
Wokół stołu rozległy się pomruki niezadowolenia. Kierownik fabryki wyglądał na wstrząśniętego i już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Johan kontynuował:
- Wczoraj przeżyłem jedną z najradośniejszych i zaskakujących chwil w życiu, oczywiście poza dzisiejszym dniem. Otrzymałem dużą sumę pieniędzy od marszanda, który sprzedał tę rzeźbę.
Teraz z ust wielu osób siedzących za stołem dało się słyszeć okrzyki zdziwienia. Nawet Elise patrzyła na niego z niedowierzaniem. Nic jej o tym nie wspominał.
- Razem z pieniędzmi przyszedł list - mówił dalej Johan. - Może nawet ten list jest dużo ważniejszy od pieniędzy. Marszand prosi mnie o wybaczenie, ponieważ potraktował mnie z góry, kiedy pojawiłem się w jego sklepie, żeby się dowiedzieć, za ile sprzedał rzeźbę. Gdyby wiedział, że to ja jestem jej autorem, pokłoniłby mi się w pas. - Johan uśmiechnął się. - Nie mówię teraz tego po to, by się chwalić, chcę tylko powiedzieć, że dobrze jest dostać zadośćuczynienie po tym, jak profesor ciągle starał mi się udowodnić, że nie nadaję się na rzeźbiarza. Przez chwilę chciałem się rzeczywiście poddać. Ale wróćmy do portretu. To moja miłość do ciebie, Elise, sprawiła że byłem w stanie stworzyć coś tak wyjątkowego i o takiej wartości artystycznej. To moja tęsknota za tobą zainspirowała mnie do wielogodzinnej pracy, podczas której nie czułem głodu, pragnienia ani zmęczenia. I wiem, że świadomość, że należysz do mnie, da mi iskrę potrzebną do tworzenia.
Zamilkł, po czym włożył rękę do kieszeni spodni i wyjął z niej niewielką kartkę papieru.
- Późnymi nocami w moim paryskim mieszkaniu, kiedy tęsknota za tobą stawała się nie do wytrzymania, pisałem dla ciebie wiersze. Właściwie to zamierzałem przesłać ci je w liście, ale nie zdobyłem się na to. Dziś zdecydowałem, że przeczytam kilka wersów na głos, tak żeby wszyscy, na których nam zależy, dowiedzieli się, jak bardzo cię kocham.
Odchrząknął i zaczął czytać czystym, spokojnym głosem:
- Wiersz ma tytuł Wieczna tęsknota. Zacząłem go pisać wtedy, kiedy myślałem, że już nigdy nie będziemy mogli być razem:
Czy jest na tym świecie jakiś większy smutek
nad żałość dwóch bratnich dusz
które zostały rozdzielone
w wyniku życiowych burz
Cóż począć w takiej srogiej męce
gdy cięgle tęskno nam
Gdzie czułość, myśli, serce
Swój dom maję, właśnie tam
Wszystkie dni tęsknotę wypełnione
Każda chwila jak otwarta rana
jak kajdany na ręce założone
jak klątwa przez los zły dana
Z kolejnymi westchnieniami, pustymi godzinami
co jedną tęsknotę złączone
Z wezbranymi łez potokami
Me serce w smutku pogrążone
I wszelka radość, którą tyś zakwitała
Częstokroć rozpaczy płaszczem jest stłumiona
Lecz nasza miłość jest wytrwała
I mimo zwątpień niezwyciężona
Powoli złożył kartkę, schował ją do kieszeni i nachylił się w jej stronę.
- Dziękuję ci, ukochana. Dziękuje ci za to, kim jesteś, za to, że mogę cię kochać, i za to, że powiedziałaś mi dzisiaj tak. - Zanim usiadł, pocałował ją w usta.
Elise musiała wyciągnąć chusteczkę. Zauważyła, że w oczach Anny też pojawiły się łzy. Kierownik fabryki zaczął klaskać jako pierwszy, po chwili dołączyli do niego pozostali goście.
- Brawo, szwagrze Johanie! Tylko artysta może mieć odwagę, by wyrazić swoją miłość w taki sposób. My, Norwegowie, nie jesteśmy przyzwyczajeni do podniosłych słów. A już w ogóle do okazywania uczuć. Doprawdy, myślę, że ten rok spędzony w Paryżu nauczył cię więcej, niż myślisz.
Johan pokiwał głową i się uśmiechnął.
- Myślę, że trochę cierpienia nikomu nie zaszkodzi, byleby na koniec wszystko dobrze się skończyło.
Elise pomyślała o Kristianie. Żałowała, że go nie było i że nie słyszał przemowy Johana.
Popołudnie było bardzo przyjemne. Hilda była w doskonałym humorze. Wesoło opowiadała o proszonych herbatkach, które odbywały się u jej sąsiadek, na których komentowano jej przedziwne pomysły, szczególnie kiedy zaprosiła połowę biedoty z Sagene na kolację bożonarodzeniową. Właściwie na początku chciała się trzymać z daleka od wszystkich snobów, ale potem stwierdziła, że spędzanie z nimi czasu jest dość przyjemne. Teraz każde zaproszenie traktowała jako wyzwanie, z wielką radością opowiadając największym damom o swoim wcześniejszym życiu. Im bardziej udało jej się wszystkich zaszokować, tym lepiej się bawiła.
Jej małżonek siedział, śmiejąc się cicho, chociaż z pewnością znał już większość tych historii. Był wyraźnie dumny ze swej żony i bez wątpienia coraz bardziej opowiadał się po stronie robotników. Był nawet na spotkaniu socjaldemokratów i wygłosił tam mowę, w której zachęcał robotników, by trzymali się razem.
Elise się dziwiła. Co powie właściciel fabryki, kiedy się o tym dowie? Czy Paulsen nie ryzykuje utraty stanowiska, jeśli jego podejście będzie zbyt socjalistyczne?
Anna przez całe popołudnie promieniała niczym słońce, co chwilę zerkając na Johana i napawając się jego szczęściem. Brat, którego tak bardzo kochała, w końcu dostał to, czego tak bardzo pragnął!
Przyjęcie skończyło się wcześnie, pomimo przyjemnej atmosfery. Anna była zmęczona, nie była jeszcze w formie. Kiedy opiekunka do dzieci przyszła z maluchami, Elise pomogła ułożyć małą Aslaug w łóżeczku. Peder się przejadł, tak jak miał w zwyczaju, kiedy pozwalano mu jeść tyle, ile chciał. Hugo i Jensine byli zmęczeni i śpiący po spędzeniu całego popołudnia na zabawie z innymi dziećmi.
Kierownik fabryki zaoferował, że podwiezie ich do domu powozem, ale Elise odmówiła.
- Nie mamy daleko do Vøienvolden, a spacer dobrze nam zrobi. Dziękujemy za wszystko, co dla nas dziś zrobiliście.
Kierownik fabryki popatrzył na nią.
- Przykro mi, że Kristian nie przyszedł. Elise się uśmiechnęła.
- Jest w trudnym wieku. Najprawdopodobniej uważa, że źle zrobiłam, tak szybko wychodząc powtórnie za mąż. Szanował Emanuela, chociaż może nie zawsze było to widać. Poza tym mu współczuł.
- Cieszę się, że go rozumiesz, Elise. Mam nadzieję, że nie czujesz się urażona, że Kristian przeprowadził się do nas.
- Nie, wręcz przeciwnie. Przecież Hilda jest jego siostrą, może się u was nauczyć wielu rzeczy, które mu się przydadzą w życiu.
Posadzili w wózku dwójkę najmłodszych i zaczęli go razem prowadzić w górę Maridalsveien. Peder z Evertem pobiegli na przedzie. Pederowi się spieszyło. Elise rozejrzała się wokół.
- Czy kiedykolwiek widziałeś, żeby było tu tak pięknie jak dziś? We wszystkich ogródkach kwitną kwiaty, jest zielono, niebo jest błękitne, a powietrze ciepłe.
- A obok mnie kwitnie kwiat najpiękniejszy ze wszystkich - powiedział z uśmiechem Johan. - Ta jasna bluzka z wysokim kołnierzem bardzo ci pasuje. Tak samo jak kapelusz. Jutro rozpocznę coś nowego. Chyba wiesz, co zamierzam wyrzeźbić? Czy moja żona mogłaby zapozować mi w tym kapeluszu i bluzce? - Johan posłał jej zakochany uśmiech. - Widziałaś, jak się urządziłem w tej starej kuźni? Profesor załatwił mi nawet piec do wypalania moich rzeźb.
Elise pokiwała głową i westchnęła. Wypełniało ją uczucie szczęścia.
- Tak, chętnie zapozuję dla mojego męża. I jak to dobrze, że w końcu dostałeś zapłatę za tamten portret! Szczęście nam sprzyja, Johan. Miejmy nadzieję, że nadal będzie nam sprzyjać.
- Myślę, że będzie, Elise. Mieliśmy już wystarczająco dużo wyrzeczeń. Straciliśmy cztery cenne lata, teraz musimy nadrobić zaległości. - Ścisnął jej dłoń. - Najpierw noc poślubna.
Zaśmiała się cicho.
- Już ją mieliśmy.
- Czyżby? Nie przypominam sobie.
- Głuptas.
- Ponieważ jestem taki zapominalski, to może mi przypomnisz? Jak ona wyglądała? Uśmiechnęła się, nachyliła się ku niemu i wyszeptała.
- Była perfekcyjna. Kiedy Hugo i Jensine bawili się w kuchni, my wymknęliśmy się na facjatkę, trzymając się za ręce. Potem, rzuciliśmy się ze śmiechem na łóżko, całując się, aż nam zabrakło tchu. Dokładnie pamiętam, co wtedy powiedziałeś i nigdy nie zapomnę tych słów: Należę do ciebie, a ty do mnie, to nasza święta chwila, Elise. Wtedy czułam całą sobą, że to, co zrobiliśmy, było najlepszą rzeczą, jaką mogliśmy zrobić.
Zatrzymał się, otoczył ją ramionami i pocałował.
- I było tak za każdym razem, kiedy wymykaliśmy się razem, by przeżyć taką chwilę szczęścia. Teraz nie musimy już tego robić po kryjomu, Elise. Ty jesteś moją żoną, a ja twoim mężem. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
- Należałam do ciebie, odkąd się urodziłam.
- A ja do ciebie. Od momentu, kiedy się dowiedziałem, że piętro wyżej mieszka mała dziewczynka z cienkimi warkoczami, dołeczkami w policzkach i głosem jasnym jak u anioła. Myślę, że już wtedy to wiedziałem. Kocham cię od czasu, kiedy pierwszy raz cię ujrzałem. Gdzieś głęboko w duszy wiedziałem, że ty i ja należymy do siebie, że tak miało być od czasu, kiedy się urodziliśmy. Żyłaś w moim sercu, ciele, w moich marzeniach i tęsknotach.
Pocałował ją jeszcze raz. Długą chwilę stali, nic nie mówiąc, ciesząc się sobą, dopóki Elise nie zaczęła się zastanawiać, dlaczego dzieci tak cicho siedzą w wózku. Kiedy przestali się obejmować i spojrzała na maluchy. Hugo i Jensine spali, pomimo że mieli tak ciasno.
Kiedy weszli na podwórze, zauważyli, że na drzwiach do ich domu wisi wieniec z napisem GRATULACJE.
Elise rozejrzała się wokół. Wszędzie było cicho i pusto, gospodarstwo zapadło w sen. Mrok nadszedł po cichu, niezauważenie - mogła teraz zobaczyć mrugające gwiazdy na tle ciemnego, wieczornego nieba.
Johan się uśmiechnął.
- To miłe z ich strony. Elise westchnęła głęboko, zadowolona.
- Mieliśmy szczęście, Johan. Pomyśl, możemy mieszkać w takim pięknym miejscu, a na dodatek mamy tak sympatycznych gospodarzy i jesteśmy otoczeni przyjaznymi ludźmi!
Johan podniósł Hugo z wózka, Elise wzięła Jensine. Peder i Evert byli już w swoim pokoju - słyszała, jak się śmieją i rozmawiają.
- Ciekawe, czy Hugo i Jensine zechcą spać sami - powiedział cicho Johan, żeby ich nie zbudzić, po czym ostrożnie położył chłopca na łóżku i zdjął mu buty.
- Chyba nic się nie stanie, jak raz pójdą spać w ubraniu? Pokręciła głową, kładąc Jensine obok Hugo.
- Myślę, że będzie dobrze, bo mają siebie. Powiedziałam im, że będziemy spać w pokoju obok i że mogą mnie zawołać, jak tylko będą czegoś potrzebować.
Na szczęście dzieci się nie obudziły. Wymknęła się do salonu, potem poszła do pokoju Pedera i Everta.
- Jest już późno, chłopcy. Musicie iść spać. Peder spojrzał na nią.
- Czy ty i Johan już się kładziecie?
- Tak. Całe gospodarstwo już śpi. Nie widzisz, że robi się ciemno? Peder odwrócił się do Everta, obaj mieli rumieńce na twarzy. Dobrze wiedziała, o czym rozmawiali, ale udawała, że niczego się nie domyśla.
- Umyliście ręce? Pokiwali głowami, unikając patrzenia na nią i próbując zachować powagę.
- Jutro jest niedziela. Możecie spać tak długo, jak chcecie. Evert pokręcił głową.
- Będziemy doić krowy!
- Oj! W takim razie musicie wcześnie wstać, ale nie zbudźcie przy tym Hugo i Jensine. Muszą się wyspać, w przeciwnym razie będą marudni.
- A czy oni śpią w łóżku z tobą i Johanem? W momencie gdy to powiedział, Peder odwrócił się do Everta, zakrył usta dłonią i wybuchnął cichym, zduszonym śmiechem.
- Głuptasie! Hugo i Jensine śpią w tym samym miejscu, w którym spali przez cały ten tydzień. Ja i Johan śpimy w pokoju obok. Co w tym takiego dziwnego? Nigdy nie dziwiło cię, że śpię w jednym łóżku z Emanuelem.
- Ale wy nie byliście w sobie zakochani. - Peder zachichotał.
- A wy byliście wtedy dziećmi i nie myśleliście o takich rzeczach, o których myślicie teraz. Doskonale to rozumiem. Ale to normalne, że mąż i żona dzielą łóżko. Wy też będziecie tak robić, gdy staniecie się dorośli.
Szybko się rozebrali, wskoczyli do łóżka, naciągnęli na głowy patchworkową kołdrę i chichocząc, zaczęli szeptać między sobą.
- Dobranoc, diabełki! Śpijcie dobrze. - Elise dała każdemu po klapsie.
Johan był już w łóżku. Zapalił małą lampkę i wpatrywał się w nią, leżąc z rękami pod głową.
- Peder i Evert mają niesamowity ubaw z tego, że śpimy w jednym łóżku. - Uśmiechnęła się. Johan zaśmiał się cicho.
- Wyobrażam sobie. Pewnie puścili wodze wyobraźni! Pamiętam, kiedy sam byłem w ich wieku. Siedzieliśmy na podwórkowych śmietnikach i dyskutowaliśmy, jak to się robi. Większość albo słyszała, albo widziała, jak robią to rodzice, ale ponieważ działo się to pod kołdrą albo kocami, nie mieliśmy zupełnej pewności i tym bardziej fantazjowaliśmy. Rety, jakie to było fascynujące!
Zamilkł i zaczął przyglądać się jej ruchom, kiedy zdejmowała z siebie ubranie. Spojrzała na niego i od razu się zawstydziła.
- Co będzie, jeśli z ciekawości zaczną nas podglądać przez szparę w drzwiach?
- Wtedy zrozumieją, że dwójka kochających się ludzi może razem osiągnąć niebo. Szybko zdjęła ostatnią część garderoby i pospiesznie weszła do łóżka. Odrzucił kołdrę na bok i przyciągnął ją do siebie. Po raz pierwszy leżeli obok siebie zupełnie nadzy.
- Najdroższa Elise, jestem tak niemożliwie szczęśliwy, że wreszcie pozwolono nam darzyć się miłością. - Zaczął ją całować, raz za razem. Po chwili jednak gwałtownie się odsunął. - Zapaliłem światło, żeby napawać się twoim widokiem. Jesteś taka piękna. - Jego dłoń zaczęła powoli błądzić po jej ciele.
Poczuła, jak jej ciało ogarnia fala rozkoszy, pragnęła, żeby wszedł w nią od razu, ale powstrzymała to pragnienie, chciała przedłużyć oczekiwanie, tęsknić i jak najdłużej rozkoszować się jego pieszczotami.
Jej dłonie zaczęły przesuwać się po jego szerokich ramionach i niżej, pieszcząc jego dobrze zbudowane ciało. Poznawanie go było czymś cudownie podniecającym.
- Każda nasza noc będzie taka - wyszeptał zachrypniętym głosem. - Nigdy nie znudzi mi się z tobą kochać.
Uśmiechnął się, kiedy jego palce wniknęły między jej uda i napotkały to, czego szukał. - A pani, pani Thoresen, jest równie spragniona jak ja.
- Ależ skąd, co też panu przyszło do głowy, panie Thoresen - zachichotała Elise. Zaśmiał się cicho.
- Wskazują na to pewne przesłanki. Zdemaskowałem cię, kochanie! Pokręciła głową, uśmiechając się zaczepnie.
- W takim razie jestem zmuszony to udowodnić. Jego ręce zsunęły się na jej uda. Delikatnie rozchylił jej nogi. Potem położył się na niej i ostrożnie w nią wszedł.
- Chyba nie było tak źle? - Głos Johana był zachrypnięty z podniecenia. Zamknęła oczy, czując, że drży z rozkoszy. - To jest cudowne, Johan! Chcę tak leżeć przez całą noc, chcę, żeby odtąd każda noc wyglądała tak samo.
Ponownie ją pocałował, ale nie był w stanie jej odpowiedzieć - zawładnęło nim pożądanie.
8
Łagodny deszcz uderzał w szyby.
Jensine i Hugo bawili się w pokoju przyległym do kuchni, gdzie Elise pomogła im zbudować chatkę ze starych wełnianych koców, które dostali od pani Berge. Słyszała, jak się śmieją i cieszą. Od czasu do czasu wydawali z siebie ryki zachwytu, kiedy chatka zawalała im się nad głową.
Spojrzała na Johana i się uśmiechnęła.
- Teraz jest im dobrze. Wziął kromkę chleba z serem i odwzajemnił jej uśmiech.
- Mają szczęście. Niewiele jest dzieci, które mają tak dobrze jak twoje pociechy, Elise. Niedawno przeczytałem artykuł w „Socjaldemokracie” o dzieciach, które pracują. To było przerażające.
Spojrzała na niego. Na dłoniach miał glinę, mimo że je mył, zanim zasiedli do posiłku. Na nosie też miał małą plamkę. Rękawy jego koszuli były podwinięte, tak że ukazywały jego silne ramiona. Był dziś tak pilny, że trudny było go zwabić na posiłki. Jego pierwsze dzieło, które stworzył w kuźni, przedstawiające jej głowę wykonaną z gliny już dawno zostało ukończone. Wypalił je aż uzyskał coś, co nazywał terakotą i miało bardzo ładną czerwonobrązową barwę. Myślała, że będzie próbował to sprzedać, skoro tyle zarobił za tamtą głowę, wyrzeźbioną w Paryżu, ale on nie chciał, by ktokolwiek inny posiadł jego Elise.
Teraz zajmował się wykonywaniem rzeźby, którą zatytułował W drodze do fabryki. Przedstawiała ona pracownicę fabryki niosącą na ręku niemowlę, które starała się osłonić przed zimnem. Głowę i ramiona miała okryte szalem, którym otuliła też dziecko, na nogach miała zniszczone kozaki z wytartymi podeszwami, a na jej twarzy widać było zmartwienie. Był u nich profesor i kiedy to zobaczył, był tak poruszony, że nie był w stanie wydać z siebie głosu. Doradził Johanowi, by odlał tę samą rzeźbę z brązu. Był pewien, że nie zabraknie chętnych, by ją kupić.
Była z niego bardzo dumna, ta duma rozsadzała jej pierś.
Johan wziął łyk kawy.
- Ten artykuł został napisany przez pewną kobietę i jest skierowany przeciw norweskim władzom. Zastanawia się, czy kiedyś będzie tak, że dzieci będą mogły być po prostu dziećmi, młodzież młodzieżą, a praca będzie obowiązkiem osób dojrzałych fizycznie i psychicznie.
Elise zmarszczyła czoło.
- Mam wyrzuty sumienia. Chłopcy musieli pracować po szkole od momentu kiedy pokończyli siedem-osiem lat.
- Wszyscy chłopcy w tej okolicy musieli tak pracować. Pytanie, czy kiedyś będzie tak, że robotników z fabryk i innych, którzy mają równie niskie zarobki, będzie stać na to, by ich dzieci mogły po szkole zostać w domu. I czy oni sami będą mieli krótszy dzień pracy, tak by mogli spędzać więcej czasu ze swoimi rodzinami. Teraz, dzieci prawie w ogóle nie przebywają z dorosłymi, dlatego też nie są należycie wychowane ani nie spędzają miłych chwil z rodzicami.
Elise przytaknęła z zamyśleniem.
- To właśnie o to będziemy razem walczyć, Johan. Na swój własny sposób. Johan zajrzał do gazety i odnalazł ten artykuł.
- Przemysł fabryczny ponosi winę za to, że dzieci wykorzystuje się jako siłę roboczą - kontynuował, wyraźnie poruszony tym, co przeczytał. - W Anglii wykorzystuje się dzieci cztero - i pięcioletnie. Są zaprzęgane do małych wózków z węglem kamiennym i zmuszane do ciągnięcia ich przez wyrobiska korytarzowe, które są tak wąskie, że nie przeciśnie się tam żadna dorosła osoba. Zarówno kobiety, jak i dzieci muszą wytrzymać w pracy po dwanaście, czternaście, a nawet osiemnaście godzin na dobę, często przez kilka nocy z rzędu - przeczytał na głos. - Wiele znanych postaci wysunęło propozycję zredukowania liczby godzin, ale napotkały silny opór - zakończył głosem pełnym emocji. - Oprócz nauki w szkole, dzieci muszą pracować osiemdziesiąt godzin tygodniowo.
Elise słuchała z uwagą.
- Czy w Anglii jest najgorzej? Pokręcił głową.
- W Szwecji wysunięto propozycję, by dzieci poniżej dwunastego roku życia nie pracowały dłużej niż dziesięć godzin dziennie, ale ci, co byli przeciwko, mieli miażdżącą przewagę. W kopalniach siarki na Sycylii dzieci przeżywają piekło, o którym gazety nie mają śmiałości pisać. Liczy się, że w Stanach Zjednoczonych pracują prawie dwa miliony dzieci, z czego wiele tysięcy pracuje w kopalniach. Ludzie, którzy tam mieszkają, za nic mają prawo, nawet rodzice fałszują wiek dzieci, żeby te zarabiały pieniądze.
Elise była wstrząśnięta.
- Nie miałam pojęcia, że jest tak źle. Johan pokręcił głową.
- Ja też nie. Moja następna praca będzie przedstawiać małego chłopca na posyłki, który ciągnie za sobą wózek wypełniony towarami. Spotkałem kiedyś takiego. Powiedział mi, że musiał nosić worki z cukrem tak ciężkie, że prawie nie był ich w stanie unieść. Musiał je taszczyć po schodach aż na drugie piętro!
Westchnął ciężko i odłożył gazetę.
- Mamy ważną pracę do wykonania, Elise. To dobrze, że pozwalasz, by Peder z twojej powieści mówił różne dziwaczne rzeczy, które sprawiają ludziom radość, ale nie zapomnij ukazać, jak wygląda jego codzienność. Jak ciężko jest mu wstawać o piątej rano w lodowate zimowe poranki i ubierać się w izdebce tak zimnej, że szron zbiera się na wewnętrznej stronie okna. Możesz kazać mu mieszkać w jednym z tych jednoosobowych robotniczych mieszkań, które znajdują się przy Hjula albo Gråbeingården w dzielnicy Grünerløkka. Mieszkają tam setki ludzi w jednej kamienicy. Opowiedz o lodowatym przeciągu z drzwi i okien, o dziurach w ścianie, które są zatykane gazetami. O szczurach, które uciekają spod nóg, i o wszach, które nie dają ludziom spać w nocy. Opowiedz o ssącym głodzie, który sprawia, że niejeden biedak stoi w oknie piekarni, patrząc na wszystkie wspaniałości, które można tam kupić, zapominając o pracy i szkole. Ty chyba nie zapomniałaś o tym wszystkim? Pamiętasz, jak bardzo bolało, kiedy paznokcie u stóp i dłoni nam pękały, a stopy były zdrętwiałe z zimna? Masz wiele doświadczeń, które możesz wykorzystać. Potrafisz dobrze opisywać takie rzeczy. Pokiwała twierdząco głową.
- Boli mnie na samą myśl o tym, co przeżyliśmy, i o tym, że jest nam o wiele lepiej niż większości. Nie wiem, czy na to zasługuję.
Pogłaskał ją po policzku.
- Oczywiście, że zasługujesz. Poza tym nie byłabyś w stanie pisać, gdybyś żyła w równie złych warunkach, które panowały w twoim dawnym mieszkaniu w Andersengården. To, że ci się polepszyło, ma swoje uzasadnienie, Elise. Stało się to po to, byś mogła pomagać najuboższym. Szkoda, że jeszcze nie masz ukończonych dwudziestu pięciu lat i że nie możesz jeszcze głosować w tegorocznych wyborach. Po raz pierwszy kobiety będą mogły głosować w wyborach parlamentarnych.
Pod oknem przemknęła jakaś postać. Chwilę później ktoś zapukał do drzwi. To był przemoczony do suchej nitki dzierżawca.
- Pamiętacie o spotkaniu dzisiejszego wieczoru? W przybudówce, w ogrodzie? Elise uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Pamiętamy, panie Børresen. Przyjdziemy obydwoje. Børresen zniknął, a między Elise i Johanem zapadło milczenie. Zauważyła, że twarz Johana nabrała dziwnego wyrazu i stał się niespokojny.
- Nie masz ochoty tam iść? Uśmiechnął się.
- Pójdę ze względu na ciebie.
- Nie podobało ci się, kiedy byliśmy tam ostatnio? Bardzo by chcieli, żebyśmy ich wsparli. Skoro tu mieszkamy.
- No tak. Oni wszyscy mają takie dobre zamiary i cieszę się, że potomkowie haugian są bardziej pojednawczo nastawieni do Kościoła i kleru. Wszyscy, którzy wierzą w Boga, powinni trzymać się razem. Ale mimo wszystko... najlepiej się czuję w kościele na Sagene. Spojrzała na niego.
- Nigdy nie lubiłeś słuchać o haugianach.
- Już się ich nie nazywa haugianami, mimo że wielu świeckich kaznodziejów i emisariuszy podąża śladami Hansa Nielsena Hauge'a. Po wielu latach spędzonych w niewoli jego nastawienie było bardziej pojednawcze i zachęcał swoich zwolenników, aby trzymali się naszej narodowej religii i chodzili do kościoła.
- Większość ludzi łagodnieje wraz z wiekiem. Poza tym przeżył wiele złego. Jego pierwsza żona umarła w trakcie porodu, ale jego syn przeżył. Jednak dwójka dzieci, które miał z drugą żoną, umarła.
- Jego historia nie jest wyjątkowa. Pomyśl o starej Lisie z Sandakerveien, która straciła całą szóstkę, którą wydała na świat.
Elise pokiwała głową.
- Nie rozumiem, jak oni to znoszą. Kiedy Lort-Anders chciał wrzucić Hugo do wodospadu, myślałam, że nie przeżyję, jeśli to się stanie.
Twarz Johana pociemniała.
- Nigdy mu nie wybaczę, że przestraszył ciebie i Hugo w taki sposób. To była straszliwa zemsta, poza tym nie miał za co się mścić.
- Teraz o tym nie rozmawiajmy. Dlaczego nie podoba ci się pomysł pójścia na to dzisiejsze spotkanie?
- Nie wierzę w Boga mściwego i gotowego do osądzania, nie wierzę w istnienie piekła i uważam że nie powinno się ludzi straszyć, by ich nawrócić.
Wpatrywała się w niego z przerażeniem.
- Uważasz, że Bóg nie karze nas, kiedy zrobimy coś złego? Pokręcił głową.
- Nie wierzysz w Boga? Spojrzał jej w oczy, nie udzielając jednak odpowiedzi. Po chwili powiedział: - Wierzę, w istnienie jakiejś wyższej siły i wiem, że każdy z nas potrzebuje w coś wierzyć. Im trudniejsza sytuacja życiowa, tym większa jest ta potrzeba. Dlatego jest tak wielu kaznodziejów tam, gdzie mieszkają ubodzy. Pójdę tam dziś razem z tobą Elise, ponieważ rozumiem, że ty inaczej na to patrzysz, mam jednak nadzieję, że nie będą mieli na ciebie tak silnego wpływu jak na Kristiana. Wątpię, żeby Bóg miał coś przeciwko temu, byśmy się bawili, zakochiwali lub chodzili do kina. Bardzo mi się też nie podoba, że Ole Hallesby, który wydaje się nowym bohaterem Kristiana, popiera karę śmierci. Kiedy siedziałem w Akershus, zrozumiałem, dlaczego tak wiele osób staje się przestępcami. Zazwyczaj popycha ich do tego bieda i potrzeba. Myślisz, że zasługują na karę dlatego, że nie mieli szczęścia? Ja sam byłem jednym z tych, którzy ulegli pokusie, bo nie widziałem innego wyjścia.
Elise słuchała go i zgadzała się z nim co do większości, ale jak on mógł wątpić w istnienie Boga? Nazywał to siłą wyższą, co przez to rozumiał?
Johan się roześmiał.
- Wyglądasz na zdezorientowaną, ale nie masz powodu do zmartwienia. Kocham cię i będę za tobą podążał, nawet na spotkanie do domu modlitewnego.
Elise nie mogła się nie roześmiać.
9
Dzień później nadszedł list, na który czekała od momentu, kiedy się pobrali.
Napisała do Hugo Ringstada, kiedy ustalili już datę ślubu. Cały wieczór zastanawiała się nad doborem słów. Byłoby jeszcze trudniej, gdyby nie wiedziała, że Signe wróciła do ich łask. Teraz Signe i Sebastian przebywali u Ringstadów i o ile znała panią Ringstad, wiedziała, że ta raczej nie będzie miała nic przeciwko ponownemu zamążpójściu Elise. W ten sposób zmniejszyło się ryzyko, że ona i dzieci będą ich odwiedzać.
Inaczej było z ojcem Emanuela. Wiedziała, że zależało mu na nich i że wolałby, żeby to ona z dziećmi, a nie Signe, mieszkała u nich przez całe lato. Ciotka Ulrikke napisała w liście, że z Marie było już lepiej, że mogła chodzić o kulach i była w stanie powiedzieć coraz więcej słów. O dziwo, złagodniała, choć ciotka Ulrikke uważała, że to niemożliwe. Teraz nawet Marie okazywała wdzięczność Hugo.
Ciotka Ulrikke pisała, że jeśli chodziło o Signe, to Marie wciąż była nią zauroczona. Pisała też, że nie rozumie, dlaczego Elise nie podjęła walki. Teraz, kiedy list z twoim podpisem został spalony, nie będzie już wątpliwości co do tego, kto ma prawo do majątku. Powinnaś walczyć o prawa swojego syna, pozwolić mu przyjechać do Ringstad, żeby oswoił się z tamtejszym życiem, zamiast akceptować to, że Signe zajęła twoje miejsce, napisała po koniec listu.
Elise jej odpisała. Opowiedziała o Vøienvolden i o tym, że zarówno Hugo, jak i pozostałe dzieci posmakowały życia i pracy na gospodarstwie. Napisała jej też, że wychodzi za Johana. Tego samego dnia, napisała również do Hugo Ringstada. Przez długi czas od żadnego z nich nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
Ale teraz nareszcie nadszedł jakiś odzew z majątku Ringstad.
Droga Elise.
Byłem zaskoczony, ale nie zdziwiony tą nowiną. Opowiadałaś mi już wcześniej o twoim byłym narzeczonym, który wylądował w więzieniu Akershus, po tym jak chciał pomóc swojej niepełnosprawnej siostrze. Zdaję sobie również sprawę z tego, że wyszłaś za Emanuela nie dlatego, że byliście w sobie zakochani, tylko przede wszystkim dlatego, że chciałaś ocalić swoje nienarodzone dziecko od wstydu i upokorzenia. Między wierszami zrozumiałem, że nie do końca zapomniałaś o swojej dawnej miłości. Kiedy Emanuel cię zdradził, musiałaś poczuć wyjątkowe rozgoryczenie. Nie mam nic przeciwko temu, że jesteś teraz z tym, na którym najbardziej ci zależało. Może nawet... który najlepiej do ciebie pasuje, skoro obydwoje jesteście artystycznie uzdolnieni i wywodzicie się z tego samego środowiska. To ostatnie z pewnością ma większe znaczenie, niż chcielibyśmy przyznać.
Nie jestem do końca przekonany, że byłabyś długo z Emanuelem, gdyby przeżył. Gdyby tak się zdarzyło, byłoby tak na pewno z tej samej przyczyny, z której tak wiele innych małżeństw nadal jest ze sobą: ze strachu przed wstydem związanym z rozwodem i nieprzyjemną myślą o tym, że będzie się pogardzanym i osądzanym. Być może również ze względów finansowych. Życzę tobie, i twojemu mężowi wiele szczęścia na nowej drodze życia i chcę ci jednocześnie przypomnieć, że jesteście tu zawsze mile widziani. Kiedy Hugo podrośnie, i będzie mógł spędzić kilka letnich tygodni bez mamy, chętnie go poduczę - ale się nie spieszy. Jestem w dobrym zdrowiu, pomimo że przez jakiś czas niedomagałem, i mam nadzieję, że dane mi będzie żyć jeszcze przez wiele lat. Teraz pójdę do Marie i opowiem jej nowinę. Jestem ciekaw, jak ona to przyjmie. Pozdrów ode mnie chłopców.
Twój oddany, były teść, Hugo Ringstad.
Jak to dziwnie brzmiało. Nie pomyślała o tym wcześniej. Teraz Thoresena będzie nazywać teściem. Już nie nazywała się Ringstad, tym nazwiskiem będzie teraz tylko sygnowała książki, zresztą na usilną prośbę wydawnictwa.
W jaki sposób przyjmie to pani Ringstad? Uniosła wzrok znad listu. Prawdopodobnie wzruszy ramionami i będzie zadowolona. Jeżdżenie do Ringstad z wizytą będzie coraz mniej naturalne. Hugo na pewno nie będzie chciał być tam sam, a Peder, Evert i Kristian stracili ochotę, po tym jak się dowiedzieli, że zamieszkała tam Signe razem z Sebastianem.
Odłożyła list, ubrała Hugo i Jensine w swetry i wyszła z nimi na dwór. Matka wysłała do niej posłańca, prosząc, żeby przyszła się z nią spotkać na Grefsen. Miało nastąpić otwarcie nowego sanatorium i matka Elise dostała specjalne zaproszenie, ale nie miała ochoty iść tam sama.
Był już środek września, ale wciąż było ciepło. Dopiero kiedy nadchodził wieczór, dawało się odczuć, że zbliża się jesień. Uroczyste otwarcie miało odbyć się o godzinie dwunastej, a droga była daleka. Hugo był już na tyle duży, że nie chciał jechać w wózku.
Kiedy w końcu znaleźli się nieopodal sanatorium, zauważyła grupę ludzi zgromadzonych przed domem zdrojowym. Nad drzwiami połyskiwał napis Witamy. Elise od razu poinformowano, że ma się pospiesznie udać do sali, jeśli chce znaleźć miejsce siedzące, bo już niedługo rozpocznie się ceremonia otwarcia.
Elise rozejrzała się wokół. Matka prosiła, by poczekała na nią zewnątrz, ale Elise nie mogła jej nigdzie dostrzec. Nie było sensu, żeby teraz szła w inne miejsce.
Ludzie wchodzili do budynku, wkrótce Elise została prawie sama na zewnątrz. Wciąż nigdzie nie widziała matki. Jakaś miła pani ze związku zdrowia publicznego podeszła do niej i zaproponowała, że zaopiekuje się dziećmi, podczas kiedy Elise będzie w środku. Elise podziękowała i wyjaśniła sytuację.
- Zaczynam się zastanawiać, czy matka nie straciła odwagi. Była tu hospitalizowana cztery lata temu, a przypominanie sobie o tych złych chwilach może być ciężką próbą.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Ale jest jedną z niewielu, które przeżyły. Myślę, że powinna pani wejść do środka, pani...
- Elise Ringstad. Nie, to znaczy Elise Thoresen. - Poczerwieniała na twarzy i nie wiedziała, w którą stronę ma spojrzeć. Teraz wydało się, że jest świeżo po ślubie, a mimo to ma dwójkę małych dzieci.
- Czy to nie pani jest tą pisarką, Elise Ringstad? Elise kiwnęła głową, czując, że robi jej się gorąco.
- Czytałam jedną z pani książek - Dym na rzece. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo się cieszę, że są ludzie, którzy próbują naświetlić, w jak trudnej sytuacji znajdują się ci najbiedniejsi. Powinna pani koniecznie wejść do środka i posłuchać prałata Eugene Hansena, kiedy będzie święcił sanatorium ludowe. Jej Wysokość królowa Maud, jest patronką Norweskiego Kobiecego Związku Zdrowia Publicznego, a pani Qvam, przewodnicząca, wygłosi mowę powitalną. Wykupiliśmy wszystkie sześć budynków wraz z wyposażeniem, więc czeka nas ciężka batalia o finanse. Z podziękowaniem przyjmiemy każdą pomoc. Wyżej, pod lasem na zboczu, mamy dziesięć domów wypoczynkowych, gdzie pacjenci mogą przez cały rok wdychać świeże powietrze i cieszyć się naturą, co pozytywnie wpływa na zdrowie.
Elise słuchała z grzeczności, ale najbardziej była przejęta tym, że matka się nie pojawiła. Jeszcze raz rozejrzała się wokół.
- Mam nadzieję, że nic jej się nie stało - wymamrotała na wpół do siebie. W drzwiach wejściowych pojawiła się starsza kobieta. Krzyknęła na tę, która rozmawiała z Elise. Szybko się pożegnały i kobieta pospiesznie ruszyła w stronę starszej koleżanki.
Elise postanowiła iść pod górę w stronę Kjelsås, żeby zobaczyć, czy matkę coś zatrzymało. Może po drodze się na nią natknie. Uroczyste otwarcie sanatorium nie było dla niej widać aż takie ważne, pomyślała Elise. Mało prawdopodobne, żeby biedni robotnicy dostali w nim miejsce, jeśli zapadną na suchoty.
Hugo nie był w stanie dalej iść. Właściwie to i tak było niezwykłe, że przeszedł taki kawałek drogi na własnych nogach. Teraz siedział w wózku, trzymając na kolanach Jensine.
Ciężko było pchać wózek pod wszystkie wzniesienia, ale Elise się nie spieszyło, mogła też cieszyć się wspaniałą jesienną aurą. Johan i tak będzie pracował w kuźni aż do wieczora, a Peder i Evert idą po szkole do pracy. Tym razem Peder też ledwo przeszedł z klasy do klasy. Podejrzewała, że nauczyciel Knudsen maczał w tym pałce. Być może dyrektor szkoły też był bardziej przychylny, po tym jak w gazecie ukazał się artykuł o Pederze i jego bohaterskim czynie.
Kristian miał być konfirmowany tej wiosny, potem ukończy też naukę w szkole ludowej. Ciekawe, jak pokieruje swoją przyszłością, wyjedzie do Ameryki, wypłynie w morze, a może kierownik Paulsen pomoże mu podjąć dalszą naukę?
Świecki kaznodzieja... Był na to zbyt młody. Po spotkaniu, na którym była poprzedniego wieczoru, stała się bardziej sceptyczna. Przypomniały jej się słowa Johana, a kiedy kaznodzieja zaczął opowiadać o mękach piekielnych i każącej ręce Boga, zaczęła myśleć, że to niemożliwe, żeby tak było. Gdyby Bóg rzeczywiście był tak surowy, musiałby osądzać każdego człowieka osobno. Coś co było grzechem u jednego, niekoniecznie musiało być grzechem u innego. A co z ludźmi, którzy nigdy nie słyszeli o Bogu? Albo z dziećmi, które dorastały w bezbożnych rodzinach, gdzie zarówno ojciec jak i matka pili, przeklinali i używali ordynarnego języka? Skąd one miały wiedzieć, co jest dobre, a co złe? Nie, nie taki był Bóg, do którego się modliła w trudnych chwilach. Jej Bóg był sprawiedliwy.
Porozmawia o tym z Kristianem, jak znajdzie sposobność. Bała się, że jej brat znalazł się na manowcach. Jeśli nie odważył się opowiedzieć Hildzie i jej mężowi, w jaki sposób spędza wieczory, nie było nikogo, kto mógłby go poprowadzić i przedstawić argumenty przeciw.
Na wzgórzu pojawiła się jakaś kobieta. Czy to matka?
Nie, wydawała się być młodsza, szła szybszym i prężniejszym krokiem.
Teraz już rozpoznała kto to i westchnęła w duchu. Czemu miała takiego pecha? Czy Helene Mathiesen odwiedzała swoją ciotkę każdego dnia? Na to wyglądało.
Może miała nadzieję, że otrzyma po niej spadek. Brzydko było tak o kimś myśleć, ale Asbjørn, mąż matki, zasugerował kiedyś coś podobnego.
Rozejrzała się w obie strony, szukała sposobu, żeby się wykręcić od spotkania, ale tutaj nie było żadnej bocznej drogi.
Nie widziała nikogo z rodziny Ansgara od czasu, kiedy jego matka przyszła z wizytą, i teraz cieszyła się, że nie musi ich widywać.
Helene ją zauważyła. Pomachała i zaczęła spiesznie podążać w jej stronę.
- Pani Ringstad? Jak miło! Elise próbowała zrobić dobrą minę do złej gry.
- Dzień dobry. Była pani z wizytą u ciotki? Helene pokiwała głową.
- Musiałam ja odwiedzić, żeby opowiedzieć jej wielką nowinę. - Oczy jej błyszczały. - Będę mieć kolejne dziecko.
Elise poczuła, jak ogarnia ją fala ulgi. W takim razie pani Mathiesen była w błędzie. - Jak dobrze, to słyszeć! - wykrzyknęła, z nieudawaną radością.
- Prawda? - Od razu spoważniała. - Czy może pani wybaczyć mojej teściowej, pani Ringstad? Była bardzo nieszczęśliwa, po wizycie u pani. Zajęło jej wiele dni, zanim nam powiedziała o swoim przedsięwzięciu, ale zrozumieliśmy, że stało się coś złego, i w końcu udało nam się ją namówić, żeby nam o tym opowiedziała. Mój teść się rozzłościł, a Ansgar był dość poruszony. Powiedzieliśmy jej, że ma iść do pani i przeprosić, ale podejrzewam, że nie miała odwagi tego zrobić.
- Wybaczam jej. Cieszę się, że ona tego żałuje, ale muszę przyznać, że byłam dość... - Nic więcej nie powiedziała. Nie było sensu zaczynać nowej kłótni. - Pewnie nie widziała pani mojej mamy gdzieś po drodze? Miałyśmy się spotkać przed sanatorium na Grefsen, żeby uczestniczyć w uroczystym jego otwarciu, ale mama się tam nie pojawiła.
- To dziwne. Ciotka mówiła, że miała tam być o dwunastej, i miała nadzieję, że nie wyszła za późno. Nie jest już tak silna, biedaczka. Ciotka uważa, że powinna zostać w domu. Uważa, że mogłoby to być dla niej obciążeniem.
Elise pokiwała głową.
- To samo pomyślałam. Dostałam od niej wczoraj list, ale z nią nie rozmawiałam.
- Może się rozmyśliła w ostatniej chwili, siedzi u siebie i czeka na panią. Spojrzenie Helene padło na wózek, z którego ledwo co widać było małego Hugo, wyglądającego zza ramienia Jensine.
- Witaj, Hugo, pamiętasz mnie? - Otworzyła torebkę i wyjęła z niej małą tabliczkę czekolady. Zanim Elise zrozumiała, co Helene zamierzała zrobić, ta wepchnęła Hugo cały kawałek czekolady do ust.
Jensine śledziła jej ruchy ze zdziwieniem i otworzyła usta, w oczekiwaniu, że też dostanie kawałek. Była przyzwyczajona, że traktowano ich na równi.
- Muszę już lecieć. Wybieram się na proszoną herbatkę do koleżanki. Do zobaczenia Hugo, do zobaczenia Jensine. Do widzenia, pani Ringstad. - Po czym pokiwała im dłonią i ruszyła z miejsca.
Elise zauważyła, że Jensine zaczęła trząść się broda. Jak dorosła osoba może zachowywać się w taki sposób? Dać czekoladę jednemu dziecku, a drugiemu już nie?
- Nie płacz, Jensine. Dostaniesz ode mnie czekoladę, jak wrócimy do domu. Kupię pastylki czekoladowe na rogu, u Magdy.
Ale Jensine nie dała się pocieszyć, tylko wybuchła żałosnym płaczem. Drzwi zewnętrzne nigdy nie były zamykane na klucz. Elise pomogła dzieciom wydostać się z wózka i wejść na korytarz.
- Teraz sami musicie sobie poradzić z wchodzeniem po schodach. Ja jestem zmęczona pchaniem ciężkiego wózka.
Jensine przestała w końcu płakać, chwyciła się poręczy i zaczęła powoli wdrapywać się po schodach, podczas kiedy Hugo przemknął obok niej. Kiedy znalazł się na samej górze, zatrzymał się i krzyknął.
- Wygrałem! Jestem pierwszy!
- Możesz zapukać i krzyknąć do babci, że już jesteśmy. Słyszała, jak walił w drzwi i krzyczał.
- Babciu! To ja, Hugo. Mama i Jensine są na schodach. Elise nie widziała matki od czasu, kiedy wzięła ślub z Johanem, ale dostali od niej telegram z życzeniami, a w liście, który matka nadesłała, prosząc ją, by przyszła do sanatorium, na samym dole dopisała:
Z początku mi się to nie podobało, ale już się oswoiłam z myślą, że wyszłaś za mąż za Johana. Może tak jest dla ciebie najlepiej Elise.
Tych kilka słów ucieszyło ją bardziej, niż chciała przyznać.
- Babcia nie odpowiada. - W głosie Hugo pobrzmiewała złość.
- Może jest w kuchni. Naciśnij klamkę, może drzwi wcale nie są zamknięte na klucz. Hugo ledwo dosięgnął klamki. Chwilę później usłyszała, że drzwi się otworzyły i Hugo wpadł do mieszkania.
Były już z Jensine prawie na górze kiedy usłyszała, że Hugo znów jest w korytarzu.
- Babcia śpi.
- Śpi? - Elise wpatrywała się w niego. - Czyżby zapomniała, że miała się z nami spotkać? W tej samej chwili przypomniała sobie, jak dziwnie matka się zachowywała ostatnim razem, kiedy u niej byli. Zapomniała nawet, że Hilda była mężatką.
Westchnęła ciężko. Nie myliła się, kiedy snuła bojaźliwe domysły, że z głową matki zaczyna już być coś nie tak.
Wzięła Jensine na ramię i razem z Hugo weszła do środka.
- Czy ona leży w łóżku?
- Nie, na podłodze.
- Na podłodze? - Przeszedł ją dreszcz. Szybko postawiła Jensine na ziemi i pobiegła do salonu. Tam z przerażeniem zakryła usta dłonią, wydając głośny okrzyk.
Na podłodze obok sofy leżała matka w dziwnej, wykrzywionej pozycji i wyglądała tak, jakby wpatrywała się w sufit.
- Mamo! - wyszeptała, mając wrażenie, że serce przestało jej bić.
10
Pierwsza myśl, jaka jej przyszła do głowy, to chronić dzieci. Odwróciła Hugo, żeby nic nie zauważył, chwyciła ich obydwoje za ręce i ruszyła ku drzwiom.
- Babcia śpi - usłyszała swój głos, jak gdyby dobiegał z daleka. - Zejdziemy na dół, do pani Muus.
Czuła, jak zbiera jej się na płacz, ale go opanowała. Nie chciała, żeby dzieci zaczęły się bać.
- Idźcie na dwór się pobawić. Przy komórce na drewno widziałam kota. Ulżyło jej, kiedy zobaczyła, że kot był dla nich bardziej interesujący niż gospodyni tego domu. Pospieszyli w stronę wyjścia.
Na szczęście pani Muus otworzyła jej od razu. Dopiero kiedy Elise zauważyła jej zmartwiony wyraz twarzy i usłyszała pytanie o to, czy coś się stało, nadszedł płacz.
- Matka nie żyje! - Rzuciła się w jej ramiona, nie była już w stanie dłużej powstrzymywać rozpaczy. Wydawało się, że nigdy nie przestanie płakać.
- No już, już - pani Muus próbowała ją pocieszyć. - Od dawna było z nią źle. Dobrze, że skończyły się jej cierpienia.
Elise w końcu się opanowała.
- Chyba musimy wezwać doktora? Pani Muus przytaknęła.
- Poproszę jedną ze służących, żeby po niego pobiegła. Opowiedz, co się stało! Elise opowiedziała, że miała się spotkać z matką przed budynkiem sanatorium, ale że matka się nie pojawiła.
- Postanowiłam iść w stronę Kjelsås, z myślą, że może spotkam ją po drodze. Łapała oddech, cała się trzęsąc.
- Spotkałam Helene Mathiesen, ale ona jej nie widziała. Zaniepokoiłam się, ale ostatnimi czasy mama zrobiła się zapominalska, więc myślałam, że... - Znów ogarnął ją niepohamowany płacz.
- I jesteś pewna, że ona nie śpi ani nie zemdlała? Elise pokiwała głową.
- Leży na podłodze. Myślę, że musiała spaść z sofy. Ma otwarte oczy... - Zamilkła, nie była w stanie nic więcej powiedzieć. - Straszne było ją tak zobaczyć.
- Usiądź i spróbuj się uspokoić. Poproszę kogoś, żeby zatelefonował do pana Hvalstada. Anna Sofie jest w szkole, biedna mała.
- Jeśli Asbjørn będzie chciał, Anne Sofie może pójść ze mną do domu. Przenieśliśmy się do Vøienvolden, znajdzie się u nas dla niej miejsce.
- Zobaczymy, co on powie. To będzie dla niego szok.
- To chyba nic nie szkodzi, że dzieci są same na podwórku? Nie chciałabym, żeby się domyśliły, co się stało.
- Furtka jest zamknięta, więc nigdzie nie pójdą. Powinniśmy oszczędzić dzieciom słuchania o śmierci tak długo, jak to możliwe. Słyszałam, że ponownie wyszłaś za mąż, Elise. Czy chcesz, żebym się skontaktowała z twoim mężem?
- Nie, dziękuję. Kiedy będzie już po wizycie lekarza, a Asbjørn i Anne Sofie przyjdą do domu, będę musiała iść, ale teraz nikt na mnie nie czeka. Wszyscy myślą, że jestem na ceremonii otwarcia nowego sanatorium.
W tej samej chwili usłyszały, że otworzyły się drzwi wejściowe. Elise nasłuchiwała.
- Myślę, że to Anne Sofie. - Szybko wstała z krzesła i popędziła na korytarz. Anne Sofie była już w połowie schodów - Anne Sofie? Anne Sofie stanęła jak wryta.
- Elise? - W jej głosie pobrzmiewały radość i zaskoczenie. - Przyszliście tutaj? Peder też tu jest?
- Nie. Tylko Hugo, Jensine i ja. Myślę, że dzieci bawią się na zewnątrz.
- Aha. - W jej głosie dało się wyraźnie słyszeć rozczarowanie. - Pobiegnę tylko do mamy i powiem, że już wróciłam.
- Poczekaj chwilę! Muszę ci coś najpierw powiedzieć. Anne Sofie zaczęła schodzić z wahaniem.
- Mam w zwyczaju mówić mamie, że już wróciłam do domu. Elise wzięła ją za rękę i poprowadziła w stronę salonu pani Muus.
Pani Muus wyszła, żeby porozmawiać z jedną ze służących.
- Wiesz, że jestem dla ciebie prawie jak starsza siostra, masz też Hildę, Pedera, Everta i Kristiana. Może tak na to nie patrzysz, ale...
Anne Sofie pokręciła głową.
- Ojcu się to nie podoba. Mówi, że nie jesteście moim rodzeństwem.
- To prawda. Twoja biologiczna matka nie żyje, ale zwracasz się do mojej matki per mamo, co sprawia, że w jakiś sposób jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. To znaczy, że jesteśmy dla siebie kimś bliskim. Teraz przeprowadziliśmy się na gospodarstwo, które jest położone na Maridalsveien. Są tam krowy i kury, świnie i kociaki. Jeśli miałabyś ochotę u nas przez jakiś czas pomieszkać, chłopcy będą się cieszyć. Ja zresztą też.
Anne Sofie pokręciła głową. Wyglądała na zasmuconą.
- Nie mogę się wyprowadzić od mamy i taty.
- Ależ nie, myślałam tylko, żebyś u nas zamieszkała przez jakiś czas. Zrozum... - Wzięła głęboki wdech, nie wiedziała, jak ma to powiedzieć. - Zrozum, coś się dzisiaj wydarzyło. Wiesz, że mama od dawna była w złym stanie. Dzisiaj Bóg powołał ją do siebie, żeby nie musiała już tyle cierpieć.
Anne Sofie wpatrywała się w nią, marszcząc brwi.
- Ale jak to, co przez to rozumiesz? Elise westchnęła.
- Mama odeszła od nas. Poszła do nieba.
- Chcesz powiedzieć, że nie żyję? Elise pokiwała głową, uklękła i objęła ją, łzy ciekły jej po policzku.
- Pomogę ci, jak tylko będę umiała. Stałam się matką dla Pedera i Kristiana, kiedy mama zachorowała. Mogę być też twoją mamą.
Anne Sofie stała nieporuszenie. Ani nie płakała, ani nie próbowała się wyswobodzić.
- Gdzie ona jest? - zapytała po chwili.
- Leży na górze, w salonie. Miałyśmy się spotkać przed sanatorium, ale kiedy się nie pojawiła, przyszłam prosto tutaj.
Anne Sofie nic nie powiedziała. Żeby chociaż zaczęła płakać, to byłoby zupełnie normalne, ale ona stała nieruchomo jak słup soli.
- Pani Muus posłała po lekarza.
- Dlaczego lekarz ma przyjść? Nie jesteś pewna co do jej śmierci?
- Jestem pewna, ale lekarz musi przyjść, żeby to potwierdzić.
- Nie mogę do niej pójść?
- Uważam, że powinnaś chwilę poczekać. Ona... ona leży na podłodze. Przykro jest na nią patrzeć, jak tak leży.
- Ale ja chcę ją zobaczyć!
- Pani Muus posłała też po twojego ojca. Nie możesz poczekać, aż on przyjdzie i zdecyduje, czy możesz tam iść, czy nie?
- Ja nie chcę na niego czekać, chcę iść do niej teraz.
- Chodź, Anne Sofie, usiądziemy teraz. To straszne dla nas wszystkich, ale ja ci pomogę.
- Nie chcę siedzieć, chcę iść na górę, do matki.
- Nie jestem pewna, czy twojemu ojcu się to spodoba. Dzieciom powinno się oszczędzić takich widoków.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Elise westchnęła.
- Chce powiedzieć, że możesz przeżyć szok. Możesz potem mieć koszmary senne.
- Nie szkodzi. I tak mam koszmary. - Zaczęła iść w kierunku drzwi.
- Proszę cię, Anne Sofie! Twój ojciec może przyjść w każdej chwili. Lepiej będzie, jak pójdziesz razem z nim.
Pokręciła głową.
- Nie chcę iść razem z nim, chcę iść sama.
- Będzie na mnie zły.
- Już i tak jest.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- On twierdzi, że to wasza wina, że z mamą jest źle. Pozwoliliście jej leżeć w łóżku całymi dniami, kiedy miała suchoty.
- Przecież musiałam iść do pracy, w przeciwnym razie nie mielibyśmy z czego żyć.
- Mogliście poprosić kogoś, żeby się nią zajął. Jakąś wolontariuszkę. Elise była wstrząśnięta. Jak Asbjørn mógł ich winić, przecież wiedział, w jakich żyli warunkach.
- Udało mi się znaleźć wolontariuszkę, która od czasu do czasu przynosiła jej jedzenie. Ale one mają tysiące ludzi, którymi muszą się opiekować, nie mają czasu, żeby cały dzień spędzać z jedną osobą.
- Nie wierzę w to. To tylko ty tak mówisz. Nagle rzuciła się ku drzwiom i je otworzyła. Elise ruszyła za nią, chwytając ją mocno za ramię.
- Nie wolno ci, mówię! Twój ojciec zadecyduje, czy możesz do niej iść, czy nie. Anne Sofie próbowała się wyrwać.
- Puść mnie! To twoja wina! Nie chcę z tobą mieszkać! Znęcaliście się nad mamą i byliście dla niej niedobrzy. Nie chcę słuchać tych wszystkich głupich rzeczy, które mówisz!
Na nowo próbowała się wyrwać, ale Elise mocno ją trzymała. W końcu wybuchła płaczem. Elise wzięła ją na ręce i zaniosła do salonu. Tam ułożyła ją na sofie, usiadła obok niej i zaczęła ją gładzić po głowie. Jej grube warkocze spływały wzdłuż pleców.
- Już, już, Anne Sofie. Rozumiem, że jesteś zrozpaczona i dlatego mówisz rzeczy, których wcale nie masz na myśli. Byłaś tak mała, kiedy straciłaś swoją prawdziwą matkę, że już ją zapomniałaś i teraz traktowałaś moją matkę jako swoją własną. Wiem też, że ona bardzo cię kochała.
Anne Sofie nadal płakała, trzęsąc się na całym ciele. Wydawało się, że nie słyszała tego, co Elise do niej mówiła. W końcu Elise się poddała i nic nie mówiąc, gładziła ją po głowie i plecach. Czuła swój własny żal jak tępy ból w piersi, ale miała dziwne poczucie, że nie ma prawa do żałoby, że to nie ona, tylko Anne Sofie straciła swoją matkę.
Wypełniały ją sprzeczne uczucia. Nawet złość, chociaż się jej wstydziła. Matka ich zdradziła, przelewając całą miłość na Anne Sofie. Mogłaby jej to wybaczyć, gdyby zdrada dotyczyła tylko jej i Hildy, one miały swoje rodziny, ale to dotknęło również Pedera i Kristiana. Nie zapomniała, że matka prosiła o wybaczenie i że jej przebaczyła, ale w tej chwili nie była w stanie być równie hojna. Peder i Kristian zmagali się z losem na swój sposób, a Elise była pewna, że była temu po części winna zdrada matki. Tutaj na sofie leżała Anne Sofie i miała prawo płakać, bo utraciła swoją matkę, podczas gdy ona musiała ukrywać to, co czuje. Nawet nie wiedziała, co czuje W końcu usłyszała, że drzwi się otworzyły. Czy to był lekarz, czy Asbjørn?
Pani Muus zajrzała teraz do niej, przez cały czas dyskretnie trzymała się na uboczu.
- Lekarz i pan Hvalstad już tutaj są, Elise. Elise odetchnęła z ulgą. Nie będzie musiała iść z lekarzem na górę. Usłyszała ciężkie kroki na schodach, ale nie słyszała, żeby rozmawiali. Może szli razem na ostatnim odcinku drogi. Nagle Anne Sofie gwałtownie się uniosła.
- Czy ojciec już jest? - Uniosła ku niej zapłakaną twarz.
- Właśnie przyszedł. Razem z lekarzem. Anne Sofie chciała przecisnąć się obok niej i zejść z sofy.
- Musisz poczekać, aż lekarz wyjdzie. Nie chce, żeby kręciły się tam dzieci, kiedy będzie badał.
- Ale ja chcę na górę, do ojca.
- To nie potrwa długo. Lekarz niedługo wyjdzie.
- Chcę iść do niego teraz! Pani Muus podeszła do nich.
- Musisz posłuchać Elise, Anne Sofie. Będziesz mogła iść do taty, kiedy wyjdzie lekarz. Anne Sofie gwałtownie łapała oddech, ale już więcej nie próbowała wychodzić.
- Biedna mała. - Pani Muus spojrzała na Anne Sofie, jej oczy były pełne współczucia. - To przykre stracić matkę. Były tak bardzo ze sobą związane. Rankami słyszałam, jak ze sobą rozmawiają i się śmieją, wieczorami ciągle śpiewały. Pani Hvalstad tak bardzo lubiła ballady za grosz. Szczególnie uwielbiała Balladę o Szalonym Trulsi, pomimo że była taka smutna. - Uśmiechnęła się.
Elise była zdziwiona. Pani Muus mówiła o niej w taki sposób, jakby nie wiedziała, że to była też jej matka. Nie była w stanie się powstrzymać.
- Pamiętam, jak śpiewała ją, kiedy byliśmy dziećmi. Kiedy spotkała pierwszy raz ojca, ten stał pod oknem, gwiżdżąc tę melodię. Odebrała to jako znak, że powinni być razem, nie znała nikogo innego, kto znałby tę balladę.
Zauważyła, że pani Muus była trochę zdezorientowana, musiała albo zapomnieć, że matka była wcześniej zamężna, albo nie lubiła, kiedy jej o tym przypominano. Być może słyszała plotki o zapijaczonym marynarzu i robotniku z fabryki.
- Uwielbiała też balladę pod tytułem Tak przenikliwie zimny jest wiatr z Północy - dodała, by odwrócić uwagę pani Muus i Anne Sofie od dawnego życia matki.
Anne Sofie nagle gwałtownie pokręciła głową.
- Niee, tej nie lubi. Przypomina jej o mojej młodszej siostrze, która zmarła. Pani Muus i Elise zamilkły. Nie powinny w ten sposób rozmawiać, pomyślała Elise, żałując swoich słów. To jeszcze pogarszało sytuację, w której znalazła się Anne Sofie.
Obawiała się powrotu do domu i momentu, w którym będzie musiała to powiedzieć Pederowi, Kristianowi i Hildzie. Może Hilda aż tak bardzo tego nie przeżyje. Ale matka to matka...
Kristian zamknie się w sobie i nie będzie okazywał swoich uczuć. Peder będzie strasznie płakać.
W końcu usłyszały kroki na schodach.
- Lekarz właśnie wyszedł - powiedziała szybko pani Muus. Anne Sofie wstała i powoli poszła w stronę drzwi, ale kiedy złapała za klamkę, zatrzymała się i się odwróciła.
- Czy możesz pójść ze mną, Elise?
Elise podeszła do niej, wzięła ją za rękę i razem zaczęły wchodzić po schodach. Elise się obawiała. Miała nadzieję, że położyli matkę do łóżka. Lekarz w każdym razie z pewnością zamknął jej oczy.
Były już prawie na samej górze, kiedy Asbjørn wyszedł na zewnątrz. Spojrzał na Anne Sofie ze smutkiem w oczach.
- Mama jest teraz w niebie, Anne Sofie. Anne Sofie pokiwała głową.
- Elise mi powiedziała. Przez ułamek sekundy oczy jego i Elise się spotkały, jednak po chwili z powrotem skierował wzrok na córkę.
Przez tę krótką chwilę zobaczyła u niego to samo, co u Anne Sofie. Asbjørn jej nie lubił. Nie lubił żadnego z nich. W jego oczach to oni ponosili winę za to, że jego żona ponownie zachorowała.
- Mama leży w łóżku - wyjaśnił Anne Sofie. - Wygląda, jakby spała. Anne Sofie zwróciła się do Elise.
- Kłamałaś. Mówiłaś, że leży na podłodze. Elise nic nie powiedziała. Czuła na sobie spojrzenie Asbjørna.
- Razem tam pójdziemy, Anne Sofie - powiedział spokojnym głosem. - Pożegnamy się z mamą.
Anne Sofie puściła rękę Elise i chwyciła jego rękę. Razem z nim weszła do środka.
Elise stała. Też chciała zobaczyć matkę, ale nie chciała przeszkadzać tej dwójce.
Słyszała, jak Anne Sofie łka w oddali, i cierpiała razem z nią. Mieć tylko osiem lat i po raz drugi stracić matkę! Postanowiła, że na poważnie potraktuje opiekę nad nią. To z pewnością będzie duża pomoc dla Asbjørna, jeśli Anne Sofie zamieszka u nich, w Vøienvolden. Kiedy będzie przebywać razem z Pederem i Evertem na pewno przez moment zapomni o żalu. Dzieci żyły chwilą. Często to zauważała.
Długo tam byli. Przecież Asbjørn musiał rozumieć, że ona czeka na zewnątrz i też chce się pożegnać z matką.
Usłyszała krzyk Hugo albo Jensine i już miała zbiec po schodach, kiedy otworzyły się drzwi na parterze i pani Muus wyszła na korytarz.
- Wyjdę do dzieci - krzyknęła w górę, jak gdyby wiedziała, że Elise tam stoi. Elise nie odpowiedziała, nie miała ochoty zdradzać, że Asbjørn kazał jej czekać na zewnątrz.
Z pewnością o niej zapomniał. Z żalu i przerażenia nie był w stanie myśleć o niczym innym, niż to co się wydarzyło. Ostrożnie zapukała, po czym weszła do środka.
Pierwsze, co zobaczyła, to płaszcz matki, który wisiał przy samym wejściu. Poczuła, że coś chwyta ją za gardło. Niepewnym krokiem podeszła do drzwi od sypialni.
W tej samej chwili wyszli Asbjørn i Anne Sofie.
- Czego chcesz? - Jego głos był szorstki.
- Chcę się pożegnać z matką. Wyglądał, jakby chciał jej zabronić wstępu do pokoju, ale się opanował. Skinął tylko głową i przepuścił ją obok.
Teraz wyglądała lepiej. Leżała ze złożonymi dłońmi, oczy miała zamknięte, a na jej twarzy gościł spokój.
Elise podniosła dłoń, żeby pogłaskać jej czoło, ale natychmiast ją cofnęła. Może już była zimna. Nie odważyła się na to.
- Do zobaczenia, mamo - wyszeptała, a łzy spływały jej po policzkach. - Byłaś dobrą matką. Dopóki nie zachorowałaś. To, co się wydarzyło potem, chcemy zapomnieć.
Potem odwróciła się i pospiesznie wyszła, czuła, że zaraz się załamie. Nie chciała, żeby Anne Sofie usłyszała jej płacz. Asbjørnowi by się to nie spodobało, poza tym mogła przestraszyć Anne Sofie.
Zapukała do salonu i zajrzała przez szparę w drzwiach.
- Czy mogę wam jakoś pomóc? Asbjørn trzymał Anne Sofie na kolanach. Pokręcił głową.
- Jeśli Anne Sofie miałaby chęć, żeby do nas przyjechać... Machnął ręką, nawet na nią nie patrząc.
- Poradzimy sobie. Zamknęła za sobą drzwi i wymknęła się na zewnątrz. Co ona takiego zrobiła, że Asbjørn był przeciwko niej?
11
Hugo przeszedł prawie całą drogę do domu o własnych siłach. Bez przerwy coś mówił i wypytywał o wszystko. Elise pomyślała, że Hugo będzie taki jak Peder. To dobrze dla niego, najlepiej w życiu miały te osoby, które nie były zamknięte w sobie. Jensine leżała w wózku i po jakimś czasie zasnęła. Elise przez całą drogę zmagała się z przytłaczającymi myślami.
W chwili, kiedy weszła na podwórze, Johan właśnie wyszedł z kuźni. Pomachał jej, wyglądał na zadowolonego i pospiesznie wyszedł im na spotkanie.
Nagle zwolnił kroku i zmarszczył brwi.
- Czy coś się stało? Pokiwała głową.
- Mama nie żyje - powiedziała cicho. Głos jej zadrżał. Nie chciała się poddać smutkowi, nie teraz, kiedy w końcu była w domu i spotkała Johana.
Otoczył ją ramionami.
- Tak bardzo mi przykro, Elise. Słowa współczucia i ciepło jego głosu sprawiły, że w końcu coś w niej pękło. Położyła głowę na jego ciepłej piersi i pozwoliła, żeby płacz znalazł ujście. Hugo podniósł głowę.
- Dlaczego mama płacze? Elise wyprostowała się, otarła łzy rękawem bluzki i zmusiła się do uśmiechu.
- Już nie płaczę. W tej samej chwili Hugo zobaczył kociaka i pobiegł za nim. Johan otarł jej łzy z policzków.
- Opowiedz! Elise szlochając, opowiedziała mu, co się wydarzyło.
- Asbjørnowi nie podobało się, że tam byłam - zakończyła. - Ledwo co pozwolił mi wejść do sypialni i się z nią pożegnać po tym, jak lekarz poszedł. A kiedy zaproponowałam, że Anne Sofie może u nas zostać przez jakiś czas, powiedział krótko, że sobie poradzą.
- Pewnie był w szoku. Nic nie powiedziała.
- Nie możesz się tym przejmować. Był zrozpaczony i nie potrafił myśleć o niczym poza swoim żalem. Zaproponuj mu to za kilka dni, z pewnością będzie zadowolony, że Anne Sofie będzie mogła na trochę wyjechać.
Pokiwała głową. Razem weszli do domu i usiedli na ławie. Otoczył ją ramieniem i wtedy wypłynął z niej strumień żalu. Mówiła o wszystkich rozczarowaniach, które przeżyła po tym, jak matka wyszła za mąż za Asbjørna i jak bardzo była rozgoryczona jej zachowaniem, szczególnie jeśli chodziło o Pedera i Kristiana.
- Wiem, że nie można mówić źle o zmarłych - mówiła, a głos jej się urywał - i być może będę później żałować, że takie myśli przychodzą mi do głowy teraz, kiedy jej już tu nie ma, ale nic za to nie mogę. Zamiast żalu czuję złość.
- Dusiłaś w sobie zbyt wiele emocji. Pozwól im się wydostać, jestem w końcu twoim mężem. Możesz powiedzieć mi wszystko, co ci leży na sercu.
Kiedy Elise dotarła do bramy, Hilda z mężem właśnie zajechali pod dom swoim landauerem.
- Elise? Co za miła niespodzianka! Byliśmy na wystawie automobilów! Być może kupimy automobil! Wystawa odbywa się na placu Więziennym, to pierwsza tego typu wystawa w Norwegii! Nie masz pojęcia, jakie to ekscytujące! Byli tam prawie wszyscy dyplomaci, wielu inżynierów, urzędników państwowych, kupców i ludzi z prasy. Pojawił się nawet król! Pierwszy wjechał czerwony automobil o nazwie Mercedes, a za nim nadjechał cały konwój innych automobilów! Szkoda, że nie byłaś tam z nami, to było coś niesamowitego!
Kierownik fabryki wysiadł z powozu z uśmiechem na twarzy.
- Tak, Hilda była w swoim żywiole! Część automobilów była otwarta, tak że mogliśmy zobaczyć cała maszynerię, która jest w środku, a Hilda chciała wszystko wiedzieć!
Hilda roześmiała się.
- Na kole, którym steruje kierowca, znajdował się taki mały przełącznik, którym porusza się w przód i w tył, a kiedy zapytałam do czego służy, dowiedziałam się, że do regulacji gazu. Im więcej się wypuszcza gazu, tym szybciej się jedzie. W podłodze znajdują się dwa pedały, jeden z nich to hamulec nożny, a ten drugi miał coś wspólnego z prędkością, ale nie pamiętam co. - Znów się roześmiała. - Chłopcy powinni byli być tam z nami. Oniemieliby z zachwytu. - Nagle spoważniała. - Jakoś dziwnie wyglądasz. Chyba nie stało się nic złego?
Elise pokiwała głową, walcząc z ogarniającym ją płaczem.
- Matka nie żyje. Hilda stanęła jak wryta.
- Co ty mówisz? Elise załkała i płaczliwym głosem opowiedziała jej, co się wydarzyło. Hilda wyglądała na przerażoną, ale nie płakała.
- Może tak jest dla niej najlepiej, Elise. Nie było z nią dobrze przez ten ostatni rok. Elise pokręciła głową.
- Też to sobie powtarzam, ale... - Przygryzła wargę, nie chciała znów się załamać, szczególnie nie przy kierowniku fabryki.
Stała nieporuszenie, słuchając tego, co do niej mówiono. Paulsen podszedł do niej i podał jej rękę.
- Moje kondolencje. Przykro mi to słyszeć. Potem zwrócił się do Hildy.
- Przykro mi, moja kochana, to smutne, że ten dzień tak się zakończył. Hilda spojrzała na Elise.
- Wejdź do środka, opowiesz mi dokładnie o wszystkim. Elise pokiwała głową.
- Nie mogę zostać długo. Johan zajmuje się maluchami, ale powinnam być w domu, kiedy chłopcy wrócą z pracy.
Kierownik fabryki pokiwał głową.
- Obydwoje znaleźli pracę?
- Tak, Peder przejął obowiązki Kristiana u woźnicy Karlsena, natomiast Evert pracuje w tym samym miejscu.
Kierownik fabryki wyciągnął zegarek kieszonkowy.
- Może w takim razie już niedługo wrócą do domu?
- Wrócą nie wcześniej niż o szóstej. Kristian chyba też nie kończy wcześniej? Hilda wymieniła spojrzenie z mężem, po czym odwróciła się do Elise.
- Kristian już nie pracuje jako chłopiec na posyłki. W ogóle nie pracuje. Teraz swój czas poświęca na czytanie i odrabianie lekcji.
- Masz w takim razie czas, żeby wypić z nami filiżankę kawy i opowiedzieć nam o wszystkim - pospiesznie wtrącił Paulsen.
- A jak przyjął tę wiadomość jej nieszczęsny małżonek? Z pewnością był to dla niego szok, pomimo że było z nią źle już od dawna?
Elise pokiwała głową i razem z nimi przeszła przez bramę aż do drzwi wejściowych, podczas gdy stangret odprowadził powóz i konia do stajni. Pomyśleć, że pozwolili Kristianowi zakończyć pracę! Był szczęściarzem, że mógł ten czas poświęcić na naukę.
Służąca przybiegła, żeby wziąć ich okrycia wierzchnie, a kiedy zasiedli w salonie wokół okrągłego stołu, natychmiast do niego nakryto. Pojawiły się na nim filiżanki z cienkiej porcelany, cukiernica, miecznik z wypolerowanego srebra oraz srebrny półmisek z ciasteczkami.
- Czy Kristian uczy się teraz geografii? Hilda wzruszyła ramionami.
- Właściwie to nie wiem, czego się uczy. Większą część popołudnia spędza w swoim pokoju i czyta książki, które pożycza od swoich kolegów. Teraz jest u jakiegoś kolegi na Hausmannsgate.
Elise wiedziała swoje, ale nic nie powiedziała. To przecież tam znajdował się dom modlitewny.
- Opowiedz mi jeszcze raz, Elise - dodała Hilda. - Mówiłaś, że wybierałaś się razem z mamą na otwarcie tego nowego sanatorium ludowego, prawda?
Elise przytaknęła i zaczęła opowiadać całą historię od początku. Tym razem opowiedziała dokładnie wszystko.
Kierownik fabryki wrzucił trzy kostki cukru i wlał sporą ilość gęstej śmietanki do kawy.
- Prawdopodobnie miała atak serca i umarła od razu, w przeciwnym razie posłałaby kogoś, żeby ci powiedzieć, że nie da rady przyjść.
Hilda pokiwała głową.
- Też tak myślę, w przeciwnym razie nie leżałaby na podłodze. Na pocieszenie wiemy, że miała lekką śmierć, Elise.
Elise spojrzała na nią. Nic nie wskazywało na to, żeby Hilda ciężko znosiła śmierć matki. Być może jeszcze to do niej nie dotarło. Trudno było zrozumieć śmierć za każdym razem, kiedy ktoś odchodził. Tylko czas mógł złagodzić tęsknotę, nikt nie był w stanie do końca zrozumieć, dlaczego ktoś, kogo kochamy, odszedł na zawsze.
- Weź jeszcze jedno ciastko, z pewnością dawno nic nie jadłaś. Elise pokręciła głową.
- Dziękuję, już wystarczy. Nie jadła nic od śniadania, ale nie miała na nic ochoty.
- W takim razie niedługo będzie pogrzeb. Mam nadzieję, że nie wypadnie w któryś z tych dni, kiedy będziemy zajęci. - Hilda spojrzała na swojego męża. - Pamiętasz chyba, że jesteśmy zaproszeni do twojego kuzyna w przyszłym tygodniu, a dwa dni później mamy odwiedzić twojego bratanka, Paulsena juniora.
Elise była zdziwiona. Wyglądało na to, że krewni Paulsena w końcu zaakceptowali Hildę i że ona sama nie miała nic przeciwko, żeby się z nimi spotkać. Nie zdziwiłoby jej, gdyby nabrali szacunku dla Hildy. Większość ludzi podziwiała osoby, które miały odwagę wyrażać swoje zdanie i nie dawały się stłamsić.
- Czy chcesz, żeby poczekała, aż Kristian przyjdzie do domu, czy sama mu to powiesz? Hilda posłała jej zdziwione spojrzenie.
- Sama mogę to zrobić. Nie sądzę, żeby się bardzo tym przejął.
- Na twoim miejscu nie byłabym taka pewna. Kristiana dręczy wiele rzeczy, nie jest jednak z tych, którzy to okazują. Z pewnością nie zapomniałaś tego dnia, kiedy uciekł, gdy wracaliśmy od matki, i wrócił do domu pijany, bo był w knajpie.
- Ale to było dawno temu. Myślę, że Kristian przyjmie to ze spokojem. W końcu ma mnie i Ole Gabriela. - Uśmiechnęła się. - Mam wrażenie, że dobrze się tu czuje. Teraz żałuję, że wcześniej mu nie zaproponowaliśmy, żeby z nami zamieszkał. - W tej samej chwili spoważniała. - Jakie to dziwne - pomyśleć, że matki już nie ma wśród nas. Nie dochodzi to do mnie. Elise pokiwała potakująco głową.
- Do mnie też nie, ale tobie jest trudniej, bo jej nie widziałaś.
- Może powinnyśmy tam podjechać, Hildo? - zasugerował kierownik fabryki. Hilda się zawahała.
- Nie wiem, czy Asbjørnowi się to spodoba.
- Ależ to naturalne, że nie będzie miał nic przeciwko. W końcu byłaś jej córką. Elise nic nie powiedziała. Może Asbjørn zachowa się inaczej, kiedy zobaczy kierownika fabryki. Podniosła się z krzesła.
- Najlepiej będzie, jeśli już pójdę. Chciałabym być w domu, kiedy Peder wróci.
12
Peder jeszcze nie przyszedł. Elise odetchnęła z ulgą.
Johan spojrzał na nią ze współczuciem i pogłaskał ją po policzku.
- Jak Hilda to przyjęła?
- Bardzo spokojnie. Nie uroniła ani jednej łzy. W każdym razie dopóki ja tam byłam.
- Starsza pani Berge przyszła tu z bukietem kwiatów. Spotkałem ją na podwórzu i powiedziałem, co się stało.
- To wzruszające.
- Była tu też żona najemcy. Przyszła, by nam przypomnieć o wieczornym spotkaniu.
- Chyba powiedziałeś jej, że nie możemy przyjść?
- Zrozumiała, kiedy się dowiedziała o twojej matce. Jak się czujesz Elise? Wyglądasz blado.
- Dla mnie to też był wstrząs, kochałam ją pomimo tego, że tak wiele razy byłam rozgoryczona i zła z jej powodu. - Przełknęła ślinę, zanim zaczęła dalej mówić. - Hilda z mężem byli na wystawie automobilów na placu Więziennym. Być może kupią automobil!
Johan otworzył szerzej oczy.
- Czyżby? Peder i Evert będą podekscytowani.
- A dla mnie to brzmi strasznie.
- Czytałem w gazecie, że sprzeciw wobec automobilów z czasem osłabnie. Traktuje się je jak zło konieczne. Myślę, że to minie, kiedy konie się do nich przyzwyczają. W pewnej niemieckiej gazecie było na pisane, że Norwegia wyjątkowo nadaje się dla automobilów. Norweski sprzeciw przeciwko tym pojazdom Niemcy traktują jako przejaw konserwatyzmu i wąskich horyzontów. Uważają, że brak kolei żelaznej i trudne warunki podróży sprawią, że te pojazdy odegrają w naszym kraju ważną rolę.
Elise słuchała tylko połowicznie. Wydawało jej się, że słyszy głosy Pedera i Everta na podwórzu.
- Chłopcy już przyszli.
- Chcesz zostać sama z Pederem?
- Tak, chyba tak. Czy możesz wziąć ze sobą Everta i zaprowadzić go do Hugo i Jensine? Widziałam, że bawili się niedaleko spiżarni.
Pokiwał głową i zniknął. Elise stała, czekając. Chwilę później Peder wpadł z impetem.
- Dlaczego chcesz ze mną rozmawiać, Elise? Chyba nic złego nie zrobiłem? Uśmiechnęła się i uścisnęła go, pomimo że wiedziała, co Peder sądzi na temat przytulania.
Uważał, że jest już za duży na takie rzeczy.
- Absolutnie nie. Jest pewna poważna sprawa, o której muszę z tobą porozmawiać. Będzie ci przykro, jak to usłyszysz.
Wzięła wdech i zebrała się na odwagę.
- Pamiętasz, że miałam się dzisiaj spotkać z matką na Grefsen, prawda? Opowiadałam ci, że otwierają tam nowe sanatorium ludowe i że ludzie, którzy nie mają zbyt wiele pieniędzy będą mogli dostać tam miejsce?
Peder kiwał głową, stojąc bez ruchu i wpatrując się w nią.
- Zobaczyłaś tam kogoś znajomego, kto zapadł na suchoty?
- Nie, ale mama nie przyszła. Musiałam iść do niej do domu. - Pogładziła go po niesfornej czuprynie. - Wiesz, że bardzo cię kocham, Pederze, i że często zapominam, że nie jestem twoją matką.
Peder się uśmiechnął.
- Ja też o tym często zapominam, Elise.
- Kiedy weszłam do mieszkania, matka leżała bez ruchu. Była martwa. Peder wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. W następnej chwili wyrwał się jej, pobiegł do swojego małego pokoju i rzucił się na łóżko, płacząc.
Elise powoli weszła za nim i uklękła przy łóżku. Pogłaskała go po trzęsących się plecach i starała się go pocieszyć najlepiej jak umiała. Spodziewała się, że taka będzie jego reakcja. Peder nigdy niczego w sobie nie dusił. Ani radości, ani smutku.
Kiedy w końcu przestał płakać, zwrócił swoją zaczerwienioną twarz w jej stronę i wykrztusił.
- Ona nawet nie była na twoim weselu! Nie widziała naszego nowego domu i nie wiedziała, że Johan się do nas wprowadził. Teraz już nigdy nie zobaczy twojej głowy na półce ani kociaków w stajni i nie dowie się, że pomagam woźnicy. Nawet nie wie, że stałem się bohaterem i że pisali o mnie w gazecie! - Łzy znów płynęły mu po policzkach.
O tym wszystkim chciała opowiedzieć matce dzisiejszego przedpołudnia. Matka, Asbjørn i Anne Sofie przez wiele tygodni przebywali na wsi i wrócili dopiero na rozpoczęcie roku szkolnego. Chciała do niej napisać list, w którym opowiedziałaby o bohaterskim czynie Pedera, o pięknych pracach Johana i o przeprowadzce do Vøienvolden, ale czas przeciekł jej przez palce.
Właściwie to wszyscy razem mieli się wybrać na Kjelsås, ale ciągle to odkładali. Szczerze mówiąc, nie miała na to ochoty. Wiedziała, że matka była krytycznie nastawiona wobec Johana od czasu, kiedy wylądował w więzieniu, i spodziewała się, że nie będzie zbyt zachwycona, kiedy się dowie o ich ślubie. Żeby oszczędzić Johanowi i sobie rozgoryczenia cały czas wynajdywała jakieś wymówki. Kiedy wysyłała zaproszenie na ślub, mogła do niego załączyć list, w którym wyjaśniłaby ich sytuację, ale nie zrobiła tego.
Teraz żałowała. Powinna była chociaż opowiedzieć o tym, jak odważny był Peder i że napisano o nim artykuł w gazecie.
Poczuła, że łzy napływają jej do oczu i pozwoliła im płynąć. Peder powinien zobaczyć, że matka była z niego dumna. To z jej winy Peder już nigdy nie doświadczy szczęścia bycia docenionym w oczach matki. Ponieważ ona sama czuła się zraniona brakiem zainteresowania z strony matki, trzymała Pedera z daleka od niej, pozbawiając go czegoś, co mogło być dla niego bardzo ważne. Będzie ją to długo męczyć, może przez całe życie.
Peder znów odwrócił swoją zapłakana twarz w jej stronę.
- Powiedziałaś jej, że nazwano mnie bohaterem?
- Nie zdążyłam, Pederze. Miałam zamiar jej o tym dzisiaj opowiedzieć.
- Dużo czasu minęło, odkąd uratowałem Aslaka. Pokiwała głową, poczuła w sercu tępy ból spowodowany poczuciem winy.
- Dlaczego nie mogliśmy napisać jej chociaż listu?
- Myślałam o tym wiele razy, ale ciągle jestem zajęta. Sam mogłeś do niej napisać. Jego oczy wyrażały smutek.
- Jak myślisz, co by powiedziała mama i Asbjårn, gdyby zobaczyli, jak ja piszę? Anne Sofie ma dopiero osiem lat i radzi sobie z tym o wiele lepiej niż ja, chociaż mam trzynaście lat.
Elise wiedziała, że Peder ma rację. Zarówno matka, jak i Asbjørn zwróciliby na to uwagę. I skrytykowaliby zarówno Pedera jak i ją, że za mało się starają.
- Może mama nas teraz widzi i słyszy, o czym rozmawiamy? I wie, że uratowałeś Aslaka, a wszyscy nazywali cię bohaterem.
Spojrzał na nią z nadzieją w oczach.
- Myślisz, że widzi też twoją głowę na półce?
- Tak, myślę, że widzi wszystko.
- Pingelen mówi, że to przesądy i że Boga nie ma. Że ludzie go sobie tylko wymyślili.
- Ja się z nim nie zgadzam.
- A skąd ja mogę wiedzieć, kto ma rację: ty, czy on?
- A jak ty uważasz? Zamyślił się.
- Pingelen jest głupi. On jest jak ci ludzie, co mają trzy głowy, ale w każdej są tylko trociny.
- W takim razie masz już odpowiedź. Podniósł się.
- Powiedziałaś o tym Evertowi?
- Nie, chciałam powiedzieć to najpierw tobie. Wiesz, Evert nigdy nie Traktował jej jak swojej matki. Poznał ją dopiero, kiedy zachorowała.
- Ale on mimo wszystko jest na swój sposób moim bratem.
- To prawda. Teraz ja i Johan będziemy waszymi rodzicami. Jeśli będziecie tego chcieli. Peder otarł łzy rękawem koszuli.
- Mogę iść i mu to powiedzieć?
- Nie chcesz, żebym ja to zrobiła? Pokręcił głową.
- Nie, myślę, że najlepiej będzie, jak sam to zrobię. Wiesz, on jest najbardziej przywiązany do mnie. Jeżeli zacznie płakać, nie będzie się przy mnie wstydził, a przy tobie i Johanie mógłby się zawstydzić.
Elise pokiwała głową.
- Masz rację, Pederze. Ty jesteś dla niego najważniejszy, jesteś jego najbliższą osobą na całym świecie.
Wstał i wyprostował plecy.
- Myślę, że najlepiej będzie, jak od razu do niego pójdę. Może być mu ciężko, ale będę starał się mu pomóc najlepiej jak potrafię.
Uśmiechnęła się.
- Jesteś dzielny, Pederze. Jestem z ciebie dumna.
Johan przyszedł do niej, po tym jak Peder zniknął na podwórzu.
- O co chodzi z tą paplaniną Hugo o bracie, który jest w niebie? Zapomniałaś mi o tym opowiedzieć, kiedy usłyszałem, jak o tym mówił ostatnim razem.
Elise westchnęła i odwróciła wzrok.
- Nie bardzo mam ochotę o tym dzisiaj rozmawiać, ale podejrzewam, że ktoś mu powiedział coś, o czym nie powinien wiedzieć.
Johan spojrzał na nią pytająco.
- To długa historia, Johan. Młody mężczyzna jest żądny zemsty, ponieważ go odtrąciłam. Udało mu się wywęszyć, że Ansgar Mathiesen jest ojcem Hugo. Helenie i Ansgarowi Mathiesenom urodził się syn, ale zachorował na odrę i zmarł z powodu powikłań.
- I ktoś powiedział Hugo, że chłopiec, który zmarł, był jego bratem? Elise pokiwała głową.
- Tak myślę, ale nie mam na to dowodów. Peder widział jakiegoś mężczyznę stojącego za płotem na Hammergaten. Rozmawiał z nim.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
- Nie chciałam niczego przed tobą zatajać, ale doszło do pewnego nieprzyjemnego wydarzenia, o którym najchętniej chciałabym zapomnieć.
Potem opowiedziała mu o wizycie na ulicy Oscara, kiedy Asle Diriks zwabił ją tam, pod pretekstem fotografowania.
Zauważyła, że Johan ze złości poczerwieniał na twarzy.
- Na miłość boską, co za diabeł z niego!
- Potem pobiegłam prosto do pana Wang-Olafsena. On jest adwokatem, a ja szukałam porady. Poza tym nie zdążyłam zabrać kapelusza i miałam przemoczone nogi, bo wybiegłam bez butów. Pan Wang-Olafsen zbadał sprawę i potwierdził, że to Asle Diriks poinformował gazetę, że to ja kryję się pod pseudonimem Elias Aas. Doradził mi jednak o tym zapomnieć. Ojciec Asle Diriksa to znaczący człowiek, który cieszy się poważaniem, a ja nie mam przecież dowodów. Miałabym Asle Diriksa przeciwko sobie i mogłabym mieć nieprzyjemności. Pocieszałam się, że o wszystkim ci opowiem, jak wrócisz, a ty już byś zmusił go do przemyślenia swojego zachowania. Ale kiedy wróciłeś, nie chciałam cię prosić o wszczynanie bójki, chociaż nie mam wątpliwości, kto by wygrał.
Johan pokręcił głową, wyglądał na rozgoryczonego.
- Tak długo czekałaś, żeby mi to powiedzieć? - W jego głosie było słychać wymówkę.
- Wiedziałam, że będziesz wściekły. Uważałam, że jest nam bardzo dobrze i nie chciałam psuć naszej radości.
- Uważasz, że temu zdrajcy ma to wszystko ujść na sucho?
- Nic takiego się nie wydarzyło, a to, że mnie zdemaskowano, w gruncie rzeczy miało pozytywny skutek.
- Ale przecież powiedziałaś, że się zemścił, mówiąc Hugo o czymś, czego nie powinien wiedzieć.
Pokiwała głową. Czuła się winna.
- Opowiedziałabym ci o tym wcześniej czy później. Prawie o tym zapomniałam. Wiele się przez ten czas wydarzyło.
- O czymś takim nie można zapomnieć. Gdzie on mieszka? Elise poczuła, że ogarnia ją niepokój.
- Proszę cię, Johanie, dobrze się zastanów, zanim coś zrobisz. Poza tym zemściłam się na nim na swój sposób. W powieści Córka przekupki główna bohaterka imieniem Inger przeżywa dokładnie to samo, co ja. Opisałam jego dom ze szczegółami, a napastnik wygląda dokładnie tak, jak Asle Diriks. Każdy, kto przeczyta książkę, i był u nich w domu, na pewno zauważy podobieństwa. Kiedy książka ukaże się w druku, włożę jeden egzemplarz do skrzynki pocztowej ojca Asle Diriksa. Wątpię, żeby się odważył wytoczyć mi proces - chyba dobrze wie, jakim draniem jest jego synalek. Jeśli jednak posunie się do tego, pan Wang-Olafsen obiecał mi pomóc.
- W jakich okolicznościach go poznałaś?
- Spotkałam go na przyjęciu. Na weselu Hildy miałam za sąsiada pisarza. Zaprosił mnie na spotkanie z kilkoma młodymi studentami i pisarzami, mieliśmy dyskutować o literaturze. Asle Diriks słyszał o mnie i wiedział, że piszę o biednych ludziach znad rzeki. Powiedział, że chętnie porozmawiałby z jedną z dziewcząt pracujących na ulicy. Myślałam, że po to, by wziąć je w obronę i im pomóc. Byłam głupia i połknęłam przynętę. Zaprowadziłam go na Lakkegata, do Othilie. Później pojawił się u mnie, żeby przekazać mi dwieście koron dla Othilie, ale wtedy zaczęłam się zastanawiać, o co mu tak naprawdę chodzi. Potem udało mu się mnie przekonać, że wydawnictwo prosiło go, żeby mnie podwiózł na ulicę Oscara, gdzie Wilse miał mnie sfotografować.
Przygryzła wargę.
- Wstydzę się tego, że tak łatwo dałam się oszukać. Mimo że wspominał, że zna redaktora Benedicta Guldberga, byłoby dziwne, gdyby wydawnictwo poprosiło Diriksa o zajęcie się sesją zdjęciową.
- Czyli chodziło mu o ciebie? Nic nie powiedziała, czuła się nieswojo. Drzwi się otworzyły i do pokoju weszli Peder z Evertem.
- Już mu powiedziałem. - Głos Pedera był pełen powagi. - Evert przyjął to jak mężczyzna. Podeszła do nich i uścisnęła Everta.
- Tego się spodziewałam. Jesteś dzielny Evercie. Mimo że to nie była twoja matka, mieszkałeś z nią i traktowałeś jak rodzinę.
Evert z powagą pokiwał głową.
- To nie mi trzeba współczuć, tylko Pederowi. Ona już się teraz nie dowie o jego bohaterskim czynie.
- Jak to nie - powiedział spokojnie Peder. - Słyszała, jak przed chwilą o tym rozmawiałem z Elise.
13
Elise zastanawiała się, na ilu pogrzebach była w przeciągu tych ostatnich czterech lat.
Najpierw ojciec. Potem nowo narodzona córka matki i mała córeczka Hildy. Potem pani Paulsen i pani Thoresen. Nie wspominając już o Emanuelu. Potem były siostry Katinka i Svanhild, które wpadły do wodospadu, i w końcu Maluszek, syn Heleny i Ansgara. Ale tak właśnie wyglądało życie nad rzeką, śmierć była naturalną częścią egzystencji.
Na pogrzeb przyszło więcej osób, niż się spodziewała. Wielu z nich nie znała, może to rodzina lub przyjaciele Asbjørna. Poza tym sąsiedzi z Kjelsås.
Przyszli też niektórzy dawni sąsiedzi Elise. Zauważyła panią Evertsen i panią Albertsen. Nawet Julius i Berntine się pojawili. Zastanawiała się, w jaki sposób Berntnine udało się dotrzeć aż do kaplicy na Grefsen. Anna przyjechała razem z Hildą i jej mężem. Jakaś uczennica miała się w tym czasie zajmować małą Aslaug.
Kaplica była pełna. Nie widziała Asbjørna i Anne Sofie od dnia, w którym umarła matka. Johan poszedł do nich, żeby zapytać, czy może im jakoś pomóc. Jeszcze raz zaproponował, że Anne Sofie może pomieszkać u nich do czasu, aż wszystko się uspokoi, ale Asbjørn odrzucił jego propozycję, mówiąc, że nie potrzebuje korzystać z czyjejś pomocy. Johan próbował mu nawet wytłumaczyć, jak przykro było Elise z powodu tego, że matka ją tak traktowała, ale nie dało się z nim rozmawiać.
- Elise, musisz spróbować zapamiętać matkę taką, jaka była, zanim zachorowała - powiedział Johan, kiedy przyszedł do domu.
- Mam też jakieś miłe wspomnienia z okresu, kiedy wyzdrowiała - powiedziała Elise. - Nigdy nie zapomnę, jaka była szczęśliwa, kiedy się wprowadziliśmy do mieszkania dla kierowników fabryki.
Usiedli w pierwszym rzędzie, tam gdzie siedziała Hilda wraz z mężem i Kristianem. Skinęła głową Asbjørnowi i uśmiechnęła się do Anne Sofie. Obydwoje odwrócili spojrzenia.
Na pogrzebie matki pojawił się ten sam pastor, który był na pogrzebie jej nowo narodzonej córeczki i który rozważał wtedy słowa Chrystusa: Pozwólcie dzieciom przyjść do Mnie i nie przeszkadzajcie im: do takich bowiem należy Królestwo Niebieskie. Sprawił, że połowa osób tam obecnych się popłakała. Elise pamięta, że pomyślała sobie wówczas, że większość tych płaczących przypomniała sobie o dzieciach, które sama straciła. Peder płakał, bo matka płakała, a Evert płakał, dlatego że płakał Peder.
Zmusiła się do przywołania różnych wspomnień. Nie chciała myśleć o tym, że w trumnie przykrytej kwiatami leżała jej matka. Rozejrzała się wokół, próbując wzrokiem odszukać babkę Anne Sofie, ale nie znalazła jej. Czyżby zrezygnowała z przyjścia na pogrzeb, bo wiedziała, że Asbjørnowi by się to nie spodobało?
Zacisnęła mocno usta. Doprawdy Asbjørn za wiele rzeczy będzie musiał odpowiedzieć na sądzie ostatecznym!
Biedna pani Tollefsen, osoba o ciepłym sercu. Pocieszające było to, że miała Jenny jako wynagrodzenie za to, że nie wolno jej było widywać się z własną wnuczką.
Dopiero kiedy wszyscy zgromadzili się nad grobem, zauważyła, jak dużo ich było. Wszyscy ci na czarno ubrani ludzie tworzyli ogromny wieniec.
Hilda płakała w głos, wreszcie dotarło do niej, że matka nie żyje.
Elise stanęła obok Kristiana. Johan trzymał Pedera i Everta za ręce. Hugo i Jensine byli w domu pod opieką wdowy Berge, która zaofiarowała się, że ich przypilnuje.
Chciała chwycić Kristiana za rękę, ale wiedziała, że mu się to nie spodoba. Hilda mówiła, że przyjął wiadomość o śmierci matki z podziwu godnym spokojem, ale Elise nie była pewna, czy taki spokój był dla niego najlepszy.
Ku swemu zdziwieniu zauważyła, że Kristian zna na pamięć wszystkie teksty psalmów i że śpiewa donośnym, wyraźnym głosem. Może był w ruchu odnowy religijnej dłużej, niż przypuszczała.
Nie rozmawiali zbyt dużo, idąc zwartą grupą do domu modlitwy, w którym miała odbyć się stypa. Widziała, że Asbjørn i Anne Sofie szli razem z panią Muus, Helene i Ansgarem Mathiesenami i starali się trzymać z dala od nich.
Kiedy weszli do domu modlitwy, Kristian dostał miejsce przy tym samym stole, co Hilda z małżonkiem, Anna i Torkild. Elise siedziała razem z Johanem, Pederem i Evertem, i ze starszą sąsiadką matki i Asbjørna.
Asbjørn wstał, by wygłosić przemowę. Musiał wyjąć chustkę do nosa, a głos wiele razy mu się załamywał, on jednak nieprzerwanie mówił dalej. Ciepło wyrażał się o matce, mówił o tym, jak było im razem dobrze, i jaką była dobrą matką dla Anne Sofie. Powiedział, że będzie im jej bardzo brakowało. Utrata matki była dla dziecka najcięższym przeżyciem, a on sam stracił swoją towarzyszkę życia, z którą miał nadzieję się zestarzeć.
Wiele spośród zgromadzonych osób płakało.
Potem mówił o tym, jak dzielna była matka podczas swej choroby i jak bardzo byli szczęśliwi, kiedy udało jej się wyzdrowieć. Niestety, emocjonalne zawirowania odebrały jej siły i w końcu doprowadziły do jej śmierci.
Elise poczuła, że pieką ją policzki. Nie miała wątpliwości jakie emocjonalne zawirowania miał na myśli. On i matka nie mieli wielu zmartwień, pomimo że przeżyli cios, kiedy umarła ich córeczka. Asbjørn wyraźnie miał na myśli jej zmartwienia związane z dziećmi z pierwszego małżeństwa. Najpierw Hilda, która zaszła w ciążę, mając szesnaście lat, a potem kolejne nieszczęścia i wstyd, które posypały się jak z rękawa.
Spojrzała na Pedera, zastanawiając się, o czym myśli. Miała nadzieję, że nie zrozumiał, co kryło się za słowami Asbjørna. Nie mogła rozgryźć wyrazu twarzy Kristiana, ale pomyślała sobie w duchu, że on mógł zrozumieć, co miał na myśli mąż matki.
Pastor wygłosił żarliwą przemowę również podczas stypy. Był zaabsorbowany nowym ruchem odnowy, który szerzył się w dzielnicy Nydalen. Zanim poszli do domu, Johan powiedział jej, że w gazetach ciągle coś pisali o nowej fali ruchów odnowy religijnej, które pojawiały się zarówno w Kristianii, jak i w pozostałych częściach kraju. Były to echa tego, co się działo w latach czterdziestych dziewiętnastego wieku, okresu działalności Hansa Nielsena Hauge'a.
Mowa pastora nie miała nic wspólnego ze śmiercią matki, była próbą nawrócenia niektórych z przybyłych tu osób. Elise spojrzała ukradkiem na Kristiana. Siedział, słuchając uważnie, co chwilę kiwał głową, a jego usta poruszały się, kiedy duchowny odmawiał modlitwy.
Ucieszyła się, kiedy pastor wreszcie skończył.
Stara kobieta, która siedziała obok, zwróciła się do niej.
- Mamy szczęście, że trafił nam się taki pastor. Elise pokiwała z uśmiechem głową.
- Należy do zielonoświątkowców i zna Thomasa Barratta. Sami siebie nazywają parafią filadelfijską i stoją na czele ruchu odnowy zarówno w Norwegii, jak i w innych krajach. Został nawrócony w wieku dwunastu lat. To niesamowite, prawda?
Elise słuchała. Dziwiła się, że Kristian był tak zaabsorbowany, mimo swojego młodego wieku, ale teraz dowiaduje się o nawróceniu dwunastolatka.
- Barratt stał się kaznodzieją zaledwie parę lat później - dodała starsza pani. - Przeżył chrzest duchowy i mówił językami.
Elise nic nie powiedziała. Ta ostatnia informacja brzmiała nieprzyjemnie. Czy tak będzie też z Kristianem?
Kiedy stypa się skończyła, Elise chciała iść do domu. Nie rozmawiała z Asbjørnem, choć Johan uważał, że tak nie wypada.
- Jeszcze się z nim nie przywitaliśmy, po wyjściu z cmentarza wiele osób do niego podchodziło. Myślę, że jeszcze raz powinniśmy zaoferować Anne Sofie pobyt u nas, wygląda blado i nieszczęśliwie. Peder usłyszał, co Johan powiedział.
- Myślę, że ona jest chora. Próbowałem się do niej uśmiechnąć, ale odwróciła głowę.
Poczekali, aż większość osób poszła do domu, i razem podeszli do Asbjørna i Anne Sofie. Kristian poszedł pieszo do domu. Hilda z mężem wsiedli do swojego dużego powozu, zabierając po drodze Berntine i Juliusa.
Jakiś sąsiad rozmawiał z Asbjørnem. Anne Sofie stała obok, sztywna, blada i poważna.
Elise pochyliła się, by ją uścisnąć. Anne Sofie stała równie sztywno i nieporuszenie.
- Nie miałabyś ochoty zamieszkać z nami kilka dni, Anne Sofie? Peder i Evert bardzo by chcieli, żebyś przyszła.
Anne Sofie pokręciła głową, nie patrząc na nią. Peder się wtrącił.
- Mamy kociaki. Mamy też duży ogród, w którym możemy przebywać, ile tylko chcemy. A obok kuźni jest huśtawka.
Anne Sofie spuściła wzrok.
- Ojciec mi nie pozwala - wyszeptała. Elise pogłaskała ją po głowie.
- On cię teraz potrzebuje, ale może później ci pozwoli. Anne Sofie pokręciła głową.
- Zamierzamy się przeprowadzić do Bekkelaget, gdzie mieszka mój wujek. Peder spojrzał na Elise.
- A daleko do tego Bekkelaget? Tak samo daleko jak do Eidsvoll? Pokręciła głową.
- Bekkelaget leży na wzgórzu, na przedmieściach Kristianii. Można tam szybko dojechać pociągiem, ale na piechotę jest dużo gorzej. Trzeba iść cały czas pod górę.
Peder odwrócił się do Anne Sofie i powiedział z zapałem: - Może będziemy mogli cię odwiedzić?
- Nie wiem, czy ojciec się zgodzi. W tym samym momencie Asbjørn skończył rozmawiać z sąsiadem i gwałtownie odwrócił się w ich stronę.
- Musimy już iść, Anne Sofie. Pani Muus zaprosiła nas na obiad. Państwo Mathiesen też są zaproszeni.
Wziął Anne Sofie za rękę, skinął im i odszedł. Elise i Johan wymienili spojrzenia. Johan otoczył ją ramieniem.
- Nie przejmuj się, Elise. Pokręciła głową, próbując zdławić płacz. Nie wiedziała, czy chce jej się płakać z powodu zachowania Asbjørna, czy dlatego, że matka umarła. Dlaczego miałaby się przejmować Asbjørnem? On nigdy nie ukrywał, że mu na nich nie zależy. Ścisnęła dłoń Pedera.
- Asbjørn zachowuje się jak nie on - pocieszała go. - Jest w głębokim żalu. Jestem pewna, że za jakiś czas będziemy mogli odwiedzić Anne Sofie.
14
Hugo Ringstad zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Marie i Signe zachowywały się bardzo głośno. Westchnął głęboko. Uważał, że z każdym dniem jest coraz gorzej. Zarówno Signe, jak i Sebastian działali Marie na nerwy. Chłopiec był niewychowany, brakowało mu dobrych manier. Najgorsze było to, że nikt nie miał prawa zwracać mu uwagi, bo Signe dostawała ataku furii. Ale ona mogła na niego krzyczeć, besztać go albo odtrącić.
Marie to nie służyło. Jemu zresztą też nie. Czuł się ociężały, bezradny i stary. Powinien był powiedzieć Signe kilka słów prawdy i zażądać, żeby razem z Sebastianem zaczęli stosować się do zasad panujących w jego domu. Kiedy sytuacja wyglądała tak jak teraz, najchętniej trzymał się na uboczu. Z Marie również nie było najlepiej. Tyle było zmartwień.
Chociaż on właściwie też miał lepsze chwile. Czasami, kiedy Marie była w złym humorze, uciekał do stajni. Ciężko było spojrzeć prawdzie w oczy: zawsze był tchórzliwy, mimo że ostatnio zaczął być bardziej stanowczy.
Znów westchnął. Signe tutaj zostanie, musi się z tym oswoić. Sebastian był synem Emanuela i mimo że pochodził z nieprawego łoża, byli w takiej sytuacji, że nie mogli się wykręcić. Wielu innych ojców przymykało oczy na skoki w bok swoich synów i udawało, że ich dzieci z nieprawego łoża nie istnieją, ale Marie sprawiła, że nie mógł postąpić w ten sam sposób. Pozwalając, żeby ludzie z wioski uwierzyli, że Signe była żoną Emanuela, uwikłali się w kłamstwo, z którego ciężko będzie im wybrnąć. Wiele osób poznało prawdę, ale dopóki Signe zachowywała się, jakby była wdową po Emanuelu, a Marie ją w tym wspierała, nie pozostawało mu nic innego, jak robić dobrą minę do złej gry.
I jeszcze na dodatek Sjur Bergeseth. Jak Signe mogła się zakochać w takim pasożycie. Ona, która była z Emanuelem...!
Sjur do niczego się nie nadawał, wszyscy o tym wiedzieli. Nie pomagał w gospodarstwie swojego ojca ani nie miał żadnego fachu. Teraz udało mu się najwyraźniej zawrócić Signe w głowie - nietrudno zrozumieć, w jakim celu. Miał możliwość stać się panem na jednym z największych gospodarstw, nie musiał nawet się starać, żeby to osiągnąć. Tak mu się przynajmniej wydawało. Chociaż z pewnością słyszał o żonie Emanuela, Elise, i małym Hugo. Jak on sobie wyobrażał, że wysadzi ich z siodła?
Hugo wiedział, że gdyby nie Sjur, Signe już dawno by wyjechała. Mieszkała tu już od czterech miesięcy - to były najdłuższe cztery miesiące w jego życiu.
Sebastian był nie do zniesienia. Przykro było tak mówić o własnym wnuku, ale taka była prawda. A Signe wcale nie była lepsza. Była humorzasta i choleryczna, miała wielkie wymagania i była niewdzięczna. Służący mieli jej po dziurki w nosie, ale musieli spełniać jej nakazy i złe traktowanie. Kiedy Hugo próbował kilka razy protestować, natychmiast zjawiała się Marie.
Zastanawiał się, jakby to było, gdyby mieszkała tu Elise z dziećmi, a Signe w ogóle nie istniała. Wtedy byłby szczęśliwy. Emanuel kochał Elise, mimo że ją zdradził i nie był w stanie żyć w takich trudnych warunkach. Widział jej zalety, zakochał się w jej łagodnej naturze. Elise z pewnością stworzyłaby tu pełne ciepła i harmonii ognisko domowe.
Teraz wyszła za mąż za swoją pierwszą, wielką miłość. Nie żałował jej tego, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że zmniejszało to możliwość sprowadzenia ich tutaj. Jej mąż był rzeźbiarzem - artystą - i z pewnością zależało mu, żeby żyć wśród innych artystów, w stolicy kraju. Jedyne, na co mógł mieć nadzieję, to, że Peder, Evert i Kristian przyjadą tu, kiedy ukończą naukę i odnajdą radość w prowadzeniu gospodarstwa. W ten sposób małemu Hugo będzie łatwiej, kiedy nadejdzie jego czas.
Przez moment rozważał, czy nie wyjść na dwór, żeby uniknąć wchodzenia do kuchni i bycia świadkiem kolejnej kłótni, ale był głodny i miał ochotę na kawę, poza tym padało, więc by zmókł.
Zdjął kalosze i założył drewniane chodaki, po czym wszedł do środka.
Marie odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego bezradnym wzrokiem.
- Co się tu dzieje? - W jego głosie było słychać zmęczenie.
- Sjur potrzebuje pieniędzy i poprosił Signe o pożyczkę. - Marie prawie udało się przezwyciężyć problemy z mówieniem, ale najwyraźniej jej twarz nigdy nie będzie wyglądała tak samo. Nie przestanie też pewnie utykać.
Spojrzał na Signe. Siedziała przy stole z zaciętym wyrazem twarzy.
- To nie jest nasza sprawa. Jeśli masz pieniądze, żeby mu pożyczyć, to zależy od ciebie. Signe prychnęła z pogardą.
- Dobrze wiesz, że nie mam pieniędzy. Wiem, że zatroszczyłeś się o los Sebastiana w twoim testamencie. Chciałabym teraz poprosić cię o zaliczkę.
- Te pieniądze nie są twoje. Należą do Sebastiana, który ma je przeznaczyć na kształcenie, kiedy dorośnie.
- Nie potrzebuje wykształcenia, przejmie gospodarstwo Stangerud.
- Chyba nie sądzisz, że można prowadzić gospodarstwo, nie mając wykształcenia?
- Jest uzdolniony i na pewno będzie zaradnie gospodarzył. Tak jak ojciec.
- Nie możesz tego wiedzieć. Signe się zaczerwieniła.
- Nie wierzysz we własnego wnuka?
- Mówię tylko, że tego nie możesz wiedzieć. Nie zamierzam ci dawać pieniędzy ze spadku Sebastiana. A już w ogóle nie po to, żeby dostał je ten obibok Sjur Bergeseth.
Signe gwałtownie wstała od stołu i krzyknęła: - Pożałujesz tego!
Potem wymaszerowała poirytowanym krokiem z kuchni, z płonącym wzrokiem. Trzasnęła za sobą drzwiami, tak że z półki zawieszonej, na ścianie zleciała filiżanka i upadła na podłogę. Marie spojrzała na niego, a do oczu napłynęły jej łzy.
- Co teraz zrobimy? Ciężko opadł na ławę i pokręcił głową.
- Nic nie możemy zrobić.
- A co, jeśli ona coś wymyśli?
- Co by to mogło być? Nie może nic zrobić. W przeciwnym razie odeślemy ją z powrotem do Stangerud.
- Wiesz, że to się nie uda. Próbowałeś tego lata, ale się poddałeś. Nie chce wyjechać, bo chce być obok Sjura.
- Za jakiś czas się sobie znudzą. Marie osuszyła oczy chusteczką i pokręciła głową.
- On chce Ringstad. Ona mu się nigdy nie znudzi.
- Ale ona wkrótce zauważy, jakim on jest nierobem.
- Ona się tym nie przejmuje. Dopóki będzie jej dawał to, czego od niego chce. Spojrzał na nią.
- Co przez to rozumiesz?
- Dobrze wiesz. Nie trwało długo, zanim zaszła w ciążę z Emanuelem. Hugo nic nie powiedział, poczuł, że ze złości robi mu się gorąco. Suka!, pomyślał w duchu.
- Jeśli Sjur będzie ojcem brata albo siostry Sebastiana, jedną nogą będzie w Ringstad - kontynuowała Marie. - Jeśli Sebastian odziedziczy Ringstad...
- Nie odziedziczy! Dobrze o tym wiesz!
- Małemu Hugo może się coś stać. Nad rzeką Aker połowa dzieci umiera - tak mi mówiła Signe. Zapadają na przeróżne choroby przez to, że woda pitna jest tak złej jakości, zakażona przez brudną wodę z rzeki.
- Ale oni już nie mieszkają nad rzeką.
- To nie ma znaczenia. Chodzą do szkoły z biednymi dziećmi. Na szkolnym podwórku wszyscy piją wodę z jednej menażki. Według nowej ustawy, dzieci z nieprawego łoża są uprawnione do spadku.
- Jeżeli ojciec przyzna się do dziecka.
- Zgadza się, a Signe mówi, że Emanuel to zrobił. Ma dokument, który to potwierdza. Hugo zmarszczył brwi.
- Czy Emanuel podpisał dokument, który stwierdza, że jest on ojcem Sebastiana?
- Signe tak twierdzi.
- Nigdy o tym nie wspominała.
- Mówi, że nie chciała mówić o spadku, zaraz po śmierci Emanuela. To byłoby nietaktowne wobec nas.
Hugo prychnął.
- Od kiedy Signe jest taktowna? Marie nie odpowiedziała. Zrobiła to co on: głęboko i z rezygnacją westchnęła.
15
Elise osłoniła oczy od słońca, wpatrując się w mężczyznę idącego po podwórzu. Przed chwilą była w kuźni u Johana i podziwiała rzeźbę przedstawiającą pracownicę fabryki w drodze do pracy. Wyglądała jak żywa, Elise aż ciarki przeszły po plecach. Można było prawie poczuć, jak ta kobieta walczyła, idąc naprzód w przeszywającym na wskroś zimnie, martwiąc się o dziecko, które niosła na ramieniu. Dzisiaj miał tutaj przyjść profesor z jakimiś możnymi panami, żeby obejrzeć prace Johana. Była tym tak podekscytowana, że nie mogła już wytrzymać.
Nie wyglądało na to, żeby mężczyzna kierował się w stronę głównego budynku. Teraz się zatrzymał i zaczął rozglądać wokół, tak jakby kogoś szukał. Niepewnie, wyszła mu na spotkanie.
- Czy mogę panu w czymś pomóc? Mężczyzna wyglądał na zdezorientowanego i wyciągnął z kieszeni kartkę papieru. Był dobrze ubrany, ale inaczej niż większość ludzi. Nie była w stanie stwierdzić, co to było, ale widziała, że nie pochodzi z Kristianii. Ponieważ nic nie mówił, tylko czytał z kartki, pomyślała, że mógł być obcokrajowcem, który nie rozumiał norweskiego.
Czy mógł mieć coś wspólnego z tym duńskim wydawnictwem?
W końcu na nią spojrzał.
- Czy to gospodarstwo Vøienvolden? - Miał dziwny akcent i problem z wymówieniem Vøienvolden.
Pokiwała głową i wskazała główny budynek.
- Jeśli chce się pan skontaktować z właścicielem fabryki, panem Berge, to mieszka on wraz z żoną na parterze. Jego matka, wdowa Anne Lovise Berge, mieszka na pierwszym piętrze. Pokręcił głową.
- Nie, nie oni. Wtedy do niej dotarło. Z pewnością należał do tej samej społeczności religijnej co dzierżawca. Mieli swoje odgałęzienia także za granicą. Wiedziała, że tego wieczoru ma być spotkanie, ale Johan powiedział, że nie będzie w nim uczestniczyć, ponieważ ma przyjść profesor z tymi możnymi panami. Ona będzie musiała się zajmować Hugo i Jensine, bo Peder i Evert pracują po szkole. Wskazała w kierunku mieszkania dzierżawcy.
- Dzierżawca? Może umiał tylko kilka słów po norwesku. Elise nigdy nie uczyła się języków obcych i nie będzie umiała mu odpowiedzieć, jeśli zada pytanie po angielsku albo niemiecku. Ponownie pokręcił głową i rozłożył pomiętą kartkę.
- Elise Løvlien?
Poczuła, że się rumieni. Kim on jest, na Boga?
- Tak, to ja - odpowiedziała niepewnie. Pomarszczoną twarz natychmiast rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Elise? That's you? Czy to ty? Patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. Wyciągnął do niej rękę.
- Jestem twój wujek. Wuj Kristian.
Nadal się w niego wpatrywała, nie mogąc w to uwierzyć. Czy on sobie z niej żartuje? Nie kontaktowali się z wujem Kristianem całe wieki, on do nich też nie pisał. Wiele razy myślała o tym, że to źle z ich strony, że nie utrzymują z nim kontaktów, ale ona zawsze miała tyle rzeczy na głowie.
- Kristian Aas? Z Ulefoss? Z Ameryki?
Pokiwał głową śmiejąc się tak, że aż łzy pociekły mu po policzkach.
- You don't believe me. Nie wierzysz mi. Elise zakręciło się w głowie.
- Czy to prawda? To ty, wuju Kristianie?
- Oczywiście, że jestem twój wujek. Jestem brat Jensine. Bardzo dziwnie wymawiał r, ale rozumiała, co do niej mówił. Teraz do niej dotarło. Wuj Kristian w końcu wrócił do ojczyzny, ale nie zdawał sobie sprawy, że jego siostra nie żyje! Poczuła, jak robi jej się przykro i tępy ból ściska jej żołądek. Jak ona mu to wytłumaczy?
- Gdzie jest Jensine? - dopytywał. - Ona nie mieszkać tu? - Wskazał na budynki w gospodarstwie.
Elise przełknęła ślinę. Od pogrzebu minął dopiero tydzień. Jak ma mu to powiedzieć? To będzie dla niego ogromne rozczarowanie. I dlaczego on nie mógł przyjechać wcześniej. Może mógłby nawet dodać matce otuchy i ta nabrałaby nowych sił.
- Jest mi ogromnie przykro, wujku Kristianie, ale...
W tej samej chwili zauważyła Pedera i Everta wbiegających na podwórze. Mieli w zwyczaju przychodzić do domu, żeby zostawić książki, zanim pójdą do pracy.
- O, właśnie nadchodzą Peder z Evertem! - powiedziała, przerywając sama sobie. Wuj Kristian odwrócił się w ich stronę.
- Peder, the youngest? Najmłodszy syn Jensine? - Roześmiał się głośno i wybiegł chłopcom na spotkanie.
Elise pospieszyła za nim.
- To wujek Kristian! - krzyknęła do nich. - Przyjechał z Ameryki!
Chłopcy zatrzymali się jak wryci i wpatrywali się z otwartymi ustami w mężczyznę, który podążał w ich kierunku. Peder miał oczy jak duże guziki, policzki mu płonęły. - Nie kłamiesz? - zapytał, najwyraźniej był równie niepewny i podejrzliwy jak ona sama.
Elise się roześmiała.
- Nie, to prawda. Peder, który był impulsywny, rzucił się wujowi na szyję.
- Przyjechałeś aż z Ameryki? Jak ci się to udało? Obierałeś cały czas kartofle? Wuj Kristian zwrócił się z uśmiechem do Elise.
- Ja nie rozumiem. Co znaczy kartofle?
- Peder zastanawia się, skąd miałeś pieniądze na tak kosztowną podróż, i pyta się, czy obierałeś na statku ziemniaki.
Wuj Kristian śmiał się teraz tak serdecznie, że jego ogromny brzuch się trząsł. Chwycił Pedera za ramię i łagodnie nim potrząsnął.
- Ty mały nicponiu, ty myśleć, że ja jestem biedak? Peder pokręcił głową.
- Nie, myślę, że nie jesteś biedny, ale nie jesteś też bogaty. Ludzie, którzy wyjeżdżają do Ameryki, stoją przy maszynach albo są w pracy cały dzień, i Thoresen mówi, że tylko niektórzy się bogacą. On się wzbogacił, ale mimo wszystko nie chciał ciotki Ulrikke, dlatego, że nie jest równie bogata jak on.
Wuj Kristian spojrzał pytająco na Elise, najwyraźniej niewiele zrozumiał z tego, co powiedział Peder.
- Proszę, chodź ze mną i wejdź do domu! - powiedziała, wskazując na ich mieszkanie. - Skąd wiedziałeś, że tu mieszkamy?
- Zapytałem jakiejś miłej pani znad wodospadu. Siostry twojego męża. Nie wiedziałam, że jesteś zamężna z number two - dorzucił, pokazując dwa palce.
- Mam ci wiele do powiedzenia, wujku, ale najpierw zrobię kawę. Chciała chwilę poczekać, zanim zawoła Johana - był bardzo zajęty dopieszczaniem swojego dzieła przed wizytą profesora.
Wuj Kristian miał ze sobą tylko aktówkę, bagaż najwyraźniej zostawił w innym miejscu. Zastanawiała się, czy zna kogoś w mieście i gdzie się zatrzyma. Jeśli nie będzie miał gdzie przenocować, odstąpią mu z Johanem swoją sypialnię, a sami przeniosą się do pokoju dzieci. Mieli szczęście, że w ich domu było tyle miejsca.
Wuj zatrzymał się na samym środku pokoju i z uśmiechem rozejrzał się wokół.
- Jak tu przyjemnie! Przypomina mi Ulefoss. W jego spojrzeniu pojawiła się jakaś tęsknota. Elise pokiwała głową.
- Mama opowiadała o czerwonym robotniczym domku. Trójka jej braci spała w kuchni, a reszta na materacach położonych na podłodze w izbie.
Pokiwał głową uśmiechając się.
- Ja leżałem w kuchni. To było największe pomieszczenie, nie mieliśmy żadnego - jak wy to nazywacie...? - Pokazał na jeden z pokoi. - Dining room?
- Jadalni? Mama mówiła, że mieliście tylko kuchnię i małą izbę. U nas też tak było, jak mieszkaliśmy w Andersengården, ale wy mieszkaliście w warunkach bardziej wiejskich. Mamie brakowało trawy i drzew przed domem, więc była bardzo szczęśliwa, kiedy zamieszkaliśmy w mieszkaniu kierownika fabryki. Tam gdzie byłeś dzisiaj i spotkałeś siostrę mojego męża - dodała szybko.
Peder i Evert stali i dużymi oczami wpatrywali się w ekscytującego gościa. Elise zwróciła się do nich.
- Nie musicie iść do pracy, chłopcy? Pokiwali z niechęcią głowami.
- Wuj Kristian z pewnością zostanie u nas przez jakiś czas. Jeszcze się z nim zobaczycie. Wuj był nagle bardzo zajęty otwieraniem swojej aktówki. Wyciągnął dwie małe paczki, przeczytał, co było na nich napisane i wręczył każdemu z chłopców po jednej. Peder i Evert wpatrywali się w nie z zaskoczeniem.
- To dla nas? - Peder spojrzał na wuja z niedowierzaniem.
- Tak, tak. Naturalnie. Prezenty dla was. Chłopcy zaczęli odpakowywać. Ich ekscytacja sięgała zenitu. W obydwu paczkach było to samo - czerwony automobil wystrugany z drewna. Dokładnie taki sam jak te automobile, które Elise widziała na zdjęciu w gazecie, z kierownicą, małymi parafinowymi lampami z każdej strony, z budą i wielkimi kołami, które się kręciły.
Peder i Evert wpatrywali się w te niezwykle piękne prezenty, obydwoje byli wyraźnie oczarowani.
Wuj Kristian roześmiał się.
- To jest Mercedes. Potem dostaniecie coś jeszcze. Każdy dostanie aeroplan, mam je w walizce.
Peder spojrzał na Elise.
- Myślisz, że to prawda? Dostaniemy kolejny prezent świąteczny? Elise się uśmiechnęła.
- Nie mówiłby tego, gdyby to nie była prawda, ale teraz musicie już iść, w przeciwnym razie się spóźnicie.
Z niechęcią poszli do swojego pokoju i zostawili tam swoje prezenty. Kiedy wrócili, uroczyście się ukłonili.
- Dziękujemy, wujku Kristianie - powiedzieli chórem. Wuj Kristian się roześmiał.
- Nauczyliście się być grzeczne?
- Gdzie są reszta dzieci? - zapytał, kiedy chłopcy wyszli Elise wsypała świeżo zmielona kawę do dzbanka i postawiła go na ogniu.
- Hugo i Jensine bawią się w ogrodzie. Właśnie udało mi się znaleźć do nich małą opiekunkę. To dzięki tej dziewczynce mieszkamy teraz tu, w Vøienvolden.
Opowiedziała mu o swoim spotkaniu z Dagny.
- Teraz znów się pojawiła i zapytała, czy będzie mogła się zajmować najmłodszymi. Dzięki temu mogę poświęcić więcej czasu na pisanie. Piszę książki - to moja praca.
Wyciągnęła chleb, masło, syrop i ser topiony. Żałowała że nie może go poczęstować niczym więcej.
- Piszesz książki i je sprzedajesz?
- Moje dwie książki zostały wydane, a trzecią wysłałam do wydawnictwa. Teraz w napięciu czekam, co o niej powiedzą. Czekając na odpowiedź, piszę kolejną książkę, która przede wszystkim traktuje o dzieciach.
Wuj pokręcił z uśmiechem głową.
- Impressing. To znaczy, jestem pod wrażeniem. Czy Jensine mieszka daleko stąd? Nie mogła już tego odkładać na później.
- Usiądź, wujku Kristianie. - Podsunęła mu najlepszy fotel. - Mam dla ciebie smutną wiadomość - zaczęła mówić dalej, kiedy oboje usiedli. - Matka nie żyje. Jej pogrzeb odbył się niewiele ponad tydzień temu.
Zapadła cisza. Ramiona mu opadły, zaczął wpatrywać się w podłogę.
- Wiedziałem - powiedział po chwili. - Miałem zły sen. Dlatego chciałem pojechać do domu.
- Jest mi bardzo przykro. Z powodu śmierci matki i ze względu na ciebie. Cały czas o was myślała, mówiła, że napisze, ale nie udało jej się.
Znów zapadło milczenie.
- Przyjechałem za późno. - Zauważyła, że usta mu zadrżały. - Często myślałem tak. Możesz przyjechać za późno, Kristian - tak do siebie mówiłem. To boli. Teraz nie pogodzimy już się.
- Matka dawno wam przebaczyła. Szkoda, że jej nie widziałeś, kiedy czytałam jej na głos twój list. Miała łzy w oczach.
Spojrzał na nią, jego oczy też były wilgotne.
- Opowiedz mi o wszystkim, proszę.
Opowiedziała mu o tym, co się działo w ciągu ostatnich lat, zarówno u matki jak i u innych. Podkreślała, jak matce było dobrze, opisała dużą willę w szwajcarskim stylu na Kjelsås i opowiedziała, jaki dobry był dla niej Asbjørn.
- Nie mógł jej się trafić lepszy mąż - powiedziała na koniec. - Jego córeczka z pierwszego małżeństwa, traktowała ją jak własną matkę i jest w głębokim żalu po jej śmierci.
- Ale ona była wasza matka - powiedział i spojrzał na nią ze zdziwieniem w oczach. - Dlaczego jej synowie mieszkać u ciebie, a nie ze swoją matką?
- Matka była osłabiona po tym, jak zapadła na suchoty. Większość ludzi na to umiera, ona była jedną z tych szczęśliwych osób, które dostały się do sanatorium i wyzdrowiały. Kiedy wyszłam za mąż, zamieszkała z nami. Mieliśmy lokatora, który był wdowcem, on i matka przypadli sobie do gustu. Kiedy przeprowadzili się do własnego mieszkania, matka nie była w stanie zajmować się wszystkimi.
- Miała następne dzieci? Elise pokiwała głową.
- Małą córeczkę, która szybko zmarła. Ciąża i żal po jej stracie bardzo ją przytłoczyły i stopniowo stan jej zdrowia się pogarszał. Wydaje mi się, że przez ostatni rok dużo czasu spędzała w łóżku.
- Wydaje ci się. Nie wiesz? Elise spuściła wzrok.
- Powinnam była częściej ją odwiedzać, ale kiedy zostałam sama, miałam tyle na głowie, a poza tym...
- Poza tym jej mąż nie podobało się, kiedy do nich przychodziłaś? Spojrzała na niego, zdumiona.
- Skąd wiesz? Uśmiechnął się.
- Rozumiem. Wiele widziałem w życie. Kiedy mężczyzna nie chce mieć dzieci swoja żona, to znaczy, że nie lubi ich.
Elise nic nie powiedziała. Wstała i poszła po dzbanek z kawą.
Kiedy wróciła, spojrzał na nią dobrotliwym wzrokiem. Nigdy wcześniej nie widziała spojrzenia tak łagodnego i pełnego uśmiechu. Jego oczy były jak małe szparki otoczone dużą ilością zmarszczek.
- Cieszę się, że cię spotkałem, Elise. Moja siostra nie żyje, ale mam siostrzenicę, która jest miła i dobra i mam moich siostrzeńców, którzy ucieszyli się na mój widok. Evert nie jest synem, ale rozumiem, że jest jak syn. Mam szczęście. Inni Norwegowie wrócili do kraju i nie odnaleźli swoich, bo wszyscy pomarli. Ja odnalazłem wielu.
Uśmiechnęła się do niego.
- Cieszę się, że przyjechałeś, i nie mogę się doczekać, kiedy opowiem o wszystkim Johanowi, mojemu mężowi. No i Hildzie, i Kristianowi! Johan jest rzeźbiarzem i pracuje w kuźni, tutaj, w gospodarstwie. Teraz spodziewa się wizyty profesora, który mu pomógł, ale teraz z pewnością zrobił się głodny.
- Rzeźbiarz? On też artysta? Pokiwała głową.
- Dorastał w tej samej kamienicy co my. Kiedy byliśmy mali, byliśmy parą. Wuj się roześmiał.
- Romantyzm? Podoba mi się. Co z twoją siostrą Hildą? Czy ona też przeżyła romance? Elise znów przytaknęła.
- Tak, jest zamężna z kierownikiem przędzalni, w której obydwie pracowałyśmy. Mają dwójkę dzieci i mieszkają w eleganckim domu, nie tak daleko stąd.
Przewrócił oczami.
- W eleganckim domu? Jak jej się udało złapać tego mężczyznę? Elise się roześmiała.
- Nie mam pojęcia.
- Ona bardzo ładna, tak jak ty. Spuściła wzrok, czując że się czerwieni.
- A Kristian, który nosi moje imię? Gdzie on jest?
- Mieszka u Hildy. Uniósł brwi.
- U kierownika fabryki? Ale jest inny niż mąż Jensine? Elise pokiwała głową.
- Zmienił się. Wcześniej był taki sam jak większość kierowników fabryk, ale teraz bardziej się przejmuje sytuacją robotników.
- Miałaś na niego wpływ? Jest on dumny ze swojej szwagierki, co pisze książki? Elise wstała.
- Nie wiem, pójdę teraz po Johana.
16
Johan był właśnie w trakcie sprzątania swojego atelier.
- Johanie, mam dla ciebie wielką nowinę! Musisz przyjść i się przywitać z niespodziewanym gościem!
Johan zmarszczył brwi.
- Muszę? Miałem zamiar zjeść kilka kromek chleba i szybko tu wrócić, żeby dokończyć sprzątanie.
- Nie uwierzysz! Wuj Kristian przyjechał! Z Ameryki! Spojrzał na nią, zaskoczony.
- Brat twojej matki? Pokiwała głową.
- Nagle zauważyłam, że na podwórze wszedł jakiś obcy mężczyzna. Mówi w jakiś dziwny sposób, ale rozumiem go.
Johan pokręcił głową i się roześmiał.
- W takim razie rozumiem, że byłaś zaskoczona. Pisałaś do niego ostatnio?
- Nie, przez długi czas się nie odzywałam. Miałam wyrzuty sumienia, ale zawsze brakowało mi czasu.
- Czy on wie, że twoja matka nie żyje?
- Musiałam mu o tym powiedzieć. To było dla niego wielkie rozczarowanie i smutek, ale nie był tak przerażony, jak myślałam, że będzie. Mówił mi, że miał zły sen. To dlatego zdecydował się na podróż do domu.
Johan umył dłonie w miednicy i wytarł je w spodnie.
- Mówiłaś mu o mnie?
- Tak. Cieszy się na spotkanie z tobą i był pod wrażeniem, kiedy mu powiedziałam, że jesteś rzeźbiarzem.
- A czy wie, że byłaś już wcześniej zamężna?
- Tak, wie prawie o wszystkim. Nazwał mnie Elise Løvlien, kiedy przyszedł, ale list od niego był zaadresowany do Elise Ringstad. Myślę, że jest trochę przytłoczony informacjami. Peder i Evert wpadli do domu, żeby zostawić książki, i dostali od niego po zabawce automobilu. Byli wniebowzięci.
Pospieszyli do domu.
Wuj Kristian serdecznie przywitał się z Johanem. Elise od razu zauważyła, że przypadli sobie do gustu. Podczas posiłku tych dwóch cały czas ze sobą rozmawiało, ona natomiast zadowoliła się usługiwaniem i przysłuchiwaniem się ich rozmowie. Wuj Kristian chciał się dowiedzieć czegoś na temat pobytu Johana w Kopenhadze i Paryżu, o jego pracach i okresie dorastania.
Johan był na tyle szczery, że opowiedział mu nawet o pobycie w więzieniu i pracy w zakładzie kamieniarskim, nie ukrywając, co to dla niego znaczyło.
- Wtrącono go do więzienia Akershus, ponieważ desperacko próbował znaleźć pieniądze na lekarstwo dla swojej siostry - pospiesznie dodała Elise. - Namówili go do tego nieuczciwi koledzy. Johan został zwolniony przed czasem za dobre sprawowanie.
Wyglądało na to, że wuj się tym specjalnie nie przejął, machnął tylko ręką.
- Takie rzeczy się zdarzają. W Ameryce częściej niż tu. Widzę, że twój mąż nie jest zwykłym złodziejaszkiem.
Ponownie zwrócił się do Johana.
- Możesz mi coś pokazać? To znaczy coś, co wyrzeźbiłeś? Elise nie mogła się powstrzymać i odpowiedziała, zanim Johanowi udało się dojść do słowa.
- Właśnie skończył piękną rzeźbę. Profesor przyprowadzi dziś ze sobą kilku dżentelmenów, którzy mają ją obejrzeć.
- Po to, żeby ją zakupić? Elise spojrzała na Johana.
- Miejmy nadzieję. Johan wyglądał, jakby się czuł nieswojo.
- Nie możesz się mną chwalić, Elise. Potem ludzie mogą się tylko rozczarować, kiedy zobaczą moje prace.
Wuj Kristian wstał od stołu.
- Mogę ją obejrzeć, zanim przyjdą ci panowie? Johan szybkim ruchem wstał z krzesła. Wcześniej, nim usiadł, położył na krześle starą gazetę, żeby go nie ubrudzić, teraz gazeta zsunęła się na podłogę.
Elise poszła za nimi do atelier. Nie chciała tego przegapić. Wuj Kristian stanął w drzwiach, wpatrując się w postać, która stała na środku. Otworzył usta, ale nie padło z nich żadne słowo.
- Zatytułowałem ją W drodze do fabryki - wyjaśnił Johan. W jego głosie nie było słychać dumy, wydawał się nawet trochę przestraszony, jak gdyby nie był pewien, czy wujowi podoba się to, co zobaczył. - Przedstawia pracownicę fabryki, która zmuszona jest zabrać ze sobą dziecko, ponieważ nie ma kto się nim zaopiekować, podczas kiedy ona będzie w pracy. - Spojrzał na wuja Kristiana, czekał, aż ten coś powie.
Wuj nadal nic nie mówił. Dopiero po kilku sekundach, które ciągnęły się w nieskończoność, wuj zapytał ze zadziwieniem w głosie:
- Sam ją wyrzeźbiłeś? Johan wyglądał na trochę zdezorientowanego.
- Tak, to ja ją wyrzeźbiłem. Wuj Kristian pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Czy mogę ją kupić? Johan spojrzał na Elise, jak gdyby chciał ją prosić o radę. Chyba nie przyszło mu do głowy, że wuj mógłby zadać takie pytanie.
- Ktoś przyjdzie, żeby ją obejrzeć. Razem z profesorem.
- Rozumiem. Muszą najpierw złożyć oferta kupna, ale jeśli ja zaproponuję więcej, to jest moja, nieprawdaż?
Johan się uśmiechnął.
- Niekoniecznie złożą jakąkolwiek ofertę. Ludzie nie są zainteresowani rzeźbami przedstawiającymi biedę.
- Ale ja jestem. - Głos wuja Kristiana brzmiał entuzjastycznie. Johan znów spojrzał na Elise, wyraźnie nie wiedział, jak ma się zachować.
Elise czuła, że wali jej serce. Wuj Kristian był tak zachwycony pracą Johana, że chciał ją kupić! Nie wyglądało też na to, żeby specjalnie przejmował się ceną rzeźby! Miała w takim razie rację! Ta rzeźba to majstersztyk! Nie mogła opanować śmiechu, przepełniała ją radość.
- Potraktuj to jako wyraz uznania, Johan! Johan znów na nią spojrzał, policzki mu poczerwieniały i wyglądał na trochę bezradnego.
Pomyślała, że jest zbyt skromny. Sam nie wiej dział, jak bardzo jest utalentowany. Zwróciła się do wuja.
- Zauważyłeś to popiersie, które stoi na półce w salonie? To również dzieło Johana. Wuj otworzył szerzej oczy.
- Widziałem. Byłem zaskoczony. Zastanawiałem się, skąd Elise miała pieniądze, żeby to kupić. Może zna mistrza?
Cała trójka wybuchła śmiechem. Nagle z zewnątrz dobiegły ich męskie głosy, zamilkli i zaczęli nasłuchiwać.
- Wydaje mi się, że to profesor. - Johan od razu zrobił się niespokojny. Elise i wuj Kristian odwrócili się w stronę wyjścia.
- Pamiętaj, co powiedziałem! - krzyknął szybko wuj Kristian. - Nie wolno ci jej sprzedać, zanim nie dowiem się, ile ci oferują.
Johan się roześmiał, najwyraźniej myślał, że wuj nie mówi tego na poważnie. Na podwórzu stało czterech panów, wpatrując się z zainteresowaniem w główny budynek, podczas gdy jeden z nich coś wskazywał i wyjaśnił. Nie zwrócili uwagi na nią i na wuja Kristiana.
Szybko przemknęła obok nich, nie miała ochoty się z nimi witać. To by ich tylko zatrzymało i Johan musiałby czekać dłużej, niż to było konieczne.
Jak tylko znaleźli się z powrotem w domu, zwróciła się do wuja.
- Pomyślałam, że możemy zabrać maluchy i przejść się do Hildy. A może wolałbyś odpocząć po podróży, wujku?
Uśmiechnął się, trochę zawstydzony.
- Nie jestem już młody, a podróż była długa.
- Wiesz, gdzie będziesz mieszkać? W Kristianii, czy może chciałbyś zamieszkać u nas?
- Chciałem tylko odwiedzić moją siostrę i jej rodzinę. Nic poza tym nie planowałem.
- Gdzie jest twój bagaż?
- Został u siostry twojego męża.
- W mieszkaniu kierownika fabryki? W takim razie Johan z pewnością będzie mógł go przynieść, jak tylko profesor pójdzie.
Wuj Kristian pokręcił głową.
- On jest bardzo ciężki.
- Może wziąć taczkę. Pokażę ci teraz twój pokój, możesz się położyć i odpocząć. Muszę tylko najpierw pościelić łóżko.
Poprowadziła go do pokoju na tyłach domu i wyniosła pościel swoją i Johana do drugiego pokoju, w którym spali Hugo i Jensine. Wyjęła dla niego jedno ze swoich zgrzebnych prześcieradeł. Żałowała, że nie może dać mu nic lepszego, ale niestety nic takiego nie miała. W pośpiechu założyła też czystą poszewkę na ich ciężką kołdrę. Być może żona dzierżawcy będzie mogła jej pożyczyć jakąś starą kołdrę albo kapę.
Wuj Kristian był wyraźnie zadowolony, że może się na chwilę położyć. Podziękował jej, zanim wyszła z pokoju.
Z uśmiechem na twarzy wyszła na dwór, żeby odnaleźć Hugo, Jensine i Dagny.
Pomyśleć, że wuj Kristian przyjechał z Ameryki! To było prawie niepojęte.
17
Znalazła ich na schodach prowadzących do spiżarni. Bawili się w szkołę. Dagny była nauczycielką, a Hugo i Jensine byli uczniami. Hugo i Jensine cicho siedzieli, podczas gdy Dagny uczyła ich religii.
- I wtedy Jezus wyszedł z grobu, otrzepał ubrania z ziemi i trawy i po drabinie zaczął się wspinać nieba.
Uniosła palec wysoko w górę, a Hugo i Jensine powiedli wzrokiem za jej dłonią i spojrzeli w niebo.
Żadne z nich jeszcze jej nie dostrzegło. Zatrzymała się i zaczęła się przysłuchiwać.
- To była bardzo wysoka drabina, która sięgała aż do chmur - mówiła dalej Dagny. - Kiedy znalazł się w połowie drogi, zatrzymał się i spojrzał w dół, ale zakręciło mu się w głowie i musiał zasłonić oczy. Potem zaczął się dalej wspinać, aż się znalazł ponad chmurami i spotkał swojego ojca. To ty?, zapytał ojciec. Myślałem, że jeszcze przez jakiś czas zostaniesz na ziemi. Spotkałem tam małą dziewczynkę, która się o ciebie pytała. Mówi, że potrzebuje pomocy. Jej mama i tata piją, a najstarszy brat jest dla niej niedobry. Nie może też chodzić do szkoły, bo jej mama mówi, że nie potrzebuje się niczego uczyć, może myć podłogi, tak jak ona. Dziewczynka ma na imię Dagny i mieszka na Sagveien, tam gdzie mieszka dużo ludzi, którzy pracują w fabryce.
W tej samej chwili Dagny musiała się zorientować, że ktoś na nią patrzy i gwałtownie odwróciła się w stronę Elise.
- Jesteśmy w szkole. Ja jestem panią nauczycielką.
- To ładnie. Powinniście mieć ze sobą kanapki, ale możemy się tak pobawić, że dom to inna sala lekcyjna. I będziecie mogli zjeść tam.
Cała trójka ochoczo za nią ruszyła.
- Mamy gościa, który śpi w najdalszym pokoju. Najlepiej będzie, jak będziemy się zachowywać cicho, tak żeby go nie zbudzić.
Dagny spojrzała na nią.
- Czy on jest bardzo stary, skoro śpi w środku dnia?
- Nie, ale przyjechał aż z Ameryki.
- Czy to jest po drugiej stronie miasta?
- Nie, to dużo, dużo dalej. Żeby tam dojechać trzeba przez wiele dni płynąć statkiem.
- A dlaczego on tu przyjechał?
- Żeby się z nami przywitać. To mój wujek - Cieszyłaś się, że twój wujek przyszedł do ciebie z wizytą? Dagny niedowierzała.
- Oczywiście. Nigdy wcześniej go nie widziałam, bo mieszkał tak bardzo daleko.
- Kiedy nasz wujek do nas przychodzi, ojciec zamyka drzwi. Mówi, że wuj wypija cały jego winiak, i że nie chce pijaków w swojej kuchni, a przecież sam pije. Ale jego żona może do nas przychodzić. Jest służącą w pałacu królewskim i pomaga królowej zakładać te wszystkie diamenty. Niektóre może pożyczać, połyskują na każdym jej palcu. Mój ojciec też czasami bywa z nią w pałacu.
Elise pomyślała, jak dużo dziwnych rzeczy Hugo i Jensine jeszcze usłyszą, jeśli Dagny będzie się nimi nadal opiekować. Dobrze jest mieć wyobraźnię, ale Dagny ma jej chyba trochę za dużo.
Dzieci właśnie skończyły jeść i wybiegły na dwór, kiedy Johan pospiesznie wszedł do środka. Rozejrzał się wokół.
- Gdzie jest twój wujek?
- Śpi. Odstąpiłam mu naszą sypialnię. - Spojrzała na niego z wyczekiwaniem. - Co powiedzieli?
Wzruszył ramionami.
- Nic takiego. Myślę, że byli pod wrażeniem, ale uważają, że motyw, który wybrałem, nie jest łatwo zbywalny. Kto by chciał w swoim ogrodzie albo halu rzeźbę trzęsącej się z zimna, ubogiej dziewczyny z fabryki?
Poczuła, że ogarnia ją rozczarowanie.
- Nie byli zainteresowani kupnem?
- Owszem, jeden z nich byłby może zainteresowany. Wspomniał coś o kwocie trzystu koron, ale chciał się jeszcze namyślić. Rzeźbiarz Ingebrigt Vik wykonał rzeźbę Robotnik już przed ośmioma laty, zalicza się ją do dzieł sztuki. Tak samo jak Vala Sørena Lexow-Hansena, przedstawiająca wieszczkę, która ogłasza nadejście końca świata. Jeden z tych dżentelmenów powiedział, że pan Lexow-Hansen na początku wykonał rzeźbę według zasad obowiązujących w poprzednim stuleciu, zgodnie z klasycznym pojęciem piękna, ale kilka lat później ją zmienił i wieszczka wyglądała teraz bardziej realistycznie - w zgrzebnych ubraniach okrywających wychudzone ciało.
- Ale przecież tyją przedstawiłeś w taki sposób, w jaki dziewczyny z fabryki rzeczywiście wyglądają, nie próbowałeś tu nic idealizować.
Pokiwał głową.
- Za to mnie pochwalono, ale mam wrażenie, że coś im nie przypadło do gustu.
- W takim razie mają zły gust! - Była zła ze względu na Johana. - To na pewno dlatego, że nie lubią, kiedy im się przypomina o biedzie panującej wśród robotników.
- Być może. Ale ja nie zamierzam się poddawać. Problemem będzie zdobycie pieniędzy, jeśli nikt nie będzie chciał kupować mol ich prac.
- Przecież wuj Kristian powiedział, że chce kupić. Johan się uśmiechnął.
- Trudno mi uwierzyć, że mówił to poważnie.
- A może go stać. Podróż w tę i z powrotem do Ameryki nie należy do najtańszych. Johan westchnął.
- Zobaczymy. Nie chcę, żeby ją kupił tylko dlatego, że jest mu nas żal.
- Nikomu nie musi być nas żal. Jeszcze zostało mi sporo pieniędzy z zaliczki, którą dostałam za Dym na rzece, a Benedict Guldberg powiedział, że liczba sprzedanych egzemplarzy przeszła jego oczekiwania. Poza tym być może dostanę zaliczkę za Córkę przekupki.
- Uważam, że masz mało czasu na pisanie w ciągu dnia.
- Miałam parę rzeczy do załatwienia po śmierci matki, ale przecież pisałam każdego dnia po kilka stron.
- Teraz przyjechał twój wujek. To nie ułatwia sprawy.
- Cii! - Spojrzała szybko ku drzwiom sypialni. - Nie chcę, żeby pomyślał, że nie jest mile widziany.
- Ja też tego nie chcę, uważam, że jest sympatycznym człowiekiem. Z pewnością nie będzie u nas przesiadywał całymi dniami. Pewnie będzie chciał odwiedzić Hildę i Kristiana. Być może jakichś dalszych krewnych. Może chce się wybrać do Ulefoss, żeby zobaczyć swój rodzinny dom.
Dopiero późnym popołudniem wuj Kristian powolnym krokiem wyszedł ze swojego pokoju. Elise zastanawiała się, czy powinna była go obudzić, ale może nie mógł spać na statku i musiał odespać. Johan poszedł w międzyczasie do Hildy, żeby opowiedzieć jej tę wielką nowinę. Hilda była bardzo zaskoczona i od razu postanowiła, że razem z mężem zjawią się u nich wieczorem.
Johan po drodze do domu zrobił zakupy. Elise piekła teraz kotlety. Muszą uczcić przyjazd takiego znamienitego gościa. Matka opowiadała, że najlepsze jedzenie, jakie pamięta z dzieciństwa, to kotlety w brązowym sosie podane z gotowanymi ziemniakami i zasmażaną kapustą. Rzadko było ich stać na taki luksus, ale kiedy już się to zdarzało, to na każdego przypadały dwa kotlety. Chłopcom to nie wystarczało, żeby zaspokoić głód. Matce było ich żal i zawsze oddawała jednego kotleta wujowi Kristianowi, bo był taki chudy i nigdy nie mógł się najeść.
Kiedy tak stała przy kuchence, rozmyślała nad różnymi rzeczami, o których opowiadała jej matka. Wszystko wskazywało na to, że była w dość szczególny sposób związana z wujem Kristianem. Dlaczego nie udzielił jej wparcia, kiedy rodzina dowiedziała się, że Mathias jest romskiego pochodzenia? Nie chce się wierzyć, że młody chłopiec mógłby się przejąć czymś takim. Jeśli rzeczywiście kochał swoją siostrę, to powinien stanąć po jej stronie. Nic dziwnego, że matka poczuła się przez braci oszukana i była rozgoryczona. Łatwiej zrozumieć reakcję rodziców. W oczach innych mieć za zięcia człowieka, który był synem Roma, to wstyd. Zapyta kiedyś o to wuja Kristiana, jeśli rozmowa jakoś sama zejdzie na ten temat. Skoro pokonał taki długi dystans, żeby się spotkać ze swoją siostrą, musiał o niej dużo myśleć. Być może dręczyło go to, że jej nie pomógł wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowała. Odwróciła głowę, kiedy go usłyszała.
- Dobrze ci się spało?
- Tak, tak. Wyśmienicie. Nigdy wcześniej tak długo nie spałem. Nie w ciągu dnia.
- Mam nadzieję, że będziesz mógł spać w nocy. Pokręcił głową, śmiejąc się.
- Czy będę mógł spać w nocy? Gdziekolwiek jestem, śpię jak kamień.
- Przyjdą tu Hilda z mężem, żeby się z tobą przywitać. Może wezmą ze sobą Kristiana. Jego twarz pojaśniała.
- Hilda i Kristian? Tak się cieszę! Smażysz kotlety? Tak jak robiła je moja mama? - Wciągnął w nozdrza zapach z patelni. - Z zasmażaną kapustą? Nie jadłem tego od czasu, kiedy byłem w domu, w Ulefoss. Aż mi ślinka cieknie.
Peder i Evert, tupiąc weszli do domu. Elise odwróciła się do nich.
- Już jesteście? Peder odpowiedział za siebie i za Everta.
- Woźny i pan Karlsen powiedzieli, że możemy iść wcześniej do domu. Powiedzieliśmy im, że przyjechał do nas wujek z Ameryki.
Johan był u Anny i Torkilda, żeby zabrać walizkę wuja Kristiana. To była największa walizka, jaką Elise widziała w swoim życiu. Chłopcy wpatrywali się w kolosa z otwartymi buziami, Peder oniemiał.
Hugo i Jensine siedzieli w swoim kąciku i spokojnie bawili się z Dagny. Dagny nie chciała iść do domu, najpierw koniecznie musiała zobaczyć wujka. Teraz siedzieli we troje, wpatrując się w niego w zamyśleniu.
Elise stanęła w drzwiach.
- Hugo, Jensine musicie się teraz przywitać z wujkiem Kristianem! Pomóż im, Evercie. Inaczej sami się nie odważą.
Evert pomógł im wstać i zaprowadził ich do wujka. Jensine, zawstydzona, schowała się za Evertem, ale Hugo się ukłonił.
- To twoje dzieci, Elise? Takie duże? Nie miałem pojęcia. - Wuj Kristian się roześmiał.
Hugo wpatrywał się z otwartą buzią w wielki brzuch wuja.
- Czy tam w środku jest dziecko? Peder wybuchnął śmiechem, ale przerażony zakrył usta dłonią. Evert potraktował pytanie Hugo poważnie.
- Nie, on jest gruby, bo mieszka w Ameryce. Oni tam dużo jedzą. Na szczęście wyglądało na to, że do wuja nie dotarło, co mówili, był bardzo zaabsorbowany otwieraniem swojej wielkiej walizy.
Elise co chwilę musiała podchodzić do kuchenki i przewracać kotlety, ale waliza stała tuż przy otwartych drzwiach. Nie mogła się powstrzymać i od czasu do czasu rzucała na nią okiem. Wyglądało na to, że połowę zawartości stanowiły paczki. Pierwsze, co wuj wyciągnął, to prezenty, które obiecał Pederowi i Evertowi. Każdy z nich otrzymał mały aeroplan. Aeroplan miał skrzydło u góry i na dole, i śmigło, które znajdowało się za silnikiem. Wuj Kristian pokazywał i objaśniał. Koła, które były pod spodem, były potrzebne podczas lądowania, kiedy aeroplan toczył się po ziemi, tak jak automobil.
Peder i Evert nic nie mówili, tylko słuchali i wpatrywali się oszołomieni w swoje nowe skarby. Myślami byli pewnie wysoko w górze, pomyślała Elise. To było niepojęte. Że też człowiek może latać jak ptak!
Johan też przyglądał się temu z zainteresowaniem.
- W grudniu będzie wystawa aeroplanu w parku obok więzienia Akershus. Może moglibyśmy tam pójść, chłopcy.
Peder i Evert odwrócili się do niego, pełni zapału.
- Moglibyśmy? O, tak! Prosimy! Johan popatrzył na Elise.
- Pierwszy aeroplan pojawi się w Kristianii w listopadzie. Jakiś duńsko-amerykański lotnik ma nim lecieć, ale najpierw chcą wytłumaczyć ludziom, którzy przyjdą na wystawę, jak taki aeroplan działa. Jakiś Amerykanin norweskiego pochodzenia buduje aeroplan w Sarpsborgu. To będzie kosztowało osiemset koron, plus silnik.
Elise wydała z siebie cichy okrzyk.
- Czy on ma aż tyle pieniędzy?
- Wiesz co? - powiedział ochoczo Peder. - Nasz nauczyciel opowiadał, że jacyś mężczyźni wznieśli się na sto metrów w powietrze na latawcu. Ile to jest sto metrów, Elise?
Johan się uśmiechnął.
- Roald Amundsen był jedną z osób, która brała w tym udział. Sto metrów, to mniej więcej taka długość, jaką ma ogród znajdujący się przed głównym budynkiem.
Wuj Kristian wyciągnął z walizki małą paczkę. Przez moment stał, trzymając ją w ręku, jakby nie wiedział, co ma z nią zrobić. Po chwili podszedł do Elise.
- To miało być dla twojej matki. - Oczy mu zwilgotniały. - Teraz jest dla ciebie. Elise poczuła, że płacz ściska ją za gardło. Biedny wuj Kristian, z pewnością cieszył się na myśl, że wręczy prezent siostrze. Otworzyła paczkę, choć miała mieszane uczucia, w końcu właściwie prezent nie był dla niej. W środku leżał piękny naszyjnik z białych pereł. Wpatrywała się w niego, nie mogąc uwierzyć, że coś tak pięknego należy teraz do niej. Spojrzała na wuja, czując, że do oczu napływają jej łzy.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować, wujku Kristianie. Wuj Kristian roześmiał się.
- Twoje łzy są wystarczającą podzięką. - Również otarł łzę, z kącika oka i wrócił do wypakowywania kolejnych paczek. - Nie wiedziałem, w jakim wieku są twoje dzieci ani ile ich jest. Kupiłem różne rzeczy. - Hugo, Jensine i Dagny dostali po paczce. Wuj najwyraźniej nie wiedział, kim jest Dagny, ale to nie miało znaczenia.
Ku zdziwieniu Elise, zawartość paczek pasowała do każdego z dzieci. Jensine dostała małą lalkę, której można było zdejmować i zakładać ubranka, Hugo dostał lokomotywę, a on przecież uwielbiał pociągi, a Dagny dostała lalkę, która wyglądała jak dorosła kobieta - ubrana w płaszcz, buciki z guzikami, długą suknię i pelerynkę. Wszystkie ubrania można było zdjąć.
Dagny trzymała lalkę, wpatrując się w nią z nabożeństwem. Nie wierzyła własnym oczom. Potem przytuliła ją do siebie, jak gdyby się bała, że ktoś ją jej odbierze.
Elise uśmiechnęła się do niej.
- Teraz należy do ciebie. Dostałaś ją od wujka Kristiana. Dagny pokręciła głową.
- On nie jest moim wujkiem.
- To nie ma znaczenia, on ci ją podarował. Nie wiedział, ile u nas mieszka dzieci. Oczy Dagny nagle napełniły się łzami.
- Mój ojciec zabierze ją do lombardu, a za pieniądze, które za nią dostanie, kupi winiak. Elise poczuła, że serce się w niej ścisnęło.
- W takim razie możesz ją zostawić tutaj i się nią bawić, kiedy będziesz tu przychodzić. Dagny pokręciła głową.
- Chcę ja mieć przy sobie w łóżku, w nocy. Elise zamyśliła się, po czym wyjęła coś z szafki kuchennej.
- Możesz wziąć ten ręcznik i zapakować w niego lalkę. Twój ojciec nie zauważy wtedy, co tam masz.
Twarz Dagny pojaśniała.
- A ty go nie potrzebujesz? Pokręciła głową.
- Chciałam go przerobić na szmaty, ale możesz go wziąć. Dagny przytuliła do siebie lalkę jeszcze mocniej, odeszła w najciemniejszy kąt i usiadła na podłodze.
Elise nakryła do stołu i zapytała, czy zje razem z nimi. Dagny pokręciła głową.
- Myślę, że wezmę kotleta do ręki i pójdę do siebie do domu. Dziś moja kolej na mycie schodów.
Elise podała jej podarty ręcznik, potem wzięła kawałek papieru, w który była zawinięta lalka, zapakowała w niego dwa kotlety i wręczyła Dagny. Chwilę potem dziewczynka wypadła przez drzwi niczym burza, ale za moment drzwi znów się otworzyły.
- Zapomniałam podziękować twojemu wujkowi. Elise zwróciła się do wujka Kristiana.
- Dagny dziękuje za lalkę. Wuj Kristian się uśmiechnął ale wyglądał na trochę zdezorientowanego. Dopiero kiedy Dagny zniknęła, zapytał kim jest. Elise szybko opowiedziała mu historię o tym, jak szła do wydawnictwa i została zatrzymana przez obcą dziewczynkę, która straciła swoją babcię. Wuj Kristian roześmiał się serdecznie.
- Funny! Zabawna dziewczynka i bujna wyobraźnia. Może zostanie pisarką jak dorośnie.
Właśnie kiedy skończyli jeść, pojawiła się Hilda z mężem.
- Byłam przekonana, że jedliście już obiad - wyjaśniła Elise.
- Tak, oczywiście. - Hilda ruszyła prosto w stronę wuja. - Wujek Kristian? Uścisnęła go. - Marzyliśmy o tym od momentu, kiedy dostaliśmy twój pierwszy list. Peder zaprotestował.
- Powiedziałaś, że będziemy mogli do niego pojechać i zamieszkać w jego ogromnym domu.
Hilda posłała mu surowe spojrzenie.
- Głuptas! Przyciągnęła swojego męża trochę bliżej.
- To jest mój mąż, kierownik fabryki Ole Gabriel Paulsen. Przywitali się ze sobą serdecznie. Evert przybiegł do Hildy ze swoim aeroplanem.
- Zobacz, co dostaliśmy!
- Och! - wykrzyknęła Hilda. - Gdyby Isac tu był! Ale zrobiło się za późno, żeby go tu przyprowadzić.
Wuj Kristian zaczął grzebać w swojej obszernej walizce i wyciągnął kolejną paczkę. - To dla ciebie. Kupiłem to samo dla Elise, ale ona dostała coś innego.
Hilda z zapałem otworzyła paczkę. W środku znajdowała się bluzka w intensywnym kolorze. Hilda się roześmiała.
- Czy w Ameryce panie noszą takie intensywne kolory? Wuj Kristian pokiwał głową.
- O wiele więcej kolorów niż tu. Kiedy przyjechałem do Kristianii, widziałem panie tylko w czerni lub bieli. Elise nie ma żadnych kolorów, sama szarość.
Elise poczuła, że się rumieni. Nie miała okazji, żeby się ładnie ubrać po jego przyjeździe, ta wizyta była przecież zupełnie niespodziewana.
- Jutro wieczorem założę moją niebieską sukienkę - powiedziała pospiesznie. - I założę perłowy naszyjnik.
Johanowi i kierownikowi fabryki wuj Kristian podarował cygara, a w jego walizce wciąż jeszcze było sporo paczek. Elise spojrzała na Hildę.
- A Kristian nie mógł przyjść?
- Umówił się z kolegą na Hausmannsgate. To było przykre. Pomyśleć, że Kristian wolał iść do domu modlitwy, niż spotkać się ze swoim wujem z Ameryki! A taki był dumny, że to po nim ma na imię Kristian. Hilda musiała zauważyć rozczarowanie malujące się na jej twarzy.
- Może wpadnie potem. Poza tym wuj Kristian chyba zostanie tu przez jakiś czas? Elise pokiwała głową i wyszła do kuchni, żeby nastawić dzbanek z kawą. Hilda wzięła ze sobą papierową torbę pełną makaroników, które jej kucharka upiekła tego samego dnia. Nic dziwnego, że kierownik fabryki jest taki gruby, skoro codziennie jada takie rzeczy, pomyślała Elise.
Pospieszyła do pokoju dziecinnego, żeby położyć Hugo i Jensine do łóżka. Potem wszyscy usiedli wokół stołu, a wuj Kristian opowiadał o podróży, o swoim domu w Spokane, który dzielił z bratem i jego rodziną, o pracy i rozwożeniu drewna. Dowiedzieli się, że teraz był na kierowniczym stanowisku i dobrze zarabiał, że był zaręczony, ale jego narzeczona zmarła na chorobę zakaźną. Od tamtego czasu nie udało mu się znaleźć kobiety, która by była tak dobra, dodał uśmiechając się smutno.
Elise zrobiło się przykro. To smutne żyć samemu.
Po ostatniej wypowiedzi wuja wokół stołu zapadła cisza.
- Dziś rano przeczytałem w gazecie coś strasznego - powiedział kierownik fabryki, zmieniając temat. - Na pokładzie statku „Jarla Erlinga” ludzie doświadczyli czegoś makabrycznego i bulwersującego. Żywa, ale schorowana stara kobieta leżała w swojej własnej trumnie! Była w drodze do siebie do domu, na Kvarøy, jej podróż odbywała się na rachunek kasy biednych, wystawiony przez szpital w Bodø!
Wszyscy patrzyli na niego z przerażeniem.
Kierownik fabryki musiał chyba zrozumieć, że ta historia była nie na miejscu i pospiesznie zaczął mówić dalej. - Poza tym przeczytałem, jak to osławionemu królowi złodziei, Eliasowi Tønnesenowi, udało się uciec z więzienia w Skien.
Peder się podekscytował.
- Jak on to zrobił?
- Wyrwał kawałek kratki z wywietrznika znajdującego się w celi, użył go jako wytrycha i otworzył drzwi. Potem otworzył drzwi swojego kolegi Otto Fjelda, ale nocą wszyscy więźniowie są nadzy, dlatego musieli zaczekać aż nastanie ranek. Kiedy o siódmej przyszedł strażnik, napadli go i odebrali mu klucze. Strażnik zaczął krzyczeć, więc przybiegli do niego policjant z dozorcą. Tønnesen i Fjeld polecieli do piwnicy, a tam było tak ciemno, że ci, którzy ich ścigali, stracili orientację. Potem złodzieje szybko pootwierali wszystkie drzwi w więzieniu i zniknęli. Ale nie przebywali długo na wolności. Kilka tygodni później aresztowano ich w Szwecji.
Peder się roześmiał.
- Szkoda, że nas tam nie było, Evert! Pomoglibyśmy złodziejom! Elise spojrzała na niego.
- Ależ Pederze! Oni byli w więzieniu, bo zrobili coś złego! W tej samej chwili dotarło do niej, co powiedziała i posłała Johanowi przepraszający uśmiech.
On też się do niej uśmiechnął.
- Elise ma rację. Nikt nie trafia do więzienia za nic.
Było już późno, kiedy kładli się spać. Elise i Johan weszli do wolnego łóżka, które stało w pokoju Hugo i Jensine.
- Dlaczego wcześniej tu nie spaliśmy? - wyszeptał Johan do jej ucha. - W wąskim łóżku jest o wiele przyjemniej. Ale nie możesz zbyt głośno krzyczeć - dodał szukając jej warg. - Dzieci mogą się przestraszyć. Nie zrozumieją, że robisz to z radości.
18
Dopiero następnego dnia Elise znalazła okazję, żeby porozmawiać z wujem Kristianem w cztery oczy.
Zjadł śniadanie z ogromnym apetytem, pomimo że z pewnością był przyzwyczajony do czegoś zupełnie innego i dużo bardziej wyrafinowanego.
- How did it go yesterday? Did your husband sell the sculpture? Spojrzała na niego pytająco.
Roześmiał się.
- Przepraszam, zapominam się. Pytałem, jak wczoraj poszło. Twojemu mężowi. Sprzedał tę rzeźbę?
Pokręciła głową.
- Jeden z tych panów prosił o czas do namysłu.
- Co to oznacza?
- Nie był pewien. Nie podobało im się, że rzeźba przedstawia ubogą dziewczynę z fabryki. Wspomniał coś o trzystu koronach, ale...
Wuj otworzył szerzej oczy.
- Powiedziałaś trzysta koron? Elise poczuła, że się rumieni. Wuj Kristian najwyraźniej uważał, że to zbyt wysoka cena.
- To nie Johan tyle zażądał, ten pan sam to zaproponował - próbowała to jakoś wytłumaczyć.
Wuj Kristian się roześmiał.
- Trzysta koron za taki majstersztyk? Twój mąż się chyba nie zgodził? Elise spojrzała na niego, zdezorientowana.
- Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć. Odłożył nóż i spojrzał jej w oczy.
- A co ty sądzisz, Elise? Co sądzisz o pracy Johana?
- Nie mam zielonego pojęcia o rzeźbiarstwie. Uważam, że dziewczyna z fabryki jest dobrze wykonana, wygląda, jakby była żywa, jest realistyczna, ale to dzieło Johana. Nie potrafię być obiektywna.
Znów się roześmiał, jego oczy prawie zniknęły między zmarszczkami.
- Musisz uwierzyć w siebie. Oni nie rozumieć, jaki twój mąż zdolny. Nie pozwolić, żeby mieli na niego wpływ.
- Tobie się podobała. Prawda?
- Czy mi się podobała? Ona jest wspaniała! Bardzo się cieszę, że nie została sprzedana.
- Ale uważasz, że trzysta koron to dużo. Teraz śmiał się tak, że łzy ciekły mu po policzkach.
- Elise, ty nie jesteś głupia. Rozumiesz, że uważam, że trzysta koron to o wiele za mało. W Ameryce taka rzeźba będzie kosztować masę pieniędzy.
Elise poczuła, że z radości robi jej się gorąco. Nagle coś jej przyszło do głowy.
- Wujku Kristianie, czy umiesz czytać po norwesku?
- Tak, oczywiście. To mój ojczysty język.
- Miałbyś ochotę przeczytać coś z tego, co napisałam?
- Of course. Z największą przyjemnością. Wstała z krzesła i pospieszyła do pokoju. Wyciągnęła Dym na rzece i przekartkowała rozdział poświęcony młodości matki i ojca. Pisała o smutnym pożegnaniu matki z jej rodzicami i rodzeństwem, kiedy wybierała się do Kristianii, żeby znaleźć pracę jako służąca i o jej spotkaniu z czarującym i kochającym życie Mathiasem.
- Chciałabym, żebyś w takim razie przeczytał pewien konkretny rozdział z mojej ostatniej książki.
- Ty musisz pisać książki, a ja muszę czytać. A może byś chciała, żeby przypilnował twoich dzieci?
Pokręciła z uśmiechem głową.
- Dagny z pewnością przyjdzie, o ile nie będzie musiała pracować.
- Pracować? Mała dziewczynka?
- Jej rodzice uważają, że nie musi chodzić do szkoły. Uważają, że lepiej niech zarabia pieniądze. Pozwalają jej wagarować i wysyłają po ludziach, żeby myła podłogi.
Wuj Kristian pokręcił głową. Wyglądał na wstrząśniętego.
- Okay. Dagny przychodzi, ja czytam. Dagny nie przychodzi, ja pilnuję dzieci.
Dagny przyszła, a wuj Kristian zasiadł do stołu, żeby czytać. Na zewnątrz wiał silny wiatr, a deszcz dudnił w szyby. Dagny zabrała Hugo i Jensine do obory. Elise usiadła do maszyny do pisania. Nie wiedziała, czy będzie w stanie zebrać myśli, kiedy wuj siedział w tym samym pokoju, ale musi przynajmniej spróbować.
Była w połowie rozdziału i z początku szło jej nawet dobrze. Po jakimś czasie zaczęła się jednak zastanawiać, dlaczego wuj siedzi tak cicho.
Gdyby nie wiedziała, co czyta, byłaby w stanie się skoncentrować, ale teraz siedziała, zastanawiając się, jak wuj odbierze tę historia. Może będzie mu przykro czytać o Jensine i Mathiasie, o tym, jak byli w sobie zakochani, i co dla Jensine znaczyło, że Mathias ani o niej nie zapomniał, ani nie miał dziewczyny w każdym porcie, tylko podjął pracę w hucie żelaza w Ulefoss, żeby być blisko niej. Czytając o tym, wielu osobom musiało się wydać niezrozumiałe, że cała rodzina się od niej odwróciła. Kochali się, spodziewali się dziecka i znaleźli pracę w fabryce, w Kristianii. Dla nikogo nie byli ciężarem, nikomu nie przeszkadzali, nic od nikogo nie chcieli. Mathias zdobył nawet uznanie i sympatię rodziców, ponieważ był kulturalny, pracowity i taktowny. Jedyne, co było nie tak, to, że jego ojciec był wędrownym Romem.
A jak było w Ameryce? Czy tam też byli Romowie? Ludzie, którzy byli zmuszani do mieszkania w koloniach pracy, dzieci, które siłą odbierano rodzicom? Może wuj widział coś podobnego?
To było na nic. Nie była w stanie skupić się nad książką. Będzie lepiej, jeśli zajmie się cerowaniem pończoch, a pisanie odłoży na czas, kiedy będzie sama.
W następnej chwili zezłościła się sama na siebie. Jeśli będzie za każdym razem szukać jakichś wymówek, nigdy nie napisze następnej książki. Zbliżała się zima, dzieci na pewno będą więcej przebywać w domu. Johan też cały czas wpadał, nawet w środku dnia, a ostatnimi czasy żona dzierżawcy zaczęła do niej zaglądać, żeby uciąć sobie pogawędkę. Jeśli ma pisać, musi umieć pracować nawet wtedy, kiedy ktoś jej przeszkadza.
Na szczęście udało jej się zapisać wiele przedziwnych wypowiedzi Pedera, które usłyszała na przestrzeni lat. Jednocześnie pamiętała, co powiedział Johan. To musi być dobrze wyważona mieszanka smutku i radości, humoru i trudnych chwil. Mimo że chciała opisać wszystkie te sytuacje, z których się śmiali, nie mogła zapominać o momentach, kiedy nie mogli zasnąć, bo marzły im stopy, albo kiedy głód sprawiał, że robiło im się słabo. Chciała też spróbować opisać, jak to jest leżeć w łóżku, próbując zasnąć, kiedy za drzwiami słychać wracającego po pijaku ojca, który wrzeszczy, klnie, przewraca stołki i wali pięścią w stół, tak że wszystko, co na nim jest, podskakuje. Szczególnie dobrze pamiętała, jak bardzo się bała, że ojciec przewróci parafinową lampę i podpali dom. Albo jeszcze gorzej: zacznie bić matkę.
Uniosła wzrok znad maszyny. Ciekawe, co by powiedział Benedict Guldberg. Nie chciał, żeby pisała o czymś, co może prowokować. W każdym razie nie o dziewczynach ulicznych i nieobyczajnym zachowaniu. Czy miał też na myśli pijaństwo? Przypomniało jej się od razu, że Johan wspomniał o jakimś artykule w gazecie, którą pożyczył od pana Berge. Rozejrzała się wokół, próbując sobie przypomnieć, gdzie ją zostawił. Zauważyła, że leży na ławie przy drzwiach, wstała, żeby ją wziąć.
W tej samej chwili spojrzała na wujka Kristiana. Był zaczytany w książce. Nagle zobaczyła, że podnosi ramię i przeciera oczy rękawem koszuli. Przeszedł ją dreszcz. Wuj Kristian płakał.
Usiadła tak cicho, jak tylko umiała. Może nie powinna była go prosić, żeby przeczytał rozdział dotyczący młodości matki, teraz jest mu przykro.
W zamyśleniu zaczęła przeglądać gazetę, żeby znaleźć artykuł, który traktował o karze za pisanie o rzeczach nieobyczajnych, ale zatrzymała się przy zupełnie innym artykule. Rzadko miała okazję coś czytać. Nie kupowali gazet, ale odkąd mieszkali w Vøienvolden, dostawali je od pana Berge. Ta, którą miała teraz w ręku, była z wczoraj.
Otworzyła szeroko oczy.
Mówienie językami i choroba psychiczna.
Chory psychicznie człowiek, mówiący językami, zabił swojego wuja.
Wczoraj wieczorem byliśmy świadkami nieprzyjemnego przejawu religijnego szaleństwa w Ytre Sandsvœr. Gospodarz Jan Pedersen Jarnœs, przywódca sekty, która między innymi za przykładem Thomasa Barrata praktykuje mówienie językami, odrąbał głowę swojemu wujowi, 67-letniemu Ole Jensenowi Jamesowi.
Elise oniemiała. Czy to właśnie nie o Barratcie wspominał Kristian? Będzie zmuszona poważnie z nim porozmawiać.
Jej spojrzenie powędrowało w dół strony, gdzie zatrzymała się przy innym artykule.
Diabeł nie śpi... Także w tych rejonach mówiący językami zyskali duże zainteresowanie, co ostatnio doprowadziło do katastrofy. Pewien bardzo znany i lubiany świecki kaznodzieja, który ostatnio mówił językami, zachorował psychicznie. Wczoraj oddano go pod kontrolę lekarza i policji, ale wieczorem im się wymknął i półnagi wskoczył do rzeki. Ludzie, u których Gjerdal mieszkał, też oszaleli.
Przeszedł ją dreszcz. Kilka dni temu czytała o ludziach donośnie krzyczących Alleluja, wpadających w histeryczny płacz i mdlejących. Wiele osób zaczęło mówić językami, krzyczeć i zachowywać się jak szaleńcy. O co w tym chodzi? W co oni wplątali Kristiana i jak ona ma go z tego wyciągnąć?
Wuj Kristian odchrząknął.
- Elise? Odwróciła się, wstała z krzesła i podeszła do niego. Miał łzy w oczach.
- Czy Jensine opowiedziała ci o tym wszystkim? Pokiwała głową.
- Nie o wszystkim od razu. Niektóre rzeczy musiałam z niej wyciągać. Kiedy książka ukazała się w druku, przeczytałam jej na głos pierwsze strony, resztę chciała przeczytać sama. Była zdziwiona, że tyle wiem o niej i o ojcu. Musiałam przyznać, że część rzeczy sama wymyśliłam, ale zrobiłam to na podstawie tego, co mi powiedziała.
Wuj Kristian siedział, nic nie mówiąc. Nie wiedziała, co ma myśleć.
- Nie chciałam zrobić ci przykrości. Pokręcił głową.
- Wiem. Znów zamilkł, widziała, że walczy sam ze sobą. Po chwili spojrzał na nią, jego spojrzenie wyrażało ból.
- Jaki on był? Twój ojciec? Elise szukała słów.
- Matka opowiadała, że w młodości był wesoły, przyjazny i czarujący. Był też przystojny, miał ciemnobrązowe oczy, czarne brwi i czarne włosy. Doskonale rozumiem, dlaczego się w nim zakochała. Poza tym był muzykalny i umiał pięknie gwizdać. Mama opowiadała, że jej matka grywała na gitarze i śpiewała w sobotnie wieczory. Jedną z jej ulubionych ballad była Szalony Truls... - Uśmiechnęła się.
Teraz po policzkach wuja Kristiana spływały łzy. Pospiesznie wyjęła chusteczkę i mu ją podała.
- Prawie o tym zapomniałem. - Wyczyścił nos, musiał chwilę poczekać, zanim mógł dalej mówić. - Rozumiem, że byli szczęśliwi?
- Na początku, tak. Ale...
- Ale...? Nie udało się to? Miał w żyłach romską krew i nie umiał w jednym miejscu mieszkać? Dobrze myślę?
- Został z nami, ale było, jak mówisz, źle się czuł w fabryce. Patrzył na nią wyczekująco. Nie była w stanie znieść jego spojrzenia i spuściła wzrok.
- Zaczął pić.
- Chcesz powiedzieć, że stał się pijakiem? Pokiwała głową, zawstydzona.
- Z czasem matka sama musiała utrzymywać czwórkę dzieci. Dalej pracowała w fabryce, do momentu kiedy się rozchorowała. Ojciec musiał odejść z fabryki. Wszystkie pieniądze wydawał na bimber i zupełnie się zmienił. Peder i Kristian niewiele pamiętają z czasów, zanim dotknęło nas to nieszczęście, ale ja pamiętam ojca jako wesołego, radosnego człowieka, który dla mnie śpiewał i pogwizdywał, bawił się ze mną i dużo się śmiał. - Wzięła głęboki oddech, wzdychając. - To nie do pomyślenia, że człowiek, którego kochasz, może się zmienić w... - Powstrzymała się, walcząc z płaczem.
Wuj w zamyśleniu pokiwał głową, tak jakby zrozumiał.
- Cieszę się, że mi to powiedziałaś. Teraz już lepiej rozumiem, dlaczego Jensine się od was wyprowadziła. Nie była już sobą. Trudne życie odcisnęło na niej piętno - osłabiło ją.
- Właśnie. Czasami byliśmy rozgoryczeni jej zachowaniem, ale ja próbowałam ją usprawiedliwiać, mówiąc, że jej czara goryczy się przelała. Nie powinna była zachodzić w ciążę po raz piąty, nie po tym, jak przeszła suchoty. Kiedy jej dziecko umarło zaraz po narodzinach, załamała się. Naszej czwórce też było ciężko. Asbjørn, mąż matki, uważał, że te wszystkie zmartwienia odebrały jej resztki sił.
- Opowiesz mi o waszych problemach? Nie miała żadnych oporów, żeby mu o tym opowiedzieć. Jeśli miałby u nich zostać, na pewno z czasem i tak by się dowiedział.
- Hilda zaszła w ciążę, kiedy miała szesnaście łat. Czuła się zmuszona oddać dziecko, ale miała szczęście i je później odzyskała. Teraz jest zamężna z ojcem dziecka. Urodziło im się jeszcze jedno.
Wuj Kristian się roześmiał.
- Kierownik fabryki? Wspaniała historia! Podoba się mi. Opowiedziała mu, jak to było w ostatnich latach, kiedy chora matka leżała w łóżku - sama, bo ona i Hilda były w fabryce. Opowiedziała też o strachu przed eksmisją, bo nie mieli wystarczająco dużo pieniędzy. O tym, jak tragicznie skończył ich ojciec, o trudnościach Pedera w szkole i w końcu o chorobie i śmierci Emanuela. Nie powiedziała jedynie o gwałcie i o tym, że Hugo miał innego ojca.
Wuj Kristian słuchał z uwagą.
- Jaki był twój pierwszy mąż? On niedobry? Poczuła, że się czerwieni. Co sprawiło, że pomyślał, że Emanuel nie był dobry?
- Ależ był, ale jego matka nie była, i to miało na niego wpływ. Był niezwykle dobry i troskliwy w stosunku do mnie, ale potem okazał się tchórzem i ciężko było z nim żyć. Uważam jednak, że to dobrze, że mieszkał tu, nad rzeką, wśród tych wszystkich biednych robotników, mimo że sam dorastał w majątku i był przyzwyczajony do zupełnie innych warunków. Potem dopadła go choroba, która spowodowała paraliż, ale mimo to, starał się prowadzić swoją działalność. Pod koniec nie dawał już rady i wyjechał do rodziców, żeby być pod porządną opieką. Ja całymi dniami byłam w pracy. Po kilku miesiącach spędzonych w domu, Emanuel zmarł.
Wuj Kristian spojrzał na nią badawczo.
- Ale ty kochałaś Johana. Poczuła, że znów płoną jej policzki. Roześmiał się.
- Czytam między wierszami. Jest wiele rzeczy, o których mi nie mówisz, ale nie będę wymagał, żebyś opowiadała wszystko. Najważniejsze, że ty i Johan jesteście razem in the end i że się kochacie. Z both of you bije blask.
Nie mogła się nie roześmiać. Po chwili jednak znów spoważniała.
- Czy było ci przykro, kiedy czytałeś o matce i ojcu? Pokiwał głową.
- Postąpiliśmy niesprawiedliwie wobec niej, Elise. Moi rodzice mieli rację, Mathias nie był w stanie prowadzić osiadłego trybu życia, ale to nie dlatego rodzice się od niego odwrócili. Zrobili to, ponieważ wywodził się z Romów. Wtedy to był wstyd. Wszyscy się wstydziliśmy. Baliśmy się, że sąsiedzi się dowiedzą. Matka płakała, ojciec się wściekał. Ja byłem młody, stanąłem po stronie rodziców. I was ashamed. Nie chciałem, żeby moi koledzy się dowiedzieli. Ale już cię nie zatrzymuję. Ty piszesz, ja czytam więcej twoją książkę.
Usiadła do maszyny, czując, że wypełnia ją poczucie satysfakcji. Dobrze zrobiła, dając wujowi do przeczytania tę książkę.
19
Kristian nie zjawił się też tego wieczoru. Co się z nim, na miłość boską, dzieje? Przecież był taki podekscytowany, kiedy pisali listy do Ameryki. Nawet napisał do wuja, prosząc go o pomoc, kiedy postanowił uciec z domu i płynąć do Ameryki.
Na zewnątrz się rozjaśniło i wuj Kristian wybrał się na przechadzkę.
Elise popatrzyła na Johana.
- Czy ty rozumiesz, dlaczego Kristian nie przychodzi?
- Może się wstydzi. W końcu nie pojechał do Ameryki. Czy on czasem nie napisał listu do twojego wujka? W którym opowiadał, że się pokłócił z Emanuelem?
- Nie wiem, co w nim napisał, ale nie sądzę, żeby to miało jakiś związek z tamtym zdarzeniem. Myślę, że to z powodu tego Barratta. Kiedy rozpalałam wczoraj w piecu, rzuciłam okiem na starą gazetę, którą znalazłam na dnie skrzyni na drewno. Było tam napisane, że Barrat wygłosił mowę, w której stwierdził, że w całej Kristianii pełno jest suchych kości, ale że nie długo wstąpi w nie życie. Twierdził, że działają teraz potężne moce. Szatan zaczął się budzić. Podczas przemowy Barratt często mówił Amen i Alleluja, a zgromadzeni tam ludzie wydawali z siebie podobne okrzyki. Uważam, że to brzmi trochę strasznie. Potem przeczytałam to, co było napisane we wczorajszej gazecie, o człowieku mówiącym językami, która zabił swojego wuja.
Johan pokiwał w zamyśleniu głową.
- Kristian łatwo ulega wpływom. Po pierwsze, jest w takim wieku, że łatwo na niego wpłynąć, po drugie, nosi w sobie ogromny ciężar. Gorycz z powodu zachowania własnej matki, wyrzuty sumienia w związku z Emanuelem, złość, że tak szybko ponownie wyszłaś za mąż. Stracił grunt pod nogami i szuka teraz oparcia.
- Myślisz, że właśnie dlatego tak się trzyma tego ruchu odnowy religijnej? On z pewnością jeszcze pogłębia jego lęk.
- Kierownik fabryki trzyma w domu wiele gazet i jestem pewien, że Kristian je czyta. Równie dobrze może się przestraszyć, czytając o tym, co dzieje się wokół nas. Niedawno przeczytałem, że znaleziono zwłoki pięciorga dzieci w beczce, na Sørenga.
Elise wydała z siebie okrzyk.
- Zwłoki pięciorga dzieci? Kto zrobił coś takiego?
- Zwłoki pochodziły z Instytutu Położniczego, gdzie były wykorzystane do badań. Miały trafić do Szpitala Królewskiego, który powinien był je pogrzebać, ale jakaś młoda adeptka położnictwa wrzuciła je do śmietnika.
- To najokropniejsza rzecz, jaką słyszałam w życiu. Jeśli o takich sprawach piszą w gazetach, zgodzę się z tobą, że może to wywołać lęk w podatnym umyśle. Co jeszcze wyczytałeś?
- Sklepy monopolowe nie będą miały prawa sprzedawać wina po godzinie ósmej wieczorem. Okazało się, że wiele takich sklepów ma zaplecza, w których dzieją się różne rzeczy.
- Co przez to rozumiesz?
- Młode dziewczyny, które stoją za ladą, mają do zaoferowania więcej niż tylko wino i papierosy. Poza tym czytałem, że w naszym kraju wciąż panuje gorączka emigracyjna. W ciągu dwóch dni, do Ameryki wyjechało tysiąc Norwegów. W niektórych częściach kraju zostali tylko starcy, kobiety i dzieci, wszyscy młodzi mężczyźni powyjeżdżali. W gazecie było napisane, że to listy z Ameryki przyczyniają się do tego zjawiska. Historie o dolarach, wielkich farmach i dobrych warunkach życia sprawiają, że mieszkańcy ciasnych dolin i ubogiego pasa nadmorskiego chcą tam wyjeżdżać. Nikt jednak nie pisze w tych listach o ciężkiej pracy, biedzie, rozpaczy i tęsknocie za domem.
- Kristian powinien przeczytać ten artykuł. Johan się uśmiechnął.
- Nie wszystkie historie opisywane w gazetach są złe. Swoją drogą przeczytałem coś, co było interesujące dla mnie, ale niezbyt pokrzepiające. Napisano o dziele sztuki zatytułowanym Droga do królestwa śmierci. Słyszałaś coś o tym?
Pokręciła głową.
- Rzeźbiarz Gunnar Utsond kilka lat temu wykonał rzeźbę, która przedstawia istotę nadprzyrodzoną pod postacią konia. Kiedyś wierzono, że ta istota jest duchem konia, który został pochowany żywcem na cmentarzu, zanim pochowano tam jakiegokolwiek człowieka. Ta istota zwiastowała zarazę i śmierć. Na tym koniu zmarły podążał do Hel - królestwa śmierci, i właśnie tę podróż przedstawia rzeźba Utsonda. Przed dziewięcioma laty wzbudziła ona duże zainteresowanie na Wystawie Światowej w Paryżu, ale od tamtego czasu odeszła w zapomnienie. Jest przechowywana w jakiejś okropnej skrzyni stojącej na terenie działki należącej do Muzeum Narodowego. Nikt się nie odważył otworzyć skrzyni, bo taka osoba byłaby odpowiedzialna za wypakowywanie. Teraz, kiedy gazeta nagłośniła sprawę, w końcu wypakowano rzeźbę. Na szczęście nie jest uszkodzona i zostanie teraz wystawiona na widok publiczny.
Elise pokręciła głową.
- Pomyśleć, że można tak źle obchodzić się z dziełem sztuki. I to na dodatek takim, które wzbudziło zainteresowanie na Wystawie Światowej!
- No właśnie, teraz widzisz, jak ciężko być w tym kraju rzeźbiarzem.
- Może łatwiej jest w Ameryce. Wuj Kristian roześmiał się, kiedy mu powiedziałam, że jeden z tych dżentelmenów zaproponował za twoją rzeźbę trzysta koron. Twierdził, że ten mężczyzna nie zna się na sztuce.
Johan się uśmiechnął.
- To najlepsi klienci profesora. Ten człowiek to uznany znawca sztuki.
- Nie szkodzi. Zgadzam się z wujem Kristianem. Twoja rzeźba to arcydzieło, niezależnie od tego, co powiedzą wszyscy profesorowie świata i znawcy sztuki. Pocałował ją w policzek.
- Znasz powiedzenie o pliszce? Elise się roześmiała.
- Tak. Każda pliszka swój ogonek chwali. Ale czy każdy z nas nie jest taki jak ta pliszka?
- Nie, tylko ty. A teraz przejdę się do Hildy i zapytam o Kristiana. Elise spojrzała na niego z przerażeniem.
- Hilda nie wie, że on chodzi na te spotkania, ona myśli, że Kristian jest u kolegi. Może Kristian nie chce, żeby się dowiedziała.
- Uważam, że powinna o tym wiedzieć. W jaki sposób będzie mogła mu pomóc, jeśli Kristian znajdzie się w jakichś tarapatach? Po tym, jak się do nich przeprowadził, to Hilda ponosi za niego odpowiedzialność. On jeszcze nie jest dorosły.
Kiedy Johan miał wychodzić, w drzwiach stanął wuj Kristian, który właśnie wrócił ze spaceru.
- Cudowne, świeże powietrze. Dzisiaj od rzeki nie śmierdzi.
- To dlatego, że wiatr wieje w inną stronę. Johan ma do załatwienia sprawę u Hildy. Ty z pewnością jesteś ciekawy, jak ona mieszka? Johan zapyta, czy możemy ich odwiedzili jutro przed południem.
- Bardzo chętnie. - Zdjął płaszcz, kapelusz i zabłocone buty. - Podobają mi się te stare domki tu w okolicy. Pewna pani, którą spotkałem, opowiadała mi, że jej dom ma sto lat.
Elise się uśmiechnęła.
- Rozmawiasz z obcymi, wujku Kristianie?
- Tak, of course. A ty nie? Elise się zdziwiła. Tutaj, nad rzeką prawie wszyscy się znali, ale gdyby pojechała w jakieś obce miejsce, na pewno nie wdałaby się w rozmowę z kimś obcym.
- W Ameryce jest inaczej - ciągnął wuj. - Tam wszyscy ze sobą rozmawiają, czy się znają, czy nie. W Kristianii ludzie są sztywni.
Spojrzała na niego pytająco.
- Byłeś w Kristianii przed wyjazdem do Ameryki?
- Tak, przez tydzień. Mieszkałem u wujostwa przy Stortorvet. W tym samym domu, w którym mieszkała Jensine. Wciąż byli na nią źli i myśleli, że ja jestem taki sam jak ona. Dlatego byli zadowoleni, kiedy popłynąłem do Ameryki.
- Przykro mi. To musiało być dla ciebie smutne pożegnanie z ojczyzną.
- Tak, nieswojo się wtedy czułem. Chodziłem tylko po ulicach, ale nikogo nie znałem, nikt ze mną nie rozmawiał.
Usiadł na podłodze i zaczął się bawić z Hugo i Jensine.
- Czy mała dziewczynka już poszła do domu?
- Tak, musiała już iść. Ma myć u kogoś podłogi. Wuj Kristian pokręcił głową.
- Lalka jej się z pewnością spodobała?
- Myślę, że nawet nie jesteś w stanie pojąć, jak wielki skarb jej podarowałeś. Nigdy nie miała żadnej lalki, w ogóle żadnej zabawki, tak mi mówiła. Z tego co zrozumiałam, w domu są kłótnie. Tam pije nie tylko ojciec, ale i matka. Nie ma sióstr, ale chyba jedenastu braci. W nocy leżała mocno przytulona do lalki i udawała, że to jej siostra. Powiedziała, że leżały pod kocem i szeptały ze sobą.
Wuj Kristian się wzruszył.
- Cieszę się, że pozwoliłaś jej zatrzymać tę lalkę, mimo że wiedziałaś, że była przeznaczona dla jakiegoś dziecka z naszej rodziny.
- I tak dużo dostaliśmy.
- Ale jeszcze nie poznałem Kristiana i nie dałem mu prezentu. Pisał mi w liście, że dobrze mu idzie w szkole i że chce zdobyć wykształcenie. Kupiłem mu słownik norwesko-angielski. I mały globus, na którym są wszystkie państwa świata. No i zostało mi jeszcze kilka dodatkowych prezentów, które dostaną dzieci Hildy.
Elise otworzyła usta ze zdziwienia.
- Kristian będzie przeszczęśliwy. Wiedziałeś, że on się interesuje geografią? Pokręcił głową.
- Nie, ale nietrudno to sobie wyobrazić. Sam byłem zainteresowany geografią, kiedy byłem chłopcem. A on przypomina mnie, nieprawdaż?
Zaczęła przygotowywać kolację, podczas gdy wuj bawił się z Hugo i Jensine.
Elise wróciła myślami do Kristiana. Nie wiedziała, dlaczego czuje taki niepokój. To oczywiste, że tylko fanatykom rzucało się na umysł. Większości ludzi nie szkodzi chodzenie na spotkania i modlitwy.
Mimo to nie mogła się uwolnić od dręczącego niepokoju. Za każdym razem, kiedy słyszała kroki na podwórzu, rzucała szybkie spojrzenia w stronę drzwi.
Wuj Kristian nagle wstał z podłogi i podszedł do niej.
- Czy coś jest nie tak, Elise? Spojrzała na niego.
- Nie, dlaczego?
- Wydajesz się nervous. Niespokojna. Czego się boisz? Zawahała się przez moment, po czym zdecydowała, że mu opowie.
- Jestem niespokojna o Kristiana. To dlatego Johan poszedł do Hildy.
Opowiedziała mu o ruchu odnowy, który rozprzestrzenił się w całej Europie niczym epidemia.
- To nie jest szkodliwe - powiedział wuj spokojnie, kiedy Elise skończyła opowiadać. - W Ameryce też mamy coś takiego. Każdy musi w coś wierzyć, w przeciwnym razie życie jest niepojęte. To znaczy, nie ma sensu. Dlaczego jedni cierpią, a inni nie? Musi istnieć jakiś Bóg, który o tym decyduje. Ciesz się, że siedzi na spotkaniu u jakiegoś pastora, a nie w knajpie albo w burdelu.
Pokiwała głową.
- Też tak sobie to próbuję tłumaczyć, ale przestraszyłam się, po tym, co przeczytałam w gazecie. Pewien mężczyzna oszalał i odrąbał głowę swojemu wujowi.
- Co znaczy odrąbał? W sensie: zabił go?
- Tak, i to nie jest jedyny przypadek.
- Chorzy ludzie. - Wuj Kristian popukał się w głowę. - To nie ma nic wspólnego z religią. Elise uśmiechnęła się, ulżyło jej.
- Nie, masz rację. Muszę przestać się wszystkim martwić.
Ale kiedy Johan wrócił do domu, od razu wyczytała z jego twarzy, że coś jest nie tak. Jednak miałam powód do zmartwień, pomyślała.
20
- Opowiedziałam o wszystkim wujowi, możesz więc powiedzieć, czym się martwisz. Johan pokręcił w zamyśleniu głową, jak gdyby nie wierzył w to, czego sam był świadkiem.
- Kristiana nie było w domu. Poszedłem więc do domu modlitwy na Hausmannsgate. Spojrzała na niego wyczekująco.
- Czy on tam był? Pokiwał głową.
- Tak To, co się tam działo, było po prostu nieprzyjemne. Ludzie jęczeli i wrzeszczeli, krzyczeli Jezus i Alleluja, głośno łkali i wpadali w histeryczny płacz. Jedna kobieta zemdlała, inna wyglądała jak obłąkana. Panowała tam taka kakofonia dźwięków - nigdy czegoś podobnego nie słyszałem. Ponad całym tym hałasem bez przerwy rozbrzmiewały donośne okrzyki Alleluja. Miałem wrażenie, że znalazłem się w domu dla obłąkanych. Jakiś mężczyzna powiedział mi, że mówił językami - w ośmiu różnych językach, nie będąc tego świadomym. Nie uczył się nigdy innego języka poza norweskim!
- Czy Kristian cię zauważył?
- Tak, ale udawał, że mnie nie widzi. Jakiś mężczyzna próbował zabronić mi wejścia, kiedy zrozumiał, że nie należę do wspólnoty, ale znalazłem wymówkę, powiedziałem, że muszę porozmawiać z pasierbem. Kristian bardzo niechętnie ze mną rozmawiał. Powiedziałem mu, że się o niego martwisz i że wuj Kristian chciałby się z nim przywitać, ale to było jak grochem o ścianę. Nie docierało to do niego. Elise przygryzła wargę.
- Jak możemy go stamtąd wydostać? Powiedziałeś Hildzie i jej mężowi, czym Kristian się zajmuje?
- Nie, byli na przyjęciu. Spojrzała na wuja Kristiana. Na jego czole pojawiła się zmarszczka, kiedy z zatroskaniem słuchał Johana. Może zrozumiał, że to jednak nie było nic dobrego dla czternastoletniego chłopca. Ludzie w Ameryce niekoniecznie byli aż tak zaangażowani i nie zachowywali się w ten sposób.
- Myślę, że razem z wujem Kristianem przejdziemy się jutro przed południem do Hildy. Wuj chciałby zobaczyć, jak oni mieszkają a ja opowiem jej o wszystkim. Kristianowi się to nie spodoba, ale trudno. Gdybym wiedziała, że jest tak źle wtedy, kiedy mi o tym mówił, z pewnością zareagowałabym inaczej. Wprawdzie słyszałam o ludziach, którzy dziwnie się zachowywali, ale sądziłam, że były to wyjątki.
Zabrali ze sobą Hugo i Jensine. Dagny nie przyszła. Elise była zdziwiona. Ostatnimi czasy przychodziła do nich codziennie, Elise miała nadzieję, że dziewczynka nie była chora. Elise dawała jej za każdym razem kilka øre, kiedy przychodziła opiekować się dziećmi. Przez sześć dni mogła zarobić jedną koronę i dwadzieścia øre - więcej, niż zarabiała myjąc podłogi. Dagny opowiadała, że dostawała tylko pięć øre za mycie podłóg przez pół dnia. Jej ręce już były czerwone i popękane od mydła, mimo że dziewczynka miała nie więcej niż siedem lat.
Pomyślała, że odwiedzi ją w drodze powrotnej, przecież będą przechodzić obok kamienicy, w której mieszkała.
Na dworze panowała jesienna aura. Mimo że był już początek października, powietrze było łagodne, a pogoda przyjemna, niczym niespodziewany oddech lata. Słońce świeciło a klony wyglądały jak ogromne pochodnie, mieniąc się żółcią i pomarańczem. Wokół było tak pięknie, że zapierało dech w piersiach.
Kiedy zeszli w dół zbocza i skręcili w Maridalsveien, spostrzegli wierzby płaczące, które odbijały się w wodzie. Elise wskazała palcem.
- Tam niżej leży zakład Myrena, gdzie mój pierwszy mąż pracował w administracji przez jakiś czas, zanim został kupcem. W tym zakładzie zajmują się produkcją młynów i maszyn dla przemysłu. Myślę, że jest to jeden z ważniejszych zakładów mechanicznych w Norwegii.
Wuj Kristian zatrzymał się i patrzył z zaciekawieniem. Elise odwróciła się i wskazała dom.
- A w tamtym domu mieszka wdowa Madsen. Jej mąż był brygadzistą w fabryce czekolady Kildala, na Prestegaten. Z tyłu domu znajduje się galeria i schody na pierwsze piętro.
Szli w dół zbocza, a Elise cały czas wskazywała na różne domy, opowiadając, kto w nich mieszkał i czym się zajmował.
- Tam jest numer 104, pod którym Emanuel miał swój sklep. Chłopcy stali za ladą każdego popołudnia. Właścicielem domu jest murarz Bjørklund, a stolarz Olaves Jensen ma swój warsztat meblarski w piwnicy.
Wuj Kristian się roześmiał.
- Malusieńki domek. Charming. Szli dalej wzdłuż Maridalsveien, a Elise pokazała mu most Vøienbrua, posterunek policji i budynek straży pożarnej.
- A jak wygląda automobil? To znaczy samochód pożarniczy? Elise posłała mu zdziwione spojrzenie.
- Automobil? Straż nie ma środków na takie rzeczy. Mają konia, wóz i sikawkę. Mimo że nadkładali w ten sposób drogi, postanowiła wejść w Sagveien, żeby pokazać mu tkalnię Hjula i przędzalni Graah. Pewnego dnia zaprowadzi go do Anny i Torkilda, będzie mógł ich poznać i przyjrzeć się ich mieszkaniu.
- Pomyśleć, że Jensine pracowała w tej fabryce! - Wuj Kristian zatrzymał się, przypatrując się wysokiemu budynkowi. - Ty i Hilda też - dodał. - To była z pewnością ciężka praca.
Pokiwała głową.
- Dwanaście godzin przy maszynie każdego dnia. Czasami czternaście. W soboty dwie godziny krócej.
Wskazała na to, co było po drugiej stronie mostu.
- Za mieszkaniem kierownika fabryki można zobaczyć fragment browaru Ringnes, a po drugiej stronie znajduje się szkoła Sagene.
Szli dalej, mijając Sagveien 8, gdzie mieszkała Dagny. Handlarz drewnem stał przed wejściem i ściągał z wozu worki. Grupka obszarpanych, brudnych dzieci bawiła się obok ściany domu, gdzie odpadł tynk i ze ściany wyzierała dziura. Dzieci dłubały w niej pięściami i cieszyły się za każdym razem, kiedy udało im się tę dziurę pogłębić.
- To tutaj mieszka Dagny. Wuj Kristian zatrzymał się.
- Może o nią zapytamy? Elise podeszła do grupki dzieciaków.
- Wiecie, gdzie jest Dagny? Jeden z chłopców odwrócił się w jej stronę.
- Leży na łóżku i ryczy.
- Czy jest chora? Pokręcił głową i spojrzał na nią zaciekawiony.
- Czy to ty mieszkasz w Vøienvolden? Pokiwała głową.
- Dagny pomaga mi opiekować się dziećmi, ale dzisiaj nie przyszła.
- Wiem czemu. Lalka zniknęła. Elise poczuła, że ogarnia ją wściekłość.
- Chcesz powiedzieć, że ktoś ją zabrał?
- Myślę, że nasz ojciec sprzedał ją do lombardu. Elise spojrzała na wuja Kristiana.
- Zrozumiałeś, co on powiedział? Wuj Kristian pokręcił głową.
- Wytłumacz mi.
- Ich ojciec oddał lalkę w zastaw. Najprawdopodobniej po to, żeby mieć pieniądze na alkohol. Teraz Dagny leży na łóżku i płacze.
Chłopiec najwyraźniej przysłuchiwał się ich rozmowie.
- To nie jest jej łóżko. To łóżko Loranga, Adolfa i moje. Wuj Kristian spojrzał na nią.
- Gdzie jest ten lombard?
- Myślę, że chłopiec ma na myśli ten, który znajduje się na Biermannsgate.
- To możemy tam iść i kupić lalkę?
- Na pewno będzie dużo kosztować.
- Ja mam money. Ale co zrobić, żeby ojciec znów jej nie sprzedać? Zamyśliła się.
- Będzie musiała zostać u nas w domu. Dagny będzie się mogła nią bawić, jak przyjdzie. A ty naprawdę chcesz odkupić tę lalkę?
Pokiwał głową.
- Of course. Zawróciła wózek.
- W takim razie proponuję, żebyśmy to zrobili od razu. Ktoś mógłby nas ubiec. Chociaż nikogo w tych okolicach nie stać na taką lalkę, może się jednak pojawić ktoś z lepszej dzielnicy. Rzadko można znaleźć tak piękną lalkę jak ta, którą podarowałeś Dagny.
Zobaczyli ją, jak tylko weszli do lombardu. Stała na środku zawalonego rupieciami stołu. Mieli szczęście, że nikt inny jej nie kupił.
Właściciel zmierzył wuja spojrzeniem. Wyglądało to tak, jakby oceniał, na ile go będzie stać.
Wuj Kristian rozejrzał się wokół i udawał, że nie zauważył lalki. Na jednej z półek zobaczył inną, która nawet w połowie nie była tak ładna. Była szmaciana miała porcelanową głowę, ale nie można jej było przebierać.
Właściciel lombardu podążał za jego wzrokiem.
- Chce pan kupić lalkę? A widział pan tę? - dodał i pokazał mu lalkę Dagny. Wuj Kristian spojrzał na nią krytycznym wzrokiem. Potem zmarszczył nos.
- Takich lalek jest pełno. Tamta jest większą rzadkością - powiedział, wskazując palcem na szmacianą lalkę.
Właściciel lombardu otworzył usta ze zdziwienia.
- Pełno takich jak ta? Nigdy nie widziałem czegoś podobnego!
- Ja widziałem takie w centrum. W dużym sklepie. - Zwrócił się do Elise. - Don't you agree, my dear?
Elise nie zrozumiała, co powiedział, ale pokiwała głową.
- Z jakiego kraju jesteście? Wuj Kristian posłał mu protekcjonalne spojrzenie.
- Nie umiesz mówić po amerykańsku?
- Jesteście z Ameryki? Rany! Mówi pan, że widział pan więcej talach lalek? Ile kosztowały? Wuj Kristian zwrócił się do Elise.
- Pięć koron? Ta, którą widzieliśmy wczoraj?
Elise znów przytaknęła. Niech sam odgrywa ten teatr. Właściciel lombardu wpatrywał się w lalkę.
- Tylko pięć koron? Wuj Kristian prychnął.
- Tylko pięć koron! To więcej niż kobiety pracujące w fabryce zarabiają w przeciągu tygodnia! Więcej, niż musisz dać za kapelusz i parę kaloszy! A to jest tylko lalka! - Podniósł lalkę Dagny i spojrzał na nią krytycznym wzrokiem. - Ale skoro nie masz zbyt wielu klientów, dam ci za nią pięć koron i pięćdziesiąt øre i za trzy korony wezmę jeszcze te czarne damskie rękawiczki, które tam leżą.
Właściciel lombardu kłaniał im się na wszystkie strony, zanim znalazł szary papier, w który osobno zapakował lalkę i rękawiczki. Kiedy mieli wychodzić, pospiesznie wyszedł zza lady, żeby otworzyć im drzwi.
Dopiero kiedy uszli już spory kawałek drogi w stronę mostu Beiera, Elise odważyła się odezwać.
- Jak ci się to udało? Byłam pewna, że zaproponuje niewyobrażalnie wysoką kwotę.
- Bo to było dużo. Ten człowiek był bezczelny. Jestem pewien, że ojciec dziewczynki dostał tylko połowę z tego albo nawet mniej.
- Z pewnością, ale w taki sposób działają lombardy. Wuj Kristian się uśmiechnął.
- Najważniejsze, że odzyskaliśmy lalkę.
Kiedy mieli przechodzić obok mieszkania kierownika fabryki, Anna właśnie wyszła przed dom. Szła o lasce, najwyraźniej pozbyła się już kul.
- Elise? Jesteś na spacerze ze swoim wujkiem? Macie ochotę wstąpić na filiżankę kawy? Elise pokręciła głową.
- Innym razem, Anno. Teraz wybieramy się do Hildy. Musieliśmy tylko wstąpić do lombardu.
Anna spojrzała na nią z przerażeniem.
- Źle wam się powodzi? Elise się uśmiechnęła.
- Nie. Musieliśmy załatwić dla kogoś sprawę. Myślisz, że dałabyś radę do nas przyjść? Byłoby miło, gdybyś zobaczyła, jak się urządziliśmy.
Anna pokręciła głową.
- Obawiam się, że nie dam rady. Ledwo jestem w stanie wyjść do Magdy, do sklepu na rogu.
Elise wpadła na pewien pomysł. Zapyta Hildę, czy nie mogłaby kiedyś podwieźć Anny z dzieckiem do nich do domu.
Znów zatrzymali się przed Sagveien 8.
- Wstąpię do niej, żeby powiedzieć o tym, co zrobiliśmy, ale lalkę zabierzemy ze sobą, prawda?
Wuj Kristian potaknął.
- Ja pilnuję dzieci. Ty się nie spiesz. Kiedy Elise weszła na korytarz, uderzył ją odór. Z wahaniem zaczęła wchodzić na górę.
Podniesione głosy, krzyki i wrzaski docierały aż na dół. Czyżby siedzieli i pili już przed południem?
Bała się. Jeśli ojciec Dagny będzie w domu, może mieć kłopoty. Będzie dopytywał, czego tam szuka, a skoro tak wiele osób mieszkało w jednym pokoju, nie będzie mogła porozmawiać z Dagny tak, żeby nikt inny nie usłyszał.
Im wyżej wchodziła, tym hałas stawał się głośniejszy. Teraz usłyszała, że coś spadło na podłogę, że jakaś kobieta krzyczy, a inni się śmieją. Wulgarny, dziki, męski śmiech.
Wróciły dawne wspomnienia. Przypomniało jej się, jak ojciec przyprowadzał do kuchni w Andersenården ulicznice, kiedy matka leżała złożona chorobą, a inni próbowali zasnąć. Chciała odsunąć te złe wspomnienia, ale one nie chciały zniknąć.
Zostały jej jeszcze cztery schodki.
W tej samej chwili jakieś drzwi się otworzyły i na korytarz wytoczył się pijany mężczyzna. Kiedy ją zauważył, zatrzymał się i zarechotał.
- Następna przyszła?
- Przyszłam, żeby porozmawiać z Dagny. Ona się opiekuje moimi dziećmi.
- Ojojoj, takie eleganckie damy tu chodzą? Nie sądzę, że to dobry pomysł, że tu weszłaś. Możesz się przestraszyć. - Zarechotał i splunął na podłogę.
- Czy byłby pan tak miły i przyprowadził do mnie Dagny? Muszę z nią porozmawiać, to bardzo ważne.
Stał, kołysząc się.
- A ile za to dostanę? Elise włożyła rękę do kieszeni i wyciągnęła dwa øre. Miała zamiar zrobić zakupy po drodze do domu.
Łapczywie chwycił monety, chwiejnym krokiem podszedł do drzwi i je otworzył.
- Dagny, musisz tu przyjść. Jakaś elegancka pani chce ci coś powiedzieć. - Musiał krzyczeć, żeby zagłuszyć hałas dobiegający ze środka.
Ojciec Dagny zniknął w innych drzwiach. Elise zobaczyła zagraconą kuchnię. Zaraz przy drzwiach siedziała młoda dziewczyna, do połowy rozebrana, na twarzy miała mocny makijaż, w ręku trzymała butelkę bimbru. Podszedł do niej jakiś podstarzały pijak, położył ręce na jej pośladkach, próbując ją pocałować. Dziewczyna się od niego odwróciła.
Inny mężczyzna podszedł do nich, wyglądało na to, że był równie pijany, i zaczął obmacywać dziewczynę. Elise odwróciła się, ten widok napawał ją obrzydzeniem. Znów wróciły przykre wspomnienia - ojciec i ulicznice w ich kuchni.
Dagny nie przychodziła, w końcu Elise postanowiła dać sobie spokój. Nie mogła pozwolić, żeby wuj Krisitian stał na dole i czekał. Poza tym dzisiaj mieli pomóc Kristianowi.
W tym samym momencie, w którym się odwróciła, żeby zejść, zauważyła Dagny wychodzącą z kuchni i torującą sobie drogę między dorosłymi. Obok tych wszystkich postawnych mężczyzn, którzy byli w środku, wyglądała na jeszcze mniejszą i bardziej wychudzoną niż zwykle. Jej twarz była blada, a oczy spuchnięte od płaczu.
Wydawało jej się, że dziewczynka chciała zawrócić, kiedy ją zobaczyła.
- Dzisiaj nie mogłam. Muszę umyć schody u pani Karlsen.
- Nic nie szkodzi, Dagny. Przyszłam, żeby ci coś powiedzieć. Dagny się zawahała. Najwyraźniej bała się, że Elise zobaczy, że nie ma już lalki.
- Wiem, co się wydarzyło - ciągnęła. - Dlatego tu jestem. Podejdź do mnie, muszę ci coś powiedzieć.
Dagny podeszła do niej powolnym krokiem. Drzwi do kuchni się zatrzasnęły.
- Wuj Kristian odkupił dla ciebie tę lalkę. Leży w wózku, na dole. Dagny zrobiła wielkie oczy.
- Był w lombardzie? Elise przytaknęła z uśmiechem.
- Odkupił ją, ale nie ma sensu, żebyś ją brała ze sobą do domu, bo znowu by zniknęła. Zabierzemy ją do nas, gdzie będziesz mogła się nią bawić, kiedy przyjdziesz się opiekować Hugo i Jensine.
Wydawało się, że Dagny nie do końca jest przekonana.
- Mogę ją zobaczyć?
- Możesz. Zejdź ze mną na dół. Wuj Kristian zajmuje się Hugo i Jensine. Kiedy zeszły, Dagny niepewnym krokiem podeszła do wuja Kristiana. Elise spojrzała na nią. Nie wyglądała na zadowoloną. Czyżby cały czas niedowierzała? Elise włożyła lalkę do siatki na zakupy, która leżała za plecami Jensine. Teraz wyciągnęła ją, otworzyła paczkę i pokazała jej zawartość Dagny.
Dziewczynka stała, nic nie mówiąc i wpatrywała się w lalkę. Nawet się nie poruszyła.
- Należy do ciebie, Dagny. Będziemy jej pilnować, kiedy ciebie nie będzie. Kiedy podrośniesz albo znajdziesz jakąś kryjówkę, której nie odkryje twój ojciec, będziesz mogła zabrać ją z powrotem do domu.
Dagny powoli wyciągnęła rękę i delikatnie pogłaskała lalkę.
- Nazwałam ją Słoneczną Dziewczyną, bo ma złote włosy. - Spojrzała na Elise, w jej oczach wreszcie zamigotały radosne iskierki. - Słońce jest złote - wytłumaczyła. - A ona była moim słońcem.
Elise poczuła, że płacz ściska ją za gardło.
- I cały czas będzie, Dagny. Nie możesz jej mieć przy sobie w nocy, ale wiedz, że twoje słońce czeka na ciebie w Vøienvolden. Może masz ochotę przejść się z nami kawałek? Mogłabyś podczas spaceru trzymać lalkę.
Dagny rozejrzała się wokół, po czym pokręciła głową.
- Nie odważę się tego zrobić. Zabiorą mi ją. Mój brat albo jego koledzy.
- W takim razie z powrotem ją zapakuję i zabiorę do nas do domu. Czy możesz przyjść jutro?
Dagny pokiwała głową. Na jej poważnej twarzy w końcu pojawił się mały, ostrożny uśmiech.
- Kiedy umyję schody pani Karlsen, położę się spać, żeby czas szybciej minął. Wuj Kristian nie odezwał się ani słowem. Jak tylko przeszli kawałek, powiedział zachrypniętym głosem.
- Nie mieliśmy dużo ubrań ani jedzenia w domu, w Ulefoss, ale nie byliśmy biedni. Elise pokręciła głową.
- My też nie. Obydwie z Hildą miałyśmy pracę i mimo że często kładłyśmy się spać głodne, było nam lepiej niż wielu innym.
- Słyszałem jakiś rumor i hałas, czy to u niej?
- Tak. W kuchni było pełno ludzi. Wyglądało na to, że większość była pijana.
- Biedne dziecko. Elise pokiwała głową ciężko wzdychając.
- Tak, żal mi jej. Gdybym miała napisać osobny rozdział o każdej osobie mieszkającej nad rzeką, której jest mi żal, musiałabym pisać przez resztę życia.
21
W domu zastali tylko Hildę, kierownik fabryki był w pracy. Hilda natychmiast poprosiła służące, żeby przygotowały jakiś lepszy posiłek i z dumą zaczęła pokazywać wujowi Kristianowi wszystkie pomieszczenia.
Opiekunka do dzieci właśnie wróciła z maluchami ze spaceru na jesiennym powietrzu. Hugo miał przy sobie swój nowy pociąg, a Isac zrobił wielkie oczy, kiedy odpakował swoją paczkę i znalazł w niej identyczną zabawkę. Głęboko się skłonił przed wujem Kristianem, a potem obydwaj mali chłopcy ochoczo pobiegli do pokoju dziecinnego, żeby się pobawić swoimi drogocennymi zabawkami. Jensine ruszyła powoli za nimi, niosąc swoją lalkę, a mały Gabriel raczkował po podłodze.
- Myślałam, żeby wyprawić przyjęcie, kiedy skończy rok. Mam nadzieję, że będziecie mogli przyjść.
Wuj Kristian spojrzał na nią z uśmiechem.
- Ja też? Czy tylko dzieci? Hilda się roześmiała.
- Oczywiście, że ty też, wujku. Jak długo zostajesz w Norwegii? Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Muszę pojechać do Ulefoss, żeby zobaczyć mój dom rodzinny i spróbować odnaleźć jakichś dalszych krewnych. Ale nie zostanę tam długo. Więc to zależy, jak długo Elise wytrzyma moje towarzystwo u siebie w domu.
- Dużo lepiej już mówisz po norwesku po tych kilku dniach.
- Naprawdę? - Jego oczy zniknęły pośród wszystkich zmarszczek. - Bardzo mnie to cieszy. Elise nie mogła już dłużej wytrzymać.
- Co z Kristianem?
- Wszystko dobrze. Dużo się teraz uczy w ciągu dnia. To jego ostatni rok w szkole.
- Uczy się w domu?
- Tak. To znaczy, cały czas jest u swojego kolegi Benjamina, na Hausmannsgate. Elise zamilkła i spojrzała na nią.
- Mylisz się, Hildo. On nie jest wcale u kolegi. On jest w domu modlitwy. Hilda się roześmiała.
- Żartujesz sobie?
- To prawda. Sam mi o tym powiedział, ale na razie nie chciał, żeby wszyscy o tym wiedzieli. To dlatego nie chciał się do nas wprowadzić. Emisariusz z ruchu odnowy religijnej powiedział mu, że osoby, które powtórnie się żenią lub wychodzą za mąż, żyją w grzechu. Nie był w stanie być świadkiem tego, że żyję w grzechu.
Wyglądało na to, że Hilda nie wie, czy to, co mówi Elise, ma traktować poważnie.
- To niemożliwe. Przecież Kristian taki nie jest.
- Nie był taki, ale uległ czyjemuś wpływowi. Wczoraj wieczorem Johan poszedł do domu modlitwy, żeby z nim porozmawiać. Miał wrażenie, że znalazł się w zakładzie dla obłąkanych. Kristian nie chciał go słuchać. Myślę, że to przykre, zwłaszcza ze względu na wuja. Przecież Kristian był taki szczęśliwy, kiedy dostaliśmy list z Ameryki. Latem zeszłego roku sam myślał o tym, żeby wyjechać do Ameryki, a teraz nawet nie ma czasu, żeby przyjść i się z wujem przywitać!
Hilda kręciła z niedowierzaniem głową.
- Dlaczego nie powiedział o tym mnie i Ole Gabrielowi? Zamiast tego kłamał, mówiąc, że idzie do kolegi. Nie uczą ich tam, że kłamstwo też jest grzechem?
- Nie wiem, czego tam uczą, i martwię się o niego. Ostatnimi czasy w prasie dużo pisali o tym ruchu. Niektóre gazety określają to mianem herezji. W jednej z gazet przeczytałam o mężczyźnie, który odrąbał głowę swojemu wujowi. Oszalał po tym, jak się nawrócił.
Hilda wyglądała na wstrząśniętą.
- Nie potrafię zrozumieć, dlaczego Kristian, który jest mądry i zdolny, dał się omamić takim ludziom.
- Johan twierdzi, że to dlatego, że tak wiele go dręczy. Rozgoryczenie z powodu choroby matki, wyrzuty sumienia związane z Emanuelem, moje i twoje chaotyczne życie.
Hilda wyglądała na urażoną.
- Chaotyczne życie? Co masz na myśli? Elise się uśmiechnęła.
- To miał być taki żart, ale przecież w ostatnich latach w naszym życiu było dużo bałaganu. Najpierw Johan, którego Kristian podziwiał, a na którym strasznie się zawiódł. Potem Isaac, którego pokochał, ale którego nam odebrano. Potem pojawił się Emanuel, który też z czasem go rozczarował. W sumie w jego życiu było wiele zmian i rozczarowań. Być może alkoholowe problemy ojca też zostawiły na nim ślad.
Hilda prychnęła.
- Nie miał gorzej niż inni. Wobec tego my też powinnyśmy mieć problemy, aleja nie czuję potrzeby, żeby siedzieć w jakimś domu modlitwy razem z na wpół szalonymi ludźmi i krzyczeć Alleluja.
Wuj Kristian wtrącił się do rozmowy.
- Myślę, że Elise ma rację. Musimy to potraktować z powagą. Kristian nie chodzi tam dla rozrywki.
Hilda nie wyglądała na zmartwioną.
- Porozmawiam z nim. Jestem pewna, że uda mi się go od tego odciągnąć. Kristian nie jest głupi.
Z korytarza dobiegły ich głosy. Hilda zwróciła się w stronę, skąd dochodził dźwięk.
- Brzmi jak Ole Gabriel. To dziwne. Drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł kierownik fabryki.
- Zapomniałem zabrać pewnych ważnych dokumentów. No, no, ależ to przecież Elise i wuj Kristian! Jaka szkoda, że muszę natychmiast wracać.
- Elise przyszła mi powiedzieć, że Kristian się nawrócił. Chodzi na spotkania ruchu odnowy religijnej prowadzone przez tego pastora Barratta, o którym tyle piszą w gazetach.
Jej mąż szeroko otworzył oczy.
- Co ty mówisz? Kristian chodzi na spotkania do tego heretyka Barratta? - Poczerwieniał na twarzy. - Nie chcę o tym słyszeć! Kiedy zaczął tam chodzić?
- Najwyraźniej chodzi tam już od jakiegoś czasu. Nie ma żadnego kolegi na Hausmannsgate, on tam chodzi do domu modlitwy.
- Teraz się dowiaduję! Dlaczego nie powiedzieliście mi o tym wcześniej? Próbujesz mi powiedzieć, że za każdym razem, kiedy mówił, że idzie do tego kolegi odrabiać lekcje, w rzeczywistości szedł do domu modlitwy?
Elise nie mogła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek widziała kierownika fabryki tak wzburzonego.
Hilda spojrzała na Elise, najwyraźniej też była zaskoczona jego reakcją. Elise zaczęła się wiercić. Powinna była od razu opowiedzieć o tym Hildzie.
- Nie wiem, jak często on tam bywa. Powiedział mi, że kłamał, mówiąc, że idzie do domu do Benjamina. Za każdym razem chodzili do domu modlitwy - Aha, więc to ten kolega go w to wciągnął, dobrze rozumiem? Elise pokiwała głową. Czuła się niezręcznie. Nie miał żadnych podstaw, żeby się tak złościć. Czyżby kierownik fabryki bał się, że Kristian okryje go wstydem? Obawiał się, że inni się o tym dowiedzą?
- Wezmę ze sobą kilku mężczyzn i pójdziemy tam wieczorem - dodał. - Nie chcę, żeby brat mojej siostry wygłupiał się w ten sposób!
Kiedy tylko zniknął za drzwiami, wszyscy po sobie spojrzeli.
- Strasznie się zdenerwował - powiedziała Hilda, wyraźnie zaskoczona. Próbowała się z tego śmiać. - Myślę, że powinnam ostrzec Kristiana, kiedy wróci do domu na obiad. Elise pokiwała głową.
- Myślę, że łatwiej będzie z nim porozmawiać w domu, niż kiedy będzie otoczony swoimi współwyznawcami. Johanowi nie udało się przemówić mu do rozsądku.
Więcej o tym nie rozmawiali. Wuj Kristian był pod wrażeniem pięknego domu Hildy, a ona z dumą pokazywała mu wszystkie stare, wspaniałe przedmioty, które jej mąż odziedziczył po swoich przodkach.
- Szkoda, że nie widzi tego żona mojego brata. Myśli, że pochodzimy z rodziny biedaków. Nie zamierza odwiedzić Norwegii. Co będę robić w lodowatym kraju, w którym ludzie głodują, mieszkają w rozpadających się chatach, nie umieją pisać ani czytać?, pytała.
Elise i Hilda roześmiały się, choć obie nie kryły zaskoczenia.
- Czy w taki sposób twój brat przedstawił swój kraj? - zapytała Hilda. - W rodzinie matki nie było analfabetów. Wręcz przeciwnie, wszyscy byli uzdolnieni. Dobrze sobie radzili w szkole i byli muzykalni. Czyż nie tak, wujku Kristianie?
Pokiwał głową.
- Tak, dobrze nam szła nauka, ale nie odebraliśmy innego wykształcenia ponad to, co było obowiązkowe. W szkole nie uczyliśmy się niczego poza religią, rachunkami, czytaniem i pisaniem. Często żałowałem, że nie umiem nic więcej. Muzyki nauczyliśmy się od matki. Grała na gitarze i śpiewała. Ojciec grał na flecie, który sam wystrugał, no i wszyscy umieliśmy śpiewać. Jensine też. Nie śpiewała dla was?
Elise i Hilda przytaknęły.
- A ojciec gwizdał - powiedziała szybko Hilda. - Nikt nie umiał tak pięknie i czysto gwizdać jak on. Umiał nawet gwizdać na dwa głosy, potrafił też naśladować wszystkie ptaki w lesie.
Wuj Kristian spojrzał na nią w zamyśleniu.
- Tego nikt nam nie powiedział. Jak tylko ojciec dowiedział się, że on jest synem wędrownego Roma, został wyrzucony za drzwi.
Hildzie zwilgotniały oczy.
- Biedny ojciec.
- I biedna matka - dodała Elise. Wuj Kristian przytaknął.
- Teraz zaczynam rozumieć. Smutne jest tylko to, że zrozumiałem wszystko tak późno.
W drodze do domu wuj Kristian nagle wyciągnął drugą paczkę, z rękawiczkami, które kupił w lombardzie.
- Elise, to dla ciebie. Zatrzymała się i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Dla mnie? Ale ja nie mogę tego przyjąć.
- Dlaczego nie? Chodzisz w dzierganych rękawiczkach z jednym palcem kiedy jest zimno. Dama chodzi w talach rękawiczkach. Co zakładasz, kiedy wybierasz się do wydawnictwa, żeby dostarczyć maszynopis?
- Są przyzwyczajeni do tego, jak wyglądam. Pokręcił głową.
- Ty jesteś pisarka. Musisz się ubierać jak pisarka. Roześmiała się.
- A czy pisarka nie może nosić rękawiczek z jednym palcem?
- Nie, musi pokazać, że dobrze jej się powodzi. W przeciwnym razie ludzie będą myśleć, że jej książki się nie sprzedają. Wtedy będą myśleć, że jej książki nie są dobre i nie będą ich kupować.
Elise znów się roześmiała.
- Ale nie mogę się stroić tylko po to, żeby udawać, że zarabiam więcej niż w rzeczywistości.
- Owszem, musisz. - Spojrzał na nią z powagą. - W Ameryce ludzie lubią się dowiadywać o tych, którzy odnoszą sukcesy. Chcą, żeby ich bohater lub bohaterka pokazywali, że są bogaci. Wtedy mogą sobie wyobrażać, że bohaterowie to oni sami i ich życie staje się łatwiejsze.
Elise nic nie powiedziała. Założyła eleganckie, czarne rękawiczki. Wydawało się, że są całkiem nowe, może były kradzione.
- Dziękuję, wujku Kristianie. Są bardzo eleganckie. W duchu pomyślała jednak, że wolałaby mieć na sobie swoje stare, ciepłe, dziergane rękawiczki z jednym palcem.
Tego wieczoru wszyscy poszli wcześnie spać. Wuj Kristian wybierał się następnego dnia do Ulefoss, a Elise miała nadzieję trochę popisać, kiedy przyjdzie Dagny, żeby opiekować się Hugo i Jensine.
Leżąc w ramionach Johana, opowiadała mu szeptem o wszystkim, co się wydarzyło tego dnia. Wieczorem odwiedził ich Torkild, ale Elise nie chciała przy nim mówić o Kristianie i spotkaniach ruchu odnowy religijnej. Była pewna, że dla kościoła i Armii Zbawienia świeccy kaznodzieje byli utrapieniem.
- Mąż Hildy był wściekły. Chciał dzisiaj wieczorem iść do domu modlitwy i zmusić Kristiana, żeby z nim wrócił do domu.
- To na nic. Próbowałem wczoraj.
- Chciał wziąć ze sobą jeszcze kogoś i zabrać stamtąd Kristiana siłą.
- Nie jestem pewien, czy to dobry sposób. To wywołuje tylko większy sprzeciw. W zamyśleniu pokiwała głową.
- Właściwie, to byłam zaskoczona taką reakcją kierownika fabryki.
- Mnie to nie dziwi. Należy do parafii na Gamle Aker. Westchnęła.
- Mam nadzieję, że nie dojdzie do kłótni i wrogości. Teraz, kiedy Kristian miał tyle szczęścia, mógł zamieszkać z Hildą i przestać chodzić do pracy.
- Ja też mam taką nadzieję. A tak poza tym spotkaliście kogoś znajomego? Elise opowiedziała mu o Dagny i lombardzie. Johan przycisnął ją do siebie.
- Masz dobre serce, Elise. Poza tym właśnie przyszedł mi do głowy pomysł na kolejną rzeźbę - Dziewczynka z lalką. - Cicho się zaśmiał. - Widzę ją w głowie: mała, wygłodzona dziewczynka o zapadniętych policzkach, w obszarpanym ubraniu, chustce na głowie, trzyma w ramionach lalkę, jakby to była żywa istota. Przestraszona patrzy w bok, jakby się bała, że ktoś jej odbierze dziecko. Pocałował ją.
- Czuję że drżysz, zimno ci?
- Trochę.
- Przytul się do mnie mocniej, ogrzeję cię moim ciałem. - Jego palce zaczęły pieścić jej twarz, szyję i piersi. - Ukrywasz jakąś tajemnicę? - zapytał nagle.
Uśmiechnęła się w ciemności.
- Być może. Westchnął z ulgą.
- Nareszcie, Elise! Teraz jestem szczęśliwy. W końcu będziemy mieli owoc naszej miłości!
22
Kristian siedział tam, gdzie zawsze. Ludzie schodzili się do sali. Głosiciel odnowy religijnej Albert Lunde miał poprowadzić dzisiejsze spotkanie i chrzest osób dorosłych. Dysydenci mieli pełnić funkcje opiekunów duchowych. W sali panowało rozgorączkowanie.
Z czasem pomieszczenie wypełniło się po brzegi. Kristian zaczął się rozglądać, próbując znaleźć Benjamina, ale nie mógł go nigdzie dojrzeć. Przyszła natomiast ta ciemnowłosa dziewczyna o błyszczących oczach i usiadła obok niego. Poczuł, że ogarnia go jakieś dziwne uczucie. Przez trzy wieczory z rzędu siedzieli obok siebie, ale jeszcze nie odezwali się do siebie słowem.
Była jedną z najpiękniejszych dziewcząt, jakie kiedykolwiek widział. Nieśmiała i zawstydzona, wyglądała zupełnie inaczej niż dziewczęta znad rzeki, do których był przyzwyczajony. Jego ramię dotknęło jej ramienia. Poczuł, jakby przez jego ciało przeszedł prąd.
Odwróciła się do niego.
- Przepraszam. - Zarumieniła się.
- Nie, to moja wina. - Poczuł, że też się czerwieni. Kaznodziei jeszcze nie było. Muzycy zajmowali swoje miejsca. Kristian zebrał się na odwagę.
- Długo należysz do ruchu?
- Tak, jakiś czas. Może pół roku. A ty?
- Jakiś czas. - Co on ma teraz powiedzieć? To ich jedyna okazja, żeby porozmawiać, zanim wszystko się zacznie. Kiedy spotkania się kończyły, ona od razu wychodziła.
- Tu jest taka podniosła atmosfera, prawda? Pokiwała głową.
- Za każdym razem, kiedy stąd wracam, czuję się czysta. - W tej samej chwili jeszcze bardziej poczerwieniała, najwyraźniej stwierdziła, że to, co powiedziała, musiało dziwnie zabrzmieć. - To znaczy czysta w środku, w duszy.
Kristian się uśmiechnął.
- Rozumiem. Nie wyglądasz na brudną. - Jego wzrok przesunął się po jej ładnej twarzy, potem spoczął na jej szyi. Jego ciało przeszły dreszcze.
Zaśmiała się cicho.
- Ty też nie. Ani wewnątrz ani na zewnątrz.
- Skąd możesz wiedzieć? Przecież mnie nie znasz.
- Widziałam cię. Za każdym razem. Zrobiło się cicho. Jego ciało ogarnęła fala gorąca. Widziała go. Co właściwie przez to rozumiała? Rozglądała się za nim?
Zaczął się kręcić. Miał wrażenie, że chodzą po nim mrówki. Jego kolano dotknęło jej kolana. Teraz ona z pewnością pomyśli, że zrobił to specjalnie. Nie odważył się nawet powiedzieć przepraszam. Lepiej udawać, że w ogóle tego nie zauważył.
- Lubisz śpiewać? - Znów na niego spojrzała. Jej ciemne oczy patrzyły na niego z powagą.
- Tak.
- Słyszałam twój głos. Pięknie śpiewasz. Było mu tak gorąco, że miał trudności z oddychaniem.
- To po moim ojcu. - Usłyszał, co powiedział i jednocześnie tego pożałował. A co jeśli ona się dowie, że jego ojciec był romskiego pochodzenia?
Jakie miała piękne dłonie. Szczupłe i zadbane. Nie były przyzwyczajone do wody z mydlinami i brudnych podłóg.
- Nadchodzi kaznodzieja. Nie możemy już rozmawiać.
- Nie. - To wszystko, co udało mu się powiedzieć. Albert Lunde wszedł na podwyższenie.
- Przez dwadzieścia lat Izrael wzdychał do Pana - a dlaczego? Ze względu na swój grzech. Stąd tyle porażek zamiast zwycięstwa, stąd rozpacz zamiast radości. Na czym polegał ich grzech? Ich serca nie należały całkowicie do Pana. I rzekł do nich Samuel: Zwróćcie wasze serca ku Bogu i Jemu jednemu służcie, a Pan was wyzwoli. - Kaznodzieja rozejrzał się wokół. - To, co dotyczyło Izraela, odnosi się i dziś do ludu Bożego. Nawróćcie się do Pana! Pozbądźcie się tego, co nieczyste, a On da wam zwycięstwo, da wam radość.
Kristian poczuł się bezsilny. Siedział tu, grzesząc na oczach Alberta Lunde. Patrzył na dłonie tej pięknej dziewczyny, na jej twarz i szyję i czuł, jak jego ciało ogarniają jakieś dziwne odczucia, które ostatnio coraz częściej się pojawiały. Może Bóg czytał w jego myślach i zauważył, że bardziej zainteresowany jest tą dziewczyną niż Nim? Kaznodzieje mówili, że gra w karty, taniec i inne przyziemne rozrywki mogą prowadzić ludzi do grzechu i sprawić, że ci odwrócą się od Boga. W gazetach ukazała się wypowiedź pewnego biskupa, który odradzał mężczyznom i kobietom klęczenie obok siebie podczas modlitwy. To mogłoby spowodować napięcie między nimi, które na pewno nie prowadziłoby do niczego dobrego. Twierdził, że pomiędzy życiem religijnym a życiem uczuciowym istnieje silny związek.
Czy to właśnie to, czego przed chwilą doznał? Poczuł coś do tej dziewczyny, bo siedziała tak blisko niego?
Muzycy zaczęli grać, głosy wszystkich zgromadzonych złączyły się w jedno. Pieśń niosła się po całej sali, rosła w siłę, wypełniała go radością. Śpiewał pełnym gardłem, myśląc o tym, co mu powiedziała. Pięknie śpiewasz. Poczuł, jak wypełnia go uczucie szczęścia. Nigdy wcześniej nie przeżył czegoś takiego.
Muzyka ucichła, ktoś inny zaczął głosić kazanie. Czasami, jakiś natchniony przerywał, krzycząc Alleluja. Do niego dołączały następne osoby, atmosfera stawała się coraz bardziej podniosła.
Kristian miał wrażenie, jakby został porwany przez falę wiecznej szczęśliwości. Wszyscy zgromadzeni chcieli jednego: być czystymi i wolnymi od grzechu, chcieli stać się dziećmi Boga. Nikt ze zgromadzonych nie klął, nie bił, nikt się nie upijał, nie obmawiał innych, nie szydził, nie gardził ani nie wyśmiewał innych. Tutaj wszyscy byli równi przed Bogiem.
- Ogień piekielny będzie płonął wiecznie! - grzmiał kaznodzieja. - Ci, którzy się nie nawrócą, będą na zawsze potępieni. Bóg jest surowy, sądzi nas, kiedy robimy coś wbrew Jego woli. Tego, kto się nie nawróci, czekają męki piekielne. Może uważacie, że Bóg jest srogi? Tak, taki jest. Ale miłość jest sroga, kiedy widzi, że ukochany znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, nie będąc tego świadomym. Jezus widzi, że musisz się nawrócić teraz albo nigdy. Dlatego żąda, żebyś podjął decyzję od razu. Nawróć się teraz. Jutro może być za późno. Gdybyś zapytał wiecznie potępionych, czy chcą się nawrócić, z pewnością powiedzieliby, że tak. Dlaczego tego nie zrobili? Bo odkładali to na później. A co jeśli umrzesz już dziś? Nie będąc nawróconym? I przez całą wieczność będziesz trawiony ogniem piekielnym! Odważysz się zaryzykować?
- Nie! - krzyknął ktoś ze zgromadzonych. - Ratuj mnie! Na Boga, nie pozwól mi skończyć w piekle! Ocal moją duszę!
- Amen! - krzyknął ktoś inny. - Bóg jest dobry. Alleluja! Po tym na nowo rozbrzmiała muzyka, tak rytmiczna i głośna, że Kristian miał ochotę tańczyć. Znał pieśń, którą teraz śpiewali, każdy jej wers, śpiewał więc z całych sił.
Nagle w sali zapadła cisza. Muzyka ucichła. Wszyscy z napięciem oczekiwali na to, co się wydarzy.
Dziewczyna zwróciła się do Kristiana i zapytała.
- Nawróciłeś się? Przytaknął.
- A ty?
- Tak, kilka tygodni temu. Jesteś szczęśliwy?
- Tak A ty nie?
- Nie wiem. Myślę, że przede wszystkim się obawiam. Przeraża mnie to ciągłe mówienie o piekle. W nocy śni mi się, że jestem związana i stoję na stosie, który ktoś podpala. Budzę się zlana potem.
- Dlaczego miałabyś trafić do piekła, skoro się nawróciłaś?
- Grzeszyłam. Skąd mogę wiedzieć, że zostało mi odpuszczone? Kristian nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć. Sam Myślał podobnie.
Znów się rozejrzał, żeby zobaczyć, czy uda mu się znaleźć Benjamina. W tej samej chwili jego kolano znów zetknęło się z jej kolanem. Poczuł, jak jego ciało ogarnęło słodkie uczucie błogości.
Kaznodzieja coś mówił, ale Kristian go nie słuchał. Nie był w stanie się skupić, jego myśli krążyły wokół tej ładnej dziewczyny i jej kolana, które otarło się o jego kolano.
- Módlmy się! - dopiero te słowa wyrwały go z zamyślenia. Wszyscy padli na kolana. Mężczyzna, który stał obok niego, przysunął się bliżej. W jego rzędzie dosiadła się kolejna osoba, robiło się coraz ciaśniej. Był teraz bardzo blisko niej. Ich ramiona i uda się dotykały. To było prawie nie do wytrzymania. Musiał coś powiedzieć, skierować myśli na inny tor.
- Czy twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś? - wyszeptał. Rzuciła mu szybkie spojrzenie, była tak bardzo blisko. Ta bliskość sprawiała, że odczuwał ból.
- Tak. A twoi nie wiedzą?
- Nie mam rodziców. Człowiek, u którego mieszkam, jest wściekły. Powiedział, że przyjdzie tu dzisiaj, żeby zabrać mnie do domu.
- Biedactwo. Kaznodzieja zaczął się modlić. Wszyscy złożyli dłonie i przyłączyli się do modlitwy. Wiele osób krzyczało po każdym zdaniu Alleluja, ale Kristianowi ciężko było się zaangażować, tak jak miał w zwyczaju.
Teraz mieli wstać i zacząć śpiewać. W momencie, kiedy wszyscy podnosili się z; klęczek, Kristian odwrócił głowę. Ku swojemu przerażeniu zauważył kierownika fabryki i jeszcze jakiegoś mężczyznę, jak wchodzą przez drzwi. Teraz zauważył, że ten postawny mężczyzna to nocny stróż w przędzalni!
- Właśnie przyszli, żeby mnie stąd zabrać - wyszeptał. Dziewczyna odwróciła głowę, po czym spojrzała na niego.
- Prędko! Idź w stronę drzwi, które znajdują się za mównicą! Kiedy wszyscy wstaną, ci mężczyźni nie będą w stanie cię dojrzeć. Pójdę z tobą.
Kristian nie zdążył się nawet zastanowić. Zaczął się przeciskać obok stojących w jego rzędzie osób i ku swojemu zdziwieniu, usłyszał, że dziewczyna idzie za nim. Chwilę później znaleźli się przy drzwiach, otworzyli je, nie rozglądając się na boki i wymknęli na zewnątrz.
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, odetchnęli.
Dziewczyna się uśmiechnęła.
- Nie wydaje mi się, żeby udało im się nas zauważyć. Pokręcił głową.
- Było zbyt dużo ludzi. - Po czym dodał, zmartwiony: - Ale co ja teraz zrobię? Dziewczyna znów się uśmiechnęła.
- Pójdziesz ze mną.
23
Elise otworzyła drzwi i zrobiła duże oczy.
- Hilda? Tak wcześnie jesteś na nogach?
- Muszę ci coś powiedzieć. - Było słychać, że jest podenerwowana. Weszła do środka nie pytając nawet, czy im nie przeszkadza.
- Wuj Kristian wyjechał. Wcześnie rano wsiadł w pociąg i prawdopodobnie kilka dni spędzi w Ulefoss.
- Nie przyszłam tu po to, żeby z nim rozmawiać. - Posłała jej zaniepokojone spojrzenie. - Kristian zniknął.
Elise westchnęła.
- Obawiałam się czegoś takiego. Skoro mu powiedziałaś, że twój mąż przyjdzie po niego do domu modlitwy, podejrzewałam, że Kristian tam nie pójdzie. To byłoby dla niego zbyt nieprzyjemne.
- Ale po spotkaniu też nie przyszedł.
- Pamiętasz, co się wydarzyło latem zeszłego roku? Kiedy myśleliśmy, że wyjechał do Ameryki? Okazało się, że nocował u kolegi. Z pewnością teraz postąpił tak samo. Może idź do szkoły, zobacz, czy go tam nie ma. Może siedzi w swojej ławce. On nie wagaruje z byle powodu.
- Ole Gabriel jest wściekły. Uważa, że Kristian jest niewdzięczny. Nie rozumie, dlaczego nasz brat chce zaprzepaścić wszystkie szanse, które mu daliśmy, tylko woli siedzieć w jakimś domu wariatów i krzyczeć Alleluja.
- Rozumiem, chociaż uważam, że niepotrzebnie się aż tak złości. Równie dobrze Kristian mógłby się zakochać i ze szczęścia zapomnieć o bożym świecie. Zamiast tego jest zaślepiony czym innym. Już rozmawiałyśmy o tym, że on jest teraz w trudnym wieku.
- Dzisiaj podchodzisz do tego bardzo spokojnie! Wczoraj byłaś bardzo zmartwiona i opowiadałaś o mężczyźnie, który odrąbał swojemu wujowi głowę.
- Próbuję cię uspokoić. Nie podoba mi się, że przystąpił do tego ruchu i martwię się o niego, ale nie sądzę, że wyciąganie go stamtąd siłą ma jakiś sens. Lepiej spróbować przemówić mu do rozsądku. Dlatego uważam, że to szkoda, że nie spotkał się z wujem Kristianem. Myślę, że mieliby o czym ze sobą rozmawiać. O rzeczach, które dla obojga wiele znaczą. Chodź, usiądź na chwilę - dodała spiesznie. - Wyglądasz na przemarzniętą.
Usiadły przy kuchence. Jensine i Hugo bawili się w pokoju Pedera i Everta. Drzwi do były otwarte, żeby dochodziło do nich ciepło.
- Kiedy wuj Kristian usłyszał o tym ruchu na początku przyjął to spokojnie - ciągnęła Elise. - Mówił, że u nich w Ameryce dużo jest takich grup religijnych. Dopiero kiedy usłyszał, jak niektórzy członkowie się zachowują, zaczął inaczej na to patrzeć.
Hilda powoli się uspokoiła.
- Najbardziej irytuje mnie to, że Kristian za mało docenia to wszystko, co dla niego zrobił Ole Gabriel. Gdyby mieszkał z wami, z pewnością musiałby nadal pracować po szkole jako pomocnik woźnicy albo chłopiec na posyłki i nie miałby tyle czasu na naukę. Zamiast się uczyć trwoni czas na te głupoty.
- Nigdy nie możesz przy nim powiedzieć, że to głupoty. On to traktuje śmiertelnie poważnie.
- Właśnie. To martwi ciebie i mnie. Może powinnam porozmawiać z dyrektorem szkoły? Z pewnością nie będą zadowoleni, że uczniowie ich szkoły marnują czas na spotkania religijne zamiast się uczyć.
Elise zmarszczyła czoło.
- Uważaj, żebyś nie zraziła do siebie Kristiana.
- Najwyraźniej już to zrobiłam.
- W takim razie musisz go odzyskać. Powinien wrócić z własnej woli.
- Pytanie, czy Ole Garbiel będzie go chciał z powrotem. Jest rozczarowany tym, że nas okłamał. - Chyba nie jest mściwy? Musisz spróbować z nim porozmawiać, Hildo. On z pewnością zapomniał, jak to jest mieć czternaście lat. Zacznij mu tłumaczyć, że to trudny wiek, kiedy chłopcy stają się mężczyznami, przypomnij mu o wszystkich trudnościach, które Kristian przeszedł w życiu, spróbuj wziąć go w obronę. Być może Kristian martwi się tym, co będzie robił po konfirmacji i skończeniu szkoły. Może miota się pomiędzy chęcią wyjazdu do Ameryki a pozostaniem tu, z rodziną, z którą łączą go tak silne więzi. Może odczuwa większy żal po stracie matki, niż nam się wydaje. Różne mogą być przyczyny jego zachowania.
Hilda pokiwała głową, była zamyślona.
- Cieszę się, że do ciebie przyszłam. Jestem teraz spokojniejsza. Byłam tak zaaferowana, że nawet zapomniałam spytać stangreta, czy mnie podwiezie i ruszyłam z domu na piechotę. - Roześmiała się.
Drzwi się otworzyły i do środka wszedł Johan. Kiedy zobaczył Hildę, był równie zaskoczony jak Elise.
- To ty? Tak wcześnie rano?
- Co wy właściwie sobie o mnie myślicie? Najpierw Elise o to zapytała, teraz ty. Myślicie, że śpię do ósmej?
Johan się roześmiał.
- Tak. Nie tylko do ósmej, ale może nawet do dziewiątej. Hilda nie mogła się nie roześmiać.
- Hilda przyszła do nas, żeby powiedzieć, że Kristian nie zjawił się w domu od wczoraj wieczora. Powiedziała mu, że jej mąż prawdopodobnie będzie chciał przyjść do domu modlitwy i go stamtąd zabrać, więc Kristian się oburzył. Prawdopodobnie przenocował u jakiegoś kolegi. Być może u Benjamina.
Johan pokiwał głową.
- Czułem, że coś takiego się wydarzy. Nie ma sensu wywierać na nim nacisku, to wywoła w nim opór.
Hilda bezradnie przewróciła oczami.
- Co mamy teraz zrobić?
- Czekać na rozwój wydarzeń. Z pewnością niedługo wróci z powrotem do domu. Nie znam tego Benjamina, ale wątpię, żeby Kristian mógł u niego dłużej zostać. - Uśmiechnął się. - Chciałabyś zobaczyć moją najnowszą rzeźbę, Hildo?
- Wuj Kristian chciałby ją kupić - dodała z dumą Elise. - Rzeźba przedstawia pracownicę fabryki w drodze do pracy.
- Kto chciałby mieć coś tak smutnego pod swoim oknem albo gdziekolwiek, gdzie się takie rzeźby stawia?
Johan wydawał się niewzruszony jej pytaniem.
- A wczoraj wieczorem Elise podsunęła mi pomysł na nową rzeźbę. Będzie przedstawiać ubogą dziewczynkę, tulącą do piersi swoją lalkę.
W tej samej chwili usłyszeli z zewnątrz czyjeś kroki. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
- O wilku mowa - powiedziała z uśmiechem Elise. - Dagny przyszła. Dziewczynka stanęła w drzwiach.
- Pozwolili mi! Gdzie ona jest? Elise przyniosła lalkę z sypialni.
- Zobacz, co Dagny dostała od wuja Kristiana! Można jej zdejmować ubranka. - Podniosła długą sukienkę, w którą ubrana była lalka. - Pod spodem ma stosowną, damską bieliznę, gorset i pończochy z koronką.
Twarz Dagny promieniała. Wyciągnęła ręce po lalkę i jak tylko ją dostała, przytuliła ją mocno do siebie.
- Dagny nazwała lalkę Słoneczną Dziewczyną - wyjaśniła Elise.
- Bo ona jest moim słońcem - dodała Dagny. Wszyscy się uśmiechnęli. Hilda podniosła się z krzesła.
- W takim razie pójdę razem z tobą do twojej pracowni. Chętnie zobaczę twoją rzeźbę, pomimo że przedstawia biedną dziewczynę z fabryki.
Elise usiadła do pisania.
- Za chwilę możesz wyjść z dziećmi na dwór, Dagny. Wygląda na to, że ładna pogoda się utrzyma.
Kiedy Hilda wróciła z pracowni Johana, Elise miała już napisaną jedną stronę.
- Odwołuję to, co powiedziałam. To prawdziwe dzieło. Nie znam się na rzeźbie, ale nawet ja widzę, że to coś wyjątkowego.
Elise z dumą pokiwała głową. Potem westchnęła.
- Gdyby tylko w naszym kraju nie było tak trudno sprzedać dzieła sztuki!
- Ale przecież mówiłaś, że wuj Kristian był zainteresowany kupnem tej rzeźby.
- Tak, ale co z następną? I z kolejnymi? Hilda skierowała spojrzenie na maszynę do pisania.
- W takim razie, będziesz musiała dużo pisać. Z tego, co słyszałam, to twoja ostatnia książka dobrze się sprzedaje.
Elise pokiwała głową.
- Wczoraj dostałam list z wydawnictwa, że przyjmują powieść Córka przekupki. Nie mogę się doczekać, kiedy książka ukaże się w druku i będziesz mogła ją przeczytać.
- Właśnie przeczytaliśmy razem z Ole Gabrielem Dym na rzece. On czyta mi na głos, podczas gdy ja wyszywam.
Elise spojrzała na nią z wyczekiwaniem. - Co on sądzi o książce?
- Był szczególnie zainteresowany historią Jensine i Mathiasa. Dałam mu do zrozumienia, że to nasi rodzice. Poza tym wzruszyła go historia sparaliżowanej dziewczynki, która spędza całe dnie w łóżku, wpatrując się w okno, za którym rozkwita wiosna, a której ona nie może poczuć. Elise musi cały czas pisać takie książki, powiedział. Myślę, że czytanie ich dobrze nam zrobi.
Elise zrobiło się ciepło z radości.
- Muszę iść do domu. Wieczorem wybieramy się do teatru, a krawcowa ma przyjść z nową suknią, którą dla mnie uszyła. Suknia jest wykonana z zielonego aksamitu, ma dosyć odważny dekolt i jest obcisła. Kiedy Ole Gabriel zobaczył mnie podczas ostatniej przymiarki powiedział, że nie wie, czy się odważy mnie w niej puścić. - Hilda się roześmiała. - Obawia się, że inni mężczyźni się mną zainteresują.
Elise znów usiadła do pisania. Niedługo Dagny zabierze Hugo i Jensine na dwór. Johan był w kuźni. Napisała zaledwie pół strony, kiedy znów rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem była to pani Børresen, żona dzierżawcy.
- Przeszkadzam?
- Ależ skąd. Proszę wejść. Pani Børresen dygotała z zimna.
- Wieje i zanosi się na niepogodę. Na wieży na Sankthanshaugen widać czarny kwadracik. Przyjdziecie na spotkanie dzisiaj wieczorem?
Elise spojrzała na nią z przerażeniem.
- To dziś wieczorem? Myślałam, że to jutro. Wyraz twarzy pani Børresen nagłe się zmienił, wyglądała teraz na surową.
- Mówiłam wam o tym kilka dni temu.
- Tak dużo się u nas działo. Słyszała pani chyba, że odwiedził nas wuj z Ameryki. Pani Børresen pokiwała głową.
- Ale dzisiaj rano wyjechał do Telemarku. Rozmawiałam z nim na podwórzu, jak wychodził.
- Porozmawiam z Johanem. Pracuje teraz ze wszystkich sił, żeby móc pokazać swoją najnowszą pracę.
- Już jest gotowa. Byłam w kuźni i widziałam ją. A swoją drogą, to ledwo odważyłam się tam wejść.
Elise się uśmiechnęła.
- Nie musi się pani obawiać. Johan chętnie ją wszystkim pokazuje.
- To nie dlatego. Wczoraj wieczorem znów poczułam coś nieprzyjemnego. Elise spojrzała na nią pytająco.
- Nieprzyjemnego?
- Nie opowiadałam pani? Coś tu się dzieje. Przy starej kuźni.
- Dzieje się? Co pani przez to rozumie?
- Nie wiem, co to jest, wiem tylko, że coś tam jest. Czasami, kiedy przechodzę obok tego dużego dębu, odczuwam lodowaty powiew. To jest tak nieprzyjemne, że włosy stają mi dęba. Doświadczyłam tego kilka razy. Za każdym razem jest to równie straszne.
Elise słuchała jej z uwagą. Skoro ludzie mogli być tak podekscytowani śpiewaniem psalmów i kazaniami, to nie dziwne, że potrafią sobie też ubzdurać inne rzeczy. Chociaż na spotkaniach u dzierżawcy nie było takiej ekscytacji jak na Hausmannsgaten, to po tym, jak Elise była u nich parę razy, straciła ochotę, żeby dalej tam przychodzić. Ciężko było jej uwierzyć, żeby te spotkania niosły ze sobą coś dobrego.
- Nie wierzy mi pani, pani Ringstad?
- Ależ tak. Z pewnością istnieje więcej nadprzyrodzonych zjawisk, niż nam się wydaje. W tej samej chwili usłyszały, jak przez podwórze przetoczył się silny podmuch wiatru.
Ciężka gałąź uderzyła w okno pokoju, w którym bawiły się dzieci. Hugo spojrzał na nią.
- Mamo, co to? Dlaczego na zewnątrz jest taki hałas?
- To tylko wiatr. Zanosi się na deszcz. Dagny wstała z podłogi.
- Widzieliśmy jakiś cień za oknem.
- To tylko gałąź tego dużego drzewa. Uderzyła w okno.
- Nie, to był jakiś mężczyzna. Straszny, stary mężczyzna o siwo-czarnych włosach i z długą brodą.
Na twarzy pani Børresen pojawiło się przerażenie.
- Myślę, że najlepiej będzie, jak pójdę do siebie. Mam dużo do zrobienia przed dzisiejszym spotkaniem.
Elise wiedziała swoje. Dagny przysłuchiwała się temu, co mówiła pani Børresen. Znając bujną wyobraźnię dziewczynki, historia żony dzierżawcy trafiła na podatny grunt.
- Nie zmyślaj, Dagny! Pani Børresen stanęła w drzwiach.
- W takim razie rozumiem, że was dzisiaj zobaczę. Zapraszam. Elise uśmiechnęła się i skinęła głową. Nie powiedziała, że przyjdą, tylko że będzie musiała najpierw porozmawiać z Johanem.
Kiedy pani Børresen otworzyła drzwi, nadszedł kolejny podmuch wiatru. Do środka wpadły liście klonu, a pani Børresen z trudem zamknęła za sobą drzwi.
Elise wyjrzała przez okno. Najlepiej, żeby dzieci siedziały w domu.
Wiatr przybierał na sile, chwilę później zaczęło padać. W ciągu kilku minut na podwórzu pojawiły się wielkie kałuże. Wicher szumiał w koronach drzew i sprawiał, że drewniane ściany ich starego domu trzeszczały.
Jensine, Hugo i Dagny weszli do salonu, bali się dłużej zostać w swoim pokoju.
- Nadchodzi burza z piorunami - powiedziała Dagny. - Piorun może uderzyć i sprawić, że wybuchnie pożar.
- Dagny, nie strasz Hugo i Jensine. Te domy stoją tu od setek lat i nigdy nie trafił ich piorun. Dlaczego miałoby się to stać teraz?
- Bo tu się coś dzieje.
- Co za bzdura. Nie możesz wierzyć pani Børresen. Poza tym tak późną jesienią nie ma burz.
W momencie gdy to powiedziała, cały pokój rozjaśnił się w błysku, a po czarnym niebie przetoczył się huk pioruna. Chwilę później znów było ciemno. Tak ciemno, że mogło się wydawać, że jest już późny wieczór.
Jensine zaczęła krzyczeć. Elise wzięła ją na ręce i westchnęła. Najwyraźniej to koniec pisania na dzisiaj.
- To nic takiego, Jensine. Na pewno nie będzie już więcej piorunów. Tak późną jesienią to się nie zdarza. Zrobię wam kanapki i ugotuję kakao.
Chwilę później niebo rozcięła kolejna błyskawica i rozległ się huk pioruna jeszcze silniejszy niż poprzedni. Ściany aż się zatrzęsły.
- A widzisz - powiedziała spokojnym głosem Dagny. - Coś się tu dzieje. Elise już otworzyła usta, żeby jej coś powiedzieć, ale w tej samej chwili rozległo się gwałtowne walenie w drzwi. Krzyknęła: Proszę wejść, ale jej głos zniknął wśród dudnienia i łoskotu dochodzących z zewnątrz.
Drzwi się otworzyły i nieprzyjemnie wyglądająca postać spiesznie weszła do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Był to stary, ale dobrze zbudowany mężczyzna o długich siwoczarnych, zmierzwionych włosach, z długą, zaniedbaną brodą i ciemnymi, gęstymi brwiami. Miał przemoczone ubranie, a z jego czarnych, groźnych oczu wyzierała desperacja.